Salon - kuchnia - jadalnia
+8
Malcolm McMillan
Liam Cryan
Rosalie Fitzpatrick
Marie Volante
Vincent Cramer
Zachary Devereux
Zoja Yordanova
Morwen Blodeuwedd
12 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 9 z 13
Strona 9 z 13 • 1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13
Salon - kuchnia - jadalnia
First topic message reminder :
***
***
***
***
Ostatnio zmieniony przez Morwen Blodeuwedd dnia Nie 01 Lut 2015, 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Z jednej strony chcę, a z drugiej nie powinienem - to takie typowe bzdury, które nadają romantyczności i dramaturgi. Niechętnie weźmie udział w tym serialu, bo główną postacią był jej przyjaciel, a wybranką serca dziewczyna, która miała problem w każdym miesiącu i nie było to tylko okresem. Znała łatwy sposób na pozbycie się problemu, ale nie chciała go nawet Aaronowi proponować. Skoro się tym stresował i na jego beztroskiej twarzy po raz pierwszy widziała zmartwienie, oznaczało to, że mu zależy. Zmrużyła lekko oczy.
- W takim razie musisz zostać animagiem - stwierdziła oczywiste. Tylko tak będzie w stanie sobie pomóc, kiedy dojdzie do pełni. Bo naprawdę, byli tylko nastolatkami i jakoś wątpiła, że zawsze mogło być tak wesoło i kolorowo. Nie kiedy ma się takie zdolności do wynajdywania kłopotów.
- Bo o co chodzi z tym zamieszkaniem razem? Naprawdę jesteście już na tym etapie? Bo dom rozumiem... Musi to być z dala od ludzi, coś w stylu Wrzeszczącej Chaty, nie? Tylko trochę to...
Westchnęła, nie kończąc zdania i sięgnęła po pizzę. Wzięła kawałek do ust i zaczęła powoli przerzucać. Nie nacieszył się studenckim życiem i imprezami. Bo to był koniec zabawy... Chociaż Hannah Wilson i zabawa to w ogóle nie szło kiedykolwiek w parze. Naprawdę to mu odpowiadało? Nie takiego Gryfona poznała na pierwszym roku w Hogwarcie.
- Tak czy owak. Powinieneś z nią jeszcze porozmawiać o tym całym zajmowaniu się smokiem. Kiedy włożycie jajo do ognia to chyba nie będzie odwrotu. I wtedy kariera aurora już nie będzie taka pewna.
Powiedziała z pełną powagą. Niech się nie boi, że go wyda. Po prostu sama nie wierzyła w to, że nikt się nie zorientuje, że mają w lesie krwiożercze stworzenie. Przecież trzeba będzie je karmić i codziennie się nim zajmować. Dadzą sobie radę, kiedy przyjdzie czas na egzaminy, testy, wyjazdy na praktyki? No nie sądzę.
Dziewczyna widocznie podupadła na duchu i przeszła jej ochota na jedzenie. Obiema nogami podparła się na krześle, niebezpiecznie się zaczynając bujać. W rękach miała szklankę z colą i przyssane do niej usta.
- W takim razie musisz zostać animagiem - stwierdziła oczywiste. Tylko tak będzie w stanie sobie pomóc, kiedy dojdzie do pełni. Bo naprawdę, byli tylko nastolatkami i jakoś wątpiła, że zawsze mogło być tak wesoło i kolorowo. Nie kiedy ma się takie zdolności do wynajdywania kłopotów.
- Bo o co chodzi z tym zamieszkaniem razem? Naprawdę jesteście już na tym etapie? Bo dom rozumiem... Musi to być z dala od ludzi, coś w stylu Wrzeszczącej Chaty, nie? Tylko trochę to...
Westchnęła, nie kończąc zdania i sięgnęła po pizzę. Wzięła kawałek do ust i zaczęła powoli przerzucać. Nie nacieszył się studenckim życiem i imprezami. Bo to był koniec zabawy... Chociaż Hannah Wilson i zabawa to w ogóle nie szło kiedykolwiek w parze. Naprawdę to mu odpowiadało? Nie takiego Gryfona poznała na pierwszym roku w Hogwarcie.
- Tak czy owak. Powinieneś z nią jeszcze porozmawiać o tym całym zajmowaniu się smokiem. Kiedy włożycie jajo do ognia to chyba nie będzie odwrotu. I wtedy kariera aurora już nie będzie taka pewna.
Powiedziała z pełną powagą. Niech się nie boi, że go wyda. Po prostu sama nie wierzyła w to, że nikt się nie zorientuje, że mają w lesie krwiożercze stworzenie. Przecież trzeba będzie je karmić i codziennie się nim zajmować. Dadzą sobie radę, kiedy przyjdzie czas na egzaminy, testy, wyjazdy na praktyki? No nie sądzę.
Dziewczyna widocznie podupadła na duchu i przeszła jej ochota na jedzenie. Obiema nogami podparła się na krześle, niebezpiecznie się zaczynając bujać. W rękach miała szklankę z colą i przyssane do niej usta.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Animagiem? Jasne. Już widzę jakby mi się to udało.
Uśmiechnął się lekko. Wizja zostania animagiem była kusząca i niezwykle ekscytująca. Kto nie chciałby umieć zmieniać się w jakieś zwierze i pod tą przykrywką przemierzać ulice czy inne miejsca. Jednak on doskonale wiedział, że nie posiada do tego umiejętności.
- Jak się o tym wszystkim dowiedziałem, to wiesz... Jak to ja, zaproponowałem zanim pomyślałem, ona podłapała pomysł i tak wyszło. Dopiero teraz zacząłem się nad tym zastanawiać.
Nie tak wyobrażał sobie rozpoczęcie studenckiego życia. I tak naprawdę nie pomyślał o tym, że jajo wpłynie na jego aurorską, potencjalną przyszłość. Faktycznie jakby się nad tym zastanowić, to chyba nie ma co liczyć potem na jakąkolwiek taryfę ulgową.
- Jasne. I to jest plan. A teraz obiecany pokaz!
Podniósł się z kanapy nie mając ochoty dalej babrać się w swoich zmartwieniach i troskach. Spojrzał za okno żeby upewnić się, że nikt niepożądany nie siedzi za oknem i wyciągnął różdżkę. Odchrząknął parę razy i wyczyścił umysł z całego syfu, który zalegał w jego głowie by przypomnieć sobie swoje szczęśliwe wspomnienie.
- Expecto Patronum!
Zamachnął się tak jak był uczony, a z końca różdżki wystrzeliła biała wiązka, która momentalnie przybrała formę sporego, wesołego Nowofunlanda. Przebiegł przez pomieszczenie wesoło podskakując kilka razy po czym zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Niestety nie umiem utrzymywać go tak długo jak profesjonaliści, ale...
Wrócił na kanapę do Bułgarki chowając różdżkę z powrotem do kieszeni spodenek, które miał na sobie.
Uśmiechnął się lekko. Wizja zostania animagiem była kusząca i niezwykle ekscytująca. Kto nie chciałby umieć zmieniać się w jakieś zwierze i pod tą przykrywką przemierzać ulice czy inne miejsca. Jednak on doskonale wiedział, że nie posiada do tego umiejętności.
- Jak się o tym wszystkim dowiedziałem, to wiesz... Jak to ja, zaproponowałem zanim pomyślałem, ona podłapała pomysł i tak wyszło. Dopiero teraz zacząłem się nad tym zastanawiać.
Nie tak wyobrażał sobie rozpoczęcie studenckiego życia. I tak naprawdę nie pomyślał o tym, że jajo wpłynie na jego aurorską, potencjalną przyszłość. Faktycznie jakby się nad tym zastanowić, to chyba nie ma co liczyć potem na jakąkolwiek taryfę ulgową.
- Jasne. I to jest plan. A teraz obiecany pokaz!
Podniósł się z kanapy nie mając ochoty dalej babrać się w swoich zmartwieniach i troskach. Spojrzał za okno żeby upewnić się, że nikt niepożądany nie siedzi za oknem i wyciągnął różdżkę. Odchrząknął parę razy i wyczyścił umysł z całego syfu, który zalegał w jego głowie by przypomnieć sobie swoje szczęśliwe wspomnienie.
- Expecto Patronum!
Zamachnął się tak jak był uczony, a z końca różdżki wystrzeliła biała wiązka, która momentalnie przybrała formę sporego, wesołego Nowofunlanda. Przebiegł przez pomieszczenie wesoło podskakując kilka razy po czym zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Niestety nie umiem utrzymywać go tak długo jak profesjonaliści, ale...
Wrócił na kanapę do Bułgarki chowając różdżkę z powrotem do kieszeni spodenek, które miał na sobie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Angelina Jolie w świecie czarodziejów właśnie wróciła z Filii do domu. Choć w zasadzie miała wolne, tak okazało się, że kilka spraw musi zostać wyjaśnionych teraz, zaraz, natychmiast, jakby od nich zależało życie całego magicznego półświatka. Ale nie, nie zależało. W drodze powrotnej w jej głowie natomiast urodził się świetny plan - ostatnio poświęcała czas Liamowi, który znowu przepadł jak kamień w wodę, dlatego teraz chciała zająć się swoją podopieczną. I nie chodziło jej o przesiadywanie w domu a na przykład o wycieczkę, gdzie tylko Bułgarka zechce. Stać ją na to było, a czuła się źle z tym, że zaniedbuje swoje dziecko, więc zaraz po przekroczeniu progu mieszkania, nie zdejmując nawet szpilek, wpadła do salonu.
- Zoja? O... nie wiedziałam, że masz gościa - w ramach powitania zmierzyła wzrokiem Aarona, odkładając torebkę na pobliską szafkę. Potem przemaszerowała do kuchni po szklankę soku i wróciła do dwójki studentów.
- Co słychać? Jak mija dzień? - nie przejmując się wyjątkowo tym, że mogła im przeszkodzić, próbowała zrehabilitować się za swoje dość chłodne powitanie chłopaka. W końcu nie wiedziała jaka łączy go relacją z Zoją, a nie chciała go spłoszyć.
- Zoja? O... nie wiedziałam, że masz gościa - w ramach powitania zmierzyła wzrokiem Aarona, odkładając torebkę na pobliską szafkę. Potem przemaszerowała do kuchni po szklankę soku i wróciła do dwójki studentów.
- Co słychać? Jak mija dzień? - nie przejmując się wyjątkowo tym, że mogła im przeszkodzić, próbowała zrehabilitować się za swoje dość chłodne powitanie chłopaka. W końcu nie wiedziała jaka łączy go relacją z Zoją, a nie chciała go spłoszyć.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Chociaż trochę się dąsała, ponieważ dalej ta sytuacja nie miała dla niej większego sensu, kiedy wstał na mini pokaz, trochę się ożywiła. Obróciła się w krześle, żeby przyglądać się chłopakowi i aż pisnęła z zachwytu, kiedy srebrny strumień światła wydobył się z jego różdżki. Zaklaskała wesoło, kiedy czar przybrał postać wielkiego, włochatego psa. Właśnie takie coś przypominał czasem Aaron, kiedy miał mniej zmartwień na głowie.
- Żartujesz? To było niesamowite! - stwierdziła wesoło. W tym momencie usłyszeli zamykające się drzwi wejściowe i kroki Morwen. Zoja spojrzała w jej kierunku z lekkim zaskoczeniem, ale uśmiechnęła się momentalnie.
- Mamy pizzę - powiadomiła ją, wskazując na wpół zjedzony placek. Niezbyt zdrowo się odżywiała, kiedy nie było pani domu. W końcu Zoja nigdy nie nauczyła się dobrze gotować i miała słabość do tych, którzy przejawiali tą umiejętność. Dalej pamiętała makaron przygotowany przez Dyrektora św. Munga.
- To Aaron Matluck, opowiadałam Ci o nim (szczególnie wiele, gdy stracił ucho w podwalinach szkolnych). Dostał się na aurorstwo i pokazywał mi właśnie zaklęcie patronusa. To duży pies! - pokazała rękoma jak duży. Nie chciała, żeby się krępował w ich obecności, więc dlatego była nagle taka pobudzona. W końcu Morwen była całkiem normalną mamą, a teraz dwie z jednych ważniejszych osób w jej życiu się wreszcie poznały. Uśmiechnęła się do niej.
- A twój patronus?
- Żartujesz? To było niesamowite! - stwierdziła wesoło. W tym momencie usłyszeli zamykające się drzwi wejściowe i kroki Morwen. Zoja spojrzała w jej kierunku z lekkim zaskoczeniem, ale uśmiechnęła się momentalnie.
- Mamy pizzę - powiadomiła ją, wskazując na wpół zjedzony placek. Niezbyt zdrowo się odżywiała, kiedy nie było pani domu. W końcu Zoja nigdy nie nauczyła się dobrze gotować i miała słabość do tych, którzy przejawiali tą umiejętność. Dalej pamiętała makaron przygotowany przez Dyrektora św. Munga.
- To Aaron Matluck, opowiadałam Ci o nim (szczególnie wiele, gdy stracił ucho w podwalinach szkolnych). Dostał się na aurorstwo i pokazywał mi właśnie zaklęcie patronusa. To duży pies! - pokazała rękoma jak duży. Nie chciała, żeby się krępował w ich obecności, więc dlatego była nagle taka pobudzona. W końcu Morwen była całkiem normalną mamą, a teraz dwie z jednych ważniejszych osób w jej życiu się wreszcie poznały. Uśmiechnęła się do niej.
- A twój patronus?
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Owena naprawdę nie chciała pojawiać się w trakcie rodzinnego zjazdu, ale czekała już zbyt długo. Dziecko rosło dobrze, było coraz większe i coraz bardziej do niej podobne (chociaż to sobie akurat uroiła). Glenna, jak ją nazwała, była skrzętnie ukrywana w dziwnych miejscach, u podejrzanych przyjaciół Oweny i ludzi, którzy mieli u niej spore długi. Z czasem zaczęły się jednak problemy, bo dziecko zaczynało mieć coraz większe potrzeby, a ona coraz mniej pieniędzy. No i jej życie stawało się jałowe kiedy nikt nie siedział jej na ogonie.
Słyszała o pogrzebie Milesa Gladstone, więc była spokojna, że mężczyzna zabrał jej sekret do grobu. Długo planowała wycieczkę do swojej młodszej siostry, Morwen, bo ta chyba zapomniała już o jej istnieniu. Jej kompleks rodzinny nadal dawał o sobie znać, aż wreszcie pewnego pięknego wieczora, Blodeuwedd teleportowała się na Regen Street gdzie była już wcześniej i bez problemu odszukała dom swojej siostry.
Jak gdyby nigdy nic stanęła przed drzwiami, zaklejając wizjer gumą do żucia, którą żuła w parszywej gębie. Z różdżką w jednej i sztyletem w drugiej, czekała aż jej ukochana siostrzyczka otworzy jej drzwi.
Słyszała o pogrzebie Milesa Gladstone, więc była spokojna, że mężczyzna zabrał jej sekret do grobu. Długo planowała wycieczkę do swojej młodszej siostry, Morwen, bo ta chyba zapomniała już o jej istnieniu. Jej kompleks rodzinny nadal dawał o sobie znać, aż wreszcie pewnego pięknego wieczora, Blodeuwedd teleportowała się na Regen Street gdzie była już wcześniej i bez problemu odszukała dom swojej siostry.
Jak gdyby nigdy nic stanęła przed drzwiami, zaklejając wizjer gumą do żucia, którą żuła w parszywej gębie. Z różdżką w jednej i sztyletem w drugiej, czekała aż jej ukochana siostrzyczka otworzy jej drzwi.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Widząc, że Zoi podobał się mały pokaz umiejętności Aaron poczuł się o niebo lepiej. Takie małe rzeczy mogą czasem mocno poprawić humor człowiekowi. Nie był może jakąś przesadną chwalipiętą, ale czasem podbudowanie swojej samooceny było niezwykle przyjemne. Już miał coś powiedzieć, ale usłyszał, że drzwi wejściowe do domu otworzyły się, a w salonie pojawiła się opiekunka Zoi, właścicielka tego przybytku i dyrektorka Filii Aurorów. Aaron wyprostował się nieco widząc tą osobę, bo co jak co, ale jeżeli ktoś w magicznym świecie zostaje dyrektorem jakiejkolwiek magicznej instytucji to znaczy, że jest kimś. A przy kimś nie warto wyjść na idiotę.
- Witam. Aaron Matluck, miło mi Panią poznać.
W zasadzie dopiero teraz dotarło do niego, że tak naprawdę nigdy nie poznał Morwen twarzą w twarz nawet jak odwiedzał przyjaciółkę podczas przerw w poprzednich latach. Widać zawsze była niezwykle zapracowana. Przez to Matluck poczuł, że może jednak nie jest w porę i powinien wyjść? Ale ciekawość zobaczenia patronusa pani Blodeuwedd była znacznie większa. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Aaron nie poderwał się by otworzyć mimo, że miał ochotę. Ale nie jego dom i nie wypada. Dlatego czekał.
- Witam. Aaron Matluck, miło mi Panią poznać.
W zasadzie dopiero teraz dotarło do niego, że tak naprawdę nigdy nie poznał Morwen twarzą w twarz nawet jak odwiedzał przyjaciółkę podczas przerw w poprzednich latach. Widać zawsze była niezwykle zapracowana. Przez to Matluck poczuł, że może jednak nie jest w porę i powinien wyjść? Ale ciekawość zobaczenia patronusa pani Blodeuwedd była znacznie większa. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Aaron nie poderwał się by otworzyć mimo, że miał ochotę. Ale nie jego dom i nie wypada. Dlatego czekał.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Ona sama nie uważała, że jest kimś, a tym bardziej, że jest zapracowana - przynajmniej nie odczuwała tego w ten sposób. Praca to praca, niezależnie od stanowiska. Traktowała ludzi na równi ze sobą, a gdy zaczynali sobie pozwalać i przesadzać, dopiero wtedy zaczynała pokazywać kto tu rządzi.
- Morwen, ciebie również, ale proszę, nie mów do mnie Pani - odparła spokojnie, z lekkim uśmiechem. Faktycznie, Zoja dużo wspominała o swoim koledze a niezauważalne spojrzenie, które rzuciła na lewe ucho - raczej jego brak - utwierdziło ją w przekonaniu, że jednak jeszcze pamięta to co się do niej mówi. Kwestii pizzy nie skomentowała niczym innym niż zrezygnowanym westchnieniem, które oznaczało mniej więcej tyle, że powinna w końcu nauczyć Zoję gotować nieskomplikowane rzeczy, a na to drugie pytanie tyczące patronusa skrzętnie ominęła. Nie miała ochoty bawić się w czary-mary we własnym domu. Odstawiła szklankę na stolik, po czym wyjęła z torebki paczkę papierosów oraz różdżkę, następnie zaś otworzyła drzwi na taras, wsuwając sobie między wargi jednego papierosa. Zapaliła go, z kolei różdżkę wsunęła sobie do tylnej kieszeni spodni. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, skonsternowana Walijka spojrzała wyczekująco na swoją podopieczną. Ta jednak miała podobną minę co ona, więc wychodziło na to, że również nie spodziewała się innych gości w tym momencie, niż Aaron.
- Zoju, mogłabyś otworzyć? - nie pytała, ani nie prosiła, a raczej zasugerowała dziewczynie, by poszła sprawdzić kto przyszedł a ona wtedy miała zamiar zadać "milion pytań do...". Nie sądziła, że cały spokój za chwilę zburzy jej brudny sekret, w postaci Oweny.
- Morwen, ciebie również, ale proszę, nie mów do mnie Pani - odparła spokojnie, z lekkim uśmiechem. Faktycznie, Zoja dużo wspominała o swoim koledze a niezauważalne spojrzenie, które rzuciła na lewe ucho - raczej jego brak - utwierdziło ją w przekonaniu, że jednak jeszcze pamięta to co się do niej mówi. Kwestii pizzy nie skomentowała niczym innym niż zrezygnowanym westchnieniem, które oznaczało mniej więcej tyle, że powinna w końcu nauczyć Zoję gotować nieskomplikowane rzeczy, a na to drugie pytanie tyczące patronusa skrzętnie ominęła. Nie miała ochoty bawić się w czary-mary we własnym domu. Odstawiła szklankę na stolik, po czym wyjęła z torebki paczkę papierosów oraz różdżkę, następnie zaś otworzyła drzwi na taras, wsuwając sobie między wargi jednego papierosa. Zapaliła go, z kolei różdżkę wsunęła sobie do tylnej kieszeni spodni. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, skonsternowana Walijka spojrzała wyczekująco na swoją podopieczną. Ta jednak miała podobną minę co ona, więc wychodziło na to, że również nie spodziewała się innych gości w tym momencie, niż Aaron.
- Zoju, mogłabyś otworzyć? - nie pytała, ani nie prosiła, a raczej zasugerowała dziewczynie, by poszła sprawdzić kto przyszedł a ona wtedy miała zamiar zadać "milion pytań do...". Nie sądziła, że cały spokój za chwilę zburzy jej brudny sekret, w postaci Oweny.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
I właśnie dlatego nigdy nie widziała patronusa na własne oczy. Walijka nie była zbyt skłonna do popisywania się swoimi umiejętnościami w domu. Zoja wzruszyła ostentacyjnie ramionami, zerkając na Aarona. Pamiętała jak jej opiekunka postawiła ją pod gradobiciem pytań, kiedy tylko dowiedziała się o Malcolmie. Teraz ma jeszcze innego przyjaciela Bułgarki na wyciągnięcie ręki, więc z pewnością to wykorzysta, kiedy ta tylko wstanie. No i proszę, była okazja. Nie ociągając się, zeskoczyła z krzesła i przeszła przez korytarz do drzwi wejściowych. Z przyzwyczajenia chciała wyjrzeć tym razem przez wizjer, ponieważ rzeczywiście już nikogo się nie spodziewali. Niestety szparka w drzwiach była jakimś cudem zasłonięta. Może to Liam się z nimi droczy.
Otworzyła drzwi, a z piersi Yordanovej urwał się zduszony krzyk. Puściła klamkę, żeby zasłonić sobie usta dłoniami. Owena nie robiła dzisiaj zbyt dobrego wrażenia. Miała potargane włosy i brudną twarz. Nie dostrzegła od razu różdżki i sztyletu, ponieważ zielonkawe tęczówki nieznajomej się w nią wpatrywały. Gdyby młoda studentka wiedziała jeszcze, że widzi rzekomo "zmarłą" siostrę swojej opiekunki, to z pewnością krzyczałaby troszkę dłużej. Jednak teraz zrobiło jej się głupio, że tak się przestraszyła, więc od razu zapytała:
- Przepraszam... Czy coś się... stało? - obejrzała się nerwowo za siebie, chcąc już wołać Mor.
Otworzyła drzwi, a z piersi Yordanovej urwał się zduszony krzyk. Puściła klamkę, żeby zasłonić sobie usta dłoniami. Owena nie robiła dzisiaj zbyt dobrego wrażenia. Miała potargane włosy i brudną twarz. Nie dostrzegła od razu różdżki i sztyletu, ponieważ zielonkawe tęczówki nieznajomej się w nią wpatrywały. Gdyby młoda studentka wiedziała jeszcze, że widzi rzekomo "zmarłą" siostrę swojej opiekunki, to z pewnością krzyczałaby troszkę dłużej. Jednak teraz zrobiło jej się głupio, że tak się przestraszyła, więc od razu zapytała:
- Przepraszam... Czy coś się... stało? - obejrzała się nerwowo za siebie, chcąc już wołać Mor.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Czy Owena zjawiłaby się pod drzwiami Morwen gdyby wiedziała, że w środku znajdują się trzy różdżki wraz z właścicielami? Nie. Nawet jeśli dwójka z nich była tylko dzieciakami, którzy ledwo co wyszli z Hogwartu. Wsłuchiwała się w głosy dobiegające z domu, ale kiedy tylko zadzwoniła do drzwi, rozmowy ucichły i nie była w stanie usłyszeć już nic więcej. Wreszcie drzwi otworzyły się i stanęła w nich młoda dziewczyna, którą Owena od razu wzięła za córkę Morwen.
- Witaj ptaszyno - powitała ją krótko, rzucając się na nią od razu z łapami. Przystawiła jej sztylet do gardła, przytrzymując ją z całej siły. Bułgarka była niska, więc nie sprawiło jej to szczególnego kłopotu. Miała zakładnika, więc miała przewagę. - No już, wracamy do salonu.
Posuwały się powoli, aż wreszcie znalazły się przed Aaronem i Zoją. Owena nadal przyciskała sztylet do gładkiej skórki na szyi Zoi Yordanovej.
- Jeden fałszywy ruch i poderżnę jej gardło - oznajmiła ochrypłym głosem. - Bądźcie tak łaskawi i odłóżcie różdżki na stół, a małej nie stanie się krzywda. Czuła jak Zoja drży pod jej ręką i jak krzywi się zapewne od smrodu, który od niej bił.
- Witaj siostro - powiedziała obłąkanym głosem, patrząc na Morwen jak na swoją zdobycz.
- Witaj ptaszyno - powitała ją krótko, rzucając się na nią od razu z łapami. Przystawiła jej sztylet do gardła, przytrzymując ją z całej siły. Bułgarka była niska, więc nie sprawiło jej to szczególnego kłopotu. Miała zakładnika, więc miała przewagę. - No już, wracamy do salonu.
Posuwały się powoli, aż wreszcie znalazły się przed Aaronem i Zoją. Owena nadal przyciskała sztylet do gładkiej skórki na szyi Zoi Yordanovej.
- Jeden fałszywy ruch i poderżnę jej gardło - oznajmiła ochrypłym głosem. - Bądźcie tak łaskawi i odłóżcie różdżki na stół, a małej nie stanie się krzywda. Czuła jak Zoja drży pod jej ręką i jak krzywi się zapewne od smrodu, który od niej bił.
- Witaj siostro - powiedziała obłąkanym głosem, patrząc na Morwen jak na swoją zdobycz.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
W gruncie rzeczy nie zdążyła nawiązać żadnej konwersacji z Aaronem, bo wyraźnie skupiła się na krótkiej wymianie zdań, która dobiegała z okolic drzwi. Nie zareagowała jednak nijak - chwilę później jej sekret pojawił się w salonie, razem z nożem, przyciśniętym do szyi jej podopiecznej. Mimo to Walijka wyglądała na niewzruszoną. Nie drgnęła ani o milimetr, nie zaczęła ciskać przekleństwami w stronę siostry, ani tym bardziej nie wyjęła różdżki z kieszeni, tylko... spokojnie stała i paliła papierosa, przyglądając się swojej siostrze zniesmaczona. Prawdopodobnie w oczach zarówno Aarona, jak i Zoji, wyszła na osobę, której był obojętny los młodej Bułgarki, lecz ona po prostu całkiem nieźle znała swoją obłąkaną siostrę i jej psychologiczne gierki, a także wiedziała, że byłaby w stanie faktycznie poderżnąć jej gardło - przecież starsza z sióstr gustowała tylko w noworodkach.
- Na litość boską, mogłaś się chociaż ogarnąć przed wyjściem do ludzi - stwierdziła, nieśpiesznie dopalając szluga. Jego resztkę zgasiła w popielniczce, a następnie wyjęła różdżkę z kieszeni podchodząc do szafki nieopodal Oweny. Położyła ją tam i wróciła na swoje miejsce.
- Aaron, odłóż różdżkę tam gdzie ja - poprosiła chłopaka, w razie gdyby planował przeprowadzić samodzielny atak na kobietę, zaraz po tym jak oparła się biodrami o krawędź stołu. Nie miała różdżki, za to za swoimi plecami miała do dyspozycji co najwyżej szklankę po soku. W końcu jeszcze umiała bronić się bez magii. - Więc? Co cię sprowadza tym razem?
- Na litość boską, mogłaś się chociaż ogarnąć przed wyjściem do ludzi - stwierdziła, nieśpiesznie dopalając szluga. Jego resztkę zgasiła w popielniczce, a następnie wyjęła różdżkę z kieszeni podchodząc do szafki nieopodal Oweny. Położyła ją tam i wróciła na swoje miejsce.
- Aaron, odłóż różdżkę tam gdzie ja - poprosiła chłopaka, w razie gdyby planował przeprowadzić samodzielny atak na kobietę, zaraz po tym jak oparła się biodrami o krawędź stołu. Nie miała różdżki, za to za swoimi plecami miała do dyspozycji co najwyżej szklankę po soku. W końcu jeszcze umiała bronić się bez magii. - Więc? Co cię sprowadza tym razem?
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Gdy Zoja wyszła do przedpokoju żeby otworzyć drzwi, a Aaron został sam w pokoju z Morwen nawet i miał ochotę rozpocząć konwersację, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Chyba trochę się speszył, a głowę ogarnęła mu pustka. Słysząc jakiś lekki harmider przy drzwiach zastanawiał się kto to przyszedł. Gdy w końcu gość wszedł do salonu wraz z młodą Bułgarką Matluck poczuł jak żołądek ściska mu się sam z siebie. Nóż przyłożony do gardła Zoi był jednak wystarczającym hamulcem by nie robić głupstw. Co jak co, ale Aaron nie był idiotą, który od razu rzuci się w bój jakby nie było jutra. No.. Może nie w takich momentach. Gdy Morwen przejęła kontrolę nad tym co się działo i posłusznie wykonała polecenie jakiejś psychopatki, która wyglądała jakby wyszła prosto z psychiatryka niczym z horrorów Aaron nie miał zamiaru robić nic innego jak również się dostosować. Wyciągnął swoją różdżkę i odłożył ją tam gdzie opiekunka Zoi. Nie będzie się rzucał i lepiej nie będzie się odzywał. Póki co.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Nie żeby wyobrażała sobie wcześniej własne porwanie, ale nie myślała, że może to się stać pod dachem dyrektorki filii aurorów, w środku dnia i to jeszcze za pomocą obłąkanej członkini RODZINY. Patrzyła z przerażeniem to na Morwen, to na Aarona, starając się nie poruszyć. Ostry sztylet był już wystarczająco blisko jej szyi, żeby ją drasnąć, kiedy tylko się zachwieje. Różdżka Bułgarki była schowana na jej biodrze, za spodenkami, ale nie miała jak ją wydobyć. A nawet jeżeli by się jej udało... Co by mogła zrobić dorosłej czarownicy? Wsadzić jej magiczny badyl do oka? To już jakiś plan.
Nic dziwnego, że trzęsła się ze strachu. Właśnie się dowiedziała, że za nią stoi ktoś, kogo dawno uważała za zmarłego. Oprócz własnego, zimnego potu, czuła jeszcze znacznie gorszy i mniej przyjemny zapach, docierający od swojej cioci. Wiele by dała za możliwość zatkania sobie nosa. Obserwowała jak pozostali powoli wykonują polecenia psychopatki. I nic? Naprawdę nic nie mieli zamiaru z nią zrobić?!
Nic dziwnego, że trzęsła się ze strachu. Właśnie się dowiedziała, że za nią stoi ktoś, kogo dawno uważała za zmarłego. Oprócz własnego, zimnego potu, czuła jeszcze znacznie gorszy i mniej przyjemny zapach, docierający od swojej cioci. Wiele by dała za możliwość zatkania sobie nosa. Obserwowała jak pozostali powoli wykonują polecenia psychopatki. I nic? Naprawdę nic nie mieli zamiaru z nią zrobić?!
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Owena spodziewała się, że jej siostrze bardziej zależy na życiu jej adoptowanej córki, ale ta wydawała się być niewzruszona faktem, że sztylet znajduje się tak blisko jej tętnicy, że Zoja umarłaby w kilka sekund. W dziesięć? Piętnaście? Chyba, że któreś z nich znało zaklęcie zamykające żyły, a o ile Blodeuwedd wiedziała, jej siostra nie miała żadnego wykształcenia medycznego. W przeciwieństwie do niej.
- Żarty na bok, Enid - warknęła, przyciskając Zoję mocniej do siebie. - Pieniądze. Potrzebuję worka galeonów. Pieniądze z porwania małego dziedzica Scotta już dawno przepadły, a ja mam duże potrzeby. Wiem, że masz. Taka ważna aurorzyna jak ty zawsze ma - syknęła, głaszcząc Yordanovą po ramieniu ręką, w której nie trzymała sztyletu. Nie zwróciła na to uwagi, ale jednocześnie wyznała, że porwanie Juniora Scotta także było jej robotą. Nie wiedziała czy aurorzy o tym wiedzą.
- Nie przedstawisz mnie swojej słodkiej córce? Swojej małej Zoi? - zapytała z zawodem w głosie, a potem jej wzrok padł na Aarona. - A co to za jeden, znowu przygarnęłaś jakąś sierocą szlamę pod swój dach?
- Żarty na bok, Enid - warknęła, przyciskając Zoję mocniej do siebie. - Pieniądze. Potrzebuję worka galeonów. Pieniądze z porwania małego dziedzica Scotta już dawno przepadły, a ja mam duże potrzeby. Wiem, że masz. Taka ważna aurorzyna jak ty zawsze ma - syknęła, głaszcząc Yordanovą po ramieniu ręką, w której nie trzymała sztyletu. Nie zwróciła na to uwagi, ale jednocześnie wyznała, że porwanie Juniora Scotta także było jej robotą. Nie wiedziała czy aurorzy o tym wiedzą.
- Nie przedstawisz mnie swojej słodkiej córce? Swojej małej Zoi? - zapytała z zawodem w głosie, a potem jej wzrok padł na Aarona. - A co to za jeden, znowu przygarnęłaś jakąś sierocą szlamę pod swój dach?
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Zmarszczyła czoło, przyglądając się swojej siostrze, kiedy tylko ta zabrała się za swoje przemówienie. Wiele się nie zmieniła, a jedynymi różnicami, które w niej wyłapała była fryzura zwana "piorun w rabarbar", no i przede wszystkim brudna i poharatana twarz. Porwała dziecko Scotta? TO dziecko, w którego porwanie ją wrobiła jakiś czas temu? Domyślała się, że to sprawka jej siostry, jednak nie miała na to dowodów i nawet jej wysoka pozycja w Filii niewiele mogła zdziałać przeciwko głosom pozostałych aurorów, poza tym została odsunięta od tej sprawy. A teraz miała na to dowód. No i świadomość, że zaraz może stracić swoje dziecko. Oczywiście, że zależało jej na życiu Zoji, ale widziała obłąkany wzrok swojej siostry. Chociaż już chyba nie mogła jej nazywać siostrą a raczej wrogiem zagrażającym życiu jej, jej rodziny i otoczenia.
- Pieniądze? W porządku. Dostaniesz je. Pod warunkiem, że puścisz Zoję i chłopaka i nie zrobisz im krzywdy. To tylko dzieci, a z tego co pamiętam dzieciom nie robisz krzywdy, prawda? - zacisnęła dłonie na krawędzi blatu, nie spuszczając wzroku z tej dwójki i z noża, który znajdował się o wiele za blisko gładkiej szyi Yordanovej.
- Pieniądze? W porządku. Dostaniesz je. Pod warunkiem, że puścisz Zoję i chłopaka i nie zrobisz im krzywdy. To tylko dzieci, a z tego co pamiętam dzieciom nie robisz krzywdy, prawda? - zacisnęła dłonie na krawędzi blatu, nie spuszczając wzroku z tej dwójki i z noża, który znajdował się o wiele za blisko gładkiej szyi Yordanovej.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Enid? Teraz wpatrywała się jedynie w swoją opiekunkę. Adrenalina powstrzymywała ją od jakiś bzdurnych zachowań dzieciaka, którym właściwie była. Stała jak sparaliżowana, ale przysłuchiwała się jednocześnie tej wymianie zdań. Czyli to ona stała za tym porwaniem! Słyszała o nim, kiedy była w szkole. Dyrektor na ten temat starał się milczeć, ale prasa i tak musiała w końcu wysłać list poszukujący Juniora. Już przestała się dziwić dlaczego nie zna dziadków, ani reszty rodziny Walijki. Aż się w niej zagotowało, kiedy czarownica zaczęła ją głaskać swoją brudną dłonią, a potem nazwała jej przyjaciela szlamą. Gdyby tylko mogła się dostać do swojej różdżki... Bułgarka poruszyła się niespokojnie, bo wciąż miała ręce unieruchomione wzdłuż tułowia. Miała ogromną ochotę coś powiedzieć, ale wyłapała spojrzenie Morwen.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Aaron zacisnął ręce w pięści widząc jak ta psychopatka zaczęła gładzić ramię Zoi. Powoli w jego głowie zaczęła się roić myśl, że może gdyby wystarczajaco szybko zaatakował, to nic by się nie stało, ale... Ten sztylet był jednak zdecydowanie za blisko gardła przyjaciółki. Słysząc, że chodzi o pieniądze chłopak prychnął cicho pod nosem. Oczywiście, że chodziło o pieniądze. Tak wyglądająca osoba pewnie nie mogła sobie pozwolić na uczciwy zarobek. Chyba, ze się puszczała. Kąśliwa uwaga w jego stronę nieco bardziej go rozjuszyła i nim zdołał się powstrzymać wymsknęło mu się krótkie
- Spierdalaj.
- Spierdalaj.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Przestań się szamotać, kochanie - warknęła niespokojnie, kiedy Zoja tylko drgnęła swoimi rękami. Owena była osobą o bardzo dużym temperamencie, a do tego była niecierpliwa. Słowa Morwen sprawiły, że jej starsza siostra krzyknęła, znużona czekaniem.
- Przynieś pieniądze i nie pierdol!
Szarpnęła przy tym Zoją tak mocno, że ta na pewno zdołała to poczuć czy to na ramionach, którymi ją ściskała, czy to na szyi, do której nadal przytknięty był sztylet.
- Dzieciom nie robię krzywdy, ale wydaje mi się, że ta panienka już dawno zakwitła i żadne z niej dziecko. Ile masz lat, Zoju? Powiedz cioci - powiedziała bardziej małej do ucha, niż w odpowiedzi dla Morwen. Gdy usłyszała odpowiedź Aarona, zaśmiała się jak wiedźma z dziecięcego koszmaru.
- Jaki porywczy! Zła krew zawsze się ujawni...
- Przynieś pieniądze i nie pierdol!
Szarpnęła przy tym Zoją tak mocno, że ta na pewno zdołała to poczuć czy to na ramionach, którymi ją ściskała, czy to na szyi, do której nadal przytknięty był sztylet.
- Dzieciom nie robię krzywdy, ale wydaje mi się, że ta panienka już dawno zakwitła i żadne z niej dziecko. Ile masz lat, Zoju? Powiedz cioci - powiedziała bardziej małej do ucha, niż w odpowiedzi dla Morwen. Gdy usłyszała odpowiedź Aarona, zaśmiała się jak wiedźma z dziecięcego koszmaru.
- Jaki porywczy! Zła krew zawsze się ujawni...
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Dziecko, to dziecko, są dopiero w Hogwarcie - skłamała gładko, mając nadzieję, że żadne z nich nie wpadnie na pomysł wyjawiania faktycznego wieku. Mało inteligentna odpowiedź chłopaka spowodowała, że spojrzała na niego zaskoczona. Nie powiedziała jednak nic, bo miała w tej chwili lepsze zajęcie, niż pouczanie Aarona jakiego języka powinien używać. - Pieniądze są w banku. Nikt normalny nie trzyma takich kwot w domu - stwierdziła zgodnie z prawdą, zerkając na ostrze noża. Jej cierpliwość powoli się kończyła.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Miała dalej pieniądze od Williama na zapłacenie zaliczki za domek w Bułgarii. Trzydzieści galeonów to była dla niej góra pieniędzy, ale czy aż worek? Niemniej jednak wiedziała, że chyba bezpieczniej byłoby dać jej to co w tym momencie mają. Czuła, że ciocia ją zbyt szybko nie wypuści ze swoich objęć, jeżeli Morwen nie skombinuje za sekundę gotówki. Bo jeżeli miałaby w tej chwili teleportować się do banku, cóż... Raczej jej nie zaufa w tym stanie, a Zoja może zostać przetrzymana z Aaronem. Nie chciałaby by to ich spotkało.
- Mam w pokoju pieniądze. Sakiewkę wypełnioną galeonami, ciociu - powiedziała łagodnie, starając się by jej głos nie drżał. Miała nadzieję, że jej opiekunka wie o co jej chodzi. Chciała jak najszybciej pozbyć się tej kobiety ze swojego domu.
- Jeśli mnie puścisz... Przyniosę ją dla Ciebie.
- Mam w pokoju pieniądze. Sakiewkę wypełnioną galeonami, ciociu - powiedziała łagodnie, starając się by jej głos nie drżał. Miała nadzieję, że jej opiekunka wie o co jej chodzi. Chciała jak najszybciej pozbyć się tej kobiety ze swojego domu.
- Jeśli mnie puścisz... Przyniosę ją dla Ciebie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Aaron poczuł jak gęsia skórka przechodzi mu po ciele gdy usłyszał diabelski wręcz śmiech kobiety, która trzymała dalej swój malutki, wesolutki sztylecik przy gardle Zoi. Wiedział, że zagalopował się ze swoimi słowami i za to skarcił się już w głowie, ale na szczęście temat przeszedł na pieniądze, których dalej pragnęła ta wiedźma. Słysząc jednak, że pieniądze są w banku Aaronowi stanęła przed oczami wizja tego, że Zoja pozostanie zakładniczką dopóki Morwen nie wyciągnie zadowalającej tej psychopatki sumy, a na to.. Nie mógł się zgodzić. Nie wybaczył by sobie tego. Wystarczająco bolało go to, ze nie wystarczająco pomógł Loganowi w Podwalinach i ten stracił palce. Zoja chciała dać swoje oszczędności i rozumiał to. Nie miał pojęcia ile mogła mieć przy sobie, ale znał ją, że raczej nie były to zawrotne sumy, a ta psycholka nie musiała chcieć się zadowolić byle ochłapami.
- A jeżeli będziesz chciała iść do banku, to puść Zoję i weź mnie na zakładnika. Zabezpieczenie będzie, a w razie czego śmierć to śmierć. Jednej szlamy mniej.
Powiedział spokojnym tonem spoglądając na Owenę. Chciał zrobić krok na przód, ale wolał nie ryzykować dlatego dalej stał grzecznie w miejscu.
- A jeżeli będziesz chciała iść do banku, to puść Zoję i weź mnie na zakładnika. Zabezpieczenie będzie, a w razie czego śmierć to śmierć. Jednej szlamy mniej.
Powiedział spokojnym tonem spoglądając na Owenę. Chciał zrobić krok na przód, ale wolał nie ryzykować dlatego dalej stał grzecznie w miejscu.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- W banku? To bardzo kłopotliwe - zacmokała, szukając w głowie szybkiego wyjścia z sytuacji, która bardzo jej się nie podobała. Traciła nerwy i czas, a mała Zoja i jej cienka, łabędzia szyja coraz bardziej prosiły się o spotkanie z jej ostrym, zatrutym sztyletem. Jedno pociągnięcie i będą łapać jej słodką krew po dywanie. Słowa Zoi zignorowała całkowicie. Nie chciała zabierać pieniędzy jakiejś gówniary, przyszła tutaj ogołocić siostrę. Tak czy siak, słowa tej małej bardzo ją rozczuliły. Na tyle, że postanowiła nie zabijać jej na miejscu.
- Worek galeonów za dwadzieścia pięć minut na wzgórzu w Hogsmeade. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo Zoja zginie. Weź małego ze sobą.
Dwadzieścia pięć minut. Dała jej wystarczająco czasu na teleportowanie się do centrum miasta, wycieczkę do skrytyki ze złotem i teleportowanie się do wioski. Za mało jednak by zawiadomić kogokolwiek. Do tego wybrała wzgórze, czyli odsłonięte miejsce, z którego będzie dobry widok na nich. Pyknęło i Zoja z Oweną zniknęły w kłębach czarnego dymu, zostawiając tę dwójkę samą sobie.
- Worek galeonów za dwadzieścia pięć minut na wzgórzu w Hogsmeade. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo Zoja zginie. Weź małego ze sobą.
Dwadzieścia pięć minut. Dała jej wystarczająco czasu na teleportowanie się do centrum miasta, wycieczkę do skrytyki ze złotem i teleportowanie się do wioski. Za mało jednak by zawiadomić kogokolwiek. Do tego wybrała wzgórze, czyli odsłonięte miejsce, z którego będzie dobry widok na nich. Pyknęło i Zoja z Oweną zniknęły w kłębach czarnego dymu, zostawiając tę dwójkę samą sobie.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Kiedy Owena zniknęła z Zoją, Walijka niemal upadła na ziemię. W zasadzie to zjechała po nodze stołu, prawie uderzając głową o krawędź stołu. Nie odezwała się ani słowem, szybko kalkulując ilość pieniędzy w banku, ilość czasu jaka jej została i to, co może zrobić. W końcu uniosła wzrok na chłopaka.
- Mam nadzieję, że dobrze znosisz teleportację, bierz różdżkę - poinstruowała go. Nawet nie oczekiwała odpowiedzi, a szybkiego działania. Sama zmieniła buty, bo szpilkami mogłaby wydłubać Owenie co najwyżej oko lub przy odrobinie szczęścia podziurawić ją obcasem, chwyciła swoją różdżkę i wyjęła z torebki wielofunkcyjny scyzoryk, który zawsze jej towarzyszył. Wcisnęła go do kieszeni spodni, zakrywając odstający materiał bluzką, po czym napisała na kartce drżącą ręką kilka słów. "Wzgórze Hogsmeade, Owena wróciła" - z nadzieją, że Liam pojawi się w domu, położyła świstek papieru w widocznym miejscu i chwytając chłopaka za ramię teleportowała się najpierw do banku, a w końcu na wzgórze.
- Mam nadzieję, że dobrze znosisz teleportację, bierz różdżkę - poinstruowała go. Nawet nie oczekiwała odpowiedzi, a szybkiego działania. Sama zmieniła buty, bo szpilkami mogłaby wydłubać Owenie co najwyżej oko lub przy odrobinie szczęścia podziurawić ją obcasem, chwyciła swoją różdżkę i wyjęła z torebki wielofunkcyjny scyzoryk, który zawsze jej towarzyszył. Wcisnęła go do kieszeni spodni, zakrywając odstający materiał bluzką, po czym napisała na kartce drżącą ręką kilka słów. "Wzgórze Hogsmeade, Owena wróciła" - z nadzieją, że Liam pojawi się w domu, położyła świstek papieru w widocznym miejscu i chwytając chłopaka za ramię teleportowała się najpierw do banku, a w końcu na wzgórze.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Zaskakujesz mnie tym ciągłym pojawianiem się w Londynie. To zdradź mi, gdzie się przeprowadziliście? Jakoś niedaleko? - zagadnęła, kiedy dotarli już z Aaronem do jej domu. Po drodze zrobili zakupy, ponieważ okazało się, że Bułgarka wciąż była głodna. Ich umiejętności kucharskie wołały jednak o pomstę do nieba i można było się tego domyśleć, patrząc po prostu na rzeczy, które mieli w siatkach. Dzisiejsze danie dnia to chińska mrożonka z kurczakiem i puree z papierka o smaku bekonu.
Zoja usiadła na kuchennej wyspie, przyglądając się jak chłopak wypakowuje rzeczy na blat. Może i ona była gospodynią, ale on już wiedział jaką zdolną. Zaraz wszystkie garnki byłyby poprzepalane, a cała kuchenka uświniona. W tych sprawach oddawała pałeczkę innym.
- Nie przeszkadza Hance, że tak często Cię porywam? Co tam u Was słychać? - spytała już mniej żwawo, ponieważ było to coś co męczyło ją od jakiegoś czasu. Na jej miejscu byłaby szalenie zazdrosna o swojego chłopaka. Niestety nie potrafiła mu wybić z głowy opieki nad nią, kiedy Morwen nie było w domu. Nawet tego nie za bardzo chciała, bo nie wiedziała kogo innego poprosić o pomoc. Liama dalej się za bardzo wstydziła, poza tym nie wiedziała, czy wie o tej całej sprawie. Ich rozmowy były bardzo, ale to bardzo sporadyczne i krótkie.
Zoja usiadła na kuchennej wyspie, przyglądając się jak chłopak wypakowuje rzeczy na blat. Może i ona była gospodynią, ale on już wiedział jaką zdolną. Zaraz wszystkie garnki byłyby poprzepalane, a cała kuchenka uświniona. W tych sprawach oddawała pałeczkę innym.
- Nie przeszkadza Hance, że tak często Cię porywam? Co tam u Was słychać? - spytała już mniej żwawo, ponieważ było to coś co męczyło ją od jakiegoś czasu. Na jej miejscu byłaby szalenie zazdrosna o swojego chłopaka. Niestety nie potrafiła mu wybić z głowy opieki nad nią, kiedy Morwen nie było w domu. Nawet tego nie za bardzo chciała, bo nie wiedziała kogo innego poprosić o pomoc. Liama dalej się za bardzo wstydziła, poza tym nie wiedziała, czy wie o tej całej sprawie. Ich rozmowy były bardzo, ale to bardzo sporadyczne i krótkie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Ich plany jedzeniowe nie wyglądały najlepiej, ale tak to już jest jak nigdy nie przywiązywało się wagi do gotowania. Bo i po co skoro w Hogwarcie jedzenie zawsze magicznie pojawiało im się przed twarzami? Nikt przy zdrowych zmysłach raczej nie marnowałby swojego młodego i cennego czasu na tego typu pierdoły. Mrożonka i jedzenie z papierka zaś może i do najzdrowszych nie należało, ale było na tyle smaczne by sobie tak czasem zjeść. Aż do następnej wizyty w domu.
- Myślałem, że już ci mówiłem gdzie jest dom. W Dolinie Godryka.
Powiedział zamachując się siatką z zakupami na blat. Zabrał się od razu do rozpakowywania wszystkich potrzebnych rzeczy. Odgrzanie jedzenia i zalanie ziemniaków wodą nie należało do trudnych więc już po chwili było słychać przyjemne skwierczenie zamrożonego dania na patelni. Słysząc pytanie Zoi ściągnął nieco usta w bok spoglądając na patelnię.
- U nas? Szczerze? Nie najlepiej. Ta cała zabawa z sama wiesz czym i moje wycofanie się nieco z tej opieki nadruszyło nasze relacje i... Ech... Sam nie wiem jeżeli mam być szczery.
Przez ostatnie rozmawiał z rudowłosą, oczywiście, że tak, ale czuł, że mimo wszystko ma mu za złe to co powiedział i trochę się jej nie dziwił. Póki co smok był jednak jajem, a on cały czas zastanawiał się jak spełnić sen Wilsonówny tak by nikogo na nic nie narażać, ale w głowie miał pustkę.
- Myślałem, że już ci mówiłem gdzie jest dom. W Dolinie Godryka.
Powiedział zamachując się siatką z zakupami na blat. Zabrał się od razu do rozpakowywania wszystkich potrzebnych rzeczy. Odgrzanie jedzenia i zalanie ziemniaków wodą nie należało do trudnych więc już po chwili było słychać przyjemne skwierczenie zamrożonego dania na patelni. Słysząc pytanie Zoi ściągnął nieco usta w bok spoglądając na patelnię.
- U nas? Szczerze? Nie najlepiej. Ta cała zabawa z sama wiesz czym i moje wycofanie się nieco z tej opieki nadruszyło nasze relacje i... Ech... Sam nie wiem jeżeli mam być szczery.
Przez ostatnie rozmawiał z rudowłosą, oczywiście, że tak, ale czuł, że mimo wszystko ma mu za złe to co powiedział i trochę się jej nie dziwił. Póki co smok był jednak jajem, a on cały czas zastanawiał się jak spełnić sen Wilsonówny tak by nikogo na nic nie narażać, ale w głowie miał pustkę.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Pewnie wypadło mi z głowy - powiedziała zgodnie z prawdą. Jakoś zupełnie zapomniała o tym, żeby Aaron chwalił się nowym adresem zamieszkania. Na szczęście ich rodzinna sowa była na tyle wytrenowana, że zawsze dokładnie wiedziała, gdzie ma szukać znajomych Zojki. Sama po prostu nigdy nie była w Dolinie Godyryka. Już dawno by odwiedziła swojego przyjaciela, ale od kiedy wiedziała po co ta cała eskapada została wymyślona i wiedziała, że Hannah Wilson jest wilkołakiem to... nie śpieszyło się jej do spotkania z nią.
Kiedy ten się uwijał w pocie czoła, żeby podać obiadokolację, Zoja bezceremonialnie machała sobie nogami w powietrzu. Na chwilę tylko zmieniła pozycję, żeby z tego miejsca w którym siedziała, wyciągnąć się po dwie szklanki na colę. Strasznie się tym umęczyła, żeby nie daj boże, nie zejść z blatu...
- To rozmawiałeś z nią o tym? To dobrze, powinna zrozumieć skąd ta postawa i niebawem jej przejdzie - powiedziała, chociaż nie była co do tego tak naprawdę przekonana. Pani prefekt zawsze będzie jej się już chyba kojarzyła z kijem w dupie, no przykro mi bardzo. Dlatego wydawała jej się nieustępliwa i pasowała do Aarona pod tym względem, że uda jej się go ustawić. Tylko nagle Bułgarka nabrała podejrzeń czy aby w dobrym kierunku.
- Aaron... - zagadnęła go nagle, patrząc się na swoje dyndające stopy - Zadam Ci niedyskretne pytanie. Bo ja sobie to tak mogę gadać i starać się zrozumieć, ale już wystarczająco dużo w życiu widziałam, żeby wiedzieć, że najważniejsze są uczucia. Jesteście w sobie zakochani?
Nie uważała by to pytanie było nie na miejscu. Już zbyt wiele rozmów mieli na temat ich związku, żeby nie zauważyła, że Aaron ma na wszystko odpowiedź "sam nie wiem". To nie brzmiało zbyt romantycznie.
Kiedy ten się uwijał w pocie czoła, żeby podać obiadokolację, Zoja bezceremonialnie machała sobie nogami w powietrzu. Na chwilę tylko zmieniła pozycję, żeby z tego miejsca w którym siedziała, wyciągnąć się po dwie szklanki na colę. Strasznie się tym umęczyła, żeby nie daj boże, nie zejść z blatu...
- To rozmawiałeś z nią o tym? To dobrze, powinna zrozumieć skąd ta postawa i niebawem jej przejdzie - powiedziała, chociaż nie była co do tego tak naprawdę przekonana. Pani prefekt zawsze będzie jej się już chyba kojarzyła z kijem w dupie, no przykro mi bardzo. Dlatego wydawała jej się nieustępliwa i pasowała do Aarona pod tym względem, że uda jej się go ustawić. Tylko nagle Bułgarka nabrała podejrzeń czy aby w dobrym kierunku.
- Aaron... - zagadnęła go nagle, patrząc się na swoje dyndające stopy - Zadam Ci niedyskretne pytanie. Bo ja sobie to tak mogę gadać i starać się zrozumieć, ale już wystarczająco dużo w życiu widziałam, żeby wiedzieć, że najważniejsze są uczucia. Jesteście w sobie zakochani?
Nie uważała by to pytanie było nie na miejscu. Już zbyt wiele rozmów mieli na temat ich związku, żeby nie zauważyła, że Aaron ma na wszystko odpowiedź "sam nie wiem". To nie brzmiało zbyt romantycznie.
Strona 9 z 13 • 1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13
Similar topics
» Salon/kuchnia/jadalnia
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 9 z 13
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach