Salon - kuchnia - jadalnia
+8
Malcolm McMillan
Liam Cryan
Rosalie Fitzpatrick
Marie Volante
Vincent Cramer
Zachary Devereux
Zoja Yordanova
Morwen Blodeuwedd
12 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 8 z 13
Strona 8 z 13 • 1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13
Salon - kuchnia - jadalnia
First topic message reminder :
***
***
***
***
Ostatnio zmieniony przez Morwen Blodeuwedd dnia Nie 01 Lut 2015, 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Parę minut później skończyła gotowanie spaghetti. Położyła dwa talerze na stole oraz garnek z makaronem, a garnek z sosem ułożyła na drewnianej desce tuż obok.
- Teraz w porządku. Poznała chłopaka, a w Halloween miałyśmy przygodę, którą zakończyłyśmy w Mungu. Nieważne, było minęło - streściła w telegraficznym skrócie "co słychać u jej córki", w międzyczasie wyciągając z szafki dwa kieliszki. W drodze powrotnej chwyciła butelkę z otworzonym czerwonym winem i kiedy ostatecznie obiad pojawił się na stole, podeszła do Liama. Cóż, trzeba było przyznać, że wyglądała trochę jak aktorka soft porno w pełnej krasie, ale na wszelką kontynuację, czy powtórkę z rozrywki mieli jeszcze czas - lub z drugiej strony mogli odgrzać obiad. Stanąwszy naprzeciwko mężczyzny, oparła dłonie o biodra, przyglądając mu się z góry.
- Chodźmy jeść - uśmiechnęła się pod nosem. Miała tylko nadzieję, że jej zacny kochanek nie stwierdzi, że nie jest głodny. Nagrabiłby sobie wtedy do tego stopnia, że spałby na tej - co prawda wygodnej - kanapie, którą właśnie zajmował. - Bo nie wiem kiedy znowu się nadarzy się okazja do wspólnej kolacji - dodała, poprawiając gumkę od czarnych fig.
- Teraz w porządku. Poznała chłopaka, a w Halloween miałyśmy przygodę, którą zakończyłyśmy w Mungu. Nieważne, było minęło - streściła w telegraficznym skrócie "co słychać u jej córki", w międzyczasie wyciągając z szafki dwa kieliszki. W drodze powrotnej chwyciła butelkę z otworzonym czerwonym winem i kiedy ostatecznie obiad pojawił się na stole, podeszła do Liama. Cóż, trzeba było przyznać, że wyglądała trochę jak aktorka soft porno w pełnej krasie, ale na wszelką kontynuację, czy powtórkę z rozrywki mieli jeszcze czas - lub z drugiej strony mogli odgrzać obiad. Stanąwszy naprzeciwko mężczyzny, oparła dłonie o biodra, przyglądając mu się z góry.
- Chodźmy jeść - uśmiechnęła się pod nosem. Miała tylko nadzieję, że jej zacny kochanek nie stwierdzi, że nie jest głodny. Nagrabiłby sobie wtedy do tego stopnia, że spałby na tej - co prawda wygodnej - kanapie, którą właśnie zajmował. - Bo nie wiem kiedy znowu się nadarzy się okazja do wspólnej kolacji - dodała, poprawiając gumkę od czarnych fig.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
W Mungu? Uniósł wysoko brwi, lecz że nie było w jego stylu dociekać, nie naciskał i nie wymagał większych tłumaczeń. Przecież i tak się dowie - skoro nie od Morwen, to nieco innymi kanałami. I nie chodziło o nieufność, zwyczajnie chciał wiedzieć, co takiego się stało, że jego kobieta wylądowała w szpitalu ze swą córką.
Skoro jednak była tu teraz cała i zdrowa, a i z Zoją, zdaje się, wszystko było w porządku, nie mogło to być nic poważnego - a więc nie wymagało drążenia tematu. Zamiast tego mógł spokojnie poświęcić się... jedzeniu. Blodeuwedd chyba nie spodziewała się niczego innego, prawda? Nim jednak ochoczo zabrał się do konsumpcji, wcześniej zajmując miejsce przy stole, przygarnął kobietę do siebie i ucałował w kąciki warg. Zdaje się bowiem, że przedtem stosownie się nie przywitał. I choć jego wybranka wyglądała nad wyraz kusząco, to tym razem starcie zdecydowanie wygrała kolacja. Liam był zwyczajnie głodny.
Zasiadając do stołu, poczekał, aż i Morwen zajmie swe miejsce - gdyby dla zasady zamierzała twierdzić, że nie jest głodna, gotów był karmić ją jak małe dziecko - by po dwóch pierwszych kęsach, spojrzeć na nią z uwagą.
- Sądzę... - zaczął powoli, pozostawiając na chwilę posiłek w spokoju. - Sądzę, że powinniśmy to zakończyć. - Lekko przekrzywił głowę, spoglądając na kobietę z uwagą, bez najmniejszego spokoju. - Ten nasz związek. Chyba sama rozumiesz, że nie może to tak dalej wyglądać.
Mógł powiedzieć coś gorszego? Mógł być bardziej nietaktowny? Na pewno mógł, ale już obecny popis także pozostawiał wiele do życzenia. Panie Cryan, tak się nie robi...
Skoro jednak była tu teraz cała i zdrowa, a i z Zoją, zdaje się, wszystko było w porządku, nie mogło to być nic poważnego - a więc nie wymagało drążenia tematu. Zamiast tego mógł spokojnie poświęcić się... jedzeniu. Blodeuwedd chyba nie spodziewała się niczego innego, prawda? Nim jednak ochoczo zabrał się do konsumpcji, wcześniej zajmując miejsce przy stole, przygarnął kobietę do siebie i ucałował w kąciki warg. Zdaje się bowiem, że przedtem stosownie się nie przywitał. I choć jego wybranka wyglądała nad wyraz kusząco, to tym razem starcie zdecydowanie wygrała kolacja. Liam był zwyczajnie głodny.
Zasiadając do stołu, poczekał, aż i Morwen zajmie swe miejsce - gdyby dla zasady zamierzała twierdzić, że nie jest głodna, gotów był karmić ją jak małe dziecko - by po dwóch pierwszych kęsach, spojrzeć na nią z uwagą.
- Sądzę... - zaczął powoli, pozostawiając na chwilę posiłek w spokoju. - Sądzę, że powinniśmy to zakończyć. - Lekko przekrzywił głowę, spoglądając na kobietę z uwagą, bez najmniejszego spokoju. - Ten nasz związek. Chyba sama rozumiesz, że nie może to tak dalej wyglądać.
Mógł powiedzieć coś gorszego? Mógł być bardziej nietaktowny? Na pewno mógł, ale już obecny popis także pozostawiał wiele do życzenia. Panie Cryan, tak się nie robi...
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Ona sama była głodna, więc nie miała zamiaru teraz mówić, że nie będzie jeść, bo nie i już. Nie po to gotowała obiad, ani też na pewno nie dla Liama. Nie zasłużył sobie, przynajmniej w jej mniemaniu, ale nie miała siły, żeby kontynuować ten temat. Życząc krótko "smacznego", zaczęła zjadać swoją porcję, by po chwili z przerażeniem spojrzeć na Cryana. I w gruncie rzeczy prawie zadławiła się makaronem.
- Co, przepraszam? - burknęła, marszcząc czoło i mrużąc oczy. W ramach bezpieczeństwa odłożyła widelec na talerz, by przypadkiem nie rzucić nim w Irlandczyka.
- Co, przepraszam? - burknęła, marszcząc czoło i mrużąc oczy. W ramach bezpieczeństwa odłożyła widelec na talerz, by przypadkiem nie rzucić nim w Irlandczyka.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Początkowo nie był w stanie zrozumieć tej dziwnej miny Morwen. Bo czy mówił coś nie tak? Przecież to oczywiste, że nie mogli wiecznie trwać w takim układzie, prawda? Był święcie przekonany, że i jego wybranka tak uważa. Dopiero po dobrej chwili pojął, o co chodzi. Brawo, Cryan, brawo.
- Nie zrywam z tobą - powiedział wprost, bo tak było najlepiej. W swym niezrozumieniu kobiecej psychiki (był psychologiem zbrodni, do diabła! gdyby Blodeuwedd była mordercą, rozgryzłby ją bez trudu) nie chciał ryzykować dalszego przedstawiania tematu nie tak, jak trzeba. Wybuch morwenowskiej furii był ostatnim, czego sobie życzył, choć... Tak. Nie jest powiedziane, że i tak go uniknie. Mimo szczerych chęci postępował przecież nie tak, jak powinien. Ale nie był romantykiem. To znaczy, był, ale nie tak banalnym, jak to przedstawiają na filmach. Nie padał do stóp i nie obsypywał płatkami róż małżeńskiego łoża. Co więcej, nie tylko tego nie robił, ale nawet nie zamierzał kiedykolwiek robić.
Także i tym razem nie padł więc na kolana, a w tle nie zawodziła łzawa, odgrywana na skrzypcach melodia. Nie było wina - to znaczy, nie byłoby go, gdyby Morwen sama nie postawiła go na stole - wykwintnej restauracji i horrendalnie wysokiego rachunku za kolację. Nie było garnituru i eleganckiej sukni. Było jednak to, co najważniejsze. Chęć i pierścionek. Chyba wystarczy, prawda?
- Właściwie... - Pozostawiając posiłek samemu sobie, wyciągnął z kieszeni spodni pudełeczko. Gdyby to zależało od niego, byłoby mniej banalne, ale cóż poradzić. W duchu wzdychając ciężko nad jego czerwoną barwą, przesunął pojemniczek po blacie stolika w kierunku kobiety. - Prawdę mówiąc, właśnie się oświadczam.
Bukiet kwiatów, którego również nie zamierzał wręczać z emfazą na twarzy, spoczywał już od pewnej chwili na samym środku szerokiego łóżka. Ogromna garść kwiatów - nie karmazynowych róż, lecz bardziej uroczy, swojski zbiór przeróżnych gatunków - z krótkim liścikiem (zawierającym wszystko to, czego nie umiał powiedzieć) czekała tylko na odkrycie.
Tymczasem uśmiechnął się nieznacznie. Łobuzersko, ale i... przepraszająco. Panie Cryan, to były zapewne najgorsze oświadczyny świata. On jednak nie umiał inaczej. Nie szastał słowami pełnymi uczuć. W większości przypadków nie umiał sformułować tego, co chciałby przekazać. Swą przemowę skrócił więc do minimum. Faktyczne wyznanie, można by rzec - podsumowanie ich wzajemnych przygód - było w dołączonym do bukietu liście. Liście, który Morwen miała przeczytać, gdy jego samego nie będzie w domu. Wstydził się? Och, to bardzo prawdopodobne.
W każdym razie, to były najdłuższe chwile w jego życiu. Patrzył, jak Blodeuwedd bierze pudełeczko. Otwiera. Wyjmuje pierścionek. Jak unosi wzrok i... nic nie odpowiada? Tak, rzeczywiście, nic nie powiedziała. Odetchnął bardzo, bardzo powoli. Odprowadził ciemnowłosą spojrzeniem, gdy znikała na górze.
No, i to by było na tyle. Zamykamy teatrzyk.
Przetarł twarz dłonią. Teraz co? Chyba najlepiej zagiąć klin klinem, więc... Pozostała jeszcze jedna kobieta, którą po powrocie powinien odwiedzić. Opuścił więc dom na Regen Street, myśl o upokorzeniu i ewentualną "poważną rozmowę" pozostawiając na później.
- Nie zrywam z tobą - powiedział wprost, bo tak było najlepiej. W swym niezrozumieniu kobiecej psychiki (był psychologiem zbrodni, do diabła! gdyby Blodeuwedd była mordercą, rozgryzłby ją bez trudu) nie chciał ryzykować dalszego przedstawiania tematu nie tak, jak trzeba. Wybuch morwenowskiej furii był ostatnim, czego sobie życzył, choć... Tak. Nie jest powiedziane, że i tak go uniknie. Mimo szczerych chęci postępował przecież nie tak, jak powinien. Ale nie był romantykiem. To znaczy, był, ale nie tak banalnym, jak to przedstawiają na filmach. Nie padał do stóp i nie obsypywał płatkami róż małżeńskiego łoża. Co więcej, nie tylko tego nie robił, ale nawet nie zamierzał kiedykolwiek robić.
Także i tym razem nie padł więc na kolana, a w tle nie zawodziła łzawa, odgrywana na skrzypcach melodia. Nie było wina - to znaczy, nie byłoby go, gdyby Morwen sama nie postawiła go na stole - wykwintnej restauracji i horrendalnie wysokiego rachunku za kolację. Nie było garnituru i eleganckiej sukni. Było jednak to, co najważniejsze. Chęć i pierścionek. Chyba wystarczy, prawda?
- Właściwie... - Pozostawiając posiłek samemu sobie, wyciągnął z kieszeni spodni pudełeczko. Gdyby to zależało od niego, byłoby mniej banalne, ale cóż poradzić. W duchu wzdychając ciężko nad jego czerwoną barwą, przesunął pojemniczek po blacie stolika w kierunku kobiety. - Prawdę mówiąc, właśnie się oświadczam.
Bukiet kwiatów, którego również nie zamierzał wręczać z emfazą na twarzy, spoczywał już od pewnej chwili na samym środku szerokiego łóżka. Ogromna garść kwiatów - nie karmazynowych róż, lecz bardziej uroczy, swojski zbiór przeróżnych gatunków - z krótkim liścikiem (zawierającym wszystko to, czego nie umiał powiedzieć) czekała tylko na odkrycie.
Tymczasem uśmiechnął się nieznacznie. Łobuzersko, ale i... przepraszająco. Panie Cryan, to były zapewne najgorsze oświadczyny świata. On jednak nie umiał inaczej. Nie szastał słowami pełnymi uczuć. W większości przypadków nie umiał sformułować tego, co chciałby przekazać. Swą przemowę skrócił więc do minimum. Faktyczne wyznanie, można by rzec - podsumowanie ich wzajemnych przygód - było w dołączonym do bukietu liście. Liście, który Morwen miała przeczytać, gdy jego samego nie będzie w domu. Wstydził się? Och, to bardzo prawdopodobne.
W każdym razie, to były najdłuższe chwile w jego życiu. Patrzył, jak Blodeuwedd bierze pudełeczko. Otwiera. Wyjmuje pierścionek. Jak unosi wzrok i... nic nie odpowiada? Tak, rzeczywiście, nic nie powiedziała. Odetchnął bardzo, bardzo powoli. Odprowadził ciemnowłosą spojrzeniem, gdy znikała na górze.
No, i to by było na tyle. Zamykamy teatrzyk.
Przetarł twarz dłonią. Teraz co? Chyba najlepiej zagiąć klin klinem, więc... Pozostała jeszcze jedna kobieta, którą po powrocie powinien odwiedzić. Opuścił więc dom na Regen Street, myśl o upokorzeniu i ewentualną "poważną rozmowę" pozostawiając na później.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Malcolm przez większość czasu rzeczywiście nie dbał o swój wygląd, ale jak już się porządnie wykąpał, wyczesał i ubrał czyste ciuchy to wcale nie był taki odpychający. Zdobywanie dziewczyn nie było wcale taką wielką niewiadomą, bo kiedy McMillanowi już jakaś wpadła w oko, dbał o to żeby zawsze być wyszorowanym i wyczesanym, a nawet odzywał się ładniej. To bidul nauczył go niedbalstwa, bo tam zawsze było brudno i cuchnęło jakby coś zgniło pod jednym z łóżek pięćdziesiąt lat wstecz. Albo co gorsza jakiś wychowanek od lat rozkładał się pod drewnianą podłogą.
Usiadł obok Zoi przy kuchni i rzucił okiem na kilka słów nabazgranych na pergaminie. Idealnie. Zupełnie jakby go tutaj nie było.
- Nie, tylko popraw, że odstawiłem ją do Londynu, oni mieszkają chyba gdzie indziej. A potem po prostu mu to wyślij.
Nie trzeba go było zachęcać do jedzenia ani napicia się gorącej herbaty. Napój parzył mu usta i podniebienie, ale Malcolm wypijał ją w zawrotnym tempie. Miał dość polowego żarcia grzanego na ognisku. Nie mógł jednak zasmakować zbyt wielu wygód, bo jeszcze nie chciałoby mu się wracać na szlak.
Kiedy Zoja zapytała o jego plany, sądził początkowo że chce wiedzieć co zrobi dalej ze swoim życiem. Z jej dalszej wypowiedzi wywnioskował jednak, że chodzi jej raczej o plany wakacyjne. Właściwie ani życiowe, ani wakacyjne plany nie były szczególnie zachwycające.
- Studenckie życie, ha?
Przeżuwał ciepłego tosta, który był równie gorący jak herbata i parzył go równie mocno. Nagle zrobiło mu się gorąco od tego wszystkiego, więc odgarnął włosy na plecy.
- Mam zamiar iść dalej. Zacząłem południowego wybrzeża i idę pieszo przez Anglię. Byłem już w Dolinie, ale Adrienne zaczęła jęczeć, więc musiałem wrócić się do Londynu. Mam zamiar teleportować się w miejsce, w którym skończyłem i ruszyć dalej. Podróż jest rozplanowana na dokładnie dwa miesiące, czyli całe wakacje. - Chrupnął tosta. - Ale Bułgaria też brzmi nieźle.
Usiadł obok Zoi przy kuchni i rzucił okiem na kilka słów nabazgranych na pergaminie. Idealnie. Zupełnie jakby go tutaj nie było.
- Nie, tylko popraw, że odstawiłem ją do Londynu, oni mieszkają chyba gdzie indziej. A potem po prostu mu to wyślij.
Nie trzeba go było zachęcać do jedzenia ani napicia się gorącej herbaty. Napój parzył mu usta i podniebienie, ale Malcolm wypijał ją w zawrotnym tempie. Miał dość polowego żarcia grzanego na ognisku. Nie mógł jednak zasmakować zbyt wielu wygód, bo jeszcze nie chciałoby mu się wracać na szlak.
Kiedy Zoja zapytała o jego plany, sądził początkowo że chce wiedzieć co zrobi dalej ze swoim życiem. Z jej dalszej wypowiedzi wywnioskował jednak, że chodzi jej raczej o plany wakacyjne. Właściwie ani życiowe, ani wakacyjne plany nie były szczególnie zachwycające.
- Studenckie życie, ha?
Przeżuwał ciepłego tosta, który był równie gorący jak herbata i parzył go równie mocno. Nagle zrobiło mu się gorąco od tego wszystkiego, więc odgarnął włosy na plecy.
- Mam zamiar iść dalej. Zacząłem południowego wybrzeża i idę pieszo przez Anglię. Byłem już w Dolinie, ale Adrienne zaczęła jęczeć, więc musiałem wrócić się do Londynu. Mam zamiar teleportować się w miejsce, w którym skończyłem i ruszyć dalej. Podróż jest rozplanowana na dokładnie dwa miesiące, czyli całe wakacje. - Chrupnął tosta. - Ale Bułgaria też brzmi nieźle.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Wedle życzenia poprawiła to zdanie i złożyła kartkę na pół. Wsadziła ją do czystej koperty i odłożyła na razie na bok. Wyśle ją, kiedy skończą jeść. Sięgnęła po świeżego tosta, ale najpierw oblała go sporą ilością kechupu. Nie wyobrażała sobie sera bez sosu pomidorowego, który nie miał prawie nic wspólnego z prawdziwymi pomidorami, których nienawidziła.
- Dostałam wczoraj wiadomość. Rozmawiasz ze studentką akademii magicznej na pierwszym roku zielarstwa - pochwaliła się, machając w jego kierunku swoim trójkącikiem. Dziwne, ale był pierwszą osobą, której miała możliwość to powiedzieć. Dlatego może jeszcze w to nie do końca uwierzyła? Uśmiechnęła się szerzej, słuchając jego planów. Też miała czasem ochotę po prostu się spakować i pójść, gdzie ją nogi zaniosą. Tylko, że spędzić całe wakacje na włóczeniu się po Anglii? Indie, o! To mogłoby być jej marzeniem. Ale Anglia? Wiało... nudą?
- Jak zatęsknisz za cywilizacją to wiedz, że możesz nas zawsze odwiedzić. Będziemy w Złotych Piaskach. Wynajmujemy domek letniskowy - powiedziała, jedząc powoli swoją porcję. Tak naprawdę to nie jarała się tym wyjazdem już tak bardzo jak na początku. Chyba tylko ona i Will miała jakąkolwiek ochotę na wycieczkę, bo Christine jasno wyraziła swoje zdanie o wyjeździe. Jeszcze teraz jej znajomi nie odpowiadali... Ech, to może się skończyć wielką klapą.
- Nie martw się, Waltona nie będzie. Nie odzywał się od końca roku szkolnego - dodała, ponieważ magazyny plotkarskie w Hogwarcie donosiły jakiś czas temu, że była widoczna w towarzystwie Bena kilkakrotnie.
- Dostałam wczoraj wiadomość. Rozmawiasz ze studentką akademii magicznej na pierwszym roku zielarstwa - pochwaliła się, machając w jego kierunku swoim trójkącikiem. Dziwne, ale był pierwszą osobą, której miała możliwość to powiedzieć. Dlatego może jeszcze w to nie do końca uwierzyła? Uśmiechnęła się szerzej, słuchając jego planów. Też miała czasem ochotę po prostu się spakować i pójść, gdzie ją nogi zaniosą. Tylko, że spędzić całe wakacje na włóczeniu się po Anglii? Indie, o! To mogłoby być jej marzeniem. Ale Anglia? Wiało... nudą?
- Jak zatęsknisz za cywilizacją to wiedz, że możesz nas zawsze odwiedzić. Będziemy w Złotych Piaskach. Wynajmujemy domek letniskowy - powiedziała, jedząc powoli swoją porcję. Tak naprawdę to nie jarała się tym wyjazdem już tak bardzo jak na początku. Chyba tylko ona i Will miała jakąkolwiek ochotę na wycieczkę, bo Christine jasno wyraziła swoje zdanie o wyjeździe. Jeszcze teraz jej znajomi nie odpowiadali... Ech, to może się skończyć wielką klapą.
- Nie martw się, Waltona nie będzie. Nie odzywał się od końca roku szkolnego - dodała, ponieważ magazyny plotkarskie w Hogwarcie donosiły jakiś czas temu, że była widoczna w towarzystwie Bena kilkakrotnie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Gratulacje - powiedział pomiędzy kolejnymi gryzami tosta. Był uprzejmy, ale w jego głosie nie było słychać specjalnego entuzjazmu. Czy studia na kierunku zielarskim mu imponowały? Nie. Gdyby mu oznajmiła, że potrafi zmienić się w niedźwiedzia, wtedy skakałby tutaj pod sufit i nosił na rękach, wykrzykując gratulację w pięciu językach.
Uznał, że dalsze milczenie będzie wystarczająco wymowne, aby Zoja sama zorientowała się, że Malcolm nie dostał się na żadne studia, bo i też na żadne nie składał podania. Uwięzienie w kolejnej szkole byłoby dla niego psychiczną śmiercią. Miał zupełnie inne plany, a siedzenie na uczelni i zdobywanie wiedzy z książek zupełnie się w nie nie wpisywało. Gdy tylko skończy się sierpień, miał zamiar zarobić szybką kasę na porządny ekwipunek i ruszyć w las w pogoni za wampirami. A jeśli dobrze będzie mu się wiodło, może nawet uda mu się złapać fuchę jako łowca w filii i zacznie uganiać się za kłopotliwymi krwiopijcami, których ścigał urząd magicznych stworzeń.
- Złote Piaski? Na samą myśl parzy mnie w dupę - powiedział z wrednym uśmiechem, ale nie miało to być złośliwe dla dziewczyny. Po prostu Bułgaria, złote piaski, domek letniskowy... To tak bardzo do niego nie pasowało. Oto kim był: chłopakiem idącym pieszo przez Anglię, kąpiącym się w strumieniu bez grosza przy duszy.
- A jak ty się zmęczysz tą swoją cywilizacją, wtedy pofatyguj się do mnie. Pokażę Ci, że można spędzać dobrze wakacje za darmo z dala od domków letniskowych i kurortów wypełnionych mugolami i bogatymi paniątkami. - Uśmiechnął się zerkając na nią kątem oka. A skoro o bogatych paniątkach mowa...
- Dlaczego wspominasz o Waltonie? - Zapytał, czując, że jego pewność siebie rośnie tak bardzo, że metaforycznie wypełniała już prawie cały pokój w którym sie znajdowali. Malcolm popatrzył na Zoję,uśmiechnął się szeroko, założył kostkę na kolano, a obie dłonie założył za głowę. - Chcesz żebym był zazdrosny.
Jego brwi wystrzeliły do góry kilka razy, a on nadal nie spuszczał z niej wzroku.
- Nie musisz się starać, nie będę zazdrosny, w końcu to ja pocałowałem Cie przed nim.
A może ta głupkowata pewność siebie sprawiała, że dziewczyny zawsze przypadkiem na niego wpadały?
Uznał, że dalsze milczenie będzie wystarczająco wymowne, aby Zoja sama zorientowała się, że Malcolm nie dostał się na żadne studia, bo i też na żadne nie składał podania. Uwięzienie w kolejnej szkole byłoby dla niego psychiczną śmiercią. Miał zupełnie inne plany, a siedzenie na uczelni i zdobywanie wiedzy z książek zupełnie się w nie nie wpisywało. Gdy tylko skończy się sierpień, miał zamiar zarobić szybką kasę na porządny ekwipunek i ruszyć w las w pogoni za wampirami. A jeśli dobrze będzie mu się wiodło, może nawet uda mu się złapać fuchę jako łowca w filii i zacznie uganiać się za kłopotliwymi krwiopijcami, których ścigał urząd magicznych stworzeń.
- Złote Piaski? Na samą myśl parzy mnie w dupę - powiedział z wrednym uśmiechem, ale nie miało to być złośliwe dla dziewczyny. Po prostu Bułgaria, złote piaski, domek letniskowy... To tak bardzo do niego nie pasowało. Oto kim był: chłopakiem idącym pieszo przez Anglię, kąpiącym się w strumieniu bez grosza przy duszy.
- A jak ty się zmęczysz tą swoją cywilizacją, wtedy pofatyguj się do mnie. Pokażę Ci, że można spędzać dobrze wakacje za darmo z dala od domków letniskowych i kurortów wypełnionych mugolami i bogatymi paniątkami. - Uśmiechnął się zerkając na nią kątem oka. A skoro o bogatych paniątkach mowa...
- Dlaczego wspominasz o Waltonie? - Zapytał, czując, że jego pewność siebie rośnie tak bardzo, że metaforycznie wypełniała już prawie cały pokój w którym sie znajdowali. Malcolm popatrzył na Zoję,uśmiechnął się szeroko, założył kostkę na kolano, a obie dłonie założył za głowę. - Chcesz żebym był zazdrosny.
Jego brwi wystrzeliły do góry kilka razy, a on nadal nie spuszczał z niej wzroku.
- Nie musisz się starać, nie będę zazdrosny, w końcu to ja pocałowałem Cie przed nim.
A może ta głupkowata pewność siebie sprawiała, że dziewczyny zawsze przypadkiem na niego wpadały?
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
A kim była Zoja? Gdyby wiedział o wszystkich rzeczach z jej dzieciństwa okazałoby się, że mają więcej wspólnego, niż chciałaby się do tego przyznać. Ale przeszłość to przeszłość. Zmieniła swoje życie, miała kogoś kogo mogła nazwać rodziną i nie chciała życiem tułacza udowadniać, że jest inna od reszty. To było chyba dla niej najważniejsze - aby przestać odstawać. Dlatego nie zadawała się z problematycznymi dzieciakami w szkole, dlatego trzymała się tych uzdolnionych i z dobrymi rodzinami w tle. I tak źle i tak niedobrze, bo w końcu nie pasowała do żadnej z grup społecznych.
- Boję się, że skoro Adrienne nie podołała, to mnie tym bardziej by się to nie udało. Ale hej, trzymam za Ciebie kciuki! - zaśmiała się wesoło. Robiła się za stara, bo perspektywa ciepłej wody w kranie i czystego sedesu wygrywała ze wszystkim innym.
Już chciała odpowiedzieć, czemu o nim wspomniała, ale nagła zmiana pozycji Malcolma zbiła ją z pantałyku. Poczuła jak krew napływa do jej policzków, chociaż jego teoria była absurdalna i zabawna w połączeniu z pewnością siebie chłopaka.
"Nie musisz się starać, nie będę zazdrosny, w końcu to ja pocałowałem Cie przed nim."
- Malcolm! - krzyknęła, nie kryjąc rozbawienia. Zaśmiała się znowu i rzuciła w niego skuwką od długopisu.
- Aaa... Przejrzałeś mniee... Będę musiała pomyśleć nad oczyszczeniem Ci pamięci... - powiedziała, wstając z miejsca i jednocześnie poklepując się po rozgrzanej twarzy. Zniknęła za kuchennym blatem i wyjęła z szafki pojemnik z czekoladowymi ciasteczkami. Wróciła do stołu jadalnego, kładąc na nim wcześniej ich deser.
- Niech Twój brzuch chociaż pamięta, jak było miło odwiedzić Yordanovą.
- Boję się, że skoro Adrienne nie podołała, to mnie tym bardziej by się to nie udało. Ale hej, trzymam za Ciebie kciuki! - zaśmiała się wesoło. Robiła się za stara, bo perspektywa ciepłej wody w kranie i czystego sedesu wygrywała ze wszystkim innym.
Już chciała odpowiedzieć, czemu o nim wspomniała, ale nagła zmiana pozycji Malcolma zbiła ją z pantałyku. Poczuła jak krew napływa do jej policzków, chociaż jego teoria była absurdalna i zabawna w połączeniu z pewnością siebie chłopaka.
"Nie musisz się starać, nie będę zazdrosny, w końcu to ja pocałowałem Cie przed nim."
- Malcolm! - krzyknęła, nie kryjąc rozbawienia. Zaśmiała się znowu i rzuciła w niego skuwką od długopisu.
- Aaa... Przejrzałeś mniee... Będę musiała pomyśleć nad oczyszczeniem Ci pamięci... - powiedziała, wstając z miejsca i jednocześnie poklepując się po rozgrzanej twarzy. Zniknęła za kuchennym blatem i wyjęła z szafki pojemnik z czekoladowymi ciasteczkami. Wróciła do stołu jadalnego, kładąc na nim wcześniej ich deser.
- Niech Twój brzuch chociaż pamięta, jak było miło odwiedzić Yordanovą.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Adrienne chciała chyba udowodnić coś sobie albo co gorsza swoim rodzicom. A tutaj nie chodzi o udowadnianie niczego tylko o coś zupełnie innego. Kiedy tak idziesz i mijasz cały czas te same nudne, zielone wzgórza to zaczynasz myśleć i dochodzić do wniosków. Taka podróż w górę Anglii, ale za to wgłąb siebie - powiedział niczym filozof. Tak sobie przynajmniej tłumaczył, ale chciał też odwiedzić najpiękniejsze zakątki swojego rodzimego kraju. Kochał Anglię i dobrze się czuł w każdej jej części, poza centrum głośnego Londynu zdominowanego przez mugoli.
Anglik doskonale widział jak Zoja się czerwieni i bardzo mu się to podobało. Dziewczyny zawsze tak reagowały jak wspominało się o czymś, co miało pójść daleko w zapomnienie. Ale Malcolm nigdy nie zapominał, a już na pewno nie takich rzeczy. Był pamiętliwym i bałamutnym chłopakiem.
- Możesz się śmiać, ale ja wiem, że Ci się podobało - powiedział pewny siebie. - I że jestem w tym lepszy niż Walton. Ale nie chcę tutaj robić twojemu chłopakowi złej renomy, bo jeszcze pomyślisz, że chcę Cię przekabacić czy coś
Do ciastek też nie musiała go zachęcać, bo wziął od razu jedno i włożył całe do swojej wielkiej, niewyparzonej gęby. Sytuacja rozluźniła się do minimum, a Malcolm przestał się już obawiać, że w każdej chwili z sypialni na górze może zejść matka Zoi, która rozgoni to niecodzienne towarzysto. Gdyby miała to zrobić to pewnie już dawno by się tak stało.
- Znam lepsze sposoby na zapamiętanie, że było u kogoś miło. - powiedział rzucając jej wymowne spojrzenie.
Anglik doskonale widział jak Zoja się czerwieni i bardzo mu się to podobało. Dziewczyny zawsze tak reagowały jak wspominało się o czymś, co miało pójść daleko w zapomnienie. Ale Malcolm nigdy nie zapominał, a już na pewno nie takich rzeczy. Był pamiętliwym i bałamutnym chłopakiem.
- Możesz się śmiać, ale ja wiem, że Ci się podobało - powiedział pewny siebie. - I że jestem w tym lepszy niż Walton. Ale nie chcę tutaj robić twojemu chłopakowi złej renomy, bo jeszcze pomyślisz, że chcę Cię przekabacić czy coś
Do ciastek też nie musiała go zachęcać, bo wziął od razu jedno i włożył całe do swojej wielkiej, niewyparzonej gęby. Sytuacja rozluźniła się do minimum, a Malcolm przestał się już obawiać, że w każdej chwili z sypialni na górze może zejść matka Zoi, która rozgoni to niecodzienne towarzysto. Gdyby miała to zrobić to pewnie już dawno by się tak stało.
- Znam lepsze sposoby na zapamiętanie, że było u kogoś miło. - powiedział rzucając jej wymowne spojrzenie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Niektórzy się boją takich podróży, bo mogą zastać niekoniecznie to co by chcieli. Bułgarka nie lubiła myśleć o sobie i swoich tajemnicach, które chowała przed światem. Biorąc pod uwagę to, że miała dopiero siedemnaście lat, pobiła już kilkakrotnie o doświadczenie niejednego dorosłego czarodzieja. W końcu nie była zwykłą sierotą, a w jej kraju dalej rządzili cyganie i zabobony, kiedy ktoś przejawiał nadprzyrodzone moce. Powiedzmy, że... Były rzeczy, które się wydarzyły, gdy była pod opieką klasztoru.
Daleko było jej jednak do tych wspomnień. Nie była już dzieckiem, a co najważniejsze wiedziała już, że to nie w niej tkwi problem, a w mugolach, którzy nie mają pojęcia o magii. Zrobiła się o wiele bardziej otwarta i życzliwa, bo los ją niesamowicie nagrodził. Dlatego... Podróże wgłąb siebie nie były dla niej. Myślimy chwilą i przyszłościowo - nigdy się nie cofamy.
- Nie jesteśmy parą - odparła niemal natychmiast, wystawiając w jego kierunku język. Właściwie to myślała o Benie w kategorii chłopaka, ale ciężko tak mówić o kimś, kto tak po prostu znika i się nie odzywa. Bo ile to mogło trwać? Tydzień? A może tylko w Walentynki i później się już narzucała?
- Na przykład? - spytała niewinnie. Znowu wzięła do ręki kopertę zaadresowaną do Aarona. Ciekawe czy znajdzie Hermenegildę na podwórku. Otworzyła okno na taras i zagwizdała cicho, żeby przywołać sowę. Pewnie gdzieś śpi, albo jest w klatce u Morwen, ponieważ nie pojawiła się od razu.
Daleko było jej jednak do tych wspomnień. Nie była już dzieckiem, a co najważniejsze wiedziała już, że to nie w niej tkwi problem, a w mugolach, którzy nie mają pojęcia o magii. Zrobiła się o wiele bardziej otwarta i życzliwa, bo los ją niesamowicie nagrodził. Dlatego... Podróże wgłąb siebie nie były dla niej. Myślimy chwilą i przyszłościowo - nigdy się nie cofamy.
- Nie jesteśmy parą - odparła niemal natychmiast, wystawiając w jego kierunku język. Właściwie to myślała o Benie w kategorii chłopaka, ale ciężko tak mówić o kimś, kto tak po prostu znika i się nie odzywa. Bo ile to mogło trwać? Tydzień? A może tylko w Walentynki i później się już narzucała?
- Na przykład? - spytała niewinnie. Znowu wzięła do ręki kopertę zaadresowaną do Aarona. Ciekawe czy znajdzie Hermenegildę na podwórku. Otworzyła okno na taras i zagwizdała cicho, żeby przywołać sowę. Pewnie gdzieś śpi, albo jest w klatce u Morwen, ponieważ nie pojawiła się od razu.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Gdyby Malcolm i Zoja rzeczywiście kiedyś ze sobą pogadali, okazałoby się że mają wiele wspólnego. McMillan nie wiedział nawet, że dziewczyna jest sierotą. Może wspominała kiedyś o tym, może nie, w każdym razie był święcie przekonany że ten piękny, nowoczesny dom należy do jej rodziny, a babka z filii aurorów to jej matula. Nazwisko mogła mieć po ojcu. Tak jak życie doświadczyło dziewczynę z Bułgarii, tak i jego doświadczyło, chociaż on jako chłopak pewnie radził sobie ze wszystkim lepiej. Angielski sierociniec w wielkim mieście zapewne różnił się bardzo od klasztoru w Bułgarii, ale suma sumarum pewnie wydawał na świat takie same, zgniłe owoce.
- To dobrze, umarłabyś przy nim z nudów - Powiedział. - Albo co gorsza uciekła w ramiona innego.
On i pan Walton byli z dwóch różnych światów. Jego rodzinka wysoko ustawiona, on na najwyższych lotach wjedzie zapewne w wyższe sfery, może nawet zostanie kiedyś ministrem, a Malcolm to Malcolm. Jakimś cudem się jednak stawało tak, ze zawsze mieli oko na te same dziewczyny. A przecież Zoja też była całkowicie odmienna od Sophie Fitzpatrick.
- Na przykład możesz pokazać mi swój pokój czy coś.
Odstawił kubek na blat, bo wypił już całą herbatę, a wszystkie tosty zniknęły już z talerza. Był czysty, pachnący, najedzony, wyspany i nie musiał znosić już jęczenia Adrienne, jednym słowem był w sielskim nastroju.
- To dobrze, umarłabyś przy nim z nudów - Powiedział. - Albo co gorsza uciekła w ramiona innego.
On i pan Walton byli z dwóch różnych światów. Jego rodzinka wysoko ustawiona, on na najwyższych lotach wjedzie zapewne w wyższe sfery, może nawet zostanie kiedyś ministrem, a Malcolm to Malcolm. Jakimś cudem się jednak stawało tak, ze zawsze mieli oko na te same dziewczyny. A przecież Zoja też była całkowicie odmienna od Sophie Fitzpatrick.
- Na przykład możesz pokazać mi swój pokój czy coś.
Odstawił kubek na blat, bo wypił już całą herbatę, a wszystkie tosty zniknęły już z talerza. Był czysty, pachnący, najedzony, wyspany i nie musiał znosić już jęczenia Adrienne, jednym słowem był w sielskim nastroju.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Nie mogła się tu z nim zgodzić. Przeciwieństwa się przyciągały, więc jeżeli sama była rozrywkowa to jej przymulający przyjaciele się rozkręcali. No spójrzmy na takiego Williama... Kim on by dzisiaj był, gdyby nie przyjaźń z Yordanovą? Poza tym miała wrażenie, że Bena też wszyscy już zaszufladkowali, a w rzeczywistości wcale nie był aż tak wielkim nudziarzem. No ale cóż, nie udało im się.
- Swój pokój? - spojrzała na niego lekko zaskoczona, odwracając wzrok od okna. Właśnie w tym momencie wielka, sowa śnieżna, pojawiła się na horyzoncie i usiadła na parapecie, machając niecierpliwie skrzydłami. Huknęła groźnie i uszczypnęła Zoję w mały palec, jakby mówiła, że wyrwała ją z drzemki.
- Witaj Hermenegildo, czeka Cię długa podróż do Francji. Pamiętasz Aarona? - zagadnęła ptaszysko, podając list. Zwierzę Morwen nie przepadało chyba za dziewczynką, bo wzięło kopertę w dziób jeszcze raz ją lekko dziobiąc i bez zbędnych ceregieli poderwało się i odleciało.
A wróćmy do sprawy pokoju... Jeszcze nikt poza jej opiekunką nie był w miejscu, które Zoja wybrała sobie na sypialnię. Mogła skorzystać z pokoju dla gości, kiedy się tutaj wprowadzała, ale strych był bardziej oddalony i intymny. Nikogo tam nigdy nie zapraszała... Dlatego... Poczuła jakby ktoś naruszał jej teren prywatny taką propozycją. Podrapała się z zamyśleniem po karku.
- Wiesz co... Tak naprawdę to sama dopiero wstałam z łóżka i mam tam niezły bałagan. Może innym razem?
Wyszło na "innym razem". Zaprowadziła go jeszcze do ogrodu, odprowadziła do miasta i wróciła do domu. Malcolm poszedł w swoją drogę.
- Swój pokój? - spojrzała na niego lekko zaskoczona, odwracając wzrok od okna. Właśnie w tym momencie wielka, sowa śnieżna, pojawiła się na horyzoncie i usiadła na parapecie, machając niecierpliwie skrzydłami. Huknęła groźnie i uszczypnęła Zoję w mały palec, jakby mówiła, że wyrwała ją z drzemki.
- Witaj Hermenegildo, czeka Cię długa podróż do Francji. Pamiętasz Aarona? - zagadnęła ptaszysko, podając list. Zwierzę Morwen nie przepadało chyba za dziewczynką, bo wzięło kopertę w dziób jeszcze raz ją lekko dziobiąc i bez zbędnych ceregieli poderwało się i odleciało.
A wróćmy do sprawy pokoju... Jeszcze nikt poza jej opiekunką nie był w miejscu, które Zoja wybrała sobie na sypialnię. Mogła skorzystać z pokoju dla gości, kiedy się tutaj wprowadzała, ale strych był bardziej oddalony i intymny. Nikogo tam nigdy nie zapraszała... Dlatego... Poczuła jakby ktoś naruszał jej teren prywatny taką propozycją. Podrapała się z zamyśleniem po karku.
- Wiesz co... Tak naprawdę to sama dopiero wstałam z łóżka i mam tam niezły bałagan. Może innym razem?
Wyszło na "innym razem". Zaprowadziła go jeszcze do ogrodu, odprowadziła do miasta i wróciła do domu. Malcolm poszedł w swoją drogę.
Ostatnio zmieniony przez Zoja Yordanova dnia Wto 22 Lip 2014, 12:07, w całości zmieniany 1 raz
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Cieszył się z tego, że nie dała się wyciągnąć na miasto nawet i na lody. Pogoda była skwarna i na myśl, że mieliby się smażyć jak kiełbaski na chodniku zrobiło mu się słabo. Ale tak było gdy najpierw się mówi, a potem myśli. Gdy znalazł się w środku odruchowo rozejrzał się po wnętrzu. Co prawda był tu już w przeszłości, ale zawsze mogły zajść jakieś diametralne zmiany, prawda? Torbę zostawił przy wejściu razem z butami, bo nie chciał się na siłę wpraszać i oznajmiać, że od dzisiaj tu nocuje. Wszedł do salonu i zasiadł na kanapie wyciągając się jęcząc cicho. Po deportacji zawsze czuł się tak, że mógłby paść spać. Nagle ni z gruchy ni z pietruchy zaburczało mu w brzuchu, na co Aaron zareagował zmrużeniem oczu. Dopiero teraz do niego dotarło, że nie zjadł w domu nawet śniadania tylko wypruł do pokoju, spakował się i ruszył do Londynu. Pięknie.
- Czyli mówisz, że będzie pizza...
Spojrzał na Bułgarkę uśmiechając się szeroko i gładząc się po brzuchu.
- Czyli mówisz, że będzie pizza...
Spojrzał na Bułgarkę uśmiechając się szeroko i gładząc się po brzuchu.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Ta torba dalej ją intrygowała. Czytała kiedyś Opowieść Wigilijną, gdzie pojawiały się duchy przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wczoraj był Malcolm, dzisiaj Aaron, jutro może Benedict? Nie, tego ostatniego nie potrafiła sobie jakoś wyobrazić w turystycznych butach... Ale w obcisłej, letniej podkoszulce musiał wyglądać nieziemsko.
- Jadłodajnię Zoi Yordanovej uważam za otwartą - powiadomiła z lekkim rozbawieniem, patrząc na jego wyraz twarzy. Dalej był zmieszany, ale nie mógł ukryć głodu. To tak jakby była stacją pomiędzy kolejnymi punktami do zwiedzenia, albo schroniskiem górskim. Tylko o ile ją pamięć nie myliła to mieszkała w centrum Londynu. Też sobie wycieczki powymyślali.
Jak na zawołanie. Nie zdążyła podejść do kanapy, a już ktoś dobijał się do drzwi. Z kieszeni wyciągnęła odliczoną ilość pieniędzy i wręczyła ją dostawcy. Wróciła do salonu, trzymając dużą pizzę z kurczakiem, świeżą bazylią i cebulką. Położyła ją na stole, a zaraz obok dołączone sosy.
- Siadaj i opowiadaj. Może wolisz kawy, oprócz tej coli? - spytała, przechodząc do części kuchennej i wyciągnęła z lodówki dwulitrowy napój. Wzięła szklanki, dwa talerze i to też przetransportowała na stół. Była już na tyle zgrabna w czarach, że mogłaby to wszystko załatwić różdżką, ale chciała go zaskoczyć w odpowiednim momencie. Bo chyba dalej się spodziewał, że nie potrafi zrobić nic poza wystrzeleniem paru rzeczy w powietrze.
- Morwen i Liam dawno się nie widzieli, więc my też pewnie jeszcze trochę ich nie zobaczymy - powiadomiła go, gdyby go interesowało czy ktokolwiek jest w domu. Chyba nie powinna tak mówić o przyszłym pracodawcy chłopaka. Uśmiechała się przy tym wesoło i podała mu nóż do nałożenia im kawałków pizzy. Nie zagadywała szczególnie, żeby to Aaron mógł się otworzyć i wyjawić co siedzi mu na wątrobie i co robi w stolicy Anglii.
- Jadłodajnię Zoi Yordanovej uważam za otwartą - powiadomiła z lekkim rozbawieniem, patrząc na jego wyraz twarzy. Dalej był zmieszany, ale nie mógł ukryć głodu. To tak jakby była stacją pomiędzy kolejnymi punktami do zwiedzenia, albo schroniskiem górskim. Tylko o ile ją pamięć nie myliła to mieszkała w centrum Londynu. Też sobie wycieczki powymyślali.
Jak na zawołanie. Nie zdążyła podejść do kanapy, a już ktoś dobijał się do drzwi. Z kieszeni wyciągnęła odliczoną ilość pieniędzy i wręczyła ją dostawcy. Wróciła do salonu, trzymając dużą pizzę z kurczakiem, świeżą bazylią i cebulką. Położyła ją na stole, a zaraz obok dołączone sosy.
- Siadaj i opowiadaj. Może wolisz kawy, oprócz tej coli? - spytała, przechodząc do części kuchennej i wyciągnęła z lodówki dwulitrowy napój. Wzięła szklanki, dwa talerze i to też przetransportowała na stół. Była już na tyle zgrabna w czarach, że mogłaby to wszystko załatwić różdżką, ale chciała go zaskoczyć w odpowiednim momencie. Bo chyba dalej się spodziewał, że nie potrafi zrobić nic poza wystrzeleniem paru rzeczy w powietrze.
- Morwen i Liam dawno się nie widzieli, więc my też pewnie jeszcze trochę ich nie zobaczymy - powiadomiła go, gdyby go interesowało czy ktokolwiek jest w domu. Chyba nie powinna tak mówić o przyszłym pracodawcy chłopaka. Uśmiechała się przy tym wesoło i podała mu nóż do nałożenia im kawałków pizzy. Nie zagadywała szczególnie, żeby to Aaron mógł się otworzyć i wyjawić co siedzi mu na wątrobie i co robi w stolicy Anglii.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Gdy rozległo się pukanie do drzwi gdy tylko zasiadł i zapytał o ewentualne jedzenie, poczuł jak rośnie w nim ekscytacja. Bywały takie momenty w życiu kiedy to pukający do drzwi dostawca jedzenia był porównywalnie wielkim szczęściem jak wygrana na loterii. Tak własnie teraz czuł się Aaron, a gdy Zoja weszła do pomieszczenia niosąc pudełko z pizzą w ręku, Matluck mógł ją obcałować i ozłocić. Kobieta przynosząca jedzenie w chwili głodu była niczym bogini. Nim pudełko do końca się otworzyło, chłopak niczym niewychowana bestia złapał za jeden z kawałków i wepchnął go sobie do ust parząc sobie przy tym podniebienie. Mimo łez w oczach nie miał zamiaru odpuścić i gdy dziewczyna zadała mu pytanie o colę, Aaron wpatrywał się w nią chwilę niczym wiewiórka z orzechem w pyszczku jakby nie rozumiał co się do niego mówi po ludzku. Pokręcił głową przecząco, że nie potrzebuje kawy i w końcu spokojniej przeżuł pizzę którą miał w ustach i przełknął.
- Uff.... Ciepłe... Dobre...
Wydusił w końcu uśmiechając się szeroko. Słysząc o Morwen i Liamie zmarszczył nieco brwi.
- W zasadzie nigdy jej nie poznałem... Jaka ona jest? Tak dla postronnych? Chyba dobrze wiedzieć cokolwiek o ewentualnym, przyszłym pracodawcy.
Podrapał się po policzku wpatrując się przy tym w ścianę. Dopiero teraz do niego dotarło, że tak naprawdę przesiaduje teraz w domu dyrektorki Filii Aurorów, a skoro udało mu się dostać na aurorstwo, to jeżeli je skończy... Wzdrygnął się lekko myśląc o tym.
- A co do opowiadania... Byliśmy w tej Francji. Cudne miejsce. Ale wydarzyło się coś, co tak naprawdę podkopało trochę moją wiarę, że robię dobrze wiesz? Chyba potrzebuję rady...
Koniec zdania powiedział trochę ciszej i od razu zapchał sobie usta pizzą zaczynając cicho ją ciamkać.
- Uff.... Ciepłe... Dobre...
Wydusił w końcu uśmiechając się szeroko. Słysząc o Morwen i Liamie zmarszczył nieco brwi.
- W zasadzie nigdy jej nie poznałem... Jaka ona jest? Tak dla postronnych? Chyba dobrze wiedzieć cokolwiek o ewentualnym, przyszłym pracodawcy.
Podrapał się po policzku wpatrując się przy tym w ścianę. Dopiero teraz do niego dotarło, że tak naprawdę przesiaduje teraz w domu dyrektorki Filii Aurorów, a skoro udało mu się dostać na aurorstwo, to jeżeli je skończy... Wzdrygnął się lekko myśląc o tym.
- A co do opowiadania... Byliśmy w tej Francji. Cudne miejsce. Ale wydarzyło się coś, co tak naprawdę podkopało trochę moją wiarę, że robię dobrze wiesz? Chyba potrzebuję rady...
Koniec zdania powiedział trochę ciszej i od razu zapchał sobie usta pizzą zaczynając cicho ją ciamkać.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Ok, chyba nóż nie będzie potrzebny. Usiadła obok chłopaka i nałożyła sobie porcję pizzy na talerzyk. Polała ją najpierw sosem, rozsmarowała go... A Aaron już ciamkał drugi kawałek.
- Co ta Hanka? Głodowała Cię? - spytała, unosząc pytająco brew. Na jej ustach wciąż błąkał się ironiczny uśmiech, chociaż w głowie miała też zdanie "Byli zajęci czymś innym", które nie brzmiało już tak smacznie. Wywróciła oczami, słysząc jego pytanie. Nawet nie zaszczycił ją wiadomością, że dostał się na studia, a już mówi o jej opiekunce jak o szefowej.
- Do Filii jeszcze daleka droga, mój drogi. A Morwen jest taką... Angeliną Jolie w świecie czarodziejów - mrugnęła wesoło, chociaż brała pod uwagę fakt, że Matluck może nie wiedzieć o co jej chodzi. Jeszcze będzie miał okazję ją poznać przez te lata, więc niech się nie nakręca. Skoro wzięła pod swoje skrzydła brudną dziewczynkę, która sprzedawała stare ubrania na bazarku, to chyba nie mogła być złą kobietą. Dla Zojki była aniołem.
- Tak w ogóle, gratuluję. Ja jestem na Zielarstwie. Zajęłam już sypialnię w akademiku z Saszą Tiereszkową, kojarzysz? A Ty z kim będziesz? - zagadnęła swobodnie, ale zaczął coś mówić. Ściągnęła do siebie momentalnie brwi, czekając na dokończenie przez niego myśli. Potrzebował chyba zachęty, więc dorzuciła: - No dajesz.
- Co ta Hanka? Głodowała Cię? - spytała, unosząc pytająco brew. Na jej ustach wciąż błąkał się ironiczny uśmiech, chociaż w głowie miała też zdanie "Byli zajęci czymś innym", które nie brzmiało już tak smacznie. Wywróciła oczami, słysząc jego pytanie. Nawet nie zaszczycił ją wiadomością, że dostał się na studia, a już mówi o jej opiekunce jak o szefowej.
- Do Filii jeszcze daleka droga, mój drogi. A Morwen jest taką... Angeliną Jolie w świecie czarodziejów - mrugnęła wesoło, chociaż brała pod uwagę fakt, że Matluck może nie wiedzieć o co jej chodzi. Jeszcze będzie miał okazję ją poznać przez te lata, więc niech się nie nakręca. Skoro wzięła pod swoje skrzydła brudną dziewczynkę, która sprzedawała stare ubrania na bazarku, to chyba nie mogła być złą kobietą. Dla Zojki była aniołem.
- Tak w ogóle, gratuluję. Ja jestem na Zielarstwie. Zajęłam już sypialnię w akademiku z Saszą Tiereszkową, kojarzysz? A Ty z kim będziesz? - zagadnęła swobodnie, ale zaczął coś mówić. Ściągnęła do siebie momentalnie brwi, czekając na dokończenie przez niego myśli. Potrzebował chyba zachęty, więc dorzuciła: - No dajesz.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Nie.. Zapomniałem śniadania, a wiesz jak deportacja na mnie działa. Wypruwa ze mnie wszystko co mam. Muszę to ogarnąć...
Mruknął niezadowolony pozwalając by kawałek pizzy zwisał mu przez chwilę bezwładnie z ust. Gdy ogarnął jak wygląda natychmiast położył jedzenie na talerzu i złapał za jedną z serwetek dodanych do pudełka i otarł sobie twarz. Widząc jak Zoja misternie smaruje swój kawałek sosem poczuł się jak zwierzę, które zobaczyło kawał mięcha pierwszy raz od tygodnia. Słysząc jej uwagę dotyczącą Filii uśmiechnął się lekko.
- Wiem, ale powiem ci... Że trochę się napaliłem na te studia. W końcu skupię się na tym co lubię robić i zgodnie z prawem będę mógł się pakować w tarapaty.
Stwierdził rozbawionym tonem. Tak to w sumie mogło wyglądać. Z reguły wpadał w niezbyt dobre towarzystwo i sytuacje nie do końca zgodnie z tym co powinien robić jako grzeczny uczeń, a teraz? Sam będzie się wysyłał w takie miejsca. No oczywiście dopiero za parę lat, ale jednak...
- Gratulacje Zoja! W ogóle, Lennox nauczyła mnie Patronusa!
Podskoczył aż na kanapie z chwilowej ekscytacji. Zoja była tak naprawdę najbliższą mu osobą od zawsze i dzielenie się z nią takimi nowinami jakoś działało na niego... Ekstatycznie w niektórych momentach. Zapał jednak spełzł z jego twarzy gdy usłyszał pytanie o sprawy mieszkaniowe. Usiadł wygodniej na kanapie opierając się i wypuszczając powietrze.
- Ta.. Właśnie tutaj nie wiem czy dobrze robię... Wynająłem z Hannah dom w Dolinie Godryka. Wiem co sobie pomyślisz. Jakieś gniazdko jak zakochane dzieciuchy, ale to właśnie nie o to chodzi. Jest inny powód o którym nie mogę mówić i... Uch... I tutaj ostatnio pojawiły się moje obawy.
Wziął talerz z niedojedzonym kawałkiem pizzy do rąk i zaczął palcem pukać w jedzenie. Jakby chciał żeby ożyło.
Mruknął niezadowolony pozwalając by kawałek pizzy zwisał mu przez chwilę bezwładnie z ust. Gdy ogarnął jak wygląda natychmiast położył jedzenie na talerzu i złapał za jedną z serwetek dodanych do pudełka i otarł sobie twarz. Widząc jak Zoja misternie smaruje swój kawałek sosem poczuł się jak zwierzę, które zobaczyło kawał mięcha pierwszy raz od tygodnia. Słysząc jej uwagę dotyczącą Filii uśmiechnął się lekko.
- Wiem, ale powiem ci... Że trochę się napaliłem na te studia. W końcu skupię się na tym co lubię robić i zgodnie z prawem będę mógł się pakować w tarapaty.
Stwierdził rozbawionym tonem. Tak to w sumie mogło wyglądać. Z reguły wpadał w niezbyt dobre towarzystwo i sytuacje nie do końca zgodnie z tym co powinien robić jako grzeczny uczeń, a teraz? Sam będzie się wysyłał w takie miejsca. No oczywiście dopiero za parę lat, ale jednak...
- Gratulacje Zoja! W ogóle, Lennox nauczyła mnie Patronusa!
Podskoczył aż na kanapie z chwilowej ekscytacji. Zoja była tak naprawdę najbliższą mu osobą od zawsze i dzielenie się z nią takimi nowinami jakoś działało na niego... Ekstatycznie w niektórych momentach. Zapał jednak spełzł z jego twarzy gdy usłyszał pytanie o sprawy mieszkaniowe. Usiadł wygodniej na kanapie opierając się i wypuszczając powietrze.
- Ta.. Właśnie tutaj nie wiem czy dobrze robię... Wynająłem z Hannah dom w Dolinie Godryka. Wiem co sobie pomyślisz. Jakieś gniazdko jak zakochane dzieciuchy, ale to właśnie nie o to chodzi. Jest inny powód o którym nie mogę mówić i... Uch... I tutaj ostatnio pojawiły się moje obawy.
Wziął talerz z niedojedzonym kawałkiem pizzy do rąk i zaczął palcem pukać w jedzenie. Jakby chciał żeby ożyło.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
To dlatego, że zaczął od razu od teleportacji na dalekie dystanse. Nawet najlepszym czarodziejom to nie wychodzi, kiedy są rozkojarzeni, więc Zoja jeszcze nie ryzykowała. Z pokoju do pokoju, z ulicy na ulicę, pomalutku. I tak cudem dostała licencję.
Uśmiechnęła się wesoło, kiedy zaczął opowiadać jej o studiach. W sumie to mu się nie dziwiła. Sama nie mogła się doczekać życia studenta, ponieważ wybierali już sobie konkretnie ten kierunek, który ich akurat interesował. Nie żaden inny! Nie raz słyszała z ust Blodeuwedd, że to będzie najlepszy okres w jej życiu i będzie tęskniła za tymi beztroskimi latami.
- Patronusa? - nie, jej nauka nie poszła w las, wiedziała co to takiego. Tyle, że nigdy nie widziała. Zaklęcie Patronusa wybiegało poza podstawową naukę i młodzi czarodzieje poznawali je dopiero na Aurorstwie bądź Czarostwie. Czekoladowe oczy Bułgarki zabłyszczały złotym odcieniem podniecenia.
- Serio? Musisz mi koniecznie pokazać, jak przeżujesz ostatni kawałek!
Wiadomość o jego zamieszkaniu z Hannah nie wywarła już na niej takiego wrażenia. Od początku mu mówiła, że szybko się posuwają ze swoim związkiem. Nie to, żeby ona była za jakimś mega ślimaczeniem się, bo chyba właśnie to zepsuło jej relacje z Benedictem, ale to tak jakby patrzeć na skrajność i drugą skrajność, o. Machnęła ręką ze zniecierpliwieniem.
- Nie będę mogła Ci pomóc, jeśli mi nie powiesz. Ale dom? Nie będę tego komentowała, skoro jest ku temu "jakiś powód" - gestykulując powiększyła swoje piersi i zrobiła duże kółko przy brzuchu. Otwierając bezgłośnie usta przekazała "Jest z Tobą w ciąży?"
Uśmiechnęła się wesoło, kiedy zaczął opowiadać jej o studiach. W sumie to mu się nie dziwiła. Sama nie mogła się doczekać życia studenta, ponieważ wybierali już sobie konkretnie ten kierunek, który ich akurat interesował. Nie żaden inny! Nie raz słyszała z ust Blodeuwedd, że to będzie najlepszy okres w jej życiu i będzie tęskniła za tymi beztroskimi latami.
- Patronusa? - nie, jej nauka nie poszła w las, wiedziała co to takiego. Tyle, że nigdy nie widziała. Zaklęcie Patronusa wybiegało poza podstawową naukę i młodzi czarodzieje poznawali je dopiero na Aurorstwie bądź Czarostwie. Czekoladowe oczy Bułgarki zabłyszczały złotym odcieniem podniecenia.
- Serio? Musisz mi koniecznie pokazać, jak przeżujesz ostatni kawałek!
Wiadomość o jego zamieszkaniu z Hannah nie wywarła już na niej takiego wrażenia. Od początku mu mówiła, że szybko się posuwają ze swoim związkiem. Nie to, żeby ona była za jakimś mega ślimaczeniem się, bo chyba właśnie to zepsuło jej relacje z Benedictem, ale to tak jakby patrzeć na skrajność i drugą skrajność, o. Machnęła ręką ze zniecierpliwieniem.
- Nie będę mogła Ci pomóc, jeśli mi nie powiesz. Ale dom? Nie będę tego komentowała, skoro jest ku temu "jakiś powód" - gestykulując powiększyła swoje piersi i zrobiła duże kółko przy brzuchu. Otwierając bezgłośnie usta przekazała "Jest z Tobą w ciąży?"
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Miał nadzieję, że Zoja będzie chciała zobaczyć to zaklęcie. Co jak co, ale był podjarany świadomością, że umie przywołać patronusa. Na tyle, że w każdej wolnej chwili jak mógł starał się to zaklęcie ćwiczyć, żeby nie zapomnieć. Teraz miał cel w skończeniu swojego jedzenia, a nie tylko zapychanie się dla samego zapychania. Słysząc jej kolejne słowa znów emocje opadły. Dobrze wiedział, że powinien jej powiedzieć wszystko co się dzieje, ale wiedział też, że nie może. Widząc ruch jaki wykonała Zoja i zapytała niemo czy to ciąża Aaron od razu uniósł brew do góry.
- Nie nie. Nie ciąża, co ty. Nawet tego nie robiliśmy...
Powiedział nim pomyślał i poczuł jak momentalnie lekko się zarumienił. Nie miał pojęcia czemu od razu ot tak sprzedał jedną z tajemnic ich związku. Chociaż tak naprawdę faktycznie Aaron nie pokazywał się jako jurny ogier, który po szkolnych korytarzach przelatuje wszystko co popadnie jak niektórzy wyzwoleni Ślizgoni. Zastanowił się przez chwilę co ma jej odpowiedzieć. Przed Zoją raczej nigdy nie miał tajemnic i nie do końca czuł się w porządku w stosunku do niej jak musiał coś zatajać.
- Ok. Powiem ci co mi leży na wątrobie, a ty obiecaj, że nikomu nie powiesz. I doradzisz mi na miłość boską, bo szczerze? Trochę się gubię.
Spojrzał na dziewczynę uważnie czekając na jej reakcję.
- Nie nie. Nie ciąża, co ty. Nawet tego nie robiliśmy...
Powiedział nim pomyślał i poczuł jak momentalnie lekko się zarumienił. Nie miał pojęcia czemu od razu ot tak sprzedał jedną z tajemnic ich związku. Chociaż tak naprawdę faktycznie Aaron nie pokazywał się jako jurny ogier, który po szkolnych korytarzach przelatuje wszystko co popadnie jak niektórzy wyzwoleni Ślizgoni. Zastanowił się przez chwilę co ma jej odpowiedzieć. Przed Zoją raczej nigdy nie miał tajemnic i nie do końca czuł się w porządku w stosunku do niej jak musiał coś zatajać.
- Ok. Powiem ci co mi leży na wątrobie, a ty obiecaj, że nikomu nie powiesz. I doradzisz mi na miłość boską, bo szczerze? Trochę się gubię.
Spojrzał na dziewczynę uważnie czekając na jej reakcję.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Poczuła ulgę, że nie uprawiał seksu z Hannah? W pewnym sensie tak, chociaż ten stan pewnie i tak niedługo się zmieni jak razem zamieszkają. Mimo wszystko nie była jeszcze jedyną absolwentką Hogwartu, która "nie umoczyła".
Naprawdę chciała zobaczyć zaklęcie, ale najpierw miała wrażenie, że czeka ich poważniejsza rozmowa. Odłożyła swój kawałek pizzy na talerz, chociaż skubnęła jej dopiero ze dwa gryzy. Zgięła sobie jedną nogę w kolanie, opierając ją na krześle, a głowę obróciła trochę na bok. Miała pytający wyraz twarzy, ale nie malowało się na niej zniecierpliwienie. Raczej troska, ponieważ nigdy nie mieli kwestii, w której nie mogli ze sobą swobodnie porozmawiać. Zwykle, kiedy któremuś z nich leżało coś na wątrobie to po prostu sobie to mówili, nie bojąc się konsekwencji, bo nawet gdy mieli odmienne zdania to łatwo zacierali niedomówienia. A plotkowanie o swoich problemach innym osobom nie wchodziło w grę. Może i miała jeszcze paru przyjaciół, ale nikomu się tak nie zwierzała jak Matluckowi.
- Aaron, o co chodzi? - spytała znowu. Nie mogła mu obiecać w ciemno, że da radę mu pomóc, ale niech wreszcie wydusi to z siebie. Będą wspólnie główkować.
- Nikomu nie powiem, wiesz, że nie.
Naprawdę chciała zobaczyć zaklęcie, ale najpierw miała wrażenie, że czeka ich poważniejsza rozmowa. Odłożyła swój kawałek pizzy na talerz, chociaż skubnęła jej dopiero ze dwa gryzy. Zgięła sobie jedną nogę w kolanie, opierając ją na krześle, a głowę obróciła trochę na bok. Miała pytający wyraz twarzy, ale nie malowało się na niej zniecierpliwienie. Raczej troska, ponieważ nigdy nie mieli kwestii, w której nie mogli ze sobą swobodnie porozmawiać. Zwykle, kiedy któremuś z nich leżało coś na wątrobie to po prostu sobie to mówili, nie bojąc się konsekwencji, bo nawet gdy mieli odmienne zdania to łatwo zacierali niedomówienia. A plotkowanie o swoich problemach innym osobom nie wchodziło w grę. Może i miała jeszcze paru przyjaciół, ale nikomu się tak nie zwierzała jak Matluckowi.
- Aaron, o co chodzi? - spytała znowu. Nie mogła mu obiecać w ciemno, że da radę mu pomóc, ale niech wreszcie wydusi to z siebie. Będą wspólnie główkować.
- Nikomu nie powiem, wiesz, że nie.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
- Ok. Ufam ci!
Pogroził jej niby komicznie palcem, ale nie było mu aż tak do śmiechu. Wziął głęboki oddech. Wierzył jednak w to, że skoro nigdy nikomu nic nie rozpowiedzieli to i tak będzie tym razem. Mimo, że zawsze miał pozytywny wyraz twarzy to ostatnie dni mocno dały mu do myślenia. Może zbyt lekko traktował wszystko co się działo ostatnimi czasy dookoła niego i teraz zaskoczyły szare komórki? Bardzo prawdopodobne.
- Wynajęliśmy ten dom z dwóch powodów. Ale pamiętaj. Nikomu ani słowa.
Znów zrobił pauzę. Czuł jakby jakaś gula ugrzęzła mu w gardle i nie mógł jej połknąć.
- Hannah jest wilkołakiem i niebezpiecznie by jej było żyć gdzieś w akademiku. Rozumiesz, pełnia i te sprawy. Bezpieczniej mieć las za domem gdzie na spokojnie się będzie mogła ukryć. I po drugie... Chce wykluć smoka.
To ostatnie zdanie było dla niego o tyle dobitne, że po tym nie miał ochoty mówić nic więcej.
- Dlatego właśnie chcę jej pomóc. Zanim powiesz cokolwiek. Wiem, ze smok to przegięcie. Dlatego od dawna powtarzam sobie, że jak się wymknie z pod kontroli to to zgłoszę, ale... Ech. Sam nie wiem. Jestem głupi nie?
Nie przemyślał tego za bardzo. Znajdował się w domu dyrektorki Filii Aurorów i gadał o smoku. Nie był to mądry pomysł i miał nadzieję, że ta nie znajduje się nigdzie w pobliżu. Spojrzał na Zoję oczekując jej reakcji.
Pogroził jej niby komicznie palcem, ale nie było mu aż tak do śmiechu. Wziął głęboki oddech. Wierzył jednak w to, że skoro nigdy nikomu nic nie rozpowiedzieli to i tak będzie tym razem. Mimo, że zawsze miał pozytywny wyraz twarzy to ostatnie dni mocno dały mu do myślenia. Może zbyt lekko traktował wszystko co się działo ostatnimi czasy dookoła niego i teraz zaskoczyły szare komórki? Bardzo prawdopodobne.
- Wynajęliśmy ten dom z dwóch powodów. Ale pamiętaj. Nikomu ani słowa.
Znów zrobił pauzę. Czuł jakby jakaś gula ugrzęzła mu w gardle i nie mógł jej połknąć.
- Hannah jest wilkołakiem i niebezpiecznie by jej było żyć gdzieś w akademiku. Rozumiesz, pełnia i te sprawy. Bezpieczniej mieć las za domem gdzie na spokojnie się będzie mogła ukryć. I po drugie... Chce wykluć smoka.
To ostatnie zdanie było dla niego o tyle dobitne, że po tym nie miał ochoty mówić nic więcej.
- Dlatego właśnie chcę jej pomóc. Zanim powiesz cokolwiek. Wiem, ze smok to przegięcie. Dlatego od dawna powtarzam sobie, że jak się wymknie z pod kontroli to to zgłoszę, ale... Ech. Sam nie wiem. Jestem głupi nie?
Nie przemyślał tego za bardzo. Znajdował się w domu dyrektorki Filii Aurorów i gadał o smoku. Nie był to mądry pomysł i miał nadzieję, że ta nie znajduje się nigdzie w pobliżu. Spojrzał na Zoję oczekując jej reakcji.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Kiedy podzielił się z nią wszystkimi swoimi rewelacjami zastała głucha cisza. Zoja miała szeroko otwartą buzię ze zdumienia, ale zastygła w miejscu, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Właśnie dlatego nie mogła mu obiecać, że mu pomoże. Była kiepska w udzielaniu jakichkolwiek życiowych rad. Co dopiero w obliczu wilkołaka i smoka. Na jej czole pojawiła się pozioma kreska, świadcząca o włączonych trybikach w głowie. Ogarnęła ją panika. Spotykał się z potworem! Prawdziwym monstrum, które morduje w nocy i wyje do księżyca! Nie to, żeby była mistrzem z Obrony Przed Czarną Magią (to widać), ale wampiry i wilkołaki to były skazy na czarodziejskim świecie! William tak mówił! Przeraziła się nie na żarty i chyba zaczynało to wychodzić na wierzch wraz z jej oczami. Do tego hodowanie smoka. Merlinie! Przecież to nielegalne! Głos rozsądku w jej głowie krzyczał, więc nie mogła się pozbierać przez moment do kupy. Wiedziała, że z tymi rudowłosymi to na pewno coś jest nie tak. Nikt nie jest tak dziki i kujonowaty z natury. Wszystkie jej uprzedzenia zaćmiły jej zdrowe podejście, ale przynajmniej nie czytał jej w myślach, więc nie wiedział się co tam dzieje. Minęła jeszcze sekunda... Ok, jest w stanie mówić.
- Aaronie Matluck... Naprawdę lubisz się pakować w niezłe tarapaty - mruknęła przyciskając sobie dłonie do skroni. Pomasowała je, patrząc na niego dalej w osłupieniu.
- Przecież to... Skrajnie niebezpieczne. Które z Was się na tym zna... - już bardziej jęknęła, niż powiedziała, bo miała przed oczami wielgachnego smoka z Historii Turniejów Trójmagicznych.
- To ten... Taki duży? Jakaś konkretna rasa? Czy taki do prażenia kasztanów? - spytała z nadzieją.
- Aaronie Matluck... Naprawdę lubisz się pakować w niezłe tarapaty - mruknęła przyciskając sobie dłonie do skroni. Pomasowała je, patrząc na niego dalej w osłupieniu.
- Przecież to... Skrajnie niebezpieczne. Które z Was się na tym zna... - już bardziej jęknęła, niż powiedziała, bo miała przed oczami wielgachnego smoka z Historii Turniejów Trójmagicznych.
- To ten... Taki duży? Jakaś konkretna rasa? Czy taki do prażenia kasztanów? - spytała z nadzieją.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Głucha cisza była gorsza niż cokolwiek innego. Wtedy człowiek nie wiedział co ma ze sobą zrobić tym bardziej, że to on podzielił się z drugą osobą tymi rewelacjami. Zaczął myśleć czy by nie zacząć cicho klaskać albo machać nogami. Musiał zrobić ze sobą cokolwiek! Dlatego złapał za kawałek pizzy i nerwowo zaczął ją przeżuwać. Gdy w końcu Zoja coś z siebie wydusiła on prawie zadławił się swoim jedzeniem. Jednak to nie był dobry pomysł na nerwy.
- A skąd ja mogłem wiedzieć, że to się tak potoczy...
Powiedział z lekką urazą w głosie. Lubił się pakować w kłopoty, to jasne. Ale czy aby na pewno Hannah była kłopotem? Przecież miło spędzali czas i chyba się rozumieli. To ten smoczy element był tym, co namieszał mu w głowie. Smok i jeszcze jedna rzecz, ale to chyba zostawi dla siebie.
- Nie mam pojęcia czy duży czy mały. Nie pamiętam, a moja wiedza na ten temat jakoś nie chce się powiększyć. Ale to chyba nie taki mały prażuś... Wilkołactwo to dla mnie nie problem, ale martwię się tym smokiem... Jestem w dupie co?
- A skąd ja mogłem wiedzieć, że to się tak potoczy...
Powiedział z lekką urazą w głosie. Lubił się pakować w kłopoty, to jasne. Ale czy aby na pewno Hannah była kłopotem? Przecież miło spędzali czas i chyba się rozumieli. To ten smoczy element był tym, co namieszał mu w głowie. Smok i jeszcze jedna rzecz, ale to chyba zostawi dla siebie.
- Nie mam pojęcia czy duży czy mały. Nie pamiętam, a moja wiedza na ten temat jakoś nie chce się powiększyć. Ale to chyba nie taki mały prażuś... Wilkołactwo to dla mnie nie problem, ale martwię się tym smokiem... Jestem w dupie co?
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Nie wyobrażała sobie raczej sytuacji, w której ktoś z jej bliskich mówi, że jest wilkołakiem albo wampirem. Chyba lepszy pies od trupa, ale i tak... Jakoś to bardziej nią poruszyło, niż ten smok, a Aarona odwrotnie. Może i się nie znała na tym całym likantropiźmie, ale trzeba go może uświadomić, że ma dziewczynę nie-człowieka? Już na pewno straciła apetyt, ale mimo wszystko wzięła szklankę z colą do ust, żeby zalać czymś suche gardło. I tak będzie miała chrypę z nerwów, bo nie potrafiła bagatelizować tej sprawy.
- Nie będę owijała w bawełnę, chyba jesteś - mruknęła szczerze - Nie muszę Ci mówić, że to nielegalne, ale kij z tym. Coś mi po prostu mówi, że pierwotnym pomysłem nie jest oddanie stwora, a zamieszkanie z nim. A to już jest dla mnie pogięty pomysł. Nawet jeśli Hannah jest wilkołakiem to nigdzie nigdy nie czytałam, żeby ten gatunek miał jakieś fory w styczności ze smokami.
Chyba zaczęła rozumieć, czemu ktoś taki jak Wilsonówna chce hodować smoka. Dla krwi? Skóry? Łusek? Bogactwo jak się patrzy, a jeżeli długo pożyje... Skrzywiła się. Jeżeli Aaron weźmie w tym udział to mają większe szanse, ale tak naprawdę to co nastolatkowie chcieli zrobić z absurdalnie niebezpiecznym stworzeniem magicznym? No tak, jedno z nich już takim było.
- Muszę coś jeszcze zauważyć... Może potrzebny Ci ktoś, żeby to powiedział wprost. Wilkołaki atakują wyłącznie ludzi, nie atakują zwierząt. Wystarczy raz zapomnieć o eliksirze na czas... - przemawiała przez nią troska, ale także strach. Trudno, naprawdę była uprzedzona do nieznanego. Wolała już tych swoich kosmitów, w których tak zawzięcie wierzyła. Oni także będą udawali jednych z nich, kiedy już przybędą na Ziemię.
- Nie będę owijała w bawełnę, chyba jesteś - mruknęła szczerze - Nie muszę Ci mówić, że to nielegalne, ale kij z tym. Coś mi po prostu mówi, że pierwotnym pomysłem nie jest oddanie stwora, a zamieszkanie z nim. A to już jest dla mnie pogięty pomysł. Nawet jeśli Hannah jest wilkołakiem to nigdzie nigdy nie czytałam, żeby ten gatunek miał jakieś fory w styczności ze smokami.
Chyba zaczęła rozumieć, czemu ktoś taki jak Wilsonówna chce hodować smoka. Dla krwi? Skóry? Łusek? Bogactwo jak się patrzy, a jeżeli długo pożyje... Skrzywiła się. Jeżeli Aaron weźmie w tym udział to mają większe szanse, ale tak naprawdę to co nastolatkowie chcieli zrobić z absurdalnie niebezpiecznym stworzeniem magicznym? No tak, jedno z nich już takim było.
- Muszę coś jeszcze zauważyć... Może potrzebny Ci ktoś, żeby to powiedział wprost. Wilkołaki atakują wyłącznie ludzi, nie atakują zwierząt. Wystarczy raz zapomnieć o eliksirze na czas... - przemawiała przez nią troska, ale także strach. Trudno, naprawdę była uprzedzona do nieznanego. Wolała już tych swoich kosmitów, w których tak zawzięcie wierzyła. Oni także będą udawali jednych z nich, kiedy już przybędą na Ziemię.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Westchnął ciężko słuchając wywodu Zoi na temat tego co ona sądzi o całej sytuacji. Miała trochę racji, a Aaron nie chciał tego zauważać z prostej przyczyny. Poza tym całym burdelem nie było mu najgorzej i w towarzystwie Hannah czuł się dobrze. Z drugiej strony jednak teraz gdy się wygadał czuł, że ta cała historia nie skończy się dobrze i może powinien był najpierw porozmawiać o tym z nią. Przejechał dłonią po twarzy spoglądając na pustą ścianę szukając w niej pomysłu na to co ma zrobić.
- Może i jest mi potrzebny, ale mam zacząć chodzić teraz po znawcach i wypytywać ich o wilkołaki? Błagam cię..
Mruknął niezadowolony. Hannah nie należała do tej grupy osób, które zapomniałyby o eliksirze przed pełnią, bo każdą przemianę niezwykle przeżywała, a on odkąd się dowiedział starał się ją wspierać, ale czy wyjdzie mu to na dobre? Cholera wie...
- I nie mam pojęcia co z tym zrobić tak naprawdę. Z jednej strony chcę, a z drugiej nie powinienem.
Spojrzał na Bułgarkę i uśmiechnął się do niej lekko.
- Chyba z nią o tym porozmawiam póki się do końca nie wprowadziliśmy razem.
Niby wpadł na to sam, ale mimo wszystko potrzebował kopniaka by się na to zdobyć. A Zoja była tym kopniakiem.
- Może i jest mi potrzebny, ale mam zacząć chodzić teraz po znawcach i wypytywać ich o wilkołaki? Błagam cię..
Mruknął niezadowolony. Hannah nie należała do tej grupy osób, które zapomniałyby o eliksirze przed pełnią, bo każdą przemianę niezwykle przeżywała, a on odkąd się dowiedział starał się ją wspierać, ale czy wyjdzie mu to na dobre? Cholera wie...
- I nie mam pojęcia co z tym zrobić tak naprawdę. Z jednej strony chcę, a z drugiej nie powinienem.
Spojrzał na Bułgarkę i uśmiechnął się do niej lekko.
- Chyba z nią o tym porozmawiam póki się do końca nie wprowadziliśmy razem.
Niby wpadł na to sam, ale mimo wszystko potrzebował kopniaka by się na to zdobyć. A Zoja była tym kopniakiem.
Strona 8 z 13 • 1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13
Similar topics
» Salon/kuchnia/jadalnia
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 8 z 13
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach