Okno wychodzące na północ

+33
Shay Hasting
Mia Kruger
Isidora Tayth
Monika Kruger
Brandon Tayth
Meredith Cooper
Marco Castellani
Morpheus A. Maponos
Lola Lopez
Rhinna Hamilton
Nanette Myahmm
James Scott
Nancy Baldwin
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
Emily Bronte
Aiko Miyazaki
Keitaro Miyazaki
Dylan Davies
Samantha Davies
Mistrz Gry
Connor Campbell
Hannah Wilson
Audrey Roshwel
Joel Frayne
Charles Wilson
Maja Vulkodlak
Andrea Jeunesse
Logan Campbell
Anthony Wilson
Sophie Fitzpatrick
Brennus Lancaster
37 posters

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Okno wychodzące na północ

Pisanie by Brennus Lancaster Sro 17 Kwi 2013, 22:10

First topic message reminder :


Nieliczni wiedzą, że na jednym z końców labiryntu korytarza na szóstym piętrze mieści się szerokie okno z dużym, kamiennym parapetem, z którego wychodzi widok na szkolne błonia. Od wielu lat jest to ulubione miejsce samotników lubiących spokój i zakochanych par.
Brennus Lancaster
Brennus Lancaster
V-ce Dyrektor Szkoły


Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down


Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Czw 23 Lut 2023, 00:50

Ostatni tydzień był chyba najbardziej intensywnym w jej życiu. I potrzebowała chwili, aby wszystko sobie ułożyć, odzyskać wewnętrzny spokój. Pomijając już chaos panujący w jej głowie, to obrażenia z Zakazanego Lasu okazały się poważniejsze, niż sądziła i powrót do normalnego funkcjonowania zajął jej półtora dnia. Rana wciąż była widoczna, ale magiczne specyfiki działały i miała nadzieję, że po drewnianym kołku wiele nie zostanie. Wiedziała, że nie mogła spędzić następnych miesięcy na analizowaniu Anthyonego Wilsona, nie mogła marnować czasu na gdybanie. Był jasny w swoich słowach, jeszcze jaśniejszy w komunikatach za pomocą gestów. Lauren tylko nie zdecydowała, czy faktycznie powinna iść mu na przekór i próbować go złapać, czy może lepiej odpuścić? Nie można przecież kogoś zmusić do przebywania w czyimś towarzystwie, a chłopak jawnie jej unikał. Niezaprzeczalnym jednak faktem było to, że uratował jej życie i zawsze już będzie miała jego plecy, jeśli będzie tego potrzebował.
Przemierzając korytarze we wtorkowe popołudnie, szukała jednak innej osoby, dość popularnej i tkwiącej na językach wielu po balu. Pan Rycerz Puszek zaszył się gdzieś akurat, gdy był jej do czegoś potrzebny. Prychnęła pod nosem, wspinając się po schodach na szóste piętro. Spotkała Cassandrę przy Wielkiej Sali i to właśnie ta idiotka powiedziała jej, gdzie Corteza widziała ostatni raz. Sharp przesunęła wzrokiem po korytarzu, a gdy dostrzegła siedzącą na parapecie sylwetkę, uśmiechnęła się pod nosem. Pewnym siebie i żwawym krokiem podeszła, stając przed nim i lustrując go wzrokiem.
- Proszę, proszę.. Czy to nie nasz Książę Rozpusty?- posłała mu spojrzenie spod wachlarza czarnych rzęs, nieco rozbawione. Plotek nie dało się unikać. Ruda zrobiła krok w jego stronę, wyciągając dłoń, aby złapać za okładkę czytanej przez niego książki i zamknąć mu ją przed nosem. Tym samym sugerowała, aby zwrócił na nią uwagę. - O tym może jednak innym razem. Mam do Ciebie sprawę. - kontynuowała na jego spojrzenie, zsuwając torbę z ramienia. Usiadła obok, zakładając nogę na nogę i poprawiając spódnicę od mundurka, odwróciła twarz w jego stronę. Nie była kimś, kto lubił tracić czas na słowne potyczki albo zgadywanki, gdy akurat czegoś potrzebowała. Brzuch wywoływał trochę dyskomfortu w tej pozycji, ale nie miało to żadnego znaczenia. - Wymieńmy się. Odpowiesz mi na pytanie, ja odpowiem na Twoje lub cokolwiek sobie tam wymyślisz.
Zakończyła, ruchem głowy zgarniając rude pukle na plecy i oparła dłonie kolana, posyłając mu uroczy i pełen oczekiwania uśmiech. Biała koszula zapinana na rząd perłowych guzików związana była pod szyją krawatem, który kołysał się leniwie pod wpływem jej oddechu, a na kieszonce bluzki wyhaftowany był srebrny wąż. Karmelowe oczy taksowały go spojrzeniem, zniecierpliwionym. Szkoda jej było marnować czasu na wertowanie ksiąg w bibliotece, zwłaszcza że wiedziała o tym, że jego matka dawała mu zgody na korzystanie z działu zakazanego.
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Aleksander Cortez Czw 23 Lut 2023, 20:20

Poszukiwała więc dziwnej osoby na to aby odzyskać swój wewnętrzny spokój. Przez te kilka dni u niego również było sporo zawirowań. Dramatów godnych nawet nie tyle króla lub królowej, co ich razem skumulowanych.
Na pierwszy rzut oka kiedy do niego podeszła mogła zauważyć, że chyba dobrze sobie z tym radził. Siedząc na parapecie przy czterech książkach, i całej stercie rozrzuconych pergaminów. Zajmował się właśnie chyba jedna z rzeczy które jak nic potrafiły sprawić że się odcina od całego świata. I wyszukiwanie nowych powiązań pomiędzy zaklęciami i słowami wzmacniającymi ich działanie. Odszukiwaniu ich symbolu odpowiadającego runicznemu znakowi.
No i ruchowi ręki, które należało wykonać podczas wypowiadania zaklęcia. Złożoność tej czynności sprawiał, że można było sobie pozwolić na wiele, a on i tak był niewzruszony.
Dostrzegł rudowłosą dopiero kiedy to stanęła obok i chyba się z nim przywitała. Podniósł wzrok zamyślony i zamrugał jakby chciał się upewnić czy to faktycznie ona.
- Doprawdy to jakby ślepy śmiał się z nieszczęścia głuchego. Bo równie nie masz cudownej opinii w szkole - odpowiedział, lecz wtedy złapała za jedną z książek i ją zamknęła? To było coś nowego, do tej pory nigdy tak nie zrobiła. A jej ton głosu i późniejsze słowa go zainteresowały. Faktycznie podniósł wzrok i odłożył pióro na kolejnej książce.
Milczał opierając się o ścianę i spoglądając przed siebie. Na jej ewentualne wścibskie zachowanie odnośnie tego co robił, zamknął książki. Nie lubił się dzielić swoimi badaniami, tym bardziej z kimś o kim nie wiedział co sądzić.
Nie odezwał się też nic. Skoro już i tak postanowiła mu o tym powiedzieć, to nie miało sensu aby Ją od tego odwodzić. Zwłaszcza, że forma w jaki to postanowiła załatwić był zupełnie odmienny.
Uniósł zaskoczony brew kiedy usłyszał propozycję wymiany.
- Wyjątkowo niefortunnie dobrane słowa, czy faktycznie jesteś tak zdesperowana? - zadał pytanie. Nie bez powodu nie zgadzał się. Nie w ciemno, a skoro akurat Ona stawiała takie warunki to sprawa nie była prosta.
- Muszę poznać co Cię męczy Sharp, dopiero po tym się zgodzę, albo nie. Bowiem brzmi to jak coś niezwykle zawiłego, skoro mogę uzyskać tak ogromne honorarium za pomoc. - dopowiedział i splótł ręce na piersi. Był ubrany cały na czarno, tym razem bez marynarki. Z podwiniętymi rękawami od koszuli zapatrzył się na srebrny symbol węża na jej koszulce. Ciekawiło go to czy gdyby należała do innego domu, to czy już dawno posłał by ją do diabła.
Aleksander Cortez
Aleksander Cortez
Klasa VII


Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Pią 24 Lut 2023, 15:15

Poszukiwała wiedzy, nie ludzi. Aleksander mógł oszczędzić jej czas na przekopywaniu opasłych tomów w bibliotece i zdobywanie pozwolenia na skorzystanie z działu ksiąg zakazanych. Lauren musiała zająć czymś głowę, bo dużo łatwiej było radzić sobie ze sprawami błahymi, jak transmutacja niż emocjami, będącymi dla niej wciąż polem nieodkrytym. Włos jednorożca, który miała z wyprawy do lasu, tkwił we fiolce, schowany w środkowej kieszonce torby i zamknięty na suwak. Nie chciała podchodzić do obrabiania go na rdzeń bez wcześniejszego upewnienia się o braku klątwy. Już raz ktoś jej uratował życie, co uderzało poniekąd w strefę komfortu rudzielca.
Każdy miał swój sposób na ucieczkę od rzeczywistości, której nie umiało się zrozumieć, nawet jeśli było to jej kolorowanie na nowo i przekuwanie uwagi na coś innego. Podnosząc stalowoniebieskie tęczówki, Cortez natychmiast mógł napotkać oczy Lauren, chociaż znacznie spokojniejsze niż zwykle. Zgarnęła rude pasmo za ucho, kręcąc delikatnie głową.
- Nie schlebiaj mi tak, nie mogę się równać do Twojej. Słyszałam jednak, że dziewczęta debatują do zgłoszenia Twoich pośladków do Czarownicy. Więc może schadzki nie wyszły Ci tak źle? - odpowiedziała znów tonem, który łączył w sobie żart i zadziorność, jednak brakowało nut typowo obraźliwych. Co ją przecież obchodziło, co i z kim i dlaczego robił podczas tego balu. Skoro Ślizgon był zadowolony i zdecydował się zmienić swój przydomek Księcia Ciemności, to Lauren nie pozostało nic innego, jak trzymanie kciuków za jego sukces. O niej i Wilsonie może wciąż rozmawiali, ale stare dramaty szybko znikały pod najświeższymi skandali życia uczniów Hogwartu. Kiedy ta szkoła stała się tak rozpustna?
Jej ruch był stanowczy, paznokcie uderzyły o okładkę, dodatkowo zaznaczając fakt, że życzyła sobie jego uwagi. Usiadła wygodnie obok, obdarzając go pociągłym spojrzeniem i od razu przeszła do rzeczy, aby nie marnować ich czasu. Kto wie, kto czekał na niego w pustej klasie? Zwilżyła wargi, gdy skończyła mówić, jednak nie zamierzała go werbalnie lub fizycznie poganiać do żadnej odpowiedzi. Zdawała sobie sprawę, że jej propozycja może być zaskakująca.
- Nie jestem zdesperowana, zarządzam swoim czasem. Głupi nie jesteś, a ja nie spędzę dnia w bibliotece, aczkolwiek.. - przerwała, przenosząc dłonie pod swój biust i zaciskając palce na ramiona, spojrzała na chwilę gdzieś przed siebie. Musiała zachować ostrożność, bo kto wiedział, czego Aleksander mógł sobie życzyć. - Honorarium w granicach rozsądku. Ja Ci powiem, o co chodzi, a Ty mi powiesz, jaki masz pomysł na przysługę. Nie chciałabym, żebyśmy działali wbrew sobie, bo mamy lepsze rzeczy do roboty.
Dokończyła z delikatnym wzruszeniem ramion i cichym westchnięciem. Znów stuknęła paznokciami w swoje ramiona, wsuwając się głębiej na parapet i siadając wygodniej, jak zwykle prosto. Mimowolnie spojrzała na swoje nogi, upewniając się o nienagannym ułożeniu szkolnej spódnicy, czy dobrze zapiętych trzewikach. - Nie będę mściwa czy wściekła, jak mi po prostu powiesz, że nie masz czasu lub nie chcesz.
Dodała jeszcze, podnosząc na niego spojrzenie.
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Aleksander Cortez Sob 25 Lut 2023, 13:24

Ucieczka myślami jemu zawsze dawała czas na przetrawienie problemu. Spojrzeniu na niego z innej strony, z tego powodu zawsze różnił się od swoich rówieśników. Analizował, nawet czasami za bardzo, nie dając się ponieść chwili. Był tak jednak przygotowany, takie postępowanie wpojone od dziecka było dla niego normą. Która wraz z upływem lat tylko się umacniała. Wiedział, że od problemów nie ucieknie, od wszelkiego gadania. Nawet jeśli zaszyje się tutaj na parapecie, w miejsce gdzie trafiają tylko tacy jak on. Albo sam spędzając czas, albo z jakąś dziewczyną. Na złość wszystkim plotkującym. Bo od tego nie mógł uciec, czego zresztą Lauren była najlepszym przykładem. Już na początku ich ponownego spotkania poruszając ten temat. Tak było wszędzie gdzie tylko się ruszył. Z tego powodu, choć tego nie pokazywał, to bardzo był zainteresowany jej słowami. Była dla niego wredna, więc nie widział powodu, aby wracać do poprzednio obranej taktyki, która zresztą wyszła mu bokiem. Nie rozumiejąc zresztą tego w ogóle, dlaczego ludzie go woleli kiedy to miał na wszystkich wyjebane. Jednocześnie po tym będąc na językach całej szkoły. Miał nieustanne poczucie, że do nich nie pasuje. Zawieszony gdzieś pomiędzy dwoma tak odmiennymi światami i każdy z nich od niego chciał czegoś innego.
- Zacznę więc ubierać na złość wszystkim skórzane, obcisłe spodnie, co by to jeszcze bardziej się nim chwalić. Ale wtedy będę potrzebował obstawy aby zabezpieczyć sobie tyły, przed tymi wszystkimi chętnymi małolatami. Chętna Sharp? Przydałby mi się ktoś z Twoja reputacją truciciela. - Powiedział bardziej zmęczony i znudzony, niż z prawdziwą złośliwością i faktem, że chciał Jej dopiec ostatnimi słowami. Jednocześnie posyłając rudowłosej spojrzenie, że zaczyna przeciągać jego uwagę Jej osobą i tym samym zaprzecza całościowi jakoby to Ślizgonce się śpieszyło.
Skradła mu już jednak czas, sprawiła, że wszelkie poprzednie myśli, te złe i te kręcące się dookoła badanego zaklęcia poszły w zapomnienie. Więc również nie chcąc aby uznała, że nie jest zainteresowany zaczął zgarniać wszelkie księgi i porozrzucane papiery na jedną kupkę. Jego styl nauki był bardzo chaotyczny, jednak tak mu się najlepiej pracowało, wszystko musiał mieć na wyciągnięcie ręki, tym bardziej szukając powiązań między symbolami, tak często się przypominających. Mając wrażenie, że już gdzieś je widział i opracował, więc to tylko popychało jego badania dalej. Nie robiąc w kółko tego samego.
- Tym bardziej powinnaś być mi wdzięczna, że o to się pytam, a nie zgadzam od tak. Tylko widząc w tym szansę aby zażądać od Ciebie Lauren, CZEGOKOLWIEK tylko będę chciał. - rozłożył ręce jakby takowy gest z jego strony był naturalny. Ktoś kto na punkcie wypowiadania słów i ich znaczeń miał maniakalną chęć kontroli. Bez wahania był w stanie to wykorzystywać, a jednak teraz sobie odpuścił z jakiegoś powodu, którego może i sam do końca nie pojmował. Taka prośba wydawała mu się bardzo niepasująca do dziewczyny i może to sprawiło, że w głowie pojawiła się alarmująca myśl, zmuszająca go do ostrożniejszego przyjrzenia się tematowi.
- Wydusisz to w końcu z siebie? Naprawdę nie chce mi się ciągnąć Cię za język. Choć ostatnio krążą plotki, że jestem w tym mistrzem... - Burknął zirytowany na koniec wywracając młynka oczami. Naprawdę mogli by tak tutaj przesiedzieć całą noc przerzucać się tym kto ma zrobić pierwszy krok i odpuścić. A jak na razie gadała i gadała, ale nic na temat. Schował wszystkie swoje rzeczy do torby, która choć mała pomieściła je wszystkie i położył ją sobie obok nogi na ziemi. Zamknął, po czym wyprostował się zaplatając ręce na klatce piersiowej, a jego wzrok przybrał chłodniejszych barw, wbity w Jej karmelowe oczy, chcąc przekazać swe najczystsze myśli, bez wypowiadania ani jednego słowa.
Mówże, kogo chcesz zabić i gdzie chcesz go zakopać. I ruszajmy bo wystarczająco głęboki dół się długo kopie.
Aleksander Cortez
Aleksander Cortez
Klasa VII


Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Sob 25 Lut 2023, 21:42

Im bardziej ktoś próbował się z nią dogadać i był dla niej miły, to uznawała taką osobę za fałszywą. Miała wrażenie, że czegoś od niej chciała, próbowała z nią manipulować. Nie uznawała siebie za człowieka interesującego, ba trochę pewnie odstraszała swoim sposobem bycia i pełnym chłodu spojrzeniem. Taktyka, aby najpierw poznawać gorszą, prawdziwą stronę człowieka sprawdzała się jednak doskonale, bo wtedy już pozostawało prawdziwie miłe zaskoczenie. A Lauren nie chciała tracić energii na relacje płytkie i sztuczne. Jeśli miała w cokolwiek się zaangażować, musiała uznać drugą osobę za wartą miejsca w jej głowie i sercu. Jak Suzanne! W momencie, gdy ukąsił i przestał być tak nieznośnie miły, nachalny, uznała go za znacznie ciekawszego człowieka.
- Oszczędź mi tego, błagam. - prychnęła z nutą zniesmaczenia na wizję wulgarnych, skórzanych spodni, które nie kojarzyły się jej z niczym innym, jak ludźmi lekkich obyczajów. Na jego kolejne słowa uśmiechnęła się paskudnie, zadzierając nieco podbródek. Naprawdę myślał, że ją sprowokuje? - Oh Cortez, węże są znane z tego, że ich ukąszenia trują, więc moja reputacja jest bardzo adekwatna. Z drugiej strony z księcia ciemności w księcia rozpusty? - przystąpiła z nogi na nogę, patrząc na niego spod wachlarza czarnych rzęs, aby zaraz zaśmiać się i pokręcić głową, stuknęła palcami w swoje usta, sugerując tym samym, że reszty swojej myśli zwyczajnie nie wyjawi.
Usiadła więc, przechodząc do puenty i powodu przerwania mu tych fascynujących lektur. Nie była już pewna, czy to był taki dobry pomysł, czy pójście do biblioteki nie było znacznie korzystniejsze. Obserwowała, mówiąc, jak zwijał manatki, co zdradziło jego zainteresowanie lub przysługą, którą mógł za to uzyskać. Musiała więc co nieco sprostować, zważywszy na jego ostatnie osiągnięcia na polu damsko-męskich, którymi nie była wcale zainteresowana.
- Wdzięczna? Mocne słowo, naprawdę. Czegokolwiek? Absolutnie nie. - przerwała na chwilę, stukając paznokciami w swoje ramiona, sprawiając, ze związany pod szyją krawat zakołysał się nerwów. Nie mogłaby mu teraz zaoferować karty czegokolwiek, zwłaszcza za tak drobną pomoc, jak użyczenie swojej wiedzy. Nie oczekiwała czegoś szalonego lub niebezpiecznego, zresztą, po zasłyszanych w pokoju wspólnym plotkom zwątpiła w jego niewinność i rycerskość. - Nie podejrzewałam Cię o taktyki rycerskie w celu uzyskania damskiej przychylności, więc całe szczęście, że zburzyłeś ten swój okropny wizerunek rycerskiego Ślizgona. Na moje szczęście mam więcej samo szacunku niż słodka Summer i nie jestem tak łatwa. - wzruszyła ramionami, rozluźniając ręce. Zdecydowała się wciąganąć na swoje kolana torbę, poniekąd kończąc temat podbojów i dogryzania sobie. Sam wiedział, co robił i jakie mogły być tego konsekwencje.
- Wybacz, wolę Twoich mistrzowskich umiejętności nie sprawdzać. - odpowiedziała z prychnięciem, patrząc na tobołek. Otworzyła powolnie i zaczęła grzebać wśród miliona rzeczy, które tam miała. Zwykle była przygotowana na wiele sytuacji, dźwigając magiczną torbę nieustannie. To dawało jej poczucie kontroli, organizacji. Czując na sobie jego spojrzenie, podniosła twarz i spojrzała na niego z dołu. - Powiesz mi coś na temat składnika magicznego pochodzenia zwierzęcego, konkretnie o możliwych klątwach lub innych formach ochronnych na jego właściwości. Co chcesz w zamian?
Zacisnęła palce na fiolce, trzymając dłoń w torbie. Wciąż mu nie powiedziała konkretnie, o chodzi.
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Aleksander Cortez Pon 27 Lut 2023, 00:39

Wszystko wskazywało na to, że jego życie na najbliższy miesiąc przemieni się w katorgę, nieustanne konflikty i fakt, że różdżkę będzie trzymał częściej w ręce, aniżeli miał ją schowaną w kieszeni. Ciężko było powiedzieć, jaka reakcja na słowa rudowłosej będzie następnym razem.
- Zmieniasz mi te tytuły przy każdym spotkaniu. Więc jakby mnie to obchodziło za kogo tym razem będę uważany. - odpowiedział wzruszając ramionami z obojętnością, na co jego kręcone włosy podskoczyły na ramionach i kilka pasemek włosów ponownie zakryło jego twarz.
Pod tym względem mogła być spokojna, miał wystarczająco swoich problemów, aby ładować się w cudze bagna i nierozwiązane sprawy. Tym bardziej wbijać się pomiędzy Lauren a Anthonego. Zarzucano mu wiele złego, ale nie chciał być takim ścierwem.
- Więc uważaj na słowa wypowiedziane w moją stronę - to że kogoś lubił w nawet niewielkim stopniu mogło szybko się zmienić oraz to, że dał jedno ostrzeżenie i więcej zamiaru nie miał tego robić. A fakt że wykorzystała jego słowa na swoją korzyść stwierdzając, że przysługa za to może być mniejsza sprawił, iż jego dotychczasowy zapał opadł.
- Jakbyś w ogóle mnie znała... To że żywisz się ciągle plotkami już zauważyłem. Ale zajmij się swoimi sprawami. A moje pozostaw mi. Natomiast jeśli masz jakieś wspólne interesy to je wyłóż i miejmy to z głowy. - warknął poirytowany już tą rozmową.
W końcu zabrała się do grzebania w swojej torbie i obserwując Lauren widział jak zlokalizowała ów tajemną rzecz z którą do niego przyszła. A skoro nie wyciągnęła jej z torby oznaczało że czeka na jego odpowiedź.
Szkoda że samo pytanie było jedną niewiadomą.
Z drugiej strony bym już bardzo ciekawy tego z czym przyszła do niego, zirytowany jej gadulstwem i przeciąganiem tego wszystkiego. Zastanowił się jednak nad możliwą odpowiedzią.
- Już wiem co chce za to. Chcę abyś nigdy mnie już nie oceniała, moje sprawy, moje wybory są tylko i wyłącznie moją sprawą i nikogo więcej. Więc daruj sobie i mi to pierdolenie bez sensu. I na siłę próbowanie mnie ukierunkowywać i mówić mi jak mam postępować. - wyrzucił z siebie spoglądając na Ślizgonkę, zmrużył oczy wbijając swój wzrok w Jej. Wyciągnął jednocześnie rękę przed siebie otwierając ją i zatrzymując tuż przed torbą.
Aleksander Cortez
Aleksander Cortez
Klasa VII


Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Pon 27 Lut 2023, 01:56

Podejmując decyzję, zawsze trzeba było zmierzyć się później z jej konsekwencjami. Czasem były trudne, czasem doprowadzały do łez czy irytacji, ale mogłeś winić tylko siebie. Oczywiście, że nie będzie mu łatwo, ale poza drobnym dokuczaniem dla zasady i odpłacaniem się za udawanie rycerza, którym przecież nie był, to Lauren nie miała niczego złego na myśli. Ba, Aleksander Cortez wraz z trwaniem tej konwersacji wydawał się jej znacznie bardziej prawdziwy i realny, niż wcześniej. Niezależnie, czy parsknie śmiechem na jej słowa, czy potraktuje ją paskudnym zaklęciem, teraz nie dostrzegała w tym drugiego dna i osaczenia.
Bała się go? Nie. Zniechęcał ją do siebie? Nie.
- Za każdym razem widocznie pokazujesz mi inną twarz i nie mogę wybrać tej prawdziwej. - odpowiedziała ze wzruszeniem ramion i jakąś beztroską, najzupełniej szczerze. Zerknęła na niego podejrzliwie, troszkę zadziornie i z nutą rozbawienia w oczach, zdając sobie sprawę, jak mogła być przy tym irytująca. - A nie obchodzi? Wydawało mi się jeszcze tydzień temu, że chcesz się ze mną zaprzyjaźnić tak bardzo.
Rudowłosa westchnęła jedynie, prostując głowę i patrząc gdzieś przed siebie, pozwoliła, aby jej twarz zobojętniała. Być może na wypowiedziane przez niego słowa, a być może z innego powodu. Nie skomentowała ich jednak w żaden sposób. Uniosła palce i przesunęła rudy kosmyk za ucho, chociaż usilnie próbował przykleić się jej do ust. Zawsze był taki poważny i dosłowny i przez myśl jej przeszło, czy ona też tak robiła?
- Nie znam. - zgodziła się bez najmniejszej wątpliwości, jakby wyrwała z zamyślenia, stwierdzając gdzieś w środku, że samej siebie też nie mogła ostatnio rozpoznać. Odwróciła głowę w jego stronę, jak zwykle bez cienia skrępowania lustrując twarz Corteza i otaczające ją loki. - Nie jestem pewna, czy to wspólne interesy, czy raczej chęć skorzystania z Twojej wiedzy i zaoszczędzenie czasu. Raczej się gryziemy.
Zauważyła z kolejnym wzruszeniem ramion, co wchodziło jej w paskudny nawyk i chociaż próbowała nad nim panować, gest ten i tak się wdzierał, gdzie tylko mógł. Spojrzała w dół, szukając wśród manatków dodatkowej kieszonki, gdzie tkwiła mieniąca się srebrem żyłka. Musiała być ostrożna, teoretycznie pozyskiwanie rdzeni bez odpowiednich pozwoleń oraz metod było nielegalne. Musiała zapytać siebie kolejny raz, czy była w stanie powierzyć mu ten mały sekret? Jej palce obróciły chłodne szkło, paznokcie stuknęły w nie leniwie, chociaż dźwięk został stłumiony. Lauren zawsze miała problemy z obdarzeniem drugiego człowieka zaufaniem, dostrzegając w ich parszywym gatunku wszystko to, co było najgorsze.
Gdyby jednak nie był ciekawy i zaintrygowany, wcale nie pociągnąłby tej rozmowy w ten sposób. Uśmiechnęła się pod nosem na jego słowa.
- Żmija znów kąsa? Obawiam się, że nie będę w stanie spełnić Twojej prośby, nawet gdy się postaram. - zaczęła, unosząc podbródek i odwzajemniając jego spojrzenie, aby dać mu do zrozumienia, że tym razem nie mówiła złośliwie lub nie droczyła się z nim, tylko takie były fakty. - Nie interesuje mnie, jak postępujesz i co robisz ze swoim życiem, bo to nie ja mam je przeżyć. Nie mogę Cię jednak nie oceniać, bo niestety, ale ludzie oceniają ciągle, nieustannie i wszystko. To jednak temat na dłuższą rozmowę.
Zamilkła i dłuższą chwilę nawet nie mrugnęła, przyglądając się chłodnym, stalowoniebieskim tęczówką należącym co siedzącego obok Ślizgona, jakby pytała samą siebie kolejny raz, czy powinna. Wysunęła zaciśniętą dłoń i położyła na jego wysuniętym ręku, nie otwierając jeszcze pięści. - Tylko jeśli jesteś w stanie zaakceptować tę odpowiedź i dochować sekretu Aleksanderze.
Spojrzała na swoją dłoń, delikatnie rozluźniając palce i puszczając fiolkę w dół, jednak nie odsłoniła jeszcze zawartości fiolki, która kosztowała ją tyle zachodu. Raz jeszcze podniosła spojrzenie na jego twarz, tym razem pytające.
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Aleksander Cortez Pon 27 Lut 2023, 04:04

Teraz czekały go jedne z tych cięższych, konsekwencji za czyny. Nadciągały ciężkie burzowe chmury, a on stał na samym środku polany nie mając nawet gdzie się przed nimi ukryć.
Nigdy jakoś nie patrzył na tą formę którą okazywał jako coś tak bardzo nierealnego, że budził niepokój u innych osób. Ale dostrzegał też pewną różnice względem niego u Lauren. Zdecydowanie mniej kpiącą? Nie wiedział jednak czy to naturalne, czy to wiązało się z przysługą jaką chciała uzyskać.
- Być może nie mam tylko jednej. - odpowiedział cicho bo i ich ton rozmowy zszedł na spokojniejszy. Przez co on sam nie wiedział trochę jak na to zareagować. A jednak też pojawiła się jej zadziorność, powrócili na znany grunt.
- To że nawet chciałem, nie oznacza że nimi jesteśmy. I że w ogóle będziemy. Co za tym idzie - nie, nie obchodzi. - Odpowiedział widocznie zrażony do ich znajomości i całego dotychczasowego przebiegu.
Na jej szybkie potwierdzenie nie odpowiedział nic. Choć przypomniała mi się podobna sytuacja w bibliotece, lecz wtedy były odwrócone rolę.
Naprawdę aż tak bardzo by się zamienili rolami? Siebie rozumiał, wiedział skąd i od czego to wynikało, ale Sharp? Podniósł na Nią znów wzrok kiedy to patrzyła się gdzieś w sobie znany tylko punkt. Nie zapytał jednak, co go to przecież interesuje? Prawda? Pozwolił ciszy trwać, siedząc z wyciągniętą ręką opartą na swojej nodze, więc mógł tak czekać nawet i całą noc.
- A to jest jakaś ogromna różnica? Ty teraz czegoś potrzebujesz, być może kiedyś ją będę potrzebował. Nawet jeśli się - jak to powiedziałaś -gryziemy. - odpowiedział bowiem jej słowa tak naprawdę do niczego nie prowadziły. Dalej mogli tak błądzić godzinami. A wtedy szybciej zdobyłaby wiedzę w bibliotece.
Oczywistym było, że nie spodoba mu się jej odpowiedź. Siedział więc analizując coś przez chwilę w myślach.
Zdając sobie sprawę też z tego, że jego prośba była bardzo rozległym tematem. On jednak swój warunek już przedstawił. Miał nadzieję, że choć trochę wraz z upływem czasu zrozumie co chciał przez to powiedzieć, na czym mu najbardziej zależało.
Spojrzał na Jej wyciągniętą rękę w której zaciskała swoją tajemnicę. Przyłożył swoją rękę do Jej i powoli przejeżdżając po skórze wślizgnął się do zaciśniętej pięści i odebrał jej zawartość. Nie używając tutaj w ogóle siły.
Zerknął wgłąb ciemnego korytarza czy nikt nie pojawił się nagle. Lecz byli tylko oni, więc podniósł rękę do okna spoglądając na srebrną nić w fiolce. Uniósł natychmiast brwi patrząc się znów na Lauren. Cofnął rękę od okna i zerkając na nią zacisnął w pięść. Podłużna fiolka leżała idealnie w dłoni, wtedy na jego buzi pojawił się szelmowski uśmiech. Szybko znikł jednak i wyciągnął rękę z włosem i oddał go Sharp. Nie odzywając się nic, a nic tylko patrząc wyczekująco na rudowłosą.
Aleksander Cortez
Aleksander Cortez
Klasa VII


Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Wto 28 Lut 2023, 00:45

Burza często przychodziła niespodziewanie, a silny wiatr targał ubraniem i włosami, próbując człowieka porwać do jej środka. Nie wszystkie te zawirowania były w stanie sprawić, że stopy drgnęły z miejsca, a inne znów zdmuchiwały, niczym pyłek.
Jego spojrzenie mówiło jej, krzyczało wprost, że analizował ją intensywniej, niż ona jego. Próbował nadać nazwę wszystkiemu, co przejawiała i miała wrażenie, że nie było tego odosobnionym przypadkiem. Był bardziej ostrożny niż ona, ale nie pokazywał tego.
- Twarz masz jedną, ale masek wiele. Jednak chyba nikt nie pokazuje światu tej prawdziwej wersji siebie. - odparła z westchnięciem, idąc jego śladem i ściszając głos, bo wydało się jej to odpowiednie. Uśmiechnęła się pod nosem na jego kolejne słowa, nie komentując ich jednak, przytakując jedynie delikatnie głową dla zasady, żeby nie było, że go ignorowała.
Kolejne wydarzenia przyszły naturalnej, niż myślała. Miał trochę racji z tym, że nie wiedziała, do czego ich znajomość doprowadzi, ale Aleksander pozbawiony tej głupiej zbroi i sztucznego zainteresowania był znacznie ciekawszy niż ten, którego miała okazję spotkać w bibliotece.
Musiała mu zaufać w kwestii włosa z ogona jednorożca, nawet jeśli to było niebezpieczne. Mogli ją wywalić ze szkoły i perspektywa pozostawienia swojego losu w cudzych rękach była przerażająca, ale nie miała wyboru. Wiedziała przecież, że przejrzał wszystkie księgi w zakazanym dziale i interesował się klątwami. Nie chciała znów ryzykować, wciąż nie do końca wydobrzała po ostatniej wizycie w lesie.
- Niech będzie.
Mruknęła pod nosem, a potem odpowiedziała na jego prośbę, co nie wywołało aprobaty na Cortezowej twarzy. Była jednak uczciwa i nie okłamała go, wbijając spojrzenie karmelowych oczu w jego twarz, lustrując wzrokiem stalowoniebieskie tęczówki. Przypominały jej taflę jeziora dookoła zamku w jedno z zimowych popołudni. Rozluźniła palce, nie broniąc mu dostępu po małą fiolkę z jej zawartością. Dłonie miał chłodne, pasowały mu do oczu.
Czując pustą rękę, uniosła ją i przesunęła palcami po szyi jakby w delikatnym zdenerwowani. Patrzyła raz na jego oczy, raz na jego dłoń, raz na jego usta, aby dostrzec minę.
- No przecież go nie zabiłam, nie patrz się tak na mnie... - szepnęła cicho, nachylając się nieco w jego stronę w obawie, że ktoś będzie szedł korytarzem. Wsunęła nogi na szeroki parapet i usiadła na kolanach, przodem do niego, ruchem dłoni zgarniając wprawione w ruch pukle włosów na plecy. Na miedzianych końcówkach odbił się płomień wiszącego nieopodal kandelabru z tlącym płomieniem. Gdy fiolka wróciła w jej dłoń, spojrzała na nią, zaciskając palce. - Jeśli nie stała mu się krzywda i właściwie to.. No, zgubił go, zostawiając na ostrokrzewie, to czy mogę go użyć? - zapytała w końcu, szeptem jak poprzednio, wbijając w niego wzrok. Ten uśmieszek, który pojawił się na jego wargach, wcale się Lauren nie spodobał, bo Aleksander wydedukował, że urządzała sobie spacerki do Zakazanego Lasu i kłamanie, że ma go z zajęć obrony nad Magicznymi Stworzeniami, było bezcelowe, nawet jeśli faktycznie obcowali z jednorożcami podczas nich.
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Aleksander Cortez Sro 01 Mar 2023, 12:51

Burza nadciągała, a on zamiast się przed nią chować i uciekać - wyciągał twarz w niebo i patrzył się na błyski przeszywające czarne chmury. Czy aż tak było mu wszystko jedno? A jeśli faktycznie już było, to dlaczego? Dlaczego nie czuł w tej chwili nic i w zasadzie mu to nie przeszkadzało. Maszerował w mgle, już od tak dawna, że nie szukał nawet wyjścia z tego stanu, nie poszukiwał światła, a może i jeszcze takowego nie znalazł w swoim życiu?
- No właśnie nie mówię o maskach. Co jeśli mam tak różne i odmienne od siebie? Jak Yin-Yang? Jednocześnie nie potrafiąc znaleźć złotego środka pomiędzy nimi? Jeśli jestem zły, wściekły to lepiej spierdalaj jak najdalej. Jeśli dobrze, to i pobiegnę za Tobą i Antkiem? I to nie kwestia, tego czy coś chcę za to... Zresztą nie ważne. - Odpowiedział cicho opierając głowę o zimne mury zamczyska i spoglądając przez okno na błonia. Samemu nie wiedząc po jaką cholerę to mówi, jednocześnie nie potrafiąc tego powiedzieć komuś innemu mówiąc to prosto w twarz. Obnażała się przed nim z swoimi tajemnicami, może i dlatego on sam się wystawił na atak dziewczyny?
- A Ty Lauren dlaczego tak je ukrywasz? - Zapytał spokojnie spoglądając ponownie na Ślizgonkę i nie pytał tego chcąc wyrwać jej jakąś tajemnicę. W jego głosie bardziej rozbrzmiało coś, co pytało się Jej, czy jest aż taką anomalią nie pasującą do tego świata.
O dziwo to tym razem Jej skóra okazała się być cieplejsza od jego, była tak rozpalona? A może on już tak długo tutaj siedział? Nie mogąc jednak znaleźć odpowiedzi, która jest bliższa prawdy - odpuścił sobie. Bo nie miało to teraz najmniejszego znaczenia. Nie kiedy to przed oczami w zamkniętej, szklanej, podłużnej fiolce widział jasny włos. W pierwszej chwili musiał się skupić aby rozpoznać czy to jednorożca, czy wiły. Jednak biel którą dojrzał po odpowiednim ułożeniem fiolki z włosiem. Miał pewność. Uśmiechnął się szerzej kiedy to zaczęła się tłumaczyć.
- No nie ma na nim krwawych śladów. Więc bardzo dobrze. - mruknął podciągając nogi pod tyłek i tym samym siadając po turecku. Oparł ręce w łokciach na kolanach i zaplótł palce kładąc na nich swoją głowę. W tym momencie był tak bardzo bezbronny, a jednak to Sharp w tej chwili wydawała się być bardziej osaczona.
- Zresztą spokojnie ruda, nie interesuje mnie to czy go zabiłaś, czy nie. Nie będę cię oceniać. Jedynie moja odpowiedź może się od tego bardzo różnić. Więc zwyczajnie powiedz całą prawdę dobrze? - dodał przestając się szczerzyć mając ubaw z Jej zakłopotania. Jednocześnie samemu oferując to o co tylko poprosił w zamian. Głupek jeden.
Wysłuchał słów próbując wyciągnąć z tego jakieś wnioski, konkrety. Nie zrobiła mu krzywdy, znalazła jedynie, do czegoś użyć.
- Do czego chcesz go użyć? - nie zapytał z powodu wścibskości, a dlatego, że to mogło mieć ogromne znaczenie. Czasami potrzebne było zbezczeszczenie owego składnika, a czasami wręcz przeciwnie. Najmniejsze dopuszczenie się tego czynu mogło zniszczyć całą włożoną pracę.
Spojrzał jak i Ona zmienia pozycję na kucki. Klęczała przed nim, czy jaka cholera? Bardzo mu się to nie spodobało, bardzo nie pasowało to Tej dziewczynie którą może i jeszcze nie znał. Nie tak dobrze, ale wkurzała go ta bezsilność. Jej każdy gest, załamujący się głos. Wyprostował się uznając, że ich odległość od siebie jest trochę zbyt mała, opuścił dłonie wzdłuż ciała i napierając nimi na parapet podniósł się schodząc z niego by po tym stając na chwilę do Ślizgonki plecami unosząc ręce nad głowę rozciągnąć się. Aż chrupnęło, a czarnowłosy wydał z siebie pomruk zadowolenia. Odwrócił się spoglądając znów na Lauren skupiając się głównie na Jej twarzy i słowach.
Aleksander Cortez
Aleksander Cortez
Klasa VII


Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Pią 03 Mar 2023, 02:13

Przyglądała mu się w milczeniu, bo cisza tkwiąca pomiędzy nimi nie była wcale nieznośna, uciążliwa. Wyglądał na samotnego, może trochę smutnego? Jakby nie mógł znaleźć odpowiedniego dla siebie miejsca, chwycić odpowiedniej dłoni. Pomimo popularności, wszystkich dziewcząt i kolegów, dobrych wyników w nauce — nie był szczęśliwy? Brakowało mu czegoś? Zacisnęła wargi, ściągając brwi w zastanowieniu, nie odpuszczając buzi czarodzieja swoim spojrzeniem i nasunęło się jej tylko jedno pytanie: Dlaczego tego nie szukał? I nie łapał rękoma?
- Nie jestem ekspertem, ale chyba nie istnieje złoty środek. Musisz zaakceptować obydwie, pozwolić im zlać się w całość i po prostu żyć. Ludzie albo to zaakceptują, albo nie zaakceptują, ale Ty będziesz ze sobą szczęśliwszy.- odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, nie mając pojęcia, czy Śizgon zrozumie właściwie to, co chciała mu przekazać. Palcami zapałała rudy kosmyk, nawijają go na jeden z nich. - Zawsze wyglądasz, jakbyś bardzo się starał, gdy jesteś Rycerzem. I przez to mam wrażenie, że nie jesteś szczery ze sobą, nie jesteś szczery ze mną.
Dopowiedziała jeszcze, chociaż chwilę wahała się i zastanawiała nad tym, czy w ogóle powinna to zrobić. Nie miała prawa wtrącać się w czyjekolwiek życie i w czyjkolwiek sposób życia. Teraz, jednak gdy tak siedzieli na tym cholernym parapecie szóstego piętra, wydawał się jej bardziej prawdziwy niż kiedykolwiek. Na jego pytanie wydała z siebie ciche mruknięcie, prostując plecy i zadzierając głowę, odwróciła twarz w stronę okna. Spojrzała za szybę, zostawiając w spokoju włosy, kładąc dłonie na kolanach, obracając w nich fiolkę.
- Bo wtedy ludzie nie mają oczekiwań. Łatwiej sprawić, że się Ciebie boją, niż żeby Cię lubili, ale Ty też o tym wiesz, co? Poza tym nie lubię ludzi. Nie lubię fałszywych słów, chwil, obietnic, relacji. Dramatów.
Jej odpowiedź może była odrobinę chaotyczna, ale nie można było nazwać jej kłamczuchą. Zresztą, ona praktycznie nigdy nie kłamała, bo uważała, że gorzka prawda jest lepsza niż słodkie kłamstwo.
Dziewczyna chyba była trochę zaskoczona tak dużym kredytem zaufania, którym go obdarowała. Oczywiście, nie mogła powiedzieć wszystkiego, bo wyprawy do Zakazanego Lasu i pozyskiwanie magicznych surowców były już poniekąd łamaniem prawa, a co dopiero niezarejestrowana animagia.
- Prędzej zabiłabym człowieka niż jednorożca. Oczywiście, że nie ma krwawych śladów... - prychnęła z delikatnie oburzoną miną, chociaż nie w zły i złośliwy sposób, raczej rozbawiony. Doceniała piękno oraz sztukę, a te białe konie z rogiem z pewnością były jednym z najpiękniejszych, najczystszych dzieł matki natury. Jego prośba była rozsądna, a ona nie chciała zostać przeklęta. - Obserwowałam ją przez jakiś czas, wędrowała z zachodu na północ przez las. Są takie miejsca, gdzie rośnie ostrokrzew i po prostu, no wiesz, zaczepiła ogonem. Więc go wzięłam. Cała tajemnica.
Nie wspomniała o gnieździe pająków i innych brzydkich sprawach, chociaż jej dłoń mimowolnie ułożyła się na boku jej brzucha, naciskając delikatnie. Blizna wciąż tam tkwiła, chociaż z każdym dniem mniejsza. Pod tym względem magia była naprawdę niesamowita. Uderzyła palcami o swoje nogi, zerkając na boki, bo naprawdę nie chciała, aby ktoś podsłuchał. - Do rdzenia różdżki. Chcę transmutować składniki i stworzyć różdżkę.
Trudno było w jej głosie dostrzec subtelnie przebijającą się nutkę wątpliwości. Brzmiała dość pewnie, bo wierzyła, że będzie w stanie to zrobić, jednak ryzyko zostawało zawsze. Osoby z wysokim zaawansowaniem w transmutacji oraz obronie przed czarną magią z zaklęciami tworzyły te magiczne kije. Jak Olivander.
Przesiadła się tak przez spódnicę, którą nosiła zgodnie z regulaminem. Nie było to najwygodniejsze, a jej dłonie natychmiast poprawiły materiał na udach i kolanach, który w pierwszej chwili powędrował znacznie, wyżej niż powinien. Skrzyżowała ręce pod biustem, patrząc za okno i zastanawiając się nad tym, czy jej z trudem zdobyty włos się nada. Może lepiej było znaleźć wiłę, wile lub zabrać kieł akromntuli? Tych ostatnich było pod dostatkiem. Nie chodziło o to, że się załamywała, bo nie miała takich zachowań w swojej palecie, po prostu chciała chociaż raz być ostrożna. Nie odwróciła głowy, gdy wstał i się przeciągnął, nie zareagowała na mruknięcie. Sama odchyliła głowę do tyłu, przeczesując palcami włosy, pozwalając opaść im na plecy w swobodnym kołysaniu.
- Oh, jednak boisz się zatrucia? - zauważyła z nutą złośliwości i uśmieszkiem, lustrując go wzrokiem. Parapet nie był taki znów chłodny, a widok z okna naprawdę ładny. Nie korzystała wcześniej z tego siedziska, zwykle zajmowanego przez grupki znajomych, osoby z książkami lub pary. - Lepiej byłoby znaleźć inny rdzeń? Myślałam o testralu, ale nie dam rady go obrobić na moim obecnym poziomie.
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Aleksander Cortez Pią 03 Mar 2023, 16:23

Niestety była w tym jakaś smutna prawda, że pomimo otaczających go dziewczyn, w których mógł przebierać niczym w swojej szafie garnitury, zmieniać na kolejne i kolejne kreacje. Tak nie znalazł jeszcze tego ulubionego, najbliższego sercu. Może jedynie z Elektrą łączyła go jakaś niesamowita więź, a jednocześnie tak skomplikowana, że nie mogli w niej utonąć bez końca? Zawsze gdzieś tam zawsze ich podłoże polegało na ciągłej rywalizacji. Przynajmniej na chwilę obecną, a on też wiedział, że Rosjanka nie szukała nigdy niczego na stałe. Byli do siebie przywiązani i to bardzo, ale bliżej temu było do relacji jak do rodzeństwa? Pod tym względem nigdy nie miał zbytnio szczęścia. Z Summer bał się pokazać swoje oblicze, agresywne, szorstkie tak bardzo odmienne do Tej delikatnej dziewczyny. Może dlatego tak Ślizgonkę unikał? Potrafiąc jak mało kto, wszystko spierdolić.
Czuł na sobie nieustanne spojrzenie karmelowych oczu, jej każdy wdech i wydech.
- Właśnie o to chodzi, że chyba nie jesteście do tego przyzwyczajeni, nie akceptując mnie takowego podświadomie? Widząc tutaj jedynie jakąś sztuczkę, którą staram się coś osiągnąć? - Zapytał się patrząc ponownie na dziewczynę na jej miedziane włosy, na to jak zawija je sobie na palec. Denerwowała się z jakiegoś powodu? Zazwyczaj to tak się zachowywały przy nim inne dziewczyny, u których dostrzegał ten gest kiedy poruszał jakieś krępujące tematy. A czasami kiedy tylko zaczynał rozmowę u Lauren wcześniej tego nie było. Jednak to mogło być spowodowane tematem rozmowy? Otwierali się przed sobą, on sam czuł się niezręcznie, ale jednocześnie tego potrzebował, chciał się tym z kimś podzielić. To wszystko wydawało mu się być takie pogmatwane. Lecz to teraz on obserwował twarz Sharp, kiedy to spojrzała gdzieś przez okno, chcąc poznać co ją męczy. A słowa które do niego dotarły sprawiły, że nieco się uśmiechnął. Rozumiejąc, oj jakże cholernie dobrze wiedząc co ma na myśli.
- Zbyt dobrze wiem co masz na myśli. Nie wiem czy to jeszcze nie za wcześnie Lauren, ale mam nadzieję, że nasza relacja będzie się właśnie na tym opierać. I jedynie czego będziemy oczekiwać od tej drugiej strony, to prawdy? - Zapytał się czekając aż na niego spojrzy i wtedy podniósł wyprostowaną rękę w Jej stronę, posyłając zachęcający uśmiech i nieco uniesione brwi, nie ukrywając zniecierpliwienia, jej odpowiedzi na taką propozycję.
Dziwne było w tym wszystkim to, że właśnie przed nim bała się pokazać prawdę, że pomimo swojej nienagannej postawy, też łamie regulamin. Nawet jeśli wygląda przy tym jak wzór do naśladowania dla wszelkiej kadry. I boi się o to przed kimś jego pokroju? Wiedząc, że ma dostęp do zakazanej części ksiąg, że zabawia się z innymi uczennicami. Stosuje zaklęcia na innych uczniach i może się domyślać, że i on wchodził do miejsc gdzie nie powinno uczniom. Trochę się to kłóciło z jej mówieniem prawdy. Nie chodziło tutaj też o opowiedzeniu wszystkiego o sobie, bo i on nie potrafił mówić o swoim darze, wręcz nawet nigdy to mu nie przychodziło do głowy, aby w ogóle o tym wspomnieć.
Zaśmiał się krótko na jej zapewnienia.
- To wielkie słowa, jak na tak przyzwoitą dziewczynę. Nie to, że nie popieram tego, że czasami życie magicznej istoty jest więcej warte niż ludzkie. Ale to też w większości jedynie puste słowa - Powiedział z powagą, bardziej wierzył w to, że kogoś nie zabije, aniżeli że zabije. Nie ważne, czy to była istota ludzka, czy zwierzę, do tego uczono go latami, bezwzględność nie przychodzi od tak sama.
- W takim razie rdzeń będziesz miała czystą, problem byłby ogromny jakbyś coś mu zrobiła, bo to symbole czystości. Więc krzywdzenie ich to wielkie okrucieństwo. Ale tak pozyskany włos to bardzo cenne znalezisko. Miałaś więc ogromne szczęście.- Odpowiedział spoglądając jeszcze raz na rękę w której to trzymała swoją zdobycz. A on nie zamierzał wypytywać, nie z tym w końcu do niego przyszła. Więc kradnąc jej spojrzenia przytaknął głową, że rozumie moment nabycia owego znaleziska.
Na zdradzenie mu powodu dla którego tam poszła aż zagwizdał lekko.
- No to teraz mnie zaintrygowałaś, nieczęsto się słyszy o czymś takim, masz już wybrane jakieś drzewo? Ponoć to jest największy problem z odpowiednim dostrojeniem się do różdżki. - Pomimo ekscytacji tematem przeszedł na konspiracyjny szept, nachylając się jeszcze bardziej wpatrując prosto w oczy. Nawet nie wiedział, że tak można było zastosować transmutację. Na temat różdżkarstwa nie mając za wiele wiedzy. Była to dziedzina Olivanderów każdy o tym wiedział, więc ich tajemnice i sposoby były na wyłączność rodziny.
- Jakieś kłopoty z własną różdżką? - Zapytał bez kpiny i złośliwości w głosie. Byli wszakże młodymi ludźmi, charaktery się zmieniały, więc i dostrojenia mogły z czasem mniej pasować niż z początku.
Wstał pozwalając trwać chwili milczeniu, nie śpieszył się z rozciąganiem ciała, mogli pozbierać swoje myśli. I wtedy przez korytarz przemknęła sowa i o dziwo, ku jego zaskoczeniu wręczyła jemu list. Spojrzał się na niego i ściągnął brwi, jego twarz ewidentnie wyglądała na wkurzoną, oczy po raz kolejny podążyły za tekstem z góry na dół, jeszcze raz. Niedowierzał w to co czyta.
- Obyś nie miała okazji się przekonać, że ja będę lub nie w stanie kogoś zabić - Rzekł podnosząc oczy na Ślizgonkę po czym wypuścił wezbrane powietrze w płucach, ale widać było też, że ta złość z niego ucieka. Po czym bez żadnego konkretnego wyrazu twarzy podał Laurennotatkę od nieznanej osoby, aby mogła też to przeczytać.
- Chyba wolę towarzystwo zwierząt z Zakazanego Lasu niż tego bydła. Nawet nie mieli odwagi tego mi powiedzieć w twarz, nawet się podpisać. Kolejna gówno warta plotka, kolejny powód do tego aby się zwyczajnie zabawić moim kosztem. - powiedział na koniec uśmiechając się kpiąco. Naprawdę miał to już wszystko coraz bardziej w dupie.
- Nie wierz tylko we wszystko co wygadują o mnie na korytarzach. - Rzucił jeszcze tylko, wyciągając rękę po wiadomość i kiedy ją dostał przyłożył do niej końcówkę różdżki i podpalił. Trzymając palcami za jeden z rogów pergaminu i obserwując jak się spala całość. Schował swoją różdżkę do kieszeni i otrzepał ręce siadając znów jednak obok niej. Tym razem bliżej i opierając się plecami o okno.
- Uwierz Laurka, że bardziej zatruć mi życia nie jesteś w stanie niż oni- Powiedział uśmiechając się cierpko i kiwając głową w stronę w którą odleciała sowa. Przymknął powieki na moment czując się tak cholernie zmęczony.
- Jednorożec zawsze będzie silniejszym przewodnikiem magii, niż inna magiczna istota. Chyba, że zamierzasz wybrać się na polowanie na jakiegoś smoka. Wtedy idę z Tobą i koniec. Przyda mi się tak oderwać od rzeczywistości i dalszych ploteczek.- Powiedział dopiero teraz otwierając oczy.
Aleksander Cortez
Aleksander Cortez
Klasa VII


Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Sob 04 Mar 2023, 03:12

Nawet gdyby jej opowiedział o swoich wszystkich garniturach, nie umiałaby mu pomóc. Nie miała doświadczenia, nie miała właściwie pojęcia o całym tym świecie wielkich uczuć. Owszem, były, ale Lauren nie umiała ich jeszcze rozpoznać i opisać, a Wilson dostarczał zabójcze mieszanki w bardzo chaotyczny sposób. Sharp pogodziła się ze swoim dziwactwem, nie bez powodu przez praktycznie siedem lat unikała nawet najmniejszej namiastki związku, randek i stałego związku. Nie rozumiała jego metod szukania, ale nie jej było je oceniać i poruszać ten temat. Podokuczała mu dla zasady z Summer, temat się skończył.
Nie była dziewczyną, która uciekała i kuliła się w kącie, zwłaszcza gdy coś ją zaintrygowało. Bijące od niego emocje, chłodne i pochmurne, przypominały niebo nad Zakazanym Lasem.
- A może boisz się pozwolić ludziom zobaczyć to, co jest prawdziwe? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, unosząc na chwilę brew. Jak ona nie znosiła takich tematów! Nie chodziło o to, że się jakoś wstydziła, po prostu wzbudzały w niej dyskomfort. Nie była żadnym ekspertem od mądrych rzeczy w relacjach międzyludzkich, była raczej ułomna. - Nie da się nie akceptować kogoś podświadomie, jeśli się go nie zna lub nie umie się na nim poznać. Ludzie są ułomni, rozumieją po swojemu.
Dodała jeszcze, przenosząc wzrok na zaciśnięty dookoła palca miedziany kosmyk. Westchnęła krótko, kręcąc głową na znak, aby zupełnie się nią nie przejmował i jej słowami. Spojrzała za okno, zostawiając pasmo, pozwalając dłonią upaść na kolana zakryte materiałem szkolnej spódnicy w barwach domu węża. Nie była typem filozofa, nie zwierzała się innym, a jednak ten smutek i ta samotność były przytłaczająca. Nie było jej go szkoda, nie robiła tego z litości, tylko miała jakieś głupie wrażenie, że będzie wiedział, o co jej chodzi.
- Aż prawdy. - powtórzyła tylko krótko, odwracając głowę w jego stronę, zaskoczona tak nagłym wyznaniem. Co było nie tak z tymi wszystkimi ludźmi? Co miała mu niby powiedzieć? Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, ściągając na chwilę brwi, zawieszając ostatecznie ślepia na jego dłoni. Nie było zawahania się w tym, jak uścisnęła jego dłoń, raczej widniało ono w pierwszych sekundach uniesienia ręki. - Nie wyobrażaj sobie tylko za dużo. I wszystkiego od razu.
Dodała z odrobiną złośliwości, chociaż jej uśmiech nie był tak jadowity, jak zwykle. Cóż, będzie ,co ma być. W najgorszym przypadku jej ostatnie pół roku w szkole będzie pasmem błędnych decyzji, którymi rządził otumaniony bodźcami mózg nastolatki. Zawsze była gotowa na konsekwencje swoich czynów. Rozwijanie czegokolwiek z nią wymagało jednak czasu, zwłaszcza gdy chodziło o rozmowy. Zawsze miała tylko Suzy, ale i nawet przed nią miała małe sekreciki. Lubiła mieć pełną kontrolę nad ryzykiem i prawda była taka, że poza ostatnimi szeptami, nie zwracała wcześniej uwagi na to, co robił i mówił. Nie chciała też być nic nigdy nikomu winna. Nie chodziło o kłamstwo, raczej o problemy z zaufaniem.
Wzruszyła ramionami na jego komentarz, przybierając naturalną dla siebie minę i postawę, nie tak bardzo ostrożną i wyobcowaną.
- Nie jestem może tak przyzwoita, jak myślisz. - poprawiła się na parapecie, zsuwając torbę na bok tak, aby mogła trochę się o nią oprzeć łokciem. Zaraz podniosła na niego spojrzenie znów, kontynuując. - Ludzie są zdolni do wszystkiego, jeśli mają odpowiednie okoliczności.
Uważała, że sytuacja mogła zmienić wszystko, podobnie jak emocje. Opętywały lepiej niż zaklęcia czarnomagiczne. Gdy człowiek stawał na krawędzi, wystarczył byle podmuch, aby skoczyć. Każdy był zdolny do zabicia drugiego człowieka lub magicznego stworzenia, jeśli on stanowił zagrożenie dla czegoś, co mocno było zakorzenione w sercu.
- To kwestia sporna z tym szczęściem.. - przyznała z westchnięciem, nie wdając się jednak w szczegóły. Zawsze, gdy myślała o tamtej nocy, czuła najpierw wbijające się w ciało drewno, a potem gorączkę i krople wody na skórze. Obrała fiolką w palcach. Oczywiście włos jednorożca gotowy do obróbki był wart ryzyka i nie żałowała, ale z pewnością las nauczył jej pokory.
Zaskoczona jego entuzjazmem, posłała mu pociągłe spojrzenie, przesuwając się. Wstała na chwilę i złapała palcami ścianę, aby nie spaść z parapetu. Poprawiła spódniczkę i trzymając ją dłonią usiadła tyłem do okna, opierając się nie plecami. Ułożyła materiał na nogach, czując dreszcz na skórze od zimnej szyby.
- To ciekawe wyzwanie, eksperyment. Myślałam nad czarnym orzechem, bo ma predyspozycje do transmutacji, ale włos jednorożca niezbyt często się z nim związuje na tyle, aby funkcjonować i wydobyć potencjał. Są jeszcze drewna odpowiednie do zaklęć praktycznych i bojowych. - wyjaśniła mu, mimowolnie ściszając głos, zaskoczona tym konspiracyjnym szeptem. Zgarnęła na lewe ramie wszystkie włosy, pozwalając im opaść na białą koszulę. - To dobra różdżka, ale wydaje mi się, że nie umiemy chyba do końca wydobyć swojego potencjału.
Różdżki zmieniały właścicieli, kształtowanie charakterów miało olbrzymie znaczenie do osiągów magicznych i nadawania swojej magii możliwości użytkowej. Obserwowała go w milczeniu, nie zadawała pytań. Na policzkach chłopaka pojawił się jakiś rozzłoszczony rumieniec. Nie wyglądało to na przyjemny list. Wzięła od niego list, zwracając uwagę na pismo i nakreślony tekst. Zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową.
- Oh, kolejne dramaty. Nie dają Ci spokoju, co? - rzuciła tylko, wyciągając rękę z wiadomością w jego kierunku. Skrzyżowała ręce pod biustem. - Zaufaj mi, las bywa nieprzyjemny, bardziej śmiercionośny niż kilka słów zakompleksionych i zazdrosnych kobiet. To tylko tchórze. A gdybym wierzyła w te plotki, to bym nie siedziała z Tobą sama w korytarzu. Nie daj im się sprowokować Aleksander, jesteś ponadto.
Zauważyła tylko ze wzruszeniem ramion, nauczona od małego braku przesadnych reakcji. Dla jej rodziny opinia była ważna, sceny były potępiane. Chciała rzucić mu komentarz, że miała nadzieję, że chociaż dobrze się bawił, ale ugryzła się w język. Monika miała nie najlepszą opinię. Obserwowała, jak płomień pochłonął pergamin, a popiół zatańczył leniwie w powietrzu. Uniosła brew, gdy usiadł obok, znacznie bliżej niż poprzednio, jednak nie uciekła, jakby był nosicielem smoczej ospy. Spojrzała na swoje dłonie, a gdy usłyszała Laurka, zamrugała kilkakrotnie, odwracając twarz w jego stronę.
- Laurka? Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem dość pewnym głosem, chociaż na policzkach pojawiła się odrobina różu, bo ostatnio tak mówiła na nią matka lub Suzanne, kilka lat temu. - Zwariowałeś? Nadajemy sobie teraz zdrobnienia w tym... tym?
Zapytała jeszcze, unosząc dłonie i gestykulując nimi tak, jakby chciała coś wskazać i zapewne chodziło Lauren o ich relacje. Wyprostowała głowę z cichym prychnięciem, wsuwając fiolkę do leżącej obok torby.
- Nie ma smoków w Zakazanym Lesie. Są inne rdzenia — słabsze lub niepopularne, bo ryzykowane w obróbce. Poza tym Cortez, nie mamy absolutnie żadnych szans nawet z walijskim zielonym. Na północy od zamku widywane są Gryfy, ale gniazdują w wysokich górach, a to kilka dni drogi. Zauważą nieobecność w zamku. Moment. Dlaczego w ogóle miałabym Cię ze sobą zabrać? Jeszcze umrzesz i trafię do Azkabanu.
Zakończyła swój monolog, wyjmując z kieszonki malinowego cukierka w czekoladzie — właściwie dwa, rzucając mu jednego na kolana bez słowa i drugiego odwijając, wsunęła sobie do ust. Zawsze udawała się na wyprawy sama, tak było bezpieczniej. Pewne regiony lasu były bardzo trudnodostępne dla ludzi.
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Aleksander Cortez Pon 06 Mar 2023, 14:19

Na tej płaszczyźnie zdecydowanie oboje byli ułomni. Jego styl bycia dotychczas kazał mu jedynie brać, polegał głównie właśnie na tym. Czerpaniu z życia, po czym zapomnieniu, nie zatrzymywaniu się nad relacją, był dupkiem i doskonale o tym wiedział. Tylko pytanie, czy kiedyś się w tym opamięta i znajdzie kogoś kto będzie w stanie go zatrzymać? Zatrzymać ten pędzący Hogwart Expres prowadzony przez otumanionego maszynistę. Bowiem widać było po nim, że ten styl życia nie do końca mu służy i pasuje, lecz wpadając w jego wir, nie jest w stanie się z niego wydostać.
Nie przerywał jej wypowiedzi, nie odpowiadając po pierwszym pytaniu, zastanawiając się chwilowo nad nim. Dopiero po dalszej części uśmiechnął się lekko do samego siebie.
- Jakże prościej byłoby czytać w myślach. Jak w szkole byłby ten przedmiot nauczany. Czasami może i boleśnie prowadzona rozmowa, stawałaby się jednak tak prawdziwa w przekazie. - odpowiedział odnośnie ułomności i ciężkości prowadzenia rozmów. Przecież nawet ich rozmowa, byłaby o wiele prostsza, bowiem oboje nie czuli się najlepiej omawiając ten temat.
I chyba tylko dlatego, że nie widział w Jej oczach tej litości, sprawiło, że mogli rozmawiać tak swobodnie.
- Tylko jedno słowo, a jednak tak wielka odpowiedzialność - Uśmiechnął się szczerze i przytaknął głową, że również się zgadza. Obserwował zmieniające się na jej twarzy emocje, przeskakujące spojrzenie z jego oczu na rękę, nie kazała mu długo czekać na odpowiedź. Podłapał jej uśmiech samemu ukazując kiełki w drapieżniejszym uśmiechu. A tym czy to będzie dobra decyzja, czy fatalna w skutkach będą się zajmować później. Młodość rządziła się swoimi prawami - a jednym z nich niewątpliwie były błędne decyzje. Lepiej teraz ich doświadczyć i na przyszłość być mądrzejszym, niż dopiero później się tego uczyć. Kiedy to już nie do końca będzie wypadało robić tak głupie błędy.
- Jasne, to zrozumiałe i działa w obie strony. - odparł poważnie. Wiesz, jestem wężousty - Przeszło mu przez myśl jakby inaczej miałaby wyglądać takie postanowienie. Bez ukrywania czegokolwiek przed sobą. Ciekawe jakie tajemnice ukrywała rudowłosa...
Machnął ręką na jej zapewnienia, że nie jest aż taką grzeczną dziewczynką za jaką Ją bierze. Obrócił głowę w Jej stronę a jego wzrok ostry jak stal wbił się w Lauren.
- Ale ja nie o okolicznościach właśnie mówię Żmijko, a o rzucaniu brzydkich zaklęć z jasnym zamiarem, z pełną świadomością. Po prostu nie miałaś okazji mnie poznać nigdy pod tym drugim obliczem. - odparł spokojnie pomimo iż wzrok miał o wiele drapieżniejszy niż na ogół. Miał mówić prawdę, czyż nie? I choć nie można było odmówić Jej słowom racji, to dalej on bywał brutalny nie tylko wtedy kiedy został przyparty do muru musząc wybierać między sobą a kimś lub czymś.
Ściągnął brwi słysząc o wątpliwym szczęściu, ale skoro nie chciała poruszać tego tematu on też nie będzie ciągnąć za język. Prawda musiała wychodzić od nich, sama, nie wymuszona poprzez złożoną umowę. Bo to nie miałoby sensu, ani zbyt długiej przyszłości.
- Chętnie się dowiem z jakim wynikiem zakończony. Kto wie może zmienię wtedy różdżkarza, z Olivanderów na Sharp? - uśmiechnął się i w uśmiechu jego nie było ani odrobiny drwiny. Sam w końcu zajmował się tak niepewnymi działami magii jaką było wymyślanie zaklęć. Więc gdzież by śmiał w ogóle kogoś pod tym względem ocenić.
Sowa zniknęła w korytarzu, a on właśnie rozsiadał się wygodnie przy oknie stykając się praktycznie barkiem z Ślizgonką.
- Nie przejmuję się ich gadaniem, nie biorę sobie do serca słów kogoś kto nawet bał się podpisać. Bo i po co przejmować się karaluchem. Tylko, że przez ich gadanie oberwą kolejni po mnie, kolejne osoby nie wmieszane w to bezpośrednio. - odpowiedział spokojnie na pierwszą część patrząc przed siebie po czym zerknął w karmelowe oczy.
- No proszę, proszę! Nie powiedziałbym nigdy, że jesteś jedną z tych dziewczyn, które potrzebują przyzwoitek, nawet spotykając się z typami spod ciemnej gwiazdy. - rzucił rozbawiony, najwidoczniej humor mu dosyć szybko wrócił. Bowiem naprawdę nie przejmował się tym co gadali sobie na korytarzu o nim. A jeśli dopiero ktoś stanie naprzeciwko niego i postanowi powiedzieć co myśli głośno na ten temat. To tylko wtedy zatrzyma się na moment udzielając szybkiej odpowiedzi - Sectumsempra.
Zamrugał kilka razy odwracając mocno głowę w Jej stronę, tym samym przerywając na moment złączone barki, tworząc niewielką przestrzeń, aby mógł wygodniej spojrzeć na jej twarz.
Na pytona Salazara! Oczy mu zalśniły widząc jak twarz Lauren oblewa rumieniec. Narkotyk uderzył mocniej niż Jad Bazyliszka. Nie potrafił odwrócić wzroku, dlaczego jak zwykle nie potrafił? Wyciągnął rękę nieco przed siebie, układając dłoń w górę i wtedy wykonał ruch aby natrafić na mocno gestykulującą Ślizgonkę. Nie złapał jej ręki, raczej zatrzymał swoją cały czas mając otwartą dłoń.
- Spokojnie bo mi jeszcze oko wybijesz tak gestykulując zawzięcie... - Wytłumaczył nie odrywając nawet na ułamek sekundy od Jej twarzy oczu. Bojąc się zgubić ten lekki rumieniec, nie dodając jednak określenia na koniec, które wywołało taki efekt. Nie ma co psuć tego, robić z tego codziennej, prostej rzeczy.
- Może już od teraz będziesz dla mnie jedynie Laurką? - Nieśpiesznie opuścił swoją rękę uśmiechając się na prychnięcia dziewczyny, ponoć wiecznie wygadana, musiała mieć ostatnie słowa, a jednak tak często prychała mu jedynie w odpowiedzi. A słysząc jej późniejsze słowa roześmiał się nie mogąc przestać. Ona naprawdę troszczyła się o jego zadek, a nie o swój?
- Na Merlina! Lauren - użył tej formy wbrew temu czym chciał trochę ją postraszyć. - Wiem, że w Zakazanym ich nie ma. Miałem na myśli większą przygodę, nie to, żebyś latała w szkolnej spódniczce po lesie tak o z doskoku. Bez najmniejszego planu i przygotowań. Nie zamieniłem się jeszcze z gumochłonem mózgami, aby tak wbiegać do lasu. - odpowiedział na pierwszą część.
- A Azkaban to mi grozi raczej, jak Pan Sharp zobaczy w jakim stanie przyprowadziłem jego oczko w głowie do Munga, a nie odwrotnie - Wyszczerzył się złośliwie w odpowiedzi
- I właśnie dlatego potrzebujesz mnie - czy Ci się to podoba, czy nie. Czy zrozumiesz to teraz, czy dopiero po jakimś czasie do Ciebie to dotrze. Potrzebujesz kompana do rozmów, znajdziesz tutaj kilkunastu lepszych ode mnie, do udzielenia informacji tak samo. Ale jeśli chcesz iść na polowanie to właśnie ze mną. Im szybciej uznasz to za prawdę tym lepiej dla Ciebie. - No i znowu się rozgadał. Zaklęcia zaklęciami, ale tutaj czasami potrzebna była nie tylko wiedza. A zwyczajna umiejętność przetrwania - a Cortezowie zrobili z tego umiejętność i cechę rodzinną.
Spojrzał się na kolorowy papierek z cukierkiem, uniósł brwi zaskoczony, kobieta zmienną jest, ale Lauren to już chyba szczególnie. Oczywiście podniósł łakoć i szeleszcząc przez chwilę papierkiem, wydobył z niego czekoladkę której połowa zniknęła w jego ustach, a on spojrzał się na drugą część. Po czym dorzucił do otwartych ust i tamtą część.
- Dzięki, chociaż mam nadzieję, że nie wzięłaś ich dla tego, że to nimi miałaś zamiar mnie przekupić na samym początku. - Uśmiechnął się obracając językiem czekoladę, aby ułożyć ją tak by i zaczęła się topić z drugiej strony rozprowadzając smak po całej buzi.
Aleksander Cortez
Aleksander Cortez
Klasa VII


Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Lauren Sharp Sob 11 Mar 2023, 23:55

Ludzie byli pułapką dla samych siebie. Tonęli we własnej dumie, w oczekiwaniach i w wymaganiach. Wszystkie te słowa łechtające ego wcale nie były tak dobre, często odbierały szczęście i umiejętność trzymania go w dłoniach. Bo jak to, być szczęśliwym w tym, co do nas nie pasowało? W przeciwieństwie do Corteza ona wcale nie chciała zmieniać swojego życia. Przerażała ją perspektywa tego, że zmięknie i zacznie jej zależeć, stanie się wrażliwa. Bycie dupkiem nie było przecież aż tak złe, podobnie jak bycie żmiją.
- Życie byłoby nudne, ludzie nie umieliby Cię zaskakiwać. Byłoby bezpieczniej, to prawda, ale czy lepiej? Nie chciałabym, chyba żeby ktoś czytał mi w myślach. I pomyśl o całym tym hałasie... -westchnęła, czując, jak na samą myśl przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Zawsze uważała te umiejętności za fascynujące, ale nigdy nie chciała ich opanować, zarówno czytania w myślach, jak i hipnozy, nawet chyba obrony. Czasem rozmowy były trudne i niewygodne, ale zawsze można było temat uciąć, uciec z niego i przekierować na zupełnie inne, bardziej komfortowe tory. Lauren pozwoliła sobie na zgarnięcie za ucho rudego pasemka, przenosząc jeszcze na chwilę spojrzenie gdzieś na szybę, przyglądając się kołyszącym w mroku drzewom.
Był niepoważny i spowodował, że znów fala ciepłego powietrza uciekła spomiędzy jej warg, gdy tak zastanawiała się nad tym, co zrobić. Ruda była dość słowna i lojalna, wiedziała, jak bardzo wiążące są takie umowy i co się rozwija z ich pomocą. Aleksandrowi jednak nie patrzyło źle z oczu, nie miał spojrzenia wykorzystującego ludzi księcia mroku, gdy na nią patrzył. Sama nie wiedziała, czego szukał i oczekiwał, ale znów pomyślała o tym smutku, który od niego bił kilka sekund wcześniej. Cóż, jakiekolwiek konsekwencje spowoduje jej decyzję, poradzi sobie. Chłopak miał ciepłą dłoń, znacznie większa od jej własnej, a gdy karmelowe tęczówki odnalazły spojrzenie stalowoniebieskich, uśmiechnęła się lekko i całkiem naturalnie, jak na siebie. Żadnego drugiego dna! Kiwnęła głową na jego słowa.
- Mówiąc o sobie samej, też nie mam do końca na myśli okoliczności. Każdy ma swoją ciemną stronę i potwora, nie? Pytanie, czy uda się go okiełznać i znaleźć balans. Twoja jest taka straszna? - odpowiedziała dość szybko i z nutą ciekawości, być może zaintrygowania w głosie, lustrując jego twarz nienachalnym spojrzeniem. Dostrzegła zmianę w jego oczach, a jej umysł momentalnie próbował połączyć małe puzzle, które jej dostarczał od samego początku ich znajomości. Ślizgon z pewnością nie był człowiekiem łagodnym, raczej cierpliwym do ludzi — mimowolnie jej umysł wiedziony tą myślą cofnął się kilkanaście dni, może dłużej do sali, gdzie złapał jej nadgarstek. Stanowczo, brutalnie, silnie. I nie miała mu tego absolutnie za złe, ba, był to moment, gdy wreszcie przestał udawać kogoś, kim przecież nie był. Wyrwana z zamyślenia jego słowami, pokręciła głową.
- To tylko dla mnie samej, wiedzione ciekawością. Ojciec w życiu nie zgodzi się na taką pracę, podobnie zresztą, jak mój brat. Obydwaj mają już wizję tego, czym się zajmę.
Nie brzmiała, jakby miała im to za złe. Bycie aurorem nie było złym wyborem, zwłaszcza mając predyspozycje do magii praktycznej. Posada w Ministerstwie nie była problemem, niezależnie który departament by sobie wybrała.
Spojrzała na niego, gdy usiadł obok i uniesionymi dłońmi poprawiła materiał koszuli, sięgając do prawego rękawa i zapinając guzik, który się odpiął na wysokości nadgarstka — ten od mankietu. Nie rozumiała tego, że tak się na niego uwzięli i uwzięły właściwie. Bycie szkolnym księciem ciemności wiązało się z popularnością, ale niczyją sprawą było to, z kim Cortez sypiał, a z kim nie.
- A jednak Cię to zirytowało. - uśmiechnęła się zadziornie, odwzajemniając spojrzenie tylko na chwilę, aby zaraz wrócić do guzika. Gdy skończyła, ułożyła dłonie na kolanach. - Jeśli im na Tobie zależy, to oberwą. Jeśli nie, to pewnie tylko chwilę się będą denerwować, bo jutro i tak będzie kolejna plotka. A wyglądam na taką, co potrzebuje?
Posłała mu rozbawione spojrzenie, wywracając oczyma i prychając. Nadal uważała, że nie istniała jednostka, która byłaby w stanie sobie z nią na dłuższą metę poradzić. I to może typ spod ciemnej gwiazdy potrzebowałby ochrony pod postacią przyzwoitki, a nie ona.
- Czemu tak na mnie patrzysz? Mam coś na twarzy? - zapytała z uniesioną delikatnie brwią, przyglądając mu się badawczo, bo za nic nie podejrzewałaby niewinnego odcieniu różu na jej policzkach za powód tego całego zamieszania i błyszczących oczu. Mówiła jednak dalej, odrobinę gestykulując, co powstrzymał uniesioną dłonią i sprawił, że zamilkła, nieco zaskoczona ów dziwną serią zdarzeń. - To niedorzeczne, ta Twoja Laurka. Przecież to brzmi uroczo, a to ostatnie określenie, które możesz do mnie dopasować.
Zauważyła buntowniczo, zanim przeszli na dużo lżejszy i przyjemniejszy temat, jakim były polowania i wyprawy do Zakazanego Lasu. Uwielbiała je, chociaż nie mogła o nich mówić i zwykle przeżywała je w samotności. Miejsce to było nieskończonym źródłem inspiracji.
Nie odpowiedziała na jego pierwsze słowa, wzruszając delikatnie ramionami i uśmiechając się tylko pod nosem z nutą jakiegoś rozbawienia. Brzmiało to niedorzeczne, a jednocześnie tak prawdziwe w jej przypadku! Tak nieodpowiedzialne.
- Oh, nie wiem, czy bardziej powinieneś bać się wtedy ojca, czy może Conrada. Pomimo tego, że całe życie powtarzają mi, że mam sama rozwiązywać problemu i sobie radzić, to są odrobinę przewrażliwieni na kilku punktach. - nie miała absolutnie problemu z uwierzeniem w to, że ojciec zrobiłby wszystko, żeby osoba, którą podejrzewałby o skrzywdzenie jej lub jej brata, skończyła w Azkabanie na bardzo długiej odsiadce. Skubany był w stanie dotrzeć do wielu brudów. Odwróciła głowę, wbijając w niego niedowierzające spojrzenie, a delikatny ruch sprawił, że rude włosy zakołysały się leniwie, kaskadami wylewając na materiał śnieżnobiałej koszuli.
- Obudził się w Tobie książę skromności, widzę.
Strasznie dziwnie było jej słyszeć takie rzeczy, bo przecież Lauren sobie doskonale radziła sama i nie potrzebowała nikogo, a jednak Aleksander mówił to z takim przekonaniem i pewnością, że trudno było mu jednocześnie nie wierzyć. - Przemyślę Twoje towarzystwo.
Dodała, wzruszając ramionami tak trochę w ramach złośliwości i droczenia się, wsuwając sobie cukierka do ust. Czekolada była odrobinę zbyt słodka, jednak wnętrze wynagradzało to odrobinę — chociaż lepsze byłoby malinowe, niż truskawkowe.
- O patrz, nie boisz się amortencji? Gdybym miała Cię przekupić, użyłabym innych argumentów.
Spojrzała na swoją torbę, zapinając ją. Zwinnie zsunęła się z parapetu, pilnując spódniczki i poprawiając ją zaraz, a tobołek zarzuciła na ramię. Wolną ręką przeczesała włosy, pozwalając opaść im na plecy leniwie. Obróciła się przodem do niego, przekręcając głowę, aby zlustrować go wzrokiem.
- Chodź amancie, Twoje fanki czekają w Pokoju Wspólnym i moja praca domowa z eliksirów. Zresztą, niedługo obrazy zaczną donosić, późno już.

/zt x2
Lauren Sharp
Lauren Sharp
Prefekt Slytherin
Prefekt Slytherin

Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Andrea Takawa Sob 22 Kwi 2023, 19:53

Korytarz na VI piętrze z reguły zapewniał pewną dozę spokoju w niekończącym się szkolnym zgiełku. Z dala dało się słychać zduszone głosy i śmiechy, ale w tym miejscu szukano zwykle odosobnienia.
Mentalny restart. Tego właśnie potrzebowała. Bez uciążliwych zadań, wkuwania regułek, machania różdżką w próbie nauczenia się kolejnego zaklęcia. Nogi jakoś same poprowadziły ją w stronę jednego z tych okien, w których mogła siedzieć i udawać monitoring szkolny – kto z kim idzie pod rękę po dziedzińcu, kto z kim obściskuje się w kącie. Oczami wyobraźni widziała już te wszystkie romanse, zdrady i tragedie szkolne, których miała stać się niemym świadkiem. Ot jednoosobowy monitoring szkolny.
Plan nie wypalił. Okno było już okupowane. I to nawet nie przez jakąś parę zakochańców. Przez jedną osobę. Kto normalny chce siedzieć samemu w jakimś durnym oknie? Ludzie przyjaciół nie mają, czy co?!

Gdyby to jeszcze był jakiś płochliwy pierwszoroczny. Mogłaby udać groźną i dzieciaka przegonić. Ale nie. Co więcej nieznajoma wcale nie była aż tak nieznajoma jak Takawa zakładała na początku. Uśmiechnęła się wreszcie rozpoznając pannę Hamilton. Nie wyglądała na przesadnie zajętą – nic nie stało na przeszkodzie, żeby Gryfonce troszkę poprzeszkadzać. W kilku krokach pokonała dzielącą ich przestrzeń.

- Zastanawiało Cię kiedyś, dlaczego wciąż z takim uporem używamy mioteł do gry w Quidditch’a? Rozumiem, że nasze pra pra pra prababki nie miały nic innego, ale mugole mają tyle fantastycznych wynalazków... A my tkwimy w średniowieczu.
Ani me, ani be, ani żadnego „dzień dobry pani kapitan, największe nemezis mej ukochanej drużyny." Krukonka oparła się (względnie) wygodnie o szeroki, kamienny parapet, wyglądając przez okno. Pogoda była fantastyczna, idealna do wskoczenia na miotłę i zignorowania wszelkich naglących zobowiązań.
Lubiła sobie wmawiać, że bycie Krukonem usprawiedliwia pewne niezrozumiałe dla normalnych śmiertelników toki myślowe. A kto inny miałby ją zrozumieć jak nie szanowna pani kapitan Gryfonów. Stąd jakoś za długo nie zastanawiała się przed zadaniem pytania. Co najgorszego może się stać? Panna Hamilton uzna ją za wariatkę? Nie ona pierwsza, nie ostatnia.
- Słyszałaś kiedyś o mugolskiej roombie? – Czy brzmiała jak kiepski handlowiec? Może. Czy się tym przejęła? Nah.
Andrea Takawa
Andrea Takawa

Skąd : Iverness, Szkocja
Krew : półkrwi

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Rhinna Hamilton Nie 23 Kwi 2023, 19:35

Nawet parę dni po przygodzie w Łazience Prefektów Rhinna wypatrywała Samuela w tłumie. Miała ochotę mu złoić dupsko za tę całą bijatykę. Odczuwała jeszcze przez dwa dni ból mięśni. Ale Jarsen najwidoczniej nie zamierzał jej się pokazywać na oczy. Może to i lepiej dla niego?
Siedziała spokojnie na parapecie, z notatkami w rękach. Musiała się trochę podciągnąć z niektórych przedmiotów, chociaż leżała przy jej nodze torba, z której wystawała książka. I tęsknie spoglądała złotymi napisami na okładce na dziewczynę. Parę razy Hamilton rzuciła na nią oczami. Baśnie Andersona. Uwielbiała je jak była dzieckiem. Do tego miała taki swój tomik, który nosiła ze sobą, zwłaszcze, kiedy nie miała za bardzo humoru czy musiała pobyć sama. Ale tym razem dzielnie się trzymała i odrabiała pracę z eliksirów. Musiała tak czy siak to odrobić, więc nie było powodów, by jeszcze bardziej zwlekać. Termin się zbliżał coraz bardziej, nie miała na to wpływu a nie chciała sobie jeszcze bardziej nagrabić u nauczyciela. Nie ma co.
Nie zauważyła, gdy ktoś do niej podszedł. W ogóle nie dbała o to, kto przechodził. Może nie było to dobre jako prefekt, ale tym razem serio ją ludzie nie interesowali. Nikt do niej nie podchodził, więc spadajcie na drzewo. Ale gdy Andrea do niej podskoczyła praktycznie i zaczęła mówić, oderwała swoje błękitne tęczówki od zapisków i podniosła głowę, kierując wzrok na rozmówczynię.
- A na czym innym moglibyśmy latać? Odkurzaczach? Mopach? W sumie, nie wyobrażam sobie tego.
Zaśmiała się na samą myśl o tym, zamykając szybko zeszyt i wrzucając wszystko do torby. Odsunęła się na jedną stronę, by zrobić miejsce koleżance, jeśli ta chciałaby usiąść. Lubiła czasami jej dziwne myśli i teksty, pozwalały się odciągnąć od życia codziennego.
- Roomba? Czekaj, to coś obrotowego? W sensie, owalnego? Nie jestem super na bieżącego z wynalazkami mugoli.
Fakt, gdy zostali sami z ojcem, dzieciaki i czarodziej, bez pierwastka typowo mugolskiego (jej mama w końcu nie był czarownicą), ojciec całkowicie się zamknął na świat mugolski.
Rhinna Hamilton
Rhinna Hamilton
Prefekt: Gryffindor

Prefekt: Gryffindor

Urodziny : 15/06/2006
Wiek : 18
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Genetyka : Animag

https://magic-land.forumpolish.com/t768-skrytka-pocztowa-rhinny-

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Andrea Takawa Sro 26 Kwi 2023, 23:51

Andrea nawet nie zauważyła, że przeszkodziła blondynce w czymś tak ważnym jak nauka. Gdyby tak było – pewnie od razu zamknęłaby jadaczkę i uciekła. Ale zamiast tego trajkotała jak katarynka, w między czasie wdrapując się na kamienny parapet. Torbę ściągnęła z ramienia, rzucając ją na podłogę tuż przy ścianie. Sądząc po łupnięciu - książki i zeszyty, które miała przy sobie, przeżyły niezły upadek. Krukonka zamilkła na parę długich, ciągnących się w nieskończoność sekund. Wpatrywała się w torbę. Odetchnęła cicho nie widząc rosnącej granatowej plamy na materiale - kałamarz musiał jakimś cudem przetrwać.
A skoro kryzys (którego nie było) został zażegnany mogła wrócić do głównego tematu.
- Tak, tak! - Pokiwała gwałtownie głową. Gryfonka wiedziała mniej więcej o co jej chodzi! Tego się nie spodziewała, ale hej! Miła niespodzianka. -To taki… Hm… Taki wielki talerz, który kręci się i jeździ po podłodze w pomieszczeniu. I sprząta. Rozumiesz, że mugole jakoś wymyślili sobie jak to zrobić, żeby to wiedziało jak i gdzie ma jechać, gdzie leżą jakieś paproszki. A jak już wszystko pozbiera to sam wraca do takiej stacji i się wyłącza. Zupełnie jakby szedł spać. Totalne szaleństwo.

Przysiadła nieco wygodniej na parapecie, zginając lewą nogę i przyciągając kolano pod brodę. Oparła o nie policzek przez moment wyglądając na dziedziniec.
Na zewnątrz działo się tyle co nic.
- Śmigalibyśmy w powietrzu jak małe frisbee. - Zaśmiała się pod nosem, zauroczona wizją nowatorskiej wersji Quidditcha.- Mój dziadek ma fioła na punkcie mugolskiej technologii i inżynierii.- Przewróciła oczami nie drążąc przesadnie tematu samych fanaberii starszego pana. Zamiast tego z powrotem poświęciła swoją pełnię uwagi Gryfonce.
- Co cię sprowadza do tej świątyni dumania? Bo nie podejrzewam żebyś wywróżyła naszą rozmowę z fusów.
Andrea Takawa
Andrea Takawa

Skąd : Iverness, Szkocja
Krew : półkrwi

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Rhinna Hamilton Czw 27 Kwi 2023, 10:49

Nauka nie zając, nie ucieknie. Dlatego też Rhinna się w ogóle tym przejmowała, że ktoś jej w niej przeszkodził. Raczej odrabiała wszystko na bieżąco. Nie była typem przysłowiowego kujona, ale raczej nie lubiła mieć zaległości. Z jej roztrzepaniem wszystko było możliwe - potrafiła robić jedną rzecz, przeskoczyć na drugą i już po 5 sekundach nie pamiętać, że miała coś do zrobienia. Tak to z Rhinną wyglądało.
Gdy Andrea rzuciła swoją torbę na podłogę, sama Hamilton skierowała na nią spojrzenie. Nie wiedziała oczywiście, co dokładnie dziewczyna miała w torbie, aczkolwiek dźwięk przy uderzeniu byl dość głośny. Na szczęście nic się nie zadziało, widząc jak Takawa odwraca wzrok, sama gdzieś poczuła odetchnięcie w środku. Skierowała spojrzenie na rozmówczynię z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Brzmi jak mugolska magia, serio. Podziwiam, że wymyślili coś takiego sami, bez magicznego dodatku. Niektórzy to mają łeb na karku, trzeba przyznać. Ale i tak przecież nie będzie to stuprocentowo samodzielne, przecież chyba muszą to wyczyścić, nie?
Przecież zwyczajne odkurzacze trzeba było wyczyścić raz na jakiś czas. I to było normalne. Rhinna lubiła czasami spędzić dzień bez większego dodatku magii, zresztą, jako uczennica nie mogła jeszcze korzystać z czarów podczas chociażby wakacji, co było normalne dla szkoły. Po śmierci matki w domu zostali sami czarodzieje, ale ona pielęgnowała gdzieś takie mugolskie podejście do życia, w jakimś stopniu. Czym chyba jeszcze bardziej denerwowała swojego ojca. Może dlatego też się nie dogadywali?
- Mówisz o latanie na Roombie? Na Rowenę, nie wyobrażam sobie tego. Musiałoby to komicznie wyglądać.
Zaśmiała się na samo wyobrażenie latania na czymś takim. Nawet nie do końca wiedziała, jak to wygląda, więc z automatu widziała latających graczy na talerzach. Cóż... Po chwili odwróciła się przodem do rozmówczyni, opierając plecami o ścianę. Zerknęła szybko przez szybę, po dwóch czy trzech sekundach wracając wzrokiem do Andrei.
- Ostatnio jeden uczeń zaszedł mi za skórę. Chodzę po zamku i go szukam. Ale minęło już parę dni, więc chyba odechciało mi się poszukiwań. Jeszcze go kiedyś dopadnę. A póki co, przyszłam sobie tutaj trochę posiedzieć. Wiesz, ładny widok, można mieć też oko na uczniów...
Mrugnęła do niej, po chwili szybko odwracając spojrzenie na jakichś pierwszorocznych, którzy biegli jakby mieli zaraz kark złamać. Tak, Rhinna miała czasami oczy dookoła głowy. Krzyknęła tylko, by byli ostrożni.
Rhinna Hamilton
Rhinna Hamilton
Prefekt: Gryffindor

Prefekt: Gryffindor

Urodziny : 15/06/2006
Wiek : 18
Skąd : Paryż, Francja
Krew : Półkrwi
Genetyka : Animag

https://magic-land.forumpolish.com/t768-skrytka-pocztowa-rhinny-

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Andrea Takawa Nie 30 Kwi 2023, 13:59

- Czasem wydaje mi się, że to nie mugole są jacyś wybitnie kreatywni i genialni – tylko to myśmy się rozleniwili. Może kiedyś znajdzie się ktoś to połączy magię z inżynierią. To dopiero będzie przełom.
Co do problemów odkurzaczy, Andrea rozłożyła tylko ręce w geście jasno mówiącym „nie wiem, nie znam się, to brzmi jak problem kogoś innego”. Gdy tylko dziadek przynosił do domu mugolskie zabawki i dziwne sprzęty – starała się ich nie dotykać przez pierwsze miesiące. Ot co by ich nie zepsuć albo nie uszkodzić.
- To w sumie śmieszne… Kupować sprzęt do sprzątania tylko po to, żeby później musieć go sprzątać i tak.

Przymknęła na moment oczy wyobrażając sobie dwie drużyny śmigające na małych spodkach kosmicznych i graczy próbujących utrzymać w rękach piłki. Ciekawe jak często by spadali? Może jakieś pasy bezpieczeństwa? Jak to w ogóle na takim talerzu siedzieć i zachować równowagę.
- Kręcilibyśmy się jak małe, zabawkowe bączki. Nawet nie potrzebowalibyśmy pałkarzy w drużynie, tłuczki w życiu by nas nie trafiły.

Gwizdnęła z uznaniem, słysząc o uczniu. Momentami zapominała, że Rhinnę kopnął zaszczyt reprezentowania domu w roli prefekta. Najpierw Quidditch, teraz to... Jak ona znajdowała czas na utrzymanie jakiegokolwiek życia towarzyskiego i naukę, to było dla Krukonki totalnie niezrozumiałe. Doba miała tylko 24 godziny.
- Odważny, nie ma co. Albo głupi. Tak pani prefekt się narażać…- Zamyśliła się na moment.- Nie mógł zapaść się pod ziemię, nie? W końcu wróci, a wtedy go dopadniesz. Nie będzie się spodziewał.

Spojrzała przez okno na ochrzanionych pierwszorocznych, którzy wyhamowali – cudem tylko nie zaliczając bliskiego spotkania z ziemią. Ale fakt, faktem, później poszli już całkiem grzecznie i spokojnie. Imponujące ile potrafi zdziałać jedna odznaka i trochę pewności siebie.
- Wiesz, że jest potwierdzone naukowo, że prędkości nie zabijają? Zderzenie ze ścianą – a i owszem.- Andrea oparła się o ścianę naprzeciw Rhinny krzyżując ręce na piersi. Wzięła głęboki oddech, zupełnie jakby po raz pierwszy od dłuższego czasu miała szansę odpocząć. Wiele się działo w jej życiu. Ludzie znikali na długie miesiące, powracali bez słowa wyjaśnień, sny stawały się coraz uciążliwsze, a życie szkolne równie monotonne co zwykle. W takich chwilach potrzeba odsapnięcia w odosobnionym kącie zamku była jak najbardziej dla Krukonki zrozumiała.
- Co przeskrobał ten szaleniec, na którego polujesz?- Zapytała luźno, tonem jasno sugerującym, że Gryfonka może, ale nie musi podejmować tematu. Ale z drugiej strony… podzielenie się ploteczkami było jak najbardziej pożądane. W końcu kto nie lubi poznawać pikantnych ploteczek ukochanej szkoły?
Andrea Takawa
Andrea Takawa

Skąd : Iverness, Szkocja
Krew : półkrwi

Powrót do góry Go down

Okno wychodzące na północ - Page 10 Empty Re: Okno wychodzące na północ

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach