Wielka Sala
+88
Gloria Stark
Rivius Fawley
Hope Colinz
Morpheus A. Maponos
Brandon Tayth
Aleksander Cortez
Isidora Tayth
María Velasquez
Cory Reynolds
Monika Kruger
Nevan Fraser
Ragna Kolbjørn
Jonathan Mills
Peter Raffles
Jamie Campbell
Prince Hamilton
Jason Snakebow
Fransis Molchester
Scarlett Molchester
Micah Johansen
Fèlix Lemaire
Marco Castellani
Jaakob Larsen
Blanche Aude Moreau
Antoinette Croisseux
Geraldine Dubois
Carla Stark
Kristian Lyberg
Elektra Fyodorova
Stella Stark
Andrew Wilson
Freddie Kingsley
Leanne Chatier
Gwendoline Allen
Matthew Sneddon
Femke van Rijn
Iris Xakly
Marcel Volante
Cassidy Thomas
Felicja Socha
Maja Vulkodlak
Pandora Evans
Antonija Vedran
Connor Campbell
Grace Scott
Meredith Cooper
Elijah Ward
Lena Gregorovic
Logan Campbell
Zoja Yordanova
Wyatt Walker
Marianna Vulkodlak
Lucas Castellani
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
James Scott
William Greengrass
Nicolas Socha
Heinrich Flammenwerfer
Nadia Milligan
Sora Iwahara
Charlotte Jeunesse
Aleksy Vulkodlak
Dylan Davies
Vin Xakly
Rhinna Hamilton
Suzanne Castellani
Blaise Harvin
Margaret Scott
Cherry Campbell
Aiko Miyazaki
Sasza Tiereszkowa
Sophie Fitzpatrick
Benedict Walton
Joel Frayne
Audrey Roshwel
Polly Baldwin
Andrea Jeunesse
Mistrz Gry
Anthony Wilson
Emily Bronte
Jeremy Scott
Gabriel Griffiths
Charles Wilson
Leslie Wilson
Hannah Wilson
Brennus Lancaster
92 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 25 z 25
Strona 25 z 25 • 1 ... 14 ... 23, 24, 25
Wielka Sala
First topic message reminder :
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Rae Laetitia spędziła święta w miłej, rodzinnej atmosferze. Ukochana mateczka jedynie trzy razy zdążyła zaznaczyć, że zaraz ją udusi lub doda do jej lukrecjowego soku kilka kropel Wywaru Źywej Śmierci. Ojciec z kolei po kilku szklanicach Ognistej ubolewał nad niedorozwojem psychicznym swego najmłodszego dziecka. Cóż za kochana rodzinka! Nie dziwne więc wcale, że kiedy tylko ostatnie świąteczne minuty odeszły w niepamięć, mała Cortezówna spakowała manatki, z myślą rychłego powrotu do Hogwartu, mając jednocześnie cichą nadzieję, że owe dni uda jej się zapomnieć, kiedy tylko przekroczy próg zamku.
Zrzuciwszy z siebie ośnieżoną pelerynę i wełniany, czarny szalik, szarooka rozejrzała się po dormitorium. Pomimo upływu lat nic się nie zmieniło. Łóżko Leslie było równie nieposłane, a książki piętrzyły się niezgrabnie na jej stoliku nocnym. Dziewczyna westchnęła cicho, z uśmiechem zerkając na swoje odbicie w brudnawym lustrze. Zarumienione policzki kontrastowały z fioletem przenikającym gdzieniegdzie jasne kosmyki jej włosów. Odgarnęła z twarzy nieznośne pasma, a chwilę później ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego. Burczało jej w brzuchu, a to znaczyło, że wszystko inne przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Kilka minut później znalazła się w Wielkiej Sali, gdzie prędko odnalazła znajomą twarzyczkę swej najwierniejszej kompanki - Wilsonówny.
- Wilson, najdroższa! - Uśmiechnęła się doń, racząc ją niedźwiedzim uściskiem. Co jak co, ale akurat jej rudego łba brakowało jej w czasie świąt. Usiadła obok niej, świdrując ją jasnym spojrzeniem.
- Jeszcze kilka tych Miętowych Ropuch, a w drzwiach do Wielkiej Sali się nie zmieścisz. - Wyszczerzyła się doń, łapiąc za jedno z zielonych łakoci. Odgryzła głowę płaza, czując w ustach świeżość tak prawdziwej mięty, że aż oczy zaszły jej łzami. Odłożyła resztę na dębowy blat stołu, pozwalając ropusze bez głowy hasać bez przeszkód po Wielkiej Sali.
- Dużo się działo przez święta? - Spytała, wyciągając rękę po dyniowego pasztecika. Potrzebowała czegoś zdecydowanie bardziej sycącego niż Miętową Ropuchę.
Zrzuciwszy z siebie ośnieżoną pelerynę i wełniany, czarny szalik, szarooka rozejrzała się po dormitorium. Pomimo upływu lat nic się nie zmieniło. Łóżko Leslie było równie nieposłane, a książki piętrzyły się niezgrabnie na jej stoliku nocnym. Dziewczyna westchnęła cicho, z uśmiechem zerkając na swoje odbicie w brudnawym lustrze. Zarumienione policzki kontrastowały z fioletem przenikającym gdzieniegdzie jasne kosmyki jej włosów. Odgarnęła z twarzy nieznośne pasma, a chwilę później ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego. Burczało jej w brzuchu, a to znaczyło, że wszystko inne przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Kilka minut później znalazła się w Wielkiej Sali, gdzie prędko odnalazła znajomą twarzyczkę swej najwierniejszej kompanki - Wilsonówny.
- Wilson, najdroższa! - Uśmiechnęła się doń, racząc ją niedźwiedzim uściskiem. Co jak co, ale akurat jej rudego łba brakowało jej w czasie świąt. Usiadła obok niej, świdrując ją jasnym spojrzeniem.
- Jeszcze kilka tych Miętowych Ropuch, a w drzwiach do Wielkiej Sali się nie zmieścisz. - Wyszczerzyła się doń, łapiąc za jedno z zielonych łakoci. Odgryzła głowę płaza, czując w ustach świeżość tak prawdziwej mięty, że aż oczy zaszły jej łzami. Odłożyła resztę na dębowy blat stołu, pozwalając ropusze bez głowy hasać bez przeszkód po Wielkiej Sali.
- Dużo się działo przez święta? - Spytała, wyciągając rękę po dyniowego pasztecika. Potrzebowała czegoś zdecydowanie bardziej sycącego niż Miętową Ropuchę.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Dość niespodziewane pojawienie się Rea Cortez w Wielkiej Sali przywróciło Leslie dobry humor. Jej piegowata twarz rozjaśniła się nieznacznie z ekscytacji gdy krótko odwzajemniła niedźwiedzi uścisk przyjaciółki. Powrót Cortezówny oznaczał koniec nudy i koniec konieczności znoszenia towarzystwa innych koleżanek z dormitorium. Prawdą było, że Leslie usychała już od tych melancholijnych rozmów przy kominku.
- Nareszcie - westchnęła pokrótce rudowłosa dziewczyna w odpowiedzi na powitanie. Przez chwilę obserwowała kicającą czekoladową żabę, ale szybko straciła zainteresowanie. Komentarz o swojej tuszy puściła mimo uszu, bo to jej akurat nie groziło. Wilsonowie mieli smukłe talie w genach.
- Nic się nie działo, zupełnie nic. Było tak nudno, że w pewnym momencie myślałam, że się rozpłynę z nudy. Nawet przeszło mi przez myśl żeby zacząć się uczyć. - Skrzywiła się nieznacznie, biorąc do buzi kolejny kęs słodkich ziemniaczków. - A jak minęły święta w rodzinie Cortez? Mateczka jak zwykle szalona? Twój brat zrobił coś wartego uwagi? - Zapytała dla niepoznaki, chociaż przed epizodem z Brandonem wprost szalała za starszym bratem swojej przyjaciółki.
- Nareszcie - westchnęła pokrótce rudowłosa dziewczyna w odpowiedzi na powitanie. Przez chwilę obserwowała kicającą czekoladową żabę, ale szybko straciła zainteresowanie. Komentarz o swojej tuszy puściła mimo uszu, bo to jej akurat nie groziło. Wilsonowie mieli smukłe talie w genach.
- Nic się nie działo, zupełnie nic. Było tak nudno, że w pewnym momencie myślałam, że się rozpłynę z nudy. Nawet przeszło mi przez myśl żeby zacząć się uczyć. - Skrzywiła się nieznacznie, biorąc do buzi kolejny kęs słodkich ziemniaczków. - A jak minęły święta w rodzinie Cortez? Mateczka jak zwykle szalona? Twój brat zrobił coś wartego uwagi? - Zapytała dla niepoznaki, chociaż przed epizodem z Brandonem wprost szalała za starszym bratem swojej przyjaciółki.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Uśmiechnęła się szeroko, widząc radość przyjaciółki wymalowaną w ciemnych tęczówkach. Miło było wiedzieć, że posiada się chociaż jedną osobę, która Twojej obecności nie uważa za przeszkodzę. No cóż, rodziny się nie wybiera. Kiedy tylko udało jej się przegryźć wciśnięte do ust dyniowe paszteciki (jeden po drugim), a następnie wypiła trzy pucharki soku dyniowego (ach ta dynia, zawsze modna i smaczna i zdrowa!), przemówiła, kompletnie ukontentowana.
- Tak w sumie to nie nazwałabym tego świętami. To raczej coroczna tortura w fałszywej, śnieżno-miłosnej otoczce. No i masa niedobrego jedzenia. Chyba matka od tych wszystkich eliksirów postradała zmysł smaku, bo większość smakowała jak rzygi chochlików kornwalijskich. Trzy skrzaty zamknęła w piwnicy, bo taka była zmęczona ich brakiem umiejętności i nieróbstwem. A Alek? - Wzniosła oczy ku niebu. - Potrzebna mu księżniczka na koniu, która wyrwie go z wszechobecnego marazmu. Dostałam od niego swędzące skarpetki. Straszna męka jak je założysz. Nie możesz przestać się drapać przez dobre trzy dni. - Skrzywiła się na myśl o katuszach jakie przeszła przez swego najdroższego i najbardziej ukochanego braciszka. Jeszcze się zemści.
- Myślisz, że bardzo będą chcieli nas przycisnąć po świętach? Jestem niemal pewna, że zapomniałam spakować podręczników, do których przez całe święta i tak nie zajrzałam nawet na nanosekundę. - Zmarszczyła nos, zerkając na przyjaciółkę.
- Tak w sumie to nie nazwałabym tego świętami. To raczej coroczna tortura w fałszywej, śnieżno-miłosnej otoczce. No i masa niedobrego jedzenia. Chyba matka od tych wszystkich eliksirów postradała zmysł smaku, bo większość smakowała jak rzygi chochlików kornwalijskich. Trzy skrzaty zamknęła w piwnicy, bo taka była zmęczona ich brakiem umiejętności i nieróbstwem. A Alek? - Wzniosła oczy ku niebu. - Potrzebna mu księżniczka na koniu, która wyrwie go z wszechobecnego marazmu. Dostałam od niego swędzące skarpetki. Straszna męka jak je założysz. Nie możesz przestać się drapać przez dobre trzy dni. - Skrzywiła się na myśl o katuszach jakie przeszła przez swego najdroższego i najbardziej ukochanego braciszka. Jeszcze się zemści.
- Myślisz, że bardzo będą chcieli nas przycisnąć po świętach? Jestem niemal pewna, że zapomniałam spakować podręczników, do których przez całe święta i tak nie zajrzałam nawet na nanosekundę. - Zmarszczyła nos, zerkając na przyjaciółkę.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
- To prawie jak u nas w rodzinie, tylko z tą różnicą że jedzenie zawsze mamy smaczne. - Westchnęła melancholijnie na wspomnienie domowych konfitur, którymi wypchany był ciepły placek, który co roku przygotowywała jej siostra. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo Hogwart też słynął przecież z dobrego jedzenia. A i Miodowe Królestwo co roku przechodziło samo siebie w świąteczny czas.
Słysząc rewelację na temat pana Aleksandra, skrzywiła się nieco. Rae chciała znaleźć mu księżniczkę na białym koniu, a Leslie nawet nigdy nie przyznała jej się do tego, ze skrycie usychała za jej bratem. Poczuła jakieś lekkie ukłucie złości w żołądku wyobrażając sobie starszego brata Cortezówny z jakąś piękną panną. Czyżby przechodziło jej powoli po Brandonie?
- Ja też dostałam sweter. Co prawda nie swędzący, ale i tak nie założyłabym go nawet żeby pochodzić po dormitorium. Ma kolor rozwolnionej kupy - powiedziała zupełnie nieobrzydzona, chociaż do buzi wkładała własnie kolejną porcję ziemniaczków. Na słowa o szkole, wzruszyła nieznacznie ramionami:
- Nie wiem i mam to w gdzieś, nie spodziewam się promocji do następnej klasy.
Prawda. Poprzedni rok udało jej się przejść z pomocą brata, siostry i kuzyna. W tym roku nie miała zamiaru prosić nikogo o pomoc. Szczególnie jej utalentowanego w sztuce transmutacji kuzyna.
- Dobra, dość o tym. Co robimy? - Zapytała z nutą oczekiwania i nadziei w głosie.
Słysząc rewelację na temat pana Aleksandra, skrzywiła się nieco. Rae chciała znaleźć mu księżniczkę na białym koniu, a Leslie nawet nigdy nie przyznała jej się do tego, ze skrycie usychała za jej bratem. Poczuła jakieś lekkie ukłucie złości w żołądku wyobrażając sobie starszego brata Cortezówny z jakąś piękną panną. Czyżby przechodziło jej powoli po Brandonie?
- Ja też dostałam sweter. Co prawda nie swędzący, ale i tak nie założyłabym go nawet żeby pochodzić po dormitorium. Ma kolor rozwolnionej kupy - powiedziała zupełnie nieobrzydzona, chociaż do buzi wkładała własnie kolejną porcję ziemniaczków. Na słowa o szkole, wzruszyła nieznacznie ramionami:
- Nie wiem i mam to w gdzieś, nie spodziewam się promocji do następnej klasy.
Prawda. Poprzedni rok udało jej się przejść z pomocą brata, siostry i kuzyna. W tym roku nie miała zamiaru prosić nikogo o pomoc. Szczególnie jej utalentowanego w sztuce transmutacji kuzyna.
- Dobra, dość o tym. Co robimy? - Zapytała z nutą oczekiwania i nadziei w głosie.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
- Chociaż tutaj dają coś zjadliwego - Mruknęła, wpychając do ust kolejnego pasztecika. Czyżby to jej żołądek bez dna dawał o sobie znać? Kolejna porcja soku dyniowego ugasiła palące pragnienie. Najedzona, czyli zadowolona Rae Laetitia mogła teraz podbijać świat.
- Wiesz, można z tego zrobić teorię, daj mi spróbować jedzenia z Twojego domu, a powiem Ci z jakiej rodziny pochodzisz. - Zastanawiała się nad tym, jakby rzeczywiście pragnęła dowieść swej tezy. Zajęło jej to jednak drobną chwilę, bo kilka sekund później wlepiła srebrzyste spojrzenie w swą kompankę szczęścia i niedoli.
- Możnaby jakieś słodkie Gryfoniątko ubrać. - Wzruszyła ramionami - Oni lubią takie ciepłe kolory. - Parsknęła, odgarniając z czoła pasmo włosów.
- Ej mała, nie będziemy przecież kiblować. - Zerknęła na nią spod byka. Może i ona też nienawidziła swojej rodzinki i pragnęła przysporzyć im jak najwięcej problemów, jednak dwa lata w jednej klasie nie były szczytem jej chorych marzeń.
- Możemy powkurzać Iryta albo ewentualnie spróbować śledzić Raffles'a, to może Ci wróci chęć do życia. - Uśmiechnęła się wrednie. Niestety nie wiedziała ani o Cortezie ani tym bardziej o Brandonie, bo inaczej zapewne zachęciłaby ją do podobnych figli. Póki co trwała w przekonaniu, że Leslie pała miłością głęboką i dozgonną do nikogo innego jak księcia ciemności.
- Wiesz, można z tego zrobić teorię, daj mi spróbować jedzenia z Twojego domu, a powiem Ci z jakiej rodziny pochodzisz. - Zastanawiała się nad tym, jakby rzeczywiście pragnęła dowieść swej tezy. Zajęło jej to jednak drobną chwilę, bo kilka sekund później wlepiła srebrzyste spojrzenie w swą kompankę szczęścia i niedoli.
- Możnaby jakieś słodkie Gryfoniątko ubrać. - Wzruszyła ramionami - Oni lubią takie ciepłe kolory. - Parsknęła, odgarniając z czoła pasmo włosów.
- Ej mała, nie będziemy przecież kiblować. - Zerknęła na nią spod byka. Może i ona też nienawidziła swojej rodzinki i pragnęła przysporzyć im jak najwięcej problemów, jednak dwa lata w jednej klasie nie były szczytem jej chorych marzeń.
- Możemy powkurzać Iryta albo ewentualnie spróbować śledzić Raffles'a, to może Ci wróci chęć do życia. - Uśmiechnęła się wrednie. Niestety nie wiedziała ani o Cortezie ani tym bardziej o Brandonie, bo inaczej zapewne zachęciłaby ją do podobnych figli. Póki co trwała w przekonaniu, że Leslie pała miłością głęboką i dozgonną do nikogo innego jak księcia ciemności.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
- Jakoś nie jestem w nastroju na Gryfonów - powiedziała bez przekonania. Wprawny obserwator zauważyłby, ze Leslie nie była ostatnio w nastroju do niczego. Jeszcze wprawniejszy obserwator powiedziałby, że to przez Brandona, ale to nieprawda. To wszystko przez to, że była zła na siebie, iż dała się uwikłać w dramat swojego kuzyna. Kto jak kto, ale ona, powinna wiedzieć, jak to się zawsze kończy dla takich dziewczyn jak Leslie.
- Rafflesa nie chcę śledzić, pewnie mój kuzyn ciągnie się za nim jak smród po gaciach - powiedziała bez zastanowienia, dopiero po chwili odkrywając, ze obnażyła zbyt dużo swoich myśli. - A on powie mojej siostrze - dodała po chwili, zupełnie jakby było to naturalne wytłumaczenie. Nie zeby Leslie bała się swojej siostry od kiedy ta ukończyła Hogwart. Albo może trochę się bała. - Ale Iryta możemy powkurzać. Bardzo chętnie. Albo może powinnyśmy złożyć wizytę w zakazanym lesie albo iść do Hogsmeade po godzinach. Albo śledźmy mojego brata. Albo twojego. Cokolwiek, byle tylko ta nudna passa się zakończyła.
- Rafflesa nie chcę śledzić, pewnie mój kuzyn ciągnie się za nim jak smród po gaciach - powiedziała bez zastanowienia, dopiero po chwili odkrywając, ze obnażyła zbyt dużo swoich myśli. - A on powie mojej siostrze - dodała po chwili, zupełnie jakby było to naturalne wytłumaczenie. Nie zeby Leslie bała się swojej siostry od kiedy ta ukończyła Hogwart. Albo może trochę się bała. - Ale Iryta możemy powkurzać. Bardzo chętnie. Albo może powinnyśmy złożyć wizytę w zakazanym lesie albo iść do Hogsmeade po godzinach. Albo śledźmy mojego brata. Albo twojego. Cokolwiek, byle tylko ta nudna passa się zakończyła.
Leslie WilsonKlasa V - Urodziny : 09/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Rae Laetitia westchnęła z politowaniem. Coś wyraźnie trapiło Ślizgonkę, a ona nie potrafiła temu zaradzić. Nie cierpiała nie umieć lub nie wiedzieć, chociaż zdarzało się to całkiem często.
- Na gacie Merlina, Wilson. - Pstryknęła palcami tuż przed oczami Leslie. - Bo Cię za uszy wytarmoszę! A poza tym Brandon ma przerąbane u Rafflesa przez Gregorovic. Na jakim świecie ty żyjesz! - Niemalże krzyknęła. Dopiero chwilę później zrozumiała nadmierną wylewność młodszej Wilsonówny. Czyżby nie pałała do swego kuzyna przesadną sympatią? Wątpiła przecież by Hanka miała z tym cokolwiek wspólnego.
- Najlepsza w tej sytuacji byłaby kąpiel w jeziorze, no chyba, że chcesz mi powiedzieć co jest tak naprawdę grane. - Założyła ręce na piersi, spoglądając nań z wyrzutem. Może inteligencją nie grzeszyła, ale intuicję (po mamusi) miała nie najgorszą, a zresztą, na pierwszy rzut oka było widać, że coś w życiu tego rudasa nie gra.
- Na gacie Merlina, Wilson. - Pstryknęła palcami tuż przed oczami Leslie. - Bo Cię za uszy wytarmoszę! A poza tym Brandon ma przerąbane u Rafflesa przez Gregorovic. Na jakim świecie ty żyjesz! - Niemalże krzyknęła. Dopiero chwilę później zrozumiała nadmierną wylewność młodszej Wilsonówny. Czyżby nie pałała do swego kuzyna przesadną sympatią? Wątpiła przecież by Hanka miała z tym cokolwiek wspólnego.
- Najlepsza w tej sytuacji byłaby kąpiel w jeziorze, no chyba, że chcesz mi powiedzieć co jest tak naprawdę grane. - Założyła ręce na piersi, spoglądając nań z wyrzutem. Może inteligencją nie grzeszyła, ale intuicję (po mamusi) miała nie najgorszą, a zresztą, na pierwszy rzut oka było widać, że coś w życiu tego rudasa nie gra.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Nie da się ukryć, że w Hogwarcie plotki roznosiły się w ekspresowym tempie. A już w szczególności wśród Ślizgonów. Nie było inaczej i tym razem, do uszu Christine więc szybko dotarły plotki o ostatnim wybryku Connora i 'tego młodego '. Trochę dopytała, trochę podsłuchała i już wiedziała, że owym 'młodym' był nie kto inny jak Asher! No udusiłaby! Najchętniej jednego jak i drugiego. Connora - za to, że wciągał w swoje głupie plany niewinnego trzecioklasistę, a samego Stinkwooda, że nie potrafił odmówić starszemu koledze. Bo oczywiście, że naiwna Greengrass żyła sobie w przeświadczeniu, że w tym wszystkim całą winę ponosił Campbell i że to on wciągnął młodego w swój niecny plan, gdzie by jej do głowy przyszło, że to sam Ash tak się wyrywał do odwalenia czegoś głupiego...
Ślizgonka nie była głupia, szybko zorientowała się, że chłopak jej unikał. Ach, więc musiały dojść do niego słuchy, że Greengrass węszy. Albo po prostu zbyt dobrze wiedział, że przed nią po prostu się nic nie ukryte. Nie miała jednak odpuścić z tak błahego powodu jakim było to, że Asher zwyczajnie przed nią uciekał. Z drugiej strony nie miała zamiaru ścigać go po całym zamku. Musiała więc zrobić to sposobem... Jakby nie było, też była ślizgonką i też potrafiła być przebiegła. I takim sposobem, dzięki swojemu planowi i dyskrecji, pewnego dnia po śniadaniu w końcu udało jej się złapać Stinkwooda w Wielkiej Sali i zagrodzić mu drogę, by tym razem nie miał gdzie uciec.
- Zmykać na zajęcia, raz dwa - zwróciła się do młodych towarzyszy Ashera, wzrok jednak miała cały czas wbity w swojego głównego podejrzanego. Pozostali trzecioklasiści szybko się zwinęli... Tak, były jeszcze dzieciaki w tej szkole, którzy czuli respekt do starszych uczniów. - Ty nie, mamy do pogadania - oznajmiła, chwytając go delikatnie za ramię, gdy tylko ujrzała jego chęć wymknięcia się. Nie z nią takie numery. Nie jakoś agresywnie, ale jednak stanowczo, pociągnęła chłopaka na bok sali, coby nikomu nie torować wyjścia.
- Czy możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? - no przecież wiedział o czym mówiła! W końcu bez przyczyny nie unikałby jej przez ostatnie kilka dni, prawda?
Ślizgonka nie była głupia, szybko zorientowała się, że chłopak jej unikał. Ach, więc musiały dojść do niego słuchy, że Greengrass węszy. Albo po prostu zbyt dobrze wiedział, że przed nią po prostu się nic nie ukryte. Nie miała jednak odpuścić z tak błahego powodu jakim było to, że Asher zwyczajnie przed nią uciekał. Z drugiej strony nie miała zamiaru ścigać go po całym zamku. Musiała więc zrobić to sposobem... Jakby nie było, też była ślizgonką i też potrafiła być przebiegła. I takim sposobem, dzięki swojemu planowi i dyskrecji, pewnego dnia po śniadaniu w końcu udało jej się złapać Stinkwooda w Wielkiej Sali i zagrodzić mu drogę, by tym razem nie miał gdzie uciec.
- Zmykać na zajęcia, raz dwa - zwróciła się do młodych towarzyszy Ashera, wzrok jednak miała cały czas wbity w swojego głównego podejrzanego. Pozostali trzecioklasiści szybko się zwinęli... Tak, były jeszcze dzieciaki w tej szkole, którzy czuli respekt do starszych uczniów. - Ty nie, mamy do pogadania - oznajmiła, chwytając go delikatnie za ramię, gdy tylko ujrzała jego chęć wymknięcia się. Nie z nią takie numery. Nie jakoś agresywnie, ale jednak stanowczo, pociągnęła chłopaka na bok sali, coby nikomu nie torować wyjścia.
- Czy możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? - no przecież wiedział o czym mówiła! W końcu bez przyczyny nie unikałby jej przez ostatnie kilka dni, prawda?
Re: Wielka Sala
Po powrocie z Zakazanego Lasu, gdy już dogadali się z Connorem i na nowo trzymali sztamę, wszystko było w porządku, Asher wpadł w wir zajęć. Albo inaczej - opieprzania się na tych zajęciach. Umówili się z Dennisem, że jeszcze dopracuję ten plan i tym razem Connor będzie miał pod opieką dwóch urwisów, ale to jeszcze nie był ten czas.
Na szczęście ludzie dobrze wiedzieli, kogo Stinkwood NIE chciałby spotkać po tej zacnej przygodzie w Zakazanym Lesie. I jak tylko Christine dowiedziała się o ich zabawie w lesie, od razu doszły do niego słuchy. Miał w końcu zaufanych donosicieli - ah, te wszystkie młodsze uczennice z domu Węża, które rozpływały się na widok uśmiechu chłopaka i wszystko mu donosiły. Miało się to branie... Nie musiały wiedzieć, że więcej im nie da. Nie interesowały go romanse. Brzydził się za każdym razem, jak słyszał o jakichkolwiek, a tym bardziej gdy widział.
Jednak Christine była od niego starsza i zdecydowanie mądrzejsza. Powinien się chować wszędzie, toż wiadome było, że mogła go złapać w pomieszczeniach, gdzie było dużo ludzi. Właśnie zbierał się z kilkoma trzecioklasistami od stołu, chcąc iść na kolejny nudny wykład z Historii Magii i już kombinował, jak go sobie uprzyjemnić, gdy na drodze stanęła mu Greengrass. Podniósł głowę w jej stronę i uśmiechnął się szeroko.
- Christine.
Rzucił szybko, zmieniając uśmiech na najbardziej niewinny, jak tylko się dało. Ale dziewczyna nie dała się oszukać. Chciał skorzystać z okazji i czmychnąć razem z odesłanymi chłopcami, ale poczuł szybko dłoń starszej koleżanki na ramieniu. Rzucił tęsknym spojrzeniem za kolegami - Dennis tylko mu pomachał na pożegnanie i ze śmiechem na ustach zniknął - a Stinkwood został właśnie oddany na pożarcie Greengrass. Wypuścił zrezygnowany powietrze z ust i skierował na nią spojrzenie.
- Co ja? Co ja wyprawiam niby? Przecież jestem grzeczny!
Znów uśmiechnął się szeroko, o dokładnie tak. Wysoki sądzie, ja jestem niewinny!
Na szczęście ludzie dobrze wiedzieli, kogo Stinkwood NIE chciałby spotkać po tej zacnej przygodzie w Zakazanym Lesie. I jak tylko Christine dowiedziała się o ich zabawie w lesie, od razu doszły do niego słuchy. Miał w końcu zaufanych donosicieli - ah, te wszystkie młodsze uczennice z domu Węża, które rozpływały się na widok uśmiechu chłopaka i wszystko mu donosiły. Miało się to branie... Nie musiały wiedzieć, że więcej im nie da. Nie interesowały go romanse. Brzydził się za każdym razem, jak słyszał o jakichkolwiek, a tym bardziej gdy widział.
Jednak Christine była od niego starsza i zdecydowanie mądrzejsza. Powinien się chować wszędzie, toż wiadome było, że mogła go złapać w pomieszczeniach, gdzie było dużo ludzi. Właśnie zbierał się z kilkoma trzecioklasistami od stołu, chcąc iść na kolejny nudny wykład z Historii Magii i już kombinował, jak go sobie uprzyjemnić, gdy na drodze stanęła mu Greengrass. Podniósł głowę w jej stronę i uśmiechnął się szeroko.
- Christine.
Rzucił szybko, zmieniając uśmiech na najbardziej niewinny, jak tylko się dało. Ale dziewczyna nie dała się oszukać. Chciał skorzystać z okazji i czmychnąć razem z odesłanymi chłopcami, ale poczuł szybko dłoń starszej koleżanki na ramieniu. Rzucił tęsknym spojrzeniem za kolegami - Dennis tylko mu pomachał na pożegnanie i ze śmiechem na ustach zniknął - a Stinkwood został właśnie oddany na pożarcie Greengrass. Wypuścił zrezygnowany powietrze z ust i skierował na nią spojrzenie.
- Co ja? Co ja wyprawiam niby? Przecież jestem grzeczny!
Znów uśmiechnął się szeroko, o dokładnie tak. Wysoki sądzie, ja jestem niewinny!
Asher StinkwoodKlasa III - Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Mógł się chować przez większość dnia, ale jednak wciąż musiał jeść, chodzić na zajęcia i spać - a miał to ‘nieszczęście’ dzielić Pokój Wspólny w lochach z Christine. Dlatego dziewczyna się nie martwiła, widząc, że Acher ewidentnie jej unika i przed nią ucieka, wiedziałą bowiem, że w końcu wpadnie w jej sidła i to bez jej większego wysiłku. No i tak ostatecznie się to skończyło.
- Asher - odpowiedziała na jego ‘powitanie’ również się do niego uśmiechając szeroko. Miał jednak tego pecha, że ona nie miała 13 lat i na nią ten jego rozczulający uśmiech nie działał tak, jak na koleżanki z jego roku, czy II i I klasy.
-Dobrze wiesz, o czym mówię i nie próbuj mi tu mydlić oczu. - powiedziała stanowczo, aczkolwiek nie była nieprzyjemna. Bo tak naprawdę czy była na niego zła? Prędzej powiedziałabym, że rozczarowana. Zła była na Connora - za to, że (jak była święcie przekonana) wciągał w swoje pomysły młodsze dzieciaki. Tak nie powinno być! Chciał się pakować w kłopoty - proszę bardzo, chociaż i to nie do końca jej się podobało, gdy groziło ujemnymi punktami dla jej domu. Ale na wciąganie w swoje gierki młodszych, niewinnych kolegów, nie ma zgody Greengrass! - W co ty się znowu wpakowałeś z Campbellem, co? No, tłumacz się! Myślałeś, że się nie dowiem? - no cóż, naiwnym był człowieczkiem, jeśli sądził, że zrobi jakąś głupotę i nikt się o tym nie dowie… Zwłaszcza, jeśli tym kimś miała być sama Christine.
- Na litość boską, Asher! Przecież mogło Ci się coś stać! Co ty sobie myślałeś? - no nie mogła tego pojąć, a przecież nie należała do najgłupszych. A może właśnie dlatego, że do takowych nie należała, nie mieściło się jej w głowie, wpakować się w taką durną akcje?
- Asher - odpowiedziała na jego ‘powitanie’ również się do niego uśmiechając szeroko. Miał jednak tego pecha, że ona nie miała 13 lat i na nią ten jego rozczulający uśmiech nie działał tak, jak na koleżanki z jego roku, czy II i I klasy.
-Dobrze wiesz, o czym mówię i nie próbuj mi tu mydlić oczu. - powiedziała stanowczo, aczkolwiek nie była nieprzyjemna. Bo tak naprawdę czy była na niego zła? Prędzej powiedziałabym, że rozczarowana. Zła była na Connora - za to, że (jak była święcie przekonana) wciągał w swoje pomysły młodsze dzieciaki. Tak nie powinno być! Chciał się pakować w kłopoty - proszę bardzo, chociaż i to nie do końca jej się podobało, gdy groziło ujemnymi punktami dla jej domu. Ale na wciąganie w swoje gierki młodszych, niewinnych kolegów, nie ma zgody Greengrass! - W co ty się znowu wpakowałeś z Campbellem, co? No, tłumacz się! Myślałeś, że się nie dowiem? - no cóż, naiwnym był człowieczkiem, jeśli sądził, że zrobi jakąś głupotę i nikt się o tym nie dowie… Zwłaszcza, jeśli tym kimś miała być sama Christine.
- Na litość boską, Asher! Przecież mogło Ci się coś stać! Co ty sobie myślałeś? - no nie mogła tego pojąć, a przecież nie należała do najgłupszych. A może właśnie dlatego, że do takowych nie należała, nie mieściło się jej w głowie, wpakować się w taką durną akcje?
Re: Wielka Sala
Stinkwood cały czas się uśmiechał do dziewczyny. Chyba miał nadzieję, że ujdzie mu na sucho jego zachowanie. Jakby, znał już Christine trochę i powinien wiedzieć, że to nie z nią te numery. Najpierw zawsze w takich sytuacjach próbował jej wytłumaczyć, że przecież on też bierze czynny udział w ustalaniu szczegółów tego typu sytuacji. Miał wrażenie, że ona mu ubliża, gdy nie chciała tego pojąć. Ale z każdym kolejnym razem (tak, zaczynając od dwudziestego może?) już przestał się tym przejmować. Christine widziała w nim ofiarę każdego wybryku z tego typu. Musiał się chyba z tym pogodzić, co bardzo źle działało na jego dumę.
Gdy uśmiech nie zadziałał, szybko spojrzał na nią normalnym już spojrzeniem.
- Ale Christine, przecież tak naprawdę nikomu nic się nie stało! Ja miałem tylko kilka zadrapań, a Connor trochę mniej szczęścia i popsutą różdżkę, ale no. Żyjemy!
Wkurzał się, że ich plan nie był idealny i nie udało im się ściągnąć testrala do zamku, ale to jeszcze dopracują. Wpatrywał się w dziewczynę, mrugając co jakiś czas niewinnie oczami. Trzepotał rzęsami, jakby to ktoś się zaśmiał.
- To były tylko testrale. Niestety nie chciał współpracować i nie poszedł z nami do zamku... To znaczy, chciałem powiedzieć na szczęście.
Przygryzł się szybko w język, chcąc nadgonić pomyłkę w zeznaniach. Chociaż w środku go paliło ze wstydu z tej porażki.
Gdy uśmiech nie zadziałał, szybko spojrzał na nią normalnym już spojrzeniem.
- Ale Christine, przecież tak naprawdę nikomu nic się nie stało! Ja miałem tylko kilka zadrapań, a Connor trochę mniej szczęścia i popsutą różdżkę, ale no. Żyjemy!
Wkurzał się, że ich plan nie był idealny i nie udało im się ściągnąć testrala do zamku, ale to jeszcze dopracują. Wpatrywał się w dziewczynę, mrugając co jakiś czas niewinnie oczami. Trzepotał rzęsami, jakby to ktoś się zaśmiał.
- To były tylko testrale. Niestety nie chciał współpracować i nie poszedł z nami do zamku... To znaczy, chciałem powiedzieć na szczęście.
Przygryzł się szybko w język, chcąc nadgonić pomyłkę w zeznaniach. Chociaż w środku go paliło ze wstydu z tej porażki.
Asher StinkwoodKlasa III - Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Christine po prostu była uparta. I zwyczajnie sobie ubzdurała, że Asher zostaje wciągany w wybryki starszych kolegów, ale nie chce ich przecież sprzedać, pewnie z obawy, że przestaną go lubić, czy coś… wiadomo jaką to logiką się chłopcy posługują? No i nie da sobie przetłumaczyć, że jest inaczej, mimo iż nawet sam Asher próbował już niejednokrotnie. I halo, jakie ubliża? Ona po prostu się o niego martwiła! Cały urok Greengrass - jeśli kogoś lubiła, otaczała tę osobę opieką i troską, nawet jeśli te tak naprawdę tego nie potrzebowały. No a tak się składało, że z jakiegoś powodu, Stinkwood zyskał sympatię Ślizgonki już od pierwszych kroków jakie stawiał w Hogwarcie.
-Ale mogło się stać. Zdajesz sobie z tego sprawę? Całe szczęście, że nic się nie stało, ale… - urwała i westchnęła, bo nawet nie chciała na głos wypowiadać tego wszystkiego, co tak naprawdę mogło się wydarzyć. - Czy ty się w końcu przestaniesz pakować w kłopoty? - dopytała, przewracając zrezygnowana oczami.
-Tylko Testrale? Czekaj, czekaj… Czy wy próbowaliście zwabić testrale do zamku? Ale po co? - no i znów nie mogła zrozumieć. Co tak naprawdę chcieli tym osiągnąć? No ręcę opadały, naprawdę. - Co ten Connor znowu wymyślił? Uduszę go, normalnie uduszę… - naprawdę miała taką ochotę. I najchętniej jego też by dorwała, ale… dwie sprawy - po pierwsze, najpierw chciała poznać wersję Ashera (tak, po cichu też liczyła, że od niego dowie się coś więcej - i tym razem rzeczywiście się udało i Stinkwood od razu powiedział o dwa słowa za dużo), po drugie jednak Campbell był nieco sprytniejszy jeśli chodzi o unikanie Ślizgonki. Poza tym wyglądałoby to prawdopodobnie troszkę śmiesznie, jakby opieprzała praktycznie swojego równolatka, jak małe dziecko. No ale z Asherem sprawa wyglądała nieco inaczej, gdyż dla niej on właśnie był takim dzieckiem. A ciężko mu będzie przekonać Chris, że on wcale dzieckiem już nie jest, robiąc takie głupotki, ot co.
-Ale mogło się stać. Zdajesz sobie z tego sprawę? Całe szczęście, że nic się nie stało, ale… - urwała i westchnęła, bo nawet nie chciała na głos wypowiadać tego wszystkiego, co tak naprawdę mogło się wydarzyć. - Czy ty się w końcu przestaniesz pakować w kłopoty? - dopytała, przewracając zrezygnowana oczami.
-Tylko Testrale? Czekaj, czekaj… Czy wy próbowaliście zwabić testrale do zamku? Ale po co? - no i znów nie mogła zrozumieć. Co tak naprawdę chcieli tym osiągnąć? No ręcę opadały, naprawdę. - Co ten Connor znowu wymyślił? Uduszę go, normalnie uduszę… - naprawdę miała taką ochotę. I najchętniej jego też by dorwała, ale… dwie sprawy - po pierwsze, najpierw chciała poznać wersję Ashera (tak, po cichu też liczyła, że od niego dowie się coś więcej - i tym razem rzeczywiście się udało i Stinkwood od razu powiedział o dwa słowa za dużo), po drugie jednak Campbell był nieco sprytniejszy jeśli chodzi o unikanie Ślizgonki. Poza tym wyglądałoby to prawdopodobnie troszkę śmiesznie, jakby opieprzała praktycznie swojego równolatka, jak małe dziecko. No ale z Asherem sprawa wyglądała nieco inaczej, gdyż dla niej on właśnie był takim dzieckiem. A ciężko mu będzie przekonać Chris, że on wcale dzieckiem już nie jest, robiąc takie głupotki, ot co.
Re: Wielka Sala
Śmiem twierdzić, że Asher kłóciłby się, że to była tylko upartość, a nie coś więcej... Ale z drugiej strony cieszył się, że jest taka osoba jak ona. Jak już było bardzo źle, zawsze ktoś stawał w jego obronie. A ponieważ był małym urwisem, ludzie z reguły mu wybaczali. Ewentualnie wściekli się, gdy Christine po raz kolejny nie uwierzyła mu, że on też coś zbroił i tylko ochrzaniała resztę. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Christine, wychodzi na to, że kłopoty to moje drugie imię. Widzisz, niezależnie co zrobię, po prostu wszystko do mnie lgnie.
Wzruszył teatralnie ramionami i westchnął głośno. Tak to właśnie z nim było. Musiał rozegrać teraz swoją sztukę. Opadł tyłkiem na ławkę, patrząc z dołu na dziewczynę i przybrał poważną minę.
- Spotkałem Connora na trybunach, wypaliliśmy co nie co i poszli do zamku. Chciałem tylko dostać nowe zwierzątko! Niestety to zwierzątko nie zaufało mi i nie chciało ze mną pójść.
Pociągnął nosem, jakby faktycznie zrobiło mu się przykro. To, że załatwili krew i bawili się nią by tylko testrale zechciały iść do Wielkiej Sali. A i nie musiała wiedzieć też o tym, że Campbell dał mu paczkę papierosów. Nie, tego nie musiała wiedzieć.
- Christine, wychodzi na to, że kłopoty to moje drugie imię. Widzisz, niezależnie co zrobię, po prostu wszystko do mnie lgnie.
Wzruszył teatralnie ramionami i westchnął głośno. Tak to właśnie z nim było. Musiał rozegrać teraz swoją sztukę. Opadł tyłkiem na ławkę, patrząc z dołu na dziewczynę i przybrał poważną minę.
- Spotkałem Connora na trybunach, wypaliliśmy co nie co i poszli do zamku. Chciałem tylko dostać nowe zwierzątko! Niestety to zwierzątko nie zaufało mi i nie chciało ze mną pójść.
Pociągnął nosem, jakby faktycznie zrobiło mu się przykro. To, że załatwili krew i bawili się nią by tylko testrale zechciały iść do Wielkiej Sali. A i nie musiała wiedzieć też o tym, że Campbell dał mu paczkę papierosów. Nie, tego nie musiała wiedzieć.
Asher StinkwoodKlasa III - Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
No niech on lepiej nie zaczyna się kłócić z Christie, niezależnie od powodu. Zresztą Greengrass szybko by tę kłótnie urwała i przywołała Ashera do pionu. Bo jednak jakiś szacunek do starszych, coś? Zwłaszcza, jeśli ten starszy miał dobre intencje i się po prostu o tego młodego człowieka martwił! Z jakiegoś powodu traktowała tego chłopaka jak młodszego brata. Nigdy takowego nie miała i o ile do niedawna mogła chociaż próbować tę braterską miłość i troskę przelać na Williama, mimo iż był starszy i to wciąż nie było to, tak od kiedy wyjechał na studia poza kraj ich relacja totalnie się roztrzaskała... To musiała przerzucić tę miłość na kogoś innego, nie? No logiczne!
- A próbowałaeś może kiedyś, nie wiem, na przykład ich unikać? - okej, mogła nie wierzyć, że to Stinkwood był prowodyrem tych wszystkich wybryków, ale już prawdziwą głupotą byłoby wierzenie, że on wcale nie chciał brać w tym wszystkim udział. I nawet to rozumiała - kierowała nim chęć zaimponowania starszym, przypodobania się, bycia lubianym. - Czasami wystarczy choć troszkę asertywności, wiesz? - tak mu zaproponowała, ale słysząc sama siebie dotarło do niej, że brzmi już jak zdarta płyta, a chłopak nadal swoje. No cóż, nie tylko ona była uparciuchem.
- Po pierwsze - Co zrobiliście? - no w tym momencie to aż się w niej zagotowało i uniosła się nie na żarty. Nienawidziła fajek, nie rozumiała palenia tego śmierdzącego shitu i nie pozwoli na wpędzanie w ten głupi nałóg młodszych uczniów. W tym momencie zdecydowanie miała z Connorem do pogadania! - Po drugie... Nowe zwierzątko, poważnie? - mówiąc to już zdecydowanie złagodniała, a jej głos był wręcz pobłażliwy. - Asher, testrale to nie są domowe zwierzątka... - znów urwała, bo coś do niej dotarło. Zwłaszcza, że cały czas nie spuszczała z chłopaka spojrzenie i widziała reakcje na jej słowa. A pewnych rzeczy ukryć się nie da, nawet jak bardzo się chce. - Ale ty to doskonale wiesz. - dodała oświecona, ton jej głosu zmienił się znów na stanowczy, a ręce splotła na piersiach. - No, o co chodziło tak naprawdę? - zapytała, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami, chcąc wyglądać choć troszkę groźniej.
- A próbowałaeś może kiedyś, nie wiem, na przykład ich unikać? - okej, mogła nie wierzyć, że to Stinkwood był prowodyrem tych wszystkich wybryków, ale już prawdziwą głupotą byłoby wierzenie, że on wcale nie chciał brać w tym wszystkim udział. I nawet to rozumiała - kierowała nim chęć zaimponowania starszym, przypodobania się, bycia lubianym. - Czasami wystarczy choć troszkę asertywności, wiesz? - tak mu zaproponowała, ale słysząc sama siebie dotarło do niej, że brzmi już jak zdarta płyta, a chłopak nadal swoje. No cóż, nie tylko ona była uparciuchem.
- Po pierwsze - Co zrobiliście? - no w tym momencie to aż się w niej zagotowało i uniosła się nie na żarty. Nienawidziła fajek, nie rozumiała palenia tego śmierdzącego shitu i nie pozwoli na wpędzanie w ten głupi nałóg młodszych uczniów. W tym momencie zdecydowanie miała z Connorem do pogadania! - Po drugie... Nowe zwierzątko, poważnie? - mówiąc to już zdecydowanie złagodniała, a jej głos był wręcz pobłażliwy. - Asher, testrale to nie są domowe zwierzątka... - znów urwała, bo coś do niej dotarło. Zwłaszcza, że cały czas nie spuszczała z chłopaka spojrzenie i widziała reakcje na jej słowa. A pewnych rzeczy ukryć się nie da, nawet jak bardzo się chce. - Ale ty to doskonale wiesz. - dodała oświecona, ton jej głosu zmienił się znów na stanowczy, a ręce splotła na piersiach. - No, o co chodziło tak naprawdę? - zapytała, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami, chcąc wyglądać choć troszkę groźniej.
Re: Wielka Sala
Stinkwood miał sporo szacunku do Christine. Tylko momentami coś mu strzelało do głowy. Skinął potulnie głową, uspokajając się już nieco. Właśnie strzelił gafę - którą to już z kolei? - i musiał przyznać, że za bardzo chciał się usprawiedliwiać przed Greengrass.
Nieświadomie - a może świadomie? - zesłał na Connora jeszcze większe problemy. Będzie musiał coś wymyślić, albo jakoś go potem przeprosić (postawiłby mu jakiś alkohol, ale kto normalny sprzeda alko trzynastolatkowi?), coś na pewno wymyśli.
- Christine, daj mu spokój, proszę, chociaż ten jeden raz. Jestem pewny, że nie chciał naszej krzywdy w żaden sposób.
Asher przecież też nie chciał krzywdy nikogo! Chcieli się tylko trochę rozerwać i przy okazji sprawić innym kawał... Ale no, wyszło jak wyszło. Chłopak gdzieś w głębi wiedział, że to cud, że nikomu z nich nic się nie stało poważnego.
- Chcieliśmy sprowadzić testrala do szkoły. Naprawdę, jako zwierzątko. Po prostu. Nie dał się skubaniec!
Stinkwood zachowywał się jak gdyby to wszystko było najnormalniejsze w świecie! Jakby to nie był wielki problem, że testrale - których Connor zresztą nie widział - mogły im zrobić krzywdę. Po chwili chłopak wstał i podszedł do dziewczyny. Przytulił się do niej - tak, czasami Asher miewał zajawki na emocjonalność.
- Chociaż ten raz przymknij oko i daj spokój Connorowi, co?
Nieświadomie - a może świadomie? - zesłał na Connora jeszcze większe problemy. Będzie musiał coś wymyślić, albo jakoś go potem przeprosić (postawiłby mu jakiś alkohol, ale kto normalny sprzeda alko trzynastolatkowi?), coś na pewno wymyśli.
- Christine, daj mu spokój, proszę, chociaż ten jeden raz. Jestem pewny, że nie chciał naszej krzywdy w żaden sposób.
Asher przecież też nie chciał krzywdy nikogo! Chcieli się tylko trochę rozerwać i przy okazji sprawić innym kawał... Ale no, wyszło jak wyszło. Chłopak gdzieś w głębi wiedział, że to cud, że nikomu z nich nic się nie stało poważnego.
- Chcieliśmy sprowadzić testrala do szkoły. Naprawdę, jako zwierzątko. Po prostu. Nie dał się skubaniec!
Stinkwood zachowywał się jak gdyby to wszystko było najnormalniejsze w świecie! Jakby to nie był wielki problem, że testrale - których Connor zresztą nie widział - mogły im zrobić krzywdę. Po chwili chłopak wstał i podszedł do dziewczyny. Przytulił się do niej - tak, czasami Asher miewał zajawki na emocjonalność.
- Chociaż ten raz przymknij oko i daj spokój Connorowi, co?
Asher StinkwoodKlasa III - Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Nie rozumiała dlaczego tak uparcie bronił Connora. W końcu to on go w to wszystko wpakował i to przez niego musiał teraz tłumaczyć się przed Christine.
- Dać mu spokój? Wiesz co, Tobie mogę wybaczyć, że nie pomyślałeś jak to się mogło skończyć, ale Connor jest starszy, powinien być od Ciebie mądrzejszy. - westchnęła. Powtórzę po raz kolejny - tak naprawdę całą swoją złość kierowała na Campbella, ale nie znaczyło to, że zamierzała odpuścić też reprymendy trzecioklasiście. Może się w końcu nauczy? Tak, Greengrass bywała bardzo naiwna.
- Po prostu - powtórzyła po chłopaku, kręcąc głową na boki. Ten pomysł brzmiał dla niej tak absurdalnie głupio, że postanowiła dalej tego nie komentować.
Zaskoczył ja, kiedy tak nagle się w nią wtulił. No to już troszkę ją rozczuliło i zmiękło jej ciutkę serduszko. Ale tylko troszkę.
- Czemu tak bardzo się o niego martwisz? - zapytała, gdy ten znów zaczął wręcz błagać ją, by odpuściła starszemu ślizgonowi. Spoiler: nie zamierzała! Jak pięknie by nie prosił i jakże uroczy by przy tym nie był. Po prostu musiała tę rozmowę z Connorem przeprowadzić. - On jakoś nie martwił się, czy przypadkiem nie stanie Ci się krzywda przy spotkaniu z testralami. - podsumowała, wzdychając ponownie. I nagle zmarszczyła brwi, odsunęła chłopaka od siebie i przyjrzała mu się badawczo, bo nagle coś do niej dotarło. Czemu nie pomyślała o tym wcześniej?
- Czy wy je w ogóle widzieliście?
- Dać mu spokój? Wiesz co, Tobie mogę wybaczyć, że nie pomyślałeś jak to się mogło skończyć, ale Connor jest starszy, powinien być od Ciebie mądrzejszy. - westchnęła. Powtórzę po raz kolejny - tak naprawdę całą swoją złość kierowała na Campbella, ale nie znaczyło to, że zamierzała odpuścić też reprymendy trzecioklasiście. Może się w końcu nauczy? Tak, Greengrass bywała bardzo naiwna.
- Po prostu - powtórzyła po chłopaku, kręcąc głową na boki. Ten pomysł brzmiał dla niej tak absurdalnie głupio, że postanowiła dalej tego nie komentować.
Zaskoczył ja, kiedy tak nagle się w nią wtulił. No to już troszkę ją rozczuliło i zmiękło jej ciutkę serduszko. Ale tylko troszkę.
- Czemu tak bardzo się o niego martwisz? - zapytała, gdy ten znów zaczął wręcz błagać ją, by odpuściła starszemu ślizgonowi. Spoiler: nie zamierzała! Jak pięknie by nie prosił i jakże uroczy by przy tym nie był. Po prostu musiała tę rozmowę z Connorem przeprowadzić. - On jakoś nie martwił się, czy przypadkiem nie stanie Ci się krzywda przy spotkaniu z testralami. - podsumowała, wzdychając ponownie. I nagle zmarszczyła brwi, odsunęła chłopaka od siebie i przyjrzała mu się badawczo, bo nagle coś do niej dotarło. Czemu nie pomyślała o tym wcześniej?
- Czy wy je w ogóle widzieliście?
Re: Wielka Sala
No, w sumie to fakt, on nie pomyślał, jak to się może zakończyć. Przecież to był plan idealny! Nic nie miało prawa się wypieprzyć po drodze - a tu proszę. Jak się później okazało, wcale nie było tak idealnie, jakby mogło być. To, że starszy chłopak powinien być od niego mądrzejsza, to też był w sumie niezaprzeczalny fakt. Ale kto by się tam tył przejmował. Patrzył na nią nieco maślanymi oczami, mając naprawdę nadzieję, że ją udobrucha. Nie? Nie działało? Cholera by to wzięła.
Gdy ją odsunął od siebie, nie oponował. Pozwolił się odsunąć, patrząc jej cały czas w oczy. Prze chwilę miał odegrać płacz i niezadowolenie, że go od siebie odsuwa, ale padło pytanie z jej strony. Asher spojrzał w bok i uśmiechnął się nieco nerwowo.
- Ja tak. Connor nie.
Wrócił spojrzeniem do dziewczyny i uśmiechnął się niewinnie. Dlatego właśnie Connorowi należała się taryfa ulgowa! W końcu było bardziej prawdopodobne, że to jemu coś złego się stanie. Pal licho, że stało się i chłopak bardziej odczuł spotkanie z testralami niż młodziak, ale no jednak prócz straty różdżki i trochę poparzenia czy tam poranienia ręki (nie, żeby konkrety interesowały Ashera) nic się nie stało. A mogło!
- Dlatego jest mi go szkoda, bo ja bym sobie poradził! A on nie, gdyby się bardziej rozjuszyły!
I miałbym go na sumieniu... - rzucił do siebie w myślach, robiąc nieco zasmuconą minę. Oj, dobrze, że nic się tam nie zadziało takiego...
Gdy ją odsunął od siebie, nie oponował. Pozwolił się odsunąć, patrząc jej cały czas w oczy. Prze chwilę miał odegrać płacz i niezadowolenie, że go od siebie odsuwa, ale padło pytanie z jej strony. Asher spojrzał w bok i uśmiechnął się nieco nerwowo.
- Ja tak. Connor nie.
Wrócił spojrzeniem do dziewczyny i uśmiechnął się niewinnie. Dlatego właśnie Connorowi należała się taryfa ulgowa! W końcu było bardziej prawdopodobne, że to jemu coś złego się stanie. Pal licho, że stało się i chłopak bardziej odczuł spotkanie z testralami niż młodziak, ale no jednak prócz straty różdżki i trochę poparzenia czy tam poranienia ręki (nie, żeby konkrety interesowały Ashera) nic się nie stało. A mogło!
- Dlatego jest mi go szkoda, bo ja bym sobie poradził! A on nie, gdyby się bardziej rozjuszyły!
I miałbym go na sumieniu... - rzucił do siebie w myślach, robiąc nieco zasmuconą minę. Oj, dobrze, że nic się tam nie zadziało takiego...
Asher StinkwoodKlasa III - Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Christine nie wierzyła w ideały, w jakiejkolwiek kwestii, od dobrych paru lat. Po prostu zbyt wiele razy się na tym przejechała. Kiedyś była święcie przekonana, że całe jej życie było idealne. No bo czego jej brakowało? Pochodziła z szanowanej rodziny czarodziejskiej, nie mogła narzekać na brak pieniędzy, miała kochających rodziców, brata , z którym miała tak dobrą relacje, wszystko idealnie, prawda? Do czasu aż nie zderzyła się ze smutną rzeczywistością. Za pieniądze wszystkiego kupić się nie da (choć jej ojciec uparcie próbował), wspaniały tatuś tak naprawdę nie patrzył na szczęście swoich dzieci, i chciał swoją jedyną córkę upchnąć w bogate zamążpójście dla własnego interesu, więź z bratem rozleciała się gdy tylko on wyjechał z kraju na studia, a i w miłości szczęścia za wiele nie miała. No i tyle z jej idealnego życia...
No ale wracając do Ashera! Dobrze, że jednak nie odegrał jej tu swojej płaczliwej scenki. Obawiam się bowiem, że i na takie gierki to się Christine nie nabiera. I już ten tego uśmiech i uciekanie wzrokiem nie spodobał się ślizgonce. To nie wróżyło niczego dobrego. No i czy nie miała racji?
- Kretyn - mruknęła pod nosem, słysząc, że oczywiście to Connor musiał okazać się tym, co nawet nie widział stworzeń, które chciał zwabić. I w tym świetle to już w ogóle wyglądało jej to na próbę wykorzystania Stinkwooda przez starszego kolegę z domu. I to naprawdę nie było tak, że ona się na Connora uwzięła. Przeciwnie, ona po prostu czuła wewnętrzną potrzebę wybielenia Ashera, tak już miała. A Campbella nawet darzyła sympatią! Tak mimo wszystko. Bo wiadomo, że do najgrzeczniejszych i najpilniejszych to on nie należał i na pewno nie raz to przez niego właśnie Slytherin stracił parę punktów. A jednak mimo to, nie uważała go za złego człowieka, wszak był naprawdę w porządku kolegą, tylko czemu zawsze musiał pakować się w kłopoty?
Uniosła brwi po raz kolejny słysząc następne słowa Asha. Ostatecznie jednak zamiast komentować, westchnęła ciężko.
- Tym razem, ten jeden raz Ci odpuszczę - czy to nie tak, że chłopak słyszał to za każdym razem? Możliwe... Co jak co, przecież Christine nie była złym człowiekiem i po prostu się martwiła o młodszego kolegę (i nie tylko o niego), stąd musiała się nagrać, z nadzieję (już chyba złudną), że coś tam do jego mózgu dotrze. No ale nie jest też od nakładania na niego kary, prawda? Tym niech zajmują się profesorowie (może właśnie jakby go ktoś z kadry ukarał, to prędzej by się zastanowił przy następnym wybryku?) i ewentualnie prefekci.- Ale kiedyś naprawdę Cię uduszę gołymi rękami jak nie zaczniesz myśleć! - zabrzmiała naprawdę bardzo powaznie, ja bym się przestraszyła.
- I przysięgam, kiedykolwiek zobaczę jak palisz, będziesz miał poważne kłopoty - dodała, grożąc paluchem, tak dla podkreślenia powagi sytuacji. I tu nie żartowała!
No ale wracając do Ashera! Dobrze, że jednak nie odegrał jej tu swojej płaczliwej scenki. Obawiam się bowiem, że i na takie gierki to się Christine nie nabiera. I już ten tego uśmiech i uciekanie wzrokiem nie spodobał się ślizgonce. To nie wróżyło niczego dobrego. No i czy nie miała racji?
- Kretyn - mruknęła pod nosem, słysząc, że oczywiście to Connor musiał okazać się tym, co nawet nie widział stworzeń, które chciał zwabić. I w tym świetle to już w ogóle wyglądało jej to na próbę wykorzystania Stinkwooda przez starszego kolegę z domu. I to naprawdę nie było tak, że ona się na Connora uwzięła. Przeciwnie, ona po prostu czuła wewnętrzną potrzebę wybielenia Ashera, tak już miała. A Campbella nawet darzyła sympatią! Tak mimo wszystko. Bo wiadomo, że do najgrzeczniejszych i najpilniejszych to on nie należał i na pewno nie raz to przez niego właśnie Slytherin stracił parę punktów. A jednak mimo to, nie uważała go za złego człowieka, wszak był naprawdę w porządku kolegą, tylko czemu zawsze musiał pakować się w kłopoty?
Uniosła brwi po raz kolejny słysząc następne słowa Asha. Ostatecznie jednak zamiast komentować, westchnęła ciężko.
- Tym razem, ten jeden raz Ci odpuszczę - czy to nie tak, że chłopak słyszał to za każdym razem? Możliwe... Co jak co, przecież Christine nie była złym człowiekiem i po prostu się martwiła o młodszego kolegę (i nie tylko o niego), stąd musiała się nagrać, z nadzieję (już chyba złudną), że coś tam do jego mózgu dotrze. No ale nie jest też od nakładania na niego kary, prawda? Tym niech zajmują się profesorowie (może właśnie jakby go ktoś z kadry ukarał, to prędzej by się zastanowił przy następnym wybryku?) i ewentualnie prefekci.- Ale kiedyś naprawdę Cię uduszę gołymi rękami jak nie zaczniesz myśleć! - zabrzmiała naprawdę bardzo powaznie, ja bym się przestraszyła.
- I przysięgam, kiedykolwiek zobaczę jak palisz, będziesz miał poważne kłopoty - dodała, grożąc paluchem, tak dla podkreślenia powagi sytuacji. I tu nie żartowała!
Re: Wielka Sala
Asher wiedzial, że Christine tak naprawdę nie chciała źle. I jakby nie patrzeć, też wiele jej zawdziędzał - już pal licho nauczanie, bo Greengrass często robiła mu za nauczycielkę - dzięki niej zdał w drugiej klasie, musiał to nawet przed samym sobie przyznać, że gdyby mu nie pomogła i nie stała nad głową, prawdopodobnie kiblowalby już teraz, a jednak udało mu się przejść do tej III klasy! Ale nie tylko w tym temacie Christine była dla niego jak siostra. Gdy wylądował w Skrzydle Szpitalnym po jakimś nieudanym żarcie - oczywiście sam sobie był winien, bo kto stara się zaczarować zwierzęta, nie wiedząc w jaki sposób (to był pierwszy rok) i tylko je rozwścieczył... Efektów nie muszę mówić, Asher wylądował w SS, a ponieważ Christine już nawiązała z nim lekką więź, odwiedzała go w szpitalu i pomagała. Ot tak, po prostu. Dlatego wiedzial, że nie chce źle. Po prostu martwiła się na zapas. Przynajmniej według niego.
- No trochę kretyn, tak.
Przyznał jej rację, kiwając głową powoli. Może i nie powinien się odzywać, bo jakby nie patrzeć on też nie popisał się rozumem i zdolnościami analitycznymi w niebezpieczeństwie, ale koniec końców - przecież żyją!
- Postaram się być uważniejszy. Obiecuję. Słowo harcerema!
Czy jakoś tak to się mówiło w świecie mugoli. Nie pamiętał, że dokładnie powinien powiedziec harcerza. Harcerem bzmiało zdecydowanie lepiej! Ale tak czy siak, sobie też musiał obiecać, że więcej takiej wtopy nie popełni. Chcąc nie chcąc to się moglo znów skończyć w Skrzydle.
Na jej słowa o papierosach uśmiechnął się jedynie. Następnym razem się nie przyzna.
- No trochę kretyn, tak.
Przyznał jej rację, kiwając głową powoli. Może i nie powinien się odzywać, bo jakby nie patrzeć on też nie popisał się rozumem i zdolnościami analitycznymi w niebezpieczeństwie, ale koniec końców - przecież żyją!
- Postaram się być uważniejszy. Obiecuję. Słowo harcerema!
Czy jakoś tak to się mówiło w świecie mugoli. Nie pamiętał, że dokładnie powinien powiedziec harcerza. Harcerem bzmiało zdecydowanie lepiej! Ale tak czy siak, sobie też musiał obiecać, że więcej takiej wtopy nie popełni. Chcąc nie chcąc to się moglo znów skończyć w Skrzydle.
Na jej słowa o papierosach uśmiechnął się jedynie. Następnym razem się nie przyzna.
Asher StinkwoodKlasa III - Skąd : Walia
Krew : Czysta
Strona 25 z 25 • 1 ... 14 ... 23, 24, 25
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 25 z 25
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach