Komnata Chwały
4 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla rodziny
Strona 1 z 1
Komnata Chwały
Jedna z ukrytych komnat. Jest to przedziwne pomieszczenie wypełnione starożytną magią, która w dziwny sposób łączy się z rodem Scottów. W ów komnacie znajduje się stare łóżko i masa portretów kobiet pod którymi znajdują się daty. Otóż cała magia tkwi w tym, iż portret i data pojawia się wtedy, kiedy dziewczę zostanie rozdziewiczone z rąk mężczyzny z rodu Scottów.
Najnowsze portrety:
-Nancy Baldwin
- Kory Minshew
- Zechariah Stewman
- Kelly Playford
- Margaret Scott
Najnowsze portrety:
-Nancy Baldwin
- Kory Minshew
- Zechariah Stewman
- Kelly Playford
- Margaret Scott
Re: Komnata Chwały
Jeśli kogoś nie było widać i słychać w tym zamku, to zdecydowanie Nancy Baldwin. A to bardzo dziwne. Gryfonka zraziła się do tego zamku kiedy w drugi dzień postanowiła odwiedzić część dla gości, a ściślej mówiąc - ogrody, w których napotkała dwójkę swoich rówieśników. Niestety - albo i stety - żaden z nich nie był anglojęzyczny i po kilku minutach gonili ją po ogrodzie, wykrzykując jakieś chorwackie słowa egzorcyzmów, bo tak przestraszyli się jej fioletowych oczów.
Tego samego, felernego dnia wieczorem przynieśli jej do pokoju kolację, a wraz z nią komplet dwunastu sztućców - każdy do czego innego. Czarnowłosa patrzyła na nie tak długo, aż w końcu rozpłakała się i zasnęła głodna jak wilk. Z samego rana udała się do dziadka Jamesa i zagroziła, że podetnie sobie żyły za pomocą tej zastawy, jeśli jeszcze raz podadzą jej tyle noży, nożyków, widelców i widelczyków. Od tamtego dnia przynosili jej wyłącznie... łyżkę.
Po kilku dniach dostrzegła niedolę skrzata domowego, który przypadł jej w udziale jako prywatna niańka, praczka, sprzątaczka i towarzyszka zabaw. Któregoś ranka z kolei, o piątej rano, czarnowłosa wzięła to śmieszne stworzenie za rękę i wyszła z nim aż do bram zamkowych, a tam otworzyła furtkę i czekała w krzakach, aż mała ucieknie - żeby nie było na nią! Nie zrobiła tego oczywiście, a Gryfonka nie mogła tego zrozumieć, więc po dwóch godzinach wylazła z krzaków i wróciła ze skrzatem do zamku.
Nie mogła się tutaj odnaleźć i każdego dnia pakowała się w sytuację, w której było jej cholernie wstyd. Jadała w swoim pokoju, siedziała w swoim pokoju, rozmawiała ze "swoim" skrzatem. Nie robiła nic prócz grania na skrzypcach w samotni i gapienia się z balkonu na panny, które przechadzały się po terenach zamkowych. Każda kolejna ładniejsza.
Z nudów zapuszczała się w te tereny zamku, które były puste i nie przyjmowały żadnych gości ani członków rodziny. Aż któregoś dnia trafiła tutaj. Zupełnie niezachęcające, matowe drzwi do komnaty, w której rządkiem wisiały portrety. Weszła z ciekawości.
- O jakie piękne panie... Ta brzydka... - komentowała kolejne malunki, przechadzając się po pokoju. Wzięła to za jakiś dalekich krewniaków Jamesa. Przecież to normalne, że bogaci i możni portretowali się.
Wtem natrafiła na kobietę, która łudząco przypominała jej kogoś. Podeszła bliżej i.. szok. Osłupiała, krzywiąc się. Kobieta wyglądała zupełnie jak.. ona? I nawet miała na imię Nancy, a na nazwisko Baldwin... Chwila zimnej kalkulacji i doszła po czasie do wniosków.
- Co do...
Tego samego, felernego dnia wieczorem przynieśli jej do pokoju kolację, a wraz z nią komplet dwunastu sztućców - każdy do czego innego. Czarnowłosa patrzyła na nie tak długo, aż w końcu rozpłakała się i zasnęła głodna jak wilk. Z samego rana udała się do dziadka Jamesa i zagroziła, że podetnie sobie żyły za pomocą tej zastawy, jeśli jeszcze raz podadzą jej tyle noży, nożyków, widelców i widelczyków. Od tamtego dnia przynosili jej wyłącznie... łyżkę.
Po kilku dniach dostrzegła niedolę skrzata domowego, który przypadł jej w udziale jako prywatna niańka, praczka, sprzątaczka i towarzyszka zabaw. Któregoś ranka z kolei, o piątej rano, czarnowłosa wzięła to śmieszne stworzenie za rękę i wyszła z nim aż do bram zamkowych, a tam otworzyła furtkę i czekała w krzakach, aż mała ucieknie - żeby nie było na nią! Nie zrobiła tego oczywiście, a Gryfonka nie mogła tego zrozumieć, więc po dwóch godzinach wylazła z krzaków i wróciła ze skrzatem do zamku.
Nie mogła się tutaj odnaleźć i każdego dnia pakowała się w sytuację, w której było jej cholernie wstyd. Jadała w swoim pokoju, siedziała w swoim pokoju, rozmawiała ze "swoim" skrzatem. Nie robiła nic prócz grania na skrzypcach w samotni i gapienia się z balkonu na panny, które przechadzały się po terenach zamkowych. Każda kolejna ładniejsza.
Z nudów zapuszczała się w te tereny zamku, które były puste i nie przyjmowały żadnych gości ani członków rodziny. Aż któregoś dnia trafiła tutaj. Zupełnie niezachęcające, matowe drzwi do komnaty, w której rządkiem wisiały portrety. Weszła z ciekawości.
- O jakie piękne panie... Ta brzydka... - komentowała kolejne malunki, przechadzając się po pokoju. Wzięła to za jakiś dalekich krewniaków Jamesa. Przecież to normalne, że bogaci i możni portretowali się.
Wtem natrafiła na kobietę, która łudząco przypominała jej kogoś. Podeszła bliżej i.. szok. Osłupiała, krzywiąc się. Kobieta wyglądała zupełnie jak.. ona? I nawet miała na imię Nancy, a na nazwisko Baldwin... Chwila zimnej kalkulacji i doszła po czasie do wniosków.
- Co do...
Re: Komnata Chwały
Przedwczorajsza furia Zoji sprawiła, iż Scott przez cały wczorajszy dzień chodził z odbitą dłonią na prawym policzku. Jedna udało mu się wyjść z całej tej sytuacji obronną ręką. Gdy tylko wkurzona panna Yordacośtam odeszła od niego, ten zaczął się śmiać w głos powtarzając donośnie, że kobiety nie potrafią znieść odmowy.
Dzisiejszy dzień należał do jednych z tych, których taktyczny odwrót i zaszycie się gdzieś głęboko w czeluściach zamkowych był jedynym dobrym rozwiązaniem. Otóż Margeret obiecała swojej przyjaciółce, iż zapozna James'a i Prince'a z wnuczką owej koleżanki. Obaj chłopcy nie mieli wyboru. Doszli do wniosku, że najlepiej jest się rozdzielić i ukryć. Kuzyn Krukona zniknął gdzieś na drugim piętrze, a Scott postanowił skryć się w komnacie, której jego babcia wstydzi się z całego serca (przynajmniej oficjalnie)- Komnata Chwały.
Łatwo jest wyobrazić sobie zdziwienie chłopca, kiedy to w zawsze pustym pomieszczeniu stała mała Nancy zerkająca to na swój portret, to na wchodzącego Scott'a. Minę miała taką jakby się zapowietrzyła, albo nie mogła po prostu znaleźć słów, ażeby opisać to co widzi.
-O kurwa - Krukon inteligentnie podsumował całą sytuację - hmm... widzę, że poznałaś uroczą magię zamku Scottów.
Dzisiejszy dzień należał do jednych z tych, których taktyczny odwrót i zaszycie się gdzieś głęboko w czeluściach zamkowych był jedynym dobrym rozwiązaniem. Otóż Margeret obiecała swojej przyjaciółce, iż zapozna James'a i Prince'a z wnuczką owej koleżanki. Obaj chłopcy nie mieli wyboru. Doszli do wniosku, że najlepiej jest się rozdzielić i ukryć. Kuzyn Krukona zniknął gdzieś na drugim piętrze, a Scott postanowił skryć się w komnacie, której jego babcia wstydzi się z całego serca (przynajmniej oficjalnie)- Komnata Chwały.
Łatwo jest wyobrazić sobie zdziwienie chłopca, kiedy to w zawsze pustym pomieszczeniu stała mała Nancy zerkająca to na swój portret, to na wchodzącego Scott'a. Minę miała taką jakby się zapowietrzyła, albo nie mogła po prostu znaleźć słów, ażeby opisać to co widzi.
-O kurwa - Krukon inteligentnie podsumował całą sytuację - hmm... widzę, że poznałaś uroczą magię zamku Scottów.
Re: Komnata Chwały
Spojrzenie Gryfonki prześlizgiwało się z twarzy na twarz, błądząc głupkowato po wszystkich portretach. Do tego wszystkie te daty. Na pewno nie były to dni śmierci poszczególnych osób, bo rysunek zwieńczony imieniem i nazwiskiem "Margaret Scott" sięgał lat wcześniejszych, a babka Jamesa żyła i miała się dobrze. Gorączkowo przetrzepywała swoje myśli w poszukiwaniu daty spod swojej twarzy, aż w końcu udało jej się. Dzień, w którym James zabrał jej kwiatek na polanie. Ten felerno-piękny festyn.
- O kurwa...
Odwróciła się machinalnie w stronę, z której dobiegał głos. James. Nie widziała go dobry tydzień, bo miała swoje potyczki z tym zamkiem pełnym ludzi, ale myślała o nim czasami kiedy nie miała nic do zrobienia. Ale zdecydowanie NIE była nachalna i to było bardzo NIE w jej stylu.
- Twój dziadek to stary zbok. To znaczy wiedziałam, że staruszek ma fioła, ale żeby to..? - Pokręciła lekko głową, wbijając wzrok w swoją twarz wymalowaną na płótnie. - Uwierzysz w to, że kazał podawać mi do wszystkich posiłków tylko i wyłącznie łyżkę? To chyba pierwsza osoba, która uwierzyła kiedy zagroziłam, że podetnę sobie żyły nożem do masła. Ludzie przestali się na to nabierać kiedy skończyłam trzynaście lat - dodała, po czym złapała obiema rękami za ramę obrazu i spróbowała ściągnąć go ze ściany. Bez skutku. Podejrzewała zaklęcie trwałego przylepca.
- Magię zamku Scottów i jego gości poznałam kiedy jacyś szaleni Chorwaci próbowali odprawiać na mnie egzorcyzmy - mruknęła, po czym zaśmiała się na to wspomnienie. Teraz wydawało jej się to śmieszne, ale wtedy była przerażona.
- Przyszedłeś dać mi prezent urodzinowy? - Zagaiła, unosząc lekko brwi ku górze. Nie liczyła oczywiście na to, ze James pamiętał o jej urodzinach, ani że cokolwiek dla niej ma, ale nie zaszkodziło go poinformować, że dzisiaj musi być dla niej supermiły. - Chciałabym dostać Balbinkę. To ten skrzat, który sprząta mi pokój. Myślisz, że mógłbyś mi go podarować? Albo że mogłabym ją chociaż porwać? Wstałam raz o piątej rano, wzięłam ją na dwór i otworzyłam bramkę żeby mogła uciec, ale nie chciała za cholerę. Nie wiem jak to rozegrać, bo mugole nie mają skrzatów - ciągnęła, po czym urwała ten temat. Znowu się rozgadywała i stawała się na powrót tą samą gadułą, dlatego urwała.
- Unikasz mnie - stwierdziła nagle.
- O kurwa...
Odwróciła się machinalnie w stronę, z której dobiegał głos. James. Nie widziała go dobry tydzień, bo miała swoje potyczki z tym zamkiem pełnym ludzi, ale myślała o nim czasami kiedy nie miała nic do zrobienia. Ale zdecydowanie NIE była nachalna i to było bardzo NIE w jej stylu.
- Twój dziadek to stary zbok. To znaczy wiedziałam, że staruszek ma fioła, ale żeby to..? - Pokręciła lekko głową, wbijając wzrok w swoją twarz wymalowaną na płótnie. - Uwierzysz w to, że kazał podawać mi do wszystkich posiłków tylko i wyłącznie łyżkę? To chyba pierwsza osoba, która uwierzyła kiedy zagroziłam, że podetnę sobie żyły nożem do masła. Ludzie przestali się na to nabierać kiedy skończyłam trzynaście lat - dodała, po czym złapała obiema rękami za ramę obrazu i spróbowała ściągnąć go ze ściany. Bez skutku. Podejrzewała zaklęcie trwałego przylepca.
- Magię zamku Scottów i jego gości poznałam kiedy jacyś szaleni Chorwaci próbowali odprawiać na mnie egzorcyzmy - mruknęła, po czym zaśmiała się na to wspomnienie. Teraz wydawało jej się to śmieszne, ale wtedy była przerażona.
- Przyszedłeś dać mi prezent urodzinowy? - Zagaiła, unosząc lekko brwi ku górze. Nie liczyła oczywiście na to, ze James pamiętał o jej urodzinach, ani że cokolwiek dla niej ma, ale nie zaszkodziło go poinformować, że dzisiaj musi być dla niej supermiły. - Chciałabym dostać Balbinkę. To ten skrzat, który sprząta mi pokój. Myślisz, że mógłbyś mi go podarować? Albo że mogłabym ją chociaż porwać? Wstałam raz o piątej rano, wzięłam ją na dwór i otworzyłam bramkę żeby mogła uciec, ale nie chciała za cholerę. Nie wiem jak to rozegrać, bo mugole nie mają skrzatów - ciągnęła, po czym urwała ten temat. Znowu się rozgadywała i stawała się na powrót tą samą gadułą, dlatego urwała.
- Unikasz mnie - stwierdziła nagle.
Re: Komnata Chwały
- Pomyśl chwilę. Portrety mają nawet po paręset lat. Ta komnata jest w rodzinie od pokoleń. Nie sądzę, żeby Jeremy mógł coś z tym zrobić -mruknął obserwując próby usunięcia portretu podjęte przez małą Nancy - Jeśli chodzi o sztućce, to może być to pomysł skrzatów. Pewnie starzec kazał im zmniejszyć ilość widelców, a one spanikowały. - wyjaśnił cierpliwie, chociaż jego ton był suchy - Cóż, łyżka to uniwersalny wybór.
Magię zamku Scottów i jego gości poznałam kiedy jacyś szaleni Chorwaci próbowali odprawiać na mnie egzorcyzmy
Chorwaci? Czyżby rodzina od strony Margaret już przybyła? Darmozjady. Zawsze wpadają na krzywy ryj i rządzą się jakby co najmniej jakakolwiek część tego zamku była ich.
-Widzę, że egzorcyzmy nie podziałały.
To nie tak, że James nie pamiętał o urodzinach Nancy. On po prostu o nich nie wiedział. Nigdy o nie nie pytał, a nawet jeśli Panna Baldwin coś o tym wspomniała, Scott wpuścił jednym uchem, a wypuścił drugim.
- Przykro mi, ale nie obchodzę urodzin. Żadnych. A skrzata nie dostaniesz. Już teraz biedaczka nie może spać po nocach, bo się boi, że ją uwolnisz. Jeśli chcesz jej szczęścia, to zostaw ją w spokoju. Balbinka wywodzi się z najstarszego rodu skrzatów, który służył naszej rodzinie. Jest z tego powodu niezmiernie dumna.
Unikasz mnie.
-Owszem.
Nie było potrzeby kłamania, czy zamydlania oczu. Prawda była taka, że James stał się jeszcze bardziej zimny w stosunku do Nancy, niż był dotychczas. Chciał aby miała wszelakie wygody, siostrę obok itp itd ale on sam trzymał się z daleka. Tak było lepiej - jego zdaniem.
Magię zamku Scottów i jego gości poznałam kiedy jacyś szaleni Chorwaci próbowali odprawiać na mnie egzorcyzmy
Chorwaci? Czyżby rodzina od strony Margaret już przybyła? Darmozjady. Zawsze wpadają na krzywy ryj i rządzą się jakby co najmniej jakakolwiek część tego zamku była ich.
-Widzę, że egzorcyzmy nie podziałały.
To nie tak, że James nie pamiętał o urodzinach Nancy. On po prostu o nich nie wiedział. Nigdy o nie nie pytał, a nawet jeśli Panna Baldwin coś o tym wspomniała, Scott wpuścił jednym uchem, a wypuścił drugim.
- Przykro mi, ale nie obchodzę urodzin. Żadnych. A skrzata nie dostaniesz. Już teraz biedaczka nie może spać po nocach, bo się boi, że ją uwolnisz. Jeśli chcesz jej szczęścia, to zostaw ją w spokoju. Balbinka wywodzi się z najstarszego rodu skrzatów, który służył naszej rodzinie. Jest z tego powodu niezmiernie dumna.
Unikasz mnie.
-Owszem.
Nie było potrzeby kłamania, czy zamydlania oczu. Prawda była taka, że James stał się jeszcze bardziej zimny w stosunku do Nancy, niż był dotychczas. Chciał aby miała wszelakie wygody, siostrę obok itp itd ale on sam trzymał się z daleka. Tak było lepiej - jego zdaniem.
Re: Komnata Chwały
- Doszłam dopiero do lat pięćdziesiątych. - Wzruszyła ramionami, ignorując wezwanie chłopaka do tego, aby użyła mózgu i pomyślała. Jeśli James jeszcze nie zauważył, to powinien zrobić to teraz: Nancy mało kiedy uruchamiała zdrowy rozsądek. Najpierw robiła, potem myślała. Paliła gafę za gafą. Nie było to spowodowane głupotą, bo Gryfonka nie była ostatnią idiotką, ale raczej beztroską i totalnym oderwaniem od rzeczywistości.
- Twój dziadek się o mnie troszczy żebym nie zrobiła sobie widelcem krzywdy. Jest taki kochany - stwierdziła, stukając się palcem w podbródek, na którym wyniknął przez moment śmieszny dołek jak u otyłego niemowlaka.
- Nie podziałały. Nadal obracam głowę o sto osiemdziesiąt stopni. - Po tych słowach wzruszyła ramionami.
Starała się nie patrzyć na chłopaka, ani na to co robi. Chyba powoli godziła się z faktem, że James znienawidził ją za fakt, że zaszła w ciążę. Jej uczucia nie zmieniły się w żadnym stopniu, ale Gryfonka bała się walczyć z tak czarnym uczuciem jakim była nienawiść.
- To kłamstwo, nie boi się mnie - żachnęła się, machając na niego lekceważąco ręką. To fakt, że Nancy desperacko starała się uwolnić nieswojego skrzata. Nie wiem doprawdy na co liczyła ta głupia gęś. Chyba na to, że Balbinka zgodzi się z nią zostać kiedy już będzie wolna.
- Proszę, daj mi ją. Przywiązałam się do niej przez ten tydzień. Kocham ją już tak mocno jak Ciebie! Nie odpuszczę jej - westchnęła, nadal nie przenosząc wzroku z portretu na Jamesa. Podrapała się za uchem. Nie wiedziała czy to obecność Krukona czy ta komnata sprawiły, że nastąpiła redukcja jej nadpobudliwych zachowań.
- Nie nachodzę Cię już. Byłam tutaj pierwsza - stwierdziła krótko, unosząc dłonie ku górze w geście kapitulacji. Naprawdę, naprawdę się starała dać mu żyć. Wcześniej kiepsko jej to wychodziło, ale z każdym dniem było ją widać coraz mniej. Kto wie, może niedługo całkiem zniknie.
Przeniosła na niego swój wzrok drugi raz od czasu jego przybycia tutaj. Nic się nie zmienił, nadal ta sama, brzydka gęba. Widocznie irlandzkie powietrze nie potrafiło zdziałać cudów.
Zauważyła, że nie wybiera się nigdzie, więc postanowiła pociągnąć tą rozmowę. Kto wie, kiedy znowu wpadnie na niego w tym zamczysku.
- Myślisz, że Twój dziadek lubi sobie tutaj poużywać? Tyle młódek dookoła - zagaiła, siadając na starym łóżku, które znajdowało się w komnacie. O dziwo, nie było zakurzone. Widocznie używane. Poklepała miejsce obok siebie. Przecież nie ugryzie.
- Twój dziadek się o mnie troszczy żebym nie zrobiła sobie widelcem krzywdy. Jest taki kochany - stwierdziła, stukając się palcem w podbródek, na którym wyniknął przez moment śmieszny dołek jak u otyłego niemowlaka.
- Nie podziałały. Nadal obracam głowę o sto osiemdziesiąt stopni. - Po tych słowach wzruszyła ramionami.
Starała się nie patrzyć na chłopaka, ani na to co robi. Chyba powoli godziła się z faktem, że James znienawidził ją za fakt, że zaszła w ciążę. Jej uczucia nie zmieniły się w żadnym stopniu, ale Gryfonka bała się walczyć z tak czarnym uczuciem jakim była nienawiść.
- To kłamstwo, nie boi się mnie - żachnęła się, machając na niego lekceważąco ręką. To fakt, że Nancy desperacko starała się uwolnić nieswojego skrzata. Nie wiem doprawdy na co liczyła ta głupia gęś. Chyba na to, że Balbinka zgodzi się z nią zostać kiedy już będzie wolna.
- Proszę, daj mi ją. Przywiązałam się do niej przez ten tydzień. Kocham ją już tak mocno jak Ciebie! Nie odpuszczę jej - westchnęła, nadal nie przenosząc wzroku z portretu na Jamesa. Podrapała się za uchem. Nie wiedziała czy to obecność Krukona czy ta komnata sprawiły, że nastąpiła redukcja jej nadpobudliwych zachowań.
- Nie nachodzę Cię już. Byłam tutaj pierwsza - stwierdziła krótko, unosząc dłonie ku górze w geście kapitulacji. Naprawdę, naprawdę się starała dać mu żyć. Wcześniej kiepsko jej to wychodziło, ale z każdym dniem było ją widać coraz mniej. Kto wie, może niedługo całkiem zniknie.
Przeniosła na niego swój wzrok drugi raz od czasu jego przybycia tutaj. Nic się nie zmienił, nadal ta sama, brzydka gęba. Widocznie irlandzkie powietrze nie potrafiło zdziałać cudów.
Zauważyła, że nie wybiera się nigdzie, więc postanowiła pociągnąć tą rozmowę. Kto wie, kiedy znowu wpadnie na niego w tym zamczysku.
- Myślisz, że Twój dziadek lubi sobie tutaj poużywać? Tyle młódek dookoła - zagaiła, siadając na starym łóżku, które znajdowało się w komnacie. O dziwo, nie było zakurzone. Widocznie używane. Poklepała miejsce obok siebie. Przecież nie ugryzie.
Re: Komnata Chwały
-Nie, nie oddam. Zresztą, decyzja należy do Jeremiego. On jest jej prawowitym właścicielem. Z nim pogadaj.
To nie tak, że Scott jej nienawidzi za to, że Nancy jest w ciąży. On po prostu radzi sobie z problemami po swojemu. Może kiedyś mu przejdzie, kto wie? Jednak do tego czasu zachowanie chłopca może być dość... niemiłe.
Nie nachodzę Cię już. Byłam tutaj pierwsza
-Wcale nie twierdzę, iż mnie nachodzisz, Nancy. - mruknął. Nie przeszkadzało mu, że dziewczę wpatruje się w portrety i nie zaszczyca go spojrzeniem. Domyślał się, że z czasem panna Baldwin będzie czuła się w jego towarzystwie coraz gorzej. Chociaż nie mógłby się zgodzić z określeniem, że Nancy jest coraz mniej z dnia na dzień. Wręcz przeciwnie. Brzuch rośnie!
-Kto wie - odpowiedział siadając obok. Nie do końca chciał to zrobić, jednak uznał, że nie powinien być aż tak niemiły - Może jak mu ciało pozwalało, to tak. Teraz pewnie ma dość kobiet i zajmuje się czymś bardziej interesującym. Na przykład spaniem.
Wyjął różdżkę i wycelował nią w drzwi. Musiał się upewnić, że babcia, ani żaden gość nie wpadnie tutaj znienacka. To mogłoby stworzyć dziwne pytania i kolejne -jakże męczące- problemy.
To nie tak, że Scott jej nienawidzi za to, że Nancy jest w ciąży. On po prostu radzi sobie z problemami po swojemu. Może kiedyś mu przejdzie, kto wie? Jednak do tego czasu zachowanie chłopca może być dość... niemiłe.
Nie nachodzę Cię już. Byłam tutaj pierwsza
-Wcale nie twierdzę, iż mnie nachodzisz, Nancy. - mruknął. Nie przeszkadzało mu, że dziewczę wpatruje się w portrety i nie zaszczyca go spojrzeniem. Domyślał się, że z czasem panna Baldwin będzie czuła się w jego towarzystwie coraz gorzej. Chociaż nie mógłby się zgodzić z określeniem, że Nancy jest coraz mniej z dnia na dzień. Wręcz przeciwnie. Brzuch rośnie!
-Kto wie - odpowiedział siadając obok. Nie do końca chciał to zrobić, jednak uznał, że nie powinien być aż tak niemiły - Może jak mu ciało pozwalało, to tak. Teraz pewnie ma dość kobiet i zajmuje się czymś bardziej interesującym. Na przykład spaniem.
Wyjął różdżkę i wycelował nią w drzwi. Musiał się upewnić, że babcia, ani żaden gość nie wpadnie tutaj znienacka. To mogłoby stworzyć dziwne pytania i kolejne -jakże męczące- problemy.
Re: Komnata Chwały
- Pogadam z nim, wiesz? Myślę, że jeśli dobrze to rozegram, zlituje się i odda mi ją. Wiesz, kilka łez i mowa o tym jak ciężkie jest życie z mugolami - odparła na jego słowa, posyłając mu uśmiech dziecka samego diabła. Nie chciała brać podstępem tego rubasznego staruszka, bo był dla niej taki dobry, a do tego doskonały z jego gospodarz, ale Nancy była jak uparta oślica. Tak jak uczepiła się Jamesa, tak uczepiła się Balbinki. Biedna skrzatka.
- Jasne, że tak myślisz. Widzę Twoją minę kiedy pojawiam się na horyzoncie. Znowu ta wariatka z bachorem w brzuchu - rzuciła, ostatnie słowa mówiąc zabawnie ściszonym i obniżonym tonem, jak ghul, który czaił się na strychu. Miało to jednak imitować głos Jamesa, który nie różnił się aż tak bardzo od pomruku tego ponurego stworzenia. Jej mina nie była jednak smutna ani zwieszona, normalna. Nancy po prostu nie potrafiła żywić do niego urazy. O nic. - Nie jesteś jednak oryginalny, dużo ludzi tak na mnie patrzy - dodała, wzruszając ramionami.
Otworzyła już usta, aby wyrazić swoją opinię na temat możliwości ciała starego Scotta, ale zamknęła je w porę, widząc jego spojrzenie. Zaniechała wywodu. Seksualność jego dziadka musiała pozostać w martwej strefie.
Spojrzała na drzwi, które właśnie oberwały niewidzialną strużką zaklęcia. Przekrzywiła lekko głowę i spojrzała na chłopaka.
- Zabijesz mnie teraz, James? - Zagaiła całkiem beztroskim tonem, ale było to pytanie w stu procentach poważne i szczere. Nancy nie wiedziała, że James faktycznie nie nienawidzi jej za to, że zaszła w ciążę. Żadne zaklęcie niewybaczalne jednak nie pomknęło w jej stronę, więc Gryfonka rozejrzała się po obszernej komnacie. Nie zdziwiła się zbytnio kiedy wśród portretów ujrzała portrety młodych, urodziwych mężczyzn.
- Przynajmniej wiedzielibyście gdyby ktoś z rodziny molestował seksualnie jakieś dziecko - stwierdziła zdawkowo, przyglądając się obliczom zawieszonym na ścianach. Wiedziała, że to nie zgorszy go w żaden sposób. Durne myśli wypowiadane na głos - jej wizytówka.
- Patrz, pokażę Ci coś - mruknęła, siadając na skraju łóżka po turecku. Podwinęła białą, bawełnianą bluzkę i pokazała mu swój wielki, ciążowy brzuch, który ją osobiście napawał odrazą. Kiedy ten szalony dzieciak ruszał się w środku jak w tej chwili, na jej brzuchu pojawiały się nienaturalne górki i zagłębienia. Wyglądało to zupełnie jakby w jej ciele zagnieździło się jakieś monstrum. - Creepy, huh?
- Jasne, że tak myślisz. Widzę Twoją minę kiedy pojawiam się na horyzoncie. Znowu ta wariatka z bachorem w brzuchu - rzuciła, ostatnie słowa mówiąc zabawnie ściszonym i obniżonym tonem, jak ghul, który czaił się na strychu. Miało to jednak imitować głos Jamesa, który nie różnił się aż tak bardzo od pomruku tego ponurego stworzenia. Jej mina nie była jednak smutna ani zwieszona, normalna. Nancy po prostu nie potrafiła żywić do niego urazy. O nic. - Nie jesteś jednak oryginalny, dużo ludzi tak na mnie patrzy - dodała, wzruszając ramionami.
Otworzyła już usta, aby wyrazić swoją opinię na temat możliwości ciała starego Scotta, ale zamknęła je w porę, widząc jego spojrzenie. Zaniechała wywodu. Seksualność jego dziadka musiała pozostać w martwej strefie.
Spojrzała na drzwi, które właśnie oberwały niewidzialną strużką zaklęcia. Przekrzywiła lekko głowę i spojrzała na chłopaka.
- Zabijesz mnie teraz, James? - Zagaiła całkiem beztroskim tonem, ale było to pytanie w stu procentach poważne i szczere. Nancy nie wiedziała, że James faktycznie nie nienawidzi jej za to, że zaszła w ciążę. Żadne zaklęcie niewybaczalne jednak nie pomknęło w jej stronę, więc Gryfonka rozejrzała się po obszernej komnacie. Nie zdziwiła się zbytnio kiedy wśród portretów ujrzała portrety młodych, urodziwych mężczyzn.
- Przynajmniej wiedzielibyście gdyby ktoś z rodziny molestował seksualnie jakieś dziecko - stwierdziła zdawkowo, przyglądając się obliczom zawieszonym na ścianach. Wiedziała, że to nie zgorszy go w żaden sposób. Durne myśli wypowiadane na głos - jej wizytówka.
- Patrz, pokażę Ci coś - mruknęła, siadając na skraju łóżka po turecku. Podwinęła białą, bawełnianą bluzkę i pokazała mu swój wielki, ciążowy brzuch, który ją osobiście napawał odrazą. Kiedy ten szalony dzieciak ruszał się w środku jak w tej chwili, na jej brzuchu pojawiały się nienaturalne górki i zagłębienia. Wyglądało to zupełnie jakby w jej ciele zagnieździło się jakieś monstrum. - Creepy, huh?
Re: Komnata Chwały
-Kto wie. Chociaż myślę, że prędzej zaproponuje Ci stałe mieszkanie w zamku. Zważywszy na to - wskazał na jej brzuch - Nie zdziwię się jak będą chcieli zmusić nas do małżeństwa.
Ton jego głosu był suchy, ale łatwo można było zauważyć, iż James'a owa perspektywa nie uszczęśliwia zbytnio. Zresztą przypuszczał, że Nancy pewnie też nie chciała wiązać się na stałe w tak młodym wieku.
Nie odpowiedział na parę dziwnych zdań i lekkich zaczepek ze strony gryfonki. Nie dlatego, że był chamski, ponury, zgniły i w ogóle zepsuty. Po prostu usłyszał dźwięk kroków dochodzących zza drzwi. Posłał pannie Baldwin ostrzegawcze spojrzenie i zaczął nasłuchiwać.
-Szukaj moja droga, szukaj! Nie po to żeśmy przybyły do tych snobów, aby leżeć plackiem cały dzionek! - zaskrzeczał głos zapewne należący do jakiejś starszej kobiety
-Tak babciu - odpowiedział mu drugi. Znacznie młodszy.
- Musimy dorwać któregoś z tych głupich dzieciaków. Wszystko jedno którego. Ten zamek powinien należeć do naszej rodziny, ot co!
Oto codzienność przed którą uciekał James. Miał już kompletnie dość.
-Sprawdzałaś tamte drzwi? -skrzek stawał się coraz głośniejszy. Najwyraźniej kobieta mówiła o wejściu do komnaty w której się znajdowali. Skrzypienie klamki utwierdziło ich w przekonaniu, iż baba jest nie tylko stara, ale też wścibska.
Scott wycelował różdżką w stronę wejścia. Jeśli tylko w jakiś sposób przełamią jego proste zaklęcie zaatakuje. Cóż, ma prawo, przecież mogli być to złodzieje, no nie ?
Ton jego głosu był suchy, ale łatwo można było zauważyć, iż James'a owa perspektywa nie uszczęśliwia zbytnio. Zresztą przypuszczał, że Nancy pewnie też nie chciała wiązać się na stałe w tak młodym wieku.
Nie odpowiedział na parę dziwnych zdań i lekkich zaczepek ze strony gryfonki. Nie dlatego, że był chamski, ponury, zgniły i w ogóle zepsuty. Po prostu usłyszał dźwięk kroków dochodzących zza drzwi. Posłał pannie Baldwin ostrzegawcze spojrzenie i zaczął nasłuchiwać.
-Szukaj moja droga, szukaj! Nie po to żeśmy przybyły do tych snobów, aby leżeć plackiem cały dzionek! - zaskrzeczał głos zapewne należący do jakiejś starszej kobiety
-Tak babciu - odpowiedział mu drugi. Znacznie młodszy.
- Musimy dorwać któregoś z tych głupich dzieciaków. Wszystko jedno którego. Ten zamek powinien należeć do naszej rodziny, ot co!
Oto codzienność przed którą uciekał James. Miał już kompletnie dość.
-Sprawdzałaś tamte drzwi? -skrzek stawał się coraz głośniejszy. Najwyraźniej kobieta mówiła o wejściu do komnaty w której się znajdowali. Skrzypienie klamki utwierdziło ich w przekonaniu, iż baba jest nie tylko stara, ale też wścibska.
Scott wycelował różdżką w stronę wejścia. Jeśli tylko w jakiś sposób przełamią jego proste zaklęcie zaatakuje. Cóż, ma prawo, przecież mogli być to złodzieje, no nie ?
Re: Komnata Chwały
Prince po krótkim spotkaniu na polanie postanowił poćwiczyć nieco nad jeziorem, po czym wrócił do zamku kiedy zapadł już zmrok. Nie chciał natknąć się na matkę, z którą pokłócił się uprzednio. Wiedział, że rozmowa z Priscillą Scott go nie minie, ale postanowił odłożyć to w czasie jak tylko się da.
Kiedy wemknął się do zamku pod osłoną nocy, przechodząc obok gabinetu ojca, usłyszał podniesione głosy matki, ojca, a także jakiejś kobiety, której nie rozpoznał początkowo.
- Prince nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. Małżeństwa z miłości kończą się tragicznie, koniec tematu - usłyszał ostry głos swojej matki, która wyraźnie zwracała się do swojego ojca, ponieważ chłopak usłyszał jego pomruk.
- A kiedy będzie już po ślubie, zajmiemy się Jamesem i kuzynką naszej nowej synowej. Jego dziadek na pewno nie pogardzi nowym, sporym kapitałem. A chłopcy z czasem pogodzą się z nową sytuacją - tym razem był to głos obcej kobiety.
Usłyszał, że w gabinecie zaczęli się szamotać i szykować do wyjścia. Książe nie miał czasu na myślenie. Pognał korytarzem przed siebie, a drogi dywan wyłożony na podłodze, tłumił dźwięk jego nóg. Wbiegł do swojej komnaty na drugim piętrze i przywołał swojego skrzta.
- Znajdź Jamesa.
Chłopak w pośpiechu zapakował swój magicznie powiększony w środku plecak. Zrzucił niewygodne, eleganckie szaty, ubrał wygodne, bawełniane ubrania, grube spodnie i solidne, trekkingowe buciory na stopy. Związał włosy, wcisnął za pazuchę kurtki różdżkę. Z dna szafy zabrał tobołek z namiotem, niezbędnik podróżnika, a także swój wierny miecz i kilka map. Jednym słowem: wszystko co potrzebne do przetrwania w górach czy gdziekolwiek indziej w ekstremalnych warunkach.
Kiedy wrócił jego skrzat i wskazał mu miejsce pobytu Jamesa, Prince z całym ekwipunkiem teleportował się do komnaty, która znajdowała się kilka pięter bliżej.
- Czas się zwijać. Moja matka znalazła nam żony.
Rzucił bez zbędnych słów wyjaśnienia, patrząc na parkę znajdującą się w komnacie. Czyżby James poszedł po rozum do głowy i zainteresował się jednak dzieciakiem, który miał pojawić się lada moment? Prince nie wtrącał się w tą sprawę, ale akurat w tej kwestii uważał kuzyna za mięczaka i tchórza. Rzucił jeden z tobołków w ramiona Jamesa.
- Nie bierz tego do siebie, Nancy, ale nie jesteś żadną z tych żon. Podziękujesz mi za to. Szczęśliwego rozwiązania.
Po tych słowach złapał kuzyna za ramię i teleportował się z nim. Dokąd? W nieznane.
Kiedy wemknął się do zamku pod osłoną nocy, przechodząc obok gabinetu ojca, usłyszał podniesione głosy matki, ojca, a także jakiejś kobiety, której nie rozpoznał początkowo.
- Prince nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. Małżeństwa z miłości kończą się tragicznie, koniec tematu - usłyszał ostry głos swojej matki, która wyraźnie zwracała się do swojego ojca, ponieważ chłopak usłyszał jego pomruk.
- A kiedy będzie już po ślubie, zajmiemy się Jamesem i kuzynką naszej nowej synowej. Jego dziadek na pewno nie pogardzi nowym, sporym kapitałem. A chłopcy z czasem pogodzą się z nową sytuacją - tym razem był to głos obcej kobiety.
Usłyszał, że w gabinecie zaczęli się szamotać i szykować do wyjścia. Książe nie miał czasu na myślenie. Pognał korytarzem przed siebie, a drogi dywan wyłożony na podłodze, tłumił dźwięk jego nóg. Wbiegł do swojej komnaty na drugim piętrze i przywołał swojego skrzta.
- Znajdź Jamesa.
Chłopak w pośpiechu zapakował swój magicznie powiększony w środku plecak. Zrzucił niewygodne, eleganckie szaty, ubrał wygodne, bawełniane ubrania, grube spodnie i solidne, trekkingowe buciory na stopy. Związał włosy, wcisnął za pazuchę kurtki różdżkę. Z dna szafy zabrał tobołek z namiotem, niezbędnik podróżnika, a także swój wierny miecz i kilka map. Jednym słowem: wszystko co potrzebne do przetrwania w górach czy gdziekolwiek indziej w ekstremalnych warunkach.
Kiedy wrócił jego skrzat i wskazał mu miejsce pobytu Jamesa, Prince z całym ekwipunkiem teleportował się do komnaty, która znajdowała się kilka pięter bliżej.
- Czas się zwijać. Moja matka znalazła nam żony.
Rzucił bez zbędnych słów wyjaśnienia, patrząc na parkę znajdującą się w komnacie. Czyżby James poszedł po rozum do głowy i zainteresował się jednak dzieciakiem, który miał pojawić się lada moment? Prince nie wtrącał się w tą sprawę, ale akurat w tej kwestii uważał kuzyna za mięczaka i tchórza. Rzucił jeden z tobołków w ramiona Jamesa.
- Nie bierz tego do siebie, Nancy, ale nie jesteś żadną z tych żon. Podziękujesz mi za to. Szczęśliwego rozwiązania.
Po tych słowach złapał kuzyna za ramię i teleportował się z nim. Dokąd? W nieznane.
Re: Komnata Chwały
Mieszkanie w zamku Scottów? To byłoby zbyt piękne żeby było prawdziwe. Nancy oddałaby wszystko żeby nie wracać do swojego mugolskiego domu. Polly z mamą jeździły po Afryce, a ona tymczasem nie dostała pojedynczego listu od rodziców, bo matka nie lubiła sów i nie mieli żadnej. Zgodziłaby się bez wahania.
- Ooo... Byłoby wspaniale! - Jęknęła, kładąc obie dłonie na policzkach w geście zachwytu. - To znaczy mieszkać tutaj, nie zostać zmuszonym do małżeństwa - dodała pospiesznie.
W sumie praktycznie rzecz ujmując, nie miałaby nic przeciwko. Może i James faktycznie zostałby zmuszony, ale ona zrobiłaby to chętnie. Nie w wieku szesnastu lat, to naturalne, ale kiedyś? Scott był jej pierwszą, szczeniacką miłością, nieważne, że jednostronną. No i mieli mieć syna. Wszystko by pasowało. Nie powiedziała jednak tego na głos. Była pogrzebana w oczach Jamesa, a bynajmniej ona tak sądziła.
Pojawienie się Prince'a, kuzyna Krukona, zaskoczyło ją nieco. Pospiesznie zasłoniła swój brzuch, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że Gryfon już wie. Do momentu wizyty w zamku Scottów, w szkole nie zamieniła z nim ani słowa. Był chyba nieco lepszą wersją Jamesa. Z wyglądu podobał jej się równie mocno co wnuk dyrektora, ale nie od dziś wiadomo, że nie o aparycję tutaj chodzi.
- Nie jestem? James powinien być wniebowzięty - westchnęła tylko, posyłając Gryfonowi krótki, zdawkowy uśmiech. Chyba nigdy miała się nie dowiedzieć, czy faktycznie jest lepszą wersją Jamesa, bo jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Zabierając Jamesa ze sobą tak przy okazji.
Brunetka opadła ciężko na stare łóżko, które stało w komnacie. Jęknęła głośno, kładąc obie dłonie na wystającym brzuchu. Żona dla Jamesa?!
- Po moim trupie.. - przemknęło jej przez myśl.
Teraz, kiedy wiedziała już, jak żyje się w tym luksusowym zamku, dostrzegała jego wady. A co jeśli naprawdę znajdą mu żonę? Ona będzie musiała siedzieć i przyglądać się temu. Kto wie, może nawet będzie musiała oddać syna nowej żonie Krukona? Teraz myśli o życiu u Scottów nie wydawały się być już takie kolorowe i wesołe. Kto by pomyślał, że w kuzynie Scotta teraz jej największa nadzieja?
Westchnęła ciężko, wstała z miękkiego łóżka i ostatni raz spojrzała na swoją twarz namalowaną na portrecie. Z ciężkimi myślami opuściła komnatę i oddaliła się do swojej sypialni.
- Ooo... Byłoby wspaniale! - Jęknęła, kładąc obie dłonie na policzkach w geście zachwytu. - To znaczy mieszkać tutaj, nie zostać zmuszonym do małżeństwa - dodała pospiesznie.
W sumie praktycznie rzecz ujmując, nie miałaby nic przeciwko. Może i James faktycznie zostałby zmuszony, ale ona zrobiłaby to chętnie. Nie w wieku szesnastu lat, to naturalne, ale kiedyś? Scott był jej pierwszą, szczeniacką miłością, nieważne, że jednostronną. No i mieli mieć syna. Wszystko by pasowało. Nie powiedziała jednak tego na głos. Była pogrzebana w oczach Jamesa, a bynajmniej ona tak sądziła.
Pojawienie się Prince'a, kuzyna Krukona, zaskoczyło ją nieco. Pospiesznie zasłoniła swój brzuch, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że Gryfon już wie. Do momentu wizyty w zamku Scottów, w szkole nie zamieniła z nim ani słowa. Był chyba nieco lepszą wersją Jamesa. Z wyglądu podobał jej się równie mocno co wnuk dyrektora, ale nie od dziś wiadomo, że nie o aparycję tutaj chodzi.
- Nie jestem? James powinien być wniebowzięty - westchnęła tylko, posyłając Gryfonowi krótki, zdawkowy uśmiech. Chyba nigdy miała się nie dowiedzieć, czy faktycznie jest lepszą wersją Jamesa, bo jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Zabierając Jamesa ze sobą tak przy okazji.
Brunetka opadła ciężko na stare łóżko, które stało w komnacie. Jęknęła głośno, kładąc obie dłonie na wystającym brzuchu. Żona dla Jamesa?!
- Po moim trupie.. - przemknęło jej przez myśl.
Teraz, kiedy wiedziała już, jak żyje się w tym luksusowym zamku, dostrzegała jego wady. A co jeśli naprawdę znajdą mu żonę? Ona będzie musiała siedzieć i przyglądać się temu. Kto wie, może nawet będzie musiała oddać syna nowej żonie Krukona? Teraz myśli o życiu u Scottów nie wydawały się być już takie kolorowe i wesołe. Kto by pomyślał, że w kuzynie Scotta teraz jej największa nadzieja?
Westchnęła ciężko, wstała z miękkiego łóżka i ostatni raz spojrzała na swoją twarz namalowaną na portrecie. Z ciężkimi myślami opuściła komnatę i oddaliła się do swojej sypialni.
Similar topics
» Komnata Sophie
» Komnata Grace
» Komnata Jeremiego i Margaret
» Tajemnicza komnata
» Komnata dla gości rodziny
» Komnata Grace
» Komnata Jeremiego i Margaret
» Tajemnicza komnata
» Komnata dla gości rodziny
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla rodziny
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach