Boisko
+39
Stella Stark
Marianne Ray
Monika Kruger
Jonathan Lemke
Elijah Ward
Curtis Rocheleau
Abigail Wellington
Nevan Fraser
Elena Tyanikova
Anthony Wilson
Morpheus A. Maponos
Charles Wilson
Marco Castellani
Mistrz Gry
Christine Greengrass
Charlotte Freya
Serena Valerious
Dymitr Milligan
Cory Reynolds
Sanne van Rijn
Shay Hasting
Misza Gregorovic
Aiko Miyazaki
Malcolm McMillan
Emily Bronte
Noemi Cramer
Nicolas Socha
Dylan Davies
Malina Socha
William Greengrass
Audrey Roshwel
Colette Roshwel
Wyatt Walker
Zoja Yordanova
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Alice Volante
Claudia Fitzpatrick
Brennus Lancaster
43 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 11 z 12
Strona 11 z 12 • 1, 2, 3 ... , 10, 11, 12
Boisko
First topic message reminder :
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Boisko
Gdy tylko Stella pojawiła się z kaflem w powietrzu czarne chmury przysłoniły sklepienie nieba, zaczęło bardzo mocno wiać i słychać było coraz to głośniejsze grzmoty może było to zaklęcie a może typowy marcowy psikus matki natury. Nie mieliście zbytnio czasu zorientować się co się dzieje, z rzeczonych czarnych chmur lunęło gęstym deszczem.
Stella, kafel wysunął się z Twoich rąk i zaczął spadać a Ty czułaś, że coś coraz bardziej miota Twoją miotłą.
Stella, kafel wysunął się z Twoich rąk i zaczął spadać a Ty czułaś, że coś coraz bardziej miota Twoją miotłą.
Mistrz Gry
Re: Boisko
Butcher zdążyła jedynie spojrzeć z pełnią nienawiści na Hamilton, nim kolejny atak torsji ją NIEMALŻE powalił. Prawie by tu zafajdała wszystkim buty i nie tylko, ale na szczęście Jarsen nie zbliżył się jeszcze bardziej, a ona jednocześnie się od niego odsunęła. Kompletnie niewzruszona tym, że się kłócili o pieprzone kafle, przeszła dalej i poprawiwszy szatę, wzięła głębszy wdech. Powietrze, boskie powietrze, którego nie naraził Samuel na beznadziejny smród. Od razu jej było lepiej. Rozejrzała się po okolicy, jakby już znudziło się jej kompletnie czekanie na jakieś rozwiązanie. - Pierdolę, niech bronią tłuczki. - Warknęła pod nosem, zła na cały ten dzień. Miał być piękny, zajechać się na miotłach i znokautować paru pajaców, a tu proszę... Kicha. Usłyszała co nieco, co Gryfonka mamrotała pod nosem, ale postanowiła ją zignorować. Ten jedyny raz.
Obróciwszy się, zauważyła Stellę, która zachowała się co najmniej niekrukońsko. - Złodziejka. - Syknęła pod nosem, widząc jak blondyna leci już z kaflem w dłoniach. Nie czekała na alarm czy zbawienie, wsiadła na swoją Dumę Trytonów i z głośnym uderzeniem powietrza, wypruła w górę za Starkówną. Jakie było zdziwienie Ślizgonki, że agresywna pogoda sprawiła im psikusa i zabrała wszelkie, nawet najmniejsze skrawki niebieskości nieba. To nie było po jej myśli. Widziała opadający kafel, ale zapikowawszy za nim, szybko odpuściła pościgu. Przy tej pogodzie mogła nie wyhamować zbyt przewidywalnie. Jej wysokość obniżała się nieubłagalnie od natarczywego deszczu. Butcher albo powinna była teraz odpuścić treningu albo wykorzystać tę beznadziejną okazję do czegoś innego. Wszak nikt nie zabronił im innych manewrów. - OYYYYYYYYYYYEE, MATES! 5-2-9! - Ryknęła najgłośniej, jak umiała, a dzięki temu pozostała ósemka zielonej zgrai ruszyła żwawo w ich stronę. I żwawo oznaczało w ich slangu agresywne przemieszczanie się na miotłach. Dwa tłuczki zaczęły się przemieszczać razem z nimi, odbijane przez drugiego pałkarza, jednego rezerwowego chłopaczka i resztę ekipy. Nie musieli mieć pałek. Ogon miotły był przecież idealny do ślizgońskich podań. Tłuczki coraz szybciej przemieszczały się między graczami w zielonych szatach, a Butcher łukiem obleciała tych, którzy byli na trawniku, łapiąc wcześniej przekazaną rzutem pałkę od ich szukającego. - Orientuj się, Hamilton. - Fuknęła w stronę Rhinny, po chwili sprawnie kierując się w stronę tłuczka, który jeszcze chwila a będzie przez nią odbity. Jednocześnie Matteo rzucił się po kafla i jak gdyby nigdy nic pomachał parę razy różdżkami, uciekając z boiska. Dezerter pod postacią asystenta Castellaniego? Pięknie.
Ślizgoni wyminęli ze świstem Stellę, ale tylko po to, żeby ją jeszcze chcieć pociągnąć barkiem przez ostatniego delikwenta na miotle. Krzepki typek, który był obrońcą prawie wpadł na Krukonkę, ale kompletnie nie udał mu się manewr i w efekcie właśnie kręcił się, spadając w dół. Leo obróciła się w powietrzu, mocno ciągnąc rączkę do siebie i stanąwszy na miotle z trudem (ślisko), uderzyła tyle, co moc w ręce jej dała w tłuczek. Ten oczywiście musiała skierować się ku pannie Hamilton.
(1 - uderzenie leciuchno lub miss - obrońca na Stellę
3 - uderzenie wprawne, ciężkie do odbicia - Leo cisnąca w Rhi).
Obróciwszy się, zauważyła Stellę, która zachowała się co najmniej niekrukońsko. - Złodziejka. - Syknęła pod nosem, widząc jak blondyna leci już z kaflem w dłoniach. Nie czekała na alarm czy zbawienie, wsiadła na swoją Dumę Trytonów i z głośnym uderzeniem powietrza, wypruła w górę za Starkówną. Jakie było zdziwienie Ślizgonki, że agresywna pogoda sprawiła im psikusa i zabrała wszelkie, nawet najmniejsze skrawki niebieskości nieba. To nie było po jej myśli. Widziała opadający kafel, ale zapikowawszy za nim, szybko odpuściła pościgu. Przy tej pogodzie mogła nie wyhamować zbyt przewidywalnie. Jej wysokość obniżała się nieubłagalnie od natarczywego deszczu. Butcher albo powinna była teraz odpuścić treningu albo wykorzystać tę beznadziejną okazję do czegoś innego. Wszak nikt nie zabronił im innych manewrów. - OYYYYYYYYYYYEE, MATES! 5-2-9! - Ryknęła najgłośniej, jak umiała, a dzięki temu pozostała ósemka zielonej zgrai ruszyła żwawo w ich stronę. I żwawo oznaczało w ich slangu agresywne przemieszczanie się na miotłach. Dwa tłuczki zaczęły się przemieszczać razem z nimi, odbijane przez drugiego pałkarza, jednego rezerwowego chłopaczka i resztę ekipy. Nie musieli mieć pałek. Ogon miotły był przecież idealny do ślizgońskich podań. Tłuczki coraz szybciej przemieszczały się między graczami w zielonych szatach, a Butcher łukiem obleciała tych, którzy byli na trawniku, łapiąc wcześniej przekazaną rzutem pałkę od ich szukającego. - Orientuj się, Hamilton. - Fuknęła w stronę Rhinny, po chwili sprawnie kierując się w stronę tłuczka, który jeszcze chwila a będzie przez nią odbity. Jednocześnie Matteo rzucił się po kafla i jak gdyby nigdy nic pomachał parę razy różdżkami, uciekając z boiska. Dezerter pod postacią asystenta Castellaniego? Pięknie.
Ślizgoni wyminęli ze świstem Stellę, ale tylko po to, żeby ją jeszcze chcieć pociągnąć barkiem przez ostatniego delikwenta na miotle. Krzepki typek, który był obrońcą prawie wpadł na Krukonkę, ale kompletnie nie udał mu się manewr i w efekcie właśnie kręcił się, spadając w dół. Leo obróciła się w powietrzu, mocno ciągnąc rączkę do siebie i stanąwszy na miotle z trudem (ślisko), uderzyła tyle, co moc w ręce jej dała w tłuczek. Ten oczywiście musiała skierować się ku pannie Hamilton.
(1 - uderzenie leciuchno lub miss - obrońca na Stellę
3 - uderzenie wprawne, ciężkie do odbicia - Leo cisnąca w Rhi).
Leo ButcherKlasa VII - Skąd : chicago, usa
Krew : czysta
Re: Boisko
Wszystko zadziało się tak szybko, że Hamilton przez chwilę zgłupiała. Dosłownie. Leo prawie wymiotowała za jej plecami, Samuel pojawił się znikąd, Marianne zaczęła gadać jakieś dziwne rzeczy, Stella porwała kafla i zamierzała uciekać (a myślałby kto, że Krukoni mówią, że mają honor phi!), spadł deszcz znikąd dosłownie... Stella straciła kafla, a Leo nagle zyskała nowe siły i zwołała wszystkich Ślizgonów i zaczęła się sieczka. SIC!
Słysząc jak Ślizgonka krzyczy do niej o orientację, z twarzy Hamilton momentalnie zniknął uśmiech i zaskoczenie cała sytuacją. Podbiegła do swojej miotły, którą upuściła na ziemię kiedy oberwała od Butcher. W biegu wystawiła rękę w jej stronę i będąc nad nią, krzyknęła tylko głośno i wyraźnie.
- Do mnie!
Miotła poderwała się z ziemi i wylądowała idealnie w dłoni Kapitan Gryfonów, a sekundę później Rhinna wystrzeliła w powietrze, chwytając pewnie rączkę miotły. Rozejrzała się, szukając spojrzeniem Leo wśród tych wszystkich zielonych ciem, które latały jak porąbane po całym boisku. Pogoda dodatkowo jej tego nie ułatwiała, ale udało jej się w końcu ją znaleźć. Akurat idealnie w momencie, kiedy wystrzeliła w jej stronę tłuczka! Widząc, jak zadziorna piłka zmierza w jej kierunku, Rhin pochyliła się nad miotłą, przyspieszając i ruszając szybko przed siebie. Słysząc cholerny tłuczek za sobą, poderwała miotłę do góry i w bok. Tłuczek poleciał przed sobą, a Hamilton wyrównała miotłę z lekką trudnością i oderwała jedną rękę od miotły, odsuwając mokre kosmki włosów z twarzy. Rozejrzała się po tym chaosie, który właśnie się zadział. Jej spojrzenie padło na rezerwowego pałkarza z drużyny Gryfonów, który w razie co leciał w pewnej odległości od niej, tak na wszelki wypadek. Nie chcąc krzyczeć - i tak prawdopodobnie by nie przekrzyczała tego deszczu - wskazała na tłuczek wracający w jej stronę. Szybko odleciała na bezpieczną odległość, a pałkarz zajął się swoją pracą. Musiała przyznać, że wyszło mu świetnie! Tłuczek z impetem ruszył w stronę Leo...
Słysząc jak Ślizgonka krzyczy do niej o orientację, z twarzy Hamilton momentalnie zniknął uśmiech i zaskoczenie cała sytuacją. Podbiegła do swojej miotły, którą upuściła na ziemię kiedy oberwała od Butcher. W biegu wystawiła rękę w jej stronę i będąc nad nią, krzyknęła tylko głośno i wyraźnie.
- Do mnie!
Miotła poderwała się z ziemi i wylądowała idealnie w dłoni Kapitan Gryfonów, a sekundę później Rhinna wystrzeliła w powietrze, chwytając pewnie rączkę miotły. Rozejrzała się, szukając spojrzeniem Leo wśród tych wszystkich zielonych ciem, które latały jak porąbane po całym boisku. Pogoda dodatkowo jej tego nie ułatwiała, ale udało jej się w końcu ją znaleźć. Akurat idealnie w momencie, kiedy wystrzeliła w jej stronę tłuczka! Widząc, jak zadziorna piłka zmierza w jej kierunku, Rhin pochyliła się nad miotłą, przyspieszając i ruszając szybko przed siebie. Słysząc cholerny tłuczek za sobą, poderwała miotłę do góry i w bok. Tłuczek poleciał przed sobą, a Hamilton wyrównała miotłę z lekką trudnością i oderwała jedną rękę od miotły, odsuwając mokre kosmki włosów z twarzy. Rozejrzała się po tym chaosie, który właśnie się zadział. Jej spojrzenie padło na rezerwowego pałkarza z drużyny Gryfonów, który w razie co leciał w pewnej odległości od niej, tak na wszelki wypadek. Nie chcąc krzyczeć - i tak prawdopodobnie by nie przekrzyczała tego deszczu - wskazała na tłuczek wracający w jej stronę. Szybko odleciała na bezpieczną odległość, a pałkarz zajął się swoją pracą. Musiała przyznać, że wyszło mu świetnie! Tłuczek z impetem ruszył w stronę Leo...
- KOSTKI:
- (1. unik/obrona na tłuczek od Leo - 4 - niełatwy unik, utrzymanie na miotle i lekkie odbicie
2. atak gryfońskiego pałkarza w stronę ślizgońskich awanturników (NAJWIĘKSZY AWANTURNIK LEO!) - 6 - uderzenie nie do odbicia - ko
Re: Boisko
Jeszcze chwilę wstrząsały nią torsje, którym zdecydowanie nie pomagał fakt, że Smród nadal stał obok. Nie była pewna czy ma ochotę bardziej uciec, śmiać się czy spuścić mu manto. Na pewno nie była to miłość od pierwszego zasmrodzenia, następnym razem na widok ślizgona planowała odejść w przeciwnym kierunku w razie jakby miał znowu planować podobną akcję. Czuła się lepiej jako widz niż aktywny uczestnik. Gdy w końcu uzyskała pewność że pozbyła się już całej zawartości żołądka i nic więcej nie pójdzie, wyprostowała się i otarła usta dłonią, w drugiej ściskała nadal swoją pałkę i różdżkę, nie wiedząc której z nich użyć pierwszej o ile w ogóle. Czym prędzej chwyciła różdżkę wolną ręką woląc jej nie złamać gdyby jednak zdecydowała się komuś przydzwonić.
Po obróceniu się znowu przodem do reszty odkryła że gdy ona pokazywała światu co ma w środku, sytuacja uległa dramatycznej zmianie i najwyraźniej wszyscy weszli w tryb napierdalanki, zaczęła się burza błyskając i grzmocąc i nawalając w nich zimnym deszczem. Zanim zdołała w ogóle ogarnąć ten burdel wzrokiem, bo przecież nie rozumem, zobaczyła lecący w stronę jej twarzy tłuczek. Z jakiegoś powodu było to dla niej niesamowicie zabawne i śmiejąc się jak opętana, właściwie odruchowo zamachnęła się pałką odbijając go w stronę jedynej osoby na miotle ściskającej w rękach kafla. Okularnica? Skąd ona w ogóle go ma? Tak dużo rzeczy działo się na raz że nawet nie czekała żeby zobaczyć czy trafiła. Dojrzała za to WWŚ, która otrzymała właśnie pięknie odbitym tłuczkiem i zaczęła się zsuwać ze śliskiej od deszczu miotły. Ray sama siebie by nigdy nie wzięła za bohaterkę ale jakieś zwarcie w bani, pewnie od eksperymentalnego eliksiru który wciąż na nią wpływał, sprawiło że wyciągnęła różdżkę i rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej na myśl.
- Mobilicorpus - bezpiecznie lądując znokautowaną ślizgonką na trawie. Sprawdziła, nadal oddycha. Czy ich wszystkich posrało dokumentnie? Jej własna drużyna miała więcej rozumu, opuszczając właśnie boisko jak grzeczna gromadka kaczuszek za mamą kaczką - Sethem. Sama Marianne po prostu klapnęła tyłkiem na mokrej trawie obok ślizgonki emanującej wściekłością nawet teraz i śmiała się jak kompletny świr, wystawiając twarz do padającego deszczu.
Po obróceniu się znowu przodem do reszty odkryła że gdy ona pokazywała światu co ma w środku, sytuacja uległa dramatycznej zmianie i najwyraźniej wszyscy weszli w tryb napierdalanki, zaczęła się burza błyskając i grzmocąc i nawalając w nich zimnym deszczem. Zanim zdołała w ogóle ogarnąć ten burdel wzrokiem, bo przecież nie rozumem, zobaczyła lecący w stronę jej twarzy tłuczek. Z jakiegoś powodu było to dla niej niesamowicie zabawne i śmiejąc się jak opętana, właściwie odruchowo zamachnęła się pałką odbijając go w stronę jedynej osoby na miotle ściskającej w rękach kafla. Okularnica? Skąd ona w ogóle go ma? Tak dużo rzeczy działo się na raz że nawet nie czekała żeby zobaczyć czy trafiła. Dojrzała za to WWŚ, która otrzymała właśnie pięknie odbitym tłuczkiem i zaczęła się zsuwać ze śliskiej od deszczu miotły. Ray sama siebie by nigdy nie wzięła za bohaterkę ale jakieś zwarcie w bani, pewnie od eksperymentalnego eliksiru który wciąż na nią wpływał, sprawiło że wyciągnęła różdżkę i rzuciła pierwsze zaklęcie jakie przyszło jej na myśl.
- Mobilicorpus - bezpiecznie lądując znokautowaną ślizgonką na trawie. Sprawdziła, nadal oddycha. Czy ich wszystkich posrało dokumentnie? Jej własna drużyna miała więcej rozumu, opuszczając właśnie boisko jak grzeczna gromadka kaczuszek za mamą kaczką - Sethem. Sama Marianne po prostu klapnęła tyłkiem na mokrej trawie obok ślizgonki emanującej wściekłością nawet teraz i śmiała się jak kompletny świr, wystawiając twarz do padającego deszczu.
- Kostki:
- 1. 5 - łatwy unik i mocne odbicie
2. 6 - uderzenie nie do odbicia - ko
3. 6 - Mobilicorpus
Marianne Ray- Urodziny : 16/03/2007
Wiek : 17
Skąd : Londyn
Krew : Mugolska
Genetyka : metamorfomag
Re: Boisko
Coś było mocno nie tak. Niebo zaszło nagle ciemnymi chmurami i jeszcze chwilę temu ciepła bryza, zamieniła się w typowo zimową zawieruchę. Krukonka mocniej zacisnęła dłonie na trzonku miotły, ale jednocześnie rozluźniło to jej uchwyt kafla, który był jeszcze pod ramieniem. Jednak gdy tylko zaczęło padać, piłka wyślizgnęła się z rąk dziewczyny. Bardzo chciałaby ją ponownie złapać, ale zauważyła lecący w jej kierunku tłuczek, odbity przez Leo. Jeśli zrobi szybki unik, powinna być w stanie jeszcze zanurkować za swoją zgubą...
Stella zrobiła szybki zwrot. Chciała się trochę popisać i pokazać imponującą szybkość i zwinność, mimo niekorzystnej pogody. Tłuczek ją ominął, a dziewczyna uniosła rękę w triumfalnym geście. W tej samej chwili... uderzył ją w tą rękę tłuczek Marianne.
- Aaaa! - krzyknęła z bólu i od razu przycisnęła do siebie przedramię. Tłuczek prawdopodobnie złapał jej kość. Może nawet nie jedną. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, ale zdrową ręką starała się obniżyć lot, choć strasznie nią telepało na boki. Finalnie, kiedy miała już ze dwa metry do ziemi, zsunęła się ze swojej miotły i przekoziołkowała po boisku. Dla niej to definitywny koniec zabawy.
Tłuczki latały w powietrzu. Gdzieś nad nią uderzył piorun. Jakiś Ślizgon... Chyba Aleksy, zawisł nad blondynką i ruszył jej na pomoc.
Po krótkiej wymianie zdań, przyjęła ją. Dała mu się wziąć na ręce i jęknęła jeszcze coś o swojej zniszczonej miotle, która nie miała pojęcia gdzie upadła. Trudno... To tylko przedmiot, a tutaj jest niebezpiecznie.
Szybko opuścili boisko i skierowali się do skrzydła szpitalnego.
z/t
Stella zrobiła szybki zwrot. Chciała się trochę popisać i pokazać imponującą szybkość i zwinność, mimo niekorzystnej pogody. Tłuczek ją ominął, a dziewczyna uniosła rękę w triumfalnym geście. W tej samej chwili... uderzył ją w tą rękę tłuczek Marianne.
- Aaaa! - krzyknęła z bólu i od razu przycisnęła do siebie przedramię. Tłuczek prawdopodobnie złapał jej kość. Może nawet nie jedną. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, ale zdrową ręką starała się obniżyć lot, choć strasznie nią telepało na boki. Finalnie, kiedy miała już ze dwa metry do ziemi, zsunęła się ze swojej miotły i przekoziołkowała po boisku. Dla niej to definitywny koniec zabawy.
Tłuczki latały w powietrzu. Gdzieś nad nią uderzył piorun. Jakiś Ślizgon... Chyba Aleksy, zawisł nad blondynką i ruszył jej na pomoc.
Po krótkiej wymianie zdań, przyjęła ją. Dała mu się wziąć na ręce i jęknęła jeszcze coś o swojej zniszczonej miotle, która nie miała pojęcia gdzie upadła. Trudno... To tylko przedmiot, a tutaj jest niebezpiecznie.
Szybko opuścili boisko i skierowali się do skrzydła szpitalnego.
z/t
Re: Boisko
Chaos, istny chaos. Kiedy z nieba lunął ożywczy deszcz Jarsen zaczął się śmiać wręcz maniakalnie i pląsać po mokrej murawie, skacząc od jednego pudła z piłkami do drugiego, otwierając je kopniakami. Grotestkowe pogo, gdzie jedyną melodią było bębnienie deszczu dookoła i okazjonalny grzmot, naśladujący bęben basowy zestawu perkusyjnego. Dla niego to była doskonała zabawa i nawet nie zwracał już uwagi, co też dzieje się nad jego głową, bo w pewnym momencie zamknął oczy, zbliżając się do ostatniego pudła, które to zamiast kopniakiem, otworzył delikatnie stopą, lekko nachylając się nad nim, jak gdyby chcąc skomplementować zakończenie swojego dzieła delikatnym ukłonem. I to moi drodzy, był kolejny błąd jaki ślizgon dzisiaj popełnił. Pierwszym było pewnie gmeranie przy zabawkach wszystkich drużyn. Drugim nieudane zaklęcie, trzecim, że w ogóle tu przyszedł, a czwartym, że upatrzył sobie w tym wszystkim dobrą zabawę. No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Dostał przecież darmowy prysznic. A nie czekaj, to niekoniecznie dobrze, śmierdzący kafel pewnie też ma teraz prysznic stulecia.
Odrobina szczęścia mu jednak sprzyjała. Kiedy w końcu ostatnie pudło zostało otwarte Jarsen stracił odrobinę równowagę przez co pochylił się bardziej do przodu niż zamierzał. Wylatujące ze skrzyni piłki, równocześnie zderzyły się z jego brzuchem, posyłając z jego ust głośny stęk, który gdyby nie grzmoty, byłby pewnie doskonale słyszalny. Sam uniósł się jakieś półtora metra nad ziemię, nim piłki zwyczajnie się nim znudziły, bo zwolniły na chwilę, pozwalając prawom fizyki na posłanie ślizgona po łuku na plecy, po czym poleciały siać chaos dookoła.
Z głośnym pluskiem jego plecy uderzyły o ziemię, a powietrze znowu opuściło jego płuca. Chłopak rozkaszlał się, choć był to kaszel przerywany atakami śmiechu. Jeśli ktoś naprawdę nie przejmował się tym, że własne zachowanie odbija mu się czkawką, to był to właśnie Samuel. Gdy tak leżał kaszląc i śmiejąc się, łut szczęścia sprawił, że nie stało mu się coś więcej bo oto kafel, wypadający z rąk Stelli zaledwie przed paroma chwilami właśnie reagował na grawitację, spadając ponad nim. Nawet zauważył piłkę, ale nie oceniał czy oberwie czy nie. Leżał po prostu, mając nogi w rozkroku, ręce luźno po bokach, kiedy to piłka solidnie piznęła w ziemię, tuż obok jego klejnotów rodowych. A miało być tak pięknie.
Odrobina szczęścia mu jednak sprzyjała. Kiedy w końcu ostatnie pudło zostało otwarte Jarsen stracił odrobinę równowagę przez co pochylił się bardziej do przodu niż zamierzał. Wylatujące ze skrzyni piłki, równocześnie zderzyły się z jego brzuchem, posyłając z jego ust głośny stęk, który gdyby nie grzmoty, byłby pewnie doskonale słyszalny. Sam uniósł się jakieś półtora metra nad ziemię, nim piłki zwyczajnie się nim znudziły, bo zwolniły na chwilę, pozwalając prawom fizyki na posłanie ślizgona po łuku na plecy, po czym poleciały siać chaos dookoła.
Z głośnym pluskiem jego plecy uderzyły o ziemię, a powietrze znowu opuściło jego płuca. Chłopak rozkaszlał się, choć był to kaszel przerywany atakami śmiechu. Jeśli ktoś naprawdę nie przejmował się tym, że własne zachowanie odbija mu się czkawką, to był to właśnie Samuel. Gdy tak leżał kaszląc i śmiejąc się, łut szczęścia sprawił, że nie stało mu się coś więcej bo oto kafel, wypadający z rąk Stelli zaledwie przed paroma chwilami właśnie reagował na grawitację, spadając ponad nim. Nawet zauważył piłkę, ale nie oceniał czy oberwie czy nie. Leżał po prostu, mając nogi w rozkroku, ręce luźno po bokach, kiedy to piłka solidnie piznęła w ziemię, tuż obok jego klejnotów rodowych. A miało być tak pięknie.
- kostki:
1. 3 - Jarsen to ciapa więc obrywa przy otwieraniu skrzyń
2. 2 - tłuczki rozlatują się na wszystkie strony
3. 3 - Specjalną kostką był... kafel. Jak widać Sammy przyfarcił bo nie oberwał
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
Absolutna dekapitacja honoru. To by powiedziała na głos, gdyby tylko zauważyła, że Vulkodlak pomaga Krukonce, podczas gdy bezpośredni jego partner na boisku, ona sama(!), LEO STORM BUTCHER LECI W DÓŁ Z NIEMAŁEJ WYSOKOŚCI. Tak to nie miało wyglądać. Ani dziwne zachowanie Aleksy'ego, którego, jak się tylko dowie, natychmiast zgłosi Suzanne, pani kapitan. Ani też to, że pieprzona księżniczka, brat Hamilton, tak a nie inaczej odbił tłuczek. Butcherówna zajmowała się przyglądaniem się Gryfonce, a następnie szukaniem wzrokiem tego, kto zajął się drugą bijącą piłką. W tym jednak momencie Jarsen zwariował i zaczął się chaos stulecia, bo w powietrzu były kolejne tłuczki, a to już bezpieczne nie było kompletnie. Dziewczyna z trudem obróciła się, żeby nie dostać przez jedną z piłek, które z dołu wybiły nagle w górę. Zerknęła za tym, który wcześniej posłała do Rhinny i było za późno. Za późno na jakąkolwiek reakcję. Dziewczyna dostała prosto w szczękę i nawet nie wiedziała, w jaki sposób leciała w dół. Zgasły jej światła, ciało zrobiło się totalnie wiotkie, a miotła czujnie trzymała się w miejscu, nim zaczęła swobodnie spadać za bezwładną Butcher.
to było zabójcze przyjęcie tłuczka na paszczę. Gdyby nie zaklęcie Ray to nie wiadomo, jak by wyglądały ostateczne obrażenia Ślizgonki, ale niech jej nikt nie mówił, że szlama ją ratuje, bo znów dostanie torsji. Leo mamrotała coś o tym, że - Pieprzeni Hamiltonowie... Zabiję... AAaaaaaavaaaaa... - I nawet podniosła jakimś marnym cudem rękę z różdżką między palcami, gdy obita czacha powiedziała się dobranoc.
Ślizgonkę odcięło, a reszta drużyny jednak stanęła na wysokości zadania. Ktoś z obrony wymamrotał do Marianne, że dzięki za pomoc, ale my się już zajmiemy Butcher. I tak się skończyła jej nieboska komedia. Wyczarowawszy magiczne nosze, dziewczyna z dłonią na klatce i różdżką przy sobie lewitowała do wyjścia. ALE TO NIE KONIEC. Dziewczyna ostatkiem sił machnęła różdżką, drąc się w niebogłosy kompletnie nienaturalnie, wściekła, niczym osa. Jej poziom szaleństwa zakrawał teraz o Bellatrix, znaną wszystkim wszem i wobec.
- RHINNA HAMILTON... NIE ŻYJESZ JUŻ, PRZEBRZYDŁA SZLAMO..! - Jej zaklęcie podkręciło jedynie tłuczek, który wcześniej uderzył niemalże w jarsenowe przyrodzenie. Zrotował się, obrócił i niestety zamiast w Rhi - trafił lekko w Marianne, bo po drodze uderzył w jeszcze jednego człowieka. Setha, który bogu ducha winny był czemukolwiek na boisko. Na szczęście zaklęcie było słabe, bo i sama Leo ledwo je rzuciła to od razu zemdlała. A Ślizgoni w końcu mogli wynieść ją do Skrzydła
to było zabójcze przyjęcie tłuczka na paszczę. Gdyby nie zaklęcie Ray to nie wiadomo, jak by wyglądały ostateczne obrażenia Ślizgonki, ale niech jej nikt nie mówił, że szlama ją ratuje, bo znów dostanie torsji. Leo mamrotała coś o tym, że - Pieprzeni Hamiltonowie... Zabiję... AAaaaaaavaaaaa... - I nawet podniosła jakimś marnym cudem rękę z różdżką między palcami, gdy obita czacha powiedziała się dobranoc.
Ślizgonkę odcięło, a reszta drużyny jednak stanęła na wysokości zadania. Ktoś z obrony wymamrotał do Marianne, że dzięki za pomoc, ale my się już zajmiemy Butcher. I tak się skończyła jej nieboska komedia. Wyczarowawszy magiczne nosze, dziewczyna z dłonią na klatce i różdżką przy sobie lewitowała do wyjścia. ALE TO NIE KONIEC. Dziewczyna ostatkiem sił machnęła różdżką, drąc się w niebogłosy kompletnie nienaturalnie, wściekła, niczym osa. Jej poziom szaleństwa zakrawał teraz o Bellatrix, znaną wszystkim wszem i wobec.
- RHINNA HAMILTON... NIE ŻYJESZ JUŻ, PRZEBRZYDŁA SZLAMO..! - Jej zaklęcie podkręciło jedynie tłuczek, który wcześniej uderzył niemalże w jarsenowe przyrodzenie. Zrotował się, obrócił i niestety zamiast w Rhi - trafił lekko w Marianne, bo po drodze uderzył w jeszcze jednego człowieka. Setha, który bogu ducha winny był czemukolwiek na boisko. Na szczęście zaklęcie było słabe, bo i sama Leo ledwo je rzuciła to od razu zemdlała. A Ślizgoni w końcu mogli wynieść ją do Skrzydła
- koskti:
- - atak uderza w marianne NIESTETY
- siła ataku: 4 uderzenie trafiające lekko w przeciwnika
- uderzenie po drodze uderza w: setha, opuszczajacego boisko
Leo ButcherKlasa VII - Skąd : chicago, usa
Krew : czysta
Re: Boisko
Gdy zobaczyła, jak Leo dostała tłuczkiem, aż poczuła jak ją skręca. To na pewno nie należało do przyjemnych uczuć, ale na szczęście nie było to problemem Rhinny. Gdy doszło do niej, że Butcherówna została wyeliminowana z tej gry - i to jeszcze przez Prince'a, nice job braciszku! - przestała się nią martwić. I dobrze, bo gdyby dojrzała, jak celuje w nią różdżką i co tam dalej mówiła... Na pewno by inaczej się zachowywała w stosunku do ślizgonki. Swoją drogą, ciekawe, co na to Suzanne - na pewno stwierdzi, że Ślizgoni dobrze zrobili, rozpętując takie piekło na boisku, ale... Niestety jawnie pokazali, że bez swojej Pani Kapitan nie wiele potrafią zdziałać sami...
Rhinna chwyciła pewniej drążek miotły i skupiła się na unikach przed tłuczkami. Parę razy zachwiało nią, tłuczek musnął ją po ramieniu i stopach, ale dawała radę ich ładnie unikać. Podleciała na moment do pałkarzy ze swojej drużyny i obrońcy, który również starał się unikać tłuczków. Nie wiem, nazwijmy go Diego.
- Prince, Elijah, musimy zacząć ogarniać ten syf. Diego, leć z nimi, wiecie co robić.
Chłopaki tylko skinęli głową i wszyscy ruszyli w inne strony. I dobrze, bo w tym samym momencie dwa tłuczki przeleciały dokładnie przez to miejsce. Hamiltonówna skupiła się na ściąganiu wrednych piłek na swoich pałkarzy (XD), ci odbijali tłuczki w stronę Diega, który starał się mocno je złapać bez uszczerbku na zdrowiu i schować z powrotem do kufrów. Jak na razie, udało się to z jednym! Reszta albo prawie go znokautowała, albo połamała ręce. Na razie żyli!
Rhinna chwyciła pewniej drążek miotły i skupiła się na unikach przed tłuczkami. Parę razy zachwiało nią, tłuczek musnął ją po ramieniu i stopach, ale dawała radę ich ładnie unikać. Podleciała na moment do pałkarzy ze swojej drużyny i obrońcy, który również starał się unikać tłuczków. Nie wiem, nazwijmy go Diego.
- Prince, Elijah, musimy zacząć ogarniać ten syf. Diego, leć z nimi, wiecie co robić.
Chłopaki tylko skinęli głową i wszyscy ruszyli w inne strony. I dobrze, bo w tym samym momencie dwa tłuczki przeleciały dokładnie przez to miejsce. Hamiltonówna skupiła się na ściąganiu wrednych piłek na swoich pałkarzy (XD), ci odbijali tłuczki w stronę Diega, który starał się mocno je złapać bez uszczerbku na zdrowiu i schować z powrotem do kufrów. Jak na razie, udało się to z jednym! Reszta albo prawie go znokautowała, albo połamała ręce. Na razie żyli!
- KOSTKI:
- 1 - unik przed tłuczkami latającymi w powietrzu (Rhi - obrona) - 3
2 - zagonienie jednego tłuczka do skrzyni przez gryfonów (jako atak to traktuję) - 3
3 - zagonienie drugiego tłuczka do skrzyni przez gryfonów (-||-) - 4
Re: Boisko
No oczywiście że WWŚ nie mogła być wdzięczna za ocalenie tyłka, grożąc Avadami, plując jadem i usiłując machać różdżką. Wyglądała jak rozjechana żaba, toteż umierająca obok niej ze śmiechu puchonka nie mogła w żadnym stopniu wziąć tych gróźb na poważnie.
- Może dopadniesz ich później - zaproponowała nieprzytomnej ślizgonce, chichocząc. Gdyby WWŚ była przytomna to już dawno rzuciłaby tą Avadą w Mańkę, na szczęśćie odpłynęła do krainy zapomnienia gdzie biały węgorz wykonywał dziki taniec. A przynajmniej chwilowo.
Spodnie na jej tyłku były przesiąknięte wodą, to samo trampki, włosy i cała reszta Marianne. Widząc że ślizgoni biorą nogi za pas, razem z nogami WWŚ, wciąż chichrając się pod nosem, wstała by podążyć w ślad za swoim kapitanem drużyny tylko po to by uzyskać pierwsze miejsca na widowni do obserwacji jak ten dostaje na pożegnanie tłuczkiem i z zaskoczoną, trochę nieprzytomną miną kontynuuje prowadzenie swoich kaczuszek. Tłuczek ten, najwyraźniej posłany przez cholerną niewdzięcznicę WWŚ i ją puknął lekko w brzuch, posyłając jej przemoczony tyłek spowrotem na trawę z plaśnięciem i lekko błotnym poślizgiem. Gdyby lepiej znała prefekt Hufflepuffu, byłby to idealny moment na powołanie się na jakąś przeszłą przysługę i zdobycie hasła do łazienki prefektów żeby wymoczyć się w basenie gorącej wody i brokatowych bąbelków. Niestety nie miała okazji nigdy nic zrobić dla Fyodorovej, co z automatu znaczyło że ta przerażająca dziewczyna o wzroku seryjnego zabójcy nie wisiała Ray nawet jednej maleńkiej przysługi którą możnaby wykorzystać. Poza tym dwie uczestniczki tego bajzlu same były prefektami i na pewno będą kontynuowały swój spór o kafla w łazience, może to i dobrze że jej to nie dotyczyło, bójka czy pojedynek tych dwóch blondyn wyglądałaby raczej jak walka kociaków więc mocno rozczarowująco.
Podnosząc swoje zabłocone dupsko z trawy, przywołała też swoją miotłę nie planując wędrówki na drugi koniec boiska tylko po to. Zapowiadał się długi wieczór czesania mokrych witek i smarowania trzonka, a jakkolwiek to brzmiało nie czekała na nią kolejka kandydatów na przyszłych panów Ray więc faktycznie miała na myśli swojego Monsuna. Kątem oka dojrzała sprawcę całego zamieszania krztuszącego się ze śmiechu i niewiele myśląc puściła w jego stronę swoje ulubione zaklęcie, Upiorogacka. Niech ma za swoje menda, nawet jeśli deszcz już zmył wszelkie ślady, nie lubiła pozbywać się swojego śniadania w ten sposób. Niestety bogowie chaosu i nierównych progów nie byli jej przychylni, akurat przed rzuceniem zaklęcia pośliznęła się na mokrej trawie i upuściła różdżkę, a kiedy ją podniosła chwyciła drewienko w odwrotną stronę. Zamiast rzucić paskudnym zaklęciem w Smroda, rzuciła w siebie. Jej okrzyki "Finite!" było słychać jeszcze przez dłuższą chwilę, powoli oddalające się w stronę zamku.
/zt
- Może dopadniesz ich później - zaproponowała nieprzytomnej ślizgonce, chichocząc. Gdyby WWŚ była przytomna to już dawno rzuciłaby tą Avadą w Mańkę, na szczęśćie odpłynęła do krainy zapomnienia gdzie biały węgorz wykonywał dziki taniec. A przynajmniej chwilowo.
Spodnie na jej tyłku były przesiąknięte wodą, to samo trampki, włosy i cała reszta Marianne. Widząc że ślizgoni biorą nogi za pas, razem z nogami WWŚ, wciąż chichrając się pod nosem, wstała by podążyć w ślad za swoim kapitanem drużyny tylko po to by uzyskać pierwsze miejsca na widowni do obserwacji jak ten dostaje na pożegnanie tłuczkiem i z zaskoczoną, trochę nieprzytomną miną kontynuuje prowadzenie swoich kaczuszek. Tłuczek ten, najwyraźniej posłany przez cholerną niewdzięcznicę WWŚ i ją puknął lekko w brzuch, posyłając jej przemoczony tyłek spowrotem na trawę z plaśnięciem i lekko błotnym poślizgiem. Gdyby lepiej znała prefekt Hufflepuffu, byłby to idealny moment na powołanie się na jakąś przeszłą przysługę i zdobycie hasła do łazienki prefektów żeby wymoczyć się w basenie gorącej wody i brokatowych bąbelków. Niestety nie miała okazji nigdy nic zrobić dla Fyodorovej, co z automatu znaczyło że ta przerażająca dziewczyna o wzroku seryjnego zabójcy nie wisiała Ray nawet jednej maleńkiej przysługi którą możnaby wykorzystać. Poza tym dwie uczestniczki tego bajzlu same były prefektami i na pewno będą kontynuowały swój spór o kafla w łazience, może to i dobrze że jej to nie dotyczyło, bójka czy pojedynek tych dwóch blondyn wyglądałaby raczej jak walka kociaków więc mocno rozczarowująco.
Podnosząc swoje zabłocone dupsko z trawy, przywołała też swoją miotłę nie planując wędrówki na drugi koniec boiska tylko po to. Zapowiadał się długi wieczór czesania mokrych witek i smarowania trzonka, a jakkolwiek to brzmiało nie czekała na nią kolejka kandydatów na przyszłych panów Ray więc faktycznie miała na myśli swojego Monsuna. Kątem oka dojrzała sprawcę całego zamieszania krztuszącego się ze śmiechu i niewiele myśląc puściła w jego stronę swoje ulubione zaklęcie, Upiorogacka. Niech ma za swoje menda, nawet jeśli deszcz już zmył wszelkie ślady, nie lubiła pozbywać się swojego śniadania w ten sposób. Niestety bogowie chaosu i nierównych progów nie byli jej przychylni, akurat przed rzuceniem zaklęcia pośliznęła się na mokrej trawie i upuściła różdżkę, a kiedy ją podniosła chwyciła drewienko w odwrotną stronę. Zamiast rzucić paskudnym zaklęciem w Smroda, rzuciła w siebie. Jej okrzyki "Finite!" było słychać jeszcze przez dłuższą chwilę, powoli oddalające się w stronę zamku.
/zt
Marianne Ray- Urodziny : 16/03/2007
Wiek : 17
Skąd : Londyn
Krew : Mugolska
Genetyka : metamorfomag
Re: Boisko
A dziecię chaosu i ogólnego śmiechu dalej nie potrafiło się uspokoić. To, co działo się wokół niego widział już zarówno przez łzy, jak i przez strugi deszczu. Obserwował więc jak drużyna Gryfonów, jako jedyna wzięła na siebie okiełznanie wypuszczonych przez niego piłek, choć nadal nie podnosił się z ziemi. Gnojek się przeziębi, albo dostanie jakiegoś innego paskudztwa, zobaczycie!
W końcu chichot z wolna ustawał, kiedy po kolei drużyny opuszczały boisko, a czerwoni zebrali już ostatnią z piłek. Ciekawiło go jednak, kto weźmie dwa ostatnie, zdatne do użytku kafle, ponieważ wyjący dalej leżał i wył, smrodek już trochę mniej śmierdział, zaś ostatnia piłka znajdowała się wciśnięta w ziemię pomiędzy jego nogami. Podniósł się do pozycji siedzącej i wziął ją więc do rąk, jak gdyby teraz zamierzał chronić swego skarbu i akurat gdy to zrobił, jego oczy spotkały się ze spojrzeniem Hamiltonówny, której posłał kolejny ze swoich niewinnych uśmiechów, który jasno dawał do zrozumienia kto tutaj jest wszystkiemu winny - Krukoni! - bo zawsze trzeba iść w zaparte.
Spektakularnego upiorogacka, który miał być w niego, a uderzył we właścicielkę niestety nie zauważył. Może to i lepiej, bo chłopak ciągle nie podnosił się z ziemi. Dd uderzenia dwóch tłuczków jego brzuch nadal dawał się we znaki, na szczęście w przeciwieństwie do Mańki, on nadal nie opróżnił swojego żołądka, choć chwilami był tego naprawdę bliski. Może to lepiej, że nic wcześniej nie zjadł. Uniósł rękę z piłką i pomachał nią Rhinnie, jak gdyby przywołując ją tym gestem do siebie, albo pokazując swój tryumf "tak, to ja! Sammy wspaniały jako jedyny jestem teraz w posiadaniu kafla!". W sumie, obie odpowiedzi były prawdziwe, ponieważ z całego tego zamieszania chłopak był całkowicie, absolutnie i dokumentnie dumny. A to, że jeśli Matteo w końcu dojdzie do siebie oznaczało, że ślizgon dostanie szlaban było jedynie detalem.
W końcu chichot z wolna ustawał, kiedy po kolei drużyny opuszczały boisko, a czerwoni zebrali już ostatnią z piłek. Ciekawiło go jednak, kto weźmie dwa ostatnie, zdatne do użytku kafle, ponieważ wyjący dalej leżał i wył, smrodek już trochę mniej śmierdział, zaś ostatnia piłka znajdowała się wciśnięta w ziemię pomiędzy jego nogami. Podniósł się do pozycji siedzącej i wziął ją więc do rąk, jak gdyby teraz zamierzał chronić swego skarbu i akurat gdy to zrobił, jego oczy spotkały się ze spojrzeniem Hamiltonówny, której posłał kolejny ze swoich niewinnych uśmiechów, który jasno dawał do zrozumienia kto tutaj jest wszystkiemu winny - Krukoni! - bo zawsze trzeba iść w zaparte.
Spektakularnego upiorogacka, który miał być w niego, a uderzył we właścicielkę niestety nie zauważył. Może to i lepiej, bo chłopak ciągle nie podnosił się z ziemi. Dd uderzenia dwóch tłuczków jego brzuch nadal dawał się we znaki, na szczęście w przeciwieństwie do Mańki, on nadal nie opróżnił swojego żołądka, choć chwilami był tego naprawdę bliski. Może to lepiej, że nic wcześniej nie zjadł. Uniósł rękę z piłką i pomachał nią Rhinnie, jak gdyby przywołując ją tym gestem do siebie, albo pokazując swój tryumf "tak, to ja! Sammy wspaniały jako jedyny jestem teraz w posiadaniu kafla!". W sumie, obie odpowiedzi były prawdziwe, ponieważ z całego tego zamieszania chłopak był całkowicie, absolutnie i dokumentnie dumny. A to, że jeśli Matteo w końcu dojdzie do siebie oznaczało, że ślizgon dostanie szlaban było jedynie detalem.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
No i czego ona się spodziewała po wszystkich dookoła? Że niby ktoś im pomoże ogarnąć ten cały bajzel? Może i nie myślała, że będą ostatnią drużyną, która zostanie na boisku, ale ktokolwiek mógł zostać i pomóc im w sprzątaniu! ALE NIE! Wszystkie inne zespoły postanowiły zostawić Bogu ducha winnych Gryfonów na sprzątaniu tego całego bałaganu.
Gdy wszystkie tłuczki znalazły się na nowo w skrzyniach, 'bezpieczne' - jeśli tak to można powiedzieć, cała drużyna Gryfonów z pluskiem wylądowała na ziemi. Byli padnięci, co Rhinna w stu procentach rozumiała. Ani pogoda nie pomagała w usiedzeniu na miotle, ani w ogarnianiu wszystkich tłuczków. Widząc niektórych miny i zmęczenie malujące się na ich twarzach, nie miała serca ich dalej tutaj trzymać.
- Super robota! Lećcie szybko do Pokoju Wspólnego, weźcie gorące prysznice i wypijcie koniecznie coś ciepłego. Jeśli ktokolwiek poczuje się gorzej, ma od razu iść do Skrzydła Szpitalnego po coś na wzmocnienie! Nie możemy pozwolić, by ktoś był chory. Dbajcie o siebie. Ja tutaj dokończę!
Odesłała całą swoją drużynę. Deszcze jeszcze zaciekał, Rhinna czuła, jak ma cały mokry strój do Quidditcha na sobie, a jej blond włosy - te, które nie były związane w gruby warkocz albo zdążyły powyłazić z ładnego upięcia - przyklejały jej się do twarzy i woda po niej spływała. Odłożyła swoją miotłę na ziemię i rozejrzała się. W tym momencie jej wzrok padł na Samuela, który machał do niej jak głupi. KAFLEM. Westchnęła. Obiecała, że dokończy sprzątanie, więc zamierzała to zrobić - chyba, że Matteo się zreflektuje i nie czując się już zagrożony przez nikogo weźmie na siebie cokolwiek do zrobienia.
Ruszyła w stronę chłopaka siedzącego na ziemi, kłapiąc butami w wodzie w ziemi. Mimo tego, że była lekka, ziemia była tak namoczona, że zapadała się na kilka centymetrów. Podeszła do Jarsena i oparła ręce na biodrach.
- Zadowolony pewno jesteś z siebie, Upiorku, co?
Uśmiechnęła się lekko, przechylając głowę w bok. Poczuła, jak pogoda powoli się uspokaja, deszcz zmalał, wiatr zaczął się uspokajać. Podniosła głowę i skierowała spojrzenie na niebo. W końcu trochę słońca będzie - znaczy, na to miała nadzieję. Przesunęła po chwili spojrzenie na kafle leżące niedaleko. Tego wyjącego i tego śmierdziuszka. Przekręciła oczami, wyciągając różdżkę z szaty. Wymierzyła dłonią w stronę wyjca wpierw i już chciała machnąć różdżką, gdy zaczęło ją kręcić w nosie. Szybko przymknęła powieki, próbując zapanować nad kichnięciem, ale niestety...
- Apsik!
Zadrżała i westchnęła cicho. Kazała drużynie iść się ogarnąć, a sama będzie chora. Nah, nieważne. Szybko podniosła znów różdżkę i skierowała ją ku kaflom.
- Finite!
Gdy wszystkie tłuczki znalazły się na nowo w skrzyniach, 'bezpieczne' - jeśli tak to można powiedzieć, cała drużyna Gryfonów z pluskiem wylądowała na ziemi. Byli padnięci, co Rhinna w stu procentach rozumiała. Ani pogoda nie pomagała w usiedzeniu na miotle, ani w ogarnianiu wszystkich tłuczków. Widząc niektórych miny i zmęczenie malujące się na ich twarzach, nie miała serca ich dalej tutaj trzymać.
- Super robota! Lećcie szybko do Pokoju Wspólnego, weźcie gorące prysznice i wypijcie koniecznie coś ciepłego. Jeśli ktokolwiek poczuje się gorzej, ma od razu iść do Skrzydła Szpitalnego po coś na wzmocnienie! Nie możemy pozwolić, by ktoś był chory. Dbajcie o siebie. Ja tutaj dokończę!
Odesłała całą swoją drużynę. Deszcze jeszcze zaciekał, Rhinna czuła, jak ma cały mokry strój do Quidditcha na sobie, a jej blond włosy - te, które nie były związane w gruby warkocz albo zdążyły powyłazić z ładnego upięcia - przyklejały jej się do twarzy i woda po niej spływała. Odłożyła swoją miotłę na ziemię i rozejrzała się. W tym momencie jej wzrok padł na Samuela, który machał do niej jak głupi. KAFLEM. Westchnęła. Obiecała, że dokończy sprzątanie, więc zamierzała to zrobić - chyba, że Matteo się zreflektuje i nie czując się już zagrożony przez nikogo weźmie na siebie cokolwiek do zrobienia.
Ruszyła w stronę chłopaka siedzącego na ziemi, kłapiąc butami w wodzie w ziemi. Mimo tego, że była lekka, ziemia była tak namoczona, że zapadała się na kilka centymetrów. Podeszła do Jarsena i oparła ręce na biodrach.
- Zadowolony pewno jesteś z siebie, Upiorku, co?
Uśmiechnęła się lekko, przechylając głowę w bok. Poczuła, jak pogoda powoli się uspokaja, deszcz zmalał, wiatr zaczął się uspokajać. Podniosła głowę i skierowała spojrzenie na niebo. W końcu trochę słońca będzie - znaczy, na to miała nadzieję. Przesunęła po chwili spojrzenie na kafle leżące niedaleko. Tego wyjącego i tego śmierdziuszka. Przekręciła oczami, wyciągając różdżkę z szaty. Wymierzyła dłonią w stronę wyjca wpierw i już chciała machnąć różdżką, gdy zaczęło ją kręcić w nosie. Szybko przymknęła powieki, próbując zapanować nad kichnięciem, ale niestety...
- Apsik!
Zadrżała i westchnęła cicho. Kazała drużynie iść się ogarnąć, a sama będzie chora. Nah, nieważne. Szybko podniosła znów różdżkę i skierowała ją ku kaflom.
- Finite!
Re: Boisko
Jakoś nie było mu szkoda, że to na gryfonów spadła lwia część pracy, przy ogarnianiu tego burdelu. No dobra, gdyby spadło na inny dom, to jemu też niespecjalnie byłoby szkoda. Tak długo, jak ten obowiązek nie przypadł jemu w udziale, tak długo jemu nie było niczego szkoda. Złośliwy cep.
Patrzył więc, jak gryfonka wydaje komendy swojej drużynie, a gdy Ci skończyli swoje i opuścili boisko, proszę cóż się stało? Postanowiła sobie obrać za cel jego i jego skarb! Nie ma tak dobrze.
- No jasne, złapałem kafla. Nie o to w tej grze chodzi? - No, i jeszcze głupa zgrywa, bo przecież musiał. Wolną ręką wydłubał sobie mokrego karalucha z włosów, przyjrzał mu się chwilę po czym pstryknął palcami wyrzucając go gdzieś w stronę najbliższej kałuży... czyli w zasadzie kuźwa wszędzie. Dopiero teraz chyba dotarło do niego, że jest cały przemoczony, jednak zadowolona z siebie, uchachana mina jakoś z niego nie spełzała. Odbije mu się to na ferie, jestem tego pewien.
Poza tym, on nadal mierzył ją miarą jej zdolności detektywistycznych z trzeciej klasy, tak więc tak długo jak będzie szedł w zaparte, tak długo Rhinna nigdy nie dojdzie do tego, co tak naprawdę się tu stało. On był niewinny - w swoim przekonaniu - i tak oto musiał go teraz postrzegać cały świat. Otóż to!
- Katarek? - Spytał kiedy kichnęła i dopiero teraz zobaczył, że niszczy ona owoce jego dzieła. Pozwolił jej jednak na to, plan poszedł w pizdu w momencie, gdy wszystkie drużyny zachciały akurat trenować tego samego dnia i to akurat wtedy, kiedy on podpierdolił PRAWIE wszystkie kafle. Pieprzony Matteo i jego zapasowa piłka.
Nadal nie zamierzał przyznawać się, jakoby miał cokolwiek wspólnego z całym tym zajściem. Wszyscy byli w powietrzu, a Matteo chyba hiperwentylował, więc na pewno nikt, ale to absolutnie nikt nie widział, jak on wypuszczał przecież tłuczki prawda?
No i tak siedział, przyciskając kafla do siebie, niczym dziecko z syndromem sierocym, ociekając wodą i patrząc się na równie mokrą blondynę. Hmm, to brzmi jak początek bardzo suchego kawału.
Patrzył więc, jak gryfonka wydaje komendy swojej drużynie, a gdy Ci skończyli swoje i opuścili boisko, proszę cóż się stało? Postanowiła sobie obrać za cel jego i jego skarb! Nie ma tak dobrze.
- No jasne, złapałem kafla. Nie o to w tej grze chodzi? - No, i jeszcze głupa zgrywa, bo przecież musiał. Wolną ręką wydłubał sobie mokrego karalucha z włosów, przyjrzał mu się chwilę po czym pstryknął palcami wyrzucając go gdzieś w stronę najbliższej kałuży... czyli w zasadzie kuźwa wszędzie. Dopiero teraz chyba dotarło do niego, że jest cały przemoczony, jednak zadowolona z siebie, uchachana mina jakoś z niego nie spełzała. Odbije mu się to na ferie, jestem tego pewien.
Poza tym, on nadal mierzył ją miarą jej zdolności detektywistycznych z trzeciej klasy, tak więc tak długo jak będzie szedł w zaparte, tak długo Rhinna nigdy nie dojdzie do tego, co tak naprawdę się tu stało. On był niewinny - w swoim przekonaniu - i tak oto musiał go teraz postrzegać cały świat. Otóż to!
- Katarek? - Spytał kiedy kichnęła i dopiero teraz zobaczył, że niszczy ona owoce jego dzieła. Pozwolił jej jednak na to, plan poszedł w pizdu w momencie, gdy wszystkie drużyny zachciały akurat trenować tego samego dnia i to akurat wtedy, kiedy on podpierdolił PRAWIE wszystkie kafle. Pieprzony Matteo i jego zapasowa piłka.
Nadal nie zamierzał przyznawać się, jakoby miał cokolwiek wspólnego z całym tym zajściem. Wszyscy byli w powietrzu, a Matteo chyba hiperwentylował, więc na pewno nikt, ale to absolutnie nikt nie widział, jak on wypuszczał przecież tłuczki prawda?
No i tak siedział, przyciskając kafla do siebie, niczym dziecko z syndromem sierocym, ociekając wodą i patrząc się na równie mokrą blondynę. Hmm, to brzmi jak początek bardzo suchego kawału.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
Przez dłuższą chwilę Rhinna biegała jeszcze po boisku i ogarniała resztę bajzlu. Na szczęście Finite zadziałało i w końcu na boisko zaległa błoga dla uszu cisza. Szybkie Accio na kafle, które po chwili znalazły się w jej rękach i już po parunastu sekundach były chowane do odpowiednich skrzynek. Matteo na sam koniec postanowił się zreflektować i pomógł jej zamknąć kufry. Cóż za pomoc! Nieoceniona, naprawdę.
Deszcze przestał padać całkowicie, chociaż to wcale nie załatwiło mokrych, klejących się do ciała ubrań. Z jednej strony jako gracz Quidditcha nie przeszkadzała jej żadna pogoda, ale lepiej było, gdy deszcz padał przez całą grę. Nienawidziła momentu, gdy ciuchy się suszą na niej. Robią się wtedy nieprzyjemne. Wzdrygnęła się na samą myśl. Wróciła do Jarsena i stanęła nad nim.
- Częściowo tak, ale nie w tym momencie. Oddaj po dobroci kafla.
Uśmiechnęła się do niego bardzo miło, zastanawiając się, co mu zrobi jeśli tego kafla nie odda. Załaskocze? Pewno nie miał łaskotek. Walnie zaklęciem? Nie była jakimś troglodytą, który zachowuje się w ten sposób. W końcu zrezygnowana przekręciła oczami i opadła na murawę obok niego. Położyła się z pluskiem w mokrej trawie i skierowała spojrzenie na przejaśniające się niebo.
- Ta, na bank będę chora po tym. Może potem pójdę się wygrzać w łazience prefektów, nie wiem w sumie.
Dopiero teraz czuła, jak jest zmęczona i obolała. Od tego całego wysiłku bolało ją wszystko. W końcu, jakby nie patrzeć tłuczków do unikania było parę razy więcej, niż normalnie podczas meczu. Dobrze, że niedługo ferie. Nie miała jeszcze w stu procentach planów, chociaż będzie chciała wyjechać. Musiała się tylko dogadać z kimś na ten temat. Albo nawet i z paroma osobami.
Leżąc cały czas w wodzie przekręciła głowę w kierunku Samuela. Wyszczerzyła zęby w wesołym uśmiechu w jego kierunku.
- Przyznasz mi się, że to Twoja sprawka? Czy będziesz szedł w zaparte, że nie?
Przecież nie zamierzała mu niczego zrobić!
Deszcze przestał padać całkowicie, chociaż to wcale nie załatwiło mokrych, klejących się do ciała ubrań. Z jednej strony jako gracz Quidditcha nie przeszkadzała jej żadna pogoda, ale lepiej było, gdy deszcz padał przez całą grę. Nienawidziła momentu, gdy ciuchy się suszą na niej. Robią się wtedy nieprzyjemne. Wzdrygnęła się na samą myśl. Wróciła do Jarsena i stanęła nad nim.
- Częściowo tak, ale nie w tym momencie. Oddaj po dobroci kafla.
Uśmiechnęła się do niego bardzo miło, zastanawiając się, co mu zrobi jeśli tego kafla nie odda. Załaskocze? Pewno nie miał łaskotek. Walnie zaklęciem? Nie była jakimś troglodytą, który zachowuje się w ten sposób. W końcu zrezygnowana przekręciła oczami i opadła na murawę obok niego. Położyła się z pluskiem w mokrej trawie i skierowała spojrzenie na przejaśniające się niebo.
- Ta, na bank będę chora po tym. Może potem pójdę się wygrzać w łazience prefektów, nie wiem w sumie.
Dopiero teraz czuła, jak jest zmęczona i obolała. Od tego całego wysiłku bolało ją wszystko. W końcu, jakby nie patrzeć tłuczków do unikania było parę razy więcej, niż normalnie podczas meczu. Dobrze, że niedługo ferie. Nie miała jeszcze w stu procentach planów, chociaż będzie chciała wyjechać. Musiała się tylko dogadać z kimś na ten temat. Albo nawet i z paroma osobami.
Leżąc cały czas w wodzie przekręciła głowę w kierunku Samuela. Wyszczerzyła zęby w wesołym uśmiechu w jego kierunku.
- Przyznasz mi się, że to Twoja sprawka? Czy będziesz szedł w zaparte, że nie?
Przecież nie zamierzała mu niczego zrobić!
Re: Boisko
Jarsen zignorował kompletnie zastępcę nauczyciela, który w końcu raczył zrobić cokolwiek, niż wyglądać jak przygłup. Póki nie pamiętał o nim, on nie zamierzał się mu przypominać. Poza tym, miał teraz przed sobą panią prefekt, która chyba zamierzała zacząć suszyć mu głowę... a przydałoby się, była naprawdę mokra.
- Musiałabyś mi go odebrać, takie są chyba zasady nie? - My Precious. Jeśli Hamilton myślała, że on kafla odda teraz po dobroci, to się chyba naprawdę grubo myliła. Jakby chcąc podkreślić swoje słowa, zamierzał jeszcze w tej grze oszukiwać, bo zamiast schować piłkę pod pachę, wsunął ją sobie pod mokrą bluzę i teraz wyglądał, jakby zaszedł w ciążę. No jak dziecko z balonikiem normalnie. Gdyby miał dwa, pewnie udawałby, że ma cycki.
- Nie znasz zasad przetrwania na zimno? - Oczywiście żartował, bo wyszczerzył się odrobinę zbyt wesoło, zamiast jak przystało na kogoś, kto sugeruje rozebrać się i dzielić ciepłem ciał. Bo tak naprawdę, on przecież tego nie sugerował.
Czy się przyzna? Hell no. Rhinna koniec końców była prefektem. Na jej isnynuację zrobił minę kompletnie zgłupiałą, jak ktoś kto zupełnie nie wie o czym jest mowa. I am confusion.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Nie widzisz, że właśnie wróciłem z basenu? - Gestem rąk ślizgon pokazał, że przecież jest mokry jak ktoś, kto właśnie wyszedł z wody. To nic, że przyszedł suchy, osmalony, śmierdzący i z karaluchami we włosach. Teraz nie zostało przecież po tym ani śladu... no dobra poza ostatnim karaluchem, który właśnie wydostał się z mokrych strąków i kierował swoje kroki w stronę jego ucha, przez co Sammy zaczął się chichrać. Zatrząsł łepetyną i zrzucił robala, który wylądował w mokrej ziemi tuż obok gryfonki, zaś Jarsen posłał jej najbardziej niewinny uśmiech, jaki posiadał w swoim repertuarze.
- Musiałabyś mi go odebrać, takie są chyba zasady nie? - My Precious. Jeśli Hamilton myślała, że on kafla odda teraz po dobroci, to się chyba naprawdę grubo myliła. Jakby chcąc podkreślić swoje słowa, zamierzał jeszcze w tej grze oszukiwać, bo zamiast schować piłkę pod pachę, wsunął ją sobie pod mokrą bluzę i teraz wyglądał, jakby zaszedł w ciążę. No jak dziecko z balonikiem normalnie. Gdyby miał dwa, pewnie udawałby, że ma cycki.
- Nie znasz zasad przetrwania na zimno? - Oczywiście żartował, bo wyszczerzył się odrobinę zbyt wesoło, zamiast jak przystało na kogoś, kto sugeruje rozebrać się i dzielić ciepłem ciał. Bo tak naprawdę, on przecież tego nie sugerował.
Czy się przyzna? Hell no. Rhinna koniec końców była prefektem. Na jej isnynuację zrobił minę kompletnie zgłupiałą, jak ktoś kto zupełnie nie wie o czym jest mowa. I am confusion.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Nie widzisz, że właśnie wróciłem z basenu? - Gestem rąk ślizgon pokazał, że przecież jest mokry jak ktoś, kto właśnie wyszedł z wody. To nic, że przyszedł suchy, osmalony, śmierdzący i z karaluchami we włosach. Teraz nie zostało przecież po tym ani śladu... no dobra poza ostatnim karaluchem, który właśnie wydostał się z mokrych strąków i kierował swoje kroki w stronę jego ucha, przez co Sammy zaczął się chichrać. Zatrząsł łepetyną i zrzucił robala, który wylądował w mokrej ziemi tuż obok gryfonki, zaś Jarsen posłał jej najbardziej niewinny uśmiech, jaki posiadał w swoim repertuarze.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
Leżąc tak w mokrej trawie, nie spuszczała spojrzenia z chłopaka. Mogła się w sumie domyślać, że teraz jako prefektowi ludzie będą chcieli mniej mówić zdecydowanie. Skończyły się czasu ploteczek, na co jej to było? Przymknęła powieki i westchnęła cicho.
- Nie znam zasad przetrwania na zimno. Nigdy nie były mi potrzebne. Nie interesowały mnie zatem.
Bullshit, dobrze znała te zasady, choć faktycznie nigdy nie musiała z nich korzystać. Tak więc nawet się nad nimi nie zastanawiała. Nie chciało jej się ruszyć w tym momencie i odbierać mu piłki siłą. Była na przegranej pozycji ze swoją prawie filigranową sylwetką. Chociaż może jednak trochę siły miała, kto wie? Już zaczęła obmyślać w głowie plan zabrania mu kafla, gdy Jarsen rzucił uwagę o basenie, co rozśmieszyło Hamiltonównę. Z zamkniętymi oczami zaśmiała się wesoło.
- Dzisiaj to basen przyszedł do nas, a nie my do niego.
Rzuciła szybko, uchylając powieki i spojrzała na Samuela w momencie, gdy zrzucił robala ze swojej głowy, a ten postanowił wylądować obok gryfonki... Na co Rhi szybko poderwała się z ziemi i odsunęła od miejsca lądowania robala. Nienawidziła karaluchów. Były obrzydliwe. Upewniając się, że jest daleko od tego obrzydliwego stworzenia i że on nie zmierza w jej kierunku, wróciła spojrzeniem na chlopaka. Przez chwilę mu się przyglądała, po czym uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Oddaj kafla!
Nie dając mu czasu na zastanowienie się nad jej słowami, rzuciła się na chłopaka, powalając go na ziemię i próbując wyciągnąć piłkę spod jego koszulki.
- Nie znam zasad przetrwania na zimno. Nigdy nie były mi potrzebne. Nie interesowały mnie zatem.
Bullshit, dobrze znała te zasady, choć faktycznie nigdy nie musiała z nich korzystać. Tak więc nawet się nad nimi nie zastanawiała. Nie chciało jej się ruszyć w tym momencie i odbierać mu piłki siłą. Była na przegranej pozycji ze swoją prawie filigranową sylwetką. Chociaż może jednak trochę siły miała, kto wie? Już zaczęła obmyślać w głowie plan zabrania mu kafla, gdy Jarsen rzucił uwagę o basenie, co rozśmieszyło Hamiltonównę. Z zamkniętymi oczami zaśmiała się wesoło.
- Dzisiaj to basen przyszedł do nas, a nie my do niego.
Rzuciła szybko, uchylając powieki i spojrzała na Samuela w momencie, gdy zrzucił robala ze swojej głowy, a ten postanowił wylądować obok gryfonki... Na co Rhi szybko poderwała się z ziemi i odsunęła od miejsca lądowania robala. Nienawidziła karaluchów. Były obrzydliwe. Upewniając się, że jest daleko od tego obrzydliwego stworzenia i że on nie zmierza w jej kierunku, wróciła spojrzeniem na chlopaka. Przez chwilę mu się przyglądała, po czym uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Oddaj kafla!
Nie dając mu czasu na zastanowienie się nad jej słowami, rzuciła się na chłopaka, powalając go na ziemię i próbując wyciągnąć piłkę spod jego koszulki.
Re: Boisko
No niestety, było gryfonce nie przyjmować odznaki. No dobra zgrywam się, on po prostu szedł w zaparte bo taka jego natura. To, czy Rhinna miała teraz odznakę i mogłaby mu nawet dać szlaban było całkowicie poza jego procesem myślowym.
- Jak to nie znasz? To kto mnie nauczy? - Skoro ona nie zna, to i on nie zna ot co! Teraz oboje mogą rżnąć głupa na tym samym poziomie. I to nic, że on podjął wątek. Zaprzeczaj wszystkiemu, nawet samemu sobie a co!
- Pierwszy raz widziałem basen w klimacie gotyckim - Skinął głową na ciemne chmury, które coraz bardziej się rozrzedzały. Kiedy pani prefekt poderwała się z ziemi, na ułamek sekundy pojawił się u niego zawadiacki uśmiech. Czyli Rhinna brzydzi się karaluchów. Zanotowane.
- Nie mam kaf... - I nie dokończył, bo jego plecy uderzyły o ziemię, a piłka docisnęła do wciąż obolałego brzucha, kiedy blondyna rzuciła się na niego. I wszystko byłoby ok, gdyby teraz nie zaczęła go molestować. Uparcie trzymał bluzę u dołu, blokując dziewczynie dostęp z tamtej strony. Kretyn zapomniał, że lepszy efekt osiągnąłby łapiąc przecież jej nadgarstki. Chyba naprawdę nie spodziewał się takiego obrotu spraw, tak więc w całym tym zamieszaniu, po raz pierwszy jego mina była autentycznie ogłupiała. Calineczce Lidell udało się go naprawdę zaskoczyć.
- Jak to nie znasz? To kto mnie nauczy? - Skoro ona nie zna, to i on nie zna ot co! Teraz oboje mogą rżnąć głupa na tym samym poziomie. I to nic, że on podjął wątek. Zaprzeczaj wszystkiemu, nawet samemu sobie a co!
- Pierwszy raz widziałem basen w klimacie gotyckim - Skinął głową na ciemne chmury, które coraz bardziej się rozrzedzały. Kiedy pani prefekt poderwała się z ziemi, na ułamek sekundy pojawił się u niego zawadiacki uśmiech. Czyli Rhinna brzydzi się karaluchów. Zanotowane.
- Nie mam kaf... - I nie dokończył, bo jego plecy uderzyły o ziemię, a piłka docisnęła do wciąż obolałego brzucha, kiedy blondyna rzuciła się na niego. I wszystko byłoby ok, gdyby teraz nie zaczęła go molestować. Uparcie trzymał bluzę u dołu, blokując dziewczynie dostęp z tamtej strony. Kretyn zapomniał, że lepszy efekt osiągnąłby łapiąc przecież jej nadgarstki. Chyba naprawdę nie spodziewał się takiego obrotu spraw, tak więc w całym tym zamieszaniu, po raz pierwszy jego mina była autentycznie ogłupiała. Calineczce Lidell udało się go naprawdę zaskoczyć.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
- Oddawaaaaaaaj!
Hamilton z szerokim uśmiechem na ustach, ukazującym praktycznie wszystkie zęby powaliła chłopaka i teraz sobie w najlepsze na nim siedziała. Obydwoje i tak mieli mokre ciuchy, więc nawet jakoś szczególnie tego nie odczuli zapewne po deszczu, zresztą, gdy Samuel wylądował na ziemi to prosto w kałużę. To na pewno nie pomoże im wyschnąć, ale w tym momencie to była ostatnia myśl, która mogła przejść jej przez głowę.
- Przecież wiem, że nie jesteś w ciąży! Oddawaj!
Złapała go za ręce, próbując odsunąć je od jego ubrania, by puścił bluzę i by mogła zabrać kafla. Na co on mu? On nie gra! A to była ostatnia piłka, której brakowało w skrzyniach! Obiecała sobie, że posprząta - ale nie oszukiwała się, że trochę śmiechu się w tym momencie przyda. Najwyraźniej zaskoczyła swoim zachowaniem Samuela, ale tak naprawdę, przez co był z siebie dumna.
- Dawaj, no już już! Inaczej Cię załaskoczę~!
Rzuciła jeszcze cicho, przymykając powieki i patrząc na niego przez malutką szparkę między nimi.. Nadal nie wiedziała, czy chłopak ma łaskotki. Może czas było to sprawdzić?
Hamilton z szerokim uśmiechem na ustach, ukazującym praktycznie wszystkie zęby powaliła chłopaka i teraz sobie w najlepsze na nim siedziała. Obydwoje i tak mieli mokre ciuchy, więc nawet jakoś szczególnie tego nie odczuli zapewne po deszczu, zresztą, gdy Samuel wylądował na ziemi to prosto w kałużę. To na pewno nie pomoże im wyschnąć, ale w tym momencie to była ostatnia myśl, która mogła przejść jej przez głowę.
- Przecież wiem, że nie jesteś w ciąży! Oddawaj!
Złapała go za ręce, próbując odsunąć je od jego ubrania, by puścił bluzę i by mogła zabrać kafla. Na co on mu? On nie gra! A to była ostatnia piłka, której brakowało w skrzyniach! Obiecała sobie, że posprząta - ale nie oszukiwała się, że trochę śmiechu się w tym momencie przyda. Najwyraźniej zaskoczyła swoim zachowaniem Samuela, ale tak naprawdę, przez co był z siebie dumna.
- Dawaj, no już już! Inaczej Cię załaskoczę~!
Rzuciła jeszcze cicho, przymykając powieki i patrząc na niego przez malutką szparkę między nimi.. Nadal nie wiedziała, czy chłopak ma łaskotki. Może czas było to sprawdzić?
Re: Boisko
To było co najmniej napastowanie, a już na pewno dyskryminacja. Skąd ona może wiedzieć, że pan Jarsen nie jest w ciąży?
Jak to typowo dla niego, on już zaczynał się chichrać, a do łaskotania jeszcze nie doszło. Śmiech też nie był mu teraz na rękę, bo co chwila przepona przypominała mu, że dostała lekkie wciry od dwóch piłek i już z pewnością wyrastały tam siniaki, a dociskająca w tamtym miejscu piłka wcale nie pomagała w niczym.
Nadal wzbraniał się przed jej atakami, zupełnie zapominając, że przyklejone od wody do ciała ubranie samo w sobie stanowiło barierę. Jak widać, dobrze się bawiąc idzie zapomnieć o bożym świecie i wszelkich jego prawach.
- Uprzedzam, że będę wierzgał - Jarsen niestety łaskotki posiadał. Nie lubił tego faktu, bo choć śmiał się ze wszystkiego, to owy śmiech przychodził naturalnie. Wycie, którym zawodził w trakcie łaskotania było wymuszone, a co za tym idzie - nie podobało mu się. Ani trochę!
- Przysięgam na klejnoty rodowe Frasera i Corteza, że nie mam kafla! - Wydukał jeszcze, widząc jak jej palce aż się przymierzają do ataku. No co? Mógł przecież przysięgać na cudze, bo tych nie będzie mu szkoda, jeśli miałyby od kłamstwa uschnąć. Jarsen wiedział co go czeka i teraz musiał powziąć najważniejszą decyzję. Bronić piłki, czy bronić siebie. Był to trudny orzech do zgryzienia i obawiam się, że nie zdążył tak naprawdę przemyśleć wszystkich za i przeciw na czas.
Jak to typowo dla niego, on już zaczynał się chichrać, a do łaskotania jeszcze nie doszło. Śmiech też nie był mu teraz na rękę, bo co chwila przepona przypominała mu, że dostała lekkie wciry od dwóch piłek i już z pewnością wyrastały tam siniaki, a dociskająca w tamtym miejscu piłka wcale nie pomagała w niczym.
Nadal wzbraniał się przed jej atakami, zupełnie zapominając, że przyklejone od wody do ciała ubranie samo w sobie stanowiło barierę. Jak widać, dobrze się bawiąc idzie zapomnieć o bożym świecie i wszelkich jego prawach.
- Uprzedzam, że będę wierzgał - Jarsen niestety łaskotki posiadał. Nie lubił tego faktu, bo choć śmiał się ze wszystkiego, to owy śmiech przychodził naturalnie. Wycie, którym zawodził w trakcie łaskotania było wymuszone, a co za tym idzie - nie podobało mu się. Ani trochę!
- Przysięgam na klejnoty rodowe Frasera i Corteza, że nie mam kafla! - Wydukał jeszcze, widząc jak jej palce aż się przymierzają do ataku. No co? Mógł przecież przysięgać na cudze, bo tych nie będzie mu szkoda, jeśli miałyby od kłamstwa uschnąć. Jarsen wiedział co go czeka i teraz musiał powziąć najważniejszą decyzję. Bronić piłki, czy bronić siebie. Był to trudny orzech do zgryzienia i obawiam się, że nie zdążył tak naprawdę przemyśleć wszystkich za i przeciw na czas.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
Dobra, żyją w świecie magii, zapewne istniała jakaś szansa, że facet mógłby być w ciąży. Jarsen był jednak na przegranej pozycji, bo Rhinna widziała po prostu, jak chowa pod bluzą kafla. Słysząc, jak chłopak zaczyna się chichrać, uniosła wysoko lewą brew. Oh, czyli Samuel ma chyba łaskotki. Będzie trzeba to zaraz wykorzystać. Wtedy na pewno przecież odda jej kafla!
- Możesz wierzgać ile wlezie, to Ci nie pomoże!
Już puszczała jego ręce, szykując się do łaskotania, już prawie dotykała opuszkami palców jego boków, gdy doszła do niej jego kolejna wypowiedź. Zamrugała zaskoczona oczami.
- Frasera? I.. I Corteza?
Spojrzała na niego zaskoczona. Miała wrażenie, że zaraz na jej policzkach pojawi się rumieniec, ale póki co - bardziej przemawiał na niej szok i zaskoczenie. Już go miała zapytać, czemu nie na swoje, ale doszło do niej całkowite znaczenie wypowiedź chłopaka. I to, o co ona chciała zapytać. Spaliła szybko buraka i walnęła go w rękę.
- Jesteś obrzydliwy!
Jęknęła cicho czując ją burak na twarzy. Nie, na jej zawstydzenie wcale nie wpłynęło to, że wspomniał o Nevanie (może troche), tylko że rzucił jakimś hasłem w TAKIM temacie, co po prostu zawstydziło Hamiltonównę. Nie zastanawiając się dłużej zaczęła w końcu łaskotać Jarsena.
- ODDAWAJ KAFLA!
Musiała przecież jakoś zasłonić swoje zawstydzenie w tym temacie! A najlepiej było zająć go czymś innym!
- Możesz wierzgać ile wlezie, to Ci nie pomoże!
Już puszczała jego ręce, szykując się do łaskotania, już prawie dotykała opuszkami palców jego boków, gdy doszła do niej jego kolejna wypowiedź. Zamrugała zaskoczona oczami.
- Frasera? I.. I Corteza?
Spojrzała na niego zaskoczona. Miała wrażenie, że zaraz na jej policzkach pojawi się rumieniec, ale póki co - bardziej przemawiał na niej szok i zaskoczenie. Już go miała zapytać, czemu nie na swoje, ale doszło do niej całkowite znaczenie wypowiedź chłopaka. I to, o co ona chciała zapytać. Spaliła szybko buraka i walnęła go w rękę.
- Jesteś obrzydliwy!
Jęknęła cicho czując ją burak na twarzy. Nie, na jej zawstydzenie wcale nie wpłynęło to, że wspomniał o Nevanie (może troche), tylko że rzucił jakimś hasłem w TAKIM temacie, co po prostu zawstydziło Hamiltonównę. Nie zastanawiając się dłużej zaczęła w końcu łaskotać Jarsena.
- ODDAWAJ KAFLA!
Musiała przecież jakoś zasłonić swoje zawstydzenie w tym temacie! A najlepiej było zająć go czymś innym!
Re: Boisko
Różne przypadki się zdarzały, mag w ciąży nie byłby pewnie nawet na szczycie najdziwniejszych wydarzeń świata czarodziejów. Z pewnością byłby jednak pierwszym takim przypadkiem w Hogwarcie. Afera na cały kraj, uczeń płci męskiej w ciąży. Do tego nieletni.
- Żebyś się nie zdziwiła. Byłem mistrzem zapasów w błocie stanu Kentucky! - Naprawdę był. Na którychś wakacjach, gdy z paczką znajomych z ameryki wybrali się na podróż przez stany, zawitali do jakiegoś baru, gdzie organizowane były zapasy w błocie w bikini. Jarsen i paczka uznali za zabawny pomysł wziąć udział w tych zapasach. W pierwszej rundzie nawet miał na sobie prawdziwe damskie bikini, ale gdy już właściciele przybytku przestali piać ze śmiechu, kazali mu założyć coś bardziej odpowiedniego. Z pewnością nie mieli na myśli speedo, które włożył, ale na to już narzekać nie mogli.
Słysząc pytanie, rozbudziło się jego zaciekawienie. Czemu akurat w tym wszystkim to ono było czymś dziwnym? Czyżby panna Hamilton coś ukrywała? Nie miał jednak czasu się nad tym zastanowić, bo oto cała jej twarz przybrała barwy jej domu. Dodając do tego blond włosy - gryfonka jak się patrzy!
- Au - Udał oburzenie, gdy strzeliła mu kuksańca. Mało to on już miał siniaków? I czemu wszyscy w tej szkole go biją, jak jakiś worek treningowy. Tłuczki, trawnik, Rhinna... a zapomniałem, jeszcze eksplozje. Te uwzięły się na nim chyba wyjątkowo.
Kiedy w końcu przepuściła atak, chłopak ledwo miał czas nabrać powietrze, gdyż niekontrolowana salwa śmiechu wystrzeliła z niego z większym impetem, niż zawartość żołądka puchonki zaledwie jakiś czas temu. Ręce jednak zamiast trzymać bluzę teraz dociskały się splecione do brzucha i boków, jak gdyby to mogło w czymkolwiek pomóc. Tak małe dłonie jak miała Hamilton bez problemu mogły się przecież przecisnąć do niezbędnych do łaskotania zakamarków. I co Ci z tytułu mistrza zapasów w błocie Jarsen, kiedy przeciwnik gra nieczysto?
- Żebyś się nie zdziwiła. Byłem mistrzem zapasów w błocie stanu Kentucky! - Naprawdę był. Na którychś wakacjach, gdy z paczką znajomych z ameryki wybrali się na podróż przez stany, zawitali do jakiegoś baru, gdzie organizowane były zapasy w błocie w bikini. Jarsen i paczka uznali za zabawny pomysł wziąć udział w tych zapasach. W pierwszej rundzie nawet miał na sobie prawdziwe damskie bikini, ale gdy już właściciele przybytku przestali piać ze śmiechu, kazali mu założyć coś bardziej odpowiedniego. Z pewnością nie mieli na myśli speedo, które włożył, ale na to już narzekać nie mogli.
Słysząc pytanie, rozbudziło się jego zaciekawienie. Czemu akurat w tym wszystkim to ono było czymś dziwnym? Czyżby panna Hamilton coś ukrywała? Nie miał jednak czasu się nad tym zastanowić, bo oto cała jej twarz przybrała barwy jej domu. Dodając do tego blond włosy - gryfonka jak się patrzy!
- Au - Udał oburzenie, gdy strzeliła mu kuksańca. Mało to on już miał siniaków? I czemu wszyscy w tej szkole go biją, jak jakiś worek treningowy. Tłuczki, trawnik, Rhinna... a zapomniałem, jeszcze eksplozje. Te uwzięły się na nim chyba wyjątkowo.
Kiedy w końcu przepuściła atak, chłopak ledwo miał czas nabrać powietrze, gdyż niekontrolowana salwa śmiechu wystrzeliła z niego z większym impetem, niż zawartość żołądka puchonki zaledwie jakiś czas temu. Ręce jednak zamiast trzymać bluzę teraz dociskały się splecione do brzucha i boków, jak gdyby to mogło w czymkolwiek pomóc. Tak małe dłonie jak miała Hamilton bez problemu mogły się przecież przecisnąć do niezbędnych do łaskotania zakamarków. I co Ci z tytułu mistrza zapasów w błocie Jarsen, kiedy przeciwnik gra nieczysto?
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
Może i była to dość nieczysta zagrywka, ale zadziałała. To było dla niej najważniejsze - zresztą, przecież nie zrobi Jarsenowi krzywdy. Przynajmniej też zapomniała o tym cholernym rumieńcu na twarzy.
- HA! MAM!
Korzystając z okazji, że Samuel próbował ratować się przed łaskotkami, Rhinna wykorzystała sytuację i szybkim, zwinnym ruchem wyciągnęła kafla spod jego bluzy. Jakby nie patrzeć, była ścigającym, miało się tę wprawę w łapaniu kafla we wszelakich sytuacjach... Wyciągnięcie spod czyjegoś ubrania piłki na pewno było jedną z nich. Uśmiechnęła się do niego słodko, podnosząc ręce w górę, poza zasięgiem jego dłoni - co by przypadkiem nie chciał jej na nowo go zabrać! Tak łatwo nie będzie.
- Mistrzu zapasów w błocie, na niewiele Ci się to dzisiaj zdało.
Mrugnęła do niego okiem, widocznie rozśmieszona jego zachowaniem. Nie to, że mu nie wierzyła - ale Samuel często wymyślał niestworzone historie, więc w pierwszym momencie faktycznie przeszło jej to przez głowę.
- Ale możesz mi kiedyś o tym opowiedzieć. Z chęcią posłucham.
Mrugnęła do niego okiem, wciąż uśmiechając się szeroko do chłopaka. Miała kafla, zabrała go rozrabiace, mogła skończyć porządek na boisku - czego chcieć więcej?
- HA! MAM!
Korzystając z okazji, że Samuel próbował ratować się przed łaskotkami, Rhinna wykorzystała sytuację i szybkim, zwinnym ruchem wyciągnęła kafla spod jego bluzy. Jakby nie patrzeć, była ścigającym, miało się tę wprawę w łapaniu kafla we wszelakich sytuacjach... Wyciągnięcie spod czyjegoś ubrania piłki na pewno było jedną z nich. Uśmiechnęła się do niego słodko, podnosząc ręce w górę, poza zasięgiem jego dłoni - co by przypadkiem nie chciał jej na nowo go zabrać! Tak łatwo nie będzie.
- Mistrzu zapasów w błocie, na niewiele Ci się to dzisiaj zdało.
Mrugnęła do niego okiem, widocznie rozśmieszona jego zachowaniem. Nie to, że mu nie wierzyła - ale Samuel często wymyślał niestworzone historie, więc w pierwszym momencie faktycznie przeszło jej to przez głowę.
- Ale możesz mi kiedyś o tym opowiedzieć. Z chęcią posłucham.
Mrugnęła do niego okiem, wciąż uśmiechając się szeroko do chłopaka. Miała kafla, zabrała go rozrabiace, mogła skończyć porządek na boisku - czego chcieć więcej?
Re: Boisko
Toż to było najpodlejsze okrucieństwo z jej strony. Załaskotać tylko po to, by odebrać mu piłkę. Nie dość, że musiał znieść najgorszą formę tortury, jaką był śmiech wymuszany przez reakcję ciała, to jeszcze odebrano mu jego zabawkę!
- Nie... ciesz... się... przedwcze... śnie! - Wybełkotał jakoś, walcząc ciągle ze śmiechem i próbując złapać trochę więcej powietrza. Co jak co, ale dobieranie się do garderoby przeciwników już na pewno nie należało do zagrywek ścigających!
Niestety Rhinna popełniła kardynalny błąd. Oczywiście, z tym "mistrzem stanów" to przesadził. Były to zwykłe zawody, urządzone wewnątrz baru, gdzie w wypełnionym błotem baseniku dla dzieci walczyły skąpo ubrane panie... i Jarsen. Bar po prostu akurat znajdował się w Kentucky. No, ale również obronił tytułu w takich samych zawodach, kiedy później odwiedzili jeden z jarmarków!
- Opowiedzieć Hamilton? Ja Ci to pokażę! - No, i wywołała bestię. Korzystając z chwili, że dziewczyna akurat przestała go łaskotać, złapał ją pewnie pod boki, by po chwili ostrym zrywem przewrócić ich oboje na bok. A gdy tylko wyswobodziły się nogi, można było przejść do poważnych zawodów!
Bo w pierwszej chwili leżeli bokiem, przodem do siebie, a ledwie kilkanaście sekund później, to Jarsen znajdował się na górze, gdyż blondyna nadal zawzięcie starała się trzymać kafel z dala od niego. Zamiast jednak wykonać jakikolwiek zapaśniczy chwyt, palce ślizgona rozcapierzyły się, by zaraz zatańczyć po jej bokach. Zobaczymy, czy i ona ma łaskotki. Przecież nikt nie powiedział, że w zapasach amatorskich nie można oszukiwać. Wszystkie chwyty dozwolone.
Gdyby patrzył na nich teraz ktoś postronny, musiało to z pewnością wyglądać jak coś, na czym nikt nigdy nie powinien chcieć być przyłapany.
- Nie... ciesz... się... przedwcze... śnie! - Wybełkotał jakoś, walcząc ciągle ze śmiechem i próbując złapać trochę więcej powietrza. Co jak co, ale dobieranie się do garderoby przeciwników już na pewno nie należało do zagrywek ścigających!
Niestety Rhinna popełniła kardynalny błąd. Oczywiście, z tym "mistrzem stanów" to przesadził. Były to zwykłe zawody, urządzone wewnątrz baru, gdzie w wypełnionym błotem baseniku dla dzieci walczyły skąpo ubrane panie... i Jarsen. Bar po prostu akurat znajdował się w Kentucky. No, ale również obronił tytułu w takich samych zawodach, kiedy później odwiedzili jeden z jarmarków!
- Opowiedzieć Hamilton? Ja Ci to pokażę! - No, i wywołała bestię. Korzystając z chwili, że dziewczyna akurat przestała go łaskotać, złapał ją pewnie pod boki, by po chwili ostrym zrywem przewrócić ich oboje na bok. A gdy tylko wyswobodziły się nogi, można było przejść do poważnych zawodów!
Bo w pierwszej chwili leżeli bokiem, przodem do siebie, a ledwie kilkanaście sekund później, to Jarsen znajdował się na górze, gdyż blondyna nadal zawzięcie starała się trzymać kafel z dala od niego. Zamiast jednak wykonać jakikolwiek zapaśniczy chwyt, palce ślizgona rozcapierzyły się, by zaraz zatańczyć po jej bokach. Zobaczymy, czy i ona ma łaskotki. Przecież nikt nie powiedział, że w zapasach amatorskich nie można oszukiwać. Wszystkie chwyty dozwolone.
Gdyby patrzył na nich teraz ktoś postronny, musiało to z pewnością wyglądać jak coś, na czym nikt nigdy nie powinien chcieć być przyłapany.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
Rhinna kompletnie nie zajarzyła, że trzymając kafla i mając ręce wysoko w górze była totalnie bezbronna. Nie będzie w stanie odeprzeć ewentualnego ataku zwrotnego ze strony chłopaka. Nadal siedziała tak, głupiutka, ciesząc się z posiadania piłki i pokonania Samuela. No, ale ten się śmieje kto się śmieje ostatni.... Dosłownie.
- Pokażesz? Jarsen, ni... - Aah!
Pisnęła głośno, gdy poczuła nagły zryw ze strony chłopaka i już po chwili to ona leżała na plecach, a on na niej. Wylądowała na trawie z pluskiem. Otworzyła szeroko oczy i zamrugała zaskoczona zaistniałą sytuacją. Plus to wszystko działo się tak szybko - bo ona go chociaż ostrzegła, że zamierza go łaskotać! A ON NIE! - że nie zdążyła nic zrobić, w żaden sposób zareagować. Czując, jak chłopak dotknął jej boków w pierwszej chwili się spięła i przestraszyła. Jednak dosłownie sekundę później Samuel przeszedł do swoich rękoczynów.
Hamilton momentalnie wypuściła z rąk kafla, który z głośnym pluskiem potoczył się po trawie i starała się chwycić ręce chłopaka, broniąc się przed łaskotkami. Ona miała OKROPNE łaskotki! Śmiała twierdzić, że jeszcze większe, niż Jarsen.
- Samuel! Nie! Zos....taw! AHhaahhhah! RATUNKU MOLESTUJĄ! Ahahaha!
Zaczęła się głośno śmiać, mając na twarzy szeroki uśmiech. Nienawidziła łaskotek, miała wrażenie, że to najgorsze tortury, jakie mogą dla niej być - a jednocześnie uwielbiała innych łaskotać i gdy tylko znajdywała osobę, na którą to działało (i oczywiście miała z nią w miarę spoko kontakt) to lubiła to wykorzystywać. Prince nie bardzo się łapał na łaskotki, Nevan ich nie miał - musiała sobie na kimś odbić! Ale jak ja łaskotano to była tragedia.
Nie mogąc sobie poradzić z łaskotkami i chłopakiem, zaczęła wierzgać również nogami, cały czas się śmiejąc głośno. Chyba dobrze, że nikogo tutaj nie było, bo jeszcze mogliby oni być powiązani w jakieś głupie plotki, a tego przynajmniej Rhinna nie chciała... Bo nie było nikogo, prawda?
- Pokażesz? Jarsen, ni... - Aah!
Pisnęła głośno, gdy poczuła nagły zryw ze strony chłopaka i już po chwili to ona leżała na plecach, a on na niej. Wylądowała na trawie z pluskiem. Otworzyła szeroko oczy i zamrugała zaskoczona zaistniałą sytuacją. Plus to wszystko działo się tak szybko - bo ona go chociaż ostrzegła, że zamierza go łaskotać! A ON NIE! - że nie zdążyła nic zrobić, w żaden sposób zareagować. Czując, jak chłopak dotknął jej boków w pierwszej chwili się spięła i przestraszyła. Jednak dosłownie sekundę później Samuel przeszedł do swoich rękoczynów.
Hamilton momentalnie wypuściła z rąk kafla, który z głośnym pluskiem potoczył się po trawie i starała się chwycić ręce chłopaka, broniąc się przed łaskotkami. Ona miała OKROPNE łaskotki! Śmiała twierdzić, że jeszcze większe, niż Jarsen.
- Samuel! Nie! Zos....taw! AHhaahhhah! RATUNKU MOLESTUJĄ! Ahahaha!
Zaczęła się głośno śmiać, mając na twarzy szeroki uśmiech. Nienawidziła łaskotek, miała wrażenie, że to najgorsze tortury, jakie mogą dla niej być - a jednocześnie uwielbiała innych łaskotać i gdy tylko znajdywała osobę, na którą to działało (i oczywiście miała z nią w miarę spoko kontakt) to lubiła to wykorzystywać. Prince nie bardzo się łapał na łaskotki, Nevan ich nie miał - musiała sobie na kimś odbić! Ale jak ja łaskotano to była tragedia.
Nie mogąc sobie poradzić z łaskotkami i chłopakiem, zaczęła wierzgać również nogami, cały czas się śmiejąc głośno. Chyba dobrze, że nikogo tutaj nie było, bo jeszcze mogliby oni być powiązani w jakieś głupie plotki, a tego przynajmniej Rhinna nie chciała... Bo nie było nikogo, prawda?
Re: Boisko
No, bo przecież nie zadziera się z mistrzami. Rhinna mogła teraz na własnej skórze przekonać się, że Sammy nie bawi się w czystą grę. Czekać, aż druga strona zareaguje? A co on, członek klubu pojedynków? Widzisz słabość to atakujesz, jak wąż. No, bo przecież chłop był ze Slytherinu. I możecie mówić sobie, że to niehonorowe, to sobie gadajcie, Jarsen i honor nawet nie znajdują się na tym samym medalu, więc nie ma co nawet mówić o dwóch stronach.
Palce tańczyły swojego breakdance'a po bokach Rhinny, kiedy ta się zaczęła wydzierać w dużo bardziej niekontrolowany sposób. Molestują? To on był tu ofiarą molestowania, a teraz najzwyczajniej w świecie egzekwował zemstę. Powstrzymał się jednak od zamknięcia dłonią jej ust, bo po pierwsze, jedna ręka musiałaby przestać ją łaskotać. A po drugie, to już kompletnie zmieniłoby kontekst sytuacji dla potencjalnych obserwatorów.
W końcu uznał chyba, że dziewczyna dostała nauczkę bo dotarło do niego, że utraciła już piłkę, odniósł zwycięstwo więc uśmiechał się teraz jak istny zdobywca. Ręce powoli odsunęły się od boków dziewczyny, zaś Jarsen lewą przejechał po włosach, niczym w jakiejś reklamie szamponu. Nie, żeby się dobrze prezentować w takiej sytuacji, po prostu mokre włosy przyklejały mu się do czoła i dopiero teraz zorientował się, że trochę mu to przeszkadza.
- Molestują? Poważnie? - Przekrzywił głowę patrząc na dziewczynę z lekkim politowaniem. Nie z powodu tego, że dopiero została załaskotana, ale z powodu jej doboru słów.
- Hamilton, Ty chyba jesteś fetyszystką wiesz? - Mocne słowa jak na kogoś, kogo relacje damsko-męskie zamykały się na... no w zasadzie niczym. Przynajmniej znał znaczenie słowa fetyszystka! Do tego po raz pierwszy jego twarz wyglądała całkowicie poważnie, zero klasycznego uśmiechu, zero chichotu wydobywającego się randomowo z jego trzewi. Zupełnie jakby ktoś pstryknął jakimś przełącznikiem. Nadal jednak siedział na dziewczynie, jak gdyby nigdy nic.
Palce tańczyły swojego breakdance'a po bokach Rhinny, kiedy ta się zaczęła wydzierać w dużo bardziej niekontrolowany sposób. Molestują? To on był tu ofiarą molestowania, a teraz najzwyczajniej w świecie egzekwował zemstę. Powstrzymał się jednak od zamknięcia dłonią jej ust, bo po pierwsze, jedna ręka musiałaby przestać ją łaskotać. A po drugie, to już kompletnie zmieniłoby kontekst sytuacji dla potencjalnych obserwatorów.
W końcu uznał chyba, że dziewczyna dostała nauczkę bo dotarło do niego, że utraciła już piłkę, odniósł zwycięstwo więc uśmiechał się teraz jak istny zdobywca. Ręce powoli odsunęły się od boków dziewczyny, zaś Jarsen lewą przejechał po włosach, niczym w jakiejś reklamie szamponu. Nie, żeby się dobrze prezentować w takiej sytuacji, po prostu mokre włosy przyklejały mu się do czoła i dopiero teraz zorientował się, że trochę mu to przeszkadza.
- Molestują? Poważnie? - Przekrzywił głowę patrząc na dziewczynę z lekkim politowaniem. Nie z powodu tego, że dopiero została załaskotana, ale z powodu jej doboru słów.
- Hamilton, Ty chyba jesteś fetyszystką wiesz? - Mocne słowa jak na kogoś, kogo relacje damsko-męskie zamykały się na... no w zasadzie niczym. Przynajmniej znał znaczenie słowa fetyszystka! Do tego po raz pierwszy jego twarz wyglądała całkowicie poważnie, zero klasycznego uśmiechu, zero chichotu wydobywającego się randomowo z jego trzewi. Zupełnie jakby ktoś pstryknął jakimś przełącznikiem. Nadal jednak siedział na dziewczynie, jak gdyby nigdy nic.
Samuel JarsenKlasa VI - Urodziny : 19/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Nowy York
Krew : Czysta
Re: Boisko
No dobra, nie przesadzałabym z tym mistrzem, aczkolwiek na pewno Sam miał przewagę nad Rhinną pod względem siły, w końcu ona była małą blondynką, to już nawet ze względu na płeć miał przewagę. I na pewno nie był takim chucherkiem.
Musiała przyznać, że chłopak ja zaskoczył tym nagłym atakiem. Następnym razem będzie pamiętać, żeby w pobliżu Samuela być dwa razy bardziej ostrożniejszą, niż przy innych ludziach. W końcu to ślizgon! Może i nie tak potworny jak Lena, ale jednak!
Gdy przestał ją łaskotać, Hamilton szybko zasłoniła boki dłońmi, opadając głową na murawę boiska. Chwilę tak oddychała, próbując złapać spokojniejszy oddech. Te nagłe łaskotki wcale nie pomogły na obolałe ciało po treningu, ale nie narzekała głośno. W końcu otworzyła oczy i odrywając dłonie od ciała, otarła łzy z oczu. Spłakała się z tego śmiechu całego. W końcu spojrzała na Samuela i wzięła większy wdech.
- Poważnie! To podchodzi pod molestowanie.
Mruknęła, patrząc na niego uważnie i wystawiając w jego stronę język. Powoli podniosła się nieco z ziemi, opierając się łokciami o murawę pod sobą. Jak na niemożliwość wstania ta pozycja była całkiem wygodna. Zebrała szybko włosy przyklejone do twarzy. Była cała ubłocona, strój zdecydowanie był do czyszczenia, a ona też będzie musiała pozbyć się później tego błota ze swoich włosów i ciała. Cudownie.
- Ja? Fetyszystką? Nie wiem, o czym mówisz.
Przekręciła głowę w bok, czując jak po nosie spływa jej wody z włosów. Szybko przymknęła powieki i pokręciła parę razy głową starając się tej wody pozbyć.
Musiała przyznać, że chłopak ja zaskoczył tym nagłym atakiem. Następnym razem będzie pamiętać, żeby w pobliżu Samuela być dwa razy bardziej ostrożniejszą, niż przy innych ludziach. W końcu to ślizgon! Może i nie tak potworny jak Lena, ale jednak!
Gdy przestał ją łaskotać, Hamilton szybko zasłoniła boki dłońmi, opadając głową na murawę boiska. Chwilę tak oddychała, próbując złapać spokojniejszy oddech. Te nagłe łaskotki wcale nie pomogły na obolałe ciało po treningu, ale nie narzekała głośno. W końcu otworzyła oczy i odrywając dłonie od ciała, otarła łzy z oczu. Spłakała się z tego śmiechu całego. W końcu spojrzała na Samuela i wzięła większy wdech.
- Poważnie! To podchodzi pod molestowanie.
Mruknęła, patrząc na niego uważnie i wystawiając w jego stronę język. Powoli podniosła się nieco z ziemi, opierając się łokciami o murawę pod sobą. Jak na niemożliwość wstania ta pozycja była całkiem wygodna. Zebrała szybko włosy przyklejone do twarzy. Była cała ubłocona, strój zdecydowanie był do czyszczenia, a ona też będzie musiała pozbyć się później tego błota ze swoich włosów i ciała. Cudownie.
- Ja? Fetyszystką? Nie wiem, o czym mówisz.
Przekręciła głowę w bok, czując jak po nosie spływa jej wody z włosów. Szybko przymknęła powieki i pokręciła parę razy głową starając się tej wody pozbyć.
Strona 11 z 12 • 1, 2, 3 ... , 10, 11, 12
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 11 z 12
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach