Komnata Czterech Pór Roku
+34
Samuel Jarsen
Noah Vedran
Mistrz Gry
Marianne Ray
Anthony Wilson
Elijah Ward
Antonija Vedran
Zoja Yordanova
Jonathan Lemke
Pierre Vauquer
Rhinna Hamilton
Jason Snakebow
Mia Kruger
Zacarias de la Vega
Leanne Chatier
Nevan Fraser
William Greengrass
Cassidy Thomas
Patrick Connolly
Christine Greengrass
Shay Hasting
Charles Wilson
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Sanne van Rijn
Alice Mickey
Connor Campbell
Lena Gregorovic
Flora Wilson
Aaron Matluck
Hannah Wilson
Cory Reynolds
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
38 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 7 z 9
Strona 7 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Komnata Czterech Pór Roku
First topic message reminder :
Komnata Czterech Pór Roku to sala magicznej projekcji, która powstała w wyniku jednego ze szkolnych projektów lat sześćdziesiątych XX wieku, gdy jeden z nauczycieli z grupą uczniów zgłębiał tajniki wywoływania halucynacji za pomocą magii. Pokój został zaprojektowany w ten sposób, aby ukazywać jedną z czterech projekcji.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Tak naprawdę nie spodziewała się, że spróbuje, a jeśli podejmie próbę to zrobi jakąś dziwną minę, albo, o zgroza, ściągnie koszulkę i napnie mięśnie. Kilkakrotnie już zdarzyło się jej spotkać z takim zachowaniem i za każdym razem czuła to samo zażenowanie. Nawet nie próbowała myśleć co musi czuć jej matka kiedy mężczyźni bezwiednie przed nią klękają, napinają mięśnie czy ściągają spodnie. Tak, zdecydowanie jej mama i kuzynki od strony mamy mają większe problemy, ale też nikt nie każe im ciągle przebywać wśród ludzi. Mia jako pół-wila była już na towarzystwo ludzi skazana od dzieciństwa, bo jej rodzicielka nie wyobrażała sobie dla niej innego życia. Nie mniej jednak spodziewała się braku reakcji lub coś szalenie kompromitującego dla chłopaka, a dla niej zwyczajnie żenującego. Nie spodziewała się jednak, że wyciągnie ze swojej torby jajowaty przedmiot w łuski który sprawił, że jej oczy zabłyszczały z ciekawością, a dłonie puściły kolana aby wyciągnąć się ku skarbowi Zaca. Miała słabość do pięknych rzeczy. Jak każda kobieta. Jak każda wilowata. Dlatego z czułością wzięła jajo do ręki ostrożnie obracając je w palach, a w oczach widać było zachwyt i ciekawość.
- Podoba mi się, och bardzo mi się podoba! Ale wiesz, że nie mogę tego zabrać nawet gdybyś naprawdę chciał mi to dać. To nie byłoby uczciwe z mojej strony - powiedziała w końcu z rezygnacją podając znów jajo Krukonowi, a przy okazji jej wargi wygięły się w szerokim uśmiechu. Był miły. Zasługiwał więc na to, aby ona była równie miła.
- Ale jest piękne. Naprawdę piękne. Ma jakieś magiczne właściwości? - zapytała przysuwając się nieco bliżej chłopaka.
- Podoba mi się, och bardzo mi się podoba! Ale wiesz, że nie mogę tego zabrać nawet gdybyś naprawdę chciał mi to dać. To nie byłoby uczciwe z mojej strony - powiedziała w końcu z rezygnacją podając znów jajo Krukonowi, a przy okazji jej wargi wygięły się w szerokim uśmiechu. Był miły. Zasługiwał więc na to, aby ona była równie miła.
- Ale jest piękne. Naprawdę piękne. Ma jakieś magiczne właściwości? - zapytała przysuwając się nieco bliżej chłopaka.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Nie zabrał przedmiotu od Mii, widocznie to nie był koniec prezentacji. Chłopak przyjrzał się reakcji dziewczyny, uśmiechnął się wesoło, w końcu osiągnął to co zamierzał.
- Sama się przekonaj. - Odsunął ręce Mii wraz z przedmiotem do niej z powrotem.
- Nie musisz się martwić, nie musisz nikomu mówić, że to ode mnie. Od znalazłaś to tutaj, albo dostałaś od anonimowego adoratora.
Wzruszył beztrosko ramionami. Uznał, że przedmiot nie jest już jego, był prezentem. A prezentów się nie oddaje, to źle wróży.
- Potrząśnij a później przekręć jakbyś chciała odkręcić słoik.
Wykonał gest jakby rzeczywiście w dłoniach trzymał słój i odkręcał jego wieczko.
Gdy ośmielona Mia zbliżyła się do niego ten tylko się wyprostował siadając po turecku opierając ręce na kolanach.
- Sama się przekonaj. - Odsunął ręce Mii wraz z przedmiotem do niej z powrotem.
- Nie musisz się martwić, nie musisz nikomu mówić, że to ode mnie. Od znalazłaś to tutaj, albo dostałaś od anonimowego adoratora.
Wzruszył beztrosko ramionami. Uznał, że przedmiot nie jest już jego, był prezentem. A prezentów się nie oddaje, to źle wróży.
- Potrząśnij a później przekręć jakbyś chciała odkręcić słoik.
Wykonał gest jakby rzeczywiście w dłoniach trzymał słój i odkręcał jego wieczko.
Gdy ośmielona Mia zbliżyła się do niego ten tylko się wyprostował siadając po turecku opierając ręce na kolanach.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Ma sama się przekonać? A co jeśli zawartość tego jaja ją zabije? Albo urwie jej ręce? Albo nieodwracalnie oślepi? Zamrugała kilkakrotnie wpatrując się w pierwotnego właściciela tegoż cudeńka. Nie wyglądał na seryjnego mordercę. Chociaż jak dokładnie wyglądali seryjni mordercy? Ten tutaj osobnik uśmiechał się zbyt wesoło żeby chciał jej zrobić krzywdę. Dlatego ostrożnie przyciągnęła ręce do siebie wpatrując się w jego twarz jakby chcąc wycenić prawdomówność jego słów.
- Wiesz, że jak znam Twoje imię i wiem jak wyglądasz to nie zaliczasz się już do grona anonimowych? - rzuciła lekko żartobliwym tonem gotowa przyjąć ten podarunek jeśli w środku nie jest czyste złoto albo nie jest to jakimś legendarnym magicznym artefaktem który przypadkowo trafił w ręce Krukona. No i oczywiście jeśli nie jest czymś co może ją uszkodzić. Z ciekawością potrząsnęła przygryzając delikatnie dolną wargę, po czym przekręciła ją uważnie czekając na to co jest w środku...
- Wiesz, że jak znam Twoje imię i wiem jak wyglądasz to nie zaliczasz się już do grona anonimowych? - rzuciła lekko żartobliwym tonem gotowa przyjąć ten podarunek jeśli w środku nie jest czyste złoto albo nie jest to jakimś legendarnym magicznym artefaktem który przypadkowo trafił w ręce Krukona. No i oczywiście jeśli nie jest czymś co może ją uszkodzić. Z ciekawością potrząsnęła przygryzając delikatnie dolną wargę, po czym przekręciła ją uważnie czekając na to co jest w środku...
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Klik!
Jajo zabłysło kolorowym światłem pomiędzy łuskami i linii obrotu. Po czym metalowe płytki rozchyliły się z cichym brzdękiem. Ze środka jaja rozbłysły kolorowe światełka układając się wokół odcieniami, każda łuska miała własny kolor.
Mia została uraczona istną gamą barw, które powoli zaczęły wirować wraz z segmentami jaja, które podzieliło się na osobne pierścienie otwierając nad dłonią Ślizgonki.
Niczym bajeczna, magiczna kula dytkotekowa jajo rozrzucało wokół siebie plamy kolorów, które powoli zaczęły kształtować się w zarysy przedmiotów i postaci. Proste, schematyczne kształty zmieniały się niczym w teatrze cieni odgrywając własną opowieść.
Po krótkiej chwili do barw dołączyła muzyka - istotnie, to była pozytywka.
Żywa melodia rozbrzmiewała echem po komnacie komponując się z prezentowanymi obrazami. Melodia brzmiała egzotycznie, Mii było ciężko określić jakie instrumenty złożyły się na te brzmienie.
Metalowy przedmiot w końcu się złożył i już tylko grał, barwy zmiękły powoli blednąć aż w końcu jedynie lśniła ciepłym, pomarańczowym blaskiem. Niczym kwiat lotosu na dłoni dziewczyny pozytywka zapętlała melodię przymykając łuski i otwierając je na nowo.
- Jeśli chcesz zamknąć wystarczy z powrotem przekręcić. - Odezwał się po dłuższej chwili Zac niezbyt głośno by nie wybić dziewczyny z chwili zapomnienia zbyt brutalnie.
Jajo zabłysło kolorowym światłem pomiędzy łuskami i linii obrotu. Po czym metalowe płytki rozchyliły się z cichym brzdękiem. Ze środka jaja rozbłysły kolorowe światełka układając się wokół odcieniami, każda łuska miała własny kolor.
Mia została uraczona istną gamą barw, które powoli zaczęły wirować wraz z segmentami jaja, które podzieliło się na osobne pierścienie otwierając nad dłonią Ślizgonki.
Niczym bajeczna, magiczna kula dytkotekowa jajo rozrzucało wokół siebie plamy kolorów, które powoli zaczęły kształtować się w zarysy przedmiotów i postaci. Proste, schematyczne kształty zmieniały się niczym w teatrze cieni odgrywając własną opowieść.
Po krótkiej chwili do barw dołączyła muzyka - istotnie, to była pozytywka.
Żywa melodia rozbrzmiewała echem po komnacie komponując się z prezentowanymi obrazami. Melodia brzmiała egzotycznie, Mii było ciężko określić jakie instrumenty złożyły się na te brzmienie.
Metalowy przedmiot w końcu się złożył i już tylko grał, barwy zmiękły powoli blednąć aż w końcu jedynie lśniła ciepłym, pomarańczowym blaskiem. Niczym kwiat lotosu na dłoni dziewczyny pozytywka zapętlała melodię przymykając łuski i otwierając je na nowo.
- Jeśli chcesz zamknąć wystarczy z powrotem przekręcić. - Odezwał się po dłuższej chwili Zac niezbyt głośno by nie wybić dziewczyny z chwili zapomnienia zbyt brutalnie.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Z zachwytem widocznym na twarzy obserwowała jak nieznany przedmiot zamienia się w jedną z piękniejszych pozytywek jakie widziała całym swoim życiu. Jej dolna warga została uwolniona spod nacisku śnieżnobiałych zębów, aby dolna szczęka mogła swobodnie opaść kiedy to oczy robiły się coraz większe i większe.
- To piękne, naprawdę piękne - powiedziała cicho, jakby bojąc się ze jakikolwiek głośniejszy dźwięk może sprawić, że pozytywka znów stanie się nieznanym jajem. Zachwycającym, ale tylko jajem. Dość bezużytecznym jajem. Pozytywka jednak nie była bezużyteczna. Była jedną z tych rzeczy które Ślizgonka była w stanie pokochać od razu. Teraz, nawet gdyby Zac zażądał zwrotu tego cudeńka to nie byłaby skłonna mu je oddać tak jak przed paroma minutami. Opadła na miękki piasek aby wsłuchać się w melodię. Nieznane dotychczas dźwięki sprawiały, że coraz szerszy i jak najbardziej promienny uśmiech rozświetlał jej twarz. Przez chwilę tak leżała, a kiedy melodia ucichła podniosła się do góry, aby zarzucić chłopakowi ręce na szyję i bezceremonialnie się do niego przytulając.
- Dziękuję - wyszeptała mu do ucha, zostawiając jeszcze lekkiego buziaka na policzku, a potem jeszcze zakołysała kulą aby ta znów zaczęła grać podczas gdy z radością i fascynacją obserwowała i wsłuchiwała się w nowość.
- To piękne, naprawdę piękne - powiedziała cicho, jakby bojąc się ze jakikolwiek głośniejszy dźwięk może sprawić, że pozytywka znów stanie się nieznanym jajem. Zachwycającym, ale tylko jajem. Dość bezużytecznym jajem. Pozytywka jednak nie była bezużyteczna. Była jedną z tych rzeczy które Ślizgonka była w stanie pokochać od razu. Teraz, nawet gdyby Zac zażądał zwrotu tego cudeńka to nie byłaby skłonna mu je oddać tak jak przed paroma minutami. Opadła na miękki piasek aby wsłuchać się w melodię. Nieznane dotychczas dźwięki sprawiały, że coraz szerszy i jak najbardziej promienny uśmiech rozświetlał jej twarz. Przez chwilę tak leżała, a kiedy melodia ucichła podniosła się do góry, aby zarzucić chłopakowi ręce na szyję i bezceremonialnie się do niego przytulając.
- Dziękuję - wyszeptała mu do ucha, zostawiając jeszcze lekkiego buziaka na policzku, a potem jeszcze zakołysała kulą aby ta znów zaczęła grać podczas gdy z radością i fascynacją obserwowała i wsłuchiwała się w nowość.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Biegł przez Hogwart ściskając pachnący zwitek pergaminu, na którym zgrabnym, pochyłym pismem napisane były litery, układające się w zdania, niosące ze sobą treść, która uderzyła go prosto w twarz. Już całkowicie zapomniał o spotkaniu w Zakazanym Lesie z Davidem, który notabene okazał się wilkołakiem, teraz musiał znaleźć Mię. Co prawda od ich ostatniego spotkania na balu halloweenowym nie widzieli się prawie w ogóle. We wnętrzu Jasona wciąż pogorzewał obraz pocałunku blondynki z zamaskowanym panem sową. Zrobiony był ewidentnie, by zranić, by złośliwie zmieszać go z błotem. I udało się to. Zarówno Mia, jak i jej siostra Monika mogły zauważyć malujące się jednocześnie złość i żal na twarzy wampira. Jason obiecywał sobie, że od tamtej pory nie będzie nawet myślał o panience Kruger. Cóz, obiecanki cacanki. Jako, że nie musiał spać i na jakiś czas zniknął ze szkoły, zaszywając się w Zakazanym Lesie, dziennie o niej myślał. O jej jasnych, świecących włosach, czekoladowych teczówkach, w których wesoło skakały iskierki, malinowych, słodkich i gorących ustach.
Tęsknił za nią. Każdej nocy jej imię wybrzmiewało w jego zimnych i pozbawionych życia wargach.
- Mia... gdzie jesteś... - mówił do siebie, pytał się, błądząc po korytarzach niczym widmo szukające zemsty. A może szukało pokuty za popełnione grzechy i zbrodnie?
Gdy otrzymał list, czytał go chyba z piętnaście razy, najdłużej zatrzymując się przy słowach "Ukochany" oraz "Zawsze Twoja". Treść listu sprawiała, że dłonie zaczynały mu się trząść, a oddech przyspieszał. Nie mógł w to uwierzyć. On, krwiożerczy wampir, ona - pół-wila. Para nie z tego świata, jakby nie patrząc z relacją wyniesioną ponad wszelkie stereotypy. Gdyby żył, jego serce biłoby teraz jak szalone.
W końcu znalazł się na piętrze i przechodząc obok komnaty czterech pór roku, poczuł ciepło. Zatrzymał się i wziął głęboki wdech. Poczuł tylko morską bryzę, wydobywającą się z wnętrza, nic poza tym. Miałciche przeczucie, że tam właśnie dziewczyna się znajduje. Niewiele myśląc, wyciągnął różdżkę i powoli otworzył drzwi.
Od razu tego pożałował, zaśłonił twarz przed promieniami słońca, jakby czując na sobie ich parzący dotyk. On, blada i chodząca śmierć lękająca się promieni. Jednak zorientował się szybko, iż podobny pokój mają w Durmstrangu. To wszystko było iluzją, więc nie mogło mu zrobić krzywdy. Gdy jego lodowate stopy dotknęły ciepłego piasku odetchnął z ulgą i zaczął się rozglądać.
Ujrzał ją, siedzącą z jakimś chłopakiem w blasku słońca przy lazurowym wybrzeżu. Był uśmiechnięta, szczęśliwa. Uśmiechnięta bez niego... nie potrzebująca go... Tak piękna i powabna jak nigdy dotąd..
Chwilę się wahał zanim podszedł, ale wziął głęboki wdech i zrobił parę kroków, ściągając szatę z siebie i chowając różdżkę do kieszeni spodni. W dłoni nadal kurczowo trzymał list. Do jego uszu dobiegła melodia pozytywki i jej wizualne efekty. W jego ciemnobrązowych oczach malowała się zazdrość. Straszna zazdrość.
Gdy tak zbliżył się na odległość "bezpieczną" zatrzymał się i powiedział.
- Cześć Mia... - po czym, gdy blondwłosa piękność spojrzy na niego, pokazał jej list i dodał. - Chyba musimy porozmawiać...
Ignorował jej towarzysza, nie obchodził go, ale kątem oka miał go na uwadze. Kto wie, co komu może strzelić do głowy.
Tęsknił za nią. Każdej nocy jej imię wybrzmiewało w jego zimnych i pozbawionych życia wargach.
- Mia... gdzie jesteś... - mówił do siebie, pytał się, błądząc po korytarzach niczym widmo szukające zemsty. A może szukało pokuty za popełnione grzechy i zbrodnie?
Gdy otrzymał list, czytał go chyba z piętnaście razy, najdłużej zatrzymując się przy słowach "Ukochany" oraz "Zawsze Twoja". Treść listu sprawiała, że dłonie zaczynały mu się trząść, a oddech przyspieszał. Nie mógł w to uwierzyć. On, krwiożerczy wampir, ona - pół-wila. Para nie z tego świata, jakby nie patrząc z relacją wyniesioną ponad wszelkie stereotypy. Gdyby żył, jego serce biłoby teraz jak szalone.
W końcu znalazł się na piętrze i przechodząc obok komnaty czterech pór roku, poczuł ciepło. Zatrzymał się i wziął głęboki wdech. Poczuł tylko morską bryzę, wydobywającą się z wnętrza, nic poza tym. Miałciche przeczucie, że tam właśnie dziewczyna się znajduje. Niewiele myśląc, wyciągnął różdżkę i powoli otworzył drzwi.
Od razu tego pożałował, zaśłonił twarz przed promieniami słońca, jakby czując na sobie ich parzący dotyk. On, blada i chodząca śmierć lękająca się promieni. Jednak zorientował się szybko, iż podobny pokój mają w Durmstrangu. To wszystko było iluzją, więc nie mogło mu zrobić krzywdy. Gdy jego lodowate stopy dotknęły ciepłego piasku odetchnął z ulgą i zaczął się rozglądać.
Ujrzał ją, siedzącą z jakimś chłopakiem w blasku słońca przy lazurowym wybrzeżu. Był uśmiechnięta, szczęśliwa. Uśmiechnięta bez niego... nie potrzebująca go... Tak piękna i powabna jak nigdy dotąd..
Chwilę się wahał zanim podszedł, ale wziął głęboki wdech i zrobił parę kroków, ściągając szatę z siebie i chowając różdżkę do kieszeni spodni. W dłoni nadal kurczowo trzymał list. Do jego uszu dobiegła melodia pozytywki i jej wizualne efekty. W jego ciemnobrązowych oczach malowała się zazdrość. Straszna zazdrość.
Gdy tak zbliżył się na odległość "bezpieczną" zatrzymał się i powiedział.
- Cześć Mia... - po czym, gdy blondwłosa piękność spojrzy na niego, pokazał jej list i dodał. - Chyba musimy porozmawiać...
Ignorował jej towarzysza, nie obchodził go, ale kątem oka miał go na uwadze. Kto wie, co komu może strzelić do głowy.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Obserwował zachwyconą Mię z zadowoleniem. Sprawiało mu to wiele radości, w końcu w jego żyłach płynęła hiszpańska krew, gorąca, ognista - radość i każdy powód do śmiechu wykorzystywał na tyle na ile się tylko dało a nawet i więcej.
Uniósł dłoń, by pobawić się wirującymi światełkami na jego skórze. Hipnotyzujące piękno sprawiało, że poczuł się jak wtedy, gdy kupował pozytywkę. Gdy stara wiedźma zaprowadziła go do zaciemnionej kajuty wielkiego galeonu i pokazała jak uruchomić cudeńko. Zapach morza i ciepło padające na twarz były prawie takie same. Przeżywał na powrót pierwsze doznanie pięknego urządzenia.
Uznał, że pozytywka pasuje do Mii, wiedział co prawda, że kobiety są jak sroki, co się świeci i ładnie wygląda od razu przykuwa ich uwagę. Lecz on miał jeden cel, wywołać uśmiech na tawrzy Ślizgonki i sprawić, by zapomniała o złych chwilach.
Udało się. Został za to nawet nagrodzony, dotyk miękkich warg blondynki był dla niego przyjemny. Odwzajemnił jej uścisk uśmiechając się radośnie. Objął ją ramieniem pozwalając by mogła przylgnąć do jego boku i zachwycać się prezentem.
Lecz tę chwilę zmącono, nieokreślony chłód, gorzki i brutalny. Obejrzał się na drzwi. Jedno spojrzenie na Jasona wystarczyło, aby rozpoznał, że chłopaka zżera zazdrość. Czuł jej kwaśny smak w powietrzu. Wiedział poniekąd, że Jason był po części powodem smutków Mii i jej braku chęci rozmów o Halloween. Plotki szybko się rozchodzą a on sam stał wśród gapiów tamtego wieczora.
Nie pozwoli by jakiś zazdrosny dzieciak zepsuł mu miłą chwilę, tym bardziej, że kosztem kogoś, kto i tak już wystarczająco się wycierpiał. Powoli wstał stając na drodze Jasona.
- To nie jest dobra chwila. Proszę, nie przeszkadzaj. - Był miły, jeszcze. Lecz jego postawa wyraźnie sugerowała, że za chwile może się to zmienić. Hiszpan nie miał ochotę na bitkę, ani wyrzucanie młodszego ucznia z komnaty. Miał nadzieję, że ten sam się usunie.
Uniósł dłoń, by pobawić się wirującymi światełkami na jego skórze. Hipnotyzujące piękno sprawiało, że poczuł się jak wtedy, gdy kupował pozytywkę. Gdy stara wiedźma zaprowadziła go do zaciemnionej kajuty wielkiego galeonu i pokazała jak uruchomić cudeńko. Zapach morza i ciepło padające na twarz były prawie takie same. Przeżywał na powrót pierwsze doznanie pięknego urządzenia.
Uznał, że pozytywka pasuje do Mii, wiedział co prawda, że kobiety są jak sroki, co się świeci i ładnie wygląda od razu przykuwa ich uwagę. Lecz on miał jeden cel, wywołać uśmiech na tawrzy Ślizgonki i sprawić, by zapomniała o złych chwilach.
Udało się. Został za to nawet nagrodzony, dotyk miękkich warg blondynki był dla niego przyjemny. Odwzajemnił jej uścisk uśmiechając się radośnie. Objął ją ramieniem pozwalając by mogła przylgnąć do jego boku i zachwycać się prezentem.
Lecz tę chwilę zmącono, nieokreślony chłód, gorzki i brutalny. Obejrzał się na drzwi. Jedno spojrzenie na Jasona wystarczyło, aby rozpoznał, że chłopaka zżera zazdrość. Czuł jej kwaśny smak w powietrzu. Wiedział poniekąd, że Jason był po części powodem smutków Mii i jej braku chęci rozmów o Halloween. Plotki szybko się rozchodzą a on sam stał wśród gapiów tamtego wieczora.
Nie pozwoli by jakiś zazdrosny dzieciak zepsuł mu miłą chwilę, tym bardziej, że kosztem kogoś, kto i tak już wystarczająco się wycierpiał. Powoli wstał stając na drodze Jasona.
- To nie jest dobra chwila. Proszę, nie przeszkadzaj. - Był miły, jeszcze. Lecz jego postawa wyraźnie sugerowała, że za chwile może się to zmienić. Hiszpan nie miał ochotę na bitkę, ani wyrzucanie młodszego ucznia z komnaty. Miał nadzieję, że ten sam się usunie.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Obracała przedmiot w dłoniach na chwilę wyłączając się z otaczającej ją rzeczywistości. Liczyła się tylko ona i melodia. Melodia którą mogłaby wytańczyć z niemałą radością gdyby tylko wzięła z dormitoirum swoje pointy lub chociaż baletki. Niestety takowych przy sobie nie posiadała. Nawet nie miała pończoch więc wyimaginowane promienie słoneczne przyjemnie muskały jej nagą skórę nóg. Oparta o bok Krukona nie wiedziała, że mają towarzystwo aż do czasu w którym usłyszała głos który sprawił, że dłonie trzymające pozytywkę zadrżały, serce gwałtownie przyspieszyło, a na odsłoniętych ramionach widać było gęsią skórkę. Głos który znała tak dobrze jak swój własny. Głos który nawiedzał ją niemalże każdej nocy. Podniosła wzrok na Jasona, a uśmiech na jej twarzy zgasł jak płomień świecy na wietrze. Nadal sądziła, że jej imię brzmi najlepiej w jego ustach. Nadal był dla niej bardzo ważny. Nadal na nią działał. I to chyba nigdy się nie zmieni. Na widok listu w jego dłoni zacisnęła wargi w wąską kreskę i ostrożnie odsunęła się od Zaca posyłając mu przepraszające spojrzenie podczas gdy dłońmi zakręciła pozytywkę zamykając kolory i muzykę w środku, tak, że znów była zwykłym jajem.
- Pójdziemy w weekend do Hogsmeade, Zac? Czuję, że wiszę Ci piwo - powiedziała cicho, chociaż wiedziała, że to nie ma znaczenia. Każde słowo dotrze do uszu Snakebowa. Zazdrosnego Snakebowa. Widziała jego spojrzenie. Ciemne tęczówki wprost ciskały gromy i nie mogłoby być bardziej wyraźne. Jak wtedy, na Halloween. Z boku patrzyła na jego wzrok podczas pocałunku jej siostry w jej ciele z nieznanym Sowołakiem. I teraz nie miała pojęcia jak Monika je wytrzymała.
- Tak jak jemu wiszę rozmowę - dodała jeszcze podnosząc się z gracją z wszechobecnego piachu. Wciąż w dłoniach trzymała pozytywkę. Najlepiej będzie dla Hiszpana jak zostawi tą dwójkę. Inaczej Jason na wejściu go rozszarpie. Inaczej nie będzie widział jak nawzajem rzucają się sobie do gardeł. Inaczej zobaczy mniej, a w tym przypadku mniej jest pożądane.
- Na razie - bardziej wyraźnie nie mogła dać do zrozumienia Hiszpanowi, że powinien już sobie iść. Na osłodę znów zostawiła na jego policzku delikatny odcisk swoich malinowych warg i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Pójdziemy w weekend do Hogsmeade, Zac? Czuję, że wiszę Ci piwo - powiedziała cicho, chociaż wiedziała, że to nie ma znaczenia. Każde słowo dotrze do uszu Snakebowa. Zazdrosnego Snakebowa. Widziała jego spojrzenie. Ciemne tęczówki wprost ciskały gromy i nie mogłoby być bardziej wyraźne. Jak wtedy, na Halloween. Z boku patrzyła na jego wzrok podczas pocałunku jej siostry w jej ciele z nieznanym Sowołakiem. I teraz nie miała pojęcia jak Monika je wytrzymała.
- Tak jak jemu wiszę rozmowę - dodała jeszcze podnosząc się z gracją z wszechobecnego piachu. Wciąż w dłoniach trzymała pozytywkę. Najlepiej będzie dla Hiszpana jak zostawi tą dwójkę. Inaczej Jason na wejściu go rozszarpie. Inaczej nie będzie widział jak nawzajem rzucają się sobie do gardeł. Inaczej zobaczy mniej, a w tym przypadku mniej jest pożądane.
- Na razie - bardziej wyraźnie nie mogła dać do zrozumienia Hiszpanowi, że powinien już sobie iść. Na osłodę znów zostawiła na jego policzku delikatny odcisk swoich malinowych warg i uśmiechnęła się przepraszająco.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
"Wiem, że nie powinnam do Ciebie pisać. Wiem, że nie powinnam się już z Tobą kontaktować, bo wiem, że nie jesteś odpowiedni dla mnie. Bierzesz na siebie całą winę naszego rozstania podczas gdy nie wiesz, że ja też nie jestem odpowiednią jednostką do stworzenia zdrowego związku damsko-męskiego."
Gówno prawda! Gdyby tak było, Jason nie latałby jak poparzony w poszukiwaniu nadawcy listu. Nie widzieli się prawie trzy tygodnie, nie dawali żadnego znaku życia, milczenie wdzierało się w przestrzeń między nimi, z każdą minutą powiększała sięcoraz bardziej. Przepaść między nimi, między wampirem, a pół-wilą, miała w sobie to, czego obydwoje sie obawiali. I od czasu balu halloweenowego żadne z nich nie zrobiło kroku w ten spowity gęstością mrok.
Aż do dzisiejszego dnia, w którym Jason otrzymał pachnącą kopertę.
Zrobił ten krok, pozwolił ogarnąć się tej ciemności, której sam się obawiał. Bał się swoich uczuć do niej głównie dlatego, że nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. W każdej chwili mógł przecież się na nią rzucić, zatopić kły w jedwabnej szyi i wyssać jej duszę z kroplami krwi. Wolał być jej cieniem, swoistym aniołem stróżem. Chciał, by zwyczajnie była szczęśliwa, ale bez niego. Zasługiwała na kogoś lepszego. I choć teraz, będąc w tej komnacie, zazdrość mocno uwidoczniła się na jego twarzy, w głębi swojej zgniłej osobowości cieszył się, że Mia uśmiechała się przy tym chłopaku. To znaczy, że ów Krukon nie był jej do końca obojętny. I choć wnętrze ściskało w żalu, choć dawno nie bijące serce rwało się do niej - nie mógł. Tak mówił mu rozum - NIE MOŻESZ! JESTEŚ POTWOREM! NIE ZASŁUGUJESZ NA NIKOGO! NIKT CIĘ NIE ROZUMIE I NIKT NIE BĘDZIE CIĘ SZUKAĆ, GDY ZNIKNIESZ!
A emocjonalna część? Mówiła wciąż "Kocham Cię Mia", szeptała, delikatnie łechtała jego wampiryczne ego. Ślizgonka była dla niego najważniejsza.
I zawsze będzie.
. Wyjaśnia dlaczego i tak nie moglibyśmy być razem. Wile które kochają zawsze zostają zranione, a ja chciałam tego uniknąć. Jak dobrze wiemy- nie udało mi się to najlepiej.
Jason zamierzał spróbować. Jeśli wybitnie dziewczyna da mu do zrozumienia, że go nie chce, odejdzie.
Doceniał wysiłki chłopaka i troskę ojej dobro, ale jego słowa, by nie przeszkadzał, trochę wampira wzburzyły. Źrenice Jasona mocno się rozszerzyły, zbyt mocno.
- To nie Twoja sprawa, nie wtrącaj się... - powiedział, a po chwili dodał. - Proszę...
Tak, też był miły, na razie. Zapachy zarówno Zaca jak i Mii powoli mieszały mu w głowie. Zabolało go to, że Mia zwyczajnie go zignorowała. Zabolało go to i to było do uchwycenia w jego spojrzeniu. Nie zwracając uwagi już na Krukona stojącego mu na drodze wyminął go i stanął dwa kroki przed Mią. Spojrzał na nią, tak samo jak zawsze, najcieplej jak tylko mógł, choć sam był chodzącą lodówką. W tym spojrzeniu Mia się zatraciła, a Jason? Jason zatracił się w niej całej. I nie miało to znaczenia, czy była pół-wilą.
- Nareszcie Cię znalazłem...
Szepnął, siląc się na lekki uśmiech. Mocno ścisnął świstek papieru i kręcąc z niedowierzaniem głową, dodał.
- Mam tyle pytań... - urwał na chwilę, spuszczając głowę. - I jednocześnie mam Ci tyle do powiedzenia...
Zrobił krok ku niej. Stanął przed nią, czuł jej zapach teraz bardzo mocno, który kręcił mu w głowie, nęcił, kusił.
- Przepraszam... - powiedział pewnie i dokończył. - Przepraszam za wszystko, co Ci zrobiłem...przepraszam za to, że przeze mnie płakałaś...
Przełknął ślinę.
- Ja płakałem razem z Tobą...
Spuścił głowę i jego wargi również ścisnęły się w wąską kreskę. Podniósł ponownie wzrok i zanurzył się w czekoladzie jej tęczówek. Ostatni szept, jaki wydobył się z jego ust, brzmiał jak lekkie uderzenie palców w struny harfy.
- Kocham Cię...i...i zawsze będę... niezależnie od wszystkiego...
Widząc, że początkowo nic nie odpowiedziała, westchnął cicho i wyminął ją bez słowa. Jego nogi niosły go po iluzorycznej plaży. Szedł brzegiem morza, pozwalając, by fałszywa woda dotykała jego butów, a mewy śpiewały nad głową. Szedł tak, bez serca.
Serce zostawił w jej dłoniach.
Życie zostawił w jej dłoniach.
Gówno prawda! Gdyby tak było, Jason nie latałby jak poparzony w poszukiwaniu nadawcy listu. Nie widzieli się prawie trzy tygodnie, nie dawali żadnego znaku życia, milczenie wdzierało się w przestrzeń między nimi, z każdą minutą powiększała sięcoraz bardziej. Przepaść między nimi, między wampirem, a pół-wilą, miała w sobie to, czego obydwoje sie obawiali. I od czasu balu halloweenowego żadne z nich nie zrobiło kroku w ten spowity gęstością mrok.
Aż do dzisiejszego dnia, w którym Jason otrzymał pachnącą kopertę.
Zrobił ten krok, pozwolił ogarnąć się tej ciemności, której sam się obawiał. Bał się swoich uczuć do niej głównie dlatego, że nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. W każdej chwili mógł przecież się na nią rzucić, zatopić kły w jedwabnej szyi i wyssać jej duszę z kroplami krwi. Wolał być jej cieniem, swoistym aniołem stróżem. Chciał, by zwyczajnie była szczęśliwa, ale bez niego. Zasługiwała na kogoś lepszego. I choć teraz, będąc w tej komnacie, zazdrość mocno uwidoczniła się na jego twarzy, w głębi swojej zgniłej osobowości cieszył się, że Mia uśmiechała się przy tym chłopaku. To znaczy, że ów Krukon nie był jej do końca obojętny. I choć wnętrze ściskało w żalu, choć dawno nie bijące serce rwało się do niej - nie mógł. Tak mówił mu rozum - NIE MOŻESZ! JESTEŚ POTWOREM! NIE ZASŁUGUJESZ NA NIKOGO! NIKT CIĘ NIE ROZUMIE I NIKT NIE BĘDZIE CIĘ SZUKAĆ, GDY ZNIKNIESZ!
A emocjonalna część? Mówiła wciąż "Kocham Cię Mia", szeptała, delikatnie łechtała jego wampiryczne ego. Ślizgonka była dla niego najważniejsza.
I zawsze będzie.
. Wyjaśnia dlaczego i tak nie moglibyśmy być razem. Wile które kochają zawsze zostają zranione, a ja chciałam tego uniknąć. Jak dobrze wiemy- nie udało mi się to najlepiej.
Jason zamierzał spróbować. Jeśli wybitnie dziewczyna da mu do zrozumienia, że go nie chce, odejdzie.
Doceniał wysiłki chłopaka i troskę ojej dobro, ale jego słowa, by nie przeszkadzał, trochę wampira wzburzyły. Źrenice Jasona mocno się rozszerzyły, zbyt mocno.
- To nie Twoja sprawa, nie wtrącaj się... - powiedział, a po chwili dodał. - Proszę...
Tak, też był miły, na razie. Zapachy zarówno Zaca jak i Mii powoli mieszały mu w głowie. Zabolało go to, że Mia zwyczajnie go zignorowała. Zabolało go to i to było do uchwycenia w jego spojrzeniu. Nie zwracając uwagi już na Krukona stojącego mu na drodze wyminął go i stanął dwa kroki przed Mią. Spojrzał na nią, tak samo jak zawsze, najcieplej jak tylko mógł, choć sam był chodzącą lodówką. W tym spojrzeniu Mia się zatraciła, a Jason? Jason zatracił się w niej całej. I nie miało to znaczenia, czy była pół-wilą.
- Nareszcie Cię znalazłem...
Szepnął, siląc się na lekki uśmiech. Mocno ścisnął świstek papieru i kręcąc z niedowierzaniem głową, dodał.
- Mam tyle pytań... - urwał na chwilę, spuszczając głowę. - I jednocześnie mam Ci tyle do powiedzenia...
Zrobił krok ku niej. Stanął przed nią, czuł jej zapach teraz bardzo mocno, który kręcił mu w głowie, nęcił, kusił.
- Przepraszam... - powiedział pewnie i dokończył. - Przepraszam za wszystko, co Ci zrobiłem...przepraszam za to, że przeze mnie płakałaś...
Przełknął ślinę.
- Ja płakałem razem z Tobą...
Spuścił głowę i jego wargi również ścisnęły się w wąską kreskę. Podniósł ponownie wzrok i zanurzył się w czekoladzie jej tęczówek. Ostatni szept, jaki wydobył się z jego ust, brzmiał jak lekkie uderzenie palców w struny harfy.
- Kocham Cię...i...i zawsze będę... niezależnie od wszystkiego...
Widząc, że początkowo nic nie odpowiedziała, westchnął cicho i wyminął ją bez słowa. Jego nogi niosły go po iluzorycznej plaży. Szedł brzegiem morza, pozwalając, by fałszywa woda dotykała jego butów, a mewy śpiewały nad głową. Szedł tak, bez serca.
Serce zostawił w jej dłoniach.
Życie zostawił w jej dłoniach.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Poczuł się jak element zbędny w tym towarzystwie. Nie przejął się tym za bardzo, nie znał tak na prawdę ani jej ani jego. To co się pomiędzy nimi działo, to już nie jego sprawa. Skoro Mia chciała rozmawiać z Snakebow, to będzie jej w tym przeszkadzał. Lecz poniekąd jego męskie ego w tym momencie buzowało i kierowało się w stronę typowej samczej przemocy. Zdławił gorącą krew, która powoli zaczynała buzować w głowie Hiszpana. Nic z tego dobrego nie wyjdzie, a na dodatek Mia zapewne już więcej z nim nie porozmawia. A polubił ją.
- W porządku, wyjdę. - Po czym skierował wzrok na Jasona. - Niech jeszcze raz zapłacze, będziesz miał ze mną do czynienia.
Silny akcent Hiszpana sprawił, że groźba zabrzmiała na prawdę poważnie. Zielone oczy Krukona zalśniły rozjuszone.
Gdy Mia znów się zbliżyła i złożyła na jego policzku pocałunek delikatnie wsunął dłoń w jej jasne włosy. Po czym z wyciągniętą ręką oddalił się od niej.
- Do zobaczenia, Señorita.
Po czym skierował się do drzwi. Łypnął jeszcze w stronę chłopaka posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Następnie zniknął za drzwiami.
- W porządku, wyjdę. - Po czym skierował wzrok na Jasona. - Niech jeszcze raz zapłacze, będziesz miał ze mną do czynienia.
Silny akcent Hiszpana sprawił, że groźba zabrzmiała na prawdę poważnie. Zielone oczy Krukona zalśniły rozjuszone.
Gdy Mia znów się zbliżyła i złożyła na jego policzku pocałunek delikatnie wsunął dłoń w jej jasne włosy. Po czym z wyciągniętą ręką oddalił się od niej.
- Do zobaczenia, Señorita.
Po czym skierował się do drzwi. Łypnął jeszcze w stronę chłopaka posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Następnie zniknął za drzwiami.
Zacarias de la VegaKlasa VII - Urodziny : 06/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Gerona, Spain
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- Do zobaczenia, Zac. Dziękuję! - powiedziała jeszcze za nim posyłając mu szeroki uśmiech, który znikł kiedy została z Jasonem sama. Skrzyżowała dłonie na piersiach patrząc uważnie na wampira. Nie pasował do tej plaży tak samo jak i ona. Zbyt jasny żeby narażać swoją cerę na ostre promienie słoneczne. Jej czekoladowe tęczówki były całkowicie nieprzeniknione i tylko obserwowała nimi wychowanka Durmstrangu.
- Jakich pytań, Jason? - zapytała od razu podczas gdy jej dłoń już wędrowała do góry, aby wyciągnąć złoty łańcuszek i zacisnąć mocno palce na fioletowawym kamieniu wkomponowanym w złoto goblinów. Mocno, aż pobielały jej knykcie. Przygryzła też dolną wargę czując, że długo nie zagra całkowicie obojętnej. Każde jego słowo burzyło mur w jej głowie. Za murem byli razem. A przecież to niemożliwe. To wbrew naturze. Gdy skończył mówić oparła z gracją na ziemię aby wziąć w drugą dłoń swoją różdżkę po odłożeniu pozytywki i jednym niewerbalnym zaklęciem zmienić porę roku na wiosnę. Znów byli na łące. Na łące zdecydowanie prezentowali się lepiej. I jej lekka, biała sukienka na ramiączkach pasowała do tej łąki.
- Nie możesz tak mówić - powiedziała cicho puszczając kamień. Złość która się w niej skumulowała mogła śmiało ujrzeć światło dzienne. Powoli podniosła się z ziemi zostawiając na niej swoją różdżkę.
- NIE MOŻESZ TAK MÓWIĆ! NIE MOŻESZ POJAWIAĆ SIĘ ZNIKĄD I MÓWIĆ MI, ŻE MNIE KOCHASZ, ROZUMIESZ? - jej krzyk odbijał się echem od pustych ścian wnosząc dziwne wrażenie, kompletnie nie pasujące do tej wiosennej projekcji w ich głowach. Mięśnie jej policzków drżały, klatka piersiowa unosiła się pośpiesznie, a oczy zaszkliły się od łez.
- Nie możesz dawać mi nadziei. Albo będziesz ze mną, albo pozwól się pogodzić z tym, że Cię nie ma. Ten list miał wszystko wyjaśnić. Powinieneś mnie teraz nienawidzić. Powinieneś pytać czy Tobą manipulowałam. Powinieneś czuć się oszukany. I z pewnością nie powinieneś mówić mi, że mnie kochasz - wyrzuciła z siebie pośpiesznie słowa, a potem wciągnęła ze świstem powietrze zamykając oczy i zacisnęła palce na ametyście. Jeszcze chwila i nie wytrzyma do końca, a do tego nie może dopuścić. Nie, zdecydowanie nie może. Dlatego zacisnęła palce najmocniej jak potrafiła zaciskając przy tym mocniej szczęki.
- Odepchnąłeś mnie, pamiętasz? - wyszeptała jeszcze, ale wiedziała, że ją słyszy. Opuściła głowę unosząc się przy tym na stopach. Czuła się tak bezbronna jak jeszcze nigdy i wiedziała, że jedno spojrzenie chłopaka może zmienić wszystko. A ona nie chciała tego zmieniać nie mając pewności, że to się ułoży.
- Jakich pytań, Jason? - zapytała od razu podczas gdy jej dłoń już wędrowała do góry, aby wyciągnąć złoty łańcuszek i zacisnąć mocno palce na fioletowawym kamieniu wkomponowanym w złoto goblinów. Mocno, aż pobielały jej knykcie. Przygryzła też dolną wargę czując, że długo nie zagra całkowicie obojętnej. Każde jego słowo burzyło mur w jej głowie. Za murem byli razem. A przecież to niemożliwe. To wbrew naturze. Gdy skończył mówić oparła z gracją na ziemię aby wziąć w drugą dłoń swoją różdżkę po odłożeniu pozytywki i jednym niewerbalnym zaklęciem zmienić porę roku na wiosnę. Znów byli na łące. Na łące zdecydowanie prezentowali się lepiej. I jej lekka, biała sukienka na ramiączkach pasowała do tej łąki.
- Nie możesz tak mówić - powiedziała cicho puszczając kamień. Złość która się w niej skumulowała mogła śmiało ujrzeć światło dzienne. Powoli podniosła się z ziemi zostawiając na niej swoją różdżkę.
- NIE MOŻESZ TAK MÓWIĆ! NIE MOŻESZ POJAWIAĆ SIĘ ZNIKĄD I MÓWIĆ MI, ŻE MNIE KOCHASZ, ROZUMIESZ? - jej krzyk odbijał się echem od pustych ścian wnosząc dziwne wrażenie, kompletnie nie pasujące do tej wiosennej projekcji w ich głowach. Mięśnie jej policzków drżały, klatka piersiowa unosiła się pośpiesznie, a oczy zaszkliły się od łez.
- Nie możesz dawać mi nadziei. Albo będziesz ze mną, albo pozwól się pogodzić z tym, że Cię nie ma. Ten list miał wszystko wyjaśnić. Powinieneś mnie teraz nienawidzić. Powinieneś pytać czy Tobą manipulowałam. Powinieneś czuć się oszukany. I z pewnością nie powinieneś mówić mi, że mnie kochasz - wyrzuciła z siebie pośpiesznie słowa, a potem wciągnęła ze świstem powietrze zamykając oczy i zacisnęła palce na ametyście. Jeszcze chwila i nie wytrzyma do końca, a do tego nie może dopuścić. Nie, zdecydowanie nie może. Dlatego zacisnęła palce najmocniej jak potrafiła zaciskając przy tym mocniej szczęki.
- Odepchnąłeś mnie, pamiętasz? - wyszeptała jeszcze, ale wiedziała, że ją słyszy. Opuściła głowę unosząc się przy tym na stopach. Czuła się tak bezbronna jak jeszcze nigdy i wiedziała, że jedno spojrzenie chłopaka może zmienić wszystko. A ona nie chciała tego zmieniać nie mając pewności, że to się ułoży.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Tak niezmiernie cieszył się z jej widoku po tak długim czasie smutku i zaciskania zębów, walki z samym sobą. Starał się o niej zapomnieć, starał się o niej nie myśleć, jednak nie udawało mu się. Nachodziła go w każdej, teoretycznie spokojniejszej chwili, jej czekoladowe tęczówki patrzały na niego z każdej strony, a złote włosy wiły się wokół niego, zaciskając, tuląc, dusząc. A może właśnie chciał tego? Bo wiedział, że gdy przestanie, gdy zapomni - straci część siebie, straci połowę swojej duszy.
Słoneczna i gorąca plaża po paru chwilach zmieniła się w pachnącą kwiatami i ziołami łąkę. Musiał przyznać, że iluzja w tym pokoju była niesamowicie realistyczna i tylko jedna myśl burzyła idealność tego miejsca. W końcu, gdy rycerz z Ravenclawu opuścił komnatę i został z Mią sam na sam zobaczył, że Mia... no cóż, już się więcej nie uśmiecha. I Jason wiedział dlaczego. Ona po prostu miała go dość, nie chciała go. Początkowo te myśli do niego nie docierały, jednak z każdą sekundą stawały się coraz bardziej realne i coraz bardziej bolesne. Z każdą kolejną chwilą jego wargi zaciskały się coraz mocniej, jakby wampir chciał sam sobie uświadomić, że tak nie jest, że ona wciąż coś do niego czuje. Walkę przegrywał.
- Jakich pytań? - zapytał, jakby z nutą niedowierzania. Jego wzrok utkwił w jej naszyjniku, domyślając się, co to jest. Znał treść listu już na pamięć, tyle razy go przeczytał. Ale jednak ton, w jakim zadała to pytanie sprawiło, że dotknęło go coś.
- To może zacznijmy od początku... - chrząknął cicho czując, jak niełatwa to będzie rozmowa. Rozłożył list w dłoniach i przebiegł po nim wzrokiem. - Przede wszystkim jedno, najważniejsze pytanie - dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? Czego się bałaś?
Spojrzał na nią, świdrując czekoladę jej tęczówek. To było najistotniejsze i zarazem najtrudniejsze pytanie - dlaczego? Wszystko inne miało pozornie mniejsze znaczenie. Dając jej czas do namysłu powiedział cicho, jednak wystarczająco głośno, by mogła go usłyszeć.
- Muszę jednak pogratulować... Na balu halloweenowym osiągnęłaś to, co chciałaś... nigdy się gorzej nie czułem niż wtedy... i pewnie po prostu bym wyszedł, gdybyś nie została zraniona...
Zagryzł zęby, a przed jego oczami pojawił się pocałunek blondynki z panem Sową. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem, aż w końcu Mia wybuchnęła. Gdy krzyknęła, Jason aż się wyprostował, uważnie słuchając każdego jej słowa.
W odpowiedzi jednym krokiem znalazł się przy niej i złapał ją za miękkie, delikatne ramiona. Widział, jak maska obojętności, którą ubrała, powoli pęka.
- Ale tak jest... - westchnął cicho, przymykając oczy, by opanować chęć rzucenia się na nią i wbicia kłów w jej szyję. Musiał ją puścić i się odwrócić, by uciszyć Bestię. Trwało to dłużsża chwilę, w milczeniu, gdy nagle odwrócił się i krzyknął.
- ZAWSZE CIĘ BĘDĘ KOCHAŁ, ROZUMIESZ?! ZAWSZE! CHOĆBYŚ MIAŁA MNIE ZNIENAWIDZIĆ I TRAKTOWAĆ, JAK NAJGORSZEGO ŚMIECIA, NIE ZMIENIĘ TEGO! - zacisnął wargi i po chwili dodał, nieco ciszej.Głos mu się załamał. A mówią, że faceci to płeć silna. Gówno prawda. - Nie chcę zmieniać... to jedyne, co mnie jeszcze trzyma... Jeśli chcesz ode mnie spokoju... to będziesz musiała mnie zabić...Lepsza krótka chwila z Tobą niż cała wieczność bez Ciebie...
Potem kolejne słowa. Ta chwila zdawała się być wiecznością. Gdy już było po krzykach, Jason ponownie zbliżył się do niej, patrząc na jej zaciśnięte oczy i wargi. Walczyła ze sobą, tak jak i on. Zwyczajnie ją objął. Jego ramiona owinęły ją niczym liny. Przyjemne, acz chłodne. Jason czuł pod jędrnymi piersiami schowanymi pod sukienką Ślizgonki bicie jej serca, tak bardzo przyspieszone. Znów walczył ze sobą, chciał napić się jej krwi, tak jak wtedy na balu. Tam jednak, drogę zastapił mu David. Teraz...go nie było.
Puścił ją czując, że nie umie dłużej wytrzymać. Potem kolejne słowa dziewczyny sprawiły, że spuścił głowę.
- Nadzieja... umiera ostatnia... - parsknął cicho, jakby sam nie wierzył w to, co mówi. - List... wyjaśnił wszystko, tak, jak chciałaś...
Pokręcił głową, jednak nie ruszył się z miejsca. Bestia powoli w nim buzowała. - Nie manipulowałaś mną... gdyby tak było... nie zakładałabyś maski przy mojej obecności... nie ukrywałabyś emocji...
Pociągnął nosem i ponownie głos mu się załamał.
- Oszukany? Ja czuję się spełniony...
I cisza...
Stały tak, dwie nieludzkie istoty, tak złudnie przypominające ludzi. Wbrew wszelkim, genetycznym różnicom, byli do siebie bardzo podobni. Jej ostatnie pytanie sprawiło, że Jason przełknął ślinę. Mia, stojąc ze spuszczoną głową mogła usłyszeć kroki. Kroki w jej stronę. Po paru sekundach mogła poczuć jego bliskość, mogła poczuć jak jego chłodne, miękkie palce dotykają jej brody i unoszą ją ku górze. W końcu ich spojrzenia się spotkały. Czekolada Ślizgonki zmieszała się z ciemnobrązowym spojrzeniem jego oczu. Jason już wiedział, dlaczego się w nich zatracił. I nie miało to nic wspólnego z tym, że była pół-wilą. Odpowiedział na jej pytanie.
- Pamiętam... - szepnął, po czym dodał, ujmując jej delikatną twarz w swoje, chłodne dłonie. - Pamiętam także nasze pierwsze spotkanie... nasz taniec w tajemniczej komnacie... nasz... pierwszy pocałunek...
Zwilżył językiem swe wargi, po czym przymykając oczy pocałował ją. Pocałował ją dokładnie tak samo, jak po raz pierwszy. Dokładnie w taki sam sposób, któy sprawił, że obydwoje zatracili się w sobie.
Słoneczna i gorąca plaża po paru chwilach zmieniła się w pachnącą kwiatami i ziołami łąkę. Musiał przyznać, że iluzja w tym pokoju była niesamowicie realistyczna i tylko jedna myśl burzyła idealność tego miejsca. W końcu, gdy rycerz z Ravenclawu opuścił komnatę i został z Mią sam na sam zobaczył, że Mia... no cóż, już się więcej nie uśmiecha. I Jason wiedział dlaczego. Ona po prostu miała go dość, nie chciała go. Początkowo te myśli do niego nie docierały, jednak z każdą sekundą stawały się coraz bardziej realne i coraz bardziej bolesne. Z każdą kolejną chwilą jego wargi zaciskały się coraz mocniej, jakby wampir chciał sam sobie uświadomić, że tak nie jest, że ona wciąż coś do niego czuje. Walkę przegrywał.
- Jakich pytań? - zapytał, jakby z nutą niedowierzania. Jego wzrok utkwił w jej naszyjniku, domyślając się, co to jest. Znał treść listu już na pamięć, tyle razy go przeczytał. Ale jednak ton, w jakim zadała to pytanie sprawiło, że dotknęło go coś.
- To może zacznijmy od początku... - chrząknął cicho czując, jak niełatwa to będzie rozmowa. Rozłożył list w dłoniach i przebiegł po nim wzrokiem. - Przede wszystkim jedno, najważniejsze pytanie - dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? Czego się bałaś?
Spojrzał na nią, świdrując czekoladę jej tęczówek. To było najistotniejsze i zarazem najtrudniejsze pytanie - dlaczego? Wszystko inne miało pozornie mniejsze znaczenie. Dając jej czas do namysłu powiedział cicho, jednak wystarczająco głośno, by mogła go usłyszeć.
- Muszę jednak pogratulować... Na balu halloweenowym osiągnęłaś to, co chciałaś... nigdy się gorzej nie czułem niż wtedy... i pewnie po prostu bym wyszedł, gdybyś nie została zraniona...
Zagryzł zęby, a przed jego oczami pojawił się pocałunek blondynki z panem Sową. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem, aż w końcu Mia wybuchnęła. Gdy krzyknęła, Jason aż się wyprostował, uważnie słuchając każdego jej słowa.
W odpowiedzi jednym krokiem znalazł się przy niej i złapał ją za miękkie, delikatne ramiona. Widział, jak maska obojętności, którą ubrała, powoli pęka.
- Ale tak jest... - westchnął cicho, przymykając oczy, by opanować chęć rzucenia się na nią i wbicia kłów w jej szyję. Musiał ją puścić i się odwrócić, by uciszyć Bestię. Trwało to dłużsża chwilę, w milczeniu, gdy nagle odwrócił się i krzyknął.
- ZAWSZE CIĘ BĘDĘ KOCHAŁ, ROZUMIESZ?! ZAWSZE! CHOĆBYŚ MIAŁA MNIE ZNIENAWIDZIĆ I TRAKTOWAĆ, JAK NAJGORSZEGO ŚMIECIA, NIE ZMIENIĘ TEGO! - zacisnął wargi i po chwili dodał, nieco ciszej.Głos mu się załamał. A mówią, że faceci to płeć silna. Gówno prawda. - Nie chcę zmieniać... to jedyne, co mnie jeszcze trzyma... Jeśli chcesz ode mnie spokoju... to będziesz musiała mnie zabić...Lepsza krótka chwila z Tobą niż cała wieczność bez Ciebie...
Potem kolejne słowa. Ta chwila zdawała się być wiecznością. Gdy już było po krzykach, Jason ponownie zbliżył się do niej, patrząc na jej zaciśnięte oczy i wargi. Walczyła ze sobą, tak jak i on. Zwyczajnie ją objął. Jego ramiona owinęły ją niczym liny. Przyjemne, acz chłodne. Jason czuł pod jędrnymi piersiami schowanymi pod sukienką Ślizgonki bicie jej serca, tak bardzo przyspieszone. Znów walczył ze sobą, chciał napić się jej krwi, tak jak wtedy na balu. Tam jednak, drogę zastapił mu David. Teraz...go nie było.
Puścił ją czując, że nie umie dłużej wytrzymać. Potem kolejne słowa dziewczyny sprawiły, że spuścił głowę.
- Nadzieja... umiera ostatnia... - parsknął cicho, jakby sam nie wierzył w to, co mówi. - List... wyjaśnił wszystko, tak, jak chciałaś...
Pokręcił głową, jednak nie ruszył się z miejsca. Bestia powoli w nim buzowała. - Nie manipulowałaś mną... gdyby tak było... nie zakładałabyś maski przy mojej obecności... nie ukrywałabyś emocji...
Pociągnął nosem i ponownie głos mu się załamał.
- Oszukany? Ja czuję się spełniony...
I cisza...
Stały tak, dwie nieludzkie istoty, tak złudnie przypominające ludzi. Wbrew wszelkim, genetycznym różnicom, byli do siebie bardzo podobni. Jej ostatnie pytanie sprawiło, że Jason przełknął ślinę. Mia, stojąc ze spuszczoną głową mogła usłyszeć kroki. Kroki w jej stronę. Po paru sekundach mogła poczuć jego bliskość, mogła poczuć jak jego chłodne, miękkie palce dotykają jej brody i unoszą ją ku górze. W końcu ich spojrzenia się spotkały. Czekolada Ślizgonki zmieszała się z ciemnobrązowym spojrzeniem jego oczu. Jason już wiedział, dlaczego się w nich zatracił. I nie miało to nic wspólnego z tym, że była pół-wilą. Odpowiedział na jej pytanie.
- Pamiętam... - szepnął, po czym dodał, ujmując jej delikatną twarz w swoje, chłodne dłonie. - Pamiętam także nasze pierwsze spotkanie... nasz taniec w tajemniczej komnacie... nasz... pierwszy pocałunek...
Zwilżył językiem swe wargi, po czym przymykając oczy pocałował ją. Pocałował ją dokładnie tak samo, jak po raz pierwszy. Dokładnie w taki sam sposób, któy sprawił, że obydwoje zatracili się w sobie.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Zawsze najtrudniejsze pytanie to "dlaczego" i Mia nigdy nie potrafiła sformułować na nie właściwej odpowiedzi. Zacisnęła mocniej szczękę i objęła się ramionami jakby miała za chwilę się rozpaść na milion malutkich kawałeczków i swoimi dużymi, czekoladowymi tęczówkami wpatrywała się w Jasona jakby licząc na jakąś podpowiedź. Ale on nie miał dla niej podpowiedzi. To on zadawał teraz pytania. Odwróciła wzrok przenosząc go na drzewo kończące łąkę gdzieś daleko ponad jego ramieniem.
- To nie jest coś o czym się rozmawia, Jason - powiedziała jedynie zdając sobie sprawę z tego jak beznadziejnie to brzmi. Nie to pewnie chciał usłyszeć, ale ona nic więcej nie mogła z siebie wydusić na ten temat. Bała się. Cholernie się bała, że to wypłynie. Bała się, że chłopcy zaczną ją unikać lub wręcz przeciwnie- przyczepią się bardziej licząc na zainteresowanie wilowatej. Wolała zostawić to wszystko tak jak jest teraz. Tak było dobrze. Mimo to napisała do niego ten list, który teraz trzymał w dłoni. Poznawała swoje lekko pochyle i staranne pismo choć nie była w stanie powiedzieć dlaczego go napisała. Możliwe, że czuła, że tak będzie uczciwiej. A chciała być wobec niego uczciwa.
- Boję się, że to wypłynie - dodała jeszcze cicho zaciskając dłonie w piąstki. Jak już wspomniałam: nie chciała tego. Chciała sprawiać pozory normalności tak długo jak to tylko możliwe, chociaż miała świadomość, że jej ciało raczej nie zmieni się przed kolejnych kilkanaście lat. Jej mama nadal wyglądała na maksimum dwadzieścia lat, a ten próg przekroczyła już dawno dawno temu. Dawniej niż zakładali to jej coraz to nowsi mężowie.
- Bolało? Och, to wspaniale - rzuciła ironicznym tonem przechylając nieco głowę i znów uniosła się na palce. On naprawdę kupił tą drobną zamianę ról. A skoro ją kupił to nie chciała go wyprowadzać z błędu. Niech traktuje to jako karę za odejście. Jego krzyk nie zrobił na niej większego wrażenia. Za to słowa które wykrzyczał obudziły motyle w jej brzuchu, a na twarzy automatycznie pojawił się delikatny uśmiech. Jednak dopiero po chwili złapała się na tym, że coś jest nie tak. Jakiś irracjonalny strach ścisnął jej gardło. Może nieświadomie go omamiła? Może niechcący zareagował na nią tak a nie inaczej? Może on wcale tak się nie czuje? Co jeśli kłamie. Całkiem nieświadomie, ale jednak kłamie? Zacisnęła mocniej palce na kamieniu i zaraz poczuła jego chłodne ramiona. Mimowolnie nieco zadrżała i na chwilę oparła czoło o jego ramię. Spokój. Walczyła o spokój sama ze sobą jakby bojąc się, że przekroczy jakąś granicę i zmieni się w coś innego. Bała się, że gen wili dopuszczał zmiany wyglądu gdy dość buntowniczy charakter zbytnio da o sobie znać. Dlatego zawsze starała się utrzymać równowagę.
- Chcę konkretów, nie nadziei - powiedziała rzeczowym tonem bez sił opuszczając dłonie aby popatrzeć na odciśnięty we wnętrzu jednej wisior. Roztarła je lekko, a gdy zmusił ją do podniesienia głowy ona ostrożnie to zrobiła. I zobaczyła w jego tęczówkach to samo ciepło i czułość co wtedy. Niepewnie odpowiedziała na jego pocałunek zarzucając mu dłonie na szyję i lekko muskając palcem jego kark ostrożnie go pogłębiła. Miliony motyli w jej podbrzuszu starało się wyrwać na wolność podczas gdy mózg przestał już działać właściwie. Zamiast odepchnąć go to ona przyciągnęła go jeszcze bliżej.
- Nie zostawiaj mnie - poprosiła cicho gdy odsunęła się od niego nieznacznie aby przytulić się policzkiem do jego martwej piersi.
- To nie jest coś o czym się rozmawia, Jason - powiedziała jedynie zdając sobie sprawę z tego jak beznadziejnie to brzmi. Nie to pewnie chciał usłyszeć, ale ona nic więcej nie mogła z siebie wydusić na ten temat. Bała się. Cholernie się bała, że to wypłynie. Bała się, że chłopcy zaczną ją unikać lub wręcz przeciwnie- przyczepią się bardziej licząc na zainteresowanie wilowatej. Wolała zostawić to wszystko tak jak jest teraz. Tak było dobrze. Mimo to napisała do niego ten list, który teraz trzymał w dłoni. Poznawała swoje lekko pochyle i staranne pismo choć nie była w stanie powiedzieć dlaczego go napisała. Możliwe, że czuła, że tak będzie uczciwiej. A chciała być wobec niego uczciwa.
- Boję się, że to wypłynie - dodała jeszcze cicho zaciskając dłonie w piąstki. Jak już wspomniałam: nie chciała tego. Chciała sprawiać pozory normalności tak długo jak to tylko możliwe, chociaż miała świadomość, że jej ciało raczej nie zmieni się przed kolejnych kilkanaście lat. Jej mama nadal wyglądała na maksimum dwadzieścia lat, a ten próg przekroczyła już dawno dawno temu. Dawniej niż zakładali to jej coraz to nowsi mężowie.
- Bolało? Och, to wspaniale - rzuciła ironicznym tonem przechylając nieco głowę i znów uniosła się na palce. On naprawdę kupił tą drobną zamianę ról. A skoro ją kupił to nie chciała go wyprowadzać z błędu. Niech traktuje to jako karę za odejście. Jego krzyk nie zrobił na niej większego wrażenia. Za to słowa które wykrzyczał obudziły motyle w jej brzuchu, a na twarzy automatycznie pojawił się delikatny uśmiech. Jednak dopiero po chwili złapała się na tym, że coś jest nie tak. Jakiś irracjonalny strach ścisnął jej gardło. Może nieświadomie go omamiła? Może niechcący zareagował na nią tak a nie inaczej? Może on wcale tak się nie czuje? Co jeśli kłamie. Całkiem nieświadomie, ale jednak kłamie? Zacisnęła mocniej palce na kamieniu i zaraz poczuła jego chłodne ramiona. Mimowolnie nieco zadrżała i na chwilę oparła czoło o jego ramię. Spokój. Walczyła o spokój sama ze sobą jakby bojąc się, że przekroczy jakąś granicę i zmieni się w coś innego. Bała się, że gen wili dopuszczał zmiany wyglądu gdy dość buntowniczy charakter zbytnio da o sobie znać. Dlatego zawsze starała się utrzymać równowagę.
- Chcę konkretów, nie nadziei - powiedziała rzeczowym tonem bez sił opuszczając dłonie aby popatrzeć na odciśnięty we wnętrzu jednej wisior. Roztarła je lekko, a gdy zmusił ją do podniesienia głowy ona ostrożnie to zrobiła. I zobaczyła w jego tęczówkach to samo ciepło i czułość co wtedy. Niepewnie odpowiedziała na jego pocałunek zarzucając mu dłonie na szyję i lekko muskając palcem jego kark ostrożnie go pogłębiła. Miliony motyli w jej podbrzuszu starało się wyrwać na wolność podczas gdy mózg przestał już działać właściwie. Zamiast odepchnąć go to ona przyciągnęła go jeszcze bliżej.
- Nie zostawiaj mnie - poprosiła cicho gdy odsunęła się od niego nieznacznie aby przytulić się policzkiem do jego martwej piersi.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Oddałby wszystko, by ta chwila trwała wiecznie. Jej bliskość, jej ciepło tak nęciły i kusiły jego bestialską naturę, z drugiej zaś dawały niesamowicie ogromne pokłady szczęścia. W końcu, po dość długiej przerwie, miał ją w ramionach, miał ją tylko dla siebie.
No tak, to nie jest to, o czym się rozmawia. Taka własna tajemnica, sekret, który nie może wyjść na jaw, i o którym wiedzą tylko nieliczni. Swoiści wybrańcy. W przeciwieństwie jednak do Mii, sekret Jasona wyszedł na jaw na balu halloweenowym i oprócz dziewczyny wie o tym także teraz ten cały David, który go zaatakował. Jason musiał przyznać, że jest z niego domyślna bestia i nie dał sobie omamić jasności spojrzenia pretekstem upiornego przebrania.
- Fakt, o tym nie rozmawia się w ogóle... - potwierdził jej słowa, które oczywiście nie były takimi, jakich oczekiwał w odpowiedzi, ale musiał się tym zadowolić. - Ale myślałem, że... zasługuję na choć trochę szczerości w tej kwestii...
Po paru chwilach wziął też głebszy wdech i powiedział, pokazując na list.
- Szkoda tylko, że tak późno, ale lepsze to, niż w ogóle... - uśmiechnął się lekko, po czym nadal wpatrywał się w nią jak w obrazek. Usłyszał to, czego się bała. Zmarszczył lekko, brwi po czym, chowając list do kieszeni, zacytował z pamięci jego fragment. Jak pisałem wyżej, przeczytał go już tyle razy, że praktycznie znał go na pamięć.
- "Mało kto wie, że jestem pół-wilą i chcę żeby tak pozostało. Chcę żeby mój sekret był u Ciebie bezpieczny, tak jak Twój jest bezpieczny u mnie..."
Po tych słowach ujął jej delikatne dłonie w swoje i patrząc jej w oczy powiedział.
- I będzie... obiecuję...
Usmiechnął się lekko, a potem zabrzmiała gorzka ironia, która sprawiła, że przez jego twarz przeleciał pewien niezidentyfikowany grymas. Wolał już do tego nie wracać, aczkolwiek wiedział, że należało mu się. Po balu cierpiał, płakał, zaciskał wargi z żalu i nienawiści do samego siebie. Była dla niego najważniejsza i zawsze będzie. Wciąz jednak gryzła go jedna kwestia.
- Tak, bolało... emmm... - musiał zapytać. - Był lepszy? W sensie... czy... był lepszy?
Widać, że wciąż zżera go zazdrość o tamten pocałunek na balu nie będąc świadomym, że to nie Mia całowała pana sowę. Mimo wszystko w jego głosie nie była do wychwycenia żadna nuta rywalizacji. Chciał jakby sprawdzić, czy nadal plausuje się na wysokim miejscu w ciepłym sercu blondynki.
Łąka, na której stali była piękna i pachnąca, w oddali jakaś linia drzew stała niczym ściana wokół nich, oddzielająca ich tajemnicę od świata rzeczywistego. A potem nadszedł moment pocałunku. Jason odpłynął. Dotyk ich ciepłych i słodkich ust dosłownie zakręcił mu w głowie, uaktywniając pokłady Bestii, ale Jason złapał blondynkę w talii i kontynuował pocałunek. Mia w odpowiedzi jeszcze bardziej przyciągnęła go do siebie, dlatego też oddawał go z rosnącą namiętnością. Po tej słodkiej chwili Jason musiał przymknąć oczy i skupić się na tym, by jej nie ugryźć, co ciężko mu szło i było to widocznie. Mimo wszystko nadal trzymał ją w ramionach, jakby bał się, że gdy ją puści, to utraci na zawsze.
- Nie zostawię... - szepnął, chowając swą twarz w jej złote włosy. Jej ciepły policzek oparł się o jego chłodną pierś. Mia nie mogła usłyszeć bicia serca, było martwe i ciche. Jason wiedział, że to dziwne uczucie, przytulać się do kogoś i nie czuć czyjegoś serca, dlatego powiedział.
- Mojego serca już nie ma we mnie... bo jest w Twoich rękach...
Uśmiechnął się lekko, po czym delikatnie odsunął się od niej, jednak nie zrywając połączenia ich dłoni. Spojrzał na nią ciekawym wzrokiem, jego źrenice rozszerzone były niczym galeony, napierały powoli na białka jego oczu. Zaśmiał się cicho i powiedział.
- Chyba oboje jesteśmy dość... nienormalni... - dodał po chwili. - Dobraliśmy się całkiem nieźle...
Zamyślił się na chwilę, po czym dotknął czegoś w swojej kieszeni i zagryzł wargi, jakby ze zdenerwowania.
- Mia... - jej imię brzmiało w jego ustach jak najpiękniejsza melodia. - Czy...
tutaj puścił jej dłoń, by sięgnąć do kieszeni po malutkie pudełeczko z czarnego aksamitu, owinięte złotą wstążką. Skoro mieli być razem, niech stanie się to w sposób oficjalny, przy świadkach w postaci pachnących kwiatów.
- Czy chcesz być ze mną? - zapytał, otwierając maleńkie pudełeczko. Wyciągnął z niego maleńki, srebrny naszyjnik przypominający delikatnie pnączący się bluszcz.
No tak, to nie jest to, o czym się rozmawia. Taka własna tajemnica, sekret, który nie może wyjść na jaw, i o którym wiedzą tylko nieliczni. Swoiści wybrańcy. W przeciwieństwie jednak do Mii, sekret Jasona wyszedł na jaw na balu halloweenowym i oprócz dziewczyny wie o tym także teraz ten cały David, który go zaatakował. Jason musiał przyznać, że jest z niego domyślna bestia i nie dał sobie omamić jasności spojrzenia pretekstem upiornego przebrania.
- Fakt, o tym nie rozmawia się w ogóle... - potwierdził jej słowa, które oczywiście nie były takimi, jakich oczekiwał w odpowiedzi, ale musiał się tym zadowolić. - Ale myślałem, że... zasługuję na choć trochę szczerości w tej kwestii...
Po paru chwilach wziął też głebszy wdech i powiedział, pokazując na list.
- Szkoda tylko, że tak późno, ale lepsze to, niż w ogóle... - uśmiechnął się lekko, po czym nadal wpatrywał się w nią jak w obrazek. Usłyszał to, czego się bała. Zmarszczył lekko, brwi po czym, chowając list do kieszeni, zacytował z pamięci jego fragment. Jak pisałem wyżej, przeczytał go już tyle razy, że praktycznie znał go na pamięć.
- "Mało kto wie, że jestem pół-wilą i chcę żeby tak pozostało. Chcę żeby mój sekret był u Ciebie bezpieczny, tak jak Twój jest bezpieczny u mnie..."
Po tych słowach ujął jej delikatne dłonie w swoje i patrząc jej w oczy powiedział.
- I będzie... obiecuję...
Usmiechnął się lekko, a potem zabrzmiała gorzka ironia, która sprawiła, że przez jego twarz przeleciał pewien niezidentyfikowany grymas. Wolał już do tego nie wracać, aczkolwiek wiedział, że należało mu się. Po balu cierpiał, płakał, zaciskał wargi z żalu i nienawiści do samego siebie. Była dla niego najważniejsza i zawsze będzie. Wciąz jednak gryzła go jedna kwestia.
- Tak, bolało... emmm... - musiał zapytać. - Był lepszy? W sensie... czy... był lepszy?
Widać, że wciąż zżera go zazdrość o tamten pocałunek na balu nie będąc świadomym, że to nie Mia całowała pana sowę. Mimo wszystko w jego głosie nie była do wychwycenia żadna nuta rywalizacji. Chciał jakby sprawdzić, czy nadal plausuje się na wysokim miejscu w ciepłym sercu blondynki.
Łąka, na której stali była piękna i pachnąca, w oddali jakaś linia drzew stała niczym ściana wokół nich, oddzielająca ich tajemnicę od świata rzeczywistego. A potem nadszedł moment pocałunku. Jason odpłynął. Dotyk ich ciepłych i słodkich ust dosłownie zakręcił mu w głowie, uaktywniając pokłady Bestii, ale Jason złapał blondynkę w talii i kontynuował pocałunek. Mia w odpowiedzi jeszcze bardziej przyciągnęła go do siebie, dlatego też oddawał go z rosnącą namiętnością. Po tej słodkiej chwili Jason musiał przymknąć oczy i skupić się na tym, by jej nie ugryźć, co ciężko mu szło i było to widocznie. Mimo wszystko nadal trzymał ją w ramionach, jakby bał się, że gdy ją puści, to utraci na zawsze.
- Nie zostawię... - szepnął, chowając swą twarz w jej złote włosy. Jej ciepły policzek oparł się o jego chłodną pierś. Mia nie mogła usłyszeć bicia serca, było martwe i ciche. Jason wiedział, że to dziwne uczucie, przytulać się do kogoś i nie czuć czyjegoś serca, dlatego powiedział.
- Mojego serca już nie ma we mnie... bo jest w Twoich rękach...
Uśmiechnął się lekko, po czym delikatnie odsunął się od niej, jednak nie zrywając połączenia ich dłoni. Spojrzał na nią ciekawym wzrokiem, jego źrenice rozszerzone były niczym galeony, napierały powoli na białka jego oczu. Zaśmiał się cicho i powiedział.
- Chyba oboje jesteśmy dość... nienormalni... - dodał po chwili. - Dobraliśmy się całkiem nieźle...
Zamyślił się na chwilę, po czym dotknął czegoś w swojej kieszeni i zagryzł wargi, jakby ze zdenerwowania.
- Mia... - jej imię brzmiało w jego ustach jak najpiękniejsza melodia. - Czy...
tutaj puścił jej dłoń, by sięgnąć do kieszeni po malutkie pudełeczko z czarnego aksamitu, owinięte złotą wstążką. Skoro mieli być razem, niech stanie się to w sposób oficjalny, przy świadkach w postaci pachnących kwiatów.
- Czy chcesz być ze mną? - zapytał, otwierając maleńkie pudełeczko. Wyciągnął z niego maleńki, srebrny naszyjnik przypominający delikatnie pnączący się bluszcz.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Jego słowa sprawiły, że jedna z brwi dziewczyny uniosła się nieco wyżej. Przecież była z nim szczera. Tak naprawdę, naprawdę szczera. Miał to nawet na piśmie. Co było dość głupie, bo przecież teraz dosłownie miał na nią haka, ale wszystko to było z pewnością szczere. Oprócz niego wiedziało o tym jedynie rodzeństwo Mii, które zbyt wiele sobie z tego faktu nie zrobiło. Nie mniej jednak oni zasługiwali na to, żeby wiedzieć. Oprócz tej trójki nie wiedział absolutnie nikt. I jak powiedzenie tego Moni i Darcy'emu było całkowicie normalną rzeczą, tak nie wyobrażała sobie powiedzieć tego prosto w twarz Jasonowi. Stąd ten list. Chciała przecież żeby wiedział.
- Byłam szczera - stwierdziła zaciskając dłonie w piąstki jeszcze bardziej. Nie mógł twierdzić, że jest inaczej. Po prostu nie była na tyle odważna, aby powiedzieć mu to patrząc prosto w twarz. Chociaż była pewna, że to nic nie zmieni. Nie mogli być razem. Była tego absolutnie pewna i absolutnie świadoma. Nie zmieniało to jednak w żaden sposób uczuć które żywiła do wampira z wymiany. Gdy zacytował fragment z jej listu zamknęła na chwilę powieki. Nie lubiła kiedy ktoś ją cytował. Zwłaszcza jeśli cytował cokolwiek co napisała. Czuła się wtedy tak nieswojo, jak to tylko możliwe, a na policzkach pojawiały się delikatne rumieńce. Takie jak teraz. Lekko zaróżowione policzki odznaczały się na tle jej śnieżnobiałej cery, a wargi wykrzywiły się z niezadowoleniem. Kiedy skończył kiwnęła jedynie głową na znak, że zrozumiała, a kiedy zapytał o jej pocałunek westchnęła cicho otwierając oczy.
- Był bardzo dobry. Smakował jak jabłko w karmelu i miał wyjątkowo miękkie wargi - odpowiedziała bez zastanowienia całkiem świadomie sypiąc sól na jego rany. Miał ją przecież znienawidzić. Taki plan był na początku i tego planu miała się trzymać. Ciężko jednak czasem nie zboczyć z toru, skoro ciało reaguje tak zdradziecko na jego obecność, a w głowie kłębią się setki myśli. Jego pocałunki działały na nią obezwładniająco. I już prawie zapomniała jak bardzo miał ją nie znosić, a potem miał wrócić do Durmstrangu. A wtedy ktoś zrobi to co nieuniknione: wymaże go z jej pamięci. Taki był plan. I tego planu musi się mimo wszystko trzymać. Dla dobra ogółu. Dla własnego dobra. Jednak każdy jego gest, każde jego słowo sprawiało, że jej wola słabła.
- Nie. Nie. Nie. Nie mogę być z Tobą. Nie możemy być razem. Nie. Jesteś wampirem, Jason. Ja jestem pół-wilą. W moich żyłach płynie krew. Ty żywisz się krwią. Ja żywię się złamanymi sercami. To nie jest normalne. Dlatego nie. Wracaj do Durmstrangu kochanie i zapomnij, bo ja to właśnie zrobię - mówiła szybko odsuwając się od niego i nawet nie spojrzała na jego prezent. Schyliła się, aby wydobyć spośród traw swoją różdżkę i jednym machnięciem sprawiła, że cała iluzja zniknęła.
- Byłabym niezwykle głupią jednostką gdybym zaczęła być z kimś kto w chwili słabości mnie zabije. Ty byłbyś niezwykle głupi gdybyś zaczął umawiać się ze swoim posiłkiem. Nie bądźmy większymi głupcami - mówiła dalej zabierając pozytywkę którą dostała od Zaca i ruszyła do swoich rzeczy wpychając jajo do torby tak samo jak i pończochy, po czym wepchnęła dłonie w rękawy swetra. Chciała stąd wyjść jak najszybciej, z drugiej zaś strony nie chciała wychodzić wcale. Dlatego jej ruchy zrobiły się wolniejsze, a łzy zamazały jej pole widzenia.
- Nienawidzę tego, ale muszę to zrobić. Dla własnego dobra - wyszeptała jeszcze patrząc na niego po czym bezwiednie rozpłakała się na dobre.
- Byłam szczera - stwierdziła zaciskając dłonie w piąstki jeszcze bardziej. Nie mógł twierdzić, że jest inaczej. Po prostu nie była na tyle odważna, aby powiedzieć mu to patrząc prosto w twarz. Chociaż była pewna, że to nic nie zmieni. Nie mogli być razem. Była tego absolutnie pewna i absolutnie świadoma. Nie zmieniało to jednak w żaden sposób uczuć które żywiła do wampira z wymiany. Gdy zacytował fragment z jej listu zamknęła na chwilę powieki. Nie lubiła kiedy ktoś ją cytował. Zwłaszcza jeśli cytował cokolwiek co napisała. Czuła się wtedy tak nieswojo, jak to tylko możliwe, a na policzkach pojawiały się delikatne rumieńce. Takie jak teraz. Lekko zaróżowione policzki odznaczały się na tle jej śnieżnobiałej cery, a wargi wykrzywiły się z niezadowoleniem. Kiedy skończył kiwnęła jedynie głową na znak, że zrozumiała, a kiedy zapytał o jej pocałunek westchnęła cicho otwierając oczy.
- Był bardzo dobry. Smakował jak jabłko w karmelu i miał wyjątkowo miękkie wargi - odpowiedziała bez zastanowienia całkiem świadomie sypiąc sól na jego rany. Miał ją przecież znienawidzić. Taki plan był na początku i tego planu miała się trzymać. Ciężko jednak czasem nie zboczyć z toru, skoro ciało reaguje tak zdradziecko na jego obecność, a w głowie kłębią się setki myśli. Jego pocałunki działały na nią obezwładniająco. I już prawie zapomniała jak bardzo miał ją nie znosić, a potem miał wrócić do Durmstrangu. A wtedy ktoś zrobi to co nieuniknione: wymaże go z jej pamięci. Taki był plan. I tego planu musi się mimo wszystko trzymać. Dla dobra ogółu. Dla własnego dobra. Jednak każdy jego gest, każde jego słowo sprawiało, że jej wola słabła.
- Nie. Nie. Nie. Nie mogę być z Tobą. Nie możemy być razem. Nie. Jesteś wampirem, Jason. Ja jestem pół-wilą. W moich żyłach płynie krew. Ty żywisz się krwią. Ja żywię się złamanymi sercami. To nie jest normalne. Dlatego nie. Wracaj do Durmstrangu kochanie i zapomnij, bo ja to właśnie zrobię - mówiła szybko odsuwając się od niego i nawet nie spojrzała na jego prezent. Schyliła się, aby wydobyć spośród traw swoją różdżkę i jednym machnięciem sprawiła, że cała iluzja zniknęła.
- Byłabym niezwykle głupią jednostką gdybym zaczęła być z kimś kto w chwili słabości mnie zabije. Ty byłbyś niezwykle głupi gdybyś zaczął umawiać się ze swoim posiłkiem. Nie bądźmy większymi głupcami - mówiła dalej zabierając pozytywkę którą dostała od Zaca i ruszyła do swoich rzeczy wpychając jajo do torby tak samo jak i pończochy, po czym wepchnęła dłonie w rękawy swetra. Chciała stąd wyjść jak najszybciej, z drugiej zaś strony nie chciała wychodzić wcale. Dlatego jej ruchy zrobiły się wolniejsze, a łzy zamazały jej pole widzenia.
- Nienawidzę tego, ale muszę to zrobić. Dla własnego dobra - wyszeptała jeszcze patrząc na niego po czym bezwiednie rozpłakała się na dobre.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Hamilton powolnym krokiem weszła do sali Czterech Pór Roku. Wszystko powoli się układało, nowy rok szkolny nie był taki straszny, na jaki się zapowiadał. Ale póki co - nie było żadnych problemów, mogła spokojnie latać na miotle i zajmować się tym, co chciała, wraz ze swoimi znajomymi - czy to z innego domu, czy z czerwonego.
A teraz? Teraz miała czas wolny, czas dla siebie, z którego zamierzała skorzystać. Ubrana w mundurek szkolny, z dumne zawieszonym krawatem na piersi ruszyła korytarzami, w końcu zatrzymując się na szóstym piętrze. Ile razy miała ochotę zajrzeć do tej komnaty? Dlatego nie zastanawiała się zbyt długo i po prostu otworzyła drzwi, zamykając je za sobą.
- Fonsendio!
Powiedziała cicho i już po chwili stała na łące, na której kwiaty dopiero budziły się do życia. Tak, ta komnata to było coś!
A teraz? Teraz miała czas wolny, czas dla siebie, z którego zamierzała skorzystać. Ubrana w mundurek szkolny, z dumne zawieszonym krawatem na piersi ruszyła korytarzami, w końcu zatrzymując się na szóstym piętrze. Ile razy miała ochotę zajrzeć do tej komnaty? Dlatego nie zastanawiała się zbyt długo i po prostu otworzyła drzwi, zamykając je za sobą.
- Fonsendio!
Powiedziała cicho i już po chwili stała na łące, na której kwiaty dopiero budziły się do życia. Tak, ta komnata to było coś!
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dni były coraz krótsze i coraz chłodniejsze. Z drzew opadły już złociste bądź czerwone liście. Jesień na dobre wprowadziła się nad błonia Hogwartu. Krukon nie opuszczał już swojej dormitorium bez swetra odpowiedniego płaszcza. Dziś wieczorem jednak postanowił nie wybierać się poza mury Hogwartu. Dawno nie było go w Komnacie Czterech Pór Roku, więc właśnie tam postanowił się udać. Zamknął książkę od Eliksirów i opuścił dormitorium. Korytarze były puste o tej porze. Szybko zjawił się pod odpowiednimi drzwiami. Przez chwilę zastanawiał się z jaką porą roku chciałby się dziś spotkać. Ostatecznie padło jednak na wiosnę. Wypowiedział odpowiednie zaklęcie i otoczył go wyjątkowy widok. Rozgałęzione drzewa rodziły swoje pierwsze pąki, ukazywały się pierwsze wiosenne kwiaty, ptaki ćwierkały wesoło i przeskakiwały z drzewa na drzewo. Tak bardzo zazdrościł sobie tego, kim jest. Tego, że za pomocą odpowiedniego zaklęcia i jednego machnięcia różdżką mógł doświadczać takich rzeczy jak właśnie ta. Pierre przysiadł na kamieniu pod jednym z drzew po raz kolejny oczarowany tym co widział. Magia to coś wspaniałego, zdecydowanie.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Rhinna spojrzała w stronę osoby, która wchodziła do pomieszczenia. Schowała się za jednym z drzew i uważnie przypatrywała się chłopakowi, który przysiadł pod jednym z drzew. Uśmiechnęła się lekko i podeszła wolnym krokiem do niego.
- Ładnie tutaj, prawda?
Zapytała cicho, przez dłuższą chwilę mu się przyglądając. Po kilku dłuższych sekundach skierowała spojrzenie na ptaki, które przeskakiwały z gałęzi na gałąź.
- Taka miła odmiana przy tej jesieni za oknem, nie uważasz?
Spytała cicho, podchodząc do drzewa i opierając się o nie plecami, by móc nawiązać kontakt wzrokowy z chłopakiem.
- Ładnie tutaj, prawda?
Zapytała cicho, przez dłuższą chwilę mu się przyglądając. Po kilku dłuższych sekundach skierowała spojrzenie na ptaki, które przeskakiwały z gałęzi na gałąź.
- Taka miła odmiana przy tej jesieni za oknem, nie uważasz?
Spytała cicho, podchodząc do drzewa i opierając się o nie plecami, by móc nawiązać kontakt wzrokowy z chłopakiem.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Pierre uśmiechnął się ciepło do blondynki. Przyznał się bez picia, że tak pochłonięty obecnym tu widokiem, po prostu jej nie zauważył. Bez wahania pokiwał twierdząco głową.
- Bardzo - odpowiedział krótko. Po raz kolejny rozejrzał się uważnie dookoła. I choć widział ten obrazek już parę razy, to za każdym razem wydawał mu się nadzwyczajny, piękny.
- Wspaniała odmiana. Z jednej strony jesień, podczas której wszystkie te rośliny obumierają, zasypiają. Z drugiej tutaj wiosna, podczas której budzą się do życia. Jakie to niezwykłe - to mówiąc przeniósł wzrok na gryfonkę. - Pierre Vauquer, miło mi Cię poznać - dodał, wstając z ziemi i wyciągając dłoń w jej kierunku.
- Bardzo - odpowiedział krótko. Po raz kolejny rozejrzał się uważnie dookoła. I choć widział ten obrazek już parę razy, to za każdym razem wydawał mu się nadzwyczajny, piękny.
- Wspaniała odmiana. Z jednej strony jesień, podczas której wszystkie te rośliny obumierają, zasypiają. Z drugiej tutaj wiosna, podczas której budzą się do życia. Jakie to niezwykłe - to mówiąc przeniósł wzrok na gryfonkę. - Pierre Vauquer, miło mi Cię poznać - dodał, wstając z ziemi i wyciągając dłoń w jej kierunku.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- Zawsze można sobie zażyczyć lato. Lub zimę! Choć to drugie niedługo dostaniemy, więc to trochę mijałoby się z celem.
Chyba, że ktoś tęskni za zimnem, to mógł sobie zrobić przez 3/4 roku zimę. Jeśli tylko chciał! Ale Rhinna - choć lubiła tę porę roku - to nie zamierzała na siłę się z nią bratać. Będzie zima, to będzie - jednak była fanką wiosny i lato. Dlatego, gdy tutaj weszła, postanowiła znów poczuć, jak wszystko wraca do życia. Tak, to był najlepszy czas!
- Rhinna Hamilton, miło mi również!
Uścisnęła jego dłoń i delikatnie skinęła głową. Chociaż widziała go na zajęciach, to jednak nie za bardzo z nim nawiązywała kontakt - mimo to byli z jednego roku!
- Pierre? To francuskie imię, prawda?
Dziewczyna urodziła się w Paryżu!
Chyba, że ktoś tęskni za zimnem, to mógł sobie zrobić przez 3/4 roku zimę. Jeśli tylko chciał! Ale Rhinna - choć lubiła tę porę roku - to nie zamierzała na siłę się z nią bratać. Będzie zima, to będzie - jednak była fanką wiosny i lato. Dlatego, gdy tutaj weszła, postanowiła znów poczuć, jak wszystko wraca do życia. Tak, to był najlepszy czas!
- Rhinna Hamilton, miło mi również!
Uścisnęła jego dłoń i delikatnie skinęła głową. Chociaż widziała go na zajęciach, to jednak nie za bardzo z nim nawiązywała kontakt - mimo to byli z jednego roku!
- Pierre? To francuskie imię, prawda?
Dziewczyna urodziła się w Paryżu!
Re: Komnata Czterech Pór Roku
To prawda. W tej komnacie można spotkać się z taką porą roku jaka danej chwili na się marzy. Lato nie dawno się skończyło, rozpoczęła się jesień, a zima pojawi się równie szybko. Dlatego właśnie młodzieniec zdecydował się dziś na wiosnę.
- Zimie mówię teraz nie. Wystarczy, że już wkrótce zaszczyci nas swoją obecnością - odpowiedział z pogodnym uśmiechem. Również kojarzył tę dziewczynę. Widział ją często na zajęciach, w końcu są na tym samym roku. Jednak nie mieli okazji poznać się bliżej, ani porozmawiać. Dziś jednak było im to dane. Na pytanie dziewczyny skinął głową.
- Tak, pochodzę z Francji, a dokładnie z Rennes i dalej tam mieszkam - Pierre kochał swoje rodzinnie miasto i nie myślał nawet o przeprowadzce stamtąd. A bynajmniej na razie.
- A Ty skąd jesteś? - zapytał przenosząc wzrok na blondynkę.
- Zimie mówię teraz nie. Wystarczy, że już wkrótce zaszczyci nas swoją obecnością - odpowiedział z pogodnym uśmiechem. Również kojarzył tę dziewczynę. Widział ją często na zajęciach, w końcu są na tym samym roku. Jednak nie mieli okazji poznać się bliżej, ani porozmawiać. Dziś jednak było im to dane. Na pytanie dziewczyny skinął głową.
- Tak, pochodzę z Francji, a dokładnie z Rennes i dalej tam mieszkam - Pierre kochał swoje rodzinnie miasto i nie myślał nawet o przeprowadzce stamtąd. A bynajmniej na razie.
- A Ty skąd jesteś? - zapytał przenosząc wzrok na blondynkę.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
O, człowiek z kraju, w którym się urodziła! Co prawda, nie to miasto, ale Francja to Francja!
- Zimę będziemy zaraz mieć. Znów błonia będą białe i będzie nieprzyjemnie latać w tym chłodzie..
Mruknęła wyraźnie niezadowolona z tego faktu. Cóż, jakby nie patrzeć Hamilton praktycznie wszystko mierzyła Quidditchem. Hello, to było jej życie! Latanie w śniegu nie należało do najprzyjemniejszych. Ale chociaż upadki na boisko na śnieg nie były takie ciężkie...
- Ja jestem z Anglii. Ale urodziłam się w Paryżu i spędziłam parę lat tam! Piękne miasto!
Powiedziała, wyraźnie zachwycona tym krajem. Kochała go, może nie tak jak swój własny, ale jednak miała do niego spory sentyment.
- Będę musiała kiedyś Francję odwiedzić!
- Zimę będziemy zaraz mieć. Znów błonia będą białe i będzie nieprzyjemnie latać w tym chłodzie..
Mruknęła wyraźnie niezadowolona z tego faktu. Cóż, jakby nie patrzeć Hamilton praktycznie wszystko mierzyła Quidditchem. Hello, to było jej życie! Latanie w śniegu nie należało do najprzyjemniejszych. Ale chociaż upadki na boisko na śnieg nie były takie ciężkie...
- Ja jestem z Anglii. Ale urodziłam się w Paryżu i spędziłam parę lat tam! Piękne miasto!
Powiedziała, wyraźnie zachwycona tym krajem. Kochała go, może nie tak jak swój własny, ale jednak miała do niego spory sentyment.
- Będę musiała kiedyś Francję odwiedzić!
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Pierre zgodził się z jej słowami i gestem zaproponował jej by usiedli na pobliskiej ławeczce. No proszę, jakie miłe to spotkanie. Nie dość, że są na jednym roku to na dodatek oboje z Francji. Młodzieniec uśmiechnął się ciepło na wspomnienie swojego kraju. Kochał Francję, bardzo.
- Koniecznie musisz odwiedzić Francję, a jeśli będziesz w Rennes, to zapraszam na kawę - miło by mu było gdyby podczas swojej wycieczki po Francji odwiedziła jego rejony. Pokazałby jej najpiękniejsze miejsca w jego miasteczku i poczęstował kawą i domowym ciastem. Jego matka uwielbiała wypieki. Blondynka wspomniała coś o lataniu, więc Pierre postanowił podtrzymać ten temat.
- A więc latasz, tak? Grasz w drużynie? - zapytał z zainteresowaniem. On owszem na miotle latać potrafił, ale nie nadawał się do drużyny. Zdecydowanie bardziej wolał spędzić czas w bibliotece. Ale oczywiście na szkolne mecze przychodził. Jaki byłby z niego Krukon, gdyby nie zjawił się na meczu swojego domu.
- Koniecznie musisz odwiedzić Francję, a jeśli będziesz w Rennes, to zapraszam na kawę - miło by mu było gdyby podczas swojej wycieczki po Francji odwiedziła jego rejony. Pokazałby jej najpiękniejsze miejsca w jego miasteczku i poczęstował kawą i domowym ciastem. Jego matka uwielbiała wypieki. Blondynka wspomniała coś o lataniu, więc Pierre postanowił podtrzymać ten temat.
- A więc latasz, tak? Grasz w drużynie? - zapytał z zainteresowaniem. On owszem na miotle latać potrafił, ale nie nadawał się do drużyny. Zdecydowanie bardziej wolał spędzić czas w bibliotece. Ale oczywiście na szkolne mecze przychodził. Jaki byłby z niego Krukon, gdyby nie zjawił się na meczu swojego domu.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Hamilton z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę ławeczki. Usiadła na niej spokojnie i skierowała spojrzenie na rozmówcę. Wiedziała, że w Hogwarcie uczą się ludzie nie tylko z Anglii, nawet były tu osoby z Japonii! W końcu w jej domu był Keitaro, brat Krukonki Aiko. Zresztą, kiedyś spotkała tutaj swojego przyjaciela z dzieciństwa, Felixa. Więc fakt, iż w Hogwarcie były osoby z innych krajów, w ogóle ją nie ruszał.
- Będę chciała odwiedzić! A jeżeli wpadnę do Twojej miejscowości, dam znać wcześniej.
Uśmiechnęła się lekko i puściła do niego oczko. Z chęcią by odwiedziła kiedyś Francję, ale póki co - rozpoczął się rok szkolny i nie zamierzała się stąd ruszać. Chyba, że na święta do domu. No i na Sylwestra też zamierzała gdzieś wybyć, nie mogłoby być lepiej, jak ostatnio co prawda.. Chociaż kto wie? Słysząc jego pytanie, skinęła głową.
- Kapitan drużyny Gryfonów. I jeszcze grywam w reprezentacji Anglii.
Uśmiechnęła się delikatnie i przymknęła powieki. Miała być z czego dumna, jednak nie puszyła się jak nie wiadomo kto. Była zwykłą uczennicą - choć przez osiągnięcia w tej dziedzinie, może trochę mniej zwykłą.
- Będę chciała odwiedzić! A jeżeli wpadnę do Twojej miejscowości, dam znać wcześniej.
Uśmiechnęła się lekko i puściła do niego oczko. Z chęcią by odwiedziła kiedyś Francję, ale póki co - rozpoczął się rok szkolny i nie zamierzała się stąd ruszać. Chyba, że na święta do domu. No i na Sylwestra też zamierzała gdzieś wybyć, nie mogłoby być lepiej, jak ostatnio co prawda.. Chociaż kto wie? Słysząc jego pytanie, skinęła głową.
- Kapitan drużyny Gryfonów. I jeszcze grywam w reprezentacji Anglii.
Uśmiechnęła się delikatnie i przymknęła powieki. Miała być z czego dumna, jednak nie puszyła się jak nie wiadomo kto. Była zwykłą uczennicą - choć przez osiągnięcia w tej dziedzinie, może trochę mniej zwykłą.
Strona 7 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 7 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach