Salon/kuchnia/jadalnia
+2
Stan Griffiths
Gabriel Griffiths
6 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Dartford :: Dom Griffiths'ów
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
- Przynieś mi jeszcze jedno krzesło, Gabrielu!
Od rana nim instruowano. Jakby przez te paręnaście lat czas zatrzymał się w miejscu i przestał dorastać. Najstarszy syn, ale złośliwie jedyny, który pozostał w domu i można go wykorzystać w przygotowaniach do przyjęcia gości. Gabryś czasem żałował, że nie włączał mu się szwędaczek jak bratu, albo nie postanowił już na studiach, przenieść się do akademików jak Juliette. Jednak dom był jego świętym obowiązkiem i spadkiem. To on miał odziedziczyć tereny posiadłości po śmierci rodziców... Ale Ci trzymali (szczęście w nieszczęściu) jeszcze bardzo dobrze i nigdzie się nie wybierali.
- Już lecę - odkrzyknął przystojny mężczyzna koło trzydziestki. Miał na sobie prostą, błękitną koszulę z podwiniętymi rękawami i półprzezroczystymi białymi paskami, które dopasowane zostały do jasnych, płóciennych spodni. Na nadgarstku jak zwykle widniał srebrny, drogocenny rodzinny zegarek, a na serdecznym palcu jeszcze jedna pamiątka po pradziadku - srebrna, obrączka ochronna. Amulet, do którego był po prostu przyzwyczajony.
Chwycił kolejny drewniany fotel z salonu i przeniósł go na taras.
- Naprawdę uważasz, że przyjdzie tyle ludzi? - spytał kobietę w średnim wieku, która właśnie układała drugi wazon z finezyjnymi kwiatami na stole. Pani Stella Griffiths, pięćdziesięcioletnia, lekko zaokrąglona, czarownica z ładnie ułożonymi, krótkimi blond włosami, uśmiechnęła się promiennie do syna, prostując się znad blatu.
- I jak uważasz?
- Pokochają to - odpowiedział bez namysłu, wpatrując się w swoją mamę z uwielbieniem - Napiszę raz jeszcze do Stan'a. Spóźnia się.
Cmoknął dużo niższą czarownicę od siebie w skroń i wrócił do domu. W wejściu pojawił się ojciec. Pan domu, Silas Griffiths, był bardzo podobny do synów. Miał ciemniejszy odcień włosów z lekkimi, siwymi refleksami, ale również nie można było mu odmówić urody. Wpuszczał do mieszkania właśnie pierwszych gości, których zaprosił na wcześniejszy kieliszek wina w bardziej kameralnym towarzystwie. Najlepsi przyjaciele rodziny, państwo Spradlin.
Gabriel wycofał się z rozmysłem, żeby nie zostać zaatakowanym już setką pytań na temat plotek, które pojawiły się ostatnimi czasy na jego temat w Proroku. Nie chciał również zostać przyciśniętym do tych ogromnych piersi pani Amelii, która miała manierę klepania go w między czasie po pośladkach.
Schował się za rogiem, w przedpokoju, gdzie leżał staromodny telefon na stoliku. Obok było parę pustych kartek i pióro. Szybko napisał wiadomość do swojego młodszego brata i wysłał ją papierowym samolotem.
Od rana nim instruowano. Jakby przez te paręnaście lat czas zatrzymał się w miejscu i przestał dorastać. Najstarszy syn, ale złośliwie jedyny, który pozostał w domu i można go wykorzystać w przygotowaniach do przyjęcia gości. Gabryś czasem żałował, że nie włączał mu się szwędaczek jak bratu, albo nie postanowił już na studiach, przenieść się do akademików jak Juliette. Jednak dom był jego świętym obowiązkiem i spadkiem. To on miał odziedziczyć tereny posiadłości po śmierci rodziców... Ale Ci trzymali (szczęście w nieszczęściu) jeszcze bardzo dobrze i nigdzie się nie wybierali.
- Już lecę - odkrzyknął przystojny mężczyzna koło trzydziestki. Miał na sobie prostą, błękitną koszulę z podwiniętymi rękawami i półprzezroczystymi białymi paskami, które dopasowane zostały do jasnych, płóciennych spodni. Na nadgarstku jak zwykle widniał srebrny, drogocenny rodzinny zegarek, a na serdecznym palcu jeszcze jedna pamiątka po pradziadku - srebrna, obrączka ochronna. Amulet, do którego był po prostu przyzwyczajony.
Chwycił kolejny drewniany fotel z salonu i przeniósł go na taras.
- Naprawdę uważasz, że przyjdzie tyle ludzi? - spytał kobietę w średnim wieku, która właśnie układała drugi wazon z finezyjnymi kwiatami na stole. Pani Stella Griffiths, pięćdziesięcioletnia, lekko zaokrąglona, czarownica z ładnie ułożonymi, krótkimi blond włosami, uśmiechnęła się promiennie do syna, prostując się znad blatu.
- I jak uważasz?
- Pokochają to - odpowiedział bez namysłu, wpatrując się w swoją mamę z uwielbieniem - Napiszę raz jeszcze do Stan'a. Spóźnia się.
Cmoknął dużo niższą czarownicę od siebie w skroń i wrócił do domu. W wejściu pojawił się ojciec. Pan domu, Silas Griffiths, był bardzo podobny do synów. Miał ciemniejszy odcień włosów z lekkimi, siwymi refleksami, ale również nie można było mu odmówić urody. Wpuszczał do mieszkania właśnie pierwszych gości, których zaprosił na wcześniejszy kieliszek wina w bardziej kameralnym towarzystwie. Najlepsi przyjaciele rodziny, państwo Spradlin.
Gabriel wycofał się z rozmysłem, żeby nie zostać zaatakowanym już setką pytań na temat plotek, które pojawiły się ostatnimi czasy na jego temat w Proroku. Nie chciał również zostać przyciśniętym do tych ogromnych piersi pani Amelii, która miała manierę klepania go w między czasie po pośladkach.
Schował się za rogiem, w przedpokoju, gdzie leżał staromodny telefon na stoliku. Obok było parę pustych kartek i pióro. Szybko napisał wiadomość do swojego młodszego brata i wysłał ją papierowym samolotem.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
- Dałbym sobie rękę odciąć, że grill miał się zacząć o 20… - Stan powitał wszystkich swym czarującym uśmiechem numer siedem. Poprawił kołnierzyk białej koszulki, spod której wystawała kolorowa podkoszulka. Może i nie miał w sobie tyle szyku i elegancji co Gabriel, ale było w nim coś, co sprawiało, że wyglądał nonszalancko, a nie niechlujnie. Ucałował swą matkę w policzek i przywitał się z ojcem, wiążąc jego dłoń w mocnym, męskim uścisku. Jak ten czas leci… jeszcze nie tak dawno Silas Griffiths musiał czytać mu bajki na dobranoc i pilnować, by nie pozdzierał sobie kolan podczas nauki jazdy na rowerze, a teraz? Teraz Stan chadzał swoimi ścieżkami, lecz choć był już dorosłym mężczyzną, jego głowa wciąż pełna była głupich pomysłów.
- Pani Spradlin, wygląda Pani oszałamiająco!
Auror ukłonił się nisko i ucałował kobietę w grzbiet dłoni i ją racząc swym łobuzerskim uśmiechem. Szybko przeszedł do powitania jej postawnego męża, chcąc tym samym uniknąć obowiązkowego ściskania i soczystych pocałunków w policzek. Amelia zatrzymała się na etapie, w którym synowie państwa Griffiths byli dziećmi i mogła bezkarnie ciągać ich za pucołowate, zaróżowione policzki.
- Dzięki za liścik! – czarodziej pochwycił ze stołu butelkę z piwem i sprawnie otworzył ją jednym, gładkim uderzeniem o krawędź stołu, co spotkało się z pełnym dezaprobaty spojrzeniem ze strony Stelli Griffiths. Uwięził starszego brata w krótkim, męskim uścisku, a zaraz po tym podszedł do grilla, by zająć się leżącym na ruszcie mięsem. – Stałeś się ostatnio ulubioną maskotką Proroka, stary. Szaleju się najadłeś na starość?
- Pani Spradlin, wygląda Pani oszałamiająco!
Auror ukłonił się nisko i ucałował kobietę w grzbiet dłoni i ją racząc swym łobuzerskim uśmiechem. Szybko przeszedł do powitania jej postawnego męża, chcąc tym samym uniknąć obowiązkowego ściskania i soczystych pocałunków w policzek. Amelia zatrzymała się na etapie, w którym synowie państwa Griffiths byli dziećmi i mogła bezkarnie ciągać ich za pucołowate, zaróżowione policzki.
- Dzięki za liścik! – czarodziej pochwycił ze stołu butelkę z piwem i sprawnie otworzył ją jednym, gładkim uderzeniem o krawędź stołu, co spotkało się z pełnym dezaprobaty spojrzeniem ze strony Stelli Griffiths. Uwięził starszego brata w krótkim, męskim uścisku, a zaraz po tym podszedł do grilla, by zająć się leżącym na ruszcie mięsem. – Stałeś się ostatnio ulubioną maskotką Proroka, stary. Szaleju się najadłeś na starość?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Tak się jakoś złożyło, że przyjazd Juliette do rodzinnego domu, jakoś tak ciągle się przesuwał. Ciągle coś. Jednak jak dostała ona informację na temat tego, że rodzice organizują grilla, musiała się w końcu wziąć za siebie i przyjechać. Razem z Aną szykowały się i planowały przyjechać kilka godzin wcześniej. Ale jak to bywa z kobietami, a jeszcze to, jeszcze tamto.
No i kiedy dotarły na miejsce, było już grubo po 18.
- Och, wybaczcie mi spóźnienie! - Obdarzyła szczerym uśmiechem wszystkich zgromadzonych. Spóźnienie w wielkim stylu, nieprawdaż?
Podeszła najpierw do Gabrysia, a następnie do Stana, ażeby uwiesić im się na szyi. Następnie przywitała się z rodzicami. Strasznie tęskniła, za nimi, za tym domem, za tym miasteczkiem. A zdała sobie z tego sprawę, kiedy tutaj przybyła. Rozejrzała się po pomieszczeniu, zobaczyła Anę, o której przez moment zapomniała. Cóż, była tak zadowolona że wreszcie się tu znalazła, że wyleciało jej z głowy że wzięła ze sobą koleżankę.
- Gabriel, Stan, to jest Ana, dzielimy ze sobą mieszkanie, Ana, to są moi bracia Stan i Gabriel. - Przedstawiła ich wzajemnie i posłała im szczery uśmiech. Chciała ją też przedstawić rodzicom, ale jako gospodarze przyjęcia byli wszędzie, co oznaczało że nie było ich nigdzie.
No i kiedy dotarły na miejsce, było już grubo po 18.
- Och, wybaczcie mi spóźnienie! - Obdarzyła szczerym uśmiechem wszystkich zgromadzonych. Spóźnienie w wielkim stylu, nieprawdaż?
Podeszła najpierw do Gabrysia, a następnie do Stana, ażeby uwiesić im się na szyi. Następnie przywitała się z rodzicami. Strasznie tęskniła, za nimi, za tym domem, za tym miasteczkiem. A zdała sobie z tego sprawę, kiedy tutaj przybyła. Rozejrzała się po pomieszczeniu, zobaczyła Anę, o której przez moment zapomniała. Cóż, była tak zadowolona że wreszcie się tu znalazła, że wyleciało jej z głowy że wzięła ze sobą koleżankę.
- Gabriel, Stan, to jest Ana, dzielimy ze sobą mieszkanie, Ana, to są moi bracia Stan i Gabriel. - Przedstawiła ich wzajemnie i posłała im szczery uśmiech. Chciała ją też przedstawić rodzicom, ale jako gospodarze przyjęcia byli wszędzie, co oznaczało że nie było ich nigdzie.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Pilnie potrzebowała jakiegokolwiek wyjazdu, by móc bezkarnie uciec z dala od zatłoczonego Londynu, gdzie była w całkiem niezłych tarapatach. Bez problemu dostała urlop w Fili, a po powrocie do mieszkania w starej kamienicy zaczęła pośpiesznie pakować swoje sukienki, spódniczki i bluzeczki do dużej, białej walizki na której ktoś wyszył piękne polne rośliny. Wakacje, tego właśnie musiała skosztować. Gdy już zapakowała walizkę pakując na wszelki wypadek swój jednoczęściowy strój do kąpieli i krótkie spodenki, a także sportowe obuwie i szpilki i kiedy przygotowała też klatkę ze Stefanem do drogi do jej pokoju weszła Julie z propozycją wyjazdu do Dartford. W samą porę! Inaczej sama uciekłaby do Irlandii, byle jak najdalej od londyńskiego zgiełku. Słysząc, że ma to być grill założyła na siebie prostą, białą sukienkę z czarną kokardką w pasie i rozkloszowanym dołem i upewniła się, że tył sukienki nie prześwituje i nie wystaje spod spodu jej wybryk lat szkolnych objawiający się w postaci dużego tatuażu. Na stopy założyła proste, białe szpilki pasujące do reszty, a ciemne włosy rozpuściła na ramiona. W jedną dłoń złapała swoją walizkę, w drugą klatkę w wiewiórką burunduk i od razu z korytarza teleportowały się wprost do rodzinnej posiadłości Griggithsów. Bagaże zostawiły w przedpokoju i skierowały się w stronę salonu. Tam spotkały braci Juliette z którymi blondynka nie omieszkała się przywitać, za to Ana w jednym z nich rozpoznała aurora, a w drugim podchmielonego pana z Miodowego Królestwa. Kiedy jednak ją przedstawiła uśmiechnęła się grzecznie.
- Ana Vedran, miło mi poznać. - wyciągnęła dłoń w ich kierunku, ale tak bardziej po męsku niźli po damsku wciąż z tym grzecznym uśmiechem na wargach. Taka już była- grzeczna. Chwilami.
- Ana Vedran, miło mi poznać. - wyciągnęła dłoń w ich kierunku, ale tak bardziej po męsku niźli po damsku wciąż z tym grzecznym uśmiechem na wargach. Taka już była- grzeczna. Chwilami.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Gabriel skorzystał z okazji zamieszania wokół Stan'a. Posłał mu na powitanie uśmiech, który niemal przepraszał za to, że nie podleci do niego od razu śpiewnie i nie ocali z opresji. Wiedział, że brat doskonale sobie poradzi pod gradobiciem pytań ze strony rodziców i ich znajomych. Był w tym mistrzem i czasem zazdrościł mu tej łatwości nawiązywania kontaktów z innymi. No ale w tym czasie on mógł się wycofać w kierunku baru i przygotować sobie coś mocniejszego do picia na wszelką ewentualność. Nalał sobie do połowy szklanki jakieś szlachetne whiskey i wyjął z wiadra na szampana parę kostek lodu. Wrócił do towarzystwa w samą porę, gdy Stan kończył się ze wszystkimi witać i sam zadbał dla siebie o coś do picia. Bracia uścisnęli się na powitanie i przeszli do bardziej "męskiej" części imprezy, gdzie rozpoczynało się grillowanie. Oczywiście Stella Grifiths musiała zatrudnić na ten wieczór parę dodatkowych osób do pomocy. Oprócz nich na tarasie stało już dwóch kucharzy pilnujących nie tylko ogień, ale również dwa rozłożone grille elektryczne, na których dochodziły przekąski. Jakieś cukinie i bakłażany na ostro?
- Mógłbym to samo powiedzieć o Tobie, młodszy bracie - uśmiechnął się uroczo w odpowiedzi na zaczepkę.
- Przysiągłbym, że o Tobie jest nawet odrobinę więcej. Więc co Cię łączy z Marie? - niby to kręcił rusztem, ale teraz spojrzał wymownie na Stan'a, szukając odpowiedzi.
W tej samej chwili za nimi znów rozległo się jakieś zamieszanie spowodowane pojawieniem się nowych gości.
- Julie! - w jego oczach momentalnie pojawiły się iskierki szczęścia. Najmłodsza z rodzeństwa i oczko w głowie swoich braci i ojca. Gabriel przytulił ją na krótką chwilę do siebie na powitanie i cmoknął czule w czubek głowy. Teraz jego uwagę przykuła towarzyszka siostry.
- My się chyba znamy... - przyznał z lekkim zmieszaniem, przypominając sobie twarz panienki Verdan. Odłożył szklankę z alkoholem za siebie i złapał rękę Any by lekko ją ucałować w wierzch dłoni. Tak, on nie przyjmował jakoś męskich uścisków z rąk dziewczyn. Cofnął się zaraz, dając miejsce bratu.
- Ale to chyba odpowiedniejsza pora na pierwsze powitanie. - Miodowe Królestwo, podchmielony nauczyciel napastujący studentkę. Rany, nie można było wypaść bardziej żałośnie! - I mam nadzieję, że zatuszuje niesmak po pierwszym wrażeniu - dodał, uśmiechając się delikatnie do dziewczyny.
- Mógłbym to samo powiedzieć o Tobie, młodszy bracie - uśmiechnął się uroczo w odpowiedzi na zaczepkę.
- Przysiągłbym, że o Tobie jest nawet odrobinę więcej. Więc co Cię łączy z Marie? - niby to kręcił rusztem, ale teraz spojrzał wymownie na Stan'a, szukając odpowiedzi.
W tej samej chwili za nimi znów rozległo się jakieś zamieszanie spowodowane pojawieniem się nowych gości.
- Julie! - w jego oczach momentalnie pojawiły się iskierki szczęścia. Najmłodsza z rodzeństwa i oczko w głowie swoich braci i ojca. Gabriel przytulił ją na krótką chwilę do siebie na powitanie i cmoknął czule w czubek głowy. Teraz jego uwagę przykuła towarzyszka siostry.
- My się chyba znamy... - przyznał z lekkim zmieszaniem, przypominając sobie twarz panienki Verdan. Odłożył szklankę z alkoholem za siebie i złapał rękę Any by lekko ją ucałować w wierzch dłoni. Tak, on nie przyjmował jakoś męskich uścisków z rąk dziewczyn. Cofnął się zaraz, dając miejsce bratu.
- Ale to chyba odpowiedniejsza pora na pierwsze powitanie. - Miodowe Królestwo, podchmielony nauczyciel napastujący studentkę. Rany, nie można było wypaść bardziej żałośnie! - I mam nadzieję, że zatuszuje niesmak po pierwszym wrażeniu - dodał, uśmiechając się delikatnie do dziewczyny.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Stan z ogromną chęcią sam zająłby się grillowaniem, jednak gdy Stella na coś się uparła, prędzej można było spowodować, że Ziemia zacznie kręcić się w drugą stronę, niż namówić ją do zmiany zdania. Był to w stanie jednak zrozumieć - widywali się ostatnio tak rzadko, że woleli by spędził wieczór przy stole, a nie okadzony zapachem dymu i mięsa, popijając samotnie piwo na balkonie.
- Mnie? Absolutnie nic - czarodziej upił łyka gazowanego, alkoholowego trunku i uniósł obie dłonie w geście obronnym, wymachując tym samym bratu przed oczyma szpikulcem do przekładania mięsa. Gdyby wiedział, że Gabriel ma jakieś plany względem tej pięknej Francuzki zapewne obszedłby jej dom szerokim łukiem. Tak szerokim, że łuk ten nie zahaczałby w ogóle o Londyn. A skoro o tym nie wiedział, było tylko jedna odpowiedź – wszystko to, co znalazło się na łamach Proroka, było stertą bzdur. Bracia Griffiths byli ze sobą na tyle blisko, że Stan wiedziałby o wszystkim pierwszy. – Przyjechałem do Londynu i chciałem odwiedzić starą znajomą. Byliśmy w klubie i to tyle.
Przerzucił karkówkę na drugą stronę i polał płonący brykiet kilkoma kroplami wody, chcąc nieco zmniejszyć buchające spod rusztu płomienie. Wtedy do jego uszu dotarł dźwięczny głos najmłodszej pociechy państwa Griffiths – Juliette. Obserwując swą młodszą siostrę zauważał nieuchronny upływ czasu. Julie z małej dziewczynki bawiącej się różowymi kucykami zmieniła się w dorosłą kobietę, która studiowała i mieszkała już poza domem. Kiedy to tak zleciało?
- Hej, mała – auror nachylił się nad siostrą i otoczył ją swym szerokim ramieniem, sprzedając na koniec ojcowskiego buziaka w czoło. Odstawił na chwilę butelkę z piwem i przetarł dłoń o spodnie, by przywitać się z czarownicą, która przybyła wraz z Julie. – Stan. Szczeniak?
Tak w aurorskim slangu określało się najmłodszych adeptów – najczęściej byli to studenci, dzieciaki na posyłki, które odsyłało się na nudne, choć konieczne patrole. Posłał obu dziewczynom łobuzerski uśmiech.
- Czego się napijecie? Piwa, wina? A może whiskey? Gabriel może zrobić Wam drinki. Najlepiej wychodzi mu ten, który składa się z kieliszka i wódki. Co nie, mistrzu? - czemu by nie podokuczać swemu starszemu, dystyngowanemu bratu?
- Mnie? Absolutnie nic - czarodziej upił łyka gazowanego, alkoholowego trunku i uniósł obie dłonie w geście obronnym, wymachując tym samym bratu przed oczyma szpikulcem do przekładania mięsa. Gdyby wiedział, że Gabriel ma jakieś plany względem tej pięknej Francuzki zapewne obszedłby jej dom szerokim łukiem. Tak szerokim, że łuk ten nie zahaczałby w ogóle o Londyn. A skoro o tym nie wiedział, było tylko jedna odpowiedź – wszystko to, co znalazło się na łamach Proroka, było stertą bzdur. Bracia Griffiths byli ze sobą na tyle blisko, że Stan wiedziałby o wszystkim pierwszy. – Przyjechałem do Londynu i chciałem odwiedzić starą znajomą. Byliśmy w klubie i to tyle.
Przerzucił karkówkę na drugą stronę i polał płonący brykiet kilkoma kroplami wody, chcąc nieco zmniejszyć buchające spod rusztu płomienie. Wtedy do jego uszu dotarł dźwięczny głos najmłodszej pociechy państwa Griffiths – Juliette. Obserwując swą młodszą siostrę zauważał nieuchronny upływ czasu. Julie z małej dziewczynki bawiącej się różowymi kucykami zmieniła się w dorosłą kobietę, która studiowała i mieszkała już poza domem. Kiedy to tak zleciało?
- Hej, mała – auror nachylił się nad siostrą i otoczył ją swym szerokim ramieniem, sprzedając na koniec ojcowskiego buziaka w czoło. Odstawił na chwilę butelkę z piwem i przetarł dłoń o spodnie, by przywitać się z czarownicą, która przybyła wraz z Julie. – Stan. Szczeniak?
Tak w aurorskim slangu określało się najmłodszych adeptów – najczęściej byli to studenci, dzieciaki na posyłki, które odsyłało się na nudne, choć konieczne patrole. Posłał obu dziewczynom łobuzerski uśmiech.
- Czego się napijecie? Piwa, wina? A może whiskey? Gabriel może zrobić Wam drinki. Najlepiej wychodzi mu ten, który składa się z kieliszka i wódki. Co nie, mistrzu? - czemu by nie podokuczać swemu starszemu, dystyngowanemu bratu?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Rosalie unosiła się niemal metr nad ziemią ze szczęścia. Całe dnie przesiadywała sama w tym wielkim zamku, nic więc dziwnego w tym, że gdy tylko otrzymała sowę od Gabriela to wystroiła się jak stróż w Boże Ciało i czym prędzej pomknęła na miejsce. Postanowiła ubrać się stosownie do okazji, dlatego założyła czarne, obcisłe spodnie, których nogawki kończyły się tuż nad kostką, do tego błękitną koszulę, a całość przyozdobiła białym, kaszmirowym sweterkiem, który zawiązała finezyjnie wokół ramion. Wysokie obcasy zamieniła wyjątkowo na kremowe baletki, dzięki którym była jednak zdecydowanie niższa, niż na co dzień. Nie obyło się oczywiście bez prezentów dla gospodarzy. Pani Scott zakupiła dla mamy Gabriela duży bukiet różowych goździków, natomiast dla pana Griffithsa najlepsze wino, jakie zdołała odnaleźć w całej Irlandii. Nie zapomniała również o rodzeństwie swego przyjaciela, o którym wspomniał jej kiedyś w rozmowie – dla Juliette przygotowała dużą, fikuśną filiżankę, która idealnie nadawała się do parzenia dużych ilości herbaty. Była zaczarowana tak, że namalowane wokół jej krawędzi kotki wykonywały różnorakie fikołki i przeskoki. Dla młodszego brata nauczyciela zdobyła zaś cały karton najlepszego, irlandzkiego piwa. Tak obładowana teleportowała się w końcu na właściwej alejce. Odnalezienie właściwego domu nie zajęło jej zbyt wiele czasu – z budynku, który zwrócił jej uwagę dobiegały odgłosy rozmów, śmiechów, a także zachęcający zapach grillowanego mięsa i warzyw. Poza tym jedynie ten dom, ze wszystkich w okolicy najlepiej pasował do Gabriela. Czarnowłosa poprawiła mankiety swej błękitnej koszuli i wcisnęła dzwonek do drzwi. Wszystkie prezenty lewitowały przed nią. Była tak drobna i krucha, że w życiu nie podniosłaby samej zgrzewki w piwami, nie mówiąc już o kwiatach i innych pakunkach. Czarne włosy poskręcane w sprężynki opadały delikatnie na jej ramiona. Zrezygnowała nawet dziś z czerwonej szminki i mocno pomalowanych na ciemno oczu – przeciągnęła jedynie rzęsy tuszem, a wargi pomalowała bezbarwną pomadką. Wyglądała przez jeszcze młodziej.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Juliette czuła, że nieco wyróżnia się strojem. Wszystkie kobiety wystrojone w eleganckie sukienki, ona natomiast wyskoczyła w krótkiej spódniczce w kwiatki, a do tego zwyczajna bokserka, natomiast na nogach zamiast szpilek czy sandałków, widniały proste czarne tenisóweczki. Jednak nie przeszkadzało jej to aż tak za bardzo. Zawsze mogła przecież skoczyć do swojego pokoju i w minutę się przebrać, ale tak się czuła dobrze, a to było dla niej najważniejsze.
Dziewczyna dała się braciom wyściskać i wycałować. Kiedy okazało się że Ana z Gabrysiem się znają, Julie patrzyła podejrzliwym wzrokiem to na brata, to na dziewczynę. W ostateczności wzruszyła ramionami, nie miała zamiaru wypytywać o szczegóły ich znajomości. Przynajmniej nie teraz. Jak się okazało, Stanowi Ana też nie jest wcale obca. Później do niej doszło że Ana studiuje Aurorstwo, przez co na pewno miała styczność z Aurorami z tutejszej Filii.
Kiedy już się z wszystkimi przywitały, zwróciła się z wielkim uśmiechem na twarzy na braci.
- No a więc opowiadajcie! - powiedziała rozkazującym tonem, - Co tam u was?
Na pytanie Stana nie odpowiedziała nic. Wzięła po prostu butelkę piwa i spojrzała na Ane wyczekująco. Na ostatniej imprezie nieźle jej się zabalowało, a nawet można powiedzieć że zdecydowanie przesadziła z alkoholem. Nie miała ochoty, aby sytuacja się powtórzyła, dlatego miała zamiar od whisky trzymać się z daleka. Zadowoli się piwem, którym nie będzie w stanie upić się do nieprzytomności.
Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka. Jako że wszyscy byli zajęci, do drzwi skoczyła najmłodsza z rodziny. Kiedy otworzyła drzwi, ujrzała uśmiechniętą twarz obcej jej kobiety. Uśmiechnęła się do niej, przywitała się oraz zaprosiła ją do kuchni. Poczekała aż kilka paczuszek poleci za Rosalie i zamknęła drzwi, razem z nowym gościem wracając do towarzystwa. Otworzyła butelkę z piwem i upiła trochę zawartości, patrząc wyczekująco na braci. Dalej czekała aż zaczną opowiadać. W końcu nie widzieli się już tak długo.
Dziewczyna dała się braciom wyściskać i wycałować. Kiedy okazało się że Ana z Gabrysiem się znają, Julie patrzyła podejrzliwym wzrokiem to na brata, to na dziewczynę. W ostateczności wzruszyła ramionami, nie miała zamiaru wypytywać o szczegóły ich znajomości. Przynajmniej nie teraz. Jak się okazało, Stanowi Ana też nie jest wcale obca. Później do niej doszło że Ana studiuje Aurorstwo, przez co na pewno miała styczność z Aurorami z tutejszej Filii.
Kiedy już się z wszystkimi przywitały, zwróciła się z wielkim uśmiechem na twarzy na braci.
- No a więc opowiadajcie! - powiedziała rozkazującym tonem, - Co tam u was?
Na pytanie Stana nie odpowiedziała nic. Wzięła po prostu butelkę piwa i spojrzała na Ane wyczekująco. Na ostatniej imprezie nieźle jej się zabalowało, a nawet można powiedzieć że zdecydowanie przesadziła z alkoholem. Nie miała ochoty, aby sytuacja się powtórzyła, dlatego miała zamiar od whisky trzymać się z daleka. Zadowoli się piwem, którym nie będzie w stanie upić się do nieprzytomności.
Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka. Jako że wszyscy byli zajęci, do drzwi skoczyła najmłodsza z rodziny. Kiedy otworzyła drzwi, ujrzała uśmiechniętą twarz obcej jej kobiety. Uśmiechnęła się do niej, przywitała się oraz zaprosiła ją do kuchni. Poczekała aż kilka paczuszek poleci za Rosalie i zamknęła drzwi, razem z nowym gościem wracając do towarzystwa. Otworzyła butelkę z piwem i upiła trochę zawartości, patrząc wyczekująco na braci. Dalej czekała aż zaczną opowiadać. W końcu nie widzieli się już tak długo.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Podarował młodszemu bratu lekkiego kuksańca w bok w odpowiedzi, ale zaśmiał się jednocześnie pogodnie. Rzeczywiście żaden z niego barman. Ulubiony drink Gabriela to właśnie to, co leżało za ich plecami - whiskey z lodem.
Juliette już sama się zadomowiła chwytając pewnie butelkę z piwem. Jej przyjaciółce zaproponował to samo, wskazując stolik z napojami, który był już prawie gotowy na przyjęcie.
Bardziej zainteresowały go nowe odgłosy dobiegające z przedpokoju, do którego pobiegła od razu młodsza siostra. W dużym pokoju pojawiało się coraz więcej ludzi, a Gabriel ewidentnie na kogoś czekał, prawda?
Ich matka powoli przeniosła gości do stołów, ułożonych w ogrodzie, a "młodzi" nadal stali i ze sobą rozmawiali. Kiedy zobaczył Rosalie, od razu pojawił się przy jej boku. Ucałował kobietę w wierzch dłoni, uśmiechając się przy tym firmowo.
- Przyszłaś - odkrył Amerykę, niechcący ignorując ponaglające pytanie najmłodszej z rodu Griffiths'ów. Wręcz odszedł odrobinę na bok z panną Scott, żeby się należycie przywitać. Dopiero po chwili odwrócił się z powrotem do rodzeństwa i Any.
- Przedstawiam Wam moją przyjaciółkę z hrabstwa Kerry, Rosalie Scott - powiedział niemal z dumą, ale z wrodzoną delikatnością dżentelmena. Jakimś cudem ręka kobiety już pojawiła się pod jego ramieniem, trzymając lekko. Potrafił być bardzo przekonujący, kiedy tylko tego chciał, a teraz do tego wszystkiego był na swoim terenie.
- Ktoś chyba się jeszcze pojawił przy drzwiach wejściowych, sprawdzisz Stan? - z racji tego, że ludzie przenieśli się już do ogrodu, ktoś musiał otworzyć drzwi... Nie miał sumienia drugi raz czekać na interwencję blondynki, a sam nie miał zamiaru zostawiać swoją partnerkę na ten wieczór.
- A zaraz przeniesiemy się do stołów, żeby zacząć kolację.
Juliette już sama się zadomowiła chwytając pewnie butelkę z piwem. Jej przyjaciółce zaproponował to samo, wskazując stolik z napojami, który był już prawie gotowy na przyjęcie.
Bardziej zainteresowały go nowe odgłosy dobiegające z przedpokoju, do którego pobiegła od razu młodsza siostra. W dużym pokoju pojawiało się coraz więcej ludzi, a Gabriel ewidentnie na kogoś czekał, prawda?
Ich matka powoli przeniosła gości do stołów, ułożonych w ogrodzie, a "młodzi" nadal stali i ze sobą rozmawiali. Kiedy zobaczył Rosalie, od razu pojawił się przy jej boku. Ucałował kobietę w wierzch dłoni, uśmiechając się przy tym firmowo.
- Przyszłaś - odkrył Amerykę, niechcący ignorując ponaglające pytanie najmłodszej z rodu Griffiths'ów. Wręcz odszedł odrobinę na bok z panną Scott, żeby się należycie przywitać. Dopiero po chwili odwrócił się z powrotem do rodzeństwa i Any.
- Przedstawiam Wam moją przyjaciółkę z hrabstwa Kerry, Rosalie Scott - powiedział niemal z dumą, ale z wrodzoną delikatnością dżentelmena. Jakimś cudem ręka kobiety już pojawiła się pod jego ramieniem, trzymając lekko. Potrafił być bardzo przekonujący, kiedy tylko tego chciał, a teraz do tego wszystkiego był na swoim terenie.
- Ktoś chyba się jeszcze pojawił przy drzwiach wejściowych, sprawdzisz Stan? - z racji tego, że ludzie przenieśli się już do ogrodu, ktoś musiał otworzyć drzwi... Nie miał sumienia drugi raz czekać na interwencję blondynki, a sam nie miał zamiaru zostawiać swoją partnerkę na ten wieczór.
- A zaraz przeniesiemy się do stołów, żeby zacząć kolację.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Słysząc słowa Gabriela uśmiechnęła się serdecznie.
- Po prostu uznajmy, że tamtego spotkania nie było. - zaproponowała. W końcu wtedy oboje nie byli w formie: ona pojechała do Hogsmeade po tonę słodyczy przecząc tym samym swojej diecie i przyzwyczajeniom, a on był jawnie podchmielony i szukał lśniących muszelek. Nie, to zdecydowanie nie było najlepsze spotkanie, choć jak widać utknęło Anie w pamięci. Chorwatka na słowa drugiego brata również ciepło się uśmiechnęła.
- Tak, jeszcze przez rok. - przyznała mu rację. Szczeniak... Nie przepadała za tym określeniem, ale nie mogła nic z tym zrobić. Tak już wołali w Fili na studentów i stażystów, więc co począć? Na szczęście za rok będzie już absolwentką akademii imienia Albusa Dumbledore'a, a więc pełnoprawną aurorką. Koniec z określeniem "szczeniak" i z nudnymi patrolami w towarzystwie bandy nieokrzesanych idiotów- swoich kolegów z roku, którzy cudem wszystko pozaliczali. Słysząc pytanie o napoje poczuła na sobie znaczące spojrzenie Juliette. Słyszała pewnie powierzchownie co się stało ostatnio. Dlatego bez słowa sięgnęła po kremowe piwo, które śmiało można było nazwać bezalkoholowym i podniosła butelkę nieco wyżej, żeby przyjaciółka zauważyła, że dzisiaj nie będzie pijanej Any i może się nie martwić. Ledwie zdążyła upić łyk, kiedy w środku znalazła się jeszcze jedna osoba, tym razem jej znana. Rosalie Scott- dokładniej rzecz ujmując córka siostry babki Any. Ciocia Rosie. Ona rozpoznała ją bez trudu, ale wiedziała, że czarownica może jej nie pamiętać. W końcu ostatnio widziały się kiedy miała jakieś szesnaście, może siedemnaście lat, ale prawdę mówiąc Chorwatka niewiele się od tego czasu zmieniła, oprócz tego, że urosła.
- To moja ciotka. - szepnęła na ucho Juliette marszcząc przy okazji nieco czoło, a kiedy nadarzyła się okazja wyjścia do ogrodu, delikatnie pociągnęła przyjaciółkę w tamtym kierunku.
- Po prostu uznajmy, że tamtego spotkania nie było. - zaproponowała. W końcu wtedy oboje nie byli w formie: ona pojechała do Hogsmeade po tonę słodyczy przecząc tym samym swojej diecie i przyzwyczajeniom, a on był jawnie podchmielony i szukał lśniących muszelek. Nie, to zdecydowanie nie było najlepsze spotkanie, choć jak widać utknęło Anie w pamięci. Chorwatka na słowa drugiego brata również ciepło się uśmiechnęła.
- Tak, jeszcze przez rok. - przyznała mu rację. Szczeniak... Nie przepadała za tym określeniem, ale nie mogła nic z tym zrobić. Tak już wołali w Fili na studentów i stażystów, więc co począć? Na szczęście za rok będzie już absolwentką akademii imienia Albusa Dumbledore'a, a więc pełnoprawną aurorką. Koniec z określeniem "szczeniak" i z nudnymi patrolami w towarzystwie bandy nieokrzesanych idiotów- swoich kolegów z roku, którzy cudem wszystko pozaliczali. Słysząc pytanie o napoje poczuła na sobie znaczące spojrzenie Juliette. Słyszała pewnie powierzchownie co się stało ostatnio. Dlatego bez słowa sięgnęła po kremowe piwo, które śmiało można było nazwać bezalkoholowym i podniosła butelkę nieco wyżej, żeby przyjaciółka zauważyła, że dzisiaj nie będzie pijanej Any i może się nie martwić. Ledwie zdążyła upić łyk, kiedy w środku znalazła się jeszcze jedna osoba, tym razem jej znana. Rosalie Scott- dokładniej rzecz ujmując córka siostry babki Any. Ciocia Rosie. Ona rozpoznała ją bez trudu, ale wiedziała, że czarownica może jej nie pamiętać. W końcu ostatnio widziały się kiedy miała jakieś szesnaście, może siedemnaście lat, ale prawdę mówiąc Chorwatka niewiele się od tego czasu zmieniła, oprócz tego, że urosła.
- To moja ciotka. - szepnęła na ucho Juliette marszcząc przy okazji nieco czoło, a kiedy nadarzyła się okazja wyjścia do ogrodu, delikatnie pociągnęła przyjaciółkę w tamtym kierunku.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Rosalie przywitała się z młodą damą, która otworzyła jej drzwi. Gdy dziewczyna okazała się być młodszą siostrą Gabriela, czarownica natychmiast sięgnęła po odpowiedni pakunek i wręczyła go Juliette, uprzednio oczywiście przedstawiając się. W porę ugryzła się w język, by nie zasypać Angielki porcją swych historyjek, które tak dzielnie znosił chyba jedynie jej najstarszy brat. Poprowadzona do salonu chwyciła za swe pakunku i niebawem obie kobiety zjawiły się na tyłach domu, gdzie skwierczenie surowego mięsa mieszało się z odgłosem rozmów i śmiechów.
- Oczywiście, że przyszłam, Gabrysiu! Nie mogłabym zignorować tak pięknego zaproszenia – czarownica stanęła na palcach i pocałowała mężczyznę w policzek. Chwilę później trzymając się kurczowo jego umięśnionego ramienia wędrowała śmiało w kierunku pozostałych gości. Faktycznie, zdecydowanie odstawała wiekiem od reszty, jednak brak jakiegokolwiek skrępowania z jej strony, a także szeroki uśmiech, jaki zdobił jej gładką twarz sprawiał, że dystans tej stawał się prawie niezauważalny. Skłoniła się z gracją, gdy czarodziej przedstawił ją swemu rodzeństwu i znajomym.
- Dla Ciebie też coś mam! – zakrzyknęła radośnie, a karton irlandzkiego piwa wylądował u stóp Stana. Rosalie była wyjątkowo z siebie zadowolona. Brat Gabriela nie wypuszczał butelki z ręki, a więc udało jej się trafić z tym podarunkiem. Juliette nie odpakowała jeszcze swojej paczki, dlatego nie mogła przewidzieć jej reakcji na fikuśną filiżankę z kotami. Specjalny podarunek dla swego przyjaciela nie unosił się nad ziemią wraz z pozostałymi upominkami. Scott wyciągnęła z kieszeni spodni niewielkie, podłużne pudełeczko, w którym znajdował się misternie żłobione, ręcznie wykonane urządzenie, które powinien posiadać każdy mężczyzna, a już na pewno taki majsterkowicz pokroju Gbariela Griffithsa. W podłużnym, drewnianym opakowaniu w kształcie łezki mieścił się podręczny scyzoryk, pilniczek, nożyczki, niewielkie szkło powiększające, zapalniczka, chowany widelczyk, korkociąg, latarka i wiele innych przedmiotów, których zastosowanie potrafili odkryć jedynie mężczyźni.
- Mam nadzieję, że Ci się do czegoś przyda, ale musisz mi obiecać, że jeśli Ci się nie spodoba, to natychmiast mi o tym powiesz. Twojej mamie kupiłam goździki – myślisz, że to dobry pomysł? Może powinnam je szybko przetransmitować w jakieś inne kwiaty? Jakie Twoja mama lubi najbardziej? – trajkotała już swym starym zwyczajem, gdy przechodzili z tarasu wprost do salonu. Rosalie z całego tego towarzystwa znała jedynie Gabriela, lecz wydawała się być w ogóle nieskrępowana tym faktem. Nim znaleźli się w salonie, zdążyła mu jeszcze opowiedzieć o postępach, jakie czyniło jej rude kocię. – Nazwałam go Gabryś, mam nadzieję, że się nie obrazisz! Wyobrażasz sobie co ostatnio zrobił? Podarł moje ulubione pończochy, ale miał tak skruszoną minkę, że nie potrafiłam długo się na niego gniewać. Chciałam nawet zabrać go ze sobą, ale bałam się, że źle zniesie teleportację. Co o tym myślisz? Teleportowałeś się kiedyś z kotem?
W osobie przyjaciółki Juliette rozpoznała swoją kuzynkę - dziewczyna jednak bardzo szybko zniknęła jej z oczu, więc Rosalie nie zdążyła jej nawet wyściskać, ani wypytać o babcię. Nic straconego. Na pewno złapie ją podczas przyjęcia.
EDIT:
Po kilku godzinach spędzonych w wybornym towarzystwie rodziny Griffiths, Rosalie w szampańskim nastroju powróciła do Irlandii.
- Oczywiście, że przyszłam, Gabrysiu! Nie mogłabym zignorować tak pięknego zaproszenia – czarownica stanęła na palcach i pocałowała mężczyznę w policzek. Chwilę później trzymając się kurczowo jego umięśnionego ramienia wędrowała śmiało w kierunku pozostałych gości. Faktycznie, zdecydowanie odstawała wiekiem od reszty, jednak brak jakiegokolwiek skrępowania z jej strony, a także szeroki uśmiech, jaki zdobił jej gładką twarz sprawiał, że dystans tej stawał się prawie niezauważalny. Skłoniła się z gracją, gdy czarodziej przedstawił ją swemu rodzeństwu i znajomym.
- Dla Ciebie też coś mam! – zakrzyknęła radośnie, a karton irlandzkiego piwa wylądował u stóp Stana. Rosalie była wyjątkowo z siebie zadowolona. Brat Gabriela nie wypuszczał butelki z ręki, a więc udało jej się trafić z tym podarunkiem. Juliette nie odpakowała jeszcze swojej paczki, dlatego nie mogła przewidzieć jej reakcji na fikuśną filiżankę z kotami. Specjalny podarunek dla swego przyjaciela nie unosił się nad ziemią wraz z pozostałymi upominkami. Scott wyciągnęła z kieszeni spodni niewielkie, podłużne pudełeczko, w którym znajdował się misternie żłobione, ręcznie wykonane urządzenie, które powinien posiadać każdy mężczyzna, a już na pewno taki majsterkowicz pokroju Gbariela Griffithsa. W podłużnym, drewnianym opakowaniu w kształcie łezki mieścił się podręczny scyzoryk, pilniczek, nożyczki, niewielkie szkło powiększające, zapalniczka, chowany widelczyk, korkociąg, latarka i wiele innych przedmiotów, których zastosowanie potrafili odkryć jedynie mężczyźni.
- Mam nadzieję, że Ci się do czegoś przyda, ale musisz mi obiecać, że jeśli Ci się nie spodoba, to natychmiast mi o tym powiesz. Twojej mamie kupiłam goździki – myślisz, że to dobry pomysł? Może powinnam je szybko przetransmitować w jakieś inne kwiaty? Jakie Twoja mama lubi najbardziej? – trajkotała już swym starym zwyczajem, gdy przechodzili z tarasu wprost do salonu. Rosalie z całego tego towarzystwa znała jedynie Gabriela, lecz wydawała się być w ogóle nieskrępowana tym faktem. Nim znaleźli się w salonie, zdążyła mu jeszcze opowiedzieć o postępach, jakie czyniło jej rude kocię. – Nazwałam go Gabryś, mam nadzieję, że się nie obrazisz! Wyobrażasz sobie co ostatnio zrobił? Podarł moje ulubione pończochy, ale miał tak skruszoną minkę, że nie potrafiłam długo się na niego gniewać. Chciałam nawet zabrać go ze sobą, ale bałam się, że źle zniesie teleportację. Co o tym myślisz? Teleportowałeś się kiedyś z kotem?
W osobie przyjaciółki Juliette rozpoznała swoją kuzynkę - dziewczyna jednak bardzo szybko zniknęła jej z oczu, więc Rosalie nie zdążyła jej nawet wyściskać, ani wypytać o babcię. Nic straconego. Na pewno złapie ją podczas przyjęcia.
EDIT:
Po kilku godzinach spędzonych w wybornym towarzystwie rodziny Griffiths, Rosalie w szampańskim nastroju powróciła do Irlandii.
// Przepraszam, ale nie miałam w ogóle czasu w tygodniu, a nie chcę Was już dłużej blokować
Ostatnio zmieniony przez Rosalie Scott dnia Pon 05 Sie 2013, 01:09, w całości zmieniany 1 raz
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Claudia rozglądała się po twarzach wszystkich, próbując dostrzec kogoś znajomego. Kogokolwiek, do kogo mogłaby otworzyć usta. Nie znosiła stać i podpierać ściany; tym bardziej, że dzisiaj wyjątkowo nie miała do tego odpowiedniego nastroju.
Po kilku minutach dostrzegła w tym małym tłumie Gabriela, od którego nota bene otrzymała zaproszenie. Pomachała mu dłonią i zaczęła iść w jego kierunku. Dopiero po chwili dostrzegła, że do jego ramienia uczepiona jest średniego wzrostu kobieta o kruczoczarnych włosach. Claudia przystanęła więc, zastanawiając się czy powinna im przeszkadzać. Tym bardziej wbiło ją w ziemię, kiedy zorientowała się, kim owa kobieta jest. Nie, to niemożliwe...
Nie pamiętała jej imienia, nie miała zbytniej pamięci do tego. Doskonale jednak kojarzyła twarze (co w jej zawodzie bywało przydatne). Tym razem więc, zdecydowanie odnosiła usilne wrażenie, że to właśnie tej kobiecie ostatnio oświadczył się Roland. Pokręciła głową, wzrokiem poszukując czegoś wysokoprocentowego. Na chwilę obecną, póki nie wrócił Stan z jej drinkiem z malibu, musiała zadowolić się stojącą na pobliskim stole wódką. Irlandka przez chwilę błądziła wzrokiem po najbliższym otoczeniu szukając czegoś do popicia. Kiedy jednak nie dostrzegła soku, coli czy innej lemoniady - nalała sobie do ewidentnie używanego już kieliszka pełną porcję wódki (mówią, że i tak się zdezynfekuje) i na raz wypiła wszystko. Skrzywiła się nieznacznie, czując gwałtowny, ciepły i ostry posmak w gardle. Odetchnęła jednak i uznała, że pilnie musi poszukać wyjścia z tego pomieszczenia. Przestawało jej powoli przeszkadzać, że nikogo nie zna - przynajmniej przed nikim z niczego nie musiała się tłumaczyć.
// Wybaczcie, myślałam, że więcej uda mi się z Wami popisać. Do niedzieli włącznie mnie jednak nie ma, dlatego wolałam zawiesić Cluskę gdzieś w próżni, żeby zbytnio nie przeszkadzała. Jeśli wrócę, a grill się przedłuży, to z pewnością się odezwę.
Pzdr, CF (:
Po kilku minutach dostrzegła w tym małym tłumie Gabriela, od którego nota bene otrzymała zaproszenie. Pomachała mu dłonią i zaczęła iść w jego kierunku. Dopiero po chwili dostrzegła, że do jego ramienia uczepiona jest średniego wzrostu kobieta o kruczoczarnych włosach. Claudia przystanęła więc, zastanawiając się czy powinna im przeszkadzać. Tym bardziej wbiło ją w ziemię, kiedy zorientowała się, kim owa kobieta jest. Nie, to niemożliwe...
Nie pamiętała jej imienia, nie miała zbytniej pamięci do tego. Doskonale jednak kojarzyła twarze (co w jej zawodzie bywało przydatne). Tym razem więc, zdecydowanie odnosiła usilne wrażenie, że to właśnie tej kobiecie ostatnio oświadczył się Roland. Pokręciła głową, wzrokiem poszukując czegoś wysokoprocentowego. Na chwilę obecną, póki nie wrócił Stan z jej drinkiem z malibu, musiała zadowolić się stojącą na pobliskim stole wódką. Irlandka przez chwilę błądziła wzrokiem po najbliższym otoczeniu szukając czegoś do popicia. Kiedy jednak nie dostrzegła soku, coli czy innej lemoniady - nalała sobie do ewidentnie używanego już kieliszka pełną porcję wódki (mówią, że i tak się zdezynfekuje) i na raz wypiła wszystko. Skrzywiła się nieznacznie, czując gwałtowny, ciepły i ostry posmak w gardle. Odetchnęła jednak i uznała, że pilnie musi poszukać wyjścia z tego pomieszczenia. Przestawało jej powoli przeszkadzać, że nikogo nie zna - przynajmniej przed nikim z niczego nie musiała się tłumaczyć.
// Wybaczcie, myślałam, że więcej uda mi się z Wami popisać. Do niedzieli włącznie mnie jednak nie ma, dlatego wolałam zawiesić Cluskę gdzieś w próżni, żeby zbytnio nie przeszkadzała. Jeśli wrócę, a grill się przedłuży, to z pewnością się odezwę.
Pzdr, CF (:
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Rodzinny grill przybrał zupełnie inny wydźwięk, kiedy ta kruczoczarna czarownica przekroczyła próg tego domu. Uwagę na nią zwróciła już większa część męskich spojrzeń, ale nie tylko. Był tego świadomy, gdyż Rosalie niedawno według Proroka Codziennego przyjęła oświadczyny Rolanda Fitzpatrck'a, którego nie miał jeszcze okazji osobiście poznać. Nie przejmował się tym zbytnio dopóki zdawali się zgrywać dobrych przyjaciół. Nikogo nie zwiedzie maślane spojrzenie, które jej mimowolnie rzucał co jakiś czas, lecz nie śmiał pozwolić sobie na coś więcej niż publicznie uznawany flirt.
- Nie musiałaś - odpowiedział grzecznie, chociaż już wiedział co się dzieje, gdy ta kobieta coś sobie powie i zachce. Pewnie w jej świadomości musiała kupić dla nich prezenty. Uśmiechnął się do brata porozumiewawczo, kiedy ten przytulił do siebie sześciopak piwa z oczami wielkimi jak galeony z wdzięczności. Ten wyraz twarzy mówił jedno - kiedy kobieta przynosi Ci alkohol, ożeń się z nią.
Obejmował Rosalie teraz delikatnie w tułowiu żeby mu nie uciekła. Bezwiednie oddalili się od reszty, chociaż dalej stali przy ruszcie z mięsem. Scott wygrzebała z kieszeni spodni mały pakunek dla niego, więc chwycił go od razu i odkrył, że jest to scyzoryk.
- Skąd wiedziałaś? - powiedział w lekkim szoku, ale mając ten znajomy wyraz rozbawienia na twarzy, kiedy Rose zaczynała zbyt dużo mówić. Trafiła z prezentami dla nich wprost idealnie. Gabriel często wybierał się na ryby i niedawno stracił swój ostatni szwajcarski nożyk w jeziorze.
- To tak jakbyś czytała nam w myślach. Trochę przerażające. Goździki bardzo, bardzo się jej spodobają - nie mógł się powstrzymać przed ucałowaniem kobiety w głowę w dowód wdzięczności. Dalej przyjacielskie zachowanie, prawda?
W oddali zauważył jak jego brat wraca do salonu z blondwłosą nauczycielką Quidditch'a, którą również zaprosił na dzisiejszy wieczór. Pomachał do niej z daleka, uśmiechając się na jej widok. Był tak zamroczony obecnością tej pięknej czarownicy obok siebie, że jakoś nie skojarzył od razu nazwiska Claudii z potencjalnym mężem czarnookiej.
Zaśmiał się szczerze, kiedy usłyszał opowieść o rudym kocie przy którym było ostatnio tyle zachodu.
- Teraz nie będę mógł wybić sobie z głowy myśli, że mówisz do Gabrysia "mój kotku" i śpisz z nim co noc - mrugnął do niej zalotnie. Zaprowadził kobietę do baru, żeby zaproponować jej coś do picia.
- Nigdy nie teleportowałem się z kotem, ale z tego co wiem nie lubią zbytnio podróży. Będę musiał go pewnie odwiedzić w domu - stwierdził niewinnie, ale zgodnie z prawdą. Nalał sobie kolejną porcję whiskey z lodem.
- Czego się napijesz?
- Nie musiałaś - odpowiedział grzecznie, chociaż już wiedział co się dzieje, gdy ta kobieta coś sobie powie i zachce. Pewnie w jej świadomości musiała kupić dla nich prezenty. Uśmiechnął się do brata porozumiewawczo, kiedy ten przytulił do siebie sześciopak piwa z oczami wielkimi jak galeony z wdzięczności. Ten wyraz twarzy mówił jedno - kiedy kobieta przynosi Ci alkohol, ożeń się z nią.
Obejmował Rosalie teraz delikatnie w tułowiu żeby mu nie uciekła. Bezwiednie oddalili się od reszty, chociaż dalej stali przy ruszcie z mięsem. Scott wygrzebała z kieszeni spodni mały pakunek dla niego, więc chwycił go od razu i odkrył, że jest to scyzoryk.
- Skąd wiedziałaś? - powiedział w lekkim szoku, ale mając ten znajomy wyraz rozbawienia na twarzy, kiedy Rose zaczynała zbyt dużo mówić. Trafiła z prezentami dla nich wprost idealnie. Gabriel często wybierał się na ryby i niedawno stracił swój ostatni szwajcarski nożyk w jeziorze.
- To tak jakbyś czytała nam w myślach. Trochę przerażające. Goździki bardzo, bardzo się jej spodobają - nie mógł się powstrzymać przed ucałowaniem kobiety w głowę w dowód wdzięczności. Dalej przyjacielskie zachowanie, prawda?
W oddali zauważył jak jego brat wraca do salonu z blondwłosą nauczycielką Quidditch'a, którą również zaprosił na dzisiejszy wieczór. Pomachał do niej z daleka, uśmiechając się na jej widok. Był tak zamroczony obecnością tej pięknej czarownicy obok siebie, że jakoś nie skojarzył od razu nazwiska Claudii z potencjalnym mężem czarnookiej.
Zaśmiał się szczerze, kiedy usłyszał opowieść o rudym kocie przy którym było ostatnio tyle zachodu.
- Teraz nie będę mógł wybić sobie z głowy myśli, że mówisz do Gabrysia "mój kotku" i śpisz z nim co noc - mrugnął do niej zalotnie. Zaprowadził kobietę do baru, żeby zaproponować jej coś do picia.
- Nigdy nie teleportowałem się z kotem, ale z tego co wiem nie lubią zbytnio podróży. Będę musiał go pewnie odwiedzić w domu - stwierdził niewinnie, ale zgodnie z prawdą. Nalał sobie kolejną porcję whiskey z lodem.
- Czego się napijesz?
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Cóż... nie było im dane porozmawiać na spokojnie. Jednak nic straconego. Dziewczyna planowała zostać w rodzinnym domu kilka dni, więc na pewno będą mieli okazje. Tymczasem ktoś wiecznie znikał otwierać coraz to nowym gościom, a na dodatek pojawiła się Rosalie, która wszystko przewróciła o 180 stopni. Kobieta wyglądała na mega sympatyczną i na pierwszy rzut oka, Juliette stwierdziła, że mimo różnicy wieku, dogadałaby się z kobietą.
Kiedy Jula przyprowadziła gościa, Gabriel szybko przedstawił im czarnowłosą kobietę. Uśmiechnęła się do niej, a kiedy otrzymała od niej pudełeczko, nieco zdziwiona podziękowała grzecznie. Kobieta Zaraz po tym Ana powiedziała że przybyła kobieta jest jej ciotką. Zmarszczyła nieco brwi i patrzyła to na Rosalie to na Ane. Szybko jednak jej uwagę przykuło zachowanie Rosalie i Gabriela. No proszę... jej brat ewidentnie flirtował z nieco starszą, jak na jej oko, kobietą. Była ciekawa co jest między tą dwójką, zapisała sobie w głowie że przy najbliższej okazji, wypyta Gabrysia o wszelkie szczegóły.
Tymczasem Ana, która także zdążyła poczęstować się piwem, pociągnęła ją w stronę stolików. Jakby przed kimś uciekała. Przez myśl Julce przeszło, że może chciała uciec przed swoją ciotką. Wiadomo jak to z nimi bywa - nie rozumieją że jesteś już duża, muszą wyściskać, ucałować, zalać cię lawinom pytań... Tak, bardzo prawdopodobne że jej przyjaciółka najzwyczajniej w świecie, nie miała ochotę na bliższe spotkanie z ciocią. Dlatego też zajęły miejsca przy stole i zaczęły rozmowę.
- Nie wiedziałam że znasz moich braci - powiedziała unosząc brwi i patrząc na nią takim wzrokiem, jakby chciała powiedzieć Proszę się tutaj natychmiast tłumaczyć, panno Vedran.
Kiedy Jula przyprowadziła gościa, Gabriel szybko przedstawił im czarnowłosą kobietę. Uśmiechnęła się do niej, a kiedy otrzymała od niej pudełeczko, nieco zdziwiona podziękowała grzecznie. Kobieta Zaraz po tym Ana powiedziała że przybyła kobieta jest jej ciotką. Zmarszczyła nieco brwi i patrzyła to na Rosalie to na Ane. Szybko jednak jej uwagę przykuło zachowanie Rosalie i Gabriela. No proszę... jej brat ewidentnie flirtował z nieco starszą, jak na jej oko, kobietą. Była ciekawa co jest między tą dwójką, zapisała sobie w głowie że przy najbliższej okazji, wypyta Gabrysia o wszelkie szczegóły.
Tymczasem Ana, która także zdążyła poczęstować się piwem, pociągnęła ją w stronę stolików. Jakby przed kimś uciekała. Przez myśl Julce przeszło, że może chciała uciec przed swoją ciotką. Wiadomo jak to z nimi bywa - nie rozumieją że jesteś już duża, muszą wyściskać, ucałować, zalać cię lawinom pytań... Tak, bardzo prawdopodobne że jej przyjaciółka najzwyczajniej w świecie, nie miała ochotę na bliższe spotkanie z ciocią. Dlatego też zajęły miejsca przy stole i zaczęły rozmowę.
- Nie wiedziałam że znasz moich braci - powiedziała unosząc brwi i patrząc na nią takim wzrokiem, jakby chciała powiedzieć Proszę się tutaj natychmiast tłumaczyć, panno Vedran.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Niewątpliwie ciotka Rosie była bardzo sympatyczna. Ana nawet ją lubiła, jednak z nieznanych jej przyczyn matka Chorwatki nie przepadała za tą Scottówną. Zwykle właśnie z tego powodu Ana garnęła się przy tak rzadko nadarzających się okazjach do czarnulki, ale tym razem postanowiła nieco się wycofać, choć wcale nie wiedziała dlaczego. Pewnie masa plotek puszczonych w obieg przez Proroka sprawiła, że widząc ją u boku Gabriela Griffithsa poczuła nieprzyjemne ukłucie w boku. Słyszała dokładnie plotkę o zaręczeniu Rosalie z Fitzpatrickiem, bo w końcu do Rolanda zwracała się per "wujku" odkąd nauczyła się mówić. Cała zgraja Vedranów była dość często goszczona u przyszywanej rodziny, a nawet mieli komnaty w ich zamkach czy sypialnie w domach, bo dokładnie tak często Lucija Vedran korzystała z uprzejmości swoich przyjaciół i podrzucała im swoje dzieci na prawie całe wakacje. Dziwnie się więc czuła czytając informację w Proroku o ich zaręczynach, ale jednocześnie ta wiadomość ją ucieszyła. Teraz widząc ją u boku brata Juliette przestała się już cieszyć. Gdyby miała wybierać do kogo przywiązana jest bardziej bez zastanowienia wskazałaby palcem tego sympatycznego Irlandczyka z kochaną rudowłosą Sophie, mimo, że więzy krwi łączyły ją ze Scottami. Usiała przy stole i spojrzała na Julkę wymuszając na swojej twarzy uśmiech. Na pytanie o braci wzruszyła delikatnie ramionami i upiła łyk piwa odkładając butelkę na stolik.
- Stan pracuje w Filii, a Gabriela spotkałam raz w Hogsmeade. Słowo znać, jest tutaj sporym nadużyciem. - powiedziała grzecznie w ramach wyjaśnienia po czym przechyliła się w stronę blondynki.
- Gadałaś z Adrienne? - zadała wprost pytanie które nurtowało ją od czasu jej pijanego występku na którym została złapana przez współlokatorkę, by po chwili odsunąć się i upić kolejny łyk piwa, a potem przenieść spojrzenie na ciotkę.
- Podobno jest zaręczona z Fitzpatrickiem... - rzuciła bardziej do siebie niż do Julie, a potem znów przeniosła spojrzenie na przyjaciółkę mówiące jasno, że na Rosalie Scott trzeba uważać.
- Stan pracuje w Filii, a Gabriela spotkałam raz w Hogsmeade. Słowo znać, jest tutaj sporym nadużyciem. - powiedziała grzecznie w ramach wyjaśnienia po czym przechyliła się w stronę blondynki.
- Gadałaś z Adrienne? - zadała wprost pytanie które nurtowało ją od czasu jej pijanego występku na którym została złapana przez współlokatorkę, by po chwili odsunąć się i upić kolejny łyk piwa, a potem przenieść spojrzenie na ciotkę.
- Podobno jest zaręczona z Fitzpatrickiem... - rzuciła bardziej do siebie niż do Julie, a potem znów przeniosła spojrzenie na przyjaciółkę mówiące jasno, że na Rosalie Scott trzeba uważać.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Na ogrodzie przy stołach, tłoczyło się już coraz więcej osób, Juliette objęła wzrokiem zebranych i stwierdziła że już przyszli wszyscy zaproszeni. Popatrzyła więc wyczekująco na braci, dając im do zrozumienia że mogą już wreszcie usiąść.
Potem odwróciła się ponownie do swojej koleżanki uśmiechając się szeroko.
- No w sumie racja - machnęła ręką, chcąc przez to powiedzieć że w sumie to mało istotne.
Kiedy Ana odezwała się po raz kolejny, Jula uniosła brwi i przeniosła na nią wzrok.
- Niestety, nie miałam okazji, wiecznie się mijałyśmy. - Wyjaśniła a mina jej nieco zrzedła. - Trochę mi głupio że tak sobie pojechałyśmy, zostawiając ją.
Zamyśliła się i dopiero słowa Any przywróciły ją na ziemie. Popatrzyła na nią marszcząc brwi, początkowo nie skojarzyła o kim ona mówi. Kiedy jednak się zorientowała popatrzyła nieco zdziwiona na studentkę.
- Serio? - zapytała nieco głupio. Tak, zdecydowanie musi porozmawiać z Gabrielem. Nie podobne było do niego podbijanie do zajętej dziewczyny, więc musiała się dowiedzieć o co właściwie chodzi...
Potem odwróciła się ponownie do swojej koleżanki uśmiechając się szeroko.
- No w sumie racja - machnęła ręką, chcąc przez to powiedzieć że w sumie to mało istotne.
Kiedy Ana odezwała się po raz kolejny, Jula uniosła brwi i przeniosła na nią wzrok.
- Niestety, nie miałam okazji, wiecznie się mijałyśmy. - Wyjaśniła a mina jej nieco zrzedła. - Trochę mi głupio że tak sobie pojechałyśmy, zostawiając ją.
Zamyśliła się i dopiero słowa Any przywróciły ją na ziemie. Popatrzyła na nią marszcząc brwi, początkowo nie skojarzyła o kim ona mówi. Kiedy jednak się zorientowała popatrzyła nieco zdziwiona na studentkę.
- Serio? - zapytała nieco głupio. Tak, zdecydowanie musi porozmawiać z Gabrielem. Nie podobne było do niego podbijanie do zajętej dziewczyny, więc musiała się dowiedzieć o co właściwie chodzi...
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Kiedy przyznała jej rację, że poprzednie spotkania z braćmi były mało istotne Ana pokiwała potakująco głową, a wargi znów spotkały się z butelką prawie pełną kremowego piwa. Znów upiła łyk i spojrzała z lekkim przerażeniem na Juliette, kiedy ta powiedziała, że nie rozmawiała z ich współlokatorką- Adą. Z jednej strony to dobrze, z drugiej niekoniecznie. Jakoś nie wyobrażała sobie żeby panna Cryan odezwała się do niej w najbliższej przyszłości, więc nie wiedziała tak naprawdę jak bardzo tamta blondynka jest na nią zła. Gdyby gadała z Jul, zapewne dowiedziałaby się jak bardzo. Z drugiej strony panna Griffiths nie wiedziała o jawnej niewierności panny Vedran.
- Zostawiła kartkę na lodówce, że wyjeżdża zaraz po... - przerwała na chwilę chcąc zastanowić się nad stosownym doborem słów. Niestety, ale nie wpadła na nic lepszego niż - ... tym jak znalazła swojego brata w moim łóżku. - wyrzuciła z siebie cicho jednym tchem, jednocześnie przyznając się przyjaciółce do swojego błędu. Znów sięgnęła po butelkę i znów upiła kilka łyków. Widząc wielkie oczy blondynki pokiwała nieco głową.
- Bynajmniej nie graliśmy w Scrabble. - dodała w celach wyjaśniających, a jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej jakby dając jej do zrozumienia, że tak... ten tryb myślenia który w tej chwili obrała jest słuszny.
- Tak głosi od jakiegoś czasu Prorok. Prawdę mówiąc nie wiem czy te informacje są w stu procentach prawdziwe, ponieważ nie pytałam wujka, bo nie było okazji. Zapytam jak będziemy już w Irlandii. - wyjaśniła dokładniej upijając kolejny łyk i tym razem spojrzeniem powoli omiatała posiadłość Griffithsów jakby upewniając się, że ta rozmowa nie dotrze do niepowołanych uszu. Zapewne przekazałaby jej te informację w inny sposób gdyby była okazja, ale cały problem polegał na tym, że innych okazji nie było. Założyła nogę na nogę poprawiając przy okazji dół sukienki i przeniosła spojrzenie na Juliette w oczekiwaniu na jej reakcję.
- Zostawiła kartkę na lodówce, że wyjeżdża zaraz po... - przerwała na chwilę chcąc zastanowić się nad stosownym doborem słów. Niestety, ale nie wpadła na nic lepszego niż - ... tym jak znalazła swojego brata w moim łóżku. - wyrzuciła z siebie cicho jednym tchem, jednocześnie przyznając się przyjaciółce do swojego błędu. Znów sięgnęła po butelkę i znów upiła kilka łyków. Widząc wielkie oczy blondynki pokiwała nieco głową.
- Bynajmniej nie graliśmy w Scrabble. - dodała w celach wyjaśniających, a jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej jakby dając jej do zrozumienia, że tak... ten tryb myślenia który w tej chwili obrała jest słuszny.
- Tak głosi od jakiegoś czasu Prorok. Prawdę mówiąc nie wiem czy te informacje są w stu procentach prawdziwe, ponieważ nie pytałam wujka, bo nie było okazji. Zapytam jak będziemy już w Irlandii. - wyjaśniła dokładniej upijając kolejny łyk i tym razem spojrzeniem powoli omiatała posiadłość Griffithsów jakby upewniając się, że ta rozmowa nie dotrze do niepowołanych uszu. Zapewne przekazałaby jej te informację w inny sposób gdyby była okazja, ale cały problem polegał na tym, że innych okazji nie było. Założyła nogę na nogę poprawiając przy okazji dół sukienki i przeniosła spojrzenie na Juliette w oczekiwaniu na jej reakcję.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
- Słucham? - informacja jaką obdarzyła ją Ana, wstrząsnęła nią tak, że mimowolnie głos jej się podniósł. Zaraz jednak się opanowała i dodała już ściszonym głosem - Przespałaś się z bratem Ady? - nie wiedziała co jest bardziej szokujące. Fakt że przespała się z innym, mając przecież chłopaka, czy fakt iż tym innym był brat Ady. Łyknęła porządnie z butelki, opróżniając z niej sporą ilośc.
- Rozmawiałaś po tym z Rossem? - wcale nie chodziło jej o to czy przyznała mu się do tego że nie była mu wierna. Zapytała raczej, zastanawiając się jak wyglądają teraz relacje między nimi. - Wiesz że on i tak się dowie? A najlepszym wyjściem byłoby gdyby dowiedział się tego od ciebie. - Dodała po chwili milczenia. Nie patrzyła na swoją koleżankę, jej wzrok utkwiony był w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie gdzieś w ogrodzie.
Na kolejne słowa Any, ponownie wpatrywała się z nią marszcząc brwi.
- Nie wierzyłabym tak do końca prorokowi. Ostatnimi czasy ta gazeta wypisuje tylko stek bzdur. - wzruszyła ramionami bez większych emocji. - Chociaż to nie zmienia faktu, że to zastanawiające - dodała z nieznacznym uśmieszkiem. No tak, a najlepiej to dowiedzieć się u samego źródła prawda?
- Rozmawiałaś po tym z Rossem? - wcale nie chodziło jej o to czy przyznała mu się do tego że nie była mu wierna. Zapytała raczej, zastanawiając się jak wyglądają teraz relacje między nimi. - Wiesz że on i tak się dowie? A najlepszym wyjściem byłoby gdyby dowiedział się tego od ciebie. - Dodała po chwili milczenia. Nie patrzyła na swoją koleżankę, jej wzrok utkwiony był w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie gdzieś w ogrodzie.
Na kolejne słowa Any, ponownie wpatrywała się z nią marszcząc brwi.
- Nie wierzyłabym tak do końca prorokowi. Ostatnimi czasy ta gazeta wypisuje tylko stek bzdur. - wzruszyła ramionami bez większych emocji. - Chociaż to nie zmienia faktu, że to zastanawiające - dodała z nieznacznym uśmieszkiem. No tak, a najlepiej to dowiedzieć się u samego źródła prawda?
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Rodzeństwo dzieliła duża różnica wieku, idealnie by Gabriel czuł prawie, że ojcowski instynkt w chronieniu swojej młodszej siostry. Może i nie przebywali zbyt wiele ze sobą, ale doskonale wiedział, kiedy coś stara się ukryć przed rodzicami, albo coś nabroiła. Zaraz to zmrużył oczy, zatrzymując swój kubek w połowie drogi do ust. Odstawił naczynie na blat, przypatrując się Julie uważnie.
- Nerwy? - powtórzył po niej.
Chłopaki nie mieli nigdy problemów z nauką. Panienka Griffiths podobno również ich nie miała, ale mimo wszystko zaskoczyła wszystkich swoim wyborem Historii Magii na studiach. Tutaj rodzina znana, szanowana, dobrze prosperująca firma zarządzająca połową Anglii, Ci po studiach aurorskich... A ona zamieszkała w małym mieszkanku ze współlokatorkami i jeszcze poszła na dość... mało ważny kierunek według Gabriela. No bo co po nim będzie robiła? Prowadziła bibliotekę?
- Nie zaliczyłaś czegoś. Wiesz, że wystarczyłoby porozmawiać z Fitzpatrickiem, to mój znajomy na pewno dałby Ci drugi termin na poprawę... - zaczął, opacznie rozumiejąc jej zmieszanie.
- Nerwy? - powtórzył po niej.
Chłopaki nie mieli nigdy problemów z nauką. Panienka Griffiths podobno również ich nie miała, ale mimo wszystko zaskoczyła wszystkich swoim wyborem Historii Magii na studiach. Tutaj rodzina znana, szanowana, dobrze prosperująca firma zarządzająca połową Anglii, Ci po studiach aurorskich... A ona zamieszkała w małym mieszkanku ze współlokatorkami i jeszcze poszła na dość... mało ważny kierunek według Gabriela. No bo co po nim będzie robiła? Prowadziła bibliotekę?
- Nie zaliczyłaś czegoś. Wiesz, że wystarczyłoby porozmawiać z Fitzpatrickiem, to mój znajomy na pewno dałby Ci drugi termin na poprawę... - zaczął, opacznie rozumiejąc jej zmieszanie.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Juliette oczywiście doskonale zdaje sobie sprawę, że Gabriel zna ją na wylot i od początku wiedziała iż nie da się przed nim ukryć że coś jest nie tak. Dlatego nawet nie próbowała udawać że wszystko jest w porządku, bo jak długo udałoby jej się oszukiwać brata że przyjechała do domu, tylko po to aby odwiedzić rodziców i starszego brata? Kiedy powtórzył po niej, pokiwała tylko leciutko głową, na potwierdzenie. Dokładnie tak powiedziała.
Może i Gabriel uważał iż kierunek studiów jaki wybrała jego młodsza siostra jest w ogóle nieprzydatny, ale Jula miała odmienne zdanie. Miała też plany co do swojej przyszłości, a wiązały się one z nauczaniem młodych adeptów magii. Tak, Juliette chciałaby zająć kiedyś posadę profesor od Historii Magii, wracając do Hogwartu, gdzie jeszcze do niedawna pracował sam Gabriel. Ale oczywiście nie podzieliła się swoimi planami ze swoimi braćmi, ani też z rodzicami. Chociaż one i tak teraz stanęły pod znakiem zapytania, kiedy to dziewczynie się wpadło.
- Co? - Początkowo gdy Griffiths się odezwał, Jul popatrzyła na niego i zmarszczyła lekko brwi, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Zaraz jednak dotarło do niej o czym mówi jej brat. -Niee, nie o to chodzi - przerwała mu, bo naprawdę nie potrzebowała teraz jego znajomości... generalnie chciałaby żeby jej największym zmartwieniem było teraz to, że może nie zaliczyć jakiegoś przedmiotu. Nie patrzyła na Gabriela długo, zawsze jak się czymś denerwowała, to uciekała spojrzeniem, tak było i tym razem. Jej wzrok zatrzymał się na chwilę na dłoni, gdzie na jednym z palców, błyszczał jej pierścionek zaręczynowy. Właściwie to się na moment nawet wyłączyła i nie bardzo docierało do niej co się wokół niej dzieje.
Może i Gabriel uważał iż kierunek studiów jaki wybrała jego młodsza siostra jest w ogóle nieprzydatny, ale Jula miała odmienne zdanie. Miała też plany co do swojej przyszłości, a wiązały się one z nauczaniem młodych adeptów magii. Tak, Juliette chciałaby zająć kiedyś posadę profesor od Historii Magii, wracając do Hogwartu, gdzie jeszcze do niedawna pracował sam Gabriel. Ale oczywiście nie podzieliła się swoimi planami ze swoimi braćmi, ani też z rodzicami. Chociaż one i tak teraz stanęły pod znakiem zapytania, kiedy to dziewczynie się wpadło.
- Co? - Początkowo gdy Griffiths się odezwał, Jul popatrzyła na niego i zmarszczyła lekko brwi, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Zaraz jednak dotarło do niej o czym mówi jej brat. -Niee, nie o to chodzi - przerwała mu, bo naprawdę nie potrzebowała teraz jego znajomości... generalnie chciałaby żeby jej największym zmartwieniem było teraz to, że może nie zaliczyć jakiegoś przedmiotu. Nie patrzyła na Gabriela długo, zawsze jak się czymś denerwowała, to uciekała spojrzeniem, tak było i tym razem. Jej wzrok zatrzymał się na chwilę na dłoni, gdzie na jednym z palców, błyszczał jej pierścionek zaręczynowy. Właściwie to się na moment nawet wyłączyła i nie bardzo docierało do niej co się wokół niej dzieje.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Cóż, Gabriel jest ostatnią osobą, która będzie optowała za tym, żeby Juliette została nauczycielką. Chciałoby się powiedzieć "been there, done that". No i co? Zupełnie nierozwijający zawód, który tłamsi jakiekolwiek aspiracje i kreatywność. A do tego te dzieciaki, które cały czas mają szczęście wpadać w tarapaty... Co tu dużo gadać, tak jednocześnie czarujący i wkurzający człowiek jak on, powinien się zająć tym samym co jego najlepszy przyjaciel Maximillian i niewiele mu brakowało, żeby dołączyć do niego do Filii Aurorów. Gdyby tylko nie ta choroba ojca i potrzeba zajęcia się trochę rodzinnym interesem...
Kiedy zaprzeczyła jego słowom, jego oczy jeszcze raz się zwęziły. Zsunął się z krzesła i przeszedł blat na około, żeby znowu stanąć przy swojej siostrze. Wyraźnie się czymś denerwowała, ale wyglądało to na coś poważniejszego. Jej spojrzenie na pierścionek, zaprowadziło Gabriela do celu. Jego bystre oko zabłysnęło na moment i ujął jej dłoń delikatnie, unosząc do góry.
- Powinienem gratulować? - spytał, wcale nie szczęśliwym tonem. O zaręczynach powiadomiłaby go raczej z uśmiechem na twarzy i znajomym niepohamowanym entuzjazmem, a jednak Julie wydawała się wyjątkowo przygaszona. To mimowolnie sprawiło, że poczuł lekki przypływ gniewu na chłopaka, który wsadził tą tanią ozdobę na rękę jego jedynej siostry.
- Juliette Griffiths, czy ten mężczyzna Cię skrzywdził? - spytał bezpośrednio, wolną dłonią unosząc jej podbródek, by w końcu na niego spojrzała.
Kiedy zaprzeczyła jego słowom, jego oczy jeszcze raz się zwęziły. Zsunął się z krzesła i przeszedł blat na około, żeby znowu stanąć przy swojej siostrze. Wyraźnie się czymś denerwowała, ale wyglądało to na coś poważniejszego. Jej spojrzenie na pierścionek, zaprowadziło Gabriela do celu. Jego bystre oko zabłysnęło na moment i ujął jej dłoń delikatnie, unosząc do góry.
- Powinienem gratulować? - spytał, wcale nie szczęśliwym tonem. O zaręczynach powiadomiłaby go raczej z uśmiechem na twarzy i znajomym niepohamowanym entuzjazmem, a jednak Julie wydawała się wyjątkowo przygaszona. To mimowolnie sprawiło, że poczuł lekki przypływ gniewu na chłopaka, który wsadził tą tanią ozdobę na rękę jego jedynej siostry.
- Juliette Griffiths, czy ten mężczyzna Cię skrzywdził? - spytał bezpośrednio, wolną dłonią unosząc jej podbródek, by w końcu na niego spojrzała.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Między innymi właśnie dlatego nie chwaliła się swoimi planami na przyszłość. Wiedziała że jak Gabriel się dowie, będzie się starał odwieść ją od tego pomysłu. A wiedziała że jak powie rodzicom, dowie się i Gabriel. Tak więc była to jej taka malutka tajemnica. No ale jak już wspomniałam teraz Jul ma większe zmartwienia, aniżeli to, czy wróci do Hogwartu jako profesor, czy też nie...
Kiedy Jul zorientowała się że mężczyzna stoi tuż przed nią i wyłapał właśnie wzrokiem jej pierścionek, chciała szybko schować dłoń, ale Gabriel był szybszy i zdążył już ją złapać. To nie to że chciała to przed nim ukryć, czy coś. Po prostu nie chciała żeby dowiedział się w taki sposób.
Nawet kiedy zadał jej pytanie nie odważyła się na niego spojrzeć. Przygryzła lekko ze zdenerwowania wargę. Poczuła również łzy napływające jej do oczu, ale broniła się przed nimi jak mogła. Obiecywała sobie przecież że nie będzie płakać! Ale to było jednak trudniejsze niż jej się wydawało.
- Nie! - zaprotestowała głośno, na jego następne pytanie. Można nawet powiedzieć że o mało nie krzyknęła. Odczuła to trochę tak, jakby Gabriel oskarżał jej narzeczonego, a ona za wszelką cenę starała się go po prostu bronić. Taki trochę odruch bezwarunkowy. - Kocham Rossa, naprawdę. On mnie też, inaczej przecież by mi się nie oświadczył. Po prostu... ja, jaa...- zacięła się i chociaż nie było jej łatwo, starała się utrzymać kontakt wzrokowy z bratem. - jestem w ciąży - powiedziała to praktycznie na jednym wydechu. Przymknęła powieki, przegrywając w tym samym momencie walkę ze sobą i po jej policzkach spłynęły łzy. Nie mogła dalej na niego patrzeć... za bardzo bała się jego reakcji, żeby w dalszym ciągu patrzeć mu w twarz.
Kiedy Jul zorientowała się że mężczyzna stoi tuż przed nią i wyłapał właśnie wzrokiem jej pierścionek, chciała szybko schować dłoń, ale Gabriel był szybszy i zdążył już ją złapać. To nie to że chciała to przed nim ukryć, czy coś. Po prostu nie chciała żeby dowiedział się w taki sposób.
Nawet kiedy zadał jej pytanie nie odważyła się na niego spojrzeć. Przygryzła lekko ze zdenerwowania wargę. Poczuła również łzy napływające jej do oczu, ale broniła się przed nimi jak mogła. Obiecywała sobie przecież że nie będzie płakać! Ale to było jednak trudniejsze niż jej się wydawało.
- Nie! - zaprotestowała głośno, na jego następne pytanie. Można nawet powiedzieć że o mało nie krzyknęła. Odczuła to trochę tak, jakby Gabriel oskarżał jej narzeczonego, a ona za wszelką cenę starała się go po prostu bronić. Taki trochę odruch bezwarunkowy. - Kocham Rossa, naprawdę. On mnie też, inaczej przecież by mi się nie oświadczył. Po prostu... ja, jaa...- zacięła się i chociaż nie było jej łatwo, starała się utrzymać kontakt wzrokowy z bratem. - jestem w ciąży - powiedziała to praktycznie na jednym wydechu. Przymknęła powieki, przegrywając w tym samym momencie walkę ze sobą i po jej policzkach spłynęły łzy. Nie mogła dalej na niego patrzeć... za bardzo bała się jego reakcji, żeby w dalszym ciągu patrzeć mu w twarz.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Miał prawo być podejrzliwy. Bądź, co bądź nic nie wiedział o jej chłopaku, a dość szybko stał się narzeczonym. A główna zasada brzmi: nie ufamy mężczyźnie, z którym się nie napijemy. Aż nią telepało, ale nic sobie z tego nie robił. Dalej miał srogi wyraz twarzy, chcąc wyczytać z niej, co się właściwie wydarzyło. Na szczęście nie trzymała go już dłużej w napięciu.
jestem w ciąży
Dla starszego brata, którego siostra niedawno zaczęła pewien nowy etap w życiu i nie była jeszcze dojrzała, sama świadomość tego, że uprawiała stosunek płciowy była szokująca. Puścił wtedy dłoń dziewczyny i automatycznie podparł się o blat kuchenny. Był w szoku. Ale chyba nie większym niż sama Juliette, która była roztrzęsiona tą wiadomością. Mężczyzna znowu się zirytował, widząc łzy blondynki. Uderzył ręką w blat w wyrazie bezsilności i zaklął.
- Psia krew! - warknął. Oczywiście, że nie denerwował się na nią, ale na plemniki, które miały czelność ją zapłodnić w tak młodym wieku. Co za dzieciak w tych czasach nie potrafi się jeszcze zabezpieczać?!
Odwrócił się od siostry, przecierając twarz w wyrazie zdenerwowania.
- Ja go... chyba zatłukę. I dlatego Ci się oświadczył, tak?!
Dobrze, że rodziców nie było w pobliżu, ale zdecydowanie brakowało mu wsparcia Stana, który był tym bardziej opanowanym w takich momentach. Dziwicie się? Cóż, ten miły, cierpliwy i wspaniały ma słabe punkty...
Spojrzał na płaczącą studentkę i nie mógł się dalej denerwować. Ciężko westchnął i przygarnął ją do siebie, przytulając jej czubek głowy w swój policzek. Objął ją delikatnie i pogłaskał po plecach.
- No już... Nie becz. Poradzimy sobie. Poradzimy.
jestem w ciąży
Dla starszego brata, którego siostra niedawno zaczęła pewien nowy etap w życiu i nie była jeszcze dojrzała, sama świadomość tego, że uprawiała stosunek płciowy była szokująca. Puścił wtedy dłoń dziewczyny i automatycznie podparł się o blat kuchenny. Był w szoku. Ale chyba nie większym niż sama Juliette, która była roztrzęsiona tą wiadomością. Mężczyzna znowu się zirytował, widząc łzy blondynki. Uderzył ręką w blat w wyrazie bezsilności i zaklął.
- Psia krew! - warknął. Oczywiście, że nie denerwował się na nią, ale na plemniki, które miały czelność ją zapłodnić w tak młodym wieku. Co za dzieciak w tych czasach nie potrafi się jeszcze zabezpieczać?!
Odwrócił się od siostry, przecierając twarz w wyrazie zdenerwowania.
- Ja go... chyba zatłukę. I dlatego Ci się oświadczył, tak?!
Dobrze, że rodziców nie było w pobliżu, ale zdecydowanie brakowało mu wsparcia Stana, który był tym bardziej opanowanym w takich momentach. Dziwicie się? Cóż, ten miły, cierpliwy i wspaniały ma słabe punkty...
Spojrzał na płaczącą studentkę i nie mógł się dalej denerwować. Ciężko westchnął i przygarnął ją do siebie, przytulając jej czubek głowy w swój policzek. Objął ją delikatnie i pogłaskał po plecach.
- No już... Nie becz. Poradzimy sobie. Poradzimy.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
I tutaj Juliette popełniła spory błąd. Nie chciała za wcześnie przedstawić Rossa swojej rodzinie, potem jakoś tak nie było okazji, a teraz... no a teraz wszystko nałożyło się na raz. A nie trzymała dłużej w napięciu, bo już nie mogła dłużej tego dusić w sobie, musiała to wreszcie wyrzucić z siebie.
No tak, przecież dla Gabriela Julcia była w dalszym ciągu jego malutką siostrzyczką... A tutaj taka niespodzianka! Mówiąc szczerze, kiedy poczuła jak jej dłoń opada, po tym jak brat wypuścił ją z objęć, nagle ogarnął ją strach... bała się że ją teraz zostawi. Teraz, kiedy naprawdę potrzebowała jego wsparcia. Słysząc jak mężczyzna się denerwuje, po plecach studentki przeszły nieprzyjemne dreszcze. Przestraszyła się, gdyż ona bała się tego, że jest zły właśnie na nią. Wszak dziewczyna w dalszym ciągu ma wyrzuty sumienia, wmawiając sobie że to jej wina. Jakby nie patrzeć przespała się z chłopakiem, którego właściwie wtedy jeszcze nie znała zbyt dobrze i to po pijaku, no i nie dopilnowała tego żeby Ross się zabezpieczył.
- Nieee... on nie wiedział. Właściwie ja też jeszcze wtedy nie miałam pewności - powiedziała tylko, bo nie miała siły odwieść brata od pomysłu ukatrupienia jej narzeczonego. No i wiedziała, chociaż nie, raczej miała nadzieję, że to tylko słowa rzucone w nerwach. Wierzyła w to, że nie skrzywdzi on chłopaka...
Wtuliła się mocno w brata, kiedy ten objął ją delikatnie. Naprawdę chciała wierzyć że 'dadzą sobie radę'. I chociaż tyle razy jej to próbują to wmówić, ona w dalszym ciągu jest pełna wątpliwości.
No tak, przecież dla Gabriela Julcia była w dalszym ciągu jego malutką siostrzyczką... A tutaj taka niespodzianka! Mówiąc szczerze, kiedy poczuła jak jej dłoń opada, po tym jak brat wypuścił ją z objęć, nagle ogarnął ją strach... bała się że ją teraz zostawi. Teraz, kiedy naprawdę potrzebowała jego wsparcia. Słysząc jak mężczyzna się denerwuje, po plecach studentki przeszły nieprzyjemne dreszcze. Przestraszyła się, gdyż ona bała się tego, że jest zły właśnie na nią. Wszak dziewczyna w dalszym ciągu ma wyrzuty sumienia, wmawiając sobie że to jej wina. Jakby nie patrzeć przespała się z chłopakiem, którego właściwie wtedy jeszcze nie znała zbyt dobrze i to po pijaku, no i nie dopilnowała tego żeby Ross się zabezpieczył.
- Nieee... on nie wiedział. Właściwie ja też jeszcze wtedy nie miałam pewności - powiedziała tylko, bo nie miała siły odwieść brata od pomysłu ukatrupienia jej narzeczonego. No i wiedziała, chociaż nie, raczej miała nadzieję, że to tylko słowa rzucone w nerwach. Wierzyła w to, że nie skrzywdzi on chłopaka...
Wtuliła się mocno w brata, kiedy ten objął ją delikatnie. Naprawdę chciała wierzyć że 'dadzą sobie radę'. I chociaż tyle razy jej to próbują to wmówić, ona w dalszym ciągu jest pełna wątpliwości.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Similar topics
» Salon - kuchnia - jadalnia
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Dartford :: Dom Griffiths'ów
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach