Wzgórze
+24
Owena Blodeuwedd
Aaron Matluck
Morwen Blodeuwedd
Morpheus A. Maponos
Maja Vulkodlak
Caitlyn A. Hathaway
Gloria Stark
Adrienne Matluck
Connor Campbell
Marianna Vulkodlak
Ian Ames
Misza Gregorovic
Iris Xakly
Antonija Vedran
Audrey Roshwel
Quinn Larivaara
Zoja Yordanova
Anthony Wilson
Andrea Jeunesse
Nancy Baldwin
Mistrz Gry
James Scott
Malcolm McMillan
Brennus Lancaster
28 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 1 z 8
Strona 1 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Wzgórze
Na uboczu magicznej wioski znajduje się niewysokie wzgórze, na które wspięcie się nie stanowi wyzwania nawet dla dziecka. Na jego szczycie znajduje się rozłożyste drzewo z huśtawką zrobioną przez uczniów Hogwartu.
Pomimo niezbyt stromego zbocza, uważaj. Niejeden skręcił tu już kark.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Malcolm nie miał nastroju na bal przebierańców. Może dlatego, że dwie dziewczyny, które uważał za względnie normalne, odmówiły pójścia z nim? Powoli zaczynał widzieć, że niemal żadna dziewczyna ze szkoły nie jest warta jego uwagi, bo jedyne na co patrzą, to wygląd i pieniądze albo pozycja w szkole. Nie chodziło tutaj jednak o pozycję typu prefekt albo ścigający, a raczej czołowy podrywacz albo super przystojniak. Nie pasował do żadnej kategorii.
Umówił się w Hogsmeade z jednym z pomywaczy w pobliskim pubie. Daniel, bo tak nazywał się ów chłopak, jeszcze rok temu był w siódmej klasie, a Malcolm odwalał mu sporą przysługę w postaci zadań domowych z transmutacji. Pomagali mu z Jamesem w zamian za przysługi. Był przygłupem i skończył jako pomywacz w Świńskim Łbie. To on dzisiaj załatwił im butelkę niedrogiej whiskey, za którą zapłacił Scott, bo McMillan groszem nie śmierdział.
- McMillan, biedaku, skąd wziąłeś te pieniądze, co? - Zapytał ten śmierdziel, kiedy dokonywali transakcji. Krukon spojrzał na niego spode łba.
- Ukradłem - odpowiedział, niemal wyrywając butelkę z alkoholem z jego łap. Nie oglądając się na niego, udał się w stronę wioski. James nie mógł tego zrobić osobiście, bo dziadek itd. On mógł. Jego nikt nie szpiegował, ani nikt się nim nie interesował.
Dotarł na wzgórze, wspiął się na szczyt i usiadł na samej górze zbocza. Spojrzał na kieszonkowy zegarek po ojcu. Przyjaciel miał jeszcze trochę czasu.
Nie otworzył butelki, czekał na Jamesa.
Umówił się w Hogsmeade z jednym z pomywaczy w pobliskim pubie. Daniel, bo tak nazywał się ów chłopak, jeszcze rok temu był w siódmej klasie, a Malcolm odwalał mu sporą przysługę w postaci zadań domowych z transmutacji. Pomagali mu z Jamesem w zamian za przysługi. Był przygłupem i skończył jako pomywacz w Świńskim Łbie. To on dzisiaj załatwił im butelkę niedrogiej whiskey, za którą zapłacił Scott, bo McMillan groszem nie śmierdział.
- McMillan, biedaku, skąd wziąłeś te pieniądze, co? - Zapytał ten śmierdziel, kiedy dokonywali transakcji. Krukon spojrzał na niego spode łba.
- Ukradłem - odpowiedział, niemal wyrywając butelkę z alkoholem z jego łap. Nie oglądając się na niego, udał się w stronę wioski. James nie mógł tego zrobić osobiście, bo dziadek itd. On mógł. Jego nikt nie szpiegował, ani nikt się nim nie interesował.
Dotarł na wzgórze, wspiął się na szczyt i usiadł na samej górze zbocza. Spojrzał na kieszonkowy zegarek po ojcu. Przyjaciel miał jeszcze trochę czasu.
Nie otworzył butelki, czekał na Jamesa.
Re: Wzgórze
Chyba nikt nie musiał pytać o to, dlaczego James nie wybrał się na bal przebierańców tak, jak reszta szkoły. Ponury samotnik nie będzie robił z siebie pajaca. Nie miał też zamiaru uśmiechać się do osób, których z reguł nienawidził. Na całe szczęście nie był w tym odosobniony. Jego najlepszy przyjaciel- Malcolm uważał podobnie.
Ów przyjaciel był jedyną osobą, której Scott przyznał się do tego, iż Nancy jest w ciąży. To właśnie on wpadł na pomysł utopienia smutków gdzieś na obrzeżach wioski. Cóż, obaj chłopcy nie byli pijakami rangi nieudacznika Wilson'a, jednak gustowali w alkoholach.
Dochodziła północ kiedy James dochodził do umówionego miejsca spotkania. Naszyjnik, który zdobył zaledwie parę nocy temu przylegał bezpiecznie do jego chudej klatki.
Zastał pana McMillan'a siedzącego wygodnie i patrzącego ospale w gwiazdy.
-Wybacz stary - powiedział James na powitanie - Ten skurczybyk, woźny pilnował wyjścia przez niemal godzinę. Musiałem go zconfundować, żeby mnie przepuścił.
Usiadł koło kumpla i westchnął głośno.
Dzisiaj cały dzień miał jakieś złe przeczucie. Jak gdyby coś ważnego się działo, a on nie miał o tym pojęcia. Dziwne uczucie.
Zerknął na kompana
-Lepiej pozbądź się naszywki - wskazał na pierś Malcolma na której wciąż przyklejona była złota litera H. - Jak się schlejemy i nas znajdą, to szlaban murowany... czynisz honory ? - dodał pokazując na wciąż zamkniętą butelkę Whiskey.
Ów przyjaciel był jedyną osobą, której Scott przyznał się do tego, iż Nancy jest w ciąży. To właśnie on wpadł na pomysł utopienia smutków gdzieś na obrzeżach wioski. Cóż, obaj chłopcy nie byli pijakami rangi nieudacznika Wilson'a, jednak gustowali w alkoholach.
Dochodziła północ kiedy James dochodził do umówionego miejsca spotkania. Naszyjnik, który zdobył zaledwie parę nocy temu przylegał bezpiecznie do jego chudej klatki.
Zastał pana McMillan'a siedzącego wygodnie i patrzącego ospale w gwiazdy.
-Wybacz stary - powiedział James na powitanie - Ten skurczybyk, woźny pilnował wyjścia przez niemal godzinę. Musiałem go zconfundować, żeby mnie przepuścił.
Usiadł koło kumpla i westchnął głośno.
Dzisiaj cały dzień miał jakieś złe przeczucie. Jak gdyby coś ważnego się działo, a on nie miał o tym pojęcia. Dziwne uczucie.
Zerknął na kompana
-Lepiej pozbądź się naszywki - wskazał na pierś Malcolma na której wciąż przyklejona była złota litera H. - Jak się schlejemy i nas znajdą, to szlaban murowany... czynisz honory ? - dodał pokazując na wciąż zamkniętą butelkę Whiskey.
Re: Wzgórze
James pojawił się lekko spóźniony, ale Malcolm nic nie powiedział. Skinął mu głową na powitanie, wskazując miejsce na zboczu obok siebie. No luksusy zamku Scotta to nie były, ale musiało wystarczyć.
- Nie ma sprawy, stary. - Podał mu dłoń na powitanie, ściskając jego chude palce. Sam miał niezbyt dużą tą dłoń, bo był szczupłym chłopakiem.
- Dobrze prawisz. - Pokiwał głową, sięgając do naszywki, która była przyszyta niedbale do jego szaty niewprawioną ręką opiekunki z sierocińca. Nitki puściły od razu, a kawałek materiału wylądował gdzieś na trawie.
Bez słowa odkręcił dużą, supersize butelkę whiskey, którą zdobył półdarmo od pomywacza ze świńskiego. Pierwszy łyk należał do Jamesa, to zdecydowanie on miał powód żeby się schlać, dlatego Malcolm podał mu butelkę.
- Co z Nancy, rozmówiłeś się z nią? - Zapytał, patrząc jak przyjaciel podnosi szklaną butelkę do ust. Po chwili on robił do samo, zalewając szybko swoje gardło ostrą, palącą cieczą. Dziś nie był dzień smakowania alkoholu, dziś był dzień zarzynania się jak świnia. - Opowiadaj, wiesz, ze nikomu Cię nie wydam. Masz, napij się jeszcze.
- Nie ma sprawy, stary. - Podał mu dłoń na powitanie, ściskając jego chude palce. Sam miał niezbyt dużą tą dłoń, bo był szczupłym chłopakiem.
- Dobrze prawisz. - Pokiwał głową, sięgając do naszywki, która była przyszyta niedbale do jego szaty niewprawioną ręką opiekunki z sierocińca. Nitki puściły od razu, a kawałek materiału wylądował gdzieś na trawie.
Bez słowa odkręcił dużą, supersize butelkę whiskey, którą zdobył półdarmo od pomywacza ze świńskiego. Pierwszy łyk należał do Jamesa, to zdecydowanie on miał powód żeby się schlać, dlatego Malcolm podał mu butelkę.
- Co z Nancy, rozmówiłeś się z nią? - Zapytał, patrząc jak przyjaciel podnosi szklaną butelkę do ust. Po chwili on robił do samo, zalewając szybko swoje gardło ostrą, palącą cieczą. Dziś nie był dzień smakowania alkoholu, dziś był dzień zarzynania się jak świnia. - Opowiadaj, wiesz, ze nikomu Cię nie wydam. Masz, napij się jeszcze.
Re: Wzgórze
-Zdobyłeś to od Daniela-Debila - zapytał kumpla wskazując na butelkę - Poparz, nawet tępy kretyn może się do czegoś przydać ! - zaśmiał się parszywie i przechylił butelkę. Ostry i mocno aromatyczny smak przeszedł przez jego gardło pozostawiając palące uczucie.
- Tylko tyle, co nic. Cwane babsko zbałamuciło mnie, żeby mi to powiedzieć - wziął kolejny łyk - Cholera, dasz wiarę, że ona się zastanawiała 'co zrobić?'. Kurwa mać. Nosz wiadome jest, że jest tylko jedno wyjście. Wszak eliksiry na tą 'przypadłość' są spożywane regularnie.
James bardzo wtrącał przekleństwa do swoich wypowiedzi. Zazwyczaj był spokojny i opanowany tak mocno, jak ponury i zgniły w środku.
- Wiem, że nikomu nie powiesz - poklepał Malcolma po plecach - tak naprawdę jesteśmy tacy sami, tylko imiona nas różnią.
Scott spojrzał w gwiazdy. Nigdy nie przypuszczał, że będzie miał druha, który będzie dla niego niczym brat. Pan McMillan wspierał młodzieńca jak tylko mógł. Tak samo działało w drugą stronę. James zawsze starał się pomóc przyjacielowi jak tylko to było możliwe. Zarówno mentalnie jak i finansowo.
Podał butelkę koledze.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru wracać do sierocińca, tylko Twoje nogi od razu skierują Cię do Zamku Scottów. Teraz, kiedy możemy się bezkarnie deportować i aportować, świat stoi dla nas otworem!
- Tylko tyle, co nic. Cwane babsko zbałamuciło mnie, żeby mi to powiedzieć - wziął kolejny łyk - Cholera, dasz wiarę, że ona się zastanawiała 'co zrobić?'. Kurwa mać. Nosz wiadome jest, że jest tylko jedno wyjście. Wszak eliksiry na tą 'przypadłość' są spożywane regularnie.
James bardzo wtrącał przekleństwa do swoich wypowiedzi. Zazwyczaj był spokojny i opanowany tak mocno, jak ponury i zgniły w środku.
- Wiem, że nikomu nie powiesz - poklepał Malcolma po plecach - tak naprawdę jesteśmy tacy sami, tylko imiona nas różnią.
Scott spojrzał w gwiazdy. Nigdy nie przypuszczał, że będzie miał druha, który będzie dla niego niczym brat. Pan McMillan wspierał młodzieńca jak tylko mógł. Tak samo działało w drugą stronę. James zawsze starał się pomóc przyjacielowi jak tylko to było możliwe. Zarówno mentalnie jak i finansowo.
Podał butelkę koledze.
- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru wracać do sierocińca, tylko Twoje nogi od razu skierują Cię do Zamku Scottów. Teraz, kiedy możemy się bezkarnie deportować i aportować, świat stoi dla nas otworem!
Re: Wzgórze
Mogliście usłyszeć łomotanie sowich skrzydeł. Rudy puchacz zakręcił koło nad polaną i zrzucił list prosto na ręce Jamesa.
Przesyłka była czerwoną kopertą, której rogi lekko dymiły się. Sprawiała wrażenie jakby miała za chwilę wybuchnąć.
List rozłożył się i uformował w kształt dzioba.
Wokół słychać było kobiecy, przenikliwy głos. Dobrze znany chłopcu głos należący to Rosalie Scott.
- Jamesie Scott! Jak śmiesz zmuszać swoją dziewczynę do usunięcia ciąży? Jakim cudem zostałeś w ogóle ojcem?!
Masz być w niedzielę o siedemnastej na głównej drodze w Hogsmeade. Lepiej, żebym nie musiała fatygować się po Ciebie do szkoły.
Czerwona koperta fuknęła złowrogo.
- Ubierz ciepłe skarpety i czyste majteczki. Ostatnio pogoda lubi płatać figle, a nie chciałabym, żebyś się przeziębił.
Po tych słowach przesyłka zwinęła się w kulkę i wybuchnęła, rozsypując wokół czarne drobinki.
Wokół słychać było kobiecy, przenikliwy głos. Dobrze znany chłopcu głos należący to Rosalie Scott.
- Jamesie Scott! Jak śmiesz zmuszać swoją dziewczynę do usunięcia ciąży? Jakim cudem zostałeś w ogóle ojcem?!
Masz być w niedzielę o siedemnastej na głównej drodze w Hogsmeade. Lepiej, żebym nie musiała fatygować się po Ciebie do szkoły.
Czerwona koperta fuknęła złowrogo.
- Ubierz ciepłe skarpety i czyste majteczki. Ostatnio pogoda lubi płatać figle, a nie chciałabym, żebyś się przeziębił.
Po tych słowach przesyłka zwinęła się w kulkę i wybuchnęła, rozsypując wokół czarne drobinki.
Mistrz Gry
Re: Wzgórze
- Pewnie, że od Daniela-debila, głąbie. Skąd miałbym alkohol? Od tego kretyna Wilsona? - Zarechotał. Rozumiał się z Jamesem bez słów. Ich posunięcia były tak oczywiste, że odgadywali swoje poczynania bez zgadywania.
- Cwane babsko, ale lecisz na nią, przyznaj się - skwitował. Kiwał głową na jego słowa, zgadzając się z każdym jego słowem. Zawsze zgadzał się ze Scottem, nawet wtedy kiedy się nie zgadzał. Nie miał zdania w kwestii usuwania czy zostawiania ciąży, uznał, że to decyzja Nancy i Jamesa, więc nie chciał nawet doradzać.
- I galeony nas różnią, bracie - dopowiedział. Ale tak, miał rację. James był (jakby to powiedziała baba), jego bratnią duszą. Malcolm nie obstawał przy nim dla pieniędzy, ale dlatego, że w końcu miał obok siebie osobę na poziomie. Uważał siebie za lepszego od reszty szkolnego motłochu, a Scotta za równego sobie.
- Ktoś z Twoich dorosłych będzie musiał mnie odebrać z bidula, tylko wtedy mnie puszczą - rzekł. Po raz kolejny stawał się jego dłużnikiem. Napił się kolejnego łyka whiskey i podał butelkę Jamesowi tuż przed momentem, kiedy wylądował obok nich wyjec. Mal patrzył nieufnie na dymiącą kopertę. Bał się, że to dziadek ich namierzył.
- Stary, jak Twoja matka wie, to masz przewalone... - powiedział, kiedy wysłuchali w osłupieniu całego listu. - I ubierz ciepłe majteczki - parsknął śmiechem, biorąc łyka whiskey.
Juz szumiało mu w głowie.
- Cwane babsko, ale lecisz na nią, przyznaj się - skwitował. Kiwał głową na jego słowa, zgadzając się z każdym jego słowem. Zawsze zgadzał się ze Scottem, nawet wtedy kiedy się nie zgadzał. Nie miał zdania w kwestii usuwania czy zostawiania ciąży, uznał, że to decyzja Nancy i Jamesa, więc nie chciał nawet doradzać.
- I galeony nas różnią, bracie - dopowiedział. Ale tak, miał rację. James był (jakby to powiedziała baba), jego bratnią duszą. Malcolm nie obstawał przy nim dla pieniędzy, ale dlatego, że w końcu miał obok siebie osobę na poziomie. Uważał siebie za lepszego od reszty szkolnego motłochu, a Scotta za równego sobie.
- Ktoś z Twoich dorosłych będzie musiał mnie odebrać z bidula, tylko wtedy mnie puszczą - rzekł. Po raz kolejny stawał się jego dłużnikiem. Napił się kolejnego łyka whiskey i podał butelkę Jamesowi tuż przed momentem, kiedy wylądował obok nich wyjec. Mal patrzył nieufnie na dymiącą kopertę. Bał się, że to dziadek ich namierzył.
- Stary, jak Twoja matka wie, to masz przewalone... - powiedział, kiedy wysłuchali w osłupieniu całego listu. - I ubierz ciepłe majteczki - parsknął śmiechem, biorąc łyka whiskey.
Juz szumiało mu w głowie.
Re: Wzgórze
James zaśmiał się głośno. Anthony Wilson był dla nich częstym tematem żartów. Nie ma się co dziwić. Nie za zdolny, zawsze w cieniu siostry, samozwańczy wyrywać lasek. osoba, która w ich oczach była ucieleśnieniem parodii.
- To nie tak, że lecę... - mruknął biorąc kolejny łyk trunku - Ona ma w sobie taką dziwną moc... po prostu nie mogę się kontrolować. Chciałbym, ale po prostu nie umiem.
Szczery James, to był nieczęsty widok. Chłopak przeważnie trzymał wszystko w sobie. Jednak alkohol miał to do siebie, że rozwiązywał supły na językach.
-Olej bidul. Ucieknij. Wszak siedemnastoletni czarodziej uważany jest prawnie za dorosłego. Do ukończenia Hogwartu zostań u mnie, potem razem wyruszymy w podróż.
Tak, to było marzenie Scott'a. Uciec od tego bagna i wreszcie być wolnym. Wolnym od matki, która nie interesowała się nim prawie nigdy. Wolnym, od dziadka, który robi mu łaskę za każdym kroku, wolny od babci, która wiecznie porównuje go do Sophie.
- Galeony nie są moje, przyjacielu. Gdybym miał inne nazwisko pewnie nie posiadałbym nic.
James właśnie podnosił butelkę, kiedy obok nich wylądowała ruda sowa. Malcolm i Scott zamarli na chwilę. Potem czarnooki wyciągnął z kieszeni różdżkę. Był tylko jeden sposób na wyjca. Zakopać go w ziemi.
-Niech to szlag- zaklął, kiedy zauważył, że list zaczął się palić, zanim ten wykopał dołek.
Gdy w końcu głos jego matki ucichł, Kurkon przechylił butelkę biorąc wielkiego łyka.
- Szykuje się rodzinne spotkanie, nie ma co. - dzięki alkoholowi sam wyjec stał się jakiś taki zabawny i groteskowy. Żart Mal'a sprawił, że James wybuchnął głośnym śmiechem. Klepnął kumpla w ramię i podał mu alkohol
-Lepiej powiedz, która panna wpadła Ci w oko. Przy odrobinie szczęścia pojawi się na jednym z 'Wakacyjnych Balów Scott'ów'.
- To nie tak, że lecę... - mruknął biorąc kolejny łyk trunku - Ona ma w sobie taką dziwną moc... po prostu nie mogę się kontrolować. Chciałbym, ale po prostu nie umiem.
Szczery James, to był nieczęsty widok. Chłopak przeważnie trzymał wszystko w sobie. Jednak alkohol miał to do siebie, że rozwiązywał supły na językach.
-Olej bidul. Ucieknij. Wszak siedemnastoletni czarodziej uważany jest prawnie za dorosłego. Do ukończenia Hogwartu zostań u mnie, potem razem wyruszymy w podróż.
Tak, to było marzenie Scott'a. Uciec od tego bagna i wreszcie być wolnym. Wolnym od matki, która nie interesowała się nim prawie nigdy. Wolnym, od dziadka, który robi mu łaskę za każdym kroku, wolny od babci, która wiecznie porównuje go do Sophie.
- Galeony nie są moje, przyjacielu. Gdybym miał inne nazwisko pewnie nie posiadałbym nic.
James właśnie podnosił butelkę, kiedy obok nich wylądowała ruda sowa. Malcolm i Scott zamarli na chwilę. Potem czarnooki wyciągnął z kieszeni różdżkę. Był tylko jeden sposób na wyjca. Zakopać go w ziemi.
-Niech to szlag- zaklął, kiedy zauważył, że list zaczął się palić, zanim ten wykopał dołek.
Gdy w końcu głos jego matki ucichł, Kurkon przechylił butelkę biorąc wielkiego łyka.
- Szykuje się rodzinne spotkanie, nie ma co. - dzięki alkoholowi sam wyjec stał się jakiś taki zabawny i groteskowy. Żart Mal'a sprawił, że James wybuchnął głośnym śmiechem. Klepnął kumpla w ramię i podał mu alkohol
-Lepiej powiedz, która panna wpadła Ci w oko. Przy odrobinie szczęścia pojawi się na jednym z 'Wakacyjnych Balów Scott'ów'.
Re: Wzgórze
Spotkanie z Rosalie Scott wywołało w Nancy dziwne odczucia. Jednocześnie cieszyła się, że matka Jamesa była dla niej tak dobra, a z drugiej strony dziewczyna wiedziała, ze informując ją, zamknęła sobie drogę do drugiego rozwiązania, które z kolei było lepsze dla Jamesa.
Zasiedziała się w magicznej wiosce. Siedziała w herbaciarni z Rose do późnego popołudnia, następnie udała się do miodowego królestwa, gdzie obkupiła się w torbę słodyczy. Do nocy siedziała na ławce w parku, próbując odczytać coś z konstelacji gwiazd, ale niebo było zbyt zachmurzone tego wieczora.
W drogę powrotną do zamku udała się bardzo późno. Szła ścieżką u podnóży wzgórza. Kiedy usłyszała głośne rozmowy, przyspieszyła, nie chcąc natknąć się na nieznajomych. Gdy wśród ogólnej fety rozpoznała głos Jamesa, przystanęła na moment. Nie powinna do niego podchodzić, ale tak bardzo chciała.. Nie był sam, więc czuła się nieco bezpieczniej.
Wspięła się po stromym podejściu, podchodząc do dwójki chłopców, którzy siedzieli nad opróżnioną do połowy butelką whiskey. Nancy drżała lekko, ale sama nie wiedziała czy to z zimna, czy to ze strachu. Pewnie jedno i drugie.
- James, Malcolm.. - rzuciła na powitanie, patrząc to na jednego, to na drugiego chłopca. Przez moment zawisła między tą trójką niezręczna cisza. Rozmawiali o niej? O dziecku? Miała stuprocentową pewność, że McMillan już wie.
- Malcolm, nie uważasz, że to trochę nie na miejscu zapraszać mnie na bal kiedy dobrze wiesz, że jestem w ciąży z Twoim przyjacielem? - Westchnęła, jednak w jej tonie nie było krzty negatywnej emocji. Westchnęła, po czym machnęła dłonią na przyjaciela Scotta.
- James, widziałam się z Twoją matką.. Wysłała do mnie sowę z prośbą o spotkanie, sądziłam, że jej powiedziałeś - dodała, kierując swój wzrok na długowłosego Krukona. Irlandczyka. - Moglibyśmy chociaż pogadać, nie wiem, cokolwiek, nawet się pobić o tego dzieciaka? Twój sługus może zostać i wszystkiego posłuchać, wszystko mi jedno - dodała, przestępując z nogi na nogę.
Zasiedziała się w magicznej wiosce. Siedziała w herbaciarni z Rose do późnego popołudnia, następnie udała się do miodowego królestwa, gdzie obkupiła się w torbę słodyczy. Do nocy siedziała na ławce w parku, próbując odczytać coś z konstelacji gwiazd, ale niebo było zbyt zachmurzone tego wieczora.
W drogę powrotną do zamku udała się bardzo późno. Szła ścieżką u podnóży wzgórza. Kiedy usłyszała głośne rozmowy, przyspieszyła, nie chcąc natknąć się na nieznajomych. Gdy wśród ogólnej fety rozpoznała głos Jamesa, przystanęła na moment. Nie powinna do niego podchodzić, ale tak bardzo chciała.. Nie był sam, więc czuła się nieco bezpieczniej.
Wspięła się po stromym podejściu, podchodząc do dwójki chłopców, którzy siedzieli nad opróżnioną do połowy butelką whiskey. Nancy drżała lekko, ale sama nie wiedziała czy to z zimna, czy to ze strachu. Pewnie jedno i drugie.
- James, Malcolm.. - rzuciła na powitanie, patrząc to na jednego, to na drugiego chłopca. Przez moment zawisła między tą trójką niezręczna cisza. Rozmawiali o niej? O dziecku? Miała stuprocentową pewność, że McMillan już wie.
- Malcolm, nie uważasz, że to trochę nie na miejscu zapraszać mnie na bal kiedy dobrze wiesz, że jestem w ciąży z Twoim przyjacielem? - Westchnęła, jednak w jej tonie nie było krzty negatywnej emocji. Westchnęła, po czym machnęła dłonią na przyjaciela Scotta.
- James, widziałam się z Twoją matką.. Wysłała do mnie sowę z prośbą o spotkanie, sądziłam, że jej powiedziałeś - dodała, kierując swój wzrok na długowłosego Krukona. Irlandczyka. - Moglibyśmy chociaż pogadać, nie wiem, cokolwiek, nawet się pobić o tego dzieciaka? Twój sługus może zostać i wszystkiego posłuchać, wszystko mi jedno - dodała, przestępując z nogi na nogę.
Re: Wzgórze
Malcolm chyba był szczęściarzem, że Scott otwierał się akurat przed nim. Wiedział, że z natury przyjaciel bywał skryty.
- Moc? Może jak kiedyś poznam taką dziewczynę, to zrozumiem o czym mowa - odparł.
- Nie mogę uciec, nie chcę, bo nie wiem czy za rok będę miał gdzie wracać. Bidul rządzi się swoimi prawami, bogaczu - rzucił, dogryzając mu.
Bogactwo Jamesa nie było nigdy powodem do kpin dla Malcolma, a jego żarty nie miały żadnego głębszego podłoża. Ot, żarty.
- Parę mi wpadło, ale obawiam się, że ja nie wpadłem żadnej. Jak zwykle - zaśmiał się. - Większość dziewczyn tutaj jest niewarta uwagi. Głupie, które patrzą na pieniądze i wygląd. Nie wiem, gdzie znalazłeś tą swoją dziewczynę, ale skoro jest godna Twojej uwagi, to zaprowadź mnie tam, gdzie będzie takich więcej.
Zobaczył, że jakaś sylwetka majaczy na horyzoncie, ale uznał ją za przechodnia. Wziął głębszy łyk, a alkohol rozgrzał mu żołądek. Robiło się coraz lepiej, cieplej i jakoś tak przyjemniej. Wszystko wydawało się być lepsze.
Kiedy stanęła przed nimi Nancy, Malcolm zerknął kątem oka na Jamesa i podrapał się po głowie. Nie wiedział jak zachowa się pijany Krukon. Jego to raczej bawiło aniżeli złościło.
- Wybacz, Nancy, więcej tego nie zrobię - odparł z zakłopotaniem, po czym zwrócił się do przyjaciela. - Wybacz stary, to ta moc, sam mówiłeś...
- Moc? Może jak kiedyś poznam taką dziewczynę, to zrozumiem o czym mowa - odparł.
- Nie mogę uciec, nie chcę, bo nie wiem czy za rok będę miał gdzie wracać. Bidul rządzi się swoimi prawami, bogaczu - rzucił, dogryzając mu.
Bogactwo Jamesa nie było nigdy powodem do kpin dla Malcolma, a jego żarty nie miały żadnego głębszego podłoża. Ot, żarty.
- Parę mi wpadło, ale obawiam się, że ja nie wpadłem żadnej. Jak zwykle - zaśmiał się. - Większość dziewczyn tutaj jest niewarta uwagi. Głupie, które patrzą na pieniądze i wygląd. Nie wiem, gdzie znalazłeś tą swoją dziewczynę, ale skoro jest godna Twojej uwagi, to zaprowadź mnie tam, gdzie będzie takich więcej.
Zobaczył, że jakaś sylwetka majaczy na horyzoncie, ale uznał ją za przechodnia. Wziął głębszy łyk, a alkohol rozgrzał mu żołądek. Robiło się coraz lepiej, cieplej i jakoś tak przyjemniej. Wszystko wydawało się być lepsze.
Kiedy stanęła przed nimi Nancy, Malcolm zerknął kątem oka na Jamesa i podrapał się po głowie. Nie wiedział jak zachowa się pijany Krukon. Jego to raczej bawiło aniżeli złościło.
- Wybacz, Nancy, więcej tego nie zrobię - odparł z zakłopotaniem, po czym zwrócił się do przyjaciela. - Wybacz stary, to ta moc, sam mówiłeś...
Re: Wzgórze
-Za rok to Cię już tam nie przyjmą. Nie mówiłeś przypadkiem, że do 18stki masz tam miejsce?-przypomniał mu. - To Twoje ostatnie wakacje w tym sierocińcu, czyż nie?
Już miał mu odpowiedzieć na jego trafne spostrzeżenie na temat hogwarckich dziewcząt, kiedy to Nancy pojawiła się niespodziewanie, niezapowiedziane i -zdaniem Scott'a- niepotrzebnie.
Mina Krukona spoważniała, a jego twarz straciła wszelkie emocje. Można niemal było wyczuć bijącą od niego aurę 'zgnilizny'.
-Zaprosił Cie, bo mu jest szkoda takiej wariatki - mruknął w jej stronę. Tylko ona mogła poskarżyć się jego matce. Podjęła decyzje sama. Nie wybrała go, wprost przeciwnie.
-Czy można być jeszcze bardziej naiwnym? Oczywiście, że nie powiedziałem nic mojej matce. Czemu miałbym? - Nancy nie wiedziała, że Rosalie nie zawsze była taka jak teraz. Swego syna traktowała jak zwierzątko. Opiekowała się i pojawiała tylko wtedy kiedy miała ochotę, po czym zostawiała, niczym starą zabawkę.
-To nie sługus, tylko przyjaciel. Osoba na którą zawsze mogę liczyć. - mimo, że jego słowa były okropne, to ton i mimika twarzy wciąż były pozbawione emocji. Jakby ta rozmowa bardziej go nudziła, niż denerwowała- Nie będę z Tobą rozmawiał, ani się bił. Twoja osoba mnie brzydzi i odpycha. Po prostu odejdź lub zniknij.
Tak, James Scott był okropnym człowiekiem. Kimś, kogo serce przegniło lata temu.
Już miał mu odpowiedzieć na jego trafne spostrzeżenie na temat hogwarckich dziewcząt, kiedy to Nancy pojawiła się niespodziewanie, niezapowiedziane i -zdaniem Scott'a- niepotrzebnie.
Mina Krukona spoważniała, a jego twarz straciła wszelkie emocje. Można niemal było wyczuć bijącą od niego aurę 'zgnilizny'.
-Zaprosił Cie, bo mu jest szkoda takiej wariatki - mruknął w jej stronę. Tylko ona mogła poskarżyć się jego matce. Podjęła decyzje sama. Nie wybrała go, wprost przeciwnie.
-Czy można być jeszcze bardziej naiwnym? Oczywiście, że nie powiedziałem nic mojej matce. Czemu miałbym? - Nancy nie wiedziała, że Rosalie nie zawsze była taka jak teraz. Swego syna traktowała jak zwierzątko. Opiekowała się i pojawiała tylko wtedy kiedy miała ochotę, po czym zostawiała, niczym starą zabawkę.
-To nie sługus, tylko przyjaciel. Osoba na którą zawsze mogę liczyć. - mimo, że jego słowa były okropne, to ton i mimika twarzy wciąż były pozbawione emocji. Jakby ta rozmowa bardziej go nudziła, niż denerwowała- Nie będę z Tobą rozmawiał, ani się bił. Twoja osoba mnie brzydzi i odpycha. Po prostu odejdź lub zniknij.
Tak, James Scott był okropnym człowiekiem. Kimś, kogo serce przegniło lata temu.
Re: Wzgórze
Zaprosił Cię, bo jest mu szkoda takiej wariatki. Uniosła wysoko brwi ku górze na te słowa. Doskonale wiedział, że nienawidziła słowa na W! To słowo było zakazane. Mógł ją obrażać na wszystkie możliwe sposoby, ale nie powinien używać tego słowa.
Spojrzała na Malcolma, jakby szukając ratunku w jego osobie, ale nie liczyła na zbyt wiele. Kto wie, może ten drugi miał okazać jej chociaż oznakę jakiegoś człowieczeństwa? Nieważne. Nie skomentowała tego, jedynie posłała McMillanowi lekko zdesperowane spojrzenie.
- Och, zamknij się już. To ja powiedziałam Twojej matce. Może wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyś ostatnim razem porozmawiał ze mną jak człowiek, a nie zostawił bez słowa w środku lasu - żachnęła się, patrząc na niego to z rozgoryczeniem, to politowaniem. Nie miała na to słów, więc nie zgłębiała się w temat. Poszedł to poszedł, przecież wiedziała, że znajomość z Jamesem nie będzie usłana różami.
- Przepraszam Malcolmie, że tak Cię nazwałam. Nie miało to Ciebie obrazić, lecz jego. Oczywiście nie uważam, żebyś pod jakimkolwiek względem od niego odstawał, a tym bardziej nie mam Cię za sługusa - mówiła, niemal jednocześnie z wykładem Jamesa na temat jego przyjaźni z Malcolmem. McMillan nie miał tutaj nic do rzeczy, a Nancy żałowała, że wciągnęła jego osobę do tej żałosnej, pozbawionej etyki rozmowy. Zarówno James jak i ona już dawno złamali granicę dobrego smaku.
Jego ostatnie słowa wywołały w niej skrajne emocje. Była zła, bo mrużyła oczy jak wściekła kotka gotowa do skoku, ale też odczuła chęć, aby dopiec mu. Rozpacz i rozgoryczenie z kolei blokowały wszystkie obelgi w jej gardle i nie pozwalały się im wydostać na zewnątrz. No cóż miała począć? Nie wypadało się na niego rzucić, ale beczeć też nie.
Brzydzi i odpycha. Brzydzi i odpycha. Po prostu zniknij... Nie wiedziała nawet czy brać to do siebie, ale zdecydowanie brała. Z oczu polały się łzy, ale w tym świetle niewidoczne dla obu panów.
- To będzie chłopiec, James. Syn - dodała, łamiącym się głosem, ale nie patrzyła na ojca tego dzieciaka o którym mowa, a na McMillana. Dlaczego? Bo teraz czuła, ze prowadzi rozmowę z dwojgiem: potworem i człowiekiem. Po prostu Malcolm był teraz człowiekiem, a on potworem.
Spojrzała na Malcolma, jakby szukając ratunku w jego osobie, ale nie liczyła na zbyt wiele. Kto wie, może ten drugi miał okazać jej chociaż oznakę jakiegoś człowieczeństwa? Nieważne. Nie skomentowała tego, jedynie posłała McMillanowi lekko zdesperowane spojrzenie.
- Och, zamknij się już. To ja powiedziałam Twojej matce. Może wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyś ostatnim razem porozmawiał ze mną jak człowiek, a nie zostawił bez słowa w środku lasu - żachnęła się, patrząc na niego to z rozgoryczeniem, to politowaniem. Nie miała na to słów, więc nie zgłębiała się w temat. Poszedł to poszedł, przecież wiedziała, że znajomość z Jamesem nie będzie usłana różami.
- Przepraszam Malcolmie, że tak Cię nazwałam. Nie miało to Ciebie obrazić, lecz jego. Oczywiście nie uważam, żebyś pod jakimkolwiek względem od niego odstawał, a tym bardziej nie mam Cię za sługusa - mówiła, niemal jednocześnie z wykładem Jamesa na temat jego przyjaźni z Malcolmem. McMillan nie miał tutaj nic do rzeczy, a Nancy żałowała, że wciągnęła jego osobę do tej żałosnej, pozbawionej etyki rozmowy. Zarówno James jak i ona już dawno złamali granicę dobrego smaku.
Jego ostatnie słowa wywołały w niej skrajne emocje. Była zła, bo mrużyła oczy jak wściekła kotka gotowa do skoku, ale też odczuła chęć, aby dopiec mu. Rozpacz i rozgoryczenie z kolei blokowały wszystkie obelgi w jej gardle i nie pozwalały się im wydostać na zewnątrz. No cóż miała począć? Nie wypadało się na niego rzucić, ale beczeć też nie.
Brzydzi i odpycha. Brzydzi i odpycha. Po prostu zniknij... Nie wiedziała nawet czy brać to do siebie, ale zdecydowanie brała. Z oczu polały się łzy, ale w tym świetle niewidoczne dla obu panów.
- To będzie chłopiec, James. Syn - dodała, łamiącym się głosem, ale nie patrzyła na ojca tego dzieciaka o którym mowa, a na McMillana. Dlaczego? Bo teraz czuła, ze prowadzi rozmowę z dwojgiem: potworem i człowiekiem. Po prostu Malcolm był teraz człowiekiem, a on potworem.
Re: Wzgórze
- Dobra, masz mnie. Skończę 18-nastkę w lutym, więc to moje ostatnie wakacje tam. Prawda jest taka, że nie mam szmalu na wojaże po świecie z Tobą - odpowiedział, po czym wzruszył ramionami. Nie wstydził się swojego ubóstwa. To znaczy wstydził, ale przed innymi, na pewno nie przed Jamesem.
- Pewnie nawet nie pójdę na studia po szkole. Stary, chcę polować na wampiry - stwierdził. To od zawsze było jego pasją. Zaczytywał się w "wampirach i łowcach", a także innych książkach związanych z tą tematyką. Wampiry zabiły jego ojca na jednej z akcji aurorskich, co z kolei doprowadziło jego matkę do samobójstwa, a jego do domu dziecka. Szczerze ich nienawidził i robił wszystko by poznać jak najwięcej tajnik pokonywania ich. No ale przejdzmy do momentu, w którym była już z nami Nancy.
Żal mu się zrobiło dziewczyny kiedy spojrzała na niego tym dziwnym wzrokiem. Zmarszczył brwi w zakłopotaniu.
- To nieprawda, nie uważam Cię za wariatkę - rzucił w jej stronę, jednak nie powiedział nic więcej. Nie chciał stawać przeciwko Jamesowi, ale też nie chciał doprowadzać jej do płaczu.
- Jasne, nie przejmuj się - odpowiedział na jej słowa. Machnął ręką. Naprawdę go to jakoś nie uraziło. Dodatkowo chciał załagodzić tą sytuację i mieć z nią jak najmniej wspólnego. Dopiero kiedy odezwał się Scott, nawet Malcolmowi zrobiło się jakby przykro. Wynosił zawsze swojego przyjaciela na piedestał, ale nie bał się go upominać. Po to są chyba przyjaciele.
- Ej stary, wystarczy. Zostaw już ją - szturchnął go lekko w bok. Sytuacja zaczęła robić się poważna, a Gryfonka zaczynała beczeć. - Będziesz żałował jutro tego co powiedziałeś. Zostaw ją, jest w ciąży przecież.
Miał nadzieję, że James ustąpi, bo naprawdę nie wiedział jakby miał się zachować gdyby przyjaciel na przykład zaczął rzucać do niej mięsem albo zaklęciami co gorsza.
- Pewnie nawet nie pójdę na studia po szkole. Stary, chcę polować na wampiry - stwierdził. To od zawsze było jego pasją. Zaczytywał się w "wampirach i łowcach", a także innych książkach związanych z tą tematyką. Wampiry zabiły jego ojca na jednej z akcji aurorskich, co z kolei doprowadziło jego matkę do samobójstwa, a jego do domu dziecka. Szczerze ich nienawidził i robił wszystko by poznać jak najwięcej tajnik pokonywania ich. No ale przejdzmy do momentu, w którym była już z nami Nancy.
Żal mu się zrobiło dziewczyny kiedy spojrzała na niego tym dziwnym wzrokiem. Zmarszczył brwi w zakłopotaniu.
- To nieprawda, nie uważam Cię za wariatkę - rzucił w jej stronę, jednak nie powiedział nic więcej. Nie chciał stawać przeciwko Jamesowi, ale też nie chciał doprowadzać jej do płaczu.
- Jasne, nie przejmuj się - odpowiedział na jej słowa. Machnął ręką. Naprawdę go to jakoś nie uraziło. Dodatkowo chciał załagodzić tą sytuację i mieć z nią jak najmniej wspólnego. Dopiero kiedy odezwał się Scott, nawet Malcolmowi zrobiło się jakby przykro. Wynosił zawsze swojego przyjaciela na piedestał, ale nie bał się go upominać. Po to są chyba przyjaciele.
- Ej stary, wystarczy. Zostaw już ją - szturchnął go lekko w bok. Sytuacja zaczęła robić się poważna, a Gryfonka zaczynała beczeć. - Będziesz żałował jutro tego co powiedziałeś. Zostaw ją, jest w ciąży przecież.
Miał nadzieję, że James ustąpi, bo naprawdę nie wiedział jakby miał się zachować gdyby przyjaciel na przykład zaczął rzucać do niej mięsem albo zaklęciami co gorsza.
Re: Wzgórze
James nie należał do osób, które słuchają się kogokolwiek. Zawsze mówił co chciał, robił co chciał. Miał własne zasady i własny kręgosłup moralny. Jednak- jak to w życiu bywa- zawsze jest małe 'ale'.
W tym wypadku 'ale' nazywało się Malcolm i siedziało obok niego. Pan McMillan był jedynym, który mógł przemówić do rozsądku Scott'a. Jedyny, który mógł powiedzieć 'nie', jeśli James mówił 'tak'. Z nim zawsze się liczył.
Zamilkł więc biorąc kolejny łyk trunku.
Mimo największych starań, emocje zaczęły wyciekać ze zgniłego serca, zatruwając ciało i 'duszę' chłopca. Nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej. Zawsze radził sobie ze swoim spaczonym umysłem używając masy cynizmu, sarkazmu oraz ponurości.
To będzie chłopiec, James. Syn.
I znowu. Miał już po dziurki w nosie jej domniemanych wizji, zwidów czy cokolwiek to było.
Potrzebował się przejść i pomyśleć. Sam.
Poklepał Malcolma po ramieniu, aby ten wiedział, że między nimi wszystko jest w jak najlepszym porządku, po czym - całkowicie ignorując Nancy - wstał i ruszył przed siebie.
W tym wypadku 'ale' nazywało się Malcolm i siedziało obok niego. Pan McMillan był jedynym, który mógł przemówić do rozsądku Scott'a. Jedyny, który mógł powiedzieć 'nie', jeśli James mówił 'tak'. Z nim zawsze się liczył.
Zamilkł więc biorąc kolejny łyk trunku.
Mimo największych starań, emocje zaczęły wyciekać ze zgniłego serca, zatruwając ciało i 'duszę' chłopca. Nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej. Zawsze radził sobie ze swoim spaczonym umysłem używając masy cynizmu, sarkazmu oraz ponurości.
To będzie chłopiec, James. Syn.
I znowu. Miał już po dziurki w nosie jej domniemanych wizji, zwidów czy cokolwiek to było.
Potrzebował się przejść i pomyśleć. Sam.
Poklepał Malcolma po ramieniu, aby ten wiedział, że między nimi wszystko jest w jak najlepszym porządku, po czym - całkowicie ignorując Nancy - wstał i ruszył przed siebie.
Re: Wzgórze
Był ciepły wieczór, jej dom przy Downing Street świecił pustkami, kufer stał spakowany od kilku godzin w przedpokoju a ona miała pociąg do Liverpoolu dopiero jutro popołudniu, dlatego postanowiła urządzić sobie ostatni w tym tygodniu rekreacyjny spacer po Hogsmeade. Liczyła na to, że pobędzie sama, chociaż obecnością kogoś znajomego by nie pogardziła - przynajmniej przy ludziach nie myślała o przyczynie, przez którą rozpadł się jej związek. W zasadzie historia się powtarzała, bo jak przy Aleksym nie znała powodu, dla którego się rozeszli, tak i z Connorem było to samo. Najwidoczniej była na tyle destrukcyjną jednostką, że potrafiła zepsuć związek bez większego wkładu. W każdym bądź razie przy spacerze na wzgórze magicznej wioski towarzyszyła jej butelka ognistej, opróżnionej prawie do połowy. Aż dziwiła się, że jeszcze szła prosto i nie zaliczyła orła, potykając się o jakąś dziurę w ziemi.
Gdy dotarła na wzniesienie, z uśmiechem podobnym do uśmiechu uradowanego dziecka usiadła na huśtawce, bujając się na niej wprzód i w tył, z kolei pomiędzy jednym łykiem a drugim oraz napadami niepohamowanego śmiechu nuciła smętnie kolejno słowa piosenki: this time I'm gonna be stronger, I'm not giving in. Była pijana, no cóż.
Gdy dotarła na wzniesienie, z uśmiechem podobnym do uśmiechu uradowanego dziecka usiadła na huśtawce, bujając się na niej wprzód i w tył, z kolei pomiędzy jednym łykiem a drugim oraz napadami niepohamowanego śmiechu nuciła smętnie kolejno słowa piosenki: this time I'm gonna be stronger, I'm not giving in. Była pijana, no cóż.
Re: Wzgórze
Te okropne upały powoli mijały, świat wracał do ładu, ludzie zaczęli wychodzić z domu. Anthony zostawał cały czas w wiosce, dorabiając przy jakiś pracach siłowych i nie tylko. Dzisiaj jednak postanowił odpocząć, nie musieć nic robić. Miał wystarczająco dużo pieniędzy by przeżyć jeszcze tu, a przynajmniej aż do tego momentu aż minie pełnia. A ta zbliżała się już wielkimi krokami, Tony czuł to dość mocno poprzez swoje nadmierne ilości werwy i siły. Nie męczył się, był wybuchowy i dużo go kosztowało by się opanować. Wziął ze sobą dzisiejszego wieczoru paczkę mugolskich papierosów i zaczął wychodzić na wzgórze, kiedy tu najpierw poczuł znany zapach, potem zaś usłyszał a na samym końcu zobaczył huśtającą się, śmierdzącą alkoholem Andree. Na twarzy ślizgona pojawił się uśmiech, włożył do ust papierosa i odpalił go podchodząc do niej na tyle blisko by móc się odezwać.
- Miło Cię widzieć, pijaczyno.- mruknął z uśmiechem na ustach, po czym wypuścił dym z ust.- Wypadałoby się pożegnać z tą pyskatą Jeunesse.- dodał jednak było to cały czas bardzo żartobliwe z jego strony.- Czemu siedzisz tu sama a na dodatek już nieźle nawalona, hm?- zaciągnął się po raz kolejny papierosem, chowając jedną rękę do kieszeni czarnych spodni.
- Miło Cię widzieć, pijaczyno.- mruknął z uśmiechem na ustach, po czym wypuścił dym z ust.- Wypadałoby się pożegnać z tą pyskatą Jeunesse.- dodał jednak było to cały czas bardzo żartobliwe z jego strony.- Czemu siedzisz tu sama a na dodatek już nieźle nawalona, hm?- zaciągnął się po raz kolejny papierosem, chowając jedną rękę do kieszeni czarnych spodni.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
Ostatecznie skończyła swój recital przykładając do ust butelkę a gdy chciała ją przechylić, by znowu pchnąć się w macki pijaństwa i rozpaczy, ujrzała stojącego koło niej Anthony'ego. Zmrużyła oczy, przyglądając się mu jakby nie była pewna czy nie ma zwidów, a potem parsknęła śmiechem.
- Audrey z Joelem przepadli, siostry Audrey nie dotarły nawet po zakończeniu do domu, a Connor... no cóż, nie jesteśmy ze sobą - wzruszyła ramionami, choć wyraźnie spochmurniała. Jednak tendencją osób pijanych było to, że szybko im przechodziło, dlatego Angielka nijak nie odbiegała od tej reguły i po chwili uraczyła Wilsona szerokim uśmiechem.
- Jednak wyjeżdżasz? - wymruczała, odwracając wzrok. Nie sądziła, że wtedy mówił poważnie, a skoro mówił to teraz jej się to wcale nie podobało. Pociągnęła łyk trunku, opierając się policzkiem o oponę, a rozkojarzone spojrzenie skupiła na ozdobionym gwiazdami niebie.
- Audrey z Joelem przepadli, siostry Audrey nie dotarły nawet po zakończeniu do domu, a Connor... no cóż, nie jesteśmy ze sobą - wzruszyła ramionami, choć wyraźnie spochmurniała. Jednak tendencją osób pijanych było to, że szybko im przechodziło, dlatego Angielka nijak nie odbiegała od tej reguły i po chwili uraczyła Wilsona szerokim uśmiechem.
- Jednak wyjeżdżasz? - wymruczała, odwracając wzrok. Nie sądziła, że wtedy mówił poważnie, a skoro mówił to teraz jej się to wcale nie podobało. Pociągnęła łyk trunku, opierając się policzkiem o oponę, a rozkojarzone spojrzenie skupiła na ozdobionym gwiazdami niebie.
Re: Wzgórze
Widząc ją w takim stanie poczuł do niej większą sympatię, osoby które piją rzadko i porządnie najwidoczniej miały jakiś problem, a słysząc jej słowa utwierdziło go to w tym przekonaniu. Zaciągnął się papierosem nie wiedząc co powiedzieć, było mu jej żal, bo od zawsze uważał, że Connor to frajer, jednak jeśli go kochała, to był jej wybór.
- Nie jesteście ze sobą i dlatego pijesz.- bardziej stwierdził niż zapytał, jednak widząc jej uśmiech, stwierdził, że jest bardziej pijana niż myślał, że jest.
- A Ty nie? Całe wakacje siedzisz w domu?- spytał omijając ten temat, bo wiedział, że dziewczyna nie ma po co się tym denerwować, na pewno miła inne problemy, poza tym nie umiała tego zrozumieć, bo nie mógł jej wszystkiego powiedzieć. Tony dopalił papierosa i wyrzucił niedopałek z wzgórza łapiąc oponę dłońmi i bujając ją delikatnie w przód i w tył.
- Nie jesteście ze sobą i dlatego pijesz.- bardziej stwierdził niż zapytał, jednak widząc jej uśmiech, stwierdził, że jest bardziej pijana niż myślał, że jest.
- A Ty nie? Całe wakacje siedzisz w domu?- spytał omijając ten temat, bo wiedział, że dziewczyna nie ma po co się tym denerwować, na pewno miła inne problemy, poza tym nie umiała tego zrozumieć, bo nie mógł jej wszystkiego powiedzieć. Tony dopalił papierosa i wyrzucił niedopałek z wzgórza łapiąc oponę dłońmi i bujając ją delikatnie w przód i w tył.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
Tak właściwie to nie była do końca pewna dlaczego pije. Rozstanie z chłopakiem było jednym z powodów, w większej mierze przyłożyła się do tego nuda i zwykła ochota. Poza tym musiała się odrobinę znieczulić przed wizytą w rodzinnym domu, a będąc na kacu nie będzie zwracać nawet szczególnej uwagi na napiętą aurę unoszącą się nad Anne i Malcomem.
- Być może - wymruczała. Wzrokiem wodziła po gwiazdach przez dłuższą chwilę próbując je policzyć, kiedy jednak te dwoiły się i troiły, a w pewnym momencie poczuła, że mimowolnie buja się w tył i przód, wróciła zdezorientowanym spojrzeniem na Anthony'ego.
- Jadę do rodziców, na dwa tygodnie, ale Ty masz zamiar wyjechać na stałe? Z tego co pamiętam - mimo wszystko uparcie drążyła temat, bo nie mogła tego zrozumieć. Nawet nie obchodziła jej przyczyna rzucenia szkoły, tylko obudziła się w niej egoistyczna strona, która nie potrafiła przyjąć tej rzeczy do świadomości. Następnie znowu przyssała się do butelki z ognistą, która stosunkowo szybko znikała z naczynia, a sama Angielka była w coraz gorszym stanie.
- Być może - wymruczała. Wzrokiem wodziła po gwiazdach przez dłuższą chwilę próbując je policzyć, kiedy jednak te dwoiły się i troiły, a w pewnym momencie poczuła, że mimowolnie buja się w tył i przód, wróciła zdezorientowanym spojrzeniem na Anthony'ego.
- Jadę do rodziców, na dwa tygodnie, ale Ty masz zamiar wyjechać na stałe? Z tego co pamiętam - mimo wszystko uparcie drążyła temat, bo nie mogła tego zrozumieć. Nawet nie obchodziła jej przyczyna rzucenia szkoły, tylko obudziła się w niej egoistyczna strona, która nie potrafiła przyjąć tej rzeczy do świadomości. Następnie znowu przyssała się do butelki z ognistą, która stosunkowo szybko znikała z naczynia, a sama Angielka była w coraz gorszym stanie.
Re: Wzgórze
On jak na razie wolał nie pić, wiedział, że może skończyć się na pewno jakąś popełnioną głupotą, jakimś błędem, biorąc pod uwagę jak bardzo ostatnimi czasy chodził pobudzony.
- Potrzebujesz mojej pomocy?- spytał całkiem naturalnie.- W każdej chwili mogę mu obić ryj.- dodał i poczuł, że z chęcią walnąłby go teraz, bardzo mocno, najchętniej zabił, ugryzł, pokopał.
- Więc przestań już pić, bo nie wstaniesz jutro na pociąg.- popatrzył na to jak przysysa się do butelki z alkoholem. Pewnie będzie musiał zatargać ją do niej do domu, bo nie zostawiłby jej tu taką pijaną, biorąc pod uwagę, że mogłoby jej się coś stać jakby spadła z tego wzgórza.
- Na zawsze, ale mam nadzieję, że nie widzimy się po raz ostatni.- starał się uśmiechnąć, jednak z niewiadomego powodu Connor go tak zdenerwował, że myślał tylko, że z chęcią by się z nim teraz spotkał.
- Potrzebujesz mojej pomocy?- spytał całkiem naturalnie.- W każdej chwili mogę mu obić ryj.- dodał i poczuł, że z chęcią walnąłby go teraz, bardzo mocno, najchętniej zabił, ugryzł, pokopał.
- Więc przestań już pić, bo nie wstaniesz jutro na pociąg.- popatrzył na to jak przysysa się do butelki z alkoholem. Pewnie będzie musiał zatargać ją do niej do domu, bo nie zostawiłby jej tu taką pijaną, biorąc pod uwagę, że mogłoby jej się coś stać jakby spadła z tego wzgórza.
- Na zawsze, ale mam nadzieję, że nie widzimy się po raz ostatni.- starał się uśmiechnąć, jednak z niewiadomego powodu Connor go tak zdenerwował, że myślał tylko, że z chęcią by się z nim teraz spotkał.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
Pomocy? Jestem chodzącym problemem, do tego teraz problemem z postrzępionym życiem emocjonalnym, wszędzie są jakieś plotki na mój temat, które mnie denerwują a w ogóle to mogłabym rządzić światem, tylko mi się nie chce... wszystko to co przeszło jej przez myśl skwitowała lekkim uśmiechem i krótkim:
- Obejdzie się bez tego, rozeszliśmy się po przyjacielsku. I nie waż się tego komentować - a następnie wcisnęła mu w ręce butelkę, zabierając się do huśtania. Wprawdzie nie był to najlepszy pomysł, bo świat sam w sobie już jej wirował od dobrych pięciu minut, ale miała wakacje! W pewnym momencie bez żadnego wyjaśnienia zatrzymała się, pokracznie zlazła na ziemię i gdy tylko poprawiła kwiecisty bralet, spojrzała wściekła na Wilsona.
- Nadal nie wiem dlaczego wyjeżdżasz i mnie to nie obchodzi, ale Ci nie pozwalam. Rozumiesz? Nie pozwalam! - dźgnęła go palcem w środek klatki piersiowej, to znaczy tak jej się wydawało, bo w efekcie jej paznokieć zboczył z prostej drogi nieco na prawo, ale nie przejęła się tym, uderzając go dla wzmocnienia efektu pięścią w tors. Widać właśnie wkraczała w nieco agresywną fazę upicia na smutno, a Wilson chcąc nie chcąc znów był jej workiem treningowym.
- Obejdzie się bez tego, rozeszliśmy się po przyjacielsku. I nie waż się tego komentować - a następnie wcisnęła mu w ręce butelkę, zabierając się do huśtania. Wprawdzie nie był to najlepszy pomysł, bo świat sam w sobie już jej wirował od dobrych pięciu minut, ale miała wakacje! W pewnym momencie bez żadnego wyjaśnienia zatrzymała się, pokracznie zlazła na ziemię i gdy tylko poprawiła kwiecisty bralet, spojrzała wściekła na Wilsona.
- Nadal nie wiem dlaczego wyjeżdżasz i mnie to nie obchodzi, ale Ci nie pozwalam. Rozumiesz? Nie pozwalam! - dźgnęła go palcem w środek klatki piersiowej, to znaczy tak jej się wydawało, bo w efekcie jej paznokieć zboczył z prostej drogi nieco na prawo, ale nie przejęła się tym, uderzając go dla wzmocnienia efektu pięścią w tors. Widać właśnie wkraczała w nieco agresywną fazę upicia na smutno, a Wilson chcąc nie chcąc znów był jej workiem treningowym.
Re: Wzgórze
To wszystko to było jej sprawą i Anthony nie czuł się upoważniony by wkraczać w tą sferę jej życia. Słysząc jej odpowiedź jedynie uśmiechnął się delikatnie. Nie istniało nic takiego, ale przecież nie będzie jej uświadamiał, w końcu sama bardzo dobrze się o tym kiedyś dowie. Kiedy wcisnęła mu butelkę w dłoń, wzruszył lekko ramionami i oddalił się kilka kroków od huśtawki. Przytknął usta i napił się kilka łyków alkoholu. Nie chciał dziś pić, jednak od paru łyków jeszcze nie będzie pijany. Zakręcił ją po chwili i odłożył na bok widząc jak Andrea zeszła z huśtawki i zmierza ku niemu z wyraźną chęcią pobicia go. Widząc jej całą reakcje uśmiechnął się pobłażliwie, bo mimo wszystko nie bolało go to co robiła ta drobna osóbka. Bez zbytecznych słów wytłumaczenia złapał ją mocno w pasie i podniósł tak by wysokość jego twarzy była na wysokości twarzy dziewczyny. Przytulił ją z wesołym uśmiechem na ustach.
-Przestań się już tyle złościć, mała.- mruknął bez większego tłumaczenia, trzymając ją tak i przytulając, by ta nie mogła stopami dotykać ziemi.
-Przestań się już tyle złościć, mała.- mruknął bez większego tłumaczenia, trzymając ją tak i przytulając, by ta nie mogła stopami dotykać ziemi.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
Chciała go uderzyć jeszcze raz a potem kolejny, kiedy ten jednak skutecznie jej to uniemożliwił, objęła go rękami wokół szyi z taką siłą, jakby zaraz go miała udusić.
- To nie była odpowiedź na pytanie - westchnęła, zamykając oczy. Zważając na to, że nic jej to nie dało a helikopter w głowie co najwyżej nasilił się, otworzyła je z powrotem próbując skupić się na jakimś martwym punkcie, tym razem na świetle dobiegającym prawdopodobnie z głównej ulicy.
- Nie pozwalam Ci wyjechać, Wilson, i mam w dupie to, że masz jakiś powód - powtórzyła nieco luzując uścisk, a głowę oparła o jego ramię, kosmykami włosów delikatnie łaskocząc go po policzku. Wbrew pozorom i wbrew wszystkim docinkom jakie usłyszał z jej strony lubiła go i nie chciała, żeby wyjeżdżał ze szkoły.
- To nie była odpowiedź na pytanie - westchnęła, zamykając oczy. Zważając na to, że nic jej to nie dało a helikopter w głowie co najwyżej nasilił się, otworzyła je z powrotem próbując skupić się na jakimś martwym punkcie, tym razem na świetle dobiegającym prawdopodobnie z głównej ulicy.
- Nie pozwalam Ci wyjechać, Wilson, i mam w dupie to, że masz jakiś powód - powtórzyła nieco luzując uścisk, a głowę oparła o jego ramię, kosmykami włosów delikatnie łaskocząc go po policzku. Wbrew pozorom i wbrew wszystkim docinkom jakie usłyszał z jej strony lubiła go i nie chciała, żeby wyjeżdżał ze szkoły.
Re: Wzgórze
Kiedy obejmowała go tak mocno, chciało mu się bardzo głośno śmiać, bo było to zabawne w jej wykonaniu, chociaż może gdyby się bardziej przyłożyła i nie byłaby pijana lepiej by jej to wychodziło.
- Chcę wyjechać, muszę wyjechać i wyjadę. Nie psujmy sobie niepotrzebnie humorów.- mruknął wciąż trzymając ją blisko siebie. Często się na nią złościł, ale przez ostatni czas była mu bliska pomimo tego, że czasami chciał ją wyrzucić z wieży.
- Więc co mam zrobić? Zaplanuj mi przyszłość tutaj...- odstawił ją ponownie na ziemie i popatrzył na nią z góry. - Nic mnie tu nie czeka An.- wzruszył lekko ramionami, bo dla niego było to jasne nie od dziś. Odwrócił się do niej bokiem i usiadł na trawie spoglądając na wioskę w dole wzgórza. Gdzieniegdzie w domach widać było zapalone świeczki.
- Chcę wyjechać, muszę wyjechać i wyjadę. Nie psujmy sobie niepotrzebnie humorów.- mruknął wciąż trzymając ją blisko siebie. Często się na nią złościł, ale przez ostatni czas była mu bliska pomimo tego, że czasami chciał ją wyrzucić z wieży.
- Więc co mam zrobić? Zaplanuj mi przyszłość tutaj...- odstawił ją ponownie na ziemie i popatrzył na nią z góry. - Nic mnie tu nie czeka An.- wzruszył lekko ramionami, bo dla niego było to jasne nie od dziś. Odwrócił się do niej bokiem i usiadł na trawie spoglądając na wioskę w dole wzgórza. Gdzieniegdzie w domach widać było zapalone świeczki.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
Gdy odstawił ją na ziemię wlepiła w niego błękitne tęczówki, krzywiąc się nieznacznie na twarzy a do tego skrzyżowała ręce pod piersiami, grzebiąc czubkiem buta dziurę w ziemi. Wyglądem przypominała teraz dziecko na kazaniu, a tak naprawdę uważnie analizowała słowa Anthony'ego w myślach. Kiedy wykopała minimalny dołek, przeniosła na niego wzrok, stwierdzając mimowolnie, że na tej dziurze później ktoś się wywróci - a może to spotka samego twórcę, czyli ją?- ale to było tylko cisza przed burzą.
- Najpierw skończ szkołę a później myśl - burknęła pod nosem, ostatecznie siadając obok chłopaka. Gdy zapadła między nimi cisza, Angielka jakby nigdy nic walnęła go pięścią w ramię.
- Nie możesz mi tego zrobić - wszystko byłoby zupełnie normalne w jej przypadku, gdyby nie to, że w jej oczach pojawiły się malutkie łezki. Wyłapując ten moment słabości odwróciła głowę, zakrywając się falą splątanych włosów.
- Najpierw skończ szkołę a później myśl - burknęła pod nosem, ostatecznie siadając obok chłopaka. Gdy zapadła między nimi cisza, Angielka jakby nigdy nic walnęła go pięścią w ramię.
- Nie możesz mi tego zrobić - wszystko byłoby zupełnie normalne w jej przypadku, gdyby nie to, że w jej oczach pojawiły się malutkie łezki. Wyłapując ten moment słabości odwróciła głowę, zakrywając się falą splątanych włosów.
Strona 1 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 1 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach