Opuszczona klasa
+26
Brandon Tayth
Leslie Wilson
Monika Kruger
Aleksander Cortez
Irytek
Charles Wilson
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Sanne van Rijn
Christine Greengrass
William Greengrass
Serena Valerious
Shay Hasting
Dylan Davies
Rhinna Hamilton
Jane Halsey
Dalila Mauric
Joel Frayne
Mistrz Gry
Emily Bronte
Wyatt Walker
Rika Shaft
Malina Socha
Anthony Wilson
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
30 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro I
Strona 9 z 12
Strona 9 z 12 • 1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12
Opuszczona klasa
First topic message reminder :
Niegdyś obywały się tutaj zajęcia z wróżbiarstwa, nim nie zostały przeniesione do wieży północnej. Teraz sala stoi pusta, jedynie nieliczni odwiedzają czasami stare, zakurzone ławki, w których oddają się przeróżnym czynnościom.
Niegdyś obywały się tutaj zajęcia z wróżbiarstwa, nim nie zostały przeniesione do wieży północnej. Teraz sala stoi pusta, jedynie nieliczni odwiedzają czasami stare, zakurzone ławki, w których oddają się przeróżnym czynnościom.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Opuszczona klasa
Początkowo nie patrzyła na Ślizgona, zagłębiając się w swoich myślach na temat jej dzisiejszego wieczoru. Z jednej strony był to niesamowity i niezapomniany wieczór, a z drugiej strony dochodziło właśnie do niej to co zrobiła i jak lekkomyślna była, dając się poprowadzić jedynie swojemu popędowi. Lekki, rozmazany uśmieszek błądził po jej bladych ustach. Takie zachowanie kompletnie nie pasowało do Sanki, którą można było poznać na korytarzu w świetle dnia. Teraz chłopak miał okazję poznać jej drugie oblicze, to mniej wyniosłe i wyrachowane, to mniej zadziorne, jednak nadal, niezmiennie buntownicze.
Nieco się wzdrygnęła, gdy z impetem odstawił pękatą butelkę na ławkę, na której znajdowały się tak sponiewierane cztery litery Holenderki. Zerknęła na butelkę z przezroczystym płynem nieświadoma tego, iż w jej czekoladowych tęczówkach pojawiło się pożądanie. Przemożna ochota na sponiewieranie się alkoholem. Tylko tyle. Szybko przeniosła swe przenikliwe spojrzenie na przystojną twarz Szkota, a jej oczy momentalnie się poszerzyły do rozmiarów galeona.
- Właśnie widzę - odparła kiwając głową i wyciągając tytoniowy rulonik z paczki. I właściwie co teraz? Nigdy nie miała styczności z tego typu używką. Czekając na to, aż chłopak pierwszy zrobi coś ze swoim papierosem, postanowiła odwrócić jego uwagę od tego, iż nadal nie odpaliła swojego. - Z kim się biłeś i dlaczego? - zapytała prosto z mostu, a gdy chłopak nieświadomie przedstawił jej instrukcję obchodzenia się z papierosem, przejęła od niego zapałki i zrobiła dokładnie to samo. Oczywiście bez zaciągania się.
- Sama sobie powinnam dać maksymalną liczbę ujemnych punktów - odparła szczerze, zupełnie odwrotnie do tego co sobie założyła. Przeczesała wilgotne włosy swymi chudymi palcami po czym ponownie skupiła się na paleniu fajka, co kompletnie jej nie wychodziło, a wręcz wyglądało przekomicznie. - Zrobiłam sobie mały wypad do Hogsmeade. Chyba kiepska ze mnie Pani Prefekt, co? Powinnam świecić przykładem - odparła w końcu. Nie miała zamiaru wyjawiać mu całej prawdy, ponieważ nikt, oprócz Femke oczywiście, nie mógł się dowiedzieć o jej dzisiejszym wieczorze.
Nieco się wzdrygnęła, gdy z impetem odstawił pękatą butelkę na ławkę, na której znajdowały się tak sponiewierane cztery litery Holenderki. Zerknęła na butelkę z przezroczystym płynem nieświadoma tego, iż w jej czekoladowych tęczówkach pojawiło się pożądanie. Przemożna ochota na sponiewieranie się alkoholem. Tylko tyle. Szybko przeniosła swe przenikliwe spojrzenie na przystojną twarz Szkota, a jej oczy momentalnie się poszerzyły do rozmiarów galeona.
- Właśnie widzę - odparła kiwając głową i wyciągając tytoniowy rulonik z paczki. I właściwie co teraz? Nigdy nie miała styczności z tego typu używką. Czekając na to, aż chłopak pierwszy zrobi coś ze swoim papierosem, postanowiła odwrócić jego uwagę od tego, iż nadal nie odpaliła swojego. - Z kim się biłeś i dlaczego? - zapytała prosto z mostu, a gdy chłopak nieświadomie przedstawił jej instrukcję obchodzenia się z papierosem, przejęła od niego zapałki i zrobiła dokładnie to samo. Oczywiście bez zaciągania się.
- Sama sobie powinnam dać maksymalną liczbę ujemnych punktów - odparła szczerze, zupełnie odwrotnie do tego co sobie założyła. Przeczesała wilgotne włosy swymi chudymi palcami po czym ponownie skupiła się na paleniu fajka, co kompletnie jej nie wychodziło, a wręcz wyglądało przekomicznie. - Zrobiłam sobie mały wypad do Hogsmeade. Chyba kiepska ze mnie Pani Prefekt, co? Powinnam świecić przykładem - odparła w końcu. Nie miała zamiaru wyjawiać mu całej prawdy, ponieważ nikt, oprócz Femke oczywiście, nie mógł się dowiedzieć o jej dzisiejszym wieczorze.
Re: Opuszczona klasa
Tony za to starał się wyrzucić z głowy dzisiejszą bójkę, która i tak nie była zbyt spektakularna. Bicie się ze zwykłym czlowiek było o wiele nudniejsze niż z drugim wilkołakiem. Tu nie chodziło o to, że Ślizgon nie lubił się bic, bo to uwielbiał, ale tym razem wiedział, że mogą być z tego przykre konsekwencję, nie tylko ze strony jej przyjaciółki, ale jeśli dowiedział się o tym ich opiekun domu, mogą mieć poważne problemu. No cóż, przecież raz się zyję, prawda?
- Chcesz się napić?- spytał widziąc jej wzrok, który jednoznacznie mówił, że z chęcia napiję się z nim wódki. - bierz, potrzebuję teraz towarzysza do picia - kiwnął głową na butelkę po czym usadowił się obok krukonki na ławce.
- Z jednym ze ślizgonów, może kojarzysz nazwisko Campbell, hm? - odwrócił w jej kierunku głowę.- Rzucił się na mnie z pięściami więc nie mogłem pozostać dłużny. - wzruszył nieco obojętnie ramionami bo z chęcią zabiłby go gołymi rękami. ANthony zmrużył oczy widząc jak dziewczyna śmiesznie pali i na pierwszy rzut oka widac było, że nie jest w tym specjalistką. Nie skomentował tego jednak jedynie na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Uważaj, bo za takie wybryki mogą Cię zdetronizować, a teraz jeszcze palisz papierosy z najgorszym uczniem w tej szkole. Nie ładnie, moja droga - pogroził jej palcem niczym starszy brat, jednak jego twarz nadal umazana krwią uśmiechała się w jej kierunku. Wziął w dłoń alkohol i upił kolejne kilka łyków. Wódka już tak nie paliła w przełyk jak przed chwilą, a on nieco bardziej uspokojony mógł się już spokojnie upić.
- Chcesz się napić?- spytał widziąc jej wzrok, który jednoznacznie mówił, że z chęcia napiję się z nim wódki. - bierz, potrzebuję teraz towarzysza do picia - kiwnął głową na butelkę po czym usadowił się obok krukonki na ławce.
- Z jednym ze ślizgonów, może kojarzysz nazwisko Campbell, hm? - odwrócił w jej kierunku głowę.- Rzucił się na mnie z pięściami więc nie mogłem pozostać dłużny. - wzruszył nieco obojętnie ramionami bo z chęcią zabiłby go gołymi rękami. ANthony zmrużył oczy widząc jak dziewczyna śmiesznie pali i na pierwszy rzut oka widac było, że nie jest w tym specjalistką. Nie skomentował tego jednak jedynie na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Uważaj, bo za takie wybryki mogą Cię zdetronizować, a teraz jeszcze palisz papierosy z najgorszym uczniem w tej szkole. Nie ładnie, moja droga - pogroził jej palcem niczym starszy brat, jednak jego twarz nadal umazana krwią uśmiechała się w jej kierunku. Wziął w dłoń alkohol i upił kolejne kilka łyków. Wódka już tak nie paliła w przełyk jak przed chwilą, a on nieco bardziej uspokojony mógł się już spokojnie upić.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Opuszczona klasa
Swoją drogą jak tak wpatrywała się w tę poobijaną twarz Ślizgona, nie mogła oderwać od niej wzroku. Ostro wykończone rysy nadawały mu wyrazistego charakteru, którego efekt został spotęgowany poprzez krew i siniaki. Delikatny uśmiech zbłądził na jej pełnych ustach, a mlecznobiałe policzki zaróżowiły się w subtelny sposób.
Propozycja Szkota była bardzo kusząca, jednakże nadal się wahała czy aby na pewno powinna. W końcu jakby to wyglądało, gdyby szanowna panienka van Rijn, prefekt Ravenclaw, ścigająca w szkolnej drużynie Quidditcha, chluba domu, wróciła do dormitorium pijana w trzy dupy? Jej czekoladowe ślepia wędrowały od butelki z mocnym alkoholem, którego zapewne jeszcze nigdy w życiu nie miała w ustach, do jego szarych, niezmiernie głębokich tęczówek.
W momencie, w którym usiadł na ławce obok niej, tak bardzo blisko niej, iż mogła poczuć jego męskie perfumy, wymieszane z nęcącym zapachem krwi, już wiedziała co ma zrobić. Nie bać się swoich pragnień. Tak jak się zwykle nie bała spełniać swoich pragnień seksualnych, jakimi by one nie były. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując rządek białych, małych ząbków i złapała pękatą butelkę za szyjkę.
- Raz się żyje, nie? - puściła w eter retoryczne pytanie i przyłożyła koniec butelki do ust. Przeźroczysty płyn wlał się do jej ust, paląc niemiłosiernie całą jamę ustną, a następnie przełyk. Skrzywiła się straszliwie po czym, nadal z taką miną, podała Ślizgonowi butelkę.
- Campbell? - zapytała, jednakże nie musiała się długo zastanawiać. Kiedyś, dawno, dawno temu próbował ją wyrwać i zaciągnąć do łóżka. Ale mu się nie udało, gdyż po prostu nie był w jej typie. Za to chłopak, którego imienia Holenderka nie znała do tej pory, podobał jej się bardzo. - To niezły patafian. Kiedyś się do mnie podwalał, ale w tak prymitywny sposób, że aż było mi szkoda mojego cennego czasu na słuchanie tego pierdu, wydobywającego się jego ust - odparła nonszalanckim tonem, jednakże bez przechwałek. - Dobrze, że mu dowaliłeś. Bo dowaliłeś, prawda? - zwróciła swą drobną twarz w jego stronę, wpatrując się w oczy Anthony'ego w hipnotyczny sposób.
Kilka chwil później dopaliła papierosa, z którym męczyła się od samego początku, jeszcze zanim został odpalony.
- Według moich informacji w szkole nie założyli jeszcze systemu szpiegowskiego, dlatego na razie mogę bezkarnie popalać w opuszczonych salach z najgorszymi uczniami w szkole - odparła zadziornie. - Lepiej, żebyś siedział tu, będąc pod moją pieczą, niż chodził i rozwalał co się tylko pojawi na twojej drodze - promienny uśmiech, rozciągnął jej usta, które po kolejnym łyku wódki wykrzywiły się w drugą stronę.
Propozycja Szkota była bardzo kusząca, jednakże nadal się wahała czy aby na pewno powinna. W końcu jakby to wyglądało, gdyby szanowna panienka van Rijn, prefekt Ravenclaw, ścigająca w szkolnej drużynie Quidditcha, chluba domu, wróciła do dormitorium pijana w trzy dupy? Jej czekoladowe ślepia wędrowały od butelki z mocnym alkoholem, którego zapewne jeszcze nigdy w życiu nie miała w ustach, do jego szarych, niezmiernie głębokich tęczówek.
W momencie, w którym usiadł na ławce obok niej, tak bardzo blisko niej, iż mogła poczuć jego męskie perfumy, wymieszane z nęcącym zapachem krwi, już wiedziała co ma zrobić. Nie bać się swoich pragnień. Tak jak się zwykle nie bała spełniać swoich pragnień seksualnych, jakimi by one nie były. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując rządek białych, małych ząbków i złapała pękatą butelkę za szyjkę.
- Raz się żyje, nie? - puściła w eter retoryczne pytanie i przyłożyła koniec butelki do ust. Przeźroczysty płyn wlał się do jej ust, paląc niemiłosiernie całą jamę ustną, a następnie przełyk. Skrzywiła się straszliwie po czym, nadal z taką miną, podała Ślizgonowi butelkę.
- Campbell? - zapytała, jednakże nie musiała się długo zastanawiać. Kiedyś, dawno, dawno temu próbował ją wyrwać i zaciągnąć do łóżka. Ale mu się nie udało, gdyż po prostu nie był w jej typie. Za to chłopak, którego imienia Holenderka nie znała do tej pory, podobał jej się bardzo. - To niezły patafian. Kiedyś się do mnie podwalał, ale w tak prymitywny sposób, że aż było mi szkoda mojego cennego czasu na słuchanie tego pierdu, wydobywającego się jego ust - odparła nonszalanckim tonem, jednakże bez przechwałek. - Dobrze, że mu dowaliłeś. Bo dowaliłeś, prawda? - zwróciła swą drobną twarz w jego stronę, wpatrując się w oczy Anthony'ego w hipnotyczny sposób.
Kilka chwil później dopaliła papierosa, z którym męczyła się od samego początku, jeszcze zanim został odpalony.
- Według moich informacji w szkole nie założyli jeszcze systemu szpiegowskiego, dlatego na razie mogę bezkarnie popalać w opuszczonych salach z najgorszymi uczniami w szkole - odparła zadziornie. - Lepiej, żebyś siedział tu, będąc pod moją pieczą, niż chodził i rozwalał co się tylko pojawi na twojej drodze - promienny uśmiech, rozciągnął jej usta, które po kolejnym łyku wódki wykrzywiły się w drugą stronę.
Re: Opuszczona klasa
Było na szczęście na tyle późno, że raczej nikt nie powinien ich tutaj znaleźć, a przynajmniej taką miał nadzieję Tony. Był to całkiem dziwny widok dwóch uczniów którzy byli kompetentnym przeciwieństwem. A przynajmniej na pozór. Ona teoretycznie jedna z najbardziej uczących sie dziewczyn w domu Krukonów, a on chłopak uważany za najgorszego ucznia, w wielu przypadkach też za kompletne dno. A teraz to on częstuję ją papierosami i daje jej pić alkohol. Ta cała myśl sprawiła aż, że na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech i taki też pozostał kiedy patrzył na to jak dziewczyna pije. Odebrał od niej butelkę przez chwilę jeszcze wpatrując się w jej skrzywioną minę. Dopiero teraz mógł się jej lepiej przyjrzeć, bowiem siedział wystarczająco blisko. Wcześniej był też nadal podminowany sytuacją która wydarzyła się wczesniej, dlatego też nie zwracał na niej jakiejś specjalnej uwagi. Kiedy tak się jej przyglądał stwierdził, że w sumie w tych włosach wygląda nawet seksowanie. Żeby nie myśleć już o tym więcej znów napił się z butelki. Im więcej się tego wypiło tym mniej paliło w gardło. Jej kolejne słowa sprawiły, że odłożył butelkę i udając poważnego złapał ją za dłoń patrząc jej prosto w oczy.
- Jesteś idealna, zostań moją żoną - po tych słowach jednak uśmiechnął się nieco szerzej i puścił jej dłoń dopalając do końca papierosa. - Mam nadzieję, że dostał na tyle mocno żeby trzymać się ode mnie i moich bliskich z daleka - mimo wszystko ślizgon nie spuszczał wzroku z jej oczu.
- Nie palisz chyba nacodzień, co? - spytał patrząc jak dokańcza papierosa. Zawsze dziwili ją Ci którzy nawet nigdy nie próbowali, bo przecież wszystko trzeba w życiu przeżyć prawda? - A tak w ogóle co robiłaś w wiosce do tej godziny?- spytał i z zaciekawieniem zmrużył oczy podając jej ponownie butelkę.
- Jesteś idealna, zostań moją żoną - po tych słowach jednak uśmiechnął się nieco szerzej i puścił jej dłoń dopalając do końca papierosa. - Mam nadzieję, że dostał na tyle mocno żeby trzymać się ode mnie i moich bliskich z daleka - mimo wszystko ślizgon nie spuszczał wzroku z jej oczu.
- Nie palisz chyba nacodzień, co? - spytał patrząc jak dokańcza papierosa. Zawsze dziwili ją Ci którzy nawet nigdy nie próbowali, bo przecież wszystko trzeba w życiu przeżyć prawda? - A tak w ogóle co robiłaś w wiosce do tej godziny?- spytał i z zaciekawieniem zmrużył oczy podając jej ponownie butelkę.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Opuszczona klasa
Fakt, nie było szans, aby ktokolwiek ich tu nakrył. Jednakże gdyby jakimś cudem by coś takiego się stało to z całą pewnością wina spadłaby na Tony'ego. W końcu bardzo długo pracował sobie na reputację najgorszego ucznia i największego demoralizatora jakiego miał do tej pory Hogwart.
Kompletnie nie przeszkadzało jej to, iż chłopak wpatruje się w nią z wyraźnym zainteresowaniem. Już po kilku takich razach przywykła do takiego zachowania chłopców w jej obecności i nauczyła się zupełnie nie zwracać na to uwagi. Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby jej to nie pochlebiało, jednakże zazwyczaj bywała dość powściągliwa w pokazywaniu tego. W końcu mężczyzna powinien się chociaż trochę nagimnastykować, aby otrzymać w zamian jakąś nagrodę od niej. Ponad godzinę temu jeden z męskich przedstawicieli otrzymał od niej naprawdę wartościowy prezent, na który raczej sobie nie zasłużył. No cóż, kiedyś musiał się zdarzyć ten wyjątek od reguły.
- A skąd mam wiedzieć czy twoje nazwisko będzie mi pasować? - roześmiała się wdzięcznie, nie cofając dłoni z jego ciepłego uścisku. Przekomarzała się z nim, co świadczyło tylko i wyłącznie o tym, że zaczynała go lubić. Zupełnie bezinteresownie. - Też mam taką nadzieję - skwitowała beznamiętnie, przejmując butelkę od Ślizgona. W jej uszach pojawił się lekki szum, a w głowa stała się jakby lżejsza. Chyba się nieco podchmieliła, a wypiła raptem dwa małe łyczki tego zdradliwego, przejrzystego trunku!
- Masz rację, nie palę. Jednakże miałam dość dziwną "randkę" - tu zakreśliła cudzysłów w powietrzu - a wyglądasz na takiego, który jest w posiadaniu takiej rzeczy, więc można rzec, że spadłeś mi z nieba - odparła niby normalnie, jednakże za jej czekoladowymi tęczówkami czaiła się pewna tajemniczość, której nie miała zamiaru pozwolić chłopakowi tak łatwo rozgryźć. - A co z Tobą? Czemu przyszedłeś tu, a nie do Skrzydła? - zapytała, zjeżdżając spojrzeniem na jego ogromne dłonie, których kostki również były całe rozkwaszone.
Kompletnie nie przeszkadzało jej to, iż chłopak wpatruje się w nią z wyraźnym zainteresowaniem. Już po kilku takich razach przywykła do takiego zachowania chłopców w jej obecności i nauczyła się zupełnie nie zwracać na to uwagi. Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby jej to nie pochlebiało, jednakże zazwyczaj bywała dość powściągliwa w pokazywaniu tego. W końcu mężczyzna powinien się chociaż trochę nagimnastykować, aby otrzymać w zamian jakąś nagrodę od niej. Ponad godzinę temu jeden z męskich przedstawicieli otrzymał od niej naprawdę wartościowy prezent, na który raczej sobie nie zasłużył. No cóż, kiedyś musiał się zdarzyć ten wyjątek od reguły.
- A skąd mam wiedzieć czy twoje nazwisko będzie mi pasować? - roześmiała się wdzięcznie, nie cofając dłoni z jego ciepłego uścisku. Przekomarzała się z nim, co świadczyło tylko i wyłącznie o tym, że zaczynała go lubić. Zupełnie bezinteresownie. - Też mam taką nadzieję - skwitowała beznamiętnie, przejmując butelkę od Ślizgona. W jej uszach pojawił się lekki szum, a w głowa stała się jakby lżejsza. Chyba się nieco podchmieliła, a wypiła raptem dwa małe łyczki tego zdradliwego, przejrzystego trunku!
- Masz rację, nie palę. Jednakże miałam dość dziwną "randkę" - tu zakreśliła cudzysłów w powietrzu - a wyglądasz na takiego, który jest w posiadaniu takiej rzeczy, więc można rzec, że spadłeś mi z nieba - odparła niby normalnie, jednakże za jej czekoladowymi tęczówkami czaiła się pewna tajemniczość, której nie miała zamiaru pozwolić chłopakowi tak łatwo rozgryźć. - A co z Tobą? Czemu przyszedłeś tu, a nie do Skrzydła? - zapytała, zjeżdżając spojrzeniem na jego ogromne dłonie, których kostki również były całe rozkwaszone.
Re: Opuszczona klasa
Kwiecień... wiosnę czuć już pełną piersią, ptaszki śpiewają dookoła a kwiatki zaczynają rosnąć. Świetnie, problem w tym, że za jakieś 2 miesiące będą OWUTemy a Suzanne musi je dobrze zdać by dostać się do drużyny, a nie mogła wyjść na głąba, zwłaszcza, że musiała się pouczyć zaklęć, bo były one wymagane by w razie czego zacząć jakieś studia z Wychowania Fizycznego, gdzie głównym sportem jest Quidditch, ale nie tylko. Za naukę własnie zabierała się już od dłuższego czasu ale teraz też rozpoczęła intensywne treningi i nie miała czasu nawet porandkować ze swoim księciem. No właśnie, ostatnio ich spotkania wyglądają tak, że Aleky się uczy leżąc w łóżku a Suzka po drugiej jego stronie rysowała te swoje taktyki, albo projektowała swoją wymarzoną miotłę. Popadli w taki wir, że mało rozmawiali, ale wystarczyło, że są przy sobie i czasem jeden drugiemu sprzeda buziola.
Teraz siedziała przy jednej z ławek w opuszczonej klasie, bo wszędzie było zbyt dużo ludzi a ona nie mogła się skupić, w sumie teraz też nie mogła, bo z rana przyszła jej prenumerata czasopism sportowych z najnowszymi katalogami strojów, które są modne w tym sezonie. No i weź tu człowieku się ucz kiedy trzeba się zdecydować w czym chce się latać, no i musi to dobrze leżeć na dziewczynie, bo wygląd też jest ważny w tym wszystkim. Głośno westchnęła i głowę położyła na tych wszystkich książkach, bo już miała dosyć, nawet zapomniała o słodkościach z Miodowego Królestwa, które dodawały jej energii, bo cukier i te inne sprawy, o kawie nawet nie wspominając.
Teraz siedziała przy jednej z ławek w opuszczonej klasie, bo wszędzie było zbyt dużo ludzi a ona nie mogła się skupić, w sumie teraz też nie mogła, bo z rana przyszła jej prenumerata czasopism sportowych z najnowszymi katalogami strojów, które są modne w tym sezonie. No i weź tu człowieku się ucz kiedy trzeba się zdecydować w czym chce się latać, no i musi to dobrze leżeć na dziewczynie, bo wygląd też jest ważny w tym wszystkim. Głośno westchnęła i głowę położyła na tych wszystkich książkach, bo już miała dosyć, nawet zapomniała o słodkościach z Miodowego Królestwa, które dodawały jej energii, bo cukier i te inne sprawy, o kawie nawet nie wspominając.
Re: Opuszczona klasa
Nieotworzona paczka żelków leżąca na jego szafce nocnej świadczyła jawnie o tym, że Castellani zamierza się tu dzisiaj pojawić. Bo przecież sama z siebie nigdy nie zostawiłaby mu tak wielkiej paczki słodyczy. Może i była kochana, ale każda miłość miała swoje granice. Tu właśnie była ich granica. O słodkościach głośno nie można mówić, bo od razu zaczynała swoje jęki w stylu: "Nie jestem gruba, schudnę na treningu, uważasz mnie za grubasa?" które sprawiały, że miał ochotę włożyć jej garść cukierków do gardła i patrzeć jak się nimi dusi. Nie lubił tego babskiego biadolenia o rzeczach które nie miały miejsca. Jednak kiedy on zaczął wyjadać jej słodkości, żeby nie musiała się martwić swoją wyimaginowaną otyłością to od razu dostawał burę, że "się roztyje i to nie będzie apetyczne, a słodycze to szkodzą zębom i to niezdrowe tłuszcze etc". Kochana Suzanne. Dlatego otworzył swoją książkę i czas mu nad nią upływał dość szybko, ale w pewnym momencie zorientował się, że jej nie ma. Cudownie. Paczka słodyczy była, Castellani nie było. I kto musiał ją szukać? Biedny Alek. Założył swoje czarne trampki, podciągnął te jakże pedalskie rureczki na tyłku i narzucił na szarą koszulkę czarną bluzę i w tych jakże optymistycznych barwach z paczką żelek ruszył na poszukiwania. W zasadzie to pogadał przez chwilę z Krwawym Baronem i dostał odpowiedź na to gdzie może znaleźć ukochaną wraz z krótką instrukcją doboru garnituru na wesele. Uznał więc, że duch do końca ześwirował dając mu takie wskazówki na środku korytarza, ale przy okazji dowiedział się jeszcze, że w obieg poszła plotka o ich zaręczynach. Szlag by to. Zgodnie z pierwszą wskazówką ruszył do opuszczonej sali. Zgodnie z przewidywaniami jego ukochana była tutaj i najwyraźniej przymierała bez swojej niezdrowej porcji węglowodanów i tłuszczy. Miłościwy Vulkodlak postawił torbę tuż przed jej nosem z cichym:
- Zapomniałaś o czymś. - i złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Dokładnie tak złośliwym jakim ona go raczy kiedy spotyka go z dłonią w paczce pełnej pustych kalorii.
- Zapomniałaś o czymś. - i złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Dokładnie tak złośliwym jakim ona go raczy kiedy spotyka go z dłonią w paczce pełnej pustych kalorii.
Re: Opuszczona klasa
Powoli zaczynała przysypiać nad tymi zaklęciami, nad wszystkimi formułkami a różdżkę miała ochotę walnąć gdzieś na drugi koniec pomieszczenia z obrazą majestatu, że wcale jej nie ułatwia w nauce. Ta paczka słodyczy naprawdę była czymś czego jej brakowało w tym momencie. Gdyby Suzanne miała wziąć 3 rzeczy na bezludną wyspę to po pierwsze zabrała by Vulkodlaka, po drugie miotłę, a po trzecie właśnie żelki czy tam inne słodkości. To, że marudziła z tym tyciem było normalne w końcu była laską, ale ona sobie radziła z nieprzybraniem zbędnych kilogramów, które byłyby efektem takiego podjadania między posiłkami. Dziewczyna kiedy była w domu stosowała się do ścisłej diety jej ojca, całe szczęście oboje byli wielbicielami czekolady i mieli tą miksturę, która niweluje cukry i tłuszcze, niestety w Hogwarcie jej nie miała i musiała to wszystko na co się pokusiła spalić podczas ciężkich treningów, niemal morderczych dla przeciętniaka. Na siłowni nie raz chłopcy, którzy uważali się za takich koksów i siłaczy widzieli co Castellani robi, jak wytrzymała jest to gały im wychodziły z orbit i w momencie robili się malutcy. Bardzo przyjemne uczucie.
Głowę miała akurat na ławce kiedy to zobaczyła papierową torebkę, którą doskonale znała lądującą przed jej twarzą, następnie popatrzyła na swojego wybranka nie przejmując się zbytnio złośliwym uśmieszkiem.
- Mój wybawicielu! - zawołała i pociągnęła chłopaka za poły bluzy przyciągając jego twarz do siebie i pocałowała go mocno przyciskając do niego swoje usta, zaraz potem się oderwała a jej dłoń już chłonęła wnętrze torebki w poszukiwaniu żelkowych smoków, które to zaraz zginęły w jej buzi. Przymknęła oczy i wydała z siebie przyjemny pomruk czując cudowny smak słodyczy.
- W nagrodę pozwolę ci wziąć jedną żelkę - powiedziała i podsunęła mu torebkę - ale jedną - dodała jeszcze z poważną, groźną miną. Aleksy wiedział jak słodycze są dla niej ważne i bez nich nie potrafiła żyć. Każdy miał swój nałóg, inni mieli fajki inni no właśnie to.
- Dziewczyny w dormie już pytały jaką będę miała sukienkę, chyba wszyscy już wiedzą - dodała i poklepała miejsce obok siebie by ślizgon nie stał tak nad nią, już i tak był znacznie wyższy, bo Suzi należała do tych kurduplowatych - Ojciec się do mnie nie odzywa, myślisz, że też wie? - zapytała ze zmartwieniem w głosie, bo to naprawdę było dziwne, że profesor Castellani nie zamieni nawet słowa ze swoją ulubioną, jedyną córką. Na ostatnich zajęciach niemal traktował ją jak powietrze, a to było dla niej jak kopniak w brzuch.
Głowę miała akurat na ławce kiedy to zobaczyła papierową torebkę, którą doskonale znała lądującą przed jej twarzą, następnie popatrzyła na swojego wybranka nie przejmując się zbytnio złośliwym uśmieszkiem.
- Mój wybawicielu! - zawołała i pociągnęła chłopaka za poły bluzy przyciągając jego twarz do siebie i pocałowała go mocno przyciskając do niego swoje usta, zaraz potem się oderwała a jej dłoń już chłonęła wnętrze torebki w poszukiwaniu żelkowych smoków, które to zaraz zginęły w jej buzi. Przymknęła oczy i wydała z siebie przyjemny pomruk czując cudowny smak słodyczy.
- W nagrodę pozwolę ci wziąć jedną żelkę - powiedziała i podsunęła mu torebkę - ale jedną - dodała jeszcze z poważną, groźną miną. Aleksy wiedział jak słodycze są dla niej ważne i bez nich nie potrafiła żyć. Każdy miał swój nałóg, inni mieli fajki inni no właśnie to.
- Dziewczyny w dormie już pytały jaką będę miała sukienkę, chyba wszyscy już wiedzą - dodała i poklepała miejsce obok siebie by ślizgon nie stał tak nad nią, już i tak był znacznie wyższy, bo Suzi należała do tych kurduplowatych - Ojciec się do mnie nie odzywa, myślisz, że też wie? - zapytała ze zmartwieniem w głosie, bo to naprawdę było dziwne, że profesor Castellani nie zamieni nawet słowa ze swoją ulubioną, jedyną córką. Na ostatnich zajęciach niemal traktował ją jak powietrze, a to było dla niej jak kopniak w brzuch.
Re: Opuszczona klasa
I kto powiedział, że niewiasty ciężko uszczęśliwić? Jedna przyniesiona paczka żelków sprawiła, że spotkał się z nagrodą w postaci całusa i zaraz też mógł patrzeć jak wielką przyjemność jej sprawił. Proszę i polecam się na przyszłość. Pociągnięty na krzesełko rozsiadł się wygodnie obejmując ją ramieniem, a wzrokiem przejechał po otwartej stronicy podręcznika od Zaklęć. O dziwo materiał wydawał się być całkiem prosty, ale nie odezwał się ani słowem nie chcąc żeby się zdenerwowała zbytecznie. Niech się na razie cieszy tymi węglowodanami i tłuszczami zapakowanymi w to ładne opakowanie. Słysząc o nagrodzie machnął lekceważąco dłonią.
- Nie chcę być grubaskiem, takim jak ty. - stwierdził z rozbawieniem i sprzedał jej całusa w policzek na widok jego urażonej miny. Co do jej kondycji nie miał najmniejszych wątpliwości, że była najlepsza chociaż nigdy nie sprawdzał jej wytrzymałości na siłowni tylko w o wiele przyjemniejszych miejscach bez wścibskich oczu. Ostatnio tych właśnie wścibskich oczu zrobiło się naprawdę dużo, a on naprawdę nie miał pojęcia dlaczego. Może odpowiedzi powinien poszukać w Proroku który zwykle omija szerokim łukiem? Może ten szmatławiec miał coś wspólnego z tym, że uczniowie przyglądali mu się dość często i dość intensywnie do czego nie przywykł. Owszem, chodził od dawna z Castellani, wcześniej z Jeunesse, ale to nie robiło z niego szkolnego fejma. Wciąż starał się być z tyłu na tyle, żeby blask tego czarodziejskiego piśmaka nie dotarł do niego.
- Krwawy Baron wie to pewnie wszyscy wiedzą. Cholera. Nie powiedziałem siostrom. Cholera. Moi rodzice jeszcze nie wiedzą. Cholera. Skąd oni wszyscy wszystko wiedzą? Nic im nie umknie? - powiedział cicho wzdychając na końcu z rezygnacją.
- Muszę porozmawiać z Twoim ojcem i mam nadzieję, że wyjdę z tego cało. - wymamrotał po angielsku i teraz on położył policzek na chłodnej stronie jej książki. Nie uśmiechało mu się spotkanie z panem Castellanim- ani troszeczkę.
- Nie chcę być grubaskiem, takim jak ty. - stwierdził z rozbawieniem i sprzedał jej całusa w policzek na widok jego urażonej miny. Co do jej kondycji nie miał najmniejszych wątpliwości, że była najlepsza chociaż nigdy nie sprawdzał jej wytrzymałości na siłowni tylko w o wiele przyjemniejszych miejscach bez wścibskich oczu. Ostatnio tych właśnie wścibskich oczu zrobiło się naprawdę dużo, a on naprawdę nie miał pojęcia dlaczego. Może odpowiedzi powinien poszukać w Proroku który zwykle omija szerokim łukiem? Może ten szmatławiec miał coś wspólnego z tym, że uczniowie przyglądali mu się dość często i dość intensywnie do czego nie przywykł. Owszem, chodził od dawna z Castellani, wcześniej z Jeunesse, ale to nie robiło z niego szkolnego fejma. Wciąż starał się być z tyłu na tyle, żeby blask tego czarodziejskiego piśmaka nie dotarł do niego.
- Krwawy Baron wie to pewnie wszyscy wiedzą. Cholera. Nie powiedziałem siostrom. Cholera. Moi rodzice jeszcze nie wiedzą. Cholera. Skąd oni wszyscy wszystko wiedzą? Nic im nie umknie? - powiedział cicho wzdychając na końcu z rezygnacją.
- Muszę porozmawiać z Twoim ojcem i mam nadzieję, że wyjdę z tego cało. - wymamrotał po angielsku i teraz on położył policzek na chłodnej stronie jej książki. Nie uśmiechało mu się spotkanie z panem Castellanim- ani troszeczkę.
Re: Opuszczona klasa
Pewnie, że zaklęcia były dosyć proste, zwłaszcza te zwykłe ale Suzi nie przykładała się za bardzo do ich nauki, bo skupiała się głównie na czym innym, wiadomo na czym. Teraz musiała to wszystko nadrobić żeby mieć przynajmniej Powyżej Oczekiwać, chociaż nie wiedziała czy Wilson jej da taką ocenę, bo poprzedni zaklecioczubek to po jej wybryku z Aleksym mogła liczyć co najwyżej na Zadowalający. Dlatego się uczyła póki miała jeszcze te dwa miesiące. Teraz jak przyszedł Aleksy to zrobi sobie chwilkę odpoczynku skoro on też się oderwał od tych swoich roślinek.
Popatrzyła na niego mrużąc oczy kiedy usłyszała tekst o grubasie. Gruby to szybciej będzie on a nie ona.
- Mi tam idzie w cycki - mruknęła i chwyciła swoje oba piersiątka dłońmi ale tylko na chwilę, przecież nie będzie się tu macać tak publicznie. Już wystarczy, że po ostatnim artykule w Proroku na który natrafiła przypadkiem szukając nowych sportowych nowinek. Jeżeli już tam są ploty o zaręczynach to niestety wiedzą już wszyscy. Nie chciała by ta informacja ujrzała światło dzienne właśnie w ten sposób, woleli to ogłosić osobiście ale znacznie później, po szkole, ale tuż przed jej zakończeniem. Ale jak zwykle plany musiały legnąć gruzem.
- Prorok, to dziadostwo już o nas napisało. Musimy powiedzieć naszym rodzinom, coś czuję, że Van się na mnie obrazi śmiertelnie a Loki, a nawet nie wiem czy się przejmie tym wszystkim - powiedziała i wzruszyła ramionami a kiedy położył swoją głowę na ławce, Castellani przytuliła się do jego pleców pozwalając by burza ciemnych loków rozpłynęła się po jego ciele. Uwielbiała jego bliskość, to, że mogła się w każdej chwili przytulić jak jej było źle, jakby jego ramiona miały ją ochronić przed całym złem na tym świecie. Przymknęła oczy i westchnęła głośno.
- On wie, że mnie kochasz i chcesz dla mnie jak najlepiej. Ale musisz z nim pogadać, w razie co to będę stała za drzwiami i wkroczę, dobrze? - zapytała unosząc głowę i całując go w odsłonięty kark, nawet sobie pozwoliła na czuły uśmiech do jego tyłu głowy.
- Jak się Maja trzyma? Nasze zaręczyny nie będą zbyt mocną informacją? - zapytała jeszcze, bo bardzo martwiła się o jego najmłodszą siostrzyczkę, chyba w tym momencie bardziej niż o swoje rodzeństwo. To co ta mała przeżyła, to było coś strasznego, Suzi by nie była aż taka silna, na pewno by ze sobą skończyła gdyby się dowiedziała, że Aleksy nie żyje. Nawet nie mogła sobie tego wyobrazić
Popatrzyła na niego mrużąc oczy kiedy usłyszała tekst o grubasie. Gruby to szybciej będzie on a nie ona.
- Mi tam idzie w cycki - mruknęła i chwyciła swoje oba piersiątka dłońmi ale tylko na chwilę, przecież nie będzie się tu macać tak publicznie. Już wystarczy, że po ostatnim artykule w Proroku na który natrafiła przypadkiem szukając nowych sportowych nowinek. Jeżeli już tam są ploty o zaręczynach to niestety wiedzą już wszyscy. Nie chciała by ta informacja ujrzała światło dzienne właśnie w ten sposób, woleli to ogłosić osobiście ale znacznie później, po szkole, ale tuż przed jej zakończeniem. Ale jak zwykle plany musiały legnąć gruzem.
- Prorok, to dziadostwo już o nas napisało. Musimy powiedzieć naszym rodzinom, coś czuję, że Van się na mnie obrazi śmiertelnie a Loki, a nawet nie wiem czy się przejmie tym wszystkim - powiedziała i wzruszyła ramionami a kiedy położył swoją głowę na ławce, Castellani przytuliła się do jego pleców pozwalając by burza ciemnych loków rozpłynęła się po jego ciele. Uwielbiała jego bliskość, to, że mogła się w każdej chwili przytulić jak jej było źle, jakby jego ramiona miały ją ochronić przed całym złem na tym świecie. Przymknęła oczy i westchnęła głośno.
- On wie, że mnie kochasz i chcesz dla mnie jak najlepiej. Ale musisz z nim pogadać, w razie co to będę stała za drzwiami i wkroczę, dobrze? - zapytała unosząc głowę i całując go w odsłonięty kark, nawet sobie pozwoliła na czuły uśmiech do jego tyłu głowy.
- Jak się Maja trzyma? Nasze zaręczyny nie będą zbyt mocną informacją? - zapytała jeszcze, bo bardzo martwiła się o jego najmłodszą siostrzyczkę, chyba w tym momencie bardziej niż o swoje rodzeństwo. To co ta mała przeżyła, to było coś strasznego, Suzi by nie była aż taka silna, na pewno by ze sobą skończyła gdyby się dowiedziała, że Aleksy nie żyje. Nawet nie mogła sobie tego wyobrazić
Re: Opuszczona klasa
Uniósł z powątpiewaniem jedną brew do góry i uśmiechnął się złośliwie. Idzie jej w cycki? Czyżby?
- Nie widać. - rzucił bezczelnie, po czym wyciągnął dłoń i poczochrał ją po włosach jak gdyby nigdy nic. Cham skończony i buc! W sumie ona nie była lepsza. Ciągle powtarzała mu, że będzie bardzo gruby i kiedyś będzie potrzebować cudzej pomocy przy wstawaniu. To nie było dość miłe i jawnie odnosiło się do jego nieobecności na siłowni. Nie jego wina, że miał lepsze zajęcia od podnoszenia durnych ciężarków! Kiedy usłyszał, że Prorok sprowadził na nich to nieszczęście w postaci ciekawskich uczniowskich patrzałek i szeptów za plecami jęknął głośno zaciskając mocno powieki. Aż dziw bierze, że jeszcze nie dostał ryku Michaiła Vulkodlakowa zarejestrowanego w formie Wyjca z cichym: "Uspokój się, kochanie" matki w tle. Może więc nie byli źli? A może ta rozmowa czeka go dopiero w przerwę świąteczno-wiosenną? Prędzej to drugie.
- Ja będę miał piekło w domu na początku. - przyznał otwarcie świadom stanowiska swoich rodziców jeśli chodzi o kwestię małżeństwa. Przecież to taka poważna sprawa! Najlepiej więc będzie ją zaaranżować, żeby w razie czego majątek nie trafił w nieodpowiednie ręce. To takie oczywiste! Szkoda tylko, że Aleksej tego nie pojmował tak jak oni.
- Dobra, dobra. Dam sobie radę. W końcu w wakacje całkiem nieźle się dogadywaliśmy. - wymamrotał odkopując w pamięci te chwile w których pan Castellani był jego dobrym kumplem. A było tych chwil sporo, w zasadzie przez całą jego obecność w Argentynie bardzo dobrze się dogadywali. Gdyby nie ten incydent z seksem w piwnicy pewnie nadal byłoby między nimi bez większych spięć. Dogada się z nim. Jakoś. Z pewnością lepiej pójdzie wszystko z jej ojcem niż z jego ojcem.
- Będą. Są. W ogóle rodzice powinni ją zabrać na jakieś leczenie. Wygląda jak mała ćpunka po tych uspokajaczach. Martwię się o nią. - przetarł twarz dłonią, ale nie ruszył się wciąż leżąc na ławce,
- I tak radzi sobie lepiej niż ja bym sobie poradził w jej sytuacji. - dodał jeszcze i znów cicho westchnął. Mogłoby być już lato...
- Nie widać. - rzucił bezczelnie, po czym wyciągnął dłoń i poczochrał ją po włosach jak gdyby nigdy nic. Cham skończony i buc! W sumie ona nie była lepsza. Ciągle powtarzała mu, że będzie bardzo gruby i kiedyś będzie potrzebować cudzej pomocy przy wstawaniu. To nie było dość miłe i jawnie odnosiło się do jego nieobecności na siłowni. Nie jego wina, że miał lepsze zajęcia od podnoszenia durnych ciężarków! Kiedy usłyszał, że Prorok sprowadził na nich to nieszczęście w postaci ciekawskich uczniowskich patrzałek i szeptów za plecami jęknął głośno zaciskając mocno powieki. Aż dziw bierze, że jeszcze nie dostał ryku Michaiła Vulkodlakowa zarejestrowanego w formie Wyjca z cichym: "Uspokój się, kochanie" matki w tle. Może więc nie byli źli? A może ta rozmowa czeka go dopiero w przerwę świąteczno-wiosenną? Prędzej to drugie.
- Ja będę miał piekło w domu na początku. - przyznał otwarcie świadom stanowiska swoich rodziców jeśli chodzi o kwestię małżeństwa. Przecież to taka poważna sprawa! Najlepiej więc będzie ją zaaranżować, żeby w razie czego majątek nie trafił w nieodpowiednie ręce. To takie oczywiste! Szkoda tylko, że Aleksej tego nie pojmował tak jak oni.
- Dobra, dobra. Dam sobie radę. W końcu w wakacje całkiem nieźle się dogadywaliśmy. - wymamrotał odkopując w pamięci te chwile w których pan Castellani był jego dobrym kumplem. A było tych chwil sporo, w zasadzie przez całą jego obecność w Argentynie bardzo dobrze się dogadywali. Gdyby nie ten incydent z seksem w piwnicy pewnie nadal byłoby między nimi bez większych spięć. Dogada się z nim. Jakoś. Z pewnością lepiej pójdzie wszystko z jej ojcem niż z jego ojcem.
- Będą. Są. W ogóle rodzice powinni ją zabrać na jakieś leczenie. Wygląda jak mała ćpunka po tych uspokajaczach. Martwię się o nią. - przetarł twarz dłonią, ale nie ruszył się wciąż leżąc na ławce,
- I tak radzi sobie lepiej niż ja bym sobie poradził w jej sytuacji. - dodał jeszcze i znów cicho westchnął. Mogłoby być już lato...
Re: Opuszczona klasa
On ją poczochrał po łbie a ona nieco urażona trzasnęła go dłonią w jego łeb. Będzie chciał sobie jeszcze pomacać, no jego niedoczekanie! Takie dogryzanie sobie wzajemnie było normą dla tego związku, cały czas rzucali w sobie jakimiś błotem tak dla ubarwienia całej Alezanny, w końcu nigdy nie byli supersłodką parą, która kochaniuje sobie cały czas, czasem jak przechodzili koło takich parek to niedobrze im się robiło co okazywali poprzez wkładanie sobie palców do gardła. Byli bardzo normalni i pod tym względem ich związek był taki no... zdrowy.
- Już sobie to wyobrażam, bo pewnie chcieli Cię sprzedać dla mundrej Kryśki a wylądujesz z Suzką, która ma ojca skandalistę, nie tak to sobie wyobrażali - jęknęła nadal trzymając głowę opartą na jego plecach i jeszcze objęła go w pasie. Nadal nie była pewna co do tego czy państwo Vulkodlak ją akceptują, bo o lubieniu raczej nie było mowy, przy spotkaniach z nimi zawsze starała się być grzeczna żeby zrobić na nich jak najlepsze wrażenie, co może trochę wyglądało nienaturalnie, ale nie chciała mieć wojny żadnej ze swoimi przyszłymi teściami.
- Aż za bardzo! - powiedziała z kolejnym ciężkim westchnięciem - On czasem też jest nerwowy, jak ja, wiec wiesz, musisz to delikatnie załatwić, ale tata Cie lubi, naprawdę - dodała jeszcze żeby mu dodać więcej sił przed rozmową z Castellanim. Wakacje były cudowne i cieszyła się ogromnie, że jej tata zaakceptował chłopaka, no teraz odkąd Marco pracował w Hogwarcie było gorzej, bo widział to co nie powinien a oni sami czuli się skrępowani mijając go na korytarzach.
- Spędzamy święta razem czy znowu osobno? - zapytała, bo było to ważne pytanie, w końcu nie mieli innego wyjścia i musieli potwierdzić informacje o zaręczynach zanim Prorok wlezie im do kibla. Musieli też powiedzieć, że ślubu nie będą od razu robić, ze sobie poczekają kilka latek i dopiero wtedy coś może wymyślą. Już w głowie słyszała te pytania "po co tak wcześnie, jesteście za młodzi, nie ustatkowani" i już była pewna, że będzie poruszony temat intercyzy, przecież te rodzinki chciały mieć zabezpieczenie, że w razie W jedna drugiej nie wyciągnie majątku. To będą trudne i ciężkie rozmowy.
- Powinni, może izolacja od tego wszystkiego trochę poprawi jej stan - mruknęła ze zmartwieniem w głosie, bo przykro jej było z tego powodu ale była też pod wrażeniem, że było bardzo ciężko to nadal się trzymała, ta mała cholera była niezwykle silna.
- Dlatego masz absolutny zakaz szlajania się po zakazanym lesie i innych dziwnych miejscach, nie mogę Cię stracić, głupku - jęknęła mocniej przytulając się do jego pleców, może nawet nieco za mocno.
- Już sobie to wyobrażam, bo pewnie chcieli Cię sprzedać dla mundrej Kryśki a wylądujesz z Suzką, która ma ojca skandalistę, nie tak to sobie wyobrażali - jęknęła nadal trzymając głowę opartą na jego plecach i jeszcze objęła go w pasie. Nadal nie była pewna co do tego czy państwo Vulkodlak ją akceptują, bo o lubieniu raczej nie było mowy, przy spotkaniach z nimi zawsze starała się być grzeczna żeby zrobić na nich jak najlepsze wrażenie, co może trochę wyglądało nienaturalnie, ale nie chciała mieć wojny żadnej ze swoimi przyszłymi teściami.
- Aż za bardzo! - powiedziała z kolejnym ciężkim westchnięciem - On czasem też jest nerwowy, jak ja, wiec wiesz, musisz to delikatnie załatwić, ale tata Cie lubi, naprawdę - dodała jeszcze żeby mu dodać więcej sił przed rozmową z Castellanim. Wakacje były cudowne i cieszyła się ogromnie, że jej tata zaakceptował chłopaka, no teraz odkąd Marco pracował w Hogwarcie było gorzej, bo widział to co nie powinien a oni sami czuli się skrępowani mijając go na korytarzach.
- Spędzamy święta razem czy znowu osobno? - zapytała, bo było to ważne pytanie, w końcu nie mieli innego wyjścia i musieli potwierdzić informacje o zaręczynach zanim Prorok wlezie im do kibla. Musieli też powiedzieć, że ślubu nie będą od razu robić, ze sobie poczekają kilka latek i dopiero wtedy coś może wymyślą. Już w głowie słyszała te pytania "po co tak wcześnie, jesteście za młodzi, nie ustatkowani" i już była pewna, że będzie poruszony temat intercyzy, przecież te rodzinki chciały mieć zabezpieczenie, że w razie W jedna drugiej nie wyciągnie majątku. To będą trudne i ciężkie rozmowy.
- Powinni, może izolacja od tego wszystkiego trochę poprawi jej stan - mruknęła ze zmartwieniem w głosie, bo przykro jej było z tego powodu ale była też pod wrażeniem, że było bardzo ciężko to nadal się trzymała, ta mała cholera była niezwykle silna.
- Dlatego masz absolutny zakaz szlajania się po zakazanym lesie i innych dziwnych miejscach, nie mogę Cię stracić, głupku - jęknęła mocniej przytulając się do jego pleców, może nawet nieco za mocno.
Re: Opuszczona klasa
Pff! Jasne, że będzie chciał sobie pomacać. Prędzej jednak ona będzie chciała, żeby pomacał. Mały z niej zboczeniec i tyle! Mały pod względem wzrostu- tylko i wyłącznie, bo tak naprawdę zboczeńcem była dość dużym jak na "pannę w jej wieku".
- Chcieli Greengrassów i ich błękitną krew z ogromnym skarbcem. Chcieli dobrze, no... Trudno. Nie zamierzam zrezygnować z Twojego grubego tyłka dla jakiejś Szkockiej wariatki. - powiedział cicho. Pomysł połączenia tych rodów na pewno nie zrodził się w głowie jego ojca, ale kogoś sporo mądrzejszego: dziadka. Dziadek niczym boss jakiejś mafii zawsze wiedział jak załatwiać sprawy i z jakich argumentów przy tym skorzystać. Miał ludzi od lewych interesów którzy zawsze pomagali mu uniknąć przeszkód i ludzi którzy znali kodeks karny lepiej niż zawartość swojej lodówki, gotowi manewrować między paragrafami tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. No może nie wszyscy. Żeby dziadek był zadowolony. Dziadek był górą. Głową rodziny. Jednostką decydującą. Więc raczej to z dziadkiem przyjdzie mu przeprowadzić rozmowę o życiu. Na szczęście młody Vulkodlak miał sensowne argumenty i całkiem dobry plan. Dziadek powinien się z tym zgodzić. Wtedy Michaił będzie mógł się wściekać do woli, ale nikt nie będzie brał go pod uwagę. Nie to co teraz. Gniew ojca nieco go paraliżował. Bardziej niż gniew dziadka. Może dlatego, że dziadkowa wściekłość nigdy go nie dotarła. Za to ojcowa niejednokrotnie.
- Delikatnie? A co z niego za perska księżniczka? - jedna z brwi powędrowała nieco wyżej, a on ostrożnie się wyprostował, żeby miała czas na zabranie głowy z jego pleców. Zaraz też ją objął i zrobił jej miejsce na swoich kolanach.
- Razem. - zadecydował sprzedając jej całusa w policzek. Przecież było powiedziane jasno, że jej szlaban na seks schodził z okazji różnych świąt. Miał przepuścić taką okazję i ukarać ich obydwoje? O nie! Bez względu na to jak bardzo się to spodoba czy nie spodoba jego rodzicom musiał z nią spędzić te święta.
- Sama jesteś głupkiem. - rzucił rozbawionym tonem sprzedając jej dłuższego całusa w usta, a potem przeniósł wzrok na jej notatki.
- Nie ogarnęłaś jeszcze?
- Chcieli Greengrassów i ich błękitną krew z ogromnym skarbcem. Chcieli dobrze, no... Trudno. Nie zamierzam zrezygnować z Twojego grubego tyłka dla jakiejś Szkockiej wariatki. - powiedział cicho. Pomysł połączenia tych rodów na pewno nie zrodził się w głowie jego ojca, ale kogoś sporo mądrzejszego: dziadka. Dziadek niczym boss jakiejś mafii zawsze wiedział jak załatwiać sprawy i z jakich argumentów przy tym skorzystać. Miał ludzi od lewych interesów którzy zawsze pomagali mu uniknąć przeszkód i ludzi którzy znali kodeks karny lepiej niż zawartość swojej lodówki, gotowi manewrować między paragrafami tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. No może nie wszyscy. Żeby dziadek był zadowolony. Dziadek był górą. Głową rodziny. Jednostką decydującą. Więc raczej to z dziadkiem przyjdzie mu przeprowadzić rozmowę o życiu. Na szczęście młody Vulkodlak miał sensowne argumenty i całkiem dobry plan. Dziadek powinien się z tym zgodzić. Wtedy Michaił będzie mógł się wściekać do woli, ale nikt nie będzie brał go pod uwagę. Nie to co teraz. Gniew ojca nieco go paraliżował. Bardziej niż gniew dziadka. Może dlatego, że dziadkowa wściekłość nigdy go nie dotarła. Za to ojcowa niejednokrotnie.
- Delikatnie? A co z niego za perska księżniczka? - jedna z brwi powędrowała nieco wyżej, a on ostrożnie się wyprostował, żeby miała czas na zabranie głowy z jego pleców. Zaraz też ją objął i zrobił jej miejsce na swoich kolanach.
- Razem. - zadecydował sprzedając jej całusa w policzek. Przecież było powiedziane jasno, że jej szlaban na seks schodził z okazji różnych świąt. Miał przepuścić taką okazję i ukarać ich obydwoje? O nie! Bez względu na to jak bardzo się to spodoba czy nie spodoba jego rodzicom musiał z nią spędzić te święta.
- Sama jesteś głupkiem. - rzucił rozbawionym tonem sprzedając jej dłuższego całusa w usta, a potem przeniósł wzrok na jej notatki.
- Nie ogarnęłaś jeszcze?
Re: Opuszczona klasa
Klasa została odkurzona i przygotowana na przybycie uczniów w nowym roku szkolnym.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Opuszczona klasa
Po owocnych zajęciach z transmutacji, po których była z siebie naprawdę dumna podrzuciła swojemu rudemu przystojniakowi mały kawałek pergaminu z wiadomością, że będzie czekała po lekcjach w jednej z klas. Dlaczego tutaj? Panna Hasting nie wpadła na lepszy pomysł, a szkoda było jej cennego czasu na rozmyślanie. Nie mieli zbyt dużo czasu dla siebie od rozpoczęcia roku- ich obowiązki, ambicja i obowiązkowość sprawiała, że widywali się sporadycznie. Ale dziś rzuciła wszystko i wszystkich, nawet prace domowe byleby spotkać się z prefektem naczelnym na osobności.
Z szerokim uśmiechem przemierzała korytarz, rzucając kiwnięcie głowy i uśmiech znajomym, których mijała. Plisowana spódniczka od mundurku sięgała ponad kolana, a na tle wpuszczonej w nią białej koszuli kołysał się krawat z barwami domu kruka. Na piersi zaś lśniła odznaka. Poprawiła torbę na ramieniu i drugą ręką ściągnęła gumkę z włosów, uwalniając burzę brązowych, wijących się włosów. Rozsypały się po plecach subtelnie, układając w charakterystyczny nieład. Promienny uśmiech wstąpił na jej opaloną twarzyczkę, gdy tylko znalazła się przed klasą, do której bez większego wahania weszła, zamykając za sobą drzwi. Zdjęła ciężką, wypchaną torebkę i odłożyła na jedną z ławek, przeciągając się z cichym jęknięciem zadowolenia.
Jej kroki roznosiły się echem po pustym pomieszczeniu, gdy wolno zmierzała w stronę okna. Szybkim ruchem dłoni otworzyła je i wpuściła nieco świeżego powietrza, czując na twarzy przyjemny, chłodny wiatr. Wrzesień się kończył, zbliżała się wolno biała zima. Aczkolwiek jej w żaden sposób to nie przeszkadzało, ba! Nawet była podekscytowana bo to będzie ich pierwsza wspólna zima, a tak wiele ciekawych rzeczy można było wtedy robić! I tak wiele zdjęć.. Już miała sporo, o kilku nawet nie wiedział, jednak dla niej były cennymi skarbami. Zagryzła dolną wargę i roześmiała się pod nosem do swoich myśli, czekając na gryfona. Oparła dłonie o parapet i wspięła się na palce, wychylając się nieco przez okno. Tym samym zimne powietrze wywołało na ciele gęsią skórkę i wprawiło wijące się kosmyki włosów w zalotny taniec, podobnie jak spódniczkę, materiał koszuli oraz krawat.
Z szerokim uśmiechem przemierzała korytarz, rzucając kiwnięcie głowy i uśmiech znajomym, których mijała. Plisowana spódniczka od mundurku sięgała ponad kolana, a na tle wpuszczonej w nią białej koszuli kołysał się krawat z barwami domu kruka. Na piersi zaś lśniła odznaka. Poprawiła torbę na ramieniu i drugą ręką ściągnęła gumkę z włosów, uwalniając burzę brązowych, wijących się włosów. Rozsypały się po plecach subtelnie, układając w charakterystyczny nieład. Promienny uśmiech wstąpił na jej opaloną twarzyczkę, gdy tylko znalazła się przed klasą, do której bez większego wahania weszła, zamykając za sobą drzwi. Zdjęła ciężką, wypchaną torebkę i odłożyła na jedną z ławek, przeciągając się z cichym jęknięciem zadowolenia.
Jej kroki roznosiły się echem po pustym pomieszczeniu, gdy wolno zmierzała w stronę okna. Szybkim ruchem dłoni otworzyła je i wpuściła nieco świeżego powietrza, czując na twarzy przyjemny, chłodny wiatr. Wrzesień się kończył, zbliżała się wolno biała zima. Aczkolwiek jej w żaden sposób to nie przeszkadzało, ba! Nawet była podekscytowana bo to będzie ich pierwsza wspólna zima, a tak wiele ciekawych rzeczy można było wtedy robić! I tak wiele zdjęć.. Już miała sporo, o kilku nawet nie wiedział, jednak dla niej były cennymi skarbami. Zagryzła dolną wargę i roześmiała się pod nosem do swoich myśli, czekając na gryfona. Oparła dłonie o parapet i wspięła się na palce, wychylając się nieco przez okno. Tym samym zimne powietrze wywołało na ciele gęsią skórkę i wprawiło wijące się kosmyki włosów w zalotny taniec, podobnie jak spódniczkę, materiał koszuli oraz krawat.
Re: Opuszczona klasa
Zajęcia z transmutacji nie przebiegły do końca po myśli Wilsona. Jak sobie przypomni całą salę uwalaną w błocie to od razu czuł niezadowolenie niebezpiecznie przemieniające się we wściekłość. Stracił to? Stracił swoją transmutacyjną zajebistość? Miał szczerą nadzieję, że nie, bo właśnie z tą zajebistością wiązał całą swoją przyszłość. Już widział siebie starającego się łamać trudne klątwy i ogólnie sporo ryzykującego, żeby potem skończyć jako najnudniejszy na świecie nauczyciel transmutacji. Dokładnie jak ten nowy nauczyciel. Właśnie tak pragnie pokierować swoją karierą zawodową. Nie może być inaczej. Miał już osobiście zostać po lekcji i dopytać się o dodatkowe zajęcia kiedy to do jego dłoni trafił mały kawałek pergaminu który sprawił, że cała twarz aż pojaśniała mu z radości. I ani myślał zostawać dłużej po zajęciach. Szybko wrzucał swoje przedmioty do przepastnej torby i już miał wybiec podskakując przy tym niczym radosna siedmiolatka która dostała sykla od wróżki zębuszki, kiedy uzmysłowił sobie, że i tak musi zostać, żeby dopilnować, żeby Ślizgoni nie odwinęli jakiegoś numeru. Dlatego został powoli wsuwając swoje krzesełko na miejsce, a minę miał dosyć kwaśną. Ledwie jednak wszyscy opuścili salę on z ciepłym uśmiechem pożegnał się z nauczycielem i pognał do pustej sali w której umówił się z panną Hasting. Przepychał się przez tłum z szerokim uśmiechem, aby na końcu korytarza zniknąć za drzwiami, które skrzętnie zamknął, a torbę odłożył na blat obok jej torby. Różdżkę wetknął do tylnej kieszeni spodni licząc na to, że nie wyrwie mu to połowy pośladka po czym podszedł do dziewczyny obejmując ją od tyłu ramionami.
- Widzę, że ćwiczyłaś transmutację - powiedział szeroko uśmiechnięty chowając zaraz twarz w jej gęstych włosach. Uwielbiał ją. Ba! Zakochał się w niej po uszy. I tak dawno nie trzymał jej w ramionach, że to aż smutne i przykre. Pocałował ją w czubek głowy podążając w międzyczasie za jej wzrokiem. Stąd pięknie było widać całe błonia na których ostatnio walczył z wychowankiem Durmstrangu i po którym nadal miał siniak na ramieniu. Ach, musi koniecznie nasmarować to śluzem gumochłona chociaż to zwyczajnie obrzydliwe.
- Widzę, że ćwiczyłaś transmutację - powiedział szeroko uśmiechnięty chowając zaraz twarz w jej gęstych włosach. Uwielbiał ją. Ba! Zakochał się w niej po uszy. I tak dawno nie trzymał jej w ramionach, że to aż smutne i przykre. Pocałował ją w czubek głowy podążając w międzyczasie za jej wzrokiem. Stąd pięknie było widać całe błonia na których ostatnio walczył z wychowankiem Durmstrangu i po którym nadal miał siniak na ramieniu. Ach, musi koniecznie nasmarować to śluzem gumochłona chociaż to zwyczajnie obrzydliwe.
Re: Opuszczona klasa
Czekanie strasznie się jej dłużyło, ale nie oszukujmy się- Shay wiedziała, że tak jest zawsze, gdy na coś bardzo się czeka. Identycznie było z prezentami gwiazdkowymi czy urodzinami. Takie proste, ludzkie i utrudniające życie, bowiem wskazówki zegara w okresie oczekiwania zdawały się cofać. Chłodne powietrze skutecznie zapobiegało jednak znudzeniu, a oczy z zaciekawieniem obserwowały życie za oknem.
I wtedy właśnie usłyszała skrzypnięcie, cichy stukot i odgłos odkładanego przedmiotu. Uśmiechnęła się gdy dłonie chłopaka objęły ją szczelnie, a jego ciało znalazło się tuż za nią. Mimowolnie oparła się nieco o niego, przytulając tym samym. Zostawiła w spokoju paskudny parapet i chwyciła palcami jego ręce, które tkwiły sobie w najlepsze jej ciele.
- Może troszkę.. Chociaż nie pogardziłabym dodatkowymi korepetycjami od pewnego chłopaka, który przypadkiem zdobył tytuł ucznia roku. I jeszcze zaklęcia! Eliksiry! I hmm.. OPCM! - odparła poważnym głosem, w którym dało się wyczuć aluzje. Zerknęła na niego z dołu kątem oka, ukazując szereg białych zębów w pełnym nadziei uśmiechu. A może się zgodzi i będzie miała idealny pretekst do tego, aby spędzać z nim więcej czasu.
Dziewczyna odwróciła się stojąc nadal w tym samym miejscu i tym samym oparła się plecami o parapet. Objęła go mocno, marszcząc nieco nos i brwi.
- A tak poważnie to nie tak powinieneś się witać ze swoją dziewczyną, która grzecznie nadrabiała zaległości, uczyła się i tęskniła za swoim mężczyzną. - prychnęła cicho, udając wielką obrazę. Po chwili jednak spojrzenie jej czekoladowo złotych oczu znów nabrało czułości, a Shay wspięła się na palce i obdarzyła jego usta delikatnym, aczkolwiek bardzo namiętnym pocałunkiem. I nie trwał on sekundę, a kilka dłuższych!
- Masz mi wiele do opowiedzenia, wiesz?- zaczęła, odsuwając swoje usta od jego, aby sprzedać mu jeszcze buziaka w nosek. Następnie opadła na pełne stopy i grzecznie, niewinnie uśmiechnęła, nadal trzymając dłonie na jego talii. - Jak podoba Ci się posada, szefie? Radzisz sobie z tymi wszystkimi obowiązkami? Wyglądasz na zmęczonego Charlie.
Dodała z powagą i troską w głosie, przekręcając głowę nieco w prawo. To była właśnie część ich związku, którą ceniła niezwykle mocno. Był nie tylko jej partnerem, ale również przyjacielem i osobą, z którą mogła zwyczajnie porozmawiać o wszystkim i o niczym, a nie tylko migdalić się w korytarzu. Oczywiście to drugie też bardzo lubiła, ale na samych pieszczotach dobra relacja nie powstanie. Dobrze wiedział, że zawsze może liczyć na jej pomoc i nie musi wszystkiego robić sam.
- Swoją drogą- tłoczno w szkole, odkąd przyjechali z innych szkół. Bardzo dużo dziewcząt z Francji znam osobiście, chociaż nigdy nie zacieśniałyśmy swoich więzi. Chociaż nasi Norwegowie są trochę.. hm, specyficzni. - westchnęła cicho z rozbawieniem, przypominając sobie te dumę w oczach i wyższość, którą mieli. Na swój sposób było to interesujące- zwłaszcza, że mieli ciekawą kulturę z rodzinnych stron. W większości jednak wydali się jej bardzo zadufani w sobie, chociaż nie powinna oceniać książki po okładce. Niemniej jednak wraz z pojawieniem się znajomych, błękitnych szat Beauxbatons wstąpiło w panienkę Hasting odrobinę melancholii. Chociaż w ogóle nie tęskniła za murami tamtej szkoły, bo w tej miała wszystko, czego tylko potrzebowała do szczęścia. A przede wszystkim wspaniałych przyjaciół i jego. Uśmiechnęła się pod nosem, unosząc jedną dłoń i od tak głaszcząc go po policzku. Z całego tłumu umięśnionych, aż nazbyt męskich Norwegów ona i tak wybrałaby tego gryfona. Miał w sobie coś cholernie wyjątkowego.
- Zdajesz sobie sprawę, że zbliża się zima- nasza pierwsza, wspólna zima? I nie ominie Cię sesja zdjęciowa na śniegu, prawda Charlie?
I wtedy właśnie usłyszała skrzypnięcie, cichy stukot i odgłos odkładanego przedmiotu. Uśmiechnęła się gdy dłonie chłopaka objęły ją szczelnie, a jego ciało znalazło się tuż za nią. Mimowolnie oparła się nieco o niego, przytulając tym samym. Zostawiła w spokoju paskudny parapet i chwyciła palcami jego ręce, które tkwiły sobie w najlepsze jej ciele.
- Może troszkę.. Chociaż nie pogardziłabym dodatkowymi korepetycjami od pewnego chłopaka, który przypadkiem zdobył tytuł ucznia roku. I jeszcze zaklęcia! Eliksiry! I hmm.. OPCM! - odparła poważnym głosem, w którym dało się wyczuć aluzje. Zerknęła na niego z dołu kątem oka, ukazując szereg białych zębów w pełnym nadziei uśmiechu. A może się zgodzi i będzie miała idealny pretekst do tego, aby spędzać z nim więcej czasu.
Dziewczyna odwróciła się stojąc nadal w tym samym miejscu i tym samym oparła się plecami o parapet. Objęła go mocno, marszcząc nieco nos i brwi.
- A tak poważnie to nie tak powinieneś się witać ze swoją dziewczyną, która grzecznie nadrabiała zaległości, uczyła się i tęskniła za swoim mężczyzną. - prychnęła cicho, udając wielką obrazę. Po chwili jednak spojrzenie jej czekoladowo złotych oczu znów nabrało czułości, a Shay wspięła się na palce i obdarzyła jego usta delikatnym, aczkolwiek bardzo namiętnym pocałunkiem. I nie trwał on sekundę, a kilka dłuższych!
- Masz mi wiele do opowiedzenia, wiesz?- zaczęła, odsuwając swoje usta od jego, aby sprzedać mu jeszcze buziaka w nosek. Następnie opadła na pełne stopy i grzecznie, niewinnie uśmiechnęła, nadal trzymając dłonie na jego talii. - Jak podoba Ci się posada, szefie? Radzisz sobie z tymi wszystkimi obowiązkami? Wyglądasz na zmęczonego Charlie.
Dodała z powagą i troską w głosie, przekręcając głowę nieco w prawo. To była właśnie część ich związku, którą ceniła niezwykle mocno. Był nie tylko jej partnerem, ale również przyjacielem i osobą, z którą mogła zwyczajnie porozmawiać o wszystkim i o niczym, a nie tylko migdalić się w korytarzu. Oczywiście to drugie też bardzo lubiła, ale na samych pieszczotach dobra relacja nie powstanie. Dobrze wiedział, że zawsze może liczyć na jej pomoc i nie musi wszystkiego robić sam.
- Swoją drogą- tłoczno w szkole, odkąd przyjechali z innych szkół. Bardzo dużo dziewcząt z Francji znam osobiście, chociaż nigdy nie zacieśniałyśmy swoich więzi. Chociaż nasi Norwegowie są trochę.. hm, specyficzni. - westchnęła cicho z rozbawieniem, przypominając sobie te dumę w oczach i wyższość, którą mieli. Na swój sposób było to interesujące- zwłaszcza, że mieli ciekawą kulturę z rodzinnych stron. W większości jednak wydali się jej bardzo zadufani w sobie, chociaż nie powinna oceniać książki po okładce. Niemniej jednak wraz z pojawieniem się znajomych, błękitnych szat Beauxbatons wstąpiło w panienkę Hasting odrobinę melancholii. Chociaż w ogóle nie tęskniła za murami tamtej szkoły, bo w tej miała wszystko, czego tylko potrzebowała do szczęścia. A przede wszystkim wspaniałych przyjaciół i jego. Uśmiechnęła się pod nosem, unosząc jedną dłoń i od tak głaszcząc go po policzku. Z całego tłumu umięśnionych, aż nazbyt męskich Norwegów ona i tak wybrałaby tego gryfona. Miał w sobie coś cholernie wyjątkowego.
- Zdajesz sobie sprawę, że zbliża się zima- nasza pierwsza, wspólna zima? I nie ominie Cię sesja zdjęciowa na śniegu, prawda Charlie?
Re: Opuszczona klasa
Nie pogardziłaby dodatkowymi zajęciami? Och, on chętnie jej te zajęcia zaoferuje jeśli tylko znajdzie na nie czas. Zmarszczył z niezadowoleniem czoło korzystając z tego, że dziewczę stoi odwrócone do niego tyłem. Nie miał czasu. Cóż za okrutne i bezduszne sformowanie w ustach prawie siedemnastolatka! Jednak nie ukrywajmy- nie miał czasu. Najzwyczajniej w świecie go nie miał i ta myśl najboleśniej kąsała w chwili kiedy musi odmówić jedynej osobie której czasu miał nigdy nie skąpić. Przynajmniej nie powinien jej tego czasu skąpić. Nie dość, że nie powinien to jeszcze musiał. Jeśli naprawdę zacznie z nią "korepetycje" to straci czas na rozwijanie sprawności fizycznej, patrole i swoje prace pisemne które z pewnością niebawem się pojawią i Wilson poświęci właśnie im swoją uwagę. O ile przyjemniej byłoby tą uwagę poświęcić ciemnowłosej Krukonce której drobne ciało opierało się właśnie o jego klatkę piersiową. Westchnął cicho chcąc przedłużyć swój czas na odpowiedź. Gra na czas, a jednak tego czasu nie ma. Czyż to nie ironia losu? Zaraz jednak obiecał sobie, że nie będzie żydzić.
- Myślę, że to ty możesz mnie uczyć eliksirów, księżniczko - zauważył spokojnym tonem nieśmiało się uśmiechając kiedy obróciła się w jego stronę. Nie od dziś było wiadomo, że jest nogą z tego przedmiotu. I to taką stołową nogą. Każdy który widział eksplozję kociołka w wykonaniu Charlesa nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Patrząc w jej piękne złoto-czekoladowe tęczówki wpadł na wyśmienity pomysł który sprawi, że będą mieć czas dla siebie nie tracąc go na naukę.
- Będziemy się uczyć razem - obiecał, chociaż to wielką filozofią nie było. Można mu jednak nieco wybaczyć ten brak życiowości, bo przecież on gwałci swój mózg transmutacją dla zaawansowanych, zaklęciami dla wybitnych i runami. Kwestie życia codziennego były dla niego zbyt prozaiczne, aby łatwo się w nich odnaleźć. I właśnie tutaj miał Shay, która w tym względzie doskonale go uzupełniała razem ze swoim talentem kulinarnym. Jeśli zamieszkają razem na studiach to może Wilson nie skończy jako konsument psiej karmy. Gdy przywarła do niego swoimi miękkimi wargami bez zastanowienia odpowiedział jej tym samym pochylając się nieco i składając dłonie na jej biodrach. Lubił ją całować i gdyby nie był prefektem w zasadzie robiłby to wszędzie gdzie to możliwe i kiedy to możliwe, aż szybko spierzchły by mu wargi. Byli jednak prefektami, a prefektom nie wypada. Dlatego też byli tutaj, przy otwartym na oścież oknie z którego ciągnęło zimne powietrze podrywając w lekkim wiaterku kurz leżący na starych ławkach. Pedantyzm Rudego jednak nie wziął się do roboty walcząc o tytuł Perfekcyjnej Pani Domu, bo cały Rudy był zbyt pochłonięty Shay. Z czułością odgarnął jej grzywkę z czoła słuchając jej pytań, a zaraz też schylił się opierając swoje czoło o jej czoło. Z bliska patrzył jej w oczy pozornie ignorując zadane pytania. Znów grał na czas. Tym razem jednak zbytecznie.
- Nie radzę sobie. Jestem beznadziejny. Nie mam czasu. Nawet dla Ciebie nie miałem czasu. Dużo ćwiczę, fizycznie ćwiczę, dlatego jestem zmęczony. I strasznie zły, że nie mogę robić tego na co mam ochotę - przyznał w końcu tak cichutko, żeby trafiło tylko i wyłącznie do jej oczu. Ledwie poczuł jej lekkie drżenie z zimna odsunął się od okna nie wypuszczając jej z rąk i wyciągnął swoją różdżkę. Mamrocząc zaklęcie pod nosem sprawił, że okno się zamknęło, a on z niezadowoleniem wepchał sobie znów magiczny patyczek do tylnej kieszeni spodni znów ryzykując utratę pośladka. Och, mała strata krótki żal!
- Widzisz? Nawet nie opanowałem niewerbalnych. Jestem beznadziejny - to nie była sztuczna skromność. Jego to naprawdę martwiło. Martwiło go, że nie potrafi opanować tak przydatnej rzeczy do pojedynków. A przecież chciał być w tym dobry! Ciężko jest korzystać z elementu zaskoczenia jeśli mamrocze się każdą formułkę pod nosem.
- To nie Norwegowie, to Szwedzi. Znam jednego. Jest fajny. Razem... eeee... walczymy - przyznał na chwilę zastanawiając się czy powinien wspominać o tym co razem robią. Raczej wątpił, żeby spodobał się jej fakt, że pod dwoma warstwami materiału Szkot skrywa sińce i inne obicia zdobyte w dość wyrównanym pojedynku. Słysząc jej optymizm dotyczący zimy mimowolnie się zaśmiał odchylając głowę do tyłu.
- A może jednak mnie ominie? - widać było, że się z nią droczy, a mogła już być tego pewna kiedy pochylił się, aby znów opuścić swoje wargi na jej kształtne usta.
- Myślę, że to ty możesz mnie uczyć eliksirów, księżniczko - zauważył spokojnym tonem nieśmiało się uśmiechając kiedy obróciła się w jego stronę. Nie od dziś było wiadomo, że jest nogą z tego przedmiotu. I to taką stołową nogą. Każdy który widział eksplozję kociołka w wykonaniu Charlesa nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Patrząc w jej piękne złoto-czekoladowe tęczówki wpadł na wyśmienity pomysł który sprawi, że będą mieć czas dla siebie nie tracąc go na naukę.
- Będziemy się uczyć razem - obiecał, chociaż to wielką filozofią nie było. Można mu jednak nieco wybaczyć ten brak życiowości, bo przecież on gwałci swój mózg transmutacją dla zaawansowanych, zaklęciami dla wybitnych i runami. Kwestie życia codziennego były dla niego zbyt prozaiczne, aby łatwo się w nich odnaleźć. I właśnie tutaj miał Shay, która w tym względzie doskonale go uzupełniała razem ze swoim talentem kulinarnym. Jeśli zamieszkają razem na studiach to może Wilson nie skończy jako konsument psiej karmy. Gdy przywarła do niego swoimi miękkimi wargami bez zastanowienia odpowiedział jej tym samym pochylając się nieco i składając dłonie na jej biodrach. Lubił ją całować i gdyby nie był prefektem w zasadzie robiłby to wszędzie gdzie to możliwe i kiedy to możliwe, aż szybko spierzchły by mu wargi. Byli jednak prefektami, a prefektom nie wypada. Dlatego też byli tutaj, przy otwartym na oścież oknie z którego ciągnęło zimne powietrze podrywając w lekkim wiaterku kurz leżący na starych ławkach. Pedantyzm Rudego jednak nie wziął się do roboty walcząc o tytuł Perfekcyjnej Pani Domu, bo cały Rudy był zbyt pochłonięty Shay. Z czułością odgarnął jej grzywkę z czoła słuchając jej pytań, a zaraz też schylił się opierając swoje czoło o jej czoło. Z bliska patrzył jej w oczy pozornie ignorując zadane pytania. Znów grał na czas. Tym razem jednak zbytecznie.
- Nie radzę sobie. Jestem beznadziejny. Nie mam czasu. Nawet dla Ciebie nie miałem czasu. Dużo ćwiczę, fizycznie ćwiczę, dlatego jestem zmęczony. I strasznie zły, że nie mogę robić tego na co mam ochotę - przyznał w końcu tak cichutko, żeby trafiło tylko i wyłącznie do jej oczu. Ledwie poczuł jej lekkie drżenie z zimna odsunął się od okna nie wypuszczając jej z rąk i wyciągnął swoją różdżkę. Mamrocząc zaklęcie pod nosem sprawił, że okno się zamknęło, a on z niezadowoleniem wepchał sobie znów magiczny patyczek do tylnej kieszeni spodni znów ryzykując utratę pośladka. Och, mała strata krótki żal!
- Widzisz? Nawet nie opanowałem niewerbalnych. Jestem beznadziejny - to nie była sztuczna skromność. Jego to naprawdę martwiło. Martwiło go, że nie potrafi opanować tak przydatnej rzeczy do pojedynków. A przecież chciał być w tym dobry! Ciężko jest korzystać z elementu zaskoczenia jeśli mamrocze się każdą formułkę pod nosem.
- To nie Norwegowie, to Szwedzi. Znam jednego. Jest fajny. Razem... eeee... walczymy - przyznał na chwilę zastanawiając się czy powinien wspominać o tym co razem robią. Raczej wątpił, żeby spodobał się jej fakt, że pod dwoma warstwami materiału Szkot skrywa sińce i inne obicia zdobyte w dość wyrównanym pojedynku. Słysząc jej optymizm dotyczący zimy mimowolnie się zaśmiał odchylając głowę do tyłu.
- A może jednak mnie ominie? - widać było, że się z nią droczy, a mogła już być tego pewna kiedy pochylił się, aby znów opuścić swoje wargi na jej kształtne usta.
Re: Opuszczona klasa
Nie miała mu za złe tego, że nie miał czasu. Jak mogłaby? Znała jego ambicje i charakter. Był osobą bardzo konsekwentną i obowiązkową nawet jeśli kosztem swoich własnych przyjemności. Awansował na bardzo odpowiedzialne stanowisko, a dodatkowo po zyskaniu tytułu ucznia roku z pewnością nauczyciele wiele od niego oczekiwali. Gdyby nie osiągnął tego wszystko ciężką pracą i wyrzeczeniami miałaby pretensje. Ale tak? Zwyczajnie nie mogła. Podziwiała go za to jaki był i uwielbiała porządny charakter gryfona, któremu ufała bezgranicznie. Wzmianka o eliksirach rozbawiła ją i sprawiła, że melodyjny śmiech uwolnił się spomiędzy warg.
- No tak, faktycznie zapomniałam o Twojej słabości i wyjątkowym zamiłowaniu do tego przedmiotu. Ale to dobrze mój drogi książę! Gdybyś ze wszystkiego był prymusem podejrzewaliby, że jesteś kosmitą. - zauważyła z udawaną powagą, powstrzymując się od śmiechu. Wyobrażenie rudzielca w niebieskiej skórze i z trzema palcami, które zakończone były kuleczkami.. Po krótkiej salwie śmiechu jednak odzyskała powagę i kiwnęła głową, cała zadowolona.
- Podoba mi się pomysł wspólnej nauki. Zaklęcia za Eliksiry, idziesz na to?
Shay zdała sobie sprawę, że mimo ograniczeń czasowych to ich związek dalej rozkwitał. Może to przez te subtelne różnice charakterów? A może podobieństwa i wspólny cel? Byli jej skromnym zdaniem najfajniejszą i najbardziej odpowiedzialną parą w całej szkole. A do tego obydwoje prefekci! Tak, była z tego bardzo dumna i każdy kto ją znał wiedział, jak bardzo cieszyła się z każdego sukcesu zielonookiego. Zamruczała cała zadowolona z ich buziaka, zaciskając palce na koszulce chłopaka.
- Jezu, coś Ty ze mną zrobił, panie Wilson? Zdecydowanie zostałeś moją osobistą używką. - westchnęła cicho, nieco rozmarzonym głosem. Była tak bardzo w nim zakochana i jednocześnie był jej rywalem. Ekscytująca mieszanka. Shay jednak nie należała do dziewcząt, które z takiego powodu rzucają się na partnera jak niewyżyty seksualnie królik i zadowalała się małymi pieszczotami. Przynajmniej teraz.
Mina jednak jej nieco posmutniała. Westchnęła cicho, słuchając słów rudego. Czyli jednak miała racje! Wcale jej to nie cieszyło. Nie spuszczała z niego wzroku, ciesząc się bliskością mimo zmartwienia, który ogarnął jej umysł.
- Hej, hej.. Co Ty? Nie jesteś beznadziejny, nawet tak nie mów! Jesteś największym skarbem tej szkoły i jestem z Ciebie cholernie dumna. Tyle osiągnąłeś, ciężka praca nie poszła na marne..- zaczęła z powagą, chociaż jej zwykle pełen energii głos zamienił się w szept.- Wiesz o tym, że nie można na laurach spocząć skarbie. A ja sobie to wynagrodzę i jeszcze nadrobimy wszystko, mamy dużo czasu! Poza tym jak będziesz przemęczony to się źle odbije na Twoim zdrowiu, nauce i obowiązkach, a wiem, że tego byś nie zniósł.
Zakończyła z lekkim uśmiechem. Naprawdę nie była zła za brak czasu. Dreszcz przebiegł po jej opalonym i smukłym ciele, a Charlie niemal natychmiast zareagował. Rozczuliło ją to. Zawsze czuła się przy nim bezpieczna i sprawiał wrażenie bohatera, który zwalczał każde niebezpieczeństwo. Jednak fakt, że schował tak różdżkę wcale się jej nie podobał. Tak więc bezczelnie sięgnęła do jego kieszeni i wyjęła ją, odkładając na bok. Wzruszyła ramionami.
- I co z tego? Ja też nie opanowałam ich. Rok się dopiero zaczął, nauczymy się ich razem. Nie dołuj się tak tym. - zaczęła z delikatnym uśmiechem, łapiąc go za ręce. Splotła ich palce ze sobą, wyciągając go na środek sali, a następnie przyciągając do siebie i jak gdyby nigdy nic całując. Od tak. Z pełnią uczucia, szacunku i wiary w to, że zmartwienia i problemy odejdą.
- Cokolwiek by się nie działo, zawsze masz mnie, jasne? Pouczymy się razem Charlie. - szepnęła cicho, przysuwając usta do jego ucha zaraz po tym, gdy zostawiła Wilsonowe wargi w spokoju. Przytuliła go mocno, zamykając oczy.
- Każdą słabość można pokonać i zamienić w siłę. Ludzie, którzy wcale ich nie mają nie są w stanie niczego poprawnie się nauczyć. Walczycie? Tylko błagam, uważaj na siebie... Niech będzie, że to Szwedzi. Ale bardziej pasują do wikingów!- odparła z rozbawieniem w głosie. Skoro tego potrzebuje, nie będzie mu zabraniała. Przynajmniej dopóki zbyt się nie uszkodzi.
- Oczywiście, że Cię nie.. - i tutaj nie było dane jej skończyć, bowiem usta Charliego znów przywarły do jej własnych. Co za kochany głupek!
- No tak, faktycznie zapomniałam o Twojej słabości i wyjątkowym zamiłowaniu do tego przedmiotu. Ale to dobrze mój drogi książę! Gdybyś ze wszystkiego był prymusem podejrzewaliby, że jesteś kosmitą. - zauważyła z udawaną powagą, powstrzymując się od śmiechu. Wyobrażenie rudzielca w niebieskiej skórze i z trzema palcami, które zakończone były kuleczkami.. Po krótkiej salwie śmiechu jednak odzyskała powagę i kiwnęła głową, cała zadowolona.
- Podoba mi się pomysł wspólnej nauki. Zaklęcia za Eliksiry, idziesz na to?
Shay zdała sobie sprawę, że mimo ograniczeń czasowych to ich związek dalej rozkwitał. Może to przez te subtelne różnice charakterów? A może podobieństwa i wspólny cel? Byli jej skromnym zdaniem najfajniejszą i najbardziej odpowiedzialną parą w całej szkole. A do tego obydwoje prefekci! Tak, była z tego bardzo dumna i każdy kto ją znał wiedział, jak bardzo cieszyła się z każdego sukcesu zielonookiego. Zamruczała cała zadowolona z ich buziaka, zaciskając palce na koszulce chłopaka.
- Jezu, coś Ty ze mną zrobił, panie Wilson? Zdecydowanie zostałeś moją osobistą używką. - westchnęła cicho, nieco rozmarzonym głosem. Była tak bardzo w nim zakochana i jednocześnie był jej rywalem. Ekscytująca mieszanka. Shay jednak nie należała do dziewcząt, które z takiego powodu rzucają się na partnera jak niewyżyty seksualnie królik i zadowalała się małymi pieszczotami. Przynajmniej teraz.
Mina jednak jej nieco posmutniała. Westchnęła cicho, słuchając słów rudego. Czyli jednak miała racje! Wcale jej to nie cieszyło. Nie spuszczała z niego wzroku, ciesząc się bliskością mimo zmartwienia, który ogarnął jej umysł.
- Hej, hej.. Co Ty? Nie jesteś beznadziejny, nawet tak nie mów! Jesteś największym skarbem tej szkoły i jestem z Ciebie cholernie dumna. Tyle osiągnąłeś, ciężka praca nie poszła na marne..- zaczęła z powagą, chociaż jej zwykle pełen energii głos zamienił się w szept.- Wiesz o tym, że nie można na laurach spocząć skarbie. A ja sobie to wynagrodzę i jeszcze nadrobimy wszystko, mamy dużo czasu! Poza tym jak będziesz przemęczony to się źle odbije na Twoim zdrowiu, nauce i obowiązkach, a wiem, że tego byś nie zniósł.
Zakończyła z lekkim uśmiechem. Naprawdę nie była zła za brak czasu. Dreszcz przebiegł po jej opalonym i smukłym ciele, a Charlie niemal natychmiast zareagował. Rozczuliło ją to. Zawsze czuła się przy nim bezpieczna i sprawiał wrażenie bohatera, który zwalczał każde niebezpieczeństwo. Jednak fakt, że schował tak różdżkę wcale się jej nie podobał. Tak więc bezczelnie sięgnęła do jego kieszeni i wyjęła ją, odkładając na bok. Wzruszyła ramionami.
- I co z tego? Ja też nie opanowałam ich. Rok się dopiero zaczął, nauczymy się ich razem. Nie dołuj się tak tym. - zaczęła z delikatnym uśmiechem, łapiąc go za ręce. Splotła ich palce ze sobą, wyciągając go na środek sali, a następnie przyciągając do siebie i jak gdyby nigdy nic całując. Od tak. Z pełnią uczucia, szacunku i wiary w to, że zmartwienia i problemy odejdą.
- Cokolwiek by się nie działo, zawsze masz mnie, jasne? Pouczymy się razem Charlie. - szepnęła cicho, przysuwając usta do jego ucha zaraz po tym, gdy zostawiła Wilsonowe wargi w spokoju. Przytuliła go mocno, zamykając oczy.
- Każdą słabość można pokonać i zamienić w siłę. Ludzie, którzy wcale ich nie mają nie są w stanie niczego poprawnie się nauczyć. Walczycie? Tylko błagam, uważaj na siebie... Niech będzie, że to Szwedzi. Ale bardziej pasują do wikingów!- odparła z rozbawieniem w głosie. Skoro tego potrzebuje, nie będzie mu zabraniała. Przynajmniej dopóki zbyt się nie uszkodzi.
- Oczywiście, że Cię nie.. - i tutaj nie było dane jej skończyć, bowiem usta Charliego znów przywarły do jej własnych. Co za kochany głupek!
Re: Opuszczona klasa
Wyjątkowy brak zamiłowania do eliksirów z pewnością nie był cechą dziedziczną Wilsonów. Jego rodzice byli alchemikami, jego siostra była wybitną alchemiczką, jego wuj był wybitnym alchemikiem, a on kompletnie nie miał do tego serca i umiejętności. Teorię zapamiętywał w ułamku sekundy, ale nic z tej teorii nie rozumiał i nie potrafił wprowadzić jej w praktykę. Dopóki nauczyciele dopuszczali odpowiedzi ustne i pisemne zamiast umiejętności praktycznych dopóty Wilson na eliksiry chętnie chodził. Teraz już unikał tego przedmiotu i choć kiedyś ambitnie sobie powtarzał, że będzie zdawał eliksiry na owutemach tak teraz musiał pogodzić się z rzeczywistością. Nigdy nie będzie w tym dobry.
- Nie jestem kosmitą. Zaklęcia za ONMS - odważył się targować przechylając nieco głowę. Kolejny przedmiot którego dla własnego zdrowia fizycznego powinien omijać szerokim łukiem. Zwierzęta go nie znosiły. Jakby doskonale wiedziały, że rudym się nie ufa. A może wiedziały? Charlie jednak nie był klasycznym rudasem, bo rudość nie obejmowała jego charakteru. Wredny był tylko dla Anthony'ego i tylko dlatego, że uważał to za słuszne. Jego zdaniem brat zasłużył sobie na każdą cielesną i fizyczną złośliwość losu. I pewnie nic długo tego zdania nie zmieni. Dla niego Tony był skreślony w chwili w której pobił go tak, że musiał zaprezentować swoje ulubione gacie od piżamy na izbie przyjęć w Mungu. Od tej pory równie dobrze mógł nie mieć brata. Obserwując swoimi wielkimi szmaragdowymi tęczówkami śmiejącą się Shay uśmiechnął się promiennie. Lubił słuchać jej śmiechu. Mógłby go nagrać na stary winyl i puszczać w kółko i w kółko jak ulubioną melodię. Znów z czułością odgarnął jej niesforną grzywkę. Słuchał jej kojącego szeptu zamykając przy tym powieki. Miała rację, jak zwykle miała rację. Jej mądrość i dobroć jak zwykle ujęły go za serduszko, a on uśmiechnął się delikatnie.
- Boję się, że przez brak czasu mogę zniszczyć to co mamy - przyznał cichutko otwierając oczy i przyglądając się jej tęczówkom z bliska. Och, uwielbiał jak złoto mieszało się z płynną czekoladą. Uwielbiał to jeszcze bardziej widząc delikatne dołeczki w jej policzkach kiedy się uśmiechała. Musnął kciukami te dołeczki w chwili kiedy wyciągała różdżkę z jego kieszeni. Dźwięk odkładanego drewna upewnił go jedynie w tym, że nie zginie z własnej różdżki. Dał się jej wyciągnąć na środek sali słuchając jej słów, a potem z radością przylgnął do jej warg na dłuższą chwilę.
- Jasne, że się nauczymy - wykazał się już entuzjazmem szeroko się uśmiechając i obejmując ją w pasie. Och, zdecydowanie ją uwielbiał. Więcej niż uwielbiał! Stracił dla niej bez reszty głowę.
- Walczymy. Ja mam miecz, on ma trójząb. Ja mam dwa siniaki, a on jeden - wygiął usta w podkówkę w udawanym bólu, chociaż tak naprawdę już tak bardzo nie bolało. Ale śluz wetrzeć w to chyba trzeba. Z uczuciem wpijał się w jej wargi raz za razem, aż poczuł, że czas skończyć. Jego spodnie jakoś niebezpiecznie się skurczyły, a on przypomniał sobie, że jest zwykłym rudym nastolatkiem w którym buzują niezbyt pożądane przez niego hormony.
- Ominie mnie to, zdecydowanie mnie to ominie - wiadomo było, że się z nią przekomarzał.
- Widziałaś się ostatnio z Christine? - zapytał marszcząc przy tym z troską swoje czoło.
- Nie jestem kosmitą. Zaklęcia za ONMS - odważył się targować przechylając nieco głowę. Kolejny przedmiot którego dla własnego zdrowia fizycznego powinien omijać szerokim łukiem. Zwierzęta go nie znosiły. Jakby doskonale wiedziały, że rudym się nie ufa. A może wiedziały? Charlie jednak nie był klasycznym rudasem, bo rudość nie obejmowała jego charakteru. Wredny był tylko dla Anthony'ego i tylko dlatego, że uważał to za słuszne. Jego zdaniem brat zasłużył sobie na każdą cielesną i fizyczną złośliwość losu. I pewnie nic długo tego zdania nie zmieni. Dla niego Tony był skreślony w chwili w której pobił go tak, że musiał zaprezentować swoje ulubione gacie od piżamy na izbie przyjęć w Mungu. Od tej pory równie dobrze mógł nie mieć brata. Obserwując swoimi wielkimi szmaragdowymi tęczówkami śmiejącą się Shay uśmiechnął się promiennie. Lubił słuchać jej śmiechu. Mógłby go nagrać na stary winyl i puszczać w kółko i w kółko jak ulubioną melodię. Znów z czułością odgarnął jej niesforną grzywkę. Słuchał jej kojącego szeptu zamykając przy tym powieki. Miała rację, jak zwykle miała rację. Jej mądrość i dobroć jak zwykle ujęły go za serduszko, a on uśmiechnął się delikatnie.
- Boję się, że przez brak czasu mogę zniszczyć to co mamy - przyznał cichutko otwierając oczy i przyglądając się jej tęczówkom z bliska. Och, uwielbiał jak złoto mieszało się z płynną czekoladą. Uwielbiał to jeszcze bardziej widząc delikatne dołeczki w jej policzkach kiedy się uśmiechała. Musnął kciukami te dołeczki w chwili kiedy wyciągała różdżkę z jego kieszeni. Dźwięk odkładanego drewna upewnił go jedynie w tym, że nie zginie z własnej różdżki. Dał się jej wyciągnąć na środek sali słuchając jej słów, a potem z radością przylgnął do jej warg na dłuższą chwilę.
- Jasne, że się nauczymy - wykazał się już entuzjazmem szeroko się uśmiechając i obejmując ją w pasie. Och, zdecydowanie ją uwielbiał. Więcej niż uwielbiał! Stracił dla niej bez reszty głowę.
- Walczymy. Ja mam miecz, on ma trójząb. Ja mam dwa siniaki, a on jeden - wygiął usta w podkówkę w udawanym bólu, chociaż tak naprawdę już tak bardzo nie bolało. Ale śluz wetrzeć w to chyba trzeba. Z uczuciem wpijał się w jej wargi raz za razem, aż poczuł, że czas skończyć. Jego spodnie jakoś niebezpiecznie się skurczyły, a on przypomniał sobie, że jest zwykłym rudym nastolatkiem w którym buzują niezbyt pożądane przez niego hormony.
- Ominie mnie to, zdecydowanie mnie to ominie - wiadomo było, że się z nią przekomarzał.
- Widziałaś się ostatnio z Christine? - zapytał marszcząc przy tym z troską swoje czoło.
Re: Opuszczona klasa
Zawsze dziwił ją fakt, że rudzielec był dobry ze wszystkiego poza subtelną sztuką alchemii. Chociaż ona sama eliksiry polubiła dopiero w Hogwarcie to nadal wydawały się jej mniejszym złem niż zielarstwo albo historia magii. No i fakt, że jego siostra była naprawdę dobrą uczennicą z tego przedmiotu! Ale cóż, widocznie tak już rozdzielają się geny- jej młodsza siostra nienawidziła wręcz najpopularniejszego sportu magicznego, a zielarstwo ją interesowało. Niemniej jednak Shay wróciła do rzeczywistości, patrząc na swojego chłopaka z niedowierzaniem. Zaśmiała się cicho, kiwając przy tym głową.
- Powiedz mi jak Ty nauczyłeś się tak targować? Poza tym z ONMS jestem przeciętna, ale skoro chcesz.. Stoi! - wyciągnęła do niego pewnym gestem rękę zupełnie, jakby była to śmiertelnie ważna umowa.
Ona lubiła zwierzęta, a nawet pokusiłaby się o stwierdzenie, że im też nie przeszkadza jej towarzystwo. Niemniej jednak uważała, że są bardziej interesujące rzeczy do nauki i bardziej przydatne w życiu niż sposób karmienia hipogryfa. Nie znała jeszcze brata Charliego,a nawet nie była pewna, czy chce koniecznie poznać. Nie miał najlepszej opinii wśród osób, które znała i mimo, że naprawdę nienawidziła oceniać książki po okładce to relacja jej najukochańszej osoby z Anthonym Wilsonem o czymś świadczyła. Zwłaszcza, że Charlie nie był typem człowieka, który byłby wredny bez powodu. Shay była święcie przekonana, że nie wolno się wtrącać w takie sprawy i gdy sam będzie chciał jej o czymś opowiedzieć lub kogoś przedstawić, zaproponować wspólne spędzanie czasu to z pewnością to zrobi.
Na słowa chłopaka zrobiła wielkie oczy. Serio przejmował się czymś takim? Z ust krukonki wydobyło się ciche westchnięcie, a jej dłonie mimowolnie powędrowały na jego policzki. Jak gdyby nigdy nic zacisnęła delikatnie palce i schyliła głowę Charliego nieco w dół, tym samym sprawiając, że ich oczy się spotkały.
- Posłuchaj mnie uważnie Charles'ie Wilsonie bo powiem to raz, ale tak, żeby dotarło to do tej Twojej rudej, bystrej główki. - jej ton głosu mimo drobnego przyciszenia brzmiał naprawdę poważnie. Nie chcąc go jednak straszyć uśmiechnęła się lekko i przeszła do operacji pozbywania się z jego umysłu takich niedorzecznych myśli.
- Nic się nie stanie, jeśli nie będziemy się widywać codziennie. Ty masz swoje obowiązki, ja swoje- obydwoje jesteśmy ambitni i chcemy skończyć te szkołę na naprawdę wysokim poziomie. Ja naprawdę rozumiem, że są rzeczy ważniejsze niż migdalenie się po kątach i ignorowanie zajęć czy wykładów. - zaczęła rozluźniając uścisk palców i tym samym przekręcając swoją głowę nieco w bok. Jedna dłoń dziewczyny zsunęła się w dół i wylądowała na plecach chłopaka, jakby bała się, że zaraz ucieknie albo sobie coś niedorzecznego znów pomyśli, bo zaczęła dosyć sucho. Ważniejsza część wypowiedzi panienki Hasting była jednak dopiero przed nim.
- Gdyby to co mamy miało się posypać z tak błahego powodu to znaczyłoby, że nie jest to nic warte, wiesz? A poza tym ja naprawdę uwielbiam się za Tobą stęsknić i dzięki temu każda chwila, którą mamy dla siebie jest cenniejsza i bardziej niezwykła. Dodatkowo, a właściwie to najważniejszym argumentem jest to, że kocham Cię do szaleństwa i nie wyobrażam sobie odpuścić przez jedno spotkanie na tydzień, a nie sześć. No i to Twoja wina! Coś Ty ze mną zrobił.. Mój boże, taka pilna uczennica, której w ogóle chłopcy w głowie nie byli. I zjawiła się taka ruda bestyjka..- zakończyła z rozbrajającym uśmiechem, dłonią z policzka czochrając jego czuprynę. Na dodatkowe potwierdzenie swoich słów sprzedała mu soczystego buziaka w usta, a następnie nieco mniejsze w nosek, policzki, czoło i ostatecznie skończyła na lewej stronie szyi. Cała zadowolona z siebie.
Rozejrzała się po pustej sali, zerkając przykurzone nieco krzesła- aż dziwne, że nie marudził odnośnie tego. Zaśmiała się w myślach, dając się bez sprzeciwów objąć i przytulić. Słuchała go i mimo, że do końca nie była zachwycona tym trójzębem to nie chciała mu zabraniać. Westchnęła, krzyżując ręce pod piersiami.
- Tylko nie skończ jak potrójny szaszłyk, dobrze? Wolałabym, żeby on był mięsem z kraba na patyku. Pokaż mu jak bardzo jesteś niesamowity! A jak nauczymy się tych zaklęć bez słów to już w ogóle dostanie po tyłku. Poza tym zwykle pewność siebie zdobyta przez przewagę na początku jest powodem przegranej walki.
Wierzyła w niego tak bardzo. Bo przecież dla niej był absolutnie bezbłędny mimo tych nieszczęsnych eliksirów i składania skarpetek. I tutaj znów się uzupełniali, bo na dłuższą metę i przy nieuwadze ona zazwyczaj miała bałagan w pokoju. Oczywiście nie jakiś burdel czy widok jak po przejściu tornada, ale nadal..
- Nie ominie! Już ja Cię jakoś odpowiednio urobię.. - mruknęła cicho, puszczając mu oczko. I tak już był na to skazany, nie ma co. Pocałunki, które wcześniej znów się pojawiły wywołały u Shay kolejną falę motylków w brzuchu i ogromnego entuzjazmu. Zupełnie jak on- była tylko nastolatką. Na wzmiankę o króliczku pokiwała jedynie głową i tym razem ona zrobiła podkówkę. Miała ogromne wyrzuty sumienia, że tak długo nie widziała się ze swoją przyjaciółką.
- Niestety.. I to moja wina. Pewnie jest wściekła. A co jak mnie znielubi Charlie? Co wtedy? Muszę jej to jakoś wynagrodzić. - odparła z nutką strachu i dramatyzmu w głosie, opierając dłonie na biodrach. Prawda była taka, że aż bała się do niej napisać, a tak cholernie tęskniła!
- Powiedz mi jak Ty nauczyłeś się tak targować? Poza tym z ONMS jestem przeciętna, ale skoro chcesz.. Stoi! - wyciągnęła do niego pewnym gestem rękę zupełnie, jakby była to śmiertelnie ważna umowa.
Ona lubiła zwierzęta, a nawet pokusiłaby się o stwierdzenie, że im też nie przeszkadza jej towarzystwo. Niemniej jednak uważała, że są bardziej interesujące rzeczy do nauki i bardziej przydatne w życiu niż sposób karmienia hipogryfa. Nie znała jeszcze brata Charliego,a nawet nie była pewna, czy chce koniecznie poznać. Nie miał najlepszej opinii wśród osób, które znała i mimo, że naprawdę nienawidziła oceniać książki po okładce to relacja jej najukochańszej osoby z Anthonym Wilsonem o czymś świadczyła. Zwłaszcza, że Charlie nie był typem człowieka, który byłby wredny bez powodu. Shay była święcie przekonana, że nie wolno się wtrącać w takie sprawy i gdy sam będzie chciał jej o czymś opowiedzieć lub kogoś przedstawić, zaproponować wspólne spędzanie czasu to z pewnością to zrobi.
Na słowa chłopaka zrobiła wielkie oczy. Serio przejmował się czymś takim? Z ust krukonki wydobyło się ciche westchnięcie, a jej dłonie mimowolnie powędrowały na jego policzki. Jak gdyby nigdy nic zacisnęła delikatnie palce i schyliła głowę Charliego nieco w dół, tym samym sprawiając, że ich oczy się spotkały.
- Posłuchaj mnie uważnie Charles'ie Wilsonie bo powiem to raz, ale tak, żeby dotarło to do tej Twojej rudej, bystrej główki. - jej ton głosu mimo drobnego przyciszenia brzmiał naprawdę poważnie. Nie chcąc go jednak straszyć uśmiechnęła się lekko i przeszła do operacji pozbywania się z jego umysłu takich niedorzecznych myśli.
- Nic się nie stanie, jeśli nie będziemy się widywać codziennie. Ty masz swoje obowiązki, ja swoje- obydwoje jesteśmy ambitni i chcemy skończyć te szkołę na naprawdę wysokim poziomie. Ja naprawdę rozumiem, że są rzeczy ważniejsze niż migdalenie się po kątach i ignorowanie zajęć czy wykładów. - zaczęła rozluźniając uścisk palców i tym samym przekręcając swoją głowę nieco w bok. Jedna dłoń dziewczyny zsunęła się w dół i wylądowała na plecach chłopaka, jakby bała się, że zaraz ucieknie albo sobie coś niedorzecznego znów pomyśli, bo zaczęła dosyć sucho. Ważniejsza część wypowiedzi panienki Hasting była jednak dopiero przed nim.
- Gdyby to co mamy miało się posypać z tak błahego powodu to znaczyłoby, że nie jest to nic warte, wiesz? A poza tym ja naprawdę uwielbiam się za Tobą stęsknić i dzięki temu każda chwila, którą mamy dla siebie jest cenniejsza i bardziej niezwykła. Dodatkowo, a właściwie to najważniejszym argumentem jest to, że kocham Cię do szaleństwa i nie wyobrażam sobie odpuścić przez jedno spotkanie na tydzień, a nie sześć. No i to Twoja wina! Coś Ty ze mną zrobił.. Mój boże, taka pilna uczennica, której w ogóle chłopcy w głowie nie byli. I zjawiła się taka ruda bestyjka..- zakończyła z rozbrajającym uśmiechem, dłonią z policzka czochrając jego czuprynę. Na dodatkowe potwierdzenie swoich słów sprzedała mu soczystego buziaka w usta, a następnie nieco mniejsze w nosek, policzki, czoło i ostatecznie skończyła na lewej stronie szyi. Cała zadowolona z siebie.
Rozejrzała się po pustej sali, zerkając przykurzone nieco krzesła- aż dziwne, że nie marudził odnośnie tego. Zaśmiała się w myślach, dając się bez sprzeciwów objąć i przytulić. Słuchała go i mimo, że do końca nie była zachwycona tym trójzębem to nie chciała mu zabraniać. Westchnęła, krzyżując ręce pod piersiami.
- Tylko nie skończ jak potrójny szaszłyk, dobrze? Wolałabym, żeby on był mięsem z kraba na patyku. Pokaż mu jak bardzo jesteś niesamowity! A jak nauczymy się tych zaklęć bez słów to już w ogóle dostanie po tyłku. Poza tym zwykle pewność siebie zdobyta przez przewagę na początku jest powodem przegranej walki.
Wierzyła w niego tak bardzo. Bo przecież dla niej był absolutnie bezbłędny mimo tych nieszczęsnych eliksirów i składania skarpetek. I tutaj znów się uzupełniali, bo na dłuższą metę i przy nieuwadze ona zazwyczaj miała bałagan w pokoju. Oczywiście nie jakiś burdel czy widok jak po przejściu tornada, ale nadal..
- Nie ominie! Już ja Cię jakoś odpowiednio urobię.. - mruknęła cicho, puszczając mu oczko. I tak już był na to skazany, nie ma co. Pocałunki, które wcześniej znów się pojawiły wywołały u Shay kolejną falę motylków w brzuchu i ogromnego entuzjazmu. Zupełnie jak on- była tylko nastolatką. Na wzmiankę o króliczku pokiwała jedynie głową i tym razem ona zrobiła podkówkę. Miała ogromne wyrzuty sumienia, że tak długo nie widziała się ze swoją przyjaciółką.
- Niestety.. I to moja wina. Pewnie jest wściekła. A co jak mnie znielubi Charlie? Co wtedy? Muszę jej to jakoś wynagrodzić. - odparła z nutką strachu i dramatyzmu w głosie, opierając dłonie na biodrach. Prawda była taka, że aż bała się do niej napisać, a tak cholernie tęskniła!
Re: Opuszczona klasa
Słysząc jej uwagę uśmiechnął się ciepło ukazując dołeczki w policzkach:
- Mam czwórkę rodzeństwa - rzeczowo zauważył, bo przecież właśnie w domu opanował sztukę targowania się. Ciężko by było przetrwać bez umiejętności kompromisu czy korzystnej wymiany. Pod hasłem korzystna wymiana mam na myśli wykiwanie drugiej strony tak, żeby nie czuła się wykiwana, a nawet żeby z tego wykiwania była zadowolona. Chociaż nie był mistrzem w korzystnej wymianie to w zwykłej radził sobie całkiem nieźle. Uścisnął jej dłoń na przypieczętowanie umowy, aby potem znów ułożyć ręce na jej talii szczerząc się radośnie. Przestał się tak szczerzyć kiedy zeszli na poważne tematy. Przy poważnych tematach był poważny. Uważnie słuchał jej słów marszcząc przy tym nieco czoło. Panna Hasting znów miała rację. Wow! Jak ona to robiła? Dlaczego nie została uczniem roku skoro jest taka mądra? Teraz bardzo uważnie się nad tym zastanawiał, bo przecież jego lepsza połowa była zdecydowanie bardziej rozwiniętą intelektualnie jednostką niż on. Przynajmniej w jego własnym, prywatnym odczuciu.
- Też Cię kocham Shay i nie chcę tego zepsuć - przyznał jeszcze cicho chowając twarz w burzy jej gęstych włosów. Och, czyż to nie wspaniałe i romantyczne? To nic, że mówią sobie takie rzeczy po raz pierwszy w tonącej w kurzu klasie. Wilson starał się nie patrzeć na boki, bo jak nic dostałby ataku serca, astmy i padaczki jednocześnie nie wytrzymując ilości brudu na metr kwadratowy.
- Wiem, bo właśnie dlatego przegrałem - burknął niczym obrażony mały chłopiec ciężko przy tym wzdychając. No bo taka prawda, nie ukrywajmy. Zaraz jednak przestał się droczyć sięgając do kieszeni i wyciągając trzy magiczne pastylki.
- Masz. Jak będziesz w niebezpieczeństwie to połknij jedną. Przemienisz się w Tybetana. Dokładnie takiego jak ja. Na godzinę - powiedział cicho podając je dziewczynie. Dopiero teraz mu się o tym przypomniało. To nic, że miał jej to dać dawno dawno temu. Grunt, że w ogóle dał.
- Nie martw się. Ze mną też nie rozmawia. Chyba nie ma czasu - usprawiedliwił jeszcze Christine sprzedając Irlandce całusa w czoło, żeby się nie martwiła.
- Mam czwórkę rodzeństwa - rzeczowo zauważył, bo przecież właśnie w domu opanował sztukę targowania się. Ciężko by było przetrwać bez umiejętności kompromisu czy korzystnej wymiany. Pod hasłem korzystna wymiana mam na myśli wykiwanie drugiej strony tak, żeby nie czuła się wykiwana, a nawet żeby z tego wykiwania była zadowolona. Chociaż nie był mistrzem w korzystnej wymianie to w zwykłej radził sobie całkiem nieźle. Uścisnął jej dłoń na przypieczętowanie umowy, aby potem znów ułożyć ręce na jej talii szczerząc się radośnie. Przestał się tak szczerzyć kiedy zeszli na poważne tematy. Przy poważnych tematach był poważny. Uważnie słuchał jej słów marszcząc przy tym nieco czoło. Panna Hasting znów miała rację. Wow! Jak ona to robiła? Dlaczego nie została uczniem roku skoro jest taka mądra? Teraz bardzo uważnie się nad tym zastanawiał, bo przecież jego lepsza połowa była zdecydowanie bardziej rozwiniętą intelektualnie jednostką niż on. Przynajmniej w jego własnym, prywatnym odczuciu.
- Też Cię kocham Shay i nie chcę tego zepsuć - przyznał jeszcze cicho chowając twarz w burzy jej gęstych włosów. Och, czyż to nie wspaniałe i romantyczne? To nic, że mówią sobie takie rzeczy po raz pierwszy w tonącej w kurzu klasie. Wilson starał się nie patrzeć na boki, bo jak nic dostałby ataku serca, astmy i padaczki jednocześnie nie wytrzymując ilości brudu na metr kwadratowy.
- Wiem, bo właśnie dlatego przegrałem - burknął niczym obrażony mały chłopiec ciężko przy tym wzdychając. No bo taka prawda, nie ukrywajmy. Zaraz jednak przestał się droczyć sięgając do kieszeni i wyciągając trzy magiczne pastylki.
- Masz. Jak będziesz w niebezpieczeństwie to połknij jedną. Przemienisz się w Tybetana. Dokładnie takiego jak ja. Na godzinę - powiedział cicho podając je dziewczynie. Dopiero teraz mu się o tym przypomniało. To nic, że miał jej to dać dawno dawno temu. Grunt, że w ogóle dał.
- Nie martw się. Ze mną też nie rozmawia. Chyba nie ma czasu - usprawiedliwił jeszcze Christine sprzedając Irlandce całusa w czoło, żeby się nie martwiła.
Re: Opuszczona klasa
- Ano tak, faktycznie.. Takie umiejętności były niezbędne, co? - zapytała rozbawiona swoją własną głupotą, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zawsze zapomina o tym jak liczna jest jego rodzina i jak bardzo każde z nich się różni- oczywiście z charakteru. Chociaż prawdę mówiąc to z jej młodszą siostrą też lekko nie było. W końcu obydwie panienki Hasting były uparte.
Czas mijał, a oni jak zwykle tego nie zauważali. Nie mieli żadnych problemów z dogadywaniem się właściwie na każdy możliwy temat. I tym razem nie było inaczej. Gdy na twarzy Shay zagościła powaga i zaczęła mówić to nawet na kilka sekund nie spuściła wzroku. Bo przecież miał mieć całkowitą pewność, że mówiła prawdę! Jednakże Charlie miał szczęście, że nie słyszała jego myśli. Bo ona uważała całkiem odwrotnie- to on był lepszą i bardziej uzdolnioną połówką. Shay nie była jakaś wybitna- po prostu się uczyła. Na początku nawet miała trudności, gdy zaczęła szkołę, jednak ciężką pracą udało się jej wyjść na prostą. Jemu to przychodziło lekko, a przynajmniej takie miała wrażenie. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z faktu, że on również wkładał wiele serca i pracy w swoje oceny i ambicje, była przecież cholernie dumna ze swojego chłopaka.
Zamruczała cicho cała zadowolona, obejmując go mocno rękoma. Jej samej klasa nie przeszkadzała- grunt, że miała jego. Chociaż wspominając jego pedantyzm to musiał naprawdę się wysilać. I nawet nie marudził! Był naprawdę dzielny i odważny, jak na Gryfona przystało.
- Nic nie zepsujesz, nie masz jak Charlie. - odparła jedynie cicho, sprzedając mu całusa w dół policzka. Bo tam miała dostęp. - Wcale nie przegrałeś! Dopóki walczysz to jesteś zwycięzcą nie? To tylko mała bitwa na wojnie, mój drogi Gryfie.
Przekręciła głowę w bok, pozwalając by burza wijących się włosów spłynęła jej do przodu i przysłoniła nieco lewą stronę twarzy. Z zaciekawianiem obserwowała jego ruchy. Nieco jej się buźka otworzyła na to, co jej wręczył. Zamrugała kilkakrotnie, patrząc na swoją rękę. I tutaj była bitwa między rozsądkiem, a szaleństwem. Bo przecież mogliby razem gdzieś się wybrać i w ogóle.. Ale nie! Nie! To będzie jej wyjście awaryjne.
- Yay! Skąd to masz? Nie myślałam, że uczniowie mają do takich specyfików dostęp. Ale wiesz? I tak najładniejszym, puszystym psiakiem jesteś Ty.. Chociaż w sumie to będę damską wersją Ciebie! - zaczęła z uśmiechem, wsuwając pastylki do kieszeni. W dormitorium z pewnością schowa je w jakieś pudełeczko bądź woreczek i doczepi do czegoś, co zawsze nosi przy sobie. Skrzyżowała ręce pod piersiami.
- Faktycznie, ona ma nieco specyficzną rodzinę i dziwnego brata. Nie ma lekko i wiele od niej wymagają..- westchnęła cicho, przyznając mu tym samym rację. Nie miała pojęcia jak ona wynagrodzi króliczkowi to wszystko. Niemniej jednak musiała.
- Oj Charlie, Charlie.. Niedługo święto duchów, wróżb, święta. Sporo się dzieje wtedy w Hogwarcie, prawda? Aż dziwne, że mimo bycia na szóstym roku to będzie mój pierwszy raz. A do tego z Tobą? To naprawdę cudowna perspektywa! - zaczęła z entuzjazmem, cofając się o krok. Okręciła się woku własnej osi i ukłoniła teatralnie, posyłając mu rozbrajający uśmiech. Nie umiała zbyt dobrze tańczyć- jakoś sobie radziła, ale na poziomie podstawowym tak, by nie robić z siebie pośmiewiska.
- Poszłabym na bal. Najlepiej taki kostiumowy albo w stylu wiktoriańskim, z tymi wszystkimi pięknymi sukniami. I równie chętnie zobaczyłabym Cię we fraku.
Rozmowa trwała, a czas miło im leciał. Zajęci sobą, swoim towarzystwem całkowicie zapomnieli o jego uciekaniu. Ostatecznie jednak opuścili klasę i udali się na wyższe piętra, żegnając się ostatecznie słodkim pocałunkiem i kierując do swoich dormitoriów.
Czas mijał, a oni jak zwykle tego nie zauważali. Nie mieli żadnych problemów z dogadywaniem się właściwie na każdy możliwy temat. I tym razem nie było inaczej. Gdy na twarzy Shay zagościła powaga i zaczęła mówić to nawet na kilka sekund nie spuściła wzroku. Bo przecież miał mieć całkowitą pewność, że mówiła prawdę! Jednakże Charlie miał szczęście, że nie słyszała jego myśli. Bo ona uważała całkiem odwrotnie- to on był lepszą i bardziej uzdolnioną połówką. Shay nie była jakaś wybitna- po prostu się uczyła. Na początku nawet miała trudności, gdy zaczęła szkołę, jednak ciężką pracą udało się jej wyjść na prostą. Jemu to przychodziło lekko, a przynajmniej takie miała wrażenie. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z faktu, że on również wkładał wiele serca i pracy w swoje oceny i ambicje, była przecież cholernie dumna ze swojego chłopaka.
Zamruczała cicho cała zadowolona, obejmując go mocno rękoma. Jej samej klasa nie przeszkadzała- grunt, że miała jego. Chociaż wspominając jego pedantyzm to musiał naprawdę się wysilać. I nawet nie marudził! Był naprawdę dzielny i odważny, jak na Gryfona przystało.
- Nic nie zepsujesz, nie masz jak Charlie. - odparła jedynie cicho, sprzedając mu całusa w dół policzka. Bo tam miała dostęp. - Wcale nie przegrałeś! Dopóki walczysz to jesteś zwycięzcą nie? To tylko mała bitwa na wojnie, mój drogi Gryfie.
Przekręciła głowę w bok, pozwalając by burza wijących się włosów spłynęła jej do przodu i przysłoniła nieco lewą stronę twarzy. Z zaciekawianiem obserwowała jego ruchy. Nieco jej się buźka otworzyła na to, co jej wręczył. Zamrugała kilkakrotnie, patrząc na swoją rękę. I tutaj była bitwa między rozsądkiem, a szaleństwem. Bo przecież mogliby razem gdzieś się wybrać i w ogóle.. Ale nie! Nie! To będzie jej wyjście awaryjne.
- Yay! Skąd to masz? Nie myślałam, że uczniowie mają do takich specyfików dostęp. Ale wiesz? I tak najładniejszym, puszystym psiakiem jesteś Ty.. Chociaż w sumie to będę damską wersją Ciebie! - zaczęła z uśmiechem, wsuwając pastylki do kieszeni. W dormitorium z pewnością schowa je w jakieś pudełeczko bądź woreczek i doczepi do czegoś, co zawsze nosi przy sobie. Skrzyżowała ręce pod piersiami.
- Faktycznie, ona ma nieco specyficzną rodzinę i dziwnego brata. Nie ma lekko i wiele od niej wymagają..- westchnęła cicho, przyznając mu tym samym rację. Nie miała pojęcia jak ona wynagrodzi króliczkowi to wszystko. Niemniej jednak musiała.
- Oj Charlie, Charlie.. Niedługo święto duchów, wróżb, święta. Sporo się dzieje wtedy w Hogwarcie, prawda? Aż dziwne, że mimo bycia na szóstym roku to będzie mój pierwszy raz. A do tego z Tobą? To naprawdę cudowna perspektywa! - zaczęła z entuzjazmem, cofając się o krok. Okręciła się woku własnej osi i ukłoniła teatralnie, posyłając mu rozbrajający uśmiech. Nie umiała zbyt dobrze tańczyć- jakoś sobie radziła, ale na poziomie podstawowym tak, by nie robić z siebie pośmiewiska.
- Poszłabym na bal. Najlepiej taki kostiumowy albo w stylu wiktoriańskim, z tymi wszystkimi pięknymi sukniami. I równie chętnie zobaczyłabym Cię we fraku.
Rozmowa trwała, a czas miło im leciał. Zajęci sobą, swoim towarzystwem całkowicie zapomnieli o jego uciekaniu. Ostatecznie jednak opuścili klasę i udali się na wyższe piętra, żegnając się ostatecznie słodkim pocałunkiem i kierując do swoich dormitoriów.
Re: Opuszczona klasa
Wrócił z wycieczki z Zakazanego Lasu i zostawiając swoje nowe składniki do eliksirów w swoim kuferku był za bardzo podekscytowany by od tak teraz się położyć spać. Wybrał się więc na patrol po tych starych, dobrze znanych mu korytarzach. To był już jego ostatni rok i trochę żal mu było opuszczać te mury. Zawędrował jakoś na to pierwsze piętro, chciał po raz kolejny je pozwiedzać i aby jakoś tak się wyciszyć wszedł do pustej, opuszczonej sali. Rozejrzał się i widząc, że jest sam zamknął za sobą drzwi i ruszył ku ławką na której to sobie usiadł i wpatrywał się w okno z lekkim uśmiechem. Miał dobry humor i chyba nic nie będzie w stanie tego zmienić.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Opuszczona klasa
A Monika nie miała za dobrego humoru. Chciała znaleźć odrobinę spokoju, a nawet w łazience Jęczącej Marty, do której na co dzień praktycznie nikt nie zagląda, akurat dziś musiał się przypałętać jakiś knypek.
Czy w tym zamku naprawdę nie można przez chwilę pobyć samemu?
Kruger potrzebowała tego, chciała zebrać myśli, jakoś to wszystko poskładać do kupy. Była na siebie wściekła, nienawidziła siebie za to, że jest taka słaba. To nie przystoi ślizgonce! Pomyślała, że jeśli za chwilę nie znajdzie jakiegoś cichego kąta, w którym nikt ją nie zobaczy, to po prostu stanie tak jak teraz i na środku korytarza zwyczajnie się rozbeczy.
Bo kompletnie nie miała pojęcia co się z nią działo. Albo i miała, a nie chciała się do tego tak oficjalnie przed sobą przyznać.
Po toalecie, w której pozostawiła na podłodze jakiegoś jęczącego puchona, jedyna na myśl przyszła jej opuszczona sala, w której wraz z Mią przez miesiąc przyrządzały ten felerny eliksir i nikt ich przez ten czas na tym nie nakrył. Że też nie wpadła na to od razu. Mogła tu przyjść zanim zaczęła szlajać się po jakichś nawiedzonych przez okularnice w warkoczach ustronnych miejscach.
Gdy nacisnęła klamkę i wśliznęła się do ciemnej sali początkowo nie zauważyła, że ktoś już w niej siedzi. Gdyby wiedziała kogo w środku spotka, na pewno grubo zastanowiłaby się nad tym, by w ogóle przechodzić w pobliżu tego pomieszczenia, a co dopiero wchodzić do niego! Gdy jednak zorientowała się, że nie jest sama było już o wiele za późno, bo chyba ją zauważył.
Serce nagle zaczęło bić jej jak oszalałe i nie wiedziała, czy to ze strachu, czy z czego. Miała ochotę uciec z tej sali, bo podejrzewała, że Aleksander tylko jeszcze bardziej ją zdołuje. Zachowałaby się jednak jak tchórz, a ona tchórzem na pewno nie była, uciekać więc nie miała zamiaru. Oparła się o zamknięte drzwi chowając ręce za plecami by ukryć, jak bardzo jest zdenerwowana tym przypadkowym spotkaniem sam na sam.
Z Cortezem to było dziwnie. Niby się lubili, a niby nie wiadome to było do końca. Ostatnia sytuacja na Halloween jednak uświadomiła Monice, że teraz ewidentnie jej nienawidził. Musiał je przejrzeć. Musiał poznać, że to nie Mia go pocałowała tylko druga z sióstr. Był bystry, dodał dwa do dwóch, pamiętając jak sama poprosiła go o to by wykradł ślaz potrzebny do przygotowania eliksiru, ale nie żałowała przecież tego. Osiągnęła cel – Jason dostał nauczkę. Monika tylko biła się z nie dającym jej spokoju potężnym wyrzutem sumienia. Czuła się jakby zawiodła najbliższą jej osobę, chociaż Aleks nie należał nawet do towarzystwa w którym się na co dzień obracała! I to nie dawało jej spokoju, o to była na siebie wściekła! Dlaczego tak jest!
Westchnęła przeciągle powoli wydalając życiodajny tlen z płuc. Ślizgon od czasu imprezy traktował ją właśnie jak to powietrze, ale Kruger musiała o coś zapytać. O coś, co bardzo ją ciekawiło.
- Kiedy się zorientowałeś?
Strona 9 z 12 • 1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12
Similar topics
» Opuszczona Chatka
» Opuszczona posiadłość
» Klasa Wróżbiarstwa
» Klasa Transmutacji
» Klasa Mugoloznastwa
» Opuszczona posiadłość
» Klasa Wróżbiarstwa
» Klasa Transmutacji
» Klasa Mugoloznastwa
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro I
Strona 9 z 12
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach