Korytarz
+27
Richard Baizen
Rivius Fawley
Maddox Overton
Aiko Miyazaki
Emily Bronte
Brandon Tayth
Monika Kruger
Peter Raffles
Nevan Fraser
Jason Snakebow
Aleksander Cortez
Elektra Fyodorova
Fèlix Lemaire
Rhinna Hamilton
Gruby Mnich
Vanadesse Devereux
Suzanne Castellani
Logan Campbell
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
Connor Campbell
Antonija Vedran
Adrienne Collins
Felicja Socha
Brennus Lancaster
31 posters
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 5 z 6
Strona 5 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Korytarz
First topic message reminder :
Szeroki korytarz wyłożony wielkimi, kamiennymi płytami. Jedne źródło światła stanowią tu liczne lampy przymocowane do wiecznie zimnych ścian. Zawsze panuje tu lekki chłód. Korytarz ten prowadzi do pokojów wspólnych Hufflepuffu i Slytherinu, a także do klasy eliksirów i nauczyciela tegoż przedmiotu. Znajduje się tu również kilka obrazów, lecz zazwyczaj pozostają one puste: ich mieszkańcy wolą cieplejsze pomieszczenia.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Korytarz
The member 'Emily Bronte' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 1
'Sześcienna' : 1
Mistrz Gry
Re: Korytarz
No to pięknie, nie ma to jak bitwa! Miyazaki przecież tylko o tym marzyła, żeby w korytarzu, w lochach walczyć z grupką Ślizgonów. Dobrze było mieć nadzieję na jakiś ratunek ze strony nauczycieli, ale nie liczyła na to. Musiały radzić sobie same.
- Drętwota!
Poderwała różdżkę w stronę jednego z chłopaków, który zaatakował Emily. Nie mogła pozwolić, by sobie tak bezkarnie z nimi pogrywali. Nie była już tą samą, przestraszoną dziewczynką, nad którą pastwili się Ślizgoni, przez Dymitra. O nie, zmieniła się. Na lepsze.
- Drętwota!
Poderwała różdżkę w stronę jednego z chłopaków, który zaatakował Emily. Nie mogła pozwolić, by sobie tak bezkarnie z nimi pogrywali. Nie była już tą samą, przestraszoną dziewczynką, nad którą pastwili się Ślizgoni, przez Dymitra. O nie, zmieniła się. Na lepsze.
Aiko MiyazakiKlasa VI - Urodziny : 16/05/2006
Wiek : 18
Skąd : Japonia
Krew : Mugolska
Re: Korytarz
The member 'Aiko Miyazaki' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 1
'Sześcienna' : 1
Mistrz Gry
Re: Korytarz
W grupie siła jak się okazuje. Emily została pozbawiona różdżki, która poszybowała kilka metrów za jej plecami, rozbijając się w końcu o ziemię z głuchym łoskotem. Aiko z kolei została odepchnięta z potężną siłą do tyłu, także tracąc różdżkę. Ślizgoni nie czekając ani chwili, posłali do siebie porozumiewawcze spojrzenia, a potem unieśli różdżki po raz kolejny.
- Levicorpus!
Dziewczyny bez żadnej szansy na obronę, zawisły pod sufitem podwieszone za kostki. Szaty nie oparły się sile grawitacji i opadły w dół, pokazując ich rajtuzy będące częścią szkolnego uniformu. Jednej ze ślizgońskich dziewczyn nie umknęło to uwadze i posłała w stronę Krukonek niewerbalne zaklęcie, po którym ratuzy znikneły, ukazując całemu światu to, co było pod nimi. Bieliznę. Chłopcy zawyli jak zwierzęta, komentując głośno to, co zobaczyli.
- Levicorpus!
Dziewczyny bez żadnej szansy na obronę, zawisły pod sufitem podwieszone za kostki. Szaty nie oparły się sile grawitacji i opadły w dół, pokazując ich rajtuzy będące częścią szkolnego uniformu. Jednej ze ślizgońskich dziewczyn nie umknęło to uwadze i posłała w stronę Krukonek niewerbalne zaklęcie, po którym ratuzy znikneły, ukazując całemu światu to, co było pod nimi. Bieliznę. Chłopcy zawyli jak zwierzęta, komentując głośno to, co zobaczyli.
Mistrz Gry
Re: Korytarz
Fatalnie rzucone zaklęcie sprawiło, że na bladej twarzy Emily pojawił się grymas złości. Tak się nie robi Bronte, nie w takim momencie! Dziewczyna posłała nerwowe spojrzenie towarzyszącej jej w niedoli Krukonce. Co teraz? Skowyt drewienka opadającego na ziemię kilka metrów za nią wywołał wewnętrzny jęk blondynki. Pozbawiona różdżki, miała niewielkie pole do manewru. Kolejne zaklęcie rzucone przez bandę rozjuszonych Ślizgonów jedynie pogorszyło sprawę. Wzorowe oceny i nauka są na nic przeciwko sile grupy. Innymi słowy, masz przerąbane, Emily.
Dziewczyna parsknęła ze złością, czując nieprzyjemny chłód w okolicach ciała pozbawionych garderoby. Naprawdę, nie mięli już lepszych pomysłów? W tym momencie pragnęła znowu stać się jedenastolatką, która bez różdżki i nie do końca świadomie, potrafiła zrzucać książki czy inne, ciężkie rzeczy na głowy nielubianych rówieśników. Nawet nie zwracała uwagi na to, że jej blade lico oblało się krwistoczerwonym rumieńcem. Musiała znaleźć wyjście z sytuacji i to bardzo, bardzo szybko. Nie zamierzała jednak rzucać inwektywami, wiedziała bowiem, że pogorszyłoby to jedynie sytuację.
Dziewczyna parsknęła ze złością, czując nieprzyjemny chłód w okolicach ciała pozbawionych garderoby. Naprawdę, nie mięli już lepszych pomysłów? W tym momencie pragnęła znowu stać się jedenastolatką, która bez różdżki i nie do końca świadomie, potrafiła zrzucać książki czy inne, ciężkie rzeczy na głowy nielubianych rówieśników. Nawet nie zwracała uwagi na to, że jej blade lico oblało się krwistoczerwonym rumieńcem. Musiała znaleźć wyjście z sytuacji i to bardzo, bardzo szybko. Nie zamierzała jednak rzucać inwektywami, wiedziała bowiem, że pogorszyłoby to jedynie sytuację.
Re: Korytarz
Wracał właśnie z małego szabru z piwniczki przy lochu, w którym niegdyś przeprowadzano specjalne zajęcia z Alchemii, kiedy do jego czujnych uszu dotarł swoisty harmider, zwielokrotniony akustyką podziemi. Wyjrzał zza winkla i nadział się na interesujący obrazek. Pod sufitem, otoczone wianuszkiem wyjących ze śmiechu Ślizgonów, pozbawione przyzwoitości w postaci rajstop, wisiały dwie znane mu z widzenia, ładniutkie Krukoneczki. Westchnął, na jego twarzy wykwitła mieszanina samczego uśmieszku i dżentelmańskiego oburzenia. Ślizgoni, zbyt skupieni na kontemplowaniu bielizny dziewczątek, niekoniecznie zwracali uwagę na cokolwiek wokół. Wycelował w największego z dryblasów.
- Porcumelle! - wyszeptał formułkę transmutacyjną która w zamiarze miała zamienić Ślizgona w prosiaka. Od czasu potyczek w Wielkiej Sali, kiedy to Brandon Tayth-Wilson został zamieniony w świnię, Overton uznał, że to już kultowe zagranie na uczniach Domu Węża. A jako, że w transmutacji nie miał sobie równych (albo lubił tak myśleć), co mu właściwie szkodziło?
Liczył na zamieszanie i popłoch, dzięki któremu będzie mógł rzucić przeciwzaklęcie na niewidoczne węzy pętające nóżki Krukonek. Oczywiście, po inkantacji, natychmiast wycofał się wgłąb korytarzowej niszy. Nie chciał, by go zauważyli.
- Porcumelle! - wyszeptał formułkę transmutacyjną która w zamiarze miała zamienić Ślizgona w prosiaka. Od czasu potyczek w Wielkiej Sali, kiedy to Brandon Tayth-Wilson został zamieniony w świnię, Overton uznał, że to już kultowe zagranie na uczniach Domu Węża. A jako, że w transmutacji nie miał sobie równych (albo lubił tak myśleć), co mu właściwie szkodziło?
Liczył na zamieszanie i popłoch, dzięki któremu będzie mógł rzucić przeciwzaklęcie na niewidoczne węzy pętające nóżki Krukonek. Oczywiście, po inkantacji, natychmiast wycofał się wgłąb korytarzowej niszy. Nie chciał, by go zauważyli.
Ostatnio zmieniony przez Maddox Overton dnia Sro 06 Sty 2016, 15:40, w całości zmieniany 1 raz
Re: Korytarz
The member 'Maddox Overton' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 2
'Sześcienna' : 2
Mistrz Gry
Re: Korytarz
Pierwszą reakcją Aiko był pisk. Jak tylko niewidzialna siła poderwała ją do góry. W sumie, już nie raz ją to spotkało, ale to wcale nie robiło jakiejś wielkiej różnicy. Każdy kolejny raz był.. kiepski w odczuciach. Jeszcze przez chwilę miała nadzieję, że może chociaż te rajstopy uratują całą sytuację, ale nie mogła się bardziej mylić.
Przez chwilę próbowała jakoś podnieść spódniczkę w górę. Serio, Ślizgoni z roku na rok chyba dziecinnieli, może powinni wrócić do przedszkola, czy czegokolwiek takiego? Było w ogóle coś takiego, jak przedszkole dla czarodziejów? Chyba nie! A szkoda, mogliby założyć. Ta tutaj grupka idealnie by się wpasowała swoimi zabawami.
Przez chwilę próbowała jakoś podnieść spódniczkę w górę. Serio, Ślizgoni z roku na rok chyba dziecinnieli, może powinni wrócić do przedszkola, czy czegokolwiek takiego? Było w ogóle coś takiego, jak przedszkole dla czarodziejów? Chyba nie! A szkoda, mogliby założyć. Ta tutaj grupka idealnie by się wpasowała swoimi zabawami.
Aiko MiyazakiKlasa VI - Urodziny : 16/05/2006
Wiek : 18
Skąd : Japonia
Krew : Mugolska
Re: Korytarz
Niestety przemiana nie wyszła tak jak powinna i Ślizgon zamiast zamienić się w świnię, zyskał tylko świński ogonek. Zaczął krzyczeć i panikować jak opętany, więc grupka wycofała się natychmiast do Pokoju Wspólnego aby temu jakoś zaradzić. Emily i Aiko zostawili na pastwę losu Maddoxa.
Mistrz Gry
Re: Korytarz
- Bardzo szlachetnie stawać w czyjejś obronie, panie Overton - mruknął cicho, stojąc tuż za chłopakiem. - Sądziłem jednak, że rzucanie zaklęć w plecy nie jest w stylu wychowanków Gryffindora.
Oczywiście, że usłyszał jakieś podejrzane dźwięki dobiegające z korytarza. Postanowił opuścić na moment swój gabinet i przebywającą tam pannę Castellani, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w najlepszym porządku. Jedynym osobnikiem, jakiego dostrzegł, był Maddox czający się u wylotu korytarza i rzucający zaklęcie, które najwyraźniej na nic mu się zdało, a rozwrzeszczana banda zwiała już gdzie pieprz rośnie. Nauczyciel nie miał zamiaru ganiać za gówniarzami, wolał wpierw upewnić się, czy jest ku temu jakikolwiek sens. Zbliżała się pora, kiedy szlajanie się po korytarzach nie było dozwolone, a Rivius mimo tego, że nie był szczególnie surowym profesorem, wolał trzymać się ustalonych odgórnie zasad.
- Co tu się wydarzyło? - zapytał tonem mającym dać chłopakowi do zrozumienia, że jakiekolwiek wykręcanie się od odpowiedzi będzie bardzo niemile widziane.
Oczywiście, że usłyszał jakieś podejrzane dźwięki dobiegające z korytarza. Postanowił opuścić na moment swój gabinet i przebywającą tam pannę Castellani, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w najlepszym porządku. Jedynym osobnikiem, jakiego dostrzegł, był Maddox czający się u wylotu korytarza i rzucający zaklęcie, które najwyraźniej na nic mu się zdało, a rozwrzeszczana banda zwiała już gdzie pieprz rośnie. Nauczyciel nie miał zamiaru ganiać za gówniarzami, wolał wpierw upewnić się, czy jest ku temu jakikolwiek sens. Zbliżała się pora, kiedy szlajanie się po korytarzach nie było dozwolone, a Rivius mimo tego, że nie był szczególnie surowym profesorem, wolał trzymać się ustalonych odgórnie zasad.
- Co tu się wydarzyło? - zapytał tonem mającym dać chłopakowi do zrozumienia, że jakiekolwiek wykręcanie się od odpowiedzi będzie bardzo niemile widziane.
Re: Korytarz
Transmutacja nieszczególnie się udała - zamiast okazałego prosiaka brykającego po korytarzach, moce Overtona wysiliły się jedynie na sprawienie dryblasowi zakręconego ogonka. Gdyby Maddox był zaznajomiony z Biografią Chłopca Który Przeżył, mógłby dostrzec w tej scenie coś kultowego...
Wystarczył jednak fakt, ze Ślizgoni zwiali, zostawiając jego poczynaniom dwie spętane pod sufitem, krukońskie łasiczki. Już szykował się do wyłonienia się zza filaru z jowialnym uśmiechem i serdecznym słowem, kiedy usłyszał za sobą zdecydowanie zbędny mu w tej heroicznej chwili głos nauczyciela. Odwrócił się na pięcie, szczerząc garnitur zębów.
- Dobry wieczór, psorze. Ślizgoni to nie przeciwnik. Nie, kiedy dręczą kobiety, jest ich więcej i tak czy owak wykazują cechy zwierzęce. A wydarzyło się... Cóż, spacerowałem sobie dla wieczornej gimnastyki, kiedy uszu mych dotał głos dam w potrzebie... Następnie natknąłem się na scenę istnego okrucieństwa z ust i gestów tych bandydtów płyącego... Toteż postanowiłem zaradzić problemowi. Dobrze, że profesor się tu zjawił, to z pewnością dlatego uciekli w takim popłochu.
Deklamowanie szło mu całkiem niezgorzej. W końcu miał się za niezłego handlowca... Po chwili jednak jego uśmiech nieco przybladł.
- Ale może... Byśmy im pomogli? - wskazał brodą na dwie uciśnione Krukonki, zastanawiając się, dlaczego Fawley najpierw prowadzi dochodzenie, zamiast ratować jawne ofiary napadu...
Wystarczył jednak fakt, ze Ślizgoni zwiali, zostawiając jego poczynaniom dwie spętane pod sufitem, krukońskie łasiczki. Już szykował się do wyłonienia się zza filaru z jowialnym uśmiechem i serdecznym słowem, kiedy usłyszał za sobą zdecydowanie zbędny mu w tej heroicznej chwili głos nauczyciela. Odwrócił się na pięcie, szczerząc garnitur zębów.
- Dobry wieczór, psorze. Ślizgoni to nie przeciwnik. Nie, kiedy dręczą kobiety, jest ich więcej i tak czy owak wykazują cechy zwierzęce. A wydarzyło się... Cóż, spacerowałem sobie dla wieczornej gimnastyki, kiedy uszu mych dotał głos dam w potrzebie... Następnie natknąłem się na scenę istnego okrucieństwa z ust i gestów tych bandydtów płyącego... Toteż postanowiłem zaradzić problemowi. Dobrze, że profesor się tu zjawił, to z pewnością dlatego uciekli w takim popłochu.
Deklamowanie szło mu całkiem niezgorzej. W końcu miał się za niezłego handlowca... Po chwili jednak jego uśmiech nieco przybladł.
- Ale może... Byśmy im pomogli? - wskazał brodą na dwie uciśnione Krukonki, zastanawiając się, dlaczego Fawley najpierw prowadzi dochodzenie, zamiast ratować jawne ofiary napadu...
Re: Korytarz
Z kamienną twarzą wysłuchał tłumaczeń Gryfona, przy okazji dobywając różdżki. Dopiero, kiedy postąpił kilka kroków naprzód tuż za skręceniem korytarza, zauważył to, czego nie mógł dostrzec wcześniej. Pod sufitem zawieszone były dwie uczennice, co bynajmniej nie było zwyczajową częścią wystroju lochów.
- Trzeba było tak od razu - warknął pod nosem, po czym machnął naprędce różdżką w stronę dziewcząt, sprowadzając je łagodnie na posadzkę. - Dobrze, teraz proszę mi łaskawie powiedzieć, kto was zaatakował i dlaczego o tej porze znajdujecie się na korytarzu - rzucił ostrzegawcze spojrzenie zarówno Maddoxowi jak i Aiko. To, że ktoś został ofiarą napaści, było sprawą zupełnie odmienną od faktu, iż uczniowie nie mogą szlajać się po szkole do woli.
- Może panna Bronte jako pierwsza wyjaśni mi, w czym rzecz? Zakładam, że pani prefekt patrolowała korytarz, więc mam nadzieję uzyskać jakieś bardziej rzeczowe wyjaśnienia.
- Trzeba było tak od razu - warknął pod nosem, po czym machnął naprędce różdżką w stronę dziewcząt, sprowadzając je łagodnie na posadzkę. - Dobrze, teraz proszę mi łaskawie powiedzieć, kto was zaatakował i dlaczego o tej porze znajdujecie się na korytarzu - rzucił ostrzegawcze spojrzenie zarówno Maddoxowi jak i Aiko. To, że ktoś został ofiarą napaści, było sprawą zupełnie odmienną od faktu, iż uczniowie nie mogą szlajać się po szkole do woli.
- Może panna Bronte jako pierwsza wyjaśni mi, w czym rzecz? Zakładam, że pani prefekt patrolowała korytarz, więc mam nadzieję uzyskać jakieś bardziej rzeczowe wyjaśnienia.
Re: Korytarz
Wszystko działo się zbyt szybko. Pozbawiona różdżki Bronte, nie bardzo wiedziała, co w owej sytuacji może jeszcze zrobić by uratować siebie i Krukonkę. Krzyczeć? Próbować ich przekupić? Upokorzenie mogła przyjąć z milczeniem, jednak dalsze poczynania Ślizgonów zapowiadały się zdecydowanie gorzej.
Ucho Bronte nie wychwyciło cichej inkantacji padającej z ust znajomego Gryfona, dopiero świński ogon ozdabiający cztery litery najwyższego z całej bandy Ślizgona uświadomił Krukonce, że coś jest nie tak. Próbowała się rozejrzeć, jednak z wyjątkowo marnym skutkiem. Ze szczerą ulgą przyjęła hałaśliwą ucieczkę bandy. Może jednak uda się jej nie trafić do Skrzydła Szpitalnego dzień przed najważniejszym meczem? Dziewczyna posłała Aiko pełne spokoju spojrzenie, kiedy do jej uszu dobiegł głos znajomego profesora. Odetchnęła głęboko wiedząc, że dzisiejsze knowania Ślizgonów są już odległą przeszłością. Kilka chwil później była już na ziemi, pośpiesznie poprawiając materiał spódniczki. Rumieniec okalający jej policzki nie przybladł ani odrobinę. Jej policzki zdecydowanie zlewałyby się kolorem z płatkami dorodnych piwonii.
Krukona wzięła głęboki wdech, nim zaczęła wyjaśniać profesorowi całą sytuację.
- Dobry wieczór, panie Profesorze. - Zaczęła od powitania, które pomimo nieciekawej sytuacji, wciąż uznawała za stosowne. - Patrolowałam korytarze w lochach jak każdego wtorku o tej porze, wszystko wyglądało zwyczajnie, tak jak zawsze, póki nie natknęłam się na Aiko, usłyszałyśmy płacz, prawdopodobnie pierwszoroczniaków z Gryffindoru. Kiedy dotarłyśmy do centrum zdarzenia udało nam się odciągnąć uwagę Ślizgonów na tyle, by chłopcy mogli uciec. Wtedy postanowili zająć się nami - tutaj posłała pocieszające spojrzenie Aiko - Pozbawili nas różdżek, a potem potraktowali Levicorpusem. Resztę już Profesor zna. - Pominęła kwestię zniknięcia rajtuz, nie chcąc przysparzać ani Aiko ani tym bardziej sobie kolejnej porcji wstydu i zażenowania.
Ucho Bronte nie wychwyciło cichej inkantacji padającej z ust znajomego Gryfona, dopiero świński ogon ozdabiający cztery litery najwyższego z całej bandy Ślizgona uświadomił Krukonce, że coś jest nie tak. Próbowała się rozejrzeć, jednak z wyjątkowo marnym skutkiem. Ze szczerą ulgą przyjęła hałaśliwą ucieczkę bandy. Może jednak uda się jej nie trafić do Skrzydła Szpitalnego dzień przed najważniejszym meczem? Dziewczyna posłała Aiko pełne spokoju spojrzenie, kiedy do jej uszu dobiegł głos znajomego profesora. Odetchnęła głęboko wiedząc, że dzisiejsze knowania Ślizgonów są już odległą przeszłością. Kilka chwil później była już na ziemi, pośpiesznie poprawiając materiał spódniczki. Rumieniec okalający jej policzki nie przybladł ani odrobinę. Jej policzki zdecydowanie zlewałyby się kolorem z płatkami dorodnych piwonii.
Krukona wzięła głęboki wdech, nim zaczęła wyjaśniać profesorowi całą sytuację.
- Dobry wieczór, panie Profesorze. - Zaczęła od powitania, które pomimo nieciekawej sytuacji, wciąż uznawała za stosowne. - Patrolowałam korytarze w lochach jak każdego wtorku o tej porze, wszystko wyglądało zwyczajnie, tak jak zawsze, póki nie natknęłam się na Aiko, usłyszałyśmy płacz, prawdopodobnie pierwszoroczniaków z Gryffindoru. Kiedy dotarłyśmy do centrum zdarzenia udało nam się odciągnąć uwagę Ślizgonów na tyle, by chłopcy mogli uciec. Wtedy postanowili zająć się nami - tutaj posłała pocieszające spojrzenie Aiko - Pozbawili nas różdżek, a potem potraktowali Levicorpusem. Resztę już Profesor zna. - Pominęła kwestię zniknięcia rajtuz, nie chcąc przysparzać ani Aiko ani tym bardziej sobie kolejnej porcji wstydu i zażenowania.
Re: Korytarz
Po ostatniej pełni Baizen był jakiś nieswój. Nie rozmawiał ze swoimi znajomymi, unikał spojrzeń nauczycieli, ciągle starał się rozmasować sobie kark i gniewnie marszczył brwi. Ewidentnie z typem było coś nie halo, ale był zbyt dumny, żeby się uzewnętrznić.
Bo co to da..
Posępnie przechadzał się po zamku między zajęciami, czasem wręcz unikając kogoś, gdy mignęła mu krukońska szata przed oczami. Sam w szatach domu, z szalikiem luźno przerzuconym przez ramię, skierował się do lochów, ostatecznie stwierdzając, że skoro już się szlaja bez powodu, można takowy znaleźć. Sala do eliksirów, notatki, które dał koleżance z roku - ot miała je zostawić przy jego stanowisku w konkretnej książce. I tak rzeczywiście zrobiła. Teraz, załatwiwszy tę nagle super-ważną sprawę, z księgą pod pachą, podążał korytarzem z miną, jak by go z krzyża zdjęto. Zmęczony, z licznymi zadrapaniami na twarzy, zasinioną skórą pod oczami. Balował? Nie, zdecydowanie nie. Ale gdzie on spowiednika będzie uskuteczniał nawet przed samym sobą.
Stwierdziwszy, że skoro do kolejnych zajęć ma jeszcze trochę czasu, a po lochach najwięcej ludzi się nigdy nie szwendało, wsparł lewym ramieniem ścianę nieopodal wejścia do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i bezmyślnie wpatrzył się w podłogę. Z minutę-dwie tak się bezpodstawnie odciął od rzeczywistości, aż mu księga wypadła spod ramienia. Kucnął momentalnie i pozbierał trzy luźne kartki z notatkami i w końcu obrócił się, usiadł co by podpierać dzielnie ścianę lochów. Sensowne? Tak, bo wczytał się w notatki z eliksirów. Przynajmniej już nie stoi bezczynnie.
Bo co to da..
Posępnie przechadzał się po zamku między zajęciami, czasem wręcz unikając kogoś, gdy mignęła mu krukońska szata przed oczami. Sam w szatach domu, z szalikiem luźno przerzuconym przez ramię, skierował się do lochów, ostatecznie stwierdzając, że skoro już się szlaja bez powodu, można takowy znaleźć. Sala do eliksirów, notatki, które dał koleżance z roku - ot miała je zostawić przy jego stanowisku w konkretnej książce. I tak rzeczywiście zrobiła. Teraz, załatwiwszy tę nagle super-ważną sprawę, z księgą pod pachą, podążał korytarzem z miną, jak by go z krzyża zdjęto. Zmęczony, z licznymi zadrapaniami na twarzy, zasinioną skórą pod oczami. Balował? Nie, zdecydowanie nie. Ale gdzie on spowiednika będzie uskuteczniał nawet przed samym sobą.
Stwierdziwszy, że skoro do kolejnych zajęć ma jeszcze trochę czasu, a po lochach najwięcej ludzi się nigdy nie szwendało, wsparł lewym ramieniem ścianę nieopodal wejścia do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i bezmyślnie wpatrzył się w podłogę. Z minutę-dwie tak się bezpodstawnie odciął od rzeczywistości, aż mu księga wypadła spod ramienia. Kucnął momentalnie i pozbierał trzy luźne kartki z notatkami i w końcu obrócił się, usiadł co by podpierać dzielnie ścianę lochów. Sensowne? Tak, bo wczytał się w notatki z eliksirów. Przynajmniej już nie stoi bezczynnie.
Re: Korytarz
Zostały Ci tylko dwa tygodnie! - usłyszała krzyki swojego ojca, kiedy to oddalała się z boiska w kierunku szkoły nie odwracając wzroku. Wkurzona perfekcjonistka, której dzisiaj nie szło... Szlag by tą zimę, te zawody i tych wszystkich łowców, którzy przyjdą sprawdzić czy się nadaje do Błękitnych Wiwern. Na gówno to wszystko...
Suzanne z impetem przekroczyła próg szkoły dając znać młodszym rocznikom, że bez kija do niej nie podchodź. Zrzuciła swój kaptur z głowy i szybkim ruchem dłoni przeczesała palcami swą czarną jak heban grzywkę strzepując resztki płatków śniegu schodząc schodami w kierunku jej ostoi jakim były lochy. To dosyć absurd, by człowiek, który pół swojego życia spędzał na wysokościach i czuł się jak ryba w wodzie na miotle wylądowała w domu, który swą siedzibę miał pod ziemią. Chociaż może właśnie coś w tym jest... Na pewno...
Chcąc jak najszybciej wrócić do dormitorium nie zauważyła siedzącego na posadzce krukona przez którego nogi przepadła lądując całe szczęście na rękach jednak tylko milimetry dzieliły jej twarz od śliskiej podłogi.
- Szlag! - wymruczała pod nosem, próbując ponieść swoje 160cm z ziemi chcąc zlustrować typa, który bezczelnie pewnie podłożył jej nogę chcąc udaremnić wygranie przez ślizgonów pucharu. Swymi ciemnymi jak węgielki oczyma zlustrowała winowajcę szukając znaków szczególnych dla danych domów.
Suzanne z impetem przekroczyła próg szkoły dając znać młodszym rocznikom, że bez kija do niej nie podchodź. Zrzuciła swój kaptur z głowy i szybkim ruchem dłoni przeczesała palcami swą czarną jak heban grzywkę strzepując resztki płatków śniegu schodząc schodami w kierunku jej ostoi jakim były lochy. To dosyć absurd, by człowiek, który pół swojego życia spędzał na wysokościach i czuł się jak ryba w wodzie na miotle wylądowała w domu, który swą siedzibę miał pod ziemią. Chociaż może właśnie coś w tym jest... Na pewno...
Chcąc jak najszybciej wrócić do dormitorium nie zauważyła siedzącego na posadzce krukona przez którego nogi przepadła lądując całe szczęście na rękach jednak tylko milimetry dzieliły jej twarz od śliskiej podłogi.
- Szlag! - wymruczała pod nosem, próbując ponieść swoje 160cm z ziemi chcąc zlustrować typa, który bezczelnie pewnie podłożył jej nogę chcąc udaremnić wygranie przez ślizgonów pucharu. Swymi ciemnymi jak węgielki oczyma zlustrowała winowajcę szukając znaków szczególnych dla danych domów.
Re: Korytarz
//O MÓJ BOŻE, ORTEGAAAAAAAA, no i muszę luv xD//
Można by było przypuszczać, że uważny uczeń zabrałby swoje kulasy z drogi kogokolwiek. Ale Rysiu? Richard kompletnie ignorował w chwili obecnej to, co się działo przed nim czy wokoło niego. Z leniwie zwieszoną głową, przyglądał się swoim zapiskom, powtarzając "przy okazji" materiał. Nogę miał założoną na nogę, więc jeśli ktoś by się nie przyglądał posadzce... I był nieco roztargniony emocjami... Jak Castellani... No cóż.
Pod nogi się patrzy. - Pomyślał Krukon, rzucając wątpliwie zainteresowane spojrzenie lądującej Ślizgonce, żeby zaraz znów skupić się na wcześniejszym zadaniu. - Niezły refleks. Zęby masz całe. - Stwierdził leniwie, nie poznając w dziewczynie nikogo konkretnego. Ale nawet jeśli się znają z jakichś zajęć, to on tak się interesuje innymi, jak hipogryf wróżbiarstwem. W końcu jednak skończył szturmować jasnymi tęczówkami akapit i przeniósł je na Ślizgonkę. Uniósł jedną brew wymownie, a chociaż nie interesowała go, jakoś te czorne wyngle zamiast oczu skupiły jego uwagę dość mocno.
- Skąd ja ciebie kojarzę... - Spytał sam siebie, chociaż na tyle głośno, że na pewno go słyszała.
Można by było przypuszczać, że uważny uczeń zabrałby swoje kulasy z drogi kogokolwiek. Ale Rysiu? Richard kompletnie ignorował w chwili obecnej to, co się działo przed nim czy wokoło niego. Z leniwie zwieszoną głową, przyglądał się swoim zapiskom, powtarzając "przy okazji" materiał. Nogę miał założoną na nogę, więc jeśli ktoś by się nie przyglądał posadzce... I był nieco roztargniony emocjami... Jak Castellani... No cóż.
Pod nogi się patrzy. - Pomyślał Krukon, rzucając wątpliwie zainteresowane spojrzenie lądującej Ślizgonce, żeby zaraz znów skupić się na wcześniejszym zadaniu. - Niezły refleks. Zęby masz całe. - Stwierdził leniwie, nie poznając w dziewczynie nikogo konkretnego. Ale nawet jeśli się znają z jakichś zajęć, to on tak się interesuje innymi, jak hipogryf wróżbiarstwem. W końcu jednak skończył szturmować jasnymi tęczówkami akapit i przeniósł je na Ślizgonkę. Uniósł jedną brew wymownie, a chociaż nie interesowała go, jakoś te czorne wyngle zamiast oczu skupiły jego uwagę dość mocno.
- Skąd ja ciebie kojarzę... - Spytał sam siebie, chociaż na tyle głośno, że na pewno go słyszała.
Re: Korytarz
- Lata praktyki w upadaniu z wysokości - odpowiedziała szybko strzepując kurz ze swego czarnego płaszcza. Ile to razy Castellani wylądowała w skrzydle szpitalnym spędzając długie dni w śpiączce zanim nauczyła się spadać na cztery łapy, to już chyba nawet ona sama nie pamięta. Stanęła przed nim w całej swoje nie za wysokiej osobie wymownie zaciskając swe herbaciane usta kiedy to ten zaczął się zastanawiać skąd ją kojarzy. Co za bezczelny typ, istny ignorant.
- Suzanne Castellani. Byłam odpowiedzialna za porażkę Twojego domu w zeszłorocznych zawodach - odpowiedziała z typowo dla niej szelmowskim uśmieszkiem, a w jej głosie wyraźnie słychać było tą dumę. Co się dziwić, gdyby mogła wyszłaby za swoją miotłę, którą właśnie ściska w dłoni. Może na pierwszy rzut oka nie wyglądała na groźnego przeciwnika, jednak niech nikogo nie zwiedzie jej niski wzrost i czarna dziewczęca grzywka opadająca na jej czoło. To istni diabełek, w uroczym wydaniu.
- A Ty? Ptaszki takie jak Ty nie chadzają same po królestwie węży. -rzekła kładąc swą rękę pod bokiem a jej czarna brew w pytającym grymasie powędrowała do góry.
- Suzanne Castellani. Byłam odpowiedzialna za porażkę Twojego domu w zeszłorocznych zawodach - odpowiedziała z typowo dla niej szelmowskim uśmieszkiem, a w jej głosie wyraźnie słychać było tą dumę. Co się dziwić, gdyby mogła wyszłaby za swoją miotłę, którą właśnie ściska w dłoni. Może na pierwszy rzut oka nie wyglądała na groźnego przeciwnika, jednak niech nikogo nie zwiedzie jej niski wzrost i czarna dziewczęca grzywka opadająca na jej czoło. To istni diabełek, w uroczym wydaniu.
- A Ty? Ptaszki takie jak Ty nie chadzają same po królestwie węży. -rzekła kładąc swą rękę pod bokiem a jej czarna brew w pytającym grymasie powędrowała do góry.
Re: Korytarz
Zmrużył nieznacznie oczy, uśmiechając się półgębkiem, gdy wspomniała, skąd może ją kojarzyć. No taaaak, przecież to gwiazdka zielonych. Poza tym, dość znanego ma ojca, a choć Richard nie interesuje się Quiditchem aż tak, trudno jest jednak uciec przed darciem się wszystkich uczniów wokoło, gdy Marco Castellani pojawia się na boisku podczas międzynarodowych zawodów. Wszyscy wiedzą, gdy gra Argentyna. Wszyscy.
- Castellani... - wymamrotał, jakby zapamiętując, jak się zwracać do dziewczyny. - Nie dziwię się, że wygraliście z nami, skoro najlepsi pałkarze byli w Skrzydle Szpitalnym... Z dziwnie podejrzaną wysypką. - zacmokał kpiąco, jakby wątpił w jej umiejętności, choć zdawał sobie sprawę z tego, jak dobra jest Suzanne na miotle. Ot chciał jej zagrać na nosie. Zamknął książkę i spoglądając na Ślizgonkę nonszalancko z dołu, odchylił głowę i wsparł ją o ścianę. Zamrugał leniwie, trzepocąc rzęsami przesadnie. - Niektóre ptaszki zjadają gadziny na obiad. Ze smakiem. Nie wiedziałaś o tym? - błysnął kłami w szerokim uśmiechu. Zawsze bawiły go niesnaski międzydomowe, aczkolwiek umiał sobie radzić z pobłażliwymi Ślizgonami czy zadufanymi przesadnie w sobie Gryfonami. Najczęściej był neutralny, ale kto mu zabroni się chwilę rozluźnić. Baizen cmoknął na Suzanne. - Szczególnie ładne żmije. Mniam. - spoważniał po chwili, trochę tak, jakby był zmęczony uśmiechaniem się, a następnie rozciągnął mięśnie szyi krótko. - Gdzie masz swoich oślizłych koleżków? Czyżbym miał już załatwione manto od reszty drużyny? - Czyżby sam się pchał w łapy zielonych? Bezsensowne, tym bardziej że swoich genetycznych dodatków nie wykorzysta. Z dwoma czy trzema sobie poradziłby, ale więcej młodych smrodów Slytherina to by był problem.
Przemknęły za nimi dwie piszczące Puchonki z młodszych roczników, a za nimi zaraz pobiegł pulchny Gryfon z różdżką w powietrzu.
- Castellani... - wymamrotał, jakby zapamiętując, jak się zwracać do dziewczyny. - Nie dziwię się, że wygraliście z nami, skoro najlepsi pałkarze byli w Skrzydle Szpitalnym... Z dziwnie podejrzaną wysypką. - zacmokał kpiąco, jakby wątpił w jej umiejętności, choć zdawał sobie sprawę z tego, jak dobra jest Suzanne na miotle. Ot chciał jej zagrać na nosie. Zamknął książkę i spoglądając na Ślizgonkę nonszalancko z dołu, odchylił głowę i wsparł ją o ścianę. Zamrugał leniwie, trzepocąc rzęsami przesadnie. - Niektóre ptaszki zjadają gadziny na obiad. Ze smakiem. Nie wiedziałaś o tym? - błysnął kłami w szerokim uśmiechu. Zawsze bawiły go niesnaski międzydomowe, aczkolwiek umiał sobie radzić z pobłażliwymi Ślizgonami czy zadufanymi przesadnie w sobie Gryfonami. Najczęściej był neutralny, ale kto mu zabroni się chwilę rozluźnić. Baizen cmoknął na Suzanne. - Szczególnie ładne żmije. Mniam. - spoważniał po chwili, trochę tak, jakby był zmęczony uśmiechaniem się, a następnie rozciągnął mięśnie szyi krótko. - Gdzie masz swoich oślizłych koleżków? Czyżbym miał już załatwione manto od reszty drużyny? - Czyżby sam się pchał w łapy zielonych? Bezsensowne, tym bardziej że swoich genetycznych dodatków nie wykorzysta. Z dwoma czy trzema sobie poradziłby, ale więcej młodych smrodów Slytherina to by był problem.
Przemknęły za nimi dwie piszczące Puchonki z młodszych roczników, a za nimi zaraz pobiegł pulchny Gryfon z różdżką w powietrzu.
Re: Korytarz
Postać ojca w jej szkole jako nauczyciela wcale nie pomagała w jej życiu tak jak mogłoby się innym wydawać. Ciążyła na niej ogromna presja związana z poprzeczką jaką ustawił w świecie sportu, którą Castellani chciała przeskoczyć w swoim stylu. Poza tym jej życie towarzyskie wołało o pomstę do nieba. Bo po pierwsze najważniejszy był Quidditch a po drugie, kto by się zadawał z córką profesora.
- Wypraszam sobie, uczciwość to mam na drugie! - wymamrotała oburzona na wzmiankę o domniemanym oszustwie. Kto jak kto, ale ona akurat nie bawiła się w tego typu przekręty, honor by jej nie pozwolił i duma...
Zlustrowała go po raz kolejny skupiając się już bardziej na szczegółach związanymi z jego twarzą, mimiką... tak jakby chciała zapamiętać go sobie na później, gdyby przypadkiem chciał jej poprzeszkadzać w następnej rozgrywce.
- Te żmije potrafią być jadowite, na Twoim miejscu byłabym bardzo ostrożna - odgryzła się podejmując rękawice uszczypliwości, którą rzucił. Zawsze lubiła tą grę i najwyraźniej on też. Cały czas stała nad nim już zapominając o tym jak jeszcze kilka minut temu wracała cała wściekła z boiska, Baizen zaintrygował ją jak nikt dawno.... zwłaszcza, że siedział tu sam jakby się prosił o spotkanie z jakimś rozjuszonym ślizgonem.
- Szanujmy się, ale nie będę się prosić o pomoc tych półgłówków, radzę sobie z takimi jak Ty sama. - pokręciła głową dumnie. Przecież nie raz w pokoju wspólnym przy pomocy pałki musiała rozdzielać tych idiotów, którzy zaczęli się lać , bo któryś odbił drugiemu dziewczynę. Doprawdy żałosne.
Usłyszawszy piszczące kurczaki oderwała swój wzrok za ganiającymi po lochu dzieciakami i ze wzruszeniem ramion znów wróciła do swojego dzisiejszego rozmówcy przypadkiem zawieszając wzrok na książę, którą dzierżył w dłoniach. Eliksiry.... Czekaj, czekaj. ELIKSIRY. Jej źrenice rozszerzyły się a jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Przez ten trening totalnie zapomniała, że miała się poczuć, a nie mogła zawalić eliksirów!
Jak dobry w tym jesteś? - spytała ruchem głowy wskazując na książkę, liczyła, że stereotypy o krukonach kujonach w tym przypadku też się sprawdzą i ten jegomość ma większe pojęcie o wywarach niż ona sama.
- Wypraszam sobie, uczciwość to mam na drugie! - wymamrotała oburzona na wzmiankę o domniemanym oszustwie. Kto jak kto, ale ona akurat nie bawiła się w tego typu przekręty, honor by jej nie pozwolił i duma...
Zlustrowała go po raz kolejny skupiając się już bardziej na szczegółach związanymi z jego twarzą, mimiką... tak jakby chciała zapamiętać go sobie na później, gdyby przypadkiem chciał jej poprzeszkadzać w następnej rozgrywce.
- Te żmije potrafią być jadowite, na Twoim miejscu byłabym bardzo ostrożna - odgryzła się podejmując rękawice uszczypliwości, którą rzucił. Zawsze lubiła tą grę i najwyraźniej on też. Cały czas stała nad nim już zapominając o tym jak jeszcze kilka minut temu wracała cała wściekła z boiska, Baizen zaintrygował ją jak nikt dawno.... zwłaszcza, że siedział tu sam jakby się prosił o spotkanie z jakimś rozjuszonym ślizgonem.
- Szanujmy się, ale nie będę się prosić o pomoc tych półgłówków, radzę sobie z takimi jak Ty sama. - pokręciła głową dumnie. Przecież nie raz w pokoju wspólnym przy pomocy pałki musiała rozdzielać tych idiotów, którzy zaczęli się lać , bo któryś odbił drugiemu dziewczynę. Doprawdy żałosne.
Usłyszawszy piszczące kurczaki oderwała swój wzrok za ganiającymi po lochu dzieciakami i ze wzruszeniem ramion znów wróciła do swojego dzisiejszego rozmówcy przypadkiem zawieszając wzrok na książę, którą dzierżył w dłoniach. Eliksiry.... Czekaj, czekaj. ELIKSIRY. Jej źrenice rozszerzyły się a jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Przez ten trening totalnie zapomniała, że miała się poczuć, a nie mogła zawalić eliksirów!
Jak dobry w tym jesteś? - spytała ruchem głowy wskazując na książkę, liczyła, że stereotypy o krukonach kujonach w tym przypadku też się sprawdzą i ten jegomość ma większe pojęcie o wywarach niż ona sama.
Re: Korytarz
Może to jej oburzenie go tak chwilowo rozbawiło? Pokręcił krótko głową, jakby odpowiadał sam sobie na wyimaginowane pytanie. Na pewno nie robiło na nim wrażenia bycie utalentowaną na miotle czy posiadanie sławnego psoro-taty. Co innego węgliki... Ale nie ma przecież czasu teraz analizować kształtu jej oczu. A może chciałby? Odchrząknął, przelotnie lustrując sylwetkę ciemnowłosej Ślizgonki. O dziwo, cisnęło mu się jedno określenie, kompletnie niepasujące, ale... Jednak skrojone na miarę Suzanne. Urocza...
A jeszcze ta ironizująca odpowiedź i komentarz o reszcie zielonej bandy. - Dobrze wiedzieć, że jesteś w stanie się obronić... - Zadowolony z siebie, że się tu objawił w korytarzu w lochach zupełnym przypadkiem, Richard przesunął ręką po karku, z zerowym zainteresowaniem spoglądając za młodszymi uczniami. Kiedyś i on był tak rozbrykany. A jednak przed nim była bardziej ciekawa osobistość. Cofnął niebieskie ślepia do Castellani, a widząc jej nagłe skupienie się na jego książce, pokiwał niespiesznie głową.
- Wystarczająco dobry, żeby powiedzieć, że lepszy od wielu Twoich znajomych, Castellani. - Podniósł się z podłogi i spojrzał na nią z góry. Różnica wzrostu? Mocna. Prawie 190cm vs 160cm. Poprawił szatę i pokazał jej okładkę. Eliksiry, poziom zaawansowany. No, coś tam Richard umie jednak. I to trochę dużo. Ale co się będzie chwalił. On pyszny nie jest.[/b]
A jeszcze ta ironizująca odpowiedź i komentarz o reszcie zielonej bandy. - Dobrze wiedzieć, że jesteś w stanie się obronić... - Zadowolony z siebie, że się tu objawił w korytarzu w lochach zupełnym przypadkiem, Richard przesunął ręką po karku, z zerowym zainteresowaniem spoglądając za młodszymi uczniami. Kiedyś i on był tak rozbrykany. A jednak przed nim była bardziej ciekawa osobistość. Cofnął niebieskie ślepia do Castellani, a widząc jej nagłe skupienie się na jego książce, pokiwał niespiesznie głową.
- Wystarczająco dobry, żeby powiedzieć, że lepszy od wielu Twoich znajomych, Castellani. - Podniósł się z podłogi i spojrzał na nią z góry. Różnica wzrostu? Mocna. Prawie 190cm vs 160cm. Poprawił szatę i pokazał jej okładkę. Eliksiry, poziom zaawansowany. No, coś tam Richard umie jednak. I to trochę dużo. Ale co się będzie chwalił. On pyszny nie jest.[/b]
Re: Korytarz
Kiedy siedział na podłodze nie była w stanie ocenić jego postury i wydawał się dużo niższy, a mało kiedy to ona patrzyła na kogoś z góry. Jednak gdy się podniósł i stanął tuż przed nią... oh Castellani, jak zwykle musisz trafić na takich dryblasów. Powodziła wzrokiem po jego ramionach i klatce piersiowej, które teraz były na wysokości jej twarzy. Były dość szerokie jak na zwykłego Krukona, który nic nie robi tylko przesiaduje całymi dniami w bibliotece... no albo na szkolnych korytarzach z książką. Jej sokole oko nigdy się nie myliło i na bank musiał robić coś więcej niż tylko spacery po błoniach. W głowie odtwarzała wszystkich zawodników z jego domu i nie mogła przypomnieć sobie jego facjaty. Więc w quidditcha nie trenuje. W życiu nie skojarzy sobie jego postury z jego genetyką, no bo skąd.
Zwykle jak ktoś tak wysoki stanie przed takim kurduplem jak ona, ta druga osoba odsuwa się kilka kroków, jednak nie ona. Nie mogła pokazać, że jego postura robi na nią wrażenia, mimo, że jej policzki nieco się zaróżowiły. Poparzyła się na niego z dołu oddmuchując na bok swą czarną grzywkę.
- To się świetnie składa, mam interes - zaczęła intrygująco - potrzebuje kilku lekcji żeby podciągnąć oceny, a Wy krukoni podobno świetnie uczycie - dodała uśmiechając się uroczo żeby chociaż troszkę go sobie przysposobić. Często wykorzystywała bycie słodkim, wrednym kurdupelkiem do swoich własnych widzimisię. Cóż, niektóre swoje wady trzeba zamienić w zalety, a wzrost nie raz był jej kompleksem dopóki właśnie nie zaczął jej się przydawać.
- Oczywiście nie ma nic za darmo, tylko podaj cenę - zakończyła swój wywód. Izi, pizi.
Zwykle jak ktoś tak wysoki stanie przed takim kurduplem jak ona, ta druga osoba odsuwa się kilka kroków, jednak nie ona. Nie mogła pokazać, że jego postura robi na nią wrażenia, mimo, że jej policzki nieco się zaróżowiły. Poparzyła się na niego z dołu oddmuchując na bok swą czarną grzywkę.
- To się świetnie składa, mam interes - zaczęła intrygująco - potrzebuje kilku lekcji żeby podciągnąć oceny, a Wy krukoni podobno świetnie uczycie - dodała uśmiechając się uroczo żeby chociaż troszkę go sobie przysposobić. Często wykorzystywała bycie słodkim, wrednym kurdupelkiem do swoich własnych widzimisię. Cóż, niektóre swoje wady trzeba zamienić w zalety, a wzrost nie raz był jej kompleksem dopóki właśnie nie zaczął jej się przydawać.
- Oczywiście nie ma nic za darmo, tylko podaj cenę - zakończyła swój wywód. Izi, pizi.
Re: Korytarz
Tak to jest, jak tata wyrośnięty, a i mama nie taka niska. Ale powiedzmy, że dobrze mu było w tych centymetrach. Źle się nie czuł, patrząc na ludzi z góry, choć wcale ich tak na serio nie brał. Gdy mierzyła go wzrokiem Ślizgonka, nie odzywał się. Ot dał jej chwilę na przejrzenie tego, co chciała, a sam stabilnie przyglądał się jej twarzy. Gdyby temat jego sylwetki był podjęty, pewnie padłoby coś o ćwiczeniach w plenerze. Na miotle dobrze się czuł, ale nie był to jego konik. Co innego bardziej banalne zajęcia sportowe, część mugolskich. Czary pozwalały na ćwiczenia z kijkiem, który nagle stosowną ilość kilogramów ważył. A że ojciec Ryśka, Henry, zawsze mówił, że porządny czarodziej poza rzucaniem zaklęć czy klątw, powinien umieć staranować przeciwnika... To syn się zastosował do dbania o swoją siłę i zręczność. No i genetyka. Tym się jednak teraz nie zamierzał chwalić. Poza tymi zarysowaniami na twarzy. Kilka ranek po ostatniej pełni.
Jej uśmiech i urokliwa gra pewnie na niejednym zrobiłyby piorunujące wrażenie. Dziewczyna była ładna, a gdy uśmiechnęła się, nabierała niemalże nieślizgońskiego uroku. Krukon jednak jedynie przesunął wzrokiem po jej ustach, a potem wrócił ślepiami do tych ciemnych węgielków. Te mogłyby być hipnotyzujące, choć on dzielnie się opierał. Gdy padały słowa podobno świetnie uczycie, on ot co odsunął niesforne pasmo grzywki z jej czoła. Kto mu zabroni?
- Pójdziemy w weekend do Hogsmeade na kremowe piwo. - Zakomunikował, nie chcąc nic bajeranckiego za ewentualną pomóc Suzanne. Czasem zdarzało mu się brać jakieś opłaty pieniężne, ale po co? Nie zbiednieje, a że zaliczył ostatnio transmutację wybitnie to i wiedział, że w weekend będzie mógł być dostępny dla Ślizgonki. - Chyba że honor Ci się nie pozwoli pokazać z Krukonem w terenie... - Prychnął prześmiewczo.
Jej uśmiech i urokliwa gra pewnie na niejednym zrobiłyby piorunujące wrażenie. Dziewczyna była ładna, a gdy uśmiechnęła się, nabierała niemalże nieślizgońskiego uroku. Krukon jednak jedynie przesunął wzrokiem po jej ustach, a potem wrócił ślepiami do tych ciemnych węgielków. Te mogłyby być hipnotyzujące, choć on dzielnie się opierał. Gdy padały słowa podobno świetnie uczycie, on ot co odsunął niesforne pasmo grzywki z jej czoła. Kto mu zabroni?
- Pójdziemy w weekend do Hogsmeade na kremowe piwo. - Zakomunikował, nie chcąc nic bajeranckiego za ewentualną pomóc Suzanne. Czasem zdarzało mu się brać jakieś opłaty pieniężne, ale po co? Nie zbiednieje, a że zaliczył ostatnio transmutację wybitnie to i wiedział, że w weekend będzie mógł być dostępny dla Ślizgonki. - Chyba że honor Ci się nie pozwoli pokazać z Krukonem w terenie... - Prychnął prześmiewczo.
Re: Korytarz
Jej brew jeszcze wyżej powędrowała do góry gdy ten sięgnął ręką do jej czoła. Takie trochę przekroczenie jej bezpiecznej granicy Panie Baizen, nie sądzisz?
- Kremowe piwo...okej, stoi - odpowiedziała szybko. Jeszcze się rozmyśli i musiałaby prosić któregoś ze swoich koleżków o pomoc, a oni mają dużo gorsze cenniki swoich usług. Pamiętała, że kiedyś jak chciała notatki od któregoś z rocznika wyżej to zaproponował żeby trafiła tłuczkiem w lożę nauczycieli podczas turnieju. Ot tak dla beki. Niby śmieszki a z drugiej strony nie miała zamiaru robić z siebie debila. Chociaż czy to zaproszenie do Hogsmade nie równało się z tak zwaną randką?
- Jakbyś był Gryfonem, to bym się poważnie zastanowiła - odparła z uśmieszkiem. Ona to nawet spotykała się z puchonem, bratem Connora, ale był to dosyć krótki epizod i chyba zrobiła to tylko dlatego by utrzeć nosa Campbellowi. Po za tym, ona wredną żmiją robi się dopiero jak już ktoś jej rzeczywiście nadepnie na odcisk, wtedy to ratujcie się wszyscy.
- Dobra, Ptaszyno, po treningu przydałaby mi się kąpiel przed lekcjami. To do zobaczenia. - rzuciła robiąc kilka kroków w tył kierując się w stronę Pokoju Wspólnego.
/zt, jak chcesz to możesz zacząć pisać gdzie indziej, Hogs, albo jeszcze gdzieś w szkole
- Kremowe piwo...okej, stoi - odpowiedziała szybko. Jeszcze się rozmyśli i musiałaby prosić któregoś ze swoich koleżków o pomoc, a oni mają dużo gorsze cenniki swoich usług. Pamiętała, że kiedyś jak chciała notatki od któregoś z rocznika wyżej to zaproponował żeby trafiła tłuczkiem w lożę nauczycieli podczas turnieju. Ot tak dla beki. Niby śmieszki a z drugiej strony nie miała zamiaru robić z siebie debila. Chociaż czy to zaproszenie do Hogsmade nie równało się z tak zwaną randką?
- Jakbyś był Gryfonem, to bym się poważnie zastanowiła - odparła z uśmieszkiem. Ona to nawet spotykała się z puchonem, bratem Connora, ale był to dosyć krótki epizod i chyba zrobiła to tylko dlatego by utrzeć nosa Campbellowi. Po za tym, ona wredną żmiją robi się dopiero jak już ktoś jej rzeczywiście nadepnie na odcisk, wtedy to ratujcie się wszyscy.
- Dobra, Ptaszyno, po treningu przydałaby mi się kąpiel przed lekcjami. To do zobaczenia. - rzuciła robiąc kilka kroków w tył kierując się w stronę Pokoju Wspólnego.
/zt, jak chcesz to możesz zacząć pisać gdzie indziej, Hogs, albo jeszcze gdzieś w szkole
Re: Korytarz
Ponoć Hogsmeade jest rzeczywiście dedykowane randkowym wypadom, ale kto by nie miał ochoty na piwo kremowe bez powodu? Jeszcze jak stawia on? Bo nie ukrywajmy, że sprawiedliwość jest w tym momencie po jego stronie. On zaprasza, a właściwie tutaj narzuca, a ona się łaskawie zgodziła. No, nie tak łaskawie, skoro bez większego namysłu.
Richard niespiesznie oblizał wargi, rzucając krótkie, dość zadowolone z samego siebie, spojrzenie w stronę wyjścia z lochów. Nie planował wprawdzie, że ten wypad będzie już zaraz niedługo, ale w piątek, więc szybko buszował myśli czy nie ma czegoś ważniejszego wcześniej zaplanowanego. I tu feler. Miał. I wiedział, że nie ma opcji, że sobie odpuści. Cofnął wzrok na Ślizgonkę i złapał się teatralnie za serce.
- Lwie serce nie złamałoby Twojej gardy, Castellani? Ranisz... - Mrugnął jej porozumiewawczo, a następnie ruszył podobnym do niej krokiem w drugą stronę korytarza. - Wiem, że nie możesz się doczekać miodu, ale zgadamy się sowami jutro albo w niedzielę. - Machnął ręką w powietrzu na do widzenia, dodając przeciągłe - Do zobaczenia, Panno Padalec...
I tyle było go widać, gdy obrócił się i swobodnie wyszedł z lochów.
// możemy ich hogs ugadać, jak wyglądało, a teraz coś innego zaraz gdzieś ich na siebie wrzucę
Richard niespiesznie oblizał wargi, rzucając krótkie, dość zadowolone z samego siebie, spojrzenie w stronę wyjścia z lochów. Nie planował wprawdzie, że ten wypad będzie już zaraz niedługo, ale w piątek, więc szybko buszował myśli czy nie ma czegoś ważniejszego wcześniej zaplanowanego. I tu feler. Miał. I wiedział, że nie ma opcji, że sobie odpuści. Cofnął wzrok na Ślizgonkę i złapał się teatralnie za serce.
- Lwie serce nie złamałoby Twojej gardy, Castellani? Ranisz... - Mrugnął jej porozumiewawczo, a następnie ruszył podobnym do niej krokiem w drugą stronę korytarza. - Wiem, że nie możesz się doczekać miodu, ale zgadamy się sowami jutro albo w niedzielę. - Machnął ręką w powietrzu na do widzenia, dodając przeciągłe - Do zobaczenia, Panno Padalec...
I tyle było go widać, gdy obrócił się i swobodnie wyszedł z lochów.
// możemy ich hogs ugadać, jak wyglądało, a teraz coś innego zaraz gdzieś ich na siebie wrzucę
Re: Korytarz
Po lochach co chwilę rozchodził się intensywny, metaliczny stukot, poprzedzający ciężkie kroki czarnowłosego mężczyzny. Ci bardziej rozgarnięci uczniowie od razu poznali, że to uderzenia okutej końcówki srebrnej laski z którą to mężczyzna się nie rozstaje. Uderzenie które wwiercało się w głowy i płoszyło dotychczasowe myśli zaprzątające głowy młodych czarodziei i czarownic. Wszelkie schadzki się kończyły, rozmowy urywały, a ci którzy tutaj nie pasowali uciekali na wyższe piętra mijając go pośpiesznie prosząc, aby to prawie dwu metrowy czarnoksiężnik na nich nie zwrócił uwagi.
Jednemu jednak się to nie udało. Morpheus wyciągnął laskę zagradzając nieszczęśnikowi nią drogę.
- Proszę zapiąć portki i pasek od spodni. Bo biegnąc po schodach gotów będzie Pan sobie wybić wszystkie zęby, jak nagle spadną one w dół. - Posłał w dół na chłopaka ciężkie spojrzenie i wypuścił go dopiero w chwili gdy ten wykonał polecenie z satysfakcją obserwując jak trzęsą mu się ręce i ma problemy z wcelowaniem w odpowiednią dziurkę paska. Na znak, że już zaczyna tracić cierpliwość, uderzał dwoma palcami na przemian w rękojeść laski. Wolną rękę obrócił w stronę sufitu i zginając palce rzucił zaklęcie, które sprawiło, że krawat zacisnął się wokoło szyi tak jak powinien mocno, a może i nawet odrobinę za mocno.
- Merlinie! Chyba będę musiał porozmawiać z Jeremym o tym aby powrócić do starych zwyczajów i trzymać was w kajdanach. Przy takiej niesubordynacji i ociąganiu się z wykonywaniem polecenia. - Owszem Maponos był po imieniu z dyrektorem Hogwartu i nie ukrywał tego nigdy, ani faktu, że był ogromnym fanem dawnych praktyk.
Zdjął końcówkę laski z muru i ruszył dalej nie poświęcając uczniowi więcej uwagi. Pora było sprawdzić, czy nikt nie tworzy w klasie nieodpowiedniej mikstury. Dodając do swojego tworu zdecydowane nadmiary miłości jak ten sprzed chwili.
Jednemu jednak się to nie udało. Morpheus wyciągnął laskę zagradzając nieszczęśnikowi nią drogę.
- Proszę zapiąć portki i pasek od spodni. Bo biegnąc po schodach gotów będzie Pan sobie wybić wszystkie zęby, jak nagle spadną one w dół. - Posłał w dół na chłopaka ciężkie spojrzenie i wypuścił go dopiero w chwili gdy ten wykonał polecenie z satysfakcją obserwując jak trzęsą mu się ręce i ma problemy z wcelowaniem w odpowiednią dziurkę paska. Na znak, że już zaczyna tracić cierpliwość, uderzał dwoma palcami na przemian w rękojeść laski. Wolną rękę obrócił w stronę sufitu i zginając palce rzucił zaklęcie, które sprawiło, że krawat zacisnął się wokoło szyi tak jak powinien mocno, a może i nawet odrobinę za mocno.
- Merlinie! Chyba będę musiał porozmawiać z Jeremym o tym aby powrócić do starych zwyczajów i trzymać was w kajdanach. Przy takiej niesubordynacji i ociąganiu się z wykonywaniem polecenia. - Owszem Maponos był po imieniu z dyrektorem Hogwartu i nie ukrywał tego nigdy, ani faktu, że był ogromnym fanem dawnych praktyk.
Zdjął końcówkę laski z muru i ruszył dalej nie poświęcając uczniowi więcej uwagi. Pora było sprawdzić, czy nikt nie tworzy w klasie nieodpowiedniej mikstury. Dodając do swojego tworu zdecydowane nadmiary miłości jak ten sprzed chwili.
Morpheus A. MaponosNauczyciel: Zaklęcia - Urodziny : 20/08/1974
Wiek : 50
Skąd : Islandia
Krew : Czysta
Strona 5 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Magic Land :: Hogwart :: LOCHY
Strona 5 z 6
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach