Dziedziniec główny
+39
Jamie Campbell
Ian Ames
Elena Tyanikova
Callum Castellani
William Greengrass
Christine Greengrass
Quinn Larivaara
Claire Annesley
Emily Bronte
Elsa de la Vega
Meredith Cooper
Cassidy Thomas
Lena Gregorovic
Anthony Wilson
Vin Xakly
Jane Halsey
Aiko Miyazaki
Hannah Wilson
Charles Wilson
Leanne Chatier
Joel Frayne
Polly Baldwin
Colette Roshwel
Aiden Williams
Gabriel Griffiths
Sasza Tiereszkowa
Aleksy Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Wyatt Walker
Audrey Roshwel
Noemi Cramer
James Scott
Malcolm McMillan
Blaise Harvin
María Velasquez
Mistrz Gry
Andrea Jeunesse
Suzanne Castellani
Brennus Lancaster
43 posters
Strona 7 z 11
Strona 7 z 11 • 1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11
Dziedziniec główny
First topic message reminder :
Kamienny plac szczególnie uwielbiany przez uczniów. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, z którego rozciąga się idealny widok na błonia i jezioro. Okolony niewysokim murkiem, a w niektórych miejscach nieco wyższą balustradą.
Kamienny plac szczególnie uwielbiany przez uczniów. Znajduje się w zachodnim skrzydle zamku, z którego rozciąga się idealny widok na błonia i jezioro. Okolony niewysokim murkiem, a w niektórych miejscach nieco wyższą balustradą.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Dziedziniec główny
Zimno. To jedno słowo od kilku dobrych minut odbijało się echem w głowie profesor Cooper. Godzinę temu została oddelegowana na szkolny dziedziniec, by dopilnować listy uczniów wyruszających w kierunku Hogsmeade. Nawet gruby szalik, na którego materiale bure kuguchary uganiały się za kłębkiem wełny, przegrywał w starciu z lodowatym wiatrem. Kilkoro uczniów zerknęło na nią jak na wariatkę. Meredith Cooper - stara panna z kotami. Nietypowa ozdoba opatulająca jej szyję należała jednak do nauczycielki wróżbiarstwa, która jako jedyna ulitowała się nad losem Szkotki nieprzygotowanej dziś na takie anomalie pogodowe.
- A zgoda?! - krzyknęła w kierunku niskiego, rudowłosego spryciarza, który przemknął pod jej ramieniem, gdy wpisywała na listę dwie czwartoroczne Puchonki. Chłopiec przygarbił się, odwrócił na pięcie i ze zbolałą miną podszedł do mentora z dziedziny historii magii.
- Pani profesor, bo jest taka sprawa... rodzice zapomnieli mi podpisać tej zgody i wie pani... Ale ja zawsze mogłem wychodzić, niech pani spyta tamtych dziewczyn!
- Albercie, ulituj się nad swoją biedną panią profesor, która stoi na tym zimnie od dobrej godziny i już usłyszała dokładnie dwadzieścia siedem takich samych wymówek.
Czarownica posłała chłopcu pobłażliwe spojrzenie i zwinąwszy dłoń w pięść, kaszlnęła dwukrotnie w tak przygotowany rulonik. No jeszcze tego brakowało, żeby jesienna aura wpędziła mnie do łóżka!
- Zmykaj do zamku. Jak Ci się będzie bardzo nudzić, to zawsze możesz wpaść do mojego gabinetu na partyjkę szachów.
Tym razem to Albert posłał kobiecie spojrzenie z tych, które pytają o to, czy poprzednia propozycja była żartem. Odwrócił się jednak na pięcie i nosem spuszczonym na kwintę powędrował do szkoły.
- Urwanie głowy z tymi dzieciakami... - westchnęła, podążając spojrzeniem za odchodzącym uczniem. Ostatnia grupka młodzieży zniknęła za rogiem. Na dziedzincu zrobiło się w końcu cicho, choć lada chwila miały tu znowu napłynąć kolejne dusze spragnione urwania się z budy. Meredith zwinęła pergamin w wąski rulonik i wcisnęła go pod pachę. Przysiadła na murku i zaczęła rozgrzewać sobie dłonie wydmuchiwanym powietrzem, przygotowując się na kolejną falę opowieści pt.: Nie mam na dzisiaj zgody, bo...
Po ostatniej godzinie do czołówki powodów dołączyła szalona sowa, która ponoć ostentacyjnie podarła zgodę na oczach swego właściciela, gdyż ten jej nie karmił przed dwa tygodnie. A już myślałam, że nic mnie w życiu nie zaskoczy.
- A zgoda?! - krzyknęła w kierunku niskiego, rudowłosego spryciarza, który przemknął pod jej ramieniem, gdy wpisywała na listę dwie czwartoroczne Puchonki. Chłopiec przygarbił się, odwrócił na pięcie i ze zbolałą miną podszedł do mentora z dziedziny historii magii.
- Pani profesor, bo jest taka sprawa... rodzice zapomnieli mi podpisać tej zgody i wie pani... Ale ja zawsze mogłem wychodzić, niech pani spyta tamtych dziewczyn!
- Albercie, ulituj się nad swoją biedną panią profesor, która stoi na tym zimnie od dobrej godziny i już usłyszała dokładnie dwadzieścia siedem takich samych wymówek.
Czarownica posłała chłopcu pobłażliwe spojrzenie i zwinąwszy dłoń w pięść, kaszlnęła dwukrotnie w tak przygotowany rulonik. No jeszcze tego brakowało, żeby jesienna aura wpędziła mnie do łóżka!
- Zmykaj do zamku. Jak Ci się będzie bardzo nudzić, to zawsze możesz wpaść do mojego gabinetu na partyjkę szachów.
Tym razem to Albert posłał kobiecie spojrzenie z tych, które pytają o to, czy poprzednia propozycja była żartem. Odwrócił się jednak na pięcie i nosem spuszczonym na kwintę powędrował do szkoły.
- Urwanie głowy z tymi dzieciakami... - westchnęła, podążając spojrzeniem za odchodzącym uczniem. Ostatnia grupka młodzieży zniknęła za rogiem. Na dziedzincu zrobiło się w końcu cicho, choć lada chwila miały tu znowu napłynąć kolejne dusze spragnione urwania się z budy. Meredith zwinęła pergamin w wąski rulonik i wcisnęła go pod pachę. Przysiadła na murku i zaczęła rozgrzewać sobie dłonie wydmuchiwanym powietrzem, przygotowując się na kolejną falę opowieści pt.: Nie mam na dzisiaj zgody, bo...
Po ostatniej godzinie do czołówki powodów dołączyła szalona sowa, która ponoć ostentacyjnie podarła zgodę na oczach swego właściciela, gdyż ten jej nie karmił przed dwa tygodnie. A już myślałam, że nic mnie w życiu nie zaskoczy.
Re: Dziedziniec główny
Właściwie to zupełnie zapomniał o weekendowych obowiązkach typu "Sprawdź czy wszyscy mają zgodę, wypuść ich bezpiecznie do Hogsmeade". Na szczęście w tym tygodniu miała się tym zająć nowa twarz Hogwartu, chwalona przez wszystkich nauczycielka Historii Magii. Kolejna młoda i mądra istota. Scott miał zdecydowanie najlepsze oko, do kandydatek na miejsca w kadrze pedagogicznej, niż parunastu dyrektorów przed nim. Zespół składający się z nauczycieli poniżej trzydziestego roku życia to chyba jakiś rekord tej wiekowej szkoły. Nie wiadomo czy na plus, ale Prorok miał przynajmniej o czym pisać. Jak na przykład te bzdury, które dzisiaj napisano o jego pobycie w domu Jenny... W ogóle od kiedy reporterzy mu depczą po piętach?
Wyszedł z zamku trochę późno. Myślał, że ostatnia grupa uczniów już dawno wyszła, więc może zapalić sobie spokojnie na dziedzińcu. Ale tego jeszcze nie zrobił. Już z daleka dostrzegł kobiecą sylwetkę. Na razie jedynie z tyłu. Nowa nauczycielka to Meredith Cooper, doskonale znał jej nazwisko. Razem z Mer przeżył trochę studenckich zabaw, więc to, że pojawiła się tutaj zaraz po Jane Hasley, było dla niego czymś nieprawdopodobnym. Dwie stare "miłości". Postanowił podejść do kobiety.
Mężczyzna schował dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, którą miał na sobie i zaszedł nauczycielkę od tyłu.
- A może pani by mogła mi podpisać zgodę? Tak bardzo chciałbym zaprosić panią do Miodowego Królestwa na cukierki! - powiedział, udając specjalnie głos dziecka przechodzącego mutację głosu.
Wyszedł z zamku trochę późno. Myślał, że ostatnia grupa uczniów już dawno wyszła, więc może zapalić sobie spokojnie na dziedzińcu. Ale tego jeszcze nie zrobił. Już z daleka dostrzegł kobiecą sylwetkę. Na razie jedynie z tyłu. Nowa nauczycielka to Meredith Cooper, doskonale znał jej nazwisko. Razem z Mer przeżył trochę studenckich zabaw, więc to, że pojawiła się tutaj zaraz po Jane Hasley, było dla niego czymś nieprawdopodobnym. Dwie stare "miłości". Postanowił podejść do kobiety.
Mężczyzna schował dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, którą miał na sobie i zaszedł nauczycielkę od tyłu.
- A może pani by mogła mi podpisać zgodę? Tak bardzo chciałbym zaprosić panią do Miodowego Królestwa na cukierki! - powiedział, udając specjalnie głos dziecka przechodzącego mutację głosu.
Re: Dziedziniec główny
Meredith odprawiła z kwitkiem jeszcze pięciu uczniów nim dłonie tak przemarzły, że aż zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Czarownica wcisnęła je głęboko do kieszeni czarnego, ładnie skrojonego płaszczyka i zaczęła przytupywać niczym pingwin, przestępując z nogi na nogę. Temperatura wciąż była jeszcze na plusie, lecz stanie na tak ostrym i chłodnym wietrze dawało się we znaki.
- A co jeśli przyniosę Pani kubek ciepłej herbaty? – David od pięciu minut nie dawał za wygraną. Wcisnął jej już najświeższe wydanie Proroka, trzy cukierki cytrynowe i wciąż dybał na nią tymi swoimi wielkimi, błękitnymi oczami. Meredith musiała przyznać, że gdy ich właściciel podrośnie z pewnością złamią niejedno serce. Tymczasem musiała być jednak nieugięta. Chodziło przecież przede wszystkim o bezpieczeństwo tych spryciarzy.
- Davidzie nie mogę przyjąć tych wszystkich prezentów. I tak nie wpłyną one na zmianę mojej decyzji. Wiesz jakie są zasady, prawda? Jeśli je złamiemy to będziemy mieć kłopoty. A nikt nie lubi kłopotów. Maszeruj szybko do zamku, bo będziesz chory.
Po krótkich negocjacjach stanęło na tym, że gazeta zostaje, cukierki wracają do właściciela, a gorąca herbata towarzyszyć im będzie podczas porządkowania Izby Pamięci, do czego zobowiązał się rezolutny Gryfon. Z własnej, nieprzymuszonej woli! 1:0 dla profesor Cooper!
- No nie wytrzymam… – Szkotka aż przytknęła dłoń do policzka, uważnie śledząc wzrokiem rewelacje, które zaserwowała na dziś Lucy Skitter. Akurat natrafiła na artykuł, w którym rozpisywano się o randkach nauczycieli. Meredith nie wytrzymała i aż rozejrzała się bacznie wokół. Nie przypuszczała, że redaktorzy mogli stać się tak bezczelni i obserwować ją z ukrycia. Po co by z resztą mieli? Chyba tylko po to, by opisać jej żenujący szalik. Już oczyma wyobraźni widziała te wszystkie tytuły: Cooper stara panna czeka na rycerza na białym koniu na dziedzińcu!
Masz Ci los. Akurat zjawił się jakiś mały rumak.
- Zapomniałeś zgody? – wypaliła natychmiast, odkładając na bok gazetę. Akurat w takim momencie! Poprawiła szalik, by ukryć nieco słodko-koci wzór i odwróciła się celem skarcenia kolejnego ucznia z zanikami pamięci. Jakież było jej zaskoczenie, gdy ów uczeń okazał się być posiadaczem nie tylko brody, ale i twarzy Gabriela Griffiths’a w ogóle. Tej samej, która przed chwilą spoglądała na nią z Proroka.
- Nie wiem, czy mogę z Tobą rozmawiać. Zaraz mnie obsmarują, rozumiesz… – zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu i rozejrzała się teatralnie wokół – Może powinniśmy mówić szyfrem, jak na studiach?
Długo jednak nie wytrzymała. Klepnęła mężczyznę w ramię i obdarowała szerokim, zawadiackim uśmiechem.
- Wyszedłeś sobie zapalić, tak? Ładny przykład dajesz. Minus pięć punktów dla kadry! Myślałam, ze już z tego wyrosłeś, Gab.
- A co jeśli przyniosę Pani kubek ciepłej herbaty? – David od pięciu minut nie dawał za wygraną. Wcisnął jej już najświeższe wydanie Proroka, trzy cukierki cytrynowe i wciąż dybał na nią tymi swoimi wielkimi, błękitnymi oczami. Meredith musiała przyznać, że gdy ich właściciel podrośnie z pewnością złamią niejedno serce. Tymczasem musiała być jednak nieugięta. Chodziło przecież przede wszystkim o bezpieczeństwo tych spryciarzy.
- Davidzie nie mogę przyjąć tych wszystkich prezentów. I tak nie wpłyną one na zmianę mojej decyzji. Wiesz jakie są zasady, prawda? Jeśli je złamiemy to będziemy mieć kłopoty. A nikt nie lubi kłopotów. Maszeruj szybko do zamku, bo będziesz chory.
Po krótkich negocjacjach stanęło na tym, że gazeta zostaje, cukierki wracają do właściciela, a gorąca herbata towarzyszyć im będzie podczas porządkowania Izby Pamięci, do czego zobowiązał się rezolutny Gryfon. Z własnej, nieprzymuszonej woli! 1:0 dla profesor Cooper!
- No nie wytrzymam… – Szkotka aż przytknęła dłoń do policzka, uważnie śledząc wzrokiem rewelacje, które zaserwowała na dziś Lucy Skitter. Akurat natrafiła na artykuł, w którym rozpisywano się o randkach nauczycieli. Meredith nie wytrzymała i aż rozejrzała się bacznie wokół. Nie przypuszczała, że redaktorzy mogli stać się tak bezczelni i obserwować ją z ukrycia. Po co by z resztą mieli? Chyba tylko po to, by opisać jej żenujący szalik. Już oczyma wyobraźni widziała te wszystkie tytuły: Cooper stara panna czeka na rycerza na białym koniu na dziedzińcu!
Masz Ci los. Akurat zjawił się jakiś mały rumak.
- Zapomniałeś zgody? – wypaliła natychmiast, odkładając na bok gazetę. Akurat w takim momencie! Poprawiła szalik, by ukryć nieco słodko-koci wzór i odwróciła się celem skarcenia kolejnego ucznia z zanikami pamięci. Jakież było jej zaskoczenie, gdy ów uczeń okazał się być posiadaczem nie tylko brody, ale i twarzy Gabriela Griffiths’a w ogóle. Tej samej, która przed chwilą spoglądała na nią z Proroka.
- Nie wiem, czy mogę z Tobą rozmawiać. Zaraz mnie obsmarują, rozumiesz… – zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu i rozejrzała się teatralnie wokół – Może powinniśmy mówić szyfrem, jak na studiach?
Długo jednak nie wytrzymała. Klepnęła mężczyznę w ramię i obdarowała szerokim, zawadiackim uśmiechem.
- Wyszedłeś sobie zapalić, tak? Ładny przykład dajesz. Minus pięć punktów dla kadry! Myślałam, ze już z tego wyrosłeś, Gab.
Re: Dziedziniec główny
Nic nie mógł poradzić na to, że miał słabość do pięknych kobiet. Z pewnością była to wspólna cecha wszystkich samców, ale tych przetrzymywanych w zamknięciu przez większość roku, zasada ta specjalnie obejmowała. Dlatego może zaprzyjaźniał się ostatnio ze wszystkimi kobietami, które pojawiały się w jego życiu? Rozważania na ten temat zostawmy sobie na inną chwilę. Zaczęliśmy mówić o pięknych kobietach, bo Meredith na pewno do nich się zaliczała, a Gabriel uruchomił swój testosteron i uśmiechnął się do niej pięknie, kiedy tylko na niego spojrzała. Zadowolony wyraz jego twarzy nie zniknął nawet po celnej uwadze zaczerpniętej pewnie jego artykułem w brukowcu. Zilustrował jedynie obecność Proroka obok czarownicy i prychnął na niego lekceważąco. Usiadł na gazecie, robiąc słodką minę do Mer. Ile to lat się nie widzieli?
- Katękasknikałemkazakatokabą - zaszyfrował szybko i płynnie, jakby posługiwał się tym "językiem" od zawsze. - Szczególnie za tym ciętym językiem i celnymi uwagami, pani profesor Cooper - zmrużył ironicznie oczy. Wyciągnął z kieszeni schowanej na piersi cygaretkę i wyciągnął ją najpierw otwartą w kierunku kobiety.
- A tu się coś zmieniło? - spytał, przyglądając się jej reakcji z zainteresowaniem. Uczniowie właściwie się jeszcze kręcili, ale chyba też kierowani nowym Prorokiem, postanowili nie wchodzić Grifftihs'owi w paradę, kiedy "poluje". Ci którzy nie mieli zgody spoglądali na nich, ale po tym pokornie wracali do zamku, wiedząc że dzisiaj już nic nie wskórają.
- Katękasknikałemkazakatokabą - zaszyfrował szybko i płynnie, jakby posługiwał się tym "językiem" od zawsze. - Szczególnie za tym ciętym językiem i celnymi uwagami, pani profesor Cooper - zmrużył ironicznie oczy. Wyciągnął z kieszeni schowanej na piersi cygaretkę i wyciągnął ją najpierw otwartą w kierunku kobiety.
- A tu się coś zmieniło? - spytał, przyglądając się jej reakcji z zainteresowaniem. Uczniowie właściwie się jeszcze kręcili, ale chyba też kierowani nowym Prorokiem, postanowili nie wchodzić Grifftihs'owi w paradę, kiedy "poluje". Ci którzy nie mieli zgody spoglądali na nich, ale po tym pokornie wracali do zamku, wiedząc że dzisiaj już nic nie wskórają.
Re: Dziedziniec główny
Stary, dobry Gabryś. Uśmiech nie schodził z twarzy czarownicy. Przypomniała sobie właśnie szalone, studenckie czasy. Nagle poczuła się tak, jakby nazajutrz znów miała wrócić do akademii. Pomógł temu fakt, że Griffiths zachowywał się jakby wcale nie wydoroślał.
- Uszczypnij mnie, bo nie uwierzę!
Dałaby sobie głowę uciąć, że przez chwilę próbował sobie przypomnieć jej imię. Wokół Gabriela zawsze kręcił się rój studentek, a i wykładowczyniom zdarzało się posłać mu frywolne uśmieszki. Po prostu miał w sobie to coś. Są ludzie, którzy są po prostu ładni i miło na nich na chwilę zawiesić oko. Gabriel był jeszcze przy tym uroczy i nieprzyzwoicie skromny.
- Do usług, profesorze Griffiths - skłoniłaby się, gdyby nie obawa, że znajdzie się na łamach następnego numeru. Wolała, by uczniowie nie musieli czytać takich rewelacji. I tak bardzo musiała się starać, by zapracować na szacunek ze strony młodzieży. Plotki zamieszczane w tym czasopiśmie były jak kłody rzucane pod nogi pedagogom. Kto później brał na poważnie nauczyciela, który miał opinię podrywacza? Albo nauczycielkę, która tu z jednym się całuje, a z drugim spędza noc? Takie sprawy powinny pozostać w sferze domysłów.
- Tu na dziedzińcu? Nie wydaje mi się, żeby profesor Scott przeprowadzał jakieś modernizacje. - rozłożyła ręce, wskazując na porośnięte mchem mury, które tkwiły w tym miejscu od setek lat. No przecież musiała się z nim trochę podroczyć.
- Uszczypnij mnie, bo nie uwierzę!
Dałaby sobie głowę uciąć, że przez chwilę próbował sobie przypomnieć jej imię. Wokół Gabriela zawsze kręcił się rój studentek, a i wykładowczyniom zdarzało się posłać mu frywolne uśmieszki. Po prostu miał w sobie to coś. Są ludzie, którzy są po prostu ładni i miło na nich na chwilę zawiesić oko. Gabriel był jeszcze przy tym uroczy i nieprzyzwoicie skromny.
- Do usług, profesorze Griffiths - skłoniłaby się, gdyby nie obawa, że znajdzie się na łamach następnego numeru. Wolała, by uczniowie nie musieli czytać takich rewelacji. I tak bardzo musiała się starać, by zapracować na szacunek ze strony młodzieży. Plotki zamieszczane w tym czasopiśmie były jak kłody rzucane pod nogi pedagogom. Kto później brał na poważnie nauczyciela, który miał opinię podrywacza? Albo nauczycielkę, która tu z jednym się całuje, a z drugim spędza noc? Takie sprawy powinny pozostać w sferze domysłów.
- Tu na dziedzińcu? Nie wydaje mi się, żeby profesor Scott przeprowadzał jakieś modernizacje. - rozłożyła ręce, wskazując na porośnięte mchem mury, które tkwiły w tym miejscu od setek lat. No przecież musiała się z nim trochę podroczyć.
Re: Dziedziniec główny
- Ha ha - zareagował na jej odzywkę i nie czekając już dłużej z wyciągniętą ręką, wyjął sobie cienkie cygaro z cygaretki, a pudełko odłożył na miejsce w schowanej kieszonce. Niezapalonego peta wsadził sobie do ust, żeby przeszukać w tym czasie kieszenie w poszukiwaniu ognia. W jego przypadku zwykle była to różdżka. W końcu zaciągnął się upragnionym tytoniem, dając cudowny przykład dzieciakom. Cóż, już chyba nie było osoby w szkole, która nie wiedziałaby o zabijającym nałogu Gabriela. Nie miał też motywacji nigdy do rzucenia. Dym oczywiście wypuścił w bok, razem z wiatrem - żeby zapach nie dotarł do jego rozmówczyni. Z tym gestem właśnie pierwszy raz oderwał na dłużej wzrok od Mer. Rozejrzał się po dziedzińcu, myśląc mimowolnie o tych wrednych dziennikarzach.
- Myślisz, że jakbym cię tu przytulił to pojawiłoby się to w jutrzejszej gazecie? - spytał żartobliwie, wplątując w wypowiedź uroczy, chłopięcy uśmiech. Dał jej chwilę do namysłu, dodając oczywiście:
- Tak hipotetycznie pytam.
- Myślisz, że jakbym cię tu przytulił to pojawiłoby się to w jutrzejszej gazecie? - spytał żartobliwie, wplątując w wypowiedź uroczy, chłopięcy uśmiech. Dał jej chwilę do namysłu, dodając oczywiście:
- Tak hipotetycznie pytam.
Re: Dziedziniec główny
Wzruszyła tylko ramionami, bo cóż mogła innego zrobić. Meredith zawsze była grzeczną i ułożoną dziewczynką, która w życiu nie miała w ustach papierosa, a zapach tytoniu doprowadzał ją do białej gorączki. I nie nikotyna była w tym wszystkim najgorsza. Jej działanie polegało przecież tylko na tym, że człowiek czuł lekki przypływ adrenaliny, szybciej biło jego serce i był lekko pobudzony. Najgorsza smoła osiadała jednak w płucach i prędzej czy później wywoływała krótki, chrapliwy i urywany kaszel, na brzmienie którego usta czarownicy wyginały się w chytrym uśmieszku. Cierp ciało, jak się chciało. Cooper nie robiłaby z siebie najgorszej na świecie zołzy, gdyby Gabriel zapalił w jakimś ustronnym miejscu. A później wszyscy dziwią się, że uczniowie puszczają dymki na błoniach. Kto z kim przystaje, takim się staje. Te mugolskie przysłowia były wprost genialne!
- Za chwilę wyskoczy tu jakiś 17-latek z papierosem i powie, że skoro Ty możesz, to on też. Bo jest dorosły - rzekła tytułem wstępu. Opuszkami palców chwyciła za brązową bibułkę i cisnęła ją na ziemię tak szybko, jakby były to co najmniej ptasie odchody lub coś równie obrzydliwego. I przydepnęła butem. A niech ma!
- Myślę, że gdybyś mnie tu przytulił to ja wyszłabym na bardzo łatwą, a Ty na wyjątkowo zdesperowanego.
Meredith przykucnęła i przez chusteczkę chwyciła zmiażdżony niedopałek. Przecież nie mogła pozwolić, by narzędzie zbrodni, choć unieszkodliwione, leżało tak na widoku. Pozbyła się trucizny, wyrzucając zawiniątko do kosza.
- A tego byśmy oboje nie chcieli, prawda? - Meredith potrząsnęła głową, poprawiając swe kasztanowe włosy.
- Nic się nie zmieniłeś... Nie ma się co dziwić, że Skitter lubi o Tobie pisać.
- Za chwilę wyskoczy tu jakiś 17-latek z papierosem i powie, że skoro Ty możesz, to on też. Bo jest dorosły - rzekła tytułem wstępu. Opuszkami palców chwyciła za brązową bibułkę i cisnęła ją na ziemię tak szybko, jakby były to co najmniej ptasie odchody lub coś równie obrzydliwego. I przydepnęła butem. A niech ma!
- Myślę, że gdybyś mnie tu przytulił to ja wyszłabym na bardzo łatwą, a Ty na wyjątkowo zdesperowanego.
Meredith przykucnęła i przez chusteczkę chwyciła zmiażdżony niedopałek. Przecież nie mogła pozwolić, by narzędzie zbrodni, choć unieszkodliwione, leżało tak na widoku. Pozbyła się trucizny, wyrzucając zawiniątko do kosza.
- A tego byśmy oboje nie chcieli, prawda? - Meredith potrząsnęła głową, poprawiając swe kasztanowe włosy.
- Nic się nie zmieniłeś... Nie ma się co dziwić, że Skitter lubi o Tobie pisać.
Re: Dziedziniec główny
Griffiths na początku nie chciał palić publicznie przy uczniach. Kiedy zaczynał pracę w szkole był zaraz po studiach, więc tak naprawdę nie wyrastał ponad przeciętnego tu dzieciaka z siódmej klasy. Jednak ile można sobie odmawiać tej przyjemności, kiedy oni i tak robią swoje? Z tymi, którzy wyskoczyli mu właśnie na przeciw z propozycją wspólnego palenia od razu wlepiał szlabany. Nauczyły się bachory, że człowiek człowiekiem, ale do nauczyciela dystans należy zachować. Miał jeszcze tylko ten problem fan klubami Krukonek.
- Wtedy się dowie, że nie wystarczająco... Hej! - nie zdążył zareagować, kiedy wyrwała mu z ust świeże cygaro. Tego się zupełnie nie spodziewał! Byli w końcu na świeżym powietrzu, więc nie powinna mieć "ale". Jeśli już to mogła chyba powiedzieć słowo zanim zabrała i zmiażdżyła mu jego męskość!
- No przepraszam, ale to było niefajne! - zareagował momentalnie, nie kryjąc oburzenia. Ciężko zdenerwować tego rycerza, ale chyba żaden dorosły nie lubi jak mu się mówi jak żyć. - A Tobie chyba nauczycielskie nawyki nie służą - mruknął w odpowiedzi. Znów zmrużył oczy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Spojrzał krytycznie na Meredith, przypominając sobie, że chyba jej od dzisiaj nie za bardzo lubi.
- Pisze o mnie, bo nie ma o kim. Jestem grzeczny, jeżeli o to się Tobie rozchodzi, a rzeczy wzięte z ostatniego artykułu to bzdury i niepotrzebne ubarwianie scenariusza chorego człowieka.
Może i wokół mężczyzny kręciło się zawsze parę kobiet, ale jak powszechnie wiadomo na stałe było ich tylko parę. Najważniejsza była jego była narzeczona, którą panna Cooper miała okazję poznać na studiach. To właściwie przez nią na rok rzucił picie, palenie... Ale co było to było.
- Będziesz musiała mi oddać za to cygaro - dodał, nie chcąc by zapomniała o temacie bezczeszczenia jego mienia.
- Wtedy się dowie, że nie wystarczająco... Hej! - nie zdążył zareagować, kiedy wyrwała mu z ust świeże cygaro. Tego się zupełnie nie spodziewał! Byli w końcu na świeżym powietrzu, więc nie powinna mieć "ale". Jeśli już to mogła chyba powiedzieć słowo zanim zabrała i zmiażdżyła mu jego męskość!
- No przepraszam, ale to było niefajne! - zareagował momentalnie, nie kryjąc oburzenia. Ciężko zdenerwować tego rycerza, ale chyba żaden dorosły nie lubi jak mu się mówi jak żyć. - A Tobie chyba nauczycielskie nawyki nie służą - mruknął w odpowiedzi. Znów zmrużył oczy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Spojrzał krytycznie na Meredith, przypominając sobie, że chyba jej od dzisiaj nie za bardzo lubi.
- Pisze o mnie, bo nie ma o kim. Jestem grzeczny, jeżeli o to się Tobie rozchodzi, a rzeczy wzięte z ostatniego artykułu to bzdury i niepotrzebne ubarwianie scenariusza chorego człowieka.
Może i wokół mężczyzny kręciło się zawsze parę kobiet, ale jak powszechnie wiadomo na stałe było ich tylko parę. Najważniejsza była jego była narzeczona, którą panna Cooper miała okazję poznać na studiach. To właściwie przez nią na rok rzucił picie, palenie... Ale co było to było.
- Będziesz musiała mi oddać za to cygaro - dodał, nie chcąc by zapomniała o temacie bezczeszczenia jego mienia.
Re: Dziedziniec główny
Pełne pobłażania spojrzenie i ciche cmokanie. Panna sceptyczna i zdystansowana - tryb włączony. W zamku zawsze starała się zachowywać tak, jakby połknęła kij. Dla swojego własnego dobra. Im mniej ta młodzież była rozbrykana, tym jej życie w tych murach przyjemniejsze i łatwiejsze.
- Przepraszam? - nie, wcale nie jest mi przykro, dodała już w myślach. Gabriel i jego niezobowiązujące podejście do życia na studiach kompletnie jej nie przeszkadzały. Tu była jednak w pracy, a artykuł w Proroku sprawił, że czuła się poniekąd obserwowana. A Griffiths wyglądał dziś na takiego, co potrzebuje by go trochę ustawić do pionu.
Roześmiała się. Po części z powodu nadąsanej miny, jaką zrobił, a po części dlatego, że zaczął się jej tłumaczyć.
- Jestem z Ciebie dumna, Gab. W końcu sobie uświadomiłeś, że masz coś z głową. Pierwszy krok do poprawy to przyznanie się do choroby - nie mogła się powstrzymać. Zwłaszcza gdy był taki rozdrażniony i schorowany.
- Jane musi mieć magiczne ręce. Nie wyglądasz na umierającego.
A to już dodała mimochodem i tylko dlatego, że nie zdążyła ugryźć się w język. Nie chciała być przecież złośliwa.
- Domyślam się, że mi nie przepuścisz. Co tym razem? - zrobiła tym razem minę cierpiętnicy i wyjęła z kieszeni sakiewkę, w której podzwaniało kilka monet. Same knuty i sykle. Kompromitacja.
- Przepraszam? - nie, wcale nie jest mi przykro, dodała już w myślach. Gabriel i jego niezobowiązujące podejście do życia na studiach kompletnie jej nie przeszkadzały. Tu była jednak w pracy, a artykuł w Proroku sprawił, że czuła się poniekąd obserwowana. A Griffiths wyglądał dziś na takiego, co potrzebuje by go trochę ustawić do pionu.
Roześmiała się. Po części z powodu nadąsanej miny, jaką zrobił, a po części dlatego, że zaczął się jej tłumaczyć.
- Jestem z Ciebie dumna, Gab. W końcu sobie uświadomiłeś, że masz coś z głową. Pierwszy krok do poprawy to przyznanie się do choroby - nie mogła się powstrzymać. Zwłaszcza gdy był taki rozdrażniony i schorowany.
- Jane musi mieć magiczne ręce. Nie wyglądasz na umierającego.
A to już dodała mimochodem i tylko dlatego, że nie zdążyła ugryźć się w język. Nie chciała być przecież złośliwa.
- Domyślam się, że mi nie przepuścisz. Co tym razem? - zrobiła tym razem minę cierpiętnicy i wyjęła z kieszeni sakiewkę, w której podzwaniało kilka monet. Same knuty i sykle. Kompromitacja.
Re: Dziedziniec główny
On zawsze wyglądał na takiego, którego należy sprowadzić do pionu, tylko nikt nigdy się tym nie zainteresował. Skromny i miły swoją drogą, ale Gabryś był też bezczelnie beztroski przez swoje pozytywne doświadczenia kontaktów interpersonalnych. Znów - nie mówię o związkach.
- Prosisz się o klapsa - mruknął sarkastycznie, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. To była ta zła mina Griffiths'a jakby ktoś nie wiedział. No bo tak, najpierw wyrywa dorosłemu chłopakowi ostatnią przyjemność w życiu, a potem obraża. Ładne powitanie pani Cooper, bardzo ładne.
- Nie lubię odpowiadać na takie zgryźliwe uwagi, szczególnie że mogą być spowodowane zazdrością... Ale tak, ma magiczne. Jej omlet ma magiczne właściwości, a mugolskie lekarstwa okazały się szybsze od eliksirów Penelope. - Chyba już musieli być dla siebie złośliwi. Ta rozmowa od początku potoczyła się takim torem.
Jego rozbawienie mimo wszystko powróciło na ten krótki moment, kiedy wyjęła swoją sakiewkę. Jak mogła pomyśleć, że chodzi mu o pieniądze? A może pomyliła go w historii znajomości z innym Gabrielem i stąd teraz te wredne uwagi i nietrafione reakcje?
- Meredith, naprawdę? Chyba, że to kolejny żart, ale tego nie rozumiem - zaśmiał się cicho, po czym spojrzał na kobietę z błyskiem w oku - Naprawdę chcę Cię zabrać do Miodowego Królestwa i powspominać dawne czasy. Co Ty na to?
- Prosisz się o klapsa - mruknął sarkastycznie, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. To była ta zła mina Griffiths'a jakby ktoś nie wiedział. No bo tak, najpierw wyrywa dorosłemu chłopakowi ostatnią przyjemność w życiu, a potem obraża. Ładne powitanie pani Cooper, bardzo ładne.
- Nie lubię odpowiadać na takie zgryźliwe uwagi, szczególnie że mogą być spowodowane zazdrością... Ale tak, ma magiczne. Jej omlet ma magiczne właściwości, a mugolskie lekarstwa okazały się szybsze od eliksirów Penelope. - Chyba już musieli być dla siebie złośliwi. Ta rozmowa od początku potoczyła się takim torem.
Jego rozbawienie mimo wszystko powróciło na ten krótki moment, kiedy wyjęła swoją sakiewkę. Jak mogła pomyśleć, że chodzi mu o pieniądze? A może pomyliła go w historii znajomości z innym Gabrielem i stąd teraz te wredne uwagi i nietrafione reakcje?
- Meredith, naprawdę? Chyba, że to kolejny żart, ale tego nie rozumiem - zaśmiał się cicho, po czym spojrzał na kobietę z błyskiem w oku - Naprawdę chcę Cię zabrać do Miodowego Królestwa i powspominać dawne czasy. Co Ty na to?
Re: Dziedziniec główny
- Ałć!
Meredith dla własnego bezpieczeństwa odsunęła się na odpowiednią odległość. Gdyby ręka Gabriela jakimś cudem omsknęła się na jej pośladek wszyscy wokół mieliby niezłe używanie. Nawet nie chciała sobie tego wybrażać.
- Kaniekawiekadziakałamżekasiękatakakikapekawerkazyjkanykazrokabikałeśka - tym razem to ona postanowiła zgrabnie zaszyfrować swoją wiadomość. Zwieńczeniem wypowiedzi było oczywiście wyszczerzenie zębów w szerokim uśmiechu.
Kiwnęła głową. Przecież nie będzie się rozczulać nad biednym, schorowanym mężczyzną. Profesor Halsey znała zaledwie z widzenia, a pielęgniarki Penelope nie zdążyła jeszcze odwiedzić w tym roku. Griffiths jak widać obskoczył już całą żeńską płeć kadry. Niezłe tempo.
Tym razem to aż przyklasnęła w dłonie. Oczywiście zaraz po tym, jak schowała do kieszeni swą ubogą sakiewkę. Nie zamierzała mu wciskać żadnych pieniędzy. Od niepamiętnych czasów mężczyzna histerycznie reagował, gdy kobiety w jego towarzystwie chciały za siebie płacić i zawsze stosował wtedy jedno zagranie: zaproszenie gdziekolwiek na cokolwiek. Strzał w dziesiątkę. Karą za zniszczenie mienia będzie pyszne, oblane lukrową polewą ciastko. Bingo, Cooper! Bingo!
- Nadal łapiesz się na stare chwyty i na widok pieniędzy w rękach kobiety dostajesz kociokwiku - podsumowała go zgrabnie, ale i w jej oczach pojawiła się iskierka, gdy wspomniał o Miodowym Królestwie. Zawsze przegrywała batalię ze słodyczami. Mogłaby zjeść cały kufer pierników i nie mieć dość. Dlatego odparła niemal bez namysłu - Chętnie.
W chwilę później czarodzieje po pozostawieniu zgód uczniów w pokoju nauczycielskim i zabraniu kilku drobiazgów z gabinetu Meredith ruszyli żwawo w kierunku Hogsmeade. Nie trzymając się ani za, ani pod rękę. Nic z tych rzeczy!
Meredith dla własnego bezpieczeństwa odsunęła się na odpowiednią odległość. Gdyby ręka Gabriela jakimś cudem omsknęła się na jej pośladek wszyscy wokół mieliby niezłe używanie. Nawet nie chciała sobie tego wybrażać.
- Kaniekawiekadziakałamżekasiękatakakikapekawerkazyjkanykazrokabikałeśka - tym razem to ona postanowiła zgrabnie zaszyfrować swoją wiadomość. Zwieńczeniem wypowiedzi było oczywiście wyszczerzenie zębów w szerokim uśmiechu.
Kiwnęła głową. Przecież nie będzie się rozczulać nad biednym, schorowanym mężczyzną. Profesor Halsey znała zaledwie z widzenia, a pielęgniarki Penelope nie zdążyła jeszcze odwiedzić w tym roku. Griffiths jak widać obskoczył już całą żeńską płeć kadry. Niezłe tempo.
Tym razem to aż przyklasnęła w dłonie. Oczywiście zaraz po tym, jak schowała do kieszeni swą ubogą sakiewkę. Nie zamierzała mu wciskać żadnych pieniędzy. Od niepamiętnych czasów mężczyzna histerycznie reagował, gdy kobiety w jego towarzystwie chciały za siebie płacić i zawsze stosował wtedy jedno zagranie: zaproszenie gdziekolwiek na cokolwiek. Strzał w dziesiątkę. Karą za zniszczenie mienia będzie pyszne, oblane lukrową polewą ciastko. Bingo, Cooper! Bingo!
- Nadal łapiesz się na stare chwyty i na widok pieniędzy w rękach kobiety dostajesz kociokwiku - podsumowała go zgrabnie, ale i w jej oczach pojawiła się iskierka, gdy wspomniał o Miodowym Królestwie. Zawsze przegrywała batalię ze słodyczami. Mogłaby zjeść cały kufer pierników i nie mieć dość. Dlatego odparła niemal bez namysłu - Chętnie.
W chwilę później czarodzieje po pozostawieniu zgód uczniów w pokoju nauczycielskim i zabraniu kilku drobiazgów z gabinetu Meredith ruszyli żwawo w kierunku Hogsmeade. Nie trzymając się ani za, ani pod rękę. Nic z tych rzeczy!
Re: Dziedziniec główny
Dziewczyna wyszła z zamku z piórem i pergaminem pod pachą. Miała ochotę aby posiedzieć w spokoju na dziedzińcu. Była w nastroju, który zapowiadał powstanie nowego wiersza skrywanego przed resztą świata na dnie kufra. Nikomu nie pokazywała swoich licznych zapisków bo to były jej prywatne notatki na temat tego co czuła i myślała. Elsa usiadła na niewysokim murku i skierowała swe szmaragdowe oczy na jezioro. Rozwinęła pergamin i zaczęła pisać …
„Tafla jeziora rozświetlona księżycową mocą,
Mistyczną energią dającą siły nocą
Potężna magia w ciemności się budzi,
przyciąga mroczne stworzenia i ludzi … „
Krukonce nie spodobało się to co naskrobała więc postanowiła podkreślić tekst i skupić uwagę nie na jeziorze lecz na błoniach, jednakże pomysł jakby wyparował jej z głowy. Poirytowana już lekko Elsa odłożyła rzeczy na bok i podparła głowę na dłoniach. Jednak złość zaczęła o sobie dawać znać. Białowłosa chwyciła pergamin, zrobiła z niego kulkę i rzuciła gdzieś za siebie. Zaczęła pod nosem coś mamrotać, że to wszystko jest do kitu, że miała taki świetny nastrój, a teraz nie wiadomo dlaczego jest całkiem inaczej. Nie wiedziała co stało się przyczyną takiego obrotu o 180o. Tak sobie marudząc sama do siebie siedziała z głową zwieszoną w dół i z miną jakby zobaczyła martwego szczeniaczka.
„Tafla jeziora rozświetlona księżycową mocą,
Mistyczną energią dającą siły nocą
Potężna magia w ciemności się budzi,
przyciąga mroczne stworzenia i ludzi … „
Krukonce nie spodobało się to co naskrobała więc postanowiła podkreślić tekst i skupić uwagę nie na jeziorze lecz na błoniach, jednakże pomysł jakby wyparował jej z głowy. Poirytowana już lekko Elsa odłożyła rzeczy na bok i podparła głowę na dłoniach. Jednak złość zaczęła o sobie dawać znać. Białowłosa chwyciła pergamin, zrobiła z niego kulkę i rzuciła gdzieś za siebie. Zaczęła pod nosem coś mamrotać, że to wszystko jest do kitu, że miała taki świetny nastrój, a teraz nie wiadomo dlaczego jest całkiem inaczej. Nie wiedziała co stało się przyczyną takiego obrotu o 180o. Tak sobie marudząc sama do siebie siedziała z głową zwieszoną w dół i z miną jakby zobaczyła martwego szczeniaczka.
Re: Dziedziniec główny
Blaise całe dnie spędzał w ogródku przy swoim domku luz=b z zamku. Co jakiś czas chodził do Hogsmeade, aby zobaczyć, jak mają się choinki, które za niedługo musi postawić w szkole. Szybko ten czas minął. Ostatnio był początek szkoły, później Halloween, a tu już grudzień. Zanim się obejrzymy będzie już wiosna, a później koniec szkoły. W tej chwili jednak Blaise postanowił wybrać się na kolację do szkoły. Miał tam co nieco u siebie w domku, ale to nie to samo, co jedzenie w Hogwarcie. Mijał właśnie dziedziniec, kiedy spostrzegł znajomą osobę siedzącą na murku.
- Uważaj, bo się przeziębisz - ostrzegł Elsę.
Blaise i Elsa są kuzynostwem. Oboje pochodzą z Hiszpanii, ale większość czasu spędzają w Anglii w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Blaise cieszy się, że podjął pracę w swojej dawnej szkole. Przynajmniej może mieć oko na swoją rodzinę.
- Uważaj, bo się przeziębisz - ostrzegł Elsę.
Blaise i Elsa są kuzynostwem. Oboje pochodzą z Hiszpanii, ale większość czasu spędzają w Anglii w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Blaise cieszy się, że podjął pracę w swojej dawnej szkole. Przynajmniej może mieć oko na swoją rodzinę.
Re: Dziedziniec główny
Nie dostrzegła nawet kiedy to jej kuzyn Blaise pojawił się na horyzoncie. Gdy usłyszała jego głos i ostrzeżenie, że się przeziębi machnęła tylko ręką i powiedziała:
-Oj tam oj tam. Nie jest nawet zimno. Nic mi nie będzie.
Blaise to jedyny kuzyn jakiego lubiła, ponieważ miło spędzała z nim czas. Reszta rodziny była jej zdaniem tak samo sztywna jak rodzice. Nie oceniał jej tylko w razie potrzeby starał się pomóc. Na twarzy Elsy pojawił się lekki uśmiech bo wiedziała, że ma niedaleko kogoś do kogo może się zwrócić. Blaise pracuje jako gajowy w Hogwarcie więc każdego dnia mogła go odwiedzać (oczywiście kiedy akuratnie nie był zajęty). Dziewczyna podniosła głowę by zobaczyć w którym miejscu chłopak stoi. Kiedy go zobaczyła momentalnie przeszła jej ta jesienno-zimowa chandra. Przypomniała sobie o tym, że niedługo będą święta i że gajowy będzie musiał przygotować na tę okazję choinki. Przy następnej wizycie zapewne zapyta się czy nie jest mu przypadkiem potrzebna pomoc.
-Oj tam oj tam. Nie jest nawet zimno. Nic mi nie będzie.
Blaise to jedyny kuzyn jakiego lubiła, ponieważ miło spędzała z nim czas. Reszta rodziny była jej zdaniem tak samo sztywna jak rodzice. Nie oceniał jej tylko w razie potrzeby starał się pomóc. Na twarzy Elsy pojawił się lekki uśmiech bo wiedziała, że ma niedaleko kogoś do kogo może się zwrócić. Blaise pracuje jako gajowy w Hogwarcie więc każdego dnia mogła go odwiedzać (oczywiście kiedy akuratnie nie był zajęty). Dziewczyna podniosła głowę by zobaczyć w którym miejscu chłopak stoi. Kiedy go zobaczyła momentalnie przeszła jej ta jesienno-zimowa chandra. Przypomniała sobie o tym, że niedługo będą święta i że gajowy będzie musiał przygotować na tę okazję choinki. Przy następnej wizycie zapewne zapyta się czy nie jest mu przypadkiem potrzebna pomoc.
Re: Dziedziniec główny
Blaise pokręcił głową z niedowierzaniem. Ach te kobiety, najpierw mówią, że nie jest im zimno, a później trzeba dać im swoją kurtkę, bo zamarzają.
- Teraz nie, ale zaraz się ochłodzi - dodał pewnie.
Mieszkał w chatce na skraju lasu, więc wie, jak potrafi być tutaj zimno. Równie dobrze mógłby chodzić do siebie do Hogsmeade na Downing Street, aby przekimać, lecz lubił być w pobliżu zamku. Tutaj nie czuł się samotny, w domu czułby pustkę. Hogwart to jego trzeci dom. jeden ma w Pola de Siero, drugi w Hogsmeade, zaś trzeci to Hogwart i chatka gajowego. W Hogwarcie Blaise ma także rodzinę - dwie siostry oraz kuzynkę. Nie wybiera, kogo lubi bardziej. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, chociaż chłopak przepada raczej za wszystkimi swoimi krewnymi. Courtney i Corrine kocha, jak to siostry, zaś Elsę kocha jak kuzynkę. Jest do niej przywiązany i takie tam.
- Co robisz sama na zewnątrz? Powinnaś chować się w środku - zapytał i zaproponował od razu.
Takie było jego zdanie. Jest tylko trochę starszy od Elsy, może jej tylko coś poradzić, ale na pewno nie może jej czegoś zabronić. Chociaż... Harvin pracuje w Hogwarcie, a de la Vega jest uczennicą tej szkoły, więc jakby nie patrzeć Krukonka musi słuchać słów gajowego.
- Teraz nie, ale zaraz się ochłodzi - dodał pewnie.
Mieszkał w chatce na skraju lasu, więc wie, jak potrafi być tutaj zimno. Równie dobrze mógłby chodzić do siebie do Hogsmeade na Downing Street, aby przekimać, lecz lubił być w pobliżu zamku. Tutaj nie czuł się samotny, w domu czułby pustkę. Hogwart to jego trzeci dom. jeden ma w Pola de Siero, drugi w Hogsmeade, zaś trzeci to Hogwart i chatka gajowego. W Hogwarcie Blaise ma także rodzinę - dwie siostry oraz kuzynkę. Nie wybiera, kogo lubi bardziej. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, chociaż chłopak przepada raczej za wszystkimi swoimi krewnymi. Courtney i Corrine kocha, jak to siostry, zaś Elsę kocha jak kuzynkę. Jest do niej przywiązany i takie tam.
- Co robisz sama na zewnątrz? Powinnaś chować się w środku - zapytał i zaproponował od razu.
Takie było jego zdanie. Jest tylko trochę starszy od Elsy, może jej tylko coś poradzić, ale na pewno nie może jej czegoś zabronić. Chociaż... Harvin pracuje w Hogwarcie, a de la Vega jest uczennicą tej szkoły, więc jakby nie patrzeć Krukonka musi słuchać słów gajowego.
Re: Dziedziniec główny
- Ehh.. Czasami muszę posiedzieć i pomyśleć. Dobrze to na mnie działa i takie tam. Jak zmarznę to pójdę do Hogsmeade do Pubu Pod Trzema Miotłami na pyszne latte.
Przeszła jej chęć na przekomarzanki z kuzynem więc postanowiła zejść z murku i wrócić do zamku. - Ok, ok, może masz rację. Byłoby głupotą zachorować na święta. A tak poza tym, wybierasz się do zamku w jakiś konkretnym celu? Może potrzebujesz w czymś pomocy?
Dziewczynie strasznie się nudziło i chciała czymś zająć ręce i umysł by czas szybciej jej zleciał. Nie mogła doczekać się świąt i prezentów. Nie zamierzała jednak wracać do domu. Wmówiła rodzicom, że przez ten cały czas zamierza się uczyć by polepszyć swoje stopnie. Była pewna akceptacji tego pomysłu, gdyż rodzice zawsze we wszystko wierzyli swojej kochanej córeczce. Nie było jeszcze na nią żadnych skarg więc mogła pozwolić sobie na małe kłamstewka. Musiała podtrzymywać swój wizerunek grzecznej i ułożonej uczennicy żeby starsi się nie czepiali za bardzo. Elsa zastanawiała się ilu uczniów zostanie na ferie świąteczne w zamku. Miała nadzieję, że będzie miała z kim porozmawiać.
- Wracasz do domu na święta czy zostajesz tutaj? - w duchu liczyła na tę drugą odpowiedź choć sama do końca nie wiedziała dlaczego.
Przeszła jej chęć na przekomarzanki z kuzynem więc postanowiła zejść z murku i wrócić do zamku. - Ok, ok, może masz rację. Byłoby głupotą zachorować na święta. A tak poza tym, wybierasz się do zamku w jakiś konkretnym celu? Może potrzebujesz w czymś pomocy?
Dziewczynie strasznie się nudziło i chciała czymś zająć ręce i umysł by czas szybciej jej zleciał. Nie mogła doczekać się świąt i prezentów. Nie zamierzała jednak wracać do domu. Wmówiła rodzicom, że przez ten cały czas zamierza się uczyć by polepszyć swoje stopnie. Była pewna akceptacji tego pomysłu, gdyż rodzice zawsze we wszystko wierzyli swojej kochanej córeczce. Nie było jeszcze na nią żadnych skarg więc mogła pozwolić sobie na małe kłamstewka. Musiała podtrzymywać swój wizerunek grzecznej i ułożonej uczennicy żeby starsi się nie czepiali za bardzo. Elsa zastanawiała się ilu uczniów zostanie na ferie świąteczne w zamku. Miała nadzieję, że będzie miała z kim porozmawiać.
- Wracasz do domu na święta czy zostajesz tutaj? - w duchu liczyła na tę drugą odpowiedź choć sama do końca nie wiedziała dlaczego.
Re: Dziedziniec główny
Blaise już nic nie mówił o tym, że jego kuzynka naprawdę mogłaby się rozchorować. Pokiwał tylko głową i wsadził ręce do kieszeni. Na dworze naprawdę robiło się coraz chłodniej.
- Teraz idę coś przekąsić, ale później będę potrzebował pomocy przy dekorowaniu zamku choinkami - stwierdził.
Taka jest jego praca, musi robić brudną robotę i prawie bez pomocy. Dobrze, że jest ktoś, kto chciałby mu w tym pomóc. A co do wyjazdy na święta...
- Raczej zostaję. Szkoła nie potrzebuje, ale zawsze mogę iść do siebie do Hogsmeade - odpowiedział.
Jeśli Elsa też zostanie to będzie miał co robić w szkole. Znaczy się i tak miałby dużo roboty przy odśnieżaniu, ale będzie mógł z kimś porozmawiać.
- Teraz idę coś przekąsić, ale później będę potrzebował pomocy przy dekorowaniu zamku choinkami - stwierdził.
Taka jest jego praca, musi robić brudną robotę i prawie bez pomocy. Dobrze, że jest ktoś, kto chciałby mu w tym pomóc. A co do wyjazdy na święta...
- Raczej zostaję. Szkoła nie potrzebuje, ale zawsze mogę iść do siebie do Hogsmeade - odpowiedział.
Jeśli Elsa też zostanie to będzie miał co robić w szkole. Znaczy się i tak miałby dużo roboty przy odśnieżaniu, ale będzie mógł z kimś porozmawiać.
Re: Dziedziniec główny
- Oo to dobrze się składa, że zostajesz bo ja również nigdzie się nie wybieram na święta – powiedziała ze szczerym uśmiechem. - A tak na przyszłość to życzę smacznego.
Kiedy spadnie śnieg Elsa z przyjemnością pobiega z łopatą wokół Hogwartu i odśnieży tu i ówdzie. Mogłaby to robić przy użyciu magii ale nie byłoby już takiej frajdy i za szybko praca zostałaby wykonana. Może przy okazji zarobi kilka punktów dla swojego domu. Dziewczyna lubi łączyć dobre z pożytecznym.
- Teraz chodźmy do zamku bo robi się coraz chłodniej – wzięła kuzyna pod rękę i pociągnęła w stronę wejścia.
Kiedy spadnie śnieg Elsa z przyjemnością pobiega z łopatą wokół Hogwartu i odśnieży tu i ówdzie. Mogłaby to robić przy użyciu magii ale nie byłoby już takiej frajdy i za szybko praca zostałaby wykonana. Może przy okazji zarobi kilka punktów dla swojego domu. Dziewczyna lubi łączyć dobre z pożytecznym.
- Teraz chodźmy do zamku bo robi się coraz chłodniej – wzięła kuzyna pod rękę i pociągnęła w stronę wejścia.
Re: Dziedziniec główny
Emily siedziała na kamiennym, nierównym murku od dobrych kilkudziesięciu minut. Granatowy płaszcz sięgający połowy ud, skutecznie bronił jej ciało przed mroźnym powietrzem napływającym ze wschodu. Blade policzki, niezdarnie okryte materiałem czarnego szalika, spowiły się purpurowym rumieńcem, a intensywnie zielone oczy naszły łzami. Bronte nie miała najmniejszej ochoty by płakać nad swym losem, wszystko było winą ostrego powiewu wiatru. Niezbyt przytomne spojrzenie wwierciła w gasnącą w zmierzchu linię horyzontu. Choć z natury nie należała do romantyków, uwielbiała ucztę pastelowych cieni spowijających niebo o zachodzie. Szczególnie ostatnio upodobała sobie to miejsce, kiedy wszyscy jej znajomi wyjechali na przerwę świąteczną do domu. Blondynka zdecydowanie wolała otwarte przestrzenie, najchętniej przez całe dnie nie schodziłaby z miotły. W praktyce nie było to możliwe, dlatego też resztę czasu spędzała na przemian w bibliotece, opustoszałym pokoju wspólnym lub tak jak teraz, na dziedzińcu.
Gdyby została obdarzona choćby niewielką cząstką artystycznego talentu, z pewnością przeniosłaby ten widok na płótno. Najchętniej za sprawą magii powiększyłaby go i powiesiła na ścianie, by móc bez przerwy cieszyć nim oczy. Niestety jej dłonie były wyjątkowo niezdarne przy pociągnięciach pędzlem, a niecierpliwe usposobienie Krukonki łaknęło powalającego efektu od zaraz. Mogłaby posłużyć się jednym z magicznych zaklęć, lecz podświadomość mówiła jej, że byłoby to oszustwem. Zdjęcie z kolei nie oddawałoby tak pięknego nasycenia kolorów i gry cieni. Jedyne co jej pozostawało, to odmrażać sobie tyłek i podziwiać ten fascynujący widok w naturze. Dzięki takim chwilom mogła oderwać się od myśli o Anthony'm i Quidditchu. Mogła bez konsekwencji dryfować na granicy świadomości, pozwalając sobie na dotarcie do najbardziej odległych i najmniej racjonalnych myśli, gnieżdżących się w zakamarkach jej umysłu. Dzięki temu nie popadła w szaleństwo, które w ostatnich dniach wręcz ocierało się o jej wątłą sylwetkę, wionąc zgniłym oddechem prosto w twarz.
Gdyby została obdarzona choćby niewielką cząstką artystycznego talentu, z pewnością przeniosłaby ten widok na płótno. Najchętniej za sprawą magii powiększyłaby go i powiesiła na ścianie, by móc bez przerwy cieszyć nim oczy. Niestety jej dłonie były wyjątkowo niezdarne przy pociągnięciach pędzlem, a niecierpliwe usposobienie Krukonki łaknęło powalającego efektu od zaraz. Mogłaby posłużyć się jednym z magicznych zaklęć, lecz podświadomość mówiła jej, że byłoby to oszustwem. Zdjęcie z kolei nie oddawałoby tak pięknego nasycenia kolorów i gry cieni. Jedyne co jej pozostawało, to odmrażać sobie tyłek i podziwiać ten fascynujący widok w naturze. Dzięki takim chwilom mogła oderwać się od myśli o Anthony'm i Quidditchu. Mogła bez konsekwencji dryfować na granicy świadomości, pozwalając sobie na dotarcie do najbardziej odległych i najmniej racjonalnych myśli, gnieżdżących się w zakamarkach jej umysłu. Dzięki temu nie popadła w szaleństwo, które w ostatnich dniach wręcz ocierało się o jej wątłą sylwetkę, wionąc zgniłym oddechem prosto w twarz.
Re: Dziedziniec główny
Frayne spędzał święta w szkole ze względu na to, że nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu. Informacja ta nie do końca spodobała się jego rodzicom, ale zaraz po tym wcisnął im bajeczkę o tym, że zobowiązał się do udzielania korepetycji słabszym uczniom, którzy również zostali w Hogwarcie. Po części kłamał, po części mówił prawdę, bo co prawda uczył, ale siebie. Patrząc na jego podejście do nauki teraz a kiedyś doszedł do wniosku, że śpiewająco spieprzył sprawę, to też większość czasu poświęcał na nadrabianie zaległego materiału. Gdy jednak nie zajmował się książkami i wąchaniem specyficznego zapachu biblioteki snuł się bez większego sensu po korytarzach zamku, czy też błoniach. Miał sporo czasu na przemyślenie pewnych spraw, jak na przykład relacji między nią a Emily. Wiedział, że ich przyjaźń (tak, przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną była możliwa, do pewnego czasu) zepsuła się głównie przez niego, ale cóż mógł poradzić?
Tego piątkowego dnia uznał, że musi przewietrzyć umysł bardziej niż zwykle, dlatego po śniadaniu pół dnia spędził w Hogsmeade na świątecznym jarmarku, a przez drugie pół wyjątkowo powolnym krokiem wracał do zamku. Po pokonaniu bramy wejściowej skierował się w stronę wejścia do szkoły będąc święcie przekonanym, że nie napotka na swojej drodze żywej duszy. Jakież wielkie było jego zdziwienie, gdy ujrzał siedzącą na zapewne niesamowicie zimnym murku Emily! Cieszył się trochę z tego spotkania, bo już dawno szykował się do rozmowy z dziewczyną, a z drugiej strony wiedział, że to może pogorszyć ich relacje. Odkąd rozstali się przed drzwiami pokoju wspólnego w wyjątkowo bojowej atmosferze nie wiedział co się dzieje w życiu Krukonki. Nie miał pojęcia czy jest z Anthonym, czy jest sama, ogólnie nawet nie wiedział, że Bronte jest w zamku - mijali się i wychodziło im to całkiem nieźle. Wypuszczając powietrze ustami, wcisnął dłonie do kieszeni czarnej kurtki a potem pozornie pewnym siebie krokiem podszedł do Angielki.
- Cześć, Ems - rzucił z uśmiechem na ustach. Wracając do tego, że przemyślał pewne sprawy: kolejną z nich był pewnego rodzaju rachunek sumienia. Pamiętał doskonale jak zachowywał się kiedyś i parę osób przed wyjazdem ze szkoły nie omieszkało się mu zwrócić na to uwagi. Zdziadział głównie przez bolesne rozstanie z dziewczyną, która zawróciła mu w głowie sporo wcześniej. Joel uznał wspaniałomyślnie, że nadchodzący Nowy Rok jest tylko motywacją do spełnienia kilku postanowień. - Nie wiedziałem, że zostałaś w zamku - dodał po chwili, butem odgarniając zalegający przed murkiem śnieg. W porównaniu z innymi ludźmi lubił zimę i śnieg, jak i jesień i deszcz. Za to nie cierpiał lata i słońca, które bardzo często parzyło jego skórę. Spaczone geny. Nie dając szansy dojścia do słowa Krukonce, zebrał się w sobie i powiedział:
- Pewnie nie chcesz ze mną gadać, dlatego powiem Ci wszystko teraz, zanim znowu się rozmyślę jak skończona panikara. Przede wszystkim chciałem Cię przeprosić za swoje zachowanie. Wiem, że pokazałem się od strony chama i mogłem Cię w ten sposób urazić, ale chcę, żebyś wiedziała, że ceniłem sobie naszą przyjaźń. Byłaś jedyną osobą, która mnie tutaj wspierała na przykład po rozstaniu z Audrey, dlatego tym bardziej jest mi głupio przez to jak wyszło - a potem chcąc załagodzić sytuację wysunął dość dziecinnie w stronę Krukonki dłoń w pojednawczym geście. Byleby jej nie odgryzła.
Tego piątkowego dnia uznał, że musi przewietrzyć umysł bardziej niż zwykle, dlatego po śniadaniu pół dnia spędził w Hogsmeade na świątecznym jarmarku, a przez drugie pół wyjątkowo powolnym krokiem wracał do zamku. Po pokonaniu bramy wejściowej skierował się w stronę wejścia do szkoły będąc święcie przekonanym, że nie napotka na swojej drodze żywej duszy. Jakież wielkie było jego zdziwienie, gdy ujrzał siedzącą na zapewne niesamowicie zimnym murku Emily! Cieszył się trochę z tego spotkania, bo już dawno szykował się do rozmowy z dziewczyną, a z drugiej strony wiedział, że to może pogorszyć ich relacje. Odkąd rozstali się przed drzwiami pokoju wspólnego w wyjątkowo bojowej atmosferze nie wiedział co się dzieje w życiu Krukonki. Nie miał pojęcia czy jest z Anthonym, czy jest sama, ogólnie nawet nie wiedział, że Bronte jest w zamku - mijali się i wychodziło im to całkiem nieźle. Wypuszczając powietrze ustami, wcisnął dłonie do kieszeni czarnej kurtki a potem pozornie pewnym siebie krokiem podszedł do Angielki.
- Cześć, Ems - rzucił z uśmiechem na ustach. Wracając do tego, że przemyślał pewne sprawy: kolejną z nich był pewnego rodzaju rachunek sumienia. Pamiętał doskonale jak zachowywał się kiedyś i parę osób przed wyjazdem ze szkoły nie omieszkało się mu zwrócić na to uwagi. Zdziadział głównie przez bolesne rozstanie z dziewczyną, która zawróciła mu w głowie sporo wcześniej. Joel uznał wspaniałomyślnie, że nadchodzący Nowy Rok jest tylko motywacją do spełnienia kilku postanowień. - Nie wiedziałem, że zostałaś w zamku - dodał po chwili, butem odgarniając zalegający przed murkiem śnieg. W porównaniu z innymi ludźmi lubił zimę i śnieg, jak i jesień i deszcz. Za to nie cierpiał lata i słońca, które bardzo często parzyło jego skórę. Spaczone geny. Nie dając szansy dojścia do słowa Krukonce, zebrał się w sobie i powiedział:
- Pewnie nie chcesz ze mną gadać, dlatego powiem Ci wszystko teraz, zanim znowu się rozmyślę jak skończona panikara. Przede wszystkim chciałem Cię przeprosić za swoje zachowanie. Wiem, że pokazałem się od strony chama i mogłem Cię w ten sposób urazić, ale chcę, żebyś wiedziała, że ceniłem sobie naszą przyjaźń. Byłaś jedyną osobą, która mnie tutaj wspierała na przykład po rozstaniu z Audrey, dlatego tym bardziej jest mi głupio przez to jak wyszło - a potem chcąc załagodzić sytuację wysunął dość dziecinnie w stronę Krukonki dłoń w pojednawczym geście. Byleby jej nie odgryzła.
Re: Dziedziniec główny
Dla Emily święta były niczym innym, jak kilkoma wolnymi od szkoły dniami. Johnson nigdy nie wpajał ani jej ani Joshowi religijnych bajeczek, mających według powszechnego mniemania na celu zrobienie z nich porządnych ludzi. Zdaniem ich dziadka, mięli po prostu kierować się zdrowym rozsądkiem i moralnością, którą o dziwo posiadali. Emily nigdy nie wyrażała szczerych chęci, by zagłębić się w skomplikowane zagadnienia związane z jakąkolwiek religią. Nie odczuwała braku bóstwa, jako czegoś bolesnego, dlatego też zaniechała wszelkie próby własnego uduchowienia.
Owszem, lubiła mieniące się wszystkimi kolorami drzewka choinkowe i pudding świąteczny (do czasu, gdy prawie udławiła się złotą monetą), ale nie wiązała tego ściśle z celebrowaniem świątecznych zwyczajów.
Krukonka potarła czoło zimną dłonią. Jak się tutaj w ogóle znalazła, nie miała zielonego pojęcia. Przecież chwilę temu mijała na miotle bramkowe obręcze. A teraz siedzi na czymś wyjątkowo zimnym, a palce u stóp ma niemal skostniałe. Nieznaczny grymas wykrzywił jej blade wargi. Zaniki pamięci pojawiały się niepostrzeżenie, zabierając kilka minut, kwadrans a nawet całą godzinę. Wszystko zaczęło się pewnego grudniowego wieczora, po którym w pamięci Bronte nie było nawet śladu. Przez moment, była przerażona myślą, że może choroba dziadka uaktywniła się i u niej. Tylko kto normalny, choruje na tę przypadłość w wieku siedemnastu lat? A może to przez te nieprzespane noce, spędzone na czytaniu kolejnych ksiąg? W głowie Bronte kotłowało się wiele teorii, lecz pojawienie się Joel'a, wytrąciło ją ze świata wewnętrznych niedomówień. Nie widziała go dosyć długo, co było dziełem zarówno przypadku jak i jej kilkudniowych alienacji.
- Cześć... - wykrztusiła z siebie jedynie, nim Joel rozpoczął swą mowę. W tym czasie miała chwilę by mu się przyjrzeć. Przerwa świąteczna zdecydowanie mu służyła, zresztą jak każdemu, zapracowanemu uczniakowi. Bystre spojrzenie i ułożone włosy świadczyły o zażegnaniu wewnętrznego kryzysu, który jeszcze niedawno tłamsił humor Frayne'a. Kiedy Krukon zakończył swój wywód, Emily uśmiechnęła się nieznacznie. Już dawno przestała się na niego złościć, nie miała jednak okazji, by móc mu to jakoś okazać.
- Już nawet nie pamiętam, o co nam chodziło - Zdobyła się na szerszy uśmiech, ściskając jego dłoń. Nie chciała tego roztrząsać, żadnemu nie przyniosłoby to korzyści. Zamiast tego, poklepała miejsce koło siebie, przenosząc spojrzenie na ostatki kolorów majaczące na gasnącym niebie.
- Przegapiłeś najlepszy moment, ale teraz to też tak źle znowu nie wygląda - Przekrzywiła lekko głowę, wciąż spoglądając w dal. - Tylko nie myśl, że teraz czytam Czarownicę, razem z comiesięcznym dodatkiem w postaci Miłośnych magicznych historii naszych czytelniczek. - Sztuczny grymas pojawił się na jej twarzy, gdy wymawiała tę jakże skomplikowaną nazwę. Jej współlokatorki, ku jej nieszczęściu czytywały podobne czasopisma, piejąc przy tym z radości i chichocząc. - Po prostu całkiem dobrze się myśli przy takim widoku.
Owszem, lubiła mieniące się wszystkimi kolorami drzewka choinkowe i pudding świąteczny (do czasu, gdy prawie udławiła się złotą monetą), ale nie wiązała tego ściśle z celebrowaniem świątecznych zwyczajów.
Krukonka potarła czoło zimną dłonią. Jak się tutaj w ogóle znalazła, nie miała zielonego pojęcia. Przecież chwilę temu mijała na miotle bramkowe obręcze. A teraz siedzi na czymś wyjątkowo zimnym, a palce u stóp ma niemal skostniałe. Nieznaczny grymas wykrzywił jej blade wargi. Zaniki pamięci pojawiały się niepostrzeżenie, zabierając kilka minut, kwadrans a nawet całą godzinę. Wszystko zaczęło się pewnego grudniowego wieczora, po którym w pamięci Bronte nie było nawet śladu. Przez moment, była przerażona myślą, że może choroba dziadka uaktywniła się i u niej. Tylko kto normalny, choruje na tę przypadłość w wieku siedemnastu lat? A może to przez te nieprzespane noce, spędzone na czytaniu kolejnych ksiąg? W głowie Bronte kotłowało się wiele teorii, lecz pojawienie się Joel'a, wytrąciło ją ze świata wewnętrznych niedomówień. Nie widziała go dosyć długo, co było dziełem zarówno przypadku jak i jej kilkudniowych alienacji.
- Cześć... - wykrztusiła z siebie jedynie, nim Joel rozpoczął swą mowę. W tym czasie miała chwilę by mu się przyjrzeć. Przerwa świąteczna zdecydowanie mu służyła, zresztą jak każdemu, zapracowanemu uczniakowi. Bystre spojrzenie i ułożone włosy świadczyły o zażegnaniu wewnętrznego kryzysu, który jeszcze niedawno tłamsił humor Frayne'a. Kiedy Krukon zakończył swój wywód, Emily uśmiechnęła się nieznacznie. Już dawno przestała się na niego złościć, nie miała jednak okazji, by móc mu to jakoś okazać.
- Już nawet nie pamiętam, o co nam chodziło - Zdobyła się na szerszy uśmiech, ściskając jego dłoń. Nie chciała tego roztrząsać, żadnemu nie przyniosłoby to korzyści. Zamiast tego, poklepała miejsce koło siebie, przenosząc spojrzenie na ostatki kolorów majaczące na gasnącym niebie.
- Przegapiłeś najlepszy moment, ale teraz to też tak źle znowu nie wygląda - Przekrzywiła lekko głowę, wciąż spoglądając w dal. - Tylko nie myśl, że teraz czytam Czarownicę, razem z comiesięcznym dodatkiem w postaci Miłośnych magicznych historii naszych czytelniczek. - Sztuczny grymas pojawił się na jej twarzy, gdy wymawiała tę jakże skomplikowaną nazwę. Jej współlokatorki, ku jej nieszczęściu czytywały podobne czasopisma, piejąc przy tym z radości i chichocząc. - Po prostu całkiem dobrze się myśli przy takim widoku.
Re: Dziedziniec główny
Dłuższe milczenie ze strony Krukonki wywołało lekkie skonfundowanie na bystrej twarzy młodzieńca. Im dłużej trzymał wyciągniętą w jej stronę dłoń, tym bardziej miał wrażenie, że Bronte zaraz odszuka w sobie tłumione wewnętrzne, złowieszcze zwierzątko i rzuci się na niego z pięściami. Co prawda poradziłby sobie, bo dziewczyna zaliczała się do wagi piórkowej, jednak w oczach innych żywych dusz, które zapewne gdzieś czaiły się na szkolnych korytarzach, mogliby wyglądać dość dziwnie. Zresztą, pojęcie dziwności w dzisiejszych czasach, i w tym zamku zwłaszcza, było wyjątkowo względne, więc gdyby do skutku doszła ta scena - nie przejąłby się opinią innych. Nigdy się nią nie przejmował. Już miał dopowiedzieć kolejne zdanie, by przekonać Emily do swojej poprawy, kiedy ta uścisnęła jego rękę. Cieszył się, ale był również zaskoczony jej słowami. Nie pamiętała o co poszło? Czuł, że kłamie, ale nie miał zamiaru jej tego wypominać. Skoro nie pamiętała, to i on nie pamiętał, koniec tematu. Zamiast tego spojrzał niepewnie na miejsce obok niej.
- Jesteś pewna, że chcesz tutaj siedzieć i odmrażać sobie tyłek? - odgarnął zalegający na murku śnieg, po czym usiadł obok niej. - Zapalenie pęcherza nie jest fajne, wiem co mówię - dodał żartobliwym tonem, wyraźnie zaciekawiony patrząc przed siebie, tam gdzie Bronte wpatrywała się od dłużej chwili, niczym sroka w gnat. Cóż, jeśli idzie o choroby to gdy był młodszy nie mógł pochwalić się najlepszym zdrowiem. Co chwilę coś mu było. Tu złamanie, tu skręcenie, tu z kolei przeziębienie, grypa i zapalenie pęcherza, wywołane na własną rękę. Otóż jako mały chłopiec buntował się przed ubieraniem "na cebulkę" w środku zimy - która wtedy była wyjątkowo mroźna - i będąc u dziadków w magiczny sposób ominął nakładanie na siebie miliona warstw. A potem kwiczał, bo bolało przy siusianiu. Zmarszczył czoło na samo wspomnienie tamtych paru dni, a zaraz po tym skupił się na słowach Emily.
- Ten widok jest najlepszy z naszych okien w wieży albo z balkonu. W sumie, stąd też nie jest najgorszy - przyznał jej rację, a kolejne słowa skomentował śmiechem. Zwykłym, szczerym. - Nawet bym Cię o to nie podejrzewał. Nie pasowałaby Ci do wizerunku - dodał, mając na myśli oczywiście bezsensowne piśmidło jakim była Czarownica. Sam nigdy nie czytał, co chyba dobrze o nim świadczyło, ale słyszał niektóre fragmenty czytane przez koleżanki w pokoju wspólnym i prawdę mówiąc załamał się. Nie mógł pojąć w jakim Matrixie żyje i w którą stronę świat zmierza, skoro ktoś rozwiązywał swoje problemy, głównie miłosne, przez gazetę, ale on miał odmienne podejście do niektórych rzeczy niż rówieśnicy. W końcu nie bardzo wiedząc co jeszcze może dopowiedzieć w kwestii kolorów na niebie, spytał:
- Co u Ciebie słychać? - skoro nie był pewien czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Jesteś pewna, że chcesz tutaj siedzieć i odmrażać sobie tyłek? - odgarnął zalegający na murku śnieg, po czym usiadł obok niej. - Zapalenie pęcherza nie jest fajne, wiem co mówię - dodał żartobliwym tonem, wyraźnie zaciekawiony patrząc przed siebie, tam gdzie Bronte wpatrywała się od dłużej chwili, niczym sroka w gnat. Cóż, jeśli idzie o choroby to gdy był młodszy nie mógł pochwalić się najlepszym zdrowiem. Co chwilę coś mu było. Tu złamanie, tu skręcenie, tu z kolei przeziębienie, grypa i zapalenie pęcherza, wywołane na własną rękę. Otóż jako mały chłopiec buntował się przed ubieraniem "na cebulkę" w środku zimy - która wtedy była wyjątkowo mroźna - i będąc u dziadków w magiczny sposób ominął nakładanie na siebie miliona warstw. A potem kwiczał, bo bolało przy siusianiu. Zmarszczył czoło na samo wspomnienie tamtych paru dni, a zaraz po tym skupił się na słowach Emily.
- Ten widok jest najlepszy z naszych okien w wieży albo z balkonu. W sumie, stąd też nie jest najgorszy - przyznał jej rację, a kolejne słowa skomentował śmiechem. Zwykłym, szczerym. - Nawet bym Cię o to nie podejrzewał. Nie pasowałaby Ci do wizerunku - dodał, mając na myśli oczywiście bezsensowne piśmidło jakim była Czarownica. Sam nigdy nie czytał, co chyba dobrze o nim świadczyło, ale słyszał niektóre fragmenty czytane przez koleżanki w pokoju wspólnym i prawdę mówiąc załamał się. Nie mógł pojąć w jakim Matrixie żyje i w którą stronę świat zmierza, skoro ktoś rozwiązywał swoje problemy, głównie miłosne, przez gazetę, ale on miał odmienne podejście do niektórych rzeczy niż rówieśnicy. W końcu nie bardzo wiedząc co jeszcze może dopowiedzieć w kwestii kolorów na niebie, spytał:
- Co u Ciebie słychać? - skoro nie był pewien czy chce usłyszeć odpowiedź.
Re: Dziedziniec główny
Emily nie miała na celu wprawić go w zakłopotanie czy uczucie niepewności. Nie należała do dziewczyn prowadzących tego typu gierki, choć niektórym tak by się mogło wydać. Nawet przez myśl nie przeszło jej, by rzucić się na niego z łapami, na takie atrakcje zasłużył sobie swego czasu tylko Wilson. By oberwać od Bronte, trzeba było dokonać czegoś naprawdę imponującego. Kłótnia, choć zażarta nie była nawet nominowana do takiego miana. Krukonka może nie kłóciła się często, ale nawet i takie sytuacje nie były przesadnie emocjonujące. Lekko uniesione brwi, zdradziły jego zdziwienie. Zielonooka dokładnie pamiętała o co im poszło i dlaczego ich ostatnia rozmowa skończyła się tak a nie inaczej. Wiedziała, że przesadnie się uniosła i zrobiła z tego wielki dramat. Skoro jednak przeprosił ją, w mniemaniu Emily nie znaczyło nic innego jak to, że przestała mu się podobać i teraz mogli wrócić do wcześniejszych relacji. Słysząc słowa Frayne'a o warunkach pogodowych, nieznacznie zmarszczyła brwi
- Właściwie to ja nawet nie wiem ile tu siedzę... W każdym razie skoro mam problemy z poruszaniem palcami, to kwadrans to chyba nie był - Westchnęła, pocierając dłonią policzek. - Zapalenie pęcherza? Skrzydło szpitalne jest doskonale przygotowane na wypadek wystąpienia podobnych dolegliwości, wierz mi, sama sprawdzałam. - Odporność Emily, o którą wyjątkowo troszczył się jej dziadek, była nienaganna aż do czasu, gdy on pochorował się na tajemną przypadłość. Było to zanim zaczęła trenować Quidditcha, przez co niemal cały rok chodziła z cieknącym katarem i bólem głowy. Gdy dołączyła do drużyny zahartowała się już po kilku treningach, dzięki czemu nie musiała korzystać z eliksiru pieprzowego.
- Gdybym potrafiła malować, poświęciłabym na coś takiego całą ścianę - Oświadczyła, spoglądając znów na chłopaka. - Och ja i mój wizerunek wiecznej męczennicy. Powoli zaczyna mi się nudzić taka zabawa. - Westchnęła, pozornie ciężko. - Niewiele, prócz tego, że mam jakieś dziwne luki w pamięci. Czasami nie pamiętam kilku minut, czasami godziny. W ogóle nie kojarzę też dnia, kiedy to się zaczęło. Czarna plama i już. - Wzruszyła ramionami - Przeszło mi przez myśl, że to może jakaś klątwa, ale przecież nie mam wrogów... to znaczy tak mi się wydaje. Może ktoś czegoś mi dolał do dyniowego soku? Sama już nie wiem, w każdym razie niewiele poza tym dzieje się u mnie. - Ułożyła dłonie na kolanach, patrząc na chłopaka. Wiedziała, że pytając, ma zapewne na myśli Wilsona. Problem w tym, że Bronte nie widziała go już trzy tygodnie. Może już mu się znudziło? Emily nie była tego pewna, jego nieobecność nie przeszkadzała w nudnej egzystencji. Powoli miała dość jego miłosnych wyznań i cierpienia w imię uczucia.
- Właściwie to ja nawet nie wiem ile tu siedzę... W każdym razie skoro mam problemy z poruszaniem palcami, to kwadrans to chyba nie był - Westchnęła, pocierając dłonią policzek. - Zapalenie pęcherza? Skrzydło szpitalne jest doskonale przygotowane na wypadek wystąpienia podobnych dolegliwości, wierz mi, sama sprawdzałam. - Odporność Emily, o którą wyjątkowo troszczył się jej dziadek, była nienaganna aż do czasu, gdy on pochorował się na tajemną przypadłość. Było to zanim zaczęła trenować Quidditcha, przez co niemal cały rok chodziła z cieknącym katarem i bólem głowy. Gdy dołączyła do drużyny zahartowała się już po kilku treningach, dzięki czemu nie musiała korzystać z eliksiru pieprzowego.
- Gdybym potrafiła malować, poświęciłabym na coś takiego całą ścianę - Oświadczyła, spoglądając znów na chłopaka. - Och ja i mój wizerunek wiecznej męczennicy. Powoli zaczyna mi się nudzić taka zabawa. - Westchnęła, pozornie ciężko. - Niewiele, prócz tego, że mam jakieś dziwne luki w pamięci. Czasami nie pamiętam kilku minut, czasami godziny. W ogóle nie kojarzę też dnia, kiedy to się zaczęło. Czarna plama i już. - Wzruszyła ramionami - Przeszło mi przez myśl, że to może jakaś klątwa, ale przecież nie mam wrogów... to znaczy tak mi się wydaje. Może ktoś czegoś mi dolał do dyniowego soku? Sama już nie wiem, w każdym razie niewiele poza tym dzieje się u mnie. - Ułożyła dłonie na kolanach, patrząc na chłopaka. Wiedziała, że pytając, ma zapewne na myśli Wilsona. Problem w tym, że Bronte nie widziała go już trzy tygodnie. Może już mu się znudziło? Emily nie była tego pewna, jego nieobecność nie przeszkadzała w nudnej egzystencji. Powoli miała dość jego miłosnych wyznań i cierpienia w imię uczucia.
Re: Dziedziniec główny
Zmartwiły go słowa dziewczyny dotyczące tego, że nie może ruszać palcami u stóp, ale też nie wiedział czy może od razu zaopiekować się nią jak własną... siostrą. Od pewnego czasu próbował wrócić do traktowania Emily jak swojej siostry a nie jak potencjalnej kandydatki na dziewczynę. Wciąż mu się podobała i nadal uważał, że się wyrobiła odkąd ostatni raz widział ją w Londynie, ale chyba najbezpieczniejszą i najlepszą relacją dla nich była rzeczywiście zwyczajna przyjaźń.
- Ems, zmuszasz mnie do odruchów jaskiniowca, żebym Cię przerzucił przez ramię i zaniósł do kuchni albo wieży, a wcześniej do łazienki, żeby rozmrozić Ci palce - powiedział pół żartem pół serio, unosząc wymownie jedną z brwi. Wzmiankę o dobrym przygotowaniu skrzydła szpitalnego puścił mimo uszu, bo w gruncie rzeczy nadal nigdy tam nie był i słyszał jedynie z opowiadań, że mieli bardzo ładną, aczkolwiek bezradną, pielęgniarkę. Zupełnie przypadkiem nie powstrzymał się od wygłoszenia tego na głos.
- Podobna ta Gladstone jest całkiem przyjemną dla oka kobietą – i szybko pożałował swoich słów, jednak zważając na jego charakter błazna przyjął na twarz równie głupkowaty uśmieszek, wzruszając przy tym ramionami. – Tak słyszałem, nie gustuję w starszych babkach – choć może skłamał w tym momencie, Krukonka wcale nie musiała o tym wiedzieć. Frayne szybko spoważniał wysłuchując relacji z życia dziewczyny i coś mu nie pasowało w tym co mówi.
- Zaniki pamięci? – powtórzył po niej, po czym jakby nigdy nic dodał: - Słyszałem ze szkolnych plotek, że na ostatnim balu ktoś dosypał ludziom jakiegoś syfu do ponczu. No to by wyjaśniało czemu zobaczyłem dwójkę nie lubiących się osób w sytuacji... dwuznacznej – na samo wspomnienie chowającej się po kątach parki podrapał się po głowie ze zrezygnowaniem, zatrzymując wzrok na drobnej twarzy towarzyszki.
- Z tymi wrogami nie byłbym taki pewien. Pozbawiłaś niektóre dziewczyny dostępu do majtek Wilsona, dlatego pewnie nie jedna życzy Ci wszystkiego najgorszego – oczywiście miał tutaj na myśli przede wszystkim Jeunesse, której Joel nigdy nie mógł rozpracować. Nie przepadali za sobą, a jednocześnie znaleźli się w takiej samej sytuacji, po wyjeździe Audrey. Od tamtej pory ich kontakt się całkowicie urwał, gdy chłopak postanowił wynieść się z jej domu do zamku, by nie borykać się co weekend z nieprzyjemnymi wspomnieniami – A poza tym to wszystko dobrze? Jak Ci idzie gra w Quidditcha?
- Ems, zmuszasz mnie do odruchów jaskiniowca, żebym Cię przerzucił przez ramię i zaniósł do kuchni albo wieży, a wcześniej do łazienki, żeby rozmrozić Ci palce - powiedział pół żartem pół serio, unosząc wymownie jedną z brwi. Wzmiankę o dobrym przygotowaniu skrzydła szpitalnego puścił mimo uszu, bo w gruncie rzeczy nadal nigdy tam nie był i słyszał jedynie z opowiadań, że mieli bardzo ładną, aczkolwiek bezradną, pielęgniarkę. Zupełnie przypadkiem nie powstrzymał się od wygłoszenia tego na głos.
- Podobna ta Gladstone jest całkiem przyjemną dla oka kobietą – i szybko pożałował swoich słów, jednak zważając na jego charakter błazna przyjął na twarz równie głupkowaty uśmieszek, wzruszając przy tym ramionami. – Tak słyszałem, nie gustuję w starszych babkach – choć może skłamał w tym momencie, Krukonka wcale nie musiała o tym wiedzieć. Frayne szybko spoważniał wysłuchując relacji z życia dziewczyny i coś mu nie pasowało w tym co mówi.
- Zaniki pamięci? – powtórzył po niej, po czym jakby nigdy nic dodał: - Słyszałem ze szkolnych plotek, że na ostatnim balu ktoś dosypał ludziom jakiegoś syfu do ponczu. No to by wyjaśniało czemu zobaczyłem dwójkę nie lubiących się osób w sytuacji... dwuznacznej – na samo wspomnienie chowającej się po kątach parki podrapał się po głowie ze zrezygnowaniem, zatrzymując wzrok na drobnej twarzy towarzyszki.
- Z tymi wrogami nie byłbym taki pewien. Pozbawiłaś niektóre dziewczyny dostępu do majtek Wilsona, dlatego pewnie nie jedna życzy Ci wszystkiego najgorszego – oczywiście miał tutaj na myśli przede wszystkim Jeunesse, której Joel nigdy nie mógł rozpracować. Nie przepadali za sobą, a jednocześnie znaleźli się w takiej samej sytuacji, po wyjeździe Audrey. Od tamtej pory ich kontakt się całkowicie urwał, gdy chłopak postanowił wynieść się z jej domu do zamku, by nie borykać się co weekend z nieprzyjemnymi wspomnieniami – A poza tym to wszystko dobrze? Jak Ci idzie gra w Quidditcha?
Re: Dziedziniec główny
Emily podczas zimowych treningów zazwyczaj nie zwracała uwagi na warunku atmosferyczne. Czy padał śnieg, czy śnieg z deszczem, swoje musiała przećwiczyć. Stąd też wzięło się jej przyzwyczajenie do zimna. Brak czucia w nodze, w jej skali nie oznaczał niczego złego.
- Nie zamarznę przecież - Wywróciła oczami, poprawiając materiał szalika częściowo zakrywającego rumieńce. - Poza tym, wcale nie jest tak zimno. - Zastukała podeszwą czarnego kamasza o kamienny murek by strzepnąć z niego przykurzony śnieg. Słysząc słowa chłopaka, uśmiechnęła się nieznacznie. Frayne podrywający pielęgniarkę? Nawet dla Emily brzmiało to niedorzecznie. Zresztą Gladstone też nie wyglądała na taką, która wdzięczyłaby się do uczniów, chyba. Dziewczyna odgarnęła z policzka łaskoczący kosmyk, zakładając go za ucho.
- Nie było mnie na balu - Odrzekła w zamyśleniu. O ile dobrze pamiętała, to widziała się wtedy z Wilsonem. I od tamtego czasu milczał. Nie chciała jednak zaprzątać sobie głowy myślami o nim, wiedząc, że nic dobrego by to nie przyniosło. - Cóż, ja też widziałam kilka dosyć... kiepsko dobranych par. - Westchnęła, wsuwając zziębnięte dłonie do kieszeni granatowego płaszcza. - Daj spokój, przecież ja go nawet nie widuję - Żachnęła się, marszcząc jasne brwi. - Nie wiem, czy już skończył robić z siebie zakochanego męczennika i znalazł uciechę u kogoś innego, czy się włóczy po zamku narzekając na swój los. Ja powinnam zacząć, ze swoją nieskończoną głupotą. - Dodała, wpatrując się w swoje buty. No cóż, czasem trzeba było umieć przyznać się do własnych porażek, nawet jeśli nie miało się na to ochoty. Krukonkę ucieszyła subtelna zmiana tematu, rozmawianie o Wilsonie nigdy nie sprawiało jej przyjemności.
- Treningi idą całkiem dobrze, ale nasz pałkarz stracił pamięć, a że uczy się w Hogwarcie dopiero od września, to nikogo nie pamięta. - Lewy kącik ust uniósł się delikatnie ku górze. - A ty, radzisz sobie jakoś z przytłaczającą egzystencją ucznia siódmorocznego?
- Nie zamarznę przecież - Wywróciła oczami, poprawiając materiał szalika częściowo zakrywającego rumieńce. - Poza tym, wcale nie jest tak zimno. - Zastukała podeszwą czarnego kamasza o kamienny murek by strzepnąć z niego przykurzony śnieg. Słysząc słowa chłopaka, uśmiechnęła się nieznacznie. Frayne podrywający pielęgniarkę? Nawet dla Emily brzmiało to niedorzecznie. Zresztą Gladstone też nie wyglądała na taką, która wdzięczyłaby się do uczniów, chyba. Dziewczyna odgarnęła z policzka łaskoczący kosmyk, zakładając go za ucho.
- Nie było mnie na balu - Odrzekła w zamyśleniu. O ile dobrze pamiętała, to widziała się wtedy z Wilsonem. I od tamtego czasu milczał. Nie chciała jednak zaprzątać sobie głowy myślami o nim, wiedząc, że nic dobrego by to nie przyniosło. - Cóż, ja też widziałam kilka dosyć... kiepsko dobranych par. - Westchnęła, wsuwając zziębnięte dłonie do kieszeni granatowego płaszcza. - Daj spokój, przecież ja go nawet nie widuję - Żachnęła się, marszcząc jasne brwi. - Nie wiem, czy już skończył robić z siebie zakochanego męczennika i znalazł uciechę u kogoś innego, czy się włóczy po zamku narzekając na swój los. Ja powinnam zacząć, ze swoją nieskończoną głupotą. - Dodała, wpatrując się w swoje buty. No cóż, czasem trzeba było umieć przyznać się do własnych porażek, nawet jeśli nie miało się na to ochoty. Krukonkę ucieszyła subtelna zmiana tematu, rozmawianie o Wilsonie nigdy nie sprawiało jej przyjemności.
- Treningi idą całkiem dobrze, ale nasz pałkarz stracił pamięć, a że uczy się w Hogwarcie dopiero od września, to nikogo nie pamięta. - Lewy kącik ust uniósł się delikatnie ku górze. - A ty, radzisz sobie jakoś z przytłaczającą egzystencją ucznia siódmorocznego?
Strona 7 z 11 • 1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11
Strona 7 z 11
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach