Wzgórze
+24
Owena Blodeuwedd
Aaron Matluck
Morwen Blodeuwedd
Morpheus A. Maponos
Maja Vulkodlak
Caitlyn A. Hathaway
Gloria Stark
Adrienne Matluck
Connor Campbell
Marianna Vulkodlak
Ian Ames
Misza Gregorovic
Iris Xakly
Antonija Vedran
Audrey Roshwel
Quinn Larivaara
Zoja Yordanova
Anthony Wilson
Andrea Jeunesse
Nancy Baldwin
Mistrz Gry
James Scott
Malcolm McMillan
Brennus Lancaster
28 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 5 z 8
Strona 5 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Wzgórze
First topic message reminder :
Na uboczu magicznej wioski znajduje się niewysokie wzgórze, na które wspięcie się nie stanowi wyzwania nawet dla dziecka. Na jego szczycie znajduje się rozłożyste drzewo z huśtawką zrobioną przez uczniów Hogwartu.
Pomimo niezbyt stromego zbocza, uważaj. Niejeden skręcił tu już kark.
Na uboczu magicznej wioski znajduje się niewysokie wzgórze, na które wspięcie się nie stanowi wyzwania nawet dla dziecka. Na jego szczycie znajduje się rozłożyste drzewo z huśtawką zrobioną przez uczniów Hogwartu.
Pomimo niezbyt stromego zbocza, uważaj. Niejeden skręcił tu już kark.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
W weekendy Malcolm mógł wreszcie uskuteczniać to, co lubił najbardziej, czyli włóczęgostwo, które zostało mu jeszcze z czasów kiedy spędzał wakacje w bidulu. Jedyną oznaką tego, że wysoki Krukon przechadza się po ciemnym lesie Hogsmeade było to, że z jego ust wystawał żarzący się na pomarańczowo papieros.
Kiedy przechodził u podnóży wzgórza, słyszał szelest trawy, ale zwalił to na fakt, że było to jedno z ulubionych miejsc szczęśliwych parek, które gziły się tutaj wieczorami myśląc, że nikt nie widzi. Skrzypienie liny zawieszonej na drzewie, która wraz z oponą tworzyło huśtawkę świadczyło o tym, że jednak na górze nikt się nie wali, tylko ktoś siedzi. Postanowił podejść do góry. Nie było zbyt stromo, a widok jakiejś obcej dziewczyny zrekompensował całkowicie wysiłek w to włożony.
- Zgubiłaś się? - Zapytał. Ręce miał schowane do kieszeni, więc jego głos był nieco zniekształcony ze względu na to, że trzymał w ustach papierosa. Podszedł bliżej i teraz był już 100% pewny, że nie widział jej nigdy wcześniej w Hogwarcie. Może była starsza? Studentka? Już mu się podobało.
- Chcesz fajkę?
Spojrzał na nią z ukosa i odsłonił włosy, które zaplątały mu się na twarzy.
- Nie uwiera Cię ta lina? - Zapytał, wykonując znaczący ruch brodą w stronę dziewczyny.
Kiedy przechodził u podnóży wzgórza, słyszał szelest trawy, ale zwalił to na fakt, że było to jedno z ulubionych miejsc szczęśliwych parek, które gziły się tutaj wieczorami myśląc, że nikt nie widzi. Skrzypienie liny zawieszonej na drzewie, która wraz z oponą tworzyło huśtawkę świadczyło o tym, że jednak na górze nikt się nie wali, tylko ktoś siedzi. Postanowił podejść do góry. Nie było zbyt stromo, a widok jakiejś obcej dziewczyny zrekompensował całkowicie wysiłek w to włożony.
- Zgubiłaś się? - Zapytał. Ręce miał schowane do kieszeni, więc jego głos był nieco zniekształcony ze względu na to, że trzymał w ustach papierosa. Podszedł bliżej i teraz był już 100% pewny, że nie widział jej nigdy wcześniej w Hogwarcie. Może była starsza? Studentka? Już mu się podobało.
- Chcesz fajkę?
Spojrzał na nią z ukosa i odsłonił włosy, które zaplątały mu się na twarzy.
- Nie uwiera Cię ta lina? - Zapytał, wykonując znaczący ruch brodą w stronę dziewczyny.
Re: Wzgórze
Ślizgonka od kilku minut skubała bezmyślne drobne włókna wystające ze skręconych pasm liny. Dawno już przestała zwracać uwagę na osoby kręcące się u podnóża stromego wzniesienia. Plusem bycia tą nową było to, że nie musiała co chwilę wywijać rękami i wykrzykiwać jakiś słów na przywitanie. Zresztą - nigdy tego nie robiła.
Właśnie rozmyślała na temat sposobów, jakimi mogłaby uprzykrzyć życie Wyatta i Hanki podczas świąt, gdy ktoś przysłał do niej kolejną niańkę.
- Znowu jakiś pajac - burknęła do siebie pod nosem, gdy przed jej oczami stanął wysoki, długowłosy chłopak o różnokolorowych tęczówkach. Dom wariatów.
- Nie. Bo co? - spytała wyzywająco, unosząc nieco swe brwi. Ruchem głowy odrzuciła włosy na jedno ramię. Przez chwilę świdrowała przybysza bacznym spojrzeniem.
- Nie wiem. Nigdy nie paliłam. Te idiotki w Beauxbatons nawet nie umiały przeklinać, a co dopiero palić albo pić.
Opona bujała się powoli, wydobywając z zawiasów ciche popiskiwania.
Nie uwiera Cię ta lina?
Prychnęła.
- Kto Cię przysłał? Hanka, Aaron czy ten pedał z pryszczatą japą co chodzi po szkole i wszystkich całuje?
Właśnie rozmyślała na temat sposobów, jakimi mogłaby uprzykrzyć życie Wyatta i Hanki podczas świąt, gdy ktoś przysłał do niej kolejną niańkę.
- Znowu jakiś pajac - burknęła do siebie pod nosem, gdy przed jej oczami stanął wysoki, długowłosy chłopak o różnokolorowych tęczówkach. Dom wariatów.
- Nie. Bo co? - spytała wyzywająco, unosząc nieco swe brwi. Ruchem głowy odrzuciła włosy na jedno ramię. Przez chwilę świdrowała przybysza bacznym spojrzeniem.
- Nie wiem. Nigdy nie paliłam. Te idiotki w Beauxbatons nawet nie umiały przeklinać, a co dopiero palić albo pić.
Opona bujała się powoli, wydobywając z zawiasów ciche popiskiwania.
Nie uwiera Cię ta lina?
Prychnęła.
- Kto Cię przysłał? Hanka, Aaron czy ten pedał z pryszczatą japą co chodzi po szkole i wszystkich całuje?
Adrienne MatluckKlasa VII - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool
Krew : pół na pół
Re: Wzgórze
Malcolm wyłapał już pierwszą informację, a mianowicie Beauxbatons. Albo skończyła tą szkołę dla pedziów, albo się z niej przeniosła. Oba wyjścia były dla Malcolma dość dobre.
- Wygląda na to, że czas się dowiedzieć - odpowiedział. Wyciągnął ręce z kieszeni, a na jednej z dłoni leżała pognieciona, biała paczka z grubymi papierosami. Były to te z kategorii najtańsze, na jakie stać osiemnastolatka.
- Weź sobie jednego, to nawet dobre - zachęcił ją, wykonując ruch ręką w jej stronę. Krukon starał się nie palić na terenie szkoły, więc w weekend kopcił jak smok. Co jak co, ale nie chciał ryzykować przyłapania przez jakiegoś nauczyciela. Miał i bez tego już dużo problemów. Atak na Benedictcie Waltonie postawił nad jedno nazwiskiem czarny krzyżyk.
Słysząc jej pytanie pełne wyrzutu, pokręcił głową.
- Czy wyglądam na kogoś, kto zadaje się z prefektem naczelnym? Spójrz na mnie i sama sobie odpowiedz - prychnął. - A Aaron to co prawda mój kumpel, jesteśmy z tego samego rocznika. Co do twojego pytania - nie, nie przysłał mnie. A w ogóle to co on ma do tego? - Zapytał unosząc brwi ku górze. Jej pytanie zdezorientowało go zupełnie. Bo co on może mieć wspólnego z Hanną, Aaronem i jakimś pryszczakiem? A co do niego...
- A co do pedała, to lepiej mnie ostrzeż o kogo chodzi, bo nie chciałbym paść ofiarą jego homoseksualnych molestowań.
- Wygląda na to, że czas się dowiedzieć - odpowiedział. Wyciągnął ręce z kieszeni, a na jednej z dłoni leżała pognieciona, biała paczka z grubymi papierosami. Były to te z kategorii najtańsze, na jakie stać osiemnastolatka.
- Weź sobie jednego, to nawet dobre - zachęcił ją, wykonując ruch ręką w jej stronę. Krukon starał się nie palić na terenie szkoły, więc w weekend kopcił jak smok. Co jak co, ale nie chciał ryzykować przyłapania przez jakiegoś nauczyciela. Miał i bez tego już dużo problemów. Atak na Benedictcie Waltonie postawił nad jedno nazwiskiem czarny krzyżyk.
Słysząc jej pytanie pełne wyrzutu, pokręcił głową.
- Czy wyglądam na kogoś, kto zadaje się z prefektem naczelnym? Spójrz na mnie i sama sobie odpowiedz - prychnął. - A Aaron to co prawda mój kumpel, jesteśmy z tego samego rocznika. Co do twojego pytania - nie, nie przysłał mnie. A w ogóle to co on ma do tego? - Zapytał unosząc brwi ku górze. Jej pytanie zdezorientowało go zupełnie. Bo co on może mieć wspólnego z Hanną, Aaronem i jakimś pryszczakiem? A co do niego...
- A co do pedała, to lepiej mnie ostrzeż o kogo chodzi, bo nie chciałbym paść ofiarą jego homoseksualnych molestowań.
Re: Wzgórze
Ślizgonka zeskoczyła na ziemię, wytarła dłonie o spodnie i wyciągnęła z paczki jednego papierosa. Nie chciała wyjść na taką, która będzie dopytywać jak dziecko co i jak, więc idąc śladem długowłosego dziwaka wsadziła używkę pomarańczowym końcem do ust i sięgnęła dłonią po różdżkę upchniętą za paskiem od spodni.
Super, też nie lubi Hanki. Punkt dla dziwnookiego.
- Aaron też nie wyglądał na takiego, co się będzie zadawał z naczelną, a jednak - podsumowała krótko, wzruszając ramionami. Na czole Ślizgonki pojawiła się podłużna zmarszczka. Jej towarzysz nie wiedział przecież, że jest młodszą Matluckową. Na dobry początek wolała więc nie psuć swojej reputacji.
- Co on ma do tego? Nie wiem. Poznalałam go kilka minut temu. Stał na korytarzu z tą rudą, a później podszedł do nich taki pedzio z Hufflepuffu i zaczęli się w trójkę całować. Dziwne, nie?
Może i cała sytuacja miała nieco inny przebieg, ale szczegóły nie miały tu większego znaczenia. Przynajmniej dla Adrienne.
- Wołali na niego Wayne? Wyatt? Coś tym stylu. Nie pamiętam. Ten padalec rozwalił mi kufer, więc i tak będę musiała go odnaleźć. Ma taką dziewczęcą gębę - Ślizgonka przytknęła wreszcie różdżkę do końcówki papierosa, która pod wpływem zaklęcia zatliła się pomarańczową iskrą. Nie bardzo wiedząc co dalej robić wessała dym, wciągając przy okazji policzki, po czym wypuściła go tak szybko, że zdążył zaledwie zakręcić się w jej ustach. Jakie gówno!
- Co Ci się stało w oko?
Super, też nie lubi Hanki. Punkt dla dziwnookiego.
- Aaron też nie wyglądał na takiego, co się będzie zadawał z naczelną, a jednak - podsumowała krótko, wzruszając ramionami. Na czole Ślizgonki pojawiła się podłużna zmarszczka. Jej towarzysz nie wiedział przecież, że jest młodszą Matluckową. Na dobry początek wolała więc nie psuć swojej reputacji.
- Co on ma do tego? Nie wiem. Poznalałam go kilka minut temu. Stał na korytarzu z tą rudą, a później podszedł do nich taki pedzio z Hufflepuffu i zaczęli się w trójkę całować. Dziwne, nie?
Może i cała sytuacja miała nieco inny przebieg, ale szczegóły nie miały tu większego znaczenia. Przynajmniej dla Adrienne.
- Wołali na niego Wayne? Wyatt? Coś tym stylu. Nie pamiętam. Ten padalec rozwalił mi kufer, więc i tak będę musiała go odnaleźć. Ma taką dziewczęcą gębę - Ślizgonka przytknęła wreszcie różdżkę do końcówki papierosa, która pod wpływem zaklęcia zatliła się pomarańczową iskrą. Nie bardzo wiedząc co dalej robić wessała dym, wciągając przy okazji policzki, po czym wypuściła go tak szybko, że zdążył zaledwie zakręcić się w jej ustach. Jakie gówno!
- Co Ci się stało w oko?
Adrienne MatluckKlasa VII - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool
Krew : pół na pół
Re: Wzgórze
Malcolm przez chwilę zastanawiał się nawet czy aby Adrienne go nie okłamała z tym, że nigdy nie paliła, bo wsadziła papierosa do ust i odpaliła go z taką zręcznością, jakby to robiła już któryś raz tego samego dnia. Lubił zdecydowane i odważne dziewczyny, a ta zdecydowanie do takich należała.
Słysząc rewelacje o Aaronie, Hannie i pedale, Malcolm tylko uniósł brwi ku górze. Uwierzył jej? Nie. Była tu nowa, pewnie przekolorowała połowę rzeczy, bo jakoś nie widział tego, że taki niezdrowy trójkąt utworzył się w Hogwarcie kiedy prefekt był na stanowisku.
- Pewnie przesadzasz - skwitował. Wzruszył też ramionami, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu, bo z tego co mówiła, dopiero co się tutaj zjawiła.
- A, dobra. Wiem który to - odpowiedział, natychmiast przywołując w głowie obraz chłopaka, o którym mówiła Adrienne. Nie wiedział, że był gejem i w tym przypadku też nie uwierzył jej na słowo. Widocznie trafiła mu się bajkopisarka.
- Nic mi się nie stało w oko, tak już mam od urodzenia - odpowiedział. Już się przyzwyczaił, że ludzie o to pytali.
Patrzył uważnie jak dziewczyna nieudolnie pali papierosa, ale nie chciał jej pouczać. Każdy musiał do tego dojść sam, jemu też nikt nie pomagał, a miał wtedy z dwanaście czy trzynaście lat.
- Jestem Malcolm - przedstawił się, nie wyciągając ręki. - Ale mówią do mnie McMillan, po nazwisku. Jeszcze brudas, nożownik, przydupas Jamesa Scotta... A zresztą, poznasz mnie jeszcze, to bardziej niż pewne. Moja sława mnie wyprzedza. - Zaśmiał się, biorąc kolejnego bucha z papierosa.
Słysząc rewelacje o Aaronie, Hannie i pedale, Malcolm tylko uniósł brwi ku górze. Uwierzył jej? Nie. Była tu nowa, pewnie przekolorowała połowę rzeczy, bo jakoś nie widział tego, że taki niezdrowy trójkąt utworzył się w Hogwarcie kiedy prefekt był na stanowisku.
- Pewnie przesadzasz - skwitował. Wzruszył też ramionami, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu, bo z tego co mówiła, dopiero co się tutaj zjawiła.
- A, dobra. Wiem który to - odpowiedział, natychmiast przywołując w głowie obraz chłopaka, o którym mówiła Adrienne. Nie wiedział, że był gejem i w tym przypadku też nie uwierzył jej na słowo. Widocznie trafiła mu się bajkopisarka.
- Nic mi się nie stało w oko, tak już mam od urodzenia - odpowiedział. Już się przyzwyczaił, że ludzie o to pytali.
Patrzył uważnie jak dziewczyna nieudolnie pali papierosa, ale nie chciał jej pouczać. Każdy musiał do tego dojść sam, jemu też nikt nie pomagał, a miał wtedy z dwanaście czy trzynaście lat.
- Jestem Malcolm - przedstawił się, nie wyciągając ręki. - Ale mówią do mnie McMillan, po nazwisku. Jeszcze brudas, nożownik, przydupas Jamesa Scotta... A zresztą, poznasz mnie jeszcze, to bardziej niż pewne. Moja sława mnie wyprzedza. - Zaśmiał się, biorąc kolejnego bucha z papierosa.
Re: Wzgórze
Matluck nie lubiła nie wiedzieć i nie umieć. Z tej prostej przyczyny w sytuacjach dla niej nowych po prostu przyglądała się uważnie swoim mentorom i zręcznie małpowała ich zachowania. Nie lubiła też, gdy ktoś twierdził, że kłamie. Ale o tym McMillan jeszcze nie wiedział.
- Nie wierzysz mi - stwierdziła, hardo unosząc podbródek - To spytaj Zoi. Była wtedy z Aaronem i ten Wayne też ją wtedy pocałował.
Ślizgonka jak do tej pory tylko raz zbliżyła filtr do swoich ust. Nie wiedząc jak ma się zachować, ani tym bardziej nie chcąc tego pokazać, co jakiś czas - podobnie jak Malcolm - potrząsała używką, zsupując z jej końcówki popiół.
- Fajnie. Jedno oko po matce, drugie po ojcu. Lepsze to, niż rude włosy - Adrienne podeszła do drzewa i usiadła na trawie, wspierając plecy o jego pień.
Szatynka nie wydawała się być przerażona rewelacjami serwowanymi jej przez Krukona. Z opowieści Aarona wynikało jednak, że Hogwart nie był miejscem, w którym wiele się dzieje. A tu proszę - pierwsza godzina i już zdążyła trafić na oblecha, dziewczynę swojego brata i brudnego nożownika.
- Serio? Dźgnąłeś kogoś nożem? I nie wyrzucili Cię? - popatrzyła na chłopaka z niedowierzaniem - Adrienne. Mnie wywalili za to, że podpaliłam jednej dziewczynie włosy, co jej się zresztą należało.
Postanowiła poprzestać na tej krótkiej informacji i darować sobie wyliczanie rzeczy, przez które jej matka nie zmrużyła oka odkąd szatynka poszła do szkoły, a ojciec niemal doszczętnie posiwiał.
- Kto to ten Scott? Twój chłopak?
- Nie wierzysz mi - stwierdziła, hardo unosząc podbródek - To spytaj Zoi. Była wtedy z Aaronem i ten Wayne też ją wtedy pocałował.
Ślizgonka jak do tej pory tylko raz zbliżyła filtr do swoich ust. Nie wiedząc jak ma się zachować, ani tym bardziej nie chcąc tego pokazać, co jakiś czas - podobnie jak Malcolm - potrząsała używką, zsupując z jej końcówki popiół.
- Fajnie. Jedno oko po matce, drugie po ojcu. Lepsze to, niż rude włosy - Adrienne podeszła do drzewa i usiadła na trawie, wspierając plecy o jego pień.
Szatynka nie wydawała się być przerażona rewelacjami serwowanymi jej przez Krukona. Z opowieści Aarona wynikało jednak, że Hogwart nie był miejscem, w którym wiele się dzieje. A tu proszę - pierwsza godzina i już zdążyła trafić na oblecha, dziewczynę swojego brata i brudnego nożownika.
- Serio? Dźgnąłeś kogoś nożem? I nie wyrzucili Cię? - popatrzyła na chłopaka z niedowierzaniem - Adrienne. Mnie wywalili za to, że podpaliłam jednej dziewczynie włosy, co jej się zresztą należało.
Postanowiła poprzestać na tej krótkiej informacji i darować sobie wyliczanie rzeczy, przez które jej matka nie zmrużyła oka odkąd szatynka poszła do szkoły, a ojciec niemal doszczętnie posiwiał.
- Kto to ten Scott? Twój chłopak?
Adrienne MatluckKlasa VII - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool
Krew : pół na pół
Re: Wzgórze
- Na pewno zapytam - upewnił ją, kiwając przy tym rytmicznie ręką z papierosem. A więc poznała już Zoję. Malcolm nie znał za dobrze tej dziewczyny, ale uważał ją za całkiem miłą i przyzwoitą. Miał nawet raz okazję poznać się z nią lepiej, ale zaraz po tym chyba ją spłoszył, bo ich kontakty wcale nie uległy poprawie. Słyszał, że teraz kręci z jego współlokatorem. Swoją drogą z tym, z którym już kilka razy pobił się o jedną dziewczynę.
- Hohoho, Wilsonówna już zalazła Ci za skórę? Nie przejmuj się, ona tak zawsze, bycie prefektem to chyba część jej życia. Ja osobiście prrzy takim trybie życia już bym sfiksował - powiedział. Patrzył na nią bacznie, a kiedy cofnęła się o kilka kroków i usiadła przy pniu, podszedł do niej i kucnął przed nią żeby lepiej ją widzieć.
- Ściślej to błękitne po matce, brązowe po ojcu - powiedział, wskazując na każde oko z osobna. Jej kolejne słowa skwitował uśmiechem i znowu odgarnął włosy, żeby mu nie przeszkadzały.
- To dość długa historia, tak w skrócie to poszło o dziewczynę - zaczął. Podrapał się po głowie z zakłopotaniem, nie wiedząc jak wytłumaczyć to nowej dziewczynie. Nie chciał wyjść na jakiegoś psychopatę przy pierwszym spotkaniu, ale tej Ślizgonce wyraźnie to imponowało. Po raz kolejny udowadniała mu, że jest nietuzinkowa i odważna. - To była dziewczyna mojego współlokatora, którą mu podebrałem. Laliśmy się o nią w sumie nie raz. Przy jednej z bójek po prostu nie wytrzymałem i złapałem za nóż. Skończyło się tragicznie, ale jakoś się z tego wykręciliśmy. Odbiło nam po prostu. Ale musiałabyś ją widzieć.. ruda, jak z obrazka, aż się chciało na nią patrzyć. Nie odzywa się do mnie po tej akcji, ale jakos nie jest mi bardzo żal - mówił, od czasu do czasu drapiąc się po podbródku.
Gdy usłyszał o jej wybrykach z Beauxbatons, zaśmiał się głośno. Miał niski, ale przyjemny głos. Nie był taki zły kiedy miał dobry humor.
- Widzę, że możemy sobie podać rękę, Adrienne. Uwierz mi, nie będziesz nudzić się w tej szkole. Aż mi żal, że to już koniec mojej edukacji w Hogwarcie. Ta szkoła zapewniała mi wszystko: dobre żarcie, rozrywkę, adrenalinę, głupców do dręczenia, dobrych ludzi do chociażby puszczania dymka za murami, ładne dziewczyny i masę przygód.
Po tych słowach pokiwał głową z uznaniem.
- A James to mój przyjaciel i kompan. A przynajmniej kiedyś nim był.
- Hohoho, Wilsonówna już zalazła Ci za skórę? Nie przejmuj się, ona tak zawsze, bycie prefektem to chyba część jej życia. Ja osobiście prrzy takim trybie życia już bym sfiksował - powiedział. Patrzył na nią bacznie, a kiedy cofnęła się o kilka kroków i usiadła przy pniu, podszedł do niej i kucnął przed nią żeby lepiej ją widzieć.
- Ściślej to błękitne po matce, brązowe po ojcu - powiedział, wskazując na każde oko z osobna. Jej kolejne słowa skwitował uśmiechem i znowu odgarnął włosy, żeby mu nie przeszkadzały.
- To dość długa historia, tak w skrócie to poszło o dziewczynę - zaczął. Podrapał się po głowie z zakłopotaniem, nie wiedząc jak wytłumaczyć to nowej dziewczynie. Nie chciał wyjść na jakiegoś psychopatę przy pierwszym spotkaniu, ale tej Ślizgonce wyraźnie to imponowało. Po raz kolejny udowadniała mu, że jest nietuzinkowa i odważna. - To była dziewczyna mojego współlokatora, którą mu podebrałem. Laliśmy się o nią w sumie nie raz. Przy jednej z bójek po prostu nie wytrzymałem i złapałem za nóż. Skończyło się tragicznie, ale jakoś się z tego wykręciliśmy. Odbiło nam po prostu. Ale musiałabyś ją widzieć.. ruda, jak z obrazka, aż się chciało na nią patrzyć. Nie odzywa się do mnie po tej akcji, ale jakos nie jest mi bardzo żal - mówił, od czasu do czasu drapiąc się po podbródku.
Gdy usłyszał o jej wybrykach z Beauxbatons, zaśmiał się głośno. Miał niski, ale przyjemny głos. Nie był taki zły kiedy miał dobry humor.
- Widzę, że możemy sobie podać rękę, Adrienne. Uwierz mi, nie będziesz nudzić się w tej szkole. Aż mi żal, że to już koniec mojej edukacji w Hogwarcie. Ta szkoła zapewniała mi wszystko: dobre żarcie, rozrywkę, adrenalinę, głupców do dręczenia, dobrych ludzi do chociażby puszczania dymka za murami, ładne dziewczyny i masę przygód.
Po tych słowach pokiwał głową z uznaniem.
- A James to mój przyjaciel i kompan. A przynajmniej kiedyś nim był.
Re: Wzgórze
W zasadzie to było jej wszystko jedno. Widziała, co widziała i tyle. Swoją drogą ciekawe dlaczego Aaron szedł na piknik właśnie z Zoją, a nie swoją lisicą. Matluck podrapała się po policzku.
- Jest jakaś dziwna. I w ogóle to zaprosiła mnie do swojego zamku na święta. Kapujesz? Widziałam ją dosłownie pięć minut, a ona już mnie do siebie zaprosiła. Będzie też Aaron, Zoja i ten Puchon. I do tego powiedziała, żebym sobie zabała kogo chcę - Ślizgonka powywijała jeszcze chwilę dłonią z papierosem wokół swojej twarzy, po czym wystawiła ją w kierunku Krukona, który przykucnął naprzeciwko - Nie smakuje mi. Weź sobie.
Imponowanie nie było tu odpowiednim słowem. Angielka w poprzedniej szkole znalazła sobie paru kompanów - może i nie nożowników - równie niezadowolonych ze swojego pobytu we Francji. Objanie sobie nawzajem gęb było nieraz na porządku dziennym.
- Co Wy macie z tymi rudymi? - spytała retorycznie, wywracając oczami. Pierre zawsze powtarzał, że to dlatego, że są bardziej odważne i chętne, niż inne dziewczyny. Kompletnie niezainteresowanej tymi tematami Matluckowej z równym powodzeniem można było tłumaczyć mugolskie prawa fizyki.
Adrienne wzdrygnęła się, gdy z gardła chłopaka wypłynął gromki śmiech. W ogóle do niego nie pasował.
- Żałujesz, że kończysz szkołę? Ty jesteś bardziej nienormalny, niż myślałam - Ślizgonka wystawiła palec wskazujący i zakręciła nim wokół jednej ze skroni w znaczącym geście.
Nagle ją olśniło.
- Chcesz jechać ze mną na święta do Hanki? - nachyliła się do przodu, wspierając przedramiona na kolanach i wparując się z zaciekawieniem w otoczoną kudłami twarz Krukona - I co z tym Jamesem? Zostawił Cię dla jakieś laski?
- Jest jakaś dziwna. I w ogóle to zaprosiła mnie do swojego zamku na święta. Kapujesz? Widziałam ją dosłownie pięć minut, a ona już mnie do siebie zaprosiła. Będzie też Aaron, Zoja i ten Puchon. I do tego powiedziała, żebym sobie zabała kogo chcę - Ślizgonka powywijała jeszcze chwilę dłonią z papierosem wokół swojej twarzy, po czym wystawiła ją w kierunku Krukona, który przykucnął naprzeciwko - Nie smakuje mi. Weź sobie.
Imponowanie nie było tu odpowiednim słowem. Angielka w poprzedniej szkole znalazła sobie paru kompanów - może i nie nożowników - równie niezadowolonych ze swojego pobytu we Francji. Objanie sobie nawzajem gęb było nieraz na porządku dziennym.
- Co Wy macie z tymi rudymi? - spytała retorycznie, wywracając oczami. Pierre zawsze powtarzał, że to dlatego, że są bardziej odważne i chętne, niż inne dziewczyny. Kompletnie niezainteresowanej tymi tematami Matluckowej z równym powodzeniem można było tłumaczyć mugolskie prawa fizyki.
Adrienne wzdrygnęła się, gdy z gardła chłopaka wypłynął gromki śmiech. W ogóle do niego nie pasował.
- Żałujesz, że kończysz szkołę? Ty jesteś bardziej nienormalny, niż myślałam - Ślizgonka wystawiła palec wskazujący i zakręciła nim wokół jednej ze skroni w znaczącym geście.
Nagle ją olśniło.
- Chcesz jechać ze mną na święta do Hanki? - nachyliła się do przodu, wspierając przedramiona na kolanach i wparując się z zaciekawieniem w otoczoną kudłami twarz Krukona - I co z tym Jamesem? Zostawił Cię dla jakieś laski?
Adrienne MatluckKlasa VII - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool
Krew : pół na pół
Re: Wzgórze
Malcolm znowu się zaśmiał kiedy Adrienne jak najęta zaczęła opowiadać o świętach u Wilsonów, Aaronie i Zoi i wszystkim tym, co jej się przytrafiło przez ten krótki pobyt w Hogwarcie. Widać zamek jej aż tak nie zachwycił, skoro już z niego uciekła i postanowiła posiedzieć na wzgórzu, które nie było aż tak atrakcyjne.
- O jakim zamku ty do cholery mówisz? - Uniósł pytająco brwi, patrząc na nią z ukosa. - Wilsonowie mieszkają w małym domu pod Edynburgiem, a nie w żadnym zamku. Hannah ma chyba z dziesiątkę rodzeństwa, a do tego jest sierotą. Są biedni jak myszy kościelne - powiedział, ale w jego głosie nie było ani grama złośliwości. Było to normalne, ludzkie stwierdzenie, wypowiedziane dość poważnym głosem. Malcolm sam cierpiał na niedostatek i był równie biedny co ruda mafia, a może i nawet biedniejszy. - Nie wiem kto nagadał Ci o jakimś zamku - dodał. Wziął papierosa od niej, bo ten wyraźnie jej nie smakował.
- Nie wiem, mówią, że rude są ostre. Cóż, ta nie była aż tak ostra, ale miała w sobie coś. - Wzruszył ramionami. Słysząc jej pytanie, przytaknął od razu. Nie miał gdzie spędzać świąt, więc propozycja była nie do odrzucenia.
- Jasne, chętnie pojadę. Zwykle spędzałem święta i wakacje u Jamesa, który rzeczywiście posiada duży zamek, ale w tym roku chyba się na to nie zapowiada - powiedział. - Wolę wszystko od siedzenia samemu w szkole podczas kiedy wszyscy się rozjadą.
Słyszał, że u Wilsonów co roku jest dużo ludzi, a ich wuj który uczył w szkole, jest bardzo gościnny. Prędzej czy później i tak ktoś by go gdzieś zaprosił.
- Nie, wpadł. Dzieciaka niańczy jego matka co prawda, ale James ma teraz inne towarzystwo. To znaczy miał, bo słyszałem, ze jego nowy kolega zginął niedawno w zakazanym lesie. to też długa historia...
- O jakim zamku ty do cholery mówisz? - Uniósł pytająco brwi, patrząc na nią z ukosa. - Wilsonowie mieszkają w małym domu pod Edynburgiem, a nie w żadnym zamku. Hannah ma chyba z dziesiątkę rodzeństwa, a do tego jest sierotą. Są biedni jak myszy kościelne - powiedział, ale w jego głosie nie było ani grama złośliwości. Było to normalne, ludzkie stwierdzenie, wypowiedziane dość poważnym głosem. Malcolm sam cierpiał na niedostatek i był równie biedny co ruda mafia, a może i nawet biedniejszy. - Nie wiem kto nagadał Ci o jakimś zamku - dodał. Wziął papierosa od niej, bo ten wyraźnie jej nie smakował.
- Nie wiem, mówią, że rude są ostre. Cóż, ta nie była aż tak ostra, ale miała w sobie coś. - Wzruszył ramionami. Słysząc jej pytanie, przytaknął od razu. Nie miał gdzie spędzać świąt, więc propozycja była nie do odrzucenia.
- Jasne, chętnie pojadę. Zwykle spędzałem święta i wakacje u Jamesa, który rzeczywiście posiada duży zamek, ale w tym roku chyba się na to nie zapowiada - powiedział. - Wolę wszystko od siedzenia samemu w szkole podczas kiedy wszyscy się rozjadą.
Słyszał, że u Wilsonów co roku jest dużo ludzi, a ich wuj który uczył w szkole, jest bardzo gościnny. Prędzej czy później i tak ktoś by go gdzieś zaprosił.
- Nie, wpadł. Dzieciaka niańczy jego matka co prawda, ale James ma teraz inne towarzystwo. To znaczy miał, bo słyszałem, ze jego nowy kolega zginął niedawno w zakazanym lesie. to też długa historia...
Re: Wzgórze
W dziewczynie aż się zagotowało.
- Wiedziałam, że ta ruda siksa chce kasy - pokręciła głową z niedowierzaniem, mamrocząc do siebie.
- Wiedziałam - tym razem uderzyła pięścią o swoje udo, nie mogąc ukryć zdenerwowania. Matluck dość szybko została wyprowadzona z błędu. Może to i lepiej. Bóg jeden raczy wiedzieć jakby się to skończyło, gdyby stanęła nieprzygotowana w progu tej rudery.
- Jesteś pewien?
Angielka spojrzała uważnie na Krukona. Nie wyglądało na to, by stroił sobie żarty. Chodził już chyba długo do tej szkoły, a poza tym na dobrą sprawę nie wiedział, czemu Wilsonówna tak nie podpasowała Ślizgonce.
- Słuchaj, trochę Cię zbajerowałam. Aaron to mój brat i teraz się umawia z tym rudym kaszalotem. Jestem pewna, że ona robi to tylko po to, żeby wyciągnąć od niego kasę!
Szatynka zerwała się z miejsca i zaczęła krążyć wokół drzewa z rękami splecionymi za plecami. Nawet już nie bardzo słuchała o tym dlaczego McMillanowi podobała się tamta ruda dziewczyna.
- Pomożesz mi. Muszę się jej pozbyć - oświadczyła, przystając wreszcie w miejscu. Malcolm też za nią nie przepadał, więc miała nadzieję, że nie będzie musiała go zbyt długo namawiać.
- Ten koleś ma dziecko? Ktoś zginął w Zakazanym Lesie?
Ok. Jak na jeden dzień newsów było trochę za dużo.
- Ekstra.
- Wiedziałam, że ta ruda siksa chce kasy - pokręciła głową z niedowierzaniem, mamrocząc do siebie.
- Wiedziałam - tym razem uderzyła pięścią o swoje udo, nie mogąc ukryć zdenerwowania. Matluck dość szybko została wyprowadzona z błędu. Może to i lepiej. Bóg jeden raczy wiedzieć jakby się to skończyło, gdyby stanęła nieprzygotowana w progu tej rudery.
- Jesteś pewien?
Angielka spojrzała uważnie na Krukona. Nie wyglądało na to, by stroił sobie żarty. Chodził już chyba długo do tej szkoły, a poza tym na dobrą sprawę nie wiedział, czemu Wilsonówna tak nie podpasowała Ślizgonce.
- Słuchaj, trochę Cię zbajerowałam. Aaron to mój brat i teraz się umawia z tym rudym kaszalotem. Jestem pewna, że ona robi to tylko po to, żeby wyciągnąć od niego kasę!
Szatynka zerwała się z miejsca i zaczęła krążyć wokół drzewa z rękami splecionymi za plecami. Nawet już nie bardzo słuchała o tym dlaczego McMillanowi podobała się tamta ruda dziewczyna.
- Pomożesz mi. Muszę się jej pozbyć - oświadczyła, przystając wreszcie w miejscu. Malcolm też za nią nie przepadał, więc miała nadzieję, że nie będzie musiała go zbyt długo namawiać.
- Ten koleś ma dziecko? Ktoś zginął w Zakazanym Lesie?
Ok. Jak na jeden dzień newsów było trochę za dużo.
- Ekstra.
Adrienne MatluckKlasa VII - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool
Krew : pół na pół
Re: Wzgórze
Nagły wybuch Ślizgonki zdziwił Malcolma na tyle, że chłopak aż wstał z kucek i wyprostował się. Swoją drogą, nie wiedział, że Aaron jest bogaczem. I z drugiej strony... co ją obchodził majątek Matlucka? Może też miała na niego chrapkę. McMillan nie wiedział jeszcze, że ta dziewczyna to Matluckówna.
- Hej, spokojnie. Jesteś tego pewna? Nie wydaje mi się, żeby Aaron był szczególnie kasiasty - Zapytał ostrożnie, kończąc palić papierosa, a następnie deptając go swoim ciężkim, czarnym butem.
- Tak, jestem pewien. Znam ich odkąd przyszedłem do Hogwartu mając jedenaście lat. Ale co to ma do rzeczy? - dodał. Obserwował jak chodzi dookoła drzewa, knując. Krukon nic z tego nie rozumiał. Dopiero kolejne słowa trochę go oświeciły.
- Łoł, łoł, chwila... Jesteś jego siostrą? Jesteś szurnięta.. Naprawdę chcesz bratu takie świństwo wykręcić? Dobra, nie oceniam. Lubię Cię, więc Ci pomogę ale ostrzegam,że nie mogę przegiąć bo wtedy już mnie na pewno wyrzucą z tej szkoły - powiedział, starając się poukładać sobie w głowie poprzednie informacje wiedząc już, że Adrienne to w rzeczywistości Adrienne Matluck.
- I nie zabiję jej dla Ciebie! Ledwo Cię znam - Zastrzegł, unosząc ręce w geście ja umywam rączki.
- Hej, spokojnie. Jesteś tego pewna? Nie wydaje mi się, żeby Aaron był szczególnie kasiasty - Zapytał ostrożnie, kończąc palić papierosa, a następnie deptając go swoim ciężkim, czarnym butem.
- Tak, jestem pewien. Znam ich odkąd przyszedłem do Hogwartu mając jedenaście lat. Ale co to ma do rzeczy? - dodał. Obserwował jak chodzi dookoła drzewa, knując. Krukon nic z tego nie rozumiał. Dopiero kolejne słowa trochę go oświeciły.
- Łoł, łoł, chwila... Jesteś jego siostrą? Jesteś szurnięta.. Naprawdę chcesz bratu takie świństwo wykręcić? Dobra, nie oceniam. Lubię Cię, więc Ci pomogę ale ostrzegam,że nie mogę przegiąć bo wtedy już mnie na pewno wyrzucą z tej szkoły - powiedział, starając się poukładać sobie w głowie poprzednie informacje wiedząc już, że Adrienne to w rzeczywistości Adrienne Matluck.
- I nie zabiję jej dla Ciebie! Ledwo Cię znam - Zastrzegł, unosząc ręce w geście ja umywam rączki.
Re: Wzgórze
Aaron nigdy specjalnie nie obnosił się ze stanem swej sakiewki. W przeciwieństwie oczywiście do swej młodszej siostry, dla której pełna skrytka w Gringocie na pewno nie była powodem do wstydu.
- Ja chcę mu świństwo wykręcić? - powtórzyła z wyraźną kpiną w głosie - Jeszcze będzie mi dziękował, zobaczysz. Myślisz, że Hanka pierwsza się połasiła na kasę? Haha.
Szatynka uniosła ku górze zaciśniętą pięść w ramach pogróżki. Miała takiego haka na Puchonkę, że miała ochotę zawyć z radości.
- Ja niby jestem szurnięta? Możemy podać sobie ręce - podsumowała krótko, kiwając głową. Trafił swój na swego. Dziewczyna chwyciła pewnie za kolejne źdźbło i wsunęła je między zęby.
- Nie chcę jej zabić, szajbusie! Co to by była za frajda - roześmiała się, klepiąc Krukona po ramieniu - Też nie mogę przegiąć, bo matka mnie w końcu wywali z domu. Ojca się jeszcze da ugłaskać, ale ona jest nienormalna.
Łodyga podrygiwała rytmicznie w górę i w dół w ustach dziewczyny, gdy ta zamyślona podgryzała jego końcówkę.
- Jakby co to nic nie wiem, że ona w jakieś dziupli mieszka, ok?
- Ja chcę mu świństwo wykręcić? - powtórzyła z wyraźną kpiną w głosie - Jeszcze będzie mi dziękował, zobaczysz. Myślisz, że Hanka pierwsza się połasiła na kasę? Haha.
Szatynka uniosła ku górze zaciśniętą pięść w ramach pogróżki. Miała takiego haka na Puchonkę, że miała ochotę zawyć z radości.
- Ja niby jestem szurnięta? Możemy podać sobie ręce - podsumowała krótko, kiwając głową. Trafił swój na swego. Dziewczyna chwyciła pewnie za kolejne źdźbło i wsunęła je między zęby.
- Nie chcę jej zabić, szajbusie! Co to by była za frajda - roześmiała się, klepiąc Krukona po ramieniu - Też nie mogę przegiąć, bo matka mnie w końcu wywali z domu. Ojca się jeszcze da ugłaskać, ale ona jest nienormalna.
Łodyga podrygiwała rytmicznie w górę i w dół w ustach dziewczyny, gdy ta zamyślona podgryzała jego końcówkę.
- Jakby co to nic nie wiem, że ona w jakieś dziupli mieszka, ok?
Adrienne MatluckKlasa VII - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool
Krew : pół na pół
Re: Wzgórze
Trochę go to raziło, że Matluckówna widziała wszędzie sępów, którzy łaszą się na jej kasę. Prefektowej może i nie lubił, bo za często wpadał przez nią w tarapaty, ale czy mógł powiedzieć, że zadawała się z ludźmi dla kasy? Wolał nie wspominać o tym, że jego majątek ograniczał się do szkolnego kufra i jego zawartości. Nie po tym wszystkim, co powiedziała ta przebiegła i wredna Ślizgonka.
- Skoro tak mówisz. - Wzruszył ramionami. Nie wiedział jak to z tymi bogatymi. Jamesowi też wynajdowali jakieś żony, z którymi kazali mu się żenić, bo były bogate i dobrze urodzone, ale on w to nie wnikał. Nie rozumiał tego całego życia na wysokim poziomie. Mieszkał w małym domu w Dolinie Godryka, a po śmierci rodziców w bidulu, więc groszem nie śmierdział.
- Jasne, jak chcesz. Ode mnie ani słowa nie usłyszą. Wracajmy do zamku, zimno się robi - rzekł.
Po tych słowach oboje opuścili wzgórze i udali się do zamku.
- Skoro tak mówisz. - Wzruszył ramionami. Nie wiedział jak to z tymi bogatymi. Jamesowi też wynajdowali jakieś żony, z którymi kazali mu się żenić, bo były bogate i dobrze urodzone, ale on w to nie wnikał. Nie rozumiał tego całego życia na wysokim poziomie. Mieszkał w małym domu w Dolinie Godryka, a po śmierci rodziców w bidulu, więc groszem nie śmierdział.
- Jasne, jak chcesz. Ode mnie ani słowa nie usłyszą. Wracajmy do zamku, zimno się robi - rzekł.
Po tych słowach oboje opuścili wzgórze i udali się do zamku.
Re: Wzgórze
Przerwa świąteczna ledwo trwała od kilku godzin a dziewczyna już zaopatrzyła się w czekoladowe zajączki w Miodowym Królestwie, jak co roku rozda je swoim rodzicom no i młodszej siostrze - Carli. Taka już była jej tradycja z tymi królikami i każde miały inne nadzienie, ale wszystkie były wyśmienite. Także też z zakupami z tego cudownego miejsca wybrała się na wzgórze by napatrzeć się na miasteczko zanim to razem z siostrą wrócą do ukochanej zielonej Irlandii na święta, może też podczas tych kilku dni zawita do Rezerwatu o którym opowiadał jej Prince, bo bardzo chciałaby zobaczyć te smoki, które tam mieszkają, zwłaszcza, że wcale tak daleko od niego nie mieszkała, więc musiała skorzystać!
Włosy miała rozpuszczone tak, że delikatne fale opadały na jej ramiona i przyozdobione były kokardką, która była dla Glorii bardzo charakterystyczna i właśnie po kokardce we włosach można było ją wyróżnić spośród tłumu. Na ramiona też zarzucony miała bordowy płaszczyk pod którym skryta była kwiecista może nieco zbyt letnia sukienka, ale akurat taką wyciągnęła ze swojego kuferka. Na nogach oczywiście czarne balerinki też z kokardką.
Kiedy dotarła na szczyt wzgórza usiadła na oponie, która robiła za huśtawkę i zaczęła śpiewać pewną balladę, którą kiedyś usłyszała (Roxette - It mast have been love) początkowo bardzo cicho ale później jak już się rozśpiewała to nie kontrolowała tego, że ktoś oprócz niej też mógł to usłyszeć. W przerwie między kolejnymi dźwiękami zajadała się cukierkami, które to kupiła oprócz królików.
Włosy miała rozpuszczone tak, że delikatne fale opadały na jej ramiona i przyozdobione były kokardką, która była dla Glorii bardzo charakterystyczna i właśnie po kokardce we włosach można było ją wyróżnić spośród tłumu. Na ramiona też zarzucony miała bordowy płaszczyk pod którym skryta była kwiecista może nieco zbyt letnia sukienka, ale akurat taką wyciągnęła ze swojego kuferka. Na nogach oczywiście czarne balerinki też z kokardką.
Kiedy dotarła na szczyt wzgórza usiadła na oponie, która robiła za huśtawkę i zaczęła śpiewać pewną balladę, którą kiedyś usłyszała (Roxette - It mast have been love) początkowo bardzo cicho ale później jak już się rozśpiewała to nie kontrolowała tego, że ktoś oprócz niej też mógł to usłyszeć. W przerwie między kolejnymi dźwiękami zajadała się cukierkami, które to kupiła oprócz królików.
Re: Wzgórze
Nietrudno było wdrapać się na wzgórze. Można by powiedzieć, że Caitlyn nie przemęczyła się, wchodząc pod górkę. W głowie Cait kłębiło się mnóstwo myśli, wszystkie oczywiście dotyczyły piętra VI. Innym mogłoby przejść przez myśl, że dziewczyna stopniowo dostaje obsesji na tym punkcie. Ona natomiast nie widziała nic w tym dziwnego, fascynowały ją sekrety murów Hogwartu, pragnęła je odkryć. Nie myląc z "wykorzystać". Caitlyn miała dobre intencje.
W końcu, kiedy dotarła na szczyt, zobaczyła, że ktoś inny zajął wzgórze dla siebie. Westchnęła cicho, niemal bezgłośnie, nie chcąc nawet dać znać dziewczynie, że tutaj przebywa. Nie zeszła jednak, przypominając w końcu sobie, że to Gloria Stark. Nie to ją zatrzymało, a głęboka, czysta barwa głosu brunetki. Otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia. Dawno nie słyszała tak profesjonalnego śpiewu. Tym razem przymknęła oczy, wsłuchując się. Pożałowała, że nie ma przy sobie gitary. Chętnie stworzyłaby melodię, współgrając z jej głosem.
It must have been love, but it's over now
W końcu, kiedy dotarła na szczyt, zobaczyła, że ktoś inny zajął wzgórze dla siebie. Westchnęła cicho, niemal bezgłośnie, nie chcąc nawet dać znać dziewczynie, że tutaj przebywa. Nie zeszła jednak, przypominając w końcu sobie, że to Gloria Stark. Nie to ją zatrzymało, a głęboka, czysta barwa głosu brunetki. Otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia. Dawno nie słyszała tak profesjonalnego śpiewu. Tym razem przymknęła oczy, wsłuchując się. Pożałowała, że nie ma przy sobie gitary. Chętnie stworzyłaby melodię, współgrając z jej głosem.
It must have been love, but it's over now
Caitlyn A. HathawayKlasa VI - Urodziny : 12/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool, Wielka Brytania
Krew : Półkrwi
Re: Wzgórze
Rudowłosa huśtała się powoli machając przy tym nogami w przód i tył, jedną ręką trzymała się liny, natomiast druga buszowała w otwartej paczce słodyczy. Piosenka, którą śpiewała już się kończyła, bo przecież nie może trwać wiecznie. Gloria nigdy nie twierdziła, że umie śpiewać a już na pewno, że jest w tym jakoś wybitna, tak po prostu podśpiewywała sobie gdy nikt nie widzi. W końcu gdy wydała z siebie ostatnie dźwięki to jakoś tak po prostu się odwróciła i zobaczyła swoją koleżankę z dormitorium, momentalnie jej policzki przyjęły barwę dorodnego buraka a sama opuściła wzrok niezwykle speszona, domyślała się, że dziewczyna pewnie stoi tam już jakiś czas i że ją słuchała. Nie dobrze, bardzo nie dobrze.
- Cześć - powiedziała z delikatnym uśmiechem i wystawiła jej rękę, która trzymała otwartą paczuszkę słodkości - może się poczęstujesz? - zapytała nadal nieco speszona ale myślała, że ten gest sprawi, ze dziewczyna zapomni o tym co przed chwilą usłyszała.
- Cześć - powiedziała z delikatnym uśmiechem i wystawiła jej rękę, która trzymała otwartą paczuszkę słodkości - może się poczęstujesz? - zapytała nadal nieco speszona ale myślała, że ten gest sprawi, ze dziewczyna zapomni o tym co przed chwilą usłyszała.
Re: Wzgórze
- Cześć, Glorio. - uśmiechnęła się i ona, nieco zawiedziona tym, że dziewczyna przestała śpiewać. Caitlyn bardzo chciała usłyszeć, na co stać jeszcze gryfonkę. Ukryła grymas, sięgając po łakocie.
- Słyszałam Cię. - szepnęła cicho. Nie chciała jej speszyć, a doskonale widziała jej wcześniejszą reakcję. Mówiła więc ostrożnie. - Wstydzisz się? Szkoda, bo masz fenomenalny głos.
Usiadła obok niej, opierając się o drzewo. Zaparło jej dech w piersiach. Widok stąd był powalający. Brunetka przymknęła oczy, czując powiew wiatru, który przyjemnie muskał jej skórę. Po chwili jednak wróciła do rzeczywistości. Uniosła głowę, spotykając się z rudowłosą spojrzeniem. Nie chciała, żeby gryfonka była przy niej spięta.
- Gram na gitarze. Muzyka to całe moje życie... - niespodziewanie Caitlyn wstała. Uniosła dłonie, jakby chcąc nimi ująć cały świat. - Wszędzie słyszę melodię.. śpiew ptaków, powiew wiatru, strumyk wody obijający się o kamienie. Komponuję słowa, obserwując innych. Słuchając tego, co mają do powiedzenia. - przyznała z szerokim uśmiechem. - Nie masz tak? Przyznaj, że śpiewanie cię odpręża, poprawia Ci nastrój?
Caitlyn tak bardzo żałowała, że nie ma gitary...
- Słyszałam Cię. - szepnęła cicho. Nie chciała jej speszyć, a doskonale widziała jej wcześniejszą reakcję. Mówiła więc ostrożnie. - Wstydzisz się? Szkoda, bo masz fenomenalny głos.
Usiadła obok niej, opierając się o drzewo. Zaparło jej dech w piersiach. Widok stąd był powalający. Brunetka przymknęła oczy, czując powiew wiatru, który przyjemnie muskał jej skórę. Po chwili jednak wróciła do rzeczywistości. Uniosła głowę, spotykając się z rudowłosą spojrzeniem. Nie chciała, żeby gryfonka była przy niej spięta.
- Gram na gitarze. Muzyka to całe moje życie... - niespodziewanie Caitlyn wstała. Uniosła dłonie, jakby chcąc nimi ująć cały świat. - Wszędzie słyszę melodię.. śpiew ptaków, powiew wiatru, strumyk wody obijający się o kamienie. Komponuję słowa, obserwując innych. Słuchając tego, co mają do powiedzenia. - przyznała z szerokim uśmiechem. - Nie masz tak? Przyznaj, że śpiewanie cię odpręża, poprawia Ci nastrój?
Caitlyn tak bardzo żałowała, że nie ma gitary...
Caitlyn A. HathawayKlasa VI - Urodziny : 12/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Liverpool, Wielka Brytania
Krew : Półkrwi
Re: Wzgórze
Kiedy najgorsze się potwierdziło słowami brunetki, Gloria opuściła głowę i westchnęła ciężko, naprawdę nie lubiła jak ktoś ją słyszał, zawsze jej się wtedy wydaje, że ją wyśmieje czy coś takiego, chociaż nie spotykała się z takimi reakcjami, zazwyczaj ludzie byli w szoku co dziewczyna potrafiła, czego też nie rozumiała.
- Nie jest fenomenalny, jest normalny, jak każdy - jak zwykle wytłumaczyła wzruszając ramionami co spowodowało, ze rude fale na nie opadające nieco się zatrzęsły.
Chwile jeszcze się pobujała podczas krótkiej ciszy, która nastała po tym niefortunnym incydencie, dla Glorii oczywiście, dopóki gryfonka ponownie się nie odezwała, a Starkówna dokładnie słuchała słów dziewczyny jakby zastanawiając się nad każdym.
- To fajnie, że masz jakąś pasję, moją są smoki no i astronomia - dodała że śmielszym już uśmiechem na ustach. Nie były to jakieś świetnie interesujące przedmioty, bo pewnie muzyka była dużo ciekawsza ale Gloria była typem kujonicy, która z nosem siedziała w książkach, no albo jak to ona bujała w obłokach.
- Tak... znaczy... no nie wiem, dobrze się czuję śpiewając, ale jak jestem sama, jak nikt mnie nie słyszy - powiedziała niepewnie nieco ściszonym głosem i zatrzymała huśtawkę kładąc obie stopy na gołej ziemi.
- Nie jest fenomenalny, jest normalny, jak każdy - jak zwykle wytłumaczyła wzruszając ramionami co spowodowało, ze rude fale na nie opadające nieco się zatrzęsły.
Chwile jeszcze się pobujała podczas krótkiej ciszy, która nastała po tym niefortunnym incydencie, dla Glorii oczywiście, dopóki gryfonka ponownie się nie odezwała, a Starkówna dokładnie słuchała słów dziewczyny jakby zastanawiając się nad każdym.
- To fajnie, że masz jakąś pasję, moją są smoki no i astronomia - dodała że śmielszym już uśmiechem na ustach. Nie były to jakieś świetnie interesujące przedmioty, bo pewnie muzyka była dużo ciekawsza ale Gloria była typem kujonicy, która z nosem siedziała w książkach, no albo jak to ona bujała w obłokach.
- Tak... znaczy... no nie wiem, dobrze się czuję śpiewając, ale jak jestem sama, jak nikt mnie nie słyszy - powiedziała niepewnie nieco ściszonym głosem i zatrzymała huśtawkę kładąc obie stopy na gołej ziemi.
Re: Wzgórze
Ślub, wesele, ślub, wesele. Od pewnego czasu wszystko krążyło wokół ślubu jej brata a ona miała tego dość. Chcąc porozmawiać z Aleksym była zbywana, bo albo leciał do swojej jeszcze narzeczonej lub nie miał czasu "bo nie i już", Marianna wyjechała z powrotem do Rosji, a z rodzicami nie miała ochoty przebywać. Wpadła w okres młodzieńczego buntu i przedziwną fazę dojrzewania? Być może, chociaż z jej perspektywy nic się nie zmieniło. Wczorajszego ranka pałka się przegięła, kiedy jako druhna miała obowiązek zapoznać się ze swoją sukienką - cóż, wciśnięcie młodej, buńczucznej Rosjanki pokroju Mai w bladoróżową sukienkę, która nie sięgała nawet do kolana a nieco przed, było czymś co spowodowało, że obwieściła wszem i wobec, że jedzie do Hogsmeade, do znajomej. Tyle dobrego, że niektórzy uczniowie z jej domu mieszkali w magicznej wiosce i miała z nimi na tyle dobry kontakt, by móc w każdej chwili do nich pojechać.
Tak więc przenocowała u koleżanki, porozmawiały, pojadły specjałów gospodyni domu a mamy koleżanki, aż w końcu rano Maja wymknęła się ukradkiem na spacer, pod pretekstem załatwienia ważnych spraw. Ważną sprawą oczywiście było bieganie z daleka od ludzi, po lesie, pod postawią wielkiego puchatego kota, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. I tak, dobre trzy godziny później wróciła do ludzkiej wersji, wędrówkę kończąc na wzgórzu w Hogsmeade. Usadowiła się w oponie, wzrok wbijając prosto przed siebie.
Tak więc przenocowała u koleżanki, porozmawiały, pojadły specjałów gospodyni domu a mamy koleżanki, aż w końcu rano Maja wymknęła się ukradkiem na spacer, pod pretekstem załatwienia ważnych spraw. Ważną sprawą oczywiście było bieganie z daleka od ludzi, po lesie, pod postawią wielkiego puchatego kota, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. I tak, dobre trzy godziny później wróciła do ludzkiej wersji, wędrówkę kończąc na wzgórzu w Hogsmeade. Usadowiła się w oponie, wzrok wbijając prosto przed siebie.
Re: Wzgórze
A cóż takiego ważnego robił on w Hogs? W zasadzie nic szczególnego, ot chodził po barach i innych mniej przyjaznych spelunach bo można było dowiedzieć się tam różnych ciekawych rzeczy, zdobyć różne ciekawe rzeczy. I to w dodatku bardzo tanio, przynajmniej za tą pierwszą cześć. Informację kosztowały jedynie kufel piwa, a już stawałeś się jego najlepszym przyjacielem. No ale mimo wszystko nie potrafił usiedzieć tak długo z marginesem, no bo jak to tak? On wielki arystokrata z biedakami, o czym ma niby z nimi rozmawiać? Co go interesuje ich życie, jak dla niego mogło się zakończyć nawet i teraz jeśli okazało by się że do piwa dodano trucizny. Kiedy zdobył to co chciał wyszedł jak najszybciej. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem. Postanowił się wybrać nad pewne wzgórze. Skąd o nim wiedział? A też dzięki zebranym informacją. Miejsce to znane było z ciszy i z tego, że ludzie lubią się tam łamać. Zaciekawiło go więc to i się wybrał sprawdzić to miejsce. Wchodząc na górkę dostrzegł jakąś blondwłosą dziewczynę. Duch? Może jakaś ofiara tego miejsca? Wyciągnął więc różdżkę, choć nie przychodziło mu żadne zaklęcie na myśl które działało na duchy.
- Uważaj jak się będziesz bujać. Ponoć łatwo można się tutaj połamać - zagadnął uśmiechając się lekko. Schował również różdżkę do kieszeni spodenek bo teraz był pewny, że nie ma do czynienia z duchem.
- Uważaj jak się będziesz bujać. Ponoć łatwo można się tutaj połamać - zagadnął uśmiechając się lekko. Schował również różdżkę do kieszeni spodenek bo teraz był pewny, że nie ma do czynienia z duchem.
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Faktycznie, z daleka mogła wyglądać jak duch, przez swoją urodę, czyli bladą cerę i długie jasne blond włosy, ale z drugiej strony czy jako duch siedziałaby niczym skończona sierota w oponie? Raczej gdyby była duchem straszyłaby ludzi lub zajmowałaby się swoim zmarłym chłopakiem. Jakby tak się przyjrzeć bliżej jej dziwnym zachowaniom, tak śmierć Nicolasa mogła mieć na to duży wpływ. Lub środki, którymi ją leczono później. Prawdę powiedziawszy nie była pewna czy jej szanowna rodzina wciąż nie dosypuje jej czegoś do jedzenia i picia, ale to były raczej jej szalone domniemania. Uniosła wzrok w kierunku chłopaka, początkowo przyglądając mu się w milczeniu.
- Powiedział to chłopak, który wchodził po stromym wzgórzu, nie zważając na to, że jest ślisko - przekrzywiając głowę, ruchem podbródka wskazała na jego nieco już ubłocone buty. W końcu od pewnego czasu padał deszcz, a więc i błoto było tutaj zupełnie normalnym zjawiskiem. Teraz im się udało - trafili na czas, kiedy akurat z nieba nic nie kapało, choć wciąż się na to zanosiło.
- Ucieczka od rzeczywistości? - zagaiła nagle, odpychając się nogami od ziemi. - Przykro mi, ale to miejsce, jako miejsce kontemplacji może służyć tylko jednej osobie - była niemiła? Może odrobinę. Ale... taki już miała zaczepny charakter. W każdym szukała wroga, aniżeli sprzymierzeńca i wcale się tym nie przejmowała. Widać czas złotego dziecka Vulkodlaków minął.
- Powiedział to chłopak, który wchodził po stromym wzgórzu, nie zważając na to, że jest ślisko - przekrzywiając głowę, ruchem podbródka wskazała na jego nieco już ubłocone buty. W końcu od pewnego czasu padał deszcz, a więc i błoto było tutaj zupełnie normalnym zjawiskiem. Teraz im się udało - trafili na czas, kiedy akurat z nieba nic nie kapało, choć wciąż się na to zanosiło.
- Ucieczka od rzeczywistości? - zagaiła nagle, odpychając się nogami od ziemi. - Przykro mi, ale to miejsce, jako miejsce kontemplacji może służyć tylko jednej osobie - była niemiła? Może odrobinę. Ale... taki już miała zaczepny charakter. W każdym szukała wroga, aniżeli sprzymierzeńca i wcale się tym nie przejmowała. Widać czas złotego dziecka Vulkodlaków minął.
Re: Wzgórze
Jakby nie patrzeć to duchy czuły ogromną więź do miejsca w którym straciły życie, a jako, że słyszał o tym miejscu kilka ciekawostek, to i duch drobnej blondynki jak najbardziej tutaj by pasował. Słysząc odpowiedź dziewczyny uśmiechnął się szeroko, w ten swój typowy złośliwy sposób. Czyżby trafił na gorszy dzień dziewczyny? A to szkoda, on jakoś nigdy nie trafiał na te lepsze dni.
- Powiedziała to dziewczyna, która sama musiała tutaj jakoś wejść - odparł po czym spojrzał się na swoje buty. - To nie problem, przynajmniej nie dla czarodzieja. - Dodając to podszedł do drzewa i oparł się o nie podnosząc twarz ku niebu i przymykając oczy.
- To aż tak bardzo jest widoczne? - Odpowiedział nie otwierając oczu, ani nie obracając się w jej kierunku, wiedział przecież gdzie była.
- Hmmm, mam sporo czasu, poczekam aż koło się zerwie i zostanę tylko sam - odpowiedział dziewczynie mówiąc tym razem w bardzo łagodny sposób. Dopiero teraz otworzył oczy i zerknął na Maję.
- Ahh, wybacz Augustyn - przedstawił się, mając gdzieś to że to ona powinna się pierwsza przedstawić. Kto to w zasadzie wymyślił? Jakby to była jakaś wielka różnica kto się powinien przedstawić jako pierwszy.
- Powiedziała to dziewczyna, która sama musiała tutaj jakoś wejść - odparł po czym spojrzał się na swoje buty. - To nie problem, przynajmniej nie dla czarodzieja. - Dodając to podszedł do drzewa i oparł się o nie podnosząc twarz ku niebu i przymykając oczy.
- To aż tak bardzo jest widoczne? - Odpowiedział nie otwierając oczu, ani nie obracając się w jej kierunku, wiedział przecież gdzie była.
- Hmmm, mam sporo czasu, poczekam aż koło się zerwie i zostanę tylko sam - odpowiedział dziewczynie mówiąc tym razem w bardzo łagodny sposób. Dopiero teraz otworzył oczy i zerknął na Maję.
- Ahh, wybacz Augustyn - przedstawił się, mając gdzieś to że to ona powinna się pierwsza przedstawić. Kto to w zasadzie wymyślił? Jakby to była jakaś wielka różnica kto się powinien przedstawić jako pierwszy.
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Kiedy chłopak sparafrazował ją, postanowiła się powstrzymać od dalszej kontynuacji tej bezsensownej wymiany zdań. W jej przypadku wejście na wzgórze, drzewo, czy cokolwiek innego nie stanowiło żadnego problemu, ale to było oczywistą oczywistością tylko dla niej i paru osób, które mogłaby wyliczyć na palcach jednej ręki... zamiast słownej odpowiedzi wywróciła oczami - czego chłopak raczej nie zauważył - bujając nogami w przód i w tył. Skoro chciał kontemplować, postanowiła mu nie przeszkadzać, licząc na to samo z jego strony. Jednak jego następne słowa spowodowały, że obróciła głowę w jego stronę, bacznie go obserwując.
- Nie liczyłabym na to. Chyba, że sam masz zamiar mnie zepchnąć z tej opony - z wyjątkowo podejrzliwą miną, mimo uszu puściła jego przedstawienie się, bo do szczęścia jej ono nie było potrzebne. Co do upadków: była obeznana z wpadaniem do jeziora, ze spadaniem z drzewa w błoto, nie zdziwiłaby się więc, gdyby do swojej listy mogła dopisać upadek z prowizorycznej huśtawki. - Jesteś dręczycielem i będę musiała się bronić?
- Nie liczyłabym na to. Chyba, że sam masz zamiar mnie zepchnąć z tej opony - z wyjątkowo podejrzliwą miną, mimo uszu puściła jego przedstawienie się, bo do szczęścia jej ono nie było potrzebne. Co do upadków: była obeznana z wpadaniem do jeziora, ze spadaniem z drzewa w błoto, nie zdziwiłaby się więc, gdyby do swojej listy mogła dopisać upadek z prowizorycznej huśtawki. - Jesteś dręczycielem i będę musiała się bronić?
Re: Wzgórze
Cisza jaką odpowiedziała mu dziewczyna była wystarczającą odpowiedzią. Oczywiście nie miał pojęcia, że ta oto tutaj drobna istota weszła na tą górkę na czterech łapkach i na całe szczęście, że nie zechciała go o tym poinformować bo by wpierw ją wyśmiał wyobrażając sobie człowieka tak wchodzącego, a dopiero później zastanawiał by się nad głębszym sensem jej słów.
Skłamał trochę mówiąc, że szukał spokoju. Musiał bowiem się przewietrzyć, ale przecież mógł to robić rozmawiając z kimś prawda? Więc mu jakoś nie będzie przeszkadzało to, że ktoś coś do niego mówi, ani on nie będzie interesować się tym, że komuś może przeszkadzać jego gadanie.
- A ty przed czym uciekasz? - Zapytał się jakby na prawdę go to interesowało, a nie starał się tylko zabić czas.
- Z pewnością tamte osoby które się już połamały na tej huśtawce też pewnie nie liczyły na to, że to może im się przytrafić - odpowiedział tajemniczo wkładając rękę do kieszeni gdzie miał różdżkę. Stał jednakże bokiem do dziewczyny więc nawet jeśli ją wyciągnie to nie powinna tego zauważyć.
Jej ostatnie słowa spowodowały, że sam zaczął się nad tym zastanawiać. Miał zamiar zrobić krzywdę tej dziewczynce? W sumie to czemu by nie. Ot kolejna jego ofiara jego sadystycznych zabaw. No ale przecież to nie musi się tak skończyć. Zanim więc odpowiedział minęła chwilka, nastała cisza która zdawała się ciągnąć w nieskończoność.
- To zależy - I tyle? To była jego cała odpowiedź? No ok on jakoś nigdy za wiele nie mówił, ale teraz to już przesądził... Wbił swój chłodny wzrok w dziewczynę nie uśmiechając się już tym razem tak dla odmiany. Zawsze jak się uśmiechwł za dużo to go buzia bolała, więc nawet pomimo tego, że był masochistą to wolał jakoś nie sprawiać sobie bólu przez tak głupi sposób.
Skłamał trochę mówiąc, że szukał spokoju. Musiał bowiem się przewietrzyć, ale przecież mógł to robić rozmawiając z kimś prawda? Więc mu jakoś nie będzie przeszkadzało to, że ktoś coś do niego mówi, ani on nie będzie interesować się tym, że komuś może przeszkadzać jego gadanie.
- A ty przed czym uciekasz? - Zapytał się jakby na prawdę go to interesowało, a nie starał się tylko zabić czas.
- Z pewnością tamte osoby które się już połamały na tej huśtawce też pewnie nie liczyły na to, że to może im się przytrafić - odpowiedział tajemniczo wkładając rękę do kieszeni gdzie miał różdżkę. Stał jednakże bokiem do dziewczyny więc nawet jeśli ją wyciągnie to nie powinna tego zauważyć.
Jej ostatnie słowa spowodowały, że sam zaczął się nad tym zastanawiać. Miał zamiar zrobić krzywdę tej dziewczynce? W sumie to czemu by nie. Ot kolejna jego ofiara jego sadystycznych zabaw. No ale przecież to nie musi się tak skończyć. Zanim więc odpowiedział minęła chwilka, nastała cisza która zdawała się ciągnąć w nieskończoność.
- To zależy - I tyle? To była jego cała odpowiedź? No ok on jakoś nigdy za wiele nie mówił, ale teraz to już przesądził... Wbił swój chłodny wzrok w dziewczynę nie uśmiechając się już tym razem tak dla odmiany. Zawsze jak się uśmiechwł za dużo to go buzia bolała, więc nawet pomimo tego, że był masochistą to wolał jakoś nie sprawiać sobie bólu przez tak głupi sposób.
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Re: Wzgórze
Odpowiedź, że ucieka przed ludźmi była według niej na tyle oczywista, iż uznała, że nie musi odpowiadać. Bardziej skupiła się na kolejnych słowach Augustyna, nie bardzo wiedząc jak się do nich ustosunkować. Ona od samego początku zakładała wersję, że chłopak nie tknie jej nawet małym palcem, ale teraz jej pewność siebie zaczynała podupadać. To jednak nie zmieniało faktu, że postawiła na tę kartę i uparcie zamierzała pokazywać jak pewna swojego zdania jest. Przestała się huśtać, dotykając stopami podłoża a dłońmi trzymając się opony, wzroku z kolei starała się nie spuszczać ze swojego potencjalnego przeciwnika.
- Zależy? Od? - uniosła brew w geście niezrozumienia, coraz bardziej się niecierpliwiąc. - Nie mów mi, że zrobisz krzywdę komuś takiemu jak ja - parsknęła, zakładając blond włosy za ucho. W istocie Maja bezbronna nie była, bo gdyby chciała to pod postacią kota mogłaby na niego wskoczyć, powalić na ziemię i uciec, o ile wcześniej nie umarłby ze strachu.
- Zależy? Od? - uniosła brew w geście niezrozumienia, coraz bardziej się niecierpliwiąc. - Nie mów mi, że zrobisz krzywdę komuś takiemu jak ja - parsknęła, zakładając blond włosy za ucho. W istocie Maja bezbronna nie była, bo gdyby chciała to pod postacią kota mogłaby na niego wskoczyć, powalić na ziemię i uciec, o ile wcześniej nie umarłby ze strachu.
Strona 5 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 5 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach