Okno wychodzące na północ
+33
Shay Hasting
Mia Kruger
Isidora Tayth
Monika Kruger
Brandon Tayth
Meredith Cooper
Marco Castellani
Morpheus A. Maponos
Lola Lopez
Rhinna Hamilton
Nanette Myahmm
James Scott
Nancy Baldwin
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
Emily Bronte
Aiko Miyazaki
Keitaro Miyazaki
Dylan Davies
Samantha Davies
Mistrz Gry
Connor Campbell
Hannah Wilson
Audrey Roshwel
Joel Frayne
Charles Wilson
Maja Vulkodlak
Andrea Jeunesse
Logan Campbell
Anthony Wilson
Sophie Fitzpatrick
Brennus Lancaster
37 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 6 z 10
Strona 6 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Okno wychodzące na północ
First topic message reminder :
Nieliczni wiedzą, że na jednym z końców labiryntu korytarza na szóstym piętrze mieści się szerokie okno z dużym, kamiennym parapetem, z którego wychodzi widok na szkolne błonia. Od wielu lat jest to ulubione miejsce samotników lubiących spokój i zakochanych par.
Nieliczni wiedzą, że na jednym z końców labiryntu korytarza na szóstym piętrze mieści się szerokie okno z dużym, kamiennym parapetem, z którego wychodzi widok na szkolne błonia. Od wielu lat jest to ulubione miejsce samotników lubiących spokój i zakochanych par.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Okno wychodzące na północ
Kiedy usłyszała jego uwagę o karaluchu, nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Próbowała to jednak ukryć, więc spuściła na chwilę głowę. Miała zły humor od kilku ostatnich chwil, ale nie była głęboko urażona, więc jej nastrój zmieniał się z sekundy na sekundę.
- Tak, bardzo rozgoryczony - mruknęła, krzyżując ręce pod piersiami na znak, że się gniewa. Nancy zauważyła, że się stara: byłaby idiotką gdyby tego nie zauważyła. Wcześniej Krukon pozwalał sobie na otwarte złośliwości zaadresowane do niej, a teraz robił to albo w ogóle, albo przypadkowo.
- Właściwie to... nie spodziewałam się żadnego prezentu, więc i tak jest dobrze - mruknęła, znowu kręcąc nosem, ale po chwili podrapała się po lewej skroni i ze skruszoną miną dodała: - Dobrze, dobrze. Przepraszam. Dzięki. - Po tych słowach spłonęła pąsowym rumieńcem, bo zrozumiała, że nazywanie prezentu kiepskim nie przystoi i jest po prostu głupie.
- Nie żartuj sobie, wiesz, że ze mną nigdy nic nie wiadomo - odparła. Nie trudno było jej sobie wyobrazić jak podcina żyły nad ranem Gryfonom pogrążonym we śnie. Głównie dziewczynom, które doprowadzały ją do białej gorączki. Szczególnie dwie, które mieszkały z nią w jednym dormitorium.
Pomiędzy tą dwójką zapadła długa i niezręczna cisza, którą mącił jedynie trzask ognia z pochodni zawieszonych na ścianach wzdłuż korytarza. Baldwin zauważyła też, że James unika jej wzroku.
- Więc, James... Dlaczego właściwie poprosiłeś o spotkanie? Chciałeś o czymś ze mną porozmawiać? - Zaczęła po kilku milczących minutach, skubiąc palcami skrawek swojej zielonej sukienki. Uniosła wzrok swoich fioletowych oczu na chłopaka stojącego przy ścianie i tupnęła nogą kilka razy o posadzkę żeby wreszcie zwrócić na siebie jego uwagę. - Dlaczego nie usiądziesz sobie?
Po tych słowach wykonała znaczący ruch głową w kierunku parapetu.
- Tak, bardzo rozgoryczony - mruknęła, krzyżując ręce pod piersiami na znak, że się gniewa. Nancy zauważyła, że się stara: byłaby idiotką gdyby tego nie zauważyła. Wcześniej Krukon pozwalał sobie na otwarte złośliwości zaadresowane do niej, a teraz robił to albo w ogóle, albo przypadkowo.
- Właściwie to... nie spodziewałam się żadnego prezentu, więc i tak jest dobrze - mruknęła, znowu kręcąc nosem, ale po chwili podrapała się po lewej skroni i ze skruszoną miną dodała: - Dobrze, dobrze. Przepraszam. Dzięki. - Po tych słowach spłonęła pąsowym rumieńcem, bo zrozumiała, że nazywanie prezentu kiepskim nie przystoi i jest po prostu głupie.
- Nie żartuj sobie, wiesz, że ze mną nigdy nic nie wiadomo - odparła. Nie trudno było jej sobie wyobrazić jak podcina żyły nad ranem Gryfonom pogrążonym we śnie. Głównie dziewczynom, które doprowadzały ją do białej gorączki. Szczególnie dwie, które mieszkały z nią w jednym dormitorium.
Pomiędzy tą dwójką zapadła długa i niezręczna cisza, którą mącił jedynie trzask ognia z pochodni zawieszonych na ścianach wzdłuż korytarza. Baldwin zauważyła też, że James unika jej wzroku.
- Więc, James... Dlaczego właściwie poprosiłeś o spotkanie? Chciałeś o czymś ze mną porozmawiać? - Zaczęła po kilku milczących minutach, skubiąc palcami skrawek swojej zielonej sukienki. Uniosła wzrok swoich fioletowych oczu na chłopaka stojącego przy ścianie i tupnęła nogą kilka razy o posadzkę żeby wreszcie zwrócić na siebie jego uwagę. - Dlaczego nie usiądziesz sobie?
Po tych słowach wykonała znaczący ruch głową w kierunku parapetu.
Re: Okno wychodzące na północ
- No nie wiem, nie wiem. Całkowicie zniszczyłaś moją pewność siebie, i kto wie, może nawet złamałaś mi serce - Widok 'czerwonej' Nancy przypadł mu do gusty całkowicie. Dlatego właśnie postanowił ciągnąć tą farsę. Taki sadystyczny odruch, można by rzec - Nie jestem dobry w wybieraniu prezentów. Chciałem dobrze - Jak zawsze przesadził. Mała Gryfonka z pewnością zauważyła przesadny, smutny głos, który u James'a raczej nie występował.
- Ależ nie żartuję. Podsuwam tylko pomysły. Pamiętaj jednak, że otwarte zamordowanie doprowadzi Cię donikąd. Lepiej stwórz plan najpierw. Jestem przekonany, że zasiało by to strach w całym zamku.
Cóż, zabawne było wyobrażanie sobie Panny Baldwin w roli mordercy, który niczym typowy geniusz zła, pozostaje nieuchwytny wciąż tworząc paskudne gry przynoszące ofiary w coraz to większej liczbie uczniów. Zdecydowanie to nie byłoby w stylu tej dziewuchy. Nancy raczej w czasie kolacji zaczęłaby walić głową ofiary o stół, dopóty tej mózg nie wyjdzie uszami. Rzecz jasna, w dupie miałaby świadków.
- Ciężko powiedzieć - przyznał zgodnie z prawdą - Pomyślałem, że zależy Ci na spotkaniu w walentynki i pewnie miło by Ci się zrobiło, gdybym tym razem nie zawiódł Twoich oczekiwań - rzekł wolno i spokojnie, jednak jego wzrok ciągle zwinnie uciekał od fiołkowych ślepi Gryfonki. Dopiero jej 'subtelne' tupanie sprawiło, iż chłopak w końcu zatrzymał nań spojrzenie.
- Ostatnimi czasy zbyt dużo przesiaduję - mruknął cicho, jednak wykonał jej prośbę. Siedzieli koło siebie blisko, zdecydowanie zbyt blisko zdaniem Scott'a.
- Ależ nie żartuję. Podsuwam tylko pomysły. Pamiętaj jednak, że otwarte zamordowanie doprowadzi Cię donikąd. Lepiej stwórz plan najpierw. Jestem przekonany, że zasiało by to strach w całym zamku.
Cóż, zabawne było wyobrażanie sobie Panny Baldwin w roli mordercy, który niczym typowy geniusz zła, pozostaje nieuchwytny wciąż tworząc paskudne gry przynoszące ofiary w coraz to większej liczbie uczniów. Zdecydowanie to nie byłoby w stylu tej dziewuchy. Nancy raczej w czasie kolacji zaczęłaby walić głową ofiary o stół, dopóty tej mózg nie wyjdzie uszami. Rzecz jasna, w dupie miałaby świadków.
- Ciężko powiedzieć - przyznał zgodnie z prawdą - Pomyślałem, że zależy Ci na spotkaniu w walentynki i pewnie miło by Ci się zrobiło, gdybym tym razem nie zawiódł Twoich oczekiwań - rzekł wolno i spokojnie, jednak jego wzrok ciągle zwinnie uciekał od fiołkowych ślepi Gryfonki. Dopiero jej 'subtelne' tupanie sprawiło, iż chłopak w końcu zatrzymał nań spojrzenie.
- Ostatnimi czasy zbyt dużo przesiaduję - mruknął cicho, jednak wykonał jej prośbę. Siedzieli koło siebie blisko, zdecydowanie zbyt blisko zdaniem Scott'a.
Re: Okno wychodzące na północ
Początkowo Nancy uwierzyła w słowa o podburzaniu jego pewności siebie, ale kiedy usłyszała o złamanym sercu, uniosła wymownie brwi ku górze i spojrzała na niego z pobłażliwością. Po pierwsze: nie można złamać czegoś, co nie istnieje, a z pewnością to tyczyło się serca Jamesa.
- Dzień, w którym złamię Ci serce, będzie najszczęśliwszym dniem w moim życiu. To zdecydowanie nie dzisiaj - powiedziała, po czym posłała mu chytry uśmiech.
Prychnęła cicho na wieść o tym, do czego prowadzi otwarte morderstwo. Kiedy czytała "Historię Hogwartu", nowe wydanie oczywiście, wyobrażała sobie jak to by było żyć w czasach bitwy o Hogwart albo w jakiś przełomowych czasach, kiedy ludzie bali się wychodzić z domów i pilnowali się wzajemnie nawet podczas podróży na błonia. Pewnie byłoby ekscytująco, a ona zginęłaby przy pierwszej lepszej niebezpiecznej okazji, ale takie sytuacje kryzysowe z przeszłości zawsze w dziwny sposób ją podniecały. Na samą myśl o tym wzdrygnęła się lekko. Potrząsnęła szybko głową i wróciła na ziemię, przypominając sobie, że siedzi z Jamesem na parapecie.
- Przepraszam, zamyśliłam się - mruknęła, kierując swój wzrok w bok, na chłopaka siedzącego po jej prawej stronie. - Od kiedy przejmujesz się tym na czym mi zależy i jakie są moje oczekiwania? - Zapytała, unosząc ponownie brwi ku górze. James z każdym kolejnym słowem ją zaskakiwał, a ona coraz bardziej zaczęła się zastanawiać, skąd u niego ta nagła zmiana.
- James, jesteś chory? - Zapytała, kładąc na chwilę swoją dłoń wierzchem na jego czoło. Po chwili zabrała ją i pokręciła głową. - Przerażasz mnie. Aż zaczęłam się bać, że metody z książki zaczęły działać... - dodała jeszcze, patrząc wymownie w kamienne sklepienie zamku nad nimi.
- Dzień, w którym złamię Ci serce, będzie najszczęśliwszym dniem w moim życiu. To zdecydowanie nie dzisiaj - powiedziała, po czym posłała mu chytry uśmiech.
Prychnęła cicho na wieść o tym, do czego prowadzi otwarte morderstwo. Kiedy czytała "Historię Hogwartu", nowe wydanie oczywiście, wyobrażała sobie jak to by było żyć w czasach bitwy o Hogwart albo w jakiś przełomowych czasach, kiedy ludzie bali się wychodzić z domów i pilnowali się wzajemnie nawet podczas podróży na błonia. Pewnie byłoby ekscytująco, a ona zginęłaby przy pierwszej lepszej niebezpiecznej okazji, ale takie sytuacje kryzysowe z przeszłości zawsze w dziwny sposób ją podniecały. Na samą myśl o tym wzdrygnęła się lekko. Potrząsnęła szybko głową i wróciła na ziemię, przypominając sobie, że siedzi z Jamesem na parapecie.
- Przepraszam, zamyśliłam się - mruknęła, kierując swój wzrok w bok, na chłopaka siedzącego po jej prawej stronie. - Od kiedy przejmujesz się tym na czym mi zależy i jakie są moje oczekiwania? - Zapytała, unosząc ponownie brwi ku górze. James z każdym kolejnym słowem ją zaskakiwał, a ona coraz bardziej zaczęła się zastanawiać, skąd u niego ta nagła zmiana.
- James, jesteś chory? - Zapytała, kładąc na chwilę swoją dłoń wierzchem na jego czoło. Po chwili zabrała ją i pokręciła głową. - Przerażasz mnie. Aż zaczęłam się bać, że metody z książki zaczęły działać... - dodała jeszcze, patrząc wymownie w kamienne sklepienie zamku nad nimi.
Re: Okno wychodzące na północ
- Zdecydowanie nie dzisiaj - powtórzył po niej robiąc przy tym poważną minę.
Gdyby ktoś zapytał o zdanie Scott'a, on także przyznałby, że Nancy zginęłaby jako pierwsza. Naturalnie nie przez brak umiejętności magicznych, a przez zwykły zbieg okoliczności. Pewnie potknęła by się i spadła ze schodów, czy coś w tym stylu. Krukon pewnie prędzej, czy później też by padł. Znając życie zamordowałby go jakiś uczeń, który od lat żywił do niego urazę.
- Od dawna, ale Ty nie lubisz zauważać takich rzeczy, kobietko - Chłopak wzruszył lekko ramionami, gdy tylu usadowił się obok niej. Nie lubił parapetów. Zawsze były zimne.
Widząc wielkie zdziwienie wymieszane z dozą przerażenia, które pojawiły się na twarzy dziewczyny, Scott zaśmiał się krótko i nieprzyjemnie.
- Może zaczęły, lepiej zapytaj o to Prince - rzekł złośliwie, ale po chwili wyciągnął rękę i objął Pannę Baldwin - To wszystko zwykły trening. Staram się polepszyć moją grę aktorską - skłamał - Żeby móc pastwić się nad Tobą jeszcze bardziej - No tak. Nie byłby sobą, gdyby po prostu powiedział jej, że mu na niej zależy.
Po tym dziwnym stwierdzeniu, chłopak delikatnie chwycił policzek Nancy i odwrócił go w swoją stronę tak, że ich wzrok spotkał się na moment. Zaraz po tym Scott pocałował delikatnie usta uczennicy.
Przez umysł Krukona przeszła interesująca myśl. Zastanawiał jak się teraz Gryfonka czuje. Czy jest szczęśliwa, czy wręcz przeciwnie. Cóż, lepiej dać się jej z tym przespać.
- Pora na mnie - mruknął cicho, po kolejnej chwili kompletnego milczenia - Wróć prosto do swojego dormitorium Nancy. Do zobaczenia.
Kilka sekund po wypowiedzianych słowach, James przybrał postać kruka i wyleciał przez jedno z okien.
Gdyby ktoś zapytał o zdanie Scott'a, on także przyznałby, że Nancy zginęłaby jako pierwsza. Naturalnie nie przez brak umiejętności magicznych, a przez zwykły zbieg okoliczności. Pewnie potknęła by się i spadła ze schodów, czy coś w tym stylu. Krukon pewnie prędzej, czy później też by padł. Znając życie zamordowałby go jakiś uczeń, który od lat żywił do niego urazę.
- Od dawna, ale Ty nie lubisz zauważać takich rzeczy, kobietko - Chłopak wzruszył lekko ramionami, gdy tylu usadowił się obok niej. Nie lubił parapetów. Zawsze były zimne.
Widząc wielkie zdziwienie wymieszane z dozą przerażenia, które pojawiły się na twarzy dziewczyny, Scott zaśmiał się krótko i nieprzyjemnie.
- Może zaczęły, lepiej zapytaj o to Prince - rzekł złośliwie, ale po chwili wyciągnął rękę i objął Pannę Baldwin - To wszystko zwykły trening. Staram się polepszyć moją grę aktorską - skłamał - Żeby móc pastwić się nad Tobą jeszcze bardziej - No tak. Nie byłby sobą, gdyby po prostu powiedział jej, że mu na niej zależy.
Po tym dziwnym stwierdzeniu, chłopak delikatnie chwycił policzek Nancy i odwrócił go w swoją stronę tak, że ich wzrok spotkał się na moment. Zaraz po tym Scott pocałował delikatnie usta uczennicy.
Przez umysł Krukona przeszła interesująca myśl. Zastanawiał jak się teraz Gryfonka czuje. Czy jest szczęśliwa, czy wręcz przeciwnie. Cóż, lepiej dać się jej z tym przespać.
- Pora na mnie - mruknął cicho, po kolejnej chwili kompletnego milczenia - Wróć prosto do swojego dormitorium Nancy. Do zobaczenia.
Kilka sekund po wypowiedzianych słowach, James przybrał postać kruka i wyleciał przez jedno z okien.
Re: Okno wychodzące na północ
- Jeśli takie zachowanie to troska o mnie, to albo musisz kupić słownik albo jesteś głupkiem - prychnęła, a chwilę po tym od razu pożałowała.
Zawsze kiedy odgryzała się Jamesowi albo nazywała go jakimś złym, brzydkim słowem jak teraz, chwilę po tym żałowała. Chociaż on znęcał się nad nią psychicznie i dawał powody ku temu żeby nazywać go najgorszymi wyzwiskami, powinna być przysłowiowo mądrzejsza i ustąpić. W końcu jej na nim zależało, więc powinna dążyć ku temu żeby było między nimi normalnie, a zamiast tego ona ciągle na niego prychała, wywracała oczami i kpiła kiedy ten tylko zaczynał się starać. Chyba przyzwyczaiła się do tego, że James lubił z niej drwić i bawić się jej uczuciami.
Jego zimny i nieprzyjemny śmiech sprawił, że wzdrygnęła się, a na jej plecach pojawiła się gęsia skórka. Czuła się dziwnie, zupełnie jakby miała pociąg do najnieprzyjemniejszego człowieka w szkole, a mimo tego nie mogła się odsunąć i olać go zwyczajnie jak to wszyscy w tym zamku czynili.
- Mam dziwne przeczucie, że z twoim kuzynem moje życie byłoby znacznie piękniejsze niż z Tobą. - Znowu westchnęła i spojrzała wymownie w sufit.
Nancy w końcu doszła do całkiem nieprawdopodobnej teorii: uznała, że kocha Jamesa tylko na odległość kiedy jest daleko, a ona go nie słyszy. Kiedy tylko z kolei się pojawia się i jeszcze w dodatku otwiera gębę, ma ochotę wbić mu coś w brzuch żeby w końcu przestał mówić. Najlepiej nóż.
W końcu James zamilkł, a ona poczuła jak jego zimna i obślizgła ręka spoczęła na jej policzku i zmusiła stanowczo acz delikatnie żeby spojrzała na niego. Nie odezwała się ani słowem, chociaż na jej usta cisnęło się wiele słów. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego, że ją pocałuje. Otworzyła oczy ze zdziwienia i napięła mięśnie, a w pierwszym momencie miała ochotę odepchnąć go od siebie, ale kiedy dotarło do niej co się stało, momentalnie się rozluźniła. Chciała opanować paniczne drżenie dłoni, więc złapała go za rękaw, ale kiedy odsunął się od niej, od razu go puściła i dłoń opadła na jej kolano. Po tym zapadło między nimi długie i denerwujące milczenie, a Gryfonka czuła, że w okolicy jej żołądka wyrosła jakaś gula, a na policzki czerwienieją od rzekomego ciepła, które rozchodziło się po jej twarzy. Nie odpowiedziała na żadne z jego słów tylko spuściła wzrok na posadzkę pod jego stopami. Kiedy zmienił się w kruka, a pudełko po czekoladkach wypadło z jego ręki, która zmieniła się w okropną nogę ptaka i spadło na podłogę, Gryfonka kopnęła je bez przekonania.
Westchnęła, wyjątkowo głęboko i wyjątkowo długo, po czym wstała i rozejrzała się w obie strony po korytarzu.
James wiedział jak zamieszać jej w głowie. Dosłownie. Po chwili bezsensownego czekania ruszyła w przeciwną stronę niż powinna, więc przeszła obok tego miejsca jeszcze kilka minut później gdy zawracała. W końcu trafiła do wieży.
Zawsze kiedy odgryzała się Jamesowi albo nazywała go jakimś złym, brzydkim słowem jak teraz, chwilę po tym żałowała. Chociaż on znęcał się nad nią psychicznie i dawał powody ku temu żeby nazywać go najgorszymi wyzwiskami, powinna być przysłowiowo mądrzejsza i ustąpić. W końcu jej na nim zależało, więc powinna dążyć ku temu żeby było między nimi normalnie, a zamiast tego ona ciągle na niego prychała, wywracała oczami i kpiła kiedy ten tylko zaczynał się starać. Chyba przyzwyczaiła się do tego, że James lubił z niej drwić i bawić się jej uczuciami.
Jego zimny i nieprzyjemny śmiech sprawił, że wzdrygnęła się, a na jej plecach pojawiła się gęsia skórka. Czuła się dziwnie, zupełnie jakby miała pociąg do najnieprzyjemniejszego człowieka w szkole, a mimo tego nie mogła się odsunąć i olać go zwyczajnie jak to wszyscy w tym zamku czynili.
- Mam dziwne przeczucie, że z twoim kuzynem moje życie byłoby znacznie piękniejsze niż z Tobą. - Znowu westchnęła i spojrzała wymownie w sufit.
Nancy w końcu doszła do całkiem nieprawdopodobnej teorii: uznała, że kocha Jamesa tylko na odległość kiedy jest daleko, a ona go nie słyszy. Kiedy tylko z kolei się pojawia się i jeszcze w dodatku otwiera gębę, ma ochotę wbić mu coś w brzuch żeby w końcu przestał mówić. Najlepiej nóż.
W końcu James zamilkł, a ona poczuła jak jego zimna i obślizgła ręka spoczęła na jej policzku i zmusiła stanowczo acz delikatnie żeby spojrzała na niego. Nie odezwała się ani słowem, chociaż na jej usta cisnęło się wiele słów. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego, że ją pocałuje. Otworzyła oczy ze zdziwienia i napięła mięśnie, a w pierwszym momencie miała ochotę odepchnąć go od siebie, ale kiedy dotarło do niej co się stało, momentalnie się rozluźniła. Chciała opanować paniczne drżenie dłoni, więc złapała go za rękaw, ale kiedy odsunął się od niej, od razu go puściła i dłoń opadła na jej kolano. Po tym zapadło między nimi długie i denerwujące milczenie, a Gryfonka czuła, że w okolicy jej żołądka wyrosła jakaś gula, a na policzki czerwienieją od rzekomego ciepła, które rozchodziło się po jej twarzy. Nie odpowiedziała na żadne z jego słów tylko spuściła wzrok na posadzkę pod jego stopami. Kiedy zmienił się w kruka, a pudełko po czekoladkach wypadło z jego ręki, która zmieniła się w okropną nogę ptaka i spadło na podłogę, Gryfonka kopnęła je bez przekonania.
Westchnęła, wyjątkowo głęboko i wyjątkowo długo, po czym wstała i rozejrzała się w obie strony po korytarzu.
James wiedział jak zamieszać jej w głowie. Dosłownie. Po chwili bezsensownego czekania ruszyła w przeciwną stronę niż powinna, więc przeszła obok tego miejsca jeszcze kilka minut później gdy zawracała. W końcu trafiła do wieży.
Re: Okno wychodzące na północ
Wieczór sprzyjał przemyśleniom, a te znów krystalizowały się mocniej i pełniej, jeżeli mogły być snute przy widoku na hogwarckie błonia. Ciemnoorzechowe, sarnie oczęta panienki Myahmm z pewnym rozrzewnieniem muskały krajobrazu za oknem, wiecznie nie mogąc się nim nasycić. Zdołała to miejsce pokochać, jak kochał je jej brat, a wcześniej jej ojciec. I choć nadal miała problem z odnalezieniem się w tłumie, choć ludzie wciąż wydawali się jej zbyt odlegli i zbyt zajęci, aby im przeszkadzać, to nauczyła się jakoś odnajdywać w szkolnym ekosystemie. Miała "swoje" miejsca, w których oddziaływała jedynie magia tego zamku, nieprzerywana potokiem zbędnych słów i działań. Jednym z takich miejsc było właśnie to ogromne okno z jego szerokim, zawsze czystym parapetem i widokiem na szkolne tereny. Tu pięknie się marzyło.
Ułożyła obute w delikatne baleriny stopy na ogromnej powierzchni parapetu, plecy oparła o zdobioną, kamienną ścianę. Drobne palce zacisnęła na wypolerowanej, leszczynowej różdżce. Przed chwilą ćwiczyła zaklęcie zmieniające kolor i obecnie cały komplet guziczków w jej kremowym kardiganie mienił się barwami tęczy.
Niedługo miała wrócić do swojej sypialni. Jeszcze tylko kilka chwil z pięknem wieczoru.
Ułożyła obute w delikatne baleriny stopy na ogromnej powierzchni parapetu, plecy oparła o zdobioną, kamienną ścianę. Drobne palce zacisnęła na wypolerowanej, leszczynowej różdżce. Przed chwilą ćwiczyła zaklęcie zmieniające kolor i obecnie cały komplet guziczków w jej kremowym kardiganie mienił się barwami tęczy.
Niedługo miała wrócić do swojej sypialni. Jeszcze tylko kilka chwil z pięknem wieczoru.
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Okno wychodzące na północ
Przez pierwszy kwadrans twój spokój pozostał niezmącony. Po chwili usłyszałaś jednak śmiech dobiegający z sali do transmutacji, która znajdowała się również na tym piętrze.
- Nanette...
Usłyszałaś to, ale zaraz po tym uznałaś, że musiało Ci się przesłyszeć. Śmieszek, który znowu usłyszałaś, był mało ludzki, a znacznie bardziej jakby należał do małego, psotnego chochlika.
- Na.. Na... Nanette - usłyszałaś znowu, a coś świsnęło koło twojego ucha. Coś małego i szybkiego.
- Nanette...
Usłyszałaś to, ale zaraz po tym uznałaś, że musiało Ci się przesłyszeć. Śmieszek, który znowu usłyszałaś, był mało ludzki, a znacznie bardziej jakby należał do małego, psotnego chochlika.
- Na.. Na... Nanette - usłyszałaś znowu, a coś świsnęło koło twojego ucha. Coś małego i szybkiego.
Mistrz Gry
Re: Okno wychodzące na północ
Delikatnie zachmurzone niebo zaczęły przecinać ciemne plamy - sowy ruszały na pierwsze, wieczorne polowania. Nanette przyglądała się im z łagodnym półuśmiechem, zastanawiając się, jak się miewa pozostawiona w dormitorium Shamira.
W pewnym momencie do uszu Puchonki dobiegł jakiś cichy głosik. Zmarszczyła jasne czoło i odwróciła głowę w kierunku jego źródła. Wyraźnie usłyszała swoje imię.
Coś mignęło jej nad głową. Uśmiechnęła się delikatnie. Jako entuzjastka wszelkich magicznych stworzeń, wiedziała, z czym ma do czynienia.
Opuściła stopy na ziemię i powiodła wzrokiem za chochlikiem.
W pewnym momencie do uszu Puchonki dobiegł jakiś cichy głosik. Zmarszczyła jasne czoło i odwróciła głowę w kierunku jego źródła. Wyraźnie usłyszała swoje imię.
Coś mignęło jej nad głową. Uśmiechnęła się delikatnie. Jako entuzjastka wszelkich magicznych stworzeń, wiedziała, z czym ma do czynienia.
Opuściła stopy na ziemię i powiodła wzrokiem za chochlikiem.
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Okno wychodzące na północ
Na twój nos i policzki spadł błyszczący, jasnoniebieski pyłek, a gdy spojrzałaś w górę aby zlokalizować, skąd się wziął, ujrzałaś coś w rodzaju chochlika. Ale czy na pewno? Nie był to typowy psotnik, którego można było zobaczyć w podręcznikach. Była to zdecydowanie chochlicza dziewczynka, bo miała na sobie błyszczącą sukienkę koloru pyłku, który osiadł na twojej twarzy. Jej mina wyrażała zmartwienie i najgłębszą troskę.
- Nanette, jestem Zelena - przedstawiła się cieniusim, wysokim głosikiem. - Obserwuję Cię od wielu lat i jestem zaniepokojona.. Stanowczo zaniepokojona - westchnęła, a kiedy machnęła skrzydełkami, kolejna porcja pyłku posypała się. - Chcę, żebyś poszła ze mną do sali transmutacji - poprosiła, wskazując na drzwi znajdujące się na tym samym piętrze.
- Nanette, jestem Zelena - przedstawiła się cieniusim, wysokim głosikiem. - Obserwuję Cię od wielu lat i jestem zaniepokojona.. Stanowczo zaniepokojona - westchnęła, a kiedy machnęła skrzydełkami, kolejna porcja pyłku posypała się. - Chcę, żebyś poszła ze mną do sali transmutacji - poprosiła, wskazując na drzwi znajdujące się na tym samym piętrze.
Mistrz Gry
Re: Okno wychodzące na północ
Zamrugała, czując na rzęsach i policzkach delikatny pyłek. Przesunęła dłonią po nosie, oglądając błękitny proszek na palcach. Uśmiechnęła się delikatnie i zawiesiła duże, orzechowe oczy na wyraźnie zmartwionej, chochliczej panience.
- Witaj... - przywitała się cichutko, bojąc się, że mogłaby chochlika spłoszyć - Zeleno. Zaniepokojona? Co takiego się stało?
W ciemnych oczach dziewczątka pojawiło się delikatne zmartwienie, jakby na samą myśl, że jej obecność mogła kogoś troskać.
Słysząc prośbę skrzydlatej dziewczyny, wstała posłusznie. Otrzepała spódniczkę i ruszyła za chochlikiem, nieco zaintrygowana.
- Cóż takiego chcesz mi pokazać, Zeleno?
- Witaj... - przywitała się cichutko, bojąc się, że mogłaby chochlika spłoszyć - Zeleno. Zaniepokojona? Co takiego się stało?
W ciemnych oczach dziewczątka pojawiło się delikatne zmartwienie, jakby na samą myśl, że jej obecność mogła kogoś troskać.
Słysząc prośbę skrzydlatej dziewczyny, wstała posłusznie. Otrzepała spódniczkę i ruszyła za chochlikiem, nieco zaintrygowana.
- Cóż takiego chcesz mi pokazać, Zeleno?
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Okno wychodzące na północ
- Jestem zaniepokojona twoim samopoczuciem, Nanenette - odpowiedziało stworzonko, odlatując w stronę sali transmutacji.
Ciąg dalszy w sali transmutacji.
Ciąg dalszy w sali transmutacji.
Mistrz Gry
Re: Okno wychodzące na północ
Rhinna szwędała się po całym Hogwarcie, nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. To zajrzała do sali jednej, drugiej, do trzeciej, nie mogąc znaleźć nic ciekawego do roboty. Zajęć aktualnie nie było, więc nie dałoby rady pójść usiąść i się pouczyć - odrabianie zajęć też jakoś nie potrafiło ją zainteresować. Westchnęła. Jedyne, co mogła zrobić w tym momencie, to chodzenie po zamku czekając, aż zdarzy się coś ciekawego.
W końcu wróciła na moment do dormitorium. Złapała za jedną z książek i ruszyła w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, by ową książkę przeczytać. Albo chociaż spróbować to zrobić. Nie zawsze udawało jej się zrobić rzecz, którą sobie postanowiła, ale chociaż będzie miała zajęcie - na jakiś czas. Choć coś jej podpowiadało, by zrobić coś szalonego, rozrywkowego - nawet wyjść wieczorem z zamku, położyć się na trawie, na błoniach i leżeć, patrząc w gwiazdy i śpiewając pod nosem. Ale może kiedy indziej to zrobi, nie wyklucza takiej możliwości.
W końcu doszła do okna wychodzącego na północ. Jedno z niewielu miejsc, gdzie można wygodnie usiąść i po prostu poczytać - nie licząc klas, bo w salach jest mnóstwo miejsca do takich rzeczy. Odetchnęła, wskakując na parapet i usiadła grzecznie, otwierając książkę. Opierając się plecami o ścianę, po prostu zaczęła czytać i przewracać strony. Ot, może w końcu przeczyta tą książkę...
W końcu wróciła na moment do dormitorium. Złapała za jedną z książek i ruszyła w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, by ową książkę przeczytać. Albo chociaż spróbować to zrobić. Nie zawsze udawało jej się zrobić rzecz, którą sobie postanowiła, ale chociaż będzie miała zajęcie - na jakiś czas. Choć coś jej podpowiadało, by zrobić coś szalonego, rozrywkowego - nawet wyjść wieczorem z zamku, położyć się na trawie, na błoniach i leżeć, patrząc w gwiazdy i śpiewając pod nosem. Ale może kiedy indziej to zrobi, nie wyklucza takiej możliwości.
W końcu doszła do okna wychodzącego na północ. Jedno z niewielu miejsc, gdzie można wygodnie usiąść i po prostu poczytać - nie licząc klas, bo w salach jest mnóstwo miejsca do takich rzeczy. Odetchnęła, wskakując na parapet i usiadła grzecznie, otwierając książkę. Opierając się plecami o ścianę, po prostu zaczęła czytać i przewracać strony. Ot, może w końcu przeczyta tą książkę...
Re: Okno wychodzące na północ
Odchamianie się nie było rzeczą aż tak tragiczną i nawet Loli od czasu do czasu przynosiło ulgę w jej tragicznym życiu w Gryffindorze. Nieustanne walki i dogryzanie pewnym osobnikom sprawiały, że udawało jej się zapomnieć, iż tak naprawdę jest istotą rozumną i od czasu do czasu przydałoby się tego i owego w konwersacji użyć. Jej ulubionym miejscem, chociaż nie zawsze tak spokojnym (Gryfoni byli dość imprezowi i wyluzowani względem punktów, przynajmniej większość) był pokój wspólny w godzinach popołudniowych, kiedy znaczna większość kręciła się po zamku czy oddawała jakimś innym nieciekawym zajęciom LUB randomowe miejsce w zamku, gdzie bez zażenowania czytała co jej wpadło w dłonie. Były to książki o tematyce przeróżnej, toteż nie chodziła dumna i nie chwaliła się na lewo i na prawo: uwielbiam fantastykę, przygodówkę, historię czy kryminał. Zdarzało jej się zagłębiać w dokumentach, nawet na tematy tak głupie, jak czystość krwi. Te nawet lubiła, gdyż pozwalało jej to chociaż w pewnym stopniu przyswoić sobie myślenie zagorzałych obrońców czystości magicznej krwi (kruszących się, ale dobrze im tam). Pieprzenie. Pieprzenie, z którego ciężko wyciągnąć sens, ale jakiś tam faktycznie istnieje, chociaż nie zgodziłaby się z tym przenigdy, nie mówiąc już o wyznawaniu.
Dzisiaj akurat wpadło jej w dłonie porzucone przez kogoś romansidło o zatartym tytule, dość obrazowe i soczyste, toteż co jakiś czas rozglądała się i z wypiekami na twarzt sprawdzała, czy ktoś czasem nie czyta jej przez ramię. Niby nikt jej tak nie kazał, ale jak już zaczęła, to nie mogła tak po prostu skończyć. Niczym skazaniec brnęła więc dalej, czując, jak mózg wypełnia jej stek bzdur.
Dzisiaj akurat wpadło jej w dłonie porzucone przez kogoś romansidło o zatartym tytule, dość obrazowe i soczyste, toteż co jakiś czas rozglądała się i z wypiekami na twarzt sprawdzała, czy ktoś czasem nie czyta jej przez ramię. Niby nikt jej tak nie kazał, ale jak już zaczęła, to nie mogła tak po prostu skończyć. Niczym skazaniec brnęła więc dalej, czując, jak mózg wypełnia jej stek bzdur.
Lola LopezKlasa VI - Skąd : Londyn, UK
Krew : 1/4
Re: Okno wychodzące na północ
A on jak zwykle błąkał się bez celu po całej szkole szukając każdego pretekstu do poznęcania się nad młodszymi, rówieśnikami, czy starszymi. W zasadzie było mu to wszystko jedno czy będzie gadał z dzieciakiem, czy z nauczycielem. W zasadzie to starał się znaleźć nauczycielkę od OPCM, by poprosić ją o małą prywatną lekcję. W zasadzie to czemu by się nie wyżyć na nauczycielu i nie dostać żadnej kary? To byłoby wspaniałe uczucie. Zwłaszcza, że chciał sprawdzić i siebie i kwalifikacje swoich nauczycieli. Bo czy później nie byłoby przyjemnie zniszczyć takiemu opinię jeśli przegrałby z uczniem? Jeśli byle uczeń byłby w stanie z nim wygrać. To jak ktoś taki miałby uczyć młodzież bronić się i walczyć z przeciwnościami losu? A co do byle pierwszego lepszego ucznia to trochę przesadziłem. Ponieważ on był ponad wszystkimi innymi uczniami. Ideał, skromny, z niesamowitym talentem. No ale koniec już o nim, ważniejsze było to gdzie go nogi poniosły. Zamyślił się aż tak, że dotarł do tak nudnego miejsca jakim było słynne okno. Dostrzegł tam jakieś dwie dziewczyny tak bardzo się zaczytały, że pewnie na chwilę obecną nie zarejestrowały jego obecności, co postanowił wykorzystać. Wyciągnął swoją różdżkę i chowając w rękawie szkolnej szaty wycelował w stronę jednej z dziewczyn
- Serpensortia - wyszeptał patrząc się na Lolę. Co prawda miał zamiar ją tylko przestraszyć, ale jeśli wąż ją ukąsi to też nie będzie się przejmował z tego powodu. Nie był przecież jakoś śmiertelnie jadowity, nie śmiertelnie... Chyba.
- Serpensortia - wyszeptał patrząc się na Lolę. Co prawda miał zamiar ją tylko przestraszyć, ale jeśli wąż ją ukąsi to też nie będzie się przejmował z tego powodu. Nie był przecież jakoś śmiertelnie jadowity, nie śmiertelnie... Chyba.
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Re: Okno wychodzące na północ
Mówiąc wczytana, Lola naprawdę miała na myśli zagubiona w świecie pożółkłych kartek, jakkolwiek banalnie i krukońsko by to nie zabrzmiało. Toteż jakieś tam byle dźwięki z oddali średnio do niej docierały, nawet nie zauważyła Rhinny, gdyż przyszła tu już wgapiona w stronnice głupawej książki, ale tak niewiele zostało jej do końca, że żal byłoby od razu wyrzucić ją przez okno. W pierwszej chwili syczenie i osobliwe dźwięki wzięła za wytwór własnej wyobraźni, ale jakiś instynkt zmusił ją, żeby oderwała wzrok od książki i rozejrzała się krótko. Wiele nie potrzebowała. Wąż sprawił że pisnęła i rzuciła w niego (bezbłędnie, cela miała niesamowitego w takich sytuacjach) niewielką książką, wskakując przy tym naparapet, by być jak najdalej od gada. Zadowolony z siebie Ślizgon zwrócił jej uwagę dopiero po kilku pełnych przerażenia sekundach, ale momentalnie obudził w niej gniew, skrzący się w oczach. Niby chwyciła za różdżkę, ale nigdy nie była zwolennikiem siłowych rozwiązań, wolała mu po prostu przywalić.
- Rictusempra – wypowiedziała jednak mimo wszystko impulsywnie, cała w złości, chociaż była odrobinę zadowolona z faktu, że w końcu ktoś ją wyrwał ze szponów tej paskudnej książki. – Udław się, chamie – warknęła do tego obrazowo, nadal trzymając się zdala od węża. Nie miała pomysłu, jak go stamtąd wyrwać, mając nadzieję, że Rhinna, jako bardziej doświadczona i wiedziona faktem, że Lola już praktycznie na niej stała, coś z tym fantem zrobi.
- Rictusempra – wypowiedziała jednak mimo wszystko impulsywnie, cała w złości, chociaż była odrobinę zadowolona z faktu, że w końcu ktoś ją wyrwał ze szponów tej paskudnej książki. – Udław się, chamie – warknęła do tego obrazowo, nadal trzymając się zdala od węża. Nie miała pomysłu, jak go stamtąd wyrwać, mając nadzieję, że Rhinna, jako bardziej doświadczona i wiedziona faktem, że Lola już praktycznie na niej stała, coś z tym fantem zrobi.
Lola LopezKlasa VI - Skąd : Londyn, UK
Krew : 1/4
Re: Okno wychodzące na północ
The member 'Lola Lopez' has done the following action : Dices roll
'kostka' : 1
'kostka' : 1
Mistrz Gry
Re: Okno wychodzące na północ
Przymrużył swe błękitne ślepia obserwując z coraz większą satysfakcją jak wąż podpełza do dziewczyny. Ten widocznie jednak nadal był za głośno skoro usłyszała jak się skrada. Ehhh i z kim ja tutaj muszę współpracować. - pomyślał wywracając oczami. Nie mniej jednak jeszcze większą przyjemność sprawił mu ten pisk dziewczyny. Zaśmiał się widząc jak wskakuje na parapet, nie trwało to długo bo rzuciła książką prosto w jego zwierzątko, wyczarowane trzeba dodać. Co skutkowało tym, że było mu obojętne. No ale pomimo to jakoś zabolało go to, że nie dała się mu ukąsić, a co gorsza rzuciła w niego zaklęciem. Zaklęciem które trafiło gdzieś daleko od niego. Popatrzył się w tamto miejsce unosząc obie brwi do góry. Widocznie źle ocenił jej poprzedni cel kiedy rzucała książką. Tia, poprzednio to był zapewne fart. - przemknęło mu przez głowę. Nie byłby sobą jednak jeśli zlekceważył by przeciwnika. Nie to nie było możliwe, nie było nawet takiej opcji do wyboru.
- Tarantallegra! - odpowiedział jej zaklęciem, zapewne najodpowiedniejszym w sytuacji w jakiej się znajdowała. Swoim wężem zajmie się później jak już będzie leżała na ziemi. A on jak zwykle odbierze swoje trofeum od pokonanego.
- Tarantallegra! - odpowiedział jej zaklęciem, zapewne najodpowiedniejszym w sytuacji w jakiej się znajdowała. Swoim wężem zajmie się później jak już będzie leżała na ziemi. A on jak zwykle odbierze swoje trofeum od pokonanego.
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Re: Okno wychodzące na północ
The member 'Augustyn Montrose' has done the following action : Dices roll
'kostka' : 3
'kostka' : 3
Mistrz Gry
Re: Okno wychodzące na północ
Wściekła Lola zdolna była do iście akrobatycznych wykonań, toteż mimo że zaklęcie było celne, zdążyła odskoczyć w bardzo koci sposób, ale o wiele zacieklej. Jej problem był taki, że wszystko brała na serio i w tym momencie, jeśli byłaby dostatecznie blisko Ślizgona, pewnie rozstrzaskałaby mu głowę na kolanie. Nadal jednak uważała na węża, niby się nie bała, ale sam wyglądał na wkurzonego całym tym motłochem, który nagle się wokół niego zadział. Sama skakała po parapecie jak rozjuszona wiewiórka, ani myśląc z niego zeskoczyć, toteż potrąciła drugą Gryfonkę nieumyślnie kilka razy, nie mając jednak czasu na żadne przeprosiny, zajęła dogodną pozycję i:
- Drętwota – wycelowała tym razem bardziej dokładnie, chociaż wypowiedziała zaklęcie w taki sposób, jakby właśnie miała chłopaka potraktować zaklęciem niewybaczalnym. Co na pewno będzie porównywalne, jak w końcu się do niego dorwie.
Lola LopezKlasa VI - Skąd : Londyn, UK
Krew : 1/4
Re: Okno wychodzące na północ
The member 'Lola Lopez' has done the following action : Dices roll
'kostka' : 5
'kostka' : 5
Mistrz Gry
Re: Okno wychodzące na północ
-Kurwa - wymsknęło mu się w języku polskim kiedy zobaczył jak jego zaklęcie przelatuje tuż obok ucha dziewczynie. Był wściekły nie mniej niż ona, ale nie dał tego po sobie poznać. Dusił te emocje w sobie by nie popełnić żadnego błędu z ich powodu. I takowy mógłby nadejść jeśli te przejęłyby nad nim kontrolę i skupił by się za bardzo na ataku niż na chronieniu swojego tyłka przed całym światem, a tym bardziej przed tą dziewuchą.
- Protego - powiedział wyciągając przed siebie różdżkę by zatrzymać zaklęcie Gryfonki.
- Co tak szybko kończysz zabawę?! - Dodał po tym jak udałoby mu się odbić zaklęcie. Nie miał zamiaru tak szybko skończyć tego pojedynku, zawsze takowe były dobrym treningiem. O wiele lepszym niż unikanie wyczarowanych ptaków.
- Zawsze wiedziałem, że Gryfoni to zwykłe tchórze! I jeśli nadarzy się okazja to kończą pojedynek w tak beznadziejny sposób. Zero umiejętności i jakiejś wiedzy!
- Protego - powiedział wyciągając przed siebie różdżkę by zatrzymać zaklęcie Gryfonki.
- Co tak szybko kończysz zabawę?! - Dodał po tym jak udałoby mu się odbić zaklęcie. Nie miał zamiaru tak szybko skończyć tego pojedynku, zawsze takowe były dobrym treningiem. O wiele lepszym niż unikanie wyczarowanych ptaków.
- Zawsze wiedziałem, że Gryfoni to zwykłe tchórze! I jeśli nadarzy się okazja to kończą pojedynek w tak beznadziejny sposób. Zero umiejętności i jakiejś wiedzy!
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Re: Okno wychodzące na północ
The member 'Augustyn Montrose' has done the following action : Dices roll
'kostka' : 4
'kostka' : 4
Mistrz Gry
Re: Okno wychodzące na północ
Rhinna widząc jakieś poruszenie w otoczeniu, podniosła spojrzenie znad książki. Nie chciała reagować na to, co się tutaj działo. Jeszcze o ile węża mogłaby znieść, tak rozpętało się tutaj coś, co nie powinno mieć miejsca. Rhin przesunęła się na parapecie, patrząc na dziewczynę i na chłopaka.
- Ej! Uspokójcie się!
Krzyknęła, zeskakując z parapetu na podłogę, i odkładając szybko książkę na parapet. No tak, wiedziała, że Gryfoni i Ślizgoni zazwyczaj prowadzili ze sobą wojny, a ci drudzy najczęściej próbowali zaczepiać czerwonych. Problem polegał na tym, jak Gryfoni nie potrafili obejść do z wysoko podniesioną głową, nie to, że uważała, że czerwoni są lepsi - bo nie, wierzyła, że w każdym jest coś dobrego (a przynajmniej większość) - natomiast jeśli już dochodziło do bójek, to najczęściej były one dość ciężkie. Nie chciała wnikać w to, co się tutaj dzieje. Ale jednak, gdy już doszło do przepychanek słownych, przynajmniej z jednej strony, nie mogła stać obojętnie. Wyciągnęła różdżkę.
- Expelliarmus!
Wypowiedziała zaklęcie, chcąc jedynie pozbawić obydwojga różdżek. Bo tutaj powoli zaczęło się dziać niebezpiecznie.
This dice is not existing.
- Ej! Uspokójcie się!
Krzyknęła, zeskakując z parapetu na podłogę, i odkładając szybko książkę na parapet. No tak, wiedziała, że Gryfoni i Ślizgoni zazwyczaj prowadzili ze sobą wojny, a ci drudzy najczęściej próbowali zaczepiać czerwonych. Problem polegał na tym, jak Gryfoni nie potrafili obejść do z wysoko podniesioną głową, nie to, że uważała, że czerwoni są lepsi - bo nie, wierzyła, że w każdym jest coś dobrego (a przynajmniej większość) - natomiast jeśli już dochodziło do bójek, to najczęściej były one dość ciężkie. Nie chciała wnikać w to, co się tutaj dzieje. Ale jednak, gdy już doszło do przepychanek słownych, przynajmniej z jednej strony, nie mogła stać obojętnie. Wyciągnęła różdżkę.
- Expelliarmus!
Wypowiedziała zaklęcie, chcąc jedynie pozbawić obydwojga różdżek. Bo tutaj powoli zaczęło się dziać niebezpiecznie.
This dice is not existing.
Re: Okno wychodzące na północ
Lola puszczała już bardzo kolorowe wiązanki między każdym nietrafionym zaklęciem i już szykowała się, żeby puścić coś naprawdę wrednego w stronę Ślizgona, gdy z zaskoczenia, różdżka została jej wyrwana z dłoni. Magią oczywiście. Rhinna była z klasy wyżej i w sumie nie znały się aż tak dobrze, chociaż Lola zwykle była dla niej dość miła. Toteż spodziewała się, że dziewczyna raczej pomoże jej dobić tego tu oto gada, a nawet dwa, ku chwale Gryffindoru. W każdym razie nie czuła się zbita z tropu bez kija w dłoni, wręcz przeciwnie, dość oswobodzona, toteż zeskoczyła z parapetu i zanim chłopak zrozumiał, do czego zmierza, uderzyła go z całej siły w twarz. Nie z liścia, jak tupiąca nogą, niezadowolona z życia pannica, której rzuca się kurtkę na błoto, żeby nie musiała po nim chodzić, ale jak... Jak ona sama. Z pięści z bardzo zaskakującą, jak na tak drobną osobę siłą. Wbrew pozorom nie siedziała cały czas z nosem w książkach i była dość wybiegana.
Nawet nie rzuciła w niego żadną obelgą, a kopnęła go jeszcze w okolice kolana czując, że w końcu jako tako się wyżyła, chociaż wcale nie miała zamiaru usunąć go z czarnej listy.
Nawet nie rzuciła w niego żadną obelgą, a kopnęła go jeszcze w okolice kolana czując, że w końcu jako tako się wyżyła, chociaż wcale nie miała zamiaru usunąć go z czarnej listy.
Lola LopezKlasa VI - Skąd : Londyn, UK
Krew : 1/4
Strona 6 z 10 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 6 z 10
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach