Tajemnicza komnata
+19
Kelseigh Reidharsson
Kristian Lyberg
Charles Wilson
Shay Hasting
Joel Frayne
Mistrz Gry
Marianna Vulkodlak
Ian Ames
Dalila Mauric
Antonette Williams
Antonija Vedran
Nora Vedran
Emily Bronte
Connor Campbell
Andrea Jeunesse
Anthony Wilson
James Scott
Zoja Yordanova
Brennus Lancaster
23 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 5 z 9
Strona 5 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Tajemnicza komnata
First topic message reminder :
Wejście do niej znają jedynie nieliczni. Ten, kto odkrył komnatę raz - zazwyczaj przypadkiem - nie chce z nikim się nią dzielić. Pomieszczenie posiada aksamitną kanapę i wygodne krzesła z atłasowymi obiciami. Znajduje się tutaj wiele książek, stary gramofon oraz zawsze pełna misa z owocami.
Uwaga: Do komnaty można wejść jedynie wtedy, kiedy nie ma się absolutnie nic przy sobie. Nawet różdżki.
Wejście do niej znają jedynie nieliczni. Ten, kto odkrył komnatę raz - zazwyczaj przypadkiem - nie chce z nikim się nią dzielić. Pomieszczenie posiada aksamitną kanapę i wygodne krzesła z atłasowymi obiciami. Znajduje się tutaj wiele książek, stary gramofon oraz zawsze pełna misa z owocami.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
Ciekaw był, ile czasu będzie potrzebowała Kes, by znaleźć się u jego boku. Bo że przyjdzie, tego był pewien - zawsze przychodziła, tak samo, jak i on przychodził, gdy tylko zawołała. Nawet nie wiedział, kiedy właściwie znalazł się tak bardzo pod jej pantoflem. Na samym początku czy trochę później? Gdy zaczęli być parą czy wcześniej, gdy uparcie się przed tym bronili? Na to pytanie trudno byłoby teraz znaleźć odpowiedź. Kesleigh upierałaby się pewnie, że ustawiła go od razu, Kristian próbowałby ratować swój honor twierdząc, że wcale nie. Donikąd by ich to nie zaprowadziło, odpowiedzi też by nie znaleźli, dajmy więc temu spokój.
Najważniejsze, że poradziła sobie z problemem, jakim było znalezienie pomieszczenia i była.
- Właśnie, nieco ponad tydzień - przyznał, odwracając się od gramofonu i w dwóch krokach znalazł się przy dziewczęciu. - Jabłuszko? - wtrącił, oferując pozostałą mu połówkę, po czym kontynuował uprzedni wątek jak gdyby nie wtrącał żadnego pytania. - Nieco ponad tydzień zachowywałem się przykładnie. To dużo - stwierdził z pełnym przekonaniem i uśmiechnął się ujmująco. - Chyba należy mi się trochę twojego towarzystwa w nagrodę, co?
Nie uznając jakiegokolwiek ewentualnego sprzeciwu objął blondynkę w talii i ucałował w policzek.
- Ponadto chciałbym ci przypomnieć, że to najwyższa władza nakazała zachowywać się nam jak para. - Ilekroć wspominał to polecenie, zawsze niezmiernie go ono bawiło. Najwyraźniej nie był na tyle bystry, by pojąć logikę podobnej taktyki. Bo skoro i tak byli parą, to po co im to dodatkowo narzucać? A tu proszę, przed wyjazdem wzięto ich na bok i nakazano dumne prowadzenie się, jak gdyby byli parą książęcą parą. To musiał być naprawdę długo analizowany, skomplikowany plan mający wieść do dziwnych celów, których zrozumienie znajdowało się poza możliwościami ułomnych, uczniowskich umysłów. - Chciałabyś, żeby stary musiał nam o tym przypomnieć? - Biedny Larsen, opiekun w kuluarach pozbawiony jakiegoś większego szacunku. - Już i tak zrobił się nerwowy. - W porządku, tego ostatniego Kristian nie wiedział, bo zwyczajnie Jaakoba nie widywał, ale co mu szkodzi ubarwić nieco kreowaną przez siebie sytuację? Przecież robi to w słusznej sprawie!
Najważniejsze, że poradziła sobie z problemem, jakim było znalezienie pomieszczenia i była.
- Właśnie, nieco ponad tydzień - przyznał, odwracając się od gramofonu i w dwóch krokach znalazł się przy dziewczęciu. - Jabłuszko? - wtrącił, oferując pozostałą mu połówkę, po czym kontynuował uprzedni wątek jak gdyby nie wtrącał żadnego pytania. - Nieco ponad tydzień zachowywałem się przykładnie. To dużo - stwierdził z pełnym przekonaniem i uśmiechnął się ujmująco. - Chyba należy mi się trochę twojego towarzystwa w nagrodę, co?
Nie uznając jakiegokolwiek ewentualnego sprzeciwu objął blondynkę w talii i ucałował w policzek.
- Ponadto chciałbym ci przypomnieć, że to najwyższa władza nakazała zachowywać się nam jak para. - Ilekroć wspominał to polecenie, zawsze niezmiernie go ono bawiło. Najwyraźniej nie był na tyle bystry, by pojąć logikę podobnej taktyki. Bo skoro i tak byli parą, to po co im to dodatkowo narzucać? A tu proszę, przed wyjazdem wzięto ich na bok i nakazano dumne prowadzenie się, jak gdyby byli parą książęcą parą. To musiał być naprawdę długo analizowany, skomplikowany plan mający wieść do dziwnych celów, których zrozumienie znajdowało się poza możliwościami ułomnych, uczniowskich umysłów. - Chciałabyś, żeby stary musiał nam o tym przypomnieć? - Biedny Larsen, opiekun w kuluarach pozbawiony jakiegoś większego szacunku. - Już i tak zrobił się nerwowy. - W porządku, tego ostatniego Kristian nie wiedział, bo zwyczajnie Jaakoba nie widywał, ale co mu szkodzi ubarwić nieco kreowaną przez siebie sytuację? Przecież robi to w słusznej sprawie!
Re: Tajemnicza komnata
Kristianowi nie sposób było odmówić uroku, ale on ponadto posiadał charakterystyczny rodzaj magnetyzmu, który sprawiał, że przedstawicielki płci pięknej lgnęły do niego jak ćmy do ognia. Nie bez powodu był zaliczany do najprzystojniejszych uczniów Durmstrangu. Pannie Reidharsson nie umknął fakt, że te statystyki znajdowały zastosowanie także w Hogwarcie. Właśnie dlatego – mimo że darzyła go wielkim zaufaniem – na wszelki wypadek, postanowiła mieć na oku wszystkie co ładniejsze reprezentantki Anglii. Nie to żeby była typem zazdrośnicy…
- Muszę to poważnie przemyśleć – odparła lakonicznie, marszcząc brwi w wyrazie nadludzkiego skupienia. Skoro jednak już pofatygowała się, by go odnaleźć w tej plątaninie korytarzy, wbrew swoim słowom dała się objąć silnym ramionom Szweda i pozwoliła sobie na wtulenie twarzy w przyjemnie pachnące zagłębienie między szyją a obojczykiem czarodzieja. Przez chwilę tkwiła w bezruchu, rozkoszując się jego ciepłem, a potem oderwała się od niego nagle tak, jakby uznała, że wyczerpał dobowy przydział bliskości. Odgryzłszy duży kawałek połowy soczystego jabłka, opadła miękko na tutejszą kanapę i zaczęła kiwać głową w odpowiedzi na wywód Lyberga. Przeżuwszy jeszcze dwa skromniejsze kęsy, postanowiła wreszcie przerwać jego monolog.
- Nie zapędzaj się tak, to że góra kazała nam zachowywać się godnie nie znaczy, że nie mogę Cię wymienić na angielski model! – w jej tonie tylko przez ułamek sekundy zabrzmiała pozbawiona pokrycia groźba. Wiedział że nigdy by tego nie zrobiła. Nie była typem normalnej dziewczyny, trudno było z nią wytrzymać, jeszcze trudniejszym zadaniem okazywało się zazwyczaj znalezienie z nią wspólnego języka. Poza tym, gdzie znalazłaby takiego drugiego Lyberga? Zbyt wiele radości dawała jej możliwość stopniowego poznawania jego odcieni i myśli. Anglicy byli zbyt rozlaźli i wylewni.
- Muszę to poważnie przemyśleć – odparła lakonicznie, marszcząc brwi w wyrazie nadludzkiego skupienia. Skoro jednak już pofatygowała się, by go odnaleźć w tej plątaninie korytarzy, wbrew swoim słowom dała się objąć silnym ramionom Szweda i pozwoliła sobie na wtulenie twarzy w przyjemnie pachnące zagłębienie między szyją a obojczykiem czarodzieja. Przez chwilę tkwiła w bezruchu, rozkoszując się jego ciepłem, a potem oderwała się od niego nagle tak, jakby uznała, że wyczerpał dobowy przydział bliskości. Odgryzłszy duży kawałek połowy soczystego jabłka, opadła miękko na tutejszą kanapę i zaczęła kiwać głową w odpowiedzi na wywód Lyberga. Przeżuwszy jeszcze dwa skromniejsze kęsy, postanowiła wreszcie przerwać jego monolog.
- Nie zapędzaj się tak, to że góra kazała nam zachowywać się godnie nie znaczy, że nie mogę Cię wymienić na angielski model! – w jej tonie tylko przez ułamek sekundy zabrzmiała pozbawiona pokrycia groźba. Wiedział że nigdy by tego nie zrobiła. Nie była typem normalnej dziewczyny, trudno było z nią wytrzymać, jeszcze trudniejszym zadaniem okazywało się zazwyczaj znalezienie z nią wspólnego języka. Poza tym, gdzie znalazłaby takiego drugiego Lyberga? Zbyt wiele radości dawała jej możliwość stopniowego poznawania jego odcieni i myśli. Anglicy byli zbyt rozlaźli i wylewni.
Kelseigh ReidharssonUczennica: Durmstrang - Urodziny : 21/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Szwecja
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
Poważnie przemyśleć? Wymienić na angielski model? Też coś! Ani jedno, ani drugie nie miało mieć miejsca i oboje o tym wiedzieli. Nie było nad czym myśleć, to raz, a dwa... Anglik? Naprawdę? Za dobrze znał Kesleigh, by dać się zwieść podobnym groźbom. Wprawdzie dopuszczał myśl, że zawsze może znaleźć się ktoś bardziej atrakcyjny, ktoś, kto zapragnie objąć swymi zachłannymi rękoma jego Reidharsson - ale to akurat było dobre, naturalne. Podobna świadomość nie pozwalała zanadto się rozleniwić, uznać bieżącą sytuację za niezmienną i sprawiała, że Kristian wciąż starał się, by Kes nie miała powodu za kimkolwiek się rozglądać. Walczył o nią każdego nudnego dnia właśnie dlatego, że wcale nie uważał ich związku za coś oczywistego. Bądźmy poważni - podobne relacje istnieją w bajkach, nie w prawdziwym życiu, Lybergowi stale więc towarzyszyło fatalistyczne wrażenie, że prędzej czy później sielanka się skończy, a skoro tak, to dobrze by było, by skończyła się jak najpóźniej, o co bardzo się starał. Nie, wcale więc nie był pewien, czy Kesleigh kiedyś go nie wymieni. Ale na Anglika? Nie, na pewno nie. Szczerze mówiąc, średnie w nich widział zagrożenie.
- I wzajemnie, moja droga. Znoszenie twoich humorów może nie być tak proste w towarzystwie tych śliczniutkich Francuzek... - Jego słowa były podobnie słabą groźbą, co i jej. Z tym, co sądzi na temat reprezentantek Beauxbatons wcale się nie krył, toteż jasnym było, że jeśli nawet za kimś by się rozglądał, to nie za którąkolwiek z tych arogantek. Ostatecznie zdecydowanie bliżej byłoby mu chociażby do Elektry - choć z nią przecież nie łączyła go jakaś szczególna zażyłość - czy nawet którejś z Angielek niż tych wypacykowanych diablic. Tym niemniej podobne rozważania na ten moment naprawdę nie miały sensu, bo Kristian ani myślał za kimkolwiek się rozglądać. Pierwszy tydzień w nowej szkole całkiem dobrze to podkreślał - tłumy rozchichotanych panienek włóczące się nie tylko za nim, ale i za każdym z jego kolegów co najwyżej go drażniły.
Przysiadając obok wybranki swego serca, uśmiechnął się lekko i przekrzywił nieznacznie głowę, przyglądając się jej z uwagą.
- Dobrze, skoro więc grzeczności mamy już za sobą, powiedz, jak ci minął dzień? - zapytał z rozbawieniem. - Jak pierwsze wrażenia?
- I wzajemnie, moja droga. Znoszenie twoich humorów może nie być tak proste w towarzystwie tych śliczniutkich Francuzek... - Jego słowa były podobnie słabą groźbą, co i jej. Z tym, co sądzi na temat reprezentantek Beauxbatons wcale się nie krył, toteż jasnym było, że jeśli nawet za kimś by się rozglądał, to nie za którąkolwiek z tych arogantek. Ostatecznie zdecydowanie bliżej byłoby mu chociażby do Elektry - choć z nią przecież nie łączyła go jakaś szczególna zażyłość - czy nawet którejś z Angielek niż tych wypacykowanych diablic. Tym niemniej podobne rozważania na ten moment naprawdę nie miały sensu, bo Kristian ani myślał za kimkolwiek się rozglądać. Pierwszy tydzień w nowej szkole całkiem dobrze to podkreślał - tłumy rozchichotanych panienek włóczące się nie tylko za nim, ale i za każdym z jego kolegów co najwyżej go drażniły.
Przysiadając obok wybranki swego serca, uśmiechnął się lekko i przekrzywił nieznacznie głowę, przyglądając się jej z uwagą.
- Dobrze, skoro więc grzeczności mamy już za sobą, powiedz, jak ci minął dzień? - zapytał z rozbawieniem. - Jak pierwsze wrażenia?
Re: Tajemnicza komnata
O ile zdanie Kristiana o francuskich pięknościach nie było jej obce, o tyle już pierwszego dnia nauki obiecała sobie pozostać nad wyraz czujną. Nie ufała tym wypacykowanym pannicom, które za nic sobie miały stanowcze odmowy porządnych młodzieńców. Przedstawicielki Beauxbatons z wiadomych względów kojarzyły jej się ze stadem wyposzczonych, niewyżytych damulek i za nic żadnej z nich nie oddałaby swojego mężczyzny. Właściwie, jeśli mam być szczera, ta zaborcza dziewucha nie oddałaby go nikomu. Mimo że nie przyznałaby się do tego za żadne skarby, była tylko zakochaną po uszy, nastoletnią zazdrośnicą.
- Biorąc pod uwagę, że udało mi się powstrzymać przed rozmaśleniem twarzy tego wstrętnego Ślizgona na żadnym z bibliotecznych regałów? – jasnowłosa zawiesiła enigmatycznie głos tylko po to, by w następnej chwili wzruszyć beztrosko ramionami. – Było naprawdę w porządku.
Ani Lyberg, ani jego narzeczona nie należeli do szalenie wylewnych reprezentantów Durmstrangu, ale być może właśnie dzięki takiemu brakowi potoku niepotrzebnych słów zawdzięczali swój sukces. Zazwyczaj osoby, które zanadto skupiały się na talentach oratorskich, w rzeczywistości nie miały się czym chwalić, bo zwyczajnie poświęcały zbyt wiele uwagi rzeczom, które nie były jej warte w ogóle.
- Tęsknię za domem. Nie wierzę, że to mówię, ale brakuje mi nawet eliksirów z tym straszliwym zrzędą – Kelseigh pozwoliła sobie odrobinę się uzewnętrznić dopiero po kilku minutach ciszy przerywanej jedynie spokojną, chociaż bardzo ładną melodią lecącą z gramofonu. Zaraz potem westchnęła smutno, zapadając się wygodniej w poduchy sędziwej kanapy.
- A ty? Tęsknisz? – badawcze spojrzenie ciekawskich, błękitnych oczu powędrowało na twarz chłopaka.
- Biorąc pod uwagę, że udało mi się powstrzymać przed rozmaśleniem twarzy tego wstrętnego Ślizgona na żadnym z bibliotecznych regałów? – jasnowłosa zawiesiła enigmatycznie głos tylko po to, by w następnej chwili wzruszyć beztrosko ramionami. – Było naprawdę w porządku.
Ani Lyberg, ani jego narzeczona nie należeli do szalenie wylewnych reprezentantów Durmstrangu, ale być może właśnie dzięki takiemu brakowi potoku niepotrzebnych słów zawdzięczali swój sukces. Zazwyczaj osoby, które zanadto skupiały się na talentach oratorskich, w rzeczywistości nie miały się czym chwalić, bo zwyczajnie poświęcały zbyt wiele uwagi rzeczom, które nie były jej warte w ogóle.
- Tęsknię za domem. Nie wierzę, że to mówię, ale brakuje mi nawet eliksirów z tym straszliwym zrzędą – Kelseigh pozwoliła sobie odrobinę się uzewnętrznić dopiero po kilku minutach ciszy przerywanej jedynie spokojną, chociaż bardzo ładną melodią lecącą z gramofonu. Zaraz potem westchnęła smutno, zapadając się wygodniej w poduchy sędziwej kanapy.
- A ty? Tęsknisz? – badawcze spojrzenie ciekawskich, błękitnych oczu powędrowało na twarz chłopaka.
Kelseigh ReidharssonUczennica: Durmstrang - Urodziny : 21/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Szwecja
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
On natomiast nie tylko się przyznawał do swego szaleństwa, ale także rozkoszował nim i smakował je, kiedy mógł. To było coś w rodzaju obłędu, tak sądził, a jego rodzice tylko śmiali się pobłażliwie, nie śmiąc zaprzeczyć. Nigdy nie pytał, jak się poznali i jak to się stało, że zupełnie nieoczekiwanie dla wszystkich stanęli przed ołtarzem - pogańskim, bo na Hanö najhuczniejsze wesela wciąż były tymi, podczas których chwałę oddawało się starym bogom - ale wspominając ich porozumiewawcze spojrzenia, kiedy przyprowadził im Kesleigh jako swoją narzeczoną, gotów był przyznać, że rozgrywało się to na bardzo podobnych zasadach, co teraz jego związek z Reidharsson.
Zresztą, to wcale nie było takim dziwnym. Biorąc pod uwagę, jak bardzo Kes była podobna do jego matki...
- Och, tak? - Uśmiechnął się z rozbawieniem. Gdyby ktoś się jeszcze zastanawiał, dlaczego Lyberg wolał swoją dziewczynę od wszystkich innych razem wziętych, wystarczyło zobaczyć, jak drapieżna była i to nie w ten irytujący, francuski sposób, ale tak, jak bywały tarczowniczki. - A ten Ślizgon jest wstrętny, bo...? - Ich rozmowy nigdy nie toczyły się nieprzerwanym nurtem. Zawsze było tak, że rzucało się jedno, dwa zdania, kontynuowane potem albo nie. Nikt nikomu nic nie narzucał, nikt nie robił wyrzutów, gdy druga strona o coś go nie zapytała, nie drążyła tematu, który, teoretycznie, powinna. Dawali sobie sporą swobodę jeśli chodzi o otwieranie się na siebie, swobodę i czas. Cały ten pośpiech, z jakim wchodzili i wychodzili ze związków ich rówieśnicy... To było sztuczne i głupie.
A jeśli chodzi o tęsknotę... Zaśmiał się krótko i pokręcił lekko głową.
- I ja nie sądziłem, że to powiem, ale w tej chwili też żal mi tych lekcji. Ostatecznie... U nikogo kociołki nie wybuchały tak entuzjastycznie, jak u Skrzata, nie? - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, wspominając ich niziutkiego, przysadzistego, gnomopodobnego wykładowcę eliksirów. - Poza tym... Brakuje mi krajobrazów. Tu jest jakoś tak... mdło. Jakiś las, do którego, zdaje się, nie powinno się chodzić... - Uśmiechnął się pod nosem. Nie powinno się, tak? - Tak, rzeczywiście tęsknię. - Westchnął cicho i oparł głowę na ramieniu Kesleigh. Kto by pomyślał, że są tak sentymentalni?
Zresztą, to wcale nie było takim dziwnym. Biorąc pod uwagę, jak bardzo Kes była podobna do jego matki...
- Och, tak? - Uśmiechnął się z rozbawieniem. Gdyby ktoś się jeszcze zastanawiał, dlaczego Lyberg wolał swoją dziewczynę od wszystkich innych razem wziętych, wystarczyło zobaczyć, jak drapieżna była i to nie w ten irytujący, francuski sposób, ale tak, jak bywały tarczowniczki. - A ten Ślizgon jest wstrętny, bo...? - Ich rozmowy nigdy nie toczyły się nieprzerwanym nurtem. Zawsze było tak, że rzucało się jedno, dwa zdania, kontynuowane potem albo nie. Nikt nikomu nic nie narzucał, nikt nie robił wyrzutów, gdy druga strona o coś go nie zapytała, nie drążyła tematu, który, teoretycznie, powinna. Dawali sobie sporą swobodę jeśli chodzi o otwieranie się na siebie, swobodę i czas. Cały ten pośpiech, z jakim wchodzili i wychodzili ze związków ich rówieśnicy... To było sztuczne i głupie.
A jeśli chodzi o tęsknotę... Zaśmiał się krótko i pokręcił lekko głową.
- I ja nie sądziłem, że to powiem, ale w tej chwili też żal mi tych lekcji. Ostatecznie... U nikogo kociołki nie wybuchały tak entuzjastycznie, jak u Skrzata, nie? - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, wspominając ich niziutkiego, przysadzistego, gnomopodobnego wykładowcę eliksirów. - Poza tym... Brakuje mi krajobrazów. Tu jest jakoś tak... mdło. Jakiś las, do którego, zdaje się, nie powinno się chodzić... - Uśmiechnął się pod nosem. Nie powinno się, tak? - Tak, rzeczywiście tęsknię. - Westchnął cicho i oparł głowę na ramieniu Kesleigh. Kto by pomyślał, że są tak sentymentalni?
Re: Tajemnicza komnata
Chciał pokazać Mii, że już dobrze zna Hogwart, że w parę dni poznał mniej więcej, co się gdzie znajduje. Chciał się popisać, pokazać z dobrej strony? Nie wiem, wyszło mu jak zwykle - zgubił się. Stanął na środku korytarza i rozejrzał się to w jedną stronę, to w drugą, drapiąc się po bujnej czuprynie ciemnych włosów, które układały się jak chciały, za każdym razem inaczej. Westchnął cicho i zmrużył oczy, próbując odświeżyć sobie drogę do klasy zaklęć, ale bezskutecznie. Zdziwił się w duchu. Nigdy nie miał problemu z orientacją w terenie i raczej szybko aklimatyzował się w nowym miejscu. Dlaczego teraz coś nie wyszło? Co było tego przyczyną? Hah, nie co, ale kto. Odpowiedź stała obok niego - blond włosa dziewczyna ze Slytherinu o dużych, świdrujących go na wylot oczach i miłym uśmiechu. Jason spojrzał na nią i odwzajemnił jej uśmiech w lekkim stopniu. Jego blada skóra sprawiała, że bardziej przypominał posąg niż człowieka. Ot, taki wykuty z białego marmuru uczeń Durmstrangu o ciemnobrązowym, hipnotyzującym spojrzeniu, a obok niego dziewczyna o kremowej cerze, dużych pięknych oczach i pełnych, różowych ustach. Niechętnie musiał przyznać się do swej porażki.
- Tak… klasa zaklęć na pewno gdzieś tu była… -zaczął, rzucając ukradkiem na dziewczynę. - Prawda?
Po chwili zaśmiał się widząc, jak dziewczynę bardzo rozbawiła ta sytuacja. Jego policzka, choć bardzo starały się, nie pokryły się choćby cieniem zaczerwienienia. Chciał sięgnąć po różdżkę, by za jej pomocą chociaż odnaleźć stąd jakieś wyjście, ale gdy sięgnął do kieszeni uzmysłowił sobie, że… nie zabrał jej z dormitorium. Świetnie, po prostu świetnie. Miał tylko nadzieję, że Mia wzięła magiczny patyczek ze sobą. Jeśli nie, będzie ciekawie.
Hogwart był dla niego jedną wielką zagadką. Co chwilę zmieniały swe położenie schody, drzwi czasem prowadziły do innego pomieszczenia niż powinny. Ogólnie działo się tu o wiele więcej niż w Durmstrangu, co go fascynowało i przerażało jednocześnie. Szepnął do obecnej z nim Ślizgonki.
- Cóż, chyba jednak będziemy musieli zrezygnować z zaklęć… - myślał, że mimo wszystko dziewczyny to nie zniechęci, jeśli chodzi o przebywanie z nim. Wystarczająco się już wygłupił gubiąc się na prostym korytarzu. Gdy tak zerknął w jedną stronę zauważył jakieś drzwi. Mógł przysiąc na swoje życie, że wcześniej ich tu nie było. Pokazał je palcami towarzyszce.
- Sprawdzimy, co tam jest? - złapał dziewczynę za rękę i pociągnął lekko w stronę tajemniczych drzwi. Pewnie nacisnął klamkę i powoli otworzył je, wchodząc do środka wraz z Mią. Cóż, nie tego się spodziewał. Pomieszczenie posiadało aksamitną kanapę i wygodne krzesła z atłasowymi obiciami. Znajdowało się tutaj wiele książek, stary gramofon oraz pełna misa z owocami, od jabłek począwszy na winogronach kończąc. Jason spojrzał pytająco na Mię.
- Nie wiedziałem, że macie tutaj TAKIE komnaty… - niewiele myśląc zamknął za nimi drzwi, by nikt niespodziewany nie wszedł, tak na wszelki wypadek. Było tu ciepło i przyjemnie, więc Jason ściągnął bluzę. Zapowiadało się ciekawie. Ukradkiem oka zerkał na Mię. Dziewczyna mogła poczuć się teraz obserwowana, jakby chłopak chciał zbadać każdy milimetr jej osoby. Chłopak westchnął cicho i podszedł do stolika, biorąc soczyste jabłko w dłoń. Nadal nie potrafił uwierzyć w to, co tu zobaczył.
- Tak… klasa zaklęć na pewno gdzieś tu była… -zaczął, rzucając ukradkiem na dziewczynę. - Prawda?
Po chwili zaśmiał się widząc, jak dziewczynę bardzo rozbawiła ta sytuacja. Jego policzka, choć bardzo starały się, nie pokryły się choćby cieniem zaczerwienienia. Chciał sięgnąć po różdżkę, by za jej pomocą chociaż odnaleźć stąd jakieś wyjście, ale gdy sięgnął do kieszeni uzmysłowił sobie, że… nie zabrał jej z dormitorium. Świetnie, po prostu świetnie. Miał tylko nadzieję, że Mia wzięła magiczny patyczek ze sobą. Jeśli nie, będzie ciekawie.
Hogwart był dla niego jedną wielką zagadką. Co chwilę zmieniały swe położenie schody, drzwi czasem prowadziły do innego pomieszczenia niż powinny. Ogólnie działo się tu o wiele więcej niż w Durmstrangu, co go fascynowało i przerażało jednocześnie. Szepnął do obecnej z nim Ślizgonki.
- Cóż, chyba jednak będziemy musieli zrezygnować z zaklęć… - myślał, że mimo wszystko dziewczyny to nie zniechęci, jeśli chodzi o przebywanie z nim. Wystarczająco się już wygłupił gubiąc się na prostym korytarzu. Gdy tak zerknął w jedną stronę zauważył jakieś drzwi. Mógł przysiąc na swoje życie, że wcześniej ich tu nie było. Pokazał je palcami towarzyszce.
- Sprawdzimy, co tam jest? - złapał dziewczynę za rękę i pociągnął lekko w stronę tajemniczych drzwi. Pewnie nacisnął klamkę i powoli otworzył je, wchodząc do środka wraz z Mią. Cóż, nie tego się spodziewał. Pomieszczenie posiadało aksamitną kanapę i wygodne krzesła z atłasowymi obiciami. Znajdowało się tutaj wiele książek, stary gramofon oraz pełna misa z owocami, od jabłek począwszy na winogronach kończąc. Jason spojrzał pytająco na Mię.
- Nie wiedziałem, że macie tutaj TAKIE komnaty… - niewiele myśląc zamknął za nimi drzwi, by nikt niespodziewany nie wszedł, tak na wszelki wypadek. Było tu ciepło i przyjemnie, więc Jason ściągnął bluzę. Zapowiadało się ciekawie. Ukradkiem oka zerkał na Mię. Dziewczyna mogła poczuć się teraz obserwowana, jakby chłopak chciał zbadać każdy milimetr jej osoby. Chłopak westchnął cicho i podszedł do stolika, biorąc soczyste jabłko w dłoń. Nadal nie potrafił uwierzyć w to, co tu zobaczył.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
Jak to się stało, że Kruger kroczyła obok prawie nieznajomego chłopaka licząc na to, że wyjdzie jej to na dobre? Sama nie wiedziała. Zwykle nie ufała płci przeciwnej na tyle by pozwolić im przejąć pałeczkę, a tu proszę bardzo. Jason miał w swoich oczach coś co sprawiło, że na chwilę odpuściła, by w baletkach i z dłońmi w kieszeniach spódnicy przemierzać korytarze tuż obok niego. Jej Hogwart już prawie nie zadziwiał. Żyła w błędnym przekonaniu, że te mury dały jej już wszystko co mają do zaoferowania. Z fascynacją więc obserwowała mimikę chłopca z Durmstrangu kiedy wchodził na kolejne piętro rozglądając się wokół. Mieli iść na zaklęcia. Przynajmniej to zamierzenie obejmował pierwotny plan który spontanicznie powstał kilka minut temu w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Teraz Mia nie była pewna czy tam dotrą. Nie odzywała się jednak ani słowem, bo gdzieś przeczuwała, że chłopak chce się przed nią pochwalić topografią zamku. Dlatego szła z dość sympatycznym uśmiechem po drodze zbierając pełne niedowierzania spojrzenia ludzi którzy mieli już z nią styczność. Na co dzień miała tak obojętną minę jak to tylko możliwe i z chłodem realistki obserwowała otaczającą ją rzeczywistość. Dziś pełne malinowe wargi wyrażały, że ich właścicielka może wyglądać naprawdę sympatycznie, a nie jak skończona wrednota. Z ciekawością obserwowała jego posunięcia czekając na słowa, które w końcu musiały paść. Zaśmiała się perliście zasłaniając na chwilę usta dłonią. Zdecydowanie nawet nie wiedział jak bardzo się pomylił.
- Była... na trzecim piętrze - uświadomiła go w końcu nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Na pewno musiał wiedzieć, że pomylił się o równe trzy piętra. Poprawiła szybko kosmyk jasnych włosów który opadł na policzek delikatnie go przy tym łaskocząc. Z niewiadomych przyczyn jej wredność jeszcze się nie włączyła, a bez niej było jej też do twarzy. Można nawet powiedzieć, że wyglądała lepiej z niewielkimi dołeczkami w policzkach kiedy jej usta formowały się w szczery uśmiech pełen dobrodusznego rozbawienia.
- Z pewnością będziemy musieli to zrobić, bo chyba zapomniałam różdżki - przyznała nieco się przy tym rumieniąc. Jak można zapomnieć o różdżce na zajęcia z zaklęć? Jak widać można! Dobrze, że nie zapomniała o swoich butach i nie opuściła dormitorium w samych skarpetkach. Uniosła się nieco na palcach przenosząc ciężar na prawą nogę i podążyła za jego wzrokiem. Drzwi których nie widziała od dwóch lat znów otwierały wejście do komnaty w której spokój i samotność są normą. Sama Mijka nie wiedziała dlaczego pokazywały się jej tak rzadko, ale cieszyła się, że pojawiły się teraz. Jason nie czekał na jej werbalną aprobatę od razu łapiąc ją za dłoń. Podążyła więc za nim kątem oka znów obserwując jego reakcję. Widziała jak oczy zrobiły mu się nieco większe i że to co zobaczył w środku zrobiło na nim naprawdę duże wrażenie. Z gracją primabaleriny którą zamierzała pewnego dnia zostać usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę. Nie omieszkała zauważyć jak ściąga z siebie bluzę i sama też poczuła, że w środku jest ciepło. Dlatego właśnie ściągnęła z siebie szmaragdowy sweterek odkładając go sobie na kolanach i uśmiechnęła się szeroko spoglądając na chłopaka.
- W Durmstrangu nie ma takich komnat? - zapytała przechylając nieco głowę. Już nie uśmiechała się tak szeroko. Teraz tylko kąciki jej warg leciutko unosiły się ku górze podczas gdy ona czuła na sobie jego spojrzenie. Odpowiedziała mu tym samym spojrzeniem podczas gdy jedna z brwi zawędrowała z zaciekawieniem w górę.
- Skąd jesteś Jason? Prawdę mówiąc wyobrażałam sobie, że Skandynawowie są blondynami... - zmarszczyła nieco czoło, aż pomiędzy brwiami zrobiła się jej malutka zmarszczka w kształcie litery V. Zaraz jednak zniknęła kiedy jej twarz wróciła do poprzedniego stanu. Kciukiem prawej dłoni żłobiła w oparciu wgłębienie, które miało zniknąć z tego oparcia w chwili w której oboje opuszczą to pomieszczenie. Magia, czysta Magia.
- Była... na trzecim piętrze - uświadomiła go w końcu nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Na pewno musiał wiedzieć, że pomylił się o równe trzy piętra. Poprawiła szybko kosmyk jasnych włosów który opadł na policzek delikatnie go przy tym łaskocząc. Z niewiadomych przyczyn jej wredność jeszcze się nie włączyła, a bez niej było jej też do twarzy. Można nawet powiedzieć, że wyglądała lepiej z niewielkimi dołeczkami w policzkach kiedy jej usta formowały się w szczery uśmiech pełen dobrodusznego rozbawienia.
- Z pewnością będziemy musieli to zrobić, bo chyba zapomniałam różdżki - przyznała nieco się przy tym rumieniąc. Jak można zapomnieć o różdżce na zajęcia z zaklęć? Jak widać można! Dobrze, że nie zapomniała o swoich butach i nie opuściła dormitorium w samych skarpetkach. Uniosła się nieco na palcach przenosząc ciężar na prawą nogę i podążyła za jego wzrokiem. Drzwi których nie widziała od dwóch lat znów otwierały wejście do komnaty w której spokój i samotność są normą. Sama Mijka nie wiedziała dlaczego pokazywały się jej tak rzadko, ale cieszyła się, że pojawiły się teraz. Jason nie czekał na jej werbalną aprobatę od razu łapiąc ją za dłoń. Podążyła więc za nim kątem oka znów obserwując jego reakcję. Widziała jak oczy zrobiły mu się nieco większe i że to co zobaczył w środku zrobiło na nim naprawdę duże wrażenie. Z gracją primabaleriny którą zamierzała pewnego dnia zostać usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę. Nie omieszkała zauważyć jak ściąga z siebie bluzę i sama też poczuła, że w środku jest ciepło. Dlatego właśnie ściągnęła z siebie szmaragdowy sweterek odkładając go sobie na kolanach i uśmiechnęła się szeroko spoglądając na chłopaka.
- W Durmstrangu nie ma takich komnat? - zapytała przechylając nieco głowę. Już nie uśmiechała się tak szeroko. Teraz tylko kąciki jej warg leciutko unosiły się ku górze podczas gdy ona czuła na sobie jego spojrzenie. Odpowiedziała mu tym samym spojrzeniem podczas gdy jedna z brwi zawędrowała z zaciekawieniem w górę.
- Skąd jesteś Jason? Prawdę mówiąc wyobrażałam sobie, że Skandynawowie są blondynami... - zmarszczyła nieco czoło, aż pomiędzy brwiami zrobiła się jej malutka zmarszczka w kształcie litery V. Zaraz jednak zniknęła kiedy jej twarz wróciła do poprzedniego stanu. Kciukiem prawej dłoni żłobiła w oparciu wgłębienie, które miało zniknąć z tego oparcia w chwili w której oboje opuszczą to pomieszczenie. Magia, czysta Magia.
Re: Tajemnicza komnata
Pewnie gdyby nie dzisiejsze spotkanie w Pokoju Wspólnym, nadal by się nie znali, mijali na korytarzu szkolnym bez cienia zainteresowania. I choć Jason wyróżniał się z tłumu choćby bladością jego skóry, wzrostem i spojrzeniem, to jednak często omijał najbardziej ruchliwe miejsca w szkole. Nie lubił dużych tłumów, dusił się w nich. Odczuwał niesamowity dyskomfort, gdy masa ludzi ograniczała jego pole manewru i spokoju, które tak uwielbiał. Samotnik z wyboru, którego tajemniczość przyciągała wiele osób. Gdyby tak się przypatrzeć Jasonowi na co dzień, to jego twarz nie jest ustrojona uśmiechem non stop. Ba, jeśli uśmiechnie się trzy, cztery razy w ciągu dnia to jest to naprawdę dobry wynik. Oczywiście, jeśli z kimś przebywa robi to częściej, nie chcąc wyjść na zmierzłego mruka. Czuł się skrępowany w towarzystwie dziewcząt, bo nigdy dłużej niż piętnaście minut z nimi nie przebywał. Wyjątkiem była mała Elektra, która była jego Iskierką w ciemnym i mrocznym Durmstrangu. Zastanawiał się, co teraz robi. Musi do niej napisać jakąś sowę i w końcu się spotkać.
Dołeczki Mii rzeczywiście były urocze. Cała jej postać wbrew pozorom wszelkim i opiniom była niesamowicie sympatyczna. Chłopak musiał często walczyć z sobą, by choć przez chwilę nie patrzeć na te duże, czekoladowe oczy. Przyciągała, miała w sobie dziwny i niewytłumaczalny magnetyzm. Cała sytuacja z zagubieniem się wyglądała dość komicznie, Jason jednak w swoim wnętrzu uważał to za osobistą porażkę. Cóż, widocznie nie był jeszcze tak obeznany, jeśli chodzi o tajemnice Hogwartu. Miał nadzieję, że Mia, prędzej czy później będzie chciała mu je wszystkie pokazać, łącznie z tajemnicą jej niesamowitego uśmiechu.
Gdy znaleźli się w środku pomieszczenia poczuł spokój. Gdy Ślizgonka usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę przełknął cicho ślinę. Miała… bardzo kształtne nogi, a ich widok sprawił, że samo ściągnięcie bluzy z powodu narastającego ciepła za parę chwil z pewnością nie wystarczy. W dodatku jej spódniczka kończyła się na poziomie ud. Robiła to specjalnie? Szczerze wątpił. Kobiety w swojej naturze mają predyspozycje do podrywania osobników męskich. Biologicznie rzecz ujmując samica zwabia samca swoim wdziękiem, by ten zapłodnił ją i dał jej potomstwo, tym samym przedłużając gatunek. Jason pokręcił głową. Jego myśli czasem go przerażały. Podczas, gdy dziewczyna siedziała wygodnie na fotelu on spacerował po tajemniczej komnacie, obserwując wszystko co się dało. Nie wiedział, na jakiej zasadzie działa ten pokój, ale gdy będzie miał okazję, z pewnością postara się tutaj wrócić. Gdy odwrócił wzrok w kierunku Mii, ta ściągnęła szmaragdowej barwy sweterek i położyła go sobie na kolanach. Kolejna fala ciepła zalała go od stóp aż po głowę, a po kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz. Gdy tak się jej przez chwilę przypatrywał stwierdził, że Mia mogłaby zostać drapieżnikiem idealnym. Brzoskwiniowa cera, dająca wrażenie ciepła wewnętrznego, duże, czekoladowe oczy, w których niejeden pewnie się utopił, pełne, słodko różowe usta, które wręcz niczym dorodny owoc kuszą do skosztowania. Jej blond długie włosy niczym łany falujące na wietrze zboża proszą się o pieszczoty palcami. Jej szyja, tak gładka i delikatna, jej ramiona, apetycznie zaokrąglone piersi… nie, nie, nie, nie. Jason, opanuj się! Wziął głęboki wdech powietrza. Stwierdził sam sobie, że sam staje się jej ofiarą. Z każdą kolejną sekundą poddaje się jej urokowi mimo usilnych prób okiełznania w sobie tego uczucia. Postanowił, że przestawi drugi z foteli obok niej, by nie siedzieć naprzeciwko siebie niczym na jakieś poważnej rozmowie. Bez różdżek nie mieli co iść na jakiekolwiek zajęcia, a wizja powrotu do Lochów niezbyt im się pewnie uśmiechała. Gdy już siedział obok Mii zadała mu pytanie.
- Niestety… u nas nie ma czasu na… przyjemności… - powiedział, lekko akcentując ostatnie słowo. Odpowiedział na jej lekki uśmiech równie delikatnym drgnięciem swoich warg. Gdy przechyliła głowę parę jej kosmyków opadło jej na policzek. Jason aż zapragnął sam je odgarnąć i rozkoszować się delikatnością jej skóry, ale póki co nie zrobił tego. - Dyscyplina, surowe wychowanie…
Powiedział, nie odrywając od niej oczu. Jego wzrok świdrował, jakby starał się przebić i dotknąć jej duszy. W końcu padło pytanie, którego chłopak się spodziewał, aczkolwiek nie sądził, że nadejdzie tak szybko. Widać, że dziewczyna była zainteresowana, więc postanowił jej ciekawość zaspokoić. W każdym calu.
- Bo ja tak naprawdę nie jestem ze Skandynawii, Mia… - powiedział powoli, po czym widząc malujące się na jej twarzy zdziwienie, dodał po chwili. - Jestem czysto krwistym Anglikiem… pewnie zapytasz, co takiego Anglik robi w Durmstrangu, a nie w Hogwarcie, odpowiem Ci, że… sam nie wiem. Gdy miałem 11 lat otrzymałem list do Hogwartu, jednak moja matka napisała do Dyrekcji Szkoły, że pragnie, by jej syn się nieco zahartował i… tak wylądowałem w innej szkole magii…
Uśmiechnął się lekko, po czym nadeszła pora na zadawanie pytań z jego strony.
- A Ty? Skąd jesteś? Twoje nazwisko posiada akcent niemiecki, dobrze myślę? - zapytał, a ton jego głosu zdradzał zaciekawienie. Gdy tak siedzieli, Jason spojrzał na pełną misę z owocami. Dorodne, zielone winogrona aż prosiły się o zabranie, więc chłopak to zrobił.
- Lubisz? - zapytał, po czym pokusił się o jedną czynność. Swoimi palcami oderwał jedno grono tego wyśmienitego owocu, resztę położył na misie. Z tego maleńkiego kawałka oderwał jeden soczysty owoc i skierował go w stronę ust Mii. Róż maliny spotkał się z zielenią winnego grona, a chłopak z rosnącym ciepłem obserwował to, jak dziewczyna zareaguje.
Dołeczki Mii rzeczywiście były urocze. Cała jej postać wbrew pozorom wszelkim i opiniom była niesamowicie sympatyczna. Chłopak musiał często walczyć z sobą, by choć przez chwilę nie patrzeć na te duże, czekoladowe oczy. Przyciągała, miała w sobie dziwny i niewytłumaczalny magnetyzm. Cała sytuacja z zagubieniem się wyglądała dość komicznie, Jason jednak w swoim wnętrzu uważał to za osobistą porażkę. Cóż, widocznie nie był jeszcze tak obeznany, jeśli chodzi o tajemnice Hogwartu. Miał nadzieję, że Mia, prędzej czy później będzie chciała mu je wszystkie pokazać, łącznie z tajemnicą jej niesamowitego uśmiechu.
Gdy znaleźli się w środku pomieszczenia poczuł spokój. Gdy Ślizgonka usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę przełknął cicho ślinę. Miała… bardzo kształtne nogi, a ich widok sprawił, że samo ściągnięcie bluzy z powodu narastającego ciepła za parę chwil z pewnością nie wystarczy. W dodatku jej spódniczka kończyła się na poziomie ud. Robiła to specjalnie? Szczerze wątpił. Kobiety w swojej naturze mają predyspozycje do podrywania osobników męskich. Biologicznie rzecz ujmując samica zwabia samca swoim wdziękiem, by ten zapłodnił ją i dał jej potomstwo, tym samym przedłużając gatunek. Jason pokręcił głową. Jego myśli czasem go przerażały. Podczas, gdy dziewczyna siedziała wygodnie na fotelu on spacerował po tajemniczej komnacie, obserwując wszystko co się dało. Nie wiedział, na jakiej zasadzie działa ten pokój, ale gdy będzie miał okazję, z pewnością postara się tutaj wrócić. Gdy odwrócił wzrok w kierunku Mii, ta ściągnęła szmaragdowej barwy sweterek i położyła go sobie na kolanach. Kolejna fala ciepła zalała go od stóp aż po głowę, a po kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz. Gdy tak się jej przez chwilę przypatrywał stwierdził, że Mia mogłaby zostać drapieżnikiem idealnym. Brzoskwiniowa cera, dająca wrażenie ciepła wewnętrznego, duże, czekoladowe oczy, w których niejeden pewnie się utopił, pełne, słodko różowe usta, które wręcz niczym dorodny owoc kuszą do skosztowania. Jej blond długie włosy niczym łany falujące na wietrze zboża proszą się o pieszczoty palcami. Jej szyja, tak gładka i delikatna, jej ramiona, apetycznie zaokrąglone piersi… nie, nie, nie, nie. Jason, opanuj się! Wziął głęboki wdech powietrza. Stwierdził sam sobie, że sam staje się jej ofiarą. Z każdą kolejną sekundą poddaje się jej urokowi mimo usilnych prób okiełznania w sobie tego uczucia. Postanowił, że przestawi drugi z foteli obok niej, by nie siedzieć naprzeciwko siebie niczym na jakieś poważnej rozmowie. Bez różdżek nie mieli co iść na jakiekolwiek zajęcia, a wizja powrotu do Lochów niezbyt im się pewnie uśmiechała. Gdy już siedział obok Mii zadała mu pytanie.
- Niestety… u nas nie ma czasu na… przyjemności… - powiedział, lekko akcentując ostatnie słowo. Odpowiedział na jej lekki uśmiech równie delikatnym drgnięciem swoich warg. Gdy przechyliła głowę parę jej kosmyków opadło jej na policzek. Jason aż zapragnął sam je odgarnąć i rozkoszować się delikatnością jej skóry, ale póki co nie zrobił tego. - Dyscyplina, surowe wychowanie…
Powiedział, nie odrywając od niej oczu. Jego wzrok świdrował, jakby starał się przebić i dotknąć jej duszy. W końcu padło pytanie, którego chłopak się spodziewał, aczkolwiek nie sądził, że nadejdzie tak szybko. Widać, że dziewczyna była zainteresowana, więc postanowił jej ciekawość zaspokoić. W każdym calu.
- Bo ja tak naprawdę nie jestem ze Skandynawii, Mia… - powiedział powoli, po czym widząc malujące się na jej twarzy zdziwienie, dodał po chwili. - Jestem czysto krwistym Anglikiem… pewnie zapytasz, co takiego Anglik robi w Durmstrangu, a nie w Hogwarcie, odpowiem Ci, że… sam nie wiem. Gdy miałem 11 lat otrzymałem list do Hogwartu, jednak moja matka napisała do Dyrekcji Szkoły, że pragnie, by jej syn się nieco zahartował i… tak wylądowałem w innej szkole magii…
Uśmiechnął się lekko, po czym nadeszła pora na zadawanie pytań z jego strony.
- A Ty? Skąd jesteś? Twoje nazwisko posiada akcent niemiecki, dobrze myślę? - zapytał, a ton jego głosu zdradzał zaciekawienie. Gdy tak siedzieli, Jason spojrzał na pełną misę z owocami. Dorodne, zielone winogrona aż prosiły się o zabranie, więc chłopak to zrobił.
- Lubisz? - zapytał, po czym pokusił się o jedną czynność. Swoimi palcami oderwał jedno grono tego wyśmienitego owocu, resztę położył na misie. Z tego maleńkiego kawałka oderwał jeden soczysty owoc i skierował go w stronę ust Mii. Róż maliny spotkał się z zielenią winnego grona, a chłopak z rosnącym ciepłem obserwował to, jak dziewczyna zareaguje.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
Nie ma czasu na przyjemności? To brzmi zaiste intrygująco. Na tyle intrygująco, że Mia zmarszczyła na chwilę czoło zastanawiając się nad sensem jego słów. O Durmstrangu krążyło wiele historii, a niektóre z nich były bardzo nieprzyjemne. Ich nieprzyjemność osiągnęła już ten poziom, że Kruger uznawała to za zwykłe plotki. Jak było naprawdę? Mogła to wszystko wiedzieć od człowieka który spędził w tamtym instytucie magii już kilka lat.
- Czarna magia? - dorzuciła, a jej brew znów nieco się uniosła. Dyscyplina nie była niczym złym. Wiedziała to dość dobrze, bo żyła dyscypliną do jedenastego roku życia. Potem przyszedł czas na Hogwart i tutaj zaczęło się błogie lenistwo na które wcześniej nie miała czasu, bo jej matka miała na nią tyle wspaniałych pomysłów które koniecznie musiała wprowadzić w życie. Nowi mężowie Amandy też nie ułatwiali jej dzieciństwa. Każdy chciał dołożyć swojego kunta w jej wychowanie i niekoniecznie dobrze się to na niej odbiło. Kiedy straciła z oczu dyscyplinę zaczęła się lenić. Lenistwo zaczęło być nową miłością jej życia i balet zszedł na dalszy plan. Wciąż jednak ćwiczyła, żeby w wakacje móc nadal tańczyć. Jej matka nigdy by jej nie wybaczyła gdyby przestała i Mia miała tego świadomość. Wzrok Jasona był tak intensywny, że musiała na chwilę spuścić wzrok na swoje paznokcie. Lubiła kiedy tak akcentował jej imię. W zasadzie w jego pełnych wargach jej imię brzmiało tak... kusząco. Przechyliła nieco głowę uważnie się mu przyglądając z wesołym uśmiechem. Nie był ze Skandynawii? To tak można? Biedna Amanda. Gdyby wiedziała od razu wysłałaby swoją córeczkę do Żabojadów na lekcje bycia damą. Chociaż może i wiedziała, ale jej brytyjskość nie pozwoliła jej na wydanie swojej jedynej potomkini na wychowanie do obcego narodu. Może i wierzyła w inne narody, ale Anglia zawsze była dla niej górą. W pracy tego nie okazywała, bo by ją wywalili, ale w domu zdecydowanie nadużywała przymiotnika brytyjskie.
- Nie masz do niej żalu? - zapytała bez cienia krępacji, jakby znali się od zawsze, a nie od kilku chwil. Ona miałaby żal do swojej matki gdyby wysłała ją poza wyspy. Tutaj jest przecież tak pięknie! Hogwart to idealna placówka opiekuńczo-wychowawcza dla młodych czarodziejów! Przynajmniej tak sądziła blondynka która nauczyła się już przechytrzać system i wiedziała jak skutecznie przemycić przez zamkowe bramy alkohol i jak nie ponosić konsekwencji za swoją nieodpowiedzialność. Sądziła, że na odpowiedzialność przyjdzie jeszcze czas, a młodość jest właśnie po to aby się wyszumieć. Gdy zadał jej pytanie szybko odwróciła wzrok na misę z owocami. To ona wolała zadawać pytania, a nie na nie odpowiadać.
- Mój ojciec jest Niemcem. Ja jestem Angielką. Czystokrwistą jeśli to dla Ciebie istotne - odpowiedziała cicho na jego pytanie i znów kciukiem zaczęła żłobić wgłębienie w staroświeckim meblu. Nie lubiła mówić o sobie, chociaż niektórzy błędnie naklejają jej nalepkę "Narcyz". Nie uprawiała samouwielbienia i nie lubowała się w sprawdzaniu czystości krwi swoich rozmówców jak jej przodek który opracował całą księgę czystokrwistych rodów. Jakby to miało jakieś głębsze znaczenie... Kiedyś pewnie miało. Gdy usłyszała jego pytanie przeniosła na niego wzrok. Bez zawahania podjęła tą grę kiwnięciem głowy. Potem przechyliła się biorąc do ust grono i "niechcący" musnęła wargami jego palce. Dlaczego to zrobiła? Bo czuła te lekkie motylki w brzuchu kiedy tak wwiercał się w nią spojrzeniem. Bo chciała go sprowokować. Bo lubiła jak jego spojrzenie ciemnieje. Gdy źrenice Anglika nieco się rozszerzyły uśmiechnęła się delikatnie rozsiadając się wygodnie na fotelu.
- Podoba Ci się w Hogwarcie? - zapytała jeszcze z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.
- Czarna magia? - dorzuciła, a jej brew znów nieco się uniosła. Dyscyplina nie była niczym złym. Wiedziała to dość dobrze, bo żyła dyscypliną do jedenastego roku życia. Potem przyszedł czas na Hogwart i tutaj zaczęło się błogie lenistwo na które wcześniej nie miała czasu, bo jej matka miała na nią tyle wspaniałych pomysłów które koniecznie musiała wprowadzić w życie. Nowi mężowie Amandy też nie ułatwiali jej dzieciństwa. Każdy chciał dołożyć swojego kunta w jej wychowanie i niekoniecznie dobrze się to na niej odbiło. Kiedy straciła z oczu dyscyplinę zaczęła się lenić. Lenistwo zaczęło być nową miłością jej życia i balet zszedł na dalszy plan. Wciąż jednak ćwiczyła, żeby w wakacje móc nadal tańczyć. Jej matka nigdy by jej nie wybaczyła gdyby przestała i Mia miała tego świadomość. Wzrok Jasona był tak intensywny, że musiała na chwilę spuścić wzrok na swoje paznokcie. Lubiła kiedy tak akcentował jej imię. W zasadzie w jego pełnych wargach jej imię brzmiało tak... kusząco. Przechyliła nieco głowę uważnie się mu przyglądając z wesołym uśmiechem. Nie był ze Skandynawii? To tak można? Biedna Amanda. Gdyby wiedziała od razu wysłałaby swoją córeczkę do Żabojadów na lekcje bycia damą. Chociaż może i wiedziała, ale jej brytyjskość nie pozwoliła jej na wydanie swojej jedynej potomkini na wychowanie do obcego narodu. Może i wierzyła w inne narody, ale Anglia zawsze była dla niej górą. W pracy tego nie okazywała, bo by ją wywalili, ale w domu zdecydowanie nadużywała przymiotnika brytyjskie.
- Nie masz do niej żalu? - zapytała bez cienia krępacji, jakby znali się od zawsze, a nie od kilku chwil. Ona miałaby żal do swojej matki gdyby wysłała ją poza wyspy. Tutaj jest przecież tak pięknie! Hogwart to idealna placówka opiekuńczo-wychowawcza dla młodych czarodziejów! Przynajmniej tak sądziła blondynka która nauczyła się już przechytrzać system i wiedziała jak skutecznie przemycić przez zamkowe bramy alkohol i jak nie ponosić konsekwencji za swoją nieodpowiedzialność. Sądziła, że na odpowiedzialność przyjdzie jeszcze czas, a młodość jest właśnie po to aby się wyszumieć. Gdy zadał jej pytanie szybko odwróciła wzrok na misę z owocami. To ona wolała zadawać pytania, a nie na nie odpowiadać.
- Mój ojciec jest Niemcem. Ja jestem Angielką. Czystokrwistą jeśli to dla Ciebie istotne - odpowiedziała cicho na jego pytanie i znów kciukiem zaczęła żłobić wgłębienie w staroświeckim meblu. Nie lubiła mówić o sobie, chociaż niektórzy błędnie naklejają jej nalepkę "Narcyz". Nie uprawiała samouwielbienia i nie lubowała się w sprawdzaniu czystości krwi swoich rozmówców jak jej przodek który opracował całą księgę czystokrwistych rodów. Jakby to miało jakieś głębsze znaczenie... Kiedyś pewnie miało. Gdy usłyszała jego pytanie przeniosła na niego wzrok. Bez zawahania podjęła tą grę kiwnięciem głowy. Potem przechyliła się biorąc do ust grono i "niechcący" musnęła wargami jego palce. Dlaczego to zrobiła? Bo czuła te lekkie motylki w brzuchu kiedy tak wwiercał się w nią spojrzeniem. Bo chciała go sprowokować. Bo lubiła jak jego spojrzenie ciemnieje. Gdy źrenice Anglika nieco się rozszerzyły uśmiechnęła się delikatnie rozsiadając się wygodnie na fotelu.
- Podoba Ci się w Hogwarcie? - zapytała jeszcze z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.
Re: Tajemnicza komnata
Zależy co Mia rozumie pod kategorią „przyjemność”. Dla Jasona przyjemnością jest czytanie książek, warzenie eliksirów, spacery wieczorami, kiedy może usłyszeć wiele rzeczy, tak ciężko oznaczających się w porannych czy popołudniowych godzinach. Jest mu miło, gdy po długim czasie w egzystowania w samotności w końcu się do kogoś odezwie. Tak jak teraz. Ostatnie dni dla Jasona były dosyć… ciężkie. Zaczęły wracać koszmary, choć myślał, że się ich pozbył. W związku z tym bezsenne noce, natłok niepotrzebnych myśli i uczuć, które Jason skrzętnie chował za gruby mur w swojej podświadomości. Kosztowało go to wiele siły, był często wyczerpany, ale opłacało się. Wracał po tym wszystkim do swojej ulubionej, kamiennej maski bez choćby grama uczuć. Uwielbiał w sobie ten mur, który ciężko przebić. Uwielbiał w sobie tą ciszę, która był jego drugim imieniem. Uwielbiał patrzeć, obserwować, wyciągać wnioski. Delektował się choćby najmniejszym szczegółem otaczającego go świata. Poznawanie nowych tajemnic jest tym, co Jason uwielbia najbardziej. Zauważył na przykład ciekawy fakt w stylu chodzenia samej Mii. Weszła do pomieszczenia wdzięcznym krokiem baleriny. A to świadczyło o tym, że tańczyła. Jego wadą jest zbytnio rozwinięta i nadmierna ciekawość. A jak wiadomo, to pierwszy stopień do piekła. Trudno, chłopak i tak jest tam już jedną nogą, więc kolejny krok w tę czy tamtą nie robi mu zbytnio różnicy.
Siedząc tak w wygodnych, skórzanych fotelach Jason zaczął czuć się trochę nieswojo. Nie chodzi o to, że przeszkadzało mu towarzystwo pięknej Mii, o nie. Po prostu jego charakter domagał się ponownie czynności pozamykania emocji i przywrócenia kamiennej twarzy. Wiedział, że musi to zrobić, bo inaczej wszystkie nagromadzone dotąd uczucia i przeżycia zaczną go niszczyć od środka. Miał jeszcze parę chwil, dlatego zamierzał je wykorzystać najlepiej jak się dało. A potem żałować, że się ich jednak wcześniej nie zamknęło? Bądź co bądź każda kolejna sekunda z Mią obfitowała w różne uczucia i wszelakie uniesienia. O, tu poczuł przyjemny dreszcz biegnący po całej długości kręgosłupa, gdy ta się w niego wpatrywała. W momencie, gdy ustami zabrała grono i musnęła jego palce lekko cofnął dłoń, czując przyjemne mrowienie w koniuszkach. Jego oddech trochę przyspieszył, źrenice rozszerzyły się, a serce zaczęło szybciej bić. Jego organizm był gotowy. Ale na co?
- Tak, uczą nas też czarnej magii… - powiedział cicho, tym razem spuszczając wzrok na swoje kolano. To była poniekąd duma Durmstrangu, że w przeciwieństwie do pozostałych szkół magii nie bała się pokazywać swym adeptom tej mroczniejszej strony sztuki magicznej. Jasonowi osobiście się to podobało. Lubił się uczyć i poznawać nowe rzeczy. - Nie mamy na przykład przedmiotu Obrona przed Czarną Magią…
Uśmiechnął się delikatnie. Potem temat zszedł na kwestię przydzielenia do szkoły. Mia zadała pytanie bardzo bezpośrednie, co początkowo go nieco… skrępowało? Być może, ciężko teraz nazwać, co chłopak odczuwa w swym wnętrzu. Pomyślał przez chwilę, po czym zaspokoił jej ciekawość.
- Nie miałem żalu, bo byłem jedenastoletnim berbeciem… zawsze gdzieś w głębi czułem, że chce dla mnie jak najlepiej… jednak z każdym kolejnym rokiem nauki w tej szkole powoli zaczynały pokazywać się jego pokłady… - powiedział powoli, wypuszczając z ust powietrze. Gdy z kolei on zadał pytanie o jej pochodzenie zauważył, że odwróciła wzrok i wbiła go w swoje dłonie. Chyba uderzył w czuły punkt. Każdy taki miał i nigdy by się nie domyślił, że pochodzenie może być powodem przygnębienia czy krótkiego smutku, westchnienia, wspomnienia z dawnych lat.
- Czystość krwi nie ma dla mnie znaczenia… Czystość krwi nie świadczy o człowieku, tylko jego czyny…- powiedział, widząc jak dziewczyna stara się ukryć zdenerwowanie żłobieniem kciuka w skórzanej tapicerce. Jason nie odezwał się ani słowem. Mia mogła poczuć jak ponownie chłopak intensywnie ją świdruje od stóp do głów. Jakby za wszelką cenę chciał przebić się przez jej skorupę i dotknąć samej duszy. A może chciał ją porwać? Wyrwać jej ducha, ze wszystkimi emocjami, jakie miała w sobie i zbadać ją, kawałek po kawałku? Może szykował jakąś klątwę czarno magiczną, by to zrobić? Czort wie, czego uczyli go tam w tym Durmstrangu.
Moment ze zjedzeniem grona sprawił, że chłopak czuł narastające ciepło. Było już mu tak gorąco, że miał ochotę pozbyć się koszulki, ale stwierdził, że nie wypada. Mocno walczył z bestią drzemiącą w każdym męskim osobnikiem, by się na nią zwyczajnie nie rzucić. I wychodziło mu to dobrze. Miękkość jej warg była jeszcze większa niż jej dłoni, co wywołało u niego kolejną falę przyjemnych dreszczy. Jakby na jej życzenie spojrzenie Jasona ciemniało, stawało się bardziej intensywne. Nie można było przed tym uciec… Jakiś głos mówił teraz do chłopaka w jego głowie. A może to był jego głos? Nie wiedział. Jedyne, co najbardziej zapamiętał to jedno sformułowanie: „Poddaj się ciemności”.
Nie rozumiał. I nie chciał. Chwila była zbyt piękna, obfitująca we wzajemne nakręcanie swych ciał i odczuć. Gdy zapytała, czy podoba mu się w Hogwarcie, uśmiechnął się lekko, po czym wstał z fotela i przeszedł tak, by znaleźć się za oparciem fotela, na którym siedziała dziewczyna. Chcąc nie chcąc, Mia musiała zadrzeć głowę w górę, by na niego spojrzeć. A chłopak tylko czekał na ten moment. Nachylił się ku niej tak, że ich twarzy dzieliło zaledwie parę centymetrów. Ich oddechy mieszały się ze sobą. Teraz idealnie czuł jej zapach, widział odbicie swoich tęczówek w jej czekoladowych oczach. Niejako ze sobą współgrały, zlewały się ze sobą, tworząc jeszcze bardziej intensywną odmianę ich spojrzeń. Wyciągnął dłoń, by odgarnąć kosmyki włosów z jej twarzy. Zaspokajał swój zmysł dotyku, który teraz szalał. Palcami przeczesał jej włosy, po czym jeszcze trochę się zbliżył tak, że ich usta niemalże się stykały.
- Bardzo mi się podoba… - powiedział, ciepłym powietrzem uderzając w jej malinowe usta. Jedna chwila… jedna sekunda sprawiła, że chłopak na chwilę dosłownie odleciał. Musnął jej wargi delikatnie, jakby nie chciał uszkodzić ich niebanalnej struktury. Podniósł po chwili twarz. Już? Jason stanął tym razem obok niej i wyciągnął ku niej dłoń. Uśmiechał się tajemniczo.
- Wchodząc tu nieco się zdradziłaś… - powiedział cicho, po czym pociągnął. - Tańczysz, prawda?
Musiał to zrobić profesjonalnie, więc skłonił się przed nią i zapytał. - Czy uczyniłabyś mi tą przyjemność, zaszczycając mnie tańcem?
Uśmiechnął się, a jego ciemnobrązowe tęczówki ponownie połączyły się z czekoladą jej oczu.
Siedząc tak w wygodnych, skórzanych fotelach Jason zaczął czuć się trochę nieswojo. Nie chodzi o to, że przeszkadzało mu towarzystwo pięknej Mii, o nie. Po prostu jego charakter domagał się ponownie czynności pozamykania emocji i przywrócenia kamiennej twarzy. Wiedział, że musi to zrobić, bo inaczej wszystkie nagromadzone dotąd uczucia i przeżycia zaczną go niszczyć od środka. Miał jeszcze parę chwil, dlatego zamierzał je wykorzystać najlepiej jak się dało. A potem żałować, że się ich jednak wcześniej nie zamknęło? Bądź co bądź każda kolejna sekunda z Mią obfitowała w różne uczucia i wszelakie uniesienia. O, tu poczuł przyjemny dreszcz biegnący po całej długości kręgosłupa, gdy ta się w niego wpatrywała. W momencie, gdy ustami zabrała grono i musnęła jego palce lekko cofnął dłoń, czując przyjemne mrowienie w koniuszkach. Jego oddech trochę przyspieszył, źrenice rozszerzyły się, a serce zaczęło szybciej bić. Jego organizm był gotowy. Ale na co?
- Tak, uczą nas też czarnej magii… - powiedział cicho, tym razem spuszczając wzrok na swoje kolano. To była poniekąd duma Durmstrangu, że w przeciwieństwie do pozostałych szkół magii nie bała się pokazywać swym adeptom tej mroczniejszej strony sztuki magicznej. Jasonowi osobiście się to podobało. Lubił się uczyć i poznawać nowe rzeczy. - Nie mamy na przykład przedmiotu Obrona przed Czarną Magią…
Uśmiechnął się delikatnie. Potem temat zszedł na kwestię przydzielenia do szkoły. Mia zadała pytanie bardzo bezpośrednie, co początkowo go nieco… skrępowało? Być może, ciężko teraz nazwać, co chłopak odczuwa w swym wnętrzu. Pomyślał przez chwilę, po czym zaspokoił jej ciekawość.
- Nie miałem żalu, bo byłem jedenastoletnim berbeciem… zawsze gdzieś w głębi czułem, że chce dla mnie jak najlepiej… jednak z każdym kolejnym rokiem nauki w tej szkole powoli zaczynały pokazywać się jego pokłady… - powiedział powoli, wypuszczając z ust powietrze. Gdy z kolei on zadał pytanie o jej pochodzenie zauważył, że odwróciła wzrok i wbiła go w swoje dłonie. Chyba uderzył w czuły punkt. Każdy taki miał i nigdy by się nie domyślił, że pochodzenie może być powodem przygnębienia czy krótkiego smutku, westchnienia, wspomnienia z dawnych lat.
- Czystość krwi nie ma dla mnie znaczenia… Czystość krwi nie świadczy o człowieku, tylko jego czyny…- powiedział, widząc jak dziewczyna stara się ukryć zdenerwowanie żłobieniem kciuka w skórzanej tapicerce. Jason nie odezwał się ani słowem. Mia mogła poczuć jak ponownie chłopak intensywnie ją świdruje od stóp do głów. Jakby za wszelką cenę chciał przebić się przez jej skorupę i dotknąć samej duszy. A może chciał ją porwać? Wyrwać jej ducha, ze wszystkimi emocjami, jakie miała w sobie i zbadać ją, kawałek po kawałku? Może szykował jakąś klątwę czarno magiczną, by to zrobić? Czort wie, czego uczyli go tam w tym Durmstrangu.
Moment ze zjedzeniem grona sprawił, że chłopak czuł narastające ciepło. Było już mu tak gorąco, że miał ochotę pozbyć się koszulki, ale stwierdził, że nie wypada. Mocno walczył z bestią drzemiącą w każdym męskim osobnikiem, by się na nią zwyczajnie nie rzucić. I wychodziło mu to dobrze. Miękkość jej warg była jeszcze większa niż jej dłoni, co wywołało u niego kolejną falę przyjemnych dreszczy. Jakby na jej życzenie spojrzenie Jasona ciemniało, stawało się bardziej intensywne. Nie można było przed tym uciec… Jakiś głos mówił teraz do chłopaka w jego głowie. A może to był jego głos? Nie wiedział. Jedyne, co najbardziej zapamiętał to jedno sformułowanie: „Poddaj się ciemności”.
Nie rozumiał. I nie chciał. Chwila była zbyt piękna, obfitująca we wzajemne nakręcanie swych ciał i odczuć. Gdy zapytała, czy podoba mu się w Hogwarcie, uśmiechnął się lekko, po czym wstał z fotela i przeszedł tak, by znaleźć się za oparciem fotela, na którym siedziała dziewczyna. Chcąc nie chcąc, Mia musiała zadrzeć głowę w górę, by na niego spojrzeć. A chłopak tylko czekał na ten moment. Nachylił się ku niej tak, że ich twarzy dzieliło zaledwie parę centymetrów. Ich oddechy mieszały się ze sobą. Teraz idealnie czuł jej zapach, widział odbicie swoich tęczówek w jej czekoladowych oczach. Niejako ze sobą współgrały, zlewały się ze sobą, tworząc jeszcze bardziej intensywną odmianę ich spojrzeń. Wyciągnął dłoń, by odgarnąć kosmyki włosów z jej twarzy. Zaspokajał swój zmysł dotyku, który teraz szalał. Palcami przeczesał jej włosy, po czym jeszcze trochę się zbliżył tak, że ich usta niemalże się stykały.
- Bardzo mi się podoba… - powiedział, ciepłym powietrzem uderzając w jej malinowe usta. Jedna chwila… jedna sekunda sprawiła, że chłopak na chwilę dosłownie odleciał. Musnął jej wargi delikatnie, jakby nie chciał uszkodzić ich niebanalnej struktury. Podniósł po chwili twarz. Już? Jason stanął tym razem obok niej i wyciągnął ku niej dłoń. Uśmiechał się tajemniczo.
- Wchodząc tu nieco się zdradziłaś… - powiedział cicho, po czym pociągnął. - Tańczysz, prawda?
Musiał to zrobić profesjonalnie, więc skłonił się przed nią i zapytał. - Czy uczyniłabyś mi tą przyjemność, zaszczycając mnie tańcem?
Uśmiechnął się, a jego ciemnobrązowe tęczówki ponownie połączyły się z czekoladą jej oczu.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
Mają czarną magię, ale nie mieli obrony przed czarną magią? Nic więc dziwnego, że ta placówka nie cieszyła się najlepszą opinią wśród zwolenników "białej" magii. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że powinna się go bać. Owszem, zaklęcia obronne miała opanowane, ale nie wątpiła, że jego odmienny kunszt pokonałby jej nieskomplikowaną defensywę. Zdrowy rozsądek został jednak skutecznie uciszony przez jego spojrzenie. Nie wyglądał na kogoś kto zamierza ją skrzywdzić. Może kogoś innego, ale nie ją. Z nieznanej sobie przyczyny instynktownie mu zaufała wiedząc, że to niezdrowe. Nie mogła jednak przestać. Jego spojrzenie ją otulało niczym ciepły koc i wiedziała, że w tym kocu jest bezpieczna. Nie chciała go opuszczać. Chciała być w tym kocu już zawsze. Im bardziej źrenice pożerały kolor tęczówek tym lepiej się czuła w jego towarzystwie. Pełen pozornej niewinności uśmiech nieco się poszerzył, a jej czekoladowe tęczówki błyszczały radośnie. Nie pogłębiała już tematu szkoły wiedząc, że otoczony złą sławą Durmstrang nigdy nie był, nie jest i nie będzie miejscem dla niej. Z uwagą wysłuchała jego odpowiedzi na jej bezpośrednie pytanie przechylając przy tym nieco głowę. Ona miałaby do swojej matki masę żalu w chwili w której znalazłaby się w miejscu gdzie władają obcym językiem. Czułaby się tam nieswojo, co pewnie doprowadziłoby do społecznego odrzucenia. Jako stworzenie stadne na dłuższą metę nie potrafiła sobie poradzić z samotnością, więc zapewne nie odnalazłaby się tam wcale spędzając całe dnie na wypłakiwaniu w poduszkę i na pisanie błagalnych listów do matki żeby jak najszybciej ją zabrała. Tak by niezaprzeczalnie było. Na szczęście uniknęła tego ponurego scenariusza. W Hogwarcie odnalazła się dość szybko i dość szybko znalazła sobie znajomych dzięki którym weekendy były wisienką na tygodniowym torcie. Z racji tego, że jest to szkoła anglojęzyczna to ona należała do grupy "tubylców" wyłapujących obce akcenty i śmiejąca się wprost z tych których nie da się zrozumieć w mowie. Słysząc jego uwagę odnośnie czystości krwi prychnęła cicho:
- Nie mów tego w Pokoju Wspólnym, bo tam czystość krwi jest tematem, którego nie warto poruszać. Większość jest czystokrwista i dla nich do powód do dumy, za to Ci bez odpowiedniego pochodzenia uważają to za temat tabu i powód do wstydu. Lepiej więc o tym nie rozmawiać wcale - poradziła niczym ciocia dobra rada. I tak raz na miesiąc ktoś wyciąga na Ślizgońskim forum ten jakże niewygodny temat co kończy się dość często wyciągnięciem różdżek, wyzwiskami, a potem nieznośną ciszą która mija po kilku dniach. Sama Mia nie wtrącała się w ten konflikt, a wywołana do wypowiedzenia swojej opinii wzruszała jedynie ramionami podkreślając, że jej rodowód jest nieskazitelny, choć połączony z wilami. Nikt jednak nie mógł odmówić jej czystości krwi, bo nawet jej ojciec który nigdy się nią nie zainteresował był czystokrwistym czarodziejem. Nikt nawet nie ośmielił się zasugerować, że rodzina ze strony jej matki może mieć coś wspólnego z mugolami, więc po tej taktycznej obronie wszyscy dawali jej święty spokój i wracali do swoich przepychanek. Jason świdrował ją spojrzeniem od stóp do głów tak intensywnie, że skóra zaczynała ją delikatnie swędzić w miejscach na których spoczął jego wzrok. Na rękach dostała gęsiej skórki i jej uśmiech przestał już ukazywać rząd śnieżnobiałych zębów. Kiedy wstał i stanął za nią odwróciła twarz w jego kierunku zadzierając do góry głowę. Z ciekawością czekała na jego kolejny ruch, a kiedy poczuła jego wargi na swoich zamknęła oczy i rozsunęła zachęcająco wargi licząc na więcej. Więcej jednak nie dostała i po raz pierwszy w życiu poczuła gorycz rozczarowania z powodu nierozwinięcia akcji. Na policzkach pojawiły się rumieńce, a ona sama otworzyła oczy oczekując jakiegoś wyjaśnienia tego czynu. Chciała żeby ją pocałował. Po raz pierwszy chciała sprawdzić czy pocałunek może okazać się czymś magicznym. Dotychczas w tej materii spotykała się z rozczarowaniem, bowiem chłopcy okazywali się być najzwyklejszymi brutalami którzy chcieli od razu posiąść jej wargi i nie raz kiedy otwierała szerzej wargi licząc na to, że tak do jej płuc dostanie się więcej zbawiennego tlenu oni brali to za przyzwolenie do wpuszczenia do jej buzi swojego języka. Wtedy wszystkie motylki które czuła przed pocałunkiem zostały szybko zabijane przez kwas żołądkowy, a jej biedne opuchnięte wargi z obrzydzeniem wycierane w lewą dłoń. Tym razem tak nie było. Gdy musnął jej wargi swoimi intensywność łaskotań wzrosła i naprawdę chciała więcej. Niestety nic więcej nie dostała. Została więc z palącymi wargami i policzkiem w miejscu w którym jego palce spotkały się z jej gładkim policzkiem. Kiedy stanął przed nią prosząc ją do tańca na chwilę się zawahała. Tańczyła, ale... sama. Taniec był jej odskocznią od całego świata gdy tańczyła z własnej woli jednocześnie będąc obowiązkiem który kosztował ją masę wyrzeczeń. Z partnerem tańczyła jedynie na szkolnych balach, ale tylko tyle ile to konieczne, bo najczęściej zabierał ją na bal skończony palant, który nie chciał wyjść na jeszcze większego palanta pokazując się samotnie. Dawał jej kilka tańców w swoich niemrawych ramionach, aby potem lecieć na Jęczące Wiedźmy i pokazać najbardziej prymitywny obraz samca na świecie. Zawsze kończyło się to tak samo. Teraz jednak nie byli na balu, nie grała cała orkiestra i nie było za kulisami szykujących się do występu Jęczących Wiedźm. Nie było wypolerowanego na tą okazję parkietu i z pewnością nie była to okazja żeby się pokazać. Dlatego właśnie podała mu swoją dłoń najpierw kierując się w stronę adaptera. Tam wyciągnęła starą płytę z muzyką klasyczną i ostrożnie ustawiła igłę na swoim miejscu, aby przyjemne dźwięki fortepianu i skrzypiec wypełniły pomieszczenie. Potem ułożyła mu dłonie na ramionach i stając na palcach ostrożnie zaczęła prowadzić uważając też na swoją lewą kostkę.
- Ty nie tańczysz - orzekła po kilku chwilach uśmiechając się przy tym z rozbawieniem. Nie przeszkadzało jej to jednak, bo już przywykła do tego po doświadczeniach z hogwarckimi chłopcami.
- Jesteś bardzo spostrzegawczy, Jason - dodała jeszcze zadzierając nieco podbródek aby móc patrzeć mu prosto w oczy. Powoli kręcili się po pomieszczeniu w tańcu przypominającym walca angielskiego, chociaż ich ciała nie przylegały do siebie odpowiednio ściśle, a pięty Angielki nie stykały się z powierzchnią podłogi.
- Nie mów tego w Pokoju Wspólnym, bo tam czystość krwi jest tematem, którego nie warto poruszać. Większość jest czystokrwista i dla nich do powód do dumy, za to Ci bez odpowiedniego pochodzenia uważają to za temat tabu i powód do wstydu. Lepiej więc o tym nie rozmawiać wcale - poradziła niczym ciocia dobra rada. I tak raz na miesiąc ktoś wyciąga na Ślizgońskim forum ten jakże niewygodny temat co kończy się dość często wyciągnięciem różdżek, wyzwiskami, a potem nieznośną ciszą która mija po kilku dniach. Sama Mia nie wtrącała się w ten konflikt, a wywołana do wypowiedzenia swojej opinii wzruszała jedynie ramionami podkreślając, że jej rodowód jest nieskazitelny, choć połączony z wilami. Nikt jednak nie mógł odmówić jej czystości krwi, bo nawet jej ojciec który nigdy się nią nie zainteresował był czystokrwistym czarodziejem. Nikt nawet nie ośmielił się zasugerować, że rodzina ze strony jej matki może mieć coś wspólnego z mugolami, więc po tej taktycznej obronie wszyscy dawali jej święty spokój i wracali do swoich przepychanek. Jason świdrował ją spojrzeniem od stóp do głów tak intensywnie, że skóra zaczynała ją delikatnie swędzić w miejscach na których spoczął jego wzrok. Na rękach dostała gęsiej skórki i jej uśmiech przestał już ukazywać rząd śnieżnobiałych zębów. Kiedy wstał i stanął za nią odwróciła twarz w jego kierunku zadzierając do góry głowę. Z ciekawością czekała na jego kolejny ruch, a kiedy poczuła jego wargi na swoich zamknęła oczy i rozsunęła zachęcająco wargi licząc na więcej. Więcej jednak nie dostała i po raz pierwszy w życiu poczuła gorycz rozczarowania z powodu nierozwinięcia akcji. Na policzkach pojawiły się rumieńce, a ona sama otworzyła oczy oczekując jakiegoś wyjaśnienia tego czynu. Chciała żeby ją pocałował. Po raz pierwszy chciała sprawdzić czy pocałunek może okazać się czymś magicznym. Dotychczas w tej materii spotykała się z rozczarowaniem, bowiem chłopcy okazywali się być najzwyklejszymi brutalami którzy chcieli od razu posiąść jej wargi i nie raz kiedy otwierała szerzej wargi licząc na to, że tak do jej płuc dostanie się więcej zbawiennego tlenu oni brali to za przyzwolenie do wpuszczenia do jej buzi swojego języka. Wtedy wszystkie motylki które czuła przed pocałunkiem zostały szybko zabijane przez kwas żołądkowy, a jej biedne opuchnięte wargi z obrzydzeniem wycierane w lewą dłoń. Tym razem tak nie było. Gdy musnął jej wargi swoimi intensywność łaskotań wzrosła i naprawdę chciała więcej. Niestety nic więcej nie dostała. Została więc z palącymi wargami i policzkiem w miejscu w którym jego palce spotkały się z jej gładkim policzkiem. Kiedy stanął przed nią prosząc ją do tańca na chwilę się zawahała. Tańczyła, ale... sama. Taniec był jej odskocznią od całego świata gdy tańczyła z własnej woli jednocześnie będąc obowiązkiem który kosztował ją masę wyrzeczeń. Z partnerem tańczyła jedynie na szkolnych balach, ale tylko tyle ile to konieczne, bo najczęściej zabierał ją na bal skończony palant, który nie chciał wyjść na jeszcze większego palanta pokazując się samotnie. Dawał jej kilka tańców w swoich niemrawych ramionach, aby potem lecieć na Jęczące Wiedźmy i pokazać najbardziej prymitywny obraz samca na świecie. Zawsze kończyło się to tak samo. Teraz jednak nie byli na balu, nie grała cała orkiestra i nie było za kulisami szykujących się do występu Jęczących Wiedźm. Nie było wypolerowanego na tą okazję parkietu i z pewnością nie była to okazja żeby się pokazać. Dlatego właśnie podała mu swoją dłoń najpierw kierując się w stronę adaptera. Tam wyciągnęła starą płytę z muzyką klasyczną i ostrożnie ustawiła igłę na swoim miejscu, aby przyjemne dźwięki fortepianu i skrzypiec wypełniły pomieszczenie. Potem ułożyła mu dłonie na ramionach i stając na palcach ostrożnie zaczęła prowadzić uważając też na swoją lewą kostkę.
- Ty nie tańczysz - orzekła po kilku chwilach uśmiechając się przy tym z rozbawieniem. Nie przeszkadzało jej to jednak, bo już przywykła do tego po doświadczeniach z hogwarckimi chłopcami.
- Jesteś bardzo spostrzegawczy, Jason - dodała jeszcze zadzierając nieco podbródek aby móc patrzeć mu prosto w oczy. Powoli kręcili się po pomieszczeniu w tańcu przypominającym walca angielskiego, chociaż ich ciała nie przylegały do siebie odpowiednio ściśle, a pięty Angielki nie stykały się z powierzchnią podłogi.
Re: Tajemnicza komnata
„W każdym człowieku drzemie potencjał demona, wystarczy stworzyć odpowiednią atmosferę, by drzemał potencjał człowieka. „
- pamiętnik Jasona, wpis z dnia 12 sierpnia bieżącego roku.
Wszystko, co się tu działo między nimi, na pewno można by określić mianem magii. Ale jakim rodzajem? Czarna magia odpada, ponieważ jest pełna bólu, nienawiści i krzywd, o jakich nie śniło się zwykłemu człowiekowi. Biała magia z kolei była zbyt… idealna. Gdzie zatem umiejscowić tą chemię, która z każdą kolejną chwilą gęstniała między nimi? Ciężko stwierdzić, zobaczmy, jak akcja się rozwinie…
Wbrew pozorom Jason toczył teraz wielki bój w swoim wnętrzu. Jego racjonalne „ja” walczyło z bardziej uczuciową twarzą chłopaka. Z jednej strony logiczne myślenie mówiło mu, żeby przestał, żeby wyszedł, żeby zostawił Mię samą, rozczarowując ją tak, żeby już nigdy się do niego odezwała, żeby wrócił do swojej kamiennej twarzy bez uczuć, żeby żył nadal w samotności, bo tak czuł się bezpieczniej, tak zawsze było, jest i będzie. Z drugiej zaś strony szybko bijące serce wybijało rytm tańczących motyli w brzuchu, które osiągnęły rozmiar co najmniej nietoperzy. Emocjonalna twarz Jasona decydowała także o intensywności spojrzenia, o szybkości oddechu. Jego organizm wydzielił takie ilości endorfin, że z pewnością nie tknie czekolady przez kolejny miesiąc. Ale mimo tego nadal mu było mało. Chciał więcej samej Mii, jej spojrzeń, niewinnych uśmiechów, tembru głosu, który miło łaskotał jego zmysł słuchu, aksamitu jej skóry, który sprawiał, że dłonie po prostu drżały mu z niejakiego podniecenia. Nie potrafił wytłumaczyć w żaden sposób tego, co się z nim działo. Raz w swojej głowie słyszał „Zostaw ją, zostaw!”, by po chwili było to przyćmione jeszcze głośniejszym „Zostań z nią”. Tym samym szala wagi, na której odbywała się wewnętrzna walka chłopaka przechylała się na korzyść jego uczuciowej sfery, co dziewczyna mogła ujrzeć z zewnątrz, gdy źrenice chłopaka rozszerzyły się mocno, pochłaniając każdy centymetr jej twarzy. On też poniekąd powielał uczucia dziewczyny, jeśli chodzi o ich wzajemne spojrzenia. Podczas, gdy on otulał ją wzrokiem niczym ciepłym kocem, jej spojrzenie sprawiało, że odczuwał ją bardzo blisko siebie. On dawał jej poczucie bezpieczeństwa i spokoju, ona przez swe czekoladowe tęczówki otwierała się przed nim, nie wiedział jednak, czy dziewczyna robi to świadomie czy też nie. Niezmiernie go to fascynowało. Poziom takiej niezmiernej radości i swoistej ekscytacji był mocniejszy, niż w przypadku odnalezienie jakieś ciekawej książki. A to zajmowało u Jasona wysokie miejsce. Tym razem osoba Mii przebiła wszystkich konkurentów w jego umyśle. Jej delikatna osóbka usiadła sobie wygodnie w jego głowie i nie zamierzała stamtąd wychodzić. Hah, Jason nawet by jej nie pozwolił.
Potem dziewczyna odpowiedziała na jego wypowiedź o czystości krwi. Jason zanotował jej ciche prychnięcie. Domyślił się też, że najwyraźniej w przypadku Ślizgonów temat pochodzenia jest wyjątkowo drażliwym tematem. I choć zarówno Mia jak i Jason byli czysto krwiści, to nie miało to dla nich żadnego znaczenia. Bo na cóż komuś pochodzenie, jeśli jest złym i nienawistnym człowiekiem? Jason osobiście znał parę „szlam”, jak to się je niezbyt ładnie określało, i stwierdził, że były bardziej wartościowymi ludźmi niż niektórzy „czystej krwi”. Dlatego nie pochodzenie, a czyny i sposób życia określały wartość i godność osoby.
- Dzięki za radę… - powiedział cicho, po czym dodał jeszcze, przekrzywiając głowę. - Dzięki Tobie chyba uda mi się tu przeżyć jakiś dzień lub dwa dłużej…
Zaśmiał się, mając na myśli sytuację w Pokoju Wspólnym, gdzie już narobił sobie wroga w postaci… jak mu tam było? Ah, tak..Adriena Riena. Wzrok Ślizgona mówił jasno: „Zobaczę Cię na korytarzu to zostaniesz rozsmarowany po ścianach” . W sumie ciekawe, jakby to wyglądało. Chłopak był przyzwyczajony do takich sytuacji zagrożenia swego życia i zdrowia, ponieważ jego szkoła zapewniała mu taką rozrywkę dosłownie codziennie. W Durmstrangu Jason co krok musiał się bronić przed starszymi uczniami, którzy wytykali mu jego angielskie pochodzenie i starali się je „usprawnić” zawieszając chłopaka u sufitu do góry nogami czy też topiąc w pobliskiej toalecie. Może niezbyt przyjemne, ale jednocześnie motywujące do tego, by zasięgnąć do ksiąg w poszukiwaniu jakiś przydatnych do obrony zaklęć. Gdy raz powalił zaklęciem największego gnoja w szkole, dali mu spokój. Prestiż i szacunek wśród innych liczyły się bardziej niż wszystko inne. Niestety musiał na niego ciężko zapracować, co kosztowało go wiele wyrzeczeń.
Z niesamowitym zaciekawieniem obserwował jej reakcje na zbliżający się pocałunek. Czuł, jak jej oddech przyspiesza, jak zmysłowo rozchyla wargi tym samym dając pozwolenie chłopakowi na połączenie ich samych w przedziwnym, magicznym tańcu. Jej piersi unosiły się i opadały pod wpływem oddechu, oczy lśniły niczym najjaśniejsze gwiazdy, a policzki pokryły się delikatnym rumieńcem. On sam też poczuł niemiły skurcz żołądka z powodu tego, że nie pociągnął tego dalej. Bo chciał… naprawdę chciał. Coś go jednak w jego wnętrzu przyblokowało, pozwalając jedynie na lekkie muśnięcie. Ich wargi były idealnie dopasowane do siebie, były jak dwie połówki tego samego jabłka, niezwykle soczystego i słodkiego. Choć trwało to zaledwie sekundę Jason wiedział, że prędzej czy później do tego pocałunku dojdzie. Oboje tego pragnęli. To było wręcz wypisane na ich twarzach, w ich spojrzeniach.
Po tej magicznej chwili przyszła kolej na drugą. Po ustawieniu adaptera do ich uszu zaczęła dobiegać spokojna melodia, która tworzyła jakąś dziwną atmosferę w pomieszczeniu. Wynosiła ich niejako poza mury zamkowe, wysoko ku niebu, by niczym anioły mogli zatańczyć w chmurach. Gdy dziewczyna do niego podeszła, poczuł się jak książę czekający na swoją księżniczkę. Pozwolił jej zarzucić swe delikatne ręce na jego ramiona. Gdy jej dłonie dotknęły jego karku poczuł przyjemny dreszcz. Jej dotyk był niczym dotknięcie piórka… tak lekkie… Jego dłonie powędrowały ku jej biodrom, ale zaraz jednak stworzyli coś na kształt prowizorycznej ramy tanecznej i zaczęli snuć się po pokoju, jakby płynęli walcem angielskim. Jej uwaga sprawiła, że chłopak się uśmiechnął.
- Racja, nie tańczę… jesteś bardzo spostrzegawcza...- powiedział, przygryzając lekko swoją dolną wargę. - Ale za to Ty robisz to wspaniale…
Szepnął wprost w jej usta owijając ją ciepłym oddechem. Po chwili Jason nieznacznie przysunął ją ku sobie sprawiając, że ich ciała stykały się ze sobą w całości. Niejako zaburzył idealną koncepcję „walca”, by przejść do bardziej intymnego rodzaju sztuki tanecznej. Na swojej klatce piersiowej chłopak czuł kształt jej piersi, unoszący się przy każdym jej oddechu. Smukłość talii wychwyciły jego dłonie, a oczy? Oczy ucznia ponownie zagłębiły się w słodkiej czekoladzie jej tęczówek, tym bardziej jeszcze intensywniej niż wcześniej. Gdy komplementowała jego spostrzegawczość, z początku nic nie powiedział, jakby się delektował jej słowami. Po chwili jednak powiedział coś, co mogło wywołać motylki w brzuchu.
- Jak mógłbym nie dostrzec takiego Piękna? - powiedział cicho, mówiąc o Pięknie jak o osobie, więc bystra Mia z pewnością domyśli się, że Jason mówi o niej. Jedna z jego dłoni zsunęła się z bioder na plecy dziewczyny, by po chwili jak parę minut temu na jej policzek, tak bardzo „sparzony” jego dotykiem. To był ten moment.
Jason wpatrywał się w Mię jak zaczarowany i niezauważalnie zwilżył wargi. Wiedział, że tym razem się nie wycofa, że tym razem nie zobaczy rozczarowania w jej oczach. Chciał, by ta chwila zapadła im w pamięci na zawsze, by była wspomnieniem, do którego zawsze chcieliby wracać.
Zrobił to.
Dotykając jej policzka i odgarniając jasne kosmyki włosów, jego palce zasunęły się na jej szyję. Ich spojrzenia tańczyły ze sobą, a motyle w brzuchu wyrywały się na zewnątrz. Jason poczuł miłe mrowienie w palcach i przyjemny dreszcz w lędźwiach. Przymykając powieki nachylił się ku jej malinowym ustom. Z początku swoimi ustami objął górną część jej warg, a zrobiwszy sekundową przerwę zrobił to samo z dolną. Jakby chciał zakosztować każdej z osobna, by potem móc rozkoszować się całością. I tak też zrobił. Oddając się chwili obiema dłońmi ujął ją za kark zupełnie niszcząc rytm tańca. Jej miękkie wargi doprowadzały go do cichego szaleństwa, serce zaczęło bić dwa razy szybciej niż zwykle. Niejako udało im się znaleźć synchronizację w tym przedziwnym tańcu ich ust. Gdy już trwało to krótką chwilę Jason zrobił przerwę, chcąc spojrzeć jej w oczy. Były piękne, rozświetlone niczym ogień w ciemną noc. Znów to zrobił, tym razem lekko i delikatnie wplatając język w rytm pocałunku, a jego koniuszkiem przyjemnie pieszcząc jej. Nie był wybitny w całowaniu, ale był za t odelikatny i nie nachalny jak niektórzy. Starał się uczynić ten moment magicznym… takim, którego zarówno Mia, jak i on nigdy nie zapomną.
- pamiętnik Jasona, wpis z dnia 12 sierpnia bieżącego roku.
Wszystko, co się tu działo między nimi, na pewno można by określić mianem magii. Ale jakim rodzajem? Czarna magia odpada, ponieważ jest pełna bólu, nienawiści i krzywd, o jakich nie śniło się zwykłemu człowiekowi. Biała magia z kolei była zbyt… idealna. Gdzie zatem umiejscowić tą chemię, która z każdą kolejną chwilą gęstniała między nimi? Ciężko stwierdzić, zobaczmy, jak akcja się rozwinie…
Wbrew pozorom Jason toczył teraz wielki bój w swoim wnętrzu. Jego racjonalne „ja” walczyło z bardziej uczuciową twarzą chłopaka. Z jednej strony logiczne myślenie mówiło mu, żeby przestał, żeby wyszedł, żeby zostawił Mię samą, rozczarowując ją tak, żeby już nigdy się do niego odezwała, żeby wrócił do swojej kamiennej twarzy bez uczuć, żeby żył nadal w samotności, bo tak czuł się bezpieczniej, tak zawsze było, jest i będzie. Z drugiej zaś strony szybko bijące serce wybijało rytm tańczących motyli w brzuchu, które osiągnęły rozmiar co najmniej nietoperzy. Emocjonalna twarz Jasona decydowała także o intensywności spojrzenia, o szybkości oddechu. Jego organizm wydzielił takie ilości endorfin, że z pewnością nie tknie czekolady przez kolejny miesiąc. Ale mimo tego nadal mu było mało. Chciał więcej samej Mii, jej spojrzeń, niewinnych uśmiechów, tembru głosu, który miło łaskotał jego zmysł słuchu, aksamitu jej skóry, który sprawiał, że dłonie po prostu drżały mu z niejakiego podniecenia. Nie potrafił wytłumaczyć w żaden sposób tego, co się z nim działo. Raz w swojej głowie słyszał „Zostaw ją, zostaw!”, by po chwili było to przyćmione jeszcze głośniejszym „Zostań z nią”. Tym samym szala wagi, na której odbywała się wewnętrzna walka chłopaka przechylała się na korzyść jego uczuciowej sfery, co dziewczyna mogła ujrzeć z zewnątrz, gdy źrenice chłopaka rozszerzyły się mocno, pochłaniając każdy centymetr jej twarzy. On też poniekąd powielał uczucia dziewczyny, jeśli chodzi o ich wzajemne spojrzenia. Podczas, gdy on otulał ją wzrokiem niczym ciepłym kocem, jej spojrzenie sprawiało, że odczuwał ją bardzo blisko siebie. On dawał jej poczucie bezpieczeństwa i spokoju, ona przez swe czekoladowe tęczówki otwierała się przed nim, nie wiedział jednak, czy dziewczyna robi to świadomie czy też nie. Niezmiernie go to fascynowało. Poziom takiej niezmiernej radości i swoistej ekscytacji był mocniejszy, niż w przypadku odnalezienie jakieś ciekawej książki. A to zajmowało u Jasona wysokie miejsce. Tym razem osoba Mii przebiła wszystkich konkurentów w jego umyśle. Jej delikatna osóbka usiadła sobie wygodnie w jego głowie i nie zamierzała stamtąd wychodzić. Hah, Jason nawet by jej nie pozwolił.
Potem dziewczyna odpowiedziała na jego wypowiedź o czystości krwi. Jason zanotował jej ciche prychnięcie. Domyślił się też, że najwyraźniej w przypadku Ślizgonów temat pochodzenia jest wyjątkowo drażliwym tematem. I choć zarówno Mia jak i Jason byli czysto krwiści, to nie miało to dla nich żadnego znaczenia. Bo na cóż komuś pochodzenie, jeśli jest złym i nienawistnym człowiekiem? Jason osobiście znał parę „szlam”, jak to się je niezbyt ładnie określało, i stwierdził, że były bardziej wartościowymi ludźmi niż niektórzy „czystej krwi”. Dlatego nie pochodzenie, a czyny i sposób życia określały wartość i godność osoby.
- Dzięki za radę… - powiedział cicho, po czym dodał jeszcze, przekrzywiając głowę. - Dzięki Tobie chyba uda mi się tu przeżyć jakiś dzień lub dwa dłużej…
Zaśmiał się, mając na myśli sytuację w Pokoju Wspólnym, gdzie już narobił sobie wroga w postaci… jak mu tam było? Ah, tak..Adriena Riena. Wzrok Ślizgona mówił jasno: „Zobaczę Cię na korytarzu to zostaniesz rozsmarowany po ścianach” . W sumie ciekawe, jakby to wyglądało. Chłopak był przyzwyczajony do takich sytuacji zagrożenia swego życia i zdrowia, ponieważ jego szkoła zapewniała mu taką rozrywkę dosłownie codziennie. W Durmstrangu Jason co krok musiał się bronić przed starszymi uczniami, którzy wytykali mu jego angielskie pochodzenie i starali się je „usprawnić” zawieszając chłopaka u sufitu do góry nogami czy też topiąc w pobliskiej toalecie. Może niezbyt przyjemne, ale jednocześnie motywujące do tego, by zasięgnąć do ksiąg w poszukiwaniu jakiś przydatnych do obrony zaklęć. Gdy raz powalił zaklęciem największego gnoja w szkole, dali mu spokój. Prestiż i szacunek wśród innych liczyły się bardziej niż wszystko inne. Niestety musiał na niego ciężko zapracować, co kosztowało go wiele wyrzeczeń.
Z niesamowitym zaciekawieniem obserwował jej reakcje na zbliżający się pocałunek. Czuł, jak jej oddech przyspiesza, jak zmysłowo rozchyla wargi tym samym dając pozwolenie chłopakowi na połączenie ich samych w przedziwnym, magicznym tańcu. Jej piersi unosiły się i opadały pod wpływem oddechu, oczy lśniły niczym najjaśniejsze gwiazdy, a policzki pokryły się delikatnym rumieńcem. On sam też poczuł niemiły skurcz żołądka z powodu tego, że nie pociągnął tego dalej. Bo chciał… naprawdę chciał. Coś go jednak w jego wnętrzu przyblokowało, pozwalając jedynie na lekkie muśnięcie. Ich wargi były idealnie dopasowane do siebie, były jak dwie połówki tego samego jabłka, niezwykle soczystego i słodkiego. Choć trwało to zaledwie sekundę Jason wiedział, że prędzej czy później do tego pocałunku dojdzie. Oboje tego pragnęli. To było wręcz wypisane na ich twarzach, w ich spojrzeniach.
Po tej magicznej chwili przyszła kolej na drugą. Po ustawieniu adaptera do ich uszu zaczęła dobiegać spokojna melodia, która tworzyła jakąś dziwną atmosferę w pomieszczeniu. Wynosiła ich niejako poza mury zamkowe, wysoko ku niebu, by niczym anioły mogli zatańczyć w chmurach. Gdy dziewczyna do niego podeszła, poczuł się jak książę czekający na swoją księżniczkę. Pozwolił jej zarzucić swe delikatne ręce na jego ramiona. Gdy jej dłonie dotknęły jego karku poczuł przyjemny dreszcz. Jej dotyk był niczym dotknięcie piórka… tak lekkie… Jego dłonie powędrowały ku jej biodrom, ale zaraz jednak stworzyli coś na kształt prowizorycznej ramy tanecznej i zaczęli snuć się po pokoju, jakby płynęli walcem angielskim. Jej uwaga sprawiła, że chłopak się uśmiechnął.
- Racja, nie tańczę… jesteś bardzo spostrzegawcza...- powiedział, przygryzając lekko swoją dolną wargę. - Ale za to Ty robisz to wspaniale…
Szepnął wprost w jej usta owijając ją ciepłym oddechem. Po chwili Jason nieznacznie przysunął ją ku sobie sprawiając, że ich ciała stykały się ze sobą w całości. Niejako zaburzył idealną koncepcję „walca”, by przejść do bardziej intymnego rodzaju sztuki tanecznej. Na swojej klatce piersiowej chłopak czuł kształt jej piersi, unoszący się przy każdym jej oddechu. Smukłość talii wychwyciły jego dłonie, a oczy? Oczy ucznia ponownie zagłębiły się w słodkiej czekoladzie jej tęczówek, tym bardziej jeszcze intensywniej niż wcześniej. Gdy komplementowała jego spostrzegawczość, z początku nic nie powiedział, jakby się delektował jej słowami. Po chwili jednak powiedział coś, co mogło wywołać motylki w brzuchu.
- Jak mógłbym nie dostrzec takiego Piękna? - powiedział cicho, mówiąc o Pięknie jak o osobie, więc bystra Mia z pewnością domyśli się, że Jason mówi o niej. Jedna z jego dłoni zsunęła się z bioder na plecy dziewczyny, by po chwili jak parę minut temu na jej policzek, tak bardzo „sparzony” jego dotykiem. To był ten moment.
Jason wpatrywał się w Mię jak zaczarowany i niezauważalnie zwilżył wargi. Wiedział, że tym razem się nie wycofa, że tym razem nie zobaczy rozczarowania w jej oczach. Chciał, by ta chwila zapadła im w pamięci na zawsze, by była wspomnieniem, do którego zawsze chcieliby wracać.
Zrobił to.
Dotykając jej policzka i odgarniając jasne kosmyki włosów, jego palce zasunęły się na jej szyję. Ich spojrzenia tańczyły ze sobą, a motyle w brzuchu wyrywały się na zewnątrz. Jason poczuł miłe mrowienie w palcach i przyjemny dreszcz w lędźwiach. Przymykając powieki nachylił się ku jej malinowym ustom. Z początku swoimi ustami objął górną część jej warg, a zrobiwszy sekundową przerwę zrobił to samo z dolną. Jakby chciał zakosztować każdej z osobna, by potem móc rozkoszować się całością. I tak też zrobił. Oddając się chwili obiema dłońmi ujął ją za kark zupełnie niszcząc rytm tańca. Jej miękkie wargi doprowadzały go do cichego szaleństwa, serce zaczęło bić dwa razy szybciej niż zwykle. Niejako udało im się znaleźć synchronizację w tym przedziwnym tańcu ich ust. Gdy już trwało to krótką chwilę Jason zrobił przerwę, chcąc spojrzeć jej w oczy. Były piękne, rozświetlone niczym ogień w ciemną noc. Znów to zrobił, tym razem lekko i delikatnie wplatając język w rytm pocałunku, a jego koniuszkiem przyjemnie pieszcząc jej. Nie był wybitny w całowaniu, ale był za t odelikatny i nie nachalny jak niektórzy. Starał się uczynić ten moment magicznym… takim, którego zarówno Mia, jak i on nigdy nie zapomną.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
Doskonale wiedziała co chłopak ma na myśli. Westchnęła cicho przymykając na chwilę powieki.
- Rien Ci nie odpuści. Uważaj na niego. Jest szybki i precyzyjny w zaklęciach nawet jak jest lekko wcięty. To dość wymagający przeciwnik - powiedziała cicho na koniec nieznacznie się uśmiechając. Pamiętała skuteczność Adriena z czasów kiedy na zajęciach z Klubu Pojedynków była stałą bywalczynią. W tym roku na Klub Pojedynków już nie uczęszczała obiecując sobie, że ten czas poświęci na poznawanie nowych języków i kultur co z pewnością będzie mile widziane przy składaniu podania na Językoznastwo które chciała studiować przed rozpoczęciem pracy w Ministerstwie Magii. W kwestiach zawodowych chciała być taka jak jej matka. Chciała osiągnąć tyle samo co ona i chciała aby Anglia wciąż utrzymywała dobre stosunki z innymi państwami. Do tego potrzebne są języki obce, a nie zaklęcia i pojedynki. Zajęcia na które uczęszczała pozwoliły jej jednak na ocenę umiejętności swoich znajomych i wiedziała już z kim nie warto zadzierać. Adrien Rien z pewnością należał do tych z którymi zadzierać nie warto. Lepiej by było gdyby Jason nie robił sobie z niego wroga. Ostrożnie stawiała każdy krok od czasu do czasu spoglądając w dół, aby skontrolować ruchy Jasona. Bała się, że niechcący może podeptać jej stopy, a to byłaby wpadka której z pewnością długo by nie zapomniała i raczej nie dałaby się namówić na kolejny taniec. Póki co szło mu dość dobrze. Na tyle dobrze, że dostrzegła w jego ruchach tą powtarzalność która sprawiła, że jej wzrok znów powędrował na jego twarz, a ona pozwoliła sobie przysunąć się bliżej. Twardość jego klatki piersiowej przyjemnie kontrastowała z jej miękkością. Mimo dość szczupłej sylwetki jej ciało było miękkie w dotyku i tylko ktoś uparty wyłapałby miejsca gdzie czuć twardość kości. Jej biust rytmicznie unosił się i opadał z każdym oddechem, a rumieńce spowodowane przez jego delikatny pocałunek odchodziły już w niepamięć. Mimowolnie zadrżała czując jego ciepły oddech na swojej szyi.
- Zdradza Cię brak znajomości walca angielskiego. Ale nieźle Ci idzie - odparła cicho, a jej dłonie z ramion przesunęły się na kark młodziana opuszkami palców muskając jego skórę pod linią włosów. Wciąż patrzyli sobie w oczy, a ona delikatnie się uśmiechnęła kiedy szybko obrócił ją w swoich ramionach. Przyjemna melodia płynąca ze starego adaptera nadawała temu wszystkiemu odpowiedniego klimatu i sprawiała, że Mia długo nie wymarze tej chwili z pamięci. Będzie ją odtwarzać w głowie bez końca szerząc się przy tym radośnie, aż społeczeństwo uzna, że zwariowała do końca. Jego słowa na nowo budziły motylki jej w brzuchu które były już tak intensywne, że bała się iż za chwilę przebiją się przez jej gładką skórę aby się uwolnić.
- Mam nadzieję, że potrafisz je nie tylko dostrzec, ale także docenić - wyszeptała jakby bojąc się, że jeden głośniejszy dźwięk może zburzyć całą tą scenerię. Czuła jedną z jego wielkich, ciepłych dłoni na swojej talii, a drugą na policzku. Jej własne dłonie powędrowały nieco wyżej ginąc w gęstej czuprynie jedwabistych włosów. Znów zachęcająco otworzyła usta czekając na więcej. Czuła, że tym razem dostanie więcej. Ledwie jego dłoń zsunęła się na jej szyję poczuła przyjemne dreszcze na całej długości kręgosłupa, a potem jego wargi opadły na jej usta rozkoszując się ich smakiem i miękkością. Był tak delikatny w swoich czynach, że Kruger nie poczuła się bezdusznie wykorzystana, a jej oczekiwania nie zostały brutalnie zmiażdżone. Jego delikatne czyny złapały ją za serce, które teraz biło co najmniej dwa razy szybciej niż zazwyczaj. Jej wargi idealnie wpasowały się w jego usta i równie ostrożnie sprawdzały ich miękkość i fakturę. Kiedy na chwilę przerwał uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy błyszczały pełnią radości. Ostrożnie przesunęła swoje dłonie na jego policzki, a zaraz zsunęły się na klatkę piersiową gdzie wyraźnie wyczuwała bicie jego serca. Nie zastanawiała się jednak nad tym dlaczego tak silnie i szybko łomocze, bo jego wargi znów wpiły się w jej usta, które z chęcią rozwarła by złączyć w tańcu ich języki. W pewnym momencie uznała jednak, że to co się między nimi dzieje jest zbyt intensywne, a intensywność tych doznań jest zdecydowanie nieodpowiednia jeśli chodzi o miejsce i chwilę. Z przyśpieszonym oddechem i lekkim strachem w oczach cofnęła się o krok opadając na całe stopy.
- Chyba powinnam już iść. Zdecydowanie powinnam już iść - wydusiła z siebie zanim ściągnęła ostrożnie ze swojej talii trzymające ją dłonie Jasona po czym ruszyła do fotelu szybko biorąc swój sweterek. Teraz nie miała już wątpliwości, że był księciem. Pocałowała wystarczająco dużo żab żeby mieć pewność. Księciowie łamią serca i odchodzą siejąc spustoszenie. Ona nie chciała spustoszenia. Nie chciała wyglądać jak jej matka po rozmowach z Peterem, ojcem Mii. Jason zagrażał jej instynktowi samozachowawczemu. Nie mogła do tego dopuścić. Ledwie wzięła swój sweterek ruszyła szybkim krokiem do drzwi rzucając mu ostatnie spojrzenie pełne strachu i niedowierzania gdy je otworzyła, a kiedy zamknęły się za nią drzwi ruszyła biegiem w kierunku swojego dormitorium.
- Rien Ci nie odpuści. Uważaj na niego. Jest szybki i precyzyjny w zaklęciach nawet jak jest lekko wcięty. To dość wymagający przeciwnik - powiedziała cicho na koniec nieznacznie się uśmiechając. Pamiętała skuteczność Adriena z czasów kiedy na zajęciach z Klubu Pojedynków była stałą bywalczynią. W tym roku na Klub Pojedynków już nie uczęszczała obiecując sobie, że ten czas poświęci na poznawanie nowych języków i kultur co z pewnością będzie mile widziane przy składaniu podania na Językoznastwo które chciała studiować przed rozpoczęciem pracy w Ministerstwie Magii. W kwestiach zawodowych chciała być taka jak jej matka. Chciała osiągnąć tyle samo co ona i chciała aby Anglia wciąż utrzymywała dobre stosunki z innymi państwami. Do tego potrzebne są języki obce, a nie zaklęcia i pojedynki. Zajęcia na które uczęszczała pozwoliły jej jednak na ocenę umiejętności swoich znajomych i wiedziała już z kim nie warto zadzierać. Adrien Rien z pewnością należał do tych z którymi zadzierać nie warto. Lepiej by było gdyby Jason nie robił sobie z niego wroga. Ostrożnie stawiała każdy krok od czasu do czasu spoglądając w dół, aby skontrolować ruchy Jasona. Bała się, że niechcący może podeptać jej stopy, a to byłaby wpadka której z pewnością długo by nie zapomniała i raczej nie dałaby się namówić na kolejny taniec. Póki co szło mu dość dobrze. Na tyle dobrze, że dostrzegła w jego ruchach tą powtarzalność która sprawiła, że jej wzrok znów powędrował na jego twarz, a ona pozwoliła sobie przysunąć się bliżej. Twardość jego klatki piersiowej przyjemnie kontrastowała z jej miękkością. Mimo dość szczupłej sylwetki jej ciało było miękkie w dotyku i tylko ktoś uparty wyłapałby miejsca gdzie czuć twardość kości. Jej biust rytmicznie unosił się i opadał z każdym oddechem, a rumieńce spowodowane przez jego delikatny pocałunek odchodziły już w niepamięć. Mimowolnie zadrżała czując jego ciepły oddech na swojej szyi.
- Zdradza Cię brak znajomości walca angielskiego. Ale nieźle Ci idzie - odparła cicho, a jej dłonie z ramion przesunęły się na kark młodziana opuszkami palców muskając jego skórę pod linią włosów. Wciąż patrzyli sobie w oczy, a ona delikatnie się uśmiechnęła kiedy szybko obrócił ją w swoich ramionach. Przyjemna melodia płynąca ze starego adaptera nadawała temu wszystkiemu odpowiedniego klimatu i sprawiała, że Mia długo nie wymarze tej chwili z pamięci. Będzie ją odtwarzać w głowie bez końca szerząc się przy tym radośnie, aż społeczeństwo uzna, że zwariowała do końca. Jego słowa na nowo budziły motylki jej w brzuchu które były już tak intensywne, że bała się iż za chwilę przebiją się przez jej gładką skórę aby się uwolnić.
- Mam nadzieję, że potrafisz je nie tylko dostrzec, ale także docenić - wyszeptała jakby bojąc się, że jeden głośniejszy dźwięk może zburzyć całą tą scenerię. Czuła jedną z jego wielkich, ciepłych dłoni na swojej talii, a drugą na policzku. Jej własne dłonie powędrowały nieco wyżej ginąc w gęstej czuprynie jedwabistych włosów. Znów zachęcająco otworzyła usta czekając na więcej. Czuła, że tym razem dostanie więcej. Ledwie jego dłoń zsunęła się na jej szyję poczuła przyjemne dreszcze na całej długości kręgosłupa, a potem jego wargi opadły na jej usta rozkoszując się ich smakiem i miękkością. Był tak delikatny w swoich czynach, że Kruger nie poczuła się bezdusznie wykorzystana, a jej oczekiwania nie zostały brutalnie zmiażdżone. Jego delikatne czyny złapały ją za serce, które teraz biło co najmniej dwa razy szybciej niż zazwyczaj. Jej wargi idealnie wpasowały się w jego usta i równie ostrożnie sprawdzały ich miękkość i fakturę. Kiedy na chwilę przerwał uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy błyszczały pełnią radości. Ostrożnie przesunęła swoje dłonie na jego policzki, a zaraz zsunęły się na klatkę piersiową gdzie wyraźnie wyczuwała bicie jego serca. Nie zastanawiała się jednak nad tym dlaczego tak silnie i szybko łomocze, bo jego wargi znów wpiły się w jej usta, które z chęcią rozwarła by złączyć w tańcu ich języki. W pewnym momencie uznała jednak, że to co się między nimi dzieje jest zbyt intensywne, a intensywność tych doznań jest zdecydowanie nieodpowiednia jeśli chodzi o miejsce i chwilę. Z przyśpieszonym oddechem i lekkim strachem w oczach cofnęła się o krok opadając na całe stopy.
- Chyba powinnam już iść. Zdecydowanie powinnam już iść - wydusiła z siebie zanim ściągnęła ostrożnie ze swojej talii trzymające ją dłonie Jasona po czym ruszyła do fotelu szybko biorąc swój sweterek. Teraz nie miała już wątpliwości, że był księciem. Pocałowała wystarczająco dużo żab żeby mieć pewność. Księciowie łamią serca i odchodzą siejąc spustoszenie. Ona nie chciała spustoszenia. Nie chciała wyglądać jak jej matka po rozmowach z Peterem, ojcem Mii. Jason zagrażał jej instynktowi samozachowawczemu. Nie mogła do tego dopuścić. Ledwie wzięła swój sweterek ruszyła szybkim krokiem do drzwi rzucając mu ostatnie spojrzenie pełne strachu i niedowierzania gdy je otworzyła, a kiedy zamknęły się za nią drzwi ruszyła biegiem w kierunku swojego dormitorium.
Re: Tajemnicza komnata
/Post kończący/
Jason stał jeszcze chwilę w komnacie, nie wiedząc co zrobić. Dziwiła go reakcja dziewczyny. Czego się tak przestraszyła? Czyżby to on zrobił coś złego?
Nie wiedział, ale był zły na siebie. Może nie powinien tak naciskać?
Docenił jej piękno...docenił jej piękno zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne...
Zakochał się....
Zakochał...
z/t
Jason stał jeszcze chwilę w komnacie, nie wiedząc co zrobić. Dziwiła go reakcja dziewczyny. Czego się tak przestraszyła? Czyżby to on zrobił coś złego?
Nie wiedział, ale był zły na siebie. Może nie powinien tak naciskać?
Docenił jej piękno...docenił jej piękno zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne...
Zakochał się....
Zakochał...
z/t
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Tajemnicza komnata
Gdy otrzymała wiadomość od Sir Rolanda, faktycznie, było naprawdę wcześnie. Siedziała w Pokoju Wspólnym Gryfonów, jeszcze w piżamie, na jednym z czerwonych foteli. W pokoju prócz niej nie było jeszcze nikogo. Rhin siedziała, szkicując coś na kartce papieru przed sobą. Z zamyślenia wyrwały ją dźwięki dud. Zaczęła rozglądać się dookoła, próbując zlokalizować źródło dźwięku, w końcu nawet w świecie magicznym instrument ten był wyjątkowy. Gdy już otrzymała wiadomość, przez kilka chwil przypatrywała się rycerzowi, trawiąc usłyszane przez niego słowa. Rozejrzała się dookoła, chcąc upewnić się, czy na pewno była sama - ale o świcie rzadko kiedy jakiś Gryfon wstawał. Jej przyjaciółka, Melia często wstawała o tej godzinie, ale widocznie dzisiaj postanowiła pospać dłużej. W sumie, to się z tego cieszyła. Poprosiła Sir Rolanda, by na nią poczekał, po czym skoczyła szybko do swojego dormitorium, zanosząc szkice. Zrzuciła z siebie piżamę, ubrała się, zakładając sukienkę. Spojrzała na swoją różdżkę. Nie wiedziała nic o tajemniczej komnacie. Dosłownie nic. Nie podejrzewała, dlaczego prosił, by zostawiła różdżkę i coś jej mówiło, że nie powinna tego robić. Ale odłożyła ją do swojej szafki nocnej, po czym w ciszy, by nikogo nie obudzić ze śpiących dziewczyn, opuściła dormitorium.
- Jestem gotowa, przepraszam, że musiał Pan długo czekać, Sir Rolandzie.
Skłoniła się rycerzowi, jak dama - mimo, że nie miała sukni jak typowa dama - po czym opuściła Pokój Wspólny Gryffindoru.
Po drodze, by nie trwała niezręczna cisza, nawiązała rozmowę z rycerzem, który co chwila pojawiał się na innym obrazie, prowadząc dziewczyną do Tajemniczej Komnaty. Starała się coś wyciągnąć o miejscu spotkania, w końcu naprawdę nie wiele o tej komnacie wiedziała. Stanęło na tym, że zaraz sama się przekona.
Gdy już znalazła się przed Komnatą, Sir Roland gestem zaprosił ją do środka i poprosił, by spokojnie poczekała na chłopaka.
Hamilton weszła do pomieszczenia i w pierwszym momencie zamarła. Rozejrzała się dookoła, będąc zaskoczoną. Nie spodziewała się tak ładnego pomieszczenia w zamku. W sumie, nie powinno ją to dziwić - Hogwart zawsze ją czymś zaskakiwał. Podeszła do kanapy i usiadła na nią, poprawiając sukienkę. Położyła dłoń na oparciu i przesunęła nią po materiale. Zastanawiała się, kiedy przyjdzie chłopak.. I w jakim stanie będzie. Trochę się przestraszyła tym, co mówił jej Sir Roland, ale była pełna pozytywnych myśli. Zapewne się wszystko niedługo wyjaśni. Wstała i podeszła wpierw do starego gramofonu, przyglądając mu się, po czym przeszłą do regału z książkami. Czekając na Nevana, spokojnie przypatrywała się każdej książce. A nuż znajdzie coś ciekawego?
- Jestem gotowa, przepraszam, że musiał Pan długo czekać, Sir Rolandzie.
Skłoniła się rycerzowi, jak dama - mimo, że nie miała sukni jak typowa dama - po czym opuściła Pokój Wspólny Gryffindoru.
Po drodze, by nie trwała niezręczna cisza, nawiązała rozmowę z rycerzem, który co chwila pojawiał się na innym obrazie, prowadząc dziewczyną do Tajemniczej Komnaty. Starała się coś wyciągnąć o miejscu spotkania, w końcu naprawdę nie wiele o tej komnacie wiedziała. Stanęło na tym, że zaraz sama się przekona.
Gdy już znalazła się przed Komnatą, Sir Roland gestem zaprosił ją do środka i poprosił, by spokojnie poczekała na chłopaka.
Hamilton weszła do pomieszczenia i w pierwszym momencie zamarła. Rozejrzała się dookoła, będąc zaskoczoną. Nie spodziewała się tak ładnego pomieszczenia w zamku. W sumie, nie powinno ją to dziwić - Hogwart zawsze ją czymś zaskakiwał. Podeszła do kanapy i usiadła na nią, poprawiając sukienkę. Położyła dłoń na oparciu i przesunęła nią po materiale. Zastanawiała się, kiedy przyjdzie chłopak.. I w jakim stanie będzie. Trochę się przestraszyła tym, co mówił jej Sir Roland, ale była pełna pozytywnych myśli. Zapewne się wszystko niedługo wyjaśni. Wstała i podeszła wpierw do starego gramofonu, przyglądając mu się, po czym przeszłą do regału z książkami. Czekając na Nevana, spokojnie przypatrywała się każdej książce. A nuż znajdzie coś ciekawego?
Re: Tajemnicza komnata
Nagle rozbrzmiała muzyka, nienachalna, spokojna, bez wokalu, doskonała jako tło lub dla oczyszczenia myśli w chwili zadumy. Melodia kojarzyła się Rhi z dzikim krajobrazem, lasami, górami, coś jakby subtelny wstęp do przygody pełnej wrażeń.
I w tej chwili Gryfonka zdała sobie sprawę, że nie była w pokoju sama. A również przy tym nie weszła do pustej komnaty. Przy stoliku z gramofonem stał blondwłosy Ślizgon. Obracał palcami delikatnie gałkę by dostroić głośność.
Po chwili spojrzał na dziewczynę. Siniak już dawno zniknął, pozostawiając po sobie lekki cień pod okiem. Nienagannie ubrany, zresztą jak zawsze, nie miał teraz na sobie szkolnej szaty. Ot ciemnoniebieska koszula i czarne spodnie, na nogach czarne oksfordy. Rękawy miał podwinięte po same łokcie.
- Wiesz, dlaczego prosiłem abyś nie zabierała różdżki? - Spojrzał na Rhi podchodząc bliżej do kanapy, obcasami butów lekko stukając o podłogę.
Po chłopaku żadnych zmian nie dało się dostrzec, wyglądał jedynie na nieco zaspanego. Ciężko było dostrzec zmartwienie, czy wesołośc, był taki jak go Rhi poznała, tajemniczo spokojny.
I w tej chwili Gryfonka zdała sobie sprawę, że nie była w pokoju sama. A również przy tym nie weszła do pustej komnaty. Przy stoliku z gramofonem stał blondwłosy Ślizgon. Obracał palcami delikatnie gałkę by dostroić głośność.
Po chwili spojrzał na dziewczynę. Siniak już dawno zniknął, pozostawiając po sobie lekki cień pod okiem. Nienagannie ubrany, zresztą jak zawsze, nie miał teraz na sobie szkolnej szaty. Ot ciemnoniebieska koszula i czarne spodnie, na nogach czarne oksfordy. Rękawy miał podwinięte po same łokcie.
- Wiesz, dlaczego prosiłem abyś nie zabierała różdżki? - Spojrzał na Rhi podchodząc bliżej do kanapy, obcasami butów lekko stukając o podłogę.
Po chłopaku żadnych zmian nie dało się dostrzec, wyglądał jedynie na nieco zaspanego. Ciężko było dostrzec zmartwienie, czy wesołośc, był taki jak go Rhi poznała, tajemniczo spokojny.
Re: Tajemnicza komnata
Hamilton delikatnie podskoczyła na kilka centymetrów, usłyszawszy muzykę. Przymknęła powieki i przez kilka chwil wsłuchała się w muzykę. Odwróciła się powoli, z lekko opuszczoną głową, w stronę gramofonu. Gdy już się zatrzymała, dopiero po kilku sekundach podniosła głowę, jednocześnie pomału uchylając powieki. Jej oczom ukazał się ślizgon, elegancko ubrany, do tego wyglądający i zachowujący się praktycznie tak samo, jak w momencie, kiedy go poznała. Nie spuszczając z niego wzroku, podeszła do kanapy i usiadła na niej, wysłuchując jego słów. Podniosła dłoń na poziom twarzy i poprawiła nieco włosy, których nie zdążyła związać, przez co fala blond włosów opadała na jej ramiona, nieco za łopatki. Pokręciła delikatnie głową.
- Nie, nie wiem.
Odpowiedziała jedynie, ciągle patrząc na Ślizgona. Była tutaj pierwszy raz, nie wiedziała nic o tej komnacie.
- Nie, nie wiem.
Odpowiedziała jedynie, ciągle patrząc na Ślizgona. Była tutaj pierwszy raz, nie wiedziała nic o tej komnacie.
Re: Tajemnicza komnata
Oparł się biodrem o fotel, zerknął w dół na Gryfonkę. On sam nie miał ze sobą różdżki, ani żadnych innych rzeczy.
- Bo nie da się tutaj wejść z różdżką.
Wyjaśnił jakby to była oczywista sprawa.
- Mało osób wie o tej komnacie, chociaż w skali szkoły, całkiem sporo. Jak się rozmawiało z Sir Rolandem? Mam nadzieje, że cię nie obudził.
Splótł ręce na piersi zawieszając wzrok na dziewczynie. Taki trochę nieobecny, zamyślony.
- Miło, że przyjęłaś zaproszenie. Chociaż muszę się przyznać, że nie miałem jakiegoś bardzo konkretnego powodu. Ot pomyślałem o Tobie, że miło by było porozmawiać.
- Bo nie da się tutaj wejść z różdżką.
Wyjaśnił jakby to była oczywista sprawa.
- Mało osób wie o tej komnacie, chociaż w skali szkoły, całkiem sporo. Jak się rozmawiało z Sir Rolandem? Mam nadzieje, że cię nie obudził.
Splótł ręce na piersi zawieszając wzrok na dziewczynie. Taki trochę nieobecny, zamyślony.
- Miło, że przyjęłaś zaproszenie. Chociaż muszę się przyznać, że nie miałem jakiegoś bardzo konkretnego powodu. Ot pomyślałem o Tobie, że miło by było porozmawiać.
Re: Tajemnicza komnata
Hamilton nie miała przy sobie nic. Różdżki, torebki, niczego. Zresztą, najczęściej nosiła ze sobą tylko różdżki. Chyba, że szła na zajęcia, to wtedy torbę miała przy sobie. Ale przy włóczeniu się po szkole nie była ona jej do szczęścia potrzebna.
Aha, czyli jakby miała różdżkę przy sobie, nie mogłaby tutaj wejść. Jedna informacja więcej. Usiadła nieco głębiej na kanapie, opierając się łokciami o swoje kolana.
- Jestem tutaj pierwszy raz. Nie wiedziałam o tej komnacie. Dziękuję, że mi ją pokazałeś.
No bo gdyby nie spotkanie z Nevanem, zapewne by o niej nadal nie wiedziała i możliwe, że już by nie miała okazji się dowiedzieć. Patrzyła swoimi szaro-błękitnymi oczami na chłopaka, łapiąc za wisiorek, który miała na sobie. Zaczęła się nim bawić, przekręcając go w długich palcach - jak na pianistkę przystało - i uśmiechnęła się lekko, słysząc jego kolejne słowa.
- Tym bardziej mi miło, że o mnie pomyślałeś, by się ot tak spotkać. I nie, nie martw się, Sir Roland mnie nie obudził, to przemiły rycerz... Choć przyznam się szczerze, że byłam chyba jedynym Gryfonem, który nie spał o świcie. Sir Roland znalazł mnie w Pokoju Wspólnym, gdzie od jakichś dwudziestu, może trzydziestu minut siedziałam, samotnie, nudząc się i myśląc, co mi przyniesie dzisiejszy dzień.. A póki co, zaczął się najlepiej, jak tylko mógł.
Uśmiechnęła się, prostując nieco plecy. Wciąż bawiła się wisiorkiem, jednak przypatrywała się chłopakowi, patrzą mu w oczy. Co prawda, siedząc w Pokoju Wspólnym starała się opracować jakąś strategię na trening Quidditcha, ale, sama nie wiedziała czemu, gdy tylko usłyszała o możliwości spotkania się z tym chłopakiem, szkice i myśli o drużynie przeszły na drugi plan. Aż dziwne.
Aha, czyli jakby miała różdżkę przy sobie, nie mogłaby tutaj wejść. Jedna informacja więcej. Usiadła nieco głębiej na kanapie, opierając się łokciami o swoje kolana.
- Jestem tutaj pierwszy raz. Nie wiedziałam o tej komnacie. Dziękuję, że mi ją pokazałeś.
No bo gdyby nie spotkanie z Nevanem, zapewne by o niej nadal nie wiedziała i możliwe, że już by nie miała okazji się dowiedzieć. Patrzyła swoimi szaro-błękitnymi oczami na chłopaka, łapiąc za wisiorek, który miała na sobie. Zaczęła się nim bawić, przekręcając go w długich palcach - jak na pianistkę przystało - i uśmiechnęła się lekko, słysząc jego kolejne słowa.
- Tym bardziej mi miło, że o mnie pomyślałeś, by się ot tak spotkać. I nie, nie martw się, Sir Roland mnie nie obudził, to przemiły rycerz... Choć przyznam się szczerze, że byłam chyba jedynym Gryfonem, który nie spał o świcie. Sir Roland znalazł mnie w Pokoju Wspólnym, gdzie od jakichś dwudziestu, może trzydziestu minut siedziałam, samotnie, nudząc się i myśląc, co mi przyniesie dzisiejszy dzień.. A póki co, zaczął się najlepiej, jak tylko mógł.
Uśmiechnęła się, prostując nieco plecy. Wciąż bawiła się wisiorkiem, jednak przypatrywała się chłopakowi, patrzą mu w oczy. Co prawda, siedząc w Pokoju Wspólnym starała się opracować jakąś strategię na trening Quidditcha, ale, sama nie wiedziała czemu, gdy tylko usłyszała o możliwości spotkania się z tym chłopakiem, szkice i myśli o drużynie przeszły na drugi plan. Aż dziwne.
Re: Tajemnicza komnata
- Kiedyś wpadłem na tę komnatę. Wuj mi o niej opowiadał dosyć sporo.
Po chwili odszedł kanapę i usiadł po przeciwnej stronie bokiem do Rhi. Obserwował ją przez chwile, chyba się zainteresował wisiorkiem.
- Ranny ptaszek z ciebie. - Uśmiechnął się kącikiem ust. - O tyle lepiej dla mnie, bo przynajmniej nie grozi mi twoja złość. I nieco rozwiałem nudę.
Przekrzywił lekko głowę zerkając na Rhi.
- Chyba masz nowe miejsce do zaszywania się. Alternatywa na zatłoczony korytarz gobelinowy.
Po chwili odszedł kanapę i usiadł po przeciwnej stronie bokiem do Rhi. Obserwował ją przez chwile, chyba się zainteresował wisiorkiem.
- Ranny ptaszek z ciebie. - Uśmiechnął się kącikiem ust. - O tyle lepiej dla mnie, bo przynajmniej nie grozi mi twoja złość. I nieco rozwiałem nudę.
Przekrzywił lekko głowę zerkając na Rhi.
- Chyba masz nowe miejsce do zaszywania się. Alternatywa na zatłoczony korytarz gobelinowy.
Re: Tajemnicza komnata
- Mnie ojciec rzadko kiedy mówił o sekretach Hogwartu. Brat też często zamyka buzię na kłódkę. Chyba chcą, bym sama szukała jego tajemnic. Albo przy pomocy i dobroci innych.
Uśmiechnęła się, przenosząc spojrzenie na wisiorek. Wciąż się nim bawiła. Wiele dla niej znaczył, choć nie były to wszystkie pozytywne wspomnienia. Ale jakoś dawała radę. Wisiorek przypominał jej o zmarłej matce, do której należał. Po chwili została wyrwana z zamyślenia jego kolejnymi słowami. Zaśmiała się cicho, chcąc zatuszować swoje zamyślenie.
- Nie zawsze wstaję tak wcześnie, dzisiaj akurat miałeś szczęście. Ale podejrzewam, że nie byłabym na Ciebie zła..
Spojrzała na chłopaka kątem oka. Na pewno nie byłaby zła, po pierwsze bardzo dobrze wspomina ich pierwsze spotkanie, a po drugie.. To, co powiedział jej Sir Roland trochę ją trapiło i martwiło. Ale w sumie, bała się zapytać Nevana, o co rycerzowi chodziło. Skinęła głową, przenosząc spojrzenie z powrotem na wisiorek.
- Tak, zapewne będę się tutaj częściej zaszywać. Ale z drugiej strony, korytarz gobelinowy jest równie ciekawym miejscem, a do tego, dobrze go wspominam.
W końcu przestała się bawić wisiorkiem. Przez chwilę muskała tylko opuszką palca jego powierzchnię, po czym puściła go, powodując, iż ozdoba wpadła w ruch wahadłowy, dopóki nie uspokoi się całkowicie. Splotła ze sobą dłonie i z powrotem skierowała spojrzenie na chłopaka.
- Mogę... Cię o coś zapytać?
Uśmiechnęła się, przenosząc spojrzenie na wisiorek. Wciąż się nim bawiła. Wiele dla niej znaczył, choć nie były to wszystkie pozytywne wspomnienia. Ale jakoś dawała radę. Wisiorek przypominał jej o zmarłej matce, do której należał. Po chwili została wyrwana z zamyślenia jego kolejnymi słowami. Zaśmiała się cicho, chcąc zatuszować swoje zamyślenie.
- Nie zawsze wstaję tak wcześnie, dzisiaj akurat miałeś szczęście. Ale podejrzewam, że nie byłabym na Ciebie zła..
Spojrzała na chłopaka kątem oka. Na pewno nie byłaby zła, po pierwsze bardzo dobrze wspomina ich pierwsze spotkanie, a po drugie.. To, co powiedział jej Sir Roland trochę ją trapiło i martwiło. Ale w sumie, bała się zapytać Nevana, o co rycerzowi chodziło. Skinęła głową, przenosząc spojrzenie z powrotem na wisiorek.
- Tak, zapewne będę się tutaj częściej zaszywać. Ale z drugiej strony, korytarz gobelinowy jest równie ciekawym miejscem, a do tego, dobrze go wspominam.
W końcu przestała się bawić wisiorkiem. Przez chwilę muskała tylko opuszką palca jego powierzchnię, po czym puściła go, powodując, iż ozdoba wpadła w ruch wahadłowy, dopóki nie uspokoi się całkowicie. Splotła ze sobą dłonie i z powrotem skierowała spojrzenie na chłopaka.
- Mogę... Cię o coś zapytać?
Re: Tajemnicza komnata
Jak kot patrzył na wisiorek, oczami wodząc za jego ruchem, tylko futra mu teraz brakowało i ogona, który by podrygiwał w rytm.
- Mój wuj to tak mnie i siostrę nakręcał na Hogwart, że ledwo wytrzymaliśmy do czasu listów.
Uśmiechnął się rozbawiony na wspomnienie. Widać wuja miał ciekawego, a nawet bardzo.
Zerknął na Rhi zaciekawiony jej pytaniem. Skinął głową na znak, że dziewczyna może pytać.
- Mój wuj to tak mnie i siostrę nakręcał na Hogwart, że ledwo wytrzymaliśmy do czasu listów.
Uśmiechnął się rozbawiony na wspomnienie. Widać wuja miał ciekawego, a nawet bardzo.
Zerknął na Rhi zaciekawiony jej pytaniem. Skinął głową na znak, że dziewczyna może pytać.
Re: Tajemnicza komnata
Hamilton przygryzła wargę i skierowała na chwilę spojrzenie w bok. Gdy wisiorek już się uspokoił, powoli wstała i podeszła do gramofonu, opierając się o stolik, na którym stał sprzęt, ciągle grający w odpowiedniej głośności, którą ustawił Nevan. Przez chwilę tak stała, tyłem do Frasera, po czym po kilkunastu sekundach lub nawet trochę dłuższym czasie z powrotem się odwróciła i podeszła do kanapy. Z powrotem usiadła, jednak teraz bardziej przodem do chłopaka. Po raz kolejny tego poranka oparła łokcie o kolana, a w dłoniach schowała wisiorek. Nie patrzyła teraz na chłopaka.
- Trochę mnie to zmartwiło..
W sumie, sama nie wiedziała czemu. Ale nie wiedziała też, jak ma się zapytać, by nie wyszło, że Sir Roland jest skarżypytą.. Choć to zapewne byłoby myślenie dzieci w wieku szkolnym, tych młodszych od nich.
- Gdy Sir Roland się ze mną spotkał, zapraszając mnie na spotkanie mówiąc, że chcesz się ze mną widzieć.. Powiedział coś, że wyglądasz na roztrzęsionego.. Czy coś takiego.
Dopiero teraz na niego spojrzała. Na jej twarzy nie było już uśmiechu, a raczej wyraz lekkiego zmartwienia. Tak naprawdę sama nie wiedziała czemu jakoś ją ta wiadomość.. nie wiedziała, zasmuciła, czy coś. Na pewno sprawiła to, że trochę się zmartwiła, że coś się stało chłopakowi.
- Trochę mnie to zmartwiło..
W sumie, sama nie wiedziała czemu. Ale nie wiedziała też, jak ma się zapytać, by nie wyszło, że Sir Roland jest skarżypytą.. Choć to zapewne byłoby myślenie dzieci w wieku szkolnym, tych młodszych od nich.
- Gdy Sir Roland się ze mną spotkał, zapraszając mnie na spotkanie mówiąc, że chcesz się ze mną widzieć.. Powiedział coś, że wyglądasz na roztrzęsionego.. Czy coś takiego.
Dopiero teraz na niego spojrzała. Na jej twarzy nie było już uśmiechu, a raczej wyraz lekkiego zmartwienia. Tak naprawdę sama nie wiedziała czemu jakoś ją ta wiadomość.. nie wiedziała, zasmuciła, czy coś. Na pewno sprawiła to, że trochę się zmartwiła, że coś się stało chłopakowi.
Re: Tajemnicza komnata
Powiódł wzrokiem za Gryfonką, obserwował ja przez chwilę obserwując co robi. Widział, że dziewczyna mu się przygląda, że jest jakby skrępowana i coś ją bardzo męczy.
Gdy usiadła na powrót w fotelu zwrócił w jej stronę spojrzenie. Przysłuchiwał się temu co mówi, a że nie wyraziła pytania postawiony został przed rozpoczętą myślą.
Coś się w chłopaku zmieniło, nic namacalnego, jedynie oczy. Gryfonka wpatrując się w nie nagle dostrzegła ciemność, niczym w bezdennej studni. Chłopak zmarszczył brwi przymykając na chwilę oczy, dłonią otarł powieki.
- To nic wielkiego. Nie musisz się martwić. Każdy ma swoje koszmary.
Wyprostował się spoglądając już całkiem spokojnie na Rhi.
- Co to takiego?
Wskazał na wisiorek, który go tak ciekawił, nie uszło jego uwadze, że Gryfonka wciąż go trzyma w dłoni. Ciekawiło go czy to oznaka zdenerwowania, czy skrępowania.
Gdy usiadła na powrót w fotelu zwrócił w jej stronę spojrzenie. Przysłuchiwał się temu co mówi, a że nie wyraziła pytania postawiony został przed rozpoczętą myślą.
Coś się w chłopaku zmieniło, nic namacalnego, jedynie oczy. Gryfonka wpatrując się w nie nagle dostrzegła ciemność, niczym w bezdennej studni. Chłopak zmarszczył brwi przymykając na chwilę oczy, dłonią otarł powieki.
- To nic wielkiego. Nie musisz się martwić. Każdy ma swoje koszmary.
Wyprostował się spoglądając już całkiem spokojnie na Rhi.
- Co to takiego?
Wskazał na wisiorek, który go tak ciekawił, nie uszło jego uwadze, że Gryfonka wciąż go trzyma w dłoni. Ciekawiło go czy to oznaka zdenerwowania, czy skrępowania.
Re: Tajemnicza komnata
Rhin była całkiem dobra w przyglądaniu i zauważaniu zmian na twarzy. Bardzo często patrzyła ludziom w oczy, utrzymywała kontakt wzrokowy, dlatego zauważyła tę zmianę. Wiedziała, że chyba nie powinna drążyć tego tematu, więc tylko nachyliła się delikatnie w stronę chłopaka i powiedziała już nieco ciszej.
- Jeśli coś się stało, co Cię martwi, bądź trapi.. Wiesz, że Sir Roland zawsze mnie znajdzie.
Uśmiechnęła się lekko, podnosząc kąciki ust w górę. W końcu wyprostowała się i spojrzała na wisiorek, który trzymała w dłoniach. Przez chwilę mu się przyglądała, po czym znów schowała go w dłoniach. W sumie, jak była nieco skrępowana zawsze bawiła się czymkolwiek, co miała pod ręką - a to kolczyki, a to bransoletka, a to wisiorek, który najczęściej miała przy sobie. A teraz też była to po części oznaka tego, że po prostu się martwiła i chciała pomóc.. tylko nie wiedziała jak.
- To nic, zwykły wisiorek. Znaczy, pamiątka rodzinna.
Nie chciała go zanudzić opowieścią, tak naprawdę o sobie. Ozdoba ta wiele dla niej znaczyła, ale to nie oznaczało, że inni chcieli o tym słuchać. Tak naprawdę, Rhin rzadko kiedy mówiła całkowicie o sobie - jak się źle czuła, często nawet tego nie mówiła, tylko zawsze się pytała o innych.
- Jeśli coś się stało, co Cię martwi, bądź trapi.. Wiesz, że Sir Roland zawsze mnie znajdzie.
Uśmiechnęła się lekko, podnosząc kąciki ust w górę. W końcu wyprostowała się i spojrzała na wisiorek, który trzymała w dłoniach. Przez chwilę mu się przyglądała, po czym znów schowała go w dłoniach. W sumie, jak była nieco skrępowana zawsze bawiła się czymkolwiek, co miała pod ręką - a to kolczyki, a to bransoletka, a to wisiorek, który najczęściej miała przy sobie. A teraz też była to po części oznaka tego, że po prostu się martwiła i chciała pomóc.. tylko nie wiedziała jak.
- To nic, zwykły wisiorek. Znaczy, pamiątka rodzinna.
Nie chciała go zanudzić opowieścią, tak naprawdę o sobie. Ozdoba ta wiele dla niej znaczyła, ale to nie oznaczało, że inni chcieli o tym słuchać. Tak naprawdę, Rhin rzadko kiedy mówiła całkowicie o sobie - jak się źle czuła, często nawet tego nie mówiła, tylko zawsze się pytała o innych.
Strona 5 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 5 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach