Park z placem zabaw
+23
Antonija Vedran
Christine Greengrass
Dymitr Milligan
Ethim Polansky
Sanne van Rijn
Abigail Wellington
Mistrz Gry
Misza Gregorovic
Alice Volante
Ian Ames
Marianna Vulkodlak
Mason Dolarhyde
Leanne Chatier
Aiden Williams
Polly Baldwin
Blaise Harvin
Audrey Roshwel
Anthony Wilson
Maja Vulkodlak
Nicolas Socha
Andrea Jeunesse
Connor Campbell
Konrad Moore
27 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 9 z 10
Strona 9 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Park z placem zabaw
First topic message reminder :
Park na peryferiach wioski przyciąga nie tylko mieszkańców, ale także uczniów pobliskiej szkoły. Jest niewielki, ale alejki są wystarczająco szerokie i rozgałęzione aby pomieścić wszystkich amatorów spacerów i zabaw na huśtawce.
Park na peryferiach wioski przyciąga nie tylko mieszkańców, ale także uczniów pobliskiej szkoły. Jest niewielki, ale alejki są wystarczająco szerokie i rozgałęzione aby pomieścić wszystkich amatorów spacerów i zabaw na huśtawce.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Park z placem zabaw
- Specjalista od podrywania zaczął się bawić w swatkę, huh?- mruknęła ironicznie, nie mogąc się powstrzymać przed tą małą złośliwością.
Słysząc jego prośbę, uniosła brwi i spojrzała na chłopaka dość nieufnie. Dość długo wahała się, czy aby na pewno nie powinna wycofać się póki jeszcze mogła? Wszak nie miała pojęcia dokąd chłopak chciał ją zabrać i co mu tam w ogóle po głowie chodziło. A jeżeli zabierze ją na drugi koniec świata, nie będzie miała jak uciec. Ba, zabierze ją gdziekolwiek, a ona będzie skazana na niego, bo przecież sama do domu nie wróci... W końcu jednak upomniała się w myślach, że przecież Dymitr nie jest żadnym gwałcicielem i że w ogóle niepotrzebnie się martwi tylko.
A więc złapała go rękę, a po chwili miasteczko zniknęło jej z oczu, a zamiast tego, pojawił się park. Niemałe było jej zdziwienie, kiedy rozpoznała że są w Hogsmeade.
Z czasem atmosfera między tą dwójką była coraz to luźniejsza. Chris zdążyła się zorientować że Dymitr naprawdę nie ma żadnych planów wobec niej, a więc była już spokojna. Z czasem zaczęli rozmawiać już całkiem normalnie i rozmowa zaczęła im się kleić. Jednak Christine zorientowała się wreszcie że minęło już dużo czasu odkąd opuściła posiadłość Greengrassów, a więc poprosiła chłopaka o to, żeby zabrał ją do domu. Ten oczywiście bez żadnego ale posłuchał dziewczyny i odstawił ją do Greenock, niedaleko Greengrass Manor. Wtedy dziewczyna ładnie mu podziękowała, pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. A dokładniej to Chris poszła w stronę domu, a Dymitr zniknął deportując się najpewniej do siebie.
Słysząc jego prośbę, uniosła brwi i spojrzała na chłopaka dość nieufnie. Dość długo wahała się, czy aby na pewno nie powinna wycofać się póki jeszcze mogła? Wszak nie miała pojęcia dokąd chłopak chciał ją zabrać i co mu tam w ogóle po głowie chodziło. A jeżeli zabierze ją na drugi koniec świata, nie będzie miała jak uciec. Ba, zabierze ją gdziekolwiek, a ona będzie skazana na niego, bo przecież sama do domu nie wróci... W końcu jednak upomniała się w myślach, że przecież Dymitr nie jest żadnym gwałcicielem i że w ogóle niepotrzebnie się martwi tylko.
A więc złapała go rękę, a po chwili miasteczko zniknęło jej z oczu, a zamiast tego, pojawił się park. Niemałe było jej zdziwienie, kiedy rozpoznała że są w Hogsmeade.
Z czasem atmosfera między tą dwójką była coraz to luźniejsza. Chris zdążyła się zorientować że Dymitr naprawdę nie ma żadnych planów wobec niej, a więc była już spokojna. Z czasem zaczęli rozmawiać już całkiem normalnie i rozmowa zaczęła im się kleić. Jednak Christine zorientowała się wreszcie że minęło już dużo czasu odkąd opuściła posiadłość Greengrassów, a więc poprosiła chłopaka o to, żeby zabrał ją do domu. Ten oczywiście bez żadnego ale posłuchał dziewczyny i odstawił ją do Greenock, niedaleko Greengrass Manor. Wtedy dziewczyna ładnie mu podziękowała, pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. A dokładniej to Chris poszła w stronę domu, a Dymitr zniknął deportując się najpewniej do siebie.
Re: Park z placem zabaw
Wysoki chłopak o czarnych włosach przemierzał wąskie alejki naprawdę uroczej wioski, jaką było Hogsmeade. Mimo tego, iż pogoda nie za bardzo sprzyjała, na jego wąskich ustach widniał delikatny uśmieszek, który niejako był nożem w plecy dla deszczu i ciężkich szarych chmur. Campbell myślał sobie, o nie... nic mi nie popsuje dzisiejszego dnia. Niebyt ciężko się domyślić dlaczego to był tak wyjątkowy dzień, gdyż jego obecność w magicznej wiosce, położonej nieopodal Hogwart'u, mówiła sama za siebie.
Kanadyjczyk przybył do wioski godzinę przed umówionym spotkaniem, aby zaopatrzyć się w coś do jedzenia, picia i palenia. Teleportacja z dużym bagażem jeszcze sprawiała mu problem, a już nie posiadał magicznie powiększonego w środku plecaka. Och, Kanadyjczyk bardzo za nim tęsknił, gdyż był on idealny na każdą jego wyprawę i właściwie był z nim od początku przygody ze zwiedzaniem świata. W związku z tym, że Connor zazwyczaj podróżował sam, ten plecak był dla niego specyficznym, a jednak, kompanem. Teraz nie było ani plecaka, ani podróży i Campbell coraz bardziej zaczynał czuć niezmierną tęsknotę za tym. Ostatnio nawet parę razy przyłapał się jak odruchowo zaczyna planować kolejną wyprawę i jedyne co było w stanie znów ściągnąć jego myśli na ziemię to była myśl o Tosi. Jego ukochanej, małej, słodkiej Chorwatki, która była zamknięta na miliard zamków w Hogwart'cie, zlokalizowanym setki kilometrów od Londynu.
Po zrobieniu zakupów skierował swoje kroki w tę stronę, z której powinna przybyć Puchonka. Campbell postanowił poczekać na dziewczynę w parku na placu zabaw, który znajdował się najbliżej głównej alei. Kanadyjczyk usadowił swoje cztery litery na huśtawce, odpalił papierosa i otworzył sobie piwo kremowe, zupełnie nie przejmując się tym, że przypadkowi przechodnie mogą go wziąć za zwykłego menela.
Kanadyjczyk przybył do wioski godzinę przed umówionym spotkaniem, aby zaopatrzyć się w coś do jedzenia, picia i palenia. Teleportacja z dużym bagażem jeszcze sprawiała mu problem, a już nie posiadał magicznie powiększonego w środku plecaka. Och, Kanadyjczyk bardzo za nim tęsknił, gdyż był on idealny na każdą jego wyprawę i właściwie był z nim od początku przygody ze zwiedzaniem świata. W związku z tym, że Connor zazwyczaj podróżował sam, ten plecak był dla niego specyficznym, a jednak, kompanem. Teraz nie było ani plecaka, ani podróży i Campbell coraz bardziej zaczynał czuć niezmierną tęsknotę za tym. Ostatnio nawet parę razy przyłapał się jak odruchowo zaczyna planować kolejną wyprawę i jedyne co było w stanie znów ściągnąć jego myśli na ziemię to była myśl o Tosi. Jego ukochanej, małej, słodkiej Chorwatki, która była zamknięta na miliard zamków w Hogwart'cie, zlokalizowanym setki kilometrów od Londynu.
Po zrobieniu zakupów skierował swoje kroki w tę stronę, z której powinna przybyć Puchonka. Campbell postanowił poczekać na dziewczynę w parku na placu zabaw, który znajdował się najbliżej głównej alei. Kanadyjczyk usadowił swoje cztery litery na huśtawce, odpalił papierosa i otworzył sobie piwo kremowe, zupełnie nie przejmując się tym, że przypadkowi przechodnie mogą go wziąć za zwykłego menela.
Re: Park z placem zabaw
Szybkim krokiem Puchonka przemierzała drogę dzielącą Hogwart od Hogsmeade uparcie ignorując zaciekawione spojrzenia przechodniów skierowane w swoją stronę. Ciężko im się dziwić. Sama pewnie też przyglądałaby się dziewczynie z szerokim uśmiechem i różowo-fioletowymi włosami, które opadały kaskadami na jej ramiona i tak wyraźnie kontrastowały z czarną kurtką. Jej krok był dziarski, a czekoladowe oczy rozglądały się czujnie chcąc wypatrzeć w tłumie tak doskonale znaną sobie twarz. Czuła się jak dziecko które lada chwila będzie mogło rozpakować swój świąteczny prezent. Tak dawno nie widziała się z Connorem! Ten czas wypełniały listy pełne czułych słówek, ale to w niczym nie zastąpi prawdziwego spotkania. Spotkania, które przesunęło się w czasie przez jego zajęcia na uczelni i przez jej szlaban za nieodrobioną pracę domową z eliksirów, bo taki też szlaban się jej przytrafił w co ciężko uwierzyć jak zna się Tośkę i jej podejście do tego przedmiotu. Nie mniej jednak to był ten dzień. Mieli go spędzić na świeżym powietrzu w swoim towarzystwie bez nieprzyzwoitych poczynań dlatego Puchonka pod kurtką miała ciepły brązowy sweter, na nogach przylegające dżinsy i musztardowe timberki które miały sprawić, że jej stopy nie odmarzną. Mijała właśnie plac zabaw kiedy dostrzegła znajomą postać w chmurze dymu. Tak, to zdecydowanie Campbell. Z szerokim uśmiechem pchnęła więc furtkę aby podejść i sprzedać mu całusa w policzek.
- Naprawdę zarosłeś - stwierdziła z szerokim uśmiechem wplatając palce w jego długie jedwabiste włosy. W wyniku tego zabiegu jego czoło się odsłoniło, a ona ostrożnie go w nie cmoknęła.
- Nie pal tyle - powtórzyła swoją stałą śpiewkę marszcząc przy tym podrażniony zapachem nikotyny nos. Zaraz jednak znów jej twarz się rozpromieniła. Znalazła jakoś miejsce na jego kolanach i nie czekając na pozwolenie na nich usiadła zarzucając mu ręce na szyję podczas gdy wyciągnęła swoją szyję aby złączyć ich wargi w stosownym do okazji pocałunku.
- Naprawdę zarosłeś - stwierdziła z szerokim uśmiechem wplatając palce w jego długie jedwabiste włosy. W wyniku tego zabiegu jego czoło się odsłoniło, a ona ostrożnie go w nie cmoknęła.
- Nie pal tyle - powtórzyła swoją stałą śpiewkę marszcząc przy tym podrażniony zapachem nikotyny nos. Zaraz jednak znów jej twarz się rozpromieniła. Znalazła jakoś miejsce na jego kolanach i nie czekając na pozwolenie na nich usiadła zarzucając mu ręce na szyję podczas gdy wyciągnęła swoją szyję aby złączyć ich wargi w stosownym do okazji pocałunku.
Re: Park z placem zabaw
Faktycznie nie widzieli się bardzo długo. Właściwie to jeden raz od rozpoczęcia roku szkolnego w Hogwart'cie. Było to tylko i wyłącznie przyczyną nawału pracy, które Connor miał na pierwszym roku studiów, a Antonija na siódmym roku nauki w szkole magii. Oczywiście pisali do siebie non stop, jednakże z czasem przestali się wymieniać liścikami niemal codziennie, w które też stawały się coraz krótsze i mniej bogate w szczegóły. W związku z tym Campbell bardzo się cieszył na spotkanie twarzą w twarz, gdyż o wiele bardziej wolał tę formę komunikacji od słowa pisanego.
Ciche skrzypnięcie furtki obwieściło Kanadyjczykowi przybycie Puchonki. Nawet nie musiał odwracać spojrzenia w jej stronę, żeby się o tym przekonać. Wystarczył jedynie szczęk furtki i krótkie spojrzenie na zegarek, znajdujący się na prawej ręce chłopaka. Mimo tego nie mógł się oprzeć, żeby nie skierować swych jasnych tęczówek na dziewczynę. Była ubrana odpowiednio na dzisiejszą pogodę, jej twarz była jasna i promienna, a różowe włosy powiewały delikatnie na wietrze. Właśnie tak ją sobie wyobrażał przez cały okres rozłąki od ich ostatniego spotkania. Pokochał tę wizję w swojej głowie i tak samo jak na początku był szczerze zaskoczony diametralną zmianą koloru jej włosów, tak teraz był niezmiernie zadowolony, że pozostały takie do teraz. Poniekąd jego wyobrażenia stały się rzeczywistością.
- Wiem, że Ci się podoba - odparł z cwaniackim uśmieszkiem na wąskich, bladych ustach. Grzecznie przyjął od niej całusa w czoło i powiódł za nią wzrokiem, czekając na jej kolejny ruch.
- Na studiach nie da się nie palić! Wszyscy palą - odparł z nieprzeniknioną miną. Gdyby nie chciał to by nie palił. Problem tkwił w tym, że chciał... No, ale co miał powiedzieć Vedran? Kiedy Tosia usiadła mu okrakiem na kolanach i zarzuciła dłonie na szyję, wywalił niedopalonego papierosa w piasek i przyciągnął ją za tyłek bliżej siebie, jednocześnie przytrzymując ją, żeby nie spadła. Kiedy ich wargi złączyły się w namiętnym i stęsknionym pocałunku chłopak głośno i szybko wciągnął powietrze do nosa. Dreszcze przeszyły każdą oś jego ciała, po którym momentalnie rozlało się przyjemne ciepło.
- Bardzo mi Ciebie brakowało - odparł miękko, zaglądając w głąb jej czekoladowych tęczówek, za którymi chyba najbardziej tęsknił. Nic więcej nie chciał mówić. Już za dużo wymienili między sobą słów, teraz przyszedł czas na przebywaniem razem, cieszenie się wzajemną obecnością oraz innymi aspektami, których nie zastąpią listy, nieważne jak bardzo byłby przepełnione słowami tęsknoty i miłości. - Piwka? - zapytał z takim samym cwaniackim uśmieszkiem jak na początku. W końcu taki plan zatwierdzili. Mieli razem się napić, spędzić trochę czasu, pośmiać się... Jak kiedyś.
Ciche skrzypnięcie furtki obwieściło Kanadyjczykowi przybycie Puchonki. Nawet nie musiał odwracać spojrzenia w jej stronę, żeby się o tym przekonać. Wystarczył jedynie szczęk furtki i krótkie spojrzenie na zegarek, znajdujący się na prawej ręce chłopaka. Mimo tego nie mógł się oprzeć, żeby nie skierować swych jasnych tęczówek na dziewczynę. Była ubrana odpowiednio na dzisiejszą pogodę, jej twarz była jasna i promienna, a różowe włosy powiewały delikatnie na wietrze. Właśnie tak ją sobie wyobrażał przez cały okres rozłąki od ich ostatniego spotkania. Pokochał tę wizję w swojej głowie i tak samo jak na początku był szczerze zaskoczony diametralną zmianą koloru jej włosów, tak teraz był niezmiernie zadowolony, że pozostały takie do teraz. Poniekąd jego wyobrażenia stały się rzeczywistością.
- Wiem, że Ci się podoba - odparł z cwaniackim uśmieszkiem na wąskich, bladych ustach. Grzecznie przyjął od niej całusa w czoło i powiódł za nią wzrokiem, czekając na jej kolejny ruch.
- Na studiach nie da się nie palić! Wszyscy palą - odparł z nieprzeniknioną miną. Gdyby nie chciał to by nie palił. Problem tkwił w tym, że chciał... No, ale co miał powiedzieć Vedran? Kiedy Tosia usiadła mu okrakiem na kolanach i zarzuciła dłonie na szyję, wywalił niedopalonego papierosa w piasek i przyciągnął ją za tyłek bliżej siebie, jednocześnie przytrzymując ją, żeby nie spadła. Kiedy ich wargi złączyły się w namiętnym i stęsknionym pocałunku chłopak głośno i szybko wciągnął powietrze do nosa. Dreszcze przeszyły każdą oś jego ciała, po którym momentalnie rozlało się przyjemne ciepło.
- Bardzo mi Ciebie brakowało - odparł miękko, zaglądając w głąb jej czekoladowych tęczówek, za którymi chyba najbardziej tęsknił. Nic więcej nie chciał mówić. Już za dużo wymienili między sobą słów, teraz przyszedł czas na przebywaniem razem, cieszenie się wzajemną obecnością oraz innymi aspektami, których nie zastąpią listy, nieważne jak bardzo byłby przepełnione słowami tęsknoty i miłości. - Piwka? - zapytał z takim samym cwaniackim uśmieszkiem jak na początku. W końcu taki plan zatwierdzili. Mieli razem się napić, spędzić trochę czasu, pośmiać się... Jak kiedyś.
Re: Park z placem zabaw
Jego cwaniacki uśmieszek sprawił, że jej perlisty śmiech był jedyną odpowiedzią na tą zaczepkę. Nie dało się ukryć, że jej ta zmiana się podobała. Tak samo jak podobałoby się jej gdyby zapuścił jeszcze brodę. Taką fajną brodę. Brodę która komponowałaby się z jego tatuażami. Brodę która przyprawiłaby panią Vedran o zawał gdyby zobaczyła z kim spotyka się jej najmłodsza córka. Właśnie taką brodę. Brodę której epickość wniosłaby osobę Campbella na poziom onieśmielający dla innych, bo sama nie wyobrażała sobie onieśmielenia w jego towarzystwie. Już nie. Kiedyś myśl, że mógłby ją zobaczyć nago sprawiała uczucie dyskomfortu, ale teraz już tego nie było. Teraz on znał jej ciało równie dobrze co ona jego.
- Po prostu nie pal przy mnie - odpowiedziała wpatrując się w jego stalowe tęczówki. Nie chciała się o to kłócić. Temat był zbyt błahy aby marnować na niego tak cenne minuty jakie były im dane. Co znał już jej zdanie w tej sprawie i musiał sobie też zdawać sprawę z tego, że Chorwatka tak szybko nie zmieni swoich przekonań- nawet pod presją otaczającego ją społeczeństwa. W zasadzie gdyby ulegała takiej presji to już dawno dotarłaby do tego etapu w którym paczka starcza na dzień w porywach do dwóch dni. Póki co jednak nie paliła. Świadomie nie sięgała po tą używkę, ale Anthony już nie raz i nie dwa wcisnął jej niemalże siłą papierosa kiedy była już tak pijana, że ciężko było u niej o asertywność. Na szczęście nie upijała się często.
- Mnie Ciebie też - odparła miękko tuż po tym jak ich wargi się rozłączyły po czym znów przechyliła się aby musnąć je swoimi. Kiedy zapytał o piwko pokiwała potakująco głową przejmując od niego chłodną butelkę i upiła kilka łyków podając mu ją znów.
- Masz dla mnie jakieś antidotum? One nie mogą być dłużej takie kolorowe, Connie - przechyliła nieco głowę mając oczywiście na myśli swoje włosy z którymi bała się zbytnio aby dalej samodzielnie eksperymentować. Wolała opinii kogoś bardziej obeznanego w świecie eliksirów, a nie chciała o to prosić "ciocię" Beatrix. "Ciocię". Dziwna patologia której Tośka nie pojmowała, bo "ciocia" nie okazywała jej chociażby grama sympatii. Pocieszające było tez to, że Nora, jej własna chrześnica, też nie była na liście faworytów. W zasadzie listę faworytów można by zamknąć na Aleksandrze, którego Antośka nie poznała na tyle dobrze, aby w jakikolwiek sposób się o nim wypowiadać.
- Masz już jakieś plany na święta? - zapytała jeszcze cicho kiedy znów przypadła jej kolej picia z butelki.
- Po prostu nie pal przy mnie - odpowiedziała wpatrując się w jego stalowe tęczówki. Nie chciała się o to kłócić. Temat był zbyt błahy aby marnować na niego tak cenne minuty jakie były im dane. Co znał już jej zdanie w tej sprawie i musiał sobie też zdawać sprawę z tego, że Chorwatka tak szybko nie zmieni swoich przekonań- nawet pod presją otaczającego ją społeczeństwa. W zasadzie gdyby ulegała takiej presji to już dawno dotarłaby do tego etapu w którym paczka starcza na dzień w porywach do dwóch dni. Póki co jednak nie paliła. Świadomie nie sięgała po tą używkę, ale Anthony już nie raz i nie dwa wcisnął jej niemalże siłą papierosa kiedy była już tak pijana, że ciężko było u niej o asertywność. Na szczęście nie upijała się często.
- Mnie Ciebie też - odparła miękko tuż po tym jak ich wargi się rozłączyły po czym znów przechyliła się aby musnąć je swoimi. Kiedy zapytał o piwko pokiwała potakująco głową przejmując od niego chłodną butelkę i upiła kilka łyków podając mu ją znów.
- Masz dla mnie jakieś antidotum? One nie mogą być dłużej takie kolorowe, Connie - przechyliła nieco głowę mając oczywiście na myśli swoje włosy z którymi bała się zbytnio aby dalej samodzielnie eksperymentować. Wolała opinii kogoś bardziej obeznanego w świecie eliksirów, a nie chciała o to prosić "ciocię" Beatrix. "Ciocię". Dziwna patologia której Tośka nie pojmowała, bo "ciocia" nie okazywała jej chociażby grama sympatii. Pocieszające było tez to, że Nora, jej własna chrześnica, też nie była na liście faworytów. W zasadzie listę faworytów można by zamknąć na Aleksandrze, którego Antośka nie poznała na tyle dobrze, aby w jakikolwiek sposób się o nim wypowiadać.
- Masz już jakieś plany na święta? - zapytała jeszcze cicho kiedy znów przypadła jej kolej picia z butelki.
Re: Park z placem zabaw
Broda była w planach. Na razie tylko w planach, ale zważając na częsty brak czasu u Campbella plany mogły wejść w życie w dość szybkim tempie. Wystarczyłoby tylko, żeby się nie golił z tydzień, a jego szczęka pokryta byłaby centymetrowym zarostem. Czy potrzebował zgody Tośki? Oczywiście, że nie. W końcu ona go też nie pytała jak będzie ją widział w różowych włosach.
- Dobrze szefowo - mruknął z szerokim uśmiechem, sprzedając jej pstryczka w nos. Cieszył się, że Chorwatka dalej nie ciągnęła tego tematu, gdyż już parę razy się o to posprzeczali. Najgorsze w tym było to, że Tosia robiła mu o to wyrzuty, a jego mimo wszystko nie gryzło sumienie. Jednakże nie była to kwestia tego czy kocha czy nie kocha dziewczynę - a kochał nad życie - a jedynie tego, że jest dorosły i może sam decydować o swoim zdrowiu, poczynaniach, o sobie. Najwyraźniej Vedran to zrozumiała i postanowiła nie wszczynać bezsensownych sprzeczek, które i tak do niczego konkretnego nie prowadziły. No... może do BARDZO miłego i przyjemnego godzenia się.
- Och, nie jęcz już. Mam antidotum. Chociaż... zastanowię się jeszcze czy Ci je dam, bo cudnie wyglądasz w tym kolorze - uśmiechnął się subtelnie z lekką szczyptą zadziorności, łapiąc za jeden z kolorowych kosmyków. - Z chęcią bym Cię teraz namalował. Szkoda, że nie ma do tego warunków, ani przyrządów - odparł z zawodem w głosie, nie mogąc oderwać spojrzenia od dziewczyny. - Pięknie byś wyglądała naga na soczyście zielonej trawie z burzą fioletowo-różowych włosów, rozsypanych wokół twojej głowy... Kto wie, może za setki lat ktoś by znalazł twój obraz i uznał Cię za Boginię? - Nie będę owijać w bawełnę. Campbell w tej chwili odleciał. Odleciał w świat swoich artystycznych wizji, z których nawet jedna na milion nie była zrealizowana.
Dopiero pytanie o święta Bożego Narodzenia sprowadziło jego myśli na ziemię.
- Sądziłem, że znów wybierzemy się do twojej rodziny. Sama wiesz jak jest u mnie... - mruknął, spuszczając spojrzenie i przechwytując od Puchonki butelkę z piwem. - A czemu pytasz? Masz jakieś inne plany? - zapytał mimochodem.
- Dobrze szefowo - mruknął z szerokim uśmiechem, sprzedając jej pstryczka w nos. Cieszył się, że Chorwatka dalej nie ciągnęła tego tematu, gdyż już parę razy się o to posprzeczali. Najgorsze w tym było to, że Tosia robiła mu o to wyrzuty, a jego mimo wszystko nie gryzło sumienie. Jednakże nie była to kwestia tego czy kocha czy nie kocha dziewczynę - a kochał nad życie - a jedynie tego, że jest dorosły i może sam decydować o swoim zdrowiu, poczynaniach, o sobie. Najwyraźniej Vedran to zrozumiała i postanowiła nie wszczynać bezsensownych sprzeczek, które i tak do niczego konkretnego nie prowadziły. No... może do BARDZO miłego i przyjemnego godzenia się.
- Och, nie jęcz już. Mam antidotum. Chociaż... zastanowię się jeszcze czy Ci je dam, bo cudnie wyglądasz w tym kolorze - uśmiechnął się subtelnie z lekką szczyptą zadziorności, łapiąc za jeden z kolorowych kosmyków. - Z chęcią bym Cię teraz namalował. Szkoda, że nie ma do tego warunków, ani przyrządów - odparł z zawodem w głosie, nie mogąc oderwać spojrzenia od dziewczyny. - Pięknie byś wyglądała naga na soczyście zielonej trawie z burzą fioletowo-różowych włosów, rozsypanych wokół twojej głowy... Kto wie, może za setki lat ktoś by znalazł twój obraz i uznał Cię za Boginię? - Nie będę owijać w bawełnę. Campbell w tej chwili odleciał. Odleciał w świat swoich artystycznych wizji, z których nawet jedna na milion nie była zrealizowana.
Dopiero pytanie o święta Bożego Narodzenia sprowadziło jego myśli na ziemię.
- Sądziłem, że znów wybierzemy się do twojej rodziny. Sama wiesz jak jest u mnie... - mruknął, spuszczając spojrzenie i przechwytując od Puchonki butelkę z piwem. - A czemu pytasz? Masz jakieś inne plany? - zapytał mimochodem.
Re: Park z placem zabaw
Cienki płaszczyk w kolorze burgundowym, który okrywał wątłe ramiona Francuzki nie był z pewnością odzieniem godnym grudniowej pogody. Dodając do tego brak szalika i porządnej czapki - bo czarnego kapelusza nazwać tym nie można, postronnego obserwatora może ogarnąć przekonanie jakoby Chatier nie była nazbyt stabilna psychicznie. Dziewczyna siedziała na jednej z drewnianych huśtaw nucąc pod nosem cichą, melodyjną piosnkę.
Panujący dookoła mrok wskazywał na porę zdecydowanie popołudniową i nawet błyskający zza chmur księżyc faktu tego podważyć nie był w stanie.
Twarz Francuzki zwrócona była w stronę zachmurzonego nieba, jakby w oczekiwaniu na pojawienie się pierwszej z gwiazd. Zgubne byłoby to pragnienie, o ile oczywiście zgodne byłoby ono z myślami blondynki. W kłębiącym się gąszczu mleczno-granatowych obłoków niezbyt wiele można było dojrzeć. Na karminowych ustach błąkał się uśmiech, nie szaleńca, złowrogi, zwiastujący złe rzecz; był to pogodny, szczery uśmiech siedemnastolatki, która wpatrując się w firmament pogrążyła się bezmyślnie w najgłębszych zakamarkach własnego umysłu.
Panujący dookoła mrok wskazywał na porę zdecydowanie popołudniową i nawet błyskający zza chmur księżyc faktu tego podważyć nie był w stanie.
Twarz Francuzki zwrócona była w stronę zachmurzonego nieba, jakby w oczekiwaniu na pojawienie się pierwszej z gwiazd. Zgubne byłoby to pragnienie, o ile oczywiście zgodne byłoby ono z myślami blondynki. W kłębiącym się gąszczu mleczno-granatowych obłoków niezbyt wiele można było dojrzeć. Na karminowych ustach błąkał się uśmiech, nie szaleńca, złowrogi, zwiastujący złe rzecz; był to pogodny, szczery uśmiech siedemnastolatki, która wpatrując się w firmament pogrążyła się bezmyślnie w najgłębszych zakamarkach własnego umysłu.
Re: Park z placem zabaw
Wczorajszy wieczór był ciężki. Pożegnał się z Glorią Stark niedługo po rozpoczęciu rozmowy, a potem uregulował rachunek i opuścił Trzy Miotły. Droga do szkoły była długa i okrężna, ale wreszcie wylądował w swoim dormitorium. Jak się okazało, nie był ostatnim który przybył do męskiej sypialni w wieży gryfonów, bo około drugiej nad ranem słyszał pod drzwiami chichotanie Susan z piątej klasy i rechotu jego sypialnego sąsiada. Zasnął późno, dlatego też późno wstał w niedzielne południe. Jak się spostrzegł, w dormitorium zostało tylko kilku niedobitków, a wszyscy ruszyli do magicznej wioski. Poszedł ich śladem i za kilka kwadransów zmierzał już do centrum. Obrał drogę na skróty i po chwili był już na opuszczonym placu zabaw, który wieczorem budził ciarki na plecach niejednego ucznia. Skrzypienie huśtawki przyciągnęło jego wzrok, a więc za kilka sekund był już przed panną Chatier, okręcając się na jednej z rurek sąsiedniej huśtawki.
- Bonjour belle - powitał ją w ten jakże banalny sposób, opadając ciężko na huśtawkę obok, która skrzypiała równie bardzo co ta, na której siedziała jego koleżanka. Potarł dłonie o siebie i spojrzał na jej cienkie odzienie, a potem uniósł brwi wysoko w zdziwieniu. - Widzę, że płynie w tobie gorąca krew, Leanne Chatier.
- Bonjour belle - powitał ją w ten jakże banalny sposób, opadając ciężko na huśtawkę obok, która skrzypiała równie bardzo co ta, na której siedziała jego koleżanka. Potarł dłonie o siebie i spojrzał na jej cienkie odzienie, a potem uniósł brwi wysoko w zdziwieniu. - Widzę, że płynie w tobie gorąca krew, Leanne Chatier.
Mortimer ArbuthnottKlasa VII - Urodziny : 04/11/1997
Wiek : 27
Skąd : Highlands region - Szkocja
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Kilka chwil, które upłynęło, nim chłopak pojawił się na horyzoncie, blondynka poświęciła nieśpiesznej kontemplacji nad swym własnym stanem psychicznym. Ubrała się, jakby był początek września, a nawet nie czuła zimna wbijającego się jak małe igiełki w każdą komórkę jej ciała. Czy to już zakrawa o nienormalność? Lea zmrużyła oczy, pocierając lodowatymi dłońmi skronie. Zbyt wiele rzeczy zajmowało niespokojną głowę, która nieskłonna była wszystko spamiętać. Na szczęście ową gonitwę myśli przerwało przybycie znajomego Francuzce młodzieńca. Wydatne usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, gdy owy jegomość koło niej usiadł.
- Arbuthnott! Ty żyjesz! Myślałam, że po ostatnich eliksirach straciłeś wszystkie chęci do dalszej egzystencji. - Wysoki, ale nie piskliwy głos dobył się z ust blondynki. Szmaragdowe tęczówki zlustrowały bacznie twarz chłopaka, jakby dopatrując się jakichkolwiek zmian, które mogłyby zajść w ciągu tych kilku dni.
- Moja krew wręcz wrze! - Poważne zaburzenie w wymowie "R" u panny Chatier wpłynęło znacząco na wyrażenie, które właśnie przeszło przez jej gardło. Francuski akcent dziewczęcia był nawet... uroczy. Ona jednak nie zwracała na sposób swej wymowy angielskich wyrażeń zbyt wiele uwagi.
- Cóż Cię tutaj przygnało, Mortimerze? - Spytała, wlepiając weń pełne entuzjazmu spojrzenie pistacjowych tęczówek.
- Arbuthnott! Ty żyjesz! Myślałam, że po ostatnich eliksirach straciłeś wszystkie chęci do dalszej egzystencji. - Wysoki, ale nie piskliwy głos dobył się z ust blondynki. Szmaragdowe tęczówki zlustrowały bacznie twarz chłopaka, jakby dopatrując się jakichkolwiek zmian, które mogłyby zajść w ciągu tych kilku dni.
- Moja krew wręcz wrze! - Poważne zaburzenie w wymowie "R" u panny Chatier wpłynęło znacząco na wyrażenie, które właśnie przeszło przez jej gardło. Francuski akcent dziewczęcia był nawet... uroczy. Ona jednak nie zwracała na sposób swej wymowy angielskich wyrażeń zbyt wiele uwagi.
- Cóż Cię tutaj przygnało, Mortimerze? - Spytała, wlepiając weń pełne entuzjazmu spojrzenie pistacjowych tęczówek.
Re: Park z placem zabaw
Żyje, żyje, chociaż ciężko w to było uwierzyć. Kto powiedział, że Gryfoni są kpiną w Hogwarcie? Na pewno ktoś, kto nigdy nie był w Gryffindorze. Wczorajsze wydarzenia (choć z udziałem nie tylko chłopaków z domu lwa) dowodziły tego, że i wśród Gryfonów zdarzają się czarne owce.
- Ja? Nigdy w życiu. Tak długo jak po szkole kręcą się ładne dziewczęta a w wielkiej sali podają kurczaka, będę podnosił się z łóżka każdego dnia. Nawet, jeśli musiałbym umierać każdego wieczora - powiedział, całkiem szczerze zresztą. To tylko dowodziło tego, że do szczęścia nie potrzeba mu wiele. Nie chcąc jednak wyjść na kretyna, któremu w głowie tylko dziewczyny i żarcie, szybko zreflektował się ukazując jej swoje dogłębne współczucie. Był dobrym chłopakiem, każdy to musiał wiedzieć!
- Gorąca czy nie, jest przecież cholernie zimno. Może zmienimy lokal albo chociaż weźmiesz ode mnie szalik? - Zapytał, a potem szybko odwinął wełniany, złoto-czerwony szal i wyciągnął go w stronę dziewczyny. On osobiście wolałby zmienić lokal na Trzy Miotły albo chociaż Świński łeb czy nawet tę babską herbaciarnię, niż tutaj zamarzać. No i miał odpowiedź na jej następne pytanie. - Zew kremowego piwa mnie tutaj przywołał. Szedłem sobie właśnie do Trzech Mioteł albo do Świńskiego Łba, zależnie gdzie zobaczyłbym znajome gęby. Podejrzewam, że w obu miejscach kogoś bym znalazł. Jeśli nie, najadłbym się i napił w samotności - powiedział. Bawił go ten jej akcent. Pomimo tego, ze przez dziewczyny z Beauxbatons można było go słyszeć w szkole bardzo często, nadal go cieszył. - Może zechcesz się do mnie przyłączyć?
- Ja? Nigdy w życiu. Tak długo jak po szkole kręcą się ładne dziewczęta a w wielkiej sali podają kurczaka, będę podnosił się z łóżka każdego dnia. Nawet, jeśli musiałbym umierać każdego wieczora - powiedział, całkiem szczerze zresztą. To tylko dowodziło tego, że do szczęścia nie potrzeba mu wiele. Nie chcąc jednak wyjść na kretyna, któremu w głowie tylko dziewczyny i żarcie, szybko zreflektował się ukazując jej swoje dogłębne współczucie. Był dobrym chłopakiem, każdy to musiał wiedzieć!
- Gorąca czy nie, jest przecież cholernie zimno. Może zmienimy lokal albo chociaż weźmiesz ode mnie szalik? - Zapytał, a potem szybko odwinął wełniany, złoto-czerwony szal i wyciągnął go w stronę dziewczyny. On osobiście wolałby zmienić lokal na Trzy Miotły albo chociaż Świński łeb czy nawet tę babską herbaciarnię, niż tutaj zamarzać. No i miał odpowiedź na jej następne pytanie. - Zew kremowego piwa mnie tutaj przywołał. Szedłem sobie właśnie do Trzech Mioteł albo do Świńskiego Łba, zależnie gdzie zobaczyłbym znajome gęby. Podejrzewam, że w obu miejscach kogoś bym znalazł. Jeśli nie, najadłbym się i napił w samotności - powiedział. Bawił go ten jej akcent. Pomimo tego, ze przez dziewczyny z Beauxbatons można było go słyszeć w szkole bardzo często, nadal go cieszył. - Może zechcesz się do mnie przyłączyć?
Mortimer ArbuthnottKlasa VII - Urodziny : 04/11/1997
Wiek : 27
Skąd : Highlands region - Szkocja
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Leanne przyciągnęła dłońmi poło płaszcza, gdy mroźny powiew wiatru wdarł się pod cienkie odzienie. Zadrżała, jednak uśmiech nie zszedł z jej ust nawet na chwilę.
- Dobry cel w życiu jest ważny. - Uśmiechnęła się doń szeroko, nawet krzta kpiny nie była widoczna w jej trawiastych oczach. Lubiła Mortimera i wiedziała, że ona obojętna mu nie jest. Na płaszczyźnie czysto przyjacielskiej, jasna rzecz. Nie czuła więc ciężkich kajdan ograniczeń wobec swobodnych, niewymuszonych żarcików. Kiedy Gryfon zaproponował jej swój szalik, z figlarnym uśmiechem przyjęła ciepły podarek owijając go wokół szyi i ramion.
- Zmienić lokal też możemy. Byle nie do Łba, bo wieje tam chłodem. - Odparła w jego stronę, podnosząc się z ławki. Cała nazwa pubu zawsze była dla niej jakaś za długa i zbyt skomplikowana by silić się na wymawianie całej.
- Kremowe piwo! - Rozmarzyła się - O niczym nie marzę bardziej niż o ciepłej porcji z imbirem. - Wzniosła oczy ku niebu, okręcając się wokół własnej osi. Mortimer znał Leanne, dlatego też wiedział, że owe zachowania są całkowicie dla Francuzki typowe i niezmienne. I czy mu one przeszkadzały, czy też nie, musiał się z nimi pogodzić, jeżeli do czynienia z Chatier mieć chciał.
- Dobry cel w życiu jest ważny. - Uśmiechnęła się doń szeroko, nawet krzta kpiny nie była widoczna w jej trawiastych oczach. Lubiła Mortimera i wiedziała, że ona obojętna mu nie jest. Na płaszczyźnie czysto przyjacielskiej, jasna rzecz. Nie czuła więc ciężkich kajdan ograniczeń wobec swobodnych, niewymuszonych żarcików. Kiedy Gryfon zaproponował jej swój szalik, z figlarnym uśmiechem przyjęła ciepły podarek owijając go wokół szyi i ramion.
- Zmienić lokal też możemy. Byle nie do Łba, bo wieje tam chłodem. - Odparła w jego stronę, podnosząc się z ławki. Cała nazwa pubu zawsze była dla niej jakaś za długa i zbyt skomplikowana by silić się na wymawianie całej.
- Kremowe piwo! - Rozmarzyła się - O niczym nie marzę bardziej niż o ciepłej porcji z imbirem. - Wzniosła oczy ku niebu, okręcając się wokół własnej osi. Mortimer znał Leanne, dlatego też wiedział, że owe zachowania są całkowicie dla Francuzki typowe i niezmienne. I czy mu one przeszkadzały, czy też nie, musiał się z nimi pogodzić, jeżeli do czynienia z Chatier mieć chciał.
Re: Park z placem zabaw
- Wieje chłodem? Możliwe. Mimo wszystko nie zaglądają tam nauczyciele i jest tam znacznie swobodniej. Mimo wszystko, masz rację, to nie miejsce dla dziewczyn. Trzy Miotły będą znacznie bardziej odpowiednie, a do tego mają wygodniejsze krzesła - powiedział, a potem poderwał się do góry z huśtawki. Dłonie zaczęły mu kostnieć, a wargi pękać. Ziąb przenikał do kości. Wyciągnął dłoń w jej stronę i także pomógł jej wstać, a gdy już znalazła się naprzeciwko niego, poprawił jej szalik, zaciskając jej go mocniej na szyi. On również był śmiały, nawet bardziej niż ona, dlatego złapał ją pod rękę i poprowadził ku wyjściu z placu zabaw. - A zatem chodźmy, bo umieram z zimna i z głodu. A co do kremowego piwa... Nie jest na mojej liście na pierwszym miejscu jeśli chodzi o zamówienie. - Objął ją ramieniem i razem ruszyli do wioski, wprost do Trzech Mioteł.
pisz już w 3M :)
pisz już w 3M :)
Mortimer ArbuthnottKlasa VII - Urodziny : 04/11/1997
Wiek : 27
Skąd : Highlands region - Szkocja
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Robiło się coraz zimniej. Nadeszła kolorowa jesień, a liście drzew zmieniły barwę z zielonej na wszelkie odcienie żółci, pomarańczu i czerwieni. Zdecydowanie była to piękna pora roku. Chłodny, północny wiatr uderzał w przechodniów i zadziornie flirtował z posiadaczami długich włosów. Niebo pokryte chmurami skrywało słońce, a czasem nawet zsyłało deszcz. Mimo wszystko Shay miała naprawdę dobry humor. Ostatnie dni mijały jej spokojnie, a niedzielne popołudnie wydało się idealne do wyjścia na spacer. Zwłaszcza po otrzymaniu sowy od niedawno poznanego w skrzydle szpitalnym młodzieńca. Nie rozmawiali wiele, ale za to dobrze się dogadywali. Tak więc brunetka z uśmiechem na ustach opuściła zamek i skierowała się do znajdującej nieopodal wioski. Spacer nie był długi, tak więc szybko znalazła się w umówionym miejscu.
Odziana była w pastelowo-różowy płaszczyk, który zapinany był na dwa rzędy guzików i sięgał do połowy uda. Spod niego wystawała szara, rozszerzana delikatnie spódnica i czarne rajstopy. Na nogach zaś miała sięgające kostek czarne buty, które po zewnętrznych stronach miały niewielkie kokardki. Shay była bardzo elegancką panienką już od urodzenia i nie dla niej były luźne koszulki czy jeansy. Ceniła sobie skromność ubioru, zaś sięgające pępka dekolty nie należały do jej faworytów. Westchnęła cicho przysiadając na drewnianej ławce i zawieszając spojrzenie czekoladowych oczu na pustych huśtawkach. Dłonią odgarnęła kosmyki brązowych, wijących się włosów za ucho. Mimo stosunkowo wczesnej pory tłumów to tu nie było. Uśmiechając się ponownie- tym razem do własnych myśli- sięgnęła dłonią po leżący na skraju siedziska listek, którego pomarańczowy kolor przypominał dojrzałe owoce pomarańczy. Nie sądziła, że tak szybko odnajdzie się chłodnej Anglii, a tym bardziej w szkole takiej jak Hogwart.
Odziana była w pastelowo-różowy płaszczyk, który zapinany był na dwa rzędy guzików i sięgał do połowy uda. Spod niego wystawała szara, rozszerzana delikatnie spódnica i czarne rajstopy. Na nogach zaś miała sięgające kostek czarne buty, które po zewnętrznych stronach miały niewielkie kokardki. Shay była bardzo elegancką panienką już od urodzenia i nie dla niej były luźne koszulki czy jeansy. Ceniła sobie skromność ubioru, zaś sięgające pępka dekolty nie należały do jej faworytów. Westchnęła cicho przysiadając na drewnianej ławce i zawieszając spojrzenie czekoladowych oczu na pustych huśtawkach. Dłonią odgarnęła kosmyki brązowych, wijących się włosów za ucho. Mimo stosunkowo wczesnej pory tłumów to tu nie było. Uśmiechając się ponownie- tym razem do własnych myśli- sięgnęła dłonią po leżący na skraju siedziska listek, którego pomarańczowy kolor przypominał dojrzałe owoce pomarańczy. Nie sądziła, że tak szybko odnajdzie się chłodnej Anglii, a tym bardziej w szkole takiej jak Hogwart.
Re: Park z placem zabaw
Canswell uważał jesień za swoją zdecydowanie ulubioną porę roku. Gdy był jeszcze dzieckiem uwielbiał spacerować wzdłuż krawężników i szurając nogą zbierać po drodze wszystkie liście. Złote, brązowe i czerwone liście spadały już z drzew, dzięki czemu student przypomniał sobie swoje ulubione zajęcia z dzieciństwa. Idąc główną ulicą Hogsmeade nie mógł powstrzymać się od powtórzenia choć przez chwilę tej dziwnej zabawy. Kilku młodych przechodniów popatrzyło na niego ze śmiechem i za chwilę zaczęli obrzucać się garściami liści. Cóż najwidoczniej nie tylko on miał swoje dziwne upodobania z dzieciństwa. Jeden z młodzieńców rzucił kupkę liści do kaptura jednej ze swoich koleżanek. Tak, jak był młody to też stosował tego typu "końskie zaloty" jak to mówiła jego matka. Roześmiał się w duchu na to wspomnienie i skręcił w boczną dróżkę prowadzącą na plac zabaw. Odkąd rozpoczął studia miał mniej czasu na spotkania ze znajomymi czy rodziną. Mieszkanie w Londynie odziedziczył dwa lata temu po swojej babce. Małymi kroczkami udało mu się zrobić tam generalny remont i dziś nie zamienił by tego mieszkania na największy i najpiękniejszy dom na świecie. Uchylił furtkę prowadzącą na placyk i szybko znalazł się przy jednej z ławek. Nie zdążył jednak usiąść bo kawałek dalej zauważył dziewczynę, którą miał już okazję poznać. Ba, nawet byli umówieni.
- Shay? - zapytał spoglądając w jej stronę. Właściwie to był prawie przekonany, że to ona. Wolał się jednak upewnić. Kto wie z resztą czy ona go pamięta. Wsunął dłonie do kieszeni prostego, ale eleganckiego, szarego płaszcza i wciąż przyglądał się dziewczynie.
- Shay? - zapytał spoglądając w jej stronę. Właściwie to był prawie przekonany, że to ona. Wolał się jednak upewnić. Kto wie z resztą czy ona go pamięta. Wsunął dłonie do kieszeni prostego, ale eleganckiego, szarego płaszcza i wciąż przyglądał się dziewczynie.
Ostatnio zmieniony przez Ethan Canswell dnia Pon 12 Paź 2015, 00:49, w całości zmieniany 1 raz
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Nie rozumiała czemu ludzi ogarniał smutek podczas tak barwnej pory roku. Fakt, że czasami padał deszcz czy było okropne błoto nie był na to wystarczająco mocnym argumentem. Dobrze, że zdecydowaną większość mieszkających tu ludzi stanowiły młodsze pokolenia. W jej mniemaniu jesienne powietrze miało najpiękniejszy na świecie zapach - zwłaszcza po deszczu i na terenie zalesionym, gdzie pojawiać się mógł specyficznych zapach rosnących grzybów, który bardzo lubiła. Shay była w ogóle osobą, która kochała życie i starała się czerpać z niego wszystko co najlepsze. Żałowała jedynie, że dojrzała do tego tak późno. Przyglądała się trzymanemu w rękach listkowi i wtedy właśnie jej uszu dobiegł znajomy głos. Jakim cudem nie dosłyszała wcześniej kroków? To pewnie przez to jej bujanie w obłokach. Nie myśląc wiele dziewczyna poderwała się z ławki i podeszła do mężczyzny, posyłając mu pełen optymizmu uśmiech.
- Ethan! Jednak o mnie nie zapomniałeś! A już się miałam bulwersować. - zaczęła z entuzjazmem, wyciągając w jego stronę rękę z trzymanym liściem. Naprawdę myślała, że nie przyjdzie. Rozmawiali raptem kilka razy na szkolnym korytarzu podczas odbywanych przez chłopaka praktyk.
- Zobacz jaki ładny. Co u Ciebie? Jak ocena z nauk u naszej pielęgniarki?
Zapytała z ciekawością w głosie, podnosząc wzrok na jego twarz. Jej brązowo-złote oczy zalśniły subtelnie, a otaczający je wachlarz rzęs rzucał cienie na zaróżowione subtelnie policzki. Rozluźniła dłoń, a wiatr porwał w powietrze trzymany wcześniej liść i skierował w stronę szkolnych murów. Przez chwilę podążała za nim wzrokiem, jednak ostatecznie znów zatrzymała spojrzenie na swoim towarzyszu. Opuściła dłonie wzdłuż ciała, ignorując kolejny podmuch. Potrząsnęła zabawnie głową, odgarniając przy tym włosy z twarzy, które uparcie próbowały przysłonić jej podgląd na świat.
- Trafiliśmy na przyjemne popołudnie.
- Ethan! Jednak o mnie nie zapomniałeś! A już się miałam bulwersować. - zaczęła z entuzjazmem, wyciągając w jego stronę rękę z trzymanym liściem. Naprawdę myślała, że nie przyjdzie. Rozmawiali raptem kilka razy na szkolnym korytarzu podczas odbywanych przez chłopaka praktyk.
- Zobacz jaki ładny. Co u Ciebie? Jak ocena z nauk u naszej pielęgniarki?
Zapytała z ciekawością w głosie, podnosząc wzrok na jego twarz. Jej brązowo-złote oczy zalśniły subtelnie, a otaczający je wachlarz rzęs rzucał cienie na zaróżowione subtelnie policzki. Rozluźniła dłoń, a wiatr porwał w powietrze trzymany wcześniej liść i skierował w stronę szkolnych murów. Przez chwilę podążała za nim wzrokiem, jednak ostatecznie znów zatrzymała spojrzenie na swoim towarzyszu. Opuściła dłonie wzdłuż ciała, ignorując kolejny podmuch. Potrząsnęła zabawnie głową, odgarniając przy tym włosy z twarzy, które uparcie próbowały przysłonić jej podgląd na świat.
- Trafiliśmy na przyjemne popołudnie.
Re: Park z placem zabaw
To prawda. Większość ludzi jakich znał uznawało jesień za smutną, ponurą i nieprzyjemną porę roku. Przeszkadzał im często padający deszcz, pochmurne niebo, drzewa pozbawione już liści. A jak widział to Ethan? Zapach deszczu wywoływał uśmiech na jego twarzy. Lubił obserwować jak przez te brzydkie chmury przedzierają się usilnie promienie słońca, a liście tworzyły wyjątkowo barwny i urzekający dywan pod jego nogami. Ale cóż poradzić. Każdy ma przecież swoje upodobania. Jedni lubią to, inni tamto. Każdemu nie dogodzisz. Udało mu się jednak spotkać na praktykach w Hogwarcie osóbkę, która tak jak on, była oczarowana jesienią.
- Myślałem, że Ty nie przyjdziesz - odpowiedział całkiem poważnie, jednak zaraz na jego usta wkradł się szeroki uśmiech. Chwycił pomiędzy palce listka, która podała mu Shay i przyjrzał mu się uważnie. Mienił się różnymi odcieniami złota i czerwieni. Właśnie za to lubił tę jesień.
- Rzeczywiście, bardzo ładny - dodał i bez wahania wsunął listek za ucho krukonki. Odbywał nie dawno praktyki w szkole, którą zresztą ukończył przeszło dwa lata temu. Mógł odbyć praktyki w Mungu, ale wybrał Hogwart. Miał z nim masę miłych wspomnień. Teraz będzie ich jeszcze więcej. To właśnie w trakcie praktyk, w przerwie na między zajęciami spotkał Shay na korytarzu. Rozmowa szła im gładko i chyba nawet się polubili. A bynajmniej on na pewno ją polubił. Przez kolejne dni szkoleń spotkali się jeszcze kilka razy. Gdy pisał do niej list z propozycją spotkania nie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi.
- To prawda - pokiwał twierdząco głową. Wiatr porywał do tańca jej długie włosy. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl by zaprosić ją do pobliskiej kawiarni. Uznał jednak, że mogą jeszcze chwilę posiedzieć na świeżym powietrzu. Jeśli jednak później wiatr coraz mocniej będzie dawał się we znaki, zaproponuje jej to.
- Myślałem, że Ty nie przyjdziesz - odpowiedział całkiem poważnie, jednak zaraz na jego usta wkradł się szeroki uśmiech. Chwycił pomiędzy palce listka, która podała mu Shay i przyjrzał mu się uważnie. Mienił się różnymi odcieniami złota i czerwieni. Właśnie za to lubił tę jesień.
- Rzeczywiście, bardzo ładny - dodał i bez wahania wsunął listek za ucho krukonki. Odbywał nie dawno praktyki w szkole, którą zresztą ukończył przeszło dwa lata temu. Mógł odbyć praktyki w Mungu, ale wybrał Hogwart. Miał z nim masę miłych wspomnień. Teraz będzie ich jeszcze więcej. To właśnie w trakcie praktyk, w przerwie na między zajęciami spotkał Shay na korytarzu. Rozmowa szła im gładko i chyba nawet się polubili. A bynajmniej on na pewno ją polubił. Przez kolejne dni szkoleń spotkali się jeszcze kilka razy. Gdy pisał do niej list z propozycją spotkania nie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi.
- To prawda - pokiwał twierdząco głową. Wiatr porywał do tańca jej długie włosy. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl by zaprosić ją do pobliskiej kawiarni. Uznał jednak, że mogą jeszcze chwilę posiedzieć na świeżym powietrzu. Jeśli jednak później wiatr coraz mocniej będzie dawał się we znaki, zaproponuje jej to.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Zaśmiała się cicho na jego słowa, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jak mogłaby nie przyjść? Chłopak był inteligenty i wiedział czego oczekuje od życia, a ona ceniła sobie takie towarzystwo. Może była to kwestia doboru na zasadzie minimalnych przeciwieństw? Nie wiedziała. Aczkolwiek brakowało jej towarzystwa na przerwach gdy zakończył praktykę, a ona została ze swoimi książkami.
- Głupek. To się nie zmieniło widzę. - zaczęła z tym swoim zadziornym uśmieszkiem, przekręcając głowę nieco w bok. Taki pomarańczowy listek ładnie komponował się z brązem jej włosów i nieco opalaną karnacją, którą odziedziczyła po matce. Nie czekając długo złapała ręką za skrawek jego płaszcza i pociągnęła za sobą, zerkając jednocześnie przez ramię na Ethana.
- To pewnie dlatego, że to nasza ulubiona pora roku. Odwdzięcza się brakiem deszczu. - jak zwykle była bezpośrednia. Nieśmiałość u tej dziewczyny była niezwykle rzadkim zjawiskiem. Westchnęła cicho, łapiąc głęboki wdech i zatrzymując się po kilkunastu sekundach przed huśtawkami. Następnie usiadła na jednej z nich i oplotła łańcuchy dłońmi, czując przebiegający przez ciało dreszcz. Były naprawdę zimne. Stara konstrukcja zaskrzypiała niemiłosiernie, a po chwili Shay zaczęła się wolno kołysać. Dla chłopaka przeznaczona była huśtawka znajdująca się zaraz obok- pomalowana na taki sam, czerwony kolor.
- Nie było ciężko wyrwać się tutaj? Studia pewnie pochłaniają cały Twój czas. Właściwie to nudziłam się bez Ciebie. Nie możesz wrócić na następne praktyki?- zaczęła, przekręcając głowę w bok tak, by na niego spojrzeć. Listek nadal trzymał się na swoim miejscu mimo tego, że włosy niemiłosiernie się rzucały w powietrzu. Niczym małe dziecko czerpała przyjemność z tej rozrywki i jednocześnie z rozmowy. Wieczór zapowiadał się naprawdę miło. Spuściła wzrok z jego twarzy i zatrzymała go na swoich kolanach.
- Zabrzmię teraz jak stara babcia, ale naprawdę ciężko dogadać się z dzisiejsza młodzieżą, dla której priorytet stanowi upojenie alkoholowe bądź seks. Rzekomo są to najlepsze klucze do dobrej zabawy. - przerażało ją to w jaki sposób to zabrzmiało, ale mimo wszystko z jej ust wydobył się cichy śmiech. Brawo Shay, starzejesz się tak bardzo.
- Głupek. To się nie zmieniło widzę. - zaczęła z tym swoim zadziornym uśmieszkiem, przekręcając głowę nieco w bok. Taki pomarańczowy listek ładnie komponował się z brązem jej włosów i nieco opalaną karnacją, którą odziedziczyła po matce. Nie czekając długo złapała ręką za skrawek jego płaszcza i pociągnęła za sobą, zerkając jednocześnie przez ramię na Ethana.
- To pewnie dlatego, że to nasza ulubiona pora roku. Odwdzięcza się brakiem deszczu. - jak zwykle była bezpośrednia. Nieśmiałość u tej dziewczyny była niezwykle rzadkim zjawiskiem. Westchnęła cicho, łapiąc głęboki wdech i zatrzymując się po kilkunastu sekundach przed huśtawkami. Następnie usiadła na jednej z nich i oplotła łańcuchy dłońmi, czując przebiegający przez ciało dreszcz. Były naprawdę zimne. Stara konstrukcja zaskrzypiała niemiłosiernie, a po chwili Shay zaczęła się wolno kołysać. Dla chłopaka przeznaczona była huśtawka znajdująca się zaraz obok- pomalowana na taki sam, czerwony kolor.
- Nie było ciężko wyrwać się tutaj? Studia pewnie pochłaniają cały Twój czas. Właściwie to nudziłam się bez Ciebie. Nie możesz wrócić na następne praktyki?- zaczęła, przekręcając głowę w bok tak, by na niego spojrzeć. Listek nadal trzymał się na swoim miejscu mimo tego, że włosy niemiłosiernie się rzucały w powietrzu. Niczym małe dziecko czerpała przyjemność z tej rozrywki i jednocześnie z rozmowy. Wieczór zapowiadał się naprawdę miło. Spuściła wzrok z jego twarzy i zatrzymała go na swoich kolanach.
- Zabrzmię teraz jak stara babcia, ale naprawdę ciężko dogadać się z dzisiejsza młodzieżą, dla której priorytet stanowi upojenie alkoholowe bądź seks. Rzekomo są to najlepsze klucze do dobrej zabawy. - przerażało ją to w jaki sposób to zabrzmiało, ale mimo wszystko z jej ust wydobył się cichy śmiech. Brawo Shay, starzejesz się tak bardzo.
Re: Park z placem zabaw
Doprawdy, nie było w tym nic śmiesznego! Canswell długo zastanawiał się czy powinien napisać do krukonki list z propozycją spotkania. Chęć zobaczenia jej wygrała jednak z niepewnością. Mimowolny uśmiech wkradł się na jego twarz gdy zaczął skrobać na pergaminie zdanie po zdaniu. Gdy sowa z wesołym pohukiwaniem odleciała w swoim kierunku zastanawiał się jeszcze czy to dobry pomysł. Wszystkie niepewności jednak zniknęły gdy otrzymał odpowiedź. Co prawda, znali się krótko, ale przez ten czas zdążyli przeprowadzić kilka rozmów. Mieli podobne podejście do życia. Shay jest bardzo zdolną dziewczyną, miła, wesołą i piękną. Wymieniał wygląd na samym końcu, gdyż uroda nie była dla niego na tyle ważna, jak dla większości studentów z jego roku czy starszych. Miał zupełnie inne priorytety.
- Jakaś Ty dowcipna - roześmiał się cicho i pozwolił krukonce poprowadzić się w stronę huśtawek. Zajął miejsce na jednej z nich, jednak nie odbił się od ziemi. Na jej słowa pokiwał twierdząco głową z uśmiechem przyznając jej rację. Tak się właśnie złożyło, ze obydwoje byli wielbicielami obecnej pory roku. Nie zdziwiło go pytanie, które padło z ust Shay. Rzeczywiście, sporo czasu zajmowała mu nauka, zajęcia, praktyki. Nie było jednak na tyle ciężko, by nie móc się z nią spotkać.
- To prawda, studia zajmują większość mojego czasu. Początki zawsze są trudne, ale z czasem sobie wszystko odpowiednio rozpracuję. Poza tym dla Ciebie zawsze znajdę czas, bo wiem, że będzie on mile spędzony - odpowiedział całkiem szczerze przyglądając się uczennicy. Kolejne jej słowa zabrzmiały podobnie do tych, które wypowiedział jeszcze w Hogwarcie w trakcie rozmowy ze swoją dobrą przyjaciółką. I choć ona należała, do właśnie tej grupy "młodzieży" złapali ze sobą dobry kontakt. Pomimo tego, że lubiła się zabawić, napić i zmieniać facetów jak rękawiczki - wiedziała kim chce być w przyszłości. Świetnie radziła sobie z nauką, ba eliksiry były jej konikiem. Zawsze powtarzała, że teraz ma okazję się wyszumieć, wybawić bo gdy pójdzie na studia będzie bardziej pochłonięta nauką i realizacją swojego celu. I tak właśnie jest. Studiują przecież na tej samej uczelni, jednak na innych kierunkach. Ma z nią wciąż dobry kontakt i wie, że doskonale sobie radzi. Nigdy też nie łączyły ich inne relacje jak przyjaźń.
- Doskonale Cię rozumiem. Będąc w Hogwarcie czułem się identycznie. Nie ciągnęło mnie do rozrywkowego trybu życia. Pewnie dlatego miałem tylko kilku znajomych, jednak nie przeszkadzało mi to, ani trochę - to mówiąc uśmiechnął się ciepło i odwrócił wzrok na pobliską karuzelę.
- Jakaś Ty dowcipna - roześmiał się cicho i pozwolił krukonce poprowadzić się w stronę huśtawek. Zajął miejsce na jednej z nich, jednak nie odbił się od ziemi. Na jej słowa pokiwał twierdząco głową z uśmiechem przyznając jej rację. Tak się właśnie złożyło, ze obydwoje byli wielbicielami obecnej pory roku. Nie zdziwiło go pytanie, które padło z ust Shay. Rzeczywiście, sporo czasu zajmowała mu nauka, zajęcia, praktyki. Nie było jednak na tyle ciężko, by nie móc się z nią spotkać.
- To prawda, studia zajmują większość mojego czasu. Początki zawsze są trudne, ale z czasem sobie wszystko odpowiednio rozpracuję. Poza tym dla Ciebie zawsze znajdę czas, bo wiem, że będzie on mile spędzony - odpowiedział całkiem szczerze przyglądając się uczennicy. Kolejne jej słowa zabrzmiały podobnie do tych, które wypowiedział jeszcze w Hogwarcie w trakcie rozmowy ze swoją dobrą przyjaciółką. I choć ona należała, do właśnie tej grupy "młodzieży" złapali ze sobą dobry kontakt. Pomimo tego, że lubiła się zabawić, napić i zmieniać facetów jak rękawiczki - wiedziała kim chce być w przyszłości. Świetnie radziła sobie z nauką, ba eliksiry były jej konikiem. Zawsze powtarzała, że teraz ma okazję się wyszumieć, wybawić bo gdy pójdzie na studia będzie bardziej pochłonięta nauką i realizacją swojego celu. I tak właśnie jest. Studiują przecież na tej samej uczelni, jednak na innych kierunkach. Ma z nią wciąż dobry kontakt i wie, że doskonale sobie radzi. Nigdy też nie łączyły ich inne relacje jak przyjaźń.
- Doskonale Cię rozumiem. Będąc w Hogwarcie czułem się identycznie. Nie ciągnęło mnie do rozrywkowego trybu życia. Pewnie dlatego miałem tylko kilku znajomych, jednak nie przeszkadzało mi to, ani trochę - to mówiąc uśmiechnął się ciepło i odwrócił wzrok na pobliską karuzelę.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Gdy była jeszcze we Francji i tam uczęszczała do szkoły, zdawać by się mogło, że w jej ciele mieszkała zupełnie inna osoba. Zamknięta w sobie, żyjąca książkami i spełniająca aspiracje rodziców. Hogwart jednak ją zmienił, dodał wiary w siebie i w otaczający ją świat. Lubiła się uczyć jednak były inne priorytety. Swoją drogą była temu cholernie wdzięczna. Kiedy się wcześniej uśmiechała tak jak teraz? Dziewczyna westchnęła cicho, wracając do rzeczywistości. Odgarnęła kosmyki włosów z policzka i zatrzymała huśtawkę, która drgała jeszcze chwilkę w powietrzu. Złapała za listek i chwyciła go w dłoń, kładąc sobie na kolanach i wlepiając w niego wzrok. Ten pomarańcz sprawiał, że nabrała ochoty na ciasto z galaretką o tym właśnie smaku. Dostrzec było można cień rumieńca na policzkach, jednak czy spowodowany on był zimnej czy słowami Ethana - to wiedziała już tylko ona.
- I tak skończysz je ze świetnym wynikiem. Uważaj bo uznam to za obietnicę i będę z tego korzystała częściej niż powinnam. Co wtedy? - zaczęła cicho, udając poważny i groźny jednocześnie ton głosu. Zerknęła na niego zza brązowego kosmyku włosów, który przysłaniał twarz. Zdawała sobie sprawę, że to tylko słowa. Nauka była ważna, a etap życia, na którym znajdował się student był praktycznie decydującym o przyszłości. Przecież na podstawie wyników przyjmą go do pracy. Shay doskonale to rozumiała.
- Nie no, tak poważnie- zdecydowanie musimy spotykać się częściej niż raz na ruski rok. A druga kwestia jest taka, że ja też czasem mogę odwiedzić Ciebie. Żeby było równo, bo jak sam będziesz się tu fatygował ciągle to będzie mi głupio.
Dodała w końcu z lekkim uśmiechem, odchylając głowę do tyłu. Poprawiła się na huśtawce, a tym samym zaczęła machać nogami w powietrzu, bowiem nie sięgała do podłoża. Widząc jego reakcję mruknęła cicho, zatrzymując na twarzy chłopaka swoje duże ślepia. Czyżby na jego twarzy zatańczyła nostalgia? Nie była pewna. Niemniej jednak bardzo się jej to nie podobało. Tak więc zeskoczyła z bujaczki i nim zdążył się obejrzeć popchnęła delikatnie jego plecy, wprawiając urządzenie w ruch.
- Ej, bez takich pełnych melancholii wspomnień mi tu. Wiadomo - szkolne czasy wspomina się najlepiej i najbardziej się za nimi tęskni, bo jesteśmy zwolnieni z większości obowiązków dorosłego życia. Niemniej jednak na studiach też może być dziko i niesamowicie, no nie? Ta niezależność.. Robisz co chcesz i jak chcesz, a o konsekwencje nie możesz nikogo obwiniać. Większość moich znajomych już opuściło zamek, ruszyło do przodu. Nawet nie mam z kim wyskoczyć na kawę do jadalni. - tutaj ponownie pchnęła huśtawką na tyle ile mogła, robiąc przy tym uroczą podkówkę. Świadczyło to o tym, że mówiła jak najbardziej poważnie. Z pewnością bycie bezczelną i całkiem nieprzewidywalną nie ułatwiało jej relacji międzyludzkich.
- I tak skończysz je ze świetnym wynikiem. Uważaj bo uznam to za obietnicę i będę z tego korzystała częściej niż powinnam. Co wtedy? - zaczęła cicho, udając poważny i groźny jednocześnie ton głosu. Zerknęła na niego zza brązowego kosmyku włosów, który przysłaniał twarz. Zdawała sobie sprawę, że to tylko słowa. Nauka była ważna, a etap życia, na którym znajdował się student był praktycznie decydującym o przyszłości. Przecież na podstawie wyników przyjmą go do pracy. Shay doskonale to rozumiała.
- Nie no, tak poważnie- zdecydowanie musimy spotykać się częściej niż raz na ruski rok. A druga kwestia jest taka, że ja też czasem mogę odwiedzić Ciebie. Żeby było równo, bo jak sam będziesz się tu fatygował ciągle to będzie mi głupio.
Dodała w końcu z lekkim uśmiechem, odchylając głowę do tyłu. Poprawiła się na huśtawce, a tym samym zaczęła machać nogami w powietrzu, bowiem nie sięgała do podłoża. Widząc jego reakcję mruknęła cicho, zatrzymując na twarzy chłopaka swoje duże ślepia. Czyżby na jego twarzy zatańczyła nostalgia? Nie była pewna. Niemniej jednak bardzo się jej to nie podobało. Tak więc zeskoczyła z bujaczki i nim zdążył się obejrzeć popchnęła delikatnie jego plecy, wprawiając urządzenie w ruch.
- Ej, bez takich pełnych melancholii wspomnień mi tu. Wiadomo - szkolne czasy wspomina się najlepiej i najbardziej się za nimi tęskni, bo jesteśmy zwolnieni z większości obowiązków dorosłego życia. Niemniej jednak na studiach też może być dziko i niesamowicie, no nie? Ta niezależność.. Robisz co chcesz i jak chcesz, a o konsekwencje nie możesz nikogo obwiniać. Większość moich znajomych już opuściło zamek, ruszyło do przodu. Nawet nie mam z kim wyskoczyć na kawę do jadalni. - tutaj ponownie pchnęła huśtawką na tyle ile mogła, robiąc przy tym uroczą podkówkę. Świadczyło to o tym, że mówiła jak najbardziej poważnie. Z pewnością bycie bezczelną i całkiem nieprzewidywalną nie ułatwiało jej relacji międzyludzkich.
Re: Park z placem zabaw
Zdawało mu się, ze dostrzegł cień rumieńców na policzkach panienki Hasting. Nie śmiał jednak twierdzić, że za ich pojawieniem się odpowiedzialne były słowa, które przed chwilą wyrzucił na wiatr. No właśnie, wiatr. To pewnie jego zasługa, że jej policzka nabrały rumieńców. Z całą pewnością tak właśnie było. Roześmiał się na słowa towarzyszki. Oczywiście zależało mu na skończeniu studiów z wysokim wynikiem. Chciał przecież w przyszłości leczyć ludzi, a do tego potrzebna była mu ogromna wiedza i odpowiednie praktyki. Rozbawiły go jednak jej kolejne słowa.
- Co wtedy? Będę jeszcze bardziej skupiał się na nauce, by szybko wkuć to co potrzebne i spotkać się z Tobą. Widzisz? Będziesz moją motywacją - odpowiedział z filuternym uśmiechem spoglądając na nią. Pokiwał z entuzjazmem głową na propozycję spotykania się częściej. Wyjątkowo dobrze spędzało mu się z nią czas i miał szczerą chęć poznać ją bliżej. Nic więc dziwnego, że spodobało mu się to co powiedziała.
- Czytasz mi w myślach, wiesz? I oczywiście możesz odwiedzać mnie kiedy tylko będziesz chciała - powiedział jak najbardziej poważnie. Zanim zdążył się zorientować krukonka była już za nim i próbowała rozbujać choć trochę huśtawkę na której siedział. Do lekkich nie należał, więc zadanie nie było łatwe. Po raz kolejny tego popołudnia roześmiał się ciepło. Wykorzystał chwilę nie uwagi Shay i gdy huśtawka cofnęła się do tyłu, a on znalazł się wystarczająco niej chwycił ją za dłoń i ze śmiechem pociągnął ja w swoją stronę zatrzymując jednocześnie huśtawkę.
- W takim razie, załatwię sobie jak najszybciej kolejne praktyki w szkole żebyś nie piła już więcej kawy sama - prawdą jest, że Canswell na pewno będzie miał jeszcze praktyki w szkole. Nie planował jednak zdradzać tego sekretu panience Hasting. Gdy przyjdzie na to czas, pojawi się w szkole i zrobi jej po prostu niespodziankę.
- Niezależność jest niewątpliwe atrybutem dorosłości. Zwłaszcza teraz jak w końcu wyprowadziłem się na swoje. Koniecznie musisz wpaść do mnie na "parapetówkę" urządzę dziką imprezę - dodał, a na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmieszek. Canswell i "dzika impreza"? Śmiechu warte. Gdy zorientował się, że wciąż trzyma jej dłonie szybko wypuścił je z uścisku. Nie chciał jej przecież zrazić do swojej osoby. Mogła uznać to za niestosowne i nieodpowiednie. Był przecież starszy od niej.
- Co wtedy? Będę jeszcze bardziej skupiał się na nauce, by szybko wkuć to co potrzebne i spotkać się z Tobą. Widzisz? Będziesz moją motywacją - odpowiedział z filuternym uśmiechem spoglądając na nią. Pokiwał z entuzjazmem głową na propozycję spotykania się częściej. Wyjątkowo dobrze spędzało mu się z nią czas i miał szczerą chęć poznać ją bliżej. Nic więc dziwnego, że spodobało mu się to co powiedziała.
- Czytasz mi w myślach, wiesz? I oczywiście możesz odwiedzać mnie kiedy tylko będziesz chciała - powiedział jak najbardziej poważnie. Zanim zdążył się zorientować krukonka była już za nim i próbowała rozbujać choć trochę huśtawkę na której siedział. Do lekkich nie należał, więc zadanie nie było łatwe. Po raz kolejny tego popołudnia roześmiał się ciepło. Wykorzystał chwilę nie uwagi Shay i gdy huśtawka cofnęła się do tyłu, a on znalazł się wystarczająco niej chwycił ją za dłoń i ze śmiechem pociągnął ja w swoją stronę zatrzymując jednocześnie huśtawkę.
- W takim razie, załatwię sobie jak najszybciej kolejne praktyki w szkole żebyś nie piła już więcej kawy sama - prawdą jest, że Canswell na pewno będzie miał jeszcze praktyki w szkole. Nie planował jednak zdradzać tego sekretu panience Hasting. Gdy przyjdzie na to czas, pojawi się w szkole i zrobi jej po prostu niespodziankę.
- Niezależność jest niewątpliwe atrybutem dorosłości. Zwłaszcza teraz jak w końcu wyprowadziłem się na swoje. Koniecznie musisz wpaść do mnie na "parapetówkę" urządzę dziką imprezę - dodał, a na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmieszek. Canswell i "dzika impreza"? Śmiechu warte. Gdy zorientował się, że wciąż trzyma jej dłonie szybko wypuścił je z uścisku. Nie chciał jej przecież zrazić do swojej osoby. Mogła uznać to za niestosowne i nieodpowiednie. Był przecież starszy od niej.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Zaskoczył ją odpowiedzią, której zupełnie się nie spodziewała i właściwie nieco speszyło to uczennicę, bo ona zawsze miała odpowiedź. Ciężko było sprawić, żeby zaniemówiła. Może było to sprawką tych wszystkich ksiąg, które zdążyła przeczytać? Nie była pewna. Niemniej jednak jak zwykle mimika jej twarzy nie ukrywała zbyt wiele. Nieco zawstydzony uśmieszek pojawił się na wargach, a spojrzenie powędrowało gdzieś na bok. Jej właściwie nie przeszkadzała różnica wieku między nimi, jednak dla innych mogło wydawać się to ciut niepoważne i śmieszne. Student wałęsający się z uczennicą szóstego roku Hogwartu? Shay zdecydowanie nie chciała sprawiać mu kłopotu - nie oznaczało to jednak zrezygnowania ze spędzania wspólnie czasu. Miała na to całkiem inny pomysł.
- Głupek. A jak nie wiem.. Spóźnisz się przeze mnie na wykład czy coś? To, że coś wkujesz nie oznacza, że nie można o tym zapomnieć. - pojawił się tutaj nieco kokieteryjny ton głosu na co szczerze mówiąc nie zwróciła uwagi. Zadziornie puściła mu oczko i już miała włożyć całą swoją energię i siłę w popchnięcie huśtawki, tak by Ethan dalej się bujał jednak ten miał zupełnie inne plany. I znów pojawił się tutaj element zaskoczenia! Gdy chłopak chwycił jej dłoń - chciała coś powiedzieć, jednak przyciągnięcie do siebie sprawiło, roześmiała się jedynie, unosząc drugą rękę i tym samym opierając na jego płaszczu tak, aby przypadkiem go sobą nie staranować. Odchyliła nieco głowę do tyłu, tak by spojrzeć na twarz mężczyzny. Przyglądała mu się nieco podejrzliwie, tak jakby nie dowierzała tym praktykom, po czym zerknęła na swoją rękę i wysunęła jeden palec, wbijając mu go w pierś. Miała w planie wyglądać teraz groźnie i poważnie, chociaż trudno było ukryć dołeczki w policzkach, bowiem jej niepoprawny optymizm i radość życia nie chciały, aby uciekł gdzieś uśmiech. Jej gra aktorska była marna. Ten łobuzerski wyraz twarzy dawał mu niepodważalnie chłopięcego uroku i musiała się ugryźć w język, żeby nie powiedzieć tego głośno.
- Lepiej żeby tak było bo inaczej będę musiała się z Tobą rozprawić, a tego nie chcemy. A poza tym.. Nie obraź się, ale nie widzę Cię jako gospodarza dzikiej imprezy - a właściwie to widzę, kłamie. - stwierdziła jednak, przykładając palec do ust w zamyśleniu, po czym skrzyżowała ręce pod piersiami. Naprawdę miała przed oczyma Canswell'a siedzącego jak król na kanapie w otoczeniu skąpo ubranych dziewcząt. Dodatkowo trzymał on papierosa w ustach i przybrał iście gangsterski wyraz twarzy. I znów roześmiała się głośno do swoich myśli, ciesząc się, że nie może ich odczytać.
- Chętnie pojawię się na tej Twojej parapetówce. Skoro będę mogła zobaczyć nową, skrytą przed światem twarz Ethana - Króla wieczoru.
Rzuciła przez śmiech, wpatrując się w niego tymi swoimi dużymi, czekoladowymi oczyma. Przecież nie był aż tyle starszy od niej. Najgorsze w tym wszystkim było dla Shay jednak to, że jeśli faktycznie chłopak ją zauroczy to jej beznadziejnie szczery charakter uniemożliwi jej zamaskowanie tego. I wtedy to dopiero będzie- sensacja! Uczennica nałogowo odwiedzająca praktykanta pielęgniarki.
- Głupek. A jak nie wiem.. Spóźnisz się przeze mnie na wykład czy coś? To, że coś wkujesz nie oznacza, że nie można o tym zapomnieć. - pojawił się tutaj nieco kokieteryjny ton głosu na co szczerze mówiąc nie zwróciła uwagi. Zadziornie puściła mu oczko i już miała włożyć całą swoją energię i siłę w popchnięcie huśtawki, tak by Ethan dalej się bujał jednak ten miał zupełnie inne plany. I znów pojawił się tutaj element zaskoczenia! Gdy chłopak chwycił jej dłoń - chciała coś powiedzieć, jednak przyciągnięcie do siebie sprawiło, roześmiała się jedynie, unosząc drugą rękę i tym samym opierając na jego płaszczu tak, aby przypadkiem go sobą nie staranować. Odchyliła nieco głowę do tyłu, tak by spojrzeć na twarz mężczyzny. Przyglądała mu się nieco podejrzliwie, tak jakby nie dowierzała tym praktykom, po czym zerknęła na swoją rękę i wysunęła jeden palec, wbijając mu go w pierś. Miała w planie wyglądać teraz groźnie i poważnie, chociaż trudno było ukryć dołeczki w policzkach, bowiem jej niepoprawny optymizm i radość życia nie chciały, aby uciekł gdzieś uśmiech. Jej gra aktorska była marna. Ten łobuzerski wyraz twarzy dawał mu niepodważalnie chłopięcego uroku i musiała się ugryźć w język, żeby nie powiedzieć tego głośno.
- Lepiej żeby tak było bo inaczej będę musiała się z Tobą rozprawić, a tego nie chcemy. A poza tym.. Nie obraź się, ale nie widzę Cię jako gospodarza dzikiej imprezy - a właściwie to widzę, kłamie. - stwierdziła jednak, przykładając palec do ust w zamyśleniu, po czym skrzyżowała ręce pod piersiami. Naprawdę miała przed oczyma Canswell'a siedzącego jak król na kanapie w otoczeniu skąpo ubranych dziewcząt. Dodatkowo trzymał on papierosa w ustach i przybrał iście gangsterski wyraz twarzy. I znów roześmiała się głośno do swoich myśli, ciesząc się, że nie może ich odczytać.
- Chętnie pojawię się na tej Twojej parapetówce. Skoro będę mogła zobaczyć nową, skrytą przed światem twarz Ethana - Króla wieczoru.
Rzuciła przez śmiech, wpatrując się w niego tymi swoimi dużymi, czekoladowymi oczyma. Przecież nie był aż tyle starszy od niej. Najgorsze w tym wszystkim było dla Shay jednak to, że jeśli faktycznie chłopak ją zauroczy to jej beznadziejnie szczery charakter uniemożliwi jej zamaskowanie tego. I wtedy to dopiero będzie- sensacja! Uczennica nałogowo odwiedzająca praktykanta pielęgniarki.
Re: Park z placem zabaw
Z całą pewnością znaleźli by wtedy swoje nazwiska w szkolnej gazetce. Pamiętał jak często koleżanki z domu kruka przeglądały to plotkarskie piśmidło, aby dowiedzieć się z kim przyłapali jakiegoś ich wybranka ze starszej klasy. Często czytały artykuły na głos zanosząc się przy tym histerycznym śmiechem, więc Canswell miał okazję dowiedzieć się jak wyglądają tamtejsze artykuły. Na jego temat wzmianki na szczęście nigdy nie było, ale bynajmniej nic o tym nie wiedział. Zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią na jej pytanie. Nie zdarzyło mu się jeszcze by spóźnił się na zajęcia, ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Poza tym wykładowcy na uniwersytecie są wyjątkowo wyrozumiali, a już zwłaszcza dla tych, których wyniki są bardzo dobre. Ethan nie miał z tym problemu, więc na pewno darowaliby mu spóźnienie jedno, czy dwa.
- Och, no to wtedy zgonię wszystko na Ciebie. Powiem, że po zajęciach udzielam prywatnych korepetycji, że mieć za co żyć - odpowiedział w końcu i odchylił głowę w bok przyglądając się krukonce z miną typu "jak myślisz, może być?". Szybko jednak jego wargi zadrgały nie pewnie, a za chwilę pojawił się na nich szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się rozbawione iskierki. Roześmiał się znowu gdy dźgnęła go palcem przybierając iście poważny wyraz twarzy. Ciekaw był jej miny jak bez poinformowania jej wcześniej pojawi się w szkole na kolejnych praktykach. Zezłości się za to, że nie dał znać jej wcześniej? Czy mimo wszystko się ucieszy?
- Zależy w jaki sposób będziesz musiała się ze mną rozprawić. Mówisz, że widzisz? I co, jak wyglądam jak król imprezy? - zapytał z tym samym łobuzerskim wyrazem twarzy, który szybko zastąpił spokojny, ciepły uśmiech. Wiatr coraz bardziej dawał się we znaki, a zapewne żadne z nich nie chciało by się teraz rozchorować.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Zobaczysz, laski będą zachwycone moją nową odsłoną...- rzucił z filuternym uśmiechem próbując naśladować typ męskiej młodzieży, o której wspominała wcześniej Shay. - A teraz moja droga, co powiesz na gorącą herbatę i jakieś dobre ciacho? Za chwilę się tu obydwoje pochorujemy, a tego też byśmy nie chcieli - zaproponował spoglądając na nią.
- Och, no to wtedy zgonię wszystko na Ciebie. Powiem, że po zajęciach udzielam prywatnych korepetycji, że mieć za co żyć - odpowiedział w końcu i odchylił głowę w bok przyglądając się krukonce z miną typu "jak myślisz, może być?". Szybko jednak jego wargi zadrgały nie pewnie, a za chwilę pojawił się na nich szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się rozbawione iskierki. Roześmiał się znowu gdy dźgnęła go palcem przybierając iście poważny wyraz twarzy. Ciekaw był jej miny jak bez poinformowania jej wcześniej pojawi się w szkole na kolejnych praktykach. Zezłości się za to, że nie dał znać jej wcześniej? Czy mimo wszystko się ucieszy?
- Zależy w jaki sposób będziesz musiała się ze mną rozprawić. Mówisz, że widzisz? I co, jak wyglądam jak król imprezy? - zapytał z tym samym łobuzerskim wyrazem twarzy, który szybko zastąpił spokojny, ciepły uśmiech. Wiatr coraz bardziej dawał się we znaki, a zapewne żadne z nich nie chciało by się teraz rozchorować.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Zobaczysz, laski będą zachwycone moją nową odsłoną...- rzucił z filuternym uśmiechem próbując naśladować typ męskiej młodzieży, o której wspominała wcześniej Shay. - A teraz moja droga, co powiesz na gorącą herbatę i jakieś dobre ciacho? Za chwilę się tu obydwoje pochorujemy, a tego też byśmy nie chcieli - zaproponował spoglądając na nią.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
Tak, ta popularność magazynów, które wciskają nos w prywatne życie innych ludzi i do tego wszystkiego starają się wywlec wszystkie brudy na wierzch. Co prawda Shay nie miała nic do ukrycia jednak nie raz była świadkiem, jak te gazety zmieniały normalną osobę w kogoś z depresją, bo ponoć zakochał się w nauczycielu czy uprawiał seks w schowku na miotły, zyskując przy tym niezbyt chwalebną nazwę osoby puszczalskiej. A co im wszystkim do tego? Krukonka była pewna, że interesowanie się w takim stopniu codziennością kogoś innego niż swoją własną świadczy o zazdrości. Dziewczyna spojrzała na niego i kiwnęła głową, zgadzając się na te warunki.
- Dobrze. I pójdę do Twoich wykładowców tłumacząc jak bardzo jestem zasypana zaległościami i od Twojego poświęcania mi czasu zależy zdanie do następnej klasy. - każdy kto ją znał wiedział, że byłaby do tego jak najbardziej zdolna i nie miałaby wyrzutów sumienia. Nadal tkwiła ze skrzyżowanymi pod piersiami rękoma, całkiem blisko niego. Do tego uparcie lustrowała twarz chłopaka wzrokiem. Wiatr zawył mocnej, wprawiając w ruch rozrzucone na plecach, wijące się włosy, a ją samą przeszedł dreszcz. Jesień cudna, ale początki mogłyby być ciut cieplejsze. Kiwnęła głową z miną całkiem pewną siebie.
- No powiem Ci, że prezentujesz się całkiem, całkiem jako taki zły chłopiec. Z pewnością masz rację! Byłyby zachwycone i mógłbyś przebierać w nich jak w skarpetkach. - zgodziła się z nim całkowicie, bowiem nie uważała go za nieatrakcyjnego. A nie oszukujmy się - każda kobieta lubi niegrzecznych chłopców, którzy stanowią wyzwanie. Dobrze, że są wyjątki takie Shay, które tylko potwierdzają tą regułę. Właściwie to lubiła pewnych siebie i dominujących mężczyzn, ale typ imprezowicza lub łamacza ser jej nie imponował. Na jego propozycję odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnęła się, a następnie cofnęła się nieco by mógł zejść z huśtawki.
- Może jakaś ciepła szarlotka z bitą śmietaną albo sernik? W sumie mając obok studenta medycyny magicznej to mogę trochę się poświęcić i pochorować. Mógłbyś sobie praktykować.
Rzuciła niby to żartem, robiąc krok do przodu. Na ustach jak zwykle miała uśmiech i nie zapowiadało się, aby cokolwiek lub ktokolwiek popsuł jej niedzielę.
- Dobrze. I pójdę do Twoich wykładowców tłumacząc jak bardzo jestem zasypana zaległościami i od Twojego poświęcania mi czasu zależy zdanie do następnej klasy. - każdy kto ją znał wiedział, że byłaby do tego jak najbardziej zdolna i nie miałaby wyrzutów sumienia. Nadal tkwiła ze skrzyżowanymi pod piersiami rękoma, całkiem blisko niego. Do tego uparcie lustrowała twarz chłopaka wzrokiem. Wiatr zawył mocnej, wprawiając w ruch rozrzucone na plecach, wijące się włosy, a ją samą przeszedł dreszcz. Jesień cudna, ale początki mogłyby być ciut cieplejsze. Kiwnęła głową z miną całkiem pewną siebie.
- No powiem Ci, że prezentujesz się całkiem, całkiem jako taki zły chłopiec. Z pewnością masz rację! Byłyby zachwycone i mógłbyś przebierać w nich jak w skarpetkach. - zgodziła się z nim całkowicie, bowiem nie uważała go za nieatrakcyjnego. A nie oszukujmy się - każda kobieta lubi niegrzecznych chłopców, którzy stanowią wyzwanie. Dobrze, że są wyjątki takie Shay, które tylko potwierdzają tą regułę. Właściwie to lubiła pewnych siebie i dominujących mężczyzn, ale typ imprezowicza lub łamacza ser jej nie imponował. Na jego propozycję odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i uśmiechnęła się, a następnie cofnęła się nieco by mógł zejść z huśtawki.
- Może jakaś ciepła szarlotka z bitą śmietaną albo sernik? W sumie mając obok studenta medycyny magicznej to mogę trochę się poświęcić i pochorować. Mógłbyś sobie praktykować.
Rzuciła niby to żartem, robiąc krok do przodu. Na ustach jak zwykle miała uśmiech i nie zapowiadało się, aby cokolwiek lub ktokolwiek popsuł jej niedzielę.
Re: Park z placem zabaw
Nie był w stanie wyobrazić sobie miny jego wykładowcy gdy Shay podchodzi do niego jak gdyby nigdy nic i z tym swoim uroczym uśmiechem tłumaczy, że to przez nią Canswell spóźnił się na zajęcia. Byli bowiem tak zajęci tłumaczeniem różnych zagadnień i nie zauważyli, że tak późna już godzina. Obstawiam, że byłby to wyjątkowo śmieszny widok. A wykładowca? Pewnie naśmiewał by się z tych ich śmiesznych wymówek, albo wynalazł by mu więcej uczniów w potrzebie.
- Tak, myślę, że na pewno byś ich przekonała - podniósł się z huśtawki i stanął przed Shay patrząc na nią z góry. Dziewczyna była bowiem ciut niższa od niego. Na jej kolejne słowa nie mógł nie parsknąć krótkich, cichym śmiechem. Tak, Canswell król dzikiej imprezy u boku roznegliżowanych i napalonych panienek. W ręce butelka ognistej a w gębie papieros. Z całą pewnością nadawałby się na łamacza damskich serc. Śmieszne, śmieszne.
- A przecież skarpetek nigdy za wiele, nie? - roześmiał się krótko i razem z Shay ruszyli w stronę bramki. Bardziej od pierwszego zdania spodobało mu się to drugie. Co się dziwić?
- Wiesz, właściwie w ramach takiej dodatkowej praktyki mogę zrezygnować z tej herbaty. Zawsze możemy iść jeszcze się przejść, wiesz skoro już chcesz się poświęcić - odpowiedział jej gdy byli już na bocznej dróżce prowadzącej na główną ulicę. Wykonał w tym momencie zachęcający gest brwiami i odsłonił zęby w filuternym uśmiechu. Szybko zniknęli gdzieś na głównej ulicy. Wybór lokalu pozostawił Shay.
- Tak, myślę, że na pewno byś ich przekonała - podniósł się z huśtawki i stanął przed Shay patrząc na nią z góry. Dziewczyna była bowiem ciut niższa od niego. Na jej kolejne słowa nie mógł nie parsknąć krótkich, cichym śmiechem. Tak, Canswell król dzikiej imprezy u boku roznegliżowanych i napalonych panienek. W ręce butelka ognistej a w gębie papieros. Z całą pewnością nadawałby się na łamacza damskich serc. Śmieszne, śmieszne.
- A przecież skarpetek nigdy za wiele, nie? - roześmiał się krótko i razem z Shay ruszyli w stronę bramki. Bardziej od pierwszego zdania spodobało mu się to drugie. Co się dziwić?
- Wiesz, właściwie w ramach takiej dodatkowej praktyki mogę zrezygnować z tej herbaty. Zawsze możemy iść jeszcze się przejść, wiesz skoro już chcesz się poświęcić - odpowiedział jej gdy byli już na bocznej dróżce prowadzącej na główną ulicę. Wykonał w tym momencie zachęcający gest brwiami i odsłonił zęby w filuternym uśmiechu. Szybko zniknęli gdzieś na głównej ulicy. Wybór lokalu pozostawił Shay.
Ethan CanswellStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 03/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Szkocja - Inverness
Krew : Czysta
Re: Park z placem zabaw
/ sobota, 04.03
Clarke niejednokrotnie sprzątała po kimś bałagan. Nie była może najlepsza z zaklęć, interesowały ją inne rzeczy, bardziej teoretyczne nawet można rzec, ale jednak - dla przyjaciół chciała najlepiej. A przynajmniej się starała. Na ile się to udawało - wiedzą tylko najbliżsi. Na słowa chłopaka westchnęła i skinęła głową.
- Tak wychodzi. Ale miejmy nadzieję, że to tylko... Nie wiem, nie chcę na razie myśleć na ten temat.
Wyrzuciła z siebie szybko, próbując zająć jednak głowę czymś innym. Łatwiej jej było się zajmować problemami innych ludzi. Swoje odstawiała jak tylko mogła. Często bywało za późno, by się nimi zająć, ale nie posiadła jeszcze wiedzy, jak niektóre problemy rozwiązywać. Teraz nie wiedziała, co ma zrobić, dlatego też - Connor był dla niej ważniejszy. Sam chłopak i jego przygoda z testralami. Musiała się dowiedzieć co, gdzie, jak i dlaczego.
Uśmiechnęła się na słowa chłopaka. Wiedziała, że Campbell na pewno będzie chciał co najmniej rozmówić się z Aleksem - ale nie taki był jej cel. Nie po to mu powiedziała o tym, co się stało i jakie mogą być przez to problemy. Tak naprawdę nie chciała źle dla Corteza. Nawet w zaistniałej sytuacji bardziej obwiniała siebie, niż jego. Wiecie, jak to się mówi - dziewczyny powinny być w tym wieku mądrzejsze, a na pewno bardziej od chłopców.
- Dziękuję. Wiesz, że jeśli będę Cię potrzebować, zawsze Cię znajdę. A ja wiem, że będę mogła na Ciebie zawsze liczyć.
Wspięła się na palce i musnęła delikatnie ustami policzek chłopaka. Zawsze był obok niej w ciężkich sytuacjach i niejednokrotnie jej pomógł. Po prostu wiedziała, że tak będzie i tym razem, jeśli tylko znajdzie taka potrzeba. Po chwili jednak Connor nie dał jej się zastanawiać dłużej nad wszystkim, co się działo, a po prostu chwycił ją za rękę i wyciągnął z biblioteki.
Skoczyli tylko szybko do Pokoju Wspólnego, by nieco cieplej się ubrać i zarzucić coś na siebie, po czym nie czekając na zaczepki nikogo po prostu opuścili zamek. Będąc przy Connorze starała się nie zwracać uwagi na ludzi dookoła. W weekend bardzo dużo uczniów wybyło do Hogsmeade, więc w pierwszym momencie czuła się nieco niepewnie. Nadal zerkano w jej stronę, co starała się dzielnie znosić, ale ilekroć ktoś się naprzykrzał, Connor od razu stawał na straży. I to głównie on się mierzył spojrzeniami z innymi, a Summer kryła się albo za jego plecami, albo opuszczała głowę i starała się przysłonić twarz włosami. Ale - ku zdziwieniu samej siebie - to ona prowadziła. Wpierw. Wiedziała, gdzie chce się udać. Kierowała się w stronę Miodowego Królestwa, a kiedy już się tam znaleźli, kupiła mnóstwo słodyczy wszelakiego typu - kilka czekoladowych żab, trochę fasolek wszystkich smaków, kociołków i parę innych rzeczy. Po czym zaprowadziła Campbella w nieco bardziej ustronne miejsce - do parku z placem zabaw. Gdy byli młodsi, blondynka często przyprowadzała tutaj Connora. To było miejsce, w którym zawsze mogła się wyciszyć i zawsze mogli porozmawiać na każdy temat. Nieważne, jak bardzo ciężki.
Poprawiając torbę na ramieniu, Summer podeszła do huśtawek i z cichym westchnieniem opadła na jedną z nich. Wsunęła dłoń do torby i wyciągnęła dwa pudełka z czekoladowymi żabami. Nie wiele myśląc - a chyba testując uwagę przyjaciela - po prostu rzuciła mu jedno pudełko. Jeśli nie złapie, to chociaż się trochę z niego pośmieje. Przez dłuższa chwilę wpatrywała się w pudełeczko w dłoniach. Przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech.
- No więc, co się stało z Twoją ręką? Teraz już musisz mi powiedzieć!
Naprawdę chciała się tego dowiedzieć. Poza tym, musiała zająć czymś innym głowę, aniżeli wracać do wydarzeń sprzed dwóch tygodni. Mogła się przed samą sobą przyznać, że już wiele razy o tym myślała, zawsze z wypiekami na twarzy... Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć!
Clarke niejednokrotnie sprzątała po kimś bałagan. Nie była może najlepsza z zaklęć, interesowały ją inne rzeczy, bardziej teoretyczne nawet można rzec, ale jednak - dla przyjaciół chciała najlepiej. A przynajmniej się starała. Na ile się to udawało - wiedzą tylko najbliżsi. Na słowa chłopaka westchnęła i skinęła głową.
- Tak wychodzi. Ale miejmy nadzieję, że to tylko... Nie wiem, nie chcę na razie myśleć na ten temat.
Wyrzuciła z siebie szybko, próbując zająć jednak głowę czymś innym. Łatwiej jej było się zajmować problemami innych ludzi. Swoje odstawiała jak tylko mogła. Często bywało za późno, by się nimi zająć, ale nie posiadła jeszcze wiedzy, jak niektóre problemy rozwiązywać. Teraz nie wiedziała, co ma zrobić, dlatego też - Connor był dla niej ważniejszy. Sam chłopak i jego przygoda z testralami. Musiała się dowiedzieć co, gdzie, jak i dlaczego.
Uśmiechnęła się na słowa chłopaka. Wiedziała, że Campbell na pewno będzie chciał co najmniej rozmówić się z Aleksem - ale nie taki był jej cel. Nie po to mu powiedziała o tym, co się stało i jakie mogą być przez to problemy. Tak naprawdę nie chciała źle dla Corteza. Nawet w zaistniałej sytuacji bardziej obwiniała siebie, niż jego. Wiecie, jak to się mówi - dziewczyny powinny być w tym wieku mądrzejsze, a na pewno bardziej od chłopców.
- Dziękuję. Wiesz, że jeśli będę Cię potrzebować, zawsze Cię znajdę. A ja wiem, że będę mogła na Ciebie zawsze liczyć.
Wspięła się na palce i musnęła delikatnie ustami policzek chłopaka. Zawsze był obok niej w ciężkich sytuacjach i niejednokrotnie jej pomógł. Po prostu wiedziała, że tak będzie i tym razem, jeśli tylko znajdzie taka potrzeba. Po chwili jednak Connor nie dał jej się zastanawiać dłużej nad wszystkim, co się działo, a po prostu chwycił ją za rękę i wyciągnął z biblioteki.
Skoczyli tylko szybko do Pokoju Wspólnego, by nieco cieplej się ubrać i zarzucić coś na siebie, po czym nie czekając na zaczepki nikogo po prostu opuścili zamek. Będąc przy Connorze starała się nie zwracać uwagi na ludzi dookoła. W weekend bardzo dużo uczniów wybyło do Hogsmeade, więc w pierwszym momencie czuła się nieco niepewnie. Nadal zerkano w jej stronę, co starała się dzielnie znosić, ale ilekroć ktoś się naprzykrzał, Connor od razu stawał na straży. I to głównie on się mierzył spojrzeniami z innymi, a Summer kryła się albo za jego plecami, albo opuszczała głowę i starała się przysłonić twarz włosami. Ale - ku zdziwieniu samej siebie - to ona prowadziła. Wpierw. Wiedziała, gdzie chce się udać. Kierowała się w stronę Miodowego Królestwa, a kiedy już się tam znaleźli, kupiła mnóstwo słodyczy wszelakiego typu - kilka czekoladowych żab, trochę fasolek wszystkich smaków, kociołków i parę innych rzeczy. Po czym zaprowadziła Campbella w nieco bardziej ustronne miejsce - do parku z placem zabaw. Gdy byli młodsi, blondynka często przyprowadzała tutaj Connora. To było miejsce, w którym zawsze mogła się wyciszyć i zawsze mogli porozmawiać na każdy temat. Nieważne, jak bardzo ciężki.
Poprawiając torbę na ramieniu, Summer podeszła do huśtawek i z cichym westchnieniem opadła na jedną z nich. Wsunęła dłoń do torby i wyciągnęła dwa pudełka z czekoladowymi żabami. Nie wiele myśląc - a chyba testując uwagę przyjaciela - po prostu rzuciła mu jedno pudełko. Jeśli nie złapie, to chociaż się trochę z niego pośmieje. Przez dłuższa chwilę wpatrywała się w pudełeczko w dłoniach. Przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech.
- No więc, co się stało z Twoją ręką? Teraz już musisz mi powiedzieć!
Naprawdę chciała się tego dowiedzieć. Poza tym, musiała zająć czymś innym głowę, aniżeli wracać do wydarzeń sprzed dwóch tygodni. Mogła się przed samą sobą przyznać, że już wiele razy o tym myślała, zawsze z wypiekami na twarzy... Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć!
Summer ClarkeKlasa VI - Urodziny : 07/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Genetyka : Jasnowidz
Strona 9 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 9 z 10
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach