Sala szpitalna

+49
Stella Stark
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Richard Baizen
Abigail Wellington
Elsa de la Vega
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Brandon Tayth
Bohater Niezależny
Peter Raffles
Matthew Sneddon
Nevan Fraser
Aleksander Cortez
Elena Tyanikova
Ian Ames
Connor Campbell
Vanadesse Devereux
Zoja Yordanova
Prawie Bezgłowy Nick
Logan Campbell
Aaron Matluck
Genevieve White
Felicja Socha
Gabriel Griffiths
Malcolm McMillan
Szara Dama
William Greengrass
Dymitr Milligan
Samantha Davies
Benedict Walton
Blaise Harvin
Vin Xakly
Leanne Chatier
Aiko Miyazaki
Nicolas Socha
Maja Vulkodlak
Rika Shaft
Mistrz Gry
Hannah Wilson
Jeremy Scott
Vincent Cramer
Claudia Fitzpatrick
James Scott
Polly Baldwin
Penelope Gladstone
Charles Wilson
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
53 posters

Strona 15 z 15 Previous  1 ... 9 ... 13, 14, 15

Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Sala szpitalna

Pisanie by Brennus Lancaster Wto 16 Kwi 2013, 18:43

First topic message reminder :

Sala szpitalna - Page 15 Infirmerie

Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Brennus Lancaster
Brennus Lancaster
V-ce Dyrektor Szkoły


Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 91
Skąd : Dublin
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down


Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Leo Butcher Wto 28 Mar 2023, 11:14

Nie słysząc odzywki ze strony krukońskiej prefektki, uznała, że czas ją znów ignorować. Solidnie. Natomiast czym innym było pojawienie się Vulkodlaka i zapach, dochodzący z torby Prince'a. - Tyyyy... - Zaczęła, widząc jasnowłosego Ślizgona i mrużąc oczy, jakby jego zniknięcie na boisku sprawiło, że potem leciała kaskada tłuczków w jej stronę. Wytknęła go palcem, uśmiechając się kąśliwie i zabierając od niego ciasto, które oczywiście, że zaraz zje, coby pozbyć się smutków. Pierw jednak odstawiła je na stolik przy łóżku, mówiąc dalej. - Ja się na Tobie odgryzę, blond hipogryfie, za to, że się musiałeś zawinąć wcześniej. - Ten to zawsze odwalał bycie superbohaterem, żeby wszystkie samice, nieistotne od domu, były mu łaskawe. Domyśliła się już po niezbyt interesującym wyglądzie ciacha Vulkodlaka, co tam w środku jest, bo znała jego magiczne brownie dość dobrze. To jednak nie chwila na bycie otumanioną, nawet przyjemnie.
Zerknąwszy przelotnie na Hamiltona, pokręciła głową. Odznaka tego najlepszego? Leo dałaby mu ją z marszu, byle by przestał już tak Rhinnkę otaczać braterską miłością. Szczególnie, że już wiedziała, że chłopak to się nadaje do usunięcia z boiska, jak tylko się na nim pojawi. Trzeba go wyeliminować szybko, bo potem się robi zbyt... Dobry w usuwaniu Ślizgonki. A to się jej nie podobało. Wzruszyła bezradnie ramieniem, po chwili kiwając lekko głową, skupiona na szperaniu w torbie Gryfona. Dziw, że się za to nie obraził czy coś, ale skoro nie miał nic przeciwko pani celnik to ona kontynuowała. I tak, miała tu ciotkę, ale była równie szalona, co znana wielu Bellatrix Lestrange i Butcher wprawdzie ją uwielbiała, ale ostatnio... Ciocia była lekko zdziczała. Bezpieczniej było jednak zostać jej na ferie w zamku.
Jej nos czuł szarlotkę i dlatego uparcie spoglądała do środka. I nagle jest... BOSKIE CIASTO Z JABŁKAMI I CYNAMONEM, DELIKATNE I PUSZYSTE, A JEDNOCZEŚNIE WYSTARCZAJĄCO WILGOTNE. Zwariowała wewnętrznie, ale nie mogła się przecież objawić z tym, że to jej absolutnie ulubiony wypiek i że właśnie Gryfon zna ten detal. Wskazała paznokciem do środka torby. - To. To rekwiruję. - Wyciągnęła zawiniątko i przez moment wyglądała, jak gnom z jakimś super-znaleziskiem. Zachichotała nawet cicho pod nosem, kładąc ciacho na blasze od Vulkodlaka, a potem nagle spoważniała. Spojrzała na Gryfona, unosząc brwi wyżej. Doszło do jej uszu, że Stark ma dziękować Ślizgonowi, no to teraz przypomniało się jej coś innego.
- A moje przeprosiny? - Sorry, Księżniczko, lwica się domaga. Laughing
Leo Butcher
Leo Butcher
Klasa VII


Skąd : chicago, usa
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Aleksy Vulkodlak Sro 29 Mar 2023, 16:10

Ja się na Tobie odgryzę, blond hipogryfie, za to, że się musiałeś zawinąć wcześniej.
- Też żałuję, że nie widziałem jak przeorałaś gębą boisko Butcher - odbił szybko piłeczkę z szerokim uśmiechem na twarzy. Tak naprawdę uwielbiał Leo. Dla niej zrobiłby naprawdę wiele, choć na głos zamierzał się z nią przekomarzać do ostatniego tchu, tak, żeby nikt nawet nie ośmielił się pomyśleć, że ją lubi. W głębi jednak kochał ją jak siostrę. Dlatego też tak dobrze dogadywali się na boisku, choć poza nim było zaiste różnie.
Ciebie też miło widzieć Aleksy.
Mimowolnie kiwnął głową, jakby na potwierdzenie Prince'owych słów, że miło. Niech będzie, że miło. Nie zamierzał jednak się nadmiernie integrować, dopóki Hamilton nie zostanie oficjalnie chłopakiem Butcher. Na szczęście gust Leo był nadmiernie wyśrubowany, więc szanse, że kiedykolwiek trzeba będzie się zintegrować z Gryfonem, oscylowały w okolicach zera.
Zostawił ich jednak za sobą, a całą swoją uwagę skupił na jasnowłosej Krukonce, która zdecydowanie wyglądała nieswojo. Może dlatego, że jej kości składały się powoli w asyście głośnych pyknięć, a może dlatego, że...
- Widzisz coś bez okularów? - to nie było podszyte ironią, za to troską. Wyglądała inaczej, kiedy twarzy nie zasłaniały jej czarne oprawki. Leżały już naprawione na stoliku nocnym, więc bez zbędnego pytania postanowił umiejscowić je ostrożnie na jej nosie:
- Nie ruszaj się - słyszała to już chyba od absolutnie wszystkich w ostatniej dobie swojego życia. Wsunął jej okulary na nos i uśmiechnął się szeroko. Teraz lepiej. Teraz wyglądała jak ta Stella, w którą celował wszystkie swoje tłuczki podczas meczów z Ravenclawem.
- Dziękowałaś. Jak już mówiłem, nie ma problemu. Jak mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić, to powiedz. Bez problemu mogę sprzedać jęzolepa tej wiedźmie - ostatnie zdanie wypowiedział konspiracyjnym szeptem, kciukiem wskazując na leżącą kilka łóżek dalej Amerykankę. Czy byłby w stanie to zrobić? Pewnie, że tak. To nic, że później by go zabiła. Przyjemnie by było wsłuchać się w ciszę w obecności wygadanej Ślizgonki.
- Wiem, że to teraz zabrzmi bardzo niemiło, Stark, ale... jak masz na imię? - i oto cała rycerskość opadła, w sumie to wszystko opadło.
Aleksy Vulkodlak
Aleksy Vulkodlak
Klasa VI


Urodziny : 27/05/2006
Wiek : 17
Skąd : Vorkuta, Rosja.
Krew : czysta.
Genetyka : Metamorfomag

https://magic-land.forumpolish.com/t743-skrytka-pocztowa-alekseg

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Prince Hamilton Czw 30 Mar 2023, 00:54

Prince zachował całkowicie poważną minę, słysząc wymianę zdań między ślizgonami, choć na swój sposób, ta słowna potyczka w pierwszej chwili go rozbawiła, a w kolejnej przypomniała, że to on jest powodem czemu w ogóle Butcher znalazła się w skrzydle szpitalnym. Pewnie ten skok pomiędzy przemyśleniami powstrzymał odruchowy uśmieszek, jak gdyby był dumny ze swego wyczynu. Może i byłby, gdyby był to oficjalny mecz.
A o zaprzestaniu otaczania siostry braterską miłością najzwyczajniej w świecie nie było szans. Ktokolwiek kiedykolwiek wyląduje u boku Hamiltona, będzie się musiał pogodzić z faktem, że w pakiecie wchodzi ten aspekt i jest on nienegocjowalny. Zaś za gmeranie nie musiał się obrażać, znajdowało się tam coś, co przyniósł specjalnie dla niej i ułatwiało mu to odrobinę sprawę. Widząc te zmiany reakcji wewnętrznie Prince chichotał, bo w takich chwilach Leo była wręcz nieziemsko przewidywalna, acz wydawało się jej, że doskonale kryje swoje odczucia. Chichot i mina gnoma, choć szybko opuściła jej twarz mówiła po prostu sama za siebie.
Kiedy Aleksy oddalił się by dołączyć do mamroczącej pod nosem Stelli, postanowił dać im odrobinę prywatności i nie nasłuchiwał o czym to rozmawiają. Nie dotyczyło go to, więc nie musiał. No tak, niestety Leo jak widać się nie powstrzymała od słuchania, bo to jej przypomniało o tym drobnym fakcie, jakim był brak przeprosin.
- Leo, przyjmij moje najszczersze przeprosiny za to jakże mało sportowe zachowanie, oraz tą oto kontrabandę. - Oczywiście, szarlotka nie była żadną kontrabandą, ale skoro zamierzała bawić się w celnika, to żeby coś zarekwirować musiał być po temu jakiś logiczny powód. W sumie, skonfiskowała by ją nawet bez powodu, dlatego gdyby z jakichkolwiek przyczyn nie przeprosił, pewnie "przypadkowo" zostawiłby tu swoją torbę. Obyło się jednak bez tego. Po głosie i wyrazie twarzy dziewczyna mogła doskonale zauważyć, że mówi szczerze. A to, czy przeprosiny przyjmie czy nie... to już inna kwestia. Prezent jednak przyjęła, choć na własnych zasadach - i on w sumie nie spodziewał się, by mogło być inaczej.
Prince Hamilton
Prince Hamilton
Klasa VII


Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 18
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Stella Stark Pią 31 Mar 2023, 09:57

Zauważyła, że Leo ma niezwykłą zdolność stawiania siebie w centrum uwagi. Stelli to z reguły nie przeszkadzało, bo była typem obserwatora, ale to wcześniejsze ukłucie zazdrości nie zdążyło do końca wygasnąć i jej wnętrzności przeżyły swoisty taniec zwycięstwa, kiedy uwaga Aleksego się na niej skupiła. A może to było tym razem skrzypnięcie torebki stawowej w nadgarstku?
Rzeczywiście musiała śmiesznie mrużyć oczy, bo popołudniowe, szare niebo podbijało biel szpitalnych ścian. Dodajmy do tego prawie białe włosy Ślizgona, jego równiutkie zęby... Gdyby trafiło na mugola, pomyślałby, że jest w niebie. Trafiło na Stark, więc pomyślała, że zaraz zwariuje od tego światła.
- Widzę, że jest jasno - przyznała zmęczonym głosem i z przepraszającym uśmiechem na twarzy. Rzeczywiście nie była sama w stanie sięgnąć po okulary, ale pomyślała, że Aleksy poda je jej do drugiej ręki, a nie sam podejmie próbę ich założenia. Już nawet wyciągnęła zdrową dłoń do przodu, kiedy odczytała jego zamiary sięgnięcia po czarne oprawki, ale chłopak się nagle nad nią pochylił. Tyle wystarczyło by policzki Krukonki się zarumieniły. Słysząc jego polecenie, zamarła na moment i świat stał się jakby w końcu piękniejszy. A już z pewnością wyraźniejszy.
Zachichotała jak zauroczona nastolatka, którą po prostu była. Cóż, Aleksy doskonale wiedział co robi. Urabiał ją sobie i coś by pewnie dzięki temu ugrał, ale jeszcze nie wyłożył wszystkich kart na stół i nie wiadomo, co będzie potrzebował od pani prefekt.
- Kusisz - odpowiedziała szeptem, również się uśmiechając chochliczo. Niby została tylko godzina, ale ile by dała za to, żeby Butcher na chwilę się przymknęła. Niestety zdawała sobie sprawę z tego, że rozpętałoby to ogromną burzę, która byłaby totalną stratą czasu i energii. - Może i nawet bym na to przytaknęła, ale zacznie rzucać ciastem na prawo i lewo.
Kolejne pytanie Ślizgona sprawiło, że bańka prysła. Zeszła na ziemię i prychnęła, z udawanym oburzeniem.
- Serio? Są przynajmniej jeszcze dwie Starkówny w Hogwarcie, a Ty nas nie rozróżniasz? - wywróciła oczami. Chętnie by go potrzymała w niepewności, ale była aktualnie unieruchomiona, więc nie miała jak dać mu przestrzeni na samodzielne odrobienie lekcji. Chociaż...- W takim razie zostanie Stark.
A trudno. Będzie wiadomo, że nie do końca wierzy w dobre intencje Vulkodlaka, ale jednocześnie wyciąga ku niemu sznureczek do pociągnięcia, żeby był trochę zaintrygowany. Tylko niech tamta dwójka trzyma języki z zębami.
Stella Stark
Stella Stark
Prefekt: Ravenclaw

Prefekt: Ravenclaw

Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta

https://magic-land.forumpolish.com/t1570-skrytka-pocztowa-stelli

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Leo Butcher Pią 31 Mar 2023, 16:05

Spojrzała niby zjadliwie za Vulkodlakiem, ale po chwili uśmiechnęła się nieco kpiąco, przyznając mu w duchu, że odzywka była zacna z jego strony. Więcej się ogólnie tam tymi za nimi Ślizgonem i Krukonką nie interesowała, bo jej świadomość i każda tkanka w nosie zajęte były szarlotką, cynamonem i na pewno jeszcze nutką kardamonu, którą wyczuwała w cieście, specjalnie przyniesionym do Skrzydła Szpitalnego przez Hamiltona. Uśmiechnęła się nawet i drugi raz do swoich myśli, że nikomu nie da dziabnąć ani gryza, a po chwili skupiła wzrok na Gryfonie. NO WŁAŚNIE. Konkrety!
Słysząc wyrecytowane przeprosiny i wskazanie na ciasto, nie mogłaby uznać, że zachował się niehonorowo i wytknąć mu cynizm. Z lekką niechęcią zamachała nogami w powietrzu, jakby miała dziesięć lat mniej, niż w rzeczywistości, żeby skinąć mu głową. - Przyjmuję przeprosiny. - Ni więcej, ni mniej. Zadarła podbródek i spojrzała po Księżniczkowej sylwetce oceniająco, mrużąc oczy.
- Hamilton. - Zaczęła ostrzej, niż chciała, ale przede wszystkim ciszej. Tamci z tyłu mają konspirę?! Ci też będą mieć. - Idziesz na imprezę do Vedran? - Wychyliła się do niego i..- Ward też idzie? - Syknęła przeciągle i wyraźnie czekała na konkretną odpowiedź.
Nim się jednak COKOLWIEK dalej wydarzyło, Piguła przebiegła, jak rażona prądem, a za nią wbiegło kilku starszych uczniów z magicznymi noszami. Ktoś na nich intensywnie jęczał i zwijał się z bólu, a w chwilę potem zaczął paplać w nieznanym nikomu języku i wyrywać się żywo z rąk starszych uczniów.
- MATEŃKO HELGO, TRZYMAJ NAS W OPIECE, TOŻ TO MAGICZNE OPĘTANIE! - Szybko piguła machnęła kilkoma zaklęciami i unieruchomiła, jak się okazało IV-roczną Puchonkę, która z twarzą godną masek mugolskich z horrorów, syczała teraz to w stronę dwójki Aleksy-Stella to znów na Leo-Prince'a. Pięknie. - Na wszystkie galeony, muszę pilnie pisać do Świętego Munga! - I to właśnie pobiegła robić pielęgniarka, jednocześnie krzycząc do pozostałych - PILNUJCIE, DZIECI, ŻEBY WAS NIE POGRYZŁA.
W tym momencie Butcher zadecydowała, że wychodzi. Na-ten-tychmiast. Spojrzała na Hamiltona i momentalnie wyciągnęła do niego ręce. - Pomóż. Nie zostanę tu z jakimś odszczepieńcem. - Musiała tylko wziąć różdżkę, ciasto i może uciec.
Leo Butcher
Leo Butcher
Klasa VII


Skąd : chicago, usa
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Prince Hamilton Pią 07 Kwi 2023, 15:23

No i najgorsze miał z głowy. Nie było w końcu tak źle, nie urwała mu przecież głowy, no ale dzień jeszcze młody i wszystko przed nimi. Nie, nie myśl o tym Hamilton.
Wreszcie chłopak rozluźnił się na poważnie, bo jak dotąd to jedynie starał się tak wyglądać. Zadek posadził na oparciu jej łóżka, pozwalając jednej nodze wisieć sobie swobodnie, co jakiś czas nią poruszając w iście nonszalancki sposób.
Kiedy ściszyła głos chłopak wewnętrznie zaczął się już z niej śmiać, jednak zewnętrznie nadal był oazą luzu.
- Butcher - On nie poszedł w ostry ton, ale również konspiracyjnie ściszył głos - Szczerze? Raczej nie. Ale jestem pewien, że Eli nie odpuści sobie imprezki - Jakby nie było, Ward lubił być tam, gdzie coś się dzieje, czasem samemu prowokując takie wydarzenia. Elijah potrafił doskonale wyczuć sytuacje i wiedział, kiedy należy jedynie obserwować, a kiedy odpowiednio rozładować lub rozruszać atmosferę. Zbliżył teraz twarz do jej ucha, już w kompletnej konspirze.
- Skąd u Ciebie to zainteresowanie Elijahem co? - Wyszeptał wprost w ślizgońskie ucho, wiedząc że zaraz pewnie oberwie po nosie za to pytanie, jednak najzwyczajniej w świecie nie mógł się powstrzymać. Czyżby Leo nie była tak zagorzale konserwatywna i przejawiała romantyczne zapędy w kierunku kogoś o pochodzeniu identycznym do Hamiltona? I to jeszcze z Gryffindoru?'
Wtem całą sytuację przerwało wparowanie piguły, jakiejś biednej dziewczyny niesionej na noszach przez dwóch chłopaków, którzy wyraźnie mieli problemy z utrzymaniem sytuacji w ryzach. W pierwszym odruchu chciał nawet się poderwać i im pomóc, jednak sytuacja przebiegała tak szybko, że kiedy już zabierał się za to, poczuł jak czyjaś dłoń musnęła jego ramię i patrzcie to, Leo chciała na rączki? Groteskowa sytuacja, bo jedno było niezwykle zabawne, a drugie cholernie poważne.
- Nie pogryzła? - Wyrwało się w końcu z jego ust. Walka instynktu samozachowawczego i ciekawości, jaka rozpętała się w jego głowie była tak zacięta, że na chwilę zapomniał o Leo, dopiero po kilku chwilach dotarły do niego jej słowa.
- Jak chcesz, ale raczej nic nam nie grozi nie? - Skinął głową w kierunku dziewczyny, która była teraz spętana zaklęciem pielęgniarki. No, ale skoro Leo podjęła swoją decyzję, to on raczej powinien jej teraz pomóc. Zignorował wyciągnięte ręce i najzwyczajniej w świecie zsunął się ze swojego miejsca a potem jedno z jego ramion wylądowało pod kolanami dziewczyny, drugie na plecach, równocześnie utrzymując jej rękę ponad swoim barkiem. No i proszę, Książę niosący księżniczkę. Choć taka z niej księżniczka, jak z niego szukający, ale sama się przecież prosiła nie?
Prince Hamilton
Prince Hamilton
Klasa VII


Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 18
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Leo Butcher Pią 07 Kwi 2023, 16:57

Zmrużyła wyraźnie oczy, oczekując odpowiedzi i jak tylko okazało się, że rozmowy szeptane będą im chwilę towarzyszyły, nawet wychyliła się nieco bardziej do Gryfona. On ją wziął, kurde, pod włos! Słysząc, że on nie idzie, ale Ward tak, lekko cyknęła językiem o podniebienie. Fajnie, że będzie jeden, szkoda że nie dwóch, cokolwiek by ona sobie w głowie nie planowała. Najwyraźniej jednak nie było to tak poważne, żeby się miała dla jednego odpitolić i pokazać tam w formie lokalnej udawanej wili. Nie ma kuszenia, eh. I nie będzie.
Tymczasem jednak Prince zdecydował się na manewr, który zaskoczył nieznacznie Ślizgonki. Słysząc go blisko siebie, wzdrygnęła się momentalnie i zaczerwieniła nieznacznie. Nie wiadomo jednak czy tym ruchem czy wspomnieniem zainteresowania Elijahem. - GDZIE MI TU CHUCHASZ GO UCHA, HAMILTON. - Ofukała go, odsuwając go szybkim pchnięciem i zarzuciwszy włosami, jak jakąś meduzią tarczą, zmierzyła go wzrokiem pełnym wzgardy dla tego JAKŻE PONIŻEJ GODNOŚCI JEJ OSOBY PODEJŚCIA. Toż to za bliskie! Ale więcej nie powiedziała, bo miało miejsce lokalne poruszenie Piguły i dziwne opętanie, które absolutnie nie spodobało się ciemnowłosej. Każdy logicznie myślący człowiek zawinąłby wrotki w takiej sytuacji. Toż to niebezpieczna sytuacja i należało jej się przeciwstawić! A że była niedysponowana i mogła jeszcze bardziej być to CHWAŁA UCIECZCE Z MIEJSCA ZDARZENIA.
Pan księżniczka miał jakiś dziwny skill do zaskakiwania panny Butcher. Kiedy ją podnosił, bąknęła jedynie "co ty rooo..." I była w powietrzu. Zamachała lekko nogami, żeby jej wężowe kapcie nie spadły i automatycznie objęła ramieniem Hamiltona. Spojrzała na niego, a minę miała co najmniej nietęgą. Wprawdzie nie darła się na niego momentalnie, ale bordowe policzki zdradziły, że jest zawstydzona jego działaniem i tym, jak sobie bezczelnie zadecydował o jej podniesieniu. - Chyba lubisz mnie denerwować, co? I narażasz się na poważnego cruciatusa na koniec. - Warkot opętanej Puchonki był jednak tak intensywny, że Leo machnęła trzymaną ręką w powietrzu i lewitując sobie szarlotkę, wskazała na wyjście ze Skrzydła. - Tam, Pegazie! - Tam, out, poza to miejsce, tam gdzie bezpiecznie. - I natychmiast mnie postaw na posadzce, jak będzie bezpieczne, bo Ci odgryzę ucho. - Nawet na nie spojrzała i zmrużyła oczy. Grunt to trochę mu pogrozić!
Leo Butcher
Leo Butcher
Klasa VII


Skąd : chicago, usa
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Prince Hamilton Pią 07 Kwi 2023, 22:35

Jej reakcje naprawdę go rozbrajały. Były one tak odmienne od jej codziennego obycia, czy może raczej, jej publicznego oblicza? Nie umknęły mu więc rumieńce, nim przepuściła na niego atak meduzy. Na szczęście jej warkoczyki nie były wężami, które spojrzeniem zamieniały w kamień, więc strach myśleć co robią dotykiem. Zanotował to sobie w pamięci, choć teatralnie zrobił oburzoną minę.
Szczerze, to reakcja której się pewnie spodziewał na swój manewr będzie o wiele ostrzejsza, niż to co miał teraz przed sobą.
- Awwww - mruknął sobie niedosłyszalnie pod nosem, nie mogąc się nadziwić tą formą zaowalowanej w agresję nieśmiałości.
- Och, raczy panienka wybaczyć, chyba źle odczytałem sygnał. - Skwitował ten jakże bezbronny gest, którym obdarzyła go Butcherówna zanim ją podniósł. Co prawda, oboje wiedzieli, że myślała raczej o tym, że podprowadzi ją pod ramię, tak jak próbował wcześniej, a tu proszę.
I jeszcze go pegazem przezywa? No dobra, nie byłoby źle być pegazem, ale to nie zmienia faktu, że go uzwierzęciła. I jeszcze te groźby cielesne.
- Nie, proszę tylko nie uszy - Odparł już wyraźnie rozbawionym tonem. No i oczywiście, dziewczyna nie omieszkała zabrać swojego prezentu przeprosinowego, co na swój sposób zadowoliło gryfona, nawet jeśli jedynym powodem był fakt, że to była akurat szarlotka i dla niej to ona by pewnie odgryzła mu oboje uszu.
- Ach, czyli pod pokojem wspólnym Slytherinu? Przypomnij mi, gdzie jest wejście? - No, bo gdzie jest bezpieczniej niż tam, gdzie opętana puchonka nie wejdzie, jeśli nie w pokoju wspólnym ślizgonów? I jeszcze mówił tak, jak gdyby kiedykolwiek wiedział, gdzie to wejście jest. No ale mniejsza, wracając do opętanej - domy węża i borsuka miały jednak bliżej do swoich pokoi wspólnych, więc może najbeczpieczniej było w gryffindorze, gdzie idzie się dłużej? Ok, ok tam by jej nawet nie zabrał, nie ma co kusić losu aż tak mocno.
Prince Hamilton
Prince Hamilton
Klasa VII


Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 18
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Leo Butcher Sob 08 Kwi 2023, 09:39

To bardzo na miejscu określenie. Publiczne oblicze Leosi a jej prywatna wersja. Prawie, bo nie w pełni, odmienne osoby. Ot może zacznie dziewczyna mniej rygorystycznie patrzeć na półkrwi ludzi. Bo szlamy to nie... Szlamy to szlamy. Niemniej jednak, Butcherówna doskonale widziała, że Hamilton robi sobie z niej jakieś jaja. Spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem, ale ostatecznie zadecydowała by mu teraz nie mówić, żeby nauczył się odczytywać cokolwiek, bo przecież miał ją na rękach. Prychnęła krótko, pozostawiając tę sprawę luzem. A to wcześniejsze aww? Mordercze spojrzenie winno mu podpowiedzieć, że ona broń-Salazarze aww nie jest. Nie powinna być.
Rozdziawiła usta szerzej, gdy Prince zaczął byś wielce rozbawiony tym, jak mu grozi. Złapała momentalnie wolną dłonią, którą miała gdzieś za jego głową, to dalsze od niej ucho i lekko je pociągnęła. A potem... Potem poruszyła palcami w jego włosach i cholera, jakie były mięciutkie... Puściła zamiar miziania go, bo to już by było ZA DUŻO. Zacisnęła nieco kurczowo wargi, starając się teraz skrupulatnie spoważnieć.
- Słucham? - Zerknęła na niego i ściągnęła brwi nad ciemnymi tęczówkami. - Hamilton, może mam chwilę słabości, ale przez cały zamek mnie nosić nie będziesz. Poza tym, choć jestem zgrabna, lekka i w ogóle, bezproblemowa dla Ciebie, jako cudowny worek ziemniaków, jak by to wyglądało... - Pufnęła, krzywiąc się przelotnie. - Gdzieś tam... Po schodach pierwszych może mnie znieś, siłaczu, a potem koniec. Będę pełznąć do Pokoju Wspólnego. - Na podłodze, ruchem robaczkowym, ale tylko, jeśli jej moce nagle odpuszczą i uciekną. Bo tak z dumą przejdzie lochy w swojej luźnej koszulce po kolana, piżamkowej, oraz kapciach wężowych.
Kontrolnie przesunęła palcami po ramieniu Gryfona, jakby sprawdzając czy aby na pewno jego mięśnie są zdolne ją dłużej nieść. I wykrzywiwszy z uznaniem usta, pokiwała głową. Okej, może mnie nieść.
- A Ty przypadkiem nie masz czegoś mniej interesującego do roboty? - Bo przecież to jej osoba jest najbardziej ciekawa, interesująca i w ogóle.

Możesz sam zadecydować czy poniesie ją pod PW czy gdzieś tam, cholera wie... Laughing
Leo Butcher
Leo Butcher
Klasa VII


Skąd : chicago, usa
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Prince Hamilton Sob 08 Kwi 2023, 17:28

Oddał jej miną w stylu "no co?" na to podejrzliwe spojrzenie. Przecież on jest grzeczny i w ogóle i kompletnie, absolutnie i definitywnie nie robi sobie z niej jaj prawda? No nie, nieprawda. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że właśnie w takich chwilach Leo po prostu dało się normalnie polubić, zamiast mieć ochotę przyłożyć jej tłuczkiem przy najbliższej okazji w trakcie meczu. Widać dziewczyna hołdowała zasadzie, że najlepsze róże mają kolce i tak właśnie się zachowywała, a kimże był on, by jej to teraz wytykać? Wystarczy, że miał z tego ubaw.
Czując jak jego ucho zostaje pociągnięte, jego głowa poszła w tym samym kierunku, najzwyczajniej w świecie odruchowo, co przynajmniej sprawiło, że tortura nie odniosła spodziewanego skutku, jednak zaraz poczuł palce we włosach i się lekko skrzywił, jednak gdy te zamiast szarpnąć zaczęły sobie najzwyczajniej w świecie przebierać, musiał przyznać, że przeszedł go lekki dreszcz. Było to dość przyjemne uczucie, co zrobisz.
- A zamierzasz wyjaśniać ludziom, dlaczego idziesz sama przez zamek w ubrana w ten sposób, czy raczej łatwiej będzie wyjaśnić, że jesteś niesiona? - W końcu na obie kwestie było proste wyjaśnienie, zwane "ewakuacją", ale jak na jego gust, obecny scenariusz wyglądał bardziej wiarygodnie, szczególnie że znany był z faktu, że w potrzebie nikogo nagle nie zostawi, a to mu przecież sugerowała Butcherówna.
- Skończyłaś analizować moje ciało, czy może mam jeszcze zdjąć koszulę? - Znów jej zachowanie wprawiło go w rozbawienie, jednak oczywiście słowa nadal zachował ciche, by przypadkiem jej kolega ze Slytherinu tego nie dosłyszał.
- Hmm, dobre pytanie. W tej chwili chyba jednak nie - Nie krył już tego, że owo spotkanie wprawiło go w pozytywny nastrój, więc po co miałby szukać czegoś ciekawszego. Bezbronny Rzeźnik był najzwyczajniej w świecie uroczy i aktywował w nim instynkt starszego brata, więc teraz Leo musi to przecierpieć. No i oczywiście, zamierzał wynieść ją prosto do lochów, tak więc w pewnym momencie to ona będzie musiała wskazywać mu drogę. Tak więc ruszył przed siebie, trzymając ślizgonkę pewnie w ramionach, z miną pasującą pewnie do jakiegoś rycerza na białym rumaku.

/zt x2
Prince Hamilton
Prince Hamilton
Klasa VII


Urodziny : 21/07/2005
Wiek : 18
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Lena Gregorovic Sob 15 Kwi 2023, 23:54

7 kwietnia 


Gregorovic od ponad już tygodnia zaszczycała szpitalne skrzydło swoją obecnością. Wciąż nie miała pojęcia jakim cudem się tutaj znalazła i co do tego doprowadziło. Ostatnim co pamiętała, było jej spotkanie z Yaxley'em w obserwatorium. A potem pustka, czarna dziura, jakby ktoś wykradł jej wszystkie wspomnienia i zamknął je w kryształowej fiolce. Pielęgniarka powiedziała jej o wielkim pożarze w sowiarni, o śmierci niewinnych sów i o niej, która nie wiadomo dlaczego znalazła się wewnątrz tego pogorzeliska. To Cassius wyciągnął ją z płomieni i to jemu zawdzięczała życie, jednak kiedy się obudziła, nie było go już w skrzydle. Raffles i szajka nie dawali znaku życia, jakby przestali istnieć, Lena zastanawiała się intensywnie, czy te dwie kwestie miały ze sobą coś wspólnego. Choć niepokój o herszta wciąż tlił się w jej sercu, było to uczucie zupełnie nie porównywalne do emocji, które zawładnęły nią w obserwatorium. Podobno wciąż nie widziano go w murach zamku. 
Oparzenia na jej skórze zabliźniały się i niknęły z każdym dniem, nie miała jednak gwarancji, że znikną całkowicie. Choć pozornie nie przejmowała się swoją prezencją, cichy głosik w jej głowie sugerował, że naznaczona bliznami, blada twarz będzie wzbudzała jeszcze większy niepokój niż dotychczas. Cieszyło ją to z jednej strony, z drugiej kuło boleśnie jej próżną naturę. Lubiła swoją twarz, jej krzywizny, bladość, niewielkie pieprzyki. Nie była pięknością, twarz była zbyt ostra, pozbawiona kobiecej miękkości, mimo to nie chciała, by coś się zmieniało. 
Ponure rozmyślania przerwało pojawienie się pielęgniarki, która zajrzała do Gregorovic, by sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Upewniwszy się, że oparzenia goją się zgodnie z przewidywaniami, a humor Rosjanki jest równie paskudny co zwykle, oddaliła się z zamiarem udania się na krótką przerwę. Dziewczyna westchnęła cicho, z ulgą, mogąc w końcu cieszyć się chwilową samotnością. Ferie rządziły się swoimi prawami, skrzydło świeciło pustkami. 
Wciąż czuła się słaba, każdy szybszy ruch sprawiał, że kręciło się jej w głowie. Nie miała nawet siły by sięgnąć po Proroka Codziennego, by choć na chwilę odciągnąć swoją uwagę od rozmyślań. Co u licha wydarzyło się w sowiarni? 
Lena Gregorovic
Lena Gregorovic
Klasa VII


Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Persheus Lestrange Nie 16 Kwi 2023, 08:02

Co ona odjebała... Lestrange nie sądził, że Gregorovic była w stanie użyć szatańskiej pożogi do odwrócenia uwagi kiedy to on skutecznie przemycał pewne nielegalne rzeczy z Hogsmade. Jego plan się powiódł, jak zwykle, jednak konsekwencje przewyższały jego oczekiwania. Możliwe, że niepoczytalna ślizgonka wcale nie była dobrym wyborem na swojego współpartnera w zbrodni, z drugiej zaś strony... WYCZAROWAŁA POŻOGĘ! Czyli cholerny potencjał w niej drzemie i to chyba najbardziej kręciło Lestrange i nie mógł przejść koło tego obojętnie, bo tego typu magia była jak najlepszy afrodyzjak. Czuł, że razem mogliby zrobić wiele, wystarczyło tylko dziewczynę dobrze pokierować. Ale najpierw musiał odwieść ją od tego idioty Rafflesa.
Od pożaru minęło już trochę czasu a Persheus nie pojawił się od razu w skrzydle by zobaczyć co u niej. Nie mógł wzbudzać podejrzeń zwłaszcza, że trwało śledztwo i dlatego nie mieszał się. Kilku jego informatorów zdradzało mu informacje na temat stanu Leny i musiał wybrać odpowiedni moment na odwiedziny kiedy już ta poczuje się nieco lepiej. Student uzdrowicielstwa, który odbywał praktyki w skrzydle a który kiedyś był wychowaniem domu Raveny sprzedał mu, że Gregorovic nic nie pamięta, nic sprzed kilku tygodni przed zdarzeniem i póki co nic się w tej kwestii nie poprawia, no i straciła różdżkę przez co nie mogą ustalić czy to rzeczywiście ona była sprawcą pożaru czy tylko ofiarą. Idealnie. Pięknie. O to mu chodziło.
Pewnego popołudnia pojawił się więc w skrzydle szpitalnym niosąc papierową torbę z zapakowanymi przygotowywanymi wcześniej daniami z obiadu i jakimiś smakołykami prosto ze skrzaciej kuchni. Po przywitaniu się z pielęgniarką i przedstawieniu celu swej wizyty ubrany w granatowy sweter Revanclavu i ciemne materiałowe spodnie kroki swe skierował do łóżka w którym leżała Lena.
- Przyniosłem Ci jedzenie, bo tu marnie karmią - powiedział zerkając na dziewczynę spod swych okrągłych okularów i postawił torbę na stoliku obok niej by zaraz usiąść na krześle obok łóżka - musisz szybko wrócić do zdrowia, Leno - powiedział siląc się nieco na ciepły ton i nawet cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy gdy tak na nią patrzył. Wiedział, że chwile pielęgniarka może być zainteresowana jego odwiedzinami u dziewczyny więc po prostu póki co był miłym jak zawsze uczniem, który troszczy się o swoją koleżankę. Dobry chłopak na pierwszy rzut oka, taki inny w porównaniu do jego reszty rodziny, istna biała owieczka. Ehhh... to jak wspaniale umiał udawać bawiło go za każdym razem i wykorzystywał to ile tylko mógł wiedząc, że nikt nie będzie go o nic podejrzewał.
- Jak się czujesz? Coś pamiętasz w ogóle? - zapytał ją nagle nieco się do niej nachylając opierając swoje łokcie na kolanach i jedną dłonią podpierając podbródek cały czas przyglądając się jej swoimi zielonymi oczami.
Persheus Lestrange
Persheus Lestrange
Klasa VII


Urodziny : 17/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Lena Gregorovic Nie 16 Kwi 2023, 15:18

Gdyby tylko Gregorovic wiedziała, że udało jej się rzucić Szatańską Pożogę i ujść z przy tym z życiem, jej ego nie zmieściłoby się pewnie w szpitalnej sali. Nie, żeby dotychczas miała jakieś problemy z poczuciem własnej wartości, nie licząc nieodwzajemnionego uczucia herszta Ślizgońskiej bandy. Uwielbiała magię, ciepło nagrzewającej się różdżki pod skórą, dreszczyk emocji przechodzący przez kręgosłup, gdy snop iskier mknął do celu. Ćwiczyła często i intensywnie, zawziętość była cechą, która pozwalała jej na nieustanne przesuwanie swoich granic. Chciała coraz więcej i nie miała za grosz umiaru. 
Nie spodziewała się wizyty Lestrange'a, zupełnie nie pamiętała rozmowy, którą z nim odbyła niedługo przed spaleniem sowiarni. Nie pamiętała również wizyty w gospodzie starego Raffles'a i nie miała pojęcia, że w zasadzie stał się charłakiem. Niepokój i wściekłość nieco zelżały, pozwalając dojść do głosu ograniczonemu rozsądkowi. Na więcej przy Gregorovic próżno liczyć. 
Zaskoczona, powiodła spojrzeniem jasnych oczu po jego twarzy, gdy zbliżył się do jej łóżka. Nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego ją odwiedził. Nie rozmawiali przecież od dawna, zdarzyło im się jedynie wymieniać porozumiewawcze spojrzenia czy jadowite uśmieszki. Czym zasłużyła sobie na taki zaszczyt? Z pewnością zamierzała się tego dowiedzieć. 
- Lestrange, co za licho cię przywiało? Stęskniłeś się? - ton jej głosu był cichy, pozbawiony typowej dla niej werwy. Potrzebowała jeszcze z pewnością kilku tygodni by całkowicie dojść do siebie. Jej spojrzeniu nie brakowało jednak złośliwych iskier. Zerknęła przelotnie na torbę, którą postawił na lakierowanej na biało szafce. - Zmieniam zdanie, bardzo się cieszę, że Cię widzę, powiedz proszę, że przyniosłeś coś, co zawiera czekoladę - spojrzała nań błagalnie. W istocie skrzydło nie słynęło ze zbyt zróżnicowanych i smacznych posiłków. Gregorovic uważała to za strategię mającą na celu zniechęcenie uczniów do bezmyślnych uszkodzeń ciała - Polepszy mi się dramatycznie, jak nie będę musiała patrzeć na to babsko - rzuciła konspiracyjnym szeptem, upewniając się, że pielęgniarki nie ma w pobliżu. Nie dość, że była równie uszczypliwa co Lena, to posiadała podobnie okrutne poczucie humoru. Może gdyby dziewczyna była w nieco innej sytuacji uznałaby to za zabawne.
Zmrużyła oczy, widząc jak się do niej przysuwa. Ewidentnie zależało mu na prywatności. Uniosła lewą brew, lustrując wzrokiem jego twarz. Coś jej podpowiadało, że kto jak kto, ale on będzie wiedział co się tam u licha wydarzyło. Dostrzegła w jego zielonych oczach cień ekscytacji. 
- Jakby stratowało stado testrali - podsumowała sarkastycznie - Pustka, Lestrange, cholerna pustka. Ostatnie co pamiętam, to moment w którym wracałam z obserwatorium... a to, na Merlina było prawie dwa tygodnie temu - zagryzła w zamyśleniu wargę, próbując sobie przypomnieć coś jeszcze. Musiała rozwiązać zagadkę jej nagłej utraty pamięci - Wiesz coś więcej? Na pewno wiesz - żachnęła się, świdrując go wzrokiem.  




Lena Gregorovic
Lena Gregorovic
Klasa VII


Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Persheus Lestrange Pon 17 Kwi 2023, 14:16

Nie pamiętała ich rozmowy toteż spodziewał się, że nie zareaguje na niego skacząc ze szczęścia pod sufit, bo przecież ich poprzednia rozmowa była tak dawno temu, że nawet nie pamiętał, jednak było to przed pojawieniem się tego pełzającego zasrańca w ślizgonskiej szacie.
- Chyba mogę odwiedzić swoją dawną przyjaciółkę. czy nie? - odpowiedział pytaniem na pytanie z uniesioną jedną brwią do góry. Krukon zerknął w kierunku torby i uśmiechnął się pod nosem, on miał dobrą pamięć, wyśmienita wręcz i wiedział, że ta panna coś tam lubi z czekolady.
- Mhm, brownie z polewą i chyba nawet czekoladowe żaby ale karty dałem jakiemuś II rocznemu - rzucił spoglądając z powrotem na dziewczyny twarz lustrując ją dokładnie. Widać, że była słaba, jednak i tak wyglądała lepiej niż przy tej fontannie ostatnio, bo wtedy ledwo co stała na nogach a tu przynajmniej leżała i mogła odpoczywać. On osobiście chyba by szybciej zwariował niż miałby tu spędzić ze dwa tygodnie. Po słowach Gregorovic zerknął krzywiąc się nieco w stronę przechadzającej się pielęgniarki, tej samej co była przy Baizenie kiedy zniknęły mu magicznie kości, a myślał, że ją zwolnili. Szlag. Nie mógł pozwolić żeby dziewczyna została tu dłużej, bo pewnie znowu coś przypadkiem ktoś odwali i ta ślizgonka albo przypomni sobie wszystko, czego w tym momencie nie chciał albo jeszcze wyrosną jej jakieś poroża albo trzecia ręka. Nigdy nie wiadomo. Sięgnął więc do kieszeni spodni i ukrył coś w dłoni tak by nikt nic nie widział, tą samą dłonią sięgnął do ręki dziewczyny i delikatnie palcami przejechał po jej wierzchu dłoni nie spuszczając z niej swych czujnych zielonych tęczówek. Jego wyraz twarzy nie zdradzał nic. Był jak marmurowy posąg. Nagle wsunął zawiniątko w jej dłoń i jeszcze bardziej się nad nią nachylił.
- Żuj to między posiłkami a wyjdziesz wcześniej. Zaufaj mi - powiedział niskim szeptem i puścił jej dłoń jednak nie odsunął się tylko poprawił okulary na swym nosie. Lestrange znał się dobrze na zielarstwie i wiedział co z czym połączyć by wywołać pożądany dla niego efekt. I tak było w jej przypadku. Nie wiedział czy mu zaufa, ale bardzo na to liczył, bo wiedział. że mogła ufać tylko jemu - Wiem, kto za tym stoi i ten ktoś winien Cię odwiedzić i tego nie zrobił. Gdzie jest Raffles, Leno? Gdzie Twoja ślizgońska szajka? - zasypywał ją pytaniami o sami wiemy kogo. Gdyby tak się o nią martwił jak ona o niego już by tu był i siedział na tym krześle co właśnie Lestrange, a jego nawet nie było w szkole. Persheusa wcale nie obchodziło to gdzie on był, co robił i nawet by się ucieszył jakby sobie gdzieś zdechnął po drodze. Świat byłby piękniejszy... cóż, już jest... Cofnął się nagle od niej cmokając i kręcąc głową na boki - zmądrzej i zostaw go w końcu, on na Ciebie nie zasługuje - wywalił szczerze, jednak w głowie dopowiedział sobie coś jeszcze... a zwłaszcza na Twój potencjał.
Persheus Lestrange
Persheus Lestrange
Klasa VII


Urodziny : 17/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Lena Gregorovic Pon 17 Kwi 2023, 23:01

Gregorovic zaś doskonale pamiętała ich ostatnią rozmowę, Krukon zarzucił jej wtedy, bezmyślność i brak rozsądku, gdy tylko głośno rozważała chęć przyłączenia się do szajki. Uznała to za hipokryzję, doskonale wiedziała, że Cortez również do bandy należał, a Lestrange zdawał się nie mieć nic przeciwko temu.
- Te słowa w twoich ustach brzmią jak komplement, Lestrange, przestań, bo się zarumienię - rzuciła sarkastycznie, sięgając z trudem do papierowej torby. Prędko odnalazła smakołyk, o którym mówił i bezpardonowo wpakowała go sobie do ust. Gregorovic miała kilka słabości, lecz otwarcie potrafiła przyznać się tylko do jednej, czekolady. Uśmiech pojawił się na bladej twarzy, całkiem szczery, zupełnie nietypowy. 
- Jesteś moim bohaterem - skomentowała, strącając okruszki z szpitalnej piżamy. Błękitna, cóż za szkaradny i nieszlachetny kolor, ale co mogła zrobić? Taki los przegrywów lądujących w skrzydle szpitalnym.
Dopiero teraz dobrze mu się przyjrzała, kiedy cukier zaczął krążyć w jej żyłach. Wychwyciła nieprzenikniony grymas na jego twarzy, zastanawiając się o co może mu chodzić. Zmarszczyła ciemne brwi, gdy Perseusz dotknął jej dłoni, by wsunąć weń malutkie zawiniątko. Nie mogła ukryć, że zdziwiła ją nagła troska ze strony Krukona, przecież tak dobrze im szło udawanie, że się nie znają. Wsunęła dłoń pod koc, by ukryć nowy nabytek.
- Niewiele mam tu do stracenia, godność już dawno mi odebrała - odszepnęła, odwzajemniając jego spojrzenie. Może jej się tylko wydawało, że widziała coś na kształt zmartwienia? Nie sądziła, żeby chciał jej zaszkodzić, koniec końców poróżnił ich tylko chłystek w wyświechtanej szacie. Głęboko zaciągnęła powietrza słysząc jego kolejne słowa. Wiedziała, że prędzej czy później do tego nawiąże - Dalej nie wrócił, prawda? Wiem, że bywam trudna, ale chyba nie aż tak, żeby mnie spalić w sowiarni...- zaoponowała cicho, dość obojętnie. Choć w jej szarych oczach wciąż tlił się smutek, był on jedynie namiastką tego co widział, gdy spotkał ją wcześniej. Jakby się pogodziła z myślą, że Raffles jest już tylko przeszłością. - Nie liczyłabym na resztę, skrycie mnie nienawidzą, bez niego jesteśmy tylko bandą nieporadnych dzieciaków - skomentowała, nie szczędząc sobie jadowitego uśmieszku. Przebywanie w towarzystwie Leny było męczące, jeśli ktoś nie wiedział jak się z tym egzotycznym kwiatem obchodzić. Mógł odgryźć rękę albo przyjemnie otulić swoimi mackami, wystarczyło znać instrukcję obsługi. 
- Nie mów tego głośno, bo ktoś pomyśli, że masz o mnie dobre zdanie - humor nie opuszczał jej nawet w ciężkich chwilach, szczególnie ten sarkastyczny. To z pewnością zasługa tych słodyczy.
Lena Gregorovic
Lena Gregorovic
Klasa VII


Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Persheus Lestrange Wto 18 Kwi 2023, 10:27

Ale Cortez nie był Gregorovic i nie była to kwestia hipokryzji. Po prostu. Nie był nią. Można stwierdzić, że miał do niej słabość lecz Persheus nie miał zamiaru układać komuś życia. Chciała się odciąć od niego? Proszę bardzo, droga wolna. Ale i tak wrócisz, zmądrzejesz i wrócisz. Takie miał o sobie mniemanie. Wielkie ego.
Na jej sarkazm uniósł drgnął mu jeden kącik ust do góry nie spuszczając z niej wzroku, obserwując każdy jej ruch, to jak sięga do torby i później zajada się słodkościami. Uwielbiał patrzeć na zachowania ludzkie, na to jak jedna mała rzecz potrafi diametralnie zmienić nastrój, to było takie prymitywne zaś z drugiej strony niezwykle satysfakcjonujące. Nie żeby teraz obrósł w Krukońskie piórka kiedy nazwała go swoim bohaterem, bo przyniósł jej ciastko. Wcale się w duszy nie wyszczerzył.... wcale...
- Rycerzem na białym hipogryfie nie zostanę, nawet nie proś - dodał z przekąsem jednak z dumnym uśmiechem. Dobrze wiedziała, że on nie był nawet blisko typowej Gryfońskiej rycerskości co to damę w opałach ratują kosztem swego zdrowia... czy coś takiego. Lestrange był tam gdzie miał korzyści dla siebie, nie znał pojęcia bezinteresowności. Nie był wcale takim dobrym chłopakiem jak się mogło z pozoru wydawać. Biznes is biznes.
- Nie widziałem go, a jakbym go zobaczy to uwierz, już by nie żył - odparł i aż skrzywił się znów na samą myśl o tym chłystku, który robił dookoła siebie sporo szumu mimo, że na niego nie zasługiwał. Ci ślizgoni wpatrzeni byli jak w jakiegoś bożka czego kompletnie nie rozumiał. On tak nigdy nie miał z nikim i wątpił, żeby ktoś był tak w niego wpatrzony. Nie było mu to do szczęścia potrzebne - Nie wiem, może byłaś dla niego jakimś zagrożeniem, może był zazdrosny, nie mam pojęcia co typ ma w głowie - dodał i cyknął językiem o zęby. Jedno wiedział na pewno, że Raffles to nie był typ godny naśladowania i mówił to Cortezowi też kilka razy jednak przestał kiedy widział, że do jego przyjaciela też nie wiele dociera. Czasem miał wrażenie, że byli pod wpływem jakiegoś inferio.. ale gdzie by ten chłystek był do tego zdolny. Prędzej Lestrange... może kiedyś uda się temu mądremu Krukonowi opanować jakieś zaklęcie niewybaczalne, ale na razie nie miał ku temu powodów. Najpierw wolał opanować legilimencję. - na Twoim miejscu już bym ich olał - dodał przewracając oczyma i rozsiadując się wygodniej na krześle nogi wyciągając przed sobą i krzyżując je w kostkach. Na jej miejscu on by wiele rzeczy nie zrobił, ale różnili się od siebie, on jednak by przecież nie odwalił tak żeby jego matka miała go wydziedziczać, przecież był oczkiem w głowie Lestrange'ów, to on miał przejąć majątek i spłodzić kolejnych potomków. BLEH.
- Ale ja nigdy nie miałem o Tobie złego zdania, sama sobie robisz tą krzywdę, masochistko - odparł znów spoglądając na nią znad okularów. Lubił jej czarny humor, pasowało jej to do tej bladej skóry i szarych oczu.
Persheus Lestrange
Persheus Lestrange
Klasa VII


Urodziny : 17/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Lena Gregorovic Czw 20 Kwi 2023, 00:15

Gregorovic z pewnością nie podejrzewała go o sentymenty, sądząc, że po prostu robi jej na złość. Sama nieraz prowokowała, nie szczędząc słonych słów. Narzekała na chore tradycje czystokrwistych, przestarzałe zwyczaje, w szczególności te dotyczące kobiet. Nie chciała żyć w potrzasku, będąc uwięzioną pod żelazną ręką swojego ojca, a później męża. Nie widziała dla siebie takiego życia, pod dyktando innych. Nie potrafiła dłużej tłumić w sobie wściekłości związanej z tą niesprawiedliwością. Raffles zdawał się idealnym pretekstem do ucieczki. Nie żałowała odejścia, a jedynie swoich uczuć względem herszta bandy. Uśmiech, który pojawił się na twarzy Krukona wyrwał ją z chwilowego zamyślenia. 
- Nie podejrzewałabym cię o taki altruizm, a tym bardziej o to, że dosiadłbyś hipogryfa - odparła z przekąsem, jednak w duchu doceniła jego trud. Miniony tydzień spędziła samotnie, oddając się rozmyślaniom i czytaniu woluminu, który udało jej się zwędzić od odwiedzającego skrzydło szpitalne nauczyciela zaklęć. Podarta, stara okładka wydawała się dziwnie pociągająca, zaś sama treść... nie wzbudziła ekscytacji w dziewczynie. Mimo to, kartkowała ją zawzięcie próbując dopatrzeć się interesujących inkantacji, z nudów. Nie mogła ich nawet wypróbować, jako, że trafiła do skrzydła bez swojej różdżki. Zapewne komisja wypytująca ją wcześniej o szczegóły zdarzenia maczała w tym palce. Ostatecznie żadne oskarżenia w jej stronę nie padły, więc zapewne musiała ją gdzieś schować, tylko gdzie? Nie rozstawała się przecież ze swoim magicznym drewienkiem...
- Potrzebuje mojej różdżki, Lestrange - wyparowała nagle, marszcząc ciemne brwi. Wizja zamordowania Raffles'a zupełnie jej nie obeszła. Niepokój zalał jej całe ciało, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? - Kurwa, gdzie jest moja różdżka?! Nie znaleźli jej w tej cholernej sowiarni, a wierz mi, że nigdy się z nią nie rozstaję - zaczerpnęła głęboko powietrza, czując narastającą panikę. Dopiero teraz to do niej dotarło. Czy ktoś jej ją zabrał? Czy to Socha mścił się na niej jako duch? Nie wierzyła, że zostawiła ją w dormitorium, nie było takiej opcji. Czy to lecznicze eliksiry tak mocno zaburzyły jej zdolności postrzegania rzeczywistości?
- Zagrożeniem to się mogę dopiero stać - syknęła, czując wbijające się w skórę dłoni paznokcie. Nawet nie zauważyła, kiedy zacisnęła dłoń. Ktokolwiek to był, nie zamierzała puścić mu tego płazem - Szajki już nie ma, nie będzie, od teraz działam jako wolny strzelec - rzuciła pusto, przenosząc spojrzenie szarych oczu na jego twarz. Choć wyglądała na zagubioną, złośliwe ogniki igrały w jej zwężonych źrenicach. Jednego była pewna, ktoś za to zapłaci, słono. Lestrange mógł się do niej przyłączyć albo zapomnieć o niej na kolejne kilka lat, jego wybór. Parsknęła śmiechem na jego słowa, próżno było się w nim doszukać szczerości. 
- Krzywdę lubię, ale zazwyczaj nie swoją  - odparła, mrużąc oczy - Muszę stąd wyjść i to szybko, zanim całkowicie zeświruje - dodała, dotykając bandażu na jej policzku. Pewnie ostatecznie zostanie jej jakaś blizna, ale nie zamierzała się tym przejmować. Nie teraz. 

Lena Gregorovic
Lena Gregorovic
Klasa VII


Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Persheus Lestrange Nie 23 Kwi 2023, 21:18

Niestety on z kolei był wręcz przesiąknięty etykietą, która panowała wśród tych starych rodów, choć sam odchodził już od tego piętnowania kobiet posiłkując się nazwiskami naprawdę wielkich czarownic, które nie raz górowały nad innymi swą inteligencją i mocą. Nie był feministą, absolutnie, on tylko posiłkował się faktami i tym, że płeć nie ma tutaj znaczenia jeżeli chodzi o bycie potęgą. Może i też dlatego starsi w rodach często wchodzili z nim w dyskusje na temat polityki, bo Lestrange miał niebanalne i nietuzinkowe zdanie, które było swego rodzaju świeżym powiewem godnym zastanowienia się kontrastując z przestarzałą wizją typowego Voldka jako pana i władcę. Choć sam ku tej wizji dążył z nim na czele... małymi kroczkami... baaardzo powolnymi... i zdecydowanie mniej drastycznymi.
Zmarszczył czoło spoglądając na ślizgonkę kiedy wspomniała o swej różdżce.
- Sowiarnia spłonęła doszczętnie, obawiam się, że Twa różdżka razem z nią i setką niewinnych stworzeń - skwitował unosząc wymownie brew do góry. Strata różdżki jest dla niego czymś niewyobrażalnym, nierealnym, bo ze swoją też się nie rozstawał ani na krok i bez niej czuł się wręcz obdarty z magii. Niestety magia bezróżdżkowa była póki co nieosiągalna bo chłopak skupiał się na badaniu umysłu niż na rzucaniu czarów bez magicznego patyka, brakowało mu w tym doby a zmieniaczy nie było już od lat - pójdziemy do Olivandera po nową jak tylko stąd wyjdziesz - dodał jeszcze a ton jego nie oczekiwał od niej żadnego sprzeciwu. Pójdzie z nią i koniec, był po prostu ciekawy jaki rdzeń po tych wszystkich wydarzeniach będzie jej przypisany... bo ten potencjał musiał mieć swoje oparcie właśnie w dobrym doborze różdżki.
Popatrzył na nią mocno pobłażliwie kiedy powiedziała o swych dalszych planach jako samotny działacz.
- Eh, żmijo, dobrze wiemy, że to się źle skończy - mruknął kręcąc głową na boki - nie ma takiej opcji, nie w twoim stanie - dodał unosząc obie brwi znacząco, był przeświadczony o swojej racji, że gdy tylko dziewczyna wyjdzie i zacznie to swoje działanie to albo ktoś ją złapie na gorącym uczynku albo właśnie znów sobie samej zaszkodzi. Była zbyt mocno rozchwiana by działać w pojedynkę, potrzebowała kogoś kto wskaże jej właściwą ścieżkę, poprowadzi za rączkę, pokaże piękny świat w ciemnych barwach tej niepoprawnej etycznie magii, potrzebowała jego a on potrzebował jej. Zabawne prawda?
- Wyjdziesz, jak zrobisz to co do Ciebie teraz powiem - rzucił ostro wbijając w nią swe zielone ślepia - zaczniesz żuć to co Ci dałem, możesz mieć po tym dziwne sny ale się przyzwyczaisz, zgłosisz swojemu opiekunowi, że straciłaś różdżkę i przez to nie możesz ćwiczyć do egzaminów, w dodatku poprosisz o mnie jako wsparcie przy nadrobieniu zaległości, a dobrze wiesz, że mnie nauczyciele lubią - dodał błyskając kłami w chytrym uśmiechu. Panicz Lestrange miał cały plan w głowie - 2, maksymalnie 3 dni i będziesz wolna.
Persheus Lestrange
Persheus Lestrange
Klasa VII


Urodziny : 17/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Lena Gregorovic Sro 26 Kwi 2023, 22:24

Gregorovic wiedziała, że jej władczość i impulsywność nie jest przez jej rodzinę mile widziana. Wschodnie tradycje, tradycje przodków jej ojca, były zdecydowanie surowsze niż brytyjskie, pozbawione choćby krzty wyrozumiałości. Ciasno wiązane gorsety i ciążące na piersi, rodowe klejnoty pozbawiały jej tchu, wpędzały w furię. Nie było tam miejsca dla prawdziwej Leny, bezwzględnej i zachłannej, takiej, która nie boi się pokazać tego, co potrafi. Była kobietą i miała znać swoje miejsce w szeregu, na jego szarym końcu. Miała być matką, przewodniczką duchową, nic poza tym.
Powiodła skrzącym spojrzeniem po jego twarzy, czując nadchodzącą falę wściekłości. Nim zdążyła się opamiętać, kryształowy kielich, z którego chwilę wcześniej upiła kilka łyków soku dyniowego, rozpadł się na posadzce w drobny mak. Impet uderzenia był na tyle duży, że kawałki szkła znalazły się również koło nóg Perseusza. Nie zwróciła na to uwagi, zaciskając dłoń. 
- To niemożliwe - nie spuszczała z niego wzroku, wydawać się mogło, że nagle odzyskała swoje kolory, policzek pokrył się rumieńcem emocji. Wypuściła głośno powietrza, by zaraz wyartykułować z charakterystycznym akcentem - Olivander? Ten stary dziad nie ma pojęcia o różdżkach - przewróciła oczami, jednak wiedziała, że nie ma innego wyboru. Jeden z kuzynów jej ojca zajmował się różdżkarstwem; pamiętała jakby to było dzisiaj, gdy pojawiła się w drzwiach jego pracowni. Teraz nie miała takiej swobody, ani możliwości. Wykląłby ją, gdyby choć pomyślała o odwiedzinach, ten stary, wredny dziad. W jej rodzinie zawsze uważano, że najlepsze różdżki wychodzą spod jego ręki, ciężkie do okiełznania, kapryśne. Teraz Lena nie wyobrażała sobie, że ma się nauczyć swojej różdżki na nowo. Czy w ogóle będzie w stanie to zrobić? Poznać każdą krzywiznę, uszczerbienie? 
- Niech będzie - powiedziała w końcu, po długich, wewnętrznych rozważaniach. Co się stało, to się nie odstanie. A różdżki potrzebowała, z całą pewnością, przecież planowała już zemstę. - Będziesz mnie pilnował? - zapytała wyzywająco. Wiedziała, że miał rację, co nie zmieniało faktu, że bardzo ją sobą irytował. Zawsze taki poukładany, enigmatyczny, rozsądny. Zupełne przeciwieństwo w gorącej wodzie kąpanej Gregorovic. Skinęła głową, słysząc jego polecenie. Normalnie pewnie by zaoponowała, wyraziła głośno i dosadnie swój sprzeciw. Co jej jednak szkodziło, by pomyślał, że zatańczy jak on zagra? Potrzebowała sojusznika, niewątpliwie. 
- Nie wiem za co cię tak lubią, jesteś wilkiem w owczej skórze - syknęła, chytry uśmiech, który pojawił się na jego ustach, jedynie utwierdził ją w tym przekonaniu. - To co, będziemy nadrabiać zaległości z zaklęć? Bo chyba nie zmusisz mnie do pisania esejów... -  teraz to jej usta spowił jadowity uśmieszek. Sądziła, że na tym polu, może mieć nieco więcej do przekazania niż Lestrange. Szkoda tylko, że była kiepską nauczycielką, cierpliwość nie była jej mocną stroną. 
Lena Gregorovic
Lena Gregorovic
Klasa VII


Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

Sala szpitalna - Page 15 Empty Re: Sala szpitalna

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 15 z 15 Previous  1 ... 9 ... 13, 14, 15

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach