Korytarz
+22
Kaya Reynolds
Audrey Fraser
Ophelia Cortez
Peter Raffles
Nevan Fraser
Marianna Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Dymitr Milligan
Cheng Li
Pierre Vauquer
Genevieve White
Iris Xakly
Misza Gregorovic
Zoja Yordanova
William Greengrass
Nancy Baldwin
Poppy Chamberlain
Samantha Davies
Dalila Mauric
Andrea Jeunesse
Vin Xakly
Brennus Lancaster
26 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 4 z 5
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Korytarz
First topic message reminder :
Korytarz okalający szkolny dziedziniec. To właśnie nim wędrują uczniowie z wielkiej sali po śniadaniu na zajęcia, które odbywają się na zewnątrz.
Korytarz okalający szkolny dziedziniec. To właśnie nim wędrują uczniowie z wielkiej sali po śniadaniu na zajęcia, które odbywają się na zewnątrz.
Ostatnio zmieniony przez Brennus Lancaster dnia Nie 31 Sie 2014, 17:13, w całości zmieniany 1 raz
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Cheng nie ma jak na razie planu co zrobi gdy opuści tereny szkoł. Ma jeszcze trochę czasu do jej skończenia. Najpierw musi zdać SUMy do których się uczy od początku piątej klasy. On osobiście nie przepada za nauką, ale w tym wypadku trzeba zrobić wyjątek. Chłopak chciałby zostać aurorem, tak jak jego tata, ale jeszcze obmyśli tą decyzję.
-Tak, mam jeszcze półtorej roku cudownej przygody w Hogwarcie- podczas wypowiedzi, chłopak machnął ręką i spojrzał się w dal żeby oddać epickość tej wypowiedzi.
Cheng może się zgodzić z tym że lata szkolne są najlepsze i warto z nich korzystać. Chińczyk jest młody, a przed nim jeszcze wiele.
-Tak, mam jeszcze półtorej roku cudownej przygody w Hogwarcie- podczas wypowiedzi, chłopak machnął ręką i spojrzał się w dal żeby oddać epickość tej wypowiedzi.
Cheng może się zgodzić z tym że lata szkolne są najlepsze i warto z nich korzystać. Chińczyk jest młody, a przed nim jeszcze wiele.
Cheng LiKlasa V - Urodziny : 10/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Hong Kong- Bristol
Krew : Półkrwi
Re: Korytarz
- Chyba dwa i pół - zauważyłem.
Nie żebym się czepiał, ale im więcej czasu w szkole tym lepiej. Więcej wydarzy się w życiu, przynajmniej u mnie dużo się działo podczas trzech lat w Hogwarcie. W Durmstrangu nie było tak fajnie, dziewczyny nie były takie urocze, jak tutaj.
- Dobra młody, pora lecieć. Wykorzystuj dobrze czas i do zobaczenia pewnie - powiedziałem, zasalutowałem mu i wróciłem w kierunku lochów i Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Pora założyć listę miast do zwiedzenia, żeby o niczym nie zapomnieć.
Nie żebym się czepiał, ale im więcej czasu w szkole tym lepiej. Więcej wydarzy się w życiu, przynajmniej u mnie dużo się działo podczas trzech lat w Hogwarcie. W Durmstrangu nie było tak fajnie, dziewczyny nie były takie urocze, jak tutaj.
- Dobra młody, pora lecieć. Wykorzystuj dobrze czas i do zobaczenia pewnie - powiedziałem, zasalutowałem mu i wróciłem w kierunku lochów i Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Pora założyć listę miast do zwiedzenia, żeby o niczym nie zapomnieć.
Re: Korytarz
-Może.- Oznajmił. Chłopak powiedział to na szybko więc może się pomylił, albo przejęzyczył. Oczywiście że im więcej czasu w tej szkole tym lepiej. Niestety jedynym minusem są nudne lekcje, takie jak runy albo historia magii. Ale w każdej szkole jest przedmiot bardziej lub mniej lubiany.
-Do zobaczenie- pożegnał się z kolegą i odpowiedział na zasalutowanie. Chłopak również postanowił wrócić do dormitorium. Musi spojrzeć na kalendarz by zobaczyć jaki jest dziś dzień.
-Do zobaczenie- pożegnał się z kolegą i odpowiedział na zasalutowanie. Chłopak również postanowił wrócić do dormitorium. Musi spojrzeć na kalendarz by zobaczyć jaki jest dziś dzień.
Cheng LiKlasa V - Urodziny : 10/01/1999
Wiek : 25
Skąd : Hong Kong- Bristol
Krew : Półkrwi
Re: Korytarz
Wyglądało na to, że horror małej blondynki powoli dobiegał końca. Czuła się naprawdę lepiej, niż miesiąc temu, chociaż jej wygląd ćpunki na medykamentach uspokajających mógł zmylić nawet najbystrzejszego obserwatora. Tego wieczora uznała, że w końcu musi przejść się na obchód po szkole, by przypadkiem nie odebrano jej odznaki. To nie tak, że jej na niej zależało. Po prostu dzięki temu miała dodatkowe zajęcie, żeby nie myśleć. Po kilkukrotnym obejściu zamku była tak zmęczona, że padała do łóżka i zasypiała niemal od razu, więc i w nocy nie nachodziły jej męczące myśli. Być może tylko się oszukiwała, ale wierzyła, że niedługo wszystko samo z siebie "odejdzie". Ubrana w codzienne ubranie, na które narzuciła szkolną szatę, ruszyła prosto przed siebie spacerowym krokiem. Nie śpieszyła się, bo nie miała gdzie, i nawet niespecjalnie się rozglądała, by wlepić komuś ujemne punkty, czy szlaban. W końcu po paru minutach kręcenia się to tu, to tam, dotarła na korytarz okalający dziedziniec. Rześkie powietrze sprawiło, że Puchonka uznała za stosowny postój w tym miejscu - usiadła na murku, wpatrując się w martwy punkt przed sobą, z kolei w dłoni obracała odznakę, którą wyjęła z szuflady po raz pierwszy od tamtego zdarzenia.
Re: Korytarz
Marianna wracała właśnie z wielkiej sali w towarzystwie jednej z młodszych koleżanek, której jak się składa, nie znosiła. Nie miała zbyt wielu przyjaciółek, a te które już miała, zupełnie nie spełniały jej oczekiwać. Kiedy dostrzegła swoją siostrę na korytarzu wiodącym przez parter, przerwała nadającej Ślizgonce jednym ruchem ręki:
- Zobaczymy się w pokoju wspólnym. Muszę pogadać z siostrą - powiedziała, odsyłając ją tym samym do lochu. Sama zaś podeszła do puchonki, która chyba w końcu doszła do siebie. Marianna zerknęła na jej odznakę i uśmiechnęła się blado na powitanie.
- Cieszę się, że znowu zaczęłaś wychodzić do ludzi - rzekła bez zbędnych powitań, poklepując ją po ramieniu.
Marianna starała się towarzyszyć siostrze w trudnych chwilach kiedy tylko mogła. Po śmierci Nicolasa chyba zżyła się z nią chyba jak nigdy i choć może starsza z sióstr tego nie okazywała, to jednak była dumna z tego, że Maja tak doskonale sobie radzi. Ona pewnie skończyłaby z nożem przy gardle.
- Patrolujesz? Mogę przejść się z Tobą.
- Zobaczymy się w pokoju wspólnym. Muszę pogadać z siostrą - powiedziała, odsyłając ją tym samym do lochu. Sama zaś podeszła do puchonki, która chyba w końcu doszła do siebie. Marianna zerknęła na jej odznakę i uśmiechnęła się blado na powitanie.
- Cieszę się, że znowu zaczęłaś wychodzić do ludzi - rzekła bez zbędnych powitań, poklepując ją po ramieniu.
Marianna starała się towarzyszyć siostrze w trudnych chwilach kiedy tylko mogła. Po śmierci Nicolasa chyba zżyła się z nią chyba jak nigdy i choć może starsza z sióstr tego nie okazywała, to jednak była dumna z tego, że Maja tak doskonale sobie radzi. Ona pewnie skończyłaby z nożem przy gardle.
- Patrolujesz? Mogę przejść się z Tobą.
Re: Korytarz
Po dłuższej chwili młoda Rosjanka przymknęła powieki i odetchnęła głęboko, na moment zatrzymując powietrze w płucach a potem bardzo powolnie je wypuszczając ustami, niemal tak, jakby chciała popełnić samobójstwo przez uduszenie się (co było w rzeczywistości niemożliwe). Na zewnątrz było o tyle przyjemnie, że nie dało się odczuwać duchoty i niekorzystnego dla człowieka ciśnienia - zamiast tego wieczorami powietrze było wyjątkowo rześkie, co pozwalało na spokojne rozliczenie się z własnymi myślami. Siedząc tak, niczym posąg, nie usłyszała kroków dobiegających z jej prawej strony. Nic więc dziwnego, że poderwała się do góry jak spłoszona kotka, gdy ktoś poklepał ją po ramieniu, jednak kiedy ujrzała obok siebie Mariannę, uśmiechnęła się równie blado co ona w odpowiedzi na te słowa. Bo co miała powiedzieć? "Też się cieszę, że już nie chcę się rzucić z wieży"? Nie, to brzmiało równie dziwnie co rozmowa z Charlesem o byciu szkolną królową świrów.
- Co słychać? - zagaiła w końcu, zwracając się przodem do siostry. Fakt, nie mogła narzekać na ich relację. Co prawda rzadko się widywały, ale gdy już do tego dochodziło, to zachowywały się faktycznie jak siostry a nie jak dwie zupełnie obce sobie osoby. Puchonka wlepiła wzrok w Ślizgonkę, przyglądając jej się uważniej. Nie wiedząc czemu, zupełnie mimowolnie uznała w myślach, że są do siebie chyba bardziej podobne, niż jakiś czas temu. Obydwie drobne i blade, obydwie z wielkimi niebieskimi oczami i obydwie z jasnymi blond włosami zazwyczaj luźno opadającymi na plecy - typowe słowianki.
- Co słychać? - zagaiła w końcu, zwracając się przodem do siostry. Fakt, nie mogła narzekać na ich relację. Co prawda rzadko się widywały, ale gdy już do tego dochodziło, to zachowywały się faktycznie jak siostry a nie jak dwie zupełnie obce sobie osoby. Puchonka wlepiła wzrok w Ślizgonkę, przyglądając jej się uważniej. Nie wiedząc czemu, zupełnie mimowolnie uznała w myślach, że są do siebie chyba bardziej podobne, niż jakiś czas temu. Obydwie drobne i blade, obydwie z wielkimi niebieskimi oczami i obydwie z jasnymi blond włosami zazwyczaj luźno opadającymi na plecy - typowe słowianki.
Re: Korytarz
Korytarz został odkurzony, a z okiennic zniknęły wszystkie pajęczyny.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Korytarze osnuł cień rozpraszany płomieniami pochodni, nastał wieczór, lekcje się skończyły, nauczyciele przeczesali teren wokół szkoły i kończyły się ostatnie obchody po dormitoriach. Stare zamczysko Hogwartu w wieczornej ciszy wydawało się być zastygłe w czasie, kurz powoli osiadł na posadzce a echa minionego dnia z wolna cichły sprawiając, że puste korytarze nabierały fantastycznego nastroju. Może się tu jakiś tutejszy duch pojawił klekocząc cicho średniowieczną zbroją, lub szeleszcząc ciężką, zdobną szatą.
Z lochów wychynęła szczupła postać, szła pewnie jakby w jakimś celu, bez strachu przed przyłapaniem na nocnym szwędaniu się po korytarzach. Młody Ślizgon cicho szeleszcząc szatą i stawiając kroki cicho jak kot, nawet się nie starając, przechodził korytarzem by dostać się do schodów i skierować w stronę Skrzydła Szpitalnego. W dłoni trzymał zwój.
Obojętna zwykle twarz Nevana była dziś dziwnie zmieniona, kąciki ust lekko uniesione w jakby uśmiechu i trochę zamyślone spojrzenie. Efekty porannego treningu na miotłach, które zaowocowały podbitym okiem osiągnęły pożądany cel w postaci sporego sińca. W tym świetle twarz Nevana mogła wyglądać dość upiornie, ta gra świateł i cieni. Nie kluczył ani nie zatrzymywał się by spojrzeć na roztaczający się wokół widok, późna pora jak i niewielkie zniecierpliwienie co do tego co go pchało wieczorem na korytarze nie pozwalały mu na to.
Z lochów wychynęła szczupła postać, szła pewnie jakby w jakimś celu, bez strachu przed przyłapaniem na nocnym szwędaniu się po korytarzach. Młody Ślizgon cicho szeleszcząc szatą i stawiając kroki cicho jak kot, nawet się nie starając, przechodził korytarzem by dostać się do schodów i skierować w stronę Skrzydła Szpitalnego. W dłoni trzymał zwój.
Obojętna zwykle twarz Nevana była dziś dziwnie zmieniona, kąciki ust lekko uniesione w jakby uśmiechu i trochę zamyślone spojrzenie. Efekty porannego treningu na miotłach, które zaowocowały podbitym okiem osiągnęły pożądany cel w postaci sporego sińca. W tym świetle twarz Nevana mogła wyglądać dość upiornie, ta gra świateł i cieni. Nie kluczył ani nie zatrzymywał się by spojrzeć na roztaczający się wokół widok, późna pora jak i niewielkie zniecierpliwienie co do tego co go pchało wieczorem na korytarze nie pozwalały mu na to.
Re: Korytarz
Od dwóch godzin nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Nie potrafił znieść śmiejących się gąb w Pokoju Wspólnym, maszerujących w tę i z powrotem współlokatorów i wszędobylskich duchów, mających w lochach jakieś małe spotkanie. Wyrwał się więc z zamkowych trzewi i wypuścił na szkolne błonia. Zaszedł aż na sam brzeg Zakazanego Lasu. Z różdżką w dłoni i chaosem w głowie miał ochotę wstąpić pomiędzy rachityczne, budzące grozę drzewa, zanurzyć się w nieznanych, upiornych dźwiękach, dać się sponiewierać atmosferze napięcia i zetrzeć z prastarymi mocami, jakie kryło to stare, pełne magii miejsce.
Niemalże ruszył, był gotów postawić jeden, nieodwołany krok, przejść poza niewidzialną granicę pozornego poczucia bezpieczeństwa.
Przed podjęciem swoistego wyzwania, rzuconego mu poprzez skąpany w mroku las, powstrzymała go jedna, kłująca myśl gdzieś z tyłu głowy.
Bo właściwie... dlaczego?
Zamarł, opuścił różdżkę. Co się właściwie stało?
W głowie szumiało mu od nadmiaru emocji i wrażeń. Zdecydowanie negatywnych, gwałtownych i szukających natychmiastowego ujścia. Czuł, jak drewienko pod jego palcami nagrzewa się znacznie, przejmując część napięcia właściciela. Napięcia, które towarzyszyło mu od chwili feralnej kolacji w Wielkiej Sali...
Widok Gregorovic obmacywanej przez Sneddona wywołał w nim niespodziewaną reakcję. Po raz pierwszy od bardzo dawna nieświadomie i niezamierzenie użył magii. Rozwalony dzban z sokiem dyniowym był efektem targających nim, sprzecznych odczuć, a nie celowo użytego zaklęcia. Podobna utrata samoświadomości magicznej charakteryzowała jedynie młodych, nieuświadomionych magów, często jeszcze przed rozpoczęciem edukacji... Albo towarzyszyła czarodziejom, których spotykało coś wyjątkowo emocjonującego. Czytało się o kwiatach, które kwitły nad głowami zakochanych, mieczach wyciąganych z czapki w obliczu zagrożenia, i... no właśnie, eksplodujących przedmiotach, kiedy awanturnik wyjątkowo się wściekał.
Raffles zawrócił. Na łeb nałożył kaptur szaty, ręce umieścił w przepastnych kieszeniach. W jednej dłoni wciąż zaciskał różdżkę, świadom, że gorące drewno może osmalić tkaninę od środka. Nie dbał o to. Nigdy nie dbał o swoje ubrania.
W tym momencie myśli Ślizgona nękała jedynie świadomość, że Gregorovic śmie obmacywać się po kątach z jakimś frajerem. Jako członkini jego bandy, najnowszy, świeży nabytek, użyteczny głos w dyskusji i różdżka u boku, ona... Ona śmiała manifestować swoje zainteresowanie jakimś przygłupem, który wyglądał, jakby ktoś rzucił na niego urok Niezamykania Japy.
Raffles czuł się w jakiś sposób oszukany. On dawał jej poczucie przynależności, pozwolił dołączyć do szajki, gdzie przed Abrą nie było żadnej innej dziewczyny, a Lena tak odpłaca mu za okazaną wspaniałomyślność?
Oczywiście, w tym momencie do Petera nie dochodził żaden racjonalny argument. Jak choćby myśl, że gdyby na jej miejscu zobaczył Prescott, jedynie by się złośliwie uśmiechnął... Tu do złośliwości było daleko. Królowała nieujarzmiona, nieukierunkowana złość.
Doszedł do szkolnego dziedzińca i prędko skrył się w cieniu okolonego krużgankami korytarza, pragnąc zminimalizować ryzyko ewentualnego wykrycia. Cisza, w jakiej pogrążył się stary zamek, jasno dawała do zrozumienia, że to nie pora i czas dla uczniowskiej braci. Nie, żeby Raffles jakoś wyjątkowo bał się szlabanu czy utraty kilku punktów... Chodziło raczej o fakt, że był tak wściekły, że ewentualne starcie z nauczycielem mogło się skończyć w bardzo nieciekawy sposób. Nie miał siły na umoralniające gadki, kiedy w żyłach krążyła mu czysta adrenalina.
Skręcił w odnogę wiodącą do sali wejściowej, skąd niedługa już droga do lochów, kiedy... wpadł na coś wyjątkowo twardego. Odskoczył jak zjeżony kocur, wyszarpując różdżkę i mrużąc oczy w ciemności. Jak to możliwe, że w ogóle go nie zauważył?
Z mroków wyłonił się zarys pana-nikogo, Ślizgona, co do którego Raffles nawet nie był pewien, jakie nosi nazwisko.
- Uważaj gdzie łazisz, pajacu.
Niemalże ruszył, był gotów postawić jeden, nieodwołany krok, przejść poza niewidzialną granicę pozornego poczucia bezpieczeństwa.
Przed podjęciem swoistego wyzwania, rzuconego mu poprzez skąpany w mroku las, powstrzymała go jedna, kłująca myśl gdzieś z tyłu głowy.
Bo właściwie... dlaczego?
Zamarł, opuścił różdżkę. Co się właściwie stało?
W głowie szumiało mu od nadmiaru emocji i wrażeń. Zdecydowanie negatywnych, gwałtownych i szukających natychmiastowego ujścia. Czuł, jak drewienko pod jego palcami nagrzewa się znacznie, przejmując część napięcia właściciela. Napięcia, które towarzyszyło mu od chwili feralnej kolacji w Wielkiej Sali...
Widok Gregorovic obmacywanej przez Sneddona wywołał w nim niespodziewaną reakcję. Po raz pierwszy od bardzo dawna nieświadomie i niezamierzenie użył magii. Rozwalony dzban z sokiem dyniowym był efektem targających nim, sprzecznych odczuć, a nie celowo użytego zaklęcia. Podobna utrata samoświadomości magicznej charakteryzowała jedynie młodych, nieuświadomionych magów, często jeszcze przed rozpoczęciem edukacji... Albo towarzyszyła czarodziejom, których spotykało coś wyjątkowo emocjonującego. Czytało się o kwiatach, które kwitły nad głowami zakochanych, mieczach wyciąganych z czapki w obliczu zagrożenia, i... no właśnie, eksplodujących przedmiotach, kiedy awanturnik wyjątkowo się wściekał.
Raffles zawrócił. Na łeb nałożył kaptur szaty, ręce umieścił w przepastnych kieszeniach. W jednej dłoni wciąż zaciskał różdżkę, świadom, że gorące drewno może osmalić tkaninę od środka. Nie dbał o to. Nigdy nie dbał o swoje ubrania.
W tym momencie myśli Ślizgona nękała jedynie świadomość, że Gregorovic śmie obmacywać się po kątach z jakimś frajerem. Jako członkini jego bandy, najnowszy, świeży nabytek, użyteczny głos w dyskusji i różdżka u boku, ona... Ona śmiała manifestować swoje zainteresowanie jakimś przygłupem, który wyglądał, jakby ktoś rzucił na niego urok Niezamykania Japy.
Raffles czuł się w jakiś sposób oszukany. On dawał jej poczucie przynależności, pozwolił dołączyć do szajki, gdzie przed Abrą nie było żadnej innej dziewczyny, a Lena tak odpłaca mu za okazaną wspaniałomyślność?
Oczywiście, w tym momencie do Petera nie dochodził żaden racjonalny argument. Jak choćby myśl, że gdyby na jej miejscu zobaczył Prescott, jedynie by się złośliwie uśmiechnął... Tu do złośliwości było daleko. Królowała nieujarzmiona, nieukierunkowana złość.
Doszedł do szkolnego dziedzińca i prędko skrył się w cieniu okolonego krużgankami korytarza, pragnąc zminimalizować ryzyko ewentualnego wykrycia. Cisza, w jakiej pogrążył się stary zamek, jasno dawała do zrozumienia, że to nie pora i czas dla uczniowskiej braci. Nie, żeby Raffles jakoś wyjątkowo bał się szlabanu czy utraty kilku punktów... Chodziło raczej o fakt, że był tak wściekły, że ewentualne starcie z nauczycielem mogło się skończyć w bardzo nieciekawy sposób. Nie miał siły na umoralniające gadki, kiedy w żyłach krążyła mu czysta adrenalina.
Skręcił w odnogę wiodącą do sali wejściowej, skąd niedługa już droga do lochów, kiedy... wpadł na coś wyjątkowo twardego. Odskoczył jak zjeżony kocur, wyszarpując różdżkę i mrużąc oczy w ciemności. Jak to możliwe, że w ogóle go nie zauważył?
Z mroków wyłonił się zarys pana-nikogo, Ślizgona, co do którego Raffles nawet nie był pewien, jakie nosi nazwisko.
- Uważaj gdzie łazisz, pajacu.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
I nagle w tej ciszy zjawił się Raffles, czar prysł, podobnie jak spokój i dobry humor Nevana. Pchnięty na ścianę obił się boleśnie, jakby poranny trening nie wystarczył a tu jeszcze starszy klasą Ślizgon sprawił mu dodatkowy dyskomfort. Na podłogę upadła papierowa torebka, w tej samej chwili dało się usłyszeć brzęk tłuczonego szkła i po całym korytarzu rozsypały się tabletki. Fraser zaklął pod nosem odbijając się od muru.
Ściągnął groźnie brwi widząc różdżkę w ruchu, sam swoją również wyszarpnął na wypadek, gdyby Raffles się zapomniał i w obronnym geście rzucił na niego zaklęcie. Nie celował w Petera, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że się go nie boi i że jest gotowy na odpowiednią odpowiedź.
Jednak, gdy nie padło żadne zaklęcie Ślizgon zgrzytnął zębami.
- Sam patrz jak łazisz. I zachowaj takie określenia dla kogoś z kim nie dzielisz Pokoju Wspólnego.
Nevan był nad wyraz opanowany, mówił dobitnie i może nawet uda mu się lekko zbić z tropu Rafflesa. Nie pierwszy raz miał do czynienia z pokazem "jaki to ja ważny nie jestem i groźny" od starszaków.
Rozejrzał się po korytarzu, westchnął z rezygnacją zauważając rozsypane tabletki.
- Dzięki...
Syknął, po czym spojrzał na chłopaka. Coś mu nie pasowało w jego zachowaniu, nie znał go, ale ta zbytnia agresja, zwykle kojarzył Rafflesa jako cwaniaczka i wygadanego chłoptasia a nie agresywnego kocura rzucającego wyzwiskami.
- Em... - Się zająknął, po czym, po krótkiej analizie tego co miał palnąć zrobił pauzę i kontynuował. - Wyglądasz jak diabeł wcielony, kto ci zalazł za skórę?
Jeśli chodzi o ślizgońską brać, to Nevan był na ostatnim miejscu spośród tych, którzy by wykorzystali zniewagę ślizgona spowodowaną przez ucznia innego domu albo nienazwanego wroga dla własnych celów.
Ściągnął groźnie brwi widząc różdżkę w ruchu, sam swoją również wyszarpnął na wypadek, gdyby Raffles się zapomniał i w obronnym geście rzucił na niego zaklęcie. Nie celował w Petera, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że się go nie boi i że jest gotowy na odpowiednią odpowiedź.
Jednak, gdy nie padło żadne zaklęcie Ślizgon zgrzytnął zębami.
- Sam patrz jak łazisz. I zachowaj takie określenia dla kogoś z kim nie dzielisz Pokoju Wspólnego.
Nevan był nad wyraz opanowany, mówił dobitnie i może nawet uda mu się lekko zbić z tropu Rafflesa. Nie pierwszy raz miał do czynienia z pokazem "jaki to ja ważny nie jestem i groźny" od starszaków.
Rozejrzał się po korytarzu, westchnął z rezygnacją zauważając rozsypane tabletki.
- Dzięki...
Syknął, po czym spojrzał na chłopaka. Coś mu nie pasowało w jego zachowaniu, nie znał go, ale ta zbytnia agresja, zwykle kojarzył Rafflesa jako cwaniaczka i wygadanego chłoptasia a nie agresywnego kocura rzucającego wyzwiskami.
- Em... - Się zająknął, po czym, po krótkiej analizie tego co miał palnąć zrobił pauzę i kontynuował. - Wyglądasz jak diabeł wcielony, kto ci zalazł za skórę?
Jeśli chodzi o ślizgońską brać, to Nevan był na ostatnim miejscu spośród tych, którzy by wykorzystali zniewagę ślizgona spowodowaną przez ucznia innego domu albo nienazwanego wroga dla własnych celów.
Re: Korytarz
Pchnięty siłą zderzenia Ślizgon wylądował na ścianie korytarza, boleśnie się obijając. Nie wywołało to nawet śladu pokojowej reakcji ze strony Rafflesa, wciąż przygotowanego na ewentualne różdżkowe starcie. Miał wrażenie, że w okolicach skroni rozlewa mu się solidny siniak. Szóstoroczny był naprawdę nieźle zbudowany. Pewnie gra w tego cholernego Quidditcha...
Dopiero kiedy blondyn opuścił różdżkę, Peter odstąpił od szermierczej postawy i odrobinę się rozluźnił. Nie miał ochoty atakować kogoś ze Slytherinu tylko dlatego, że inny jego rezydent kładł łapy na czymś, co należało do Rafflesowskiej szajki. Gdyby jednak tu i teraz nawinął mu się jakiś gryfoński bachor albo któraś ze szlam Hufflepuffu, dawno dałby wyraz nękającej go złości.
Myślał, że nieznany mu blondas pozbiera swoje tableteczki i umknie, co by się więcej nie narażać na kontuzję, ten jednak postanowił zagadać... A co więcej - uzyskać odpowiedź. Od najbardziej antypatycznego chłystka w tej szkole.
- Serio myślisz, że przystanę sobie tutaj i pogawędzę z tobą o tym, co sprawia, że mam ochotę przefasonować parę mord? - Spytał chłodno, szarymi oczami lustrując obcego podrostka. Wiedział jedynie, że typ jest od niego młodszy, inaczej musiałby go kojarzyć z własnego rocznika. A Szkot (co wywnioskował po swojskim akcencie, jakim posługiwali się również czarodzieje z Hogsmeade) nie kojarzył mu się totalnie z niczym. Gdyby chociaż Raffles pokusił się ostatnimi czasy o obejrzenie meczu Quidditcha, znałby przynajmniej personalia przypadkowego towarzysza nocnych szwędów.
- Zalazł na tyle, że i tak się o tym dowiesz. Prędzej czy później. - Dodał chłodno, obracając różdżkę w palcach. Paliło go jej nagrzane, współgrające z jego emocjami drewno. Jednocześnie, poprzez gwałtowne zderzenie z rzeczywistością reprezentowaną przez solidny bark drugiego Ślizgona, Peter zdołał odrobinę ochłonąć. Na tyle, że jako-tako uspokoił oddech.
Spuścił oczy na porozrzucane wokół tabletki i pogruchotane szkło. Zmarszczył czoło, jakby zastanawiał się, czy natknął się na jakiś zabłąkany przypadek szkolnego lekomana. Jeśli ktokolwiek zadał sobie pytanie, czy Rafflesowi jest przykro, że przypadkiem rozwalił koledze z domu zawartość papierowej torby, odpowiedź była bardzo prosta. Skądże. I nie, nie zamierzał mu w czymkolwiek pomagać. Zamiast tego skrzyżował ręce na piersi. Może zanim wpadnie do Pokoju Wspólnego, rozwalając po drodze co bardziej natarczywe portrety i obrzucając inwektywami duchy, warto chwilę zluzować?
Dopiero kiedy blondyn opuścił różdżkę, Peter odstąpił od szermierczej postawy i odrobinę się rozluźnił. Nie miał ochoty atakować kogoś ze Slytherinu tylko dlatego, że inny jego rezydent kładł łapy na czymś, co należało do Rafflesowskiej szajki. Gdyby jednak tu i teraz nawinął mu się jakiś gryfoński bachor albo któraś ze szlam Hufflepuffu, dawno dałby wyraz nękającej go złości.
Myślał, że nieznany mu blondas pozbiera swoje tableteczki i umknie, co by się więcej nie narażać na kontuzję, ten jednak postanowił zagadać... A co więcej - uzyskać odpowiedź. Od najbardziej antypatycznego chłystka w tej szkole.
- Serio myślisz, że przystanę sobie tutaj i pogawędzę z tobą o tym, co sprawia, że mam ochotę przefasonować parę mord? - Spytał chłodno, szarymi oczami lustrując obcego podrostka. Wiedział jedynie, że typ jest od niego młodszy, inaczej musiałby go kojarzyć z własnego rocznika. A Szkot (co wywnioskował po swojskim akcencie, jakim posługiwali się również czarodzieje z Hogsmeade) nie kojarzył mu się totalnie z niczym. Gdyby chociaż Raffles pokusił się ostatnimi czasy o obejrzenie meczu Quidditcha, znałby przynajmniej personalia przypadkowego towarzysza nocnych szwędów.
- Zalazł na tyle, że i tak się o tym dowiesz. Prędzej czy później. - Dodał chłodno, obracając różdżkę w palcach. Paliło go jej nagrzane, współgrające z jego emocjami drewno. Jednocześnie, poprzez gwałtowne zderzenie z rzeczywistością reprezentowaną przez solidny bark drugiego Ślizgona, Peter zdołał odrobinę ochłonąć. Na tyle, że jako-tako uspokoił oddech.
Spuścił oczy na porozrzucane wokół tabletki i pogruchotane szkło. Zmarszczył czoło, jakby zastanawiał się, czy natknął się na jakiś zabłąkany przypadek szkolnego lekomana. Jeśli ktokolwiek zadał sobie pytanie, czy Rafflesowi jest przykro, że przypadkiem rozwalił koledze z domu zawartość papierowej torby, odpowiedź była bardzo prosta. Skądże. I nie, nie zamierzał mu w czymkolwiek pomagać. Zamiast tego skrzyżował ręce na piersi. Może zanim wpadnie do Pokoju Wspólnego, rozwalając po drodze co bardziej natarczywe portrety i obrzucając inwektywami duchy, warto chwilę zluzować?
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Uśmiechnął się półgębkiem, widząc zezłoszczonego współdomownika prostując się przy tym i poprawiając krawat z barwami Slytherinu. Istny duch ślizgońskiej braci w bliższym kontakcie zmieniał się nie do poznania, zwykle neutralny i spokojny w tej chwili prawie się zaśmiał widząc wzburzenie kolegi.
- Po co te nerwy? Wyluzuj. Jak to mówią, zemsta lepiej smakuje na zimno. Przy czym po co robić raban? Sądzę, że gdyby nie ja, to coś w Pokoju Wsólnym poszłoby w rozsypkę, zwykłe marnotrawstwo mebli, punktów i niepotrzebny minus u Greengrass.
Machnął różdżką, szkła się pozbierały i uformowały na nowo flakoniki, później drugi ruch i cicha inkantacja - tabletki ruszyły jak małe koła pociągowe szurając cichutko po zakurzonym korytarzu. Ślizgon na koniec przywołał do siebie torbę i flakoniki.
- Jak się moja siostra zapluje od kurzu, przekażę jej czyja to zasługa.
Stwierdził beznamiętnie chowając torbę do kieszeni, różdżkę również. Jak na takiego milczka i przede wszystkim młodszego od Rafflesa nie objawiał przed nim niższości spowodowanej przynajmniej wiekiem, lecz to też nie była bezczelność ze strony ślizgona.
Spojrzał po chwili na Rafflesa i ledwo co powstrzymał śmiech. Na krótką chwilę odzwierciedlił jego minę, ale zaraz się pohamował. Tak znajomości lepiej nie zaczynać. Wyciągnął rękę do Rafflesa.
- Nevan, chodzą słuchy, że jestem duchem i dziwakiem. Powinno się mnie bać, o ile jeszcze ktokolwiek tutaj się boi duchów.
Rozejrzał się po korytarzu, zaś minę miał nieprzeniknioną, szarobłękitne oczy Nevana nabrały teraz takiej barwy jak jezioro nocą, ciemny, niepokojący błękit.
- Po co te nerwy? Wyluzuj. Jak to mówią, zemsta lepiej smakuje na zimno. Przy czym po co robić raban? Sądzę, że gdyby nie ja, to coś w Pokoju Wsólnym poszłoby w rozsypkę, zwykłe marnotrawstwo mebli, punktów i niepotrzebny minus u Greengrass.
Machnął różdżką, szkła się pozbierały i uformowały na nowo flakoniki, później drugi ruch i cicha inkantacja - tabletki ruszyły jak małe koła pociągowe szurając cichutko po zakurzonym korytarzu. Ślizgon na koniec przywołał do siebie torbę i flakoniki.
- Jak się moja siostra zapluje od kurzu, przekażę jej czyja to zasługa.
Stwierdził beznamiętnie chowając torbę do kieszeni, różdżkę również. Jak na takiego milczka i przede wszystkim młodszego od Rafflesa nie objawiał przed nim niższości spowodowanej przynajmniej wiekiem, lecz to też nie była bezczelność ze strony ślizgona.
Spojrzał po chwili na Rafflesa i ledwo co powstrzymał śmiech. Na krótką chwilę odzwierciedlił jego minę, ale zaraz się pohamował. Tak znajomości lepiej nie zaczynać. Wyciągnął rękę do Rafflesa.
- Nevan, chodzą słuchy, że jestem duchem i dziwakiem. Powinno się mnie bać, o ile jeszcze ktokolwiek tutaj się boi duchów.
Rozejrzał się po korytarzu, zaś minę miał nieprzeniknioną, szarobłękitne oczy Nevana nabrały teraz takiej barwy jak jezioro nocą, ciemny, niepokojący błękit.
Re: Korytarz
Gdy zauważył, że Ślizgon nieznacznie się uśmiecha, mimowolnie napiął czarowładną dłoń. Z końca jego różdżki wystrzeliła pojedyncza, ciemnozielona iskra. Zamigotała krótko i zdematerializowała się, ujawniając, że właściciel drewienka wciąż pozostaje w stanie silnego wzburzenia. Nie podobało mu się, ze ten obcy się uśmiecha. Nie bawił go wszak żartami, nie opowiadał dykteryjek, nie zabawiał zmyślną magią. Kiedy jednak Szkot nakazał mu trochę wyluzować i delikatnie zasugerował,że właśnie uratował Pokój Wspólny przed generalnym przemeblowaniem, Raffles nie mógł nie przyznać mu racji. Choć nie lubił, by ktokolwiek go pouczał, doskonale zdał sobie sprawę z tego, że demolując kwaterę Ślizgonów udowodniłby tylko tyle, że nie potrafi poradzić sobie z problemem. A on przecież doskonale sobie radził! Niech no tylko Sneddon się nawinie, jeszcze zobaczy, jak bardzo doskonale...
By uniknąć komentarza, wzruszył ramionami i spojrzał na pędzące po kamiennym bruku medykamenty. Ręce ponownie wsunął do kieszeni. Nie zapowiadało się na to, by dziś musiał jeszcze używać różdżki. A przynajmniej nie w celu zaszkodzenia blondasowi.
- Czym ją skarmiasz? - spytał, obserwując, jak chłopak wsuwa torbę za pazuchę. Nie było w tym zbyt wiele zainteresowania. Raczej brak zezwolenia na dotykanie poprzedniego tematu.
Zerknął na wyciągniętą w jego stronę dłoń. Skrzywił się nieznacznie. Nie lubił kontaktu fizycznego, zupełnie do niego nieprzywykły. Z drugiej strony ten cały Nevan włóczył się nocą po zamku z ogromną paczką jakichś dziwnych piguł. Kiedyś mógł okazać się przydatny. Krótko uścisnął mu dłoń. Jego własna była nienaturalnie wręcz gorąca. Wszystko za sprawą czułej na sugestie pana, tarninowej różdżki.
- Raffles. - rzucił, świadom, że Ślizgon zna go tak czy owak. Jak niemal każdy w tej budzie. Szybko cofnął dłoń.
By uniknąć komentarza, wzruszył ramionami i spojrzał na pędzące po kamiennym bruku medykamenty. Ręce ponownie wsunął do kieszeni. Nie zapowiadało się na to, by dziś musiał jeszcze używać różdżki. A przynajmniej nie w celu zaszkodzenia blondasowi.
- Czym ją skarmiasz? - spytał, obserwując, jak chłopak wsuwa torbę za pazuchę. Nie było w tym zbyt wiele zainteresowania. Raczej brak zezwolenia na dotykanie poprzedniego tematu.
Zerknął na wyciągniętą w jego stronę dłoń. Skrzywił się nieznacznie. Nie lubił kontaktu fizycznego, zupełnie do niego nieprzywykły. Z drugiej strony ten cały Nevan włóczył się nocą po zamku z ogromną paczką jakichś dziwnych piguł. Kiedyś mógł okazać się przydatny. Krótko uścisnął mu dłoń. Jego własna była nienaturalnie wręcz gorąca. Wszystko za sprawą czułej na sugestie pana, tarninowej różdżki.
- Raffles. - rzucił, świadom, że Ślizgon zna go tak czy owak. Jak niemal każdy w tej budzie. Szybko cofnął dłoń.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Opuścił dłoń, w jego spojrzeniu zabłysła iskra uznania. Nie żeby młodszy ślizgon sądził, że Raffles należy do grupy facetów, którymi można pogardzić za brak posiadania męskiej dumy i znajomości typowych samczych gestów. W rodzinie Nevana przynajmniej uważano odmowę wymiany uścisku za objaw strachu, czy nie daj losie braku szacunku.
- Dostała to od pielęgniarki, aktualnie odrastają jej górne i dolne jedynki. Właśnie miałem iść po nią do skrzydła szpitalnego.
Widać jakoś mu się nie śpieszyło, czyżby chciał wziąć siostrzyczkę na przetrzymanie, czy to raczej była dal niego przedłużająca się chwila braku małego, rozwrzeszczanego problemu?
Reakcja Raffleasa i jego niema zgoda na jego słowa, ba.. sam fakt, że Peter zaczął się ogarniać i uspokajać sprawiły, że sam Nevan się rozluźnił. W jego głowie zabrzmiał nawet niewielki triumf, nie dal się zgnoić starszakowi, humor powoli powracał. Przy czym uwadze blondyna nie uszła reakcja początkowa Rafflesa, obłok z różdżki jak i ciepły uścisk, gdyż sam miał niezbyt gładkie dłonie o trochę szorstkiej skórze.
- Sporo o tobie słychać w pokoju.
Wskazał w kierunku Lochów. Zaś Rafflesowi posłał nieodgadnione spojrzenie, widać miał na myśli, że są to plotki mieszane, poplątane i przeróżne. A ślizgon zapewne się podobnych wiele nasłuchał będąc elementem wystroju Wspólnego Pokoju.
- Dostała to od pielęgniarki, aktualnie odrastają jej górne i dolne jedynki. Właśnie miałem iść po nią do skrzydła szpitalnego.
Widać jakoś mu się nie śpieszyło, czyżby chciał wziąć siostrzyczkę na przetrzymanie, czy to raczej była dal niego przedłużająca się chwila braku małego, rozwrzeszczanego problemu?
Reakcja Raffleasa i jego niema zgoda na jego słowa, ba.. sam fakt, że Peter zaczął się ogarniać i uspokajać sprawiły, że sam Nevan się rozluźnił. W jego głowie zabrzmiał nawet niewielki triumf, nie dal się zgnoić starszakowi, humor powoli powracał. Przy czym uwadze blondyna nie uszła reakcja początkowa Rafflesa, obłok z różdżki jak i ciepły uścisk, gdyż sam miał niezbyt gładkie dłonie o trochę szorstkiej skórze.
- Sporo o tobie słychać w pokoju.
Wskazał w kierunku Lochów. Zaś Rafflesowi posłał nieodgadnione spojrzenie, widać miał na myśli, że są to plotki mieszane, poplątane i przeróżne. A ślizgon zapewne się podobnych wiele nasłuchał będąc elementem wystroju Wspólnego Pokoju.
Re: Korytarz
W rodzinie Rafflesa nic nie uważano. Ojciec nie przekazał mu żadnych istotnych mądrości, matka nie nauczyła odróżniać chamstwa od nonszalancji. Wszystkich gestów, odruchów i zachowań, musiał się nauczyć zupełnie sam. Jako kilkuletni gówniarz obserwował podejrzaną klientelę Świńskiego Łba, szybko poznał więc oszałamiający zasób nieodpowiednich dlań słów i zwyczajów. Ten sam małolat przemykał po uliczkach Hogsmeade, kradnąc słodycze sprzed Miodowego Królestwa i różdżką ojca zaklinając kubły na śmieci sąsiadów. Gruba, przypominająca buldoga baba za rękę szarpała go w nocy do domu, strasząc jego matkę enigmatycznym MOSem a Madame Rosmerta nie raz przewaliła go miotłą przez plecy, sarkając, że ma spadać z ganku jej pubu, bo rozniesie wszy. Przy takim środowisku naturalnym ciężko nabrać szacunku do czegokolwiek.
Spojrzał na Nevana, unosząc jedną z ciemnych brwi.
- Sama się prosiła, czy już oklepałeś sprawcę? - spytał cicho, zastanawiając się, czy kojarzy w szkolnych murach kogokolwiek podobnego do blondasa. Do tej pory jednak przyrzekałby, że i Nevana nie widział wcześniej na oczy, co dopiero jego krewnych.
- Mowisz? To, co słychać, nie zniechęciło cię jednak do prób urządzenia sobie wesołych pogaduszek, co? - spytał, opierając się o mur i krzyżując ręce. Jad w jego głosie odrobinę przytępiał, teraz królowało tam raczej leniwe rozbawienie.
Spojrzał na Nevana, unosząc jedną z ciemnych brwi.
- Sama się prosiła, czy już oklepałeś sprawcę? - spytał cicho, zastanawiając się, czy kojarzy w szkolnych murach kogokolwiek podobnego do blondasa. Do tej pory jednak przyrzekałby, że i Nevana nie widział wcześniej na oczy, co dopiero jego krewnych.
- Mowisz? To, co słychać, nie zniechęciło cię jednak do prób urządzenia sobie wesołych pogaduszek, co? - spytał, opierając się o mur i krzyżując ręce. Jad w jego głosie odrobinę przytępiał, teraz królowało tam raczej leniwe rozbawienie.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Chłopak rozłożył ręce na bok, kolejny dowód na to, że nie lekceważy Rafflesa, ani się nie obawia czy igra sobie z nim. Po chwili uniósł dłoń do policzka wskazując wymownie na swoje limo.
- Moja robota, a to jej robota. Wparowała mi na trening i dostała pałką po zębach. Nim spadła z miotły obcasem sięgnęła tutaj. Złapałem ją nim się rozkwasiła na trawniku.
Nevan ani z tego nie był dumny ani zirytowany. Taki to los posiadania młodszego rodzeństwa. Audrey bardziej Raffles mógł kojarzyć, mała, pyskata żmija z pierwszej klasy, nawet podobna do Nevana.
Po czym pokręcił głową na pytanie Rafflesa. Gdyby Raffles więcej o nim słyszał, na pewno wiedziałby, że jedynym powodem, dlaczego Nevan jeszcze tu stoi jest to, że cokolwiek mówi i przekształca się to w wymianę zdań i pytań.
- Słucham i obserwuję, ale nie znaczy to, że po tym oceniam i dodaje naszywki dla każdego. Po tobie raczej nie widać radości, a jednak ze mną rozmawiasz, chociaż tak na prawdę ciężko ci dojść kim jestem. Nie ty pierwszy, nie ostatni jak się okazuje dzisiejszego dnia.
Posłał Rafflesowi enigmatyczny uśmiech, nic nie wskazywało na to, żeby Fraser się naigrywał z Petera, czy próbował obracać wszystko w żart.
Być może to całe, mroczne otoczenie powodowało, że młodszy ślizgon, o którym niewiele wiadomo poza tym, że istnieje wydawał się trochę nierzeczywisty i sprzeczny ze swoim położeniem teraz a tym co widuje się w świetle dnia. Co sprawiało, że po karku przechodziły ciarki.
Może to sugestia, że może być kartą atutową, albo po prostu zmęczenie i stres Rafflesa dodają Nevanowi tych cech. Bo kto normalny się po korytarzach szwenda o tej porze ryzykując spotkanie z nauczycielem.
- Dzisiaj widać mam po prostu dobry dzień, od dawna się tyle nie nagadałem. To nawet przyjemne.
- Moja robota, a to jej robota. Wparowała mi na trening i dostała pałką po zębach. Nim spadła z miotły obcasem sięgnęła tutaj. Złapałem ją nim się rozkwasiła na trawniku.
Nevan ani z tego nie był dumny ani zirytowany. Taki to los posiadania młodszego rodzeństwa. Audrey bardziej Raffles mógł kojarzyć, mała, pyskata żmija z pierwszej klasy, nawet podobna do Nevana.
Po czym pokręcił głową na pytanie Rafflesa. Gdyby Raffles więcej o nim słyszał, na pewno wiedziałby, że jedynym powodem, dlaczego Nevan jeszcze tu stoi jest to, że cokolwiek mówi i przekształca się to w wymianę zdań i pytań.
- Słucham i obserwuję, ale nie znaczy to, że po tym oceniam i dodaje naszywki dla każdego. Po tobie raczej nie widać radości, a jednak ze mną rozmawiasz, chociaż tak na prawdę ciężko ci dojść kim jestem. Nie ty pierwszy, nie ostatni jak się okazuje dzisiejszego dnia.
Posłał Rafflesowi enigmatyczny uśmiech, nic nie wskazywało na to, żeby Fraser się naigrywał z Petera, czy próbował obracać wszystko w żart.
Być może to całe, mroczne otoczenie powodowało, że młodszy ślizgon, o którym niewiele wiadomo poza tym, że istnieje wydawał się trochę nierzeczywisty i sprzeczny ze swoim położeniem teraz a tym co widuje się w świetle dnia. Co sprawiało, że po karku przechodziły ciarki.
Może to sugestia, że może być kartą atutową, albo po prostu zmęczenie i stres Rafflesa dodają Nevanowi tych cech. Bo kto normalny się po korytarzach szwenda o tej porze ryzykując spotkanie z nauczycielem.
- Dzisiaj widać mam po prostu dobry dzień, od dawna się tyle nie nagadałem. To nawet przyjemne.
Re: Korytarz
- Charakterna. - Mruknął, słysząc o wyczynach siostry blondasa. - Myślisz, że Gladstone pozwoli ci ją wyprowadzić w środku nocy?
Ze sposobu, w jaki o niej opowiadał, można było łatwo wyłapać, że awanturniczka to raczej młodsza przedstawicielka rodziny Nevana. Mówił o niej ze swobodną dozą protekcjonalizmu, jednocześnie jego czyny wskazywały na to, że odrobinę się siostrą przejął. Wpisywało się to w ramy starszego braciszka, przynajmniej według hogwarckich wzorców, bo do własnego doświadczenie Raffles porównywać nie mógł.
- Nie martw się, zasnę i bez tej wiedzy. - Odpowiedział na sugestię, jakby dowiedzenie się, kim właściwie jest ten cały Nevan, miało dla Petera jakiekolwiek znaczenie.
- A co, zwykle zachowujesz śluby milczenia? - spytał, kręcąc lekko głową. Gość był naprawdę dziwny i specyficzny, ale przy tym przyjemnie neutralny.
Ze sposobu, w jaki o niej opowiadał, można było łatwo wyłapać, że awanturniczka to raczej młodsza przedstawicielka rodziny Nevana. Mówił o niej ze swobodną dozą protekcjonalizmu, jednocześnie jego czyny wskazywały na to, że odrobinę się siostrą przejął. Wpisywało się to w ramy starszego braciszka, przynajmniej według hogwarckich wzorców, bo do własnego doświadczenie Raffles porównywać nie mógł.
- Nie martw się, zasnę i bez tej wiedzy. - Odpowiedział na sugestię, jakby dowiedzenie się, kim właściwie jest ten cały Nevan, miało dla Petera jakiekolwiek znaczenie.
- A co, zwykle zachowujesz śluby milczenia? - spytał, kręcąc lekko głową. Gość był naprawdę dziwny i specyficzny, ale przy tym przyjemnie neutralny.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Wzruszył ramionami, jakoś się tym nie przejmował, czy będzie mógł sprowadzić młodą do dormitorium.
- Zobaczymy, mam wymówkę jako brat. Najwyżej z nią tam posiedzę do rana i posłucham biadolenia jak to boli odrastanie zębów.
Na pytanie Petera uśmiechnął się rozbawiony, na zakonnika nie wyglądał a tym bardziej na jakiegoś ascetę, który sobie przyjemności śmiertelnika odmawiał.
- Zależy czuje uszy co mają usłyszeć. - Odparł enigmatycznie.
Po chwili zmienił nieco temat spoglądając na Rafflesa z zainteresowaniem.
- Jesteś liderem. I chodzą plotki, że jest sporo chętnych do twojej grupy. Jakie są warunki?
O dziwo młodszy ślizgon nie napadł z tym pytaniem Rafflesa na samym początku, a nawet teraz oczy nie lśniły mu z zachwytu, że spotkał samego Petera i może z nim pogadać bez świadków.
Może i bezpośredniość Nevana mogła zdziwić starszego ślizgona, ale dało się zauważyć, że Fraser nie owija w bawełnę i jest dziwnie otwartą osobą a jednocześnie coś się skrywa pomiędzy wierszami.
- Zobaczymy, mam wymówkę jako brat. Najwyżej z nią tam posiedzę do rana i posłucham biadolenia jak to boli odrastanie zębów.
Na pytanie Petera uśmiechnął się rozbawiony, na zakonnika nie wyglądał a tym bardziej na jakiegoś ascetę, który sobie przyjemności śmiertelnika odmawiał.
- Zależy czuje uszy co mają usłyszeć. - Odparł enigmatycznie.
Po chwili zmienił nieco temat spoglądając na Rafflesa z zainteresowaniem.
- Jesteś liderem. I chodzą plotki, że jest sporo chętnych do twojej grupy. Jakie są warunki?
O dziwo młodszy ślizgon nie napadł z tym pytaniem Rafflesa na samym początku, a nawet teraz oczy nie lśniły mu z zachwytu, że spotkał samego Petera i może z nim pogadać bez świadków.
Może i bezpośredniość Nevana mogła zdziwić starszego ślizgona, ale dało się zauważyć, że Fraser nie owija w bawełnę i jest dziwnie otwartą osobą a jednocześnie coś się skrywa pomiędzy wierszami.
Re: Korytarz
Słysząc enigmatyczną odpowiedź Nevana, Raffles chłodno się uśmiechnął. Spodobała mu się ta riposta, ten Ślizgon był w jakiś sposób dziwnie intrygujący. A Peter lubił rzeczy nienudne.
Przez lico blondasa przemknął cień jawnego zainteresowania, kiedy rozmowę skierował na nieco inne, znane Rafflesowi tory. Wspomniany lider westchnął teatralnie, jakby zabierał się za tłumaczenie tajemnicy wszechświata.
- Chętnych jest sporo, ale sprawnie oddzielam mężczyzn od drobiu. - Odparł, ziewając cicho i pocierając kłykciami oczy. Gdy zeszło z niego całe napięcie, poczuł, że jest solidnie wymęczony. Psychicznie i fizycznie, właściwie. - Przede wszystkim, taki chętny musi być mi do czegokolwiek przydatny.
Zlustrował Nevana wzrokiem, jakby poddawał go swoistej ocenie. Docenił fakt, że Ślizgon nie przyleciał za nim z wywieszonym jęzorem, jak zdarzało się to niektórym trzecioklasistom, mającym Rafflesa za swoistego idola. Tych szczeniaków nigdy do swojej szajki nie dopuszczał. Nie lubił czuć, że musi kogokolwiek niańczyć.
- A kiedy uznam, że w istocie, coś można z delikwenta wycisnąć... Następuje pewnego rodzaju test. Zwykle coś nielegalnego, ekstremalnie niebezpiecznego lub... obie te rzeczy naraz. W zależności od moich aktualnych potrzeb i zachcianek.
Prześwidrował Nevana wzrokiem. Podrostek był nadzwyczaj spokojny, do tego dość pewny siebie, ale nie wyszczekany czy arogancki. Wydawał się znacznie różnić od innych uczniów Domu Węża. Jednocześnie, ze swoim sposobem bycia i enigmatycznym uśmiechem, nie pasował nigdzie indziej.
- Jednak to czysta teoria na początek. Na tę chwilę zapisy zamknięte, postulaty nieczytane. Mam dość dzisiejszego dnia.
Przez lico blondasa przemknął cień jawnego zainteresowania, kiedy rozmowę skierował na nieco inne, znane Rafflesowi tory. Wspomniany lider westchnął teatralnie, jakby zabierał się za tłumaczenie tajemnicy wszechświata.
- Chętnych jest sporo, ale sprawnie oddzielam mężczyzn od drobiu. - Odparł, ziewając cicho i pocierając kłykciami oczy. Gdy zeszło z niego całe napięcie, poczuł, że jest solidnie wymęczony. Psychicznie i fizycznie, właściwie. - Przede wszystkim, taki chętny musi być mi do czegokolwiek przydatny.
Zlustrował Nevana wzrokiem, jakby poddawał go swoistej ocenie. Docenił fakt, że Ślizgon nie przyleciał za nim z wywieszonym jęzorem, jak zdarzało się to niektórym trzecioklasistom, mającym Rafflesa za swoistego idola. Tych szczeniaków nigdy do swojej szajki nie dopuszczał. Nie lubił czuć, że musi kogokolwiek niańczyć.
- A kiedy uznam, że w istocie, coś można z delikwenta wycisnąć... Następuje pewnego rodzaju test. Zwykle coś nielegalnego, ekstremalnie niebezpiecznego lub... obie te rzeczy naraz. W zależności od moich aktualnych potrzeb i zachcianek.
Prześwidrował Nevana wzrokiem. Podrostek był nadzwyczaj spokojny, do tego dość pewny siebie, ale nie wyszczekany czy arogancki. Wydawał się znacznie różnić od innych uczniów Domu Węża. Jednocześnie, ze swoim sposobem bycia i enigmatycznym uśmiechem, nie pasował nigdzie indziej.
- Jednak to czysta teoria na początek. Na tę chwilę zapisy zamknięte, postulaty nieczytane. Mam dość dzisiejszego dnia.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Przez chwilę Raffles mógł mieć wrażenie, że Nevan nim manipuluje, lecz młodszy kolega nic po sobie nie dał poznać. Słuchał nawet z zainteresowaniem przekrzywiając lekko głowę, gdy Peter wcielił się w swoją rolę i zaczął mówić o czymś co stworzył i co znał od podszewki.
Być może wewnątrz młodszego ślizgona zatliło się zadowolenie, poznał, uspokoił a nawet pozytywnie nastawił do siebie kogoś o rozbudowanej reputacji z takim a nie innym mniemaniem o sobie.
- Nie śpieszy mi się. - Odparł bez nuty niecierpliwości, czy chociażby sugestii, że jednak bardzo chce czy nawet pragnie uwagi Rafflesa, skoro ten przeszedł w tryb: nic mnie nie obchodzi poza łóżkiem!
- Zatem to dobry moment, aby ten dzień zakończyć.
Odstąpił od Rafflesa robiąc mu przejście a samemu postępując krok do przodu równając się z Peterem.
- Do zobaczenia.
Być może wewnątrz młodszego ślizgona zatliło się zadowolenie, poznał, uspokoił a nawet pozytywnie nastawił do siebie kogoś o rozbudowanej reputacji z takim a nie innym mniemaniem o sobie.
- Nie śpieszy mi się. - Odparł bez nuty niecierpliwości, czy chociażby sugestii, że jednak bardzo chce czy nawet pragnie uwagi Rafflesa, skoro ten przeszedł w tryb: nic mnie nie obchodzi poza łóżkiem!
- Zatem to dobry moment, aby ten dzień zakończyć.
Odstąpił od Rafflesa robiąc mu przejście a samemu postępując krok do przodu równając się z Peterem.
- Do zobaczenia.
Re: Korytarz
- Bo i nie ma gdzie się spieszyć. Mówią o nas, żeśmy wynaturzeni i okrutni, warto o tym pamiętać, zanim się wciągniesz. - Odpowiedział cynicznym, niepozbawionym złośliwej wesołości tonem. Gdy Nevan się przesunął, Raffles wsunął ręce w kieszenie i skinął Szkotowi głową.
- Najlepszy. - Podsumował i ruszył przed siebie, świadom, że potrzebuje naprawdę solidnej dawki snu.
Był już dawno w korytarzu wiodącym do lochów, kiedy pozwolił sobie na leniwy uśmieszek. Ten cały Fraser (w końcu skojarzył jego nazwisko) nieświadomie dużo dla niego zrobił. Pozwolił Rafflesowi przekuć targające nim, negatywne emocje na czystą, zimną i cholernie trującą motywację do zemsty.
- Najlepszy. - Podsumował i ruszył przed siebie, świadom, że potrzebuje naprawdę solidnej dawki snu.
Był już dawno w korytarzu wiodącym do lochów, kiedy pozwolił sobie na leniwy uśmieszek. Ten cały Fraser (w końcu skojarzył jego nazwisko) nieświadomie dużo dla niego zrobił. Pozwolił Rafflesowi przekuć targające nim, negatywne emocje na czystą, zimną i cholernie trującą motywację do zemsty.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Korytarz
Stuk! Stuk! Stuk! PUK!
Przestrzeń pustoszejącego korytarza wypełniał specyficzny dźwięk - jakby ktoś tłukł metalowymi płytkami o kamienną podłogę. I owszem tak się działo. Pierwszoroczna Ślizgonka dreptała w tanecznym pląsie zmierzając w stronę wejścia do Lochów. Miała na stopach typowe dla stepujących tancerzy buty. To ich stukot sprawiał, że przechodzący korytarzem uczniowie rozglądali się zaciekawieni dźwiękiem.
Szczupła blondynka z przeogromnym uśmiechem na ustach, taszcząca w dłoniach opasłe tomiszcze z wystającym z pomiędzy kartek jęzorem (oczywiście śliniącym się w ilościach liczonych w litrach) wystukiwała rytm jednej z modnych wśród młodzieży czarodziejskiej piosenki. Jasne włosy miała upięte w dwa kucyki, które podskakiwały co rusz opadając dwoma wstęgami na ramiona dziewczyny.
Przestrzeń pustoszejącego korytarza wypełniał specyficzny dźwięk - jakby ktoś tłukł metalowymi płytkami o kamienną podłogę. I owszem tak się działo. Pierwszoroczna Ślizgonka dreptała w tanecznym pląsie zmierzając w stronę wejścia do Lochów. Miała na stopach typowe dla stepujących tancerzy buty. To ich stukot sprawiał, że przechodzący korytarzem uczniowie rozglądali się zaciekawieni dźwiękiem.
Szczupła blondynka z przeogromnym uśmiechem na ustach, taszcząca w dłoniach opasłe tomiszcze z wystającym z pomiędzy kartek jęzorem (oczywiście śliniącym się w ilościach liczonych w litrach) wystukiwała rytm jednej z modnych wśród młodzieży czarodziejskiej piosenki. Jasne włosy miała upięte w dwa kucyki, które podskakiwały co rusz opadając dwoma wstęgami na ramiona dziewczyny.
Audrey FraserKlasa I - Skąd : Aldourie Castle, Szkocja, Wielka Brytania.
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Rae Laetitia nerwowo zastukała kauczukową podeszwą czarnego trampka o posadzkę. Stała, podparta nonszalancko o kamienną ścianę jakby na coś czekała. Wąskie usta szarookiej wyginały się co raz w złośliwym uśmieszku, by chwilę później powrócić do wzniosłej stagnacji. Cieszyła się owym, błogim stanem aż do momentu kiedy jej uszy rozdrażnił monotonny tępy dźwięk. Opuszki palców oplotły drgające skronie, a oczy zmrużyły się w wyrazie największego cierpienia. Usta zasznurowały się, potęgując tragizm, jakże komicznego grymasu. Kiedy owe zwiewne dziewczątko zbliżyło się doń, Cortez uniosła wzrok. Puste, błękitne tęczówki nie wyrażały choćby grama pozytywnych emocji. Szybki ruch dłoni wymuskał z kieszeni mahoniowe, błyszczące drewienko. O ile dziewczę ją dojrzało, niewiele miało czasu na reakcję.
- Levicorpus! - Syknęła, mierząc weń różdżką. Nie mogła już znieść dźwięku tych jakże słodkich, uroczych bucików, które najchętniej spaliłaby w czeluściach piekła. Czuła żar złości wpływający do każdej kolejnej żyły i tętnicy, która kierowała swe gorąco aż do zgorzkniałego, uschłego serduszka piętnastolatki.
Och niedobrze, niedobrze to, wkurzyć Rae Laetitię, kiedy ta, kilka chwil wcześniej ucięła sobie przemiłą pogawędkę... z mamusią.
This dice is not existing.
- Levicorpus! - Syknęła, mierząc weń różdżką. Nie mogła już znieść dźwięku tych jakże słodkich, uroczych bucików, które najchętniej spaliłaby w czeluściach piekła. Czuła żar złości wpływający do każdej kolejnej żyły i tętnicy, która kierowała swe gorąco aż do zgorzkniałego, uschłego serduszka piętnastolatki.
Och niedobrze, niedobrze to, wkurzyć Rae Laetitię, kiedy ta, kilka chwil wcześniej ucięła sobie przemiłą pogawędkę... z mamusią.
This dice is not existing.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Nijak mogła się spodziewać ataku. Jakoś nigdy nie oberwała zaklęciem, bo tak! A tu nagle cały światopogląd szlag trafił, wywrócił się do góry nogami. Jak i sama Ślizgonka.
Zawisła w powietrzu szarpnięta za nogę. Kiecka opadła w dół, włosy zamiatały podłogę a książka wypadła z rąk dziewczyny wykorzystując ten fakt i ruszając na pierwszą lepszą osobę. Na nieszczęście dla Rae to była właśnie ona. Bydle z ogromnym, zaślinionym jęzorem skoczyło ku starszej Ślizgonce.
- Juuuuhuuuuu...... ale czad! - Natomiast Audrey bardziej chyba się efekt zaklęcia spodobał. Machając rękami próbowała dotknąć podłogi.
Spojrzała przed siebie na Rae, na książkę a po chwili zaśmiała się w głos.
- Włochacz! Zostaw! - A następnie wybałuszyła oczy. - Jaaaaakie bajeranckie włosy... Na gile trolla. Też takie chcę!
Teraz już całkowicie zapomniała o tym, że wisi w powietrzu. Nawet nie przejmowała się, że przechodzący uczniowie mogą sobie pooglądać jej majtki z motywem pewnego mugolskiego sławnego kotka z dalekiego wschodu.
Zawisła w powietrzu szarpnięta za nogę. Kiecka opadła w dół, włosy zamiatały podłogę a książka wypadła z rąk dziewczyny wykorzystując ten fakt i ruszając na pierwszą lepszą osobę. Na nieszczęście dla Rae to była właśnie ona. Bydle z ogromnym, zaślinionym jęzorem skoczyło ku starszej Ślizgonce.
- Juuuuhuuuuu...... ale czad! - Natomiast Audrey bardziej chyba się efekt zaklęcia spodobał. Machając rękami próbowała dotknąć podłogi.
Spojrzała przed siebie na Rae, na książkę a po chwili zaśmiała się w głos.
- Włochacz! Zostaw! - A następnie wybałuszyła oczy. - Jaaaaakie bajeranckie włosy... Na gile trolla. Też takie chcę!
Teraz już całkowicie zapomniała o tym, że wisi w powietrzu. Nawet nie przejmowała się, że przechodzący uczniowie mogą sobie pooglądać jej majtki z motywem pewnego mugolskiego sławnego kotka z dalekiego wschodu.
Audrey FraserKlasa I - Skąd : Aldourie Castle, Szkocja, Wielka Brytania.
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Ciemne brwi Ślizgonki ugięły się w grymasie pełnym zwątpienia, gdy winna okropnych zbrodni blondynka zawisła w powietrzu. Cortez nigdy z honoru i prawości nie słynęła, więc obeszłoby ją kazanie na temat tradycji prawdziwych pojedynków. Dyplomatyczne umiejętności uczennicy wydawało się jednak na tak marnym poziomie, że zaprzestała nawet negocjacji. Twarz małego upiorka wydawała się jej nawet znajoma. Zielony herb na szacie pierwszoklasistki uchylał rąbka tajemnicy, jednak Rae do głowy nie przychodziło żadne nazwisko, które mogłaby połączyć z tą uroczą, niewinną buźką. Szare oczy przeniosły się na zmierzającą w jej stronę Księgę Potworów. Dłoń zawisła jednak w powietrzu na dłużej, co by przypadkiem nie poniosła odpowiedzialności za uszkodzenie blondyneczki. Kiedy soczystym kopniakiem uraczyła książkę, która ze skowytem godnym stworzenia rozmiarów człowieka oddaliła się od Ślizgonki, ta zbliżyła się ku pannie Fraser, a na jej ustach błąkał lekki uśmiech.
- Włochacz właśnie dostał przymusowe, miesięczne zwolnienie z ONMSu. - Wzruszyła ramionami, wyginając usta w podkówkę. Nie przepadała za gnębieniem dużo słabszych, wręcz bezbronnych dziewczynek. Chwyciła ją za nadgarstek, jednocześnie opuszczając różdżkę. W wyniku owego czynu Ślizgonka nie przyrżnęła głową w kamienną posadzkę, a w zamian z gracją wylądowała na ziemi. I znowu ten stukot bucików.
- Zróbże coś z tymi butami i tym dźwiękiem, bo nie ręczę za siebie. - Burknęła, oddalając się od dziewczęcia. Różdżkę obróciła w chudych dłoniach, mając cichą nadzieję, że owe dziewuszysko nie zdaży jej drugi raz wprowadzić w "zły" nastrój.
- Włochacz właśnie dostał przymusowe, miesięczne zwolnienie z ONMSu. - Wzruszyła ramionami, wyginając usta w podkówkę. Nie przepadała za gnębieniem dużo słabszych, wręcz bezbronnych dziewczynek. Chwyciła ją za nadgarstek, jednocześnie opuszczając różdżkę. W wyniku owego czynu Ślizgonka nie przyrżnęła głową w kamienną posadzkę, a w zamian z gracją wylądowała na ziemi. I znowu ten stukot bucików.
- Zróbże coś z tymi butami i tym dźwiękiem, bo nie ręczę za siebie. - Burknęła, oddalając się od dziewczęcia. Różdżkę obróciła w chudych dłoniach, mając cichą nadzieję, że owe dziewuszysko nie zdaży jej drugi raz wprowadzić w "zły" nastrój.
Ophelia CortezKlasa IV - Urodziny : 17/09/2008
Wiek : 16
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 4 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach