Boisko
+39
Stella Stark
Marianne Ray
Monika Kruger
Jonathan Lemke
Elijah Ward
Curtis Rocheleau
Abigail Wellington
Nevan Fraser
Elena Tyanikova
Anthony Wilson
Morpheus A. Maponos
Charles Wilson
Marco Castellani
Mistrz Gry
Christine Greengrass
Charlotte Freya
Serena Valerious
Dymitr Milligan
Cory Reynolds
Sanne van Rijn
Shay Hasting
Misza Gregorovic
Aiko Miyazaki
Malcolm McMillan
Emily Bronte
Noemi Cramer
Nicolas Socha
Dylan Davies
Malina Socha
William Greengrass
Audrey Roshwel
Colette Roshwel
Wyatt Walker
Zoja Yordanova
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Alice Volante
Claudia Fitzpatrick
Brennus Lancaster
43 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 9 z 12
Strona 9 z 12 • 1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12
Boisko
First topic message reminder :
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Duży, zielony stadion do gry w Quidditcha z trzema pętlami, na którym odbywają się mecze i treningi.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Boisko
Naprawdę porządnie się zasapała przy łapaniu tych wszystkich papierowych ptaszków. Może nie były tak mądre jak znicz, ale i tak wystarczająco szybkie, by dać Monice w kość i nieco ją wnerwić. Całe dwadzieścia minut zajęło jej złapanie tych wszystkich cholerstw, które za każdym razem, gdy już myślała, że jakiś ma w garści uskakiwał jej złośliwie w bok. Miała ochotę zamienić je wszystkie w popiół, dzięki jednemu łatwiutkiemu zaklęciu. Powstrzymała się jednak przed tym, bo nie miała pojęcia, czy Nevan by się o to nie wkurzył.
No a przecież wkurzanie Nevana w żadnym stopniu nie było teraz jej celem. Tym bardziej biorąc pod uwagę jego dzisiejsze poświęcenie.
- Na szukającą to ja się nie nadaję - sapnęła.
Zamyśliła się na chwilę, wisząc stopę nad ziemią i obserwując jak Fraser co rusz sięga do słomki by napić się zbawiennego dla jego zdrowia cytrynowego płynu. Naprawdę było jej go szkoda, tym bardziej, że w ten poranek pogoda absolutnie nie należała do najcieplejszych. Głos ślizgona również nie był najpiękniejszy, choć musiała przyznać, że taka chrypka bardzo mu pasowała.
- Jak wrócimy do zamku, to mogę pobawić się w twoją pielęgniarkę - powiedziała szczerząc się. - Oczywiście bez skojarzeń! - dodała. - Będę odpowiadać za dostawy tego soczku i będę zmieniać ci okłady na czole. - Wyszczerzyła się jeszcze bardziej. Nie wiedzieć czemu, przeczuwała, że te dzisiejsze latanie wcale nie skończy się dla chłopaka dobrze. I nawet ten parujący kubeczek nie za wiele mu pomoże. No a po drugie czuła się w obowiązku jakoś odwdzięczyć Nevanowi za to co dla niej robił. Oczywiście miała świadomość tego, że chłopak nie będzie chciał o tym słyszeć, ale cóż. Niestety panna Kruger już postanowiła.
- Dzisiaj znów tłuczki. Ale trochę inne, te są wolniejsze ale biją o wiele mocniej.- Słysząc to mina nieco jej zrzedła. Biją o wiele mocniej? Już tamte biły tak, że pozostawiały po sobie niemałe pamiątki na ciele brunetki, jak więc bolało uderzenie od tych wolniejszych? Żeby się tego nie przekonać wystarczyło zwyczajnie nie dać się im dosięgnąć. Dobrze, że Nevan nie wyciągnął obu. Przed jednym uciekało się znacznie łatwiej.
Notując w pamięci wszystkie rady i wskazówki Szkota, starała się wykonywać wszystkie manewry wykorzystując coś tak prozaicznego jak grawitacja, a grawitacja w świecie magicznym przecież praktycznie nie istniała.
Chłopak miał rację. Dlaczego nie powiedział jej o tym wcześniej? Gdy już kilka razy poćwiczyła skręty i zwody unikając, często w ostatniej chwili, brutalnego zderzenia z tłuczkiem okazało się, że było jej teraz o wiele łatwiej. I nawet nie została uderzona ani razu!
Coś się w końcu pannie Kruger udało.
No a przecież wkurzanie Nevana w żadnym stopniu nie było teraz jej celem. Tym bardziej biorąc pod uwagę jego dzisiejsze poświęcenie.
- Na szukającą to ja się nie nadaję - sapnęła.
Zamyśliła się na chwilę, wisząc stopę nad ziemią i obserwując jak Fraser co rusz sięga do słomki by napić się zbawiennego dla jego zdrowia cytrynowego płynu. Naprawdę było jej go szkoda, tym bardziej, że w ten poranek pogoda absolutnie nie należała do najcieplejszych. Głos ślizgona również nie był najpiękniejszy, choć musiała przyznać, że taka chrypka bardzo mu pasowała.
- Jak wrócimy do zamku, to mogę pobawić się w twoją pielęgniarkę - powiedziała szczerząc się. - Oczywiście bez skojarzeń! - dodała. - Będę odpowiadać za dostawy tego soczku i będę zmieniać ci okłady na czole. - Wyszczerzyła się jeszcze bardziej. Nie wiedzieć czemu, przeczuwała, że te dzisiejsze latanie wcale nie skończy się dla chłopaka dobrze. I nawet ten parujący kubeczek nie za wiele mu pomoże. No a po drugie czuła się w obowiązku jakoś odwdzięczyć Nevanowi za to co dla niej robił. Oczywiście miała świadomość tego, że chłopak nie będzie chciał o tym słyszeć, ale cóż. Niestety panna Kruger już postanowiła.
- Dzisiaj znów tłuczki. Ale trochę inne, te są wolniejsze ale biją o wiele mocniej.- Słysząc to mina nieco jej zrzedła. Biją o wiele mocniej? Już tamte biły tak, że pozostawiały po sobie niemałe pamiątki na ciele brunetki, jak więc bolało uderzenie od tych wolniejszych? Żeby się tego nie przekonać wystarczyło zwyczajnie nie dać się im dosięgnąć. Dobrze, że Nevan nie wyciągnął obu. Przed jednym uciekało się znacznie łatwiej.
Notując w pamięci wszystkie rady i wskazówki Szkota, starała się wykonywać wszystkie manewry wykorzystując coś tak prozaicznego jak grawitacja, a grawitacja w świecie magicznym przecież praktycznie nie istniała.
Chłopak miał rację. Dlaczego nie powiedział jej o tym wcześniej? Gdy już kilka razy poćwiczyła skręty i zwody unikając, często w ostatniej chwili, brutalnego zderzenia z tłuczkiem okazało się, że było jej teraz o wiele łatwiej. I nawet nie została uderzona ani razu!
Coś się w końcu pannie Kruger udało.
Re: Boisko
Uśmiechnął się rozbawiony komentarzem Moni. Szukający mieli zwykle najtrudniejsze zadanie, a nawet zadania. Znaleźć znicz a później go złapać. Co nie było wcale takie łatwe i wymagało często o wiele większych zdolności akrobatycznych niż latanie z kaflem.
Kruger jako jego pielęgniarka. Fraser uniósł brwi zdziwiony, ale z drugiej strony? Obudziła się w nim ślizgońska próżność i nawet przyjął tę propozycję z uśmiechem. Nie czuł, żeby się poświęcał. Co to tam małe przeziębienie. Na miotłę wsiadać nie musiał, to co mu szkodzi.
- Tylko nie urządzaj mi szpitala. Ok?
Mimo wielu urazów jakie miał okazję przeżyć w Hogwarce z uporem maniaka unikał pobytów w skrzydle szpitalnym, na ile tylko się to udawało. I wcale nie było gwarancji, że swój soczek dorwał od pielęgniarki. Miał matkę uzdrowicielkę, która zaopatrywała go w odpowiednią apteczkę.
Widząc poczynania Moniki w unikaniu spotkania z wagą ciężką tłuczka niewiele ją poprawiał, krzyczeć nie mógł. Tak więc dopiero rzucał podpowiedziami, gdy Ślizgonka zjawiała się w jego otoczeniu. Po chwili nakazał jej by naprowadziła tłuczek na niego. Czas dziada złapać.
- Jeszcze jedno ćwiczenie będzie. Ale dawaj mi go tu. Już nie jest potrzebny.
Kruger jako jego pielęgniarka. Fraser uniósł brwi zdziwiony, ale z drugiej strony? Obudziła się w nim ślizgońska próżność i nawet przyjął tę propozycję z uśmiechem. Nie czuł, żeby się poświęcał. Co to tam małe przeziębienie. Na miotłę wsiadać nie musiał, to co mu szkodzi.
- Tylko nie urządzaj mi szpitala. Ok?
Mimo wielu urazów jakie miał okazję przeżyć w Hogwarce z uporem maniaka unikał pobytów w skrzydle szpitalnym, na ile tylko się to udawało. I wcale nie było gwarancji, że swój soczek dorwał od pielęgniarki. Miał matkę uzdrowicielkę, która zaopatrywała go w odpowiednią apteczkę.
Widząc poczynania Moniki w unikaniu spotkania z wagą ciężką tłuczka niewiele ją poprawiał, krzyczeć nie mógł. Tak więc dopiero rzucał podpowiedziami, gdy Ślizgonka zjawiała się w jego otoczeniu. Po chwili nakazał jej by naprowadziła tłuczek na niego. Czas dziada złapać.
- Jeszcze jedno ćwiczenie będzie. Ale dawaj mi go tu. Już nie jest potrzebny.
Re: Boisko
Oczywiście nic zdrożnego na myśli nie miała, jeśli chodziło o odgrywanie pseudo pielęgniarki dla Nevana. Wszystko w granicach dobrego smaku, a i Monice zrobiłoby się lżej na sercu, że i ona w końcu na coś się przydała. Ona przecież bardzo chciała się na coś przydać, a od kiedy ślad po Amesie zniknął nie było nikogo nad kim Kruger mogłaby się trochę trząść. Nevan był starszy od Davida i średnio pasował do roli przyszywanego młodszego brata, no ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, czyż nie?
Ochoczo pokiwała głową, zgadzając się na postawiony przez blondyna warunek.
- Oczywiście! Żadnego szpitala! - zawołała, po czym szybkim ruchem w bok uniknęła uderzenia przez tłuczek. Był o wiele wolniejszy od tych używanych do gry, więc i uniki przychodziły Monice z o wiele większą łatwością, co nie znaczy oczywiście, że było to aż tak banalne. Chcąc nakierować nieznośną piłkę do chłopaka zaczęła lecieć w jego stronę i będąc już przed chłopakiem na wyciągnięcie ręki skręciła nagle w bok. Tłuczek musiał lecieć za nią, bo tłuczki tak właśnie robiły. Latały za zawodnikami. Z pewnością więc ułatwiła Nevanowi zadanie złapania kuli, po czym zatrzymując się kawałek dalej zawisła w powietrzu.
- No to dawaj to ćwiczenie.
Ochoczo pokiwała głową, zgadzając się na postawiony przez blondyna warunek.
- Oczywiście! Żadnego szpitala! - zawołała, po czym szybkim ruchem w bok uniknęła uderzenia przez tłuczek. Był o wiele wolniejszy od tych używanych do gry, więc i uniki przychodziły Monice z o wiele większą łatwością, co nie znaczy oczywiście, że było to aż tak banalne. Chcąc nakierować nieznośną piłkę do chłopaka zaczęła lecieć w jego stronę i będąc już przed chłopakiem na wyciągnięcie ręki skręciła nagle w bok. Tłuczek musiał lecieć za nią, bo tłuczki tak właśnie robiły. Latały za zawodnikami. Z pewnością więc ułatwiła Nevanowi zadanie złapania kuli, po czym zatrzymując się kawałek dalej zawisła w powietrzu.
- No to dawaj to ćwiczenie.
Re: Boisko
O nie, na pewno nie pozwoli by go niańczono. On zawsze był starszym bratem i tak raczej pozostanie. Lecz jednak był w tej chwili skłonny przyjąć propozycję ułatwienia mu przetrwania popołudnia po treningu. A czuł się coraz gorzej, czego nie pokazywał po sobie. Obserwował lot Kruger i jej uniki. Z zadowoleniem stwierdził, że Ślizgonka systematycznie robi postępy, co nawet mogło kiedyś zaowocować grą w drużynie. Która aktualnie i tak miała braki.
Gdy piłka została na niego nacelowana zlazł z kufra, odstawił kubeczek z soczkiem i wyciągnął ręce by ją chwycić. Zwykle dawał rade piłce, która w porównaniu do meczowych tłuczków była cięższa a przy tym jej cios był zdecydowanie trudniejszy do zniesienia, lecz tym razem zaparcie się nogami na murawie niewiele dało.
Tłuczek wleciał w Ślizgona z pełnym impetem, zmiótł go w stronę trybun a następnie trzasnął chłopakiem o drewnianą konstrukcję. Chłopak przez chwilę stał z rękami skrzyżowanymi na piersi po czym osunął się na murawę w pozycję siedzącą. Głowa Ślizgona opadła na jego pierś, zaś tłuczek utkwił w jego uścisku spokojnie. Od tamtej chwili Fraser ani drgnął.
Gdy piłka została na niego nacelowana zlazł z kufra, odstawił kubeczek z soczkiem i wyciągnął ręce by ją chwycić. Zwykle dawał rade piłce, która w porównaniu do meczowych tłuczków była cięższa a przy tym jej cios był zdecydowanie trudniejszy do zniesienia, lecz tym razem zaparcie się nogami na murawie niewiele dało.
Tłuczek wleciał w Ślizgona z pełnym impetem, zmiótł go w stronę trybun a następnie trzasnął chłopakiem o drewnianą konstrukcję. Chłopak przez chwilę stał z rękami skrzyżowanymi na piersi po czym osunął się na murawę w pozycję siedzącą. Głowa Ślizgona opadła na jego pierś, zaś tłuczek utkwił w jego uścisku spokojnie. Od tamtej chwili Fraser ani drgnął.
Re: Boisko
- Oczywiście, żadnego szpitala - powiedziała ze złością Monika, kiedy ze strachem dostrzegła, że jej głupota doprowadziła do tego, że Nevan siedział pod trybunami bez ruchu. Przecież ten tłuczek bił mocniej, a chłopak był chory. Jak mogła pomyśleć, że tak zwyczajnie i bez wysiłku ją złapie?
- Idiotka, idiotka i jeszcze raz idiotka - powtarzała jak mantrę pod nosem, podlatując czym prędzej do chłopaka, który w takim stanie nie wyglądał ani trochę żywo. Zeskoczyła z miotły i przykucnęła przy Fraserze. Wyciągnęła mu z objęć tę cholerną kulę i włożyła do kufra, by przypadkiem nie przyszło jej na myśl, by nadal atakować tę dwójkę. Następnie odchyliła głowę blondyna i poklepała go po twarzy, starając się go ocucić.
- I ty ostatnio twierdziłeś, że nie jestem idiotką - dalej ciągnęła swój wywód, starając się przywrócić chłopaka do stanu świadomości. Miała nadzieję, że jej się to uda, bo w przeciwnym razie nie będzie wyjścia - skrzydło szpitalne wita od progu.
Gdy to nic nie dawało, zrezygnowana wstała i wyciągnęła różdżkę, z zamiarem rzucenia zaklęcia lewitującego, by w taki sposób przetransportować Nevana do zamku. Na całe szczęście jednak Fraser oprzytomniał.
- Napędziłeś mi takiego stracha, że nie pytaj.
- Idiotka, idiotka i jeszcze raz idiotka - powtarzała jak mantrę pod nosem, podlatując czym prędzej do chłopaka, który w takim stanie nie wyglądał ani trochę żywo. Zeskoczyła z miotły i przykucnęła przy Fraserze. Wyciągnęła mu z objęć tę cholerną kulę i włożyła do kufra, by przypadkiem nie przyszło jej na myśl, by nadal atakować tę dwójkę. Następnie odchyliła głowę blondyna i poklepała go po twarzy, starając się go ocucić.
- I ty ostatnio twierdziłeś, że nie jestem idiotką - dalej ciągnęła swój wywód, starając się przywrócić chłopaka do stanu świadomości. Miała nadzieję, że jej się to uda, bo w przeciwnym razie nie będzie wyjścia - skrzydło szpitalne wita od progu.
Gdy to nic nie dawało, zrezygnowana wstała i wyciągnęła różdżkę, z zamiarem rzucenia zaklęcia lewitującego, by w taki sposób przetransportować Nevana do zamku. Na całe szczęście jednak Fraser oprzytomniał.
- Napędziłeś mi takiego stracha, że nie pytaj.
Re: Boisko
Nim uderzył o trybuny przeklął siebie w duchu. Nie mógł obwiniać Moni, że naprowadziła na niego piłkę z pełną jej prędkością. Czemu tego cholernego tłuczka nie złapał zaklęciem? Bo nie pomyślał.
Zapomniał całkowicie o swoim osłabieniu, nieprzyzwyczajony do faktu, że brakuje mi sił.
Słyszał wszystko co Monia paplała ale tak jakby przez szkło. Zabrała mu piłkę a zamiast uczucia ucisku na piersi poczuł nieznośny ból. Przez kilka chwil nie oddychał, uderzenie wyrwało mu dech z płuc. Gdy w końcu mięśnie się rozluźniły chłopak zassał z sykiem powietrze.
- Au.... - Mruknął, gdy przytomność bardziej niż mniej do niego wróciła.
Po czym spostrzegł wycelowaną w swoją stronę różdżkę. Wyciągnął rękę w geście obronnym, spojrzał na Monię z chwilowym przestrachem.
- Nie. Nie do skrzydła.
Gdy zrezygnowała ze swojego pomysłu opuścił rękę. Zaparł się plecami o deski i powoli wstał. Pochylił się chwytając się za pierś. Gdy ostatnio łapał tłuczki w ochraniaczu na pierś Monia zauważyć mogła, że mimo warstw materiału chłopak poczuł impet uderzenia. Bez tego dla niego było to jak kopniak w splot słoneczny.
Chwiejnie dotarł do kuferka i kubeczka. Pobladły opadł na pokrywę i chwycił kubek. Przez chwilę milczał wyrównując oddech, przez co dosyć śmiesznie świszczał z powodu opuchniętego gardła.
- Nie twoja wina. Myślałem, że dam radę. Chcesz dalej trenować?
Zapomniał całkowicie o swoim osłabieniu, nieprzyzwyczajony do faktu, że brakuje mi sił.
Słyszał wszystko co Monia paplała ale tak jakby przez szkło. Zabrała mu piłkę a zamiast uczucia ucisku na piersi poczuł nieznośny ból. Przez kilka chwil nie oddychał, uderzenie wyrwało mu dech z płuc. Gdy w końcu mięśnie się rozluźniły chłopak zassał z sykiem powietrze.
- Au.... - Mruknął, gdy przytomność bardziej niż mniej do niego wróciła.
Po czym spostrzegł wycelowaną w swoją stronę różdżkę. Wyciągnął rękę w geście obronnym, spojrzał na Monię z chwilowym przestrachem.
- Nie. Nie do skrzydła.
Gdy zrezygnowała ze swojego pomysłu opuścił rękę. Zaparł się plecami o deski i powoli wstał. Pochylił się chwytając się za pierś. Gdy ostatnio łapał tłuczki w ochraniaczu na pierś Monia zauważyć mogła, że mimo warstw materiału chłopak poczuł impet uderzenia. Bez tego dla niego było to jak kopniak w splot słoneczny.
Chwiejnie dotarł do kuferka i kubeczka. Pobladły opadł na pokrywę i chwycił kubek. Przez chwilę milczał wyrównując oddech, przez co dosyć śmiesznie świszczał z powodu opuchniętego gardła.
- Nie twoja wina. Myślałem, że dam radę. Chcesz dalej trenować?
Re: Boisko
- Co ty robisz, nie wstawaj, posiedź chwilę.... ehh faceci - westchnęła widząc, jak Nevan podpiera się o trybuny i podnosi się z ziemi. Przecież to go na pewno bolało. W przeciwnym razie z pewnością rzeczywistość ani trochę by mu nie uleciała. No a on co robił? Zamiast posiedzieć przez chwilę, złapać utracony oddech, upewnić się, że żadne żebro od uderzenia nie ucierpiało, on się tym w ogóle nie przejmował.
- Na pewno wszystko w porządku? Ja cię tak strasznie przepraszam, w ogóle nie myślałam chyba tym pustym łbem - zatroskana Monika naprawdę ledwo powstrzymywała się przed tym, by nie polecieć po kogoś dorosłego, albo zawołać kogokolwiek, by pomógł. - I ej... Masz jakiś uraz do szpitali? - spytała, bo to się zaczynało robić dość dziwne.
Troszkę się zakłopotała całą tą sytuacją. To prawda, miała odwdzięczyć się Fraserowi za to co dla niej robił, ale nie w taki sposób! Obserwowała jak niepewnie stawia kroki w stronę kufra w którym przed chwilą zamknęła ten nieszczęsny tłuczek. Słysząc pytanie blondyna uniosła brwi w niewymownym zdziwieniu.
- Trenować? Chyba cię pogięło - powiedziała. - Zbieraj się, idziemy do twojego dormitorium. Nie obraź się, ale wyglądasz tragicznie, a ja nie zasnę w nocy z myślą, że przez moją głupotę tak się męczysz. Pomóc ci? - zgrabnym ruchem różdżki sprawiła, że obie miotły posłusznie czekały wisząc w powietrzu, by podążyć za nimi do lochów. Spojrzała wyczekująco na ślizgona - dasz radę iść?
- Na pewno wszystko w porządku? Ja cię tak strasznie przepraszam, w ogóle nie myślałam chyba tym pustym łbem - zatroskana Monika naprawdę ledwo powstrzymywała się przed tym, by nie polecieć po kogoś dorosłego, albo zawołać kogokolwiek, by pomógł. - I ej... Masz jakiś uraz do szpitali? - spytała, bo to się zaczynało robić dość dziwne.
Troszkę się zakłopotała całą tą sytuacją. To prawda, miała odwdzięczyć się Fraserowi za to co dla niej robił, ale nie w taki sposób! Obserwowała jak niepewnie stawia kroki w stronę kufra w którym przed chwilą zamknęła ten nieszczęsny tłuczek. Słysząc pytanie blondyna uniosła brwi w niewymownym zdziwieniu.
- Trenować? Chyba cię pogięło - powiedziała. - Zbieraj się, idziemy do twojego dormitorium. Nie obraź się, ale wyglądasz tragicznie, a ja nie zasnę w nocy z myślą, że przez moją głupotę tak się męczysz. Pomóc ci? - zgrabnym ruchem różdżki sprawiła, że obie miotły posłusznie czekały wisząc w powietrzu, by podążyć za nimi do lochów. Spojrzała wyczekująco na ślizgona - dasz radę iść?
Re: Boisko
Dla niego to nie była pierwszyzna, połamane kości? żebra? stłuczenia? Codzienność. Przyzwyczaił się wprawdzie do tego. Widząc, że jednak nici z dalszego treningu westchnął cicho, wysiorbał soczek do końca.
Klepnął kufer obok siebie, by Moni na chwilę dała spokój i usiadła. Potrzebował chwili by dojść do siebie.
- Nie lubię, po prostu. Jeśli poczuje się gorzej, to tam pójdę.
Spojrzał na Moni zapewniając ją, że nie będzie tak uparty by zrobić sobie większą krzywdę.
- Daj mi chwilę.
Puścił kubeczek, który rozpłynął się w powietrzu. Rozpiął kurtkę, bluzę którą miał pod spodem i dłońmi zmacał tors sprawdzając czy wszystkie kości są całe. Nie syknął znacząco ani razu, jedynie się skrzywił, gdy tknął najbardziej obite miejsce. Po oględzinach opatulił się na powrót warstwami ubrań.
- Kości całe. Moni, spokojnie. Dobra, masz rację. Pomożesz?
W końcu zgodził się na pomoc, co przyszło mu z dużym wysiłkiem. Nie będzie tutaj odstawiał szopki jaki to on silny, skoro padnie po paru krokach. Chrzaniona choroba. Ślizgon uniósł ramię chcąc by Moni pomogła mu wstać, czas się wygrzać w ciepłym łóżku.
Klepnął kufer obok siebie, by Moni na chwilę dała spokój i usiadła. Potrzebował chwili by dojść do siebie.
- Nie lubię, po prostu. Jeśli poczuje się gorzej, to tam pójdę.
Spojrzał na Moni zapewniając ją, że nie będzie tak uparty by zrobić sobie większą krzywdę.
- Daj mi chwilę.
Puścił kubeczek, który rozpłynął się w powietrzu. Rozpiął kurtkę, bluzę którą miał pod spodem i dłońmi zmacał tors sprawdzając czy wszystkie kości są całe. Nie syknął znacząco ani razu, jedynie się skrzywił, gdy tknął najbardziej obite miejsce. Po oględzinach opatulił się na powrót warstwami ubrań.
- Kości całe. Moni, spokojnie. Dobra, masz rację. Pomożesz?
W końcu zgodził się na pomoc, co przyszło mu z dużym wysiłkiem. Nie będzie tutaj odstawiał szopki jaki to on silny, skoro padnie po paru krokach. Chrzaniona choroba. Ślizgon uniósł ramię chcąc by Moni pomogła mu wstać, czas się wygrzać w ciepłym łóżku.
Re: Boisko
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Boisko
Niedawno wstał poranek, a Hamilton już siedziała na murawie boiska.. No, w sumie to nawet leżała.
Z samego rana poderwała się z łóżka, nieco podekscytowana tym sprawdzianem dla chłopaka. Ubrała się w wygodne, dresowe spodnie i założyła bokserkę, na to luźną koszulką, która zsuwała się jej z prawego ramienia. Zabrała ze sobą bluzę - do kompletu, czarną z naszywką lwa na plecach - i miotłę, po czym nie chcąc obudzić dziewczyn wsunęła tylko adidasy na stopy i ruszyła w stronę wyjścia z dormitorium. Zastanawiała się, czy nie powinna obudzić Elijaha, ale postanowiła zostawić to jemu. Jeszcze jego koledzy z dorma będą mieli do niej pretensje, a tak to wiedziała, że chłopak na pewno sam się wybierze w odpowiednim czasie.
W zamku praktycznie nie było żywej duszy, dosłownie. Skorzystała jeszcze z okazji, by pójść porozmawiać z Sir Rolandem, przywitać się, bo wczoraj nie miała do tego nawet szansy. Gdy tylko wyszła z zamku, od razu wskoczyła na miotłę i ruszyła w stronę boiska na pełnej szybkości.
Po dłuższej chwili, podczas której to szalała w powietrzu, oparła gładko na trawę i odetchnęła. O tak, tego jej brakowało. Taki trening z rana to była bardzo dobra rzecz! Będzie musiała robić to częściej. Gdy już wszystko przygotowała, usiadła sobie na trawie, kładąc swoją kochaną Błyskawicę obok siebie i odetchnęła, padając na plecy na boisko. Ciekawiło ją, kiedy Elijah przyjdzie. To była chore, wyciągać chłopaka tak wcześnie z łóżka, ale wiedziała, że Ślizgoni mają niedługo się pojawić na boisku, więc chciała jeszcze wszystko ogarnąć przed ich przyjściem. Wpatrywała się w leniwe o tej godzinie niebo i chmury, słuchając dźwięku tłuczącego się tłuczka w skrzyni, którą wyniosła na boisko.
Z samego rana poderwała się z łóżka, nieco podekscytowana tym sprawdzianem dla chłopaka. Ubrała się w wygodne, dresowe spodnie i założyła bokserkę, na to luźną koszulką, która zsuwała się jej z prawego ramienia. Zabrała ze sobą bluzę - do kompletu, czarną z naszywką lwa na plecach - i miotłę, po czym nie chcąc obudzić dziewczyn wsunęła tylko adidasy na stopy i ruszyła w stronę wyjścia z dormitorium. Zastanawiała się, czy nie powinna obudzić Elijaha, ale postanowiła zostawić to jemu. Jeszcze jego koledzy z dorma będą mieli do niej pretensje, a tak to wiedziała, że chłopak na pewno sam się wybierze w odpowiednim czasie.
W zamku praktycznie nie było żywej duszy, dosłownie. Skorzystała jeszcze z okazji, by pójść porozmawiać z Sir Rolandem, przywitać się, bo wczoraj nie miała do tego nawet szansy. Gdy tylko wyszła z zamku, od razu wskoczyła na miotłę i ruszyła w stronę boiska na pełnej szybkości.
Po dłuższej chwili, podczas której to szalała w powietrzu, oparła gładko na trawę i odetchnęła. O tak, tego jej brakowało. Taki trening z rana to była bardzo dobra rzecz! Będzie musiała robić to częściej. Gdy już wszystko przygotowała, usiadła sobie na trawie, kładąc swoją kochaną Błyskawicę obok siebie i odetchnęła, padając na plecy na boisko. Ciekawiło ją, kiedy Elijah przyjdzie. To była chore, wyciągać chłopaka tak wcześnie z łóżka, ale wiedziała, że Ślizgoni mają niedługo się pojawić na boisku, więc chciała jeszcze wszystko ogarnąć przed ich przyjściem. Wpatrywała się w leniwe o tej godzinie niebo i chmury, słuchając dźwięku tłuczącego się tłuczka w skrzyni, którą wyniosła na boisko.
Re: Boisko
Nic dziwnego, że na korytarzach nie było jeszcze żywej duszy. Było grubo przed godziną siódmą rano i nawet nikt by się nie spodziewał, że można wpaść na pomysł trenowania już o tej godzinie, dzień po przyjeździe do szkoły. Pierwsze zajęcia dla starszych klas też wspaniałomyślnie zostały zaplanowane na późniejszą godzinę. Trzeba mieć na uwadze to, że rozmowy w Pokojach Wspólnych i dormitoriach trwały do bardzo późnych godzin, więc ten 2 września, to dla niektórych młodych czarodziejów jak taki 1 stycznia dla mugoli.
Niemniej jednak Elijah sam z siebie obudził się o tej barbarzyńskiej porze. Był trochę podekscytowany wczorajszą rozmową z Rhinną i okazało się, że nie ma tak dużego zainteresowania drużyną jakie wydawałoby się, że powinno być. Kiedy jego przyjaciele jeszcze smacznie chrapali, chłopak był już wykąpany i przebrany w nieprofesjonalny strój do latania. Pozostało mu chwycić swoją miotłę, czyli Gwiezdną Zamiatarkę XXI i wybiec na błonia.
Na boisku zastał czekającą już na niego Gryfonkę. Nie można powiedzieć by to go nie zdziwiło. Miał zamiar najpierw sam się trochę rozgrzać, a blondynki oczekiwał trochę później. Najwyraźniej też już nie mogła się doczekać wsiąścia na trzonek miotły. Postanowił trochę się zabawić, więc przeleciał nad dziewczyną nisko, żeby poczuła smagnięcie wiatru. Zawrócił błyskawicznie i zgarnął po drodze naszykowaną dla niego pałkę ze skrzyni z piłkami i wzbił się do góry.
- Dzień dobry, pani Kapitan! - powitał Hamilton donośnym głosem, uśmiechając się szczęśliwie. Suzanne miała rację - to był kolejny z tych pozytywnie nakręconych do życia Gryfonów, który nie potrzebował kawy, żeby się obudzić. Wystarczało odrobinę przypływu adrenaliny. Zawisnął nad Rhi w powietrzu, niemal się kładąc na swojej miotle w rozleniwionym geście. Pomachał nogami w powietrzu, zdejmując je na moment z metalowych stópek.
- To co, zaczynamy od małego wyścigu?
Niemniej jednak Elijah sam z siebie obudził się o tej barbarzyńskiej porze. Był trochę podekscytowany wczorajszą rozmową z Rhinną i okazało się, że nie ma tak dużego zainteresowania drużyną jakie wydawałoby się, że powinno być. Kiedy jego przyjaciele jeszcze smacznie chrapali, chłopak był już wykąpany i przebrany w nieprofesjonalny strój do latania. Pozostało mu chwycić swoją miotłę, czyli Gwiezdną Zamiatarkę XXI i wybiec na błonia.
Na boisku zastał czekającą już na niego Gryfonkę. Nie można powiedzieć by to go nie zdziwiło. Miał zamiar najpierw sam się trochę rozgrzać, a blondynki oczekiwał trochę później. Najwyraźniej też już nie mogła się doczekać wsiąścia na trzonek miotły. Postanowił trochę się zabawić, więc przeleciał nad dziewczyną nisko, żeby poczuła smagnięcie wiatru. Zawrócił błyskawicznie i zgarnął po drodze naszykowaną dla niego pałkę ze skrzyni z piłkami i wzbił się do góry.
- Dzień dobry, pani Kapitan! - powitał Hamilton donośnym głosem, uśmiechając się szczęśliwie. Suzanne miała rację - to był kolejny z tych pozytywnie nakręconych do życia Gryfonów, który nie potrzebował kawy, żeby się obudzić. Wystarczało odrobinę przypływu adrenaliny. Zawisnął nad Rhi w powietrzu, niemal się kładąc na swojej miotle w rozleniwionym geście. Pomachał nogami w powietrzu, zdejmując je na moment z metalowych stópek.
- To co, zaczynamy od małego wyścigu?
Re: Boisko
Hamilton chwilę przed przybyciem Elijaha, przymknęła powieki i relaksowała się, leżąc tak na trawie. Wiedziała, że na za długo nie może sobie pozwolić, bo po prostu uśnie. Emocje związane z rozpoczęciem jeszcze się nie skończyły i nadal trwały, toteż gadała przez pół nocy w swoim dormitorium z dziewczynami, po czym poszła spać. I wstała bardzo wcześnie. Będzie musiała odespać w pierwszym wolnym momencie, ale teraz miała co innego do roboty.
Nie spodziewała się takiego powitania przez chłopaka. Czując na sobie ten świst powietrza, szybko się podniosła i na sekundę zacisnęła powieki, po czym gdy tylko ja otworzyła, skierowała spojrzenie na Elijaha, który już był zwarty i gotowy do treningu. Uśmiechnęła się. Podniosła się bardzo szybko i stanęła wyprostowana, lewą rękę opierając na biodrze, a prawą wskazując na chłopaka.
- To się nazywa zapał!
Skomentowała tylko, po czym z cichym śmiechem na ustach wpierw poprawiła nieco bluzę, która zsunęła jej się z ramion, potem rozpuszczając włosy, bo przez to smagnięcie wiatru na jej głowie brakowało ładu i składu. Potrząsnęła głowę, by trochę ułożyć blond czuprynę.
- No dzień dobry! Nie zawiodłeś mnie, bałam się, że będziesz później!
Powiedziała do niego głośno, z uśmiechem na twarzy związując włosy z powrotem w wysoki kuc. Skrzyżowała ręce pod piersiami. Cały czas świdrowała go spojrzeniem błękitnych tęczówek.
- Ścigać się chcesz? Ok! Możemy tak zacząć!
Entuzjazm z niej kipiał wręcz. W końcu ktoś, z kim mogła bez przeszkód polatać i nie musiała się niczym martwić! Wyciągnęła dłoń w stronę miotła, która ochoczo poderwała się do jej łapki. Jednak w tym momencie przez twarz kapitan przeszedł cień. Nie wiedziała czemu, w jej głowie przeszło wspomnienie lasu. Szybko potrząsnęła głową i wsiadła na swoją miotłę. Nie mogła sobie pozwolić na myślenie teraz o tym. W wakacje sporo czasu poświęciła, by wrócić do takiego latania, jak przed wypadkiem - przecież miała mecze! Musiała dać z siebie wszystko, jak zwykle.
Poderwała się w powietrze i zatrzymała się przy Elijahu.
- Spadniesz z miotły kiedyś, zobaczysz.
Wysunęła język w jego stronę, po czym z uśmiechem szerokim na ustach złapała mocniej trzonek miotły i wzbiła się w powietrze. Podleciała do bramek po jednej stronie i tam się zatrzymała.
Nie spodziewała się takiego powitania przez chłopaka. Czując na sobie ten świst powietrza, szybko się podniosła i na sekundę zacisnęła powieki, po czym gdy tylko ja otworzyła, skierowała spojrzenie na Elijaha, który już był zwarty i gotowy do treningu. Uśmiechnęła się. Podniosła się bardzo szybko i stanęła wyprostowana, lewą rękę opierając na biodrze, a prawą wskazując na chłopaka.
- To się nazywa zapał!
Skomentowała tylko, po czym z cichym śmiechem na ustach wpierw poprawiła nieco bluzę, która zsunęła jej się z ramion, potem rozpuszczając włosy, bo przez to smagnięcie wiatru na jej głowie brakowało ładu i składu. Potrząsnęła głowę, by trochę ułożyć blond czuprynę.
- No dzień dobry! Nie zawiodłeś mnie, bałam się, że będziesz później!
Powiedziała do niego głośno, z uśmiechem na twarzy związując włosy z powrotem w wysoki kuc. Skrzyżowała ręce pod piersiami. Cały czas świdrowała go spojrzeniem błękitnych tęczówek.
- Ścigać się chcesz? Ok! Możemy tak zacząć!
Entuzjazm z niej kipiał wręcz. W końcu ktoś, z kim mogła bez przeszkód polatać i nie musiała się niczym martwić! Wyciągnęła dłoń w stronę miotła, która ochoczo poderwała się do jej łapki. Jednak w tym momencie przez twarz kapitan przeszedł cień. Nie wiedziała czemu, w jej głowie przeszło wspomnienie lasu. Szybko potrząsnęła głową i wsiadła na swoją miotłę. Nie mogła sobie pozwolić na myślenie teraz o tym. W wakacje sporo czasu poświęciła, by wrócić do takiego latania, jak przed wypadkiem - przecież miała mecze! Musiała dać z siebie wszystko, jak zwykle.
Poderwała się w powietrze i zatrzymała się przy Elijahu.
- Spadniesz z miotły kiedyś, zobaczysz.
Wysunęła język w jego stronę, po czym z uśmiechem szerokim na ustach złapała mocniej trzonek miotły i wzbiła się w powietrze. Podleciała do bramek po jednej stronie i tam się zatrzymała.
Re: Boisko
Zima. Mróz. Śnieg. Większość uczniów pozajmowało już miejsca na kanapach przy kominku grzejąc swe zmarznięte kończyny. Jednak od reguły zawsze są wyjątki, a jednym z nich była właśnie Suzanne. Kiedy to już słońce chyliło się ku zachodowi, młoda Castellani na swojej nieodłącznej Ognistej Strzale latała jak oszalała po boisku. Zielona peleryna z szarą 9 mocno powiewała kiedy robiła kolejne skomplikowane manewry.
Musiała ćwiczyć, nawet kiedy wiąże się to z odmrożeniem palców czy przemoczonymi do cna ciuchami. Pogody nie da się wybrać. Trzeba więc być przygotowanym na wszystko.
Nagle zatrzymała się mniej więcej na środku boiska a białe obłoczki wydostające się z jej zmęczonych płuc miarowo rozpływały się w powietrzu. Chwila odpoczynku nikomu nie zaszkodzi, jednak dała sobie tylko zaledwie kilka sekund wytchnienia.
Włosy przerzuciła na drugie ramię i pokręciła ramionami by nieco się porozciągać. Niestety o tej porze wiatr bywa mocniejszy i strącił małą czarnulkę z miotły tak, że w ostatnim momencie chwyciła się dłonią zawisając tak kilka metrów nad ziemią.
Musiała ćwiczyć, nawet kiedy wiąże się to z odmrożeniem palców czy przemoczonymi do cna ciuchami. Pogody nie da się wybrać. Trzeba więc być przygotowanym na wszystko.
Nagle zatrzymała się mniej więcej na środku boiska a białe obłoczki wydostające się z jej zmęczonych płuc miarowo rozpływały się w powietrzu. Chwila odpoczynku nikomu nie zaszkodzi, jednak dała sobie tylko zaledwie kilka sekund wytchnienia.
Włosy przerzuciła na drugie ramię i pokręciła ramionami by nieco się porozciągać. Niestety o tej porze wiatr bywa mocniejszy i strącił małą czarnulkę z miotły tak, że w ostatnim momencie chwyciła się dłonią zawisając tak kilka metrów nad ziemią.
Re: Boisko
Dlatego on treningi w zimie zostawiał na poranki a kiedy akurat nie mógł, ograniczał się do dwóch lub trzech mocniejszych treningów na tydzień. W końcu na co mu choroba, skoro wtedy by nie mógł nawet opuszczać zamku? Tego wieczoru postanowił się po prostu przewietrzyć, bo ciepło kominka pokoju wspólnego aż za bardzo o sobie przypominało, stąd jego radar w głowie nakierował go na boisko. Zdawał sobie sprawę, że raczej nikogo tutaj nie zastanie, więc w pierwotnym założeniu był to szybki spacer, ale gdy znalazł się na miejscu okazało się, jak mocno się pomylił. Jakże mógł zapomnieć o swojej zielonej rywalce, która kochała ten sport prawdopodobnie tak bardzo jak on. Stanął koło trybun, obserwując poczynania dziewczyny, kiedy jednak ta niebezpiecznie zawisła nad ziemią, naturalnie pobiegł w jej stronę. Suzanne była jego rywalką i przeciwniczką, lecz wciąż pozostawała kobietą a jego sumienie pogryzłoby go w nocy gdyby chociaż nie spróbował jej pomóc.
- Poradzisz sobie? Jak nie to cię złapię - nie zwisała nie wiadomo jak wysoko nad nim, więc wierzył, że i sama by sobie poradziła. Potłukłaby co najwyżej swoje krągłe cztery litery o zamarzniętą ziemię, co mogłoby być zabawne z jednej strony, z drugiej nie usiadłaby na miotle przez kilka dni (naiwna myśl) i nie miałby z kim trenować.
- Poradzisz sobie? Jak nie to cię złapię - nie zwisała nie wiadomo jak wysoko nad nim, więc wierzył, że i sama by sobie poradziła. Potłukłaby co najwyżej swoje krągłe cztery litery o zamarzniętą ziemię, co mogłoby być zabawne z jednej strony, z drugiej nie usiadłaby na miotle przez kilka dni (naiwna myśl) i nie miałby z kim trenować.
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Boisko
Dobrze, że ręce miała wyćwiczone, nie spadła od razu plackiem na ziemię tylko mocno trzymała się miotły. Niestety zimny wiatr, śnieg i mróz nijak pomagały ponownie wspiąć się na ten latający pojazd przez co straciła sporo siły na same próby.
Słysząc głos gdzieś z dołu zerknęła w tamtym kierunku sprawdzić kto to. Suzanne często wybierała takie pory treningów by nikt jej nie przeszkadzał ale też by wystawiać się niepotrzebnie w przypadku porażek, które też jej dotyczą. Dziewczyna nosiła bardzo ciężki bagaż w postaci sławnego ojca, który w Quidditchu osiągnął chyba wszystko co było możliwe. Niestety właśnie przez niego nie mogła pozostawać w oczach ludzi jako "córka Marco", dziewczyna, która wszystko zawdzięcza jemu. Musiała i chciała być samodzielna.
- Jest... okej... - wyspała dalej uparcie próbując dosiąść miotłę. Nawet nie chciała się przyglądać, co to za uczeń przylazł podziwiać jej porażkę, ważne że już tu był a Suzka nie mogła mu dać tej cudownej satysfakcji. Próbowała rozhuśtać się by później łatwiej wskoczyć. I już prawie jej się udało! Lewą nogę podparła na uchwytach próbując przenieść punkt podparcia. Niestety oblodzony metal tylko jej utrudnił. Dziewczyna ponownie się wyślizgnęła jednak już nie zdołała się utrzymać spadając w dół wprost na stojącego pod nią chłopaka.
Słysząc głos gdzieś z dołu zerknęła w tamtym kierunku sprawdzić kto to. Suzanne często wybierała takie pory treningów by nikt jej nie przeszkadzał ale też by wystawiać się niepotrzebnie w przypadku porażek, które też jej dotyczą. Dziewczyna nosiła bardzo ciężki bagaż w postaci sławnego ojca, który w Quidditchu osiągnął chyba wszystko co było możliwe. Niestety właśnie przez niego nie mogła pozostawać w oczach ludzi jako "córka Marco", dziewczyna, która wszystko zawdzięcza jemu. Musiała i chciała być samodzielna.
- Jest... okej... - wyspała dalej uparcie próbując dosiąść miotłę. Nawet nie chciała się przyglądać, co to za uczeń przylazł podziwiać jej porażkę, ważne że już tu był a Suzka nie mogła mu dać tej cudownej satysfakcji. Próbowała rozhuśtać się by później łatwiej wskoczyć. I już prawie jej się udało! Lewą nogę podparła na uchwytach próbując przenieść punkt podparcia. Niestety oblodzony metal tylko jej utrudnił. Dziewczyna ponownie się wyślizgnęła jednak już nie zdołała się utrzymać spadając w dół wprost na stojącego pod nią chłopaka.
Re: Boisko
Lemke zdawał sobie sprawę, że trafił na ciężki przypadek, dlatego też się nie zdziwił, gdy dziewczyna odmówiła pomocy. Wsadził ręce do kieszeni kurtki, obserwując z dołu gimnastykę Castellani i śmiało mógł stwierdzić, że przypomina to taniec na rurze. Tylko w poziomie i w powietrzu, w pełnym odzieniu do treningów. Mało atrakcyjna myśl, ale posiadaczom bujnej wyobraźni to w niczym nie przeszkadzało. Jonathan stał w miejscu, uśmiechając się rozbawiony do swoich myśli, jednak wyłapał moment, w którym Suzanne straciła kontrolę nad swoimi wyczynami. Zreflektował się i próbował nawet ją złapać, w ostateczności wyszło na to, że złapał, ale wylądował razem z czarnulką na ziemi. Zamortyzował jej upadek, to na pewno, lecz sam poczuł tylko jak na jego zadku rysuje się wielki siniak.
- Suzanne? Nic ci nie jest? - spytał w końcu, nie poruszając się ani nie wypuszczając jej z uścisku. Stawiało to dziewczynę w mało komfortowym położeniu, bo leżała na nim, ale nie miał nic przeciwko. Który zresztą chłopak miałby coś przeciwko, gdyby spadła na niego prosto z nieba kobieta?
- Mówiłem, żebyś od razu puściła tę miotłę. Ale nie ma za co, przynajmniej nie obiłaś sobie tyłka - dodał z przekąsem, zaraz po tym wzdychając. Szybko zapomniał o Suzanne tańczącej na rurze (miotle) i zaczął w głowie kląć na kobiecą "niezależność". W tym przypadku akurat "niezależność" pokazała właścicielce środkowy palec.
- Suzanne? Nic ci nie jest? - spytał w końcu, nie poruszając się ani nie wypuszczając jej z uścisku. Stawiało to dziewczynę w mało komfortowym położeniu, bo leżała na nim, ale nie miał nic przeciwko. Który zresztą chłopak miałby coś przeciwko, gdyby spadła na niego prosto z nieba kobieta?
- Mówiłem, żebyś od razu puściła tę miotłę. Ale nie ma za co, przynajmniej nie obiłaś sobie tyłka - dodał z przekąsem, zaraz po tym wzdychając. Szybko zapomniał o Suzanne tańczącej na rurze (miotle) i zaczął w głowie kląć na kobiecą "niezależność". W tym przypadku akurat "niezależność" pokazała właścicielce środkowy palec.
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Boisko
No doprawdy. Faceci zawsze muszą mieć jakieś głupie skojarzenia, nawet jeżeli chodzi o mordowanie się z miotłą. Ognista Strzało, naprawdę, dzisiaj wyrządziłaś jej ogromnego psikusa nie dając się dosiąść.
Dziewczyna nieco oszołomiona upadkiem nie wiedziała co dokładnie się dzieje, jak to możliwe, że spadła i że nie wylądowała na ziemi owitej białym puchem tylko na czymś zdecydowanie przyjemniejszym. Dopiero po kilku sekundach kiedy słowa chłopaka dotarły do jej umysłu uniosła głowę i otworzyła oczy. Twarz krukona znajdowała się tuż przed nią, a ona nieco wystraszona wybałuszyła swe czekoladowe oczy wlepiając to co miała przed sobą. A miała dwie różne tęczówki.
- Chyba nic - odpowiedziała z niespotykanym spokojem patrząc to w jedno to w drugie oko. Jak to było możliwe? Chyba musiała dostać jakiegoś wstrząśnienia mózgu i jej odwaliło ale widziała, że miał różnobarwne tęczówki. Hipnotyzowały ją. Sprawiały, że jej umysł nie myślał jasno i nawet nie zdawała sobie sprawy, że chłopak dalej ją obejmował. Dopiero kolejne zdanie Lemke zadziałało jak sole trzeźwiące. Szybko uwolniła się z uścisku siadając na białym puchu. Była nieco zdezorientowana.
- Dzięki - rzekła otrzepując się ze śniegu i dopiero teraz mogła skojarzyć kim był ten co uratował jej dupsko. Jonathan Lemke, latał w przeciwnej drużynie. Konkurencja. Rywal. Osoba, która stała na przeszkodzie do zdobycia pucharu Quidditcha. Potencjalny wróg. Teraz była pewna, że zaraz rozpowie wszystkim, że Suzanne Castellani nie umie utrzymać się na miotle.
- Śledziłeś mnie? - wypaliła nagle, bo przecież kto o tej porze wybiera się na spacerki. Tylko głupiec, albo Suzka. Czujnie spojrzała na twarz chłopaka chcąc się dowiedzieć po co tu przylazł. Pewnie zaraz skłamie, a ona będzie widziała. Przecież ona miała taki dobry wzrok.
Dziewczyna nieco oszołomiona upadkiem nie wiedziała co dokładnie się dzieje, jak to możliwe, że spadła i że nie wylądowała na ziemi owitej białym puchem tylko na czymś zdecydowanie przyjemniejszym. Dopiero po kilku sekundach kiedy słowa chłopaka dotarły do jej umysłu uniosła głowę i otworzyła oczy. Twarz krukona znajdowała się tuż przed nią, a ona nieco wystraszona wybałuszyła swe czekoladowe oczy wlepiając to co miała przed sobą. A miała dwie różne tęczówki.
- Chyba nic - odpowiedziała z niespotykanym spokojem patrząc to w jedno to w drugie oko. Jak to było możliwe? Chyba musiała dostać jakiegoś wstrząśnienia mózgu i jej odwaliło ale widziała, że miał różnobarwne tęczówki. Hipnotyzowały ją. Sprawiały, że jej umysł nie myślał jasno i nawet nie zdawała sobie sprawy, że chłopak dalej ją obejmował. Dopiero kolejne zdanie Lemke zadziałało jak sole trzeźwiące. Szybko uwolniła się z uścisku siadając na białym puchu. Była nieco zdezorientowana.
- Dzięki - rzekła otrzepując się ze śniegu i dopiero teraz mogła skojarzyć kim był ten co uratował jej dupsko. Jonathan Lemke, latał w przeciwnej drużynie. Konkurencja. Rywal. Osoba, która stała na przeszkodzie do zdobycia pucharu Quidditcha. Potencjalny wróg. Teraz była pewna, że zaraz rozpowie wszystkim, że Suzanne Castellani nie umie utrzymać się na miotle.
- Śledziłeś mnie? - wypaliła nagle, bo przecież kto o tej porze wybiera się na spacerki. Tylko głupiec, albo Suzka. Czujnie spojrzała na twarz chłopaka chcąc się dowiedzieć po co tu przylazł. Pewnie zaraz skłamie, a ona będzie widziała. Przecież ona miała taki dobry wzrok.
Re: Boisko
Przez dłuższy moment zastanawiał się, czy faktycznie nic jej nie jest, bo te wielkie oczy, które wpatrywały się w niego sugerowały zupełnie co innego. On już przywykł do swojej anomalii, w postaci dwóch różnych kolorów tęczówek, więc nie wpadł na to od razu. Dopiero po paru sekundach niemal nad jego głową zaświeciła się mała lampka, ale równocześnie z tym dziewczyna usiadła obok. Usiadał i on, otrzepując plecy ze śniegu.
- Na pewno? Wyglądasz co najmniej tak, jakbyś zobaczyła ducha - skomentował jej wyraz twarzy a słowa Ślizgonki uświadomiły mu, dlaczego tak wyglądała. No tak, przecież był wrogiem i rywalem, więc z góry można było założyć, że był tu tylko po to, żeby ją śledzić albo po to, żeby wyłapać każdy najmniejszy błąd. Nic bardziej mylnego. Lemke ani nie traktował jej jak "córki trenera" ani nie planował rozpowiadać o tym, co tu zaszło.
- Co? Mam lepsze rzeczy do roboty, niż śledzenie twojej osoby - palnął szybciej, niż pomyślał, dlatego po chwili uśmiechnął się przepraszająco. Nie miał wcale złych intencji a to, że zdarzało mu się myśleć po fakcie nie było żadną nowością i tajemnicą. - Wyszedłem na spacer, to nie moja wina, że miotła cię nie posłuchała - wzruszył ramionami, podnosząc się zaraz po tym z ziemi. Wyciągnął zgodnie z kulturą rękę do Suzanne, żeby jej pomóc wstać.
- Wstawaj ze śniegu, bo sobie pęcherz przeziębisz i tyle będzie z twoich treningów - dbał o płeć damską, chyba, że za bardzo zachodziły mu za skórę. Ta dziewczyna akurat jeszcze trzymała się bezpiecznej granicy.
- Na pewno? Wyglądasz co najmniej tak, jakbyś zobaczyła ducha - skomentował jej wyraz twarzy a słowa Ślizgonki uświadomiły mu, dlaczego tak wyglądała. No tak, przecież był wrogiem i rywalem, więc z góry można było założyć, że był tu tylko po to, żeby ją śledzić albo po to, żeby wyłapać każdy najmniejszy błąd. Nic bardziej mylnego. Lemke ani nie traktował jej jak "córki trenera" ani nie planował rozpowiadać o tym, co tu zaszło.
- Co? Mam lepsze rzeczy do roboty, niż śledzenie twojej osoby - palnął szybciej, niż pomyślał, dlatego po chwili uśmiechnął się przepraszająco. Nie miał wcale złych intencji a to, że zdarzało mu się myśleć po fakcie nie było żadną nowością i tajemnicą. - Wyszedłem na spacer, to nie moja wina, że miotła cię nie posłuchała - wzruszył ramionami, podnosząc się zaraz po tym z ziemi. Wyciągnął zgodnie z kulturą rękę do Suzanne, żeby jej pomóc wstać.
- Wstawaj ze śniegu, bo sobie pęcherz przeziębisz i tyle będzie z twoich treningów - dbał o płeć damską, chyba, że za bardzo zachodziły mu za skórę. Ta dziewczyna akurat jeszcze trzymała się bezpiecznej granicy.
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Boisko
Głowa dziewczyny była tak zafiksowana na punkcie rywalizacji, że gdy tylko ktoś zaczyna przejawiać jakieś zdolności w jej dziedzinie już stawał się potencjalną konkurencją. Niestety, takie wychowanie. Dzięki tato.
Nie skomentowała nic na temat duchów nie chcąc się przyznawać, że miał nieziemskie oczy, które sprawiły, że go nie pobiła. Bo mogła. Pewnie gdyby poczuła, że ktoś ją obłapia nawet przypadkiem jako ochrona przed potłuczeniem, miałby limo pod okiem. Taka już była. Przeświadczona o własnej wyższości nad innymi jednostkami. Dziewczyna i-tak-jestem-lepsza. Głównie dlatego nie miała faceta. Bo zazwyczaj niszczyła te męskie ega swoimi sportowymi zdolnościami.
- Chyba czas wymienić ją na lepszy model - spojrzała znacząco na leżące gdzieś obok narzędzie zbrodni jakby jej groziła. Mieć ten sam model od roku to trochę tak jakby kupiła sobie bluzkę z zeszłorocznej kolekcji. To było nie do pomyślenia.
- Ja nie wiem kto normalny może chodzić na spacery o tej porze - dodała kontynuując otrzepywanie się ze śniegu, bo jednak sporo go miała na sobie. Dopiero po usłyszeniu na głos swoich zaprzestała czynności uzmysławiając sobie, że mówi też o sobie przez co krótko zaśmiała się pod nosem. - Witaj w klubie - dodała z szelmowskim uśmiechem obserwując jak wstaje.
Jej ego krzyczało jej żeby mu pokazała, że sama wstać umie i nie potrzebuje żadnej pomocy, jednakże jej gdzieś głęboko zakorzeniona kobieca cząstka cicho szeptała żeby przestała być taką suką, bo chłopak jest miły. Podała też mu rękę i stanęła na równe nogi.
- Dzięki za amortyzację, może na rozgrywkach nie zrzucę Cię z miotły - uśmiechnęła się zadziornie podnosząc swą nieszczęsną Strzałę i stanęła tak przed znacznie wyższym od niej chłopakiem taksując go od stóp do głowy. Chyba pierwszy raz mogła mu się przyjrzeć, bo do tej pory nie zwracała na niego uwagi, chyba, że siedział na miotle w błękitnych barwach.
Nie skomentowała nic na temat duchów nie chcąc się przyznawać, że miał nieziemskie oczy, które sprawiły, że go nie pobiła. Bo mogła. Pewnie gdyby poczuła, że ktoś ją obłapia nawet przypadkiem jako ochrona przed potłuczeniem, miałby limo pod okiem. Taka już była. Przeświadczona o własnej wyższości nad innymi jednostkami. Dziewczyna i-tak-jestem-lepsza. Głównie dlatego nie miała faceta. Bo zazwyczaj niszczyła te męskie ega swoimi sportowymi zdolnościami.
- Chyba czas wymienić ją na lepszy model - spojrzała znacząco na leżące gdzieś obok narzędzie zbrodni jakby jej groziła. Mieć ten sam model od roku to trochę tak jakby kupiła sobie bluzkę z zeszłorocznej kolekcji. To było nie do pomyślenia.
- Ja nie wiem kto normalny może chodzić na spacery o tej porze - dodała kontynuując otrzepywanie się ze śniegu, bo jednak sporo go miała na sobie. Dopiero po usłyszeniu na głos swoich zaprzestała czynności uzmysławiając sobie, że mówi też o sobie przez co krótko zaśmiała się pod nosem. - Witaj w klubie - dodała z szelmowskim uśmiechem obserwując jak wstaje.
Jej ego krzyczało jej żeby mu pokazała, że sama wstać umie i nie potrzebuje żadnej pomocy, jednakże jej gdzieś głęboko zakorzeniona kobieca cząstka cicho szeptała żeby przestała być taką suką, bo chłopak jest miły. Podała też mu rękę i stanęła na równe nogi.
- Dzięki za amortyzację, może na rozgrywkach nie zrzucę Cię z miotły - uśmiechnęła się zadziornie podnosząc swą nieszczęsną Strzałę i stanęła tak przed znacznie wyższym od niej chłopakiem taksując go od stóp do głowy. Chyba pierwszy raz mogła mu się przyjrzeć, bo do tej pory nie zwracała na niego uwagi, chyba, że siedział na miotle w błękitnych barwach.
Re: Boisko
No niestety panowie nie lubili kobiet, które pomiatały mężczyznami a nie wątpił, że ten okaz przed nią robi to po mistrzowsku. On nie traktował jej jako obiektu westchnień, dla którego mógłby stracić głowę, bo po prostu nic o niej nie wiedział poza tym oczywiście, że była dobra w Quidditchu, należała do Slytherinu, miała na imię Suzanne a jej ojciec był trenerem. Tylko tyle. Zupełnie za mało, żeby mógł rozprawiać o wielkiej i dzikiej miłości rodem Jane Austen albo śpiewać serenady pod oknem szatni na miarę Romea i Julii. Pomógł jej wstać, po czym słysząc komentarz o nie zrzucaniu z miotły na jego twarz wpełznął rozbawiony uśmiech.
- Dziękuję o moja pani - udał, że bije jej pokłony a potem ponownie wsunął dłonie do kieszeni kurtki. - Chyba ci wystarczy na dzisiaj treningów, co? - popatrzył znacząco na jej czerwony nos i zaróżowione policzki, zaraz po tym dodając:
- Chyba, że po prostu zawstydza cię moja obecność to mogę sobie pójść - i po tych słowach odsunął się na bezpieczną odległość, gdyby dziewczyna faktycznie planowała go zdzielić miotłą przez głowę. Żarty żartami, ale dzisiaj i ogólnie wieczorami nie było zbyt ciepło, co zaczął odczuwać nawet on. - Herbaty?
- Dziękuję o moja pani - udał, że bije jej pokłony a potem ponownie wsunął dłonie do kieszeni kurtki. - Chyba ci wystarczy na dzisiaj treningów, co? - popatrzył znacząco na jej czerwony nos i zaróżowione policzki, zaraz po tym dodając:
- Chyba, że po prostu zawstydza cię moja obecność to mogę sobie pójść - i po tych słowach odsunął się na bezpieczną odległość, gdyby dziewczyna faktycznie planowała go zdzielić miotłą przez głowę. Żarty żartami, ale dzisiaj i ogólnie wieczorami nie było zbyt ciepło, co zaczął odczuwać nawet on. - Herbaty?
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Boisko
Nieco dumnie zadarła nosa słysząc chłopaka, który niemalże się przed nią kłaniał. W żarcie oczywiście. Suzanne wcale nie była taką snobką za jaką ją ludzie uważali, umiała się z siebie zaśmiać, jednak gdy ktoś przegina potrafiła się odgryźć nie patrząc na konsekwencje. A bezinteresownie pomóc też mogła, chociaż zwykle i tak później czekała na odwdzięczenie się. Jednak w tym wypadku to ona powinna się odwdzięczyć, w końcu niczego sobie nie połamała.
Popatrzyła tęsknie w kierunku obręczy na boisku i westchnęła głośno.
- Dzisiaj dość, ale jutro muszę polatać dłużej - odpowiedziała nakładając sobie kaptur na głowę a dłonie schowała w rękawach, bo rzeczywiście było całkiem zimno. Niestety stroje sportowe wcale do najcieplejszych nie należały. Przecież najważniejsza jest aerodynamika i żeby nie było zbyt ciężko.
- Chciałbyś... - parsknęła taksując go znów swym czujnym wzrokiem. Co on sobie myślał. Kawałek ładnego chłopaka i niby taka Castellani będzie się zawstydzać? Nie ma tak łatwo.
- Z miodem i imbirem! - rozradowała się nieco na sam pomysł o gorącej herbacie - Chociaż z wkładką byłaby lepsza...
Popatrzyła tęsknie w kierunku obręczy na boisku i westchnęła głośno.
- Dzisiaj dość, ale jutro muszę polatać dłużej - odpowiedziała nakładając sobie kaptur na głowę a dłonie schowała w rękawach, bo rzeczywiście było całkiem zimno. Niestety stroje sportowe wcale do najcieplejszych nie należały. Przecież najważniejsza jest aerodynamika i żeby nie było zbyt ciężko.
- Chciałbyś... - parsknęła taksując go znów swym czujnym wzrokiem. Co on sobie myślał. Kawałek ładnego chłopaka i niby taka Castellani będzie się zawstydzać? Nie ma tak łatwo.
- Z miodem i imbirem! - rozradowała się nieco na sam pomysł o gorącej herbacie - Chociaż z wkładką byłaby lepsza...
Re: Boisko
Widząc uradowanie, które pojawiło się na twarzy dziewczyny gdy tylko usłyszała o gorącej herbacie dało mu jednoznacznie do zrozumienia, że też porządnie zmarzła. Niestety był środek tygodnia, z kolei on starał się nie łamać regulaminu, jeśli nie musiał. Nie oznaczało to wcale, że jest praworządnym obywatelem Hogwartu. Po prostu każde przewinienie i minusowe punkty w jego przypadku kończyły się na tym, że albo dostawał wycisk od drużyny albo wręcz przeciwnie - nie mógł uczestniczyć w treningu. Nie wiedział kto kiedyś wpadł na taki pomysł, ale była to jedyna skuteczna metoda, żeby się oduczył.
- No to w takim razie zapraszam na herbatę - jeszcze nie wiedział za bardzo jak i gdzie, skoro skrzaty z kuchni też powoli miały go po dziurki w nosie, ale postanowił coś wymyślić w drodze do zamku. Nie widząc sprzeciwu ze strony Suzanne, ruszyli do zamku.
- No to w takim razie zapraszam na herbatę - jeszcze nie wiedział za bardzo jak i gdzie, skoro skrzaty z kuchni też powoli miały go po dziurki w nosie, ale postanowił coś wymyślić w drodze do zamku. Nie widząc sprzeciwu ze strony Suzanne, ruszyli do zamku.
Jonathan Lemke- Urodziny : 10/02/1998
Wiek : 26
Skąd : Vancouver, Kanada
Krew : czysta
Re: Boisko
Zima w Hogwarcie powoli żegnała się z uczniami, składając na ich policzkach mroźne pocałunki po raz chyba ostatni. Zbliżały się Walentynki. Po Walentynkach wystarczyło mrugnąć i już była wiosna, a wraz z nadejściem wiosny także i zbawienne promienie słoneczne — dni stawały się coraz dłuższe, a na to Monika Kruger czekała chyba najbardziej. Treningi quidditcha często odbywały się po lekcjach, a nie ma niczego gorszego, niż latanie na miotle w ciemności. Oberwanie tłuczkiem w tych warunkach było o wiele trudniejsze do uniknięcia, a złamany nos tuż przed świętem zakochanych to ostatnie, na co ślizgonka miała ochotę.
Zeszła z miotły i poprawiła te z kosmyków, które smaganie wiatrem wydostały się z kucyka i okalały teraz twarz dziewczyny. Była zmęczona. Chciała podążyć śladem reszty drużyny i udać się bezpośrednio do szatni, ale zdecydowała, że najpierw trochę odsapnie. Nie wiedziała sama, czy to kwestia cięższego treningu, czy może zwyczajnie brało ją przeziębienie? W drodze do Wielkiej Sali będzie musiała zajrzeć do skrzydła szpitalnego i poprosić panią Gladstone o coś, co pomoże jej stanąć na nogi.
Opadła na jedno z siedzeń trybun, wydając z siebie dość głośne sapnięcie. Odłożyła swoją błyskawice supreme tuż obok, zerkając przelotnie na wściekłe różowy napis na rękojeści. Oparła łokcie o jedną z wyższych ławek i wzięła głęboki wdech.
Była zmęczona. Zmęczona i głodna.
A to nigdy nie jest dobre połączenie jeśli chodziło o Monikę Kruger.
Zeszła z miotły i poprawiła te z kosmyków, które smaganie wiatrem wydostały się z kucyka i okalały teraz twarz dziewczyny. Była zmęczona. Chciała podążyć śladem reszty drużyny i udać się bezpośrednio do szatni, ale zdecydowała, że najpierw trochę odsapnie. Nie wiedziała sama, czy to kwestia cięższego treningu, czy może zwyczajnie brało ją przeziębienie? W drodze do Wielkiej Sali będzie musiała zajrzeć do skrzydła szpitalnego i poprosić panią Gladstone o coś, co pomoże jej stanąć na nogi.
Opadła na jedno z siedzeń trybun, wydając z siebie dość głośne sapnięcie. Odłożyła swoją błyskawice supreme tuż obok, zerkając przelotnie na wściekłe różowy napis na rękojeści. Oparła łokcie o jedną z wyższych ławek i wzięła głęboki wdech.
Była zmęczona. Zmęczona i głodna.
A to nigdy nie jest dobre połączenie jeśli chodziło o Monikę Kruger.
Re: Boisko
Nic nie cieszyło Tony'ego bardziej niż dzień w którym kończyła się pełnia a on wyspany i wypoczęty wracał do żywych. Było to dla niego jak zmartwychwstanie. Najczęściej po kilku dniach które odsypiał w dormitorium wychodził gdzieś na błonia zaczerpnąć świeżego powietrza i znów mógł cieszyć się życiem. Nie wyglądał już jakby zaraz miał stracić przytomność a energia wręcz w nim buzowała. Jego kolor skóry odzyskał swój brzoskwiniowy kolor, a spod oczu zniknęły sińce wielkości boiska do Quidditch'a. Co prawda na jego ciele pojawiło się kilka nowych blizn, ale czy to teraz miało jakiekolwiek znaczenie? Przede wszystkim żył i chyba nikogo nie zabił, a przynajmniej miał taką nadzieję, bo przecież byłoby już o tym głośno. Dzięki eliksirowi, który uważył wcześniej z Sophie naprawdę porządnie się wyspał. Miał w sobie nieskończenie wiele energii, a uśmiech nie schodził mu z ust. To był kolejny piękny wieczór, który postanowił spędzić na zewnątrz rozkoszując się pięknem przyrody i życia. I tak- Wilson za każdym razem po przebyciu ciężkiej nocy jako wilkołak zachowywał się jakby urodził się na nowo. Najprawdopodobniej chodziło mu o zerowy bilans ofiar i fakt, że złe samopoczucie minęło.
Nie podejrzewał, że o tak późnej porze spotka kogokolwiek na swojej drodze. Przekraczając granice boiska zaciągnął się chłodnym powietrzem jak najlepszym papierosem na świecie. Nie zaświecając różdżki radosnym krokiem powędrował w stronę trybun i przechadzał się przez nie mrucząc pod nosem jakąś piosenkę. Dopiero jak był wystarczająco blisko dostrzegł Ślizgonke siedzącą obok swojej miotły. Zatrzymał i zmrużył oczy wpatrując się w dziewczynę, a widząc jej naburmuszoną minę wycelował w jej stronę palcem i powiedział:
- Oj nie, nie zepsujesz mi dzisiaj mojego humoru.- ostrzegł ją i zaraz po tym dodał- Nie próbuj Kruger żadnych swoich kobiecych sztuczek, dzisiaj nie działają na mnie żadne wasze fochy!- wolał ją ostrzec zanim ta zdążyła w ogóle otworzyć usta. Nie planował nikogo spotkać, ale jak już do tego doszło postanowił na wszelki wypadek wyperswadować jej jakieś kobiece zagrania. Może była przed okresem, a może po prostu była laską i miała akurat ten jeden ze swoich humorków i zaraz bez powodu zaatakuje biednego Wilsona? Tak, zdecydowanie musiał się przed tym bronić.
Nie podejrzewał, że o tak późnej porze spotka kogokolwiek na swojej drodze. Przekraczając granice boiska zaciągnął się chłodnym powietrzem jak najlepszym papierosem na świecie. Nie zaświecając różdżki radosnym krokiem powędrował w stronę trybun i przechadzał się przez nie mrucząc pod nosem jakąś piosenkę. Dopiero jak był wystarczająco blisko dostrzegł Ślizgonke siedzącą obok swojej miotły. Zatrzymał i zmrużył oczy wpatrując się w dziewczynę, a widząc jej naburmuszoną minę wycelował w jej stronę palcem i powiedział:
- Oj nie, nie zepsujesz mi dzisiaj mojego humoru.- ostrzegł ją i zaraz po tym dodał- Nie próbuj Kruger żadnych swoich kobiecych sztuczek, dzisiaj nie działają na mnie żadne wasze fochy!- wolał ją ostrzec zanim ta zdążyła w ogóle otworzyć usta. Nie planował nikogo spotkać, ale jak już do tego doszło postanowił na wszelki wypadek wyperswadować jej jakieś kobiece zagrania. Może była przed okresem, a może po prostu była laską i miała akurat ten jeden ze swoich humorków i zaraz bez powodu zaatakuje biednego Wilsona? Tak, zdecydowanie musiał się przed tym bronić.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Boisko
Szczerze mówiąc, Monika najchętniej położyłaby się na jednej z tych trybun i zasnęła. Tak jak stała: spocona po treningu, i w treningowych szatach. Zastanawiała się skąd to nagłe zmęczenie w ogóle się wzięło, przecież spała całkiem dobrze poprzedniej nocy. Jej głowy nie zaprzątały żadne problemy, żadne niedokończone prace domowe, no i z nikim się też nie pokłóciła, by to potem roztrząsać zamknięta w czterech ścianach swojego dormitorium.
Tak naprawdę od kiedy jej siostra Mia przeniosła się do francuskiej szkoły magii, Monika spała o wiele lepiej — z nikim już nie rozmawiała do późnych godzin nocnych, a i nawet gdyby Mia wciąż była obok, panna Kruger wątpiła, by ta chciała co wieczór wysłuchiwać wywodów na temat jej wspaniałego życia z Brandonem.
Które ostatnio naprawdę było wspaniałe, no ale przecież ile można się powtarzać.
Dziewczyna przetarła czoło wierzchem dłoni i spojrzała w niebo. Szarość dnia szybko przechodziła w ciemność nocy o tej porze roku. Choć jeszcze kilka minut temu bez problemu była w stanie dostrzec obręcze na środku boiska, teraz by to zrobić musiała naprawdę wytężyć wzrok. Nic więc dziwnego, że zauważyła obecność Anthony’ego dopiero, gdy się do niej odezwał.
— Wilson. — Obróciła głowę w jego stronę. Wyglądał jak zupełne przeciwieństwo jej samej. Jakże chciałaby tryskać tak ogromną energią jak on! — Co tu robisz? Zdecydowałeś się na zdrowotne spacery przed kolacją? — spytała.
Nie dostrzegła w jego dłoni standardowego Wilsonowego atrybutu — papierosa. Może faktycznie chłopak zmienił swoje życie i postanowił podążać drogą oświeconych? Moje ciało, to moja świątynia i inne tego typu bzdury, które zazwyczaj słyszy, przebywając w miejscach, w których zazwyczaj zbierają się puchoni?
Ciężko było jej w to jednak uwierzyć. Nikt, kto zna Anthony’ego Wilsona nie uwierzyłby w to, że ten kiedykolwiek stanie się przykładnym chłopcem.
— Masz szczęście, że cię lubię. Kto inny na twoim miejscu już w połowie zdania zarobiłby kilka razy drętwotą w tylnią część ciała.
Kłapnęła miejsce obok siebie, dając mu znać, że chętnie poprzebywa w jego towarzystwie. Nigdy nie łączyły ich żadne namiętne stosunki, toteż nie było obaw, że zapanuje nagle napięta atmosfera. Monika lubiła w Antku to, że był sobą i nigdy tego nie ukrywał. Mało tego — był jedną z nielicznych osób, które jej nie osądzały za błędy przeszłości. Panna Kruger śmiało mogłaby stwierdzić, że sumując błędy ich oboje, wyrobili normę dla połowy Hogwartu.
— Co ty taki szczęśliwy? Wygrałeś na magicznej loterii, czy co? — Spojrzała na niego podejrzliwie. Oczywiście, że nie miała zamiaru stosować na nim żadnych kobiecych sztuczek. Tak naprawdę nigdy ich na nikim nie stosowała! A przynajmniej nie robiła tego świadomie.
— Dziwnie się czuję — przyznała po chwili. — Mógłbyś oddać mi trochę swojej pozytywnej energii, bo aż nią ociekasz i przyznam, że trochę mnie to denerwuje. Jako prefekt nakazuję ci przestać tak bardzo cieszyć japę.
Tak naprawdę od kiedy jej siostra Mia przeniosła się do francuskiej szkoły magii, Monika spała o wiele lepiej — z nikim już nie rozmawiała do późnych godzin nocnych, a i nawet gdyby Mia wciąż była obok, panna Kruger wątpiła, by ta chciała co wieczór wysłuchiwać wywodów na temat jej wspaniałego życia z Brandonem.
Które ostatnio naprawdę było wspaniałe, no ale przecież ile można się powtarzać.
Dziewczyna przetarła czoło wierzchem dłoni i spojrzała w niebo. Szarość dnia szybko przechodziła w ciemność nocy o tej porze roku. Choć jeszcze kilka minut temu bez problemu była w stanie dostrzec obręcze na środku boiska, teraz by to zrobić musiała naprawdę wytężyć wzrok. Nic więc dziwnego, że zauważyła obecność Anthony’ego dopiero, gdy się do niej odezwał.
— Wilson. — Obróciła głowę w jego stronę. Wyglądał jak zupełne przeciwieństwo jej samej. Jakże chciałaby tryskać tak ogromną energią jak on! — Co tu robisz? Zdecydowałeś się na zdrowotne spacery przed kolacją? — spytała.
Nie dostrzegła w jego dłoni standardowego Wilsonowego atrybutu — papierosa. Może faktycznie chłopak zmienił swoje życie i postanowił podążać drogą oświeconych? Moje ciało, to moja świątynia i inne tego typu bzdury, które zazwyczaj słyszy, przebywając w miejscach, w których zazwyczaj zbierają się puchoni?
Ciężko było jej w to jednak uwierzyć. Nikt, kto zna Anthony’ego Wilsona nie uwierzyłby w to, że ten kiedykolwiek stanie się przykładnym chłopcem.
— Masz szczęście, że cię lubię. Kto inny na twoim miejscu już w połowie zdania zarobiłby kilka razy drętwotą w tylnią część ciała.
Kłapnęła miejsce obok siebie, dając mu znać, że chętnie poprzebywa w jego towarzystwie. Nigdy nie łączyły ich żadne namiętne stosunki, toteż nie było obaw, że zapanuje nagle napięta atmosfera. Monika lubiła w Antku to, że był sobą i nigdy tego nie ukrywał. Mało tego — był jedną z nielicznych osób, które jej nie osądzały za błędy przeszłości. Panna Kruger śmiało mogłaby stwierdzić, że sumując błędy ich oboje, wyrobili normę dla połowy Hogwartu.
— Co ty taki szczęśliwy? Wygrałeś na magicznej loterii, czy co? — Spojrzała na niego podejrzliwie. Oczywiście, że nie miała zamiaru stosować na nim żadnych kobiecych sztuczek. Tak naprawdę nigdy ich na nikim nie stosowała! A przynajmniej nie robiła tego świadomie.
— Dziwnie się czuję — przyznała po chwili. — Mógłbyś oddać mi trochę swojej pozytywnej energii, bo aż nią ociekasz i przyznam, że trochę mnie to denerwuje. Jako prefekt nakazuję ci przestać tak bardzo cieszyć japę.
Strona 9 z 12 • 1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 9 z 12
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach