Wzgórze
+24
Owena Blodeuwedd
Aaron Matluck
Morwen Blodeuwedd
Morpheus A. Maponos
Maja Vulkodlak
Caitlyn A. Hathaway
Gloria Stark
Adrienne Matluck
Connor Campbell
Marianna Vulkodlak
Ian Ames
Misza Gregorovic
Iris Xakly
Antonija Vedran
Audrey Roshwel
Quinn Larivaara
Zoja Yordanova
Anthony Wilson
Andrea Jeunesse
Nancy Baldwin
Mistrz Gry
James Scott
Malcolm McMillan
Brennus Lancaster
28 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 7 z 8
Strona 7 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Wzgórze
First topic message reminder :
Na uboczu magicznej wioski znajduje się niewysokie wzgórze, na które wspięcie się nie stanowi wyzwania nawet dla dziecka. Na jego szczycie znajduje się rozłożyste drzewo z huśtawką zrobioną przez uczniów Hogwartu.
Pomimo niezbyt stromego zbocza, uważaj. Niejeden skręcił tu już kark.
Na uboczu magicznej wioski znajduje się niewysokie wzgórze, na które wspięcie się nie stanowi wyzwania nawet dla dziecka. Na jego szczycie znajduje się rozłożyste drzewo z huśtawką zrobioną przez uczniów Hogwartu.
Pomimo niezbyt stromego zbocza, uważaj. Niejeden skręcił tu już kark.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Tośka po wysłaniu swojej sowy prosto z sowiarni zebrała się w sobie na tyle aby ruszyć biegiem w kierunku Hogsmeade. W swoich trampkach, dżinsach i skórzanej kurtce wyglądała niekoniecznie jak fanatyk zdrowego stylu życia, ale biegła chcąc jak najszybciej zobaczyć się z Norą. Bo nie ukrywajmy- tylko Nora mogła jej pomóc. Tylko Nora mogła posklejać życie Tośki w jedną całość jednym małym zaklęciem. Tylko Norze ufała na tyle żeby opowiedzieć jej wszystko to co sprawiło iż straciła wszystko na czym jej kiedykolwiek zależało. Tylko Nora mogła grzebać w jej głowie żeby wszystko naprawić.
Kondycja Vedranki nie była powalająca i kolka złapała ją na głównej ulicy Hogsmeade. Trzymając się za bok ruszyła więc zwykłym krokiem w kierunku wzgórza w głowie starając się zredagować tekst który sprezentuje swojej starszej i z pewnością mądrzejszej siostrze. Nic normalnego nie przychodziło jej do głowy i za to też była zła na siebie. Za to i za to, że jej umysł pozwala sobie wizualizować ręce Tony'ego w jej majtkach. Pamięć jeszcze podsuwała wyraz jego twarzy kiedy się odsunął od niej i odszedł. I to bolało. Tak bolało, że miała wrażenie iż odczuwa go już fizycznie.
Po zaróżowionych od biegu policzkach Chorwatki mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Wszystko się spieprzyło. Ona i Connor. Ona i Anthony. Ona i Quinn. Wszystkie relacje na których jej zależało rozsypały się w drobny mak. Została tylko Nora. I bracia. I Ana. Bracia byli jednak zbyt pochłonięci studenckim życiem, aby zawrócić im głowę swoim problemem. Nie wyobrażała sobie też rozmowy z którymkolwiek z nich zaczynającej się od "Musisz mi wymazać pamięć, bo jestem bezwstydną dziwką". Ana odpadała z przyczyny oczywistej: nie rozmawiały ze sobą. Ich stosunki można określić jako letnie. Letnie jak herbata zostawiona zbyt długo na pastwę losu. Niby jest dobra, ale nie powala smakiem tak jak wrząca herbata. W tym układzie najlepiej było jej z Norą. Ona nigdy nie oceniała jej negatywnie. Przyjaźniły się przecież.
Gdy doszła już do szczytu zobaczyła swoją siostrę wyraźnie na nią czekającą. Dłońmi wytarła mokre od słonych łez policzki i podeszła do studentki zarzucając jej ręce na szyję i przytulając się mocno.
- Musisz mi wymazać pamięć, Nora - wyszeptała jej do ucha, a po policzkach spłynęły świeże łzy pełne bezradności. Chciała tego. Tak bardzo tego chciała. A jednocześnie się bała. Bała, że Nora odmówi.
Kondycja Vedranki nie była powalająca i kolka złapała ją na głównej ulicy Hogsmeade. Trzymając się za bok ruszyła więc zwykłym krokiem w kierunku wzgórza w głowie starając się zredagować tekst który sprezentuje swojej starszej i z pewnością mądrzejszej siostrze. Nic normalnego nie przychodziło jej do głowy i za to też była zła na siebie. Za to i za to, że jej umysł pozwala sobie wizualizować ręce Tony'ego w jej majtkach. Pamięć jeszcze podsuwała wyraz jego twarzy kiedy się odsunął od niej i odszedł. I to bolało. Tak bolało, że miała wrażenie iż odczuwa go już fizycznie.
Po zaróżowionych od biegu policzkach Chorwatki mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Wszystko się spieprzyło. Ona i Connor. Ona i Anthony. Ona i Quinn. Wszystkie relacje na których jej zależało rozsypały się w drobny mak. Została tylko Nora. I bracia. I Ana. Bracia byli jednak zbyt pochłonięci studenckim życiem, aby zawrócić im głowę swoim problemem. Nie wyobrażała sobie też rozmowy z którymkolwiek z nich zaczynającej się od "Musisz mi wymazać pamięć, bo jestem bezwstydną dziwką". Ana odpadała z przyczyny oczywistej: nie rozmawiały ze sobą. Ich stosunki można określić jako letnie. Letnie jak herbata zostawiona zbyt długo na pastwę losu. Niby jest dobra, ale nie powala smakiem tak jak wrząca herbata. W tym układzie najlepiej było jej z Norą. Ona nigdy nie oceniała jej negatywnie. Przyjaźniły się przecież.
Gdy doszła już do szczytu zobaczyła swoją siostrę wyraźnie na nią czekającą. Dłońmi wytarła mokre od słonych łez policzki i podeszła do studentki zarzucając jej ręce na szyję i przytulając się mocno.
- Musisz mi wymazać pamięć, Nora - wyszeptała jej do ucha, a po policzkach spłynęły świeże łzy pełne bezradności. Chciała tego. Tak bardzo tego chciała. A jednocześnie się bała. Bała, że Nora odmówi.
Re: Wzgórze
Podniosła się do nieco bardziej przyzwoitej pozycji gdy tylko jej czuły, połowicznie wilczy nos wyczuł bardziej niż znajomą woń siostrzyczki. Nawet wiedząc, że Tonce dotarcie na wzgórze zajmie jeszcze kilka chwil, zdecydowała się usiąść, z grubsza otrzepać, odkleić wilgotną koszulkę od pleców - i czekać, by później bez wahania przyjąć szturm młodocianej, przygarniając ją do siebie.
To, że było źle, było widać. To, jak bardzo było źle miało okazać się później, choć prośba, wręcz błaganie Antosi było pewnym punktem zaczepienia dla stosownej oceny. Bo wiecie, gdy ktoś chce mieć wymazaną pamięć to jest... tragicznie? Blisko końca świata albo już po nim?
Oczywiście, Nora nie mogła się zgodzić. To całkiem jasne, prawda? Była starszą siostrą. Rozsądną, gotową zatrząść całym światem, byle tylko dopaść każdego, kto skrzywdził jej siostrzyczkę. Była gotowa gryźć, szarpać, przelewać krew każdego, kto tknął jej rodzinę choćby małym palcem. Była gotowa poświęcić się całą dla swych bliskich. Zwierzęca miłość była silna, a przecież właśnie w ten sposób kochała Nora - pierwotnie, zgodnie z pierwszymi instynktami, jakie budziły się w każdym żyjącym stworzeniu. I właśnie dlatego - być może - nie mogła się zgodzić. Pozbawienie pamięci? To tylko ładnie brzmi. Nie mogła powiedzieć, że prawdę poznała na samej sobie, ale, hej, stracić wspomnienia to stracić część siebie. To jedna z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać człowieka, choć czasem może wydawać się doskonałą drogą ucieczki. Vedranówna nigdy, przenigdy nie zrobiłaby czegoś podobnego komukolwiek ze swych bliskich... Nawet, gdyby umiała. Bo przecież nie potrafiła. Zaklęcie amnezji mogło być stosowane jako terapeutyczne, zaliczać się w szczególnych przypadkach do uzdrowicielskich, ale Nora zwyczajnie go nie znała. Zawsze była pierdołą jeśli chodzi o zaklęcia, nie?
To jednak w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia. Ostatecznie gdyby jej zależało, to ściągnęłaby tutaj najlepszego specjalistę w branży, byle tylko spełnił prośbę Tonki. Ale nic takiego nie zrobi. Nie miała najmniejszego zamiaru.
Mrużąc oczy, przez długą chwilę przytulała tylko siostrę do siebie, niemal miażdżąc w silnym uścisku. To jasne, że krew się w niej zagotowała. To jasne, że w jasnych oczach zagościł drapieżny błysk. Ktoś skrzywdził małą Tonkę (cóż, tak przynajmniej wyglądało to z perspektywy Nory), jak mogłoby więc być inaczej?
Gdy wreszcie udało jej się rozluźnić nieco uchwyt a sama Puchonka znalazła się już obok, na wilgotnej trawie, studentka spojrzała na nią uważnie. Nie zdecydowała się na puszczenie jej, wciąż trzymała ją w objęciach, choć luźniejszych, dających nieco pola manewru. Bała się, że gdy puści, Antonija rozsypie się do reszty.
- Hej, spójrz na mnie - rzuciła cicho, delikatnie zmuszając siostrę, by ta skrzyżowała z nią spojrzenia. Nie mówiła głośno, bo nie było takiej potrzeby. Były dość blisko, by szept czy półgłos były wystarczającą formą komunikacji. - Co się dzieje, kochanie? Powiedz mi. - Delikatnym ruchem dłoni otarła najpierw jeden, potem drugi policzek swojej małej dziewczynki, ścierając niesforne łzy.
To, że było źle, było widać. To, jak bardzo było źle miało okazać się później, choć prośba, wręcz błaganie Antosi było pewnym punktem zaczepienia dla stosownej oceny. Bo wiecie, gdy ktoś chce mieć wymazaną pamięć to jest... tragicznie? Blisko końca świata albo już po nim?
Oczywiście, Nora nie mogła się zgodzić. To całkiem jasne, prawda? Była starszą siostrą. Rozsądną, gotową zatrząść całym światem, byle tylko dopaść każdego, kto skrzywdził jej siostrzyczkę. Była gotowa gryźć, szarpać, przelewać krew każdego, kto tknął jej rodzinę choćby małym palcem. Była gotowa poświęcić się całą dla swych bliskich. Zwierzęca miłość była silna, a przecież właśnie w ten sposób kochała Nora - pierwotnie, zgodnie z pierwszymi instynktami, jakie budziły się w każdym żyjącym stworzeniu. I właśnie dlatego - być może - nie mogła się zgodzić. Pozbawienie pamięci? To tylko ładnie brzmi. Nie mogła powiedzieć, że prawdę poznała na samej sobie, ale, hej, stracić wspomnienia to stracić część siebie. To jedna z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać człowieka, choć czasem może wydawać się doskonałą drogą ucieczki. Vedranówna nigdy, przenigdy nie zrobiłaby czegoś podobnego komukolwiek ze swych bliskich... Nawet, gdyby umiała. Bo przecież nie potrafiła. Zaklęcie amnezji mogło być stosowane jako terapeutyczne, zaliczać się w szczególnych przypadkach do uzdrowicielskich, ale Nora zwyczajnie go nie znała. Zawsze była pierdołą jeśli chodzi o zaklęcia, nie?
To jednak w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia. Ostatecznie gdyby jej zależało, to ściągnęłaby tutaj najlepszego specjalistę w branży, byle tylko spełnił prośbę Tonki. Ale nic takiego nie zrobi. Nie miała najmniejszego zamiaru.
Mrużąc oczy, przez długą chwilę przytulała tylko siostrę do siebie, niemal miażdżąc w silnym uścisku. To jasne, że krew się w niej zagotowała. To jasne, że w jasnych oczach zagościł drapieżny błysk. Ktoś skrzywdził małą Tonkę (cóż, tak przynajmniej wyglądało to z perspektywy Nory), jak mogłoby więc być inaczej?
Gdy wreszcie udało jej się rozluźnić nieco uchwyt a sama Puchonka znalazła się już obok, na wilgotnej trawie, studentka spojrzała na nią uważnie. Nie zdecydowała się na puszczenie jej, wciąż trzymała ją w objęciach, choć luźniejszych, dających nieco pola manewru. Bała się, że gdy puści, Antonija rozsypie się do reszty.
- Hej, spójrz na mnie - rzuciła cicho, delikatnie zmuszając siostrę, by ta skrzyżowała z nią spojrzenia. Nie mówiła głośno, bo nie było takiej potrzeby. Były dość blisko, by szept czy półgłos były wystarczającą formą komunikacji. - Co się dzieje, kochanie? Powiedz mi. - Delikatnym ruchem dłoni otarła najpierw jeden, potem drugi policzek swojej małej dziewczynki, ścierając niesforne łzy.
Re: Wzgórze
Wtulała się w ramię siostry, a łzy płynęły gęstym strumieniem. Łapała chciwie powietrze nie mogąc w żaden sposób się uspokoić pełna wdzięczności do Nory, że ta zdecydowała się w ogóle pojawić o tak nieludzkiej porze jaką było niedzielne późne popołudnie. Pewnie jutro czeka ją masa zajęć którym powinna poświęcić niedzielne popołudnie, a mimo wszystko zdecydowała się pojawić. To dla Tośki naprawdę dużo znaczyło. I tak, wciąż sądziła, że siostra jest w stanie użyć na niej zaklęcia "Obliviate" i sprawić, że jej rzeczywistość odzyska namiastkę normalności.
Po pewnym czasie z jej oczu przestały spływać łzy, a oddech powrócił do normy. I to był ten czas w którym zmieniła pozycję siadając na zamarzniętej trawie obok siostry. Wątłymi ramionami objęła kolana które podciągnęła nieco wyżej i przez długą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią patrząc siostrze prosto w oczy. Co się dzieje? Źle się dzieje.
- Ja i Tony... My... - tylko tyle zdołała z siebie wydusić zanim jej drobne ciało mimowolnie zadrżało ściskając jej gardło. Wielka gula pojawiła się znikąd i uniemożliwiła mówienie. Chorwatka zacisnęła więc swoje pełne wargi w wąską kreskę i powoli wciągnęła powietrze nosem, a zaszklone oczy wciąż wpatrywały się w twarz siostry. Nie chciała żeby Nora musiała się wszystkiego domyślać. Chciała jej to powiedzieć. Wiedziała, że nie będzie osądzona przez okrutnego sędzię. Wiedziała, że ma szansę na zrozumienie. Jej struny głosowe odmawiały jednak współpracy. Spuściła więc wzrok na swoje kolana i wciągnęła głęboko powietrze do płuc.
- Pożądam go odkąd ze sobą spaliśmy po raz pierwszy. Ja... zakochuję się w nim. Nie potrafię patrzeć na niego tak jak kiedyś... Dlatego chcę zapomnieć. Chcę żebyśmy mieli to co kiedyś. Ja go potrzebuję, Nora - wyszeptała zaciskając mocno powieki. Prawda która wypłynęła z jej ust nie zadziałała oczyszczająco. Poczuła się jeszcze gorzej. Wsunęła ręce w gęste włosy przeczesując je lekko drżącymi palcami. Siostra wiedziała ile ten Szkot dla niej znaczył. W końcu przyjaźnili się od pierwszego dnia Hogwartu i mieli przyjaźnić przez całe życie. Jak mogła więc dopuścić do tej sytuacji? Jak mogła pozwolić mu odejść?
- On mnie nigdy nie pokocha w ten sposób dlatego musisz wymazać mi pamięć. Musisz sprawić, że znowu będzie Tośkiem z którym nie spałam. Wtedy wrócę do Connora. Wtedy wszystko się ułoży. Wszyscy będą szczęśliwi. Ja będę szczęśliwa. Proszę, zrób to, proszę - dalej szeptała jakby bojąc się, że głośna rozmowa dostanie się do niepowołanych uszu. Na wzgórzu były jednak same i nie ważne jak cicho mówiła to wilkołacza siostra słyszała wszystko dokładnie. Słyszała ból w jej głosie. Wiedziała ile to wszystko znaczy dla Puchonki. I może zdoła się przekonać do tego, że Tośka naprawdę potrzebuje jednego małego Zaklęcia Zapomnienia...
Po pewnym czasie z jej oczu przestały spływać łzy, a oddech powrócił do normy. I to był ten czas w którym zmieniła pozycję siadając na zamarzniętej trawie obok siostry. Wątłymi ramionami objęła kolana które podciągnęła nieco wyżej i przez długą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią patrząc siostrze prosto w oczy. Co się dzieje? Źle się dzieje.
- Ja i Tony... My... - tylko tyle zdołała z siebie wydusić zanim jej drobne ciało mimowolnie zadrżało ściskając jej gardło. Wielka gula pojawiła się znikąd i uniemożliwiła mówienie. Chorwatka zacisnęła więc swoje pełne wargi w wąską kreskę i powoli wciągnęła powietrze nosem, a zaszklone oczy wciąż wpatrywały się w twarz siostry. Nie chciała żeby Nora musiała się wszystkiego domyślać. Chciała jej to powiedzieć. Wiedziała, że nie będzie osądzona przez okrutnego sędzię. Wiedziała, że ma szansę na zrozumienie. Jej struny głosowe odmawiały jednak współpracy. Spuściła więc wzrok na swoje kolana i wciągnęła głęboko powietrze do płuc.
- Pożądam go odkąd ze sobą spaliśmy po raz pierwszy. Ja... zakochuję się w nim. Nie potrafię patrzeć na niego tak jak kiedyś... Dlatego chcę zapomnieć. Chcę żebyśmy mieli to co kiedyś. Ja go potrzebuję, Nora - wyszeptała zaciskając mocno powieki. Prawda która wypłynęła z jej ust nie zadziałała oczyszczająco. Poczuła się jeszcze gorzej. Wsunęła ręce w gęste włosy przeczesując je lekko drżącymi palcami. Siostra wiedziała ile ten Szkot dla niej znaczył. W końcu przyjaźnili się od pierwszego dnia Hogwartu i mieli przyjaźnić przez całe życie. Jak mogła więc dopuścić do tej sytuacji? Jak mogła pozwolić mu odejść?
- On mnie nigdy nie pokocha w ten sposób dlatego musisz wymazać mi pamięć. Musisz sprawić, że znowu będzie Tośkiem z którym nie spałam. Wtedy wrócę do Connora. Wtedy wszystko się ułoży. Wszyscy będą szczęśliwi. Ja będę szczęśliwa. Proszę, zrób to, proszę - dalej szeptała jakby bojąc się, że głośna rozmowa dostanie się do niepowołanych uszu. Na wzgórzu były jednak same i nie ważne jak cicho mówiła to wilkołacza siostra słyszała wszystko dokładnie. Słyszała ból w jej głosie. Wiedziała ile to wszystko znaczy dla Puchonki. I może zdoła się przekonać do tego, że Tośka naprawdę potrzebuje jednego małego Zaklęcia Zapomnienia...
Re: Wzgórze
Anthony Wilson, znajdę cię i zabiję.
Odetchnęła bardzo, bardzo powoli. Bardzo. Tak powoli, by niemal czuć, jak wąski strumyczek powietrza najpierw wpływa przez nozdrza, tchawicę, krtań, oskrzela i jak wypełnia pojedyncze pęcherzyki płucne, a potem wypływa tą samą drogą, ocierając się o drogi przewodów oddechowych. Jeszcze raz. I jeszcze jeden.
Dlaczego on zawsze musiał być źródłem problemów?
Nie obwiniała Puchonki trochę dlatego, że była jej siostrą i co złego, to na pewno nie ona/i], w większej mierze zaś dla tego, że po prostu Antosia znała. Był jej przyjacielem, pewnie, chłopakiem niewiarygodnie jej bliskim, doskonale znała jednak wszystkie jego wady. I... Szlag by to trafił, co miała z nim zrobić? Czasem sądziła - i teraz też, była co do tego przekonana - że należałoby go przypiąć gdzieś w środku lasu do drzewa, na krótkiej smyczy, że to wiele by ułatwiło.
- Tosia... - Chrząknęła cicho, przetarła twarz dłonią, spojrzała na siostrę poważnie. Po chwili uśmiechnęła się lekko, czule. - Wiesz, że nie mogę. Wiesz, że tego nie zrobię.
Mogłaby skłamać. Mogłaby powiedzieć: [i]tak, pewnie, tylko wiesz, muszę się nauczyć albo znaleźć kogoś, kto nam pomoże. Mogłaby tak powiedzieć, a potem kłamać dalej, odwlekając sprawę, wypychając ją coraz dalej i dalej w przyszłość, która nigdy nie miałaby nadejść. Mogłaby to robić aż do chwili, w której Tonka sama z siebie znów zaczęłaby żyć, w której nie zapomniałaby, ale w pewien sposób pogodziła się z tym, co było i poszła dalej.
Ale przecież to była jej siostra. Nie mogłaby się tak wobec niej zachować.
Milczała przez dłuższą chwilę, zbierając słowa. Znaleźć złoty środek, choćby jedno trafne zdanie, cokolwiek, co by pomogło. To nie było proste. Właściwie, to było cholernie trudne. Ostatecznie westchnęła cicho, pokręciła lekko głową i oparła brodę na ramieniu siostrzyczki. Nie mogła bagatelizować jej problemów, to byłoby żałosne, ale przecież...
Cóż, może dorosła. Może umiała spojrzeć na to jak dorosły człowiek - że to nie koniec świata, że będzie trudno, ale da się pójść krok dalej. Albo po prostu dawno (nigdy?) nie była tak zakochana, by pamiętać, jak bardzo to boli.
- Powiedz mi po kolei, co się stało, dobrze? - odezwała się wreszcie spokojnie. Nie chciała naciskać, ale musiała znać całą sytuację, a nie tylko jej zarys. Szczerze mówiąc, jej ostatnie informacje dotyczące życia Tośki to te, że była w szczęśliwym związku z Connorem. To źle, prawda? To cholernie źle, że pomimo jako-takiego ułożenia sobie życia, wciąż oddalała się od swych bliskich. Jasne, niektórzy powiedzieliby, że to normalne - zaczynała własne, dorosłe życie. Ale jej się to wcale nie podobało. - Byłaś z Connorem. Było wam dobrze. Antek... - Nie chciała zadać pytania, które Tośkę by zraniło. Nie chciała zrobić jej krzywdy. Łatwo było jednak domyślić się, nd czym Nora się zastanawiała. Czy to Antek zaciągnął cię do łóżka? Czy znów był tym pieprzonym myśliwym wykorzystującym chwilę słabości?
Odetchnęła bardzo, bardzo powoli. Bardzo. Tak powoli, by niemal czuć, jak wąski strumyczek powietrza najpierw wpływa przez nozdrza, tchawicę, krtań, oskrzela i jak wypełnia pojedyncze pęcherzyki płucne, a potem wypływa tą samą drogą, ocierając się o drogi przewodów oddechowych. Jeszcze raz. I jeszcze jeden.
Dlaczego on zawsze musiał być źródłem problemów?
Nie obwiniała Puchonki trochę dlatego, że była jej siostrą i co złego, to na pewno nie ona/i], w większej mierze zaś dla tego, że po prostu Antosia znała. Był jej przyjacielem, pewnie, chłopakiem niewiarygodnie jej bliskim, doskonale znała jednak wszystkie jego wady. I... Szlag by to trafił, co miała z nim zrobić? Czasem sądziła - i teraz też, była co do tego przekonana - że należałoby go przypiąć gdzieś w środku lasu do drzewa, na krótkiej smyczy, że to wiele by ułatwiło.
- Tosia... - Chrząknęła cicho, przetarła twarz dłonią, spojrzała na siostrę poważnie. Po chwili uśmiechnęła się lekko, czule. - Wiesz, że nie mogę. Wiesz, że tego nie zrobię.
Mogłaby skłamać. Mogłaby powiedzieć: [i]tak, pewnie, tylko wiesz, muszę się nauczyć albo znaleźć kogoś, kto nam pomoże. Mogłaby tak powiedzieć, a potem kłamać dalej, odwlekając sprawę, wypychając ją coraz dalej i dalej w przyszłość, która nigdy nie miałaby nadejść. Mogłaby to robić aż do chwili, w której Tonka sama z siebie znów zaczęłaby żyć, w której nie zapomniałaby, ale w pewien sposób pogodziła się z tym, co było i poszła dalej.
Ale przecież to była jej siostra. Nie mogłaby się tak wobec niej zachować.
Milczała przez dłuższą chwilę, zbierając słowa. Znaleźć złoty środek, choćby jedno trafne zdanie, cokolwiek, co by pomogło. To nie było proste. Właściwie, to było cholernie trudne. Ostatecznie westchnęła cicho, pokręciła lekko głową i oparła brodę na ramieniu siostrzyczki. Nie mogła bagatelizować jej problemów, to byłoby żałosne, ale przecież...
Cóż, może dorosła. Może umiała spojrzeć na to jak dorosły człowiek - że to nie koniec świata, że będzie trudno, ale da się pójść krok dalej. Albo po prostu dawno (nigdy?) nie była tak zakochana, by pamiętać, jak bardzo to boli.
- Powiedz mi po kolei, co się stało, dobrze? - odezwała się wreszcie spokojnie. Nie chciała naciskać, ale musiała znać całą sytuację, a nie tylko jej zarys. Szczerze mówiąc, jej ostatnie informacje dotyczące życia Tośki to te, że była w szczęśliwym związku z Connorem. To źle, prawda? To cholernie źle, że pomimo jako-takiego ułożenia sobie życia, wciąż oddalała się od swych bliskich. Jasne, niektórzy powiedzieliby, że to normalne - zaczynała własne, dorosłe życie. Ale jej się to wcale nie podobało. - Byłaś z Connorem. Było wam dobrze. Antek... - Nie chciała zadać pytania, które Tośkę by zraniło. Nie chciała zrobić jej krzywdy. Łatwo było jednak domyślić się, nd czym Nora się zastanawiała. Czy to Antek zaciągnął cię do łóżka? Czy znów był tym pieprzonym myśliwym wykorzystującym chwilę słabości?
Re: Wzgórze
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Zdecydowanie nie takiej odpowiedzi. Poderwała się pośpiesznie na nogi i otrzepała tyłek z obeschniętych liści które przyczepiły się do materiału jej dżinsów. Wepchnęła lekko trzęsące się dłonie w kieszenie kurtki i zaczęła przechadzać się w tą i z powrotem przed Norą.
- Ale ja tego chcę. Ja tego potrzebuję! - jej ton był wyższy o kilka oktaw, a oczy wydawały się po raz kolejny napełniać łzami. Było to jednak złudzenie. Nie miała już czym płakać. Drżącą dłonią wsunęła włosy za ucho z jednej strony i znów opadła na trawę obok siostry. Ignorując jej uważne spojrzenie zaczęła wpatrywać się w widoczny z daleka Hogwart.
Ciężar głowy Nory przypomniał jej o obecności siostry. Zacisnęła dłonie w piąstki wbijając jednocześnie przydługie paznokcie we wnętrze drobnej dłoni. Były już tak zmarznięte, że nie czuła bólu. Zacisnęła też na dłuższą chwilę wargi starając się o odpowiedni dobór słów do odpowiedzi.
- Byłam z Connorem. Było nam dobrze. A potem wszystko spieprzyłam po raz pierwszy. Po pijaku zaliczyłam szybki numerek z Wilsonem. Uczciwość nie pozwoliła mi być dalej z Co więc odeszłam podając prawdziwe powody. Nie mogłam być dalej z nim jednocześnie chcąc kogoś innego, prawda? Długo unikałam Tony'ego i rozmów z nim. Do wczoraj. Nasza rozmowa skończyła się złamaniem szkolnego regulaminu i tym, że się rozstaliśmy. ROZSTALIŚMY. On odszedł. Koniec. Zostałam sama - wydusiła z siebie powoli w ojczystym języku, bo tylko w tym języku potrafiła wyrażać się bez większych emocji. Emocje kojarzyły się jej z Wielką Brytanią, a więc językiem angielskim. Język chorwacki był językiem dzieciństwa. Bezosobowy, konieczny do komunikacji. Nic dobrego, ale też nic strasznie złego.
- Rozumiesz już? Nie mogę wrócić do Connora, bo nadal chcę Tony'ego. Chociaż Campbell pewnie nie chce już o mnie słyszeć. Spieprzyłam wszystko. Jak zwykle spieprzyłam wszystko. I kompletnie nie wiem jak mam to naprawić - wzruszyła bezradnie ramionami i ukryła twarz w dłoniach. Rozgrzane policzki wprost parzyły jej przemarznięte palce, ale kompletnie się tym nie przejmowała.
- Poproszę Anę. Założę się, że zawsze chciała pogrzebać mi w głowie - dodała cichutko podnosząc się znów z chłodnej ziemi.
- Ale ja tego chcę. Ja tego potrzebuję! - jej ton był wyższy o kilka oktaw, a oczy wydawały się po raz kolejny napełniać łzami. Było to jednak złudzenie. Nie miała już czym płakać. Drżącą dłonią wsunęła włosy za ucho z jednej strony i znów opadła na trawę obok siostry. Ignorując jej uważne spojrzenie zaczęła wpatrywać się w widoczny z daleka Hogwart.
Ciężar głowy Nory przypomniał jej o obecności siostry. Zacisnęła dłonie w piąstki wbijając jednocześnie przydługie paznokcie we wnętrze drobnej dłoni. Były już tak zmarznięte, że nie czuła bólu. Zacisnęła też na dłuższą chwilę wargi starając się o odpowiedni dobór słów do odpowiedzi.
- Byłam z Connorem. Było nam dobrze. A potem wszystko spieprzyłam po raz pierwszy. Po pijaku zaliczyłam szybki numerek z Wilsonem. Uczciwość nie pozwoliła mi być dalej z Co więc odeszłam podając prawdziwe powody. Nie mogłam być dalej z nim jednocześnie chcąc kogoś innego, prawda? Długo unikałam Tony'ego i rozmów z nim. Do wczoraj. Nasza rozmowa skończyła się złamaniem szkolnego regulaminu i tym, że się rozstaliśmy. ROZSTALIŚMY. On odszedł. Koniec. Zostałam sama - wydusiła z siebie powoli w ojczystym języku, bo tylko w tym języku potrafiła wyrażać się bez większych emocji. Emocje kojarzyły się jej z Wielką Brytanią, a więc językiem angielskim. Język chorwacki był językiem dzieciństwa. Bezosobowy, konieczny do komunikacji. Nic dobrego, ale też nic strasznie złego.
- Rozumiesz już? Nie mogę wrócić do Connora, bo nadal chcę Tony'ego. Chociaż Campbell pewnie nie chce już o mnie słyszeć. Spieprzyłam wszystko. Jak zwykle spieprzyłam wszystko. I kompletnie nie wiem jak mam to naprawić - wzruszyła bezradnie ramionami i ukryła twarz w dłoniach. Rozgrzane policzki wprost parzyły jej przemarznięte palce, ale kompletnie się tym nie przejmowała.
- Poproszę Anę. Założę się, że zawsze chciała pogrzebać mi w głowie - dodała cichutko podnosząc się znów z chłodnej ziemi.
Re: Wzgórze
- Hej, zaczekaj. - Przejście na chorwacki nie było trudne. Mówi się, że przy odpowiedniej dozie ignorancji można zapomnieć nawet swój język ojczysty, ale najwyraźniej to nieprawda. Choć Nora dawno już się nim nie posługiwała - nie odwiedzała rodzinnego kraju, nie wpadała do domu, nie komunikowała się ze swymi chorwackimi znajomymi, z rodzeństwem także rozmawiała coraz rzadziej, a jeśli już, to i tak zazwyczaj w języku angielskim - zrozumienie siostry nie było najmniejszym problemem, podobnie jak zatrzymanie jej brzmieniem tych samych, słowiańskich słów.
Nie miała w zwyczaju nikomu przerywać, co często odbierane było za zwykłą arogancję. Że nie słucha, że tylko udaje. Ale Tonka wiedziała, prawda? Wiedziała, że milczenie Nory nie jest niewychowaniem, a wręcz przeciwnie - objawem uwagi i skupienia. Bo studentka znała się aż za dobrze i za dobrze pamiętała, jak kończył się niewłaściwy dobór słów. A przecież to zawsze było dla niej trudne, wysławiać się tak, by nie palnąć czegoś głupiego, by nikogo nie zranić. Gdy więc milczała, składała odpowiednie zdania, szukała wyrażeń, zwrotów, które nie będą mieczem obosiecznym. Spośród setek możliwych fraz wybierała te, które do czegokolwiek się nadawały i nie pociągały za sobą czyichś łez czy rozgoryczenia.
- Poczekaj - powtórzyła więc, chwytając Antoniję za drobną, zmarzniętą dłoń i nie pozwalając jej odejść. - Chodź do mnie. Proszę. - Zmieniając nieco pozycję, lekkim ruchem głowy wskazała na swoje kolana. Przytulając siostrę, mogła ją rozgrzać. Przecież nie mogła pozwolić, by Puchonka dorobiła się jakiegoś zapalenia płuc, prawda?
- Przede wszystkim... - Gdy już zaczęła, obejmując drobną dziewczynę mocno (bo przecież nie ulegało wątpliwości, że Tonka zostanie, że da się ogrzać ciepłem wilczego ciała - Nora była w stanie podobną zgodę na niej wymusić, wziąć siłą), sięgnęła najpierw po banał. To zabawne, że dotąd w podobne frazesy nie wierząc, od niedawna zaczęła dostrzegać ich wartość. Jasne, to zwykłe bajki, słowa bez mocy sprawczej. Ale pomagają. Czasem. Czasem po prostu nie potrzeba nic więcej, jak głupiego, naiwnego zapewnienia. - Przede wszystkim nie pleć głupstw, mała. Nie jesteś sama. - Mimowolnie gładząc siostrę po plecach, tak, jak kiedyś, gdy były młodsze i miały okazję sypiać jeszcze pod jedną kołdrą, przekrzywiła lekko głowę, przyglądając jej się uważniej. Jej mała Tonka... Choć dzielił je zaledwie rok, dla Nory Antosia zawsze była małą dziewczynką. Zawsze. Wiek w metryczce nie miał nigdy nic do rzeczy.
Zgarniając pojedynczy kosmyk włosów z policzka Puchonki, odetchnęła cicho. Chciała powiedzieć, że z Antkiem zawsze były problemy, że on zawsze tylko tak potrafił, pojawić się znikąd, wejść z butami w środek życia, coś zniszczyć, coś zabrać. Chciała przyznać, że życie z Wilsonem było jedną wielką grą, pełną wyrzeczeń raczej niż kompromisów. Tylko po co? To nic by nie wniosło. Obie przecież dobrze o tym wiedziały.
- Kochasz go, Ton? - zapytała wreszcie cicho. Brak większego komentarza krótkiego sprawozdania Antoniji był tylko pozorny. Zadane pytanie było przecież komentarzem doskonałym, jedynym, jaki w tym momencie mógł cokolwiek coś znaczyć. Odpowiedź na to pytanie była z kolei jedyny, co przesądzić mogło o dalszych słowach Nory. Bo to przecież było całkiem proste, prawda? Ta cała gra, te zrywy serc... Sprowadzało się do tylko kilku zasad. - Kochasz Antka czy po prostu... - Uśmiechnęła się czule, przyglądając się siostrze. - Czy po prostu go pragniesz, jak pragnęło go wiele z nas? - Z nas. Naszych rówieśnic. Naszych znajomych i nieznajomych. Z
Z nas, czyli też spośród ciebie i mnie.
Nie miała w zwyczaju nikomu przerywać, co często odbierane było za zwykłą arogancję. Że nie słucha, że tylko udaje. Ale Tonka wiedziała, prawda? Wiedziała, że milczenie Nory nie jest niewychowaniem, a wręcz przeciwnie - objawem uwagi i skupienia. Bo studentka znała się aż za dobrze i za dobrze pamiętała, jak kończył się niewłaściwy dobór słów. A przecież to zawsze było dla niej trudne, wysławiać się tak, by nie palnąć czegoś głupiego, by nikogo nie zranić. Gdy więc milczała, składała odpowiednie zdania, szukała wyrażeń, zwrotów, które nie będą mieczem obosiecznym. Spośród setek możliwych fraz wybierała te, które do czegokolwiek się nadawały i nie pociągały za sobą czyichś łez czy rozgoryczenia.
- Poczekaj - powtórzyła więc, chwytając Antoniję za drobną, zmarzniętą dłoń i nie pozwalając jej odejść. - Chodź do mnie. Proszę. - Zmieniając nieco pozycję, lekkim ruchem głowy wskazała na swoje kolana. Przytulając siostrę, mogła ją rozgrzać. Przecież nie mogła pozwolić, by Puchonka dorobiła się jakiegoś zapalenia płuc, prawda?
- Przede wszystkim... - Gdy już zaczęła, obejmując drobną dziewczynę mocno (bo przecież nie ulegało wątpliwości, że Tonka zostanie, że da się ogrzać ciepłem wilczego ciała - Nora była w stanie podobną zgodę na niej wymusić, wziąć siłą), sięgnęła najpierw po banał. To zabawne, że dotąd w podobne frazesy nie wierząc, od niedawna zaczęła dostrzegać ich wartość. Jasne, to zwykłe bajki, słowa bez mocy sprawczej. Ale pomagają. Czasem. Czasem po prostu nie potrzeba nic więcej, jak głupiego, naiwnego zapewnienia. - Przede wszystkim nie pleć głupstw, mała. Nie jesteś sama. - Mimowolnie gładząc siostrę po plecach, tak, jak kiedyś, gdy były młodsze i miały okazję sypiać jeszcze pod jedną kołdrą, przekrzywiła lekko głowę, przyglądając jej się uważniej. Jej mała Tonka... Choć dzielił je zaledwie rok, dla Nory Antosia zawsze była małą dziewczynką. Zawsze. Wiek w metryczce nie miał nigdy nic do rzeczy.
Zgarniając pojedynczy kosmyk włosów z policzka Puchonki, odetchnęła cicho. Chciała powiedzieć, że z Antkiem zawsze były problemy, że on zawsze tylko tak potrafił, pojawić się znikąd, wejść z butami w środek życia, coś zniszczyć, coś zabrać. Chciała przyznać, że życie z Wilsonem było jedną wielką grą, pełną wyrzeczeń raczej niż kompromisów. Tylko po co? To nic by nie wniosło. Obie przecież dobrze o tym wiedziały.
- Kochasz go, Ton? - zapytała wreszcie cicho. Brak większego komentarza krótkiego sprawozdania Antoniji był tylko pozorny. Zadane pytanie było przecież komentarzem doskonałym, jedynym, jaki w tym momencie mógł cokolwiek coś znaczyć. Odpowiedź na to pytanie była z kolei jedyny, co przesądzić mogło o dalszych słowach Nory. Bo to przecież było całkiem proste, prawda? Ta cała gra, te zrywy serc... Sprowadzało się do tylko kilku zasad. - Kochasz Antka czy po prostu... - Uśmiechnęła się czule, przyglądając się siostrze. - Czy po prostu go pragniesz, jak pragnęło go wiele z nas? - Z nas. Naszych rówieśnic. Naszych znajomych i nieznajomych. Z
Z nas, czyli też spośród ciebie i mnie.
Re: Wzgórze
Był sierpień, przez co wakacje chyliły się ku końcowi i zostało już mniej niż dwie tygodnie do rozpoczęcia się szkoły i nie było to dziwne, jednak chłopak wcale nie chciał wrócić do szkoły, bynajmniej nie z powodu dużej ilości nauki. Te dwa miesiące wolnego od Hogwartu w zupełności nie oznaczały wolnego czasu dla Anthonyego który spędził swoje wakacje dorabiając sobie jako barman w mało uczęszczanym małym barze w Londynie pomieszkując kątem u mugola z którym zdążył się już przez ten czas zaprzyjaźnić. Jeśli jednak chodzi o "starych" przyjaciół to nie widywał ich w zupełności, praktycznie w ogóle nie odwiedzał wioski. Nie chciał i jeśli chodzi o ten aspekt, to uważał, że wyszło mu to na dobre. Przestał pakować się w towarzyskie dramy, nie zaliczał już każdej napotkanej dziewczyny, tym bardziej koleżanek na których mu zależało.
Żył teraz praktycznie jak mugol i w sumie nigdy nie spodziewałby sie, że takie życie będzie mu odpowiadać, że znajdzie tam przyjaciół i dziewczynę. Tak, Wilson był oficjalnie zajęty przez mugolkę która nie miała pojęcia o jego drugim życiu a on w zupełności nie miał pojęcia jak jej powiedzieć, że od września zniknie na najbliższe około dziesięć miesięcy z jej życia.
Dzisiejszego dnia chłopak jednak nie musiał iść do pracy więc postanowił udać się do wioski, pierwszy raz od ładnych kilku miesięcy miał ponowny kontakt ze światem czarodziejów i coraz bardziej uświadamiał sobie, że wcale za tym nie tęsknił.
Po wypiciu kilku kieliszków wódki postanowił się przejść po okolicy i nawet nie wiedząc kiedy w zamyśleniu dotarł do wzgórza. Lubił to miejsce, chyba od zawsze ciepło mu się kojarzyło. To tu często spotykał się z tymi wszystkimi dziewczynami w wakacje, ale tym razem był sam. Usiadł więc na trawie znów zamyślił się przy czym całkowicie nieświadomie zbierał kamyki i rzucał nimi w bliżej nieokreślonym kierunku.
Żył teraz praktycznie jak mugol i w sumie nigdy nie spodziewałby sie, że takie życie będzie mu odpowiadać, że znajdzie tam przyjaciół i dziewczynę. Tak, Wilson był oficjalnie zajęty przez mugolkę która nie miała pojęcia o jego drugim życiu a on w zupełności nie miał pojęcia jak jej powiedzieć, że od września zniknie na najbliższe około dziesięć miesięcy z jej życia.
Dzisiejszego dnia chłopak jednak nie musiał iść do pracy więc postanowił udać się do wioski, pierwszy raz od ładnych kilku miesięcy miał ponowny kontakt ze światem czarodziejów i coraz bardziej uświadamiał sobie, że wcale za tym nie tęsknił.
Po wypiciu kilku kieliszków wódki postanowił się przejść po okolicy i nawet nie wiedząc kiedy w zamyśleniu dotarł do wzgórza. Lubił to miejsce, chyba od zawsze ciepło mu się kojarzyło. To tu często spotykał się z tymi wszystkimi dziewczynami w wakacje, ale tym razem był sam. Usiadł więc na trawie znów zamyślił się przy czym całkowicie nieświadomie zbierał kamyki i rzucał nimi w bliżej nieokreślonym kierunku.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
Kiedyś Tośka kochała wakacje. Uwielbiała wracać do zamku Scottów gdzie w stajni czekały na nią jej ukochane koniki. Uwielbiała godzinami jeździć po rozległych terenach dyrektora szkoły ciesząc przy okazji oczy irlandzkimi widokami. Teraz jednak wszystko było dla niej tak samo bezsensowne. Jej życie straciło wszelkie kolory, a ona sama zapomniała już jak się uśmiecha. Odkąd na dobre rozstała się z Wilsonem przestała też być sobą. Zaczęła mówić mało, a wszystkie słowa które padały z jej malinowych warg były nieznośnie ciche. Tak jakby jej struny głosowe odmawiały współpracy. Często jej oczy bywały podkrążone od nieprzespanych nocy. Często też płakała, bowiem pustka w jej serduszku nie pozwalała jej nie płakać. Wizualnie też się zmieniła. Jej włosy długością sięgały do jej chudych pośladków, chomicze pucułki zniknęły i ogółem spoważniała. Zaczęła się też poważniej ubierać- jej garderobę zdominowały stroje nijakie w tonacji kolorystycznej której nie powstydziłaby się ciotka Margaret. Z niecierpliwością oczekiwała nowego roku szkolnego. W Hogwarcie dawała sobie lepiej radę niż bez Hogwartu. Od zajęć do zajęć, od pracy domowej do pracy domowej. Łatwo było zająć głowę czymś innym niż użalanie się nad swoją własną osobą.
Koniec sierpnia do powrót do Hogsmeade. Znów wynajęła pokój u Andrei i znów wegetowała w wiosce udając, że listy które wysyła jej matka wcale do niej nie docierają. Nie chciała wracać do Chorwacji. Nie chciała spotykać się ze "specjalistami" ani "miłymi chłopcami którzy bardzo chcą cię poznać". Nie chciała nikogo. Chciała się wyleczyć z tej bezsensownej miłości do Szkota i zacząć normalnie, po ludzku żyć. Chciała znów się śmiać, chciała znów odczuwać radość zamiast tej cholernej obojętności. Może właśnie dlatego przyszła na wzgórze. Chciała wsunąć się w oponę i rozbujać patrząc z góry na wioskę. Ubrana w szarą sukienkę na ramiączkach i czarne trampki które aż lśniły czystością i nowością. Błoto które zwykle zmieniało kolor jej obuwia zniknęło póki co bezpowrotnie. Szła nie oglądając się na boki, nie szukając nikogo. Bo któż miałby tutaj być? To jej miejsce. Jedna z jej oaz.
Dziś nie było oazą. Był tu on. Siedział sobie jak gdyby nigdy nic rzucając kamieniami. Pięknie. Było jednak już za późno żeby się wycofać. Za późno żeby najzwyczajniej w świecie spieprzyć. Jej nogi też trochę odmówiły posłuszeństwa. Dlatego stała wpatrując się w niego, a jej czekoladowe spojrzenie mimowolnie zaczynało się ocieplać.
Koniec sierpnia do powrót do Hogsmeade. Znów wynajęła pokój u Andrei i znów wegetowała w wiosce udając, że listy które wysyła jej matka wcale do niej nie docierają. Nie chciała wracać do Chorwacji. Nie chciała spotykać się ze "specjalistami" ani "miłymi chłopcami którzy bardzo chcą cię poznać". Nie chciała nikogo. Chciała się wyleczyć z tej bezsensownej miłości do Szkota i zacząć normalnie, po ludzku żyć. Chciała znów się śmiać, chciała znów odczuwać radość zamiast tej cholernej obojętności. Może właśnie dlatego przyszła na wzgórze. Chciała wsunąć się w oponę i rozbujać patrząc z góry na wioskę. Ubrana w szarą sukienkę na ramiączkach i czarne trampki które aż lśniły czystością i nowością. Błoto które zwykle zmieniało kolor jej obuwia zniknęło póki co bezpowrotnie. Szła nie oglądając się na boki, nie szukając nikogo. Bo któż miałby tutaj być? To jej miejsce. Jedna z jej oaz.
Dziś nie było oazą. Był tu on. Siedział sobie jak gdyby nigdy nic rzucając kamieniami. Pięknie. Było jednak już za późno żeby się wycofać. Za późno żeby najzwyczajniej w świecie spieprzyć. Jej nogi też trochę odmówiły posłuszeństwa. Dlatego stała wpatrując się w niego, a jej czekoladowe spojrzenie mimowolnie zaczynało się ocieplać.
Re: Wzgórze
W momencie kiedy Anthony rozstał się z Tośką jaka część jego po prostu umarła, praktycznie dosłownie. Tamtego zimowego wieczoru, kiedy oboje zdecydowali, że najlepszym rozwiązaniem będzie rozstanie sie, Anthony nie widział już najmniejszego sensu niczego. Był mocno pijany, praktycznie tak pijany, że pamiętał jedynie zimno i moment w którym obudził się w jednym z londyńskich, mugolskich szpitali. Chciał się zabić, chciał skoczyć z mostu żeby nikt z czarodziejskiego świata nie dowiedział się o tym, a on po prostu byłby niezidentyfikowanym mugolem samobójcą. Chcąc nie chcąc obudził się w szpitalu w momencie kiedy młoda pielęgniarka, Molly, zmieniała mu opatrunek głowy. Wytłumaczyła mu, że przechodzień zobaczył jak skoczył i na całe szczęście udało się go odratować mimo tego, że leżał tydzień w śpiączce. I to właśnie ta pielęgniarka pomogła mu przeżyć każdy kolejny dzień, miesiąc. To dzięki niej schował Tośkę do zamkniętej na kłódkę szuflady w swojej głowię i zaczął kompletnie na nowa nie zdając sobie sprawy, że zostawiając swoje prawdziwe życie tak na prawdę okłamywał sam siebie.
A teraz, w tym momencie Antonija stała kilka metrów przed nim. Miał świadomość, że będzie musiał ją kiedyś zobaczyć, że kiedyś taka chwila nadejdzie, jednak nie miał pojęcia, że wraz z jej spotkaniem wróci to wszystko o czym tak bardzo usilnie chciał zapomnieć. Przez chwilę milczał nie mając pojęcia co powiedzieć, ale też dlatego, że przyglądał się jej dokładnie. Zmieniła się, chyba dojrzała, ale widział w niej ten typ smutku, którego nie rozpoznał, bo chyba jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Wraz ze spotkaniem z Tośką wróciło całe jego poprzednie życie. Nie liczyło się nic, ani praca, ani Molly ani nowi przyjaciele którymi starał sobie zastąpić to wszystko co zostawił za sobą. Była ona. Podszedł do niej i po prostu schował w swoje ramiona przytulając. Była taka drobna, że bał się, że za chwilę jej kości połamią się pod wpływem jego uścisku.
- Ty tu jesteś, tak?- spytał głupio, bo kiedy pił i ćpał często wydawało mu się, że ją widzi i ma przy sobie. Tak, zachował się jak dupek znikając z jej życia i w sumie nie spodziewał sie, że jej widok spowoduje w jego głowie i sercu takie szkody. Myślał, że już powoli zaczyna sobie z tym radzić, prawda najwidoczniej była inna...
A teraz, w tym momencie Antonija stała kilka metrów przed nim. Miał świadomość, że będzie musiał ją kiedyś zobaczyć, że kiedyś taka chwila nadejdzie, jednak nie miał pojęcia, że wraz z jej spotkaniem wróci to wszystko o czym tak bardzo usilnie chciał zapomnieć. Przez chwilę milczał nie mając pojęcia co powiedzieć, ale też dlatego, że przyglądał się jej dokładnie. Zmieniła się, chyba dojrzała, ale widział w niej ten typ smutku, którego nie rozpoznał, bo chyba jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Wraz ze spotkaniem z Tośką wróciło całe jego poprzednie życie. Nie liczyło się nic, ani praca, ani Molly ani nowi przyjaciele którymi starał sobie zastąpić to wszystko co zostawił za sobą. Była ona. Podszedł do niej i po prostu schował w swoje ramiona przytulając. Była taka drobna, że bał się, że za chwilę jej kości połamią się pod wpływem jego uścisku.
- Ty tu jesteś, tak?- spytał głupio, bo kiedy pił i ćpał często wydawało mu się, że ją widzi i ma przy sobie. Tak, zachował się jak dupek znikając z jej życia i w sumie nie spodziewał sie, że jej widok spowoduje w jego głowie i sercu takie szkody. Myślał, że już powoli zaczyna sobie z tym radzić, prawda najwidoczniej była inna...
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
On tu był. Jak tylko w pełni sobie to uświadomiło jej serducho zaczęło głośno robić pik pik. Z taką mocą obijało się o jej żebra, że aż bała się iż za chwilę wydostanie się na zewnątrz i wyląduje na zielonej trawie zmieniając jej kolor na krwistoczerwony. Zacisnęła mocniej dłonie w pięści nie wiedząc zbytnio co powinna zrobić. Powinna rzucić mu się w ramiona, sprzedać mu liścia czy ruszyć biegiem w dół zbocza licząc na to, że nie będzie próbował jej dogonić? W sumie i tak chwilę by mu to zajęło, bo nauczyła się szybko przebierać swoimi długimi kończynami. Jej tryb decyzyjny był od zawsze wysoce upośledzony. Kiedyś podejmował decyzję z zawrotną szybkością, a teraz okrutnie się ociągał. Zanim zdążyła podjąć decyzję od zdążył wstać i do niej podejść. Objął ją, a ona automatycznie położyła dłonie na jego karku opierając czoło o jego ramię policzkiem wtulając się w jego szyję. To jej miejsce. Pasowała tu. Nie jakaś tam mugolska Molly.
Pytanie chłopaka sprawiło, że odsunęła się nieco aby móc spojrzeć mu prosto w oczy. Na widok znajomych tęczówek uśmiechnęła się szeroko odpowiadając cicho:
- Oczywiście, że jestem. Co to za pytanie, Tony? - i znów przytuliła się do niego wciągając głęboko do płuc zapach Wilsona. Jej osobistego Wilsona. Jej byłego osobistego Wilsona. Gdy tylko uświadomiła sobie ten jakże istotny fakt zabrała ręce robiąc dwa kroki do tyłu.
- Przecież powiedziałeś, że nie chcesz mnie znać - wyszeptała, a w jej oczach widać było ból. Powiedział tak. Najpierw najzwyczajniej w świecie ją wyruchał, a potem odszedł zostawiając na pożegnanie te gorzkie słowa które męczyły ją przez ostatnie miesiące.
Pytanie chłopaka sprawiło, że odsunęła się nieco aby móc spojrzeć mu prosto w oczy. Na widok znajomych tęczówek uśmiechnęła się szeroko odpowiadając cicho:
- Oczywiście, że jestem. Co to za pytanie, Tony? - i znów przytuliła się do niego wciągając głęboko do płuc zapach Wilsona. Jej osobistego Wilsona. Jej byłego osobistego Wilsona. Gdy tylko uświadomiła sobie ten jakże istotny fakt zabrała ręce robiąc dwa kroki do tyłu.
- Przecież powiedziałeś, że nie chcesz mnie znać - wyszeptała, a w jej oczach widać było ból. Powiedział tak. Najpierw najzwyczajniej w świecie ją wyruchał, a potem odszedł zostawiając na pożegnanie te gorzkie słowa które męczyły ją przez ostatnie miesiące.
Re: Wzgórze
Im dłużej ją przytulał tym bardziej uświadamiał sobie czemu odszedł, a zrobił to dlatego, że nie chciał ranić ani siebie ani tym bardziej jej. Chciał by oboje mogli pamiętać siebie takich jakimi byli przez całe życie. Dwoje gówniarzy którzy nie widzieli nic poza swoją przyjaźnią, bo później...później pojawił się seks. Jak zwykle młodzieńcze hormony wygrały nad rozsądkiem i tego najbardziej żałował, że nie umiał schować swojego penisa na swoim miejscu.
Odsunął się od niej powoli i w tym samym momencie Tośka zrobiła to samo. Popatrzył jej w oczy z lekkim ale jednak niepewnym uśmiechem. Uciekał od zawsze przed wszystkim i wszystkimi, i chyba go to trochę zmęczyło. Potrafił znikać na pół roku systematycznie kiedy coś odwalił, ale tym razem przegiął. Odsunął się od wszystkich, włącznie z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi zaczął nowe życie jak mugol choć nigdy tak naprawdę nie pasował. Teraz nawet miał telefon komórkowy, który zawibrował głośno dając znać o przychodzących wiadomościach.
- Bardzo dobrze wiesz dlaczego tak powiedziałem- patrzył jej w oczy a jego uśmiech zszedł z twarzy.- Chciałaś być ze mną żyjąc w oczekiwaniu tylko aż zrobię Ci przykrość?- spytał bardziej retorycznie bo już po chwili odpowiedział sam.- Wątpię.
- Chcę wiedzieć jak żyjesz, co u Ciebie?- spytał mrużąc oczy. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej zanim znów będzie musiał ją zostawić. Coraz bardziej zastanawiał się nad powrotem do szkoły, nad czym czy odnajdzie się pośród tego całego śmietnika który zostawił za sobą.
Odsunął się od niej powoli i w tym samym momencie Tośka zrobiła to samo. Popatrzył jej w oczy z lekkim ale jednak niepewnym uśmiechem. Uciekał od zawsze przed wszystkim i wszystkimi, i chyba go to trochę zmęczyło. Potrafił znikać na pół roku systematycznie kiedy coś odwalił, ale tym razem przegiął. Odsunął się od wszystkich, włącznie z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi zaczął nowe życie jak mugol choć nigdy tak naprawdę nie pasował. Teraz nawet miał telefon komórkowy, który zawibrował głośno dając znać o przychodzących wiadomościach.
- Bardzo dobrze wiesz dlaczego tak powiedziałem- patrzył jej w oczy a jego uśmiech zszedł z twarzy.- Chciałaś być ze mną żyjąc w oczekiwaniu tylko aż zrobię Ci przykrość?- spytał bardziej retorycznie bo już po chwili odpowiedział sam.- Wątpię.
- Chcę wiedzieć jak żyjesz, co u Ciebie?- spytał mrużąc oczy. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej zanim znów będzie musiał ją zostawić. Coraz bardziej zastanawiał się nad powrotem do szkoły, nad czym czy odnajdzie się pośród tego całego śmietnika który zostawił za sobą.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wzgórze
Shay z utęsknieniem czekała aż nadejdzie dzień spotkania z Ethanem, który skutecznie zajmował jej myśli od ostatniego spotkania. Nie była skupiona na lekcjach, prace domowe odrabiała nieco bardziej niechlujnie niż wcześniej, a dodatkowo zaczęła bardziej dbać o dietę i przestała żyć na słodkościach. Zerkając na zegarek odmierzała czas do końca zajęć, aby od razu spakować torbę i udać się do dormitorium, a następnie do wioski. Była na szczęście całkiem szybka jeśli chodzi o kwestie babskiego przygotowywania się do wyjścia.
Takim oto sposobem pół godziny przed czasem wyszła z zamku, zapinając guziki płaszcza i przewieszając niewielką torebkę przez ramię, aby następnie udać się na wzgórze gdzie byli umówieni.
Pogoda była znośna, mimo chłodnych podmuchów wiatru było całkiem przyjemnie, czasem nawet promienie słońca przebijały się przez chmury i oświetlały niemal pozbawione drzew liście. Tych z kolei pełno pod nogami. Dziewczyna z uśmiechem pokonywała kolejne metry, by w końcu znaleźć się w wyznaczonym miejscu. Zawsze była przed czasem, więc jedynie oparła się o rosnące tam drzewo i odetchnęła głęboko, wsuwając ręce do kieszeni. Pewnie miał dziś dłużej zajęcia, a zresztą było jeszcze trochę czasu. Zaśmiała się do samej siebie - od kiedy stała się aż tak niecierpliwa? Spojrzenie powędrowało gdzieś na bok, był stąd bowiem przyjemny widok.
Jesień dobiegała końca, a niebawem miał spaść pierwszy śnieg. Lubiła gdy zamek przykrywała biała pierzyna, bowiem wydawało się jej wtedy, że jest jest niezwykle magicznym i niewinnym miejscem. Szkoda tylko, że ostatnio był coraz bardziej pusty. Zupełnie jakby ktoś porywał uczniów. Aż wierzyć się nie chciało, że tyle było ich na jednym roku, gdy szkolne korytarze podczas przerw odwiedzały jedynie duchy. Krukonka pokręciła głową, odganiając te myśli od siebie. Warkocz opadł jej na ramię, a na polikach pojawiły się pierwsze rumieńce , które wywołał kolejny podmuch wiatru, strącając przy okazji z drzew kilka liści. Już nie były tak pięknie kolorowe jak wcześniej.
Takim oto sposobem pół godziny przed czasem wyszła z zamku, zapinając guziki płaszcza i przewieszając niewielką torebkę przez ramię, aby następnie udać się na wzgórze gdzie byli umówieni.
Pogoda była znośna, mimo chłodnych podmuchów wiatru było całkiem przyjemnie, czasem nawet promienie słońca przebijały się przez chmury i oświetlały niemal pozbawione drzew liście. Tych z kolei pełno pod nogami. Dziewczyna z uśmiechem pokonywała kolejne metry, by w końcu znaleźć się w wyznaczonym miejscu. Zawsze była przed czasem, więc jedynie oparła się o rosnące tam drzewo i odetchnęła głęboko, wsuwając ręce do kieszeni. Pewnie miał dziś dłużej zajęcia, a zresztą było jeszcze trochę czasu. Zaśmiała się do samej siebie - od kiedy stała się aż tak niecierpliwa? Spojrzenie powędrowało gdzieś na bok, był stąd bowiem przyjemny widok.
Jesień dobiegała końca, a niebawem miał spaść pierwszy śnieg. Lubiła gdy zamek przykrywała biała pierzyna, bowiem wydawało się jej wtedy, że jest jest niezwykle magicznym i niewinnym miejscem. Szkoda tylko, że ostatnio był coraz bardziej pusty. Zupełnie jakby ktoś porywał uczniów. Aż wierzyć się nie chciało, że tyle było ich na jednym roku, gdy szkolne korytarze podczas przerw odwiedzały jedynie duchy. Krukonka pokręciła głową, odganiając te myśli od siebie. Warkocz opadł jej na ramię, a na polikach pojawiły się pierwsze rumieńce , które wywołał kolejny podmuch wiatru, strącając przy okazji z drzew kilka liści. Już nie były tak pięknie kolorowe jak wcześniej.
Re: Wzgórze
Od ostatniego spotkania z Shay student nie myślał o niczym, ani nikim innym. O wiele trudniej było mu się przez to skupić na nauce. Kumple z uczelni oczywiście zauważyli zmianę i próbowali wyciągnąć z niego jakieś informacje. Nic im jednak na teb temat nie mówił. ich relacja nie była tak łatwa jak by się wszystkim mogło wydawać. Różnjca wieku może nie tak duża jednak sprawiała trochę kłopotu. Obydwoje jednak bez wahania postanowili dać sobie szansę.
Canswell prosto z zajęć poleciał do mieszkania. Czas naglił, a nie chciał spóźnić się na spotkanie z krukonką. Prysznic, kawa i jakaś kanapka w locie. Tak to wyglądało. Zarzucił na ramiona szary płaszcz, a na szyję czarny, elegancki szalik i już go nie było. Teleportował się niedaleko wzgórza. Po drodze dopinał guziki płaszcza. Spojrzał też na zegarek w obawie przed spóźnieniem. Zjawił się jednak punktualnie. Zauważył ją już z oddali. Stała pod drzewem i czekała na niego. Usmiech szybko wkradł się na jego twarz. Z wyraźnym zadowoleniem przyśpieszył kroku. Zaszedł ją od tyłu by z zaskoczenia objąć ją w pasie.
- Dzień dobry, Shay. Czekasz na kogoś? - wyszeptał zbliżając usta do jej ucha i muskając je delikatnie wargami. Od razu poczuł znajomy zapach, który miał już nazwę "l'odeur Shay". Odwrócił dziewczynę twarzą do siebie i złożył na jej ustach czuły pocałunek.
-Tęsniłem - dodał po chwili i skradł jej kolejny pocałunek. Tak bardzo chciałby spotykać się z nią częściej. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Zbliżają się jednak ferie świąteczne. Bedą mogli wtedy choć trochę nadrobić stracony czas. Taką bynajmniej nadzieję miał Ethan.
Canswell prosto z zajęć poleciał do mieszkania. Czas naglił, a nie chciał spóźnić się na spotkanie z krukonką. Prysznic, kawa i jakaś kanapka w locie. Tak to wyglądało. Zarzucił na ramiona szary płaszcz, a na szyję czarny, elegancki szalik i już go nie było. Teleportował się niedaleko wzgórza. Po drodze dopinał guziki płaszcza. Spojrzał też na zegarek w obawie przed spóźnieniem. Zjawił się jednak punktualnie. Zauważył ją już z oddali. Stała pod drzewem i czekała na niego. Usmiech szybko wkradł się na jego twarz. Z wyraźnym zadowoleniem przyśpieszył kroku. Zaszedł ją od tyłu by z zaskoczenia objąć ją w pasie.
- Dzień dobry, Shay. Czekasz na kogoś? - wyszeptał zbliżając usta do jej ucha i muskając je delikatnie wargami. Od razu poczuł znajomy zapach, który miał już nazwę "l'odeur Shay". Odwrócił dziewczynę twarzą do siebie i złożył na jej ustach czuły pocałunek.
-Tęsniłem - dodał po chwili i skradł jej kolejny pocałunek. Tak bardzo chciałby spotykać się z nią częściej. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Zbliżają się jednak ferie świąteczne. Bedą mogli wtedy choć trochę nadrobić stracony czas. Taką bynajmniej nadzieję miał Ethan.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Czas tak wolno płynął, gdy trzeba było czekać. Dłużył się podobnie jak na nudnych zajęciach, kiedy to myślisz, że minęła godzina, a to dopiero było dziesięć minut - czuła się identycznie stojąc pod drzewem na wzgórzu. Zagryzła dolną wargą, nie mogąc przestać się uśmiechać i ponownie uciekła wzrokiem gdzieś na bok. Dobrze, że było jeszcze wcześnie i nawet jak spóźni się te dziesięć minut to i tak będą mieli dużo czasu. Chociaż ile byłoby prościej, gdyby Shay była już na studiach albo on jeszcze w Hogwarcie! I uciekłaby tak myślami wyobrażając sobie różne scenariusze dla umilenia czasu, ale wtedy właśnie czyjeś ręce zaatakowały jej talię. Podskoczyła w miejscu, gdy do ucha dobiegł ją cichy szept, a znajomy zapach uderzył w nozdrza. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć kiedy to silnym gestem obrócił ją przodem do siebie i zamknął jej usta. Nie myśląc wiele objęła rękoma jego szyję i przyciągnęła do siebie, opierając się wygodnie plecami o drzewo. Takie powitania sprawiały, że miała ochotę sobie pójść i wrócić jeszcze raz, aby była powtórka. Która dziewczyna by nie chciała? Shay uśmiechnęła się, zatrzymując spojrzenie na jego twarzy.
- Zaskakuj mnie tak dalej, a nigdy się ode mnie nie uwolnisz.- zagroziła cicho zanim znów zamknął jej usta pocałunkiem,który oddała chyba jeszcze czulej niż poprzedni. Jak to jest możliwe, że człowiek w ciągu kilku sekund stawał się taki szczęśliwy?
- Czekałam z utęsknieniem na swojego chłopaka. Widzę, że wyrobiłeś się ze wszystkim. - zaczęła pogodnym głosem, lustrując wzrokiem jego twarz - zupełnie jakby nie widziała go kilka miesięcy. Jedna z dłoni obejmujących szyję zsunęła się nieco niżej, na jego pas.
- Mam wrażenie jakbym nie widziała Cię rok czasu. To okropne. Całe szczęście, że zbliżają się święta. Zdążyłeś coś zjeść?
Zapytała z troską w głosie, wspinając się na palce i muskając ustami jego wargi. Od tak, krótki i szybki buziak za punktualność. Najfajniejsze w tym wszystkim było to, że miała tyle tematów do rozmów w głowie, że nie mogła wybrać od czego zacząć. I ten nieschodzący z twarzy uśmiech, który uwydatniał dołeczki w polikach!
- Zaskakuj mnie tak dalej, a nigdy się ode mnie nie uwolnisz.- zagroziła cicho zanim znów zamknął jej usta pocałunkiem,który oddała chyba jeszcze czulej niż poprzedni. Jak to jest możliwe, że człowiek w ciągu kilku sekund stawał się taki szczęśliwy?
- Czekałam z utęsknieniem na swojego chłopaka. Widzę, że wyrobiłeś się ze wszystkim. - zaczęła pogodnym głosem, lustrując wzrokiem jego twarz - zupełnie jakby nie widziała go kilka miesięcy. Jedna z dłoni obejmujących szyję zsunęła się nieco niżej, na jego pas.
- Mam wrażenie jakbym nie widziała Cię rok czasu. To okropne. Całe szczęście, że zbliżają się święta. Zdążyłeś coś zjeść?
Zapytała z troską w głosie, wspinając się na palce i muskając ustami jego wargi. Od tak, krótki i szybki buziak za punktualność. Najfajniejsze w tym wszystkim było to, że miała tyle tematów do rozmów w głowie, że nie mogła wybrać od czego zacząć. I ten nieschodzący z twarzy uśmiech, który uwydatniał dołeczki w polikach!
Re: Wzgórze
To było by wspaniałe. Gdyby obydwoje byli studentami na tej samej uczelni, albo też uczniami w Hogwarcie. Wtedy mogliby więcej czasu poświęcać budowaniu tej relacji. Wspólne spacery po szkolnych błoniach, potajemne schadzki w opuszczonych klasach czy innych ciekawych zakamarkach, które skrywały mury Hogwartu. Na lekcjach skupiali by się wtedy dużo lepiej wiedząc, że spotkają się na przerwie. Nic w życiu nie było jednak łatwe. Shay w Hogwarcie, Ethan na uczelni w Londynie. Spotykali się tak często jak tylko mogli i póki co musieli się nacieszyć tym co mieli. A on miał w tej chwili w ramionach właśnie panienkę Hasting. Gdy zarzuciła dłonie na szyję studenta wyraziła tym samym zgodę na kolejny, wręcz zachłanny pocałunek, który złożył na jej ustach. Brakowało mu jej obecności, rozmów z nią, zapachu i smaku jej ust.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy by tak właśnie było - odpowiedział rozbawiony na jej "groźbę. Uniósł dłóń do jej policzka i pogłaskał go z czułością w oczach. Za chwilę też druga dłoń wylądowała na drugim policzku. Przyciągnął ją odrobinę do siebie i musnął delikatnie jej miękki, malinowe wargi. Czekała na swojego chłopaka. Uśmiechnął się na te słowa i pocałował ją z uczuciem w czoło.
- Zdążyłem ze wszystkim. Z jedzieniem też - dodał z uśmiechem. Jakie to miłe,że tak się o niego martwiła. - Ja również nie mogę doczekać się świąt, nawet nie wiesz jak bardzo - odparł całkiem szczerze. Zlapał krukonkę za rekę i poprowadził ją pod kolejne drzewo stojące kilka metrów dalej. Wyglądem nie różniło się od tamtego, ale tutaj była ławka. Usiadł na niej i bez wahania pociągnął dziewczynę w swoją stronę by wylądowała prosto na jego kolanach. Objął ją wtedy jedną dłonią pasie, a drugą ułożył na jej udzie. Uniósł głowę do góry by móc swobodnie na nią spojrzeć.
- Co u Ciebie? Co w szkole? Wszystko w porządku? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy by tak właśnie było - odpowiedział rozbawiony na jej "groźbę. Uniósł dłóń do jej policzka i pogłaskał go z czułością w oczach. Za chwilę też druga dłoń wylądowała na drugim policzku. Przyciągnął ją odrobinę do siebie i musnął delikatnie jej miękki, malinowe wargi. Czekała na swojego chłopaka. Uśmiechnął się na te słowa i pocałował ją z uczuciem w czoło.
- Zdążyłem ze wszystkim. Z jedzieniem też - dodał z uśmiechem. Jakie to miłe,że tak się o niego martwiła. - Ja również nie mogę doczekać się świąt, nawet nie wiesz jak bardzo - odparł całkiem szczerze. Zlapał krukonkę za rekę i poprowadził ją pod kolejne drzewo stojące kilka metrów dalej. Wyglądem nie różniło się od tamtego, ale tutaj była ławka. Usiadł na niej i bez wahania pociągnął dziewczynę w swoją stronę by wylądowała prosto na jego kolanach. Objął ją wtedy jedną dłonią pasie, a drugą ułożył na jej udzie. Uniósł głowę do góry by móc swobodnie na nią spojrzeć.
- Co u Ciebie? Co w szkole? Wszystko w porządku? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Westchnęła cała szczęśliwa, nie spuszczając z niego wzroku. Jej też się podobało określanie go mianem ,,swojego chłopaka". Bo przecież mieli tyle wspólnego i do tego był w stu procentach w jej guście - dodatkowo można by rzec, że to całkiem nieźle brzmi jak uczennica chodzi ze studentem chociaż nie chwaliła się jeszcze swoim mężczyzną przyjaciółkom. Bo po co? Wiadomo jakie zazdrosne były dziewczęta. Zaśmiała się cicho, kręcąc głową przez co kosmyki włosów opadły jej na twarz.
- Głuupek! Wystarczy, że jesteś i nic więcej nie trzeba. - odparła zgodnie z prawdą. Z ust wydobyło się ciche mruknięcie zadowolenia, gdy objął dłońmi jej policzki, a następnie dał całusa. Jej naprawdę nie było potrzebne wiele do szczęścia. Nie rozumiała chciwości wśród koleżanek, które obrażały się z powodu kiepskich prezentów czy wyboru zbyt pospolitej i taniej knajpy na spotkaniu. Przecież to nie było wszystko istotne. Ale cóż poradzić, takie czasy. Rodzice za bardzo rozpieszczali swoje dzieci.
Shay grzecznie dała się zaciągnąć na ławkę i z nieukrywaną przyjemnością rozsiadła się na jego kolanach, obejmując go jedną ręką. Drugą natomiast splotła z jego dłonią, którą spoczywała na jej udzie. Krukonka kiwnęła głową, zatrzymując spojrzenie czekoladowo-złotych oczu na jego twarzy.
- Tak, wszystko dobrze. Nie uwierzyłbyś jak jest cicho i spokojnie - nawet nauczyciele odpuścili. Już powoli widać zbliżające się święta, wielka sala zmienia menu, a obrazy nucą kolędy. - zaczęła żywym i pełnym entuzjazmu głosem, chociaż na ustach przez chwilę pojawił się cień rozczarowania brakiem zaangażowania uczniów. Niemniej jednak nie czas na to. Shay odwdzięczyła się i cmoknęła jego czoło, wracając następnie do monologu.
- Przerwa świąteczna chyba będzie nieco dłuższa niż wcześniej. A co u Ciebie? Wszystko w porządku na wykładach - byłeś grzeczny i zrobiłeś całe te stosy notatek, które z pewnością wam zadają? Pewnie niedługo będziecie wybierać praktyki. Egoistycznie chciałabym Cię mieć ze sobą w Hogwarcie, ale z drugiej strony - powinieneś wybrać szpital. Więcej na tym zyskasz.
Zakończyła z ciężkim westchnięciem, posyłając mu rozbrajający uśmiech. Wiedziała, że edukacja jest ważna, a dla niego spełnienie marzeń to priorytet - co z tym idzie ważniejsze to było od jej własnego ,,chcę". Shay była dziewczyną, która miałaby wyrzuty sumienia gdyby była powodem zaprzepaszczenia jakieś szansy. Dodatkowo sama była ambitna i zdawała sobie sprawę, że to lepszy wybór niż bóle głowy u uczennic w kusych spódniczkach.
- Głuupek! Wystarczy, że jesteś i nic więcej nie trzeba. - odparła zgodnie z prawdą. Z ust wydobyło się ciche mruknięcie zadowolenia, gdy objął dłońmi jej policzki, a następnie dał całusa. Jej naprawdę nie było potrzebne wiele do szczęścia. Nie rozumiała chciwości wśród koleżanek, które obrażały się z powodu kiepskich prezentów czy wyboru zbyt pospolitej i taniej knajpy na spotkaniu. Przecież to nie było wszystko istotne. Ale cóż poradzić, takie czasy. Rodzice za bardzo rozpieszczali swoje dzieci.
Shay grzecznie dała się zaciągnąć na ławkę i z nieukrywaną przyjemnością rozsiadła się na jego kolanach, obejmując go jedną ręką. Drugą natomiast splotła z jego dłonią, którą spoczywała na jej udzie. Krukonka kiwnęła głową, zatrzymując spojrzenie czekoladowo-złotych oczu na jego twarzy.
- Tak, wszystko dobrze. Nie uwierzyłbyś jak jest cicho i spokojnie - nawet nauczyciele odpuścili. Już powoli widać zbliżające się święta, wielka sala zmienia menu, a obrazy nucą kolędy. - zaczęła żywym i pełnym entuzjazmu głosem, chociaż na ustach przez chwilę pojawił się cień rozczarowania brakiem zaangażowania uczniów. Niemniej jednak nie czas na to. Shay odwdzięczyła się i cmoknęła jego czoło, wracając następnie do monologu.
- Przerwa świąteczna chyba będzie nieco dłuższa niż wcześniej. A co u Ciebie? Wszystko w porządku na wykładach - byłeś grzeczny i zrobiłeś całe te stosy notatek, które z pewnością wam zadają? Pewnie niedługo będziecie wybierać praktyki. Egoistycznie chciałabym Cię mieć ze sobą w Hogwarcie, ale z drugiej strony - powinieneś wybrać szpital. Więcej na tym zyskasz.
Zakończyła z ciężkim westchnięciem, posyłając mu rozbrajający uśmiech. Wiedziała, że edukacja jest ważna, a dla niego spełnienie marzeń to priorytet - co z tym idzie ważniejsze to było od jej własnego ,,chcę". Shay była dziewczyną, która miałaby wyrzuty sumienia gdyby była powodem zaprzepaszczenia jakieś szansy. Dodatkowo sama była ambitna i zdawała sobie sprawę, że to lepszy wybór niż bóle głowy u uczennic w kusych spódniczkach.
Re: Wzgórze
Jemu również sprawiało przyjemność nazywanie jej "swoją dziewczyną" Byłe jego, jego Shay. Nie jakiegoś pryszczatego uczniaka z Hogwartu. Była zbyt dojrzała i mądra by mieć za partnera dzieciaczka ze szkoły, któremu w głowie wygłupy czy podrywanie co rusz to nowych panienek. Oczywiście, Canswell nie uważał się za najmądrzejszego i najlepszego kandydata na to miejsce. Shay za pstryknięciem palcem mogłaby mieć takiego partnera jakiego tylko by chciała. Mogłaby w nich przebierać jak w skarpetkach, a i tak żaden z nich by na nią nie zasługiwał. Bez sensu byłoby więc opowiadanie jak bardzo Ethan był zdziwiony gdy uczennica często odwiedzała szpitalne skrzydło, jak się później okazało ze względu na niego. Przyznał (i nie ma w tym żadnej pewności siebie czy narcyzmu), że nie jedna wcześniej w Hogwarcie czy teraz na uczelni była nim zainteresowana. On jednak nigdy specjalnie nie zwracał na to uwagi. Nie w głowie my były randki, spacery, wspólne życie. Aż tu nagle zjawiła się taka Hasting i bez ceregieli zawróciła mu w głowie - i to porządnie. Zawsze tak jednak jest, że szczęście, miłość zaskakuje nas w najmniej spodziewanym przez nas momencie. Nie miał jednak za złe losowi, że postawił przed nim na drodze tę dziewczynę. Wręcz przeciwnie, był mu wdzięczny. Wiedział bowiem, że Shay zmieni jego życie. W tę monotonność wprowadzi coś nowego, wyjątkowego. Coś, czego było mu potrzeba. Było mu potrzeba Shay.
Student uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z jej słów. Prawdą jest, że większość dzisiejszych kobiet układa sobie związek względem pieniędzy, luksusu, posady partnera. Na marnego doktorzynę żadna taka by się nie zdecydowała - szczęście Ethana. A nawet gdyby się taka znalazła to nigdy nie zamienił by Shay na partnerkę o takim właśnie stylu życia.
- To przykre co ostatnio dzieje się z Hogwartem. Kiedyś pełen roześmianych, szczęśliwych dzieciaków, a teraz opustoszałe, szare mury, a w nich wykruszające się już grupki uczniów - skomentował słowa krukonki. Doskonale pamiętał przecież jego czasy w szkole. Korytarze wciąż pełne uczniów, nauczyciele próbujący przekrzyczeć ich wszystkich i oczywiście Irytek, którego żarty z czasem przestały być śmieszne, a wręcz stały się nudne i żałosne.
- Grzecznie jak zawsze chodziłem na zajęcia, choć niekoniecznie potrafiłem się na nic skupić - odpowiedział zgodnie z prawdą i roześmiał się wesoło. - Nie rozmawiajmy o tym teraz Shay, jeżeli przyjdzie na to czas, to wtedy o tym podyskutujemy - rzeczywiście, wkrótce będzie musiał zdecydować gdzie będzie chciał odbywać kolejny praktyki. Szpital faktycznie byłby dla niego najlepszym miejscem na kształcenie się i rozwijanie umiejętności. W Hogwarcie nic nie zyska na podawaniu leków przeciwbólowych. Choć biorąc pod uwagę ostatnie osiągi frekwencji w Hogwarcie to i z tym miałby trudności. Teraz jednak starał się jeszcze o tym nie myśleć. Uniósł do ust dłoń Shay, którą wcześniej splotła z jego dłonią i ucałował ją czule po zewnętrznej jak i wewnętrznej stronie.
- Skoro przerwa świąteczna ma być dłuższa to tym bardziej czekam na nią z utęsknieniem - odpowiedział spoglądając na Shay z filuternym uśmieszkiem na twarzy.
Student uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z jej słów. Prawdą jest, że większość dzisiejszych kobiet układa sobie związek względem pieniędzy, luksusu, posady partnera. Na marnego doktorzynę żadna taka by się nie zdecydowała - szczęście Ethana. A nawet gdyby się taka znalazła to nigdy nie zamienił by Shay na partnerkę o takim właśnie stylu życia.
- To przykre co ostatnio dzieje się z Hogwartem. Kiedyś pełen roześmianych, szczęśliwych dzieciaków, a teraz opustoszałe, szare mury, a w nich wykruszające się już grupki uczniów - skomentował słowa krukonki. Doskonale pamiętał przecież jego czasy w szkole. Korytarze wciąż pełne uczniów, nauczyciele próbujący przekrzyczeć ich wszystkich i oczywiście Irytek, którego żarty z czasem przestały być śmieszne, a wręcz stały się nudne i żałosne.
- Grzecznie jak zawsze chodziłem na zajęcia, choć niekoniecznie potrafiłem się na nic skupić - odpowiedział zgodnie z prawdą i roześmiał się wesoło. - Nie rozmawiajmy o tym teraz Shay, jeżeli przyjdzie na to czas, to wtedy o tym podyskutujemy - rzeczywiście, wkrótce będzie musiał zdecydować gdzie będzie chciał odbywać kolejny praktyki. Szpital faktycznie byłby dla niego najlepszym miejscem na kształcenie się i rozwijanie umiejętności. W Hogwarcie nic nie zyska na podawaniu leków przeciwbólowych. Choć biorąc pod uwagę ostatnie osiągi frekwencji w Hogwarcie to i z tym miałby trudności. Teraz jednak starał się jeszcze o tym nie myśleć. Uniósł do ust dłoń Shay, którą wcześniej splotła z jego dłonią i ucałował ją czule po zewnętrznej jak i wewnętrznej stronie.
- Skoro przerwa świąteczna ma być dłuższa to tym bardziej czekam na nią z utęsknieniem - odpowiedział spoglądając na Shay z filuternym uśmieszkiem na twarzy.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Shay z pewnością skwitowałaby jego przemyślenia na temat jej osoby i powodzenia u płci przeciwnej śmiechem pełnym niedowierzania. Naprawdę nigdy nie była popularna wśród chłopców - raczej uważana za nudną krukonkę od której można ściągać prace domowe. Nic poza tym. Młodzież w tych czasach zdecydowanie chciała więcej od potencjalnego partnera, a zwłaszcza gdy ów partner zwykle sprowadzał się do życia seksualnego. Warto też wspomnieć, że faktycznie mało, który chłopak w jej wieku był na tyle dojrzały, aby mogła z nim wytrzymać. Była osobą raczej dominującą, liderką - a co z tym idzie potrzebowała kogoś stanowczego i pewnego siebie, kto nieco więcej miał doświadczenia z kobietami. Nie nadawała się na nauczycielkę w tych sprawach. I był sobie taki oto Ethan. Starszy od niej, inteligentny, wiedział czego chce i nie bał się sięgać po to - dodatkowo przystojny i w jej typie. Miał to coś, co sprawiało, że panience Hasting zrobiło się ciepło gdy pierwszy raz wpadła na niego w szkolnym korytarzu. I była naprawdę przerażona myślą, że może zauroczyć się nauczycielem bo wtedy myślała, że jest nowym profesorem w kadrze szkoły. Też byłby wyzwaniem, ale wtedy by nie zaryzykowała.
Dziewczyna kiwnęła głową, wracając myślami do rzeczywistości. Faktycznie przerażające - niedługo Hogwart zostanie szkołą duchów. Nie mogła się nie uśmiechnąć, gdy z ust chłopaka wydobył się śmiech. Rękę z szyi uniosła wyżej i pieszczotliwie poczochrała go po włosach.
- Oh, czyżbyś miał jakieś nieprzyzwoite i niedozwolone podczas nauki myśli, panie Canswell?- zaczęła cicho, posyłając mu zalotne spojrzenie. Przejechała dłonią po jego policzku, a następnie złapała za podbródek i przysunęła do siebie, skradając mu pocałunek. Nie szczędziła w nim namiętności, bo i po co? Musiał się przyzwyczaić, że nieśmiałość to bardzo słabo rozwinięta cecha u Shay. Skoro nie chciał o tym teraz dyskutować, to nie. Dziewczyna odsunęła się i ruszyła głową tak, by kaskady włosów zsunęły się jej na plecy. Następnie przysunęła twarz tak, by jej usta znajdowały się przy jego uchu.
-Co Ty na to, żeby przygarnąć kropka na kilka dni w święta..? Obiecuje być grzeczna i się odwdzięczyć. - szepnęła cicho aczkolwiek całkiem poważnie, następnie zadziornie przygryzając płatek jego ucha. Miała ambitny plan zdobycia zgody rodziców na spędzenie ferii poza domem. Małe kłamstwo, ale jakże pożyteczne dla niej samej. Uśmiechnęła się pod nosem, zaciskając jego rękę w swojej.
Dziewczyna kiwnęła głową, wracając myślami do rzeczywistości. Faktycznie przerażające - niedługo Hogwart zostanie szkołą duchów. Nie mogła się nie uśmiechnąć, gdy z ust chłopaka wydobył się śmiech. Rękę z szyi uniosła wyżej i pieszczotliwie poczochrała go po włosach.
- Oh, czyżbyś miał jakieś nieprzyzwoite i niedozwolone podczas nauki myśli, panie Canswell?- zaczęła cicho, posyłając mu zalotne spojrzenie. Przejechała dłonią po jego policzku, a następnie złapała za podbródek i przysunęła do siebie, skradając mu pocałunek. Nie szczędziła w nim namiętności, bo i po co? Musiał się przyzwyczaić, że nieśmiałość to bardzo słabo rozwinięta cecha u Shay. Skoro nie chciał o tym teraz dyskutować, to nie. Dziewczyna odsunęła się i ruszyła głową tak, by kaskady włosów zsunęły się jej na plecy. Następnie przysunęła twarz tak, by jej usta znajdowały się przy jego uchu.
-Co Ty na to, żeby przygarnąć kropka na kilka dni w święta..? Obiecuje być grzeczna i się odwdzięczyć. - szepnęła cicho aczkolwiek całkiem poważnie, następnie zadziornie przygryzając płatek jego ucha. Miała ambitny plan zdobycia zgody rodziców na spędzenie ferii poza domem. Małe kłamstwo, ale jakże pożyteczne dla niej samej. Uśmiechnęła się pod nosem, zaciskając jego rękę w swojej.
Re: Wzgórze
W takim razie każdy kto uważał Shay za nudną krukonkę był głupcem. Nie powinno oceniać się człowieka jeśli się go nie zna. Gdyby tylko poznali Shay to szybko zmienili by zdanie. Nie była bowiem nudna, a rozgadana, wesoła i czasami nawet roztrzepana. Nie było w tym jednak nic złego. Studentowi się to akurat podobało. Przestał już jednak zaprzątać sobie głowę tego typu myślami. Spojrzał na nią szczerząc zeby w łobuzerskim uśmiechu.
- Pewna krukonka ostatnio skutecznie zaprząta mi głowę - odpowiedział zgodnie z prawdą. Mimo tego jednak radził sobie całkiem dobrze. To prawda, dziewczyna cały czas siedziała mu w głowie. Myśli były różne, np. kiedy się znów zobaczą, czy Shay nie zmieniła zdanie, jak wyglądać będzie ten związek i czy przede wszystkim przetrwa? Nie ma sensu wymieniać wszystkich bo byłoby ich zbyt wiele. Z namiętnością i zachłannością odwzajemnił pocałunek, którym poczęstowała go krukonka. Na pytanie, które do niego skierowała westchnął teatralnie i wzruszył ramionami wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Sam nie wiem, będę musiał to przemyśleć - odpowiedział po chwili wachania. Trwał jeszcze przez chwilę z wyrazem niezdecydowania na twarzy. Zaraz jednak na jego miejsce wkradł się pogodny uśmiech. Przecież od początku liczył, że uda im się spędzić trochę czasu razem w te święta. Właściwie sam zastanawiał się czy nie zaproponować jej, aby została u niego na parę dni. Nie chciał jednak zbytnio się śpieszyć - bo kto wie co mogłaby sobie pomyśleć, nie?
- A zdradzisz mi w jaki sposób planujesz się odwdzięczyć? - zapytał z uśmiechem na gębie świadczącym o zainteresowaniu tą właśnie obietnicą.
- Pewna krukonka ostatnio skutecznie zaprząta mi głowę - odpowiedział zgodnie z prawdą. Mimo tego jednak radził sobie całkiem dobrze. To prawda, dziewczyna cały czas siedziała mu w głowie. Myśli były różne, np. kiedy się znów zobaczą, czy Shay nie zmieniła zdanie, jak wyglądać będzie ten związek i czy przede wszystkim przetrwa? Nie ma sensu wymieniać wszystkich bo byłoby ich zbyt wiele. Z namiętnością i zachłannością odwzajemnił pocałunek, którym poczęstowała go krukonka. Na pytanie, które do niego skierowała westchnął teatralnie i wzruszył ramionami wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Sam nie wiem, będę musiał to przemyśleć - odpowiedział po chwili wachania. Trwał jeszcze przez chwilę z wyrazem niezdecydowania na twarzy. Zaraz jednak na jego miejsce wkradł się pogodny uśmiech. Przecież od początku liczył, że uda im się spędzić trochę czasu razem w te święta. Właściwie sam zastanawiał się czy nie zaproponować jej, aby została u niego na parę dni. Nie chciał jednak zbytnio się śpieszyć - bo kto wie co mogłaby sobie pomyśleć, nie?
- A zdradzisz mi w jaki sposób planujesz się odwdzięczyć? - zapytał z uśmiechem na gębie świadczącym o zainteresowaniu tą właśnie obietnicą.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Rozbrajający i pełen szczęścia uśmiech zagościł na jej twarzy gdy usłyszała co, a właściwie kto spowodował jego zamyślenie. Nie czuła się specjalnie winna, nawet jeśli groziło mu to niekompletnymi notatkami z zajęć. Krukonka złapała dłońmi jego policzki - zupełnie jak on wcześniej jej i uniosła jego twarz, dając mu buziaka w czoło. Tak pieszczotliwie. Następnie oparła swoją głowę o jego, zsuwając dłonie na jego szyję i obejmując ją mocno. Zupełnie jakby ktoś miał próbować go ukraść, a ona w ten sposób go broniła.
- Całe szczęście, że skutecznie. Im dłużej i mocniej tym lepiej. Ale nie martw się! Mnie też absorbuje myślenie o pewnym studencie bardziej niż wykład z OPCM. - rzuciła pewnym swego głosem, nie mogąc przestać się uśmiechać. Poprawiła się na jego kolanach, przytulając się przy okazji. Na jego zawahanie szturchnęła go nieco, marszcząc nosek. Jak on mógł. Zrobiła podkówkę i cofnęła dłonie, krzyżując ręce pod piersiami. Była obrażona. Ostatecznie jednak wywróciła oczyma, nie mogąc nie odwzajemnić tego jego uroczego uśmiechu. I tyle z jej obrazy.
- Głupek! Miałam się gniewać już.. Wiem, że to tak nieładnie się samemu wpraszać, ale.. - nauczyła się w życiu, że trzeba sięgać po to, co się chce. Dodatkowo właśnie sądziła, że Ethan jest na tyle porządnym mężczyzną, że głupio było mu zaproponować przetrzymanie przez kilka dni uczennicy Hogwartu. Shay odchyliła głowę do tyłu w akcie zamyślenia, przykładając palec do pudrowo-różowych warg. Jak ona mogła mu się.. Wtedy właśnie jej złoto-czekoladowe oczy zabłysły nieco niebezpiecznie, a ona rzuciła mu spojrzenie spod wachlarza ciemnych rzęs.
- No wiesz.. Mogę zrobić Ci kolację, potem masaż, a potem śniadanie. Mogę też posprzątać i uprasować Ci koszulę. Pokojówka na pełen etat! Wiesz, że mam nawet taki ładny fartuszek?
- Całe szczęście, że skutecznie. Im dłużej i mocniej tym lepiej. Ale nie martw się! Mnie też absorbuje myślenie o pewnym studencie bardziej niż wykład z OPCM. - rzuciła pewnym swego głosem, nie mogąc przestać się uśmiechać. Poprawiła się na jego kolanach, przytulając się przy okazji. Na jego zawahanie szturchnęła go nieco, marszcząc nosek. Jak on mógł. Zrobiła podkówkę i cofnęła dłonie, krzyżując ręce pod piersiami. Była obrażona. Ostatecznie jednak wywróciła oczyma, nie mogąc nie odwzajemnić tego jego uroczego uśmiechu. I tyle z jej obrazy.
- Głupek! Miałam się gniewać już.. Wiem, że to tak nieładnie się samemu wpraszać, ale.. - nauczyła się w życiu, że trzeba sięgać po to, co się chce. Dodatkowo właśnie sądziła, że Ethan jest na tyle porządnym mężczyzną, że głupio było mu zaproponować przetrzymanie przez kilka dni uczennicy Hogwartu. Shay odchyliła głowę do tyłu w akcie zamyślenia, przykładając palec do pudrowo-różowych warg. Jak ona mogła mu się.. Wtedy właśnie jej złoto-czekoladowe oczy zabłysły nieco niebezpiecznie, a ona rzuciła mu spojrzenie spod wachlarza ciemnych rzęs.
- No wiesz.. Mogę zrobić Ci kolację, potem masaż, a potem śniadanie. Mogę też posprzątać i uprasować Ci koszulę. Pokojówka na pełen etat! Wiesz, że mam nawet taki ładny fartuszek?
Re: Wzgórze
Zrobiło mu się tak przyjemnie cieplej na serduszku gdy usłyszał słowa dziewczyny. Zaprzątał chyba jej głowę już w czasie odbywania praktyk w szkole. Ona w sumie też właśnie wtedy wkradła się do jego myśli i nie zamierzała najwidoczniej stamtąd wyjść. Nie przeszkadzało mu to jednak, ani trochę. Jeden z wykładowców musiał ostatnio trzy razy i to za każdym coraz głośniej powtarzać pytanie do Canswell'a bo ten myślami był zupełnie gdzie indziej. Ethan śmiał się z tego za każdym razem gdy sobie to przypominał. Widzicie baby jak zawracacie facetom we łbie? Już wyobrażał sobie nagłówek proroka codziennego " Doktor Canswell doprowadził do śmierci pacjenta na stole operacyjnym - jak do tego doszło? Myślał o swojej dziewczynie, a nie o prawidłowym wszczepieniu zastawki serca."
- Miło mi to słyszeć - odpowiedział zgodnie z prawdą i objął mocniej dziewczynę przyciągając ją tym samym bliżej siebie. Roześmiał się widząc tę jej niezadowoloną minę. Wiedział jednak, że nie będzie się długo gniewać. Ani trochę nie przeszkadzało mu, że postanowiła się do niego wprosić. Był z tego faktu bardzo zadowolony.
- Wpraszaj się częściej - dodał bez wahania i uśmiechnął się wesoło. Kolacja, masaż, śniadanie? Jakże kuszące były te propozycje. Pokiwał z uznaniem głową dając jej tym samym do zrozumienia jak bardzo podoba mu się to co mówi. Odwrócił głowę w jej stronę by móc skraść jej szybkiego całusa. Kolejne słowa jednak najbardziej go zainteresowały. Jak zresztą każdego faceta. Z jego ust wydobył się cichy pomruk zadowolenia, a na twarzy pojawił się błogi uśmieszek,
- Fartuszek powiadasz? - wymruczał i musnął wargami płatek jej ucha by za chwilę delikatnie złapać go zębami. Uśmiechnął się łobuzersko i przylgnął ustami do jej miękkich warg składając na nich długi pocałunek.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedział zgodnie z prawdą i objął mocniej dziewczynę przyciągając ją tym samym bliżej siebie. Roześmiał się widząc tę jej niezadowoloną minę. Wiedział jednak, że nie będzie się długo gniewać. Ani trochę nie przeszkadzało mu, że postanowiła się do niego wprosić. Był z tego faktu bardzo zadowolony.
- Wpraszaj się częściej - dodał bez wahania i uśmiechnął się wesoło. Kolacja, masaż, śniadanie? Jakże kuszące były te propozycje. Pokiwał z uznaniem głową dając jej tym samym do zrozumienia jak bardzo podoba mu się to co mówi. Odwrócił głowę w jej stronę by móc skraść jej szybkiego całusa. Kolejne słowa jednak najbardziej go zainteresowały. Jak zresztą każdego faceta. Z jego ust wydobył się cichy pomruk zadowolenia, a na twarzy pojawił się błogi uśmieszek,
- Fartuszek powiadasz? - wymruczał i musnął wargami płatek jej ucha by za chwilę delikatnie złapać go zębami. Uśmiechnął się łobuzersko i przylgnął ustami do jej miękkich warg składając na nich długi pocałunek.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
I właśnie takie słowa były najlepszym prezentem jaki mogła dostać druga osoba. Budowanie wspólnych relacji i tworzenie wspomnień było znacznie ważniejsze niż złota bransoletka czy kolczyki. Shay wychodziła z założenia, że najważniejsze to żyć tak, aby przed śmiercią niczego nie żałować i móc leżeć i odtwarzać film z chwil, które były za nami. Taki też był jej plan. Nie myślała o tak odległej przyszłości, jednak tą najbliższą - zwłaszcza świąteczną chciała spędzić z Ethanem. Miała już nawet plan na prezent dla niego. Zaśmiała się na jego słowa, kiwając grzecznie głową. Bo przecież była taką usłuchaną i grzeczną dziewczyną.
- Dobrze. Będę wpadała przy każdej okazji. Najlepiej od razu zwolnij mi szufladę.- rzuciła żartem, nadal się śmiejąc pod nosem. Gdy skradł jej całusa przekręciła głowę nieco w bok, a następnie wywróciła oczyma na jego minę. No tak. Mężczyźni lubili fartuszki, pończochy i inne akcesoria pokojówek. Sama już nie wiedziała czy przyszły pan doktor wolał pielęgniarki czy służbę domową. Ten błogi uśmiech jednak rozczulił ją na tyle, że obiecała sobie spakować ten zestaw w walizkę, gdy będzie go odwiedzała.
Przeszedł ją dreszcz i tym samym przymknęła powieki, widocznie zadowolona z obrotu spraw. Te zaczepki ucha sprawiały panience Hasting samą przyjemność. A potem ten pocałunek. Zamruczała cicho nie odrywając od niego ust i zaciskając nieco palce na jego karku. Zadziornie zagryzła jego dolną wargę, a następnie znów namiętnie całując. I mogłaby tak godzinami, serio.
- Szpilki też zabrać, żebyś był w pełni usatysfakcjonowany? - zapytała niewinnie po dłuższym czasie, gdy w końcu - z trudem - oderwała się od studenta. Wtedy też dziewczyna zrobiła wyraz twarzy, sugerujący, że o czymś zapomniała. Nie myśląc wiele palnęła się ręką w czoło i sięgnęła do torebki, z której wyjęła swój niewielki, magiczny aparat. Przysunęła się do niego i dała mu całusa w policzek, robiąc tym samym zdjęcie poprzez trzymanie ręki w górze i naciśnięcie guzika. Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięki.
- Kompletnie zapomniałam! W końcu będę jakieś miała!
- Dobrze. Będę wpadała przy każdej okazji. Najlepiej od razu zwolnij mi szufladę.- rzuciła żartem, nadal się śmiejąc pod nosem. Gdy skradł jej całusa przekręciła głowę nieco w bok, a następnie wywróciła oczyma na jego minę. No tak. Mężczyźni lubili fartuszki, pończochy i inne akcesoria pokojówek. Sama już nie wiedziała czy przyszły pan doktor wolał pielęgniarki czy służbę domową. Ten błogi uśmiech jednak rozczulił ją na tyle, że obiecała sobie spakować ten zestaw w walizkę, gdy będzie go odwiedzała.
Przeszedł ją dreszcz i tym samym przymknęła powieki, widocznie zadowolona z obrotu spraw. Te zaczepki ucha sprawiały panience Hasting samą przyjemność. A potem ten pocałunek. Zamruczała cicho nie odrywając od niego ust i zaciskając nieco palce na jego karku. Zadziornie zagryzła jego dolną wargę, a następnie znów namiętnie całując. I mogłaby tak godzinami, serio.
- Szpilki też zabrać, żebyś był w pełni usatysfakcjonowany? - zapytała niewinnie po dłuższym czasie, gdy w końcu - z trudem - oderwała się od studenta. Wtedy też dziewczyna zrobiła wyraz twarzy, sugerujący, że o czymś zapomniała. Nie myśląc wiele palnęła się ręką w czoło i sięgnęła do torebki, z której wyjęła swój niewielki, magiczny aparat. Przysunęła się do niego i dała mu całusa w policzek, robiąc tym samym zdjęcie poprzez trzymanie ręki w górze i naciśnięcie guzika. Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięki.
- Kompletnie zapomniałam! W końcu będę jakieś miała!
Re: Wzgórze
Jesień była piękną porą roku, ale właściwie tylko do czasu. Teraz wszystkie liście, które jeszcze nie dawno mieniły się kolorami złota, czerwieni i brązu dziś są już tylko brązowe, pomarszczone od wilgoci spowodowanej częstymi opadami deszczu. Gołe drzewa wzdłuż alejek wyglądały na groźne i złe, niczym bijąca wierzba w Hogwarcie. Na dodatek dzień był dużo krótszy. Tak było i tym razem, bez zmian. Siedzieli tu od jakiegoś czasu, właściwie Canswell nawet nie był pewien ile. Czas w jej towarzystwie upływał tak szybko i tak przyjemnie. Niebo zrobiło się już ciemne i mieniło się światełkami gwiazd. Wyglądało to tak, jakby ktoś rozwinął od zachodu na wschód ciemny granatowy dywan obszyty milionami błyszczących cekinów. A gdzieś tam wśród nich wywyższał się księżyc. Co jakiś czas silniejszy podmuch wiatru dawał im się we znaki, jednak nie zamierzali chyba zbyt szybko opuszczać tego miejsca. Roześmiał się na jej słowa jednak pozostawił już ten temat bez komentarza. Trwali jeszcze przez chwilę w pocałunku. Pokiwał przecząco głową na jej pytanie.
- Obejdzie się bez szpilek, nie będziesz miała czym mnie atakować w razie gdybym zaparzył nie taką herbatę czy coś... - powiedział spoglądając na nią z łobuzerskim uśmieszkiem. Shay tak szybko wyciągnęła aparat i wyciągnęła rękę, że Ethan w ostatniej chwili zdążył uśmiechnąć się do zdjęcia wyraźnie tym rozbawiony. Najwidoczniej Shay chciała mieć zdjęcie z zaskoczenia.
- Na święta Cię gdzieś zabiorę. Wtedy będziesz mogła napstrykać całą masę zdjęć - odpowiedział pewny swoich słów i uśmiechnął się do niej pogodnie. Prawdą jest, że miał w planach zabrać ją gdzieś na dzień lub dwa podczas tej świątecznej przerwy. Oczywiście jeśli tylko się zgodzi.
- Obejdzie się bez szpilek, nie będziesz miała czym mnie atakować w razie gdybym zaparzył nie taką herbatę czy coś... - powiedział spoglądając na nią z łobuzerskim uśmieszkiem. Shay tak szybko wyciągnęła aparat i wyciągnęła rękę, że Ethan w ostatniej chwili zdążył uśmiechnąć się do zdjęcia wyraźnie tym rozbawiony. Najwidoczniej Shay chciała mieć zdjęcie z zaskoczenia.
- Na święta Cię gdzieś zabiorę. Wtedy będziesz mogła napstrykać całą masę zdjęć - odpowiedział pewny swoich słów i uśmiechnął się do niej pogodnie. Prawdą jest, że miał w planach zabrać ją gdzieś na dzień lub dwa podczas tej świątecznej przerwy. Oczywiście jeśli tylko się zgodzi.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
- Zniszczyłeś mój plan! I teraz nie będę mogła Cię ukarać w ten spektakularny sposób jakim jest użycie szpilek.- zawiedziona pokręciła głową z rozbawieniem wymalowanym na twarzy i w spojrzeniu. Kosmyki ciemnych włosów opadły do przodu, muskając końcówkami szyję i zawijając się nieco pod wpływem wilgotnego powietrza. Nadal trzymała w ręku aparat, a z jego krańca powoli wysuwało się kwadratowe zdjęcie w białej ramce - oczywiście ruchome. Idealnie uchwycił moment gdy zaskoczenie przeistacza się w uśmiech na twarzy studenta. Shay chwyciła je w dłonie i spojrzała na widniejący tam obraz z rumieńcami na policzkach. Z uznaniem pokiwała głowę.
- Trzymam za słowo! Chętnie dam się porwać.- zaczęła przenosząc na niego wzrok. Wolną ręką pieszczotliwie poczochrała go po głowie i dała buziaka w czoło, kładąc aparat obok nich, a zdjęcie wsuwając mu do kieszeni płaszcza, znajdującej się na piersi. Od tak, mały prezent. Krukonka odchyliła głowę nieco do tyłu, pozwalając sobie tym samym spojrzeć na piękne, granatowe niebo. Zgubiła moment, w którym pojawiło się na nim tyle gwiazd. Dodatkowo widniejący gdzieś w oddali zamek, w którego oknach tliły się światła.. Shay uśmiechnęła się do swoich myśli, przytulając chłopaka mocno do siebie.
- Czyli naprawdę mogę Cię odwiedzić, tak?-zapytała cicho, nieco jakby zawstydzona. Jednak to było tylko złudzenie - bała się bardziej o to, co pomyślą sobie jego sąsiedzi i znajomi. - Może użyje magii stylizacji i tym samym dodam sobie trochę lat, żeby Twoi sąsiedzi nie komentowali faktu,że przygarnąłeś małolatę?
- Trzymam za słowo! Chętnie dam się porwać.- zaczęła przenosząc na niego wzrok. Wolną ręką pieszczotliwie poczochrała go po głowie i dała buziaka w czoło, kładąc aparat obok nich, a zdjęcie wsuwając mu do kieszeni płaszcza, znajdującej się na piersi. Od tak, mały prezent. Krukonka odchyliła głowę nieco do tyłu, pozwalając sobie tym samym spojrzeć na piękne, granatowe niebo. Zgubiła moment, w którym pojawiło się na nim tyle gwiazd. Dodatkowo widniejący gdzieś w oddali zamek, w którego oknach tliły się światła.. Shay uśmiechnęła się do swoich myśli, przytulając chłopaka mocno do siebie.
- Czyli naprawdę mogę Cię odwiedzić, tak?-zapytała cicho, nieco jakby zawstydzona. Jednak to było tylko złudzenie - bała się bardziej o to, co pomyślą sobie jego sąsiedzi i znajomi. - Może użyje magii stylizacji i tym samym dodam sobie trochę lat, żeby Twoi sąsiedzi nie komentowali faktu,że przygarnąłeś małolatę?
Re: Wzgórze
Roześmiał się krótko słysząc jej słowa z nutką zawiedzenia w głosie. Student obserwował aparat, z którego wysuwało się małe zdjęcie, na którym - jak to w świecie magii - postacie się ruszały. Uśmiechnął się spoglądając na zdjęcie. Wiedział doskonale, że Shay uwielbia robić zdjęcia. Musiał więc przygotować się na częste zdjęcia w każdym miejscu, o każdej porze, taki o którego ustawią się razem lub też te z zaskoczenia, jak np. to przed chwileczkę. Nie przeszkadzało mu to jednak. Skoro rak bardzo lubiła to robić. Cieszył się, że trzyma się swojej pasji, rozwija ją, fotografuje różne miejsce. Z tymi miejscami to na pewno jej pomoże.
- Na pewno gdzieś się wybierzemy, muszę jeszcze zastanowić się, które miejsce wybrać - zna bowiem miejsca, które pięknie wyglądają wiosną, kiedy natura budzi się życia. Inne z kolei pięknie prezentują się latem skąpane w blasku słońca, jeszcze inne jesienią, tak jak niedawno wyglądały pewnie szkolne błonia, gdzie zamiast trawy wyłożony był liściasty, wielokolorowy dywan. Natomiast przerwa świąteczna jest zimą, więc zabierze ją w miejsce, które pokryte grubą warstwą śniegu ma swój niesamowity urok.
- Jeżeli tylko masz na to ochotę - odpowiedział ze spokojnym uśmiechem i uniósł dłoń do jej policzka by pogłaskać go czule. Miał oczywiście cichą nadzieję, że Shay rzeczywiście go odwiedzi, a nie zrezygnuje w ostatniej chwili. - Spokojnie, nie mam wścibskich sąsiadów, a Ty z całą pewnością nie wyglądasz na małolatę - dodał po krótkiej chwili i złożył na jej ustach krótki, ale zdecydowany pocałunek.
- Na pewno gdzieś się wybierzemy, muszę jeszcze zastanowić się, które miejsce wybrać - zna bowiem miejsca, które pięknie wyglądają wiosną, kiedy natura budzi się życia. Inne z kolei pięknie prezentują się latem skąpane w blasku słońca, jeszcze inne jesienią, tak jak niedawno wyglądały pewnie szkolne błonia, gdzie zamiast trawy wyłożony był liściasty, wielokolorowy dywan. Natomiast przerwa świąteczna jest zimą, więc zabierze ją w miejsce, które pokryte grubą warstwą śniegu ma swój niesamowity urok.
- Jeżeli tylko masz na to ochotę - odpowiedział ze spokojnym uśmiechem i uniósł dłoń do jej policzka by pogłaskać go czule. Miał oczywiście cichą nadzieję, że Shay rzeczywiście go odwiedzi, a nie zrezygnuje w ostatniej chwili. - Spokojnie, nie mam wścibskich sąsiadów, a Ty z całą pewnością nie wyglądasz na małolatę - dodał po krótkiej chwili i złożył na jej ustach krótki, ale zdecydowany pocałunek.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Strona 7 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 7 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach