Dziedziniec główny
+39
Jamie Campbell
Ian Ames
Elena Tyanikova
Callum Castellani
William Greengrass
Christine Greengrass
Quinn Larivaara
Claire Annesley
Emily Bronte
Elsa de la Vega
Meredith Cooper
Cassidy Thomas
Lena Gregorovic
Anthony Wilson
Vin Xakly
Jane Halsey
Aiko Miyazaki
Hannah Wilson
Charles Wilson
Leanne Chatier
Joel Frayne
Polly Baldwin
Colette Roshwel
Aiden Williams
Gabriel Griffiths
Sasza Tiereszkowa
Aleksy Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Wyatt Walker
Audrey Roshwel
Noemi Cramer
James Scott
Malcolm McMillan
Blaise Harvin
María Velasquez
Mistrz Gry
Andrea Jeunesse
Suzanne Castellani
Brennus Lancaster
43 posters
Strona 4 z 11
Strona 4 z 11 • 1, 2, 3, 4, 5 ... 9, 10, 11
Dziedziniec główny
First topic message reminder :
Kamienny plac szczególnie uwielbiany przez uczniów. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, z którego rozciąga się idealny widok na błonia i jezioro. Okolony niewysokim murkiem, a w niektórych miejscach nieco wyższą balustradą.
Kamienny plac szczególnie uwielbiany przez uczniów. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, z którego rozciąga się idealny widok na błonia i jezioro. Okolony niewysokim murkiem, a w niektórych miejscach nieco wyższą balustradą.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Dziedziniec główny
Saszy na myśl cisnęło się dokończenie przytoczonego przez profesora przysłowia – to mi z pewnością już nie zaszkodzi, ale Krukonka w porę zdążyła się ugryźć w język. Sama nie lubiła ludzie, którzy byli wobec samych siebie zbyt krytyczni, a wręcz szczerze nie cierpiała osób użalających się nad sobą. Dlaczego miałaby więc torturować biednego mężczyznę? Oni w takich sytuacjach czuli się podwójnie niezręcznie. Samokrytyka aż błagała się o słowo pocieszenia, co sprawiało, że ta spontaniczna myśl wydała jej się jeszcze bardziej żenująca.
Wiesz, że to nie jest odpowiednia pora na zbieranie myśli. O tak, w tym przypadku Sasza musiała przyznać mu rację. Miała świadomość, że środek nocy i szkolny dziedziniec nie były najlepiej dobraną parą, sprzyjającą rozmyślaniom. Czasem po prostu to, co zakazane, pociągało najbardziej. Szczególnie młodzież, a przecież Sasza była nastolatką. Może nie tak rozochoconą i frywolną jak jej otoczenie, ale jednak!
- Wcale nie muszę! – zaoponowała natychmiast, odruchowo krzyżując ramiona pod piersiami. – Ale oczywiście mogę! – dodała prędko, kiedy tylko uświadomiła sobie, że mogła zabrzmieć zbyt hardo. Perspektywa utonięcia w swojej starej, za dużej bluzie i zamknięcia się w sypialni przedstawiała się całkiem nieźle. Była warta rozpatrzenia.
Ciemnowłosa skinęła głową, ostatecznie wspaniałomyślnie zgadzając się na powrót do zamku. Prawdę mówiąc, nie miała innego wyjścia. Nie chciała sprawiać kłopotów własnemu opiekunowi. Nie wypada!
- To były tylko marzenia – rzuciła niewinnie, zdejmując ze swych ramion marynarkę. Oddała ją mężczyźnie, uśmiechając się w ramach podziękowania. Wkrótce dwójka skierowała się do budynku.
Wiesz, że to nie jest odpowiednia pora na zbieranie myśli. O tak, w tym przypadku Sasza musiała przyznać mu rację. Miała świadomość, że środek nocy i szkolny dziedziniec nie były najlepiej dobraną parą, sprzyjającą rozmyślaniom. Czasem po prostu to, co zakazane, pociągało najbardziej. Szczególnie młodzież, a przecież Sasza była nastolatką. Może nie tak rozochoconą i frywolną jak jej otoczenie, ale jednak!
- Wcale nie muszę! – zaoponowała natychmiast, odruchowo krzyżując ramiona pod piersiami. – Ale oczywiście mogę! – dodała prędko, kiedy tylko uświadomiła sobie, że mogła zabrzmieć zbyt hardo. Perspektywa utonięcia w swojej starej, za dużej bluzie i zamknięcia się w sypialni przedstawiała się całkiem nieźle. Była warta rozpatrzenia.
Ciemnowłosa skinęła głową, ostatecznie wspaniałomyślnie zgadzając się na powrót do zamku. Prawdę mówiąc, nie miała innego wyjścia. Nie chciała sprawiać kłopotów własnemu opiekunowi. Nie wypada!
- To były tylko marzenia – rzuciła niewinnie, zdejmując ze swych ramion marynarkę. Oddała ją mężczyźnie, uśmiechając się w ramach podziękowania. Wkrótce dwójka skierowała się do budynku.
Re: Dziedziniec główny
Krótkie spotkanie z Leanne wczorajszego dnia wystarczyło by wyprowadzić młodzieńca z równowagi. Od samego ranka kręcił się po szkolnych korytarzach w poszukiwaniu jakiegoś spokojnego, odosobnionego miejsca, w którym mógł by sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Postanowił jednak przemęczyć się w swoim dormitorium korzystając z okazji, że współlokatorów akurat nie było. Po południu, po krótkiej drzemce wybrał się na mały spacer w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza. Dziedziniec, to właśnie tutaj zawędrował i nigdzie dalej nie zamierzał się ruszać. Pogoda nie była najciekawsza i tylko czekał, aż pierwsza kropla deszczu pojawi się na jego skórze. Korzystając też z okazji, ze dookoła nie widział ani jednej żywej duszy odpalił papierosa i mrużąc niewyspane oczy oparł się o jedną z barierek.
Re: Dziedziniec główny
Francesca, skup się. powtarzała sobie ciągle w myślach, ale nic z tego nie wychodziło. Bo niby jak mogła się skupić skoro w głowie wciąż miała Williamsa i jego słodkie pocałunki? Mimo to udało jej się jakoś skończyć pracę z Zielarstwa i od razu, korzystając z okazji, że skończyła wzięła swój esej i postanowiła oddać swoją pracę osobiście do rąk sędziwej profesor Scott. Wybiegła więc szybko głównym wejściem ze szkoły kierując się wprost do cieplarni gdzie najczęściej można było spotkać nauczycielkę. Oczywiście miała rację, więc po krótkiej pogawędce z profesorką wracała już nieśpiesznie do zamku. Zbierające się nad zamkiem deszczowe chmury jakoś zupełnie jej nie przeszkadzały. Była Angielką, do czego jak do czego, ale do deszczów to przywykła. Blond włosy opadały jej kaskadami na ramiona, a ona doszła po raz kolejny do wniosku, że włosom przydałoby się spotkanie z nożyczkami. Miała na sobie długie, obcisłe jeansy w kolorze granatowym i ciepłą czarną bluzę która była na nią odrobinę za duża. No ale cóż z tego, że była za duża skoro była ciepła? Szła sobie nieśpiesznie z dłońmi schowanymi do kieszeni kiedy to wchodząc na dziedziniec szkolny zauważyła znajomą postać. Na jej twarzy automatycznie wymalował się szeroki uśmiech, a nogi wręcz same poniosły ją w stronę barierki o którą opierał się chłopak. Oparła się o tą barierkę obok niego przechylając się nieco do przodu by lepiej widzieć jego twarz.
- Cześć, Aiden. - rzuciła radosnym tonem, po czym musnęła swoimi wargami jego policzek, od tak, na przywitanie.
- Cześć, Aiden. - rzuciła radosnym tonem, po czym musnęła swoimi wargami jego policzek, od tak, na przywitanie.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Dziedziniec główny
Zbliżające się w stronę dziedzińca sprawiły, że na twarzy ślizgona od razu wymalowało się niezadowolenie. Marzył o ciszy i spokoju i do ostatniej chwili wciąż był przekonany, że to pewnie kolejna, natrętna małolata lub też jakiś kumpel, z którym na pewno nie miał ochoty teraz rozmawiać. Głos, który po chwili usłyszał całkowicie wyzbył mu z głowy chęć do samotności. Tudzież pojawiła się osóbka, za którą stęsknił się na prawdę mocno. Wyrzucił kiepa w przeciwną stronę i zaraz po tym odwrócił się do puchonki. Drobny pocałunek, który zostawiła na jego policzku sprawił, że uśmiechnął się szeroko.
- Witaj, Franky. - Odpowiedział szybko i bez słowa chwycił jej drobne dłonie przyciągając dziewczę do siebie. Blondynka była niższa od niego więc bez najmniejszego problemu Aiden ucałował jej blond główkę tym samym obejmując ją czule. Jakże mu tego brakowało.
- Tęskniłem. - Szepnął tylko i wtulił twarz w jej miękkie włosy nie wyzbywając się z twarzy zadowolonego uśmiechu.
- Witaj, Franky. - Odpowiedział szybko i bez słowa chwycił jej drobne dłonie przyciągając dziewczę do siebie. Blondynka była niższa od niego więc bez najmniejszego problemu Aiden ucałował jej blond główkę tym samym obejmując ją czule. Jakże mu tego brakowało.
- Tęskniłem. - Szepnął tylko i wtulił twarz w jej miękkie włosy nie wyzbywając się z twarzy zadowolonego uśmiechu.
Re: Dziedziniec główny
Gdy przyciągnął ją do siebie zarzuciła mu dłonie na szyję przytulając się do jego klatki piersiowej. Zamknęła na chwilę powieki, a na jej twarzy wymalował się szeroki uśmiech. Poczucie ciepła i bezpieczeństwa pojawiło się automatycznie, wraz z delikatnymi motylkami w brzuchu. Podświadomie wiedziała, że tutaj jest jej miejsce. W jego ramionach.
- Ja też tęskniłam. - przyznała szczerze, wtulając się w niego jeszcze bardziej. Mimo, że od ich ostatniego spotkania nie upłynęło aż tak dużo czasu miała poczucie, że to było dawno dawno temu. To też i zaczęła tęsknić i powoli tracić nadzieję, że jeszcze trafi na Williamsa w tym wielkim zamczysku. Odczepiła się od jego klatki piersiowej i odsunęła nieco podnosząc głowę do góry. Stanęła na palcach, po czym złożyła na jego ustach sensowniejszy już pocałunek.
- Gdzieś ty się podziewał, co? - zapytała przechylając nieco głowę i próbując zrobić coś w rodzaju groźnej miny, ale kompletnie jej to nie wychodziło. W zasadzie wyglądała bardziej komicznie niż groźnie, bo w jej oczach widać było mieszankę radości i ciekawości, i wcale zła nie była. A miała spore problemy z udawaniem, jej twarz była jak otwarta książka.
- Ja też tęskniłam. - przyznała szczerze, wtulając się w niego jeszcze bardziej. Mimo, że od ich ostatniego spotkania nie upłynęło aż tak dużo czasu miała poczucie, że to było dawno dawno temu. To też i zaczęła tęsknić i powoli tracić nadzieję, że jeszcze trafi na Williamsa w tym wielkim zamczysku. Odczepiła się od jego klatki piersiowej i odsunęła nieco podnosząc głowę do góry. Stanęła na palcach, po czym złożyła na jego ustach sensowniejszy już pocałunek.
- Gdzieś ty się podziewał, co? - zapytała przechylając nieco głowę i próbując zrobić coś w rodzaju groźnej miny, ale kompletnie jej to nie wychodziło. W zasadzie wyglądała bardziej komicznie niż groźnie, bo w jej oczach widać było mieszankę radości i ciekawości, i wcale zła nie była. A miała spore problemy z udawaniem, jej twarz była jak otwarta książka.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Dziedziniec główny
Tutaj było jej miejsce i mogłaby pozostać tu już na zawsze. A bynajmniej tak uważał Aiden. On sam czuł, że jego miejsce jest przy Franky i nie chciał tego zmieniać. Tak my było po prostu dobrze. Ba, było wręcz cudownie. Spacerował dłońmi po plecach blondynki chcąc nacieszyć się jej bliskością. Uśmiechnął się na jej słowa i po raz kolejny ucałował jej głowę, a zaraz po tym czoło i skroń a zaraz po tym blondynka obdarowała go pocałunkiem, który oddawał z największą przyjemnością.
- Możesz mi nie wierzyć, ale musiałem powtórzyć sobie kilka rzeczy. Zbliżają się egzaminy, a nie śni mi się powtarzanie klasy. - Odpowiedział zupełnie poważnie, choć sam do tej pory nie mógł uwierzyć w to, że sięgnął po książki. Znów przylgnął ustami do malinowych warg puchonki tym razem jednak przedłużając czuły pocałunek. Przysiadł na pobliskim murku a za sobą pociągnął Franky, która wylądowała wprost na jego kolanach. Objął ją mocno i stanowczo jakby chciał udowodnić i jej jak i sobie samemu jak bardzo mu na niej zależy.
- Lepiej powiedz gdzie Ty byłaś, kiedy nie byłaś przy mnie. - Szepnął cicho muskając przy okazji jej delikatną skórę tuż przy uchu. Uśmiech wciąż iskrzył się na jego twarzy i nawet paskudna pogoda nie zepsuje mu teraz humoru.
- Możesz mi nie wierzyć, ale musiałem powtórzyć sobie kilka rzeczy. Zbliżają się egzaminy, a nie śni mi się powtarzanie klasy. - Odpowiedział zupełnie poważnie, choć sam do tej pory nie mógł uwierzyć w to, że sięgnął po książki. Znów przylgnął ustami do malinowych warg puchonki tym razem jednak przedłużając czuły pocałunek. Przysiadł na pobliskim murku a za sobą pociągnął Franky, która wylądowała wprost na jego kolanach. Objął ją mocno i stanowczo jakby chciał udowodnić i jej jak i sobie samemu jak bardzo mu na niej zależy.
- Lepiej powiedz gdzie Ty byłaś, kiedy nie byłaś przy mnie. - Szepnął cicho muskając przy okazji jej delikatną skórę tuż przy uchu. Uśmiech wciąż iskrzył się na jego twarzy i nawet paskudna pogoda nie zepsuje mu teraz humoru.
Re: Dziedziniec główny
Słysząc, że wziął się za naukę jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej. Proszę, proszę, panicz Williams się uczył. Nie spodziewała się tego. Znała go bardziej od tej rozrywkowej strony i jakoś nie mogła sobie go wyobrazić z książką w ręku. Nie to, żeby brała go za głupiego, o nie nie! Po prostu "uczący się Aiden" to był jak dla niej oksymoron. Skądś jednak jego wyniki w nauce się brały, ale Roshwelówna stawiała w tym przypadku na wrodzoną inteligencję. Wszakże każdy piękny i bogaty książę musiał być też mądry. Gdy wylądowała na jego kolanach uśmiechnęła się delikatnie mrużąc nieco powieki.
- Na boisku. Nadal nie wiem co mam robić dalej. - przyznała. Porażka. Prawdziwa porażka. Wybór uczelni ją przerażał i przerastał. Ostateczny termin zbliżał się nieubłaganie, a ona nie wiedziała co ma dalej ze sobą zrobić. Naprawdę nie wiedziała. Liczyła na spotkanie z jakąś małą wróżką, która przepowie jej przyszłość, albo choćby na spotkanie z Audrey, która zawsze miała łeb na karku i pewnie będzie lepiej wiedziała od Franky gdzie Franky ma iść. Trudno by powiedzieć co stałoby się z Puchonką gdyby nie jej bliźniacza siostra. Najpewniej byłoby krucho.
- To zbyt poważna decyzja jak na mnie. - powiedziała cicho przymykając powieki.
- Na boisku. Nadal nie wiem co mam robić dalej. - przyznała. Porażka. Prawdziwa porażka. Wybór uczelni ją przerażał i przerastał. Ostateczny termin zbliżał się nieubłaganie, a ona nie wiedziała co ma dalej ze sobą zrobić. Naprawdę nie wiedziała. Liczyła na spotkanie z jakąś małą wróżką, która przepowie jej przyszłość, albo choćby na spotkanie z Audrey, która zawsze miała łeb na karku i pewnie będzie lepiej wiedziała od Franky gdzie Franky ma iść. Trudno by powiedzieć co stałoby się z Puchonką gdyby nie jej bliźniacza siostra. Najpewniej byłoby krucho.
- To zbyt poważna decyzja jak na mnie. - powiedziała cicho przymykając powieki.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Dziedziniec główny
Tak właściwie to takiej też odpowiedzi się spodziewał. Wiedział, że blondynka przeżywa zbliżające się zakończenie szkoły jak i wybór uczelni, na której miałaby kontynuować naukę. Przytulił ją więc mocno na znak, że może na niego liczyć i pogładził dłonią jej drobną dłoń.
- To może w takim razie nie podejmuj póki co żadnej decyzji. - Przysunął jej dłoń do swoich ust by móc złożyć na niej kilka drobnych pocałunków. Zaraz po tym jednak przeniósł wzrok na buzię swojej lubej uśmiechając się do niej ciepło. Był w stanie dostrzec w jej oczach tę niepewność spowodowaną wyborem kierunku, w którym pójdzie.
- Zrób sobie razem ze mną tę krótką przerwą. - Zamruczał cicho i wręcz błagalnie uśmiechając się do niej przy tym. Jakby nie patrzeć studia mogą zacząć w każdej chwili, a im obojgu przydała by się chwila odpoczynku od nauki, szkoły i wszystkiego co z tym związane. Oczywiście był świadom, że może dziewczyna będzie chciała kontynuować naukę od razu.
Nie zamierzał jej też na siłę przekonywać. Wtulił się w jej kruche ciałko i przymrużył zmęczone oczy.
- Znajdziemy sobie pracę, na spokojnie zastanowisz się nad tym co masz robić, bez pośpiechu. Będziemy mogli się sobą nacieszyć, będziemy zwiedzać różne ciekawe miejsca, codziennie będę Ci przyrządzał romantyczne kolacje... - Wymieniał tak jeszcze przez chwilę jakby miał nadzieję, że to przekona puchonkę do tej przerwy. Mógłby tak wymieniać na prawdę długo gdyby to choć trochę przekonało blondynkę. Pocałował przelotnie jej mały nosek i posłał w jej stronę jeden ze swoich filuternych uśmieszków. Nie przejął się nawet tym, że te jego wyliczanki mogły też zabrzmieć jako oświadczyny.
- To może w takim razie nie podejmuj póki co żadnej decyzji. - Przysunął jej dłoń do swoich ust by móc złożyć na niej kilka drobnych pocałunków. Zaraz po tym jednak przeniósł wzrok na buzię swojej lubej uśmiechając się do niej ciepło. Był w stanie dostrzec w jej oczach tę niepewność spowodowaną wyborem kierunku, w którym pójdzie.
- Zrób sobie razem ze mną tę krótką przerwą. - Zamruczał cicho i wręcz błagalnie uśmiechając się do niej przy tym. Jakby nie patrzeć studia mogą zacząć w każdej chwili, a im obojgu przydała by się chwila odpoczynku od nauki, szkoły i wszystkiego co z tym związane. Oczywiście był świadom, że może dziewczyna będzie chciała kontynuować naukę od razu.
Nie zamierzał jej też na siłę przekonywać. Wtulił się w jej kruche ciałko i przymrużył zmęczone oczy.
- Znajdziemy sobie pracę, na spokojnie zastanowisz się nad tym co masz robić, bez pośpiechu. Będziemy mogli się sobą nacieszyć, będziemy zwiedzać różne ciekawe miejsca, codziennie będę Ci przyrządzał romantyczne kolacje... - Wymieniał tak jeszcze przez chwilę jakby miał nadzieję, że to przekona puchonkę do tej przerwy. Mógłby tak wymieniać na prawdę długo gdyby to choć trochę przekonało blondynkę. Pocałował przelotnie jej mały nosek i posłał w jej stronę jeden ze swoich filuternych uśmieszków. Nie przejął się nawet tym, że te jego wyliczanki mogły też zabrzmieć jako oświadczyny.
Re: Dziedziniec główny
Posłała mu pytające spojrzenie. Jak to nie podejmować żadnej decyzji? Można tak? Najchętniej przeżyłaby swoje całe życie bez tych ciągłych wyborów. Wybierz przedmioty, wybierz propozycje, wybierz studia... Za każdym razem kiedy ktoś każe jej wybierać ma wrażenie, że wybiera tą gorszą opcję. Nie może też wybrać dwóch kierunków, bo nie da sobie zwyczajnie rady. Planuje też pracować na siebie, więc jej czas będzie wysoce ograniczony. Dorosłe życie wita z otwartymi ramionami. Jego oferta zaczęła być niezwykle kusząca. Rok przerwy? Nie, to za długo. No, ale zawsze może zacząć studia w drugim semestrze, prawda? Uczelnie oferowały taką opcję, jeśli nadrobi się pierwszy semestr. A ona była naprawdę pracowitą osobą i gdyby się uparła zapewne bez większych trudności nadrobiłaby semestr. Przecież to nie tak dużo!
- Kusisz, oj strasznie kusisz... - przechyliła nieco głowę. Kolejna opcja do wachlarzu opcji. Najbardziej korzystna, najbardziej atrakcyjna. Szkoda tylko, że mama będzie w stanie ją udusić gołymi rękami. Musiała skonsultować się z Audrey przed pojęciem jakichkolwiek decyzji. Ruda będzie wiedzieć lepiej. Przynajmniej zawsze wiedziała lepiej co i jak.
- Muszę to wszystko omówić z Rudą, ale zaszyła się w tych Waszych lochach i nijak nie da się jej stamtąd wyciągnąć. Wszyscy tam jakoś przepadacie na długo... - pożaliła się zostawiając na jego czole ciepłego buziaka. Ona tyle czasu w Pokoju Wspólnym nie spędzała. Głównie to trenowała, albo szkicowała w Wielkiej Sali jedząc coś w międzyczasie. I chodziła niemalże na wszystkie zajęcia. A lekcje odrabiała w bibliotece. Jakoś wizja przesiadywania na kanapie w Pokoju Wspólnym nie była interesującą wizją.
- Dam Ci znać co i jak, jak sama najpierw się dowiem. Wiesz, może być drobny problem z moją mamą. - wzruszyła ramionami. Powinien zrozumieć. Jej matka była mugolką, żyła w innym świecie, ale przekonana była święcie, że problem bezrobocia istnieje też w świecie czarodziejów i szybkie studia uchronią jej pociechy przed tym zjawiskiem. Cóż, może i w świecie czarodziejów bezrobocie istniało, ale prawie tylko z wyboru. Świat czarodziejów miał się o wiele lepiej niż mugolska rzeczywistość. O wiele lepiej było to wszystko zorganizowane. Miejsca pracy były, opcje dla młodocianych były. Tyle, że najpierw Ci młodociani muszą wiedzieć czego w życiu chcą. I w tym tkwił największy problem.
- Kusisz, oj strasznie kusisz... - przechyliła nieco głowę. Kolejna opcja do wachlarzu opcji. Najbardziej korzystna, najbardziej atrakcyjna. Szkoda tylko, że mama będzie w stanie ją udusić gołymi rękami. Musiała skonsultować się z Audrey przed pojęciem jakichkolwiek decyzji. Ruda będzie wiedzieć lepiej. Przynajmniej zawsze wiedziała lepiej co i jak.
- Muszę to wszystko omówić z Rudą, ale zaszyła się w tych Waszych lochach i nijak nie da się jej stamtąd wyciągnąć. Wszyscy tam jakoś przepadacie na długo... - pożaliła się zostawiając na jego czole ciepłego buziaka. Ona tyle czasu w Pokoju Wspólnym nie spędzała. Głównie to trenowała, albo szkicowała w Wielkiej Sali jedząc coś w międzyczasie. I chodziła niemalże na wszystkie zajęcia. A lekcje odrabiała w bibliotece. Jakoś wizja przesiadywania na kanapie w Pokoju Wspólnym nie była interesującą wizją.
- Dam Ci znać co i jak, jak sama najpierw się dowiem. Wiesz, może być drobny problem z moją mamą. - wzruszyła ramionami. Powinien zrozumieć. Jej matka była mugolką, żyła w innym świecie, ale przekonana była święcie, że problem bezrobocia istnieje też w świecie czarodziejów i szybkie studia uchronią jej pociechy przed tym zjawiskiem. Cóż, może i w świecie czarodziejów bezrobocie istniało, ale prawie tylko z wyboru. Świat czarodziejów miał się o wiele lepiej niż mugolska rzeczywistość. O wiele lepiej było to wszystko zorganizowane. Miejsca pracy były, opcje dla młodocianych były. Tyle, że najpierw Ci młodociani muszą wiedzieć czego w życiu chcą. I w tym tkwił największy problem.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Dziedziniec główny
Wizja spędzenia wakacji z Franky była naprawdę interesująca. Z całą pewnością by się nie nudzili, a z pracą wcale nie byłoby tak ciężko. Zawsze można pociągnąć tu i ówdzie za sznurki w znajomościach tatusia i może by się coś znalazło. Ale z drugiej strony jednak młodzieniec nie miał w zamiaru przyjmowania pomocy od ojczulka, o nie. Oczywiście podejrzewał, że mama blondynki miała by ku temu spore zastrzeżenia, ale gdyby zauważyła, że jednak im się udaje to pewnie z czasem zmieniła by zdanie. Do wszystkiego się ludzie z czasem przyzwyczajają. Posłał więc w stronę puchonki jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów.
- Porozmawiaj z nią na spokojnie, a mamę pewnie też jakoś udałoby się przekonać. - Odpowiedział po krótkiej chwili namysłu i przymrużył oczy wtulając się w ramie blondynki. Znikają w lochach? No cóż, musiał przyznać, że on sam lubił przebywać w pokoju wspólnym. Tam panowała zupełnie inna atmosfera niż w całej reszcie zamkowych pomieszczeń, korytarzy. Zaszywał się tam dość często, ale na dłuższą metę i to jest nudne.
Aiden jak najbardziej rozumiał, że z matką blondynki może nie być tak łatwo. Mają jednak jeszcze trochę czasu. Jeśli oboje będą chcieli tej przerwy to i matkę da się w końcu jakoś przekonać. Trzeba być dobrej myśli, ot tyle.
- Najpierw Ty się nad tym zastanów, a jak podejmiesz decyzję to wtedy pomyślimy nad resztę. - Tudzież miał na myśli właśnie jej mamę. Cmoknął przelotnie policzek blondynki by zaraz po tym znów choć trochę się do niej przytulić. Och tak, w końcu przytulania było takie fajne.
- Porozmawiaj z nią na spokojnie, a mamę pewnie też jakoś udałoby się przekonać. - Odpowiedział po krótkiej chwili namysłu i przymrużył oczy wtulając się w ramie blondynki. Znikają w lochach? No cóż, musiał przyznać, że on sam lubił przebywać w pokoju wspólnym. Tam panowała zupełnie inna atmosfera niż w całej reszcie zamkowych pomieszczeń, korytarzy. Zaszywał się tam dość często, ale na dłuższą metę i to jest nudne.
Aiden jak najbardziej rozumiał, że z matką blondynki może nie być tak łatwo. Mają jednak jeszcze trochę czasu. Jeśli oboje będą chcieli tej przerwy to i matkę da się w końcu jakoś przekonać. Trzeba być dobrej myśli, ot tyle.
- Najpierw Ty się nad tym zastanów, a jak podejmiesz decyzję to wtedy pomyślimy nad resztę. - Tudzież miał na myśli właśnie jej mamę. Cmoknął przelotnie policzek blondynki by zaraz po tym znów choć trochę się do niej przytulić. Och tak, w końcu przytulania było takie fajne.
Re: Dziedziniec główny
O pracę się nie martwiła, bo wiedziała, że czarodziej prowadzący Dziurawy Kocioł bez większego zastanowienia zatrudni ją na pełny etat. W końcu pracowała już u niego w ostatnie wakacje i pracodawca nie ukrywał zadowolenia z pracy Franky. Nawet sam kazał jej się zgłosić po Hogwarcie! Najbardziej jednak martwiłaby ją reakcja mamy, która zapewne zaczęłaby głosić swój wykład pt. "Życie sobie zmarnujesz" o każdej porze dnia i nocy doprowadzając tym blondynkę do istnego szału.
- Pomyślę, bo to naprawdę kusząca oferta. Chyba bardziej kusząca niż uniwersytet Dumbledore'a. - uśmiechnęła się szeroko. Nie przyzna się, że jeszcze liczyła na jakieś oferty ze strony drużyn, bo wyszłaby na idiotkę. Gdyby była brana pod uwagę już dawno dostałaby list. Jak na razie z tego co wiedziała nikt listu nie dostał. Najwidoczniej wszyscy byli jeszcze na tyle zieloni w Qudditcha, że żaden z "łowców talentów" nie wziął ich pod uwagę.
- A tak poza tym to co u Ciebie słychać? - zagaiła sympatycznym tonem, a jedna z jej dłoni znalazła się w jego włosach robiąc mu przy okazji większy artystyczny nieład niż ten który gościł dotychczas. Ze swego rodzaju zadowoleniem spojrzała na fryzurę Ślizgona, a jej dłoń zjechała trochę niżej na jego kark i delikatnie zaczęła muskać jego skórę opuszkami palców.
- Pomyślę, bo to naprawdę kusząca oferta. Chyba bardziej kusząca niż uniwersytet Dumbledore'a. - uśmiechnęła się szeroko. Nie przyzna się, że jeszcze liczyła na jakieś oferty ze strony drużyn, bo wyszłaby na idiotkę. Gdyby była brana pod uwagę już dawno dostałaby list. Jak na razie z tego co wiedziała nikt listu nie dostał. Najwidoczniej wszyscy byli jeszcze na tyle zieloni w Qudditcha, że żaden z "łowców talentów" nie wziął ich pod uwagę.
- A tak poza tym to co u Ciebie słychać? - zagaiła sympatycznym tonem, a jedna z jej dłoni znalazła się w jego włosach robiąc mu przy okazji większy artystyczny nieład niż ten który gościł dotychczas. Ze swego rodzaju zadowoleniem spojrzała na fryzurę Ślizgona, a jej dłoń zjechała trochę niżej na jego kark i delikatnie zaczęła muskać jego skórę opuszkami palców.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Dziedziniec główny
Pokiwał ze zrozumieniem głową na słowa puchonki. Dla niego ta propozycja była równie kusząca i byłby najprawdopodobniej najszczęśliwszym mężczyzną na świecie gdyby doszło do jej realizacji. Zamruczał cicho czując delikatną dłoń blondynki we włosach. Jakże kojący był jej dotyk. Sprawił, że choć na chwilę zapomniał o minionej rozmowie z gryfonką. Uchylił leniwie oczy i odchylił się odrobinę by móc spokojnie spojrzeć na blondynkę.
- Za dużo by opowiadać, poza tym nie ma sensu psuć nam obojgu humor. - Mruknął cicho i opuszkami palców błądził subtelnie po odzianych w ciepłą bluzę plecach Franky. Przysunął twarz do ramienia dziewuszki składając tam delikatny pocałunek. Jakże ta bluza była teraz nie potrzebna. Przeniósł wzrok ponownie na towarzyszkę i obserwował ją tym razem z najszczerszą powagą.
- Nie zawracajmy sobie głowy mną. Wolałbym jednak porozmawiać o nas Franky. - Najwyższy czas porozmawiać na ten temat. Znają się nie od dziś i już od dłuższego czasu młodzieniec zastanawiał się czy poruszyć ten temat czy nie. Nie odwracając wzroku od puchonki kontynuował.
- Życie jest kruche i nie warto tracić ani chwili szczęścia. Ja jestem szczęśliwy z Tobą. - Może dość krótkie, ale niezwykle szczere wyznanie wypłynęło z jego ust. Obserwował jej wyraz twarzy z każdym kolejnym słowem. - Nie zaproponowałbym tego wyjazdu pierwszej lepszej dziewczynie. Proponuje to Tobie, bo cholernie mi na Tobie zależy. - I jestem w Tobie szaleńczo zakochany. Dodał już w myślach i pogładził dłonią jej delikatny policzek. Na takie wyznania dziś mu się zebrało i ani trochę tego nie żałował. Jakże by go uszczęśliwiła choć w połowie odwzajemniając jego uczucia.
- Za dużo by opowiadać, poza tym nie ma sensu psuć nam obojgu humor. - Mruknął cicho i opuszkami palców błądził subtelnie po odzianych w ciepłą bluzę plecach Franky. Przysunął twarz do ramienia dziewuszki składając tam delikatny pocałunek. Jakże ta bluza była teraz nie potrzebna. Przeniósł wzrok ponownie na towarzyszkę i obserwował ją tym razem z najszczerszą powagą.
- Nie zawracajmy sobie głowy mną. Wolałbym jednak porozmawiać o nas Franky. - Najwyższy czas porozmawiać na ten temat. Znają się nie od dziś i już od dłuższego czasu młodzieniec zastanawiał się czy poruszyć ten temat czy nie. Nie odwracając wzroku od puchonki kontynuował.
- Życie jest kruche i nie warto tracić ani chwili szczęścia. Ja jestem szczęśliwy z Tobą. - Może dość krótkie, ale niezwykle szczere wyznanie wypłynęło z jego ust. Obserwował jej wyraz twarzy z każdym kolejnym słowem. - Nie zaproponowałbym tego wyjazdu pierwszej lepszej dziewczynie. Proponuje to Tobie, bo cholernie mi na Tobie zależy. - I jestem w Tobie szaleńczo zakochany. Dodał już w myślach i pogładził dłonią jej delikatny policzek. Na takie wyznania dziś mu się zebrało i ani trochę tego nie żałował. Jakże by go uszczęśliwiła choć w połowie odwzajemniając jego uczucia.
Re: Dziedziniec główny
Widząc zadowolenie na jego twarzy nie mogła się szeroko nie uśmiechnąć i nie zostawić buziaka na jego czole. Był taki kochany! Gdyby mogła zagłaskałaby go na śmierć. No, ale na razie nie mogła, bo do tego potrzeba było czasu. Więc może jeśli zamieszkają razem... wróć. Mama. Blondynka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że łatwo nie będzie. Coś jednak postara się wykombinować. Byleby tylko nie musiała kłamać. Franks nie umiała kłamać nawet jeśli chciała. Ta sztuka była zdecydowanie ponad jej umiejętności. Dlatego też było widać jak na dłoni, że wręcz ubóstwia Williamsa.
- Jak będziesz chciał pogadać to powiedz... - zaoferowała się poważnym tonem patrząc na niego wesołym wzrokiem. Naprawdę mógł na nią liczyć. Bez większego wahania czy zastanowienia pomogłaby mu się uporać z problemem, gdyby tylko powiedział jej co go trapi. Nie chcąc jednak wychodzić na nadmiernie natrętną i ciekawską podchwyciła temat "o nas. Przechyliła nieco głowę uśmiechając się ciepło. Lubiła kiedy wypowiadał jej imię.
- Mnie też na Tobie zależy, Aiden, bo... chyba się w Tobie zakochałam. - powiedziała cicho patrząc mu głęboko w oczy z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, a na jej śnieżnobiałych policzkach pojawiły się delikatne rumieńce nieśmiałości. Opuszkami palców wciąż kreśliła wzory na karku chłopaka wpatrując się w niego i oczekując jego reakcji.
- Jak będziesz chciał pogadać to powiedz... - zaoferowała się poważnym tonem patrząc na niego wesołym wzrokiem. Naprawdę mógł na nią liczyć. Bez większego wahania czy zastanowienia pomogłaby mu się uporać z problemem, gdyby tylko powiedział jej co go trapi. Nie chcąc jednak wychodzić na nadmiernie natrętną i ciekawską podchwyciła temat "o nas. Przechyliła nieco głowę uśmiechając się ciepło. Lubiła kiedy wypowiadał jej imię.
- Mnie też na Tobie zależy, Aiden, bo... chyba się w Tobie zakochałam. - powiedziała cicho patrząc mu głęboko w oczy z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, a na jej śnieżnobiałych policzkach pojawiły się delikatne rumieńce nieśmiałości. Opuszkami palców wciąż kreśliła wzory na karku chłopaka wpatrując się w niego i oczekując jego reakcji.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Dziedziniec główny
Gradowe chmury zebrały się nad tą drobną, odrobinę nieogarniętą dziewczyną. Czuła się jak w kreskówce w której deszcz pada tylko na jedną osobę, a reszta wyleguje się w słońcu. Roweno dopomóż! Jej siostra. PIĘTNASTOLETNIA, a do tego bliźniacza siostra była w ciąży. To prawie tak jakby jej własny kwiat miał niebawem zamienić się w bulwę, a brzuch w kopiący we wszystkie strony bęben. I ta obojętność Nancy! Postradała rozum! No, postradała! Nigdy nie należała do najbardziej przyziemnych osób, ale żeby, aż tak?
- Wielkie nieba, o wielkie nieba! - westchnęła teatralnie przykładając rękę do czoła i łapiąc równowagę. Ostatnie wydarzenia sprawiały, że często traciła przytomność.. a przynajmniej udawała. Musiała dodać sprawom odrobinę dramatyzmu. W końcu nie po to naoglądała się tyle brazylijskich telenoweli.
- Och, Fernandro! Javier! Lucecito! Jestem w rozpaczy! Ciąży nade mną klątwa, a brzuchu gnieździ mi się bachorek! - załkała, przykładając ręce do piersi i odstawiając niemałe przedstawienie. Miała gdzieś, że na dziedzińcu, aż roi się od ludzi, a w kącie mizia się jakaś parka. Właściwie po to tutaj przyszła. Oczywiście, nie po to, żeby prezentować światu wyśmienite umiejętności aktorskie, ale żeby zachęcić ludzi do wspierania, a przede wszystkim zapoznania się z jej szlachetną akcją - "Schowaj dumę, daj wbić kły". Takie hasło nosiły ulotki, a także ankieta, którą dzierżyła w dłoniach i wciskała wszystkim, mijającym ją uczniom.
- Marcie, oddaj trochę krwi nic Ci nie zaszkodzi, a ty Mark? Wypełnij ankietę to może załatwię Ci randkę z jakąś zabójczo seksowną wampirzycą! - cisnęła chłopakowi w twarz zapełnionym pytaniami arkuszem, a nawet podarowała mugolski długopis. - No już, już. Bierz się do roboty! - klepnęła go w tyłek, popychając go w stronę pobliskiej ławki. Mężczyźni. Ze wszystkim ich trzeba ogarnąć.
- Wielkie nieba, o wielkie nieba! - westchnęła teatralnie przykładając rękę do czoła i łapiąc równowagę. Ostatnie wydarzenia sprawiały, że często traciła przytomność.. a przynajmniej udawała. Musiała dodać sprawom odrobinę dramatyzmu. W końcu nie po to naoglądała się tyle brazylijskich telenoweli.
- Och, Fernandro! Javier! Lucecito! Jestem w rozpaczy! Ciąży nade mną klątwa, a brzuchu gnieździ mi się bachorek! - załkała, przykładając ręce do piersi i odstawiając niemałe przedstawienie. Miała gdzieś, że na dziedzińcu, aż roi się od ludzi, a w kącie mizia się jakaś parka. Właściwie po to tutaj przyszła. Oczywiście, nie po to, żeby prezentować światu wyśmienite umiejętności aktorskie, ale żeby zachęcić ludzi do wspierania, a przede wszystkim zapoznania się z jej szlachetną akcją - "Schowaj dumę, daj wbić kły". Takie hasło nosiły ulotki, a także ankieta, którą dzierżyła w dłoniach i wciskała wszystkim, mijającym ją uczniom.
- Marcie, oddaj trochę krwi nic Ci nie zaszkodzi, a ty Mark? Wypełnij ankietę to może załatwię Ci randkę z jakąś zabójczo seksowną wampirzycą! - cisnęła chłopakowi w twarz zapełnionym pytaniami arkuszem, a nawet podarowała mugolski długopis. - No już, już. Bierz się do roboty! - klepnęła go w tyłek, popychając go w stronę pobliskiej ławki. Mężczyźni. Ze wszystkim ich trzeba ogarnąć.
Re: Dziedziniec główny
Joel akurat wracał wraz z Audrey do szkoły, kiedy na dziedzińcu zrobiło się małe zamieszanie. Podszedł więc bliżej, a gdy ujrzał, że jego główną bohaterką jest Polly, westchnął ciężko. Nie podszedł do niej jednak, ponieważ najpierw poczuł się w obowiązku, by Ślizgonka trafiła do dormitorium bez przeszkód. Tak jak jej obiecał nad jeziorem.
Słowa dotrzymał i dopiero potem ponownie z czystym sumieniem opuścił zamek, chcąc sprawdzić na jaki tym razem pomysł wpadła młodsza od niego Krukonka. Frayne czasami miał wrażenie, że tiara ma spaczone poczucie humoru, sprowadzając do Ravenclawu takie osoby. Takie czyli "dziwne". Jednak Baldwin biła na głowę i Scotta i wyalienowaną Lenę, czy nawet Audrey z Jeunesse razem wzięte. Po prostu była szczególnym przypadkiem, chyba najbardziej pokręconym, z jakim miał do czynienia przez swoje siedemnaście lat życia. Wiedział też, że jest chyba jedną z nielicznych osób, które lubiły tę istotę prosto z serca i nie ciosały jej kołków na głowie za każdą głupią myśl a wręcz przeciwnie - wtórowały jej w głupkowatych rozmowach. W końcu chłopak niespodziewanie złapał blondynkę za ramiona i zaprowadził do pobliskiej ławki.
- Polly, moja droga, co Ty wyprawiasz tym razem? - spytał wpatrując się z jawnym zainteresowaniem w twarz dziewczyny.
Słowa dotrzymał i dopiero potem ponownie z czystym sumieniem opuścił zamek, chcąc sprawdzić na jaki tym razem pomysł wpadła młodsza od niego Krukonka. Frayne czasami miał wrażenie, że tiara ma spaczone poczucie humoru, sprowadzając do Ravenclawu takie osoby. Takie czyli "dziwne". Jednak Baldwin biła na głowę i Scotta i wyalienowaną Lenę, czy nawet Audrey z Jeunesse razem wzięte. Po prostu była szczególnym przypadkiem, chyba najbardziej pokręconym, z jakim miał do czynienia przez swoje siedemnaście lat życia. Wiedział też, że jest chyba jedną z nielicznych osób, które lubiły tę istotę prosto z serca i nie ciosały jej kołków na głowie za każdą głupią myśl a wręcz przeciwnie - wtórowały jej w głupkowatych rozmowach. W końcu chłopak niespodziewanie złapał blondynkę za ramiona i zaprowadził do pobliskiej ławki.
- Polly, moja droga, co Ty wyprawiasz tym razem? - spytał wpatrując się z jawnym zainteresowaniem w twarz dziewczyny.
Re: Dziedziniec główny
- NIE WIESZ CO TO JEST WAMPIR?! - Polly złapała za ramiona jakąś drugoroczną uczennicę i potrząsnęła nią niczym grzechotką. Właściwie to próbowała wytrząsać z niej informacje i pobudzić jej szare komórki do myślenia. Ignorantka.
- Mała jesteś i będziesz potrzebowała zgody rodziców. Podaj ich imiona to osobiście wyślę do nich sowy. Patrz jaki zaszczyt Cię kopnął. - pacnęła dziewczynkę przez łeb i wyjęła z kieszeni małej, przewieszonej przez ramię torebki, nierozłączny notes. W prędkości światła zanotowała dane osobowe opiekunów dziewczyny i dała jej dodatkowe ulotki, prosząc, żeby rozdała je koleżankom z dormitorium. Dzieci z pokolenia na pokolenie naprawdę robiły się coraz głupsze. Widząc, że Mark zamiast wypełniać ankiety zagaduje jakąś Gryfonkę i koło nosa latają mu losy niewinnych krwiopjców, spięła wszystkie mięśnie i z miną zabójcy podkasała rękawki kremowego sweterka. Rączki zacisnęła w pięści i już ruszała w jego kierunku, żeby zadać mu zasłużony cios, kiedy ktoś złapał ją za ramię i skutecznie odwiódł ją od tego zamiaru.
Polly, moja droga, co Ty wyprawiasz tym razem?
- Joel, koleżko, nie gadaj tylko wypełniaj ankietę i pomóż mi rozdawać ulotki. Mam poparcie dyrektora i chcę założyć bank krwi. Jak chcesz mogę załatwić Ci ciepłą posadkę. Chcesz, Jo? - zaćwierkotała na jednym wydechu, obładowując chłopaka stosem papierów. Naprawdę lubiła tego Krukona. Zawsze był dla niej miły i wyrażał się przychylnie o jej szalonych pomysłach.
- Dobrze widzieć bratnią duszę, ale ty coś mizernie wyglądasz biedaczku. Nancy wspomniała coś o nieprzychylnych wpływach Marsa względem przystojnych chłopców. A ty zaliczasz się do takich, prawda? - poklepała go po twarzy, a wyjmując z kieszeni spódniczki czarny marker wymalowała mu na policzku wielkie serce z napisem "i'm a vampire lover!" .
- Mała jesteś i będziesz potrzebowała zgody rodziców. Podaj ich imiona to osobiście wyślę do nich sowy. Patrz jaki zaszczyt Cię kopnął. - pacnęła dziewczynkę przez łeb i wyjęła z kieszeni małej, przewieszonej przez ramię torebki, nierozłączny notes. W prędkości światła zanotowała dane osobowe opiekunów dziewczyny i dała jej dodatkowe ulotki, prosząc, żeby rozdała je koleżankom z dormitorium. Dzieci z pokolenia na pokolenie naprawdę robiły się coraz głupsze. Widząc, że Mark zamiast wypełniać ankiety zagaduje jakąś Gryfonkę i koło nosa latają mu losy niewinnych krwiopjców, spięła wszystkie mięśnie i z miną zabójcy podkasała rękawki kremowego sweterka. Rączki zacisnęła w pięści i już ruszała w jego kierunku, żeby zadać mu zasłużony cios, kiedy ktoś złapał ją za ramię i skutecznie odwiódł ją od tego zamiaru.
Polly, moja droga, co Ty wyprawiasz tym razem?
- Joel, koleżko, nie gadaj tylko wypełniaj ankietę i pomóż mi rozdawać ulotki. Mam poparcie dyrektora i chcę założyć bank krwi. Jak chcesz mogę załatwić Ci ciepłą posadkę. Chcesz, Jo? - zaćwierkotała na jednym wydechu, obładowując chłopaka stosem papierów. Naprawdę lubiła tego Krukona. Zawsze był dla niej miły i wyrażał się przychylnie o jej szalonych pomysłach.
- Dobrze widzieć bratnią duszę, ale ty coś mizernie wyglądasz biedaczku. Nancy wspomniała coś o nieprzychylnych wpływach Marsa względem przystojnych chłopców. A ty zaliczasz się do takich, prawda? - poklepała go po twarzy, a wyjmując z kieszeni spódniczki czarny marker wymalowała mu na policzku wielkie serce z napisem "i'm a vampire lover!" .
Re: Dziedziniec główny
Mógł się spodziewać, że tam gdzie jest Polly, nie ma spokoju. I nie mylił się ani odrobinę. Dziewczyna wydawała się być zakręcona jeszcze bardziej, niż zazwyczaj, a kiedy uraczyła go odpowiedzią, uniósł machinalnie brwi ku górze.
- Na Merlina! Co wy wszyscy macie z tymi wampirami? - spytał, wciskając dłonie do kieszeni kurtki. Jednak nie na długo. Zaraz potem został zmuszony je wyjąć dzięki stercie papierków, którymi obdarowała go Krukonka. Rzucił na nie okiem, ale nim zdążył zareagować, poczuł jak Polly dotyka go po policzku a potem kątem oka dostrzegł jak celuje w niego markerem. W momencie wypuścił ulotki, chwycił ostrożnie nadgarstek dziewczyny i dzięki temu w ostatniej chwili uchronił się przed napisem promującym jej kampanię.
- Polly... lubię swoje policzki takie jakie są. - posłał jej ciepły uśmiech, ale wiedząc, że Baldwin jest uparta jak osioł i nie odpuści, dodał z głośnym westchnieniem...
- Dam Ci swoją rękę, tam sobie popiszesz a potem specjalnie przejdę przez szkołę z podwiniętym rękawem, hm? Co Ty na to? Pod warunkiem, że Ty też dasz sobie coś napisać. - z niewielkim użyciem siły posadził blondynkę na ławce a sam zebrał walające się po ziemi ulotki. Joel usiadł obok dziewczyny, odkładając pobrudzone papierki na bok, po czym rozejrzał się po dziedzińcu i twarzach wyraźnie zaskoczonych przedstawieniem przechodniów.
- Posiedzisz tutaj ze mną chwilę bez biegania od ludzi do ludzi? - wiedział, że rozmawiając z Polly, trzeba mówić jak do dziecka, jednocześnie nie dając jej do zrozumienia, że jest głupiutka i dziecinna.
- Na Merlina! Co wy wszyscy macie z tymi wampirami? - spytał, wciskając dłonie do kieszeni kurtki. Jednak nie na długo. Zaraz potem został zmuszony je wyjąć dzięki stercie papierków, którymi obdarowała go Krukonka. Rzucił na nie okiem, ale nim zdążył zareagować, poczuł jak Polly dotyka go po policzku a potem kątem oka dostrzegł jak celuje w niego markerem. W momencie wypuścił ulotki, chwycił ostrożnie nadgarstek dziewczyny i dzięki temu w ostatniej chwili uchronił się przed napisem promującym jej kampanię.
- Polly... lubię swoje policzki takie jakie są. - posłał jej ciepły uśmiech, ale wiedząc, że Baldwin jest uparta jak osioł i nie odpuści, dodał z głośnym westchnieniem...
- Dam Ci swoją rękę, tam sobie popiszesz a potem specjalnie przejdę przez szkołę z podwiniętym rękawem, hm? Co Ty na to? Pod warunkiem, że Ty też dasz sobie coś napisać. - z niewielkim użyciem siły posadził blondynkę na ławce a sam zebrał walające się po ziemi ulotki. Joel usiadł obok dziewczyny, odkładając pobrudzone papierki na bok, po czym rozejrzał się po dziedzińcu i twarzach wyraźnie zaskoczonych przedstawieniem przechodniów.
- Posiedzisz tutaj ze mną chwilę bez biegania od ludzi do ludzi? - wiedział, że rozmawiając z Polly, trzeba mówić jak do dziecka, jednocześnie nie dając jej do zrozumienia, że jest głupiutka i dziecinna.
Re: Dziedziniec główny
Och, jakże ludzie nie doceniali tej przepięknej blondynki! Polly wcale nie była głupiutka jak się ostatnio większości wydawało. Jak na prawdziwego Kruka przystało ceniła wiedzę i świeciła wysokimi wynikami w nauce. Jej jedyną zgubą było wprost olbrzymie serce do którego upychała wszystkich, będąc jednocześnie niemożliwie naiwną. Tak, naiwność to kolejna cecha tej dziewczyny, która prowadziła z kolei do rzadko spotykanej dziecinności.
- Ja też je lubię! Są ekstra pucate! Ale dlaczego tak mówisz? Powiedziałam coś nie tak? - zamrugała kilkakrotnie, wpatrując się w towarzysza rozmarzonymi, szafirowymi tęczówkami. Jej długie, złote włosy, które sięgały dziewczynie do ud nadawały jej wygląd mugoskiej Roszpunki. Fakt, odrobinę rąbniętej, ale kto by się tam przejmował?
- Ach, tak, tak! Jasne. Możesz pisać gdzie tylko chcesz! Nogi, plecy, barki, palce! Może nawet jak mnie wymalujesz to będę bardziej przekonywująca? Możesz narysować mi dwa serduszka w miejscu tych dwóch kropek? - zapytała, entuzjastycznie machając długimi nogami i wskazując opuszką palca wskazującego bliznę na bladej szyi.
- Jasne, że posiedzę. Będę tylko krzyczeć, ok? - uśmiechnęła się szeroko, pozwalając by w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Jakby na potwierdzenie swoich słów, zaraz machnęła ręką w stronę Marka, sygnalizując, żeby oddał wypełnioną ankietę. - Dawaj to napaleńcu!
- Słuchaj Jo, powiedz mi.. bo zdaje się, że dziewczyny Cię bardzo lubią. Co prawda nie masz jeszcze zarostu, żeby kłaniały się przed tobą jak przed Hipogryfem, ale coś tam się kręci. Może mógłbyś wziąć trochę tych ulotek i powciskać je koleżankom, pomagając mi rozkręcić akcję? - mówiła śpiewającym, nienaturalnie wysokim głosem, zgarniając rękę chłopaka i podwinąwszy uprzednio rękaw jego koszulki, malowała mu na nadgarstku bransoletkę z kłów, wypisując dziwne, rymujące hasła typu "rób co chcesz i daj się zjeść".
- Ja też je lubię! Są ekstra pucate! Ale dlaczego tak mówisz? Powiedziałam coś nie tak? - zamrugała kilkakrotnie, wpatrując się w towarzysza rozmarzonymi, szafirowymi tęczówkami. Jej długie, złote włosy, które sięgały dziewczynie do ud nadawały jej wygląd mugoskiej Roszpunki. Fakt, odrobinę rąbniętej, ale kto by się tam przejmował?
- Ach, tak, tak! Jasne. Możesz pisać gdzie tylko chcesz! Nogi, plecy, barki, palce! Może nawet jak mnie wymalujesz to będę bardziej przekonywująca? Możesz narysować mi dwa serduszka w miejscu tych dwóch kropek? - zapytała, entuzjastycznie machając długimi nogami i wskazując opuszką palca wskazującego bliznę na bladej szyi.
- Jasne, że posiedzę. Będę tylko krzyczeć, ok? - uśmiechnęła się szeroko, pozwalając by w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Jakby na potwierdzenie swoich słów, zaraz machnęła ręką w stronę Marka, sygnalizując, żeby oddał wypełnioną ankietę. - Dawaj to napaleńcu!
- Słuchaj Jo, powiedz mi.. bo zdaje się, że dziewczyny Cię bardzo lubią. Co prawda nie masz jeszcze zarostu, żeby kłaniały się przed tobą jak przed Hipogryfem, ale coś tam się kręci. Może mógłbyś wziąć trochę tych ulotek i powciskać je koleżankom, pomagając mi rozkręcić akcję? - mówiła śpiewającym, nienaturalnie wysokim głosem, zgarniając rękę chłopaka i podwinąwszy uprzednio rękaw jego koszulki, malowała mu na nadgarstku bransoletkę z kłów, wypisując dziwne, rymujące hasła typu "rób co chcesz i daj się zjeść".
Re: Dziedziniec główny
Powiódł wzrokiem na miejsce wskazane przez dziewczynę. Dwie kropki na szyi, w równym odstępie o siebie nie oznaczały nic innego jak potwierdzenie plotek, że to panna Baldwin była jedną z ofiar krwiopijcy buszującego po szkole. Joel posłał dziewczynie pobłażliwe spojrzenie, po czym wziął od niej marker.
- Biedroneczko, powiedz mi, po co Ty to robisz? - zapytał, nim ostrożnie odgarnął włosy Polly z szyi, na której po chwili pojawiło się małe serduszko. A obok niego kolejne, większe, skoro sobie tego życzyła. Niestety Joel nie był jakoś szczególnie uzdolniony artystycznie, to też namalowane serduszka wyszły nieco koślawe.
- Pobawimy się w ciszę? - zaproponował, oddając jej pisak, po czym pomógł w podwinięciu rękawa od kurtki i swetra, a potem wyciągnął rękę do dziewczyny, odwracając głowę. Jakby nie chciał patrzeć co też za durne hasła pojawiają się na jego nadgarstku. Widać Krukonka przystała na jego propozycję, bo przez chwilę milczała... tylko przez chwilę.
- Przegrałaś, teraz musisz zrobić coś za karę. - pogroził jej teatralnie wskazującym palcem, analizując sobie w głowie kolejny potok słów wypływający z prędkością światła z ust dziewczyny. Czasami nie rozumiał czemu ludzie jej nie lubili. Może i była wyjątkowo roztrzepana, nie zważała na to co mówi, ale właśnie dzięki temu była jedyna w swoim rodzaju, taka specyficzna. Zwłaszcza jak powiedziała coś śmiesznego. Frayne pokręcił rozbawiony głową, widząc jak uparta jest ta istota siedząca obok.
- Nie ma sprawy, zobaczę co da się zrobić, a na razie zróbmy sobie przerwę w kampanii. - zerknął na bazgroły zdobiące jego rękę. Pewnie ktoś inny, na jego miejscu, zacząłby właśnie krzyczeć na ich autorkę, on jednak ze stoickim spokojem brnął w dalszą dyskusję.
- Od kiedy stałaś się taką fanką wampirów? Do niedawna zajmowałaś się pająkami, wcześniej jeszcze pegazami czy jednorożcami, no no, dorastasz panienko. - zmrużył oczy, przyglądając się kolejnym rysunkom wyrastającym na jego ręce jak grzyby po deszczu w lesie.
- Biedroneczko, powiedz mi, po co Ty to robisz? - zapytał, nim ostrożnie odgarnął włosy Polly z szyi, na której po chwili pojawiło się małe serduszko. A obok niego kolejne, większe, skoro sobie tego życzyła. Niestety Joel nie był jakoś szczególnie uzdolniony artystycznie, to też namalowane serduszka wyszły nieco koślawe.
- Pobawimy się w ciszę? - zaproponował, oddając jej pisak, po czym pomógł w podwinięciu rękawa od kurtki i swetra, a potem wyciągnął rękę do dziewczyny, odwracając głowę. Jakby nie chciał patrzeć co też za durne hasła pojawiają się na jego nadgarstku. Widać Krukonka przystała na jego propozycję, bo przez chwilę milczała... tylko przez chwilę.
- Przegrałaś, teraz musisz zrobić coś za karę. - pogroził jej teatralnie wskazującym palcem, analizując sobie w głowie kolejny potok słów wypływający z prędkością światła z ust dziewczyny. Czasami nie rozumiał czemu ludzie jej nie lubili. Może i była wyjątkowo roztrzepana, nie zważała na to co mówi, ale właśnie dzięki temu była jedyna w swoim rodzaju, taka specyficzna. Zwłaszcza jak powiedziała coś śmiesznego. Frayne pokręcił rozbawiony głową, widząc jak uparta jest ta istota siedząca obok.
- Nie ma sprawy, zobaczę co da się zrobić, a na razie zróbmy sobie przerwę w kampanii. - zerknął na bazgroły zdobiące jego rękę. Pewnie ktoś inny, na jego miejscu, zacząłby właśnie krzyczeć na ich autorkę, on jednak ze stoickim spokojem brnął w dalszą dyskusję.
- Od kiedy stałaś się taką fanką wampirów? Do niedawna zajmowałaś się pająkami, wcześniej jeszcze pegazami czy jednorożcami, no no, dorastasz panienko. - zmrużył oczy, przyglądając się kolejnym rysunkom wyrastającym na jego ręce jak grzyby po deszczu w lesie.
Re: Dziedziniec główny
- Oj, głuptasie, głuptasie! Zaraz Ci wszystko wytłumaczę! - odrzekła z szerokim uśmiechem, spoglądając na chłopaka odrobinę pobłażliwie. Ułożyła jego dłoń na swych udach i rozpościerając jego palce, zaczęła kreślić w jej wnętrzu jakieś skomplikowane wzory.
- Wtrącę tylko, że lubię jak nazywasz mnie biedroneczką. To takie miłe! Jeśli chcesz możesz zostać moją kluską albo kluseczką. Twoje policzki przywodzą mi na myśl właśnie kluski, a ja je bardzo lubię, tak jak Ciebie, Joel. - podniosła nań duże, okrągłe oczy, tykając go lekko palcem w klatkę piersiową. Dla zaczepki, ot tak.
Zanim rozpoczęła swoje długie tłumaczenia, wzięła kilka głębszych oddechów, starając przypomnieć sobie co takiego powiedziała poczciwemu Dyrektorowi i przyjaznemu Benedictowi. Swoją drogą musi go jeszcze gdzieś dorwać bo chce zobaczyć jak zmienia się w dziewczynę na jej oczach.
- To wielka tajemnica, ale ugryzł mnie wampir. Wiesz jak szukałam gniazda Akromantul w Zakazanym Lesie. Wtedy mnie uderzyło! - poderwała się z miejsca, rozkładając ramiona, chcąc przedstawić mu w ten sposób ogrom i powagę sytuacji. - Ta biedna istota zapewne przymierała głodem i posiliła się na mnie, doskonale znając tego konsekwencje. Jakże ja byłam głupia, nie przywiązując wagi do tych biednych stworzeń! One zawsze mnie potrzebowały! - przyłożyła rękę do piersi, odrzucając zamaszyście złote włosy, które śmignęły chłopakowi przed twarzą.
- A wtedy bum, łuf i puf! - tupnęła nogą i niespodziewanie klasnęła dłońmi Krukonowi przed oczami. Jej tęczówki świeciły się niczym dwa galeony, a w głosie dało się słyszeć prawdziwą pasję. Polly naprawdę miała w sobie ogromne pokłady współczucia dla wampirów i chciała im pomóc za wszelką cenę.
- Słuchaj i jak grom z jasnego nieba mnie olśniło! Pomyślałam, że będziemy pobierać krew od czarodziejów, zbierać ją do woreczków i dawać za darmo głodującym istotom nocy. Jestem pewna, że ten który mnie ugryzł nie może pozbierać się z wyrzutów sumienia jakie go dręczą. - wygięła herbaciane wargi w podkówkę i objęła szyję chłopaka ramionami, ściskając ją z całej siły. Miała tylko nadzieję, że go nie udusiła. Ostatnio dużo rzeczy zwaliło jej się na głowę - kampania, ciąża Nancy, bójka z Jamesem, szlaban od Scotta. A taki uścisk jest dobry na wszystko, nie?
- Przyjmę każdą karę o ile wymyślisz coś interesującego! - odrzekła radośnie, ponownie siadając przy chłopaku, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Doprawdy jeszcze chwilę temu odstawiała dramatyczne przedstawienie, a teraz machała nogami, ciesząc się niczym małe słoneczko. Zmienna była jak pogoda.
- Chyba stać Cię na jakieś super przygody co, Kluska?
- Wtrącę tylko, że lubię jak nazywasz mnie biedroneczką. To takie miłe! Jeśli chcesz możesz zostać moją kluską albo kluseczką. Twoje policzki przywodzą mi na myśl właśnie kluski, a ja je bardzo lubię, tak jak Ciebie, Joel. - podniosła nań duże, okrągłe oczy, tykając go lekko palcem w klatkę piersiową. Dla zaczepki, ot tak.
Zanim rozpoczęła swoje długie tłumaczenia, wzięła kilka głębszych oddechów, starając przypomnieć sobie co takiego powiedziała poczciwemu Dyrektorowi i przyjaznemu Benedictowi. Swoją drogą musi go jeszcze gdzieś dorwać bo chce zobaczyć jak zmienia się w dziewczynę na jej oczach.
- To wielka tajemnica, ale ugryzł mnie wampir. Wiesz jak szukałam gniazda Akromantul w Zakazanym Lesie. Wtedy mnie uderzyło! - poderwała się z miejsca, rozkładając ramiona, chcąc przedstawić mu w ten sposób ogrom i powagę sytuacji. - Ta biedna istota zapewne przymierała głodem i posiliła się na mnie, doskonale znając tego konsekwencje. Jakże ja byłam głupia, nie przywiązując wagi do tych biednych stworzeń! One zawsze mnie potrzebowały! - przyłożyła rękę do piersi, odrzucając zamaszyście złote włosy, które śmignęły chłopakowi przed twarzą.
- A wtedy bum, łuf i puf! - tupnęła nogą i niespodziewanie klasnęła dłońmi Krukonowi przed oczami. Jej tęczówki świeciły się niczym dwa galeony, a w głosie dało się słyszeć prawdziwą pasję. Polly naprawdę miała w sobie ogromne pokłady współczucia dla wampirów i chciała im pomóc za wszelką cenę.
- Słuchaj i jak grom z jasnego nieba mnie olśniło! Pomyślałam, że będziemy pobierać krew od czarodziejów, zbierać ją do woreczków i dawać za darmo głodującym istotom nocy. Jestem pewna, że ten który mnie ugryzł nie może pozbierać się z wyrzutów sumienia jakie go dręczą. - wygięła herbaciane wargi w podkówkę i objęła szyję chłopaka ramionami, ściskając ją z całej siły. Miała tylko nadzieję, że go nie udusiła. Ostatnio dużo rzeczy zwaliło jej się na głowę - kampania, ciąża Nancy, bójka z Jamesem, szlaban od Scotta. A taki uścisk jest dobry na wszystko, nie?
- Przyjmę każdą karę o ile wymyślisz coś interesującego! - odrzekła radośnie, ponownie siadając przy chłopaku, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Doprawdy jeszcze chwilę temu odstawiała dramatyczne przedstawienie, a teraz machała nogami, ciesząc się niczym małe słoneczko. Zmienna była jak pogoda.
- Chyba stać Cię na jakieś super przygody co, Kluska?
Re: Dziedziniec główny
Wiedział, że nawet jeśliby zaprzeczył to Polly i tak dalej będzie nazywała go Kluseczką, dlatego nie protestował i tak już zostało. Był Kluseczką.
- Ja Ciebie też, Biedroneczko. - uśmiechnął się do niej, nie czując ukucia palcem. Wyjątkowo skupił się na rozmyślaniu, czym pozbędzie się wszystkich wzorków z ręki, wymalowanych czarnym markerem. Modlił się w duchu o zbawienie, o jakąś dobrą duszyczkę, która mu w tym pomoże, bo nie chciał paradować po zamku z hasłami głoszącymi wieczną miłość do wampirów.
Po pierwszych słowach Krukonki, ogarnął go pusty śmiech. Ach, biedna Polly... skoro uważała, że to tajemnica, nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu. To byłoby porównywalne do zaburzenia jej wiary w świętego Mikołaja czy wróżkę Zębuszkę, w którą - według niego - nadal wierzyła. Jednak w coś trzeba wierzyć, prawda? Czasami taka wiara bywała lepsza i podtrzymująca człowieka przy życiu i swoich przekonaniach jednocześnie.
Słuchał z uwagą tego co blondynka miała mu do przekazania, odsuwając się intuicyjnie w tył, gdy to ni stąd ni zowąd zaczęła machać mu rękami przed nosem. Nie widziało mu się ani trochę oberwanie tą kościstą rączką w nos, oko czy policzek. Nim zorientował się, że dziewczyna zakończyła swoją imponującą przemowę, poczuł, jak nagle brakuje mu powietrza i jakoś tak oślepł, nakryty burzą jej miękkich blond włosów. Niepewnie poklepał Polly po plecach, nie siląc się na jakiś większy gest czułości wobec niej. Ostatnim czego chciał, to wojna z Charlsem, jej chłopakiem, a przy okazji z Audrey, z którą dopiero co naprawił swoją relację. Dziewczyna usiadła obok niego równie szybko, co uwiesiła mu się na szyi a on jedynie podrapał się zdezorientowany po głowie, wpatrując się w nią szarymi tęczówkami.
- Nie sądzisz, że wampiry poradzą sobie same a krew się przyda normalnym ludziom? Może byłaś tylko przypadkiem, Biedroneczko? Chyba nie powinnaś sobie zaprzątać główki takimi sprawami, co? Ten wampir pewnie teraz zapomniał, że Cię ugryzł. - wydusił z siebie w końcu kilka słów podsumowania, wzmiankę o karze i przygodach komentując krótkim "pożyjemy, zobaczymy". Rozmowy z niebieską Baldwin wymagały niesamowitego opanowania i siły, bo nadążenie za nią graniczyło z cudem.
- Ja Ciebie też, Biedroneczko. - uśmiechnął się do niej, nie czując ukucia palcem. Wyjątkowo skupił się na rozmyślaniu, czym pozbędzie się wszystkich wzorków z ręki, wymalowanych czarnym markerem. Modlił się w duchu o zbawienie, o jakąś dobrą duszyczkę, która mu w tym pomoże, bo nie chciał paradować po zamku z hasłami głoszącymi wieczną miłość do wampirów.
Po pierwszych słowach Krukonki, ogarnął go pusty śmiech. Ach, biedna Polly... skoro uważała, że to tajemnica, nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu. To byłoby porównywalne do zaburzenia jej wiary w świętego Mikołaja czy wróżkę Zębuszkę, w którą - według niego - nadal wierzyła. Jednak w coś trzeba wierzyć, prawda? Czasami taka wiara bywała lepsza i podtrzymująca człowieka przy życiu i swoich przekonaniach jednocześnie.
Słuchał z uwagą tego co blondynka miała mu do przekazania, odsuwając się intuicyjnie w tył, gdy to ni stąd ni zowąd zaczęła machać mu rękami przed nosem. Nie widziało mu się ani trochę oberwanie tą kościstą rączką w nos, oko czy policzek. Nim zorientował się, że dziewczyna zakończyła swoją imponującą przemowę, poczuł, jak nagle brakuje mu powietrza i jakoś tak oślepł, nakryty burzą jej miękkich blond włosów. Niepewnie poklepał Polly po plecach, nie siląc się na jakiś większy gest czułości wobec niej. Ostatnim czego chciał, to wojna z Charlsem, jej chłopakiem, a przy okazji z Audrey, z którą dopiero co naprawił swoją relację. Dziewczyna usiadła obok niego równie szybko, co uwiesiła mu się na szyi a on jedynie podrapał się zdezorientowany po głowie, wpatrując się w nią szarymi tęczówkami.
- Nie sądzisz, że wampiry poradzą sobie same a krew się przyda normalnym ludziom? Może byłaś tylko przypadkiem, Biedroneczko? Chyba nie powinnaś sobie zaprzątać główki takimi sprawami, co? Ten wampir pewnie teraz zapomniał, że Cię ugryzł. - wydusił z siebie w końcu kilka słów podsumowania, wzmiankę o karze i przygodach komentując krótkim "pożyjemy, zobaczymy". Rozmowy z niebieską Baldwin wymagały niesamowitego opanowania i siły, bo nadążenie za nią graniczyło z cudem.
Re: Dziedziniec główny
- Uf! Ale się zmęczyłam! Bycie aktorką to naprawdę ciężki kawałek chleba! Nie żebym nią była tylko wiesz.. przekonywanie uczniów potrafi zwalić z nóg. - westchnęła ciężko, wachlując się dłonią przed zaróżowioną twarzą. Siadając wygodniej na ławce, wyciągnęła nogi, splatając je w kostkach. Korzystając z chwili ciszy i natchnienia, narysowała sobie na udzie wielką, tańczącą kluskę, którą okalała serduszkami.
- Myślę, że nie. Przecież przede mną nadgryziono jakąś Ślizgonicę, a potem mnie.. tak prawie do cna, wiesz? Ale nic mi nie jest, to tylko otworzyło mi oczy. Jest tyle zwierząt, stworzeń i istot, które potrzebują mojego wsparcia. Kto im w końcu pomoże jak nie ja? Chyba tylko profesor Farinngton. - wzruszyła bezradnie ramionami, wciągając świeże powietrze do płuc. Układając usta w dzióbek rozejrzała się wokół i zwinnym ruchem machnęła różdżką, mrucząc pod nosem odpowiednie zaklęcie. W jednej chwili wszystkie wypełnione przez znajdujących się na dziedzińcu uczniów arkusze, znalazły się w jej drobnych rączkach. Pośpiesznie przejrzała je połowicznie, a jej mina nie zwiastowała niczego dobrego.
- Ignoranci! - fuknęła, wciskając plik kartek do kolorowej teczki, którą przyniosła ze sobą. Mimo niewielkiego niepowodzenia nie miała zamiaru się poddać, a właściwie to obudził się w niej nawet większy zapał. Już ona im wszystkim pokaże, gdzie niuchacze dołki kopią!
- Och! Wybacz mi Jo! Jestem taka zalatana, a głowę mam nieustannie w chmurach! - dodała rozmarzonym głosem, spoglądając z uśmiechem na rysunki wymalowane na jego ręce. To naprawdę miło z jego strony, że zaprezentuje poparcie dla jej kampanii całej szkole. Baldwin odnotowała sobie, że będzie musiała upichcić mu jakiegoś owocowego placuszka w podzięce!
- Powiedz mi co u Ciebie, hm? Ciągle gadamy tylko o mnie i o mnie, a ja chcę wiedzieć jak się sprawy mają z Tobą. Wspomniałam Ci już, że ten tydzień będzie wyjątkowo dobry dla przystojniaków? Może to idealna okazja, żeby rozruszać stare kości i odrobinę pobaraszkować, co? - rzuciła bezwstydnie, odwracając głowę w stronę swojego rozmówcy.
- Myślę, że nie. Przecież przede mną nadgryziono jakąś Ślizgonicę, a potem mnie.. tak prawie do cna, wiesz? Ale nic mi nie jest, to tylko otworzyło mi oczy. Jest tyle zwierząt, stworzeń i istot, które potrzebują mojego wsparcia. Kto im w końcu pomoże jak nie ja? Chyba tylko profesor Farinngton. - wzruszyła bezradnie ramionami, wciągając świeże powietrze do płuc. Układając usta w dzióbek rozejrzała się wokół i zwinnym ruchem machnęła różdżką, mrucząc pod nosem odpowiednie zaklęcie. W jednej chwili wszystkie wypełnione przez znajdujących się na dziedzińcu uczniów arkusze, znalazły się w jej drobnych rączkach. Pośpiesznie przejrzała je połowicznie, a jej mina nie zwiastowała niczego dobrego.
- Ignoranci! - fuknęła, wciskając plik kartek do kolorowej teczki, którą przyniosła ze sobą. Mimo niewielkiego niepowodzenia nie miała zamiaru się poddać, a właściwie to obudził się w niej nawet większy zapał. Już ona im wszystkim pokaże, gdzie niuchacze dołki kopią!
- Och! Wybacz mi Jo! Jestem taka zalatana, a głowę mam nieustannie w chmurach! - dodała rozmarzonym głosem, spoglądając z uśmiechem na rysunki wymalowane na jego ręce. To naprawdę miło z jego strony, że zaprezentuje poparcie dla jej kampanii całej szkole. Baldwin odnotowała sobie, że będzie musiała upichcić mu jakiegoś owocowego placuszka w podzięce!
- Powiedz mi co u Ciebie, hm? Ciągle gadamy tylko o mnie i o mnie, a ja chcę wiedzieć jak się sprawy mają z Tobą. Wspomniałam Ci już, że ten tydzień będzie wyjątkowo dobry dla przystojniaków? Może to idealna okazja, żeby rozruszać stare kości i odrobinę pobaraszkować, co? - rzuciła bezwstydnie, odwracając głowę w stronę swojego rozmówcy.
Re: Dziedziniec główny
Odetchnął z niemałą ulgą widząc jak Polly przerzuciła się na malowanie po swojej nodze. Widać uznała, że jego ręka jest już wystarczająco przyozdobiona i gotowa do szerzenia kampanii na szkolnych korytarzach. Wcisnął więc swobodnie dłonie do kieszeni kurtki.
- A nie uważasz, że to niebezpieczne? Wiesz, mogłaś zginąć. Wampiry są raczej bezwzględnymi stworzeniami i chyba nie docenią Twoich wysiłków. Poza tym sądzę, że preferują ciepłą krew, taką prosto z człowieka albo innego zwierzaka, a nie taką z woreczka foliowego. Polly, podziwiam Twoje dobre serduszko. Ale proszę, przestań szukać pomocy dla krwiopijców. Przerzuć się na bezdomne kotki, co Ty na to? Ludzie na pewno przyjaźniej na to zareagują... - powiedział spokojnie w momencie, gdy Krukonka uspokoiła się po wyraźnej porażce z ankietami i ulotkami. Pogłaskał ją przyjaźnie po głowie, odrobinkę zaskoczony jej kolejnym pytaniem.
- Oj Biedroneczko, nic nowego. Widziałem się dzisiaj z Audrey... w zasadzie wpadłem na nią przypadkiem, porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie i sprawy chyba mają się całkiem nieźle. - na samą myśl o Roshwel, uśmiechnął się szeroko a Polly chyba jako jedna z niewielu osób mniej więcej wiedziała o co chodzi. To znaczy przekształcił to odpowiednio na typową historię: spotykali się, a potem pokłócili i nie chcieli ze sobą rozmawiać, mimo pewnych uczuć, które wystąpiły w całej tej historii. Twierdził, że Baldwin to zrozumie i będzie umiała mu jakoś doradzić. Bo pomimo tego co prezentowała na co dzień, była mądrą istotą. Gdy musiała.
- I nie wiem co robić, bo jest dobrze, ale nie mogę zagwarantować, że sytuacja się nie powtórzy, rozumiesz? - spojrzał uważnie na blondynkę, dopiero teraz analizując to co zaszło nad jeziorem. Dziwił się, że taka krótka wymiana zdań potrafiła w kilka minut rozwiać wszelkie ciemne chmury, które zbierały się nad ich głowami przez dość długi okres czasu.
- A nie uważasz, że to niebezpieczne? Wiesz, mogłaś zginąć. Wampiry są raczej bezwzględnymi stworzeniami i chyba nie docenią Twoich wysiłków. Poza tym sądzę, że preferują ciepłą krew, taką prosto z człowieka albo innego zwierzaka, a nie taką z woreczka foliowego. Polly, podziwiam Twoje dobre serduszko. Ale proszę, przestań szukać pomocy dla krwiopijców. Przerzuć się na bezdomne kotki, co Ty na to? Ludzie na pewno przyjaźniej na to zareagują... - powiedział spokojnie w momencie, gdy Krukonka uspokoiła się po wyraźnej porażce z ankietami i ulotkami. Pogłaskał ją przyjaźnie po głowie, odrobinkę zaskoczony jej kolejnym pytaniem.
- Oj Biedroneczko, nic nowego. Widziałem się dzisiaj z Audrey... w zasadzie wpadłem na nią przypadkiem, porozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie i sprawy chyba mają się całkiem nieźle. - na samą myśl o Roshwel, uśmiechnął się szeroko a Polly chyba jako jedna z niewielu osób mniej więcej wiedziała o co chodzi. To znaczy przekształcił to odpowiednio na typową historię: spotykali się, a potem pokłócili i nie chcieli ze sobą rozmawiać, mimo pewnych uczuć, które wystąpiły w całej tej historii. Twierdził, że Baldwin to zrozumie i będzie umiała mu jakoś doradzić. Bo pomimo tego co prezentowała na co dzień, była mądrą istotą. Gdy musiała.
- I nie wiem co robić, bo jest dobrze, ale nie mogę zagwarantować, że sytuacja się nie powtórzy, rozumiesz? - spojrzał uważnie na blondynkę, dopiero teraz analizując to co zaszło nad jeziorem. Dziwił się, że taka krótka wymiana zdań potrafiła w kilka minut rozwiać wszelkie ciemne chmury, które zbierały się nad ich głowami przez dość długi okres czasu.
Re: Dziedziniec główny
Polly słuchała z uwagą przyjacielskiego rozmówcy, kiwając mu przytakująco głową. Jego słowa spływały po niej jak po kaczce, ale to nie dlatego, że go nie szanowała czy - broń Merlinie- nie lubiła! Nie, nie, nie! Uwielbiała go, tylko było za bardzo podekscytowana pomysłem i przyzwyczajona do ciągłego ściągania jej na ziemię przez innych. Oczywiście, doceniała ich wysiłki, ale lubiła tak sobie dryfować w chmurach.
- Ech, tam niebezpieczne! Życie trzeba brać pełnymi garściami i stawiać czoła wyzwaniom jakie stawia przed tobą los. Mi pod nos podstawił wygłodniałego wampira i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Teraz ja stawiam przed tobą propozycję ciepłej posadki i wsparcia tej szlachetnej kampanii. Tylko czy pokażesz na co Cię stać i otworzysz się na znaki, które aż roją się dookoła Ciebie. Podejmiesz tą grę? - mówiła spokojnie, lustrując go ciekawym i roziskrzonym spojrzeniem. Była naprawdę poważna i mówiła prosto z serca. Ona osobiście uwielbiała łamać szkolny regulamin i pakować się w tarapaty. Nie znosiła, gdy nie miała co robić i było jej nudno.
- Kotkom mogą pomóc mugole, Joel.. ja prowadzę jeszcze akcję 'Przygarnij Kuguchara". Jak chcesz mogę Ci załatwić plakietkę. To też swego rodzaju kotki. Jeśli zaś chodzi o to, że mógł mnie zabić, hm.. - powiodła paluszkiem po dolnej wardze w wyraźnym zamyśleniu. Zaraz jednak poderwała się z miejsca i machnęła różdżką na ciężką, tęczową teczkę. Ta wystrzeliła w powietrze i niczym wierny pies wędrowała za swoją właścicielką. Bycie czarownicą naprawdę miało swoje korzyści, niczego nie trzeba było dźwigać. - Jasne, że mógł, ale tego nie zrobił, a to świadczy tylko o dobroci jego serca. - uśmiechnęła się pogodnie zupełnie nie przejmując się faktem, że mogła z tego Zakazanego Lasu zwyczajnie nie wrócić. Do tej pory nie podziękowała temu centaurowi, który wyniósł ją na polane. Och! Tyle rzeczy do zrobienia, a tak mało czasu!
- z Audrey? Niesamowite, niesamowite. Moje czucie w kościach podpowiada mi, że dalej masz na nią chrapkę, kolego. Ciocia Polly zaraz wszystko wymyśli! W sensie znajdzie rozwiązanie, ale to już w pokoju wspólnym. Zaparzę Ci herbatkę z ziół, dobrze? Tak na uspokojenie bo mam zamiar tobą zdrowo potrząsnąć, Kluseczko! - pokiwała mu palcem przed nosem, żeby nie było, że go nie ostrzegała, a potem pociągnęła go za rękę, prowadząc w stronę wieży Ravenclaw.
- Ech, tam niebezpieczne! Życie trzeba brać pełnymi garściami i stawiać czoła wyzwaniom jakie stawia przed tobą los. Mi pod nos podstawił wygłodniałego wampira i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Teraz ja stawiam przed tobą propozycję ciepłej posadki i wsparcia tej szlachetnej kampanii. Tylko czy pokażesz na co Cię stać i otworzysz się na znaki, które aż roją się dookoła Ciebie. Podejmiesz tą grę? - mówiła spokojnie, lustrując go ciekawym i roziskrzonym spojrzeniem. Była naprawdę poważna i mówiła prosto z serca. Ona osobiście uwielbiała łamać szkolny regulamin i pakować się w tarapaty. Nie znosiła, gdy nie miała co robić i było jej nudno.
- Kotkom mogą pomóc mugole, Joel.. ja prowadzę jeszcze akcję 'Przygarnij Kuguchara". Jak chcesz mogę Ci załatwić plakietkę. To też swego rodzaju kotki. Jeśli zaś chodzi o to, że mógł mnie zabić, hm.. - powiodła paluszkiem po dolnej wardze w wyraźnym zamyśleniu. Zaraz jednak poderwała się z miejsca i machnęła różdżką na ciężką, tęczową teczkę. Ta wystrzeliła w powietrze i niczym wierny pies wędrowała za swoją właścicielką. Bycie czarownicą naprawdę miało swoje korzyści, niczego nie trzeba było dźwigać. - Jasne, że mógł, ale tego nie zrobił, a to świadczy tylko o dobroci jego serca. - uśmiechnęła się pogodnie zupełnie nie przejmując się faktem, że mogła z tego Zakazanego Lasu zwyczajnie nie wrócić. Do tej pory nie podziękowała temu centaurowi, który wyniósł ją na polane. Och! Tyle rzeczy do zrobienia, a tak mało czasu!
- z Audrey? Niesamowite, niesamowite. Moje czucie w kościach podpowiada mi, że dalej masz na nią chrapkę, kolego. Ciocia Polly zaraz wszystko wymyśli! W sensie znajdzie rozwiązanie, ale to już w pokoju wspólnym. Zaparzę Ci herbatkę z ziół, dobrze? Tak na uspokojenie bo mam zamiar tobą zdrowo potrząsnąć, Kluseczko! - pokiwała mu palcem przed nosem, żeby nie było, że go nie ostrzegała, a potem pociągnęła go za rękę, prowadząc w stronę wieży Ravenclaw.
Re: Dziedziniec główny
Czw Maj 30.
Obserwował z zaciekawieniem jak i miłością w oczach reakcje blondynki. Uśmiechnęła się, czyli najwyraźniej była zadowolona, tak? Co prowadziło do tego, że młodzieniec w tym momencie stał się niezwykle radosny. Temat wycieczki ustąpił miejsca wyznaniom uczuć tych dwojga. Najchętniej porwałby ją teraz w jakieś odosobnione miejsce by móc nacieszyć się nią najdłużej jak tylko mógł. Oczywiście wiedział, że mógłby porozmawiać z puchonki na temat Leanne, ale obawiał się, że coś się może między nimi zmienić. Pokiwał przecząco głową i pozostawiając kolejny temat w tyle i uśmiechnął się ciepło do blondynki. Franky obdarowała go tym samym uczuciem, co wprawiało go w błogi nastrój. Blondynka była jego i tylko jego. Pocałował ją, więc czule przykładając chłodną dłoń do jej policzka.
- To świetnie kochanie, ale to chyba mogłaś sobie darować. – Roześmiał się radośnie i stawiając blondynkę na nogi podniósł się z murku. Objął ją czule i składając drobny pocałunek na jej skroni ruszył razem z nią w stronę zamku. Obojgu im było już odrobinę zimno, a przecież nie mógł pozwolić by Franky się rozchorowała.
Obserwował z zaciekawieniem jak i miłością w oczach reakcje blondynki. Uśmiechnęła się, czyli najwyraźniej była zadowolona, tak? Co prowadziło do tego, że młodzieniec w tym momencie stał się niezwykle radosny. Temat wycieczki ustąpił miejsca wyznaniom uczuć tych dwojga. Najchętniej porwałby ją teraz w jakieś odosobnione miejsce by móc nacieszyć się nią najdłużej jak tylko mógł. Oczywiście wiedział, że mógłby porozmawiać z puchonki na temat Leanne, ale obawiał się, że coś się może między nimi zmienić. Pokiwał przecząco głową i pozostawiając kolejny temat w tyle i uśmiechnął się ciepło do blondynki. Franky obdarowała go tym samym uczuciem, co wprawiało go w błogi nastrój. Blondynka była jego i tylko jego. Pocałował ją, więc czule przykładając chłodną dłoń do jej policzka.
- To świetnie kochanie, ale to chyba mogłaś sobie darować. – Roześmiał się radośnie i stawiając blondynkę na nogi podniósł się z murku. Objął ją czule i składając drobny pocałunek na jej skroni ruszył razem z nią w stronę zamku. Obojgu im było już odrobinę zimno, a przecież nie mógł pozwolić by Franky się rozchorowała.
Strona 4 z 11 • 1, 2, 3, 4, 5 ... 9, 10, 11
Strona 4 z 11
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach