Boisko
+39
Stella Stark
Marianne Ray
Monika Kruger
Jonathan Lemke
Elijah Ward
Curtis Rocheleau
Abigail Wellington
Nevan Fraser
Elena Tyanikova
Anthony Wilson
Morpheus A. Maponos
Charles Wilson
Marco Castellani
Mistrz Gry
Christine Greengrass
Charlotte Freya
Serena Valerious
Dymitr Milligan
Cory Reynolds
Sanne van Rijn
Shay Hasting
Misza Gregorovic
Aiko Miyazaki
Malcolm McMillan
Emily Bronte
Noemi Cramer
Nicolas Socha
Dylan Davies
Malina Socha
William Greengrass
Audrey Roshwel
Colette Roshwel
Wyatt Walker
Zoja Yordanova
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Alice Volante
Claudia Fitzpatrick
Brennus Lancaster
43 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 2 z 12
Strona 2 z 12 • 1, 2, 3, ... 10, 11, 12
Boisko
First topic message reminder :
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Boisko
O tak. Zdecydowanie Aleksy dostawał co to chciał. Może nie zawsze w chwili w której tego chciał, ale prędzej czy później zawsze trafiało to w jego łapki. Może dlatego, że był uparty jak osioł? A może dlatego, że od dziecka robiono wszystko, żeby był "szczęśliwy" cokolwiek to miało znaczyć? A może po prostu taki już był? Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Zmrużył nieco powieki czekając na jej odpowiedź. W głowie miał mnóstwo pomysłów jak spędzić z nią czas i co mogą robić. Większość z tych pomysłów zaliczała się do grupy "zrealizuj przed zakończeniem szkoły", więc były jak najbardziej na miejscu. W końcu zostały mu jakieś dwa miesiące w tej placówce edyukacyjno-wychowawczej, zanim przeniesie się do kolejnej placówki, gdzie przez rok będzie prawie sam. Takie są oto minusy kumplowania się z młodszymi o rok ludźmi. Słysząc, że umówią się na mały sparing zaśmiał się cicho. To nie był najlepszy pomysł zważywszy na stosunek Aleksego do zawodników z drużyny przeciwnej. Złapał ją za rękę jak gdyby nigdy nic i ruszył w kierunku wyjścia z boiska. Tuż przed ostatecznym opuszczeniem tego miejsca przypomniał sobie o swojej miotle. Wyciągnął więc swoją dłoń.
- Do mnie. - mruknął władczym tonem i już niecałe 2 sekundy później trzymał pewnie swoją Błyskawicę.
- Więc co chcesz robić, mała? - zapytał, po czym chwilę później oboje opuścili szkolne boisko.
- Do mnie. - mruknął władczym tonem i już niecałe 2 sekundy później trzymał pewnie swoją Błyskawicę.
- Więc co chcesz robić, mała? - zapytał, po czym chwilę później oboje opuścili szkolne boisko.
Re: Boisko
Trening był do bani.
Zwłaszcza że miał z niej zrobić kogoś, kim nigdy nie zamierzała się stać - graczem w Quidditcha. Niestety jej drużyna wciąż narzekała na braki i potrzebowała wsparcia, więc Zoja jako człowiek sportu - nadawała się. Szkoda tylko, że dawała sobie rady jednak z logiką latania na miotle...
Choć właściwie było to nie do uniknięcia i pewnie w końcu, do pewnego stopnia, mogłaby się z tym pogodzić, nie znaczyło to jednak, że będzie ją to jakoś szalenie cieszyć.
Gracze w Quidditcha byli więcej niż tylko napompowanymi bufonami, którzy myślą, że są najlepsi na świecie. Nie zajmowali się żadnym konkretnym szajsem, a panoszyli się po szkole niczym królowie, bo rozgrywki te były jak football amerykański dla mugoli.
Słabo.
Kiedy została już sama na boisku, usiadła na piasku i rozłożyła się w stronę słońca. Musiała odetchnąć. Po swojej prawej ręce dalej miała jakąś miotłę wypożyczoną ze szkolnego schowka, a po lewej... jednego buta. Zdjęła go, bo miała wrażenie, że miała w środku kamyczek. Odetchnęła głęboko.
- Nie mam siły wstać... - mruknęła do siebie, patrząc spod przymrużonych powiek na różnorakiego kształtu chmurki, przesuwające się po błękitnym niebie.
Zwłaszcza że miał z niej zrobić kogoś, kim nigdy nie zamierzała się stać - graczem w Quidditcha. Niestety jej drużyna wciąż narzekała na braki i potrzebowała wsparcia, więc Zoja jako człowiek sportu - nadawała się. Szkoda tylko, że dawała sobie rady jednak z logiką latania na miotle...
Choć właściwie było to nie do uniknięcia i pewnie w końcu, do pewnego stopnia, mogłaby się z tym pogodzić, nie znaczyło to jednak, że będzie ją to jakoś szalenie cieszyć.
Gracze w Quidditcha byli więcej niż tylko napompowanymi bufonami, którzy myślą, że są najlepsi na świecie. Nie zajmowali się żadnym konkretnym szajsem, a panoszyli się po szkole niczym królowie, bo rozgrywki te były jak football amerykański dla mugoli.
Słabo.
Kiedy została już sama na boisku, usiadła na piasku i rozłożyła się w stronę słońca. Musiała odetchnąć. Po swojej prawej ręce dalej miała jakąś miotłę wypożyczoną ze szkolnego schowka, a po lewej... jednego buta. Zdjęła go, bo miała wrażenie, że miała w środku kamyczek. Odetchnęła głęboko.
- Nie mam siły wstać... - mruknęła do siebie, patrząc spod przymrużonych powiek na różnorakiego kształtu chmurki, przesuwające się po błękitnym niebie.
Re: Boisko
Wyatt pojawił sie w wejściu na boisko z miotłą na ramieniu. Ostatnio nie miał czasu ćwiczyć, zbliżają się egzaminy, więc każda wolną chwile poświęcał na naukę. W końcu jednak postanowił ruszyć cztery litery i wziąć się za siebie. trzeba wykorzystać każą chwilę, bo do wakacji coraz bliżej. Wróci do mugoli i sobie już nie polata. A to chyba jedyne czego brakuje mu po powrocie do domu.
Wchodząc na boisko minął sie z gryfonami, którzy chyba nie byli za bardzo zadowoleni z jego obecności tutaj. A przecież nie przyszedł ich szpiegować. Wymamrotał cicho pod nosem jakies przeprosiny bóg jeden wie za co i przyspieszył kroku nei chcąc się narażać. Zatrzymał się dopiero na środku boiska nad jakąś dziewczyną, która nie wyglądała najlepiej.
- Kondycja nie ta, hmm? - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Skończyliście już? Chciałem poćwiczyć - Wyciągnął rękę do gryfonki oferując jej pomoc we wstawaniu.
Wchodząc na boisko minął sie z gryfonami, którzy chyba nie byli za bardzo zadowoleni z jego obecności tutaj. A przecież nie przyszedł ich szpiegować. Wymamrotał cicho pod nosem jakies przeprosiny bóg jeden wie za co i przyspieszył kroku nei chcąc się narażać. Zatrzymał się dopiero na środku boiska nad jakąś dziewczyną, która nie wyglądała najlepiej.
- Kondycja nie ta, hmm? - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Skończyliście już? Chciałem poćwiczyć - Wyciągnął rękę do gryfonki oferując jej pomoc we wstawaniu.
Re: Boisko
Wpatrywanie się w chmury, przerwał jakiś nieznany jej dotąd chłopak z Pucholandu. To znaczy... Widywała już go nie raz na zajęciach, ale nie zamienili nigdy ze sobą słowa, więc w praktyce byli nieznajomymi. Nie widziała w grafiku rezerwacji boiska, żeby jego dom miał teraz trening. Przyszedł sam? Z własnej woli? Kretyn.
Do tego źle odczytał jej intencje, ponieważ nie była zmęczona... Ona... Po prostu leżała. Piasek był taki ciepły i mięciutki. Uśmiechnęła się zgryźliwie, kiedy rzucił komentarzem na temat jej kondycji.
Zamiast przyjąć wyciągniętą rękę, złapała ją i pociągnęła do siebie z całej siły. No i Walker od razu wylądował u jej boku.
- Uważaj, bo mam krzepę, Chłopczyku. - kto by się spodziewał po tej malutkiej dziewczynce. Ale cóż, lubiła wizyty na siłowni. To było naturalniejsze od latania. Szybko wstała z miejsca, zanim chłopak zdołał się wygramolić z piachu, w który go wgniotła.
Otrzepała ubrania, uśmiechając się przy tym triumfalnie.
- Rzeczywiście musisz poćwiczyć. - a co tam! Postraszy go swoimi nieistniejącymi umiejętnościami.
Do tego źle odczytał jej intencje, ponieważ nie była zmęczona... Ona... Po prostu leżała. Piasek był taki ciepły i mięciutki. Uśmiechnęła się zgryźliwie, kiedy rzucił komentarzem na temat jej kondycji.
Zamiast przyjąć wyciągniętą rękę, złapała ją i pociągnęła do siebie z całej siły. No i Walker od razu wylądował u jej boku.
- Uważaj, bo mam krzepę, Chłopczyku. - kto by się spodziewał po tej malutkiej dziewczynce. Ale cóż, lubiła wizyty na siłowni. To było naturalniejsze od latania. Szybko wstała z miejsca, zanim chłopak zdołał się wygramolić z piachu, w który go wgniotła.
Otrzepała ubrania, uśmiechając się przy tym triumfalnie.
- Rzeczywiście musisz poćwiczyć. - a co tam! Postraszy go swoimi nieistniejącymi umiejętnościami.
Re: Boisko
Czemu od razu kretyn? Bo miał ochotę polatać? Na jego pozycji nie potrzebował drużyny do treningu, więc fakt, że przyszedł to sam nie powinien raczej dziwić. Już bardziej dziwi fakt, że gryfonka może być taką wredna babą. Na serrio nie spodziewał się, że odrzuci jego pomoc, a w zamian za to położy go na glebę. Taka mała istotka... źle ją ocenił.
- i vice versa - mruknął dźgając ją trzonkiem miotły w bok po czym przeturlał się na bezpieczną odległość wypluwając piach z ust. Ma szczęście, że przyszedł tu w zwykłym dresie. Gdyby ucierpiało jego codzienne ubranie zdzieliłby ją swoim ukochanym, starym Nimbusem przez łeb. Z całej siły. I wcale nie przeszkadzałby mu fakt, że jest dziewczyną.
- Sądząc po tym, co działo się tu jeszcze chwilę temu, to Wy musicie ostro wziąć się do roboty - uśmiechnął się drwiąco w końcu podnosząc się do pozycji stojącej. Otrzepał się z piachu i podparł się na miotle.
- i vice versa - mruknął dźgając ją trzonkiem miotły w bok po czym przeturlał się na bezpieczną odległość wypluwając piach z ust. Ma szczęście, że przyszedł tu w zwykłym dresie. Gdyby ucierpiało jego codzienne ubranie zdzieliłby ją swoim ukochanym, starym Nimbusem przez łeb. Z całej siły. I wcale nie przeszkadzałby mu fakt, że jest dziewczyną.
- Sądząc po tym, co działo się tu jeszcze chwilę temu, to Wy musicie ostro wziąć się do roboty - uśmiechnął się drwiąco w końcu podnosząc się do pozycji stojącej. Otrzepał się z piachu i podparł się na miotle.
Re: Boisko
// poprzedni av był leepszyyy ;d
Zaśmiała się cicho, kiedy dźgnął ją miotłą. Ona w tym czasie rozsznurowała swoje włosy, które na czas gry mocno związała w ciasnego koka. Wplotła palce w swoje czekoladowe włosy, rozprostowując je i trząsając lekko by pozbyć się niechcianego piachu. Potrząsnęła jeszcze raz głową i wyprostowała się już, gotowa do wyjścia z boiska. Sięgnęła po swoją miotłę, która dalej leżała na ziemi, a drugą ręką wciągnęła niedbale lewego buta. I tak zaraz będzie go zdejmowała, bo chciała iść pod prysznic.
Spojrzała na chłopaka, dalej z błąkającym się uśmiechem na twarzy. Jemu chyba wcale nie było do śmiechu, bo minę miał poważnie skwaszoną jak po słoiku kwaszonych ogórków Aldony. Nie znał się na żartach.
Chociaż to też żart do końca nie był. Zoja jako osoba z problemami socjologicznymi, czasem szukała człowieka, do którego mogłaby się odezwać i wyżyć. Przez cały trening nagromadziła w sobie trochę stresu, który szukał teraz ujścia by później nie usiąść w dormitorium i zacząć wyć z bezradności. A że to mała istotka to szybko chciało z niej to wyjść.
- A jednak podglądałeś? - zmrużyła groźnie niebieskie oczęta. Od tej odpowiedzi zależało teraz chyba życie Puchona, bo z łatwością pobiegłaby naskarżyć swoim starszym i większym kolegom z Gryffindoru.
- Wiesz, że to niezgodne z duchem sportu, regulaminem i tak dalej? - zaczęła się do niego zbliżać powoli. W końcu stanęła przy Walkerze, patrząc na niego zabójczym spojrzeniem. Podobało jej się, że chłopak jest niski. Jeszcze ze trzy centymetry i byliby na równi.
Zaśmiała się cicho, kiedy dźgnął ją miotłą. Ona w tym czasie rozsznurowała swoje włosy, które na czas gry mocno związała w ciasnego koka. Wplotła palce w swoje czekoladowe włosy, rozprostowując je i trząsając lekko by pozbyć się niechcianego piachu. Potrząsnęła jeszcze raz głową i wyprostowała się już, gotowa do wyjścia z boiska. Sięgnęła po swoją miotłę, która dalej leżała na ziemi, a drugą ręką wciągnęła niedbale lewego buta. I tak zaraz będzie go zdejmowała, bo chciała iść pod prysznic.
Spojrzała na chłopaka, dalej z błąkającym się uśmiechem na twarzy. Jemu chyba wcale nie było do śmiechu, bo minę miał poważnie skwaszoną jak po słoiku kwaszonych ogórków Aldony. Nie znał się na żartach.
Chociaż to też żart do końca nie był. Zoja jako osoba z problemami socjologicznymi, czasem szukała człowieka, do którego mogłaby się odezwać i wyżyć. Przez cały trening nagromadziła w sobie trochę stresu, który szukał teraz ujścia by później nie usiąść w dormitorium i zacząć wyć z bezradności. A że to mała istotka to szybko chciało z niej to wyjść.
- A jednak podglądałeś? - zmrużyła groźnie niebieskie oczęta. Od tej odpowiedzi zależało teraz chyba życie Puchona, bo z łatwością pobiegłaby naskarżyć swoim starszym i większym kolegom z Gryffindoru.
- Wiesz, że to niezgodne z duchem sportu, regulaminem i tak dalej? - zaczęła się do niego zbliżać powoli. W końcu stanęła przy Walkerze, patrząc na niego zabójczym spojrzeniem. Podobało jej się, że chłopak jest niski. Jeszcze ze trzy centymetry i byliby na równi.
Re: Boisko
//ale ten jest taki słodkiii xD eksperymentuje, tamten mi sie nei podobał. Może ten? xD
Znał się na żartach, ale wystarczająco często lądował pchnięty na glebie by wykreślić to ze swojej listy ulubionych dowcipów.
- Oj tam od razu podglądałem... Ja tylko uważnie patrzyłem przed siebie idąc tutaj - uśmiechnął się słodko. Ale taka prawda. Nie dało sie nie widzieć ich wysiłków idąc w stronę boiska. No i był ciekaw kto sie tak kompromituje. Gryfonów by się tu nei spodziewał, zawsze mieli niezłą drużynę. Uśmieszek jednak szybko zniknął z jego pogodnej buźki, bo dziewczyna wydawała sie być wkurzona. Kiedy jednak podeszła bliżej nie uciekł a ścisnął mocniej miotłę gotowy odlecieć w każdej chwili i wyprężył się nieświadomie chcąc chyba pokazać, że jest od niej wyższy.
- Nieetyczne w stosunku do własnej drużyny jest też pomaganie przeciwnikom, a własnie rozważałem, czy nie zaoferować Ci paru lekcji, ale chyba się własnie rozmyśliłem. - wysunął dumnie podbródek, oparł nogę na strzemieniu miotły (czy jak to się tam nazywa) i delikatnie zawisł w pionie 20 centymetrów nad ziemią patrząc na gryfonkę z góry. Ha! Teraz był 'wyższy'.
- No, maleńka? To na jakiej pozycji próbujesz grać? - sądząc po jej niewielkich rozmiarach mógł się tylko domyślać.
Znał się na żartach, ale wystarczająco często lądował pchnięty na glebie by wykreślić to ze swojej listy ulubionych dowcipów.
- Oj tam od razu podglądałem... Ja tylko uważnie patrzyłem przed siebie idąc tutaj - uśmiechnął się słodko. Ale taka prawda. Nie dało sie nie widzieć ich wysiłków idąc w stronę boiska. No i był ciekaw kto sie tak kompromituje. Gryfonów by się tu nei spodziewał, zawsze mieli niezłą drużynę. Uśmieszek jednak szybko zniknął z jego pogodnej buźki, bo dziewczyna wydawała sie być wkurzona. Kiedy jednak podeszła bliżej nie uciekł a ścisnął mocniej miotłę gotowy odlecieć w każdej chwili i wyprężył się nieświadomie chcąc chyba pokazać, że jest od niej wyższy.
- Nieetyczne w stosunku do własnej drużyny jest też pomaganie przeciwnikom, a własnie rozważałem, czy nie zaoferować Ci paru lekcji, ale chyba się własnie rozmyśliłem. - wysunął dumnie podbródek, oparł nogę na strzemieniu miotły (czy jak to się tam nazywa) i delikatnie zawisł w pionie 20 centymetrów nad ziemią patrząc na gryfonkę z góry. Ha! Teraz był 'wyższy'.
- No, maleńka? To na jakiej pozycji próbujesz grać? - sądząc po jej niewielkich rozmiarach mógł się tylko domyślać.
Re: Boisko
Przez moment analizowała sytuację. Warto było napuszczać psy na biednego Puchona? Nie znała go co prawda, ale jakoś intuicja jej podpowiadała, że nie był tak złym chłopakiem jakiego go sobie na początku namalowała. Dlatego zrezygnuje z męczenia mu dupy, bo tego typu zagrywki nie były w jej stylu. Szczególnie, że rzeczywiście ich drużyna na razie ssała, więc nie było nawet co podpatrzeć.
- Bez łaski. Ja na dzisiaj skończyłam. - machnęła ręką niedbale. Jej ton wyraźnie zelżał, a mięśnie na twarzy się rozluźniły. Była dobrą, małą aktorzyną, która odgrywała swoją mimiką wszelkie emocje. Często uważano, że właśnie dlatego łatwo w niej czytać jak w otwartej księdze, które tak często przegląda, ale prawdą było, że miała niezwykłą świadomość takich małych gestów. Panowała nad nimi jak się już nie denerwowała.
Przerzuciła wzrokiem z drogi do szatni, na Walkera. Ano... Latać już jej się nie chce, ale pogadać może.
- Zaproponowano mi stanowisko Ścigającego na rezerwie. Chociaż i tak nie za bardzo rozumiem swojego zadania. - westchnęła przeciągle.
- Zoja Yordanova, szósty rok. - dodała po chwili, chcąc zmienić temat. Wyciągnęła wolną rękę w kierunku chłopaka z lekkim uśmiechem.
- Bez łaski. Ja na dzisiaj skończyłam. - machnęła ręką niedbale. Jej ton wyraźnie zelżał, a mięśnie na twarzy się rozluźniły. Była dobrą, małą aktorzyną, która odgrywała swoją mimiką wszelkie emocje. Często uważano, że właśnie dlatego łatwo w niej czytać jak w otwartej księdze, które tak często przegląda, ale prawdą było, że miała niezwykłą świadomość takich małych gestów. Panowała nad nimi jak się już nie denerwowała.
Przerzuciła wzrokiem z drogi do szatni, na Walkera. Ano... Latać już jej się nie chce, ale pogadać może.
- Zaproponowano mi stanowisko Ścigającego na rezerwie. Chociaż i tak nie za bardzo rozumiem swojego zadania. - westchnęła przeciągle.
- Zoja Yordanova, szósty rok. - dodała po chwili, chcąc zmienić temat. Wyciągnęła wolną rękę w kierunku chłopaka z lekkim uśmiechem.
Re: Boisko
Powoli opuścił się na ziemię, kiedy zakomunikowała, że nie chce dziś latać. Nie to nie, więcej nie zaproponuje, co nei znaczy, że nie zgodzi sie pomóc, jesli sama kiedyś poprosi. Wyatt był dobrym człowiekiem i chętnie pomagał innym, szczególnie jeśli był z czegoś dobry. A w lataniu był, nie chwaląc się, bardzo dobry, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że był mugolem. Nawet z eliksirami nie radził sobie tak dobrze jak z miotłą, a też był w nich dobry. Dlatego wiązał przyszłość z lataniem i marzył, żeby dostać sie do jakiejś drużyny. Śledził uważnie nowinki ze świata sportów magicznych, przeglądał różne czasopisma sportowe szukając informacji o otwartych naborach.
- Ścigająca? Nie jesteś... za mała? - spodziewał się usłyszeć raczej, że wybrali ją na szukającą. Gdyby z nią poćwiczył, znałby jej taktykę. Zły Wyatt, zły! Jednak chciał szpiegować... No ale z drugiej strony takiego drobnego ścigającego trudniej trafić tłuczkiem i łatwiej takiemu zawodnikowi przecisnąć się przez obronę. Nie widział jej w akcji, może całkiem nieźle strzela. Nie powinien jej oceniać. Odwzajemnił uśmiech kiedy się przedstawiła i uścisnął jej dłoń.
- Wiem, znam cię. Siedzisz przede mną na eliksirach. Rok temu strąciłaś łokciem moją fiolkę z eliksirem na zaliczenie. - mruknął na chwilę markotniejąc. To był jedyny raz, kiedy nie zaliczył Eliksirów. Przez nią. Albo przez swoją głupotę, bo pospieszył się z opróżnieniem kociołka. - Wyatt Walker.
- Ścigająca? Nie jesteś... za mała? - spodziewał się usłyszeć raczej, że wybrali ją na szukającą. Gdyby z nią poćwiczył, znałby jej taktykę. Zły Wyatt, zły! Jednak chciał szpiegować... No ale z drugiej strony takiego drobnego ścigającego trudniej trafić tłuczkiem i łatwiej takiemu zawodnikowi przecisnąć się przez obronę. Nie widział jej w akcji, może całkiem nieźle strzela. Nie powinien jej oceniać. Odwzajemnił uśmiech kiedy się przedstawiła i uścisnął jej dłoń.
- Wiem, znam cię. Siedzisz przede mną na eliksirach. Rok temu strąciłaś łokciem moją fiolkę z eliksirem na zaliczenie. - mruknął na chwilę markotniejąc. To był jedyny raz, kiedy nie zaliczył Eliksirów. Przez nią. Albo przez swoją głupotę, bo pospieszył się z opróżnieniem kociołka. - Wyatt Walker.
Re: Boisko
Nie jesteś... za mała?
Te słowa wbiły szpilkę w serce małej Gryfonki tak mocno, jak dźgnęła Puchona w bok, kiedy był już obok niej na ziemi.
- Hej! Nie mów tak! - krzyknęła ze złością. Jej wzrost był jednym z tych bardziej delikatnych kompleksów, na którego temat nie wolno było się wypowiadać.
- Poza tym kto to mówi?! Jesteś wielkości drugoklasisty! - wystawiła zadziornie język w jego kierunku.
Wtedy się sobie przedstawili i Wyatt się jej przypomniał. Rzeczywiście wiedziała, że chodzą razem na zajęcia, ale nie kojarzyła na które konkretnie. To dziwne skoro naprawdę tak blisko siebie siedzieli i musiała w każdym tygodniu oglądać jego tył głowy. To też chyba miało coś wspólnego z jego wielkością. Idealnie widziała zza niego wszystko co się działo z przodu klasy i nie zwracała uwagi na te plecy przed sobą.
- A... Pamiętam. - odpowiedziała, przygryzając dolną wargę. Poczuła skruchę? Podrapała się w głowę z roztargnieniem. - Ale przeprosiłam... Położyłeś tą fiolkę na skraju biurka, a ja niosłam dzbanek.
Te słowa wbiły szpilkę w serce małej Gryfonki tak mocno, jak dźgnęła Puchona w bok, kiedy był już obok niej na ziemi.
- Hej! Nie mów tak! - krzyknęła ze złością. Jej wzrost był jednym z tych bardziej delikatnych kompleksów, na którego temat nie wolno było się wypowiadać.
- Poza tym kto to mówi?! Jesteś wielkości drugoklasisty! - wystawiła zadziornie język w jego kierunku.
Wtedy się sobie przedstawili i Wyatt się jej przypomniał. Rzeczywiście wiedziała, że chodzą razem na zajęcia, ale nie kojarzyła na które konkretnie. To dziwne skoro naprawdę tak blisko siebie siedzieli i musiała w każdym tygodniu oglądać jego tył głowy. To też chyba miało coś wspólnego z jego wielkością. Idealnie widziała zza niego wszystko co się działo z przodu klasy i nie zwracała uwagi na te plecy przed sobą.
- A... Pamiętam. - odpowiedziała, przygryzając dolną wargę. Poczuła skruchę? Podrapała się w głowę z roztargnieniem. - Ale przeprosiłam... Położyłeś tą fiolkę na skraju biurka, a ja niosłam dzbanek.
Re: Boisko
- Ej! To bolało! - jęknął rozmasowując bok. Znał dobrze to wstrętne uczucie, które musiała poczuć po jego zniewadze. Sam miał kompleksy z powodu swojego wzrostu, który jednak dla Szukającego było błogosławieństwem.
- Ale ja nie latam z wielką i ciężką piłką między dryblasami. - warknął. Drugoklasista? No bez przesady! Miał prawie 170cm wzrostu. PRAWIE! Drugoklasiści są niżsi. - No i jestem wyższy od ciebie! - Ha! uśmiechnął się prostując się dumnie.
- I co z tego, że przeprosiłaś? Nie zaliczyłem. Masz u mnie za to dług - teraz to on dźgnął ja palcem w bok. Lekko. Przecież nie może gniewać się o coś, co miało miejsce wieki temu, aż tak pamiętliwy nie jest, co nie znaczy, że jej nie będzie o tym truł. Tak dla zasady.
- Ale ja nie latam z wielką i ciężką piłką między dryblasami. - warknął. Drugoklasista? No bez przesady! Miał prawie 170cm wzrostu. PRAWIE! Drugoklasiści są niżsi. - No i jestem wyższy od ciebie! - Ha! uśmiechnął się prostując się dumnie.
- I co z tego, że przeprosiłaś? Nie zaliczyłem. Masz u mnie za to dług - teraz to on dźgnął ja palcem w bok. Lekko. Przecież nie może gniewać się o coś, co miało miejsce wieki temu, aż tak pamiętliwy nie jest, co nie znaczy, że jej nie będzie o tym truł. Tak dla zasady.
Re: Boisko
// uwolnię Cię, bo i tak nie wiem kiedy wrócę
- Aha, aha... - zaśmiała się cicho w odpowiedzi. Naprawdę potrzebowała wziąć prysznic po tym treningu. Chwyciła wypożyczoną miotłę i uśmiechnęła się przesłodko do Puchona, szykując się już do odkręcenia na pięcie.
- To powodzenia w ćwiczeniach, mogą być Ci potrzebne przed kolejnym spotkaniem z dryblasami. Na raziee! - zaćwierkała z rozbawieniem. Wycofała się z boiska, idąc w kierunku szatni dla dziewczyn.
- Aha, aha... - zaśmiała się cicho w odpowiedzi. Naprawdę potrzebowała wziąć prysznic po tym treningu. Chwyciła wypożyczoną miotłę i uśmiechnęła się przesłodko do Puchona, szykując się już do odkręcenia na pięcie.
- To powodzenia w ćwiczeniach, mogą być Ci potrzebne przed kolejnym spotkaniem z dryblasami. Na raziee! - zaćwierkała z rozbawieniem. Wycofała się z boiska, idąc w kierunku szatni dla dziewczyn.
Re: Boisko
- Nie strasz, nie strasz! - krzyknął za oddalającą się dziewczyną. Nie zdążyła jeszcze dobrze zniknąć kiedy odbił się od ziemi i poszybował nad trybunami. Polatał trochę dookoła po czym wyciągnął z kieszeni małego znicza, wypuścił go by po kolejnych kilku okrążeniach zacząć szalony pościg za piłeczką. Kiedy go złapał powtórzył całą zabawę jeszcze trzy razy. W końcu zmęczony z miotłą na ramieniu ruszył do zamku.
Re: Boisko
Zwykłe stare szorty, które kiedyś były długimi dżinsami i szary podkoszulek z serii szarych podkoszulków które można spotkać na promocjach w dużych mugolskich hipermarketach. Podkoszulek oczywiście dużo za duży, ale niesamowicie wygodny, zwłaszcza jak się go schowało do spodni tak na dole tak... no chyba wiadomo o co mi chodzi! Na stopach miała wysokie trampki, które miały już dziurę z boku i ogólnie wyglądały jak z darów dla powodzian i prawdopodobnie powinna kupić sobie nowe, ale... te lubiła i to bardzo. Sentyment i wygoda - tymi dwoma słowami określała to obuwie, kiedy ktokolwiek pytał dlaczego jeszcze nie znalazły się w kominku. Pod pachą miała Błyskawicę - prezent od Hogwartu, a konkretniej od jakiegoś nieznanego, ale cholernie bogatego dzieciaka który zostawił miotłę na pastwę losu i znalazła go profesor Scott, która dała ją Francesce kiedy dostrzegła w niej talent do gry. Dała, bo wiedziała, że mała Roshwel nigdy nie dorobi się własnej Błyskawicy. Blondyna wsiadła na miotłę, po czym pewnie odbiła się od ziemi stopami. Zatrzymała się gdzieś na wysokości trzech metrów i zamknęła na chwilę oczy. Wiatr smagał nieznośnie jej twarz, włosy unosiły się na tymże wietrze, a ona tak siedziała z uśmiechem na twarzy. Nic dziwnego,że się uśmiechała. W końcu była szczęśliwa, tak naprawdę szczęśliwa. Jak nigdy. Nawet zapomniała o piłkach. I o całym świecie zapomniała, tylko tak sobie wisiała nad ziemią.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Boisko
Audrey nigdy nie była fanką quidditcha i wszelkie stadiony czy boiska odwiedzała tylko przy okazji większych, naprawdę głośnych meczy. Tym bardziej zastanawiające było, co sprowadziło ją do tego przybytku tego dnia, kiedy nic, zupełnie nic tu się nie działo? Och, to proste. Chciała znaleźć bliźniaczkę, a gdzież miała jej szukać, jak nie tutaj?
Wprawdzie osiągnięciami swej siostry na polu sportowym interesowała się tak samo, jak tabelami wyników rozgrywek - czyli, prawdę mówiąc, wcale - mimo tego nie mogła nie wiedzieć, jak zapaloną graczką jest Franky. I teraz, gdy naszła ją chęć na spotkanie z Puchonką, dobrze wiedziała, gdzie zacząć poszukiwania.
I gdzie też je skończyć.
Dostrzegając znajomą postać lewitującą sobie nad murawą, wspięła się na puste o tej porze trybuny, siadając w miejscu, z którego najlepiej widać było jej siostrę. Tylko, że... Żółta wisiała nieruchomo i nawet nie było czemu kibicować. Audi pokręciła głową z rozbawieniem. Doprawdy, niesamowity mecz sobie siostrzyczka urządziła!
Grzebiąc w międzyczasie po kieszeniach w poszukiwaniu jakiegoś samotnego papierosa, wsunęła dwa drugiej dłoni do ust i gwizdnęła przeciągle.
- Te, Żółta! - Znajdując wreszcie poszukiwaną dawkę używki, rozparła się wygodniej na plastikowym krzesełku, już po chwili wypuszczając pierwsze kółka z dymu. - Zostaw tego swojego badyla na chwilę, trzeba nadrobić zaległości.
Fakt, widziały się dawno. Zbyt dawno? Można polemizować. Audrey nie czuła potrzeby rozmawiania z siostrą tak często, jak być może powinna. Niby były bliźniaczkami, ale... Zielona nie umiała się jakoś do tego ustosunkować. Och, kochała swoją siostrę, to oczywiste. Nie była jednak pewna, czy umie się z nią przyjaźnić tak, jak przyjaźniła się z Andreą - lub nawet bardziej. Chyba nie umiała. Nie wyobrażała sobie, by z Franky mogła rozmawiać tak swobodnie, jak z Jeunesse. A chyba na tym polegała przyjaźń, prawda? Na bezgranicznym zaufaniu, braku wstydu i jakichkolwiek uprzedzeń.
Wprawdzie osiągnięciami swej siostry na polu sportowym interesowała się tak samo, jak tabelami wyników rozgrywek - czyli, prawdę mówiąc, wcale - mimo tego nie mogła nie wiedzieć, jak zapaloną graczką jest Franky. I teraz, gdy naszła ją chęć na spotkanie z Puchonką, dobrze wiedziała, gdzie zacząć poszukiwania.
I gdzie też je skończyć.
Dostrzegając znajomą postać lewitującą sobie nad murawą, wspięła się na puste o tej porze trybuny, siadając w miejscu, z którego najlepiej widać było jej siostrę. Tylko, że... Żółta wisiała nieruchomo i nawet nie było czemu kibicować. Audi pokręciła głową z rozbawieniem. Doprawdy, niesamowity mecz sobie siostrzyczka urządziła!
Grzebiąc w międzyczasie po kieszeniach w poszukiwaniu jakiegoś samotnego papierosa, wsunęła dwa drugiej dłoni do ust i gwizdnęła przeciągle.
- Te, Żółta! - Znajdując wreszcie poszukiwaną dawkę używki, rozparła się wygodniej na plastikowym krzesełku, już po chwili wypuszczając pierwsze kółka z dymu. - Zostaw tego swojego badyla na chwilę, trzeba nadrobić zaległości.
Fakt, widziały się dawno. Zbyt dawno? Można polemizować. Audrey nie czuła potrzeby rozmawiania z siostrą tak często, jak być może powinna. Niby były bliźniaczkami, ale... Zielona nie umiała się jakoś do tego ustosunkować. Och, kochała swoją siostrę, to oczywiste. Nie była jednak pewna, czy umie się z nią przyjaźnić tak, jak przyjaźniła się z Andreą - lub nawet bardziej. Chyba nie umiała. Nie wyobrażała sobie, by z Franky mogła rozmawiać tak swobodnie, jak z Jeunesse. A chyba na tym polegała przyjaźń, prawda? Na bezgranicznym zaufaniu, braku wstydu i jakichkolwiek uprzedzeń.
Re: Boisko
Prawdę mówiąc Franks wyglądała jakby przysnęła, ale myślami była daleko daleko od Quidditcha. Musiała w końcu postanowić co robić po szkole. Nadal to wszystko było dla niej jedną wielką zagadką. Jak na razie propozycja Aidena prowadziła i to zdecydowanie. Studia mogą poczekać, prawda? Mamę jakoś się przekona, a pracę ma już niemalże zapewnioną. Tyle, że sama jeszcze nie wiedziała czy tego tak naprawdę chce. Bo owszem, wyglądało to bardzo kolorowo, ale czy takie kolorowe to będzie jak się to wprowadzi do rzeczywistości? Trudno to było jednoznacznie stwierdzić. Słysząc znajomy głos na boisku obróciła szybko głowę w tamtym kierunku. Znajoma postać bliźniaczej siostry siedziała jak gdyby nic na trybunach i właśnie próbowała odpalić papierosa. Podleciała więc do niej na miotle zgrabnie potem z niej zeskakując.
- Tony zaległości. - przyznała z ciepłym uśmiechem na ustach siadając obok niej. Niby nie były ze sobą jakoś przesadnie blisko, ale to z właśnie jej opinią Francesca najbardziej się liczyła. Zajęła miejsce obok niej odstawiając miotłę na bok i wyszczerzyła się do niej radośnie.
- Najpierw Ty! Opowiadaj. Jakieś ptaszki mi doniosły, że spotykasz się z jakimś Krukonem... - puściła jej oczko nerwowo odgarniając niesforne kosmyki z twarzy. Blond Roshwelówna lubiła plotki i ploteczki. Zawsze można było się czegoś ciekawego dowiedzieć, a była niezwykle ciekawskim stworzeniem. Dlatego też nie uciekała na widok grupek plotkujących dziewczyn, a zaraz do nich dołączała, żeby zebrać nowe informacje. Cóż, niezbyt chwalebna cecha jej charakteru, chociaż miała też dobre strony. Gdy na lekcji coś ją zaintrygowało potrafiła naprawdę nieźle podążyć w temacie dokopując się do naprawdę fajnych rzeczy. Rzeczy o których nauczyciele nie mówią, za to książki ktoś już napisał.
- Tony zaległości. - przyznała z ciepłym uśmiechem na ustach siadając obok niej. Niby nie były ze sobą jakoś przesadnie blisko, ale to z właśnie jej opinią Francesca najbardziej się liczyła. Zajęła miejsce obok niej odstawiając miotłę na bok i wyszczerzyła się do niej radośnie.
- Najpierw Ty! Opowiadaj. Jakieś ptaszki mi doniosły, że spotykasz się z jakimś Krukonem... - puściła jej oczko nerwowo odgarniając niesforne kosmyki z twarzy. Blond Roshwelówna lubiła plotki i ploteczki. Zawsze można było się czegoś ciekawego dowiedzieć, a była niezwykle ciekawskim stworzeniem. Dlatego też nie uciekała na widok grupek plotkujących dziewczyn, a zaraz do nich dołączała, żeby zebrać nowe informacje. Cóż, niezbyt chwalebna cecha jej charakteru, chociaż miała też dobre strony. Gdy na lekcji coś ją zaintrygowało potrafiła naprawdę nieźle podążyć w temacie dokopując się do naprawdę fajnych rzeczy. Rzeczy o których nauczyciele nie mówią, za to książki ktoś już napisał.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Boisko
Nieszczególnie lubiła się zwierzać komuś poza Andreą, ale... Cóż, Franky chyba mimo wszystko na to zasługiwała. Na przynajmniej trochę szczerości. Choć więc nie miała zamiaru dzielić się z nią całą historią wraz z jej nieszczególnie przyjemnymi początkami - mogła sprawić, by jej siostrzyczka stała się nagle obiektem zazdrości szkolnych plotkar, wiedząc trochę więcej od nich.
- Tak, no cóż... - Spojrzała z rozbawieniem na siostrzyczkę. - Dobrze sobie wyszkoliłaś te ptaszki. Ale fakt, tak się złożyło, że mają rację. Rzeczywiście spotykam się z jakim Krukonem. - W jej oczach błysnęły figlarne iskierki. Niby miała rzucić konkretnym nazwiskiem? O, niedoczekanie! Zresztą, Franky i tak zapewne już wiedziała, który to Krukuon zwrócił uwagę Audi. W gruncie rzeczy Joel był na tyle atrakcyjny, że nie mógł cieszyć się anonimowością wśród pięknej części uczniowskiego społeczeństwa.
- Natomiast moje ptaszki doniosły mi coś o pewnym Ślizgonie. - Uniosła brwi spoglądając znacząco na Puchonkę. Najwyraźniej Zielona uznała swój wątek za zakończony, wykazując jednocześnie nagłe zainteresowanie życiem prywatnym bliźniaczki. Cóż się jednak dziwić? Zawsze było tak, że dla każdej ciekawsze były przygody tej drugiej. To raczej naturalne, prawda?
Od chwili, gdy Franky dosiadła się po jej prawej, Audi uważała, by nie dmuchać jej dymem prosto w twarz. W przeciwieństwie do niej samej, Żółta prowadziła się raczej zdrowo i Audrey nie miała zamiaru jej tego utrudniać. Zazwyczaj starała się więc w ogóle nie palić w jej obecności - przy czym dzisiaj nikotynowy głód był zbyt silny, by z nim walczyć. Mając więc nadzieję, że siostra jej to wybaczy, starała się jedynie palić jeszcze bardziej kulturalnie, by nie zatruwać dzielącego je powietrza bardziej niż było to konieczne.
- Swoją drogą, miałaś jakiś odzew od naszej kochanej rodzicielki? - Chwilowo zmieniając temat, zachmurzyła się nieco. - Znów fundują nam niezapomniane wakacje w rodzinnym gronie, hm? - Korzystając z pustki na trybunach, rozprostowała nóżki przed sobą, opierając je na stojącym naprzeciwko krzesełku z niższego rzędu. Gdyby nakrył ją teraz odpowiedzialny ponad miarę prefekt, zapewne właśnie straciłaby kilka z trudem zdobytych przez innych punktów, ale... Ale nikt nie nakryje, prawda?
- Tak, no cóż... - Spojrzała z rozbawieniem na siostrzyczkę. - Dobrze sobie wyszkoliłaś te ptaszki. Ale fakt, tak się złożyło, że mają rację. Rzeczywiście spotykam się z jakim Krukonem. - W jej oczach błysnęły figlarne iskierki. Niby miała rzucić konkretnym nazwiskiem? O, niedoczekanie! Zresztą, Franky i tak zapewne już wiedziała, który to Krukuon zwrócił uwagę Audi. W gruncie rzeczy Joel był na tyle atrakcyjny, że nie mógł cieszyć się anonimowością wśród pięknej części uczniowskiego społeczeństwa.
- Natomiast moje ptaszki doniosły mi coś o pewnym Ślizgonie. - Uniosła brwi spoglądając znacząco na Puchonkę. Najwyraźniej Zielona uznała swój wątek za zakończony, wykazując jednocześnie nagłe zainteresowanie życiem prywatnym bliźniaczki. Cóż się jednak dziwić? Zawsze było tak, że dla każdej ciekawsze były przygody tej drugiej. To raczej naturalne, prawda?
Od chwili, gdy Franky dosiadła się po jej prawej, Audi uważała, by nie dmuchać jej dymem prosto w twarz. W przeciwieństwie do niej samej, Żółta prowadziła się raczej zdrowo i Audrey nie miała zamiaru jej tego utrudniać. Zazwyczaj starała się więc w ogóle nie palić w jej obecności - przy czym dzisiaj nikotynowy głód był zbyt silny, by z nim walczyć. Mając więc nadzieję, że siostra jej to wybaczy, starała się jedynie palić jeszcze bardziej kulturalnie, by nie zatruwać dzielącego je powietrza bardziej niż było to konieczne.
- Swoją drogą, miałaś jakiś odzew od naszej kochanej rodzicielki? - Chwilowo zmieniając temat, zachmurzyła się nieco. - Znów fundują nam niezapomniane wakacje w rodzinnym gronie, hm? - Korzystając z pustki na trybunach, rozprostowała nóżki przed sobą, opierając je na stojącym naprzeciwko krzesełku z niższego rzędu. Gdyby nakrył ją teraz odpowiedzialny ponad miarę prefekt, zapewne właśnie straciłaby kilka z trudem zdobytych przez innych punktów, ale... Ale nikt nie nakryje, prawda?
Re: Boisko
Och tak, ptaszki tej Roshwel były bardzo ciekawskie i bardzo dobrze wyszkolone w zbieraniu informacji. W zasadzie nie dało się ukryć, że takie właśnie było ich hobby- zajmowanie się cudzymi brudami, swoje starając się zachować w jak największej tajemnicy. O ile jakieś brudy były, bo większość tych dziewcząt była tak zaabsorbowana życiem prywatnym innych uczniów, że zapominały o swoich własnych życiach prywatnych pozostawiając je na pastwę losu. Wyszczerzyła się radośnie. Plotki prawdziwe, sprawdzone u źródła. Jak pewnie wiadomo blondyna zdążyła już się domyśleć który dokładnie Krukon namieszał w głowie jej bliźniaczej siostrzyczki, ale nie miała najlepszej pamięci do nazwisk. Wiedziała jednak, że był przystojny i miał na imię Joel. Imię zapamiętała, bo przecież ich brat też miał na imię Joel. Pewnie gdyby było to inne imię miałaby spory problem z jego zapamiętaniem. Kiedy ciekawość Puchonicy odrobinę została zaspokojona, Zielona zaczęła się domagać nowinek. Francesca uśmiechnęła się tajemniczo, a na jej twarzy pojawiły się dwa delikatne rumieńce.
- Pewnie o Aidenie Williamsie. - sprecyzowała przygryzając nieco wargę. Tak, chłopak zdecydowanie namącił jej w głowie i przy okazji skazał na zawód miłosny większą część żeńskiej ligi Hogwartu. Nic dziwnego! Nie dość, że zabójczo przystojny, inteligentny to jeszcze zdaniem dziewcząt miał setki galeonów na swoim koncie. Oczywiście to ostatnie nie miało dla Franceski najmniejszego znaczenia. Nawet jego uroda nie odgrywała tak dużej urody jak to się wszystkim wydawało. W końcu Angielka nie była pustą pannicą jakich było wiele na korytarzach, a rodzice nauczyli ją, że najważniejsze jest to co człowiek ma w sercu, bo uroda przeminie, a pieniądze zawsze można przepuścić na mniejsze czy większe przyjemności.
- Miałam pierwsze ostrzeżenie, że jak nie pójdę na studia to "czeka nas długa rozmowa, Francesco." - wypowiedziała przedrzeźniając matkę i skrzywiła się na wydźwięk swojego pełnego imienia.
- Nie znoszę kiedy nazywa mnie Francescą. - dodała jeszcze cicho spoglądając w dół na swoje trampki. Dym z papierosa dotarł do jej nozdrzy, ale nie zamierzała zwracać jej jakiejś większej uwagi. Jak chce to niech się sama truje, już kwestię papierosów omówiły jakiś czas temu i blondyneczka nie zamierzała do tematu wracać, o nie nie. Słowo się rzekło raz i wystarczy.
- Wakacje w rodzinnym gronie? Brzmi jak zwykle okropnie, ale damy radę. Zawsze dajemy radę. - posłała jej pocieszający uśmiech. Wakacje w domu pełnym ludzi nie były najcudowniejszą ofertą wakacyjną. Dzieci Roshwelów zajmowały wszystkie, niezbyt wielkie pokoje, robiły mnóstwo hałasu, zjadały tonę jedzenia i zostawiały za sobą brud. Dzieci, chociaż wszystkie były w stanie zostawić za sobą porządek jak na złość robiły syf. Potwory, nie dzieci.
- Wybrałaś kierunek studiów, Audi? - zapytała unosząc nieco jedną brew o góry. Jej ulubiony temat do rozmów ostatnimi czasy powrócił.
- Pewnie o Aidenie Williamsie. - sprecyzowała przygryzając nieco wargę. Tak, chłopak zdecydowanie namącił jej w głowie i przy okazji skazał na zawód miłosny większą część żeńskiej ligi Hogwartu. Nic dziwnego! Nie dość, że zabójczo przystojny, inteligentny to jeszcze zdaniem dziewcząt miał setki galeonów na swoim koncie. Oczywiście to ostatnie nie miało dla Franceski najmniejszego znaczenia. Nawet jego uroda nie odgrywała tak dużej urody jak to się wszystkim wydawało. W końcu Angielka nie była pustą pannicą jakich było wiele na korytarzach, a rodzice nauczyli ją, że najważniejsze jest to co człowiek ma w sercu, bo uroda przeminie, a pieniądze zawsze można przepuścić na mniejsze czy większe przyjemności.
- Miałam pierwsze ostrzeżenie, że jak nie pójdę na studia to "czeka nas długa rozmowa, Francesco." - wypowiedziała przedrzeźniając matkę i skrzywiła się na wydźwięk swojego pełnego imienia.
- Nie znoszę kiedy nazywa mnie Francescą. - dodała jeszcze cicho spoglądając w dół na swoje trampki. Dym z papierosa dotarł do jej nozdrzy, ale nie zamierzała zwracać jej jakiejś większej uwagi. Jak chce to niech się sama truje, już kwestię papierosów omówiły jakiś czas temu i blondyneczka nie zamierzała do tematu wracać, o nie nie. Słowo się rzekło raz i wystarczy.
- Wakacje w rodzinnym gronie? Brzmi jak zwykle okropnie, ale damy radę. Zawsze dajemy radę. - posłała jej pocieszający uśmiech. Wakacje w domu pełnym ludzi nie były najcudowniejszą ofertą wakacyjną. Dzieci Roshwelów zajmowały wszystkie, niezbyt wielkie pokoje, robiły mnóstwo hałasu, zjadały tonę jedzenia i zostawiały za sobą brud. Dzieci, chociaż wszystkie były w stanie zostawić za sobą porządek jak na złość robiły syf. Potwory, nie dzieci.
- Wybrałaś kierunek studiów, Audi? - zapytała unosząc nieco jedną brew o góry. Jej ulubiony temat do rozmów ostatnimi czasy powrócił.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Boisko
A więc Aiden Williams. Najwyraźniej obie bliźniaczki celowało wysoko, bezczelnie kradnąc najlepsze szkolne partie. Zarówno Joel, jak i Aiden to właściwie ta sama liga, przy czym, jeśli wierzyć plotkom, ten drugi poza urodą i inteligencją miał też pieniądze. Dużo pieniędzy. Bardzo, bardzo dużo pieniędzy. I choć Franky mogła traktować to tylko jako dodatek, Audrey widziała w tym jeden z podstawowych atutów chłopaka. Cóż poradzić, nie była taką idealistką jak jej siostra i jeśli gdzieś widziała możliwość wyrwania się z nizin, z których pochodziła, nie zamierzała ukrywać, że to nic dla niej nie znaczy.
Z drugiej strony, znając zdanie bliźniaczki na ten temat, dyplomatycznie nie poruszała tej kwestii. Znajdzie jeszcze okazję, by coś na ten temat powiedzieć - ale nie dziś. Dziś miała bowiem dzień dobroci, także dla swojej siostry.
- Aiden? - Uśmiechnęła się szeroko, od ucha do ucha. - W takim razie, gratuluję, siostrzyczko. Chyba właśnie obie dołączyłyśmy do klubu najbardziej znienawidzonych w tutejszym kółku wzajemnej adoracji. - Parsknęła śmiechem. - Wiesz. Usidlić dwóch takich na raz? Niedopuszczalne!
Słysząc o wieściach z domu, mimowolnie parsknęła śmiechem. Tak, kwestia studiów to temat niebywale drażliwy - zwłaszcza w odniesieniu do Franky. Bo choć z zasady do Audi była czarną owcą w rodzinie, to nawet ona przejawiała większą chęć do kontynuowania nauki niż jej bliźniaczka.
- To idź, w czym widzisz problem? - Wzruszyła ramionami. - Kochanie, studia to takie przedłużenie Hogwartu. Posiedzisz sobie legalnie na rodzinnym garnuszku, poużywasz życia, poudajesz, że się uczysz. - Pokręciła lekko głową z wyrazem niezrozumienia na twarzy. - Naprawdę nie pojmuję, co ci w tym nie pasuje. Ja na przykład pójdę na aurorstwo i z chęcią przebaluję kolejne kilka lat. - Prawda jest taka, że Audi nie miała pojęcia, co chce robić w życiu. W roli stróża prawa średnio się widziała, natomiast wychodziła z założenia, że tam będzie jej najłatwiej biorąc pod uwagę wrodzony talent do zaklęć i bójek.
Natomiast kwestii wakacji wolała nie komentować. Radziły sobie? Och, tak. Nie miały wyjścia. Wszyscy jednak wiedzieli, jakie zdanie ma Audi o takim sposobie spędzania letnich miesięcy. Zdecydowanie wizja koczowania w tłumie innych Roshwelów nie napawało jej entuzjazmem. Podczas, gdy inni będą zwiedzali nowe miejsca czy wreszcie odpoczywali w spokoju, regenerując siły po ostatnim roku, ona po wakacjach będzie o krok bliższa zamknięciu w psychiatryku. Naprawdę, z każdym kolejnym rokiem odnosiła wrażenie, że jej nerwy długo tego nie wytrzymają.
Nic więc dziwnego, że coraz częściej w jej głowie pojawiała się myśl, by uciec. By po prostu nie pojawić się w domu po zakończeniu roku. To dałoby się zrobić, bo Audrey gotowa była spać choćby pod mostem, byle tylko posmakować czegoś nowego. Oczywiście, biorąc pod uwagę, jak skromne były jej fundusze, nawet na most pięciogwiazdkowy nie mogła sobie pozwolić. Ale to nie ważne. Bo ona miała już po dziurki w nosie wakacji z rodziną, co z kolei sprawiało, że była coraz bardziej zdesperowana.
Swym pomysłem z nikim się jednak jeszcze nie podzieliła. Nawet z Andzią. Chyba po prostu nie chciała usłyszeć, jak głupi jest jej plan. Jak nierozsądny.
Z drugiej strony, znając zdanie bliźniaczki na ten temat, dyplomatycznie nie poruszała tej kwestii. Znajdzie jeszcze okazję, by coś na ten temat powiedzieć - ale nie dziś. Dziś miała bowiem dzień dobroci, także dla swojej siostry.
- Aiden? - Uśmiechnęła się szeroko, od ucha do ucha. - W takim razie, gratuluję, siostrzyczko. Chyba właśnie obie dołączyłyśmy do klubu najbardziej znienawidzonych w tutejszym kółku wzajemnej adoracji. - Parsknęła śmiechem. - Wiesz. Usidlić dwóch takich na raz? Niedopuszczalne!
Słysząc o wieściach z domu, mimowolnie parsknęła śmiechem. Tak, kwestia studiów to temat niebywale drażliwy - zwłaszcza w odniesieniu do Franky. Bo choć z zasady do Audi była czarną owcą w rodzinie, to nawet ona przejawiała większą chęć do kontynuowania nauki niż jej bliźniaczka.
- To idź, w czym widzisz problem? - Wzruszyła ramionami. - Kochanie, studia to takie przedłużenie Hogwartu. Posiedzisz sobie legalnie na rodzinnym garnuszku, poużywasz życia, poudajesz, że się uczysz. - Pokręciła lekko głową z wyrazem niezrozumienia na twarzy. - Naprawdę nie pojmuję, co ci w tym nie pasuje. Ja na przykład pójdę na aurorstwo i z chęcią przebaluję kolejne kilka lat. - Prawda jest taka, że Audi nie miała pojęcia, co chce robić w życiu. W roli stróża prawa średnio się widziała, natomiast wychodziła z założenia, że tam będzie jej najłatwiej biorąc pod uwagę wrodzony talent do zaklęć i bójek.
Natomiast kwestii wakacji wolała nie komentować. Radziły sobie? Och, tak. Nie miały wyjścia. Wszyscy jednak wiedzieli, jakie zdanie ma Audi o takim sposobie spędzania letnich miesięcy. Zdecydowanie wizja koczowania w tłumie innych Roshwelów nie napawało jej entuzjazmem. Podczas, gdy inni będą zwiedzali nowe miejsca czy wreszcie odpoczywali w spokoju, regenerując siły po ostatnim roku, ona po wakacjach będzie o krok bliższa zamknięciu w psychiatryku. Naprawdę, z każdym kolejnym rokiem odnosiła wrażenie, że jej nerwy długo tego nie wytrzymają.
Nic więc dziwnego, że coraz częściej w jej głowie pojawiała się myśl, by uciec. By po prostu nie pojawić się w domu po zakończeniu roku. To dałoby się zrobić, bo Audrey gotowa była spać choćby pod mostem, byle tylko posmakować czegoś nowego. Oczywiście, biorąc pod uwagę, jak skromne były jej fundusze, nawet na most pięciogwiazdkowy nie mogła sobie pozwolić. Ale to nie ważne. Bo ona miała już po dziurki w nosie wakacji z rodziną, co z kolei sprawiało, że była coraz bardziej zdesperowana.
Swym pomysłem z nikim się jednak jeszcze nie podzieliła. Nawet z Andzią. Chyba po prostu nie chciała usłyszeć, jak głupi jest jej plan. Jak nierozsądny.
Re: Boisko
Nie dało się ukryć, że ta panna Roshwel miała niezwykle optymistyczne podejście do życia i skłonności do idealizacji. I tolerancję. Mnóstwo tolerancji dla gejów, lesbijek, transseksualistów, czarnych, żydów, chińczyków i tak długo jeszcze wymieniać. Skąd to się brało? Naprawdę nie wiedziała. Nie rozumiała za to ludzi nietolerancyjnych. Więc dla niej czy bogaty, czy biedny... to naprawdę nie miało absolutnie żadnego znaczenia. Liczy się człowiek, nie jego galeony, kolor skóry czy wyznanie. Tak naprawdę nigdy nie zapytała nawet Williamsa czy plotki o jego bogactwie nie są tylko plotkami. Nawet nie chciała o to pytać.
- Och, niestety chyba tak właśnie się stało. Z tego co słyszałam Baby też wyrywa jakiegoś zajebistego Krukona, więc niedługo do nas dołączy. - uśmiechnęła się szeroko. Nawet wiedziała do którego Krukona podbijała ich siostra, a jeśli wierzyć plotkom to bardziej jaki Krukon podbijał do Baby, bo tamta podobno była odporna na jego wdzięki. Francesca liczyła jedynie na to, że młodszej siostrze wszystko należycie się ułoży. Bezproblemowo.
- Nie wiem czy chcę! Jest tyle kierunków na których bym się widziała i nadal nie potrafię zdecydować, a poza tym mam dość życia na rodzinnym garnuszku, Audrey. Chcę iść do pracy, zarobić na własne mieszkanie, wyprowadzić się z tego domu wariatów i zacząć żyć własnym życiem. Usamodzielnić się. I jeszcze Aiden mi zaproponował, żebym zrobiła sobie rok przerwy przed studiami i... nie wiem co mam robić. Kompletnie nie wiem co mam robić. - westchnęła ciężko rozkładając nogi przed siebie. Kto jak kto, ale ta właśnie Ślizgonka wiedziała ile kosztuje Franky każda, chociażby najmniejsza decyzja. Poważne decyzje to już w ogóle kosmos! Najlepiej by było dla Puchonki, gdyby nikt nigdy jej nie dawał jej opcji wyboru. Wprost nie znosiła wybierać! A co jeśli ta druga, niewybrana opcja, jest o wiele lepszą opcją? Oparła policzek o ramię siostry ciężko wzdychając.
- Poooooradź mi coś, A. - jęknęła patrząc pustym wzrokiem przed siebie, na boisko.
- Och, niestety chyba tak właśnie się stało. Z tego co słyszałam Baby też wyrywa jakiegoś zajebistego Krukona, więc niedługo do nas dołączy. - uśmiechnęła się szeroko. Nawet wiedziała do którego Krukona podbijała ich siostra, a jeśli wierzyć plotkom to bardziej jaki Krukon podbijał do Baby, bo tamta podobno była odporna na jego wdzięki. Francesca liczyła jedynie na to, że młodszej siostrze wszystko należycie się ułoży. Bezproblemowo.
- Nie wiem czy chcę! Jest tyle kierunków na których bym się widziała i nadal nie potrafię zdecydować, a poza tym mam dość życia na rodzinnym garnuszku, Audrey. Chcę iść do pracy, zarobić na własne mieszkanie, wyprowadzić się z tego domu wariatów i zacząć żyć własnym życiem. Usamodzielnić się. I jeszcze Aiden mi zaproponował, żebym zrobiła sobie rok przerwy przed studiami i... nie wiem co mam robić. Kompletnie nie wiem co mam robić. - westchnęła ciężko rozkładając nogi przed siebie. Kto jak kto, ale ta właśnie Ślizgonka wiedziała ile kosztuje Franky każda, chociażby najmniejsza decyzja. Poważne decyzje to już w ogóle kosmos! Najlepiej by było dla Puchonki, gdyby nikt nigdy jej nie dawał jej opcji wyboru. Wprost nie znosiła wybierać! A co jeśli ta druga, niewybrana opcja, jest o wiele lepszą opcją? Oparła policzek o ramię siostry ciężko wzdychając.
- Poooooradź mi coś, A. - jęknęła patrząc pustym wzrokiem przed siebie, na boisko.
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Boisko
Pełniąc swą rolę siostry, w tym momencie powinna zapewne uśmiechnąć się szeroko, unieść znacząco brwi i diametralnie zmienić swe poglądy. Przyklasnąć pomysłowi Franky i jeszcze pomóc się jej spakować na te roczne wojaże z Aidenem. Tak, zapewne tak właśnie powinna postąpić. Zamiast tego jednak pochmurniała z każdym kolejnym słowem bliźniaczki, by na koniec spojrzeć na nią z wyrazem skrajnej dezaprobaty.
- Żartujesz sobie, prawda? - Spojrzała na Żółtą surowo. To nie była próba odgrywania ich matki czy innej osobistości uprawnionej do układania Puchonce życia. Ale była jej siostrą. I choć mogłoby się zdawać, że zupełnie jej na Franky nie zależy - to zależało. Bardzo. I właśnie dlatego gotowa była podjąć ryzyko kłótni. Bo ktoś przecież musiał przemówić tej tutaj do rozsądku i lepiej, żeby zrobiła to ona, Audi, aniżeli ich rodzicielka.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że na poważnie rozważałaś przystanie na propozycję Aidena. - Zmrużyła oczy. Jej głos brzmiał oschle, ale... chyba nie umiała inaczej. Nie umiała łagodnie wyperswadować siostrze jej pomysłu. - Wiesz, co będzie, jak weźmiesz ten rok przerwy? Nigdy nie pójdziesz na studia. Może zwiedzisz kawałek świata, może podłapiesz jakąś pracę, ale w ogólnym rozrachunku nie będziesz wolna. Z rodzinnego garnuszka przejdziesz tylko na garnuszek Aidena. Bo on po roku przerwy na studia pewnie pójdzie. A wiesz, dlaczego? Bo nie będzie się przejmował tym, czym będziesz przejmowała się ty. Nie będzie musiał. On śpi na pieniądzach, kochanie. Rodzina na siłę wypchnie go na uczelnię i ufunduje mu wszystko, co będzie chciał. Nam nikt czegoś takiego nie zaoferuje. - Twarzyczkę wykrzywił jej gorzki grymas, gdy odwróciła wzrok od Franky. Nie chciała, by jej słowa były tak bezpośrednie. Powinna powiedzieć to jakoś inaczej. Łagodniej. Ale nie umiała.
Odetchnęła powoli, za wszelką cenę starając się pohamować swą irytację.
- Przystanie na pomysł Aidena byłoby najgłupszym, co mogłabyś zrobić. - Tym razem była nieco bardziej opanowana. - On nic nie straci, a ty stracisz wszystko. - Gasząc papierosa na krzesełku, wbiła w siostrę uważne spojrzenie. - Spójrz na mnie. - Łagodnie chwyciła ją za podbródek i zwróciła w swoją stronę. - Idź na studia. Najwyżej wieczorowe, jeśli tak bardzo chcesz pracować. Kierunek... Weź to, co wydaje ci się najciekawsze, zawsze będziesz mogła zmienić. - Wzruszyła lekko ramionami. - Ale nie daj się wciągnąć w normalne życie. Jeszcze nie, słyszysz? Nie przyspieszaj sobie cholernej dorosłości. - W jednej chwili posmutniała. Puściła podbródek siostry i uciekła spojrzeniem na pusty stadion. - I nigdy, przenigdy nie doprowadź do sytuacji, że będziesz uzależniona od faceta, nawet, jeśli byłby to książę z bajki - szepnęła, choć tym razem trudno było stwierdzić, czy do Franky, czy raczej do siebie. A może do obu.
- Żartujesz sobie, prawda? - Spojrzała na Żółtą surowo. To nie była próba odgrywania ich matki czy innej osobistości uprawnionej do układania Puchonce życia. Ale była jej siostrą. I choć mogłoby się zdawać, że zupełnie jej na Franky nie zależy - to zależało. Bardzo. I właśnie dlatego gotowa była podjąć ryzyko kłótni. Bo ktoś przecież musiał przemówić tej tutaj do rozsądku i lepiej, żeby zrobiła to ona, Audi, aniżeli ich rodzicielka.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że na poważnie rozważałaś przystanie na propozycję Aidena. - Zmrużyła oczy. Jej głos brzmiał oschle, ale... chyba nie umiała inaczej. Nie umiała łagodnie wyperswadować siostrze jej pomysłu. - Wiesz, co będzie, jak weźmiesz ten rok przerwy? Nigdy nie pójdziesz na studia. Może zwiedzisz kawałek świata, może podłapiesz jakąś pracę, ale w ogólnym rozrachunku nie będziesz wolna. Z rodzinnego garnuszka przejdziesz tylko na garnuszek Aidena. Bo on po roku przerwy na studia pewnie pójdzie. A wiesz, dlaczego? Bo nie będzie się przejmował tym, czym będziesz przejmowała się ty. Nie będzie musiał. On śpi na pieniądzach, kochanie. Rodzina na siłę wypchnie go na uczelnię i ufunduje mu wszystko, co będzie chciał. Nam nikt czegoś takiego nie zaoferuje. - Twarzyczkę wykrzywił jej gorzki grymas, gdy odwróciła wzrok od Franky. Nie chciała, by jej słowa były tak bezpośrednie. Powinna powiedzieć to jakoś inaczej. Łagodniej. Ale nie umiała.
Odetchnęła powoli, za wszelką cenę starając się pohamować swą irytację.
- Przystanie na pomysł Aidena byłoby najgłupszym, co mogłabyś zrobić. - Tym razem była nieco bardziej opanowana. - On nic nie straci, a ty stracisz wszystko. - Gasząc papierosa na krzesełku, wbiła w siostrę uważne spojrzenie. - Spójrz na mnie. - Łagodnie chwyciła ją za podbródek i zwróciła w swoją stronę. - Idź na studia. Najwyżej wieczorowe, jeśli tak bardzo chcesz pracować. Kierunek... Weź to, co wydaje ci się najciekawsze, zawsze będziesz mogła zmienić. - Wzruszyła lekko ramionami. - Ale nie daj się wciągnąć w normalne życie. Jeszcze nie, słyszysz? Nie przyspieszaj sobie cholernej dorosłości. - W jednej chwili posmutniała. Puściła podbródek siostry i uciekła spojrzeniem na pusty stadion. - I nigdy, przenigdy nie doprowadź do sytuacji, że będziesz uzależniona od faceta, nawet, jeśli byłby to książę z bajki - szepnęła, choć tym razem trudno było stwierdzić, czy do Franky, czy raczej do siebie. A może do obu.
Re: Boisko
Nie spodziewała się takiego wykładu ze strony Audrey. Nigdy chyba nie słyszała, żeby Ślizgonka powiedziała do niej tyle słów na raz. Słuchała uważnie i czuła się dokładnie tak jak człowiek, który przeżywał najdłuższą śmierć świata. A jak długo umierał? Dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat chodził za nim jakiś debil i walił go łyżką stołową po łbie. Aż biedaczek umarł. Smutna, aczkolwiek prawdziwa historia. Teraz ona czuła się tak, jakby Audrey waliła ją łyżeczką po głowie. Na jej twarzy widoczny był grymas niezadowolenia, choć nie dało się też ukryć, że w głębi duszy przyznawała jej rację. Kiedy zaczęła trzymać ją za podbródek, ta zrobiła duże oczy niczym galeony i się na nią patrzyła.
- Nic nie wiesz o mnie i Aidenie, Audrey. - powiedziała na koniec jej wykładu i podniosła się ze swojego miejsca.
- Do mnie. - rzuciła władczo do swojej miotły, a ta posłusznie znalazła się w jej dłoni. Przechyliła nieco głowę. Tak naprawdę chciało się jej płakać. Słowa siostry były bolesne przede wszystkim dlatego, że były prawdziwe.
- Do widzenia, Audrey. - pożegnała się cicho, po czym ruszyła żwawym krokiem w kierunku szkoły. Miała teraz jeszcze większy mętlik w głowie!
- Nic nie wiesz o mnie i Aidenie, Audrey. - powiedziała na koniec jej wykładu i podniosła się ze swojego miejsca.
- Do mnie. - rzuciła władczo do swojej miotły, a ta posłusznie znalazła się w jej dłoni. Przechyliła nieco głowę. Tak naprawdę chciało się jej płakać. Słowa siostry były bolesne przede wszystkim dlatego, że były prawdziwe.
- Do widzenia, Audrey. - pożegnała się cicho, po czym ruszyła żwawym krokiem w kierunku szkoły. Miała teraz jeszcze większy mętlik w głowie!
Colette RoshwelCzarownica - Urodziny : 17/06/1985
Wiek : 39
Skąd : Londyn, Anglia.
Krew : półkrwi.
Re: Boisko
Nawet nie próbowała Żółtej zatrzymać. Nie było po co. Tamta i tak wiedziała swoje, prawda? Nic nie wiesz o mnie i Aidenie. Prychnęła cicho. Rzeczywiście, o nich może nic nie wiedziała. Ale o facetach - jako gatunku, nie jednostkach - wiedziała całkiem sporo. Z pewnością więcej niż mała, naiwna Franky.
Gdy siostra zniknęła jej z pola widzenia, westchnęła ciężko, przecierając twarz dłońmi. Czasem wolała, by naprawdę to Andrea była jej siostrą. Miała z nią zdecydowanie lepszy układ niż z własną bliźniaczką i... Cóż, tamta z pewnością nie zachowałaby się jak urażona księżniczka słysząc kilka słów prawdy.
Tak, to zdecydowanie był moment, kiedy potrzebowała towarzystwa Andzi.
Na trybunach posiedziała jeszcze tylko chwilę - taką, której potrzebowała na szybkie wypalenie jeszcze jednego papierosa. Potem wstała, otrzepując spodnie z pyłu, jaki radośnie przeskoczył na nie z plastikowego krzesełka. Przeciągając się leniwie, niespiesznie zeszła kilka rządków w dół, już po chwili zmierzając ścieżką w kierunku zamku i ostatecznie znikając za jego murami.
Gdy siostra zniknęła jej z pola widzenia, westchnęła ciężko, przecierając twarz dłońmi. Czasem wolała, by naprawdę to Andrea była jej siostrą. Miała z nią zdecydowanie lepszy układ niż z własną bliźniaczką i... Cóż, tamta z pewnością nie zachowałaby się jak urażona księżniczka słysząc kilka słów prawdy.
Tak, to zdecydowanie był moment, kiedy potrzebowała towarzystwa Andzi.
Na trybunach posiedziała jeszcze tylko chwilę - taką, której potrzebowała na szybkie wypalenie jeszcze jednego papierosa. Potem wstała, otrzepując spodnie z pyłu, jaki radośnie przeskoczył na nie z plastikowego krzesełka. Przeciągając się leniwie, niespiesznie zeszła kilka rządków w dół, już po chwili zmierzając ścieżką w kierunku zamku i ostatecznie znikając za jego murami.
Re: Boisko
William dostał powiadomienie, że ma stawić się na zaległym szlabanie. Już prawie o nim zapomniał, no ale mus to mus. Miał założyć gorsze ubrania, bo przy sprzątaniu może się pobrudzić. Problem tylko w tym, że William nie posiadał gorszych rzeczy. W prawdzie zrezygnował z 'lakierków' i krawata, ale nadal miał na sobie drogie, porządne ciuchy uszyte na miarę. Przyszedł więc na boisko zastanawiając się, na czym dokładnie będzie polegał ten jego szlaban. Czekał i czekał i w końcu zaczął się już porządnie nudzić. Rozglądał sie dookoła, kopał czubkiem buta w ziemi, zeskubywał paproszki z nieskazitelnej czarnej koszuli a nauczycielki jak nie było tak nei ma. Nie lubił spóźnialskich, sam zawsze był punktualny i zaczynało go to już irytować. Zrezygnowany w końcu chciał wrócić do zamku, ale skoro już był tu na boisku postanowił rozprostować kości i dać się wyszaleć swojej miotle. Udał się więc do składzika, by po chwili wyfrunąć z niego na swoim ścigaczu. Zrobił kilka pętli, parę beczek, wzlatywał wysoko w górę, by za chwilę runąć w dół wzlatując tuż przy samej ziemi. Dawno nie latał.
Re: Boisko
Claudia przyszła na boisko spóźniona kilka... no dobra, kilkanaście ładnych minut, którym bliżej było do ponad pół godziny niż tak zwanego "kwadransu akademickiego". Ten jednak, dzięki Merlinowi, nie obowiązywał w szkole, a dopiero na studiach. Miała przeprowadzić szlaban z jakimś Ślizgonem. Tylko chyba Salazar wie, czym zgrzeszyła, że miała go prowadzić akurat dzisiaj, kiedy w jej głowie huczało od wczorajszego słodkiego wina.
Czarownica nie miała zielonego pojęcia, jak to się stało, że znalazła się w zamku. Najwidoczniej jednak włączyła jej się opcja autopilota i postanowiła wrócić do Hogwartu. Pamiętała jednak, że miała zostać do dzisiejszego poranka w Londynie. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, czy złapała jakiś nocny pociąg, czy też wróciła na miotle. Bała się trochę, że wybrała ten drugi środek transportu, który po pijaku chyba nie była zbytnio bezpieczny.
- Pan Greengrass? - zapytała do krążącej ponad jej głową postaci. - Proszę zlecieć - wykrzyknęła, czując jak w głowie jej własne słowa odbijają się zabójczym echem. Irlandka skrzywiła się, wzdychając ciężko.
Za jakie grzechy... No, za jakie, do cholery?
Czarownica nie miała zielonego pojęcia, jak to się stało, że znalazła się w zamku. Najwidoczniej jednak włączyła jej się opcja autopilota i postanowiła wrócić do Hogwartu. Pamiętała jednak, że miała zostać do dzisiejszego poranka w Londynie. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, czy złapała jakiś nocny pociąg, czy też wróciła na miotle. Bała się trochę, że wybrała ten drugi środek transportu, który po pijaku chyba nie była zbytnio bezpieczny.
- Pan Greengrass? - zapytała do krążącej ponad jej głową postaci. - Proszę zlecieć - wykrzyknęła, czując jak w głowie jej własne słowa odbijają się zabójczym echem. Irlandka skrzywiła się, wzdychając ciężko.
Za jakie grzechy... No, za jakie, do cholery?
Strona 2 z 12 • 1, 2, 3, ... 10, 11, 12
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 2 z 12
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach