Salon - kuchnia - jadalnia
+8
Malcolm McMillan
Liam Cryan
Rosalie Fitzpatrick
Marie Volante
Vincent Cramer
Zachary Devereux
Zoja Yordanova
Morwen Blodeuwedd
12 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 6 z 13
Strona 6 z 13 • 1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13
Salon - kuchnia - jadalnia
First topic message reminder :
***
***
***
***
Ostatnio zmieniony przez Morwen Blodeuwedd dnia Nie 01 Lut 2015, 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Ogarnęło go błogie poczucie satysfakcji, gdy wreszcie przestała udawać. Wiązało się to zapewne z wizją kolejnych rozgrywek, kiedy to on będzie musiał się wysilić, ale... Teraz to teraz. Panna Blodeuwedd przestała zgrywać obojętną i bardzo mu się to podobało.
- Tylko dlatego nie zostawiłaś mnie po pierwszej nocy, ani wtedy, ani teraz. - Zdążył mruknąć jej do ucha zanim ostatecznie zamknęła mu usta pocałunkiem. Może żałował trochę, że ich mały pojedynek nie potrwał dłużej, ale w obliczu tak rozpłomienionej kobiety to nie miało znaczenia.
Pociągnięty przez aurorkę, nie miał zamiaru się opierać. Gdy tylko zajęła miejsce na blacie, oparł się dłońmi po jej bokach, tuż obok jej pośladków i skradł jej kolejnego całusa. I jeszcze jednego. I kolejnego. A jednak... Coś nie dawało mu spokoju. Po którymś pocałunku z kolei pozostał nachylony, zatrzymując wargi koło jej ucha.
- Rozbierz się dla mnie - mruknął cicho. Podły? Bezwstydny? Jak jeszcze mogła go tego dnia nazwać? - Sama.
Zrywanie ubrań z kobiet było frapujące, oczywiście, jeszcze bardziej podniecające było jednak obserwować, jak wybranka czyni to sama. Powoli. Z lekkim rumieńcem zawstydzenia. Właśnie tego chciał. Ujrzeć Morwen w pełnej krasie, zdążyć nasycić się jej widokiem, zanim wszystko nagle się skończy. Chciał zobaczyć ją całą, z wszystkimi jej bliznami i niedoskonałościami, które w jego oczach niedoskonałościami nie były. Nie miał problemów z odmawianiem kobietom, skoro więc trzy lata temu rozpoczęli wspólną przygodę, aurorka już wtedy musiała być atrakcyjna. Upływający czas tylko dodawał jej uroku, co było dość oczywiste, gdy tak jak Cryan wyznawało się zasadę, że kobieta jest jak wino - im starsza, tym lepsza. Poznawał się na tym tylko prawdziwy koneser, bo przeciętny amator brał wszystko.
Dlatego też nie zdjął z niej koszuli, nie dobrał się do zapięcia spodni. Rzucił propozycję i czekał, spoglądając jej w oczy z nieznacznym uśmiechem.
- Tylko dlatego nie zostawiłaś mnie po pierwszej nocy, ani wtedy, ani teraz. - Zdążył mruknąć jej do ucha zanim ostatecznie zamknęła mu usta pocałunkiem. Może żałował trochę, że ich mały pojedynek nie potrwał dłużej, ale w obliczu tak rozpłomienionej kobiety to nie miało znaczenia.
Pociągnięty przez aurorkę, nie miał zamiaru się opierać. Gdy tylko zajęła miejsce na blacie, oparł się dłońmi po jej bokach, tuż obok jej pośladków i skradł jej kolejnego całusa. I jeszcze jednego. I kolejnego. A jednak... Coś nie dawało mu spokoju. Po którymś pocałunku z kolei pozostał nachylony, zatrzymując wargi koło jej ucha.
- Rozbierz się dla mnie - mruknął cicho. Podły? Bezwstydny? Jak jeszcze mogła go tego dnia nazwać? - Sama.
Zrywanie ubrań z kobiet było frapujące, oczywiście, jeszcze bardziej podniecające było jednak obserwować, jak wybranka czyni to sama. Powoli. Z lekkim rumieńcem zawstydzenia. Właśnie tego chciał. Ujrzeć Morwen w pełnej krasie, zdążyć nasycić się jej widokiem, zanim wszystko nagle się skończy. Chciał zobaczyć ją całą, z wszystkimi jej bliznami i niedoskonałościami, które w jego oczach niedoskonałościami nie były. Nie miał problemów z odmawianiem kobietom, skoro więc trzy lata temu rozpoczęli wspólną przygodę, aurorka już wtedy musiała być atrakcyjna. Upływający czas tylko dodawał jej uroku, co było dość oczywiste, gdy tak jak Cryan wyznawało się zasadę, że kobieta jest jak wino - im starsza, tym lepsza. Poznawał się na tym tylko prawdziwy koneser, bo przeciętny amator brał wszystko.
Dlatego też nie zdjął z niej koszuli, nie dobrał się do zapięcia spodni. Rzucił propozycję i czekał, spoglądając jej w oczy z nieznacznym uśmiechem.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
A więc jednak nie dane było jej jeszcze uzyskać to czego chciała. Gdy usłyszała jego propozycję wymruczaną prosto do jej ucha, przez chwilę milczała skonsternowana, wlepiając brązowe tęczówki przed siebie, w jakiś klips przyczepiony do lodówki. Miała się rozebrać? Irlandczyk zdecydowanie podniósł poprzeczkę jej gierek i zabaw, ale nie widziała żadnych przeciwwskazań, by w tym momencie definitywnie podziękować i sobie pójść.
Uśmiechnęła się pod nosem i stanowczo, ale delikatnie, odepchnęła od siebie Liama. Przed mężczyzną, sama, rozbierała się raz w życiu, dawno temu, nawet wcześniej nim poznała ten właśnie stojący przed nią przypadek. Ale nie pamiętała już jak jej wtedy poszło i czy się podobało. Choć skoro nie została wtedy wypchnięta rankiem z łóżka to chyba nie było tak źle? Uroczy uśmiech zastąpił ten uwodzicielski wyraz twarzy a fakt, że na zewnątrz zaczęło się ściemniać, co najwyżej dodawał całej sytuacji polotu i finezji. Przede wszystkim nadal utrzymywała kontakt wzrokowy z czarodziejem, chociaż nie wymagała od niego tego samego - skoro miała się rozebrać, to on miał sobie ochotę pewnie popatrzeć i nie broniła mu tego. Zgrabnym, aczkolwiek powolnym, żeby nie powiedzieć leniwym, ruchem zsunęła z siebie koszulę, pozwalając jej wolno opaść na ziemię a dłońmi, którymi wodziła po swoim ciele, dosięgnęła zapięcia stanika. Jedno przesunięcie spowodowało, że klamerka bez oporu rozpięła się, tym samym pozwalając piersiom wyjść na wolność, gdy tylko właścicielka biustonosza go z siebie zdjęła. Stanik mimo wcześniejszego planu, gdzie miał wylądować na ziemi, jakby nigdy nic znalazł się w rękach Liama, a Walijka nim przeszła do dalszej części swojego prowizorycznego występu rodem rasowej aktorki z filmów erotycznych zahaczyła ręką to tu, to tam, przygryzając przy tym subtelnie wargę. Zwyczajne, kuszące ruchy mówiące same za siebie. Posłała mu przy tym spojrzenie znaczące tyle co nieme pytanie czy o to mu chodziło, ale nie widząc większych sprzeciwów ze strony widza, rozpięła zamek od spodni i kocim ruchem zgięła się, zsuwając jeansy na ziemię. A później, jeśli myślał, że poda mu się na tacy, po raz kolejny był w błędzie. Odwróciła się tyłem, ocierając się zalotnie o tors Irlandczyka, a ręką musnęła jego policzek i po tym występku wróciła na swoje miejsce, dłonie zaciskając na krawędzi blatu.
- Sam... zębami - zakomenderowała mając na myśli swoje majtki. Przechyliła nieco głowę w bok, zgarniając jednym ruchem włosy z twarzy a później cierpliwie czekała na przejęcie inicjatywy. Skoro mieli się bawić, to postanowiła to wykorzystać.
Uśmiechnęła się pod nosem i stanowczo, ale delikatnie, odepchnęła od siebie Liama. Przed mężczyzną, sama, rozbierała się raz w życiu, dawno temu, nawet wcześniej nim poznała ten właśnie stojący przed nią przypadek. Ale nie pamiętała już jak jej wtedy poszło i czy się podobało. Choć skoro nie została wtedy wypchnięta rankiem z łóżka to chyba nie było tak źle? Uroczy uśmiech zastąpił ten uwodzicielski wyraz twarzy a fakt, że na zewnątrz zaczęło się ściemniać, co najwyżej dodawał całej sytuacji polotu i finezji. Przede wszystkim nadal utrzymywała kontakt wzrokowy z czarodziejem, chociaż nie wymagała od niego tego samego - skoro miała się rozebrać, to on miał sobie ochotę pewnie popatrzeć i nie broniła mu tego. Zgrabnym, aczkolwiek powolnym, żeby nie powiedzieć leniwym, ruchem zsunęła z siebie koszulę, pozwalając jej wolno opaść na ziemię a dłońmi, którymi wodziła po swoim ciele, dosięgnęła zapięcia stanika. Jedno przesunięcie spowodowało, że klamerka bez oporu rozpięła się, tym samym pozwalając piersiom wyjść na wolność, gdy tylko właścicielka biustonosza go z siebie zdjęła. Stanik mimo wcześniejszego planu, gdzie miał wylądować na ziemi, jakby nigdy nic znalazł się w rękach Liama, a Walijka nim przeszła do dalszej części swojego prowizorycznego występu rodem rasowej aktorki z filmów erotycznych zahaczyła ręką to tu, to tam, przygryzając przy tym subtelnie wargę. Zwyczajne, kuszące ruchy mówiące same za siebie. Posłała mu przy tym spojrzenie znaczące tyle co nieme pytanie czy o to mu chodziło, ale nie widząc większych sprzeciwów ze strony widza, rozpięła zamek od spodni i kocim ruchem zgięła się, zsuwając jeansy na ziemię. A później, jeśli myślał, że poda mu się na tacy, po raz kolejny był w błędzie. Odwróciła się tyłem, ocierając się zalotnie o tors Irlandczyka, a ręką musnęła jego policzek i po tym występku wróciła na swoje miejsce, dłonie zaciskając na krawędzi blatu.
- Sam... zębami - zakomenderowała mając na myśli swoje majtki. Przechyliła nieco głowę w bok, zgarniając jednym ruchem włosy z twarzy a później cierpliwie czekała na przejęcie inicjatywy. Skoro mieli się bawić, to postanowiła to wykorzystać.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Było na co popatrzeć, więc patrzył. Odepchnięty przez aurorkę, z uśmiechem satysfakcji odsunął się z powrotem pod szafkę, opierając o nią biodrami. Ukrycie tego, jak bardzo go ten mały występ kręcił, znajdowało się poza jego możliwościami - organizm wiedział swoje. Z błyskiem oku spoglądał, jak jako pierwsza odsłania ciało aurorki rozpięta wcześniej koszula. Zaraz po niej nadszedł czas na biustonosz, który ni z tego, ni z owego znalazł się w jego rękach. Roześmiał się cicho. Bielizna funkcjonariuszki może i była atrakcyjna, ale w tej chwili z pewnością nie tak, jak jej nagie ciało podane w najlepszej formie, jakiej mógł oczekiwać. Wygłodniałym spojrzeniem wodził za dłońmi kobiety, mrużąc oczy jak rasowy koneser. Jeśli do tej pory potrzebował przypomnienia, co właściwie sprawiło, że podczas delegacji panny Blodeuwedd pozwalał jej wychodzić z łóżka tylko wtedy, gdy było to niezbędne, to teraz zdecydowanie nie mógł już dłużej udawać, że nie pamiętał.
Gdy ciemnowłosa znalazła się tuż obok niego, uznał, że otrzymał to, czego chciał. W związku z tym obejmując ją jedną ręką w talii, zatrzymał ją przy sobie na chwilę, rozkoszując się samym jej zapachem. Kiedy natomiast to ona postawiła żądanie, uśmiechnął się tylko łobuzersko, nie mając już nic do dodania. Był usatysfakcjonowany.
Mimo tego - a może właśnie dlatego - wciąż mu się nie spieszyło. Owszem, zbliżył się do Walijki od razu po tym, gdy zajęła swe miejsce, jednakże zanim przystąpił do wyznaczonego mu zadania, wrócił do zasad koneserów. Poczuł zapach, teraz przyszedł czas na smak. Kolejne pocałunki naznaczały więc ciało aurorki. Szyja, obojczyk, piersi, dłonie, brzuch, uda. Składane leniwie, z czułością, bez gwałtowności, którą zwykł się charakteryzować. Nie chodziło dziś przecież o seks - przynajmniej nie przede wszystkim. Chodziło o to, by wreszcie przypomnieć sobie, za czym dokładnie się tęskniło i tęsknotę tę ukoić. Poprzedniej nocy tego nie zrobili, rzucili się na siebie jak dzicy. Teraz mogli nadrobić trzyletnie zaległości.
Wreszcie złapał w zęby delikatny sznureczek majtek ciemnowłosej i powoli, zsunął je z jej ciała, wreszcie otrzymując ją całą dla siebie. Oczywiście, delikatna bielizna zabiegu tego nie zdołała wytrzymać, pękając przy ostatnim szarpnięciu. Nie zwrócił na to uwagi, pozwalając jej opaść na podłogę. Potem zaś wyprostował się, obejmując swą nagą kobietę jedną ręką. Chcąc poczuć w pełni jej bliskość, przyciągnął ją ku brzegowi blatu zaborczym gestem, tak, by ich gorąca skóra zetknęła się niemal w całej swej powierzchni. To, że sam był nagi ledwie w połowie, jeszcze mu nie przeszkadzało.
Jedną dłonią wciąż obejmując kobietę w talii, drugą przesunął od kolana aż do pachwin. Opuszkami palców drażniąc delikatną skórę, przebiegł nimi po wnętrzu jej ud.
Ależ ten Londyn okazał się być rozpustnym miastem!
Gdy ciemnowłosa znalazła się tuż obok niego, uznał, że otrzymał to, czego chciał. W związku z tym obejmując ją jedną ręką w talii, zatrzymał ją przy sobie na chwilę, rozkoszując się samym jej zapachem. Kiedy natomiast to ona postawiła żądanie, uśmiechnął się tylko łobuzersko, nie mając już nic do dodania. Był usatysfakcjonowany.
Mimo tego - a może właśnie dlatego - wciąż mu się nie spieszyło. Owszem, zbliżył się do Walijki od razu po tym, gdy zajęła swe miejsce, jednakże zanim przystąpił do wyznaczonego mu zadania, wrócił do zasad koneserów. Poczuł zapach, teraz przyszedł czas na smak. Kolejne pocałunki naznaczały więc ciało aurorki. Szyja, obojczyk, piersi, dłonie, brzuch, uda. Składane leniwie, z czułością, bez gwałtowności, którą zwykł się charakteryzować. Nie chodziło dziś przecież o seks - przynajmniej nie przede wszystkim. Chodziło o to, by wreszcie przypomnieć sobie, za czym dokładnie się tęskniło i tęsknotę tę ukoić. Poprzedniej nocy tego nie zrobili, rzucili się na siebie jak dzicy. Teraz mogli nadrobić trzyletnie zaległości.
Wreszcie złapał w zęby delikatny sznureczek majtek ciemnowłosej i powoli, zsunął je z jej ciała, wreszcie otrzymując ją całą dla siebie. Oczywiście, delikatna bielizna zabiegu tego nie zdołała wytrzymać, pękając przy ostatnim szarpnięciu. Nie zwrócił na to uwagi, pozwalając jej opaść na podłogę. Potem zaś wyprostował się, obejmując swą nagą kobietę jedną ręką. Chcąc poczuć w pełni jej bliskość, przyciągnął ją ku brzegowi blatu zaborczym gestem, tak, by ich gorąca skóra zetknęła się niemal w całej swej powierzchni. To, że sam był nagi ledwie w połowie, jeszcze mu nie przeszkadzało.
Jedną dłonią wciąż obejmując kobietę w talii, drugą przesunął od kolana aż do pachwin. Opuszkami palców drażniąc delikatną skórę, przebiegł nimi po wnętrzu jej ud.
Ależ ten Londyn okazał się być rozpustnym miastem!
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Z uśmiechem satysfakcji przyjmowała do siebie wszystkie pieszczoty, nie odwzajemniając ich jak na razie. W końcu to on przed chwilą zachowywał się tak samo, gdy rzucił jej wyzwanie polegające na rozebraniu się bez jego pomocy. Gdy z kolei znalazł się w okolicy jej dolnej partii ciała z wyczuciem, ale i dozowaną stanowczością, pozbawiając jej majtek, zaśmiała się perliście. Tego jej brakowało. Chwilowego dreszczyku, w kwestiach łóżkowych, bo adrenalinę w innych kategoriach dostawała ostatnio codziennie. Teraz jednak nie interesowała się tym co się działo poza kuchnią, bo wyszłaby na kompletną ignorantkę. Chociaż... w pewnym momencie zastanawiała się czy nie wyswobodzić się z uścisku Irlandczyka i nie zniknąć w czeluściach swojej sypialni. Ot, żeby zrobić mu na złość i pozostawić go niezaspokojonego za karę, za podnoszenie jej dzisiaj ciśnienia. Szybko jednak wybiła sobie ten pomysł z głowy, a dokładniej wraz z przyjemnym podrażnieniem jej skóry po wewnętrznej stronie ud. Z kolei fakt, że to ona jako jedyna pozowała w stroju Ewy wcale jej się nie podobał. Zsunęła się więc z blatu, zgrabnie rozpinając zamek spodni Liama a gdy pozostał i bez nich i bez bielizny, w myślach oboje chyba doszli do wniosku, że nie ma po co przedłużać tej gierki.
Odnajdując wygodną pozycję, przylgnęła ciałem do swojego - jak to się określił kilka godzin wcześniej - kochanka, dłońmi wodząc po jego rozgrzanej skórze. Wbrew zabawie poprzedzającej punkt kulminacyjny, nigdzie im się nie śpieszyło. Obustronna korzyść była tutaj przede wszystkim na pierwszym miejscu. Właściwie będąc w Filii nie sądziła, że tak zakończy dzisiejszy dzień... kilka minut później aurorka mocno zacisnęła dłonie na ramionach Irlandczyka, przyciągając go do siebie a po wszystkim oparła się czołem o jego czoło, próbując uspokoić oddech.
- Nie jest z Tobą tak kiepsko - rzuciła pół żartem pół serio, w następnej kolejności schodząc z blatu. Pozbierała porozrzucane po podłodze ciuchy, zakładając je na siebie, co uczynił również i Cryan, a potem wróciła do salonu, opadając bezwiednie na kanapę...
- Sprowadzasz mnie na złą drogę, skarbie - zgarnęła włosy z twarzy, układając głowę na kolanie siedzącego obok mężczyzny.
Odnajdując wygodną pozycję, przylgnęła ciałem do swojego - jak to się określił kilka godzin wcześniej - kochanka, dłońmi wodząc po jego rozgrzanej skórze. Wbrew zabawie poprzedzającej punkt kulminacyjny, nigdzie im się nie śpieszyło. Obustronna korzyść była tutaj przede wszystkim na pierwszym miejscu. Właściwie będąc w Filii nie sądziła, że tak zakończy dzisiejszy dzień... kilka minut później aurorka mocno zacisnęła dłonie na ramionach Irlandczyka, przyciągając go do siebie a po wszystkim oparła się czołem o jego czoło, próbując uspokoić oddech.
- Nie jest z Tobą tak kiepsko - rzuciła pół żartem pół serio, w następnej kolejności schodząc z blatu. Pozbierała porozrzucane po podłodze ciuchy, zakładając je na siebie, co uczynił również i Cryan, a potem wróciła do salonu, opadając bezwiednie na kanapę...
- Sprowadzasz mnie na złą drogę, skarbie - zgarnęła włosy z twarzy, układając głowę na kolanie siedzącego obok mężczyzny.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
I on takiego akurat końca dnia nie przewidywał, co nie zmieniało faktu, że wcale mu taki epilog nie przeszkadzał. Biorąc pod uwagę, że za jakiś czas nie będą już w domu sami - zapewne owa Zoja nie zamierzała spędzić całych wakacji z daleka od matki - uznał wręcz, że wykazywali się ostatnio wspaniałą zdolnością zorganizowania sobie czasu w taki sposób, w jaki nie będą mogli sobie pozwolić, gdy za progiem pojawi się młodociana. Nie podejrzewał, by Morwen była tak samo frywolna i bezwstydna w jej towarzystwie, jak teraz.
Siedząc już na kanapie i stopniowo biorąc swój oddech w karby, mimowolnie gładził burzę ciemnych włosów aurorki, co i raz poświęcając nieco więcej uwagi pojedynczym kosmykom.
- Po prostu daję ci możliwość trochę pogrzeszyć, grzeczniutka szefowo. - Roześmiał się i pochylając się nad kobietą, skradł jej całusa, przy czym teraz był to zwykły pocałunek, nie ciągnący za sobą kolejnej dawki zabaw. Na ten wieczór chyba oboje mieli dość szaleństw.
Jednakże ciało kobiety wciąż wydawało mu się tak samo kuszące, jak przedtem, toteż z uśmiechem niewiniątka rozpiął jednak na powrót kilka guzików jej koszuli, muskając opuszkami palców jej nagi brzuch. Sam swej koszuli zapinać nawet nie próbował - biorąc pod uwagę, że zaraz i tak zapewne udadzą się do łóżka, byłoby to zwyczajnym marnotrawstwem czasu.
Bawiąc się w kreślenie wzorków palcem na jej skórze, czuł się błogo. Właściwie było mu tak dobrze, że najchętniej w ogóle by się stąd nie ruszał. Jedynie wizja jeszcze większych wygód w postaci profesjonalnego legowiska sprawiła, że zmusił się wreszcie do jakiejś aktywności. Nie dając Walijce zbyt wiele czasu na protest, już po chwili stał obok kanapy z kobietą przerzuconą przez ramię. Korzystając z tymczasowego jej unieszkodliwienia, pocałował ją w odsłonięty bok, będący akurat w jego zasięgu.
- Już po dobranocce, mała, zarządzam więc oficjalne zakończenie tego dnia. - Przytrzymując ją, by nie spadła, niespiesznie ruszył z nią na górę. Może i wieczór był jeszcze młody, ale on był zwyczajnie zmęczony. Nadmiar wisielców jednego dnia mimo wszystko mu nie sprzyjał.
Odstawił aurorkę dopiero w sypialni, gdzie ponownie zdjął z siebie koszulę, rzucając ją niedbale na swą torbę podróżną, której dotąd nie miał kiedy rozpakować. Co i raz zerkając na krzątającą się w pobliżu kobietę - choć tym razem powód, dla którego zdejmowała z siebie ciuchy był bardziej prozaiczny, widok był dla niego tak samo atrakcyjny, jak poprzednio - skoczył jeszcze pod szybki prysznic, by parę chwil później z rozkoszą rozciągnąć się na łóżku. Tłumiąc ziewnięcie, przygarnął do siebie funkcjonariuszkę, bez pytania układając dłoń na jej pośladku. Naprawdę wątpił, by miała coś przeciw. Zresztą, nawet gdyby rzeczywiście miała jakieś zastrzeżenia, to on i tak by ich nie usłyszał - wyczerpany kończącym się właśnie dniem, usnął już po kilku krótkich chwilach.
Siedząc już na kanapie i stopniowo biorąc swój oddech w karby, mimowolnie gładził burzę ciemnych włosów aurorki, co i raz poświęcając nieco więcej uwagi pojedynczym kosmykom.
- Po prostu daję ci możliwość trochę pogrzeszyć, grzeczniutka szefowo. - Roześmiał się i pochylając się nad kobietą, skradł jej całusa, przy czym teraz był to zwykły pocałunek, nie ciągnący za sobą kolejnej dawki zabaw. Na ten wieczór chyba oboje mieli dość szaleństw.
Jednakże ciało kobiety wciąż wydawało mu się tak samo kuszące, jak przedtem, toteż z uśmiechem niewiniątka rozpiął jednak na powrót kilka guzików jej koszuli, muskając opuszkami palców jej nagi brzuch. Sam swej koszuli zapinać nawet nie próbował - biorąc pod uwagę, że zaraz i tak zapewne udadzą się do łóżka, byłoby to zwyczajnym marnotrawstwem czasu.
Bawiąc się w kreślenie wzorków palcem na jej skórze, czuł się błogo. Właściwie było mu tak dobrze, że najchętniej w ogóle by się stąd nie ruszał. Jedynie wizja jeszcze większych wygód w postaci profesjonalnego legowiska sprawiła, że zmusił się wreszcie do jakiejś aktywności. Nie dając Walijce zbyt wiele czasu na protest, już po chwili stał obok kanapy z kobietą przerzuconą przez ramię. Korzystając z tymczasowego jej unieszkodliwienia, pocałował ją w odsłonięty bok, będący akurat w jego zasięgu.
- Już po dobranocce, mała, zarządzam więc oficjalne zakończenie tego dnia. - Przytrzymując ją, by nie spadła, niespiesznie ruszył z nią na górę. Może i wieczór był jeszcze młody, ale on był zwyczajnie zmęczony. Nadmiar wisielców jednego dnia mimo wszystko mu nie sprzyjał.
Odstawił aurorkę dopiero w sypialni, gdzie ponownie zdjął z siebie koszulę, rzucając ją niedbale na swą torbę podróżną, której dotąd nie miał kiedy rozpakować. Co i raz zerkając na krzątającą się w pobliżu kobietę - choć tym razem powód, dla którego zdejmowała z siebie ciuchy był bardziej prozaiczny, widok był dla niego tak samo atrakcyjny, jak poprzednio - skoczył jeszcze pod szybki prysznic, by parę chwil później z rozkoszą rozciągnąć się na łóżku. Tłumiąc ziewnięcie, przygarnął do siebie funkcjonariuszkę, bez pytania układając dłoń na jej pośladku. Naprawdę wątpił, by miała coś przeciw. Zresztą, nawet gdyby rzeczywiście miała jakieś zastrzeżenia, to on i tak by ich nie usłyszał - wyczerpany kończącym się właśnie dniem, usnął już po kilku krótkich chwilach.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Nie protestowała szczególnie, gdy przerzucił ją sobie przez ramię i powędrował do sypialni. Z jednej strony było to całkiem urocze, z drugiej jednak - czuła się jak kobieta jaskiniowa, którą jaskiniowiec zdzielił w łeb i za włosy przyciągnął sobie do domu-jaskini.
W sypialni pozrzucała z siebie ubranie, a właściwie spodnie i bluzkę, która i tak była do połowy rozpięta, po czym poszła wziąć szybki prysznic i kiedy oporządziła się do końca, opadła na łóżko z błogim uśmiechem. Wtulona w Irlandczyka jeszcze odnalazła resztki sił, by mu trochę podokuczać, wodząc swoimi dłońmi po pewnych partiach jego ciała, lecz gdy i to zajęcie okazało się męczące, zasnęła.
Rankiem obudziła się jako pierwsza, ale nie popędzana nigdzie nie wychodziła z łóżka przez kilka minut. Właściwie to gdyby mogła, leżałaby tak cały dzień, gdyby nie to, że przypomniała sobie o czwartku. Czwartek. Minister. Powiodła więc leniwie wzrokiem na kalendarz wiszący nad biurkiem, po czym z głośnym westchnieniem szturchnęła Liama w bok.
- Musimy wstawać, dzisiaj podobno chcą zabić ministra - pocałowała go w policzek i następnie wstała [...] Kiedy obydwoje byli gotowi do wyjścia, zamknęła dom i ruszyła wraz ze swoim kochankiem spacerowym krokiem w bliżej nieokreślonym kierunku.
W sypialni pozrzucała z siebie ubranie, a właściwie spodnie i bluzkę, która i tak była do połowy rozpięta, po czym poszła wziąć szybki prysznic i kiedy oporządziła się do końca, opadła na łóżko z błogim uśmiechem. Wtulona w Irlandczyka jeszcze odnalazła resztki sił, by mu trochę podokuczać, wodząc swoimi dłońmi po pewnych partiach jego ciała, lecz gdy i to zajęcie okazało się męczące, zasnęła.
Rankiem obudziła się jako pierwsza, ale nie popędzana nigdzie nie wychodziła z łóżka przez kilka minut. Właściwie to gdyby mogła, leżałaby tak cały dzień, gdyby nie to, że przypomniała sobie o czwartku. Czwartek. Minister. Powiodła więc leniwie wzrokiem na kalendarz wiszący nad biurkiem, po czym z głośnym westchnieniem szturchnęła Liama w bok.
- Musimy wstawać, dzisiaj podobno chcą zabić ministra - pocałowała go w policzek i następnie wstała [...] Kiedy obydwoje byli gotowi do wyjścia, zamknęła dom i ruszyła wraz ze swoim kochankiem spacerowym krokiem w bliżej nieokreślonym kierunku.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Po opuszczeniu kamienicy i niefortunnym spotkaniu z archiwistą Ministerstwa do domu wpadł tylko na chwilę potrzebną do zmiany ubrań. Blodeuwedd już nie zastał, choć w danym momencie ani go to nie uradowało, ani unieszczęśliwiło. Nie unikał jej, ale też nie pragnął wtedy jej towarzystwa. Chciał się zwyczajnie szybko przebrać i wpaść do Filii - dopiero teraz, gdy całe zamieszanie związane z Ministrem nieco przycichło, miał czas zapoznać się dokładnie z nowym miejscem pracy. I właśnie na tym minął mu cały dzień - na zwiedzaniu, poznawaniu przesympatycznej kobieciny zarządzającej kantyną pracowniczką i sporadycznych rozmowach z wracającymi ze swych zmian aurorami. Morwen nie widział nawet z daleka.
Teraz natomiast, wracając wreszcie do domu, wiedział, że ją spotka. Już opuszczając Filię zorientował się, że aurorka opuściła miejsce pracy i zgodnie z wszelkim prawdopodobieństwem, udała się właśnie do swego azylu. Z tego, co wiedział, była raczej typem domatorki niż kobiety miastowej - przynajmniej teraz, bo trzy lata temu wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Wchodząc do salonu, w każdym razie, nie zdziwił się jej widokiem. Nie miał też jednak przygotowanej żadnych barwnych opowieści, które to miałyby wyjaśnić jego nocną nieobecność, choć pewnie powinien zawczasu taką ułożyć. Domyślając się, że nie wymknęli się z Aną z klubu niezauważeni, mógł być niemal pewnym, że Blodeuwedd już wie o ich wieczornym spotkaniu. O nocy wiedzieć pewnie nie wiedziała, natomiast... Wszyscy dobrze wiemy, jakie są kobiety, prawda?
Mimo tego bez pośpiechu wkroczył do salonu, uśmiechnął się lekko na powitanie, pomaszerował do kuchni, by zaparzyć herbatę - bez większego zastanowienia wyjął dwa kubki - i dopiero wtedy, pozostawiając wodę gotującą się bez magicznego wspomagania, wrócił do pomieszczenia, siadając na kanapie obok aurorki z cichym westchnieniem.
- Cześć, mała. - Pochylając się ku kobiecie, pocałował ją lekko w policzek. Był zwyczajnie zmęczony, stąd brak większego entuzjazmu.
Teraz natomiast, wracając wreszcie do domu, wiedział, że ją spotka. Już opuszczając Filię zorientował się, że aurorka opuściła miejsce pracy i zgodnie z wszelkim prawdopodobieństwem, udała się właśnie do swego azylu. Z tego, co wiedział, była raczej typem domatorki niż kobiety miastowej - przynajmniej teraz, bo trzy lata temu wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Wchodząc do salonu, w każdym razie, nie zdziwił się jej widokiem. Nie miał też jednak przygotowanej żadnych barwnych opowieści, które to miałyby wyjaśnić jego nocną nieobecność, choć pewnie powinien zawczasu taką ułożyć. Domyślając się, że nie wymknęli się z Aną z klubu niezauważeni, mógł być niemal pewnym, że Blodeuwedd już wie o ich wieczornym spotkaniu. O nocy wiedzieć pewnie nie wiedziała, natomiast... Wszyscy dobrze wiemy, jakie są kobiety, prawda?
Mimo tego bez pośpiechu wkroczył do salonu, uśmiechnął się lekko na powitanie, pomaszerował do kuchni, by zaparzyć herbatę - bez większego zastanowienia wyjął dwa kubki - i dopiero wtedy, pozostawiając wodę gotującą się bez magicznego wspomagania, wrócił do pomieszczenia, siadając na kanapie obok aurorki z cichym westchnieniem.
- Cześć, mała. - Pochylając się ku kobiecie, pocałował ją lekko w policzek. Był zwyczajnie zmęczony, stąd brak większego entuzjazmu.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Po powrocie z Walii właściwie nie miała czasu na jakieś większe ogarnianie swojej szanownej osoby, a tym bardziej na jakiekolwiek rozmowy ze swoimi domownikami. Na drugi dzień od razu poszła do pracy by skontrolować stan Filii a w efekcie wróciła do domu z pokaźną stertą papierów. Jakby tego było mało – zupełnie przypadkiem dowiedziała się o całkiem ciekawym zajściu z Liamem i jej praktykantką w rolach głównych. Właściwie to nie tyle o zajściu co o sytuacji, podczas której upili się razem w barze, opuszczając go również we dwoje w środku nocy. Nie była pewna co między nimi zaszło, ale jak to ona dopowiedziała sobie swoje, będąc święcie przekonana, że ma rację. Jeśli ktoś myślał, że dzięki temu zacznie ciskać piorunami z oczu, organizować krucjaty czy coś podobnego to grubo się pomylił. Walijka przyjęła tę nowinkę z niebezpiecznie spokojnym uśmiechem na ustach.
Wróciła do domu prawdopodobnie jako pierwsza, po czym bez namysłu wzięła długą kąpiel a następnie ubrała na siebie fikuśną bieliznę, wobec której raczej żaden pan nie pozostałby obojętny. Wilgotne włosy zmierzwiła ręcznikiem, zakręcając je na wałki, wklepała w ciało balsam nawilżający skórę i zrobiła delikatny, aczkolwiek podkreślający oko i usta makijaż, na koniec spryskując się przyjemnymi dla nosa perfumami. Kilka minut później wysuszyła włosy, loki roztrzepując nieco palcami a gdy ułożyła je w lekki nieład, zerknęła w lustro i w takim stroju zeszła na dół. W jednej dłoni trzymała obcisłą czerwono-czarną sukienkę z suwakiem na całą długość z przodu, z kolei w drugiej szpilki ''dziesiątki'' oraz kopertówkę. Sukienkę powiesiła na szafie, zrobiła sobie drinka i usiadła na kanapie, zaglądając w dokumenty. Do wyjścia miała jeszcze trochę czasu, jednak ona takim zabiegiem chciała sprowokować swojego współlokatora, a że Zoji akurat nie było w domu nie widziała żadnych przeszkód ku paradowaniu prawie nago. Zresztą, była kobietą, która siedziała cicho – siedziała cicho i obmyślała plan okrutnej zemsty.
Miała prawie dwa tygodnie na zdystansowanie się do świata i przemyślenie kilku spraw, kwestia jej i Cryan'a była z pewnością jedną z nich, w ostatecznym rozrachunku zaakceptowała to, że nie byli parą i mogli robić co im się podoba. Ot, byli raczej jak friends with benefits, co niekoniecznie jej odpowiadało. Problem tkwił w tym, że raczej każda kobieta na jej miejscu poczułaby się urażona faktem, że ktoś z kim sypia okazjonalnie wybrał sobie najzwyczajniej w świecie młodszą dziewczynę. Tak czy inaczej gdy Liam pojawił się w pokoju nie zwróciła na niego uwagi, nawet wtedy gdy się z nią przywitał, z zupełnie nieudawaną grobową miną przeglądając papiery.
Po dłuższej chwili jednak wstała, narzucając na siebie ubranie, a po założeniu szpilek podeszła do Irlandczyka, dłoń wsuwając delikatnie w jego włosy.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś – wymruczała mu do ucha z rozbrajająco uroczym uśmiechem, wargami musnęła jego szyję, odciskając na niej czerwoną szminkę a następnie jakby nigdy nic skierowała się do wyjścia z domu. Wprawdzie miała jeszcze dużo czasu, jednak była ciekawa jego reakcji i tego co teraz zrobi. Mógł ją złapać a równie dobrze mógł nie podejmować żadnej rozmowy, co było równoznaczne z tym, że nie interesowało go dla kogo się tak wystroiła.
Wróciła do domu prawdopodobnie jako pierwsza, po czym bez namysłu wzięła długą kąpiel a następnie ubrała na siebie fikuśną bieliznę, wobec której raczej żaden pan nie pozostałby obojętny. Wilgotne włosy zmierzwiła ręcznikiem, zakręcając je na wałki, wklepała w ciało balsam nawilżający skórę i zrobiła delikatny, aczkolwiek podkreślający oko i usta makijaż, na koniec spryskując się przyjemnymi dla nosa perfumami. Kilka minut później wysuszyła włosy, loki roztrzepując nieco palcami a gdy ułożyła je w lekki nieład, zerknęła w lustro i w takim stroju zeszła na dół. W jednej dłoni trzymała obcisłą czerwono-czarną sukienkę z suwakiem na całą długość z przodu, z kolei w drugiej szpilki ''dziesiątki'' oraz kopertówkę. Sukienkę powiesiła na szafie, zrobiła sobie drinka i usiadła na kanapie, zaglądając w dokumenty. Do wyjścia miała jeszcze trochę czasu, jednak ona takim zabiegiem chciała sprowokować swojego współlokatora, a że Zoji akurat nie było w domu nie widziała żadnych przeszkód ku paradowaniu prawie nago. Zresztą, była kobietą, która siedziała cicho – siedziała cicho i obmyślała plan okrutnej zemsty.
Miała prawie dwa tygodnie na zdystansowanie się do świata i przemyślenie kilku spraw, kwestia jej i Cryan'a była z pewnością jedną z nich, w ostatecznym rozrachunku zaakceptowała to, że nie byli parą i mogli robić co im się podoba. Ot, byli raczej jak friends with benefits, co niekoniecznie jej odpowiadało. Problem tkwił w tym, że raczej każda kobieta na jej miejscu poczułaby się urażona faktem, że ktoś z kim sypia okazjonalnie wybrał sobie najzwyczajniej w świecie młodszą dziewczynę. Tak czy inaczej gdy Liam pojawił się w pokoju nie zwróciła na niego uwagi, nawet wtedy gdy się z nią przywitał, z zupełnie nieudawaną grobową miną przeglądając papiery.
Po dłuższej chwili jednak wstała, narzucając na siebie ubranie, a po założeniu szpilek podeszła do Irlandczyka, dłoń wsuwając delikatnie w jego włosy.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś – wymruczała mu do ucha z rozbrajająco uroczym uśmiechem, wargami musnęła jego szyję, odciskając na niej czerwoną szminkę a następnie jakby nigdy nic skierowała się do wyjścia z domu. Wprawdzie miała jeszcze dużo czasu, jednak była ciekawa jego reakcji i tego co teraz zrobi. Mógł ją złapać a równie dobrze mógł nie podejmować żadnej rozmowy, co było równoznaczne z tym, że nie interesowało go dla kogo się tak wystroiła.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
To, że na kanapie siedziała niemal nago, nie zdziwiło go zbyt mocno. W końcu była u siebie w domu, sama, mogła robić, co jej się żywnie podobało. Nieco niepokojącym zjawiskiem był fakt, że widok kobiety w takim stanie nijak go nie rozbudził - to jednak, tak jak brak fajerwerków w powitaniu, dało się wytłumaczyć zmęczeniem. Niezależnie jednak, jak był wyczerpany, w pewnym momencie poczynania aurorki musiały go zaniepokoić. I zaniepokoiły.
Bez słowa obserwował, jak jeszcze przez parę chwil przegląda papiery, nie racząc nawet odwzajemnić skromnego całusa, po czym ni z tego, ni z owego wstaje się i ubiera. Ale jak się ubiera! Robiła to w ten konkretny sposób, na który trudno było pozostać obojętnym. Jeszcze gorzej zaś było, gdy miało się świadomość, że kobieta nie stroi się tak dla niego - czego był niemal pewien. Zwyczajnie nie miał złudzeń - gdyby zamierzała pozostać w domu, z nim, nie ubrałaby się tak.
Gdy zbliżyła się do niego, zmarszczył lekko brwi, w naturalnym odruchu sięgając jednak ku jej talii. Wciągnął głęboko zapach jej perfum, troszeczkę się nim narkotyzując i... Odetchnął powoli. Spodziewał się, że coś wie, a coś sobie dopowiada, natomiast oczekiwał raczej efektownej kłótni, nie czegoś takiego.
- Morwen? - Gdy ruszyła ku drzwiom, pomimo zmęczenia podniósł się z kanapy. Czuł się urażony. Trochę. I zazdrosny. Z każdą chwilą bardziej. Nie był głupi, wiedział, że to prawdopodobnie jej celowy zabieg - zakładając, że wersja snutych przez nią domysłów nie odbiega zasadniczo od faktycznego przebiegu ostatniej nocy, był tego niemal pewien - mimo tego nie umiał zachować się inaczej. Może to znak, że jednak mu zależało?
Ruszył za nią, by dogonić ją zanim opuści mieszkanie.
- Nie, żebym zamierzał zmuszać cię do przesiadywania w domu, ale... - W jego oczach pojawił się drapieżny błysk. Błysk samca alfa, który w powietrzu wyczuwał swąd rywala. Oczywistym było przecież, że Blodeuwedd nie ubrała się tak dla innej kobiety. - Może zechciałabyś powiedzieć mi, gdzie się wybierasz? Żebym się nie martwił, rozumiesz. - Starał się zachować choć odrobinę godności i nonszalanckiego tonu. To, że ledwie poprzedniego dnia sam nie raczył kobiety poinformować, gdzie się wybiera i gdzie spędzi noc, najwyraźniej wyparowało mu teraz z głowy.
Bez słowa obserwował, jak jeszcze przez parę chwil przegląda papiery, nie racząc nawet odwzajemnić skromnego całusa, po czym ni z tego, ni z owego wstaje się i ubiera. Ale jak się ubiera! Robiła to w ten konkretny sposób, na który trudno było pozostać obojętnym. Jeszcze gorzej zaś było, gdy miało się świadomość, że kobieta nie stroi się tak dla niego - czego był niemal pewien. Zwyczajnie nie miał złudzeń - gdyby zamierzała pozostać w domu, z nim, nie ubrałaby się tak.
Gdy zbliżyła się do niego, zmarszczył lekko brwi, w naturalnym odruchu sięgając jednak ku jej talii. Wciągnął głęboko zapach jej perfum, troszeczkę się nim narkotyzując i... Odetchnął powoli. Spodziewał się, że coś wie, a coś sobie dopowiada, natomiast oczekiwał raczej efektownej kłótni, nie czegoś takiego.
- Morwen? - Gdy ruszyła ku drzwiom, pomimo zmęczenia podniósł się z kanapy. Czuł się urażony. Trochę. I zazdrosny. Z każdą chwilą bardziej. Nie był głupi, wiedział, że to prawdopodobnie jej celowy zabieg - zakładając, że wersja snutych przez nią domysłów nie odbiega zasadniczo od faktycznego przebiegu ostatniej nocy, był tego niemal pewien - mimo tego nie umiał zachować się inaczej. Może to znak, że jednak mu zależało?
Ruszył za nią, by dogonić ją zanim opuści mieszkanie.
- Nie, żebym zamierzał zmuszać cię do przesiadywania w domu, ale... - W jego oczach pojawił się drapieżny błysk. Błysk samca alfa, który w powietrzu wyczuwał swąd rywala. Oczywistym było przecież, że Blodeuwedd nie ubrała się tak dla innej kobiety. - Może zechciałabyś powiedzieć mi, gdzie się wybierasz? Żebym się nie martwił, rozumiesz. - Starał się zachować choć odrobinę godności i nonszalanckiego tonu. To, że ledwie poprzedniego dnia sam nie raczył kobiety poinformować, gdzie się wybiera i gdzie spędzi noc, najwyraźniej wyparowało mu teraz z głowy.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Gdy usłyszała swoje imię nie zareagowała tylko szła przed siebie, zatrzymując się obok wieszaka na kurtki. Pod stertą różnych szmatek odszukała swoją, skórzaną, zarzucając ją sobie na ramiona. Pogoda uległa pogorszeniu a zakładając, że podczas nocnego powrotu do domu lub nocnych wojaży będzie jeszcze chłodniej, wolała dmuchać na zimne, niż później leżeć zakatarzona w łóżku pod stertą wysmarkanych chusteczek. Zgarnęła ruchem rąk włosy spod kurtki, które teraz kaskadami opadły na jej plecy, a sama Walijka zwróciła się w stronę stojącego obok Liama. Połowa sukcesu za nią - wiedziała to już kilka sekund temu, gdy wołał ją z salonu, jednak jej wyraz twarzy nie zmienił się ani odrobinę. Wciąż był ten sam - opanowany i niewzruszony, bez zbędnych uśmiechów czy grymasów. Udawała, że nic się nie dzieje. Właściwie to nie miała ochoty na kłótnię czy zbędną wymianę zdań, po prostu wkraczała na wyższy poziom kobiecych zagrywek.
- Ach - westchnęła. - Wychodzę, nie musisz się martwić, jestem dużą dziewczynką, która całkiem nieźle sobie radzi - uśmiechnęła się dopiero teraz, dość lekko, mierząc wzrokiem Irlandczyka.
- Zrobiłam wczoraj zakupy, jeślibyś zgłodniał albo jeśliby wróciła Zoja - dodała, chwytając za klamkę od drzwi.
- Ach - westchnęła. - Wychodzę, nie musisz się martwić, jestem dużą dziewczynką, która całkiem nieźle sobie radzi - uśmiechnęła się dopiero teraz, dość lekko, mierząc wzrokiem Irlandczyka.
- Zrobiłam wczoraj zakupy, jeślibyś zgłodniał albo jeśliby wróciła Zoja - dodała, chwytając za klamkę od drzwi.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
O tym, że Morwen kobietą potrafiła być wyrachowaną, wiedział już wcześniej. Gdyby nie była, gdyby nie stanowiła wyzwania, trzy lata temu nie traciłby na nią czasu. Wtedy przecież tak właśnie to widział - gdy dziewczyna nie wymagała podchodów, nie uważał jej za okazję wartą uwagi. Z Blodeuwedd było inaczej, co mu się podobało. Teraz jednak okazywało się, że to, co na co dzień dodawało pikanterii ich związkowi-nie-związkowi, tego dnia było zwyczajnie irytujące. Sam Liam zaś odkrył w sobie cechy psa ogrodnika - gdy to on zachowywał się w ten sposób, nie widział w tym problemu, natomiast gdy aurorka postanowiła się najwyraźniej odegrać, przyjmując jego punkt widzenia, bardzo mu to nie pasowało.
Spoglądał w ponurym milczeniu, jak się ubiera, gdy jednak jej dłoń spoczęła na klamce, nakrył ją swoją i zmusił Morwen do cofnięcia swego ruchu przynajmniej na chwilę. Zapierając się dłonią na drzwiach, spojrzał na kobietę podejrzliwie. Doskonale wiedział, że zachowuje się jak rasowy szczeniak, nie zmieniało to jednak faktu, że w obecnej sytuacji wszystkie psychologiczne zabiegi, jakie znał, nie mogły mu pomóc.
- Cholera, nie pogrywaj sobie ze mną - burknął, dumę chowając do kieszeni. Przyszło mu to o tyle łatwiej, że nagle nad jego niewinnością pojawił się malutki znak zapytania. Znak, który umieścił tam sam swoim zachowaniem. To, że nie mógł, zwyczajnie nie potrafił spokojnie patrzeć, jak aurorka się stroi dla kogoś innego, o czymś świadczył. Nie trzeba było być znawcą ludzkiego ducha by wiedzieć, że tam, gdzie jest zazdrość, w jakiejkolwiek swej odsłonie, tam muszą być też pewne... zobowiązania. Bo nie zazdrości się, gdy jest się obojętnym. Zazdrości się wtedy, gdy nam zależy. Musiało mu więc zależeć, najwyraźniej bardziej, niż dotąd podejrzewał. Jeśli rzeczywiście tak było, to jego niewinność się chwiała. Ba! Pojawiał się nawet cichutki szept, jak mantrę powtarzający jedno kłujące jak szpilka słówko. Zdrada. Tego jednak póki co nie analizował.
Spoglądał w ponurym milczeniu, jak się ubiera, gdy jednak jej dłoń spoczęła na klamce, nakrył ją swoją i zmusił Morwen do cofnięcia swego ruchu przynajmniej na chwilę. Zapierając się dłonią na drzwiach, spojrzał na kobietę podejrzliwie. Doskonale wiedział, że zachowuje się jak rasowy szczeniak, nie zmieniało to jednak faktu, że w obecnej sytuacji wszystkie psychologiczne zabiegi, jakie znał, nie mogły mu pomóc.
- Cholera, nie pogrywaj sobie ze mną - burknął, dumę chowając do kieszeni. Przyszło mu to o tyle łatwiej, że nagle nad jego niewinnością pojawił się malutki znak zapytania. Znak, który umieścił tam sam swoim zachowaniem. To, że nie mógł, zwyczajnie nie potrafił spokojnie patrzeć, jak aurorka się stroi dla kogoś innego, o czymś świadczył. Nie trzeba było być znawcą ludzkiego ducha by wiedzieć, że tam, gdzie jest zazdrość, w jakiejkolwiek swej odsłonie, tam muszą być też pewne... zobowiązania. Bo nie zazdrości się, gdy jest się obojętnym. Zazdrości się wtedy, gdy nam zależy. Musiało mu więc zależeć, najwyraźniej bardziej, niż dotąd podejrzewał. Jeśli rzeczywiście tak było, to jego niewinność się chwiała. Ba! Pojawiał się nawet cichutki szept, jak mantrę powtarzający jedno kłujące jak szpilka słówko. Zdrada. Tego jednak póki co nie analizował.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Nacisnęła na klamkę, gdy jednak Liam złapał ją dłonią, odruchowo zamknęła drzwi z powrotem spoglądając na niego pytająco... z kolei kiedy wypowiedział coś na kształt prośby (a może groźby?) uśmiechnęła się niewinnie, równie niewinnie trzepocząc pomalowanymi długimi i wywiniętymi rzęsami.
- Pogrywam? - wymruczała pod nosem. - O czym Ty mówisz? - spytała spokojnie, wysuwając rękę spod jego dłoni, a potem skrzyżowała ręce na piersiach, wlepiając w niego brązowe tęczówki.
- W nic nie pogrywam, Liam - stwierdziła po chwili, opierając się plecami o ścianę, którą miała za sobą. Oczywiście udawanie głupiej przychodziło jej z łatwością, więc nie dała po sobie po znać, że rzeczywiście coś wie i teraz jej zachowanie jest najzwyczajniej z premedytacją. Z drugiej strony nie wiedziała ile uda jej się być opanowaną. Po ustach Walijki wciąż błąkał się niewinny, ale też idealnie udawany zaskoczenie, grymas.
- Pogrywam? - wymruczała pod nosem. - O czym Ty mówisz? - spytała spokojnie, wysuwając rękę spod jego dłoni, a potem skrzyżowała ręce na piersiach, wlepiając w niego brązowe tęczówki.
- W nic nie pogrywam, Liam - stwierdziła po chwili, opierając się plecami o ścianę, którą miała za sobą. Oczywiście udawanie głupiej przychodziło jej z łatwością, więc nie dała po sobie po znać, że rzeczywiście coś wie i teraz jej zachowanie jest najzwyczajniej z premedytacją. Z drugiej strony nie wiedziała ile uda jej się być opanowaną. Po ustach Walijki wciąż błąkał się niewinny, ale też idealnie udawany zaskoczenie, grymas.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Cryan był człowiekiem dość prostym w obsłudze. Gdy czegoś chciał - brał to sobie. Gdy coś szło nie po jego myśli - irytował się. Dochodziła również jego podatność na kobiece zagrywki. Biorąc pod uwagę ów brak skomplikowania, tym bardziej sam siebie zaskoczył, plącząc się we własnych myślach. Z jednej strony - Blodeuwedd nie była mu obojętna. Wcześniej może nie było tego widać, ale teraz już tak. W tym momencie był jak chłopiec, któremu chcą odebrać ulubioną zabawkę. To może niezbyt trafne porównanie w odniesieniu do drugiego człowieka, najlepiej jednak oddaje stan Irlandczyka. Była jednak i druga strona - ta, która coraz bardziej domagała się wypuszczenia aurorki i zwalczenia w sobie zazdrości. Sam przecież uparcie trzymał się tego, że nie są w związku. Będąc mocno przywiązanym do niezależności, używał tego jako argumentu potwierdzającego, że do wolności ma prawo. Skoro jednak tak mocno trwał w swym poglądzie, dlaczego tak trudno przychodziło mu danie Morwen tego samego? Tej samej wolności, którą on czerpał całymi garściami, choć w przypadku Any - nie całkiem świadomie?
- Jasne. - Prychnął, krzywiąc się. Zachowywanie się po gówniarsku nie było mu na rękę, ale nie potrafił się ogarnąć. Jakby stracił rozum, choć tym razem zupełnie na trzeźwo. - Już ci ktoś doniósł, tak? I co to ma być? Kara? - Był wyraźnie poirytowany i nawet nie próbował zgrywać głupiego. Wiedział, co było źródłem jej zachowania, był tego niemal pewien. Nie zamierzał niczego się wypierać - ani tego, co zrobił, ani tego, co kiedyś powiedział. Nie byli w związku. Przespał się z Aną. Był zazdrosny o Blodeuwedd. Wyobrażał sobie dokładnie to samo, co wyobrażać mogła sobie Morwen w odniesieniu do poprzedniej nocy. W swoim własnym zachowaniu do niedawna nie widział nic złego, a jednak drażniła go wizja podobnych wydarzeń, w których tym razem główną rolę odegrać miała Walijka.
Cholernie dużo sprzeczności, co?
- Jasne. - Prychnął, krzywiąc się. Zachowywanie się po gówniarsku nie było mu na rękę, ale nie potrafił się ogarnąć. Jakby stracił rozum, choć tym razem zupełnie na trzeźwo. - Już ci ktoś doniósł, tak? I co to ma być? Kara? - Był wyraźnie poirytowany i nawet nie próbował zgrywać głupiego. Wiedział, co było źródłem jej zachowania, był tego niemal pewien. Nie zamierzał niczego się wypierać - ani tego, co zrobił, ani tego, co kiedyś powiedział. Nie byli w związku. Przespał się z Aną. Był zazdrosny o Blodeuwedd. Wyobrażał sobie dokładnie to samo, co wyobrażać mogła sobie Morwen w odniesieniu do poprzedniej nocy. W swoim własnym zachowaniu do niedawna nie widział nic złego, a jednak drażniła go wizja podobnych wydarzeń, w których tym razem główną rolę odegrać miała Walijka.
Cholernie dużo sprzeczności, co?
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Jej pozornie niewinny i zaskoczony grymas prysł, ustępując miejsca na powrót opanowanej minie. Wpatrywała się w Liama a w jej oczach pojawiły się dwie iskierki rozbawienia. Właściwie nadal mogła udawać, że nie ma bladego pojęcia o co chodzi, ale nie chciała. Skoro sam się przyznał, że coś zrobił...
- Jak co to ma być? Wychodzę na miasto, chyba jeszcze mam prawo do upicia się i wyrywania facetów na imprezie? - pokręciła głową posyłając mu spojrzenie typu "och, przestań głuptasku!", po czym nie chcąc go bardziej denerwować, dodała:
- Kara? Kochanie, nie wygłupiaj się, że w ten sposób bym Cię miała karać za to co zrobiłeś - mruknęła, przestępując z nogi na nogę. Mimo tego, że miała szpilki i tak nadal była nieco niższa od Irlandczyka. - Zresztą, rób co chcesz. Jesteś wolnym człowiekiem, ja też, nie jesteśmy w związku, czyż nie? Tylko sypiamy ze sobą okazjonalnie - wzruszyła ramionami, zbliżając się nieznacznie do Cryana. To, że stała od niego niecałe dwa centymetry było zupełnie osobną kwestią.
- Czy może się mylę? - spytała zupełnie normalnie, aniżeli retorycznie. - Wyjaśnij mi w takim razie, bo chyba się pogubiłam. Wrzuciłam na luz, rozumiejąc nasz układ a Ty wyskakujesz mi tutaj o jakieś karze... - uśmiechnęła się półgębkiem, a kolejnym punktem tej "kary" było to, że przesunęła dłonią po jego torsie, ostatecznie wsadzając ją do tylnej kieszeni jego spodni, gdzie zacisnęła ją na jego pośladku. Swoje uczucia zepchnęła na drugi plan, uznając, że skoro nikt się z nimi nie liczył do tej pory, tak teraz się to nie zmieni. Nie oczekiwała żadnych wyznań i składania przysięgi, żadnego wyznawania miłości, chociaż zapewne to zbiłoby ją z pantałyku.
- Jak co to ma być? Wychodzę na miasto, chyba jeszcze mam prawo do upicia się i wyrywania facetów na imprezie? - pokręciła głową posyłając mu spojrzenie typu "och, przestań głuptasku!", po czym nie chcąc go bardziej denerwować, dodała:
- Kara? Kochanie, nie wygłupiaj się, że w ten sposób bym Cię miała karać za to co zrobiłeś - mruknęła, przestępując z nogi na nogę. Mimo tego, że miała szpilki i tak nadal była nieco niższa od Irlandczyka. - Zresztą, rób co chcesz. Jesteś wolnym człowiekiem, ja też, nie jesteśmy w związku, czyż nie? Tylko sypiamy ze sobą okazjonalnie - wzruszyła ramionami, zbliżając się nieznacznie do Cryana. To, że stała od niego niecałe dwa centymetry było zupełnie osobną kwestią.
- Czy może się mylę? - spytała zupełnie normalnie, aniżeli retorycznie. - Wyjaśnij mi w takim razie, bo chyba się pogubiłam. Wrzuciłam na luz, rozumiejąc nasz układ a Ty wyskakujesz mi tutaj o jakieś karze... - uśmiechnęła się półgębkiem, a kolejnym punktem tej "kary" było to, że przesunęła dłonią po jego torsie, ostatecznie wsadzając ją do tylnej kieszeni jego spodni, gdzie zacisnęła ją na jego pośladku. Swoje uczucia zepchnęła na drugi plan, uznając, że skoro nikt się z nimi nie liczył do tej pory, tak teraz się to nie zmieni. Nie oczekiwała żadnych wyznań i składania przysięgi, żadnego wyznawania miłości, chociaż zapewne to zbiłoby ją z pantałyku.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Wyraźnie zaplątał się w zeznaniach. Wszystko przez to, że chyba nie dojrzał jeszcze do odpowiedzialnych decyzji. Chciał mieć ciasto i zjeść ciastko, a by przekonać się, że to tak nie działa, potrzebował czasu. Póki co nie było więc mowy o żadnych wyznaniach i deklaracjach. Nie zamierzał działać pod wpływem chwili, a potem żałować kilku słów, których konsekwencji nie był gotów ponieść. Choć więc słuchał słów Blodeuwedd z rosnącą irytacją, odetchnął powoli, wreszcie puszczając drzwi. Uśmiechnął się półgębkiem, choć Merlin raczył wiedzieć, ile go to kosztowało.
- Baw się dobrze. - Pochylając się ku niej, skradł jej krótkiego całusa, po czym cofnął się trzy kroki w kierunku salonu, jednocześnie zdecydowanie zabierając jej rękę z jego ciała. Znów miał emocje na wodzy, przynajmniej pozornie. Było tak, jakby faktycznie przyznał Morwen rację - w końcu sam określił zasady ich relacji, nie powinien więc teraz ich podważać.
Te trzy słowa były jego jedyną odpowiedzią. Nie próbował nic wyjaśniać, tłumaczyć, analizować. Nie przyznał też wprost masz rację, choć w pewnym sensie tak właśnie można było odebrać to, co powiedział. Nie dodał jednak nic ponad to. Oparł się o framugę drzwi i spoglądał na kobietę z nieznacznym uśmiechem, kryjącym pod sobą skrajnie odmienne emocje. Generalnie jednak zdawał się akceptować tę sytuację. Początkowo trochę się zagalopowując, teraz nie miał nic do dodania. Baw się dobrze.
Woda na herbatę wreszcie się zagotowała a czajnik zaczął gwizdać przeciągle.
- Baw się dobrze. - Pochylając się ku niej, skradł jej krótkiego całusa, po czym cofnął się trzy kroki w kierunku salonu, jednocześnie zdecydowanie zabierając jej rękę z jego ciała. Znów miał emocje na wodzy, przynajmniej pozornie. Było tak, jakby faktycznie przyznał Morwen rację - w końcu sam określił zasady ich relacji, nie powinien więc teraz ich podważać.
Te trzy słowa były jego jedyną odpowiedzią. Nie próbował nic wyjaśniać, tłumaczyć, analizować. Nie przyznał też wprost masz rację, choć w pewnym sensie tak właśnie można było odebrać to, co powiedział. Nie dodał jednak nic ponad to. Oparł się o framugę drzwi i spoglądał na kobietę z nieznacznym uśmiechem, kryjącym pod sobą skrajnie odmienne emocje. Generalnie jednak zdawał się akceptować tę sytuację. Początkowo trochę się zagalopowując, teraz nie miał nic do dodania. Baw się dobrze.
Woda na herbatę wreszcie się zagotowała a czajnik zaczął gwizdać przeciągle.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Zmrużyła oczy spoglądając na Liama z zaintrygowaniem. Podjął jej grę czy i on obrał taktykę zdenerwowania jej? Tak czy inaczej uśmiechnęła się szeroko.
- Z pewnością będę - stwierdziła krótko, po czym wyszła z domu. Jeśli sądził, że będzie rwać włosy z głowy, płakać i rzucać fochami albo się drzeć wniebogłosy to się mylił. Nie miała nawet najmniejszego zamiaru się płaszczyć przed facetem. Jeśli kiedyś by była do tego skłonna, tak kilka dni w domu rodzinnym, w kompletnie innym otoczeniu, spowodowało, że wróciło jej stare podejście.
Kilka godzin później wróciła do domu w stanie dość nietrzeźwym, ale na pewno ze świetnym humorem. Nie zważając na otoczenie po drodze do salonu zrzuciła z siebie kurtkę, torebkę cisnęła w kąt a potem wylądowała brzuchem na kanapie, wtulając się w poduszkę.
- Z pewnością będę - stwierdziła krótko, po czym wyszła z domu. Jeśli sądził, że będzie rwać włosy z głowy, płakać i rzucać fochami albo się drzeć wniebogłosy to się mylił. Nie miała nawet najmniejszego zamiaru się płaszczyć przed facetem. Jeśli kiedyś by była do tego skłonna, tak kilka dni w domu rodzinnym, w kompletnie innym otoczeniu, spowodowało, że wróciło jej stare podejście.
Kilka godzin później wróciła do domu w stanie dość nietrzeźwym, ale na pewno ze świetnym humorem. Nie zważając na otoczenie po drodze do salonu zrzuciła z siebie kurtkę, torebkę cisnęła w kąt a potem wylądowała brzuchem na kanapie, wtulając się w poduszkę.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Z westchnieniem spoglądał, jak wychodzi, gdy zaś drzwi się za nią zamknęły, spoglądał na nie jeszcze chwilę. Miała prawo dobrze się bawić. Miała prawo brać do łóżka, kogo chce. Dlaczego nie umiał tego uznać, skoro sam z podobnej wolności z chęcią korzystał?
Pod jej nieobecność bynajmniej jednak nie siedział i nie roztrząsał całej sytuacji. Wypił herbatę, a zaraz po niej kolejną - tę, która miała być dla Blodeuwedd - by się nie zmarnowała. Potem, korzystając ze świętego spokoju, wyjął glocka i, rozkładając go, dokładnie wyczyścił, nadrabiając tym samym ostatnie zaległości w tej czynności. Kiedy zaś aurorka na powrót pojawiła się w domu, broń spoczywała z powrotem w schowanej w szufladzie kaburze, sam Irlandczyk zaś siedział w jadalni przed mugolskim netbookiem, szperając w serwisach informacyjnych. Brak wzmianek o zajściu z dzisiejszego ranka świadczył o tym, że wciąż traktowano to jako rutynowy przypadek - mężczyzna w średnim wieku ofiarą ataku serca. Bardzo dobrze.
Gdy drzwi zamknęły się z trzaskiem, uniósł głowę, w milczeniu spoglądając na wyjątkowo nietrzeźwą Walijkę.
- I jak? - zapytał beztrosko, znów wbijając spojrzenie w ekran urządzenia. Przewijając kolejną stronę z lokalnymi newsami, zdziwił się, jak łatwo przyszło mu teraz zdusić zazdrość w zarodku. - Dobrze się bawiłaś?
Odrywając się na chwilę od komputera, wychylił się z krzesła i sięgnął po stojącą na pobliskim parapecie butelkę wody. Odkręcając ją, upił łyk, spoglądając z umiarkowanym zainteresowaniem na prowadzącą obecnie zabory kanapy aurorkę.
Pod jej nieobecność bynajmniej jednak nie siedział i nie roztrząsał całej sytuacji. Wypił herbatę, a zaraz po niej kolejną - tę, która miała być dla Blodeuwedd - by się nie zmarnowała. Potem, korzystając ze świętego spokoju, wyjął glocka i, rozkładając go, dokładnie wyczyścił, nadrabiając tym samym ostatnie zaległości w tej czynności. Kiedy zaś aurorka na powrót pojawiła się w domu, broń spoczywała z powrotem w schowanej w szufladzie kaburze, sam Irlandczyk zaś siedział w jadalni przed mugolskim netbookiem, szperając w serwisach informacyjnych. Brak wzmianek o zajściu z dzisiejszego ranka świadczył o tym, że wciąż traktowano to jako rutynowy przypadek - mężczyzna w średnim wieku ofiarą ataku serca. Bardzo dobrze.
Gdy drzwi zamknęły się z trzaskiem, uniósł głowę, w milczeniu spoglądając na wyjątkowo nietrzeźwą Walijkę.
- I jak? - zapytał beztrosko, znów wbijając spojrzenie w ekran urządzenia. Przewijając kolejną stronę z lokalnymi newsami, zdziwił się, jak łatwo przyszło mu teraz zdusić zazdrość w zarodku. - Dobrze się bawiłaś?
Odrywając się na chwilę od komputera, wychylił się z krzesła i sięgnął po stojącą na pobliskim parapecie butelkę wody. Odkręcając ją, upił łyk, spoglądając z umiarkowanym zainteresowaniem na prowadzącą obecnie zabory kanapy aurorkę.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Pomimo nietrzeźwości i tego, że kręcił jej się świat a ręce oraz nogi miała jak z waty, miała dobry humor. Kompletnie zapomniała o wcześniejszej rozmowie z Liamem, szczerze mówiąc to zapomniała nawet o jego istnieniu i rzeczywiście bawiła się znakomicie.
Tymczasem leżała plackiem na kanapie, próbując zasnąć, choć wirujące obrazy w głowie jej to utrudniały. Później z kolei do jej uszu doszło pytanie Cryana, a ona prychnęła.
- Zajebiście - odparła, podnosząc się do góry. Oczywiście okazało się to kiepskim pomysłem, bo po kilku krokach poległa na ziemi, śmiejąc się w opór. Zdjęła buty z nóg rzucając nimi w stronę przedpokoju, po czym podniosła się z ziemi rozpinając suwak sukienki do połowy. Ze spokojem tybetańskiego mnicha zaczęła przeszukiwać szafki w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych i butelki wody niegazowanej, na rano, obecność mężczyzny ignorując. Choć alkohol pobudził w niej chęć na seks, jednak mrowienie w podbrzuszu udawało jej się stłumić przez szum wódki.
Tymczasem leżała plackiem na kanapie, próbując zasnąć, choć wirujące obrazy w głowie jej to utrudniały. Później z kolei do jej uszu doszło pytanie Cryana, a ona prychnęła.
- Zajebiście - odparła, podnosząc się do góry. Oczywiście okazało się to kiepskim pomysłem, bo po kilku krokach poległa na ziemi, śmiejąc się w opór. Zdjęła buty z nóg rzucając nimi w stronę przedpokoju, po czym podniosła się z ziemi rozpinając suwak sukienki do połowy. Ze spokojem tybetańskiego mnicha zaczęła przeszukiwać szafki w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych i butelki wody niegazowanej, na rano, obecność mężczyzny ignorując. Choć alkohol pobudził w niej chęć na seks, jednak mrowienie w podbrzuszu udawało jej się stłumić przez szum wódki.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Nie raczył się ruszyć, żeby jej pomóc. Nie czuł się tresowanym pieskiem, toteż nie zamierzał przybiegać do aurorki w każdej chwili, gdy mogła go potrzebować. Zresztą, teraz radziła sobie świetnie. Prawie. Z pewnością wystarczająco, by dowlec się do łóżka i nie zabić po drodze. Jedynym gestem miłosierdzia z jego strony było zakręcenie butelki z wodą i przesunięcie jej po stole w kierunku kobiety. Nawet i to dało się jednak wytłumaczyć czystą kalkulacją - otwarcie kolejnej, gdy ta była jeszcze w trzech czwartych pełna, byłoby zwyczajnym marnotrawstwem.
- To dobrze - rzucił automatycznie, tym razem nie musząc udawać, że od czegokolwiek się powstrzymuje. W tym momencie po prostu faktycznie mało się Blodeuwedd interesował. Zabawiła się - dobrze. Poprawił jej się humor - świetnie. Rano będzie rzygać - cóż, taka cena przyjemnie spędzonego wieczoru.
Nawet do połowy rozpięta sukienka nie pociągnęła za sobą żadnych zmian w jego zachowaniu. Podczas nieobecności Morwen poświęcił się innym sprawom, które teraz po ludzku go pochłonęły. Przeskakiwał przez kolejne strony informacyjne, jego myśli szybko jednak powędrowały gdzie indziej. Adrienne. To właśnie ona sprawiała, że teraz niemal nie zauważał uchlanej niemal w trupa aurorki. Jego siostra. Wiedział, co do niego czuje już od bardzo, bardzo dawna. Wcześniej nie widział w tym nic złego - chyba tak naprawdę jej nie rozumiał. Potem to się zmieniło. Już wiedział. Wszystko pojmował. Nie potrafił jednak zakończyć sprawy z odpowiednią stanowczością. Może dlatego, że bardzo ją kochał. Bardziej, niż społeczeństwo gotowe było zrozumieć.
Nieobecnym spojrzeniem wodził po linijkach tekstu kolejnego serwisu informacyjnego, nie wiedząc, co czyta. Łapiąc się na kolejnym poświęcaniu się temu samemu zdaniu, odetchnął powoli, przecierając twarz. Powinien się przespać, nie był jednak pewien, czy ma dziś ochotę na towarzystwo Blodeuwedd. Jej obecność niewątpliwie zmusiłaby go do myślenia. A on chciał się tylko wyspać.
- To dobrze - rzucił automatycznie, tym razem nie musząc udawać, że od czegokolwiek się powstrzymuje. W tym momencie po prostu faktycznie mało się Blodeuwedd interesował. Zabawiła się - dobrze. Poprawił jej się humor - świetnie. Rano będzie rzygać - cóż, taka cena przyjemnie spędzonego wieczoru.
Nawet do połowy rozpięta sukienka nie pociągnęła za sobą żadnych zmian w jego zachowaniu. Podczas nieobecności Morwen poświęcił się innym sprawom, które teraz po ludzku go pochłonęły. Przeskakiwał przez kolejne strony informacyjne, jego myśli szybko jednak powędrowały gdzie indziej. Adrienne. To właśnie ona sprawiała, że teraz niemal nie zauważał uchlanej niemal w trupa aurorki. Jego siostra. Wiedział, co do niego czuje już od bardzo, bardzo dawna. Wcześniej nie widział w tym nic złego - chyba tak naprawdę jej nie rozumiał. Potem to się zmieniło. Już wiedział. Wszystko pojmował. Nie potrafił jednak zakończyć sprawy z odpowiednią stanowczością. Może dlatego, że bardzo ją kochał. Bardziej, niż społeczeństwo gotowe było zrozumieć.
Nieobecnym spojrzeniem wodził po linijkach tekstu kolejnego serwisu informacyjnego, nie wiedząc, co czyta. Łapiąc się na kolejnym poświęcaniu się temu samemu zdaniu, odetchnął powoli, przecierając twarz. Powinien się przespać, nie był jednak pewien, czy ma dziś ochotę na towarzystwo Blodeuwedd. Jej obecność niewątpliwie zmusiłaby go do myślenia. A on chciał się tylko wyspać.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Z cichym "aha!" dorwała opakowanie z tabletkami przeciwbólowymi, po czym chwyciła butelkę z wodą, spoglądając nieufnie na Liama. Albo miała złudne wrażenie albo mężczyzna naprawdę ją miał w tym momencie w nosie, o ile nie całkiem, ale skwitowała to tylko mimowolnym wzruszeniem ramion. Usiadła na stole, odkręciła butelkę z wodą i napiła się, odwracając na moment spojrzenie. Jakby tego było mało ni stąd ni zowąd wypaliła:
- Pobawiłeś się mną, co? - szybko pożałowała swoich słów. Wydawało jej się, że właśnie wsadziła kij w mrowisko, którym dodatkowo zaczęła drążyć w nim dziurę. Z drugiej strony rozmowa z pijaną Morwen miała ten plus, że rozmawiając na takie tematy była spokojna i rozbrajająco szczera.
- Zresztą, mniejsza o to - machnęła ręką, zeskoczyła ze stołu i rozpięła sukienkę do końca ściągając ją z siebie. Materiał odrzuciła na kanapę, rzuciła ostatnie spojrzenie na Liama a potem niezgrabnie odszukując swoją kopertówkę, dobyła paczkę papierosów i zapalniczkę. Następnie podeszła do drzwi balkonowych, otworzyła je i wyszła na zewnątrz. To, że była w samych majtkach i staniku nie robiło jej różnicy. Odpaliła papierosa, opierając się plecami o ścianę. Nie była pewna jak się ustosunkować do sytuacji sprzed chwili oraz kilku godzin - całkiem możliwym była wersja, że skłamała przed własnym sumieniem, bo całkiem możliwym było, że tak naprawdę czuła coś więcej do Irlandczyka. Coś, czego nie powinna czuć.
- Pobawiłeś się mną, co? - szybko pożałowała swoich słów. Wydawało jej się, że właśnie wsadziła kij w mrowisko, którym dodatkowo zaczęła drążyć w nim dziurę. Z drugiej strony rozmowa z pijaną Morwen miała ten plus, że rozmawiając na takie tematy była spokojna i rozbrajająco szczera.
- Zresztą, mniejsza o to - machnęła ręką, zeskoczyła ze stołu i rozpięła sukienkę do końca ściągając ją z siebie. Materiał odrzuciła na kanapę, rzuciła ostatnie spojrzenie na Liama a potem niezgrabnie odszukując swoją kopertówkę, dobyła paczkę papierosów i zapalniczkę. Następnie podeszła do drzwi balkonowych, otworzyła je i wyszła na zewnątrz. To, że była w samych majtkach i staniku nie robiło jej różnicy. Odpaliła papierosa, opierając się plecami o ścianę. Nie była pewna jak się ustosunkować do sytuacji sprzed chwili oraz kilku godzin - całkiem możliwym była wersja, że skłamała przed własnym sumieniem, bo całkiem możliwym było, że tak naprawdę czuła coś więcej do Irlandczyka. Coś, czego nie powinna czuć.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Słysząc jej pytanie, wyjrzał na kobietę zza ekranu netbooka. Nie odpowiedział jednak, nadal w milczeniu spoglądał natomiast jak rozbiera się niemal do naga i wychodzi na taras. Potem znów wrócił do tego, co robił. Wrócił do przeglądania serwisów - lokalnych i tych ogólnokrajowych - kiedy zaś to skończył, poświęcił jeszcze chwilę na przejrzenie korespondencji mailowej. Będąc zaznajomionym z mugolską techniką w niemal każdym jej aspekcie, korzystał z tego sposobu, by utrzymywać kontakty ze swymi nie-czarodziejskimi znajomymi pozostałymi w Irlandii Północnej.
Dopiero, gdy to wszystko zostało zrobione, zamknął netbooka i dołączył do Walijki na tarasie. Wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, również zapalił, opierając się o ścianę obok kobiety.
- Rzeczywiście, pobawiłem się - odpowiedział spokojnie. Nie spoglądał jednak na aurorkę, natomiast częściowo nieobecnym spojrzeniem wodził po ogrodzie. - Trzy lata temu i teraz.
Nie był gotów na wiążące deklaracje, ale był kobiecie winien trochę szczerości.
- Moim zdaniem na tym właśnie miało to polegać. - Zaciągnął się powoli, przytrzymując przez chwilę dym w płucach. - Sądziłem, że na to się zgodziliśmy. Oboje. Najwyraźniej jednak coś się zmieniło.
Milcząc przez chwilę, nagle roześmiał się cicho.
- Niezbyt nam idzie to dogadywanie się, co? - Uśmiechnął się z gorzkim rozbawieniem. - Może dla tego, że sam jeszcze nie wiem, czego chcę. - Odetchnął cicho. - Jestem jednak pewien, że nie chcę się tobą dzielić, nie chcę cię... stracić? - To nie było dobre słowo, bo przecież jeszcze Blodeuwedd tak naprawdę nie miał. Nie w tym sensie, w jakim mógłby ją stracić. Wiedział jednak, że aurorka będzie wiedziała, o co mu chodzi. Kobiety zazwyczaj takie rzeczy rozumiały znacznie lepiej.
Dopiero, gdy to wszystko zostało zrobione, zamknął netbooka i dołączył do Walijki na tarasie. Wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, również zapalił, opierając się o ścianę obok kobiety.
- Rzeczywiście, pobawiłem się - odpowiedział spokojnie. Nie spoglądał jednak na aurorkę, natomiast częściowo nieobecnym spojrzeniem wodził po ogrodzie. - Trzy lata temu i teraz.
Nie był gotów na wiążące deklaracje, ale był kobiecie winien trochę szczerości.
- Moim zdaniem na tym właśnie miało to polegać. - Zaciągnął się powoli, przytrzymując przez chwilę dym w płucach. - Sądziłem, że na to się zgodziliśmy. Oboje. Najwyraźniej jednak coś się zmieniło.
Milcząc przez chwilę, nagle roześmiał się cicho.
- Niezbyt nam idzie to dogadywanie się, co? - Uśmiechnął się z gorzkim rozbawieniem. - Może dla tego, że sam jeszcze nie wiem, czego chcę. - Odetchnął cicho. - Jestem jednak pewien, że nie chcę się tobą dzielić, nie chcę cię... stracić? - To nie było dobre słowo, bo przecież jeszcze Blodeuwedd tak naprawdę nie miał. Nie w tym sensie, w jakim mógłby ją stracić. Wiedział jednak, że aurorka będzie wiedziała, o co mu chodzi. Kobiety zazwyczaj takie rzeczy rozumiały znacznie lepiej.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Dopaliła papierosa a gdy Liam pojawił się obok niej, spojrzała na niego kątem oka. Jego odpowiedź, no cóż, przyprawiła ją o nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej a zaraz po tym prychnęła cicho pod nosem. Przyjęła jego słowa do wiadomości, jednak końcowa wypowiedź wcale jej nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie, posłała mu wyjątkowo mordercze spojrzenie, choć w jej tonie nie było ani grama agresywności. Sam spokój i opanowanie, co w jej przypadku było wyjątkowo rzadko spotykane. No tak, była impulsywna, ale była mu wdzięczna za szczerość.
- Dzięki Cryan, stokrotne dzięki - dopaliła papierosa, wyrzucając jego resztkę do popielniczki (czytaj: doniczki, która kiedyś należała do jakiegoś kwiatka), po czym oparła się plecami o chropowatą ścianę, krzyżując ręce pod stanikiem.
- To zabawne, skoro poczułam do Ciebie coś więcej, coś czego nie powinnam czuć - uśmiechnęła się słabo, co w panującym mroku było raczej ledwo zauważalne. Gdy na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, wzniosła błagalnie oczy ku niebu. Plan na następne pięć minut? Bezpiecznie dotrzeć do łóżka i usnąć.
- Ale skoro nie wiesz czego chcesz to ta rozmowa nie ma sensu... nic nie ma sensu - odepchnęła się biodrami od ściany, popychając drzwi wyjściowe.
- Dzięki Cryan, stokrotne dzięki - dopaliła papierosa, wyrzucając jego resztkę do popielniczki (czytaj: doniczki, która kiedyś należała do jakiegoś kwiatka), po czym oparła się plecami o chropowatą ścianę, krzyżując ręce pod stanikiem.
- To zabawne, skoro poczułam do Ciebie coś więcej, coś czego nie powinnam czuć - uśmiechnęła się słabo, co w panującym mroku było raczej ledwo zauważalne. Gdy na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, wzniosła błagalnie oczy ku niebu. Plan na następne pięć minut? Bezpiecznie dotrzeć do łóżka i usnąć.
- Ale skoro nie wiesz czego chcesz to ta rozmowa nie ma sensu... nic nie ma sensu - odepchnęła się biodrami od ściany, popychając drzwi wyjściowe.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Jego krótki monolog nie miał być sympatyczny, pełen miłości i pięknych wizji na przyszłość. Miał być szczery, przynajmniej ten jeden raz. Nawet, jeśli przez to w jakiś sposób miał zranić Blodeuwedd. Po prostu chciał w końcu powiedzieć, co sądził, skoro najwyraźniej nie było to jasne.
- Może. - Gdy skończyła, milczał przez chwilę. Odzywając się ponownie, był tak samo spokojny, jak przedtem. - Może nie ma. - Dopalając papierosa, zgasił go na parapecie, wrzucając potem do doniczki służącej za popielniczkę. - Wydaje ci się to takie proste, prawda? - Zmrużył oczy, wciąż na nią nie patrząc. - Jeden człowiek, drugi człowiek, seks, miłość, rodzina. Wszystko takie łatwe. Jedno słowo, by od romansu przejść do związku, od związku do narzeczeństwa, od narzeczeństwa do rodziny z dwójką dzieci. Jednego dnia zasypiam obok znajomej, kolejnego - budzę się u boku kobiety, którą kocham. - Prychnął cicho. - To tak nie wygląda. To zwyczajnie nie jest tak.
Odepchnął się lekko od ściany, zbliżając się do kobiety nim ta zdążyła wejść do salonu. Zatrzymując się tuż za jej plecami, pochylił głowę, by musnąć ustami jej ucho.
- Nie jestem rycerzem z bajki. Nigdy nie byłem i nigdy nie będę. - Uśmiechnął się pod nosem ze zmęczeniem. - Ale z jakiegoś powodu wciąż jestem gotów dać w mordę każdemu, kto cię skrzywdzi.
Wszedł do mieszkania zaraz za nią i za nią też podążył do sypialni. Tam jednak zabrał tylko czyste ciuchy i kilka niezbędnych rzeczy, które wrzucił niedbale do torby.
- Prześpię się dzisiaj... gdzieś. W hotelu. - Wzruszył lekko ramionami, zatrzymując się przed kobietą. Ujął w dłoń jej podbródek, zmuszając do uniesienia głowy i spojrzenia mu w oczy. - Tak będzie lepiej. Dziś każde z nas... A, zresztą. Dobrze wiesz. - Z pewnością wiedziała. Potrzebowali czasu, by pomyśleć. Albo tylko on potrzebował.
Pocałował ją czule, choć krótko. Potem cofnął się i po kolejnej chwili ociągania się, zbiegł z sypialni na dół, by za moment iść już niespiesznie chodnikiem Regen Street przez dzielnicę mieszkalną.
- Może. - Gdy skończyła, milczał przez chwilę. Odzywając się ponownie, był tak samo spokojny, jak przedtem. - Może nie ma. - Dopalając papierosa, zgasił go na parapecie, wrzucając potem do doniczki służącej za popielniczkę. - Wydaje ci się to takie proste, prawda? - Zmrużył oczy, wciąż na nią nie patrząc. - Jeden człowiek, drugi człowiek, seks, miłość, rodzina. Wszystko takie łatwe. Jedno słowo, by od romansu przejść do związku, od związku do narzeczeństwa, od narzeczeństwa do rodziny z dwójką dzieci. Jednego dnia zasypiam obok znajomej, kolejnego - budzę się u boku kobiety, którą kocham. - Prychnął cicho. - To tak nie wygląda. To zwyczajnie nie jest tak.
Odepchnął się lekko od ściany, zbliżając się do kobiety nim ta zdążyła wejść do salonu. Zatrzymując się tuż za jej plecami, pochylił głowę, by musnąć ustami jej ucho.
- Nie jestem rycerzem z bajki. Nigdy nie byłem i nigdy nie będę. - Uśmiechnął się pod nosem ze zmęczeniem. - Ale z jakiegoś powodu wciąż jestem gotów dać w mordę każdemu, kto cię skrzywdzi.
Wszedł do mieszkania zaraz za nią i za nią też podążył do sypialni. Tam jednak zabrał tylko czyste ciuchy i kilka niezbędnych rzeczy, które wrzucił niedbale do torby.
- Prześpię się dzisiaj... gdzieś. W hotelu. - Wzruszył lekko ramionami, zatrzymując się przed kobietą. Ujął w dłoń jej podbródek, zmuszając do uniesienia głowy i spojrzenia mu w oczy. - Tak będzie lepiej. Dziś każde z nas... A, zresztą. Dobrze wiesz. - Z pewnością wiedziała. Potrzebowali czasu, by pomyśleć. Albo tylko on potrzebował.
Pocałował ją czule, choć krótko. Potem cofnął się i po kolejnej chwili ociągania się, zbiegł z sypialni na dół, by za moment iść już niespiesznie chodnikiem Regen Street przez dzielnicę mieszkalną.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
To był bardzo dziwny pierwszy miesiąc wakacji. Kiedy wróciła od koleżanki, po spędzonej nocy na wzgórzu w Hogsmeade, od razu spakowała swoje rzeczy i ruszyła w drogę powrotną do Londynu. Zostawiła im oczywiście kolejną wiadomość - obok tej, która rzekomo miała wzbudzić ich zainteresowanie, gdyby się okazało, że nie ma jej przez całą noc. Pociąg na szczęście dalej kursował na peron 9 i 3/4, tylko nie prowadził do szkoły, a zatrzymywał się wcześniej przy Świńskim Łbie. Blondynka miała dość wrażeń, potrzebowała koniecznie coś zjeść i się wyspać we własnym domu. Dlatego pozwoliła sobie na chwilę rozpusty i zamówiła taksówkę na Regen Street.
Użyła swoich kluczy, żeby dostać się do środka. W przedpokoju zostawiła plecak podróżny i sandałki, a sama od razu ruszyła w stronę kuchni.
- Wody, wody, wody... - zajęczała cicho, nie chcąc jednak obudzić pani domu (jeżeli ta w ogóle tutaj była). Nie zwróciła uwagi, czy są jej rzeczy w wejściu. Ostatnio bardzo często się mijały z Morwen w przejściu i jedynymi zdaniami, które do siebie kierowały to były formy grzecznościowe i zaniepokojone słowa opiekunki "Uważaj na siebie".
Blondynka wyciągnęła z lodówki butelkę niegazowanej wody i odkręciła ją, nie zamykając jeszcze kopalni dobrodziejstwa. Ktoś tu był niedawno na zakupach... Uśmiechnęła się do siebie. Zmiana planów, najpierw śniadanie, a potem sen. Na kuchennym blacie pojawiła się jakaś wędlina, ogórki, rzodkiewka, sałata i ser żółty. To wszystko wpakowała do bułki, którą kupiła po drodze w piekarni. Tak, w tej której pracowała, ale wzięła ostatnio trochę wolnego. Z taką kanapką, sokiem pomarańczowym, do którego jeszcze udało jej się dobrać, wzięła tackę i przeniosła się na kanapę w części salonu. Uwielbiała jeść w pozycji półleżącej, zamiast sztywnego siedzenia przy jadalnianym stole.
Z kieszeni jeansowych szortów, w których była, wyciągnęła telefon komórkowy. Dostała go od Blodeuwedd'owej w zeszłe święta. Był to jeden z lepszych modeli zeszłego sezonu, który można było dostać w okazjonalnym pakiecie. Połączyła się z internetem, żeby sprawdzić wiadomości lokalne. Szukała zatajonych, magicznych informacji na temat tych ostatnich ataków, nad którymi pracowała Walijka.
No i tak sobie siedziała... jedząc i pijąc powoli.
Użyła swoich kluczy, żeby dostać się do środka. W przedpokoju zostawiła plecak podróżny i sandałki, a sama od razu ruszyła w stronę kuchni.
- Wody, wody, wody... - zajęczała cicho, nie chcąc jednak obudzić pani domu (jeżeli ta w ogóle tutaj była). Nie zwróciła uwagi, czy są jej rzeczy w wejściu. Ostatnio bardzo często się mijały z Morwen w przejściu i jedynymi zdaniami, które do siebie kierowały to były formy grzecznościowe i zaniepokojone słowa opiekunki "Uważaj na siebie".
Blondynka wyciągnęła z lodówki butelkę niegazowanej wody i odkręciła ją, nie zamykając jeszcze kopalni dobrodziejstwa. Ktoś tu był niedawno na zakupach... Uśmiechnęła się do siebie. Zmiana planów, najpierw śniadanie, a potem sen. Na kuchennym blacie pojawiła się jakaś wędlina, ogórki, rzodkiewka, sałata i ser żółty. To wszystko wpakowała do bułki, którą kupiła po drodze w piekarni. Tak, w tej której pracowała, ale wzięła ostatnio trochę wolnego. Z taką kanapką, sokiem pomarańczowym, do którego jeszcze udało jej się dobrać, wzięła tackę i przeniosła się na kanapę w części salonu. Uwielbiała jeść w pozycji półleżącej, zamiast sztywnego siedzenia przy jadalnianym stole.
Z kieszeni jeansowych szortów, w których była, wyciągnęła telefon komórkowy. Dostała go od Blodeuwedd'owej w zeszłe święta. Był to jeden z lepszych modeli zeszłego sezonu, który można było dostać w okazjonalnym pakiecie. Połączyła się z internetem, żeby sprawdzić wiadomości lokalne. Szukała zatajonych, magicznych informacji na temat tych ostatnich ataków, nad którymi pracowała Walijka.
No i tak sobie siedziała... jedząc i pijąc powoli.
Re: Salon - kuchnia - jadalnia
Liam spał dalej, ale ona obudziła się dość wcześnie, jednak zważywszy na wolny od pracy dzień, nie miała zamiaru zrywać się z łóżka skoro świt. Dopiero gdy zegarek pokazał godzinę dziesiątą z hakiem postanowiła wstać i zrobić coś pożytecznego w domu, z cichą nadzieją, że będzie mogła dzisiaj porozmawiać z Zoją. W zasadzie to musiały porozmawiać, bo ich ostatnia normalna rozmowa odbyła się przed końcem roku szkolnego, jeśli jej pamięć nie myliła.
Wzięła szybki prysznic, nasmarowała się balsamem, zmierzwiła ręcznikiem wilgotne włosy, wklepując w nie odrobinę odżywki, po czym ubrała się w krótkie spodenki i luźną koszulkę, kierując się po schodach na dół, do kuchni. Względny spokój panujący w dolnej części mieszkania spowodował, że westchnęła rozgoryczona tracąc nadzieję na spotkanie swojej podopiecznej, kiedy jednak przy robieniu kawy przed oczami mignęła jej czupryna młodej Bułgarki, od razu uśmiechnęła się szeroko. W spokoju dokończyła to co zaczęła, po czym skierowała się do salonu i nachyliwszy się nad dziewczyną, cmoknęła ją w skroń.
- Nie jada się w takiej pozycji - stwierdziła wesoło aniżeli pouczająco na powitanie, siadając w fotelu naprzeciwko kanapy. Zamoczyła wargi w ciepłym napoju, ruchem głowy wskazując na telefon.
- Dzieje się coś ciekawego w świecie? - wbrew pozorom czarownica doskonale wiedziała do czego służy telefon komórkowy, jakie miał zastosowania i że najlepszą metodą na naprawianie tego badziewia była metoda rosyjska, czyli rzucenie o ścianę. Znajomość mugolskiej techniki była bardzo przydatna i nawet jeśli miała czystą czarodziejską krew, tak nie wychowywała się tylko wśród osób ze swojego świata. - W ogóle co u Ciebie, kochanie? Dawno nie rozmawiałyśmy... - posłała jej przepraszające spojrzenie, zdając sobie sprawę, że to głównie z powodu jej pracy i nie tylko tak się stało.
/Liam będzie wieczorem, więc możemy popisać a on później tutaj odpisze, jeśli chcesz
Wzięła szybki prysznic, nasmarowała się balsamem, zmierzwiła ręcznikiem wilgotne włosy, wklepując w nie odrobinę odżywki, po czym ubrała się w krótkie spodenki i luźną koszulkę, kierując się po schodach na dół, do kuchni. Względny spokój panujący w dolnej części mieszkania spowodował, że westchnęła rozgoryczona tracąc nadzieję na spotkanie swojej podopiecznej, kiedy jednak przy robieniu kawy przed oczami mignęła jej czupryna młodej Bułgarki, od razu uśmiechnęła się szeroko. W spokoju dokończyła to co zaczęła, po czym skierowała się do salonu i nachyliwszy się nad dziewczyną, cmoknęła ją w skroń.
- Nie jada się w takiej pozycji - stwierdziła wesoło aniżeli pouczająco na powitanie, siadając w fotelu naprzeciwko kanapy. Zamoczyła wargi w ciepłym napoju, ruchem głowy wskazując na telefon.
- Dzieje się coś ciekawego w świecie? - wbrew pozorom czarownica doskonale wiedziała do czego służy telefon komórkowy, jakie miał zastosowania i że najlepszą metodą na naprawianie tego badziewia była metoda rosyjska, czyli rzucenie o ścianę. Znajomość mugolskiej techniki była bardzo przydatna i nawet jeśli miała czystą czarodziejską krew, tak nie wychowywała się tylko wśród osób ze swojego świata. - W ogóle co u Ciebie, kochanie? Dawno nie rozmawiałyśmy... - posłała jej przepraszające spojrzenie, zdając sobie sprawę, że to głównie z powodu jej pracy i nie tylko tak się stało.
/Liam będzie wieczorem, więc możemy popisać a on później tutaj odpisze, jeśli chcesz
Strona 6 z 13 • 1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13
Similar topics
» Salon/kuchnia/jadalnia
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 6 z 13
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach