Dziedziniec główny
+39
Jamie Campbell
Ian Ames
Elena Tyanikova
Callum Castellani
William Greengrass
Christine Greengrass
Quinn Larivaara
Claire Annesley
Emily Bronte
Elsa de la Vega
Meredith Cooper
Cassidy Thomas
Lena Gregorovic
Anthony Wilson
Vin Xakly
Jane Halsey
Aiko Miyazaki
Hannah Wilson
Charles Wilson
Leanne Chatier
Joel Frayne
Polly Baldwin
Colette Roshwel
Aiden Williams
Gabriel Griffiths
Sasza Tiereszkowa
Aleksy Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Wyatt Walker
Audrey Roshwel
Noemi Cramer
James Scott
Malcolm McMillan
Blaise Harvin
María Velasquez
Mistrz Gry
Andrea Jeunesse
Suzanne Castellani
Brennus Lancaster
43 posters
Strona 1 z 11
Strona 1 z 11 • 1, 2, 3 ... 9, 10, 11
Dziedziniec główny
Kamienny plac szczególnie uwielbiany przez uczniów. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, z którego rozciąga się idealny widok na błonia i jezioro. Okolony niewysokim murkiem, a w niektórych miejscach nieco wyższą balustradą.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Dziedziniec główny
Dlaczego było tyle chmur nad głowami, nie mogłoby to cholerne słońce zacząć grzać? Czy proszę o tak wiele? Suzanna przewróciła oczami patrząc w pochmurne niebo kiedy postawiła swoje dwie nogi na dziedzińcu. Szybkim rzutem oka ogarnęła jakieś wolne miejsce jednakże żadnego nie znalazła... ale cóż to, czyżby młode Puchone rozsiadły się na jej ulubionym miejscu? Niedopuszczalne. Szybkim i pewnym krokiem podeszłą do dwójki przedstawicieli domu Borsuka i z założonymi rękami czekała nie odzywając się przez chwilę.
- Idźcie do biblioteki sprawdzić czy was tam nie ma. Już, nie mam humoru - warknęła z wyraźnym niezadowoleniem. Całe szczęście nie musiała zbyt długo czekać, bo te dwa żółte uczniaki szybko się zwinęły i teraz Suz miała całą ławkę dla siebie. Z szelmowskim uśmiechem na ustach rozsiadła się na niej wygodniej wyciągając nogi na całej długości ławki. Rozejrzała się jeszcze czy żaden z nauczycieli nie nadchodzi i wyciągnęła paczkę skradzionych papierosów, nie żeby nie było jej stać, po prostu takie hobby. Odpaliła od różdżki jednego i zaciągnęła się porządnie by po chwili wypuścić z płuc szary obłok.
- Idźcie do biblioteki sprawdzić czy was tam nie ma. Już, nie mam humoru - warknęła z wyraźnym niezadowoleniem. Całe szczęście nie musiała zbyt długo czekać, bo te dwa żółte uczniaki szybko się zwinęły i teraz Suz miała całą ławkę dla siebie. Z szelmowskim uśmiechem na ustach rozsiadła się na niej wygodniej wyciągając nogi na całej długości ławki. Rozejrzała się jeszcze czy żaden z nauczycieli nie nadchodzi i wyciągnęła paczkę skradzionych papierosów, nie żeby nie było jej stać, po prostu takie hobby. Odpaliła od różdżki jednego i zaciągnęła się porządnie by po chwili wypuścić z płuc szary obłok.
Re: Dziedziniec główny
Po jej wyczynach w deszczu, na drugi dzień obudziła się z zakatarzonym nosem i bólem głowy. Oczywiście dołączyło do tego wstanie lewą nogą, co poskutkowało tym, że każda mijana na korytarzu osoba została uraczona wiązanką przekleństw lub polubownie tylko gromiącym spojrzeniem, kiedy Ślizgonka dostała napadu kichania. Później ludzie już po prostu schodzili jej z drogi, nie chcąc robić sobie problemów. Zresztą, Angielka dochodziła częściej do wniosku, że z każdym rokiem uczniowie domu węża stawali się coraz gorsi i chyba nie wszystko było z nimi tak jak trzeba. Gdy tylko wykonała szereg porannych czynności, opuściła zamek i ostentacyjnie przeszła przez dziedziniec paląc papierosa. Nie rozglądała się nawet wokół siebie, dopóki jakaś uczennica nie zahaczyła jej przypadkowo ramieniem. Jeunesse nie skomentowała tej sytuacji, tylko powiodła wzrokiem w kierunku, z którego Puchonka uciekała w popłochu... a potem uśmiechnęła się blado.
- Castellani, nie strasz dzieci. - skomentowała zachowanie swojej współlokatorki z dormitorium, wciskając paczkę chusteczek higienicznych do kieszeni bluzy.
- Castellani, nie strasz dzieci. - skomentowała zachowanie swojej współlokatorki z dormitorium, wciskając paczkę chusteczek higienicznych do kieszeni bluzy.
Re: Dziedziniec główny
Jeden buszek, drugi buszek, raz za razem przyciskała filtr papierosa do swoich różanych ust. Oczy miała lekko przymknięte ale nie całkowicie, czasem gdy przeszedł jakiś facet od razu musiała zlustrować jego tyłek, dlatego musiała być czujna. Jednak pojawiały się tylko pasztety, którym mole wyżarły twarz od tego siedzenia w książkach. Nigdy nie rozumiała jak można tak tracić czas, ale cóż, nie każdy ma taką pamięć jak ona.
- Jeunesse a Ty nie zarażaj ludzi - mruknęła odwracając głowę w stronę Ślizgonki. Zauważyła ten czerwony nos i znikającą w bluzie paczkę chusteczek. Podciągnęła się na rękach do pozycji siedzącej żeby zrobić miejsca na ten jej chudy tyłek.
- To moja ławka, jest podpisana - wskazała na napis na jednym z listew wyryty nożem. Najlepsze jest to, że to nie ona go wyrzeźbiła a jej ojczulek od siedmiu boleści. - Jak impreza? - zapytała, wczoraj tyle ich było, a Castellani nie mogła się zdecydować na którą iść i w końcu nie poszła na żadną.
- Jeunesse a Ty nie zarażaj ludzi - mruknęła odwracając głowę w stronę Ślizgonki. Zauważyła ten czerwony nos i znikającą w bluzie paczkę chusteczek. Podciągnęła się na rękach do pozycji siedzącej żeby zrobić miejsca na ten jej chudy tyłek.
- To moja ławka, jest podpisana - wskazała na napis na jednym z listew wyryty nożem. Najlepsze jest to, że to nie ona go wyrzeźbiła a jej ojczulek od siedmiu boleści. - Jak impreza? - zapytała, wczoraj tyle ich było, a Castellani nie mogła się zdecydować na którą iść i w końcu nie poszła na żadną.
Re: Dziedziniec główny
Twój ostentacyjny przemarsz przez dziedziniec nie umknął uwadze szkolnej bibliotekarki, która właśnie podlewała kwiaty na parapecie. Kilka minut później starsza kobieta zjawiła się również na terenie dziedzińca.
- Czyżbyście nie zapoznały się z regulaminem, moje drogie?
Czarownica nasunęła połówki okularów na nos i splotła przedramiona pod piersiami.
- Czyżbyście nie zapoznały się z regulaminem, moje drogie?
Czarownica nasunęła połówki okularów na nos i splotła przedramiona pod piersiami.
Mistrz Gry
Re: Dziedziniec główny
Dopaliła papierosa, wyrzuciła niedopałek gdzieś za siebie i dopiero po tym rozejrzała się wokół, czy właściwie nie ma gdzieś w okolicy nauczyciela, prefekta albo któregoś przeklętego ducha - cóż, niegdyś dobre duszki, szukały tylko okazji, żeby donieść o łamaniu regulaminu przez uczniów. Blondynka usiadła obok dziewczyny, opierając się o drewniane oparcie ławki, a w zasadzie to zjechała do pozycji półleżącej, wyrażając swoim wyglądem nic innego jak zdjęcie z krzyża.
- Jak widać musisz przejechać po tym napisie czerwonym, najlepiej oczojebnym, sprayem. - wzruszyła ramionami, przymykając na chwilę oczy. Zastanawiała ją ta ironia losu: była przeziębiona, na zewnątrz było chłodnawo a i tak musiała opuścić zamek, żeby nie dostać wścieku macicy; z drugiej strony jakby się rozchorowała, to nadrobiłaby swoje wycieczki ludów, przynajmniej tygodniowym leżeniem w skrzydle szpitalnym... wyrwana z zamyślenia, spojrzała na Suzanne.
- Na jednej nie byłam, ale Ci z tej całej tajemniczej klapy w podłodze dostali szlaban, a ta na polanie... wstąpiłam na pięć minut i wróciłam do zamku, także istnieje możliwość, że impreza nadal trwa. - mruknęła święcie przekonana co do swoich słów. Znając Borysa od tej strony, to rzeczywiście wcale nie zdziwiłaby się, gdyby zastała wesołą gromadkę po powrocie na polanę.
- A Ty właściwie czemu nie poszłaś? - spytała, odwracając wzrok od dziewczyny. Dopiero po chwili zorientowała się, że stoi przed nimi bibliotekarka. Zakatarzona Ślizgonka kichnęła najpierw, a później sympatycznym tonem odpowiedziała:
- A myśli pani, że dlaczego mnie wyrzucili z prefekta? - wcisnęła dłonie do kieszeni, nie mając najmniejszego zamiaru zmieniać pozycji.
- Jak widać musisz przejechać po tym napisie czerwonym, najlepiej oczojebnym, sprayem. - wzruszyła ramionami, przymykając na chwilę oczy. Zastanawiała ją ta ironia losu: była przeziębiona, na zewnątrz było chłodnawo a i tak musiała opuścić zamek, żeby nie dostać wścieku macicy; z drugiej strony jakby się rozchorowała, to nadrobiłaby swoje wycieczki ludów, przynajmniej tygodniowym leżeniem w skrzydle szpitalnym... wyrwana z zamyślenia, spojrzała na Suzanne.
- Na jednej nie byłam, ale Ci z tej całej tajemniczej klapy w podłodze dostali szlaban, a ta na polanie... wstąpiłam na pięć minut i wróciłam do zamku, także istnieje możliwość, że impreza nadal trwa. - mruknęła święcie przekonana co do swoich słów. Znając Borysa od tej strony, to rzeczywiście wcale nie zdziwiłaby się, gdyby zastała wesołą gromadkę po powrocie na polanę.
- A Ty właściwie czemu nie poszłaś? - spytała, odwracając wzrok od dziewczyny. Dopiero po chwili zorientowała się, że stoi przed nimi bibliotekarka. Zakatarzona Ślizgonka kichnęła najpierw, a później sympatycznym tonem odpowiedziała:
- A myśli pani, że dlaczego mnie wyrzucili z prefekta? - wcisnęła dłonie do kieszeni, nie mając najmniejszego zamiaru zmieniać pozycji.
Re: Dziedziniec główny
- Chyba tak będę musiała robić, bo już mnie męczy to wyganianie ich - przewróciła oczami po raz kolejny. Może jakieś zaklęcie by się przydało? Zresztą nie chciałoby jej się szukać żadnego w tej zatęchłej bibliotece. Pewnie i tak nie dałoby to żadnego pozytywnego dla niej efektu.
- Chyba się wypaliłam po tych wszystkich imprezach i nie chciało mi się iść - mruknęła i ziewnęła krótko. Ostatnimi czasy Argentynka dużo się szlajała po różnych organizowanych potajemnie spędach, czasem człowiek musi wytrzeźwieć, chociaż na kilka dni żeby z powrotem do tego wrócić. - Szlaban mówisz? Dawno nie dostałam żadnego - prawie gdy to wypowiedziała zobaczyła nieznaną jej bibliotekarkę która zmierzała w ich stronę, wyrzuciła niedopałek za siebie i ze sztucznym uśmiechem zatrzepotała rzęsami gdy staruszka się do nich odezwała.
- Znam na pamięć, mam go wyrecytować? - burknęła w stronę kobiety.
- Chyba się wypaliłam po tych wszystkich imprezach i nie chciało mi się iść - mruknęła i ziewnęła krótko. Ostatnimi czasy Argentynka dużo się szlajała po różnych organizowanych potajemnie spędach, czasem człowiek musi wytrzeźwieć, chociaż na kilka dni żeby z powrotem do tego wrócić. - Szlaban mówisz? Dawno nie dostałam żadnego - prawie gdy to wypowiedziała zobaczyła nieznaną jej bibliotekarkę która zmierzała w ich stronę, wyrzuciła niedopałek za siebie i ze sztucznym uśmiechem zatrzepotała rzęsami gdy staruszka się do nich odezwała.
- Znam na pamięć, mam go wyrecytować? - burknęła w stronę kobiety.
Re: Dziedziniec główny
Kobieta westchnęła jedynie, widocznie zawiedziona zachowaniem uczennic.
- Nie wiem, czy to powód do dumy panienko Jeunesse. - odpowiedziała spokojnie, spoglądając na Ślizgonkę. - Nie ukażę Was szlabanem, jednak jestem zmuszona prosić Was o zgaszenie papierosów i oddanie mi wszystkich pozostałych, które przy sobie posiadacie.
- Nie wiem, czy to powód do dumy panienko Jeunesse. - odpowiedziała spokojnie, spoglądając na Ślizgonkę. - Nie ukażę Was szlabanem, jednak jestem zmuszona prosić Was o zgaszenie papierosów i oddanie mi wszystkich pozostałych, które przy sobie posiadacie.
Mistrz Gry
Re: Dziedziniec główny
Słysząc ton Suzanne, wiedziała, że mogą mieć kłopoty. Niekoniecznie się tym przejmowała, a co najwyżej obawiała się, że jej ból głowy się nasili i w końcu zdechnie gdzieś po drodze do łóżka. Angielka zlustrowała wzrokiem starszą kobietę, niestety nie mogąc sobie przypomnieć ani jej imienia ani nazwiska. Rzadko bywała w bibliotece, a jeśli już była - to skutecznie omijała bibliotekarkę z tylko dla siebie zrozumiałych powodów.
- Oczywiście, że tak... do tej pory tylko mnie zdegradowano, z tego co mi wiadomo. - odpowiedziała równie spokojnie, spoglądając tym razem na swoją współlokatorkę.
- Suzanne, masz jakieś papierosy przy sobie? - spytała, uśmiechając się sztucznie - Bo ja mam jedynie paczkę chusteczek do nosa. - podciągnęła się do góry, siadając tym razem już w bardziej cywilizowanej pozycji.
- Oczywiście, że tak... do tej pory tylko mnie zdegradowano, z tego co mi wiadomo. - odpowiedziała równie spokojnie, spoglądając tym razem na swoją współlokatorkę.
- Suzanne, masz jakieś papierosy przy sobie? - spytała, uśmiechając się sztucznie - Bo ja mam jedynie paczkę chusteczek do nosa. - podciągnęła się do góry, siadając tym razem już w bardziej cywilizowanej pozycji.
Re: Dziedziniec główny
Bycie prefektem, mówią, ze to przywilej, że jest się wtedy fajnym ale jakoś Suz nigdy nie stała w kolejce do uzyskania tego tytułu, Sophie ją ma i niech sobie ma. Castellani bez tego była fajna i nielubiana. Wpatrywała swoje czekoladowe tęczówki w podstarzałą kobiecinę czekając na jakiś wyrok a tu proszę żadnego szlabanu...
- No masz ci los, został mi ostatni - Wyciągnęła niemal pustą paczkę z kieszeni i okazała ją bibliotekarce. Tyle razy jej kazali oddawać fajki, ze wiedziała ile ma sobie wydzielać jak gdzie wychodzi żeby czasem ich za dużo nie stracić, bo jednak jakby oddała całą paczkę byłaby niezadowolona a mogliby na tym ucierpieć inni uczniowie, bo jak Castellani jest zła to jest zła i to okazuje całemu światu.
- No masz ci los, został mi ostatni - Wyciągnęła niemal pustą paczkę z kieszeni i okazała ją bibliotekarce. Tyle razy jej kazali oddawać fajki, ze wiedziała ile ma sobie wydzielać jak gdzie wychodzi żeby czasem ich za dużo nie stracić, bo jednak jakby oddała całą paczkę byłaby niezadowolona a mogliby na tym ucierpieć inni uczniowie, bo jak Castellani jest zła to jest zła i to okazuje całemu światu.
Re: Dziedziniec główny
Kobieta nie miała ochoty wdawać się z Wami w niepotrzebne dyskusje.
- Skoro w ten sposób stawiacie sprawę... Accio papierosy!
Koniec różdżki czarownicy drgnął w powietrzu, a wszystkie - nawet ukryte - papierosy, jakie przy sobie miałyście, wylądowały na jej drugiej dłoni.
- Na przyszłość proszę się zachowywać, panienko Castellani. Kilka Puchonek poinformowało mnie o Pani nagannym zachowaniu.
Kobieta jeszcze raz machnęła różdżką, wymawiając zaklęcie Confringo, a zgromadzone na jej dłoni papierosy rozsypały się na milion drobnych kawałków, które spadając przeobraziły się w płatki kwiatów.
- Żeby mi to było po raz ostatni.
Bibliotekarka odwróciła się na pięcie i ruszyła powoli w kierunku zamku.
- Skoro w ten sposób stawiacie sprawę... Accio papierosy!
Koniec różdżki czarownicy drgnął w powietrzu, a wszystkie - nawet ukryte - papierosy, jakie przy sobie miałyście, wylądowały na jej drugiej dłoni.
- Na przyszłość proszę się zachowywać, panienko Castellani. Kilka Puchonek poinformowało mnie o Pani nagannym zachowaniu.
Kobieta jeszcze raz machnęła różdżką, wymawiając zaklęcie Confringo, a zgromadzone na jej dłoni papierosy rozsypały się na milion drobnych kawałków, które spadając przeobraziły się w płatki kwiatów.
- Żeby mi to było po raz ostatni.
Bibliotekarka odwróciła się na pięcie i ruszyła powoli w kierunku zamku.
Mistrz Gry
Re: Dziedziniec główny
Tak jak powiedziała, nie miała przy sobie żadnych papierosów, oprócz tego jedynego, w dodatku wypalonego i zdeptanego na kamiennej posadzce. Spojrzała na marną zdobycz bibliotekarki, krzyżując ręce pod piersiami, a gdy starsza kobieta odeszła, Angielka parsknęła śmiechem, opanowując się dobrą minutę później.
- Czy one jeszcze nie przywykły do tego, że nasze zachowanie wobec nich się nie zmieni? - wymruczała retorycznie, spoglądając w okno biblioteki, przez które aktualnie wyglądały spłoszone Puchonki. Z uśmiechem na twarzy Jeunesse pomachała im z gracją księżniczki a później odwróciła dłoń, zginając wszystkie palce oprócz środkowego. Dłoń wcisnęła do kieszeni z chusteczkami, wyjmując je na wierzch.
- Wracając do tematu... - zaczęła, próbując sobie przypomnieć o czym właściwie rozmawiały, dopóki bibliotekarka nie weszła im w słowo - ...a, tak. Mam to samo, ostatnio wolę kulturalnie posiedzieć w mniejszym gronie, niż chodzić na takie spędy. - westchnęła.
- Czy one jeszcze nie przywykły do tego, że nasze zachowanie wobec nich się nie zmieni? - wymruczała retorycznie, spoglądając w okno biblioteki, przez które aktualnie wyglądały spłoszone Puchonki. Z uśmiechem na twarzy Jeunesse pomachała im z gracją księżniczki a później odwróciła dłoń, zginając wszystkie palce oprócz środkowego. Dłoń wcisnęła do kieszeni z chusteczkami, wyjmując je na wierzch.
- Wracając do tematu... - zaczęła, próbując sobie przypomnieć o czym właściwie rozmawiały, dopóki bibliotekarka nie weszła im w słowo - ...a, tak. Mam to samo, ostatnio wolę kulturalnie posiedzieć w mniejszym gronie, niż chodzić na takie spędy. - westchnęła.
Re: Dziedziniec główny
Bibliotekarka chyba przy okazji zwinęła papierosy innym uczniom tym zaklęciem Accio. Ups, mają peszka strasznego.
- Oh przykro mi bardzo, w przyszłości się poprawię - mówiła z udawaną skruchą opuszczając głowę, gdy tylko staruszka się oddaliła zaczęła się śmiać razem z Andreą. Pomachała Puszką i posyłała całuski, niech wiedzą, że Suz się odwdzięczy. Jej gniew nie zna granic.
- Ludzie robią rozróbę a potem narzekają, że mają szlabany, zresztą jak widzę niektórych to mi działają na nerwy. A jak jest kameralnie to i obgadać można, wypić w miłym gronie - zaczęła wyliczać kolejne zalety, chociaż pewnie jak ktoś mądry zrobi większą bibkę to Suzi pojawi się obczaić kto z kim, jak i dlaczego. Trzeba mieć jakiś temat do ploteczek.
- Oh przykro mi bardzo, w przyszłości się poprawię - mówiła z udawaną skruchą opuszczając głowę, gdy tylko staruszka się oddaliła zaczęła się śmiać razem z Andreą. Pomachała Puszką i posyłała całuski, niech wiedzą, że Suz się odwdzięczy. Jej gniew nie zna granic.
- Ludzie robią rozróbę a potem narzekają, że mają szlabany, zresztą jak widzę niektórych to mi działają na nerwy. A jak jest kameralnie to i obgadać można, wypić w miłym gronie - zaczęła wyliczać kolejne zalety, chociaż pewnie jak ktoś mądry zrobi większą bibkę to Suzi pojawi się obczaić kto z kim, jak i dlaczego. Trzeba mieć jakiś temat do ploteczek.
Re: Dziedziniec główny
Pokiwała przytakująco głową, zaraz po tym jak usłyszała odpowiedź Suzanne. No cóż, widać jej światopogląd nie różnił się od światopoglądu Argentynki, przynajmniej w tym aspekcie.
- Wiesz co... - zaczęła, ale zaraz po tym przerwała, żeby się wysmarkać - ...herbatka z prądem na pewno by mnie wyleczyła. I na pewno popawiłaby nam humor. - spojrzała wymownie na Castellani. Mówiąc o poprawie humoru, miała na myśli teoretycznie niemiłe zajście z bibliotekarką i młodymi, niedouczonymi, Puchonkami. Właśnie. Teoretycznie. Praktycznie chciała się po prostu napić, jednak nie chciała tego tak dobitnie powiedzieć.
- Wiesz co... - zaczęła, ale zaraz po tym przerwała, żeby się wysmarkać - ...herbatka z prądem na pewno by mnie wyleczyła. I na pewno popawiłaby nam humor. - spojrzała wymownie na Castellani. Mówiąc o poprawie humoru, miała na myśli teoretycznie niemiłe zajście z bibliotekarką i młodymi, niedouczonymi, Puchonkami. Właśnie. Teoretycznie. Praktycznie chciała się po prostu napić, jednak nie chciała tego tak dobitnie powiedzieć.
Re: Dziedziniec główny
Suzanne odsunęła się nieco kiedy jej współlokatorka zaczęła smarkać, nie chciała się tutaj zarazić, wiosna się zbliża i wizja leżenia w łóżku całymi dniami nie podoba jej się za bardzo.
- Wiesz co, masz czasem dobre pomysły - powiedziała kiwając głową z uznaniem. Co jak co, ale wiedziała, że herbatki w tym będzie tyle co kot napłakał. Wstała z ławki i przeciągnęła się, trzeba te kości w końcu rozprostować.
- To idziemy, mam jeszcze trochę tego prądu pod łóżkiem, aż dziw, że się uchował - powiedziała i czekała na Jeunesse aż wstanie i obie przeszły do znanych im dobrze lochów.
- Wiesz co, masz czasem dobre pomysły - powiedziała kiwając głową z uznaniem. Co jak co, ale wiedziała, że herbatki w tym będzie tyle co kot napłakał. Wstała z ławki i przeciągnęła się, trzeba te kości w końcu rozprostować.
- To idziemy, mam jeszcze trochę tego prądu pod łóżkiem, aż dziw, że się uchował - powiedziała i czekała na Jeunesse aż wstanie i obie przeszły do znanych im dobrze lochów.
Re: Dziedziniec główny
Korzystając z tego, że przestało chwilowo padać puchonka wybrała się na krótki spacer. Niby krótki, ale jednak jaki męczący po całym dniu leżenia w łóżku w dormitorium? Szybko minęła korytarze po drodze zahaczając jeszcze o wielką salę by skubnąć sobie pasztecik dyniowy. Na ostateczne miejsce spoczynku wybrała szkolny dziedziniec. Na co dzień miejsce wyjątkowo lubiane przez uczniów dziś było wyjątkowo puste. Leniom nie chce się wychodzić gdy pada. Właściwie puchonka też się do tych leni zaliczała.
Rezygnując z niezliczonej ilości miejsc siedzących na mokrym murku podeszła do jednej z wyższych barierek by móc oprzeć się o nią wygodnie. Widok pobliskiego jeziora zawsze zabierał jej dech w piersiach. Pomimo spędzonych tu już sześciu lat, reakcja zawsze była taka sama. Courtney uśmiechnęła się do siebie tak mimowolnie i przymknęła zmęczone oczy. Delikatny wiatr co chwila muskał jej blade policzki i rozwiewał odrobinę rozczochrane włosy. Mogłaby tak stać do późnego wieczora. Delektując się ciszą wciąż uśmiechała się pod nosem wystawiając twarz do wiatru.
Rezygnując z niezliczonej ilości miejsc siedzących na mokrym murku podeszła do jednej z wyższych barierek by móc oprzeć się o nią wygodnie. Widok pobliskiego jeziora zawsze zabierał jej dech w piersiach. Pomimo spędzonych tu już sześciu lat, reakcja zawsze była taka sama. Courtney uśmiechnęła się do siebie tak mimowolnie i przymknęła zmęczone oczy. Delikatny wiatr co chwila muskał jej blade policzki i rozwiewał odrobinę rozczochrane włosy. Mogłaby tak stać do późnego wieczora. Delektując się ciszą wciąż uśmiechała się pod nosem wystawiając twarz do wiatru.
Re: Dziedziniec główny
Jeszcze nie było godziny policyjnej, ale Blaise tak czy siak musiał wyjść na zewnątrz. Mijał korytarze z dumą, ponieważ na jego piersi wisiała odznaka prefekta. Ciągle cieszył się, że nim został, ale nie pysznił się tym. Przyjmował wszystko na spokojnie. Nocna rozmowa z niejaką Zoją wywarła u niego myśl, że ma on jednak dobre serce.
Pogoda z dnia na dzień była inny. Wczoraj było gorąco, dzisiaj już był deszcz. W tej chwili akurat było spokojnie. Było czuć wiosenny deszczyk. Brakowało tylko spokojnej burzy.
Blaise znalazł się nagle na dziedzińcu. Rozejrzał się dookoła i zobaczył znajomą twarzyczkę. Dobrze, że umiał odróżnić swoje siostry.
- Cześć Cou. Ciągle się spotykamy - miał nadzieję, że udało mu się ją nieco nastraszyć.
Pomimo tego, że bardzo kochał swoje siostry to lubił je denerwować.
Pogoda z dnia na dzień była inny. Wczoraj było gorąco, dzisiaj już był deszcz. W tej chwili akurat było spokojnie. Było czuć wiosenny deszczyk. Brakowało tylko spokojnej burzy.
Blaise znalazł się nagle na dziedzińcu. Rozejrzał się dookoła i zobaczył znajomą twarzyczkę. Dobrze, że umiał odróżnić swoje siostry.
- Cześć Cou. Ciągle się spotykamy - miał nadzieję, że udało mu się ją nieco nastraszyć.
Pomimo tego, że bardzo kochał swoje siostry to lubił je denerwować.
Re: Dziedziniec główny
Znacie to uczucie gdy błądzicie gdzieś po swojej głowie, we własnych myślach, po wymyślonym świecie w waszej wyobraźni i nagle ktoś wyrywa Cię z tej cudownej krainy? Pojawia się nie tylko złość, ale przede wszystkim szok. Puchonka aż podskoczyła ze strachu gdy nagle usłyszała swoje imie. Złapała się za serca odwracając się powoli w stronę brata.
- Na gacie Merlina, oszalałeś? Chcesz żebym umarła na zawał w tak młodym wieku? - To mówiąc Courtney wciąż trzymała się jedną dłonią za pierść jednak oddychając już spokojniej. Dopiero gdy już doszła do siebie uśmiechnęła się ciepło do brata. Odznaka prefekta oczywiście nie uszła jej uwadze. Na jej widok dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej prezentując bratu lekkiego kuksańca w ramię.
- No proszę, proszę w końcu nauczyciele Cię docenili. - Rozesmiała się perliście wskazując na odznakę.
- Na gacie Merlina, oszalałeś? Chcesz żebym umarła na zawał w tak młodym wieku? - To mówiąc Courtney wciąż trzymała się jedną dłonią za pierść jednak oddychając już spokojniej. Dopiero gdy już doszła do siebie uśmiechnęła się ciepło do brata. Odznaka prefekta oczywiście nie uszła jej uwadze. Na jej widok dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej prezentując bratu lekkiego kuksańca w ramię.
- No proszę, proszę w końcu nauczyciele Cię docenili. - Rozesmiała się perliście wskazując na odznakę.
Re: Dziedziniec główny
O coś takiego Puchonowi chodziło. Zaśmiał się perliście, ale po kilku sekundach przestał. Nie będzie przecież śmiał się z własnej siostry.
- Można powiedzieć, że tak, oszalałem, ale nie chcę, żebyś umarła. Bo kogo bym denerwował? Corrine coś nie mogę spotkać w tak wielkim zamku - odparł.
Jego życie nabierało całkiem innego tempa. Musi znaleźć sobie tylko kogoś, kogo może kochać i wszystko będzie jak ulał. Na razie nie trafił na taką osobę. Niekoniecznie w szkole musi natrafić na taką, zawsze może spotkać taką na studiach. w końcu za kilka miesięcy rozpocznie studia.
- Trochę późno, ale ważne, że coś - uśmiechnął się. - W przyszłym roku może trafi na Was. Będę trzymał kciuki - nigdy nie był taki wesoły jak dzisiaj.
- Można powiedzieć, że tak, oszalałem, ale nie chcę, żebyś umarła. Bo kogo bym denerwował? Corrine coś nie mogę spotkać w tak wielkim zamku - odparł.
Jego życie nabierało całkiem innego tempa. Musi znaleźć sobie tylko kogoś, kogo może kochać i wszystko będzie jak ulał. Na razie nie trafił na taką osobę. Niekoniecznie w szkole musi natrafić na taką, zawsze może spotkać taką na studiach. w końcu za kilka miesięcy rozpocznie studia.
- Trochę późno, ale ważne, że coś - uśmiechnął się. - W przyszłym roku może trafi na Was. Będę trzymał kciuki - nigdy nie był taki wesoły jak dzisiaj.
Re: Dziedziniec główny
Puchonka przyjrzała się uważnie brau składając usta w niezadowoloną podkówkę. To nie było ani trochę zabawne, o nie! Przecież puchonka mogła się naprawdę śmiertelnie przestraszyć, a później pan świeżo upieczony prefekt puchonów miałby siostrę na sumieniu, ha!
- Ale Ty jesteś dowciapny. Jak chcesz kogoś denerwować to na pewno nie mnie! - Powiedziała genialnie udając urażoną i westchnęła cichutko. W końcu doszła do siebie po tym "zabawnym" powitania braciszka. Uśmiechnęła się lekko rozglądając się uważnie dookoła dziedzińca. Tak, zamek był naprawdę wielki to fakt, ale żeby od kilku długich dni ani razu nie spotkać tutaj siostry? Coś był nie w porządku.
- Ja też nie mogę się na nią natknąć. Najwidoczniej nie jest nam pisane spotkanie z nią. - Dodała wyraźnie zasmucona tym faktem. To przecież normalne, że tęskni się za rodziną, prawda? Nie zdziwiło puchonki zachowanie brata. Był wyraźnie szczęśliwy, zadowolony z faktu, że został prefektem. Ma przynajmniej jakiś powód do radości.
- Lepiej późno niź wcale Blaise. - Mruknęła wymijająco kręcąc młynek oczami.
- Ale Ty jesteś dowciapny. Jak chcesz kogoś denerwować to na pewno nie mnie! - Powiedziała genialnie udając urażoną i westchnęła cichutko. W końcu doszła do siebie po tym "zabawnym" powitania braciszka. Uśmiechnęła się lekko rozglądając się uważnie dookoła dziedzińca. Tak, zamek był naprawdę wielki to fakt, ale żeby od kilku długich dni ani razu nie spotkać tutaj siostry? Coś był nie w porządku.
- Ja też nie mogę się na nią natknąć. Najwidoczniej nie jest nam pisane spotkanie z nią. - Dodała wyraźnie zasmucona tym faktem. To przecież normalne, że tęskni się za rodziną, prawda? Nie zdziwiło puchonki zachowanie brata. Był wyraźnie szczęśliwy, zadowolony z faktu, że został prefektem. Ma przynajmniej jakiś powód do radości.
- Lepiej późno niź wcale Blaise. - Mruknęła wymijająco kręcąc młynek oczami.
Re: Dziedziniec główny
- To znajdź mi kogoś, kogo mógłbym podenerwować - zaczął się z nią droczyć.
Dawno tak nie czynił. Ostatni raz bodajże w czasie wakacji. Jednak nie chciał mieć siostry na sumieniu. Courtney była najbliższa jego sercu, nie wyobrażał sobie nie mieć takiej siostry. Byłaby to ogromna tragedia, jednak musiałby się nauczyć żyć z tym. Rodzice obdarzyli go aż trzema siostrami, więc nie nudziłoby się Puchonowi. Z jedną siostrą miał stały kontakt, ciekawe, co z pozostała dwójką.
- No tak, nie dane jest nam się z nią spotkać. A nie wiesz co z Cordelią? Jej tez nigdzie nie widać - dodał.
Tylko Blaise nosił imię na inna literę. Wszystkie jego siostry nosiły imię na literę "c".
- Tak, lepiej późno niż wcale - przyznał siostrze rację.
Mógłby nigdy nie zostać prefektem, a tu takie zaskoczenie. Jednak przestał już się cieszyć tak, jak wcześniej. Jego głowę zaczęła zaprzątać myśl o dwóch siostrach, których bardzo dawno nie widział.
Dawno tak nie czynił. Ostatni raz bodajże w czasie wakacji. Jednak nie chciał mieć siostry na sumieniu. Courtney była najbliższa jego sercu, nie wyobrażał sobie nie mieć takiej siostry. Byłaby to ogromna tragedia, jednak musiałby się nauczyć żyć z tym. Rodzice obdarzyli go aż trzema siostrami, więc nie nudziłoby się Puchonowi. Z jedną siostrą miał stały kontakt, ciekawe, co z pozostała dwójką.
- No tak, nie dane jest nam się z nią spotkać. A nie wiesz co z Cordelią? Jej tez nigdzie nie widać - dodał.
Tylko Blaise nosił imię na inna literę. Wszystkie jego siostry nosiły imię na literę "c".
- Tak, lepiej późno niż wcale - przyznał siostrze rację.
Mógłby nigdy nie zostać prefektem, a tu takie zaskoczenie. Jednak przestał już się cieszyć tak, jak wcześniej. Jego głowę zaczęła zaprzątać myśl o dwóch siostrach, których bardzo dawno nie widział.
Re: Dziedziniec główny
Ona ma kogoś znaleźć? Bez żartów, Blaise. Jesteś dorosłym chłopaczkiem i siostra Ci przecież nie musi w takich rzeczach pomagać.
- Blaise, popatrz ile jest uczniów w szkole, albo uczennic. Możesz wybierać i przebierać.
Zaśmiała się krótko do brata i poklepała go po ramieniu. Kolejne pytanie brata jeszcze bardziej naburmuszyło puchonkę. Cordelia? Tak dawno jej nie widziała, że niedługo zapomni jak ona w ogóle wygląda.
- Z Cordelią już od dawna nie mam kontaktu.
Zrezygnowana wsunęła dłonie do kieszeni spodni i rozejrzała się po raz kolejny dookoła dziedzińca. Nie będzie dawała po sobie poznać jak bardzo tęskni za siostrami, a już szczególnie za bliźniaczką.
- Jestem z Ciebie taka dumna, Blaise.- Powiedziała teatralnym głosem zatroskanej matki i poklepała brata pieszczotliwie po policzku. - To taka duma dla naszej rodziny. - Dodała zupełnie poważnie i otarła niewidzialną łzę. Zaraz po tym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a co.
- Blaise, popatrz ile jest uczniów w szkole, albo uczennic. Możesz wybierać i przebierać.
Zaśmiała się krótko do brata i poklepała go po ramieniu. Kolejne pytanie brata jeszcze bardziej naburmuszyło puchonkę. Cordelia? Tak dawno jej nie widziała, że niedługo zapomni jak ona w ogóle wygląda.
- Z Cordelią już od dawna nie mam kontaktu.
Zrezygnowana wsunęła dłonie do kieszeni spodni i rozejrzała się po raz kolejny dookoła dziedzińca. Nie będzie dawała po sobie poznać jak bardzo tęskni za siostrami, a już szczególnie za bliźniaczką.
- Jestem z Ciebie taka dumna, Blaise.- Powiedziała teatralnym głosem zatroskanej matki i poklepała brata pieszczotliwie po policzku. - To taka duma dla naszej rodziny. - Dodała zupełnie poważnie i otarła niewidzialną łzę. Zaraz po tym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a co.
Re: Dziedziniec główny
~~~ Wciąż mamy wtorek ~~~
Blaise może kogoś tak podenerwować, że może coś z tego wyniknie i z kimś się zaprzyjaźni. Wszystko jest możliwe, szkoda tylko, że to już niemalże koniec szkoły. Będzie mu bardzo przykro, kiedy odejdzie ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ale na pewno da sobie radę w życiu. Co do młodszych sióstr to Blaise nie wiedział już, co ma o tym myśleć. Wszyscy są w jednej szkole, ale nikogo nie można spotkać.
- Nie udawaj - szturchnął ją lekko w ramię. - Ale chodź tu, dzięki za wsparcie - przytulił się do niej.
Trochę czułości nikomu nie zaszkodzi. Można przytulić się, zwłaszcza do swojej siostry. Blaise nie miał do tego żadnych oporów. Siostry były mu bliższe niż rodzice.
- Chodź Cou, robi się późno i znów zaczyna padać. A poza tym mamy lekcje do odrobienia - powiedział, oddalając się od Courtney.
Poczuł na głowie kilka kropel deszczu, więc wykorzystał to. Pociągnął Puchonkę, aby oderwała się od barierki i ruszył w stronę zamku.
//Sorki, że tak przeciągam, ale jakoś nie mam na razie pomysłu. Tak więc koniec naszej sesji, kiedy indziej jeszcze popiszemy, bo nie chcę Cię zatrzymywać
Blaise może kogoś tak podenerwować, że może coś z tego wyniknie i z kimś się zaprzyjaźni. Wszystko jest możliwe, szkoda tylko, że to już niemalże koniec szkoły. Będzie mu bardzo przykro, kiedy odejdzie ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ale na pewno da sobie radę w życiu. Co do młodszych sióstr to Blaise nie wiedział już, co ma o tym myśleć. Wszyscy są w jednej szkole, ale nikogo nie można spotkać.
- Nie udawaj - szturchnął ją lekko w ramię. - Ale chodź tu, dzięki za wsparcie - przytulił się do niej.
Trochę czułości nikomu nie zaszkodzi. Można przytulić się, zwłaszcza do swojej siostry. Blaise nie miał do tego żadnych oporów. Siostry były mu bliższe niż rodzice.
- Chodź Cou, robi się późno i znów zaczyna padać. A poza tym mamy lekcje do odrobienia - powiedział, oddalając się od Courtney.
Poczuł na głowie kilka kropel deszczu, więc wykorzystał to. Pociągnął Puchonkę, aby oderwała się od barierki i ruszył w stronę zamku.
//Sorki, że tak przeciągam, ale jakoś nie mam na razie pomysłu. Tak więc koniec naszej sesji, kiedy indziej jeszcze popiszemy, bo nie chcę Cię zatrzymywać
Re: Dziedziniec główny
Malcolm spędzał do tej pory popołudnia na owocnym oddawaniu się przyjemnościom nauki, jednak postanowił odpuścić w tę jedną, jedyną sobotę. Pogoda dopisywała, słońce prażyło niemiłosiernie, dlatego McMillan postanowił wystawić swoje blade oblicze poza mury szkoły, aby skonfrontować je ze słońcem.
Malcolm był raczej samotnikiem - stronił od ludzi i wychodzenia na zewnątrz, dlatego nic dziwnego, że mijając uczniów w sali wejściowej, żadna osoba nie rzuciła w jego stronę nawet pojedynczego słowa powitania. Taki los ponuraka.
Wyszedł ze szkoły na zewnątrz i ścieżką okalającą przednią część zamku przeszedł na dziedziniec, który stracił zainteresowanie na rzecz chłodzącej bryzy ciągnącej od jeziora. Było pusto. Krukon podszedł do niewysokiego murka, wślizgnął się na niego szybko i oparł o zimną, ceglaną kolumnę za swoimi plecami. Zgarnął włosy za uszy i napawał się słońcem.
Malcolm był raczej samotnikiem - stronił od ludzi i wychodzenia na zewnątrz, dlatego nic dziwnego, że mijając uczniów w sali wejściowej, żadna osoba nie rzuciła w jego stronę nawet pojedynczego słowa powitania. Taki los ponuraka.
Wyszedł ze szkoły na zewnątrz i ścieżką okalającą przednią część zamku przeszedł na dziedziniec, który stracił zainteresowanie na rzecz chłodzącej bryzy ciągnącej od jeziora. Było pusto. Krukon podszedł do niewysokiego murka, wślizgnął się na niego szybko i oparł o zimną, ceglaną kolumnę za swoimi plecami. Zgarnął włosy za uszy i napawał się słońcem.
Re: Dziedziniec główny
Sobotnie przedpołudnia należą do tych raczej długich. Przynajmniej w odczuciu Scott'a. Zawsze wstawał jako ostatni, więc w dormitorium nie było już nikogo. Zazwyczaj do Wielkiej Sali schodził dopiero na obiad, po uprzednim przeczytaniu jakiejś ciekawej książki - gustował w tych z drastycznymi, nieprzewidywalnymi zakończeniami.
Zaraz po obiedzie Scott miał zamiar zrobić to, co lubi najbardziej- zaszyć się gdzieś w kącie i mieć święty spokój. Niestety, soboty mają to do siebie, że lubią bywać tłoczne. Zmusiło to James'a do opuszczenia zamku i skierowania się na błonia.
-Mal?- przeszło mu przez głowę, kiedy w oddalił zamajaczyła mu znajoma postać
Malcolm McMillan był chłopcem z jego roku. Wysoki, długowłosy krukon. Uzdolniony magicznie, lecz - tak jak James- był raczej ponurym typem osoby. Wolał samotność i spokój. Niestety tego drugiego łatwo znaleźć nie mógł, gdyż młodzieniec się wyróżnił dość znacznie. Jego oczy miały różny kolor. Jedno było niebieskie, drugie brązowe. Dla niektórych było to interesujące, dla innych raczej odpychające.
Dla Scott'a osobiście nie miało to znaczenia - jak większość spraw.
Jednak obaj krukoni zaprzyjaźnili się szybko. Co było dość zaskakujące.
- Widzę, że sobotnie popołudnie sprzyja - mruknął wślizgując się na mur i siadając obok.
W przeciwieństwie do McMillan'a, James związał włosy - jak zwykle używając sznurka - w kucyk.
Zaraz po obiedzie Scott miał zamiar zrobić to, co lubi najbardziej- zaszyć się gdzieś w kącie i mieć święty spokój. Niestety, soboty mają to do siebie, że lubią bywać tłoczne. Zmusiło to James'a do opuszczenia zamku i skierowania się na błonia.
-Mal?- przeszło mu przez głowę, kiedy w oddalił zamajaczyła mu znajoma postać
Malcolm McMillan był chłopcem z jego roku. Wysoki, długowłosy krukon. Uzdolniony magicznie, lecz - tak jak James- był raczej ponurym typem osoby. Wolał samotność i spokój. Niestety tego drugiego łatwo znaleźć nie mógł, gdyż młodzieniec się wyróżnił dość znacznie. Jego oczy miały różny kolor. Jedno było niebieskie, drugie brązowe. Dla niektórych było to interesujące, dla innych raczej odpychające.
Dla Scott'a osobiście nie miało to znaczenia - jak większość spraw.
Jednak obaj krukoni zaprzyjaźnili się szybko. Co było dość zaskakujące.
- Widzę, że sobotnie popołudnie sprzyja - mruknął wślizgując się na mur i siadając obok.
W przeciwieństwie do McMillan'a, James związał włosy - jak zwykle używając sznurka - w kucyk.
Strona 1 z 11 • 1, 2, 3 ... 9, 10, 11
Strona 1 z 11
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach