Boisko
+39
Stella Stark
Marianne Ray
Monika Kruger
Jonathan Lemke
Elijah Ward
Curtis Rocheleau
Abigail Wellington
Nevan Fraser
Elena Tyanikova
Anthony Wilson
Morpheus A. Maponos
Charles Wilson
Marco Castellani
Mistrz Gry
Christine Greengrass
Charlotte Freya
Serena Valerious
Dymitr Milligan
Cory Reynolds
Sanne van Rijn
Shay Hasting
Misza Gregorovic
Aiko Miyazaki
Malcolm McMillan
Emily Bronte
Noemi Cramer
Nicolas Socha
Dylan Davies
Malina Socha
William Greengrass
Audrey Roshwel
Colette Roshwel
Wyatt Walker
Zoja Yordanova
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Alice Volante
Claudia Fitzpatrick
Brennus Lancaster
43 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 4 z 12
Strona 4 z 12 • 1, 2, 3, 4, 5 ... 10, 11, 12
Boisko
First topic message reminder :
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Boisko
Biegnąc jeszcze tak chwilę zatrzymał się obserwując ścigającą się dwójkę. Byli nieźli tylko dlaczego ten uczeń ścigał się z krową? A może on przed nią uciekał? Może powinien mu pomóc? Tak to był doskonały pomysł, trzeba będzie ją jakoś z tej miotły zrzucić. I już się zaczął rozglądać za jakimiś kamieniami którymi będzie mógł obrzucać to zwierze i uratować biednego ucznia.
- Hej ty potworze! Zostaw go! Słyszysz głupia krowo!- wykrzyczał w stronę dziewczyny i ruszył w ich stronę. Nie był jednak aż tak szybki. Jego siostra wskoczyła na miotłę niezidentyfikowanego mu osobnika by za pewnie go pożreć. Nie! On na to nie pozwoli. Nie miał zamiaru znów patrzyć się na jakieś zmasakrowane zwłoki ucznia. Jedno ciało na tydzień wystarczy. Biegł w ich stronę szukając czegokolwiek po kieszeniach i nie znajdując tam niczego czym mógłby rzucić, ani różdżki bo tej oczywiście nie zabrał ze sobą. Ściągnął szybkim ruchem jednego buta z nogi i cisnął nim w stronę krowy najmocniej jak tylko potrafił. O dziwo pamiętając by rzucić nieco przed celem bo ten cały czas pędził z wielką prędkością.
- A masz! Popamiętasz sobie!- Ponownie wykrzyczał nie patrząc już na cel lecz się zatrzymał i z ogłupiałym spojrzeniem rozglądał za butem.
- Hej ty potworze! Zostaw go! Słyszysz głupia krowo!- wykrzyczał w stronę dziewczyny i ruszył w ich stronę. Nie był jednak aż tak szybki. Jego siostra wskoczyła na miotłę niezidentyfikowanego mu osobnika by za pewnie go pożreć. Nie! On na to nie pozwoli. Nie miał zamiaru znów patrzyć się na jakieś zmasakrowane zwłoki ucznia. Jedno ciało na tydzień wystarczy. Biegł w ich stronę szukając czegokolwiek po kieszeniach i nie znajdując tam niczego czym mógłby rzucić, ani różdżki bo tej oczywiście nie zabrał ze sobą. Ściągnął szybkim ruchem jednego buta z nogi i cisnął nim w stronę krowy najmocniej jak tylko potrafił. O dziwo pamiętając by rzucić nieco przed celem bo ten cały czas pędził z wielką prędkością.
- A masz! Popamiętasz sobie!- Ponownie wykrzyczał nie patrząc już na cel lecz się zatrzymał i z ogłupiałym spojrzeniem rozglądał za butem.
Re: Boisko
- Oszalałeś? - krzyknęłam, widząc jego niemrawe poczynania. Nie wiedzieć czemu nagle postanowił zabawić się w rycerza i przyjąć pozę typowego leniwca, zwisając głową w dół - Wracaj na górę, przecież się trzymam!
Sterować miotłą wisząc na niej? Niby jak? Miałam hamować pchając ją w górę? Gdzie? W niebo?
Gdybym miała wolną rękę to na pewno pacnęłabym się w czoło. Ciekawe, czy podczas meczu też tak będzie latał i wzdychał do wszystkich panien w tarapatach.
- Nie sraj żarem, bo grozi pożarem. Ładuj dupsko na górę i steruj, ja sobie poradzę - krzyknęłam, a później szybko szarpnęłam się całym ciężarem ciała w lewą stronę. Cudem ominęliśmy uderzenia w metalową obudowę jednej z poręczy.
Jakby tego było mało po boisku latał jakiś uczeń, który darł się jak obdzierany ze skóry. Nie dość, że musiałam uważać, żeby nie spać, to jeszcze musiałam robić uniki przed latającymi butami.
- Zdurniałeś do reszty?! - wydarłam się w kierunku boiska, by jegomość mnie w ogóle usłyszał. Byłam już tak poirytowana, że nie czekając na to aż Dylan się wdrapie na górę, podciągnęłam się na rękach i stylem na zarzutkę przerzuciłam nogę przez miotłę. Teraz ja byłam górą.
- Oups... - tuż przed moim nosem wyrosła szkolna trybuna. Nie pozostało mi więc nic innego, jak odbić mocno w prawo i szarpnąć za trzonek, by wznieść się ku górze.
- Trzymaj się, bo jak spadniesz i się połamiesz to Fitzpatrick mi wyrwie nogi z tyłka!
Sterować miotłą wisząc na niej? Niby jak? Miałam hamować pchając ją w górę? Gdzie? W niebo?
Gdybym miała wolną rękę to na pewno pacnęłabym się w czoło. Ciekawe, czy podczas meczu też tak będzie latał i wzdychał do wszystkich panien w tarapatach.
- Nie sraj żarem, bo grozi pożarem. Ładuj dupsko na górę i steruj, ja sobie poradzę - krzyknęłam, a później szybko szarpnęłam się całym ciężarem ciała w lewą stronę. Cudem ominęliśmy uderzenia w metalową obudowę jednej z poręczy.
Jakby tego było mało po boisku latał jakiś uczeń, który darł się jak obdzierany ze skóry. Nie dość, że musiałam uważać, żeby nie spać, to jeszcze musiałam robić uniki przed latającymi butami.
- Zdurniałeś do reszty?! - wydarłam się w kierunku boiska, by jegomość mnie w ogóle usłyszał. Byłam już tak poirytowana, że nie czekając na to aż Dylan się wdrapie na górę, podciągnęłam się na rękach i stylem na zarzutkę przerzuciłam nogę przez miotłę. Teraz ja byłam górą.
- Oups... - tuż przed moim nosem wyrosła szkolna trybuna. Nie pozostało mi więc nic innego, jak odbić mocno w prawo i szarpnąć za trzonek, by wznieść się ku górze.
- Trzymaj się, bo jak spadniesz i się połamiesz to Fitzpatrick mi wyrwie nogi z tyłka!
Malina SochaKlasa VII - Urodziny : 05/02/1996
Wiek : 28
Skąd : Praga, Czechy
Krew : półkrwi
Re: Boisko
Niemrawe poczynania? Gdyby Dylan to usłyszał, to chyba by się zdenerwował, to przecież był popis sprytu, chęć ratowania damy w tarapatach. A przynajmniej tak mu się wydawało, poza tym, że jego dama skacząc mu na miotłę okazała się bardzo lekkomyślna.
Oczywiście, że podczas meczu nie będzie się zajmował pannami, które będą w tarapatach. Miał przynajmniej nadzieję, że nikt mu nie będzie wskakiwał na miotłę jak będzie grał. No bo to chyba powinno być potraktowane jako faul.
Na wspomnienie o sraniu żarem Dylan zaczął się śmiać. Śmieszny tekst to był i gdyby nie powaga sytuacji to pewnie by się śmiał jeszcze długo, ale musiał spoważnieć z powodu tego, że zaraz mogli się rozbić.
Po chwili jakiś uczeń zaczął biegać po boisku, krzyczeć coś i rzucać butem? Naprawdę? Czy go porąbało? Oni lecieli na miotle i mogli się pozabijać. Dylan nie słyszał dokładnie co krzyczał, ale chyba nic pochlebnego skoro po tym jeszcze rzucał butem. Davies w tej chwili nie chciał pytać ją o tego chłopaka, bo mieli chyba ważniejszą sprawę, a mianowicie zbliżającą się trybunę.
Dylan gdy już mógł to bez problemu przekręcił się tak, że głowę, a właściwie całe ciało miał już w dobrym miejscu.
- Fitzpatrick? Nie, prędzej nasza opiekunka Marga... - Nie zdążył odpowiedzieć do końca, bo już wznosili się ku górze. Dylan mocno złapał dziewczynę i przez przypadek lewą rękę położył na jej piersi, prawa była w dobrym miejscu, bo na brzuchu dziewczyny. Pewnie jak już się zorientuje to mu strzeli w pysk. Ale chłopak teraz o to nie dbał, po prostu złapał ją tak, aby nie spaść.
Oczywiście, że podczas meczu nie będzie się zajmował pannami, które będą w tarapatach. Miał przynajmniej nadzieję, że nikt mu nie będzie wskakiwał na miotłę jak będzie grał. No bo to chyba powinno być potraktowane jako faul.
Na wspomnienie o sraniu żarem Dylan zaczął się śmiać. Śmieszny tekst to był i gdyby nie powaga sytuacji to pewnie by się śmiał jeszcze długo, ale musiał spoważnieć z powodu tego, że zaraz mogli się rozbić.
Po chwili jakiś uczeń zaczął biegać po boisku, krzyczeć coś i rzucać butem? Naprawdę? Czy go porąbało? Oni lecieli na miotle i mogli się pozabijać. Dylan nie słyszał dokładnie co krzyczał, ale chyba nic pochlebnego skoro po tym jeszcze rzucał butem. Davies w tej chwili nie chciał pytać ją o tego chłopaka, bo mieli chyba ważniejszą sprawę, a mianowicie zbliżającą się trybunę.
Dylan gdy już mógł to bez problemu przekręcił się tak, że głowę, a właściwie całe ciało miał już w dobrym miejscu.
- Fitzpatrick? Nie, prędzej nasza opiekunka Marga... - Nie zdążył odpowiedzieć do końca, bo już wznosili się ku górze. Dylan mocno złapał dziewczynę i przez przypadek lewą rękę położył na jej piersi, prawa była w dobrym miejscu, bo na brzuchu dziewczyny. Pewnie jak już się zorientuje to mu strzeli w pysk. Ale chłopak teraz o to nie dbał, po prostu złapał ją tak, aby nie spaść.
Re: Boisko
Kurka nie wcelował, a było tak blisko, wręcz prawie headshot. Prawie. W odpowiedzi do jego zamroczonego umysłu dotarł piskliwy dźwięk. Tak dobrze mu znany, jednak dawno go już nie słyszał. Zamrugał kilka razy spoglądając na walczące podczas lotu osoby.
- Mmm... Malina? Jest krową?- zasłonił usta by powstrzymać się od śmiechu. Nie wiedząc czy powinien się śmiać, czy raczej martwić? No bo co powiedzą rodzice jeśli przyjedzie do domu z krową na smyczy zamiast z siostrą. Zawsze byłby plus taki, że mieliby świeże mleko od siostry... Tylko mleko z cycków siostry?! Powstrzymał się od dalszego szukania plusów i minusów takiej metamorfozy Maliny zasłaniając usta ręką by nic przez przypadek przez nie nie uciekło. Jakoś ten obraz był o wiele makabryczny niż cała sala wymiotujących ślizgonów. W ogóle ta myśl już do końca świata będzie go prześladować i straszyć po nocach.
Mimo wszytko teraz miał inne zadanie. Musiał odnaleźć swój but, tylko gdzie on poleciał? Zastanówmy się. Stałem tam i rzuciłem w tą stronę... A może w tą?- przybrał pozę myśliciela i ruszył kuśtykając w pierwszym kierunku o którym pomyślał. W końcu to niby zawsze ten pierwszy wskazany wybór jest prawidłowy. Szedł więc przed siebie, z bezsensownym uśmieszkiem, nie wiedząc dlaczego w ogóle się uśmiecha? Nie doszedł jednak nigdzie, więc wycofał się do momentu startu tej wycieczki i nachylając się jeszcze bardziej ku ziemi by nie przegapić. To była jedna z tych chwil kiedy to żałował nie umie najlepiej czarować i za pomocną jednego zaklęcia miałby już buta. Pokręcił się jeszcze momencik po boisku i dostrzegł coś jasnego. Pobiegł w tamtą stronę i głośny okrzyk zwycięstwa rozniósł się po zielonej murawie. Otrzepał nogę z wszystkich brudów i założył buta. Tylko gdzie są inni?
- Mmm... Malina? Jest krową?- zasłonił usta by powstrzymać się od śmiechu. Nie wiedząc czy powinien się śmiać, czy raczej martwić? No bo co powiedzą rodzice jeśli przyjedzie do domu z krową na smyczy zamiast z siostrą. Zawsze byłby plus taki, że mieliby świeże mleko od siostry... Tylko mleko z cycków siostry?! Powstrzymał się od dalszego szukania plusów i minusów takiej metamorfozy Maliny zasłaniając usta ręką by nic przez przypadek przez nie nie uciekło. Jakoś ten obraz był o wiele makabryczny niż cała sala wymiotujących ślizgonów. W ogóle ta myśl już do końca świata będzie go prześladować i straszyć po nocach.
Mimo wszytko teraz miał inne zadanie. Musiał odnaleźć swój but, tylko gdzie on poleciał? Zastanówmy się. Stałem tam i rzuciłem w tą stronę... A może w tą?- przybrał pozę myśliciela i ruszył kuśtykając w pierwszym kierunku o którym pomyślał. W końcu to niby zawsze ten pierwszy wskazany wybór jest prawidłowy. Szedł więc przed siebie, z bezsensownym uśmieszkiem, nie wiedząc dlaczego w ogóle się uśmiecha? Nie doszedł jednak nigdzie, więc wycofał się do momentu startu tej wycieczki i nachylając się jeszcze bardziej ku ziemi by nie przegapić. To była jedna z tych chwil kiedy to żałował nie umie najlepiej czarować i za pomocną jednego zaklęcia miałby już buta. Pokręcił się jeszcze momencik po boisku i dostrzegł coś jasnego. Pobiegł w tamtą stronę i głośny okrzyk zwycięstwa rozniósł się po zielonej murawie. Otrzepał nogę z wszystkich brudów i założył buta. Tylko gdzie są inni?
Re: Boisko
- Łapy przy sobie, bo Cię nawet Scott nie odratuje - burknęłam, spychając jego rękę ze swojego dekoltu na biodro. Mknęliśmy jeszcze przez chwilę ku górze, a gdy zgrabnie minęliśmy wieżyczki i trybuny, wyprostowałam miotłę i zaczęłam powoli zniżać lot.
Z każdą minutą ziemia znajdowała się coraz bliżej, a sylwetka biegającego po boisku uczniaka coraz wyraźniejsza i... bardziej znajoma.
- Nicolas! - wrzasnęłam jak poparzona, gdy upewniłam się, że dziwaczny Gryfon to mój brat rodzony z krwi i kości. Jeszcze jego mi tu brakowało. Po kilku minutach bezpiecznie wylądowaliśmy na boisku. Moja miotła leżała kilkanaście metrów dalej, zaczepiona gdzieś o płot. Nic dziwnego, rypnęła o ziemię z takim łoskotem, że byłabym w szoku, gdyby nic się z nią nie stało. Wkurzyłam się niemiłosiernie, ale to na to poradzić. Cierp ciało, jak się chciało, jak zwykła mówić matka. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o zakładzie.
- Wygrałam. Gdy przekraczaliśmy linię mety, byłam przed Tobą - nie mogłam popuścić. Skoro już tyle przetrwałam, to dlaczego teraz miałabym machnąć na to wszystko ręką?
- Nicolas! - chwyciłam chłopaka za koszulkę, gdy tylko podszedł bliżej i przyjrzałam mu się uważnie. No nie wytrzymam! - Ty coś brałeś! Zrób coś!
Z ostatnim zdaniem zwróciłam się już do Puchona, posyłając mu ponaglające spojrzenie.
Z każdą minutą ziemia znajdowała się coraz bliżej, a sylwetka biegającego po boisku uczniaka coraz wyraźniejsza i... bardziej znajoma.
- Nicolas! - wrzasnęłam jak poparzona, gdy upewniłam się, że dziwaczny Gryfon to mój brat rodzony z krwi i kości. Jeszcze jego mi tu brakowało. Po kilku minutach bezpiecznie wylądowaliśmy na boisku. Moja miotła leżała kilkanaście metrów dalej, zaczepiona gdzieś o płot. Nic dziwnego, rypnęła o ziemię z takim łoskotem, że byłabym w szoku, gdyby nic się z nią nie stało. Wkurzyłam się niemiłosiernie, ale to na to poradzić. Cierp ciało, jak się chciało, jak zwykła mówić matka. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o zakładzie.
- Wygrałam. Gdy przekraczaliśmy linię mety, byłam przed Tobą - nie mogłam popuścić. Skoro już tyle przetrwałam, to dlaczego teraz miałabym machnąć na to wszystko ręką?
- Nicolas! - chwyciłam chłopaka za koszulkę, gdy tylko podszedł bliżej i przyjrzałam mu się uważnie. No nie wytrzymam! - Ty coś brałeś! Zrób coś!
Z ostatnim zdaniem zwróciłam się już do Puchona, posyłając mu ponaglające spojrzenie.
Malina SochaKlasa VII - Urodziny : 05/02/1996
Wiek : 28
Skąd : Praga, Czechy
Krew : półkrwi
Re: Boisko
Dylan nawet nie zauważył momentu, gdy jego ręka spoczęła na jej piersi. Gdy zsunęła jego dłoń to lekko się zarumienił. Malina była fajną dziewczyną, ale nie chciał macać koleżanki z drużyny. Byli na stopie koleżeństwa i szczerze mówiąc dziwnie by mu było, jakby nagle zaczął się z nią obściskiwać czy co. Wiedział, że gdy wylądują to raczej będzie się starał szybko zniknąć z oczu Puchonki, bo niezbyt kusząco wyglądała perspektywa dalszej rozmowy.
- Wybacz. - Mruknął do niej, gdy już wylądowali. Teraz szczerze mówiąc najchętniej by ją opuścił, wziął swoją miotłę z jej ręki. Na wspomnienie o tym, że miałby niby teraz przegrać zakład to zaśmiał się. - Gdyby nie to, że wolę Cię mieć w całości na meczu to zbierałabyś zęby z murawy. - Powiedział do niej, bo wystarczyło, żeby troszeczkę przyspieszył i Malina sromotnie by przegrała spadając z jego miotły. - Powinnaś mi dziękować. - Dylan puścił jej zalotnie oko. Może na początku trochę się speszył, ale już wrócił do siebie. Panna Socha nie miała już nic do gadania. Powinna lepiej zająć się tym chłopakiem. A zaraz?! Przecież ona już trzymała go za koszulkę. W dodatku musiała go znać, Puchon jednak kompletnie nie kojarzył Gryfona. Widział jednak, że coś jest z nim nie tak. W dodatku jeszcze oczekiwała, że szukający zaraz wpadnie na jakiś pomysł. Skąd miał wiedzieć co zrobić z jakimś najaranym piątoklasistą?! Davies nie miał pojęcia, nigdy się czymś takim nie zajmował.
- Chodźmy lepiej stąd, bo tu chyba nie jest odpowiednie miejsce. - Powiedział ze spokojem, po czym przywołał zaklęciem Accio miotłę Maliny. - Zaniosę Twoją miotłę, a Ty pójdź z nim do Skrzydła Szpitalnego. - Chłopak nie wyglądał za dobrze, powinien zdecydowanie uzyskać fachową pomoc pielęgniarki. Może mu być coś nie tak. Davies spojrzał jeszcze na dziewczynę z wyczekującym spojrzeniem i ruszył w stronę wyjścia z boiska, żeby za chwilę pójść do zamku. To chyba był najlepszy pomysł. Miał nadzieje, że dogonią go i pójdą za nim zmierzając jednak prosto do Skrzydła Szpitalnego.
- Wybacz. - Mruknął do niej, gdy już wylądowali. Teraz szczerze mówiąc najchętniej by ją opuścił, wziął swoją miotłę z jej ręki. Na wspomnienie o tym, że miałby niby teraz przegrać zakład to zaśmiał się. - Gdyby nie to, że wolę Cię mieć w całości na meczu to zbierałabyś zęby z murawy. - Powiedział do niej, bo wystarczyło, żeby troszeczkę przyspieszył i Malina sromotnie by przegrała spadając z jego miotły. - Powinnaś mi dziękować. - Dylan puścił jej zalotnie oko. Może na początku trochę się speszył, ale już wrócił do siebie. Panna Socha nie miała już nic do gadania. Powinna lepiej zająć się tym chłopakiem. A zaraz?! Przecież ona już trzymała go za koszulkę. W dodatku musiała go znać, Puchon jednak kompletnie nie kojarzył Gryfona. Widział jednak, że coś jest z nim nie tak. W dodatku jeszcze oczekiwała, że szukający zaraz wpadnie na jakiś pomysł. Skąd miał wiedzieć co zrobić z jakimś najaranym piątoklasistą?! Davies nie miał pojęcia, nigdy się czymś takim nie zajmował.
- Chodźmy lepiej stąd, bo tu chyba nie jest odpowiednie miejsce. - Powiedział ze spokojem, po czym przywołał zaklęciem Accio miotłę Maliny. - Zaniosę Twoją miotłę, a Ty pójdź z nim do Skrzydła Szpitalnego. - Chłopak nie wyglądał za dobrze, powinien zdecydowanie uzyskać fachową pomoc pielęgniarki. Może mu być coś nie tak. Davies spojrzał jeszcze na dziewczynę z wyczekującym spojrzeniem i ruszył w stronę wyjścia z boiska, żeby za chwilę pójść do zamku. To chyba był najlepszy pomysł. Miał nadzieje, że dogonią go i pójdą za nim zmierzając jednak prosto do Skrzydła Szpitalnego.
Re: Boisko
Kręcił się tak chwilę po boisku kiedy ktoś go złapał i pociągnął do siebie. Przeniósł swój wzrok znad jednej z trybun na twarz dziewczyny? Ale zaraz gdzie podziała się ta krowa? No i ten głos.
- Malina?- Otworzył usta zaskoczony i oczy szybko się zaszkliły, a on zawiesił się jej na szyi przytulając się delikatnie, nie tak jak to miał w zwyczaju dusząc przy okazji. Lecz to było chyba pierwsze tak czułe objęcie. Jakby to miała miejsce jakaś katastrofa i na prawdę potrzebował się do kogoś przytulić. Co mogło być nieco szokującą chwilą w ich niezbyt dobrych relacjach.
- Mmmalina. Jaa, ja przepraszam. To przez Majkę! Jej brat. I ona jest teraz smutna... Więc ja nie chcę abyś i ty była smutna...- Ktoś kto za pewnie nie wiedział co działo się właśnie w relacjach Majki i jej brata to prawdopodobnie nigdy nie zrozumie co też gryfon miał na myśli. Zwłaszcza jeśli te słowa były przerywane przez załamujący się co chwilę głos i głośne pociąganie nosem. I jeden Merlin wie czy to było spowodowane jego stanem, czy naprawdę czuł się fatalnie po ich ostatniej sprzeczce i tym, że tak dawno jej nie widział i miał już dosyć tych cichych dni.
Przez jakiś czas ich słowa do niego nawet nie docierały i kiedy zrozumiał ich sens przestał się przytulać i odskoczył od dziewczyny.
- Chyba sama coś brałaś! A zaraz to ciebie koleś będzie trzeba zabrać do szpitala!- Odpowiedział do siostry, a następnie warknął do chłopaka za Maliną. Oczywistym było, że on nigdzie z nimi nie pójdzie, ani, że będzie wkręcał siostrze iż niczego nie brał. Więc co dopiero pielęgniarce miałby powiedzieć? Że najadł się kilka lizaków, które miały w sobie jakiś środek halucynogenny? Kiedy to jeszcze będąc w domu bawił się z znajomymi tworząc własne łakocie i wykorzystując do tego eliksiry dające podobne efekty. I nie był na tyle idiotą by teraz jeszcze iść z tym do pielęgniarki by ta powiadomiła dyrektora, że Nico jest na haju.
- Malina?- Otworzył usta zaskoczony i oczy szybko się zaszkliły, a on zawiesił się jej na szyi przytulając się delikatnie, nie tak jak to miał w zwyczaju dusząc przy okazji. Lecz to było chyba pierwsze tak czułe objęcie. Jakby to miała miejsce jakaś katastrofa i na prawdę potrzebował się do kogoś przytulić. Co mogło być nieco szokującą chwilą w ich niezbyt dobrych relacjach.
- Mmmalina. Jaa, ja przepraszam. To przez Majkę! Jej brat. I ona jest teraz smutna... Więc ja nie chcę abyś i ty była smutna...- Ktoś kto za pewnie nie wiedział co działo się właśnie w relacjach Majki i jej brata to prawdopodobnie nigdy nie zrozumie co też gryfon miał na myśli. Zwłaszcza jeśli te słowa były przerywane przez załamujący się co chwilę głos i głośne pociąganie nosem. I jeden Merlin wie czy to było spowodowane jego stanem, czy naprawdę czuł się fatalnie po ich ostatniej sprzeczce i tym, że tak dawno jej nie widział i miał już dosyć tych cichych dni.
Przez jakiś czas ich słowa do niego nawet nie docierały i kiedy zrozumiał ich sens przestał się przytulać i odskoczył od dziewczyny.
- Chyba sama coś brałaś! A zaraz to ciebie koleś będzie trzeba zabrać do szpitala!- Odpowiedział do siostry, a następnie warknął do chłopaka za Maliną. Oczywistym było, że on nigdzie z nimi nie pójdzie, ani, że będzie wkręcał siostrze iż niczego nie brał. Więc co dopiero pielęgniarce miałby powiedzieć? Że najadł się kilka lizaków, które miały w sobie jakiś środek halucynogenny? Kiedy to jeszcze będąc w domu bawił się z znajomymi tworząc własne łakocie i wykorzystując do tego eliksiry dające podobne efekty. I nie był na tyle idiotą by teraz jeszcze iść z tym do pielęgniarki by ta powiadomiła dyrektora, że Nico jest na haju.
Re: Boisko
Nawet przy tak niedomagającym wzroku trzeba się było naprawdę postarać, by nie dostrzec dwóch osób śmigających po oświetlonym jak choinka na święta boisku. Brennus westchnął ciężko i przywdział na głowę swą starą, wysłużoną tiarę. Dłonie ukrył w szerokich rękawach nauczycielskiej szaty i ruszył powoli wydeptaną ścieżką wprost ku szkolnemu boisku. Młodzież nie miała litości. A już miał złożyć swe trzeszczące kości na miękkim materacu.
- Dobry wieczór Państwo Socha. Nie za późna to pora na wieczorne treningi, Malino? - uśmiechnął się krótko. Zimny wiatr sprawiał, że starzec niemal zaczął skrzypieć przy każdym drgnięciu. - Dlaczego znajdują się Państwo poza dormitorium o tak później porze?
- Dobry wieczór Państwo Socha. Nie za późna to pora na wieczorne treningi, Malino? - uśmiechnął się krótko. Zimny wiatr sprawiał, że starzec niemal zaczął skrzypieć przy każdym drgnięciu. - Dlaczego znajdują się Państwo poza dormitorium o tak później porze?
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Boisko
Odbiło mu? Musiał być poważnie chory, skoro rzucił się mi na szyję i zaczął skomleć płaczliwym tonem coś o jakiejś Majce i jej bracie. Dopiero po chwili przypomniałam sobie ostatni artykuł w Proroku. Chodziło o tą bogatą lalunię, z którą spotykał się mój braciszek. Przynajmniej matka będzie zadowolona. Zawsze lubiła mieć hajsu po uszy, a bogata synowa musiała być dojną krową.
- Weź się ogarnij, człowieku - gdy już się wyprzytulał za wszystkie czasy, odciągnęłam go od siebie. Przecież nie będzie na mnie wisiał jak ten pajac ostatni. A wtedy pojawił się Lancaster. Ten to miał wyczucie. Powinien pracować dla Skitter, zawsze wszystko wywęszył.
- Zginęła mi miotła i przyszłam jej poszukać tylko. Już wracam do zamku - skłamałam gładko i wzruszyłam ramionami. Co go to obchodziło? Jak miał zamiar odjąć mi punkty to i tak to zrobi, choćby powodem mojego wyjścia z pokoju po ciszy nocnej był koniec świata. Stare pierdziele miały już to do siebie.
- Przecież mówię, że już idziemy... profesorze.
Szarpnęłam brata za łokieć i przyciągnęłam do siebie. No już, posuń się, przepuść nas i idź spać, bo Ci ta sztuczna szczęka od gadania wyleci.
- Weź się ogarnij, człowieku - gdy już się wyprzytulał za wszystkie czasy, odciągnęłam go od siebie. Przecież nie będzie na mnie wisiał jak ten pajac ostatni. A wtedy pojawił się Lancaster. Ten to miał wyczucie. Powinien pracować dla Skitter, zawsze wszystko wywęszył.
- Zginęła mi miotła i przyszłam jej poszukać tylko. Już wracam do zamku - skłamałam gładko i wzruszyłam ramionami. Co go to obchodziło? Jak miał zamiar odjąć mi punkty to i tak to zrobi, choćby powodem mojego wyjścia z pokoju po ciszy nocnej był koniec świata. Stare pierdziele miały już to do siebie.
- Przecież mówię, że już idziemy... profesorze.
Szarpnęłam brata za łokieć i przyciągnęłam do siebie. No już, posuń się, przepuść nas i idź spać, bo Ci ta sztuczna szczęka od gadania wyleci.
Malina SochaKlasa VII - Urodziny : 05/02/1996
Wiek : 28
Skąd : Praga, Czechy
Krew : półkrwi
Re: Boisko
Jak ona mogła być tak nieczuła w stosunku do niego? Ten ją przepraszał, a Malina miała to gdzieś. Odwrócił głowę gdzieś w bok wielce obrażony, kiedy to usłyszał głos kogoś innego. Odwrócił się w stronę nauczyciela i lekko się przeraził. To ludzie mogą być tak starzy?- Przemknęło mu przez myśli. Na całe szczęście nie musiał nic mówić, bo zapewne w tym stanie palnąłby coś czego by później bardzo żałował. Jego siostra postanowiła z nim rozmawiać, a on miał czas by liczyć zmarszczki i starać się odgadnąć ile to ten czarodziej może mieć lat 150? 200?
Przytaknął jedynie głową na słowa siostry i kiedy padł pomysł by stąd się zmywać ten nie sprzeciwiał się jej i jedynie oddalili się razem jak najdalej tego staruszka.
Przytaknął jedynie głową na słowa siostry i kiedy padł pomysł by stąd się zmywać ten nie sprzeciwiał się jej i jedynie oddalili się razem jak najdalej tego staruszka.
Re: Boisko
Noemi ostatnie dni poświęcała na treningi. Gdyby ktokolwiek, kto ją znał, by ją zobaczył, zapewne nie uwierzyłby, ze ta młoda Ślizgonka potrafi aż tak przyłożyć się do... czegokolwiek. Z całą zaś pewnością nie uwierzyłby w to jej brat. Kiedy jednak Cramerówna dowiedziała się, że William Greengrass, którego uwielbiała nade wszystko dostał się do drużyny, sama musiała do niej dołączyć. Odpadła jednak w trakcie pierwszych kwalifikacji i dlatego teraz, zawzięła się w sobie i postanowiła wyrobić normę.
- Cazzo! - zaklęła jednak, kiedy po raz kolejny nie wyszedł jej zwis leniwca. Wylądowała na ziemi i rzuciła w powietrze jeszcze kilka innych przekleństw.
- Cazzo! - zaklęła jednak, kiedy po raz kolejny nie wyszedł jej zwis leniwca. Wylądowała na ziemi i rzuciła w powietrze jeszcze kilka innych przekleństw.
Re: Boisko
Emily przybyła na boisko kwadrans przed zapowiedzianym początkiem treningu. Musiała przemyśleć jeszcze kilka spraw i ustaleń, które przyszły jej do głowy podczas Eliksirów. Tegoroczna taktyka Krukonów stanowiła dwie rolki papieru i kilka pergaminowych arkuszy z schematycznymi rysunkami Bronte. Skoro zachciało jej się Quidditcha, to zdecydowanie musiała się przyłożyć. Bardzo pragnęła by jej drużyna wygrała Puchar, gdyż szanse na objęcie prowadzenia w Pucharze Domów były wyjątkowo nikłe. Rzuciwszy zaklęcie ochronne przed wiatrem, przysiadła na jednej z ławeczek, stojących przy wejściu do siłowni. Nie chciała wchodzić do środka, wolała by wszyscy mogli bez problemu zanotować jej obecność. Kiedy dziewczyna rozłożyła pergaminy, odetchnęła z ulgą. Wszystko się zgadzało. Mogła myśleć spokojnie. Ze sobą, przyniosła rzecz jasna miotłę. Swój ukochany, Ognisty Pocisk. Leżał teraz na ławeczce obok niej i cierpliwie czekał na swoją kolej.
Re: Boisko
Malcolm zjawił się na boisku dosłownie kilka minut przed ustaloną godziną treningu. Na boisku nie było jeszcze nikogo, a chłopak zastanawiał się w ogóle czy wszyscy się stawią ze względu na paskudną pogodę, która szalała dookoła. Na przystadionowej ławce siedziała tylko kapitan drużyny, jak zwykle przed czasem.
- Hej kapitan - rzucił krótko na powitanie. Był od niej co najmniej głowę wyższy, więc kiedy usiadł na ławce obok, z trudem się na niej mieścił. Swoją miotłę, wypożyczony ze szkoły jakiś stary model, oparł o ścianę obok siebie.
- Kiepska pogoda na trening. Z kim gramy pierwszy mecz? Wiadomo już? - Zapytał, nakładając na oczy sporej wielkości gogle do gry w deszczu, które wchodziły w skład stroju do gry w quidditcha.
- Hej kapitan - rzucił krótko na powitanie. Był od niej co najmniej głowę wyższy, więc kiedy usiadł na ławce obok, z trudem się na niej mieścił. Swoją miotłę, wypożyczony ze szkoły jakiś stary model, oparł o ścianę obok siebie.
- Kiepska pogoda na trening. Z kim gramy pierwszy mecz? Wiadomo już? - Zapytał, nakładając na oczy sporej wielkości gogle do gry w deszczu, które wchodziły w skład stroju do gry w quidditcha.
Re: Boisko
Miyazaki, gdy tylko przeczytała o treningu Quidditcha, wręcz nie mogła się go doczekać. To będzie miłe doświadczenie, w końcu wsiąść na miotłę, po coś. Nie dla samego latania - po coś konkretnego. Gdy zbliżał się czas wyjścia z zamku, ubrała się nieco cieplej, wzięła swoją kochaną miotłę i ruszyła dość żwawym krokiem na boisko. Miała nadzieję, że nie będzie ostatnią, która tam się pojawi, bo to byłoby dość.. przykre, dla niej osobiście. Im była bliżej boiska, tym większą radość czuła. Pogoda nie zachęcała do treningu, czy w ogóle wyjścia nawet z zamku - jednak Aiko to nie przeszkadzało. Potrafiła funkcjonować w deszczu i nawet nieźle się z tym czuła. Gdy tylko zjawiła się na boisku, rozejrzała się dookoła. Zauważyła dwie sylwetki, a wiedząc, że to na pewno ktoś z drużyny, ruszyła w ich stronę. Gdy tylko podeszła bliżej, zwolniła i w końcu przystanęła z metr, dwa przed panią kapitan. Skłoniła się lekko.
- Hej, przepraszam za spóźnienie.
Powiedziała spokojnie, nieco zakłopotana. A miała być punktualnie, no ładnie.. Rozejrzała się dookoła.
- Nie ma nikogo więcej? Oby przyszli..
W końcu trening to ważna rzecz! Zwłaszcza, iż zostali wybrani do drużyny!
- Hej, przepraszam za spóźnienie.
Powiedziała spokojnie, nieco zakłopotana. A miała być punktualnie, no ładnie.. Rozejrzała się dookoła.
- Nie ma nikogo więcej? Oby przyszli..
W końcu trening to ważna rzecz! Zwłaszcza, iż zostali wybrani do drużyny!
Aiko MiyazakiKlasa VI - Urodziny : 16/05/2006
Wiek : 18
Skąd : Japonia
Krew : Mugolska
Re: Boisko
Z pałką opartą o ramię szedł w kierunku uczniów stojących na brzegu boiska, tuż koło siłowni i niewielkiej ławczki niczym dzieci zagubione w Czarnobylu. Miotłę trzymał w drugiej ręce opatrzonej w rękawice ze smoczej skóry z wyciętymi palcami w których z zimna powoli zaczynał tracić czucie. Jego typowo włoski wygląd objawiał się także w tym, że nie był przystosowany do niskich temperatur i o wiele lepiej radził sobie w cieple. No, ale jak się nie ma co się lubi to i tak trzeba wytrzymać. Ciepła, czarna kurtka, krukońska czapka i równie krukoński szalik osłaniały go w miarę od zimna. Ciepłe buty, czyli obecnie modne Timberlandy też były od środka ocieplane. Podszedł do nich i kiwnął im głową w ramach przywitania, a nawet pokusił się o krótkie, aczkolwiek rzeczowe:
- Cześć. Misza Gregorovic jestem. - ze słyszalnym, rosyjskim akcentem bo przecież wciąż był tutaj "nowy", a pałka na jego ramieniu jawnie sugerowała, na jakiej gra pozycji. Opuścił zaraz jednak tą pałkę zdając sobie sprawę, że wygląda jak typowy kibol z niebezpiecznymi dla otoczenia odruchami i żeby przełamać tą swoją posępność uśmiechnął się ukazując wszystkim, że nie stracił jeszcze zębów przez ten kij jak każdy typowy kibol.
- Cześć. Misza Gregorovic jestem. - ze słyszalnym, rosyjskim akcentem bo przecież wciąż był tutaj "nowy", a pałka na jego ramieniu jawnie sugerowała, na jakiej gra pozycji. Opuścił zaraz jednak tą pałkę zdając sobie sprawę, że wygląda jak typowy kibol z niebezpiecznymi dla otoczenia odruchami i żeby przełamać tą swoją posępność uśmiechnął się ukazując wszystkim, że nie stracił jeszcze zębów przez ten kij jak każdy typowy kibol.
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Boisko
Shay jak zwykle była spóźniona. Przeklęła siarczyście pod nosem, rzucając torbę z księgami na łóżko w dormitorium i łapiąc za torbę sportową, którą uszykowała poprzedniego wieczoru. Zarzuciła swój czerwony płaszcz na ramiona i puściła się biegiem w stronę boiska nieopodal zamku, gdzie umówiony był trening. Pomijając fakt, że absolutnie nikogo tam nie znała i nie bardzo wiedziała, gdzie tak właściwie ma iść to była całkiem pozytywnie nastawiona.
Po dwudziestu minutach biegania po zamku i terenach szkolnych, wzięciu swojej młoty i pokonaniu z pewnością kilku kilometrów na zapas dostrzegła w oddali szukany przez siebie obiekt. Łapiąc z trudem oddech przystanęła na chwilę, poprawiając torbę, którą dzierżyła w rękach.
- Cholerny zamek pełen labiryntów! Czemu mapy żadnej nie dali? - syknęła pod nosem, ruchem głowy odrzucając burzę brązowych włosów na plecy. Jęknęła cicho i złapała mocniej miotle, puszczając się biegiem jeszcze szybszym niż przedtem przed siebie. To była największa wada Hogwartu- była tu zbyt krótko, aby go znać i przemieszczać się istniejącymi skrótami.
I takim oto sposobem panna Hasting wbiegła na boisko i zatrzymała się wśród grupki uczniów w niebieskich szalikach. Z wypiekami na polikach rzuciła miotłę i torbę na ziemię, podpierając się nogami o uda. Bez cienia nieśmiałości czy wstydu rozejrzała się dookoła, lustrując po kolei twarze zebranych. Żadnemu jednak nie spojrzała bezpośrednio w oczy.
- Na przyszłość chciałabym jakąś mapę albo przewodnika.. Macie pojęcie, jak ciężko tu trafić? Ten zamek to jakiś chory labirynt dla kogoś, kto jest w tej szkole miesiąc! Ale chyba się nie pomyliłam... Trening, tak? Miałam się zgłosić na wolną pozycję pałkarza do pani kapitan. - wydusiła zipiąc jak zmęczy zając. Wyprostowała się i rękoma przeczesała włosy, poprawiając niedbale zarzucony płaszcz na ramiona. Czekoladowo złoto oczy błyszczały podekscytowane, chociaż nie miała pojęcia kto jest kim. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, unosząc rękę i machając nią w powietrzu do wszystkich na przywitanie- żeby nie było, ze nie jet kulturalna.
- W ogóle to cześć wam! Mam na imię Shay.- przedstawiła się, opierając dłoń na biodrze, a drugą luźno puszczając wzdłuż ciała. Z pewnością kojarzyła ich twarze, ale bliżej to już nie miała okazji poznać. Często ich mijała w pokoju wspólnym, gdy biegła cała zawalona księgami do biblioteki.
Po dwudziestu minutach biegania po zamku i terenach szkolnych, wzięciu swojej młoty i pokonaniu z pewnością kilku kilometrów na zapas dostrzegła w oddali szukany przez siebie obiekt. Łapiąc z trudem oddech przystanęła na chwilę, poprawiając torbę, którą dzierżyła w rękach.
- Cholerny zamek pełen labiryntów! Czemu mapy żadnej nie dali? - syknęła pod nosem, ruchem głowy odrzucając burzę brązowych włosów na plecy. Jęknęła cicho i złapała mocniej miotle, puszczając się biegiem jeszcze szybszym niż przedtem przed siebie. To była największa wada Hogwartu- była tu zbyt krótko, aby go znać i przemieszczać się istniejącymi skrótami.
I takim oto sposobem panna Hasting wbiegła na boisko i zatrzymała się wśród grupki uczniów w niebieskich szalikach. Z wypiekami na polikach rzuciła miotłę i torbę na ziemię, podpierając się nogami o uda. Bez cienia nieśmiałości czy wstydu rozejrzała się dookoła, lustrując po kolei twarze zebranych. Żadnemu jednak nie spojrzała bezpośrednio w oczy.
- Na przyszłość chciałabym jakąś mapę albo przewodnika.. Macie pojęcie, jak ciężko tu trafić? Ten zamek to jakiś chory labirynt dla kogoś, kto jest w tej szkole miesiąc! Ale chyba się nie pomyliłam... Trening, tak? Miałam się zgłosić na wolną pozycję pałkarza do pani kapitan. - wydusiła zipiąc jak zmęczy zając. Wyprostowała się i rękoma przeczesała włosy, poprawiając niedbale zarzucony płaszcz na ramiona. Czekoladowo złoto oczy błyszczały podekscytowane, chociaż nie miała pojęcia kto jest kim. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, unosząc rękę i machając nią w powietrzu do wszystkich na przywitanie- żeby nie było, ze nie jet kulturalna.
- W ogóle to cześć wam! Mam na imię Shay.- przedstawiła się, opierając dłoń na biodrze, a drugą luźno puszczając wzdłuż ciała. Z pewnością kojarzyła ich twarze, ale bliżej to już nie miała okazji poznać. Często ich mijała w pokoju wspólnym, gdy biegła cała zawalona księgami do biblioteki.
Re: Boisko
Spełnianie obowiązków Prefekta nie było łatwym zadaniem, o czym panienka van Rijn przekonała się już tydzień po otrzymaniu odznaki. Częste patrole, zazwyczaj nocne, wypompowywały z Holenderki resztki sił. W dniu, na który wyznaczony był kolejny trening, w którym wyjątkowo mogła uczestniczyć, oczywiście musiała być zatrzymana przez grupkę pierwszoroczniaków bawiących się niedozwolonymi przedmiotami ze sklepu Zonka, Po zarekwirowaniu kilku zębatych frisbee oraz pokaźniej ilości łajnobomb, mogła spokojnie skierować się ku szkolnemu stadionowi Quidditcha.
Po wejściu do szatni, pełnej gadżetów związanych z grą, rzeczy reszty zawodników oraz jej samej, nieco odżyła, a na jej pełnych ustach pojawił się delikatny uśmieszek. Szybko przebrała się w swoją szatę do gry, w jedną dłoń łapiąc rączkę miotły, a w drugą rękawice ze smoczej skóry.
Sanke rzuciła przepraszające spojrzenie w kierunku panny Kapitan i zajęła swoje miejsce w okręgu, pomiędzy pozostałą dwójką ścigających, gdzie zawsze znajdowała się na wprost najprzystojniejszego pałkarza, z jakim kiedykolwiek miała okazję obcować. Posłała mu zadziorny uśmiech, nieco przedłużając ich kontakt wzrokowy, aby nagle go zerwać i zwrócić swoje ciemne spojrzenie na Bronte, która jak na razie nie odezwała się ani słowem.
Po wejściu do szatni, pełnej gadżetów związanych z grą, rzeczy reszty zawodników oraz jej samej, nieco odżyła, a na jej pełnych ustach pojawił się delikatny uśmieszek. Szybko przebrała się w swoją szatę do gry, w jedną dłoń łapiąc rączkę miotły, a w drugą rękawice ze smoczej skóry.
Sanke rzuciła przepraszające spojrzenie w kierunku panny Kapitan i zajęła swoje miejsce w okręgu, pomiędzy pozostałą dwójką ścigających, gdzie zawsze znajdowała się na wprost najprzystojniejszego pałkarza, z jakim kiedykolwiek miała okazję obcować. Posłała mu zadziorny uśmiech, nieco przedłużając ich kontakt wzrokowy, aby nagle go zerwać i zwrócić swoje ciemne spojrzenie na Bronte, która jak na razie nie odezwała się ani słowem.
Re: Boisko
Cory za to się spóźnił potężnie (bo przecież ponad tydzień), ale nie wyglądał na specjalnie przejętego tą sytuacją. Wszedł z miotłą na ramieniu, uśmiechnięty od ucha do ucha, kierując się w stronę Bronte, która wydawała się go nienawidzić. No co, na mecze się przecież nie spóźniał.
- Cześć Bronte – mrugnął do niej, bardzo niewinnie, bo coś czuł, że jest o krok od tego, żeby dostać miotłą przez łeb, co przecież by zniósł, ale ile razy można oberwać w ten sam sposób. Miał swoją teorię, że był taki nieczuły dlatego, że Emily była takim strasznym kapitanem.
Nie mógł za to nie obciąć spojrzeniem zadyszanej Krukonki, która minęła go biegiem, kiedy spacerkiem wybierał się w to jakże ulubione miejsce. Bo chyba dlatego miał prawo bytu, że trzymał się na miotle i dość mocno rzucał, zawsze jakiś pretekst do tego, żeby go tolerować.
- Ale przestań za mną chodzić, Hasting – stwierdził w krótkiej chwili między jej zwracaniem się do kapitana, a brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi z jej strony. W końcu coś nie wyobrażał sobie, żeby to wciąż spokojne i wyuczone na wszystko dziewczę miało tyle siły, żeby tu z nimi grać.
- Cześć Bronte – mrugnął do niej, bardzo niewinnie, bo coś czuł, że jest o krok od tego, żeby dostać miotłą przez łeb, co przecież by zniósł, ale ile razy można oberwać w ten sam sposób. Miał swoją teorię, że był taki nieczuły dlatego, że Emily była takim strasznym kapitanem.
Nie mógł za to nie obciąć spojrzeniem zadyszanej Krukonki, która minęła go biegiem, kiedy spacerkiem wybierał się w to jakże ulubione miejsce. Bo chyba dlatego miał prawo bytu, że trzymał się na miotle i dość mocno rzucał, zawsze jakiś pretekst do tego, żeby go tolerować.
- Ale przestań za mną chodzić, Hasting – stwierdził w krótkiej chwili między jej zwracaniem się do kapitana, a brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi z jej strony. W końcu coś nie wyobrażał sobie, żeby to wciąż spokojne i wyuczone na wszystko dziewczę miało tyle siły, żeby tu z nimi grać.
Re: Boisko
Bronte początkowo obawiała się o frekwencję krukońskiej drużyny, jakże słynnej z modnych spóźnień (tak Reynolds, to o Tobie), jednak jej niebiescy bracia nie zawiedli jakże miękkiego serduszka Emily, zjawiając się co do jednego. Kiedy już wszyscy dotarli na miejsce wlepiając w tę niewysoką blondyneczkę swe spojrzenia, ta machnięciem różdżki schowała wszystkie pergaminy do skórzanej torby, wiodąc entuzjastycznym spojrzeniem po bladych buziach. Była prawdopodobnie najniższą wśród zebranych, lecz nie stanowiło to dlań najmniejszego problemu.
- Shay, dostałam wiadomość od naszego opiekuna. Witaj w drużynie - Zwróciła się do brunetki, racząc ją przyjaznym spojrzeniem. To była jedna z niewielu osób, z którymi Bronte wydawało się, że mogła nawiązać cień przyjaźni. Podobne charaktery, podobne sweterki, podobne poglądy.
- Reynolds, jestem z Ciebie dumna. Dodatkowe trzydzieści okrążeń po treningu albo kijem w łeb. Ewentualnie Misza mnie wyręczy pałką, bo z tego co widzę kiepsko orientuje się w temacie - Tu posłała ciepły uśmiech w stronę Gregorovica. Poprawiła skórzany ochraniacz na dłoń zbyt luźno zapięty przy nadgarstku, po czym stanowczo chwyciła miotłę w dłoń. Machnięciem różdżki, którą dzierżyła w drugiej dłoni, przelewitowała brązową skrzyneczkę tuż pod swoje nogi.
- Jako, że w drużynie nie mamy składu rezerwowego, będziemy się zmagać z wyczarowanymi przeciwnikami... - Spojrzała do góry, gdzie na miotłach znajdowało się dokładnie siedmiu graczy. Już dawno chciała wypróbować nową metodę treningową. Niewielki problem stanowiło tylko dobre zaklęcie. Przeciwna drużyna wyglądała dość groteskowo, wszyscy składający się z metalowych, niekiedy pordzewiałych części. I miotły też wyglądały na wymalowane magicznym spray'em od Zonka - Nie dajcie się jednak zwieść, grają lepiej niż wyglądają. - Odparła widząc ich powątpiewające miny. - Dobra, na miotły. - Donośny głos, dotarł zapewne do uszu każdego z zawodników. Sama wzniosła się w powietrze, w dłoni wciąż dzierżąc różdżkę. Kiedy wszyscy ustawili się na swoich pozycjach, Krukonka wykonała krótkie machnięcie różdżką, powodujące wyskoczenie z potrzasku kolejno: dwóch tłuczków, kafla a na samym końcu maleńkiego, złotego znicza.
- Gramy! - Krzyknęła, chwilę później dając nura za kaflem. Niech zatem zacznie się gra.
- Shay, dostałam wiadomość od naszego opiekuna. Witaj w drużynie - Zwróciła się do brunetki, racząc ją przyjaznym spojrzeniem. To była jedna z niewielu osób, z którymi Bronte wydawało się, że mogła nawiązać cień przyjaźni. Podobne charaktery, podobne sweterki, podobne poglądy.
- Reynolds, jestem z Ciebie dumna. Dodatkowe trzydzieści okrążeń po treningu albo kijem w łeb. Ewentualnie Misza mnie wyręczy pałką, bo z tego co widzę kiepsko orientuje się w temacie - Tu posłała ciepły uśmiech w stronę Gregorovica. Poprawiła skórzany ochraniacz na dłoń zbyt luźno zapięty przy nadgarstku, po czym stanowczo chwyciła miotłę w dłoń. Machnięciem różdżki, którą dzierżyła w drugiej dłoni, przelewitowała brązową skrzyneczkę tuż pod swoje nogi.
- Jako, że w drużynie nie mamy składu rezerwowego, będziemy się zmagać z wyczarowanymi przeciwnikami... - Spojrzała do góry, gdzie na miotłach znajdowało się dokładnie siedmiu graczy. Już dawno chciała wypróbować nową metodę treningową. Niewielki problem stanowiło tylko dobre zaklęcie. Przeciwna drużyna wyglądała dość groteskowo, wszyscy składający się z metalowych, niekiedy pordzewiałych części. I miotły też wyglądały na wymalowane magicznym spray'em od Zonka - Nie dajcie się jednak zwieść, grają lepiej niż wyglądają. - Odparła widząc ich powątpiewające miny. - Dobra, na miotły. - Donośny głos, dotarł zapewne do uszu każdego z zawodników. Sama wzniosła się w powietrze, w dłoni wciąż dzierżąc różdżkę. Kiedy wszyscy ustawili się na swoich pozycjach, Krukonka wykonała krótkie machnięcie różdżką, powodujące wyskoczenie z potrzasku kolejno: dwóch tłuczków, kafla a na samym końcu maleńkiego, złotego znicza.
- Gramy! - Krzyknęła, chwilę później dając nura za kaflem. Niech zatem zacznie się gra.
Re: Boisko
Korzystając z okazji, że było tak wiele nowych twarzy to nie omieszkała się porządnie przyjrzeć. Bo jakby to było, gdyby nie znała członków swojej własnej, jakże ślicznie niebieskiej? Wstyd. Tak więc Hasting lustrowała ich twarze i starała się zapamiętać sposoby, w które się do siebie zwracali. I wtedy właśnie usłyszała głoś znajomego o dziwo krukona, z którym miała do czynienia kilka dni wcześniej. Ciemnowłosa prychnęła cicho i spojrzała na niego tymi swoimi czekoladowo-złotymi oczyma, krzyżując ręce pod piersiami.
- Nie doczekanie Twoje! Poza tym wydaje mi się, że teraz będziesz musiał znacznie częściej znosić moje towarzystwo.. - rzuciła z tym swoim zadziornym uśmiechem, jakże zadowolona, że kogoś tu jednak znała i miała z kimś do czynienia. Gdy Emily zwróciła się do niej, niemal natychmiast jej wzrok powędrował na twarz kapitan. Uśmiechnęła się miło i promiennie, a nie tak jak do Reynoldsa i kiwnęła głową.
- Dziękuje, mam nadzieję, ze będzie nam się dobrze współpracowało. - odparła szczerze, przyglądając się dziewczynie. Wyglądała na naprawdę porządną i ułożoną, to też Shay postanowiła w najbliższej przyszłości poznać ją lepiej. Fakt, że gra w drużynie gwarantowała lepsze oceny z latania na miotle się wytnie.. Nasza kujonka schyliła się i sięgnęła do swojej dużej, wypchanej torby sportowej, w której miała wszystko. Zdjęła płaszcz i nałożyła ochraniacze, po czym wyciągnęła pałkę, opierając ją o ramię. Odszukała wzrokiem drugiego pałkarza i kiwnęła mu tak trochę osobno głową na powitanie licząc tym samym na dobrą współpracę i odrobinę wskazówek, bo zapewne miał staż dłuższy od niej. Dalej już milczała, patrząc na Bronte w skupieniu. Zerknęła na niebo i przekręciła głowę w bok. Gdy ta wydała polecenia i instrukcje krukonka szybkim ruchem związała włosy w wysokiego kucyka i wsiadła na miotłę, odbijając się nogami od podłoża. Czy była zestresowana? Trochę bardzo tak! Bała się braku współpracy i wiedziała, że będzie potrzebowała z dwóch treningów, nim się zgra z resztą. Aczkolwiek pozostawała optymistką, lecąc na swoją pozycję i chwytając pewniej kijek, którym miała odbijać mordercze tłuczki od swoich towarzyszy, celując w przeciwników. Obserwowała wszystko dookoła siebie uważnie, ruszając do przodu z pałką przygotowaną do akcji!
- Nie doczekanie Twoje! Poza tym wydaje mi się, że teraz będziesz musiał znacznie częściej znosić moje towarzystwo.. - rzuciła z tym swoim zadziornym uśmiechem, jakże zadowolona, że kogoś tu jednak znała i miała z kimś do czynienia. Gdy Emily zwróciła się do niej, niemal natychmiast jej wzrok powędrował na twarz kapitan. Uśmiechnęła się miło i promiennie, a nie tak jak do Reynoldsa i kiwnęła głową.
- Dziękuje, mam nadzieję, ze będzie nam się dobrze współpracowało. - odparła szczerze, przyglądając się dziewczynie. Wyglądała na naprawdę porządną i ułożoną, to też Shay postanowiła w najbliższej przyszłości poznać ją lepiej. Fakt, że gra w drużynie gwarantowała lepsze oceny z latania na miotle się wytnie.. Nasza kujonka schyliła się i sięgnęła do swojej dużej, wypchanej torby sportowej, w której miała wszystko. Zdjęła płaszcz i nałożyła ochraniacze, po czym wyciągnęła pałkę, opierając ją o ramię. Odszukała wzrokiem drugiego pałkarza i kiwnęła mu tak trochę osobno głową na powitanie licząc tym samym na dobrą współpracę i odrobinę wskazówek, bo zapewne miał staż dłuższy od niej. Dalej już milczała, patrząc na Bronte w skupieniu. Zerknęła na niebo i przekręciła głowę w bok. Gdy ta wydała polecenia i instrukcje krukonka szybkim ruchem związała włosy w wysokiego kucyka i wsiadła na miotłę, odbijając się nogami od podłoża. Czy była zestresowana? Trochę bardzo tak! Bała się braku współpracy i wiedziała, że będzie potrzebowała z dwóch treningów, nim się zgra z resztą. Aczkolwiek pozostawała optymistką, lecąc na swoją pozycję i chwytając pewniej kijek, którym miała odbijać mordercze tłuczki od swoich towarzyszy, celując w przeciwników. Obserwowała wszystko dookoła siebie uważnie, ruszając do przodu z pałką przygotowaną do akcji!
Re: Boisko
Sanne wodziła swymi kawowymi tęczówkami po twarzach innych zawodników, należących do jej drużyny, z którymi jako tako powinna się zgrać. Każdemu z osobna posyłała wyzywające spojrzenie, gdyż tylko w ten sposób mogła się przekonać z kim będzie umiała się zrozumieć bez słów podczas gry. Delikatny uśmieszek tkwił na jej pięknie wykrojonych ustach, aby po chwili rozwinąć się w pełen, kwitnący uśmiech.
Ostatecznie zawiesiła spojrzenie na Bronte, która najwyraźniej czekała na cały zespół, czego panienka van Rijn nie zauważyła. Zdumiona spojrzała w kierunku, z którego dochodził męski głos, za chwilę uśmiechając się od ucha do ucha, niby to z powodu uwagi chłopaka do ciemnowłosej, a jednak kryło się za tym coś jeszcze.
Uniosła spojrzenie ku górze, gdy Emily wspomniała o zastępczej drużynie, z którą mieli się dzisiaj zmierzyć. Widok kupy żelastwa, latającego na miotle, nieco ją zdziwił, co zaakcentowała uniesieniem jednej brwi ku górze. Nim zdążyła się lepiej przyjrzeć metalowym zawodnikom, Kapitan nakazała im dosiąść mioteł, co Sanne uczyniła w trymiga. Oczy Holenderki wyszły z orbit, gdy jasnowłosa Krukonka od razu rozpoczęła grę, bez jakiejkolwiek rozgrzewki, ani nic. Rozkaz to rozkaz. Wzruszyła ramieniem i wybrała sobie przeciwnika, którego miała pilnować do końca meczu, w razie, gdyby Metalowi zaczęli za bardzo zagrażać ich obręczom. Jak na razie gra była spokojna i zgodna z zasadami fair play, wykorzystując spokój, panienka van Rijn niby od niechcenia poszybowała w stronę obręczy przeciwnika, czekając, aż pani Kapitan poda komuś kafla.
Ostatecznie zawiesiła spojrzenie na Bronte, która najwyraźniej czekała na cały zespół, czego panienka van Rijn nie zauważyła. Zdumiona spojrzała w kierunku, z którego dochodził męski głos, za chwilę uśmiechając się od ucha do ucha, niby to z powodu uwagi chłopaka do ciemnowłosej, a jednak kryło się za tym coś jeszcze.
Uniosła spojrzenie ku górze, gdy Emily wspomniała o zastępczej drużynie, z którą mieli się dzisiaj zmierzyć. Widok kupy żelastwa, latającego na miotle, nieco ją zdziwił, co zaakcentowała uniesieniem jednej brwi ku górze. Nim zdążyła się lepiej przyjrzeć metalowym zawodnikom, Kapitan nakazała im dosiąść mioteł, co Sanne uczyniła w trymiga. Oczy Holenderki wyszły z orbit, gdy jasnowłosa Krukonka od razu rozpoczęła grę, bez jakiejkolwiek rozgrzewki, ani nic. Rozkaz to rozkaz. Wzruszyła ramieniem i wybrała sobie przeciwnika, którego miała pilnować do końca meczu, w razie, gdyby Metalowi zaczęli za bardzo zagrażać ich obręczom. Jak na razie gra była spokojna i zgodna z zasadami fair play, wykorzystując spokój, panienka van Rijn niby od niechcenia poszybowała w stronę obręczy przeciwnika, czekając, aż pani Kapitan poda komuś kafla.
Re: Boisko
Miyazaki stała w ciszy, przyglądając się każdemu, kto przyszedł na trening. Mniej więcej wiedziała, kto jest w drużynie, jednak większej styczności z tymi ludźmi nie miała. A szkoda, mówiąc szczerze, bo naprawdę ciekawi to byli ludzie. Każdy z nich inny, zastanawiała się, jak bardzo będą zgranym zespołem. Ze względu na azjatyckie korzenie na pewno była najdrobniejsza ze wszystkich - zresztą, jak na szukającą przystało, prawda? Najlepiej było, gdy szukający byli drobni - ułatwiało im to trochę życie na boisku. No i na pewno przez to byli szybsi i zwinniejsi. Miyazaki nie bała się latać, czy pędzić na miotle. Nie była jakoś super dobra - swoje umiejętności miała i to się liczyło, a zwłaszcza to, że potrafiła z nich korzystać.
Gdy Emily kazała im wsiąść na miotły, Aiko odeszła dwa kroki i po chwili wzbiła się w powietrze. Przyjrzała się uważniej drużynie, z którą mieli grać - może i nie wyglądali tak super, jednak gdy pani Kapitan stwierdziła, żeby nie brali pod uwagę ich wyglądu, Miyazaki od razu zmieniła do nich nastawienie. Wzbiła się najwyżej i lecąc powoli nad resztą drużyny, rozglądała się uważnie, szukając złotego znicza. Miała też na uwadze szukającego drużyny przeciwnej, w końcu może się zdarzyć tak, że ona czegoś nie zauważy, a on - wręcz przeciwnie. Nie chciała z takiego powodu przegrać.
Gdy Emily kazała im wsiąść na miotły, Aiko odeszła dwa kroki i po chwili wzbiła się w powietrze. Przyjrzała się uważniej drużynie, z którą mieli grać - może i nie wyglądali tak super, jednak gdy pani Kapitan stwierdziła, żeby nie brali pod uwagę ich wyglądu, Miyazaki od razu zmieniła do nich nastawienie. Wzbiła się najwyżej i lecąc powoli nad resztą drużyny, rozglądała się uważnie, szukając złotego znicza. Miała też na uwadze szukającego drużyny przeciwnej, w końcu może się zdarzyć tak, że ona czegoś nie zauważy, a on - wręcz przeciwnie. Nie chciała z takiego powodu przegrać.
Aiko MiyazakiKlasa VI - Urodziny : 16/05/2006
Wiek : 18
Skąd : Japonia
Krew : Mugolska
Re: Boisko
Srodowe popoludnie, pogoda nie za specjalna, ale trening trzeba kiedys odbyc. Ubralem sie w stroj do grania w Quidditcha i ruszylem na boisko. Po drodze zabralem jeszcze swoja miotle z szatni i znalazlem sie na srodku boiska. Wiatr byl orzezwiajacy, wiec trening moze byc przyjemny. Stalem na srodku i czekalem, az zbierze sie reszta druzyny.
Re: Boisko
Serena ubrała się również w strój do Quidditcha. Trochę przeleżał w szafie, ale teraz nawet nieźle na niej leżał. Po drodze na boisko zabrała też swoją miotłę. Zobaczymy czy nadal trzyma formę czy po prostu już ją straciła po tak długim okresie nie grania i nie latania na miotle.
-Dymitr, hej- przywitała się podchodząc do niego i dając mu buziaka w policzek. Odsunęła się potem i wyciągnęła z kieszeni frotkę do włosów by związać te swoje długie fale. Nie mogą jej przecież włosy wpadać do oczu podczas latania.
-Dymitr, hej- przywitała się podchodząc do niego i dając mu buziaka w policzek. Odsunęła się potem i wyciągnęła z kieszeni frotkę do włosów by związać te swoje długie fale. Nie mogą jej przecież włosy wpadać do oczu podczas latania.
Serena ValeriousStudentka: Aurorstwo - Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Boisko
Szarlot nie była jeszcze oficjalną częścią drużyny. Została złapana na zasadzie "brakuje nam jednej osoby" i na dzisiejszym treningu miało się okazać, czy zostanie na stałe. Nie wiedziała jeszcze na jakiej pozycji będzie grała, ale z racji tego, że była kibicem swojej własnej drużyny, wiedziała kto się wykruszył, a kto pozostał na swoim stanowisku. Różowowłosa przebrała się szybko w szatni, wzięła swoją miotłę, Nimbusa 2000 i przeniosła się na boisko. W przeciwieństwie do Dymitra nie była zachwycona pogodą. Z nieba padała lekka mżawka, w powietrzu unosiły się chmury utrudniające widoczność i ogólnie było dość chłodno. Na szczęście zimowe stroje drużyny Slytherinu były magicznie zaczarowane by odbijać te wstrętne kropelki i chronić przed zimnem.
- Hej Milligan - powiedziała do ścigającego, czekającego już na resztę swojej grupy. Charlotte swoje niesforne kudły związała w palemkę na czubku głowy, a na czole miała śmieszne gogle, które ułatwią jej później patrzenie w locie. Uśmiechnęła się również do jego koleżanki, której akurat jakimś trafem zupełnie nie kojarzyła. Trochę wstyd nie znać swoich znajomych z klasy...
- Dobrze, że nie wieje mocniej, co? - zagadnęła swobodnie.
- Hej Milligan - powiedziała do ścigającego, czekającego już na resztę swojej grupy. Charlotte swoje niesforne kudły związała w palemkę na czubku głowy, a na czole miała śmieszne gogle, które ułatwią jej później patrzenie w locie. Uśmiechnęła się również do jego koleżanki, której akurat jakimś trafem zupełnie nie kojarzyła. Trochę wstyd nie znać swoich znajomych z klasy...
- Dobrze, że nie wieje mocniej, co? - zagadnęła swobodnie.
Charlotte FreyaNieaktywny - Urodziny : 01/04/1996
Wiek : 28
Skąd : Amerykanka
Krew : czysta
Strona 4 z 12 • 1, 2, 3, 4, 5 ... 10, 11, 12
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 4 z 12
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach