Siedziba kółka artystycznego
+15
Dymitr Milligan
Olivia McCartney
Sanne van Rijn
Femke van Rijn
Antonette Williams
Yumiko Miyazaki
Christine Greengrass
Charles Wilson
Anthony Wilson
Dalila Mauric
Mistrz Gry
Polly Baldwin
James Scott
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
19 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 6 z 7
Strona 6 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Siedziba kółka artystycznego
First topic message reminder :
Przestronna, oświetlona sala. Niegdyś tłumnie uczęszczana, teraz stoi zapomniana i zakurzona. W kąt zostały zapchane drewniane sztalugi i płótna oraz stare pianino i kilka par skrzypiec bez strun, które tylko czekają aby na nowo je odkryć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Z różdżką czy bez niej wcale nie był taki bezbronny, nie wiedział jednak o tym, że i ona radzi sobie świetnie w zwarciu, przez co wcale a wcale nie zyskał żadnej przewagi kiedy to podjęła się jego gry i ruszyła w jego kierunku. Stanęła przed nim, ba, to lekko powiedziane. Poczuł jak coś wbija się mu w żebra, miał nadzieję że to ten magiczny patyczek a nie co innego. Szkoda by było jakby ta dziewczyna, która pewnie nie jednemu zawróciła tak w głowie, że ściągnął by dla niej i tą gwiazdkę z nieba. Na prawdę okazałaby się być bardzo pięknym chłopcem... Po takim szoku pewnie trafiłby na zawsze do Munga.
W chwili jak usłyszał pytanie zaśmiał się ciepło i potrząsnął głową rozbawiony.
- Ehhh jak widać słabo mi idzie śledzenie kogoś. Już po raz kolejny mnie na tym złapałaś - odpowiedział na powrót z poważną miną. Dawno nie spotkał aż tak pamiętliwej dziewczyny. - No ale będę musiał zmienić obiekt, bo tutaj jestem już spalony - dodał i westchnął ciężko odwracając wzrok gdzieś w bok.
- Co tam słychać Nimfo? - Zapytał się dziewczyny nawiązując do tego jak to powtarzała po nim, niemalże jak te ptaszyska. Zacisnął zęby mocniej i przybliżył się jeszcze bliżej zmuszając by ręka dziewczyny z różdżką cofnęła się nieco w łokciu do tyłu. Już bardziej nie mogła się w niego wbić więc to była jedyna droga.
W chwili jak usłyszał pytanie zaśmiał się ciepło i potrząsnął głową rozbawiony.
- Ehhh jak widać słabo mi idzie śledzenie kogoś. Już po raz kolejny mnie na tym złapałaś - odpowiedział na powrót z poważną miną. Dawno nie spotkał aż tak pamiętliwej dziewczyny. - No ale będę musiał zmienić obiekt, bo tutaj jestem już spalony - dodał i westchnął ciężko odwracając wzrok gdzieś w bok.
- Co tam słychać Nimfo? - Zapytał się dziewczyny nawiązując do tego jak to powtarzała po nim, niemalże jak te ptaszyska. Zacisnął zęby mocniej i przybliżył się jeszcze bliżej zmuszając by ręka dziewczyny z różdżką cofnęła się nieco w łokciu do tyłu. Już bardziej nie mogła się w niego wbić więc to była jedyna droga.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
Na całe szczęście nie była dziewczyną z pewnym dodatkiem, świadczącym o byciu chłopcem. Nawet nigdy się nie zastanawiała na tym, czy mogłaby sobie dorobić penisa przez swoje zdolności genetyczne, więc chyba wszystko było z nią w porządku pod tym kątem. Przekrzywiła nieco głowę w bok, wyłapując to, że Ślizgon nagle przerwał kontakt wzrokowy, co spowodowało tylko tyle, że uśmiechnęła się nad wyraz triumfalnie, jednak głupawy uśmieszek zaraz po tym zniknął z jej twarzy, wraz z ruchem Aleksandra.
- Nic specjalnego, unikam ludzi, żeby ktoś tym razem nie planował zrzucić mnie ze schodów. Wiesz, jezioro już jest passe - nie wiedząc czemu, cała ta sytuacja wywołała na jej rękach lekką gęsią skórkę i bardzo miłe uczucie w dole podbrzusza, dlatego nie widziała powodu, dla którego miałaby teraz przerwać.
- A u ciebie? Znowu chcesz mi zrobić krzywdę? - krzywdę, czy nie, lubiła czasem specjalnie wyolbrzymiać niektóre sytuacje, jak na przykład tą, z ich pierwszego spotkania. Zielona Jeunesse wciąż zaciskała palce na różdżce, nie mając póki co zamiaru jej zabierać.
- Nic specjalnego, unikam ludzi, żeby ktoś tym razem nie planował zrzucić mnie ze schodów. Wiesz, jezioro już jest passe - nie wiedząc czemu, cała ta sytuacja wywołała na jej rękach lekką gęsią skórkę i bardzo miłe uczucie w dole podbrzusza, dlatego nie widziała powodu, dla którego miałaby teraz przerwać.
- A u ciebie? Znowu chcesz mi zrobić krzywdę? - krzywdę, czy nie, lubiła czasem specjalnie wyolbrzymiać niektóre sytuacje, jak na przykład tą, z ich pierwszego spotkania. Zielona Jeunesse wciąż zaciskała palce na różdżce, nie mając póki co zamiaru jej zabierać.
Re: Siedziba kółka artystycznego
To był niby pojedynek na spojrzenia? On tego tak nie odebrał dlatego wręcz naturalnie odwrócił spojrzenie by dodać do swoich słów powagę. Udawaną, ale ważniejsze było to, że grał bardzo dobrze. Więc wcale nie miałaby powodu do tego tryumfalnego uśmieszku, gdyby to doszło do prawdziwego pojedynku. Był z Domu Węża, nie umiał przegrywać, no i był z tej jakże elitarnej grupy co znaczyło, że przegrywanie jest tym bardziej w nie jego stylu.
- No też słyszałem, że ostatnio dużo osób tam ląduje. Ci się akurat upiekło i nie zaliczyłaś kąpieli - odparł i spojrzał na jej ręce. Było jej zimno? Cofnął się o krok bo już nie wytrzymywał tego nacisku na jego żebra. Nie było to aż tak miłe uczucie by mógł je ignorować w nieskończoność. Nadal jednak był blisko dziewczyny i znów się lekko uśmiechnął.
- Ja tam nieudolnie śledzę ludzi, no i nie. Tak samo jak i wcześniej. Nie zrobiłem ci przecież żadnej krzywdy Nimfo - odparł prychając pod koniec. Jakby chciał zrobić jej krzywdę to wcale by się przed tym nie powstrzymywał by dziewczyna zaliczyła tą zimną kąpiel. Pewnie też tylko na tym by to się nie skończyło, więc dlaczego nie mogła docenić tej jego dobroci jaką wtedy jej okazał? A może i teraz ona mu ją okazuje i dlatego do tej pory nie oberwał żadnym zaklęciem? Musiał więc coś wykombinować aby nie zechciała zmienić zdania i nie rzucić w niego jakąś ohydną klątwą.
- No ale jeśli tak to odbierasz no to sorka - dodał spoglądając jej głęboko w oczy, no i co najważniejsze mówił to szczerze. Więc nawet nie miała co wyszukiwać w tym jakiegoś fałszu.
- No też słyszałem, że ostatnio dużo osób tam ląduje. Ci się akurat upiekło i nie zaliczyłaś kąpieli - odparł i spojrzał na jej ręce. Było jej zimno? Cofnął się o krok bo już nie wytrzymywał tego nacisku na jego żebra. Nie było to aż tak miłe uczucie by mógł je ignorować w nieskończoność. Nadal jednak był blisko dziewczyny i znów się lekko uśmiechnął.
- Ja tam nieudolnie śledzę ludzi, no i nie. Tak samo jak i wcześniej. Nie zrobiłem ci przecież żadnej krzywdy Nimfo - odparł prychając pod koniec. Jakby chciał zrobić jej krzywdę to wcale by się przed tym nie powstrzymywał by dziewczyna zaliczyła tą zimną kąpiel. Pewnie też tylko na tym by to się nie skończyło, więc dlaczego nie mogła docenić tej jego dobroci jaką wtedy jej okazał? A może i teraz ona mu ją okazuje i dlatego do tej pory nie oberwał żadnym zaklęciem? Musiał więc coś wykombinować aby nie zechciała zmienić zdania i nie rzucić w niego jakąś ohydną klątwą.
- No ale jeśli tak to odbierasz no to sorka - dodał spoglądając jej głęboko w oczy, no i co najważniejsze mówił to szczerze. Więc nawet nie miała co wyszukiwać w tym jakiegoś fałszu.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
Fakt faktem krzywdy jej nie zrobił, ale zupełnie bez powodu zawisła wtedy nad gładką taflą jeziora nie wiedząc, czy chłopak okaże się skończonym bucem, czy może jednak jej odpuści kąpiel. Odpuścić odpuścił, lecz to nie oznaczało, że zapomniała. Taki miewała charakter i kaprys, że nawet z tak błahego powodu chciała się na kimś zemścić. Początkowo się nie odezwała, nie odrywając wzroku z twarzy chłopaka, a kiedy on się odsunął, ona machnęła różdżką. Tylko po to by wymierzyć nią w drzwi, rzucając zwykłym "colloportus". Skoro miała w planach się mścić, tak chyba nie chciała, żeby jej "ofiara" uciekła albo żeby ktoś im przerwał, prawda? Potem uśmiechnęła się i równie leniwym krokiem co wcześniej, obeszła Aleksandra dookoła, zatrzymując się za jego plecami.
- A może po prostu ci się podobam i to te tak zwane... końskie zaloty? - była dzisiaj w bardzo wybornym humorze, co sugerował jej ton głosu. Nie był tak ponury, jak zazwyczaj i jak wtedy, kiedy się spotkali przypadkiem po raz pierwszy, ale też wpisywał się w jakieś normy dobrego smaku.
- A może po prostu ci się podobam i to te tak zwane... końskie zaloty? - była dzisiaj w bardzo wybornym humorze, co sugerował jej ton głosu. Nie był tak ponury, jak zazwyczaj i jak wtedy, kiedy się spotkali przypadkiem po raz pierwszy, ale też wpisywał się w jakieś normy dobrego smaku.
Re: Siedziba kółka artystycznego
On miałby być typowym bucem? Nigdy w życiu, jeśli już robił coś przeciwko komuś to z klasą, starał się wymyślać coś z czego mógłby być dumny, a nie trzasnąć kogoś jednym zaklęciem i zostawić sztywnego na ziemi. To uważał za typowe tchórzostwo którym śmierdzi w tej szkole niemal od każdego. Dlatego doceniał każdą wygraną podwójnie, bo wygrać z takim tchórzem było na prawdę ciężko używając jedynie upokarzających go zaklęć i bolesnych klątw.
Uniósł do góry brew zaskoczony kiedy to podniosła różdżkę do góry, zamierzała rzucić w niego zaklęcie kiedy to właśnie powiedział, że przecież nie zrobił jej krzywdy i w dodatku ją przeprosił? Zaklęcie śmignęło mu jednak koło ucha uderzając w drzwi i zamykając je. Obejrzał się przez ramię patrząc się na drzwi przez momencik. Wrócił wzrokiem do Ślizgonki i zmrużył nieco oczy chcąc wybadać co tam siedzi w jej głowie. Ta zaczynała go obchodzić, nie zamierzał stać jak ten kołek i ruszył w przeciwną stronę w którą to ona go okrążała przez co stanął jej na drodze.
- Powinienem się bać? - zapytał się nie zdejmując z niej wzroku, teraz już tego nie mógł zrobić nie kiedy to pomału zaczynała mu grozić. - A co do pytania to może - mruknął i podszedł do rozmówczyni. Na powrót stając tak blisko jak poprzednio. - W dodatku sama przecież wiesz jak wyglądasz - mówiąc to podniósł rękę w miarę powoli do jej twarzy i przejechał palcami wzdłuż szczęki zatrzymując się na podbródku, podążając wzrokiem za swoimi palcami. Po wszystkim opuścił dłoń pomału i ponownie zerknął szybko na jej twarz i na drzwi.
- A jak ja mam odebrać to, że nas tutaj zamknęłaś? - No dobra, pytaniem się nie powinno odpowiadać na pytanie, ale czemu by nie odwrócić jej kłopotliwe pytanie przeciwko niej?
Uniósł do góry brew zaskoczony kiedy to podniosła różdżkę do góry, zamierzała rzucić w niego zaklęcie kiedy to właśnie powiedział, że przecież nie zrobił jej krzywdy i w dodatku ją przeprosił? Zaklęcie śmignęło mu jednak koło ucha uderzając w drzwi i zamykając je. Obejrzał się przez ramię patrząc się na drzwi przez momencik. Wrócił wzrokiem do Ślizgonki i zmrużył nieco oczy chcąc wybadać co tam siedzi w jej głowie. Ta zaczynała go obchodzić, nie zamierzał stać jak ten kołek i ruszył w przeciwną stronę w którą to ona go okrążała przez co stanął jej na drodze.
- Powinienem się bać? - zapytał się nie zdejmując z niej wzroku, teraz już tego nie mógł zrobić nie kiedy to pomału zaczynała mu grozić. - A co do pytania to może - mruknął i podszedł do rozmówczyni. Na powrót stając tak blisko jak poprzednio. - W dodatku sama przecież wiesz jak wyglądasz - mówiąc to podniósł rękę w miarę powoli do jej twarzy i przejechał palcami wzdłuż szczęki zatrzymując się na podbródku, podążając wzrokiem za swoimi palcami. Po wszystkim opuścił dłoń pomału i ponownie zerknął szybko na jej twarz i na drzwi.
- A jak ja mam odebrać to, że nas tutaj zamknęłaś? - No dobra, pytaniem się nie powinno odpowiadać na pytanie, ale czemu by nie odwrócić jej kłopotliwe pytanie przeciwko niej?
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
Owsiki miał, czy co? Zamiast stać grzecznie, znowu się poruszył, przez co nieco pokrzyżował jej plany - dopóki oczywiście ponownie nie zatrzymał się przed nią. Angielka złączyła usta w śmieszny kaczy dzióbek, oparła obie dłonie o biodra, tym samym opuszczając różdżkę. Nie, nie schowała jej, mając ją wyciągniętą "w razie czego", aczkolwiek nie planowała jej używać. Może początkowo, kiedy chciała rzucić w chłopaka jedną ze sztalug albo kiedy chciała rzucić na niego ciężki materiał zasłony, jednak teraz, gdy podjęła się dziwnej gierki lub zaczęła swoją prywatną gierkę...
- Czyli mam rację - stwierdziła spokojnie, zaraz po tym jak Aleks zabrał dłoń z jej twarzy. W gruncie rzeczy nie wiedziała kiedy ostatnim razem znalazła się w podobnej sytuacji, w takiej, która nie była jednoznaczna ani też oczywiście dwuznaczna. Nawet mimowolnie przekrzywiła głowę ku jego dłoni! Ale szybko się zreflektowała, prostując się jak struna.
- A jak to odbierasz teraz? - odpowiedź pytaniem na pytanie powodowała kolejne pytanie i w jej przypadku na marne wyszła próba obrócenia tego przeciwko niej. Nie czuła się ani trochę kłopotliwie i jak już wspominałam wcześniej: świetnie się bawiła.
- Czyli mam rację - stwierdziła spokojnie, zaraz po tym jak Aleks zabrał dłoń z jej twarzy. W gruncie rzeczy nie wiedziała kiedy ostatnim razem znalazła się w podobnej sytuacji, w takiej, która nie była jednoznaczna ani też oczywiście dwuznaczna. Nawet mimowolnie przekrzywiła głowę ku jego dłoni! Ale szybko się zreflektowała, prostując się jak struna.
- A jak to odbierasz teraz? - odpowiedź pytaniem na pytanie powodowała kolejne pytanie i w jej przypadku na marne wyszła próba obrócenia tego przeciwko niej. Nie czuła się ani trochę kłopotliwie i jak już wspominałam wcześniej: świetnie się bawiła.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Jeśli myślała, że da się obejść i pozwoli jej na stanie do niej plecami to była w wielkim błędzie. Bez sensu byłaby więc lekcja jaką dał jej wtedy przy tej wodzie. Bo to był przecież powód całego zamieszania do jakiego wtedy doszło. Po tym jak zrobiła ten dzióbek nawet za bardzo na to nie zareagował, puścił jedynie zalotnie oczko. Domyślał się tego, że próbuje z nim grać w jakieś chore gierki? Raczej, przecież każda dziewczyna w nie grała i na każdym kroku szukały kolejnych graczy. On jednak jako wielki fan wszelkich gier, gierek, potyczek, wyzwania nie mógł nie brnąć w to jeszcze dalej. I sam z pewnością się w tym wszystkim pogubi. Ale więcej takich okazji może nie być więc czemu by nie ryzykować wszystkiego i nie kontynuować tej potyczki? W dodatku teraz zamierzał postawić vabank.
Przed tym jak to zamierzał jej powiedzieć przybliżył się do niej jak tylko mógł i nachylając głowę skierował ją w jej stronę, nie pocałował jednak dziewczyny, a jedynie skierował swe usta ku jej uchu zahaczając policzkiem o jej policzek. - Niestety nie Nimfo, nigdy nie bawiłem się w końskie zaloty. To nie w moim stylu - wyszeptał do ucha, a jego ręce naturalnie w tym wszystkim powędrowały tak jakby zamierzał ją objąć. Tylko, że te zmieniły swój kierunek i spoczęły na dłoniach metamorfomaga. Nie zaciskał ich jednak boleśnie, trzymał jej dłoń z różdżką by na wszelki wypadek ta nie skierowała ją na niego ponownie. Cofnął jedynie głowę stojąc tak przed nią i spoglądając lekko z góry.
- Odbieram to tak jak powinienem. Zamykasz nas w jednym pokoju i nie masz zamiaru wypuścić. Dobrze, to już osiągnęłaś, co dalej? - odpowiedział spokojnie czując na sobie jej ciepły oddech.
Przed tym jak to zamierzał jej powiedzieć przybliżył się do niej jak tylko mógł i nachylając głowę skierował ją w jej stronę, nie pocałował jednak dziewczyny, a jedynie skierował swe usta ku jej uchu zahaczając policzkiem o jej policzek. - Niestety nie Nimfo, nigdy nie bawiłem się w końskie zaloty. To nie w moim stylu - wyszeptał do ucha, a jego ręce naturalnie w tym wszystkim powędrowały tak jakby zamierzał ją objąć. Tylko, że te zmieniły swój kierunek i spoczęły na dłoniach metamorfomaga. Nie zaciskał ich jednak boleśnie, trzymał jej dłoń z różdżką by na wszelki wypadek ta nie skierowała ją na niego ponownie. Cofnął jedynie głowę stojąc tak przed nią i spoglądając lekko z góry.
- Odbieram to tak jak powinienem. Zamykasz nas w jednym pokoju i nie masz zamiaru wypuścić. Dobrze, to już osiągnęłaś, co dalej? - odpowiedział spokojnie czując na sobie jej ciepły oddech.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
Gdyby nagle w pomieszczeniu pojawiła się osoba trzecia, mogłaby odebrać ich aktualną pozycję na dwa sposoby. Albo tak, że się nad nią znęcał, trzymając jej dłonie w swoich dłoniach albo tak, że ukradła mu różdżkę, którą de facto nadal trzymała i wbijała sobie za bardzo w palce. Właściwie to zapomniała o jej istnieniu, dopiero nieznośne pieczenie wewnętrznych stron palców przypomniał jej o tym drobiazgu. Angielka w tym momencie była stroną bierną, która jedynie stała i poddawała się wszystkim ruchom chłopaka. Jej spaczona wyobraźnia podpowiadała jej, że po tych wszystkich przechadzkach znajdowali się blisko ściany i równie podświadomie się dziwiła, że jeszcze żadne z nich nie zetknęło się z nią plecami. Ale to było tylko jej widzimisię, które postanowiła pozostawić sobie na później, w razie gdyby Ślizgon ograniczył się tylko do unieruchomienia jej rękoma.
- Co dalej? - wymruczała w końcu i korzystając z tego, że Aleksander w zasadzie znajduje się na wysokości jej twarzy, przesunęła czubkiem nosa po jego policzku, zatrzymując się wargami tuż obok jego ucha. Prawie tak jak on przed chwilą. - No wiesz, może ściągaj majtki, będziemy się całować czy coś w tym guście. Możemy równie dobrze napić się herbatki w wielkiej sali i porozmawiać, grając w szachy - prawie oznaczało to, że zaczepnie i umiejętnie przygryzła płatek ucha Ślizgona. Później jakby nigdy nic odchyliła głowę do tyłu, przybierając minę totalnego aniołka.
- Co dalej? - wymruczała w końcu i korzystając z tego, że Aleksander w zasadzie znajduje się na wysokości jej twarzy, przesunęła czubkiem nosa po jego policzku, zatrzymując się wargami tuż obok jego ucha. Prawie tak jak on przed chwilą. - No wiesz, może ściągaj majtki, będziemy się całować czy coś w tym guście. Możemy równie dobrze napić się herbatki w wielkiej sali i porozmawiać, grając w szachy - prawie oznaczało to, że zaczepnie i umiejętnie przygryzła płatek ucha Ślizgona. Później jakby nigdy nic odchyliła głowę do tyłu, przybierając minę totalnego aniołka.
Re: Siedziba kółka artystycznego
An tak bardzo by się przejmowała tym, że ktoś by wszedł do pomieszczenia i ich zobaczył w takiej pozie? W tej chwili nie łamali żadnego z punktu w regulaminie szkoły, przecież stać można wszędzie, nawet jeśli powiedzą, że się tutaj przytulali to i tak nie ma takiego zakazu. W dodatku i tak byłoby to wyolbrzymione ponieważ trzymał ją jedynie za ręce, a nie się obściskiwali. Przynajmniej na razie. On nie szczególnie zwracał uwagę na to gdzie się obecnie znajdowali i czy daleko im było do jakiejś ściany. Równie dobrze mogliby wylądować na ziemi jakby to któreś z nich za bardzo napierało na tą drugą osobę. Teraz mu było to wszystko jedno.
- Mhm - potwierdził, że to właśnie tak brzmiało jego pytanie i uśmiechnął się nieco szerzej kiedy to poczuł jak muska go końcem nosa. Więc opłacało się postawić wszystko na tą jedną kartę.
Musiał się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem jak usłyszał jej propozycję, zwłaszcza skoro miał usta przy jej uchu, więc raczej niezadowolona by była z tego rechotu.
- Ciekawe propozycje - zdążył powiedzieć tylko tyle bo poczuł jak dziewczyna przygryza jego ucho co spowodowało, że rozproszyła go. W miarę szybko jednak poskładał myśli i spojrzał na tą diablicę udającą aniołka.
- A ja miałem ochotę na namalowanie jakiegoś aktu skoro to jesteśmy już w tej sali - Dodał nie starając się już nawet by wyszeptać te słowa na ucho. Dłonie jakoś tak same automatycznie puściły jej ręce i powędrowały na talię i plecy. Widać było, że chwilę walczył z swoimi myślami, ale w końcu postanowił przysunąć swoją twarz do jej twarzy i przechylając lekko głowę złapał swoimi wargami jej pociągając do góry. Starał się robić to tak pomału by sprawdzić, czy sama się w to włączy i czy w ogóle mu na to pozwoli.
- Mhm - potwierdził, że to właśnie tak brzmiało jego pytanie i uśmiechnął się nieco szerzej kiedy to poczuł jak muska go końcem nosa. Więc opłacało się postawić wszystko na tą jedną kartę.
Musiał się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem jak usłyszał jej propozycję, zwłaszcza skoro miał usta przy jej uchu, więc raczej niezadowolona by była z tego rechotu.
- Ciekawe propozycje - zdążył powiedzieć tylko tyle bo poczuł jak dziewczyna przygryza jego ucho co spowodowało, że rozproszyła go. W miarę szybko jednak poskładał myśli i spojrzał na tą diablicę udającą aniołka.
- A ja miałem ochotę na namalowanie jakiegoś aktu skoro to jesteśmy już w tej sali - Dodał nie starając się już nawet by wyszeptać te słowa na ucho. Dłonie jakoś tak same automatycznie puściły jej ręce i powędrowały na talię i plecy. Widać było, że chwilę walczył z swoimi myślami, ale w końcu postanowił przysunąć swoją twarz do jej twarzy i przechylając lekko głowę złapał swoimi wargami jej pociągając do góry. Starał się robić to tak pomału by sprawdzić, czy sama się w to włączy i czy w ogóle mu na to pozwoli.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
Źle mówiła? Chyba nie. Była na tyle bezpośrednia, że to co zaproponowała nie zrobiło na niej specjalnego wrażenia. Na pewno nie takiego, że powinna się wstydzić za siebie i od razu pędzić do spowiedzi. Robiła to co chciała i tego się trzymała. Gdyby miała ochotę w tym momencie sobie pójść, to pewnie by to zrobiła bez zbędnego wyjaśnienia, ale skoro znalazła sobie rozrywkę na resztę dnia a przynajmniej na jakąś jego część, tak musiałaby upaść na głowę, żeby teraz zrobić stop zabawę.
- Aktu? Interesujące - w gruncie rzeczy zdążyła tylko tyle powiedzieć, bo potem zainteresowała się ustami chłopaka. Początkowo pozornie nie odwzajemniła pocałunku, uśmiechając się szeroko, ale po paru sekundach "samo tak wyszło". Swoich dłoni nie trzymała już na biodrach a zupełnie odruchowo zarzuciła je na szyję Ślizgona. W tym momencie różdżka jej przeszkadzała, więc kiedy doszła do wniosku, że ma do czynienia z miłymi ustami, odsunęła twarz nieco do tyłu, wlepiając błękitne ślepia w oczy Corteza.
- Nieźle kolego, nieźle - wymruczała pod nosem, co mogło zbić go pantałyku, bo jej słowa nie tyczyły się w zasadzie niczego konkretnego. Następnie w zupełnym milczeniu i chyba nawet porozumieniu obu stron, napierając swoją drobną masą na Ślizgona, doprowadziła do tego, że co prawda nie znaleźli się przy ścianie, a za to "kulturalnie" usiedli na ziemi. Tak chyba było wygodniej, ze względu na jakąś różnicę w ich wzroście i przede wszystkim dlatego, że stojąc nadal mogła dźgnąć go różdżką w brzuch. Zamiast tego niedbale odłożyła różdżkę na podłogę i mając swobodę obu dłoni, jedną z nich wsunęła we włosy chłopaka, ponownie złączając ich wargi w pocałunku. Z kolei paznokciami drugiej przesunęła wzdłuż linii kręgosłupa Anglika.
- Aktu? Interesujące - w gruncie rzeczy zdążyła tylko tyle powiedzieć, bo potem zainteresowała się ustami chłopaka. Początkowo pozornie nie odwzajemniła pocałunku, uśmiechając się szeroko, ale po paru sekundach "samo tak wyszło". Swoich dłoni nie trzymała już na biodrach a zupełnie odruchowo zarzuciła je na szyję Ślizgona. W tym momencie różdżka jej przeszkadzała, więc kiedy doszła do wniosku, że ma do czynienia z miłymi ustami, odsunęła twarz nieco do tyłu, wlepiając błękitne ślepia w oczy Corteza.
- Nieźle kolego, nieźle - wymruczała pod nosem, co mogło zbić go pantałyku, bo jej słowa nie tyczyły się w zasadzie niczego konkretnego. Następnie w zupełnym milczeniu i chyba nawet porozumieniu obu stron, napierając swoją drobną masą na Ślizgona, doprowadziła do tego, że co prawda nie znaleźli się przy ścianie, a za to "kulturalnie" usiedli na ziemi. Tak chyba było wygodniej, ze względu na jakąś różnicę w ich wzroście i przede wszystkim dlatego, że stojąc nadal mogła dźgnąć go różdżką w brzuch. Zamiast tego niedbale odłożyła różdżkę na podłogę i mając swobodę obu dłoni, jedną z nich wsunęła we włosy chłopaka, ponownie złączając ich wargi w pocałunku. Z kolei paznokciami drugiej przesunęła wzdłuż linii kręgosłupa Anglika.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Jakby źle mówiła to z pewnością by się z sobą nie dogadali, a tak to efekt jest jaki jest. W zasadzie nawet obojętne mu było też to co później zrobi dziewczyna. Może zniknąć, może zostać, może dużo rzeczy. Oby tylko teraz tego tak nagle, bez sensu nie przerwała. Kiedy to zaczynają się właśnie co poznawać.
Wyłapał jeszcze to, że pomysł z aktem jej się spodobał i kto wie może później wykorzysta się te płótna i farby. Artystą to on nigdy nie był, no ale od czegoś jest ta różdżka, prawda? Nie przeszkadzało mu nawet to, że z początku nie odwzajemniła pocałunku, wystarczył mu ten uśmiech by potwierdzić jego przeczucia. Wtedy też nacisk warg stał się silniejszy i pewniejszy, nie trwało to jakoś długo ponieważ zaraz po tym jak zawiesiła mu się na szyi to odsunęła głowę. Wyłapał to pozwalając jej na to bez problemu uznając, że będzie to też idealna przerwa by złapać oddech. Powiedziała coś co nie trzymało się za bardzo kupy, więc i on nie zamierzał pozostać jej dłużny.
- No raczej koleżanko - odpowiedział posyłając łobuzerski uśmiech. No ale dobrze, przecież nikt z nich nie wybrał tej opcji by pójść pogadać przy herbatce, lecz zdecydowanie tą pierwszą. W takim razie wystarczy im tej pogawędki. Pozwolił z siebie zrobić siedzisko, dokładniej z swoich nóg, które to teraz były pod Andreą. Na powrót ich wargi się połączyły i Cortez na powrót zaczął je badać, tak jakby ta kilkusekundowa rozłąka trwała wieki i tak bardzo stęskniony jej smaku nie mógł sobie odmówić by ponownie przypomnieć jak bardzo były delikatne w dotyku. Jego dłonie wkradły się pod szatę i kierując się w stronę ramion zsunął ją z dziewczyny odrzucając gdzieś za jej plecy, następnie jedna zakradła się pod bluzkę i zaczęła błądzić po całych plecach delikatnie muskając jej skórę. Ta jednak była nieskazitelnie delikatna i bez żadnych wad. Wręcz za idealna. Druga ręka powędrowała natomiast do przodu, oczywiście na podbródek koleżanki. Muskając go opuszkami palców. Te były najbardziej czułe na dotyk więc idealnie wręcz się nadawały do tego zadania. Poczuł jak wzdłuż kręgosłupa przechodzą go przyjemne ciarki przez co zmuszony był zostawić usta Ślizgonki i się uśmiechnąć szeroko. Ale też to pomogło mu zrobić ten drobny kroczek naprzód i nieco się zemścić na dziewczynie.
Oderwał się bowiem od ust ale wpierw pocałował delikatnie podbródek kierując się nieco w dół i do ucha. Składając po drodze setki pocałunków, całusów i jak już to dotarł do ucha złapał za nie zębami i zaczął lekko podgryzać.
Wyłapał jeszcze to, że pomysł z aktem jej się spodobał i kto wie może później wykorzysta się te płótna i farby. Artystą to on nigdy nie był, no ale od czegoś jest ta różdżka, prawda? Nie przeszkadzało mu nawet to, że z początku nie odwzajemniła pocałunku, wystarczył mu ten uśmiech by potwierdzić jego przeczucia. Wtedy też nacisk warg stał się silniejszy i pewniejszy, nie trwało to jakoś długo ponieważ zaraz po tym jak zawiesiła mu się na szyi to odsunęła głowę. Wyłapał to pozwalając jej na to bez problemu uznając, że będzie to też idealna przerwa by złapać oddech. Powiedziała coś co nie trzymało się za bardzo kupy, więc i on nie zamierzał pozostać jej dłużny.
- No raczej koleżanko - odpowiedział posyłając łobuzerski uśmiech. No ale dobrze, przecież nikt z nich nie wybrał tej opcji by pójść pogadać przy herbatce, lecz zdecydowanie tą pierwszą. W takim razie wystarczy im tej pogawędki. Pozwolił z siebie zrobić siedzisko, dokładniej z swoich nóg, które to teraz były pod Andreą. Na powrót ich wargi się połączyły i Cortez na powrót zaczął je badać, tak jakby ta kilkusekundowa rozłąka trwała wieki i tak bardzo stęskniony jej smaku nie mógł sobie odmówić by ponownie przypomnieć jak bardzo były delikatne w dotyku. Jego dłonie wkradły się pod szatę i kierując się w stronę ramion zsunął ją z dziewczyny odrzucając gdzieś za jej plecy, następnie jedna zakradła się pod bluzkę i zaczęła błądzić po całych plecach delikatnie muskając jej skórę. Ta jednak była nieskazitelnie delikatna i bez żadnych wad. Wręcz za idealna. Druga ręka powędrowała natomiast do przodu, oczywiście na podbródek koleżanki. Muskając go opuszkami palców. Te były najbardziej czułe na dotyk więc idealnie wręcz się nadawały do tego zadania. Poczuł jak wzdłuż kręgosłupa przechodzą go przyjemne ciarki przez co zmuszony był zostawić usta Ślizgonki i się uśmiechnąć szeroko. Ale też to pomogło mu zrobić ten drobny kroczek naprzód i nieco się zemścić na dziewczynie.
Oderwał się bowiem od ust ale wpierw pocałował delikatnie podbródek kierując się nieco w dół i do ucha. Składając po drodze setki pocałunków, całusów i jak już to dotarł do ucha złapał za nie zębami i zaczął lekko podgryzać.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
Kto by pomyślał, że ich drugie spotkanie będzie tak wyglądało. Na pewno nie ona i nawet nie brała pod uwagę, że kiedykolwiek cokolwiek połączy tę dwójkę. Wtedy nad jeziorem i w drodze powrotnej znad jeziora do domu raczej obstawiała wersję, że jak go znajdzie, tak zamorduje go gołymi rękoma. Tymczasem poprawiła się na udach chłopaka, chcąc nie chcąc siedząc na nim okrakiem, w czym spódnica mundurka akurat spisywała się idealnie. Kiedy Ślizgon zaczął obsypywać ją pocałunkami, przekrzywiła nieco głowę w bok, zgarniając przy okazji włosy na jedną ze stron. Cóż mogła rzec? Podobało jej się to, bo przecież każdy normalny człowiek lubi takie rzeczy a jego skóra na szyi i policzku jest delikatna, co tylko potęguje lubienie tego typu pieszczot. Uśmiechnęła się, zupełnie niekontrolowanie. Dopiero gdy Aleks wziął prawdopodobnie odwet za wcześniejsze ugryzienie, wróciła myślami na ziemię, kuląc się lekko w pozycji obronnej.
- Mam łaskotki - wyjaśniła szybko, posyłając chłopakowi firmowy uśmiech. Tak, ten był akurat kontrolowany, bo to nim czarowała męską część szkoły. Potem nie mając zamiaru przedłużać, przesunęła opuszkami palców po szyi Anglika, kierując się na jego tors. Jednak jej dłonie poza tym nie wykonały innego ruchu, pozostając grzecznie na swoim miejscu. Wargami z kolei postanowiła chwilę poznęcać się nad jego szyją i zgięciem, tuż nad obojczykiem. Chwilę później dłonie zielonej Jeunesse postanowiły rozprawić się z guzikami koszuli Corteza, choć wszystko co robiła, było wykonywane dość powoli. Nigdzie się nie śpieszyli. Chyba.
- Mam łaskotki - wyjaśniła szybko, posyłając chłopakowi firmowy uśmiech. Tak, ten był akurat kontrolowany, bo to nim czarowała męską część szkoły. Potem nie mając zamiaru przedłużać, przesunęła opuszkami palców po szyi Anglika, kierując się na jego tors. Jednak jej dłonie poza tym nie wykonały innego ruchu, pozostając grzecznie na swoim miejscu. Wargami z kolei postanowiła chwilę poznęcać się nad jego szyją i zgięciem, tuż nad obojczykiem. Chwilę później dłonie zielonej Jeunesse postanowiły rozprawić się z guzikami koszuli Corteza, choć wszystko co robiła, było wykonywane dość powoli. Nigdzie się nie śpieszyli. Chyba.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Cortez był akurat otwartą osobą jeśli chodzi o pewne grupy, wręcz uważał, że muszą się trzymać mniej więcej razem. Dlatego po tym pierwszym, nawet nie udanym za bardzo spotkaniu nikogo nie skreślał. A już tym bardziej dziewczyn, tak, zdecydowanie miał do nich słabość. Uwielbiał przebywać w ich towarzystwie, ubiegać się o ich wdzięki, zdobywać serca i tak w kółko. Nie szukał chyba niczego na stałe, chociaż kto tam to wie. Serce nie sługa i ono nie pyta się o pozwolenie. Między pocałunkami kątem oka zdążył dostrzec jak to zawija się, skupił się jednak później na szyi bo widział, że to jej sprawia najwięcej przyjemności.
W chwili jak dotarł do ucha i dziewczyna się skuliła wyprostował się spoglądając na nią uważniej co takiego się stało. Szybko mu jednak to wytłumaczyła na co się jedynie szybko uśmiechnął. - Będę pamiętać - mruknął i pocałował ją w usta. Dając jej niewinnego buziaka. Później sam siebie za to karcąc. Co to niby miało być?! Tylko mi się tutaj nie zakochuj w każdej dziewczynie. Oderwał od jej ciała swoje dłonie i odwiązał zielony krawat zostawiając go obok siebie. Kto wie, może ten kawałek materiału się do czegoś im przyda? Następnie ściągnął kamizelkę i na powrót zajął się dziewczyną. Dopiero też teraz pomyślał o tym, że ta szata którą miała na sobie Andrea bardzo może im się przydać więc próbował dosięgnąć ją nogą, co zaowocowało tym, że trochę się musiał powiercić z siedzącą na nim koleżanką.
- Mam cię - powiedział cicho przyciągając ją bliżej siebie i oddając się pieszczotom dziewczyny ułożył materiał w tym czasie obok siebie wzdłuż, tak jak siedział. Kiedy to zaczęła rozpinać mu koszulę opierał się o ziemię rękoma dając jej lepszy dostęp. W dodatku mu się nie śpieszyło wcale, a wcale i nie zamierzał śpieszyć się też z rozbieraniem dziewczyny. Dopiero kiedy to zdjęła z niego koszulę on ponownie włożył ręce pod jej koszulkę i zaczął ją podnosić do góry będąc ciekawy reakcji towarzyszki. Mimo wszystko i wbrew opinią jakie można wywnioskować po ich szybko rozwijającej się znajomości to on szanował kobiety i jeśli ta mówiła dosyć on dalej nie zamierzał iść. Przy zdejmowaniu nie był w stanie odmówić sobie tej przyjemności by nie pomiziać Ślizgonki po bokach brzucha, wzdłuż linii pachowej. Pomimo tego, że wspominała coś tam o gilgotkach. To było jednak zbyt przyjemne uczucie i zdecydowanie poradzi sobie z takim drobnym łaskotaniem.
W chwili jak dotarł do ucha i dziewczyna się skuliła wyprostował się spoglądając na nią uważniej co takiego się stało. Szybko mu jednak to wytłumaczyła na co się jedynie szybko uśmiechnął. - Będę pamiętać - mruknął i pocałował ją w usta. Dając jej niewinnego buziaka. Później sam siebie za to karcąc. Co to niby miało być?! Tylko mi się tutaj nie zakochuj w każdej dziewczynie. Oderwał od jej ciała swoje dłonie i odwiązał zielony krawat zostawiając go obok siebie. Kto wie, może ten kawałek materiału się do czegoś im przyda? Następnie ściągnął kamizelkę i na powrót zajął się dziewczyną. Dopiero też teraz pomyślał o tym, że ta szata którą miała na sobie Andrea bardzo może im się przydać więc próbował dosięgnąć ją nogą, co zaowocowało tym, że trochę się musiał powiercić z siedzącą na nim koleżanką.
- Mam cię - powiedział cicho przyciągając ją bliżej siebie i oddając się pieszczotom dziewczyny ułożył materiał w tym czasie obok siebie wzdłuż, tak jak siedział. Kiedy to zaczęła rozpinać mu koszulę opierał się o ziemię rękoma dając jej lepszy dostęp. W dodatku mu się nie śpieszyło wcale, a wcale i nie zamierzał śpieszyć się też z rozbieraniem dziewczyny. Dopiero kiedy to zdjęła z niego koszulę on ponownie włożył ręce pod jej koszulkę i zaczął ją podnosić do góry będąc ciekawy reakcji towarzyszki. Mimo wszystko i wbrew opinią jakie można wywnioskować po ich szybko rozwijającej się znajomości to on szanował kobiety i jeśli ta mówiła dosyć on dalej nie zamierzał iść. Przy zdejmowaniu nie był w stanie odmówić sobie tej przyjemności by nie pomiziać Ślizgonki po bokach brzucha, wzdłuż linii pachowej. Pomimo tego, że wspominała coś tam o gilgotkach. To było jednak zbyt przyjemne uczucie i zdecydowanie poradzi sobie z takim drobnym łaskotaniem.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
Jeszcze przez dłuższą chwilę pozwoliła sobie i chłopakowi oddawać się przyjemności płynącej z pocałunków i dotyku, jednak kiedy jej bluzka wylądowała na ziemi, odsunęła się od niego na nieznaczną odległość. Angielka przyglądnęła się twarzy Ślizgona z uśmiechem wymalowanym na malinowych wargach, aż w końcu z użyciem niewielkiej siły popchnęła go tak, by położył się na plecach. Złożyła na jego szyi i odsłoniętym torsie jeszcze kilka pojedynczych całusów a następnie zbliżyła się do jego ucha.
- Miło było cię poznać - przesunęła czubkiem nosa wzdłuż linii kości policzkowej Aleksandra i podniosła się do góry. Niedbale założyła na siebie bluzkę oraz szatę, poprawiła spódnicę i machnęła różdżką w stronę drzwi, otwierając je krótkim zaklęciem.
- Może kiedyś to dokończymy w odpowiedniejszym miejscu, ale wiesz, póki co... ciii - przyłożyła do warg wskazujący palec, puszczając chłopakowi porozumiewawcze oczko. Potem bez większego pożegnania opuściła pomieszczenie kierując się do lochów, czekając najpierw aż Cortez założy koszulę.
- Miło było cię poznać - przesunęła czubkiem nosa wzdłuż linii kości policzkowej Aleksandra i podniosła się do góry. Niedbale założyła na siebie bluzkę oraz szatę, poprawiła spódnicę i machnęła różdżką w stronę drzwi, otwierając je krótkim zaklęciem.
- Może kiedyś to dokończymy w odpowiedniejszym miejscu, ale wiesz, póki co... ciii - przyłożyła do warg wskazujący palec, puszczając chłopakowi porozumiewawcze oczko. Potem bez większego pożegnania opuściła pomieszczenie kierując się do lochów, czekając najpierw aż Cortez założy koszulę.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Pieszczoty trwały jeszcze chwilę bądź i dwie. Nie wiedział do końca bo zatracił się w tym co robili, całkowicie go to pochłonęło i w tym momencie czas stał się najmniej ważną rzeczą jaka go interesowała. Powrócił do świata dopiero kiedy to nieznacznie się od niego odsunęła. Jego usta nadal były lekko rozszerzone po pocałunku i otwierając oczy spojrzał na to co robi. Dostrzegł ten rozbrajający uśmiech, zupełnie inny niż te poprzednie. Ten wydawał się być taki prawdziwy, naturalny i potrafił rozbawić w porównaniu do poprzednich. Przez co odwzajemnił uśmiech i czując jej rękę na swojej piersi, oraz lekki nacisk. Błyskawicznie odczytał jej intencje i położył się na plecach. W chwili jak zaczęła całować jego szyję przejechał opuszkami po jej plecach wzdłuż kręgosłupa. Poczuł lekki, przyjemny dreszcz kiedy to jej usta dotarły do jego torsu i zamruczał zalotnie. Ta jednak na powrót skierowała swoje usta do jego ucha i wyszeptała coś co w pierwszej chwili wydało mu się kompletnie bez sensu. Co? Że jak poznać? - pomyślał i podniósł się do siadu mrużąc nieco oczy. Poczuł jeszcze tą drobną pieszczotę którą wykonała nosem i obserwował jak się ubiera. I choć niby powinien być zły na dziewczynę jednak zareagował na to aż za spokojnie. Uśmiechnął się lekko do dziewczyny opierając się cały czas rękoma i po prostu obserwował z satysfakcją to jak się ubierała. Kiedy to ubrała już bluzkę on również ubrał już koszulę i zawiązał pośpiesznie zielony krawat. Złapał jeszcze za kamizelkę i składając ją w rękach ruszył ku dziewczynie.
- No może się dokończy, a do tego czasu nic tutaj się nie stało - powiedział i tuż przed drzwiami złapał lekko za dłoń i przechodząc szybko do talii otworzył drzwi i wypuszczając koleżankę pierwszą starał się nie oderwać ręki od jej pleców i dopiero w połowie korytarza puścił jej plecy i każdy rozszedł się w swoim kierunku. Nawet nie znali swoich imion, ale to może i lepiej dla nich? Jak ktoś się go zapyta co go łączy z Andreą na spokojnie będzie mógł powiedzieć, że nic bo nie zna nikogo o tym imieniu.
- No może się dokończy, a do tego czasu nic tutaj się nie stało - powiedział i tuż przed drzwiami złapał lekko za dłoń i przechodząc szybko do talii otworzył drzwi i wypuszczając koleżankę pierwszą starał się nie oderwać ręki od jej pleców i dopiero w połowie korytarza puścił jej plecy i każdy rozszedł się w swoim kierunku. Nawet nie znali swoich imion, ale to może i lepiej dla nich? Jak ktoś się go zapyta co go łączy z Andreą na spokojnie będzie mógł powiedzieć, że nic bo nie zna nikogo o tym imieniu.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Siedziba kółka artystycznego
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka artystycznego
Ktokolwiek wymyślił obchodzenie Walentynek również w świecie czarodziejów, to powinien sczeznąć w piekle w kotle obok Voldemorta. Wszystkie idiotki ze szkoły postradały rozum, szczerząc się jak głupie do serca i śledząc dumnych z siebie kretynów, którzy tylko czekali na czekoladki. Było strasznie mdło, słodko, czerwono. Wszędzie latały sowy z czerwonymi kopertami, pary obściskiwały się po kątach jakoś bardziej... Agencyjnie i odważnie niż zwykle. Lauren nie była fanka takich rzeczy, zupełnie inaczej podchodziła do tematu romansów i miłości, nie szukała powierzchniowych i dzikich przygód. Nic więc dziwnego, że od natłoku cukru aż ją mdliło. Szczytem wszystkiego była przerwa między zaklęciami a eliksirami, gdy jakiś Krukon podszedł do niej z pudełkiem czekoladek i propozycją spotkania w kawiarni we wiosce u podnóży zamku. Nie dość, że spojrzała na niego, jak na wariata, to potem musiała gryźć się w język, żeby nie używać dosadniejszych epitetów przy odmowie, aczkolwiek podziękowała za czekoladki i nazwała go chyba nawet uroczym chłopcem, na co mina mu zrzedła.
Rudowłosa westchnęła, kierując się do jednej z opuszczonych sal. Tkwiło w niej stare i zapomniane pianino, jej druga forma ucieczki poza animagią. Odskocznia od rzeczywistości, której spokój ostatnim czasem został zakłócony, bo miała na głowie wilkołaka i jego sekret, a także fana czarnej magii, który usilnie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Niedorzeczne. Nie spodziewała się nikogo, więc weszła jak do siebie. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nią, to odwróciła się i dodatkowo zabezpieczyła je zaklęciem, nie chcąc być świadkiem, gdyby jakaś para tu wpadła, chcąc wykorzystać pianino do celu innego, niż było stworzone. Rzuciła torbę i czekoladki na jedno z krzeseł, zsunęła z ramion szatę i sweter od mundurka, zostając w białej koszuli oraz spódnicy w barwach domu. Pod szyją miała czarną wstążką, bluzkę zdobiły perłowe guziki. Burza rudych włosów tkwiła rozpuszczona, ułożona w niesforne fale, jednak właścicielka miała wobec nich inny plan. Wyjęła frotkę z bocznej kieszeni szkolnej torby i obróciła się, odchylając głowę, aby zebrać włosy w kucyka i wtedy zamarła.. Jej karmelowe oczy napotkały przeszkodę. Tkwiąc praktycznie w kompletnym bezruchu, uniosła brew i spojrzała na Connora, jakby był przedstawicielem innej rasy. Lau prychnęła pod nosem, rozglądając się dookoła — Campbell na Merlina, nie mów, że czekasz na jakąś napaloną gryfonkę czy inną, bo chciałam skorzystać z tej sali.
Oczywiście, że się znali. Byli z jednego domu, czasem rozmawiali. Dopiero teraz zauważyła, co tak właściwie robił, co zaskoczyło ją jeszcze bardziej. Connor miał dusze artysty? Czy cały zamek wywraca się do góry nogami, czy trafiała ostatnio do innych rzeczywistości? Zwilżyła usta, opuszczając dłonie i na chwilę zostawiając włosy w spokoju, ruszyła w jego stronę, krzyżując ręce pod biustem. Jak zawsze dumna, wyprostowana, nie uciekała wzrokiem. Stanęła obok, przyglądając się temu, co malował z zainteresowaniem w oczach, chociaż nie przyznała tego głośno.
Rudowłosa westchnęła, kierując się do jednej z opuszczonych sal. Tkwiło w niej stare i zapomniane pianino, jej druga forma ucieczki poza animagią. Odskocznia od rzeczywistości, której spokój ostatnim czasem został zakłócony, bo miała na głowie wilkołaka i jego sekret, a także fana czarnej magii, który usilnie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Niedorzeczne. Nie spodziewała się nikogo, więc weszła jak do siebie. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nią, to odwróciła się i dodatkowo zabezpieczyła je zaklęciem, nie chcąc być świadkiem, gdyby jakaś para tu wpadła, chcąc wykorzystać pianino do celu innego, niż było stworzone. Rzuciła torbę i czekoladki na jedno z krzeseł, zsunęła z ramion szatę i sweter od mundurka, zostając w białej koszuli oraz spódnicy w barwach domu. Pod szyją miała czarną wstążką, bluzkę zdobiły perłowe guziki. Burza rudych włosów tkwiła rozpuszczona, ułożona w niesforne fale, jednak właścicielka miała wobec nich inny plan. Wyjęła frotkę z bocznej kieszeni szkolnej torby i obróciła się, odchylając głowę, aby zebrać włosy w kucyka i wtedy zamarła.. Jej karmelowe oczy napotkały przeszkodę. Tkwiąc praktycznie w kompletnym bezruchu, uniosła brew i spojrzała na Connora, jakby był przedstawicielem innej rasy. Lau prychnęła pod nosem, rozglądając się dookoła — Campbell na Merlina, nie mów, że czekasz na jakąś napaloną gryfonkę czy inną, bo chciałam skorzystać z tej sali.
Oczywiście, że się znali. Byli z jednego domu, czasem rozmawiali. Dopiero teraz zauważyła, co tak właściwie robił, co zaskoczyło ją jeszcze bardziej. Connor miał dusze artysty? Czy cały zamek wywraca się do góry nogami, czy trafiała ostatnio do innych rzeczywistości? Zwilżyła usta, opuszczając dłonie i na chwilę zostawiając włosy w spokoju, ruszyła w jego stronę, krzyżując ręce pod biustem. Jak zawsze dumna, wyprostowana, nie uciekała wzrokiem. Stanęła obok, przyglądając się temu, co malował z zainteresowaniem w oczach, chociaż nie przyznała tego głośno.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Siedziba kółka artystycznego
Najbardziej wyczekiwane przez Campbella święto przyszło nieoczekiwanie szybko. Chłopak, zapewne w przeciwieństwie do innych przedstawicieli jego płci, uwielbiał wszystko co wiązało się z tym czasem. Dla niego był to dzień, w którym dostawał najwięcej komplementów, na które był tak łasy jak Niuchacz na błyskotki. I pławił się w nich bezwstydnie, pozwalając swemu ego rosnąć do niebotycznych rozmiarów (nie, żeby na codzień takie nie było). Co lepsze, żadna dziewczyna nie chciała się z nim pokazać w ten dzień publicznie dzięki jego niepochlebnej reputacji. W związku z tym poza uczuciem satysfakcji, jednocześnie miał niesamowity spokój ducha, gdy reszta zamku odgrywała role w marnej sztuce pod tytułem "Udawanie czy kochanie?".
Campbell niczego nie udawał i to właśnie zapewniło mu możliwość spędzenia całego dnia w pracowni artystycznej, czego raczej niewiele osób o nim wiedziało. Dlatego po przeczytaniu każdej kartki Walentynkowej (on oczywiście nie wysłał ani jednej) i oddzieleniu tych podpisanych imionami nieznajomymi od tych znajomych, skosztowaniu każdej czekoladki i innego otrzymanego słodycza, zebrał wszystkie potrzebne przybory i wyruszył na wyprawę w zaplanowane miejsce.
Samotnie spędził być może godzinę, maksymalnie dwie, chociaż nie dałby sobie ręki uciąć, bo właśnie nią wymachując stracił rachubę czasu. W tym czasie zdążył przygotować pobieżny szkic krajobrazu roztaczajacego się za oknem sali, wymalować tło i zabrać sie za obiekty znajdujące się na najdalszym planie, czyli wzgórza wzrastające nad taflą jeziora.
Wzdrygnał się kiedy drzwi wejściowe otworzyły się z głośnym łoskotem, przez co prosty w rzeczywistości pień drzewa wywinął się w chińskie es. Connor odetchnał głęboko i wczepił spojrzenie swoich stalowych tęczówek w rudowłosą, chłonąc przyjemność z obserwacji. Jej ruchy były ekspresyjne, a miedziane włosy latały we wszystkie strony jakby bicze lub gałęzie Wierzby Bijącej.
A jakby tak umieścić ją w zmienionej formie u brzegu jeziora...? Wolna myśl przemknęła przez jego umysł, a czujne spojrzenie przeniósł na płótno szybko oceniając wykonalność tego spontanicznego pomysłu. Ślizgonka zauważyła go szybciej niż się spodziewał, czyli nim zdążył dotknąć pędzlem materiału.
- Dzisiaj mam dzień dla siebie. - Wyszczerzył się do niej najszerzej jak tylko mógł. Był tak wykomplementowany, że nie był w stanie się nie uśmiechać. - Właśnie widzę, jak chcesz z niej skorzystać... - Uniósł brew, okraszoną zielono-niebieskimi smugami farby, ku górze i powiódł spojrzeniem po porozrzucanych na podłodze częściach garderoby.
- Dlaczego nie dostałem od Ciebie kartki? - zapytał niewinnie, gdy nagle przypomniał sobie że nie dane mu było zobaczyć odręcznego podpisu Lauren. Oh, Connor idealnie wiedział o nieprzystępności Szkotki, której nie w głowie były przygody takich jakich on oczekiwał od życia. Cóż, nic na siłę, ale nie mógł się oprzeć by przy każdym spotkaniu nie brać jej pod włos i prowokować swoimi głupimi tekstami.
Campbell niczego nie udawał i to właśnie zapewniło mu możliwość spędzenia całego dnia w pracowni artystycznej, czego raczej niewiele osób o nim wiedziało. Dlatego po przeczytaniu każdej kartki Walentynkowej (on oczywiście nie wysłał ani jednej) i oddzieleniu tych podpisanych imionami nieznajomymi od tych znajomych, skosztowaniu każdej czekoladki i innego otrzymanego słodycza, zebrał wszystkie potrzebne przybory i wyruszył na wyprawę w zaplanowane miejsce.
Samotnie spędził być może godzinę, maksymalnie dwie, chociaż nie dałby sobie ręki uciąć, bo właśnie nią wymachując stracił rachubę czasu. W tym czasie zdążył przygotować pobieżny szkic krajobrazu roztaczajacego się za oknem sali, wymalować tło i zabrać sie za obiekty znajdujące się na najdalszym planie, czyli wzgórza wzrastające nad taflą jeziora.
Wzdrygnał się kiedy drzwi wejściowe otworzyły się z głośnym łoskotem, przez co prosty w rzeczywistości pień drzewa wywinął się w chińskie es. Connor odetchnał głęboko i wczepił spojrzenie swoich stalowych tęczówek w rudowłosą, chłonąc przyjemność z obserwacji. Jej ruchy były ekspresyjne, a miedziane włosy latały we wszystkie strony jakby bicze lub gałęzie Wierzby Bijącej.
A jakby tak umieścić ją w zmienionej formie u brzegu jeziora...? Wolna myśl przemknęła przez jego umysł, a czujne spojrzenie przeniósł na płótno szybko oceniając wykonalność tego spontanicznego pomysłu. Ślizgonka zauważyła go szybciej niż się spodziewał, czyli nim zdążył dotknąć pędzlem materiału.
- Dzisiaj mam dzień dla siebie. - Wyszczerzył się do niej najszerzej jak tylko mógł. Był tak wykomplementowany, że nie był w stanie się nie uśmiechać. - Właśnie widzę, jak chcesz z niej skorzystać... - Uniósł brew, okraszoną zielono-niebieskimi smugami farby, ku górze i powiódł spojrzeniem po porozrzucanych na podłodze częściach garderoby.
- Dlaczego nie dostałem od Ciebie kartki? - zapytał niewinnie, gdy nagle przypomniał sobie że nie dane mu było zobaczyć odręcznego podpisu Lauren. Oh, Connor idealnie wiedział o nieprzystępności Szkotki, której nie w głowie były przygody takich jakich on oczekiwał od życia. Cóż, nic na siłę, ale nie mógł się oprzeć by przy każdym spotkaniu nie brać jej pod włos i prowokować swoimi głupimi tekstami.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Nagle do siedziby kółka artystycznego wleciała śnieżnobiała mała sówkę, która w dziobie trzymała czarną kopertę zalakowaną złotym stęplem.
Podfrunęła tuż przed oczy ślizgonki. Na czarnym papierze wykaligrafowanym złotym pismem mogłaś przeczytać:
„W taki dzień jak dziś nie nienawidzę Cię aż tak bardzo.”
A.W
Podfrunęła tuż przed oczy ślizgonki. Na czarnym papierze wykaligrafowanym złotym pismem mogłaś przeczytać:
„W taki dzień jak dziś nie nienawidzę Cię aż tak bardzo.”
A.W
Mistrz Gry
Re: Siedziba kółka artystycznego
Nie posądzała go o taki narcyzm, ale też poza krótkimi wymianami zdań to nie miała nigdy z Campbellem zbyt dużej styczności. Nie był głupi, był popularny i miał odłam swojego durnego fanklubu, co robiło z niego typowego Ślizgona, jak Wilson czy Cortez. Wszyscy byli ucieleśnieniem sennych marzeń i romantycznych fantazji ponad połowy damskiej populacji tej szkoły, dodatkowo zyskując powodzenie poprzez łamanie regulaminu i bycie niegrzecznymi chłopcami. Nie rozumiała absolutnie tej fascynacji, za nic nie chciała być bliżej kojarzona z takimi kobieciarzami, ceniła siebie bardziej niż do roli zwykłej zabawki i przelotnej fascynacji.
Miała pecha, że sala była zajęta. Miała dreszcz przerażenia na ciele, że Connor mógł jej za chwilę użyć do celów niewątpliwie artystycznych, ale na innej płaszczyźnie. Lauren nie była jednak dziewczyną, którą peszyło jakiekolwiek męskie spojrzenie lub głupi uśmieszek, ba, to działało na nią, jak płachta na byka. Im głupsze komentarze rzucano w jej stronę, tym bardziej zgryźliwie odpowiadała, prychając przy tym, jak oburzony głupotą rozmówcy kot. Jej włosy istotnie, kołysały się dość dziko uwolnione z chwilowego uścisku jej rąk, jakby zadowolone, że nie skończyły uwiązane frotką. Kontrastowały z jej bladą buzią, piegami, karminowymi wargami. Porównanie do bijącej wierzby uznałaby za komplement, ale na szczęście darował sobie mówienie tego na głos. Zlustrowała go więc wzrokiem najpierw z irytacją, ale płótno wzbudzało w niej ciekawość. Miała słabość do sztuki, chociaż sama nie umiała malować i jej talent skupiał się głównie na pianinie, które miało być jej dzisiejszą walentynką. Na jego słowa poczuła ulgę, chyba by zwymiotowała, gdyby wpadła tu jakaś uczennica i rzuciła mu się na szyję z maślanymi oczami. Nie to, że był brzydki, ale po prostu afiszowanie się z uczuciami w walentynki było puste, sztuczne, na pokaz, obrzydliwe. Miała nieskończenie wiele negatywnych epitetów na temat w głowie!
- Nie patrz na mnie w sposób sugerujący mi wparowanie tutaj w celach, które Ty tak lubisz, to obraźliwie. - rzuciła dość zadziornie i złośliwie, nie musiała nawet spojrzeć przez ramię, bo doskonale wiedziała, do czego zmierzał. Wszak sweter wciąż kołysał się na oparciu krzesła, usiłując chyba zrzucić pudełko czekoladek, które postawiła na torbie. - Dzień dla siebie w walentynki? Jak to się stało?
Zapytała nieco ironicznie, idąc w jego stronę i stanęła za chłopakiem, bezczelnie patrząc na płótno. Obraz, który się na nim kształtował był naprawdę ładny. Jezioro i jego kolory zdawały się wciągać głębią i chociaż Lau nie lubiła wody, przez chwilę jej karmelowe ślepia zatonęły w mieszańce błękitów i zieleni. Nie zamierzała go jednak chwalić, chociaż już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale ten nieszczęsny samiec alfa wtrącił się z kartką. Niewiele myśląc, uniosła dłoń i pstryknęła go w ucho, zaraz krzyżując ręce pod piersiami. - Powiedzmy, że równie Ty nie jesteś w mojej lidze, a ja w Twojej. Jak tak Ci zależy jednak na kartce ode mnie, możemy się dogadać. Tylko wiesz, nie bierz tego tak do serca czasem, bo gdybym była w jakikolwiek sposób Tobą zainteresowana, to byłoby mnie stać na coś lepszego, niż kartkę,
Dodała jednak, wzruszając ramionami i na chwilę odwracając głowę w jego stronę, posyłając mu czarujący uśmiech i spojrzenie spod pomalowanych czarnym tuszem rzęs. Wywietrzyła w tym interes oczywiście. Odsunęła się i chciała podejść do instrumentu, ale sówka wleciała przez okno i podała jej czarny liścik. Przez chwilę zawrót głowy, że to ckliwy i romantyczny liścik, ale po rozwinięciu pergaminu i dostrzeżeniu napisu, prychnęła pod nosem, kręcąc głową. - Osioł. - mruknęła jedynie, kierując się do swojej torby. Wyjęła kawałek pergaminu, różdżką zmieniając jego barwę na czarną. Naskrobała coś piórem, otwierając pudełko leżące obok i wyjmując z niego jedną z czekoladek w papierku, która kształtem przypominała kocią łapkę. Nie przeczytała oczywiście, że to magiczne, romantyczne czekoladki i któraś losowa zawierała amortencję, bo nie zamierzała sama ich jeść. Przywiązała liścik i słodycz do nogi sówki, następnie niosąc ją na ręku w stronę okna, aby mogła wrócić do właściciela.
- Prezent dla Twojej wybranki? - kontynuowała rozmowę z chłopakiem, który jednak jako pierwszy dotarł do sali i skierowała się do pianina, przecierając palcem kurz z czarnego drewna. Jak mogli pozwolić sobie, aby o nim tak zapomnieć. Odpięła guziki przy rękawach koszuli, biorąc się za podwijanie ich.
Miała pecha, że sala była zajęta. Miała dreszcz przerażenia na ciele, że Connor mógł jej za chwilę użyć do celów niewątpliwie artystycznych, ale na innej płaszczyźnie. Lauren nie była jednak dziewczyną, którą peszyło jakiekolwiek męskie spojrzenie lub głupi uśmieszek, ba, to działało na nią, jak płachta na byka. Im głupsze komentarze rzucano w jej stronę, tym bardziej zgryźliwie odpowiadała, prychając przy tym, jak oburzony głupotą rozmówcy kot. Jej włosy istotnie, kołysały się dość dziko uwolnione z chwilowego uścisku jej rąk, jakby zadowolone, że nie skończyły uwiązane frotką. Kontrastowały z jej bladą buzią, piegami, karminowymi wargami. Porównanie do bijącej wierzby uznałaby za komplement, ale na szczęście darował sobie mówienie tego na głos. Zlustrowała go więc wzrokiem najpierw z irytacją, ale płótno wzbudzało w niej ciekawość. Miała słabość do sztuki, chociaż sama nie umiała malować i jej talent skupiał się głównie na pianinie, które miało być jej dzisiejszą walentynką. Na jego słowa poczuła ulgę, chyba by zwymiotowała, gdyby wpadła tu jakaś uczennica i rzuciła mu się na szyję z maślanymi oczami. Nie to, że był brzydki, ale po prostu afiszowanie się z uczuciami w walentynki było puste, sztuczne, na pokaz, obrzydliwe. Miała nieskończenie wiele negatywnych epitetów na temat w głowie!
- Nie patrz na mnie w sposób sugerujący mi wparowanie tutaj w celach, które Ty tak lubisz, to obraźliwie. - rzuciła dość zadziornie i złośliwie, nie musiała nawet spojrzeć przez ramię, bo doskonale wiedziała, do czego zmierzał. Wszak sweter wciąż kołysał się na oparciu krzesła, usiłując chyba zrzucić pudełko czekoladek, które postawiła na torbie. - Dzień dla siebie w walentynki? Jak to się stało?
Zapytała nieco ironicznie, idąc w jego stronę i stanęła za chłopakiem, bezczelnie patrząc na płótno. Obraz, który się na nim kształtował był naprawdę ładny. Jezioro i jego kolory zdawały się wciągać głębią i chociaż Lau nie lubiła wody, przez chwilę jej karmelowe ślepia zatonęły w mieszańce błękitów i zieleni. Nie zamierzała go jednak chwalić, chociaż już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale ten nieszczęsny samiec alfa wtrącił się z kartką. Niewiele myśląc, uniosła dłoń i pstryknęła go w ucho, zaraz krzyżując ręce pod piersiami. - Powiedzmy, że równie Ty nie jesteś w mojej lidze, a ja w Twojej. Jak tak Ci zależy jednak na kartce ode mnie, możemy się dogadać. Tylko wiesz, nie bierz tego tak do serca czasem, bo gdybym była w jakikolwiek sposób Tobą zainteresowana, to byłoby mnie stać na coś lepszego, niż kartkę,
Dodała jednak, wzruszając ramionami i na chwilę odwracając głowę w jego stronę, posyłając mu czarujący uśmiech i spojrzenie spod pomalowanych czarnym tuszem rzęs. Wywietrzyła w tym interes oczywiście. Odsunęła się i chciała podejść do instrumentu, ale sówka wleciała przez okno i podała jej czarny liścik. Przez chwilę zawrót głowy, że to ckliwy i romantyczny liścik, ale po rozwinięciu pergaminu i dostrzeżeniu napisu, prychnęła pod nosem, kręcąc głową. - Osioł. - mruknęła jedynie, kierując się do swojej torby. Wyjęła kawałek pergaminu, różdżką zmieniając jego barwę na czarną. Naskrobała coś piórem, otwierając pudełko leżące obok i wyjmując z niego jedną z czekoladek w papierku, która kształtem przypominała kocią łapkę. Nie przeczytała oczywiście, że to magiczne, romantyczne czekoladki i któraś losowa zawierała amortencję, bo nie zamierzała sama ich jeść. Przywiązała liścik i słodycz do nogi sówki, następnie niosąc ją na ręku w stronę okna, aby mogła wrócić do właściciela.
- Prezent dla Twojej wybranki? - kontynuowała rozmowę z chłopakiem, który jednak jako pierwszy dotarł do sali i skierowała się do pianina, przecierając palcem kurz z czarnego drewna. Jak mogli pozwolić sobie, aby o nim tak zapomnieć. Odpięła guziki przy rękawach koszuli, biorąc się za podwijanie ich.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Siedziba kółka artystycznego
Gdyby tylko Lauren poświęciła chwilę z jej cennego singielskiego i niezależnego życia na spędzenie dłuższego okresu czasu z jakimkolwiek chłopakiem, na pewno zauważyłaby, że każdy z nich był łasy na komplementy. Nie tylko Campbell, czy inny szkolny casanova. Prawda była taka, że dziewczyny będąc codziennie zasypywane nimi w zupełności nie doceniały tej formy zauważenia drugiego człowieka. Z jego perspektywy wyglądało to tak, że to zawsze on musiał się więcej nagimnastykować umysłowo, nawymyślać nieoczekiwanych porównań, być zaskakującym, czarującym, zabawnym. I niestety często jego starania spalały na panewce. Na szczęście Campbell nie należał do osobników, które łatwo się poddają. Był wytrwały i zawsze dostawał to czego chce. Najlepszym tego przykładem był dzień Walentego okraszony dziwną sławą dnia zakochanych, kiedy Kanadyjczyk nie musiał nic. Słodkie nic - och jak on się tym rozkoszował. Czyżby bardziej niż czymkolwiek innym?
- Obraźliwe!? - wykrzyknął i roześmiał się szczerze, aż echo poniosło się po kamiennej komnacie. Złapał się prawą dłonią za klatkę piersiową plamiąc sobie farbą białą koszulkę. - Ja tylko mówię co widzę. Jestem tylko idiotycznym samcem wzrokowcem! - rozłożył ramiona na boki z najniewinniejszą miną jaką tylko mógł przybrać. Im bardziej przeczące były słowa dziewczyny tym bardziej miał jeszcze większego smaka na wymianę zgryźliwych docinek. Jeżeli sądziła, że takie podejście go ustawi to była w dużym błędzie. Można by nawet rzec, że trafiła kosa na kamień.
- Myślisz, że tak łatwo wyciągniesz ze mnie moją najbardziej skrywaną tajemnicę? - zacmokał z dezaprobatą i pokręcił głową z diabelskim uśmieszkiem na bladych wargach. - Powinnaś się cieszyć, że nie zabiję Cię za to, że mnie tu przyłapałaś. - Rzucił jej wymowne spojrzenie spode łba, które miało świadczyć, że nie życzy sobie aby komukolwiek rozpowiadała o tym czym się tutaj zajmował. Sztuka była jego najbardziej skrywaną kochanką, a być może nawet miłością, i nikt nie mógł się dowiedzieć o jego wrażliwej stronie. Miał już wyrobioną konkretną reputację w szkole i nie mógł pozwolić, aby to ją zmieniło. Odpowiadało mu to jak był odbierany, miał nad tym kontrolę i to się liczyło. Nie potrzebował, aby ktokolwiek próbował wykorzystywać to co było było najbliższe jego sercu. Z czasem zapewne postanowi kogoś dopuścić do swych najczulszych sfer, jednakże to nie był ten czas.
- Auć! - zakrzyknął z udawanym bólem, zacisnął powieki i złapał się za serce, tworząc w tym miejscu palczasty okrąg w kolorach jeziora. - W takim razie czekam na coś lepszego niż kartkę. - odrzekł lekko nie racząc panny Sharp spojrzeniem, które miał wlepione w płótno stojące na sztaludze. Jego oczy wędrowały od rozpoczętego obrazu, poprzez paletę na której wyrabiał odpowiednie kolory, do krajobrazu roztaczającego się za oknem sali. Zauważył jak niewielka sówka wlatuje przez otwarte okno, ląduje na oparciu najbliższego krzesła i wyciąga nóżkę w stronę rudowłosej. Kątem oka obserwował tą scenę jednocześnie starając się pójść do przodu ze swoim dziełem.
- Mam z tym osłem poważnie porozmawiać? - Zapytał bez czajenia się i udawania, że nic nie usłyszał. Reakcja Lauren na liścik była dość wymowna i mimo tego, że nie znali się zbyt dobrze chciał jej jakoś dać znać, że gotów jest jej pomóc jeśli tylko się zgodzi. Powiódł za nią spojrzeniem swoich tęczówek o kolorze zmrożonej stali, by spróbować wyczuć w jaki humor wprowadziła ją ta niespodziewana wiadomość. Jego (obecnie) kolorowe brwi uniosły się lekko gdy Ślizgonka skierowała swoje kroki ku zakurzonemu pianinu, w połowie zasłanemu białym materiałem.
- Może być dla Ciebie - odparł w stronę jej pleców, łapiąc za pędzel. Miał teraz okazję, aby nanieść na obraz swój spontaniczny pomysł zainspirowany pojawieniem się Szkotki.
- Obraźliwe!? - wykrzyknął i roześmiał się szczerze, aż echo poniosło się po kamiennej komnacie. Złapał się prawą dłonią za klatkę piersiową plamiąc sobie farbą białą koszulkę. - Ja tylko mówię co widzę. Jestem tylko idiotycznym samcem wzrokowcem! - rozłożył ramiona na boki z najniewinniejszą miną jaką tylko mógł przybrać. Im bardziej przeczące były słowa dziewczyny tym bardziej miał jeszcze większego smaka na wymianę zgryźliwych docinek. Jeżeli sądziła, że takie podejście go ustawi to była w dużym błędzie. Można by nawet rzec, że trafiła kosa na kamień.
- Myślisz, że tak łatwo wyciągniesz ze mnie moją najbardziej skrywaną tajemnicę? - zacmokał z dezaprobatą i pokręcił głową z diabelskim uśmieszkiem na bladych wargach. - Powinnaś się cieszyć, że nie zabiję Cię za to, że mnie tu przyłapałaś. - Rzucił jej wymowne spojrzenie spode łba, które miało świadczyć, że nie życzy sobie aby komukolwiek rozpowiadała o tym czym się tutaj zajmował. Sztuka była jego najbardziej skrywaną kochanką, a być może nawet miłością, i nikt nie mógł się dowiedzieć o jego wrażliwej stronie. Miał już wyrobioną konkretną reputację w szkole i nie mógł pozwolić, aby to ją zmieniło. Odpowiadało mu to jak był odbierany, miał nad tym kontrolę i to się liczyło. Nie potrzebował, aby ktokolwiek próbował wykorzystywać to co było było najbliższe jego sercu. Z czasem zapewne postanowi kogoś dopuścić do swych najczulszych sfer, jednakże to nie był ten czas.
- Auć! - zakrzyknął z udawanym bólem, zacisnął powieki i złapał się za serce, tworząc w tym miejscu palczasty okrąg w kolorach jeziora. - W takim razie czekam na coś lepszego niż kartkę. - odrzekł lekko nie racząc panny Sharp spojrzeniem, które miał wlepione w płótno stojące na sztaludze. Jego oczy wędrowały od rozpoczętego obrazu, poprzez paletę na której wyrabiał odpowiednie kolory, do krajobrazu roztaczającego się za oknem sali. Zauważył jak niewielka sówka wlatuje przez otwarte okno, ląduje na oparciu najbliższego krzesła i wyciąga nóżkę w stronę rudowłosej. Kątem oka obserwował tą scenę jednocześnie starając się pójść do przodu ze swoim dziełem.
- Mam z tym osłem poważnie porozmawiać? - Zapytał bez czajenia się i udawania, że nic nie usłyszał. Reakcja Lauren na liścik była dość wymowna i mimo tego, że nie znali się zbyt dobrze chciał jej jakoś dać znać, że gotów jest jej pomóc jeśli tylko się zgodzi. Powiódł za nią spojrzeniem swoich tęczówek o kolorze zmrożonej stali, by spróbować wyczuć w jaki humor wprowadziła ją ta niespodziewana wiadomość. Jego (obecnie) kolorowe brwi uniosły się lekko gdy Ślizgonka skierowała swoje kroki ku zakurzonemu pianinu, w połowie zasłanemu białym materiałem.
- Może być dla Ciebie - odparł w stronę jej pleców, łapiąc za pędzel. Miał teraz okazję, aby nanieść na obraz swój spontaniczny pomysł zainspirowany pojawieniem się Szkotki.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Ludzie lubili, gdy o nich dobrze mówiono. Delikatne łechtanie ego wpływało na rozwój i siłę wewnętrzną, którą Lauren uważała za siłę napędową życia. Kij komplementów miał jednak dwa końce i w dzisiejszych czasach, trudno było znaleźć te szczere i wartościowe. Kolejny powód, aby dystansować się od ludzi. Niby wiedziała, że to niezbyt zdrowe i w przyszłości odbije się to echem na funkcjonowaniu, ale nie umiała tego zmienić i nie wiedziała, czy chciała. Nie przypuszczała jednak, że chłopak pokroju Campbella potrzebował jakichkolwiek komplementów, skoro tyle dziewcząt dookoła niego skakało. Prawda tkwiła jednak w kryjących się w jego głowie myślach — kobiety uważały się za księżniczki, oczekiwały, że mężczyzna zrobi wszystko za nie. I to było złe.
Przytaknęła, przyglądając się szczerej salwie śmiechu, chociaż nie do końca rozumiała, co takiego zabawnego powiedziała. W karmelowych tęczówkach dostrzec można było jednak nutę rozbawienia, bo dźwięk tak czysty i roznoszący się echem po sali był zwyczajnie zaraźliwy. - Z całą tą gestykulacją, rozważałeś może karierę aktorską?
Zapytała pół żartem, pół serio, nie komentując jednak słów dotyczących jej rozbierania się po wejściu do sali, bo dla osoby niewtajemniczonej lub niemającej o niej żadnego pojęcia, mogło to być dwuznaczne, faktycznie. Prędzej by jednak umarła niż przyznała mu rację. Miał w sobie złośliwą iskrę, która z dziecinną łatwością przechodziła na nią, odpalając instynkt obronny i chęć rzucania zakrawającymi na wredną odzywkami, których miała przecież cały rękaw. Ceniła sobie ludzi, którzy podnosili rękawicę i podejmowali wyzwanie. Kosa, która lubiła kamienie. Im dłużej takie starcia trwały, tym bardziej człowiek był ciekawy, czy pierwsze stępi się narzędzie, czy ulegnie może kamyk i pęknie mu powierzchnia?
- Uważaj, bo się wystraszę. - wywróciła oczyma na jego spojrzenie, zaraz jednak odrobinę spoważniała, rozglądając się po starej i zapomnianej izbie. Mogła zrozumieć, dlaczego traktował ją jako swoją kryjówkę, chciał utrzymać jako sekret. I fakt, że malował! Nie było to coś, co przychodziło do głowy po spojrzeniu na Ślizgona. Rudowłosa kiwnęła delikatnie głową, zatrzymując spojrzenie na jednej ze sztalug zakrytych białym prześcieradłem.- Twój sekret będzie bezpieczny. W tym akurat jestem dobra, chociaż uprzedzam, sekrety wydobywają z ludzi drugie oblicze.
Dodała w końcu z delikatnym wzruszeniem ramion i bezgłośnym westchnięciem, ciesząc się w głębi, że jego sekret był tak niegroźny. Każdy chciał mieć cos dla siebie, cząstkę, którą skrywał przed światem, bo obnażała coś, co ten świat mógł tak łatwo wykorzystać. A wtedy traciło się kontrolę.
- Doprawdy, weź pod uwagę studiowanie dramatu i teatru. W Londyńskiej Operze Magicznej zyskałbyś popularnością tą mimiką twarzy. - spojrzała na niego, odwracając na chwilę twarz w jego stronę i unosząc brew, zanim skrzyżowała ręce pod biustem i wróciła do podziwiania tego, co rysował. Czegoś, co zupełnie do Connora nie pasowało. Prychnęła na komentarz o kartce i sugerującym tym samym, że jej słowa o byciu nie w swoich ligach, było aktualne. Namalowana przez niego tafla była hipnotyzująca, skłaniająca do refleksji i gdyby nie sowa, pewnie tkwiłaby tak jeszcze chwilkę.
Szybko ogarnęła sprawę ze zwierzątkiem, całkiem nieświadoma serii niefortunnych zdarzeń wywołanej przez czekoladkę, aby na jego słowa obdarzyć go o dziwo całkiem naturalnym i pozbawionym złośliwości uśmieszkiem. - To tylko zapewnienie o nienawiści, nic poważnego. Nie jestem dziewczyną, którą mógłby się zainteresować w jakikolwiek sposób.
Nie umiała podziękować mu inaczej, ale w pewien sposób zrobił na niej wrażenie swoją wypowiedzią, bo przecież praktycznie się nie znali. Westchnęła, podwijając rękawy i kierując się do pianina. Przynajmniej walentynki dobiegały końca w kulturalny i niezbyt nachalny sposób, bo Lauren czuła się ostatnio potwornie osaczona i nie mogłaby zrozumieć sympatii towarzyszącego jej Ślizgona do posiadania takiego wianuszka znajomych, przyjaciół i adoratorek, które miał.
- Melodia, którą lubisz too?- zapytała w odpowiedzi na jego słowa, posyłając mu krótkie spojrzenie przez ramię, zanim usiadła do instrumentu i ruchem dłoni uniosła wieczko, odsłaniając czarnobiałe klawisze. Przesunęła po nich palcem, a w pomieszczeniu rozbrzmiała niezbyt finezyjna melodia, aczkolwiek świadcząca o dobrym nastrojeniu. - Długo masz swój sekretny romans?
Przytaknęła, przyglądając się szczerej salwie śmiechu, chociaż nie do końca rozumiała, co takiego zabawnego powiedziała. W karmelowych tęczówkach dostrzec można było jednak nutę rozbawienia, bo dźwięk tak czysty i roznoszący się echem po sali był zwyczajnie zaraźliwy. - Z całą tą gestykulacją, rozważałeś może karierę aktorską?
Zapytała pół żartem, pół serio, nie komentując jednak słów dotyczących jej rozbierania się po wejściu do sali, bo dla osoby niewtajemniczonej lub niemającej o niej żadnego pojęcia, mogło to być dwuznaczne, faktycznie. Prędzej by jednak umarła niż przyznała mu rację. Miał w sobie złośliwą iskrę, która z dziecinną łatwością przechodziła na nią, odpalając instynkt obronny i chęć rzucania zakrawającymi na wredną odzywkami, których miała przecież cały rękaw. Ceniła sobie ludzi, którzy podnosili rękawicę i podejmowali wyzwanie. Kosa, która lubiła kamienie. Im dłużej takie starcia trwały, tym bardziej człowiek był ciekawy, czy pierwsze stępi się narzędzie, czy ulegnie może kamyk i pęknie mu powierzchnia?
- Uważaj, bo się wystraszę. - wywróciła oczyma na jego spojrzenie, zaraz jednak odrobinę spoważniała, rozglądając się po starej i zapomnianej izbie. Mogła zrozumieć, dlaczego traktował ją jako swoją kryjówkę, chciał utrzymać jako sekret. I fakt, że malował! Nie było to coś, co przychodziło do głowy po spojrzeniu na Ślizgona. Rudowłosa kiwnęła delikatnie głową, zatrzymując spojrzenie na jednej ze sztalug zakrytych białym prześcieradłem.- Twój sekret będzie bezpieczny. W tym akurat jestem dobra, chociaż uprzedzam, sekrety wydobywają z ludzi drugie oblicze.
Dodała w końcu z delikatnym wzruszeniem ramion i bezgłośnym westchnięciem, ciesząc się w głębi, że jego sekret był tak niegroźny. Każdy chciał mieć cos dla siebie, cząstkę, którą skrywał przed światem, bo obnażała coś, co ten świat mógł tak łatwo wykorzystać. A wtedy traciło się kontrolę.
- Doprawdy, weź pod uwagę studiowanie dramatu i teatru. W Londyńskiej Operze Magicznej zyskałbyś popularnością tą mimiką twarzy. - spojrzała na niego, odwracając na chwilę twarz w jego stronę i unosząc brew, zanim skrzyżowała ręce pod biustem i wróciła do podziwiania tego, co rysował. Czegoś, co zupełnie do Connora nie pasowało. Prychnęła na komentarz o kartce i sugerującym tym samym, że jej słowa o byciu nie w swoich ligach, było aktualne. Namalowana przez niego tafla była hipnotyzująca, skłaniająca do refleksji i gdyby nie sowa, pewnie tkwiłaby tak jeszcze chwilkę.
Szybko ogarnęła sprawę ze zwierzątkiem, całkiem nieświadoma serii niefortunnych zdarzeń wywołanej przez czekoladkę, aby na jego słowa obdarzyć go o dziwo całkiem naturalnym i pozbawionym złośliwości uśmieszkiem. - To tylko zapewnienie o nienawiści, nic poważnego. Nie jestem dziewczyną, którą mógłby się zainteresować w jakikolwiek sposób.
Nie umiała podziękować mu inaczej, ale w pewien sposób zrobił na niej wrażenie swoją wypowiedzią, bo przecież praktycznie się nie znali. Westchnęła, podwijając rękawy i kierując się do pianina. Przynajmniej walentynki dobiegały końca w kulturalny i niezbyt nachalny sposób, bo Lauren czuła się ostatnio potwornie osaczona i nie mogłaby zrozumieć sympatii towarzyszącego jej Ślizgona do posiadania takiego wianuszka znajomych, przyjaciół i adoratorek, które miał.
- Melodia, którą lubisz too?- zapytała w odpowiedzi na jego słowa, posyłając mu krótkie spojrzenie przez ramię, zanim usiadła do instrumentu i ruchem dłoni uniosła wieczko, odsłaniając czarnobiałe klawisze. Przesunęła po nich palcem, a w pomieszczeniu rozbrzmiała niezbyt finezyjna melodia, aczkolwiek świadcząca o dobrym nastrojeniu. - Długo masz swój sekretny romans?
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Siedziba kółka artystycznego
Rzecz tkwiła w tym, że Connorowi nie imponowały dziewczyny z wianuszka wielbicielek oplatających go przy każdej nadarzającej się okazji. On był predatorem z krwi i kości i potrzebował mieć wyzwanie, opór, niekiedy nawet jawną niechęć, by móc rozkoszować się uczuciem satysfakcji po pokonaniu takiej przeciwniczki. Lauren należała do takich dziewczyn, dlatego nigdy nie mógł przejść obok niej obojętnie, bez choćby najmniejszej zaczepki. Być może było to dość dziecinne ujawnienie swojego zainteresowania, ale taki po prostu był i nic nie mógł na to poradzić. Ba! Nawet nie próbował. Po co zmieniać coś co w większości przypadków było bardzo skuteczne?
- Nie, ale w przedszkolu całkiem przekonująco zagrałem miotłę. - Odpowiedział z pełna powagą, przekręcając głowę na bok i wbijając spojrzenie w Ślizgonkę. Nie był pewien czy to prawda, czy jeden z jego dziwacznych snów, ale słowa same mu się wyrwały z ust zanim zdążył to porządnie przemyśleć. W każdym razie było to dla chłopaka mega zabawne wspomnienie, które czasem lubił rzucić w stronę swojego rozmówcy. Taki właśnie był z niego głupek, lubiący się śmiać z samego siebie, jeżeli tylko czuł że może sobie na to pozwolić. I wyglądało na to, że Szkotka dziwnym przypadkiem trafiła na taki dzień kiedy Kanadyjczyk nie miał hamulca, będąc naładowanym pozytywnymi słowami.
Zazwyczaj lubił tworzyć w ciszy i skupieniu, i niezmiernie go dziwiło iż płótno sukcesywnie się zapełniało w trakcie konwersacji z "intruzem". Krajobraz, którego główne skrzypce grało jezioro już wyraźnie zaznaczał się na materiale, wystarczyło przystąpić do dopieszczania szczegółów, które nadadzą obrazowi głębię i realizm.
- Drugie oblicze? Co masz na myśli? - zamieszał energicznie pędzlem w pokaźnym kleksie ciemnozielonej farby, by porządnie ją wymieszać do zamierzonego odcienia. - Masz zamiar mnie szantażować? - Zerknął na nią z ukosa wyczekując odpowiedzi. Chciał złapać jej spojrzenie w momencie, gdy będzie mu odpowiadać, by ocenić poziom szczerości.
Wyjaśnienie na temat liściku było dla niego na tyle wystarczające, aby dalej nie drążyć. Na tyle na ile już zdążył ją poznać wiedział, że panna Sharp nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Miała ostry język, świdrujące spojrzenie i zapewne też miażdżącą pięść, choć o tym ostatnim nie miał okazji się jeszcze przekonać na własnej skórze i jakoś niespecjalnie do tego dążył. Choć z perspektywy Lau na pewno niekiedy niebezpiecznie balansował na granicy. Dzisiaj nie ciągnęło go do aktów przemocy - wykonywanych, czy też przyjmowanych - dlatego pozwolił jej na zamknięcie tego tematu i zajęcie się tym po co rzeczywiście tutaj przygalopowała. Pytanie o jego ulubioną melodię nieoczekiwanie zawisło w powietrzu, a on miał w głowie czarną dziurę.
- Zagraj coś co uważasz, że mi się spodoba - posłał jej tajemniczy uśmiech, wewnątrz ducha będąc z siebie dumnym jak sprytnie wybrnął z tej sytuacji. Lubił sztukę w całokształcie, jednakże znajomość klasyków muzycznych plasowała się dość daleko na liście priorytetów.
- A o który pytasz? Bo wiesz... jest ich trochę. - Wyszczerzył się bezwstydnie, pacając pędzlem po obrazie.
- Nie, ale w przedszkolu całkiem przekonująco zagrałem miotłę. - Odpowiedział z pełna powagą, przekręcając głowę na bok i wbijając spojrzenie w Ślizgonkę. Nie był pewien czy to prawda, czy jeden z jego dziwacznych snów, ale słowa same mu się wyrwały z ust zanim zdążył to porządnie przemyśleć. W każdym razie było to dla chłopaka mega zabawne wspomnienie, które czasem lubił rzucić w stronę swojego rozmówcy. Taki właśnie był z niego głupek, lubiący się śmiać z samego siebie, jeżeli tylko czuł że może sobie na to pozwolić. I wyglądało na to, że Szkotka dziwnym przypadkiem trafiła na taki dzień kiedy Kanadyjczyk nie miał hamulca, będąc naładowanym pozytywnymi słowami.
Zazwyczaj lubił tworzyć w ciszy i skupieniu, i niezmiernie go dziwiło iż płótno sukcesywnie się zapełniało w trakcie konwersacji z "intruzem". Krajobraz, którego główne skrzypce grało jezioro już wyraźnie zaznaczał się na materiale, wystarczyło przystąpić do dopieszczania szczegółów, które nadadzą obrazowi głębię i realizm.
- Drugie oblicze? Co masz na myśli? - zamieszał energicznie pędzlem w pokaźnym kleksie ciemnozielonej farby, by porządnie ją wymieszać do zamierzonego odcienia. - Masz zamiar mnie szantażować? - Zerknął na nią z ukosa wyczekując odpowiedzi. Chciał złapać jej spojrzenie w momencie, gdy będzie mu odpowiadać, by ocenić poziom szczerości.
Wyjaśnienie na temat liściku było dla niego na tyle wystarczające, aby dalej nie drążyć. Na tyle na ile już zdążył ją poznać wiedział, że panna Sharp nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Miała ostry język, świdrujące spojrzenie i zapewne też miażdżącą pięść, choć o tym ostatnim nie miał okazji się jeszcze przekonać na własnej skórze i jakoś niespecjalnie do tego dążył. Choć z perspektywy Lau na pewno niekiedy niebezpiecznie balansował na granicy. Dzisiaj nie ciągnęło go do aktów przemocy - wykonywanych, czy też przyjmowanych - dlatego pozwolił jej na zamknięcie tego tematu i zajęcie się tym po co rzeczywiście tutaj przygalopowała. Pytanie o jego ulubioną melodię nieoczekiwanie zawisło w powietrzu, a on miał w głowie czarną dziurę.
- Zagraj coś co uważasz, że mi się spodoba - posłał jej tajemniczy uśmiech, wewnątrz ducha będąc z siebie dumnym jak sprytnie wybrnął z tej sytuacji. Lubił sztukę w całokształcie, jednakże znajomość klasyków muzycznych plasowała się dość daleko na liście priorytetów.
- A o który pytasz? Bo wiesz... jest ich trochę. - Wyszczerzył się bezwstydnie, pacając pędzlem po obrazie.
Re: Siedziba kółka artystycznego
Gdyby faktycznie głębiej się nad tymi popularnymi ślizgonami zastanowiła, to dostrzegłaby może, że za fasadą pewnych siebie i wykorzystujących swoją popularność Piotrusiów Panów, kryło się więcej. Lauren nie była jednak towarzyska, kot nie bez powodu był jej totemem i ucieleśnieniem zwierzęcym. Podobnie, jak Connor uwielbiała słowne zaczepki i krótka, ale intensywna rozmowa była dla niej bardziej wartościowa, niż długie monologi o życiu. Niczego od siebie nie oczekiwali, więc mogli użyć każdej karty. Nie mieli powodów, aby przejmować się swoimi słowami, nie mieli zaangażowania. Byli tylko pustymi stronami. Było to rześkie, nie czuła się osaczona, nie czuła się zmuszona podstępnym przeznaczeniem. Miała kontrolę, Lauren ją kochała.
- Jak żałuję, że nie widziałam Cię w tej roli życia, musiałeś być olśniewającym nimbusem. - zauważyła z dramaturgią i udawanym smutkiem w głosie, posyłając mu spojrzenie spod swoich oszukanych, czarnych rzęs, aby zaraz uśmiechnąć się paskudnie i niewinnie zarazem, trudno było wybrać. Zawsze rzucał jej wyzwaniem spojrzeniem, ostatnio coraz więcej osób tak robiło. Na Merlina, przestała być straszna i zmuszać ludzi do uległości swoim spojrzeniem? W jego słowach było jednak tyle naturalności i szczerości, że nie mogła ich trochę nie docenić.
Connor był niezwykle ujmujący z pędzlem w dłoni i kolorowymi brwiami, gdy jego oczy z taką miłością i skupieniem patrzyły na płótno. Lauren doceniała osoby oddane swojej pasji, osoby obdarzające wykonywaną czynność całym sobą. Było to jej zdaniem najpiękniejsze w ludziach, godne wspomnienia i utrwalenia w pamięci, zmieniające postrzeganie. Nie było w tym normalnej dra niego drapieżności i figlarności, był po prostu on i pędzel, będący przedłużeniem dłoni. Nie zamierzała jednak komentować tego głośno, nie chciała łechtać jego ego. Milczała więc chwilę, spoglądając w stronę okna. Na jego słowa wydała z siebie ciche mruknięcie, robiąc dwa czy trzy kroki przed sztalugą.
- Każdy z nas ma więcej niż jedną twarz, a sekrety i możliwości ich ujawnienia budzą w nas to, czego normalnie nie pokazujemy, nie uważasz? Psocą więcej, niż magia, a los je uwielbia. - przerwała na chwilę, przykładając palec do ust i stukając nim w wargę, spojrzała na niego badawczo.- Kto wie? Dużo mi da ten szantaż? Być może przysługę?ł
Zapytała znów pół żartem, pół serio i ciężko było stwierdzić, gdzie zacierała się granica. Byli przecież wężami, wybrańcami Slytherina. Wzruszyła w końcu tylko ramionami, zajmując się sową.
Ciężko było doprowadzić ją do reagowania pięściami, zwykle używała słów i finezyjnych szpilek, które umiały odpowiednio głęboko uderzać. Lauren była obserwatorem, dużo wyciągała z samego zachowania innych i dzięki temu miała przewagę, bo jej nikt tak naprawdę nie znał. Nie chciała jednak się kłócić z kolejną osobą, więc posłała mu nawet krótki uśmiech, zanim usiadła przed instrumentem. Pianino zawsze wyciągało z niej głęboko - bardzo głęboko - ukryte pokłady łagodności. Jej dotyk z pełnego temperamentu, zmieniał się delikatny przy uderzaniu o klawisze. Podobnie, jak on - kochała swoją pasję.
- To dopiero elokwentna odpowiedź. - mruknęła wywracając oczyma i odwróciła głowę w jego stronę, przyglądając mu się badawczo. Co do niego pasowało? Jakie miała o nim pojęcie? Mogła wybierać wśród klasycznych kompozytorów, ale to nie było to. Wyprostowała plecy, patrząc na klawisze, a dłonie zaczęły przesuwać się po kolejnych, uwalniając melodie . Oczywiście nie była to dobrze dobrana piosenka, ale stanowiła jakiś zalążek. Prychnęła, odchylając głowę i patrząc na niego znad pianina, gdy jej dłonie wykonywały jedne z powtarzalnych ruchów. - Nie interesują mnie przelotne i płytkie romanse, pytam o ten związany z Twoim sercem. O Twoje drugie oblicze Campbell.
Oczywiście nawiązywała do sztuki, bo po jaką cholerę miała go w ogóle pytać o jego sprawy sercowe czy związki?
- Jak żałuję, że nie widziałam Cię w tej roli życia, musiałeś być olśniewającym nimbusem. - zauważyła z dramaturgią i udawanym smutkiem w głosie, posyłając mu spojrzenie spod swoich oszukanych, czarnych rzęs, aby zaraz uśmiechnąć się paskudnie i niewinnie zarazem, trudno było wybrać. Zawsze rzucał jej wyzwaniem spojrzeniem, ostatnio coraz więcej osób tak robiło. Na Merlina, przestała być straszna i zmuszać ludzi do uległości swoim spojrzeniem? W jego słowach było jednak tyle naturalności i szczerości, że nie mogła ich trochę nie docenić.
Connor był niezwykle ujmujący z pędzlem w dłoni i kolorowymi brwiami, gdy jego oczy z taką miłością i skupieniem patrzyły na płótno. Lauren doceniała osoby oddane swojej pasji, osoby obdarzające wykonywaną czynność całym sobą. Było to jej zdaniem najpiękniejsze w ludziach, godne wspomnienia i utrwalenia w pamięci, zmieniające postrzeganie. Nie było w tym normalnej dra niego drapieżności i figlarności, był po prostu on i pędzel, będący przedłużeniem dłoni. Nie zamierzała jednak komentować tego głośno, nie chciała łechtać jego ego. Milczała więc chwilę, spoglądając w stronę okna. Na jego słowa wydała z siebie ciche mruknięcie, robiąc dwa czy trzy kroki przed sztalugą.
- Każdy z nas ma więcej niż jedną twarz, a sekrety i możliwości ich ujawnienia budzą w nas to, czego normalnie nie pokazujemy, nie uważasz? Psocą więcej, niż magia, a los je uwielbia. - przerwała na chwilę, przykładając palec do ust i stukając nim w wargę, spojrzała na niego badawczo.- Kto wie? Dużo mi da ten szantaż? Być może przysługę?ł
Zapytała znów pół żartem, pół serio i ciężko było stwierdzić, gdzie zacierała się granica. Byli przecież wężami, wybrańcami Slytherina. Wzruszyła w końcu tylko ramionami, zajmując się sową.
Ciężko było doprowadzić ją do reagowania pięściami, zwykle używała słów i finezyjnych szpilek, które umiały odpowiednio głęboko uderzać. Lauren była obserwatorem, dużo wyciągała z samego zachowania innych i dzięki temu miała przewagę, bo jej nikt tak naprawdę nie znał. Nie chciała jednak się kłócić z kolejną osobą, więc posłała mu nawet krótki uśmiech, zanim usiadła przed instrumentem. Pianino zawsze wyciągało z niej głęboko - bardzo głęboko - ukryte pokłady łagodności. Jej dotyk z pełnego temperamentu, zmieniał się delikatny przy uderzaniu o klawisze. Podobnie, jak on - kochała swoją pasję.
- To dopiero elokwentna odpowiedź. - mruknęła wywracając oczyma i odwróciła głowę w jego stronę, przyglądając mu się badawczo. Co do niego pasowało? Jakie miała o nim pojęcie? Mogła wybierać wśród klasycznych kompozytorów, ale to nie było to. Wyprostowała plecy, patrząc na klawisze, a dłonie zaczęły przesuwać się po kolejnych, uwalniając melodie . Oczywiście nie była to dobrze dobrana piosenka, ale stanowiła jakiś zalążek. Prychnęła, odchylając głowę i patrząc na niego znad pianina, gdy jej dłonie wykonywały jedne z powtarzalnych ruchów. - Nie interesują mnie przelotne i płytkie romanse, pytam o ten związany z Twoim sercem. O Twoje drugie oblicze Campbell.
Oczywiście nawiązywała do sztuki, bo po jaką cholerę miała go w ogóle pytać o jego sprawy sercowe czy związki?
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Siedziba kółka artystycznego
Jego bezpośredniość i luz najwyraźniej musiały choć w niewielkim stopniu wpłynąć na Lauren, która nieco się rozpogodziła i nawet uraczyła go krótkim uśmiechem. Nie był to uśmiech ze zbioru tych słodkich, mających skłonić go do pocałunku, ale jak się nie ma co się chce, to się docenia to co się dostało. Na chwilę zawiesił na niej swoje spojrzenie, odciskając ten widok w swojej pamięci. Campbell trzymał tam naprawdę najdziwniejsze wspomnienia, i gdyby którekolwiek odkrył przed swoją rozmówczynią na pewno wprawiłoby ją w niemałe zadziwienie. Jednak najgorsze było to, że jako osoba o wysokiej umiejętności obserwacji i ogromnej wyobraźni, często miewał bardzo realistyczne sny, które niekiedy miał niemały problem odróżnić od rzeczywistości.
- Nie wszystko stracone. - Odparł enigmatycznie, wracając wzrokiem do płótna. Wiedział, że dziewczyna go obserwuje gdy on na nią nie patrzy. Gdyby był na jej miejscu zapewne robiły tak samo, chłonąc niewymuszoną prawdę emanującą z każdego ruchu i mimiki pasjonata. Jednakże w tym momencie jednego nie mogła wyczytać z jego twarzy, że niezmiernie go to peszyło. Ślizgon nie był człowiekiem, którego łatwo zawstydzić i ludzie raczej nawet nie raczyli go oto posądzać, a jednak ten element zaskoczenia wciąż spoczywał w jego rękawie. Na szczęście rozmowa była dla niego idealnym dystraktorem, który odpychał ujmujące poczucie wstydu.
- Fakt. Człowiek jest w stanie poświęcić i zrobić naprawdę wiele dla ochrony swojego sekretu. - Przytaknął i zaczął się zastanawiać jaką tajemnicę wzięła sobie do obrony Szkotka. Jej wycofanie, opryskliwość i niechęć do mężczyzn musiały mieć coś z tym wspólnego. - Czasem jak się nudzę, chodzę po zamku i wymyślam ludziom sekrety. - Zaśmiał się krótko, chcąc jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę. Nie miał za bardzo ochoty na zagłębianie się w poważniejsze tematy, bo dzisiaj był jego dzień resetu.
Niewinna wzmianka dziewczyny o przysłudze zaintrygowała Campbella. Teraz musiał od niej wyciągnąć co to mogłoby być, bo oprócz jednej oczywistej rzeczy nic innego nie przychodziło mu na myśl. Jednakże ta niby oczywista czynność nie była kompletnie w kręgu zainteresowań Szkotki. Bez sensu.
- O przysługi się prosi, a nie wymusza szantażem. - Odrzekł szorstkim i stanowczym tonem, gdyż dla niego to była sprawa honoru, a z tego nigdy nie żartował.
Kiedy za pomocą delikatnych muśnięć klawiszy z tego wielkiego pudła na trzech nóżkach zaczęła się wydobywać muzyka chłopak unieruchomił rękę i nadstawił uszu. Oparł się wygodnie i wsłuchał się w delikatne tony, czekając do końca utworu ze swoją odpowiedzią nie chcąc psuć atmosfery. Tym samym udało mu się zyskać trochę więcej czasu na namysł, czy być szczerym czy jednak spróbować uniknąć uzewnętrzniania się.
- No patrzcie ją, nagle taka ciekawska! - zakrzyknął z szerokim uśmiechem, serwując jej swój kolejny aktorski popis. - W sumie to od kiedy pamiętam obracałem się wśród sztuki i chyba po prostu nie było innej opcji, żebym nie złapał tego bakcyla. - Uzupełnił wypowiedź, więcej szczegółów zachowując dla siebie.
- Nie wszystko stracone. - Odparł enigmatycznie, wracając wzrokiem do płótna. Wiedział, że dziewczyna go obserwuje gdy on na nią nie patrzy. Gdyby był na jej miejscu zapewne robiły tak samo, chłonąc niewymuszoną prawdę emanującą z każdego ruchu i mimiki pasjonata. Jednakże w tym momencie jednego nie mogła wyczytać z jego twarzy, że niezmiernie go to peszyło. Ślizgon nie był człowiekiem, którego łatwo zawstydzić i ludzie raczej nawet nie raczyli go oto posądzać, a jednak ten element zaskoczenia wciąż spoczywał w jego rękawie. Na szczęście rozmowa była dla niego idealnym dystraktorem, który odpychał ujmujące poczucie wstydu.
- Fakt. Człowiek jest w stanie poświęcić i zrobić naprawdę wiele dla ochrony swojego sekretu. - Przytaknął i zaczął się zastanawiać jaką tajemnicę wzięła sobie do obrony Szkotka. Jej wycofanie, opryskliwość i niechęć do mężczyzn musiały mieć coś z tym wspólnego. - Czasem jak się nudzę, chodzę po zamku i wymyślam ludziom sekrety. - Zaśmiał się krótko, chcąc jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę. Nie miał za bardzo ochoty na zagłębianie się w poważniejsze tematy, bo dzisiaj był jego dzień resetu.
Niewinna wzmianka dziewczyny o przysłudze zaintrygowała Campbella. Teraz musiał od niej wyciągnąć co to mogłoby być, bo oprócz jednej oczywistej rzeczy nic innego nie przychodziło mu na myśl. Jednakże ta niby oczywista czynność nie była kompletnie w kręgu zainteresowań Szkotki. Bez sensu.
- O przysługi się prosi, a nie wymusza szantażem. - Odrzekł szorstkim i stanowczym tonem, gdyż dla niego to była sprawa honoru, a z tego nigdy nie żartował.
Kiedy za pomocą delikatnych muśnięć klawiszy z tego wielkiego pudła na trzech nóżkach zaczęła się wydobywać muzyka chłopak unieruchomił rękę i nadstawił uszu. Oparł się wygodnie i wsłuchał się w delikatne tony, czekając do końca utworu ze swoją odpowiedzią nie chcąc psuć atmosfery. Tym samym udało mu się zyskać trochę więcej czasu na namysł, czy być szczerym czy jednak spróbować uniknąć uzewnętrzniania się.
- No patrzcie ją, nagle taka ciekawska! - zakrzyknął z szerokim uśmiechem, serwując jej swój kolejny aktorski popis. - W sumie to od kiedy pamiętam obracałem się wśród sztuki i chyba po prostu nie było innej opcji, żebym nie złapał tego bakcyla. - Uzupełnił wypowiedź, więcej szczegółów zachowując dla siebie.
Strona 6 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 6 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach