Komnata Czterech Pór Roku
+34
Samuel Jarsen
Noah Vedran
Mistrz Gry
Marianne Ray
Anthony Wilson
Elijah Ward
Antonija Vedran
Zoja Yordanova
Jonathan Lemke
Pierre Vauquer
Rhinna Hamilton
Jason Snakebow
Mia Kruger
Zacarias de la Vega
Leanne Chatier
Nevan Fraser
William Greengrass
Cassidy Thomas
Patrick Connolly
Christine Greengrass
Shay Hasting
Charles Wilson
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Sanne van Rijn
Alice Mickey
Connor Campbell
Lena Gregorovic
Flora Wilson
Aaron Matluck
Hannah Wilson
Cory Reynolds
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
38 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 8 z 9
Strona 8 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Komnata Czterech Pór Roku
First topic message reminder :
Komnata Czterech Pór Roku to sala magicznej projekcji, która powstała w wyniku jednego ze szkolnych projektów lat sześćdziesiątych XX wieku, gdy jeden z nauczycieli z grupą uczniów zgłębiał tajniki wywoływania halucynacji za pomocą magii. Pokój został zaprojektowany w ten sposób, aby ukazywać jedną z czterech projekcji.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Masz dość srogiej zimy albo upalnego lata? Rzuć jedno z czterech, prostych zaklęć i rozkoszuj się wybranym przez siebie widokiem. Fonsendio - jedno pociągnięcie różdżką, a ukaże się Tobie łąka porośnięta wiosennymi kwiatami i kiełkującymi roślinami budzącymi się do życia po długiej zimie. Aestateum - po wypowiedzeniu tego prostego zaklęcia będziesz mógł rozkoszować się złotym piaskiem lazurowego wybrzeża, a w oddali zobaczysz błękit toni wodnej, czując na swojej twarzy lekki powiew morskiej bryzy.
Autumio i od razu przenosisz się do alei liściastych drzew, które zżółkniałe opadają powoli na ścieżkę prowadzącą w nieznane. Hiberniso - nim się obejrzysz, znajdziesz się na pokrytym śniegowym puchem wzgórzu, a w oddali zobaczysz jezioro, którego taflę wody przykrywa gruby lód.
Lecz pamiętaj! Projekcja odbywa się tylko w Twojej głowie i wszystko co widzisz jest iluzją. Choć czujesz miękki piasek albo chłodny śnieg pod stopami, nie istnieje on naprawdę. Odczuwanie temperatur to złudzenie, a im dalej będziesz podążał w stronę morza, jeziora, krzewów czy końca alei - będą się one oddalać coraz dalej.
Możesz patrzyć, ale nie możesz dotknąć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Rzeczywiście w szkole było parę osób z krajów bardzo oddalonych. W jego domu dziewczyna z Japonii, niestety również nie zamienili ze sobą zbyt wiele słów. Najwyższy czas nadrabiać zaległości i poznać więcej osób ze szkoły. Będąc tu już tyle lat zna właściwie tylko kilkanaście osób, a raptem z trzema utrzymuje bliższy kontakt. Temat zwiedzania Francji uznał już za zamknięty. Ze szczerym zainteresowaniem wsłuchał kolejnych słów Rhi. Pani Kapitan, gra w drużynie Anglii? Fiu, fiu pozazdrościć. Pierre posiadał, aż tak wybitnego talentu by chcieli go w szkolnej drużynie co dopiero w reprezentacji. Zagwizdał z uznaniem i uśmiechnął się szeroko.
- No proszę, proszę. Taka nie pozorna, a tu takie osiągnięcia... Gratuluję w takim razie. Zapamiętam, żeby nie wsiadać przy Tobie na miotłę, tylko bym się zbłaźnił - roześmiał się krótko. Choć chodził na szkolne mecze Quidditcha to nie zauważył jej jeszcze na boisku. A może zauważył, ale po prostu teraz nie potrafił sobie skojarzyć. Każdemu się zdarza, prawda? Teraz oczywiście ma najbliższym meczu z chęcią popatrzy na jej wyczyny.
- Jak to się stało, że dostałaś się do reprezentacji Anglii? - zapytał spoglądając na blondynkę. Był bardzo ciekaw tej historii.
- No proszę, proszę. Taka nie pozorna, a tu takie osiągnięcia... Gratuluję w takim razie. Zapamiętam, żeby nie wsiadać przy Tobie na miotłę, tylko bym się zbłaźnił - roześmiał się krótko. Choć chodził na szkolne mecze Quidditcha to nie zauważył jej jeszcze na boisku. A może zauważył, ale po prostu teraz nie potrafił sobie skojarzyć. Każdemu się zdarza, prawda? Teraz oczywiście ma najbliższym meczu z chęcią popatrzy na jej wyczyny.
- Jak to się stało, że dostałaś się do reprezentacji Anglii? - zapytał spoglądając na blondynkę. Był bardzo ciekaw tej historii.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Hamilton ostatnio poznała tylu fajnych, ciekawych ludzi.. Nie to, że z większością z nich była na jednym roku, nie, wcale nie. Dopiero w wieku lat 16 odzyskała możliwość rozmowy z innymi i poznawania nowych twarzy. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi - wcześniej była dość zamkniętą w sobie osobą, nie potrafiła podejść do kogoś i zagadać. Zmieniło się to w zeszłym roku!
Podciągnęła nogi na ławkę i objęła kolana rękami. Skierowała na niego spojrzenie i zarumieniła się delikatnie.
- Jakie osiągnięcia.. To nic takiego!
Przecież taka na przykład Suzanne grała również w reprezentacji.. Ba, chyba była nawet jej kapitanem! Więc dla Hamilton fakt, że grała w reprezentacji Anglii nie był niczym dziwnym.
- W zeszłym roku musiałam wrócić do domu na jakieś dwa miesiące.. No i dowiedziałam się o naborze, więc zaryzykowałam.. I udało się!
Klasnęła w ręce wyraźnie z siebie zadowolona.
Podciągnęła nogi na ławkę i objęła kolana rękami. Skierowała na niego spojrzenie i zarumieniła się delikatnie.
- Jakie osiągnięcia.. To nic takiego!
Przecież taka na przykład Suzanne grała również w reprezentacji.. Ba, chyba była nawet jej kapitanem! Więc dla Hamilton fakt, że grała w reprezentacji Anglii nie był niczym dziwnym.
- W zeszłym roku musiałam wrócić do domu na jakieś dwa miesiące.. No i dowiedziałam się o naborze, więc zaryzykowałam.. I udało się!
Klasnęła w ręce wyraźnie z siebie zadowolona.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Może dla gryfonki fakt, że grała w reprezentacji nie był niczym dziwnym. Dla Pierre'a właściwie dziwne też to nie było. Raczej nie spotykane. Dla niego oczywiście. Nie specjalnie udzielał się towarzysko więc nie znał nikogo takiego. Właściwie nie podejrzewał, że z jego szkoły może być więcej osób, które grają w tej reprezentacji bądź innej. Nie był kibicem więc nie orientował się w tych sprawach. Kto i gdzie gra. Uśmiechnął się więc tylko. Fajnie, że jej się udało. I miał szczerą nadzieję, że zajdzie jeszcze dalej. Życzył tego wszystkim, nawet jeśli kogoś nie znał. Może on sam znajdzie coś co chciał by robić w przyszłości. Na chwilę obecną niestety nic nie przychodziło mu do głowy. Może był po prostu za młody i za głupi?
- No to świetnie, że skorzystałaś z okazji. No i, że Ci się udało - powiedział całkiem szczerze. Zastanawiając się o czym jeszcze może porozmawiać z blondynka rozglądał się po polance.
- No to świetnie, że skorzystałaś z okazji. No i, że Ci się udało - powiedział całkiem szczerze. Zastanawiając się o czym jeszcze może porozmawiać z blondynka rozglądał się po polance.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Hamilton kibicowała ludziom, ogólnie. Nawet wrogom, tak naprawdę. Choć tych drugich miała bardzo mało, bo raczej starała się być z wszystkimi na pozytywnych stosunkach. Nie lubiła sobie robić wrogów, sądziła, że każdemu człowiekowi dobrze z oczu patrzy i nie ma większych przeciwwskazań, by mieć z nimi pozytywne relacje. Naturalnie, zdarzały się wyjątki, ale to były bardzo wyjątki - kojarzyła może kilka osób, z którymi miała nieco na pieńku. Ale z reguły - była do rany przyłóż!
- Dzięki. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Posłała mu radosny uśmiech, po czym westchnęła cicho. Powoli wstała z ławki i spojrzała na polanę. Uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Wpierw założyłam zespół. Ale jednak bardziej ciągnęła mnie do sportu. Czasem pogram, zrobię próbę, ale.. To nie to samo.
- Dzięki. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Posłała mu radosny uśmiech, po czym westchnęła cicho. Powoli wstała z ławki i spojrzała na polanę. Uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Wpierw założyłam zespół. Ale jednak bardziej ciągnęła mnie do sportu. Czasem pogram, zrobię próbę, ale.. To nie to samo.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Młodzieniec po kilkunastu minutach rozmowy był pewien, że ta tutaj dziewuszka ma na pewno masę przyjaciół. Nie, przyjaciół może nie masę, a kilku takich prawdziwych. Znajomych jednak na pewno nie byłby w stanie zliczyć. Jest miła i sympatyczną osóbką, towarzyszką i roześmianą. Dlaczego więc ktoś miałby jej nie lubić? No chyba, że niektórzy z tych aroganckich ślizgonów. Niektórzy, bo nie wszyscy. Znał dwóch takich, którzy byli stosunkowo uprzejmi i całkiem znośni.
- Tego Ci życzę - rzucił całkiem szczerze i uśmiechnął się ciepło. Kiedy podniosła się z ławki Vauquer podążył za nią wzrokiem. Gdy zaczęła mówić o kapeli uśmiechnął się w duchu. On sam uwielbiał muzykę. Pogrywał trochę na fortepianie. Niezbyt pięknie, czasami trochę nieudolnie, ale praktyka czyni mistrza. W tej chwili nawet chciałby wrócić na parę dni do domu, by zasiąść przy fortepianie, który dostał od rodziców na 13-te urodziny. Kochał ten instrument.
- Widzę, że trafiła mi się wyjątkowo utalentowana, nowa koleżanka - roześmiał się pogodnie. - Ja gram na fortepianie, nie mam w tej dziedzinie żadnych osiągnięć, robię to dla przyjemności i z miłości do tego instrumentu - powiedział na jednym wdechu. Przez moment wyobrażał sobie siebie samego, przy fortepianie, tutaj na tej polanie pod jednym z drzew. Minęła chwila nim wrócił na ziemię.
- Tego Ci życzę - rzucił całkiem szczerze i uśmiechnął się ciepło. Kiedy podniosła się z ławki Vauquer podążył za nią wzrokiem. Gdy zaczęła mówić o kapeli uśmiechnął się w duchu. On sam uwielbiał muzykę. Pogrywał trochę na fortepianie. Niezbyt pięknie, czasami trochę nieudolnie, ale praktyka czyni mistrza. W tej chwili nawet chciałby wrócić na parę dni do domu, by zasiąść przy fortepianie, który dostał od rodziców na 13-te urodziny. Kochał ten instrument.
- Widzę, że trafiła mi się wyjątkowo utalentowana, nowa koleżanka - roześmiał się pogodnie. - Ja gram na fortepianie, nie mam w tej dziedzinie żadnych osiągnięć, robię to dla przyjemności i z miłości do tego instrumentu - powiedział na jednym wdechu. Przez moment wyobrażał sobie siebie samego, przy fortepianie, tutaj na tej polanie pod jednym z drzew. Minęła chwila nim wrócił na ziemię.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Cóż, jeśli chodzi o Ślizgonów, to nie miała złych kontaktów. Z niektórymi naturalnie, ale skoro potrafiła nawet z nimi rozmawiać normalnie - mimo dwóch domów, które się nie cierpią.. Dodatkowo - czego nikt nie wiedział! - jej chłopak był Ślizgonem, choć to największa jej tajemnica i nie zamierzała nikomu jej wymawiać. Było bezpieczniej - tak uważali. A tak to prowadzili spokojny tryb życia, co jakiś czas się spotykając i byli wtedy najszczęśliwsi pod słońcem! Trochę dreszczyku zawsze się przyda, a nie!
- Nie dziękuję!
Słysząc, iż chłopak gra na fortepianie, zamrugała zaskoczona oczami. Widać było, że od razu za chwilę podłapie temat - hello, ona śpiewała i też grała na fortepianie. Choć śpiew u niej był ważniejszy!
- Może kiedyś zagramy coś razem? Też gram na fortepianie, choć wolę śpiewać.
Uśmiechnęła się łagodnie, splatając dłonie za plecami i kierując na niego wesołe spojrzenie. Kiedyś śpiewała, jak jakiś gryfon grał na gitarze. Lubiła tego typu doświadczenia.
- Nie dziękuję!
Słysząc, iż chłopak gra na fortepianie, zamrugała zaskoczona oczami. Widać było, że od razu za chwilę podłapie temat - hello, ona śpiewała i też grała na fortepianie. Choć śpiew u niej był ważniejszy!
- Może kiedyś zagramy coś razem? Też gram na fortepianie, choć wolę śpiewać.
Uśmiechnęła się łagodnie, splatając dłonie za plecami i kierując na niego wesołe spojrzenie. Kiedyś śpiewała, jak jakiś gryfon grał na gitarze. Lubiła tego typu doświadczenia.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Gdy dziewczyna zaproponowała (a może po prostu żartowała), by kiedyś zagrali coś razem, pokiwał twierdząco głową. Nawet był sobie w stanie to wyobrazić. Oczywiście nie był jakimś świetnym muzykiem, a bynajmniej tak sam o sobie myślał. Oczywiście mamusia i tatuś zachwalali go i byli dumni z synka. Dla niego jednak był to mały procent w porównaniu z tym co może osiągnąć jeśli będzie dalej ćwiczył i dawał z siebie wszystko. A tak właśnie będzie. Nie wyobrażał sobie przyszłości bez gry na fortepianie.
- Czemu nie? Myślę,że moglibyśmy kiedyś spróbować coś stworzyć - odpowiedział może nawet trochę zbyt entuzjastycznie. Przeczesał dłonią włosy i kontynuował. -U mnie ze śpiewaniem może być trochę gorzej, ale raz się w końcu żyje. Najwyżej będę śpiewał w chórku - roześmiał się pogodnie.
- Czemu nie? Myślę,że moglibyśmy kiedyś spróbować coś stworzyć - odpowiedział może nawet trochę zbyt entuzjastycznie. Przeczesał dłonią włosy i kontynuował. -U mnie ze śpiewaniem może być trochę gorzej, ale raz się w końcu żyje. Najwyżej będę śpiewał w chórku - roześmiał się pogodnie.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Rhinna tak naprawdę zaczęła grać na fortepianie dość późno. Dopiero po śmierci matki. Gra na fortepianie i śpiew były taką odskocznią dla niej. No i zainteresowała się tym na poważniej. Nie to, żeby interesowała się tym bardzo, bardzo poważnie - wtedy nie, bo w tym momencie - muzyka stanowiła dla niej dość sporo, choć nie łączyła z tym swojej przyszłości jakoś bardzo. Muzyka to nie Quidditch, przy muzyce nie czujesz takiego dreszczyku, jak na miotle.
- Zawsze możesz grać, ja mogę śpiewać. Tego typu duety - wokal z fortepianem - brzmią naprawdę świetnie! Jest kilka takich piosenek..
Powiedziała z uśmiechem na ustach, po czym przeniosła spojrzenie na polankę i uśmiechnęła się, nieco rozmarzona. Tak, wtedy muzyka miała jakąś magię w sobie.
- Ale chórki też fajne!
- Zawsze możesz grać, ja mogę śpiewać. Tego typu duety - wokal z fortepianem - brzmią naprawdę świetnie! Jest kilka takich piosenek..
Powiedziała z uśmiechem na ustach, po czym przeniosła spojrzenie na polankę i uśmiechnęła się, nieco rozmarzona. Tak, wtedy muzyka miała jakąś magię w sobie.
- Ale chórki też fajne!
Re: Komnata Czterech Pór Roku
No jasne, że o taki właśni duet im chodzi. Pierre żartował sobie z tymi chórkami. On nie nadaje się do śpiewania. Chociaż jego młodsza siostra była zadowolona gdy śpiewał jej kołysanki do snu, ale to było ładnych parę lat temu. Zaśmiał się w duchu na samo to wspomnienie. To były czasy, w których ich relacje były jeszcze na bardzo dobrym stopniu. Młodsza siostra Yvone, uczęszcza Beauxbatons, od tego czasu zrobiła się opryskliwa, arogancka, zadumana w sobie. Nie liczy z nikim. Jednak mimo wszystko to siostra i kocha ją. Ale wracając do tematu... Duet, tak?
- Nie ma problem, możemy kiedyś spróbować - to mówiąc pokiwał twierdząco głową i wsunął dłonie do kieszeni spodni. Bardzo przyjemnie mu się tutaj siedziało. Towarzyszka była miła, a całe to otoczenie sprawiało, że nie chciało mu się jeszcze wracać do dormitorium.
- Chyba jednak wolę zostać przy samym fortepianie - dodał uśmiechając się pogodnie.
- Nie ma problem, możemy kiedyś spróbować - to mówiąc pokiwał twierdząco głową i wsunął dłonie do kieszeni spodni. Bardzo przyjemnie mu się tutaj siedziało. Towarzyszka była miła, a całe to otoczenie sprawiało, że nie chciało mu się jeszcze wracać do dormitorium.
- Chyba jednak wolę zostać przy samym fortepianie - dodał uśmiechając się pogodnie.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Coś jej się wydawało, że będzie musiała rozgrzać swoje struny. Do takiej używalności, że będzie to brzmieć ładnie, a nie tylko tak, jak na meczach. Kiedy wydaje się komendy na meczach.. Cóż, nie ma to nic wspólnego ze śpiewaniem, a wręcz przeciwnie. Mają usłyszeć, wykonać.. A biedna Rhin ma przekrzyczeć tłum, by zawodnicy z jej rodziny ją słyszeli i zrozumieli. Prawie po każdym meczu dziewczyna chrypiała przez kilka dni. Ciężko jej było wrócić do poprzedniego stanu, by zacząć chociaż normalnie rozmawiała. Ale zawsze miała niezłą frajdę i raz z innymi śmiała się ze swojego głosu. Wtedy było najśmieszniej. Dobrze chociaż, że na treningi później mogła już normalnie mówić!
- Ja bardzo chętnie. Jest sporo piosenek, które świetnie brzmią przy akompaniamencie fortepianu.. Niektóre z nich to prawdziwy kosmos!
Rzuciła z uśmiechem na ustach, po czym powoli wróciła na ławkę i przymknęła powieki. Cicho zaczęła śpiewać piosenkę.
- Ja bardzo chętnie. Jest sporo piosenek, które świetnie brzmią przy akompaniamencie fortepianu.. Niektóre z nich to prawdziwy kosmos!
Rzuciła z uśmiechem na ustach, po czym powoli wróciła na ławkę i przymknęła powieki. Cicho zaczęła śpiewać piosenkę.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Pierre na szczęście swoich strun głosowych rozgrzewać nie musiał. Żeby zasiąść przed fortepianem potrzebne były my tylko chęci. A tego akurat nigdy mu nie brakowało. Pomysł z duetem nie był zły. Na pewno kiedyś się z nią umówi na małą próbę ich wspólnych możliwości. Zwłaszcza, że mają oboje wspólną pasję. Muzykę. Co prawda dla dziewczyny to Quidditch był największą miłością, ale śpiewa czy gra pewnie też zajmowały jakieś swoich rozmiarów miejsce w sercu. Ani trochę więc nie zdziwił się, że gryfonka była chętna do tego o to przedsięwzięcia. Uśmiechnął się ciepło na samą myśl o tym. Był zainteresowany co też ciekawego z tego wyniknie. Właściwie miał już coś powiedzieć, jednak na szczęście ugryzł się w język ponieważ blondynka zaczęła śpiewać jakąś piosenkę, której on nigdy nie słyszał. Piosenka nie była specjalnie w jego guście, natomiast tekst był bardzo ładny, a jej wokal również bardzo sympatyczny dla ucha. Wysłuchał więc z uwagą całej piosenki i pokiwał z uznaniem głową.
- Muszę przyznać, że rzeczywiście masz ładny głos - powiedział całkiem szczerze spoglądając tym samym na dziewczynę. Cóż, myślę, że na pewno będą mogli razem nad czymś popracować.
- Muszę przyznać, że rzeczywiście masz ładny głos - powiedział całkiem szczerze spoglądając tym samym na dziewczynę. Cóż, myślę, że na pewno będą mogli razem nad czymś popracować.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Fakt, Quidditch był najważniejszy w jej życiu, ale muzyka tez była ważna. Kiedyś poświęcała znacznie więcej czasu na śpiewanie i granie, ale ostatnio nie miała za bardzo na to czasu. A szkoda, bo fajna rzecz.
- To będzie trzeba coś pomyśleć i pograć!
Powiedziała z entuzjazmem, klaszcząc w dłonie. Na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Lubiła poznawać ludzi, którzy interesują się muzyką. Byli jakoś bardziej emocjonalni, mili i delikatni? Może dziwnie to brzmi, ale tak Hamilton czuła.
Powoli wstała z miejsca i uśmiechnęła się delikatniej.
- Chyba czas powoli wracać do świata szkolnego. Pójść odrobić lekcje i tak dalej.
Odwróciła się w stronę chłopaka i uśmiechnęła się radośnie. Skłoniła się i machnela ręką.
- Było mi bardzo miło! Na pewno się jeszcze spotkamy! Dziękuję za miło spędzony czas.
Jeszcze przez chwilę stała na swoim miejscu, po czym odwróciła się i wolnym krokiem wyszła z pomieszczenia.
- To będzie trzeba coś pomyśleć i pograć!
Powiedziała z entuzjazmem, klaszcząc w dłonie. Na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Lubiła poznawać ludzi, którzy interesują się muzyką. Byli jakoś bardziej emocjonalni, mili i delikatni? Może dziwnie to brzmi, ale tak Hamilton czuła.
Powoli wstała z miejsca i uśmiechnęła się delikatniej.
- Chyba czas powoli wracać do świata szkolnego. Pójść odrobić lekcje i tak dalej.
Odwróciła się w stronę chłopaka i uśmiechnęła się radośnie. Skłoniła się i machnela ręką.
- Było mi bardzo miło! Na pewno się jeszcze spotkamy! Dziękuję za miło spędzony czas.
Jeszcze przez chwilę stała na swoim miejscu, po czym odwróciła się i wolnym krokiem wyszła z pomieszczenia.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Chyba miała rację. Najwyższy czas wrócić na ziemię. Jutro kolejne zajęcia, a on ma do odrobienia jeszcze pracę domową z eliksirów i zielarstwa. Pokiwał więc twierdząco głową. Pomachał blondynce dłonią i rzucił krótkie "Do zobaczenia". Sam jednak postanowił przejść się jeszcze chwilę po polanie. Nie wiedział kiedy uda mu się zajrzeć tutaj po raz kolejny więc póki jeszcze był, to korzystał. Pospacerował więc jeszcze może z pół godzinki, a może nawet odrobinę dłużej. Gdy zobaczył jednak na zegarku, która jest godzina pośpiesznie opuścił komnatę czterech pór roku. Szybko pokonał odpowiednie schody i korytarze. W pokoju wspólnym pogadał jeszcze chwilę ze znajomym, który akurat siedział nad jakąś pracą i pognał do swojego dormitorium by tam w spokoju skupić się nad swoimi lekcjami.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Myślał i myślał i z każdym kolejnym metrem miał problem. Zaprosił ją na herbatę, do Hogsmeade daleko a różne domy tylko utrudniały sytuację. A mawiają, że zamek wcale nie utrudniał kontaktów międzyludzkich, podczas gdy tylko chcieli napić się herbaty. Pieprzona herbata. Gdy znaleźli się na dziedzińcu ujrzał młodszą koleżankę z domu i wtedy też w jego głowie zakiełkował pewien pomysł.
- Poczekaj sekundę - powiedział do Suzanne a następnie zaczepił Krukonkę. Po wymianie paru zdań z uśmiechem satysfakcji powrócił do towarzyszki, z kolei tamta dziewczyna zniknęła w drzwiach wejściowych.
- Jeszcze chwila, ale chodź do zamku, bo zamarzniesz - nie wyjaśnił jej o co chodzi, skoro wymyślił sobie, że to miała być niespodzianka. Kilka minut później ujrzał z powrotem swoją koleżankę niosącą dwie herbaty z miodem i imbirem. Podziękował, uśmiechnął się na pożegnanie i przysiągł, że spełni obietnicę. Odrobienia za nią lekcji z przedmiotu, z którym sobie nie radziła, rzecz jasna. Nie czekając dłużej wskazał ruchem głowy dalszą podróż i tak znaleźli się na samej górze zamku, w komnacie czterech pór roku. Castellani pewnie marudziła po drodze, ale udawał, że jej nie słyszy, wzdychając tylko czasem i przewracając oczami. Kobiety. Niecierpliwe istoty, które potem mówią, że nikt nic dla nich nie robi.
- Zawsze mogłem wybrać opuszczoną klasę albo wasze lochy, ale tu chyba będzie milej - przepuścił Suzanne przodem, po czym wszedł do środka. Pomieszczenie było zwykłą salą, ale miał małą nadzieję, że jej stopa nigdy tu nie stanęła. Herbaty położył na ziemi, klapnął tuż obok i zaklęciem przywołał do nich wiosnę. A potem tylko czekał na jakąś reakcję z jej strony na swój genialny pomysł.
- Tylko nie myśl sobie Castellani, że cię podrywam - dodał żartobliwie siląc się na powagę, tak tylko, gdyby sobie za dużo pomyślała.
- Poczekaj sekundę - powiedział do Suzanne a następnie zaczepił Krukonkę. Po wymianie paru zdań z uśmiechem satysfakcji powrócił do towarzyszki, z kolei tamta dziewczyna zniknęła w drzwiach wejściowych.
- Jeszcze chwila, ale chodź do zamku, bo zamarzniesz - nie wyjaśnił jej o co chodzi, skoro wymyślił sobie, że to miała być niespodzianka. Kilka minut później ujrzał z powrotem swoją koleżankę niosącą dwie herbaty z miodem i imbirem. Podziękował, uśmiechnął się na pożegnanie i przysiągł, że spełni obietnicę. Odrobienia za nią lekcji z przedmiotu, z którym sobie nie radziła, rzecz jasna. Nie czekając dłużej wskazał ruchem głowy dalszą podróż i tak znaleźli się na samej górze zamku, w komnacie czterech pór roku. Castellani pewnie marudziła po drodze, ale udawał, że jej nie słyszy, wzdychając tylko czasem i przewracając oczami. Kobiety. Niecierpliwe istoty, które potem mówią, że nikt nic dla nich nie robi.
- Zawsze mogłem wybrać opuszczoną klasę albo wasze lochy, ale tu chyba będzie milej - przepuścił Suzanne przodem, po czym wszedł do środka. Pomieszczenie było zwykłą salą, ale miał małą nadzieję, że jej stopa nigdy tu nie stanęła. Herbaty położył na ziemi, klapnął tuż obok i zaklęciem przywołał do nich wiosnę. A potem tylko czekał na jakąś reakcję z jej strony na swój genialny pomysł.
- Tylko nie myśl sobie Castellani, że cię podrywam - dodał żartobliwie siląc się na powagę, tak tylko, gdyby sobie za dużo pomyślała.
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
No właśnie. Herbata o tej porze zwykle sugerowała, że trzeba udać się do pokoju wspólnego, więc też i nici z zaprosin, bo Krukoni stacjonowali gdzieś tam w wieży, co uczniom Slytherinu było nie po drodze. Sama zastanawiała się czy skrzaty pozwolą im wieczorną porą przesiadywać w kuchni. Pewnie nie, bo przecież Suzka i picie TYLKO herbaty nie wchodziło w grę. Zawsze podejrzana.
Już miała podziękować Jonathanowi i udać się w stronę swoich lochów jednak ten znalazł rozwiązanie, które nie pozwoliło jej jeszcze opuścić jego towarzystwa. Nie mogła zaprzeczyć, że był miły. Więc albo sprawiał takie wrażenie albo naprawdę różnił się od tych wszystkich parszywców panoszących się w zielonych barwach. Kochała Dom Węża, ale większość chłopaków nawet nie była blisko jej gustowi.
Chwała temu kto wymyślił zaczarowane schody i inne tajemne przejścia. Bo wędrówka labiryntem korytarzy z parteru na niemalże szczyty tego starego zamku wykończyłaby ją do cna. W dodatku zastanawiała się gdzie ten ciemnowłosy ją prowadzi.
- Byle nie kółko szachowe - mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do Lemke. Nie wiedziała na którym korytarzu dokładnie się znajduje, Hogwart miał ich mnóstwo, a pewnie wiele z nich nawet przez te wszystkie lata nauki tu nadal owiane były tajemnicą.
Ze zmarszczonymi lekko brwiami od zastanowienia przekroczyła próg tajemniczej komnaty. Wyglądała bardzo zwyczajnie, nic nie miała w sobie szczególnego, od jakaś pusta klasa. Czarnowłosa stała tak z nietęgą miną obserwując chłopaka, który sobie usiadł z oboma kubkami gorącego napoju. Serio? Będziemy siedzieć?
Jednak po chwili dziewczyna poczuła coś dziwnego, coś niespotykanego w zamku. Podłoga zamieniła się w dywan soczyście zielonej trawy, gdzieś nad nimi słychać było cichy trel ptaków, które przyjemnie rozbrzmiewało całe pomieszczenie. Ciepły acz orzeźwiający podmuch wiatru połechtał jej szyję sprawiając, że zziębnięcie, które czuła do tej pory odeszło gdzieś w zapomnienie.
- Wiosna... - szepnęła jak zaczarowana stąpając po tej magicznej trawie w stronę chłopaka i usiadła tuż obok. Może nieco zbyt blisko niż powinna.
- Zapomniałam już, że ta komnata istnieje - dodała jeszcze chwytając prawą dłonią kubek, którego krawędź przyłożyła sobie do ust móc skosztować tego liściastego naparu.
- Mhm, wcale tak nie pomyślałam - spojrzała na niego z szelmowskim uśmiechem i wyciągnęła nogi przed siebie krzyżując je w kostkach. Sama zaś oparła dłonie za siebie i odchyliła głowę jakby chciała by te fikcyjne promienie wiosennego słońca opaliły lekko jej twarz. - Ale podobno to najlepsze miejsce na randkę - dodała z przymkniętymi oczami uśmiechając się do siebie.
Już miała podziękować Jonathanowi i udać się w stronę swoich lochów jednak ten znalazł rozwiązanie, które nie pozwoliło jej jeszcze opuścić jego towarzystwa. Nie mogła zaprzeczyć, że był miły. Więc albo sprawiał takie wrażenie albo naprawdę różnił się od tych wszystkich parszywców panoszących się w zielonych barwach. Kochała Dom Węża, ale większość chłopaków nawet nie była blisko jej gustowi.
Chwała temu kto wymyślił zaczarowane schody i inne tajemne przejścia. Bo wędrówka labiryntem korytarzy z parteru na niemalże szczyty tego starego zamku wykończyłaby ją do cna. W dodatku zastanawiała się gdzie ten ciemnowłosy ją prowadzi.
- Byle nie kółko szachowe - mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do Lemke. Nie wiedziała na którym korytarzu dokładnie się znajduje, Hogwart miał ich mnóstwo, a pewnie wiele z nich nawet przez te wszystkie lata nauki tu nadal owiane były tajemnicą.
Ze zmarszczonymi lekko brwiami od zastanowienia przekroczyła próg tajemniczej komnaty. Wyglądała bardzo zwyczajnie, nic nie miała w sobie szczególnego, od jakaś pusta klasa. Czarnowłosa stała tak z nietęgą miną obserwując chłopaka, który sobie usiadł z oboma kubkami gorącego napoju. Serio? Będziemy siedzieć?
Jednak po chwili dziewczyna poczuła coś dziwnego, coś niespotykanego w zamku. Podłoga zamieniła się w dywan soczyście zielonej trawy, gdzieś nad nimi słychać było cichy trel ptaków, które przyjemnie rozbrzmiewało całe pomieszczenie. Ciepły acz orzeźwiający podmuch wiatru połechtał jej szyję sprawiając, że zziębnięcie, które czuła do tej pory odeszło gdzieś w zapomnienie.
- Wiosna... - szepnęła jak zaczarowana stąpając po tej magicznej trawie w stronę chłopaka i usiadła tuż obok. Może nieco zbyt blisko niż powinna.
- Zapomniałam już, że ta komnata istnieje - dodała jeszcze chwytając prawą dłonią kubek, którego krawędź przyłożyła sobie do ust móc skosztować tego liściastego naparu.
- Mhm, wcale tak nie pomyślałam - spojrzała na niego z szelmowskim uśmiechem i wyciągnęła nogi przed siebie krzyżując je w kostkach. Sama zaś oparła dłonie za siebie i odchyliła głowę jakby chciała by te fikcyjne promienie wiosennego słońca opaliły lekko jej twarz. - Ale podobno to najlepsze miejsce na randkę - dodała z przymkniętymi oczami uśmiechając się do siebie.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
A w końcu zdała się na niego i jego pomysłowość. Trochę się tym faktem zdziwił, bo przecież Suzanne gnoiła chłopaków i po dwóch minutach ich "rozmowy" na boisku próbowała mu wmówić, że ją śledzi i chce rozgłosić jej małą porażkę na miotle, ale miał nadzieję na spędzenie spokojnego wieczoru. Czy będzie spokojny - nie wiadomo, bo z tym dziewczęciem jedyną wiadomą chyba mogła być afera na podłożu gry, którą oboje kochali.
Widząc jej reakcję uśmiechnął się z satysfakcją, niemal ponownie się kłaniając. Teraz jednak tego nie zrobił, a zamiast tego napił się herbaty, rozglądając dookoła.
- Czyżbym zaimponował ślizgońskiej królowej Quidditcha? - rzucił retorycznym pytaniem, by zaraz po tym spojrzeć na twarz dziewczyny. Wyglądała żywiej, niż kilka minut temu na boisku a to był akurat duży plus i wyznacznik. Słysząc komentarz o randce roześmiał się pod nosem.
- Może - wylewność męska nie pozwalała mu nic więcej powiedzieć na temat komnaty i randki w tej chwili, bo nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć. - Na randkę raczej bym wymyślił coś oryginalniejszego - dodał w końcu i wzruszył ramionami, podpierając się wolną ręką z tyłu.
- Zależy też dla kogo. Jeśli dziewczyna lubi dreszczyk grozy to raczej bym ją zabrał na zakazany korytarz albo dogadał się z duchami, żeby zapewniły trochę atrakcji na wieczór. A jeśli woli spokój to chyba bym obstawiał kółko szachowe - z drugiej strony nic nie miał do szachów, które pobudzały przede wszystkim myślenie. A przecież zawsze można było urozmaicić formę gry tak jak w rozbieranym pokerze. Jedno zbicie, jeden ciuch mniej u przeciwnika. Czysty zysk i zabawa, nikt nie traci.
- No to powiedz mi coś ciekawego o sobie, Suzanne, poza Quidditchem - stwierdził w końcu, przejeżdżając ręką po zielonej trawie. Mógł o coś zapytać, ale po co? Nie lubił poza tym pytać drugiej osoby o wyssane z palca głupoty i bzdety, w tym przypadku pod tytułem jak ci idą treningi, nauka i inne tego typu.
Widząc jej reakcję uśmiechnął się z satysfakcją, niemal ponownie się kłaniając. Teraz jednak tego nie zrobił, a zamiast tego napił się herbaty, rozglądając dookoła.
- Czyżbym zaimponował ślizgońskiej królowej Quidditcha? - rzucił retorycznym pytaniem, by zaraz po tym spojrzeć na twarz dziewczyny. Wyglądała żywiej, niż kilka minut temu na boisku a to był akurat duży plus i wyznacznik. Słysząc komentarz o randce roześmiał się pod nosem.
- Może - wylewność męska nie pozwalała mu nic więcej powiedzieć na temat komnaty i randki w tej chwili, bo nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć. - Na randkę raczej bym wymyślił coś oryginalniejszego - dodał w końcu i wzruszył ramionami, podpierając się wolną ręką z tyłu.
- Zależy też dla kogo. Jeśli dziewczyna lubi dreszczyk grozy to raczej bym ją zabrał na zakazany korytarz albo dogadał się z duchami, żeby zapewniły trochę atrakcji na wieczór. A jeśli woli spokój to chyba bym obstawiał kółko szachowe - z drugiej strony nic nie miał do szachów, które pobudzały przede wszystkim myślenie. A przecież zawsze można było urozmaicić formę gry tak jak w rozbieranym pokerze. Jedno zbicie, jeden ciuch mniej u przeciwnika. Czysty zysk i zabawa, nikt nie traci.
- No to powiedz mi coś ciekawego o sobie, Suzanne, poza Quidditchem - stwierdził w końcu, przejeżdżając ręką po zielonej trawie. Mógł o coś zapytać, ale po co? Nie lubił poza tym pytać drugiej osoby o wyssane z palca głupoty i bzdety, w tym przypadku pod tytułem jak ci idą treningi, nauka i inne tego typu.
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Była tak zajęta tymi treningami i nadrabianiem zaległości w nauce, że zapomniała jakie skarby krył Hogwart. Ta komnata zdecydowanie należała do jednej z tych magicznych perełek i chyba nie ma osoby, która by się jej nie spodobała.
Jonathan z wiosną trafił dobrze, choć Suzanne oddana była cieplejszym, letnim powiewom. Sercem była w gorącej Argentynie z której pochodzi.
- Może troszeczkę - rzekła żartobliwie palcem wskazującym i kciukiem pokazując jak to "troszkę" wygląda. - Punkt dla Ravenlclawu! - dodała opierając się na jednej dłoni a drugą poklepała go po ramieniu by za chwilę znów powrócić do cieszącej się lekkim wiatrem pozy.
Przysłuchiwała się propozycjom chłopaka odnośnie randek z wymalowanym uśmiechem na ustach. Dziewczyna widać miała z goła inne preferencje, bo kółko szachowe dla niej było miejscem beznadziejnym na romantyczną schadzkę, no chyba, że byłaby to taka fałszywa zagrywka myląca "przeciwnika".
- Taka odwaga w Tobie drzemie, że dziewczynę do zakazanego byś zaprosił? No proszę proszę, rycerzyk - końcówkę wypowiedzi dodała znacznie ściszonym głosem i unosząc wysoko jedną brew zaś usta i znaczący uśmieszek schowała w kubku kończącej się herbaty.
Odłożyła naczynie koło siebie kiedy z ust Krukona padło pytanie o jej życie poza Quidditchem. Ciemnowłosa zmarszczyła czoło i spoglądała na końcówki swoich butów zastanawiając się co mu odpowiedzieć.
- Nie ma Suzanne poza Quidditchem - odpowiedziała krótko z poważniejszą a może bardziej smutną miną. Nigdy nikt tak naprawdę o to nie zapytał, zazwyczaj rozmowa z Castellani opierała się głównie o jej przyszłość w tym sporcie, o ojca i jej postępy w treningach.
- Teraz tak się nad tym zastanowiłam i naprawdę nie ma - dodała jeszcze kładąc się powoli na podłogę jak na wiosennej łące z cichym westchnięciem. - Zawsze odkąd pamiętam ten sport był czymś normalnym i naturalnym w moim życiu. Wszystko kręciło się w okół niego. Gdybym nagle nie mogła grać nie wiem co bym zrobiła, chyba zwariowała z nudów - powiedziała patrząc się w sufit, które imitowało właśnie błękitne niebo z kilkoma białymi obłoczkami. - Dopiero teraz do mnie dotarło, że poza tym całym sportowym szałem nie wyróżniam się niczym szczególnym, ot Suz poza Quidditchem to nudna Suz - zakończyła wzruszając ramionami i odwróciła głowę w kierunku chłopaka chcąc zaobserwować jego reakcję na jej słowa.
Jonathan z wiosną trafił dobrze, choć Suzanne oddana była cieplejszym, letnim powiewom. Sercem była w gorącej Argentynie z której pochodzi.
- Może troszeczkę - rzekła żartobliwie palcem wskazującym i kciukiem pokazując jak to "troszkę" wygląda. - Punkt dla Ravenlclawu! - dodała opierając się na jednej dłoni a drugą poklepała go po ramieniu by za chwilę znów powrócić do cieszącej się lekkim wiatrem pozy.
Przysłuchiwała się propozycjom chłopaka odnośnie randek z wymalowanym uśmiechem na ustach. Dziewczyna widać miała z goła inne preferencje, bo kółko szachowe dla niej było miejscem beznadziejnym na romantyczną schadzkę, no chyba, że byłaby to taka fałszywa zagrywka myląca "przeciwnika".
- Taka odwaga w Tobie drzemie, że dziewczynę do zakazanego byś zaprosił? No proszę proszę, rycerzyk - końcówkę wypowiedzi dodała znacznie ściszonym głosem i unosząc wysoko jedną brew zaś usta i znaczący uśmieszek schowała w kubku kończącej się herbaty.
Odłożyła naczynie koło siebie kiedy z ust Krukona padło pytanie o jej życie poza Quidditchem. Ciemnowłosa zmarszczyła czoło i spoglądała na końcówki swoich butów zastanawiając się co mu odpowiedzieć.
- Nie ma Suzanne poza Quidditchem - odpowiedziała krótko z poważniejszą a może bardziej smutną miną. Nigdy nikt tak naprawdę o to nie zapytał, zazwyczaj rozmowa z Castellani opierała się głównie o jej przyszłość w tym sporcie, o ojca i jej postępy w treningach.
- Teraz tak się nad tym zastanowiłam i naprawdę nie ma - dodała jeszcze kładąc się powoli na podłogę jak na wiosennej łące z cichym westchnięciem. - Zawsze odkąd pamiętam ten sport był czymś normalnym i naturalnym w moim życiu. Wszystko kręciło się w okół niego. Gdybym nagle nie mogła grać nie wiem co bym zrobiła, chyba zwariowała z nudów - powiedziała patrząc się w sufit, które imitowało właśnie błękitne niebo z kilkoma białymi obłoczkami. - Dopiero teraz do mnie dotarło, że poza tym całym sportowym szałem nie wyróżniam się niczym szczególnym, ot Suz poza Quidditchem to nudna Suz - zakończyła wzruszając ramionami i odwróciła głowę w kierunku chłopaka chcąc zaobserwować jego reakcję na jej słowa.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Krótko mówiąc udało mu się zaskoczyć dziewczynę, za co w myślach przyznał sobie punkt. A umiał zaskakiwać i teraz nie mogła zaprzeczać, bo się zdziwiła tym jak spontanicznie wyczarował herbatę i wiosnę. Szach mat.
- Oczywiście, że tak. Gdyby ktoś nas gonił, to myślisz, że kogo bym rzucił na pożarcie? - udał, że jest zdziwiony tym, że na to nie wpadła. Jasna sprawa, żartował i do Zakazanego Lasu raczej dobrowolnie by nie wszedł. Jeszcze zależało mu na życiu, więc i nie miał ochoty urządzać sobie sali samobójców w tym roku. Potem skończył żartować i wysłuchał Suzanne. Tak jak podejrzewał - była bardzo napalona na sport, ale nie zrobiło to na nim szczególnego wrażenia. Skoro od dziecka wychowywała się w duchu rywalizacji i sportu, tak nie mogła teraz samodzielnie z tego wyjść i nie mogło być inaczej.
- A ta twoja koleżanka, Andrea? Nie robicie nic razem? - spytał spokojnie, po czym napił się przestudzonej herbaty, usilnie próbując wyskubać źdźbło trawy. To, że wiedział o jej przyjaciółce nie było niczym dziwnym. Przez tyle lat w szkole zdążył się nasłuchać i napatrzeć jak dużo czasu ze sobą spędzają na korytarzu w trakcie lekcji.
- Podobno Ślizgoni to rozrywkowi ludzie. Nie robicie tajnych spędów w lochach albo imprez, jak normalni ludzie w naszym wieku? - był święcie przekonany, że w ich pokoju wspólnym dzieją się cuda na kiju, do których dostępu nie miała żadna osoba spoza domu Węża. A tu zastało go takie rozczarowanie... zaczynał podejrzewać, że już Gryfoni byli bardziej rozrywkowymi ludźmi "po godzinach" szkoły.
- Bez obrazy, Suzanne, ale gadasz głupoty - przyjrzał się uważniej dziewczynie, wyłapując jej smutny wyraz twarzy. Na psychologa się nie nadawał, ale wiedział co czuła. - Kiedyś w moim życiu było podobnie, potem miałem mały wypadek i nagle mnie oświeciło. Musisz znaleźć balans między tym wszystkim. Nie wiem, zacznij szydełkować, malować, śpiewać albo straszyć młodszych uczniów. Zamykanie się na jedno nie przynosi dobrego efektu. Gdyby stało się coś, że nie mogłabyś dalej grać załamałabyś się psychicznie do końca życia. Pomyśl o tym w ten sposób, kiedyś skończy się nasz czas na latanie - posłał jej pogodny uśmiech. Może to co mówił było bolesne lub mogło się jej nie spodobać, ale taka była prawda. Sorry Winnetou, życie czasem płatało ludziom różne figle.
- Na pewno jest coś, co lubisz poza Quidditchem. Dawaj, zastanów się przez chwilę - chciał jej pomóc, nie zniechęcić, ale równie dobrze jego dobre chęci mogły obrócić się przeciwko niemu.
- Oczywiście, że tak. Gdyby ktoś nas gonił, to myślisz, że kogo bym rzucił na pożarcie? - udał, że jest zdziwiony tym, że na to nie wpadła. Jasna sprawa, żartował i do Zakazanego Lasu raczej dobrowolnie by nie wszedł. Jeszcze zależało mu na życiu, więc i nie miał ochoty urządzać sobie sali samobójców w tym roku. Potem skończył żartować i wysłuchał Suzanne. Tak jak podejrzewał - była bardzo napalona na sport, ale nie zrobiło to na nim szczególnego wrażenia. Skoro od dziecka wychowywała się w duchu rywalizacji i sportu, tak nie mogła teraz samodzielnie z tego wyjść i nie mogło być inaczej.
- A ta twoja koleżanka, Andrea? Nie robicie nic razem? - spytał spokojnie, po czym napił się przestudzonej herbaty, usilnie próbując wyskubać źdźbło trawy. To, że wiedział o jej przyjaciółce nie było niczym dziwnym. Przez tyle lat w szkole zdążył się nasłuchać i napatrzeć jak dużo czasu ze sobą spędzają na korytarzu w trakcie lekcji.
- Podobno Ślizgoni to rozrywkowi ludzie. Nie robicie tajnych spędów w lochach albo imprez, jak normalni ludzie w naszym wieku? - był święcie przekonany, że w ich pokoju wspólnym dzieją się cuda na kiju, do których dostępu nie miała żadna osoba spoza domu Węża. A tu zastało go takie rozczarowanie... zaczynał podejrzewać, że już Gryfoni byli bardziej rozrywkowymi ludźmi "po godzinach" szkoły.
- Bez obrazy, Suzanne, ale gadasz głupoty - przyjrzał się uważniej dziewczynie, wyłapując jej smutny wyraz twarzy. Na psychologa się nie nadawał, ale wiedział co czuła. - Kiedyś w moim życiu było podobnie, potem miałem mały wypadek i nagle mnie oświeciło. Musisz znaleźć balans między tym wszystkim. Nie wiem, zacznij szydełkować, malować, śpiewać albo straszyć młodszych uczniów. Zamykanie się na jedno nie przynosi dobrego efektu. Gdyby stało się coś, że nie mogłabyś dalej grać załamałabyś się psychicznie do końca życia. Pomyśl o tym w ten sposób, kiedyś skończy się nasz czas na latanie - posłał jej pogodny uśmiech. Może to co mówił było bolesne lub mogło się jej nie spodobać, ale taka była prawda. Sorry Winnetou, życie czasem płatało ludziom różne figle.
- Na pewno jest coś, co lubisz poza Quidditchem. Dawaj, zastanów się przez chwilę - chciał jej pomóc, nie zniechęcić, ale równie dobrze jego dobre chęci mogły obrócić się przeciwko niemu.
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Christine zdecydowanie nie była dzisiaj w dobrym humorze, ba, powiedziałabym nawet, że miała bardzo kiepski dzień. Najgorsze w tym wszystkim było to, że sama nie bardzo rozumiała co takiego się z nią działo - była rozdrażniona, bez większego powodu, wszystko i wszyscy dookoła ją irytowali, a do tego wszystkiego nie mogła się skupić nawet na nauce. Nie mogła znaleźć po prostu miejsca dla siebie. Po tym jak miała dość migdalących się po kątach Pokoju Wspólnego ślizgonów, udała się do biblioteki, z zamiarem napisania wypracowania z Historii Magii, ale i tam znalazło jej coś, co jej przeszkodziło. Zamknęła więc z hukiem grubą księgę i opuściła kolejne pomieszczenie, wyruszając w dalsze poszukiwanie miejsca gdzie zazna święty spokój. Miała wrażenie, że zajrzała w każdy zakamarek zamku i wszędzie było coś, co jej nie odpowiadało i już zaczynała wątpić w znalezienie miejsca, gdzie nie będzie żywej duszy, kiedy jej nogi zaprowadziły ją do tej komnaty, o której istnieniu zdaje się, że zapomniała.
Rozejrzała się dookoła, upewniając się, że jest tu sama i wreszcie odetchnęła.
- Fonsendio - wypowiedziała zaklęcie i już po chwili otoczyła ją piękna, zielona wiosna, kwitnące kwiaty... Ach tak, to chyba właśnie było to, czego jej było trzeba. Depresyjna, zimowa pogoda już ją najwyraźniej zwyczajnie przytłaczała, a tymczasem wystarczyła chwila w tej wiosennej scenerii, by poczuła jak powoli to napięcie z niej zaczęło uchodzić. Rozłożyła się wygodnie na "miękkiej trawie" i przymknęła oczy, próbując odsunąć od siebie wszelkie przytłaczające myśli. Ta chwila spokoju nie trwała jednak długo, gdyż ślizgonka zaraz usłyszała, jak ktoś przekracza próg pomieszczenia.
- Na merlina, poważnie? - syknęła zirytowana, gwałtownie obracając głowę w stronę drzwi. I na szczęście w tamtym momencie urwała, a jej oczu ukazała się bardzo dobrze znana sylwetka. No mimo wszystko, nawet jeśli nie była w humorze, nie miała ochoty zrażać do siebie wszystkie osoby, które ją jeszcze lubiły... a nie ukrywajmy, nie było ich jakoś strasznie dużo! - Och, to ty... wybacz. - Zreflektowała się szybko, żeby Zoja nie pomyślała, że nie jest tu mile widziana. Nawet jeśli przed chwilą jeszcze bardzo chciała być sama, to jednak towarzystwem gryfonki nie miała zamiaru pogardzić. Może faktycznie ta chwila w tym wiosennym otoczeniu wystarczyła, by chociaż troszkę ochłonęła?
Rozejrzała się dookoła, upewniając się, że jest tu sama i wreszcie odetchnęła.
- Fonsendio - wypowiedziała zaklęcie i już po chwili otoczyła ją piękna, zielona wiosna, kwitnące kwiaty... Ach tak, to chyba właśnie było to, czego jej było trzeba. Depresyjna, zimowa pogoda już ją najwyraźniej zwyczajnie przytłaczała, a tymczasem wystarczyła chwila w tej wiosennej scenerii, by poczuła jak powoli to napięcie z niej zaczęło uchodzić. Rozłożyła się wygodnie na "miękkiej trawie" i przymknęła oczy, próbując odsunąć od siebie wszelkie przytłaczające myśli. Ta chwila spokoju nie trwała jednak długo, gdyż ślizgonka zaraz usłyszała, jak ktoś przekracza próg pomieszczenia.
- Na merlina, poważnie? - syknęła zirytowana, gwałtownie obracając głowę w stronę drzwi. I na szczęście w tamtym momencie urwała, a jej oczu ukazała się bardzo dobrze znana sylwetka. No mimo wszystko, nawet jeśli nie była w humorze, nie miała ochoty zrażać do siebie wszystkie osoby, które ją jeszcze lubiły... a nie ukrywajmy, nie było ich jakoś strasznie dużo! - Och, to ty... wybacz. - Zreflektowała się szybko, żeby Zoja nie pomyślała, że nie jest tu mile widziana. Nawet jeśli przed chwilą jeszcze bardzo chciała być sama, to jednak towarzystwem gryfonki nie miała zamiaru pogardzić. Może faktycznie ta chwila w tym wiosennym otoczeniu wystarczyła, by chociaż troszkę ochłonęła?
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Miała już dość tej zimy. Przytłaczająca szarość, mróz, deszcz i brak śniegu... Ostatnimi laty nie było bardziej ponurej pory roku. Wystarczyło, że przebiegła błoniami między terenem do ONMS a głównym dziedzińcem i już była "pociągająca" - nosem.
Zanim pomyślała o Sali Czterech Pór Roku, już zobaczyła swoimi zmysłami, że powinna tam pójść i spotka na miejscu młodą Greengrass. Wizja nie zdradzała humoru Ślizgonki. Gdyby tak było, dałaby jej pewnie odpocząć od ludzi, a takto ruszyła z zapałem na siódme piętro.
Weszła do sali w wiosennym klimacie. Dokładnie tego potrzebowała!
- Poważnie! - okrzyknęła na wejściu. Gryfonka była ubrana w swój ulubiony zestaw uniformu szkolnego, czyli czarne spodnie, biała, przyduża koszula i męski bezrękawnik z bordowymi lamelkami i emblematem Gryffindoru. - Mam nadzieję, że na nikogo nie czekasz, bo robimy piknik!
- zakomunikowała i pokazała na szkolną torbę, wypchaną owocami i przekąskami, które znalazła po drodze. Puchoni uwielbiają zostawiać desery w różnych zakątkach zamku, więc czemu by z tego nie korzystać.
Usiadła obok brunetki.
- Przydałaby się też herbata, ale znalazłam tylko adwokat. - Tego już nie potrafię wytłumaczyć. Po prostu gdzieś leżała butelka. Może była przeznaczona do lodów lub kawy?
- Mój znajomy z dzieciństwa zmarł - oznajmiła nagle poważnym tonem, patrząc gdzieś w dal. - Albo jeszcze umrze - dodała, przechylając głowę na bok. Wzruszyła ramionami i wróciła do wypakowywania skarbów.
Takie tam zwykłe popołudnie z Yordanovą i jej słowiańskim radarem jasnowidza.
Zanim pomyślała o Sali Czterech Pór Roku, już zobaczyła swoimi zmysłami, że powinna tam pójść i spotka na miejscu młodą Greengrass. Wizja nie zdradzała humoru Ślizgonki. Gdyby tak było, dałaby jej pewnie odpocząć od ludzi, a takto ruszyła z zapałem na siódme piętro.
Weszła do sali w wiosennym klimacie. Dokładnie tego potrzebowała!
- Poważnie! - okrzyknęła na wejściu. Gryfonka była ubrana w swój ulubiony zestaw uniformu szkolnego, czyli czarne spodnie, biała, przyduża koszula i męski bezrękawnik z bordowymi lamelkami i emblematem Gryffindoru. - Mam nadzieję, że na nikogo nie czekasz, bo robimy piknik!
- zakomunikowała i pokazała na szkolną torbę, wypchaną owocami i przekąskami, które znalazła po drodze. Puchoni uwielbiają zostawiać desery w różnych zakątkach zamku, więc czemu by z tego nie korzystać.
Usiadła obok brunetki.
- Przydałaby się też herbata, ale znalazłam tylko adwokat. - Tego już nie potrafię wytłumaczyć. Po prostu gdzieś leżała butelka. Może była przeznaczona do lodów lub kawy?
- Mój znajomy z dzieciństwa zmarł - oznajmiła nagle poważnym tonem, patrząc gdzieś w dal. - Albo jeszcze umrze - dodała, przechylając głowę na bok. Wzruszyła ramionami i wróciła do wypakowywania skarbów.
Takie tam zwykłe popołudnie z Yordanovą i jej słowiańskim radarem jasnowidza.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Westchnęła przeciągle słysząc odpowiedź dziewczyny i pokręciła delikatnie głową na boki. Ale czy była zaskoczona? No tak szczerze to wcale... toż to cała Zoja!
- Piknik? - zapytała zaskoczona, przerzucając spojrzenie z gryfonki na przygotowane przez nią smakołyki. Może faktycznie nie jest to głupi pomysł? - Nie czekam, przeciwnie, miałam nadzieję, że tutaj mnie nikt nie znajdzie... Zapomniałam, że przed tobą nigdy się nie ukryje - odparła, mimo wszystko posyłając dziewczynie delikatny uśmiech. No jak wspomniałam, nie chciała od razu zaczynać wojowania z Yordanovą, zwłaszcza, że nie nadawała jej żadnego do tego powodu... a przynajmniej póki co. I Chris miała nadzieję, że to się nie zmieni zbyt szybko.
Uniosła brwi, słysząc wzmiankę o herbatce, a konkretniej to jej braku i obrzuciła Zojkę spojrzeniem i to bynajmniej nie entuzjastycznym. Tak, Kryśka nigdy nie była zwolenniczka alkoholu i chociaż niektórzy próbowali już zmienić jej zdanie, wciąż jakoś uparcie się nie dawała.
- No ja nie wiem, czy to najlepszy pomysł - Zoja nie powinna być wcale zaskoczona reakcją Chrristine. Dziewczyna zbyt wiele razy widziała alkoholowe libacje, które wymknęły się spod kontroli, a przecież miała na nazwisko Greengrass - nienawidziła utraty kontroli. Chociaż w niedalekiej przeszłości zbyt wiele razy przekonała się, że tak naprawdę to ona nigdy nie miała kontroli nad własnym życiem, a było ono w rękach jej rodziców, a konkretniej to ojca. Cóż, uroki urodzenia się w bogatej, wpływowej rodzinie z tradycjami.
- Och - wymsknęło jej się, kiedy usłyszała to nagłe "wyznanie?" koleżanki. - Przykro mi... - dodała po chwili, aczkolwiek bez większego przekonania, bo sama Zoja nie wyglądała na bardziej przejętą, co trochę ją zbiło z tropu.
- Piknik? - zapytała zaskoczona, przerzucając spojrzenie z gryfonki na przygotowane przez nią smakołyki. Może faktycznie nie jest to głupi pomysł? - Nie czekam, przeciwnie, miałam nadzieję, że tutaj mnie nikt nie znajdzie... Zapomniałam, że przed tobą nigdy się nie ukryje - odparła, mimo wszystko posyłając dziewczynie delikatny uśmiech. No jak wspomniałam, nie chciała od razu zaczynać wojowania z Yordanovą, zwłaszcza, że nie nadawała jej żadnego do tego powodu... a przynajmniej póki co. I Chris miała nadzieję, że to się nie zmieni zbyt szybko.
Uniosła brwi, słysząc wzmiankę o herbatce, a konkretniej to jej braku i obrzuciła Zojkę spojrzeniem i to bynajmniej nie entuzjastycznym. Tak, Kryśka nigdy nie była zwolenniczka alkoholu i chociaż niektórzy próbowali już zmienić jej zdanie, wciąż jakoś uparcie się nie dawała.
- No ja nie wiem, czy to najlepszy pomysł - Zoja nie powinna być wcale zaskoczona reakcją Chrristine. Dziewczyna zbyt wiele razy widziała alkoholowe libacje, które wymknęły się spod kontroli, a przecież miała na nazwisko Greengrass - nienawidziła utraty kontroli. Chociaż w niedalekiej przeszłości zbyt wiele razy przekonała się, że tak naprawdę to ona nigdy nie miała kontroli nad własnym życiem, a było ono w rękach jej rodziców, a konkretniej to ojca. Cóż, uroki urodzenia się w bogatej, wpływowej rodzinie z tradycjami.
- Och - wymsknęło jej się, kiedy usłyszała to nagłe "wyznanie?" koleżanki. - Przykro mi... - dodała po chwili, aczkolwiek bez większego przekonania, bo sama Zoja nie wyglądała na bardziej przejętą, co trochę ją zbiło z tropu.
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- Możemy pomilczeć, jeśli będziesz miała na to ochotę, ale na siedzenie przy wiosennym słoneczku najlepsza jest muffinka jagodowa - powiedziała, wyciągając smakołyk w stronę Ślizgonki. Potrafiła siedzieć cicho, kiedy była taka potrzeba, ale chyba oczywistym było, że zjadła już dzisiaj trochę cukru by dodać sobie energii.
Bułgarka też nie przepadała za alkoholem, więc nie będzie namawiała Christiny do picia. Żałowała tylko, że nie miała przy sobie nic lepszego.
- Hm... Może masz rację... - westchnęła, wciąż szukając w przepastnej torbie, czegoś co nadawałoby się do picia. Jej torba miała na sobie nałożone popularne zaklęcie zwiększające objętość, ale nie była to też przestrzeń wielkości innego pokoju, tylko dużej szafy z przegródkami. Skórzana listonoszka zaprojektowana trzy lata temu przez Madame Malkin.
- Przepraszam, chyba nic innego nie mam - powiedziała w końcu. Jeśli chodzi o tego znajomego, to już chciała się zacząć tłumaczyć, że miała niezbyt dokładną wizję kogoś, z kim miała styczność naście lat temu i takie też często się nie sprawdzają. Po prostu widzi jak ktoś się potyka lub prawie wpada pod pociąg, a potem się okazuje, że w rzeczywistości odzyskał równowagę. Nadal była w tym wszystkim nowa i dopiero uczyła się odczytywania swoich przepowiedni. Na pewno było jej łatwiej, kiedy opisywała je na głos i nie tłumiła w sobie niepokojących uczuć.
Teraz jednak zamilkła, a jej twarz zrobiła się nagle bladsza.
- Ups... - Coś w torbie polizało ją w dłoń. Przypomnijmy, że wracała właśnie z zajść ONMS, więc "coś" wlazło do jej torby, kiedy zostawiła ją przy ćwiczeniach praktycznych w zagrodach zwierząt.
- Ty sprawdź co to takiego - podała swoją torbę brunetce.
MG, czy możemy poprosić o kostkę i wybór niespodzianki?
Bułgarka też nie przepadała za alkoholem, więc nie będzie namawiała Christiny do picia. Żałowała tylko, że nie miała przy sobie nic lepszego.
- Hm... Może masz rację... - westchnęła, wciąż szukając w przepastnej torbie, czegoś co nadawałoby się do picia. Jej torba miała na sobie nałożone popularne zaklęcie zwiększające objętość, ale nie była to też przestrzeń wielkości innego pokoju, tylko dużej szafy z przegródkami. Skórzana listonoszka zaprojektowana trzy lata temu przez Madame Malkin.
- Przepraszam, chyba nic innego nie mam - powiedziała w końcu. Jeśli chodzi o tego znajomego, to już chciała się zacząć tłumaczyć, że miała niezbyt dokładną wizję kogoś, z kim miała styczność naście lat temu i takie też często się nie sprawdzają. Po prostu widzi jak ktoś się potyka lub prawie wpada pod pociąg, a potem się okazuje, że w rzeczywistości odzyskał równowagę. Nadal była w tym wszystkim nowa i dopiero uczyła się odczytywania swoich przepowiedni. Na pewno było jej łatwiej, kiedy opisywała je na głos i nie tłumiła w sobie niepokojących uczuć.
Teraz jednak zamilkła, a jej twarz zrobiła się nagle bladsza.
- Ups... - Coś w torbie polizało ją w dłoń. Przypomnijmy, że wracała właśnie z zajść ONMS, więc "coś" wlazło do jej torby, kiedy zostawiła ją przy ćwiczeniach praktycznych w zagrodach zwierząt.
- Ty sprawdź co to takiego - podała swoją torbę brunetce.
MG, czy możemy poprosić o kostkę i wybór niespodzianki?
Re: Komnata Czterech Pór Roku
Dobra, same sobie zrobimy losowanie.
Parzyste - pufek
Nieparzyste - nifler
Parzyste - pufek
Nieparzyste - nifler
Re: Komnata Czterech Pór Roku
The member 'Zoja Yordanova' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 3
'Sześcienna' : 3
Mistrz Gry
Re: Komnata Czterech Pór Roku
- Dzięki Zoja - odparła z delikatnym uśmiechem, wyciągając dłoń po muffinkę którą wręczyła jej dziewczyna. I chociaż mogło się wydawać, że właśnie za to podziękowała Ślizgonka, to w rzeczywistości bardziej miała na myśli, to, iż Yordanova gotowa była posiedzieć z nią po prostu w ciszy, akceptując to, że Christine może niekoniecznie być w nastroju na ploty. Warto jednak wspomnieć, że nie było to dla niej wcale zaskoczeniem! Znała przecież Gryfonkę, nie od dziś wiedziała, że ta liczyła się z innymi i widziała więcej jak czubek własnego nosa.
Przyglądała się kątem oka dziewczynie, gdy ta szperała uparcie w tej swojej torebeczce w poszukiwaniu czegoś do picia, co nie zawierało alkoholu. I kiedy wreszcie zrezygnowana stwierdziła, że nic innego nie znajdzie, Chris w końcu uznała 'a pieprzyć to'.
- No nic, czyli jednak zostaje nam adwokat - stwierdziła ostatecznie, wzruszając ramionami. No co? Przecież nie musiały się od razu upijać! W domu, do posiłku też zwykle piła tą lampkę wina i nikt z tego nie robił afery. Jednocześnie nie chciała też wybrzydzać! Bądź co bądź, Zoja jednak się wysiliła trochę by to wszystko załatwić, więc Chris nie chciała wyjść na księżniczkę która stwierdzi 'e, tego to ja nie chcę!'. Chociaż wielu ją za taką właśnie księżniczkę uważała, doskonale miała tego świadomość. No ale Zoja nie musiała do tego grona należeć, o!
- Co? - no wystraszyła się, gdy nagle Zoja zastygła z ręką w torebce i zrobiła się blada. Skąd miała wiedzieć, co się stało? Zaraz jednak Zoja wręczyła jej swoją torebkę a Christine spojrzała na nią jak na wariatkę. - Zwariowałaś? - no nie miała pojęcia nawet czego się spodziewać! No ale skoro Yordanova ją poprosiła ... ostrożnie otworzyła torebkę i zajrzała do wnętrza. Na pierwszy rzut oka dostrzegła niczego konkretnego, bo jednak nie tak łatwo odnaleźć się torebce wielkości szafy! W pewnym momencie jednak jej bystre oko dostrzegło jakiś błysk, wytężyła więc wzrok i dostrzegła, wpatrzone w nią ślepia niuchacza, wsuwającego błyszczącego galeona do swojej kieszonki. Odetchnęła z ulgą, na jej twarzy mimowolnie ukazał się delikatny uśmiech, a po chwili szybciutko schwytała zwierzaka, nim ten zdążył uciec(ach ta zręczność i szybkość szukającej!).
- Nie chwaliłaś się, że przygarnęłaś nowego pupila - rzuciła, ukazując Zoji gościa, który już prawdopodobnie zdążył pozbawić jej wszelkich oszczędności jakie trzymała w torebce.
Przyglądała się kątem oka dziewczynie, gdy ta szperała uparcie w tej swojej torebeczce w poszukiwaniu czegoś do picia, co nie zawierało alkoholu. I kiedy wreszcie zrezygnowana stwierdziła, że nic innego nie znajdzie, Chris w końcu uznała 'a pieprzyć to'.
- No nic, czyli jednak zostaje nam adwokat - stwierdziła ostatecznie, wzruszając ramionami. No co? Przecież nie musiały się od razu upijać! W domu, do posiłku też zwykle piła tą lampkę wina i nikt z tego nie robił afery. Jednocześnie nie chciała też wybrzydzać! Bądź co bądź, Zoja jednak się wysiliła trochę by to wszystko załatwić, więc Chris nie chciała wyjść na księżniczkę która stwierdzi 'e, tego to ja nie chcę!'. Chociaż wielu ją za taką właśnie księżniczkę uważała, doskonale miała tego świadomość. No ale Zoja nie musiała do tego grona należeć, o!
- Co? - no wystraszyła się, gdy nagle Zoja zastygła z ręką w torebce i zrobiła się blada. Skąd miała wiedzieć, co się stało? Zaraz jednak Zoja wręczyła jej swoją torebkę a Christine spojrzała na nią jak na wariatkę. - Zwariowałaś? - no nie miała pojęcia nawet czego się spodziewać! No ale skoro Yordanova ją poprosiła ... ostrożnie otworzyła torebkę i zajrzała do wnętrza. Na pierwszy rzut oka dostrzegła niczego konkretnego, bo jednak nie tak łatwo odnaleźć się torebce wielkości szafy! W pewnym momencie jednak jej bystre oko dostrzegło jakiś błysk, wytężyła więc wzrok i dostrzegła, wpatrzone w nią ślepia niuchacza, wsuwającego błyszczącego galeona do swojej kieszonki. Odetchnęła z ulgą, na jej twarzy mimowolnie ukazał się delikatny uśmiech, a po chwili szybciutko schwytała zwierzaka, nim ten zdążył uciec(ach ta zręczność i szybkość szukającej!).
- Nie chwaliłaś się, że przygarnęłaś nowego pupila - rzuciła, ukazując Zoji gościa, który już prawdopodobnie zdążył pozbawić jej wszelkich oszczędności jakie trzymała w torebce.
Strona 8 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 8 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach