Wielka Sala
+88
Gloria Stark
Rivius Fawley
Hope Colinz
Morpheus A. Maponos
Brandon Tayth
Aleksander Cortez
Isidora Tayth
María Velasquez
Cory Reynolds
Monika Kruger
Nevan Fraser
Ragna Kolbjørn
Jonathan Mills
Peter Raffles
Jamie Campbell
Prince Hamilton
Jason Snakebow
Fransis Molchester
Scarlett Molchester
Micah Johansen
Fèlix Lemaire
Marco Castellani
Jaakob Larsen
Blanche Aude Moreau
Antoinette Croisseux
Geraldine Dubois
Carla Stark
Kristian Lyberg
Elektra Fyodorova
Stella Stark
Andrew Wilson
Freddie Kingsley
Leanne Chatier
Gwendoline Allen
Matthew Sneddon
Femke van Rijn
Iris Xakly
Marcel Volante
Cassidy Thomas
Felicja Socha
Maja Vulkodlak
Pandora Evans
Antonija Vedran
Connor Campbell
Grace Scott
Meredith Cooper
Elijah Ward
Lena Gregorovic
Logan Campbell
Zoja Yordanova
Wyatt Walker
Marianna Vulkodlak
Lucas Castellani
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
James Scott
William Greengrass
Nicolas Socha
Heinrich Flammenwerfer
Nadia Milligan
Sora Iwahara
Charlotte Jeunesse
Aleksy Vulkodlak
Dylan Davies
Vin Xakly
Rhinna Hamilton
Suzanne Castellani
Blaise Harvin
Margaret Scott
Cherry Campbell
Aiko Miyazaki
Sasza Tiereszkowa
Sophie Fitzpatrick
Benedict Walton
Joel Frayne
Audrey Roshwel
Polly Baldwin
Andrea Jeunesse
Mistrz Gry
Anthony Wilson
Emily Bronte
Jeremy Scott
Gabriel Griffiths
Charles Wilson
Leslie Wilson
Hannah Wilson
Brennus Lancaster
92 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 15 z 25
Strona 15 z 25 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 20 ... 25
Wielka Sala
First topic message reminder :
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Ziewnąłem, nie chciało mi się nic jeść, napchałem się słodyczy w pociągu. Miałem ochotę położyć głowę na stole i zasnąć. Zamiast tego poluzowałem krawat.
Ostatnia klasa, a później fruuu gdziekolwiek mnie poniesie. Nie chciałem o tym póki co myśleć.
Ciężko było mi wrócić do lekcji, plam po atramencie i wstawania rano. Byłem cały podrapany na rękach bo Curry i Chillie bawiły się w berka skacząc po kożuchu mojej siostry w naszym przedziale.
Musiałem jakoś zaplanować ten rok. Chciałem mieć jakiś trudny do osiągnięcia cel. Zdanie egzaminów to nie wszystko, ten rok musi mieć w coś sobie. Tylko co ja takiego wymyślę?
Ostatnia klasa, a później fruuu gdziekolwiek mnie poniesie. Nie chciałem o tym póki co myśleć.
Ciężko było mi wrócić do lekcji, plam po atramencie i wstawania rano. Byłem cały podrapany na rękach bo Curry i Chillie bawiły się w berka skacząc po kożuchu mojej siostry w naszym przedziale.
Musiałem jakoś zaplanować ten rok. Chciałem mieć jakiś trudny do osiągnięcia cel. Zdanie egzaminów to nie wszystko, ten rok musi mieć w coś sobie. Tylko co ja takiego wymyślę?
Fransis MolchesterKlasa VII - Urodziny : 14/11/1996
Wiek : 28
Skąd : pod Londynem
Krew : czysta
Re: Wielka Sala
Wyatt Walker napisał:- Zostawiłeś mnie - mruknął cicho. Prawda oczywiście była zgoła inna, bo to Wyatt zostawił go samego najpierw w pensjonacie, a potem uciekł z Francji. Ale czuł się opuszczony przez cały miesiąc i to mu wystarczyło. To, że Felix nie miał sowy nie było żadną wymówką, mógł pożyczyć! Na Pokątnej jest sowia poczta, w czym problem? Wystarczyło ruszyć dupcie i iść tam na spacer. Przecież i tak był tam po książki, prawda? Nie mógł wtedy napisać? Mógł! Lepiej niech więc znajdzie lepszą wymówkę.
Mimo wszystko Wyatt nie zabrał reki, gdy chłopak chwycił jego dłoń, wręcz przeciwnie, zacisnął mocniej palce, żeby puchon mu nie uciekł. Po chwili nawet położył głowę na ramieniu Felixa rozkoszując się zapachem jego perfum. Nawet udało mu się zapomnieć o tym, że jest głodny, do póki znowu głośno nie zaburczało mu w brzuchu. Już dawno uczta powitalna nie przeciągała się tak bardzo... a tu jeszcze piosenka tej starej czapki i przydział pierwszaków. Litości! Żołądek zaraz przyrośnie mu do kręgosłupa.
Zmarszczył brwi i popatrzył ze zdziwieniem na Wyatta. No przepraszam bardzo, ale kto to kogo zostawił! No ale cóż... Felek się nie chciał z chłopakiem kłócić, więc darował sobie wyrzuty, czy jakieś pretensje. No bo w sumie nie miał za złe chłopakowi że wyjechał i go zostawił. Chyba bardziej był wściekły na samego siebie, za to że mu na to pozwolił. No i fakt, może i szukał wymówki na siłę, chociaż rzeczywiście mógł pożyczyć sowę kiedy był na pokątnej, no ale jakoś tak wyszło, no!
- Proszę Cię, porozmawiajmy! - powiedział nieco się unosząc, no bo jednak jakby nie patrzeć to wkurzała go ta cała sytuacja. Nie mógł znieś tego że Wyatt był na niego zły... To już nie chodziło o głupiego focha, o jakąś pierdołę. On naprawdę był na niego zły i w sumie to jakby się nad tym zastanowić to miał powód. No i w sumie nic więcej nie powiedział, bo siedząca nieopodal prefekt zwróciła im uwagę żeby się uspokoili i nie gadali. Przewrócił tylko oczami, no ale zamilkł...
Nieznaczny uśmieszek pojawił się na buźce puchona, kiedy Walker chwycił jego dłoń w objęcia, a potem oparł sobie główkę na jego ramieniu. No i co? To by było na tyle? Już się nabył na chłopaka zły? Ciekawie, ciekawie... nie żeby mu to nie odpowiadało. Wręcz przeciwnie!
Re: Wielka Sala
Po całym tym pokazie nie bardzo miał po co tu zostać. Coś tam przekąsił, pożartował z kilkoma Ślizgonami, koło których siedział i właściwie... Tyle. Dalsze celebrowanie nowego roku szkolnego nieszczególnie go bawiło. Nawet biorąc pod uwagę, że nowa szkoła, nowe wrażenia, nowi nauczyciele, to bądźmy szczerzy - można było być tym wszystkim zmęczonym. Znużenie takie Lyberga tyczyło się w szczególności, gdyż nie przepadając za byciem w centrum uwagi, znacznie bardziej cenił sobie codzienność niż tego typu uroczystości. Dzień dzisiejszy był zaś męczący szczególnie - wystarczyło się rozejrzeć. Każdy głupi wiedział, jakie zainteresowanie wzbudziły panienki z Beauxbatons wśród chłopców, a ekipa z Durmstrangu - wśród dziewcząt. Kristian naprawdę daleki był od doceniania tego typu zainteresowania.
Całe szczęście, że Kesleigh podzielała jego zdanie. Gdyby chciała zostać, zostałby zapewne razem z nią - nie był egoistą (przynajmniej nie aż takim), by opuszczać swą partnerkę tylko dlatego, że sam się nudził. Nie, jasne, że nie chodzili wszędzie razem, ale teraz zwyczajnie nie wypadało, by się rozdzielali. W końcu to pierwszy dzień, reprezentacja szkoły - a im jeszcze w Durmstrangu przykazano, by zachowywali się jak para, którą istotnie byli. Kristian nie miał pojęcia, co to miało zdziałać, ale skoro obydwoje z Kes na coś takiego przystali, to zwyczajnie nie byłoby fair umowę łamać.
Dobrze się więc złożyło, że wyszeptana dziewczynie na ucho propozycja opuszczenia sali spotkała się nie tylko z jej akceptacją, ale i skromną dozą entuzjazmu. W takiej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak tylko dokończyć posiłek, starannie złożyć po sobie zastawę (nie miał w zwyczaju pozostawiać po sobie burdelu) i oferując swej wybrance ramię, wraz z nią opuścić Wielką Salę, tym razem nie wyczyniając z harpunem już nic dziwacznego, a tylko podpierając go sobie o ramię.
Całe szczęście, że Kesleigh podzielała jego zdanie. Gdyby chciała zostać, zostałby zapewne razem z nią - nie był egoistą (przynajmniej nie aż takim), by opuszczać swą partnerkę tylko dlatego, że sam się nudził. Nie, jasne, że nie chodzili wszędzie razem, ale teraz zwyczajnie nie wypadało, by się rozdzielali. W końcu to pierwszy dzień, reprezentacja szkoły - a im jeszcze w Durmstrangu przykazano, by zachowywali się jak para, którą istotnie byli. Kristian nie miał pojęcia, co to miało zdziałać, ale skoro obydwoje z Kes na coś takiego przystali, to zwyczajnie nie byłoby fair umowę łamać.
Dobrze się więc złożyło, że wyszeptana dziewczynie na ucho propozycja opuszczenia sali spotkała się nie tylko z jej akceptacją, ale i skromną dozą entuzjazmu. W takiej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak tylko dokończyć posiłek, starannie złożyć po sobie zastawę (nie miał w zwyczaju pozostawiać po sobie burdelu) i oferując swej wybrance ramię, wraz z nią opuścić Wielką Salę, tym razem nie wyczyniając z harpunem już nic dziwacznego, a tylko podpierając go sobie o ramię.
Re: Wielka Sala
Jako jeden z prefektów miała lekkie urwanie głowy w związku z rozpoczęciem roku i przyjazdem uczniów z wymiany. Niespecjalnie jej się chciało pomagać, ale odgórne nakazy mówiły same za siebie a ona wywiązywała się mimo wszystko ze swoich obowiązków. Na samej uroczystości pełniła raczej funkcję dekoracyjną, niż duszy towarzystwa, którą kiedyś zdarzało jej się bywać. Każda kolejna minuta spędzana w towarzystwie rozweselonych koleżanek z roku powodowała, że zaczynała się irytować, a teraz dodatkowo nie miała w zamku wsparcia ze strony rodzeństwa. Marianna wróciła do Rosji i przepadła, Aleksy stał się wielkim studentem i mężem roku, Nicolas - wiadomo - nie żył a jego duch już pewnie dawno opuścił mury zamku. Nawet młody Scott już nie był uczniem Ravenclawu! Staremu Scottowi z kolei zostało pewnie niewiele życia. I co tu począć? Nic, prócz tego, że mogła się zabić. Po posiłku rozejrzała się wokół siebie, wzrok kierując na niebieskie księżniczki z Beauxbatons. Przeczucie podpowiadało jej, że będzie z nimi więcej problemów, niż pożytku. Dopiero potem zerknęła w stronę stołu Ślizgonów i również uczniów z Durmstrangu. Wcześniej nie przyglądała się twarzom uczniów, dlatego zdziwiła się widząc zarys znajomej twarzy. Bez namysłu podniosła się z miejsca i spacerkiem podążyła w stronę Elektry. Kiedy znalazła się za nią, pochyliła się nad jej uchem.
- Opiekunka mojego domu prosiła, żebym cię do niej przyprowadziła w trybie natychmiastowym - rzucając tekstem wymyślonym na poczekaniu, uśmiechnęła się do dziewczyny, wskazując jej głową wyjście z sali.
- Opiekunka mojego domu prosiła, żebym cię do niej przyprowadziła w trybie natychmiastowym - rzucając tekstem wymyślonym na poczekaniu, uśmiechnęła się do dziewczyny, wskazując jej głową wyjście z sali.
Re: Wielka Sala
Elektra będąc jedna z trzech dziewczyn w barwach Durmastragu czuła się bardzo niezręcznie siedząc w towarzystwie swoich kolegów i ślizgonów. Zwłaszcza, że jakieś 80% panien siedzących w tym pomieszczeniu szeptało na temat przystojnych uczniów z północy. Szeptały a ona to słyszała, przez ten swój pieprzony wyczulony słuch. Jedna nawet założyła się ze swoją koleżanką, że Elektra na pewno jest lesbijką. Na to tylko się skrzywiła i odsunęła swój talerz pełny jedzenia, bo najwyraźniej jej zbrzydło po tym zdaniu. Wojownicza dziewczyna od razu musi być uznawana za jakieś dziwadło? No dobra, była dziwadłem i tak ale jakoś się tym nie przejmowała.
- Będzie ciekawie - mruknęła tylko w stronę kuzyna i chwyciła pewnie za czerwone jabłko leżące obok niej. W Rosji tego roku wszystkie te owoce poznikały z półek sklepowych i targów, a ona tak bardzo je uwielbiała, będzie musiała więc zrobić zapasy pod swoim łóżkiem. Idealny pomysł!
Uniosła ciemną brew słysząc znajomy głos tuż nad swoim uchem i momentalnie uśmiechnęła się pod nosem. Maja Vulkodlak. No proszę proszę. Fyodorova wiedziała, że cała jej rodzeństwo uczęszczało do Hogwartu ale nie sądziła, że najmłodsza z nich od razu wyhaczy swoją rówieśniczkę w tym tłumie dzikusów. No trudno jej było nie zauważyć podczas prezentacji, niestety. Nie czekała na nic tylko skinęła głową swoim towarzyszom i wstała z miejsca kierując się z Mają w stronę wyjścia. Zaraz za jej drzwiami zatrzymała się i rozpromieniła widząc koleżankę z "podwórka".
- Cieszę się, że mnie stamtąd wyrwałaś, miałam już dosyć tych paniczków - westchnęła ciężko wywracając oczyma, teraz pytanie czy mówiła o ślizgonach czy uczniów z wymiany!
- Będzie ciekawie - mruknęła tylko w stronę kuzyna i chwyciła pewnie za czerwone jabłko leżące obok niej. W Rosji tego roku wszystkie te owoce poznikały z półek sklepowych i targów, a ona tak bardzo je uwielbiała, będzie musiała więc zrobić zapasy pod swoim łóżkiem. Idealny pomysł!
Uniosła ciemną brew słysząc znajomy głos tuż nad swoim uchem i momentalnie uśmiechnęła się pod nosem. Maja Vulkodlak. No proszę proszę. Fyodorova wiedziała, że cała jej rodzeństwo uczęszczało do Hogwartu ale nie sądziła, że najmłodsza z nich od razu wyhaczy swoją rówieśniczkę w tym tłumie dzikusów. No trudno jej było nie zauważyć podczas prezentacji, niestety. Nie czekała na nic tylko skinęła głową swoim towarzyszom i wstała z miejsca kierując się z Mają w stronę wyjścia. Zaraz za jej drzwiami zatrzymała się i rozpromieniła widząc koleżankę z "podwórka".
- Cieszę się, że mnie stamtąd wyrwałaś, miałam już dosyć tych paniczków - westchnęła ciężko wywracając oczyma, teraz pytanie czy mówiła o ślizgonach czy uczniów z wymiany!
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Wielka Sala
Miał prawie pewność, że Ślizgonka siedząca nieopodal nich, puściła mu oko. Zaśmiał się na ten prosty gest podrywu, więc odwzajemnił się jej uroczym uśmiechem. Nieczęsto można było zobaczyć ten wyraz twarzy u Micah. Naturalniejsze byłoby dla niego zignorowanie takiego zachowania, ale nie mógł się w tej sytuacji powstrzymać.
Uczta się rozpoczęła, a ich część stołu zajęła się degustacją dań w milczeniu. Uniósł jedynie brwi, na pojawienie się nieznajomej mu dziewczyny w żółtych barwach. Elektra opuściła Wielką Salę znacznie szybciej, niż się tego spodziewał, ale będą mieli jeszcze okazję ze sobą porozmawiać. Zajął się napełnianiem brzucha, kurzymi nóżkami i fasolką szparagową. Jego wzrok mimowolnie uciekał w stronę stołu Krukonów, w kierunku którego siedział. Były tam koleżanki z Francji, których występu nie miał okazji zobaczyć. A szkoda. Takie blond piękności działały na niego pewnie tak samo, jak na każdego nastolatka, ale szczególnie jedna dziewczyna sprawiła, że spojrzenie młodzieńca wciąż tam lądowało.
Ogarnął się dopiero wtedy, gdy kolega szturchnął go w ramię. Wszyscy zaczęli się podnosić ze swoich miejsc, więc poszedł za nimi. Po drodze zabrał jeszcze czekoladową muffinkę na deser, którą zje już w pokoju Slytherinu. Miał tylko nadzieję, że dormitoria nie są koedukacyjne, bo zapowiadał się dość męczący fanklub.
Uczta się rozpoczęła, a ich część stołu zajęła się degustacją dań w milczeniu. Uniósł jedynie brwi, na pojawienie się nieznajomej mu dziewczyny w żółtych barwach. Elektra opuściła Wielką Salę znacznie szybciej, niż się tego spodziewał, ale będą mieli jeszcze okazję ze sobą porozmawiać. Zajął się napełnianiem brzucha, kurzymi nóżkami i fasolką szparagową. Jego wzrok mimowolnie uciekał w stronę stołu Krukonów, w kierunku którego siedział. Były tam koleżanki z Francji, których występu nie miał okazji zobaczyć. A szkoda. Takie blond piękności działały na niego pewnie tak samo, jak na każdego nastolatka, ale szczególnie jedna dziewczyna sprawiła, że spojrzenie młodzieńca wciąż tam lądowało.
Ogarnął się dopiero wtedy, gdy kolega szturchnął go w ramię. Wszyscy zaczęli się podnosić ze swoich miejsc, więc poszedł za nimi. Po drodze zabrał jeszcze czekoladową muffinkę na deser, którą zje już w pokoju Slytherinu. Miał tylko nadzieję, że dormitoria nie są koedukacyjne, bo zapowiadał się dość męczący fanklub.
Micah JohansenNieaktywny - Urodziny : 04/03/1998
Wiek : 26
Skąd : Bålsta, Szwecja
Krew : czysta
Re: Wielka Sala
Fèlix Lemaire napisał:Zmarszczył brwi i popatrzył ze zdziwieniem na Wyatta. No przepraszam bardzo, ale kto to kogo zostawił! No ale cóż... Felek się nie chciał z chłopakiem kłócić, więc darował sobie wyrzuty, czy jakieś pretensje. No bo w sumie nie miał za złe chłopakowi że wyjechał i go zostawił. Chyba bardziej był wściekły na samego siebie, za to że mu na to pozwolił. No i fakt, może i szukał wymówki na siłę, chociaż rzeczywiście mógł pożyczyć sowę kiedy był na pokątnej, no ale jakoś tak wyszło, no!
- Proszę Cię, porozmawiajmy! - powiedział nieco się unosząc, no bo jednak jakby nie patrzeć to wkurzała go ta cała sytuacja. Nie mógł znieś tego że Wyatt był na niego zły... To już nie chodziło o głupiego focha, o jakąś pierdołę. On naprawdę był na niego zły i w sumie to jakby się nad tym zastanowić to miał powód. No i w sumie nic więcej nie powiedział, bo siedząca nieopodal prefekt zwróciła im uwagę żeby się uspokoili i nie gadali. Przewrócił tylko oczami, no ale zamilkł...
Nieznaczny uśmieszek pojawił się na buźce puchona, kiedy Walker chwycił jego dłoń w objęcia, a potem oparł sobie główkę na jego ramieniu. No i co? To by było na tyle? Już się nabył na chłopaka zły? Ciekawie, ciekawie... nie żeby mu to nie odpowiadało. Wręcz przeciwnie!
- Tu chcesz rozmawiać? - niemal warknął na kolejne nacisku puchona. Oczywiście, że muszą sobie porozmawiać i porozmawiają, choćby Wyatt sie zapierał rekami i nogami. Trochę bał się tej rozmowy, ale była ona konieczna. Bał się, że Felix naprawdę go zostawi. Tak zostawi zostawi. Ten miesiac bez niego był dla niego naprawdę ciężki. Mógł się na niego gniewać i złościć, ale jednocześnie bardzo za nim tęsknił. Dlatego teraz przytulał sie nie zważając na to, że wszyscy ich zobaczą. W milczeniu zjedli chyba wszystkiego po trochu, a potem w milczeniu wyszli razem z innymi puchonami. Po drodze Felix znowu naciskał, ale Wyatt po raz kolejny go uciszał. Porozmawiali dopiero, gdy zostali sami w pokoju wspólnym. Rozmawiali tak długo, że następnego dnia byli nieprzytomni na zajęciach.
Re: Wielka Sala
Weszłam do Wielkiej Sali ze Ślizgonem obok, szukając ofiar.
-Hahaha, Batony. Weź, nie podobają mi się one, znaczy.. fajne laski, ale masz rację, narzucić łachy i na wystawę postawić. Boję się tylko ogłuchnąć, jak zaczną się drzeć -zmarszczyłam brwi na samą myśl o tym. -Już widzę, jak rzucam paćką w piękne, proste blond włosy jednej z nich a ona krzyczy i wstaje z otwartą buzią, i miną taką... no.. wiesz.. -pokazałam mu zbulwersowaną minę, do tego otwierając usta w kształcie litery O. -Z rękami tak -machnęłam jak sowa. -W sumie... Chcę to zobaczyć! Lepiej, zaraz to zobaczymy-wyszczerzyłam zęby.
-Hahaha, Batony. Weź, nie podobają mi się one, znaczy.. fajne laski, ale masz rację, narzucić łachy i na wystawę postawić. Boję się tylko ogłuchnąć, jak zaczną się drzeć -zmarszczyłam brwi na samą myśl o tym. -Już widzę, jak rzucam paćką w piękne, proste blond włosy jednej z nich a ona krzyczy i wstaje z otwartą buzią, i miną taką... no.. wiesz.. -pokazałam mu zbulwersowaną minę, do tego otwierając usta w kształcie litery O. -Z rękami tak -machnęłam jak sowa. -W sumie... Chcę to zobaczyć! Lepiej, zaraz to zobaczymy-wyszczerzyłam zęby.
Re: Wielka Sala
Biegł razem z Emily trzymając ją za rękę, by jak najszybciej znaleźć się na suchym terenie, nie ogarniętym deszczem. Gdy już się znaleźli w holu prowadzącym do Wielkiej Sali, Jason na chwilę przystanął i starał się złapać oddech. Biegli non stop, bez chwili wytchnienia, a kawałeczek do szkoły to jednak był. Z chłopaka lała się woda dosłownie z każdego centymetra. Włosy przylepiły mu się do twarzy, a z czubka nosa co chwilę kapnęła kropelka deszczu na kamienną posadzkę. Jednak po chwili od razu spojrzał na Emily. Bluza, którą jej dał była mocno przemoczona, jednak na pewno w jakimś stopniu ochroniła ją przed wyziębieniem się. Chłopak uśmiechnął się lekko, po czym powiedział.
- Cóż, pogoda tutaj też zapewnia mnóstwo wrażeń... - powiedział cicho, wykrzywiając wargi w krótkim uśmiechu. - Jak się czujesz?
Zapytał, w swoim wnętrzu dziwiąc się niezmiernie, że zadał te pytanie, bo jakoś nigdy nie potrafiło mu to przejść przez gardło. Dlatego często był uważany za egocentryka i samoluba. Prawda była zupełnie inna.
Podszedł do dziewczyny i ściągnął z niej swoją bluzę. Zrobił to po to, by mokra tkanina ubrania nie przesiąkła i nie naraziła dziewczyny na wyziębienie. Zrobił to delikatnie i powoli, po chwili spoglądając na twarz dziewczyny. Zaśmiał się cicho, po czym z kieszeni wyciągnął różdżkę, wypowiedział szybką formułę zaklęcia wysuszającego i po chwili zarówno dziewczyna, jak i on byli susi jak gdyby nigdy nic.
- Tak w ogóle... - zaczął wskazując na miotłę. - Jaki to model? Nie znam się na tym, a Ty pewnie wiesz sporo o tej miotle i jej lepszych kontynuacjach...Jest jakaś najlepsza miotła na świecie czy jak to z tym jest?
Był ciekaw, bo nie znał się na tym, a pytając o takie rzeczy na pewno w pewnym sensie daje poczucie dziewczynie, że interesuje chłopaka nie tylko jej wygląd, ale i osobowość i wiedza.
Jason po tej czynności schował różdżkę i odwrócił wzrok od dziewczyny w kierunku Wielkiej Sali. Nie rozumiał tego, co się z nim dzieje. I wolał tego się nie dowiadywać. Trzeba by było otworzyć się całkowicie, uwolnić siedzące w nim emocje. Nigdy tego nie zrobi.
Naparł na drzwi Wielkiej Sali i przepuścił w nich Krukonkę.
W Wielkiej Sali było paru uczniów, gdzieś w oddali ujrzał nawet Elektrę Fyedorową, która była mu niesamowicie bliska podczas nauki w Durmstrangu.
Jason znalazł wolny koniec długiego stołu należącego do Krukonów i usiadł dopiero, jak zrobiła to Emily. Cały czas nękała go jedna myśl.
- To prawda co mówią o waszej Wielkiej Sali? Że wystarczy wypowiedzieć na co się ma ochotę i to się właśnie pojawia? - zapytał, spoglądając na towarzyszącą mu blondynkę.
- Cóż, pogoda tutaj też zapewnia mnóstwo wrażeń... - powiedział cicho, wykrzywiając wargi w krótkim uśmiechu. - Jak się czujesz?
Zapytał, w swoim wnętrzu dziwiąc się niezmiernie, że zadał te pytanie, bo jakoś nigdy nie potrafiło mu to przejść przez gardło. Dlatego często był uważany za egocentryka i samoluba. Prawda była zupełnie inna.
Podszedł do dziewczyny i ściągnął z niej swoją bluzę. Zrobił to po to, by mokra tkanina ubrania nie przesiąkła i nie naraziła dziewczyny na wyziębienie. Zrobił to delikatnie i powoli, po chwili spoglądając na twarz dziewczyny. Zaśmiał się cicho, po czym z kieszeni wyciągnął różdżkę, wypowiedział szybką formułę zaklęcia wysuszającego i po chwili zarówno dziewczyna, jak i on byli susi jak gdyby nigdy nic.
- Tak w ogóle... - zaczął wskazując na miotłę. - Jaki to model? Nie znam się na tym, a Ty pewnie wiesz sporo o tej miotle i jej lepszych kontynuacjach...Jest jakaś najlepsza miotła na świecie czy jak to z tym jest?
Był ciekaw, bo nie znał się na tym, a pytając o takie rzeczy na pewno w pewnym sensie daje poczucie dziewczynie, że interesuje chłopaka nie tylko jej wygląd, ale i osobowość i wiedza.
Jason po tej czynności schował różdżkę i odwrócił wzrok od dziewczyny w kierunku Wielkiej Sali. Nie rozumiał tego, co się z nim dzieje. I wolał tego się nie dowiadywać. Trzeba by było otworzyć się całkowicie, uwolnić siedzące w nim emocje. Nigdy tego nie zrobi.
Naparł na drzwi Wielkiej Sali i przepuścił w nich Krukonkę.
W Wielkiej Sali było paru uczniów, gdzieś w oddali ujrzał nawet Elektrę Fyedorową, która była mu niesamowicie bliska podczas nauki w Durmstrangu.
Jason znalazł wolny koniec długiego stołu należącego do Krukonów i usiadł dopiero, jak zrobiła to Emily. Cały czas nękała go jedna myśl.
- To prawda co mówią o waszej Wielkiej Sali? Że wystarczy wypowiedzieć na co się ma ochotę i to się właśnie pojawia? - zapytał, spoglądając na towarzyszącą mu blondynkę.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Zaraz po tym jak Emily i Jason pośpiesznie zeszli z wieży, lunęło jak z cebra. Biegli co sił w nogach, ledwie mogąc złapać oddech. Przyzwyczajona do takich rzeczy Bronte, nie odczuła jednak zbyt wielu negatywnych skutków przebieżki. Jedynie krople deszcz osadzające się na każdej możliwej powierzchni ciała nie były przez blondynkę przesadnie lubiane. Jason okazał się na tyle miły by pożyczyć jej bluzę z obawy przed skutkami przemoczenia. Emily wiedziała, że nie ma się czym martwić, treningi Quidditcha hartowały tak dobrze jak nic innego. Przyjęła jednak bluzę z wdzięcznością, by chwilę później wrócić do morderczego biegu. Gdy dotarli do oświeconego pochodniami holu, Emily zwróciła uwagę na posąg stojący w centrum. Ciepłe, przyjemne światło osadzało się na białym marmurze. Czekoladowe tęczówki powróciły jednak do Jason'a. Krukonka, podobnie jak jej towarzysz był całkowicie przemoczona. Włosy, zlepione w strąki przyklejały się do jej twarzy, a z ubrania woda lała się strumieniami.
- Wiesz, nie ma to jak chwila ochłody po wcale nie bliskim spotkaniem z Ślizgonami - Uśmiechnęła się doń, oddając mu bluzę. Śmiałość chłopaka ją speszyła. Na jej policzkach mimowolnie wykwitły rumieńce, które chwilę temu zdążyły zniknąć. Cała Bronte. Gdy Anglik wysuszył ich oboje, Emily posłała mu uśmiech pełen wdzięczności. Miotłę podparła o ścianę, tuż przy marmurowym posągu. I tak była zabezpieczona przed złodziejami. Kolejne pytanie Jason'a wywołało u niej cień entuzjazmu.
- To Ognista Torpeda. Porównując do obecnych modeli jest prawdopodobnie antykiem, ale kto by się przejmował. Teraz to już nie ma raczej takiej najlepszej najlepszej miotły. W sensie, jest, ale jej "najlepszość" trwa najwyżej miesiąc. Kiedyś, gdy Japońscy producenci nie mogli sprzedawać mioteł w Europie nowe modele wychodziły co kwartał, czasami co pół roku. Teraz, skubańcy nie mogą przestać wymyślać nowych i nowszych modeli.
- Dzięki - rzekła, przechodząc przez uchylone specjalnie dla niej drzwi. W Hogwarcie rzadko spotykało się tak miłych i dobrze wychowanych młodzieńców. Kiedy już usiedli, i Jason zadał kolejne pytanie z cyklu "Czy Hogwart serio jest taki super, oprócz Ślizgonów", brązowooka parsknęła śmiechem.
- To wszystko przez super moce skrzatów. Ledwo pomyślisz, a oni już Ci serwują najlepszą wersję, jaką w życiu będziesz jadł - Wydawało się lekkim absurdem, ale czy rzeczywiście? Krukonka przywykła już do tego systemu, dlatego też nie wydawało jej się to czymś niezwykłym. - A jak to wszystko wygląda w Durmstrangu? To znaczy wiem, jest tam o wiele surowiej... ale tak poza tym? - Spytała z ciekawością, po czym upiła kilka łyków gorącej herbaty z kubka, który przed momentem się przed nią pojawił. Jeszcze nie była zdecydowana odnośnie tego, co by chciała zjeść.
- Wiesz, nie ma to jak chwila ochłody po wcale nie bliskim spotkaniem z Ślizgonami - Uśmiechnęła się doń, oddając mu bluzę. Śmiałość chłopaka ją speszyła. Na jej policzkach mimowolnie wykwitły rumieńce, które chwilę temu zdążyły zniknąć. Cała Bronte. Gdy Anglik wysuszył ich oboje, Emily posłała mu uśmiech pełen wdzięczności. Miotłę podparła o ścianę, tuż przy marmurowym posągu. I tak była zabezpieczona przed złodziejami. Kolejne pytanie Jason'a wywołało u niej cień entuzjazmu.
- To Ognista Torpeda. Porównując do obecnych modeli jest prawdopodobnie antykiem, ale kto by się przejmował. Teraz to już nie ma raczej takiej najlepszej najlepszej miotły. W sensie, jest, ale jej "najlepszość" trwa najwyżej miesiąc. Kiedyś, gdy Japońscy producenci nie mogli sprzedawać mioteł w Europie nowe modele wychodziły co kwartał, czasami co pół roku. Teraz, skubańcy nie mogą przestać wymyślać nowych i nowszych modeli.
- Dzięki - rzekła, przechodząc przez uchylone specjalnie dla niej drzwi. W Hogwarcie rzadko spotykało się tak miłych i dobrze wychowanych młodzieńców. Kiedy już usiedli, i Jason zadał kolejne pytanie z cyklu "Czy Hogwart serio jest taki super, oprócz Ślizgonów", brązowooka parsknęła śmiechem.
- To wszystko przez super moce skrzatów. Ledwo pomyślisz, a oni już Ci serwują najlepszą wersję, jaką w życiu będziesz jadł - Wydawało się lekkim absurdem, ale czy rzeczywiście? Krukonka przywykła już do tego systemu, dlatego też nie wydawało jej się to czymś niezwykłym. - A jak to wszystko wygląda w Durmstrangu? To znaczy wiem, jest tam o wiele surowiej... ale tak poza tym? - Spytała z ciekawością, po czym upiła kilka łyków gorącej herbaty z kubka, który przed momentem się przed nią pojawił. Jeszcze nie była zdecydowana odnośnie tego, co by chciała zjeść.
Re: Wielka Sala
I tutaj przyznał jej rację. Chwila ochłody po gorącym wydarzeniu na pewno jest niewyobrażalnie miła i uważana za najlepsze uczucie na świecie. Równie ciepłe były jego myśli, które powoli kształtowały jej obraz w jego spaczonym umyśle. Nie wiedział, czy dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę, ale robiła z nim straszne rzeczy. Wyzwalała w nim dobre uczucia, przez co wykazywał się troską, zaczynał okazywać JAKIEKOLWIEK uczucia, co go powoli zaczynało przerażać. Jason w Durmstrangu z reguły jeszcze bardziej zamknąłby się w sobie i nie dopuścił nikogo do siebie, po czym tygodnie zajęłoby mu porządkowanie swojego wnętrza, w tym także odbudowanie naruszonych kamiennych ścian w jego podświadomości.
- Chyba masz rację... - odpowiedział, odwzajemniając jej uśmiech. Gdy zaczęła opowiadać o miotle, w jego oczach pojawił się błysk dużego zainteresowania. Delektował się każdym jej słowem, a w jego głowie powoli rodził się plan. Miły plan ze szczególnym uwzględnieniem osoby Emily. Nie umiał obojętnie patrzeć jak jej pasja jest w pewien sposób ograniczona przez model miotły, nieco przestarzały według jej słów. Przecież była fachowcem w tej dziedzinie, była kapitanem drużyny - ona! Mała, drobniutka blondynka, która śmigała na miotle rzucając kaflem, prowadząc swoją drużynę do niejednego pewnie zwycięstwa. Był pełen podziwu dla jej osoby, dlatego też postanowił zrobić jej niespodziankę. Na pewno są jakieś modele objęte dłuższą gwarancją i wytrzymałością niż japoński stuff. I Jason zamierza to sprawdzić. Gdy jej słuchał wpatrywał się w jej oczy. Błyszczały niczym niejedna gwiazda, a czekoladowa głębia pochłonęła go całkowicie. W takim stopniu, że myśląc o barwie jej oczu, na stole pojawiła się duża tabliczka czekolady. To go wyrwało z zamyślenia.
- Ah...to tak to wszystko działa? - był zafascynowany. - A te skrzaty...to...nie mają dość?
Zaśmiał się cicho, gdy zaraz pomyślał o soku pomarańczowym, który również pojawił się w zgrabnej szklance przy jego prawej dłoni. Z wrażenia prawie go wylał. Uśmiechnął się lekko, popijając wyśmienitego, świeżego soku z miąższem. Emily zaczęła po chwili pytać o Durmstrang. Mina mu nieco zrzedła, ale odpowiedział.
- Zupełnie inaczej...inny klimat, chłodniejszy, a warunki surowe... - potem dodał, po kolejnym łyku. - Takie surowe wychowanie hartuje ducha i ciało, połącz to jeszcze z nauką wymagającą perfekcji w każdym calu i masz obraz Durmstrangu. Nawet szaty są pozbawione jakiejkolwiek wygody...mają pokazywać skąd jesteś i co sobą reprezentujesz...
Zastanowił się, co jeszcze jej opowiedzieć.
- W zasadzie moje pierwsze dwa lata były piekłem...moja matka zdecydowała się tam mnie zapisać, aniżeli tutaj... - Westchnął. - Nie dawałem rady... chciałem przerwać naukę... ale nie mogłem tego zrobić...
I w tym momencie urwał, ponieważ stwierdził, że dalsze rozdrapywanie ran tylko go rozdrażni. Wyraźnie spochmurniał, przypominając sobie te wszystkie szykany ze strony starszych uczniów. Zacisnął palce na szklance aż po białe knykcie palców. Odłożył ją, ponieważ bał się, że pęknie mu w dłoni. Wziął głęboki wdech, a dotychczas miłe i spokojne spojrzenie Jasona uległo jakiemuś niewytłumaczalnemu spaczeniu.
- Chyba masz rację... - odpowiedział, odwzajemniając jej uśmiech. Gdy zaczęła opowiadać o miotle, w jego oczach pojawił się błysk dużego zainteresowania. Delektował się każdym jej słowem, a w jego głowie powoli rodził się plan. Miły plan ze szczególnym uwzględnieniem osoby Emily. Nie umiał obojętnie patrzeć jak jej pasja jest w pewien sposób ograniczona przez model miotły, nieco przestarzały według jej słów. Przecież była fachowcem w tej dziedzinie, była kapitanem drużyny - ona! Mała, drobniutka blondynka, która śmigała na miotle rzucając kaflem, prowadząc swoją drużynę do niejednego pewnie zwycięstwa. Był pełen podziwu dla jej osoby, dlatego też postanowił zrobić jej niespodziankę. Na pewno są jakieś modele objęte dłuższą gwarancją i wytrzymałością niż japoński stuff. I Jason zamierza to sprawdzić. Gdy jej słuchał wpatrywał się w jej oczy. Błyszczały niczym niejedna gwiazda, a czekoladowa głębia pochłonęła go całkowicie. W takim stopniu, że myśląc o barwie jej oczu, na stole pojawiła się duża tabliczka czekolady. To go wyrwało z zamyślenia.
- Ah...to tak to wszystko działa? - był zafascynowany. - A te skrzaty...to...nie mają dość?
Zaśmiał się cicho, gdy zaraz pomyślał o soku pomarańczowym, który również pojawił się w zgrabnej szklance przy jego prawej dłoni. Z wrażenia prawie go wylał. Uśmiechnął się lekko, popijając wyśmienitego, świeżego soku z miąższem. Emily zaczęła po chwili pytać o Durmstrang. Mina mu nieco zrzedła, ale odpowiedział.
- Zupełnie inaczej...inny klimat, chłodniejszy, a warunki surowe... - potem dodał, po kolejnym łyku. - Takie surowe wychowanie hartuje ducha i ciało, połącz to jeszcze z nauką wymagającą perfekcji w każdym calu i masz obraz Durmstrangu. Nawet szaty są pozbawione jakiejkolwiek wygody...mają pokazywać skąd jesteś i co sobą reprezentujesz...
Zastanowił się, co jeszcze jej opowiedzieć.
- W zasadzie moje pierwsze dwa lata były piekłem...moja matka zdecydowała się tam mnie zapisać, aniżeli tutaj... - Westchnął. - Nie dawałem rady... chciałem przerwać naukę... ale nie mogłem tego zrobić...
I w tym momencie urwał, ponieważ stwierdził, że dalsze rozdrapywanie ran tylko go rozdrażni. Wyraźnie spochmurniał, przypominając sobie te wszystkie szykany ze strony starszych uczniów. Zacisnął palce na szklance aż po białe knykcie palców. Odłożył ją, ponieważ bał się, że pęknie mu w dłoni. Wziął głęboki wdech, a dotychczas miłe i spokojne spojrzenie Jasona uległo jakiemuś niewytłumaczalnemu spaczeniu.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Emily, zasadniczo stroniła od obcych osób, a nawiązywanie bliższych relacji sprawiało jej wiele kłopotów. Jeżeli już osoba, której udało się przebrnąć przez nietowarzyskość panienki Bronte, skłonna była do poszerzania znajomości, blondynka zazwyczaj wycofywała się, chcąc wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. Miało to związek z kilkoma poprzednimi relacjami, które dla dziewczęcia nie skończyły się nazbyt szczęśliwie. Nie chciała od nowa przeżywać tego samego. Naiwne, prawda? Dziecinna postawa nie wymagająca nawet krzty wysiłku, była dla tej siedemnastoletniej dziewczyny mającej poważne problemy z zaufaniem.
Emily nie myślała o sobie, jako o kimś kto stanowi filar drużyny. Bardziej chciała być spoiwem, sklejającym całość. Każdy dawał z siebie wszystko i ona też. Jej łagodna natura pomagała w wyciszeniu konfliktów i wypracowaniu kompromisów. Czasami, naprawdę rzadko, zdarzało jej się dawać im w kość, gdy widziała, że się obijają i, że stać ich na więcej.
Krukonka podparła łokieć na blacie dębowego stołu, a o dłoń z kolei podparła podbródek. W ułamku sekundy pojawił się przed nią talerzyk pełen starych, dobrych pasztecików dyniowych. Wychowana w nieprzesadnym bogactwie dziewczyna, nie porywała się na wyszukane potrawy. Dyniowe paszteciki były rozkoszą dla podniebienia, szczególnie te, zrobione przez skrzaty.
- Skrzaty? Skąd. Te, które pracują w Hogwarcie nie są w niewoli, tak jak to zwykło być kiedyś. To za sprawą byłej minister magii wniesiono zakaz niewolenia tych stworzeń. W każdym razie, te żyjące w Hogwarcie mają naprawdę dobre warunki, a poza tym dostają za to wynagrodzenie. No, i nie muszą nosić szmat. Mają takie urocze, kucharskie uniform. - Karminowe usta dziewczęcia spowił uśmiech, na myśl o Gertrudzie, jednej z jej ulubionych skrzatek, która wyjątkowo uroczo wyglądała w fartuszku.
Emily nie miała pojęcia, że pytanie o jego prawdziwą szkołę, wzbudzi w Angliku tak wiele negatywnych emocji. Chciała się wycofać, powiedzieć, mu, że jeżeli nie chce, wcale nie musi jej nic mówić, ale stało się i nie było odwrotu.
- Wybacz mi, nie powinnam była naciskać. - Wbiła weń skruszone spojrzenie czekoladowych tęczówek. Naprawdę nie miała w zamiarze go zasmucić. - Teraz już nie musisz tego rozpamiętywać, skoro jesteś tutaj, w Hogwarcie. Pasztecika? - Zaproponowała z łobuzerskim uśmiechem, podsuwając mu talerzyk pod nos.
Emily nie myślała o sobie, jako o kimś kto stanowi filar drużyny. Bardziej chciała być spoiwem, sklejającym całość. Każdy dawał z siebie wszystko i ona też. Jej łagodna natura pomagała w wyciszeniu konfliktów i wypracowaniu kompromisów. Czasami, naprawdę rzadko, zdarzało jej się dawać im w kość, gdy widziała, że się obijają i, że stać ich na więcej.
Krukonka podparła łokieć na blacie dębowego stołu, a o dłoń z kolei podparła podbródek. W ułamku sekundy pojawił się przed nią talerzyk pełen starych, dobrych pasztecików dyniowych. Wychowana w nieprzesadnym bogactwie dziewczyna, nie porywała się na wyszukane potrawy. Dyniowe paszteciki były rozkoszą dla podniebienia, szczególnie te, zrobione przez skrzaty.
- Skrzaty? Skąd. Te, które pracują w Hogwarcie nie są w niewoli, tak jak to zwykło być kiedyś. To za sprawą byłej minister magii wniesiono zakaz niewolenia tych stworzeń. W każdym razie, te żyjące w Hogwarcie mają naprawdę dobre warunki, a poza tym dostają za to wynagrodzenie. No, i nie muszą nosić szmat. Mają takie urocze, kucharskie uniform. - Karminowe usta dziewczęcia spowił uśmiech, na myśl o Gertrudzie, jednej z jej ulubionych skrzatek, która wyjątkowo uroczo wyglądała w fartuszku.
Emily nie miała pojęcia, że pytanie o jego prawdziwą szkołę, wzbudzi w Angliku tak wiele negatywnych emocji. Chciała się wycofać, powiedzieć, mu, że jeżeli nie chce, wcale nie musi jej nic mówić, ale stało się i nie było odwrotu.
- Wybacz mi, nie powinnam była naciskać. - Wbiła weń skruszone spojrzenie czekoladowych tęczówek. Naprawdę nie miała w zamiarze go zasmucić. - Teraz już nie musisz tego rozpamiętywać, skoro jesteś tutaj, w Hogwarcie. Pasztecika? - Zaproponowała z łobuzerskim uśmiechem, podsuwając mu talerzyk pod nos.
Re: Wielka Sala
Skąd Emily mogła wiedzieć, że temat szkoły, do której chodził i w której na szczęście kończył naukę tak bardzo negatywnie na niego oddziałuje. Chłopak mało mówił o sobie, więc mimo wszystko czasem samemu trzeba zacząć drapać tynk, żeby ujrzeć, co znajduje się pod spodem. Tak samo było w przypadku chłopaka. Sądzę jednak, że Emily potrzebowała by jakiegoś dłuta lub ostrego noża, by odkryć to, co znajduje się pod bladą skórą chłopaka.
Blondynka pewnie nie zdawała sobie sprawy, jak na niego oddziaływała. W jego myślach mała Emily latała na miotle, skakała wesoło, zajmowała 3/4 jego myśli. A Jason z każdą kolejną chwilą spędzoną z nią był coraz bardziej przerażony. Nie z powodu tego, że nie chciał z nią przebywać. Właśnie chodziło o to, że chciał z nią przebywać za bardzo. To nie było do niego podobne. Chłopak zdawał sobie sprawę, że Emily nie chciała naciskać, zrobiła to jej wrodzona ciekawość. W jednym i drugim byli tacy sami. Zamknięci w sobie, nieufni, dziwni?
Gdy mówiła o skrzatach słuchał jej, kiwając głową. Skrzaty w Hogwarcie miały luksus życia. Nie były zniewolone, nawet otrzymywały wynagrodzenie za swoją pracę. Czasem Jason miał myśli, że nawet chciałby być takim skrzatem. Nie widać go, nie rzuca się w oczy...
Gdy Emily podsunęła mu pasztecika, trochę rozweselał na twarzy i z przyjemnością złapał jednego. Jej łobuzerski uśmiech sprawił, że oczy chłopaka zaświeciły, a czarne źrenice na tle ciemnobrązowych oczu, choć mało widoczne, rozszerzyły się nienaturalnie mocno.
- Emily... - zaczął, a potem dodał. - Jakie...masz plany na następny tydzień?
Zapytał. Czyżby coś szykował? Sam nie wiedział, najpierw musi otrzymać odpowiedź od jego towarzyszki - małej blondynki o niesamowicie odważnym sercu. Jednak po chwili niego dotarło, jaki wielki błąd zrobił.
Blada, niemalże biała skóra chłopaka pokryła się lekkim rumieńce. Jason wstał powoli od stołu, a widząc zdziwienie malujące się na twarzy dziewczyny, powiedział tylko.
- Wyślę Ci sowę...z czymś... - chrząknął. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy..
Po tych słowach podszedł do Emily i złożył na jej czole muśnięcie wargami. Po tej czynności, opuścił wielką salę w pośpiechu. Serce waliło mu jak oszalałe, a on sam zamierzał oddać się ciemności w jego sercu.
A w jego głowie? Emily...Emily...Emily...
z/t
Blondynka pewnie nie zdawała sobie sprawy, jak na niego oddziaływała. W jego myślach mała Emily latała na miotle, skakała wesoło, zajmowała 3/4 jego myśli. A Jason z każdą kolejną chwilą spędzoną z nią był coraz bardziej przerażony. Nie z powodu tego, że nie chciał z nią przebywać. Właśnie chodziło o to, że chciał z nią przebywać za bardzo. To nie było do niego podobne. Chłopak zdawał sobie sprawę, że Emily nie chciała naciskać, zrobiła to jej wrodzona ciekawość. W jednym i drugim byli tacy sami. Zamknięci w sobie, nieufni, dziwni?
Gdy mówiła o skrzatach słuchał jej, kiwając głową. Skrzaty w Hogwarcie miały luksus życia. Nie były zniewolone, nawet otrzymywały wynagrodzenie za swoją pracę. Czasem Jason miał myśli, że nawet chciałby być takim skrzatem. Nie widać go, nie rzuca się w oczy...
Gdy Emily podsunęła mu pasztecika, trochę rozweselał na twarzy i z przyjemnością złapał jednego. Jej łobuzerski uśmiech sprawił, że oczy chłopaka zaświeciły, a czarne źrenice na tle ciemnobrązowych oczu, choć mało widoczne, rozszerzyły się nienaturalnie mocno.
- Emily... - zaczął, a potem dodał. - Jakie...masz plany na następny tydzień?
Zapytał. Czyżby coś szykował? Sam nie wiedział, najpierw musi otrzymać odpowiedź od jego towarzyszki - małej blondynki o niesamowicie odważnym sercu. Jednak po chwili niego dotarło, jaki wielki błąd zrobił.
Blada, niemalże biała skóra chłopaka pokryła się lekkim rumieńce. Jason wstał powoli od stołu, a widząc zdziwienie malujące się na twarzy dziewczyny, powiedział tylko.
- Wyślę Ci sowę...z czymś... - chrząknął. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy..
Po tych słowach podszedł do Emily i złożył na jej czole muśnięcie wargami. Po tej czynności, opuścił wielką salę w pośpiechu. Serce waliło mu jak oszalałe, a on sam zamierzał oddać się ciemności w jego sercu.
A w jego głowie? Emily...Emily...Emily...
z/t
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Nie oszukujmy się, Gregorovic nie była dziś pokojowo nastawiona. Potrąciwszy boleśnie kilku pierwszaków gnających na złamanie karku w stronę dziedzińca, Lena przepchnęła się przez tłumek, swe kroki kierując ku Wielkiej Sali. Czarnowłosa klapnęła przy Ślizgońskim stole darząc każdego po kolei spojrzeniem pełnym pogardy. Żadnych belfrów, żadnych duchów. Spokój i cisza. Nie licząc bandy podekscytowanych Gryfonów grających w szachy czarodziei, przy sąsiednim stole. Kretyni. Cztery godziny to najwyraźniej zbyt mało, jak na sen. Nawet jeśli pora była popołudniowa. Dziewczyna podparła czoło o dłoń, a czarne oczy wlepiła w słoje na dębowym blacie stołu. Przyszła tu właściwie bez większego celu, mając nadzieję wyładować złość na kimś, kto się nawinie. Choć jeszcze wczoraj wygrała pierwszy bieg w Lidze Hipogryfów, to po wczorajszej radości nie zostało śladu. Jak mawiają, nowy dzień, nowe wyzwania. Lena przygarnęła dłonią kubek kawy, który na zawołanie się przed nią pojawił. Upiła łyk wyjątkowo ciemnego, mocnego napoju. Skrzaty zawsze wiedziały czego, komu i kiedy potrzeba.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Zaśmiał się głośno. Tak, należał do grupki Gryfonów, którzy obecnie grali w szachy. Partia toczyła się na tyle ciekawie, że nie widział powodu by opuszczać Wielką Salę. Poza tym, nie miał chyba większych planów na dzisiejszy dzień. Żadnych treningów, zajęć dodatkowych… no, może zostawały zadania z zajęć, ale tymi postanowił pomartwić się później. Najwyżej zarwie nockę, by na pergaminie napisać kilka składnych zdań.
Wyprostował się i przetarł z kącika oka łezkę. Nie, nie było mu smutno. Czasami radosny śmiech powodował właśnie takie objawy. Zapewne wróciłby do dalszego obserwowania gry i komentowania jej rodem z meczy Quidditcha, gdyby… gdyby w tym momencie nie natrafił na spojrzenie pełne pogardy. Przechylił głowę, przyglądając się jej przez chwilę. Kojarzył ją. Nie tyle ze szkolnych korytarzy, co z boiska. Przeprosił więc swoich kumpli i powoli ruszył w jej kierunku. Czuł się trochę niczym zebra wchodząca na teren głodnych lampartów, gdy przechodził obok stołu Ślizgonów. Zatrzymał się po drugiej stronie drewnianego mebla, dokładnie naprzeciw Leny.
- Cześć.
Wyprostował się i przetarł z kącika oka łezkę. Nie, nie było mu smutno. Czasami radosny śmiech powodował właśnie takie objawy. Zapewne wróciłby do dalszego obserwowania gry i komentowania jej rodem z meczy Quidditcha, gdyby… gdyby w tym momencie nie natrafił na spojrzenie pełne pogardy. Przechylił głowę, przyglądając się jej przez chwilę. Kojarzył ją. Nie tyle ze szkolnych korytarzy, co z boiska. Przeprosił więc swoich kumpli i powoli ruszył w jej kierunku. Czuł się trochę niczym zebra wchodząca na teren głodnych lampartów, gdy przechodził obok stołu Ślizgonów. Zatrzymał się po drugiej stronie drewnianego mebla, dokładnie naprzeciw Leny.
- Cześć.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Wielka Sala
Lena trwała w błogim stanie zawieszenia przez dobrych kilka minut. Zamyślenie jej przerwało charakterystyczne skrzeczenie nad jej uchem. Nawet tu, ten skurczybyk potrafił ją znaleźć. Ozyrys, bo takie wdzięczne imię posiadało stworzenie, był norweskim kolczastym, wielkością mniej więcej odpowiadającym dłoni Ślizgonki. Wyglądał jak całkowicie dorosły osobnik... z tym, że był kilkaset razy mniejszy. Kąciki pomalowanych na burgudnową czerwień ust dziewczyny uniosły się odrobinę ku górze.
- Mam nadzieję, że po drodze uprzykrzyłeś komuś życie - Mruknęła do smoczątka, które usiadło na jej gołym ramieniu. Czarne ślepia wpatrywały się w pupila dłuższą chwilę. Gregorovic wciąż nie mogła wyjść z podziwu dla piękna miniaturowego potworzyska.
Hamilton, brutalnie wyrwał ją z zamyślenia, pojawiając się tak nagle naprzeciw niej. Lena, najpierw się skrzywiła, lecz dostrzegłszy z kim ma przyjemność, przybrała bardziej neutralny, a nawet, można by rzec, przyjazny wyraz twarzy.
- Ano cześć. - Odpowiedziała na przywitanie, o dziwo bez cienia jadu w ochrypłym głosie. Mimo, że czuła się fatalnie i najchętniej na kimś wyładowałaby swoją złość, wiedziała doskonale, że na Hamiltonie nie może tego zrobić. Miała inny plan.
Cieszył ją niezmiernie fakt, że przy stole Ślizgonów przesiaduje tak niewielu uczniów, wszyscy woleli zaszywać się w ciemnych lochach słuchając muzyki klasycznej (ta, jasne). Przynajmniej nikt nie będzie miał pretekstu do zaczepek. Gregorovic posłała Gryfonowi uśmiech, który mógł wydawać się całkiem, całkiem uroczy.
- Mam nadzieję, że po drodze uprzykrzyłeś komuś życie - Mruknęła do smoczątka, które usiadło na jej gołym ramieniu. Czarne ślepia wpatrywały się w pupila dłuższą chwilę. Gregorovic wciąż nie mogła wyjść z podziwu dla piękna miniaturowego potworzyska.
Hamilton, brutalnie wyrwał ją z zamyślenia, pojawiając się tak nagle naprzeciw niej. Lena, najpierw się skrzywiła, lecz dostrzegłszy z kim ma przyjemność, przybrała bardziej neutralny, a nawet, można by rzec, przyjazny wyraz twarzy.
- Ano cześć. - Odpowiedziała na przywitanie, o dziwo bez cienia jadu w ochrypłym głosie. Mimo, że czuła się fatalnie i najchętniej na kimś wyładowałaby swoją złość, wiedziała doskonale, że na Hamiltonie nie może tego zrobić. Miała inny plan.
Cieszył ją niezmiernie fakt, że przy stole Ślizgonów przesiaduje tak niewielu uczniów, wszyscy woleli zaszywać się w ciemnych lochach słuchając muzyki klasycznej (ta, jasne). Przynajmniej nikt nie będzie miał pretekstu do zaczepek. Gregorovic posłała Gryfonowi uśmiech, który mógł wydawać się całkiem, całkiem uroczy.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Mógł nie zauważyć jakiejś monety leżącej na korytarzu. Mógł nie dostrzec znicza na boisku Quidditcha. Nie było jednak w całym wszechświecie takiej siły, która odwróciłaby jego wzrok od czegokolwiek, co miało związek ze smokami. Tak, ten temat był zdecydowanie słabym punktem chłopaka. Tam gdzie temat o smokach, tam i on.
Widząc uśmiech na jej twarzy i nie przejmując się opiniami i wzorkiem… no, chyba wszystkich na Sali można powiedzieć – usiadłem naprzeciw jej. Niecodzienny widok, nieprawdaż? Gryfon, który dobrowolnie siada tam, gdzie go nie chcą. Prince jednak wyglądał tak, jakby nie zwracał na to uwagi. Teraz jego wzrok bowiem spoczywał raz na smoczątku, raz na twarzy dziewczyny. Zwierzę go niezwykle interesowało, choć z drugiej strony to nieuprzejme rozmawiać z kimś i poświęcać swoją uwagę czemuś innemu.
- To norweski kolczasty, prawda?
Szczerze mówiąc, nie musiała odpowiadać. Dobrze wiedział. Ponieważ zdawał sobie sprawę, ze i ona jest zafascynowana tematem smoków – no co? Ma się te swoje sposoby – postanowił rozwinąć ten temat jeszcze bardziej. Szczególnie, że…
- Skąd go masz?
I bynajmniej nie był to ton oskarżycielski. Wygadał bardziej jak dzieciak, który nie może się doczekać, aż rozerwie papier i przekona się co tak naprawdę dostało w prezencie.
Widząc uśmiech na jej twarzy i nie przejmując się opiniami i wzorkiem… no, chyba wszystkich na Sali można powiedzieć – usiadłem naprzeciw jej. Niecodzienny widok, nieprawdaż? Gryfon, który dobrowolnie siada tam, gdzie go nie chcą. Prince jednak wyglądał tak, jakby nie zwracał na to uwagi. Teraz jego wzrok bowiem spoczywał raz na smoczątku, raz na twarzy dziewczyny. Zwierzę go niezwykle interesowało, choć z drugiej strony to nieuprzejme rozmawiać z kimś i poświęcać swoją uwagę czemuś innemu.
- To norweski kolczasty, prawda?
Szczerze mówiąc, nie musiała odpowiadać. Dobrze wiedział. Ponieważ zdawał sobie sprawę, ze i ona jest zafascynowana tematem smoków – no co? Ma się te swoje sposoby – postanowił rozwinąć ten temat jeszcze bardziej. Szczególnie, że…
- Skąd go masz?
I bynajmniej nie był to ton oskarżycielski. Wygadał bardziej jak dzieciak, który nie może się doczekać, aż rozerwie papier i przekona się co tak naprawdę dostało w prezencie.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Wielka Sala
Lena skierowała onyksowe spojrzenie na Gryfona, zastanawiając się jednocześnie, jak dobrze potrafi grać. Bywała całkiem urocza, prawda? Zdarzało jej się, szczególnie przy Rafflesie. Dziewczę skinęło głową na potwierdzenie jego słów. Zauważyła ten wręcz dziecięcy zachwyt, bijący z błękitnego spojrzenia chłopaka. Gregorovic nie śmiała nawet zaprzeczyć, że był przystojny. Gryfonów zwykle nie określała tym mianem, acz w obecnej sytuacji nie miała wyjścia. Tyle, że to tylko utrudniało sprawę. Znacząco.
- Mam wujka, magizoologa. Najlepszy prezent na siedemnaste urodziny jaki mogłam dostać - Uśmiechnęła się szeroko, upijając kilka łyczków kawy. Czuła się już lepiej, zdecydowanie, a towarzystwo tego młodzieńca tym bardziej poprawiało jej nastrój. Plan był planem, a swobodnie dryfujące wokół jej głowy myśli, były czymś zupełnie odmiennym. Jeszcze chwila albo i dwie i Gregorovic zrozumie, czego tak naprawdę jej trzeba.
- Mam wujka, magizoologa. Najlepszy prezent na siedemnaste urodziny jaki mogłam dostać - Uśmiechnęła się szeroko, upijając kilka łyczków kawy. Czuła się już lepiej, zdecydowanie, a towarzystwo tego młodzieńca tym bardziej poprawiało jej nastrój. Plan był planem, a swobodnie dryfujące wokół jej głowy myśli, były czymś zupełnie odmiennym. Jeszcze chwila albo i dwie i Gregorovic zrozumie, czego tak naprawdę jej trzeba.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Wzrok Hamiltona przez dłuższy czas spoczywał na zwierzęciu. Można nawet dodać, że podczas obserwacji oparł oba przedramiona na blacie i nachylił się nieznacznie do przodu. Stół był jednak na tyle szeroki, że nawet dzięki temu wyczynowi nie ingerował w strefę osobistą dziewczyny. Nie mniej jednak, choć pokiwał głową na jej odpowiedź, nie wyglądało na to, by przez następne kilka minut miał się odezwać. Och, słyszał ją. Każde pojedyncze słowo. Niestety w tej chwili jej smok skupił na sobie całą uwagę Prince'a.
Trochę czasu minęło nim zorientował się, że to co wyczynia podchodzi pod nieuprzejmość. Zdecydowanie nie powinien zachowywać się w ten sposób. I nawet nie chodziło o jego wizerunek wśród innych, w tej chwili raczej myślał o uczuciach drugiej osoby. Uniósł więc wzrok i uśmiechnął się przepraszająco.
- Umm... wybacz, ale kiedy temat schodzi na smoki zapominam o całym świecie.
W związku z tym, by nie rozpraszać się więcej, postanowił skupić swoją uwagę na rozmówczyni. Wzrok Hamiltona zatrzymał się więc na jej przecudnych oczach. Wiedział, że musi podjąć jakiś inny temat rozmów, by nie wrócić do poprzedniego tematu. Jednakże jego myśli krążyły jedynie wokół tak beznadziejnych zaczepek jak "Ładną mamy dziś pogodę".
- Dobre? - rzucił w końcu wskazując głową na kubek z napojem.
Trochę czasu minęło nim zorientował się, że to co wyczynia podchodzi pod nieuprzejmość. Zdecydowanie nie powinien zachowywać się w ten sposób. I nawet nie chodziło o jego wizerunek wśród innych, w tej chwili raczej myślał o uczuciach drugiej osoby. Uniósł więc wzrok i uśmiechnął się przepraszająco.
- Umm... wybacz, ale kiedy temat schodzi na smoki zapominam o całym świecie.
W związku z tym, by nie rozpraszać się więcej, postanowił skupić swoją uwagę na rozmówczyni. Wzrok Hamiltona zatrzymał się więc na jej przecudnych oczach. Wiedział, że musi podjąć jakiś inny temat rozmów, by nie wrócić do poprzedniego tematu. Jednakże jego myśli krążyły jedynie wokół tak beznadziejnych zaczepek jak "Ładną mamy dziś pogodę".
- Dobre? - rzucił w końcu wskazując głową na kubek z napojem.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Wielka Sala
/ z dziedzińca.
- Wiem, po prostu boisz się, że uznam Cię już za kompletną wariatkę- popatrzył na nią kątem oka z szerokim uśmiechem na ustach.- Niestety muszę Cię zmartwić, już Cię za taką trochę mam- jej kolejne słowa sprawiły, że Wilson po prostu zaczął się śmiać. Chyba już od ładnych kilku miesięcy nikt go tak nie rozśmieszył, a na dodatek ten jego śmiech był całkiem niewymuszony i tym bardziej odpowiadało to brunetowi.
- Ej no sorry, a kto nie wziąłby najlepszych cukierków na świecie od dziewczyny, która nie wygląda na psychopatycznego morderce. Swoją drogą, dobry kamuflaż - w tym momencie zerknął jak dziewczyna ciągnie go za nadgarstek i jednym sprytnym ruchem ręki złapał ją za dłoń szczerząc się cały czas głupkowato. Co jak co, ale do Wielkiej Sali z dziedzińca nie mieli, dlatego też ich spacer był dosłownie chwilą.
- Nie ma czegoś takiego jak solidarność jajników, to dziewczyny wymyśliły to sobie dlatego, żeby móc się tym zasłaniać za każdym razem kiedy jakiś facet będzie blisko rozwikłania tajemnicy co siedzi wam w głowach- mruknął pod nosem i pewnym krokiem przekroczył wraz z Jamie progi szkoły.
Na szczęście nie musieli zbytnio wędrować bo zaraz dotarli do Wielkiej Sali, gdzie uczta prawie już się skończyła tylko pojedyncze osoby siedziały przy stołach zajadając się ( według Tośka) najlepszym jedzeniem na całym świecie.
- Tylko proszę nie rzuć się na to jedzenie i nie zjedz innym wszystkiego - pochylił się w stronę puchonki by szepnąć jej to do ucha z lekkim sarkazmem w głosie. Sam zaś po tych słowach ruszył na kompletnie drugi kraniec Sali by móc gdzieś z zacisznym miejscu, zdała od pierwszaków nałożyć sobie udko z kurczaka i naprawdę stos pieczonych ziemniaczków.
- Mógłbym taki zestaw jeść do końca życia- mruknął uśmiechając się w stronę swojego talerza niczym psychopata. Nigdy jakoś nie przepadał za tym jak gotowała Hanka, bądź tez jego ciotka, według niego zawsze wszystko smakowało jednakowo- jak wymiociny.
- Wiem, po prostu boisz się, że uznam Cię już za kompletną wariatkę- popatrzył na nią kątem oka z szerokim uśmiechem na ustach.- Niestety muszę Cię zmartwić, już Cię za taką trochę mam- jej kolejne słowa sprawiły, że Wilson po prostu zaczął się śmiać. Chyba już od ładnych kilku miesięcy nikt go tak nie rozśmieszył, a na dodatek ten jego śmiech był całkiem niewymuszony i tym bardziej odpowiadało to brunetowi.
- Ej no sorry, a kto nie wziąłby najlepszych cukierków na świecie od dziewczyny, która nie wygląda na psychopatycznego morderce. Swoją drogą, dobry kamuflaż - w tym momencie zerknął jak dziewczyna ciągnie go za nadgarstek i jednym sprytnym ruchem ręki złapał ją za dłoń szczerząc się cały czas głupkowato. Co jak co, ale do Wielkiej Sali z dziedzińca nie mieli, dlatego też ich spacer był dosłownie chwilą.
- Nie ma czegoś takiego jak solidarność jajników, to dziewczyny wymyśliły to sobie dlatego, żeby móc się tym zasłaniać za każdym razem kiedy jakiś facet będzie blisko rozwikłania tajemnicy co siedzi wam w głowach- mruknął pod nosem i pewnym krokiem przekroczył wraz z Jamie progi szkoły.
Na szczęście nie musieli zbytnio wędrować bo zaraz dotarli do Wielkiej Sali, gdzie uczta prawie już się skończyła tylko pojedyncze osoby siedziały przy stołach zajadając się ( według Tośka) najlepszym jedzeniem na całym świecie.
- Tylko proszę nie rzuć się na to jedzenie i nie zjedz innym wszystkiego - pochylił się w stronę puchonki by szepnąć jej to do ucha z lekkim sarkazmem w głosie. Sam zaś po tych słowach ruszył na kompletnie drugi kraniec Sali by móc gdzieś z zacisznym miejscu, zdała od pierwszaków nałożyć sobie udko z kurczaka i naprawdę stos pieczonych ziemniaczków.
- Mógłbym taki zestaw jeść do końca życia- mruknął uśmiechając się w stronę swojego talerza niczym psychopata. Nigdy jakoś nie przepadał za tym jak gotowała Hanka, bądź tez jego ciotka, według niego zawsze wszystko smakowało jednakowo- jak wymiociny.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wielka Sala
Jamie dziwnie się poczuła kiedy Anthony złapał ją za dłoń to trochę tak jakby dopiero teraz zrozumiała, że jest kobietą i od tego nie ucieknie choćby nie wiadomo jak się starała ukryć wszelkie swoje atuty. Na poważnie żałowała, że nie urodziła się facetem może byłoby jej łatwiej w życiu. Zdecydowanie nie interesowały jej ciuchy, kosmetyki i inne tego typu babskie sprawy to kompletnie nie był jej świat a mimo to zachowała w sobie na tyle tego kobiecego pierwiastka by poruszać się z typową dla panien gracją i te perfidne rumieńce które notorycznie gościły na jej policzkach chyba są jej najgorszą zmorą. Ona woli sport, krew, piach, świst wiatru w uszach kiedy lata na miotle, ba nawet nie omieszka solidnie beknąć bo kuflu kremowego piwa. Wychowała się w końcu z facetami i przejęła dużą cześć ich zachowań.
- Bla bla bla....- rzekła bardzo rzeczowo na wzmiankę o kamuflażu i o babskich wymówkach. Kiedy zobaczyła pyszne jedzenie na szkolnych stołach mało nie podskoczyła z radości. Nie ukrywajmy, tego co gotowała Agnes nie ruszała dla zasady a jej ojciec kiedy żył powiedzmy szczerze, wcale dobrze nie gotował.
- Jakim innym?- zapytała rozglądając się po pomieszczeniu, było tu niemal pusto - Nie widzę tu nikogo innego prócz nas.
Wzruszyła ramionami i kątem oka spojrzała na ich splecione dłonie, aż się wzdrygnęła bo nigdy nie pomyślała, że spotka ją coś takiego. Przecież kumpel z kumplem nie chodzą za rączkę po szkole. Fuj, to było jakieś dziwnie wyuzdane w jej głowie.
- Umieram z głodu- wyszczerzyła się siadając na przeciwko chłopaka i sięgnęła po piersi z kurczaka, trochę mięsnego pudingu, ziemniaków, oblała to całą masą pieczeniowego sosu i dorzuciła stos warzyw. Wpatrywała się w swój talerz jak zakochana, no przecież czy to nie było piękne? Jedzenie to jedna z niewielu przyjemności w życiu człowieka.
- Alfe to fest pfysniaste, szo ne? - zapytała z buzią zapchaną jedzonkiem. Co z tego, że upaprała sobie brodę sosem, wytrze jak zje do końca.
- Bla bla bla....- rzekła bardzo rzeczowo na wzmiankę o kamuflażu i o babskich wymówkach. Kiedy zobaczyła pyszne jedzenie na szkolnych stołach mało nie podskoczyła z radości. Nie ukrywajmy, tego co gotowała Agnes nie ruszała dla zasady a jej ojciec kiedy żył powiedzmy szczerze, wcale dobrze nie gotował.
- Jakim innym?- zapytała rozglądając się po pomieszczeniu, było tu niemal pusto - Nie widzę tu nikogo innego prócz nas.
Wzruszyła ramionami i kątem oka spojrzała na ich splecione dłonie, aż się wzdrygnęła bo nigdy nie pomyślała, że spotka ją coś takiego. Przecież kumpel z kumplem nie chodzą za rączkę po szkole. Fuj, to było jakieś dziwnie wyuzdane w jej głowie.
- Umieram z głodu- wyszczerzyła się siadając na przeciwko chłopaka i sięgnęła po piersi z kurczaka, trochę mięsnego pudingu, ziemniaków, oblała to całą masą pieczeniowego sosu i dorzuciła stos warzyw. Wpatrywała się w swój talerz jak zakochana, no przecież czy to nie było piękne? Jedzenie to jedna z niewielu przyjemności w życiu człowieka.
- Alfe to fest pfysniaste, szo ne? - zapytała z buzią zapchaną jedzonkiem. Co z tego, że upaprała sobie brodę sosem, wytrze jak zje do końca.
Jamie CampbellKlasa VII - Urodziny : 25/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Kanada
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Ale oczywiście, że nie trzymał jej za ta dłoń cały czas, nie uważał, że znali się na tyle by mogli tak chodzić po szkole. Właściwie to się w ogóle nie znali dlatego trzymał ją tylko przez chwilę, tak by pociągnąć ja do zamku. Może i podobała się Wilsonowi i pewnie jeszcze rok albo pół temu oddałby wszystko żeby ją poderwać i zdobyć, ale teraz nie zależało mu na tym. Po prostu miło było pogadać o kimś w sposób niezobowiązujący.
Wilson nie kontynuował tematu po prostu przez chwilę przypatrywał się jak Jamie rzuca się po prostu na jedzenie i było to na tyle zabawne, że ślizgon wybuchł naprawdę głośnym śmiechem.
- Zdążyłem zauważyć- mruknął kiedy puchonka usiadła naprzeciw niego i zaczęła pałaszować ten cały stos, który nałożyła sobie na talerz.- Głodzą Cię w domu?- wymruczał sarkastycznie i sam zajął się nakładaniem na widelec. Faktycznie jedzenie w Hogwarcie było przepyszne i przede wszystkim dlatego warto tu było wracać.
- Ej fajtłapo masz całą brodę brudną- uśmiechnął się i wcisnął jej w dłoń chusteczkę która leżała obok- zaraz Ci ubrudzi całą bluzkę ej...- pokręcił głową z dezaprobatą patrząc jak dziewczynie sos spływa po brodzie. Naprawdę czuł się tak jakby siedział z Florą, swoją bliźniaczką.
Wilson nie kontynuował tematu po prostu przez chwilę przypatrywał się jak Jamie rzuca się po prostu na jedzenie i było to na tyle zabawne, że ślizgon wybuchł naprawdę głośnym śmiechem.
- Zdążyłem zauważyć- mruknął kiedy puchonka usiadła naprzeciw niego i zaczęła pałaszować ten cały stos, który nałożyła sobie na talerz.- Głodzą Cię w domu?- wymruczał sarkastycznie i sam zajął się nakładaniem na widelec. Faktycznie jedzenie w Hogwarcie było przepyszne i przede wszystkim dlatego warto tu było wracać.
- Ej fajtłapo masz całą brodę brudną- uśmiechnął się i wcisnął jej w dłoń chusteczkę która leżała obok- zaraz Ci ubrudzi całą bluzkę ej...- pokręcił głową z dezaprobatą patrząc jak dziewczynie sos spływa po brodzie. Naprawdę czuł się tak jakby siedział z Florą, swoją bliźniaczką.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Wielka Sala
- Oj tak, głodzą jak cholera- odpowiedziała szczerząc zęby w rozbrajającym uśmiechu, nie ważne, że między zębami miała kawałek mięsa, który jej tam utkwił - Gdybyś tylko wiedział jak bardzo moja rodzina jest powalona to zaraz byś zrozumiał- dźgnęła widelcem pierś kurczaka tak jakby ta była winna całemu złu tego świata a zwłaszcza kłótni Logana i Connora, zwał jak zwał bo przecież nikt oczywiście niczego jej nigdy nie tłumaczył bo po co? Po co ma wiedzieć co się dzieje, jest tylko dzieckiem i ma nie wciskać nosa w nieswoje sprawy.
- Pragnę przypomnieć, że mam na sobie twoją bluzę Anthony więc to ją pobrudzę. Widzisz jaka jestem ekonomiczna i oszczędna?- wcisnęła sobie w usta wielkiego ziemniaka, zupełnie nie przejęła się sosem na brodzie dopóki Anthony nie podał jej chustki, więc wytarła twarz co by nie wychodzić na totalną wieśniarę.
- Co na deser?- rozejrzała się, mimo iż jej talerz był całkiem pełny- Mmm! Melasowa tarta i placek orzechowy i... o jaaa! Na Merlina ciasto czekoladowe! Chyba szybko stąd nie wyjdę powiedziała sięgając po czysty talerz, stojący na pustym miejscu obok niej i nałożyła sobie bo wielkim kawałku każdego z ciast. Nie omieszkała też nalać im obojgu do pucharów soku dyniowego.
- Dobre zakończenie tygodnia, porządna kolacja.
Jedli i pili rozmawiając wesoło o dokładnie pierdołach. Oczywiście wspólnie zeszli do lochów gdzie znajdowały się ich dormitoria. W jednym z korytarzy Jamie zdjęła bluzę Wilsona i oddała mu ją grzecznie dziękując. Na szczęście nie została upaprana sosem. Oboje rozeszli się do swoich domów, chyba w dobrych nastrojach. Jamie na bank w takim była, mimo iż kompletnie zapomniała, że zostawiła swoją książkę przy stole Ślizgonów.
zt x2
- Pragnę przypomnieć, że mam na sobie twoją bluzę Anthony więc to ją pobrudzę. Widzisz jaka jestem ekonomiczna i oszczędna?- wcisnęła sobie w usta wielkiego ziemniaka, zupełnie nie przejęła się sosem na brodzie dopóki Anthony nie podał jej chustki, więc wytarła twarz co by nie wychodzić na totalną wieśniarę.
- Co na deser?- rozejrzała się, mimo iż jej talerz był całkiem pełny- Mmm! Melasowa tarta i placek orzechowy i... o jaaa! Na Merlina ciasto czekoladowe! Chyba szybko stąd nie wyjdę powiedziała sięgając po czysty talerz, stojący na pustym miejscu obok niej i nałożyła sobie bo wielkim kawałku każdego z ciast. Nie omieszkała też nalać im obojgu do pucharów soku dyniowego.
- Dobre zakończenie tygodnia, porządna kolacja.
Jedli i pili rozmawiając wesoło o dokładnie pierdołach. Oczywiście wspólnie zeszli do lochów gdzie znajdowały się ich dormitoria. W jednym z korytarzy Jamie zdjęła bluzę Wilsona i oddała mu ją grzecznie dziękując. Na szczęście nie została upaprana sosem. Oboje rozeszli się do swoich domów, chyba w dobrych nastrojach. Jamie na bank w takim była, mimo iż kompletnie zapomniała, że zostawiła swoją książkę przy stole Ślizgonów.
zt x2
Jamie CampbellKlasa VII - Urodziny : 25/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Kanada
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Gregorovic z lekkim smutkiem przyjęła brak zainteresowania ze strony atrakcyjnego Gryfona. Oczekiwała, że poświęci jej maksimum swojej uwagi. Przecież się nawet starała, co na Merlina, było nadzwyczajną ostatecznością ze strony Rosjanki! Jej niezadowolenie nie mogło ujść uwadze chłopaka, po tym jak uśmiech prędko spełzł z wydatnych warg srebrnowłosej. Może nie potrafiła grać wystarczająco dobrze, a może po prostu to był element jakiegoś pokręconego planu? Za babami nie nadążysz.
Dziewczyna odgarnęła za ucho pasmo jasnych włosów, czekając aż blondyn, skupi uwagę tylko na niej. Właściwie, to nie powinna go tak srogo oceniać za poświęcenie całej atencji norweskiemu kolczastemu. Musiałaby wtedy zaprzeczyć temu, że ona sama, często w porywie emocji nie potrafi oderwać onyksowego spojrzenia od ziejącego sztucznym ogniem stworzenia. Słysząc przeprosiny chłopaka, uśmiechnęła się półgębkiem, odnosząc wrażenie, jakoby właśnie czytał w jej myślach.
- Nie szkodzi, naprawdę. - Odparła, obejmując kubek bladymi dłońmi. Choć nie było wcale zimno, a promienie słoneczne wpadadająće przez szklany sufit (dziś wyjątkowo nieprzedstawiający lazurowego nieba), szczodrze oddawały swe ciepło, Lena czuła jak palce jej rąk wręcz kostnieją z zimna. Dziewczyna przyzwyczaiła się do tej nieco dziwnej, nękającej ją coraz częściej dolegliwości, lecz nie przestała z nią walczyć, nawet tak jak teraz, przy pomocy kubka pełnego parującej kawy.
Dziewczyna uniosła ciemne spojrzenie znad pełnego do połowy kubka.
- Nie mam pojęcia, co skrzaty dodają do tej kawy, ale działa i smakuje lepiej niż jakakolwiek inna. - Odparła spokojnie, odwzajemniając intensywne spojrzenie. Gdyby do Wielkiej Sali zawitał w tym momencie znajomy pannie Gregorovic Ślizgon, mógłby odnieść wrażenie, że pomylił się sromotnie przy ocenianiu jej jako wyszczekanej, impulsywnej dziewuchy bez sięgającego głębiej życiowego celu. Swoim obecnym zachowaniem prezentowała raczej postawę zwyczajnej, nie wyróżniającej się z tłumu uczennicy, którą kiedyś, bądźmy szczerzy, jeszcze niedawno była. Za jedyne odstępstwo od jej dzisiejszego wizerunku grzecznego dziewczęcia, mogła uchodzić czerwono krwista szminka i spódnica mundurka, krótsza od tej wymaganej w regulaminie o jakieś pięć centymetrów. Ach, no tak. I norweski kolczasty wielkości dłoni na kościstym ramieniu.
Dziewczyna odgarnęła za ucho pasmo jasnych włosów, czekając aż blondyn, skupi uwagę tylko na niej. Właściwie, to nie powinna go tak srogo oceniać za poświęcenie całej atencji norweskiemu kolczastemu. Musiałaby wtedy zaprzeczyć temu, że ona sama, często w porywie emocji nie potrafi oderwać onyksowego spojrzenia od ziejącego sztucznym ogniem stworzenia. Słysząc przeprosiny chłopaka, uśmiechnęła się półgębkiem, odnosząc wrażenie, jakoby właśnie czytał w jej myślach.
- Nie szkodzi, naprawdę. - Odparła, obejmując kubek bladymi dłońmi. Choć nie było wcale zimno, a promienie słoneczne wpadadająće przez szklany sufit (dziś wyjątkowo nieprzedstawiający lazurowego nieba), szczodrze oddawały swe ciepło, Lena czuła jak palce jej rąk wręcz kostnieją z zimna. Dziewczyna przyzwyczaiła się do tej nieco dziwnej, nękającej ją coraz częściej dolegliwości, lecz nie przestała z nią walczyć, nawet tak jak teraz, przy pomocy kubka pełnego parującej kawy.
Dziewczyna uniosła ciemne spojrzenie znad pełnego do połowy kubka.
- Nie mam pojęcia, co skrzaty dodają do tej kawy, ale działa i smakuje lepiej niż jakakolwiek inna. - Odparła spokojnie, odwzajemniając intensywne spojrzenie. Gdyby do Wielkiej Sali zawitał w tym momencie znajomy pannie Gregorovic Ślizgon, mógłby odnieść wrażenie, że pomylił się sromotnie przy ocenianiu jej jako wyszczekanej, impulsywnej dziewuchy bez sięgającego głębiej życiowego celu. Swoim obecnym zachowaniem prezentowała raczej postawę zwyczajnej, nie wyróżniającej się z tłumu uczennicy, którą kiedyś, bądźmy szczerzy, jeszcze niedawno była. Za jedyne odstępstwo od jej dzisiejszego wizerunku grzecznego dziewczęcia, mogła uchodzić czerwono krwista szminka i spódnica mundurka, krótsza od tej wymaganej w regulaminie o jakieś pięć centymetrów. Ach, no tak. I norweski kolczasty wielkości dłoni na kościstym ramieniu.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Dla odmiany teraz wpatrywał się w nią. Zupełnie jakby chciał zrekompensować wcześniejszy brak uwagi ze swojej strony. I chociaż faktycznie wzrok był skupiony raz na jej cudownych oczach innym razem na ustach w nadziei, że pojawi się tam uśmiech, przez jakiś czas się nie odzywał. Po prostu siedział dalej przy stole Slytherinu z uśmiechem na ustach kompletnie nie przejmując się tym, że zdecydowanie nie powinien tutaj siedzieć.
Zamiast tego, gdy usłyszał że to, co pije dziewczyna jest naprawdę smaczne, wstał. Wpierw skierował swój wzrok w prawo, następnie w lewo. Wyglądał tak, jakby przez chwilę bardzo poważnie się nad czymś zastanawiał. Czyżby w jednej chwili przypomniał sobie o czymś tak ważnym, że postanowił nagle pójść zostawiając nie tylko dziewczynę ale i niedokończoną rozmowę?
I faktycznie chwilę później ruszył w jedną ze stron. Nie powłóczył nogami, a jednak nadal było temu daleko do biegu. Mimo wszystko stawiał dość spore kroki, przez co szybko znalazł się u końca długiego stołu po czym… okrążył go i już zmierzał w jej stronę. Może i faktycznie siedząc naprzeciw niej rozmawiało się wygodnie. Mógł patrzeć na nią samą, nie naruszać strefy osobistej. Jednakże było też multum rzeczy, których niestety zrobić nie mógł. No, chyba że położyłby się na stole by przez niego sięgnąć, lub… nie, to tym bardziej było beznadziejne – przejść przez stół. Chyba nie potrafiłby czegoś takiego zrobić.
Zajął miejsce obok niej i ze słodkim uśmiechem na twarzy spojrzał na kubek.
- Mogę spróbować?
Możliwe, ze przez te lata, które spędził w Hogwarcie kiedyś już próbował trunku. Możliwe nawet, że mu smakował. Nie mniej jednak nie potrafił sobie przypomnieć owej sytuacji. Dlatego chciał się przekonać, że faktycznie napój jest tak dobry jak twierdzi Lena.
- Spokojnie, nie wypiję wszystkiego. – zapewnił po chwili.
Zamiast tego, gdy usłyszał że to, co pije dziewczyna jest naprawdę smaczne, wstał. Wpierw skierował swój wzrok w prawo, następnie w lewo. Wyglądał tak, jakby przez chwilę bardzo poważnie się nad czymś zastanawiał. Czyżby w jednej chwili przypomniał sobie o czymś tak ważnym, że postanowił nagle pójść zostawiając nie tylko dziewczynę ale i niedokończoną rozmowę?
I faktycznie chwilę później ruszył w jedną ze stron. Nie powłóczył nogami, a jednak nadal było temu daleko do biegu. Mimo wszystko stawiał dość spore kroki, przez co szybko znalazł się u końca długiego stołu po czym… okrążył go i już zmierzał w jej stronę. Może i faktycznie siedząc naprzeciw niej rozmawiało się wygodnie. Mógł patrzeć na nią samą, nie naruszać strefy osobistej. Jednakże było też multum rzeczy, których niestety zrobić nie mógł. No, chyba że położyłby się na stole by przez niego sięgnąć, lub… nie, to tym bardziej było beznadziejne – przejść przez stół. Chyba nie potrafiłby czegoś takiego zrobić.
Zajął miejsce obok niej i ze słodkim uśmiechem na twarzy spojrzał na kubek.
- Mogę spróbować?
Możliwe, ze przez te lata, które spędził w Hogwarcie kiedyś już próbował trunku. Możliwe nawet, że mu smakował. Nie mniej jednak nie potrafił sobie przypomnieć owej sytuacji. Dlatego chciał się przekonać, że faktycznie napój jest tak dobry jak twierdzi Lena.
- Spokojnie, nie wypiję wszystkiego. – zapewnił po chwili.
Prince HamiltonKlasa VII - Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 19
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Strona 15 z 25 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16 ... 20 ... 25
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 15 z 25
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach