Wzgórze północne
3 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 1 z 1
Wzgórze północne
Ulubione miejsce do obserwacji gwiazd i piękny widok na oświetlone nocą miasteczko.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wzgórze północne
Zdjęcia wyszły naprawdę cudne i po opłaceniu ich u Zonka — oraz pozostałych produktów, po tym, jak dobrze się bawiła — trudno było skończyć jej dzisiejsze spotkanie. Jego poczucie humoru zainteresowało ją na tyle, że była Setha ciekawsza, jako człowieka. A Shay była przy tym całym swoim zainteresowaniu strasznie niecierpliwa. Rozmawiając więc weszli po kremowe piwo na ciepło, jakieś przekąski i zamiast zostać w barze, wyciągnęła go na punkt widokowy. Niebo ciemniało, ludzie przez pogodę chowali się w barach i lokalach, a przecież wystarczyło odpowiednie zaklęcie do utrzymania właściwej temperatury w małym obszarze.
- Tylko z tymi Trytonami to poczekamy może do końca kwietnia lub początku maja? - rzuciła wesoło, nawiązując do kupionych przez nich opasek, które rzekomo miały doprawić im ogony. Krukonka sądziła, że woda teraz musi być okropnie zimna, łatwo o chorobe, a Orsino, jako aktywny gracz drużyny Puchonów nie powinien chyba łapać przeziębienia czy innych takich. Gdy dotarli miejsce, usiadła wygodnie po turecku na kamiennym, niskim murku i gdy zajął miejsce, wyjęła różdżkę, rzucając odpowiedni czar. Potem z plecaka wyjęła ich piwa — wciąż przyjemnie ciepłe, przekąski i zdjęcia, aby jeszcze raz na nie spojrzeć i roześmiać się pogodnie, wskazała palcem na jego minę, gdy kradł różowej ptaszynie całusa. - Uwielbiam to zdjęcie. Memortki nagle zmieniły miejsce na liście moich ulubionych stworzeń.
Wzruszyła ramionami, chowając po chwili ruszające się fotografie do plecaka i odłożyła go na dół, opierając o cegły. Podniosła na niego spojrzenie, przyglądając mu się chwilę w milczeniu. - Zapomniałam kupić otwieracz.. - przekręciła głowę na bok z uniesioną brwią, jakby była niezadowolona z własnej postawy. Po chwili machnęła dłonią i złapała za butelkę, zeskakując z murku. Widziała kiedyś, jak ktoś o taką powierzchnię podważał kapselek. - Opowiedz mi coś o sobie. - rzuciła w jego kierunku, przykładając kapselek do krawędzi konstrukcji, która robiła im za ławkę. Trochę już o nim wiedziała, ale może zdradzi jej jakiś paskudny sekret? Powie, jakie studia dla siebie widzi? Uśmiechnęła się zadziornie, zerkając na niego z dołu, podczas siłowania się z butelką. - Może jakiś sekret?
- Tylko z tymi Trytonami to poczekamy może do końca kwietnia lub początku maja? - rzuciła wesoło, nawiązując do kupionych przez nich opasek, które rzekomo miały doprawić im ogony. Krukonka sądziła, że woda teraz musi być okropnie zimna, łatwo o chorobe, a Orsino, jako aktywny gracz drużyny Puchonów nie powinien chyba łapać przeziębienia czy innych takich. Gdy dotarli miejsce, usiadła wygodnie po turecku na kamiennym, niskim murku i gdy zajął miejsce, wyjęła różdżkę, rzucając odpowiedni czar. Potem z plecaka wyjęła ich piwa — wciąż przyjemnie ciepłe, przekąski i zdjęcia, aby jeszcze raz na nie spojrzeć i roześmiać się pogodnie, wskazała palcem na jego minę, gdy kradł różowej ptaszynie całusa. - Uwielbiam to zdjęcie. Memortki nagle zmieniły miejsce na liście moich ulubionych stworzeń.
Wzruszyła ramionami, chowając po chwili ruszające się fotografie do plecaka i odłożyła go na dół, opierając o cegły. Podniosła na niego spojrzenie, przyglądając mu się chwilę w milczeniu. - Zapomniałam kupić otwieracz.. - przekręciła głowę na bok z uniesioną brwią, jakby była niezadowolona z własnej postawy. Po chwili machnęła dłonią i złapała za butelkę, zeskakując z murku. Widziała kiedyś, jak ktoś o taką powierzchnię podważał kapselek. - Opowiedz mi coś o sobie. - rzuciła w jego kierunku, przykładając kapselek do krawędzi konstrukcji, która robiła im za ławkę. Trochę już o nim wiedziała, ale może zdradzi jej jakiś paskudny sekret? Powie, jakie studia dla siebie widzi? Uśmiechnęła się zadziornie, zerkając na niego z dołu, podczas siłowania się z butelką. - Może jakiś sekret?
Re: Wzgórze północne
On czuł się przy Krukonce wyjątkowo swobodnie. Czas mijał mu za szybko, a kolejne miejsca, które wspólnie odwiedzali, nabierały nowych kolorów dzięki jej wesołym salwom śmiechu. W takim towarzystwie chce się dalej funkcjonować, więc nie oponował ani minimalnie na kolejne etapy ich wspólnej randki. Piwo? Tak? Na chwilę do Miodowego Królestwa, bo coś chciała kupić na później? Żaden problem. A szalik się jej spodobał? Nawet poprawił go na jej szyi, żeby ładniej się układał (oko po matce, czarownicy z domem mody).
Usiadł pod murkiem, leniwie opierając się plecami o murek, na którym ona siedziała. Nie miał problemu z pobrudzeniem sobie spodni, korona mu z głowy nie spadnie. Zadowolony z zaklęcia, które rzuciła, rozejrzał się wokoło z uśmiechem, mówiąc. - Nie ma sprawy, zmarzluchu. - Jemu temperatura nie jest straszna, ale nie chciałby, żeby z przyjemności pływania zostało tylko wejście i wyjście do i z jeziora, bo będzie Shay zimno. Odebrał od niej swoje piwo i porcję śliwek w bekonie, które wziął z czystej ciekawości, jak takie połączenie będzie smakowało. Jego ojciec nie raz i nie dwa robił różne, mugolskie przystawki, ale tego akurat nie miał możliwości wcześniej spróbować. Łyknął kremowego, wcześniej otwierając butelkę o szybko znaleziony patyczek, a po chwili spoglądnął na zdjęcie, które pokazała. Zaśmiał się wesoło, nie szczędząc szczerzenia kłów. - Nie dziwę się, ładnie Ci w piórkach. - Odparł, przyglądając się chwilę temu, jak ona próbuje otworzyć swoje piwo. Miał już się odezwać w tej kwestii, pomocny dziadyga Puchoniusz, ale ona już siłowała się z kapslem. Rozbawiony, obserwował ją, jak jakieś magiczne stworzenie, po chwili mówiąc. - Jeśli Ci się nie uda, daj, otworzę. - Znów napił się piwa, a słysząc chęć poznania go lepszego, a przede wszystkim jego sekretów, prychnął z rozbawieniem. Miał na wardze piankowe wąsy, ale oblizawszy się, mógł już z klasą mówić nieco więcej o sobie. Problem był tylko taki, że on nie uważał, że jest jakiś wybitnie interesujący czy nietypowy, a sekretów raczej nie miał. - Nie wiem, co w sumie mógłbym o sobie powiedzieć... Moja mama jest czarownicą, ma dom mody, tata to mugol, ale za to gotuje lepiej, niż skrzaty i magiczni w szkole razem wzięci. - Rozmarzył się momentalnie, bo wspomnienie włoskich dań ojca było dla niego, niczym powrót do dzieciństwa. Mlasnął z zadowoleniem i przełknął nadmiar śliny, który się nagle mu zebrał w paszczy. - Z jakichś sekretów... Oh sweet Helga, ja nie mam sekretów. - Odchylił głowę i spojrzał od dołu na Hasting. - Lubię memortki, ale nie mów o tym nikomu. - Zaśmiał się bezgłośnie, ale ramionami podrygiwał chwilę dość intensywnie. - A nie, mam jeden, ale to taki dziwny detal może o mnie, co najwyżej. - Wygiął niepewnie usta, zastanawiając się przelotnie, czy to jednak jest informacja godna chwalenia się. - Mam kota. - Takiego żywego, ano. - Nazywa się Hades i jest wielkim miziastym czarnuchem.
Usiadł pod murkiem, leniwie opierając się plecami o murek, na którym ona siedziała. Nie miał problemu z pobrudzeniem sobie spodni, korona mu z głowy nie spadnie. Zadowolony z zaklęcia, które rzuciła, rozejrzał się wokoło z uśmiechem, mówiąc. - Nie ma sprawy, zmarzluchu. - Jemu temperatura nie jest straszna, ale nie chciałby, żeby z przyjemności pływania zostało tylko wejście i wyjście do i z jeziora, bo będzie Shay zimno. Odebrał od niej swoje piwo i porcję śliwek w bekonie, które wziął z czystej ciekawości, jak takie połączenie będzie smakowało. Jego ojciec nie raz i nie dwa robił różne, mugolskie przystawki, ale tego akurat nie miał możliwości wcześniej spróbować. Łyknął kremowego, wcześniej otwierając butelkę o szybko znaleziony patyczek, a po chwili spoglądnął na zdjęcie, które pokazała. Zaśmiał się wesoło, nie szczędząc szczerzenia kłów. - Nie dziwę się, ładnie Ci w piórkach. - Odparł, przyglądając się chwilę temu, jak ona próbuje otworzyć swoje piwo. Miał już się odezwać w tej kwestii, pomocny dziadyga Puchoniusz, ale ona już siłowała się z kapslem. Rozbawiony, obserwował ją, jak jakieś magiczne stworzenie, po chwili mówiąc. - Jeśli Ci się nie uda, daj, otworzę. - Znów napił się piwa, a słysząc chęć poznania go lepszego, a przede wszystkim jego sekretów, prychnął z rozbawieniem. Miał na wardze piankowe wąsy, ale oblizawszy się, mógł już z klasą mówić nieco więcej o sobie. Problem był tylko taki, że on nie uważał, że jest jakiś wybitnie interesujący czy nietypowy, a sekretów raczej nie miał. - Nie wiem, co w sumie mógłbym o sobie powiedzieć... Moja mama jest czarownicą, ma dom mody, tata to mugol, ale za to gotuje lepiej, niż skrzaty i magiczni w szkole razem wzięci. - Rozmarzył się momentalnie, bo wspomnienie włoskich dań ojca było dla niego, niczym powrót do dzieciństwa. Mlasnął z zadowoleniem i przełknął nadmiar śliny, który się nagle mu zebrał w paszczy. - Z jakichś sekretów... Oh sweet Helga, ja nie mam sekretów. - Odchylił głowę i spojrzał od dołu na Hasting. - Lubię memortki, ale nie mów o tym nikomu. - Zaśmiał się bezgłośnie, ale ramionami podrygiwał chwilę dość intensywnie. - A nie, mam jeden, ale to taki dziwny detal może o mnie, co najwyżej. - Wygiął niepewnie usta, zastanawiając się przelotnie, czy to jednak jest informacja godna chwalenia się. - Mam kota. - Takiego żywego, ano. - Nazywa się Hades i jest wielkim miziastym czarnuchem.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Wzgórze północne
Nie podejrzewała Kapitana Puchonów o taką wszechstronność i umiejętność odnalezienia się w każdej sytuacji, a miała wrażenie, że wyjątkowo nadużywała jego towarzystwa, odwiedzając te wszystkie miejsca — głównie po to, aby mogli dłużej porozmawiać na punkcie widokowym, gdzie chciała go zabrać. O tej porze powinien być już tam względny spokój, większość uczniów siedziała w trzech miotłach, głównie przez pogodę.
- Nie będzie przyjemniej posiedzieć w cieple? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami i nosem, spoglądając na jego twarz z odrobiną podstępu w oczach. Nic nie robiła bez przyczyny, żal było jej tak po prostu wracać. Inną sprawą była kąpiel w jeziorze — gdzie był ruch i dużo adrenaliny, a inną tkwienie na ziemi w okolicach wioski, gdy zimny wiatr wciąż kołysał drzewami. Wybór śliwek w bekonie nieco ją zaskoczył, ale później zdecydowanie mu jedną ukradnie, jak już upora się z piwem. - Ahh, więc to Twój mały fetysz? Piórka?
Nie umiała powstrzymać nieco kokieteryjnego spojrzenia czekoladowych oczu, które pomknęło w jego stronę. Jej uwagę zabrała jednak butelka, z którą się szarpała. Nie chciała, aby piwo zrobiło się zimno, bo z nim było tak, jak z winem — zimne w ciepłych miesiącach było najlepsze, ale podczas mrozów nic tak nie rozgrzewało, jak to z przyprawami, parujące i aromatyczne. - Bądź bohaterem. - Zrobiła poddańczą minę, siadając obok niego na ziemi i gdy tylko napił się piwa, wsunęła mu swoją butelkę w dłoń i zabrała sobie jego, samej pijąc kremowy napój. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy przyjemna fala ciepła rozlała się po ciele, razem ze smakiem. Odwróciła twarz w jego stronę zaciekawiona, bo najzwyczajniej w świecie, chciała go lepiej poznać i dowiedzieć się czegoś więcej. -Naprawdę, dom mody? Ty też umiesz gotować? - zapytała w odpowiedzi, szczerze zaciekawiona, bo niewielu czarodziejów wybierało sobie na hobby kulinaria, a szkoda. Ona sama umiała dwie czy trzy rzeczy na krzyż, ale doskonale się przy tym bawiła. Dom mody tłumaczył, dlaczego tak dobrze zawsze wyglądał. - Każdy ma sekrety Seth. - szepnęła rozbawiona, trącając go łokciem, nawet nie zauważając, że przysunęła się odrobinę bliżej tak, że ich ramiona stykały się ze sobą. Wyprostowała nogi, ściskając w palcach butelkę i oparła głowę o murek tak, że jej wzrok powędrował na niebo. Na wzmiankę o memortkach poczuła, jak subtelnie różowieją jej policzki i jak uśmiecha się pod nosem, kiwając głową. - Twój sekret będzie ze mną bezpieczny, jak mam szansę być jednym z Twoich ulubionych memortków i moje różowe oblicze też zachowasz dla siebie.
Zanim odwróciła twarz w jego stronę, minęła dłuższa chwila, wciąż wyglądała na zadowoloną i dobrze spędzającą czas. Kolejny łyk piwa sprawił, że i ona miała piankowe wąsy. - Miziasty, a ma imię jak ten władca podziemi z mitologii? - rzuciła rozbawiona, oblizując wargi i przesuwając po jego sylwetce spojrzeniem, stuknęła paznokciami w trzymane szkło. - Hades nie miał przypadkiem psa z trzema głowami? A więc masz trzy oblicza i jesteś jego stróżem, bo jak wiadomo, koty majestatyczne i dumne stworzenia, one rządzą w domach.
Dodała pół żartem, pół serio, chcąc się z nim trochę podroczyć. Bardzo lubiła koty.
- Nie będzie przyjemniej posiedzieć w cieple? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami i nosem, spoglądając na jego twarz z odrobiną podstępu w oczach. Nic nie robiła bez przyczyny, żal było jej tak po prostu wracać. Inną sprawą była kąpiel w jeziorze — gdzie był ruch i dużo adrenaliny, a inną tkwienie na ziemi w okolicach wioski, gdy zimny wiatr wciąż kołysał drzewami. Wybór śliwek w bekonie nieco ją zaskoczył, ale później zdecydowanie mu jedną ukradnie, jak już upora się z piwem. - Ahh, więc to Twój mały fetysz? Piórka?
Nie umiała powstrzymać nieco kokieteryjnego spojrzenia czekoladowych oczu, które pomknęło w jego stronę. Jej uwagę zabrała jednak butelka, z którą się szarpała. Nie chciała, aby piwo zrobiło się zimno, bo z nim było tak, jak z winem — zimne w ciepłych miesiącach było najlepsze, ale podczas mrozów nic tak nie rozgrzewało, jak to z przyprawami, parujące i aromatyczne. - Bądź bohaterem. - Zrobiła poddańczą minę, siadając obok niego na ziemi i gdy tylko napił się piwa, wsunęła mu swoją butelkę w dłoń i zabrała sobie jego, samej pijąc kremowy napój. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy przyjemna fala ciepła rozlała się po ciele, razem ze smakiem. Odwróciła twarz w jego stronę zaciekawiona, bo najzwyczajniej w świecie, chciała go lepiej poznać i dowiedzieć się czegoś więcej. -Naprawdę, dom mody? Ty też umiesz gotować? - zapytała w odpowiedzi, szczerze zaciekawiona, bo niewielu czarodziejów wybierało sobie na hobby kulinaria, a szkoda. Ona sama umiała dwie czy trzy rzeczy na krzyż, ale doskonale się przy tym bawiła. Dom mody tłumaczył, dlaczego tak dobrze zawsze wyglądał. - Każdy ma sekrety Seth. - szepnęła rozbawiona, trącając go łokciem, nawet nie zauważając, że przysunęła się odrobinę bliżej tak, że ich ramiona stykały się ze sobą. Wyprostowała nogi, ściskając w palcach butelkę i oparła głowę o murek tak, że jej wzrok powędrował na niebo. Na wzmiankę o memortkach poczuła, jak subtelnie różowieją jej policzki i jak uśmiecha się pod nosem, kiwając głową. - Twój sekret będzie ze mną bezpieczny, jak mam szansę być jednym z Twoich ulubionych memortków i moje różowe oblicze też zachowasz dla siebie.
Zanim odwróciła twarz w jego stronę, minęła dłuższa chwila, wciąż wyglądała na zadowoloną i dobrze spędzającą czas. Kolejny łyk piwa sprawił, że i ona miała piankowe wąsy. - Miziasty, a ma imię jak ten władca podziemi z mitologii? - rzuciła rozbawiona, oblizując wargi i przesuwając po jego sylwetce spojrzeniem, stuknęła paznokciami w trzymane szkło. - Hades nie miał przypadkiem psa z trzema głowami? A więc masz trzy oblicza i jesteś jego stróżem, bo jak wiadomo, koty majestatyczne i dumne stworzenia, one rządzą w domach.
Dodała pół żartem, pół serio, chcąc się z nim trochę podroczyć. Bardzo lubiła koty.
Re: Wzgórze północne
Rzucił jej krótkie, rozbawione spojrzenie. Jemu naprawdę było bez różnicy czy to będzie zimna czy ciepła woda. Skoro jednak kobieta woli ciepłą to taka będzie i nie będą się o to spierać. Ziewnąwszy przelotnie, Seth upił piwka i zajął się tym, którego nie udało się dziewczynie otworzyć. Oczywiście, że będzie czynił swoją powinność. Wprawne uderzenie i kapselek odpadł. Wymieniwszy się butelkami, zajęli się rozmową, która choć nie była dla niego trudna, jednak sprawiała, że się musiał chwilę nad sobą zastanowić. To była miła odmiana od banalnych gadanin z kumplami, których interesowały dość... Dziwne rzeczy.
- Mhmmmm, tak, tak. Mama jest dość, hm, ekscentryczna. Na pewno kojarzysz Versace. To mugolska przykrywka domu mody mojej mamy. Jest metamorfomagiem, więc dla mugoli wygląda tak, hm, dziwnie, a po godzinach jest w domu i normalnie się prezentuje. Śmieszna babeczka. I tak, umiem gotować. - Uśmiechnął się pogodnie, nie chcąc się chwalić, że to nie są skille z rzędu "spalę jajecznicę" i nie ugotuję wody. Umiał nieźle doprawiać jedzenie i czasem nawet w domu działał dla całej rodziny. Kto wiem, może kiedyś porwie Hasting do kuchni i tam zaprezentuje jej swoje umiejętności. Teraz jednak skupił się na tym, że wspomniała iż każdy ma sekrety. Błysnął wesoło kłami w uśmiechu i przytulił usta do butelki. Kilka łyków spokojnie wypił, nim odezwał się znów.
- Nie ma sprawy, zachowam dla siebie różowe oblicze i... Różowe piórko. - Przecież je schował specjalnie, żeby go później używać. Wydął specjalnie wargi, zastanawiając się nad tym, co powiedziała. - Trzy oblicza... Mogę mieć. Seth na miotle, Seth po zajęciach i Seth na zajęciach, zgadza się. - Pokiwał głową, jak gdyby kontent z tym, co ustalili. - Hadziu lubi się dawać miziać, ale tylko tym, których zaakceptuje. Tak to syczy z daleka i wygląda, jak nawiedzony. - Orsino chwycił za śliwkę w boczku, dość mocno wytopionym, chrupkim. Wrzucił sobie jedną do buzi, ale nim zaczął ją memłać, łypnął z zaciekawieniem na Kurkonkę. - A jakie są Twoje sekrety, Shay? W końcu... Kaaaaaaaazdy ma sekrety. - Przekornie wspomniał jej słowa, trzepocąc rzęsami teatralnie.
- Mhmmmm, tak, tak. Mama jest dość, hm, ekscentryczna. Na pewno kojarzysz Versace. To mugolska przykrywka domu mody mojej mamy. Jest metamorfomagiem, więc dla mugoli wygląda tak, hm, dziwnie, a po godzinach jest w domu i normalnie się prezentuje. Śmieszna babeczka. I tak, umiem gotować. - Uśmiechnął się pogodnie, nie chcąc się chwalić, że to nie są skille z rzędu "spalę jajecznicę" i nie ugotuję wody. Umiał nieźle doprawiać jedzenie i czasem nawet w domu działał dla całej rodziny. Kto wiem, może kiedyś porwie Hasting do kuchni i tam zaprezentuje jej swoje umiejętności. Teraz jednak skupił się na tym, że wspomniała iż każdy ma sekrety. Błysnął wesoło kłami w uśmiechu i przytulił usta do butelki. Kilka łyków spokojnie wypił, nim odezwał się znów.
- Nie ma sprawy, zachowam dla siebie różowe oblicze i... Różowe piórko. - Przecież je schował specjalnie, żeby go później używać. Wydął specjalnie wargi, zastanawiając się nad tym, co powiedziała. - Trzy oblicza... Mogę mieć. Seth na miotle, Seth po zajęciach i Seth na zajęciach, zgadza się. - Pokiwał głową, jak gdyby kontent z tym, co ustalili. - Hadziu lubi się dawać miziać, ale tylko tym, których zaakceptuje. Tak to syczy z daleka i wygląda, jak nawiedzony. - Orsino chwycił za śliwkę w boczku, dość mocno wytopionym, chrupkim. Wrzucił sobie jedną do buzi, ale nim zaczął ją memłać, łypnął z zaciekawieniem na Kurkonkę. - A jakie są Twoje sekrety, Shay? W końcu... Kaaaaaaaazdy ma sekrety. - Przekornie wspomniał jej słowa, trzepocąc rzęsami teatralnie.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Wzgórze północne
Prychnęła na jego wzrok odrobinę zawstydzona, chociaż nie było tego po niej widać szczególnie mocno. Bo przecież woda w jeziorze nie musiała być taka zaraz specjalnie ciepła, tam ruszaliby się więcej i byłoby cieplej, niż tak siedząc tutaj. Niemniej jednak Shay zgarnęła kosmyk włosów za ucho, upijając kolejnego łyka, dopóki Puchon zajęty był kapselkiem. Miał wprawę, poszło szybciej niż jej. Z ulgą przyjęła jednak zaangażowanie chłopaka w konwersację, zaskoczona ciekawostką o tym, czym zajmowali się jego rodzice. Wydawało się jej to znacznie ciekawsze niż to, co robili jej — nie byli tak kreatywni i barwni. Dom mody, naprawdę? Jej paznokcie w jakimś podekscytowaniu stuknęły o butelkę, wprawiając znajdujące się w niej piwo w ruch. Odwróciła twarz w jego stronę, lustrując go wzrokiem, gdy mówił i słuchając.
- Twoja mama musi być niesamowicie kreatywna! To strasznie popularna marka, skoro nawet ja ją znam. Metamorfomag też brzmi ciekawie, musi być Ci łatwo czytać jej nastroje, co? Z moją mamą jest tak, że nigdy nie wiem, o co jej chodzi. Jest bardzo neutralna i powściągliwa. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, uznając, że gdyby zmieniał się jej kolor włosów od emocji lub wydłużał nos, gdy kłamała, byłoby znacznie prościej. Na kwestie gotowania uśmiechnęła się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Zabawny, przystojny i gotował? Naprawdę? - Piec też umiesz? Jak zrobisz mi jakieś dobre ciasto, to możliwe, że przepadnę.
Domowe słodycze? Coś idealnego dla niej. Idąc śladem Setha, sama upiła kolejny łyk i wbiła wzrok gdzieś przed siebie, opierając wygodniej o murek. Było przyjemnie, temperatura wewnątrz ich małej strefy komfortu dawała wrażenie, jakby wiosna trwała w najlepsze. Uroczy był z tym piórkiem. - Najspokojniejszy to na pewno ten Seth na zajęciach, co? - zauważyła z rozbawieniem, prostując nogi i wsuwając między nie butelkę, uwolniła dłonie. Splotła ze sobą palce w formie jakieś zabawy. Widziała go podczas meczu, był poważny i trochę dziki, po zajęciach ciągle się uśmiechał, ale co jeszcze? Do głowy dziewczyny zaczęły nagle docierać jakieś strzępki wspomnień i informacji, jakby po spędzeniu z nim dnia poza zamkiem, zaczęła dostrzegać więcej. - Mam w sobie coś, co lubią koty podobno. Radzę sobie ze zwierzętami. Poznam Hadesa? - zapytała, odwracając znów twarz w jego stronę z zaciekawionym i podekscytowanym uśmiechem, przesuwając spojrzeniem po jego oczach, policzkach, czy ustach. - Powinnam kupić kota, znaleźć kota, adoptować kota? Mieć kota. - rzuciła całkiem szczerze i dość poważnie, jakby już myślami widziała wyprawę do sklepu. - Dobre? - miała na myśli oczywiście śliwkę. To połączenie wydawało się takie dziwne! Trąciła go łokciem, gdy ją przedrzeźniał, ale na dobrą sprawę to sama nie wiedziała, jakie ma sekrety. Co było sekretem? To nie tak, że z czymś się ukrywała, zwykle mówiła dość bezpośrednio. - Dobre pytanie? O wiem, wysłałam kiedyś anonimowy liścik miłosny! Zdarzyło mi się też zamordować sadzonkę mandragory, bo o niej zapomniałam. Największym sekretem jest to, że pomimo tego, że jestem całkiem mądra, to czasem zachowuję się jak gryfon. - nie miała pojęcia, czy takie sekrety go zadowolą, czy może wyobrażał sobie coś całkiem innego. Było jeszcze kilka asów w rękawie. - Jakie jest Twoje marzenie? Czym chciałbyś zająć się po szkole?
- Twoja mama musi być niesamowicie kreatywna! To strasznie popularna marka, skoro nawet ja ją znam. Metamorfomag też brzmi ciekawie, musi być Ci łatwo czytać jej nastroje, co? Z moją mamą jest tak, że nigdy nie wiem, o co jej chodzi. Jest bardzo neutralna i powściągliwa. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, uznając, że gdyby zmieniał się jej kolor włosów od emocji lub wydłużał nos, gdy kłamała, byłoby znacznie prościej. Na kwestie gotowania uśmiechnęła się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Zabawny, przystojny i gotował? Naprawdę? - Piec też umiesz? Jak zrobisz mi jakieś dobre ciasto, to możliwe, że przepadnę.
Domowe słodycze? Coś idealnego dla niej. Idąc śladem Setha, sama upiła kolejny łyk i wbiła wzrok gdzieś przed siebie, opierając wygodniej o murek. Było przyjemnie, temperatura wewnątrz ich małej strefy komfortu dawała wrażenie, jakby wiosna trwała w najlepsze. Uroczy był z tym piórkiem. - Najspokojniejszy to na pewno ten Seth na zajęciach, co? - zauważyła z rozbawieniem, prostując nogi i wsuwając między nie butelkę, uwolniła dłonie. Splotła ze sobą palce w formie jakieś zabawy. Widziała go podczas meczu, był poważny i trochę dziki, po zajęciach ciągle się uśmiechał, ale co jeszcze? Do głowy dziewczyny zaczęły nagle docierać jakieś strzępki wspomnień i informacji, jakby po spędzeniu z nim dnia poza zamkiem, zaczęła dostrzegać więcej. - Mam w sobie coś, co lubią koty podobno. Radzę sobie ze zwierzętami. Poznam Hadesa? - zapytała, odwracając znów twarz w jego stronę z zaciekawionym i podekscytowanym uśmiechem, przesuwając spojrzeniem po jego oczach, policzkach, czy ustach. - Powinnam kupić kota, znaleźć kota, adoptować kota? Mieć kota. - rzuciła całkiem szczerze i dość poważnie, jakby już myślami widziała wyprawę do sklepu. - Dobre? - miała na myśli oczywiście śliwkę. To połączenie wydawało się takie dziwne! Trąciła go łokciem, gdy ją przedrzeźniał, ale na dobrą sprawę to sama nie wiedziała, jakie ma sekrety. Co było sekretem? To nie tak, że z czymś się ukrywała, zwykle mówiła dość bezpośrednio. - Dobre pytanie? O wiem, wysłałam kiedyś anonimowy liścik miłosny! Zdarzyło mi się też zamordować sadzonkę mandragory, bo o niej zapomniałam. Największym sekretem jest to, że pomimo tego, że jestem całkiem mądra, to czasem zachowuję się jak gryfon. - nie miała pojęcia, czy takie sekrety go zadowolą, czy może wyobrażał sobie coś całkiem innego. Było jeszcze kilka asów w rękawie. - Jakie jest Twoje marzenie? Czym chciałbyś zająć się po szkole?
Re: Wzgórze północne
Seth miał udane życie, nie dało się ukryć, ale taka znana mama to po prostu utrapienie wielokrotnie. Tony wyjazdów, niepełne święta, itp. On jednak starał się nie skupiać na negatywnych aspektach, w końcu dzięki jej talentowi ma możliwości nauki w Hogwarcie i szlifowania swoich umiejętności magicznych bez problemu czy starczy mu na kolejny podręcznik. Chłopak szanował ciężką pracę, pieniądze...
Uważnie spojrzał na Krukonkę, uśmiechając się półgębkiem. - Czyli trochę, jak Ty... - Zmrużył oczy, zastanawiając się, co jej chodzi po głowie. - I tak, z jej nastrojami to i bez bycia metamorfomagiem można by było ją czytać, jak otwartą księgę. - Odparł swobodnie, bo rzeczywiście, jego mamina była żywym srebrem i od razu było wiadomo, czy jest w sosie czy nie. Co innego spokojny, ale ognisty ojciec. Nie bez powodu sobie go upatrzyła późniejsza pani Orsino. Upiwszy kolejnego łyka swojego przyjemnego w smaku napoju, zaśmiał się bezgłośnie, na koniec wydając z siebie gromkie aaaaaaa-ha! - Nie piekę często, ale mogę coś wyczarować tymi rękoma. - Zastukał palcami o butelkę i spojrzał przed niebie z nieco nostalgicznym wyrazem twarzy. Ich czas w szkole powoli mijał, jeśli chodzi o szósty rok nauczania. Puchonowi daleko było do świadomości dorosłości, albo inaczej - nie chciał być jeszcze w pełni dorosły. I tak trochę niepewnie spoglądał w przyszłość, szczególnie, gdy mówiło się o niej na głos.
- Oczywiście, jestem grzeczny. - Przyznał trochę tak, jakby chwalił się teraz swoją aureolą. Do tego uśmiechnął się urokliwie i proszę, Seth na zajęciach zaprezentowany od ręki. - Pewnie, czemu nie. - Odpowiedział bezproblemowo, nie widząc problemu w przemyceniu Hadziuli poza swoje dormitorium i pokój wspólny. Wprawdzie tego kota czasem można było zobaczyć na błoniach, bo chłopak nie trzymał go pod kloszem, ale to leń i... No nie łaził najlogiczniejszymi dla uczniów ścieżkami. - Myślę, że byłabyś dobrą kocią mamą. - Przytaknął na jej pomysł, choć tak naprawdę nie wiedział czy to prawda. Ale z tego, co widział, raczej by jej pozwolił mieć kocisko swoje na własność. W odpowiedzi na pytanie odnośne śliwki, pokiwał głową ochoczo. Bez powodu ich nie brał! Są fenomenalne.
- Powiem Ci, że widzę w Tobie dużo Gryfonki, to fakt. - Przyznał wesołym tonem, zaraz potem znów ogarniając wzrokiem to, co widział przed sobą. - A komu wysłałaś liścik, cooo? Zabujałaś się. - Naparł na nią barkiem, a w chwilę potem zamknął oczy, lekko też marszcząc brwi. Rozważał chwilę kolejne jej pytania, mrucząc przeciągle hmmmmmmmm. To nie były łatwe pytania, ale tez nie były zadziwiająco trudne odpowiedzi. Ot wolał się zastanowić, niż lać wodę.
- Po szkole... Myślałem przez chwilę o karierze miotlarskiej, ale ostatecznie wolę chyba zając się czymś, co by nie miało takiego wpływu na moje zdrowie. Może bym otworzył sklep na Pokątnej i ściągał do siebie memortki. - Zerknął na nią z rozbawieniem. - Ale serio, sklep z czymś brzmi nieźle. Ewentualnie może... Mugoloznawstwo mam w paluszku, może coś z nimi związanego... - Trochę gdybał, ale nie szukał jasnej informacji czy sugestii ze strony dziewczyny. Miał jeszcze rok na przemyślenia i życiowe analizy. - Rodzina. To moje marzenie. Nie wiem, zawsze chciałem zwiedzać świat. Może będę handlować świstoklikami. - Uniósł wyżej brwi, uznając, że ta opcja to by było dwa w jednym. - A Ty? - Łatwiej było mu ukryć nie do końca świadome i jednoznaczne plany pod odbiciem pytania w stronę Shay.
Uważnie spojrzał na Krukonkę, uśmiechając się półgębkiem. - Czyli trochę, jak Ty... - Zmrużył oczy, zastanawiając się, co jej chodzi po głowie. - I tak, z jej nastrojami to i bez bycia metamorfomagiem można by było ją czytać, jak otwartą księgę. - Odparł swobodnie, bo rzeczywiście, jego mamina była żywym srebrem i od razu było wiadomo, czy jest w sosie czy nie. Co innego spokojny, ale ognisty ojciec. Nie bez powodu sobie go upatrzyła późniejsza pani Orsino. Upiwszy kolejnego łyka swojego przyjemnego w smaku napoju, zaśmiał się bezgłośnie, na koniec wydając z siebie gromkie aaaaaaa-ha! - Nie piekę często, ale mogę coś wyczarować tymi rękoma. - Zastukał palcami o butelkę i spojrzał przed niebie z nieco nostalgicznym wyrazem twarzy. Ich czas w szkole powoli mijał, jeśli chodzi o szósty rok nauczania. Puchonowi daleko było do świadomości dorosłości, albo inaczej - nie chciał być jeszcze w pełni dorosły. I tak trochę niepewnie spoglądał w przyszłość, szczególnie, gdy mówiło się o niej na głos.
- Oczywiście, jestem grzeczny. - Przyznał trochę tak, jakby chwalił się teraz swoją aureolą. Do tego uśmiechnął się urokliwie i proszę, Seth na zajęciach zaprezentowany od ręki. - Pewnie, czemu nie. - Odpowiedział bezproblemowo, nie widząc problemu w przemyceniu Hadziuli poza swoje dormitorium i pokój wspólny. Wprawdzie tego kota czasem można było zobaczyć na błoniach, bo chłopak nie trzymał go pod kloszem, ale to leń i... No nie łaził najlogiczniejszymi dla uczniów ścieżkami. - Myślę, że byłabyś dobrą kocią mamą. - Przytaknął na jej pomysł, choć tak naprawdę nie wiedział czy to prawda. Ale z tego, co widział, raczej by jej pozwolił mieć kocisko swoje na własność. W odpowiedzi na pytanie odnośne śliwki, pokiwał głową ochoczo. Bez powodu ich nie brał! Są fenomenalne.
- Powiem Ci, że widzę w Tobie dużo Gryfonki, to fakt. - Przyznał wesołym tonem, zaraz potem znów ogarniając wzrokiem to, co widział przed sobą. - A komu wysłałaś liścik, cooo? Zabujałaś się. - Naparł na nią barkiem, a w chwilę potem zamknął oczy, lekko też marszcząc brwi. Rozważał chwilę kolejne jej pytania, mrucząc przeciągle hmmmmmmmm. To nie były łatwe pytania, ale tez nie były zadziwiająco trudne odpowiedzi. Ot wolał się zastanowić, niż lać wodę.
- Po szkole... Myślałem przez chwilę o karierze miotlarskiej, ale ostatecznie wolę chyba zając się czymś, co by nie miało takiego wpływu na moje zdrowie. Może bym otworzył sklep na Pokątnej i ściągał do siebie memortki. - Zerknął na nią z rozbawieniem. - Ale serio, sklep z czymś brzmi nieźle. Ewentualnie może... Mugoloznawstwo mam w paluszku, może coś z nimi związanego... - Trochę gdybał, ale nie szukał jasnej informacji czy sugestii ze strony dziewczyny. Miał jeszcze rok na przemyślenia i życiowe analizy. - Rodzina. To moje marzenie. Nie wiem, zawsze chciałem zwiedzać świat. Może będę handlować świstoklikami. - Uniósł wyżej brwi, uznając, że ta opcja to by było dwa w jednym. - A Ty? - Łatwiej było mu ukryć nie do końca świadome i jednoznaczne plany pod odbiciem pytania w stronę Shay.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Wzgórze północne
Odwróciła gwałtownie głowę w jego stronę, ściągając brwi i kręcąc delikatnie głową z niedowierzaniem, prychnęła. - Ja jestem powściągliwa i neutralna? JA? - autentycznie nie wierzyła w to, co mówił, ignorując przez chwilę temat jego matki. - Który raz się widzimy sami? Drugi? Cóż, miałam czekać do trzeciego. - wzruszyła ramionami z tajemniczym uśmiechem, mając w głowie, że cała wina pójdzie ewentualnie na niego, bo przecież jawnie ją prowokował i sugerował takie brzydkie rzeczy na jej temat, jak bycie podobną do matki. Zadarła głowę, złapała jego podbródek i przymknęła oczy, unosząc się nieco do góry, aby dosięgnąć jego ust. Nie był to namiętny i głęboki pocałunek, raczej krótki i zadziorni, okraszony posmakiem kremowego piwa. Potem usiadła grzecznie, jak gdyby nigdy nic, oblizując usta i robiąc kolejnego łyka, wróciła do tematu. - Łatwiej chyba przebywać z ludźmi, których łatwo odczytać, chociaż nutka tajemniczości dodaje smaku, nie? Wyczaruj mi szarlotkę albo ciasto bananowe, albo z truskawkami Seth.
Przesunęła wzrokiem po jego dłoniach, o których wcześniej mówił. Nie brzmiała jednak rozkazująco, raczej na podekscytowaną dziewczynę, która wplotła w wypowiedź nieco nazbyt optymistycznie prośbę. U niej stwierdzenie "przez żołądek do serca" było odzwierciedleniem rzeczywistości. - Grzeczny, gdy pozostałe dwie twarze śpią.
Skomentowała zadziornie, nie odpowiadając już na słowa o kocie niczym, poza kiwnięciem głową, co się tyczyło chyba tez bycia kocią mamą. Sowy były cudownymi zwierzętami, ale nie miały tego czegoś. Popołudnie na błoniach z kotem Jersena utwierdziło ją w przekonaniu, że nic tak nie uspokajało, jak głaskanie miękkiego futerka na grzbiecie.
- No nie? A ja tak średnio do Gryfonów. - wyznała z nutą rozżalenia w głosie, bo mieszkańcy tego tomu wydawali się jej zawsze odważni w głupi sposób, całkiem pozbawiony logiki. Ona też czasem była bezmyślna, ale zwykle miała z tyłu głowy konsekwencje i nie była zaskoczona. Nie bała się robić pierwszego kroku, jeśli coś dawał — nie, jeśli miał być tylko na pokaz. Na jego słowa i trącenie łokciem, schowała twarz w dłoniach, rumieniąc się i kręcąc głową. - Tylko się nie śmiej! To nie tak, że zabujałam, zauroczyłam! Pamiętasz tego aurora, który był na zajęciach z OPCM na piątym roku? Tego, co teraz prowadzi sprawę wilkołaków według Proroka? Jemu. Dałam też walentynkę Charlesowi Wilsonowi w piątej klasie, chociaż widywał się z Polly. Kradnę też z kuchni. Paskudna ze mnie dziewczyna.
Zakończyła swój monolog z podkuwką, zerkając w jego kierunku i mając nadzieję, że nie uzna jej za jakąś frywolną, bo to by tragicznie wyglądało podczas próby podrywu, którą chyba przeprowadzała. Seth miał to do siebie, że trochę ją onieśmielał. Upiła piwa, wbijając wzrok w niebo, słuchając go. Miał dużo pomysłów — kreatywnych, każdy z był z innej beczki, a memortki ją rozczuliły. - Masz jeszcze czas, ale żaden z tych planów nie jest zły, wiesz? Odnajdziesz się we wszystkim. Mam takie głupie motto, że jak mocno czegoś chcemy i mamy odwagę po sięgnąć, to cały wszechświat będzie nam sprzyjał. Powiedziała mi o tym koleżanka, która pokazywała mi bajki mugolskie.
Odpowiedziała najpierw na jego słowa, tonem dość rześkim i pewnym, jakby doskonale wiedziała, że chłopakowi uda się osiągnąć sukces na wybranej przez siebie płaszczyźnie. Jakie ona miała plany? Odwróciła twarz w jego stronę, wzruszając ramionami.
- Wiesz, że nie wiem? Chciałabym podróżować, chciałabym mieć swoją osobę, chciałabym nauczyć się gotować. Chyba dużo bym chciała! Mój ojciec chciałby, żebym wybrała prawo, ale to jest takie nudne i te togi? Fajnie byłoby robić coś, co się lubi i czemu można się z uśmiechem poświęcić. Dziś rano pomyślałam, że mogłabym pracować w Departamencie Współpracy Czarodziejów, a jutro może będę chciała być łowcą artefaktów.
Nigdy nie wybiegała planami w przyszłość — tak daleką, która sięgała dalej, niż zbliżający się weekend. Było tyle możliwości, jak miała wybrać tą jedna? Skąd miała wiedzieć, że to będzie to? Może powinna być pielęgniarką w Mungu, ale jeszcze tego nie odkryła. Upiła znów piwa, trącając go łokciem, jak on ją wcześniej. -Znasz zaklęcie na muzykę?
Przesunęła wzrokiem po jego dłoniach, o których wcześniej mówił. Nie brzmiała jednak rozkazująco, raczej na podekscytowaną dziewczynę, która wplotła w wypowiedź nieco nazbyt optymistycznie prośbę. U niej stwierdzenie "przez żołądek do serca" było odzwierciedleniem rzeczywistości. - Grzeczny, gdy pozostałe dwie twarze śpią.
Skomentowała zadziornie, nie odpowiadając już na słowa o kocie niczym, poza kiwnięciem głową, co się tyczyło chyba tez bycia kocią mamą. Sowy były cudownymi zwierzętami, ale nie miały tego czegoś. Popołudnie na błoniach z kotem Jersena utwierdziło ją w przekonaniu, że nic tak nie uspokajało, jak głaskanie miękkiego futerka na grzbiecie.
- No nie? A ja tak średnio do Gryfonów. - wyznała z nutą rozżalenia w głosie, bo mieszkańcy tego tomu wydawali się jej zawsze odważni w głupi sposób, całkiem pozbawiony logiki. Ona też czasem była bezmyślna, ale zwykle miała z tyłu głowy konsekwencje i nie była zaskoczona. Nie bała się robić pierwszego kroku, jeśli coś dawał — nie, jeśli miał być tylko na pokaz. Na jego słowa i trącenie łokciem, schowała twarz w dłoniach, rumieniąc się i kręcąc głową. - Tylko się nie śmiej! To nie tak, że zabujałam, zauroczyłam! Pamiętasz tego aurora, który był na zajęciach z OPCM na piątym roku? Tego, co teraz prowadzi sprawę wilkołaków według Proroka? Jemu. Dałam też walentynkę Charlesowi Wilsonowi w piątej klasie, chociaż widywał się z Polly. Kradnę też z kuchni. Paskudna ze mnie dziewczyna.
Zakończyła swój monolog z podkuwką, zerkając w jego kierunku i mając nadzieję, że nie uzna jej za jakąś frywolną, bo to by tragicznie wyglądało podczas próby podrywu, którą chyba przeprowadzała. Seth miał to do siebie, że trochę ją onieśmielał. Upiła piwa, wbijając wzrok w niebo, słuchając go. Miał dużo pomysłów — kreatywnych, każdy z był z innej beczki, a memortki ją rozczuliły. - Masz jeszcze czas, ale żaden z tych planów nie jest zły, wiesz? Odnajdziesz się we wszystkim. Mam takie głupie motto, że jak mocno czegoś chcemy i mamy odwagę po sięgnąć, to cały wszechświat będzie nam sprzyjał. Powiedziała mi o tym koleżanka, która pokazywała mi bajki mugolskie.
Odpowiedziała najpierw na jego słowa, tonem dość rześkim i pewnym, jakby doskonale wiedziała, że chłopakowi uda się osiągnąć sukces na wybranej przez siebie płaszczyźnie. Jakie ona miała plany? Odwróciła twarz w jego stronę, wzruszając ramionami.
- Wiesz, że nie wiem? Chciałabym podróżować, chciałabym mieć swoją osobę, chciałabym nauczyć się gotować. Chyba dużo bym chciała! Mój ojciec chciałby, żebym wybrała prawo, ale to jest takie nudne i te togi? Fajnie byłoby robić coś, co się lubi i czemu można się z uśmiechem poświęcić. Dziś rano pomyślałam, że mogłabym pracować w Departamencie Współpracy Czarodziejów, a jutro może będę chciała być łowcą artefaktów.
Nigdy nie wybiegała planami w przyszłość — tak daleką, która sięgała dalej, niż zbliżający się weekend. Było tyle możliwości, jak miała wybrać tą jedna? Skąd miała wiedzieć, że to będzie to? Może powinna być pielęgniarką w Mungu, ale jeszcze tego nie odkryła. Upiła znów piwa, trącając go łokciem, jak on ją wcześniej. -Znasz zaklęcie na muzykę?
Re: Wzgórze północne
Rozejrzał się bezradnie, jakby miał znaleźć odpowiedź na jej szok gdzieś w krzakach obok. Dla niego była wprawdzie dość energiczna, ale w emocjach - no różnie. Tu jednak dziewczyna zadecydowała o manewrze, którego szczerze się nie spodziewał. Nie, żeby nie uważał, że jej śliczna, ale sądził, że ta randka jest bardziej wesołkowatą opcją dla dwóch znajomków z zajęć, niż czymś wybitnie poważniejszym. Pal licho, że się oboje odwalili, jak aurorzy w święto zniszczenia Voldka. Nie sądził, że poważnie się miał Shayce podobać. Strzelał w nieco bardziej inteligentnych typów, niż on, choć piątej klepki nie pogubił. Przynajmniej do teraz, bo gdy został ściągnięty do krótkiego całusa, uniósł wyżej brwi i przez moment nie wiedział, jak zareagować. Rybka otwierała buzię kilka razy, ale na szczęście Hasting dalej mówiła. Słysząc też jej słowa, przez moment zastanawiał się, CO WŁAŚCIWIE SIĘ TERAZ STAŁO.
- Szarlotka. Truskawa. Banany. Checked. - Przytaknął trochę tak, jakby miał zrobić hybrydę z tych składników. Będzie siedział w kuchni ze skrzatami i pichcił, póki efekt nie będzie zadowalający. Dostał nieznacznych rumieńców, ale nie odnosił się do nich w żaden sposób, ani do buziaka, ani do ciepła, jakie go dziwnie ogarnęło. Zagryzł lekko dolną wargę, zastanawiając się nad kilkoma nierozwiązanymi jeszcze sprawami. Najgorzej! Jeszcze mu się włączy pan myśliciel, filozof i z nocy kicha. Przecież on flirtował z wszystkimi i robił to tak naturalnie, że aż nie wypada interesować się kimś na poważnie... A może wypada? Aaaaaaaaaaah...
- NIEEEEEE... TEN TYPES Z BRODĄ? Ten, od Sharp ze Slytherinu brat? - Rozdziawił usta szeroko i po chwili zaczął się śmiać. Gromko, wesoło, bezproblemowo kompletnie. Nie oceniał jej wyboru, raczej rozbroiło go to, że tamten typek akurat! Nieustannie podrygiwały mu ramiona, gdy ona mówiła o tym, że Wilson jeszcze dostał coś od niej. Nie, on nie zapomni tego, że auror, dorosły mag, dostał od Krukonki miłosny liścik. Zdecydowanie nie uznał ją, jako latawicy lokalnej, co serce oddaje każdemu kolejnemu napotkanemu osobnikowi przeciwnej płci. Był rozbawiony, ale gdy wspomniała, że jest paskudna, rzucił jej pełne politowania spojrzenie. - Dobrze kłamiesz. - Zatwierdził swój osąd, bo ona ani minimalnie paskudna nie była. I trzeba jej to było wybić z głowy.
Zaczęli mówić o swoich planach i marzeniach, a słysząc jej słowa, nie mógł znów pociesznie ją obserwować, unosząc subtelnie brwi. Krukonka miała niemałe zapędy do prób umniejszania sobie czy swoim poglądom, przynajmniej czasami. Dlatego Puchon od razu zawetował, że. - To wcale nie jest głupie motto. - Bo nie było takie! Problemem było jednak z jego strony to, że nie był pewny, nie był przekonany. Żadna z opcji nie wychodziła na prowadzenie i miał nadzieję, że ostatni rok w szkole pozwoli mu w pełni doprecyzować swoje kolejne działania. W końcu od tego zależała jego przyszłość.
- Twoje plany też są mocno prawdopodobne. Stawiam na nie, a nie na to, co mówi Ci ojciec. - Odparł po chwili, mrużąc oczy i spoglądając na swoje szkło. Wzruszył piwo w butelce, żeby następnie pociągnąć ze dwa, może trzy łyki. Zerknął ze skosu na Shay, bo pytała go o muzykę. Pokręcił głową. - Wziąłem więcej genów ojca. Gotowanie tak, ale artyzm zostawiłem mamie. Niestety zaklęć na muzykę nie sprawdzałem, a szkoda. Będę to musiał nadrobić. - Przyznał szczerze, łypiąc następnie na widok, jaki mieli przed sobą. Nie była to najjaśniejsza pora, zachód dość intensywnie atakował horyzont.
- Shay, boisz się czasem czegoś tak, jakby bez powodu? - Zagadnął nieco tajemniczo, ale w jego głosie była nutka melancholii. Może krył więcej, niż tylko mięśnie i ładny uśmiech.
- Szarlotka. Truskawa. Banany. Checked. - Przytaknął trochę tak, jakby miał zrobić hybrydę z tych składników. Będzie siedział w kuchni ze skrzatami i pichcił, póki efekt nie będzie zadowalający. Dostał nieznacznych rumieńców, ale nie odnosił się do nich w żaden sposób, ani do buziaka, ani do ciepła, jakie go dziwnie ogarnęło. Zagryzł lekko dolną wargę, zastanawiając się nad kilkoma nierozwiązanymi jeszcze sprawami. Najgorzej! Jeszcze mu się włączy pan myśliciel, filozof i z nocy kicha. Przecież on flirtował z wszystkimi i robił to tak naturalnie, że aż nie wypada interesować się kimś na poważnie... A może wypada? Aaaaaaaaaaah...
- NIEEEEEE... TEN TYPES Z BRODĄ? Ten, od Sharp ze Slytherinu brat? - Rozdziawił usta szeroko i po chwili zaczął się śmiać. Gromko, wesoło, bezproblemowo kompletnie. Nie oceniał jej wyboru, raczej rozbroiło go to, że tamten typek akurat! Nieustannie podrygiwały mu ramiona, gdy ona mówiła o tym, że Wilson jeszcze dostał coś od niej. Nie, on nie zapomni tego, że auror, dorosły mag, dostał od Krukonki miłosny liścik. Zdecydowanie nie uznał ją, jako latawicy lokalnej, co serce oddaje każdemu kolejnemu napotkanemu osobnikowi przeciwnej płci. Był rozbawiony, ale gdy wspomniała, że jest paskudna, rzucił jej pełne politowania spojrzenie. - Dobrze kłamiesz. - Zatwierdził swój osąd, bo ona ani minimalnie paskudna nie była. I trzeba jej to było wybić z głowy.
Zaczęli mówić o swoich planach i marzeniach, a słysząc jej słowa, nie mógł znów pociesznie ją obserwować, unosząc subtelnie brwi. Krukonka miała niemałe zapędy do prób umniejszania sobie czy swoim poglądom, przynajmniej czasami. Dlatego Puchon od razu zawetował, że. - To wcale nie jest głupie motto. - Bo nie było takie! Problemem było jednak z jego strony to, że nie był pewny, nie był przekonany. Żadna z opcji nie wychodziła na prowadzenie i miał nadzieję, że ostatni rok w szkole pozwoli mu w pełni doprecyzować swoje kolejne działania. W końcu od tego zależała jego przyszłość.
- Twoje plany też są mocno prawdopodobne. Stawiam na nie, a nie na to, co mówi Ci ojciec. - Odparł po chwili, mrużąc oczy i spoglądając na swoje szkło. Wzruszył piwo w butelce, żeby następnie pociągnąć ze dwa, może trzy łyki. Zerknął ze skosu na Shay, bo pytała go o muzykę. Pokręcił głową. - Wziąłem więcej genów ojca. Gotowanie tak, ale artyzm zostawiłem mamie. Niestety zaklęć na muzykę nie sprawdzałem, a szkoda. Będę to musiał nadrobić. - Przyznał szczerze, łypiąc następnie na widok, jaki mieli przed sobą. Nie była to najjaśniejsza pora, zachód dość intensywnie atakował horyzont.
- Shay, boisz się czasem czegoś tak, jakby bez powodu? - Zagadnął nieco tajemniczo, ale w jego głosie była nutka melancholii. Może krył więcej, niż tylko mięśnie i ładny uśmiech.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Wzgórze północne
Jeden całus nie musiał oznaczać od razu związku, czy powagi i pozbawiać ich zabawy — a przynajmniej Shay taką miała nadzieję, bo naprawdę fajnie było spędzać z nim czas. Chciała jednak zasugerować mu, że jest trochę bardziej niż kolegą i nie zaczepia go na korytarzu ot tak, dla wygłupów. Druga sprawa, że już u Zonka musiała się powstrzymać, a nie lubiła tego robić. Zwykle działała spontanicznie i żywiołowo, łapiąc w dłonie to, czego chciała — w tym przypadku jego podbródek. Jak mógłby się jej podobać niepoważnie? Widziała jego zaskoczenie i nie chcąc wprowadzać niezręczności, mówiła dalej, jak gdyby nigdy nic. Cóż, teraz przynajmniej wiedział, prawda? Nie ubrała koronek na dekolt bez powodu.
Na jego słowa zaśmiała się, kręcąc głową, co wprawiło w ruch brązowe pasma włosów, które opadały jej na ramiona. - To truskawka, szarlotka czy banany? - trąciła go zaczepnie łokciem, nachylając się do przodu i wbijając w niego błyszczące spojrzenie, sama była delikatnie zarumieniona. - Mogą też być cynamonowe bułeczki albo cytrynowa tarta.
Chociaż na początku miała powiedzieć zupełnie coś innego, wyszły kolejne słodycze. Nie chciała poruszać tematu, który mógł go krępować, ale na Merlina, naprawdę uroczo wyglądał.
Na jego śmiech schowała twarz w dłoniach, wydając z siebie jęknięcie niezadowolenia i chyba trochę zażenowania. Sharp senior był inteligentny i przystojny, połowa dziewczyn się do niego śliniła, a zwłaszcza kurkonek, które oczarowane były elokwencją i chłodem. Był typem chłodnego dziedzica-księcia. I nawet ona wpadła w tę pułapkę, za co było jej paskudnie wstyd. - Miałeś się nie śmiać! Seth! A Ty? Do kogo Ty wzdychałeś? - mruknęła, spoglądając na niego zza rozchylonych palców, a jednak kąciki ust miała skierowane ku górze w subtelnym uśmiechu. Nie chciała, żeby się spiął i przejmował, chociaż gdyby zapytać Hasting, ona ukradłaby mu pewnie jeszcze jednego całusa. - Ale ja nie umiem kłamać, moja matka tak mówi.
Opuściła dłonie, wzruszając delikatnie ramionami, wręcz z bezradnością, bo czasem dobrze byłoby umieć. Po niej zwykle jednak wszystko było widać. Upiła piwa, które wyjęła spomiędzy swoich nóg, zaciskając butelkę w dłoniach. - Nie jest? Mało magiczne podobno. Wydaje mi się dobrą motywacją, gdy myślisz sobie o tym, że caaaaały wszechświat jest za Tobą.
Tutaj jedną ręką wskazała przestrzeń dookoła ich, uważając, aby go nie uderzyć przypadkiem. Kolejny łyk piwa, kolejne spojrzenie posłane na twarz Puchona, która powoli ciemniała w zapadającym leniwie mroku. Nawet nie zauważyła, jak nisko było już słońce i jak wściekle pomarańczowy kolor miało. - Za rok, jak będziemy przed egzaminami, to spotkamy się na piwie i wtedy będziemy może wiedzieć, co ze sobą zrobić! Jak myślisz? Tylko wtedy będzie maj i kremowe będzie zimne.
Oczywiście musiała zaproponować coś niedorzecznego, ale jednocześnie nie miała narzucającego, czy wymuszającego na nim czegokolwiek tonu. Brunetka zrobiła podkuwkę na odpowiedź o zaklęciu, które mogło sprawić, że dookoła grała muzyka, bo sama nie mogła sobie go przypomnieć. Na pewno takie znali! - Próbowałeś kiedyś coś narysować lub stworzyć? Poza jedzeniem, chociaż to najlepsza forma sztuki.
Zapytała z ciekawością, bo w pewien sposób wizja Orsino z pergaminem i ołówkiem, który siedział na dziedzińcu i coś szkicował, była wyjątkowo łatwo do wyobrażenia. Jej spojrzenie uciekło jednak od chłopaka, gdy zadał kolejne, nieco poważniejsze pytanie. Odchyliła głowę do tyłu na tyle, jak bardzo mogła i westchnęła cicho, odkładając piwo na bok, kładąc dłonie na kolanach. - Tak i wtedy jest najgorzej, bo nie umiem znaleźć powodu, żeby przestać. A Ty? - odparła nieco ciszej, odwracając głowę w jego stronę z łagodnym uśmiechem. Była typem człowieka, który zawsze znajdował sposób i starał się brnąć do przodu, ale gdy nie miała punktu zaczepienia, stawała się czasem naprawdę bezradna, bezbronna. Zawsze potem się trochę obwiniała. - Podobno strach pozwala docenić inne rzeczy, ale nadal go nie lubię.
Na jego słowa zaśmiała się, kręcąc głową, co wprawiło w ruch brązowe pasma włosów, które opadały jej na ramiona. - To truskawka, szarlotka czy banany? - trąciła go zaczepnie łokciem, nachylając się do przodu i wbijając w niego błyszczące spojrzenie, sama była delikatnie zarumieniona. - Mogą też być cynamonowe bułeczki albo cytrynowa tarta.
Chociaż na początku miała powiedzieć zupełnie coś innego, wyszły kolejne słodycze. Nie chciała poruszać tematu, który mógł go krępować, ale na Merlina, naprawdę uroczo wyglądał.
Na jego śmiech schowała twarz w dłoniach, wydając z siebie jęknięcie niezadowolenia i chyba trochę zażenowania. Sharp senior był inteligentny i przystojny, połowa dziewczyn się do niego śliniła, a zwłaszcza kurkonek, które oczarowane były elokwencją i chłodem. Był typem chłodnego dziedzica-księcia. I nawet ona wpadła w tę pułapkę, za co było jej paskudnie wstyd. - Miałeś się nie śmiać! Seth! A Ty? Do kogo Ty wzdychałeś? - mruknęła, spoglądając na niego zza rozchylonych palców, a jednak kąciki ust miała skierowane ku górze w subtelnym uśmiechu. Nie chciała, żeby się spiął i przejmował, chociaż gdyby zapytać Hasting, ona ukradłaby mu pewnie jeszcze jednego całusa. - Ale ja nie umiem kłamać, moja matka tak mówi.
Opuściła dłonie, wzruszając delikatnie ramionami, wręcz z bezradnością, bo czasem dobrze byłoby umieć. Po niej zwykle jednak wszystko było widać. Upiła piwa, które wyjęła spomiędzy swoich nóg, zaciskając butelkę w dłoniach. - Nie jest? Mało magiczne podobno. Wydaje mi się dobrą motywacją, gdy myślisz sobie o tym, że caaaaały wszechświat jest za Tobą.
Tutaj jedną ręką wskazała przestrzeń dookoła ich, uważając, aby go nie uderzyć przypadkiem. Kolejny łyk piwa, kolejne spojrzenie posłane na twarz Puchona, która powoli ciemniała w zapadającym leniwie mroku. Nawet nie zauważyła, jak nisko było już słońce i jak wściekle pomarańczowy kolor miało. - Za rok, jak będziemy przed egzaminami, to spotkamy się na piwie i wtedy będziemy może wiedzieć, co ze sobą zrobić! Jak myślisz? Tylko wtedy będzie maj i kremowe będzie zimne.
Oczywiście musiała zaproponować coś niedorzecznego, ale jednocześnie nie miała narzucającego, czy wymuszającego na nim czegokolwiek tonu. Brunetka zrobiła podkuwkę na odpowiedź o zaklęciu, które mogło sprawić, że dookoła grała muzyka, bo sama nie mogła sobie go przypomnieć. Na pewno takie znali! - Próbowałeś kiedyś coś narysować lub stworzyć? Poza jedzeniem, chociaż to najlepsza forma sztuki.
Zapytała z ciekawością, bo w pewien sposób wizja Orsino z pergaminem i ołówkiem, który siedział na dziedzińcu i coś szkicował, była wyjątkowo łatwo do wyobrażenia. Jej spojrzenie uciekło jednak od chłopaka, gdy zadał kolejne, nieco poważniejsze pytanie. Odchyliła głowę do tyłu na tyle, jak bardzo mogła i westchnęła cicho, odkładając piwo na bok, kładąc dłonie na kolanach. - Tak i wtedy jest najgorzej, bo nie umiem znaleźć powodu, żeby przestać. A Ty? - odparła nieco ciszej, odwracając głowę w jego stronę z łagodnym uśmiechem. Była typem człowieka, który zawsze znajdował sposób i starał się brnąć do przodu, ale gdy nie miała punktu zaczepienia, stawała się czasem naprawdę bezradna, bezbronna. Zawsze potem się trochę obwiniała. - Podobno strach pozwala docenić inne rzeczy, ale nadal go nie lubię.
Re: Wzgórze północne
Zdecydowanie byli w tej kwestii na stosownej drodze. Dobrze ze sobą spędzali czas i to się liczyło. Zabawa. A ile tego będzie? Nie wiadomo. I nie ma co planować, bo nigdy nie wiadomo, co mama Orsino sobie wymyśli i czy syna nie ukradnie, bo zechce przeprowadzić się do Francji. Takie kiedyś miała plany. O tym jednak nie teraz.
Wzruszył bezradnie ramieniem, po chwili uśmiechając się szeroko. Jemu było wszystko jedno, co zrobi. - Może truskawki i banany, a obok szarlotka. - Zarekomendował wybór, jaki jego zdaniem był smakowo sensowny. Tak czy inaczej, wiedział, że będzie zalatany w kuchni któregoś wieczora. Prychnął z rozbawieniem, słysząc kolejne opcje, jakie mógł zrobić. O dziwo, jego nie zdziwiło to, że wypieki były słodkie. TYPOWA HASTING (jezu, ciągle chcę pisać Hastings).
- Nie śmieję się, naprawdę! - Przez moment nawet udało mu się być poważnym, ale nie na długo. Zastanowił się krótko nad tym, za kim wzdychał. - Wiesz, była taka jedna Francuzka w zeszłym roku, z wymiany z Beauxbatons. Ale okazało się, że jest częściowo wilą, więc... Cholera wie, czy powinienem są zaliczać do osób, do których wzdychałem. - Wygiął w zastanowieniu usta w podkowę, przez moment spoglądając gdzieś w niebo. Poważnie się teraz nad tym zastanowił. - Kiedyś podobała mi się Zoja z Gryffindoru, ale ona na mnie nigdy nie zwracała uwagi. - Wzruszył ramieniem lekko. - Przeszło mi dość szybko. - Bez atencji tak miał, że powzdychał i finito. - Ale nie pisałem do nich liścików... Chyba nigdy nie pisałem! - Rozdziawił w zaskoczeniu usta, bo teraz jakoś go to ubodło, że się nie zabujał mocniej.
- Tu dobrze mówisz. A to, że nie jest magiczne? Przecież nie jesteśmy sami na tym świecie. Wprawdzie lubię magicznych i ich swobodne możliwości, dzięki temu, co umiemy... Ale mój ojciec jest mugolem i cholera, jak czasem odpali swoje auto... Żadna magiczna miotła tak nie daje satysfakcji, jak prędkość tej maszyny. I chodzi bez zaklęć! - Odparł, nieco zaaferowany opowiadaniem o mugolskim światku. On to lubił. Lubił przeplatanie się tych dwóch kompletnie różnych od siebie obyć, które miał w domu. Mama, ściągająca sobie wszystko zaklęciami z szafek. Tata, który dzielnie dzierżył drabinę, bo ON TO SAM ZROBI, bez tych fiku-miku, jak mówił o zaklęciach. To było zabawne nie raz i nie dwa i pokazywało wyższość czarodziejów nad niemagicznymi, ale Orsino odnajdywał plusy obu opcji. I na nich się skupiał. - Także Twoje niemagiczne motto mi akurat się podoba. - Zakończył przemowę, uśmiechając się lekko i wieńcząc ją solidnym łykiem piwa. Wykończył je i trzymał teraz swobodnie jedynie pustą butelkę.
- Dobra, pasuje mi to. - Może wtedy będą wiedzieć, co chcą zrobić ze sobą i bardziej będą w stanie rozważać swoje plany. - Magią, owszem. Rzeźbiłem magicznymi zaklęciami, ale to się chyba nie liczy, jako idealnie coś mojego, co? I czasem rysuję. - Zmarszczył brwi krótko, nie będąc zadowolonym z tego, że artysta malarz z niego będzie żaden. - Lubię mugolskie obrazy, te olejne i akrylowe, podziwiam je, ale sam... - Zrobił ruch dłonią przy szyi, jakby miał ją podcinać. - Nie-nie, lepiej nie. Ja zostaję przy ołówku, co najwyżej. - Miał niezłą wyobraźnię przestrzenną i umiejętności rysunku technicznego. Niestety Shay trafiła na typa, który wybitnie fantastyczny nie był. - A Ty? Malujesz? Śpiewasz? - Spytał z zaciekawieniem, bo skoro ona tak go o to wypytywała to całkiem możliwe, że sama była bardziej utalentowana. Na pewno nie miałby nic przeciwko zobaczeniu, jak ona modeluje... Nago. STOP. PUCHON STOP. Seth szybko zmarszczył brwi i jego myśli poprawnie ściągnięte zostały na ziemię.
- Mam tak samo. I dość szybko wchodzę wtedy w taki stan... Hmmmm... - Zamyślił się, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Odstawił butelkę na bok, a intensywny zachód słońca tylko sprawił, że się w niego zapatrzył. - Jakby nic mnie miało z tego nie wyciągnąć już nigdy. Moja mama mówi na to melancolius totalus i każde mi wtedy szybko iść zrobić coś, co lubię. Na przykład wbić na miotłę, albo zacząć czytać książkę, która mi się podoba. - Uśmiechnął się pogodniej, spoglądając na Krukonkę. - Nie jest Ci za zimno, Shay? Możemy powolnie iść do zamku, niedługo ściemni się, a ja trochę... Nie widzę nas, buszujących w ciemności i cieniu Zakazanego Lasu. - On był odważny i prawy, ale czy aż tak, żeby się niepotrzebnie narażać? Zdecydowanie nie.
Wzruszył bezradnie ramieniem, po chwili uśmiechając się szeroko. Jemu było wszystko jedno, co zrobi. - Może truskawki i banany, a obok szarlotka. - Zarekomendował wybór, jaki jego zdaniem był smakowo sensowny. Tak czy inaczej, wiedział, że będzie zalatany w kuchni któregoś wieczora. Prychnął z rozbawieniem, słysząc kolejne opcje, jakie mógł zrobić. O dziwo, jego nie zdziwiło to, że wypieki były słodkie. TYPOWA HASTING (jezu, ciągle chcę pisać Hastings).
- Nie śmieję się, naprawdę! - Przez moment nawet udało mu się być poważnym, ale nie na długo. Zastanowił się krótko nad tym, za kim wzdychał. - Wiesz, była taka jedna Francuzka w zeszłym roku, z wymiany z Beauxbatons. Ale okazało się, że jest częściowo wilą, więc... Cholera wie, czy powinienem są zaliczać do osób, do których wzdychałem. - Wygiął w zastanowieniu usta w podkowę, przez moment spoglądając gdzieś w niebo. Poważnie się teraz nad tym zastanowił. - Kiedyś podobała mi się Zoja z Gryffindoru, ale ona na mnie nigdy nie zwracała uwagi. - Wzruszył ramieniem lekko. - Przeszło mi dość szybko. - Bez atencji tak miał, że powzdychał i finito. - Ale nie pisałem do nich liścików... Chyba nigdy nie pisałem! - Rozdziawił w zaskoczeniu usta, bo teraz jakoś go to ubodło, że się nie zabujał mocniej.
- Tu dobrze mówisz. A to, że nie jest magiczne? Przecież nie jesteśmy sami na tym świecie. Wprawdzie lubię magicznych i ich swobodne możliwości, dzięki temu, co umiemy... Ale mój ojciec jest mugolem i cholera, jak czasem odpali swoje auto... Żadna magiczna miotła tak nie daje satysfakcji, jak prędkość tej maszyny. I chodzi bez zaklęć! - Odparł, nieco zaaferowany opowiadaniem o mugolskim światku. On to lubił. Lubił przeplatanie się tych dwóch kompletnie różnych od siebie obyć, które miał w domu. Mama, ściągająca sobie wszystko zaklęciami z szafek. Tata, który dzielnie dzierżył drabinę, bo ON TO SAM ZROBI, bez tych fiku-miku, jak mówił o zaklęciach. To było zabawne nie raz i nie dwa i pokazywało wyższość czarodziejów nad niemagicznymi, ale Orsino odnajdywał plusy obu opcji. I na nich się skupiał. - Także Twoje niemagiczne motto mi akurat się podoba. - Zakończył przemowę, uśmiechając się lekko i wieńcząc ją solidnym łykiem piwa. Wykończył je i trzymał teraz swobodnie jedynie pustą butelkę.
- Dobra, pasuje mi to. - Może wtedy będą wiedzieć, co chcą zrobić ze sobą i bardziej będą w stanie rozważać swoje plany. - Magią, owszem. Rzeźbiłem magicznymi zaklęciami, ale to się chyba nie liczy, jako idealnie coś mojego, co? I czasem rysuję. - Zmarszczył brwi krótko, nie będąc zadowolonym z tego, że artysta malarz z niego będzie żaden. - Lubię mugolskie obrazy, te olejne i akrylowe, podziwiam je, ale sam... - Zrobił ruch dłonią przy szyi, jakby miał ją podcinać. - Nie-nie, lepiej nie. Ja zostaję przy ołówku, co najwyżej. - Miał niezłą wyobraźnię przestrzenną i umiejętności rysunku technicznego. Niestety Shay trafiła na typa, który wybitnie fantastyczny nie był. - A Ty? Malujesz? Śpiewasz? - Spytał z zaciekawieniem, bo skoro ona tak go o to wypytywała to całkiem możliwe, że sama była bardziej utalentowana. Na pewno nie miałby nic przeciwko zobaczeniu, jak ona modeluje... Nago. STOP. PUCHON STOP. Seth szybko zmarszczył brwi i jego myśli poprawnie ściągnięte zostały na ziemię.
- Mam tak samo. I dość szybko wchodzę wtedy w taki stan... Hmmmm... - Zamyślił się, próbując znaleźć odpowiednie słowa. Odstawił butelkę na bok, a intensywny zachód słońca tylko sprawił, że się w niego zapatrzył. - Jakby nic mnie miało z tego nie wyciągnąć już nigdy. Moja mama mówi na to melancolius totalus i każde mi wtedy szybko iść zrobić coś, co lubię. Na przykład wbić na miotłę, albo zacząć czytać książkę, która mi się podoba. - Uśmiechnął się pogodniej, spoglądając na Krukonkę. - Nie jest Ci za zimno, Shay? Możemy powolnie iść do zamku, niedługo ściemni się, a ja trochę... Nie widzę nas, buszujących w ciemności i cieniu Zakazanego Lasu. - On był odważny i prawy, ale czy aż tak, żeby się niepotrzebnie narażać? Zdecydowanie nie.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach