Podest
+46
Rachel Montgomery
Nicolas Socha
Monika Kruger
Andrew Wilson
Lena Gregorovic
Marion Tully
Emily Bronte
Maud Moreau
Gloria Stark
Adrien Rien
Micah Johansen
Elektra Fyodorova
Peter Raffles
Elena Tyanikova
Morpheus A. Maponos
Adrienne Matluck
Genevieve White
Antonette Williams
Vanadesse Devereux
Aleksander Cortez
Dymitr Milligan
Quinn Larivaara
Nancy Baldwin
Benedict Walton
Alice Volante
Dalila Mauric
Charles Wilson
James Scott
Suzanne Castellani
Mistrz Gry
Aaron Matluck
Elijah Ward
Prince Scott
Christine Greengrass
Hannah Wilson
Dylan Davies
Chloe Lennox
Sophie Fitzpatrick
Joel Frayne
Borys Tiereszkowy
Andrea Jeunesse
Rika Shaft
Blaise Harvin
Gabriel Griffiths
Colette Roshwel
Brennus Lancaster
50 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro III :: Sala pojedynków
Strona 8 z 21
Strona 8 z 21 • 1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 14 ... 21
Podest
First topic message reminder :
Podest długi na dziesięć metrów, na którym pojedynkuje się dwójka przeciwników. Niegdyś była to siedziba prężnie działającego kółka pojedynków, jednak po jego rozwiązaniu przyciąga tylko nielicznych awanturników.
Podest długi na dziesięć metrów, na którym pojedynkuje się dwójka przeciwników. Niegdyś była to siedziba prężnie działającego kółka pojedynków, jednak po jego rozwiązaniu przyciąga tylko nielicznych awanturników.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Podest
The member 'Dymitr Milligan' has done the following action : Dices roll
'kostka' : 4
'kostka' : 4
Mistrz Gry
Re: Podest
Lekko się uśmiechnęła widząc, że nawet nie starając się zbytnio jej zaklęcie trafiło idealnie w chłopaka od razu przemieniając je w kamień. Spojrzała jeszcze na tamtą dwójkę gryfonów i przysłuchiwała się rozmowie nauczycielki z Aaronem nie dając po sobie nic poznać.
Tą rundkę wygrała, teraz czas na kolejną. Ustawiła się tak jak poprzednio twardo stojąc na nogach i wycelowała koniec różdżki w Dymitra
-Tarantallegra - wypowiedziała znowu nie zbyt dokładnie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, ciekawe czy i tym razem jej umiejętności pozwolą wygrać.
This dice is not existing.
Tą rundkę wygrała, teraz czas na kolejną. Ustawiła się tak jak poprzednio twardo stojąc na nogach i wycelowała koniec różdżki w Dymitra
-Tarantallegra - wypowiedziała znowu nie zbyt dokładnie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, ciekawe czy i tym razem jej umiejętności pozwolą wygrać.
This dice is not existing.
Re: Podest
Gdy łaskotki dopadły go po chwili od odrzucenia i bólu spowodowanego przez twarde podłoże nie mógł się powstrzymać od śmiechu i dopiero reakcja nauczycielki postawiła go do pionu. Przegrał ale i tak był to wyrównany "mecz", więc nie był jakoś dramatycznie zły. Najwyżej walnie pięścią w ścianę gdy już się z tego miejsca wyniesie. Gdy pozbierał się z ziemi podszedł do Nancy wyciągając w jej stronę rękę w gratulacyjnym geście.
- Dobry pojedynek. Gratulacje. I widać, że będę miał przez te twoje majtki problem...
Mruknął żartobliwie słysząc, że nauczycielka przywołuje go do siebie. Domyślał się o co może chodzić i możliwe, że dyrektor wyznaczył kogoś innego by dopadł nieposłusznych uczniaków. Skinął głową na pożegnanie panience Baldwin i podszedł do kobiety.
- Słucham pani profesor?
Zapytał prostując się momentalnie spoglądając na nauczycielkę, która jak widać była w swoim żywiole sędziując pojedynki. Słysząc jej pytanie westchnął cicho, bo jego podejrzenia były słuszne i rozchodziło się o ucho. Może i brak palców było by łatwiej ukryć... Ale nie, musiało to być ucho.
- To naprawdę nic takiego... Po prostu mały wypadek. Nie powinno się z nim nic dziać, takie zapewnienia dostałem.
Powiedział na tyle pewny siebie na ile w tym momencie mógł mając nadzieję, że małe kłamstewko ujdzie mu płazem. Skoro Lennox nie wiedziała co się stało to najprawdopodobniej Hannah nie doniosła dyrektorowi. Musi jej podziękować.
- Dobry pojedynek. Gratulacje. I widać, że będę miał przez te twoje majtki problem...
Mruknął żartobliwie słysząc, że nauczycielka przywołuje go do siebie. Domyślał się o co może chodzić i możliwe, że dyrektor wyznaczył kogoś innego by dopadł nieposłusznych uczniaków. Skinął głową na pożegnanie panience Baldwin i podszedł do kobiety.
- Słucham pani profesor?
Zapytał prostując się momentalnie spoglądając na nauczycielkę, która jak widać była w swoim żywiole sędziując pojedynki. Słysząc jej pytanie westchnął cicho, bo jego podejrzenia były słuszne i rozchodziło się o ucho. Może i brak palców było by łatwiej ukryć... Ale nie, musiało to być ucho.
- To naprawdę nic takiego... Po prostu mały wypadek. Nie powinno się z nim nic dziać, takie zapewnienia dostałem.
Powiedział na tyle pewny siebie na ile w tym momencie mógł mając nadzieję, że małe kłamstewko ujdzie mu płazem. Skoro Lennox nie wiedziała co się stało to najprawdopodobniej Hannah nie doniosła dyrektorowi. Musi jej podziękować.
Re: Podest
Quinn Larivaara (5) i Dymitr Milligan (4):
Quinn była szybsza. Dużo za szybka żeby Dymitr mógł z nią wygrać. Jej zaklęcie dopadło go tak szybko, że ten zaczął pląsać po podeście aż Chloe zdjęła z niego zaklęcie.
- Dwa do zera. Dziesięć punktów dla Hufflepuffu. Dwa punkty dla pana Milligana za pojedynek - rzuciła dość ozięble, nie spuszczając wzroku z Puchonki przez dłuższy moment. Znowu poczuła, że z tą dziewczyną jest coś nie tak. - Żegnam państwa i do zobaczenia następnym razem. Zostaje tylko pan Matluck.
Kiedy wszyscy wyszli, Chloe spojrzała na Aarona zupełnie inaczej aniżeli podczas spotkań klubu pojedynków. Zmarszczyła brwi w geście zastanowienia, po czym złapała go za brodę i odchyliła siłą jego głowę, aby móc przyjrzeć się ubytkowi z boku głowy. Chłopak nie miał wyjścia.
- Oglądał to uzdrowiciel? Wygląda paskudnie jak szyte przez rzeźnika przy świetle księżyca. Mogłabym to poprawić za pomocą transmutacji. Dlaczego dyrektor tego nie zrobił? - Zapytała, nadal dokonując oględzin skóry dookoła miejsca, w którym powinno znajdować się ucho.
Punktacja:
Quinn 2 : Dymitr 0
Quinn była szybsza. Dużo za szybka żeby Dymitr mógł z nią wygrać. Jej zaklęcie dopadło go tak szybko, że ten zaczął pląsać po podeście aż Chloe zdjęła z niego zaklęcie.
- Dwa do zera. Dziesięć punktów dla Hufflepuffu. Dwa punkty dla pana Milligana za pojedynek - rzuciła dość ozięble, nie spuszczając wzroku z Puchonki przez dłuższy moment. Znowu poczuła, że z tą dziewczyną jest coś nie tak. - Żegnam państwa i do zobaczenia następnym razem. Zostaje tylko pan Matluck.
Kiedy wszyscy wyszli, Chloe spojrzała na Aarona zupełnie inaczej aniżeli podczas spotkań klubu pojedynków. Zmarszczyła brwi w geście zastanowienia, po czym złapała go za brodę i odchyliła siłą jego głowę, aby móc przyjrzeć się ubytkowi z boku głowy. Chłopak nie miał wyjścia.
- Oglądał to uzdrowiciel? Wygląda paskudnie jak szyte przez rzeźnika przy świetle księżyca. Mogłabym to poprawić za pomocą transmutacji. Dlaczego dyrektor tego nie zrobił? - Zapytała, nadal dokonując oględzin skóry dookoła miejsca, w którym powinno znajdować się ucho.
Punktacja:
Quinn 2 : Dymitr 0
Chloe LennoxNauczyciel: OPCM - Urodziny : 18/11/1970
Wiek : 54
Skąd : Aberdeen - Szkocja
Krew : Czysta
Re: Podest
Albo chłopak był tak beznadziejny w zaklęciach albo Quinn za mało się nie starała. Powinna chyba odwrotnie wycelować różdżkę albo całkowicie inaczej wypowiedzieć zaklęcie by nie zadziałało. Sama widząc jak chłopak zaczyna pląsać schowała różdżkę do kieszeni ale nie uśmiechała się, bo czuła wzrok profesorki na sobie. Cholera, pomyślała tylko schodząc z podestu i jej zimne tęczówki skonfrontowały się z Profesor Lennox. Będzie ją musiała chyba kiedyś odwiedzić po zajęciach, na małe zmienianko wspomnień. Ale nie teraz, teraz nie miała czasu i najpierw musiała to przemyśleć dokładnie.
- Musisz być szybszy, pewniej trzymaj różdżkę, bo ci prawie wypadła z ręki - szepnęła w stronę Dymitra kiedy obok niego przechodziła i kiwnęła głową po czym wyszła żegnając się krótkim "Do widzenia" wyszła w nieznanym nikomu kierunku.
- Musisz być szybszy, pewniej trzymaj różdżkę, bo ci prawie wypadła z ręki - szepnęła w stronę Dymitra kiedy obok niego przechodziła i kiwnęła głową po czym wyszła żegnając się krótkim "Do widzenia" wyszła w nieznanym nikomu kierunku.
Re: Podest
Kątem oka obserwował pojedynek między Ślizgonem a Puchonką. Ta druga była dobra, a jej reakcje i szybkość były godne pozazdroszczenia. Nie sądził, że aż tak może się różnić od kogoś ze szkoły, bo wiedział doskonale, że on nie miałby szans, a co dopiero jakiś Ślizgon. Zboczenie zawodowe powodujące traktowanie zielonych jako naturalnie gorszych by utrzeć im nosa. Gdy wszyscy wyszli z sali, Matluck grzecznie czekał aż wrócą do rozmowy z profesor Lennox. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć ta złapała za jego twarz i spojrzała na jego słabo wyglądającą ranę. Słysząc, że ona mogła by to poprawić miał ochotę wybuchnąć radością, bo miał dosyć tych słabo zrośniętych kawałków skóry. Jakikolwiek lifting by mu się przydał.
- Nie, nie oglądał. Niestety pielęgniarka w tej szkole jest notorycznie nieosiągalna.
Odpowiedział momentalnie na pytanie z jej strony ze złością w głosie. Pewnie gdyby ona tam była to cały problem z tym brzydkim miejscem koło twarzy nie miałby miejsca, a on egzystowałby nieco weselej niż robił to od kilku ostatnich dni. Słysząc jednak kolejne pytanie złapał nauczycielkę za rękę chcąc odciągnąć ją od swojej twarzy.
- Ponieważ o tym nie wie. I z całym szacunkiem i sympatią do pani... Proszę mu o tym nie mówić. To był po prostu wypadek.
Powiedział spokojnie spoglądając na nauczycielkę spode łba.
- Nie, nie oglądał. Niestety pielęgniarka w tej szkole jest notorycznie nieosiągalna.
Odpowiedział momentalnie na pytanie z jej strony ze złością w głosie. Pewnie gdyby ona tam była to cały problem z tym brzydkim miejscem koło twarzy nie miałby miejsca, a on egzystowałby nieco weselej niż robił to od kilku ostatnich dni. Słysząc jednak kolejne pytanie złapał nauczycielkę za rękę chcąc odciągnąć ją od swojej twarzy.
- Ponieważ o tym nie wie. I z całym szacunkiem i sympatią do pani... Proszę mu o tym nie mówić. To był po prostu wypadek.
Powiedział spokojnie spoglądając na nauczycielkę spode łba.
Re: Podest
Chloe mimowolnie puściła twarz chłopaka, kiedy ten złapał ją za rękę i odsunął ją od swojej twarzy. Kilka kawałków skóry, kiepsko zrośnięte, które ponachodziły na siebie. Nie rozumiała po prostu dlaczego dyrektor nie załatwił tego kilkoma pociągnięciami różdżki. Kiedy Aaron w końcu rozjaśnił jej umysł, pokręciła głową z dezaprobatą.
- Rozumiem - odparła krótko. Nie komentowała wzmianki o pielęgniarce. Nie była nawet pewna czy ta byłaby w stanie coś pomóc.
- Ma pan szczęście panie Matluck, że lubię pozwalać sobie na odrobinę niesubordynacji wobec swoich pracodawców. W tych czasach trudno o specjalistów od obrony przed ciemnymi mocami. Poprawię panu ten okropny defekt, proszę usiąść - poleciła, wskazując na krzesło. - I się nie ruszać.
Chloe wyciągnęła swoją różdżkę zza pazuchy jasnej, kremowej szaty, którą nosiła zwykle na zajęciach. Wycelowała jej końcówką w miejsce na głowie Aarona i ze skupieniem wypisanym na twarzy dokonywała dzieła mrucząc pod nosem kilka trudnych, niezrozumiałych zapewne dla chłopaka zaklęć. Część wypowiadała także jednocześnie niewerbalnie, więc skupienie sięgnęło maksimum. Po długich kilkunastu minutach skóra na głowie Gryfona wyglądała względnie normalnie. Pozbyła się zrostów i krzywych blizn.
Kilkoma ruchami różdżki wprawiła w ruch stalowy uchwyt na pochodnię wiszący na ścianie. Kiedy lewitował w ich stronę, stopniowo przemieniał się w staromodne lusterko z uchwytem. Chloe lubiła się popisywać. Lusterko zawisnęło przed twarzą chłopaka.
- Wygląda dobrze?
- Rozumiem - odparła krótko. Nie komentowała wzmianki o pielęgniarce. Nie była nawet pewna czy ta byłaby w stanie coś pomóc.
- Ma pan szczęście panie Matluck, że lubię pozwalać sobie na odrobinę niesubordynacji wobec swoich pracodawców. W tych czasach trudno o specjalistów od obrony przed ciemnymi mocami. Poprawię panu ten okropny defekt, proszę usiąść - poleciła, wskazując na krzesło. - I się nie ruszać.
Chloe wyciągnęła swoją różdżkę zza pazuchy jasnej, kremowej szaty, którą nosiła zwykle na zajęciach. Wycelowała jej końcówką w miejsce na głowie Aarona i ze skupieniem wypisanym na twarzy dokonywała dzieła mrucząc pod nosem kilka trudnych, niezrozumiałych zapewne dla chłopaka zaklęć. Część wypowiadała także jednocześnie niewerbalnie, więc skupienie sięgnęło maksimum. Po długich kilkunastu minutach skóra na głowie Gryfona wyglądała względnie normalnie. Pozbyła się zrostów i krzywych blizn.
Kilkoma ruchami różdżki wprawiła w ruch stalowy uchwyt na pochodnię wiszący na ścianie. Kiedy lewitował w ich stronę, stopniowo przemieniał się w staromodne lusterko z uchwytem. Chloe lubiła się popisywać. Lusterko zawisnęło przed twarzą chłopaka.
- Wygląda dobrze?
Chloe LennoxNauczyciel: OPCM - Urodziny : 18/11/1970
Wiek : 54
Skąd : Aberdeen - Szkocja
Krew : Czysta
Re: Podest
Nie do końca rozumiał czemu nauczycielka postanowiła naprawić go na tyle na ile mogła i chyba nie wspominać o tym dyrekcji czy komukolwiek innemu. Był teraz jej dłużnikiem i to sporym. Usiadł posłusznie na krześle i nadstawił twarz by kobieta mogła sprawniej i wygodniej popracować nad jego defektem. Spoglądając na nią kątem oka poczuł się nieco onieśmielony skupieniem w jakie się wprawiła starając się mu pomóc. Było to zaprawdę godne pozazdroszczenia i w tym momencie chyba jej postać urosła nieco w jego oczach, a to trudny wyczyn. Wiadomo, że czuł respekt do nauczycieli, ale tak prosty szacunek nie był jakimś powszechnym uczuciem jakim mógł żywić belfra. Takie niespodzianki na sam koniec nauki. Po kilkunastu minutach które upłynęły od początku całego "zabiegu" odetchnął z ulgą gdy w końcu jej różdżka przestała być wycelowana w jego czaszkę. Spojrzał na swoją twarz w lusterku otwierając szerzej oczy.
- Gdyby to, że nie wypada uczniowi to chyba bym panią w tym momencie uścisnął.
Powiedział z wyraźnie rozpromienionym wyrazem twarzy. Małe rzeczy a tak cieszą. Pogodził się ze stratą ucha i tylko ten paskudny zrost był jego zmartwieniem. A teraz wszystko prysło. Nie mogąc wyjść z podziwu dla jej roboty złapał za lusterko i dokładnie zlustrował miejsce w którym kiedyś było jego ucho.
- Naprawdę dziękuję.
Dodał spoglądając na nauczycielkę z dołu.
- Gdyby to, że nie wypada uczniowi to chyba bym panią w tym momencie uścisnął.
Powiedział z wyraźnie rozpromienionym wyrazem twarzy. Małe rzeczy a tak cieszą. Pogodził się ze stratą ucha i tylko ten paskudny zrost był jego zmartwieniem. A teraz wszystko prysło. Nie mogąc wyjść z podziwu dla jej roboty złapał za lusterko i dokładnie zlustrował miejsce w którym kiedyś było jego ucho.
- Naprawdę dziękuję.
Dodał spoglądając na nauczycielkę z dołu.
Re: Podest
Patrzyła uważnie na reakcję chłopaka kiedy spostrzegł siebie w lustrze. Jej twarz ani drgnęła kiedy zobaczyła wielką radość na twarzy chłopaka, ale w głębi duszy nawet się cieszyła, że mogła pomóc. Pewnie oszczędziła mu wielu kłopotów. Chloe nie była wcale pustą skorupą belfra z kamieniem w środku, chociaż czasami mogła sprawiać takie wrażenie.
- Wystarczy tego spoufalania na dziś, panie Matluck. Jako odpłatę dla mnie za to proszę potraktować spełnienie mojej prośby o nie pakowanie się więcej w kłopoty - powiedziała ostro, celując w niego swoim palcem wskazującym. - Mam nadzieję, że podejdzie pan do egzaminu z obrony przed czarną magią, dobrze panu idzie. Może nawet trzeba zacząć myśleć o dobrych studiach aurorskich? Niech jeden pojedynek z dziewczyną nie podcina panu skrzydeł, była równym przeciwnikiem - dodała.
- A teraz sio - fuknęła wyganiając do z sali pojedynków.
- Wystarczy tego spoufalania na dziś, panie Matluck. Jako odpłatę dla mnie za to proszę potraktować spełnienie mojej prośby o nie pakowanie się więcej w kłopoty - powiedziała ostro, celując w niego swoim palcem wskazującym. - Mam nadzieję, że podejdzie pan do egzaminu z obrony przed czarną magią, dobrze panu idzie. Może nawet trzeba zacząć myśleć o dobrych studiach aurorskich? Niech jeden pojedynek z dziewczyną nie podcina panu skrzydeł, była równym przeciwnikiem - dodała.
- A teraz sio - fuknęła wyganiając do z sali pojedynków.
Chloe LennoxNauczyciel: OPCM - Urodziny : 18/11/1970
Wiek : 54
Skąd : Aberdeen - Szkocja
Krew : Czysta
Re: Podest
Szedł przez korytarz przy ścianie nie chcąc zbytnio rzucać się w oczy. Nie miał dzisiaj najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Miał jeden z tych dni gdzie wstał zapewnie lewą nogą z ogromnym kacem i świadomością, że między nim a jego przyjaciółką zaszło coś co nie powinno nigdy się zdarzyć. Byli przecież tylko przyjaciółmi. Teraz też znał powód i przyczynę tego drobnego zajścia, ale i tak czuł się z tym fatalnie. Jakby całował się z siostrą... Obrzydliwe i niemoralne nawet dla tego skromnego, świrniętego Finna, który nie patrząc gdzie idzie obijał się niejednokrotnie o ściany i przechodzących obok ludzi.
Nie wiedząc jak i kiedy otworzył drzwi do sali pojedynków. Jednej z sal którą lubił tak samo jak bibliotekę, lubił bo wiedział, że jest dobry w tych klockach. Jednak czy aby napewno dzisiaj był w stanie do walki? Zdecydowanie nie. Co najwyżej z samym sobą, z swoją depresją i myślami samobójczymi.
Po wejściu zamknął drzwi za pomocą różdżki i zabarykadował się od środka. Wszedł na podest i tam obracał się w wokół swojej osi z wyciągniętą różdżką przed siebie. Niczym wieżyczka czołgu z sterczącą przed siebie lufą armaty. Jego wzrok był mętny i nieobecny, a jednakże jakoś zdołał dostrzec obserwujące go obrazy. Przez co wpadł w furię, co ją wywołało z pewnością nawet i Merlin by nie wiedział, ale na moment oczy chłopaka błysnęły złowrogo niczym oczy wściekłych sióstr. A obrazy albo spadały z ściany, albo obracały się malowidłem do ściany.
- Do jasnej cholery! Jeszcze tego mi brakowało by jakieś obrazy mnie szpiegowały! A gdzie tu zachowanie odrobiny prywatności dla uczniów do ku*** mej nędzy i rozpaczy!? - wreszczał gdzieś przed siebię nie wybierając żadnego z obrazów za szczególny swój cel. Nie były bowiem godne uwagi. Jego dłuższej uwagi. Ot kiepskie malowidła kiepskiego pędzla. Zapewnie prezęt od jakiegoś nadzianego rodzica który chciał zapłacić za to by jakiś idiota z Ślizengardu prześlizgnął się na wazelinie rodziców do następnej klasy. No a dyrektor nie może odebrać pieniędzy. Nawet zapewnie nie byliby w stanie podać takiej kwoty by przekupić tego obrzydliwe bogatego chodzacego muzeum. Dlatego kupili ten cholerny, obrzydliwy i beznadziejny obraz pod pretekstem typu "By uczniowie byli bardziej bezpieczni" tylko z większą ilością wazeliny. Oby tylko te psy liżące pomarszczoną rzyć dyrektora sobie nawzajem pyski umyły. Bo on nie miał zamiaru nigdzie w szkole czuć tego odoru.
Usiadł na wybiegu i zaczął się bawić płaską, metalową kńcówką wbitego gwoździa. I tak bardzo mu się spodobał, że zapragnął go mieć. Skierował w jego stronę więc różdżkę i wyciągnął go za pomocy jednego czaru nie uszkadzając przy tym wybiegu niewyrzytych. Przecież chuliganem nie był by niszczyć szkołę. Obracał gwóźdź w ręce zastanawiając się co z nim zrobić. W końcu podrzucił go nad głową, wysoko na tyle by mógł zmieścić różdżkę między głowę i spadającym gwoździem. Znów zaklęcie i przedmiot zamiast spadać błyskawicznie pomknął w górę. Wybijając się w sufit. W to miejsce w którym chciał na krawędzi podestu a podłogą. Znów wycelował, a właściwie to lekko przesunął różdżką w bok o kilka milimetrów, na wybity gwóźdź. Ponieważ różdżka podczas wcześniejszej akcji była wycelowana w tamtą stronę. Teraz przez długi czas nic się nie działo, a on się bardziej skupiał na swym zadaniu. Jeśli miało być coś wykonane perfekcyjnie należało skupić się nawet na takim dziecinnie prostym zadaniu jak zmiana gwoździa w hak.
- Perfekto! - warknął zadowolony z swojej roboty i ściągnął cylinder z głowy. Wypowiedział swoje magiczne słówka bez których cylinder będzie jedynie cylindrem i żadne inne abrakadabra tutaj na nic. Sam się o to postarał i osobę która będzie chciała to otworzyć w inny niż odpowiedni sposób trafi obrzydliwa klątwa. Której napisanie zajęło mu kilka dni.
Jednak kiedy zdjął cylinder i wypowiedział magiczne słówko ten się otworzył i jego dno zmieniło się w ogromną dziurę z której wyciągnął jakąś linę, zamknął cylinder tym samym słowem i znów znalazł się na głowie. Jeśli umierać to tylko w pięknym nakryciu głowy.
Znów za pomocą różdżki skierował linę na wystający hak za pomocą zwykłego Leviosa. Później chwila zabawy z sznurem i szubienica gotowa.
TADA!
-Da piczku materi! Jeszcze teraz mi w duszy musi grać muzyka do flemeco? W takim momencie? - jęknął żałośnie do siebie pod nosem i stukając podeszwami butów o parkiet grał sobie gorące rytmy flamenco. Nawet ja koniec serce nie mogło mu zagrać jakiejś tragicznej, żałobnej nuty tylko flamenco?! Nawet on sam się cieszy, że zabraknie na tym świecie takich świrów jak on.
Nie wiedząc jak i kiedy otworzył drzwi do sali pojedynków. Jednej z sal którą lubił tak samo jak bibliotekę, lubił bo wiedział, że jest dobry w tych klockach. Jednak czy aby napewno dzisiaj był w stanie do walki? Zdecydowanie nie. Co najwyżej z samym sobą, z swoją depresją i myślami samobójczymi.
Po wejściu zamknął drzwi za pomocą różdżki i zabarykadował się od środka. Wszedł na podest i tam obracał się w wokół swojej osi z wyciągniętą różdżką przed siebie. Niczym wieżyczka czołgu z sterczącą przed siebie lufą armaty. Jego wzrok był mętny i nieobecny, a jednakże jakoś zdołał dostrzec obserwujące go obrazy. Przez co wpadł w furię, co ją wywołało z pewnością nawet i Merlin by nie wiedział, ale na moment oczy chłopaka błysnęły złowrogo niczym oczy wściekłych sióstr. A obrazy albo spadały z ściany, albo obracały się malowidłem do ściany.
- Do jasnej cholery! Jeszcze tego mi brakowało by jakieś obrazy mnie szpiegowały! A gdzie tu zachowanie odrobiny prywatności dla uczniów do ku*** mej nędzy i rozpaczy!? - wreszczał gdzieś przed siebię nie wybierając żadnego z obrazów za szczególny swój cel. Nie były bowiem godne uwagi. Jego dłuższej uwagi. Ot kiepskie malowidła kiepskiego pędzla. Zapewnie prezęt od jakiegoś nadzianego rodzica który chciał zapłacić za to by jakiś idiota z Ślizengardu prześlizgnął się na wazelinie rodziców do następnej klasy. No a dyrektor nie może odebrać pieniędzy. Nawet zapewnie nie byliby w stanie podać takiej kwoty by przekupić tego obrzydliwe bogatego chodzacego muzeum. Dlatego kupili ten cholerny, obrzydliwy i beznadziejny obraz pod pretekstem typu "By uczniowie byli bardziej bezpieczni" tylko z większą ilością wazeliny. Oby tylko te psy liżące pomarszczoną rzyć dyrektora sobie nawzajem pyski umyły. Bo on nie miał zamiaru nigdzie w szkole czuć tego odoru.
Usiadł na wybiegu i zaczął się bawić płaską, metalową kńcówką wbitego gwoździa. I tak bardzo mu się spodobał, że zapragnął go mieć. Skierował w jego stronę więc różdżkę i wyciągnął go za pomocy jednego czaru nie uszkadzając przy tym wybiegu niewyrzytych. Przecież chuliganem nie był by niszczyć szkołę. Obracał gwóźdź w ręce zastanawiając się co z nim zrobić. W końcu podrzucił go nad głową, wysoko na tyle by mógł zmieścić różdżkę między głowę i spadającym gwoździem. Znów zaklęcie i przedmiot zamiast spadać błyskawicznie pomknął w górę. Wybijając się w sufit. W to miejsce w którym chciał na krawędzi podestu a podłogą. Znów wycelował, a właściwie to lekko przesunął różdżką w bok o kilka milimetrów, na wybity gwóźdź. Ponieważ różdżka podczas wcześniejszej akcji była wycelowana w tamtą stronę. Teraz przez długi czas nic się nie działo, a on się bardziej skupiał na swym zadaniu. Jeśli miało być coś wykonane perfekcyjnie należało skupić się nawet na takim dziecinnie prostym zadaniu jak zmiana gwoździa w hak.
- Perfekto! - warknął zadowolony z swojej roboty i ściągnął cylinder z głowy. Wypowiedział swoje magiczne słówka bez których cylinder będzie jedynie cylindrem i żadne inne abrakadabra tutaj na nic. Sam się o to postarał i osobę która będzie chciała to otworzyć w inny niż odpowiedni sposób trafi obrzydliwa klątwa. Której napisanie zajęło mu kilka dni.
Jednak kiedy zdjął cylinder i wypowiedział magiczne słówko ten się otworzył i jego dno zmieniło się w ogromną dziurę z której wyciągnął jakąś linę, zamknął cylinder tym samym słowem i znów znalazł się na głowie. Jeśli umierać to tylko w pięknym nakryciu głowy.
Znów za pomocą różdżki skierował linę na wystający hak za pomocą zwykłego Leviosa. Później chwila zabawy z sznurem i szubienica gotowa.
TADA!
-Da piczku materi! Jeszcze teraz mi w duszy musi grać muzyka do flemeco? W takim momencie? - jęknął żałośnie do siebie pod nosem i stukając podeszwami butów o parkiet grał sobie gorące rytmy flamenco. Nawet ja koniec serce nie mogło mu zagrać jakiejś tragicznej, żałobnej nuty tylko flamenco?! Nawet on sam się cieszy, że zabraknie na tym świecie takich świrów jak on.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podest
Miała wspaniały dzień- ostatnio nadrobili trochę czasu z Loganem, dostała dobre oceny z zajęć i jej utwór na konkurs był prawie gotowy. Dodatkowo luty był miesiącem zakochanym i w tym roku planowała coś wyjątkowego. Zostawiła torbę z zajęć w dormitorium- na jej miejsce biorąc mniejszą, wypchaną pożytecznymi rzeczami takimi jak nuty, słodycze czy atrament. Pół wila opuściła pokój wspólny, kierując się na nieco wyższe części zamku, mijając się przy tym ze znajomymi i wpadając w krótkie pogawędki. Jej intensywnie szafirowe oczy błyszczały dziś wyjątkowo mocno, a zgrabne ciało odziane w szkolny mundurek przyciągało męskie spojrzenia. Była do tego przyzwyczajona, więc najzwyczajniej w świecie nie reagowała. Poprawiła kołnierz białej koszuli oraz krawat, podczas gdy plisowana spódniczka sięgająca nieco ponad kolana falowała przy każdym jej kroku. Podkolanówki z kokardkami dodawały jej tylko uroku, a burza złotych, sięgających daleko za pas włosów związana była w dobieranego warkocza, puszczonego na lewę ramię- na prawym miała torbę.
Pech, a może szczęście chciało, że nogi zaprowadziły ją na drugie piętro szkoły, bowiem kojarzyła jakieś skróty poprzez salę pojedynków. Bezgłośnie otworzyła drzwi, zamykając je za sobą niemal natychmiast. Z uśmiechem na ustach i patrząc na swoje nogi szła do przodu, pogrążona we własnych myślach. Odgłos nieco orientalnej muzyki sprawił, że podniosła głowę i tym samym wzrok, zatrzymując je na chłopaku- niby nic, tylko sobie tańczył, ale nie.. To co dostrzegła nieopodal jego już wcale się jej nie podobało. Zagryzła dolną wargę, całkiem zapominając o tym, gdzie tak właściwie szła. Van była dziewczyną dobrą i pogodą z natury- nie zostawiłaby nikogo z liną za plecami i szubienicą samego. Takim oto sposobem puchonka podeszła, zatrzymując się bezpośrednio przed chłopakiem. Posłała mu ciepły, przyjazny uśmiech.
- Dość nietypowe miejsce na ćwiczenie tańca, wiesz? Ale wygląda całkiem zabawnie, chociaż minę masz nie tęgą przy tym wszystkim.. Hmm.. - przerwała, zdejmując torbę i kładąc ją na ziemi, gdzieś przy nogach. Przecież nic się nie stanie, jeśli użyje troszkę swojego uroku osobistego, prawda? Poprawiła koszulę raz jeszcze, upewniając się, że krawat leży prosto, a następnie wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Mogę się przyłączyć? Co prawda flamenco nie umiem, ale jeśli byś chciał walca albo nie wiem.. Jakiś taniec towarzyski to chętnie. Albo może mnie nauczysz?
Pech, a może szczęście chciało, że nogi zaprowadziły ją na drugie piętro szkoły, bowiem kojarzyła jakieś skróty poprzez salę pojedynków. Bezgłośnie otworzyła drzwi, zamykając je za sobą niemal natychmiast. Z uśmiechem na ustach i patrząc na swoje nogi szła do przodu, pogrążona we własnych myślach. Odgłos nieco orientalnej muzyki sprawił, że podniosła głowę i tym samym wzrok, zatrzymując je na chłopaku- niby nic, tylko sobie tańczył, ale nie.. To co dostrzegła nieopodal jego już wcale się jej nie podobało. Zagryzła dolną wargę, całkiem zapominając o tym, gdzie tak właściwie szła. Van była dziewczyną dobrą i pogodą z natury- nie zostawiłaby nikogo z liną za plecami i szubienicą samego. Takim oto sposobem puchonka podeszła, zatrzymując się bezpośrednio przed chłopakiem. Posłała mu ciepły, przyjazny uśmiech.
- Dość nietypowe miejsce na ćwiczenie tańca, wiesz? Ale wygląda całkiem zabawnie, chociaż minę masz nie tęgą przy tym wszystkim.. Hmm.. - przerwała, zdejmując torbę i kładąc ją na ziemi, gdzieś przy nogach. Przecież nic się nie stanie, jeśli użyje troszkę swojego uroku osobistego, prawda? Poprawiła koszulę raz jeszcze, upewniając się, że krawat leży prosto, a następnie wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Mogę się przyłączyć? Co prawda flamenco nie umiem, ale jeśli byś chciał walca albo nie wiem.. Jakiś taniec towarzyski to chętnie. Albo może mnie nauczysz?
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Podest
Wywijał na drewnianym parkiecie flamenco kiedy to usłyszał jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
Serio? Cholerne zdjęcia już doniosły komuś na niego? Mógł od razu potraktować te kopie Picassa ognistym czarem i raz na zawsze pozbyłby się tych donosicieli.
Przyjrzał się dziewczynie z uwagą i zaprzestał swojego tańca, a właściwie to wybijania tylko rytmu butami bo góra raczej przypominała jakiegoś niezidentyfikowanego rodzaju pląsy. W końcu Finn raczej wolał grać niż tańczyć dlatego kiedy to usłyszał propozycję dziewczyny co do nauki tańca, na jego ustach pojawił się nikły ponury uśmiech.
- To może być ogromny problem, bo ja też nie umiem do tego tańczyć. W Walcu może ci nie połamię palców, za to w towarzyskim jakoś sobie radzę. - odpowiedział jakby nigdy nic, jakby lina którą miał tuż za plecami w ogóle nie istniała. Ale właściwie sam nie wiedział dlaczego nie potraktował od razu drętwotą tej dziewczyny tylko wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń zapraszając ją do tańca na tym podłużnym parkiecie.
- Podczas tańca często mina tancerza w ogóle nie pasuje to emocji które ukazuje na parkiecie. - dodał po chwili zaczynając pomału tańczyć razem z dziewczyną walca, co wbrew jego poprzednim słowom nie było aż tak tragiczne i szło mu nawet nieźle. W głębi ducha trochę żałował, że nie proponowała mu ognistych ruchów do tango, bo ten taniec uwielbiał, a już zwłaszcza z tak nietypowymi i niezwykłymi partnerkami jak ta oto dziewczyna. Nie miał pojęcia kim ona była, ale musiało boleć jak spadała z nieba - tak to był jeden z tych przestarzałych tekstów na podryw, który nigdy by nie wymsknął się z ust chłopaka jako że był bardziej kreatywny, ale naprawdę zaczął się zastanawiać skąd ona się tutaj wzięła bo miała nieludzką urodę.
Serio? Cholerne zdjęcia już doniosły komuś na niego? Mógł od razu potraktować te kopie Picassa ognistym czarem i raz na zawsze pozbyłby się tych donosicieli.
Przyjrzał się dziewczynie z uwagą i zaprzestał swojego tańca, a właściwie to wybijania tylko rytmu butami bo góra raczej przypominała jakiegoś niezidentyfikowanego rodzaju pląsy. W końcu Finn raczej wolał grać niż tańczyć dlatego kiedy to usłyszał propozycję dziewczyny co do nauki tańca, na jego ustach pojawił się nikły ponury uśmiech.
- To może być ogromny problem, bo ja też nie umiem do tego tańczyć. W Walcu może ci nie połamię palców, za to w towarzyskim jakoś sobie radzę. - odpowiedział jakby nigdy nic, jakby lina którą miał tuż za plecami w ogóle nie istniała. Ale właściwie sam nie wiedział dlaczego nie potraktował od razu drętwotą tej dziewczyny tylko wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń zapraszając ją do tańca na tym podłużnym parkiecie.
- Podczas tańca często mina tancerza w ogóle nie pasuje to emocji które ukazuje na parkiecie. - dodał po chwili zaczynając pomału tańczyć razem z dziewczyną walca, co wbrew jego poprzednim słowom nie było aż tak tragiczne i szło mu nawet nieźle. W głębi ducha trochę żałował, że nie proponowała mu ognistych ruchów do tango, bo ten taniec uwielbiał, a już zwłaszcza z tak nietypowymi i niezwykłymi partnerkami jak ta oto dziewczyna. Nie miał pojęcia kim ona była, ale musiało boleć jak spadała z nieba - tak to był jeden z tych przestarzałych tekstów na podryw, który nigdy by nie wymsknął się z ust chłopaka jako że był bardziej kreatywny, ale naprawdę zaczął się zastanawiać skąd ona się tutaj wzięła bo miała nieludzką urodę.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podest
Przez chwilę pomyślała, że jej odmówi- ale nie, nie zrobił tego jednak. I całe szczęście, bo jak inaczej miała go odciągnąć od myśli samobójczych związanych z tą głupią liną? Podstawy tańca znała, jednak bardziej zaawansowane kroki były już puchonce obce. Zacisnęła dłoń na jego i drugą złapała chłopaka ramię, przysuwając się tym samym. Podniosła wzrok na jego twarz i kiwnęła głową.
- Damy sobie radę, nie martw się. To przecież zabawa, nie? - rzuciła ciszej nieco, bo echo roznosiło się niemiłosiernie po tej sali. Na całe szczęście prowadził, tak więc zwyczajnie mu ulegała, czasem zerkając na nogi krukona. Tak jakby upewniała się, że nie podepcze mu nóg- nie chciała zrobić komuś krzywdy.
- Z góry przepraszam, jak Cię trochę podepczę! - dodała niewinnym tonem, wzruszając lekko ramionami. To była miła forma spędzania czasu- właściwie bardzo dawno nie tańczyła. Co jakiś czas zerkała na niego z rozbawionym i zwyczajnie zadowolonym wyrazem twarzy.
- Właściwie jeśli chcesz, to możesz zmienić taniec. Najwyżej trochę mnie doszkolisz! Hmm.. taka gra aktorska? A jakie Ty emocje masz w sobie? - zapytała z nutką ciekawości w głosie, przenosząc wzrok tak, że patrzyła mu bezpośrednio w oczy. Jej własne o kolorze szlachetnych szafirów nie zniosłyby odmowy albo połowicznej odpowiedzi- była upartym stworzeniem i miała tendencje do martwienia się o innych, a chłopak, z którym tańczyła wydawał się jej wyjątkowo sympatyczny.
- Damy sobie radę, nie martw się. To przecież zabawa, nie? - rzuciła ciszej nieco, bo echo roznosiło się niemiłosiernie po tej sali. Na całe szczęście prowadził, tak więc zwyczajnie mu ulegała, czasem zerkając na nogi krukona. Tak jakby upewniała się, że nie podepcze mu nóg- nie chciała zrobić komuś krzywdy.
- Z góry przepraszam, jak Cię trochę podepczę! - dodała niewinnym tonem, wzruszając lekko ramionami. To była miła forma spędzania czasu- właściwie bardzo dawno nie tańczyła. Co jakiś czas zerkała na niego z rozbawionym i zwyczajnie zadowolonym wyrazem twarzy.
- Właściwie jeśli chcesz, to możesz zmienić taniec. Najwyżej trochę mnie doszkolisz! Hmm.. taka gra aktorska? A jakie Ty emocje masz w sobie? - zapytała z nutką ciekawości w głosie, przenosząc wzrok tak, że patrzyła mu bezpośrednio w oczy. Jej własne o kolorze szlachetnych szafirów nie zniosłyby odmowy albo połowicznej odpowiedzi- była upartym stworzeniem i miała tendencje do martwienia się o innych, a chłopak, z którym tańczyła wydawał się jej wyjątkowo sympatyczny.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Podest
Ot cały Finneasz. Choćby miał okropny humor i nie wiadomo jak byłby zdołowany to starał się nie zarażać tym innych osób, zwłaszcza które wydawały mu się bliskie. Kim właściwie ona była? Przecież nie pozwoliłby nikomu nieznajomemu do siebie podejść, a jednak ona się zbliżyła na wręcz niemożliwie bliską odległość.
Złapał za jej dłoń, a drugą rękę położył tuż za pachą dziewczyny trzymając nieco trochę za sztywno ramę. Za to mogła się na niej spokojnie oprzeć.
"To przecież zabawa, nie?" - skrzywił wargi nieco po tych słowach. Kiedy to on się tak naprawdę ostatnio bawił? Podczas popijawy z przyjaciółką w której zdarzyło się coś co nigdy nie powinno się zdarzyć? Zdecydowanie nie. A może poprzednio kiedy to torturował swój umysł okropną książką? Nie to też nie. Ostatnio miło spędzony czas wypadał jakoś tak z miesiąc temu, więc czy miał powód do czucia się tak jak teraz? Zdecydowanie tak.
Tylko teraz pojawiało się pytanie, czy ten taniec z nieziemsko piękną dziewczyną może zaliczyć do zabawy. A może to był tylko jeden z tych podstępnych dni, gdzie jedna miła chwila miała być zapowiedzią tragicznego miesiąca? Znów się lekko zdołował, zwłaszcza, że tańcząc walca jakoś nie czuł się dobrze. Mimo, że był to ładny taniec to za bardzo sztywny by polepszyć mu humor. Na całe szczęście dziewczyna zaproponowała mu zmianę stylu na co odpowiedział w tym samym momencie stając się nieco bardziej rozluźniony i dodając też nieco bardziej chaotyczne przejścia i obroty. Nawet na moment pojawił się szeroki uśmiech kiedy to ich oczy się spotkały i poznał kolejny piękny kolor. Wcześniej pistacjowy, który stawiał ponad wszystkie inne, teraz jednak do listy dołączył i te szafirowe oczy.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział łagodnie ukazując białe ząbki w krótkim uśmiechu. No i czego się szczerzysz kretynie? Dziewczyna zagadała do ciebie, a ty wyjeżdżasz z takim tekstem? Co za frajer...- karcił się w myślach starając się unikać jak najdłużej jej oczom. Nie wiedział co za piekielnego czarta ma przed sobą. Ale wiedział, że ta pomału przejmuje nad nim kontrolę. Bo gdzie taki ktoś jak on mógłby zainteresować taką osobę jak ona? To było pewne, że miała wobec niego jakieś plany i on się obawiał że będą jakieś nikczemne.
- Teraz już sam nie wiem. Nawet nie mam pojęcia co ja teraz właściwie robię i kim ty właściwie jesteś? - odpowiedział spoglądając przed siebie wbijając swoje spojrzenie w oczy dziewczyny. No i przepadłeś durniu! - Zdążył wrzasnąć jeszcze jedynie do siebie w głowie i czuł że stał się jej podległy. Wystarczyłoby jej słowo a on zejdzie z tego podestu i odejdzie stąd razem z nią.
Kim ty jesteś? Czart czy anioł? Kim jesteś dziewczyno?- Umysł cały czas się rzucał i chciał uciec od niej jednak ciało się go nie słuchało.
Złapał za jej dłoń, a drugą rękę położył tuż za pachą dziewczyny trzymając nieco trochę za sztywno ramę. Za to mogła się na niej spokojnie oprzeć.
"To przecież zabawa, nie?" - skrzywił wargi nieco po tych słowach. Kiedy to on się tak naprawdę ostatnio bawił? Podczas popijawy z przyjaciółką w której zdarzyło się coś co nigdy nie powinno się zdarzyć? Zdecydowanie nie. A może poprzednio kiedy to torturował swój umysł okropną książką? Nie to też nie. Ostatnio miło spędzony czas wypadał jakoś tak z miesiąc temu, więc czy miał powód do czucia się tak jak teraz? Zdecydowanie tak.
Tylko teraz pojawiało się pytanie, czy ten taniec z nieziemsko piękną dziewczyną może zaliczyć do zabawy. A może to był tylko jeden z tych podstępnych dni, gdzie jedna miła chwila miała być zapowiedzią tragicznego miesiąca? Znów się lekko zdołował, zwłaszcza, że tańcząc walca jakoś nie czuł się dobrze. Mimo, że był to ładny taniec to za bardzo sztywny by polepszyć mu humor. Na całe szczęście dziewczyna zaproponowała mu zmianę stylu na co odpowiedział w tym samym momencie stając się nieco bardziej rozluźniony i dodając też nieco bardziej chaotyczne przejścia i obroty. Nawet na moment pojawił się szeroki uśmiech kiedy to ich oczy się spotkały i poznał kolejny piękny kolor. Wcześniej pistacjowy, który stawiał ponad wszystkie inne, teraz jednak do listy dołączył i te szafirowe oczy.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział łagodnie ukazując białe ząbki w krótkim uśmiechu. No i czego się szczerzysz kretynie? Dziewczyna zagadała do ciebie, a ty wyjeżdżasz z takim tekstem? Co za frajer...- karcił się w myślach starając się unikać jak najdłużej jej oczom. Nie wiedział co za piekielnego czarta ma przed sobą. Ale wiedział, że ta pomału przejmuje nad nim kontrolę. Bo gdzie taki ktoś jak on mógłby zainteresować taką osobę jak ona? To było pewne, że miała wobec niego jakieś plany i on się obawiał że będą jakieś nikczemne.
- Teraz już sam nie wiem. Nawet nie mam pojęcia co ja teraz właściwie robię i kim ty właściwie jesteś? - odpowiedział spoglądając przed siebie wbijając swoje spojrzenie w oczy dziewczyny. No i przepadłeś durniu! - Zdążył wrzasnąć jeszcze jedynie do siebie w głowie i czuł że stał się jej podległy. Wystarczyłoby jej słowo a on zejdzie z tego podestu i odejdzie stąd razem z nią.
Kim ty jesteś? Czart czy anioł? Kim jesteś dziewczyno?- Umysł cały czas się rzucał i chciał uciec od niej jednak ciało się go nie słuchało.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podest
Przyglądała się mu w milczeniu i z uwagą. Starała się nie mylić kroków. Ćwiczenia związane z pianinem już dawno odpuściła, miała więc sporo czasu dla chłopaka z liną za plecami. Nie chciała zostawić go samego. Może i nie do końca potrafiła go zrozumieć, bo kochała życie za wszystko, co dawało - chociaż czasem miała gorsze dni to nigdy nie chciała go stracić. Było przecież tak wiele możliwości! Nie należała do osób, które planowały przyszłość- starała się żyć chwilą i teraźniejszością, skupić się na czasach obecnych. Bo plany i tak zazwyczaj nie wchodzą w życie. Zaśmiała się swoim melodyjnym, dziewczęcym głosem na jego słowa- była przecież tylko uczennicą o czym świadczył mundurek z uprasowaną koszulą. Jej szafirowe spojrzenie powędrowało na kilkanaście sekund na szyję chłopaka, a jasny warkocz wylądował gdzieś na plecach. Cholernie dobrego tancerza miała przed sobą, który chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że ma nierozwinięty talent.
- Tańczysz, relaksujesz się- a bynajmniej ja to robię i do tego naprawdę dobrze się bawię. - zaczęła pewnym swego głosem, uśmiechając się subtelnie. Niewielkie dołeczki pojawiły się na jej porcelanowych policzkach.- Jestem Vanadesse, klasa szósta i dom borsuka. Miło mi! A Ty? Kim Ty jesteś?
Zapytała z ciekawością i znów podniosła wzrok na jego twarz. Nie kojarzyła go zbyt dobrze ze szkolnych korytarzy- Van unikała tłumów i skupiała się zwykle na zajęciach czy graniu. Była samotniczką z wyboru, która mogła być przecież najpopularniejszą dziewczyną w szkole gdyby tylko chciała. Ale nie. Lubiła wyłapywacz perełki z tłumu, z którymi się dobrze dogadywała i czuła. Miała nadzieję, że i w tym przypadku tak będzie.
- Uczyłeś się gdzieś tańczyć? Naprawdę dobrze Ci idzie! A to trudna sztuka, zwłaszcza Tango. Jestem pod wrażeniem. A tak poza tym- czemu siedziałeś tutaj całkiem sam? Następnym razem przy praktykowaniu flamenco mogę Ci towarzyszyć, jeśli chcesz.
- Tańczysz, relaksujesz się- a bynajmniej ja to robię i do tego naprawdę dobrze się bawię. - zaczęła pewnym swego głosem, uśmiechając się subtelnie. Niewielkie dołeczki pojawiły się na jej porcelanowych policzkach.- Jestem Vanadesse, klasa szósta i dom borsuka. Miło mi! A Ty? Kim Ty jesteś?
Zapytała z ciekawością i znów podniosła wzrok na jego twarz. Nie kojarzyła go zbyt dobrze ze szkolnych korytarzy- Van unikała tłumów i skupiała się zwykle na zajęciach czy graniu. Była samotniczką z wyboru, która mogła być przecież najpopularniejszą dziewczyną w szkole gdyby tylko chciała. Ale nie. Lubiła wyłapywacz perełki z tłumu, z którymi się dobrze dogadywała i czuła. Miała nadzieję, że i w tym przypadku tak będzie.
- Uczyłeś się gdzieś tańczyć? Naprawdę dobrze Ci idzie! A to trudna sztuka, zwłaszcza Tango. Jestem pod wrażeniem. A tak poza tym- czemu siedziałeś tutaj całkiem sam? Następnym razem przy praktykowaniu flamenco mogę Ci towarzyszyć, jeśli chcesz.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Podest
On także kochał życie, a przynajmniej momenty kiedy to zmęczony padnie na mordkę i zamknie te ciężkie powieki. Najgorsze było wstawanie. Wtedy to od jakiegoś cholernego losu zależało czy wyrzuci szczęście, czy też smutek na tej swojej monecie, która jak przeklęta spadała na tą samą stronę po raz szósty w tym tygodniu. Nawet już starał się wstawać prawą nogą, ale to nic nie przynosiło korzyści, tylko denerwował się jeszcze bardziej widząc, że to gówno daje. I jak wtedy nie powiesić się? Jesteś samotny, twój jedyny towarzysz to butelka, a dokładniej to i ona robi cię w ... Nagle się kończy i zostajesz znów sam z jeszcze większym dołem. Ciekawe jak można okraść mugolską walutę na naszą? Najpierw kilka skoków z użyciem różdżki, a później wódka się nigdy nie skończy. Hektolitry wódki, własnej roboty wina i banie za banią - Rozmarzył się Finn tańcząc przez chwilę w ciszy. Dał się porwać temu szaleństwu i tak jak przed chwilą cieszył się, że tańczy z taką dziewczyną teraz zdawał się być nieobecny. Grał w ciuciubabkę z swoim humorem, a ten tanieć powodował jedynie, że kręciło mu się jedynie coraz bardziej w głowie. Na szczęście miał mocny żołądek. Zapewnie wyszkolony na największym wrogu alkoholu. Był teraz jak koktajl wstrząśnięty porządnie wymieszany. Przed oczami pojawiły się pierwsze mroczki. O co tutaj jednak chodzi? Dlaczego cały czas wirowali kiedy to zbierało mu się już na wymioty?
Da piczku! Przestań! - Wrzasnął do siebie w głowie i oderwał się nagle od dziewczyny. Bardzo gwałtownie przez co on sam zachwiał się i prawie spadł z ich podłużnego parkietu. Postawił jeszcze krok i był już na ziemi, coś go zgięło do przodu ściskając za żołądek.
- Ćśśś błagam nic już nie mów o tańczeniu - poprosił dziewczynę i zamknął na moment oczy. Wyrównał oddech i powstrzymując ból brzucha wyprostował się.
- Mało znam osób z borsuka. A ja jestem Finn spod znaku kruka. Miło mi poznać. - odparł choć nie do końca o to mu chodziło kiedy to pytał się jej kim jest.
- A co takiego robisz w tej sali Vanadesse? I chodzi mi raczej o to co chciałaś tutaj robić, a nie o teraz. - Cały czas upierał się by poznać prawdziwą przyczynę jej pojawienia się tutaj. Bo sam raczej nie wierzył w to, że to czysty przypadek, że się spotkali.
Da piczku! Przestań! - Wrzasnął do siebie w głowie i oderwał się nagle od dziewczyny. Bardzo gwałtownie przez co on sam zachwiał się i prawie spadł z ich podłużnego parkietu. Postawił jeszcze krok i był już na ziemi, coś go zgięło do przodu ściskając za żołądek.
- Ćśśś błagam nic już nie mów o tańczeniu - poprosił dziewczynę i zamknął na moment oczy. Wyrównał oddech i powstrzymując ból brzucha wyprostował się.
- Mało znam osób z borsuka. A ja jestem Finn spod znaku kruka. Miło mi poznać. - odparł choć nie do końca o to mu chodziło kiedy to pytał się jej kim jest.
- A co takiego robisz w tej sali Vanadesse? I chodzi mi raczej o to co chciałaś tutaj robić, a nie o teraz. - Cały czas upierał się by poznać prawdziwą przyczynę jej pojawienia się tutaj. Bo sam raczej nie wierzył w to, że to czysty przypadek, że się spotkali.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podest
Każdy miał gorsze dni prędzej czy później- gdyby wszystko było szczęśliwie i idealnie to zwyczajnie byłoby nudno. Podobnie było z ludźmi- ich wady i zalety sprawiały, że byli niepowtarzalni. I nawet jeśli ktoś uznałby pewne cechy puchonki za okropne i wymagające poprawy to ona i tak by nic z tym nie zrobiła. Wbrew wszystkim i wszystkiemu. Uparte z niej było stworzenie. Doskonale znała samotność, jednak zawsze ją doceniała. Istniała w niej uzasadniona obawa, że ktoś zadawałby się z nią i chciał zbliżyć tylko dlatego, że wyglądała tak jak wyglądała. Że nie była po prostu ładna i miła, miała w sobie te cząstkę dzikiego uroku wili, które nadal swobodnie żyły na wolności i jedynie kilka z nich zdecydowało się na stałe związać swój los z człowiekiem. Wiedziała, że ma to swoje złe strony- bywała gwałtowna i zazdrosna, a śliczna twarzyczka często była źródłem problemów.
Gdy chłopak cofnął się gwałtownie do tyłu to blondynka zdziwiła się nieco. Chwilę wcześniej nie wyglądało tak, jakby coś mu było. Zatrzymała się, łapiąc przez kilka sekund równowagę i niemal natychmiast znalazła się na tyle blisko, by w razie co mu pomóc. Była dobra z uzdrawiania- medycyna była jej drogą alternatywną w przyszłości, gdyby z pianinem coś jej nie wyszło. Nachyliła się nieco, patrząc na niego z troską w swoich dużych ślepiach, które okalał wachlarz ciemnych rzęs. Jej warkoczyk o kolorze złotych zburz kołysał się subtelnie w powietrzu. Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Powinieneś bardziej o siebie dbać, wiesz? - zaczęła cicho, prostując się równo z nim. Wyglądał nieco blado, ale chyba było mu już lepiej. A bynajmniej taką miała nadzieję.- Finn? Ale masz ciekawe imię. Miło mi również.
Dodała pełnym entuzjazmu głosem i jakby na potwierdzenie swoich słów pokiwała dodatkowo głową. Puściła ręce luźno wzdłuż ciała i przechyliła głowę nieco w bok, lustrując wzrokiem podłogę gdzieś po prawej stronie. Nie do końca rozumiała ukryty sens tego pytania. Jako iż dziewczyna należała do wybitnie szczerych, aczkolwiek skrytych osób- pomagała innych, ale sama wolała być tabu- nie widziała sensu w kłamaniu. Wzruszyła lekko ramionami. Dodatkowym zdziwieniem było to, że używał jej pełnego imienia- bardzo mało osób tak robiło. Zwykle była po prostu Van. Zupełnie jak jakiś mugolski złom na kółkach, ale co zrobić, gdy matkę poniesie fantazja?
- Właściwe ktoś mi kiedyś mówił, że jest jakiś skrót z tego piętra do pokoju muzycznego. Gram tam w wolnych chwilach.. I jakoś tak los chciał, ze wpadłam na Ciebie tutaj.. - zaczęła zgodnie z prawdą, wskazując głową na leżącą gdzieś na ziemi torbę pełną zeszytów z rozpisanymi na jej instrument nutami.
- A Ty co tu robiłeś Finn?
Gdy chłopak cofnął się gwałtownie do tyłu to blondynka zdziwiła się nieco. Chwilę wcześniej nie wyglądało tak, jakby coś mu było. Zatrzymała się, łapiąc przez kilka sekund równowagę i niemal natychmiast znalazła się na tyle blisko, by w razie co mu pomóc. Była dobra z uzdrawiania- medycyna była jej drogą alternatywną w przyszłości, gdyby z pianinem coś jej nie wyszło. Nachyliła się nieco, patrząc na niego z troską w swoich dużych ślepiach, które okalał wachlarz ciemnych rzęs. Jej warkoczyk o kolorze złotych zburz kołysał się subtelnie w powietrzu. Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Powinieneś bardziej o siebie dbać, wiesz? - zaczęła cicho, prostując się równo z nim. Wyglądał nieco blado, ale chyba było mu już lepiej. A bynajmniej taką miała nadzieję.- Finn? Ale masz ciekawe imię. Miło mi również.
Dodała pełnym entuzjazmu głosem i jakby na potwierdzenie swoich słów pokiwała dodatkowo głową. Puściła ręce luźno wzdłuż ciała i przechyliła głowę nieco w bok, lustrując wzrokiem podłogę gdzieś po prawej stronie. Nie do końca rozumiała ukryty sens tego pytania. Jako iż dziewczyna należała do wybitnie szczerych, aczkolwiek skrytych osób- pomagała innych, ale sama wolała być tabu- nie widziała sensu w kłamaniu. Wzruszyła lekko ramionami. Dodatkowym zdziwieniem było to, że używał jej pełnego imienia- bardzo mało osób tak robiło. Zwykle była po prostu Van. Zupełnie jak jakiś mugolski złom na kółkach, ale co zrobić, gdy matkę poniesie fantazja?
- Właściwe ktoś mi kiedyś mówił, że jest jakiś skrót z tego piętra do pokoju muzycznego. Gram tam w wolnych chwilach.. I jakoś tak los chciał, ze wpadłam na Ciebie tutaj.. - zaczęła zgodnie z prawdą, wskazując głową na leżącą gdzieś na ziemi torbę pełną zeszytów z rozpisanymi na jej instrument nutami.
- A Ty co tu robiłeś Finn?
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Podest
To jest właśnie cały Hallsson. Jego życie to jak zwykle ciągła gra pozorów. Wieczne przybieranie dobrych masek do złej gry. Jednakże one w końcu pękają niczym bańka mydlana ukazując prawdziwe emocje chłopaka. Bo chyba nie możliwa jest aż tak szybka zmiana nastroju, nawet w jego przypadku. By z takiego doła wyciągnął go jeden tanieć. W dodatku cały czas czuł jak go skręca w brzuchu.
Jakieś zatrucie? - Pomyślał starając się nie złapać za brzuch by nie pokazać, że coś jest z nim nie tak. Więc jedynie przejechał dłonią po brzuchu jakby chciał wygładzić ubranie w tamtym miejscu.
- Ale niby jak? Przecież się dobrze odżywiam. Od czasu do czasu napiję lampki wina. Czego chcieć tutaj więcej? - odparł, choć tylko jedno z tego było prawdą. Pił przecież o wiele częściej, ale czy od razu o wszystkim musi wiedzieć? Zdziwił się nieco kiedy to usłyszał, że jego imię jest ciekawe i nawet uśmiechnął na moment.
- Ot najnormalniejsze na świecie. Każde imię jest ciekawe. Bo i twoje na przykładteż pewnie ma bogatą historię, jak i również jest nietypowe Vanadesse. Nawet chyba bardziej niż moje. - Powiedział spokojnie chłopak zerkając na torbę z notatkami dziewczyny.
- A na czym grasz? - zapytał się bo dostrzegł, że tego nie zdradziła, albo najzwyczajniej w świecie nie wyłapał wcześniej w rozmowie.
- Bo ja tam gram na gitarze i coś tam marudzę przy tym - dodał jak zwykle nie zapominając o skromności którą wyniósł z domu. Przysłuchiwał się również odpowiedzi dziewczyny i chyba nie wyczuł, że kłamała, tylko, że on nawet nie wiedział gdzie jest pokój muzyczny. No dobrze tylko teraz dlaczego ten pokój? To w nim znajdowało się owe przejście czy jak? A może zwyczajna ciekawość przyprowadziła ją tutaj kiedy to przechodziła obok tak dobrze znanego miejsca. A więc jednak nie była aniołem, ani żadnym demonem. Tylko jednak zwykły przypadek, że on jeszcze żyje.
- Co ja tutaj robiłem? A na co to mogło wyglądać Vanadesse? Co mam odpowiedzieć, że chciałem się nieco pobujać i dlatego zamontowałem tą linę? - Odpowiedział zgodnie z prawdą, choć to nie było w jego stylu. Jednakże musiał się jakoś odwdzięczyć za jej szczerość. Bo w innych przypadkach starałby się wmówić, że to była prawda, a on znudzony chciał się jedynie pobujać.
Jakieś zatrucie? - Pomyślał starając się nie złapać za brzuch by nie pokazać, że coś jest z nim nie tak. Więc jedynie przejechał dłonią po brzuchu jakby chciał wygładzić ubranie w tamtym miejscu.
- Ale niby jak? Przecież się dobrze odżywiam. Od czasu do czasu napiję lampki wina. Czego chcieć tutaj więcej? - odparł, choć tylko jedno z tego było prawdą. Pił przecież o wiele częściej, ale czy od razu o wszystkim musi wiedzieć? Zdziwił się nieco kiedy to usłyszał, że jego imię jest ciekawe i nawet uśmiechnął na moment.
- Ot najnormalniejsze na świecie. Każde imię jest ciekawe. Bo i twoje na przykładteż pewnie ma bogatą historię, jak i również jest nietypowe Vanadesse. Nawet chyba bardziej niż moje. - Powiedział spokojnie chłopak zerkając na torbę z notatkami dziewczyny.
- A na czym grasz? - zapytał się bo dostrzegł, że tego nie zdradziła, albo najzwyczajniej w świecie nie wyłapał wcześniej w rozmowie.
- Bo ja tam gram na gitarze i coś tam marudzę przy tym - dodał jak zwykle nie zapominając o skromności którą wyniósł z domu. Przysłuchiwał się również odpowiedzi dziewczyny i chyba nie wyczuł, że kłamała, tylko, że on nawet nie wiedział gdzie jest pokój muzyczny. No dobrze tylko teraz dlaczego ten pokój? To w nim znajdowało się owe przejście czy jak? A może zwyczajna ciekawość przyprowadziła ją tutaj kiedy to przechodziła obok tak dobrze znanego miejsca. A więc jednak nie była aniołem, ani żadnym demonem. Tylko jednak zwykły przypadek, że on jeszcze żyje.
- Co ja tutaj robiłem? A na co to mogło wyglądać Vanadesse? Co mam odpowiedzieć, że chciałem się nieco pobujać i dlatego zamontowałem tą linę? - Odpowiedział zgodnie z prawdą, choć to nie było w jego stylu. Jednakże musiał się jakoś odwdzięczyć za jej szczerość. Bo w innych przypadkach starałby się wmówić, że to była prawda, a on znudzony chciał się jedynie pobujać.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Podest
Nigdy nie zastanawiała się nad historią swojego imienia. Była do niego przyzwyczajona, chociaż już od najmłodszych lat wzbudzało zdziwienie wśród ludzi. Uznała to za zwykłą fantazję rodziców- nic poza tym i nic ponad to. Po co szukać ukrytego sensu i dziury w całym? Ale jego imię kojarzyło mi się dobrym wróżkiem, który spełniał życia- stąd taka reakcja. Oczywiście nie powiedziała tego głośno, bo pomyślałby sobie, że nasza puchonka jest dziecinna.
- Też lubię wino- różane. Jest słodkie i jakoś tak mi pod pasowało. A gram na instrumentach klawiszowych- głównie pianino, fortepian i klawisze w związku z tym, chociaż pewnie i na innych dałabym jakoś radę.. - zaczęła ze spokojem w głosie po chwili uprzedniego namysłu. Ile to już lat poświęciła na muzykę i doskonalenie się w czytaniu nut? Nie miała pojęcia. Sprawiało jej to radość i to było chyba najważniejsze w tym wszystkim. Lepiej tak się odstresować niż w mniej legalny czy bezpieczny sposób. Jej twarz rozjaśniała gdy wspomniał o graniu. Odgarnęła kosmyk włosów z twarzy z zadziornym uśmiechem, podnosząc spojrzenie oczu na jego własne.
- W takim razie musimy razem zagrać kiedyś. Pianino z gitarą brzmi naprawdę ładnie. - rzuciła tonem, który raczej nie tolerowałby sprzeciwu. Uznała to za obietnicę bez konkretnego potwierdzenia i nazwania, jednak tylko w swojej białej główce. Zawsze weselej grac z kimś niż samemu. Westchnęła cicho, robiąc kilka kroków do przodu i patrząc na linię. Nie chciała tak bardzo tego usłyszeć. Zagryzła dolną wargę zastanawiając się co tak właściwie powinna powiedzieć. Cóż, przynajmniej był z tym szczery i Devereux bardzo to doceniła.
- I po co? Tyle jeszcze przed Tobą Finn. Naprawdę coś jest warte tego, żeby odebrać sobie wszystko? - zaczęła cicho, obracając głowę tak, że patrzyła na niego przez ramię. I znów bezpośrednio w oczy- tym razem jej własne nie był tak wesołe i pozytywne- raczej wyrażały troskę i zmartwienie.
- Nie chciałabym, żebyś sobie coś zrobił. Oczywiście, że życie daje w dupę i nikt nigdy nie powiedział, że będzie łatwo ale.. To nadal możliwości oraz setki ścieżek, którymi przejdziesz. Doświadczenia i ludzie, miłość, rodzina czy samotność- przyszłość. Rezygnowanie z niej przez teraźniejszość w tak młodym wieku to naprawdę na miarę tragedii jest.
- Też lubię wino- różane. Jest słodkie i jakoś tak mi pod pasowało. A gram na instrumentach klawiszowych- głównie pianino, fortepian i klawisze w związku z tym, chociaż pewnie i na innych dałabym jakoś radę.. - zaczęła ze spokojem w głosie po chwili uprzedniego namysłu. Ile to już lat poświęciła na muzykę i doskonalenie się w czytaniu nut? Nie miała pojęcia. Sprawiało jej to radość i to było chyba najważniejsze w tym wszystkim. Lepiej tak się odstresować niż w mniej legalny czy bezpieczny sposób. Jej twarz rozjaśniała gdy wspomniał o graniu. Odgarnęła kosmyk włosów z twarzy z zadziornym uśmiechem, podnosząc spojrzenie oczu na jego własne.
- W takim razie musimy razem zagrać kiedyś. Pianino z gitarą brzmi naprawdę ładnie. - rzuciła tonem, który raczej nie tolerowałby sprzeciwu. Uznała to za obietnicę bez konkretnego potwierdzenia i nazwania, jednak tylko w swojej białej główce. Zawsze weselej grac z kimś niż samemu. Westchnęła cicho, robiąc kilka kroków do przodu i patrząc na linię. Nie chciała tak bardzo tego usłyszeć. Zagryzła dolną wargę zastanawiając się co tak właściwie powinna powiedzieć. Cóż, przynajmniej był z tym szczery i Devereux bardzo to doceniła.
- I po co? Tyle jeszcze przed Tobą Finn. Naprawdę coś jest warte tego, żeby odebrać sobie wszystko? - zaczęła cicho, obracając głowę tak, że patrzyła na niego przez ramię. I znów bezpośrednio w oczy- tym razem jej własne nie był tak wesołe i pozytywne- raczej wyrażały troskę i zmartwienie.
- Nie chciałabym, żebyś sobie coś zrobił. Oczywiście, że życie daje w dupę i nikt nigdy nie powiedział, że będzie łatwo ale.. To nadal możliwości oraz setki ścieżek, którymi przejdziesz. Doświadczenia i ludzie, miłość, rodzina czy samotność- przyszłość. Rezygnowanie z niej przez teraźniejszość w tak młodym wieku to naprawdę na miarę tragedii jest.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Podest
Odkąd sprawy ze Sneddonem umarły śmiercią naturalną, serduszko Williamsówny nie wiedziało co ze sobą począć. Podobnie było z jej myślami. W końcu odkryła złoty środek na smutek, jakim było zaczytywanie się w książkach i popijanie herbaty, a potem wzmożona aktywność fizyczna. W tym przypadku szkolna siłownia i rozległe błonia spisywały się na piątkę z plusem. I tak po jakimś czasie rana na sercu młodej Gryfonki zabliźniła się a ona wróciła do swojego naturalnego, pozytywnego humoru i poglądu na świat.
Dzisiejszy dzień miała wolny, więc postanowiła się trochę polenić. Po obiedzie zrzuciła z siebie szkolny mundurek na rzecz wygodniejszych ubrań, a potem ruszyła tam gdzie ją nogi poniosły. Takim cudem trafiła do sali pojedynków, która stała pusta i na horyzoncie nie było żadnej żywej - i nieżywej - duszy. Z jednej strony się nie dziwiła, z drugiej irytował ją fakt, że w szkole, gdzie bądź co bądź uczą się magii, ludzie wolą prać się po twarzach pięściami. Ale ona nigdy nie potrafiła zrozumieć ludzi i nawet nie miała najmniejszej ochoty próbować. Zamknęła za sobą drzwi, zaś następnie skierowała się w stronę podestu, siadając na nim.
Dzisiejszy dzień miała wolny, więc postanowiła się trochę polenić. Po obiedzie zrzuciła z siebie szkolny mundurek na rzecz wygodniejszych ubrań, a potem ruszyła tam gdzie ją nogi poniosły. Takim cudem trafiła do sali pojedynków, która stała pusta i na horyzoncie nie było żadnej żywej - i nieżywej - duszy. Z jednej strony się nie dziwiła, z drugiej irytował ją fakt, że w szkole, gdzie bądź co bądź uczą się magii, ludzie wolą prać się po twarzach pięściami. Ale ona nigdy nie potrafiła zrozumieć ludzi i nawet nie miała najmniejszej ochoty próbować. Zamknęła za sobą drzwi, zaś następnie skierowała się w stronę podestu, siadając na nim.
Re: Podest
Tydzień minął nieubłaganie szybko. Dziewczyna dokładnie pamiętała poniedziałkowy poranek i pierwszą lekcję, a tu nagle sobotni wieczór. Puchonka czuła się jakby ktoś wymazał z jej życia te kilka cennych dni. No cóż, przynajmniej może całe dnie spędzać poza duszącymi murami Hogwartu. Wiosna była coraz ładniejsza i żal by było z tego nie skorzystać. Ptaki śpiewały przyjemne dla ucha melodie, przy których Gen czuła się wyśmienicie.
Po całodziennym spacerze młoda panna White postanowiła wreszcie wrócić do zamku. Poszła szybko do swojego dormitorium po jakąś książkę, a następnie skierowała się na wyższe piętro. Takim oto sposobem dotarła do sali pojedynków. Było w niej wyjątkowo cicho i pusto. Jej oczom ukazała się jedynie dziewczyna której nie rozpoznawała, ale zapewne minęła ją kiedyś na szkolnym korytarzu. Podeszła do podestu, a następnie usiadła na nim.
- Cześć. Ty też przyszłaś tu odsapnąć? - powiedziała uśmiechając się. Następnie rozłożyła książkę na kolanach i otworzyła ją na pierwszej stronie. Recenzja tej mugolskiej powieści fantastycznej (oczywiście w mugolskiem znaczeniu) opowiadającej o przygodach kilku czarodziei wyglądała obiecująco. Ciekawe, czy tym razem autor przedstawił magiczny świat bardziej realistycznie.
Gen przeczytała jeszcze kilka krótkich rozdziałów po czym pożegnała się i wróciła do dormitorium. Nie chciała przeszkadzać w zajęciach profesor Lennox.
Po całodziennym spacerze młoda panna White postanowiła wreszcie wrócić do zamku. Poszła szybko do swojego dormitorium po jakąś książkę, a następnie skierowała się na wyższe piętro. Takim oto sposobem dotarła do sali pojedynków. Było w niej wyjątkowo cicho i pusto. Jej oczom ukazała się jedynie dziewczyna której nie rozpoznawała, ale zapewne minęła ją kiedyś na szkolnym korytarzu. Podeszła do podestu, a następnie usiadła na nim.
- Cześć. Ty też przyszłaś tu odsapnąć? - powiedziała uśmiechając się. Następnie rozłożyła książkę na kolanach i otworzyła ją na pierwszej stronie. Recenzja tej mugolskiej powieści fantastycznej (oczywiście w mugolskiem znaczeniu) opowiadającej o przygodach kilku czarodziei wyglądała obiecująco. Ciekawe, czy tym razem autor przedstawił magiczny świat bardziej realistycznie.
Gen przeczytała jeszcze kilka krótkich rozdziałów po czym pożegnała się i wróciła do dormitorium. Nie chciała przeszkadzać w zajęciach profesor Lennox.
Ostatnio zmieniony przez Genevieve White dnia Sro 16 Kwi 2014, 23:15, w całości zmieniany 1 raz
Re: Podest
Piszę posta, żeby ludzie, którzy zjawią się o 17 na lekcji pisali już po mnie.
Chloe zawsze zjawiała się dwa kwadranse przed rozpoczęciem spotkania klubowego. Cieszyła się z dużej popularności tych zajęć, poniważ kiedy wyszła z inicjatywą do dyrektora, nie spodziewała się aż tak dużego odzewu. Była w swoim żywiole. Uwielbiała sędziować i karcić za źle rzucane zaklęcia. Czasy co prawda były spokojne, ale nigdy nie wiadomo co przyniesie czas.
Lennox pokręciła się trochę po sali, po czym weszła drewnianymi schodkami na podest i zwrócona w stronę krzeseł, które służyły za widownię, czekała na przybycie młodych adeptów.
Chloe zawsze zjawiała się dwa kwadranse przed rozpoczęciem spotkania klubowego. Cieszyła się z dużej popularności tych zajęć, poniważ kiedy wyszła z inicjatywą do dyrektora, nie spodziewała się aż tak dużego odzewu. Była w swoim żywiole. Uwielbiała sędziować i karcić za źle rzucane zaklęcia. Czasy co prawda były spokojne, ale nigdy nie wiadomo co przyniesie czas.
Lennox pokręciła się trochę po sali, po czym weszła drewnianymi schodkami na podest i zwrócona w stronę krzeseł, które służyły za widownię, czekała na przybycie młodych adeptów.
Chloe LennoxNauczyciel: OPCM - Urodziny : 18/11/1970
Wiek : 54
Skąd : Aberdeen - Szkocja
Krew : Czysta
Re: Podest
- Dzień dobry pani Lennox!
Pierwszy w sali pojawił się największy fan Klubu Pojedynków, Elijah Ward. Ostatnio nie było go na zajęciach, ponieważ rozłożyła go choroba, ale nie zamierzał spoczywać na laurach. Od paru dni ciężko trenował po lekcjach, żeby poradzić sobie we starciu z podstawowymi zaklęciami defensywnymi. Za nim dreptał najlepszy przyjaciel Gryfona, Aaron Matluck. Obaj w szkolnych uniformach bez szat, a w samych koszulach z kolorystycznie dopasowanym krawatem. Już od wejścia miętosili w dłoniach swoje różdżki. Było po lekcjach, więc pozwolili sobie na odrobinę luzu.
Pierwszy w sali pojawił się największy fan Klubu Pojedynków, Elijah Ward. Ostatnio nie było go na zajęciach, ponieważ rozłożyła go choroba, ale nie zamierzał spoczywać na laurach. Od paru dni ciężko trenował po lekcjach, żeby poradzić sobie we starciu z podstawowymi zaklęciami defensywnymi. Za nim dreptał najlepszy przyjaciel Gryfona, Aaron Matluck. Obaj w szkolnych uniformach bez szat, a w samych koszulach z kolorystycznie dopasowanym krawatem. Już od wejścia miętosili w dłoniach swoje różdżki. Było po lekcjach, więc pozwolili sobie na odrobinę luzu.
Ostatnio zmieniony przez Elijah Ward dnia Nie 13 Kwi 2014, 16:43, w całości zmieniany 1 raz
Strona 8 z 21 • 1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 14 ... 21
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro III :: Sala pojedynków
Strona 8 z 21
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach