Komnata Czterech Pór Roku
+34
Samuel Jarsen
Noah Vedran
Mistrz Gry
Marianne Ray
Anthony Wilson
Elijah Ward
Antonija Vedran
Zoja Yordanova
Jonathan Lemke
Pierre Vauquer
Rhinna Hamilton
Jason Snakebow
Mia Kruger
Zacarias de la Vega
Leanne Chatier
Nevan Fraser
William Greengrass
Cassidy Thomas
Patrick Connolly
Christine Greengrass
Shay Hasting
Charles Wilson
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Sanne van Rijn
Alice Mickey
Connor Campbell
Lena Gregorovic
Flora Wilson
Aaron Matluck
Hannah Wilson
Cory Reynolds
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
38 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 3 z 9
Strona 3 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Komnata Czterech Pór Roku
First topic message reminder :
Komnata Czterech Pór Roku to sala magicznej projekcji, która powstała w wyniku jednego ze szkolnych projektów lat sześćdziesiątych XX wieku, gdy jeden z nauczycieli z grupą uczniów zgłębiał tajniki wywoływania halucynacji za pomocą magii. Pokój został zaprojektowany w ten sposób, aby ukazywać jedną z czterech projekcji.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Nawet gdyby z ich ust padł ten "definitywny koniec" to pewnie po kilku dniach znowu by do siebie wrócili. Przez takie pierdoły się nie zrywa a już na pewno nie ta parka... zresztą Suzka bez Aleksego by nie wytrzymywała i nie dałaby rady mijać go w Pokoju Wspólnym bez subtelnego uszczypnięcia w tyłek. Chyba by umarła gdyby się rozeszli. Suzi nie znała takiej pary jak oni, chodzili ze sobą dłużej niż wszyscy, Connor z An zdążyli się ze 2 razy rozejść a oni nadal byli ze sobą. Już nawet nazywają ich Alezanną. No nie mogliby się teraz od tak rozstać, chyba by rozpętali kolejną burzę plotek, a to jest naprawdę męczące.
- Nigdy mi o tym nie mówiłeś - mruknęła już spokojnie na temat jego bycia w drużynie i że to przez nią. Jasne, przez to sporo się do siebie zbliżyli, w miedzy czasie on był z Andreą ona jeszcze z Loganem i potem tak samo wyszło no, jak już oboje byli wolnymi strzelcami. A teraz jeszcze mogło się okazać, że zostaną rodzicami.
Podniosła nieco głowę i obróciła w jego stronę. Ręką otarła łzy z policzka i pociągła nosem.
- Dobrze, zrobię... ale... ale on się nie spóźniał nigdy... może to przez stres i zmianę klimatu - myślała na głos. Emocje obojgu znacznie opadły i bardzo dobrze, przynajmniej się nie pozabijają.
- A co jak się okaże, że jednak jestem w ciąży? - i znowu zaczęła gdybać, ona to uwielbiała, nie raz gdybała sobie co by robiła gdyby nie latania, albo jakby matka jej nie zostawiła.
- Nigdy mi o tym nie mówiłeś - mruknęła już spokojnie na temat jego bycia w drużynie i że to przez nią. Jasne, przez to sporo się do siebie zbliżyli, w miedzy czasie on był z Andreą ona jeszcze z Loganem i potem tak samo wyszło no, jak już oboje byli wolnymi strzelcami. A teraz jeszcze mogło się okazać, że zostaną rodzicami.
Podniosła nieco głowę i obróciła w jego stronę. Ręką otarła łzy z policzka i pociągła nosem.
- Dobrze, zrobię... ale... ale on się nie spóźniał nigdy... może to przez stres i zmianę klimatu - myślała na głos. Emocje obojgu znacznie opadły i bardzo dobrze, przynajmniej się nie pozabijają.
- A co jak się okaże, że jednak jestem w ciąży? - i znowu zaczęła gdybać, ona to uwielbiała, nie raz gdybała sobie co by robiła gdyby nie latania, albo jakby matka jej nie zostawiła.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Prawda była taka, że mimo związku, rozpadającego się wtedy związku, z Andreą nie był szczęśliwy. Suzanne była zaplanowaną "akcją" zorganizowaną przez Connora i Alka. Ale tego miała się nie dowiedzieć. Nigdy. Bo gdyby poznała szczegóły tej "akcji" okazałoby się, że miała być miłą odskocznią po Jenuesse na tydzień, maksimum dwa. Wtedy nie widział w niej szansy na cokolwiek dłuższego. Wszystko jednak skończyło się inaczej. Teraz był w pełni zadowolony mając ją obok siebie i dziękował każdego dnia Campbellowi, że wybrał wtedy taki, a nie inny cel.
- Bo nie ma o czym rozmawiać. - odwrócił wzrok od dziewczyny na przeciwległą ścianę gdzie roztaczał się widok typowej plaży, żeby cicho westchnąć. Nawet przy największej kłótni nie powie jej, że miała być na chwilę. Wtedy jak nic udusiłaby go gołymi rękami. W końcu nikt nie chciałby usłyszeć o sobie, że miał być tylko nic nie znaczącym skokiem w bok.
- Zrób testy. - powiedział przecierając twarz dłonią, zmęczony niczym koń po westernie. Kto by pomyślał, że kłótnia na koniec dnia może być taka męcząca. Już miał poddać się, żeby wstać i ją przytulić, ale kolejne słowa sprawiły, że zamarł.
- Nienawidzę tej zabawy Suzanne. - przyznał otwarcie mając na myśli całe babskie: "A co by było gdyby...". Odpowiedzi w tej grze nigdy nie były satysfakcjonujące dla osobniczej płci powszechnie uznawanej za piękniejszą. Nie chciał się dalej kłócić, naprawdę, nie chciał. A ta gra prowadziła tylko do dalszej kłótni i tygodniowego focha.
- Bo nie ma o czym rozmawiać. - odwrócił wzrok od dziewczyny na przeciwległą ścianę gdzie roztaczał się widok typowej plaży, żeby cicho westchnąć. Nawet przy największej kłótni nie powie jej, że miała być na chwilę. Wtedy jak nic udusiłaby go gołymi rękami. W końcu nikt nie chciałby usłyszeć o sobie, że miał być tylko nic nie znaczącym skokiem w bok.
- Zrób testy. - powiedział przecierając twarz dłonią, zmęczony niczym koń po westernie. Kto by pomyślał, że kłótnia na koniec dnia może być taka męcząca. Już miał poddać się, żeby wstać i ją przytulić, ale kolejne słowa sprawiły, że zamarł.
- Nienawidzę tej zabawy Suzanne. - przyznał otwarcie mając na myśli całe babskie: "A co by było gdyby...". Odpowiedzi w tej grze nigdy nie były satysfakcjonujące dla osobniczej płci powszechnie uznawanej za piękniejszą. Nie chciał się dalej kłócić, naprawdę, nie chciał. A ta gra prowadziła tylko do dalszej kłótni i tygodniowego focha.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Tak, zabiłaby go. I Connora też. Gdyby się dowiedziała rozczarowałby ją jak nigdy w życiu i tygodniowy foch byłby pikusiem. Więc lepiej by było dla wszystkich gdyby się o tym Suzka nie dowiedziała. Skok w bok... w życiu by o tym nie pomyślała, że mógł ją tak traktować, bo on... on jej się od dawna podobał. Bo z Loganem ten związek i tak wyglądał po przyjacielksu bardzo, no dobra, był jej pierwszym ale kurna to było takie szczeniackie, że chyba oboje nie odnieśli zbyt wiele satysfakcji ze zbliżenia. Przecież pierwszy raz nie musi się kończyć wielkimi ohami i ahami, często niestety występowało rozczarowanie, ale to już zachowa dla siebie, bo znając Aleksego to by jeszcze Logana wyśmiał czy coś.
Pokiwała jeszcze raz głową, wymknie się do sklepu i kupi te testy i to najlepiej ze 3 żeby mieć pewność. Nie chciała teraz dzieci i nie wyobrażała sobie go mieć teraz, miała nadzieję, że wszystkie testy pokażą, że to tylko zwykłe przesuniecie cyklu albo jeszcze lepiej będzie jak dostanie tą ciotę. Kolejne jego słowa natomiast spowodowały, ze Suz z powrotem położyła głowę na rękach i bardzo głośno westchnęła. Nie chciała kłótni dalszej, chciała by ją przytulił w końcu dał tego buziaka w czoło i nawet powiedział, że ją kocha, czy coś innego ale miłego. Znowu odwróciła głowę w jego stronę a usta miała wykrzywione w podkówkę, tą smutną. W głowie dalej sobie gdybała, w końcu ciekawa była czy Aleksy by ją zostawił z tym bachorem czy by go zaakceptował.
Pokiwała jeszcze raz głową, wymknie się do sklepu i kupi te testy i to najlepiej ze 3 żeby mieć pewność. Nie chciała teraz dzieci i nie wyobrażała sobie go mieć teraz, miała nadzieję, że wszystkie testy pokażą, że to tylko zwykłe przesuniecie cyklu albo jeszcze lepiej będzie jak dostanie tą ciotę. Kolejne jego słowa natomiast spowodowały, ze Suz z powrotem położyła głowę na rękach i bardzo głośno westchnęła. Nie chciała kłótni dalszej, chciała by ją przytulił w końcu dał tego buziaka w czoło i nawet powiedział, że ją kocha, czy coś innego ale miłego. Znowu odwróciła głowę w jego stronę a usta miała wykrzywione w podkówkę, tą smutną. W głowie dalej sobie gdybała, w końcu ciekawa była czy Aleksy by ją zostawił z tym bachorem czy by go zaakceptował.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Och, na początku miała być odskocznią. Sprawy diametralnie się zmieniły kiedy poznał ją bliżej. Na szczęście wiedział o tym jedynie Connor liczył na to szczerze, że to pozostanie między nimi i że nie ma tyle alkoholu w tej szkole aby to zmienił. Wiadomo bowiem nie od dziś: pijany człowiek to boleśnie szczery człowiek. A teraz byli już na tym etapie, w którym Aleksy nie wyobrażał sobie życia bez tej małej cholery.
- Mogłaś mi powiedzieć. On mnie nie znosi. - powiedział cicho marszcząc przy tym nos. Znów wracał do tematu jej ojca, bowiem wbrew jej obietnicom widział mord w tęczówkach Castellaniego. Może i w Argentynie był niegroźny, a nawet całkiem sympatyczny, ale angielska zima całkiem zmroziła uprzejmego pana Marco, który chyba przez chwilę nawet kazał mówić do siebie per Marco. Widząc jej minę przysunął się do niej bliżej i objął ją ramieniem sprzedając jej całusa w czoło. Dokładnie tak, jakby czytał w jej myślach.
- Kocham Cię, Castellani. - wyszeptał jej do ucha znów sprzedając jej całusa w czoło, po czym uśmiechnął się ciepło. I to by było na tyle w temacie kłótni. Jak widać- był w tym jawnie beznadziejny.
- Mogłaś mi powiedzieć. On mnie nie znosi. - powiedział cicho marszcząc przy tym nos. Znów wracał do tematu jej ojca, bowiem wbrew jej obietnicom widział mord w tęczówkach Castellaniego. Może i w Argentynie był niegroźny, a nawet całkiem sympatyczny, ale angielska zima całkiem zmroziła uprzejmego pana Marco, który chyba przez chwilę nawet kazał mówić do siebie per Marco. Widząc jej minę przysunął się do niej bliżej i objął ją ramieniem sprzedając jej całusa w czoło. Dokładnie tak, jakby czytał w jej myślach.
- Kocham Cię, Castellani. - wyszeptał jej do ucha znów sprzedając jej całusa w czoło, po czym uśmiechnął się ciepło. I to by było na tyle w temacie kłótni. Jak widać- był w tym jawnie beznadziejny.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dziewczyna patrzyła na niego tymi swoimi ciemnymi oczami w których widać było wyraźne zmęczenie ale nie ma co się dziwić, w końcu przedtem miała nie udany trening i sama też nie za bardzo umiała się kłócić... Może to i dobrze, przecież nie wybiegła z płaczem.
- Przepraszam - powiedziała z wyraźną skruchą robiąc minę biednego szczeniaka, która była zagraniem właśnie Aleksego, a ona ją sobie coraz częściej pożyczała. Naprawdę było jej źle ale też nie rozumiała tego jego oburzenia, bo myślała, że dobrze się dogadywali. - Ja go nie poznaję, odkąd został tym nauczycielem to robi z siebie ojca jak nigdy wcześniej. Pogadam z nim żeby się uspokoił - powiedziała spokojnie ocierając zaschnięte łzy ze swojego policzka.
Kiedy ją Przytulił tak jak chciała od razu jakoś serducho mocniej jej zabiło. Tego jej w ostatnich dniach nerwówki bardzo brakowało, szkoda tyoko, że wcześniej musieli zedrzeć gardła krzycząc na siebie.
- Ja Ciebie też kocham, Panie Vulkodlak - szepnęła lekko się uśmiechając - Przez te dwa lata to chyba jeszcze takich krzyków nie było. Nie powtarzajmy tego więcej - dodała unosząc oczy na jego granatowe tęczówki. Szum morza teraz idealnie uspokajał i już nie chciala zmieniać tej pory roku, kochała lato, kochała Argentyne i kochała jego.
- Przepraszam - powiedziała z wyraźną skruchą robiąc minę biednego szczeniaka, która była zagraniem właśnie Aleksego, a ona ją sobie coraz częściej pożyczała. Naprawdę było jej źle ale też nie rozumiała tego jego oburzenia, bo myślała, że dobrze się dogadywali. - Ja go nie poznaję, odkąd został tym nauczycielem to robi z siebie ojca jak nigdy wcześniej. Pogadam z nim żeby się uspokoił - powiedziała spokojnie ocierając zaschnięte łzy ze swojego policzka.
Kiedy ją Przytulił tak jak chciała od razu jakoś serducho mocniej jej zabiło. Tego jej w ostatnich dniach nerwówki bardzo brakowało, szkoda tyoko, że wcześniej musieli zedrzeć gardła krzycząc na siebie.
- Ja Ciebie też kocham, Panie Vulkodlak - szepnęła lekko się uśmiechając - Przez te dwa lata to chyba jeszcze takich krzyków nie było. Nie powtarzajmy tego więcej - dodała unosząc oczy na jego granatowe tęczówki. Szum morza teraz idealnie uspokajał i już nie chciala zmieniać tej pory roku, kochała lato, kochała Argentyne i kochała jego.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dokładnie widział to zmęczenie w jej oczach i nie chciał jej już bardziej męczyć. Siebie też już nie chciał dalej męczyć. Kłótnia oficjalnie dobiegła końca i nic nie wskazywało na jej powrót. Słowo na które czekał w końcu padło z jej ust, a na jego twarz wstąpił nieco triumfalny uśmiech. W końcu dostał to czego chciał! Zwykłe przepraszam, a wystarczyło, że poprawił mu się humor. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Powiedziałem mu, że zastanawiasz się nad grą u Błękitnych kiedy zapytał mnie o Twoje plany na przyszłość. I powiedziałem mu, że miejsce mojego studiowania zależy od Ciebie. Nie wyglądał na zachwyconego, kazał mi to jeszcze raz przemyśleć. - powiedział w końcu po krótkiej chwili zastanowienia. Powinna wiedzieć o takich sprawach jeśli niechcący ją wkopał. Z resztą nie miał przed nią nic do ukrycia. No nie licząc tego małego sekretu który miał już na zawsze pozostać między nim a Connorem. Sprzedał jej jeszcze całusa w czoło, po czym znów oparł się o ścianę patrząc przed siebie na morze. Gorąco, niesamowite gorąco.
- Nie będziemy. - obiecał jeszcze raz sprzedając jej całusa w czoło, aby zaraz westchnąć:
- Ale i tak masz szlaban na seks w zamku dopóki jest tu twój tatuś. - stwierdził posępnym tonem. Ostatnie, naprawdę ostatnie o czym marzył to Marco wchodzący do jakiejś komórki z miotłami kiedy Alek by jego córkę ekhem. Wtedy na miejscu zostałby pozbawiony przyrodzenia. A tego by nikt nie chciał. Zerknął na zegarek na swoim nadgarstku i powoli się podniósł poprawiając guziki od koszuli.
- Idę, bo mam jeszcze esej do napisania. Idziesz ze mną? - rzucił wesołym tonem w trakcie ogarniania się.
- Powiedziałem mu, że zastanawiasz się nad grą u Błękitnych kiedy zapytał mnie o Twoje plany na przyszłość. I powiedziałem mu, że miejsce mojego studiowania zależy od Ciebie. Nie wyglądał na zachwyconego, kazał mi to jeszcze raz przemyśleć. - powiedział w końcu po krótkiej chwili zastanowienia. Powinna wiedzieć o takich sprawach jeśli niechcący ją wkopał. Z resztą nie miał przed nią nic do ukrycia. No nie licząc tego małego sekretu który miał już na zawsze pozostać między nim a Connorem. Sprzedał jej jeszcze całusa w czoło, po czym znów oparł się o ścianę patrząc przed siebie na morze. Gorąco, niesamowite gorąco.
- Nie będziemy. - obiecał jeszcze raz sprzedając jej całusa w czoło, aby zaraz westchnąć:
- Ale i tak masz szlaban na seks w zamku dopóki jest tu twój tatuś. - stwierdził posępnym tonem. Ostatnie, naprawdę ostatnie o czym marzył to Marco wchodzący do jakiejś komórki z miotłami kiedy Alek by jego córkę ekhem. Wtedy na miejscu zostałby pozbawiony przyrodzenia. A tego by nikt nie chciał. Zerknął na zegarek na swoim nadgarstku i powoli się podniósł poprawiając guziki od koszuli.
- Idę, bo mam jeszcze esej do napisania. Idziesz ze mną? - rzucił wesołym tonem w trakcie ogarniania się.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Któraś strona musiała powiedzieć to magiczne słowo i w tym wypadku była to Suzanne, bo to była jej wina, ale co się stało to już się nie odstanie a przynajmniej nie bez zmieniacza czasu jednak chyba oboje nie byli w jego posiadaniu.
Patrzyła cały czas na niego kiedy opowiadał o tym o czym mówił jej ojcu i usta jej się rozdziawiły w niemym zdziwieniu.
- On się chyba boi, że za szybko wyfrunę, wiesz, jestem jego jedyną córką... chyba - tutaj przerwała i zmarszczyła nos patrząc w podkulone kolana, nie wyobrażała sobie teraz nowej siostry, jedną miała i to jej wystarczyło, ojciec już dawno powinien sobie przypalić te jajca by już nie rozsiewać swojego nasienia dalej - I chyba wiem czemu wziął tą posadę nauczyciela. Chce mnie przekonać do powrotu do Argentyny, albo on sam chce tu zostać, co jest mało prawdopodobne - stwierdziła kiwając głową na boki, bo nadal nie mogła rozgryźć czynów ojca. Zawsze miał na wszystko wywalone, liczył się bankiet i miotła, a teraz wielki tatuś martwiący się o przyszłość i dziewictwo swojej córki. Ups, tego drugiego to już dawno nie było. A co do gry w Błękitnych to oczywiście, że wolała grać u nich niż u Ojca w drużynie, zresztą to było niepoważne, za dużo by się w mediach działo a tych plot miała już serdecznie dosyć.
Słysząc jaki szlaban dostała zrobiła oburzoną minę i walnęła go lekko w ramię.
- Ciebie też to się tyczy! - powiedziała wymierzając mu ostrzegawczego paluszka po chwili uśmiechając się bardziej zadziornie - Powinniśmy weekendy spędzać w Hogsmade, każde - szepnęła ruszając ciemnymi brwiami w górę i w dół, powiedział o szlabanie w szkole, Hogsmade do terenów szkoły nie należał więc na zabawy będą musieli się tam wybierać, a Suz już nawet zapomniała, że przed chwilą ryczała, że może być w ciąży, może rzeczywiście powinni się nieco ograniczyć z tymi... no.
Kiedy się podniósł i zaczął ogarniać ona zrobiła to samo. poprawiła koszulkę i ciemne spodnie po czym poszła na drugi koniec komnaty po zostawioną tam wcześniej swoją miotłę.
- Idziemy, muszę ogarnąć te testy i chyba się prześpię. Przyjdę do Ciebie wieczorem, nie na seksy, bo Connor znowu będzie patrzył - powiedziała szczerząc białe ząbki i chwytając jeszcze Aleksego swoją drobną dłonią za jego wielką łapę wyszła z tej magicznej komnaty zostawiając morze daleko za sobą.
Patrzyła cały czas na niego kiedy opowiadał o tym o czym mówił jej ojcu i usta jej się rozdziawiły w niemym zdziwieniu.
- On się chyba boi, że za szybko wyfrunę, wiesz, jestem jego jedyną córką... chyba - tutaj przerwała i zmarszczyła nos patrząc w podkulone kolana, nie wyobrażała sobie teraz nowej siostry, jedną miała i to jej wystarczyło, ojciec już dawno powinien sobie przypalić te jajca by już nie rozsiewać swojego nasienia dalej - I chyba wiem czemu wziął tą posadę nauczyciela. Chce mnie przekonać do powrotu do Argentyny, albo on sam chce tu zostać, co jest mało prawdopodobne - stwierdziła kiwając głową na boki, bo nadal nie mogła rozgryźć czynów ojca. Zawsze miał na wszystko wywalone, liczył się bankiet i miotła, a teraz wielki tatuś martwiący się o przyszłość i dziewictwo swojej córki. Ups, tego drugiego to już dawno nie było. A co do gry w Błękitnych to oczywiście, że wolała grać u nich niż u Ojca w drużynie, zresztą to było niepoważne, za dużo by się w mediach działo a tych plot miała już serdecznie dosyć.
Słysząc jaki szlaban dostała zrobiła oburzoną minę i walnęła go lekko w ramię.
- Ciebie też to się tyczy! - powiedziała wymierzając mu ostrzegawczego paluszka po chwili uśmiechając się bardziej zadziornie - Powinniśmy weekendy spędzać w Hogsmade, każde - szepnęła ruszając ciemnymi brwiami w górę i w dół, powiedział o szlabanie w szkole, Hogsmade do terenów szkoły nie należał więc na zabawy będą musieli się tam wybierać, a Suz już nawet zapomniała, że przed chwilą ryczała, że może być w ciąży, może rzeczywiście powinni się nieco ograniczyć z tymi... no.
Kiedy się podniósł i zaczął ogarniać ona zrobiła to samo. poprawiła koszulkę i ciemne spodnie po czym poszła na drugi koniec komnaty po zostawioną tam wcześniej swoją miotłę.
- Idziemy, muszę ogarnąć te testy i chyba się prześpię. Przyjdę do Ciebie wieczorem, nie na seksy, bo Connor znowu będzie patrzył - powiedziała szczerząc białe ząbki i chwytając jeszcze Aleksego swoją drobną dłonią za jego wielką łapę wyszła z tej magicznej komnaty zostawiając morze daleko za sobą.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Drzwi z leniwym skrzypnięciem się otworzyły i do środka wszedł znany wszystkim rudzielec- Charles Wilson we własnej osobie. Rozejrzał się wokół, czy na pewno jest sam, po czym wyciągnął swoją różdżkę. Niewerbalnym zaklęciem sprawił, że drzwi zanim się zamknęły, ale nie na klucz, a on sam wymamrotał:
- Fonsendio -aby za chwilę móc rozkoszować się piękną łąką w swojej głowie. Z ręką wyciągniętą przed siebie doszedł do ściany widząc przed sobą jedynie łączkę, a kiedy natrafił na twardy mur ostrożnie się po nim osunął opierając się wciąż plecami. Ściągnął przez głowę szkolny uniform zostając w bojówkach i koszulce "Jęczących wiedźm", a zaraz też rozsznurował trampki i je zdjął zostając w gryfońskich skarpetkach. Ze swojej starej, wysłużonej torby z ciemnobrązowej skóry wyciągnął opasłe tomisko dotyczące trudnej sztuki animagii, po czym otworzył je na końcu. Skoro już mógł być psem gdy tylko sobie o tym zamarzył mógł teraz wyciągnąć swoje umiejętności poziom wyżej. Kolejny poziom wtajemniczenia przewidywał zamianę niektórych części ciała w te psie i zdaniem autora tej książki było to niezwykle trudne. Charles nie mógł oprzeć się pogardliwemu prychnięciu, bo w swoich dotychczasowych transmutacjach podczas lekcji z profesorem Scottem zdarzyło mu się utknąć z psim łbem na swoich ramionach i powrót do pełnego człowieczeństwa nie stanowił aż tak dużego wyzwania jak zakładał to niejaki Hilary Treeson, bo takie nazwisko widniało wytłoczone złotymi literami w skórze okładki. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń i na chwilę zamknął powieki, aby dotrzeć do swojego źródła magii. Potem ostrożnie, w głowie otworzył wyimaginowany kufer i wyciągnął stamtąd wystarczającą ilość magii żeby... otworzył oczy i zamiast swojej ręki zobaczył trochę mniejszą łapę którą każdy laik porównałby do łapy małego niedźwiedzia. Z szerokim uśmiechem obejrzał ją ze wszystkich stron, po czym znów zamknął powieki skupiając się na swojej stałej formie. Bez większych trudności ręka znów stała się ręką, a na obliczu rudego pojawił się szczery, pełen zadowolenia uśmiech. Oparł głowę o ścianę i wyciągnął twarz nieco wyżej, aby wiosenny wiaterek łagodnie ją łaskotał.
- Fonsendio -aby za chwilę móc rozkoszować się piękną łąką w swojej głowie. Z ręką wyciągniętą przed siebie doszedł do ściany widząc przed sobą jedynie łączkę, a kiedy natrafił na twardy mur ostrożnie się po nim osunął opierając się wciąż plecami. Ściągnął przez głowę szkolny uniform zostając w bojówkach i koszulce "Jęczących wiedźm", a zaraz też rozsznurował trampki i je zdjął zostając w gryfońskich skarpetkach. Ze swojej starej, wysłużonej torby z ciemnobrązowej skóry wyciągnął opasłe tomisko dotyczące trudnej sztuki animagii, po czym otworzył je na końcu. Skoro już mógł być psem gdy tylko sobie o tym zamarzył mógł teraz wyciągnąć swoje umiejętności poziom wyżej. Kolejny poziom wtajemniczenia przewidywał zamianę niektórych części ciała w te psie i zdaniem autora tej książki było to niezwykle trudne. Charles nie mógł oprzeć się pogardliwemu prychnięciu, bo w swoich dotychczasowych transmutacjach podczas lekcji z profesorem Scottem zdarzyło mu się utknąć z psim łbem na swoich ramionach i powrót do pełnego człowieczeństwa nie stanowił aż tak dużego wyzwania jak zakładał to niejaki Hilary Treeson, bo takie nazwisko widniało wytłoczone złotymi literami w skórze okładki. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń i na chwilę zamknął powieki, aby dotrzeć do swojego źródła magii. Potem ostrożnie, w głowie otworzył wyimaginowany kufer i wyciągnął stamtąd wystarczającą ilość magii żeby... otworzył oczy i zamiast swojej ręki zobaczył trochę mniejszą łapę którą każdy laik porównałby do łapy małego niedźwiedzia. Z szerokim uśmiechem obejrzał ją ze wszystkich stron, po czym znów zamknął powieki skupiając się na swojej stałej formie. Bez większych trudności ręka znów stała się ręką, a na obliczu rudego pojawił się szczery, pełen zadowolenia uśmiech. Oparł głowę o ścianę i wyciągnął twarz nieco wyżej, aby wiosenny wiaterek łagodnie ją łaskotał.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Panna Hasting była z siebie bardzo zadowolona- otrzymała dobre oceny, odrobiła wszystkie prace domowe poza zadanym niedawno wypracowaniem z run, z którego miała ponad połowę oraz poznała kilka nowych, ciekawych osób. Ba, nawet poruszanie się w Hogwarcie było już prostsze i nie gubiła się aż tak często! Dodatkowym plusem było wysłanie sowy do rodziców- do matki konkretniej, aby ta przysłała jej foremki, których będzie potrzebowała do walentynkowych specjałów. Oczywiście nie mogły to być normalne kształty- Shay planowała coś wyjątkowego, co na chwilę obecną było jej największym sekretem. Opuściła pokój wspólny, chcąc nieco się przejść przed powrotem do nauki- odpocząć. W końcu non stop w książkach nie można siedzieć, prawda? Takim oto sposobem nogi poniosły ją na siódme piętro zamku, gdzie z zaciekawieniem rozglądała się w poszukiwaniu nowych, nieodwiedzonych jeszcze przez siebie miejsc. Musiała przyznać, że szukanie takich perełek w tym zamku było jej hobby i jednocześnie skuteczną metodą zapamiętywania drogi- co prawda nadal daleko do opanowania terenów poza murem, jednak od czegoś trzeba zacząć. Nie myśląc wiele zatrzymała się przy jednych z wrót i cichutko otworzyła je, wślizgując się do środka i równie bezgłośnie zamykając za sobą. Bo co jeśli nie wolno było tu wchodzić?
I tego co zobaczyła to kompletnie się nie spodziewała. Zamrugała kilkakrotnie, stwierdzając, że w jakiś magiczny i nieprawdopodobny sposób znalazła się na pięknej łące, która schowana była w środku siódmego piętra szkoły. Jej ciemne oczy rozejrzały się dookoła- subtelna zieleń i pełno kwiatów, które z wolna budziły się do życia sprawiły, że na ustach krukonki pojawił się subtelny uśmiech. Ciepły, przyjemny wiatr rozkołysał jej długie, puszczone luźno włosy w kolorze ciemnego brązu, które dnia dzisiejszego zakręcone były w subtelne loki. Zrobiła kilka kroków do przodu i wtedy właśnie zobaczyła drugą, jakże zaskakującą rzecz. A właściwie osobę.
- Okey.. Łąką w zamku na siódmym piętrze to jedno, ale Ty z takim wyrazem twarzy i bez cienia zapędu do nauki to znacznie bardziej cenny i rzadki widok Gryfku. - zaczęła cicho, podchodząc do niego z tym swoim zadziornym uśmiechem. Naprawdę sądziła, że on non stop się uczy! A tu proszę, taki zrelaksowany i uśmiechnięty, że aż miło popatrzeć.
- Widzę, że nie tylko ja zrobiłam sobie przerwę od opasłych lektur. Mogę się dosiąść i trochę Ci poprzeszkadzać? Ewentualnie w razie odmowy, to Cię przekupię cukierkiem czekoladowym. Z truskawkowym musem w środku!
Dodała z pewnym siebie głosem, chowając niewinnie ręce za siebie i splątując ze sobą dłonie.
I tego co zobaczyła to kompletnie się nie spodziewała. Zamrugała kilkakrotnie, stwierdzając, że w jakiś magiczny i nieprawdopodobny sposób znalazła się na pięknej łące, która schowana była w środku siódmego piętra szkoły. Jej ciemne oczy rozejrzały się dookoła- subtelna zieleń i pełno kwiatów, które z wolna budziły się do życia sprawiły, że na ustach krukonki pojawił się subtelny uśmiech. Ciepły, przyjemny wiatr rozkołysał jej długie, puszczone luźno włosy w kolorze ciemnego brązu, które dnia dzisiejszego zakręcone były w subtelne loki. Zrobiła kilka kroków do przodu i wtedy właśnie zobaczyła drugą, jakże zaskakującą rzecz. A właściwie osobę.
- Okey.. Łąką w zamku na siódmym piętrze to jedno, ale Ty z takim wyrazem twarzy i bez cienia zapędu do nauki to znacznie bardziej cenny i rzadki widok Gryfku. - zaczęła cicho, podchodząc do niego z tym swoim zadziornym uśmiechem. Naprawdę sądziła, że on non stop się uczy! A tu proszę, taki zrelaksowany i uśmiechnięty, że aż miło popatrzeć.
- Widzę, że nie tylko ja zrobiłam sobie przerwę od opasłych lektur. Mogę się dosiąść i trochę Ci poprzeszkadzać? Ewentualnie w razie odmowy, to Cię przekupię cukierkiem czekoladowym. Z truskawkowym musem w środku!
Dodała z pewnym siebie głosem, chowając niewinnie ręce za siebie i splątując ze sobą dłonie.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Wciągnął do nozdrzy zapach świeżych kwiatów zdając sobie sprawę z tego, że nie potrafi sobie wyobrazić rodzimej Szkocji w czasie wiosny. Zwykle wiosnę spędzali w zamku całą zgrają oddając się bez reszty nauką do egzaminów. Przynajmniej miał taką nadzieję, że całą zgrają, choć ta bardziej racjonalna część Charlesa wiedziała, że Leslie i Anthony do książek nie zaglądają chyba nigdy, a ich zdawanie opiera się na zwykłym szczęściu. Oczywiście odrobił wszystkie Karty Pracy z wyjątkiem tej z run, ale na te zajęcia zwyczajnie w świecie nie chodził, bo kolidowały mu z bardziej przydatnym mugoloznastwem. Przynajmniej zdaniem Chucka było ono bardziej przydatne, bo wychowany w rodzinie czarodziejów miał spore problemy z wtopieniem się w niemagiczny tłum. Wymarłe runy nie uciekną, może w swoim życiu znajdzie odrobinę czasu żeby je poznać. Za to życie między mugolami z pewnością czekało poza murami bajecznego zamczyska ukrytego pomiędzy łąkami, lasami i górami. Ciche skrzypnięcie drzwi które dotarło do jego uszu sprawiło, że otworzył leniwie oczy spoglądając w tamtym kierunku. Widząc jak do środka wchodzi poznana już wcześniej niewiasta na jego wargach pojawił się grzeczny, ciepły uśmiech. W zasadzie jej reakcja odrobinę go śmieszyła, choć miał świadomość, że panna Hasting jest kompletnie nową osobą w zamku. Nie zaśmiał się jednak, tylko siedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Słysząc jej tezę zaśmiał się cicho i z trzaskiem zamknął opasłe tomisko leżące na jego kolanach, aby schować je do torby.
- Od czasu do czasu zdarza mi się zrobić przerwę. A tak naprawdę to przed chwilą nauczyłem się nowej sztuczki, więc należy mi się odrobina odpoczynku w błogim samozadowoleniu, nie sądzisz? - odpowiedział cicho wciąż wesoło się uśmiechając. Był w dobrym nastroju co było widać z daleka. Przesunął się nieco chcąc zrobić jej miejsce obok siebie, choć tak naprawdę nie było to konieczne. Słysząc jej pytanie pokiwał twierdząco głową.
- Jasne, siadaj tylko uważaj. Tutaj... - tu zapukał w mur kciukiem - ... jest ściana. Wiem, że jej nie widzisz, ale uwierz na słowo, że jest. To wszystko, ta cała łąka jest jedynie w twojej głowie. I mojej, bo sam wybrałem tą porę roku. - widząc jak dziewczyna podchodzi i ostrożnie zajmuje miejsce obok niego uśmiechnął się ciepło i wyciągnął różdżkę. Jedno machnięcie i drzwi zamknęły się jak przy mocniejszym podmuchu wiatru. Schylił się i od razu zaczął zakładać swoje buty, bo nie nawykł, żeby ktokolwiek oglądał jego gryfońskie skarpetki.
- Jak podoba Ci się w Hogwarcie? Odpowiada twoim wyobrażeniom, czy niekoniecznie? - zapytał z ciekawością się jej przyglądając.
- Od czasu do czasu zdarza mi się zrobić przerwę. A tak naprawdę to przed chwilą nauczyłem się nowej sztuczki, więc należy mi się odrobina odpoczynku w błogim samozadowoleniu, nie sądzisz? - odpowiedział cicho wciąż wesoło się uśmiechając. Był w dobrym nastroju co było widać z daleka. Przesunął się nieco chcąc zrobić jej miejsce obok siebie, choć tak naprawdę nie było to konieczne. Słysząc jej pytanie pokiwał twierdząco głową.
- Jasne, siadaj tylko uważaj. Tutaj... - tu zapukał w mur kciukiem - ... jest ściana. Wiem, że jej nie widzisz, ale uwierz na słowo, że jest. To wszystko, ta cała łąka jest jedynie w twojej głowie. I mojej, bo sam wybrałem tą porę roku. - widząc jak dziewczyna podchodzi i ostrożnie zajmuje miejsce obok niego uśmiechnął się ciepło i wyciągnął różdżkę. Jedno machnięcie i drzwi zamknęły się jak przy mocniejszym podmuchu wiatru. Schylił się i od razu zaczął zakładać swoje buty, bo nie nawykł, żeby ktokolwiek oglądał jego gryfońskie skarpetki.
- Jak podoba Ci się w Hogwarcie? Odpowiada twoim wyobrażeniom, czy niekoniecznie? - zapytał z ciekawością się jej przyglądając.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- To było zbyt podejrzane, żebyś od tak marnował czas, panie Wilson. W takim wypadku oczywiście, że się należy. - rzuciła pogodnym tonem, obserwując go uważnie. Pokiwała z uznaniem głową na to, co powiedział- ta szkoła była niesamowita. We Francji takich fajnych miejsc zdecydowanie nie było. Z racji tego, że Shay była nieco roztrzepana i dużo gadała często zdarzało się jej zapominać o tym, że sama jest czarownicą i z pomocą magicznego kija może coś fajnego zrobić. Niestety w jej przypadku było to raczej nieuleczalne, bo zachwycała się magią zupełnie tak, jak wtedy gdy pierwszy raz ją zobaczyła. Z łatwością można było wyczytać to z mimiki jej twarzy w postaci rumieńców podekscytowania czy błyszczących z podziwu oczu. Usiadła zgodnie z jego wskazówki, opierając się wygodnie o niewidzialny mur. Wyciągnęła nogi przed siebie i ściągnęła niebieski sweter z ramion, zostając jedynie w białej koszuli na krótki rękaw, gdzie pod szyja przeczepiona była wstążka w kolorach domu. Wygładziła dłońmi plisowaną spódnicę szkolną, a gdy dostrzegła jak zaczął zakładać buty, zaśmiała się jedynie.
- Serio, nie musisz. Masz bardzo solidarne z domem skarpetki! Nie ma się czego wstydzić. A żeby było Ci raźniej to i ja mogę zostać w samych zakolanówkach. - zaczęła wesoło, zsuwając najpierw jednym butem- drugi, a następie odkrytą stopą ten, który został. Miała zwykłe, czarne trzewiki więc dużo gimnastyki nie trzeba było. Przeciągnęła się leniwie, wyciągając ręce do góry z cichym mruknięciem zadowolenia.
- Nawet jak to tylko iluzja to i tak jest przyjemnie. Jest cicho, ładnie i do tego mam inteligentne towarzystwo i mogę chodzić w samych skarpetach. Bajka. - przekręciła głowę w bok i spojrzała na niego z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, który ukazywał jej białe zęby. Następnie ułożyła grzecznie dłonie na swoim brzuchu i oparła wygodnie głowę, patrząc gdzieś przed siebie- na jeden z kwiatów.
- Ciągle mnie zaskakuje- czuje się jak dziecko wrzucone pod choinkę. Ludzie są naprawdę interesujący, chociaż niewiele w nich kolorów- są uśpione..- mruknęła nieco ciszej, po czym uśmiechnęła się bardzo delikatnie pod nosem, jakby do swoich myśli. Bez większych przerw kontynuowała- Poziom jest wysoki, to dobrze- mam jakieś wyzwanie, chociaż niektóre prace domowe są naprawdę udręką.. Jak zielarstwo. Nienawidzę tego przedmiotu. Coś mi się zdaje, że znajdę tutaj te bardziej prawdziwą część siebie, której brakowało mi w poprzedniej szkole, bo ciągle patrzyli mi na ręce. A tutaj.. Hm, będę miała wiele, wiele pierwszy razy- aczkolwiek miało to nie zabrzmieć tak, jak z pewnością zabrzmiało!- dodała szybko, czując rumieńce na polikach. W tematach związanych z miłością bądź seksem była cholernie nieśmiałą istotą. Zagryzła dolną wargę i sięgnęła do leżącego obok swetra, wyjmując z niego czekoladowego cukierka z musem, o którym wspomniała wcześniej. Wysunęła dwa na dłoni w jego stronę.
- Trzymaj, są pyszne Gryfie! Kupiłam je w tej wiosce niedaleko, gdy czekałam na powóz.
- Serio, nie musisz. Masz bardzo solidarne z domem skarpetki! Nie ma się czego wstydzić. A żeby było Ci raźniej to i ja mogę zostać w samych zakolanówkach. - zaczęła wesoło, zsuwając najpierw jednym butem- drugi, a następie odkrytą stopą ten, który został. Miała zwykłe, czarne trzewiki więc dużo gimnastyki nie trzeba było. Przeciągnęła się leniwie, wyciągając ręce do góry z cichym mruknięciem zadowolenia.
- Nawet jak to tylko iluzja to i tak jest przyjemnie. Jest cicho, ładnie i do tego mam inteligentne towarzystwo i mogę chodzić w samych skarpetach. Bajka. - przekręciła głowę w bok i spojrzała na niego z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, który ukazywał jej białe zęby. Następnie ułożyła grzecznie dłonie na swoim brzuchu i oparła wygodnie głowę, patrząc gdzieś przed siebie- na jeden z kwiatów.
- Ciągle mnie zaskakuje- czuje się jak dziecko wrzucone pod choinkę. Ludzie są naprawdę interesujący, chociaż niewiele w nich kolorów- są uśpione..- mruknęła nieco ciszej, po czym uśmiechnęła się bardzo delikatnie pod nosem, jakby do swoich myśli. Bez większych przerw kontynuowała- Poziom jest wysoki, to dobrze- mam jakieś wyzwanie, chociaż niektóre prace domowe są naprawdę udręką.. Jak zielarstwo. Nienawidzę tego przedmiotu. Coś mi się zdaje, że znajdę tutaj te bardziej prawdziwą część siebie, której brakowało mi w poprzedniej szkole, bo ciągle patrzyli mi na ręce. A tutaj.. Hm, będę miała wiele, wiele pierwszy razy- aczkolwiek miało to nie zabrzmieć tak, jak z pewnością zabrzmiało!- dodała szybko, czując rumieńce na polikach. W tematach związanych z miłością bądź seksem była cholernie nieśmiałą istotą. Zagryzła dolną wargę i sięgnęła do leżącego obok swetra, wyjmując z niego czekoladowego cukierka z musem, o którym wspomniała wcześniej. Wysunęła dwa na dłoni w jego stronę.
- Trzymaj, są pyszne Gryfie! Kupiłam je w tej wiosce niedaleko, gdy czekałam na powóz.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Słysząc jej słowa nie mógł się cicho nie zaśmiać. Najwidoczniej już wyrobiła sobie o nim właściwą opinię, opinię kujonka który uwielbiał spędzać czas nad książkami i uczyć się nowych rzeczy i najwyraźniej w jej oczach nie wyglądało to jak coś strasznego, a wręcz przeciwnie. Większość uczniów tej szkoły nie pochwalała wysokiego poziomu i ludzi którzy chcą nie tylko sprostać postawionym przez nauczycieli oczekiwaniom, ale wyciągnąć z opasłych tomisk najwięcej jak się da tylko dla własnej satysfakcji. Gdy usiadła obok i zaczęła z siebie ściągać sweter od razu odwrócił spojrzenie, bo przecież nie będzie patrzył jak Shay się rozbiera. A co jeśli podwinie jej się coś i Charles zobaczy więcej niż powinien kiedykolwiek zobaczyć? No właśnie! Lepiej było nie ryzykować. Właśnie był w połowie zasznurowywania jednego trampka gdy usłyszał jej ciepły głos. Za chwilę też się cicho zaśmiał gdy przyjrzał się niewielkim lwom na czerwonym tle.
- Mam całą kolekcję takich rzeczy, więc sama myśl o skończeniu szkoły mnie przeraża. W czym wtedy będę chodził? Co zrobię z dziesiątkami koszulek w barwach Gryffindoru, z tymi wszystkimi skarpetkami, z piżamkami i całą resztą? - wygiął wargi w podkówkę zdając sobie sprawę, że faktycznie, większość jego garderoby malowała się w czerwień i złoto, a zaraz po tym czerń. Ściągnął znów trampka prostując przy tym palce i przeciągnął się leniwie.
- Pomieszczenie w którym jesteśmy to efekt projektu z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Zagłębiali wtedy techniki wywoływania halucynacji za pomocą magii. Projekcji jest cztery. Wiosna, lato, jesień i zima. Każdą przywołasz zaklęciem. Możesz patrzeć, ale nie możesz dotknąć. Temperatura, zapachy, nawet wiatr... to wszystko jest w głowie. - wyjaśnił niczym rasowy przewodnik chodź nie do końca, bo dłońmi żywo gestykulował jak to miał w zwyczaju kiedy jest w dobrym nastroju, albo kiedy coś tłumaczy. Wszystko to wiedział z Historii Hogwartu którą przeczytał wystarczająco dużo razy, żeby bez problemu przytaczać fragmenty adekwatne do poszczególnych miejsc. Uważnie słuchał jej wypowiedzi odnośnie Hogwartu i zaśmiał się cicho.
- Nie martw się zielarstwem. Profesor Scott to przyjazna staruszka która dręczy jedynie ludzi którzy planują zostać uzdrowicielami lub rasowymi zielarzami. Dla całej reszty jest całkiem sympatyczna i dość łaskawie patrzy na karty pracy. Co do ludzi... Dużo tutaj moralnego zepsucia, za dużo. Coraz częściej cenią niewiedzę niż wiedzę, a ich priorytety są wprost odwrotne do moich. Znaczy... chcą dobrą pracę, szacunek i pieniądze, ale wcale na to nie pracują. Wolą pić wódę za rogiem korytarza i palić fajki po krzakach zamiast spiąć poślady i wziąć się do roboty. - powiedział mrużąc na chwilę powieki wciąż patrząc przed siebie. Potem przeniósł swoje szmaragdowe tęczówki na jej osobę i wzruszył ramionami.
- Albo ja jestem skończonym dziwakiem. - dodał z rozbrajającym uśmiechem. Wizja Wilsona dziwaka kompletnie kłóciła się z jego racjonalną naturą i pociągiem do wiedzy, zdecydowanie. Gdy podała mu cukierki wziął jednego i władował sobie do ust rozkoszując się na chwilę smakiem, żeby zaraz powiedzieć:
- Ta wioska to Hogsmeade i można do niej chodzić w wekeendy. Nie wiem czy wiesz, ale w Hogsmeade mieszkają sami czarodzieje więc niektóre witryny sklepowe są naprawdę bardzo fajne. - wymamrotał wciąż trzymając w ustach cukierka. Zamiast go zjeść on cierpliwie czekał, aż roztopi mu się na języku... Taki człowiek, cóż zrobić.
- Mam całą kolekcję takich rzeczy, więc sama myśl o skończeniu szkoły mnie przeraża. W czym wtedy będę chodził? Co zrobię z dziesiątkami koszulek w barwach Gryffindoru, z tymi wszystkimi skarpetkami, z piżamkami i całą resztą? - wygiął wargi w podkówkę zdając sobie sprawę, że faktycznie, większość jego garderoby malowała się w czerwień i złoto, a zaraz po tym czerń. Ściągnął znów trampka prostując przy tym palce i przeciągnął się leniwie.
- Pomieszczenie w którym jesteśmy to efekt projektu z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Zagłębiali wtedy techniki wywoływania halucynacji za pomocą magii. Projekcji jest cztery. Wiosna, lato, jesień i zima. Każdą przywołasz zaklęciem. Możesz patrzeć, ale nie możesz dotknąć. Temperatura, zapachy, nawet wiatr... to wszystko jest w głowie. - wyjaśnił niczym rasowy przewodnik chodź nie do końca, bo dłońmi żywo gestykulował jak to miał w zwyczaju kiedy jest w dobrym nastroju, albo kiedy coś tłumaczy. Wszystko to wiedział z Historii Hogwartu którą przeczytał wystarczająco dużo razy, żeby bez problemu przytaczać fragmenty adekwatne do poszczególnych miejsc. Uważnie słuchał jej wypowiedzi odnośnie Hogwartu i zaśmiał się cicho.
- Nie martw się zielarstwem. Profesor Scott to przyjazna staruszka która dręczy jedynie ludzi którzy planują zostać uzdrowicielami lub rasowymi zielarzami. Dla całej reszty jest całkiem sympatyczna i dość łaskawie patrzy na karty pracy. Co do ludzi... Dużo tutaj moralnego zepsucia, za dużo. Coraz częściej cenią niewiedzę niż wiedzę, a ich priorytety są wprost odwrotne do moich. Znaczy... chcą dobrą pracę, szacunek i pieniądze, ale wcale na to nie pracują. Wolą pić wódę za rogiem korytarza i palić fajki po krzakach zamiast spiąć poślady i wziąć się do roboty. - powiedział mrużąc na chwilę powieki wciąż patrząc przed siebie. Potem przeniósł swoje szmaragdowe tęczówki na jej osobę i wzruszył ramionami.
- Albo ja jestem skończonym dziwakiem. - dodał z rozbrajającym uśmiechem. Wizja Wilsona dziwaka kompletnie kłóciła się z jego racjonalną naturą i pociągiem do wiedzy, zdecydowanie. Gdy podała mu cukierki wziął jednego i władował sobie do ust rozkoszując się na chwilę smakiem, żeby zaraz powiedzieć:
- Ta wioska to Hogsmeade i można do niej chodzić w wekeendy. Nie wiem czy wiesz, ale w Hogsmeade mieszkają sami czarodzieje więc niektóre witryny sklepowe są naprawdę bardzo fajne. - wymamrotał wciąż trzymając w ustach cukierka. Zamiast go zjeść on cierpliwie czekał, aż roztopi mu się na języku... Taki człowiek, cóż zrobić.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Na swój sposób uznała, że to uroczę- że tak się utożsamiał z miejscem, do którego należał od tylu lat. Połowa uczniów nie przykładała uwagi do noszenia barw domu czy też mundurków szkolnych. Chociaż Hasting twierdziła, że są bardzo skromne i ładne, a dzięki temu nawet Ci biedniejsi uczniowie nie poczują się gorzej. Widząc jego smutną minę aż i ona zrobiła podkówkę, unosząc dłoń i klepiąc go po ramieniu- tak na pocieszenie.
- Ale spójrz na to z drugiej strony! Jesteś prefektem i powodem do domu zmarłego Godryka Gryffindora.. A z Twoją wiedzą i sposobem bycia- kto wie? Może tu wrócisz, zostaniesz nauczycielem, a potem wychowawcom domu i może dyrektorem? To, że ukończysz te Akademie wcale nie znaczy, że się z nią rozstaniesz. Tak długo, jak będziesz miał wspomnienia i nosił ją w sercu- kierował się drogą, której Cię nauczyła to na zawsze będziesz jej częścią Gryfie. - odparła zgodnie z tym co myślała. Może i przy długo, ale Shay miała w zwyczaju wpadanie w monologi o czym z pewnością się już przekonał. Cofnęła dłoń i odgarnęła nią niesforny kosmyk włosów, który próbował przykleić się jej do ust podczas mówienia, co trochę krukonkę irytowało. Gdy wspomniał o komnacie jej czekoladowo-złote spojrzenie powędrowało na jego twarz. Lubiła słuchać takich rzeczy- nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać.
- Faktycznie! Było coś takiego w tej księdze.. Aczkolwiek nie znam jeszcze zamku na tyle, by wszystko dopasować. Dziękuje za wskazówkę i lekcję, zapamiętam sobie to. I oczywiście drogę tutaj- to dobre miejsce na odpoczynek. -rzuciła z entuzjazmem w głosie, notując kolejne miejsce warte uwagi na mapie, którą powoli kreśliła w głowię. A nie było to proste, zważywszy, że ciągle się wszystko zmieniało. Ale jedno było pewne- Hogwartu nie dało się nie lubić. Bardzo szybko oczarowywał i zdobywał serce. Na kolejne słowa gryfona westchnęła. Miał całkowitą rację. I nie chodziło tutaj przynajmniej o głupie zielarstwo. Ją samą przerażało to, co działo się dookoła i to, co słyszała od koleżanek bądź obcych ludzi, którzy zwyczajnie za głośno na korytarzach rozmawiali.
- To prawda. W przeciwieństwie do Beauxbatons to bardzo rozrywkowe i pełne możliwości miejsce. Nie dziwie się, że rodzicie nie chcieli mnie tu puścić od pierwszej klasy. Chociaż teraz znacznie trudniej oprzeć się pokusie. - zaczęła cicho, przenosząc wzrok na ich stopy, które w najlepsze odpoczywały obok siebie na nieistniejącej, zielonej trawie. Ruszyła palcami u nóg, zaciskając dłonie na materiale spódniczki.
- Wiesz- nigdy wcześniej nie piłam- oczywiście nie licząc wina do kolacji świątecznej, bo to tradycja. Nie miałam chłopaka, nie ćpałam i nawet nie wagarowałam. A tutaj wszystko jest ogólnie dostępne i widzę to dookoła. Na przykład papierosy! Spotkałam ostatnio kogoś, kto przekonał mnie do spróbowania- zdecydowanie idzie się od tego udusić Gryfku. I trochę potem ubranie śmierdzi. Cóż, jestem ciekawa z natury, ale jednocześnie miałam wyrzuty sumienia. - zakończyła swój monolog westchnięciem i wzruszeniem ramion, a także podniesieniem na niego wzroku. Uśmiechnęła się lekko, pozwalając by kaskady włosów opadły jej na ramię. Zaśmiała się, szturchając go nieco łokciem. Pamiętała o tym, żeby nie gestykulować bo był przewrażliwiony na agresję.
- Nawet jak jesteś według innych to ja Cię całkiem lubię Wilson! Wiesz, że nawet masz swojego psa? To znaczy słyszałam pewną historię na ten temat.- rzuciła wesoło, całkiem nieświadoma faktu, że Charlie jest animagiem i ów piesek to jego własna osoba, a nie jakiś kundel należący do ślizgonki.
- Hmmmm... Muszę się tam wybrać kiedyś. Mam nadzieję, że łatwo trafić. Mam tendencje do gubienia się. Chociaż z drugiej strony zbliżają się walentynki i na ten czas raczej odpuszczę sobie wycieczki i posiedzę w bibliotece. Poza tym muszę też wykonać swój serduszkowy plan. - zakończyła w końcu, wkładając sobie cukierka do ust. Nie wytrzymał on tam długo w całości- szybko rozgryzła, uwalniając słodki mus truskawkowy. Zamruczała cicho cała zadowolona, jakby były to najlepsze słodycze jakie w życiu jadła.
- Ale spójrz na to z drugiej strony! Jesteś prefektem i powodem do domu zmarłego Godryka Gryffindora.. A z Twoją wiedzą i sposobem bycia- kto wie? Może tu wrócisz, zostaniesz nauczycielem, a potem wychowawcom domu i może dyrektorem? To, że ukończysz te Akademie wcale nie znaczy, że się z nią rozstaniesz. Tak długo, jak będziesz miał wspomnienia i nosił ją w sercu- kierował się drogą, której Cię nauczyła to na zawsze będziesz jej częścią Gryfie. - odparła zgodnie z tym co myślała. Może i przy długo, ale Shay miała w zwyczaju wpadanie w monologi o czym z pewnością się już przekonał. Cofnęła dłoń i odgarnęła nią niesforny kosmyk włosów, który próbował przykleić się jej do ust podczas mówienia, co trochę krukonkę irytowało. Gdy wspomniał o komnacie jej czekoladowo-złote spojrzenie powędrowało na jego twarz. Lubiła słuchać takich rzeczy- nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać.
- Faktycznie! Było coś takiego w tej księdze.. Aczkolwiek nie znam jeszcze zamku na tyle, by wszystko dopasować. Dziękuje za wskazówkę i lekcję, zapamiętam sobie to. I oczywiście drogę tutaj- to dobre miejsce na odpoczynek. -rzuciła z entuzjazmem w głosie, notując kolejne miejsce warte uwagi na mapie, którą powoli kreśliła w głowię. A nie było to proste, zważywszy, że ciągle się wszystko zmieniało. Ale jedno było pewne- Hogwartu nie dało się nie lubić. Bardzo szybko oczarowywał i zdobywał serce. Na kolejne słowa gryfona westchnęła. Miał całkowitą rację. I nie chodziło tutaj przynajmniej o głupie zielarstwo. Ją samą przerażało to, co działo się dookoła i to, co słyszała od koleżanek bądź obcych ludzi, którzy zwyczajnie za głośno na korytarzach rozmawiali.
- To prawda. W przeciwieństwie do Beauxbatons to bardzo rozrywkowe i pełne możliwości miejsce. Nie dziwie się, że rodzicie nie chcieli mnie tu puścić od pierwszej klasy. Chociaż teraz znacznie trudniej oprzeć się pokusie. - zaczęła cicho, przenosząc wzrok na ich stopy, które w najlepsze odpoczywały obok siebie na nieistniejącej, zielonej trawie. Ruszyła palcami u nóg, zaciskając dłonie na materiale spódniczki.
- Wiesz- nigdy wcześniej nie piłam- oczywiście nie licząc wina do kolacji świątecznej, bo to tradycja. Nie miałam chłopaka, nie ćpałam i nawet nie wagarowałam. A tutaj wszystko jest ogólnie dostępne i widzę to dookoła. Na przykład papierosy! Spotkałam ostatnio kogoś, kto przekonał mnie do spróbowania- zdecydowanie idzie się od tego udusić Gryfku. I trochę potem ubranie śmierdzi. Cóż, jestem ciekawa z natury, ale jednocześnie miałam wyrzuty sumienia. - zakończyła swój monolog westchnięciem i wzruszeniem ramion, a także podniesieniem na niego wzroku. Uśmiechnęła się lekko, pozwalając by kaskady włosów opadły jej na ramię. Zaśmiała się, szturchając go nieco łokciem. Pamiętała o tym, żeby nie gestykulować bo był przewrażliwiony na agresję.
- Nawet jak jesteś według innych to ja Cię całkiem lubię Wilson! Wiesz, że nawet masz swojego psa? To znaczy słyszałam pewną historię na ten temat.- rzuciła wesoło, całkiem nieświadoma faktu, że Charlie jest animagiem i ów piesek to jego własna osoba, a nie jakiś kundel należący do ślizgonki.
- Hmmmm... Muszę się tam wybrać kiedyś. Mam nadzieję, że łatwo trafić. Mam tendencje do gubienia się. Chociaż z drugiej strony zbliżają się walentynki i na ten czas raczej odpuszczę sobie wycieczki i posiedzę w bibliotece. Poza tym muszę też wykonać swój serduszkowy plan. - zakończyła w końcu, wkładając sobie cukierka do ust. Nie wytrzymał on tam długo w całości- szybko rozgryzła, uwalniając słodki mus truskawkowy. Zamruczała cicho cała zadowolona, jakby były to najlepsze słodycze jakie w życiu jadła.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Och, to nie było urocze. To patologia, Charlie.- słyszał za każdym razem od swojej przyjaciółki Charlotte gdy po wycieczce do sklepu wracał z kolejnym nabytkiem w barwach domu. I doskonale sobie teraz zdawał sprawę z tego, że musi przerwać te chore upodobania na rzecz czegoś normalnego, bo w dniu w którym skończy Hogwart nie będzie go stać na wymianę całej szafy. Nie był dzieckiem z bogatego domu, które może sobie pozwolić na takie zachcianki. Nawet na głupia parę spodni musiał wystarczająco długo odkładać, żeby potem składać je za każdym razem przed włożeniem do kufra. Możliwe że z tego właśnie powodu podchodził z takim szacunkiem do każdej, nawet najmniejszej rzeczy która była w jego posiadaniu.
- Myślałem nad powrotem i zostaniem nauczycielem transmutacji. Chciałbym kiedyś dorobić się niedużego domu w Hogsmeade, pracować tutaj, mieć żonę i dwójkę dzieci- koniecznie rudych, bo wtedy będę miał pewność, że są moje. Allele na te włosy są naprawdę dominujące. - uśmiechnął się szeroko. On też miał tendencję do gadulstwa, niezdrową dość tendencję, ale na szczęście objawiała się jedynie w przypływach dobrego nastroju lub dobrego towarzystwa. A teraz miał i to i to. Dlatego tak chętnie dzielił się swoimi planami na przyszłość, które jakoś specjalnie niemożliwe do realizacji nie były.
- Och, przeczytaj ją jeszcze raz i nie będziesz miała problemów z dopasowaniem. Za pierwszym razem wszystko się miesza, za drugim wszystko jest już wyraźne. - kolejna dobra rada od wujka Charlesa. Zamknął na chwilę powieki ciesząc się wietrzykiem który muskał jego skórę, a raczej miał wrażenie, że muska jego skórę, bo w rzeczywistości nie istnieje. Mimo wszystko te wizualizacje były dość przyjemne. On sam bardzo lubił to miejsce i z nieznanych nikomu, nawet samemu zainteresowanemu, przyczyn zawsze wybierał wiosnę. Prawdopodobnie dlatego, że lato było zbyt gorące, zima zbyt zimna, a jesień zbyt smutna. Ta łąka nierozerwalnie kojarzyła mu się ze spokojem i relaksem. Uważnie wysłuchał jej opowieści, żeby na koniec cicho westchnąć.
- Z zewnątrz Hogwart jest inny. Dorośli widzą to co chcą widzieć, czyli wielkie szanse dla uczniów jeśli chodzi o zdobycie wiedzy i umiejętności i wspaniałe miejsce gdzie można spędzić młodość. Uczniowie będąc tutaj widzą różne możliwości. Masz szansę wyboru, jak w realnym życiu. Możesz pić, palić, ćpać, uprawiać seks na boku, a potem zastanawiać się jak zdać do następnej klasy, albo być takim kujonowatym dupkiem który ciągle się uczy, żeby przed egzaminami nie musieć się niczym stresować. - może to nie brzmiało jak idealny spot reklamowy, ale taka była prawda i Shay zdążyła to już zauważyć. Musiałaby być ślepa żeby tego nie zauważyć. Fakt, łatwość w zdobyciu używek była wprost powalająca. Kreatywność szkolnych łobuziaków w przemycaniu nielegalnych substancji wprost przerażała biednego Wilsona który jako Prefekt musiał wszelkie takie występki karcić ujemnymi punktami, a potem kablować do dyrekcji z którą stał na bardzo dobrym gruncie. Słysząc uwagę o psie uśmiech zamarł mu na twarzy. Dosłownie. Niczym klaun obrócił się w stronę Krukonki, żeby zapytać cicho:
- Jaką historię? Bardzo chętnie posłucham. - zaakcentował specjalnie to drugie zdanie ciekaw co społeczność uczniowska już wie i skąd wie. Zwykle nie chwalił się swoimi umiejętnościami na prawo i lewo na wypadek gdyby kiedyś przydały mu się w trakcie... no nie wiem... walki czy coś. Trzeba się ubezpieczać na przyszłość. Słysząc pytanie o Hogsmeade na twarz powrócił normalny uśmiech.
- Och, to proste. Przez bramę główną, a dalej zaprowadzi Cię droga. Jak chcesz to mogę Cię zaprowadzić w któryś weekend, bo Polly ma teraz sporo spraw do nadrobienia jeśli chodzi o szkołę. - zaproponował, jak na dobrego kolegę przystało, aby zaraz wyłapać jeszcze jedną rzecz z jej wypowiedzi:
- Serduszkowy plan? - powtórzył po niej, a na podniebieniu dopiero teraz poczuł truskawkowy mus.
- Myślałem nad powrotem i zostaniem nauczycielem transmutacji. Chciałbym kiedyś dorobić się niedużego domu w Hogsmeade, pracować tutaj, mieć żonę i dwójkę dzieci- koniecznie rudych, bo wtedy będę miał pewność, że są moje. Allele na te włosy są naprawdę dominujące. - uśmiechnął się szeroko. On też miał tendencję do gadulstwa, niezdrową dość tendencję, ale na szczęście objawiała się jedynie w przypływach dobrego nastroju lub dobrego towarzystwa. A teraz miał i to i to. Dlatego tak chętnie dzielił się swoimi planami na przyszłość, które jakoś specjalnie niemożliwe do realizacji nie były.
- Och, przeczytaj ją jeszcze raz i nie będziesz miała problemów z dopasowaniem. Za pierwszym razem wszystko się miesza, za drugim wszystko jest już wyraźne. - kolejna dobra rada od wujka Charlesa. Zamknął na chwilę powieki ciesząc się wietrzykiem który muskał jego skórę, a raczej miał wrażenie, że muska jego skórę, bo w rzeczywistości nie istnieje. Mimo wszystko te wizualizacje były dość przyjemne. On sam bardzo lubił to miejsce i z nieznanych nikomu, nawet samemu zainteresowanemu, przyczyn zawsze wybierał wiosnę. Prawdopodobnie dlatego, że lato było zbyt gorące, zima zbyt zimna, a jesień zbyt smutna. Ta łąka nierozerwalnie kojarzyła mu się ze spokojem i relaksem. Uważnie wysłuchał jej opowieści, żeby na koniec cicho westchnąć.
- Z zewnątrz Hogwart jest inny. Dorośli widzą to co chcą widzieć, czyli wielkie szanse dla uczniów jeśli chodzi o zdobycie wiedzy i umiejętności i wspaniałe miejsce gdzie można spędzić młodość. Uczniowie będąc tutaj widzą różne możliwości. Masz szansę wyboru, jak w realnym życiu. Możesz pić, palić, ćpać, uprawiać seks na boku, a potem zastanawiać się jak zdać do następnej klasy, albo być takim kujonowatym dupkiem który ciągle się uczy, żeby przed egzaminami nie musieć się niczym stresować. - może to nie brzmiało jak idealny spot reklamowy, ale taka była prawda i Shay zdążyła to już zauważyć. Musiałaby być ślepa żeby tego nie zauważyć. Fakt, łatwość w zdobyciu używek była wprost powalająca. Kreatywność szkolnych łobuziaków w przemycaniu nielegalnych substancji wprost przerażała biednego Wilsona który jako Prefekt musiał wszelkie takie występki karcić ujemnymi punktami, a potem kablować do dyrekcji z którą stał na bardzo dobrym gruncie. Słysząc uwagę o psie uśmiech zamarł mu na twarzy. Dosłownie. Niczym klaun obrócił się w stronę Krukonki, żeby zapytać cicho:
- Jaką historię? Bardzo chętnie posłucham. - zaakcentował specjalnie to drugie zdanie ciekaw co społeczność uczniowska już wie i skąd wie. Zwykle nie chwalił się swoimi umiejętnościami na prawo i lewo na wypadek gdyby kiedyś przydały mu się w trakcie... no nie wiem... walki czy coś. Trzeba się ubezpieczać na przyszłość. Słysząc pytanie o Hogsmeade na twarz powrócił normalny uśmiech.
- Och, to proste. Przez bramę główną, a dalej zaprowadzi Cię droga. Jak chcesz to mogę Cię zaprowadzić w któryś weekend, bo Polly ma teraz sporo spraw do nadrobienia jeśli chodzi o szkołę. - zaproponował, jak na dobrego kolegę przystało, aby zaraz wyłapać jeszcze jedną rzecz z jej wypowiedzi:
- Serduszkowy plan? - powtórzył po niej, a na podniebieniu dopiero teraz poczuł truskawkowy mus.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Uśmiechnęła się nieco rozmarzona o tym, co mówiła. Zazdrościła mu wolnej woli pod względem wyboru partnera, bo ona tego szczęścia niestety nie miała. Z łatwością mogła wyobrazić sobie gryfona jako męża ze śliczną żoną u boku oraz dziećmi, gdzie czasem będzie wpadała na kawę czy coś. Rozbawiło ją też to, że akurat wybrał transmutacje- los chciał, że był to i jej ulubiony przedmiot, chociaż nigdy nie rozważała kariery nauczyciela. Szczerze mówiąc to nie miała zielonego pojęcia o tym, co właściwie chce robić. Może będzie hodowcą smoków? A może odkryje nowe gatunki roś... Nie, to raczej nie dla niej. Zaśmiała się cicho pod nosem do swojej wyobraźni i własnych myśli, gdzie siedziała na polanie w śmiesznym kapelusiku. Wróciła do rzeczywistości i przeniosła wzrok na towarzysza, posyłając mu uśmiech.
- Brzmi naprawdę dobrze- tak normalnie i szczęśliwie. Strasznie bawią mnie te wszystkie zmyślne plany na przyszłość, które mają ludzie. Mam nadzieję, że mi się też trafi jakiś dobry i inteligenty mąż- nie wiem właściwie nawet kogo rodzice mają na oku.. No, chyba, że zakocham się w kimś sama i zapewne ucieknę z domu. - odparła całkiem poważnie, przekręcając głowę nieco w bok. Ciężko było zagłębiać się w tematy uczuć, gdy nie miało się o nich większego pojęcia. Ale cóż, była młoda i wszystko było przed nią. Wierzyła w gust swojej matki, chociaż przerażała ja wizja charakteru potencjalnego małżonka. Ludzie z czystą krwią z bogatych rodzin zwykle byli bufonami. Słuchała go uważnie, jak zwykle zresztą. Według krukonki mówił w bardzo ciekawy sposób i interesowały ją tematy, które poruszali.
- Zdecydowanie wolę być kujonowatym dupkiem jak to ująłeś. Chociaż i takim jak my należą się jakieś rozrywki.. W sensie, że nie trzeba non stop siedzieć w książkach. Nie mam tu na myśli tego wszystkiego, co robią rówieśnicy. I trochę szkoda, że nauczyciele tylu rzeczy nie widzą. Potem będą ciąże. Nie mam tu na myśli tego wszystkiego, co robią rówieśnicy.. Bo szczerze to w tych czasach dziewczyny są bardziej napalone od facetów i to one pchają się wam do bokserek. Bez obrazy. Chociaż właściwie obrażam swoją płeć.. - mruknęła cicho, mrużąc przy tym oczy i marszcząc nieco nosek. Burza włosów spłynęła jej do przodu, opadając na jasną koszulę i kontrastując z nią. Oczywiście, ze było dużo alternatywnych rozwiązań. Hasting uwielbiała piec, spacerować, patrzeć w niebo- to nic groźnego i nie ma przykrych konsekwencji. No chyba, że spalone ciasteczka. Widząc jego reakcję oraz minę na wzmiankę o psie, uniosła nieco brew.
- Hmmmm? - przyglądała mu się dłuższą chwilę badawczo po czym westchnęła, krzyżując ręce na piersiach i kiwając głową. Widocznie było to ważne i się przejął, a ze względu na to, że bardzo go polubiła nie widziała sensu w zatajeniu przed nim czegokolwiek.
- No więc spotkałam ostatnio jedną dziewczynę z domu węzą- Serenę. Blondynka, taka seksbomba dzisiejszych czasów, chociaż dla mnie zbyt wyzywająca.. No i rozmawiałyśmy tak ogólnie o wszystkim. Wspomniała, że króliczek.. - tutaj przerwała, kręcąc szybko głową i rumieniąc się przy tym nieco speszona. No tak, jej nazwy własne! Gryfek mógł ich nie znać przecież. I tak, dowiedziała się kim był prefekt zielonych.- W sensie Christine, prefekt miała psa Wilsona. Raz ich spotkała razem- mówiła, że to inteligentne zwierzę, tylko była zdziwiona, bo ponoć ta twierdziła, że nie lubi waszej bandy i tak dalej.. I oskarżyła ją o kłamstwo i trochę tak o, że zadziera nosa, bo po co nazwała tak psa i że nie wolno takich zwierząt do szkoły sprowadzać i czy dyrekcja o tym wie. Powiedziałam jej, że nazwała go pewne tak, żeby zrobić na złość komuś z was i że nie powinna zawracać sobie tym głowy.. Ale wiesz!
Przerwała, podnosząc wzrok na jego twarz i uśmiechając się pocieszająco- bo co jak się przejął?! Musiał poznać też dobre strony. Uniosła dłoń i poczochrała jego rude włosy, zupełnie jakby chwaliła małe dziecko.
- To nic złego! Nie przejmuj się! To właściwie komplement, wiesz? Psy są wierne, inteligentne i oddane. Zrobią wszystko dla ludzi, których kochają. To szlachetne zwierzęta, więc.. - dodała jeszcze pewnym siebie głosem, kiwając przy tym głową- tak na dodatkowe potwierdzenie. Cofnęła dłoń i ułożyła ją luźno wzdłuż ciała, zerkając na niego podejrzliwie- czy aby na pewno tym porównaniem do psa się nie zmartwił. Klasnęła w dłonie z entuzjazmem.
- Bardzo chętnie, jak tylko będziemy mieli mniej nauki! Słyszałam, że jest tam kawiarenka z pysznym ciastem i sklep ze słodyczami. Byłabym Ci bardzo wdzięczna. Polly to Twoja dziewczyna, tak? Musisz czuć się samotny, ale z drugiej strony bądź dumny- dobrze, że dba o szkołę i to nadrabia. Zabierz ją na imprezę walentynkową i kup pyszne czekoladki za starania. - jej głos był pełen euforii i ciepła, optymizmu. Shay była szczerą i prostą osobą, a względem tych, których szanowała nigdy nie używała ironii czy sarkazmu. Nie znała też praktycznie uczucia zazdrości i cieszyła się z bardzo z cudzego szczęścia. Lubiła widzieć ludzi szczęśliwych, wtedy promieniowali tym swoim wewnętrznym kolorem o ile go mieli, a jeśli nie to zwyczajnie szczęściem.
- Ano. Serduszkowy- walentynkowy. Ale to tajemnica! W końcu jak się nie jest zakochanym, to też można jakoś to obchodzić, prawda? Można też zwyczajnie kogoś lubić. No i wtedy bezkarnie można zjeść więcej czekolady.. - dodała już nieco ciszej ten ostatni powód, puszczając mu przy tym oczko. W takim tempie była pewna, że utyje i spadnie z miotły podczas meczu. Ale co zrobić? Słodycze był takie relaksujące i pyszne.
- Brzmi naprawdę dobrze- tak normalnie i szczęśliwie. Strasznie bawią mnie te wszystkie zmyślne plany na przyszłość, które mają ludzie. Mam nadzieję, że mi się też trafi jakiś dobry i inteligenty mąż- nie wiem właściwie nawet kogo rodzice mają na oku.. No, chyba, że zakocham się w kimś sama i zapewne ucieknę z domu. - odparła całkiem poważnie, przekręcając głowę nieco w bok. Ciężko było zagłębiać się w tematy uczuć, gdy nie miało się o nich większego pojęcia. Ale cóż, była młoda i wszystko było przed nią. Wierzyła w gust swojej matki, chociaż przerażała ja wizja charakteru potencjalnego małżonka. Ludzie z czystą krwią z bogatych rodzin zwykle byli bufonami. Słuchała go uważnie, jak zwykle zresztą. Według krukonki mówił w bardzo ciekawy sposób i interesowały ją tematy, które poruszali.
- Zdecydowanie wolę być kujonowatym dupkiem jak to ująłeś. Chociaż i takim jak my należą się jakieś rozrywki.. W sensie, że nie trzeba non stop siedzieć w książkach. Nie mam tu na myśli tego wszystkiego, co robią rówieśnicy. I trochę szkoda, że nauczyciele tylu rzeczy nie widzą. Potem będą ciąże. Nie mam tu na myśli tego wszystkiego, co robią rówieśnicy.. Bo szczerze to w tych czasach dziewczyny są bardziej napalone od facetów i to one pchają się wam do bokserek. Bez obrazy. Chociaż właściwie obrażam swoją płeć.. - mruknęła cicho, mrużąc przy tym oczy i marszcząc nieco nosek. Burza włosów spłynęła jej do przodu, opadając na jasną koszulę i kontrastując z nią. Oczywiście, ze było dużo alternatywnych rozwiązań. Hasting uwielbiała piec, spacerować, patrzeć w niebo- to nic groźnego i nie ma przykrych konsekwencji. No chyba, że spalone ciasteczka. Widząc jego reakcję oraz minę na wzmiankę o psie, uniosła nieco brew.
- Hmmmm? - przyglądała mu się dłuższą chwilę badawczo po czym westchnęła, krzyżując ręce na piersiach i kiwając głową. Widocznie było to ważne i się przejął, a ze względu na to, że bardzo go polubiła nie widziała sensu w zatajeniu przed nim czegokolwiek.
- No więc spotkałam ostatnio jedną dziewczynę z domu węzą- Serenę. Blondynka, taka seksbomba dzisiejszych czasów, chociaż dla mnie zbyt wyzywająca.. No i rozmawiałyśmy tak ogólnie o wszystkim. Wspomniała, że króliczek.. - tutaj przerwała, kręcąc szybko głową i rumieniąc się przy tym nieco speszona. No tak, jej nazwy własne! Gryfek mógł ich nie znać przecież. I tak, dowiedziała się kim był prefekt zielonych.- W sensie Christine, prefekt miała psa Wilsona. Raz ich spotkała razem- mówiła, że to inteligentne zwierzę, tylko była zdziwiona, bo ponoć ta twierdziła, że nie lubi waszej bandy i tak dalej.. I oskarżyła ją o kłamstwo i trochę tak o, że zadziera nosa, bo po co nazwała tak psa i że nie wolno takich zwierząt do szkoły sprowadzać i czy dyrekcja o tym wie. Powiedziałam jej, że nazwała go pewne tak, żeby zrobić na złość komuś z was i że nie powinna zawracać sobie tym głowy.. Ale wiesz!
Przerwała, podnosząc wzrok na jego twarz i uśmiechając się pocieszająco- bo co jak się przejął?! Musiał poznać też dobre strony. Uniosła dłoń i poczochrała jego rude włosy, zupełnie jakby chwaliła małe dziecko.
- To nic złego! Nie przejmuj się! To właściwie komplement, wiesz? Psy są wierne, inteligentne i oddane. Zrobią wszystko dla ludzi, których kochają. To szlachetne zwierzęta, więc.. - dodała jeszcze pewnym siebie głosem, kiwając przy tym głową- tak na dodatkowe potwierdzenie. Cofnęła dłoń i ułożyła ją luźno wzdłuż ciała, zerkając na niego podejrzliwie- czy aby na pewno tym porównaniem do psa się nie zmartwił. Klasnęła w dłonie z entuzjazmem.
- Bardzo chętnie, jak tylko będziemy mieli mniej nauki! Słyszałam, że jest tam kawiarenka z pysznym ciastem i sklep ze słodyczami. Byłabym Ci bardzo wdzięczna. Polly to Twoja dziewczyna, tak? Musisz czuć się samotny, ale z drugiej strony bądź dumny- dobrze, że dba o szkołę i to nadrabia. Zabierz ją na imprezę walentynkową i kup pyszne czekoladki za starania. - jej głos był pełen euforii i ciepła, optymizmu. Shay była szczerą i prostą osobą, a względem tych, których szanowała nigdy nie używała ironii czy sarkazmu. Nie znała też praktycznie uczucia zazdrości i cieszyła się z bardzo z cudzego szczęścia. Lubiła widzieć ludzi szczęśliwych, wtedy promieniowali tym swoim wewnętrznym kolorem o ile go mieli, a jeśli nie to zwyczajnie szczęściem.
- Ano. Serduszkowy- walentynkowy. Ale to tajemnica! W końcu jak się nie jest zakochanym, to też można jakoś to obchodzić, prawda? Można też zwyczajnie kogoś lubić. No i wtedy bezkarnie można zjeść więcej czekolady.. - dodała już nieco ciszej ten ostatni powód, puszczając mu przy tym oczko. W takim tempie była pewna, że utyje i spadnie z miotły podczas meczu. Ale co zrobić? Słodycze był takie relaksujące i pyszne.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
A on nie zazdrościł sobie dowolnego wyboru partnera. Dlaczego? Dlatego, że jego plan może wypalić połowicznie czyli będzie bez tej części dotyczącej żony i dzieci. Przecież był rudy. Kobiety raczej nie lubiły wchodzić w bliższe relacje z rudymi, bowiem ich instynkt samozachowawczy był na tyle silny, żeby szukać miłości u kogoś kto nie jest życiową ofermą. A każdy rudy ofermą był! W szczególności Charles z setką swoich upodobań i najbardziej irytującym ze wszystkiego: skłonnością do pedantyzmu. Wszystko musiał mieć poukładane, wyszczyszczone i wyprasowane bowiem inaczej czuł, że dostanie ataku wścieklizny, choć przed tą groźną chorobą zaszczepiono go dwukrotnie, na wypadek gdyby coś zeżarł jako pies i o to zadbała Hanka osobiście ciągnąc go do weterynarza z fałszywą książeczką zdrowia psa. No i jeszcze był psem, którego opis charakteru w książkach specjalistycznych sprawia, że nie chce się mieć z tą zwierzyną zbyt wiele do czynienia. Na szczęście pannie Baldwin instynkt samozachowawczy wycięli wraz z migdałkami, więc garnęła się do niego z wyraźną przyjemnością. Wilson nie miał nic przeciwko temu, ale miał też świadomość, że to nie będzie trwało wiecznie. Odmienność charakterów była tak wielka, że wiedział iż ich dni są policzone, choć nie wiedział dokładnie ile ich zostało. Ona nie rozumiała do końca jego, on nie pojmował do końca jej. I tak trwa to dość długo i zapewne jeszcze chwilę potrwa. Ale to zgaśnie chociaż Charlie tego nie chciał szczerze zakochany.
- Życzę Ci, żebyś się zakochała. To naprawdę fajne uczucie. - powiedział jedynie przenosząc spojrzenie z polnych maków na swoje skarpetki, które zmienił dzisiejszego poranka. W przeciwieństwie do reszty samców nie miał problemów z higieną i zmiana skarpetek była obowiązkowa. Szkoda, że jego współlokatorzy zaliczali się do stereotypowych mężczyzn, bo czasami zapach w ich dormitorium doprowadzał go do mdłości więc musiał zasypiać przyduszając się poduszką pachnącą zwykle lawendą. Uważnie wysłuchał jej odpowiedzi, żeby zaraz uśmiechnąć się szeroko:
- Ależ są alternatywy! Można szukać nowych miejsc w zamku, poznawać nowe osoby, wdawać się w interesujące dyskusje z obrazami, ale nie polecam zbytnio Grubej Damy, która twierdzi, że schrupałaby mnie w całości, ani obrazów z Izby Pamięci, bo witają mnie oklaskami, ale reszta jest całkiem sympatyczna. Można rozmawiać z duchami, Prawie Bezgłowy Nick chętnie ci o sobie opowie, bo jest bardzo gadatliwy. W weekendy można iść do Hogsmeade i napić się dobrej czekolady w Miodowym Królestwie... Więc nie jest tak strasznie źle. W każdym razie da się wytrzymać bez papierosów, alkoholu, narkotyków czy seksu. - może te możliwości nie były powalające, ale zdaniem Wilsona były całkiem w porządku. Zastanowił się jeszcze na chwilę, żeby zaraz podać jej jeszcze jedną możliwość spędzania wolnego czasu:
- Osobiście najbardziej lubię słuchać muzyki. Ze starych winyli. W łazience prefektów schowałem swój odtwarzacz, więc mogę w spokoju włączyć to na co tylko mam ochotę. - dodał jeszcze przenosząc wzrok na jej osobę. Ciekaw był opowieści o psie. Naprawdę ciekaw. Dlatego gdy zaczęła od razu skojarzył o jakiej blondynce była mowa. Panna Serena która w swoim mniemaniu stwarzała ludziom radość bycia w jej towarzystwie. Zdaniem Wilsona była jedynie zapatrzoną w siebie małolatą która w głowie ma siano, tak samo jak na głowie. Uważnie wysłuchał każdego słowa które padło z ust Krukonki, żeby na sam koniec radośnie się roześmiać.
- Christine nie powiedziała, że nas nie lubi. - wymamrotał pewnym siebie tonem. Z niewiadomych przyczyn ufał Shay, nawet bardzo jej ufał. Dlatego też przełknął głośno ślinę i zaraz kiedy zaczęła go pocieszać włączając w to głaskanie po głowie zaśmiał się cicho. Na chwilę się zawahał, żeby w końcu powiedzieć:
- Jestem animagiem, a Krycha mnie kryła. Nie szczycę się tym na prawo i lewo, więc proszę zachowaj to dla siebie. I tak, dyrektor wie. - puścił jej oczko i jeszcze raz leniwie się przeciągnął. Słysząc pytanie o dziewczynę na chwilę posmutniał. Polly miała zaległości, bo w jej małej główce narodziło się zbyt wiele kosmatych myśli. Zamiast próbować opanować kolejny materiał z transmutacji wolała siedzieć nad Charlesem i szeptać mu do ucha sprośne słówka, których naprawdę nie chciał usłyszeć. Dlatego teraz została sama ze swoimi szkolnymi problemami podczas gdy Wilson otwarcie postawił sprawę, że póki jest szkoła to nie ma seksu. Za dużo miał rzeczy do stracenia żeby dać się złapać lub co gorsza wpaść. Nie sprawiało mu to też powodu do dumy, bo był strasznie kiepski w te klocki i wbrew namowom panny Baldwin wolał zostać na swoim amatorskim poziomie.
- Trochę się też posprzeczaliśmy dlatego nadrabia sama, ale... masz rację. Zaproszę ją gdzieś i kupię czekoladki. - obiecał w głowie już odnotowując, że trzeba tą sprawę dość szybko załatwić. W końcu dzień zakochanych zbliżał się wielkimi krokami, a on nadal był zakochany. Bezdyskusyjnie zakochany.
- Skoro to tajemnica, to nie wnikam. - uśmiechnął się szeroko i wyciągnął z kieszeni swoją różdżkę przez chwilę rozważając opcję zmiany pory roku. Zaraz jednak zdał sobie sprawę z tego, że nie jest fanem ani zimna, ani upałów dlatego schował ją z powrotem do kieszeni szerokich spodni.
- Życzę Ci, żebyś się zakochała. To naprawdę fajne uczucie. - powiedział jedynie przenosząc spojrzenie z polnych maków na swoje skarpetki, które zmienił dzisiejszego poranka. W przeciwieństwie do reszty samców nie miał problemów z higieną i zmiana skarpetek była obowiązkowa. Szkoda, że jego współlokatorzy zaliczali się do stereotypowych mężczyzn, bo czasami zapach w ich dormitorium doprowadzał go do mdłości więc musiał zasypiać przyduszając się poduszką pachnącą zwykle lawendą. Uważnie wysłuchał jej odpowiedzi, żeby zaraz uśmiechnąć się szeroko:
- Ależ są alternatywy! Można szukać nowych miejsc w zamku, poznawać nowe osoby, wdawać się w interesujące dyskusje z obrazami, ale nie polecam zbytnio Grubej Damy, która twierdzi, że schrupałaby mnie w całości, ani obrazów z Izby Pamięci, bo witają mnie oklaskami, ale reszta jest całkiem sympatyczna. Można rozmawiać z duchami, Prawie Bezgłowy Nick chętnie ci o sobie opowie, bo jest bardzo gadatliwy. W weekendy można iść do Hogsmeade i napić się dobrej czekolady w Miodowym Królestwie... Więc nie jest tak strasznie źle. W każdym razie da się wytrzymać bez papierosów, alkoholu, narkotyków czy seksu. - może te możliwości nie były powalające, ale zdaniem Wilsona były całkiem w porządku. Zastanowił się jeszcze na chwilę, żeby zaraz podać jej jeszcze jedną możliwość spędzania wolnego czasu:
- Osobiście najbardziej lubię słuchać muzyki. Ze starych winyli. W łazience prefektów schowałem swój odtwarzacz, więc mogę w spokoju włączyć to na co tylko mam ochotę. - dodał jeszcze przenosząc wzrok na jej osobę. Ciekaw był opowieści o psie. Naprawdę ciekaw. Dlatego gdy zaczęła od razu skojarzył o jakiej blondynce była mowa. Panna Serena która w swoim mniemaniu stwarzała ludziom radość bycia w jej towarzystwie. Zdaniem Wilsona była jedynie zapatrzoną w siebie małolatą która w głowie ma siano, tak samo jak na głowie. Uważnie wysłuchał każdego słowa które padło z ust Krukonki, żeby na sam koniec radośnie się roześmiać.
- Christine nie powiedziała, że nas nie lubi. - wymamrotał pewnym siebie tonem. Z niewiadomych przyczyn ufał Shay, nawet bardzo jej ufał. Dlatego też przełknął głośno ślinę i zaraz kiedy zaczęła go pocieszać włączając w to głaskanie po głowie zaśmiał się cicho. Na chwilę się zawahał, żeby w końcu powiedzieć:
- Jestem animagiem, a Krycha mnie kryła. Nie szczycę się tym na prawo i lewo, więc proszę zachowaj to dla siebie. I tak, dyrektor wie. - puścił jej oczko i jeszcze raz leniwie się przeciągnął. Słysząc pytanie o dziewczynę na chwilę posmutniał. Polly miała zaległości, bo w jej małej główce narodziło się zbyt wiele kosmatych myśli. Zamiast próbować opanować kolejny materiał z transmutacji wolała siedzieć nad Charlesem i szeptać mu do ucha sprośne słówka, których naprawdę nie chciał usłyszeć. Dlatego teraz została sama ze swoimi szkolnymi problemami podczas gdy Wilson otwarcie postawił sprawę, że póki jest szkoła to nie ma seksu. Za dużo miał rzeczy do stracenia żeby dać się złapać lub co gorsza wpaść. Nie sprawiało mu to też powodu do dumy, bo był strasznie kiepski w te klocki i wbrew namowom panny Baldwin wolał zostać na swoim amatorskim poziomie.
- Trochę się też posprzeczaliśmy dlatego nadrabia sama, ale... masz rację. Zaproszę ją gdzieś i kupię czekoladki. - obiecał w głowie już odnotowując, że trzeba tą sprawę dość szybko załatwić. W końcu dzień zakochanych zbliżał się wielkimi krokami, a on nadal był zakochany. Bezdyskusyjnie zakochany.
- Skoro to tajemnica, to nie wnikam. - uśmiechnął się szeroko i wyciągnął z kieszeni swoją różdżkę przez chwilę rozważając opcję zmiany pory roku. Zaraz jednak zdał sobie sprawę z tego, że nie jest fanem ani zimna, ani upałów dlatego schował ją z powrotem do kieszeni szerokich spodni.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Zaśmiała się cicho na na jego życzenie, które właściwie skierowane było w jej stronę. Nie wątpiła w to ani troszkę! Czytała książki i widziała filmy, a także zachowanie zakochanych dziewcząt, które niemal podskakiwały na dźwięk swojego imienia gdy te padło z ust tego jedynego. Nie było chyba osoby, która miłości by nie chciała- nie ważne ile z nią przykrości i odpowiedzialności się wiązało to i tak była potrzebna w życiu każdego człowieka.
- Kto wie, mój Drogi Gryfku! Niewiele jest osób, które ze mną wytrzyma na dłuższą metę. Mam strasznie trudny i pełen energii charakter, a do tego lubię się uczyć- z tego co zaobserwowałam w Hogwarcie to kujonki- w damskiej formie oczywiście- nie mają zbyt dużego powodzenia, dlatego też niczego nie oczekuję. Ale wiem jedno- gdy się zakocham i to nawet bez wzajemności to i tak będę z tego czerpała tyle, ile mogę. Tak czy siak, to dziękuje za to. To miłe. - odparła posyłając mu ostatecznie przyjacielski uśmiech. Mimo pewności siebie i pochodzenia z dobrej rodziny nigdy nie czuła się lepsza od innych. Nie była jakaś wybitnie ładna i piersiasta, nie była wyzywająca i wulgarna- była zwykłą, szarą myszką, która zadawała ludziom dziwne pytania i nadawała przezwiska. I z tym było jej najlepiej- w końcu najważniejsze to pozostać sobą mimo wszystko i wszystkiemu. Nie lubiła żałować i może stąd jej nietypowe jak na ten wiek podejście.
- Jak ja to wszystko zapamiętam Charlie? Będziesz musiał mi kiedyś zrobić notatkę. Jednak w pełni się z Tobą zgadzam- są fajniejsze rzeczy niż seks na terenie szkoły, gdzie każdy może Cię zobaczyć. Właściwie chyba sam akt nie jest zły, nie wiem.. Ale wolałabym to zrobić w jakimś innym miejscu. Rozumiem też, że to młodzież i hormony szaleją, tego się nie przeskoczy. Przecież można pogodzić i naukę i seks, dozując wszystko w dobrych dawkach. Tak, żeby obie strony były zadowolone. - przerwała nieco zarumieniona, odwracając wzrok gdzieś na bok. Czemu zawsze gubiła te swoją pewność siebie, gdy schodziło na seks? Bycie dziewicą nie miało wad, ale brak doświadczenia z płcią przeciwną nawet w zwykłych rozmowach już tak. Aczkolwiek on był kolorkiem i znacznie łatwiej było jej rozmawiać nawet na tak zawstydzające tematy. Uśmiechnęła się pod nosem nieco nieśmiało, a jej ciemne oczy zatrzymały się na jego skarpetkach. Teraz poza Gryfem będzie tez się jej kojarzył z kolorowymi skarpetkami. Na wzmiankę o muzykę owa niepewność przeminęła jak ręką odjął.
- Jakiej muzyki słuchasz? Klasyka, rock czy może jakieś ballady? Hmmm, słyszałam, że w łazience perfektów jest świetna wanna. Kto wie panie Wilson! W tym roku to już jesteś bezkonkurencyjny, ale w przyszłym nie będziesz miał tak lekko, jak zaczniemy w tym samym momencie. I może mnie się uda nosić odznakę. Winyle w dobrym stanie ciężko dostać, prawda? Moja matka ma chyba z pięć z muzyką klasyczną, którą puszcza podczas spotkań z jej przyjaciółkami- nazywa to relaksem poza pracą. - podsunęła nogi do góry i objęła je rękoma, wygodnie kładąc głowę. Oczywiście tak, by widzieć swojego towarzysza rozmowy. Jej ciemne włosy opadły falami na plecy, a kilka kosmyków zwinęło się pod brodą dziewczyny, uprzednio będąc gdzieś na przedzie koszuli. Co do poprzedniego- rzuciła mu swoiste wyzwanie. Była równie ambitna co on i gdyby nie fakt, że zaczęła w styczniu i krukoni byli tak bardzo do tyłu to nasz pan prefekt nie miałby tak łatwo. Nic jednak straconego i Shay była cały czas dobrej myśli. Gdy skończyła swoją opowieść o psie i pocieszanie go, a jej ręka wróciła do nogi była nieco zdziwiona reakcją chłopaka. Jego miną oraz śmiechem. Uniosła brew patrząc na niego z dołu pytającym spojrzeniem. I znów ją zaskoczył. Wytrzeszczyła na niego oczy i niemal natychmiast podniosła się do pozycji siedzącej, ignorując przy tym uderzenie plecami o ścianę. Nawet nie poczuła, chociaż siniak z pewnością będzie- wbrew pozorom była delikatną istotą. Przerzuciła się tak, że siedziała na kolanach, a dłonie miała oparte o ziemie między nogami. Plisowana spódnica nie podwinęła się na szczęście i skutecznie zasłaniała wszystko to, co powinna. Jedynie niewielki fragment kolan pozostał odkryty, bowiem zakolanówki pod wpływem gwałtownego ruchu nieco się zsunęły. Nachyliła się w jego stronę, wpatrując się tymi swoimi wielkimi oczyma w jego własne.
- Naprawdę? I zmieniasz się w psiaka? Jejku! Oczywiście, że nie powiem- oczywiście jak mi się zademonstrujesz.. - zaczęła przyciszonym głosem, jakby ktoś miał ich nakryć. Pukle włosów zsunęły się do przodu i kołysały w powietrzu. - Nie musisz teraz, ale kiedyś.. Umowa stoi? Charlie! Ty to masz łeb! Naprawdę zdolna z Ciebie istotka... Niewielu magicznych ludzi tak potrafi. I do tego psiak! Wiesz jak to Ci pasuje Gryfku? Na dobrą sprawę gryf tez by się nadał, ale... - mruknęła cicho w zastanowieniu, spuszczając wzrok gdzieś na wysokość jego szyi i przykładając palec do ust. Zaintrygował ją i zaciekawił, a do tego w oczach małego, ambitnego i ciekawego kujonka pojawił się prawdziwy podziw dla jego osoby. Pokręciła szybko głową, a kilka kosmyków włosów uderzyło w jego własne ciało. Ponownie podniosła wzrok, słuchając dalszej części wypowiedzi gryfona.
- Nie ma dobrych związków bez kłótni. Jak ludzie się nie kłócą, to znaczy, że siebie wzajemnie nie znają, prawda? Nie przejmuj się, kobiety są trudne, okropne i wymagające, a do tego wiele z nich potrzebuje dodatkowego pakietu czułości. Tak już robią hormony. Ale wiesz? Ma szczęście, że ma Ciebie. I Ty, że masz ją. Wyglądasz na naprawdę zakochanego. Nic się nie martw! Zawsze Ci pomogę i Cię wysłucham i Ci pomogę- chociaż sama swojego gatunku nie rozumiem..- dziewczyna zaśmiała się, nie zamieniając pozycji siedzenia. Cofnęła się jednak nieco i już tak nad nim nie siedziała. Jej ręka powędrowała w górę i podrapała głowę, a następnie odgarnęła włosy gdzieś do tyłu. Przekręciła głowę w bok i przeniosła wzrok na różdżkę, którą wyjął. Nie zrobił jednak tego, co zamierzał- bo zaraz znów schował swój magiczny kij. Zignorowała to jednak i wróciła do swoich poprzednich myśli.
- Nie sądziłam, że tak szybko znajdę kogoś takiego jak Ty. Dziękuje Charlie! - rzuciła jedynie, nieco tajemniczo. Zdecydowanie czuła się fantastycznie z posiadaniem kogoś, komu może powiedzieć wszystko i kto nie ma jej dość po pięciu minutach. Skoro zdradził jej swój sekret to byli przyjaciółmi, prawda? A przynajmniej tak sobie tłumaczyła. Oczywiście, ze serduszkowy plan dotyczył także jego- był jedną z kilu osób, dla których przygotowywała swoją niespodziankę. A może powinna nazwać go czekoladowym planem? Uśmiechnęła się promiennie, a w policzkach pokazały się małe dołeczki.
- Mam nadzieję, że to będzie udana tajemnica Gryfku i że ze wszystkim zdążę.
- Kto wie, mój Drogi Gryfku! Niewiele jest osób, które ze mną wytrzyma na dłuższą metę. Mam strasznie trudny i pełen energii charakter, a do tego lubię się uczyć- z tego co zaobserwowałam w Hogwarcie to kujonki- w damskiej formie oczywiście- nie mają zbyt dużego powodzenia, dlatego też niczego nie oczekuję. Ale wiem jedno- gdy się zakocham i to nawet bez wzajemności to i tak będę z tego czerpała tyle, ile mogę. Tak czy siak, to dziękuje za to. To miłe. - odparła posyłając mu ostatecznie przyjacielski uśmiech. Mimo pewności siebie i pochodzenia z dobrej rodziny nigdy nie czuła się lepsza od innych. Nie była jakaś wybitnie ładna i piersiasta, nie była wyzywająca i wulgarna- była zwykłą, szarą myszką, która zadawała ludziom dziwne pytania i nadawała przezwiska. I z tym było jej najlepiej- w końcu najważniejsze to pozostać sobą mimo wszystko i wszystkiemu. Nie lubiła żałować i może stąd jej nietypowe jak na ten wiek podejście.
- Jak ja to wszystko zapamiętam Charlie? Będziesz musiał mi kiedyś zrobić notatkę. Jednak w pełni się z Tobą zgadzam- są fajniejsze rzeczy niż seks na terenie szkoły, gdzie każdy może Cię zobaczyć. Właściwie chyba sam akt nie jest zły, nie wiem.. Ale wolałabym to zrobić w jakimś innym miejscu. Rozumiem też, że to młodzież i hormony szaleją, tego się nie przeskoczy. Przecież można pogodzić i naukę i seks, dozując wszystko w dobrych dawkach. Tak, żeby obie strony były zadowolone. - przerwała nieco zarumieniona, odwracając wzrok gdzieś na bok. Czemu zawsze gubiła te swoją pewność siebie, gdy schodziło na seks? Bycie dziewicą nie miało wad, ale brak doświadczenia z płcią przeciwną nawet w zwykłych rozmowach już tak. Aczkolwiek on był kolorkiem i znacznie łatwiej było jej rozmawiać nawet na tak zawstydzające tematy. Uśmiechnęła się pod nosem nieco nieśmiało, a jej ciemne oczy zatrzymały się na jego skarpetkach. Teraz poza Gryfem będzie tez się jej kojarzył z kolorowymi skarpetkami. Na wzmiankę o muzykę owa niepewność przeminęła jak ręką odjął.
- Jakiej muzyki słuchasz? Klasyka, rock czy może jakieś ballady? Hmmm, słyszałam, że w łazience perfektów jest świetna wanna. Kto wie panie Wilson! W tym roku to już jesteś bezkonkurencyjny, ale w przyszłym nie będziesz miał tak lekko, jak zaczniemy w tym samym momencie. I może mnie się uda nosić odznakę. Winyle w dobrym stanie ciężko dostać, prawda? Moja matka ma chyba z pięć z muzyką klasyczną, którą puszcza podczas spotkań z jej przyjaciółkami- nazywa to relaksem poza pracą. - podsunęła nogi do góry i objęła je rękoma, wygodnie kładąc głowę. Oczywiście tak, by widzieć swojego towarzysza rozmowy. Jej ciemne włosy opadły falami na plecy, a kilka kosmyków zwinęło się pod brodą dziewczyny, uprzednio będąc gdzieś na przedzie koszuli. Co do poprzedniego- rzuciła mu swoiste wyzwanie. Była równie ambitna co on i gdyby nie fakt, że zaczęła w styczniu i krukoni byli tak bardzo do tyłu to nasz pan prefekt nie miałby tak łatwo. Nic jednak straconego i Shay była cały czas dobrej myśli. Gdy skończyła swoją opowieść o psie i pocieszanie go, a jej ręka wróciła do nogi była nieco zdziwiona reakcją chłopaka. Jego miną oraz śmiechem. Uniosła brew patrząc na niego z dołu pytającym spojrzeniem. I znów ją zaskoczył. Wytrzeszczyła na niego oczy i niemal natychmiast podniosła się do pozycji siedzącej, ignorując przy tym uderzenie plecami o ścianę. Nawet nie poczuła, chociaż siniak z pewnością będzie- wbrew pozorom była delikatną istotą. Przerzuciła się tak, że siedziała na kolanach, a dłonie miała oparte o ziemie między nogami. Plisowana spódnica nie podwinęła się na szczęście i skutecznie zasłaniała wszystko to, co powinna. Jedynie niewielki fragment kolan pozostał odkryty, bowiem zakolanówki pod wpływem gwałtownego ruchu nieco się zsunęły. Nachyliła się w jego stronę, wpatrując się tymi swoimi wielkimi oczyma w jego własne.
- Naprawdę? I zmieniasz się w psiaka? Jejku! Oczywiście, że nie powiem- oczywiście jak mi się zademonstrujesz.. - zaczęła przyciszonym głosem, jakby ktoś miał ich nakryć. Pukle włosów zsunęły się do przodu i kołysały w powietrzu. - Nie musisz teraz, ale kiedyś.. Umowa stoi? Charlie! Ty to masz łeb! Naprawdę zdolna z Ciebie istotka... Niewielu magicznych ludzi tak potrafi. I do tego psiak! Wiesz jak to Ci pasuje Gryfku? Na dobrą sprawę gryf tez by się nadał, ale... - mruknęła cicho w zastanowieniu, spuszczając wzrok gdzieś na wysokość jego szyi i przykładając palec do ust. Zaintrygował ją i zaciekawił, a do tego w oczach małego, ambitnego i ciekawego kujonka pojawił się prawdziwy podziw dla jego osoby. Pokręciła szybko głową, a kilka kosmyków włosów uderzyło w jego własne ciało. Ponownie podniosła wzrok, słuchając dalszej części wypowiedzi gryfona.
- Nie ma dobrych związków bez kłótni. Jak ludzie się nie kłócą, to znaczy, że siebie wzajemnie nie znają, prawda? Nie przejmuj się, kobiety są trudne, okropne i wymagające, a do tego wiele z nich potrzebuje dodatkowego pakietu czułości. Tak już robią hormony. Ale wiesz? Ma szczęście, że ma Ciebie. I Ty, że masz ją. Wyglądasz na naprawdę zakochanego. Nic się nie martw! Zawsze Ci pomogę i Cię wysłucham i Ci pomogę- chociaż sama swojego gatunku nie rozumiem..- dziewczyna zaśmiała się, nie zamieniając pozycji siedzenia. Cofnęła się jednak nieco i już tak nad nim nie siedziała. Jej ręka powędrowała w górę i podrapała głowę, a następnie odgarnęła włosy gdzieś do tyłu. Przekręciła głowę w bok i przeniosła wzrok na różdżkę, którą wyjął. Nie zrobił jednak tego, co zamierzał- bo zaraz znów schował swój magiczny kij. Zignorowała to jednak i wróciła do swoich poprzednich myśli.
- Nie sądziłam, że tak szybko znajdę kogoś takiego jak Ty. Dziękuje Charlie! - rzuciła jedynie, nieco tajemniczo. Zdecydowanie czuła się fantastycznie z posiadaniem kogoś, komu może powiedzieć wszystko i kto nie ma jej dość po pięciu minutach. Skoro zdradził jej swój sekret to byli przyjaciółmi, prawda? A przynajmniej tak sobie tłumaczyła. Oczywiście, ze serduszkowy plan dotyczył także jego- był jedną z kilu osób, dla których przygotowywała swoją niespodziankę. A może powinna nazwać go czekoladowym planem? Uśmiechnęła się promiennie, a w policzkach pokazały się małe dołeczki.
- Mam nadzieję, że to będzie udana tajemnica Gryfku i że ze wszystkim zdążę.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Wsłuchał się w jej opowieść o miłości dochodząc do wniosku, że jest naprawdę dobrym materiałem na nową przyjaciółkę. Z pewnością lepszym materiałem od Charlotte która często go biła, obrażała i wykorzystywała, ale lata przyzwyczajeń do takiego traktowania sprawiły, że kochał ją jak kolejną siostrę. Shay była kompletnie inna niż Charlie, oczywiście ta damska Charlie, ale to nie było jej wadą, a zaletą. Kolejną. Była sympatyczna i inteligentna. Wilson w kobiecej wersji, gdyby zamiast ciemnych pukli miała rudego barana na głowie i była biedna. Na jej szczęście nie miała tych dwóch największych wad Szkota. Zapewne gdyby miał tak ciemne włosy co ona i tak dużo na koncie co jej rodzina, to pod jego dormitorium ustawiałaby się kolejka zainteresowanych nim dziewcząt, a kończyłaby się aż w Wielkiej Sali na tych, co nie zdążyły go wcześniej zauważyć. Szkoda tylko, że chłopcy z Hogwartu jej nie docenią. Już to wiedział. Znał samczą mentalność, bo spędzał z samcami sporo czasu. Spali w jednym dormitorium, posiłki dostawali w tej samej Wielkiej Sali i odkąd trwał w tym drobnym konflikcie z Pollyanne to nawet myli się razem w tych okropnych, grupowych łazienkach. Niby panna Baldwin nie była już Prefektem, co swoją drogą niezbyt dobrze odbiło się na jej samopoczuciu, to jednak wciąż dzięki Charlesowi znała hasło do miejsca, w którym lubili się razem ukryć przed całym światem. Nie skomentował jednak ani słowem jej wywodu o miłości, bo nie był mistrzem w werbalnym określaniu swoich uczuć. To i tak dużo, że potrafił ocenić, że jest zakochany! Dysputy na temat uczuć nie były tymi w których czuł się najlepiej, dlatego zmiana tematu sprawiła, że na jego twarzy znów zagościł szeroki uśmiech.
- Spokojnie, zrobię Ci notatkę. I... nie chciałbym gadać też o seksie. Nie jestem w tym dobry, nie jestem też zachwycony tą alternatywą spędzania czasu. Mocno przereklamowana sprawa. I ryzykowna, a ja nie lubię ryzyka. Wolę mieć spokojny sen. - zakończył ten niezbyt wygodny temat dla już-nie-prawiczka i dziewicy który wypłynął na wierzch nie wiadomo kiedy, przy okazji przyznając się głośno do tego dlaczego nie chce sypiać ze swoją dziewczyną. Panna Hasting była to skłonna szybciej zrozumieć niż Charlotte czy sama Polly. Szybko podłapał jednak kolejny temat pozostawiając ten niewygodny samemu sobie.
- Rock i metal. Wszystkie odmiany, najgłośniej jak się da. Uwielbiam wprost uwielbiam, a to mnie mocno relaksuje. O wiele lepiej niż muzyka klasyczna, która chwilami powoduje u mnie odruch wymiotny. Nie wiem co ze mną jest nie tak, ale zdecydowanie wolę posłuchać płyty polskiego skrzypka niejakiego Michała Jelonka, niż tradycyjnych pór roku Vivaldiego. Mojego wujka kolega ze szkoły wyjechał na studia do Polski i tam zamieszkał, więc od czasu do czasu wysyła mu płyty z polskim rockiem i metalem i powiem Ci, że to jest naprawdę dobre. Inne. Ciekawe. Winyli szukam razem z wujkiem po starych sklepach z rupieciami, a mnóstwo jest takich w Edynburgu. Od czasu do czasu sami coś przegrywamy jak mamy co i na co. Ale wbrew pozorom nie jest to drogie hobby. - o muzyce mógłby gadać dużo, naprawdę dużo. To była jego pasja, kolejna z resztą po książkach.
- Świetna wanna i jeszcze lepsza akustyka. I nie zapominaj, że w przyszłym roku na 90% będę Naczelnym, a Naczelnemu nie wypada nie być Uczniem Roku. - wyszczerzył się do niej radośnie choć wiedział, że to ona w przyszłym roku może być jego największą rywalką. W obecnej chwili jego przewaga nad innymi była na tyle duża, że nie musiał się martwić uciekającym tytułem o ile będzie w stanie tą przewagę utrzymać. A wiedział, że w stanie jest, bo nie spoczywał na laurach walcząc zacięcie o każdy, nawet najmniejszy punkcik dla Gryffindoru. Widząc jej przypływ entuzjazmu znów wyszczerzył się szeroko i zanim zdążyła skończyć mówić to obok niej siedział rudy Mastif Tybetański wysoki na około siedemdziesiąt centymetrów w kłębie pies, który na siedząco z pewnością osiągnął wysokość metra. Lśniące, rude futro sprawiało iż miało się wrażenie, że waży około stu kilo, choć tak naprawdę ważył sporo, sporo mniej. Szmaragdowe tęczówki były jedyną różnicą pomiędzy nim, a prawdziwym Tybetanem, bo one zwykle miały niebieskie lub ciemnobrązowe oczy. Przeszedł parę kroków po wyimaginowanej łące, aby zaraz znów znaleźć się na swoim miejscu i wrócić do ludzkiej postaci.
- Dziękuję, Shay. - skwitował krótko jej propozycję pomocy, bo na razie wydawało mu się, że całą tą sytuację ma pod kontrolą. Gdyby coś się zmieniło raczej będzie szukał porady u płci przeciwnej, która miała wrodzony instynkt do dawania dobrych porad.
- Kogoś takiego jak ja? - zapytał z ciekawością, a jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej.
- Spokojnie, zrobię Ci notatkę. I... nie chciałbym gadać też o seksie. Nie jestem w tym dobry, nie jestem też zachwycony tą alternatywą spędzania czasu. Mocno przereklamowana sprawa. I ryzykowna, a ja nie lubię ryzyka. Wolę mieć spokojny sen. - zakończył ten niezbyt wygodny temat dla już-nie-prawiczka i dziewicy który wypłynął na wierzch nie wiadomo kiedy, przy okazji przyznając się głośno do tego dlaczego nie chce sypiać ze swoją dziewczyną. Panna Hasting była to skłonna szybciej zrozumieć niż Charlotte czy sama Polly. Szybko podłapał jednak kolejny temat pozostawiając ten niewygodny samemu sobie.
- Rock i metal. Wszystkie odmiany, najgłośniej jak się da. Uwielbiam wprost uwielbiam, a to mnie mocno relaksuje. O wiele lepiej niż muzyka klasyczna, która chwilami powoduje u mnie odruch wymiotny. Nie wiem co ze mną jest nie tak, ale zdecydowanie wolę posłuchać płyty polskiego skrzypka niejakiego Michała Jelonka, niż tradycyjnych pór roku Vivaldiego. Mojego wujka kolega ze szkoły wyjechał na studia do Polski i tam zamieszkał, więc od czasu do czasu wysyła mu płyty z polskim rockiem i metalem i powiem Ci, że to jest naprawdę dobre. Inne. Ciekawe. Winyli szukam razem z wujkiem po starych sklepach z rupieciami, a mnóstwo jest takich w Edynburgu. Od czasu do czasu sami coś przegrywamy jak mamy co i na co. Ale wbrew pozorom nie jest to drogie hobby. - o muzyce mógłby gadać dużo, naprawdę dużo. To była jego pasja, kolejna z resztą po książkach.
- Świetna wanna i jeszcze lepsza akustyka. I nie zapominaj, że w przyszłym roku na 90% będę Naczelnym, a Naczelnemu nie wypada nie być Uczniem Roku. - wyszczerzył się do niej radośnie choć wiedział, że to ona w przyszłym roku może być jego największą rywalką. W obecnej chwili jego przewaga nad innymi była na tyle duża, że nie musiał się martwić uciekającym tytułem o ile będzie w stanie tą przewagę utrzymać. A wiedział, że w stanie jest, bo nie spoczywał na laurach walcząc zacięcie o każdy, nawet najmniejszy punkcik dla Gryffindoru. Widząc jej przypływ entuzjazmu znów wyszczerzył się szeroko i zanim zdążyła skończyć mówić to obok niej siedział rudy Mastif Tybetański wysoki na około siedemdziesiąt centymetrów w kłębie pies, który na siedząco z pewnością osiągnął wysokość metra. Lśniące, rude futro sprawiało iż miało się wrażenie, że waży około stu kilo, choć tak naprawdę ważył sporo, sporo mniej. Szmaragdowe tęczówki były jedyną różnicą pomiędzy nim, a prawdziwym Tybetanem, bo one zwykle miały niebieskie lub ciemnobrązowe oczy. Przeszedł parę kroków po wyimaginowanej łące, aby zaraz znów znaleźć się na swoim miejscu i wrócić do ludzkiej postaci.
- Dziękuję, Shay. - skwitował krótko jej propozycję pomocy, bo na razie wydawało mu się, że całą tą sytuację ma pod kontrolą. Gdyby coś się zmieniło raczej będzie szukał porady u płci przeciwnej, która miała wrodzony instynkt do dawania dobrych porad.
- Kogoś takiego jak ja? - zapytał z ciekawością, a jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Pokiwała z wdzięcznością głową. No proszę, jak dwa kujony potrafią się zrozumieć- praktycznie między wierszami. Aż tak było widać, że temat jest niewygodny? Nie wiedziała. Oczywiście nie, żeby Shay była osobą z cnotą przyzwoitej zakonnicy ze zamierzchłych czasów (bo przecież wiadomo, jakie te były teraz) i seks w ogóle ją nie interesował. Wierzyła zwyczajnie w piękne bajki o miłości, gdzie w grę wchodziła ta jedyna, wyjątkowa osoba i tyle. A nie, żeby tak z byle kimś iść do łózka. W szkole było wielu przystojnych chłopców, całkowicie w typie ciemnowłosej, ale jednak większość z nich zwyczajnie miała papkę w mózgu. Poza tym jego słowa naprawdę dużo wyjaśniły- czyżby właśnie akt fizyczny był przyczyną jego problemów w związku? Hasting nie była idiotką i umiała poskładać fakty, nawet jak wyglądała i zachowywała się czasem jak głupia przez swój entuzjazm i temperament.
- Masz co stracić, to prawda. A ciężko nad tym pracowałeś, więc gra jest warta świeczki. Szlaban za seks źle wyglądałby w Twojej kartotece Charlie. A co do ryzyka- to czasem jest potrzebne, chociaż nie w takich dużych dawkach. - odparła jeszcze na sam koniec, krzyżując na kilka minut ręce pod piersiami. Tak, jakby miało dodać jej to powagi.
- Naprawdę jest aż tak dobra? Kiedyś muszę przesłuchać tego polskiego rocka i metalu. To chyba dobrze, że masz kogoś takiego, co nie? Właściwie lubię mocniejsze brzmienie- najlepiej przy tym wyładować emocje w niegroźny dla innych osób w otoczeniu sposób. Osobiście lubię też spokojniejsze, romantyczne piosenki- jakoś tak mi zostało po bajkach w dzieciństwie. Oglądałeś mugolskie bajki? Są naprawdę piękne! Chociaż z razem z wiekiem widzę w nich coraz więcej dziwnych podtekstów. Muzyka od lat jednak działa magicznie. Przez moją matkę wymiotuje klasyką. Edynburgu? Słyszałam, że jest tam naprawdę pięknie! Odwiedzę Cię kiedyś z pewnością. - odparła żywym głosem, również nieco wkręcona w temat muzyki. Właściwie ona była wszechstronną osobą, ale faktycznie mocniejsze brzmienia jej pomagały. A ile można słuchać tych samych kapel? Trzeba być otwartym na nowości. Prychnęła cicho ja jego słowa, co miało znaczyć, że jeszcze mu pokażę, co podsumowała uśmieszkiem z lekkim niedowierzaniem- oczywiście w żartach.
Nie minęła chwila, a zamiast chłopaka pojawił się duży, słodki i uroczy pies. Nie, on był ogromny, a nie duży! I do tego jego sierść wyglądała tak puszyście , że aż przypominał maskotkę. Shay pisnęła cichutko z zachwytem, po klaszcząc przy tym w dłonie. Uwielbiała stworzenia z miękkim futrem.
- O boże, ale jesteś śliczny Gryfku! Chociaż problem z wzięciem takiego ogromnego psa do łóżka żeby się tulić, ale na maskotkę masz ode mnie sto punktów na dziesięć. Wyglądasz tak milusio! - rzuciła nieco już ciszej, obserwując psa błyszczącymi oczyma. I takim właśnie sposobem mimo osobowości, którą miała z pewnością można przyczepić jej metryczkę szarej, prostej wbrew pozorom dziewczyny. I właśnie dzięki Wilsonowi rozmyślała nad adopcją takiego właśnie psa do domu.. Chociaż zatęskniłaby się na śmierć przez rok szkolny. Więc może na studiach? Gdy zamiast psa znów był chłopak i podziękował ta jedynie uśmiechnęła się lekko. Na jego następne pytanie zaśmiała się pod nosem i szybkim ruchem dłoni zgarnęła pukle włosów na plecy tak, żeby zyskać trochę czasu na sformułowanie poprawnej odpowiedzi.
- Mówiłam Ci, że nie jestem prosta i ciężko ze mną wytrzymać, prawda? Moja nadpobudliwość czy zamiłowanie do dziwnych pytań robią konkretną opinię u innych. Dobrze mieć kogoś, przy kim nie muszę się specjalnie hamować i starać, być zwykłą Shay. A poza tym to po prostu Cię bardzo lubię i Ci ufam mimo krótkiego czasu znajomości.. No i jesteś moim rywalem też, prawda?
Puściła mu zadziorne oczko, siadając znów na tyłku, bo kolana trochę zaczęły ją pobolewać. A bez butów nogi tak odpoczywały.
- Masz co stracić, to prawda. A ciężko nad tym pracowałeś, więc gra jest warta świeczki. Szlaban za seks źle wyglądałby w Twojej kartotece Charlie. A co do ryzyka- to czasem jest potrzebne, chociaż nie w takich dużych dawkach. - odparła jeszcze na sam koniec, krzyżując na kilka minut ręce pod piersiami. Tak, jakby miało dodać jej to powagi.
- Naprawdę jest aż tak dobra? Kiedyś muszę przesłuchać tego polskiego rocka i metalu. To chyba dobrze, że masz kogoś takiego, co nie? Właściwie lubię mocniejsze brzmienie- najlepiej przy tym wyładować emocje w niegroźny dla innych osób w otoczeniu sposób. Osobiście lubię też spokojniejsze, romantyczne piosenki- jakoś tak mi zostało po bajkach w dzieciństwie. Oglądałeś mugolskie bajki? Są naprawdę piękne! Chociaż z razem z wiekiem widzę w nich coraz więcej dziwnych podtekstów. Muzyka od lat jednak działa magicznie. Przez moją matkę wymiotuje klasyką. Edynburgu? Słyszałam, że jest tam naprawdę pięknie! Odwiedzę Cię kiedyś z pewnością. - odparła żywym głosem, również nieco wkręcona w temat muzyki. Właściwie ona była wszechstronną osobą, ale faktycznie mocniejsze brzmienia jej pomagały. A ile można słuchać tych samych kapel? Trzeba być otwartym na nowości. Prychnęła cicho ja jego słowa, co miało znaczyć, że jeszcze mu pokażę, co podsumowała uśmieszkiem z lekkim niedowierzaniem- oczywiście w żartach.
Nie minęła chwila, a zamiast chłopaka pojawił się duży, słodki i uroczy pies. Nie, on był ogromny, a nie duży! I do tego jego sierść wyglądała tak puszyście , że aż przypominał maskotkę. Shay pisnęła cichutko z zachwytem, po klaszcząc przy tym w dłonie. Uwielbiała stworzenia z miękkim futrem.
- O boże, ale jesteś śliczny Gryfku! Chociaż problem z wzięciem takiego ogromnego psa do łóżka żeby się tulić, ale na maskotkę masz ode mnie sto punktów na dziesięć. Wyglądasz tak milusio! - rzuciła nieco już ciszej, obserwując psa błyszczącymi oczyma. I takim właśnie sposobem mimo osobowości, którą miała z pewnością można przyczepić jej metryczkę szarej, prostej wbrew pozorom dziewczyny. I właśnie dzięki Wilsonowi rozmyślała nad adopcją takiego właśnie psa do domu.. Chociaż zatęskniłaby się na śmierć przez rok szkolny. Więc może na studiach? Gdy zamiast psa znów był chłopak i podziękował ta jedynie uśmiechnęła się lekko. Na jego następne pytanie zaśmiała się pod nosem i szybkim ruchem dłoni zgarnęła pukle włosów na plecy tak, żeby zyskać trochę czasu na sformułowanie poprawnej odpowiedzi.
- Mówiłam Ci, że nie jestem prosta i ciężko ze mną wytrzymać, prawda? Moja nadpobudliwość czy zamiłowanie do dziwnych pytań robią konkretną opinię u innych. Dobrze mieć kogoś, przy kim nie muszę się specjalnie hamować i starać, być zwykłą Shay. A poza tym to po prostu Cię bardzo lubię i Ci ufam mimo krótkiego czasu znajomości.. No i jesteś moim rywalem też, prawda?
Puściła mu zadziorne oczko, siadając znów na tyłku, bo kolana trochę zaczęły ją pobolewać. A bez butów nogi tak odpoczywały.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Kartotece? Charles Wilson nie miał w tej szkole swojej kartoteki. Kartotekę mieli jedynie poważni kryminaliści istni łamacze szkolnego regulaminu jak jego brat, Anthony czy Nicolas Socha, który spędzał mu sen z powiek swoją kreatywnością w traceniu ciężko uzbieranych punkcików z puli Gryfonów.
- Więc są rzeczy w których się z Tobą nie zgadzam. Ryzyko nigdy nie jest dobre, Shay. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, nie warto więc wystawiać się na takie sytuacje. - powiedział cicho, mając na myśli cały ogół zdarzeń. On bardzo nie lubił ekstremalnych przygód i ryzyka pod jakąkolwiek postacią. Zdecydowanie bardziej preferował spokojne życie z jak najmniejszą ilością przykrych niespodzianek. Słysząc jej kolejne słowa pokiwał głową twierdząco:
- Jelonek, Hunter, Luxtorpeda, Coma, Farben Lehre... to wszystko ma swój urok. Szkoda tylko, że nie umiem po polsku ani słowa, ale... to brzmienie jest fajne, naprawdę fajne. Dla dziewczyn najfajniejszy jest Jelonek, w sumie też najbardziej go lubię. Bez słów- sama melodia. Co ten człowiek robi ze skrzypcami to... ło! Musisz posłuchać, koniecznie, skoro lubisz takie brzmienia. Bajek nie oglądałem, a do Edynburga zapraszam, choć z góry ostrzegam, że to nie pięciogwiazdkowy hotel, a dom dla licznej rodziny. Chętnie odstąpię Ci swój pokój i na pocieszenie dodam, że jest najfajniejszy w całym domu, chociaż wchodzi się do niego po drabinie. - odpowiedział na jej monolog równie długo, a na koniec uśmiechnął się szeroko zadowolony z inteligentnego towarzysza do rozmowy. A o takich wbrew pozorom było trudno w Hogwarcie! Każdy miał się za kolejny cud świata, a reprezentował sobą jedynie buractwo i prostactwo. Taki sposób myślenia rozprzestrzenił się głównie w główkach Ślizgonów, którzy myślą, że samym cwaniactwem przechytrzą cały świat. A przecież nie każdego można przechytrzyć. I co? Szach mat, Ślizgoni. Dokładnie widział jej reakcję i poczuł się przez chwilę jak zabawka, droga zabawka w sklepie, podczas gdy ona była pięciolatką gotową oddać cały swój świat za tą zabawkę. W sumie czuł się tak za każdym razem gdy trafiał na grupkę dziewczyn, a szczególnie gdy trafiał na pierwszoroczne.
- Nie myślałaś nigdy nad animagią? W sensie, żeby się nauczyć? - zapytał wprost przyglądając jej się z ciekawością widoczną w jego dużych oczach, których wielkość porównał ktoś kiedyś do wielkości oczysk skrzata domowego. On o tym myślał, odkąd znalazł taki termin w książce. Od lat tego chciał, a zwykle dostawał to czego chce, bo był uparty niczym osioł. I proszę. Zamiast osła był... psem. Odważnym, charakternym i z pewnością najwierniejszym na świecie Tybetanem. Słysząc uwagę o rywalach wzniósł błagalnie oczy ku niebu.
- Ja cieee... jakbyś była moim wrogiem, to nie dał bym się pogłaskać za uszkiem, Shay. - i zaraz to zmienił się w swoją psią formę jak gdyby nigdy nic kładąc swój łeb na jej kolanach w oczekiwaniu na pieszczoty. Za uszkiem, koniecznie za uszkiem.
- Więc są rzeczy w których się z Tobą nie zgadzam. Ryzyko nigdy nie jest dobre, Shay. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, nie warto więc wystawiać się na takie sytuacje. - powiedział cicho, mając na myśli cały ogół zdarzeń. On bardzo nie lubił ekstremalnych przygód i ryzyka pod jakąkolwiek postacią. Zdecydowanie bardziej preferował spokojne życie z jak najmniejszą ilością przykrych niespodzianek. Słysząc jej kolejne słowa pokiwał głową twierdząco:
- Jelonek, Hunter, Luxtorpeda, Coma, Farben Lehre... to wszystko ma swój urok. Szkoda tylko, że nie umiem po polsku ani słowa, ale... to brzmienie jest fajne, naprawdę fajne. Dla dziewczyn najfajniejszy jest Jelonek, w sumie też najbardziej go lubię. Bez słów- sama melodia. Co ten człowiek robi ze skrzypcami to... ło! Musisz posłuchać, koniecznie, skoro lubisz takie brzmienia. Bajek nie oglądałem, a do Edynburga zapraszam, choć z góry ostrzegam, że to nie pięciogwiazdkowy hotel, a dom dla licznej rodziny. Chętnie odstąpię Ci swój pokój i na pocieszenie dodam, że jest najfajniejszy w całym domu, chociaż wchodzi się do niego po drabinie. - odpowiedział na jej monolog równie długo, a na koniec uśmiechnął się szeroko zadowolony z inteligentnego towarzysza do rozmowy. A o takich wbrew pozorom było trudno w Hogwarcie! Każdy miał się za kolejny cud świata, a reprezentował sobą jedynie buractwo i prostactwo. Taki sposób myślenia rozprzestrzenił się głównie w główkach Ślizgonów, którzy myślą, że samym cwaniactwem przechytrzą cały świat. A przecież nie każdego można przechytrzyć. I co? Szach mat, Ślizgoni. Dokładnie widział jej reakcję i poczuł się przez chwilę jak zabawka, droga zabawka w sklepie, podczas gdy ona była pięciolatką gotową oddać cały swój świat za tą zabawkę. W sumie czuł się tak za każdym razem gdy trafiał na grupkę dziewczyn, a szczególnie gdy trafiał na pierwszoroczne.
- Nie myślałaś nigdy nad animagią? W sensie, żeby się nauczyć? - zapytał wprost przyglądając jej się z ciekawością widoczną w jego dużych oczach, których wielkość porównał ktoś kiedyś do wielkości oczysk skrzata domowego. On o tym myślał, odkąd znalazł taki termin w książce. Od lat tego chciał, a zwykle dostawał to czego chce, bo był uparty niczym osioł. I proszę. Zamiast osła był... psem. Odważnym, charakternym i z pewnością najwierniejszym na świecie Tybetanem. Słysząc uwagę o rywalach wzniósł błagalnie oczy ku niebu.
- Ja cieee... jakbyś była moim wrogiem, to nie dał bym się pogłaskać za uszkiem, Shay. - i zaraz to zmienił się w swoją psią formę jak gdyby nigdy nic kładąc swój łeb na jej kolanach w oczekiwaniu na pieszczoty. Za uszkiem, koniecznie za uszkiem.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Była przygotowana na to, że w pewnym momencie się nie zgodzą- ale nawet to i lepiej, bo byłoby co najmniej dziwne, gdyby we wszystkim mieli takie samo zdanie. Ona nic do ryzyka w niewielkim stopniu nie miała- ba, czasem wręcz potrzebowała dreszczyku emocji, który temu towarzyszył. Może w ten sposób próbowała udowodnić sobie, że aż tak w książkach nie siedzi i może być bardziej rozrywkowa? Kto ją tam wie.
Uśmiechnęła się nieco poruszona jego kolejną wypowiedzią. To było naprawdę miłe, że nawet pokój chciał jej oddać! Shay wychowywała się w bardzo dużym i pustym domu, gdzie ceniono sobie przestrzeń. Zawsze ją przerażał fakt, że zostawała tam sama- nawet by nie słyszała jak ktoś się włamuje tylnymi drzwiami, będąc w salonie na przedzie, a tym bardziej gdzieś na piętrze. Drabina i dom dla licznej rodziny, gdzie było żywo, głośno, wesoło i z pewnością nie przejmowano się bałaganem wydawał się jej rajem na ziemi. Cóż, nie miała dobrych wspomnień. Kiwnęła głową nie spuszczając z niego wzroku.
- Byłoby bardzo miło z Twojej strony, ale nie chciałabym sprawiać kłopotu! Chociaż nie pogardziłabym przewodnikiem po mieście. Jeśli będziesz chciał to też możesz odwiedzić mnie w wakacje w Westport. Moi rodzice ciągle pracują, a mamy pokoje gościnne.. To ładne miasto wbrew pozorom. Może jakiś sklep z winylami by się znalazł? Chętnie się odwdzięczę! - rzuciła pewnym głosem, pokazując przy tym kciuka do góry. Jakby na potwierdzenie, że mówi śmiertelnie poważnie. Bo co jakby nie uwierzył? Mruknęła cicho następnie, poprawiając swój sposób siedzenia na nieistniejącej trawie. Przyjemny wiaterek na twarzy nadal się nie nudził, a kosmyki włosów przyjemnie łaskotały jej szyję oraz podbródek.
- Co to za problem, żeby się nauczyć? W bibliotece z pewnością są jakieś słowniki polskie! Oczywiście tej mugolskiej. Skrzypce są cholernie przyjemnym dla uszu instrumentem, o ile nie słucha się tego samego utworu od kilku lat. Mogę poprosić rodziców, żeby coś mi przysłali- albo lepiej gosposie, ona jest bardziej dyskretna.. - ostatnie słowa dodała nieco ciszej, zagryzając następnie dolną wargę. Fakt, zrobiłaby błąd, gdyby jej rodzice dowiedzieli się, że chce się uczyć języka kraju, z którego było chyba najmniej ludzi magicznych. Westchnęła cicho, szybko kręcąc głową i odgarniając od siebie swoich rodziców- było zbyt fajnie, aby zawracać sobie głowę nimi. Prawdę mówiąc i panienka Hasting nie przepadała za ludźmi z zielonego domu. O ile króliczek był uroczy, to jeleń wydawał się gburem. Kwestia Sereny nadal pozostała w jej głowie nierozwiązana, ale różniły się jak ogień i woda. Do tego byli strasznie pyszni, patrzyli z góry i traktowali innych jak śmieci, nawet nie dając im szansy. A to ją irytowało. Żaden człowiek nie chciałby wpasc na wściekłą Shay, bo mimo bycia kobietą potrafiła przyłożyć. Zwłaszcza, gdy ktoś się nad kimś znęcał. Miała tez cięty język, ale ani jednego ani drugiego nie uznawała za zaletę. Była to kwestia jej temperamentu. Z zamyślenia wyrwał ją głos rudzielca. Nieco zdziwiona zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie sądzę, abym dała sobie z tym radę Charlie. Właściwie kiedyś chciałam być surykatką. Nie sądzisz, że są słodkie? Ale porzuciłam te myśl, a właściwie zawalili mnie innymi rzeczami, także to odeszło gdzieś daleko. Ale jestem pełna podziwu dla Ciebie! To kosztowało dużo pracy i determinacji.
Dodała ze spokojem, przenosząc wzrok gdzieś przed siebie. Tak, zazdrościła mu trochę ale nigdy nie było to coś, czego pragnęła. Albo po prostu do tego nie dojrzała i zbyt mało wierzyła we własne umiejętności. Jej specjalnością były zaklęcia- gdzie tu animagii? Chociaż towarzyszące temu uczucie wolności i bycia inną istotą z pewnością były fascynujące. Widząc jego minę i wniesione oczka przekręciła głowę w bok i posłała mu pytające spojrzenie, nieco rozbawiona.
- Jestem Twoim rywalem, a nie wrogiem głupku! To dwie różne rzeczy, wiesz?- zdążyła prychnąć tylko sztucznie obrażona. Jednak chłopak wiedział, jak ją podejść. Gdy psi łeb wylądował na jej kolanach po prostu nie mogła się gniewać. Wywróciła jedynie oczyma, walcząc jeszcze z tym, żeby go nie pogłaskać. Ale przecież był taki miękki!
- Teraz nie będę mogła się na Ciebie gniewać, jak zrobisz takie oczy.. - rzuciła cicho, wysuwając dłonie w jego stronie. Ostrożnie, nieco nieśmiało przejechała po jego futrze na karku, a następnie zaczęła drapać go za uchem prawą ręką, a drugą pod brodą. Fakt, że miała po prostu ochotę się w niego wtulić i iść spać zwyczajnie przemilczała. Jeszcze by się wystraszył.
- Jaki z Ciebie słodziaaak! - jęknęła cicho, przenosząc dłoń z podbródka na szyję. Był ogromny i nawet nie miała jak dobrać się do brzucha czy grzbietu! Ostatecznie i tak jej pragnienie miękkiego wygrało. Objęła jego szyję i przytuliła się, kładąc mu głowę na pysku i mrucząc cicho z zadowoleniem. Nie trwało to długo, bowiem wiedziała, że z pewnością czuł się niezręcznie- a przynajmniej tak się jej wydawało. A był taki ciepły i usypiający..
- Można Cię wynająć czy coś do roli maskotki? - rzuciła cicho, unosząc wcześniej zamknięte powieki i patrząc swoimi czekoladowo-złoto oczyma w oczy psiaka odsunęła się nieco, nadal drapiąc go za uchem- tym razem za drugim.
Uśmiechnęła się nieco poruszona jego kolejną wypowiedzią. To było naprawdę miłe, że nawet pokój chciał jej oddać! Shay wychowywała się w bardzo dużym i pustym domu, gdzie ceniono sobie przestrzeń. Zawsze ją przerażał fakt, że zostawała tam sama- nawet by nie słyszała jak ktoś się włamuje tylnymi drzwiami, będąc w salonie na przedzie, a tym bardziej gdzieś na piętrze. Drabina i dom dla licznej rodziny, gdzie było żywo, głośno, wesoło i z pewnością nie przejmowano się bałaganem wydawał się jej rajem na ziemi. Cóż, nie miała dobrych wspomnień. Kiwnęła głową nie spuszczając z niego wzroku.
- Byłoby bardzo miło z Twojej strony, ale nie chciałabym sprawiać kłopotu! Chociaż nie pogardziłabym przewodnikiem po mieście. Jeśli będziesz chciał to też możesz odwiedzić mnie w wakacje w Westport. Moi rodzice ciągle pracują, a mamy pokoje gościnne.. To ładne miasto wbrew pozorom. Może jakiś sklep z winylami by się znalazł? Chętnie się odwdzięczę! - rzuciła pewnym głosem, pokazując przy tym kciuka do góry. Jakby na potwierdzenie, że mówi śmiertelnie poważnie. Bo co jakby nie uwierzył? Mruknęła cicho następnie, poprawiając swój sposób siedzenia na nieistniejącej trawie. Przyjemny wiaterek na twarzy nadal się nie nudził, a kosmyki włosów przyjemnie łaskotały jej szyję oraz podbródek.
- Co to za problem, żeby się nauczyć? W bibliotece z pewnością są jakieś słowniki polskie! Oczywiście tej mugolskiej. Skrzypce są cholernie przyjemnym dla uszu instrumentem, o ile nie słucha się tego samego utworu od kilku lat. Mogę poprosić rodziców, żeby coś mi przysłali- albo lepiej gosposie, ona jest bardziej dyskretna.. - ostatnie słowa dodała nieco ciszej, zagryzając następnie dolną wargę. Fakt, zrobiłaby błąd, gdyby jej rodzice dowiedzieli się, że chce się uczyć języka kraju, z którego było chyba najmniej ludzi magicznych. Westchnęła cicho, szybko kręcąc głową i odgarniając od siebie swoich rodziców- było zbyt fajnie, aby zawracać sobie głowę nimi. Prawdę mówiąc i panienka Hasting nie przepadała za ludźmi z zielonego domu. O ile króliczek był uroczy, to jeleń wydawał się gburem. Kwestia Sereny nadal pozostała w jej głowie nierozwiązana, ale różniły się jak ogień i woda. Do tego byli strasznie pyszni, patrzyli z góry i traktowali innych jak śmieci, nawet nie dając im szansy. A to ją irytowało. Żaden człowiek nie chciałby wpasc na wściekłą Shay, bo mimo bycia kobietą potrafiła przyłożyć. Zwłaszcza, gdy ktoś się nad kimś znęcał. Miała tez cięty język, ale ani jednego ani drugiego nie uznawała za zaletę. Była to kwestia jej temperamentu. Z zamyślenia wyrwał ją głos rudzielca. Nieco zdziwiona zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie sądzę, abym dała sobie z tym radę Charlie. Właściwie kiedyś chciałam być surykatką. Nie sądzisz, że są słodkie? Ale porzuciłam te myśl, a właściwie zawalili mnie innymi rzeczami, także to odeszło gdzieś daleko. Ale jestem pełna podziwu dla Ciebie! To kosztowało dużo pracy i determinacji.
Dodała ze spokojem, przenosząc wzrok gdzieś przed siebie. Tak, zazdrościła mu trochę ale nigdy nie było to coś, czego pragnęła. Albo po prostu do tego nie dojrzała i zbyt mało wierzyła we własne umiejętności. Jej specjalnością były zaklęcia- gdzie tu animagii? Chociaż towarzyszące temu uczucie wolności i bycia inną istotą z pewnością były fascynujące. Widząc jego minę i wniesione oczka przekręciła głowę w bok i posłała mu pytające spojrzenie, nieco rozbawiona.
- Jestem Twoim rywalem, a nie wrogiem głupku! To dwie różne rzeczy, wiesz?- zdążyła prychnąć tylko sztucznie obrażona. Jednak chłopak wiedział, jak ją podejść. Gdy psi łeb wylądował na jej kolanach po prostu nie mogła się gniewać. Wywróciła jedynie oczyma, walcząc jeszcze z tym, żeby go nie pogłaskać. Ale przecież był taki miękki!
- Teraz nie będę mogła się na Ciebie gniewać, jak zrobisz takie oczy.. - rzuciła cicho, wysuwając dłonie w jego stronie. Ostrożnie, nieco nieśmiało przejechała po jego futrze na karku, a następnie zaczęła drapać go za uchem prawą ręką, a drugą pod brodą. Fakt, że miała po prostu ochotę się w niego wtulić i iść spać zwyczajnie przemilczała. Jeszcze by się wystraszył.
- Jaki z Ciebie słodziaaak! - jęknęła cicho, przenosząc dłoń z podbródka na szyję. Był ogromny i nawet nie miała jak dobrać się do brzucha czy grzbietu! Ostatecznie i tak jej pragnienie miękkiego wygrało. Objęła jego szyję i przytuliła się, kładąc mu głowę na pysku i mrucząc cicho z zadowoleniem. Nie trwało to długo, bowiem wiedziała, że z pewnością czuł się niezręcznie- a przynajmniej tak się jej wydawało. A był taki ciepły i usypiający..
- Można Cię wynająć czy coś do roli maskotki? - rzuciła cicho, unosząc wcześniej zamknięte powieki i patrząc swoimi czekoladowo-złoto oczyma w oczy psiaka odsunęła się nieco, nadal drapiąc go za uchem- tym razem za drugim.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dom Wilsonów rajem na ziemi? Dla Hanki, która od zawsze marzyła o pławieniu się w bogactwie i dla Charlesa, który nie miał za dużo przestrzeni wygospodarowanej na poddaszu jednej z dobudówek ten dom rajem nie był. Oni chcieli już żyć inaczej, pozbyć się tej wszechobecnej nędzy raz na zawsze. I Charlie już wiedział, że jak dorobi się swojego domu to nigdy, przenigdy nie zrobi sufitu poniżej dwóch metrów. Wciąż czuł i widział, że rośnie, a i tak doszło do tego, że z głową spuszczoną w dół musiał chodzić po własnym pokoju.
- Daj spokój, to nie problem. Na wakacje i ferie przyjeżdża do nas mnóstwo znajomych ze szkoły i ja swoim gościom zwyczajowo odstępuję swój pokój. Ale nie martw się! Mam wygodne łóżko w piwnicy gdzie śpię pośród setki swoich gratów, więc nie jest źle. Wesport? To będzie gdzieś w Irlandii, prawda? Miło będzie zobaczyć w tym kraju coś więcej niż hrabstwo Kerry które na dobrą sprawę należy do Scottów i Fitzpatricków. - stwierdził z szerokim uśmiechem na twarzy. Na dobrą sprawę mogłyby się już zacząć wakacje. Może dom rajem na ziemi nie był, ale wciąż był ich domem. Miejscem gdzie można chodzić w samych gaciach i nikt tego nie krytykuje. Tęsknił też za tym łażeniem po starym targu w poszukiwaniu czegoś, co śmiało można nazwać skarbem, a jego cena nie przekracza 80 kuntów. Uśmiechnął się do swoich myśli, po czym przyjrzał się jej uważnie, gdy całkiem poważnie mówiła o nauce języka polskiego. Pokiwał przecząco głową i westchnął ze zrezygnowaniem.
- Przepraszam, ale ja odpadam. Wystarczy mi to, że nauczyłem się sam rosyjskiego. I... masz gosposię? To znaczy, że twoja rodzinka posiada ten Wesport? Cóż... my posiadamy taki malutki kawałek Edynburga, a w zasadzie przedmieści więc... - wzruszył ramionami w geście bezradności. Swoją drogą miał sporo szczęścia do znajomości z bogaczami. Fitzpatrickowie i Scottowie zawsze się o nim przychylnie wypowiadali, nawet jak dał Jamesowi w jego ryj, a Christine Greengrass śmiało zasłużyła na miano jego przyjaciółki. Zawsze to jakieś pocieszenie: jak będzie przymierał głodem, to będzie wiedział do kogo zgłosić się po pożyczkę. Słysząc uwagę o surykatkach pokiwał jednak ze zrozumieniem głową.
- Trochę. W zasadzie to jakieś dwa lata wyjęte z życiorysu. Ale warto, uwierz mi warto. - odpowiedział jeszcze przed przemianą w psa, po czym ułożył się starając się możliwie jak najmniej ją zgnieść. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest pod tą postacią malutką i uroczą kruszynką tylko psiskiem z łbem, że łbem. Gdy zaczęła głaskanie po karku jego ogon rytmicznie poruszał się w prawo i lewo, a on sam przymknął na chwilę ślepia. Och, zdecydowanie uwielbiał damskie rączki w okolicach zauszkowych. Nie przeszkadzało mu też to, że się przytuliła. A kiedy usłyszał jej pytanie wydał z siebie trudny do zidentyfikowania dźwięk, po czym powoli się podniósł, aby zaraz zamienić się w rudego Wilsona.
- Rozważę tą propozycję. Na razie będę jednak się zbierać. Mam jeszcze trochę nauki. - przyznał z cichym westchnięciem, po czym założył trampki mocno je sznurując. Potem ostrożnie wstał i założył torbę na ramię.
- Do zobaczenia, Shay! - rzucił wesołym tonem machając jej na pożegnanie, po czym ruszył w stronę Gryfońskiej wieży. Z tego co zdążył jeszcze zauważyć, Krukonka wyszła zaraz za nim.
- Daj spokój, to nie problem. Na wakacje i ferie przyjeżdża do nas mnóstwo znajomych ze szkoły i ja swoim gościom zwyczajowo odstępuję swój pokój. Ale nie martw się! Mam wygodne łóżko w piwnicy gdzie śpię pośród setki swoich gratów, więc nie jest źle. Wesport? To będzie gdzieś w Irlandii, prawda? Miło będzie zobaczyć w tym kraju coś więcej niż hrabstwo Kerry które na dobrą sprawę należy do Scottów i Fitzpatricków. - stwierdził z szerokim uśmiechem na twarzy. Na dobrą sprawę mogłyby się już zacząć wakacje. Może dom rajem na ziemi nie był, ale wciąż był ich domem. Miejscem gdzie można chodzić w samych gaciach i nikt tego nie krytykuje. Tęsknił też za tym łażeniem po starym targu w poszukiwaniu czegoś, co śmiało można nazwać skarbem, a jego cena nie przekracza 80 kuntów. Uśmiechnął się do swoich myśli, po czym przyjrzał się jej uważnie, gdy całkiem poważnie mówiła o nauce języka polskiego. Pokiwał przecząco głową i westchnął ze zrezygnowaniem.
- Przepraszam, ale ja odpadam. Wystarczy mi to, że nauczyłem się sam rosyjskiego. I... masz gosposię? To znaczy, że twoja rodzinka posiada ten Wesport? Cóż... my posiadamy taki malutki kawałek Edynburga, a w zasadzie przedmieści więc... - wzruszył ramionami w geście bezradności. Swoją drogą miał sporo szczęścia do znajomości z bogaczami. Fitzpatrickowie i Scottowie zawsze się o nim przychylnie wypowiadali, nawet jak dał Jamesowi w jego ryj, a Christine Greengrass śmiało zasłużyła na miano jego przyjaciółki. Zawsze to jakieś pocieszenie: jak będzie przymierał głodem, to będzie wiedział do kogo zgłosić się po pożyczkę. Słysząc uwagę o surykatkach pokiwał jednak ze zrozumieniem głową.
- Trochę. W zasadzie to jakieś dwa lata wyjęte z życiorysu. Ale warto, uwierz mi warto. - odpowiedział jeszcze przed przemianą w psa, po czym ułożył się starając się możliwie jak najmniej ją zgnieść. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest pod tą postacią malutką i uroczą kruszynką tylko psiskiem z łbem, że łbem. Gdy zaczęła głaskanie po karku jego ogon rytmicznie poruszał się w prawo i lewo, a on sam przymknął na chwilę ślepia. Och, zdecydowanie uwielbiał damskie rączki w okolicach zauszkowych. Nie przeszkadzało mu też to, że się przytuliła. A kiedy usłyszał jej pytanie wydał z siebie trudny do zidentyfikowania dźwięk, po czym powoli się podniósł, aby zaraz zamienić się w rudego Wilsona.
- Rozważę tą propozycję. Na razie będę jednak się zbierać. Mam jeszcze trochę nauki. - przyznał z cichym westchnięciem, po czym założył trampki mocno je sznurując. Potem ostrożnie wstał i założył torbę na ramię.
- Do zobaczenia, Shay! - rzucił wesołym tonem machając jej na pożegnanie, po czym ruszył w stronę Gryfońskiej wieży. Z tego co zdążył jeszcze zauważyć, Krukonka wyszła zaraz za nim.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Christine oczywiście otrzymała zaproszenie na dzisiejszą imprezkę w Pokoju Wspólnym. No i miała trzy wyjścia: albo wybić ślizgonom z głowy tę alkoholową libację, albo bawić się razem z nimi no i ostatnia opcja - udawać że o niczym nie wie. Po dłuższym zastanowieniu się wybrała tę ostatnią opcję, zaproszenie spłonęło więc zaraz po przeczytaniu, a ona sama już po obiedzie nie skierowała się do dormitorium, tylko zaszyła się w bibliotece. Wiedziała że nawet jeżeli ktoś ze ślizgonów by ją tutaj znalazł, nie zachęcałby jej specjalnie do tego żeby jednak na imprezie się zjawiła. Wszak była Prefektem, sam fakt więc że zaproszenie wpadło jej w ręce, uznała za nieporozumienie. Bo kto byłby takim samobójcą żeby oznajmiać prefektowi swojego domu, że dzisiaj mają ochotę się zalać w trupa w Pokoju Wspólnym?
W każdym razie, po kilku godzin spędzonych w bibliotece Chris, uznała że teraz pora na jakiś odpoczynek. No a że do 'godziny policyjnej' zostało jeszcze trochę czasu, skierowała się na VII piętro, a tam do z pozoru zwyczajnej, pustej sali. Wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała odpowiednie zaklęcie, żeby zaraz zamiast pustej sali, rozkoszować się zieloną łąką i wiosną, której już tak nie mogła się doczekać. Rzuciła gdzieś na wyimaginowaną trawę torbę, na nią sweter, który zaraz ściągnęła z ramion, a potem sama usiadła sobie po turecku obok niej, korzystając z ciszy jaka panowała na łące. Nie trwało długo, a ona już całkiem zapomniała że jest w szkolę, a jej myśli powędrowały daleko, daleko od niej.
W każdym razie, po kilku godzin spędzonych w bibliotece Chris, uznała że teraz pora na jakiś odpoczynek. No a że do 'godziny policyjnej' zostało jeszcze trochę czasu, skierowała się na VII piętro, a tam do z pozoru zwyczajnej, pustej sali. Wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała odpowiednie zaklęcie, żeby zaraz zamiast pustej sali, rozkoszować się zieloną łąką i wiosną, której już tak nie mogła się doczekać. Rzuciła gdzieś na wyimaginowaną trawę torbę, na nią sweter, który zaraz ściągnęła z ramion, a potem sama usiadła sobie po turecku obok niej, korzystając z ciszy jaka panowała na łące. Nie trwało długo, a ona już całkiem zapomniała że jest w szkolę, a jej myśli powędrowały daleko, daleko od niej.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Patrick w przeciwieństwie do Christine zjawił się na imprezie. Po godzinie okazało się jednak, że towarzystwo pijanych lasek nie jest wymarzonym sposobem na spędzenie wieczoru, więc kiedy tylko znalazł jakąś wiarygodną wymówkę, ulotnił się z lochów. Krążył po zamku dobry kwadrans kiedy to dotarł do niego zapach dobiegający z wielkiej sali, zwiastujący początek kolacji. Smażone jajka skutecznie zwabiły go na parter.
Przy stole Ślizgonów jadł prawie sam, nie licząc uczniów klas początkowych, którzy oblegali przeciwną część stołu, tę bliżej stołu nauczycieli. Na te co grubsze dziewczyny siedzące nieopodal, które na imprezę pewnie zaproszenia nie dostały, nie zwracał uwagi. Kiedy najadł się już do syta, a jego brzuch urósł znacznie od przejedzenia tak, że guziki jego koszuli napięły się niebezpiecznie, wstał od stołu i opuścił największe pomieszczenie zamkowe. Postanowił wspiąć się kilka pięter do góry, aby spalić nadmiar tłuszczu, który pewnie niedługo zacznie mu narastać jeśli nadal będzie tak się obżerał.
Przy czwartym piętrze stracił siłę, ale kiedy napotkał na schodach spasionego Gryfona, motywacja powróciła. Nim się obejrzał, wbiegł zdyszany na siódme piętro. Przez ułamek sekundy widział dziewczynę ze swojego domu, znikającą za drzwiami na końcu korytarza. Kiedy te zatrzasnęły się za nią, Patrick przystanął na chwilę i opierając się o ścianę rękę, zgięty w pół, dyszał niemiłosiernie. Kondycję miał dobrą, ale płuca mu siadały.
Po kilku minutach, kiedy już złapał dech, poluzował krawat w barwach domu i wyprostował się. Ruszył powoli w stronę sali, w której zniknęła Ślizgonka. Nacisnął na klamkę i bez ostrzeżenia otworzył drzwi. Może nieumyślnie robił, bo jeśli ta umówiła się z kimś, mógł wparować w połowie jakiejś niewygodnej sceny, ale nie od dziś było wiadomo, że Connolly to bezmyślny głupek. Okazało się na szczęście, że w środku znajdowała się tylko jedna osoba, której się spodziewał. Zamknął za sobą drzwi z hukiem, dając o sobie znać.
- Nie na imprezie? - Zapytał, zmierzając powoli w stronę dziewczyny, która siedziała na... łące? - W tej szkole chyba nic mnie już nie zdziwi.
Przy stole Ślizgonów jadł prawie sam, nie licząc uczniów klas początkowych, którzy oblegali przeciwną część stołu, tę bliżej stołu nauczycieli. Na te co grubsze dziewczyny siedzące nieopodal, które na imprezę pewnie zaproszenia nie dostały, nie zwracał uwagi. Kiedy najadł się już do syta, a jego brzuch urósł znacznie od przejedzenia tak, że guziki jego koszuli napięły się niebezpiecznie, wstał od stołu i opuścił największe pomieszczenie zamkowe. Postanowił wspiąć się kilka pięter do góry, aby spalić nadmiar tłuszczu, który pewnie niedługo zacznie mu narastać jeśli nadal będzie tak się obżerał.
Przy czwartym piętrze stracił siłę, ale kiedy napotkał na schodach spasionego Gryfona, motywacja powróciła. Nim się obejrzał, wbiegł zdyszany na siódme piętro. Przez ułamek sekundy widział dziewczynę ze swojego domu, znikającą za drzwiami na końcu korytarza. Kiedy te zatrzasnęły się za nią, Patrick przystanął na chwilę i opierając się o ścianę rękę, zgięty w pół, dyszał niemiłosiernie. Kondycję miał dobrą, ale płuca mu siadały.
Po kilku minutach, kiedy już złapał dech, poluzował krawat w barwach domu i wyprostował się. Ruszył powoli w stronę sali, w której zniknęła Ślizgonka. Nacisnął na klamkę i bez ostrzeżenia otworzył drzwi. Może nieumyślnie robił, bo jeśli ta umówiła się z kimś, mógł wparować w połowie jakiejś niewygodnej sceny, ale nie od dziś było wiadomo, że Connolly to bezmyślny głupek. Okazało się na szczęście, że w środku znajdowała się tylko jedna osoba, której się spodziewał. Zamknął za sobą drzwi z hukiem, dając o sobie znać.
- Nie na imprezie? - Zapytał, zmierzając powoli w stronę dziewczyny, która siedziała na... łące? - W tej szkole chyba nic mnie już nie zdziwi.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Huk zamykanych drzwi, powrócił dziewczynę na ziemie. Podskoczyła lekko, kiedy usłyszała ten dźwięk, bo przez chwilę była w całkiem innym świecie, jak już zresztą wspomniałam. Odwróciła głowę w stronę wejścia, gdzie stał Patrick. Zaśmiała się delikatnie, widząc jego zdziwienie... no tak, niewiele osób wiedziało o tej komnacie. Na pytanie o imprezę, wzruszyła tylko ramionami.
- Szanowna Pani Prefekt na imprezie? Wyobrażasz sobie miny wszystkich? Nie wiedzieliby czy mają się bawić dalej, czy uciekać - powiedziała pół żartem, pół serio. Prawda była taka że nie miała ochoty na imprezowanie. Kiedy ostatnio dała namówić się na imprezę, ciekawie się to nie skończyło... trochę się chyba bała powtórki z rozrywki. A wszystko za sprawą alkoholu.
- Szanowna Pani Prefekt na imprezie? Wyobrażasz sobie miny wszystkich? Nie wiedzieliby czy mają się bawić dalej, czy uciekać - powiedziała pół żartem, pół serio. Prawda była taka że nie miała ochoty na imprezowanie. Kiedy ostatnio dała namówić się na imprezę, ciekawie się to nie skończyło... trochę się chyba bała powtórki z rozrywki. A wszystko za sprawą alkoholu.
Strona 3 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 3 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach