Komnata Czterech Pór Roku
+34
Samuel Jarsen
Noah Vedran
Mistrz Gry
Marianne Ray
Anthony Wilson
Elijah Ward
Antonija Vedran
Zoja Yordanova
Jonathan Lemke
Pierre Vauquer
Rhinna Hamilton
Jason Snakebow
Mia Kruger
Zacarias de la Vega
Leanne Chatier
Nevan Fraser
William Greengrass
Cassidy Thomas
Patrick Connolly
Christine Greengrass
Shay Hasting
Charles Wilson
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Sanne van Rijn
Alice Mickey
Connor Campbell
Lena Gregorovic
Flora Wilson
Aaron Matluck
Hannah Wilson
Cory Reynolds
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
38 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 9 z 9
Strona 9 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Komnata Czterech Pór Roku
First topic message reminder :
Komnata Czterech Pór Roku to sala magicznej projekcji, która powstała w wyniku jednego ze szkolnych projektów lat sześćdziesiątych XX wieku, gdy jeden z nauczycieli z grupą uczniów zgłębiał tajniki wywoływania halucynacji za pomocą magii. Pokój został zaprojektowany w ten sposób, aby ukazywać jedną z czterech projekcji.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Kto jak kto, ale Zoja naprawdę rozumiała, że są lepsze i gorsze dni. Ta przeważnie uśmiechnięta dziewczyna miała więcej blizn na duszy, niż niejeden dorosły czarodziej, dlatego, gdy życie ją przerastało - szukała ucieczki i ciszy. Dzięki temu mogła przynajmniej pochwalić się znajomością większości zakamarków Hogwartu. Nic się przed nią nie ukryje! No chyba, że był to mały złodziej...
Patrzyła przez palce, na potworka, którego Christine wyciągała z jej torby. Nagle ślizgonka trzymała wierzgającego się, dziobatego jegomościa z niemałym irokezem na głowie. Widziała już tą czuprynę! To było małe parki niflerów, których roznożeniem chwalił się dzisiaj pan Wasyl. Jaki słodziak...
- Ooo... - zrobiła najpierw, ale szybko jej rozmarzona twarz znowu wróciła do miny wyrażającej przerażenie - Ooo, nie! Moje złote stalówki!
Przeniosła się energicznie na kolana, żeby być bliżej niego i przyjaciółki.
- Musiał mi wejść do torby podczas zajęć, przytrzymaj go - powiedziała do dziewczyny.
Greengrass złapała pewniej malucha pod boczki, a Bułgarka zaczęła szukać palcami ukrytej torby na brzuszku złodzieja.
- Ale mięciutki... - zaśmiała się. - Może nic nie zdążył zabrać, ale wygląda na najedzonego. Tak myślałam, że miałam jeszcze parę ukrytych smakołyków...
Zwierzątku wyraźnie podobała się zabawa, bo złapał Christine za kciuki i dyndał w jej dłoniach, bujając się jak na huśtawce do przodu i do tyłu.
- Polubił Cię
Patrzyła przez palce, na potworka, którego Christine wyciągała z jej torby. Nagle ślizgonka trzymała wierzgającego się, dziobatego jegomościa z niemałym irokezem na głowie. Widziała już tą czuprynę! To było małe parki niflerów, których roznożeniem chwalił się dzisiaj pan Wasyl. Jaki słodziak...
- Ooo... - zrobiła najpierw, ale szybko jej rozmarzona twarz znowu wróciła do miny wyrażającej przerażenie - Ooo, nie! Moje złote stalówki!
Przeniosła się energicznie na kolana, żeby być bliżej niego i przyjaciółki.
- Musiał mi wejść do torby podczas zajęć, przytrzymaj go - powiedziała do dziewczyny.
Greengrass złapała pewniej malucha pod boczki, a Bułgarka zaczęła szukać palcami ukrytej torby na brzuszku złodzieja.
- Ale mięciutki... - zaśmiała się. - Może nic nie zdążył zabrać, ale wygląda na najedzonego. Tak myślałam, że miałam jeszcze parę ukrytych smakołyków...
Zwierzątku wyraźnie podobała się zabawa, bo złapał Christine za kciuki i dyndał w jej dłoniach, bujając się jak na huśtawce do przodu i do tyłu.
- Polubił Cię
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Zaśmiała się szczerze, na widok zmiennej reakcji Zoji na widok zwierzaka. Nie dziwiła jej jednak ona wcale, w końcu owszem, były one przesłodkimi stworkami, ale to wciąż małe złodziejaszki!
Bez słowa skinęła głową na słowa dziewczyny, po czym chwyciła niflera pewniej, aby przypadkiem przy wierzganiu się nie zwiał jej, ze wszystkimi oszczędnościami Zoji... byłaby wielka szkoda!
- No proszę, proszę, mały niuchacz wolał twoje smakołyki od błyskotek, niemożliwe - zaśmiała się ponownie, kiedy już upewniły się, że zwierzak niczego nie zwinął z torby Yordanowej. - W takim razie, ja też zdecydowanie nie odmówię. - oznajmiła, wciąż z delikatnym uśmiechem na twarzy. No, co, czyżby ten mały słodziak poprawił humor ślizgonki chociaż trochę? Możliwe... Obserwowała go, jak się huśtał wesoło na jej palcu, kiedy padły kolejne słowa dziewczyny.
- Mówisz? Myślisz, że profesor Morozow zgodziłby się, żebym go zatrzymała? - zaśmiała się, nie mówiąc oczywiście na poważnie. Nie potrzebowała wcale zwierzaka do pilnowania, a już na pewno nie tak absorbującego. Ale póki co, położyła go sobie na kolana i jedną ręką wciąż go zabawiała, a to łaskotając, a to głaskając jego mięciutkie futerko. Jasne, będą musiały zanieść zgubę do Wasyla, żeby przypadkiem zwierzak nie zwiał dalej i nie obrabował całego zamku, ale przecież nie musiały się zrywać już tak od razu!
- Co u ciebie? Tak poza twoimi wizjami i wynoszeniem zwierzaków z zajęć ONMSu? - zapytała, przenosząc wreszcie spojrzenie znów na gryfonkę.
Bez słowa skinęła głową na słowa dziewczyny, po czym chwyciła niflera pewniej, aby przypadkiem przy wierzganiu się nie zwiał jej, ze wszystkimi oszczędnościami Zoji... byłaby wielka szkoda!
- No proszę, proszę, mały niuchacz wolał twoje smakołyki od błyskotek, niemożliwe - zaśmiała się ponownie, kiedy już upewniły się, że zwierzak niczego nie zwinął z torby Yordanowej. - W takim razie, ja też zdecydowanie nie odmówię. - oznajmiła, wciąż z delikatnym uśmiechem na twarzy. No, co, czyżby ten mały słodziak poprawił humor ślizgonki chociaż trochę? Możliwe... Obserwowała go, jak się huśtał wesoło na jej palcu, kiedy padły kolejne słowa dziewczyny.
- Mówisz? Myślisz, że profesor Morozow zgodziłby się, żebym go zatrzymała? - zaśmiała się, nie mówiąc oczywiście na poważnie. Nie potrzebowała wcale zwierzaka do pilnowania, a już na pewno nie tak absorbującego. Ale póki co, położyła go sobie na kolana i jedną ręką wciąż go zabawiała, a to łaskotając, a to głaskając jego mięciutkie futerko. Jasne, będą musiały zanieść zgubę do Wasyla, żeby przypadkiem zwierzak nie zwiał dalej i nie obrabował całego zamku, ale przecież nie musiały się zrywać już tak od razu!
- Co u ciebie? Tak poza twoimi wizjami i wynoszeniem zwierzaków z zajęć ONMSu? - zapytała, przenosząc wreszcie spojrzenie znów na gryfonkę.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Gryfonka odetchnęła mimowolnie. Wzięła swoją torbę z kolan przyjaciółki, żeby już nie przeszkadzała i nie kusiło tego słodkiego malca, żeby do niej wrócić i jednak rzeczywiście zacząć trochę bardziej myszkować. Na pytanie Christine wzruszyła ramionami, ale jednocześnie zaświeciły jej się wesoło oczy.
- Nie wiem, ale to byłby wspaniały pomysł. Niflery są z pewnością bardzo zajmującymi zwierzątkami, ale tak naprawdę - które nie są? Natomiast bardzo przywiązują się do swoich właścicieli - powiedziała, obserwując tą swobodną zabawę tej dwójki. Też była zdania, że mogą o to zapytać profesora później. Bo gdyby jednak się nie zgodził to nie dałby im wystarczająco dużo czasu na zapoznanie z maluszkiem.
- Czytałam, że profesor Scamander miał parę takich stworzonek i każde miało swoje imię - zmarszczyła lekko nosek. Nie mogła sobie przypomnieć tych imion, ale nie ważne. - Jak byś nazwała tego bobasa z irokezem?
Usiadła wygodniej na wyimaginowanej trawie i zaczęła wyjadać rodzynki z kawałka ciastka, które przyniosła. Na pytanie Greengrass nie potrafiła od razu odpowiedzieć. Co u niej? Tym razem naprawdę... wielkie nic. Po chwilowych zauroczeniach Williamem, Asimem, Benedictem, Malcolmem i na końcu Aaronem - zrozumiała, że na siłę stara się wypełnić coś, co wcale nie jest puste. Miała wspaniałych przyjaciół i rodzinę w postaci Morwen. Dlatego ostatnio odpuściła i płynęła z nurtem rzeki. Przykładała do nauki, odrabiała prace domowe i śmiała się z chłopakami w Pokoju Wspólnym.
Dlatego odpowiedziała prosto:
- Jeśli w Hogwarcie istnieje pojęcie czegoś takiego jak stagnacja, to chyba tak nazwałabym ten ostatni stan, w którym jestem. Ale to nie jest złe uczucie. - podsumowała uśmiechem i odbiła piłeczkę: - Twoja kolej.
- Nie wiem, ale to byłby wspaniały pomysł. Niflery są z pewnością bardzo zajmującymi zwierzątkami, ale tak naprawdę - które nie są? Natomiast bardzo przywiązują się do swoich właścicieli - powiedziała, obserwując tą swobodną zabawę tej dwójki. Też była zdania, że mogą o to zapytać profesora później. Bo gdyby jednak się nie zgodził to nie dałby im wystarczająco dużo czasu na zapoznanie z maluszkiem.
- Czytałam, że profesor Scamander miał parę takich stworzonek i każde miało swoje imię - zmarszczyła lekko nosek. Nie mogła sobie przypomnieć tych imion, ale nie ważne. - Jak byś nazwała tego bobasa z irokezem?
Usiadła wygodniej na wyimaginowanej trawie i zaczęła wyjadać rodzynki z kawałka ciastka, które przyniosła. Na pytanie Greengrass nie potrafiła od razu odpowiedzieć. Co u niej? Tym razem naprawdę... wielkie nic. Po chwilowych zauroczeniach Williamem, Asimem, Benedictem, Malcolmem i na końcu Aaronem - zrozumiała, że na siłę stara się wypełnić coś, co wcale nie jest puste. Miała wspaniałych przyjaciół i rodzinę w postaci Morwen. Dlatego ostatnio odpuściła i płynęła z nurtem rzeki. Przykładała do nauki, odrabiała prace domowe i śmiała się z chłopakami w Pokoju Wspólnym.
Dlatego odpowiedziała prosto:
- Jeśli w Hogwarcie istnieje pojęcie czegoś takiego jak stagnacja, to chyba tak nazwałabym ten ostatni stan, w którym jestem. Ale to nie jest złe uczucie. - podsumowała uśmiechem i odbiła piłeczkę: - Twoja kolej.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- Ej, ale ja tylko żartowałam! - odezwała się, spoglądając na Zoję z pełną powagą. Bo jakoś nie podobało jej się to spojrzenie dziewczyny, które ewidentnie wskazywało, że wzięła jej słowa zbyt poważnie. - Nie jestem gotowa na bycie matką jestem za młoda - dodała po chwili, już znacznie mniej poważnie, tak dla rozluźnienia atmosfery oczywiście.
- Hm, nie jestem najlepsza w wymyślaniu zwierzakom imion... - powiedziała, ale mimo wszystko miała zamiar spróbować, w tym celu spojrzała znów uważnie na jej nowego futrzastego koleżkę. - Ale wygląda totalnie jak Fred - dodała ponownie zachowując pełną powagę. Dlaczego akurat Fred? Nie mam pojęcia i Christine też nie wiedziała! Tak po prostu jej przyszło na myśl to imię, kiedy popatrzyła na zwierzaka raz jeszcze.
Christine za to jeszcze nie dojrzała do takiego myślenia. Nie raz nachodziły ją myśli, że przydałby jej się ktoś 'do kochania'. Czy czuła się trochę samotna? No można tak powiedzieć... zwłaszcza, gdy dookoła wszyscy się ze sobą migdalili po kątach. Jak wróciła sobie wspomnieniami, gdy Dymitr za nią latał... okej, skończyło się to dość nieprzyjemnie, ale początkowo było przecież całkiem miło!
- Jeśli spodziewałaś się, że ode mnie usłyszysz jakiś rewelacje, to niestety muszę Cię rozczarować - odparła, odwzajemniając uśmiech Zoji i wzruszając lekko ramionami.
- Hm, nie jestem najlepsza w wymyślaniu zwierzakom imion... - powiedziała, ale mimo wszystko miała zamiar spróbować, w tym celu spojrzała znów uważnie na jej nowego futrzastego koleżkę. - Ale wygląda totalnie jak Fred - dodała ponownie zachowując pełną powagę. Dlaczego akurat Fred? Nie mam pojęcia i Christine też nie wiedziała! Tak po prostu jej przyszło na myśl to imię, kiedy popatrzyła na zwierzaka raz jeszcze.
Christine za to jeszcze nie dojrzała do takiego myślenia. Nie raz nachodziły ją myśli, że przydałby jej się ktoś 'do kochania'. Czy czuła się trochę samotna? No można tak powiedzieć... zwłaszcza, gdy dookoła wszyscy się ze sobą migdalili po kątach. Jak wróciła sobie wspomnieniami, gdy Dymitr za nią latał... okej, skończyło się to dość nieprzyjemnie, ale początkowo było przecież całkiem miło!
- Jeśli spodziewałaś się, że ode mnie usłyszysz jakiś rewelacje, to niestety muszę Cię rozczarować - odparła, odwzajemniając uśmiech Zoji i wzruszając lekko ramionami.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Yordanova miała już oczywiście swoje zdanie na ten temat. Zwierzęta to zdecydowanie nie dzieci. Wiem, że niektórzy traktują je w ten sposób, ale to zupełnie inny poziom odpowiedzialności. Dlatego parolatek bardziej prawdopodobne, że dostanie w prezencie pufka niż niemowlę do opieki. A Christine Greengrass zdecydowanie nadawała się na rodzinę zastępczą dla Freda. Nie omieszkała jej o tym nie powiedzieć.
- Nawet czujesz wewnętrznie, że to Fred! Nie mam wątpliwości, że będziecie wspaniałymi przyjaciółmi.
Może to jest właśnie ten ktoś, którego Ślizgonka może na razie pokochać? Zbliżyć się, przytulić i zwierzyć, kiedy będzie tego potrzebowała? Niech tylko trzyma go z daleka od portfela i na pewno się dogadają.
Gryfonka nie naciskałaby tak mocno, gdyby nie to, że przestała wierzyć, że ich nauczyciel dobrze wykonuje swoją pracę. Nie dość, że pozwolił by niffler uciekł z zagrody to jeszcze wyglądał na niedożywionego. Dzisiaj na zajęciach pomyślała dokładnie o tym samym, kiedy jakiś kuguchar prawie odgryzł palec Abigail.
Spojrzała na nieistniejący zegarek na jej nadgarstku i postukała w niego drugim palcem.
- O patrz, zbliża się pora kolacji. Miałam się wykąpać przed jedzeniem, żeby mieć rano czas na cieplarnię. Kwiaty, którymi się ostatnio zajmuję rozkładają płatki tylko o wschodzie słońca.
Nie dała jej pola do dyskusji, jeśli chodzi o kwestię parodniowej... stałej (potato potejto) opieki nad magicznym stworzątkiem. Wstała na nogi, zarzuciła torbę na ramię i pomachała Christine w powietrzu.
- W takim razie, wrócimy jeszcze do tych rewelacji w niedalekiej przyszłości. Miłego!
I już wyszła.
z/t wybacz, ale nie wyrabiam z postami, muszę trochę sesji sobie pozamykać i ruszyć dalej postacie, więc jeszcze się zgadamy!
- Nawet czujesz wewnętrznie, że to Fred! Nie mam wątpliwości, że będziecie wspaniałymi przyjaciółmi.
Może to jest właśnie ten ktoś, którego Ślizgonka może na razie pokochać? Zbliżyć się, przytulić i zwierzyć, kiedy będzie tego potrzebowała? Niech tylko trzyma go z daleka od portfela i na pewno się dogadają.
Gryfonka nie naciskałaby tak mocno, gdyby nie to, że przestała wierzyć, że ich nauczyciel dobrze wykonuje swoją pracę. Nie dość, że pozwolił by niffler uciekł z zagrody to jeszcze wyglądał na niedożywionego. Dzisiaj na zajęciach pomyślała dokładnie o tym samym, kiedy jakiś kuguchar prawie odgryzł palec Abigail.
Spojrzała na nieistniejący zegarek na jej nadgarstku i postukała w niego drugim palcem.
- O patrz, zbliża się pora kolacji. Miałam się wykąpać przed jedzeniem, żeby mieć rano czas na cieplarnię. Kwiaty, którymi się ostatnio zajmuję rozkładają płatki tylko o wschodzie słońca.
Nie dała jej pola do dyskusji, jeśli chodzi o kwestię parodniowej... stałej (potato potejto) opieki nad magicznym stworzątkiem. Wstała na nogi, zarzuciła torbę na ramię i pomachała Christine w powietrzu.
- W takim razie, wrócimy jeszcze do tych rewelacji w niedalekiej przyszłości. Miłego!
I już wyszła.
z/t wybacz, ale nie wyrabiam z postami, muszę trochę sesji sobie pozamykać i ruszyć dalej postacie, więc jeszcze się zgadamy!
Re: Komnata Czterech Pór Roku
5 kwietnia - godziny wieczorne
Antonija od kiedy stała się jednostką samoświadomą, chciała mieć huczne siedemnaste urodziny. Chciała tort o smaku malin i białej czekolady, chciała imprezę tematyczną i chciała tańczyć na plaży. Cały ten plan wydawał się być nie do zrealizowania biorąc pod uwagę jak daleko była od rodzinnej Chorwacji, ale dzięki magii nie ma rzeczy niemożliwych. Odkąd znała wejście do kuchni i weszła w sztamę ze skrzatami sprawa tortu była arcy prosta. Gorzej było z tą częścią o plaży, ale kiedy podzieliła się swoimi wątpliwościami z koleżankami z dormitorium, okazało się, że jedna z nich poznała Komnatę Czterech Pór Roku. Po obejrzeniu pomieszczenia panna Vedran doszła do wniosku, że dokładnie taka miejscówka jest jej potrzebna. Wstawiła tam z pomocą kolegów kufer, który tygodniami napełniała butelkami z alkoholem, które udało jej się szmulgować tajnymi przejściami z Hogsmeade. Kończyła w końcu siedemnaście lat i musiało być porządnie!
Zaproszenia rozpuściła starą i niezawodną pocztą pantoflową. Chciała, żeby przyszedł każdy, kto ma na to ochotę. Nie zależało jej na prezentach, bo sama w sobie impreza będzie dla niej najlepszym prezentem. Czy istnieje coś lepszego niż realizacja swoich marzeń? No właśnie! Podkreśliła jednak, żeby wszyscy wiedzieli, że motyw przewodni istnieje i jest nim impreza na plaży.
Sama też ubrała się w luźną sukienkę z cienkiego materiału, pod którym widać było dopasowane białe bikini. Na stopach miała trampki, na głowie koronę ze świecącym napisem "Sweet 17". Sprzęt grający w kącie puszczał najmodniejsze aktualnie kawałki do tańca, a skrzynia została otwarta i trzynastoletni Puchon robił za barmana, bo tak chciał. Tort czekał na odpowiednią chwilę, przekąski stały na długim stole w kącie, a letni klimat robiło zaklęcie Aestateum rzucone na komnatę z projekcją. Oczywiście cała masa wyciszających zaklęć została nałożona na pomieszczenie, żeby hałas nie ściągnął wiecznie podejrzliwych belfrów, a co najgorsze- Irytka. Były też przygotowane wieszaki na odwieszenie szkolnych szat, które miałyby ukrywać stroje kąpielowe pod spodem. Sama solenizantka była dzisiaj w iście doborowym nastoju i z szerokim uśmiechem witała się ze znajomymi, którzy to powoli wypełniali komnatę.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- Puk puk...?
Hobbit na imprezie! I co więcej - przyszedł jako jeden z pierwszych gości. Nie-wiary-godne.
Problemów ze spaniem ciąg dalszy. Ostatni rok w szkole, więc ostatnia szansa, żeby się porządnie wyszumieć przed pracą jako zawodowy gracz w Qudditcha. Nie zamierzał iść na studia, tak jak większość jego przyjaciół. Przynajmniej na razie. Dlatego tym bardziej miał potrzebę zakończenia swojej kariery w Hogwarcie z przytupem.
Kiedy dostał zaproszenie na imprezę Verdan, bardzo go zaintrygowało stwierdzenie "beach party". Tak na początku wiosny? W zamku?
Jak to klasowy dureń, założył płetwy do pływania, niebieskie szorty w różowe rekiny i maskę do pływania z rurką na głowę. Nawet jak się przykrył szatą to wyglądał jak pajac, który idzie coś pajacować. Udało mu się jednak tak przedostać szkolnymi korytarzami, żeby nie zostać przez nikogo przyłapanym. Obrazy tylko na niego dziwnie łypały, kiedy szedł robiąc przy każdym kroku charakterystyczne "kłap kłap".
Wszedł do odmienionej przez Antoniję komnaty i zagwizdał cicho. Pięknie. Po chwili znalazł solenizantkę i wyciągnął dla niej prezent spod Gryfońskiej peleryny: butelka whiskey o nazwie Ardbeg, którą dał mu ojciec na specjalne okazje i sojową świecę zapachową z napisem "słodka w chuj". Kiedy się ją odpali, ogień zamiast wesoło pykać, szepcze osobom znajdującym się w pobliżu jakie to nie są słodkie, cudowne i piękne.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Hobbit na imprezie! I co więcej - przyszedł jako jeden z pierwszych gości. Nie-wiary-godne.
Problemów ze spaniem ciąg dalszy. Ostatni rok w szkole, więc ostatnia szansa, żeby się porządnie wyszumieć przed pracą jako zawodowy gracz w Qudditcha. Nie zamierzał iść na studia, tak jak większość jego przyjaciół. Przynajmniej na razie. Dlatego tym bardziej miał potrzebę zakończenia swojej kariery w Hogwarcie z przytupem.
Kiedy dostał zaproszenie na imprezę Verdan, bardzo go zaintrygowało stwierdzenie "beach party". Tak na początku wiosny? W zamku?
Jak to klasowy dureń, założył płetwy do pływania, niebieskie szorty w różowe rekiny i maskę do pływania z rurką na głowę. Nawet jak się przykrył szatą to wyglądał jak pajac, który idzie coś pajacować. Udało mu się jednak tak przedostać szkolnymi korytarzami, żeby nie zostać przez nikogo przyłapanym. Obrazy tylko na niego dziwnie łypały, kiedy szedł robiąc przy każdym kroku charakterystyczne "kłap kłap".
Wszedł do odmienionej przez Antoniję komnaty i zagwizdał cicho. Pięknie. Po chwili znalazł solenizantkę i wyciągnął dla niej prezent spod Gryfońskiej peleryny: butelka whiskey o nazwie Ardbeg, którą dał mu ojciec na specjalne okazje i sojową świecę zapachową z napisem "słodka w chuj". Kiedy się ją odpali, ogień zamiast wesoło pykać, szepcze osobom znajdującym się w pobliżu jakie to nie są słodkie, cudowne i piękne.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Od kiedy spotkał baby reynoldsa w piwnicach zamku to nie dość, że doprowadzał szkołe do całkowitej degeneracji to przy okazji robił to też sobie, a dzisiaj miał wyjątkowo dobry dzień jeśli chodzi o sprzedaż, bo kilku ślizgonow wzięło chad, a ten specyfik działał niczym najlepszy afrodyzjak, powodując, że automatycznie stajesz się bożyszczem nastolatków. Piętnastolatkowie mruczeli coś między sobą, że idealnie sprawdzi się na dzisiejszą imprezę. IMPREZA?! Bez Wilsona?! Ktoś poważnie sobie chciał z niego zażartować. Jeden z uczniaków zaznaczył, że jest to impreza w stylu beach party i Anthony już widział oczyma wyobraźni te tłumy ludzi latających w samych kąpielówkach. Czy było lepsze miejsce na sprzedawanie dragów niż tego typu potańcówka? Przecież to wręcz prosiło się o jego obecność.
Wysłał szybki pergamin do Richarda ze wszystkimi niezbędnymi informacjami, które uzyskał od młodszych uczniów, by ten przyszedł tak szybko jak tylko będzie mógł, zaznaczając, że on właśnie zmierza w tym kierunku. Oczywiście musiał podskoczyć do dormitorium, wziąć szybki prysznic by później ubrać na tyłek swoje różowe, odblaskowe kąpielówki. Zarzucił dla niepoznaki na siebie zwykła szatę szkolna i z dwiema butelkami ognistej whisky wymaszerował z pomieszczenia. Oczywiście w kieszeni spodenek schował kilka zawiniątek z już mniej legalnymi substancjami. A nóż trafi na kogoś kto będzie chciał się bawić lepiej niż pozostali. Tylko był jeden problem o imieniu Richard, bo niby jakim cudem miałby to zacząć sprzedawać przy kumplu, którego nie miał zamiaru uświadamiać o swoim nielegalnym biznesie.
Wychodząc na siódme piętro zauważył grupkę ludzi znikającymi za drzwiami Komnaty, wiec podążył za nimi i przechodząc przez próg zobaczył to czego się wcześniej spodziewał- spora ilość ludzi lekko podrygiwała do przyjemnej muzyki sączącej się z głośników. Nie rozglądając się szczegółowo po obecnych, zdjął z siebie szkolną szatę zostając jedynie w czarnych butach i oczojebnych kąpielówkach. Nawet jeśli miałoby mu być zimno to wiedział, że zaraz od środka rozgrzeje go piękny, brunatny trunek, który ślizgon tak bardzo uwielbiał. Trzymając w rękach dwa flakony z whisky zaczął poszukiwanie solenizanta lub solenizantki. Nie miało to znaczenia, nie przyszedł tu dla niego, chciał się zabawić, rozerwać i miło spędzić czas. Oh, jak bardzo jeszcze wtedy nie był świadomy tego co stanie się już za chwile.
Przedzierając się między grupką roześmianych dziewczyn rzucił soczyste kurwa gdy jego wzrok natknął się na nikogo innego jak Antonije witająca się w tej chwili z śmiesznie ubranym gryfonem, którego kojarzył z zajęć transmutacji. Jednak nie to było ważne. Niestety, wychodziło na to, że była to impreza puchonki której od wielu miesięcy unikał jak ognia. A ona stała zaledwie kilka metrów od niego i tertaz nie chcąc wyjść na tchórza nie miał zamiaru się wycofywać.
Stał więc tak przez dłuższą chwilę jak wryty, dokładnie tak jakby zapuścił korzenie w miejscu gdzie jego buty stykały się z podłoga. Ukłucie żalu przeszyło jego serce, bo przez tyle miesięcy naprawdę za nią tęsknił- tak po ludzku jak przyjaciel za przyjaciółka, a teraz miał wrażenie, że byli dla siebie kompletnie obcy. Trudno, ona nie musiała wiedzieć o jego tęsknocie, a on nie miał zamiaru jej tego pokazywać, więc z pewną siebie miną ruszył w kierunku solenizantki. Kiedy gryfon odszedł na bok po wręczeniu jej prezentu, nadeszła pora Tony'ego i nie czekając dłużej wyciągnął rękę w jej kierunku z butelką whisky wpychając ją w jej dłonie.
-Wszystkiego najlepszego, Verdan. Życzę ci żebyś trochę lepiej dobierała sobie przyjaciół niż robiłaś to dotychczas.- mruknął tuż nad jej uchem. Nie mógł zaprzeczyć, ze całkiem dobrze wyglądała w tych krótszych włosach i z resztą jak zawsze pasował do niej ten pełen radości uśmiech, którym witała innych gości.
Wysłał szybki pergamin do Richarda ze wszystkimi niezbędnymi informacjami, które uzyskał od młodszych uczniów, by ten przyszedł tak szybko jak tylko będzie mógł, zaznaczając, że on właśnie zmierza w tym kierunku. Oczywiście musiał podskoczyć do dormitorium, wziąć szybki prysznic by później ubrać na tyłek swoje różowe, odblaskowe kąpielówki. Zarzucił dla niepoznaki na siebie zwykła szatę szkolna i z dwiema butelkami ognistej whisky wymaszerował z pomieszczenia. Oczywiście w kieszeni spodenek schował kilka zawiniątek z już mniej legalnymi substancjami. A nóż trafi na kogoś kto będzie chciał się bawić lepiej niż pozostali. Tylko był jeden problem o imieniu Richard, bo niby jakim cudem miałby to zacząć sprzedawać przy kumplu, którego nie miał zamiaru uświadamiać o swoim nielegalnym biznesie.
Wychodząc na siódme piętro zauważył grupkę ludzi znikającymi za drzwiami Komnaty, wiec podążył za nimi i przechodząc przez próg zobaczył to czego się wcześniej spodziewał- spora ilość ludzi lekko podrygiwała do przyjemnej muzyki sączącej się z głośników. Nie rozglądając się szczegółowo po obecnych, zdjął z siebie szkolną szatę zostając jedynie w czarnych butach i oczojebnych kąpielówkach. Nawet jeśli miałoby mu być zimno to wiedział, że zaraz od środka rozgrzeje go piękny, brunatny trunek, który ślizgon tak bardzo uwielbiał. Trzymając w rękach dwa flakony z whisky zaczął poszukiwanie solenizanta lub solenizantki. Nie miało to znaczenia, nie przyszedł tu dla niego, chciał się zabawić, rozerwać i miło spędzić czas. Oh, jak bardzo jeszcze wtedy nie był świadomy tego co stanie się już za chwile.
Przedzierając się między grupką roześmianych dziewczyn rzucił soczyste kurwa gdy jego wzrok natknął się na nikogo innego jak Antonije witająca się w tej chwili z śmiesznie ubranym gryfonem, którego kojarzył z zajęć transmutacji. Jednak nie to było ważne. Niestety, wychodziło na to, że była to impreza puchonki której od wielu miesięcy unikał jak ognia. A ona stała zaledwie kilka metrów od niego i tertaz nie chcąc wyjść na tchórza nie miał zamiaru się wycofywać.
Stał więc tak przez dłuższą chwilę jak wryty, dokładnie tak jakby zapuścił korzenie w miejscu gdzie jego buty stykały się z podłoga. Ukłucie żalu przeszyło jego serce, bo przez tyle miesięcy naprawdę za nią tęsknił- tak po ludzku jak przyjaciel za przyjaciółka, a teraz miał wrażenie, że byli dla siebie kompletnie obcy. Trudno, ona nie musiała wiedzieć o jego tęsknocie, a on nie miał zamiaru jej tego pokazywać, więc z pewną siebie miną ruszył w kierunku solenizantki. Kiedy gryfon odszedł na bok po wręczeniu jej prezentu, nadeszła pora Tony'ego i nie czekając dłużej wyciągnął rękę w jej kierunku z butelką whisky wpychając ją w jej dłonie.
-Wszystkiego najlepszego, Verdan. Życzę ci żebyś trochę lepiej dobierała sobie przyjaciół niż robiłaś to dotychczas.- mruknął tuż nad jej uchem. Nie mógł zaprzeczyć, ze całkiem dobrze wyglądała w tych krótszych włosach i z resztą jak zawsze pasował do niej ten pełen radości uśmiech, którym witała innych gości.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Istniała legenda, według której wystarczyło trzy razy powiedzieć "impreza" i objawiała się Mańka, opowiadana przez absolutnie nikogo. Prawdą jednak było, że puchonka była niemal na każdej, szczodrze dzieląc się alkoholem i swoim towarzystwem. Znała niemal wszystkich w szkole, ale nie mogła powiedzieć że wszyscy znają ją, raczej oferując znakomitej większości bardzo spłyconą wersję Marianne. Tym razem były to urodziny jednej z nielicznych osób których imiona faktycznie znała i poświęcała czas, toteż postarała się o dwie butelki faktycznie smacznej (i drogiej) whisky oraz dwie wódki w komplecie z torebką znanego czarodziejskiego domu mody zawierającą najwspanialszy zestaw bielizny jaki Vedran widziała na oczy. Nie widziała nic dziwnego w obdarowywaniu koleżanki czymś tak osobistym, granice niekoniecznie istniały w świecie Ray, tak samo jak i zasady dobrego wychowania. Wytłumaczenie jej że coś nie wypada było właściwie niewykonalne, a złe pomysły musiały być naprawdę tragiczne żeby powiedziała nie. Zupełnie nie przejęta możliwością przyłapania przemierzając Hogwarckie korytarze kłapała podeszwami złotych klapek z futerkiem z gronostaja, stukała szkłem "ukrytym" pod szatą i podśpiewywała pod nosem melodię mugolskiego YMCA. W końcu z przytupem wskoczyła do Komnaty Czterech Pór Roku z całkiem dobrą imitacją Happy Birthday Marilyn Monroe, zsuwając komicznie szatę z ramion i tanecznie zbliżając się do Antoniji.
- Wszystkiego najlepszego Antoncjuszu! - nawet nie zauważyła kiedy odepchnęła Sad Boy Wilsona z jego pokutną miną i żenującym skrępowaniem. Dopiero po chwili do jej jednej żywej komórki mózgowen dotarło skąd zna tego fagasa, bo to był jej fagas! Dobrze było wiedzieć że chociaż jeden z jej pomagierów był na stanowisku, gotów roznosić słodycze dla spragnionych doznań nastolatków. Nie zdradziła jednak w żaden sposób że w ogóle zarejestrowała jego obecność, zamiast tego zrzuciła swoją szatę prezentując w całej okazałości złote bikini wraz z pasującą spódniczką stworzoną tylko i wyłącznie z odbijających światło koralików. Wyciągnęła wypełnione alkoholem ręce przed siebie i podskakiwała w miejscu.
- Jesteś pełnoletnia! Łuhuu! - po prezentacji dóbr i odstawieniu ich na bok, wcisnęła drugiej puchonce właściwy prezent w ręce, cały czas tańcując w miejscu jak nadpobudliwa. Oczywiste że nie przyszła tu trzeźwa. Chichot Losu już krążył w jej organiźmie w największej możliwej dawce, dając jej wspaniałe uczucie wolności i nieskończonej radości. Jeden z nasyconych tym specyfikiem papierosów znajdował się też w torebce z prezentem, specjalnie po to by solenizatka mogła z niego dzisiaj skorzystać.
- Wszystkiego najlepszego Antoncjuszu! - nawet nie zauważyła kiedy odepchnęła Sad Boy Wilsona z jego pokutną miną i żenującym skrępowaniem. Dopiero po chwili do jej jednej żywej komórki mózgowen dotarło skąd zna tego fagasa, bo to był jej fagas! Dobrze było wiedzieć że chociaż jeden z jej pomagierów był na stanowisku, gotów roznosić słodycze dla spragnionych doznań nastolatków. Nie zdradziła jednak w żaden sposób że w ogóle zarejestrowała jego obecność, zamiast tego zrzuciła swoją szatę prezentując w całej okazałości złote bikini wraz z pasującą spódniczką stworzoną tylko i wyłącznie z odbijających światło koralików. Wyciągnęła wypełnione alkoholem ręce przed siebie i podskakiwała w miejscu.
- Jesteś pełnoletnia! Łuhuu! - po prezentacji dóbr i odstawieniu ich na bok, wcisnęła drugiej puchonce właściwy prezent w ręce, cały czas tańcując w miejscu jak nadpobudliwa. Oczywiste że nie przyszła tu trzeźwa. Chichot Losu już krążył w jej organiźmie w największej możliwej dawce, dając jej wspaniałe uczucie wolności i nieskończonej radości. Jeden z nasyconych tym specyfikiem papierosów znajdował się też w torebce z prezentem, specjalnie po to by solenizatka mogła z niego dzisiaj skorzystać.
Marianne Ray- Urodziny : 16/03/2007
Wiek : 17
Skąd : Londyn
Krew : Mugolska
Genetyka : metamorfomag
Re: Komnata Czterech Pór Roku
I wchodzi on. Elegancik. Baizen urokliwy, bożyszcze nastolatek i demon ranienia niespełnioną miłością do jego cudownych oczu, nęcącego zapachu perfum i idealnie ułożonych, krótkich włosów. Brakowało tylko jego lisa, Stacha, ale to nie była impreza, na którą mógł przyjść w płaszczu. Albo mógł - ale nie wypadało. Dlatego odwalił się w czerwone spodenki, okulary przeciwsłoneczne, rozpiętą nonszalancko koszulę i klapeczki czerwone. I do tego element główny. Gwizdek. Na czerwonym sznureczku. Właśnie tak, ale z krótkimi kudełkami.
O imprezie dowiedział się od Wilsona. Nie miał w planach nic ciekawszego na dany wieczór, a on też nigdy jakoś wybitnie nie uciekał od spędów, jeśli nie było nauki. Szkoda mu tylko było, że nie będzie tu jego dziewczyny, bo tę by chętnie w stroju kąpielowym zobaczył. A tak co? Musiał się pokwapić do Komnaty Czterech Pór Roku nie dość, że sam to jeszcze w przeddzień pełni. Piękny termin na imprezę. Richard w duchu pomyślał, że gorzej, niż w zeszłym miesiącu nie będzie, więc... Poszedł.
Wiecie, jaki był problem teraz tylko? Że Wilson, patałach zapchlony, w pergaminie nie dodał jednej, kluczowej informacji. Że to były pieprzone urodziny kogoś. Krukon, jak ostatni zdechlak, wszedł tu o gołych rękach. Bez prezentu. Z dłońmi na cwaniaka wsuniętymi do kieszeni spodenek, gołą klatą i patrząc na wszystkich z góry w tych ciemnych pingielkach. W pomieszczeniu nie było już jednej czy dwóch osób, a kilkanaście, co go zadowoliło. Mógł wejść NIEPOSTRZEŻENIE. I tak właśnie, dla niepoznaki chwycił sobie jakiś drinek w czerwonym kubeczku, żeby pasowało do jego gatek i klapeczek. Nie wiedział jednak, że był tam dodany JAKIŚ specyfik ze stajni Ryana Reynoldsa. A który? A o tym zadecydują zacne kosteczki. Richard bowiem przeszedł kilka metrów dalej i jak gdyby nigdy nic rozsiadł się na dmuchanym donucie, biorąc łyka swojego, jak się okazało drinka w stylu mojito z dodatkiem...
Wykorzystam z posta Marianne:
O imprezie dowiedział się od Wilsona. Nie miał w planach nic ciekawszego na dany wieczór, a on też nigdy jakoś wybitnie nie uciekał od spędów, jeśli nie było nauki. Szkoda mu tylko było, że nie będzie tu jego dziewczyny, bo tę by chętnie w stroju kąpielowym zobaczył. A tak co? Musiał się pokwapić do Komnaty Czterech Pór Roku nie dość, że sam to jeszcze w przeddzień pełni. Piękny termin na imprezę. Richard w duchu pomyślał, że gorzej, niż w zeszłym miesiącu nie będzie, więc... Poszedł.
Wiecie, jaki był problem teraz tylko? Że Wilson, patałach zapchlony, w pergaminie nie dodał jednej, kluczowej informacji. Że to były pieprzone urodziny kogoś. Krukon, jak ostatni zdechlak, wszedł tu o gołych rękach. Bez prezentu. Z dłońmi na cwaniaka wsuniętymi do kieszeni spodenek, gołą klatą i patrząc na wszystkich z góry w tych ciemnych pingielkach. W pomieszczeniu nie było już jednej czy dwóch osób, a kilkanaście, co go zadowoliło. Mógł wejść NIEPOSTRZEŻENIE. I tak właśnie, dla niepoznaki chwycił sobie jakiś drinek w czerwonym kubeczku, żeby pasowało do jego gatek i klapeczek. Nie wiedział jednak, że był tam dodany JAKIŚ specyfik ze stajni Ryana Reynoldsa. A który? A o tym zadecydują zacne kosteczki. Richard bowiem przeszedł kilka metrów dalej i jak gdyby nigdy nic rozsiadł się na dmuchanym donucie, biorąc łyka swojego, jak się okazało drinka w stylu mojito z dodatkiem...
Wykorzystam z posta Marianne:
- dragi:
- 1 Jęcząca Marta - proszek o działaniu narkotycznym, pobudzającym, wywołujący uczucie silne uczucie euforii i wolności, w dużych ilościach również halucynacje. Sprzedawany w postaci "cukierków" miętowych, które należy rozbić by dostać się do faktycznego produktu stosowanego wziewnie. Jeśli spożyty jako cukierek, wywołuje niekontrolowaną potrzebę śpiewu przez 4 do 8 godzin. Może zawierać śladowe ilości kłaposkrzeczki, wrzeszczących żonkili oraz amfetaminy.
2 Chichot Losu - eliksir wywołujący bardzo silną euforię i radość, może mieć efekt rozweselający, w zbyt dużych ilościach powoduje napady niekontrolowanego śmiechu. W skład wchodzi głównie raptuśnik oraz mugolska marihuana. Sprzedawany w szklanych butelkach, wygląda zupełnie jak lemoniada i podobnie smakuje.
Jest też opcja roślinna, sprzedawana w formie skrętów łudząco przypominających znaną czarodziejską markę papierosów.
3, 5 Chad - wyciąg z zębatego geranium i trzepotki, pakowany i używany jak perfumy, sprawia że osoba popsikana wydaje się wizualnie bardziej atrakcyjna i przyciąga swoim zapachem, niestety nie mając kontroli nad tym kogo przyciąga. Zbyt duża ilość przyciąga też zwierzęta, zaleca się dwa psiknięcia, nie więcej.
4, 6 Trzeźwy Umysł - eliksir na bazie dyptamu i mandragory, z dodatkiem morfiny, dający uczucie emocjonalnego otępienia, całkowitej obojętności przez pierwsze dwie godziny, bo przez kolejne dwie wywoływać silną euforię tłumiącą budzące się znów do życia inne emocje. Przedawkowanie może skutkować drgawkami i przesileniem emocjonalnym. Przy okazji ma lekkie działanie lecznicze i przeciwbólowe. Sprzedawany w postaci małych kapsułek z silnie skoncentrowanym płynem wyglądających jak okrągłę biało-czerwone cukierki.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
The member 'Richard Baizen' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 6
'Sześcienna' : 6
Mistrz Gry
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Chorwat tęsknił za letnimi imprezami, a szczególnie za tymi na plaży. Jak tylko wracał w lecie do domu, pierwszy wieczór spędzał ze znajomymi na jednej, dzikiej plaży na niewielkiej wysepce Lastovo. Home, sweet Home… Ach te noce pełne szaleństw. No ale jak tylko się dowiedział o imprezie w Hogwarcie, to nie mógł nie przyjść, szczególnie, że organizowała ją Tonka, a do tego to były jej urodziny, więc śmiertelnie zraniłby jej uczucia, a do tego jako starszy brat, dopuścić nie mógł.
Pod osłoną uczniowskiej szaty, przetruchtał z wieży Krukonów do jednego z ciekawszych pomieszczeń na siódmym piętrze. Jego strój się wcale nie wyróżniał, no po za białym, wędkarskim kapeluszu, no ale często chodził po szkole we wszelakich nakryciach głowy, więc raczej mijanego nauczyciela Mugoloznawstwa to raczej nie zdziwiło.
- Sretan rođendan! – wykrzyknął po chorwacku, gdy tylko zamknął za sobą drzwi i zrzucił szatę, pod którą miał luźny t-shirt i kolorowe szorty.
- Jesteś już dorosła, mała! – przytulił siostrę, mając nadzieję, że nie zrobi jej przy tym krzywdy - No może nie taka mała.
Zmierzył wzrokiem Puchonkę, która niemalże była jego wzrostu, niby tylko trzy centymetry różnicy. Tak, natura go nieco pokarała, ale zdążył się już przyzwyczaić do tego, że większość męskiej części Hogwartu góruje nad nim.
- A, zapomniałbym! – wręczył Chorwatce prezent, którym były kolorowe trampki, które magicznie zmieniały kolor wraz z nastrojem noszącego.
Pod osłoną uczniowskiej szaty, przetruchtał z wieży Krukonów do jednego z ciekawszych pomieszczeń na siódmym piętrze. Jego strój się wcale nie wyróżniał, no po za białym, wędkarskim kapeluszu, no ale często chodził po szkole we wszelakich nakryciach głowy, więc raczej mijanego nauczyciela Mugoloznawstwa to raczej nie zdziwiło.
- Sretan rođendan! – wykrzyknął po chorwacku, gdy tylko zamknął za sobą drzwi i zrzucił szatę, pod którą miał luźny t-shirt i kolorowe szorty.
- Jesteś już dorosła, mała! – przytulił siostrę, mając nadzieję, że nie zrobi jej przy tym krzywdy - No może nie taka mała.
Zmierzył wzrokiem Puchonkę, która niemalże była jego wzrostu, niby tylko trzy centymetry różnicy. Tak, natura go nieco pokarała, ale zdążył się już przyzwyczaić do tego, że większość męskiej części Hogwartu góruje nad nim.
- A, zapomniałbym! – wręczył Chorwatce prezent, którym były kolorowe trampki, które magicznie zmieniały kolor wraz z nastrojem noszącego.
Noah VedranKlasa VII - Urodziny : 23/02/2005
Wiek : 19
Skąd : Lastovo, Chorwacja
Krew : Półkrwi
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Nawet i jego zaciekawiło, cóż to za impreza odbywa się dzisiaj w zamku. Zanim skierował swe kroki, do jednej z bardziej magicznych komnat Hogwartu, zdążył się rozpytać, o cóż to mogło chodzić. No i proszę, puchonka z jego roku miała dzisiaj swoje urodziny. Jarsen, jako ktoś kto nie obchodził urodzin odkąd skończył 10 lat - bo po prostu o nich zapominał - był ciekawy, dlaczego niektórzy ich chcą, a nawet więcej, chcą ich z pompą. No, ale jeśli każdego szarego dnia poszukujesz podobnych przeżyć, to magia urodzin chyba potrafi stracić swoją moc. Nieważne, taka dygresja.
Tak więc, od jakiegoś piątoklasisty dowiedział się, że Vedran organizuje imprezę urodzinową, a co więcej motywem przewodnim jest "impreza na plaży". W pierwszej kolejności miał ochotę po prostu nałożyć na siebie piankę surferską, bo kiedy wybierał się na plażę, było to zazwyczaj tylko w tym celu, a plaże zachodniego wybrzeża nowego świata idealnie nadawały się do surferowania. No, ale jeśli ma iść w motyw imprezy, to przecież nie powinien przychodzić ubrany na sportowo. Jakaś elegancja może być, a cóż jest bardziej eleganckiego od pantery? Tak więc blade dupsko Sammy'ego miało na sobie nic innego, jak stringi, żywcem wyjęte z jakiegoś amatorskiego filmu porno. Blade ciało, aż prosiło się o opaleniznę, a cóż było lepszym strojem, jak nie najmniejsza jego ilość? No dobra, mógł przyjść nago - w końcu istniały przecież plaże nudystów. No dobra, od tego się powstrzymał, ale jeśli nikt w pewnym momencie nie odciągnie go od środków odurzających, to prawdopodobnie skończy się na Brazylijskiej podwijce.
I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że Sam to Sam i on nie przejmował się konspirą i szedł tak ubrany przez cały zamek, nie mając na sobie szaty. Na śmiechy reagował dumą, zaś pytania zbywał, mówiąc że po prostu wszystkie inne ubrania ma w praniu.
Do tego przerzucony przez ramię, oparty o plecy miał sporych rozmiarów worek, niczym jakiś groteskowy Święty Mikołaj. A co ma Mikołaj w worku? No cóż, spodziewaliście się zbereźnego żartu, ale było tam nic innego, jak piłki plażowe. No dobra, kształt by się nawet do żartu dopasował trochę. Więc kiedy przekroczył próg od razu zaczął wyrzucać zawartość pakunku, nie interesując się czy ktoś oberwie w głowę. Jakby nie było, były one TYLKO wypełnione powietrzem. Tylko. Nic nie ukrywam. Poważnie. A mógł przecież wypełnić je gazem rozweselającym... utracona możliwość. Ostatnia piłka poleciała nigdzie indziej, jak w kierunku solenizantki, którą łatwo można było rozpoznać po ozdobie na głowie. Świecąca Słodka Siedemnastka była oczywistym świadectwem, gdzie znajdziecie gwiazdę wieczoru.
- Najlepszego Vedran! - Rzucił przy tym. Jeśli ktokolwiek się spodziewał, że zapamięta imię chorwatki to się grubo mylił. On nie potrafił zapamiętać imion angielskich, bo często był na to zbyt leniwy. Przynajmniej nazwiska zapamiętywał, a to już coś. Na razie po prostu przemieszczał się w tłumie, nie szukając sobie żadnego konkretnego zajęcia.
Tak więc, od jakiegoś piątoklasisty dowiedział się, że Vedran organizuje imprezę urodzinową, a co więcej motywem przewodnim jest "impreza na plaży". W pierwszej kolejności miał ochotę po prostu nałożyć na siebie piankę surferską, bo kiedy wybierał się na plażę, było to zazwyczaj tylko w tym celu, a plaże zachodniego wybrzeża nowego świata idealnie nadawały się do surferowania. No, ale jeśli ma iść w motyw imprezy, to przecież nie powinien przychodzić ubrany na sportowo. Jakaś elegancja może być, a cóż jest bardziej eleganckiego od pantery? Tak więc blade dupsko Sammy'ego miało na sobie nic innego, jak stringi, żywcem wyjęte z jakiegoś amatorskiego filmu porno. Blade ciało, aż prosiło się o opaleniznę, a cóż było lepszym strojem, jak nie najmniejsza jego ilość? No dobra, mógł przyjść nago - w końcu istniały przecież plaże nudystów. No dobra, od tego się powstrzymał, ale jeśli nikt w pewnym momencie nie odciągnie go od środków odurzających, to prawdopodobnie skończy się na Brazylijskiej podwijce.
I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że Sam to Sam i on nie przejmował się konspirą i szedł tak ubrany przez cały zamek, nie mając na sobie szaty. Na śmiechy reagował dumą, zaś pytania zbywał, mówiąc że po prostu wszystkie inne ubrania ma w praniu.
Do tego przerzucony przez ramię, oparty o plecy miał sporych rozmiarów worek, niczym jakiś groteskowy Święty Mikołaj. A co ma Mikołaj w worku? No cóż, spodziewaliście się zbereźnego żartu, ale było tam nic innego, jak piłki plażowe. No dobra, kształt by się nawet do żartu dopasował trochę. Więc kiedy przekroczył próg od razu zaczął wyrzucać zawartość pakunku, nie interesując się czy ktoś oberwie w głowę. Jakby nie było, były one TYLKO wypełnione powietrzem. Tylko. Nic nie ukrywam. Poważnie. A mógł przecież wypełnić je gazem rozweselającym... utracona możliwość. Ostatnia piłka poleciała nigdzie indziej, jak w kierunku solenizantki, którą łatwo można było rozpoznać po ozdobie na głowie. Świecąca Słodka Siedemnastka była oczywistym świadectwem, gdzie znajdziecie gwiazdę wieczoru.
- Najlepszego Vedran! - Rzucił przy tym. Jeśli ktokolwiek się spodziewał, że zapamięta imię chorwatki to się grubo mylił. On nie potrafił zapamiętać imion angielskich, bo często był na to zbyt leniwy. Przynajmniej nazwiska zapamiętywał, a to już coś. Na razie po prostu przemieszczał się w tłumie, nie szukając sobie żadnego konkretnego zajęcia.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Skoro ma się odbyć jakaś impreza, Zalitov zadecydował o nieskromnym objawieniu się wraz z kilkoma kumplami z roku. Sześciu rosłych osiłków w różnym wieku i dziewczyna w długich włosach, jasnym niczym wili, dosłownie wbili się do zamku, gromko śmiejąc się do opowieści jednej z osób. Zwracali na siebie uwagę nie tylko wiekiem czy odrośnięciem od ziemi, ale przede wszystkim swobodą, której brakowało wokoło. Wszyscy przecież nieustannie szykowali się z uczniów do egzaminów, a tu proszę, a nuż się znajdzie ktoś, kto stwierdzi, że jakiś proszeczek pomoże w relaksie i swobodzie.
Kierowali się tam, gdzie Zima dostał cynk, że ma być kulturalny mniej lub bardziej spęd. Po drodze, kierując się magicznymi schodami do góry na VII piętro, rosjanin zgarnął kogoś, kto właśnie niemalże pobił się z inną dziewczyną. Też rosjanka, ale blondynka. Elektra chciała czy nie chciała, została porwana w studenckie ramiona i niewiele myśląc, została naznaczona jego twarzą w młodych piersiach. Przywitał się wesoło, mówiąc, że ratuje jej zad przed niewątpliwym szlabanem, gdyby ktoś znalazł Puchonkę, obijającą twarz Gryfonce.
Ubrani w plażowe stroje, otworzyli drzwi, a Zima wbił do środka z Fyodorovą na ramionach. Nim się ktokolwiek zorientował, studenci zajęli się gromkim śpiewem, zachęcając uczniów do dołączenia.
- SSTOOOOOOO-LAAAAAAAAAAT, STOOOOOOO-LAT, NIEEEEEEEEEEEEECH ŻYJE-ŻYJE-NAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM... - Większość ludzi szybko dołączyła do śpiewu ku chwale jubilatki-dojrzałej-małolatki, a Zima wesoło podrygiwał w miejscu w krótkich spodeneczkach i okularkach przeciwsłonecznych. Nie zapominajmy, Elka skarbie, jesteś na jego ramionach
Kierowali się tam, gdzie Zima dostał cynk, że ma być kulturalny mniej lub bardziej spęd. Po drodze, kierując się magicznymi schodami do góry na VII piętro, rosjanin zgarnął kogoś, kto właśnie niemalże pobił się z inną dziewczyną. Też rosjanka, ale blondynka. Elektra chciała czy nie chciała, została porwana w studenckie ramiona i niewiele myśląc, została naznaczona jego twarzą w młodych piersiach. Przywitał się wesoło, mówiąc, że ratuje jej zad przed niewątpliwym szlabanem, gdyby ktoś znalazł Puchonkę, obijającą twarz Gryfonce.
Ubrani w plażowe stroje, otworzyli drzwi, a Zima wbił do środka z Fyodorovą na ramionach. Nim się ktokolwiek zorientował, studenci zajęli się gromkim śpiewem, zachęcając uczniów do dołączenia.
- SSTOOOOOOO-LAAAAAAAAAAT, STOOOOOOO-LAT, NIEEEEEEEEEEEEECH ŻYJE-ŻYJE-NAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM... - Większość ludzi szybko dołączyła do śpiewu ku chwale jubilatki-dojrzałej-małolatki, a Zima wesoło podrygiwał w miejscu w krótkich spodeneczkach i okularkach przeciwsłonecznych. Nie zapominajmy, Elka skarbie, jesteś na jego ramionach
Zima Zalitov- Urodziny : 04/08/2002
Wiek : 22
Skąd : Nowy Urengoj, Rosja
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
No doprawy. Kto jak to, ale Persheus na imprezach to bardzo rzadki widok i naprawdę proszę się napawać jego obecnością, bo książę Ravenlawu właśnie przekraczał próg komnaty czterech pór roku. Lestrange dowiedział się znakomita pocztą pantoflową o tej cudownej imprezie i widząc, że jego kumpel z dormitorium też się na nią szykuje stwierdził, że a co. PÓJDĘ. Zaszczycę swoją obecnością tej wątpliwej czystości grono uczniów... tylko najpierw musiał sobie przygotować grunt przez co na godzinę przed wyjściem zjarał sobie już dwa blanciki jego mieszanki roślin, która wprawiła go w iście królewski nastrój i nawet panicz się stosownie ubrał zarzucając na swe chude dosyć ciałko czerwoną DROGĄ marynarkę oraz ubrał jasne krótkie spodnie. Gdyby nie był zjarany pewnie by przyszedł lepiej ubrany ale teraz mu było wszystko jedno. Miał się bawić i w sumie chciał sprawdzić co nowego słychać w świecie dóbr nielegalnych o których szeptano coraz głośniej.
- Baizen, ja pierdole, nie mówiłeś, że to urodziny - rzucił do swojego kumpla idąc za nim i rozglądając się po towarzyszach. W ręku miał pakunek z logotypem miodowego królestwa aczkolwiek zawartość czekoladowego ciasta była mocno podrasowana by przypadkiem nikt nie zapomniał się dobrze bawić. Miał je początkowo zjeść sam albo z kimś kto nie był Richardem (tak, ten frajer miał tyle słodyczy w postaci Castellani, że już rzygać się chciało od jego szczęścia) aczkolwiek NIE WYPADA nie przywitać się z solenizantką.
- Wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że będą Ci smakować - uśmiechnął się do Antoniji i wręczył jej pakunek słodkości po czym nie zajmując jej zbyt wiele czasu, bo za nim już zaczęła się ustawiać kolejka wypatrzył swojego zfrajerzonego kumpla, który gdzieś mu zniknął z oczu na moment. I proszę, siedział sobie piękniś na jakimś pączku i Persio z odpalonym już blancikiem podszedł do niego i cupnął sobie na leżaczku lustrując wszystkich po kolei.
- Na merlina, ile tu szlam - rzucił do kumpla po czym zaciągnął się mocniej swoja narkotyczną mieszanką zerkając na puchoniastą blondynkę złowrogo, która gdzieś przed chwilą tanecznym krokiem witała się z Vedran - chcesz bucha? - rzucił w stronę Richarda.
- Baizen, ja pierdole, nie mówiłeś, że to urodziny - rzucił do swojego kumpla idąc za nim i rozglądając się po towarzyszach. W ręku miał pakunek z logotypem miodowego królestwa aczkolwiek zawartość czekoladowego ciasta była mocno podrasowana by przypadkiem nikt nie zapomniał się dobrze bawić. Miał je początkowo zjeść sam albo z kimś kto nie był Richardem (tak, ten frajer miał tyle słodyczy w postaci Castellani, że już rzygać się chciało od jego szczęścia) aczkolwiek NIE WYPADA nie przywitać się z solenizantką.
- Wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że będą Ci smakować - uśmiechnął się do Antoniji i wręczył jej pakunek słodkości po czym nie zajmując jej zbyt wiele czasu, bo za nim już zaczęła się ustawiać kolejka wypatrzył swojego zfrajerzonego kumpla, który gdzieś mu zniknął z oczu na moment. I proszę, siedział sobie piękniś na jakimś pączku i Persio z odpalonym już blancikiem podszedł do niego i cupnął sobie na leżaczku lustrując wszystkich po kolei.
- Na merlina, ile tu szlam - rzucił do kumpla po czym zaciągnął się mocniej swoja narkotyczną mieszanką zerkając na puchoniastą blondynkę złowrogo, która gdzieś przed chwilą tanecznym krokiem witała się z Vedran - chcesz bucha? - rzucił w stronę Richarda.
Persheus LestrangeKlasa VII - Urodziny : 17/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dziewczyny w jej dormitorium od kilku dni szeptały na temat imprezy urodzinowej Tonki. Leżąc na łóżku z nosem w książce tylko co jakiś czas wyglądała zza niej obserwując jak dookoła latały kawałki ubrań, bo od kilku godzin Puchonki próbowały rozkminić co najlepiej założyć i co zwabi płeć przeciwną, w ogóle nie były sekretne w swoich zamiarach, bo chyba już pogodziły się z myślą, że największy villian w postaci pani prefekt nie ma zamiaru rozwalić nikomu tego dnia. Już przebrana w dwuczęściowy komplet wyszła ze swojej dziupli i zaczęła kierować swe korki gdzieś w kierunku ruchomych schodów. W ręku trzymała zapakowaną buteleczkę z przeźroczystym alkoholem, bardzo mocno wyselekcjonowanym prosto z zimnej Rosyji i tak sobie wchodziła już na VII piętro kiedy przemknęła obok niej jakaś Gryfonka tak że wytrąciła z jej ręki ten pakunek, który z hukiem roztrzaskał się o posadzkę. Fydorova momentalnie skoczyła do dziewczyny z pazurami wykrzykując po rosyjsku, że zaraz z jej głową stanie się to samo co z tą butelką. Ciekawe kto miał teraz wartę i czemu te gówniarze latają samopas. Do dobra, niby są ferie ale żeby tak od razu dawać wszystkim wolną rękę? W sumie... mi w to graj.
Już miała wyciągnąć różdżkę i posłać dziewczynę do diabła kiedy od tyłu na swoich ramionach poczuła duże męskie dłonie, które skutecznie odciągnęły ją od Gryfonki. Nie miała zbyt dużego czasu na reakcję kiedy znany jej studenciak już ją porwał jeszcze witając się z nią jak zawsze mało grzecznie, ale Fyodorova nie mogła mieć chociażby jednej normalnej relacji, a co kolejna to chyba bardziej popieprzona i też w przypadku Zalitova nie mogło być inaczej. Już nawet dała sobie spokój z biciem go i wyrywaniem się, bo akurat był od niej znacznie silniejszy i ciężko było się spod tego niedźwiedzia wydostać. Tylko się głośno zaśmiała widząc jego urocze przeciwsłoneczne okularki.
- Zalitov, dzisiaj nie potrzebujesz mnie jako skrzydłowej, już widzę jak same się rzucą na ten dywan na klacie - dodała i jeszcze go dłonią po tym jego dywaniku poklepała zanim wszyscy ochoczą zaczęli drzeć ryja śpiewając solenizantce sto lat.
- Sory, Tonka za nich, ale Ruski są popieprzeni i dzisiaj nic nie widzę, więc baw się dobrze - powiedziała w stronę Antoniji - a Ty mnie już odstaw i załatw jakiegoś drinka, niedźwiedziu - dodała ostrzej w ich ojczystym języku, bo już przesadzał!
Już miała wyciągnąć różdżkę i posłać dziewczynę do diabła kiedy od tyłu na swoich ramionach poczuła duże męskie dłonie, które skutecznie odciągnęły ją od Gryfonki. Nie miała zbyt dużego czasu na reakcję kiedy znany jej studenciak już ją porwał jeszcze witając się z nią jak zawsze mało grzecznie, ale Fyodorova nie mogła mieć chociażby jednej normalnej relacji, a co kolejna to chyba bardziej popieprzona i też w przypadku Zalitova nie mogło być inaczej. Już nawet dała sobie spokój z biciem go i wyrywaniem się, bo akurat był od niej znacznie silniejszy i ciężko było się spod tego niedźwiedzia wydostać. Tylko się głośno zaśmiała widząc jego urocze przeciwsłoneczne okularki.
- Zalitov, dzisiaj nie potrzebujesz mnie jako skrzydłowej, już widzę jak same się rzucą na ten dywan na klacie - dodała i jeszcze go dłonią po tym jego dywaniku poklepała zanim wszyscy ochoczą zaczęli drzeć ryja śpiewając solenizantce sto lat.
- Sory, Tonka za nich, ale Ruski są popieprzeni i dzisiaj nic nie widzę, więc baw się dobrze - powiedziała w stronę Antoniji - a Ty mnie już odstaw i załatw jakiegoś drinka, niedźwiedziu - dodała ostrzej w ich ojczystym języku, bo już przesadzał!
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Komnata Czterech Pór Roku
No dobra. Nic z tego nie będzie. Rysiu wstał i wyszedł. Detale pojawią się w retrospekcji.
zt.
zt.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Zima nie był typem kogoś, kto zostaje na imprezie dłużej, niż wymagała tego cała sytuacja. Tu jednak z grzeczności przyglądał się zabawiającym się z uczennicami kolegom, ale trzy drinki później miał tego dosyć. Rozejrzał się, skrzywił wymownie, łypiąc na wyrywającą go szesnastolatkę.
- Dziewczyno, mógłbym zrobić ci krzywdę, przez którą nie pokazałabyś się żadnemu innemu facetowi przez lata. Spierdalaj. - Zarekomendował dziewczynie, ale o dziwo, to nie podziałało. Nadal maślanym wzrokiem spoglądała za nim i to już było dziwne. Rozejrzał się, a znalazłszy znajomą blond-głowę, ruszył do Puchonki.
- Fyodorova, idziemy do kampusu. - Uniósł wyżej brwi, jakby pytająco, ale nie pytał. Rozumiał się z dziewczyną wybitnie, a skoro tylko Elektra wyznała, że jednak chce z nim wybyć, z zadowoleniem wyszczerzył się szeroko i objął ją przyjaźnie ramieniem. - Dawaj, piękna, zrobimy w wieży studentów imprezę życia. - I jak zaplanowali, tak zrobili.
ztx2
- Dziewczyno, mógłbym zrobić ci krzywdę, przez którą nie pokazałabyś się żadnemu innemu facetowi przez lata. Spierdalaj. - Zarekomendował dziewczynie, ale o dziwo, to nie podziałało. Nadal maślanym wzrokiem spoglądała za nim i to już było dziwne. Rozejrzał się, a znalazłszy znajomą blond-głowę, ruszył do Puchonki.
- Fyodorova, idziemy do kampusu. - Uniósł wyżej brwi, jakby pytająco, ale nie pytał. Rozumiał się z dziewczyną wybitnie, a skoro tylko Elektra wyznała, że jednak chce z nim wybyć, z zadowoleniem wyszczerzył się szeroko i objął ją przyjaźnie ramieniem. - Dawaj, piękna, zrobimy w wieży studentów imprezę życia. - I jak zaplanowali, tak zrobili.
ztx2
Zima Zalitov- Urodziny : 04/08/2002
Wiek : 22
Skąd : Nowy Urengoj, Rosja
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Impreza Tonki okazała się niesamowicie udana, muzyka lała się strumieniami, alkohol pobudzał do tańca a sama solenizantka bawiła się jakby ranka miało nie być. Mańka po głośnym powitaniu dołączyła na parkiet i spędziła tam całkiem sporo czasu z blantem Chichotu Losu w dłoni. Nie potrzebowała partnera, bez tego i tak była królową parkietu tańcząc tak jakby nikt nie patrzył, bez nawet jednej małej troski. Nie zauważyła tragicznej fazy Baizena, choć zwróciła uwagę na to że cholerny Lestrąk się przypałętał, a potem po raz kolejny kiedy opuścił imprezę. Naprawdę trudno było jej podpaść ale ten padalec z chowu wsobnego poradził sobie z tym zadaniem zdając egzamin na Wybitny. Na tym etapie nie musiał nic robić żeby wyzwalać w niej mordercze żądze. Nie dała sobie jednakże zepsuć humoru i wirowała na parkiecie niepowstrzymana przez nikogo.
- You are a dAAAAAAAAAAAAAAAAncing quEEEEEEEEEn, young and sweet only seventEEEEEEEEEEEEEEEEEn - wykrzykiwała właśnie swoje płuca kiedy ktoś wszedł do komnaty i zaczął machać rozpaczliwie rękami próbując pochwycić uwagę kogokolwiek. Nie było łatwo, nadszedł moment imprezy kiedy większość ludzi zbliżała się powoli do stanu agonalnego albo gziła się gdzieś po kątach. Sama Ray nie piła nigdy alkoholu a dawki które wsadziła do swoich blantów przy rozsądnym dawkowaniu dawały głównie dobre efekty toteż miała wystarczająco trzeźwy umysł by podejść do zestresowanego gryfona.
Nauczyciele idą! Ktoś puścił cynk!
- IMPREZA EWAKUACJA! - nie musiała czekać na więcej info, zgarnęła trzy butelki i te kilka cukierków swoich wytworów które widziała wciąż pełne, zawinęła je w swoją szatę tak by nie dało się rozpoznać domu by następnie wypruć z komnaty nie przejmując się czy ktokolwiek podąża. W takich sytuacjach był każdy człowiek za siebie, nie planowała w imię lojalności robić sobie więcej problemów niż potrzeba kiedy jej biznes był dopiero raczkujący. Szybkie spojrzenie w prawo i lewo upewniło ją że nikogo nie ma dookoła, skupiła więc swoje umiejętności metamorfomaga na jak najlepszym upodobnieniu się do niejakiego Persefoniusza od góry do dołu, a gdy czegoś nie wiedziała to po prostu miało wyglądać jak chłopak jego postury, w swojej dedykacji do roli nawet zrzuciła górę od kostiumu ryzykując że oślepi kogoś po drodze swoimi powracającymi cyckami ale było to warte świeczki. Już jutro co najmniej kilka osób miało mówić że ten czterooki dupek lubi nosić damskie stroje kąpielowe. A co, niech ma!
Uciekając słyszała za swoimi plecami okrzyki nawołujących ją nauczycieli ale jedyne co zrobiła to obróciła się do nich pokazując język by dobrze się przyjrzeli kogo nie zdołali złapać. Ze śmiechem i boso podrałowała dalej.
Tymczasem rozjuszeni nauczyciele przybyli do tego ośrodka rozpusty i chaosu, a nawet jeśli to co zobaczyli nie było niczym nowym, zuchwałość uczniów była wyjątkowo irytująca. Poustawiali uczniów do pionu (lub względnego pionu) i po podsumowaniu tego co stoi przed nimi odjęli całkiem pokaźne ilości punktów i każdemu z winnych wlepili szlaban. Następnego dnia ta grzeczna część szkoły miała mieć wspaniałą niespodziankę w postaci pokaźnych braków w klepsydrach z punktami.
/WSZYSCY ZT
- You are a dAAAAAAAAAAAAAAAAncing quEEEEEEEEEn, young and sweet only seventEEEEEEEEEEEEEEEEEn - wykrzykiwała właśnie swoje płuca kiedy ktoś wszedł do komnaty i zaczął machać rozpaczliwie rękami próbując pochwycić uwagę kogokolwiek. Nie było łatwo, nadszedł moment imprezy kiedy większość ludzi zbliżała się powoli do stanu agonalnego albo gziła się gdzieś po kątach. Sama Ray nie piła nigdy alkoholu a dawki które wsadziła do swoich blantów przy rozsądnym dawkowaniu dawały głównie dobre efekty toteż miała wystarczająco trzeźwy umysł by podejść do zestresowanego gryfona.
Nauczyciele idą! Ktoś puścił cynk!
- IMPREZA EWAKUACJA! - nie musiała czekać na więcej info, zgarnęła trzy butelki i te kilka cukierków swoich wytworów które widziała wciąż pełne, zawinęła je w swoją szatę tak by nie dało się rozpoznać domu by następnie wypruć z komnaty nie przejmując się czy ktokolwiek podąża. W takich sytuacjach był każdy człowiek za siebie, nie planowała w imię lojalności robić sobie więcej problemów niż potrzeba kiedy jej biznes był dopiero raczkujący. Szybkie spojrzenie w prawo i lewo upewniło ją że nikogo nie ma dookoła, skupiła więc swoje umiejętności metamorfomaga na jak najlepszym upodobnieniu się do niejakiego Persefoniusza od góry do dołu, a gdy czegoś nie wiedziała to po prostu miało wyglądać jak chłopak jego postury, w swojej dedykacji do roli nawet zrzuciła górę od kostiumu ryzykując że oślepi kogoś po drodze swoimi powracającymi cyckami ale było to warte świeczki. Już jutro co najmniej kilka osób miało mówić że ten czterooki dupek lubi nosić damskie stroje kąpielowe. A co, niech ma!
Uciekając słyszała za swoimi plecami okrzyki nawołujących ją nauczycieli ale jedyne co zrobiła to obróciła się do nich pokazując język by dobrze się przyjrzeli kogo nie zdołali złapać. Ze śmiechem i boso podrałowała dalej.
Tymczasem rozjuszeni nauczyciele przybyli do tego ośrodka rozpusty i chaosu, a nawet jeśli to co zobaczyli nie było niczym nowym, zuchwałość uczniów była wyjątkowo irytująca. Poustawiali uczniów do pionu (lub względnego pionu) i po podsumowaniu tego co stoi przed nimi odjęli całkiem pokaźne ilości punktów i każdemu z winnych wlepili szlaban. Następnego dnia ta grzeczna część szkoły miała mieć wspaniałą niespodziankę w postaci pokaźnych braków w klepsydrach z punktami.
/WSZYSCY ZT
Marianne Ray- Urodziny : 16/03/2007
Wiek : 17
Skąd : Londyn
Krew : Mugolska
Genetyka : metamorfomag
Strona 9 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 9 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach