Wzgórze
+24
Owena Blodeuwedd
Aaron Matluck
Morwen Blodeuwedd
Morpheus A. Maponos
Maja Vulkodlak
Caitlyn A. Hathaway
Gloria Stark
Adrienne Matluck
Connor Campbell
Marianna Vulkodlak
Ian Ames
Misza Gregorovic
Iris Xakly
Antonija Vedran
Audrey Roshwel
Quinn Larivaara
Zoja Yordanova
Anthony Wilson
Andrea Jeunesse
Nancy Baldwin
Mistrz Gry
James Scott
Malcolm McMillan
Brennus Lancaster
28 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 4 z 8
Strona 4 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Wzgórze
First topic message reminder :
Na uboczu magicznej wioski znajduje się niewysokie wzgórze, na które wspięcie się nie stanowi wyzwania nawet dla dziecka. Na jego szczycie znajduje się rozłożyste drzewo z huśtawką zrobioną przez uczniów Hogwartu.
Pomimo niezbyt stromego zbocza, uważaj. Niejeden skręcił tu już kark.
Na uboczu magicznej wioski znajduje się niewysokie wzgórze, na które wspięcie się nie stanowi wyzwania nawet dla dziecka. Na jego szczycie znajduje się rozłożyste drzewo z huśtawką zrobioną przez uczniów Hogwartu.
Pomimo niezbyt stromego zbocza, uważaj. Niejeden skręcił tu już kark.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Ciąg dalszy z Baru
Nie było chyba aż tak późno, albo i było? Mercedes całkowicie straciła poczucie czasu i szczerze powiedziawszy najmniej ja to obchodziło. Siedziała na przeciwko chłopaka wlepiając w niego swoje przeraźliwie niebieskie oczy i nawet nie miała chwili do jakiś głębszych przemyśleń skupiając swoją uwagę całkowicie na Miszy.
-Nie. Na początku myślałam, że poradzę sobie z integracją, a potem już zrezygnowałam - wzruszyła ramionami. - A Tobie jak idzie aklimatyzacja?- spytała i kiedy tylko usłyszała propozycje spaceru kiwnęła ochoczo głową, od razu wstała i ubrała na siebie sweter, po czym obydwoje wyszli baru.
- Wzgórze?- spytała jednak nie czekając na odpowiedź ruszyła w jego stronę. W Końcu każdy lubił wzgórze, a przynajmniej w jej mniemaniu. Z resztą Mercedes uwielbiała huśtawki, w każdej postaci. Zazwyczaj chodziła w te miejsca gdzie można takową znaleźć.
Po krótkim spacerze i nietrudnym wdrapaniu się na wzgórze Mercedes od razu podbiegł do huśtawki i z radością małego dziecka przewiesiła nogi przez środek opony zapominając kompletnie o ty, że ma sukienkę. Machała więc lekko nogami nie dotykając nimi ziemi.
- Chodź, pohuśtaj mnie - zawołała chłopaka który stracił nieco na tempie kiedy ta podbiegała do drzewa. Kiedy był już bliżej Gryfonka posłała mu promienisty uśmiech. - Uwielbiam je, każdy rodzaj, nieważne - mruknęła z zadowoleniem i uniosła głowę do góry patrząc na linę trzymającą koło.
- Jak byłam młodsza Vin zrobił mi podobną - dziewczyna zdecydowanie bywała czasami zbyt gadatliwa, ale to chyba dlatego, że trochę się stresowała i starała się to troszkę ukryć.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Słysząc jej pytanie westchnął ciężko.
- Aklimatyzacja? Jaka aklimatyzacja? - zapytał retorycznie i wygiął swoje wargi w czymś na kształt smutnego uśmiechu. Niestety, ale mimo sporych nadziei związanych z nową placówką... nic z tego nie wyszło. Nie miał tu kolegów, przyjaciół, znajomych... oprócz Mercedes, bliźniaczek Jeunnesse i Leny na dobrą sprawę nie znał nikogo. Wiedział, że musi coś z tym zrobić, ale na razie nie miał większej ochoty na bratanie się z rodowitymi hogwartczykami. Patrząc na nich z boku nie miał o nich najlepszego zdania. Musiał się zasymilować. Nie może być przecież odludkiem... Gdy dziewczyna przyjęła jego propozycję spaceru założył na siebie swoją kurtkę, owinął szyję ciepłym Krukońskim szalikiem i wyszedł razem z Gryfonką, wcześniej jednak uregulował rachunek za ich piwa. Kulturalnie przepuścił ją w drzwiach, a kiedy zapytała czy idą na wzgórze posłał jej pytające spojrzenie. Nie miał bladego pojęcia o czym mówi, więc posłusznie podeptał za nią oglądając się wokoło na wypadek gdyby przyszło mu wracać samemu. No cóż, zawsze lepiej się ubezpieczać! Z kobietami nic nie wiadomo. Podszedł do niej i posłusznie ją pchnął żeby mogła się rozbujać. Słysząc jej radosną paplaninę wyszczerzył się radośnie.
- U mnie nigdy nie było huśtawek. - przyznał szczerze. No bo jak to niby miałoby wyglądać? Willa wyciągnięta z magazynu dekoratorskiego i niedbała huśtawka w ogrodzie? Nie... ogród musiał być wystawny, ale bez huśtawek, trampolin czy basenów. Same drzewka, a szczyt rekreacji to... ławka. Zmarnowane dzieciństwo, zdecydowanie.
- Aklimatyzacja? Jaka aklimatyzacja? - zapytał retorycznie i wygiął swoje wargi w czymś na kształt smutnego uśmiechu. Niestety, ale mimo sporych nadziei związanych z nową placówką... nic z tego nie wyszło. Nie miał tu kolegów, przyjaciół, znajomych... oprócz Mercedes, bliźniaczek Jeunnesse i Leny na dobrą sprawę nie znał nikogo. Wiedział, że musi coś z tym zrobić, ale na razie nie miał większej ochoty na bratanie się z rodowitymi hogwartczykami. Patrząc na nich z boku nie miał o nich najlepszego zdania. Musiał się zasymilować. Nie może być przecież odludkiem... Gdy dziewczyna przyjęła jego propozycję spaceru założył na siebie swoją kurtkę, owinął szyję ciepłym Krukońskim szalikiem i wyszedł razem z Gryfonką, wcześniej jednak uregulował rachunek za ich piwa. Kulturalnie przepuścił ją w drzwiach, a kiedy zapytała czy idą na wzgórze posłał jej pytające spojrzenie. Nie miał bladego pojęcia o czym mówi, więc posłusznie podeptał za nią oglądając się wokoło na wypadek gdyby przyszło mu wracać samemu. No cóż, zawsze lepiej się ubezpieczać! Z kobietami nic nie wiadomo. Podszedł do niej i posłusznie ją pchnął żeby mogła się rozbujać. Słysząc jej radosną paplaninę wyszczerzył się radośnie.
- U mnie nigdy nie było huśtawek. - przyznał szczerze. No bo jak to niby miałoby wyglądać? Willa wyciągnięta z magazynu dekoratorskiego i niedbała huśtawka w ogrodzie? Nie... ogród musiał być wystawny, ale bez huśtawek, trampolin czy basenów. Same drzewka, a szczyt rekreacji to... ławka. Zmarnowane dzieciństwo, zdecydowanie.
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Wzgórze
Mercedes też w pierwszym roku kompletnie nie mogła się tu odnaleźć, w sumie do tej pory też ma lekki problem. Z tą różnicą, że ona była już tu trzy lata a on ma jedynie rok i pewnie jego aklimatyzacja spali na panewce. Ona zdecydowanie miała problem z poznawaniem nowych ludzi, bo się ich po prostu bała i raczej myślała, że wszyscy mają złe zamiary.
- Nigdy tu nie byłeś, co? - zauważyła, że chłopak chyba nie orientuję się w terenie. - Często tu przychodziłam w weekendy - zaczęła się rozglądać i machać nogami kiedy ten trzymał jej oponę huśtając ją.
- Nie miałeś huśtawki naprawdę? To gdzie Ty się bawiłeś? - zdziwiła się autentycznie. Odwróciła w jego kierunku głowę z malującym się uśmiechem na ustach. Nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu zbyt długo jak to miała w zwyczaju, zaczęła wdrapywać się na koło tak by stanąć w jego wnętrzu nogami.
- Czyli to nie jest randka, nie mam co liczyć na buzi buzi? - spytała nagle ośmielona. Kiedy stała już na kole zaczęła się bujać starając się utrzymać równowagę. Przeważnie prowokowała upadki takimi głupimi pomysłami, ale była to właśnie cała Mercedes.
- Nigdy tu nie byłeś, co? - zauważyła, że chłopak chyba nie orientuję się w terenie. - Często tu przychodziłam w weekendy - zaczęła się rozglądać i machać nogami kiedy ten trzymał jej oponę huśtając ją.
- Nie miałeś huśtawki naprawdę? To gdzie Ty się bawiłeś? - zdziwiła się autentycznie. Odwróciła w jego kierunku głowę z malującym się uśmiechem na ustach. Nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu zbyt długo jak to miała w zwyczaju, zaczęła wdrapywać się na koło tak by stanąć w jego wnętrzu nogami.
- Czyli to nie jest randka, nie mam co liczyć na buzi buzi? - spytała nagle ośmielona. Kiedy stała już na kole zaczęła się bujać starając się utrzymać równowagę. Przeważnie prowokowała upadki takimi głupimi pomysłami, ale była to właśnie cała Mercedes.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Słysząc jej pytanie pokiwał przecząco głową. Nie odwiedził zbyt wielu miejsc w Hogsmeade. Główna ulica, polana na której można trenować i dom Andrei. Nic więcej. To miejsce miało jednak swój urok. Słońce już chyliło się ku zachodowi, a niektóre lampy uliczne w Hogs już się pozapalały. Widać stąd było zatłoczoną ulicę główną którą uczniowie wracają do Hogwartu, a z drugiej strony widać było sam Hogwart. Zamek robił wprost imponujące wrażenie jeśli spojrzy się na niego z tej perspektywy. Pojedyncze drzewo i huśtawka dodawały jedynie swoistego uroku temu miejscu.
- Miałem taką małą miotełkę którą dziadek kupił mi z łaski na uciechę jak miałem jakieś pięć, sześć lat. No i od tamtej pory bawię się tylko miotełkami. - uśmiechnął się szeroko i pchnął ją jeszcze raz. Patrząc jak niezdarnie stara się stanąć na oponie podszedł bliżej gotów w każdej chwili ją złapać. Słysząc jej pytanie, w ramach odpowiedzi objął ją rękami tak, żeby nie spadła i wpił swoje wargi w jej wargi. Z pewnością, ale i delikatnością. Dłonie wciąż znajdowały się na jej plecach, bo jednak gdzieś była ta świadomość, że może skończyć wbity na pal na szkolnym dziedzińcu przez jej brata jeśli przekroczy granicę przyzwoitości. Dlatego wolał tej granicy nie przekraczać. Nawet nie myślał o tym, aby się od niej odsuwać. Dlaczego niby? Bardzo miło się ją całowało.
- Miałem taką małą miotełkę którą dziadek kupił mi z łaski na uciechę jak miałem jakieś pięć, sześć lat. No i od tamtej pory bawię się tylko miotełkami. - uśmiechnął się szeroko i pchnął ją jeszcze raz. Patrząc jak niezdarnie stara się stanąć na oponie podszedł bliżej gotów w każdej chwili ją złapać. Słysząc jej pytanie, w ramach odpowiedzi objął ją rękami tak, żeby nie spadła i wpił swoje wargi w jej wargi. Z pewnością, ale i delikatnością. Dłonie wciąż znajdowały się na jej plecach, bo jednak gdzieś była ta świadomość, że może skończyć wbity na pal na szkolnym dziedzińcu przez jej brata jeśli przekroczy granicę przyzwoitości. Dlatego wolał tej granicy nie przekraczać. Nawet nie myślał o tym, aby się od niej odsuwać. Dlaczego niby? Bardzo miło się ją całowało.
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Wzgórze
Sama przyglądała się temu widokowi, bowiem zrobiło się już ciemno i wszystkie światełka w szkole, czy też w wiosce mieniły się dając przepiękny krajobraz. Nie długo jednak patrzyła na to wszystko, bo uwagę swoją skupiała na chłopaku. Starała się nie myśleć o tym, że dzień dobiega do końca.
- Całe życie na miotle, musisz być naprawdę nie zły. Ja umiem się huśtać...niezbyt wiele wyniosłam z dzieciństwa- wywróciła oczami i w sumie lekko zdziwiła się kiedy chłopak do niej podszedł, jednak zdziwienie jej było jak najbardziej w tym pozytywnym znaczeniu. Puściła się liny zawieszając mu ręce na szyi, przez co nogi ześlizgnęły jej się z koła i wisiała na nim starając się dotknąć stopami podłoża. Nie miała zamiaru się jednak od niego odsuwać, bo serce zaczęło bić jej coraz mocniej kiedy coraz to śmielej całowała jego usta. Może nie miała doświadczenia, ale starała się i było to dla niej naprawdę przyjemne. Wplątała swoje palce w jego włosy, czując, że teraz jej nieśmiałość poszła w niepamięć. Podejrzewała, że chłopak czuję do niej lekki dystans ze względu na to kim jest jej brat, ale ona chciała więcej i więcej, może dlatego, że nigdy tego nie robiła była to dla niej coś niesamowicie wciągające. W końcu odsunęła swoją twarz od twarzy chłopaka i zgryzając mocno wargę popatrzyła mu prosto w oczy.
-Ej, bo jeszcze się do tego przyzwyczaję - jej policzki płonęły czerwienią, a ona nawet nie zorientowała się, że sukienka podwinęła jej się do góry, nie była przyzwyczajona do takich strojów.
- Całe życie na miotle, musisz być naprawdę nie zły. Ja umiem się huśtać...niezbyt wiele wyniosłam z dzieciństwa- wywróciła oczami i w sumie lekko zdziwiła się kiedy chłopak do niej podszedł, jednak zdziwienie jej było jak najbardziej w tym pozytywnym znaczeniu. Puściła się liny zawieszając mu ręce na szyi, przez co nogi ześlizgnęły jej się z koła i wisiała na nim starając się dotknąć stopami podłoża. Nie miała zamiaru się jednak od niego odsuwać, bo serce zaczęło bić jej coraz mocniej kiedy coraz to śmielej całowała jego usta. Może nie miała doświadczenia, ale starała się i było to dla niej naprawdę przyjemne. Wplątała swoje palce w jego włosy, czując, że teraz jej nieśmiałość poszła w niepamięć. Podejrzewała, że chłopak czuję do niej lekki dystans ze względu na to kim jest jej brat, ale ona chciała więcej i więcej, może dlatego, że nigdy tego nie robiła była to dla niej coś niesamowicie wciągające. W końcu odsunęła swoją twarz od twarzy chłopaka i zgryzając mocno wargę popatrzyła mu prosto w oczy.
-Ej, bo jeszcze się do tego przyzwyczaję - jej policzki płonęły czerwienią, a ona nawet nie zorientowała się, że sukienka podwinęła jej się do góry, nie była przyzwyczajona do takich strojów.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Dzień dobiega końca, niedługo czas wracać do szkoły... Misza nie chciał jednak wracać. Chciał zostać tutaj, na wzgórzu wraz z Mercedes i trzymać ją za rękę do czasu, aż jego ciało przyzwyczai się do jej obecności i niepasująca do jego oblicza czerwień policzków pójdzie w całkowite zapomnienie. Tak, najchętniej by z nią został.
- Oj, przesadzasz. Na pewno wyniosłaś mnóstwo miłych wspomnień, podczas gdy ja wyniosłem dwa wybite zęby, wiecznie obdrapane kolana i jedno złamanie otwarte ręki. - stwierdził z ciepłym uśmiechem na twarzy. Z czasem czerwień bladła, ale jeszcze chwila minie zanim zniknie kompletnie. W sumie to trochę dziwne. Przy Jeunesse, zarówno jednej jak i drugiej zachowywał się w miarę normalnie, a na pewno policzki tak go nie piekły. Cóż, Xakly mogła poczuć się wyróżnioną- tylko ona tak na niego działała. W momencie kiedy jego wargi przylgnęły do jej warg mocniej ją złapał. I w zasadzie tylko dzięki temu nie spadła z głośnym hukiem z wiszącej opony. Nie dość, że ją mocno trzymał to nawet ją odstawił na ziemię, żeby jej nogi nie dyndały. Czyż to nie idealny kandydat na odpowiedzialnego chłopaka? Pomińmy, że już ją nauczył palenia i całowania i nieubłaganie zbliża się czas na nauczenie ją picia, bo zapewne i ku temu nadarzy się okazja. Kiedy się odsunęła posłał jej zdziwione spojrzenie.
- I dobrze. - powiedział ze śmiesznym rosyjskim akcentem i jeszcze sprzedał jej jednego całusa prosto w usta, po czym wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Powinniśmy wracać... - zauważył i podniósł wzrok do góry na ciemne niebo. Słońce już zdążyło zniknąć za linią widnokręgu.
- Oj, przesadzasz. Na pewno wyniosłaś mnóstwo miłych wspomnień, podczas gdy ja wyniosłem dwa wybite zęby, wiecznie obdrapane kolana i jedno złamanie otwarte ręki. - stwierdził z ciepłym uśmiechem na twarzy. Z czasem czerwień bladła, ale jeszcze chwila minie zanim zniknie kompletnie. W sumie to trochę dziwne. Przy Jeunesse, zarówno jednej jak i drugiej zachowywał się w miarę normalnie, a na pewno policzki tak go nie piekły. Cóż, Xakly mogła poczuć się wyróżnioną- tylko ona tak na niego działała. W momencie kiedy jego wargi przylgnęły do jej warg mocniej ją złapał. I w zasadzie tylko dzięki temu nie spadła z głośnym hukiem z wiszącej opony. Nie dość, że ją mocno trzymał to nawet ją odstawił na ziemię, żeby jej nogi nie dyndały. Czyż to nie idealny kandydat na odpowiedzialnego chłopaka? Pomińmy, że już ją nauczył palenia i całowania i nieubłaganie zbliża się czas na nauczenie ją picia, bo zapewne i ku temu nadarzy się okazja. Kiedy się odsunęła posłał jej zdziwione spojrzenie.
- I dobrze. - powiedział ze śmiesznym rosyjskim akcentem i jeszcze sprzedał jej jednego całusa prosto w usta, po czym wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Powinniśmy wracać... - zauważył i podniósł wzrok do góry na ciemne niebo. Słońce już zdążyło zniknąć za linią widnokręgu.
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Wzgórze
Mercedes bała się, że kiedyś będą musieli się rozstać. Zazwyczaj nie ufała ludziom i nie wiedziała czemu zrobiła aż taki wyjątek dla tego krukona. Skąd w nim tyle uroku, że dziewczyna przy nim naprawdę traciła poczucie czasu.
- Otwarte złamanie? brrr ...- otrzepała się wyobrażając sobie go z wystającą kością z łokcia. - Wolałabym teraz umieć latać niż umieć się huśtać - wyszczerzyła się wesoło, choć nie mogła powiedzieć, że jej dzieciństwo było do końca takie bez sensu. Vin bardzo opiekował się swoją młodszą siostrą, do tej pory chce być przy niej, a ona faktycznie bardzo mocno go kocha i nie wyobraża sobie by cokolwiek mogłoby mu się stać.
Jego słowa sprawiły, że usta Mercedes wygięły się w zabawną podkówkę, jednak zaraz po tym dziewczyna złapała jego dłoń i okręciła się w okół własnej osi unosząc jego dłoń tak jak to się robi przy tańcu. Nie chciała wracać, ale zdawała sobie sprawę, że to najwyższy czas udać się do szkoły. Podniosła się jeszcze na palcach by musnąć jego szyję po czym obydwoje ruszyli w stronę szkoły znikając z malowniczego wzgórza.
- Otwarte złamanie? brrr ...- otrzepała się wyobrażając sobie go z wystającą kością z łokcia. - Wolałabym teraz umieć latać niż umieć się huśtać - wyszczerzyła się wesoło, choć nie mogła powiedzieć, że jej dzieciństwo było do końca takie bez sensu. Vin bardzo opiekował się swoją młodszą siostrą, do tej pory chce być przy niej, a ona faktycznie bardzo mocno go kocha i nie wyobraża sobie by cokolwiek mogłoby mu się stać.
Jego słowa sprawiły, że usta Mercedes wygięły się w zabawną podkówkę, jednak zaraz po tym dziewczyna złapała jego dłoń i okręciła się w okół własnej osi unosząc jego dłoń tak jak to się robi przy tańcu. Nie chciała wracać, ale zdawała sobie sprawę, że to najwyższy czas udać się do szkoły. Podniosła się jeszcze na palcach by musnąć jego szyję po czym obydwoje ruszyli w stronę szkoły znikając z malowniczego wzgórza.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Ostatnimi czasu Ian unikał ludzi bardziej niż zwykle, a najbardziej unikał Alice. Alice i jej przerażająco mądrych oczu w których zobaczyłby jedynie rozczarowanie. Bolesne rozczarowanie nawet dla kogoś kto już od jakiegoś czasu nie żyje. Dlatego gdy do jego nozdrzy docierała jej woń, automatycznie przyspieszał kroku, albo zmieniał kierunek, albo... rozpływał się w tłumie śmierdzących nastolatków. Weekend to wprost idealna opcja do opuszczenia zamkowych murów i lepszego ukrycia się przed wzrokiem siostry. Jego pierwszym i nie przypadkowym celem było wzgórze Hogsmeade: jedyne miejsce skąd mógł mieć taki piękny widok na wszystko. Szedł powoli, jakby ostrożnie stawiając każdy krok w swoich dość eleganckich butach, czarnych spodniach i równie czarnym płaszczu. Szedł nie patrząc pod nogi, a przed siebie dość rozkojarzonym wzrokiem, o ile tak można to nazwać, bo jego zmysł węchu i słuchu był wyczulony, jakby szukał w pobliżu kogoś znajomego przed kim będzie mógł uciec. Na swoje szczęście nie był duszą towarzystwa, więc tych osób których powinien unikać była zaledwie garstka. Bez większego trudu stanął w końcu na samej górze wzniesienia kładąc się na śniegu i zamykając na chwilę oczy. Pod powiekami miał wciąż obraz uśmiechniętej Marianny, choć powinien go wymazać, już dawno temu. Miał też wrażenie, że wciąż czuje słodki zapach jej perfum i równie słodką woń jej krwi. Do tego słyszał bijące serce. Ludzkie serce. Podniósł się powoli do pozycji siedzącej, aby odwrócić się za siebie. Do kompletu doszły omamy wzrokowe. Mamy już komplet. Spuścił smętnie głowę z cichym westchnięciem.
- Zwariowałem. - stwierdził cicho dość smutnym tonem i jeszcze cicho prychnął. Cóż za głupie zachowanie z pana strony, paniczu Volante. Taki stary, taki bogaty, a taaaaki głupi!
- Zwariowałem. - stwierdził cicho dość smutnym tonem i jeszcze cicho prychnął. Cóż za głupie zachowanie z pana strony, paniczu Volante. Taki stary, taki bogaty, a taaaaki głupi!
Re: Wzgórze
Marianna sama nie była do końca pewna jak znalazła się na wzgórzu. Ostatnie dni były dość dziwne, a ludzie dookoła zachowywali się nienormalnie. Jej siostra przechodziła chyba jakiś kryzys w swoim szczęśliwym dotąd związku z Nicolasem. Ślizgonka nie zadawała zbyt wielu pytań, nie była najlepsza w kwestii związków i pewnie doradziłaby źle i wyszedłby z tego jakiś ambaras.
William też się nie odzywał, w sumie dobrze. Dodała dwa do dwóch i wiedziała, że zapewne jest to związane z odejściem pani Fitzpatrick, a z tym również nie wiedziała jak pomóc. Innymi słowy, zajmowała się teraz tylko własną dupą i nie robiła nic, a już na pewno nie uczyła się do egzaminów semestralnych.
Cały piątek po zajęciach spędziła w Hogsmeade. Zaczęła od piwa kremowego z koleżanką z dormitorium, która potem ulotniła się na spotkanie ze swoim chłopakiem, więc Marianna miała chwilę dla siebie. Wstąpiła do miodowego królestwa, chociaż nie jadała słodyczy. Potem chwilę pogawędziła w sklepie Zonka, bo tam zawsze znalazł się jakiś chłopak skory do rozmowy z rosyjską pięknością. Ostatecznie postanowiła wrócić do Hogwartu okrężną drogą, przez wzgórze.
Kiedy stała tak na samym szczycie w puchowej kurtce, oglądając z daleka zamkowe wieże, popadła w stan przypominający u mądrych ludzi zamyślenie, u Marianny z kolei była to bardziej plątanina emocji, które ostatnio w niej siedziały. Z jednej strony chciała stworzyć normalne relacje z Williamem, bo wiedziała, że musi spędzić z nim resztę życia. Z drugiej strony było jej ciężko, bo chociaż przystojny był z niego chłopaczek, to Ślizgonka nie lubiła go i wiedziała, że za plecami nazywa ją głupią i dziwką. Z innej jeszcze strony tęskniła za Ianem, ale za Ianem-człowiekiem, bo wampira się zwyczajnie bała. Jej ciasny umysł miał bardzo dobrze rozwinięty zmysł samoobrony. Wszystkiego czego nie rozumiała, bała się. Do tego nie miała przyjaciółki ani koleżanki, której mogłaby to wszystko powiedzieć, bo wszystkie były zbyt zazdrosne żeby zadawać się z nią bezinteresownie.
Nie dostrzegła kiedy na wzgórzu pojawił się ktoś jeszcze. Zobaczyła go w ostatniej chwili. Na ucieczkę było już za późno, a on szedł prosto na nią. Jej mięśnie automatycznie zesztywniały, a ona sama rozglądnęła się na boki w poszukiwaniu innych ludzi, którzy mogliby zostać potencjalnymi świadkami mordu Iana na niej samej.
Ten jednak jak gdyby nigdy nic ominął ją szerokim łukiem i ułożył się na śniegu kilka metrów niżej. Potem jak gdyby nigdy nic popatrzył na nią i wymamrotał do siebie jedno słowo.
- Mówiłam Ci, żebyś trzymał się ode mnie.. z daleka - wyrzuciła z siebie drżącym głosem. I chociaż rozsądek mówił: uciekaj, serce mówiło: wysłuchaj go chociaż.
William też się nie odzywał, w sumie dobrze. Dodała dwa do dwóch i wiedziała, że zapewne jest to związane z odejściem pani Fitzpatrick, a z tym również nie wiedziała jak pomóc. Innymi słowy, zajmowała się teraz tylko własną dupą i nie robiła nic, a już na pewno nie uczyła się do egzaminów semestralnych.
Cały piątek po zajęciach spędziła w Hogsmeade. Zaczęła od piwa kremowego z koleżanką z dormitorium, która potem ulotniła się na spotkanie ze swoim chłopakiem, więc Marianna miała chwilę dla siebie. Wstąpiła do miodowego królestwa, chociaż nie jadała słodyczy. Potem chwilę pogawędziła w sklepie Zonka, bo tam zawsze znalazł się jakiś chłopak skory do rozmowy z rosyjską pięknością. Ostatecznie postanowiła wrócić do Hogwartu okrężną drogą, przez wzgórze.
Kiedy stała tak na samym szczycie w puchowej kurtce, oglądając z daleka zamkowe wieże, popadła w stan przypominający u mądrych ludzi zamyślenie, u Marianny z kolei była to bardziej plątanina emocji, które ostatnio w niej siedziały. Z jednej strony chciała stworzyć normalne relacje z Williamem, bo wiedziała, że musi spędzić z nim resztę życia. Z drugiej strony było jej ciężko, bo chociaż przystojny był z niego chłopaczek, to Ślizgonka nie lubiła go i wiedziała, że za plecami nazywa ją głupią i dziwką. Z innej jeszcze strony tęskniła za Ianem, ale za Ianem-człowiekiem, bo wampira się zwyczajnie bała. Jej ciasny umysł miał bardzo dobrze rozwinięty zmysł samoobrony. Wszystkiego czego nie rozumiała, bała się. Do tego nie miała przyjaciółki ani koleżanki, której mogłaby to wszystko powiedzieć, bo wszystkie były zbyt zazdrosne żeby zadawać się z nią bezinteresownie.
Nie dostrzegła kiedy na wzgórzu pojawił się ktoś jeszcze. Zobaczyła go w ostatniej chwili. Na ucieczkę było już za późno, a on szedł prosto na nią. Jej mięśnie automatycznie zesztywniały, a ona sama rozglądnęła się na boki w poszukiwaniu innych ludzi, którzy mogliby zostać potencjalnymi świadkami mordu Iana na niej samej.
Ten jednak jak gdyby nigdy nic ominął ją szerokim łukiem i ułożył się na śniegu kilka metrów niżej. Potem jak gdyby nigdy nic popatrzył na nią i wymamrotał do siebie jedno słowo.
- Mówiłam Ci, żebyś trzymał się ode mnie.. z daleka - wyrzuciła z siebie drżącym głosem. I chociaż rozsądek mówił: uciekaj, serce mówiło: wysłuchaj go chociaż.
Re: Wzgórze
Serce w tak znajomy i jednocześnie tak obcy sposób jej przyspieszyło sprawiając, że Ian miał ochotę usiąść i rozpłakać się niczym mały chłopiec. Nie mógł jednak tego zrobić. Łzy się skończyły wraz z byciem człowiekiem. Teraz po odrzuceniu nie było łez. Była tylko fala bólu która go zalewała kiedy zdawał sobie sprawę z tego, że to już koniec. Że ona go nie chce. Że się go boi. Wyłapanie chociażby najdelikatniejszej woni Vulkodlakóny w tłumie Hogwartczyków sprawiało, że wszystkie wspomnienia wracały. Te dobre i te mniej dobre też. Jej twarz pojawiała się w jego myślach zbyt często. Można nawet rzec, że nie opuszczała jego głowy. Była jego najsłabszym punktem. Punktem za który osobiście zrobiłby teraz wszystko. Nawet wyrzekłby się swojego zamczyska i wszystkich depozytów na licznych kontach na całym świecie. Wszystkie pieniążki Iasia... Jego dotychczasowa największa miłość. Materialistyczne prosię kochające swój minimalistyczny luksus, bo przecież stać go na sporo więcej. Woli jednak gromadzić gotóweczkę na następne dni, miesiące, lata. Teraz jednak gotów był oddać wszystko gdyby to było możliwe. Rosjanka nie była jednak porcelanową lalką zdobiącą sklepową witrynę sklepu dla bogaczy.
- Nie potrafię. - przyznał cicho opadając znów na miękki, śniegowy puch z cichym westchnięciem. Wyglądał teraz jak cień samego siebie. Jak ktoś kto potrzebuje uwagi, pomocy i ciepła. Jak ktoś kto potrzebuje miłości. Typowy osiemnastolatek ze złamanym sercem- z wyglądu. W środku trochę starszy, ale niekoniecznie mądrzejszy. Dał się tak łatwo odsłonić... Zbyt łatwo.
- Dlaczego nie możesz mnie pokochać takim jakim jestem? - kupka mizernoty leżącej na śniegu otworzyła oczy patrząc na nią z wciąż widocznym w nich niemym uwielbieniem. Nadal ją uwielbiał. Niczym najwierniejszy kapłan swojej bogini. Gotów zrobić dla niej dosłownie wszystko. Ona jednak nie potrafiła zaakceptować jego wady. Ba! Nawet nie próbowała! A przecież gdyby nie wampiryzm byłby klasycznym ideałem. Odzwierciedleniem księcia na białym koniu. Bogaty, przystojny, inteligentny, a w dodatku romantyczny. Dżentelmen w najlepszym wydaniu. Trudno w to uwierzyć kiedy popatrzy się na Volante teraz, ale... to wszystko jej wina.
- Nie potrafię. - przyznał cicho opadając znów na miękki, śniegowy puch z cichym westchnięciem. Wyglądał teraz jak cień samego siebie. Jak ktoś kto potrzebuje uwagi, pomocy i ciepła. Jak ktoś kto potrzebuje miłości. Typowy osiemnastolatek ze złamanym sercem- z wyglądu. W środku trochę starszy, ale niekoniecznie mądrzejszy. Dał się tak łatwo odsłonić... Zbyt łatwo.
- Dlaczego nie możesz mnie pokochać takim jakim jestem? - kupka mizernoty leżącej na śniegu otworzyła oczy patrząc na nią z wciąż widocznym w nich niemym uwielbieniem. Nadal ją uwielbiał. Niczym najwierniejszy kapłan swojej bogini. Gotów zrobić dla niej dosłownie wszystko. Ona jednak nie potrafiła zaakceptować jego wady. Ba! Nawet nie próbowała! A przecież gdyby nie wampiryzm byłby klasycznym ideałem. Odzwierciedleniem księcia na białym koniu. Bogaty, przystojny, inteligentny, a w dodatku romantyczny. Dżentelmen w najlepszym wydaniu. Trudno w to uwierzyć kiedy popatrzy się na Volante teraz, ale... to wszystko jej wina.
Re: Wzgórze
Do prawdy, Ianowi naprawdę niewiele brakowało do ideału. Widocznie nie można mieć wszystkiego. Kiedy w realnym życiu pojawiła się odpowiednik bogatego, przystojnego księcia na białym koniu to jest albo zadufanym w sobie dupkiem, albo jest gejem. W przypadku Iana było gorzej: nie był człowiekiem, a dla Marianny czyniło to go kimś z innego świata.
To nie tak, że go nie chciała. Po prostu ciężko było jej się teraz do niego przełamać. Kiedy patrzyła na jego ręce, które wcześniej mogły dotykać ją bez końca, teraz zastanawiała się, jaki nacisk potrafią spowodować. Zmiażdżyłby jej ramię gdyby tylko zacisnął na nim swoje palce? Ot, teraz takie myśli zaprzątały jej głowę.
- Nie mów tak - jęknęła, kręcąc głową kiedy zadał pytanie, które wbiło się w jej serce jak zaostrzony na końcu sopel lodu. - Tu nie chodzi o jakąś kłopotliwą cechę charakteru, która mi przeszkadza. Boję się, że chwila nieuwagi i stracę życie z twojej ręki. Zastanawiam się jak mogłam być tak głupia i się nie zorientować? - Mówiła, unosząc lekko obie ręce obleczone w jasne rękawiczki. Na końcach jej blond włosów osiadały pojedyncze płatki śniegu, które spadały z nieba.
- Dlaczego mi powiedziałeś? Byłoby znacznie łatwiej gdybym po prostu nie wiedziała, nie sądzisz? Mogłeś skłamać, wymyślić coś, na pewno znalazłbyś jakąś wymówkę. Przecież wiesz dobrze, że jestem głupia, wszyscy Ci to powiedzą. Wtedy nadal moglibyśmy to jakoś... jakoś... - mówiła, gubiąc się już powoli w swoich słowach. Panikowanie w języku angielskim nie szło jej dobrze. Zaczynało brakować jej wyrażeń, a składnia wołała o pomstę do nieba.
- Po prostu wolałabym tego nie wiedzieć, to wszystko. Nie mam Ci za złe, że mnie okłamałeś, naprawdę - wyznała zgodnie z prawdą. Marianna należała do tej niewielkiej grupy ludzi, którzy uznawali słodkie kłamstwo za lepsze niż gorzka prawda. - Przynajmniej mogliśmy być wtedy razem.
To nie tak, że go nie chciała. Po prostu ciężko było jej się teraz do niego przełamać. Kiedy patrzyła na jego ręce, które wcześniej mogły dotykać ją bez końca, teraz zastanawiała się, jaki nacisk potrafią spowodować. Zmiażdżyłby jej ramię gdyby tylko zacisnął na nim swoje palce? Ot, teraz takie myśli zaprzątały jej głowę.
- Nie mów tak - jęknęła, kręcąc głową kiedy zadał pytanie, które wbiło się w jej serce jak zaostrzony na końcu sopel lodu. - Tu nie chodzi o jakąś kłopotliwą cechę charakteru, która mi przeszkadza. Boję się, że chwila nieuwagi i stracę życie z twojej ręki. Zastanawiam się jak mogłam być tak głupia i się nie zorientować? - Mówiła, unosząc lekko obie ręce obleczone w jasne rękawiczki. Na końcach jej blond włosów osiadały pojedyncze płatki śniegu, które spadały z nieba.
- Dlaczego mi powiedziałeś? Byłoby znacznie łatwiej gdybym po prostu nie wiedziała, nie sądzisz? Mogłeś skłamać, wymyślić coś, na pewno znalazłbyś jakąś wymówkę. Przecież wiesz dobrze, że jestem głupia, wszyscy Ci to powiedzą. Wtedy nadal moglibyśmy to jakoś... jakoś... - mówiła, gubiąc się już powoli w swoich słowach. Panikowanie w języku angielskim nie szło jej dobrze. Zaczynało brakować jej wyrażeń, a składnia wołała o pomstę do nieba.
- Po prostu wolałabym tego nie wiedzieć, to wszystko. Nie mam Ci za złe, że mnie okłamałeś, naprawdę - wyznała zgodnie z prawdą. Marianna należała do tej niewielkiej grupy ludzi, którzy uznawali słodkie kłamstwo za lepsze niż gorzka prawda. - Przynajmniej mogliśmy być wtedy razem.
Re: Wzgórze
Grymas który pojawił się na jej obliczu mógł sugerować, że zadane przez niego pytanie dogłębnie ją dotknęło. Nie odwrócił jednak wzroku tylko wciąż na nią patrzył z dołu. Zacisnął wargi w wąską kreskę i zmarszczył czoło. Nie dało się ukryć, że miała rację. Niezaprzeczalną rację. Gdyby tylko na chwilę się zapomniał mogłaby zostać trupem w ułamku sekundy. Mógł za mocno zacisnąć dłonie na jej szyi w trakcie pocałunku, albo mógłby być świadkiem jej skaleczenia i najpewniej skończyłaby w czarnym worku. No, ale uważał. Przez te wszystkie miesiące uważał, żeby wszystko było tak jak powinno być. Słuchał uważnie tego co ma mu po powiedzenia, by prychnąć na końcu.
- Nie jesteś aż tak głupia, Marianno. - stwierdził smutnym tonem dochodząc do wniosku, że prędzej czy później i tak by się domyśliła. Jednak mimo wszystko wstał i otrzepał swój płaszcz ze śniegu, aby w końcu odpiąć jeden z guzików i wyciągnąć z wewnętrznej kieszeni swoją różdżkę. Mógł bez problemu pozbawić ją tej informacji. Może parę innych jeśli tylko takie będzie miała życzenie.
- Chcesz zapomnieć? Proszę bardzo. - podszedł bliżej wyciągając różdżkę w kierunku jej głowy. Przez chwilę, na dosłownie chwilę się zawahał aby w końcu wyszeptać:
- Obliviate. - wykonując przy tym odpowiedni ruch nadgarstkiem. Ze wspomnień panny Vulkodlak zniknęła kompletnie informacja o tym, że Ian człowiekiem nie jest. Wszystko inne pozostało na swoim miejscu. Uśmiechnął się do niej ciepło chowając swoją różdżkę za pazuchę wciąż obserwując ją swoimi ciemnymi tęczówkami.
- Nie jesteś aż tak głupia, Marianno. - stwierdził smutnym tonem dochodząc do wniosku, że prędzej czy później i tak by się domyśliła. Jednak mimo wszystko wstał i otrzepał swój płaszcz ze śniegu, aby w końcu odpiąć jeden z guzików i wyciągnąć z wewnętrznej kieszeni swoją różdżkę. Mógł bez problemu pozbawić ją tej informacji. Może parę innych jeśli tylko takie będzie miała życzenie.
- Chcesz zapomnieć? Proszę bardzo. - podszedł bliżej wyciągając różdżkę w kierunku jej głowy. Przez chwilę, na dosłownie chwilę się zawahał aby w końcu wyszeptać:
- Obliviate. - wykonując przy tym odpowiedni ruch nadgarstkiem. Ze wspomnień panny Vulkodlak zniknęła kompletnie informacja o tym, że Ian człowiekiem nie jest. Wszystko inne pozostało na swoim miejscu. Uśmiechnął się do niej ciepło chowając swoją różdżkę za pazuchę wciąż obserwując ją swoimi ciemnymi tęczówkami.
Re: Wzgórze
Kiedy Ian wyciągnął swoją różdżkę i wycelował nią w sam środek jej głowy, Marianna drgnęła niespokojnie. Co zrobi, zabije ją teraz? Mógł to zrobić, w końcu znała jego najmroczniejszy sekret. Wampiry zapewne nie chwaliły się na prawo i lewo, że są wampirami. Czy takie stworzenia nie były przypadkiem ścigane przez Ministerstwo Magii? Takie pytania odbijały się teraz echem w głowie Marianny przez te kilka sekund, w których Ian celował w sam środek jej czoła.
- Co chcesz zrobić? - Zapytała z paniką w głosie, odsuwając się o krok do tyłu. Może jednak nie pomyliła się do Iana...
I nagle w jednej sekundzie wszystkie wątpliwości i strach zniknęły, aby ustąpić miejsca błogiej nieświadomości. Marianna nie była do końca pewna jak się tutaj znalazła, ani dlaczego jest jej tak cholernie zimno, ale kiedy zobaczyła Volante, od razu się uspokoiła.
- Cholera, ale zimno - mruknęła, pocierając jedną dłoń o drugą w celu rozgrzania ich chociaż odrobinę. - Nie stójmy tak, wracajmy do szkoły - dodała jeszcze, łapiąc go za rękę.
Czy było tak lepiej? Na pewno bardziej komfortowo, bo niewygodne fakty zostały zamiecione pod dywan. Jak to mówią: im mniej wiesz tym lepiej śpisz.
- Co chcesz zrobić? - Zapytała z paniką w głosie, odsuwając się o krok do tyłu. Może jednak nie pomyliła się do Iana...
I nagle w jednej sekundzie wszystkie wątpliwości i strach zniknęły, aby ustąpić miejsca błogiej nieświadomości. Marianna nie była do końca pewna jak się tutaj znalazła, ani dlaczego jest jej tak cholernie zimno, ale kiedy zobaczyła Volante, od razu się uspokoiła.
- Cholera, ale zimno - mruknęła, pocierając jedną dłoń o drugą w celu rozgrzania ich chociaż odrobinę. - Nie stójmy tak, wracajmy do szkoły - dodała jeszcze, łapiąc go za rękę.
Czy było tak lepiej? Na pewno bardziej komfortowo, bo niewygodne fakty zostały zamiecione pod dywan. Jak to mówią: im mniej wiesz tym lepiej śpisz.
Re: Wzgórze
Może jej odpowiedź nie brzmiała normalnie, jednakże dla Connora znaczyła więcej niż tysiąc słów. Radość eksplodowała w jego piersi, rozlewając się po całym jego ciele czemu towarzyszyło przyjemne uczucie ciepła. W momencie kiedy ta fala ciepła ogarnęła całe jego ciało, a trwało to zaledwie ułamek sekundy, roześmiał się radośnie i sprzedał dziewczynie pstryczka w nos.
- To tak na chwilowe opamiętanie się - odparł wystawiając koniuszek języka w jej stronę. Tak, droczył się z nią, a jednocześnie miał ochotę porwać ją w swoje ramiona, zanieść gdzieś z dala od ludzi i obsypywać miłością, której miał jej do zaoferowania w niebotycznych ilościach. Jednakże wciąż musiał się przed tym powstrzymywać, ponieważ dzisiejszy wieczór miał być dla Puchonki idealny i niezapomniany, a dopiero się zaczął! Także, wciąż mając na uwadze wszystkie etapy swojej misternej niespodzianki, przystąpił do następnego punktu programu.
- O nic się nie martw, ja mam wszystko pod kontrolą - odparł, roztaczając wokół siebie tajemniczą aurę i rozkoszując się jawną ciekawością dziewczyny. Właśnie o to mu chodziło, miała być zaintrygowana, ciekawa i nieświadoma tego co na nią czeka. Z delikatnym, enigmatycznym uśmiechem na ustach, nieco mocniej zacisnął swoją dłoń na jej i lekko pociągnął, zmuszając ją do podążenia za nim.
- Pamiętasz co Ci napisałem w walentynce? - zapytał, gdy opuścili tereny wokół walentynkowego zamku i zaczęli się kierować ku uroczemu wzgórzu, będącego istną wizytówką Hogsmeade zaraz po tym, iż jest to wioska w całości magiczna. Jednakże zanim zaczęli się na nie wspinać, Campbell przystanął u podnóża wzgórza, aby bez ostrzeżenia wziąć dziewczynę na ręce. W końcu była dziś księżniczką, a księżniczki nie wspinają się w szpilkach po wzgórzach.
- Będziemy robić to co tam napisałem - odparł z uśmiechem, wpatrując się w szeroko otwarte ze zdziwienia, brązowe tęczówki dziewczyny. - No i jeszcze parę innych rzeczy - dodał, szybko odwracając wzrok na wzgórze, aby przypadkiem nie wyrżnąć orła na jakimś wystającym korzeniu.
W miarę jak zaczęli się zbliżać do szczytu pagórka ich oczom zaczął się ukazywać niesamowity widok. Nieduży namiot stał rozłożony na samym środku wzgórza, a naokoło niego rozwieszone były lampiony, które rzucały ciepły blask na materiał namiotu oraz niewielki obszar wokół niego. Campbell podszedł do namiotu i dopiero tam postawił swoją oniemiałą dziewczynę na ziemi. Był trochę zawstydzony, właściwie stawiał wszystko na jedną kartę planując taka a nie inną niespodziankę.
- To tak na chwilowe opamiętanie się - odparł wystawiając koniuszek języka w jej stronę. Tak, droczył się z nią, a jednocześnie miał ochotę porwać ją w swoje ramiona, zanieść gdzieś z dala od ludzi i obsypywać miłością, której miał jej do zaoferowania w niebotycznych ilościach. Jednakże wciąż musiał się przed tym powstrzymywać, ponieważ dzisiejszy wieczór miał być dla Puchonki idealny i niezapomniany, a dopiero się zaczął! Także, wciąż mając na uwadze wszystkie etapy swojej misternej niespodzianki, przystąpił do następnego punktu programu.
- O nic się nie martw, ja mam wszystko pod kontrolą - odparł, roztaczając wokół siebie tajemniczą aurę i rozkoszując się jawną ciekawością dziewczyny. Właśnie o to mu chodziło, miała być zaintrygowana, ciekawa i nieświadoma tego co na nią czeka. Z delikatnym, enigmatycznym uśmiechem na ustach, nieco mocniej zacisnął swoją dłoń na jej i lekko pociągnął, zmuszając ją do podążenia za nim.
- Pamiętasz co Ci napisałem w walentynce? - zapytał, gdy opuścili tereny wokół walentynkowego zamku i zaczęli się kierować ku uroczemu wzgórzu, będącego istną wizytówką Hogsmeade zaraz po tym, iż jest to wioska w całości magiczna. Jednakże zanim zaczęli się na nie wspinać, Campbell przystanął u podnóża wzgórza, aby bez ostrzeżenia wziąć dziewczynę na ręce. W końcu była dziś księżniczką, a księżniczki nie wspinają się w szpilkach po wzgórzach.
- Będziemy robić to co tam napisałem - odparł z uśmiechem, wpatrując się w szeroko otwarte ze zdziwienia, brązowe tęczówki dziewczyny. - No i jeszcze parę innych rzeczy - dodał, szybko odwracając wzrok na wzgórze, aby przypadkiem nie wyrżnąć orła na jakimś wystającym korzeniu.
W miarę jak zaczęli się zbliżać do szczytu pagórka ich oczom zaczął się ukazywać niesamowity widok. Nieduży namiot stał rozłożony na samym środku wzgórza, a naokoło niego rozwieszone były lampiony, które rzucały ciepły blask na materiał namiotu oraz niewielki obszar wokół niego. Campbell podszedł do namiotu i dopiero tam postawił swoją oniemiałą dziewczynę na ziemi. Był trochę zawstydzony, właściwie stawiał wszystko na jedną kartę planując taka a nie inną niespodziankę.
Re: Wzgórze
Przyznanie się do zwariowania nigdy nie zabrzmi normalnie, chociaż Antonija była pewna, że to całkowicie normalne, a nawet wskazane. Gdy sprzedał jej pstryczka w nos zmarszczyła nieco czoło, po czym też wystawiła język. Niech ma! Opamiętanie? To póki co nie wchodziło w ogóle w rachubę. Oczywiście, gdy usłyszała, że ma się nie martwić przez jej głowę przeszło całe stado potencjalnych problemów. Główny problem to przede wszystkim te buty które musiała założyć, bo przecież nie wypada przyjść w sukience i trampkach na szkolną imprezę. W każdym razie ona na takie modowe niedopatrzenie nie mogła sobie pozwolić. Kolejny problem to kwestia tego, jak daleko trzeba będzie iść, skoro nie zostaną tutaj. No i seria problemów z cyklu: czy nie będzie mi za zimno, czy ta sukienka nie jest za krótka i czy Connor nie będzie się z niej śmiał? Te wszystkie myśli rozszalały się w jej głowie automatycznie wytwarzając swego rodzaju zdenerwowanie. Och, mógł przecież uchylić choć rąbka tajemnicy! Ale nie! On doskonale bawił się trzymając ją w niepewności. Gdy opuszczali tereny walentynkowej zabawy poczuła jak jej żołądek zaciska się w wąski supeł podczas gdy jej długie nogi starały się nadążyć za jego krokami.
- Będziemy liczyć gwiazdy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a na jej twarzy znów wymalował się rozkoszny, szeroki uśmiech. Tak, to jest jakiś konkret. Nie ma więc co się denerwować. Liczyć umiała, wiedziała co to gwiazda, wiedziała gdzie gwiazd szukać... nie no, wszystko pod kontrolą. Z każdym krokiem byli coraz bliżej wzgórza które wbrew wszystkiemu było wystarczająco strome, żeby zacząć znów panikować. Wejść tam? Jak?- pytała samą siebie, ale zaraz znikąd pojawiła się odpowiedź na to pytanie. Gdy schylił się, jeszcze nie wiedziała do końca co mu chodzi po głowie, dopóki jej pewnie nie złapał i nie podniósł do góry. Ona intuicyjnie złapała się jego szyi i patrzyła nań z podziwem. Był lepszy od wszystkich superbohaterów których wytworzyła wyobraźnia mugoli. Oczy automatycznie zrobiły się jeszcze większe, a kiedy w odpowiedzi dostała rozwianie swoich wątpliwości pochyliła się i sprzedała mu całusa w policzek. I parę innych rzeczy? W jego ustach to nawet nie brzmi groźnie, więc nie ma się czym przejmować. Gdy jej oczom ukazał się namiot w otoczeniu lampionów jej dolna szczęka przegrała walkę z grawitacją i po prostu opadła w dół. To było... piękne, po prostu piękne.
- Wow. - tylko tyle udało jej się wydusić z siebie. Była w szoku, ale z gatunku szoków pozytywnych. To była zdecydowanie najaromatyczniejsza niespodzianka jaką ktokolwiek kiedykolwiek dla niej przygotował. Gdy odstawił ją na ziemię posłała mu szeroki uśmiech i bez zaproszenia weszła do środka namiotu. Oczywiście, magicznego namiotu. W środku panował luksus czysty luksus, a ona odłożyła na komodę bukiecik który od niego dostała, aby zaraz znów się odwrócić i przylgnąć do jego warg całując go zapamiętale. Była taka szczęśliwa! Gdy się od niego odkleiła w jej dużych, czekoladowych oczach widać było łzy.
- Dziękuję, Connie. To najlepsza niespodzianka na świecie. - wyszeptała po czym znów go pocałowała.
- Będziemy liczyć gwiazdy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a na jej twarzy znów wymalował się rozkoszny, szeroki uśmiech. Tak, to jest jakiś konkret. Nie ma więc co się denerwować. Liczyć umiała, wiedziała co to gwiazda, wiedziała gdzie gwiazd szukać... nie no, wszystko pod kontrolą. Z każdym krokiem byli coraz bliżej wzgórza które wbrew wszystkiemu było wystarczająco strome, żeby zacząć znów panikować. Wejść tam? Jak?- pytała samą siebie, ale zaraz znikąd pojawiła się odpowiedź na to pytanie. Gdy schylił się, jeszcze nie wiedziała do końca co mu chodzi po głowie, dopóki jej pewnie nie złapał i nie podniósł do góry. Ona intuicyjnie złapała się jego szyi i patrzyła nań z podziwem. Był lepszy od wszystkich superbohaterów których wytworzyła wyobraźnia mugoli. Oczy automatycznie zrobiły się jeszcze większe, a kiedy w odpowiedzi dostała rozwianie swoich wątpliwości pochyliła się i sprzedała mu całusa w policzek. I parę innych rzeczy? W jego ustach to nawet nie brzmi groźnie, więc nie ma się czym przejmować. Gdy jej oczom ukazał się namiot w otoczeniu lampionów jej dolna szczęka przegrała walkę z grawitacją i po prostu opadła w dół. To było... piękne, po prostu piękne.
- Wow. - tylko tyle udało jej się wydusić z siebie. Była w szoku, ale z gatunku szoków pozytywnych. To była zdecydowanie najaromatyczniejsza niespodzianka jaką ktokolwiek kiedykolwiek dla niej przygotował. Gdy odstawił ją na ziemię posłała mu szeroki uśmiech i bez zaproszenia weszła do środka namiotu. Oczywiście, magicznego namiotu. W środku panował luksus czysty luksus, a ona odłożyła na komodę bukiecik który od niego dostała, aby zaraz znów się odwrócić i przylgnąć do jego warg całując go zapamiętale. Była taka szczęśliwa! Gdy się od niego odkleiła w jej dużych, czekoladowych oczach widać było łzy.
- Dziękuję, Connie. To najlepsza niespodzianka na świecie. - wyszeptała po czym znów go pocałowała.
Re: Wzgórze
Sam namiot nie wyglądał okazale, ot zwykłe płócienne ściany w kolorze khaki, oświetlone kolorowymi lampionami, które zostały zamontowane prze Connora i Aleksego, na wypadek, gdyby Tosia chciała posiedzieć trochę na dworze. Na ten niespodziewany wypadek był tak samo niespodziewanie przygotowany, gdyż wewnątrz namiotu znajdowała się całkiem wygodna ława i masa ciepłych koców. Pomimo tego, iż namiot od zewnątrz nie prezentował się zbyt okazale, nie można było skreślać tego co było w jego wnętrzu.
Kiedy tylko Puchonka dotknęła twardego gruntu od razu wpakowała się do środka namiotu, co nieźle zaskoczyło Connora, który myślał, że poczeka na zaproszenie czy coś w tym stylu. Zaśmiał się pod nosem, orientując się, iż zapomniał o podstawowej sprawie - Antonija kiedy jest podekscytowana po prostu nie panuje nad tym co robi. Mimo roztargnienia Chorwatki wszystko szło zgodnie z planem. Campbell od razu wszedł za dziewczyną do wnętrza, które nic a nic nie przypominało wnętrza zwykłego namiotu. Panowały tu warunki o zupełnie innym standardzie, a nawet można rzec że luksusowym standardzie. Przy samym wejściu stała niewielka komoda, na której przybysze mogli położyć podręczne szpargały. Panienka Vedran umieściła tam bukiecik, który otrzymała od Kanadyjczyka, jednakże nim ten ostatni zdążył się jakkolwiek ruszyć, dziewczyna rzuciła się na niego i wpiła w jego wąskie usta. Tym razem to Antonija wyczarowała wspaniałą niespodziankę w postaci namiętnego pocałunku, która trwała zdecydowanie za krótko. Kiedy oderwali się od siebie, Kanadyjczyk oblizał usta, jakby przed chwilą zjadł coś naprawdę smakowitego i złapał dziewczynę za dłoń, aby poprowadzić ją w głąb namiotu.
W samym centrum wnętrza, które wyglądało lepiej niż niejeden ponadprzeciętny hotelowy pokój, znajdował się niewielki, suto zastawiony stół, na którym migotało kilka świeczek.
- Głodna? - zagadnął Antosię, czując jak skręca mu się żołądek z głodu. Oczywiście pamiętał, iż jego wybranka nie przepada za mięsem, załatwił jej bezmięsną, aczkolwiek równie sycącą, potrawę. Dodatkowo ich dzisiejsza kolacja składała się z przystawki, dania głównego oraz deseru, w których to potrawach można było znaleźć kilka afrodyzjaków, mających poprawić Kanadyjczykowi i Puchonce humor oraz wprowadzić ich w romantyczny nastrój. Czyż nie było widać, że biedny chłopaczyna wypruł dziś z siebie flaki, potem wpakował je w garnitur i przywlókł tutaj, tylko dlatego, żeby Antonija była szczęśliwa?
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować, chociaż nie bardzo wiem co tak naprawdę jedzą wegetarianie. Nigdy żadnego nie znałem - zaczął mówić, gdy już zasiedli do stołu. Był przeraźliwie głodny, jednakże z drugiej strony narastał w nim nieopisany i chyba bezpodstawny niepokój, który nie pozwalał mu jeść. Chorwatka jako pierwsza osoba mogła zobaczyć tą lekko zestresowaną naturę wiecznie kozaczącego i pewnego siebie Campbella.
Kiedy tylko Puchonka dotknęła twardego gruntu od razu wpakowała się do środka namiotu, co nieźle zaskoczyło Connora, który myślał, że poczeka na zaproszenie czy coś w tym stylu. Zaśmiał się pod nosem, orientując się, iż zapomniał o podstawowej sprawie - Antonija kiedy jest podekscytowana po prostu nie panuje nad tym co robi. Mimo roztargnienia Chorwatki wszystko szło zgodnie z planem. Campbell od razu wszedł za dziewczyną do wnętrza, które nic a nic nie przypominało wnętrza zwykłego namiotu. Panowały tu warunki o zupełnie innym standardzie, a nawet można rzec że luksusowym standardzie. Przy samym wejściu stała niewielka komoda, na której przybysze mogli położyć podręczne szpargały. Panienka Vedran umieściła tam bukiecik, który otrzymała od Kanadyjczyka, jednakże nim ten ostatni zdążył się jakkolwiek ruszyć, dziewczyna rzuciła się na niego i wpiła w jego wąskie usta. Tym razem to Antonija wyczarowała wspaniałą niespodziankę w postaci namiętnego pocałunku, która trwała zdecydowanie za krótko. Kiedy oderwali się od siebie, Kanadyjczyk oblizał usta, jakby przed chwilą zjadł coś naprawdę smakowitego i złapał dziewczynę za dłoń, aby poprowadzić ją w głąb namiotu.
W samym centrum wnętrza, które wyglądało lepiej niż niejeden ponadprzeciętny hotelowy pokój, znajdował się niewielki, suto zastawiony stół, na którym migotało kilka świeczek.
- Głodna? - zagadnął Antosię, czując jak skręca mu się żołądek z głodu. Oczywiście pamiętał, iż jego wybranka nie przepada za mięsem, załatwił jej bezmięsną, aczkolwiek równie sycącą, potrawę. Dodatkowo ich dzisiejsza kolacja składała się z przystawki, dania głównego oraz deseru, w których to potrawach można było znaleźć kilka afrodyzjaków, mających poprawić Kanadyjczykowi i Puchonce humor oraz wprowadzić ich w romantyczny nastrój. Czyż nie było widać, że biedny chłopaczyna wypruł dziś z siebie flaki, potem wpakował je w garnitur i przywlókł tutaj, tylko dlatego, żeby Antonija była szczęśliwa?
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować, chociaż nie bardzo wiem co tak naprawdę jedzą wegetarianie. Nigdy żadnego nie znałem - zaczął mówić, gdy już zasiedli do stołu. Był przeraźliwie głodny, jednakże z drugiej strony narastał w nim nieopisany i chyba bezpodstawny niepokój, który nie pozwalał mu jeść. Chorwatka jako pierwsza osoba mogła zobaczyć tą lekko zestresowaną naturę wiecznie kozaczącego i pewnego siebie Campbella.
Re: Wzgórze
Czekać na zaproszenie? Nie byłaby sobą, gdyby na takie zaproszenie zaczekała, skoro tak bardzo chciała wejść do środka, jakby chcąc upewnić samą siebie, że ma do czynienia z magicznym namiotem. Jak za czasów kiedy jako dzieci całą gromadą jechały do lasu na obozy przetrwania. Ale ten namiot był kompletnie inny od tamtego namiotu w którym unosił się zapach psiej sierści wymieszany z zapachem taniego piwa, a przy "ścianie" stały tam trzy łóżka piętrowe. Tutaj tak nie było. Było za to wiele miejsca, a zapach psa i piwa był zastąpiony przez o wiele przyjemniejsze zapachy jakby znalazła się w kuchni. Masa przyjemnych dla nosa zapachów sprawiła, że jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej. Dopiero teraz jej czekoladowe tęczówki dostrzegły niewielki, aczkolwiek suto zastawiony stolik. Słysząc jego pytanie pokiwała twierdząco głową, po czym dała się zaprowadzić do jednego miejsca. Omiotła wzrokiem wszystkie wystawione półmiski szybko zauważając, że ktoś wziął pod uwagę jej wegetarianizm.
- Och, Connie! Wszystko wygląda smakowicie, a ja jadam wszystko oprócz mięsa i owoców morza. Ryby, warzywa, owoce, ryż... to jak najbardziej w moim guście. Ale większość wegetarian jada także owoce morza, chociaż ja prawdę mówiąc bym nie mogła. Mam za bogatą wyobraźnię i kiedyś też oglądałam mugolską bajkę gdzie pokazali takie małe, urocze krewetki i od tamtej pory nie mogę wymazać z pamięci tego uroczego stworzonka. - wyjaśniła z ciepłym uśmiechem podczas gdy na jej talerzu już gościła przystawka: sałata rzymska z czerwonym kawiorem i jogurtem naturalnym. Bez słowa sprzeciwu ostrożnie wzięła się za jedzenie które było przepyszne! Jej wargi wygięły się w błogim uśmiechu.
- Smakuje tak jak wygląda. - powiedziała z uznaniem w połowie przystawki, po czym przyjrzała mu się spod rzęs. Był zestresowany jak nigdy. Widziała jego wszystkie starania i wcale mu się aż tak nie dziwiła. Sama by była nieźle zdenerwowana jakby miała zrobić komuś niespodziankę. Dlatego w pewnym momencie ujęła jego dłoń która leżała obok talerza.
- Hej! Nie denerwuj się. To wszystko jest cudowne! - w jej głosie słychać było szczerość, ale także i podziw dla jego starań. W końcu zrobił to wszystko dla niej! Korzystając z tego, że nie widzi ostrożnie ściągnęła ze swoich stóp szpilki z ulgą kładąc je na miękkim dywanie rozłożonym w całym namiocie. Aż przymknęła powieki delektując się uczuciem niewysłowionej ulgi. Nadal na sobie miała swoją skórzaną ramoneskę, ale nie było jej ciepło na tyle, żeby ją z siebie ściągnąć. W końcu miała pod spodem jedynie sukienkę, która nawet nie miała ramiączek i bez niej zapewne zaczęłaby trząść się z zimna.
- Dużo masz jeszcze niespodzianek w zestawie? - zapytała po skończeniu przystawek sięgając po jej pierwsze danie: ziemniaczki z kotlecikami sojowymi i sałatką warzywną.
- Och, Connie! Wszystko wygląda smakowicie, a ja jadam wszystko oprócz mięsa i owoców morza. Ryby, warzywa, owoce, ryż... to jak najbardziej w moim guście. Ale większość wegetarian jada także owoce morza, chociaż ja prawdę mówiąc bym nie mogła. Mam za bogatą wyobraźnię i kiedyś też oglądałam mugolską bajkę gdzie pokazali takie małe, urocze krewetki i od tamtej pory nie mogę wymazać z pamięci tego uroczego stworzonka. - wyjaśniła z ciepłym uśmiechem podczas gdy na jej talerzu już gościła przystawka: sałata rzymska z czerwonym kawiorem i jogurtem naturalnym. Bez słowa sprzeciwu ostrożnie wzięła się za jedzenie które było przepyszne! Jej wargi wygięły się w błogim uśmiechu.
- Smakuje tak jak wygląda. - powiedziała z uznaniem w połowie przystawki, po czym przyjrzała mu się spod rzęs. Był zestresowany jak nigdy. Widziała jego wszystkie starania i wcale mu się aż tak nie dziwiła. Sama by była nieźle zdenerwowana jakby miała zrobić komuś niespodziankę. Dlatego w pewnym momencie ujęła jego dłoń która leżała obok talerza.
- Hej! Nie denerwuj się. To wszystko jest cudowne! - w jej głosie słychać było szczerość, ale także i podziw dla jego starań. W końcu zrobił to wszystko dla niej! Korzystając z tego, że nie widzi ostrożnie ściągnęła ze swoich stóp szpilki z ulgą kładąc je na miękkim dywanie rozłożonym w całym namiocie. Aż przymknęła powieki delektując się uczuciem niewysłowionej ulgi. Nadal na sobie miała swoją skórzaną ramoneskę, ale nie było jej ciepło na tyle, żeby ją z siebie ściągnąć. W końcu miała pod spodem jedynie sukienkę, która nawet nie miała ramiączek i bez niej zapewne zaczęłaby trząść się z zimna.
- Dużo masz jeszcze niespodzianek w zestawie? - zapytała po skończeniu przystawek sięgając po jej pierwsze danie: ziemniaczki z kotlecikami sojowymi i sałatką warzywną.
Re: Wzgórze
Natomiast Campbell nie byłby sobą, gdyby zaprosił dziewczynę, na której mu cholernie zależy, do jakiegoś obskurnego i śmierdzącego namiotu. Oczywiście chłopak liczył się z tym, iż jego pomysł na romantyczny walentynkowy wieczór może się wydawać nieco dziwnym w porównaniu do tradycyjnych wieczorów innych par. Mimo wszystko Campbell nie wyobrażał sobie, żeby on i Tosia mogli postąpić dokładnie tak jak inni, gdyż zazwyczaj starali się robić na przekór wszystkiemu i wszystkim. I to było takie wspaniałe w ich związku, gdyż ta nietolerancja jakichkolwiek zasad była obopólna i Kanadyjczyk bardzo dobrze wiedział, że każde dziwactwo, odchodzące od wyrytych kanonów, będzie przyjęte przez jego uroczą Puchonkę z pełnym entuzjazmem.
Kiedy już siedzieli przy stole, a Ślizgon denerwował się jak nigdy w życiu, z ust Chorwatki padło kilka naprawdę pokrzepiających słów. Pierwszy raz w życiu Connora zdarzyło się, że dziewczyna działała na niego w taki sposób. Kanadyjczyk roześmiał się słysząc historyjkę dziewczyny na temat krewetek, które on wręcz ubóstwiał jeść i zawsze, odwiedzając jakiś kraj z dostępem do morza bądź oceanu, wybierał się do knajpki na krewetki.
- Nie wiesz co tracisz - odparł swym zwykłym zadziornym głosem, dosłownie na sekundę wyzbywając się uczucia zdenerwowania. Oczywiście to zdanie ucięło temat, gdyż wolał nie opowiadać, a zapewne Puchonka wolała nie wiedzieć, jakie małe, słodkie i bezbronne stworzonka zniknęły w czeluściach jego żołądka.
W momencie, w którym dziewczyna nadziała na swój widelec kawałek sałaty, Campbell również zabrał się za jedzenie. Lekki uśmiech nieprzerwanie gościł na jego ustach, a po jego głowie krążyło wiele myśli. Między innymi zastanawiał się gdzie tu jest sens w tym wszystkim, skoro Tosia naoglądała się jakichś programów na temat słodkich krewetek, a z lubością pałaszuje kawior, z którego mogły się wykluć równie małe i słodkie rybki.
Uczucie zestresowania powróciło ze zdwojoną siłą, a Campbell był tak skupiony na zaplanowanym przez siebie wieczorze, iż nie zrobił nic, aby zamaskować to co naprawdę teraz czuje. Być może wcale nie chciał tego maskować?
- Łatwo powiedzieć! - odparł z niewyraźnym uśmiechem na ustach, czując jak robi mu się coraz goręcej. - Dzisiejszy wieczór jest misterną układanką i jeżeli jedna rzecz nie wyjdzie posypią się następne - rzekł tajemniczo, jednocześnie odpowiadając na jej ostatnie pytanie. Oczywiście, że miał jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu, ponieważ ten wieczór miał był dla Antoniji niezapomniany pod każdym względem. Poza tym Connor uważał panienkę Vedran za dziewczynę zupełnie inną, niż wszystkie, z którymi miał okazję do tej pory obcować. Inną w tym dobrym znaczeniu. Inną, gdyż nieświadomie sprawiała, że chciał się dla niej starać i zdobywać ją każdego dnia, mimo tego, iż zgodziła się być jego. I była tą inną, ponieważ to z nią po raz pierwszy Connor wybrał się na walentynki, to dla niej zaplanował i przygotował cały wieczór od A do Z, to właśnie z nią jadł lekkie potrawy, pełne afrodyzjaków, popijając je wyśmienitym szampanem i to właśnie ją miał zamiar dziś uwieść.
- Wiesz - zagaił, gdy przeszli już do pałaszowania deseru, abstrahując od ich dotychczasowej rozmowy. - Nie sądziłem, że to - tu zatoczył ramieniem naokoło głowy - wszystko Ci się spodoba. Chyba z resztą było widać, że się mocno denerwowałem - posłał w stronę dziewczyny jeden ze swych firmowych, uroczych uśmiechów, nieświadomie okraszając go lekkim rumieńcem, i kontynuował. - Ale teraz czas przejść do kolejnego punktu programu. - Uśmiechnął się, wstał, zsunął z ramion marynarkę i powiesił ją na oparciu swojego krzesła. Jednym ruchem różdżki zlikwidował puste półmiski, jedynie zajmujące miejsce na niewielkim stoliku i jak rasowy kelner podszedł do Chorwatki, dolewając szampana do jej kieliszka, który sekundę później znajdował się już w jej dłoni. Kanadyjczyk w tym czasie był już w drodze do miejsca, w którym schował prezent dla Antoniji. Nim się obejrzała, ponownie znalazł się przy niej i już zawieszał na jej szyi delikatny łańcuszek z niewielkim wisiorkiem. W momencie, gdy uporał się z karabinkiem i naszyjnik jego matki bezpiecznie zawisł na smukłej szyi Chorwatki, Ślizgon musnął swymi wąskimi ustami jej kark.
- Pięknie Ci w nim - odparł z szerokim uśmiechem, kucając przy Puchonce. Wziął swój kieliszek z musującym trunkiem po czym stuknął nim szklane naczynie w dłoni Tosi.
- Chcę wznieść toast za Ciebie, ponieważ jesteś dla mnie bardzo ważna. W każdym znaczeniu tych słów - delikatny, nieco speszony, uśmiech zbłądził na ustach chłopaka, który nie przywykł do wyrażania swych uczuć. Jednakże długo nie trwał w takim stanie, gdyż będąc osobą, która była dość wstydliwa w kwestii wyrażania uczuć, postanowił szybko uciec od krępującej dla niego sytuacji. Dlatego odstawił kieliszek na stół i pochylił się nad Chorwatką, w tym samym momencie położył jedną dłoń na oparciu krzesła, natomiast drugą dłonią ujął drobną twarz dziewczyny, aby po chwili złączyć jej słodkie, malinowe usta z jego wąskimi wargami w oddanym pocałunku. Nie był to pocałunek z serii tych delikatnych i czułych, a wręcz przeciwnie. Campbell wyraźnie dawał Vedran znać jakie żywi do niej uczucia i jak bardzo go pociąga. Nie czując specjalnego sprzeciwu z jej strony, chłopak zjechał dłonią do jej ramienia, opuszkami palców drażniąc cienką skórę na szyi Puchonki, po czym delikatnie zaczął zsuwać z jej ramion skórzaną kurteczkę.
Kiedy już siedzieli przy stole, a Ślizgon denerwował się jak nigdy w życiu, z ust Chorwatki padło kilka naprawdę pokrzepiających słów. Pierwszy raz w życiu Connora zdarzyło się, że dziewczyna działała na niego w taki sposób. Kanadyjczyk roześmiał się słysząc historyjkę dziewczyny na temat krewetek, które on wręcz ubóstwiał jeść i zawsze, odwiedzając jakiś kraj z dostępem do morza bądź oceanu, wybierał się do knajpki na krewetki.
- Nie wiesz co tracisz - odparł swym zwykłym zadziornym głosem, dosłownie na sekundę wyzbywając się uczucia zdenerwowania. Oczywiście to zdanie ucięło temat, gdyż wolał nie opowiadać, a zapewne Puchonka wolała nie wiedzieć, jakie małe, słodkie i bezbronne stworzonka zniknęły w czeluściach jego żołądka.
W momencie, w którym dziewczyna nadziała na swój widelec kawałek sałaty, Campbell również zabrał się za jedzenie. Lekki uśmiech nieprzerwanie gościł na jego ustach, a po jego głowie krążyło wiele myśli. Między innymi zastanawiał się gdzie tu jest sens w tym wszystkim, skoro Tosia naoglądała się jakichś programów na temat słodkich krewetek, a z lubością pałaszuje kawior, z którego mogły się wykluć równie małe i słodkie rybki.
Uczucie zestresowania powróciło ze zdwojoną siłą, a Campbell był tak skupiony na zaplanowanym przez siebie wieczorze, iż nie zrobił nic, aby zamaskować to co naprawdę teraz czuje. Być może wcale nie chciał tego maskować?
- Łatwo powiedzieć! - odparł z niewyraźnym uśmiechem na ustach, czując jak robi mu się coraz goręcej. - Dzisiejszy wieczór jest misterną układanką i jeżeli jedna rzecz nie wyjdzie posypią się następne - rzekł tajemniczo, jednocześnie odpowiadając na jej ostatnie pytanie. Oczywiście, że miał jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu, ponieważ ten wieczór miał był dla Antoniji niezapomniany pod każdym względem. Poza tym Connor uważał panienkę Vedran za dziewczynę zupełnie inną, niż wszystkie, z którymi miał okazję do tej pory obcować. Inną w tym dobrym znaczeniu. Inną, gdyż nieświadomie sprawiała, że chciał się dla niej starać i zdobywać ją każdego dnia, mimo tego, iż zgodziła się być jego. I była tą inną, ponieważ to z nią po raz pierwszy Connor wybrał się na walentynki, to dla niej zaplanował i przygotował cały wieczór od A do Z, to właśnie z nią jadł lekkie potrawy, pełne afrodyzjaków, popijając je wyśmienitym szampanem i to właśnie ją miał zamiar dziś uwieść.
- Wiesz - zagaił, gdy przeszli już do pałaszowania deseru, abstrahując od ich dotychczasowej rozmowy. - Nie sądziłem, że to - tu zatoczył ramieniem naokoło głowy - wszystko Ci się spodoba. Chyba z resztą było widać, że się mocno denerwowałem - posłał w stronę dziewczyny jeden ze swych firmowych, uroczych uśmiechów, nieświadomie okraszając go lekkim rumieńcem, i kontynuował. - Ale teraz czas przejść do kolejnego punktu programu. - Uśmiechnął się, wstał, zsunął z ramion marynarkę i powiesił ją na oparciu swojego krzesła. Jednym ruchem różdżki zlikwidował puste półmiski, jedynie zajmujące miejsce na niewielkim stoliku i jak rasowy kelner podszedł do Chorwatki, dolewając szampana do jej kieliszka, który sekundę później znajdował się już w jej dłoni. Kanadyjczyk w tym czasie był już w drodze do miejsca, w którym schował prezent dla Antoniji. Nim się obejrzała, ponownie znalazł się przy niej i już zawieszał na jej szyi delikatny łańcuszek z niewielkim wisiorkiem. W momencie, gdy uporał się z karabinkiem i naszyjnik jego matki bezpiecznie zawisł na smukłej szyi Chorwatki, Ślizgon musnął swymi wąskimi ustami jej kark.
- Pięknie Ci w nim - odparł z szerokim uśmiechem, kucając przy Puchonce. Wziął swój kieliszek z musującym trunkiem po czym stuknął nim szklane naczynie w dłoni Tosi.
- Chcę wznieść toast za Ciebie, ponieważ jesteś dla mnie bardzo ważna. W każdym znaczeniu tych słów - delikatny, nieco speszony, uśmiech zbłądził na ustach chłopaka, który nie przywykł do wyrażania swych uczuć. Jednakże długo nie trwał w takim stanie, gdyż będąc osobą, która była dość wstydliwa w kwestii wyrażania uczuć, postanowił szybko uciec od krępującej dla niego sytuacji. Dlatego odstawił kieliszek na stół i pochylił się nad Chorwatką, w tym samym momencie położył jedną dłoń na oparciu krzesła, natomiast drugą dłonią ujął drobną twarz dziewczyny, aby po chwili złączyć jej słodkie, malinowe usta z jego wąskimi wargami w oddanym pocałunku. Nie był to pocałunek z serii tych delikatnych i czułych, a wręcz przeciwnie. Campbell wyraźnie dawał Vedran znać jakie żywi do niej uczucia i jak bardzo go pociąga. Nie czując specjalnego sprzeciwu z jej strony, chłopak zjechał dłonią do jej ramienia, opuszkami palców drażniąc cienką skórę na szyi Puchonki, po czym delikatnie zaczął zsuwać z jej ramion skórzaną kurteczkę.
Re: Wzgórze
Faktycznie, nie wiedziała, ale to była dla niej granica którą nie jest w stanie przeskoczyć. Nie potrafiła normalnie jeść chociaż wielokrotnie próbowała sobie wmówić, że to przecież nic trudnego wziąć kawałek mięsa i włożyć go do ust. W zasadzie każdy próbował przestawić jej preferencje na typowe i za każdym razem kończyło się to tak samo: płacz ze strony Antoniji, a potem wymioty w pierwszej lepszej toalecie. Zjedzenie czegokolwiek co było kiedyś urocze było ponad jej siły. Ryby urocze nie były. Były strasznie obrzydliwe i obślizgłe, a chcąc pozostać bez większych komplikacji zdrowotnych nie mogła się nad tym zastanawiać tylko musiała je jeść. To był utarty przez lata kompromis, jedyny na jaki zgodziła się w kwestiach żywieniowych. Wiedziała, że inni mają rację, że powinna jeść mięso, bo potrzebne jest ono do rozwoju i tak dalej i tak dalej. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że to dla kogoś może być niewykonalne. Starała się więc nie patrzeć na talerz Connora zajęta swoimi roślinkami które mogła jeść o każdej porze dnia i nocy. Kawior był swego rodzaju kompromisem, tak samo jak i ryby. Oczywiście, była świadoma co to jest, ale w zasadzie dzięki upartości Nory w pokazywaniu jej najbrzydszych ryb świata przełamała się raz na jakiś czas biorąc do ust ten niebywale drogi produkt.
- Ryby są całkowicie obrzydliwe. - odpowiedziała na niewypowiedziane przez niego pytanie, bo wiedziała, że na pewno teraz się nad tym zastanowił. Każdy by się nad tym zastanowił na jego miejscu, a ona była tego świadoma. Po dokładnym przeżuciu przełknęła połowę swojego kotlecika sojowego, a jej wargi wygięły się w nieznacznym uśmiechu, kiedy odpowiedział enigmatycznie na jej pytanie. Ciemna brew powędrowała nieco wyżej, a ona podniosła na niego wzrok. Nie jadł, tylko patrzył na nią, a ona w jego tęczówkach mogła bez trudu wyczytać, że jest zdenerwowany, ale też, że żywi do niej mnóstwo pozytywnych uczuć. Miała ochotę zostawić to wszystko i przytulić go bardzo mocno, żeby już się nie denerwował, ale uznała, że lepiej będzie jak przedtem dokończy tak starannie przygotowany posiłek. Co jakiś czas sięgała po swój kieliszek upijając z niego łyczek świadoma swojej słabej głowy i że nie powinna za dużo pić jeśli nie chce się skompromitować. W jej przypadku granica "upicia się" była bardzo przesunięta. Podobno to zależne jest od masy osobnika. Tośka może stanowić idealne zobrazowanie tej teorii. Po zjedzeniu lekkiej kolacji pojawił się deser w postaci pucharka lodów. Z uśmiechem ostrożnie jadła teraz praktycznie ciągle przyglądając się Ślizgonowi. Jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Zwyczajnie szczęśliwa. To uczucie wypełniało ją po brzegi tak bardzo, że miała ochotę radośnie śmiać się w głos i skakać najwyżej jak tylko się da. Oczywiście powstrzymała te dziwaczne zapędy zapychając się lodami, wsłuchując się w jego odpowiedź. Zdenerwowanie trochę mu już minęło co przyjęła z ulgą. Naprawdę nie lubiła patrzeć na poddenerwowanego Connora.
- Jest idealnie, naprawdę! - wtrąciła mu się w słowa w momencie w którym zrobił krótką przerwę na swój firmowy uśmiech, dokładnie ten sam który tak uwielbiała. Za chwilę odpowiedziała mu podobnym, tyle, że bez rumieńca. Słysząc o kolejnym punkcie programu odłożyła łyżeczkę przechylając nieco głowę, aby z wyraźną ciekawością mu się przypatrywać. Kolejny punkt? Dużo ich jeszcze miał na swojej liście? Półmiski zniknęły gdy tylko machnął różdżką, tak samo jak pucharek z niedokończonym deserem. Gdy znów napełnił jej kieliszek upiła ostrożnie łyczek, aby umilić sobie jego chwilową nieobecność, po czym założyła nogę na nogę, aby nie wiercić się zbytnio w oczekiwaniu. Gdy nagle poczuła na swojej szyi chłodny łańcuszek podniosła wyżej zawieszkę, a na jej twarzy wymalował się najszczerszy uśmiech jaki kiedykolwiek można było u niej spotkać. Idealne walentynki, zdecydowanie.
- Dziękuję, Connor. - powiedziała, a gdy wzniósł ten toast przez chwilę poczuła się... dziwnie. Nie przywykła do tego, żeby ktokolwiek wprost mówił jej o swoich uczuciach. Ona sama też nie była mistrzynią obierania wszystkiego w słowa. Zdecydowanie wolała gesty, które znaczyły więcej niż tysiące słów. Mimo wszystko było jej przeokropnie przyjemnie. Upiła ostrożnie kolejny łyk, a kiedy odstawił swój kieliszek ona zrobiła to samo. Jego wargi wpijały się zachłannie w jej wargi, podczas gdy dłonie Chorwatki znalazły się w gęstwinie jego włosów. Gdzieś w środku jej mięśnie spięły się w rozkosznym oczekiwaniu, a ona nagle zdała sobie sprawę, że chce go mieć całego. Dzisiaj, teraz. Dlatego odwzajemniała z pasją jego pocałunki, a gdy ściągnął kurtkę z jej ramion ona nie przerywając pocałunku podniosła się stając na palcach i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Szło jej to dość opornie, bo nie była do tego kompletnie przyzwyczajona, jednak gdy to jej się udało jej drobne dłonie znalazły się na jego nagim torsie, a ona opuszkami palców zaczęła badać nieznane jej dotąd rejony. Dłonie zjechały jeszcze odrobinę niżej, do brzucha podczas gdy wargi wciąż zawzięcie całowały jego wargi. Odsunęła się na chwilę, aby ostrożnie zsunąć z ramion jego koszulę, po czym zaczęła podziwiać swoje dzieło. Mięśnie chłopaka były wprost idealne, a skóra była niezwykle przyjemna w dotyku. Oddech miała przyspieszony jak po długim biegu, po czym złapała go za kark chcąc zniżyć do swojej odległości. Ciągle stojąc na palcach znów zaczęła go całować, a dłonie znów zjechały niżej i niżej, aż niechcący dotarła do początku spodni. Na chwilę się zawahała, zanim wzięła się za odpinanie paska od jego spodni.
- Zróbmy to... proszę. - wyszeptała na chwilę odrywając się od jego warg, aby znów do nich przylgnąć.
- Ryby są całkowicie obrzydliwe. - odpowiedziała na niewypowiedziane przez niego pytanie, bo wiedziała, że na pewno teraz się nad tym zastanowił. Każdy by się nad tym zastanowił na jego miejscu, a ona była tego świadoma. Po dokładnym przeżuciu przełknęła połowę swojego kotlecika sojowego, a jej wargi wygięły się w nieznacznym uśmiechu, kiedy odpowiedział enigmatycznie na jej pytanie. Ciemna brew powędrowała nieco wyżej, a ona podniosła na niego wzrok. Nie jadł, tylko patrzył na nią, a ona w jego tęczówkach mogła bez trudu wyczytać, że jest zdenerwowany, ale też, że żywi do niej mnóstwo pozytywnych uczuć. Miała ochotę zostawić to wszystko i przytulić go bardzo mocno, żeby już się nie denerwował, ale uznała, że lepiej będzie jak przedtem dokończy tak starannie przygotowany posiłek. Co jakiś czas sięgała po swój kieliszek upijając z niego łyczek świadoma swojej słabej głowy i że nie powinna za dużo pić jeśli nie chce się skompromitować. W jej przypadku granica "upicia się" była bardzo przesunięta. Podobno to zależne jest od masy osobnika. Tośka może stanowić idealne zobrazowanie tej teorii. Po zjedzeniu lekkiej kolacji pojawił się deser w postaci pucharka lodów. Z uśmiechem ostrożnie jadła teraz praktycznie ciągle przyglądając się Ślizgonowi. Jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Zwyczajnie szczęśliwa. To uczucie wypełniało ją po brzegi tak bardzo, że miała ochotę radośnie śmiać się w głos i skakać najwyżej jak tylko się da. Oczywiście powstrzymała te dziwaczne zapędy zapychając się lodami, wsłuchując się w jego odpowiedź. Zdenerwowanie trochę mu już minęło co przyjęła z ulgą. Naprawdę nie lubiła patrzeć na poddenerwowanego Connora.
- Jest idealnie, naprawdę! - wtrąciła mu się w słowa w momencie w którym zrobił krótką przerwę na swój firmowy uśmiech, dokładnie ten sam który tak uwielbiała. Za chwilę odpowiedziała mu podobnym, tyle, że bez rumieńca. Słysząc o kolejnym punkcie programu odłożyła łyżeczkę przechylając nieco głowę, aby z wyraźną ciekawością mu się przypatrywać. Kolejny punkt? Dużo ich jeszcze miał na swojej liście? Półmiski zniknęły gdy tylko machnął różdżką, tak samo jak pucharek z niedokończonym deserem. Gdy znów napełnił jej kieliszek upiła ostrożnie łyczek, aby umilić sobie jego chwilową nieobecność, po czym założyła nogę na nogę, aby nie wiercić się zbytnio w oczekiwaniu. Gdy nagle poczuła na swojej szyi chłodny łańcuszek podniosła wyżej zawieszkę, a na jej twarzy wymalował się najszczerszy uśmiech jaki kiedykolwiek można było u niej spotkać. Idealne walentynki, zdecydowanie.
- Dziękuję, Connor. - powiedziała, a gdy wzniósł ten toast przez chwilę poczuła się... dziwnie. Nie przywykła do tego, żeby ktokolwiek wprost mówił jej o swoich uczuciach. Ona sama też nie była mistrzynią obierania wszystkiego w słowa. Zdecydowanie wolała gesty, które znaczyły więcej niż tysiące słów. Mimo wszystko było jej przeokropnie przyjemnie. Upiła ostrożnie kolejny łyk, a kiedy odstawił swój kieliszek ona zrobiła to samo. Jego wargi wpijały się zachłannie w jej wargi, podczas gdy dłonie Chorwatki znalazły się w gęstwinie jego włosów. Gdzieś w środku jej mięśnie spięły się w rozkosznym oczekiwaniu, a ona nagle zdała sobie sprawę, że chce go mieć całego. Dzisiaj, teraz. Dlatego odwzajemniała z pasją jego pocałunki, a gdy ściągnął kurtkę z jej ramion ona nie przerywając pocałunku podniosła się stając na palcach i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Szło jej to dość opornie, bo nie była do tego kompletnie przyzwyczajona, jednak gdy to jej się udało jej drobne dłonie znalazły się na jego nagim torsie, a ona opuszkami palców zaczęła badać nieznane jej dotąd rejony. Dłonie zjechały jeszcze odrobinę niżej, do brzucha podczas gdy wargi wciąż zawzięcie całowały jego wargi. Odsunęła się na chwilę, aby ostrożnie zsunąć z ramion jego koszulę, po czym zaczęła podziwiać swoje dzieło. Mięśnie chłopaka były wprost idealne, a skóra była niezwykle przyjemna w dotyku. Oddech miała przyspieszony jak po długim biegu, po czym złapała go za kark chcąc zniżyć do swojej odległości. Ciągle stojąc na palcach znów zaczęła go całować, a dłonie znów zjechały niżej i niżej, aż niechcący dotarła do początku spodni. Na chwilę się zawahała, zanim wzięła się za odpinanie paska od jego spodni.
- Zróbmy to... proszę. - wyszeptała na chwilę odrywając się od jego warg, aby znów do nich przylgnąć.
Re: Wzgórze
Mimo wszystko Campbell nie miał zamiaru w nią czegokolwiek wmuszać, gdyż mijało się to z celem. Na dodatek zmienianie ukochanej osoby na siłę było czymś niedopuszczalnym. Z resztą widziały gały co brały i teraz nie miały żadnego, ale to żadnego prawa narzekać na cokolwiek.
Kanadyjczyk właśnie wlewał sobie do ust musujący trunek, gdy dziewczyna powiadomiła go o tym co sądzi na temat ryb. W efekcie Campbell za szybko i zbyt gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, co spowodowało, iż kilka kropelek dostało się do jego płuc i wywołało kaszel. Życie byłoby zbyt piękne, gdyby cały wieczór przebiegł pomyślnie, a Connor, osobiście, zaliczał ten wybuch do porażek, gdyż jego zdaniem zniszczył on cały nastrój, na który chłopak tak usilnie pracował. I o dziwo, ale o wiele lepiej by się poczuł, gdyby Antonija jednak zdecydowała się na rzucenie wszystkiego i przytulenie go, gdyż miał nieodparte wrażenie, że tego wieczoru dzieli ich jakiś dziwny, trudny do sprecyzowania dystans. Mimo wszystko Campbell cały wieczór postępował zgodnie z planem, a wręczenie dziewczynie prezentu było przedostatnim punktem z listy, gdyż ten ostatni stał pod znakiem zapytania. W końcu nie dało się wszystkiego zaplanować tak w stu procentach, czyż nie?
Po toaście i podziękowaniach dziewczyny, Ślizgon jeszcze przez chwilę kucał przed Puchonką, wpatrując się w nią z delikatnym uśmiechem, wyrażającym wielkie szczęście. Cieszył się, a jednocześnie nie mógł uwierzyć, że znalazł dziewczynę, do której żywiłby tak silne uczucia jak do matki (nie takie same!). Z drugiej strony nie łatwo było mu się rozstawać z naszyjnikiem jego matki, jednakże w końcu kiedyś musiał pozwolić jej odejść. Swoją drogą ten naszyjnik z różowego złota z wisiorkiem w kształcie znaku nieskończoności, ozdobionego kilkoma małymi diamencikami pasował do Antoniji w tak niesamowity sposób, iż Connor nie mógł oderwać od niej wzroku. Nadszedł czas, aby poinformować ją o wartości sentymentalnej jej prezentu.
- Mam do Ciebie tylko ogromną prośbę - odparł z delikatnym uśmiechem, aby dać Vedran do zrozumienia, iż nic złego się nie dzieje. - Pilnuj go jak oka w głowie, gdyż tak samo jak nie wyobrażam sobie stracić Ciebie, nie wyobrażam sobie stracić naszyjnika mamy na zawsze - jeszcze cieplejszy uśmiech rozlał się na jego wąskich wargach, które chwilę później musnęły delikatnie policzek Puchonki.
Kolejne wydarzenia popłynęły do przodu z zawrotną szybkością, z dokładnie taką samą z jaką ich usta pochłaniały się na wzajem. Nim chłopak zdążył się obejrzeć jego koszula leżała gdzieś sponiewierana przez palce Antoniji spragnionej bliskości jego ciała. Kanadyjczyk zdecydowanie nie był bierną jednostką w tej namiętnej grze. Wodził palcami po ledwo osłoniętych, chudych udach oraz pośladkach Chorwatki, w tym samym czasie wciąż rozkoszując się słodkością jej pełnych ust. Nim ciemnowłosa zdążyła się dobrać do jego spodni, Connor w subtelny sposób kierował dziewczynę w stronę łóżka, które znajdowało się nieopodal. Gdyby nie to, że nasłuchał się wielu rzeczy na temat "tych pierwszych razów", zapewne wziąłby Tonkę na tym niewielkim stoliku, zrzucając wszystko co się na nim znajdowało. Jednakże czuł, iż w tym przypadku należy zrobić wyjątek od reguły i koniecznie się trzymać właśnie tych przetartych szlaków. Szybkim ruchem rozpiął suwak od sukienki, w którą wcisnęła się jego ukochana, natomiast Puchonka w tym samym czasie uporała się z jego paskiem i spodniami. Wszystko pięknie złożyło się w czasie, gdyż dotarli do łóżka półnadzy, gdzie w komfortowych warunkach mogli kontynuować ich zbereźne dzieło.
Ogromne dłonie Kanadyjczyka wciąż błądziły po wątłym ciele Chorwatki, obleczonym mleczną, cienką jak pergamin, skórą. Z kolei jego usta z czułością muskały już nie tylko usta dziewczyny, a także jej podbródek, szyję, okolice obojczyków i kierowały się coraz niżej. Mimo tego, iż Puchonka pociągała Connora w niesamowity sposób nie chciał niczego przyspieszać na siłę, a nawet przeciwnie, chciał, aby ta chwila nigdy się nie skończyła, aby ta ich bliskość i chęć fizycznego poznania się trwała wiecznie. Dlatego Kanadyjczyk wręcz z czcią obcałowywał każdy centymetr odsłoniętego ciała dziewczyny, aby należycie przygotować ją do tego co prędzej czy później i tak miało nadejść.
Kanadyjczyk właśnie wlewał sobie do ust musujący trunek, gdy dziewczyna powiadomiła go o tym co sądzi na temat ryb. W efekcie Campbell za szybko i zbyt gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, co spowodowało, iż kilka kropelek dostało się do jego płuc i wywołało kaszel. Życie byłoby zbyt piękne, gdyby cały wieczór przebiegł pomyślnie, a Connor, osobiście, zaliczał ten wybuch do porażek, gdyż jego zdaniem zniszczył on cały nastrój, na który chłopak tak usilnie pracował. I o dziwo, ale o wiele lepiej by się poczuł, gdyby Antonija jednak zdecydowała się na rzucenie wszystkiego i przytulenie go, gdyż miał nieodparte wrażenie, że tego wieczoru dzieli ich jakiś dziwny, trudny do sprecyzowania dystans. Mimo wszystko Campbell cały wieczór postępował zgodnie z planem, a wręczenie dziewczynie prezentu było przedostatnim punktem z listy, gdyż ten ostatni stał pod znakiem zapytania. W końcu nie dało się wszystkiego zaplanować tak w stu procentach, czyż nie?
Po toaście i podziękowaniach dziewczyny, Ślizgon jeszcze przez chwilę kucał przed Puchonką, wpatrując się w nią z delikatnym uśmiechem, wyrażającym wielkie szczęście. Cieszył się, a jednocześnie nie mógł uwierzyć, że znalazł dziewczynę, do której żywiłby tak silne uczucia jak do matki (nie takie same!). Z drugiej strony nie łatwo było mu się rozstawać z naszyjnikiem jego matki, jednakże w końcu kiedyś musiał pozwolić jej odejść. Swoją drogą ten naszyjnik z różowego złota z wisiorkiem w kształcie znaku nieskończoności, ozdobionego kilkoma małymi diamencikami pasował do Antoniji w tak niesamowity sposób, iż Connor nie mógł oderwać od niej wzroku. Nadszedł czas, aby poinformować ją o wartości sentymentalnej jej prezentu.
- Mam do Ciebie tylko ogromną prośbę - odparł z delikatnym uśmiechem, aby dać Vedran do zrozumienia, iż nic złego się nie dzieje. - Pilnuj go jak oka w głowie, gdyż tak samo jak nie wyobrażam sobie stracić Ciebie, nie wyobrażam sobie stracić naszyjnika mamy na zawsze - jeszcze cieplejszy uśmiech rozlał się na jego wąskich wargach, które chwilę później musnęły delikatnie policzek Puchonki.
Kolejne wydarzenia popłynęły do przodu z zawrotną szybkością, z dokładnie taką samą z jaką ich usta pochłaniały się na wzajem. Nim chłopak zdążył się obejrzeć jego koszula leżała gdzieś sponiewierana przez palce Antoniji spragnionej bliskości jego ciała. Kanadyjczyk zdecydowanie nie był bierną jednostką w tej namiętnej grze. Wodził palcami po ledwo osłoniętych, chudych udach oraz pośladkach Chorwatki, w tym samym czasie wciąż rozkoszując się słodkością jej pełnych ust. Nim ciemnowłosa zdążyła się dobrać do jego spodni, Connor w subtelny sposób kierował dziewczynę w stronę łóżka, które znajdowało się nieopodal. Gdyby nie to, że nasłuchał się wielu rzeczy na temat "tych pierwszych razów", zapewne wziąłby Tonkę na tym niewielkim stoliku, zrzucając wszystko co się na nim znajdowało. Jednakże czuł, iż w tym przypadku należy zrobić wyjątek od reguły i koniecznie się trzymać właśnie tych przetartych szlaków. Szybkim ruchem rozpiął suwak od sukienki, w którą wcisnęła się jego ukochana, natomiast Puchonka w tym samym czasie uporała się z jego paskiem i spodniami. Wszystko pięknie złożyło się w czasie, gdyż dotarli do łóżka półnadzy, gdzie w komfortowych warunkach mogli kontynuować ich zbereźne dzieło.
Ogromne dłonie Kanadyjczyka wciąż błądziły po wątłym ciele Chorwatki, obleczonym mleczną, cienką jak pergamin, skórą. Z kolei jego usta z czułością muskały już nie tylko usta dziewczyny, a także jej podbródek, szyję, okolice obojczyków i kierowały się coraz niżej. Mimo tego, iż Puchonka pociągała Connora w niesamowity sposób nie chciał niczego przyspieszać na siłę, a nawet przeciwnie, chciał, aby ta chwila nigdy się nie skończyła, aby ta ich bliskość i chęć fizycznego poznania się trwała wiecznie. Dlatego Kanadyjczyk wręcz z czcią obcałowywał każdy centymetr odsłoniętego ciała dziewczyny, aby należycie przygotować ją do tego co prędzej czy później i tak miało nadejść.
Re: Wzgórze
- Spoiler:
- Wybuch jego kaszlu spowodował, że poczerwieniała na twarzy i wymamrotała jeszcze:
- Pod względem wyglądu. - bo przecież w smaku były bardzo, bardzo dobre. No może nie aż tak dobre jak świeże pomidory, ale z pewnością lepsze od bezsmakowego ryżu. Nie odezwała się jednak już więcej na temat jedzeniowych preferencji swoje wargi znów przykładając do chłodnego szkła i upiła ostrożnie łyczek schłodzonego szampana dopiero teraz zauważając, że tych łyczków zostało jej jeszcze kilka do końca. Och, tak szybko? Sądziła, że wypiła sporo sporo mniej.
Drgnęła na uwagę o prośbie przechylając ciekawsko głowię, jak to miała w zwyczaju. Gdy z jego ust padły kolejne słowa nie odezwała się już ani słowem zamykając go w pełnym wdzięczności za to wszystko uścisku, zaraz też sprzedając mu całusa w czubek głowy, który był możliwy tylko dlatego, że chłopak kucał. Oczywiście, że będzie uważała! Nie wyobrażała sobie utraty jakiegokolwiek prezentu który kiedykolwiek ktokolwiek jej dał, a te od Connora były prawdziwymi skarbami, które razem z innymi uroczymi rzeczami tkwiły w drewnianej szkatułce pod stertą ubrań w jej kufrze. Jeden tylko prezent który od niego dostała tam nie wylądował, ale to z przyczyn oczywistych: pastelowo fioletowy pufek pigmejski o imieniu Stefan, który dostała od niego na święta. Ten miał swoją klatkę w której przesiadywał niezwykle rzadko, bowiem często spał na ramieniu Tośki gdy ta odrabiała lekcje. No i spał przytulony często do jej twarzy. Urocze stworzonko.
Jego wprawne wargi sprawiały, że mogłaby go całować przez całą wieczność, a i tak to by nie wystarczyło, aby w pełni się nimi nasycić. Gdy przesunął ją tak, że powoli przemieszczali się w stronę łóżka potraktowała to jako znak aprobaty i jasno zakomunikowany fakt, że będą robić... to. Rzecz niby nie niezwykła, a jednak dla tej drobnej Puchonki to było coś niesamowicie ważnego. Nigdy nie robiła... tego... z osobnikiem płci przeciwnej, więc dziś przestanie być dziewicą całkowicie. Rozpięcie czyjegoś paska od spodni nie jest tak proste jak to propagują w mugolskich filmach, więc gdy w końcu uporała się ze sprzączką, a jej wargi mimowolnie wygięły się w pełnym zadowolenia uśmieszku. Nie przestała jednak go całować, a gdy rozsunął zamek jej sukienki na chwilę, intuicyjnie wręcz, zasłoniła swoje niewielkie piersi ramionami. Zaraz jednak się opanowała, bo przecież to był Connor. On jako jedyny z całego męskiego rodu mógł ją oglądać bez stanika. Dlatego ostrożnie zabrała ręce, aby zarzucić je chłopakowi na szyję. Sprawdźmy stan ubrań... Tosia wciąż miała na sobie koronkowe, białe majteczki i samonośne pończochy, a on bokserki w których prężyła się kompletnie nie znana Puchonce część jego ciała. Wciąż stali obok wielkiego mebla, a on ostrożnie zaczął obsypywać pocałunkami jej szyję zjeżdżając coraz niżej. Pragnęła go, tak bardzo go pragnęła, a wszystkie mięśnie w jej ciele wprost prosiły, żeby wreszcie dał im odrobinę ulgi. Z drugiej strony się denerwowała tak bardzo, że miała ochotę zamknąć się w sobie i nie wychodzić. Na szczęście pierwsze pragnienie kompletnie zdominowało jej zmysły. Każdy ruch Kanadyjczyka robił się nieznośne powolny, podczas gdy ona chciała go mieć TERAZ. Cierpliwość nie była jej cechą, zdecydowanie.
- Proszę, Co... - z jej ust wydobyło się prośbo-jęknięcie gdy przez jej ciało przebiegł przyjemny dreszcz związany z jego wargami na jej mało imponującym biuście. Drżącymi nieco dłońmi ściągnęła z niego bokserki, a gdy natychmiast z nich wyskoczył przyjaciel Ślizgona nie mogła delikatnie przejechać po nim palcami. Twardy, a jednocześnie tak miękki w dotyku. Zaskakujące. Na szczęście jego ruchy zrobiły się bardziej stanowcze i po chwili, mimo wszystko dłuższej chwili, wylądowała na miękkim materacu, podczas gdy jej włosy rozsypały się na poduszce. Ufnie go obserwowała, podczas gdy on zakładał na swoją naprężoną dumnie męskość lateksowe zabezpieczenie. A potem powoli ją wypełnił, podczas gdy na jej twarzy pojawił się grymas bólu, bo na początku to bolało. Potem czuła się dziwnie, ale... dość przyjemnie dziwnie. Gdy zaczął się poruszać, zacisnęła mocniej wargi, a z czasem jej biodra powoli zaczęły dotrzymywać tempa jego ruchom. Z każdym pchnięciem było coraz lepiej.
Re: Wzgórze
- Spoiler:
- W obliczu tak wspaniałego aktu, dziejącego się pomiędzy Puchonką a Ślizgonem, nie warto już wspominać o wydarzeniach, mających miejsce przed nim. Zwłaszcza, iż sami główni bohaterowie już nie pamiętali co robili jeszcze pięć minut temu, pobudzeni afrodyzjakami i niewielką ilością alkoholu, zupełnie zatracając się we wzajemnym odkrywaniu swych ciał.
Mimo tego, iż akcja szybko postępowała w wiadomym kierunku, Campbell nie mógł wyjść z podziwu dla dziewczyny. Nie sądził, iż po tak krótkim czasie bycia ze sobą będzie go wręcz błagać o zbliżenie, zwłaszcza iż wchodził tu w grę nie tylko pierwszy kontakt dziewczyny z męskim przyrodzeniem, a także o pozbawienie panienki Vedran tej niewielkiej, krwistej błonki. Z jednej strony było to naprawdę ogromne wyróżnienie dla każdego faceta, jednakże tak jak medal ma dwie strony, tak i ta kwestia je miała. Kanadyjczyk, mimo swojego dość bogatego doświadczenia seksualnego, jeszcze nigdy nie miał do czynienia z dziewicą. I chyba to, gdzieś głęboko w podświadomości, najbardziej go stresowało tego wieczoru. W końcu kto normalny nie stresowałby się tym czy podoła temu pozornie łatwemu zadaniu, którym było uczynienie z dziewczyny kobiety?
Na przekór swym myślom, brunet kontynuował to co zaczął, nie mogąc pozwolić sobie na ośmieszenie się w oczach ważnej dla niego kobiety. W momencie, gdy sukienka gładko zsunęła się po wąskich biodrach Chorwatki, aż w końcu dotknęła ziemi, a ona zaczęła w wyjątkowo uroczy sposób zasłaniać swe niewielkie piersi, Connor uśmiechnął się delikatnie i przejechał palcem po jej podbródku, sprzedając delikatnego buziaka w czubek jej nosa. W tak zwanym międzyczasie, dłońmi zjechał wzdłuż jej ramion, które chwilę później bezwstydnie uwolniły dwie mlecznobiałe półkule, owijając się wokół szyi chłopaka. Mimowolnie się uśmiechnął i bezkarnie spuścił swój wzrok znacznie poniżej ramion Puchonki, jakby od niechcenia zahaczając opuszkami palców o jej brodawki.
Fakt może trochę się ociągał z tą grą wstępną, ale to nie była jego wina! No może troszeczkę, bo w końcu chciał, aby ta wspaniała chwila trwała w nieskończoność, gdyż zawsze fascynował go ten pierwszy moment, w którym dwie osoby badają swe ciała z takim oddaniem, którego nie obserwuje się już przy następnych razach. Dodatkowo musiał wystarczająco rozgrzać i przygotować dziewczynę na przyjęcie jego oprzyrządowania, aby jak najmniej odczuła jakikolwiek dyskomfort z tym związany. Bardzo nie chciał, aby zraziła się do seksu tylko i wyłącznie przez kilka sekund bólu, przez który niestety musiała przejść większość dziewczyn. Jednakże tym razem Tosia ponownie zaskoczyła Kanadyjczyka, gdyż była gotowa o wiele wcześniej, niż by się tego spodziewał. Jej rozkoszne jęknięcie było dla chłopaka swego rodzaju pozwoleniem a zarazem impulsem do śmielszych działań. Dodatkową i skuteczną zachętą było ściągnięcie przez Puchonkę jego bokserek, które już od pewnego czasu formowały się w piękny namiocik, który mimo wszystko nie umywał się do tego, w którym się znajdowali pod względem wyglądu. Natomiast pod względem doznań był sto razy skuteczniejszy. Stanowczo złapał obiema dłońmi oba kształtne pośladki dziewczyny, unosząc ją na moment w powietrzu, aby po chwili położyć ją na materacu, uprzednio odrzucając kołdrę gdzieś na bok. Kazanie Tosi czekać byłoby największą zbrodnią tego wieczora, dlatego Campbell zsunął się na brzeg łóżka, aby odnaleźć szufladkę w magiczny sposób wypełnioną prezerwatywami. Szybkim ruchem rozerwał opakowanie i naciągnął lateksową osłonkę na penisa, aby chwilę później znów znajdować się nad Chorwatką, zapamiętale wpijając się w jej wargi, jednocześnie błądząc dłonią po jej gładkim wzgórku łonowym oraz dalej. Kilka sekund później jego przyjaciel już powoli zagłębiał się w wilgotnych czeluściach puchońskiej pochwy. Widząc szybki grymas, który przebiegł po twarzy jego kobiety delikatnie przystopował "ekspansję" swojego przyrodzenia wgłąb niej, jednakże nie zaprzestał samego aktu. W momencie, gdy tylko rysy twarzy Chorwatki stawały się z każdą chwilą łagodniejsze, intensywniej poruszał biodrami, idealnie dostosowując tempo do tego co w sposób niewerbalny przekazywała mu dziewczyna. Spojrzał głęboko w jej czekoladowe ślepia i posłał szeroki uśmiech co było prologiem do gradu pocałunków, który posłał w jej stronę. Nagle złapał ją delikatnie aczkolwiek stanowczo i nie rozłączając ich bioder, przekręcił się razem z Tosią, tym samym zmieniając ich pozycję, w której to dziewczyna mogła dać wodzę swej fantazji, gdyż Kanadyjczyk jeszcze mógł długo pociągnąć, a wszystko w tym momencie zależało od dziewczyny, jej chęci i samopoczucia. Ślizgon odgarnął włosy Chorwatki do tyłu, aby mieć widok na jej anemiczne ciałko, które tak uwielbiał. Delikatny uśmiech wciąż był rozlany na jego wąskich wargach, natomiast jego ogromne łapska non stop błądziły po ciele dziewczyny raz po raz zatrzymując się a to na pośladkach, ramionach, udach, piersiach, w czasie, gdy jego biodra ponownie poruszały się w rytmicznym, nieagresywnym tempie.
Re: Wzgórze
- Spoiler:
- Jej oddech był przyśpieszony, a serce pompowało krew zdecydowanie szybciej niż zwykle. Delikatnie drżącymi dłońmi wodziła po jego klatce piersiowej chcąc poznać jego nagie ciało jak najlepiej, a ciemne tęczówki wpatrzone były ufnie w jego tęczówki. Widząc na jego twarzy uśmiech odpowiedziała mu tym samym, zanim znów zamknęła jego wargi w pocałunku. Powoli dopasowała się do panującego rytmu odczuwając realną przyjemność ze zbliżenia. I gdy doszła do wniosków, że jest już naprawdę dobrze, chłopak obrócił to wszystko tak, że teraz to ona siedziała na nim. Posłała mu szeroki uśmiech, po czym powoli zaczęła podnosić się i opadać delikatnie kręcąc przy tym biodrami. Uczucie pełności było niesamowite. Przyspieszyła czując jak zbliża się do krawędzi. Z jej pełnych warg wydobywały się ciche pojękiwania, a oddech jeszcze bardziej przyśpieszył. Coraz bliżej i bliżej spełnienia... Raz jeszcze na niego opadła, obróciła biodrami i na chwilę wstrzymała oddech rozkoszując się uczuciem przyjemności rozchodzącym się po jej drobnym, anemicznym ciele. Przymknęła powieki i zacisnęła dłonie w piąstki opierając je na jego muskularnej klasie, ale on jeszcze nie doszedł, więc zacisnęła mocniej wargi i powoli zaczęła znów podnosić się i opadać, coraz szybciej i szybciej czując, że drugie spełnienie jest bliżej niż jej się kiedykolwiek wydawało, że może być. Skończyła tym razem z nim wykrzykując jego imię i opadając bez sił na jego klatkę piersiową. Oddychała szybko, jak po długim biegu, jednak na jej twarzy malował się szeroki uśmiech. Wsłuchiwała się w bicie jego serca, zanim ostrożnie się z niego wysunęła, a z jej warg wydobył się jęk niezadowolenia. I znów była... pusta. Przewróciła się na plecy obok niego starając się ustabilizować oddech. To wszystko dla niej było jednocześnie znajome i kompletnie obce. Z pewnością jednak nie zaliczyła nigdy takiego seksu z żadną kobietą. Położyła dłonie na płaskim brzuchu w którym już nie było tego nieznośnego uczucia pożądania, a ona poczuła się naprawdę spełniona. No i nie była już dziewczyną, tylko kobietą. Kolejny plus tej sytuacji. Gdy zorientowała się, że jest naga, automatycznie sięgnęła po kołdrę przykrywając nią siebie i Kanadyjczyka. Zaraz też pocałowała chłopaka jeszcze raz w ten sposób dziękując mu za to wszystko.
- Powinniśmy to robić częściej. - stwierdziła, gdy odkleiła się od jego warg kładąc głowę na jego ramieniu i spoglądając na niego z boku. Opuszkami palców kontynuowała rozpoczętą wcześniej wędrówkę z ciekawością badając jego męską, zarośniętą szczękę, a potem zjeżdżając niżej. Przez szyję do jednego z jego sutków, ostrożnie zjeżdżając niżej, na partie mięśniowe. Powiedzieć, że ma dobre ciało byłoby niedopowiedzeniem roku. On był idealny, w przeciwieństwie do chudziutkiej i drobnej Puchonki wtulonej teraz w niego. Do jej nozdrzy docierał zapach "po seksie" Campbella i był on zapachem jeszcze bardziej kuszącym niż Campbell "po prysznicu", którego spotkała już parokrotnie na korytarzu.
- Jestem szczęśliwa. - powiedziała cicho, nie odrywając wzroku od poczynań swojego palca. Oddech wrócił jej do normy, a jej słowa były absolutnie prawdziwe, chociaż nie patrzyła mu w oczy. Była zbyt wstydliwa, żeby mówić o tym co czuje komuś prosto w twarz. Korzystając z tego, że nie widzi wciąż jej twarzy wymamrotała jeszcze:
- Chyba się w Tobie zakochałam. - a policzki zmieniły kolor na intensywnie czerwony. Nie podniosła jednak wzroku w obawie przed jego reakcją pozwalając sobie na zjechanie palcem do tych rozkosznych mięśni, które każdy facet powinien mieć. Och, był taki miękki w dotyku, a zarazem twardy i męski. Ideał do którego ciężko porównać nawet marmurowego Dawida, czy wszelkie wyobrażenia Apolla.
Re: Wzgórze
- Spoiler:
- Nagły zwrot akcji, zainicjowany przez Kanadyjczyka był, jego zdaniem, zdecydowanie dobrą decyzją. Dodatkowo szeroki uśmiech, posłany w jego kierunku, utwierdził go w tym przekonaniu. Bez dalszych, zbędnych wątpliwości skupił się tylko i wyłącznie na Antoniji i tym czym aktualnie się trudnili. Connor położył dłonie na jej biodrach, opuszkami palców masując jej pośladki w celu pobudzenia jej do działania. W momencie, gdy dziewczyna zaczęła intensywniej poruszać się w górę i w dół, nieziemsko pobudzając nie tylko jego wyobraźnię, westchnął z głęboki wyrazem rozkoszy. Jedna z jego dłoni powędrowała do jej wianuszka, aby zająć się trochę tym małym, a często zaniedbywanym guziczkiem. Wykonywał dłonią powolne, koliste ruchy, bacznie obserwując mimikę Vedran, która zmieniała się z sekundy na sekundę w tym dobrym kierunku. Ciche jęknięcia oraz coraz bardziej przyspieszający się oddech dziewczyny był dla Campbella idealnym sygnałem do tego, aby nie przerywać. Nagle, zupełnie niespodziewanie po jednym pchnięciu, jednym skręcie bioder, chłopak poczuł, iż Puchonka drży, jej mięśnie kegla zaciskają się na jego penisie, a na jej drobną twarzyczkę wlewa się rumieniec rozkoszy. Była to dla niego wspaniała chwila, ponieważ naprawdę się nie spodziewał, że zajdą aż tak daleko przy pierwszym zbliżeniu. Uśmiechnął się szeroko, oddychając równie szybko co ona i razem z nią poruszając równomiernie biodrami. Uczucie zbliżającego się spełnienia spłynęło na Kanadyjczyka jak grom z jasnego nieba, a co najlepsze nastąpiło to dokładnie w tym samym czasie, w którym Tonka zaczęła szczytować po raz drugi. Błogi uśmiech wkradł się na wąskie usta Campbella, które chwilę później już zachłannie pochłaniały miękkie wargi Puchonki. Opuścił ciepłą kryjówkę, ściągnął z przyjaciela pełną prezerwatywę, zawiązał w supełek i wywalił do niewielkiego śmietniczka, znajdującego się nieopodal łóżka. Następnie wrócił dna łóżko i ponownie położył się przy Chorwatce, która już zdążyła zakryć swe piękne ciało grubą kołdrą. Kanadyjczyk jednym stanowczym ruchem odrzucił pościel na bok, gdyż chciał się napatrzyć na swoją kobietę. Słodki uśmiech powędrował w jej stronę, a Campbell ułożył się na boku, podpierając głowę ręką. Opuszkami palców drugiej dłoni delikatnie wodził po jej odsłoniętej skórze.
- Zdecydowanie - uśmiechnął się szeroko, gorliwie popierając jej propozycję. Bynajmniej nie dlatego, że miał chcicę (chociaż miał ogromną!), a dlatego, że był ciekaw czym Vedran może go jeszcze zaskoczyć. Obrócił się na plecy, aby dziewczyna mogła się na nim oprzeć, co wykonała automatycznie, jakby czytała w jego myślach. Założył rękę za głowę i wlepił lekko zamglone spojrzenie w materiałowy sufit namiotu, uśmiechając się przy tym głupkowato. Sam nie wiedział o czym myśli. Po prostu w jego głowie kłębiła się teraz masa emocji i jakichś wątłych strzępków wspomnień. Tak się pochłoną w głębokiej toni swych przemyśleń, że aż drgnął, gdy do jego uszu dotarła wypowiedź Puchonki. Posłał jej uśmiech i spojrzenie w stylu "chwila, łączę wątki", po czym powoli nabrał powietrza do płuc, przygotowując się do odpowiedzi.
- Nawet nie wiesz jak miło usłyszeć coś takiego od osoby, którą się wielbi ponad wszystko. - Może to nie brzmiało tak dobitnie jak wyznanie Chorwatki, jednakże miało jednoznaczny wydźwięk i Campbell miał nadzieję, iż Tosia zrozumie co tak naprawdę ukrył za tymi słowami. Ujął jej uroczo zaczerwienioną twarzyczkę w obie dłonie i pocałował jak jeszcze nigdy w życiu żadnej dziewczyny. Był w tym tak męsko stanowczy, a zarazem pełen czułości, która przelewała się z jego serca wprost do jej ust.
Niecałą godzinę później, którą spędzili na rozmowie na wiele tematów, zmęczenie oraz moc wrażeń dała się w końcu we znaki, objawiając się sennością. Chwilę później, nadal nadzy i przytuleni do siebie zagłębili się w spokojnej, sennej toni, która zabrała ich świadomość w prawie dziesięciogodzinny rejs.
Re: Wzgórze
Zwiedzanie ogromnego zamczyska szybko znudziło się szatynce. Na większości pięter natknęła się na opustoszałe klasy. Co ciekawsze miejsca były już zasiedlone przez migdalące się pary, a jeszcze inne ktoś wspaniałomyślny obwarował hasłem. Jako że Matluck znała jedynie drogę na stację do Hogsmeade, postanowiła ruszyć znaną ścieżką. Tym razem bez walizki. Fakt, że musiała skasować Hannah Wilson skutecznie trzymał ją w tej szkole. Że też matka do tej pory nie wymyśliła niczego podobnego, żeby powstrzymać ją przed ucieczkami. O proszę, wystarczyło znaleźć Aaronowi dziewczynę. A może właśnie to graniczyło z cudem?
Matluck uchamrała kolejne źdźbło trawy, podczas spaceru rozbierając je na części pierwsze, a oderwane elementy rzucając za siebie. Całkiem przypadkiem natrafiła na porośnięte gęstymi chwastami wzgórze - zamyślona nie skręciła w odpowiednim miejscu na głównej ścieżce. Nic straconego. Czasu miała w bród.
Dotarcie na szczyt wzgórza zajęło jej kilka minut. Kolce ostów pozostawiły czerwone smugi na przedramionach Ślizgonki. Nie pierwsze i nie ostatnie, dlatego dziewczyna nawet nie zwróciła na nie uwagi. Stanęła przy drzewie, otrzepała spodnie i podparła się rękami w pasie. Po krótkich oględzinach okolicy z małpią zręcznością wdrapała się na oponę. Nie usiadła na niej jednak jak cywilizowany człowiek, a stanęła w jej najwyżej położonym punkcie, mając między nogami gruby sznur mocujący huśtawkę do drzewa.
Matluck uchamrała kolejne źdźbło trawy, podczas spaceru rozbierając je na części pierwsze, a oderwane elementy rzucając za siebie. Całkiem przypadkiem natrafiła na porośnięte gęstymi chwastami wzgórze - zamyślona nie skręciła w odpowiednim miejscu na głównej ścieżce. Nic straconego. Czasu miała w bród.
Dotarcie na szczyt wzgórza zajęło jej kilka minut. Kolce ostów pozostawiły czerwone smugi na przedramionach Ślizgonki. Nie pierwsze i nie ostatnie, dlatego dziewczyna nawet nie zwróciła na nie uwagi. Stanęła przy drzewie, otrzepała spodnie i podparła się rękami w pasie. Po krótkich oględzinach okolicy z małpią zręcznością wdrapała się na oponę. Nie usiadła na niej jednak jak cywilizowany człowiek, a stanęła w jej najwyżej położonym punkcie, mając między nogami gruby sznur mocujący huśtawkę do drzewa.
Adrienne MatluckKlasa VII - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool
Krew : pół na pół
Strona 4 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 4 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach