Komnata Jamesa
+2
James Scott
Jeremy Scott
6 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla rodziny
Strona 1 z 1
Re: Komnata Jamesa
Droga powrotna z Hogwartu była uciążliwa. Przede wszystkim przez fakt, iż jakiś idiota użył zaklęcia stałego przylepca na oknie w szkolnym pociągu. Dopiero kiedy Malcolm zdecydował się roztłuc szybę, chłopcy mogli poczuć odrobinę ulgi.
Nie na długo jak się okazało, gdyż brzuchata Nancy szybko odnalazła ich przedział. Malcolm robił tylko wymowne mini, kiedy Gryfonka - przechwalając się wygraną pucharu domów - wieszała się Jamesowi na szyi, szturchała i gadała zboczone rzeczy do jego ucha. Rzecz jasna Scott pozostał zimny i suchy. Tak jak kilka dni wcześniej.
Gdy dojechali do Londynu, młodzieniec pożegnał się ze swoim przyjacielem - McMillan miał do załatwienia parę rzeczy w stolicy- i teleportował się - sam! W końcu był już pełnoletni! - prosto do rodzinnego zamku. Krukon wiedział, że panny Baldwin również tu trafią, więc chcąc uniknąć spotkania z nimi, Scott użył drzwi ogrodowych.
W oka mgnieniu minął kręte korytarze i raz-dwa znalazł się w swojej sypialni.
Ciemno i ponuro. Tak jak lubił. Rozwalił się na łóżku i przywołał mapę zaklęciem.
Nie zamierzał tracić wolnego czasu na siedzenie w tym przeludnionym miejscu. O nie. Zbyt dużo ciekawych miejsc było na świecie. A on w końcu mógł czarować po za szkołą!
Nagle z oddali usłyszał głośny pisk zachwytu - w obu pokojach okna były otwarte. Czyżby Nancy trafiła do swej komnaty?
Nagle po jego plecach przebiegł zimny dreszcz. Są w tym samym skrzydle... zdecydowanie zbyt blisko.
-Colloportus - mruknął celując w drzwi.
James miał przeczucie, że brzuchate dziewczę zaatakuje tej nocy.
Nie na długo jak się okazało, gdyż brzuchata Nancy szybko odnalazła ich przedział. Malcolm robił tylko wymowne mini, kiedy Gryfonka - przechwalając się wygraną pucharu domów - wieszała się Jamesowi na szyi, szturchała i gadała zboczone rzeczy do jego ucha. Rzecz jasna Scott pozostał zimny i suchy. Tak jak kilka dni wcześniej.
Gdy dojechali do Londynu, młodzieniec pożegnał się ze swoim przyjacielem - McMillan miał do załatwienia parę rzeczy w stolicy- i teleportował się - sam! W końcu był już pełnoletni! - prosto do rodzinnego zamku. Krukon wiedział, że panny Baldwin również tu trafią, więc chcąc uniknąć spotkania z nimi, Scott użył drzwi ogrodowych.
W oka mgnieniu minął kręte korytarze i raz-dwa znalazł się w swojej sypialni.
Ciemno i ponuro. Tak jak lubił. Rozwalił się na łóżku i przywołał mapę zaklęciem.
Nie zamierzał tracić wolnego czasu na siedzenie w tym przeludnionym miejscu. O nie. Zbyt dużo ciekawych miejsc było na świecie. A on w końcu mógł czarować po za szkołą!
Nagle z oddali usłyszał głośny pisk zachwytu - w obu pokojach okna były otwarte. Czyżby Nancy trafiła do swej komnaty?
Nagle po jego plecach przebiegł zimny dreszcz. Są w tym samym skrzydle... zdecydowanie zbyt blisko.
-Colloportus - mruknął celując w drzwi.
James miał przeczucie, że brzuchate dziewczę zaatakuje tej nocy.
Re: Komnata Jamesa
Malcolm nie otrzymał w bidulu pozwolenia na wyjazd. Stara ropucha siedząca w tym tygodniu na dyżurze nie chciała słuchać żadnych wyjaśnień, prośb ani prób przekonania. Chłopak nie miał innego wyjścia. Wyciągnął różdżkę, oszołomił starą babę na oczach kilku dzieciaków i pobiegł na górę aby zabrać swoje rzeczy, które tutaj przywieziono. W pokoju zastał swojego młodszego lokatora, który siedział na łóżku i gapił się bezcelownie w okno.
- Stary, wyjeżdżamy, wszystko załatwione - rzucił do niego.
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Chłopcy wzięli swoje kufry i zbiegli na dół. Malcolm korzystając z okazji, że opiekunka pozostawała oszołomiona, wpisał ich nazwiska do ksiąg wyjazdów na wakacje i oboje uciekli z sierocińca. Teleportowali się w jednym z zaułków ulicy.
Kiedy pojawił się w zamku Scottów, zaprowadzono go do pokoju Jamesa.
- Stary, wziąłem swojego lokatora, nie będzie Ci to przeszkadzać? Puchon- całkowicie niegroźny - rzucił na powitanie.
Opadł na łóżko obok Jamesa, rozglądając się po pokoju.
- Musieliśmy spierdalać ale jesteśmy - rzekł.
Po tych słowach wstał, bo uznał, że jakby ktos przyłapał by go z Jamesem na jednym łóżku, to mogłoby to źle wyglądać. Pomachał mu na pożegnanie i wyszedł z pokoju aby poszukać swojej sypialni.
- Stary, wyjeżdżamy, wszystko załatwione - rzucił do niego.
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Chłopcy wzięli swoje kufry i zbiegli na dół. Malcolm korzystając z okazji, że opiekunka pozostawała oszołomiona, wpisał ich nazwiska do ksiąg wyjazdów na wakacje i oboje uciekli z sierocińca. Teleportowali się w jednym z zaułków ulicy.
Kiedy pojawił się w zamku Scottów, zaprowadzono go do pokoju Jamesa.
- Stary, wziąłem swojego lokatora, nie będzie Ci to przeszkadzać? Puchon- całkowicie niegroźny - rzucił na powitanie.
Opadł na łóżko obok Jamesa, rozglądając się po pokoju.
- Musieliśmy spierdalać ale jesteśmy - rzekł.
Po tych słowach wstał, bo uznał, że jakby ktos przyłapał by go z Jamesem na jednym łóżku, to mogłoby to źle wyglądać. Pomachał mu na pożegnanie i wyszedł z pokoju aby poszukać swojej sypialni.
Re: Komnata Jamesa
Wizyta w domu Baldwinek nie przebiegła ani pokojowo ani gładko. Matka dostała ataku szału kiedy dowiedziała się, że Nancy jest w ciąży i nie chciała szukać żadnych wyjaśnień. Rosie wyglądała jakby miała wydrzeć Nancy włosy z głowy, a Jeremy'emu - bogu ducha winnemu staruszkowi - brodę. Na końcu matka bliźniaczek uznała, że stary Scott może ją sobie "zostawić na zawsze" i nawet sprzedać jeśli zechce. Wyrzuciła ich za drzwi kiedy tylko Gryfonka spakowała swoje walizki i tak się skończyły wojaże starca i ciężarnej nastolatki po Playmouth.
Czarnowłosa odczuła to bardzo, ale nie aż tak mocno jak powinna. Czuła ogromną ulgę, ze nie będzie musiała wracać z dzieckiem do domu, bo nie wiadomo co jej matka kazałaby z nim zrobić. Z drugiej jednak strony żal jej było zostawiać rodzinny dom i wprowadzać się do obcej rodziny. Bliska obecność Rosalie i w przyszłości Jamesa wynagradzała jej to jednak w niewielkim stopniu.
Rozpakowała swoje rzeczy i biała komnata od razu zaczęła bardziej przypominać jej własny pokój. Kiedy miała go dość, szwędała się po części dla rodziny i odwiedzała jej tajemne zakamarki. Ostatecznie i tak zawsze kończyła swoją eskapadę po zamku w komnacie Jamesa gdzie leżąc na łóżku patrzyła bez celu w ciemny sufit. Ta czarna i mroczna aura uspokajała Nancy.
Tak też stało się dziś, w niedzielne popołudnie.
Czarnowłosa odczuła to bardzo, ale nie aż tak mocno jak powinna. Czuła ogromną ulgę, ze nie będzie musiała wracać z dzieckiem do domu, bo nie wiadomo co jej matka kazałaby z nim zrobić. Z drugiej jednak strony żal jej było zostawiać rodzinny dom i wprowadzać się do obcej rodziny. Bliska obecność Rosalie i w przyszłości Jamesa wynagradzała jej to jednak w niewielkim stopniu.
Rozpakowała swoje rzeczy i biała komnata od razu zaczęła bardziej przypominać jej własny pokój. Kiedy miała go dość, szwędała się po części dla rodziny i odwiedzała jej tajemne zakamarki. Ostatecznie i tak zawsze kończyła swoją eskapadę po zamku w komnacie Jamesa gdzie leżąc na łóżku patrzyła bez celu w ciemny sufit. Ta czarna i mroczna aura uspokajała Nancy.
Tak też stało się dziś, w niedzielne popołudnie.
Re: Komnata Jamesa
Polly odetchnęła z ulgą, wpatrując się w przeogromny zamek Scottów. Wakacje naprawdę nie szczędziły jej niespodzianek i zachwytów. Blondyna stała więc dobre 20 minut przed lśniącym pałacem, wpatrując się w niego jak ciele w niemalowane wrota i zbierając szczękę z ziemi. Kiedy już w miarę otrząsnęła się z tego przytłaczającego widoku, ruszyła przed siebie, bujając się na boki jak pingwin pod nawałem bagażu i miliona kolorowych torebek. Nie za bardzo wiedziała co powiedzieć służbie, która otworzyła jej drzwi i dygnęła przed nią kulturalnie. Jasnowłosa uśmiechnęła się tępo i otworzyła buzię, próbując wydusić z siebie jakiekolwiek słowo.
- Polly Baldwin? - rzuciła niepewnie, poprawiając jeansową szelkę od ogrodniczek, która zsunęła się po jej ramieniu. Nie zabrzmiało to zbyt mądrze, ale miała nadzieję, że wystarczy.. i wystarczyło. Jakiś starszy pan zaprowadził blondynkę do jednej z komnat, a nawet wziął większość jej tobołków. Kiedy wzrok drobnej Baldwin padł na ciemne łóżko na którym wylegiwała się jej druga połówka, dziewczyna pisnęła z zachwytu i pobiegła w stronę siostry. Chciała się na nią rzucić jak to miała w zwyczaju, ale wyhamowała w ostatniej chwili, przypominając sobie o dziecku, ciąży i tym wszystkim. Nie chciała przecież zmiażdżyć jej bębna.
- Nans! Jak się czujesz? Weź zdejmij tą bluzkę bo chce zobaczyć Twój bebech! - przyklasnęła w dłonie, siadając tuż obok brunetki i całując ją soczyście w oba policzki. - Słyszałam mroczne wieści. Mroczniejsze niż ten wstrętny pokój. Tak przy okazji, to chyba nie Twoja sypialnia, co? Ohydny gust.. - skrzywiła się, machając długimi nogami i rozglądając się wokół z zainteresowaniem. - Mniejsza z tym. To prawda, że nie będziesz już mieszkać ze mną w Playmouth? - jęknęła żałośnie, wlepiając spojrzenie w fioletowe tęczówki Gryfonki.
- Polly Baldwin? - rzuciła niepewnie, poprawiając jeansową szelkę od ogrodniczek, która zsunęła się po jej ramieniu. Nie zabrzmiało to zbyt mądrze, ale miała nadzieję, że wystarczy.. i wystarczyło. Jakiś starszy pan zaprowadził blondynkę do jednej z komnat, a nawet wziął większość jej tobołków. Kiedy wzrok drobnej Baldwin padł na ciemne łóżko na którym wylegiwała się jej druga połówka, dziewczyna pisnęła z zachwytu i pobiegła w stronę siostry. Chciała się na nią rzucić jak to miała w zwyczaju, ale wyhamowała w ostatniej chwili, przypominając sobie o dziecku, ciąży i tym wszystkim. Nie chciała przecież zmiażdżyć jej bębna.
- Nans! Jak się czujesz? Weź zdejmij tą bluzkę bo chce zobaczyć Twój bebech! - przyklasnęła w dłonie, siadając tuż obok brunetki i całując ją soczyście w oba policzki. - Słyszałam mroczne wieści. Mroczniejsze niż ten wstrętny pokój. Tak przy okazji, to chyba nie Twoja sypialnia, co? Ohydny gust.. - skrzywiła się, machając długimi nogami i rozglądając się wokół z zainteresowaniem. - Mniejsza z tym. To prawda, że nie będziesz już mieszkać ze mną w Playmouth? - jęknęła żałośnie, wlepiając spojrzenie w fioletowe tęczówki Gryfonki.
Re: Komnata Jamesa
Nancy nuciła pod nosem jakąś anarchistyczną pieśń pod nosem, do rytmu kołysząc prawą stopą kiedy jej spokój został zmącony przez przybycie siostry. Zerknęła na jej tobołki, którymi był obładowany lokaj Scottów. Mężczyzna zapewne miał zamiar przenieść to wszystko do jej sypialni. Czyżby Polly również się wprowadzała? Marzenia.
- Dobrze... Jak na końcówkę to chyba w miarę dobrze - westchnęła, podnosząc się ciężko z poduszek i siadając na łóżku z czarną pościelą. Dała się pocałować w oba policzki, po czym odsłoniła kawałek ciemnej bluzki, która idealnie komponowała się ze ścianami tego paskudnego pomieszczenia. Oczom obu dziewcząt ukazało się to, co było dokładnie skrywane przed światem: okrągły, ciążowy brzuch, w którym krył się najmłodszy ze Scottów.
- Nie, to pokój Jamesa - odparła na jej ciekawskie pytanie. Przecież to chyba było widać? Poza tym wątpiła, aby Jeremy umieścił w pokoju taki jak ten kogokolwiek innego prócz Jamesa. - Mój jest za rogiem.
Gryfonka podrapała się po nosie z lekkim zakłopotaniem kiedy Pollyanne zapytała o to, czym od kilku dni żyła ta szalona Angielka. To, czego było jedynie jej żal w związku z mieszkaniem u Scottów to fakt, że Polly będzie mieszkała daleko od niej. Już nigdy miały nie hasać razem po rodzinnym osiedlu, to smutne.
- Tak, to prawda - przytaknęła, zasłaniając swój brzuch materiałem ciemnej bluzki. Popatrzyła na jej cierpiętniczą minę. - Będę mieszkała tutaj z Jamesem. Jego dziadek na to naciskał. Poza tym chcę tutaj mieszkać - dodała, głaszcząc ją po plecach.
- Dobrze... Jak na końcówkę to chyba w miarę dobrze - westchnęła, podnosząc się ciężko z poduszek i siadając na łóżku z czarną pościelą. Dała się pocałować w oba policzki, po czym odsłoniła kawałek ciemnej bluzki, która idealnie komponowała się ze ścianami tego paskudnego pomieszczenia. Oczom obu dziewcząt ukazało się to, co było dokładnie skrywane przed światem: okrągły, ciążowy brzuch, w którym krył się najmłodszy ze Scottów.
- Nie, to pokój Jamesa - odparła na jej ciekawskie pytanie. Przecież to chyba było widać? Poza tym wątpiła, aby Jeremy umieścił w pokoju taki jak ten kogokolwiek innego prócz Jamesa. - Mój jest za rogiem.
Gryfonka podrapała się po nosie z lekkim zakłopotaniem kiedy Pollyanne zapytała o to, czym od kilku dni żyła ta szalona Angielka. To, czego było jedynie jej żal w związku z mieszkaniem u Scottów to fakt, że Polly będzie mieszkała daleko od niej. Już nigdy miały nie hasać razem po rodzinnym osiedlu, to smutne.
- Tak, to prawda - przytaknęła, zasłaniając swój brzuch materiałem ciemnej bluzki. Popatrzyła na jej cierpiętniczą minę. - Będę mieszkała tutaj z Jamesem. Jego dziadek na to naciskał. Poza tym chcę tutaj mieszkać - dodała, głaszcząc ją po plecach.
Re: Komnata Jamesa
- Jak dobrze to dobrze. - wypuściła powietrze ze świstem, wierząc siostrze na słowo. Zazwyczaj były ze sobą szczere. Ba! Prawie zawsze, czasem tylko Nancy zbaczała na złą drogę i zostawiała parę niedopowiedzianych spraw, ale tylko tych dotyczących Jamesa.
- Wooow! Ale wieki! - rzuciła z zachwytem, spoglądając niepewnie na brunetkę i dotykając delikatnie palcem napompowanego brzucha. Narysowała na napiętej skórze palcem kilka wzorków, a następnie przyłożyła do niej dłoń, wyczuwając kopniaki malucha.
- Mocny z niego zawodnik! - powiedziała z uznaniem, z powrotem zaciągając koszulkę Gryfonki. Na jej kolejne słowa, jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem całe pomieszczenie i pokiwała twierdząco głową, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Zwinnie ześlizgnęła się z łóżka i w podskokach znalazła się przy czarnej komodzie, otwierając pierwszą z szuflad. - Fuj! Jakie szare gacie! - uniosła do góry nieatrakcyjne slipki i zamachała nimi w powietrzu niczym lassem. - Zawsze zachodzę w głowę, Nans.. co ty w nim widzisz? - westchnęła teatralnie, próbując się uśmiechnąć. Nie udało się. Czarna wizja separacji z bliźniaczką uderzyła ją brutalnie w twarz, a ta zachwiała się w miejscu, podtrzymując się drogiego mebla.
- Myślałam, że mama sobie żartuje, ale znowu zwariowała. Sama znasz te jej wybuchy. - machnęła ręką, zastanawiając się co teraz poczną. Na całe szczęście okrągły rok mieszkały razem w jednym zamku, a na wakacje najwyżej Polly będzie przyjeżdżać tutaj, do tego mrocznego pałacu.
- Dobrze Cię tutaj traktują? Mów prawdę, wiesz, że mogę skopać im te mało jędrne zadki. - dodała wojowniczo, ponownie podchodząc do siostry i opierając policzek o jej głowę. - Mam dla Ciebie trochę prezentów i dla baby też.
- Wooow! Ale wieki! - rzuciła z zachwytem, spoglądając niepewnie na brunetkę i dotykając delikatnie palcem napompowanego brzucha. Narysowała na napiętej skórze palcem kilka wzorków, a następnie przyłożyła do niej dłoń, wyczuwając kopniaki malucha.
- Mocny z niego zawodnik! - powiedziała z uznaniem, z powrotem zaciągając koszulkę Gryfonki. Na jej kolejne słowa, jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem całe pomieszczenie i pokiwała twierdząco głową, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Zwinnie ześlizgnęła się z łóżka i w podskokach znalazła się przy czarnej komodzie, otwierając pierwszą z szuflad. - Fuj! Jakie szare gacie! - uniosła do góry nieatrakcyjne slipki i zamachała nimi w powietrzu niczym lassem. - Zawsze zachodzę w głowę, Nans.. co ty w nim widzisz? - westchnęła teatralnie, próbując się uśmiechnąć. Nie udało się. Czarna wizja separacji z bliźniaczką uderzyła ją brutalnie w twarz, a ta zachwiała się w miejscu, podtrzymując się drogiego mebla.
- Myślałam, że mama sobie żartuje, ale znowu zwariowała. Sama znasz te jej wybuchy. - machnęła ręką, zastanawiając się co teraz poczną. Na całe szczęście okrągły rok mieszkały razem w jednym zamku, a na wakacje najwyżej Polly będzie przyjeżdżać tutaj, do tego mrocznego pałacu.
- Dobrze Cię tutaj traktują? Mów prawdę, wiesz, że mogę skopać im te mało jędrne zadki. - dodała wojowniczo, ponownie podchodząc do siostry i opierając policzek o jej głowę. - Mam dla Ciebie trochę prezentów i dla baby też.
Re: Komnata Jamesa
Nancy wodziła wzrokiem za nadpobudliwą siostrą, która rozpoczęła przeszukiwanie osobistych rzeczy Jamesa. Gryfonka - o dziwo - nie wpadła nigdy na ten pomysł, a przebywała tutaj czasami. Nie wiedziała czy to strach przed tym, co mogła tutaj znaleźć czy zwyczajna etyka prywatności. Rzuciła okiem na szare, wypłowiałe gacie chłopca, które blondynka trzymała w dwóch palcach. Rozłożyła ręce w bezradnym geście.
- A czego się spodziewałaś po Jamesie? Calvina Klein'a? - Uniosła lekko brwi ku górze, patrząc jak Krukonka macha szarym materiałem nad swoją niemądrą głową. Na jej kolejne pytanie westchnęła ciężko, opuszczając bezwiednie ręce na materac łóżka. Zadawała jej to pytanie średnio raz na tydzień. - Nic w nim nie widzę. Lubię to jak się z nim czuje - odparła zdawkowo, wzruszając ramionami. Był to niewątpliwie bardzo zły i nieodpowiedni sposób czucia, a przynajmniej taki, który nie spodobałby się Polly.
- Nie. Matka powiedziała dziadkowi Jamesa, że może sobie mnie zatrzymać - rzuciła, patrząc na skrzywioną twarz swojej ślicznej siostry. Rosie na pewno odetchnęła z ulgą pozbywając się gorszej z córek. Miała kłopot i szramę na reputacji rodziny z głowy. Nie musiała już martwić się o jej edukację, przyszłość i tuszowanie kolejnych nienormalnych zachowań Nancy.
- Tak, świetnie. Mam wszystko i jeszcze więcej. Dziadek nalega na małżeństwo, ale grzecznie odmawiam - uśmiechnęła się. Na kolejne słowa siostry, oczy jej się zaświeciły. Nancy lubiła prezenciki. - Co masz dla baby?
- A czego się spodziewałaś po Jamesie? Calvina Klein'a? - Uniosła lekko brwi ku górze, patrząc jak Krukonka macha szarym materiałem nad swoją niemądrą głową. Na jej kolejne pytanie westchnęła ciężko, opuszczając bezwiednie ręce na materac łóżka. Zadawała jej to pytanie średnio raz na tydzień. - Nic w nim nie widzę. Lubię to jak się z nim czuje - odparła zdawkowo, wzruszając ramionami. Był to niewątpliwie bardzo zły i nieodpowiedni sposób czucia, a przynajmniej taki, który nie spodobałby się Polly.
- Nie. Matka powiedziała dziadkowi Jamesa, że może sobie mnie zatrzymać - rzuciła, patrząc na skrzywioną twarz swojej ślicznej siostry. Rosie na pewno odetchnęła z ulgą pozbywając się gorszej z córek. Miała kłopot i szramę na reputacji rodziny z głowy. Nie musiała już martwić się o jej edukację, przyszłość i tuszowanie kolejnych nienormalnych zachowań Nancy.
- Tak, świetnie. Mam wszystko i jeszcze więcej. Dziadek nalega na małżeństwo, ale grzecznie odmawiam - uśmiechnęła się. Na kolejne słowa siostry, oczy jej się zaświeciły. Nancy lubiła prezenciki. - Co masz dla baby?
Re: Komnata Jamesa
- Hm.. - mruknęła pod nosem, drapiąc się po jasnej czuprynie. Wyraźnie zamyśliła się na moment, nadal kręcąc się po czarnej komnacie i zaciskając usta w wąską kreskę. Nancy rzeczywiście wyglądała dobrze i zdrowo. Przybyło jej trochę kilogramów i nie miała żadnych siniaków czy zadrapań. Wniosek z tego taki, że nie bili jej i zdecydowanie nie głodzili. Uff.
- Nie, no. Cudów się nie spodziewałam, ale szarych, wypłowiałych slipów też nie. - skrzywiła się, nie wiedząc co zrobić z dłońmi, które wydawały się jej skażone. W pościel ich nie wytrze bo też są na niej Jamesowe zarazki. Jedynym co pozostało jej zrobić to otrzeć ręce o koszulkę Nancy. O tak, o wiele lepiej. - Zwykłe niemarkowe czarne bokserki dałyby radę. - wzruszyła ramionami i zgarnęła z podłogi kolorowe torby, wskakując na wielkie łoże i rozwalając się na jego całej długości.
- A jak się z nim czujesz? Kochana ? Nie wydaje mi się. Tutaj bardziej pasowałoby określenie poniewierana. - rzuciła smutno, nurkując do pierwszej z toreb z której wyciągnęła koszulkę zakupioną na stadionie niebieskich z wielką głową lwa na przodzie. Sama miała taką samą. Wiedziała, że Nancy uwielbia wszystko co ma na sobie głowy zwierzaczków, a do tego również była fanką drużyny. - Proszę to dla Ciebie i to nie wszystko! - uprzedziła od razu, tym razem sięgając do fioletowej torby z której wyjęła kwadratowe, ładnie opakowane pudełeczko w którym znajdował się amulet zrobiony z kolorowych piór i kamieni, przywieziony prosto od szamanów z Afryki. Polly nie raz widziała identyczny, gdy przeglądała nierozłączny podręcznik Nancy " Zaglądając w przyszłość". Wisiorek ten był wyjątkowo trudny do zdobycia, ale czego ta blondyna nie zrobiłaby dla swej bliźniaczej połówki? Chyba nie ma takiej rzeczy. Najpewniej nawet rzuciłaby się z wieży astronomicznej, gdyby miało to w jakiś sposób pomóc Nancy.
- No otwórz, otwórz! - podekscytowana ponagliła ją ruchem ręki i sama usiadła po turecku, wpatrując się w dziewczynę jak w obrazek. Chciała zobaczyć jej reakcje, a przede wszystkim szeroki uśmiech, którego nie widziała od czasu, gdy wspólnie przeskakiwały przez płot sąsiadów, rozrabiając im w ogródku, jeszcze w Playmouth. - Dla baby mam całą torbę. Poczynając od ubranek, grzechotek, zabawek, książeczek, kończąc na maleńkiej miotełce. Do której będzie musiał trochę podrosnąć. Chciałam mu kupić jakiegoś zwierzaka, ale stwierdziłam, że jest jeszcze za mały i nie będzie umiał się nim opiekować, ale kiedyś mu jakiegoś sprawię. Będę najlepszą ciotką pod słońcem. Przysięgam na diadem Roweny! - uśmiechnęła się szeroko, przykładając szczerze dłoń do bijącego serduszka. - Myślałaś już nad imieniem?
- Nie, no. Cudów się nie spodziewałam, ale szarych, wypłowiałych slipów też nie. - skrzywiła się, nie wiedząc co zrobić z dłońmi, które wydawały się jej skażone. W pościel ich nie wytrze bo też są na niej Jamesowe zarazki. Jedynym co pozostało jej zrobić to otrzeć ręce o koszulkę Nancy. O tak, o wiele lepiej. - Zwykłe niemarkowe czarne bokserki dałyby radę. - wzruszyła ramionami i zgarnęła z podłogi kolorowe torby, wskakując na wielkie łoże i rozwalając się na jego całej długości.
- A jak się z nim czujesz? Kochana ? Nie wydaje mi się. Tutaj bardziej pasowałoby określenie poniewierana. - rzuciła smutno, nurkując do pierwszej z toreb z której wyciągnęła koszulkę zakupioną na stadionie niebieskich z wielką głową lwa na przodzie. Sama miała taką samą. Wiedziała, że Nancy uwielbia wszystko co ma na sobie głowy zwierzaczków, a do tego również była fanką drużyny. - Proszę to dla Ciebie i to nie wszystko! - uprzedziła od razu, tym razem sięgając do fioletowej torby z której wyjęła kwadratowe, ładnie opakowane pudełeczko w którym znajdował się amulet zrobiony z kolorowych piór i kamieni, przywieziony prosto od szamanów z Afryki. Polly nie raz widziała identyczny, gdy przeglądała nierozłączny podręcznik Nancy " Zaglądając w przyszłość". Wisiorek ten był wyjątkowo trudny do zdobycia, ale czego ta blondyna nie zrobiłaby dla swej bliźniaczej połówki? Chyba nie ma takiej rzeczy. Najpewniej nawet rzuciłaby się z wieży astronomicznej, gdyby miało to w jakiś sposób pomóc Nancy.
- No otwórz, otwórz! - podekscytowana ponagliła ją ruchem ręki i sama usiadła po turecku, wpatrując się w dziewczynę jak w obrazek. Chciała zobaczyć jej reakcje, a przede wszystkim szeroki uśmiech, którego nie widziała od czasu, gdy wspólnie przeskakiwały przez płot sąsiadów, rozrabiając im w ogródku, jeszcze w Playmouth. - Dla baby mam całą torbę. Poczynając od ubranek, grzechotek, zabawek, książeczek, kończąc na maleńkiej miotełce. Do której będzie musiał trochę podrosnąć. Chciałam mu kupić jakiegoś zwierzaka, ale stwierdziłam, że jest jeszcze za mały i nie będzie umiał się nim opiekować, ale kiedyś mu jakiegoś sprawię. Będę najlepszą ciotką pod słońcem. Przysięgam na diadem Roweny! - uśmiechnęła się szeroko, przykładając szczerze dłoń do bijącego serduszka. - Myślałaś już nad imieniem?
Re: Komnata Jamesa
Wzruszyła obojętnie ramionami kiedy Polly nadal roztrząsała temat brzydkich i porozciąganych gaci Jamesa. Nancy miała w głowie kilka niestosownych komentarzy, ale ze względu na to, że siostra była słabego zdrowia i bardzo "chorowała" na nieodpowiednie zachowania Gryfonki, większość zostawiła dla siebie.
- Osobiście interesuje mnie bardziej to, co znajduje się w tych slipach, nie one same - odparła, drapiąc się po głowie. Nie dodała nic więcej bo można było dostrzec gołym okiem jak twarz Krukonki traci na kolorze. Jej kolejne słowa sprawiły, że Nancy przez długi czas nie potrafiła jej odpowiedzieć ze względu na niemożność ubrania tego w odpowiednie słowa.
- Nie, to nie tak. Po prostu nabieram chęci na robienie złych rzeczy. Takich, których nie powinno się robić, a już na pewno nie w wieku szesnastu lat - rzekła w końcu, nie wiedząc do końca co powiedzieć siostrze. Wiedziała, że Pollyanne sama zauważy powolny proces zmian, które zachodzą w jej siostrze. Nie była oczywiście Jamesem w spódnicy, ale kto wie co będzie dalej jeśli nadal tak pójdzie. - Ale jak widzisz, miłe złego początki - dodała, wskazując na swój brzuch, w którym zagnieździł się dzieciak Scotta. Ot, dwójka nastolatków postanowiła poszaleć na polanie - jedna ze złych rzeczy, na które Nan miała ochotę w obecności Jamesa.
Kiedy Baldwinka zaczęła wyciągać kolejne prezenty, Gryfonka zbierała je powoli swoimi ciekawskimi rączkami. Na koszulkę pokiwała tylko głową z uznaniem, jednak kiedy uniosła wieko małego pudełeczka, wydała z siebie głośny pisk. Zaalarmowany tym skrzat wpadł do pokoju.
- To nie akcja porodowa, to prezenty! Możesz zmykać - rzuciła do wiernej Balbiny, która po chwili ulotniła się z pokoju. Czarnowłosa przycisnęła do siebie siostrę na krótką chwilę, po czym obejrzała amulet z każdej strony i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dziękuję! Tylko Ty rozumiesz moje dziwactwa. - Westchnęła, po czym schowała błyskotkę do pudełka i postanowiła nacieszyć się nim później.
Nie chciała oglądać rzeczy dla dziecka, więc zdecydowanym ruchem dłoni zamknęła pakunek, który przygotowała jej siostra. Przyszedł czas na trudny i bolesny temat.
- Polly, raczej ciężko będzie z tym ciotkowaniem - zaczęła, odsuwając od siebie zieloną torbę ozdobną wypchną prezentami dla baby. - Rosalie zabierze dziecko, ponieważ Scottowie obawiają się skandalu gdyby wyszło na jaw, że James wpadł w tak młodym wieku. Oficjalnymi rodzicami będzie ona i jej narzeczony, ojciec Sophie Fitzpatrick, Roland - dodała, obserwując uważnie siostrę.
- Myślę, że nazwę go Junior. Może Jack.. Nie wiem, przyzwyczaiłam się już do Juniora - odparła smutno, podpierając głowę na dłoni. - Dziadek nalega... żebym wzięłam z Jamesem ślub - dorzuciła. Wiedziała, że tym samym wbiła jej gwóźdź do trumny.
- Osobiście interesuje mnie bardziej to, co znajduje się w tych slipach, nie one same - odparła, drapiąc się po głowie. Nie dodała nic więcej bo można było dostrzec gołym okiem jak twarz Krukonki traci na kolorze. Jej kolejne słowa sprawiły, że Nancy przez długi czas nie potrafiła jej odpowiedzieć ze względu na niemożność ubrania tego w odpowiednie słowa.
- Nie, to nie tak. Po prostu nabieram chęci na robienie złych rzeczy. Takich, których nie powinno się robić, a już na pewno nie w wieku szesnastu lat - rzekła w końcu, nie wiedząc do końca co powiedzieć siostrze. Wiedziała, że Pollyanne sama zauważy powolny proces zmian, które zachodzą w jej siostrze. Nie była oczywiście Jamesem w spódnicy, ale kto wie co będzie dalej jeśli nadal tak pójdzie. - Ale jak widzisz, miłe złego początki - dodała, wskazując na swój brzuch, w którym zagnieździł się dzieciak Scotta. Ot, dwójka nastolatków postanowiła poszaleć na polanie - jedna ze złych rzeczy, na które Nan miała ochotę w obecności Jamesa.
Kiedy Baldwinka zaczęła wyciągać kolejne prezenty, Gryfonka zbierała je powoli swoimi ciekawskimi rączkami. Na koszulkę pokiwała tylko głową z uznaniem, jednak kiedy uniosła wieko małego pudełeczka, wydała z siebie głośny pisk. Zaalarmowany tym skrzat wpadł do pokoju.
- To nie akcja porodowa, to prezenty! Możesz zmykać - rzuciła do wiernej Balbiny, która po chwili ulotniła się z pokoju. Czarnowłosa przycisnęła do siebie siostrę na krótką chwilę, po czym obejrzała amulet z każdej strony i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dziękuję! Tylko Ty rozumiesz moje dziwactwa. - Westchnęła, po czym schowała błyskotkę do pudełka i postanowiła nacieszyć się nim później.
Nie chciała oglądać rzeczy dla dziecka, więc zdecydowanym ruchem dłoni zamknęła pakunek, który przygotowała jej siostra. Przyszedł czas na trudny i bolesny temat.
- Polly, raczej ciężko będzie z tym ciotkowaniem - zaczęła, odsuwając od siebie zieloną torbę ozdobną wypchną prezentami dla baby. - Rosalie zabierze dziecko, ponieważ Scottowie obawiają się skandalu gdyby wyszło na jaw, że James wpadł w tak młodym wieku. Oficjalnymi rodzicami będzie ona i jej narzeczony, ojciec Sophie Fitzpatrick, Roland - dodała, obserwując uważnie siostrę.
- Myślę, że nazwę go Junior. Może Jack.. Nie wiem, przyzwyczaiłam się już do Juniora - odparła smutno, podpierając głowę na dłoni. - Dziadek nalega... żebym wzięłam z Jamesem ślub - dorzuciła. Wiedziała, że tym samym wbiła jej gwóźdź do trumny.
Re: Komnata Jamesa
Osobiście interesuje mnie bardziej to, co znajduje się w tych slipach, nie one same.
Pollyanne pobladła na te słowa, łapiąc się przedramienia brunetki. Przez moment myślała, że zwiędną jej uszy albo zgnije umysł, bo autentycznie oczami wyobraźni zobaczyła patykowatego Jamesa w powyciąganych slipach. Niebiosa, miejcie litość!
- Nancy! - pisnęła, zaciskając palce na jej jasnej skórze. Przez kolejne kilka minut nie mogła wydusić z siebie nic więcej, biorąc uspakajające oddechy. Spodziewała się wszystkiego, ale nie takiego wyznania. Przecież Baldwin była jej bliźniaczą połówką, taką małą i słodką, a nie grzesznicą, która myśli tylko o przerośniętych jajcach Scotta.
- Masz na myśli.. - przełknęła głośniej ślinę, palcami wykonując charakterystyczny, znany wszystkim gest. Wtykanie palca wskazującego w dziurkę. - No wiesz, atak łodyżki na kwiatka, a w niedalekiej przyszłości bulwę? - skrzywiła się, spoglądając na niższe partie ciała siostry i wyobrażając sobie, że będzie musiała z siebie wypchnąć całkiem spore dziecko i to już niedługo.
- Cieszę się, że Ci się podoba. Nawet nie wiesz co musiałam zrobić, żeby go zdobyć. - przetarła dłonią po czole, udając, że ściera z niego pot. Amuletu bowiem nie można było kupić za pieniądze, więc Pollyanne musiała udowodnić szamanom, że jest go godna. Na nic zdały się tłumaczenia, że da go w prezencie swojej jasnowidzącej bliźniaczce. Musiała odstawiać rytualne tańce, skakać wokół ogniska i wyć do księżyca. Lekko nie było, możecie mi wierzyć.
- Jak to ciężko? - uniosła do góry jasne brwi, zamieniając się w słuch i przysuwając się bliżej Nancy. Po tonie jej głosu rozpoznała, że wieści nie będą zbyt kolorowe, więc wlepiła w nią spojrzenie niebieskich oczu i uścisnęła jej drobną dłoń. Wolną ręką zaczęła wachlować się po twarzy.
- SŁUCHAM!? - zamrugała kilkakrotnie i jak oparzona zeskoczyła z łóżka. Emocje zaczęły ją roznosić więc dorwała się do szuflad Jamesa i zaczęła grzebać w jego poukładanych ciuchach. Ręce jej się trzęsły, a policzki pokryły się purpurą. - Mówiłaś, że dobrze Cię traktują! Chyba nie mówisz poważnie i nie oddasz swojego dziecka, co? Oddadzą Ci je w ogóle później? Jak już skończyć szkołę? - mówiła rozgoryczona, praktycznie rwąc sobie jasne kosmyki z głowy. Kochała małą Baldwin, ale czasem naprawdę nie miała już do niej siły. - Proszę, proszę, powiedz, że tylko się ze mnie zgrywasz. - jęknęła, odwracając się do niej przodem i wpatrując się w nią błyszczącymi tęczówkami. - Skoro mówią o ślubie dlaczego nie chcesz zatrzymać baby? Nancy nie daj się tak łatwo..
Pollyanne pobladła na te słowa, łapiąc się przedramienia brunetki. Przez moment myślała, że zwiędną jej uszy albo zgnije umysł, bo autentycznie oczami wyobraźni zobaczyła patykowatego Jamesa w powyciąganych slipach. Niebiosa, miejcie litość!
- Nancy! - pisnęła, zaciskając palce na jej jasnej skórze. Przez kolejne kilka minut nie mogła wydusić z siebie nic więcej, biorąc uspakajające oddechy. Spodziewała się wszystkiego, ale nie takiego wyznania. Przecież Baldwin była jej bliźniaczą połówką, taką małą i słodką, a nie grzesznicą, która myśli tylko o przerośniętych jajcach Scotta.
- Masz na myśli.. - przełknęła głośniej ślinę, palcami wykonując charakterystyczny, znany wszystkim gest. Wtykanie palca wskazującego w dziurkę. - No wiesz, atak łodyżki na kwiatka, a w niedalekiej przyszłości bulwę? - skrzywiła się, spoglądając na niższe partie ciała siostry i wyobrażając sobie, że będzie musiała z siebie wypchnąć całkiem spore dziecko i to już niedługo.
- Cieszę się, że Ci się podoba. Nawet nie wiesz co musiałam zrobić, żeby go zdobyć. - przetarła dłonią po czole, udając, że ściera z niego pot. Amuletu bowiem nie można było kupić za pieniądze, więc Pollyanne musiała udowodnić szamanom, że jest go godna. Na nic zdały się tłumaczenia, że da go w prezencie swojej jasnowidzącej bliźniaczce. Musiała odstawiać rytualne tańce, skakać wokół ogniska i wyć do księżyca. Lekko nie było, możecie mi wierzyć.
- Jak to ciężko? - uniosła do góry jasne brwi, zamieniając się w słuch i przysuwając się bliżej Nancy. Po tonie jej głosu rozpoznała, że wieści nie będą zbyt kolorowe, więc wlepiła w nią spojrzenie niebieskich oczu i uścisnęła jej drobną dłoń. Wolną ręką zaczęła wachlować się po twarzy.
- SŁUCHAM!? - zamrugała kilkakrotnie i jak oparzona zeskoczyła z łóżka. Emocje zaczęły ją roznosić więc dorwała się do szuflad Jamesa i zaczęła grzebać w jego poukładanych ciuchach. Ręce jej się trzęsły, a policzki pokryły się purpurą. - Mówiłaś, że dobrze Cię traktują! Chyba nie mówisz poważnie i nie oddasz swojego dziecka, co? Oddadzą Ci je w ogóle później? Jak już skończyć szkołę? - mówiła rozgoryczona, praktycznie rwąc sobie jasne kosmyki z głowy. Kochała małą Baldwin, ale czasem naprawdę nie miała już do niej siły. - Proszę, proszę, powiedz, że tylko się ze mnie zgrywasz. - jęknęła, odwracając się do niej przodem i wpatrując się w nią błyszczącymi tęczówkami. - Skoro mówią o ślubie dlaczego nie chcesz zatrzymać baby? Nancy nie daj się tak łatwo..
Re: Komnata Jamesa
Nancy, poczułaś silne ukłucie w dole brzucha. Trwało zaledwie chwilę, lecz mogłaś zauważyć, że rozpierający skurcz pojawia się i znika rytmicznie co kilka minut.
Z upływem czasu skurcze przybierały na sile. Ból promieniował od kręgosłupa i rozprzestrzeniał się na całą miednicę. Gdy skurcze zaczęły pojawiać się co trzy minuty były tak bolesne, że nie byłaś w stanie się wyprostować.
Poczułaś, jak coś ciepłego spływa Ci po udach.
Odeszły Ci wody.
Z upływem czasu skurcze przybierały na sile. Ból promieniował od kręgosłupa i rozprzestrzeniał się na całą miednicę. Gdy skurcze zaczęły pojawiać się co trzy minuty były tak bolesne, że nie byłaś w stanie się wyprostować.
Poczułaś, jak coś ciepłego spływa Ci po udach.
Odeszły Ci wody.
Mistrz Gry
Re: Komnata Jamesa
- Tak, chodzi o atak łodyżki. Ale bez bulwy na końcu. Mam na myśli tę przyjemniejszą część - odparła na jej słowa, wcale nie przejmując się tym, że siostra pobladła jak trup. Bliźniaczki były tak różne, jednak rozumiały siebie wzajemnie. - Powinnaś spróbować - dodała na koniec zachęcająco, a jej to wcale nie świadczył o tym, że to żart. Gryfonka naprawdę udzielała swojej siostrze skrzywionej rady.
- Dziękuję jeszcze raz za prezenty. Uwielbiam prezenty - uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Poklepała ją po ramieniu. Nie chciała się prztulać, bo jej wielka beczka z przodu ciała ograniczała jej ruchy. Wiedziała, że jej kolejne słowa wywołają burzę w głowie Polly. Czarnowłosa starała się ją uspokoić spokojnymi ruchami ręki. Chciała odpowiedzieć na wszystkie jej pytania, jednak zaczęła czuc dziwne kłuice w dole brzucha. Oddychała ciężko, łapiąc się za wielkie wybrzuszenie.
- Spokojnie Polly, matka Jamesa jest kochana... Auć... - urwała, krzywiąc się z bólu. Ten stopniowo nabierał na sile i dziewczyna zaczynała czuć się coraz gorzej. Zobaczyła zaniepokojony wzrok Polly, więc uśmiechnęła się krzywo. - Spokojnie. Junior robi to bardzo często... - Westchnęła, ale kolejna fala bólu sprawiła, że Gryfonka nie mogła się ruszyć.
Jęknęła z bólu i wtedy to poczuła: coś ciepłego spływającego po jej udach. Czyżby to już? Ta chwila, której tak strasznie się obawiała, właśnie nadeszła? Spanikowała i spojrzała na swoją siostrę cierpiętniczym wzrokiem.
- To chyba już... Polly, co teraz? - Zapytała śmiertelnie przerażona, ale po chwili poszła po rozum do głowy. - Zejdź na dół, znajdź w kuchni mojego skrzata, poznasz ją po czerwonych kokardkach. Niech sprowadzi położną, Scottowie wynajęli prywatną kilka tygodni temu. Zrób to jak najszybciej, dobrze? Nie mogę się ruszyć - jęknęła.
Kiedy Krukonka wybiegła z komnaty, Nancy położyła się wygodniej na łożku. Ból zamroczył ją całkowicie, dlatego nie zorientowała się nawet kiedy w komnacie pojawiła się wyżej wspomniana położna i jedna z ciotek czy kuzynek Jamesa i zabrały ją oraz Polly do szpitala.
- Dziękuję jeszcze raz za prezenty. Uwielbiam prezenty - uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Poklepała ją po ramieniu. Nie chciała się prztulać, bo jej wielka beczka z przodu ciała ograniczała jej ruchy. Wiedziała, że jej kolejne słowa wywołają burzę w głowie Polly. Czarnowłosa starała się ją uspokoić spokojnymi ruchami ręki. Chciała odpowiedzieć na wszystkie jej pytania, jednak zaczęła czuc dziwne kłuice w dole brzucha. Oddychała ciężko, łapiąc się za wielkie wybrzuszenie.
- Spokojnie Polly, matka Jamesa jest kochana... Auć... - urwała, krzywiąc się z bólu. Ten stopniowo nabierał na sile i dziewczyna zaczynała czuć się coraz gorzej. Zobaczyła zaniepokojony wzrok Polly, więc uśmiechnęła się krzywo. - Spokojnie. Junior robi to bardzo często... - Westchnęła, ale kolejna fala bólu sprawiła, że Gryfonka nie mogła się ruszyć.
Jęknęła z bólu i wtedy to poczuła: coś ciepłego spływającego po jej udach. Czyżby to już? Ta chwila, której tak strasznie się obawiała, właśnie nadeszła? Spanikowała i spojrzała na swoją siostrę cierpiętniczym wzrokiem.
- To chyba już... Polly, co teraz? - Zapytała śmiertelnie przerażona, ale po chwili poszła po rozum do głowy. - Zejdź na dół, znajdź w kuchni mojego skrzata, poznasz ją po czerwonych kokardkach. Niech sprowadzi położną, Scottowie wynajęli prywatną kilka tygodni temu. Zrób to jak najszybciej, dobrze? Nie mogę się ruszyć - jęknęła.
Kiedy Krukonka wybiegła z komnaty, Nancy położyła się wygodniej na łożku. Ból zamroczył ją całkowicie, dlatego nie zorientowała się nawet kiedy w komnacie pojawiła się wyżej wspomniana położna i jedna z ciotek czy kuzynek Jamesa i zabrały ją oraz Polly do szpitala.
Re: Komnata Jamesa
Wakacje dobiegały końca. Klasycznie i jak zawsze, Scott nie cieszył się zbytnio z ów rychłego powrotu do Hogwartu. Czemu zapytacie? Otóż James uważał, iż szkoła do której uczęszcza jest miejscem przepełnionym debilami, którzy nie potrafią nawet dobrze trzymać różdżki. Był przekonany, że byle pawian machałby kijem z większą gracją. Ucieszyła go więc wiadomość - cała hogwarcka 'śmietanka' zbierze się w jednym specyficznym miejscu. Jakby mógł tego nie wykorzystać, no jak?
Scott przywiązał parę paczuszek do nóżek kilku ze swoich domowych sów.
Scott przywiązał parę paczuszek do nóżek kilku ze swoich domowych sów.
Similar topics
» Komnata Chwały
» Komnata Grace
» Komnata Jeremiego i Margaret
» Tajemnicza komnata
» Komnata dla gości rodziny
» Komnata Grace
» Komnata Jeremiego i Margaret
» Tajemnicza komnata
» Komnata dla gości rodziny
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla rodziny
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach