Podest
+46
Rachel Montgomery
Nicolas Socha
Monika Kruger
Andrew Wilson
Lena Gregorovic
Marion Tully
Emily Bronte
Maud Moreau
Gloria Stark
Adrien Rien
Micah Johansen
Elektra Fyodorova
Peter Raffles
Elena Tyanikova
Morpheus A. Maponos
Adrienne Matluck
Genevieve White
Antonette Williams
Vanadesse Devereux
Aleksander Cortez
Dymitr Milligan
Quinn Larivaara
Nancy Baldwin
Benedict Walton
Alice Volante
Dalila Mauric
Charles Wilson
James Scott
Suzanne Castellani
Mistrz Gry
Aaron Matluck
Elijah Ward
Prince Scott
Christine Greengrass
Hannah Wilson
Dylan Davies
Chloe Lennox
Sophie Fitzpatrick
Joel Frayne
Borys Tiereszkowy
Andrea Jeunesse
Rika Shaft
Blaise Harvin
Gabriel Griffiths
Colette Roshwel
Brennus Lancaster
50 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro III :: Sala pojedynków
Strona 1 z 21
Strona 1 z 21 • 1, 2, 3 ... 11 ... 21
Podest
Podest długi na dziesięć metrów, na którym pojedynkuje się dwójka przeciwników. Niegdyś była to siedziba prężnie działającego kółka pojedynków, jednak po jego rozwiązaniu przyciąga tylko nielicznych awanturników.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Podest
Cichaczem, na paluszkach niemalże, brązowa czupryna przemierzała korytarz trzeciego piętra starając się nie oglądać na boki i nie przyciągać sobą jakiejkolwiek uwagi. Czarna, skórzana torba wypchana była czymś, a osoba ją niosąca niemalże uginała się pod tym ciężarem. Nie mniej jednak starała się nie okazywać słabości, a w jej oczach można było dostrzec determinację. W pewnym momencie skręciła wprost na zamknięte drzwi i jak gdyby nigdy nic je otworzyła przekręcając mosiężną gałkę. Weszła do środka, zamknęła za sobą drzwi i pisnęła radośnie. O tak! Była tutaj. Z szerokim uśmiechem radości pomieszanym z odrobiną podekscytowania podeszła do podestu i na nim usiadła. Przejechała dłonią po jego gładkiej powierzchni i cmoknęła z zadowoleniem. Idealne wręcz miejsce. Zaczęła ściągać z nóg swoje zniszczone, czerwone trampki do złudzenia przypominające conversy, ale te nawet obok conversów nie leżały. To nic, i tak były dla niej niezastąpionym obuwiem w jej codziennym szkolnym życiu. Zdjęła buty odstawiając je na bok i z torby zaczęła wyciągać... łyżworolki. Najprawdziwsze, mugolskie łyżworolki, na które pracowała całe poprzednie wakacje i podczas poprzedniej wizyty w Londynie podczas standardowej wizyty u rodziców, wydała zaoszczędzone pieniądze na to właśnie cacko. Powoli założyła je na stopy a potem wstała. Podciągnęła swoje szorty, do środka wpuszczając zwyczajną, żółtą koszulkę Hufflepuffu, a potem podniosła nogę i weszła na podest. Radośnie odepchnęła się rolkami i jak gdyby nigdy nic zaczęła sobie jeździć po podeście uważając, żeby z niego nie spaść.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Podest
Jak dobrze, że niedziela już dobiegała końca. Weekendy - czas odpoczynku i odstresowania po całym tygodniu pracy i zajęć, które należało przygotować. Niestety ta definicja istniała jedynie w teorii, ponieważ w szkołach, gdzie funkcjonował tak zwany internat, dni wolne były najbardziej pracowite. Dzieciaki biegały po korytarzach, robiły imprezy i ogólnie łamały zasady na każdym kroku. Należało mieć oczy dookoła głowy, a wieczory, które wolałby spędzić na przeczytaniu dobrej książki, musiał poświęcić na przeprowadzanie jakiś szlabanów, które wydumał dyrektor. Zdecydowanie bardziej odpoczywał na lekcjach i w trakcie tygodnia, kiedy uczniowie odrabiali swoje prace domowe.
Gabriel zaszedł do Sali Pojedynków, chcąc odstawić na miejsce jeden z manekinów, który stał zwykle w kącie komnaty. Prowadził go magią, trzymając w jednej ręce wyciągniętą różdżkę. W drugiej miał otwarty skórzany, kalendarz, bo jednocześnie sprawdzał listę zadań na dzisiaj. Musiał zebrać uczniów, których przyłapano na imprezie pod klapą...
Nagle usłyszał dźwięk, którego od razu nie rozpoznał i dostrzegł dziewczynę na podeście do pojedynków. Chwilę się jej przyglądał z oniemieniem, ale w końcu się odezwał.
- Panienko Roshwel. Na dół. - zabrzmiał niski, przyjemny głos mężczyzny. Zatrzymał się w miejscu, schował różdżkę do kieszeni, zamknął dziennik i zdjął okulary z nosa, by lepiej widzieć Puchonkę.
- Czy zdaje sobie Pani sprawę z tego, że może Pani zniszczyć parkiet, który zdecydowanie nie służy do jeżdżenia na kółkach? - w jego tonie można było wyczuć nutkę rozbawienia, ale jego twarz tego nie zdradzała. Końcówką okularów dotknął swoich warg, jak to miał w zwyczaju, kiedy nad czymś myślał.
Gabriel zaszedł do Sali Pojedynków, chcąc odstawić na miejsce jeden z manekinów, który stał zwykle w kącie komnaty. Prowadził go magią, trzymając w jednej ręce wyciągniętą różdżkę. W drugiej miał otwarty skórzany, kalendarz, bo jednocześnie sprawdzał listę zadań na dzisiaj. Musiał zebrać uczniów, których przyłapano na imprezie pod klapą...
Nagle usłyszał dźwięk, którego od razu nie rozpoznał i dostrzegł dziewczynę na podeście do pojedynków. Chwilę się jej przyglądał z oniemieniem, ale w końcu się odezwał.
- Panienko Roshwel. Na dół. - zabrzmiał niski, przyjemny głos mężczyzny. Zatrzymał się w miejscu, schował różdżkę do kieszeni, zamknął dziennik i zdjął okulary z nosa, by lepiej widzieć Puchonkę.
- Czy zdaje sobie Pani sprawę z tego, że może Pani zniszczyć parkiet, który zdecydowanie nie służy do jeżdżenia na kółkach? - w jego tonie można było wyczuć nutkę rozbawienia, ale jego twarz tego nie zdradzała. Końcówką okularów dotknął swoich warg, jak to miał w zwyczaju, kiedy nad czymś myślał.
Re: Podest
Radosne to było popołudnie dla Franks która śmiejąc się w głos korzystała z tej chwili wolności. Już nie mogła się doczekać, aż nadejdą wakacje i pojedzie sobie do Londynu, gdzie będzie mogła jeździć na swoim starym rowerze, na motorze Patcha bez wiedzy Patcha i matki, na hulajnodze, na deskorolce... ach! Tyle pięknych sposobów na spędzanie wolnego czasu w mugolskim świecie. Prawdę mówiąc brakowało jej tego tutaj. I to tak porządnie brakowało. Te rolki były jedynie małą namiastką jej londyńskiego życia które przemyciła w swoim wielkim kufrze. Miała już dość latania na zwykłej miotle. Owszem, kochała to, ale ileż można! Potrzebowała jakiegoś urozmaicenia w swoim życiu. A te oto właśnie rolki, jej własne osiem kółek było idealną odskocznią. Zaczęła radośnie jeździć w kółko do przodu, potem w to samo kółko tyłem za każdym razem gwałtownie hamując kiedy tylko zbliżała się do krawędzi drewnianego podestu. Nawet nie usłyszała, kiedy ktoś wszedł do środka, korzystając z każdej chwili jaka była jej dana. Może powinna być bardziej czujna? Oj zdecydowanie powinna. Zamarła słysząc znajomo brzmiący głos wypowiadający jej imię i o mały włos nie zdążyłaby się zatrzymać. Na szczęście udało jej się to uczynić i z cichym:
- Pięknie. - rozejrzała się w poszukiwaniu postaci profesora Griffithsa. Kiedy w końcu go dostrzegła podjechała powoli do krawędzi znajdującej się najbliżej niego, po czym zwinnie zsunęła się z podestu i podjechała do nauczyciela.
- Pranie profesorze, co najwyżej może się na nim pojawić kilka rys, ale wątpię, żeby walczący na nim od lat zwracali uwagę na takie drobne detale. - uśmiechnęła się przepraszająco i z delikatnym zakłopotaniem. Poprawiła niesforny kosmyk włosów który znalazł się na środku jej twarzy chowając go za ucho i schowała dłonie do tyłu.
- Myślę, że możemy zapomnieć, o tym małym hm... incydencie, zważywszy na fakt, że regulamin szkolny nie zabrania jazdy na rolkach. - posłała mu szeroki uśmiech licząc na to, że nie przepłaci chwil radości ciężkim szlabanem. Warto tu zaznaczyć, że dla panny Roshwel każdy szlaban jest ciężki. Pisanie listów do rodziców, pielenie grządek czy zwykłe sprzątanie kurzów były dla niej tak samo męczące.
- Pięknie. - rozejrzała się w poszukiwaniu postaci profesora Griffithsa. Kiedy w końcu go dostrzegła podjechała powoli do krawędzi znajdującej się najbliżej niego, po czym zwinnie zsunęła się z podestu i podjechała do nauczyciela.
- Pranie profesorze, co najwyżej może się na nim pojawić kilka rys, ale wątpię, żeby walczący na nim od lat zwracali uwagę na takie drobne detale. - uśmiechnęła się przepraszająco i z delikatnym zakłopotaniem. Poprawiła niesforny kosmyk włosów który znalazł się na środku jej twarzy chowając go za ucho i schowała dłonie do tyłu.
- Myślę, że możemy zapomnieć, o tym małym hm... incydencie, zważywszy na fakt, że regulamin szkolny nie zabrania jazdy na rolkach. - posłała mu szeroki uśmiech licząc na to, że nie przepłaci chwil radości ciężkim szlabanem. Warto tu zaznaczyć, że dla panny Roshwel każdy szlaban jest ciężki. Pisanie listów do rodziców, pielenie grządek czy zwykłe sprzątanie kurzów były dla niej tak samo męczące.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Podest
Miał za dużo szlabanów na głowie, żeby dokładać sobie do tej kolekcji niewinną Franky, która po prostu znalazła sobie nieodpowiednie miejsce na ćwiczenia na rolkach. Chociaż gdyby się nad tym zastanowić to było najlepsze miejsce, gdzie można było włożyć je na nogi. Właściwa powierzchnia do jazdy, spokój... Tylko ten brak barierek był niebezpieczny.
- Zapewniam Cię jednak, że ja zwrócę na to uwagę i nauczyciel od Obrony Przed Czarną Magią. Podobnie dyrektor, który nie będzie tak wyrozumiały i już wtedy nie tylko Tobie się oberwie za te rysy. - westchnął, szczerze mówiąc o problemach ze strony kadry pedagogicznej, a nie o realnych zagrożeniach, które sprawiła tutaj jeżdżąc. Ale rzeczywiście nie złamała regulaminu, więc nie będzie surowy.
- Nie bałaś się? Jest tu dość wysoko i nie ma żadnej barierki. - na jego twarzy pojawiło się na chwilę zmartwienie. Spojrzał na wysoki podest, który ewidentnie nie był przeznaczony do jazdy na wrotkach. Upadek z niego mógł naprawdę bardzo boleć, a Roshwelówna nie miała na sobie ochraniaczy. Spojrzał teraz na jej sprzęt. Wyglądał na drogi, musiała sama na niego zebrać pieniądze i go kupić, bo wiedział jaka jest jej sytuacja rodzinna.
- To zdecydowanie niebezpieczne, będziesz musiała znaleźć inne miejsce do jazdy. - dodał, tym tonem, który kończy dyskusję i nie znosi sprzeciwów. Znów wciągnął okulary na nos, jakby chciał wrócić do swojego zajęcia. Otworzył dziennik, w którym widniało parę nazwisk zarysowanych różnymi kolorami. Co on ma z nimi wszystkimi zrobić?
- Dobrze sobie radzisz z mugolskimi sprzętami? - spytał, stukając mimowolnie palcem w kartki papieru, zdradzając tym swoje zamyślenie. Widać, że był w trochę innym już świecie i nie myślał wcale nad tym, żeby ukarać jakoś solidnie Puchonkę. Mogła odetchnąć w spokoju. - Moglibyście stworzyć sobie takie miejsce do innych sportów niż Quidditch. Wystarczyłoby wystąpić z pomysłem do dyrektora i jako kółko zainteresowań podjąć się działaniu.
Czy ktokolwiek wiedział, co mu chodziło po głowie?
- Zapewniam Cię jednak, że ja zwrócę na to uwagę i nauczyciel od Obrony Przed Czarną Magią. Podobnie dyrektor, który nie będzie tak wyrozumiały i już wtedy nie tylko Tobie się oberwie za te rysy. - westchnął, szczerze mówiąc o problemach ze strony kadry pedagogicznej, a nie o realnych zagrożeniach, które sprawiła tutaj jeżdżąc. Ale rzeczywiście nie złamała regulaminu, więc nie będzie surowy.
- Nie bałaś się? Jest tu dość wysoko i nie ma żadnej barierki. - na jego twarzy pojawiło się na chwilę zmartwienie. Spojrzał na wysoki podest, który ewidentnie nie był przeznaczony do jazdy na wrotkach. Upadek z niego mógł naprawdę bardzo boleć, a Roshwelówna nie miała na sobie ochraniaczy. Spojrzał teraz na jej sprzęt. Wyglądał na drogi, musiała sama na niego zebrać pieniądze i go kupić, bo wiedział jaka jest jej sytuacja rodzinna.
- To zdecydowanie niebezpieczne, będziesz musiała znaleźć inne miejsce do jazdy. - dodał, tym tonem, który kończy dyskusję i nie znosi sprzeciwów. Znów wciągnął okulary na nos, jakby chciał wrócić do swojego zajęcia. Otworzył dziennik, w którym widniało parę nazwisk zarysowanych różnymi kolorami. Co on ma z nimi wszystkimi zrobić?
- Dobrze sobie radzisz z mugolskimi sprzętami? - spytał, stukając mimowolnie palcem w kartki papieru, zdradzając tym swoje zamyślenie. Widać, że był w trochę innym już świecie i nie myślał wcale nad tym, żeby ukarać jakoś solidnie Puchonkę. Mogła odetchnąć w spokoju. - Moglibyście stworzyć sobie takie miejsce do innych sportów niż Quidditch. Wystarczyłoby wystąpić z pomysłem do dyrektora i jako kółko zainteresowań podjąć się działaniu.
Czy ktokolwiek wiedział, co mu chodziło po głowie?
Re: Podest
Patrzyła na niego swoimi wielkimi oczami przestraszonego zwierzątka czekając na wywód moralny, no i może karę. Wiedziała jednak, że wbrew pozorom profesor od zaklęć był naprawdę w porządku, jak nie wszyscy nauczyciele w tej szkole. Jedni patrzą tylko jak kogoś, za przeproszeniem, udupić, a inni patrzą na to ile ktoś umie i chcą go nauczyć więcej. Jej zdaniem profesor Griffiths zaliczał się do tej drugiej grupy belfrów, bo jakby na to nie patrzeć wyniosła z jego zajęć coś niecoś w głowie. Słysząc jego pytanie uśmiechnęła się szeroko.
- Właśnie to jest mój największy problem... nigdy niczego się nie boję. - stwierdziła wzruszając delikatnie ramionami. Franky, dziecko drogie, ty nawet Boga się nie boisz. - mawia często jej droga rodzicielka łapiąc się za głowę. Zero lęku wysokości, zero klaustrofobii, zero lęku przed pająkami czy innym robactwem. Na wszystko patrzyła z przymrużeniem oka, więc może właśnie z tej przyczyny pojawiał się u niej brak strachu przed czymkolwiek. No, może oprócz szlabanów, bo zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie się męczyć robiąc jakąkolwiek czynność na rzecz nauczyciela. Jedyna nauczycielka u jakiej gotowa była odbywać szlaban to profesor Scott, u której można było siedzieć i udawać, że coś się robi, a ona puszczała to wszystko płazem. Nie mniej jednak była bardzo odważną młodą osobą. Zdecydowanie za odważną.
- O tak, nawet bardzo dobrze. Moja mama jest mugolką, tata czarodziejem. Wychowali nas tak, żebyśmy doskonale dawali sobie radę w świecie zwykłych ludzi jak i w magicznym. - uśmiechnęła się znów. Nas. Rodzeństwo Roshwelów było liczne, może aż nazbyt liczne, ale każdy z nich dbał o drugiego i nie było między nimi zbędnych kłopotów czy waśni. W zasadzie to mieli tylko siebie nawzajem, bo o pieniądzach w ich domu ciężko było mówić. Nie przeszkadzało im to jednak być szczęśliwymi ludźmi.
- Prawdę mówiąc przydałoby się takie miejsce. Widział pan jak Ślizgoni tyją? Oni wciąż uważają, że latanie na miotle im starczy. Pf. Przecież na miotle się nie chudnie... - wywróciła teatralnie oczętami. Jej bystre tęczówki już dawno temu zauważyły problem otyłości u leniwych Ślizgonów i prawdę mówiąc z przyjemnością wysłałaby ich wszystkich na siłownię. Taką mugolską siłownię, gdzie mogliby ruszyć swoje mięśnie, których spod warstw tłuszczu kompletnie nie widać.
- Właśnie to jest mój największy problem... nigdy niczego się nie boję. - stwierdziła wzruszając delikatnie ramionami. Franky, dziecko drogie, ty nawet Boga się nie boisz. - mawia często jej droga rodzicielka łapiąc się za głowę. Zero lęku wysokości, zero klaustrofobii, zero lęku przed pająkami czy innym robactwem. Na wszystko patrzyła z przymrużeniem oka, więc może właśnie z tej przyczyny pojawiał się u niej brak strachu przed czymkolwiek. No, może oprócz szlabanów, bo zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie się męczyć robiąc jakąkolwiek czynność na rzecz nauczyciela. Jedyna nauczycielka u jakiej gotowa była odbywać szlaban to profesor Scott, u której można było siedzieć i udawać, że coś się robi, a ona puszczała to wszystko płazem. Nie mniej jednak była bardzo odważną młodą osobą. Zdecydowanie za odważną.
- O tak, nawet bardzo dobrze. Moja mama jest mugolką, tata czarodziejem. Wychowali nas tak, żebyśmy doskonale dawali sobie radę w świecie zwykłych ludzi jak i w magicznym. - uśmiechnęła się znów. Nas. Rodzeństwo Roshwelów było liczne, może aż nazbyt liczne, ale każdy z nich dbał o drugiego i nie było między nimi zbędnych kłopotów czy waśni. W zasadzie to mieli tylko siebie nawzajem, bo o pieniądzach w ich domu ciężko było mówić. Nie przeszkadzało im to jednak być szczęśliwymi ludźmi.
- Prawdę mówiąc przydałoby się takie miejsce. Widział pan jak Ślizgoni tyją? Oni wciąż uważają, że latanie na miotle im starczy. Pf. Przecież na miotle się nie chudnie... - wywróciła teatralnie oczętami. Jej bystre tęczówki już dawno temu zauważyły problem otyłości u leniwych Ślizgonów i prawdę mówiąc z przyjemnością wysłałaby ich wszystkich na siłownię. Taką mugolską siłownię, gdzie mogliby ruszyć swoje mięśnie, których spod warstw tłuszczu kompletnie nie widać.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Podest
Uśmiechnął się do panienki Roshwel przesympatycznie i wyrwał czystą kartkę z kalendarza. Znów go zamknął, ale tym razem z charakterystycznym"trzask".
- To już wiesz, co masz robić. - powiedział z werwą, pokazując jej znak z podniesionym kciukiem. Wyjął różdżkę i przywołał zaklęciem gęsie pióro. Napisał na kartce parę imion:
- Aaron Matluck, Corrine Harvin, Mackendra Tayth-Wilson i Flora Wilson. - dopisał parę słów od siebie i taką notatkę podał Puchonce.
- Od dzisiaj to Twoi pomocnicy w stworzeniu takiego kółka, miejsca, komnaty... Inwencja zależy od Was. Jesteś przewodniczącą zamieszania, więc liczę na to, że uda Ci się ich oswoić. Masz pod tym projektem mój podpis, więc w razie czego odzywaj się do mnie. Dam znać dyrektorowi, że powstał taki pomysł i żeby dostać salę czy miejsce na błoniach. Odezwę się i liczę na szybkie efekty. - jeszcze raz się uroczo uśmiechnął do uczennicy. Czy to była jednak kara...? Skądże! To naprawdę był bardzo dobry pomysł animacyjny, który może zmienić trochę oblicze magicznej szkoły. Już widział parę atlasów do ćwiczeń, bieżnię, kort... To dwudziesty pierwszy wiek, powinniśmy się otwierać na innowacje.
Gabriel odstawił manekin na jego miejsce i zostawił Franky w Sali Pojedynków, mówiąc jeszcze na odchodne wesołe "Powodzenia!".
- To już wiesz, co masz robić. - powiedział z werwą, pokazując jej znak z podniesionym kciukiem. Wyjął różdżkę i przywołał zaklęciem gęsie pióro. Napisał na kartce parę imion:
- Aaron Matluck, Corrine Harvin, Mackendra Tayth-Wilson i Flora Wilson. - dopisał parę słów od siebie i taką notatkę podał Puchonce.
- Od dzisiaj to Twoi pomocnicy w stworzeniu takiego kółka, miejsca, komnaty... Inwencja zależy od Was. Jesteś przewodniczącą zamieszania, więc liczę na to, że uda Ci się ich oswoić. Masz pod tym projektem mój podpis, więc w razie czego odzywaj się do mnie. Dam znać dyrektorowi, że powstał taki pomysł i żeby dostać salę czy miejsce na błoniach. Odezwę się i liczę na szybkie efekty. - jeszcze raz się uroczo uśmiechnął do uczennicy. Czy to była jednak kara...? Skądże! To naprawdę był bardzo dobry pomysł animacyjny, który może zmienić trochę oblicze magicznej szkoły. Już widział parę atlasów do ćwiczeń, bieżnię, kort... To dwudziesty pierwszy wiek, powinniśmy się otwierać na innowacje.
Gabriel odstawił manekin na jego miejsce i zostawił Franky w Sali Pojedynków, mówiąc jeszcze na odchodne wesołe "Powodzenia!".
Re: Podest
Widząc uśmiech profesora była już pewna, że nie dostanie szlabanu. Uśmiechnęła się więc do niego równie sympatycznie i patrzyła jak przywołuje pióro i na kartce wyrwanej z kalendarza coś skrobie. Kiedy ją jej podał spojrzała na nią mrużąc powieki. Z wymienionych nazwisk znała jedynie nazwisko Wilson, ale trudno było ich nie znać. Wszyscy mieli rude włosy, a dwójka z nich była Prefektami. Dziewczyna, o imieniu jakoś na H była prefekt naczelną, a jej brat rządził Gryffidorem. Wilsonowie, każdy ich znał chociażby z widzenia. Wiedziała jednak, że wymieniona tutaj Flora i Mackendra Tayth-Wilson to nie prefektki, bo aż taką straszną ignorantką nie była i prefektów wszystkich domów znała z widzenia i nazwiska- ot tak, na wszelki wypadek. Słuchała uważnie słów profesora potakując we właściwych momentach. Miała jakieś dziwne wrażenie, że nauczyciel stara się jej "wetknąć" szkolnych rozrabiaków, ale nie miała mu tego za złe. Ekipę remontowo-budowlaną miała jak się patrzy. Pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym zgięła ostrożnie karteczkę i schowała ją do kieszeni swoich krótkich, dżinsowych spodenek. Kiedy nauczyciel zebrał się do wyjścia posłała mu szeroki uśmiech mówiąc:
- Nie dziękuję. - po czym podjechała do podestu i na nim usiadła. Ach, więc teraz musi znaleźć tych ludzi nie znając ich domów, potem musi wykombinować jak to wszystko ma wyglądać tak, żeby to miało ręce i nogi, a potem musi ten plan wcielić w życie. Pięknie! Przynajmniej nie będzie myśleć o niebieskich migdałach, a o jakiś pożyteczniejszych rzeczach. No i zostawi coś po sobie w tej szkole oprócz podpisu w damskiej toalecie. O ile wszystko wypali. Zdjęła ostrożnie rolki i niemalże z nabożną czcią włożyła je do swojej torby. Założyła pośpiesznie swoje trampki po czym złapała torbę i niemalże wybiegła z sali pojedynków kierując się w stronę Pucholandii.
- Nie dziękuję. - po czym podjechała do podestu i na nim usiadła. Ach, więc teraz musi znaleźć tych ludzi nie znając ich domów, potem musi wykombinować jak to wszystko ma wyglądać tak, żeby to miało ręce i nogi, a potem musi ten plan wcielić w życie. Pięknie! Przynajmniej nie będzie myśleć o niebieskich migdałach, a o jakiś pożyteczniejszych rzeczach. No i zostawi coś po sobie w tej szkole oprócz podpisu w damskiej toalecie. O ile wszystko wypali. Zdjęła ostrożnie rolki i niemalże z nabożną czcią włożyła je do swojej torby. Założyła pośpiesznie swoje trampki po czym złapała torbę i niemalże wybiegła z sali pojedynków kierując się w stronę Pucholandii.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Podest
Przez długi czas Blaise siedział bezczynnie w Pokoju Wspólnym. Na dworze było ciągle zimno, a kiedy zdecydował się w końcu wyjść z lochów na zewnątrz zrobiło się ciepło. Nie szedł jednak na dwór, za zewnątrz, ale zdecydował się pójść do sali pojedynków. Przed egzaminami warto przećwiczyć jeszcze zaklęcia.
Podróż na trzecie piętro nie trwała tak krótko jak zazwyczaj. Blaise'owi nic się nie chciało. Był strasznie rozleniwiony i nawet nie ma pojęcia dlaczego. Kiedy już wszedł do pomieszczenia, wyciągnął różdżkę i znalazł się na podeście. Przywołał manekina, na którym mógł poćwiczyć i zaczął miotać zaklęciami w niego.
Podróż na trzecie piętro nie trwała tak krótko jak zazwyczaj. Blaise'owi nic się nie chciało. Był strasznie rozleniwiony i nawet nie ma pojęcia dlaczego. Kiedy już wszedł do pomieszczenia, wyciągnął różdżkę i znalazł się na podeście. Przywołał manekina, na którym mógł poćwiczyć i zaczął miotać zaklęciami w niego.
Re: Podest
Rika po całym dniu nauki w bibliotece, postanowiła zrobić sobie małą przerwę. Spakowała wszystko co jej było potrzebne do torby i ruszyła w stronę lochów, gdzie w pokoju wspólnym miała zamiar chwilę odpocząć a potem kontynuować naukę. Kiedy zeszła schodami, na III piętrze słychać było odgłosy świadczące o czyjejś obecności. Puchonka należała do osób ciekawskich, a że jakoś bardzo jej się nie spieszyło postanowiła sprawdzić kogo tutaj sprowadziło. Po chwili zorientowała się że hałas ten dochodzi z Sali Pojedynków. Skierowała się więc w tamtą stronę, na podeście ćwiczył znajomy jej puchon. Trudno było go nie znać, zważając na fakt iż był prefektem jej domu. Nie chcąc mu przeszkadzać, dziewczyna oparła się o framugę drzwi i przyglądała się jak chłopak radzi sobie z manekinem.
Re: Podest
Blaise zająłnsię ćwiczeniem zaklęć rozbrajających. Co jakiś czas używał również zaklęć obronnych, aby podszkolić się w nich. Cnciał być bardzo dobry z zaklęć, ale nie było mu to tak dane jak być dobrym w Quidditchu.
Puchon był skupiony na manekinie. Kiedy kucnął z różdżką w górze i z zaklęciem protego tworzącym przed nim niewidzialną barierę, zobaczył, że przy drzwiach ktoś stoi. Rzucił ostatnie zaklęcie w manekina, które odbiło się rikoszetem od drewna i uderzyło w chłopaka. Harvin omal nie spadł z podestu. Wstał szybko i otrzepał ubranie.
- Przestraszyłaś mnie - powiedział na wstępie.
Puchon był skupiony na manekinie. Kiedy kucnął z różdżką w górze i z zaklęciem protego tworzącym przed nim niewidzialną barierę, zobaczył, że przy drzwiach ktoś stoi. Rzucił ostatnie zaklęcie w manekina, które odbiło się rikoszetem od drewna i uderzyło w chłopaka. Harvin omal nie spadł z podestu. Wstał szybko i otrzepał ubranie.
- Przestraszyłaś mnie - powiedział na wstępie.
Re: Podest
Rika podziwiała jak chłopakowi dobrze idzie, aż do momentu kiedy zobaczył ją, a to go całkiem rozproszyło. Kiedy zobaczyła jak chłopaka odrzuca na koniec podestu, zerwała się i pobiegła w jego stronę.
- Nic ci się nie stało? Przepraszam, naprawdę nie chciałam cię zdekoncentrować, wiem nie powinnam się tak zakradać tutaj, ale nie chciałam ci przeszkadzać, chciałam tylko chwilę popatrzeć i zmykać do dormitorium... - no i się zaczęło. Zawsze jak Rika się denerwuję, dostaje słowotoku i mówi, mówi i mówi, nie mogąc przestać - Och... na pewno nic ci się nie stało? Może zaprowadzić cię do skrzydła szpitalnego, będziesz miał pewność...
Jeszcze tylko tego jej brakowało - żeby podpaść prefektowi. No nieźle się wkopała. Miała teraz wyrzuty sumienia, że nie skierowała się prosto do lochów, tak jak planowała. A niech to, dlaczego ona musiała być taka ciekawska?
- Nic ci się nie stało? Przepraszam, naprawdę nie chciałam cię zdekoncentrować, wiem nie powinnam się tak zakradać tutaj, ale nie chciałam ci przeszkadzać, chciałam tylko chwilę popatrzeć i zmykać do dormitorium... - no i się zaczęło. Zawsze jak Rika się denerwuję, dostaje słowotoku i mówi, mówi i mówi, nie mogąc przestać - Och... na pewno nic ci się nie stało? Może zaprowadzić cię do skrzydła szpitalnego, będziesz miał pewność...
Jeszcze tylko tego jej brakowało - żeby podpaść prefektowi. No nieźle się wkopała. Miała teraz wyrzuty sumienia, że nie skierowała się prosto do lochów, tak jak planowała. A niech to, dlaczego ona musiała być taka ciekawska?
Re: Podest
Blaise był zaskoczony zachowaniem dziewczyny, jednakże spodobało mu się to. Poczuł się ważny. Może nie powinno stać się to w taki sposób, ale lepszy niż żaden. Spojrzał na nią i uśmiechnął się miło.
- Spokojnie, nic się nie stało. Nie martw się - uspokajał ją. - Jak widzisz, jestem twardy - dodał.
Pomyślał sobie, że dobrze, iż nie spadł z tego podestu, wtedy byłoby z nim o wiele gorzej.
- Wiem co mówię - powiedział jej.
Obmacał swoje ciało, aby pokazać swojej koleżance z domu, że na pewno jest cały.
- Widzisz, nie masz co sie martwić. Co Cię tutaj sprowadza? - zapytał, aby zmienić temat.
- Spokojnie, nic się nie stało. Nie martw się - uspokajał ją. - Jak widzisz, jestem twardy - dodał.
Pomyślał sobie, że dobrze, iż nie spadł z tego podestu, wtedy byłoby z nim o wiele gorzej.
- Wiem co mówię - powiedział jej.
Obmacał swoje ciało, aby pokazać swojej koleżance z domu, że na pewno jest cały.
- Widzisz, nie masz co sie martwić. Co Cię tutaj sprowadza? - zapytał, aby zmienić temat.
Re: Podest
Kiedy Rika się tak rozgada, naprawdę ciężko jest jej przestać. Tak było i tym razem, chociaż chłopak przekonywał ją że nic mu się nie stało, buzia jej wciąż się nie zamykała. W końcu przyszedł taki czas, że zganiła się w myślach
Już dość, zamknij buzię.
Skoro chłopakowi rzeczywiście nic się nie stało, a nawet nie miał żalu o to, to co będzie drążyć temat? Jak to mówią - nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Wtedy padło pytanie chłopaka: Co Cię tutaj sprowadza? No właśnie, tak naprawdę to co ją skłoniło do tego żeby tutaj przyjść? Przecież nie powie mu że po prostu ciekawość, bo to zabrzmi co najmniej śmiesznie.
- Właśnie wybierałam się do pokoju wspólnego, kiedy usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące właśnie z tej sali. No i postanowiłam zajrzeć i troche podglądnąć. - posłała mu niepewny uśmiech.
- Nie chciałam ci przeszkadzać... więc, ja chyba sobie pójdę, a ty możesz kontynuować swój trening.
Już dość, zamknij buzię.
Skoro chłopakowi rzeczywiście nic się nie stało, a nawet nie miał żalu o to, to co będzie drążyć temat? Jak to mówią - nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Wtedy padło pytanie chłopaka: Co Cię tutaj sprowadza? No właśnie, tak naprawdę to co ją skłoniło do tego żeby tutaj przyjść? Przecież nie powie mu że po prostu ciekawość, bo to zabrzmi co najmniej śmiesznie.
- Właśnie wybierałam się do pokoju wspólnego, kiedy usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące właśnie z tej sali. No i postanowiłam zajrzeć i troche podglądnąć. - posłała mu niepewny uśmiech.
- Nie chciałam ci przeszkadzać... więc, ja chyba sobie pójdę, a ty możesz kontynuować swój trening.
Re: Podest
Gdyby dziewczyna zaczęła drążyć temat, Blaise najchętniej uciszyłby ją zaklęciem. Na szczeście tak się nie stało, więc mógł w spokoju zejść z podestu. Wysłuchał kolejnych słów dziewczyny. No tak, zaklęcia wypowiadane przez niego były dosyć donośne. Czasami starał się być ciszej, jednak nie było mu to dane.
- Dobrze tak czasem sobie poćwiczyć, ale na dzisiaj chyba już koniec - zamyślił się.
To był dobry pomysł. Zaklęcie rozbrajające, którym dostał z rykoszetu nie było zbyt przyjemne, mimo, iż była to zniewalająca łaskotka czyli Rictusempra.
- Hmm... Wiesz co, wrócę z Tobą, wystarczy mi ćwiczeń na dzisiaj - uśmiechnął się do niej.
Ruszył w kierunku wyjścia i pokazał dziewczynie, aby szła za nim. Z nim orzynajmniej nic jej nie grozi.
- Dobrze tak czasem sobie poćwiczyć, ale na dzisiaj chyba już koniec - zamyślił się.
To był dobry pomysł. Zaklęcie rozbrajające, którym dostał z rykoszetu nie było zbyt przyjemne, mimo, iż była to zniewalająca łaskotka czyli Rictusempra.
- Hmm... Wiesz co, wrócę z Tobą, wystarczy mi ćwiczeń na dzisiaj - uśmiechnął się do niej.
Ruszył w kierunku wyjścia i pokazał dziewczynie, aby szła za nim. Z nim orzynajmniej nic jej nie grozi.
Re: Podest
Uświadomiła sobie, że w sali pojedynków była może trzy razy w całej swojej karierze. Stąd też wieczorem doszła do wniosku, że musi się tam przejść. Ot, bez większego powodu, po prostu nie wiedziała, gdzie może znaleźć chociaż chwilę spokoju. Swoim strojem przypominała osobę, która wybierała się do spania (to jest czarne getry, gładka koszulka i bluza z kapturem oraz espadryle, pełniące funkcję pantofli), ale oczywiście panna Jeunesse nie przejmowała się tym. Po chwili marszu dotarła na trzecie piętro, pchnęła drzwi do sali i rozejrzała się wokół. Pusto, spokój i cisza! Czyli krótko mówiąc: idealne warunki do medytacji.
Angielka podeszła do podestu, wdrapując się na niego niezdarnie, po czym zaczęła nucić sobie pod nosem wesołą pioseneczkę.
Angielka podeszła do podestu, wdrapując się na niego niezdarnie, po czym zaczęła nucić sobie pod nosem wesołą pioseneczkę.
Re: Podest
Tiereszkowy musiał się napić piwa. Jednego, albo conajmniej dwóch. Wziął na wszelki wypadek cały czteropak ze sobą, długo pracując nad tym, aby chociaż przez jego drogę z dormitorium do jakiejś sali lekcyjnej - nie były widoczne. Na wszelki wypadek. Był już wieczór, niektórzy nauczyciele mogli wyjść na korytarz i pełnić swoje dyżury. Wolał się nie narażać.
Sowa z informacją o kolejnym nagłym spotkaniu w Rosji wyprowadziła go z równowagi. Dodatkowo Aleksiej, który do niego napisał - wspomniał coś o wakacjach. Miał zamiar spędzić je z Alice. To jednak psuło mu całą koncepcję. Co gorsza jednak, nie miał wyboru. Wiele musiałby poświęcić, aby odmówić rosyjskiej mafii.
Ubrany w szarą bluzę oraz krótkie czarne spodnie, znalazł się w końcu w sali pojedynków. Już miał otwierać pierwszego browara, gdy dostrzegł siedzącą na podeście Angielkę.
- Andrea! Ty tutaj? - zapytał, podchodząc do niej. Na szczęście wyglądała tak jak zawsze. Po ostatnich rewelacjach, jakie mu sprzedała o swojej genetycznej możliwości metamorfomagii - zastanawiał się czy następnym razem ją pozna, skoro to takie proste i przychodzi jej z taką łatwością...
Sowa z informacją o kolejnym nagłym spotkaniu w Rosji wyprowadziła go z równowagi. Dodatkowo Aleksiej, który do niego napisał - wspomniał coś o wakacjach. Miał zamiar spędzić je z Alice. To jednak psuło mu całą koncepcję. Co gorsza jednak, nie miał wyboru. Wiele musiałby poświęcić, aby odmówić rosyjskiej mafii.
Ubrany w szarą bluzę oraz krótkie czarne spodnie, znalazł się w końcu w sali pojedynków. Już miał otwierać pierwszego browara, gdy dostrzegł siedzącą na podeście Angielkę.
- Andrea! Ty tutaj? - zapytał, podchodząc do niej. Na szczęście wyglądała tak jak zawsze. Po ostatnich rewelacjach, jakie mu sprzedała o swojej genetycznej możliwości metamorfomagii - zastanawiał się czy następnym razem ją pozna, skoro to takie proste i przychodzi jej z taką łatwością...
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Podest
Siedziała bokiem do wyjścia, wyjątkowo pochłonięta oglądaniem sali i przypominaniem sobie jak wyglądały jej pojedynki tutaj. Niestety, nie pamiętała z nich nic. Ani z kim się pojedynkowała, ani z jakiego powodu i kto wygrał oraz czy zostali po tym ukarani. A chyba powinna, skoro były to tylko trzy razy? Czasami zastanawiała się czy nie musi pójść do lekarza po jakieś tabletki na galopującą sklerozę... gdy usłyszała swoje imię, podskoczyła w miejscu, obracając się nerwowo w stronę jego źródła.
- To znowu Ty? - zmarszczyła czoło, krzyżując ręce pod piersiami. Jednak zaraz po tym wsunęła się w głąb podestu, ponownie się rozglądając.
- Niech zgadnę... przyszedłeś tutaj, bo to jest miejsce, w którym zazwyczaj nikogo nie ma? - uniosła jedną brew ku górze, ostatecznie wbijając spojrzenie błękitnych tęczówek w twarz Rosjanina.
- To znowu Ty? - zmarszczyła czoło, krzyżując ręce pod piersiami. Jednak zaraz po tym wsunęła się w głąb podestu, ponownie się rozglądając.
- Niech zgadnę... przyszedłeś tutaj, bo to jest miejsce, w którym zazwyczaj nikogo nie ma? - uniosła jedną brew ku górze, ostatecznie wbijając spojrzenie błękitnych tęczówek w twarz Rosjanina.
Re: Podest
Rosjanin roześmiał się. Poznali się raptem kilka dni temu, a Borys już miał nieodparte wrażenie, że zna ją zdecydowanie dłużej. I vice versa.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał mimo wszystko. - Wiesz, to jedno z nielicznych miejsc, w których można się zaszyć i wypić w spokoju browara - uściślił.
Wdrapał się wreszcie sam na podest i przysiadł obok Ślizgonki. Dawno nie był w tej sali. Pojedynki, któe stoczył jednak, nie były niczym szczególnym, czym mógłby się pochwalić.
Zastanawiał się czy jak zacznie tu palić, to w drzwiach nie stanie nagle nauczyciel, zagorzały przeciwnik nikotyny.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał mimo wszystko. - Wiesz, to jedno z nielicznych miejsc, w których można się zaszyć i wypić w spokoju browara - uściślił.
Wdrapał się wreszcie sam na podest i przysiadł obok Ślizgonki. Dawno nie był w tej sali. Pojedynki, któe stoczył jednak, nie były niczym szczególnym, czym mógłby się pochwalić.
Zastanawiał się czy jak zacznie tu palić, to w drzwiach nie stanie nagle nauczyciel, zagorzały przeciwnik nikotyny.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Podest
Uśmiechnęła się półgębkiem słysząc odpowiedź. Tak jak myślała - widać nie tylko ona potrzebowała dnia albo chociaż kilku godzin spokoju, ciszy i samotności z dala od całej społeczności uczniowskiej. Ale tak naprawdę w tym zamku nie było miejsca, w którym człowiek byłby sam (no, może z wyjątkiem łazienek). Hogwart był jak mugolski reality show, w którym wszędzie były kamery (czyli tutaj duchy i skrzaty), a kadra wiedziała niemal o każdym ich ruchu. Zdarzały się jednak takie dnie, w których mogli oddać się całkowitej samowolce.
- Nie jestem pewna czy nikt tutaj nie wpadnie - mruknęła, spoglądając odruchowo w stronę drzwi a później na okna i ściany. - To jednak sala pojedynków, a w związku z ostatnimi bójkami i atakami może być pod ścisłym nadzorem... - stwierdziła krótko. Angielka podchodziła z dystansem do tego miejsca, chociaż wychodziła z założenia, że kilka punktów wte czy wewte różnicy nikomu nie zrobi... podniosła się z miejsca, podciągając rękawy bluzy do łokci a ręce oparła o biodra, chodząc tam i z powrotem po podeście.
- Dawno nie bawiłam się w rzucanie zaklęć i okładanie kogoś pięściami, starzeję się - westchnęła rozgoryczona, stając metr od Borysa.
- Właściwie to gdzie jest Sasza? Nie widziałam jej już dość długo... poszła w Twoje ślady i wyjechała bez uprzedzenia? - zmrużyła oczy, kucając obok chłopaka. Poczuła, a nawet usłyszała, przy okazji przy tym strzelenie kości, co skomentowała krótkim i treściwym przekleństwem. Poza tym, zachowywała się dość nerwowo i niepewnie niż ostatnim razem, nieświadomie pokazując, że coś ją gryzie.
- Nie jestem pewna czy nikt tutaj nie wpadnie - mruknęła, spoglądając odruchowo w stronę drzwi a później na okna i ściany. - To jednak sala pojedynków, a w związku z ostatnimi bójkami i atakami może być pod ścisłym nadzorem... - stwierdziła krótko. Angielka podchodziła z dystansem do tego miejsca, chociaż wychodziła z założenia, że kilka punktów wte czy wewte różnicy nikomu nie zrobi... podniosła się z miejsca, podciągając rękawy bluzy do łokci a ręce oparła o biodra, chodząc tam i z powrotem po podeście.
- Dawno nie bawiłam się w rzucanie zaklęć i okładanie kogoś pięściami, starzeję się - westchnęła rozgoryczona, stając metr od Borysa.
- Właściwie to gdzie jest Sasza? Nie widziałam jej już dość długo... poszła w Twoje ślady i wyjechała bez uprzedzenia? - zmrużyła oczy, kucając obok chłopaka. Poczuła, a nawet usłyszała, przy okazji przy tym strzelenie kości, co skomentowała krótkim i treściwym przekleństwem. Poza tym, zachowywała się dość nerwowo i niepewnie niż ostatnim razem, nieświadomie pokazując, że coś ją gryzie.
Re: Podest
- Według moich wyliczeń... - zaczął Tiereszkowy, spoglądając na zegarek - to mam jeszcze jakieś 30 minut, zanim wpadnie tu ktoś z kadry.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu zadowolenia. Znał chyba każdą trasę, każdego nauczyciela na dyżurze. Jasne, zdarzało im się, że zmieniali swoje plany i szli w inną stronę. Nadal jednak miał wówczas piętnaście minut, a tyle spokojnie wystarczy mu na jednego browara.
- Chcesz? - zapytał, wyciągając czteropak, wktórym znajdowały się jeszcze trzy piwa. Pociągnął łyk z puszki i odstawił ją na bok.
- I że niby chcesz powalczyć ze mną? - prychnął Rosjanin, bardzo rozbawiony tą niedokońca jasną propozycją. Może w zaklęciach nie był najlepszy, jednak gdyby doszło do walki wręcz, położyłby ją jednym ruchem.
Tiereszkowy pokręcił głową na jej kolejne pytanie.
- Nie, Sasza się uczy.
Nie dodał, że gdyby poszła w jego ślady, to prędko dostałaby umoralniający wykład pod tytułem "lepiej się w to nie mieszaj" i "nie waż mi się więcej". Co jak co, ale Borys dbał o to, by nikt nie zechciał jej wmieszać w ten rodzinny "interes".
- Co tak cię nosi? Usiądź, bo mi się zaczyna w głowie kręcić, jak tak spacerujesz w tę i we w tę... - powiedział, pociągając kolejnych kilka łyków piwa. - Stało się coś?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu zadowolenia. Znał chyba każdą trasę, każdego nauczyciela na dyżurze. Jasne, zdarzało im się, że zmieniali swoje plany i szli w inną stronę. Nadal jednak miał wówczas piętnaście minut, a tyle spokojnie wystarczy mu na jednego browara.
- Chcesz? - zapytał, wyciągając czteropak, wktórym znajdowały się jeszcze trzy piwa. Pociągnął łyk z puszki i odstawił ją na bok.
- I że niby chcesz powalczyć ze mną? - prychnął Rosjanin, bardzo rozbawiony tą niedokońca jasną propozycją. Może w zaklęciach nie był najlepszy, jednak gdyby doszło do walki wręcz, położyłby ją jednym ruchem.
Tiereszkowy pokręcił głową na jej kolejne pytanie.
- Nie, Sasza się uczy.
Nie dodał, że gdyby poszła w jego ślady, to prędko dostałaby umoralniający wykład pod tytułem "lepiej się w to nie mieszaj" i "nie waż mi się więcej". Co jak co, ale Borys dbał o to, by nikt nie zechciał jej wmieszać w ten rodzinny "interes".
- Co tak cię nosi? Usiądź, bo mi się zaczyna w głowie kręcić, jak tak spacerujesz w tę i we w tę... - powiedział, pociągając kolejnych kilka łyków piwa. - Stało się coś?
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Podest
Spojrzała zdziwiona na Borysa, gdy ten obliczył prawdopodobny czas do wizyty któregoś z nauczycieli, a jej zdziwienie po chwili przerodziło się w zaintrygowanie. Nim odpowiedziała, chwyciła jedno z piw, otwierając je.
- Dzięki. Swoją drogą, skąd Ty to wszystko wiesz? Chodziłeś za nauczycielami z zegarkiem i zapisywałeś trasę ich dyżuru? - uśmiechnęła się głupkowato do swoich myśli, zgodnie z życzeniem siadając na ziemi, ale na jego retoryczne pytanie w oczach Angielki pojawiły się entuzjastyczne iskierki.
- Jasne! Ale padłbyś od razu - zdawała sobie sprawę, że z zaklęciami całkiem nieźle jej szło, jednak w walce wręcz... no cóż, stawiałaby wszystko na swoją drobną budowę i zwinność oraz nieczyste zagrania. Nim zdążyła wypowiedzieć na głos kolejną interesującą myśl, uzyskała odpowiedź na temat Saszy. Uczyła się? No tak, to było do przewidzenia. Zawsze pod koniec roku większość ludzi znikała w szkolnej bibliotece, czytelni czy pokoju wspólnym. Napiła się piwa, wzruszając ramionami w odpowiedzi.
- Nic, co się miało stać? - mruknęła, jednak zaraz po tym stwierdziła. - Też byś chodził jak struty, gdybyś powiedział Alice, że ją kochasz a ona nie odpowiedziałaby Ci nic - uśmiechnęła się słabo, odwracając wzrok.
- Dzięki. Swoją drogą, skąd Ty to wszystko wiesz? Chodziłeś za nauczycielami z zegarkiem i zapisywałeś trasę ich dyżuru? - uśmiechnęła się głupkowato do swoich myśli, zgodnie z życzeniem siadając na ziemi, ale na jego retoryczne pytanie w oczach Angielki pojawiły się entuzjastyczne iskierki.
- Jasne! Ale padłbyś od razu - zdawała sobie sprawę, że z zaklęciami całkiem nieźle jej szło, jednak w walce wręcz... no cóż, stawiałaby wszystko na swoją drobną budowę i zwinność oraz nieczyste zagrania. Nim zdążyła wypowiedzieć na głos kolejną interesującą myśl, uzyskała odpowiedź na temat Saszy. Uczyła się? No tak, to było do przewidzenia. Zawsze pod koniec roku większość ludzi znikała w szkolnej bibliotece, czytelni czy pokoju wspólnym. Napiła się piwa, wzruszając ramionami w odpowiedzi.
- Nic, co się miało stać? - mruknęła, jednak zaraz po tym stwierdziła. - Też byś chodził jak struty, gdybyś powiedział Alice, że ją kochasz a ona nie odpowiedziałaby Ci nic - uśmiechnęła się słabo, odwracając wzrok.
Re: Podest
Chodziłeś za nauczycielami z zegarkiem i zapisywałeś trasę ich dyżuru?
Tiereszkowy roześmiał się, a echo poniosło jego gruby głos po całej sali pojedynków. Chociaż musiał przyznać, że niemalże trafiła.
- Prawie. Mam swoje metody - dodał.
Trochę czasu zajęła mu obserwacja każdego z nauczycieli. Udało mu się także dostać rozpiskę z dyżurami poszczególnych osób. Dzięki temu wiedział, że profesor Scott, żona dyrektora, sprawdza każde pomieszczenie powoli, acz dokładnie i zajmuje jej to zdecydowanie dłużej - niż gdy na dyżur wychodzi profesor Poussin. Ten z kolei sprawdza pobieżnie kilka wybranych pomieszczeń. Z nauczycielem astronomii problem jednak był taki, że ciężko było stwierdzić, które pomieszczenia zechce sprawdzić danego dnia. Na nieszczęście Tiereszkowego więc - to właśnie on miał dzisiaj dyżur. Zanim jednak zejdzie z wyższych pięter i dotrze tutaj - minie conajmniej pół godziny. Poza tym, istniała szansa, że nawet tu nie zajrzy.
- Może kiedyś ci to wyjaśnię... - stwierdził, mrugając do niej okiem. Wypił kolejnych kilka łyków. Spojrzał na butelkę i westchnął pod nosem. Może faktycznie miał zapędy alkoholiczne. - Jasne, padłbym. Myślę, że to ty pierwsza wylądowałabyś na ziemi - stwierdził z przekąsem. - Ale możemy się przekonać, jeśli chcesz... - dodał z błyskiem w oku.
Po chwili jednak zbladł.
- Powiedziałaś Alice, że ją kochasz? - zapytał, nie rozumiejąc w pierwszej chwili. - Jesteś lesbijką? W ogóle, dlaczego Alice? MOJEJ Alice? - zdenerwował się nagle.
Tiereszkowy roześmiał się, a echo poniosło jego gruby głos po całej sali pojedynków. Chociaż musiał przyznać, że niemalże trafiła.
- Prawie. Mam swoje metody - dodał.
Trochę czasu zajęła mu obserwacja każdego z nauczycieli. Udało mu się także dostać rozpiskę z dyżurami poszczególnych osób. Dzięki temu wiedział, że profesor Scott, żona dyrektora, sprawdza każde pomieszczenie powoli, acz dokładnie i zajmuje jej to zdecydowanie dłużej - niż gdy na dyżur wychodzi profesor Poussin. Ten z kolei sprawdza pobieżnie kilka wybranych pomieszczeń. Z nauczycielem astronomii problem jednak był taki, że ciężko było stwierdzić, które pomieszczenia zechce sprawdzić danego dnia. Na nieszczęście Tiereszkowego więc - to właśnie on miał dzisiaj dyżur. Zanim jednak zejdzie z wyższych pięter i dotrze tutaj - minie conajmniej pół godziny. Poza tym, istniała szansa, że nawet tu nie zajrzy.
- Może kiedyś ci to wyjaśnię... - stwierdził, mrugając do niej okiem. Wypił kolejnych kilka łyków. Spojrzał na butelkę i westchnął pod nosem. Może faktycznie miał zapędy alkoholiczne. - Jasne, padłbym. Myślę, że to ty pierwsza wylądowałabyś na ziemi - stwierdził z przekąsem. - Ale możemy się przekonać, jeśli chcesz... - dodał z błyskiem w oku.
Po chwili jednak zbladł.
- Powiedziałaś Alice, że ją kochasz? - zapytał, nie rozumiejąc w pierwszej chwili. - Jesteś lesbijką? W ogóle, dlaczego Alice? MOJEJ Alice? - zdenerwował się nagle.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Re: Podest
Upiła kolejny łyk napoju, jednak przy wybuchu Borysa, prawie się udławiła. Rzeczywiście, to co powiedziała mogło zabrzmieć dwuznacznie.
- Tak, Borys, jestem i wsadzam wszystkim dziewczynom w szkole swoje zgrabne palce - burknęła zachowując nienaturalną powagę. Pokazała nawet chłopakowi swoją dłoń, po czym nie wytrzymała i przyłożyła ją do czoła, załamując się.
- Czy Ty w ogóle myślisz? - żachnęła się odruchowo. - To był przykład! P-r-z-y-k-ł-a-d! Powiedziałam Connorowi, że go kocham, ale mi nie odpowiedział... - dodała po chwili spokojniejszym tonem, wyjaśniając dobitnie sprawę. Mimo to, zaraz po tym zaczęła się śmiać jak opętana.
- Gdybyś widział swoją minę... - opadła na plecy, łapiąc się za brzuch. Gdy uspokoiła się z dobre trzy minuty później, starła z policzków wierzchem dłoni kropelki łez, spoglądając na Tiereszkowego. - Teraz chyba wolę z Tobą nie walczyć, bo mi zrobisz krzywdę.
- Tak, Borys, jestem i wsadzam wszystkim dziewczynom w szkole swoje zgrabne palce - burknęła zachowując nienaturalną powagę. Pokazała nawet chłopakowi swoją dłoń, po czym nie wytrzymała i przyłożyła ją do czoła, załamując się.
- Czy Ty w ogóle myślisz? - żachnęła się odruchowo. - To był przykład! P-r-z-y-k-ł-a-d! Powiedziałam Connorowi, że go kocham, ale mi nie odpowiedział... - dodała po chwili spokojniejszym tonem, wyjaśniając dobitnie sprawę. Mimo to, zaraz po tym zaczęła się śmiać jak opętana.
- Gdybyś widział swoją minę... - opadła na plecy, łapiąc się za brzuch. Gdy uspokoiła się z dobre trzy minuty później, starła z policzków wierzchem dłoni kropelki łez, spoglądając na Tiereszkowego. - Teraz chyba wolę z Tobą nie walczyć, bo mi zrobisz krzywdę.
Re: Podest
Tiereszkowy słysząc kolejne wytłumaczenie Andrei zbladł. I zastanawiał się czy ma podnieść się do niej już teraz i złamać jej tę drobną dłoń czy poczekać jeszcze chwilę... Po chwili jednak jego twarz sporpurowiała.
Nie wiedział jednak, co odpowiedzieć, dlatego cmoknął tylko poirytowany. Podciągnął rękawy szarej bluzy i założył ręce na kolana.
- Czyli nie jesteś lesbijką? - upewnił się jeszcze.
Zastanawiał się teraz, jakby to było, jakby powiedział Alice, że ją kocha, a ta nie zareagowałaby w żaden sposób. W sumie Rosjanin nie potrafił sobie tego wyobrazić. I nie był w stanie stwierdzić, jak zareagowałaby na to Alice... Głównie dlatego, że chyba jeszcze nigdy nie powiedział jej, że ją kocha.
- No więc... Nie zareagował? Wiesz, faceci mają nieco problemów z wyrażaniem uczuć... - stwierdził w końcu, broniąc płci, powszechnie uważanej za brzydką.
Obruszył się po chwili, gdy dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Jesteś podła - stwierdził, wychylając piwo do końca. Schował butelkę z powrotem do opakowania, pamiętając, żeby jej tu przypadkiem nigdzie nie zostawić. Zaraz rozpoczęto by w szkole dochodzenie, kto ostatnio był w tej sali i kto tu pił piwo. Nie była mu potrzebna taka sprawa.
- I masz rację - dodał, przetaczając się w jej stronę. Kilkoma sprawnymi ruchami sprawił, że Angielka leżała na plecach, a on siedział na niej, przygwożdżając jej dłonie do podestu.
Nie wiedział jednak, co odpowiedzieć, dlatego cmoknął tylko poirytowany. Podciągnął rękawy szarej bluzy i założył ręce na kolana.
- Czyli nie jesteś lesbijką? - upewnił się jeszcze.
Zastanawiał się teraz, jakby to było, jakby powiedział Alice, że ją kocha, a ta nie zareagowałaby w żaden sposób. W sumie Rosjanin nie potrafił sobie tego wyobrazić. I nie był w stanie stwierdzić, jak zareagowałaby na to Alice... Głównie dlatego, że chyba jeszcze nigdy nie powiedział jej, że ją kocha.
- No więc... Nie zareagował? Wiesz, faceci mają nieco problemów z wyrażaniem uczuć... - stwierdził w końcu, broniąc płci, powszechnie uważanej za brzydką.
Obruszył się po chwili, gdy dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Jesteś podła - stwierdził, wychylając piwo do końca. Schował butelkę z powrotem do opakowania, pamiętając, żeby jej tu przypadkiem nigdzie nie zostawić. Zaraz rozpoczęto by w szkole dochodzenie, kto ostatnio był w tej sali i kto tu pił piwo. Nie była mu potrzebna taka sprawa.
- I masz rację - dodał, przetaczając się w jej stronę. Kilkoma sprawnymi ruchami sprawił, że Angielka leżała na plecach, a on siedział na niej, przygwożdżając jej dłonie do podestu.
Borys TiereszkowyKlasa VII - Urodziny : 01/06/1994
Wiek : 30
Skąd : Kazań, Rosja
Krew : czysta
Strona 1 z 21 • 1, 2, 3 ... 11 ... 21
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro III :: Sala pojedynków
Strona 1 z 21
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach