Salon - kuchnia - jadalnia
+8
Malcolm McMillan
Liam Cryan
Rosalie Fitzpatrick
Marie Volante
Vincent Cramer
Zachary Devereux
Zoja Yordanova
Morwen Blodeuwedd
12 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 3 z 13
Strona 3 z 13 • 1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13
Salon - kuchnia - jadalnia
First topic message reminder :
***
***
***
***
Ostatnio zmieniony przez Morwen Blodeuwedd dnia Nie 01 Lut 2015, 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Cramer wyłączył gaz i wyciągnął wszystkie ravioli na jeden z talerzy, jakie Morwen postawiła na blacie. Odrzucił brudną łyżkę do zlewu i właśnie zabierał się za mycie rąk, gdy usłyszał dzwonek do drzwi, a w chwilę później jego oczom ukazała się drobna, żywiołowa blondynka.
- Dzień dobry. - skinął głową i zakręcił wodę. Wytarł dłonie o kolorową ściereczkę, która wisiała na uchwycie piekarnika i wyciągnął dodatkowy talerz z szafki, z której panna Blodeuwedd wyciągnęła dwa poprzednie. - Słynna Zoja?
Pytanie skierował tym razem do Walijki. Posłałał uczennicy przelotny uśmiech i zajął miejsce przy stole, przyciągając do siebie szklankę z wodą, która zdążyła się już nieco zagrzać. Pogoda na zewnątrz zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Grzejące bez litości słońce ustąpiło miejsca kłębiastym, garanatowym chmurom. Wiatr wiał coraz mocniej, a burzowa atmosfera wisiała w powietrzu.
- Zjesz z nami? - spytał zupełnie tak, jakby mieszkał w tym domu od samego początku. Albo przynajmniej był mężem Morwen. Na to się jednak nie zanosiło. Cramer nie miał najmniejszego zamiaru pakować się na chwilę obecną w jakikolwiek związek. A jak na złość otaczały go same chętne do wspólnego życia kobiety.
- Dzień dobry. - skinął głową i zakręcił wodę. Wytarł dłonie o kolorową ściereczkę, która wisiała na uchwycie piekarnika i wyciągnął dodatkowy talerz z szafki, z której panna Blodeuwedd wyciągnęła dwa poprzednie. - Słynna Zoja?
Pytanie skierował tym razem do Walijki. Posłałał uczennicy przelotny uśmiech i zajął miejsce przy stole, przyciągając do siebie szklankę z wodą, która zdążyła się już nieco zagrzać. Pogoda na zewnątrz zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Grzejące bez litości słońce ustąpiło miejsca kłębiastym, garanatowym chmurom. Wiatr wiał coraz mocniej, a burzowa atmosfera wisiała w powietrzu.
- Zjesz z nami? - spytał zupełnie tak, jakby mieszkał w tym domu od samego początku. Albo przynajmniej był mężem Morwen. Na to się jednak nie zanosiło. Cramer nie miał najmniejszego zamiaru pakować się na chwilę obecną w jakikolwiek związek. A jak na złość otaczały go same chętne do wspólnego życia kobiety.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Dzwonek do drzwi wyrwał z zamyślenia ciemnowłosą, bo nie spodziewała się nikogo. Nim w ogóle zdążyła się podnieść, by pójść otworzyć, w wejściu do kuchni stanęła Zoja. Walijka bez namysłu poderwała się z krzesła, w kilku susach znalazła się przy podopiecznej i przytuliła ją do siebie.
- Wszystko w porządku? - spytała kontrolnie zaraz po tym, jak pozwoliła Gryfonce złapać głębszy wdech. O ile dobrze pamiętała, to miały się nie widzieć dopóki Zoja nie upora się z nauką, stąd też wzięło się jej zaniepokojenie, podsycone wcześniej informacją z ministerstwa. Pogłaskała ją delikatnie po policzku, po czym zaleciła, by poodkładała swoje rzeczy i siadła razem z nimi do stołu.
- Dokładnie tak, to ta słynna Zoja, a Ty nie pytaj nawet czy będzie jadła, tylko jej nałóż. - odpowiedziała Vincentowi, wyciągając z szafki szklankę, do której wlała ulubiony sok uczennicy. Po drodze chwyciła również dodatkowy sztuciec i położyła taki o to komplet na stole, siadając z powrotem na krześle. Wzrok skierowała tym razem na mężczyznę.
- Pomóc Ci w czymś jeszcze? - uśmiechnęła się subtelnie.
- Wszystko w porządku? - spytała kontrolnie zaraz po tym, jak pozwoliła Gryfonce złapać głębszy wdech. O ile dobrze pamiętała, to miały się nie widzieć dopóki Zoja nie upora się z nauką, stąd też wzięło się jej zaniepokojenie, podsycone wcześniej informacją z ministerstwa. Pogłaskała ją delikatnie po policzku, po czym zaleciła, by poodkładała swoje rzeczy i siadła razem z nimi do stołu.
- Dokładnie tak, to ta słynna Zoja, a Ty nie pytaj nawet czy będzie jadła, tylko jej nałóż. - odpowiedziała Vincentowi, wyciągając z szafki szklankę, do której wlała ulubiony sok uczennicy. Po drodze chwyciła również dodatkowy sztuciec i położyła taki o to komplet na stole, siadając z powrotem na krześle. Wzrok skierowała tym razem na mężczyznę.
- Pomóc Ci w czymś jeszcze? - uśmiechnęła się subtelnie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Pierwszy odezwał się mężczyzna. Miał niemal tak samo uwodzicielski głos, co ich nauczyciel zaklęć w szkole, ale ten ewidentnie zdawał sobie z tego sprawę. Jego głos i każdy gest wydawał się być w stu procentach uświadomiony, a uświadomiony uwodziciel to coś znacznie gorszego. Chyba jej się nie spodobało, że ktoś taki mości się u nich w kuchni. A może to było po prostu ukłucie zazdrości? Nie wiedziała co go łączy z jej opiekunką...
Morwen podskoczyła do Zojki tak szybko jak ta zjawiła się w kuchni. Przytuliły się na moment do siebie, a dziewczynce od razu zrobiło się cieplej na sercu. Gdyby były same, mogłaby zostać dłużej w tej pozycji. To jedyne ramiona, w których czuła się bezpiecznie.
- Tak, spokojnie. - przygryzła dolną wargę, zerkając znad ramienia opiekunki na Vincenta. Mogła przy nim mówić, prawda? Sierota zawsze była lekko speszona przy nowych ludziach, ale to nie trwało zbyt długo.
- Dostałam przepustkę od pani Fitzpatrick. Potrzebowałam na chwilę uciec ze szkoły... A niby z kim będę bezpieczniejsza, niż z Dyrektorem Filii Aurorów i Dyrektorem Szpitala? - uśmiechnęła się blado. Zasiadła do stołu, który w oka mgnieniu był już przygotowany na dodatkową osobę.
- Słynna? - uniosła brwi ze zdziwieniem, ale na jej twarzy pojawił się już pewniejszy siebie uśmiech. Pytanie było skierowane do Morwen, ale sama mogła udzielić na nie odpowiedzi, bo doskonale je usłyszała.
- A czym to takim zasłynęłam, jeśli mogę wiedzieć?
Morwen podskoczyła do Zojki tak szybko jak ta zjawiła się w kuchni. Przytuliły się na moment do siebie, a dziewczynce od razu zrobiło się cieplej na sercu. Gdyby były same, mogłaby zostać dłużej w tej pozycji. To jedyne ramiona, w których czuła się bezpiecznie.
- Tak, spokojnie. - przygryzła dolną wargę, zerkając znad ramienia opiekunki na Vincenta. Mogła przy nim mówić, prawda? Sierota zawsze była lekko speszona przy nowych ludziach, ale to nie trwało zbyt długo.
- Dostałam przepustkę od pani Fitzpatrick. Potrzebowałam na chwilę uciec ze szkoły... A niby z kim będę bezpieczniejsza, niż z Dyrektorem Filii Aurorów i Dyrektorem Szpitala? - uśmiechnęła się blado. Zasiadła do stołu, który w oka mgnieniu był już przygotowany na dodatkową osobę.
- Słynna? - uniosła brwi ze zdziwieniem, ale na jej twarzy pojawił się już pewniejszy siebie uśmiech. Pytanie było skierowane do Morwen, ale sama mogła udzielić na nie odpowiedzi, bo doskonale je usłyszała.
- A czym to takim zasłynęłam, jeśli mogę wiedzieć?
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Cramer nie zdawałby sobie sprawy z tego jak działa na płeć przeciwną, gdyby nie jego spotrzegawczość. Trudno zresztą było zignorować pąsowe rumieńce, zająkiwanie się, czy jawne - jak to było w przypadku Morwen - okazywanie swego zainteresowania. Zdecydowanie nie można było jednak nazwać go uwodzicielem. Choć nie wiedział ile jeszcze zdoła utrzymać Blodeuwedd z dala od swojej sypialni.
- Nie. - odparł krótko i sięgnął po półmisek z ravioli, zrzucając kilka na każdy talerz. Posypał je tartym parmezanem i przetarł swoje sztućce w oczekiwaniu na to, aż kobiety wymienią powitalne uściski i inne czułości i usiądą przy stole. Jeszcze chwila, a jego żołądek zacznie emitować wokół groźne pomruki.
Na wzmiankę o pannie Fitzpatrich posłał Gryfonce krótkie spojrzenie. Penelope nic nie wspominała mu o tym, że kobieta opuściła już Skrzydło Szpitalne. Cramer był ostatnio tak zabiegany, że nie miał czasu nawet zajrzeć do szkoły. A może ochoty? Tak, pewnie to drugie zdecydowanie bardziej wchodziło w grę.
- Zapotrzebowaniem na leki na alergię i marzeniem o byciu uzdrowicielką w szeregach Filii Aurorów. - mężczyzna upił łyka wody i odstawił szklankę na stół, czemu towarzyszyło donośne brzdąknięcie. Chwycił sztućce w dłonie i gdy tylko obie czarownice zajęły już swoje miejsca, życzył im smacznego i sam zabrał się do jedzenia.
- Nie. - odparł krótko i sięgnął po półmisek z ravioli, zrzucając kilka na każdy talerz. Posypał je tartym parmezanem i przetarł swoje sztućce w oczekiwaniu na to, aż kobiety wymienią powitalne uściski i inne czułości i usiądą przy stole. Jeszcze chwila, a jego żołądek zacznie emitować wokół groźne pomruki.
Na wzmiankę o pannie Fitzpatrich posłał Gryfonce krótkie spojrzenie. Penelope nic nie wspominała mu o tym, że kobieta opuściła już Skrzydło Szpitalne. Cramer był ostatnio tak zabiegany, że nie miał czasu nawet zajrzeć do szkoły. A może ochoty? Tak, pewnie to drugie zdecydowanie bardziej wchodziło w grę.
- Zapotrzebowaniem na leki na alergię i marzeniem o byciu uzdrowicielką w szeregach Filii Aurorów. - mężczyzna upił łyka wody i odstawił szklankę na stół, czemu towarzyszyło donośne brzdąknięcie. Chwycił sztućce w dłonie i gdy tylko obie czarownice zajęły już swoje miejsca, życzył im smacznego i sam zabrał się do jedzenia.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
No tak. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wspomniała Zoji o Cramerze, uznając to za niepotrzebną do szczęścia informację. W końcu nie zanosiło się, żeby był jej przyszywanym wujkiem, bo na razie chyba nie zanosiło się nawet na to, żeby ta dwójka wyląduje ze sobą w łóżku... na razie! Z jej punktu widzenia była to tylko kwestia czasu (albo drastyczniej: alkoholu). Walijka usadowiła się wygodniej na swoim miejscu, odwracając się mimowolnie przez ramię, gdy usłyszała, że najprawdopodobniej zaczęło padać - na szczęście nim wyszła z domu, pozamykała w większości okna. Dlatego nie martwiła się teraz, że będzie musiała biegać ze ścierką i mopem od pokoju do pokoju, w razie gdyby deszcz przybrał na sile. Później przeniosła wzrok na Zoję. Nie chciała przeszkadzać jej w konwersacji z Vincentem, jednak skoro już dotarła do domu, aurorka nie mogła odpuścić jej kazania i serii matczynych pytań.
- Skarbie, co u Ciebie? I co w szkole? - posłała jej wymowne spojrzenie, sugerujące, że wie zarówno o karze, którą dostała za bycie na jakieś uczniowskiej posiadówie, jak i o atakach wampirów. Ton jej wypowiedzi załagodził jednak uśmiech. Nim uzyskała odpowiedź, uczennicę uratowało tylko to, że Włoch podsunął im pod nos jedzenie, dlatego rzucając krótko "smacznego", zabrała się do zjadania swojej porcji. Przyziemne sprawy mogły poczekać, ba, musiały ustąpić miejsca tak długo oczekiwanemu obiadowi.
- Skarbie, co u Ciebie? I co w szkole? - posłała jej wymowne spojrzenie, sugerujące, że wie zarówno o karze, którą dostała za bycie na jakieś uczniowskiej posiadówie, jak i o atakach wampirów. Ton jej wypowiedzi załagodził jednak uśmiech. Nim uzyskała odpowiedź, uczennicę uratowało tylko to, że Włoch podsunął im pod nos jedzenie, dlatego rzucając krótko "smacznego", zabrała się do zjadania swojej porcji. Przyziemne sprawy mogły poczekać, ba, musiały ustąpić miejsca tak długo oczekiwanemu obiadowi.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Ach. Fakt. Po to też przyjechałam. - zarumieniła się lekko i spuściła wzrok na swój talerz, który postawił przed nią Vincent. Co to było w ogóle za danie? Makaron w sosie grzybowym? Mogła chyba powoli oddychać z ulgą, ponieważ to nie było restauracyjne jedzenie typu "wyjdziesz za mnie". Zoja nie znała kultury Włoch, a tym bardziej nigdy nie chodziła do restauracji. Zaskoczyłyby ją te małe dania, które tam podają za horrendalną cenę. A na pozór nie wyróżniają się niczym specjalnym od normalnego jedzenia, które robiła na dyżurach w sierocińcu.
Sięgnęła po swoje sztućce i spróbowała ravioli.
- Mmm... - zamruczała mimowolnie. - Pyszne. - pokiwała widelcem nad talerzem, w ramach uznania. A teraz czas na odpowiedzi na typowy wywiad Morwen. Znów się uśmiechnęła uroczo, przenosząc na nią wzrok.
- Już wszystko w porządku. Urządziłam pani Scott nową grządkę w cieplarni i chodzę teraz co jakiś czas, żeby ją doglądać. - wszyscy właściwie wiedzieli o jej miłości do roślin. Więc jeśli tak wplecie między wierszami informację o tym jaki miała szlaban i że szczęśliwie się skończył to uspokoi jej opiekunkę, prawda?
- Co dziwniejsze pani Claudia dała mi W z lekcji Quidditch'a. Wiesz, że nie potrafię poprawnie wejść nawet na miotłę... Ale powiedziała, że moje wypracowanie było twórcze. Tak naprawdę to myślę, że zaliczyła mi tą pracę, bo posadziłam naszego najprzystojniejszego nauczyciela na miejsce sędziowskie obok niej w opowieści. - zaśmiała się cicho, wracając do grzebania w talerzu. Pasował jej ten żółty ser.
// wiem, że wyników jeszcze nie ma, ale to taki spoiler mały ;d
Sięgnęła po swoje sztućce i spróbowała ravioli.
- Mmm... - zamruczała mimowolnie. - Pyszne. - pokiwała widelcem nad talerzem, w ramach uznania. A teraz czas na odpowiedzi na typowy wywiad Morwen. Znów się uśmiechnęła uroczo, przenosząc na nią wzrok.
- Już wszystko w porządku. Urządziłam pani Scott nową grządkę w cieplarni i chodzę teraz co jakiś czas, żeby ją doglądać. - wszyscy właściwie wiedzieli o jej miłości do roślin. Więc jeśli tak wplecie między wierszami informację o tym jaki miała szlaban i że szczęśliwie się skończył to uspokoi jej opiekunkę, prawda?
- Co dziwniejsze pani Claudia dała mi W z lekcji Quidditch'a. Wiesz, że nie potrafię poprawnie wejść nawet na miotłę... Ale powiedziała, że moje wypracowanie było twórcze. Tak naprawdę to myślę, że zaliczyła mi tą pracę, bo posadziłam naszego najprzystojniejszego nauczyciela na miejsce sędziowskie obok niej w opowieści. - zaśmiała się cicho, wracając do grzebania w talerzu. Pasował jej ten żółty ser.
// wiem, że wyników jeszcze nie ma, ale to taki spoiler mały ;d
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Widząc, że Vincent nie miał ochoty uczestniczyć w ich konwersacji dotyczącej szkoły, Walijka uśmiechnęła się dziękczynnie pod nosem, nie zaprzestając jedzenia. Musiała przyznać, że pysznie gotował a do tego był inteligentny i przystojny. Nic, tylko stracić dla niego głowę. Jednak aurorka czasy swojej pierwszej miłości i życia nią miała już dawno za sobą - teraz objęła poważne i wysokie stanowisko, więc nie mogła sobie pozwolić na takie wybryki. Słysząc odpowiedź Zoji, przeniosła na nią wzrok znad talerza.
- Przystojny nauczyciel... nie ma tam nikogo w Twoim wieku, żeby od razu oglądać się za nauczycielami? - spytała pół żartem pół serio.
- Przystojny nauczyciel... nie ma tam nikogo w Twoim wieku, żeby od razu oglądać się za nauczycielami? - spytała pół żartem pół serio.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Westchnęła teatralnie, przełykając głośno to co miała w ustach. Zanim odpowiedziała Morwen napiła się łyka soku pomarańczowego z miąższem. Oblizała usta, odłożyła szklankę i schyliła się do opiekunki w konspiracyjnym geście.
- Ciociu... To już nie o to chodzi. Gdybyś go poznała... Mówi się, że dla swojej narzeczonej potrafił wyczarować tęczę i zaprowadzić ją na jej drugi koniec. Jest mistrzem zaklęć. Jego narzeczona natomiast była księżniczką, ale zmarła w wieku 20 lat na białaczkę. Od tamtej pory emanuje od niego... Taki poruszający smutek, wiesz? - każde bożyszcze nastolatek miało swoją legendę. To jak z historiami idoli, którzy nie mają rodziców, albo ojce ich bili i klepali biedotę przez całe życie. W boysband'ach często opowiada się o tym, że są gejami i dziewczyny fantazjują o tym jak się zachowują, kiedy schodzą ze sceny. To takie chwyty marketingowe, albo fanfick'i, które lubiło wymyślać społeczeństwo. Jak było w przypadku Gabriel'a Griffiths'a? Kto wie...
- Nie ma kobiety, która by się za nim nie obejrzała. I tu chodzi o tą aurę, a nie urodę.
- Ciociu... To już nie o to chodzi. Gdybyś go poznała... Mówi się, że dla swojej narzeczonej potrafił wyczarować tęczę i zaprowadzić ją na jej drugi koniec. Jest mistrzem zaklęć. Jego narzeczona natomiast była księżniczką, ale zmarła w wieku 20 lat na białaczkę. Od tamtej pory emanuje od niego... Taki poruszający smutek, wiesz? - każde bożyszcze nastolatek miało swoją legendę. To jak z historiami idoli, którzy nie mają rodziców, albo ojce ich bili i klepali biedotę przez całe życie. W boysband'ach często opowiada się o tym, że są gejami i dziewczyny fantazjują o tym jak się zachowują, kiedy schodzą ze sceny. To takie chwyty marketingowe, albo fanfick'i, które lubiło wymyślać społeczeństwo. Jak było w przypadku Gabriel'a Griffiths'a? Kto wie...
- Nie ma kobiety, która by się za nim nie obejrzała. I tu chodzi o tą aurę, a nie urodę.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Gdy Zoja pochyliła się w jej stronę, automatycznie przechyliła do niej głowę, zakładając za ucho kosmyk czekoladowych włosów a kiedy wysłuchała jej, westchnęła jedynie.
- Książę z bajki? - skomentowała krótko, po czym pogłaskała Gryfonkę włosach, podnosząc się z krzesła. Podeszła do szafki, wyjęła z niej szklankę a później wlała sobie do niej mrożonej herbaty, wracając do stolika.
- A pamiętasz może Williama? - spytała, upijając łyk napoju a przy okazji posłała znad szklanki dziewczynie znaczące spojrzenie. Morwen była daleka od swatania jej, bo nie miała takiego prawa a wtedy zrobiła to tylko z czystej przyjaźni z jego rodziną. Jednak zapytała, chcąc przypomnieć jej, że taki młodzieniec chodzi z nią do szkoły. I jest całkiem niezłą partią.
- Książę z bajki? - skomentowała krótko, po czym pogłaskała Gryfonkę włosach, podnosząc się z krzesła. Podeszła do szafki, wyjęła z niej szklankę a później wlała sobie do niej mrożonej herbaty, wracając do stolika.
- A pamiętasz może Williama? - spytała, upijając łyk napoju a przy okazji posłała znad szklanki dziewczynie znaczące spojrzenie. Morwen była daleka od swatania jej, bo nie miała takiego prawa a wtedy zrobiła to tylko z czystej przyjaźni z jego rodziną. Jednak zapytała, chcąc przypomnieć jej, że taki młodzieniec chodzi z nią do szkoły. I jest całkiem niezłą partią.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Wywróciła oczami, korzystając na tym by zerknąć kątem oka na ich gościa. Zoja nie należała do dziewcząt, które ganiałyby w ogóle za męską urodą. Daleka była od chwalenia nauczyciela od Zaklęć w normalnej sytuacji, ale mówi się, że zazdrość wznieca pożądanie. Miała nadzieję, że panienka Blodeuwedd podłapie temat i zainteresuje się postacią, którą opisywała blondynka. Niestety w jej głowie musiało to wyglądać tak, że to Yordanova szukała sobie chłopaka. No nie o to chodziło...
- Ech, William. Wiesz, że on ma kolejkę wysoko postawionych dziewcząt z jakiś arystokratycznych rodów. Byliśmy razem na festynie. Patrzył się na mnie jak na kosmitę, kiedy zaproponowałam mu się trochę zabawić przy muzyce i zjeść coś z jarmarku. - znów bezwiednie dłubała w talerzu, myśląc nad czymś intensywnie.
- Ech, William. Wiesz, że on ma kolejkę wysoko postawionych dziewcząt z jakiś arystokratycznych rodów. Byliśmy razem na festynie. Patrzył się na mnie jak na kosmitę, kiedy zaproponowałam mu się trochę zabawić przy muzyce i zjeść coś z jarmarku. - znów bezwiednie dłubała w talerzu, myśląc nad czymś intensywnie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Pokręciła głową z niedowierzaniem słysząc komentarz Zoji o jej spotkaniu z Williamem na festynie. Cóż, zawsze wydawało jej się, że ten chłopak jest jakby odcięty od reszty świata, ale starała się tego nie komentować, pozostawiając swoje rozmyślała jedynie dla siebie.
- Zobaczysz, że i tak wybierze zwykłą dziewczynę. - stwierdziła spokojnie, uśmiechając się pod nosem. Dokończyła w końcu swoją porcję, przetarła usta serwetką, którą wyjęła ze specjalnego koszyczka, znajdującego się na środku stołu.
- Chyba zostaniesz moim kucharzem. - skierowała swoje słowa do Vincenta, jednak zaraz po tym przeniosła spojrzenie na Zoję.
- A poza tym wszystko w porządku w szkole? Nikt Ci nie sprawia problemów? - spytała zupełnie poważnie, oczekując równie poważnej odpowiedzi.
- Zobaczysz, że i tak wybierze zwykłą dziewczynę. - stwierdziła spokojnie, uśmiechając się pod nosem. Dokończyła w końcu swoją porcję, przetarła usta serwetką, którą wyjęła ze specjalnego koszyczka, znajdującego się na środku stołu.
- Chyba zostaniesz moim kucharzem. - skierowała swoje słowa do Vincenta, jednak zaraz po tym przeniosła spojrzenie na Zoję.
- A poza tym wszystko w porządku w szkole? Nikt Ci nie sprawia problemów? - spytała zupełnie poważnie, oczekując równie poważnej odpowiedzi.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Albo zwykłego chłopaka
Dodała w głowie, przypominając sobie minę Will'a, kiedy został ubrudzony przez nią jabłkiem w karmelu. Uśmiechnęła się do tej myśli i wzięła kolejny kawałek ravioli do ust. Tym razem pokiwała głową w uznaniu, dodając gestem do słów Morwen.
- Naprawdę pyszne. Jestem za. - uśmiechnęła się uroczo do mężczyzny, siedzącego naprzeciwko. Nie zdołał im odpowiedzieć, ponieważ ciocia miała jeszcze jedno pytanie.
Zoja zmarszczyła lekko nosek. Nie warto opowiadać o James'ie, który po prostu ją irytował. Nic złego jej jeszcze nie zrobił, ale to też nie znaczyło, że jest taki niewinny. Ale co będzie się wtrącała w sprawy innych ludzi?
- Mnie nikt. - odpowiedziała szczerze. - A w szkole jak zwykle... Paru łobuzów się znajdzie. Skrzydło szpitalne co roku ma wielu pacjentów z różnymi obrażeniami, ale mnie jeszcze nie zdarzyło się tam być z innego powodu jak katar.
Dodała w głowie, przypominając sobie minę Will'a, kiedy został ubrudzony przez nią jabłkiem w karmelu. Uśmiechnęła się do tej myśli i wzięła kolejny kawałek ravioli do ust. Tym razem pokiwała głową w uznaniu, dodając gestem do słów Morwen.
- Naprawdę pyszne. Jestem za. - uśmiechnęła się uroczo do mężczyzny, siedzącego naprzeciwko. Nie zdołał im odpowiedzieć, ponieważ ciocia miała jeszcze jedno pytanie.
Zoja zmarszczyła lekko nosek. Nie warto opowiadać o James'ie, który po prostu ją irytował. Nic złego jej jeszcze nie zrobił, ale to też nie znaczyło, że jest taki niewinny. Ale co będzie się wtrącała w sprawy innych ludzi?
- Mnie nikt. - odpowiedziała szczerze. - A w szkole jak zwykle... Paru łobuzów się znajdzie. Skrzydło szpitalne co roku ma wielu pacjentów z różnymi obrażeniami, ale mnie jeszcze nie zdarzyło się tam być z innego powodu jak katar.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Cramer w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie kobiet. Co jakiś czas widelec zaopatrzony w porcję gorącego ravioli lądował w jego ustach, parząc jego wargi i język. Nieprzyjemne ssanie w żołądku przezwyciężyło jednak zdrowy rozsądek.
Mężczyzna odłożył sztućce na pusty talerz. W myślach utyskiwał na to, że Noemi nawet w 1% nie przypomina podopiecznej Morwen. Ślizgonka była pyskata i za cel życiowy postawiła sobie wpędzenie starszego brata do psychiatryka lub chociaż w stan przedzawałowy. Gdyby się tu znalazła, Vincent z całą pewnością siedziałby jak na szpilkach i byłby zmuszony wstydzić się za każde słowo, które opuściło jej niewyparzone usta. Do tej pory nie wiedział, gdzie popełnił błąd. A może wszystko zrobił dobrze, a Cramerówna po prostu nadzwyczaj długo przechodziła burzę hormonalną? Uzdrowiciel westchnął pod nosem i dźwignął się z miejsca.
- Nie stać Cię na mnie. - uśmiechnął się zdawkowo na wzmiankę o posadzie kucharza. Odkręcił kurek z wodą i pozmywał zabrudzone przez siebie naczynia. Wytarł dłonie o materiał spodni.
- Na mnie już czas. Nie śmiałbym przeszkadzać.
Brunet skinął głową w kierunku jasnowłosej uczennicy, czyniąc to samo w stosunku do panny Blodeuwedd. Zarzucił na ramiona marynarkę i skierował swe kroki do wyjścia z Regen Street 1. Gdy tylko znalazł się w ogrodzie, deportował się do centrum Londynu.
Mężczyzna odłożył sztućce na pusty talerz. W myślach utyskiwał na to, że Noemi nawet w 1% nie przypomina podopiecznej Morwen. Ślizgonka była pyskata i za cel życiowy postawiła sobie wpędzenie starszego brata do psychiatryka lub chociaż w stan przedzawałowy. Gdyby się tu znalazła, Vincent z całą pewnością siedziałby jak na szpilkach i byłby zmuszony wstydzić się za każde słowo, które opuściło jej niewyparzone usta. Do tej pory nie wiedział, gdzie popełnił błąd. A może wszystko zrobił dobrze, a Cramerówna po prostu nadzwyczaj długo przechodziła burzę hormonalną? Uzdrowiciel westchnął pod nosem i dźwignął się z miejsca.
- Nie stać Cię na mnie. - uśmiechnął się zdawkowo na wzmiankę o posadzie kucharza. Odkręcił kurek z wodą i pozmywał zabrudzone przez siebie naczynia. Wytarł dłonie o materiał spodni.
- Na mnie już czas. Nie śmiałbym przeszkadzać.
Brunet skinął głową w kierunku jasnowłosej uczennicy, czyniąc to samo w stosunku do panny Blodeuwedd. Zarzucił na ramiona marynarkę i skierował swe kroki do wyjścia z Regen Street 1. Gdy tylko znalazł się w ogrodzie, deportował się do centrum Londynu.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
To nie była jej wina, że Cramer tak szybko wyszedł, prawda? Powinna nauczyć się do ostrzegania swojej opiekunki przed wyjazdem, ale nie spodziewała się tutaj mężczyzny o tej porze. Morwen była piękną kobietą i Zoja nie pogardziłaby wujkiem, lecz Walijka zawsze wykręcała się pracą z rozmów o swoim przyszłym/niedoszłym. Coś czuła, że mimo wszystko na tego gościa jeszcze wpadnie w swoim życiu. Widzi to w oczach panienki Blodeuwedd.
- To co... Lody? - zwyczajowy deser w tym domu. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie ze zrozumieniem. Morwen postawiła jeden warunek, będzie mogła odprowadzić ją na pociąg powrotny do szkoły.
Posprzątały po sobie puste talerze, dzieląc obowiązki przy zlewie. Jedna myła, druga wycierała i wkładała od razu do szafek. Gdy tylko skończyły ogarniać kuchnię, zebrały się do wyjścia na miasto. Po drodze na dworzec kupiły lody i resztę czasu spędziły na błahych rozmowach.
- To co... Lody? - zwyczajowy deser w tym domu. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie ze zrozumieniem. Morwen postawiła jeden warunek, będzie mogła odprowadzić ją na pociąg powrotny do szkoły.
Posprzątały po sobie puste talerze, dzieląc obowiązki przy zlewie. Jedna myła, druga wycierała i wkładała od razu do szafek. Gdy tylko skończyły ogarniać kuchnię, zebrały się do wyjścia na miasto. Po drodze na dworzec kupiły lody i resztę czasu spędziły na błahych rozmowach.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Praca, praca... jak się okazało robota papierkowa z wczoraj nie ograniczyła się tylko do kilku podpisów. Właściwie to Walijka zabrała ze sobą całkiem pokaźny plik dokumentów a w tym to pogniecione pismo o delegacji poza Anglię. Chcąc w miarę szybko uporać się ze swoją pracą, zaczęła przeglądać papiery i wcale nie dziwnym było, że w końcu w nich usnęła.
W efekcie obudziła się nakryta kartkami, które o dziwo nie poniszczyły się! Zebrała je, położyła niedbale na stoliku a w zamian za to chwyciła papierosa, którego zapaliła. Olała dzięki temu swoją zasadę nie palenia w domu. Nie miała siły podnieść swoich czterech liter z kanapy, dopóki nie poczuła nieprzyjemnego ucisku w żołądku. No tak, śniadanie... ostatni raz jadła cokolwiek kilkanaście godzin temu. Zapomniała jak to jest kompletnie nie dbać o siebie na rzecz pracy. Z bliżej nieokreślonym uśmiechem wstała wraz z dopaleniem papierosa, skierowała się do kuchni, gdzie posiliła się i wypiła kubek kawy. Potem z kolei wzięła szybki prysznic i ociekając wodą, owinięta ręcznikiem, skierowała się do salonu, na swoją wygniecioną kanapę.
W efekcie obudziła się nakryta kartkami, które o dziwo nie poniszczyły się! Zebrała je, położyła niedbale na stoliku a w zamian za to chwyciła papierosa, którego zapaliła. Olała dzięki temu swoją zasadę nie palenia w domu. Nie miała siły podnieść swoich czterech liter z kanapy, dopóki nie poczuła nieprzyjemnego ucisku w żołądku. No tak, śniadanie... ostatni raz jadła cokolwiek kilkanaście godzin temu. Zapomniała jak to jest kompletnie nie dbać o siebie na rzecz pracy. Z bliżej nieokreślonym uśmiechem wstała wraz z dopaleniem papierosa, skierowała się do kuchni, gdzie posiliła się i wypiła kubek kawy. Potem z kolei wzięła szybki prysznic i ociekając wodą, owinięta ręcznikiem, skierowała się do salonu, na swoją wygniecioną kanapę.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Po kilku pracowitych dniach, Marie zaczynała rozumieć, co Vincent miał na myśli, mówiąc, że Francuzka jeszcze pożałuje swojej decyzji dotyczącej podjęcia posady uzdrowicielki w Świętym Mungu. Rzeczywiście, łatwo nie było. Praca w prywatnej paryskiej klinice była przy tym pestką, ale że Volante nigdy nie szła na łatwiznę… odnajdywała się w nowej rzeczywistości coraz lepiej. Oczywiście, odczuwała zmęczenie, czasem niedojadała, ale przynajmniej nie siedziała bezczynnie w pustym domu.
- Blodeuwedd, wchodzę – czarownica bez problemu odnalazła zapasowy klucz do domu młodej Walijki i bez cienia skrępowania użyła go, by dostać się do środka. Morwen i tak powinna się cieszyć, że uzdrowicielka ją ostrzegła – mogła przecież wpakować się do jej królestwa bez słowa, ale wtedy mogłaby zastać ją w co najmniej nieodpowiedniej sytuacji, czego chyba obie wolały uniknąć.
Ciemnowłosa leżała na skórzanej kanapie, owinięta jedynie ręcznikiem. Ona, dyrektorka Filii Aurorów? Jej bezczynność kazała Francuzce przypuszczać, że coś z nią było nie tak.
- Morwen, na gacie Merlina, załóż coś na ten swój chudy tyłek! – rudowłosa pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą. Momentami, jej umiejętności interpersonalne nie istniały, ale znajomość obu kobiet miała bardzo specyficzny kształt.
- Blodeuwedd, wchodzę – czarownica bez problemu odnalazła zapasowy klucz do domu młodej Walijki i bez cienia skrępowania użyła go, by dostać się do środka. Morwen i tak powinna się cieszyć, że uzdrowicielka ją ostrzegła – mogła przecież wpakować się do jej królestwa bez słowa, ale wtedy mogłaby zastać ją w co najmniej nieodpowiedniej sytuacji, czego chyba obie wolały uniknąć.
Ciemnowłosa leżała na skórzanej kanapie, owinięta jedynie ręcznikiem. Ona, dyrektorka Filii Aurorów? Jej bezczynność kazała Francuzce przypuszczać, że coś z nią było nie tak.
- Morwen, na gacie Merlina, załóż coś na ten swój chudy tyłek! – rudowłosa pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą. Momentami, jej umiejętności interpersonalne nie istniały, ale znajomość obu kobiet miała bardzo specyficzny kształt.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
W zasadzie to leżąc tak plackiem na kanapie prawie usnęła... dopóki nie usłyszała przekręcania klucza, otwierania drzwi i swojego nazwiska. Skonsternowana nawet nie ruszyła się, by sprawdzić kogo diabli niosą, bo informację o sekretnym kluczu do jej mieszkania miały tylko dwie osoby. W tym Zoja nie zwróciłaby się do niej, tak jak ta. Nie podnosząc się, powiodła wzrokiem w stronę właścicielki rudych włosów, które na tle stonowanych kolorów w salonie wyglądały co najmniej zabawnie.
- Jestem u siebie, więc nie muszę... poza tym chyba wiesz jak wyglądają damskie narządy rozrodcze. - prychnęła, demonstracyjnie łapiąc skraj ręcznika i podciągając go nieco do góry. Oczywiście ten był na tyle długi, że pomimo takiego ruchu Marie nie musiała się obawiać, że cokolwiek zobaczy.
- Cóż Cię sprowadza w moje skromne progi, Marysieńko? - spytała, podnosząc się leniwie do pozycji siedzącej - Kawki, herbatki, wódki? - dodała grzecznościowo, nie siląc się na uśmiech. Nie miała siły i czuła się jak kupa.
- Jestem u siebie, więc nie muszę... poza tym chyba wiesz jak wyglądają damskie narządy rozrodcze. - prychnęła, demonstracyjnie łapiąc skraj ręcznika i podciągając go nieco do góry. Oczywiście ten był na tyle długi, że pomimo takiego ruchu Marie nie musiała się obawiać, że cokolwiek zobaczy.
- Cóż Cię sprowadza w moje skromne progi, Marysieńko? - spytała, podnosząc się leniwie do pozycji siedzącej - Kawki, herbatki, wódki? - dodała grzecznościowo, nie siląc się na uśmiech. Nie miała siły i czuła się jak kupa.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Pewnie, że wiedziała! Studiowała medycynę, była uzdrowicielką, więc to naturalne, że anatomia ludzkiego ciała nie miała przed nią tajemnic. Niemniej jednak, Marie naprawdę nie miała najmniejszej ochoty na poznawanie Walijki od innej strony.
- Ale masz gościa! – zaoponowała dość prędko, zwinnie opadając na elegancki fotel. Była po dyżurze, nie jadła nic od wielu godzin, a kawa zaczynała jej smakować, przy czym wypicie podwójnej espresso w środku nocy nie stanowiło już dla niej problemu, by zaraz potem mogła spokojnie zasnąć. Francuzka przerzuciła nogi odziane w czarne szpilki przez oparcie fotela, nie spuszczając wzroku z gospodyni. Coś ewidentnie było na rzeczy. Morwen nie miała w zwyczaju spędzać dnia w domu, na kanapie. Walijka była osobą energiczną, preferującą działanie.
- Co się stało? – uzdrowicielka zgrabnie zlekceważyła jej grzecznościowe formułki i przeszła do rzeczy. Znały się na tyle długo, że nie widziała potrzeby w okrzykach zachwytu nad wyglądem jej domu czy samej brunetki.
- Ale masz gościa! – zaoponowała dość prędko, zwinnie opadając na elegancki fotel. Była po dyżurze, nie jadła nic od wielu godzin, a kawa zaczynała jej smakować, przy czym wypicie podwójnej espresso w środku nocy nie stanowiło już dla niej problemu, by zaraz potem mogła spokojnie zasnąć. Francuzka przerzuciła nogi odziane w czarne szpilki przez oparcie fotela, nie spuszczając wzroku z gospodyni. Coś ewidentnie było na rzeczy. Morwen nie miała w zwyczaju spędzać dnia w domu, na kanapie. Walijka była osobą energiczną, preferującą działanie.
- Co się stało? – uzdrowicielka zgrabnie zlekceważyła jej grzecznościowe formułki i przeszła do rzeczy. Znały się na tyle długo, że nie widziała potrzeby w okrzykach zachwytu nad wyglądem jej domu czy samej brunetki.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
No tak, kogo ona chciała oszukać. Spostrzegawczą Volante, która znała ją praktycznie jak własną kieszeń od kilku lat? Uśmiechnęła się nieznacznie, łapiąc się za ręcznik, by przypadkiem nie zrobić Marie powtórki z anatomii.
- Nic się nie stało, co się miało stać? - odparła, jednak widząc wzrok rudowłosej, przewróciła oczami.
- No dobra, dobra, już. Wróciłam po urlopie do pracy, za dużo obowiązków mi się zwaliło na głowę po tych dwóch tygodniach wolnego, a teraz dostałam wiadomość o delegacji poza Anglią na około miesiąc - tutaj wskazała głową na pomiętą kulkę papieru mieszczącą się między jedną stertą dokumentów a drugą, na stole.
- Sęk w tym, że nie mogę zostawić Zoji i wszystkiego, i wyjechać, bo mają taki kaprys, dlatego myślałam pół nocy jak się wymigać. Poza tym chyba zapomniałam jak się uprawia seks, mieszkam tutaj sama, no, i tyle się stało. - wzruszyła ramionami, spoglądając na uzdrowicielkę.
- Nic się nie stało, co się miało stać? - odparła, jednak widząc wzrok rudowłosej, przewróciła oczami.
- No dobra, dobra, już. Wróciłam po urlopie do pracy, za dużo obowiązków mi się zwaliło na głowę po tych dwóch tygodniach wolnego, a teraz dostałam wiadomość o delegacji poza Anglią na około miesiąc - tutaj wskazała głową na pomiętą kulkę papieru mieszczącą się między jedną stertą dokumentów a drugą, na stole.
- Sęk w tym, że nie mogę zostawić Zoji i wszystkiego, i wyjechać, bo mają taki kaprys, dlatego myślałam pół nocy jak się wymigać. Poza tym chyba zapomniałam jak się uprawia seks, mieszkam tutaj sama, no, i tyle się stało. - wzruszyła ramionami, spoglądając na uzdrowicielkę.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Czarownica teatralnie przewróciła oczami. Teksty o tym, jak to nic się nie stało, wychodzące z ust kogoś w nienajlepszej formie działały na nią jak czerwona płachta na byka. Czasem w takich sytuacjach miała wrażenie, że jej rozmówca ma ją za kompletną idiotkę, nie posiadającą ani oczu, ani mózgu. Na szczęście, brunetka wspaniałomyślnie postanowiła rozwinąć swoje nic się nie stało. W innym wypadku Marie była gotowa ją upić i wtedy usłyszeć prawdę. Chyba, że wcześniej wylądowałaby w szpitalu, co było dość prawdopodobne. Nigdy nie była posiadaczką mocnej głowy, dlatego z reguły nie piła. Volante z uwagą wysłuchała wszystkich problemów Walijki, próbując w myślach znaleźć najlepsze rozwiązanie. Zazwyczaj podchodziła do życia w sposób praktyczny.
- Mogę ci pomóc – zaoferowała spontanicznie. Jej praca była wymagająca, ale nie na tyle, by nie była w stanie wygospodarować nawet kilku godzin w ciągu doby.
- Z pracą na pewno sobie poradzisz, jesteś w tym najlepsza. Delegacja to świetny pomysł, na pewno na niej skorzystasz. Nie musisz przecież z niczego rezygnować, w każdej chwili możesz się teleportować. Zawsze możesz też wysłać tam swojego zastępcę, może czegoś się nauczy – podsunęła, beztrosko wzruszając ramionami.
- Zoja jest już całkiem duża i na pewno świetnie poradzi sobie sama, oczywiście mogę się nią zająć, gdyby zaistniała taka potrzeba. Mogę pomóc ci ze wszystkim, ale nie licz na seks, z tym musisz udać się do jakiegoś faceta – dodała, posyłając kobiecie rozbawione spojrzenie. Prawda była taka, że Marie nie była najlepszą osobą do pogaduszek o życiu intymnym, jej fizyczne kontakty z mężczyznami zawsze były bardzo ograniczone, a w ciągu ostatnich kilku lat prawie nie istniały, z tym że ruda zdawała się całkiem nieźle z tym radzić. Miała pracę!
- Znajdź sobie faceta - rzuciła nagle, jakby była to najbardziej oczywista i najprostsza rzecz na świecie.
- Mogę ci pomóc – zaoferowała spontanicznie. Jej praca była wymagająca, ale nie na tyle, by nie była w stanie wygospodarować nawet kilku godzin w ciągu doby.
- Z pracą na pewno sobie poradzisz, jesteś w tym najlepsza. Delegacja to świetny pomysł, na pewno na niej skorzystasz. Nie musisz przecież z niczego rezygnować, w każdej chwili możesz się teleportować. Zawsze możesz też wysłać tam swojego zastępcę, może czegoś się nauczy – podsunęła, beztrosko wzruszając ramionami.
- Zoja jest już całkiem duża i na pewno świetnie poradzi sobie sama, oczywiście mogę się nią zająć, gdyby zaistniała taka potrzeba. Mogę pomóc ci ze wszystkim, ale nie licz na seks, z tym musisz udać się do jakiegoś faceta – dodała, posyłając kobiecie rozbawione spojrzenie. Prawda była taka, że Marie nie była najlepszą osobą do pogaduszek o życiu intymnym, jej fizyczne kontakty z mężczyznami zawsze były bardzo ograniczone, a w ciągu ostatnich kilku lat prawie nie istniały, z tym że ruda zdawała się całkiem nieźle z tym radzić. Miała pracę!
- Znajdź sobie faceta - rzuciła nagle, jakby była to najbardziej oczywista i najprostsza rzecz na świecie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Lubiła Marie dlatego, że na wszystko umiała znaleźć rozwiązanie. Jednak mówienie a wykonywanie to były zupełnie dwie różne rzeczy, stąd krótki uśmiech na twarzy Walijki ustąpił miejsca zbolałemu grymasowi.
- Wiem, że sobie poradzę, ale nie wiem ile mój organizm będzie w stanie wytrzymać ciągłe harowanie jak wół. Nie mam zamiaru wyjeżdżać, bo wiesz jak się kończą moje wyjazdy... - tutaj zrobiła odpowiednią pauzę, posyłając wymowne spojrzenie rudowłosej, która akurat chyba jako jedyna wiedziała co też szanowna dyrektorka Filii wyrabia w czasie wolnym na wyjazdach - ...a Zoji nie zostawię na tak długo tutaj samej, dlatego też muszę odgórnie zalecić, żeby poleciał ktoś inny. Spokojnie jak na wojnie, dam radę, jak zwykle. - skończyła na chwilę, by złapać oddech. W takich momentach żałowała, że nie ma przy niej rodziców ani żadnej ze świętej pamięci sióstr. Po słowach "znajdź sobie faceta" parsknęła śmiechem.
- Och, chciałabym. Ale to w większości są związki na jedną noc. - wzruszyła ramionami - A taki Cramer nie potrafił docenić przyjacielskiego gestu, jakim było ratowanie go kiedy miał kaca. - oparła się plecami o kanapę, czując jak mokre kosmyki włosów lepią się i do jej twarzy i do kanapy. Również zdawała sobie sprawę, że wsadziła właśnie kij w mrowisko: mówiła przecież o pracodawcy Volante... ale chyba miała do tego prawo? W babskich plotkach nic nigdy nie umknie obgadaniu.
- Wiem, że sobie poradzę, ale nie wiem ile mój organizm będzie w stanie wytrzymać ciągłe harowanie jak wół. Nie mam zamiaru wyjeżdżać, bo wiesz jak się kończą moje wyjazdy... - tutaj zrobiła odpowiednią pauzę, posyłając wymowne spojrzenie rudowłosej, która akurat chyba jako jedyna wiedziała co też szanowna dyrektorka Filii wyrabia w czasie wolnym na wyjazdach - ...a Zoji nie zostawię na tak długo tutaj samej, dlatego też muszę odgórnie zalecić, żeby poleciał ktoś inny. Spokojnie jak na wojnie, dam radę, jak zwykle. - skończyła na chwilę, by złapać oddech. W takich momentach żałowała, że nie ma przy niej rodziców ani żadnej ze świętej pamięci sióstr. Po słowach "znajdź sobie faceta" parsknęła śmiechem.
- Och, chciałabym. Ale to w większości są związki na jedną noc. - wzruszyła ramionami - A taki Cramer nie potrafił docenić przyjacielskiego gestu, jakim było ratowanie go kiedy miał kaca. - oparła się plecami o kanapę, czując jak mokre kosmyki włosów lepią się i do jej twarzy i do kanapy. Również zdawała sobie sprawę, że wsadziła właśnie kij w mrowisko: mówiła przecież o pracodawcy Volante... ale chyba miała do tego prawo? W babskich plotkach nic nigdy nie umknie obgadaniu.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Francuzka jeszcze przez chwilę przyglądała się brunetce spod przymrużonych oczu. Miała wrażenie, że w dalszym ciągu nie usłyszała całej prawdy, ale postanowiła nie ciągnąć jej dłużej za język. Nie widywały się zbyt często przez kilka ostatnich lat, odnowiły znajomość dopiero nieco ponad tydzień temu, więc nie czuła się na tyle pewnie, by ładować się w jej życie z butami – zupełnie jakby jeszcze tego nie zrobiła!
- Więc zapłać temu komuś i przestań się tak przejmować. Jesteś dyrektorką, nie początkującą sekretarką, powinni się z Tobą chociaż trochę liczyć – zawyrokowała, podnosząc się wreszcie z fotela. Starając się nie stukać zbyt głośno szpilkami, przeszła do okna, by wyjrzeć przez nie na ulicę. Zaledwie kilka domów dalej, w jej własnym lokum, panowała głucha cisza. Jak zwykle. Ruda odwróciła się w kierunku Morwen, posyłając jej kolejne znaczące wspomnienie.
- Mor, na jedną noc, to nie związek, zapamiętaj to sobie! – paradoksalnie w głosie Marie nie dało się wyczuć ani odrobinę ironii czy protekcjonalności. Była szczera. Nie miała w zwyczaju nikogo oceniać. Jeśli Walijka godziła się na takie układy, widocznie jej to odpowiadało. Były na tyle dorosłe, że jednorazowe przygody nie powinny budzić w żadnej z nich zgorszenia.
A taki Cramer nie potrafił docenić przyjacielskiego gestu, jakim było ratowanie go kiedy miał kaca. Czarownica zastygła w bezruchu. Wspomnienie nazwiska jej nowego pracodawcy wywołało u niej lekki szok. Nie przypuszczała, że Morwen go znała. No i… Vincent i kac? W jaki sposób Walijka mogła mu próbować pomóc?
- Na brodę Merlina, Vincent to mój szef, on jest tabu! – uzdrowicielka postanowiła postawić granicę. Chciała móc z czystym sumieniem patrzeć mu w oczy.
- Więc zapłać temu komuś i przestań się tak przejmować. Jesteś dyrektorką, nie początkującą sekretarką, powinni się z Tobą chociaż trochę liczyć – zawyrokowała, podnosząc się wreszcie z fotela. Starając się nie stukać zbyt głośno szpilkami, przeszła do okna, by wyjrzeć przez nie na ulicę. Zaledwie kilka domów dalej, w jej własnym lokum, panowała głucha cisza. Jak zwykle. Ruda odwróciła się w kierunku Morwen, posyłając jej kolejne znaczące wspomnienie.
- Mor, na jedną noc, to nie związek, zapamiętaj to sobie! – paradoksalnie w głosie Marie nie dało się wyczuć ani odrobinę ironii czy protekcjonalności. Była szczera. Nie miała w zwyczaju nikogo oceniać. Jeśli Walijka godziła się na takie układy, widocznie jej to odpowiadało. Były na tyle dorosłe, że jednorazowe przygody nie powinny budzić w żadnej z nich zgorszenia.
A taki Cramer nie potrafił docenić przyjacielskiego gestu, jakim było ratowanie go kiedy miał kaca. Czarownica zastygła w bezruchu. Wspomnienie nazwiska jej nowego pracodawcy wywołało u niej lekki szok. Nie przypuszczała, że Morwen go znała. No i… Vincent i kac? W jaki sposób Walijka mogła mu próbować pomóc?
- Na brodę Merlina, Vincent to mój szef, on jest tabu! – uzdrowicielka postanowiła postawić granicę. Chciała móc z czystym sumieniem patrzeć mu w oczy.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Widząc jak Marie idzie niemal na palcach, by przypadkiem nie porysować jej parkietu, pokręciła głową.
- Na Boga, kobieto, chodź normalnie. W szafie w pokoju mam o wiele wyższe obcasy niż Ty teraz. - rzuciła do niej, ze stołu ściągając paczkę papierosów. Cóż, Morwen była znana też z tego, że dzień w dzień biegała w szpilkach, mających nie mniej niż dziesięć centymetrów. Stąd też jej kręgosłup powoli dawał o sobie znać, ale ona miała to jak zwykle w nosie. Gdy wkroczyły na temat Cramera, Walijka wcisnęła sobie między wargi papierosa, zapaliła go i zaciągnęła powolutku, spoglądając spod przymrużonych powiek na rudowłosą.
- Dobrze, nie krzycz na mnie. Powiem Ci tylko, że jest bardzo w porządku. Jest ludzki. - oj pamiętała jak jeszcze ani jedna ani druga nie miały pracy i obawiały się o siebie, słysząc jacy to pracodawcy są okropni, be i fuj. Oczywiście było to tylko jej własne zdanie, wysnute z rozmów z nim poza terenem pracy i dlatego, żeby nie przestraszyć Marie dodała te dwa ostatnie słowa. Bo tutaj jej zdanie było dość podzielone, tak czy inaczej, teraz była na niego obrażona i nie miała ochoty go widzieć.
- Na Boga, kobieto, chodź normalnie. W szafie w pokoju mam o wiele wyższe obcasy niż Ty teraz. - rzuciła do niej, ze stołu ściągając paczkę papierosów. Cóż, Morwen była znana też z tego, że dzień w dzień biegała w szpilkach, mających nie mniej niż dziesięć centymetrów. Stąd też jej kręgosłup powoli dawał o sobie znać, ale ona miała to jak zwykle w nosie. Gdy wkroczyły na temat Cramera, Walijka wcisnęła sobie między wargi papierosa, zapaliła go i zaciągnęła powolutku, spoglądając spod przymrużonych powiek na rudowłosą.
- Dobrze, nie krzycz na mnie. Powiem Ci tylko, że jest bardzo w porządku. Jest ludzki. - oj pamiętała jak jeszcze ani jedna ani druga nie miały pracy i obawiały się o siebie, słysząc jacy to pracodawcy są okropni, be i fuj. Oczywiście było to tylko jej własne zdanie, wysnute z rozmów z nim poza terenem pracy i dlatego, żeby nie przestraszyć Marie dodała te dwa ostatnie słowa. Bo tutaj jej zdanie było dość podzielone, tak czy inaczej, teraz była na niego obrażona i nie miała ochoty go widzieć.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Morwen, błagam Cię, kup sobie wreszcie jakieś domowe zwierzątko, zajmij się nim i przestań wreszcie hodować raka we własnym ciele – Marie zaczynała już tracić nadzieję, że Walijka kiedykolwiek posłucha się jej i zrezygnuje z tego okropnego nałogu.
– Cera ci zszarzeje, paznokcie pożółkną, a na to jesteś jeszcze za młoda – kontynuowała, roztaczając przed nią wizję fizycznych konsekwencji palenia. Francuzce nie przeszkadzał ani dym, ani zapach papierosów, czasem po prostu nie mogła patrzeć bezczynnie, jak ludzie tracą zdrowie na własne życzenie. Widząc, że nic nie wskóra, szybko dała za wygraną, pozwalając sobie jedynie uchylić okno. Nie miała zamiaru pozwolić Walijce na zamienienie jej mieszkania w miejsce zapachem przypominające podrzędny pub.
Ruda z powrotem miękko opadła na fotel, tym razem siadając na nim z gracją godną młodej damy. Założyła nawet nogę na nogę, siląc się na zachowanie prostej postawy.
- Nie krzyczę, a Vincent jest świetnym uzdrowicielem i chyba całkiem nieźle radzi sobie jako dyrektor Munga – dla Francuzki tyle wystarczyło, by obie panie mogły zamknąć temat Cramera. Marie nie znała go zbyt dobrze, ich relacje były czysto zawodowe, więc jakim prawem miałaby pozwalać sobie na osąd nad młodym mężczyzną?
- Blodeuwedd, w Londynie jest chyba sporo mężczyzn, dlaczego po prostu nie pójdziesz z którymś z dobrze zapowiadających się czarodziei na randkę?
– Cera ci zszarzeje, paznokcie pożółkną, a na to jesteś jeszcze za młoda – kontynuowała, roztaczając przed nią wizję fizycznych konsekwencji palenia. Francuzce nie przeszkadzał ani dym, ani zapach papierosów, czasem po prostu nie mogła patrzeć bezczynnie, jak ludzie tracą zdrowie na własne życzenie. Widząc, że nic nie wskóra, szybko dała za wygraną, pozwalając sobie jedynie uchylić okno. Nie miała zamiaru pozwolić Walijce na zamienienie jej mieszkania w miejsce zapachem przypominające podrzędny pub.
Ruda z powrotem miękko opadła na fotel, tym razem siadając na nim z gracją godną młodej damy. Założyła nawet nogę na nogę, siląc się na zachowanie prostej postawy.
- Nie krzyczę, a Vincent jest świetnym uzdrowicielem i chyba całkiem nieźle radzi sobie jako dyrektor Munga – dla Francuzki tyle wystarczyło, by obie panie mogły zamknąć temat Cramera. Marie nie znała go zbyt dobrze, ich relacje były czysto zawodowe, więc jakim prawem miałaby pozwalać sobie na osąd nad młodym mężczyzną?
- Blodeuwedd, w Londynie jest chyba sporo mężczyzn, dlaczego po prostu nie pójdziesz z którymś z dobrze zapowiadających się czarodziei na randkę?
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Czasami miała wrażenie, że Marie chciała być matką wszystkich ludzi na ziemi, jeśli nie samym Bogiem, by potem móc zbawić świat. Spojrzała na nią, później na papierosa i zgasiła go w popielniczce, tylko po to, by nie słuchać dalszych wywodów.
- Mam wrócić do picia albo wciągania niedozwolonych środków? - nie szantażowała jej a jedynie pokazała, że ze wszystkich używek hodowanie raka wcale nie było takie złe jak się wydaje. W końcu podniosła się z miejsca i otworzyła drzwi na ogród.
- Randka, randka... zobaczymy, na razie pozwól, że sobie powegetuję w domu. - machnęła ręką i po krótkim "zaraz wracam", poszła na górę, gdzie ubrała się w krótkie spodenki i luźną koszulkę, pod którą miała oczywiście stanik. Wróciła na dół po drodze wyjmując z szafki dwie szklaneczki i mrożoną herbatę prosto z lodówki.
- Lepiej powiedz mi, kiedy Ty ruszysz na łowy, moja droga. - posłała jej pytające spojrzenie nie znoszące sprzeciwu, nalewając do szklanek napoju.
- Mam wrócić do picia albo wciągania niedozwolonych środków? - nie szantażowała jej a jedynie pokazała, że ze wszystkich używek hodowanie raka wcale nie było takie złe jak się wydaje. W końcu podniosła się z miejsca i otworzyła drzwi na ogród.
- Randka, randka... zobaczymy, na razie pozwól, że sobie powegetuję w domu. - machnęła ręką i po krótkim "zaraz wracam", poszła na górę, gdzie ubrała się w krótkie spodenki i luźną koszulkę, pod którą miała oczywiście stanik. Wróciła na dół po drodze wyjmując z szafki dwie szklaneczki i mrożoną herbatę prosto z lodówki.
- Lepiej powiedz mi, kiedy Ty ruszysz na łowy, moja droga. - posłała jej pytające spojrzenie nie znoszące sprzeciwu, nalewając do szklanek napoju.
Strona 3 z 13 • 1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13
Similar topics
» Salon/kuchnia/jadalnia
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 3 z 13
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach