Dziedziniec główny
+39
Jamie Campbell
Ian Ames
Elena Tyanikova
Callum Castellani
William Greengrass
Christine Greengrass
Quinn Larivaara
Claire Annesley
Emily Bronte
Elsa de la Vega
Meredith Cooper
Cassidy Thomas
Lena Gregorovic
Anthony Wilson
Vin Xakly
Jane Halsey
Aiko Miyazaki
Hannah Wilson
Charles Wilson
Leanne Chatier
Joel Frayne
Polly Baldwin
Colette Roshwel
Aiden Williams
Gabriel Griffiths
Sasza Tiereszkowa
Aleksy Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Wyatt Walker
Audrey Roshwel
Noemi Cramer
James Scott
Malcolm McMillan
Blaise Harvin
María Velasquez
Mistrz Gry
Andrea Jeunesse
Suzanne Castellani
Brennus Lancaster
43 posters
Strona 5 z 11
Strona 5 z 11 • 1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11
Dziedziniec główny
First topic message reminder :
Kamienny plac szczególnie uwielbiany przez uczniów. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, z którego rozciąga się idealny widok na błonia i jezioro. Okolony niewysokim murkiem, a w niektórych miejscach nieco wyższą balustradą.
Kamienny plac szczególnie uwielbiany przez uczniów. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, z którego rozciąga się idealny widok na błonia i jezioro. Okolony niewysokim murkiem, a w niektórych miejscach nieco wyższą balustradą.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Dziedziniec główny
Czerwiec przyszedł niespodziewanie, niosąc za sobą deszczowe i pochmurne dni. Chatier nie spostrzegła się nawet, nim minęły dwa tygodnie od czasu jej przybycia do Hogwartu. Dla Francuzki przyzwyczajenie się do standardów szkockiej szkoły nie stanowiło większego problemu, nie brylowała nadzwyczajną wiedzą z zakresu magii, ale również nie pozostawała zanadto w tyle. Taki obrót sprawy zupełnie odpowiadał Gryfonce. Martwiła się jedynie o Jasmine, jej młodszą siostrę, której z trudem przychodziło nawiązywanie kontaktu z rówieśnikami. Lea nie wyglądała na osobę, która martwi się zanadto losem innych, a wręcz przeciwnie, rani ich bez skrupułów. Jeśli jednak chodziło o rodzinę, postawa dziewczyny zmieniała się całkowicie. Tak jak każdego dnia, tak i dzisiaj spotkała się ze swoją siostrą na dziedzińcu. Dziewczyny siedziały na kamiennym murku obserwując nadchodzące burzowe chmury i rozmawiając. Lea nie czuła zupełnie upływającego w towarzystwie młodszej siostry czasu. Jak na dwunastolatkę prezentowała się ponadprzeciętnym intelektem i rozwagą. Przekrzywione na piegowatym nosie okulary, zdradzały, że dziewczę, pomimo mądrości jaka biła z brązowych, sarnich oczu wciąż jest dzieckiem. Lea zmierzwiła jej włosy i pocałowała w policzek, kiedy ta stwierdziła, że musi napisać esej z Historii Magii. Gryfonka powiodła wzrokiem za oddalającą się Jasmine, wciąż lekko się uśmiechając. Żałowała, że w przyszłym roku nie będą się już tak często widywały. Chatier ogarniała panika na myśl, że za niemal trzy tygodnie skończy szkołę i będzie musiała zrobić coś ze swoim życiem, ale co? Dziewczyna przysunęła zgięte w kolanach nogi do reszty tułowia, podziwiając majaczące po granatowym niebie błyskawice. Podejrzewała, że już niedługo sowicie spadnie deszcz, jednakże nie ruszała się z miejsca nawet o milimetr.
Re: Dziedziniec główny
Weekend, a więc stój szkolny nie jest konieczny. Może właśnie za to najbardziej lubił weekendy? Za to, że był zwykłym Charliem, a nie prefektem Grffinforu? No i miał czas wolny. Oderwanie od esejów, notatek i książek, a to było mu naprawdę potrzebne. A najlepsze w weekendach było to, że mógł nosić swoje koszulki bez wyrzutów sumienia. Dlatego też dzisiaj miał na sobie zwykłe czarne bojówki i białą koszulkę z napisem: "Jestem metalem, ale w czarnym mi gorąco", na stopach stare, naprawdę stare i w dodatku tanie czarne trampki. Na głowie miał artystyczny, rudy nieład, a w kieszeni spodni na wszelki wypadek schowana była prefektowska odznaka. Tak na wszelki wypadek, gdyby jego zielone tęczówki zauważyły jakąś niesubordynację wobec szkolnego regulaminu w wykonaniu nie-Gryfona. Dłonie miał w kieszeniach, na nosie ciemne okulary. Pięknie, żyć nie umierać. Wyszedł sobie spokojnie na dziedziniec, po czym rozejrzał wokół. Widząc burzę blond włosów radośnie podszedł do dziewczyny i usiadł obok niej jak gdyby nigdy nic. Z góry założył, że to Polly. Dopiero będąc obok odnotował, że nie... Polly to ta tutaj zdecydowanie nie jest. Była... ładniejsza od Polly. I to sporo* ładniejsza. Posłał jej więc szeroki uśmiech.
- Cześć. Wiesz, że zaraz będzie padać? - wydusił z siebie podnosząc okulary do góry, tak, że trzymały się na jego głowie. W sumie no co tu kryć... męski instynkt nie pozwalał mu odejść, a zmysły zostały nieco otumanione urodą nieznajomej. Dlatego też został i próbował zagaić, bo czuł, że nie jest w stanie podnieść się i sobie iść. No i nie da się ukryć, że to by wyglądało bardzo ale to bardzo dziwnie.
* Polly, kochanie, wybacz <3
- Cześć. Wiesz, że zaraz będzie padać? - wydusił z siebie podnosząc okulary do góry, tak, że trzymały się na jego głowie. W sumie no co tu kryć... męski instynkt nie pozwalał mu odejść, a zmysły zostały nieco otumanione urodą nieznajomej. Dlatego też został i próbował zagaić, bo czuł, że nie jest w stanie podnieść się i sobie iść. No i nie da się ukryć, że to by wyglądało bardzo ale to bardzo dziwnie.
* Polly, kochanie, wybacz <3
Re: Dziedziniec główny
Chmury kłębiły się na niebie, zapowiadając ostrą ulewę. Zerwał się też lekki wiatr, który rozwiewał rozpuszczone włosy Gryfonki. Zrobiło się znacznie chłodniej, a na jasnej skórze Lei pojawiła się ledwie widoczna, gęsia skórka. Bądź co bądź, jeansowe ciemne szorty i bordowa koszulka z Herbem Gryffindoru nie stanowiły najlepszej ochrony przed zimnem. Szarooka drgnęła, słysząc ton nieznajomego, nawet nie spostrzegła kiedy koło niej usiadł. Zlustrowała chłopaka uważnym spojrzeniem, zagryzając dolną wargę. Widziała go czasem przemierzającego Pokój Wspólny Gryfonów, zawsze uśmiechnięty i wyglądający na prawdziwie szczęśliwego spełnionego człowieka. Dziewczyna westchnęła, widząc entuzjazm wymalowany na twarzy zielonookiego.
- Skoro zaraz lunie, to co tutaj robisz? - Jej głos był miękki, ale lekko ochrypły, a francuski akcent, wyraźnie słyszalny. Dziewczyna poprawiła czarny melonik zsuwający się z jej głowy, spoglądając na wytarte, niegdyś czarne trampki. Po chwili przeniosła spojrzenie na nieznajomego, a jej karminowe wargi wykrzywił delikatny uśmiech. Błyskało się coraz częściej, a pomruki grzmotów rozchodziły się po zielonych błoniach.
- Jesteś Prefektem Naczelnym, zgadza się? - przekrzywiła głowę, patrząc nań z ukosa - Jestem Lea - przedstawiła się krótko, odgarniając za ucho kosmyk włosów.
- Skoro zaraz lunie, to co tutaj robisz? - Jej głos był miękki, ale lekko ochrypły, a francuski akcent, wyraźnie słyszalny. Dziewczyna poprawiła czarny melonik zsuwający się z jej głowy, spoglądając na wytarte, niegdyś czarne trampki. Po chwili przeniosła spojrzenie na nieznajomego, a jej karminowe wargi wykrzywił delikatny uśmiech. Błyskało się coraz częściej, a pomruki grzmotów rozchodziły się po zielonych błoniach.
- Jesteś Prefektem Naczelnym, zgadza się? - przekrzywiła głowę, patrząc nań z ukosa - Jestem Lea - przedstawiła się krótko, odgarniając za ucho kosmyk włosów.
Re: Dziedziniec główny
Sądząc po jej koszulce dziewczyna była z jego domu. Szkoda tylko, że nigdy jej nie spotkał, bo naprawdę cieszyła oczy. Wróć... Nigdy jej nie spotkał. Niemożliwym więc było, żeby jeszcze we wrześniu była w Gryffindorze. Chyba, że od tamtego czasu przeszła szereg operacji plastycznych albo wypiła hektolitry eliksirów upiększających. Dziewczyny miały takie eliksiry prawda? Dziewczyny ogólnie miały masę specyfików na różne dolegliwości i podobno na brzydotę też coś miały. Wracając... wykluczał opcję, żeby dziewczyna jeszcze we wrześniu była w jego domu. Jak to? Zauważyłby ją. Co więcej! Gdyby ją zauważył najpewniej starałby się ją poderwać*. On lubił blondynki. Miał słabość do blondynek. Warto też wziąć pod uwagę fakt, że we wrześniu poznał wszystkich uczniów Gryffindoru, żeby nie było niedomówień. On jest prefektem, powinni go znać, tak samo jak on powinien znać ich. W końcu to był najlepszy sposób na to, żeby nie odejmować punktów swoim- wystarczyło znać swoich. Uważał też, że poznanie wszystkich Gryfonów będzie inwestycją długoterminową i w przyszłym roku będzie musiał nauczyć się tylko pierwszorocznych. Och, oczywiście, że miał ambicje w przyszłym roku zostać na stanowisku. Był najlepszy w byciu prefektem! Był najlepszy w posiadaniu ułożonego życia i większość prawie szesnastolatków mogła się tego od niego uczyć! Tyle, że nie wyglądał na prawie szesnaście lat. Muskulatura dodawała mu wieku tak samo jak głos, który już dawno był po mutacji. Wyglądał na lat siedemnaście i zachowywał się często tak jakby miał już te siedemnaście lat, bo często był przemądrzały. Czytał, uczył się to sporo wiedział, ale tak naprawdę to w dupie był i gówno widział, ale przecież do tego się nie przyzna.
- Nie jestem z cukru - odpowiedział na jej pytanie z szerokim uśmiechem na twarzy. Fakt, zdarzało mu się niezmiernie rzadko usłyszeć, że jest słodziakiem. Słodziak, cukier... Nie, z cukru zdecydowanie nie był i deszczu się nie bał. Bo czego tu się bać? No i fajnie pachniało jak padał deszcz. I fajniej było posiedzieć na dziedzińcu niż w zamku. Słowa dziewczyny niezwykle miło połechtały jego ego. Wyszczerzył się więc promiennie.
- Nie, moja siostra jest prefektem naczelnym. Ja jestem zwykłym prefektem Gryffindoru - powiedział. Na razie. Kiedy tylko Hanka skończy szkołę zrobi wszystko co w swojej mocy, żeby zająć jej miejsce. Ambitny był, o i to bardzo ambitny.
- Charlie. - przedstawił się patrząc z lekką obawą w niebo. Jeszcze nie padało, ale lada chwila lunie. Naprawdę potężnie lunie.
- Nie jesteś z Wysp. Niech zgadnę... Francja, Hiszpania? - rzucił wpatrując się w Leannie.
- Francja. Jesteś za ładna i za blada na Hiszpankę. I nie widziałem jeszcze złotowłosej Hiszpanki. Mam rację? - zapytał przechylając nieco głowę. Polly miej litość nad jego duszą, albowiem powoli zaczynał jawnie grzeszyć...
* Polly, kochanie wybacz x2 <5-2
- Nie jestem z cukru - odpowiedział na jej pytanie z szerokim uśmiechem na twarzy. Fakt, zdarzało mu się niezmiernie rzadko usłyszeć, że jest słodziakiem. Słodziak, cukier... Nie, z cukru zdecydowanie nie był i deszczu się nie bał. Bo czego tu się bać? No i fajnie pachniało jak padał deszcz. I fajniej było posiedzieć na dziedzińcu niż w zamku. Słowa dziewczyny niezwykle miło połechtały jego ego. Wyszczerzył się więc promiennie.
- Nie, moja siostra jest prefektem naczelnym. Ja jestem zwykłym prefektem Gryffindoru - powiedział. Na razie. Kiedy tylko Hanka skończy szkołę zrobi wszystko co w swojej mocy, żeby zająć jej miejsce. Ambitny był, o i to bardzo ambitny.
- Charlie. - przedstawił się patrząc z lekką obawą w niebo. Jeszcze nie padało, ale lada chwila lunie. Naprawdę potężnie lunie.
- Nie jesteś z Wysp. Niech zgadnę... Francja, Hiszpania? - rzucił wpatrując się w Leannie.
- Francja. Jesteś za ładna i za blada na Hiszpankę. I nie widziałem jeszcze złotowłosej Hiszpanki. Mam rację? - zapytał przechylając nieco głowę. Polly miej litość nad jego duszą, albowiem powoli zaczynał jawnie grzeszyć...
* Polly, kochanie wybacz x2 <5-2
Re: Dziedziniec główny
Dziewczyna uniosła głowę, popatrując się w kłębiaste, ciemne obłoki coraz bardziej przybliżające się ku Hogwardzkim murom. Błyskawice raz po raz rozjaśniały niebo ciesząc srebrno-szare oczy dziewczyny. Chatier doskonale pamiętała jak koleżanki z Beauxbatons bojąc się burzy, szukały pocieszenia w męskich ramionach. Och, to takie francuskie i romantyczne. Niestety, Lea była całkowicie niefrancuska, jaka szkoda. Oczywiście, nie licząc typowych cech wyglądu. Blada cera, jasnoszare oczy i długie nogi. Tyle z typowej delikatności i wrażliwości. Dziewczyna opuściła luźno nogi, wzdłuż kamiennego murku. Dłońmi oparła się o jego krawędź, jakby miała się odepchnąć, jednak niczego takiego nie zrobiła. Chłopak wydawał się przyjazny i choć całkiem uroczy, to myśli Lei wciąż zaprzątał Williams. Chatier tak usilnie próbowała go wyrzucić z głowy, że niekiedy zaczęło jej się to udawać, ale to nie był ten moment. Z drugiej strony, może to właśnie było wyjście? Zrobić coś głupiego, oderwać się, zapomnieć? Od czasu gdy pożegnała Aidena na Tower Bridge, nie interesował jej żaden chłopak, żadna dziewczyna tym bardziej. Przechodziła coś w rodzaju Chatierowskiej depresji, o ile można nazwać to w ten sposób. Stroniła od swoich bliskich znajomych skupiając się raczej na sobie. Przyłożyła się do Eliksirów i Medykomagii, mając nadzieję, że uda dostać jej się na studia medyczne. Wiedziała, że tego oczekują od niej rodzice, a ich nie mogła zawieść. Byli jedynymi, na których naprawdę jej zależało, oczywiście oprócz rodzeństwa. A teraz w Hogwarcie nie wiedziała, co ją powstrzymuje.
Promienny uśmiech chłopaka działał na nią uspokajająco i choć nie potrafiła wytłumaczyć tego zjawiska, to podobało jej się. Wydawał się taki ciepły i kochany.
- Hannah, prawda? - spojrzała nań z nieukrywaną ciekawością. A więc to brat kochanej Haneczki? Dopiero teraz zauważyła niemal identyczny, rudy kolor włosów i intensywną zieleń tęczówek.
- Zgadza się - odrzekła, gdy zakończył swoją zgadywankę na temat jej narodowości. Gdy poczuła na policzku chłodną kroplę deszczu, jej malinowe wargi wykrzywił uśmiech. Kochała deszcz tak samo jak burze, a może nawet bardziej. Odgłos stukających o parapet kropli zawsze wprawiał ją w dobry nastrój.
Promienny uśmiech chłopaka działał na nią uspokajająco i choć nie potrafiła wytłumaczyć tego zjawiska, to podobało jej się. Wydawał się taki ciepły i kochany.
- Hannah, prawda? - spojrzała nań z nieukrywaną ciekawością. A więc to brat kochanej Haneczki? Dopiero teraz zauważyła niemal identyczny, rudy kolor włosów i intensywną zieleń tęczówek.
- Zgadza się - odrzekła, gdy zakończył swoją zgadywankę na temat jej narodowości. Gdy poczuła na policzku chłodną kroplę deszczu, jej malinowe wargi wykrzywił uśmiech. Kochała deszcz tak samo jak burze, a może nawet bardziej. Odgłos stukających o parapet kropli zawsze wprawiał ją w dobry nastrój.
Re: Dziedziniec główny
Słysząc imię jego siostry wypowiedziane przez Leę uśmiechnął się szeroko. Znała Hannah? Na dobrą sprawę to kto w Hogwarcie będąc nie znał rudowłosej Prefekt Naczelnej? Naprawdę duży ignorant nie wiedział kim jest Hannah Wilson. Jej rude włosy z pewnością wyróżniały ją spośród tłumu. Tak samo jak jego. Włosy go wyróżniały, wzrost też. W zasadzie w tłumie ciężko by było nie zauważyć Charlesa Wilsona.
- Tak, tak. To ona. Znacie się jakoś bliżej? - zapytał, a jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej. Był jawnie zaintrygowany dziewczyną. W ten zły sposób. Jego umysł, jakby zdawał się ignorować fakt, że Charlie ma dziewczynę. I tonie byle jaką dziewczynę! Pannę Baldwin z pewnością można by zaliczyć do najpiękniejszych dziewczyn w szkole, a z pewnością była najurokliwszą niewiastą w Ravenclawie. Fakt, była trochę szalona i chwilami sprawiała wrażenie, że ma inteligencję przysłowiowej blondynki, ale on i tak darzył ją niezwykle ciepłym uczuciem. Wiele osób zastanawiało się dlaczego. Otóż odpowiedź była prosta. Polly miała niezwykle dobre serduszko i ogromne pokłady optymizmu, a także miała pasję. A Rudy lubił ludzi, którzy mają pasję. Warto też zauważyć, że Polly nie zraził jego oryginalny kolor włosów, tak jak zraził większość dziewczyn. Teraz jednak go coś złego opętało, jakby uroczej Krukonki nie było w jego życiu. Wpatrywał się jak zaczarowany w tą oto Gryfonkę z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Kiedyś nauczę się francuskiego. Na razie nauczyłem się rosyjskiego. Całkiem fajny język - stwierdził z uśmiechem na twarzy. Trzeba przyznać, że lubił języki obce i był niespełnionym poliglotą. Niespełnionym, bo jak na razie płynnie mówił jedynie w dwóch językach: rosyjskim i angielskim, ale wiedział, że jeśli chce to któregoś dnia nauczy się kolejnych. Kiedy pierwsze krople spadły z nieba spojrzał do góry. Powinien chyba iść. No, ale nie chciał iść. O nie. Nie chciał zostawiać tutaj tej pięknej istoty.
- Masz wile w rodzinie, Lei? - przechylił nieco głowę z ciekawością wpatrując się w złotowłosą.
- Tak, tak. To ona. Znacie się jakoś bliżej? - zapytał, a jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej. Był jawnie zaintrygowany dziewczyną. W ten zły sposób. Jego umysł, jakby zdawał się ignorować fakt, że Charlie ma dziewczynę. I tonie byle jaką dziewczynę! Pannę Baldwin z pewnością można by zaliczyć do najpiękniejszych dziewczyn w szkole, a z pewnością była najurokliwszą niewiastą w Ravenclawie. Fakt, była trochę szalona i chwilami sprawiała wrażenie, że ma inteligencję przysłowiowej blondynki, ale on i tak darzył ją niezwykle ciepłym uczuciem. Wiele osób zastanawiało się dlaczego. Otóż odpowiedź była prosta. Polly miała niezwykle dobre serduszko i ogromne pokłady optymizmu, a także miała pasję. A Rudy lubił ludzi, którzy mają pasję. Warto też zauważyć, że Polly nie zraził jego oryginalny kolor włosów, tak jak zraził większość dziewczyn. Teraz jednak go coś złego opętało, jakby uroczej Krukonki nie było w jego życiu. Wpatrywał się jak zaczarowany w tą oto Gryfonkę z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Kiedyś nauczę się francuskiego. Na razie nauczyłem się rosyjskiego. Całkiem fajny język - stwierdził z uśmiechem na twarzy. Trzeba przyznać, że lubił języki obce i był niespełnionym poliglotą. Niespełnionym, bo jak na razie płynnie mówił jedynie w dwóch językach: rosyjskim i angielskim, ale wiedział, że jeśli chce to któregoś dnia nauczy się kolejnych. Kiedy pierwsze krople spadły z nieba spojrzał do góry. Powinien chyba iść. No, ale nie chciał iść. O nie. Nie chciał zostawiać tutaj tej pięknej istoty.
- Masz wile w rodzinie, Lei? - przechylił nieco głowę z ciekawością wpatrując się w złotowłosą.
Re: Dziedziniec główny
- Powiedzmy. Gdy jakiś rok temu byliście na wakacjach we Francji miałyśmy okazję się poznać i spędzić razem trochę czasu. - Odrzekła nieco zdawkowo, nie chcąc wpakować Wilsonówny w kłopoty. Sposób w jaki pokazała jej Francję zdecydowanie nie był legalny i moralny. Dziewczę zagryzło delikatnie wargę, nie bardzo wiedząc cóż począć. Deszcz, wbrew oczekiwaniom dwójki nie zaczął padać, tylko pojedyncze krople spadały na ich policzki i we włosy. Jego uśmiech sprawiał, że Aiden odchodził w zapomnienie, powolnie i żmudnie, ale jednak. Bo w końcu ileż można myśleć i zadręczać się osobą, która praktycznie nie chce Cie znać? Chatier w ciągu ostatnich miesięcy przepłakała więcej nocy, niż w całym swoim życiu. A rzadko płakała. Zawsze w samotności.
- Mogłabym Ci pomóc - uśmiechnęła się znów - szkoda tylko, że za trzy tygodnie opuszczam Hogwart. - grymas na jej twarzy nieco pobladł. Bystre tęczówki Gryfonki bacznie obserwowały Prefekta, doskonale odczytując z jego twarzy wszystkie emocje. Nie miała zielonego pojęcia dlaczego tak na niego działała, ale nie przejmowała się tym zbytnio. O istnieniu Baldwin nie miała pojęcia, to znaczy, wiedziała, że istnieje taka dziwna, nadpobudliwa, infantylna dziewczyna, lubująca się we wszystkim co kolorowe i słodkie, lecz nie przyszło jej do głowy by mogła być z tak normalnym i uroczym chłopakiem jakim wydawał się Wilson.
- Ile punktów poleci za palenie papierosów, panie prefekcie? - zapytała spoglądając nań spod przymrużonych rzęs. Podniosła się na chwilę, wyjmując niewielką paczuszkę z kieszeni kusych szortów, tak umyślnie eksponujących zgrabne nogi. Bezczelny uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy wyjęła papierosa by po chwili wetknąć go pomiędzy wargi. Wyciągnęła paczkę w jego kierunku, niemal pewna, że odmówi.
- Wile? A gdzież by. Swoją drogą mój ociec jest niezwykle urodziwy. - Mruknęła nieco niewyraźnie, odpalając papierosa wyciągniętą z tylnej kieszeni spodni, srebrną zapalniczką. Filuterny uśmiech znów wykrzywił usta Chatier, kiedy wypuściła z ust chmurę szaro-białego dymu. Miała nadzieję, że Wilson nie należy do typu otwarcie przecistwawiajacego się palaczom. Bądź też, tej uroczej palaczce.
- Mogłabym Ci pomóc - uśmiechnęła się znów - szkoda tylko, że za trzy tygodnie opuszczam Hogwart. - grymas na jej twarzy nieco pobladł. Bystre tęczówki Gryfonki bacznie obserwowały Prefekta, doskonale odczytując z jego twarzy wszystkie emocje. Nie miała zielonego pojęcia dlaczego tak na niego działała, ale nie przejmowała się tym zbytnio. O istnieniu Baldwin nie miała pojęcia, to znaczy, wiedziała, że istnieje taka dziwna, nadpobudliwa, infantylna dziewczyna, lubująca się we wszystkim co kolorowe i słodkie, lecz nie przyszło jej do głowy by mogła być z tak normalnym i uroczym chłopakiem jakim wydawał się Wilson.
- Ile punktów poleci za palenie papierosów, panie prefekcie? - zapytała spoglądając nań spod przymrużonych rzęs. Podniosła się na chwilę, wyjmując niewielką paczuszkę z kieszeni kusych szortów, tak umyślnie eksponujących zgrabne nogi. Bezczelny uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy wyjęła papierosa by po chwili wetknąć go pomiędzy wargi. Wyciągnęła paczkę w jego kierunku, niemal pewna, że odmówi.
- Wile? A gdzież by. Swoją drogą mój ociec jest niezwykle urodziwy. - Mruknęła nieco niewyraźnie, odpalając papierosa wyciągniętą z tylnej kieszeni spodni, srebrną zapalniczką. Filuterny uśmiech znów wykrzywił usta Chatier, kiedy wypuściła z ust chmurę szaro-białego dymu. Miała nadzieję, że Wilson nie należy do typu otwarcie przecistwawiajacego się palaczom. Bądź też, tej uroczej palaczce.
Re: Dziedziniec główny
Wakacje we Francji? Chyba Hannah miała wakacje we Francji, bo jakimś dziwnym trafem on zawsze trafiał do domu wujostwa w dni wolne. I wtedy razem z wujkiem Andrewem siedzieli sobie w piwnicy i słuchali dobrej muzyki, albo przegrywali jakieś nowsze kawałki na stare winyle. Ot, taką mieli wspólną pasję do muzyki którą sobie dzielili. Jakby na to nie spojrzeć Charles miał dużo pasji którym poświęcał swój czas wolny: muzyka, literatura (choć to najczęściej łączył słuchając muzyki w trakcie czytania jakiejś zajmującej lektury), transmutacja, języki obce, sport... Ostatnio nawet wpadł mu do głowy szalony pomysł nauczenia się gry na gitarze. Szkoda tylko, że doba ma jedynie dwadzieścia cztery godziny! Zapewne kiedy nadejdą wakacje i nie będzie musiał się męczyć nad mało istotnymi przedmiotami wróci do tego pomysłu. Na razie jednak ciężko pracował, żeby wciąż być w tym miejscu w którym jest. A w jakim był miejscu? Był w miejscu miłego, dobrze wychowanego młodego człowieka który swoją pracowitością zajdzie naprawdę daleko. I tak miało pozostać. Pokiwał potakująco głową, na znak, że zrozumiał skąd zna jego starszą siostrę. Cóż, Hannah i reszta rodzeństwa mieli zdecydowanie więcej szczęścia do zagramanicznych wakacji. On grzecznie siedział w Szkocji nie wychylając się nigdzie.
- To niewiele czasu. Gdyby nie zbliżające się egzaminy zapewne skusiłbym się na tą propozycję, ale... rozumiesz. Nie mogę zawalić obowiązkowej nauki. - wygiął swoje usta w podkówkę. Szkoda, naprawdę szkoda. Pewnie gdyby nie egzaminy jako pierwszy zapisałby się do tej jasnowłosej Gryfonki po lekcje "języka miłości", bo przecież takim mianem został okrzyknięty już na świecie francuski.
- Normalnie leci pięć, dla Gryfonów lecą ode mnie dwa. - odpowiedział patrząc nieco zamyślony przed siebie, wciąż ubolewając nad faktem, że ominą go takie lekcje! Dopiero po kilku sekundach podniósł na nią wzrok w momencie kiedy wyciągnęła w jego kierunku paczkę papierosów. Nie, nie, nie. Nie powinna tego robić. Naprawdę nie powinna.
- Nie pal, nie pal, nie pal. Nie jestem dobry w przymykaniu oczu na pewne sprawy. Chyba, że mnie jakoś przekupisz - powiedział podnosząc się z miejsca i stając obok niej. Był od niej wyższy i to sporo, choć był od niej młodszy. No, ale tego przecież nie wiedziała!
- Ja bym na Twoim miejscu sprawdził historię rodziny. Jesteś za piękna, żeby nie mieć nic z nimi wspólnego - stwierdził przechylając głowę i zbliżając się do niej o krok. Nie miała pojęcia jak na niego działa! A działała i to strasznie działała...
- To niewiele czasu. Gdyby nie zbliżające się egzaminy zapewne skusiłbym się na tą propozycję, ale... rozumiesz. Nie mogę zawalić obowiązkowej nauki. - wygiął swoje usta w podkówkę. Szkoda, naprawdę szkoda. Pewnie gdyby nie egzaminy jako pierwszy zapisałby się do tej jasnowłosej Gryfonki po lekcje "języka miłości", bo przecież takim mianem został okrzyknięty już na świecie francuski.
- Normalnie leci pięć, dla Gryfonów lecą ode mnie dwa. - odpowiedział patrząc nieco zamyślony przed siebie, wciąż ubolewając nad faktem, że ominą go takie lekcje! Dopiero po kilku sekundach podniósł na nią wzrok w momencie kiedy wyciągnęła w jego kierunku paczkę papierosów. Nie, nie, nie. Nie powinna tego robić. Naprawdę nie powinna.
- Nie pal, nie pal, nie pal. Nie jestem dobry w przymykaniu oczu na pewne sprawy. Chyba, że mnie jakoś przekupisz - powiedział podnosząc się z miejsca i stając obok niej. Był od niej wyższy i to sporo, choć był od niej młodszy. No, ale tego przecież nie wiedziała!
- Ja bym na Twoim miejscu sprawdził historię rodziny. Jesteś za piękna, żeby nie mieć nic z nimi wspólnego - stwierdził przechylając głowę i zbliżając się do niej o krok. Nie miała pojęcia jak na niego działa! A działała i to strasznie działała...
Re: Dziedziniec główny
A zatem Haneczka nie była zanadto wiarygodnym źródłem informacji. Leaś nie miała jej jednak tego za złe, gdyż nie mogłaby być zła kiedykolwiek na tego rudowłosego chochlika. Chochlika z tendencją do całkowitego perfekcjonizmu. Akurat jeśli chodzi o tę przypadłość wyczuwała ją również u młodszego Wilsona i być może to miłe uczucie sprawiało, że nie chciała odejść, mimo, że krople deszczu coraz częściej odbijały się od kamiennego murku, policzków, nadgarstków, czubków nosa.
- Egzaminy? - Brew dziewczęcia powędrowała delikatnie ku górze. Gryfonce udało się zdać wszystkie egzaminy na początku maja w Beauxbatons, dzięki czemu miała teraz spokój i nie musiała się przejmować. - Teoretycznie, zawsze zostają wakacje. - Odgarnęła za ucho pasmo włosów, spoglądając nań z nieodgadnionym uśmiechem. Papieros w jej dłoni spalał się powoli, a dziewczyna zaciągała się niezwykle rzadko, i płytko, jakby z obawy przed sobą, a może przed nim? Ciekawił ją strasznie, bo nigdy nie miała okazji rozmawiać z żadnym chłopakiem w typie wesołka-kujona-pana prefekta (naczelnego wkrótce). Zawsze wolała inne towarzystwo, ale może to właśnie najlepszy czas na zmiany? Kolejny obłoczek dymu wydobył się z jej wydatnych ust, by za chwilę rozpłynąć się w powietrzu.
- Mam wrażenie, Charlie, że nie możesz się wyluzować nawet gdy nie nosisz szkolnego mundurku i odznaki - Rzekła cicho, a na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech. Nie miała zamiaru go obrazić, skąd. Była bezpośrednia i szczera a przy tym czasami, ale tylko czasami nawet urocza. - Przekupię? Co masz na myśli? - Zagryzła delikatnie wargę, kierując nań błyszczące spojrzenie. - A jakie to ma znaczenie, skoro to tylko zewnętrzna powłoka, pod którą kryje się bardzo zły człowiek? - Przekrzywiła lekko głowę, tak, że kilka pasm jasnych włosów opadło na jej twarz. Chatier nigdy nie była próżna. Wiedziała jak działa, szczególnie na osobników płci męskiej, ale nie schlebiało jej to nazbyt. Widząc jak się zbliża, dosyć niebezpiecznie zresztą, ogarnęła ją lekka panika. Tylko przed czym? Sama nie miała zielonego pojęcia, bo przecież nic nie zamierzał uczynić w jej kierunku, prawda?
- Egzaminy? - Brew dziewczęcia powędrowała delikatnie ku górze. Gryfonce udało się zdać wszystkie egzaminy na początku maja w Beauxbatons, dzięki czemu miała teraz spokój i nie musiała się przejmować. - Teoretycznie, zawsze zostają wakacje. - Odgarnęła za ucho pasmo włosów, spoglądając nań z nieodgadnionym uśmiechem. Papieros w jej dłoni spalał się powoli, a dziewczyna zaciągała się niezwykle rzadko, i płytko, jakby z obawy przed sobą, a może przed nim? Ciekawił ją strasznie, bo nigdy nie miała okazji rozmawiać z żadnym chłopakiem w typie wesołka-kujona-pana prefekta (naczelnego wkrótce). Zawsze wolała inne towarzystwo, ale może to właśnie najlepszy czas na zmiany? Kolejny obłoczek dymu wydobył się z jej wydatnych ust, by za chwilę rozpłynąć się w powietrzu.
- Mam wrażenie, Charlie, że nie możesz się wyluzować nawet gdy nie nosisz szkolnego mundurku i odznaki - Rzekła cicho, a na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech. Nie miała zamiaru go obrazić, skąd. Była bezpośrednia i szczera a przy tym czasami, ale tylko czasami nawet urocza. - Przekupię? Co masz na myśli? - Zagryzła delikatnie wargę, kierując nań błyszczące spojrzenie. - A jakie to ma znaczenie, skoro to tylko zewnętrzna powłoka, pod którą kryje się bardzo zły człowiek? - Przekrzywiła lekko głowę, tak, że kilka pasm jasnych włosów opadło na jej twarz. Chatier nigdy nie była próżna. Wiedziała jak działa, szczególnie na osobników płci męskiej, ale nie schlebiało jej to nazbyt. Widząc jak się zbliża, dosyć niebezpiecznie zresztą, ogarnęła ją lekka panika. Tylko przed czym? Sama nie miała zielonego pojęcia, bo przecież nic nie zamierzał uczynić w jej kierunku, prawda?
Re: Dziedziniec główny
O tak! Perfekcjonizm u młodego Wilsona też się bardzo często przejawiał. W zasadzie można powiedzieć, że był młodszą wersją Hannah, tyle, że w wersji nieco zmienionej. Ciekawość swoją przejawiał poprzez czytanie tony książek, a nie zaglądanie ludziom do łóżek (chyba, że do łóżka Anthony'ego- razem z Leslie w końcu musieli być na bieżąco) co zdarzało się Puchonce praktykować. I też był bardziej odważny od Hanki, dlatego nie był w Hufflepuffie, tylko w Gryffindorze. Podniósł głowę do góry. Deszcz. W sumie długo deszczu nie było, zawsze to jakieś urozmaicenie!
- Egzaminy... dużo egzaminów - powiedział przechylając nieco głowę. W tym roku czekały go przede wszystkim SUMY, które musiał zaliczyć naprawdę dobrze, jeśli planował w przyszłym roku mieć zielarstwo, transmutację, zaklęcia, OPCM, astronomię i mugoloznastwo. Sporo egzaminów, sporo nauki, a tak mało czasu! Słysząc, że zostają wakacje uśmiechnął się ciepło. Wakacje we Francji? Chyba w jego przypadku to odpada. Planował zostać na chwilę w Londynie korzystając z zaproszenia Fitzpatriców, potem słyszał coś o wizycie w zamku dyrektora, a przecież musiał jeszcze posiedzieć trochę z wujem w Szkocji nad jakaś naprawdę dobrą muzyką. Francja była mu zupełnie nie po drodze!
- Jak byłem mały połknąłem kij od szczotki - wyjaśnił z ciepłym uśmiechem na wargach. No cóż począć skoro taki był? Odznaka jednak zobowiązuje. No, ale przecież był weekend! I to była Gryfonka. Atrakcyjna Gryfonka. Mógł tego papierosa nie zauważyć, prawda?
- Wymyśl coś... - stwierdził, bez zastanowienia. Niech się wysili na odrobinę kreatywności, prawda? Nie wymaga od niej jakiś wielkich cudów wianków, tylko jakieś drobne przekupstwo jak... guma balonowa, czy fasolki wszystkich smaków...
- Nie ma złych ludzi. Są tylko zagubieni w tym niezbyt optymistycznym świecie - powiedział cicho, ale tak żeby go słyszała. On miał bardzo realistyczne podejście do życia, wbrew pozorom. Nie był typem marzyciela, oj nie.
- Egzaminy... dużo egzaminów - powiedział przechylając nieco głowę. W tym roku czekały go przede wszystkim SUMY, które musiał zaliczyć naprawdę dobrze, jeśli planował w przyszłym roku mieć zielarstwo, transmutację, zaklęcia, OPCM, astronomię i mugoloznastwo. Sporo egzaminów, sporo nauki, a tak mało czasu! Słysząc, że zostają wakacje uśmiechnął się ciepło. Wakacje we Francji? Chyba w jego przypadku to odpada. Planował zostać na chwilę w Londynie korzystając z zaproszenia Fitzpatriców, potem słyszał coś o wizycie w zamku dyrektora, a przecież musiał jeszcze posiedzieć trochę z wujem w Szkocji nad jakaś naprawdę dobrą muzyką. Francja była mu zupełnie nie po drodze!
- Jak byłem mały połknąłem kij od szczotki - wyjaśnił z ciepłym uśmiechem na wargach. No cóż począć skoro taki był? Odznaka jednak zobowiązuje. No, ale przecież był weekend! I to była Gryfonka. Atrakcyjna Gryfonka. Mógł tego papierosa nie zauważyć, prawda?
- Wymyśl coś... - stwierdził, bez zastanowienia. Niech się wysili na odrobinę kreatywności, prawda? Nie wymaga od niej jakiś wielkich cudów wianków, tylko jakieś drobne przekupstwo jak... guma balonowa, czy fasolki wszystkich smaków...
- Nie ma złych ludzi. Są tylko zagubieni w tym niezbyt optymistycznym świecie - powiedział cicho, ale tak żeby go słyszała. On miał bardzo realistyczne podejście do życia, wbrew pozorom. Nie był typem marzyciela, oj nie.
Re: Dziedziniec główny
Z Chatier było zupełnie odwrotnie, dziewczyna konsekwentnie stroniła od jakiegokolwiek przejawu perfekcjonizmu. Żyła i dawała żyć innym, bez obaw, że wściubi tam swój zadarty nos. Całkowicie jej to odpowiadało. Nie lubiła się narzucać, zmuszać kogoś do czegoś. Liczyła tylko na siebie i póki co sprawdzało się to idealnie.
- Zatem jak dobrze, że w Beauxbatons mamy je już w połowie kwietnia. Teraz przynajmniej mam spokój. - Odrzekła, zastanawiając się, czy jej podanie na medycynę zostanie pozytywnie rozpatrzone. Teoretycznie nie powinna się bać, wszystko zaliczyła tak jak powinna a może nawet odrobinę lepiej. Nie chciała martwić się na zapas, ale nie umiała inaczej. A teraz nic, tylko czekać na wakacje. A przez te dwa miesiące zamierzała poznawać nowy kraj, w którym przyszło jej zamieszkać. Miała nadzieję, że uda się jej na nowo poznać Londyn, bez wspomnień o Williamsie. Z całkiem innej, nieromantycznej strony.
- Ach tak, to wszystko wyjaśnia - Oparła odwzajemniając uśmiech. Może gdy poznało się go lepiej, to nie był aż taki sztywny? Dziewczyna zamyśliła się na moment. Lea zdecydowanie nie myślała o przekupieniu go słodyczami, dziewczę miało już w głowie nieco inny plan.
- Tylko, że nie mam nic przy sobie... - Przekrzywiła delikatne głowę, uśmiechając się doń bezczelnie. - Więc mamy problem. - Spojrzała nań z miną zbitego szczeniaka.
- Zatem jak dobrze, że w Beauxbatons mamy je już w połowie kwietnia. Teraz przynajmniej mam spokój. - Odrzekła, zastanawiając się, czy jej podanie na medycynę zostanie pozytywnie rozpatrzone. Teoretycznie nie powinna się bać, wszystko zaliczyła tak jak powinna a może nawet odrobinę lepiej. Nie chciała martwić się na zapas, ale nie umiała inaczej. A teraz nic, tylko czekać na wakacje. A przez te dwa miesiące zamierzała poznawać nowy kraj, w którym przyszło jej zamieszkać. Miała nadzieję, że uda się jej na nowo poznać Londyn, bez wspomnień o Williamsie. Z całkiem innej, nieromantycznej strony.
- Ach tak, to wszystko wyjaśnia - Oparła odwzajemniając uśmiech. Może gdy poznało się go lepiej, to nie był aż taki sztywny? Dziewczyna zamyśliła się na moment. Lea zdecydowanie nie myślała o przekupieniu go słodyczami, dziewczę miało już w głowie nieco inny plan.
- Tylko, że nie mam nic przy sobie... - Przekrzywiła delikatne głowę, uśmiechając się doń bezczelnie. - Więc mamy problem. - Spojrzała nań z miną zbitego szczeniaka.
Re: Dziedziniec główny
Jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej, kiedy z jej ust padła nazwa francuskiej szkoły magii. O Beauxbatons krążyły dziwne legendy, a raczej opowiastki, że jej uczniami są tylko niezwykłej urody dziewczęta. Szkoda tylko, że te historie nie miały swojego odbicia w rzeczywistości. Encyklopedie utrzymywały, że w murach tej szkoły można spotkać również chłopców i utrzymywały także, że uroda nie miała absolutnie żadnego znaczenia w procesie rekrutacji.
- To prawda, że w Beauxbatons są same dziewczyny? - zapytał, tak na wszelki wypadek. Ona będzie miała lepsze informacje na ten temat- w końcu uczyła się w tamtej szkole! Przynajmniej tyle wywnioskował z jej wypowiedzi.
- Na jakie studia się wybierasz? - kolejne pytanie padło z jego ust, a on uśmiechnął się nieco przepraszająco. Nie jego wina, że był ciekawy! A wolał zapytać, niźli dowiadywać się takich rzeczy ze zwykłych plotek. Plotki to zło. Zło którego nie dało się wyplenić, czyli zło z kategorii zła największego. Przynajmniej takie miał zdanie o niesprawdzonych informacjach przekazywanych z ust do ust, które do połowy są prawdą, a od połowy czystą fantazją. Co więcej! Gdyby puścić jakaś informację w obieg zapewne wróciłaby w zupełnie zmienionej formie! No, ale plotki już miały to do siebie...
- O nie, moja droga! To Ty masz problem, ha! Odrobina kreatywności i te dwa punkty zostaną na naszym koncie... Inaczej będę musiał z bólem serca zrobić to co leży w moich obowiązkach. Z ogromnym bólem serca, bo sam pracowałem na ten niewątpliwy sukces Gryffindoru! Właściwie to jeszcze nie sukces, bo nie wygraliśmy, ale wygramy- zobaczysz! - zakończył swój mini-monolog szeroko się uśmiechając.
- To prawda, że w Beauxbatons są same dziewczyny? - zapytał, tak na wszelki wypadek. Ona będzie miała lepsze informacje na ten temat- w końcu uczyła się w tamtej szkole! Przynajmniej tyle wywnioskował z jej wypowiedzi.
- Na jakie studia się wybierasz? - kolejne pytanie padło z jego ust, a on uśmiechnął się nieco przepraszająco. Nie jego wina, że był ciekawy! A wolał zapytać, niźli dowiadywać się takich rzeczy ze zwykłych plotek. Plotki to zło. Zło którego nie dało się wyplenić, czyli zło z kategorii zła największego. Przynajmniej takie miał zdanie o niesprawdzonych informacjach przekazywanych z ust do ust, które do połowy są prawdą, a od połowy czystą fantazją. Co więcej! Gdyby puścić jakaś informację w obieg zapewne wróciłaby w zupełnie zmienionej formie! No, ale plotki już miały to do siebie...
- O nie, moja droga! To Ty masz problem, ha! Odrobina kreatywności i te dwa punkty zostaną na naszym koncie... Inaczej będę musiał z bólem serca zrobić to co leży w moich obowiązkach. Z ogromnym bólem serca, bo sam pracowałem na ten niewątpliwy sukces Gryffindoru! Właściwie to jeszcze nie sukces, bo nie wygraliśmy, ale wygramy- zobaczysz! - zakończył swój mini-monolog szeroko się uśmiechając.
Re: Dziedziniec główny
- Myślisz, że tabuny rozwścieczonych dziewuch wytrzymałyby bez chłopców? Kocham ten mit, krąży niemal po całym świecie i napawa zachwytem, w szczególności chłopaków. - Zaśmiała się dźwięcznie, unosząc podbródek. Pozwoliła aby chłodne, ciężkie krople opadały na jej blade policzki. Niemal nigdy nie nosiła makijażu, dzięki czemu nie musiała się obawiać, że tapeta zaraz spłynie z jej twarzy. Żałowała, że błyska się coraz rzadziej, choć niebo robiło się coraz bardziej granatowe.
- Sztuka uzdrowicielska. - Dziwiła się tej nazwie, która w porównaniu do Medykomagii wypadała dosyć słabo, ale cóż, co uniwersytet to nazwa. Rodzice namawiali ją by podjęła studia w swojej ojczyźnie, jednak nie pozwoliło jej przywiązanie do nich. Pomimo, że prawdopodobnie w trakcie roku nie będzie z nimi mieszkać, to jednak myśl, że w ciągu godziny może do nich pojechać zdecydowanie podnosiła na duchu. Chatier nienawidziła długich rozłąk, zawsze tęskniła i pisała listy, pomimo, że nie było tego po niej zupełnie widać.
- Czy na pewno ja? Przypomnij mi, komu tutaj zależy na punktach, pucharze domów, byciu najlepszym i tak dalej? - Uniosła wyżej lewą brew wpatrując się weń bezczelnie.
- Sztuka uzdrowicielska. - Dziwiła się tej nazwie, która w porównaniu do Medykomagii wypadała dosyć słabo, ale cóż, co uniwersytet to nazwa. Rodzice namawiali ją by podjęła studia w swojej ojczyźnie, jednak nie pozwoliło jej przywiązanie do nich. Pomimo, że prawdopodobnie w trakcie roku nie będzie z nimi mieszkać, to jednak myśl, że w ciągu godziny może do nich pojechać zdecydowanie podnosiła na duchu. Chatier nienawidziła długich rozłąk, zawsze tęskniła i pisała listy, pomimo, że nie było tego po niej zupełnie widać.
- Czy na pewno ja? Przypomnij mi, komu tutaj zależy na punktach, pucharze domów, byciu najlepszym i tak dalej? - Uniosła wyżej lewą brew wpatrując się weń bezczelnie.
Re: Dziedziniec główny
Fakt, ten mit był naprawdę w porządku i trochę zakrawał o raj. Dla facetów oczywiście. Kiedy jednak zdementowała jedną z legend jego okresu trzecioklasisty poczuł się minimalnie oszukany. Niby o tym wiedział, a jednak trochę zabolało.
- Moje dzieciństwo dobiegło końca... - westchnął ciężko udając zmartwionego. O! Kolejny idealny plan na życie: założy własną szkołę magii i czarodziejstwa, gdzie rodzice bojący się nierządu swoich córek wyślą je do szkoły tylko dla dziewcząt! Ha! Pomysł genialny, szkoda tylko, że pewnie jego realizacja będzie tak trudna, że aż nie możliwa. No, ale pomysł był niezły. Sam w sobie. Aż łezka się w oku kręci jak się pomyśli, że prawdopodobnie nie dojdzie on do realizacji...
- Ambitnie! Ja zastanawiałem się przez chwilę nad aurorstwem, ale chyba pójdę na coś z transmutacją. Stary Scott długo nie pożyje, a bycie nauczycielem to dość wygodne życie - stwierdził dość obiektywnie. Taka prawda! Nie dość, że ma się dach nad głową za darmo, to jeszcze lizusi dają słodycze za każdą pozytywną ocenę. Żyć nie umierać! Gdyby go zatrudnili bez wahania przejąłby elitarny klub uczniowski, który aktualnie leżał i kwiczał. A dlaczego leżał i kwiczał? Bo po pierwsze nie miał się kto nim zająć, a po drugie było za mało uczniów którzy spełnialiby surowe wymogi narzucone przez radę uczniowską. I pomyśleć, że Rudy był członkiem tegoż elitarnego klubu. Był na spotkaniu raz. Jeden jedyny raz. Więcej spotkań chyba nawet nie było... W każdym bądź razie mógłby zostać belfrem tutaj. Jednakże znając życie i pana Wilsona zdąży zmienić decyzję zanim dotrze do owutemów.
- Punkty... zależy, puchar... zależy, a bycie najlepszym to moja specjalność... Z tym, że jest malutki problem. Taki tyci tyci problem... Wiesz co dyrektor robi z palaczami, prawda? - niemalże wyszeptał jej do ucha przechylając nieco głowę.
- Każe im zbierać wszystkie pety wokół zamku, osobiście ich przy tym nadzoruje a nawet opowiada historie o tym co nikotyna zrobiła z jego płucami... Uwierz, nie chciałabyś się znaleźć wśród tych nieszczęśników... - wyszeptał jej wprost do ucha, jak jakiś wielki sekret odsuwając się nieco z łobuzerskim uśmiechem na wargach.
- Moje dzieciństwo dobiegło końca... - westchnął ciężko udając zmartwionego. O! Kolejny idealny plan na życie: założy własną szkołę magii i czarodziejstwa, gdzie rodzice bojący się nierządu swoich córek wyślą je do szkoły tylko dla dziewcząt! Ha! Pomysł genialny, szkoda tylko, że pewnie jego realizacja będzie tak trudna, że aż nie możliwa. No, ale pomysł był niezły. Sam w sobie. Aż łezka się w oku kręci jak się pomyśli, że prawdopodobnie nie dojdzie on do realizacji...
- Ambitnie! Ja zastanawiałem się przez chwilę nad aurorstwem, ale chyba pójdę na coś z transmutacją. Stary Scott długo nie pożyje, a bycie nauczycielem to dość wygodne życie - stwierdził dość obiektywnie. Taka prawda! Nie dość, że ma się dach nad głową za darmo, to jeszcze lizusi dają słodycze za każdą pozytywną ocenę. Żyć nie umierać! Gdyby go zatrudnili bez wahania przejąłby elitarny klub uczniowski, który aktualnie leżał i kwiczał. A dlaczego leżał i kwiczał? Bo po pierwsze nie miał się kto nim zająć, a po drugie było za mało uczniów którzy spełnialiby surowe wymogi narzucone przez radę uczniowską. I pomyśleć, że Rudy był członkiem tegoż elitarnego klubu. Był na spotkaniu raz. Jeden jedyny raz. Więcej spotkań chyba nawet nie było... W każdym bądź razie mógłby zostać belfrem tutaj. Jednakże znając życie i pana Wilsona zdąży zmienić decyzję zanim dotrze do owutemów.
- Punkty... zależy, puchar... zależy, a bycie najlepszym to moja specjalność... Z tym, że jest malutki problem. Taki tyci tyci problem... Wiesz co dyrektor robi z palaczami, prawda? - niemalże wyszeptał jej do ucha przechylając nieco głowę.
- Każe im zbierać wszystkie pety wokół zamku, osobiście ich przy tym nadzoruje a nawet opowiada historie o tym co nikotyna zrobiła z jego płucami... Uwierz, nie chciałabyś się znaleźć wśród tych nieszczęśników... - wyszeptał jej wprost do ucha, jak jakiś wielki sekret odsuwając się nieco z łobuzerskim uśmiechem na wargach.
Re: Dziedziniec główny
Och tak, Lea wbrew pozorom była bardzo ambitnym stworzonkiem. Nie na tyle jednak, by pokazywać, że tak naprawdę jej zależy. Bo po co? Czy podlizywanie się nauczycielom i odejmowanie punktów Hogwardzkim (tudzież w jej przypadku Beauxbartonskim) złoczyńcom pomogłoby jej uzyskać dobre wyniki z egzaminów? Niekoniecznie. Leanne była egoistką i postępowała z pełną tego świadomością. Nie porównywała się z innymi gorączkowo, nie zadręczała się, że jest gorsza od Amelie czy Josephine, długonogich, zielonookich blondynek o zniewalającym uśmiechu. Tak tak, to bliźniaczki.
- Ja nie chcę, żeby było zanadto łatwo. Lubię wyzwania. - Odparła, odpychając się od murku. Jej papieros wypalił się już niemal po sam filtr, dlatego też złotowłosa ostrożnie zgasiła go o kamienny murek. Kiedy opowiedział jej straszliwą historie o dyrektorze strofującym biedne uczniaki nad sprzątaniem dziedzińca, na jej twarzy pojawił się kwaśny grymas.
- A zatem lepiej, żeby mnie tutaj nie było, kiedy przyjdzie. - Odrzekła, nasuwając na głowę melonik, który zdążył się ześlizgnąć z jasnej czupryny. - Adieu Charlie. - Pożegnała go, chwilę wcześniej muskając ustami jego piegowaty policzek. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na mnie wpadniesz, patrolując korytarze. - Rzekła na odchodne, by następnie skierować się ku drzwiach o monstrualnym rozmiarze.
- Ja nie chcę, żeby było zanadto łatwo. Lubię wyzwania. - Odparła, odpychając się od murku. Jej papieros wypalił się już niemal po sam filtr, dlatego też złotowłosa ostrożnie zgasiła go o kamienny murek. Kiedy opowiedział jej straszliwą historie o dyrektorze strofującym biedne uczniaki nad sprzątaniem dziedzińca, na jej twarzy pojawił się kwaśny grymas.
- A zatem lepiej, żeby mnie tutaj nie było, kiedy przyjdzie. - Odrzekła, nasuwając na głowę melonik, który zdążył się ześlizgnąć z jasnej czupryny. - Adieu Charlie. - Pożegnała go, chwilę wcześniej muskając ustami jego piegowaty policzek. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na mnie wpadniesz, patrolując korytarze. - Rzekła na odchodne, by następnie skierować się ku drzwiach o monstrualnym rozmiarze.
Re: Dziedziniec główny
Jej odpowiedź sprawiła, że na jego obliczy wymalował się szeroki i iście promienny uśmiech. Och, oczywiście, że nie może być łatwo, ale i tak musi to sprawiać choć odrobinę radości osobie podejmującej takie, a nie inne wyzwanie. A transmutacja dla Wilsona wbrew pozorom które stwarzał była dla niego wyzwaniem. Spędzał długie godziny na transmutacji przedmiotów, by dojść do tego etapu w którym jest teraz. No, ale sprawiało mu to sporo radości, kiedy w końcu coś wychodziło! Tak naprawdę naturalnego daru do niczego nie miał. Wszystko sobie wypracował.
- Gdyby nie wyzwania do niczego człowiek by nie doszedł - wymruczał swoją kolejną mądrze brzmiącą myśl. Kiedy dziewczyna zgasiła papierosa i dostał coś w rodzaju buziaka w policzek posłał jej szeroki uśmiech:
- Też mam taką nadzieję! - krzyknął za nią odprowadzając ją wzrokiem. Wciąż padało, a on stał jak kamień wpatrując się w zgaszonego przez nią peta.
- Obowiązki, to obowiązki... Minus dwa punkty dla Gryffindoru - wymamrotał, kiedy już wyciągnął z kieszeni bojówek odznakę i różdżkę, po czym stuknął swą różdżkę w odznakę i uszami wyobraźni (są oczy wyobraźni, więc uszy też powinny być, chociaż ja tam się nie znam) niemalże słyszał jak dwa kamyczki nikną z konta Gryfonów. Na szczęście nie bezpowrotnie! Odrobi je jakoś. Z szerokim uśmiechem na twarzy wrócił do zamku, by tam skierować się do Wielkiej Sali na jakiś posiłek. Zawsze to milej z pełnym żołądkiem, prawda?
- Gdyby nie wyzwania do niczego człowiek by nie doszedł - wymruczał swoją kolejną mądrze brzmiącą myśl. Kiedy dziewczyna zgasiła papierosa i dostał coś w rodzaju buziaka w policzek posłał jej szeroki uśmiech:
- Też mam taką nadzieję! - krzyknął za nią odprowadzając ją wzrokiem. Wciąż padało, a on stał jak kamień wpatrując się w zgaszonego przez nią peta.
- Obowiązki, to obowiązki... Minus dwa punkty dla Gryffindoru - wymamrotał, kiedy już wyciągnął z kieszeni bojówek odznakę i różdżkę, po czym stuknął swą różdżkę w odznakę i uszami wyobraźni (są oczy wyobraźni, więc uszy też powinny być, chociaż ja tam się nie znam) niemalże słyszał jak dwa kamyczki nikną z konta Gryfonów. Na szczęście nie bezpowrotnie! Odrobi je jakoś. Z szerokim uśmiechem na twarzy wrócił do zamku, by tam skierować się do Wielkiej Sali na jakiś posiłek. Zawsze to milej z pełnym żołądkiem, prawda?
Re: Dziedziniec główny
Udało im się. W końcu dotarły na dziedziniec. Hanka czuła się bardzo niepewnie, kiedy mijały przypadkowych uczniów, jakby bała się, że duch zdążył już wszystko rozpowiedzieć.
Nie zdziwiłaby się, gdyby dyrektor wysłał jej jutro rano wezwanie do swojego gabinetu i odebrał odznakę. Za co w sumie? Nie powiedziała niż aż tak złego, jedynie poza skrywanymi sekretami.
- Mam nadzieję, że to koniec - rzuciła do Krukonki, która weszła na plac z nią ramię w ramię.
- Prosiłabym, żebyś nie powtarzała nikomu tego, co usłyszałaś w izbie pamięci.. Wiem, ze duch się pewnie wygada, ale mimo wszystko. Z mojej strony możesz liczyć na to samo - szepnęła, posyłając jej spojrzenie dodające otuchy.
Nie zdziwiłaby się, gdyby dyrektor wysłał jej jutro rano wezwanie do swojego gabinetu i odebrał odznakę. Za co w sumie? Nie powiedziała niż aż tak złego, jedynie poza skrywanymi sekretami.
- Mam nadzieję, że to koniec - rzuciła do Krukonki, która weszła na plac z nią ramię w ramię.
- Prosiłabym, żebyś nie powtarzała nikomu tego, co usłyszałaś w izbie pamięci.. Wiem, ze duch się pewnie wygada, ale mimo wszystko. Z mojej strony możesz liczyć na to samo - szepnęła, posyłając jej spojrzenie dodające otuchy.
Re: Dziedziniec główny
Ona też już szczerze miała nadzieję, że to koniec i już jest to zakończenie. O ile samo opisanie wyimaginowanej przygody czy uważenie eliksiru nie było jakoś bardzo ciężkie, tak ostatnia rzecz była czymś dziwnym. I nieprzyjemnym, można rzec. Wiedziała, że nie zdarzają się same przyjemne rzeczy w życiu, jednak nie sądziła, że coś takiego jej się zdarzy. Wzdrygnęła się na samą myśl.
- Oby tu było zakończenie..
Mruknęła cicho, kiwając głową na pierwsze słowa Hanny. Bo naprawdę, następne spotkanie z Irytkiem źle by się skończyło. Spojrzała na dziewczynę i skinęła głową.
- Oczywiście, nikomu nie powiem. Uważam, że niektóre rzeczy, jeśli są trzymane dla siebie, nie powinny być rozpowiedziane, dopóki dana osoba nie postanowi ich ujawnić. Nikomu nic nie powiem, mam nadzieję, że Irytek będzie na tyle mądry, by chociaż nie pogrążyć się przed Krwawym Baronem..
Powiedziała spokojnie, powoli razem z Hannah dochodząc na dziedziniec. Nic nie opowiedziała duchowi, który uratował je od kolejnych, beznadziejnych pytań Irytka, jednak chciała powiedzieć, że Irytka wypadałoby zamknąć na bardzo, bardzo długo..
- Oby tu było zakończenie..
Mruknęła cicho, kiwając głową na pierwsze słowa Hanny. Bo naprawdę, następne spotkanie z Irytkiem źle by się skończyło. Spojrzała na dziewczynę i skinęła głową.
- Oczywiście, nikomu nie powiem. Uważam, że niektóre rzeczy, jeśli są trzymane dla siebie, nie powinny być rozpowiedziane, dopóki dana osoba nie postanowi ich ujawnić. Nikomu nic nie powiem, mam nadzieję, że Irytek będzie na tyle mądry, by chociaż nie pogrążyć się przed Krwawym Baronem..
Powiedziała spokojnie, powoli razem z Hannah dochodząc na dziedziniec. Nic nie opowiedziała duchowi, który uratował je od kolejnych, beznadziejnych pytań Irytka, jednak chciała powiedzieć, że Irytka wypadałoby zamknąć na bardzo, bardzo długo..
Aiko MiyazakiKlasa VI - Urodziny : 16/05/2006
Wiek : 18
Skąd : Japonia
Krew : Mugolska
Re: Dziedziniec główny
Razem z Saszą dotarły wreszcie, jak się wydawało, do końca. Ociekając wodą, znaczyły za sobą mokry ślad, nie przeszkodziło im to jednak w podjęciu beztroskiej rozmowy. Skoro najwyraźniej miały za sobą wszystkie zadania, mogły poszerzyć swą integrację poza ramy współpracy w celu wygranej. Zaśmiewając się więc i dyskutując zawzięcie, stanęły wreszcie na dziedzińcu.
- O, cześć! - Widząc dwie obecne już dziewczyny, Audrey bez wahania ruszyła ku nim, zaraz za nią zaś podążała Tiereszkowa. Nie umknęło ich uwadze, że obecne już na dziedzińcu wyglądały raczej... normalnie. Cóż, może trudność ich zadań nie wiązała się z dzikim tańcem pośród chochlików i impów, zakończonym niespodziewanym prysznicem.
- To już koniec? - Spojrzała na tę, w której rozpoznała Prefekt Naczelną, oraz na tę drugą, której zupełnie nie kojarzyła. Oczekiwała potwierdzenia, bo ostatnim, czego by chciała, była kolejna gonitwa czy kolejny survival.
Oglądając się na osmalony, smętny ogon, szybko oceniła straty. Cóż, tragedii nie było, ale jeśli każą jej tu stać jeszcze kilka minut dłużej, chyba ostatecznie skapituluje i urządzi sobie na dziedzińcu piknik, w nosie mając dalszą część balu.
- O, cześć! - Widząc dwie obecne już dziewczyny, Audrey bez wahania ruszyła ku nim, zaraz za nią zaś podążała Tiereszkowa. Nie umknęło ich uwadze, że obecne już na dziedzińcu wyglądały raczej... normalnie. Cóż, może trudność ich zadań nie wiązała się z dzikim tańcem pośród chochlików i impów, zakończonym niespodziewanym prysznicem.
- To już koniec? - Spojrzała na tę, w której rozpoznała Prefekt Naczelną, oraz na tę drugą, której zupełnie nie kojarzyła. Oczekiwała potwierdzenia, bo ostatnim, czego by chciała, była kolejna gonitwa czy kolejny survival.
Oglądając się na osmalony, smętny ogon, szybko oceniła straty. Cóż, tragedii nie było, ale jeśli każą jej tu stać jeszcze kilka minut dłużej, chyba ostatecznie skapituluje i urządzi sobie na dziedzińcu piknik, w nosie mając dalszą część balu.
Re: Dziedziniec główny
Na placu zjawił się profesor od Starożytnych Run. Cztery uczennice wyglądały wyjątkowo żałośnie. Mężczyzna odchrząknął znacząco, a w Waszych dłoniach pojawiły się kolorowe pakunki.
- Każda z Was otrzymuje 10 punktów dla swojego domu w uznaniu za odwagę i podjęcie wyzwania, a także wykazanie się znajomością magicznych stworzeń, eliksirów, astronomii i zaklęć. W nagrodę otrzymujecie po fiolce Felix Felicis i woreczek Peruwiańskiego Proszku Natychmiastowej Ciemności. Najważniejszym jednak zaszczytem, jaki Was spotkał jest możliwość skorzystania... z Peleryny Niewidki!
Każda z Was będzie miała ją do dyspozycji przez cały tydzień, w kolejności jaką same ustalicie. Nie wolno Wam jej jednak nikomu pożyczać.
Gratuluję wygranej, dziewczęta!
Nauczyciel machnął różdżką i Wasze stroje znów zalśniły jak przez rozpoczęciem zabawy. Zadrapania stały się prawie niewidoczne, a noga Audrey przestała boleć. Po wszystkich Waszych przygodach pozostały jedynie wspomnienia.
- A teraz wracajmy czym prędzej na Wielką Salę. Pewnie zdążyłyście zgłodnieć!
// Ponadto od GM otrzymujecie sesję marzeń, która odbędzie się w wybranym przez Was miejscu na wybrany temat.
Mistrz Gry
Re: Dziedziniec główny
Powrót na stare śmieci - to przemknęło przez głowę tej kobiety, kiedy wkroczyła na dziedziniec taszcząc za sobą średniej wielkości walizkę. Jedyną różnicą było to, że w tym momencie była o wiele starsza i miała spędzić tu kolejny rok jako nauczycielka od prawdopodobnie najnudniejszego przedmiotu w dziejach, nie licząc wróżbiarstwa. Tak przynajmniej wnioskowała po ogólnej opinii odnoszącej się do mugoli. Zatrzymała się na środku dziedzińca, podciągając rękaw cienkiego płaszcza, by badawczo zerknąć na zegarek. Jeśli dobrze pamiętała to zbliżała się cisza nocna i szczerze powiedziawszy nie wiedziała czego się spodziewać. Podobno uczniowie stali się gorsi, z kolei kadra nad nimi nie panowała, dlatego liczyła się z tym, że z przyjaznego Hogwartu sprzed lat nie zostało nic i teraz będą mieszkać tu jak w więzieniu. Jane powiodła wzrokiem na tlące się w oknach światła, po czym zaczęła przeszukiwać kieszenie za listem, w którym było czarno na białym napisane, że w dniu dzisiejszym miała się pojawić.
Jane HalseyNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 05/06/1983
Wiek : 41
Skąd : Inverness, Szkocja
Krew : mugolska
Re: Dziedziniec główny
Vincent postanowił wyjść na świeże powietrze, już niedługo będzie dosyć późno to może zawróci jakąś osobę, która wyszła na dwór. Wprawdzie nie było jeszcze ciszy nocnej, ale już niedługo miała być.
Nauczyciel przeszedł sobie przez salę wejściową i wyszedł na dziedziniec poodychać świeżym powietrzem. Pierwsze coś, a właściwie kogoś zauważył już od progu. Było dosyć ciemno, także nie zauważył zbyt wiele, ale po sylwetce wzroście to była jakaś młoda dziewczyna, twarz w sumie też jakaś taka dosyć młoda, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Stanął naprzeciw uczennicy, bo takie miał wrażenie i założył ramię na ramię.
- No, no. Chyba jakaś nowa uczennica. - Powiedział do niej. Widział, że bez mundurka i w ogóle, w dodatku zbliżała się cisza nocna. - Radziłbym założyć strój obowiązujący w Hogwarcie, moja droga. Z jakiego jesteś domu? - Jak będzie ze Slytherinu to chyba ją odprowadzi wprost do klasy i jeszcze powie jej jakie zalecenia ma do uczniów/uczennic.
Nie wiedział jeszcze jak bardzo się pomylił w ocenie tej kobiety.
Nauczyciel przeszedł sobie przez salę wejściową i wyszedł na dziedziniec poodychać świeżym powietrzem. Pierwsze coś, a właściwie kogoś zauważył już od progu. Było dosyć ciemno, także nie zauważył zbyt wiele, ale po sylwetce wzroście to była jakaś młoda dziewczyna, twarz w sumie też jakaś taka dosyć młoda, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Stanął naprzeciw uczennicy, bo takie miał wrażenie i założył ramię na ramię.
- No, no. Chyba jakaś nowa uczennica. - Powiedział do niej. Widział, że bez mundurka i w ogóle, w dodatku zbliżała się cisza nocna. - Radziłbym założyć strój obowiązujący w Hogwarcie, moja droga. Z jakiego jesteś domu? - Jak będzie ze Slytherinu to chyba ją odprowadzi wprost do klasy i jeszcze powie jej jakie zalecenia ma do uczniów/uczennic.
Nie wiedział jeszcze jak bardzo się pomylił w ocenie tej kobiety.
Re: Dziedziniec główny
Zajęta przeszukiwaniem kieszeni nie wyłapała momentu, w którym ktoś wyszedł z zamku i pojawił się tuż przed nią. Słowa, którymi zaczął rozmowę tym bardziej nie wskazywały na to, że mówi do niej, jednak nie słysząc odpowiedzi wspomnianej uczennicy, uniosła wzrok na stojącego przed nią Vincenta.
- Mówisz do mnie? - zwróciła się do niego na Ty, odpuszczając sobie wszystkie grzeczności i oficjały, skoro i tak za chwilę się sobie przedstawią. Wątpiła w to, że nauczyciele zwracali się do siebie na per pani, pan, może nie wliczając do tego dyrektora. - Ravenclaw, proszę pana, powinnam była pamiętać o uczniowskiej szacie - wyprostowała się, krzyżując ręce na piersiach. Jeszcze przez kilka sekund zachowywała maskę totalnej powagi, ale gdy uznała, że nie chciałaby, by mężczyzna rzeczywiście odjął punkty jej staremu domu, wystawiła w jego stronę dłoń.
- Jane Halsey, nowa nauczycielka, miło poznać - uśmiechnęła się lekko, dyskretnie mierząc Anglika wzrokiem, co w połączeniu z godziną nie było trudne. - Swoją drogą, chyba nie wyglądam aż tak młodo. Uznajmy, że miałeś ciężki dzień.
- Mówisz do mnie? - zwróciła się do niego na Ty, odpuszczając sobie wszystkie grzeczności i oficjały, skoro i tak za chwilę się sobie przedstawią. Wątpiła w to, że nauczyciele zwracali się do siebie na per pani, pan, może nie wliczając do tego dyrektora. - Ravenclaw, proszę pana, powinnam była pamiętać o uczniowskiej szacie - wyprostowała się, krzyżując ręce na piersiach. Jeszcze przez kilka sekund zachowywała maskę totalnej powagi, ale gdy uznała, że nie chciałaby, by mężczyzna rzeczywiście odjął punkty jej staremu domu, wystawiła w jego stronę dłoń.
- Jane Halsey, nowa nauczycielka, miło poznać - uśmiechnęła się lekko, dyskretnie mierząc Anglika wzrokiem, co w połączeniu z godziną nie było trudne. - Swoją drogą, chyba nie wyglądam aż tak młodo. Uznajmy, że miałeś ciężki dzień.
Jane HalseyNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 05/06/1983
Wiek : 41
Skąd : Inverness, Szkocja
Krew : mugolska
Re: Dziedziniec główny
Ravenclaw, to nie jego dom. Także miał spokój, nie musiał się niczym martwić już. W sumie ewentualnie też może ją zaprowadzić, chociaż tu jest daleko, ale czego się nie robi dla zabłąkanych uczennic. Szczerze mówiąc już miał jej wypomnieć, że mówi do niego bez szacunku, bo zamiast powiedzieć "Mówi pan do mnie?" to powiedziała "Mówisz do mnie?". Ale niestety nie zdążył, tylko zobaczył, gdy jej dłoń powędrowała do przodu zadał sobie w myślach takie wtf... Jednakże po chwili usłyszał jej melodyjny głos, który obwieścił mu, że nazywa się Jane Halsey i jest nową nauczycielką. Oczywiście ujął jej dłoń, gdy usłyszał to co powiedziała, ale nadal nie mógł wykrztusić słowa, tak go zamurowało. Nie przypuszczał, że aż tak się pomylił.
- Eee... Vin Xakly... - Wydukał, szukając języka w gębie. - Prowadzę eliksiry. - Dodał już trochę bardziej unormalnionym tonem. - Również miło poznać. - Tutaj nawet uśmiechnął się, ale wyszło to trochę koślawo, bo nadal był zdziwiony i zarazem speszony tym czego się dowiedział.
Xakly chyba będzie musiał zainwestować w okulary, skoro nie odróżnił nauczycielki od uczennicy. Ona waliła mu na ty, czyli mógł w sumie stwierdzić, że tak nieformalnie przeszli. Zresztą to on sam zaczął myśląc, że jest uczennicą.
- Przepraszam bardzo Jane, nie myślę już dzisiaj. - Wytłumaczył się mężczyzna. - A czego uczysz, jeżeli nie jest to owiane tajemnicą? - Delikatnie się zaśmiał. W końcu i tak by się dowiedział. Kto czego uczył to nie była tajemnica państwowa.
- Eee... Vin Xakly... - Wydukał, szukając języka w gębie. - Prowadzę eliksiry. - Dodał już trochę bardziej unormalnionym tonem. - Również miło poznać. - Tutaj nawet uśmiechnął się, ale wyszło to trochę koślawo, bo nadal był zdziwiony i zarazem speszony tym czego się dowiedział.
Xakly chyba będzie musiał zainwestować w okulary, skoro nie odróżnił nauczycielki od uczennicy. Ona waliła mu na ty, czyli mógł w sumie stwierdzić, że tak nieformalnie przeszli. Zresztą to on sam zaczął myśląc, że jest uczennicą.
- Przepraszam bardzo Jane, nie myślę już dzisiaj. - Wytłumaczył się mężczyzna. - A czego uczysz, jeżeli nie jest to owiane tajemnicą? - Delikatnie się zaśmiał. W końcu i tak by się dowiedział. Kto czego uczył to nie była tajemnica państwowa.
Re: Dziedziniec główny
Uścisnęła lekko przynajmniej dwa razy większą dłoń mężczyzny, po czym wróciła do kolejnego przeszukiwania kieszeni. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że nie tak dawno jak kilka minut temu, w pociągu, wsunęła list do zewnętrznej kieszeni walizki. Klepnęła się machinalnie w czoło, kucając koło bagażu a gdy znalazła swoją zgubę, szybko przeleciała wzrokiem po starannych literkach.
- Nudnego i nieobowiązkowego przedmiotu, bo mugoloznastwa - odparła krótko, unosząc wzrok na wciąż zszokowaną twarz mężczyzny. - Naprawdę tak się źle dzieje w tym zamku? Jest coś o czym powinnam wiedzieć, a o czym dowiem się później od dyrektora lub z plotek między uczniami? - spytała, ruchem głowy odrzucając włosy do tyłu. Dla bezpieczeństwa list trzymała w ręce, drugą mało kulturalnie wsuwając do kieszeni czerwonego płaszcza, jednak było zbyt chłodno, by o tym myśleć.
- Nudnego i nieobowiązkowego przedmiotu, bo mugoloznastwa - odparła krótko, unosząc wzrok na wciąż zszokowaną twarz mężczyzny. - Naprawdę tak się źle dzieje w tym zamku? Jest coś o czym powinnam wiedzieć, a o czym dowiem się później od dyrektora lub z plotek między uczniami? - spytała, ruchem głowy odrzucając włosy do tyłu. Dla bezpieczeństwa list trzymała w ręce, drugą mało kulturalnie wsuwając do kieszeni czerwonego płaszcza, jednak było zbyt chłodno, by o tym myśleć.
Jane HalseyNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 05/06/1983
Wiek : 41
Skąd : Inverness, Szkocja
Krew : mugolska
Strona 5 z 11 • 1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11
Strona 5 z 11
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach