Opuszczona Chatka
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów
Strona 1 z 1
Opuszczona Chatka
Głęboko w środku lasu, gdzieś między bagnami, znajduje się stara, opuszczona chatka. Dawno, dawno temu używana była do schadzek młodych kochanków, teraz jednak nie używa jej nikt. Tylko członkowie rodziny Scottów wiedzą jaką tajemnice kryje.
Re: Opuszczona Chatka
- Dlaczego polujesz na wampiry? - zapytała, będąc już w drodze do chatki, której przyglądała się, gdy była małą dziewczynką. Nigdy jednak nie miała odwagi do niej wejść. Teraz miała towarzystwo i alkohol, a odważna była, aż nadto.
- Masz z nimi jakieś mroczne porachunki? - zaśmiała się melodyjnie, kręcąc się wokół własnej osi tak, by jej pudrowa sukienka falowała przyjemnie na wietrze. Robiło się coraz chłodniej, jednak drobnej Irlandce nie przeszkadzało to zupełnie. Alkohol atakujący jej żyły rozgrzewał te dziewczę nie miłosiernie, a szampański nastrój jaki zaczął się w niej budzić tylko podjudzał w panience chęć przygody.
- Daj te ciastko, które tam chowasz. - bez pytania sięgnęła do kieszeni jego marynarki, wyciągając z niej kruszony wypiek z kawałkami czekolady. Dobry wybór. Spragniona łakoci automatycznie zajęła się konsumpcją słodyczy, wolną dłonią błądząc po jego klatce piersiowej, okrytej jasną koszulą.
- Serce bije Ci okropnie. Denerwujesz się? - wykonała brwiami znaczący gest, okrążając chłopaka w podskokach. Była teraz jak skora do zabawy, leśna rusałka, kusząca nieznajomych w środku tajemniczego lasu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że zawróciła Krukonowi w głowie, dlatego raz po raz, pozwalała sobie na muśnięcie opuszkami palców skóry na jego szyi czy karku. Ot takie drobne, niewinne igraszki, które sprawiały jej przyjemność. Żałować będzie jutro, gdy otrzeźwieje i zajrzy po rozum do głowy.
- Jesteśmy na miejscu! - zaklaskała w dłonie, wskazując palcem na opuszczoną, porośniętą bluszczem chatkę. - Podobno niegdyś zakradały się tu zakochane pary. Zawsze zastanawiałam się, co też takiego kryje się w środku!
- Masz z nimi jakieś mroczne porachunki? - zaśmiała się melodyjnie, kręcąc się wokół własnej osi tak, by jej pudrowa sukienka falowała przyjemnie na wietrze. Robiło się coraz chłodniej, jednak drobnej Irlandce nie przeszkadzało to zupełnie. Alkohol atakujący jej żyły rozgrzewał te dziewczę nie miłosiernie, a szampański nastrój jaki zaczął się w niej budzić tylko podjudzał w panience chęć przygody.
- Daj te ciastko, które tam chowasz. - bez pytania sięgnęła do kieszeni jego marynarki, wyciągając z niej kruszony wypiek z kawałkami czekolady. Dobry wybór. Spragniona łakoci automatycznie zajęła się konsumpcją słodyczy, wolną dłonią błądząc po jego klatce piersiowej, okrytej jasną koszulą.
- Serce bije Ci okropnie. Denerwujesz się? - wykonała brwiami znaczący gest, okrążając chłopaka w podskokach. Była teraz jak skora do zabawy, leśna rusałka, kusząca nieznajomych w środku tajemniczego lasu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że zawróciła Krukonowi w głowie, dlatego raz po raz, pozwalała sobie na muśnięcie opuszkami palców skóry na jego szyi czy karku. Ot takie drobne, niewinne igraszki, które sprawiały jej przyjemność. Żałować będzie jutro, gdy otrzeźwieje i zajrzy po rozum do głowy.
- Jesteśmy na miejscu! - zaklaskała w dłonie, wskazując palcem na opuszczoną, porośniętą bluszczem chatkę. - Podobno niegdyś zakradały się tu zakochane pary. Zawsze zastanawiałam się, co też takiego kryje się w środku!
Re: Opuszczona Chatka
- Po prostu ich nie lubię. Mój ojciec zginął w potyczce z wampirem. Ale naprawdę, pogadamy o tym innym razem - wyjaśnił krótko.
Nie był to odpowiedni wieczór i okoliczności na takie ważne i smutne poniekąd rozmowy. Nie chciał rujnować atmosfery, ani tym bardziej wyciągać Sophie z tego sielskiego nastroju. Tak było łatwiej mu mówić, bo wiedział, że dziewczyna nie weźmie dzisiaj wszystkiego aż tak do końca serio. Jeśli palnie gafę, wybrnie z niej jakoś wmawiając jej, że była pijana.
- Nie denerwuję, nie ma czym - skłamał.
Dostawał powoli szału kiedy Ślizgonka raz po raz dotykała jego koszuli, szyi, karku, przypadkowko szturchnęła go to tu, to tam. Nie mógł się opanować i najchętniej zatrzymałby się tutaj, na środku lasu, ale ona uparcie prowadziła go w jakieś miejsce. W końcu dotarli na miejsce. Stali przed zarośniętą bluszczem, słabo oświetloną chatką, która zapewne nie była uczęszczana od lat.
- Że niby tak romantycznie? - mruknął posępnie.
Pokręcił nosem, ale ruszył za nią do środka. Skoro zawsze chciała tam zajrzeć, dzisiaj miała ku temu okazję. Stare drzwi zaskrzypiały niemiłosiernie. W środku unosił się gorzkawy zapach wilgotnych cegieł, które stały w środku lasu od pokoleń. Krukon rozejrzał się dookoła. Nadal trzymał się blisko Sophie, tak na wszelki wypadek.
- Wygląda na to, że nic tutaj nie ma - rzucił. Jego słowa odbiły się echem. Dostrzegł za jej plecami niewielki murek, pewnie pozostałość po jakiejś ściance, która została częściowo zburzona. Bez zastanowienia podniósł ją do góry i posadził na wyżej wspomnianym murku. Położył jedną dłoń na jej policzku i nie mogąc się już doczekać, łapczywie zaczął składać pocałunki na jej ustach.
Nie był to odpowiedni wieczór i okoliczności na takie ważne i smutne poniekąd rozmowy. Nie chciał rujnować atmosfery, ani tym bardziej wyciągać Sophie z tego sielskiego nastroju. Tak było łatwiej mu mówić, bo wiedział, że dziewczyna nie weźmie dzisiaj wszystkiego aż tak do końca serio. Jeśli palnie gafę, wybrnie z niej jakoś wmawiając jej, że była pijana.
- Nie denerwuję, nie ma czym - skłamał.
Dostawał powoli szału kiedy Ślizgonka raz po raz dotykała jego koszuli, szyi, karku, przypadkowko szturchnęła go to tu, to tam. Nie mógł się opanować i najchętniej zatrzymałby się tutaj, na środku lasu, ale ona uparcie prowadziła go w jakieś miejsce. W końcu dotarli na miejsce. Stali przed zarośniętą bluszczem, słabo oświetloną chatką, która zapewne nie była uczęszczana od lat.
- Że niby tak romantycznie? - mruknął posępnie.
Pokręcił nosem, ale ruszył za nią do środka. Skoro zawsze chciała tam zajrzeć, dzisiaj miała ku temu okazję. Stare drzwi zaskrzypiały niemiłosiernie. W środku unosił się gorzkawy zapach wilgotnych cegieł, które stały w środku lasu od pokoleń. Krukon rozejrzał się dookoła. Nadal trzymał się blisko Sophie, tak na wszelki wypadek.
- Wygląda na to, że nic tutaj nie ma - rzucił. Jego słowa odbiły się echem. Dostrzegł za jej plecami niewielki murek, pewnie pozostałość po jakiejś ściance, która została częściowo zburzona. Bez zastanowienia podniósł ją do góry i posadził na wyżej wspomnianym murku. Położył jedną dłoń na jej policzku i nie mogąc się już doczekać, łapczywie zaczął składać pocałunki na jej ustach.
Re: Opuszczona Chatka
Na jego słowa Sophie podrapała się niezręcznie po ognistej czuprynie, kopiąc butem niewielki dołek w wydeptanej dróżce. Zrobiło się jej głupio, choć tylko na moment. Rzeczywiście takie rozmowy powinni zostawić na chwilę, w której Fitzpatrick będzie świeciła trzeźwością umysłu.
- Przykro mi. - mocniej ścisnęła jego dłoń, chcąc pokazać, że rozumie i nie będzie ciągnąć tego nieprzyjemnego tematu. Dość już nieprzyjemnych tematów, przynajmniej na kolejne sto lat.
- Denerwujesz się całowaniem, lalalala. - odparła śpiewnym tonem, pewnie wchodząc za nim do wnętrza opuszczonej chatki. Wiedziała, że wspólne czułości w końcu nadejdą, a ona nie mogła się już doczekać. Alkohol przyjemnie szumiał jej w głowie, zachęcając do kolejnych, lekkomyślnych czynów.
Kiedy przekroczyli próg pomieszczenia, dziewczyna uczepiła się ramienia Krukona, rozglądając się wokół z wyraźną fascynacją wymalowaną na jej piegowatej twarzyczce. Było tu ciemno i brudno, ale za to przytulnie. Czyli na obecną chwilę, wprost idealnie. W powietrzu unosił się klimatyczny zapach wilgoci, a na podłodze walały się nadszarpnięte zębem czasu, pożółkłe pergaminy. Sophie schyliła się po jeden z nich, próbując odczytać skośne, niewyraźne literki.
- Droga Marie.. - zaczęła, odchrząkując znacząco, gdy tylko wzięła się za odszyfrowywanie pierwszej linijki. Nie protestowała, gdy Malcolm złapał ją wpół i posadził na pozostałości po stojącej tu niegdyś ścianie. - Moje serce rwie się do Ciebie, a rodzice strzegą mych komnat, nie spuszczając mnie z oka nawet na krok. Wiem, że jestem przeznaczony innej, ale nie chcę jej poślubić. Nie mogę myśleć o.. - nie dokończyła, gdyż zniecierpliwione usta chłopaka, łapczywie dopadły się jej warg, zamykając jej buzię pocałunkiem. Zaskoczona panienka chwilę pozostawała bierna, próbując odnaleźć się w tej nowej sytuacji, jednak po upływie kilku sekund, złapała za poły jego staromodnej marynarki i przyciągnęła go bliżej siebie. Długimi nogami, oplotła go pewnie w pasie, pozbywając się zbędnej odległość pomiędzy ich ciałami. Wzdłuż kręgosłupa przechodziły ją przyjemne dreszcze, który popychały Ślizgonkę do dalszych poczynań. Nie chciała jednak pozwalać młodzieńcowi na zbyt wiele, dlatego po dłuższej chwili oderwała się od jego ust, odgarniając mu za ucho kosmyk czarnych jak smoła włosów. - Też musisz napisać mi taki list. - rzuciła beztrosko, machając mu przed nosem zakurzonym skrawkiem pergaminu. - Będziesz wychwalać w nim rozkoszny smak zakazanego owocu, ooo tak! - zaśmiała się dziewczęco, upijając kolejny, dość spory łyk gorzkiego alkoholu.
- Przykro mi. - mocniej ścisnęła jego dłoń, chcąc pokazać, że rozumie i nie będzie ciągnąć tego nieprzyjemnego tematu. Dość już nieprzyjemnych tematów, przynajmniej na kolejne sto lat.
- Denerwujesz się całowaniem, lalalala. - odparła śpiewnym tonem, pewnie wchodząc za nim do wnętrza opuszczonej chatki. Wiedziała, że wspólne czułości w końcu nadejdą, a ona nie mogła się już doczekać. Alkohol przyjemnie szumiał jej w głowie, zachęcając do kolejnych, lekkomyślnych czynów.
Kiedy przekroczyli próg pomieszczenia, dziewczyna uczepiła się ramienia Krukona, rozglądając się wokół z wyraźną fascynacją wymalowaną na jej piegowatej twarzyczce. Było tu ciemno i brudno, ale za to przytulnie. Czyli na obecną chwilę, wprost idealnie. W powietrzu unosił się klimatyczny zapach wilgoci, a na podłodze walały się nadszarpnięte zębem czasu, pożółkłe pergaminy. Sophie schyliła się po jeden z nich, próbując odczytać skośne, niewyraźne literki.
- Droga Marie.. - zaczęła, odchrząkując znacząco, gdy tylko wzięła się za odszyfrowywanie pierwszej linijki. Nie protestowała, gdy Malcolm złapał ją wpół i posadził na pozostałości po stojącej tu niegdyś ścianie. - Moje serce rwie się do Ciebie, a rodzice strzegą mych komnat, nie spuszczając mnie z oka nawet na krok. Wiem, że jestem przeznaczony innej, ale nie chcę jej poślubić. Nie mogę myśleć o.. - nie dokończyła, gdyż zniecierpliwione usta chłopaka, łapczywie dopadły się jej warg, zamykając jej buzię pocałunkiem. Zaskoczona panienka chwilę pozostawała bierna, próbując odnaleźć się w tej nowej sytuacji, jednak po upływie kilku sekund, złapała za poły jego staromodnej marynarki i przyciągnęła go bliżej siebie. Długimi nogami, oplotła go pewnie w pasie, pozbywając się zbędnej odległość pomiędzy ich ciałami. Wzdłuż kręgosłupa przechodziły ją przyjemne dreszcze, który popychały Ślizgonkę do dalszych poczynań. Nie chciała jednak pozwalać młodzieńcowi na zbyt wiele, dlatego po dłuższej chwili oderwała się od jego ust, odgarniając mu za ucho kosmyk czarnych jak smoła włosów. - Też musisz napisać mi taki list. - rzuciła beztrosko, machając mu przed nosem zakurzonym skrawkiem pergaminu. - Będziesz wychwalać w nim rozkoszny smak zakazanego owocu, ooo tak! - zaśmiała się dziewczęco, upijając kolejny, dość spory łyk gorzkiego alkoholu.
Re: Opuszczona Chatka
- Nie denerwuję się całowaniem - pokręcił głową z niedowierzaniem.
Choć Sophie była lekko irytująca i nadzwyczajnie wygadana, to podobała mu się. Malcolm nie mógł wprost uwierzyć ile stracił przez te lata, w których stronił od dziewczyn. Jeszcze niedawno uważał, że jedynym godnym towarzystwem, które jest go w stanie zainteresować był James. Okazało się jednak, że jego przyjaciel nie jest w stanie zapewnić mu pewnych rozrywek. Tak jak on miał Nancy do pewnych "czynności", tak on też miał zamiar kogoś od takich mieć. Na przykład od całowania.
Czy ona musiała tyle gadać? Krukon wysłuchiwał idiotycznego, miłosnego listu znalezionego na ziemi z niewzruszoną miną, ale w rzeczywistości niecierpliwił się niemiłosiernie.
Całowanie Sophie należało zdecydowanie do najprzyjemniejszej czynności w jego pozbawionym polotu i finezji życiu. To był moment, w którym postanowił, że dołoży wszelkich starań, aby przerwa między Benem a Fitzpatrick potrwała jeszcze długo. Czuł jej słodkawy zapach. Kiedy przyciskała się do niego tak rozkosznie, w jego głowie i spodniach rozszalała burza hormonalna, taka z prawdziwego zdarzenia.
- Jak poprosisz, to będę pisał taki jeden na dzień - odpowiedział.
Widział jak butelka po raz kolejny znajduje się blisko jej ust. Była już lekko wstawiona, co w sumie trochę mu przeszkadzało, ale nie było go w stanie powstrzymać. Całował jej szyję i dekolt, a jego dłonie spoczywały na jej odsłoniętych kolanach. Nie miał jej tutaj zamiaru molestować, chociaż miał na to największą ochotę.
Nie rozumiał doprawdy jak dwójka największych szkolnych rozrabiaków i samotników mogła dostać takiego kręćka na punkcie dziewcząt, ale stało się. Malcolm w końcu dołączył do grona zauroczonych chłopaków, którzy padli ofiarą kuszących ich kobietek.
Choć Sophie była lekko irytująca i nadzwyczajnie wygadana, to podobała mu się. Malcolm nie mógł wprost uwierzyć ile stracił przez te lata, w których stronił od dziewczyn. Jeszcze niedawno uważał, że jedynym godnym towarzystwem, które jest go w stanie zainteresować był James. Okazało się jednak, że jego przyjaciel nie jest w stanie zapewnić mu pewnych rozrywek. Tak jak on miał Nancy do pewnych "czynności", tak on też miał zamiar kogoś od takich mieć. Na przykład od całowania.
Czy ona musiała tyle gadać? Krukon wysłuchiwał idiotycznego, miłosnego listu znalezionego na ziemi z niewzruszoną miną, ale w rzeczywistości niecierpliwił się niemiłosiernie.
Całowanie Sophie należało zdecydowanie do najprzyjemniejszej czynności w jego pozbawionym polotu i finezji życiu. To był moment, w którym postanowił, że dołoży wszelkich starań, aby przerwa między Benem a Fitzpatrick potrwała jeszcze długo. Czuł jej słodkawy zapach. Kiedy przyciskała się do niego tak rozkosznie, w jego głowie i spodniach rozszalała burza hormonalna, taka z prawdziwego zdarzenia.
- Jak poprosisz, to będę pisał taki jeden na dzień - odpowiedział.
Widział jak butelka po raz kolejny znajduje się blisko jej ust. Była już lekko wstawiona, co w sumie trochę mu przeszkadzało, ale nie było go w stanie powstrzymać. Całował jej szyję i dekolt, a jego dłonie spoczywały na jej odsłoniętych kolanach. Nie miał jej tutaj zamiaru molestować, chociaż miał na to największą ochotę.
Nie rozumiał doprawdy jak dwójka największych szkolnych rozrabiaków i samotników mogła dostać takiego kręćka na punkcie dziewcząt, ale stało się. Malcolm w końcu dołączył do grona zauroczonych chłopaków, którzy padli ofiarą kuszących ich kobietek.
Re: Opuszczona Chatka
- Nie będę Cię o nic prosić, mój drogi. - zamrugała kilkakrotnie, kładąc mu rękę na klatce piersiowej i odsuwając go od siebie na bezpieczną odległość. - Sam musisz się wykazać. Choć pewnie nie będzie tak romantycznie. - westchnęła ciężko, ponownie wodząc butelkowymi tęczówkami po zapisanym, miłosnym liście. - Rodzicie tej dwójki zabronili im wspólnych spotkań, gdyż zawarli już umowy z innymi rodami, uzgadniając zamążpójście ich pociech. Chwała Merlinowi, że Roland nie wpada na takie głupie pomysły i nie szuka mi narzeczonego. - dodała z ulgą, uśmiechając się figlarnie, gdy usta Malcolma dopadły delikatnej skóry na jej szyi. Tym razem go nie zatrzymywała, odrzucając butelkę gdzieś w bok, pozwoliła by ta roztrzaskała się z donośnym hukiem. Już wystarczająco kręciło się jej w głowie, a potrzebowała kontroli nad sytuacją, dlatego postanowiła dać na wstrzymanie z alkoholem.
Pewnie wtargnęła opuszkami palców pod koszulę chłopaka, rozpinając uprzednio kilka okrągłych guzików. W niej również szalały już hormony, jednak resztki zdrowego rozsądku dobijały się gdzieś z końca jej głowy, gdy panienka podciągnęła dłoń Malcolma do góry, przeciągając ją po odkrytym udzie. Z jej ust wydobywały się ciche, zadowolone pomruki, a zielone tęczówki mieniły się tysiącem radosnych światełek. Ruda odwzajemniała zachłanne pocałunki chłopaka, jedną z dłoni zjeżdżając na klamrę od jego paska i stukając w nią figlarnie palcem.
- Obawiam się, że musimy przestać. Nie chcę posunąć się za daleko, a przyjemny szum w głowie znacznie mi to utrudnia. - zagryzła zaczerwienione od natarczywości ust Krukona wargi, odgarniając z zarumienionej twarzy ogniste pukle włosów.
- Będziesz gentlemanem i odprowadzisz mnie do domu? - zsunęła się z murku i zbrała z podłogi resztę zakurzonych listów, pakując je do kremowej torebki. Wiedziała, że jeszcze dzisiaj przeczyta wszystkie w łóżku. Czekając na decyzję chłopaka, zaplotła ręce na jego rozgrzanym karku, zadzierając wysoko głowę i wtulając się w jego ciało.
Pewnie wtargnęła opuszkami palców pod koszulę chłopaka, rozpinając uprzednio kilka okrągłych guzików. W niej również szalały już hormony, jednak resztki zdrowego rozsądku dobijały się gdzieś z końca jej głowy, gdy panienka podciągnęła dłoń Malcolma do góry, przeciągając ją po odkrytym udzie. Z jej ust wydobywały się ciche, zadowolone pomruki, a zielone tęczówki mieniły się tysiącem radosnych światełek. Ruda odwzajemniała zachłanne pocałunki chłopaka, jedną z dłoni zjeżdżając na klamrę od jego paska i stukając w nią figlarnie palcem.
- Obawiam się, że musimy przestać. Nie chcę posunąć się za daleko, a przyjemny szum w głowie znacznie mi to utrudnia. - zagryzła zaczerwienione od natarczywości ust Krukona wargi, odgarniając z zarumienionej twarzy ogniste pukle włosów.
- Będziesz gentlemanem i odprowadzisz mnie do domu? - zsunęła się z murku i zbrała z podłogi resztę zakurzonych listów, pakując je do kremowej torebki. Wiedziała, że jeszcze dzisiaj przeczyta wszystkie w łóżku. Czekając na decyzję chłopaka, zaplotła ręce na jego rozgrzanym karku, zadzierając wysoko głowę i wtulając się w jego ciało.
Re: Opuszczona Chatka
Czy ona naprawdę musiała tyle gadać w takiej chwili? Malcolm jedyne co robił, to przytakiwał jej bezgłośnie głową. Nie odzywał się w sprawie listów, romantyzmu czy pary nieszczęśliwych kochanków, których historię Sophie postanowiła zgłębiać właśnie w tej chwili!
- No, całe szczęście - skwitował.
Jej ojciec pewnie nie widział na liście potencjalnych chłopaków swojej córki kogoś takiego jak McMillan. Zła reputacja, chamstwo i za grosz dobrych manier. Nawet wrodzona inteligencja i dobre stopnie nie ratowały go w oczach irlandzkiej elity.
Kiedy Sophie wydała niemą zgodę na dotykanie jej ud, a nie tylko kolan, bardzo chętnie z niej skorzystał. Chwała temu, kto wymyślił krótkie sukienki. Gdy dziewczyna zjechała dłonią aż do paska jego spodni i zastukała zalotnie w klamrę, musiał przyznać, że spodziewał się czegoś innego aniżeli tego, co faktycznie nastało. Zapowiadało się na dalsze działania, a w rzeczywistości oznaczało koniec pieszczot. Malcolm ani twarde zawiniątko w jego spodniach nie byli zachwyceni takim obrotem sytuacji.
- Gentlemana odprawiłaś z kwitkiem. Wiesz dobrze, że nim nie jestem - rzucił. Miał na myśli Bena. Po tych słowach nadal całował jej szyję, ale przestał po chwili i westchnął ciężko. Nie chciał przecież aby uznała go za jakiegoś napalonego natręta.
- Dziś zrobię wyjątek i nim będę. Dobrze, odprowadzę cię - dorzucił po chwili. Spojrzał to na nią, to na wyjście z ceglanej chatki z nadzieją, że może zmieni jeszcze zdanie. - Zawsze mogę zostać u ciebie jeśli się boisz albo chcesz popłakać za chłopakiem czy coś podobnego. Twój ojciec pewnie będzie zajęty swoją panną młodą i nie zauważy - rzekł zachęcającym tonem.
- No, całe szczęście - skwitował.
Jej ojciec pewnie nie widział na liście potencjalnych chłopaków swojej córki kogoś takiego jak McMillan. Zła reputacja, chamstwo i za grosz dobrych manier. Nawet wrodzona inteligencja i dobre stopnie nie ratowały go w oczach irlandzkiej elity.
Kiedy Sophie wydała niemą zgodę na dotykanie jej ud, a nie tylko kolan, bardzo chętnie z niej skorzystał. Chwała temu, kto wymyślił krótkie sukienki. Gdy dziewczyna zjechała dłonią aż do paska jego spodni i zastukała zalotnie w klamrę, musiał przyznać, że spodziewał się czegoś innego aniżeli tego, co faktycznie nastało. Zapowiadało się na dalsze działania, a w rzeczywistości oznaczało koniec pieszczot. Malcolm ani twarde zawiniątko w jego spodniach nie byli zachwyceni takim obrotem sytuacji.
- Gentlemana odprawiłaś z kwitkiem. Wiesz dobrze, że nim nie jestem - rzucił. Miał na myśli Bena. Po tych słowach nadal całował jej szyję, ale przestał po chwili i westchnął ciężko. Nie chciał przecież aby uznała go za jakiegoś napalonego natręta.
- Dziś zrobię wyjątek i nim będę. Dobrze, odprowadzę cię - dorzucił po chwili. Spojrzał to na nią, to na wyjście z ceglanej chatki z nadzieją, że może zmieni jeszcze zdanie. - Zawsze mogę zostać u ciebie jeśli się boisz albo chcesz popłakać za chłopakiem czy coś podobnego. Twój ojciec pewnie będzie zajęty swoją panną młodą i nie zauważy - rzekł zachęcającym tonem.
Re: Opuszczona Chatka
Sophie mogła podejrzewać, że Malcolm stawiał pierwsze kroki w jakichkolwiek, bliższych zbliżeniach z płcią przeciwną. Był po prostu zbyt rozgorączkowany i zupełnie ignorował jej słowa, zapewne nie mogąc się na nich skupić. Nie winiła go za to, oczywiście, że nie. Potrzebowała się wygadać, może bardziej niż zazwyczaj, gdyż złocisty trunek skrzętnie rozwiązał jej język, ale naprawdę nie chciała rozkładać nóg przed chłopakiem w stanie upojenia alkoholowego. Może daleko było jej w tym momencie do damy - którą tak uparcie starała się być - ale resztki świadomości i względnego rozsądku, stanowczo nakazywały przerwać te pieszczoty.
- I co ja głupia narobiłam? - uniosła do góry ciemne brwi, na jego słowa posyłając mu sceptyczne spojrzenie. Fakt, gentlemanem to on nie był, ale chyba właśnie to ją do niego ciągnęło. Podobno ułożone panienki uciekają w ramiona niegrzecznych chłopców, choć później i tak lądują w małżeństwie z jakimś porządnym facetem. - W porządku, chodź. - zarządziła, splatając wspólnie palce ich dłoni. Z ciężkim bólem opuszczała nasiąkniętą romantyzmem chatkę, jednak obiecała sobie, że jeszcze tu wróci. Sama albo z Norą, o tak. Była pewna, że gdyby dobrze poszukała, prócz listów, znalazłaby tu jeszcze wiele ukrytych skarbów.
- Nawet jeśli chcę popłakać, na pewno nie będę robiła tego w twojej obecności, McMillan. - dodała chłodno, wywracając dużymi, zielonymi oczami. Zaraz jednak ton głosu ślizgonki na powrót zrobił się cieplejszy, a na malinowe usta wkradł się zawadiacki uśmieszek.
- W twojej obecności lubię robić zupełnie inne rzeczy. - zaśmiała się melodyjnie, wykonując brwiami znaczący gest. Chłopak musiał wiedzieć o co jej chodzi, nie należał przecież do tępego gatunku.
- Doceniam też twoje starania, ale naprawdę nie dzisiaj. Potrzebuję wytrzeźwieć, a kiedy to zrobię. Na pewno poinformuję Cię sową. Obiecuję. - ucałowała subtelnie jego rozgrzany policzek i nie mówiąc nic więcej, pociągnęła ich dwójkę w stronę majaczącej w oddali, posiadłości Fitzpatricków.
- I co ja głupia narobiłam? - uniosła do góry ciemne brwi, na jego słowa posyłając mu sceptyczne spojrzenie. Fakt, gentlemanem to on nie był, ale chyba właśnie to ją do niego ciągnęło. Podobno ułożone panienki uciekają w ramiona niegrzecznych chłopców, choć później i tak lądują w małżeństwie z jakimś porządnym facetem. - W porządku, chodź. - zarządziła, splatając wspólnie palce ich dłoni. Z ciężkim bólem opuszczała nasiąkniętą romantyzmem chatkę, jednak obiecała sobie, że jeszcze tu wróci. Sama albo z Norą, o tak. Była pewna, że gdyby dobrze poszukała, prócz listów, znalazłaby tu jeszcze wiele ukrytych skarbów.
- Nawet jeśli chcę popłakać, na pewno nie będę robiła tego w twojej obecności, McMillan. - dodała chłodno, wywracając dużymi, zielonymi oczami. Zaraz jednak ton głosu ślizgonki na powrót zrobił się cieplejszy, a na malinowe usta wkradł się zawadiacki uśmieszek.
- W twojej obecności lubię robić zupełnie inne rzeczy. - zaśmiała się melodyjnie, wykonując brwiami znaczący gest. Chłopak musiał wiedzieć o co jej chodzi, nie należał przecież do tępego gatunku.
- Doceniam też twoje starania, ale naprawdę nie dzisiaj. Potrzebuję wytrzeźwieć, a kiedy to zrobię. Na pewno poinformuję Cię sową. Obiecuję. - ucałowała subtelnie jego rozgrzany policzek i nie mówiąc nic więcej, pociągnęła ich dwójkę w stronę majaczącej w oddali, posiadłości Fitzpatricków.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach