Korytarz
+27
Richard Baizen
Rivius Fawley
Maddox Overton
Aiko Miyazaki
Emily Bronte
Brandon Tayth
Monika Kruger
Peter Raffles
Nevan Fraser
Jason Snakebow
Aleksander Cortez
Elektra Fyodorova
Fèlix Lemaire
Rhinna Hamilton
Gruby Mnich
Vanadesse Devereux
Suzanne Castellani
Logan Campbell
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
Connor Campbell
Antonija Vedran
Adrienne Collins
Felicja Socha
Brennus Lancaster
31 posters
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 1 z 6
Strona 1 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Korytarz
Szeroki korytarz wyłożony wielkimi, kamiennymi płytami. Jedne źródło światła stanowią tu liczne lampy przymocowane do wiecznie zimnych ścian. Zawsze panuje tu lekki chłód. Korytarz ten prowadzi do pokojów wspólnych Hufflepuffu i Slytherinu, a także do klasy eliksirów i nauczyciela tegoż przedmiotu. Znajduje się tu również kilka obrazów, lecz zazwyczaj pozostają one puste: ich mieszkańcy wolą cieplejsze pomieszczenia.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Jesień nadeszła wielkimi krokami. Felicja lubi jesień. Jest to piękna pora roku, niestety w Anglii bardzo deszczowa. W Czechach, jej rodzinnym kraju, jesień jest wspaniała. Pada tylko raz na jakiś czas, a liście, spadające z drzew mają piękny złocisty kolor. Nie pozostaje nic innego, jak tylko wybrać się do Pragi na weekend z rodziną. Przejść się po moście Karola lub wejść na wierzę widokową, aby zobaczyć panoramę miasta. Felicja rozmyślała się o kraju, z którego pochodzi, aż wracając do pokoju wspólnego z biblioteki, nie wyrobiła i weszła w ścianę. Tak moi drodzy, Felicja Socha nie uważała na drodze i weszła w ścianę. Trzymała w rękach dwie spore księgi, który w trakcie zderzenia wypadły dziewczynie. Felka lubi czytać. Nie brała nic konkretnego z biblioteki. Po zderzeniu ze ścianą sama wylądowała na podłodze. Może i posadzka jest trochę chłodna, jednak Fela siedziała na niej przez chwilę i znów zaczęła rozmyślać o Czechach. Kraj wart odwiedzenia, tyle na teraz.
Felicja SochaKlasa V - Urodziny : 13/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Praga, Czechy
Krew : Półkrwi
Re: Korytarz
Ostatnimi czasy dziewczyna nie czuła się doskonale w towarzystwie innych. Wcale nie wiedziała dlaczego. Przecież zawsze lubiła mieć kogoś przy sobie, czyżby robiła się starą jędzą, która każdego będzie się pozbywać? Oj na pewno by tego nie chciała. Postanowiła to zmienić, dlatego po zjedzeniu coś w Wielkiej Sali wybrała się do pokoju wspólnego, aby tam znaleźć swoich przyjaciół, bo co jak co, ale jednak uczniowie z jej domu byli jej najlepszymi przyjaciółmi. Felke znała, przynajmniej z widzenia, ale nigdy nie miały ze sobą zbyt dobrego kontaktu, ale widząc, że siedzi pod ścianą postanowiła zapytać.
- Nic Ci nie jest? - zapytała. W lochach siedzieć pod ścianami? Rzadko kiedy widziała coś takiego w lochach zazwyczaj nikogo nie było, nie przesiadywali tutaj uczniowie, aby porozmawiać, służyło to tylko do przejścia do niczego innego.
- Nic Ci nie jest? - zapytała. W lochach siedzieć pod ścianami? Rzadko kiedy widziała coś takiego w lochach zazwyczaj nikogo nie było, nie przesiadywali tutaj uczniowie, aby porozmawiać, służyło to tylko do przejścia do niczego innego.
Adrienne CollinsKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Korytarz
Fela nie wie, ile czasu minęła, od kiedy siedzi na ziemi. czas teraz nie grał dla niej roli. Dziewczynka siedząc usłyszała nagle słowa starszej od siebie koleżanki z domu. Spojrzała na Adrienne i uśmiechnęła się, wstając z podłogi.
- Nic, weszłam tylko w ścianę - zakłopotała się.
Musiało to brzmieć co najmniej paradoksalnie. Kto o zdrowych zmysłach wszedłby w ścianę? Chyba tylko Felicja potrafiła być do tego zdolna. Zobaczyła, że jej dwa opasłe tomy leżą na podłodze, więc pochyliła się, aby je podnieść. Trochę ważyły, ale nie stało to jej na przeszkodzie, aby je przeczytać.
- Wracasz do Pokoju Wspólnego? - zagaiła.
Jeśli tak, to mogą wspólnie udać się do salonu Puchonów. Kiedy usłyszała potwierdzenie, poprawiła książki i wraz z Adrienne udały się do Pokoju Wspólnego, a następnie do swoich dormitoriów.
- Nic, weszłam tylko w ścianę - zakłopotała się.
Musiało to brzmieć co najmniej paradoksalnie. Kto o zdrowych zmysłach wszedłby w ścianę? Chyba tylko Felicja potrafiła być do tego zdolna. Zobaczyła, że jej dwa opasłe tomy leżą na podłodze, więc pochyliła się, aby je podnieść. Trochę ważyły, ale nie stało to jej na przeszkodzie, aby je przeczytać.
- Wracasz do Pokoju Wspólnego? - zagaiła.
Jeśli tak, to mogą wspólnie udać się do salonu Puchonów. Kiedy usłyszała potwierdzenie, poprawiła książki i wraz z Adrienne udały się do Pokoju Wspólnego, a następnie do swoich dormitoriów.
Felicja SochaKlasa V - Urodziny : 13/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Praga, Czechy
Krew : Półkrwi
Re: Korytarz
Dlaczego ją to tak rozśmieszyło? Bo widziała reakcję Wilsona na samo nazwisko Campbella. Słysząc jego pytanie wzruszyła ramionami i wydęła nieco wargi w głębokim zastanowieniu.
- Może dlatego, że chcę znać także Twoją opinię na ten temat? - powiedziała w końcu przyglądając mu się dość poważnym wzrokiem. Zaprzestała swoich obserwowań w momencie w którym do jej uszu dotarł złowrogi szum maszynki dzierżonej obecnie w dłoni Kanadyjczyka. Przymknęła powieki, zacisnęła dłonie w pięści i zamarła w bezruchu w oczekiwaniu na koniec. Nie mogła się wprost doczekać aż znów w pomieszczeniu zapadnie cisza. Nie chodziło tu jedynie o ból, po prostu była niezwykle ciekawa jak to wszystko wyszło. Pierwsze pół godziny upłynęło całkiem szybko i całkiem spoko. Potem było jedynie lepiej, bo Barry poczuł się do napełniania jej szklaneczki whiskey. W przeciągu kolejnej godziny Tośka wpadła już w stan upojenia alkoholowego, co bynajmniej jej nie przeszkadzało. Dodatkowe procenty które już zamieniły się na promile w jej krwi sprawiły, że nie czuła już bólu, a nawet na jej bladym, chorwackim obliczu pojawił się błogi uśmieszek. Fakt, świat był piękniejszy po alkoholu, ale nie zamierzała już więcej pić. Nie lubiła przesadzać. Kiedy bzyczenie maszynki ustało posłała pełne zdziwienia spojrzenie swojemu tatuażyście. Już? Tak szybko? Z zdecydowanie pijackim uśmieszkiem na twarzy podniosła się na łokciach aby patrzeć jak Ślizgon starannie zakleja tatuaże. Potem w ciszy obserwowała z jaką starannością czyści swój sprzęt, a potem podniosła się, aby zabrać swoje rajstopy i powoli założyć je na swoje nogi, ażeby przez przypadek nie zniszczyć opatrunku. Kompletnie ignorowała blondyna który gdyby mógł to ściągnąłby spodnie tu i teraz i zacząłby sam sobie dogadzać. Potem powoli zasznurowała swoje sznurówki kompletnie nie słuchając o czym rozmawiają panowie. Potem zaś zmuszona była odwiedzić jeszcze przed wyjściem łazienkę. Ledwie tą łazienkę opuściła z wilgotnymi jeszcze dłońmi, a już trzeba było wychodzić. Krótkim "cześć" pożegnała blondyna i radosnym krokiem zaczęła dreptać w kierunku zamku. Na twarzy miała wymalowany szeroki uśmiech, a na domiar złego machała radośnie rękoma, jak przedszkolak wracający do domu po udanym dniu w swojej grupie. Mimo swojego dość infantylnego zachowania dokładnie słuchała zarzutów Co zaadresowanych do jej najlepszego przyjaciela. Niezaprzeczalnie Zielony Wilson był kanalią, ale Tośka już do niego tak przywykła, że kompletnie jej to nie przeszkadzało. Ba! Nawet lubiła tą jego kanaliowatość, bo sama miała jej w sobie trochę. Gdy dotarli aż do lochów Hogwartu, oczywiście opustoszałych, bo jakże by inaczej- było już późno i wszyscy spali w swoich dormitoriach, albo jeszcze balowali w zamku, Tośka zatrzymała się i spojrzała na Kanadyjczyka swoimi dużymi, orzechowymi tęczówkami.
- Nie jest święty. Ty też nie jesteś. Andrea też nie jest. I ja nie jestem święta. Może odrobina zrozumienia? On już jest takim bucem i nic tego nie zmieni. - uśmiech dziecka z dodatkowym chromosomem ładnie wymalował się na jej obliczu, a dłonie schowała za plecami.
- Tak czy inaczej... Dzięki za wszystko. - wciąż z tym samym uśmiechem na twarzy zbliżyła się do niego, stanęła na palcach i sprzedała mu przyjacielskiego całusa w policzek.
- Może dlatego, że chcę znać także Twoją opinię na ten temat? - powiedziała w końcu przyglądając mu się dość poważnym wzrokiem. Zaprzestała swoich obserwowań w momencie w którym do jej uszu dotarł złowrogi szum maszynki dzierżonej obecnie w dłoni Kanadyjczyka. Przymknęła powieki, zacisnęła dłonie w pięści i zamarła w bezruchu w oczekiwaniu na koniec. Nie mogła się wprost doczekać aż znów w pomieszczeniu zapadnie cisza. Nie chodziło tu jedynie o ból, po prostu była niezwykle ciekawa jak to wszystko wyszło. Pierwsze pół godziny upłynęło całkiem szybko i całkiem spoko. Potem było jedynie lepiej, bo Barry poczuł się do napełniania jej szklaneczki whiskey. W przeciągu kolejnej godziny Tośka wpadła już w stan upojenia alkoholowego, co bynajmniej jej nie przeszkadzało. Dodatkowe procenty które już zamieniły się na promile w jej krwi sprawiły, że nie czuła już bólu, a nawet na jej bladym, chorwackim obliczu pojawił się błogi uśmieszek. Fakt, świat był piękniejszy po alkoholu, ale nie zamierzała już więcej pić. Nie lubiła przesadzać. Kiedy bzyczenie maszynki ustało posłała pełne zdziwienia spojrzenie swojemu tatuażyście. Już? Tak szybko? Z zdecydowanie pijackim uśmieszkiem na twarzy podniosła się na łokciach aby patrzeć jak Ślizgon starannie zakleja tatuaże. Potem w ciszy obserwowała z jaką starannością czyści swój sprzęt, a potem podniosła się, aby zabrać swoje rajstopy i powoli założyć je na swoje nogi, ażeby przez przypadek nie zniszczyć opatrunku. Kompletnie ignorowała blondyna który gdyby mógł to ściągnąłby spodnie tu i teraz i zacząłby sam sobie dogadzać. Potem powoli zasznurowała swoje sznurówki kompletnie nie słuchając o czym rozmawiają panowie. Potem zaś zmuszona była odwiedzić jeszcze przed wyjściem łazienkę. Ledwie tą łazienkę opuściła z wilgotnymi jeszcze dłońmi, a już trzeba było wychodzić. Krótkim "cześć" pożegnała blondyna i radosnym krokiem zaczęła dreptać w kierunku zamku. Na twarzy miała wymalowany szeroki uśmiech, a na domiar złego machała radośnie rękoma, jak przedszkolak wracający do domu po udanym dniu w swojej grupie. Mimo swojego dość infantylnego zachowania dokładnie słuchała zarzutów Co zaadresowanych do jej najlepszego przyjaciela. Niezaprzeczalnie Zielony Wilson był kanalią, ale Tośka już do niego tak przywykła, że kompletnie jej to nie przeszkadzało. Ba! Nawet lubiła tą jego kanaliowatość, bo sama miała jej w sobie trochę. Gdy dotarli aż do lochów Hogwartu, oczywiście opustoszałych, bo jakże by inaczej- było już późno i wszyscy spali w swoich dormitoriach, albo jeszcze balowali w zamku, Tośka zatrzymała się i spojrzała na Kanadyjczyka swoimi dużymi, orzechowymi tęczówkami.
- Nie jest święty. Ty też nie jesteś. Andrea też nie jest. I ja nie jestem święta. Może odrobina zrozumienia? On już jest takim bucem i nic tego nie zmieni. - uśmiech dziecka z dodatkowym chromosomem ładnie wymalował się na jej obliczu, a dłonie schowała za plecami.
- Tak czy inaczej... Dzięki za wszystko. - wciąż z tym samym uśmiechem na twarzy zbliżyła się do niego, stanęła na palcach i sprzedała mu przyjacielskiego całusa w policzek.
Re: Korytarz
Kanadyjczyk bardzo lubił podróżować tą wąską ścieżką z zamku do wioski i z wioski do zamku. Ta alejka miała w sobie jakąś niespodziewaną moc, która sprawiała, że kilkunastominutowa przechadzka trwała nie więcej niż kilka sekund. Tym razem te kilka sekund poświęcone było - ku niezadowoleniu Campbella - Wilsonowi, co według Connor'a było okropną stratą czasu. Jedynymi sekundami, które z czystym sercem Ślizgon mógłby poświęcić znienawidzonemu Szkotowi, byłoby sześćdziesiąt sekund milczenia, którymi zazwyczaj się czci pamięć zmarłych.
- No nic nie poradzę, że go nie znoszę i raczej to się nie zmieni - odrzekł, wzruszając ramionami. Przeniósł swoje stalowe spojrzenie na ciemne tęczówki Chorwatki, które wlepione byly w twarz Connora. - Nie wiem co musiałoby się stać, żebyśmy się polubili, albo chociażby tolerowali - dodał intensywnie kręcąc głową, gdyż nie potrafił sobie wyobrazić tego, że on i Wilson siedzą sobie w saloniku w domu Andrei i popijają Ognistą, zanosząc się śmiechem. NIE-RE-AL-NE.
- Zawsze do usług! - Kanadyjczyk uraczył Tonkę ciepłym uśmiechem, przytknął dwa palce do czoła, salutując. Jednakże po chwili zaprzestał wygłupów i znów przeniósł swoje jasne tęczówki na twarz Puchonki.
- Mam nadzieję, że twoja dziewczyna nie wydrapie mi oczu za to, że trzymałem dzisiaj głowę, między twoimi nogami? - uśmiechnął się diabelsko, znacząco unosząc jedną brew ku górze. Campbell bardzo był ciekaw reakcji Tonki. Nie był pewien czy osoba, z którą ją widział jest dziewczyną, czy może chłopakiem z super platynowymi włosami... Brunet już nie raz złamał sobie mózg, gdy próbował znaleźć w zamętach swojej pamięci obraz Tonki, mającej faceta. Teraz, gdy miał okazję potwierdzić wszystkie plotki, nie zawahał się.
- No nic nie poradzę, że go nie znoszę i raczej to się nie zmieni - odrzekł, wzruszając ramionami. Przeniósł swoje stalowe spojrzenie na ciemne tęczówki Chorwatki, które wlepione byly w twarz Connora. - Nie wiem co musiałoby się stać, żebyśmy się polubili, albo chociażby tolerowali - dodał intensywnie kręcąc głową, gdyż nie potrafił sobie wyobrazić tego, że on i Wilson siedzą sobie w saloniku w domu Andrei i popijają Ognistą, zanosząc się śmiechem. NIE-RE-AL-NE.
- Zawsze do usług! - Kanadyjczyk uraczył Tonkę ciepłym uśmiechem, przytknął dwa palce do czoła, salutując. Jednakże po chwili zaprzestał wygłupów i znów przeniósł swoje jasne tęczówki na twarz Puchonki.
- Mam nadzieję, że twoja dziewczyna nie wydrapie mi oczu za to, że trzymałem dzisiaj głowę, między twoimi nogami? - uśmiechnął się diabelsko, znacząco unosząc jedną brew ku górze. Campbell bardzo był ciekaw reakcji Tonki. Nie był pewien czy osoba, z którą ją widział jest dziewczyną, czy może chłopakiem z super platynowymi włosami... Brunet już nie raz złamał sobie mózg, gdy próbował znaleźć w zamętach swojej pamięci obraz Tonki, mającej faceta. Teraz, gdy miał okazję potwierdzić wszystkie plotki, nie zawahał się.
Re: Korytarz
W przeciwieństwie do reszty mieszkańców zamku Toś nie przepadała za wypadami do Hogs i chodziła tam jedynie wtedy kiedy była do tego w jakikolwiek sposób zmuszona, albo miała dość zamkowych murów. Wioska była zdecydowanie za daleko, a ona była zdecydowanie zbyt leniwa żeby chodzić tam pieszo. Może gdyby ktoś wpadł na pomysł podstawienia rikszy księżniczka Vedran może zmieniłaby zdanie i zaczęłaby z niecierpliwością czekać na kolejne wyjście. Póki co wolała siedzieć w zamku, albo leżeć pod ciepłą kołdrą i nic nie robić. Obelgi Ślizgona pod adresem Tośka też powoli zaczynały ją nudzić. Rozumie- nie lubią się i tyle, nie ma co tego aż tak bardzo rozgrzebywać czy drążyć. Postanowiła więc puścić mimo uszu jego kolejne słowa, za to uśmiechnęła się, ażeby nie uznał, że alkohol wyłączył u niej słuch. Zaśmiała się cicho kiedy jej zasalutował i skłoniła się jak panna na wydaniu w dziewiętnastym wieku. Posłała mu znów szeroki uśmiech i już powoli miała się zbierać w kierunku obrazu za którym było ukryte wejście do pokoju Puszków, kiedy usłyszała pytanie Connora. Przechyliła nieco głowę, a dłonie automatycznie skrzyżowała na piersi. Skąd w ogóle to pytanie przyszyło mu do głowy? Przygryzła na chwilę dolną wargę zastanawiając się jakiej odpowiedzi mu udzielić. W końcu zaśmiała się cicho kiwając przecząco głową.
- Postaram się ją powstrzymać. - powiedziała w końcu posyłając mu jeszcze szeroki uśmiech, po czym cofnęła się od niego o krok. Chyba najwyższy czas się zmyć do swojego dormitorium... tak. To najlepszy pomysł. Dodatkowe procenty wciąż buzowały w jej organizmie więc kto wie co jeszcze może wypaplać.
- Dobranoc Connor! - pomachała mu wesoło po czym skierowała się w stronę Pucholandii.
- Postaram się ją powstrzymać. - powiedziała w końcu posyłając mu jeszcze szeroki uśmiech, po czym cofnęła się od niego o krok. Chyba najwyższy czas się zmyć do swojego dormitorium... tak. To najlepszy pomysł. Dodatkowe procenty wciąż buzowały w jej organizmie więc kto wie co jeszcze może wypaplać.
- Dobranoc Connor! - pomachała mu wesoło po czym skierowała się w stronę Pucholandii.
Re: Korytarz
Christine cały dzisiejszy dzień, spędziła praktycznie na nauce. Po obiedzie wpadła do dormitorium na moment, przebrała się w coś cieplejszego i wygodniejszego aniżeli szkolny mundurek, chwyciła torbę, do której spakowała wszystko co potrzebne do napisania eseju z Historii Magii i ruszyła do Biblioteki. No i tyle ją widzieli.
Na szczęście dzisiaj nikt nie oderwał jej od zadania, więc w ciszy, spokoju i skupieniu skończyła to co miała zadane. Kiedy skończyła, zorientowała się że jest już dość późno. Dlatego spakowała się i wyskoczyła z czytelni jak opętana, kierując się w stronę lochów, gdzie miała zamiar zostawić swoje rzeczy w dormitorium i ruszyć na wieczorny patrol po korytarzach.
Na szczęście dzisiaj nikt nie oderwał jej od zadania, więc w ciszy, spokoju i skupieniu skończyła to co miała zadane. Kiedy skończyła, zorientowała się że jest już dość późno. Dlatego spakowała się i wyskoczyła z czytelni jak opętana, kierując się w stronę lochów, gdzie miała zamiar zostawić swoje rzeczy w dormitorium i ruszyć na wieczorny patrol po korytarzach.
Re: Korytarz
Wyszedłem z Pokoju Wspólnego i nie wiedziałem, w którą stronę mam się udać. Myślałem, że najlepiej gdzieś krążyć po szkole, bo w końcu nie jest za ciepło, aby komuś chciało się wychodzić na zewnątrz. Było też późno, ale o tej porze wyszedłem w konkretnym celu. Szedłem właśnie przez korytarz w lochach, kiedy zobaczyłem czyjś cień i usłyszałem stukot obcasów. Przyjrzałem się, kto też to mógł być, ale ciągle szedłem w swoim kierunku. Akurat musiałem spojrzeć w inną stronę i stuknąłem się ramieniem z osobą, która akurat podążała korytarzem. Spojrzałem na tę osobę.
- O, Christine - ucieszyłem się. - Właśnie szedłem Cię poszukać - powiedziałem.
- O, Christine - ucieszyłem się. - Właśnie szedłem Cię poszukać - powiedziałem.
Re: Korytarz
Christine ze spuszczoną głową, dość szybkim krokiem, szła w stronę Pokoju Wspólnego. Była już na jednym z korytarzy w lochach, kiedy to przez swoją nieuwagę, o mało na kogoś nie wpadła. Podniosła głowę, i wtedy zobaczyła jego.
- O, Dymitr - stwierdziła bardzo inteligentnie, patrząc na niego oczyma, nie wyrażającymi zupełnie nic. - Szukałeś mnie? Po co? - Może i nie zabrzmiało to zbyt miło, no ale po prostu się dziewczyna zdziwiła. Było dość późno, a jego coś wzięło na szukanie jej. W tym czasie przez jej głowę przeleciało mnóstwo myśli, co to on może od niej chcieć...
Wtedy sobie o czymś przypomniało. Otworzyła swoją torbę i zaczęła w niej szperać. Wreszcie znalazła to czego szukała, aczkolwiek magiczny patyczek, który nie należał do niej.
- To chyba twoje... - mruknęła podając chłopakowi jego własność. Patrzyła na niego chwilę, po czym utkwiła wzrok w podłogę.
- O, Dymitr - stwierdziła bardzo inteligentnie, patrząc na niego oczyma, nie wyrażającymi zupełnie nic. - Szukałeś mnie? Po co? - Może i nie zabrzmiało to zbyt miło, no ale po prostu się dziewczyna zdziwiła. Było dość późno, a jego coś wzięło na szukanie jej. W tym czasie przez jej głowę przeleciało mnóstwo myśli, co to on może od niej chcieć...
Wtedy sobie o czymś przypomniało. Otworzyła swoją torbę i zaczęła w niej szperać. Wreszcie znalazła to czego szukała, aczkolwiek magiczny patyczek, który nie należał do niej.
- To chyba twoje... - mruknęła podając chłopakowi jego własność. Patrzyła na niego chwilę, po czym utkwiła wzrok w podłogę.
Re: Korytarz
- Żeby Cię zobaczyć - odparłem.
Nawet nie wiedziałem dokładnie po co poszedłem poszukać Christine. Popatrzyłem, jak dziewczyna szuka czegoś w torbie. Zmarszczyłem brwi i zastanawiałem się, czego szuka, aż moim oczom ukazała się moja różdżka.
- Ciągle nosiłaś ją przy sobie? - zapytałem biorąc ją do ręki.
Poczułem miły dreszcz po dotknięciu swojej różdżki. W końcu wróciła do mnie, bez niej czułem się jak bez ręki. W końcu czarodziej posługuje się różdżką, chociaż niektórzy umieją panować nad magią bez niej.
- Dzięki za odpowiedź, że spodobał Ci się prezent - powiedziałem, chowając różdżkę do kieszeni spodni. - Idziesz na patrol dopiero czy wracasz z niego? Jak idziesz to mogę przejść się z Tobą - zaproponowałem.
Zawsze to spędzę trochę czasu z tą dziewczyną. Miło tak znaleźć się w jakimś towarzystwie. Właśnie wyszedłem od jednego, ale to grono nieco się teraz zawęzi.
Nawet nie wiedziałem dokładnie po co poszedłem poszukać Christine. Popatrzyłem, jak dziewczyna szuka czegoś w torbie. Zmarszczyłem brwi i zastanawiałem się, czego szuka, aż moim oczom ukazała się moja różdżka.
- Ciągle nosiłaś ją przy sobie? - zapytałem biorąc ją do ręki.
Poczułem miły dreszcz po dotknięciu swojej różdżki. W końcu wróciła do mnie, bez niej czułem się jak bez ręki. W końcu czarodziej posługuje się różdżką, chociaż niektórzy umieją panować nad magią bez niej.
- Dzięki za odpowiedź, że spodobał Ci się prezent - powiedziałem, chowając różdżkę do kieszeni spodni. - Idziesz na patrol dopiero czy wracasz z niego? Jak idziesz to mogę przejść się z Tobą - zaproponowałem.
Zawsze to spędzę trochę czasu z tą dziewczyną. Miło tak znaleźć się w jakimś towarzystwie. Właśnie wyszedłem od jednego, ale to grono nieco się teraz zawęzi.
Re: Korytarz
Speszyła się nieco na jego odpowiedź, jednak nie odezwała się słowem. Szczerze mówiąc po prostu nie wiedziała, co powiedzieć... Tak prawdę mówiąc, to Chris, czuła się trochę nieswojo w jego towarzystwie.
Czyż to nie zabawne, że zrobiła całą tą akcję, właśnie po to, żeby ponownie zbliżyć się do chłopaka, a teraz, kiedy właśnie nadarza się okazja, ona po prostu go unika? No cóż, sęk w tym, że dzięki temu że Dymitr podkłada się jej prawie że na tacy, ona zrozumiała, co z niego za typ... Zdawałoby się że powinien rozpaczać nad stratą dziewczyny, a tymczasem on, żyje dalej, jakby się w ogóle tym nie przejął. No a jakby tego było mało, ona miała wrażenie że wciąż się do niej przystawia? No więc chyba jest coś nie w porządku...
- Miałam Ci ją oddać już dawno, ale jakoś tak zawsze się mijamy - odpowiedziała krótko. No bo taka była prawda. Wrzuciła ją tam, kiedy zorientowała się, że dalej ją ma, no a od tamtego czasu się z nim nie widziała.
Na jego kolejne słowa, uśmiechnęła się delikatnie... No tak, bransoletka była naprawdę ładna, chociaż długo zastanawiała się nad tym, czy aby na pewno powinna ją przyjąć.
- Właściwie to dopiero idę, miałam tylko skoczyć do dormitorium, odstawić torbę... - powiedziała, po czym wreszcie przeniosła na niego wzrok - Jeśli chcesz, to możesz na mnie poczekać - mruknęła jeszcze cicho i zaraz zniknęła, udając się tam, gdzie się wybierała. Kiedy wróciła, na jej piersi widniała odznaka, którą przypieła sobie po drodzę. Obdarzyła ślizgona przelotnym uśmieszkiem i schowała ręce do kieszeni jeansów.
Czyż to nie zabawne, że zrobiła całą tą akcję, właśnie po to, żeby ponownie zbliżyć się do chłopaka, a teraz, kiedy właśnie nadarza się okazja, ona po prostu go unika? No cóż, sęk w tym, że dzięki temu że Dymitr podkłada się jej prawie że na tacy, ona zrozumiała, co z niego za typ... Zdawałoby się że powinien rozpaczać nad stratą dziewczyny, a tymczasem on, żyje dalej, jakby się w ogóle tym nie przejął. No a jakby tego było mało, ona miała wrażenie że wciąż się do niej przystawia? No więc chyba jest coś nie w porządku...
- Miałam Ci ją oddać już dawno, ale jakoś tak zawsze się mijamy - odpowiedziała krótko. No bo taka była prawda. Wrzuciła ją tam, kiedy zorientowała się, że dalej ją ma, no a od tamtego czasu się z nim nie widziała.
Na jego kolejne słowa, uśmiechnęła się delikatnie... No tak, bransoletka była naprawdę ładna, chociaż długo zastanawiała się nad tym, czy aby na pewno powinna ją przyjąć.
- Właściwie to dopiero idę, miałam tylko skoczyć do dormitorium, odstawić torbę... - powiedziała, po czym wreszcie przeniosła na niego wzrok - Jeśli chcesz, to możesz na mnie poczekać - mruknęła jeszcze cicho i zaraz zniknęła, udając się tam, gdzie się wybierała. Kiedy wróciła, na jej piersi widniała odznaka, którą przypieła sobie po drodzę. Obdarzyła ślizgona przelotnym uśmieszkiem i schowała ręce do kieszeni jeansów.
Re: Korytarz
- Rozumiem - odparłem ucieszony. - To leć, ja na Ciebie poczekam - dodałem.
Bo co innego mam robić? Zawsze mogę się przejść po zamku i popatrzeć na pracę prefektów. Wiem, że zwracają uwagę i mogą odjąć komuś punkty, ale jeszcze nie udało mi się natknąć na prefekta żadnego. Nie to, że jestem grzeczny, po prostu umiem się pałętać po nocy. Nie musiałem czekać długo, aż Christine wróci przebrana. Uśmiechnąłem się do niej i podszedłem bliżej.
- Jeszcze raz dziękuję za oddanie różdżki - przytuliłem się do niej.
Tak, nie rozpaczam nad stratą dziewczyny. Sama chciała zrezygnować ze mnie, to nie będę się jej narzucał. Christine chciała mnie przy sobie to teraz będzie miała, przynajmniej przez jakiś czas.
Bo co innego mam robić? Zawsze mogę się przejść po zamku i popatrzeć na pracę prefektów. Wiem, że zwracają uwagę i mogą odjąć komuś punkty, ale jeszcze nie udało mi się natknąć na prefekta żadnego. Nie to, że jestem grzeczny, po prostu umiem się pałętać po nocy. Nie musiałem czekać długo, aż Christine wróci przebrana. Uśmiechnąłem się do niej i podszedłem bliżej.
- Jeszcze raz dziękuję za oddanie różdżki - przytuliłem się do niej.
Tak, nie rozpaczam nad stratą dziewczyny. Sama chciała zrezygnować ze mnie, to nie będę się jej narzucał. Christine chciała mnie przy sobie to teraz będzie miała, przynajmniej przez jakiś czas.
Re: Korytarz
Stanęła jak wryta, kiedy chłopak wtulił się w nią, jak gdyby nigdy nic. Popatrzyła na niego zdezorientowana, po chwili robiąc niewielki krok do tyłu. Już otworzyła buzię żeby coś powiedzieć, ale w ostateczności ponownie przeniosła wzrok z Dymitra, patrząc na sam koniec korytarza. Aż po chwili wahania, bez słowa ruszyła przed siebie. Nie liczyła się z tym czy chłopak pójdzie za nią, czy też nie... Chociaż liczyła na to że sobie odpuści, to spodziewała się tego, że nie zostawi jej w spokoju.
Re: Korytarz
Zdziwiło mnie zachowanie Christine. Nie przypuszczałem, że może być ona aż tak zdezorientowana. Popatrzyłem, jak odchodzi, ale na 100% nie odpuszczę sobie. Nie po to robiła ten cały cyrk, abym sobie teraz odpuścił. Chciała mnie to ma, jak za jakiś czas będzie to się jeszcze zobaczy. Podbiegłem do niej i chwyciłem ją za dłoń, aby odwrócić ją ku sobie.
- Christine, co się dzieje? - zapytałem.
Oczywiście nie chcę być też nachalny, ale to jest naprawdę dziwne, Trzymałem tak dziewczynę za przegub i czekałem, aż się odezwie. Muszę sobie wszystko z nią wyjaśnić.
- Christine, co się dzieje? - zapytałem.
Oczywiście nie chcę być też nachalny, ale to jest naprawdę dziwne, Trzymałem tak dziewczynę za przegub i czekałem, aż się odezwie. Muszę sobie wszystko z nią wyjaśnić.
Re: Korytarz
No tak, wiedziała że tak będzie, że Milligan nie pozwoli jej ot tak sobie pójść. Jednak nie spodziewała się po nim takiej gwałtowności. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, kiedy obrócił ją do siebie. Kiedy zadał pytanie, popatrzyła najpierw na swój nadgarstek, potem prosto w oczy chłopakowi. Przez chwilę w milczeniu patrzyła na niego, swoją drogą, śliczne oczęta, próbując ułożyć sobie to wszystko w głowię.
- Dymitr... przepraszam, ale ja tak po prostu nie mogę - mruknęła wreszcie, wciąż starając się patrzeć mu w oczy. Nie było to wcale takie łatwe, jednak walczyła ze sobą, żeby nie spuścić wzroku. Fakt, jej słowa praktycznie niczego nie wyjaśniły, no ale cóż... przynajmniej się odezwała.
- Dymitr... przepraszam, ale ja tak po prostu nie mogę - mruknęła wreszcie, wciąż starając się patrzeć mu w oczy. Nie było to wcale takie łatwe, jednak walczyła ze sobą, żeby nie spuścić wzroku. Fakt, jej słowa praktycznie niczego nie wyjaśniły, no ale cóż... przynajmniej się odezwała.
Re: Korytarz
Patrzyłem ciągle jej w oczy. Miałem nadzieję, że powie coś konkretniejszego. Rozluźniłem uścisk na jej nadgarstku, ale nie puściłem jej ręki. Przesunąłem tylko swoją dłoń z jej nadgarstka na dłoń. Uścisnąłem ją delikatnie.
- Czego nie możesz? Nie możesz zrozumieć, że jestem wolny? Teraz możemy zrobić wszystko, chciałaś tego - powiedziałem bez namysłu.
Ach ja głupi, najpierw działam, a potem myślę. Po chwili doszło do mnie to, co powiedziałem. Na szczęście wyznałem to, co czuję w tym momencie.
- Christine - złapałem ją za drugą dłoń. - Nie obwiniaj się już za nic. Rozumiem, w jakim byłaś kiedyś stresie, teraz jest wszystko, ale to wszystko w jak najlepszym porządku - zapewniłem ją akcentując słowo wszystko.
Musiałem ją o to zapewnić. Rozumiem, że nie jest jej łatwo, w końcu zrobiła coś karygodnego, ale też typowego jak na Ślizgonkę. Sam pewnie też bym coś takiego zrobił, gdyby bardzo zależało mi na jakiejś osobie, a ona byłaby z kimś niewłaściwym dla siebie.
- Czego nie możesz? Nie możesz zrozumieć, że jestem wolny? Teraz możemy zrobić wszystko, chciałaś tego - powiedziałem bez namysłu.
Ach ja głupi, najpierw działam, a potem myślę. Po chwili doszło do mnie to, co powiedziałem. Na szczęście wyznałem to, co czuję w tym momencie.
- Christine - złapałem ją za drugą dłoń. - Nie obwiniaj się już za nic. Rozumiem, w jakim byłaś kiedyś stresie, teraz jest wszystko, ale to wszystko w jak najlepszym porządku - zapewniłem ją akcentując słowo wszystko.
Musiałem ją o to zapewnić. Rozumiem, że nie jest jej łatwo, w końcu zrobiła coś karygodnego, ale też typowego jak na Ślizgonkę. Sam pewnie też bym coś takiego zrobił, gdyby bardzo zależało mi na jakiejś osobie, a ona byłaby z kimś niewłaściwym dla siebie.
Re: Korytarz
Z ulgą przyjęła to, że chłopak rozluźnił uścisk. Miała nadzieje że już ją puści, a wtedy on złapał ją za dłoń. Wyrwała ją szybko i równie szybko, odpowiedziała na pytanie Dymitra.
- W dalszym ciągu jesteś zaręczony, Dymitr. - powiedziała dość dosadnie, jakby to wyjaśniało wszystko - Myślałam że Ci na niej zależy - dodała jeszcze, jednakże już bardziej niepewnym i niezdecydowanym głosem. Jakby nie do końca chciała to powiedzieć.
- Ja nie myślałam rozważnie... Dobrze wiesz że zrobiłam to pod presją, sterowały mną emocję. Tak naprawdę wcale nie chciałam psuć twojego związku... nie powinnam - mówiła bardzo szybko, jak to miała w zwyczaju, kiedy była zdenerwowana. Dodatkowo zaczynała mówić coraz mniej zrozumiale... Chciała mu po prostu dać do zrozumienia, że w tym momencie niczego od niego nie chce.
Przewróciła oczami i wyrwała drugą dłoń, z uścisku ślizgona. Słysząc kolejne słowa, nie mogła tak po prostu się w niego dalej wpatrywać. Przeniosła wzrok na swoje buty i wzięła głęboki wdech. Zaraz jednak ponownie na niego spojrzała.
- Nic nie jest w porządku Dymitr - powiedziała dosadnie, patrząc mu prosto w oczy.
- W dalszym ciągu jesteś zaręczony, Dymitr. - powiedziała dość dosadnie, jakby to wyjaśniało wszystko - Myślałam że Ci na niej zależy - dodała jeszcze, jednakże już bardziej niepewnym i niezdecydowanym głosem. Jakby nie do końca chciała to powiedzieć.
- Ja nie myślałam rozważnie... Dobrze wiesz że zrobiłam to pod presją, sterowały mną emocję. Tak naprawdę wcale nie chciałam psuć twojego związku... nie powinnam - mówiła bardzo szybko, jak to miała w zwyczaju, kiedy była zdenerwowana. Dodatkowo zaczynała mówić coraz mniej zrozumiale... Chciała mu po prostu dać do zrozumienia, że w tym momencie niczego od niego nie chce.
Przewróciła oczami i wyrwała drugą dłoń, z uścisku ślizgona. Słysząc kolejne słowa, nie mogła tak po prostu się w niego dalej wpatrywać. Przeniosła wzrok na swoje buty i wzięła głęboki wdech. Zaraz jednak ponownie na niego spojrzała.
- Nic nie jest w porządku Dymitr - powiedziała dosadnie, patrząc mu prosto w oczy.
Re: Korytarz
Nie zamierzałem jej puścić, jak już to tylko wtedy, kiedy się wyrwie. No i się wyrwała oraz odpowiedziała na moje słowa, a ta odpowiedź nieco mnie zbiła z tropu.
- Takie to zaręczyny jak nic. Pierścionka nie było, więc zaręczyn tak jakby też nie było. A jak się zrywa definitywnie to chyba zaręczyny też, no nie? - można powiedzieć, że wybuchłem.
Ach te kobiety, nie da się im niczego wytłumaczyć. Ja nie myślałam rozważnie... Dobrze wiesz że zrobiłam to pod presją, sterowały mną emocję. Tak naprawdę wcale nie chciałam psuć twojego związku... nie powinnam. Dobrze, wiem co sterowało dziewczyną. W trakcie tych słów zbliżyłem się do Christine.
- Przestań tyle paplać. Jest skończone i tyle - zbliżyłem się i pocałowałem ją.
Tak, pocałowałem Christine Greengrass. Chciałem, żeby już się zamknęła, ale chciałem też poczuć znów jej bliskość. Widać nie wytrzymuję długo bez bliskości z jakąkolwiek dziewczyną Pocałunek trwał kilka sekund i oderwałem się od niej. Czekam, aż mnie spoliczkuje. Z jednej strony zdziwię się, jak tego nie zrobi, przecież zasługuję na to, ale z drugiej nie chcę, aby mnie biła. Już i tak dostałem od niej mocnego kopniaka jakiś czas temu...
- Takie to zaręczyny jak nic. Pierścionka nie było, więc zaręczyn tak jakby też nie było. A jak się zrywa definitywnie to chyba zaręczyny też, no nie? - można powiedzieć, że wybuchłem.
Ach te kobiety, nie da się im niczego wytłumaczyć. Ja nie myślałam rozważnie... Dobrze wiesz że zrobiłam to pod presją, sterowały mną emocję. Tak naprawdę wcale nie chciałam psuć twojego związku... nie powinnam. Dobrze, wiem co sterowało dziewczyną. W trakcie tych słów zbliżyłem się do Christine.
- Przestań tyle paplać. Jest skończone i tyle - zbliżyłem się i pocałowałem ją.
Tak, pocałowałem Christine Greengrass. Chciałem, żeby już się zamknęła, ale chciałem też poczuć znów jej bliskość. Widać nie wytrzymuję długo bez bliskości z jakąkolwiek dziewczyną Pocałunek trwał kilka sekund i oderwałem się od niej. Czekam, aż mnie spoliczkuje. Z jednej strony zdziwię się, jak tego nie zrobi, przecież zasługuję na to, ale z drugiej nie chcę, aby mnie biła. Już i tak dostałem od niej mocnego kopniaka jakiś czas temu...
Re: Korytarz
Patrzyła na niego i z niedowierzaniem kiwała głową... naprawdę można być tak nieczułym?
- Przecież ona Cię kocha... zerwała z tobą, bo ją szantażowałam - mówiła podniesionym głosem, a jego zachowanie denerwowało ją jeszcze bardzo.
Nie zorientowała się kiedy podszedł bliżej niej, bo była zajęta swoim monologiem. Zareagowała dopiero kiedy ten przykleił się do jej ust. Odepchnęła go od siebie i tak jak tego sobie życzył, strzeliła mu pięknego liścia w twarz.
- Jak możesz być takim frajerem, Milligan? - zapytała, patrząc na niego spod byka, jednakże nie czekała na odpowiedź, tylko odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, byle jak najszybciej znaleźć się daleko od chłopaka.
- Przecież ona Cię kocha... zerwała z tobą, bo ją szantażowałam - mówiła podniesionym głosem, a jego zachowanie denerwowało ją jeszcze bardzo.
Nie zorientowała się kiedy podszedł bliżej niej, bo była zajęta swoim monologiem. Zareagowała dopiero kiedy ten przykleił się do jej ust. Odepchnęła go od siebie i tak jak tego sobie życzył, strzeliła mu pięknego liścia w twarz.
- Jak możesz być takim frajerem, Milligan? - zapytała, patrząc na niego spod byka, jednakże nie czekała na odpowiedź, tylko odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, byle jak najszybciej znaleźć się daleko od chłopaka.
Re: Korytarz
To wszystko jest strasznie pogmatwane. Aiko zerwała ze mną, bo Christine tego chciała. Ślizgonka chciała mnie mieć dla siebie, ale Krukonka też nie była pewna naszego związku. Teraz nie mogę być ani z jedną ani z drugą, muszę znaleźć sobie jakiś inny obiekt. Nie żebym traktował dziewczyny przedmiotowo, po prostu nie umiem wytrzymać bez nich.
Puściłem mimo uszu uwagę, że Aiko mnie kocha. Ja ją też, ale co to zmieni? Chyba już nic... Później dostałem z liścia, co mi się należało.
- Nie mam pojęcia - odparłem, stojąc w miejscu.
Nie szedłem już za Christine. Nie chciałem jej więcej podbuntowywać. Odwróciłem się i wróciłem do pokoju wspólnego, stamtąd ruszyłem wprost do swojego dormitorium, gdzie po przebraniu się wlazłem do łóżka...
Puściłem mimo uszu uwagę, że Aiko mnie kocha. Ja ją też, ale co to zmieni? Chyba już nic... Później dostałem z liścia, co mi się należało.
- Nie mam pojęcia - odparłem, stojąc w miejscu.
Nie szedłem już za Christine. Nie chciałem jej więcej podbuntowywać. Odwróciłem się i wróciłem do pokoju wspólnego, stamtąd ruszyłem wprost do swojego dormitorium, gdzie po przebraniu się wlazłem do łóżka...
Re: Korytarz
Jakimś cudem powoli udało im się wydostać z podwalin szkoły i tym razem zostawili flaszkę za sobą. Pewnie tak było lepiej dla wszystkich, bo to na pewno ta butelka była jakaś felerna i przynosiła im pecha. W normalnych warunkach pewnie by z tego zażartował, ale całkowicie odrętwiałe z bólu ciało i spływająca wszędzie krew bardzo utrudniała bycie rozrywkowym. Pomógł Loganowi iść w górę, jednak dalsza podróż po schodach była ponad jego siły dlatego oparł się o ścianę łapiąc oddech zbierając w sobie kolejną dawkę energii.
- Jasna... Cholera.... co... To.. Było...
Wydyszał spoglądając na Cambella, który był o dziwo w gorszym stanie niż on. Nie mogli sobie jednak pozwolić na dłuższe obijanie się, bo od tego zależało ich życie. Odepchnął się od ściany łapiąc się za jedną za ran na brzuchu, która zakuła nieprzyjemnie.
- Logan, dasz radę iść?
Zapytał cicho czując jak przy każdym słowie całe ciało odpowiada mu bolesnymi organami. Złapał Puchona pod ramię i starał się na tyle na ile mógł iść w stronę kolejnych schodów. Tym razem liczył na to, że ktoś ich znajdzie...
- Jasna... Cholera.... co... To.. Było...
Wydyszał spoglądając na Cambella, który był o dziwo w gorszym stanie niż on. Nie mogli sobie jednak pozwolić na dłuższe obijanie się, bo od tego zależało ich życie. Odepchnął się od ściany łapiąc się za jedną za ran na brzuchu, która zakuła nieprzyjemnie.
- Logan, dasz radę iść?
Zapytał cicho czując jak przy każdym słowie całe ciało odpowiada mu bolesnymi organami. Złapał Puchona pod ramię i starał się na tyle na ile mógł iść w stronę kolejnych schodów. Tym razem liczył na to, że ktoś ich znajdzie...
Re: Korytarz
Hanka szła właśnie do swojego dormitorium po cotygodniowym zebraniu Klubu Ślimaka, kiedy jakiś pierwszoroczniak ze Slytherinu przebiegł jej przed nosem. Puchonka już odwróciła się, żeby krzyknąć za nim i pogrozić palcem, ale usłyszała szelest na końcu korytarza. Wejście do pokoju wspólnego Puchonów było tuż tuż, ale dziewczyna nie mogła przepuścić jakiegoś wyrazu niesubordynacji dziejącego się przed jej oczami. Rudowłosa wyprostowała się i szybkim krokiem ruszyła ku końcu korytarza, skąd dobiegały jęki i stęki oraz jakieś szamotanie.
- Co tu się dzieje? - Zapytała ostro, ale kiedy zobaczyła, że to dwójka uczniów słaniająca się na nogach, a nie obściskująca się para, zeszła z tonu.
- Aaron? - Zapytała ze zdziwieniem, podbiegając do dwójki. Plamy krwi rzuciły jej się w oczy natychmiastowo, ale mimo to Hanka nie byłaby Hanką gdyby nie zaczęła swojego. - Czuć od Ciebie alkohol.. Co... co z twoim uchem? - Zapytała, wybałuszając oczy i instynktownie sięgając ku krwawiącej ranie, ale ostatecznie nie dotykając jej żeby mu bardziej nie zaszkodzić.
- Idziemy do skrzydła, przecież on zaraz się przekręci - zarządziła, podchodząc do Logana i zarzucając sobie jedno jego ramię. Z męskiej siły starego pakera będzie tłumaczyć się potem. Aaron był w znacznie lepszym stanie, da radę dojść. - No już, hop Campbell.. - poleciła, pomagając mu wstać i wspierając go na sobie ruszyła w stronę wyjścia z lochów.
- Co tu się dzieje? - Zapytała ostro, ale kiedy zobaczyła, że to dwójka uczniów słaniająca się na nogach, a nie obściskująca się para, zeszła z tonu.
- Aaron? - Zapytała ze zdziwieniem, podbiegając do dwójki. Plamy krwi rzuciły jej się w oczy natychmiastowo, ale mimo to Hanka nie byłaby Hanką gdyby nie zaczęła swojego. - Czuć od Ciebie alkohol.. Co... co z twoim uchem? - Zapytała, wybałuszając oczy i instynktownie sięgając ku krwawiącej ranie, ale ostatecznie nie dotykając jej żeby mu bardziej nie zaszkodzić.
- Idziemy do skrzydła, przecież on zaraz się przekręci - zarządziła, podchodząc do Logana i zarzucając sobie jedno jego ramię. Z męskiej siły starego pakera będzie tłumaczyć się potem. Aaron był w znacznie lepszym stanie, da radę dojść. - No już, hop Campbell.. - poleciła, pomagając mu wstać i wspierając go na sobie ruszyła w stronę wyjścia z lochów.
Re: Korytarz
Sporo zajęło mu dotarcie do lochów, ale kilka raz musiał sobie zrobić krótki odpoczynek, nie mógł sprawdzić ile dokładnie czasu mu to zajęło, gdyż zegarek zostawił w dormitorium. Na szczęście po drodze nie spotkał nikogo, zamek wydawał się opustoszały. Mimo, iż do pokoju wspólnego puchonów było już niedaleko, to musiał usiąść pod ścianą, aby chwilę odpocząć. Dalej go wszystko bolało, miał nadzieję, iż na nikogo się nie natknie, a tym bardziej na żadnego nauczyciela. Co prawda powinien zostać dalej w skrzydle szpitalnym i zaczekać najpewniej na dyrektora, ale musiał się trochę ogarnąć. Jęknął z bólu, którym coraz bardziej promieniowało miejsce, w którym znajdowały się wcześniej trzy palce u lewej dłoni.
Re: Korytarz
Castellani prawie wracała z zajęć, jakichś mało interesujących, bo większość lekcji przesiedziala z głową na ławce gdzieś w rogu klasy. Po powrocie z Argentyny przestawienie się na czas brytyjski trochę jej zajmuje. Całymi nocami siedzi i rozmyśla nad strategią w grze albo wkrada się do Aleksego nie pozwalając mu zasnąć, taka była nie dobra. Z książką pod pachą zakładając jakiegoś bajgla przemierzała zimne lochy zbytnio nie patrząc ma boki i tak ludzi tu nie było a jak już to pewnie jakieś migdalące się parki albo młodzi alkoholicy. Minęła prawie jakiegoś osobnika siedzącego pod ścian,.zerknela tylk na niego wyśmiewczo i dopiero kiedy światło pochodni padło na twarz chłopaka dostatecznie by ją oświetlić zorientowała się, że to nikt inny jak właśnie Logan. Przystanela i przeglądnęła się jego zmarnowanej znowu twarzy
-Znowu braciszek - zapytała krzyżując ręce pod piersiami unosząc jedną brew do góry. Kucnela obok niego i znowu zobaczyła go w innym świetle, wyglądał w nim jeszcze gorzej. Z troską wymalowana na twarzy oczekiwała jakichś słów wyjaśnienia,.dobrze, że nie zauważyła tych brakujących palców, na razie skupiała się na jego buzce.
-Znowu braciszek - zapytała krzyżując ręce pod piersiami unosząc jedną brew do góry. Kucnela obok niego i znowu zobaczyła go w innym świetle, wyglądał w nim jeszcze gorzej. Z troską wymalowana na twarzy oczekiwała jakichś słów wyjaśnienia,.dobrze, że nie zauważyła tych brakujących palców, na razie skupiała się na jego buzce.
Strona 1 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 1 z 6
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach