Sala eliksirów
+35
Monika Kruger
Lena Gregorovic
Curtis Rocheleau
Georgiana Lee
Ian Ames
Peter Raffles
Adrien Rien
Shay Hasting
Aiko Miyazaki
Cory Reynolds
Emily Bronte
Nicolas Socha
Mary Cox
Iris Xakly
Rowena Journey
Connor Campbell
Mistrz Gry
Maddox Overton
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
Suzanne Castellani
Nora Vedran
Zoja Yordanova
Alice Volante
James Scott
Antonija Vedran
Sophie Fitzpatrick
Charles Wilson
Polly Baldwin
Maja Vulkodlak
Benedict Walton
Vin Xakly
Andrea Jeunesse
Beatrix Cortez
Brennus Lancaster
39 posters
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 7 z 10
Strona 7 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Sala eliksirów
First topic message reminder :
Ciemna, niska i chłodna osadzona w sercu szkolnych lochów. Znajduje się tutaj dwadzieścia stanowisk do sporządzania eliksirów, a także duże szafy, w których schowane są niezbędne składniki i odczynniki do sporządzania mikstur. Klasa oraz jej zawartość znajdują się pod opieką nauczyciela.
Ciemna, niska i chłodna osadzona w sercu szkolnych lochów. Znajduje się tutaj dwadzieścia stanowisk do sporządzania eliksirów, a także duże szafy, w których schowane są niezbędne składniki i odczynniki do sporządzania mikstur. Klasa oraz jej zawartość znajdują się pod opieką nauczyciela.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
No to udało mi się odgadnąć wszystko. Spojrzałem na ciotkę, kiedy dawała wszystkim po flakoniku z Felix Felicis. Jak każdy ma Felix Felicis, to ja mogę mieć wszystko, co tylko zechcę. PO zakończonym spotkaniu podszedłem do Beatrix. gdyby ktoś został jeszcze w klasie to wziąłem ją na bok.
- Czy mógłbym prosić o trochę z każdego eliksiru? - zapytałem. - Nie myślę o specjalnym używaniu ich, ale zawsze może się któryś przydać - przyznałem, patrząc Cortezowej w oczy.
Pytanie dosyć nietypowe, ale matka chrzestna nie powinna robić mi problemów.
- Czy mógłbym prosić o trochę z każdego eliksiru? - zapytałem. - Nie myślę o specjalnym używaniu ich, ale zawsze może się któryś przydać - przyznałem, patrząc Cortezowej w oczy.
Pytanie dosyć nietypowe, ale matka chrzestna nie powinna robić mi problemów.
Re: Sala eliksirów
Cortez pożegnała spojrzeniem każdego z uczniów. To były udane jej zdaniem zajęcia. Później zajmie się przyznaniem punktów dla każdego z poszczególnych domów. Szkoda tylko, że jeden Ślizgon przybył na jej zajęcia. Gdy Dymitr zwrócił się do niej z tą nietypową prośbą wręcz spojrzała na niego wymownie.
-Dostaniesz po niewielkiej dawce każdego. Jest to jednorazowe. Więcej nie dostaniesz, nie chcę byś miał z tego powodu kłopoty. Będę cię obserwować. Wiesz, że mam wszędzie oczy- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Dymitr wiedział, że oklumencji i legilimencji profesor Cortez praktycznie dorównywała z pewnością świętej pamięci Voldemortowi. Wyciągnęła z szafki malutkie fiolki i każdą napełniła niewielką ilością eliksirów.
-Masz i uważaj na to co robisz zrozumiano?- powiedziała z przestrogą do niego. Wiadome jednak było to, że swojego chrześniaka uwielbia wręcz.
-Dostaniesz po niewielkiej dawce każdego. Jest to jednorazowe. Więcej nie dostaniesz, nie chcę byś miał z tego powodu kłopoty. Będę cię obserwować. Wiesz, że mam wszędzie oczy- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Dymitr wiedział, że oklumencji i legilimencji profesor Cortez praktycznie dorównywała z pewnością świętej pamięci Voldemortowi. Wyciągnęła z szafki malutkie fiolki i każdą napełniła niewielką ilością eliksirów.
-Masz i uważaj na to co robisz zrozumiano?- powiedziała z przestrogą do niego. Wiadome jednak było to, że swojego chrześniaka uwielbia wręcz.
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Uśmiechnąłem się do ciotki, kiedy zgodziła się dać mi odrobinę z każdego eliksiru.
- Dziękuję. Nie będę miał kłopotów, nie ma co się martwić - odparłem.
Na pewno Beatrix będzie mnie obserwowała. Nie mam zamiaru robić niczego złego z tymi eliksirami, ale jak już wspomniałem, zawsze mogą się przydać.
- Jasne, że zrozumiano - odpowiedziałem.
Schowałem fiolki do torby, którą miałem przewieszoną na krześle.
- Dobrej nocy, ciociu - dodałem jeszcze i ruszyłem w swoją stronę,
- Dziękuję. Nie będę miał kłopotów, nie ma co się martwić - odparłem.
Na pewno Beatrix będzie mnie obserwowała. Nie mam zamiaru robić niczego złego z tymi eliksirami, ale jak już wspomniałem, zawsze mogą się przydać.
- Jasne, że zrozumiano - odpowiedziałem.
Schowałem fiolki do torby, którą miałem przewieszoną na krześle.
- Dobrej nocy, ciociu - dodałem jeszcze i ruszyłem w swoją stronę,
Re: Sala eliksirów
-No ja myślę- powiedziała siląc się na delikatny uśmiech do chłopaka, ścisnęła mu lekko swoją dłoń na ramieniu po czym napomniała by przypadkiem nikt nie widział tych fiolek, ani też się nie domyślił skąd je Dymitr ma.
-Wzajemnie Dymitrze. Odwiedź mnie czasem w gabinecie. Teraz jednak wracaj prosto do dormitorium, nie chcę być zmuszoną do wlepienia ci szlabanu młodzieńcze- powiedziała pieszczotliwym tonem po czym odprowadziła go wzrokiem do wyjścia. Stała chwilę w miejscu, później zanotowała imiona i punkty dla uczniów na jednej z czystych kartek papieru, później zaś zabrała się za kociołki z eliksirami. Kociołki magicznie za pomocą magii i różdżki w dłoni czarownicy, uniosły się ku górze i tak lewitując wraz z Beatrix przemieściły się do jej gabinetu. Tam zostały ustawione w rogu pomieszczenia na jednym z długich stołów. Później zostaną rozlane do większych szklanych fiolek i schowane na klucz do specjalnej szafy. Gdy już zadbała o to by przypadkiem żadnemu z uczniów nie wpadło na wynoszenie silnych eliksirów z sali pod jej nieobecność, to opuściła gabinet i ruszyła po prostu na spacer po zamku obserwując uważnie praktycznie każde pomieszczenie i sprawdzając, którzy to jeszcze uczniowie nie znają się na zegarku, albo stracili orientację w terenie i nie mogą odnaleźć drogi do swojego dormitorium.
zt
-Wzajemnie Dymitrze. Odwiedź mnie czasem w gabinecie. Teraz jednak wracaj prosto do dormitorium, nie chcę być zmuszoną do wlepienia ci szlabanu młodzieńcze- powiedziała pieszczotliwym tonem po czym odprowadziła go wzrokiem do wyjścia. Stała chwilę w miejscu, później zanotowała imiona i punkty dla uczniów na jednej z czystych kartek papieru, później zaś zabrała się za kociołki z eliksirami. Kociołki magicznie za pomocą magii i różdżki w dłoni czarownicy, uniosły się ku górze i tak lewitując wraz z Beatrix przemieściły się do jej gabinetu. Tam zostały ustawione w rogu pomieszczenia na jednym z długich stołów. Później zostaną rozlane do większych szklanych fiolek i schowane na klucz do specjalnej szafy. Gdy już zadbała o to by przypadkiem żadnemu z uczniów nie wpadło na wynoszenie silnych eliksirów z sali pod jej nieobecność, to opuściła gabinet i ruszyła po prostu na spacer po zamku obserwując uważnie praktycznie każde pomieszczenie i sprawdzając, którzy to jeszcze uczniowie nie znają się na zegarku, albo stracili orientację w terenie i nie mogą odnaleźć drogi do swojego dormitorium.
zt
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Klasa Eliksirów została odnowiona i przygotowana na przybycie uczniów w nowym roku szkolnym: wyczyszczono wszystkie pulpity, odkurzono wszystkie fiolki z eliksirami i nadano im nowe etykiety. Pomieszczenie zostało odkurzone i porządnie wywietrzone.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Ciemne, wilgotne pomieszczenie lochów to miejsce idealne dla niego. Czuje się w takich miejscach jak ryba w wodzie Jego nastrój,nieco melancholijny nie raz zmuszał go do wyciszenia emocji. Dziś również tego potrzebował, bo tak długiej przerwie kiedy go tutaj nie było musiał wrócić do swoich. Obowiązki związane z rodziną to jedno, ale edukacja w szkole to jedyna rzecz która stała na przeszkodzie by mógł wreszcie się usamodzielnić. W jego przypadku było to konieczne.Surowy ojciec który posiadał odpowiednie wpływy wywierał posłuszeństwo na nim. Lubił swój status społeczny dlatego musiał dbać i o to by udobruchać ojca.Teraz kiedy wrócił do Hogwartu nie musiał rozmyślać o tym co w domu, mógł swobodnie działać i ćwiczyć swoje umiejętności.
Eliksiry lubił od zawsze, ciągnęło go do tego rodzaju magii w który trzeba było włożyć odrobinę swojej pracy a nie tylko magicznych umiejętności jakie się posiadało. Uwarzyć chwałę, uwięzić w butelce śmierć to nieliczne umiejętności jakie posiadał Rien. W swojej prywatnej walce pomiędzy nim a resztą świata zawsze był o krok do przodu. nie musiał używać różdżki by zmusić innych do posłuszeństwa. Czasami wystarczyła chwila przyjemnie spędzonego czasu w jego towarzystwie i butelce wina jakie z sobą przyniósł.
Sam też stęsknił się za tym miejscem. Jednak kiedy tu teraz zajrzał nie mógł go poznać.
- Czyste? - szepnął do siebie - Uporządkowane? - coraz bardziej zaskoczony wchodząc głębiej ukazywał się czysty,poukładany loch. Z ułożonymi przyrządami do produkcji eliksirów. Z wypolerowanymi srebrnymi, miedzianymi, złotymi i nawet ceramicznymi kociołkami. Nie był w stanie uwierzyć, że miejsce które tak dobrze znał zostało odnowione.Nigdy wcześniej nie zdarzyło się to. Widać Skrzaty Domowe służące w zamku przełamały obawę przed odwiedzaniem tego miejsca. On sam miał tutaj pełno swoich skrytek które zostały uprzątnięte, jego miesiące ciężkiej pracy nad stworzeniem kolejnych mikstur, eksperymentów, obserwacji poszły w pizdu.
Wpadł w taki szał że jedyne co przyszło mu do głowy to wyciągnął różdżkę. Swoją złość pragną rozładować w jedyny sposób jaki mu przyszło.
- Drętwota! Drętwota! - Wyryczał, potężnie rzucone zaklęcie walnęło w drewniana komodę pełną mniejszych fiolek wypełnionych po brzegi składnikami które w momencie się rozproszyły po całych lochach tłukąc się i wylewając na podłogę.
- Drętwota! Drętwota! - kolejne dwa zaklęcia trafiły w równy rząd kotłów przy ścianie. Echo przewracanych metalowych garnków rożnej wielkości niósł się po całym pomieszczeniu wydobywając się na cały hol, a także na wyższe poziomy szkoły.
- Drętwota, Drętwota! - przygotowane eliksiry które nie zostały jeszcze zlane z kociołków popłynęły rzeka różnobarwnych kolorów wprost na podłogę i ściany. Powoli ciśnienie w jego organizmie się normowało. Skroń tak mocno nie pulsowała i czerwony kolor na jego twarzy powoli ustępował normalnej bladości. Wyciągnął z kieszeni swojej marynarki mała piersiówkę. Otworzył i pociągnął głęboki łyk Ognistej.
- I co się gapisz pajacu? - zapytał groźnie rzucając wyzwanie jedynej postaci która została na obrazie. Był to gruby mnich w czarnej sutannie siedzący na wygodnym fotelu z różańcem w ręce. - Nie widzisz że jestem zajęty. - rzekł ponownie powoli celując różdżka w obraz. - Drętwota! - krzyknął kiedy niebieska poświata zaklęcia uderzyła w ramy. Mnich jedynie się uśmiechnął i dalej kontemplował modlitwę. Rien stał ciężko oddychając i popijając ognistą.
Niezmienne mury Hogwartu po raz kolejny dały mu lekcję pokory. Nie był w stanie wygrać z magią tego miejsca które z jednej strony kochał a z drugiej nienawidził. Był to rodzaj miłości na którą nikt nie miał wpływu.
Eliksiry lubił od zawsze, ciągnęło go do tego rodzaju magii w który trzeba było włożyć odrobinę swojej pracy a nie tylko magicznych umiejętności jakie się posiadało. Uwarzyć chwałę, uwięzić w butelce śmierć to nieliczne umiejętności jakie posiadał Rien. W swojej prywatnej walce pomiędzy nim a resztą świata zawsze był o krok do przodu. nie musiał używać różdżki by zmusić innych do posłuszeństwa. Czasami wystarczyła chwila przyjemnie spędzonego czasu w jego towarzystwie i butelce wina jakie z sobą przyniósł.
Sam też stęsknił się za tym miejscem. Jednak kiedy tu teraz zajrzał nie mógł go poznać.
- Czyste? - szepnął do siebie - Uporządkowane? - coraz bardziej zaskoczony wchodząc głębiej ukazywał się czysty,poukładany loch. Z ułożonymi przyrządami do produkcji eliksirów. Z wypolerowanymi srebrnymi, miedzianymi, złotymi i nawet ceramicznymi kociołkami. Nie był w stanie uwierzyć, że miejsce które tak dobrze znał zostało odnowione.Nigdy wcześniej nie zdarzyło się to. Widać Skrzaty Domowe służące w zamku przełamały obawę przed odwiedzaniem tego miejsca. On sam miał tutaj pełno swoich skrytek które zostały uprzątnięte, jego miesiące ciężkiej pracy nad stworzeniem kolejnych mikstur, eksperymentów, obserwacji poszły w pizdu.
Wpadł w taki szał że jedyne co przyszło mu do głowy to wyciągnął różdżkę. Swoją złość pragną rozładować w jedyny sposób jaki mu przyszło.
- Drętwota! Drętwota! - Wyryczał, potężnie rzucone zaklęcie walnęło w drewniana komodę pełną mniejszych fiolek wypełnionych po brzegi składnikami które w momencie się rozproszyły po całych lochach tłukąc się i wylewając na podłogę.
- Drętwota! Drętwota! - kolejne dwa zaklęcia trafiły w równy rząd kotłów przy ścianie. Echo przewracanych metalowych garnków rożnej wielkości niósł się po całym pomieszczeniu wydobywając się na cały hol, a także na wyższe poziomy szkoły.
- Drętwota, Drętwota! - przygotowane eliksiry które nie zostały jeszcze zlane z kociołków popłynęły rzeka różnobarwnych kolorów wprost na podłogę i ściany. Powoli ciśnienie w jego organizmie się normowało. Skroń tak mocno nie pulsowała i czerwony kolor na jego twarzy powoli ustępował normalnej bladości. Wyciągnął z kieszeni swojej marynarki mała piersiówkę. Otworzył i pociągnął głęboki łyk Ognistej.
- I co się gapisz pajacu? - zapytał groźnie rzucając wyzwanie jedynej postaci która została na obrazie. Był to gruby mnich w czarnej sutannie siedzący na wygodnym fotelu z różańcem w ręce. - Nie widzisz że jestem zajęty. - rzekł ponownie powoli celując różdżka w obraz. - Drętwota! - krzyknął kiedy niebieska poświata zaklęcia uderzyła w ramy. Mnich jedynie się uśmiechnął i dalej kontemplował modlitwę. Rien stał ciężko oddychając i popijając ognistą.
Niezmienne mury Hogwartu po raz kolejny dały mu lekcję pokory. Nie był w stanie wygrać z magią tego miejsca które z jednej strony kochał a z drugiej nienawidził. Był to rodzaj miłości na którą nikt nie miał wpływu.
Adrien RienKlasa VII - Urodziny : 01/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Beatrix właśnie zmierzała ciemnymi Lochami w stronę swojego gabinetu. Nie jej winą było to, że jej gabinet znajdował się blisko sali od eliksirów w której pracowała. Kątem oka obserwowała też czy Peter idzie za nią.
-Co to za nocne schadzki z młodą Wilsonówną panie Raffles?- zapytała z mocno ukrywanym zainteresowaniem w głosie. Przykryła to wszystko nutką chłodu w głosie. Usłyszała trzask i krzyki jakiegoś ucznia, a potem jeszcze hałas oznajmiający rozpadanie się szkła. Przyspieszyła i wpadła jak oszalała do sali od eliksirów. Szybko oceniła sytuację z różdżką w ręku. Potem dopiero dostrzegła Ślizgona.
-Na litość boską czy do reszty ci odbiło? Jeszcze alkohol do tego?!- warknęła w stronę Adriena, wściekła niczym furia.
-Co to za nocne schadzki z młodą Wilsonówną panie Raffles?- zapytała z mocno ukrywanym zainteresowaniem w głosie. Przykryła to wszystko nutką chłodu w głosie. Usłyszała trzask i krzyki jakiegoś ucznia, a potem jeszcze hałas oznajmiający rozpadanie się szkła. Przyspieszyła i wpadła jak oszalała do sali od eliksirów. Szybko oceniła sytuację z różdżką w ręku. Potem dopiero dostrzegła Ślizgona.
-Na litość boską czy do reszty ci odbiło? Jeszcze alkohol do tego?!- warknęła w stronę Adriena, wściekła niczym furia.
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Wlókł się za nauczycielką, wsłuchując się w pochrapywania mieszkańców obrazów oraz miarowe syczenie pupila Beatrix. Miał mieszane odczucia odnośnie tego, co stanie się z nim w ciągu najbliższego kwadransa.
Gdy weszli do korytarza wiodącego do prywatnych komnat Mistrzyni Eliksirów, padło niespodziewane pytanie. Raffles uniósł szare, chłodne oczy na idącą przed nim kobietę i pokręcił głową niemo. Serio uważała, że mógłby się spotykać z jakąś rudą gówniarą?
- Spacerowałem sobie po okolicy. A ta przylazła i zaczęła męczyć rozmową. Odniosłem wrażenie, że chce się włamać do zakazanego korytarza, więc spróbowałem odwieść ją od tej myśli. Pewnie nieskutecznie, na szczęście pojawiła się pani.
I tak Raffles uczynił z siebie bohatera roku, Wilson mógłby mu buty lizać.
Gdy zagłębili się w spowity półmrokiem korytarz, uszu Ślizgona doszedł brzdęk tłuczonego szkła i wywracanych, cynowych kotłów. Zaintrygowany pospieszył za nauczycielką do sali w której prowadzone były zajęcia z eliksirów. Gdy zerknął do środka, wytrzeszczył oczy. Na samym środku demolki stał nikt inny, jak Adrien Rien, honorowy członek jego szajki i jedyna osoba, o której sporadycznie myślał nieco... mniej obojętnie. Wyszczerzył się do Ślizgona ponad ramieniem Beatrix i przeciągnął palcem po gardle. "Masz trochę przechlapane, ale całkiem to śmieszne", zdawał się sugerować.
Gdy weszli do korytarza wiodącego do prywatnych komnat Mistrzyni Eliksirów, padło niespodziewane pytanie. Raffles uniósł szare, chłodne oczy na idącą przed nim kobietę i pokręcił głową niemo. Serio uważała, że mógłby się spotykać z jakąś rudą gówniarą?
- Spacerowałem sobie po okolicy. A ta przylazła i zaczęła męczyć rozmową. Odniosłem wrażenie, że chce się włamać do zakazanego korytarza, więc spróbowałem odwieść ją od tej myśli. Pewnie nieskutecznie, na szczęście pojawiła się pani.
I tak Raffles uczynił z siebie bohatera roku, Wilson mógłby mu buty lizać.
Gdy zagłębili się w spowity półmrokiem korytarz, uszu Ślizgona doszedł brzdęk tłuczonego szkła i wywracanych, cynowych kotłów. Zaintrygowany pospieszył za nauczycielką do sali w której prowadzone były zajęcia z eliksirów. Gdy zerknął do środka, wytrzeszczył oczy. Na samym środku demolki stał nikt inny, jak Adrien Rien, honorowy członek jego szajki i jedyna osoba, o której sporadycznie myślał nieco... mniej obojętnie. Wyszczerzył się do Ślizgona ponad ramieniem Beatrix i przeciągnął palcem po gardle. "Masz trochę przechlapane, ale całkiem to śmieszne", zdawał się sugerować.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Sala eliksirów
Kiedy stracił nad sobą panowanie nie wiedział jak wiele szkody wyrządził. Nie spodiwewał się również iż ktokolwiek będzie w stanie przyjść tu do niego i przyłapać się na tej wielkiej zbrodni. Kochał eliksiry i wszystko co z nimi związane ale nie mógł się pogodzić ze stratą swoich nowych koncepcji oraz tworzonych jeszcze parę miesięcy temu eliksirów. Niektóre przecież musiały dojrzeć, dorosnąć by móc je wykorzystać. A przecież nie mógł się obyć z eliksirami które potrafiły przywrócić mu rozum po najpotężniejszej libacji, a takie specyfiki przecież musiały swoje odczekać.
Kiedy tak stał i patrzył cóż narobił zorientował się do lochu weszła nauczycielka eliksirów.
- Beatrix Cortez? - zapytał mimowolnie patrząc na jej osobę. Od stóp do głów powiódł pełnym szaleństwa wzrokiem. - Czy do choler.. Raffles? - zaskoczony spojrzał na niego. Widząc jego śmiejącą się gębę połknął ostatnie niedokończone zdanie. - Otóż, jak nam wszystkim wiadomo - przełknął ślinę po czym zaczął powoli mówić - Korzeń Asfoelusa połączony z krwią nietoperza. Jest w stanie góry przenosić. - Powodził wzorkiem po całym lochu - I otóż, zapomniałem o tej zasadzie, że tych dwoje składników się nie łączy ze sobą. - dokończył stanowczo i rzeczowo - A efekt tej pomyłki mamy tutaj - rozłożył ręce. W tej w której trzymał piersiówkę przyłożył do ust i pociągnął żwawo. Skrzywił się kiedy przełykał.
- Rozumie Pani Cortez? Jeden. Prosty. Błąd. - Wyartykułował ostatnie trzy wyrazy chcąc podkreślić ich prawdziwość. Zrobił przy tym skruszoną minę. - On może potwierdzić - wskazał palcem na tego samego mnicha którego chciał się przed chwilą pozbyć. Kiedy wzrok profesorki zwrócił się w kierunku obrazu Rien puścił oko do Rafflesa.
Kiedy tak stał i patrzył cóż narobił zorientował się do lochu weszła nauczycielka eliksirów.
- Beatrix Cortez? - zapytał mimowolnie patrząc na jej osobę. Od stóp do głów powiódł pełnym szaleństwa wzrokiem. - Czy do choler.. Raffles? - zaskoczony spojrzał na niego. Widząc jego śmiejącą się gębę połknął ostatnie niedokończone zdanie. - Otóż, jak nam wszystkim wiadomo - przełknął ślinę po czym zaczął powoli mówić - Korzeń Asfoelusa połączony z krwią nietoperza. Jest w stanie góry przenosić. - Powodził wzorkiem po całym lochu - I otóż, zapomniałem o tej zasadzie, że tych dwoje składników się nie łączy ze sobą. - dokończył stanowczo i rzeczowo - A efekt tej pomyłki mamy tutaj - rozłożył ręce. W tej w której trzymał piersiówkę przyłożył do ust i pociągnął żwawo. Skrzywił się kiedy przełykał.
- Rozumie Pani Cortez? Jeden. Prosty. Błąd. - Wyartykułował ostatnie trzy wyrazy chcąc podkreślić ich prawdziwość. Zrobił przy tym skruszoną minę. - On może potwierdzić - wskazał palcem na tego samego mnicha którego chciał się przed chwilą pozbyć. Kiedy wzrok profesorki zwrócił się w kierunku obrazu Rien puścił oko do Rafflesa.
Adrien RienKlasa VII - Urodziny : 01/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
-Nie, mantykora. Na litość boską, Cortez, Cortez, a kogo się spodziewałeś? - powiedziała do chłopaka niezbyt zadowolonym troszkę za to ironicznym tonem. Co do wcześniejszych odpowiedzi Petera po prostu skinęła głową. Nie obchodziło ją w tym momencie co robił z rudowłosą Wilsonówną, bo ważniejsze było to, ze jeden z uczniów demolował jej ukochaną salę do eliksirów w której jutro miała poprowadzić zajęcia. Jeszcze raz oceniła straty i wyciągnęła swoją różdżkę. Kilka zaklęć rzuconych po sali i kuferki już stały na swoich miejscach, a ciecze po prostu się rozpłynęły w powietrzu. No po prostu magia idealna. Potem spojrzała na Ślizgona.
-Rien, możesz mi oddać tą butelkę. Starczy, jesteś na terenie szkoły i wiesz, że alkohol jest w tym miejscu niewskazany. Zachowamy to w tajemnicy i obędzie się bez kłopotów. Jutro jednak zjawisz się na moich zajęciach. Koniec tematu- powiedziała chłodnym wyniosłym tonem i wyciągnęła rękę w jego kierunku by oddał dobrowolnie procentowy napój. Jeśli nie oddał by od razu to i tak by go sobie wzięła sama, ale nie chciała po prostu na razie używać przemocy skoro nie była ona koniecznością. Nie pozwoli na to by ktoś demolował miejsce, które dla niej było świątynią.
-alkoholu z bezmyślnością też lepiej nie łączmy bo powstanie to co połączyłeś z krwią nietoperza mój drogi- powiedziała z lekką dozą ironii w głosie, jednakże bez uśmiechu na twarzy. Jej twarz była kamienna, surowa wręcz a oczy puste i chłodne.
-Co do błędu. Możemy go popełnić gdy szlamę nazwiemy czarodziejem. Nie podczas eliksirów. Tu błędów nie popełniamy, naucz się tego Rien i zapamiętaj tę lekcję bo nie cierpię się powtarzać- mruknęła.
-Rien, możesz mi oddać tą butelkę. Starczy, jesteś na terenie szkoły i wiesz, że alkohol jest w tym miejscu niewskazany. Zachowamy to w tajemnicy i obędzie się bez kłopotów. Jutro jednak zjawisz się na moich zajęciach. Koniec tematu- powiedziała chłodnym wyniosłym tonem i wyciągnęła rękę w jego kierunku by oddał dobrowolnie procentowy napój. Jeśli nie oddał by od razu to i tak by go sobie wzięła sama, ale nie chciała po prostu na razie używać przemocy skoro nie była ona koniecznością. Nie pozwoli na to by ktoś demolował miejsce, które dla niej było świątynią.
-alkoholu z bezmyślnością też lepiej nie łączmy bo powstanie to co połączyłeś z krwią nietoperza mój drogi- powiedziała z lekką dozą ironii w głosie, jednakże bez uśmiechu na twarzy. Jej twarz była kamienna, surowa wręcz a oczy puste i chłodne.
-Co do błędu. Możemy go popełnić gdy szlamę nazwiemy czarodziejem. Nie podczas eliksirów. Tu błędów nie popełniamy, naucz się tego Rien i zapamiętaj tę lekcję bo nie cierpię się powtarzać- mruknęła.
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Uśmieszek rozbawienia na bladej twarzy Rafflesa jedynie się pogłębiał, gdy pełen natchnienia Rien gładko wytłumaczył zaistniałą sytuację. Znał go nie od dziś, i to, co z pewnością mógł o Ślizgonie powiedzieć, to fakt, że Adrien nie mylił się w preparowaniu eliksirów. Nie i już.
Wybieg zadbał jednak o tyle gładko, że Beatrix przymknęła oko. Za pomocą kilku zgrabnych zaklęć na nowo uporządkowała salę i nakazała Rienowi oddać piersiówkę. Gdyby to był jakikolwiek inny uczeń, sprawa zakończyłaby się zupełnie inaczej. Peter znów uwierzył w sympatię nauczycielki dla swojej paczki.
Gdy dostrzegł stalowy błysk w oku kobiety i jej wyciągniętą do Adriena rękę, skinął dyskretnie głową. "Oddaj to, i tak ci się udało...".
Nauka o tym, jakie błędy można popełniać wprawiła Rafflesa w naprawdę dobry nastrój. Szlamy były dla niego jak skaza na czystym pergaminie, jak psidwak z pojedynczym ogonem, jak smok nie potrafiący ziać ogniem. Zbędne, szkaradne, ułomne. Do usunięcia, do całkowitego unicestwienia.
Wybieg zadbał jednak o tyle gładko, że Beatrix przymknęła oko. Za pomocą kilku zgrabnych zaklęć na nowo uporządkowała salę i nakazała Rienowi oddać piersiówkę. Gdyby to był jakikolwiek inny uczeń, sprawa zakończyłaby się zupełnie inaczej. Peter znów uwierzył w sympatię nauczycielki dla swojej paczki.
Gdy dostrzegł stalowy błysk w oku kobiety i jej wyciągniętą do Adriena rękę, skinął dyskretnie głową. "Oddaj to, i tak ci się udało...".
Nauka o tym, jakie błędy można popełniać wprawiła Rafflesa w naprawdę dobry nastrój. Szlamy były dla niego jak skaza na czystym pergaminie, jak psidwak z pojedynczym ogonem, jak smok nie potrafiący ziać ogniem. Zbędne, szkaradne, ułomne. Do usunięcia, do całkowitego unicestwienia.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Sala eliksirów
Nie bez kozery był jednym z uczniów domu węża. Tak jak i ów wąż potrafił wyślizgnąć się z nie jednego bagna.Dobre usposobienie i charakter innych domów nakazałyby się przyznać do popełnionych czynów. Adrien nie miał sumienia które cokolwiek by mu dyktowało bądź podpowiadało. Miał natomiast głowę pełną oleju na karku z której jak nieliczni potrafił używać. Uśmiechnął się do profesorki kiedy ta poprosiła o jego piersiówkę.
- Widzisz Cortez - zaczął jak to miał w swoim mniemaniu powoli, robił tak celowo by mieć czas na poskładanie myśli - Tak się składa, że moja piersiówka na nic Ci się zda... - spojrzał jej głęboko w oczy - Gdyż jak widzisz jest pusta. - odwrócił piersiówkę do góry dnem tak by zobaczyła iż nic z niej nie cieknie. - Ponad to jest nadszarpnięta odrobiną zakazanej magii. Nie będzie Pani naiwna, przecież jako znawczyni czarnej magii wyczuwa jej echo. I wie jakie mogą być jej skutki. - taki wybiegł zawsze robił swoje. Ofiara mówcy ubierała się w szczerozłote piórka kiedy chwalił jej umiejętności choć i tak w jego mniemaniu Król pozostał nagi.
- Pani zrozumie mnie. Ktoś posprzątał loch, a ja na pamięć po kredensie grzebałem. I stąd ten błąd. Nie moja wina, sama wie ile czasu tu spędzam i się szkolę, a Pani lekcji na pewno nie opuszczę. - uśmiechnął się łagodnie, schował piersiówkę do płaszcza. Odwrócił się na pięcie i ruszył powoli w kierunku wyjścia. - Ma Pani rację. Ze szlamy nigdy nie zrobimy czarod... - resztka jego słów zniknęła wraz z nim za drzwiami lochu.
Znów mu się udało, choć po cichu chwalił boga że go Profesor Cortez go nakryła w lochu. Poczciwa, stara nauczycielka eliksirów. Kto by pomyślał? - zastanowił się kiedy mijał posągi prowadzące do ich pokoju wspólnego. Nie przejmował się Rafflesem bo wiedział i tak że jakoś się z tego wszystkiego wywinie i znajdzie kumpla gdzie trzeba.
/zt
- Widzisz Cortez - zaczął jak to miał w swoim mniemaniu powoli, robił tak celowo by mieć czas na poskładanie myśli - Tak się składa, że moja piersiówka na nic Ci się zda... - spojrzał jej głęboko w oczy - Gdyż jak widzisz jest pusta. - odwrócił piersiówkę do góry dnem tak by zobaczyła iż nic z niej nie cieknie. - Ponad to jest nadszarpnięta odrobiną zakazanej magii. Nie będzie Pani naiwna, przecież jako znawczyni czarnej magii wyczuwa jej echo. I wie jakie mogą być jej skutki. - taki wybiegł zawsze robił swoje. Ofiara mówcy ubierała się w szczerozłote piórka kiedy chwalił jej umiejętności choć i tak w jego mniemaniu Król pozostał nagi.
- Pani zrozumie mnie. Ktoś posprzątał loch, a ja na pamięć po kredensie grzebałem. I stąd ten błąd. Nie moja wina, sama wie ile czasu tu spędzam i się szkolę, a Pani lekcji na pewno nie opuszczę. - uśmiechnął się łagodnie, schował piersiówkę do płaszcza. Odwrócił się na pięcie i ruszył powoli w kierunku wyjścia. - Ma Pani rację. Ze szlamy nigdy nie zrobimy czarod... - resztka jego słów zniknęła wraz z nim za drzwiami lochu.
Znów mu się udało, choć po cichu chwalił boga że go Profesor Cortez go nakryła w lochu. Poczciwa, stara nauczycielka eliksirów. Kto by pomyślał? - zastanowił się kiedy mijał posągi prowadzące do ich pokoju wspólnego. Nie przejmował się Rafflesem bo wiedział i tak że jakoś się z tego wszystkiego wywinie i znajdzie kumpla gdzie trzeba.
/zt
Adrien RienKlasa VII - Urodziny : 01/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Beatrix spojrzała na niego chłodno.
-Dla ciebie profesor Cortez, Rien i to się nie zmieni chyba, że staniesz po mojej stronie i zostaniesz profesorem zrozumiano? A teraz znikaj stąd bo nie mogę na ciebie patrzeć. Ostatni raz zbeszcześciłeś klasę od eliksirów. Będę cię miała na oku, albo ktoś inny. Miej się na baczności bo ja wszystko wiem- powiedziała odrobinę przesłodzonym tonem, lekko się tym razem uśmiechając. Kobieta ta była trochę psychiczną osoba, ale znawczynią w swoim zawodzie i za to każdy ją szanował. Wielu jednak znało jej historię i snuto różne wizje na jej temat. Szeptano, że w jej domu są kościotrupy i pełno pajęczyn, ale rodzina Cortez wiedziała jak jest naprawdę bo przecież Cortezowie mieli swojego skrzata domowego, który idealnie sprzątał całą ich posiadłość raz dziennie. Cały dzień miał rączki pełne pracy. Beatrix nie pozwalała mu się obijać. Gdy wspomniał o czarnomagicznej piersiówce podniosła wyżej brwi i spojrzała na niego dziwnie. Jakim prawem wniósł czarnomagiczny przedmiot do szkoły i nie włączyły się alarmy. Szkoła była chroniona przed takimi przedmiotami, dlatego była bezpieczna, dlatego też Bea wszystko co złe trzymała w swojej magicznie stworzonej piwnicy. Wiele wysiłku wniosła w to by stworzyć za pomocą magii coś co nigdy wcześniej nie istniało. Poczekała aż odejdzie.
-Peter, zrobisz coś dla mnie. Zyskasz dzięki temu fajny eliksir, nikomu się tylko nie wygadaj, chcę byś śledził pewną osobę i donosił mi wszystko co o niej wiesz. Po prostu oddasz mi swoją pamięć. Włókna pamięci obejrzę sobie potem w myślodsiewni. Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć- powiedziała po czym napisała na kartce imię i nazwisko osoby, która jej się nie spodobała i podała mu ją. (wejdź na pw). Po tych słowach wyszła z sali.
zt
-Dla ciebie profesor Cortez, Rien i to się nie zmieni chyba, że staniesz po mojej stronie i zostaniesz profesorem zrozumiano? A teraz znikaj stąd bo nie mogę na ciebie patrzeć. Ostatni raz zbeszcześciłeś klasę od eliksirów. Będę cię miała na oku, albo ktoś inny. Miej się na baczności bo ja wszystko wiem- powiedziała odrobinę przesłodzonym tonem, lekko się tym razem uśmiechając. Kobieta ta była trochę psychiczną osoba, ale znawczynią w swoim zawodzie i za to każdy ją szanował. Wielu jednak znało jej historię i snuto różne wizje na jej temat. Szeptano, że w jej domu są kościotrupy i pełno pajęczyn, ale rodzina Cortez wiedziała jak jest naprawdę bo przecież Cortezowie mieli swojego skrzata domowego, który idealnie sprzątał całą ich posiadłość raz dziennie. Cały dzień miał rączki pełne pracy. Beatrix nie pozwalała mu się obijać. Gdy wspomniał o czarnomagicznej piersiówce podniosła wyżej brwi i spojrzała na niego dziwnie. Jakim prawem wniósł czarnomagiczny przedmiot do szkoły i nie włączyły się alarmy. Szkoła była chroniona przed takimi przedmiotami, dlatego była bezpieczna, dlatego też Bea wszystko co złe trzymała w swojej magicznie stworzonej piwnicy. Wiele wysiłku wniosła w to by stworzyć za pomocą magii coś co nigdy wcześniej nie istniało. Poczekała aż odejdzie.
-Peter, zrobisz coś dla mnie. Zyskasz dzięki temu fajny eliksir, nikomu się tylko nie wygadaj, chcę byś śledził pewną osobę i donosił mi wszystko co o niej wiesz. Po prostu oddasz mi swoją pamięć. Włókna pamięci obejrzę sobie potem w myślodsiewni. Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć- powiedziała po czym napisała na kartce imię i nazwisko osoby, która jej się nie spodobała i podała mu ją. (wejdź na pw). Po tych słowach wyszła z sali.
zt
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
Wziął skrawek materiału, przeczytał i podrapał się po brwi, wyraźnie zaskoczony. Wzruszył ramionami.
- Dobrze, pani profesor. - Mruknął cicho, nieco obojętnie. Fajny eliksir? A więc nie ma sprawy. "Fajny" w ustach nauczycielki najbardziej powiązanej z czarną magią brzmiał co najmniej intrygująco.
Gdy kobieta odwróciła się i odeszła w akompaniamencie syczącego pupila, Raffles przyłożył do karteczki koniec drewienka. Wymruczał ciche Incendio. Pergaminek zwinął się w poczerniały rulonik i spalił na popiół, który rozniósł się po hogwarckich korytarzach.
Raffles niespiesznie ruszył do pewnej szarej ściany, dzielącej rozedrgany motłoch od szkolnej elity.
- Dobrze, pani profesor. - Mruknął cicho, nieco obojętnie. Fajny eliksir? A więc nie ma sprawy. "Fajny" w ustach nauczycielki najbardziej powiązanej z czarną magią brzmiał co najmniej intrygująco.
Gdy kobieta odwróciła się i odeszła w akompaniamencie syczącego pupila, Raffles przyłożył do karteczki koniec drewienka. Wymruczał ciche Incendio. Pergaminek zwinął się w poczerniały rulonik i spalił na popiół, który rozniósł się po hogwarckich korytarzach.
Raffles niespiesznie ruszył do pewnej szarej ściany, dzielącej rozedrgany motłoch od szkolnej elity.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Sala eliksirów
Warzenie eliksirów wychodziło pannie Bronte nadzwyczaj klawo, od zawsze. Choć na boisku wykazywała się nie lada precyzją w przejmowaniu kafla, wrzący kociołek był jej największym i najokrutniejszym koszmarem. No bo jak można dodawać to wszystko w idealnej proporcji o idealnej porze? Przecież płatki ciemiernika różnią się rozmiarem i nikt nie wmówi biednej Emily, że nie. I teraz stała przy drewnianym stole, wpatrując się w bulgoczący kociołek. Dzięki uprzejmości nauczycielki eliksirów mogła poćwiczyć przygotowywanie tych, które wychodziły jej najbardziej katastrofalnie. W tym również eliksiru Wiggenowego, którego zaczątek gotował się w cynowym kociołku. Krukonka westchnęła ciężko, próbując wybrać dziesięć najbardziej jednakowych rozmiarem płatków. Powinno się udać, to nie jest takie trudne. Dziewczyna zagarnęła miękkie białe skrawki rośliny w blade dłonie i ułożyła je tuż nad kociołkiem. Chwila prawdy nadeszła. Blondynka wsypała części kwiatów do gotującej się mazi, a na jej twarzy pojawiał się wyraz coraz większego zaniepokojenia, gdy eliksir zaczął zmieniać barwę z zielonej na szarą. Nawet nie zdążyła się odsunąć, kiedy szary dym, przypominający kotłującą się w powietrzu sadzę spowił ją, kociołek i całe pomieszczenie. Dziewczyna jęknęła głośno, widząc jak jej skóra, włosy i mundurek spowijają się ciemną pachnącą nieprzyjemną spalenizną warstwą. Dziewczyna z bezsilności opadła na najbliższe krzesło wgapiając się w kociołek z wyrazem największej i najzupełniejszej niechęci.
- Nienawidzę eliksirów. - Mruknęła pod nosem, sięgając do torby w poszukiwaniu różdżki. Grunt, to się nie załamywać.
- Nienawidzę eliksirów. - Mruknęła pod nosem, sięgając do torby w poszukiwaniu różdżki. Grunt, to się nie załamywać.
Re: Sala eliksirów
Nie był królem kociołka. Nawet mistrzem kociołka nie był. W zasadzie kociołek nigdy go nie zainteresował na tyle, aby wpisał go na swoją listę przedmiotów zdawanych na owutemach. Jego wiedza z eliksirów ograniczała się do absolutnych podstaw i w ramach tych podstaw wiedział, że coś wybuchło w sali od eliksirów kiedy dym wydostał się przez wszystkie szczeliny drzwi które właśnie mijał. Poprawił torbę wypełnioną po brzegi kuchennymi smakołykami które właśnie zamierzał przeszmuglować do wieży Krukonów podchodząc przy tym bliżej. Co jeśli w środku płonie jakaś pyzata dwunastolatka z Hufflepuffu? Nie może jej mieć na sumieniu. Dlatego wyciągnął różdżkę i tuż po otwarciu drzwi machnął nią w przestrzeń z głośnym Chłoszczyść w myślach. Brud i sadza zniknęły, a przed nim stała panna Bronte, cała w sadzy z niezbyt zadowoloną miną. Obrócił jeszcze różdżkę w długich palcach zanim schował ją do kieszeni swojej szaty. Patrzył na nią przez chwilę z niemałym rozbawieniem, zanim zdecydował się odezwać:
- Lepiej nie kontynuuj tego przedmiotu po SUMach - zasugerował uśmiechając się szeroko, podczas gdy jedna z jego krzaczastych brwi powędrowała nieco wyżej. Och jak dobrze, że on SUMY miał już za sobą. Zostawił sobie tylko te przedmioty które będą mu potrzebne na studia z czarostwa specjalnego i na szczęście żadna z uczelni nie wymagała od niego warzenia eliksirów w cynowym kociołku rozmiaru 2, a wszystkie jego kryształowe fiolki zostały w Newheaven by tam bezkarnie się kurzyć.
- Lepiej nie kontynuuj tego przedmiotu po SUMach - zasugerował uśmiechając się szeroko, podczas gdy jedna z jego krzaczastych brwi powędrowała nieco wyżej. Och jak dobrze, że on SUMY miał już za sobą. Zostawił sobie tylko te przedmioty które będą mu potrzebne na studia z czarostwa specjalnego i na szczęście żadna z uczelni nie wymagała od niego warzenia eliksirów w cynowym kociołku rozmiaru 2, a wszystkie jego kryształowe fiolki zostały w Newheaven by tam bezkarnie się kurzyć.
Re: Sala eliksirów
Dziewczyna zakasłała, czując jak do gardła wkradają się zdradzieckie drobinki. Jak na złość nie mogła znaleźć różdżki, którą w pośpiechu wcisnęła do jednej z kieszeni skórzanej torby. Ratunek nadszedł jednak prędzej, niż się tego spodziewała. W postaci samego Ian'a Amesa, którego Emily rozpoznała dopiero wtedy, gdy oczyścił salę z brudnego osadu. Kiedy dziewczyna w końcu znalazła różdżkę, prędko wyczyściła zaklęciem nie tylko swoje włosy, które teraz wyglądały wyjątkowo zabawnie, ale też szkolny mundurek, cieszący się przed chwilą nieskazitelną czystością.
- Jedynie o tym marzę - Odrzekła w jego stronę, posławszy mu ledwie dostrzegalny uśmiech. Jeszcze tylko kilka miesięcy i będziesz to miała za sobą, bądź grzeczną dziewczynką i rób eliksir Wiggenowy! Emily spuściła głowę, z ogromnym smutkiem przyjmując na ramiona kolejną porażkę w zacnej dziedzinie eliksirów.
- Jeszcze oddycham, więc nie musisz się martwić moim bezpieczeństwem - Wzruszyła ramionami, po czym zbliżyła się do kociołka. Wyczyściła cynowy gar zaklęciem, a składniki przetransportowała do odpowiednich półeczek za pomocą zaklęcia lewitującego.
- Jedynie o tym marzę - Odrzekła w jego stronę, posławszy mu ledwie dostrzegalny uśmiech. Jeszcze tylko kilka miesięcy i będziesz to miała za sobą, bądź grzeczną dziewczynką i rób eliksir Wiggenowy! Emily spuściła głowę, z ogromnym smutkiem przyjmując na ramiona kolejną porażkę w zacnej dziedzinie eliksirów.
- Jeszcze oddycham, więc nie musisz się martwić moim bezpieczeństwem - Wzruszyła ramionami, po czym zbliżyła się do kociołka. Wyczyściła cynowy gar zaklęciem, a składniki przetransportowała do odpowiednich półeczek za pomocą zaklęcia lewitującego.
Re: Sala eliksirów
Nadal szukała swojej różdżki, a kiedy już ją znalazła oczyściła do końca siebie i swój kociołek. Jego czujne spojrzenie nie odstąpiło jej ani na chwilę, a on z niewiadomych przyczyn nie zamierzał się nigdzie ruszać. Chciał zostać tu tak długo jak to możliwe ciesząc oczy tym, że Bronte nie jest w czymś dobra. Jej popis mistrzowskiej perfekcji na boisku zawsze wywoływał w nim podziw i aprobatę. Widział ją na zajęciach z klubu pojedynków gdzie wyciągała coraz to bardziej zapomniane zaklęcia na wierzch dając im jednocześnie miano asów z rękawa. Widział ją z jakim opanowaniem przemierzała szkolne korytarze jakby miała wszystko pod kontrolą. A teraz? Teraz stała jak sto nieszczęść nad swoim kociołkiem i wyglądała jakby miała się rozpłakać. To idealny dowód na to, że Emily Bronte jest zwykłą nastolatką. Kompletnie niedoskonały Ian Ames lubił oglądać niedoskonałość innych. Wtedy uzmysławiał sobie, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami. Podbudowywał też w takich chwilach swoje ego, które jakiś czas temu zostało stłamszone przez jasnowłosą anielicę która tak naprawdę okazała się bezduszną harpią. Shit happens- jak to mówią.
- Urocza jak zawsze - prychnął wykręcając przy tym teatralnego młynka oczami. Pani kapitan. Żyła. Mistrzyni perfekcji. Dupa z eliksirów. Zawsze miło wiedzieć. On z eliksirami nie radził sobie wybitnie, ale nie zdarzyło mu się, aby kociołek buchnął mu sadzą w twarz.
- Nie ośmieliłbym się o Ciebie martwić, Bronte. Po prostu widzę po raz pierwszy jak sobie z czymś nie radzisz - przyznał otwarcie wzruszając przy tym niedbale ramionami. Podszedł bliżej i opierając dłonie o blat zajrzał do jej kociołka.
- Ciekawe co to miało być... - rzucił ze złośliwym uśmieszkiem przenosząc wzrok na jej tęczówki.
- Urocza jak zawsze - prychnął wykręcając przy tym teatralnego młynka oczami. Pani kapitan. Żyła. Mistrzyni perfekcji. Dupa z eliksirów. Zawsze miło wiedzieć. On z eliksirami nie radził sobie wybitnie, ale nie zdarzyło mu się, aby kociołek buchnął mu sadzą w twarz.
- Nie ośmieliłbym się o Ciebie martwić, Bronte. Po prostu widzę po raz pierwszy jak sobie z czymś nie radzisz - przyznał otwarcie wzruszając przy tym niedbale ramionami. Podszedł bliżej i opierając dłonie o blat zajrzał do jej kociołka.
- Ciekawe co to miało być... - rzucił ze złośliwym uśmieszkiem przenosząc wzrok na jej tęczówki.
Re: Sala eliksirów
Emily nie przyszłoby nawet na myśl, że ktoś może postrzegać ją w taki sposób. Niska, cicha, niewyróżniająca się niczym blondynka. Może i rzeczywiście sporo czasu spędzała w bibliotece z nosem w zakurzonych, stęchłych stronicach, jednak wiązało się to tylko i wyłącznie z tym, że nie ma nikogo innego, z kim mogłaby spędzać czas. Wyglądało więc na to, że była frajerką, która usilnie próbowała zatrzeć swoją beznadziejność robieniem czegoś w innym kierunku. Nie, żeby była w jakiejś depresji, czy coś. Trwała jednak w stanie funkcjonowania na nieco niższym niż jej rówieśnicy szczeblu. Wyłączona z większej części życia społecznego i uczniackiej, niepewnej egzystencji.
Czekoladowe oczy dziewczyny skupiły się na postaci Amesa. Krukona prędko zanotowała kpiący uśmieszek czający się w kąciku warg. Wcale nie poprawiło to jej nastroju, który i tak pozostawiał wiele do życzenia.
- Robię co w mojej mocy, Ames. - Odparła, przestawiając fiolki na swoje miejsce. Powiodła wzrokiem za Krukonem, kiedy ten zbliżył się do pustego już kociołka.
- Jakbyś nie zauważył, to nie radzę sobie z wieloma rzeczami. - Parsknęła - Choćby z tym, jak być człowiekiem egzystującym w świecie. - Wzruszyła ramionami, spoglądając nań ze stoickim spokojem.
- Eliksir Wiggenowy. Śmiej się do woli z mojego antytalentu. - Uśmiechnęła się półgębkiem, chowając do torby podręcznik z ingrediencjami.
Czekoladowe oczy dziewczyny skupiły się na postaci Amesa. Krukona prędko zanotowała kpiący uśmieszek czający się w kąciku warg. Wcale nie poprawiło to jej nastroju, który i tak pozostawiał wiele do życzenia.
- Robię co w mojej mocy, Ames. - Odparła, przestawiając fiolki na swoje miejsce. Powiodła wzrokiem za Krukonem, kiedy ten zbliżył się do pustego już kociołka.
- Jakbyś nie zauważył, to nie radzę sobie z wieloma rzeczami. - Parsknęła - Choćby z tym, jak być człowiekiem egzystującym w świecie. - Wzruszyła ramionami, spoglądając nań ze stoickim spokojem.
- Eliksir Wiggenowy. Śmiej się do woli z mojego antytalentu. - Uśmiechnęła się półgębkiem, chowając do torby podręcznik z ingrediencjami.
Re: Sala eliksirów
Dla dobrego obserwatora Emily była doskonałym obrazkiem. Ian nie raz złapał się na tym, że obserwował ją podczas posiłków, na treningach i na zajęciach z klubu pojedynków. Miała w sobie to coś co ściągało na nią jego czujny wzrok kiedy pojawiała się w pobliżu. Prawdopodobnie tym czymś były jej jasne włosy do których Ames miał niewyobrażalną słabość. Uwielbiał blondynki. Jeszcze większą czcią obdarzał te myślące egzemplarze do których Bronte z pewnością się zaliczała.
- Przecież egzystujesz w świecie. Jesteś nawet szkolnym fejmem, bo grasz w drużynie i omotałaś sobie Wilsona koło palca, a to podobno nie lada sztuka. Nie wiem. Sam nigdy nie omotałem Wilsona - wzruszył ramionami odsuwając od siebie lekko kociołek, aby oprzeć się o ławkę stojącą przed tą którą zajęła Bronte na swoje eliksirowe eksperymenty. Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej a jego ciemne tęczówki uważnie lustrowały jej postać.
- Wow... Naprawdę sobie nie radzisz z tym przedmiotem... - powiedział z lekkim szokiem podczas gdy wargi wygięły się w szerokim uśmiechu. Och, to był dość prosty eliksir. Co prawda sam Ames nie potrafił go bezbłędnie przygotować, ale nigdy nie dostał sadzą po ryju. Więc jednak nie było z nim tak źle jak mu się wtedy wydawało. Poprawił ciężką torbę na ramieniu wciąż obserwując ją z uśmiechem:
- Wracasz do wieży? - zapytał lekko gotów ponieść jej kociołek do Krukońskich włości.
- Przecież egzystujesz w świecie. Jesteś nawet szkolnym fejmem, bo grasz w drużynie i omotałaś sobie Wilsona koło palca, a to podobno nie lada sztuka. Nie wiem. Sam nigdy nie omotałem Wilsona - wzruszył ramionami odsuwając od siebie lekko kociołek, aby oprzeć się o ławkę stojącą przed tą którą zajęła Bronte na swoje eliksirowe eksperymenty. Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej a jego ciemne tęczówki uważnie lustrowały jej postać.
- Wow... Naprawdę sobie nie radzisz z tym przedmiotem... - powiedział z lekkim szokiem podczas gdy wargi wygięły się w szerokim uśmiechu. Och, to był dość prosty eliksir. Co prawda sam Ames nie potrafił go bezbłędnie przygotować, ale nigdy nie dostał sadzą po ryju. Więc jednak nie było z nim tak źle jak mu się wtedy wydawało. Poprawił ciężką torbę na ramieniu wciąż obserwując ją z uśmiechem:
- Wracasz do wieży? - zapytał lekko gotów ponieść jej kociołek do Krukońskich włości.
Re: Sala eliksirów
Dla Krukonki, Ames był kolejnym chłopaczkiem żyjącym bez większych problemów. Do niedawna uganiał się za jakąś jasnowłosą pięknością, lecz od kilku tygodni bywał struty i smutnawy. A teraz, cóż za zmiana, patrzcie państwo. Dziewczyna zakasłała krótko, wlepiając w chłopaka czekoladowe spojrzenie. Może mu już przeszła wielka miłość? Emily kichnęła nagle, w ostatnim momencie zasłaniając nos dłońmi. Jasne włosy opadły jej na oczy i dopiero chwilę później odgarnęła fale za uszy.
- Ja Wilsona, czy Wilson mnie? - Jasne brwi Krukonki powędrowały ku górze, kiedy usłyszała słowa Amesa. Nie cierpiała, gdy ktoś wspominał Wilsona, a co gorsze gdy ją z nim kojarzył. Ach no tak, to ta, co nie dała się Wilsonowi tak łatwo zaliczyć. Super. Emily zacisnęła chuderlawą dłoń w pięść by pohamować nadchodzącą złość.
- Kurde Ames, bez Ciebie nigdy bym do tego nie doszła. - Mruknęła, klepiąc go w podziękowaniu po ramieniu. Cóż za nadzwyczaj kochany człowiek! Bronte przewiesiła torbę przez ramię, po czym chwyciła oburącz cynowy kociołek. Na zapytanie Ian'a skinęła głową, po czym, wyminąwszy go bez słowa ruszyła w stronę dębowych drzwi. Jakoś dziwnym trafem nie przepadała za protekcjonalnym traktowaniem. Nic dziwnego.
- Ja Wilsona, czy Wilson mnie? - Jasne brwi Krukonki powędrowały ku górze, kiedy usłyszała słowa Amesa. Nie cierpiała, gdy ktoś wspominał Wilsona, a co gorsze gdy ją z nim kojarzył. Ach no tak, to ta, co nie dała się Wilsonowi tak łatwo zaliczyć. Super. Emily zacisnęła chuderlawą dłoń w pięść by pohamować nadchodzącą złość.
- Kurde Ames, bez Ciebie nigdy bym do tego nie doszła. - Mruknęła, klepiąc go w podziękowaniu po ramieniu. Cóż za nadzwyczaj kochany człowiek! Bronte przewiesiła torbę przez ramię, po czym chwyciła oburącz cynowy kociołek. Na zapytanie Ian'a skinęła głową, po czym, wyminąwszy go bez słowa ruszyła w stronę dębowych drzwi. Jakoś dziwnym trafem nie przepadała za protekcjonalnym traktowaniem. Nic dziwnego.
Re: Sala eliksirów
Załóżmy, że od spotkania dwójki Krukonów w sali eliksirów minęło już kilka dni.
Dzielnie wysnujmy też teorię, że oboje opuścili już pomieszczenie, tak jak zasugerowała to panna Bronte.
Kiedy więc Puchonka popchnęła ciężkie drzwi do środka, we wnętrzu nie natknęła się na nikogo. Konkretnej francuskiej twarzyczki także nie ujrzała i na chwilę przyszło jej do głowy, że mógł nie trafić. No ale nie, bzdura. Wymiana trwała już drugi miesiąc, a on był fanem marnowania dnia nad kociołkiem. Na pewno wiedział.
Weszła do środka i przygotowała swoje stanowisko. Oczywiście przyszła już przebrana, bordowa bluzka z długim rękawem chroniła przy okazji jej ręce, długie dżinsy z kolei były pocięte w kilku miejscach, jakby dla wpuszczenia odrobiny powietrza. George zawsze było za ciepło. Białe włosy spięła na czubku głosy w luźny koczek.
Odłożyła na blat swój kołonotatnik i rozsiadła się wygodnie, ustawiwszy wcześniej krzesło w stronę drzwi. Nieufna natura kazała jej założyć, że Curtis może się mimo wszystko nie pojawić.
Dzielnie wysnujmy też teorię, że oboje opuścili już pomieszczenie, tak jak zasugerowała to panna Bronte.
Kiedy więc Puchonka popchnęła ciężkie drzwi do środka, we wnętrzu nie natknęła się na nikogo. Konkretnej francuskiej twarzyczki także nie ujrzała i na chwilę przyszło jej do głowy, że mógł nie trafić. No ale nie, bzdura. Wymiana trwała już drugi miesiąc, a on był fanem marnowania dnia nad kociołkiem. Na pewno wiedział.
Weszła do środka i przygotowała swoje stanowisko. Oczywiście przyszła już przebrana, bordowa bluzka z długim rękawem chroniła przy okazji jej ręce, długie dżinsy z kolei były pocięte w kilku miejscach, jakby dla wpuszczenia odrobiny powietrza. George zawsze było za ciepło. Białe włosy spięła na czubku głosy w luźny koczek.
Odłożyła na blat swój kołonotatnik i rozsiadła się wygodnie, ustawiwszy wcześniej krzesło w stronę drzwi. Nieufna natura kazała jej założyć, że Curtis może się mimo wszystko nie pojawić.
Re: Sala eliksirów
Kto ostatni ten szyszymora? On był już spóźniony. Nie, to nie dlatego, że nie wiedział gdzie się mieści sala od eliksirów. Głównym powodem było to, że gramolił się przed lusterkiem. Zastanawiał się co założyć. Postanowił wyjąć z kufra te najgorsze ciuchy. Znaczy, jak tak na nie spojrzeć to były bardzo dobre. Oczywiście panu Rocheleau wydawało się inaczej. Oj dziwny człowiek. W końcu postanowił założyć ciemne dżinsowe spodnie i ciepłą, wygodną bluzę, która również była czarna, jednakże na przodzie widniał wzór wielkiej myszka Miki. Tak dokładnie. Kupił tą bluzę na jednym z mugolskich targów: "Pomagajmy dzieciom...". Jakoś tak brzmiało hasło. No zresztą nie pamiętał, ale pomógł. Uwielbiał mugoli i czasem nie rozumiał dlaczego inni czarodzieje ich nie kochają. Może to ludzie pozbawieni magii, ale za to mają technologie, głowę pełną pomysłów i... myszkę Miki. Dokładnie. Curtis uwielbiał oglądać myszkę Miki w TV. Super bajka. Wszedł do sali dysząc ciężko i aż słabo mu się z tego wysiłku zrobiło - biedak nie jadł śniadania!
- Jestem.- Dał znać przyciszonym głosem i oparł się o drzwi, ponieważ zakręciło mu się w głowie.
Wszedł po chwili do środka.
- Szyszymora...- szepnął i odetchnął głębiej.- Przegrałem.- Uśmiechnął się i spojrzał na dziewczynę.
- Jestem.- Dał znać przyciszonym głosem i oparł się o drzwi, ponieważ zakręciło mu się w głowie.
Wszedł po chwili do środka.
- Szyszymora...- szepnął i odetchnął głębiej.- Przegrałem.- Uśmiechnął się i spojrzał na dziewczynę.
Curtis Rocheleau- Urodziny : 05/03/1997
Wiek : 27
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Czysta
Re: Sala eliksirów
George nie zwróciła specjalnej uwagi na Myszkę Miki - nie mogła nawet się domyślić, że to postać z mugolskiego kanonu, bo zwyczajnie nie wiedziała o nich takich rzeczy. Byli, istnieli, trzeba się trzymać od nich z daleka i wszyscy są szczęśliwi - podejście proste, a przecież zupełnie działało. Georgiana przeżyła swoje siedemnaście lat bez jakiegokolwiek problemu z nimi.
- Ej, w porządku z Tobą? - zapytała, widząc jak opiera się o framugę.
Przez chwilę wyglądał, jakby miał stracić przytomność i George - niezbyt umagiczniona, dość bezradna w takich sytuacjach - gotowa była uderzyć w panikę. Na szczęście jednak zebrał się w sobie i zażartował o szyszymorze.
Może po prostu biegł tutaj całą drogę? Postanowiła nie wnikać, zamiast tego posłała mu taksujące spojrzenie, którym świadomie przejechała od końców jego butów aż po oczy. Na jej twarz wypłynął leniwy uśmiech.
- No takie szyszymory to ja mogę spotykać - zachichotała, wskazując mu krzesło obok - Nie spieszyłam się tu z niczym, bo nie wiedziałam kiedy przyjdziesz...
Prawie wymsknęło jej się "czy przyjdziesz", ale w porę zdołała ugryźć się w język.
- W ogóle co Cię skłoniło do przyjazdu tutaj? Liczysz na coś konkretnego, czy tak ot, przygoda? - zapytała, spoglądając na niego zza szkieł.
- Ej, w porządku z Tobą? - zapytała, widząc jak opiera się o framugę.
Przez chwilę wyglądał, jakby miał stracić przytomność i George - niezbyt umagiczniona, dość bezradna w takich sytuacjach - gotowa była uderzyć w panikę. Na szczęście jednak zebrał się w sobie i zażartował o szyszymorze.
Może po prostu biegł tutaj całą drogę? Postanowiła nie wnikać, zamiast tego posłała mu taksujące spojrzenie, którym świadomie przejechała od końców jego butów aż po oczy. Na jej twarz wypłynął leniwy uśmiech.
- No takie szyszymory to ja mogę spotykać - zachichotała, wskazując mu krzesło obok - Nie spieszyłam się tu z niczym, bo nie wiedziałam kiedy przyjdziesz...
Prawie wymsknęło jej się "czy przyjdziesz", ale w porę zdołała ugryźć się w język.
- W ogóle co Cię skłoniło do przyjazdu tutaj? Liczysz na coś konkretnego, czy tak ot, przygoda? - zapytała, spoglądając na niego zza szkieł.
Re: Sala eliksirów
Jak najbardziej wszystko było z nim w porządku. No prawie, ale przeszło mu tak szybko, jak się pojawiło ten kręcik w głowie. Nie raz tak miewał. Był dobry w pierwszej pomocy, aczkolwiek jeśliby zasłabł na pewno by sam sobie nie pomógł.
- W jak najlepszym.- Odetchnął głęboko jeszcze ze dwa razy i od razu złapał równowagę. Wyprostował się i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
Uwaga o szyszmorze spowodowała, że poczuł się o wiele lepiej i zdecydowanie nie trzeba będzie wzywać żadnej pomocy. Lee miała poczucie humoru, a on kochał to w kobietach.
- No ale już jestem i możemy zaczynać.- Uśmiechnął się i podszedł do Georgiany. Rozejrzał się po sali, jakby był tu pierwszy raz. To pomieszczenie, jednak miało swój urok.
- Zwykła ciekawość.- Odparł tajemniczo i mrugnął.
- W jak najlepszym.- Odetchnął głęboko jeszcze ze dwa razy i od razu złapał równowagę. Wyprostował się i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
Uwaga o szyszmorze spowodowała, że poczuł się o wiele lepiej i zdecydowanie nie trzeba będzie wzywać żadnej pomocy. Lee miała poczucie humoru, a on kochał to w kobietach.
- No ale już jestem i możemy zaczynać.- Uśmiechnął się i podszedł do Georgiany. Rozejrzał się po sali, jakby był tu pierwszy raz. To pomieszczenie, jednak miało swój urok.
- Zwykła ciekawość.- Odparł tajemniczo i mrugnął.
Curtis Rocheleau- Urodziny : 05/03/1997
Wiek : 27
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Czysta
Strona 7 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 7 z 10
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach