Komnata Czterech Pór Roku
+34
Samuel Jarsen
Noah Vedran
Mistrz Gry
Marianne Ray
Anthony Wilson
Elijah Ward
Antonija Vedran
Zoja Yordanova
Jonathan Lemke
Pierre Vauquer
Rhinna Hamilton
Jason Snakebow
Mia Kruger
Zacarias de la Vega
Leanne Chatier
Nevan Fraser
William Greengrass
Cassidy Thomas
Patrick Connolly
Christine Greengrass
Shay Hasting
Charles Wilson
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Sanne van Rijn
Alice Mickey
Connor Campbell
Lena Gregorovic
Flora Wilson
Aaron Matluck
Hannah Wilson
Cory Reynolds
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
38 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 2 z 9
Strona 2 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Komnata Czterech Pór Roku
First topic message reminder :
Komnata Czterech Pór Roku to sala magicznej projekcji, która powstała w wyniku jednego ze szkolnych projektów lat sześćdziesiątych XX wieku, gdy jeden z nauczycieli z grupą uczniów zgłębiał tajniki wywoływania halucynacji za pomocą magii. Pokój został zaprojektowany w ten sposób, aby ukazywać jedną z czterech projekcji.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dopiero po kilkunastu minutach czarnowłose dziewczę odczuło nieznaczne działanie zaprawionego odpowiednią ilością alkoholu, słodkiego napoju. Delikatne szumienie w uszach wręcz idealnie współgrało z odgłosem fal uderzających o piaszczystą plażę. Uspokajająca, senna atmosfera sprzyjała marzycielskim rozmyślaniom, którym z całym zaangażowaniem oddała się Gregorovic. Wbrew początkowej chęci zastanowienia się nad miejscem obecności Panny Thomas i dziwnym nastrojem zielonookiej, jej myśli niepostrzeżenie skierowały się w stronę pewnego tajemniczego Ślizgona, którym ostatnimi dniami usilnie zaprzątała sobie głowę. Zostało jej dwa dni, dwa długie dni na wykonanie zadania, które zlecił jej Raffles. Dwa dni, od których zależało jej być czy nie być. Lena nie wyobrażała sobie by mogła go zawalić. Obawiała się odrobinę, że zaczyna popadać w paranoję, myśląc tak nieustannie o szarookim młodzieńcu. Nie byle jakim młodzieńcu. W tym momencie przeczyła każdemu możliwemu stereotypowi, który cisnąłby się na usta Miszy. Nie był to chłopak z kategorii, którą jej brat najchętniej do niej dopasowywał. Nie pochodził z arystokratycznego, ociekającego galeonami dworu, nie wydawał się też zainteresowany Quidditchem. Nie był też szukającym łatwych panienek półgłówkiem. Lena nie znała Peter'a nazbyt długo, lecz wystarczająco dobrze, by stwierdzić, że należy do tej wąskiej grupki wyjątkowo inteligentnych i przebiegłych osób. Niektóre dziewczęta kierowały się atrakcyjnością potencjalnego kandydata, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, jakoby Gregorovic zupełnie pominęła fakt jego fizyczności. Inne, bądź też te same pannice, zwracały uwagę na zawartość sakiewki i skrytki u Gringotta. Dla Leny z kolei najistotniejszym punktem programu była inteligencja. Nie ta, związana z nabywaniem wiedzy poprzez nieustanne wertowanie podręczników i recytowanie suchych regułek. Ślizgonka gardziła tym kujonowatym przypadkiem krążącym po szkolnych korytarzach, zarówno męskim jak i żeńskim. A i tacy zdarzali się w Slytherinie. I tych omijała szerokim łukiem.
Odnosiła dziwne, trudne do opisania wrażenie, że powinna i od Raffles'a trzymać się z daleka. Że tak powinna zrobić dla własnego i tylko własnego dobra. Gregorovic nigdy jednak nie słynęła z najrozsądniejszych decyzji i co najśmieszniejsze, dobrze na tym wychodziła. Szarooka postanowiła nie ekscytować się przesadnie. Za punkt honoru miała przecież by nie zrobić z siebie kretynki, jak zwykły to czynić dziewczęta ogarnięte zauroczeniem. Tylko czy w jej przypadku można rozpatrywać to już jako jawną, natarczywą ciekawość czy raczej chłodną kalkulację szans i chytre wzbudzanie zainteresowania? Czarnooka chętnie zagłębiłaby zagadnienie swojego stanu emocjonalnego, gdyby nie głos Connora, wyrywający ją z zamyślenia.
- Cześć Campbell - Skinęła mu głową na powitanie, podnosząc się z koca - Obawiam się, że po wczorajszym balu wszyscy jacyś tacy... zmęczeni. - Na wydatne usta Ślizgonki wkradł się arogancki uśmiech. Poranny widok bladych twarzy w komplecie z podkrążonym oczami i ochrypłym głosem był nad wyraz satysfakcjonującą nagrodą. - Co pijemy? - Spytała, podbródkiem wskazując na butelkę, którą dzierżył w dłoniach. Umilenie sobie życia napojem wyskokowym było jedynym, co jej w obecnej chwili pozostało, więc dlaczego nie?
Odnosiła dziwne, trudne do opisania wrażenie, że powinna i od Raffles'a trzymać się z daleka. Że tak powinna zrobić dla własnego i tylko własnego dobra. Gregorovic nigdy jednak nie słynęła z najrozsądniejszych decyzji i co najśmieszniejsze, dobrze na tym wychodziła. Szarooka postanowiła nie ekscytować się przesadnie. Za punkt honoru miała przecież by nie zrobić z siebie kretynki, jak zwykły to czynić dziewczęta ogarnięte zauroczeniem. Tylko czy w jej przypadku można rozpatrywać to już jako jawną, natarczywą ciekawość czy raczej chłodną kalkulację szans i chytre wzbudzanie zainteresowania? Czarnooka chętnie zagłębiłaby zagadnienie swojego stanu emocjonalnego, gdyby nie głos Connora, wyrywający ją z zamyślenia.
- Cześć Campbell - Skinęła mu głową na powitanie, podnosząc się z koca - Obawiam się, że po wczorajszym balu wszyscy jacyś tacy... zmęczeni. - Na wydatne usta Ślizgonki wkradł się arogancki uśmiech. Poranny widok bladych twarzy w komplecie z podkrążonym oczami i ochrypłym głosem był nad wyraz satysfakcjonującą nagrodą. - Co pijemy? - Spytała, podbródkiem wskazując na butelkę, którą dzierżył w dłoniach. Umilenie sobie życia napojem wyskokowym było jedynym, co jej w obecnej chwili pozostało, więc dlaczego nie?
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Zanim obie dziewczyny zdążyły zareagować na przybycie Campeblla, on zdążył już upić kilka łyków z pękatej butelki, pełnej pewnego ognistego trunku.
Kanadyjczyk na chwilę zignorował pierwsze słowa Ślizgonki, skupiając się na jej ostatnim pytaniu. Wyciągnął rękę, w której dzierżył naczynie z Ognistą Whisky, w stronę Gregorovic, posyłając jej wymowne spojrzenie.
- Spróbuj to się przekonasz - odrzekł wyzywającym tonem, nie opuszczając ręki, dopóki dziewczyna nie podjęła jego wyzwania. W międzyczasie zerknął na drugą towarzyszkę, która wydawała się być wyjątkowo cicha. Kanadyjczyk zmarszczył brwi, skanując swoimi stalowymi tęczówkami twarz rudej dziewczyny. Miał wrażenie, że skądś zna te rysy, ale nie mógł dopasować nazwiska do jej twarzy. Ledwo zauważalnie wzruszył ramionami do swych myśli, po raz kolejny wypychając je w najciemniejszy punkt w swojej głowie.
- Pewnie mają moralniaka - uśmiechnął się lekko z dziwnym ukłuciem w żołądku ponownie wspominając wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, okraszony nieśmiałym rumieńcem.
Connor szybko złapał butelkę i jej szyjkę przytknął sobie do warg, aby uchronić się od zbędnych komentarzy ze strony obecnych w komnacie osób.
- Mamy jakiś konkretny plan działania? - zapytał, wodząc wzrokiem od Ślizgonki do rudowłosej dziewczyny. Odstawił butelkę na ziemię, pochylając się nad przysmakami rozstawionymi na kocach.
Kanadyjczyk na chwilę zignorował pierwsze słowa Ślizgonki, skupiając się na jej ostatnim pytaniu. Wyciągnął rękę, w której dzierżył naczynie z Ognistą Whisky, w stronę Gregorovic, posyłając jej wymowne spojrzenie.
- Spróbuj to się przekonasz - odrzekł wyzywającym tonem, nie opuszczając ręki, dopóki dziewczyna nie podjęła jego wyzwania. W międzyczasie zerknął na drugą towarzyszkę, która wydawała się być wyjątkowo cicha. Kanadyjczyk zmarszczył brwi, skanując swoimi stalowymi tęczówkami twarz rudej dziewczyny. Miał wrażenie, że skądś zna te rysy, ale nie mógł dopasować nazwiska do jej twarzy. Ledwo zauważalnie wzruszył ramionami do swych myśli, po raz kolejny wypychając je w najciemniejszy punkt w swojej głowie.
- Pewnie mają moralniaka - uśmiechnął się lekko z dziwnym ukłuciem w żołądku ponownie wspominając wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, okraszony nieśmiałym rumieńcem.
Connor szybko złapał butelkę i jej szyjkę przytknął sobie do warg, aby uchronić się od zbędnych komentarzy ze strony obecnych w komnacie osób.
- Mamy jakiś konkretny plan działania? - zapytał, wodząc wzrokiem od Ślizgonki do rudowłosej dziewczyny. Odstawił butelkę na ziemię, pochylając się nad przysmakami rozstawionymi na kocach.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dziewczyna równie chętnie chwyciła butelkę, z zaciekawieniem przyglądając się jej zawartości. Uniosła brwi ze zdumieniem przyglądając się mieniącej się na złoto etykiecie. A więc Ognista Whisky? Powąchała trunek, by móc już tylko potwierdzić poszlaki, Ognista. Chwilę wpatrywała się w butelkę, by potem przysunąć ją do ust i upić kilka łyków. Wiedziała, że z tym rodzajem alkoholu powinna się obchodzić ostrożniej ze względu na jego mocne działanie. Chwilę po tym podała butelkę Florze by i ta uraczyła się gorzkim, mocnym trunkiem.
- Coś dziwnie mi się wydaje, że tu akurat masz racje - Żałowała jedynie, że nie widziała swojego brata, znając jego to nieźle się urządził. Brwi dziewczęcia uniosły się lekko, gdy dostrzegła rumiany cień na policzku Connora.
- Mówiąc szczerze? Nie bardzo. - Zerknęła jeszcze na Florę, by posłać jej pogodny uśmiech. Dla niej takie siedzenie i owszem, było całkiem miłe, ale zupełnie nieproduktywne. Najchętniej przeszukałaby wszystkie korytarze, byle dopaść Sochę. A może właściwie to to powinna uczynić? Tutaj i tak na wielką balangę się nie zapowiadało i dziewczyna szczerze wątpiła by zjawił się tutaj ktoś jeszcze.
- Muszę kogoś znaleźć... Załatwię tylko tę jedną sprawę i wrócę. - Uśmiechnęła się przepraszająco do dwójki, powoli wstając z koca. Szukanie chłopaka w takim stanie nie było najlepszym pomysłem, ale któż jej zabroni? Dziewczę posłało im jeszcze przepraszające spojrzenie wycofując się do drzwi. Wbrew swoim pierwotnym obietnicom, nie wróciła a i Sochy też nie znalazła.
- Coś dziwnie mi się wydaje, że tu akurat masz racje - Żałowała jedynie, że nie widziała swojego brata, znając jego to nieźle się urządził. Brwi dziewczęcia uniosły się lekko, gdy dostrzegła rumiany cień na policzku Connora.
- Mówiąc szczerze? Nie bardzo. - Zerknęła jeszcze na Florę, by posłać jej pogodny uśmiech. Dla niej takie siedzenie i owszem, było całkiem miłe, ale zupełnie nieproduktywne. Najchętniej przeszukałaby wszystkie korytarze, byle dopaść Sochę. A może właściwie to to powinna uczynić? Tutaj i tak na wielką balangę się nie zapowiadało i dziewczyna szczerze wątpiła by zjawił się tutaj ktoś jeszcze.
- Muszę kogoś znaleźć... Załatwię tylko tę jedną sprawę i wrócę. - Uśmiechnęła się przepraszająco do dwójki, powoli wstając z koca. Szukanie chłopaka w takim stanie nie było najlepszym pomysłem, ale któż jej zabroni? Dziewczę posłało im jeszcze przepraszające spojrzenie wycofując się do drzwi. Wbrew swoim pierwotnym obietnicom, nie wróciła a i Sochy też nie znalazła.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Campbell, z delikatnym uśmiechem na ustach, uważnie obserwował poczynania dziewczyny, która z pozornym profesjonalizmem starała się rozpoznać jakiż to trunek mógł ze sobą przytaszczyć.
Nie zdążyło minąć kilka minut od jego przybycia, a jedna z dziewczyn zawinęła się z komnaty z prędkością światła. Campbell uniósł obie brwi ku górze w geście zdziwienia, odprowadzając ślizgonkę do wyjścia, po czym przeniósł swe stalowe tęczówki na cichą, rudowłosą towarzyszkę. Posłał jej pokrzepiający uśmiech, który miał na celu ją nieco ośmielić do rozmowy, gdyż prowadzenie przez niego monologu nie miało najmniejszego sensu. No i podziałało, gdyż wymienili pomiędzy sobą kilka zdań, jednakże tylko na tym się skończyło.
Chwilę później wcisnął Krukonce jakąś kiepską wymówkę i opuścił komnatę z zamiarem pochłonięcia całej zawartości butelki w dormitorium.
Nie zdążyło minąć kilka minut od jego przybycia, a jedna z dziewczyn zawinęła się z komnaty z prędkością światła. Campbell uniósł obie brwi ku górze w geście zdziwienia, odprowadzając ślizgonkę do wyjścia, po czym przeniósł swe stalowe tęczówki na cichą, rudowłosą towarzyszkę. Posłał jej pokrzepiający uśmiech, który miał na celu ją nieco ośmielić do rozmowy, gdyż prowadzenie przez niego monologu nie miało najmniejszego sensu. No i podziałało, gdyż wymienili pomiędzy sobą kilka zdań, jednakże tylko na tym się skończyło.
Chwilę później wcisnął Krukonce jakąś kiepską wymówkę i opuścił komnatę z zamiarem pochłonięcia całej zawartości butelki w dormitorium.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Co Mikey tutaj robiła? Dobre pytanie. Podczas kiedy błądziła po zamku w celu znalezienia jakiegoś zacisznego miejsca. Miała nadzieję nie natknąć nigdzie na swojego brata to to podłe bydle zaraz znajdzie powód żeby ją sprowokować. Trzeba uwzględnić, że Alice była niesłychanie nerwową i wybuchową osobą, więc widok brata, który celoo ją drażnił powodował wybuch wulkanu. W każdym razie weszła do komnaty z grubą, oprawioną skórą księgą. Wracając do panicza Mickeya nie chciała tym bardziej go spotkać, bo zapewne wypytywałby co to za księga i do czego jej skoro sama nie zrobi nawet zadania domowego. Zazwyczaj wykorzystuje kogoś kto jest na tyle głupi i słaby żeby się jej bać postawić. Może i wydaje się bardzo wyniosła, ale tak źle z nią nie jest. Problemy finansowe państwa Mickey złagodziły trochę naturę Alice, ale kiedy Nathaniel skończy odpraowywanie na pewno wróci na stare tory i będzie rozpieszcczonym bachorem. Co do księgi, to była ona poświęcona eliksirom. Był to jedyny przemiot, którego panna Mickey uczyła się z przyjemnością. Kiedy była wściekła na rodziców rozważała jakieś kombinacje w ich soku z dynii ale zazwyczaj kończyło się tylko na pomyśle. Zaklęcie, które rzuciła wchodząc przenisło ją na zieloną łąkę pełną kwiatów. Takie otoczenie wydawałosię być idealnym do studiowalania wywarów.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Gdzie ten przeklęty śnieg?, wyżywała się w swoich myślach Krukonka, szybkim krokiem zmierzając do zamku, gdyż ostatnie kilka godzin spędziła na trybunach stadionu, obserwując jak członkowie krukońskiej drużyny Quidditcha przechodzą przez istną gehennę. Bezsilność, frustracja i irytacja skumulowały się w Krukonce, przez co ciskała piorunującym spojrzeniem w każdego i we wszystko, co znalazło się na jej drodze do wspaniałej Komnaty Czterech Pór Roku. Tylko tam potrafiła się uspokoić, a właśnie w tej chwili potrzebowała popatrzyć na śnieg, na te urocze, maluśkie śnieżynki w różnorakich kształtach i wzorach, aby ukoić swe skołatane nerwy.
Holenderka wpadła z impetem do komnaty, z całej siły zatrzasnęła za sobą drzwi i zaczęła prawie wywrzaskiwać najgorsze przekleństwa jakie znała, które poszybowały w kierunku wszystkich patałachów, którzy należeli do krukońskiej drużyny, a nie powinni! Zamroczona tyloma emocjami zupełnie nie zauważyła brunetki, siedzącej na ziemi, pogrążonej w zażyczonej przez siebie iluzji. Ruszyła przed siebie, aby znaleźć się w samym środku komnaty, jednakże jej to nie wyszło, gdyż jej drobna stopa ubrana w pospolity bucik, jakim był trampek, zahaczyła o coś miękkiego, dając fory grawitacji. Krukonka padła jak długa na twardą posadzkę, czując jak każda z jej wystających kości trzeszczy niemiłosiernie wskutek zetknięcia z kamieniem.
- Co jest? - rzuciła w przestrzeń, szamocząc się na podłodze sama ze sobą. Gdy w końcu udało się jej dojść do ładu, przed jej ciemnymi tęczówkami wyrosła postać siedzącej dziewczyny z ciemnymi włosami.
- Och - westchnęła, a na jej twarzy pojawił się przepraszający grymas. - Nie zauważyłam Cię - odparła zgodnie z prawdą, po czym z jej ust popłynął strumień słów. - Te bęcwały tak mnie wkurzyły, że nie jestem w stanie ogarnąć co się wokół mnie dzieje. No ja nie wiem jak można tak dawać ciała! Uhh gdybym tylko była kapitanem wywaliłabym trzy czwarte osób i zastąpiła je o wiele bardziej utalentowanymi! - mruknęła ze złością. No musiała się komuś wygadać! Kto by się przejmował tym, że zupełniej obcej osobie, którą na dodatek trochę się poturbowało?
Holenderka wpadła z impetem do komnaty, z całej siły zatrzasnęła za sobą drzwi i zaczęła prawie wywrzaskiwać najgorsze przekleństwa jakie znała, które poszybowały w kierunku wszystkich patałachów, którzy należeli do krukońskiej drużyny, a nie powinni! Zamroczona tyloma emocjami zupełnie nie zauważyła brunetki, siedzącej na ziemi, pogrążonej w zażyczonej przez siebie iluzji. Ruszyła przed siebie, aby znaleźć się w samym środku komnaty, jednakże jej to nie wyszło, gdyż jej drobna stopa ubrana w pospolity bucik, jakim był trampek, zahaczyła o coś miękkiego, dając fory grawitacji. Krukonka padła jak długa na twardą posadzkę, czując jak każda z jej wystających kości trzeszczy niemiłosiernie wskutek zetknięcia z kamieniem.
- Co jest? - rzuciła w przestrzeń, szamocząc się na podłodze sama ze sobą. Gdy w końcu udało się jej dojść do ładu, przed jej ciemnymi tęczówkami wyrosła postać siedzącej dziewczyny z ciemnymi włosami.
- Och - westchnęła, a na jej twarzy pojawił się przepraszający grymas. - Nie zauważyłam Cię - odparła zgodnie z prawdą, po czym z jej ust popłynął strumień słów. - Te bęcwały tak mnie wkurzyły, że nie jestem w stanie ogarnąć co się wokół mnie dzieje. No ja nie wiem jak można tak dawać ciała! Uhh gdybym tylko była kapitanem wywaliłabym trzy czwarte osób i zastąpiła je o wiele bardziej utalentowanymi! - mruknęła ze złością. No musiała się komuś wygadać! Kto by się przejmował tym, że zupełniej obcej osobie, którą na dodatek trochę się poturbowało?
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Alice była w trakcie studiowania eliksiru wielosokowego. Ostatnia ta kwestia bardzo ją zainteresowała. I nie chodzilo tutaj o wkradnięcie się do dormitorium jakieś innego domu, z całą pewnością nie czerwonych kurczaków, bo ich tworzystwo było niepożądane. Wystarczył jej fakt mijania ich na korytarzu. Pewnie większość z nich nie miała czystej krwii i tylko hańbiła czarodzieji. W każdym razie tak sytuacja przedstawiała się w oczach Alice, która była uprzedzona do wielu rzeczy, ludzi. Chwilami kosmyki czarnych jak heban włosów opadały jej na twarz, ale odgarniała je do tyłu. Powinna już dawno coś zrobić z tymi włosami. Ułożenie ich zajmowało mnóstwo czasu. Pomyśleć, że wystarczyłoby jedno cięcie a kłopot z głowy. Z drugiej strony gdyby znów naszedł ją kaprys posiadania włosów do pasa musiałaby długo czekać. Wlosy panny Mickey nie żyły z nią w zgodzie i kiedy chciała żeby były dłuższe, one jak na złość nie chciały rosnąć. Chciała kiedyś wypróbować eliksir na porost włosów, ale rodzice ją straszyli, że będzie miała brodę czy wyrosną jej wlosy na rękach więc postanowiła odpuścić magiczne rozwiązanie. Ale wracając do zajęcia Alice. Czytanie przerwała jej jakaś dziewczyna, tóra właśnie weszła do komnaty i narobiła szumu wokół swojej osoby. Ślizgonka nie zdenerwowałaby się gdyby nie usłyszała usprawiedliwienia dziewczyny. - No jasne, jestem przeciez niewidzialna! - Za wszelką cenę starała się zachować zimną krew. Temperament jednak wcale jej nie pomagał. Dalsza część wypowiedzi jedna ją trochę uspokoiła. - W tej szkole drużyny nie potrafią grać, każdy stawia na indywidualne popisywanie się - Zamnęła książkę, odłożyła na bok i poslala jej coś w stylu krótkiego uśmiechu. Szybko jednak odwróciła wzrok i zaczęła zerkać na buty, bo przecież Alice się nie uśmiecha. Nie przy obchych.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Krukonka usiadła po turecku naprzeciw nieznajomej cały czas kręcąc głową z niedowierzaniem. Przyłożyła drobniutką dłoń do niskiego, gładkiego czoła, którego połowa zasłonięta była długą grzywką. Panienka van Rijn jakoś niespecjalnie się przykładała do układania swych włosów. Wolała, żeby luźno spływały po obu stronach jej owalnej twarzy, optycznie ją wyszczuplając i wydłużając. Tak samo niespecjalnie przywiązywała wagę do makijażu, a jeśli już się malowała to w jej ręku lądował tusz oraz róż do policzków - i to całkowicie jej wystarczało.
- Racja - pokiwała głową i przeniosła swe ciemne tęczówki na współrozmówczynię. To było jedno z tych spojrzeń, kiedy człowiek czuje się całkowicie przeskanowany, jakby właśnie przeszedł kontrolę osobistą na lotnisku. Holenderka posłała dziewczynie delikatny uśmiech i powróciła do obserwowania czubków swoich trampek.
- Pomijając to lansowanie się Ślizgoni są całkiem nieźli - urwała na chwilę i zatoczyła kciukiem kółko na swym kolanie - no i Puchoni - dodała od niechcenia, odgarniając grzywkę z oczu, które chwilę później wywróciła w teatralnym geście.
- Och na Merlina! Może wprawimy się w świąteczny nastrój? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, wypowiedziała zaklęcie, które przeniosło świadomości obu dziewczyn do zimowej krainy.
Na ustach Krukonki momentalnie rozpłynął się szeroki uśmiech, a jej wielkie oczy zaczęły przeskakiwać ze śnieżynki na śnieżynkę.
- Wiesz, uwielbiam śnieg. To bardzo miła odmiana po tych paskudnych, mokrych i błotnistych jesiennych dniach - odparła, ściągnęła łopatki i położyła się na śniego-podłodze.
- Tak w ogóle to jestem Sanne - odparła, ze wzrokiem wbitym w mlecznobiałą wizję nieba, z którego leciały drobne, białe i puchate płatki śniegu.
- Racja - pokiwała głową i przeniosła swe ciemne tęczówki na współrozmówczynię. To było jedno z tych spojrzeń, kiedy człowiek czuje się całkowicie przeskanowany, jakby właśnie przeszedł kontrolę osobistą na lotnisku. Holenderka posłała dziewczynie delikatny uśmiech i powróciła do obserwowania czubków swoich trampek.
- Pomijając to lansowanie się Ślizgoni są całkiem nieźli - urwała na chwilę i zatoczyła kciukiem kółko na swym kolanie - no i Puchoni - dodała od niechcenia, odgarniając grzywkę z oczu, które chwilę później wywróciła w teatralnym geście.
- Och na Merlina! Może wprawimy się w świąteczny nastrój? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, wypowiedziała zaklęcie, które przeniosło świadomości obu dziewczyn do zimowej krainy.
Na ustach Krukonki momentalnie rozpłynął się szeroki uśmiech, a jej wielkie oczy zaczęły przeskakiwać ze śnieżynki na śnieżynkę.
- Wiesz, uwielbiam śnieg. To bardzo miła odmiana po tych paskudnych, mokrych i błotnistych jesiennych dniach - odparła, ściągnęła łopatki i położyła się na śniego-podłodze.
- Tak w ogóle to jestem Sanne - odparła, ze wzrokiem wbitym w mlecznobiałą wizję nieba, z którego leciały drobne, białe i puchate płatki śniegu.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Można więc uznać, że miały zupełnieinny stosunek do wyglądu . Alice była przewrażliwiona na punkcie swoich włosów, które zajmowały jej godzinę przed wyjściem z dormitorium. Dbała o to, ażeby żaden z kosmyków nie wylądował po zlej stronie i nie daj boże był skręcony. Cechą nieodłączną panny Mickey były włosy proste jak struna. Jedyna sytuacja, w tórej moglibyście zobaczyć ją w loczkach byłaby kiedy spacerowałaby po błoniach i nagle padałby deszcz. Nadmierna ilośc wilgoci i szlag trafi idealną fryzurę. Co do makijażu stosowala jedynie tusz do rzęsz, nie dużo ale tylok trochę by podkreślić ciemną barwę swoich oczu. Wedlug niej diabeł tkwił w szczegółach.
Kiedy doczekała się odpowiedzi dziewczyny nie wierzyła własnym uszom.
- Puchoni i owszem, to tak samo wielcy idioci jak Gryfoni. - W sumie to nie interesowało jej z jakiego domu jest nieznajoma. Mickey chciała wyrazić swoją opinię i robiła to bez ogródek. Czasami powinna trzymać język za zębami, ale to było dośc trudne do wykonania. - Niestety nie mogę się z Tobą zgodzić, Ślizgoni nie są tacy źli - Dla Alice byli w końcu jak rodzina, ale na palcach jednej ręki mogła wyliczyć idiotów, którzy znaleźli się tu przez przypadek.
Mickey również lubiła śnieg. Ogólnie kręciły ją bardziej chłodne klimaty. Fakt, że dormitorium Ślizgonów znajdowało się pod jeziorem i w locham było niesamowicie klimatyczne i zapewniało iż nie będzie mmusiała się martwić o upały. Kiedy Sanne wypowiedziała zaklęcie ręce jej opadły. - Czy ja wyglądam na kogoś kto lubi święta? Myślisz, że dlaczego nie pojechałam do domu? W zamku jest więcej miejsc żeby ukryć się przed tą tandetą ale skoro lubisz sztuczne święta to trudno, przeżyje. - Przewróciła obojętnie oczami i przytuliła do siebie książke. Fajnie było obserwować śnieg ale zdawała sobie sprawę, że to tylko fikcja, może i siedziała na wyimaginowanym podłożu choć w rzeczywistości była to zimna zamkowa posadzka. zawsze starała się o tym pamiętać kiedy tutaj przychodziła. Gdyby była marzycielką pewnie by się zatraciła w atmosferze, ale tak głupia nie była. - Mickey, Alice Mickey - rzucilo krótko bez zbędnego miło mi czy czegoolwiek podobnego. To po prostu nie było w jej stylu. Alice była osobą raczej skromnie obdarzoną jeżeli chodzi o gamę emocjonalną.
Kiedy doczekała się odpowiedzi dziewczyny nie wierzyła własnym uszom.
- Puchoni i owszem, to tak samo wielcy idioci jak Gryfoni. - W sumie to nie interesowało jej z jakiego domu jest nieznajoma. Mickey chciała wyrazić swoją opinię i robiła to bez ogródek. Czasami powinna trzymać język za zębami, ale to było dośc trudne do wykonania. - Niestety nie mogę się z Tobą zgodzić, Ślizgoni nie są tacy źli - Dla Alice byli w końcu jak rodzina, ale na palcach jednej ręki mogła wyliczyć idiotów, którzy znaleźli się tu przez przypadek.
Mickey również lubiła śnieg. Ogólnie kręciły ją bardziej chłodne klimaty. Fakt, że dormitorium Ślizgonów znajdowało się pod jeziorem i w locham było niesamowicie klimatyczne i zapewniało iż nie będzie mmusiała się martwić o upały. Kiedy Sanne wypowiedziała zaklęcie ręce jej opadły. - Czy ja wyglądam na kogoś kto lubi święta? Myślisz, że dlaczego nie pojechałam do domu? W zamku jest więcej miejsc żeby ukryć się przed tą tandetą ale skoro lubisz sztuczne święta to trudno, przeżyje. - Przewróciła obojętnie oczami i przytuliła do siebie książke. Fajnie było obserwować śnieg ale zdawała sobie sprawę, że to tylko fikcja, może i siedziała na wyimaginowanym podłożu choć w rzeczywistości była to zimna zamkowa posadzka. zawsze starała się o tym pamiętać kiedy tutaj przychodziła. Gdyby była marzycielką pewnie by się zatraciła w atmosferze, ale tak głupia nie była. - Mickey, Alice Mickey - rzucilo krótko bez zbędnego miło mi czy czegoolwiek podobnego. To po prostu nie było w jej stylu. Alice była osobą raczej skromnie obdarzoną jeżeli chodzi o gamę emocjonalną.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Odpowiedź czarnowłosej przywołała na twarz Holenderki grymas konsternacji. Dziewczyna przez chwilę analizowała swoje słowa, potem jej, potem znów swoje i znów jej, właściwie nie dochodząc do żadnej konkluzji. Założyła niesforny kosmyk za ucho i spojrzała na nowo poznaną towarzyszkę.
- Chyba się nie zrozumiałyśmy - palnęła prosto z mostu, jednakże w jej głosie nie było ani krztyny sarkazmu, ani chociażby pobłażania, jedynie czyste rozbawienie. Kąciki jej bladoróżowych ust cały czas były podciągnięte ku górze, jakby ktoś podkleił je do policzków niewidzialną taśmą klejącą.
Kolejne słowa Ślizgonki zmusiły Krukonkę do ponownego przeniesienia swych głębokich tęczówek na koleżankę i przeskanowania jej od nowa. Nie odpowiedziała na pierwsze pytanie Alice, ani na jej ostatnie stwierdzenie.
- Dlaczego nie pojechałaś do domu? - zapytała z naturalną ciekawością, zdając sobie sprawę, iż na jej decyzję nie wpłynęła jedynie niechęć do świąt. Sanke uniosła jedną brew ku górze, po czym przerwała kontakt wzrokowy znów napawając się bielą zimowego krajobrazu. Ona, gdyby tylko miała wybór, na pewno wróciłaby do domu na święta. Uwielbiała Holandię i strasznie za nią tęskniła. Tęskniła za krajem, za rodzicami, ale również za zupełnie nieznanymi ludźmi - za rodakami. Będąc tam czuła, że jest w domu, tak jak się czuje przyjemne ciepło przy, trzaskającym ogniem, kominku. Mimowolnie po ustach Panienki van Rijn przepłynął lekki, rozmarzony i niedościgniony uśmiech, a ona nadal wpatrywała się w płatki śniegu...
- Chyba się nie zrozumiałyśmy - palnęła prosto z mostu, jednakże w jej głosie nie było ani krztyny sarkazmu, ani chociażby pobłażania, jedynie czyste rozbawienie. Kąciki jej bladoróżowych ust cały czas były podciągnięte ku górze, jakby ktoś podkleił je do policzków niewidzialną taśmą klejącą.
Kolejne słowa Ślizgonki zmusiły Krukonkę do ponownego przeniesienia swych głębokich tęczówek na koleżankę i przeskanowania jej od nowa. Nie odpowiedziała na pierwsze pytanie Alice, ani na jej ostatnie stwierdzenie.
- Dlaczego nie pojechałaś do domu? - zapytała z naturalną ciekawością, zdając sobie sprawę, iż na jej decyzję nie wpłynęła jedynie niechęć do świąt. Sanke uniosła jedną brew ku górze, po czym przerwała kontakt wzrokowy znów napawając się bielą zimowego krajobrazu. Ona, gdyby tylko miała wybór, na pewno wróciłaby do domu na święta. Uwielbiała Holandię i strasznie za nią tęskniła. Tęskniła za krajem, za rodzicami, ale również za zupełnie nieznanymi ludźmi - za rodakami. Będąc tam czuła, że jest w domu, tak jak się czuje przyjemne ciepło przy, trzaskającym ogniem, kominku. Mimowolnie po ustach Panienki van Rijn przepłynął lekki, rozmarzony i niedościgniony uśmiech, a ona nadal wpatrywała się w płatki śniegu...
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Alice często odpowiadała ludziom w inny sposób niż oczeiwali. Pewnie dlatego, że nie zawsze ich słuchała. To było niemiłe, ale taka już była. Niektóre słowa w zdaniu powodowała, że skupiała się bardziej na tym czy ma rozdwojone końcówki niż paplanina, która wydobywała się z ust rozmówcy. - Przepraszam zamyśliłam się - rzuciła krótko zerkając na Sanne. To było nieuprzejme ale jakoś fakt nieodpowiedniego zachowania nie obruszał Alice. Bardziej to, że jeżeli nie przeprosi jej nadęty wizerunek może jeszcze bardziej roznieść się po szkole. I tak wiele osób uważa ją za dziewczynę z dobrego domu z rozbuchanym ego, które jest wyższe niż wieża astronomiczna. Oczywiście to tylko stereotyp, bo Mickey potrafiła być miłą osobą. - Święta w domu? Nie ma mowy! - Myśl o świętach w domu wywoała gęsią skórkę na ciele Alice. Miała jaieś tam pozytywne uczucia w stosunku do swojej rodziny, ale nie okazywała ich. - Czy chciałabyś spędzać święta w dworku z nadętymi rodzicami, bratem i służbą? Wyobraź sobie, że puszą się bardziej niż ja. - Trochę karykaturalnie przedstawiła obraz swojej rodziny. Przedewszystkim rodziców, którzy wcale nie byli tacy źli jak o nich mówiła. Po prostu Alice nie chciała się przyznać, że tęskni za tym jak było kiedyś.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Sanne jakoś nie pomyślała, żeby zapytać dziewczynę czy aby przypadkiem jej nie przeszkadza. Wpadła do komnaty narobiła rabanu wokół swojej osoby, zupełnie nie interesując się światem ją otaczającym. To było niemiłe, jednakże już było za późno na zainteresowanie tym tematem i jedyne co pozostawało Krukonce to brnięcie w rozmowę z dziewczyną.
Machnęła ręką w geście znaczącym "oh daj spokój", jednakże w tym samym momencie strasznie się skrzywiła, a dlatego, że zupełnie zapomniała o tym, iż ma nadwyrężony prawy nadgarstek, który był wciśnięty w opaskę uciskową, i to właśnie przez niego nie mogła uczestniczyć w treningu Krukonów.
Sanka, opuszkami palców, wodziła po imitacji śniegu, którym tak naprawdę była chłodna, kamienna podłoga, marząc aby ten prawdziwy w końcu się pojawił, pokrywając tereny zielone puchatą pierzynką.
- Sama? Nigdy w życiu! - odparła suchym głosem. Lekko odchrząknęła. - Ale, gdybym musiała, zabrałabym ze sobą jakąś bratnią duszę, żeby było weselej - lekki uśmiech prześlizgnął się po jej ustach, po czym Holenderka podniosła się do pozycji siedzącej.
Machnęła ręką w geście znaczącym "oh daj spokój", jednakże w tym samym momencie strasznie się skrzywiła, a dlatego, że zupełnie zapomniała o tym, iż ma nadwyrężony prawy nadgarstek, który był wciśnięty w opaskę uciskową, i to właśnie przez niego nie mogła uczestniczyć w treningu Krukonów.
Sanka, opuszkami palców, wodziła po imitacji śniegu, którym tak naprawdę była chłodna, kamienna podłoga, marząc aby ten prawdziwy w końcu się pojawił, pokrywając tereny zielone puchatą pierzynką.
- Sama? Nigdy w życiu! - odparła suchym głosem. Lekko odchrząknęła. - Ale, gdybym musiała, zabrałabym ze sobą jakąś bratnią duszę, żeby było weselej - lekki uśmiech prześlizgnął się po jej ustach, po czym Holenderka podniosła się do pozycji siedzącej.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Właśnie dlatego Alice nie chciała grac w Quidditcha. Obawiała się kontuzji, a pobyt w srzydle szpitalnym nie był wcale zachęcający. Należy jeszcze dodać, że nie lubiła pielęgniarki. Była do niej uprzedzona on samego początku. Powinni zastąpić ją kimś innym. Zdolności do latania to Mickey nawet nie miała. Poza tym sporty kontaktowe nie należały do jej ulubionych. Generalnie Alice nie lubiła sportu. Miała dobrą kondycję, bo lubiła biegać czy gimnastykę ale tylko i wyłącznie w trybie indywidualnym. Ślizgonka była szczupłą dziewczyną, nawet bardzo, a zawdzięczała to permanentnym przebywaniem na diecie. Jedyne na co sobie pozwalała to żelki, ale też nie w dużych ilościach bo tam były substancje, które mogloyby jej zaszkodzić. Tak, miała hopla na punkcie zdrowego jedzenia. - Zabrać bratnią duszę? To nie przejdzie. Oni nie wierzą, że ktoś potrafi ze mną wytrzymać. - Sama nie wiedziała dlaczego była szczera z Sanne. Nigdy za specjalnie sie przed kimś nie otwierała. Z doświadczenia wiedziała, że to się źle kończy bo ktoś odkryje jej słaby punkt i to wykorzysta. Zapewne hiperbolizowała swoją sytuację, ale dzięki temu miała proste wytłumaczenie niektórych swoich zachowań. - Swoją drogą zastanawiam się po co ja Ci to w ogóle mówię. Pewnie masz swoje problemy. - Liczyła na to, że Krukonka rzeczywiście miała ważniejsze rzeczy niż wysłuchiwanie problemów Mickey. Może powinna ją zapytać czy zna się na eliksirze wielosokowym. Pomoc by jej się przydała. Nie dlatego, że nie potrafiła go uważyć. Niektórych rzeczy nie mogła po prostu sama zdobyć. Oczywiście, nie chciała jej wyorzystać. Po prostu potrzebowała małego wsparcia.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Odkąd pierwszy raz Sanke wsiadła na miniaturową, dziecięcą miotełkę, wiedziała, że latanie stanie się jej całym życiem, jej pasją, jej radością, jej celem w życiu. To było takie uczucie jakiego nie doświadcza się na każdym kroku, a jedynie raz, ewentualnie kilka razy, w życiu. No i trwała w tym przekonaniu, pielęgnując swoją wielką pasję, do której z biegiem lat doszły jeszcze dwie, o wiele mniej zajmujące jej głowę.
- Nie ma rzeczy niemożliwych - odparła enigmatycznie, co początkowo mogło sprawić wrażenie, iż Krukonka zupełnie odleciała i mówi nie na temat. Nic bardziej mylnego.
- Dlatego powinnaś im otworzyć jakoś oczy, bo nie wierzę, żebyś była aż taką wiedźmą, na jaką siebie kreujesz w moich oczach - odrzekła zupełnie poważnym tonem, patrząc na Alice spode łba, a na jej ustach czaił się lekki, ni to ciepły, ni to sarkastyczny uśmiech.
- Wiesz, czasem lepiej powiedzieć coś takiego komuś nieznajomemu, niż komuś kogo się zna iks lat. A nóż widelec ta obca osoba będzie w takiej samej sytuacji jak ty, albo już miała z taką do czynienia. Nigdy nie wiesz - rozłożyła ramiona na boki i uniosła brwi w rzeczowym geście.
- Akurat w moim przypadku nie jest ani tak, ani tak, ale nie mam żadnych problemów i z chęcią wysłucham i posłużę radą, mimo, że się w ogóle nie znamy - posłała Ślizgonce ciepły uśmiech, przenosząc swe ogromne oczyska na opasły tom, który Mickey przyciskała do piersi.
- Mamy w końcu wolne, a ty się uczysz? - zapytała z niedowierzaniem, wlepiając świdrujące spojrzenie w czarnowłosą. Sama nie była może wybitnym uczniem, ale też nie była leserem. Kiedy trzeba się było uczyć - robiła to, a kiedy był czas na odpoczynek - odpoczywała.
- Nie ma rzeczy niemożliwych - odparła enigmatycznie, co początkowo mogło sprawić wrażenie, iż Krukonka zupełnie odleciała i mówi nie na temat. Nic bardziej mylnego.
- Dlatego powinnaś im otworzyć jakoś oczy, bo nie wierzę, żebyś była aż taką wiedźmą, na jaką siebie kreujesz w moich oczach - odrzekła zupełnie poważnym tonem, patrząc na Alice spode łba, a na jej ustach czaił się lekki, ni to ciepły, ni to sarkastyczny uśmiech.
- Wiesz, czasem lepiej powiedzieć coś takiego komuś nieznajomemu, niż komuś kogo się zna iks lat. A nóż widelec ta obca osoba będzie w takiej samej sytuacji jak ty, albo już miała z taką do czynienia. Nigdy nie wiesz - rozłożyła ramiona na boki i uniosła brwi w rzeczowym geście.
- Akurat w moim przypadku nie jest ani tak, ani tak, ale nie mam żadnych problemów i z chęcią wysłucham i posłużę radą, mimo, że się w ogóle nie znamy - posłała Ślizgonce ciepły uśmiech, przenosząc swe ogromne oczyska na opasły tom, który Mickey przyciskała do piersi.
- Mamy w końcu wolne, a ty się uczysz? - zapytała z niedowierzaniem, wlepiając świdrujące spojrzenie w czarnowłosą. Sama nie była może wybitnym uczniem, ale też nie była leserem. Kiedy trzeba się było uczyć - robiła to, a kiedy był czas na odpoczynek - odpoczywała.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Co do pasji to właśnie jej pasją były eliksiry. Zaplanowała już nawet sobie, że będzie studiowała alchemię jako dziedzinę najbliżej spokrewnioną z jej pasją. Nie mówiąc już nic o sklepiku z eliksirami na pokątnej. Póki co były to tylko młodzieńcze marzenia. Jeszcze wszystko może się zmienić. Cz coś poza eliksirami? Oczywiście, transmutacja ale nigdy nie miała czasu rozwinac jej na takim poziomie jaki by chciała. Wychodziła również z założenia, że lepiej robić jedną rzecz dobrze niż kilka w sposób mizerny.
- Naprawdę tak myślisz? Wiesz zazwyczaj inni wolą mi dokopać niż podnieść w jakikolwiek sposób na duchu. - Tym razem uśmiech panny Mickey był całkiem szczery i nie skrępowany wstydem, że ktoś może go zobaczyć. Krukonka miała rację. Lepiej powiedzieć coś komuś nieznajomemu. Miała tylko nadzieję, że nie należy do grona plociuchów, bo to byłby kolejny powód, dla którego byłaby jeszcze większą wiedźmą aby zaprzeczyć jakimkolwiek pogłoską. Głośno tego nie powie, ale Alice miała wrażenie, że Sanne to miła dziewczyna więc obdarzyła ja skrawkiem zaufania skoro już tak sobie gawędzą.
- Uczyć? Nigdy w życiu. Upewniam się czy mam wszystko do eliksiru. - Niektóre rzeczy przetrzymywała w dormitorium, inne zaś wykradała ze schowka nauczyciela. Teraz kiedy się smienił będzie musiała być bardziej ostrożna. Może ten jest bystrzejszy od poprzedniego. Poczuła się trochę jak egoistka, bo cała rozmowa skupiła się na jej osobie. W innych warunkach by jej to nie przeszkadzało, ale teraz to co innego.
- A czemu Ty nie pojechałaś do domu na święta? - Zapytała z ciekawością. Szczerze wątpiła, że ktoś może mieć dziwniejszą rodzinę niż ona. No i jeszcze brat, który jej unikał. To było okropne!
- Naprawdę tak myślisz? Wiesz zazwyczaj inni wolą mi dokopać niż podnieść w jakikolwiek sposób na duchu. - Tym razem uśmiech panny Mickey był całkiem szczery i nie skrępowany wstydem, że ktoś może go zobaczyć. Krukonka miała rację. Lepiej powiedzieć coś komuś nieznajomemu. Miała tylko nadzieję, że nie należy do grona plociuchów, bo to byłby kolejny powód, dla którego byłaby jeszcze większą wiedźmą aby zaprzeczyć jakimkolwiek pogłoską. Głośno tego nie powie, ale Alice miała wrażenie, że Sanne to miła dziewczyna więc obdarzyła ja skrawkiem zaufania skoro już tak sobie gawędzą.
- Uczyć? Nigdy w życiu. Upewniam się czy mam wszystko do eliksiru. - Niektóre rzeczy przetrzymywała w dormitorium, inne zaś wykradała ze schowka nauczyciela. Teraz kiedy się smienił będzie musiała być bardziej ostrożna. Może ten jest bystrzejszy od poprzedniego. Poczuła się trochę jak egoistka, bo cała rozmowa skupiła się na jej osobie. W innych warunkach by jej to nie przeszkadzało, ale teraz to co innego.
- A czemu Ty nie pojechałaś do domu na święta? - Zapytała z ciekawością. Szczerze wątpiła, że ktoś może mieć dziwniejszą rodzinę niż ona. No i jeszcze brat, który jej unikał. To było okropne!
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- Pewnie, że tak! - odrzekła z głosem pełnym entuzjazmu, co było odpowiedzią na pierwsze pytanie Ślizgonki i odwzajemniła uśmiech. Jednakże, gdy kolejne słowa Alice dotarły do drobnych uszu Krukonki, nieco zrzedła jej mina. - Wniosek z tego jeden, po prostu obracasz się w złym towarzystwie, no bo co to za znajomi, którzy Cię dołują? - pokręciła głową z dezaprobatą, wbijając spojrzenie w czubki swoich pożółkłych trampek. Zawsze zastanawiał ją ten fenomen, gdyż nigdy nie mogła pojąć po co ktoś kurczowo się trzyma kogoś, kto go niszczy, na dodatek z premedytacją? Sanne starała się nie wiązać w jakiekolwiek relacje z toksycznymi personami, ani robiła wszystko co w jej mocy, aby samej nie tworzyć tak samo chorych sytuacji. Jej nieokiełznany temperament mógł wyrządzić wiele dobrego, ale tak samo wiele złego, zwłaszcza, iż panienka van Rijn jeszcze nie do końca potrafiła się kontrolować. W końcu była tylko dorastającą nastolatką...
- Ooo! Zajmujesz się warzeniem eliksirów? Dobra w tym jesteś? Ja jestem beznadziejna - ułożyła usta w podkówkę - więc nie mogę zostać aurorem, jak moi rodzice. Od tego roku już się nie uczę eliksirów i skupiam się na Quidditchu i Obroną Przed Czarną Magią - i znów się niepotrzebnie rozgadała. Ucichła i opuściła głowę, a jej kasztanowe włosy przesłoniły jej twarz, na której pojawił się lekki rumieniec. Jednakże ciszę pomiędzy dziewczynami ponownie przerwało pytanie, padające z ust tej z ciemniejszymi włosami.
- Zostałyśmy z Femkę w szkole, bo nasi rodzice mają w tym roku dwudziestą rocznicę ślubu i jadą sobie gdzieś ją świętować - wyszczerzyła się do Ślizgonki w szerokim uśmiechu, jednocześnie ciesząc się ze szczęścia rodziców.
- Ooo! Zajmujesz się warzeniem eliksirów? Dobra w tym jesteś? Ja jestem beznadziejna - ułożyła usta w podkówkę - więc nie mogę zostać aurorem, jak moi rodzice. Od tego roku już się nie uczę eliksirów i skupiam się na Quidditchu i Obroną Przed Czarną Magią - i znów się niepotrzebnie rozgadała. Ucichła i opuściła głowę, a jej kasztanowe włosy przesłoniły jej twarz, na której pojawił się lekki rumieniec. Jednakże ciszę pomiędzy dziewczynami ponownie przerwało pytanie, padające z ust tej z ciemniejszymi włosami.
- Zostałyśmy z Femkę w szkole, bo nasi rodzice mają w tym roku dwudziestą rocznicę ślubu i jadą sobie gdzieś ją świętować - wyszczerzyła się do Ślizgonki w szerokim uśmiechu, jednocześnie ciesząc się ze szczęścia rodziców.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Czy obracała się w złym towarzystwie? Ciężko powiedzieć, bo Mickey nie zawierała długoterminowych przyjaźni. Zazwyczaj były to tylko przyjaźnie na zasadzie "pomożesz mi bedę dla Ciebie miła" lub po prostu sojusz sytuacyjny. Kiedy słowa Sanne dotarły do niej uświadomiła sobie, że prawdziwych przyjaciół nie ma. Zawsze tylko kogoś wykorzystuje albo ludzie jej unikają, bo uważają że jest wyniosła i dumna ponad miarę. Prawdy trochę w tym było, ale chyba nie była jedyną osobą taką w Hogwarcie. W każdym razie może powinna się zmienić?
- Kto ma mnie dołować skoro nie chcą ze mną gadać? - Chyba tym razem Alice się za bardzo rozgadała. Nie, nie, nie. Nie będzie robiła z siebie ofiary. Pokazała swoje nieco łagodniejsze oblicze, ale chyba zachowawczo znowu powinna nastroszyć piórka, by uniknąć kompromitacji w oczach nieznajomej. - Zapomnij o tym. Tak, głównie eliksirami. - Zmiana tematu była najlepszym wyjściem. Jeszcze zbytnio by się rozgadała i sytuacja przybrałaby niekomfortowy obrót spraw dla Ślizgonki. Ciepły ton zaminieł się teraz raczej w obojętny, ale uśmeich nadal gościł na jej twarzy. Przecież nie może być aż taką wiedźmą. - Z eliksirami to prosta sprawa, dodajesz tylko tyle ile musisz, wystarczy dobra instrukcja. Obrona przed Czarną Magią? W moich odczuciach jest dosc nudna. - Alice wolałaby uczyć sie raczej praktyk czarnomagicznych. Zawsze ją to pociągało choćnie znalazla nikogo, kto podzielałby jej pasję. No może poza ojcem, ale rzadko ze sobą rozmawiali. Jako sędzia Wizengamordu był zawsze zajęty i nie miał czasu dla rodziny. Może to był własnie powód jej częściowego rozpadu?
- Miło z waszej strony. - Po słowach Krukonki stwierdziła, że muszą być zgraną rodziną. W przypadku Mickeyów takie coś by nie przeszło. Friedrich był złośliwy w stosunku do ojca dlatego jeździł na święta do domu nie dając państu Mickey czasu dla siebie. Zapewne wychodził z założenia, że mieli dla siebie czas kiedy Ci byli w szkole.
- Kto ma mnie dołować skoro nie chcą ze mną gadać? - Chyba tym razem Alice się za bardzo rozgadała. Nie, nie, nie. Nie będzie robiła z siebie ofiary. Pokazała swoje nieco łagodniejsze oblicze, ale chyba zachowawczo znowu powinna nastroszyć piórka, by uniknąć kompromitacji w oczach nieznajomej. - Zapomnij o tym. Tak, głównie eliksirami. - Zmiana tematu była najlepszym wyjściem. Jeszcze zbytnio by się rozgadała i sytuacja przybrałaby niekomfortowy obrót spraw dla Ślizgonki. Ciepły ton zaminieł się teraz raczej w obojętny, ale uśmeich nadal gościł na jej twarzy. Przecież nie może być aż taką wiedźmą. - Z eliksirami to prosta sprawa, dodajesz tylko tyle ile musisz, wystarczy dobra instrukcja. Obrona przed Czarną Magią? W moich odczuciach jest dosc nudna. - Alice wolałaby uczyć sie raczej praktyk czarnomagicznych. Zawsze ją to pociągało choćnie znalazla nikogo, kto podzielałby jej pasję. No może poza ojcem, ale rzadko ze sobą rozmawiali. Jako sędzia Wizengamordu był zawsze zajęty i nie miał czasu dla rodziny. Może to był własnie powód jej częściowego rozpadu?
- Miło z waszej strony. - Po słowach Krukonki stwierdziła, że muszą być zgraną rodziną. W przypadku Mickeyów takie coś by nie przeszło. Friedrich był złośliwy w stosunku do ojca dlatego jeździł na święta do domu nie dając państu Mickey czasu dla siebie. Zapewne wychodził z założenia, że mieli dla siebie czas kiedy Ci byli w szkole.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Jeśli chodziło o Sanne to nigdy, przenigdy nie miała takiej prawdziwej przyjaciółki zapoznanej szkole, albo chociażby gdziekolwiek. Jej siostrzane odbicie całkowicie wywiązywało się z każdego pisanego i niepisanego obowiązku, zwykle narzucanego przez relację pokroju przyjaźni. Co nie zmienia faktu, iż nie miała koleżanek, a tym bardziej, że Femme nie spełnia siostrzanych obowiązków. Takiej siostry można było szukać ze świecą, a Sanke odnalazła ją jeszcze przed narodzinami.
- Och, dobra instrukcja... Ale one wcale nie są dobre! - żachnęła się, na niewerbalne życzenie czarnowłosej koleżanki, kontynuując temat o najbardziej niezrozumiałym dla niej przedmiocie. - No, bo skąd niby mam wiedzieć czy coś rozgnieść albo posiekać, skoro nie jest czarno na białym napisane?! - odparła ze szczyptą irytacji w głosie, przypominając sobie jej spotkanie trzeciego stopnia z ohydną, śmierdzącą mazią, która niby miała być eliksirem nasennym. Krukonka przymknęła lekko powieki, aby ułatwić sobie wykopanie tego diabelsko nieprzyjemnego i żenującego wspomnienia w najdalszy kąt jej głowy.
- Może nie wyraziłam się jasno. Obrona w teorii jest nudna, racja, ale rzucanie uroków i obrona przed nimi jest fascynująca! - na ustach Holenderki wykwitł przepiękny uśmiech, rodem z obrazka. Jednakże sekundę później radość ustąpiła, a w jej oczach zamigotało niegroźne przerażenie. Przytknęła dłoń do ust, wlepiając szeroko otwarte oczy w Ślizgonkę.
- Zapomniałam! - wydusiła w końcu z siebie po kilku długich chwilach wiercenia dziury w czole Alice. - Zapomniałam, że umówiłam się z Femke po treningu. To wszystko przez tych patałachów... - mówiła, podnosząc się z ziemi i zbierając swoje rzeczy.
- Zabije mnie! Zabije mnie jak nic, już po mnie... - mówiła szybko, zawieszając torbę na ramię i patrząc na Mickey z góry.
- Strasznie Cię przepraszam, ale muszę lecieć - rzekła takim samym głosem jak na początku ich spotkania. - Miło się gadało. Do zobaczenia - posłała Ślizgonce ciepły uśmiech i zniknęła za drzwiami.
- Och, dobra instrukcja... Ale one wcale nie są dobre! - żachnęła się, na niewerbalne życzenie czarnowłosej koleżanki, kontynuując temat o najbardziej niezrozumiałym dla niej przedmiocie. - No, bo skąd niby mam wiedzieć czy coś rozgnieść albo posiekać, skoro nie jest czarno na białym napisane?! - odparła ze szczyptą irytacji w głosie, przypominając sobie jej spotkanie trzeciego stopnia z ohydną, śmierdzącą mazią, która niby miała być eliksirem nasennym. Krukonka przymknęła lekko powieki, aby ułatwić sobie wykopanie tego diabelsko nieprzyjemnego i żenującego wspomnienia w najdalszy kąt jej głowy.
- Może nie wyraziłam się jasno. Obrona w teorii jest nudna, racja, ale rzucanie uroków i obrona przed nimi jest fascynująca! - na ustach Holenderki wykwitł przepiękny uśmiech, rodem z obrazka. Jednakże sekundę później radość ustąpiła, a w jej oczach zamigotało niegroźne przerażenie. Przytknęła dłoń do ust, wlepiając szeroko otwarte oczy w Ślizgonkę.
- Zapomniałam! - wydusiła w końcu z siebie po kilku długich chwilach wiercenia dziury w czole Alice. - Zapomniałam, że umówiłam się z Femke po treningu. To wszystko przez tych patałachów... - mówiła, podnosząc się z ziemi i zbierając swoje rzeczy.
- Zabije mnie! Zabije mnie jak nic, już po mnie... - mówiła szybko, zawieszając torbę na ramię i patrząc na Mickey z góry.
- Strasznie Cię przepraszam, ale muszę lecieć - rzekła takim samym głosem jak na początku ich spotkania. - Miło się gadało. Do zobaczenia - posłała Ślizgonce ciepły uśmiech i zniknęła za drzwiami.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Szkoda, że Alice nie miała tak dobrze z Friedrichem. Był on dosc specyficzną osobą, nawet jak na Krukona. Może mieliby lepszy kontakt gdyby cześciej ze sobą rozmawiali? Problem jednak w tym, że Mickey unikał swojej siostry. Dlaczego? Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko on. W głowie tego chłopaka były najróżniejsze myśli. W każdym razie Ślizgonka chciałaby mieć wspaniałe rodzeństwo. Niestety los obdarzył ją tylko niewdzięcznym bratem.
- Warto zajrzeć do starych książek w regale. Często opisane jest w nich co należy zrobić z danym składnikiem. - Czasami tak robiła kiedy nie była czegoś pewna, ale od zawsze się interesowała eliksirami. Nic więc dziwnego, że poradziłaby sobie świetnie nawet bez podręcznika. Wiadomo, każdy ma inny talent. Mickey do eliksirów a Sanne do quidditcha.
- Ach, w takim razie co innego. - Teorie zawsze były nużące. Za to ćwiczenia praktyczne interesujące. Tak chyba było z każdą dziedziną nauki. Człowiek już jest tak skonstruowany, że zamiast uczyć się na blachę woli dostrzegać wszystko za pomocą zmysłów. Ale jak wiadomo i od tej reguły sa wyjątki.
- Nic się nie stało, do zobaczenia! - Odwzajemniła uśmiech Krukonki. Nie przypuszczała, że będzie jej dane uciąc tak miłą pogawędkę z kimś nieznajomym kto jej nie ocenia. Zapewne ta rozmowa będzie miala wpływ na jej sposób bycia, bo nic tak nie działa jak opinia osoby bezstronnej, nie zaangażowanej w żaden sposób. Kiedy Sanne opuściła komnatę Alice posiedziała jeszcze chwilę nad księgą po tym równiez opuściła komnate udając się w stronę dormitorium.
- Warto zajrzeć do starych książek w regale. Często opisane jest w nich co należy zrobić z danym składnikiem. - Czasami tak robiła kiedy nie była czegoś pewna, ale od zawsze się interesowała eliksirami. Nic więc dziwnego, że poradziłaby sobie świetnie nawet bez podręcznika. Wiadomo, każdy ma inny talent. Mickey do eliksirów a Sanne do quidditcha.
- Ach, w takim razie co innego. - Teorie zawsze były nużące. Za to ćwiczenia praktyczne interesujące. Tak chyba było z każdą dziedziną nauki. Człowiek już jest tak skonstruowany, że zamiast uczyć się na blachę woli dostrzegać wszystko za pomocą zmysłów. Ale jak wiadomo i od tej reguły sa wyjątki.
- Nic się nie stało, do zobaczenia! - Odwzajemniła uśmiech Krukonki. Nie przypuszczała, że będzie jej dane uciąc tak miłą pogawędkę z kimś nieznajomym kto jej nie ocenia. Zapewne ta rozmowa będzie miala wpływ na jej sposób bycia, bo nic tak nie działa jak opinia osoby bezstronnej, nie zaangażowanej w żaden sposób. Kiedy Sanne opuściła komnatę Alice posiedziała jeszcze chwilę nad księgą po tym równiez opuściła komnate udając się w stronę dormitorium.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- To sobie zmieńcie kapitana! Wychodzę! - krzyknęła i z impetem wyszła z Pokoju Wspólnego Slizgonów zostawiając całą zielona drużynę samą nie wiedzącą o co jej dokładnie chodzi. Od kilku dni Castellani chodziła niemrawa, wręcz wkurzona na cały boży świat i to nie, bo miała taki kaprys tylko właśnie miała powody. Ojciec, argentyńskie plotkarskie gazety, Logan i jego umiejętność wpadania w kłopoty i jeszcze jej drużyna, która się starała ale dla Suzki to było za mało, bo ona jak wiedzieli wszyscy perfekcjonistką była niemałą. Była jeszcze jedna rzecz, ale o tym później...
Zabrała ze sobą miotłę ale nie skierowała się w stronę boiska tylko pognała w górę schodów chcąc gdzieś się zaszyć, nie wiedząc dlaczego wpadła do Komnaty Czterech Pór Roku i po wypowiedzenia zaklęcia "Aestateum" usiadła na wyimaginowanym gorącym piasku miotłę kładąc gdzieś koło siebie. Dziewczyna zamknęła oczy i wsłuchiwała się w szum morza, tak bardzo przypominało jej to Argentynę i dziką plażę na której bywała niemal codziennie, to był jej własny raj, taka oaza samotności, szkoda, że tutaj nie mogła rzucić się do morza i nie odpłynąć gdzieś próbując się uspokoić. Nerwowa dzisiaj była bardzo i chyba nikt nie był w stanie jej uspokoić. Ściągnęła jeszcze z siebie sportową bluzę zostając w Klubowej Koszulce, w której latała na charytatywnym meczu. Była czarna z nadrukowanymi płomieniami, tak jakby dół tejże koszulki miał się właśnie palić. Na plecach widniało jeszcze jej nazwisko i numer 4.
Zabrała ze sobą miotłę ale nie skierowała się w stronę boiska tylko pognała w górę schodów chcąc gdzieś się zaszyć, nie wiedząc dlaczego wpadła do Komnaty Czterech Pór Roku i po wypowiedzenia zaklęcia "Aestateum" usiadła na wyimaginowanym gorącym piasku miotłę kładąc gdzieś koło siebie. Dziewczyna zamknęła oczy i wsłuchiwała się w szum morza, tak bardzo przypominało jej to Argentynę i dziką plażę na której bywała niemal codziennie, to był jej własny raj, taka oaza samotności, szkoda, że tutaj nie mogła rzucić się do morza i nie odpłynąć gdzieś próbując się uspokoić. Nerwowa dzisiaj była bardzo i chyba nikt nie był w stanie jej uspokoić. Ściągnęła jeszcze z siebie sportową bluzę zostając w Klubowej Koszulce, w której latała na charytatywnym meczu. Była czarna z nadrukowanymi płomieniami, tak jakby dół tejże koszulki miał się właśnie palić. Na plecach widniało jeszcze jej nazwisko i numer 4.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Znajoma burza włosów mignęła mu przed oczami w trakcie zwykłej rozmowy z koleżanką z domu. Z cichym westchnięciem przeprosił więc niewiastę, aby ruszyć za kimś, komu należało się solidne manto. W sumie to dobrze, że znalazła odludne miejsce. Może ich wrzaski nie ściągną niepowołanych do wysłuchania zbliżającej się awantury. Bo tak, Aleksy zamierzał krzyczeć. Bo był zły. Chociaż nie wyglądał, to był. Jeszcze nie wyglądał. Ledwie wszedł do środka i zamknęły się za nim drzwi, a już poczuł się zły na tyle, że to było widać po wyrazie jego twarzy, bo napiętych mięśniach i po ustach zaciśniętych w wąską kreskę. Odrzucił swoją szkolną torbę na bok przechodząc przed nią tak, żeby go widziała. Ręce już miał skrzyżowane na piersiach.
- KIEDY ZAMIERZAŁAŚ MI ŁASKAWIE POWIEDZIEĆ, ŻE TWÓJ OJCIEC UCZY W TEJ SZKOLE?! - krzyk odbił się echem od pustych ścian, a Vulkodlak już czuł, że robi mu się lepiej. Kucnął opierając łokcie o swoje kolana aby lepiej widzieć jej twarz. Ten mały brak informacji doprowadził go do iście szewskiej pasji. Chyba go jeszcze w takim stanie nie widziała. Nawet jak miał podejrzenie, że go zdradza. Wtedy był oazą spokoju. Teraz wydawało się, że do oazy spokoju brakuje mi milarda kilometrów, albo i więcej.
- Wyobraź sobie, że musiałem u niego odrobić szlaban! DLACZEGO MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?! - i choć początek tej wypowiedzi świadczył o tym, że będzie na spokojne to i tak zakończył to krzykiem. Podniósł się i odsunął się od niej rozpinając parę guzików białej koszuli którą miał na sobie. Obecność przyszłego teścia w placówce wychowawczej sprawiała, że chodził odstrojony jak ta lala, w biała koszulę i krawat Ślizgońskiego domu. Krawat, który powoli poluzował bojąc się, że się rozwiąże. Drugi raz nie był w stanie powtórzyć tego skomplikowanego węzła.
- KIEDY ZAMIERZAŁAŚ MI ŁASKAWIE POWIEDZIEĆ, ŻE TWÓJ OJCIEC UCZY W TEJ SZKOLE?! - krzyk odbił się echem od pustych ścian, a Vulkodlak już czuł, że robi mu się lepiej. Kucnął opierając łokcie o swoje kolana aby lepiej widzieć jej twarz. Ten mały brak informacji doprowadził go do iście szewskiej pasji. Chyba go jeszcze w takim stanie nie widziała. Nawet jak miał podejrzenie, że go zdradza. Wtedy był oazą spokoju. Teraz wydawało się, że do oazy spokoju brakuje mi milarda kilometrów, albo i więcej.
- Wyobraź sobie, że musiałem u niego odrobić szlaban! DLACZEGO MI NIE POWIEDZIAŁAŚ?! - i choć początek tej wypowiedzi świadczył o tym, że będzie na spokojne to i tak zakończył to krzykiem. Podniósł się i odsunął się od niej rozpinając parę guzików białej koszuli którą miał na sobie. Obecność przyszłego teścia w placówce wychowawczej sprawiała, że chodził odstrojony jak ta lala, w biała koszulę i krawat Ślizgońskiego domu. Krawat, który powoli poluzował bojąc się, że się rozwiąże. Drugi raz nie był w stanie powtórzyć tego skomplikowanego węzła.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Spokój i cisza, tego potrzebowała... szkoda tylko, że trwał on może 5 minut dopóki panicz Vulkodlak nie wpadł i nie zaczął drzeć się wniebogłosy. Dziewczyna otworzyła przymknięte oczy i popatrzyła na niego zdziwiona, bo nie wiedziała o czym on mówi, dopiero po chwili doszło do niej wszystko.
- Przecież wysłałam Mundo zaraz jak się dowiedziałam! - powiedziała marszcząc czoło, to nie możliwe, że jej ptaszysko nie doleciało do miejsca gdzie sobie przebywał podczas ferii świątecznych, to była wredna sowa ale lojalna mimo wszystko - I NIE KRZYCZ NA MNIE! - sama krzyknęła i usiadła po turecku zakładając ręce pod piersiami. Pięknie, jeszcze niech on ją wkurwia. Ta parka niemal w ogóle się nie kłóciła, a jak już to nie aż tak żeby drzeć ryja i mordować się wzrokiem. Jeszcze zaburzył jej widok na spokojne morze swoją wkurzoną osobą.
- Jaki szlaban do cholery?! - zapytała rozkładając ręce ale wtedy sobie przypomniała za co był ten szlaban, za bzykanko w podziemiach. Kur*a, jeszcze tego brakowało! - Jestem zabiegana, drużyna daje dupy, ojciec mnie wkurwia, spotkałam Logana ledwo żywego w korytarzu, jeszcze Ty mnie denerwuj! - mówiła jednym tchem bardzo podniesionym głosem po czym wstała z ziemi z zaciśniętymi pięściami i zaczęła chodzić tam i z powrotem. Myślała, że ta sowa dotarła i nie potrzebował innej formy informacji o jej ojcu, choć fakt, mogła mu to osobiście powiedzieć, ale za każdym razem jak się spotykali, to nie chciała psuć miłych gierek tą mało miłą informacją.
- I dodatkowo ciotka z walizkami się spóźnia! - powiedziała ciszej ale nadal donośno nie chcąc na niego patrzeć. Nie wiedziała czy Vulkodlak był na tyle inteligentny żeby zorientować o czym ona mówi ale tłumaczyć mu teraz też nie zamierzała bo była zła na cały wszechświat.
- Przecież wysłałam Mundo zaraz jak się dowiedziałam! - powiedziała marszcząc czoło, to nie możliwe, że jej ptaszysko nie doleciało do miejsca gdzie sobie przebywał podczas ferii świątecznych, to była wredna sowa ale lojalna mimo wszystko - I NIE KRZYCZ NA MNIE! - sama krzyknęła i usiadła po turecku zakładając ręce pod piersiami. Pięknie, jeszcze niech on ją wkurwia. Ta parka niemal w ogóle się nie kłóciła, a jak już to nie aż tak żeby drzeć ryja i mordować się wzrokiem. Jeszcze zaburzył jej widok na spokojne morze swoją wkurzoną osobą.
- Jaki szlaban do cholery?! - zapytała rozkładając ręce ale wtedy sobie przypomniała za co był ten szlaban, za bzykanko w podziemiach. Kur*a, jeszcze tego brakowało! - Jestem zabiegana, drużyna daje dupy, ojciec mnie wkurwia, spotkałam Logana ledwo żywego w korytarzu, jeszcze Ty mnie denerwuj! - mówiła jednym tchem bardzo podniesionym głosem po czym wstała z ziemi z zaciśniętymi pięściami i zaczęła chodzić tam i z powrotem. Myślała, że ta sowa dotarła i nie potrzebował innej formy informacji o jej ojcu, choć fakt, mogła mu to osobiście powiedzieć, ale za każdym razem jak się spotykali, to nie chciała psuć miłych gierek tą mało miłą informacją.
- I dodatkowo ciotka z walizkami się spóźnia! - powiedziała ciszej ale nadal donośno nie chcąc na niego patrzeć. Nie wiedziała czy Vulkodlak był na tyle inteligentny żeby zorientować o czym ona mówi ale tłumaczyć mu teraz też nie zamierzała bo była zła na cały wszechświat.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Gdy tylko odpowiedziała mu krzykiem, odwrócił się w stronę morza, ale tylko na chwilę. Zaraz znów na nią patrzył swoimi granatowymi tęczówkami. Tęczówkami w których kryła się żądza mordu.
- Wiedziałabyś gdybym dostał tą sowę, uwierz. - powiedział w miarę spokojnym tonem, aby zaraz znów otworzyć szerzej swój pyskaty Vulkodlakowy dziób:
- I BĘDĘ KRZYCZAŁ, BO MAM TAKĄ OCHOTĘ! - i znów krzyk. W sumie poprzez krzyk jego samopoczucie powoli się poprawiało. Castellani wybrała jednak odpowiednie miejsce. Bez talerzy, bez krzeseł, bez niczego czym można by rzucić. Bo pewnie gdyby spotkał ją w Wielkiej Sali cała zastawa poszłaby w drobny mak, a on sam dostałby kolejny szlaban. Znając jego kulawe szczęście znów pod czujnym okiem profesora Marco Castellaniego.
- Jaki szlaban?! Ten za piwnicę. Od zaklęcioczubka! - tu już nie był typowy krzyk, a zwyczajnie podniesiony głos. Znów odwrócił się w kierunku morza, po czym odpiął guziki przy rękawach koszuli i ją podwinął. Czy tu naprawdę było tak gorąco, czy to wina jego wściekłości? A może po prostu w tym pomieszczeniu tak było gdy włączy się tryb "lato"? Trudno mu było teraz jasno to określić. W każdym razie było mu gorąco. Wysłuchał uważnie jej poddenerwowanego tonu, a wargi zacisnęły mu się w jeszcze wyraźniejszą kreskę.
- To nie moja wina, że drużyna daje dupy. Swoją drogą pamiętasz swoje letnie kłamstewko? "Och tato, Aleksy uwielbia Quidditch! Doskonale sobie radzi na miotle"... - tu udał piskliwy głosik, żeby zaraz znów wydrzeć paszczę - ... DOBRZE, ŻE NIE ZAPROPONOWAŁ MI TRENINGU! - a na koniec oparł się o ścianę uderzając w nią głową. Był skończony. Po prostu skończony. Miał jeszcze puścić wiązankę niezbyt cenzuralnego słownictwa, głównie dla zasady i dla dopełnienia całej kompozycji kłótni, ale jej kolejne słowa sprawiły, że oczy Vulkodlaka zaczęły przypominać wielkością galeony.
- Na brodę Merlina... Nie mów mi tylko, że jesteś w ciąży. Twój ojciec mnie zabije. Już chyba chciał mnie zabić. - teraz już bez krzyków. Sam spokój. Osunął się po ścianie wyglądając przez chwilę jak pijany w trzy dupy, aż w końcu usiadł patrząc na nią smętnym wzrokiem.
- Wiedziałabyś gdybym dostał tą sowę, uwierz. - powiedział w miarę spokojnym tonem, aby zaraz znów otworzyć szerzej swój pyskaty Vulkodlakowy dziób:
- I BĘDĘ KRZYCZAŁ, BO MAM TAKĄ OCHOTĘ! - i znów krzyk. W sumie poprzez krzyk jego samopoczucie powoli się poprawiało. Castellani wybrała jednak odpowiednie miejsce. Bez talerzy, bez krzeseł, bez niczego czym można by rzucić. Bo pewnie gdyby spotkał ją w Wielkiej Sali cała zastawa poszłaby w drobny mak, a on sam dostałby kolejny szlaban. Znając jego kulawe szczęście znów pod czujnym okiem profesora Marco Castellaniego.
- Jaki szlaban?! Ten za piwnicę. Od zaklęcioczubka! - tu już nie był typowy krzyk, a zwyczajnie podniesiony głos. Znów odwrócił się w kierunku morza, po czym odpiął guziki przy rękawach koszuli i ją podwinął. Czy tu naprawdę było tak gorąco, czy to wina jego wściekłości? A może po prostu w tym pomieszczeniu tak było gdy włączy się tryb "lato"? Trudno mu było teraz jasno to określić. W każdym razie było mu gorąco. Wysłuchał uważnie jej poddenerwowanego tonu, a wargi zacisnęły mu się w jeszcze wyraźniejszą kreskę.
- To nie moja wina, że drużyna daje dupy. Swoją drogą pamiętasz swoje letnie kłamstewko? "Och tato, Aleksy uwielbia Quidditch! Doskonale sobie radzi na miotle"... - tu udał piskliwy głosik, żeby zaraz znów wydrzeć paszczę - ... DOBRZE, ŻE NIE ZAPROPONOWAŁ MI TRENINGU! - a na koniec oparł się o ścianę uderzając w nią głową. Był skończony. Po prostu skończony. Miał jeszcze puścić wiązankę niezbyt cenzuralnego słownictwa, głównie dla zasady i dla dopełnienia całej kompozycji kłótni, ale jej kolejne słowa sprawiły, że oczy Vulkodlaka zaczęły przypominać wielkością galeony.
- Na brodę Merlina... Nie mów mi tylko, że jesteś w ciąży. Twój ojciec mnie zabije. Już chyba chciał mnie zabić. - teraz już bez krzyków. Sam spokój. Osunął się po ścianie wyglądając przez chwilę jak pijany w trzy dupy, aż w końcu usiadł patrząc na nią smętnym wzrokiem.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dałaby sobie teraz rękę uciąć, że gdyby byli w innym pomieszczeniu zleciałoby się pół szkoły wraz z największymi plotkarami, a jakby jeszcze jej poczciwy ojciec przy tym był to Suz by się wydarła jeszcze na niego. Co z tego, że był to jej rodziciel i prawny opiekun, czasem był bardzo niepoważny i zachowywał się jak dziecko, bo był luzakiem. Gdyby nie to, że ciśnienie miała chyba ze 300 to powiedziałaby, że powinien częściej chodzić w koszulach a nie tylko tych monotematycznych szarych koszulkach. Kiedy mu coś chciała kupić w innym kolorze to grymas jego twarzy mówił wszystko. Szary albo czarny, żaden inny.
- Pięknie, pewnie do mnie też napiszą, po prostu cudownie! - wniosła ręce do góry i zaraz je opuściła bezwładnie. Ta szkoła ja denerwuje, nauczyciele zmieniają się co chwilę, kadra była coraz młodsza i brakowało tylko kolejnego skandalu z jakimś uczniem w głównej roli. Chwyciła za materiał koszulki i nieco nim powachlowała do przodu i do tyłu, jej też było bardzo gorąco i chyba powinna zmienić porę roku, bo się tu zaraz ugotują, gdyby miała jakiś ładny strój kąpielowy to nie byłoby problemu ale to by było głupie.
- A co mu miałam powiedzieć? Że ledwo trzymasz się na miotle i za bójki wywalili Cie z drużyny? - pytała podniesionym głosem wpatrując się w Aleksego przymrożonymi oczętami - Wielka szkoda, że Ci go nie zrobił, MOŻE WTEDY CHOCIAŻ RAZ DOSTAŁBYŚ TAKI WYCISK CO JA CODZIENNIE!! - dodała końcówkę zdania wykrzykując z wymierzoną w jego stronę ręką, którą na samym końcu zacisnęła pięść i zawarczała. Te treningi nie polegały tylko na lataniu, które dla wielu wydawały się małym wysiłkiem, wiele godzin męczyła się nad ustalaniem taktyk, nad dopracowywaniem uników, a nawet nad upadkami z miotły tak by się nie połamała w razie jakiegoś W.
Słysząc jego zmianę tonu głosu spojrzała na niego kątem oka i sama usiadła na podłodze pod ścianą jakieś 2 metry od niego, podkurczyła nogi i oparła na niej łokcie głowę chowając w dłoniach.
- On Cię nie zabije, nie pozwolę na to - mówiła podłamanym głosem, dodatkowo zbierało jej się na płacz kiedy myślała o tych konsekwencjach - Matko, ja mam tylko 17 lat, nie mogę być teraz w ciąży, przecież się zabezpieczaliśmy zawsze. Cała moja kariera... wszystko na co ciężko pracowałam... - teraz to już całkowicie się rozkleiła nie podnosząc głowy w ogóle a ciemne włosy całkowicie zakrywały jej twarz.
- Pięknie, pewnie do mnie też napiszą, po prostu cudownie! - wniosła ręce do góry i zaraz je opuściła bezwładnie. Ta szkoła ja denerwuje, nauczyciele zmieniają się co chwilę, kadra była coraz młodsza i brakowało tylko kolejnego skandalu z jakimś uczniem w głównej roli. Chwyciła za materiał koszulki i nieco nim powachlowała do przodu i do tyłu, jej też było bardzo gorąco i chyba powinna zmienić porę roku, bo się tu zaraz ugotują, gdyby miała jakiś ładny strój kąpielowy to nie byłoby problemu ale to by było głupie.
- A co mu miałam powiedzieć? Że ledwo trzymasz się na miotle i za bójki wywalili Cie z drużyny? - pytała podniesionym głosem wpatrując się w Aleksego przymrożonymi oczętami - Wielka szkoda, że Ci go nie zrobił, MOŻE WTEDY CHOCIAŻ RAZ DOSTAŁBYŚ TAKI WYCISK CO JA CODZIENNIE!! - dodała końcówkę zdania wykrzykując z wymierzoną w jego stronę ręką, którą na samym końcu zacisnęła pięść i zawarczała. Te treningi nie polegały tylko na lataniu, które dla wielu wydawały się małym wysiłkiem, wiele godzin męczyła się nad ustalaniem taktyk, nad dopracowywaniem uników, a nawet nad upadkami z miotły tak by się nie połamała w razie jakiegoś W.
Słysząc jego zmianę tonu głosu spojrzała na niego kątem oka i sama usiadła na podłodze pod ścianą jakieś 2 metry od niego, podkurczyła nogi i oparła na niej łokcie głowę chowając w dłoniach.
- On Cię nie zabije, nie pozwolę na to - mówiła podłamanym głosem, dodatkowo zbierało jej się na płacz kiedy myślała o tych konsekwencjach - Matko, ja mam tylko 17 lat, nie mogę być teraz w ciąży, przecież się zabezpieczaliśmy zawsze. Cała moja kariera... wszystko na co ciężko pracowałam... - teraz to już całkowicie się rozkleiła nie podnosząc głowy w ogóle a ciemne włosy całkowicie zakrywały jej twarz.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Na szczęście VII piętro nie należało do tych najbardziej uwielbianych przez uczniów pięter, więc zapewne cały korytarz za drzwiami był pusty podczas gdy reszta szkoły siedziała na niższych piętrach, lub po prostu w swoich dormitoriach. Można było krzyczeć do woli, a i tak raczej nikt by się nie pojawił. Nie licząc duchów. One miały swoje czujki dosłownie wszędzie. Po ostatnim przelotnym spotkaniu z ser Nicolasem znanym jako Prawie Bezgłowy Nick, wolałby nie spotykać już żadnego umarlaka-nieumarlaka. Naprawdę, nie był ich fanem.
- I może to też moja wina? - tym razem bez krzyków, ale dało się słyszeć chłodny ton chłopaka. Mogła mu teraz śmiało wykrzyczeć jego monotonność ubraniową. Jego by to nie zabolało, naprawdę. Zapewne odpowiedziałby jej czymś podobnym, bowiem w takim był teraz nastroju. I zapewne nie przebierałby wtedy w słownictwie, więc prawdopodobnie Suzanne oderwałaby mu głowę. A on by ją udusił w trakcie tego czynu. Albo oboje wyszliby stąd rzucając w siebie obelgami i hasłem "definitywny koniec".
- Przynajmniej nie musiałbym się martwić tym czy kochany tatuś nie zechce mnie wsadzić na miotłę i nie daj Merlinie, grać. BO NIE UMIEM GRAĆ! Cała ta drużyna była po to, żeby się do Ciebie zbliżyć. - westchnąć kompletnie zrezygnowany znów uderzając swoim pustym baniakiem o ścianę. Złość już z niego wychodziła, naprawdę. Nie był mistrzem kłótni. Kiedy usiadła popatrzył na nią kątem oka.
- Uspokój się, Suzanne. Jesteś nastolatką mógł Ci się zwyczajnie spóźnić. Zrób testy, potem będziemy się martwić. - racjonalne myślenie to przecież podstawa. Westchnął cicho zamykając znów oczy.
- Nie znoszę się z Tobą kłócić. - stwierdził krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
- I może to też moja wina? - tym razem bez krzyków, ale dało się słyszeć chłodny ton chłopaka. Mogła mu teraz śmiało wykrzyczeć jego monotonność ubraniową. Jego by to nie zabolało, naprawdę. Zapewne odpowiedziałby jej czymś podobnym, bowiem w takim był teraz nastroju. I zapewne nie przebierałby wtedy w słownictwie, więc prawdopodobnie Suzanne oderwałaby mu głowę. A on by ją udusił w trakcie tego czynu. Albo oboje wyszliby stąd rzucając w siebie obelgami i hasłem "definitywny koniec".
- Przynajmniej nie musiałbym się martwić tym czy kochany tatuś nie zechce mnie wsadzić na miotłę i nie daj Merlinie, grać. BO NIE UMIEM GRAĆ! Cała ta drużyna była po to, żeby się do Ciebie zbliżyć. - westchnąć kompletnie zrezygnowany znów uderzając swoim pustym baniakiem o ścianę. Złość już z niego wychodziła, naprawdę. Nie był mistrzem kłótni. Kiedy usiadła popatrzył na nią kątem oka.
- Uspokój się, Suzanne. Jesteś nastolatką mógł Ci się zwyczajnie spóźnić. Zrób testy, potem będziemy się martwić. - racjonalne myślenie to przecież podstawa. Westchnął cicho zamykając znów oczy.
- Nie znoszę się z Tobą kłócić. - stwierdził krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
Strona 2 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 2 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach