Korytarz
+22
Kaya Reynolds
Audrey Fraser
Ophelia Cortez
Peter Raffles
Nevan Fraser
Marianna Vulkodlak
Maja Vulkodlak
Dymitr Milligan
Cheng Li
Pierre Vauquer
Genevieve White
Iris Xakly
Misza Gregorovic
Zoja Yordanova
William Greengrass
Nancy Baldwin
Poppy Chamberlain
Samantha Davies
Dalila Mauric
Andrea Jeunesse
Vin Xakly
Brennus Lancaster
26 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 2 z 5
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Korytarz
First topic message reminder :
Korytarz okalający szkolny dziedziniec. To właśnie nim wędrują uczniowie z wielkiej sali po śniadaniu na zajęcia, które odbywają się na zewnątrz.
Korytarz okalający szkolny dziedziniec. To właśnie nim wędrują uczniowie z wielkiej sali po śniadaniu na zajęcia, które odbywają się na zewnątrz.
Ostatnio zmieniony przez Brennus Lancaster dnia Nie 31 Sie 2014, 17:13, w całości zmieniany 1 raz
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Korytarz
Zaśmiała się na to bystre stwierdzenie. No tak, jakby się człowiek starał nigdy nie znajdzie miejsca gdzie będzie całkowicie sam, ze swoimi myślami. Gdzie byś się nie zabunkrował, tam cię znajdą... cóż za ironia.
- Ach tak, błonia, faktycznie - zaśmiała się, bo rzeczywiście pochłonięta rozmową z krukonką, zapomniała że to właśnie tam się kierowała, kiedy to ich mała stłuczka, pokrzyżowała ich plany. - Jasne, chodźmy - odparła uśmiechając się firmowym uśmiechem nr. 5 i razem z dziewczyną ruszyły w stronę wyjścia z zamku.
/możesz już na błoniach pisać
- Ach tak, błonia, faktycznie - zaśmiała się, bo rzeczywiście pochłonięta rozmową z krukonką, zapomniała że to właśnie tam się kierowała, kiedy to ich mała stłuczka, pokrzyżowała ich plany. - Jasne, chodźmy - odparła uśmiechając się firmowym uśmiechem nr. 5 i razem z dziewczyną ruszyły w stronę wyjścia z zamku.
/możesz już na błoniach pisać
Re: Korytarz
Uśmiechnęła się znacząco, że tak mogły się zagadać i zapomnieć o wspólnym celu.
- To kto pierwszy. - I pobiegła dalej, tam gdzie wcześniej zmierzała. Czyli na owe błonia.
- To kto pierwszy. - I pobiegła dalej, tam gdzie wcześniej zmierzała. Czyli na owe błonia.
Re: Korytarz
Stuk! Stuk! Stuk!
Szłam korytarzem na parterze, a echo moich kroków na kamiennej posadzce odbijało się od grubych ścian. Miałam na sobie nowe buty, które przysłała mi mama – czarne, błyszczące lakierki, pasujące do szat szkolnych i wpisujące się w regulamin, na niewysokim i grubym obcasie, dzięki któremu osiągam moje wymarzone sto sześćdziesiąt centymetrów.
Brzdęk! Brzdęk! Brzdęk!
Miedziane bransoletki na moich nadgarstkach brzęczą, gdy unoszę dłoń i przeczesuję włosy. Dziś są w zupełnym nieładzie, nie miałam czasu, by je poczesać i wstyd przyznać, ale prawie zaspałam na śniadanie! Przez pół nocy kleiłam puszkę i malowałam plakat, który później duplikowałam przy pomocy różdżki i jednego z przyszłych działów w podręczniku do transmutacji. Niektóre wyszły krzywo, na innych były plamy, ale w większości dało to zadowalający efekt, toteż zrezygnowałam z poprawiania najmniejszych niedociągnięć i pozostawiłam je takimi jakie są. W pośpiechu udało mi się dorwać tosta w Wielkiej Sali i na odchodnym zabrałam jabłko ze stołu Ravenclawu – mam nadzieję, że koledzy wybaczą mi ten haniebny czyn!
Odpokutować moje winy zamierzałam w nieco inny sposób, a mianowicie zamierzałam przeprowadzić zbiórkę pieniężną na cel charytatywny! Wyczytałam w gazecie, że Ministerstwo Magii odmówiło wypłacenia funduszu przeznaczonego na ochronę zwierząt jednej z mniejszych hodowli testrali w Walii, przez co biedaki zostaną skazane na głód i dziurawe koce w zimie.
Rozstawiłam się prawie na środku korytarza, razem z petycją i puszką na datki, a gdy tylko uczniowie zaczęli wylewać się na korytarz po skończonym posiłku, rozpoczęłam moją akcję i zamachałam w powietrzu kartką papieru.
- I ty możesz przyłączyć się do akcji na rzecz testrali! Podpisz petycję lub wpłać kilka sykli, pomóż hodowli!
Szłam korytarzem na parterze, a echo moich kroków na kamiennej posadzce odbijało się od grubych ścian. Miałam na sobie nowe buty, które przysłała mi mama – czarne, błyszczące lakierki, pasujące do szat szkolnych i wpisujące się w regulamin, na niewysokim i grubym obcasie, dzięki któremu osiągam moje wymarzone sto sześćdziesiąt centymetrów.
Brzdęk! Brzdęk! Brzdęk!
Miedziane bransoletki na moich nadgarstkach brzęczą, gdy unoszę dłoń i przeczesuję włosy. Dziś są w zupełnym nieładzie, nie miałam czasu, by je poczesać i wstyd przyznać, ale prawie zaspałam na śniadanie! Przez pół nocy kleiłam puszkę i malowałam plakat, który później duplikowałam przy pomocy różdżki i jednego z przyszłych działów w podręczniku do transmutacji. Niektóre wyszły krzywo, na innych były plamy, ale w większości dało to zadowalający efekt, toteż zrezygnowałam z poprawiania najmniejszych niedociągnięć i pozostawiłam je takimi jakie są. W pośpiechu udało mi się dorwać tosta w Wielkiej Sali i na odchodnym zabrałam jabłko ze stołu Ravenclawu – mam nadzieję, że koledzy wybaczą mi ten haniebny czyn!
Odpokutować moje winy zamierzałam w nieco inny sposób, a mianowicie zamierzałam przeprowadzić zbiórkę pieniężną na cel charytatywny! Wyczytałam w gazecie, że Ministerstwo Magii odmówiło wypłacenia funduszu przeznaczonego na ochronę zwierząt jednej z mniejszych hodowli testrali w Walii, przez co biedaki zostaną skazane na głód i dziurawe koce w zimie.
Rozstawiłam się prawie na środku korytarza, razem z petycją i puszką na datki, a gdy tylko uczniowie zaczęli wylewać się na korytarz po skończonym posiłku, rozpoczęłam moją akcję i zamachałam w powietrzu kartką papieru.
- I ty możesz przyłączyć się do akcji na rzecz testrali! Podpisz petycję lub wpłać kilka sykli, pomóż hodowli!
Poppy ChamberlainKlasa VI - Skąd : ul. Pokątna
Krew : czysta
Re: Korytarz
Gryfoni byli tego dnia bardzo żarłoczni podczas kolacji, a Nancy opuściła salę z pustym żołądkiem i obrzydliwym wspomnieniem Stewarta napychającego usta pieczonym mięsem kurczęcia. Baldwin jadła jak wróbelek, co tu dużo mówić, pilnowała dokładnie swoich wymiarów i kilogramów, więc rezygnowanie z kolacji nie było dla niej nowością.
Dziewczę nieco odizolowało się od swoich koleżanek ostatnimi czasy i musiała przyznać, że Cherry znacznie lepiej odnajduje się w rozmowie z Antonette aniżeli z nią. Bolało ją, że przyjaciółka lepiej czuje się w towarzystwie innych, ale Nancy ostatnio była nie do życia, popadała w dziwne nastroje i serwowała znajomym wybuchy płaczu i furii naprzemiennie.
Już miała skierować się na schody, które poprowadziłyby ją do wieży Gryffindoru przez wszystkie piętra zamkowe, kiedy jej uwagę przykuła drobna blondynka wykrzykująca na korytarzu słowa zachęty do wzięcia udziału w jakiejś akcji dobroczynnej. Od razu wzięła ją z Polly, swoją starszą o kilka minut siostrę bliźniaczkę, która niedawno organizowała w szkole kampanię na rzecz wampirów.
- W co ta dziewczyna się znowu wpakowała.. - mruknęła sama do siebie i ruszyła w stronę Puchonki, której akcja charytatywna nikogo nie interesowała.
Im bliżej była, tym bardziej wątpiła w to, że to Pollyanne. Ostatecznie zorientowała się, że to nie ona, kilka kroków przed nią. Zamiast Krukonki, ujrzała dziewczynę, którą mijała na zajęciach dla szóstoklasistów. Konkretniej: na wróżbiarstwie.
- Powinnaś poznać moją siostrę, ona też zajmuje się takimi... sprawami - rzekła, podchodząc do niej i biorąc z jej dłoni jedną z ulotek, która nawoływała do wpłacania galeonów i podpisów pod petycją. Gryfonka w ostatnim momencie ugryzła się w język i nie powiedziała bzdurami zamiast sprawami. - Jej próby stworzenia banku krwi dla wampirów spełzły na niczym, ale kto wie, może tobie bardziej się poszczęści - dodała, zerkając swoimi fioletowymi ślepiami na broszurkę.
Dziewczę nieco odizolowało się od swoich koleżanek ostatnimi czasy i musiała przyznać, że Cherry znacznie lepiej odnajduje się w rozmowie z Antonette aniżeli z nią. Bolało ją, że przyjaciółka lepiej czuje się w towarzystwie innych, ale Nancy ostatnio była nie do życia, popadała w dziwne nastroje i serwowała znajomym wybuchy płaczu i furii naprzemiennie.
Już miała skierować się na schody, które poprowadziłyby ją do wieży Gryffindoru przez wszystkie piętra zamkowe, kiedy jej uwagę przykuła drobna blondynka wykrzykująca na korytarzu słowa zachęty do wzięcia udziału w jakiejś akcji dobroczynnej. Od razu wzięła ją z Polly, swoją starszą o kilka minut siostrę bliźniaczkę, która niedawno organizowała w szkole kampanię na rzecz wampirów.
- W co ta dziewczyna się znowu wpakowała.. - mruknęła sama do siebie i ruszyła w stronę Puchonki, której akcja charytatywna nikogo nie interesowała.
Im bliżej była, tym bardziej wątpiła w to, że to Pollyanne. Ostatecznie zorientowała się, że to nie ona, kilka kroków przed nią. Zamiast Krukonki, ujrzała dziewczynę, którą mijała na zajęciach dla szóstoklasistów. Konkretniej: na wróżbiarstwie.
- Powinnaś poznać moją siostrę, ona też zajmuje się takimi... sprawami - rzekła, podchodząc do niej i biorąc z jej dłoni jedną z ulotek, która nawoływała do wpłacania galeonów i podpisów pod petycją. Gryfonka w ostatnim momencie ugryzła się w język i nie powiedziała bzdurami zamiast sprawami. - Jej próby stworzenia banku krwi dla wampirów spełzły na niczym, ale kto wie, może tobie bardziej się poszczęści - dodała, zerkając swoimi fioletowymi ślepiami na broszurkę.
Re: Korytarz
Byłam nieco zawiedziona tym, że tak naprawdę nikt za bardzo nie interesował się losem tych biednych testrali skazanych na śmierć z niedożywienia i mrozu. A przecież tak się starałam! Podawałam ulotki, machałam puszką i w ogóle nawoływałam do zainteresowania się sprawą, a zaledwie garstka uczniów wzięła ode mnie kartki, z czego może jedna dziesiąta zerknęła na to, co na nich zamieściłam.
Kompletna ignorancja i zupełny brak serca! Nie wiem, jak można być tak obojętnym i nie wzruszyć się historią biednych i niewinnych stworzeń, którym skorumpowane Ministerstwo odmówiło wypłacenia należących im się funduszy! To powinno być nagłośnione w prasie i w ogóle w całej Anglii, i Szkocji, i w Irlandii też.
Biedne, biedne testrale!
Ale naraz odzyskałam nadzieję, bowiem zbliżała się do mnie Gryfonka, z którą chyba chodziłam na wróżbiarstwo. Przybrałam na twarz szeroki uśmiech i już z daleka krzyknęłam do niej:
- Czyżbyś była zainteresowana udziałem w akcji? - I szczerze powiedziawszy miałam ogromną nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca! Słysząc jej słowa, zaświeciły mi się oczy. Ktoś inny lubujący się w akcjach charytatywnych? Koniecznie muszę ją poznać! Może przyłączy się do mojej akcji i razem uda nam się zrobić z tego coś wielkiego? - Och, och tak! Słuchaj, to ja będę miała do ciebie gorącą prośbę! Skoro twoja siostra interesuje się zbiórkami na cele dobroczynne, może przekazałabyś jej jedną z tych ulotek? I gdyby się zainteresowała, mogłaby się jakoś odezwać, okej? - zapytałam gorliwie potrząsając głową, a w myślach już rysował mi się dalszy przebieg akcji. - Tak, mam nadzieję, że uda mi się zebrać odpowiednią ilość podpisów, żeby te biedne testrale dostały pieniądze - mówię, kiwając głową. - W ogóle mam wrażenie, że wybrałam złą porę dnia, teraz wszyscy są tacy zabiegani, spieszą się na zajęcia i nawet nie mają czasu przystanąć i porozmawiać o tym - dodałam, pokazując jej petycję.
Kompletna ignorancja i zupełny brak serca! Nie wiem, jak można być tak obojętnym i nie wzruszyć się historią biednych i niewinnych stworzeń, którym skorumpowane Ministerstwo odmówiło wypłacenia należących im się funduszy! To powinno być nagłośnione w prasie i w ogóle w całej Anglii, i Szkocji, i w Irlandii też.
Biedne, biedne testrale!
Ale naraz odzyskałam nadzieję, bowiem zbliżała się do mnie Gryfonka, z którą chyba chodziłam na wróżbiarstwo. Przybrałam na twarz szeroki uśmiech i już z daleka krzyknęłam do niej:
- Czyżbyś była zainteresowana udziałem w akcji? - I szczerze powiedziawszy miałam ogromną nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca! Słysząc jej słowa, zaświeciły mi się oczy. Ktoś inny lubujący się w akcjach charytatywnych? Koniecznie muszę ją poznać! Może przyłączy się do mojej akcji i razem uda nam się zrobić z tego coś wielkiego? - Och, och tak! Słuchaj, to ja będę miała do ciebie gorącą prośbę! Skoro twoja siostra interesuje się zbiórkami na cele dobroczynne, może przekazałabyś jej jedną z tych ulotek? I gdyby się zainteresowała, mogłaby się jakoś odezwać, okej? - zapytałam gorliwie potrząsając głową, a w myślach już rysował mi się dalszy przebieg akcji. - Tak, mam nadzieję, że uda mi się zebrać odpowiednią ilość podpisów, żeby te biedne testrale dostały pieniądze - mówię, kiwając głową. - W ogóle mam wrażenie, że wybrałam złą porę dnia, teraz wszyscy są tacy zabiegani, spieszą się na zajęcia i nawet nie mają czasu przystanąć i porozmawiać o tym - dodałam, pokazując jej petycję.
Poppy ChamberlainKlasa VI - Skąd : ul. Pokątna
Krew : czysta
Re: Korytarz
To fakt, uczniowie Hogwartu mieli widocznie ważniejsze sprawy aniżeli testrale, bo nikt nie zatrzymał się przy biednej Poppy. Nancy również miała gdzieś los magicznych stworzeń, bo miała poważniejsze problemy na swojej szesnastoletniej głowie, ale była z natury... miła. W dodatku mało asertywna, więc kiedy już podeszła tak blisko, nie miała serca się teraz wycofać.
- Jasne... Czemu nie - odparła na jej rozentuzjazmowaną prośbę, biorąc dodatkową ulotkę dla swojej siostry. - Chyba, że wpadniesz na nią pierwsza, to Pollyanne Baldwin z Ravenclawu. Podejrzewam, że znajdziecie wspólny język - dodała. Na tym skończyło się jej zainteresowanie ulotką o rezerwacie w Walii, bo kawałek pergaminu z nagłówkiem nabazgranym czerwonym atramentem powędrował już do kieszeni jej szaty szkolnej.
- Jesteś pewna, że podpisy niepełnoletnich się liczą? - Zagaiła, unosząc lekko czarne, wąskie brewki ku górze. Nie miała to być kąśliwa uwaga, skąd! Po prostu Gryfonka uznała, że to nie pora obiadowa jest tutaj problemem, a średnia wieku zainteresowanych.
- Może masz rację.. Daj, podpiszę Ci tą petycję - mruknęła, biorąc od niej papier i orle pióro wysokiej jakości, którym Puchonka machała jej przed nosem. Nic ją to nie kosztowało, a tej blondyce mogło dać nieco satysfakcji i motywacji do dalszego działania. Podpisała się imieniem oraz nazwiskiem przyozdobionym finezyjnym zawijasem w odpowiednim miejscu i oddała jej petycję.
- Dobrze wpisałam?
- Jasne... Czemu nie - odparła na jej rozentuzjazmowaną prośbę, biorąc dodatkową ulotkę dla swojej siostry. - Chyba, że wpadniesz na nią pierwsza, to Pollyanne Baldwin z Ravenclawu. Podejrzewam, że znajdziecie wspólny język - dodała. Na tym skończyło się jej zainteresowanie ulotką o rezerwacie w Walii, bo kawałek pergaminu z nagłówkiem nabazgranym czerwonym atramentem powędrował już do kieszeni jej szaty szkolnej.
- Jesteś pewna, że podpisy niepełnoletnich się liczą? - Zagaiła, unosząc lekko czarne, wąskie brewki ku górze. Nie miała to być kąśliwa uwaga, skąd! Po prostu Gryfonka uznała, że to nie pora obiadowa jest tutaj problemem, a średnia wieku zainteresowanych.
- Może masz rację.. Daj, podpiszę Ci tą petycję - mruknęła, biorąc od niej papier i orle pióro wysokiej jakości, którym Puchonka machała jej przed nosem. Nic ją to nie kosztowało, a tej blondyce mogło dać nieco satysfakcji i motywacji do dalszego działania. Podpisała się imieniem oraz nazwiskiem przyozdobionym finezyjnym zawijasem w odpowiednim miejscu i oddała jej petycję.
- Dobrze wpisałam?
Re: Korytarz
Jak ja doceniam miłych ludzi! Gdyby nie oni, to moja akcja dobroczynna na rzecz testrali na pewno zakończyłaby się fiaskiem i nie wynikłoby z niej nic poza moim niesamowitym rozczarowaniem i kilkoma uronionymi łezkami. A na razie przynajmniej miałam nadzieję na zebranie choć kilku podpisów.
- Pollyanne Baldwin? Chyba nawet wiem, o kim mówisz! - powiedziałam radośnie, przywołując z pamięci twarzyczkę tejże dziewoi, o której tak ładnie mówimy. - W sumie faktycznie jesteście do siebie podobne - dodałam, przyglądając się bacznie Nancy i przekrzywiając lekko głowę. Na koniec posłałam jej piękny uśmiech. - No, wiadomo, jak to siostry.
Ja nie mam siostry, ale jestem pewna, że gdybym ją miała, na moje nieszczęście (a jej wielkie szczęście!) nie byłybyśmy podobne. Pewnie miałaby długie włosy mamy i ten przeuroczy nos taty, ci drudzy zawsze dostają to, co najlepsze, ech. Dlaczego nie mogłam być tą drugą? I mieć śliczny nos?
Zbaczam z tematu, przepraszam! Skupmy się jednak na tych testralach, bo to o nie najbardziej mi chodzi. Patrzyłam na pióro z nieukrywaną niecierpliwością i nie mogłam się doczekać, aż czubek jego stalówki dotknie petycji. AAA!!! Z tej uciechy aż podskoczyłam dwukrotnie, po czym prawie rzuciłam się na szyję koleżance z Gryffindoru.
- Dziękidziękidzięki! Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomagasz! A co dopiero mają powiedzieć testrale? Kto wie, czy od tego podpisu nie zależy to, czy dostaną na zimę koce do okrycia grzbietów? Ach, czy już czujesz to ciepełko, kiedy wiesz, że taki mały gest może komuś bardzo pomóc? - pytam, a moje policzki różowieją z emocji.
- Pollyanne Baldwin? Chyba nawet wiem, o kim mówisz! - powiedziałam radośnie, przywołując z pamięci twarzyczkę tejże dziewoi, o której tak ładnie mówimy. - W sumie faktycznie jesteście do siebie podobne - dodałam, przyglądając się bacznie Nancy i przekrzywiając lekko głowę. Na koniec posłałam jej piękny uśmiech. - No, wiadomo, jak to siostry.
Ja nie mam siostry, ale jestem pewna, że gdybym ją miała, na moje nieszczęście (a jej wielkie szczęście!) nie byłybyśmy podobne. Pewnie miałaby długie włosy mamy i ten przeuroczy nos taty, ci drudzy zawsze dostają to, co najlepsze, ech. Dlaczego nie mogłam być tą drugą? I mieć śliczny nos?
Zbaczam z tematu, przepraszam! Skupmy się jednak na tych testralach, bo to o nie najbardziej mi chodzi. Patrzyłam na pióro z nieukrywaną niecierpliwością i nie mogłam się doczekać, aż czubek jego stalówki dotknie petycji. AAA!!! Z tej uciechy aż podskoczyłam dwukrotnie, po czym prawie rzuciłam się na szyję koleżance z Gryffindoru.
- Dziękidziękidzięki! Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomagasz! A co dopiero mają powiedzieć testrale? Kto wie, czy od tego podpisu nie zależy to, czy dostaną na zimę koce do okrycia grzbietów? Ach, czy już czujesz to ciepełko, kiedy wiesz, że taki mały gest może komuś bardzo pomóc? - pytam, a moje policzki różowieją z emocji.
Poppy ChamberlainKlasa VI - Skąd : ul. Pokątna
Krew : czysta
Re: Korytarz
- Na pewno myślisz o TEJ Polly Baldwin, jest dość popularna - odparła na jej słowa. Kolejne stwierdzenie o podobieństwie skwitowała tylko lekkim uśmiechem, biorąc je za spore pochlebstwo, bo w tej rodzinie to właśnie Krukonka była tą śliczną, która odziedziczyła wszystko co najlepsze po rodzicach. Jej trafiła się wybrakowana pula genów, co państwo Baldwin lubili jej kłaść do głowy od wczesnego dzieciństwa.
- Wiesz.. pewnie mylisz ją z dziewczyną, z którą siedzę w ławce. Moja siostra to długonoga blondynka o błękitnych oczach i prefektem Gryfonów uwieszonym u torebki - rzekła, posyłając jej krótki uśmiech i błyskając krótko swoimi fioletowymi tęczówkami.
Nagły wybuch radości Puchonki był dla niej takim zdziwieniem, że Gryfonka znieruchomiała na moment i rozwarła szeroko swoje niecodziennie fiołkowe tęczówki. Poklepała ją niepewnie po plecach, nie wiedząc za bardzo czy miał to być pokrzepiający gest czy odwzajemnienie uścisku. Panna Baldwin stała się ostatnio chłodna, a wszystko przez Jamesa, dla którego szczyt czułości to poklepanie jej po głowie. A może to ta cała sprawa z dzieckiem? Pewnie też.
- Chyba czuję - rzekła niepewnie, nie wiedząc nawet o czym mówi. Pokiwała nawet lekko głową. - Mogę wziąć jeden formularz i rozpuścić go w pokoju wspólnym jeśli chcesz. Gryfoni pewnie podpiszą się z samego tytułu zostawienia ich w spokoju - dodała, wzruszając lekko ramionami. Skoro już Poppy zaczęła rozczulać jej kamienne serce, to niech idą na całość. Dla testrali.
- Jestem Nancy. To tak żeby formalności stało się zadość - rzekła nagle, wyciągając wymizerniałą dłoń byłej bulimiczki w jej stronę.
- Wiesz.. pewnie mylisz ją z dziewczyną, z którą siedzę w ławce. Moja siostra to długonoga blondynka o błękitnych oczach i prefektem Gryfonów uwieszonym u torebki - rzekła, posyłając jej krótki uśmiech i błyskając krótko swoimi fioletowymi tęczówkami.
Nagły wybuch radości Puchonki był dla niej takim zdziwieniem, że Gryfonka znieruchomiała na moment i rozwarła szeroko swoje niecodziennie fiołkowe tęczówki. Poklepała ją niepewnie po plecach, nie wiedząc za bardzo czy miał to być pokrzepiający gest czy odwzajemnienie uścisku. Panna Baldwin stała się ostatnio chłodna, a wszystko przez Jamesa, dla którego szczyt czułości to poklepanie jej po głowie. A może to ta cała sprawa z dzieckiem? Pewnie też.
- Chyba czuję - rzekła niepewnie, nie wiedząc nawet o czym mówi. Pokiwała nawet lekko głową. - Mogę wziąć jeden formularz i rozpuścić go w pokoju wspólnym jeśli chcesz. Gryfoni pewnie podpiszą się z samego tytułu zostawienia ich w spokoju - dodała, wzruszając lekko ramionami. Skoro już Poppy zaczęła rozczulać jej kamienne serce, to niech idą na całość. Dla testrali.
- Jestem Nancy. To tak żeby formalności stało się zadość - rzekła nagle, wyciągając wymizerniałą dłoń byłej bulimiczki w jej stronę.
Re: Korytarz
Dziedziczenie to śmieszna sprawa, jestem pewna, że gdybym była tą drugą, dostałabym w pakiecie te lepsze geny, których nie dostałam, będąc pierwszą. Mam włosy po tacie i nos po mamie, a zdecydowanie wolałabym, żeby było na odwrót! Poza tym zdecydowanie lepiej byłoby, gdybym urosła trochę wyższa i może miała maminy potencjał w kwestii kobiecości, ale co mi tam, w sumie z tym da się żyć. Gorzej z nosem, bo za każdym razem, gdy patrzę na ten tatusiowy, to łapią mnie straszliwe kompleksy.
Uśmiecham się miło, głównie dlatego, że czuję się zbita z tropu jej słowami. Czyżbym faktycznie pomyliła twarze i pomyślała o jakiejś jej koleżance z ławki zamiast o rodzonej siostrze?
- Eeee... - skwitowałam ja - Mistrzyni Elokwencji, po czym podrapałam się w głowę. - Wiesz, w tym momencie nie wiem, na ile prawdopodobne jest to, co powiedziałaś... Nie, no co ty, nie mogłam się pomylić! Może po prostu ty nie dostrzegasz miedzy wami żadnego podobieństwa? Słyszałam, że z rodzeństwem tak to już jest, wszyscy jednakowo wyrzekają się jakiegokolwiek podobieństwa do siebie nawzajem - powiedziałam głosem znawcy, mimo że sama nie posiadam ani siostry, ani brata. Za to znam wielu ludzi z rodzeństwem i naprawdę zaobserwowałam to zjawisko - jak jeden mąż twierdzili, że nie widzą podobieństwa między sobą a tym drugim czy tą drugą.
W sumie nieważne, czy mają takie same włosy, czy oczy, liczą się wszak więzy krwi!
Nie czułam się skrępowana i nie widziałam nic złego w moim wybuchu radości, często miewałam tak, że pod wpływem silnych emocji padałam komuś w ramiona. Chyba po prostu trzeba to u mnie zaakceptować, taki ze mnie wylewny człowieczek! Odsunęłam się z wypiekami na twarzy, czułam, jak moja skóra na policzkach nabiera różowego zabarwienia. Przyłożyłam do nich zimne palce i potrzymałam chwilę, cały czas uśmiechając się do koleżanki.
- Serio? Mogłabyś? - zapytałam totalnie rozczulona jej poświęceniem i oddaniem akcji! - To doprawdy wspaniale! Słuchaj, to ja ci dam kilka ulotek, możesz je rozprowadzić po pokoju wspólnym Gryfonów i też mogę ci dać jedną kopię petycji, żebyś mogła pozbierać podpisy, jeśli ktoś się zainteresuje - zaczęłam jej szybko tłumaczyć i przeliczać wszystkie ulotki. Później oddzieliłam jedną trzecią z nich i podałam Gryfonce. - Poppy, Poppy Chamberlain - przedstawiłam się, a uśmiech wciąż nie schodził mi z buzi.
Cóż za niesamowity początek dnia!
Uśmiecham się miło, głównie dlatego, że czuję się zbita z tropu jej słowami. Czyżbym faktycznie pomyliła twarze i pomyślała o jakiejś jej koleżance z ławki zamiast o rodzonej siostrze?
- Eeee... - skwitowałam ja - Mistrzyni Elokwencji, po czym podrapałam się w głowę. - Wiesz, w tym momencie nie wiem, na ile prawdopodobne jest to, co powiedziałaś... Nie, no co ty, nie mogłam się pomylić! Może po prostu ty nie dostrzegasz miedzy wami żadnego podobieństwa? Słyszałam, że z rodzeństwem tak to już jest, wszyscy jednakowo wyrzekają się jakiegokolwiek podobieństwa do siebie nawzajem - powiedziałam głosem znawcy, mimo że sama nie posiadam ani siostry, ani brata. Za to znam wielu ludzi z rodzeństwem i naprawdę zaobserwowałam to zjawisko - jak jeden mąż twierdzili, że nie widzą podobieństwa między sobą a tym drugim czy tą drugą.
W sumie nieważne, czy mają takie same włosy, czy oczy, liczą się wszak więzy krwi!
Nie czułam się skrępowana i nie widziałam nic złego w moim wybuchu radości, często miewałam tak, że pod wpływem silnych emocji padałam komuś w ramiona. Chyba po prostu trzeba to u mnie zaakceptować, taki ze mnie wylewny człowieczek! Odsunęłam się z wypiekami na twarzy, czułam, jak moja skóra na policzkach nabiera różowego zabarwienia. Przyłożyłam do nich zimne palce i potrzymałam chwilę, cały czas uśmiechając się do koleżanki.
- Serio? Mogłabyś? - zapytałam totalnie rozczulona jej poświęceniem i oddaniem akcji! - To doprawdy wspaniale! Słuchaj, to ja ci dam kilka ulotek, możesz je rozprowadzić po pokoju wspólnym Gryfonów i też mogę ci dać jedną kopię petycji, żebyś mogła pozbierać podpisy, jeśli ktoś się zainteresuje - zaczęłam jej szybko tłumaczyć i przeliczać wszystkie ulotki. Później oddzieliłam jedną trzecią z nich i podałam Gryfonce. - Poppy, Poppy Chamberlain - przedstawiłam się, a uśmiech wciąż nie schodził mi z buzi.
Cóż za niesamowity początek dnia!
Poppy ChamberlainKlasa VI - Skąd : ul. Pokątna
Krew : czysta
Re: Korytarz
- Pewnie masz rację - odparła jej, choć wcale tak nie uważała, a zwyczajnie chciała zakończyć tę bezsensowną rozmowę o swojej siostrze, która prowadziła do... nigdzie. Nancy wyszła z wprawy jeśli chodziło o luźne pogaduszki, dlatego też każda kolejna chwila spędzona w towarzystwie tej dziewczyny sprawiała, że czuła się coraz gorzej. To nie wina Puchonki naturalnie, ale zachowanie Gryfonki bywało ostatnio bardzo męczące.
- Jasne, wezmę też petycję - powiedziała, przejmując od niej plik pergaminów, na których było wyznaczone miejsce na podpisy oraz imiona i nazwiska. Chociaż tyle mogła zrobić.
- Na mnie czas, Poppy Chamberlain - rzekła ni stąd ni zowąd, chowając ulotki i petycje do torby. Stała jeszcze przez moment milcząc, a potem machnęła krótko ręką i ruszyła w swoją stronę: na schody, na szczycie których zniknęła z oczu młodej aktywistki.
- Jasne, wezmę też petycję - powiedziała, przejmując od niej plik pergaminów, na których było wyznaczone miejsce na podpisy oraz imiona i nazwiska. Chociaż tyle mogła zrobić.
- Na mnie czas, Poppy Chamberlain - rzekła ni stąd ni zowąd, chowając ulotki i petycje do torby. Stała jeszcze przez moment milcząc, a potem machnęła krótko ręką i ruszyła w swoją stronę: na schody, na szczycie których zniknęła z oczu młodej aktywistki.
Re: Korytarz
Pojawienie się Dymitra w pokoju wspólnym nieco pokomplikowało mu plany, choć z drugiej strony dało mu pretekst, żeby udać się jednak do skrzydła szpitalnego. Z tym wielkim sińcem pod okiem wzbudzał niemałe zainteresowanie po drodze. Zawsze nienaganny panicz Greengrass z wielkim limem to widok niespotykany. Niech no tylko panna Gladstone poskłada go do kupy to już pokaże temu dupkowi Dymitrowi gdzie jego miejsce. Niech wraca do Durmstrangu jeśli mu życie miłe. Lepiej niech nie pokazuje mi się na oczy, bo przez tą krótką chwilę od wyjścia z lochów wymyślił już co najmniej 100 rożnych sposobów na ukatrupienie gada.
Re: Korytarz
- Na majtki brodatego Merlina, a Tobie co się stało?! - oczywiście szczęście Greengrassowi było nieskończone. Kolejną osobą na którą się napatoczył musiała być Zoja. Kiedy zobaczyła przyjaciela w takim, a nie innym stanie od razu miała jedno skojarzenie - "Oho, baba na horyzoncie! Narzeczona się obruszyła". W końcu Will nigdy nie miał problemów z płcią brzydką. Oni raczej byli dupowłazami w pośladki tego bogatego paniczyka...
Popchnęła lekko Ślizgona w kierunku ściany, kładąc mu rękę na ramieniu. Drugą dłonią objęła twarz chłopaka, zbliżając się do niego jak wprawiony medyk, gdy ogląda obrażenia pacjenta. Zacmokała przy tym głośno.
- Ulala... Mocny prawy sierpowy, hm? Idziesz z tym do skrzydła, co? - puściła go i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Skąd miała wiedzieć, że taki łomot sprawił mu znajomy z dormitorium, a to wszystko przez Christine?
- Marienne wydawała się taką niepozorną dziewczynką - dodała, składając rączki za plecami.
Popchnęła lekko Ślizgona w kierunku ściany, kładąc mu rękę na ramieniu. Drugą dłonią objęła twarz chłopaka, zbliżając się do niego jak wprawiony medyk, gdy ogląda obrażenia pacjenta. Zacmokała przy tym głośno.
- Ulala... Mocny prawy sierpowy, hm? Idziesz z tym do skrzydła, co? - puściła go i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Skąd miała wiedzieć, że taki łomot sprawił mu znajomy z dormitorium, a to wszystko przez Christine?
- Marienne wydawała się taką niepozorną dziewczynką - dodała, składając rączki za plecami.
Re: Korytarz
No tak, jeszcze tylko tej panny mu brakowało. Uwielbiał Zoję, ale w takiej chwili wolał, żeby go nie widziała. Zaraz się zacznie...
- Ała... - syknął, kiedy pchnęła go na ścianę, a jego żebra zaprotestowały. - Napatrzyłaś się? Może chcesz zdjęcie na pamiątkę? - mruknął. Nigdy nie odzywał się w ten sposób ani do niej, ani do innych, ale nie miał nastroju na zabawę w savoir vivre. Wywrócił oczami, kiedy w końcu go puściła i podzieliła się z nim tezą na temat powstania jego obrażeń.
- To nie Marianna - zaprotestował. - To... spadłem ze schodów - mruknął szybko mając nadzieję, że kupi to kłamstewko. - Zaczytałem się i zapomniałem o stopniu-pułapce - dodał. Tak, to było bardzo prawdopodobne.
- Ała... - syknął, kiedy pchnęła go na ścianę, a jego żebra zaprotestowały. - Napatrzyłaś się? Może chcesz zdjęcie na pamiątkę? - mruknął. Nigdy nie odzywał się w ten sposób ani do niej, ani do innych, ale nie miał nastroju na zabawę w savoir vivre. Wywrócił oczami, kiedy w końcu go puściła i podzieliła się z nim tezą na temat powstania jego obrażeń.
- To nie Marianna - zaprotestował. - To... spadłem ze schodów - mruknął szybko mając nadzieję, że kupi to kłamstewko. - Zaczytałem się i zapomniałem o stopniu-pułapce - dodał. Tak, to było bardzo prawdopodobne.
Re: Korytarz
- Jasne, jasne. Jestem dzieckiem z bidula, zapomniałeś? Limo po walnięciu z czystej nienawiści rozpoznam wszędzie. Ale jak nie chcesz mówić to nie mów - machnęła na niego ręką ze zrezygnowaniem. Ich ostatnia rozmowa też nie była zbyt przyjemna. Niby już o tym zapomniała, ale jakoś to teraz do niej wróciło, kiedy William do niej odburknął w odpowiedzi. Czyli jednak nie wracają do przyjaznych kontaktów. A wszystko zaczęło się od niepozornego aparatu na zębach i jej pmsem.
- Rozumiem, że koniec przyjaźni, tak? - założyła ręce na biodrach, rzucając pytaniem prosto z mostu. Odezwała się w niej ta bezpośrednia chłopczyca, która też nie ma problemu z przywaleniem komuś w ryj, kiedy jej się nie podoba. Było jej mimo wszystko żal tych wszystkich lat przez takie głupie nieporozumienie.
- Dla Twojej informacji: ja już przestałam się gniewać, ale proszę bardzo... Możemy do tego wrócić z rozkoszą! - mruknęła, mrużąc oczy niebezpiecznie.
- Rozumiem, że koniec przyjaźni, tak? - założyła ręce na biodrach, rzucając pytaniem prosto z mostu. Odezwała się w niej ta bezpośrednia chłopczyca, która też nie ma problemu z przywaleniem komuś w ryj, kiedy jej się nie podoba. Było jej mimo wszystko żal tych wszystkich lat przez takie głupie nieporozumienie.
- Dla Twojej informacji: ja już przestałam się gniewać, ale proszę bardzo... Możemy do tego wrócić z rozkoszą! - mruknęła, mrużąc oczy niebezpiecznie.
Re: Korytarz
-Okey... dostałem po mordzie, zadowolona? - mruknął. Znali się tyle lat, była jedyną osobą, której mógł powiedzieć niemal wszystko - poza Christine, oczywiście. Mimo wszystko były jednak rzeczy, które chciał zachować tylko dla siebie. Z jednej strony chciałby jej się wyżalić, wypłakać, z drugiej nie chciał tracić twarzy. Nawet, a może zwłaszcza przed nią.
- Co? - spojrzał na nią poważnie zaskoczony jej pytaniem. - Zoju, ja nawet nie wiem o co Ci chodzi. Nie gniewam się i nie gniewałem na Ciebie nigdy, nie wiem skąd ci to w ogóle przyszło do głowy. - wyjaśnił już łagodniej. Może rzeczywiście był ostatnio nieco za ostry? - Mam naprawdę ciężki okres, nie bierz wszystkiego do siebie. - uśmiechnął się do niej blado i zrezygnowany przysiadł na kamiennej ławce. - Jest tak wiele rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć... - spojrzał na nią smutno. Może gdyby wiedziała przez co przechodzi zrozumiałaby go i przestała naskakiwac za jego humory.
- Co? - spojrzał na nią poważnie zaskoczony jej pytaniem. - Zoju, ja nawet nie wiem o co Ci chodzi. Nie gniewam się i nie gniewałem na Ciebie nigdy, nie wiem skąd ci to w ogóle przyszło do głowy. - wyjaśnił już łagodniej. Może rzeczywiście był ostatnio nieco za ostry? - Mam naprawdę ciężki okres, nie bierz wszystkiego do siebie. - uśmiechnął się do niej blado i zrezygnowany przysiadł na kamiennej ławce. - Jest tak wiele rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć... - spojrzał na nią smutno. Może gdyby wiedziała przez co przechodzi zrozumiałaby go i przestała naskakiwac za jego humory.
Re: Korytarz
Jak mogłaby być zadowolona z takiego obrotu sytuacji? Po prostu fajnie, że nie owijał już dłużej w bawełnę. Byłoby to głupie, biorąc pod uwagę to, że już dawno się sama domyśliła. Tylko nie wiedziała dalej od kogo.
Na jego zdezorientowanie zareagowała właściwie tak samo i też nagle przyglądała mu się z zaskoczeniem. Więc nie o to chodziło? Nigdy się tak nie zachowywał w stosunku do niej, więc skąd miała wiedzieć skąd te humory? Właściwie Will nigdy wcześniej nie miał humorów czy trudnych okresów w życiu... To jakaś nowość i tych reakcji po prostu chyba jeszcze nikt nie poznał. Przede wszystkim od tej nieszczęsnej imprezy zniknęła mu twarz rycerza na białym koniu, którą zawsze nosił. To był dziwny rok.
- Bo ostatnio... Nieważne... - westchnęła siadając obok niego niepewnie. Przyjrzała się chłopakowi, mimowolnie zatrzymując dłużej spojrzenie na tym czerwonym sińcu przy oku. Będzie niedługo paskudnie fioletowe i opadnie trochę na policzek...
- Przecież wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko. Co się dzieje? Ktoś się nad Tobą znęca? Znalazłeś tego kto Cię szantażował?
Na jego zdezorientowanie zareagowała właściwie tak samo i też nagle przyglądała mu się z zaskoczeniem. Więc nie o to chodziło? Nigdy się tak nie zachowywał w stosunku do niej, więc skąd miała wiedzieć skąd te humory? Właściwie Will nigdy wcześniej nie miał humorów czy trudnych okresów w życiu... To jakaś nowość i tych reakcji po prostu chyba jeszcze nikt nie poznał. Przede wszystkim od tej nieszczęsnej imprezy zniknęła mu twarz rycerza na białym koniu, którą zawsze nosił. To był dziwny rok.
- Bo ostatnio... Nieważne... - westchnęła siadając obok niego niepewnie. Przyjrzała się chłopakowi, mimowolnie zatrzymując dłużej spojrzenie na tym czerwonym sińcu przy oku. Będzie niedługo paskudnie fioletowe i opadnie trochę na policzek...
- Przecież wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko. Co się dzieje? Ktoś się nad Tobą znęca? Znalazłeś tego kto Cię szantażował?
Re: Korytarz
Cóż, Will po prostu nieco później rozpoczął chyba dojrzewać, a okres młodzieńczego buntu przechodził wyjątkowo burzliwie co właśnie mogło mieć związek z tym, że zawsze robił wszystko tak jak tego od niego oczekiwano. Zawsze trzymał nerwy na wodzy, gryzł się w język, żeby nie powiedzieć czegoś, czego powiedzieć nie wypada, a wszystko co robił, robił z myślą o tym, co ludzie powiedzą. W końcu coś w nim pękło i nie umiał załatać tej dziury. Przestał panować nad życiem, które do tej pory było idealnie poukładane i z każdym krokiem wpadał w coraz większe gówno.
- I tak nie zrozumiesz. Naskoczysz na mnie jak ojciec... jak Christine. - Na pytanie, czy ktoś się nad nim znęca zaśmiał się nerwowo. W sumie, to Dymitr dziś się nad nim znęcał, ale nie on był jego głównym problemem.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto pozwoliłby się nad sobą znęcać? - uniósł brew z uśmiechem. - Nawet Prorok wie, że tatuś mnie zawsze uratuje. I nie, nie znalazłem go, sprawa ucichła, ale wszystko sprowadza się właśnie do tego. Wiesz czemu mnie szantażowali? - zapytał w końcu, a kiedy Zoja zaprzeczyła kontynuował. - Ktoś zrobił mi zdjęcie z osobą, z którą nikt nie powinien mnie widzieć, w sytuacji, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Spotykam... spotykałem się z kimś, wiesz? Stąd ten desperacki pomysł mojego ojca, żeby mnie szybko ożenić. Ta cała Vulkodlak jest beznadziejna. - wypluwał z siebie wszystko co leżało mu na wątrobie w nieco chaotyczny sposób, jakby chciał powiedzieć jej wszystko na raz. - Wiesz, że ta durna dziewczyna też mnie szantażuje? Mam odrabiać za nią prace domowe... Tancereczka od siedmiu boleści. Nie wiem, co mój ojciec w niej widział. Jest tępa, leniwa i bezczelna. Naprawdę żałuję, że to nie z tobą mam się ożenić.
- I tak nie zrozumiesz. Naskoczysz na mnie jak ojciec... jak Christine. - Na pytanie, czy ktoś się nad nim znęca zaśmiał się nerwowo. W sumie, to Dymitr dziś się nad nim znęcał, ale nie on był jego głównym problemem.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto pozwoliłby się nad sobą znęcać? - uniósł brew z uśmiechem. - Nawet Prorok wie, że tatuś mnie zawsze uratuje. I nie, nie znalazłem go, sprawa ucichła, ale wszystko sprowadza się właśnie do tego. Wiesz czemu mnie szantażowali? - zapytał w końcu, a kiedy Zoja zaprzeczyła kontynuował. - Ktoś zrobił mi zdjęcie z osobą, z którą nikt nie powinien mnie widzieć, w sytuacji, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Spotykam... spotykałem się z kimś, wiesz? Stąd ten desperacki pomysł mojego ojca, żeby mnie szybko ożenić. Ta cała Vulkodlak jest beznadziejna. - wypluwał z siebie wszystko co leżało mu na wątrobie w nieco chaotyczny sposób, jakby chciał powiedzieć jej wszystko na raz. - Wiesz, że ta durna dziewczyna też mnie szantażuje? Mam odrabiać za nią prace domowe... Tancereczka od siedmiu boleści. Nie wiem, co mój ojciec w niej widział. Jest tępa, leniwa i bezczelna. Naprawdę żałuję, że to nie z tobą mam się ożenić.
Re: Korytarz
Nie mogła od razu zaprzeczyć jego słowom. Jeżeli nawet świętobliwa Christine naskoczyła na swojego ukochanego brata za coś co zrobił to Zoja może też tego nie zrozumieć. Ale na razie dalej nie wiedziała o co chodzi. Will na szczęście zaczął się łamać i wreszcie cała ta otoczka tajemnic i kłamstw Greengrassów miała zniknąć.
Położyła mu rękę na kolanie, żeby wesprzeć go przynajmniej fizycznie. Dała mu mówić, nie komentując na razie tego co chce powiedzieć. Bała się, że może go wystraszyć, jeżeli za szybko zacznie oceniać.
- Wiesz co myślę o takim materialnym traktowaniu instytucji małżeństwa - zjeżyła się lekko, odpowiadając na ostatnie zdanie. Mogłaby to zrobić, żeby uratować przyjaciela, ale oni mieli dopiero po szesnaście lat! Życie nie zaczęło się jeszcze układać, przeżywać dopiero zaczynają pierwsze miłostki, a będzie ich pewnie jeszcze z dziesięć. Właściwie to zazdrościła Ślizgonowi tej pierwszej, nawet jeżeli według jego ojca była nieodpowiednia. Trudno było się wpasować w jego średniowieczny gust - już ją lubiła.
- To właśnie z tym... Z tym kimś o którym mówiłeś wcześniej, powinieneś mieć prawdziwy związek. Bo go wybrałeś sam. Nikt Ci nie ma prawa dyktować woli, Williamie.
Ona tego po prostu nie rozumiała. Nie oglądała tych wszystkich azjatyckich filmów, gdzie swatanie dalej było modne, jeśli pochodziło się z bogatego rodu. Oni byli w Europie i takie rzeczy nie miały miejsca od stuleci.
- Dobra, ale dalej nie wyjaśnia to Twojego limo - westchnęła, patrząc znów ze współczuciem na siniaka chłopaka - Zaprzeczyłeś, żeby to była Vulkodlak
Położyła mu rękę na kolanie, żeby wesprzeć go przynajmniej fizycznie. Dała mu mówić, nie komentując na razie tego co chce powiedzieć. Bała się, że może go wystraszyć, jeżeli za szybko zacznie oceniać.
- Wiesz co myślę o takim materialnym traktowaniu instytucji małżeństwa - zjeżyła się lekko, odpowiadając na ostatnie zdanie. Mogłaby to zrobić, żeby uratować przyjaciela, ale oni mieli dopiero po szesnaście lat! Życie nie zaczęło się jeszcze układać, przeżywać dopiero zaczynają pierwsze miłostki, a będzie ich pewnie jeszcze z dziesięć. Właściwie to zazdrościła Ślizgonowi tej pierwszej, nawet jeżeli według jego ojca była nieodpowiednia. Trudno było się wpasować w jego średniowieczny gust - już ją lubiła.
- To właśnie z tym... Z tym kimś o którym mówiłeś wcześniej, powinieneś mieć prawdziwy związek. Bo go wybrałeś sam. Nikt Ci nie ma prawa dyktować woli, Williamie.
Ona tego po prostu nie rozumiała. Nie oglądała tych wszystkich azjatyckich filmów, gdzie swatanie dalej było modne, jeśli pochodziło się z bogatego rodu. Oni byli w Europie i takie rzeczy nie miały miejsca od stuleci.
- Dobra, ale dalej nie wyjaśnia to Twojego limo - westchnęła, patrząc znów ze współczuciem na siniaka chłopaka - Zaprzeczyłeś, żeby to była Vulkodlak
Re: Korytarz
- Wiesz, to nie takie proste jak Ci się wydaje - mruknął. Z jednej strony ojciec, który chyba zabiłby go gołymi rękami, gdyby odstawił taki numer, a z drugiej strony... - Dopóki się tu uczę i tak nie możemy być razem, bo to "nieetyczne" - nabazgrał w powietrzu palcami znak cudzysłowu. Nie rozumiał w ogóle tego problemu. Przecież wszystko działo się z jego aprobatą. No i był pełnoletni. Prawie. Co innego gdyby miał 11 lat a Claudia siłą zmusiłaby go do zbliżenia. - Poza tym to i tak tylko... no wiesza - dodał szybko lekko się rumieniąc choć spod opuchniętego policzka i tak pewnie nie było tego widać. Dziwne, że słowo "seks" nie chciało przejść przez usta młodego paniczyka. Oczywiście, że dla Willa było to coś znacznie więcej, niż "no wiesz", ale przecież nei przyzna się do tego ani przed Zoją, ani przed Christine, a ni tym bardziej przed Claudią. Ba, nawet sam sobie nie przyzna się, że jest zakochany. W jego słowniku nie ma takiego pojęcia.
- Bo to wszystko wiąże się ze sobą. Chodzi o Christine. Wiesz, że pierwszy raz wyjechałem sam na wakacje bez niej, pierwszy raz została sama w domu. Nie wiem, czy chciała zrobić mi na złość, czy całkiem jej odbiło, ale sprowadziła sobie do domu Milligana. Myślałem, że jest moim przyjacielem, ale ten dupek dobierał się do niej, rozumiesz? Obłapiał moją małą siostrę. Myślałem, że wbiłem mu do łba, żeby trzymał się od niej z daleka, ale ma lepkie ręce. I niestety mocny cios - skrzywił się dotykając bolącego miejsca pod okiem.
- Bo to wszystko wiąże się ze sobą. Chodzi o Christine. Wiesz, że pierwszy raz wyjechałem sam na wakacje bez niej, pierwszy raz została sama w domu. Nie wiem, czy chciała zrobić mi na złość, czy całkiem jej odbiło, ale sprowadziła sobie do domu Milligana. Myślałem, że jest moim przyjacielem, ale ten dupek dobierał się do niej, rozumiesz? Obłapiał moją małą siostrę. Myślałem, że wbiłem mu do łba, żeby trzymał się od niej z daleka, ale ma lepkie ręce. I niestety mocny cios - skrzywił się dotykając bolącego miejsca pod okiem.
Re: Korytarz
To i tak tylko, no wiesz...? Halo, ona miała szesnaście lat. Nie kupowała tej całej bajeczki o tym, że wszyscy już na około uprawiają seks. Dopiero w zeszłym roku pierwszy raz się pocałowała, więc gdzie miejsce na jakiekolwiek seksy. Według niej dzieciaki chwaliły się tymi przeżyciami łóżkowymi, żeby nie wyglądać w oczach drugiego słabiej. A wszystko tak naprawdę było o kant dupę potłuc. Czyli po prostu wymyślone. Dlatego znów patrzyła na Will'a z niedowierzaniem.
- Taa... Jasne. A tu mi Błędny Rycerz jedzie. Wpadłeś - klepnęła go jeszcze raz w kolano i przełożyła już rękę na swoją nogę. W końcu nie będzie zbliżała się do "zajętego" faceta. Kurde, zazdrościła mu. Zawsze myślała, że to ona będzie jego pierwszą dziewczyną. Tak dziwnie skoro nie było między nimi jakiejś większej chemii...
- Ale skoro ojciec się nie zgadza to wiem, że i tak się nie wywiniesz. Sytuacja patowa - westchnęła. Naprawdę była dzisiaj wstrętnie bezpośrednia. Christina była przyjaciółką Zojki, ale już nie tak dobrą jak jej brat. Dziwne, bo była przecież dziewczyną, ale jednak nie należała nigdy do tego samego świata co oni. Inaczej się rozumiały, chociaż dalej kochały i często plotkowały. Ale widocznie ostatnio niezbyt często... Nie miała pojęcia o jej związku z Dymitrem. Właściwie to myślała, że on jest z tą Azjatką, prefekciną Krukonów.
- Myślałam, że on jest z kimś innym... - powiedziała cicho, niepewnie zerkając na Ślizgona. To mógł być powód dla którego Greengrassowi się nie podobał ten typek i się pobili.
- Mam z nią pogadać? - spytała, wyciągając różdżkę. Podstawy uzdrawiania miała za sobą, więc postanowiła pomóc koledze. Wstała z ławki i umościła się nad nim okrakiem, żeby mieć dostęp do jego twarzy.
- Tylko się nie ruszaj - ostrzegła, nie dając mu szansy na odpowiedź czy wyrywanie się. Przytrzymała go wolną ręką, a prawą rozpoczęła czary.
- Taa... Jasne. A tu mi Błędny Rycerz jedzie. Wpadłeś - klepnęła go jeszcze raz w kolano i przełożyła już rękę na swoją nogę. W końcu nie będzie zbliżała się do "zajętego" faceta. Kurde, zazdrościła mu. Zawsze myślała, że to ona będzie jego pierwszą dziewczyną. Tak dziwnie skoro nie było między nimi jakiejś większej chemii...
- Ale skoro ojciec się nie zgadza to wiem, że i tak się nie wywiniesz. Sytuacja patowa - westchnęła. Naprawdę była dzisiaj wstrętnie bezpośrednia. Christina była przyjaciółką Zojki, ale już nie tak dobrą jak jej brat. Dziwne, bo była przecież dziewczyną, ale jednak nie należała nigdy do tego samego świata co oni. Inaczej się rozumiały, chociaż dalej kochały i często plotkowały. Ale widocznie ostatnio niezbyt często... Nie miała pojęcia o jej związku z Dymitrem. Właściwie to myślała, że on jest z tą Azjatką, prefekciną Krukonów.
- Myślałam, że on jest z kimś innym... - powiedziała cicho, niepewnie zerkając na Ślizgona. To mógł być powód dla którego Greengrassowi się nie podobał ten typek i się pobili.
- Mam z nią pogadać? - spytała, wyciągając różdżkę. Podstawy uzdrawiania miała za sobą, więc postanowiła pomóc koledze. Wstała z ławki i umościła się nad nim okrakiem, żeby mieć dostęp do jego twarzy.
- Tylko się nie ruszaj - ostrzegła, nie dając mu szansy na odpowiedź czy wyrywanie się. Przytrzymała go wolną ręką, a prawą rozpoczęła czary.
Re: Korytarz
- Nie wpadłem - Halo! On tez ma 16 lat... jeszcze i całował się dopiero w te wakacje, a że postanowił wziąć cały pakiet za jednym razem to już inna sprawa. Sam się sobie dziwił. Zawsze uważał, że z ich dwojga to Zoja pierwsza "zaliczy", a on grzeczny chłopczyk dopiero po ślubie i to przy zgaszonym świetle. Kto by się spodziewał,że przeleci nauczycielkę w mugolskim pensjonacie jednogwiazdkowym?
- Wiesz, pewnie gdyby była młodsza, a Prorok nie rozpisywałby się na nasz temat to nie miałby nic przeciwko temu. A tak... znasz ojca... O Greengrassach mówić tylko dobrze, albo wcale, więc taki skandal nie wchodzi w grę. Do końca życia pewnie będzie mi wypominał, ile musiał zapłacić temu szmatławcowi, żeby naprostować sytuację. - Az strach pomyśleć, co by się stało, gdyby te zdjęcia ukazały się w Proroku. Cały majątek pewnieby przepadł.
- Bo ma, ma Zoju... ale to wcale nie przeszkadza mu w tym, żeby... Co robisz? - zapytał zaskoczony, kiedy usiadła mu na kolanach. No tego to sie nie spodziewał. Skrzywił się lekko z bólu bo poza tym nieszczęsnym okiem poważnie ucierpiały też jego żebra po serii kopnięć jaką Rosjanin mu zaserwował.
-Emm... z całym szacunkiem, ale może jednak lepiej będzie jeśli pójdę do pielęgniarki? - zapytał niepewnie ale spełnił jej polecenie i znieruchomiał. Nie żeby jej nie ufał, ale wydawało mu sie, że ktoś nieco bardziej doświadczony zajął się jego szlacheckim tyłkiem.
- Wiesz, pewnie gdyby była młodsza, a Prorok nie rozpisywałby się na nasz temat to nie miałby nic przeciwko temu. A tak... znasz ojca... O Greengrassach mówić tylko dobrze, albo wcale, więc taki skandal nie wchodzi w grę. Do końca życia pewnie będzie mi wypominał, ile musiał zapłacić temu szmatławcowi, żeby naprostować sytuację. - Az strach pomyśleć, co by się stało, gdyby te zdjęcia ukazały się w Proroku. Cały majątek pewnieby przepadł.
- Bo ma, ma Zoju... ale to wcale nie przeszkadza mu w tym, żeby... Co robisz? - zapytał zaskoczony, kiedy usiadła mu na kolanach. No tego to sie nie spodziewał. Skrzywił się lekko z bólu bo poza tym nieszczęsnym okiem poważnie ucierpiały też jego żebra po serii kopnięć jaką Rosjanin mu zaserwował.
-Emm... z całym szacunkiem, ale może jednak lepiej będzie jeśli pójdę do pielęgniarki? - zapytał niepewnie ale spełnił jej polecenie i znieruchomiał. Nie żeby jej nie ufał, ale wydawało mu sie, że ktoś nieco bardziej doświadczony zajął się jego szlacheckim tyłkiem.
Re: Korytarz
- W takim razie mam z nią porozmawiać - dodała do tematu, zajmując się okiem Ślizgona. Za rok chciałaby być na praktykach medycznych, więc niech się przyzwyczaja. Będzie potrzebowała jakiegoś modela do ratowania. Zauważyła jednak to skrzywienie na twarzy chłopaka, co świadczyło o tym, że nie tylko jego twarz ucierpiała. Zmarszczyła brwi, złorzecząc w myślach na Dymitra.
- Mam nadzieję, że on nie wygląda lepiej od Ciebie? Jeśli nie to ja już się o to postaram... - warknęła, puszczając twarz Will'a. Jej zaklęcie leczące zaczynało go lekko smyrać, co znaczyło że działa. Ale mimo wszystko to i tak za mało, żeby wyleczyć krwiaka, który z pewnością powstał już pod skórą. Zostawała jeszcze kwestia żeber, których po prostu nie potrafiła sama zbadać. Rzeczywiście powinni pójść do Skrzydła Szpitalnego. Zeszła z przyjaciela, chowając różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
- Chodź. Masz rację. Musi to obejrzeć pielęgniarka... Moje fiku miku to za mało - przyznała niechętnie. Wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Pomogę Ci się przedostać przez tą bandę zgrywusów na korytarzach.
- Mam nadzieję, że on nie wygląda lepiej od Ciebie? Jeśli nie to ja już się o to postaram... - warknęła, puszczając twarz Will'a. Jej zaklęcie leczące zaczynało go lekko smyrać, co znaczyło że działa. Ale mimo wszystko to i tak za mało, żeby wyleczyć krwiaka, który z pewnością powstał już pod skórą. Zostawała jeszcze kwestia żeber, których po prostu nie potrafiła sama zbadać. Rzeczywiście powinni pójść do Skrzydła Szpitalnego. Zeszła z przyjaciela, chowając różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
- Chodź. Masz rację. Musi to obejrzeć pielęgniarka... Moje fiku miku to za mało - przyznała niechętnie. Wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Pomogę Ci się przedostać przez tą bandę zgrywusów na korytarzach.
Re: Korytarz
- Daj sobie spokój, ona jest niereformowalna. I jest hipokrytką. Na mnie naskoczyła o to, że nie powinienem spotykać się z Claudią, a sama ugania się za tym zdrajcą krwii. - mruknął rozeźlony. Christine była jego kochaną siostrzyczką, ale skoro nie sługa co się do niej mówi, to niech robi co chce. Wtrącać się nie będzie, tylko neich później nie przybiegnei do niego z płaczem.
Czy Zoja sugerowała, że częściej będzie dostawał po mordzie więc będzie jej królikiem doświadczalnym? Może lepiej niech poćwiczy na Milliganie, hm?
- Nie martw się, zepsułem mu buźkę. - mimowolnie uśmiechnął się lekko. Zaklęcie gryfonki przyniosło mu nieco ulgi, opuchlizna nieco ustąpiła, choć nie zeszła całkowicie. Podniósł się powoli i ruszył z dziewczyną w stronę schodów.
- Lepiej przyznaj, że chcesz mnie zobaczyć bez koszuli, a nie będziesz tu wykręcać się ochroną - dźgnął ją lekko w bok po czym objął po przyjacielsku w talii. Brakowało mu jej towarzystwa.
Czy Zoja sugerowała, że częściej będzie dostawał po mordzie więc będzie jej królikiem doświadczalnym? Może lepiej niech poćwiczy na Milliganie, hm?
- Nie martw się, zepsułem mu buźkę. - mimowolnie uśmiechnął się lekko. Zaklęcie gryfonki przyniosło mu nieco ulgi, opuchlizna nieco ustąpiła, choć nie zeszła całkowicie. Podniósł się powoli i ruszył z dziewczyną w stronę schodów.
- Lepiej przyznaj, że chcesz mnie zobaczyć bez koszuli, a nie będziesz tu wykręcać się ochroną - dźgnął ją lekko w bok po czym objął po przyjacielsku w talii. Brakowało mu jej towarzystwa.
Re: Korytarz
Szybkie spojrzenie na zegarek, a potem w lustro. Niebieska koszula w kratkę wyglądała na nim dokładnie tak jak w chwili w której kupował ją w zeszłym tygodniu u Gladraga za namową swojej wyrodnej siostry. Czarne spodnie były o dziwo czyste i o dziwo nawet wyprasowane, a na czarnych butach nie było żadnego śladu użytkowania. Przejechał dłonią po włosach i cichym westchnięciem jeszcze raz się obrócił. Zależało mu. Jak cholera mu zależało na tym, żeby Mercedes nie uciekła na jego widok z krzykiem. Zerknął jeszcze raz na zegarek... już czas. Zdjął kurtkę z wieszaka, bo jeśli wierzyć jego oczom to na dworze nie było za gorąco. Założył więc swoją czarną kurtkę, ale jej nie zasunął. Wziął swój granatowy szalik ucznia Ravenclawu i narzucił go tak, że zwisał mu z szyi, a paczkę zapakowaną niemrawo w ozdobny granatowy papier wziął pod pachę i zszedł na korytarz parteru, gdzie umówił się listownie z Mercedes. Obiecana kawa to obiecana kawa, nie ma to tamto. Dochodziła godzina siedemnasta* i korytarz wydawał się być dość wyludniony. Wątpił, żeby wszyscy uciekli już do Hogsmeade, bo przecież wszyscy wychodzili w soboty, ale najpewniej pouciekali do swoich Pokojów Wspólnych aby odespać tydzień i zebrać energię na dzień jutrzejszy. Gregorovic jednak nie czuł potrzeby odespania całego tygodnia, ale czuł potrzebę zobaczenia panny Xakly i czuł potrzebę spędzenia z nią jak najwięcej czasu. Jesteś popieprzonym idiotą, Misza.- nie mógł się nie zgodzić z tym cichym głosikiem w jego głowie, a na jego twarzy pojawił się pełen rozbawienia uśmiech. Jaki ja jestem głupi. przyznał sobie w myślach rację kiedy opierał się o ścianę i westchnął cicho oczekując przyjścia Gryfonki.
*bo taką mam fantazję! (:
*bo taką mam fantazję! (:
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Korytarz
Mercedes jeszcze nie znała tego uczucia które teraz wypełniało ją całą. Bolał ją brzuch, ale w ten dziwnie przyjemny sposób i naprawdę się uśmiechała. A myślała, że po akcji z nauczycielem dużo czasu będzie musiało minąć zanim komukolwiek bardziej zaufa. Być może to przez to, że Miszę znała już jakiś czas? Nie miała jak na razie pojęcia, ale cieszyła się na to spotkanie. Pomimo, że obiecała sobie nie traktować tego jako randki, to postanowiła nie przychodzić w zwykłym ubraniu czy szkolnym mundurku jak zawszę można było ją spotkać na szkolnych korytarzach. Dzisiaj na sobie miała zwykłą, ale wystarczająco podkreślającą jej już nieco kobiece kształty, małą czarną. Chyba każda dziewczyna miała taką w szafie na jakieś okazje. Niestety Mercedes nie miała pojęcia jak chodzi się na szpilkach, więc ubrała zwykłe, czarne balerinki. Czasami może i chciałaby chodzić na szpilach jak cała reszta dziewczyn, jednak było to w jej mniemaniu strasznie niewygodne. Rozpuściła jeszcze włosy, założyła czerwony szalik i ubierając sweterek wyszła z dormitorium.
Całą drogę starała się nie myśleć o tym jak dziwnie się czuję, a skierowała swoje myśli na tym by dzisiejszego wieczoru się nie wywrócić, nie skaleczyć bądź nie zrobić czegoś równie głupiego i nieuważnego, jak to robiła przez ostatni czas. Ręka może i już jej nie bolała jednak wolała jej nadal nie nadwyrężać. W każdym bądź razie ostatni nielegalny wypad do Sali Eliksirów dał jej możliwość poznania Connora, będzie musiała napisać do niego sowę, może on pomoże jej dostać eliksir.
Nawet nie zorientowała się kiedy dotarła na parter po przebyciu tej całej drogi. Schodziła właśnie ze schodów kiedy ujrzała Miszę. Jej policzki zaczerwieniły się jeszcze bardziej ale na twarzy pojawił się też lekki uśmiech. Podeszła dość blisko stając przed nim
- Czekasz na kogoś?- spytała uśmiechając się i udając, że wcale nie byli tu umówieni.
Całą drogę starała się nie myśleć o tym jak dziwnie się czuję, a skierowała swoje myśli na tym by dzisiejszego wieczoru się nie wywrócić, nie skaleczyć bądź nie zrobić czegoś równie głupiego i nieuważnego, jak to robiła przez ostatni czas. Ręka może i już jej nie bolała jednak wolała jej nadal nie nadwyrężać. W każdym bądź razie ostatni nielegalny wypad do Sali Eliksirów dał jej możliwość poznania Connora, będzie musiała napisać do niego sowę, może on pomoże jej dostać eliksir.
Nawet nie zorientowała się kiedy dotarła na parter po przebyciu tej całej drogi. Schodziła właśnie ze schodów kiedy ujrzała Miszę. Jej policzki zaczerwieniły się jeszcze bardziej ale na twarzy pojawił się też lekki uśmiech. Podeszła dość blisko stając przed nim
- Czekasz na kogoś?- spytała uśmiechając się i udając, że wcale nie byli tu umówieni.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 2 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach