Korytarz
+27
Richard Baizen
Rivius Fawley
Maddox Overton
Aiko Miyazaki
Emily Bronte
Brandon Tayth
Monika Kruger
Peter Raffles
Nevan Fraser
Jason Snakebow
Aleksander Cortez
Elektra Fyodorova
Fèlix Lemaire
Rhinna Hamilton
Gruby Mnich
Vanadesse Devereux
Suzanne Castellani
Logan Campbell
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
Connor Campbell
Antonija Vedran
Adrienne Collins
Felicja Socha
Brennus Lancaster
31 posters
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 3 z 6
Strona 3 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Korytarz
First topic message reminder :
Szeroki korytarz wyłożony wielkimi, kamiennymi płytami. Jedne źródło światła stanowią tu liczne lampy przymocowane do wiecznie zimnych ścian. Zawsze panuje tu lekki chłód. Korytarz ten prowadzi do pokojów wspólnych Hufflepuffu i Slytherinu, a także do klasy eliksirów i nauczyciela tegoż przedmiotu. Znajduje się tu również kilka obrazów, lecz zazwyczaj pozostają one puste: ich mieszkańcy wolą cieplejsze pomieszczenia.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Ale on wcale nie zamierzał zabierać dłoni, wręcz przeciwnie, złapał za palce Rhinny jeszcze mocniej.
- Możemy gdzieś pójść, jeśli znasz miejsce gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał - powiedział, przy czym poruszał znacząco brwiami, oczywiście w ramach żartu.
- Ja też, uwierz mi... ja też. - powiedział nieco markotnie, odnośnie jego mamy. Nie raz próbował zapewniać siebie że z tego wyjdzie, no ale nic z tego. Cały czas miał wątpliwości. Na pytanie odnośnie świąt, pokiwał przecząco głową. - Niestety, chciałem odwiedzić mamę, no ale nie czuła się najlepiej. Ale teraz już jej stan się polepszył, i nawet wypuścili ją ze szpitala. - mówiąc to ostatnie, nieco się nawet uśmiechnął. Tak bardzo chciał się z nią teraz zobaczyć!
- Najważniejsze że znowu się spotykamy - powiedział pełen entuzjazmu, tak odnośnie ich urwanego kontaktu. Owszem, na początku było mu przykro. Zwłaszcza że wysyłał jej multum listów, na które nie dostawał odpowiedzi. Wtedy nie mógł tego pojąć, ale teraz zrozumiał. Wszystkie te listy nawet do niej nie trafiały, bo ona siedziała w Hogwarcie. Jednak kiedy sam trafił do Beauxbatons, już sobie całkiem dał spokój, bo nie miał jak. Gdyby tylko wiedział... dostawałaby od niego co najmniej jedną sowę dziennie.
- Kapitan Gryffonów? No, no, gratulacje. Ja nigdy nie radziłem sobie z Quidditchem. Wolę jednak nasze mugolskie sporty... - jasne, umiał latać na miotle, radził sobie całkiem nieźle. Ale jakoś tak do Quidditcha go nie bardzo ciągnęło. Te wszystkie piłki, pałki, pętle... jakoś tak za dużo dla niego.
- Możemy gdzieś pójść, jeśli znasz miejsce gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał - powiedział, przy czym poruszał znacząco brwiami, oczywiście w ramach żartu.
- Ja też, uwierz mi... ja też. - powiedział nieco markotnie, odnośnie jego mamy. Nie raz próbował zapewniać siebie że z tego wyjdzie, no ale nic z tego. Cały czas miał wątpliwości. Na pytanie odnośnie świąt, pokiwał przecząco głową. - Niestety, chciałem odwiedzić mamę, no ale nie czuła się najlepiej. Ale teraz już jej stan się polepszył, i nawet wypuścili ją ze szpitala. - mówiąc to ostatnie, nieco się nawet uśmiechnął. Tak bardzo chciał się z nią teraz zobaczyć!
- Najważniejsze że znowu się spotykamy - powiedział pełen entuzjazmu, tak odnośnie ich urwanego kontaktu. Owszem, na początku było mu przykro. Zwłaszcza że wysyłał jej multum listów, na które nie dostawał odpowiedzi. Wtedy nie mógł tego pojąć, ale teraz zrozumiał. Wszystkie te listy nawet do niej nie trafiały, bo ona siedziała w Hogwarcie. Jednak kiedy sam trafił do Beauxbatons, już sobie całkiem dał spokój, bo nie miał jak. Gdyby tylko wiedział... dostawałaby od niego co najmniej jedną sowę dziennie.
- Kapitan Gryffonów? No, no, gratulacje. Ja nigdy nie radziłem sobie z Quidditchem. Wolę jednak nasze mugolskie sporty... - jasne, umiał latać na miotle, radził sobie całkiem nieźle. Ale jakoś tak do Quidditcha go nie bardzo ciągnęło. Te wszystkie piłki, pałki, pętle... jakoś tak za dużo dla niego.
Re: Korytarz
Rhin wyprostowała się i przechyliła nieco głowę w bok. Chyba znała, kilka nawet takich miejsc. Jednak na spokojnie będą mogli porozmawiać w mało uczęszczanej przez rok szkolny sali. Chwyciła go nieco pewniej za rękę.
- Znam takie miejsce.
Powiedziała wesołym, pewnym siebie głosem. Ruszyła przed siebie, w jednej ręce trzymając książkę i zeszyt, drugą ręką trzymając go za rękę i ciągnąc delikatnie za sobą. W końcu przystanęła i spojrzała na niego przez ramię.
- Nikt nam tam nie powinien przeszkadzać.
Mrugnęła okiem, śmiejąc się cicho. Dziwnie to musiało brzmieć. Ale oni byli na swój sposób dziwni - najważniejsze, że było im z tym dobrze. Przez drogą nie raz się do niego odzywała, podtrzymując konwersację. W końcu zniknęli z lochów, kierują się na parter.
- Znam takie miejsce.
Powiedziała wesołym, pewnym siebie głosem. Ruszyła przed siebie, w jednej ręce trzymając książkę i zeszyt, drugą ręką trzymając go za rękę i ciągnąc delikatnie za sobą. W końcu przystanęła i spojrzała na niego przez ramię.
- Nikt nam tam nie powinien przeszkadzać.
Mrugnęła okiem, śmiejąc się cicho. Dziwnie to musiało brzmieć. Ale oni byli na swój sposób dziwni - najważniejsze, że było im z tym dobrze. Przez drogą nie raz się do niego odzywała, podtrzymując konwersację. W końcu zniknęli z lochów, kierują się na parter.
Re: Korytarz
Korytarz został uprzątnięty, a stare ramy obrazów skrzętnie odkurzone.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Miała dosyć siedzenia w swoim dormitorium, które dzieliła z tą księżniczką i tym babochłopem. Za księżniczką średnio przepadała i za tym całym związkiem, który mieli rozpowszechniać wszem i wobec. Dla niej była to głupota i nie miała pojęcia po co ta cała szopka. Fyodorova nie była zwolenniczka takich akcji więc nawet nie wyrywała się znów do chwalenia się wszystkim swoich umiejętności strzeleckich, wystarczy, że cały Hogwart widział ją w "akcji" na rozpoczęciu i na tym może skończmy te pokazy pirotechniczne. Wyszła więc ze swojego łóżka w przepisowym stroju uczennicy Durmstragu z nieodłącznym skórzanym pasem, który był jego częścią. Strój był prosty lecz właśnie taki miał być. Musieli czuć się w nim swobodnie i przede wszystkim silnie. Tak też było a mimo, że Elektrze pasowały kolory zimne z racji jej karnacji to akurat ten strój lubiła. Tak po prostu.
Minęła całą ślizgońską zgraję, która kontemplowała głośno na jakieś dziwne tematy, minęła nawet swojego przyjaciela Jasona posyłając mu tylko krótki uśmiech dźgając go szybko w bok. Nie miała jakoś ochoty na wbijanie się w temat, zresztą ona taka nie była.
Stanęła więc na przeciwko jakiegoś obrazu a jedynym źródłem światła na środku korytarzu była lampa przymocowana do surowych kamieni. Z kieszeni wyciągnęła zielone soczyste jabłko i rękawem przetarła je szybko nie odrywając wzroku od pustego obrazu przed którym stanęła. To było interesujące. Dlaczego wszystkie obrazy nie miały swoich właścicieli. Przecież całe tło było zrobione i ewidentnie było widać, że oprócz tego ktoś jeszcze powinien na nich widnieć. Jednak dziewczyna nie znała historii tego zamku a już na pewno nie znała wszystkich ciekawostek, które skrywał.
Przekrzywiła tylko nieco głowę a blond kosmyki opadły jej na ramię by zaraz głośno wgryźć się w twardy owoc i odgryźć jego spory kawałek.
Minęła całą ślizgońską zgraję, która kontemplowała głośno na jakieś dziwne tematy, minęła nawet swojego przyjaciela Jasona posyłając mu tylko krótki uśmiech dźgając go szybko w bok. Nie miała jakoś ochoty na wbijanie się w temat, zresztą ona taka nie była.
Stanęła więc na przeciwko jakiegoś obrazu a jedynym źródłem światła na środku korytarzu była lampa przymocowana do surowych kamieni. Z kieszeni wyciągnęła zielone soczyste jabłko i rękawem przetarła je szybko nie odrywając wzroku od pustego obrazu przed którym stanęła. To było interesujące. Dlaczego wszystkie obrazy nie miały swoich właścicieli. Przecież całe tło było zrobione i ewidentnie było widać, że oprócz tego ktoś jeszcze powinien na nich widnieć. Jednak dziewczyna nie znała historii tego zamku a już na pewno nie znała wszystkich ciekawostek, które skrywał.
Przekrzywiła tylko nieco głowę a blond kosmyki opadły jej na ramię by zaraz głośno wgryźć się w twardy owoc i odgryźć jego spory kawałek.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Korytarz
Widzieliście kiedykolwiek inferiusa? Nie? Więc macie okazje go dzisiaj zobaczyć, ponieważ Aleksander idealnie się dzisiaj nadawał na to, by posiąść ten tytuł i dostać nowy przydomek. Podkrążone oczy, roztrzepane włosy, niedbale spięte by tylko nie wpadały mu kosmyki do oczu i buzi. Pognieciona szata, niezawiązane sznurówki, o krawacie w ogóle lepiej nie wspominać - bo ten tylko wisiał mu na szyi jedynie przełożony. I tak dobrze, że miał dobrane skarpetki, a nie dwie inne. Szedł... Włóczył nogę za nogą chwiejąc się lekko na boki, szedł tak z opuszczoną głową mając wbity wzrok w ziemię i pojękiwał coś od czasu do czasu. Jak można było się domyślić przez to, że nie patrzył gdzie idzie wszedł w dziewczynę.
- Ohhh przepraszam - powiedział szybko podnosząc skacowaną twarz na blondynkę. W ogóle jej nie znał, nawet z widzenia jak An, czy Monikę. Ta persona była mu zupełnie obca. Czuł się potwornie, i miał ochotę włożyć sobie różdżkę do ust i wypowiedzieć zaklęcie aquamenti. Próbował się dostać do wielkiej sali i mówiąc ładnie: Wpierdzielić coś na ciepło. A tutaj mu ta dziewczyna nagle zagradza drogę.
- Heejj ktoś ty? Nie kojarzę cię za bardzo. Znowu jakiś Kruk czy Gryfon zabłądził i ma problem odnaleźć wyjście z lochów? - Burknął złowrogo nawet nie zwracając zbytnio na wyróżniający się mundurek dziewczyny. Przechylił się na bok i przytulił się do ściany.
- Ohhhh taka zimnaaa - powiedział przymykając oczy.
- Ohhh przepraszam - powiedział szybko podnosząc skacowaną twarz na blondynkę. W ogóle jej nie znał, nawet z widzenia jak An, czy Monikę. Ta persona była mu zupełnie obca. Czuł się potwornie, i miał ochotę włożyć sobie różdżkę do ust i wypowiedzieć zaklęcie aquamenti. Próbował się dostać do wielkiej sali i mówiąc ładnie: Wpierdzielić coś na ciepło. A tutaj mu ta dziewczyna nagle zagradza drogę.
- Heejj ktoś ty? Nie kojarzę cię za bardzo. Znowu jakiś Kruk czy Gryfon zabłądził i ma problem odnaleźć wyjście z lochów? - Burknął złowrogo nawet nie zwracając zbytnio na wyróżniający się mundurek dziewczyny. Przechylił się na bok i przytulił się do ściany.
- Ohhhh taka zimnaaa - powiedział przymykając oczy.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Korytarz
Słyszała, że ktoś się włóczył jednak starała się to ignorować. Jej wyczulony słuch niestety nie pozwolił na całkowicie zniwelowanie tych dźwięków jęków, szurania ale jakoś nie chciała się dowiadywać co było źródłem. Nie musiała, bo osobnik płci męskiej raczył staranować ją nieco przez co jabłko, które trzymała w dłoni upadło na zimną posadzkę lochów.
Nie mogła w tym momencie nie westchnąć i sprawdzić co to za dziwoląg i czego od niej chciał. Szybko więc obróciła swą głowę i zlustrowała chłopaka od dołu do góry coraz to wyżej unosząc swą ciemną brew tak bardzo kontrastującą z jej jasnymi włosami. Mimika zaś jej twarzy nie wyrażała żadnych emocji. Opanowana było, choć teraz grymas zniesmaczenia jednak był już zauważalny gołym acz trzeźwym okiem.
Odsunęła się szybko i nie powiedziała nic w ogóle nie wiedząc co ma odpowiedzieć na jego przeprosiny. "Nic się nie stało?" Skłamałaby. Straciła jabłko, a ona kochała te owoce. Teraz w Rosji były na wagę złota, więc chciała korzystać póki może, póki ten mugolski prezydent jeszcze tam rządzi.
Znów przypatrzyła się chłopakowi i zauważając zielone emblematy na jego szatach była już pewna, że należał do Domu Węża, który miał przyjemność gościć w tym roku uczniów z Północy. Spotykając takich osobników coraz częściej wątpiła w tą całą cudowność tej szkoły. Podobno była to najlepsza szkoła w Europie ale jednak stał przed nią przykład osoby, która chyba nie przetrwałaby w surowym klimacie Skandynawii a przede wszystkim nie podołałby wszystkim ostrym zasadom, którymi sławił się Durmstrang. To było pierwsze wrażenie, a przecież ono jest kluczowe, prawda?
- Jestem z Durmstrangu jakbyś nie zauważył. I nie zdążyłam się jeszcze zgubić niestety - mruknęła a ostatnie słowo dodała sobie jednak w myślach. Znów przekrzywiła głowę cały czas obserwując młodzieńca. Była doskonałym obserwatorem z racji swojej profesji a ten obiekt był nawet całkiem interesujący. Że też nauczyciele pozwalają by uczniowie doprowadzili się do takiego stanu.
- Za to Ty widzę chyba zabłądziłeś... ostro - mruknęła nawet pozwalając sobie na kpiący uśmieszek pod nosem.
Nie mogła w tym momencie nie westchnąć i sprawdzić co to za dziwoląg i czego od niej chciał. Szybko więc obróciła swą głowę i zlustrowała chłopaka od dołu do góry coraz to wyżej unosząc swą ciemną brew tak bardzo kontrastującą z jej jasnymi włosami. Mimika zaś jej twarzy nie wyrażała żadnych emocji. Opanowana było, choć teraz grymas zniesmaczenia jednak był już zauważalny gołym acz trzeźwym okiem.
Odsunęła się szybko i nie powiedziała nic w ogóle nie wiedząc co ma odpowiedzieć na jego przeprosiny. "Nic się nie stało?" Skłamałaby. Straciła jabłko, a ona kochała te owoce. Teraz w Rosji były na wagę złota, więc chciała korzystać póki może, póki ten mugolski prezydent jeszcze tam rządzi.
Znów przypatrzyła się chłopakowi i zauważając zielone emblematy na jego szatach była już pewna, że należał do Domu Węża, który miał przyjemność gościć w tym roku uczniów z Północy. Spotykając takich osobników coraz częściej wątpiła w tą całą cudowność tej szkoły. Podobno była to najlepsza szkoła w Europie ale jednak stał przed nią przykład osoby, która chyba nie przetrwałaby w surowym klimacie Skandynawii a przede wszystkim nie podołałby wszystkim ostrym zasadom, którymi sławił się Durmstrang. To było pierwsze wrażenie, a przecież ono jest kluczowe, prawda?
- Jestem z Durmstrangu jakbyś nie zauważył. I nie zdążyłam się jeszcze zgubić niestety - mruknęła a ostatnie słowo dodała sobie jednak w myślach. Znów przekrzywiła głowę cały czas obserwując młodzieńca. Była doskonałym obserwatorem z racji swojej profesji a ten obiekt był nawet całkiem interesujący. Że też nauczyciele pozwalają by uczniowie doprowadzili się do takiego stanu.
- Za to Ty widzę chyba zabłądziłeś... ostro - mruknęła nawet pozwalając sobie na kpiący uśmieszek pod nosem.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Korytarz
Bum, bum, bum - taki przynajmniej według niego dźwięk wydało upadające jabłko które to dziewczę jadło. Owoc... tak, to też by mu się przydało. Cokolwiek co miało w sobie jakiś sok i dodało by mu nieco energii. Wszamałby całego hipogryfa razem z skrzydłami, a co dopiero takie jabłko, które w zasadzie poturlało się lekko w jego stronę. Zmusił się do tego by je podnieść i zbadać czy do czegoś się jeszcze nadaje. Trzymając za ogonek sięgnął do kieszeni po różdżkę i wymierzył nią w owoc. - Chłoszczyć - wymamrotał nawet dość zrozumiale. Przyszło mu do głowy też zaklęcie wodne, ale pomimo tak potwornego stanu w jakim się znajdował to podświadomi zobrazował sobie to jakby się skończyło to zaklęcie dla dziewczyny która to stała przed nim. Jabłko było by czyste, ale dziewczyna zdecydowanie nie byłaby zadowolona z tego powodu. Kac czy nie, ale on starał się myśleć kiedy to dobywał różdżki.
- To chyba panienki, korytarze może nie zawsze są czyste, ale jabłuszko na powrót takie jest - powiedział i spojrzał na nią uważniej, a także wystawił rękę dalej oddając jej własność. Jednak jeśli będzie się brzydziła wziąć owoc, czy coś w tym stylu to wzruszy jedynie ramionami i sam dokończy owoc, on nie pogardzi w tej chwili żadnym jedzeniem.
- Dumstrang? - zapytał jakby to sobie przypomniał, że przecież przypłynęli do nich na tą całą wymianę. - Ahhh, no tak pamiętam cię z pojedynków - dostał olśnienia, że tą bląd mordkę już gdzieś widział.
- Ojj kochana lochy znam jak własną kieszeń i szedłem na śniadanie, więc to w tamtą stronę - odpowiedział wskazując palcem w stronę którą szedł. W dodatku nie wiedział jaka też była godzina, no ale skoro dopiero niedawno wstał to dla niego to było śniadanie. No i wolał na to odpowiedzieć obcej w ten sposób niż ją uświadamiać, że taki widok wśród Ślizgonów to norma. No ale przecież co jej do tego prawda?
- To chyba panienki, korytarze może nie zawsze są czyste, ale jabłuszko na powrót takie jest - powiedział i spojrzał na nią uważniej, a także wystawił rękę dalej oddając jej własność. Jednak jeśli będzie się brzydziła wziąć owoc, czy coś w tym stylu to wzruszy jedynie ramionami i sam dokończy owoc, on nie pogardzi w tej chwili żadnym jedzeniem.
- Dumstrang? - zapytał jakby to sobie przypomniał, że przecież przypłynęli do nich na tą całą wymianę. - Ahhh, no tak pamiętam cię z pojedynków - dostał olśnienia, że tą bląd mordkę już gdzieś widział.
- Ojj kochana lochy znam jak własną kieszeń i szedłem na śniadanie, więc to w tamtą stronę - odpowiedział wskazując palcem w stronę którą szedł. W dodatku nie wiedział jaka też była godzina, no ale skoro dopiero niedawno wstał to dla niego to było śniadanie. No i wolał na to odpowiedzieć obcej w ten sposób niż ją uświadamiać, że taki widok wśród Ślizgonów to norma. No ale przecież co jej do tego prawda?
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Korytarz
W sumie to już straciła ochoty na jedzenie widząc w jakim stanie jest ten chłopak.
- Weź sobie, mam w pokoju jeszcze dwa - powiedziała i machnęła ręką. Co z tego, że było nadgryzione, jemu się lepiej przyda i może chociaż na chwilę da mu zastrzyk energii i witamin, których teraz potrzebował. Uważnie też przyjrzała się w jaki sposób wypowiada zaklęcie i była całkiem zaskoczona, że jednak mu się udało. Albo fart albo był jakiś zdolny. Pewnie fart, głupi fart.
- Naprawdę? A ja jakoś Cię nie kojarzę - dodała i nawet zmrużyła oczy by sobie przypomnieć jego twarz, może gdzieś się przewinął w tym tłumie ale jakoś nie skupiła się kto wtedy był w sali. Po prostu za dużo obcych było i nie była w stanie wszystkich spamiętać.
- U nas pojedynki są bardziej rozbudowane - powiedziała chcąc w ten sposób przekazać, że te co mieli tutaj były po prostu nudniejsze, ale co się dziwić. Prowadziła je nauczyciel z Obrony przed Czarną Magią a nie tak jak u nich nauczyciel Czarnej Magii. Dodatkowo u nich dochodziły jeszcze sztuki walki, rzucanie eliksirami pod nogi i rzecz jasna wszystkie bronie, które były dozwolone, wcześniej rzecz jasna odpowiednio zabezpieczone. No i miejsce, oni ten podest mieli 3 razy szerszy. Tu musieli zmieścić się na wąskim pasku. Jednak mimo wszystko nie będzie narzekała, po to tu przyjechała by zaznać nowego i znaleźć coś odpowiedniego dla niej.
- Trochę późna pora.... - mruknęła znów przekrzywiając głowę. Jednak przypomniała sobie o pewnym aspekcie, który nurtował już ją od jakiegoś czasu. - O co chodzi z tymi obrazami, czemu są puste? - zapytała ni stąd ni zowąd chcąc dowiedzieć się tej tajemnicy choć nie była pewna czy on jest w stanie jej odpowiedzieć.
- Weź sobie, mam w pokoju jeszcze dwa - powiedziała i machnęła ręką. Co z tego, że było nadgryzione, jemu się lepiej przyda i może chociaż na chwilę da mu zastrzyk energii i witamin, których teraz potrzebował. Uważnie też przyjrzała się w jaki sposób wypowiada zaklęcie i była całkiem zaskoczona, że jednak mu się udało. Albo fart albo był jakiś zdolny. Pewnie fart, głupi fart.
- Naprawdę? A ja jakoś Cię nie kojarzę - dodała i nawet zmrużyła oczy by sobie przypomnieć jego twarz, może gdzieś się przewinął w tym tłumie ale jakoś nie skupiła się kto wtedy był w sali. Po prostu za dużo obcych było i nie była w stanie wszystkich spamiętać.
- U nas pojedynki są bardziej rozbudowane - powiedziała chcąc w ten sposób przekazać, że te co mieli tutaj były po prostu nudniejsze, ale co się dziwić. Prowadziła je nauczyciel z Obrony przed Czarną Magią a nie tak jak u nich nauczyciel Czarnej Magii. Dodatkowo u nich dochodziły jeszcze sztuki walki, rzucanie eliksirami pod nogi i rzecz jasna wszystkie bronie, które były dozwolone, wcześniej rzecz jasna odpowiednio zabezpieczone. No i miejsce, oni ten podest mieli 3 razy szerszy. Tu musieli zmieścić się na wąskim pasku. Jednak mimo wszystko nie będzie narzekała, po to tu przyjechała by zaznać nowego i znaleźć coś odpowiedniego dla niej.
- Trochę późna pora.... - mruknęła znów przekrzywiając głowę. Jednak przypomniała sobie o pewnym aspekcie, który nurtował już ją od jakiegoś czasu. - O co chodzi z tymi obrazami, czemu są puste? - zapytała ni stąd ni zowąd chcąc dowiedzieć się tej tajemnicy choć nie była pewna czy on jest w stanie jej odpowiedzieć.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Korytarz
Więc jednak zostawiła mu to jabłko? No to świetnie, nie brzydził się jakoś tam jeść po takiej dziewczynie. W dodatku to był owoc i to tylko nadgryziony. Wbił w niego zęby i odgryzł kawałek na powrót przytulając się do ściany i przymykając oczy. Czuł jak świeży sok działa niczym balsam na jego nerwy, wprowadzając go w błogi stan. Przez jakiś czas nawet nic się nie odzywał. Nie chciał przerywać tej chwili, no ale w końcu nie wypadało tak sterczeć i milczeć. Ohh Merlinie, miał kaca, a się przejmował takimi głupotami, że też musiał zawsze robić za tak ułożonego i dobrze wychowanego.
- Dzięki - odpowiedział po niezręcznej ciszy i ponownie otworzył oczy i zerknął na dziewczynę znów się wgryzając w jabłko. - No nie dziwię się, my bardziej zwracamy uwagę na was niż odwrotnie - odpowiedział zaraz po tym jak przeżuł to co miał w ustach. Patrzył już na nią jakoś tak bardziej trzeźwo. Za pewnie ten kwaśny sok tak na niego podziałał. Jak tylko dojdzie do wielkiej sali to pochłonie jajecznicę z kilku jajek i poprosi o tłusty rosół do picia. I spędzi tak najbliższe dwie godziny. Jutro na lekcji powinien być w stanie wysiedzieć, a także po takim posiłku będzie miał dużo siły by znów coś odwalić. Kiedy wspomniała o zajęciach bardzo go tym zaciekawiła, w dodatku brzmiała tak jakby to ich zajęcia były dla nich niczym ciekawym, co go trochę wkurzyło. Nie dał jednak tego po sobie poznać wgryzając się po raz ostatni w soczysty owoc.
- No to może trzeba pogadać o tym z nauczycielką? By kolejne pojedynki były przeprowadzone jak u was. W końcu po to tutaj jesteście co nie? - powiedział unosząc jedną brew do góry, do tego włączył mu się nieco prowokacyjny sposób mówienia. - Wy macie się dowiedzieć czegoś o nas, a my czegoś o was. Więc mam nadzieje, że na następnych zajęciach padnie taka propozycja - dodał spoglądając na ogryzek. Nie miał co z nim zrobić, nie rzuci przecież nim w ścianę, nie zostawi tutaj, ani też nie będzie go niósł do jakiegoś śmietnika jak kretyn. Podniósł różdżkę do góry i obracając się na pięcie rzucił za siebie podążając za ogryzkiem różdżką.
- Lacarnum Inflamare - wypowiedział strzelając ognistą kulą prosto w resztki które to wybuchły i zapłonęły na moment. - Skrzaty posprzątają - powiedział jeszcze jedynie i wracając wzrokiem znów na uczennicę.
- Nie wiem, jak tam uważasz. Może racja, większość grzecznych dziewczynek wraca już do swojego łóżeczka - zakpił chcąc sprawdzić jak ostra jest ta dziewczyna i czy tylko w gadaniu o tym jakie to oni nie mają zajęcia w tym Dumstrangu, a także czy tutaj będzie w stanie pokazać, że jest twardą sztuką. Co innego bowiem uczniowie Dumstrangu obawiający się kary za rzucanie papierków na korytarzu, a co innego Ślizgoni.
Powędrował za jej spojrzeniem na pusty obraz odpowiadając wpierw cichym "Hmm?", ale zaraz po tym połapał się o co się pytała.
- Dlatego, że to lochy. Jest tutaj zimno, ciemno, nieprzyjemne. Ty byś wolała siedzieć w takim miejscu cały czas mając do dyspozycji inne ciepłe, suche obrazy z ładnymi widokami, a nie na gołą ścianę? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Choć można było usłyszeć, że to było pytanie retoryczne. Twierdzenie, że Ślizgon nie wiedział nic o pustych obrazach była dla nich obraźliwa więc dobrze, że nie wypowiedziała tego na głos.
- Znajdziesz tutaj jeszcze kilka obrazów, które nie są puste. Ale może o nich opowiem ci kiedy indziej. Zwłaszcza to nie informacja dla świeżaków, ani obcych - dodał urywając nagle by podkreślić ostatnie słowa. W sumie dobrze, że na nią trafił. Potrzebował takiej rozmowy i zmuszenia się do trzeźwego myślenia. Musiał obudzić swoją mózgownicę, a rozmowa z tą blondyneczką tak na niego podziałała jak na razie.
Robiło się jednak późno a on zaczynał być głodny, więc uśmiechnął się do niej lekko i powiedział.
- Dobra, pogadamy jeszcze w pokoju wspólnym, ja idę coś zjeść. - Po czym zniknął kierując się na górę.
- Dzięki - odpowiedział po niezręcznej ciszy i ponownie otworzył oczy i zerknął na dziewczynę znów się wgryzając w jabłko. - No nie dziwię się, my bardziej zwracamy uwagę na was niż odwrotnie - odpowiedział zaraz po tym jak przeżuł to co miał w ustach. Patrzył już na nią jakoś tak bardziej trzeźwo. Za pewnie ten kwaśny sok tak na niego podziałał. Jak tylko dojdzie do wielkiej sali to pochłonie jajecznicę z kilku jajek i poprosi o tłusty rosół do picia. I spędzi tak najbliższe dwie godziny. Jutro na lekcji powinien być w stanie wysiedzieć, a także po takim posiłku będzie miał dużo siły by znów coś odwalić. Kiedy wspomniała o zajęciach bardzo go tym zaciekawiła, w dodatku brzmiała tak jakby to ich zajęcia były dla nich niczym ciekawym, co go trochę wkurzyło. Nie dał jednak tego po sobie poznać wgryzając się po raz ostatni w soczysty owoc.
- No to może trzeba pogadać o tym z nauczycielką? By kolejne pojedynki były przeprowadzone jak u was. W końcu po to tutaj jesteście co nie? - powiedział unosząc jedną brew do góry, do tego włączył mu się nieco prowokacyjny sposób mówienia. - Wy macie się dowiedzieć czegoś o nas, a my czegoś o was. Więc mam nadzieje, że na następnych zajęciach padnie taka propozycja - dodał spoglądając na ogryzek. Nie miał co z nim zrobić, nie rzuci przecież nim w ścianę, nie zostawi tutaj, ani też nie będzie go niósł do jakiegoś śmietnika jak kretyn. Podniósł różdżkę do góry i obracając się na pięcie rzucił za siebie podążając za ogryzkiem różdżką.
- Lacarnum Inflamare - wypowiedział strzelając ognistą kulą prosto w resztki które to wybuchły i zapłonęły na moment. - Skrzaty posprzątają - powiedział jeszcze jedynie i wracając wzrokiem znów na uczennicę.
- Nie wiem, jak tam uważasz. Może racja, większość grzecznych dziewczynek wraca już do swojego łóżeczka - zakpił chcąc sprawdzić jak ostra jest ta dziewczyna i czy tylko w gadaniu o tym jakie to oni nie mają zajęcia w tym Dumstrangu, a także czy tutaj będzie w stanie pokazać, że jest twardą sztuką. Co innego bowiem uczniowie Dumstrangu obawiający się kary za rzucanie papierków na korytarzu, a co innego Ślizgoni.
Powędrował za jej spojrzeniem na pusty obraz odpowiadając wpierw cichym "Hmm?", ale zaraz po tym połapał się o co się pytała.
- Dlatego, że to lochy. Jest tutaj zimno, ciemno, nieprzyjemne. Ty byś wolała siedzieć w takim miejscu cały czas mając do dyspozycji inne ciepłe, suche obrazy z ładnymi widokami, a nie na gołą ścianę? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Choć można było usłyszeć, że to było pytanie retoryczne. Twierdzenie, że Ślizgon nie wiedział nic o pustych obrazach była dla nich obraźliwa więc dobrze, że nie wypowiedziała tego na głos.
- Znajdziesz tutaj jeszcze kilka obrazów, które nie są puste. Ale może o nich opowiem ci kiedy indziej. Zwłaszcza to nie informacja dla świeżaków, ani obcych - dodał urywając nagle by podkreślić ostatnie słowa. W sumie dobrze, że na nią trafił. Potrzebował takiej rozmowy i zmuszenia się do trzeźwego myślenia. Musiał obudzić swoją mózgownicę, a rozmowa z tą blondyneczką tak na niego podziałała jak na razie.
Robiło się jednak późno a on zaczynał być głodny, więc uśmiechnął się do niej lekko i powiedział.
- Dobra, pogadamy jeszcze w pokoju wspólnym, ja idę coś zjeść. - Po czym zniknął kierując się na górę.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Korytarz
Biegł. Biegł najszybciej jak potrafił. Wiedział, że teraz traci najważniejszą część samego siebie. Przez swoje głupie, samcze popędy może utracić jedną z najważniejszych osób w jego życiu. Elektra była niczym dobry duch, który przeprowadzał go przez kolejne ciężkie lata w Durmstrangu. Nie mógł jej teraz stracić. Po prostu nie mógł. Była jego Iskierką - tylko ona! Gdy zobaczył smutek w jej oczach, połączony z gniewem i obrzydzeniem… coś w nim pękło. Znienawidził samego siebie, bo wiedział, że utracił coś bardzo cennego. Jej zaufanie.
Biegł na złamanie karku nie przejmując się tym, że zaliczył glebę w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, co sprawiło, że rozwalił sobie łuk brwiowy. Nie przejmował się narastającym bólem i lecącą krwią. Podniósł się i biegł dalej kątem oka dostrzegając kawałek szaty, który zniknął za rogiem. Wiedział, że to ona. Powietrze aż było gęste z powodu jej emocji. Wybiegł na korytarz i teraz miał okazję dogonić dziewczynę. Gdy zbliżał się do niej, w jego głowie pojawił się obraz, gdy siedzieli razem w jakiejś knajpce niedaleko Durmstrangu, uśmiechali się do siebie, śmiali… Jason miał wrażenie, że to nie wróci. Całkowicie to pogrzebał i nie miał już nadziei.
Dopadł do niej, kładąc jej delikatnie dłoń na ramieniu i powoli dziewczynę hamował, aż w końcu zatrzymał i lekko przyparł do ściany będąc pewnym, że nigdzie już nie pobiegnie. Oddychał głęboko i szybko. Krew zalała mu prawie pół twarzy i zaczęła kapać na podłogę. Był przygotowany na docinki typu „Co, nowa dziewczyna Ci w ten sposób podziękowała?” lub „Jesteś masochistą? Podnieca Cię to?”. Nie dbał o to. Zaczął, gdy tylko złapał oddech. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.
- Nawaliłem… - szepnął, przełykając ślinę. Zamknął ją w swoich ramionach niczym w klatce, choć Elektra wiedziała, że zawsze mogła się z niej uwolnić. Chłopak jej nie ograniczał w żaden sposób i nie chciał tego robić. -Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie…
Po tych słowach uwolnił ją z niematerialnej „klatki” swych ramion i oparł się o przeciwległą ścianę, bardziej ze zmęczenia niż z narastającego wstydu. Kontynuował, bojąc się spojrzeć w jej oczy.
- Przepraszam, że jestem taką świnią… - szepnął, wzdychając ciężko. Nie liczył na to, że nawet się do niego odezwie. Bardziej był przekonany, że po prostu go zostawi, a wtedy… rozedrze go duchowo na pół.
Biegł na złamanie karku nie przejmując się tym, że zaliczył glebę w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, co sprawiło, że rozwalił sobie łuk brwiowy. Nie przejmował się narastającym bólem i lecącą krwią. Podniósł się i biegł dalej kątem oka dostrzegając kawałek szaty, który zniknął za rogiem. Wiedział, że to ona. Powietrze aż było gęste z powodu jej emocji. Wybiegł na korytarz i teraz miał okazję dogonić dziewczynę. Gdy zbliżał się do niej, w jego głowie pojawił się obraz, gdy siedzieli razem w jakiejś knajpce niedaleko Durmstrangu, uśmiechali się do siebie, śmiali… Jason miał wrażenie, że to nie wróci. Całkowicie to pogrzebał i nie miał już nadziei.
Dopadł do niej, kładąc jej delikatnie dłoń na ramieniu i powoli dziewczynę hamował, aż w końcu zatrzymał i lekko przyparł do ściany będąc pewnym, że nigdzie już nie pobiegnie. Oddychał głęboko i szybko. Krew zalała mu prawie pół twarzy i zaczęła kapać na podłogę. Był przygotowany na docinki typu „Co, nowa dziewczyna Ci w ten sposób podziękowała?” lub „Jesteś masochistą? Podnieca Cię to?”. Nie dbał o to. Zaczął, gdy tylko złapał oddech. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.
- Nawaliłem… - szepnął, przełykając ślinę. Zamknął ją w swoich ramionach niczym w klatce, choć Elektra wiedziała, że zawsze mogła się z niej uwolnić. Chłopak jej nie ograniczał w żaden sposób i nie chciał tego robić. -Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie…
Po tych słowach uwolnił ją z niematerialnej „klatki” swych ramion i oparł się o przeciwległą ścianę, bardziej ze zmęczenia niż z narastającego wstydu. Kontynuował, bojąc się spojrzeć w jej oczy.
- Przepraszam, że jestem taką świnią… - szepnął, wzdychając ciężko. Nie liczył na to, że nawet się do niego odezwie. Bardziej był przekonany, że po prostu go zostawi, a wtedy… rozedrze go duchowo na pół.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Nie wiedziała gdzie teraz pobiegnie, nie wiedziała co teraz zrobi, ważne żeby była sama i żeby Jason jej nie znalazł. Miała nadzieję, że chłopak najpierw skończy to co zaczął a później ewentualnie będzie chciał wyjaśniać wszystko. Jednak ten pobiegł od razu za nią, słyszała go. Słyszała jak przeklął i gówno ją to obchodziło co było powodem. Miała go dzisiaj głęboko gdzieś.
Niestety kiedy szybko pokonywała kolejne metry korytarza coś a raczej ktoś ją zatrzymał i obrócił przyciskając do ściany, a ona tylko z zaciśniętymi w cienką linię wargami patrzyła na swojego napastnika już trzymając dłoń na kieszeni i wyciągając z niej różdżkę. Typowy odruch obronny ucznia Durmstrangu - "miej zawsze różdżkę w gotowości".
Nie odzywała się przez chwilę tylko patrzyła na jego zakrwawioną twarz próbując połączyć wszystko w całość.
- Jej chłoptaś dał ci w ryj? I dobrze - warknęła ściskając magiczny patyk w dłoni a to, że była przez niego ograniczona ramionami wcale nie przypadło jej do gustu, dlatego też szybkim ruchem wyswobodziła się stając obok z rękami założonymi pod piersiami. Rozczarował ją i on o tym wiedział. Elektra ceniła sobie obietnice, nie tolerowała gdy ktoś nie pojawiał się na spotkaniach chyba, że wcześniej się usprawiedliwił. Snakebow najzwyczajniej w świecie ją olał.
- Jak nie masz to po co biegłeś. Trzeba było skończyć to co zacząłeś - znów jej głos przepełniony był gniewem. Jak on w ogóle mógł coś takiego robić?! I to w szkole?!
- Zhańbiłeś imię szkoły. Nie tak Durmstrang Cię wychował. Jesteś słaby i uległy. Widzisz krótką spódniczkę tych... tych... i już wszelka siła, którą cenimy najbardziej ulotniła się... ot tak. To żałosne - mówiła z przymrużonymi oczyma po szwedzku, bo tak wypadało w tym momencie. - A mną się nie przejmuj. Lepiej idź do tej twojej ślizgonki. Podobno świetnie potrafią zrobić z was mężczyzn. Jeśli w ogóle wiesz o czym mówię - dodała i odwróciła wzrok gdzieś w bok. Dosyć miała patrzenia na niego. Dosyć miała tego widoku. Skupiła swój wzrok na kroplach krwi rozlanych po posadzce. Karma, co?
Niestety kiedy szybko pokonywała kolejne metry korytarza coś a raczej ktoś ją zatrzymał i obrócił przyciskając do ściany, a ona tylko z zaciśniętymi w cienką linię wargami patrzyła na swojego napastnika już trzymając dłoń na kieszeni i wyciągając z niej różdżkę. Typowy odruch obronny ucznia Durmstrangu - "miej zawsze różdżkę w gotowości".
Nie odzywała się przez chwilę tylko patrzyła na jego zakrwawioną twarz próbując połączyć wszystko w całość.
- Jej chłoptaś dał ci w ryj? I dobrze - warknęła ściskając magiczny patyk w dłoni a to, że była przez niego ograniczona ramionami wcale nie przypadło jej do gustu, dlatego też szybkim ruchem wyswobodziła się stając obok z rękami założonymi pod piersiami. Rozczarował ją i on o tym wiedział. Elektra ceniła sobie obietnice, nie tolerowała gdy ktoś nie pojawiał się na spotkaniach chyba, że wcześniej się usprawiedliwił. Snakebow najzwyczajniej w świecie ją olał.
- Jak nie masz to po co biegłeś. Trzeba było skończyć to co zacząłeś - znów jej głos przepełniony był gniewem. Jak on w ogóle mógł coś takiego robić?! I to w szkole?!
- Zhańbiłeś imię szkoły. Nie tak Durmstrang Cię wychował. Jesteś słaby i uległy. Widzisz krótką spódniczkę tych... tych... i już wszelka siła, którą cenimy najbardziej ulotniła się... ot tak. To żałosne - mówiła z przymrużonymi oczyma po szwedzku, bo tak wypadało w tym momencie. - A mną się nie przejmuj. Lepiej idź do tej twojej ślizgonki. Podobno świetnie potrafią zrobić z was mężczyzn. Jeśli w ogóle wiesz o czym mówię - dodała i odwróciła wzrok gdzieś w bok. Dosyć miała patrzenia na niego. Dosyć miała tego widoku. Skupiła swój wzrok na kroplach krwi rozlanych po posadzce. Karma, co?
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Korytarz
Stał oparty o ścianę na korytarzu, patrząc na stojącą w bojowej pozie Elektrę. Co się dziwić, zalazł dziewczynie za skórę i to porządnie. Jason znał ją nie od dziś i wiedział, że totalnie się u niej pogrążył. Dał ciała, nie przychodząc do klasy eliksirów, by poświęcić jej czas. Tak się jej odwdzięczył za te sześć lat w Durmstrangu. Ona, mała blond włosa Elektra, prowadziła go za rączkę przez ciemne korytarze, pokazywała jak się bronić, pokazała mu jak przetrwać. A on? Szkoda słów.
Zżerał go wstyd, nie miał nic na swoje usprawiedliwienie, nie miał jak się bronić przed jej atakami, wymierzonymi wprost w jego serce. Gdyby tylko jednak Elektra wiedziała, że owe serce nie bije już od paru miesięcy, a jej najlepszy przyjaciel jest tym, na co ona sama przyrzekła polować i wytępić całkowicie. Ale to nie był czas na wyjawienie jej prawdy. Ciemnobrązowe tęczówki Jasona spojrzały na różdżkę skierowaną w jego stronę, a potem przeniosły się na jej twarz, tak kipiącą ze złości. Krew przestała lecieć obficie z rozwalonego łuku brwiowego, na szczęście rana, która zrosła się dosyć szybko z powodu wampirzej regeneracji, nadal była przykryta strupem, co nie wystawiało go na aż tak wielkie podejrzenie jego prawdziwej, mrocznej natury.
Jej chłoptaś dał ci w ryj? I dobrze…
Po jej słowach, wściekł się. Z naprzeciwka ruszył ku niej, uderzając dłońmi w kamienną ścianę, pod którą stała. Jego źrenice rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów.
- Spadłem ze schodów… biegnąc za Tobą… to chyba o czymś świadczy nie?- warknął, a jego głos nie był już taki ciepły jak zazwyczaj. Był lodowaty. Jason po chwili pożałował, że tak drastycznie zmniejszył odległość między nimi. Jej zapach, przypominający plaster miodu zanurzony w cytrusowej nucie uderzył mu w nozdrza, co sprawiło, że siłą rzeczy odsunął się od niej, jakby się jej bał. Prawda była jednak taka, że ostatnio żywił się poprzedniego dnia w nocy jakąś łanią w Zakazanym Lesie, co jednak nie zaspokoiło jego głodu, nie pożywiło Bestii, która tylko czyhała, by przejąć nad nim kontrolę w najmniej odpowiednim momencie. Zasłonił więc powoli zarówno nos jak i usta dłonią, jakby chciał zapobiec przedostaniu się jej kuszącemu zapachowi głębiej w jego nozdrza. Gdy powiedziała o hańbie, jaką nałożył na Durmstrang swoim zachowaniem… zaśmiał się. Był to pusty śmiech, pozbawiony jakiejkolwiek radości. Pokręcił głową z niemałym niedowierzaniem. Odezwał się po chwili.
- Słaby i uległy? - zapytał z ironią w głosie. - Nie powiem kto ślini się na widok niektórych z tej szkoły… tak, Elektra, ja też Cię obserwuję… i zabolało mnie to… wypominasz mi rzeczy, które sama robisz… mówisz mi o mojej ślizgonce, tak, do cholery, kocham ją…
Syknął wręcz, spuszczając głowę i próbując się opanować.
- Ciebie kocham jak siostrę… i zawsze będę, niezależnie od tego, jak bardzo mnie znienawidzisz… - chciał jeszcze coś dodać, ale ugryzł się w język. Świat jakby zwolnił, a Jason powoli wyczuwał tylko bijące w jej szyi tętno. Z każdą sekundą coraz bardziej go to przyciągało. Resztkami sił tylko zdołał się odezwać. Jego głos był znowu inny, jakby z czymś się zmagał.
- Powinnaś już iść… - gdy podniósł wzrok, w jego oczach można było dostrzec strach. Elektra znała go wystarczająco dobrze. Nie bał się o siebie…. bał się o nią.
Nie wytrzymując już, bez słowa odwrócił się i pobiegł w tylko mu znanym kierunku.
Zżerał go wstyd, nie miał nic na swoje usprawiedliwienie, nie miał jak się bronić przed jej atakami, wymierzonymi wprost w jego serce. Gdyby tylko jednak Elektra wiedziała, że owe serce nie bije już od paru miesięcy, a jej najlepszy przyjaciel jest tym, na co ona sama przyrzekła polować i wytępić całkowicie. Ale to nie był czas na wyjawienie jej prawdy. Ciemnobrązowe tęczówki Jasona spojrzały na różdżkę skierowaną w jego stronę, a potem przeniosły się na jej twarz, tak kipiącą ze złości. Krew przestała lecieć obficie z rozwalonego łuku brwiowego, na szczęście rana, która zrosła się dosyć szybko z powodu wampirzej regeneracji, nadal była przykryta strupem, co nie wystawiało go na aż tak wielkie podejrzenie jego prawdziwej, mrocznej natury.
Jej chłoptaś dał ci w ryj? I dobrze…
Po jej słowach, wściekł się. Z naprzeciwka ruszył ku niej, uderzając dłońmi w kamienną ścianę, pod którą stała. Jego źrenice rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów.
- Spadłem ze schodów… biegnąc za Tobą… to chyba o czymś świadczy nie?- warknął, a jego głos nie był już taki ciepły jak zazwyczaj. Był lodowaty. Jason po chwili pożałował, że tak drastycznie zmniejszył odległość między nimi. Jej zapach, przypominający plaster miodu zanurzony w cytrusowej nucie uderzył mu w nozdrza, co sprawiło, że siłą rzeczy odsunął się od niej, jakby się jej bał. Prawda była jednak taka, że ostatnio żywił się poprzedniego dnia w nocy jakąś łanią w Zakazanym Lesie, co jednak nie zaspokoiło jego głodu, nie pożywiło Bestii, która tylko czyhała, by przejąć nad nim kontrolę w najmniej odpowiednim momencie. Zasłonił więc powoli zarówno nos jak i usta dłonią, jakby chciał zapobiec przedostaniu się jej kuszącemu zapachowi głębiej w jego nozdrza. Gdy powiedziała o hańbie, jaką nałożył na Durmstrang swoim zachowaniem… zaśmiał się. Był to pusty śmiech, pozbawiony jakiejkolwiek radości. Pokręcił głową z niemałym niedowierzaniem. Odezwał się po chwili.
- Słaby i uległy? - zapytał z ironią w głosie. - Nie powiem kto ślini się na widok niektórych z tej szkoły… tak, Elektra, ja też Cię obserwuję… i zabolało mnie to… wypominasz mi rzeczy, które sama robisz… mówisz mi o mojej ślizgonce, tak, do cholery, kocham ją…
Syknął wręcz, spuszczając głowę i próbując się opanować.
- Ciebie kocham jak siostrę… i zawsze będę, niezależnie od tego, jak bardzo mnie znienawidzisz… - chciał jeszcze coś dodać, ale ugryzł się w język. Świat jakby zwolnił, a Jason powoli wyczuwał tylko bijące w jej szyi tętno. Z każdą sekundą coraz bardziej go to przyciągało. Resztkami sił tylko zdołał się odezwać. Jego głos był znowu inny, jakby z czymś się zmagał.
- Powinnaś już iść… - gdy podniósł wzrok, w jego oczach można było dostrzec strach. Elektra znała go wystarczająco dobrze. Nie bał się o siebie…. bał się o nią.
Nie wytrzymując już, bez słowa odwrócił się i pobiegł w tylko mu znanym kierunku.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Zamek powoli zapadał w sen. Lekcje zakończono, kolację zjedzono a biblioteka powoli pustoszała żegnając ostatnich uczniów.
W podziemiach zamku, gdzie jak zwykle było cicho i chłodno niewielki ruch rozproszył panujący tu spokój. Stukot obcasów o kamienna posadzkę zdradzał czyjąś obecność. W stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów zmierzał długowłosy blondyn z naręczem książek.
Fraser kierował się w stronę Ślizgońskiej części Lochów. Niedawno jeszcze siedział w bibliotece pisząc esej na lekcję transmutacji.
W podziemiach zamku, gdzie jak zwykle było cicho i chłodno niewielki ruch rozproszył panujący tu spokój. Stukot obcasów o kamienna posadzkę zdradzał czyjąś obecność. W stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów zmierzał długowłosy blondyn z naręczem książek.
Fraser kierował się w stronę Ślizgońskiej części Lochów. Niedawno jeszcze siedział w bibliotece pisząc esej na lekcję transmutacji.
Re: Korytarz
Jedna z podłużnych, mocno zdobionych ram pustego obrazu rozchyliła się cicho. Ukryte przejście, całkiem użyteczne, kiedy grubo po ciszy nocnej należy przejść przez kilka pięter szkoły... Z czeluści za portretem wynurzył się zakapturzony siedemnastolatek. Zasunął skrytkę butem i rozejrzał się wokół czujnie. Szare oczy momentalnie zawiesiły się na znajomej, cokolwiek z korytarzy szkolnych, twarzy.
- Fraser. - rzucił obojętnie, dając do zrozumienia, że odnotował obecność Ślizgona. Już jakiś czas temu zaczął mu się bacznie przyglądać. Intrygował go fakt, że Szkot zawsze pojawia się w dziwnych, losowych miejscach i nikt dokładnie nie wie skąd przyszedł i ile już tam siedzi... Całkiem użyteczna umiejętność. Znikądkowość...
Raffles zsunął kaptur z poczochranych włosów i powoli ruszył ku ślepego zaułka, który w istocie kończył się zdematerializowanym wejściem do salonu wspólnego.
Pobieżnie zerknął na trzymane przez Nevana tomiszcza.
- Nocna nauka? Znalazłbym ci lepsze zajęcia.
- Fraser. - rzucił obojętnie, dając do zrozumienia, że odnotował obecność Ślizgona. Już jakiś czas temu zaczął mu się bacznie przyglądać. Intrygował go fakt, że Szkot zawsze pojawia się w dziwnych, losowych miejscach i nikt dokładnie nie wie skąd przyszedł i ile już tam siedzi... Całkiem użyteczna umiejętność. Znikądkowość...
Raffles zsunął kaptur z poczochranych włosów i powoli ruszył ku ślepego zaułka, który w istocie kończył się zdematerializowanym wejściem do salonu wspólnego.
Pobieżnie zerknął na trzymane przez Nevana tomiszcza.
- Nocna nauka? Znalazłbym ci lepsze zajęcia.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Słysząc ruch przed sobą chłopak się zatrzymał i zrobił krok w stronę ściany. Akurat zatrzymał się w miejscu, gdzie światło dwóch sąsiednich lamp zanikało. Obserwował postać przed sobą uważnie.
Lecz po chwili, gdy padło jego nazwisko rozpoznał głos. Wychylił się z cienia. Przez chwilę jego twarz wydawała się jakby zamazana, jakby była stopiona. Zapewne było to efektem niestabilnego światła lamp i otaczających cieni.
- Raffles. - Odpowiedział równie bez entuzjazmu. Ruszył z miejsca równając się z Peterem i razem z nim skierował się w stronę zaułka.
- Hmm? - Mruknął pytająco na sugestię Rafflesa. Spojrzał w stronę starszego chłopaka nieco ściągając brwi. Co też takiego Peter mógłby mu polecić?
Lecz po chwili, gdy padło jego nazwisko rozpoznał głos. Wychylił się z cienia. Przez chwilę jego twarz wydawała się jakby zamazana, jakby była stopiona. Zapewne było to efektem niestabilnego światła lamp i otaczających cieni.
- Raffles. - Odpowiedział równie bez entuzjazmu. Ruszył z miejsca równając się z Peterem i razem z nim skierował się w stronę zaułka.
- Hmm? - Mruknął pytająco na sugestię Rafflesa. Spojrzał w stronę starszego chłopaka nieco ściągając brwi. Co też takiego Peter mógłby mu polecić?
Re: Korytarz
Zmarszczył brwi, zapatrując się na Frasera odrobinę za długo. Musiał być zmęczony, bowiem wzrok zaczynał płatać mu figle - szóstoroczny przez chwilę wyglądał jakby jego twarz uległa nieznacznej deformacji. Raffles zamrugał i świat wrócił do normy. Pozostało jedyne dziwne mrowienie w okolicy karku.
Szkot wyraźnie zainteresował się jego luźno rzuconą aluzją do nocnych wypraw. Peter uśmiechnął się wilczo i przeciągnął niedbale, uważając na schowaną w rękawie szaty różdżkę.
- No. Tak pomiędzy esejem z transmutacji a wypracowaniem z eliksirów mógłbyś mi się przydać w paru miejscach.
Sypał niedoprecyzowanymi zdaniami, starając się wyczuć, jak bardzo jasnowłosy jest zainteresowany. W końcu Brandon ponownie zaginął w akcji, toteż potrzebował zwerbować nowe, świeże umysły w swe szeregi... Na liście rzeczy do zrobienia wciąż pozostawała kusząca perspektywa eksploracji szkolnych podwalin. Wypadałoby w końcu się tam wybrać. Może... jak wszyscy wyjadą na święta?
Szkot wyraźnie zainteresował się jego luźno rzuconą aluzją do nocnych wypraw. Peter uśmiechnął się wilczo i przeciągnął niedbale, uważając na schowaną w rękawie szaty różdżkę.
- No. Tak pomiędzy esejem z transmutacji a wypracowaniem z eliksirów mógłbyś mi się przydać w paru miejscach.
Sypał niedoprecyzowanymi zdaniami, starając się wyczuć, jak bardzo jasnowłosy jest zainteresowany. W końcu Brandon ponownie zaginął w akcji, toteż potrzebował zwerbować nowe, świeże umysły w swe szeregi... Na liście rzeczy do zrobienia wciąż pozostawała kusząca perspektywa eksploracji szkolnych podwalin. Wypadałoby w końcu się tam wybrać. Może... jak wszyscy wyjadą na święta?
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Nie dał po sobie nic poznać, że coś niepokojącego się z jego obliczem działo. Lekko jedynie uniósł brew widząc, że Raffles się zagapił na niego. Uczeń - duch uniósł rozbawiony kąciki ust uśmiechając się dość enigmatycznie.
Przekrzywił głowę słuchając Petera. Nieco mu to się nie podobało, tak zwykli mówić ci, którzy szukają albo kozłów ofiarnych, albo wyręczycieli.
Zmarszczył brwi posyłając Rafflesowi dość wyraźne, wątpliwe spojrzenie.
- O co chodzi? - Rzucił konkretnie, nie bawiąc się obchodzenie tematu. Wyczuł, że Raffles go podpuszcza, zatem postanowił nie dać mu tej satysfakcji i nie merdać ogonem z radości, gdyż legenda ślizgońskiej łobuzernii zwróciła na niego uwagę.
- Możesz darować sobie oczarowywanie. - Rozciągnął usta w zadziornym uśmiechu. Widać, że naobserwował się wystarczająco dużo by wiedzieć jak Raffles niektórych traktuje w Pokoju Wspólnym, a zwłaszcza tych, którzy próbowali mu nadskakiwać. On sam sobie wolał tego oszczędzić.
Przy czym Ślizgon musiał wyczuć, że Raffles się nim zainteresował, fakt, że ten zapamiętał jego nazwisko oraz to, że Peter sam rozpoczął temat było dla Nevana wystarczającym dowodem na to, że nie musiał zbytnio się prosić o dołączenie do teamu.
Przekrzywił głowę słuchając Petera. Nieco mu to się nie podobało, tak zwykli mówić ci, którzy szukają albo kozłów ofiarnych, albo wyręczycieli.
Zmarszczył brwi posyłając Rafflesowi dość wyraźne, wątpliwe spojrzenie.
- O co chodzi? - Rzucił konkretnie, nie bawiąc się obchodzenie tematu. Wyczuł, że Raffles go podpuszcza, zatem postanowił nie dać mu tej satysfakcji i nie merdać ogonem z radości, gdyż legenda ślizgońskiej łobuzernii zwróciła na niego uwagę.
- Możesz darować sobie oczarowywanie. - Rozciągnął usta w zadziornym uśmiechu. Widać, że naobserwował się wystarczająco dużo by wiedzieć jak Raffles niektórych traktuje w Pokoju Wspólnym, a zwłaszcza tych, którzy próbowali mu nadskakiwać. On sam sobie wolał tego oszczędzić.
Przy czym Ślizgon musiał wyczuć, że Raffles się nim zainteresował, fakt, że ten zapamiętał jego nazwisko oraz to, że Peter sam rozpoczął temat było dla Nevana wystarczającym dowodem na to, że nie musiał zbytnio się prosić o dołączenie do teamu.
Re: Korytarz
Blondas był przebiegły, nie dał się zwodzić podszeptom i półsłówkom. W porządku, pierwsze badanie gruntu przyniosło pozytywne rezultaty, Fraser zdawał się być asertywny i mało podatny na manipulację. Może jednak za mało podatny? W końcu bywało i tak, że ślizgońska banda wymagała twardego przewodnictwa i podporządkowania, jeśli wszystko miało działać wzorcowo i według planu...
- Mamy w tej szkole większych speców od oczarowywania. Ja raczej nie plasuję się zbyt wysoko. Mój urok osobisty dawno skapitulował i postanowił się wynieść. - odparł Raffles neutralnie, wsuwając dłonie do kieszeni. Miał chyba jakiś lepszy dzień, przynajmniej w porównaniu do ich ostatniego spotkania w Pokoju Wspólnym, gdzie pod różdżkę Petera wlazł Sneddon...
- Po prostu odnoszę wrażenie, że się marnujesz. Ot, zawieszony między nauką a potokiem plotek. Wydawało mi się jakiś czas temu, że jesteś trochę ambitniejszy. - Odpowiedział, przyglądając się wymyślnemu gobelinowi otulającemu zimną ścianę lochu. Tak, można powiedzieć, że Raffles był dziś w przyzwoitym humorze.
- Mamy w tej szkole większych speców od oczarowywania. Ja raczej nie plasuję się zbyt wysoko. Mój urok osobisty dawno skapitulował i postanowił się wynieść. - odparł Raffles neutralnie, wsuwając dłonie do kieszeni. Miał chyba jakiś lepszy dzień, przynajmniej w porównaniu do ich ostatniego spotkania w Pokoju Wspólnym, gdzie pod różdżkę Petera wlazł Sneddon...
- Po prostu odnoszę wrażenie, że się marnujesz. Ot, zawieszony między nauką a potokiem plotek. Wydawało mi się jakiś czas temu, że jesteś trochę ambitniejszy. - Odpowiedział, przyglądając się wymyślnemu gobelinowi otulającemu zimną ścianę lochu. Tak, można powiedzieć, że Raffles był dziś w przyzwoitym humorze.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Od tej strony jednak Raffles nie mógł określić dokładnie jak Fraser zachowuje się pod czyimś przewodnictwem. Poza jednym wyjątkiem, boiskiem. O ile Peter bywał na meczach Ślizgonów mógł zauważyć, że młodszy Ślizgon mimo swojego zdystansowania towarzyskiego dobrze współpracował z innymi na boisku. Jako ścigający musiał zgrywać się z pozostałymi dwoma towarzyszami i nigdy nie zdarzyło się by Fraser wyskakiwał do przodu starając się gwiazdorzyć z kaflem pod pachą.
- Co prawda, to prawda. - Zgodził się z Peterem. Znał zdecydowanie zbyt wielu osobników, którzy mieli zdolność oczarowywania własną charyzmą we krwi.
Spojrzał w stronę starszego Ślizgona zaciekawiony. Marnował się? A to ciekawe. A może jednak i nie? Raffles nie mógł mieć pewności.A Nevan nie miał zamiaru mu pomagać zbytnio. Jakiś czas temu jego domino ułożyło się z zadowalającym efektem. Udało mu się zaszczepić w głowie Petera idee zemsty.
- I postanowiłeś coś z tym zrobić? - Mruknął w odpowiedzi na wątpliwości odnośnie jego ambicji. - Zatem słucham. Nie mam dziś natchnienia na nocną naukę.
Zauważył, że Peter przemilczał odpowiedź na jego pytanie. Natomiast wychwycił, że teraz od jego podejścia zależy, czy będzie miał okazje poznać pomysł Rafflesa. Zatem postanowił wyraźnie dać znać, że jest tym zainteresowany.
- Co prawda, to prawda. - Zgodził się z Peterem. Znał zdecydowanie zbyt wielu osobników, którzy mieli zdolność oczarowywania własną charyzmą we krwi.
Spojrzał w stronę starszego Ślizgona zaciekawiony. Marnował się? A to ciekawe. A może jednak i nie? Raffles nie mógł mieć pewności.A Nevan nie miał zamiaru mu pomagać zbytnio. Jakiś czas temu jego domino ułożyło się z zadowalającym efektem. Udało mu się zaszczepić w głowie Petera idee zemsty.
- I postanowiłeś coś z tym zrobić? - Mruknął w odpowiedzi na wątpliwości odnośnie jego ambicji. - Zatem słucham. Nie mam dziś natchnienia na nocną naukę.
Zauważył, że Peter przemilczał odpowiedź na jego pytanie. Natomiast wychwycił, że teraz od jego podejścia zależy, czy będzie miał okazje poznać pomysł Rafflesa. Zatem postanowił wyraźnie dać znać, że jest tym zainteresowany.
Re: Korytarz
Jak się okazuje, z boiskowych obserwacji można wyciągnąć bardzo wiele intrygujących wniosków. Szkoda, że Raffles był tak żałośnie nieczuły na zbiorową, fantatyczną, quidditchową egzaltację. Od donoszenia na temat tego, co dzieje się na boisku miał odpowiednich ludzi. Szkoda było mu czasu na obserwowanie najbardziej pozerskiej gry magicznego świata...
Toteż umknęły mu wszelkie niuanse na temat zgrania ślizgońskiej trójcy kaflowej i wszelki wkład Frasera.
- Może. - odpowiedział Nevanowi i uchylił się przed patrolującym korytarz Krawym Baronem. Wieczór nie był przesadnie ciepły, a dotknięcie ducha porównywalne było do baaardzo zimnego prysznica. Skinął duchowi-rezydentowi głową, w końcu był swoistym, ślizgońskim mentorem i tylko uczniów tego domu traktował inaczej, niż przemykające kątami szczury.
- Wydaje mi się, że nieźle wychodzi ci pojawianie się w najmniej spodziewanych miejscach. A potrzebuję takiego pojawienia się. W ryzykownym miejscu. - Odwrócił głowę od gobelinu i posłał Fraserowi taksujące spojrzenie, jakby oceniał, czy Szkot w ogóle nadaje się na zadanie, w którym sporo można zaryzykować...
- Podejrzewam, że takiego teoretycznego delikwenta mogliby zawiesić w prawach ucznia, gdyby ktokolwiek się zorientował. - Dodał tonem profesora dyskutującego na konferencji naukowej, poruszającego jedynie czysto hipotetyczne, zupełnie nie dające się przełożyć na praktykę kwestie. Sprawdzał, czy Szkot nie ucieknie z podkulonym ogonem.
Toteż umknęły mu wszelkie niuanse na temat zgrania ślizgońskiej trójcy kaflowej i wszelki wkład Frasera.
- Może. - odpowiedział Nevanowi i uchylił się przed patrolującym korytarz Krawym Baronem. Wieczór nie był przesadnie ciepły, a dotknięcie ducha porównywalne było do baaardzo zimnego prysznica. Skinął duchowi-rezydentowi głową, w końcu był swoistym, ślizgońskim mentorem i tylko uczniów tego domu traktował inaczej, niż przemykające kątami szczury.
- Wydaje mi się, że nieźle wychodzi ci pojawianie się w najmniej spodziewanych miejscach. A potrzebuję takiego pojawienia się. W ryzykownym miejscu. - Odwrócił głowę od gobelinu i posłał Fraserowi taksujące spojrzenie, jakby oceniał, czy Szkot w ogóle nadaje się na zadanie, w którym sporo można zaryzykować...
- Podejrzewam, że takiego teoretycznego delikwenta mogliby zawiesić w prawach ucznia, gdyby ktokolwiek się zorientował. - Dodał tonem profesora dyskutującego na konferencji naukowej, poruszającego jedynie czysto hipotetyczne, zupełnie nie dające się przełożyć na praktykę kwestie. Sprawdzał, czy Szkot nie ucieknie z podkulonym ogonem.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Zawiesił wzrok na frunącym Krwawym Baronie, również skinął mu głową. Usunął się na chwilę z toru jego lotu, by nie zostać uraczonym przeszywającym chłodem jaki powoduje zetknięcie ciała z materią ducha. W Lochach było wystarczająco chłodno by się do tego przyzwyczaić z czasem, gdyż przez większość roku temperatura tutaj się nie zmieniała.
Słysząc słowa Rafflesa spojrzał na niego. Lecz niestety nie uśmiechnął się triumfalnie, czy nie westchnął teatralnie jak większość utalentowanych, których zdolności dostrzeżono i doceniono.
- Umiem wtapiać się w otoczenie, tak że ktoś się na mnie patrzy a i tak mnie nie widzi. Ale to wciąż nie jest znikanie, Peter. – Wyjaśnił pobieżnie swój fenomen. Co mogło dać do myślenia Rafflesowi, kiedy to się mogło tak zdarzyć, że Szkot przesiadywał w pokoju a nikt go nie zauważał, nawet w momentach, gdy ktoś myślał, że na pewno on jest w innym miejscu. - Lecz fakt, to może tak wyglądać, że się zjawiam niespodziewanie.
Słysząc ton jakim Raffles wypowiedział swoje ostrzeżenie opierając się o punkt regulaminu, Nevan delikatnie, ledwo widocznie uniósł kąciki ust w nikłym uśmiechu.
- Zależy kogo złapią, a jak mnie złapią, to nie koniecznie będą wiedzieli, że to ja. Gdyż będą przekonani, że to ktoś inny. – Posłał Rafflesowi tajemnicze spojrzenie. Nikt może o tym nie wiedział, lecz Nevan wcale taki grzeczny nie był na jakiego wyglądał. Wielokrotnie przemierzał nocami korytarze w bezsenne noce, a nawet portrety, które przypadkiem zbudził, nie były pewne kogo tak rzeczywiście zobaczyły. Tak też nie przestraszył się straszenia Rafflesa. Jeśli Peter ma zamiar go wciągnąć w jakiś wypad z jego grupą, Nevan miał dzięki temu większe szanse, niżby się wydawało, by wyśliznąć się z kłopotów.
- Do czego potrzebujesz kogoś takiego jak ja? Gdzie?
Słysząc słowa Rafflesa spojrzał na niego. Lecz niestety nie uśmiechnął się triumfalnie, czy nie westchnął teatralnie jak większość utalentowanych, których zdolności dostrzeżono i doceniono.
- Umiem wtapiać się w otoczenie, tak że ktoś się na mnie patrzy a i tak mnie nie widzi. Ale to wciąż nie jest znikanie, Peter. – Wyjaśnił pobieżnie swój fenomen. Co mogło dać do myślenia Rafflesowi, kiedy to się mogło tak zdarzyć, że Szkot przesiadywał w pokoju a nikt go nie zauważał, nawet w momentach, gdy ktoś myślał, że na pewno on jest w innym miejscu. - Lecz fakt, to może tak wyglądać, że się zjawiam niespodziewanie.
Słysząc ton jakim Raffles wypowiedział swoje ostrzeżenie opierając się o punkt regulaminu, Nevan delikatnie, ledwo widocznie uniósł kąciki ust w nikłym uśmiechu.
- Zależy kogo złapią, a jak mnie złapią, to nie koniecznie będą wiedzieli, że to ja. Gdyż będą przekonani, że to ktoś inny. – Posłał Rafflesowi tajemnicze spojrzenie. Nikt może o tym nie wiedział, lecz Nevan wcale taki grzeczny nie był na jakiego wyglądał. Wielokrotnie przemierzał nocami korytarze w bezsenne noce, a nawet portrety, które przypadkiem zbudził, nie były pewne kogo tak rzeczywiście zobaczyły. Tak też nie przestraszył się straszenia Rafflesa. Jeśli Peter ma zamiar go wciągnąć w jakiś wypad z jego grupą, Nevan miał dzięki temu większe szanse, niżby się wydawało, by wyśliznąć się z kłopotów.
- Do czego potrzebujesz kogoś takiego jak ja? Gdzie?
Re: Korytarz
- Znikać nie potrafił nawet Dumbledore. - odparł z pobłażliwym uśmieszkiem, odprowadzając perłowobiałego ducha wzrokiem. Gdy Krwawy Baron wtopił się w ścianę graniczącą z salą eliksirów, Raffles zatrzymał się i rozejrzał uważnie. Poruszył nadgarstkiem energicznie, wsuwając sobie różdżkę w dłoń. Wymierzył w oba końce korytarza po kolei.
- Muffliato. - syknął, przygotowując sobie grunt pod dalszą dyskusję. Nie lubił być podsłuchiwany. Tym dotkliwiej potrzebował jednej, konkretnej, doskonale zabezpieczonej kwatery...
Uniósł szare, chłodne spojrzenie na blondyna. Gdy Fraser mówił o swoich umiejętnościach, jakiekolwiek by one nie były, brzmiał zaskakująco pewnie. Z tyłu głowy herszta bandy pojawiła się jątrząca, kleista myśl...
- Bawisz się w zaklęcia maskujące, warzysz wielosokowy w niekontrolowanych ilościach? - spytał, jakby chcąc być pewnym, że rozważył najpierw prostsze opcje. Poza tym nie chciał dać się zwieść samym słowom. Potrzebował dowodów. Żelaznych i pewnych, świadczących, że nie pomylił się w ocenie tego chłopaka i w istocie mógłby mu się przydać...
- Do zabrania pewnej bardzo potrzebnej mi rzeczy. - Rozejrzał się wokół, nachylił do Frasera i dodał, zupełnym szeptem. - Z gabinetu dyrektora.
- Muffliato. - syknął, przygotowując sobie grunt pod dalszą dyskusję. Nie lubił być podsłuchiwany. Tym dotkliwiej potrzebował jednej, konkretnej, doskonale zabezpieczonej kwatery...
Uniósł szare, chłodne spojrzenie na blondyna. Gdy Fraser mówił o swoich umiejętnościach, jakiekolwiek by one nie były, brzmiał zaskakująco pewnie. Z tyłu głowy herszta bandy pojawiła się jątrząca, kleista myśl...
- Bawisz się w zaklęcia maskujące, warzysz wielosokowy w niekontrolowanych ilościach? - spytał, jakby chcąc być pewnym, że rozważył najpierw prostsze opcje. Poza tym nie chciał dać się zwieść samym słowom. Potrzebował dowodów. Żelaznych i pewnych, świadczących, że nie pomylił się w ocenie tego chłopaka i w istocie mógłby mu się przydać...
- Do zabrania pewnej bardzo potrzebnej mi rzeczy. - Rozejrzał się wokół, nachylił do Frasera i dodał, zupełnym szeptem. - Z gabinetu dyrektora.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Co fakt, to fakt. Teleportacja miała poniekąd swoje ograniczenia i była kontrolowana. Nie zwracał już uwagi na ducha, spoglądał w tej chwili na twarz Rafflesa zatrzymując się również. Widząc różdżkę w dłoni starszego Ślizgona lekko się wyprostował, gotów zapewne chwycić za swoje drewienko. Nie wiedział czego mógł się spodziewać po Rafflesie tutaj, gdy byli sam na sam w ciemnym korytarzu Lochów. Wolał być przygotowany.
Lecz nie on był celem. Słysząc zaklęcie nieco się rozluźnił, teraz co prawda nie musiał uważać na słowa, lecz na pewno by nie darował sobie, gdyby chlapnął cokolwiek za wiele niżby potrzeba.
Wzruszył ramionami, nie przecząc ani nie potwierdzając pytania Rafflesa. Po chwili jednak pokręcił głową nie odpowiadając póki co na zadane pytanie, widocznie wyczekiwał odpowiedniego momentu by uraczyć Petera odpowiedzią.
I taki też moment nadszedł, Peter nachylił się do niego tracąc w większości ogląd na twarz Ślizgona. Ten skinął głową, brzmiało poważnie. Gabinet Dyrektora to nie byle co. Ciekawe co też Raffles chciał stamtąd zwinąć. A przede wszystkim jak chciał tę rzecz utrzymać później we władaniu? Coś mu podpowiadało, że to blef.
- Nie bawię się. Zabawy są dla dzieci. – Odparł unosząc dłoń do ust i zaciskając ja w pieść. Chrząknął krótko. – Są jeszcze inne sposoby. Lecz nie wszyscy mają do nich dostęp.
Cofnął się o krok od Rafflesa unosząc na niego spojrzenie. Raffles w tej chwili spojrzał sam na siebie. Dosłownie! Jego najbardziej bezczelny, pełen samozadowolenia, ociekający satysfakcją uśmiech zaszczycił Petera w całej okazałości. Jakby nagle przed nim stanęło lustro. Jedynie oczy się nie zgadzały. Zamiast szarych Peterowych tęczówek jego odbicie miało ciemnoniebieskie spojrzenie.
Lecz nie on był celem. Słysząc zaklęcie nieco się rozluźnił, teraz co prawda nie musiał uważać na słowa, lecz na pewno by nie darował sobie, gdyby chlapnął cokolwiek za wiele niżby potrzeba.
Wzruszył ramionami, nie przecząc ani nie potwierdzając pytania Rafflesa. Po chwili jednak pokręcił głową nie odpowiadając póki co na zadane pytanie, widocznie wyczekiwał odpowiedniego momentu by uraczyć Petera odpowiedzią.
I taki też moment nadszedł, Peter nachylił się do niego tracąc w większości ogląd na twarz Ślizgona. Ten skinął głową, brzmiało poważnie. Gabinet Dyrektora to nie byle co. Ciekawe co też Raffles chciał stamtąd zwinąć. A przede wszystkim jak chciał tę rzecz utrzymać później we władaniu? Coś mu podpowiadało, że to blef.
- Nie bawię się. Zabawy są dla dzieci. – Odparł unosząc dłoń do ust i zaciskając ja w pieść. Chrząknął krótko. – Są jeszcze inne sposoby. Lecz nie wszyscy mają do nich dostęp.
Cofnął się o krok od Rafflesa unosząc na niego spojrzenie. Raffles w tej chwili spojrzał sam na siebie. Dosłownie! Jego najbardziej bezczelny, pełen samozadowolenia, ociekający satysfakcją uśmiech zaszczycił Petera w całej okazałości. Jakby nagle przed nim stanęło lustro. Jedynie oczy się nie zgadzały. Zamiast szarych Peterowych tęczówek jego odbicie miało ciemnoniebieskie spojrzenie.
Re: Korytarz
Kątem oka zauważył, a może bardziej wyczuł, jak Szkot wyraźnie sztywnieje, gdy wyciągnął różdżkę. Odrobinę go to rozbawiło, ale nie komentował. Uczniowie w szkole wiedzieli, że Raffles nie rzuca na wiatr ani słów, ani zaklęć. I że bywa dość porywczy. Cóż, przynajmniej dywersja na polu bitwy zaczynała się już w głowach jego przeciwników. Dawało to jakąś psychologiczną przewagę...
Spodobała mu się odpowiedź Frasera. Jeśli nie traktuje tego jako niewinnej zabawy, tym większa szansa, że będzie swoich umiejętności używał w niekoniecznie szlachetnych pobudkach. Co zrobić, że banda Rafflesa bawiła się raczej po drugiej stronie prawa... A przynajmniej szkolnego regulaminu.
Czujnie obserwował wędrówkę dłoni Nevana, jakby spodziewał się, że Szkot zada mu niespodziewany, niehonorowy, mugolski cios. Oczywiście, nic takiego się nie stało. Stało się wiele, wiele więcej...
Obserwował, zamarły, zafascynowany, pełen uznania.
Usta zwężone w żmijowym uśmiechu. Dawno nie strzyżone, rozczochrane, opadające na czoło włosy. Grube, uniesione kpiąco brwi. Kilka bladych piegów.
Raffles nieczęsto przeglądał się w zwierciadłach. Nie czuł takiej potrzeby, mało dbał o swój wygląd. Tym większe robiło to wrażenie...
- Inni nie mają dostępu. No tak. Pieprzony metamorfomag. - uśmiechnął się nikle, zaraz jednak usta wykrzywiły się nieznacznie. Było to cholernie imponujące, jednak... Ta obcość oczu Frasera w jego własnej twarzy stawiała go w jakimś dziwnym poczuciu zagrożenia. Jakby tracił nad czymś kontrolę, jakby coś wymykało mu się z władczych dłoni. Odchrząknął, pokręcił głową niedowierzająco.
- Z takim zapleczem... Powinieneś sobie poradzić. - Stwierdził krótko, wciąż nie mogąc oderwać oczu od swojej bezczelnej kopii.
- Nie rób tego więcej. Jeśli nie będę świadom. - Dodał cicho. Nie musiał używać grożącego tonu, nigdy nie musiał się do tego uciekać. Ludzie wiedzieli, że jeśli choć raz wyraził sprzeciw, drugi raz ostrzegał nie będzie. Wtedy różdżki jego i jego kompanów stawały się nadzwyczaj ochocze w działaniu...
- Nie pomyliłem się. - Dodał po namyśle. Do czego nawiązywał, to już Fraser sam się musiał domyślić. - A szczegóły przekażę ci w bardziej ustronnym miejscu.
Spodobała mu się odpowiedź Frasera. Jeśli nie traktuje tego jako niewinnej zabawy, tym większa szansa, że będzie swoich umiejętności używał w niekoniecznie szlachetnych pobudkach. Co zrobić, że banda Rafflesa bawiła się raczej po drugiej stronie prawa... A przynajmniej szkolnego regulaminu.
Czujnie obserwował wędrówkę dłoni Nevana, jakby spodziewał się, że Szkot zada mu niespodziewany, niehonorowy, mugolski cios. Oczywiście, nic takiego się nie stało. Stało się wiele, wiele więcej...
Obserwował, zamarły, zafascynowany, pełen uznania.
Usta zwężone w żmijowym uśmiechu. Dawno nie strzyżone, rozczochrane, opadające na czoło włosy. Grube, uniesione kpiąco brwi. Kilka bladych piegów.
Raffles nieczęsto przeglądał się w zwierciadłach. Nie czuł takiej potrzeby, mało dbał o swój wygląd. Tym większe robiło to wrażenie...
- Inni nie mają dostępu. No tak. Pieprzony metamorfomag. - uśmiechnął się nikle, zaraz jednak usta wykrzywiły się nieznacznie. Było to cholernie imponujące, jednak... Ta obcość oczu Frasera w jego własnej twarzy stawiała go w jakimś dziwnym poczuciu zagrożenia. Jakby tracił nad czymś kontrolę, jakby coś wymykało mu się z władczych dłoni. Odchrząknął, pokręcił głową niedowierzająco.
- Z takim zapleczem... Powinieneś sobie poradzić. - Stwierdził krótko, wciąż nie mogąc oderwać oczu od swojej bezczelnej kopii.
- Nie rób tego więcej. Jeśli nie będę świadom. - Dodał cicho. Nie musiał używać grożącego tonu, nigdy nie musiał się do tego uciekać. Ludzie wiedzieli, że jeśli choć raz wyraził sprzeciw, drugi raz ostrzegał nie będzie. Wtedy różdżki jego i jego kompanów stawały się nadzwyczaj ochocze w działaniu...
- Nie pomyliłem się. - Dodał po namyśle. Do czego nawiązywał, to już Fraser sam się musiał domyślić. - A szczegóły przekażę ci w bardziej ustronnym miejscu.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Gdyby nie ostatni incydent ze Sneddonem, Nevan by może tak nie reagował. Lecz wiedział już, ze rozjuszony Peter to niebezpieczny Peter. Wiedział również z jaką swobodą Raffles posługuje się zaklęciami i być może wiedział, że potrafi to robić bez słów.
Widząc zafascynowanie na twarzy Petera bezczelny uśmiech nie spełzł z usta kopii Rafflesa. Nevan miał sporo czasu by zapamiętać podstawowe szczegóły oblicza starszego kolegi. Poza twarzą nic się nie zmieniło. Ani wzrost czy postura, co dla Petera pewnie było to dość groteskowe i nieprzyjemne. I faktycznie tak było.
Nevan poczuł ukłucie zadowolenia, jakby przebiegły fortel udał się w stu procentach. Obserwując emocje Ślizgona widział wiele, widział, że też Peter staje się niepewny i zaskoczenie zaczyna go irytować.
Skwitował jego stwierdzenia kolejnym wrednym uśmieszkiem. Poniekąd lubił reakcje ludzi, gdy robił im coś takiego. Lecz nie robił tego tak po prostu. W Hogwarcie uczynił to dopiero drugi raz.
Westchnął cicho, powoli zaczął się odmieniać wracając do własnego wyglądu. Skrył twarz w dłoniach badając każdy centymetr swojego oblicza. Gdy się proces zakończył wyprostował się i odjął palce od twarzy. Jego cera była bledsza niż przed przemianą, Ślizgon nabierał powietrza sporymi haustami, lecz nie panicznie, mogło to wyglądać jakby się uspokajał.
Potaknął na słowa Rafflesa, wiedział doskonale, że nikt nie życzy sobie takich rzeczy. Nikt nie chciałby by ktoś go udawał i robił różne rzeczy w jego imieniu.
- Jeden warunek. – Odparł w końcu po pewnej chwili. Głos mu się nieco zmienił, był przytłumiony. – Nikt nie może się dowiedzieć. Twoja banda też nie. Tylko ty. Nie będę udawał ciebie jeśli tego nie będziesz chciał, ale to pozostanie pomiędzy nami. To efekt zaklęć i eliksirów. Po prostu.
W przeciwieństwie do pewnej grupy metamorfomagów Nevan wcale się nie chwalił swoimi zdolnościami. Ba. Nikt z jego klasy czy dormitorium o tym nie wiedział a tyle lat już tutaj jest. Nie chciał by się to rozeszło, a wiedział, że ludzie mają długie jęzory. W tej chwili ryzykował swoim spokojem, liczył jednak na to, że Raffles będzie wolał taki atut trzymać w tajemnicy, by móc jak najlepiej nim dysponować.
- W porządku. – Odparł przyciszonym głosem.
Widząc zafascynowanie na twarzy Petera bezczelny uśmiech nie spełzł z usta kopii Rafflesa. Nevan miał sporo czasu by zapamiętać podstawowe szczegóły oblicza starszego kolegi. Poza twarzą nic się nie zmieniło. Ani wzrost czy postura, co dla Petera pewnie było to dość groteskowe i nieprzyjemne. I faktycznie tak było.
Nevan poczuł ukłucie zadowolenia, jakby przebiegły fortel udał się w stu procentach. Obserwując emocje Ślizgona widział wiele, widział, że też Peter staje się niepewny i zaskoczenie zaczyna go irytować.
Skwitował jego stwierdzenia kolejnym wrednym uśmieszkiem. Poniekąd lubił reakcje ludzi, gdy robił im coś takiego. Lecz nie robił tego tak po prostu. W Hogwarcie uczynił to dopiero drugi raz.
Westchnął cicho, powoli zaczął się odmieniać wracając do własnego wyglądu. Skrył twarz w dłoniach badając każdy centymetr swojego oblicza. Gdy się proces zakończył wyprostował się i odjął palce od twarzy. Jego cera była bledsza niż przed przemianą, Ślizgon nabierał powietrza sporymi haustami, lecz nie panicznie, mogło to wyglądać jakby się uspokajał.
Potaknął na słowa Rafflesa, wiedział doskonale, że nikt nie życzy sobie takich rzeczy. Nikt nie chciałby by ktoś go udawał i robił różne rzeczy w jego imieniu.
- Jeden warunek. – Odparł w końcu po pewnej chwili. Głos mu się nieco zmienił, był przytłumiony. – Nikt nie może się dowiedzieć. Twoja banda też nie. Tylko ty. Nie będę udawał ciebie jeśli tego nie będziesz chciał, ale to pozostanie pomiędzy nami. To efekt zaklęć i eliksirów. Po prostu.
W przeciwieństwie do pewnej grupy metamorfomagów Nevan wcale się nie chwalił swoimi zdolnościami. Ba. Nikt z jego klasy czy dormitorium o tym nie wiedział a tyle lat już tutaj jest. Nie chciał by się to rozeszło, a wiedział, że ludzie mają długie jęzory. W tej chwili ryzykował swoim spokojem, liczył jednak na to, że Raffles będzie wolał taki atut trzymać w tajemnicy, by móc jak najlepiej nim dysponować.
- W porządku. – Odparł przyciszonym głosem.
Strona 3 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 3 z 6
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach