Siedziba kółka artystycznego
+15
Dymitr Milligan
Olivia McCartney
Sanne van Rijn
Femke van Rijn
Antonette Williams
Yumiko Miyazaki
Christine Greengrass
Charles Wilson
Anthony Wilson
Dalila Mauric
Mistrz Gry
Polly Baldwin
James Scott
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
19 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 4 z 7
Strona 4 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Siedziba kółka artystycznego
First topic message reminder :
Przestronna, oświetlona sala. Niegdyś tłumnie uczęszczana, teraz stoi zapomniana i zakurzona. W kąt zostały zapchane drewniane sztalugi i płótna oraz stare pianino i kilka par skrzypiec bez strun, które tylko czekają aby na nowo je odkryć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Kiedy dwie, ciemne aury spotkały się ze sobą, powinno się chyba zrobić calkowicie ciemno w pomieszczeniu. Nad Nancy wisiały równie ciemne chmury co nad chłopakiem, a czuła się milion razy gorzej, bo za wszelką cenę starała się sobie wmawiać, że "tak będzie najlepiej".
Gdy drzwi do sali uchyliły się z charakterystycznym skrzypnięciem, Nancy w duchu pomyślała, że oby był to James. Nie pomyliła się wcale, a dziwna siła w jej głowie odtańczyła właśnie taniec zwycięstwa. Przecież mógł się spodziewać, że tutaj będzie, prawda? To oznaczało, że jej nie unikał.
- Cześć James - odparła, siadając bokiem na krzesełku. Głos podczas tych słów w pewnym momencie lekko jej się załamał, ale odchrząknęła cicho, aby zatuszować to całkowicie.
Kiedy pojawił się w zasięgu jej wzroku, nie było już tak łatwo zgrywać twardej. Ten brzydal zmiękczał jej serce i nogi, a ona musiała udawać, że wcale ją nie interesuje tylko po to, aby zobaczyć czy choć trochę mu na niej zależy i czy przejął się nią chociaż troszkę. Czekała w napięciu na kolejne słowa, ale te się nie pojawiły. Zamiast tego chłopak zaczął badać ścianę...
- Chciałbyś ze mną porozmawiać? - Zapytała nieśmiało z nadzieją w głosie, odgarniając ciemny kosmyk za ucho.
W sumie nie widziała różnicy. Ani wtedy nie był jej, ani teraz nie jest. Trochę przykre. Nic. Nadal obmacywał ścianę.
- James. Porozmawiaj ze mną - dodała już nieco bardziej stanowczym tonem.
Gdy drzwi do sali uchyliły się z charakterystycznym skrzypnięciem, Nancy w duchu pomyślała, że oby był to James. Nie pomyliła się wcale, a dziwna siła w jej głowie odtańczyła właśnie taniec zwycięstwa. Przecież mógł się spodziewać, że tutaj będzie, prawda? To oznaczało, że jej nie unikał.
- Cześć James - odparła, siadając bokiem na krzesełku. Głos podczas tych słów w pewnym momencie lekko jej się załamał, ale odchrząknęła cicho, aby zatuszować to całkowicie.
Kiedy pojawił się w zasięgu jej wzroku, nie było już tak łatwo zgrywać twardej. Ten brzydal zmiękczał jej serce i nogi, a ona musiała udawać, że wcale ją nie interesuje tylko po to, aby zobaczyć czy choć trochę mu na niej zależy i czy przejął się nią chociaż troszkę. Czekała w napięciu na kolejne słowa, ale te się nie pojawiły. Zamiast tego chłopak zaczął badać ścianę...
- Chciałbyś ze mną porozmawiać? - Zapytała nieśmiało z nadzieją w głosie, odgarniając ciemny kosmyk za ucho.
W sumie nie widziała różnicy. Ani wtedy nie był jej, ani teraz nie jest. Trochę przykre. Nic. Nadal obmacywał ścianę.
- James. Porozmawiaj ze mną - dodała już nieco bardziej stanowczym tonem.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Scott kompletnie zignorował jej pierwsze słowa. Głos Panny Baldwin, który brzmiał, jakby nigdy nic - przynajmniej w głowie chłopaka - podniósł mu ciśnienie. Jednak James, nie byłby Jamesem, gdyby dał to po sobie poznać. W dalszym ciągu macał ścianę, chociaż jego myśli były gdzie indziej.
- Nie ma o czym - rzekł. Było to zgodne z prawdą. W tej o to chwili, Nancy nie różniła się dla niego od innych, bezmózgich dziewczyn, które można spotkać w tej szkole. W skrócie, Krukon zawiódł się na tej małej kobiecie i nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
- Tak jak napisałem. Zrozumiałem każde słowo. Wysłałem do Prince kopię listu, aby wiedział, że istnieje kolejna kobieta, która jest nim zainteresowana. Junior zostanie u Scottów, dopóki nie skończysz szkoły, potem dogadamy się co dalej. O czym jeszcze chcesz rozmawiać?
- Nie ma o czym - rzekł. Było to zgodne z prawdą. W tej o to chwili, Nancy nie różniła się dla niego od innych, bezmózgich dziewczyn, które można spotkać w tej szkole. W skrócie, Krukon zawiódł się na tej małej kobiecie i nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
- Tak jak napisałem. Zrozumiałem każde słowo. Wysłałem do Prince kopię listu, aby wiedział, że istnieje kolejna kobieta, która jest nim zainteresowana. Junior zostanie u Scottów, dopóki nie skończysz szkoły, potem dogadamy się co dalej. O czym jeszcze chcesz rozmawiać?
Re: Siedziba kółka artystycznego
- Nie ma o czym.
Te kilka słów dosłownie palnęło ją w sam środek twarzy. Gdyby słowa mogły oddziaływać na ciało tak samo jak na psychikę, Baldwin pewnie spadłaby z hukiem z krzesła i grzmotnęła o zimną posadzkę.
Trochę go rozumiała, bo w tej dziwnej sprzeczce wytoczyła dość ciężkie działo, którym strzeliła chłopakowi w sam środek głowy. Jej wina i tylko jej wina, ale James częściowo, a prawie w całości do tego doprowadził, stawiając desperacko zakochaną dziewczynę pod ścianą.
- Wysłałeś co do Prince? - Zapytała z niedowierzaniem w głosie, przecierając twarz ze zdumienia. - To była prywatna korespondencja i była wysłana do Ciebie. Gdybym chciała żeby Prince to przeczytał, to wysłałabym mu to osobiście - powiedziała, ale jej ton był dość spokojny. Zbyt spokojny jak na osobę, która od lat rzekomo miała skrywać sekret miłości do drugiego Scotta i rzekomo przygotowywała zasadzkę na Princa.
- Nie ma o czym mówić, serio? Nie wierzę po prostu - rzekła, wznosząc oczy ku niebu. Wiedziała przecież, że tak to się skończy, prawda?
- Spędziliśmy razem tyle czasu, a ty uważasz, że nie ma o czym mówić? - Po tych słowach wstała z krzesła i podeszła do Jamesa, szarpiąc go lekko za ramię, aby ten przez moment przestał oddawać sto procent swojej uwagi zwykłej, bezużytecznej ścianie. - Ty totalnie wyprany z emocji kretynie! Pewnie się ucieszyłeś kiedy się dowiedziałeś, nie? W końcu będziesz miał święty spokój! No, powiedz jak się czujesz, powiedz... Euforia? Zadowolenie? Nieopisana radość? Zaniemówiłeś? Stawiam zatem na to ostatnie - powiedziała rozjuszona, wprost nie mogąc uwierzyć, że cała sytuacja spłynęła po nim jak po kaczce.
Te kilka słów dosłownie palnęło ją w sam środek twarzy. Gdyby słowa mogły oddziaływać na ciało tak samo jak na psychikę, Baldwin pewnie spadłaby z hukiem z krzesła i grzmotnęła o zimną posadzkę.
Trochę go rozumiała, bo w tej dziwnej sprzeczce wytoczyła dość ciężkie działo, którym strzeliła chłopakowi w sam środek głowy. Jej wina i tylko jej wina, ale James częściowo, a prawie w całości do tego doprowadził, stawiając desperacko zakochaną dziewczynę pod ścianą.
- Wysłałeś co do Prince? - Zapytała z niedowierzaniem w głosie, przecierając twarz ze zdumienia. - To była prywatna korespondencja i była wysłana do Ciebie. Gdybym chciała żeby Prince to przeczytał, to wysłałabym mu to osobiście - powiedziała, ale jej ton był dość spokojny. Zbyt spokojny jak na osobę, która od lat rzekomo miała skrywać sekret miłości do drugiego Scotta i rzekomo przygotowywała zasadzkę na Princa.
- Nie ma o czym mówić, serio? Nie wierzę po prostu - rzekła, wznosząc oczy ku niebu. Wiedziała przecież, że tak to się skończy, prawda?
- Spędziliśmy razem tyle czasu, a ty uważasz, że nie ma o czym mówić? - Po tych słowach wstała z krzesła i podeszła do Jamesa, szarpiąc go lekko za ramię, aby ten przez moment przestał oddawać sto procent swojej uwagi zwykłej, bezużytecznej ścianie. - Ty totalnie wyprany z emocji kretynie! Pewnie się ucieszyłeś kiedy się dowiedziałeś, nie? W końcu będziesz miał święty spokój! No, powiedz jak się czujesz, powiedz... Euforia? Zadowolenie? Nieopisana radość? Zaniemówiłeś? Stawiam zatem na to ostatnie - powiedziała rozjuszona, wprost nie mogąc uwierzyć, że cała sytuacja spłynęła po nim jak po kaczce.
Re: Siedziba kółka artystycznego
- Pomyślałem, że będzie to dobry argument do naszej rozmowy, którą miałem z nim w środku lata. Był przekonany, że Twoja miłość do mnie jest prawdziwa i szczera. Nie wierzyłem mu. Ale ostatnio postanowiłem, że spróbuje zaufać ocenie kuzyna. Mylił się.
Gdyby nie fakt, iż James nie do końca trzeźwo myślał, pewne zwrócił by uwagę na zbyt spokojny ton Panny Baldwin. Jednak tamtej chwili myśli Scott'a były pod silnym wpływem emocji, który nie chciały dać się stłamsić.
Klasycznie już, Krukon dał się szarpnąć Nancy. Odwrócił głowę i spojrzał swoimi pustymi, ziemnymi ślepiami w jej ciepłe, śliczne fiołkowe oczęta. Zabawny kontrast.
- Nic nie czułem - rzekł szczerze. Chociaż dobór słów mógł okazać się tragiczny w odczuciu Gryfonki, James powiedział prawdę. Gdy dostał ten list, serce ( a zarazem żołądek) wypełnił się niesamowicie nieprzyjemną pustką. Zimną i trawiącą od środka.
- Zrozumiałem wtedy, że miłość, to rodzaj iluzji, a bezinteresowność nie istnieje.
Co więcej mogła powiedzieć osoba, która ów miłości nigdy nie zaznała. Ni to matczynej, ni młodzieńczej? Pierwszą osobą, która w ogóle zaczęła przejmować się Scott'em była Nancy.
Gdyby nie fakt, iż James nie do końca trzeźwo myślał, pewne zwrócił by uwagę na zbyt spokojny ton Panny Baldwin. Jednak tamtej chwili myśli Scott'a były pod silnym wpływem emocji, który nie chciały dać się stłamsić.
Klasycznie już, Krukon dał się szarpnąć Nancy. Odwrócił głowę i spojrzał swoimi pustymi, ziemnymi ślepiami w jej ciepłe, śliczne fiołkowe oczęta. Zabawny kontrast.
- Nic nie czułem - rzekł szczerze. Chociaż dobór słów mógł okazać się tragiczny w odczuciu Gryfonki, James powiedział prawdę. Gdy dostał ten list, serce ( a zarazem żołądek) wypełnił się niesamowicie nieprzyjemną pustką. Zimną i trawiącą od środka.
- Zrozumiałem wtedy, że miłość, to rodzaj iluzji, a bezinteresowność nie istnieje.
Co więcej mogła powiedzieć osoba, która ów miłości nigdy nie zaznała. Ni to matczynej, ni młodzieńczej? Pierwszą osobą, która w ogóle zaczęła przejmować się Scott'em była Nancy.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Nancy z otwartymi ustami słuchała o tym, jak to rzekomo kuzyn Jamesa przekonywał go o szczerości uczuć dziewczyny. Ba, nie to było najgorsze. Zdecydowanie zabił ją teraz fakt, że Krukon zaczynał się do niej przekonywać, a ona wypaliła z czymś takim w tak tragicznym momencie. Bardzo mądre posunięcie, Fancy.
- Dlaczego mu nie wierzyłeś? - Zapytała z czystej ciekawości. Naprawdę zastanawiała się, jak mógł wątpić po tych wszystkich dziwnych i krępujących wyznaniach, które prawiła mu nie raz, a na które on z kolei odpowiadał zwykle gburnym pomrukiwaniem.
- Nic nie czułem.
Jakby nie patrzyć, miała teraz swoją odpowiedź. Chciała wiedzieć jak James zareaguje na te zmyślone wiadomości, żeby móc wyciągnąć ostateczne wnioski: dać sobie spokój czy brnąć dalej w to bagno, którym była toksyczna znajomość z chłopakiem. Wychodziło na to, że to pierwsze. Te słowa sprawiły, że w gardle urosła jej gula sporej wielkości, a łzy stanęły na ostatnim zakręcie prowadzącym do oczu.
- Zrobiłam to, bo chciałam żebyś był o mnie zazdrosny - wyznała w końcu, zatrzaskując klapę od pianina szybkim ruchem dłoni. Kolejne słowa wypowiedziała wyraźnie i powoli, jak do osoby z upośledzeniem umysłowym, aby nic nie umknęło temu wariatowi. - Okłamałam Cię, bo chciałam sprawdzić czy to cię ruszy. Nigdy nie interesował mnie twój kuzyn ani nikt inny. A teraz popatrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz, a obiecuję Ci, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz - dodała, po czym zamarła na moment w nerwowym oczekiwaniu.
- Dlaczego mu nie wierzyłeś? - Zapytała z czystej ciekawości. Naprawdę zastanawiała się, jak mógł wątpić po tych wszystkich dziwnych i krępujących wyznaniach, które prawiła mu nie raz, a na które on z kolei odpowiadał zwykle gburnym pomrukiwaniem.
- Nic nie czułem.
Jakby nie patrzyć, miała teraz swoją odpowiedź. Chciała wiedzieć jak James zareaguje na te zmyślone wiadomości, żeby móc wyciągnąć ostateczne wnioski: dać sobie spokój czy brnąć dalej w to bagno, którym była toksyczna znajomość z chłopakiem. Wychodziło na to, że to pierwsze. Te słowa sprawiły, że w gardle urosła jej gula sporej wielkości, a łzy stanęły na ostatnim zakręcie prowadzącym do oczu.
- Zrobiłam to, bo chciałam żebyś był o mnie zazdrosny - wyznała w końcu, zatrzaskując klapę od pianina szybkim ruchem dłoni. Kolejne słowa wypowiedziała wyraźnie i powoli, jak do osoby z upośledzeniem umysłowym, aby nic nie umknęło temu wariatowi. - Okłamałam Cię, bo chciałam sprawdzić czy to cię ruszy. Nigdy nie interesował mnie twój kuzyn ani nikt inny. A teraz popatrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz, a obiecuję Ci, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz - dodała, po czym zamarła na moment w nerwowym oczekiwaniu.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Dlaczego mu nie wierzyłeś?
No to palnęła pytaniem. Nancy chyba zapomniała w jakich okolicznościach się poznali. Przecież James wysłał ją do Skrzydła Szpitalnego z pęknięciem czaszki, czy jakoś tak. Poza tym, masa dziewczyn była zainteresowana majątkiem chłopaka, a on sam nie wierzył w miłość, oraz inne tego typu bzdury.
- Nieważne - skwitował krótko.
Z każdym kolejnym słowem małej Nancy, na twarzy Scott'a pojawiał się coraz szerszy, ponury uśmiech. Więc o to tutaj chodziło. Sam James, jako iż nie miał za dużo kontaktów z kobietami, nie miał pojęcia, iż dziewczyny są zdolne do tak głupich i dziecinnych zagrywek. Aż ręce opadają. Przecież mogła zapytać. W sumie, Panna Baldwin jeszcze nigdy nie zapytała go o jego uczucia. Zabawne.
popatrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz, a obiecuję Ci, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz
- Nie. Wolę patrzyć jak brak odpowiedzi zżera Cię od środka - mruknął złośliwie, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
Mimo tego, iż 'serce' chłopaka skakało z radości, jego natura kazała mu się po prostu zemścić. Chciała grać w gierki? W takim razie czas zagrać na jego zasadach: Powoli wyniszczając psychikę.
No to palnęła pytaniem. Nancy chyba zapomniała w jakich okolicznościach się poznali. Przecież James wysłał ją do Skrzydła Szpitalnego z pęknięciem czaszki, czy jakoś tak. Poza tym, masa dziewczyn była zainteresowana majątkiem chłopaka, a on sam nie wierzył w miłość, oraz inne tego typu bzdury.
- Nieważne - skwitował krótko.
Z każdym kolejnym słowem małej Nancy, na twarzy Scott'a pojawiał się coraz szerszy, ponury uśmiech. Więc o to tutaj chodziło. Sam James, jako iż nie miał za dużo kontaktów z kobietami, nie miał pojęcia, iż dziewczyny są zdolne do tak głupich i dziecinnych zagrywek. Aż ręce opadają. Przecież mogła zapytać. W sumie, Panna Baldwin jeszcze nigdy nie zapytała go o jego uczucia. Zabawne.
popatrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz, a obiecuję Ci, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz
- Nie. Wolę patrzyć jak brak odpowiedzi zżera Cię od środka - mruknął złośliwie, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
Mimo tego, iż 'serce' chłopaka skakało z radości, jego natura kazała mu się po prostu zemścić. Chciała grać w gierki? W takim razie czas zagrać na jego zasadach: Powoli wyniszczając psychikę.
Re: Siedziba kółka artystycznego
- Właśnie, że ważne! - Pisnęła, choć ten temat właśnie dobiegł końca. Kwestia poboczna stała się w tym momencie tak nieistotna, bo przecież oto przyznała się do kłamstwa, które było nieco tragiczne w skutkach.
Jego dziwny, ponury uśmiech, który pojawił się na jego twarzy zbił ją zupełnie z tropu. Cieszył się, że wszystko okazało się kłamstwem czy raczej naśmiewał się z tego desperackiego posunięcia? Znając Jamesa, pewnie oba. Nadal będzie mógł się nad nią pastwić, a do tego wypominać jej to na każdym kroku. Sytuacja zdawała się jeszcze bardziej absurdalna aniżeli przed całym wierutnym kłamstwem!
- Nie. Wolę patrzyć jak brak odpowiedzi zżera Cię od środka.
No tak, przecież to takie do niego podobne. Nancy, mistrzyni strategiczna jak się okazuje, osiągnęła efekt odwrotny do zamierzonego. Zamiast dowiedzieć się raz i konkretnie, nadal będzie zwodzona za nos, bo naturalnie pozwoli pewnie na to. Pewnie niejednokrotnie!
- Agrrh, nienawidzę Cię! - wrzasnęła za nim, kiedy odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. Gdy hebanowe skrzydło trzasnęło o framugi, Gryfonka podskoczyła w szale pomieszanym z dziką wściekłością, okładając pięściami powietrze. Wydała z siebie jeszcze kilkakrotnie niemy krzyk, który świadczył o jej frustracji, kopiąc przy tym wszelkie przedmioty znajdujące się w sali, a kiedy wszystko było już doszczętnie zdemolowane, stanęła pod ścianą i odetchnęła głęboko trzykrotnie.
- Trzeba było zostać przy Księciu... - mruknęła sama do siebie, po czym wypadła z sali jak poparzona i pognała do wieży Gryfonów, gdzie miała dopełnić swojego dziwnego dnia.
Jego dziwny, ponury uśmiech, który pojawił się na jego twarzy zbił ją zupełnie z tropu. Cieszył się, że wszystko okazało się kłamstwem czy raczej naśmiewał się z tego desperackiego posunięcia? Znając Jamesa, pewnie oba. Nadal będzie mógł się nad nią pastwić, a do tego wypominać jej to na każdym kroku. Sytuacja zdawała się jeszcze bardziej absurdalna aniżeli przed całym wierutnym kłamstwem!
- Nie. Wolę patrzyć jak brak odpowiedzi zżera Cię od środka.
No tak, przecież to takie do niego podobne. Nancy, mistrzyni strategiczna jak się okazuje, osiągnęła efekt odwrotny do zamierzonego. Zamiast dowiedzieć się raz i konkretnie, nadal będzie zwodzona za nos, bo naturalnie pozwoli pewnie na to. Pewnie niejednokrotnie!
- Agrrh, nienawidzę Cię! - wrzasnęła za nim, kiedy odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. Gdy hebanowe skrzydło trzasnęło o framugi, Gryfonka podskoczyła w szale pomieszanym z dziką wściekłością, okładając pięściami powietrze. Wydała z siebie jeszcze kilkakrotnie niemy krzyk, który świadczył o jej frustracji, kopiąc przy tym wszelkie przedmioty znajdujące się w sali, a kiedy wszystko było już doszczętnie zdemolowane, stanęła pod ścianą i odetchnęła głęboko trzykrotnie.
- Trzeba było zostać przy Księciu... - mruknęła sama do siebie, po czym wypadła z sali jak poparzona i pognała do wieży Gryfonów, gdzie miała dopełnić swojego dziwnego dnia.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Antonette nie miała pojęcia co jeszcze robi w zamku, skoro ogłoszono przerwę świąteczną i defacto mogła już pojechać do Londynu, do rodziców, brata i siostry, która od pewnego czasu chodziła hogwarckimi kanałami, skutecznie jej unikając. Chyba zwyczajnie nie miała ochoty na takie spędy i setki pytań typu: co u Ciebie, jak w szkole, jak znajomi, jak chłopcy? Właśnie. Chłopcy. Gryfonka wciąż leczyła swoje złamane serduszko starając się unikać sprawcy tego zdarzenia, co nie było trudne, ponieważ panicza Sneddona nie spotykała już nawet w pokoju wspólnym. Co dziwne nie miała pojęcia dlaczego sytuacja potoczyła się tak a nie inaczej, a że była nowa w te klocki to nie wiedziała za bardzo jak sobie z tym poradzić. Tego sobotniego wieczora spacerowała po zamku, gdy po pewnym czasie przypomniała sobie o umawianym wcześniej spotkaniu z Nancy. Biegusiem z pierwszego piętra poleciała na szóste i kiedy tylko przed drzwiami zdołała złapać oddech - bo cóż, wstyd przyznać, ale dawno nie ruszała się tak jak kiedyś - wpadła do środka z impetem, rozglądając się wokół.
- Nancy? Naaancy? Jesteś tutaj? - powiedziała doniośle, wchodząc wgłąb pomieszczenia i na koniec usadawiając chude cztery litery na twardej ławce.
- Nancy? Naaancy? Jesteś tutaj? - powiedziała doniośle, wchodząc wgłąb pomieszczenia i na koniec usadawiając chude cztery litery na twardej ławce.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Każdy kto znał Nancy i jej dziwactwa, na pewno wiedział, że to właśnie na szóstym piętrze można ją spotkać najczęściej. Gryfonka nie była amatorką błoni i fikuśnych altaneczek na niej stojących, a i do Hogsmeade nie wychodziła zbyt często. Wolała ciepłe kominki pokoju wspólnego i ogólne siedzenie na dupie. Była na swój sposób domatorką.
Gdy do sali wpadła Antonette, Nancy właśnie przysypiała z głową na klawiaturze pianina, ale gdy usłyszała głos współlokatorki, uniosła głowę i wyjrzała znad instrumentu.
- No jestem, jestem - odparła, ścierając z brody ślinę, która pokryła jej brodę podczas niekontrolowanego, sennego ślinotoku. - Jak życie? - Zapytała, chociaż widywała ją dzień w dzień, każdego ranka po prawej stronie swojego łóżka.
Baldwin podejrzewała, że sprawa z Ryanem Sneddonem nie skończyła się fajerwerkami, ale nigdy nie pytała. Nie uważała się za tak ważną osobę, żeby się tym interesować. Oparła głowę na dłoniach i spojrzała na Angielkę.
- Zostajesz na święta w zamku? Ja wyjeżdżam w niedzielę, wracam do domu. Rodzice jadą na święta do Egiptu, więc nawet się nie zorientują. Polly skłamała, że jedzie do Charlesa żeby spędzać ze mną święta - powiedziała. Antka doskonale wiedziała, że w trakcie ciąży wyrzucili ją z domu. Gdy zapadła chwilowa cisza, Nancy znowu się odezwała:
- James przysłał mi świąteczny prezent, byłam w takim szoku, że aż jadłam przez dwa dni normalne obiady. Bałam się, że to już halucynacje spowodowane niedożywieniem, ale po kilku dniach nadal tam był. Wygląda na to, że ktoś tutaj zaczął się w końcu starać, co? - Uniosła kilkakrotnie brwi w stronę koleżanki, która zawsze była sceptycznie nastawiona do Jamesa i tego, jak ją traktował. Zostaw go, olej go i tym podobne były na początku dziennym.
Gdy do sali wpadła Antonette, Nancy właśnie przysypiała z głową na klawiaturze pianina, ale gdy usłyszała głos współlokatorki, uniosła głowę i wyjrzała znad instrumentu.
- No jestem, jestem - odparła, ścierając z brody ślinę, która pokryła jej brodę podczas niekontrolowanego, sennego ślinotoku. - Jak życie? - Zapytała, chociaż widywała ją dzień w dzień, każdego ranka po prawej stronie swojego łóżka.
Baldwin podejrzewała, że sprawa z Ryanem Sneddonem nie skończyła się fajerwerkami, ale nigdy nie pytała. Nie uważała się za tak ważną osobę, żeby się tym interesować. Oparła głowę na dłoniach i spojrzała na Angielkę.
- Zostajesz na święta w zamku? Ja wyjeżdżam w niedzielę, wracam do domu. Rodzice jadą na święta do Egiptu, więc nawet się nie zorientują. Polly skłamała, że jedzie do Charlesa żeby spędzać ze mną święta - powiedziała. Antka doskonale wiedziała, że w trakcie ciąży wyrzucili ją z domu. Gdy zapadła chwilowa cisza, Nancy znowu się odezwała:
- James przysłał mi świąteczny prezent, byłam w takim szoku, że aż jadłam przez dwa dni normalne obiady. Bałam się, że to już halucynacje spowodowane niedożywieniem, ale po kilku dniach nadal tam był. Wygląda na to, że ktoś tutaj zaczął się w końcu starać, co? - Uniosła kilkakrotnie brwi w stronę koleżanki, która zawsze była sceptycznie nastawiona do Jamesa i tego, jak ją traktował. Zostaw go, olej go i tym podobne były na początku dziennym.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Antka podskoczyła na ławce, gdy z ciemnego kąta sali, zza jej pleców, dobiegł głos Gryfonki. Odwróciła się i z naćpanym uśmiechem zmierzyła współlokatorkę wzrokiem.
- Są lepsze miejsca do spania - powiedziała a na jej pytanie najzwyczajniej wzruszyła ramionami. Co miała powiedzieć? Od poranka, czyli ich ostatniego widzenia się, nie wydarzyło się kompletnie nic, więc uznała, że taki gest wystarczy Baldwin w odpowiedzi. Machając długimi nogami, przechyliła się nieco do przodu, zaciskając dłonie na krawędziach ławki, którą okupowała.
- Chyba zostaję, nie mam jakoś ochoty wracać do domu, Ivett mnie irytuje unikaniem mojej osoby, Aiden pewnie już dawno się wyniósł na swoje, bo nawet nie daje znaku życia, rodzice będą mi sypać pouczającymi tekstami i będę musiała przestrzegać zasad dobrego wychowania. Dość sztywne święta - zmrużyła oczy przypominając sobie każde możliwe spotkanie w rodzinnym gronie. "Antonette, wyprostuj się. Antonette, poczekaj, aż wszyscy usiądą do stołu. Antonette, porozmawiaj z ciotką, wujkiem. Antonette, zachowuj się!". Wzdychając ciężko, pokręciła głową, by odgonić od siebie natrętne myśli a słowa Nancy wyraźnie ją zastanowiły i zaskoczyły.
- Twoja magiczna książka działa? - spytała tylko wyginając usta w śmiesznym grymasie. - A jak dzieciaczek? Wszystko w porządku? Pewnie się cieszysz, że go zobaczysz - dodała mając nadzieję, że nie urazi jej w żaden sposób. Lubiły się i traktowała ją jak dobrą znajomą, jednak wciąż była zdania, że Baldwin niewiele różniła się od niej i była równie niezrównoważona psychicznie.
- Są lepsze miejsca do spania - powiedziała a na jej pytanie najzwyczajniej wzruszyła ramionami. Co miała powiedzieć? Od poranka, czyli ich ostatniego widzenia się, nie wydarzyło się kompletnie nic, więc uznała, że taki gest wystarczy Baldwin w odpowiedzi. Machając długimi nogami, przechyliła się nieco do przodu, zaciskając dłonie na krawędziach ławki, którą okupowała.
- Chyba zostaję, nie mam jakoś ochoty wracać do domu, Ivett mnie irytuje unikaniem mojej osoby, Aiden pewnie już dawno się wyniósł na swoje, bo nawet nie daje znaku życia, rodzice będą mi sypać pouczającymi tekstami i będę musiała przestrzegać zasad dobrego wychowania. Dość sztywne święta - zmrużyła oczy przypominając sobie każde możliwe spotkanie w rodzinnym gronie. "Antonette, wyprostuj się. Antonette, poczekaj, aż wszyscy usiądą do stołu. Antonette, porozmawiaj z ciotką, wujkiem. Antonette, zachowuj się!". Wzdychając ciężko, pokręciła głową, by odgonić od siebie natrętne myśli a słowa Nancy wyraźnie ją zastanowiły i zaskoczyły.
- Twoja magiczna książka działa? - spytała tylko wyginając usta w śmiesznym grymasie. - A jak dzieciaczek? Wszystko w porządku? Pewnie się cieszysz, że go zobaczysz - dodała mając nadzieję, że nie urazi jej w żaden sposób. Lubiły się i traktowała ją jak dobrą znajomą, jednak wciąż była zdania, że Baldwin niewiele różniła się od niej i była równie niezrównoważona psychicznie.
Re: Siedziba kółka artystycznego
- Kwas w domu, skąd ja to znam - odparła, krzywiąc się nieznacznie. Sama była czarną owcą w rodzinie, której zdanie zawsze przychodziło na samym końcu bądź w ogóle. Odmienna i w każdym stopniu gorsza od swojej doskonałej siostry.
- Święta w Hogwarcie są świetne, zostałam raz w trzeciej klasie. - Uśmiechnęła się pocieszająco do niej, wzruszając lekko jednym ramieniem. Pamiętna trzecia klasa kiedy to u Nancy zaczęły pokazywać się pierwsze wizje, o których tak desperacko nie chciała powiedzieć rodzicom, że nie zjawiła się w domu na święta. - Zawsze możesz wpaść do mnie w jakiś dzień, ale uprzedzam, że będzie moja siostra i jej Prince Charming. Może nawet James i jacyś jego dziwni znajomi, którzy w większości są pewnie bezdomni i ćpają - dodała, kręcąc się na krześle zachęcająco.
- Nie, moja książka chyba nie działa, a co najlepsze, James się o niej dowiedział, bo jego siostra, ta mała krowa, oczywiście wszystko mu wypaplała. Wypierałam się, ale od słowa do słowa i powiedziałam mu w końcu, że owszem, mam taką książkę, ale nie stosuję jej na nim tylko na jego kuzynie. Tak wiesz, po złości żeby się zazdrosny zrobił! Nie odzywał się do mnie aż się do wszystkiego przyznałam - popadła w słowotok, łapiąc ciężki oddech na końcu wypowiedzi.
- Junior? Nie wiem czy w ogóle zobaczymy go na święta... Rosalie nie daje znaku życia. Czasem wydaje mi się, że to kwestia czasu kiedy dowiemy się, że matka Jamesa zabrała moje dziecko i uciekła do Ameryki Południowej pod innym nazwiskiem - westchnęła, znowu wspierając głowę na dłoniach.
- Święta w Hogwarcie są świetne, zostałam raz w trzeciej klasie. - Uśmiechnęła się pocieszająco do niej, wzruszając lekko jednym ramieniem. Pamiętna trzecia klasa kiedy to u Nancy zaczęły pokazywać się pierwsze wizje, o których tak desperacko nie chciała powiedzieć rodzicom, że nie zjawiła się w domu na święta. - Zawsze możesz wpaść do mnie w jakiś dzień, ale uprzedzam, że będzie moja siostra i jej Prince Charming. Może nawet James i jacyś jego dziwni znajomi, którzy w większości są pewnie bezdomni i ćpają - dodała, kręcąc się na krześle zachęcająco.
- Nie, moja książka chyba nie działa, a co najlepsze, James się o niej dowiedział, bo jego siostra, ta mała krowa, oczywiście wszystko mu wypaplała. Wypierałam się, ale od słowa do słowa i powiedziałam mu w końcu, że owszem, mam taką książkę, ale nie stosuję jej na nim tylko na jego kuzynie. Tak wiesz, po złości żeby się zazdrosny zrobił! Nie odzywał się do mnie aż się do wszystkiego przyznałam - popadła w słowotok, łapiąc ciężki oddech na końcu wypowiedzi.
- Junior? Nie wiem czy w ogóle zobaczymy go na święta... Rosalie nie daje znaku życia. Czasem wydaje mi się, że to kwestia czasu kiedy dowiemy się, że matka Jamesa zabrała moje dziecko i uciekła do Ameryki Południowej pod innym nazwiskiem - westchnęła, znowu wspierając głowę na dłoniach.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Chuda szkapa parsknęła śmiechem słysząc słowa Nancy. Nie wiedziała czemu ją tak śmieszyła wizja bezdomnych i ćpających ludzi, skoro na dobrą sprawę było to smutne zjawisko. Mimo wszystko Baldwin nieświadomie zaczęła poprawiać jej humor swoją paplaniną.
- Poradzę sobie, nie martw się, ale dzięki - posłała jej szczery i ciepły uśmiech, zupełnie inny niż ten, z którym biegała codziennie po zamku. Dopiero po chwili pożałowała dość wymijającego pytania o Jamesa. Wpatrując się w Gryfonkę próbowała poukładać sobie to co do niej mówiła w jeden ciąg zdarzeń. Cóż, Antonette miewała problemy z myśleniem, ale dała radę. Zamilkła na dłuższą chwilę, wzięła głęboki oddech i pokręciła głową.
- Nie czaję, Nans. W końcu wolisz Jamesa czy jego kuzyna, który jest całkiem uroczy z daleka? I stał się zazdrosny? Ciekawe co Prince powie jak się dowie o tym... a jego siostra skąd w ogóle wiedziała? I która to jest? Nigdy jej na oczy nie widziałam, chyba. Całkiem możliwe, że jest tak nieatrakcyjna, że nie zwróciłam na nią uwagi - zlazła pokracznie z ławki poprawiając jeansowe spodnie i sweter, a następnie usiadła obok współlokatorki, opierając się policzkiem o jej kościste ramię. - Myślisz, że Rosalie byłaby do tego zdolna?
- Poradzę sobie, nie martw się, ale dzięki - posłała jej szczery i ciepły uśmiech, zupełnie inny niż ten, z którym biegała codziennie po zamku. Dopiero po chwili pożałowała dość wymijającego pytania o Jamesa. Wpatrując się w Gryfonkę próbowała poukładać sobie to co do niej mówiła w jeden ciąg zdarzeń. Cóż, Antonette miewała problemy z myśleniem, ale dała radę. Zamilkła na dłuższą chwilę, wzięła głęboki oddech i pokręciła głową.
- Nie czaję, Nans. W końcu wolisz Jamesa czy jego kuzyna, który jest całkiem uroczy z daleka? I stał się zazdrosny? Ciekawe co Prince powie jak się dowie o tym... a jego siostra skąd w ogóle wiedziała? I która to jest? Nigdy jej na oczy nie widziałam, chyba. Całkiem możliwe, że jest tak nieatrakcyjna, że nie zwróciłam na nią uwagi - zlazła pokracznie z ławki poprawiając jeansowe spodnie i sweter, a następnie usiadła obok współlokatorki, opierając się policzkiem o jej kościste ramię. - Myślisz, że Rosalie byłaby do tego zdolna?
Re: Siedziba kółka artystycznego
- Jesteś mile widziana, ale nie odpowiadam za swoich gości - dodała jeszcze, rozkładając ramiona w geście bezradności.
Wypowiedź Nancy była dość chaotyczna, więc nic dziwnego, że Antonette w końcu straciła wątek i z niedowierzaniem patrzyła na swoją lokatorkę.
- No oczywiście, że Jamesa. Przecież mówiłam Ci, że to było kłamstwo z tym jego kuzynem. A co do tego, chyba się już dowiedział, bo James był tak łaskawy że podesłał mu list gdzie wszystko napisałam. Na razie staram się go unikać, co wcale nie jest takie łatwe biorąc pod uwagę, że mieszka kilka dormitoriów dalej - rzekła, kręcąc lekko głową.
Nancy naturalnie nie wiedziała, że Krukon nie pisnął ani słowem i zwyczajnie ją okłamał, ale to nieważne.
- No jest całkiem uroczy, przecież wygląda jak James. Powinnaś do niego zagadać, może zapomnisz o Ryanie - powiedziała, nie zastanawiając się zupełnie nad ostatnimi słowami skierowanymi do Gryfonki. Nim ugryzła się w język, było za późno. Aby uratować sytuację, Baldwin szybko zmieniła temat:
- A taka mała, gruba, ruda z Hufflepuffu. A wiedziała, bo jej powiedziałam kiedy zobaczyła mnie w wakacje z tą książką. Sądziłam, że jest po mojej stronie, ale Scott to Scott, z nimi niczego nie możesz być pewna - dodała, wzruszając wątłymi ramionami.
- Wiesz, jego matka ma lekkiego świra... Jej cały świat kręci się wokół tego dziecka i podejrzewam, że jest dla niej ważniejszy niż dla nas. Ja go dawno nie widziałam, James się nawet za bardzo nie interesuje... Jak skończymy szkołę to mamy się podobno nim zająć, ale sądzę, ze jak przyjdzie co do czego, Junior zostanie z Rosalie i Rolandem. W sumie jestem gotowa jej go oddać, wiesz? - Dodała, po czym skrzywiła się nieznacznie.
Wypowiedź Nancy była dość chaotyczna, więc nic dziwnego, że Antonette w końcu straciła wątek i z niedowierzaniem patrzyła na swoją lokatorkę.
- No oczywiście, że Jamesa. Przecież mówiłam Ci, że to było kłamstwo z tym jego kuzynem. A co do tego, chyba się już dowiedział, bo James był tak łaskawy że podesłał mu list gdzie wszystko napisałam. Na razie staram się go unikać, co wcale nie jest takie łatwe biorąc pod uwagę, że mieszka kilka dormitoriów dalej - rzekła, kręcąc lekko głową.
Nancy naturalnie nie wiedziała, że Krukon nie pisnął ani słowem i zwyczajnie ją okłamał, ale to nieważne.
- No jest całkiem uroczy, przecież wygląda jak James. Powinnaś do niego zagadać, może zapomnisz o Ryanie - powiedziała, nie zastanawiając się zupełnie nad ostatnimi słowami skierowanymi do Gryfonki. Nim ugryzła się w język, było za późno. Aby uratować sytuację, Baldwin szybko zmieniła temat:
- A taka mała, gruba, ruda z Hufflepuffu. A wiedziała, bo jej powiedziałam kiedy zobaczyła mnie w wakacje z tą książką. Sądziłam, że jest po mojej stronie, ale Scott to Scott, z nimi niczego nie możesz być pewna - dodała, wzruszając wątłymi ramionami.
- Wiesz, jego matka ma lekkiego świra... Jej cały świat kręci się wokół tego dziecka i podejrzewam, że jest dla niej ważniejszy niż dla nas. Ja go dawno nie widziałam, James się nawet za bardzo nie interesuje... Jak skończymy szkołę to mamy się podobno nim zająć, ale sądzę, ze jak przyjdzie co do czego, Junior zostanie z Rosalie i Rolandem. W sumie jestem gotowa jej go oddać, wiesz? - Dodała, po czym skrzywiła się nieznacznie.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Nawet jeśli Nancy wkroczyła na grząski grunt, jakim była wzmianka o Ryanie i zajęciu się kimś innym, Antonette nie miała jej tego za złe. Poza tym mawiali, że najlepiej zapomnieć o facecie zajmując się innym, o czym Angielka nie wiedziała. Była kompletnie nieogarnięta jeśli chodziło o kontakty damsko-męskie, o czym Sneddon przekonał się nocując u niej w przeddzień wyjazdu do Hogwartu. Ot, była jak dziecko we mgle, jednak póki co nie przejmowała się tym.
- Do Prince'a? Nie polubi mnie, poza tym jako ta lepsza wersja Jamesa ma wianuszek dziewczyn wokół siebie - wzruszyła ramionami, kwitując tym samym ten temat. Miała tylko nadzieję, że Baldwin nie wpadnie na pomysł swatania jej lub dolewania im amortencji do jedzenia, by ich w sobie zakochać. Chociaż... nie mogła być tego do końca pewna i wizja tego trochę ją przerażała. Gryfonka wyprostowała się, ziewając przeciągle.
- Mała, gruba, ruda Puchonka? No nie wiem, muszę się rozejrzeć na śniadaniu... ale wiesz, podobno co rude to fałszywe. Zresztą jak to jest, że ona jako siostra Jamesa jest ruda a on no wiesz, chyba nie ma nic rudego? - zmarszczyła czoło wyraźnie skonsternowana. Jeśli dobrze się orientowała w sytuacji, to żeby dzieci były rude jeden z rodziców musi być rudy, chyba, że jest się dzieckiem listonosza. Posłała współlokatorce spojrzenie sugerujące, by zainteresowała się sprawą, po czym podniosła się z miejsca i zaczęła kręcić w te i nazad po pomieszczeniu, przeglądając wszystkie możliwe przedmioty znajdujące się w zasięgu jej wzroku. Ostatnie słowa dziewczyny zszokowały ją do tego stopnia, że odwróciła się w jej kierunku, opierając dłonie o biodra.
- Ale jak to? Nie czujesz więzi z własnym dzieckiem czy czegoś tam? - wydusiła z siebie po dłużej chwili milczenia. Nie mogła tego zrozumieć. To znaczy wiedziała, że Nancy jest młoda i być może naprawdę jeszcze nie czuje się odpowiedzialna jako matka, ale czy tego chciała czy nie Junior był jej rodzonym synem.
- Do Prince'a? Nie polubi mnie, poza tym jako ta lepsza wersja Jamesa ma wianuszek dziewczyn wokół siebie - wzruszyła ramionami, kwitując tym samym ten temat. Miała tylko nadzieję, że Baldwin nie wpadnie na pomysł swatania jej lub dolewania im amortencji do jedzenia, by ich w sobie zakochać. Chociaż... nie mogła być tego do końca pewna i wizja tego trochę ją przerażała. Gryfonka wyprostowała się, ziewając przeciągle.
- Mała, gruba, ruda Puchonka? No nie wiem, muszę się rozejrzeć na śniadaniu... ale wiesz, podobno co rude to fałszywe. Zresztą jak to jest, że ona jako siostra Jamesa jest ruda a on no wiesz, chyba nie ma nic rudego? - zmarszczyła czoło wyraźnie skonsternowana. Jeśli dobrze się orientowała w sytuacji, to żeby dzieci były rude jeden z rodziców musi być rudy, chyba, że jest się dzieckiem listonosza. Posłała współlokatorce spojrzenie sugerujące, by zainteresowała się sprawą, po czym podniosła się z miejsca i zaczęła kręcić w te i nazad po pomieszczeniu, przeglądając wszystkie możliwe przedmioty znajdujące się w zasięgu jej wzroku. Ostatnie słowa dziewczyny zszokowały ją do tego stopnia, że odwróciła się w jej kierunku, opierając dłonie o biodra.
- Ale jak to? Nie czujesz więzi z własnym dzieckiem czy czegoś tam? - wydusiła z siebie po dłużej chwili milczenia. Nie mogła tego zrozumieć. To znaczy wiedziała, że Nancy jest młoda i być może naprawdę jeszcze nie czuje się odpowiedzialna jako matka, ale czy tego chciała czy nie Junior był jej rodzonym synem.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Za ciężka torba zwisająca z ramienia Krukonki i jej obecność na szóstym piętrze mogły świadczyć tylko o jednym- zaraz zniknie za drzwiami za którymi kiedyś spokojnie toczyło się życie kółka artystycznego i nie wyjdzie stamtąd aż do kolacji. Z szelmowskim uśmiechem na wargach rozglądała się wokół, aż dotarła do drzwi z wielką, mosiężną klamką. Ostrożnie ją nacisnęła, co wszem i wobec obwieściło głośne jęknięcie starej sprężyny, by potem z cichym już kliknięciem drzwi się otworzyły. Weszła do środka starannie zamykając za sobą drzwi, po czym złapała w dłonie pierwsze lepsze krzesło i powędrowała w stronę dużego parapetu które zwykle podczas wizyt tutaj służył jej za biurko. Z torby zaczęła wyciągać wszystkie swoje kolorowe tusze i ukochane piórko wraz z czarnym atramentem, po czym na końcu wyciągnęła swój ukochany rysownik i otworzyła na środkowej stronie ostrożnie go wyginając tak, aby w trakcie rysowania kartki się jej nie zamykały. Nie mogła rysować w Pokoju Wspólnym, bowiem ukradkowe i ciekawskie spojrzenia mniej i bardziej znajomych gałek ocznych szczerze ją peszyły sprawiając, że jej ruchy nie były tak pewne jak powinny być. Wyjrzała przez okno na ośnieżone błonia, uśmiechnęła się raz jeszcze do siebie, po czym zamoczyła końcówkę pióra w otwartym kałamarzu pełnym czarnego tuszy. Ze skupieniem widocznym w ciemnych tęczówkach zaczęła powoli, aczkolwiek pewnie i dokładnie pracować, a na jej wargach błądził delikatny uśmieszek. Tak, Femke była w swoim własnym świecie.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Ostatnie dwa tygodnie minęły Sanne z tak zastraszającą szybkością, iż bała się, że straciła rachubę czasu i przed nosem przeleciało jej kilka dobrych lat. To by było straszne, gdyż lubiła swoje życie i czerpała z niego pełnymi garściami, chłonęła każdym milimetrem skóry, a także każdym, nawet mikroskopijnie małym, włoskiem na jej ciele. Zawsze wyobrażała sobie jak ulega jakiemuś tragicznemu wypadkowi, zapada w śpiączkę i budzi się dopiero po kilkunastu albo nawet po kilkudziesięciu, latach. Właściwie sama nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie p co to robiła, skoro za każdym razem doprowadzało ją to niemal do płaczu, a konkluzji z tego nadal nie było.
A jednak tym razem ominęło ją coś ważnego - święta z rodziną, to po pierwsze, a po drugie - urodziny jej i bliźniaczej siostry. Do tej pory nigdy się to nie zdarzało i taka diametralna zmiana ogromnie ją wystraszyła.
Tego dnia wstała z postanowieniem przeszukania każdego centymetra szkoły w poszukiwaniu swej bliźniaczej połówki, gdyż jak się obudziła łóżko Femke było idealnie zaścielone. Krukonka szybko wciągnęła na siebie luźną bluzę, sprezentowaną przez jakiegoś bliżej nieokreślonego adoratora, opięte jeansy i czarne trampki, zarzuciła torbę na ramię i wyleciała z dormitorium z prędkością światła. Chciała jak najszybciej odnaleźć siostrę, gdyż przez ten czas stęskniła się za nią straszliwie.
Jako pierwszy przystanek w poszukiwaniach obrała dawną siedzibę kółka artystycznego, które było jednym z najbardziej ulubionych miejsc jej siostry. Wręcz sfrunęła kilka pięter niżej, pokonując schody co dwa stopnie. Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością, dotarła w końcu do tych wielkich drzwi z mosiężną klamką. Nie zastanawiając się zbyt długo szarpnęła za klamkę i pchnęła drzwi z całej siły. Gdyby nie to, iż nadal trzymała się kurczowo klamki zapewne jej twarz pierwsza przywitałaby kamienną posadzkę w pomieszczeniu, gdyż z pośpiechu zapomniała zawiązać sznurówki u butów. Po tym zadziwiająco efektownym "wejściu smoka", stanęła prosto i rozejrzała się po przestronnej sali. W końcu jej ciemne tęczówki natrafiły na znajomą postać, która usadziła swoje chude cztery litery na szerokim, kamiennym parapecie i z zaciekłością bazgrała po grubej książce z białymi, czystymi kartkami. To nie mógł być nikt inny tylko Femke! Bladoróżowe usta Holenderki wykrzywiły się w szerokim i radosnym uśmiechu, co było dopiero prologiem do jej wybuchu radości. Podbiegła do parapetu i od razu zaczęła mówić do niej w ojczystym języku, nie dając Femme czasu na zorientowanie się kto właśnie zakłócił jej spokój.
- Strasznie Cię przepraszam, ale na śmierć zapomniałam o naszym spotkaniu po treningu. Te patałachy kompletnie nie umieją grać, jesteśmy chyba najgorszą drużyną, no i się wkurzyłam. Potem poznałam taką Alice, zagadałyśmy się, no i mi się przypomniało. Szukałam Cię wszędzie, ale nie mogłam znaleźć ani w szkole ani na jarmarku, gdzie poznałam takiego butnego chłopaka, z którym swoją drogą nawet fajnie mi się rozmawiała. Jakbyś go zobaczyła to byś padła! - przerwała, widząc minę siostry i jednocześnie się orientując, że zasypała ją masą informacji w tak krótkim, niemożliwym do przyswojenia ich sobie, czasie. Przepraszający wyraz nie schodził z jej twarzy.
- Oh Femke, nie wiem kiedy mi to wszystko umknęło... - odparła markotnie, a cały entuzjazm uleciał z niej jak powietrze z przebitego balonika. Klapnęła na parapecie obok bliźniaczki i posłała jej krótkie, aczkolwiek wymowne spojrzenie.
A jednak tym razem ominęło ją coś ważnego - święta z rodziną, to po pierwsze, a po drugie - urodziny jej i bliźniaczej siostry. Do tej pory nigdy się to nie zdarzało i taka diametralna zmiana ogromnie ją wystraszyła.
Tego dnia wstała z postanowieniem przeszukania każdego centymetra szkoły w poszukiwaniu swej bliźniaczej połówki, gdyż jak się obudziła łóżko Femke było idealnie zaścielone. Krukonka szybko wciągnęła na siebie luźną bluzę, sprezentowaną przez jakiegoś bliżej nieokreślonego adoratora, opięte jeansy i czarne trampki, zarzuciła torbę na ramię i wyleciała z dormitorium z prędkością światła. Chciała jak najszybciej odnaleźć siostrę, gdyż przez ten czas stęskniła się za nią straszliwie.
Jako pierwszy przystanek w poszukiwaniach obrała dawną siedzibę kółka artystycznego, które było jednym z najbardziej ulubionych miejsc jej siostry. Wręcz sfrunęła kilka pięter niżej, pokonując schody co dwa stopnie. Po kilku minutach, które zdawały się być wiecznością, dotarła w końcu do tych wielkich drzwi z mosiężną klamką. Nie zastanawiając się zbyt długo szarpnęła za klamkę i pchnęła drzwi z całej siły. Gdyby nie to, iż nadal trzymała się kurczowo klamki zapewne jej twarz pierwsza przywitałaby kamienną posadzkę w pomieszczeniu, gdyż z pośpiechu zapomniała zawiązać sznurówki u butów. Po tym zadziwiająco efektownym "wejściu smoka", stanęła prosto i rozejrzała się po przestronnej sali. W końcu jej ciemne tęczówki natrafiły na znajomą postać, która usadziła swoje chude cztery litery na szerokim, kamiennym parapecie i z zaciekłością bazgrała po grubej książce z białymi, czystymi kartkami. To nie mógł być nikt inny tylko Femke! Bladoróżowe usta Holenderki wykrzywiły się w szerokim i radosnym uśmiechu, co było dopiero prologiem do jej wybuchu radości. Podbiegła do parapetu i od razu zaczęła mówić do niej w ojczystym języku, nie dając Femme czasu na zorientowanie się kto właśnie zakłócił jej spokój.
- Strasznie Cię przepraszam, ale na śmierć zapomniałam o naszym spotkaniu po treningu. Te patałachy kompletnie nie umieją grać, jesteśmy chyba najgorszą drużyną, no i się wkurzyłam. Potem poznałam taką Alice, zagadałyśmy się, no i mi się przypomniało. Szukałam Cię wszędzie, ale nie mogłam znaleźć ani w szkole ani na jarmarku, gdzie poznałam takiego butnego chłopaka, z którym swoją drogą nawet fajnie mi się rozmawiała. Jakbyś go zobaczyła to byś padła! - przerwała, widząc minę siostry i jednocześnie się orientując, że zasypała ją masą informacji w tak krótkim, niemożliwym do przyswojenia ich sobie, czasie. Przepraszający wyraz nie schodził z jej twarzy.
- Oh Femke, nie wiem kiedy mi to wszystko umknęło... - odparła markotnie, a cały entuzjazm uleciał z niej jak powietrze z przebitego balonika. Klapnęła na parapecie obok bliźniaczki i posłała jej krótkie, aczkolwiek wymowne spojrzenie.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Gdy tylko skończyła rysować czarnym tuszem górę i zaczęła powoli zdobić sukienkę jakiejś anonimowej niewiasty która nawiedziła jej artystyczną wenę powoli odłożyła swoje piórko do kałamarza. Mniej więcej w tej samej chwili drzwi głośno się otworzyły, a w nich stanęła niemalże idealna kopia Femke. Niemalże, bowiem włosy Sanne wyglądały jakby ta dopiero co wstała z łóżka i bluza którą miała na sobie też nie była szczytem elegancji. Włosy Femme dla kontrastu były spięte w ciasny kok, tak ciasny, że nawet nie odstawał od niego pojedynczy kosmyk i zamiast bluzy z dżinsami miała na sobie sukienkę w kwiecisty motyw. Jedynie trampki miała identyczne co i siostra. Nie zdążyła się nawet odezwać, bo brunetka zalała ją toną informacji które z radosnym błyskiem w oku przyjmowała do wiadomości ze zmarszczonym nieco czołem. Za szybko, zdecydowanie za szybko. No, ale przecież to Sanne. Powinna przywyknąć. Ona od zawsze taka była. Gdy tylko młodsza siostra wyrzuciła z siebie wszystko i opadła na parapecie niczym balonik bez powietrza Femme odłożyła swój rysownik i zamknęła wszystkie kałamarze na wypadek gdyby żywiołowa siostra zamierzała zamienić się w wiatrak. Gdy tylko to zrobiła wzięła głęboki oddech i posłała jej szeroki uśmiech.
- Nic się nie stało. Jak przyszłam to siedział na ławce taki chłopak z waszej drużyny z długimi włosami i mi powiedział, że już poszłaś. Pogadaliśmy chwilę, a potem zaprowadził mnie do wieży. I przepraszam, że mnie nie znalazłaś, ale rysowałam schowana po salach. - odpowiedziała na pierwszą część wywodu równie szybko i równie wesoło się szczerząc.
- Jakiego chłopaka? - zapytała za chwilę z ciekawością wpatrując się w bliźniaczkę swoimi ciemnymi oczyskami. Sama Femke nie szukała chłopaka w szkolnych murach, bowiem w Holandii miała podawanego regularnie, jak na tacy, absolwenta akademii muzycznej w klasie skrzypiec o ciemnych włosach i zielonych tęczówkach, które sprawiały, że na jej policzkach pojawiały się automatycznie rumieńce. Chłopak ten zastąpił jej dotychczasowego nauczyciela, starego i zrzędliwego pana van Helms który potrafił na nią krzyczeć godzinami za jedno złe pociągnięcie smyczka. Kay nie krzyczał. On tłumaczył z ciepłym uśmiechem na wargach. Wargach na których Femme chętnie składałaby swoje niewinne i nieśmiałe pocałunki. Jednak nie mogła i dość boleśnie zdawała sobie z tego sprawę. Chłopak miał jednak narzeczoną, lada chwila miał być ich ślub, a ona wciąż nie mogła zapomnieć o tym ciepłym uśmiechu który sprawiał, że szczęście rozsadzało ją od środka. Kay nie przejmował się nieświadomie rozkochaną małolatą i o tym wiedziała aż za dobrze. Uśmiech nieco znikł z jej oblicza kiedy przypomniała sobie strzechę ciemnych włosów, a za chwilę wyciągnęła dłoń, aby pogłaskać bliźniaczkę po policzku.
- Ej, mała. Nic się nie dzieje. Chyba, że nie masz dla mnie prezentu. Wtedy się pogniewamy. - wygięła znów swe wargi w szerokim uśmiechu wygodniej rozsiadając się na twardym i chłodnym parapecie.
- Nic się nie stało. Jak przyszłam to siedział na ławce taki chłopak z waszej drużyny z długimi włosami i mi powiedział, że już poszłaś. Pogadaliśmy chwilę, a potem zaprowadził mnie do wieży. I przepraszam, że mnie nie znalazłaś, ale rysowałam schowana po salach. - odpowiedziała na pierwszą część wywodu równie szybko i równie wesoło się szczerząc.
- Jakiego chłopaka? - zapytała za chwilę z ciekawością wpatrując się w bliźniaczkę swoimi ciemnymi oczyskami. Sama Femke nie szukała chłopaka w szkolnych murach, bowiem w Holandii miała podawanego regularnie, jak na tacy, absolwenta akademii muzycznej w klasie skrzypiec o ciemnych włosach i zielonych tęczówkach, które sprawiały, że na jej policzkach pojawiały się automatycznie rumieńce. Chłopak ten zastąpił jej dotychczasowego nauczyciela, starego i zrzędliwego pana van Helms który potrafił na nią krzyczeć godzinami za jedno złe pociągnięcie smyczka. Kay nie krzyczał. On tłumaczył z ciepłym uśmiechem na wargach. Wargach na których Femme chętnie składałaby swoje niewinne i nieśmiałe pocałunki. Jednak nie mogła i dość boleśnie zdawała sobie z tego sprawę. Chłopak miał jednak narzeczoną, lada chwila miał być ich ślub, a ona wciąż nie mogła zapomnieć o tym ciepłym uśmiechu który sprawiał, że szczęście rozsadzało ją od środka. Kay nie przejmował się nieświadomie rozkochaną małolatą i o tym wiedziała aż za dobrze. Uśmiech nieco znikł z jej oblicza kiedy przypomniała sobie strzechę ciemnych włosów, a za chwilę wyciągnęła dłoń, aby pogłaskać bliźniaczkę po policzku.
- Ej, mała. Nic się nie dzieje. Chyba, że nie masz dla mnie prezentu. Wtedy się pogniewamy. - wygięła znów swe wargi w szerokim uśmiechu wygodniej rozsiadając się na twardym i chłodnym parapecie.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Gdyby teraz spod jakiejś zakurzonej płachty właśnie wyskoczył bogin pewnie przybrałby postać klepsydry, której piasek by się przelewał z komory do komory w zastraszającym tempie. Właśnie tego Sanke się bała najbardziej, tego, że zabraknie jej na wszystko czasu, który i tak nieubłaganie szybko płynie. Najgorsze było to, że NIKT nie posiadł jeszcze takiej mocy, aby mógł potrafić zatrzymać czas, lub chociażby spowolnić jego bieg.
Krukonka w spokoju siedziała na chłodnym parapecie, machając sobie, skrzyżowanymi w kostkach, nogami i obserwując poczynania drugiej przedstawicielki domu Roweny. Chwilę później Sanne została obdarowana przez siostrę szerokim uśmiechem oraz odpowiedzią na jej mało interesującą relację z życia. Jednakże przy wzmiance o chłopaku oczy panienki van Rijn pojaśniały, a gdzieś w środku zapalił się płomyk nadziei nad losem nieszczęśliwie zakochanej bliźniaczki. Jednakże kiedy dodarł do niej sens następnych słów siostry ten blask nieco przygasł.
- McMillan? - zapytała, jednakże nie oczekiwała odpowiedzi, gdyż tylko jeden chłopak w drużynie miał długie włosy i na dodatek dwie różne tęczówki. Nagle oczy Holenderki otworzyły się szerzej i skierowały w stronę Femme. - Odprowadził Cię do wieży, hmm? - odparła z zawadiackim uśmieszkiem na ustach, nie komentując na głos tego co sobie właśnie pomyślała, gdyż Femke bardzo dobrze potrafiła odczytywać każdy sygnał wysyłany w jej stronę przez siostrę. Ze względu na swój wygląd i otwarty styl bycia, obu dziewczynom nigdy nie brakowało zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Wbrew pozorom jakie wokół siebie skrzętnie stwarzały panienki van Rijn również nie pozostawały biernie i ukradkiem oglądały się za tymi bardziej interesującymi chłopcami.
Pytanie Femme zaskoczyło Sankę i właściwie uświadomiło jej, że...
- Właściwie to niewiele o nim wiem - odparła, a na jej twarzy malowało się piękne, książkowe zaskoczenie pomieszane z konsternacją. Kilka sekund później parsknęła śmiechem i pacnęła się otwartą dłonią w czoło. - No tak, cała ja, zapomniałam o najważniejszym... Ale coś czuję, że się jeszcze spotkamy, a i nie przejmuj się jak zaczepi cię wysoki, niesamowicie przystojny, barczysty, dobrze zbudowany brunet - puściła jej oczko i uśmiechnęła się radośnie na wspomnienie o tym, właściwie dopiero teraz tajemniczym, chłopaku. Po tym wywodzie wpakowała dłonie do torby i zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu prezentu dla siostrzyczki. W końcu jej palce wyczuły dość pokaźny pakunek, w którym znajdowało się kilka nowych kolorów atramentów, których bliźniaczka albo nie miała albo jej się kończyły, zestaw pięknych pędzli do malowania oraz do tego farby. Natomiast w samym środeczku pakunku Femke mogła znaleźć jeszcze jedno pudełeczko, o wiele mniejsze od tego zewnętrznego, w którym znajdowała się zawieszka do jej łańcuszka i kolczyki w kształcie skrzypiec.
- Jakbym mogła nie mieć dla Ciebie prezentu? - obruszyła się. - Wszystkiego najlepszego na szesnaste urodziny, Femke - sprzedała jej siostrzanego buziaka w policzek, przytuliła, po czym wcisnęła pakunek w dłonie swojego lustrzanego odbicia, zachęcając ją wzrokiem do otworzenia prezentu.
Krukonka w spokoju siedziała na chłodnym parapecie, machając sobie, skrzyżowanymi w kostkach, nogami i obserwując poczynania drugiej przedstawicielki domu Roweny. Chwilę później Sanne została obdarowana przez siostrę szerokim uśmiechem oraz odpowiedzią na jej mało interesującą relację z życia. Jednakże przy wzmiance o chłopaku oczy panienki van Rijn pojaśniały, a gdzieś w środku zapalił się płomyk nadziei nad losem nieszczęśliwie zakochanej bliźniaczki. Jednakże kiedy dodarł do niej sens następnych słów siostry ten blask nieco przygasł.
- McMillan? - zapytała, jednakże nie oczekiwała odpowiedzi, gdyż tylko jeden chłopak w drużynie miał długie włosy i na dodatek dwie różne tęczówki. Nagle oczy Holenderki otworzyły się szerzej i skierowały w stronę Femme. - Odprowadził Cię do wieży, hmm? - odparła z zawadiackim uśmieszkiem na ustach, nie komentując na głos tego co sobie właśnie pomyślała, gdyż Femke bardzo dobrze potrafiła odczytywać każdy sygnał wysyłany w jej stronę przez siostrę. Ze względu na swój wygląd i otwarty styl bycia, obu dziewczynom nigdy nie brakowało zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Wbrew pozorom jakie wokół siebie skrzętnie stwarzały panienki van Rijn również nie pozostawały biernie i ukradkiem oglądały się za tymi bardziej interesującymi chłopcami.
Pytanie Femme zaskoczyło Sankę i właściwie uświadomiło jej, że...
- Właściwie to niewiele o nim wiem - odparła, a na jej twarzy malowało się piękne, książkowe zaskoczenie pomieszane z konsternacją. Kilka sekund później parsknęła śmiechem i pacnęła się otwartą dłonią w czoło. - No tak, cała ja, zapomniałam o najważniejszym... Ale coś czuję, że się jeszcze spotkamy, a i nie przejmuj się jak zaczepi cię wysoki, niesamowicie przystojny, barczysty, dobrze zbudowany brunet - puściła jej oczko i uśmiechnęła się radośnie na wspomnienie o tym, właściwie dopiero teraz tajemniczym, chłopaku. Po tym wywodzie wpakowała dłonie do torby i zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu prezentu dla siostrzyczki. W końcu jej palce wyczuły dość pokaźny pakunek, w którym znajdowało się kilka nowych kolorów atramentów, których bliźniaczka albo nie miała albo jej się kończyły, zestaw pięknych pędzli do malowania oraz do tego farby. Natomiast w samym środeczku pakunku Femke mogła znaleźć jeszcze jedno pudełeczko, o wiele mniejsze od tego zewnętrznego, w którym znajdowała się zawieszka do jej łańcuszka i kolczyki w kształcie skrzypiec.
- Jakbym mogła nie mieć dla Ciebie prezentu? - obruszyła się. - Wszystkiego najlepszego na szesnaste urodziny, Femke - sprzedała jej siostrzanego buziaka w policzek, przytuliła, po czym wcisnęła pakunek w dłonie swojego lustrzanego odbicia, zachęcając ją wzrokiem do otworzenia prezentu.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Nazwisko które padło z ust bliźniaczki zmusiło mózg Fem do intensywnego myślenia. Zapewne gdyby była postacią z bajki nad jej głową w tej chwili pojawiłaby się niezapalona żarówka i pracujące trybiki. McMillan? Chłopak ten który ją odprowadził do wieży miał na imię Malcolm. Tego jednego była pewna. Reszta... nigdy nie miała pamięci do nazwisk. Jak już zapamiętała twarz i imię to mówimy tutaj o sukcesie, ale twarz plus imię plus nazwisko do zapamiętania dla biednej Femme to już wprost cud. Za to jak na złość jej siostra zwykła operować nazwiskami. Zaraz jednak przestała się katować, bo zobaczyła minę swojego lustrzanego odbicia. Minę którą znała lepiej niż ktokolwiek inny, bo sama miała taką w swoim repertuarze.
- Tak, odprowadził mnie do wieży. Tyle, Sanke. Nic więcej. - wolała ucinać w zarodku spekulacje młodszej bliźniaczki. Kiedyś zapewne podjęłaby każdą głupiutką grę, ale teraz była poważna.
- Niech Cię szlag, Kay! - westchnęła cicho po czym ostrożnie dotknęła opuszkiem palca wskazującego tusz na rysunku, a potem podniosła palec pod oczy, aby zobaczyć czy jej arcydzieło wyschło. Niestety jeszcze nie, bo czarna plamka pojawiła się na jej palcu, a ona zaraz intensywnie próbowała go wytrzeć dół sukienki, w takim miejscu, aby nikt nie zauważył ewentualnej plamy. W efekcie rozmazała tusz na swoim palcu jeszcze bardziej, aż w końcu poddała się z cichym westchnięciem. Gdy zaobserwowała u niej książkowe zdziwienie wybuchła cichym śmiechem. Jej siostra była taka zabawna!
- Nie zapytałaś o imię? Podstawy, San, podstawy. - jęknęła by zaraz znów cicho się z niej śmiać. Śmieszna była. Zapomniała o najbardziej podstawowej rzeczy na świecie przy poznawaniu nowej osoby: o jej imieniu. A raczej o jego imieniu. I pewnie nazwisko też nie padło podczas ich rozmowy. Pięknie, Sanne. Teraz szukaj wiatru w polu! Można powiedzieć, że Fem miała bardziej łeb na karku do takich czy innych spraw. Pewnie dlatego, że była trochę wolniejsza od młodszej panny van Rijn. Ona potrzebowała ułamka sekundy na refleksję, a Sanke wręcz przeciwnie.
- Jak będzie naprawdę niesamowicie przystojny to nie myśl, że Ci o tym powiem. - posłała jej najszerszy ze swoich uśmiechów i kiedy doszło do kwestii prezentów sama też sięgnęła po swoją torbę i zaczęła w niej grzebać, a kiedy już wygrzebała to było to niewielkie pudełeczko z bransoletką do której charmsy zbierała cały rok, aby znalazła się tam miotła, nutka, wszystkie piłki do Quidditcha i pomarańczowe pierdołki przypominające o ich ojczystym kraju. Wszystko to było do siebie dopasowane i głównie srebrne, tylko niektóre elementy odbiegały kolorystycznie, ale wciąż wszystko pozostawało w dobrym guście, a nie jak z taniego jarmarku. Pozwoliła sobie najpierw wcisnąć prezent po czym podała jej niewielkie pudełeczko na którym narysowała dość szybko mugolskiego Kubusia Puchatka wraz z balonikiem, mówiąc:
- Wszystkiego najlepszego San. - i też sprzedając jej siostrzanego buziaka w policzek. Dopiero po rytualnej wymianie podarków rozdarła kolorowy papier dostając się do pudełeczka i je otwierając. Oczy aż jej zabłyszczały na widok nowiuśkich zabawek, a potem wyciągnęła ze środka puzderko z biżuterią. Gdy je otworzyła uśmiech na jej twarzy jeszcze trochę się poszerzył.
- Jaki piękny! Dziękuję! - jeszcze raz sprzedała jej całusa, po czym szybko założyła nowe kolczyki, a zawieszkę przyczepiła do łańcuszka swojego naszyjnika z bursztynem, z którym naprawdę rzadko się rozstawała. Za chwilę jednak posmutniała, wyginając usta w podkówkę.
- Tęsknię za Holandią. - przyznała cicho z opuszczoną głową. Zwykle święta jak i ich urodziny spędzali wszyscy razem, jak rodzina w rodzinnym kraju z dala od Anglii za którą Femme powoli przestała przepadać.
- Tak, odprowadził mnie do wieży. Tyle, Sanke. Nic więcej. - wolała ucinać w zarodku spekulacje młodszej bliźniaczki. Kiedyś zapewne podjęłaby każdą głupiutką grę, ale teraz była poważna.
- Niech Cię szlag, Kay! - westchnęła cicho po czym ostrożnie dotknęła opuszkiem palca wskazującego tusz na rysunku, a potem podniosła palec pod oczy, aby zobaczyć czy jej arcydzieło wyschło. Niestety jeszcze nie, bo czarna plamka pojawiła się na jej palcu, a ona zaraz intensywnie próbowała go wytrzeć dół sukienki, w takim miejscu, aby nikt nie zauważył ewentualnej plamy. W efekcie rozmazała tusz na swoim palcu jeszcze bardziej, aż w końcu poddała się z cichym westchnięciem. Gdy zaobserwowała u niej książkowe zdziwienie wybuchła cichym śmiechem. Jej siostra była taka zabawna!
- Nie zapytałaś o imię? Podstawy, San, podstawy. - jęknęła by zaraz znów cicho się z niej śmiać. Śmieszna była. Zapomniała o najbardziej podstawowej rzeczy na świecie przy poznawaniu nowej osoby: o jej imieniu. A raczej o jego imieniu. I pewnie nazwisko też nie padło podczas ich rozmowy. Pięknie, Sanne. Teraz szukaj wiatru w polu! Można powiedzieć, że Fem miała bardziej łeb na karku do takich czy innych spraw. Pewnie dlatego, że była trochę wolniejsza od młodszej panny van Rijn. Ona potrzebowała ułamka sekundy na refleksję, a Sanke wręcz przeciwnie.
- Jak będzie naprawdę niesamowicie przystojny to nie myśl, że Ci o tym powiem. - posłała jej najszerszy ze swoich uśmiechów i kiedy doszło do kwestii prezentów sama też sięgnęła po swoją torbę i zaczęła w niej grzebać, a kiedy już wygrzebała to było to niewielkie pudełeczko z bransoletką do której charmsy zbierała cały rok, aby znalazła się tam miotła, nutka, wszystkie piłki do Quidditcha i pomarańczowe pierdołki przypominające o ich ojczystym kraju. Wszystko to było do siebie dopasowane i głównie srebrne, tylko niektóre elementy odbiegały kolorystycznie, ale wciąż wszystko pozostawało w dobrym guście, a nie jak z taniego jarmarku. Pozwoliła sobie najpierw wcisnąć prezent po czym podała jej niewielkie pudełeczko na którym narysowała dość szybko mugolskiego Kubusia Puchatka wraz z balonikiem, mówiąc:
- Wszystkiego najlepszego San. - i też sprzedając jej siostrzanego buziaka w policzek. Dopiero po rytualnej wymianie podarków rozdarła kolorowy papier dostając się do pudełeczka i je otwierając. Oczy aż jej zabłyszczały na widok nowiuśkich zabawek, a potem wyciągnęła ze środka puzderko z biżuterią. Gdy je otworzyła uśmiech na jej twarzy jeszcze trochę się poszerzył.
- Jaki piękny! Dziękuję! - jeszcze raz sprzedała jej całusa, po czym szybko założyła nowe kolczyki, a zawieszkę przyczepiła do łańcuszka swojego naszyjnika z bursztynem, z którym naprawdę rzadko się rozstawała. Za chwilę jednak posmutniała, wyginając usta w podkówkę.
- Tęsknię za Holandią. - przyznała cicho z opuszczoną głową. Zwykle święta jak i ich urodziny spędzali wszyscy razem, jak rodzina w rodzinnym kraju z dala od Anglii za którą Femme powoli przestała przepadać.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Wyczekując na odpowiedź bliźniaczki, Sanne, wpadł a lekkie zamyślenie, zastanawiając się nad tym czy McMillan naprawdę był wart uwagi i zainteresowania ze strony Femke. Urodą może i nie grzeszył, ale te długie, rozwiewane przez wiatr włosy oraz tęczówki o różnych kolorach dodawały mu trochę charakteru i tajemniczości. Mimo tego nadal nie był on w typie Sanne, natomiast do Femki pasowałby idealnie, gdyby nie był takim patałachem...
- Cholera, a już miałam nadzieję, że ten nauczyciel Ci wyleciał z głowy - walnęła pięścią w otwartą dłoń, posyłając swemu lustrzanemu odbiciu grymas dezaprobaty. - Fem, wiem, że serce nie sługa, ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nic z tego nie będzie? - zapytała głosem nasączonym troską. Sanne nigdy nie starała się przebierać w środkach, dlatego zwykle mówiła to co myślała i mimo wszystkich nieprzyjemności, które udało jej się powiedzieć ludziom, nadal wychodziła z tego obronną ręką. Coś musiało być w tej jej szczerości, która jakimś cudem nie ściągała na nią gniewu bliskich jej osób.
- Wiem, wiem - pokiwała głową z uśmiechem na ustach i odgarnęła rozpuszczone w nieładzie włosy. - Ale nic nie poradzę na to, że jak mi się z kimś dobrze rozmawia to podstawy schodzą na drugi plan - wzruszyła ramionami i przekrzywiła głowę w bok, robiąc przy tym zabawną minę. Może i nie wiedziała jak się nazywa i z jakiego jest domu, ale była święcie przekonana, iż jeszcze nie raz go spotka. Jej usta mimowolnie rozciągnęły się w lekkim uśmiechu, który wyraźnie poinformował Femke, iż Sanne była wyraźnie zaintrygowana tym nowo poznanym, nieziemsko przystojnym chłopakiem.
- Raczej nie jest w twoim typie, ale w razie czego jestem skłonna się podzielić - zadziornie wytknęła język w stronę siostry i po raz kolejny puściła jej oczko.
Kiedy doszło do momentu otwierania prezentów Sanne bardzo szybko uwinęła się ze swoim, mimo, iż swój otrzymała kilka sekund później, niż Femke. Właśnie wyciągnęła bransoletkę z przywieszkami z pudełeczka, a jej ogromne oczy zabłysły z radości. Zawsze o takiej marzyła...
- Jaka piękna! Dziękuję! - wykrzyknęła dokładnie w tym samym momencie, w którym Femke zachwyciła się swoim prezentem od niej. Krukonka roześmiała się perliście i obserwowała jak jej siostra ubiera nową biżuterię. - Wiedziałam, że będziesz w nich ślicznie wyglądać - Holenderka posłała swojemu lustrzanemu odbiciu zawadiackie spojrzenie. Skąd wiedziała? Hm, trudne pytanie!
Chwilę później jej kochana siostra zmarkotniała, co ściągnęło wszelką radość z twarzy i oczu Krukonki.
- Ja też - mruknęła i objęła siostrę, kładąc głowę na jej ramieniu. - I za rodzicami... Ciekawa jestem jak się bawią na tym wyjeździe. Pisali do Ciebie? - uniosła spojrzenie w górę, jednakże zobaczyła tylko podbródek Femke i kawałek jej słodkiego noska.
- Cholera, a już miałam nadzieję, że ten nauczyciel Ci wyleciał z głowy - walnęła pięścią w otwartą dłoń, posyłając swemu lustrzanemu odbiciu grymas dezaprobaty. - Fem, wiem, że serce nie sługa, ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nic z tego nie będzie? - zapytała głosem nasączonym troską. Sanne nigdy nie starała się przebierać w środkach, dlatego zwykle mówiła to co myślała i mimo wszystkich nieprzyjemności, które udało jej się powiedzieć ludziom, nadal wychodziła z tego obronną ręką. Coś musiało być w tej jej szczerości, która jakimś cudem nie ściągała na nią gniewu bliskich jej osób.
- Wiem, wiem - pokiwała głową z uśmiechem na ustach i odgarnęła rozpuszczone w nieładzie włosy. - Ale nic nie poradzę na to, że jak mi się z kimś dobrze rozmawia to podstawy schodzą na drugi plan - wzruszyła ramionami i przekrzywiła głowę w bok, robiąc przy tym zabawną minę. Może i nie wiedziała jak się nazywa i z jakiego jest domu, ale była święcie przekonana, iż jeszcze nie raz go spotka. Jej usta mimowolnie rozciągnęły się w lekkim uśmiechu, który wyraźnie poinformował Femke, iż Sanne była wyraźnie zaintrygowana tym nowo poznanym, nieziemsko przystojnym chłopakiem.
- Raczej nie jest w twoim typie, ale w razie czego jestem skłonna się podzielić - zadziornie wytknęła język w stronę siostry i po raz kolejny puściła jej oczko.
Kiedy doszło do momentu otwierania prezentów Sanne bardzo szybko uwinęła się ze swoim, mimo, iż swój otrzymała kilka sekund później, niż Femke. Właśnie wyciągnęła bransoletkę z przywieszkami z pudełeczka, a jej ogromne oczy zabłysły z radości. Zawsze o takiej marzyła...
- Jaka piękna! Dziękuję! - wykrzyknęła dokładnie w tym samym momencie, w którym Femke zachwyciła się swoim prezentem od niej. Krukonka roześmiała się perliście i obserwowała jak jej siostra ubiera nową biżuterię. - Wiedziałam, że będziesz w nich ślicznie wyglądać - Holenderka posłała swojemu lustrzanemu odbiciu zawadiackie spojrzenie. Skąd wiedziała? Hm, trudne pytanie!
Chwilę później jej kochana siostra zmarkotniała, co ściągnęło wszelką radość z twarzy i oczu Krukonki.
- Ja też - mruknęła i objęła siostrę, kładąc głowę na jej ramieniu. - I za rodzicami... Ciekawa jestem jak się bawią na tym wyjeździe. Pisali do Ciebie? - uniosła spojrzenie w górę, jednakże zobaczyła tylko podbródek Femke i kawałek jej słodkiego noska.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Uwagi siostry sprawiły, że zacisnęła usta w wąską kreskę i pokiwała potakująco głową. Oczywiście, że o tym wiedziała! Wbrew pozorom była bardzo racjonalnie myślącą szesnastolatką, więc wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że jej szanse na chwilę w raju z przystojnym nauczycielem wynoszą mniej niż zero.
- Już chyba jest żonaty. - powiedziała cicho odwracając spojrzenie na widok błoni za oknem. Widziała grymas dezaprobaty który przebiegł po jej lustrzanym odbiciu i wiedziała dokładnie co Sanne sobie myśli. Zapewne Fem myślałaby to samo na jej miejscu. Zaraz jednak znów na obliczu starszej siostry wymalował się szeroki uśmiech pełen rozbawienia. Cała Sanke. Ale z niej gapcio!
- Przystojny, dobrze się z nim rozmawia... Wyczuwam zbliżający się romans, siostrzyczko. - stwierdziła z szerokim uśmiechem na wargach, by za chwilę zaśmiać się perliście na widok jej głupiutkiej miny. Nikt inny nie potrafił tak bardzo rozczulić Femke jak Sanne która poznaje nowego chłopaka. Gorzej jest jak kolejny chłopak okazuje się nie spełniać oczekiwań Holenderki. Wtedy już nie jest taka wesoła. Nauczona doświadczeniami F. wiedziała jednak, że warto cieszyć się chwilą w takich przypadkach. Dlatego z szerokim uśmiechem obserwowała siostrę.
- Bruneci są w moim typie. - odpowiedziała jej również zadziornie wystawionym językiem, by zaraz znów się zaśmiać. Cóż z tego, że są w typie, jak ostatnio nic z tymi typami nie robiła? Czas się ogarnąć, Femme. - ta myśl przebiegła jej przez głowę i nawet pokiwała głową, jakby utwierdzając samą siebie w przekonaniu, że warto się ogarnąć. Gdy reakcja bliźniaczki pokryła się z jej reakcją wybuchnęła cichym śmiechem, a gdy powiedziała, że będzie ślicznie wyglądać, zaczepnie stuknęła ją palcem w czoło.
- Jaka mądra Sanke. Przyznaj, że je przymierzałaś i mówiłaś w sklepie, że mają być dla Ciebie i pani tak ładnie wybrała. - powiedziała szybko i znów cicho się zaśmiała. Kiedy siostra się do niej przytuliła objęła ją przyjacielsko ramieniem i sprzedała całusa w sam środek głowy mrużąc powieki i wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Nie pisali. Ale ej! Nie ma smucenia się. Idziemy na włam do kuchni! - zadecydowała, po czym odepchnęła delikatnie siostrę i zaczęła zbierać swoje rzeczy do torby. Gdy już się spakowała złapała swojego klona za rękę i wyciągnęła z pomieszczenia kierując się wprost do kuchni.
- Już chyba jest żonaty. - powiedziała cicho odwracając spojrzenie na widok błoni za oknem. Widziała grymas dezaprobaty który przebiegł po jej lustrzanym odbiciu i wiedziała dokładnie co Sanne sobie myśli. Zapewne Fem myślałaby to samo na jej miejscu. Zaraz jednak znów na obliczu starszej siostry wymalował się szeroki uśmiech pełen rozbawienia. Cała Sanke. Ale z niej gapcio!
- Przystojny, dobrze się z nim rozmawia... Wyczuwam zbliżający się romans, siostrzyczko. - stwierdziła z szerokim uśmiechem na wargach, by za chwilę zaśmiać się perliście na widok jej głupiutkiej miny. Nikt inny nie potrafił tak bardzo rozczulić Femke jak Sanne która poznaje nowego chłopaka. Gorzej jest jak kolejny chłopak okazuje się nie spełniać oczekiwań Holenderki. Wtedy już nie jest taka wesoła. Nauczona doświadczeniami F. wiedziała jednak, że warto cieszyć się chwilą w takich przypadkach. Dlatego z szerokim uśmiechem obserwowała siostrę.
- Bruneci są w moim typie. - odpowiedziała jej również zadziornie wystawionym językiem, by zaraz znów się zaśmiać. Cóż z tego, że są w typie, jak ostatnio nic z tymi typami nie robiła? Czas się ogarnąć, Femme. - ta myśl przebiegła jej przez głowę i nawet pokiwała głową, jakby utwierdzając samą siebie w przekonaniu, że warto się ogarnąć. Gdy reakcja bliźniaczki pokryła się z jej reakcją wybuchnęła cichym śmiechem, a gdy powiedziała, że będzie ślicznie wyglądać, zaczepnie stuknęła ją palcem w czoło.
- Jaka mądra Sanke. Przyznaj, że je przymierzałaś i mówiłaś w sklepie, że mają być dla Ciebie i pani tak ładnie wybrała. - powiedziała szybko i znów cicho się zaśmiała. Kiedy siostra się do niej przytuliła objęła ją przyjacielsko ramieniem i sprzedała całusa w sam środek głowy mrużąc powieki i wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Nie pisali. Ale ej! Nie ma smucenia się. Idziemy na włam do kuchni! - zadecydowała, po czym odepchnęła delikatnie siostrę i zaczęła zbierać swoje rzeczy do torby. Gdy już się spakowała złapała swojego klona za rękę i wyciągnęła z pomieszczenia kierując się wprost do kuchni.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Co może robić Olivia, gdy nie ma nic do roboty, a do zajęć ma jeszcze sporo czasu? W każdym razie na pewno nie będzie siedziała w dormitorium i przyrastała do fotela. Ta dziewczyna nie potrafi usiedzieć bezczynnie w miejscu. Nawet jeśli ma chodzić bez sensu w kółko, woli robić to niż się nudzić, wpatrując się w ścianę.
Wyszła więc z dormitorium. Spacerowym krokiem, przemierzała korytarze Hogwartu.. Szukała jakiegoś ciekawego miejsca. Sama nie wiedziała jakiego. Po prostu jej ciekawość ją przerastała. Hogwart jest ogromną szkołą. Jest w niej mnóstwo nieodkrytych miejsc. Zawsze można tu coś znaleźć, dlatego Oli nie raz wybiera się na takie przechadzki z nadzieją, że z najdzie coś na prawdę ciekawego.
Ten spacer po korytarzach okazał się dla niej bardzo ciekawym, zakończył się sukcesem, choć nachodziła się dużo. W końcu na to szóste piętro przyczłapała z samych lochów.
Jej uwagę przykuły drzwi, już niejednokrotnie je widziała, ale nigdy jeszcze nie miała okazji sprawdzić co znajduje się za nimi. Podeszła więc i rozejrzała się czy jakiś psor przypadkiem nie chodzi po tym piętrze. Otworzyła spokojnie drzwi. Weszła do środka i zaczęła się rozglądać. Spostrzegła różne stare płótna, niektóry poprzykrywane materiałem. Nieliczne były częściowo pomalowane. Po chwili jej uwagę przykuły skrzypce stojące w kącie. Podeszła do nich i wzięła je do rąk. Mimo, że były stare i zakurzone, miały w sobie coś wspaniałego w oczach panny McCartney. miały coś w sobie pewnie tylko przez zamiłowanie ślizgonki do muzyki. Otarła je z kurzu, nie miały strun. Mimo to dziewczyna nie chciała teraz ot tak się poddać. Położyła je na zakurzonej, starej ławce. Podeszła do szafy, w której było mnóstwo drzwiczek i szufla. Zaczęła je wszystkie przeglądać, grzebać w nich, poszukując strun do skrzypiec. Chciała zrobić to szybko i zapominając i otwartych drzwiach i o tym, że sama nie wie czy może tu być, w pośpiechu trzaskała wszystkimi drzwiczkami.
Wyszła więc z dormitorium. Spacerowym krokiem, przemierzała korytarze Hogwartu.. Szukała jakiegoś ciekawego miejsca. Sama nie wiedziała jakiego. Po prostu jej ciekawość ją przerastała. Hogwart jest ogromną szkołą. Jest w niej mnóstwo nieodkrytych miejsc. Zawsze można tu coś znaleźć, dlatego Oli nie raz wybiera się na takie przechadzki z nadzieją, że z najdzie coś na prawdę ciekawego.
Ten spacer po korytarzach okazał się dla niej bardzo ciekawym, zakończył się sukcesem, choć nachodziła się dużo. W końcu na to szóste piętro przyczłapała z samych lochów.
Jej uwagę przykuły drzwi, już niejednokrotnie je widziała, ale nigdy jeszcze nie miała okazji sprawdzić co znajduje się za nimi. Podeszła więc i rozejrzała się czy jakiś psor przypadkiem nie chodzi po tym piętrze. Otworzyła spokojnie drzwi. Weszła do środka i zaczęła się rozglądać. Spostrzegła różne stare płótna, niektóry poprzykrywane materiałem. Nieliczne były częściowo pomalowane. Po chwili jej uwagę przykuły skrzypce stojące w kącie. Podeszła do nich i wzięła je do rąk. Mimo, że były stare i zakurzone, miały w sobie coś wspaniałego w oczach panny McCartney. miały coś w sobie pewnie tylko przez zamiłowanie ślizgonki do muzyki. Otarła je z kurzu, nie miały strun. Mimo to dziewczyna nie chciała teraz ot tak się poddać. Położyła je na zakurzonej, starej ławce. Podeszła do szafy, w której było mnóstwo drzwiczek i szufla. Zaczęła je wszystkie przeglądać, grzebać w nich, poszukując strun do skrzypiec. Chciała zrobić to szybko i zapominając i otwartych drzwiach i o tym, że sama nie wie czy może tu być, w pośpiechu trzaskała wszystkimi drzwiczkami.
Olivia McCartneyKlasa VI - Skąd : Liverpool
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Szkoła zaczęła się już na dobre. Na początku był szał z zajęciami, trzeba było powrócić do rzeczywistości szkolnej. Teraz jednak wszystko już wróciło do prawdziwej normalności. Zajęcia, które miały się odbyć to się obyły i po nich było multum czasu dla siebie. nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, więc ruszyłem sobie na spacer po zamku. Na niższych poziomach nie ma co robić, już dawno to sprawdziłem. teraz trzeba poznać jakieś pomieszczenia na górze, w których jeszcze się nie było. Swobodnie ruszyłem w kierunku IV, V, VI i VII piętra oraz wież. Na czwartym i piątym piętrze nie widziałem nic ciekawego, więc ruszyłem wyżej. Szedłem po korytarzu na szóstym piętrze, aż nagle zobaczyłem otwarte drzwi. Podszedłem do nich i stanąłem opierając się framugę. Przyglądałem się osobie znajdującej się w środku. Odchrząknąłem najpierw i później odezwałem się:
- Szukasz czegoś konkretnego?
Dziewczyna oczywiście mogła się mnie przestraszyć, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Ciekawie po prostu ona wyglądała jak szukała czegoś po tych szafkach.
- Szukasz czegoś konkretnego?
Dziewczyna oczywiście mogła się mnie przestraszyć, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Ciekawie po prostu ona wyglądała jak szukała czegoś po tych szafkach.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Zdążyła już przeszukać połowę szafek znajdujących się w sali. Mimo to nie traciła nadziei, że znajdzie struny od skrzypiec. Bardzo chciała je założyć. Nagle usłyszała odchrząknięcie. Poderwała się lekko i trzasnęła drzwiczkami. Trochę się przestraszyła. Była zbyt skupiona na szukaniu strun, żeby mieć czujność na to czy ktoś się zbliża. Wyprostowała się i odwróciła na pięcie, przodem do drzwi. Ujrzała stojącego w ich siódmoklasistę, który zadawał jej pytanie.
- Nie, lubię raz na jakiś czas pogrzebać w różnych szafkach, nigdy nie wiadomo co w nich znajdziesz.- Powiedziała, a w jej głosie była szczypta sarkazmu. Po chwili westchnęła i kontynuowała. - Szukam strun do skrzypiec.- Odparła już normalnym tonem. Odwróciła się ponownie przodem do szafek i kontynuowała ich przeszukiwanie. Tym razem robiła to już spokojniej, bo dopiero obecność ślizgona uświadomiła jej jak głupio musiała wyglądać, tak pospiesznie penetrując wszystkie szafki i szuflady.
- Ciebie co tu sprowadza?- Spytała, nie przerywając poszukiwań.
- Nie, lubię raz na jakiś czas pogrzebać w różnych szafkach, nigdy nie wiadomo co w nich znajdziesz.- Powiedziała, a w jej głosie była szczypta sarkazmu. Po chwili westchnęła i kontynuowała. - Szukam strun do skrzypiec.- Odparła już normalnym tonem. Odwróciła się ponownie przodem do szafek i kontynuowała ich przeszukiwanie. Tym razem robiła to już spokojniej, bo dopiero obecność ślizgona uświadomiła jej jak głupio musiała wyglądać, tak pospiesznie penetrując wszystkie szafki i szuflady.
- Ciebie co tu sprowadza?- Spytała, nie przerywając poszukiwań.
Olivia McCartneyKlasa VI - Skąd : Liverpool
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Opierając się o framugę miałem skrzyżowane ręce na piersiach. Przyglądałem się ciągle dziewczynie, aż ta ponownie zaczęła przeszukiwać szafki już spokojniejszym tempem.
- Strun do skrzypiec? - powtórzyłem. - Nie myślałaś o przywołaniu ich zaklęciem? Mniej zachodu by było i szybciej byś mogła pograć - odparłem.
Ściągnąłem ręce z piersi i wsadziłem je do kieszeni spodni garniturowych. Równie dobrze mógłbym je włożyć do szaty szkolnej, gdybym ją tylko miał na sobie. Za to mam białą koszulę i krawat z barwami Slytherinu. Włosy jak zwykle ułożone w nieładzie, oczywiście artystycznym, nie potrzebowałem mugolskiego żelu czy jakichś tam zaklęć, aby fryzura trzymała się na swoim miejscu.
- Do tego pomieszczenia otwarte drzwi oraz Ty - odparłem beztrosko. - A na piętro chęć zobaczenia czegoś innego i oto widzę coś innego - dodałem po czym zaśmiałem się krótko.
- Strun do skrzypiec? - powtórzyłem. - Nie myślałaś o przywołaniu ich zaklęciem? Mniej zachodu by było i szybciej byś mogła pograć - odparłem.
Ściągnąłem ręce z piersi i wsadziłem je do kieszeni spodni garniturowych. Równie dobrze mógłbym je włożyć do szaty szkolnej, gdybym ją tylko miał na sobie. Za to mam białą koszulę i krawat z barwami Slytherinu. Włosy jak zwykle ułożone w nieładzie, oczywiście artystycznym, nie potrzebowałem mugolskiego żelu czy jakichś tam zaklęć, aby fryzura trzymała się na swoim miejscu.
- Do tego pomieszczenia otwarte drzwi oraz Ty - odparłem beztrosko. - A na piętro chęć zobaczenia czegoś innego i oto widzę coś innego - dodałem po czym zaśmiałem się krótko.
Strona 4 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 4 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach