Kuchnia i jadalnia
+4
Christine Greengrass
Antonette Williams
Aaron Matluck
William Greengrass
8 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 3 z 3
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Kuchnia i jadalnia
First topic message reminder :
W przeciwieństwie do innych pomieszczeń kuchnia nie była zbyt przestronna.
Nie było to miejsce, w którym Greengrassowie spędzali czas.
Zwykle krzątał się tu mały skrzat, bo to on przygotowywał rodzinie posiłki.
Jadalnia natomiast w odróżnieniu od kuchni była dużym pokojem z dużym stołem na środku.
To tu Greengrassowie jadali codzienne posiłki oraz spotykali się podczas świąt z krewnymi.
Nie było to miejsce, w którym Greengrassowie spędzali czas.
Zwykle krzątał się tu mały skrzat, bo to on przygotowywał rodzinie posiłki.
Jadalnia natomiast w odróżnieniu od kuchni była dużym pokojem z dużym stołem na środku.
To tu Greengrassowie jadali codzienne posiłki oraz spotykali się podczas świąt z krewnymi.
Ostatnio zmieniony przez William Greengrass dnia Czw 01 Sie 2013, 00:03, w całości zmieniany 1 raz
Re: Kuchnia i jadalnia
Wiedziała co za chwilę usłyszy. Znała jego kłamstwa na wylot, potrafiła wyczytać z jego twarzy wszystko, choć jemu wydawało się, że jest nieodgadniony. Po dwudziestu pięciu latach spędzonych u jego boku potrafiła powiedzieć o nim więcej niż o sobie samej. Dlaczego? Bo jego znała lepiej niż samą siebie. O sobie zapomniała przed laty oddając się bez reszty byciu twarzą rodziny Greengrass. A raczej dodatkiem, bo główną twarzą był właśnie on. Ona zawsze wiernie stała z boku, gotowa zrobić wszystko na jego skinienie. Odkąd na świat przyszły dzieci zapomniała już o sobie całkowicie spędzając z nimi każdą wolną chwilę. Christine i William- najpiękniejsze co ją w życiu spotkało. Czekała, po prostu czekała, aż przypomni jej o chorobie Ministra Magii. Cath nie była głupia, choć bardzo tego żałowała. Wolałaby po stokroć być głupią gąską niż inteligentną kobietą zamkniętą w złotej klatce, która jedyny pożytek jaki robi ze swej wiedzy to ten w którym może zarządzać całym domostwem i jego wydatkami. Kłamstwo odnośnie Ministra- zaliczone. Złożył gazetę i popatrzył na nią tym samym co zwykle przeszywającym wzrokiem. Słysząc jego pytanie uśmiechnęła się sztucznie, jak to miała w zwyczaju.
- Oczywiście. - odpowiedziała zajmując miejsce naprzeciwko niego, po czym machnęła na skrzata, żeby nalał jej wina. Upiła łyk ze swojego kieliszka bacznie go obserwując.
- Jak minął dzień? - zapytała jak zwykle udając zainteresowanie. Czuła już w kościach, że za chwilę dostanie ładnie opakowaną porcję kłamstewek, a tym opakowaniem będzie praca. I on doskonale wiedział, że jej to wystarczy. Już jako jego narzeczona pogodziła się ze swoim losem uznając, że najłatwiej będzie pokochać tego człowieka. I pokochała. Gdyby było inaczej już dawno rzuciłaby się z najwyższej wieży w okolicy. Jednak ona była twarda. Twardsza niż się to wszystkim wydawało.
- Oczywiście. - odpowiedziała zajmując miejsce naprzeciwko niego, po czym machnęła na skrzata, żeby nalał jej wina. Upiła łyk ze swojego kieliszka bacznie go obserwując.
- Jak minął dzień? - zapytała jak zwykle udając zainteresowanie. Czuła już w kościach, że za chwilę dostanie ładnie opakowaną porcję kłamstewek, a tym opakowaniem będzie praca. I on doskonale wiedział, że jej to wystarczy. Już jako jego narzeczona pogodziła się ze swoim losem uznając, że najłatwiej będzie pokochać tego człowieka. I pokochała. Gdyby było inaczej już dawno rzuciłaby się z najwyższej wieży w okolicy. Jednak ona była twarda. Twardsza niż się to wszystkim wydawało.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Kłamstwa, kłamstewka... Potrafił doskonale grać przed każdym innym, ale nie przed własną żoną. Ponad 20 lat małżeństwa. Razem, a jednak osobno, a mimo to potrafiła bezbłędnie odgadnąć co też ukrywa pod swoją maską. Nigdy jej nie doceniał ani pod tym względem, ani pod żadnym innym.
- Urwanie głowy. Zaginął jeden ważny dokument i pół dnia przekopywaliśmy stosy pergaminów w archiwum. Później okazało się, że jakiś czas temu Konrad zabrał go do domu , bo był mu niezmiernie do czegoś potrzebny. - podkolorował nieco wersję, którą wymyśliła na poczekaniu Cryan w swoim domu. Zamilkł na chwilę przegryzając kawałek pieczonego mięsa, a kiedy przełknął i popił kontynuował dalej
- Nie mogę się już doczekać, kiedy to stare próchno sie w końcu rozsypie. - mruknął. Przyjaźń z ministrem wersja prawdziwa. Na przyjęciu słodkie oczka, a w myślach już szykował mu pogrzeb. Przegryzł kolejny kęs.
- A wtedy kto wiem, może przestanę być tylko podsekretarzem... - uśmiechnął się do żony szczerze.
- Urwanie głowy. Zaginął jeden ważny dokument i pół dnia przekopywaliśmy stosy pergaminów w archiwum. Później okazało się, że jakiś czas temu Konrad zabrał go do domu , bo był mu niezmiernie do czegoś potrzebny. - podkolorował nieco wersję, którą wymyśliła na poczekaniu Cryan w swoim domu. Zamilkł na chwilę przegryzając kawałek pieczonego mięsa, a kiedy przełknął i popił kontynuował dalej
- Nie mogę się już doczekać, kiedy to stare próchno sie w końcu rozsypie. - mruknął. Przyjaźń z ministrem wersja prawdziwa. Na przyjęciu słodkie oczka, a w myślach już szykował mu pogrzeb. Przegryzł kolejny kęs.
- A wtedy kto wiem, może przestanę być tylko podsekretarzem... - uśmiechnął się do żony szczerze.
Re: Kuchnia i jadalnia
Tyle lat, a ona wiedziała, że na samym początku dostanie wersję "Dlaczego się spóźniłem" kompletnie nieodpowiadającą stanowi faktycznemu. Gdyby nie to, że Hyperion opanował bezbłędnie oklumencję już dawno wdarłaby się do jego głowy dostając odpowiedź na wszystkie nurtujące ją pytania. Zamiast tego wyraźnie czuła perfumy swojej "rywalki" i tani płyn do płukania tkanin wymieszany z zapachem potu. Nie miała trudności z określeniem wszystkich tych zapachów, tak samo jak nie miała problemów z ich wyczuciem. Miała tą umiejętność już od dziecka. Tak samo jak potrafiła wyłapać najmniejszy, naprawdę najmniejszy fałszywy ruch Hyperiona. A teraz siedziała przed nim, karmiona codzienną dawką kłamstw, którą przyjmowała z ciepłym uśmiechem, pozornie szczerym. Upiła kolejny łyk wina gdy opowiadał, że razem ze swoimi pomocnikami przekopywali archiwum. Zacisnęła jednak wargi w wąską kreskę chcąc powstrzymać się przed pytaniem, które cisnęło się na wargi, pociągnięte krwistoczerwoną szminką, odkąd pierwszy raz ją zdradził, a mianowicie: Czy masz mnie za głupią, Hyperionie? Nie chciała jednak znać odpowiedzi.
- Z tego co słyszałam jego dni są już policzone. Myślę, że w przyszłym roku awansujesz, bo jak nie ty to kto? Jesteś najlepszy w swojej pracy i z pewnością poradzisz sobie na tym stanowisku. - powiedziała swoim melodyjnym głosem, po czym dopiła resztę ze swojego kielicha. Dla odmiany sama sięgnęła po butelkę i znów napełniła swój kielich winem.
- Pisały do ciebie dzieci ostatnio? - zapytała, a w jej głosie słychać było szczerą ciekawość, a nie udawaną. Dzieci Catherine obchodziły bardziej niż potrafiła im to często okazać.
- Z tego co słyszałam jego dni są już policzone. Myślę, że w przyszłym roku awansujesz, bo jak nie ty to kto? Jesteś najlepszy w swojej pracy i z pewnością poradzisz sobie na tym stanowisku. - powiedziała swoim melodyjnym głosem, po czym dopiła resztę ze swojego kielicha. Dla odmiany sama sięgnęła po butelkę i znów napełniła swój kielich winem.
- Pisały do ciebie dzieci ostatnio? - zapytała, a w jej głosie słychać było szczerą ciekawość, a nie udawaną. Dzieci Catherine obchodziły bardziej niż potrafiła im to często okazać.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
I dlatego właśnie opanował sztukę zamykania umysłu. No może nie głównie z powodu wścibskiej żony, ale w tym przypadku przydaje się równie dobrze jak w pracy. Gdyby jeszcze tylko zdołał opanować legilimencję, nad którą pracował od dawna byłby niepokonany. Niestety, sztuka wdzierania się w czyjeś myśli okazała się dla niego trudniejsza niż blokowanie własnych. Brak czasu na regularne lekcje, a przede wszystkim brak odpowiedniego nauczyciela i osoby, na której mógłby ćwiczyć sprawiały, że był coraz bardziej sfrustrowany, a im bardziej był sfrustrowany tym gorzej mu szło, gdy w końcu miał na kim ćwiczyć. Udało mu się raptem kilka razy, ale nie był to wyczyn, bo ćwiczył na słabych jednostkach.
- W przyszłym roku? Cat, spodziewam się tego znacznie szybciej. Stary ledwie daje radę utrzymać własną różdżkę w ręce, nie mówiąc już o władzy nad społeczeństwem. Już teraz odwalamy za niego większość roboty - odpowiedział nad wyraz pewny siebie. Tu akurat nie kłamał. Minister był schorowany. Catherine sama widziała go przecież w czasie świątecznego balu w jego posiadłości.
- To kwestia paru tygodni... No może miesięcy, kiedy rada przejrzy na oczy i dojdzie do wniosku, że czas najwyższy, aby odpoczął na emeryturze. - dodał. Sam często dyskretnie podsuwa im ten pomysł. Delikatnie, w końcu Konrad jest jego przyjacielem.
- Nie - odpowiedział krótko atakując swoje żeberka, a gdy uporał się z wyjątkowo żylastym kęsem dodał: - Wiesz dobrze, że piszą do mnie tylko jeśli czegoś chcą albo wpadną w kłopoty. Naszczęscie, odpukać, nie zawracają mi głowy. Choć dziwi mnie, że William siedzi cicho. Spodziewałem się, że zacznie odstawiać swoje numery po tym, jak wyrzucono tę jego blondyneczkę. Widocznie zmądrzał - mruknął obojętnie i machnął do skrzata, aby dolał mu wina.
- W przyszłym roku? Cat, spodziewam się tego znacznie szybciej. Stary ledwie daje radę utrzymać własną różdżkę w ręce, nie mówiąc już o władzy nad społeczeństwem. Już teraz odwalamy za niego większość roboty - odpowiedział nad wyraz pewny siebie. Tu akurat nie kłamał. Minister był schorowany. Catherine sama widziała go przecież w czasie świątecznego balu w jego posiadłości.
- To kwestia paru tygodni... No może miesięcy, kiedy rada przejrzy na oczy i dojdzie do wniosku, że czas najwyższy, aby odpoczął na emeryturze. - dodał. Sam często dyskretnie podsuwa im ten pomysł. Delikatnie, w końcu Konrad jest jego przyjacielem.
- Nie - odpowiedział krótko atakując swoje żeberka, a gdy uporał się z wyjątkowo żylastym kęsem dodał: - Wiesz dobrze, że piszą do mnie tylko jeśli czegoś chcą albo wpadną w kłopoty. Naszczęscie, odpukać, nie zawracają mi głowy. Choć dziwi mnie, że William siedzi cicho. Spodziewałem się, że zacznie odstawiać swoje numery po tym, jak wyrzucono tę jego blondyneczkę. Widocznie zmądrzał - mruknął obojętnie i machnął do skrzata, aby dolał mu wina.
Re: Kuchnia i jadalnia
Słysząc pewność w jego głosie jedna z idealnie wyregulowanych brwi powędrowała nieco wyżej. Owszem, widziała ministra podczas świątecznego bankietu, ale znała staruszka zbyt dobrze, żeby wiedzieć, iż będzie trzymał się na stanowisku do ostatniego tchu. A to nastąpi nie wcześniej jak w przyszłym roku. Tak przynajmniej oceniła sytuację Catherine, która chciałaby się mylić. Naprawdę chciałaby, bo już widziała swój awans społeczny który był, zaraz po dzieciach, najważniejszy. Nie skomentowała tego ani słowem znów upijając łyk ze swojego kielicha. Oby miał rację, naprawdę, oby miał rację. Bardziej interesowała ją kwestia dzieci, które do niej też nie raczyły napisać ani słówka, choć były takie czasy, że dokładnie, co tydzień przychodziła sowa od Christine ze stosowną relacją. A teraz? Teraz cisza. Prawdopodobnie oboje byli na nią źli za to, że pozwoliła Hyperionowi zaaranżować ich przyszłość nie pytając ich o opinię. Jakby ona miała tu cokolwiek do powiedzenia!
- Z tego co ja słyszałam zaczął się w końcu dogadywać z Marianną. I w zasadzie tyle napisała w swoim ostatnim liście Christine, ale sprawy od stycznia mogły się pozmieniać. - powiedziała cicho. Hyperion wiedział jak bardzo potrzebowała ciągłego kontaktu ze swoim potomstwem. Szkoda, że to nie działało w drugą stronę i potomstwo nie odczuwało potrzeby kontaktu z nią.
- Jesteś zmęczony? - pozornie grzeczne pytanie, pod którym kryło się jeszcze istotniejsze pytanie pod tytułem: "Mogę iść spać, czy zaszczycisz mnie odrobiną zainteresowania?" gdzie pod słowem zainteresowanie kryło się nic więcej poza seksem.
- Z tego co ja słyszałam zaczął się w końcu dogadywać z Marianną. I w zasadzie tyle napisała w swoim ostatnim liście Christine, ale sprawy od stycznia mogły się pozmieniać. - powiedziała cicho. Hyperion wiedział jak bardzo potrzebowała ciągłego kontaktu ze swoim potomstwem. Szkoda, że to nie działało w drugą stronę i potomstwo nie odczuwało potrzeby kontaktu z nią.
- Jesteś zmęczony? - pozornie grzeczne pytanie, pod którym kryło się jeszcze istotniejsze pytanie pod tytułem: "Mogę iść spać, czy zaszczycisz mnie odrobiną zainteresowania?" gdzie pod słowem zainteresowanie kryło się nic więcej poza seksem.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Nie wcześniej jak w przyszłym roku... No chyba, że ktoś mu pomoże. Czy Hyperion był do tego zdolny? Chyba nie. Zbyt wiele miał do stracenia, gdyby to wyszło na jaw. Był cierpliwy, poczeka.
- Rychło w czas - prychnął. Nie rozumiał, czemu jego dzieci robiły problemy. Przecież od lat wiedziały, że prędzej czy później to się stanie. Przecież to była u nich tradycja. Sam został zeswatany z Catherine. Czy robili sobie problemy? Nie. Od samego początku idealnie grali swoje role. Gdyby wiedział jak to się skończy w przypadku ich dzieci rozsądniej dobrałby im partnerów. W przypadku Christine naszczacie udało sie uniknąć skandalu. Jeśli zaś chodzi o Willa musiał znaleźć mu narzeczoną z dnia na dzień. Była niemal idealna, ale w innych okolicznościach pewnie wybrałby inną. I na pewno nie za cenę wspólnych interesów. Te nie szły najlepiej, więc przyszłość jego syna stała teraz pod znakiem zapytania.
Czy jest zmęczony?
- Nie... Trochę - poprawił sie szybko. W końcu cały dzień ciężko pracował prawda? Odłożył sztućce na pusty tależ, dopił wino i wytarł usta serwetką.
- Rychło w czas - prychnął. Nie rozumiał, czemu jego dzieci robiły problemy. Przecież od lat wiedziały, że prędzej czy później to się stanie. Przecież to była u nich tradycja. Sam został zeswatany z Catherine. Czy robili sobie problemy? Nie. Od samego początku idealnie grali swoje role. Gdyby wiedział jak to się skończy w przypadku ich dzieci rozsądniej dobrałby im partnerów. W przypadku Christine naszczacie udało sie uniknąć skandalu. Jeśli zaś chodzi o Willa musiał znaleźć mu narzeczoną z dnia na dzień. Była niemal idealna, ale w innych okolicznościach pewnie wybrałby inną. I na pewno nie za cenę wspólnych interesów. Te nie szły najlepiej, więc przyszłość jego syna stała teraz pod znakiem zapytania.
Czy jest zmęczony?
- Nie... Trochę - poprawił sie szybko. W końcu cały dzień ciężko pracował prawda? Odłożył sztućce na pusty tależ, dopił wino i wytarł usta serwetką.
Re: Kuchnia i jadalnia
Szczerze mówiąc miała nadzieję, że jest na tyle cierpliwy, żeby wytrzymać maksymalnie rok. Nie mogłaby znieść myśli, że Hyperion jest skłonny do czynów strasznych. Bo nie był. Chociaż ranił ją niemalże każdego dnia, kiedy znajdował się w ramionach innej kobiety. Może nawet dziewczyny? Z pewnością była młodsza od niej. I to sporo młodsza. Ta świadomość była aż bolesna. Odsunęła więc tą myśl na bok w obawie, że z jej warg wypłyną słowa których może pożałować. Nie chciała, żeby był na nią zły. O nie. Nie odzywała się już odnośnie ich dzieci. Widziała dokładnie jak drażni go chłopięce zachowanie Williama i jak usilnie stara się znaleźć dla Christine odpowiedniego kandydata. Chyba, że sądzi iż już znalazł odpowiedniego kandydata. W takim razie Cath liczyła na to, że jej córka sama wyprowadzi z błędu swojego ojca. Prawdę mówiąc panicz Milligan kompletnie nie odpowiadał pani Greengrass. Niedostatecznie przystojny, a inteligencję... cóż. Nie miał inteligencji. I z pewnością nie zasługiwał na jej bystrą dziewczynkę. Dopiła zawartość swojego kieliszka odstawiając ją na stół, po czym jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej. Och? Czyżby miał na tyle siły, że zaszczyci ją dziś swoim dotykiem? Zamiast tego na jej wargach pojawił się nieco łobuzerski i z pewnością bardzo dziewczęcy uśmiech, po czym podniosła się powoli.
- Jak będziesz miał siłę to... jestem w salonie. - powiedziała cicho dość ciepłym tonem, po czym ruszyła w stronę salonu, a tam zajęła miejsce przy swoim ukochanym fortepianie. Ostrożnie podniosła klapę zasłaniającą klawiaturę, po czym jej sprawne palce zaczęły muskać klawiaturę sprawiając, że instrument zaczął wydawać rozkoszne dźwięki w przyjaznej dla ucha melodii.
- Jak będziesz miał siłę to... jestem w salonie. - powiedziała cicho dość ciepłym tonem, po czym ruszyła w stronę salonu, a tam zajęła miejsce przy swoim ukochanym fortepianie. Ostrożnie podniosła klapę zasłaniającą klawiaturę, po czym jej sprawne palce zaczęły muskać klawiaturę sprawiając, że instrument zaczął wydawać rozkoszne dźwięki w przyjaznej dla ucha melodii.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Sfrustrowana Cath nerwowym gestem wygoniła skrzata na co dzień zajmującego się przygotowywaniem posiłków dla państwa Greengrass i ich gości. Zdjęła z wieszaka swój czysty, biały fartuch i wyciągnęła różdżkę. Jednym machnięciem obudziła do życia wszystkie przedmioty w tym pomieszczeniu. Garnki zaczęły same zmywać się po obiedzie, łosoś już leciał ze spiżarni, a nóż na desce sam kroił cytryny. Wszystko działało jak w zegarku który łaskawym wzrokiem kontrolowała Catherine. To relaksowało ją o wiele bardziej od gry na fortepianie. Jej frustracja wywołana odsunięciem od siebie męża dosięgła już szczytu. Dłużej tak nie mogła. Utknęła w martwym punkcie. Nie mogła ani z nim, ani bez niego. Dlatego zrobi coś, żeby też pocierpiał. Chciała żeby jego kuśka odmówiła mu posłuszeństwa na jakiś czas. Pomóc miała jej w tym fiolka starannie przyrządzonego eliksiru która spoczywała w kieszeni jej czarnej spódnicy. Gdy gotowanie doszło do etapu sosu bez zawahania wlała całą zawartość fiolki która miała przyprawić jej partnera życiowego o impotencję. Skoro ona nie może teraz z nim, to niech on nie może z nikim. To bardzo uczciwe. Pustą fiolkę schowała znów do kieszeni spódnicy i koordynowała dalsze przygotowania.
Usiadła przy stole w jadalni naprzeciwko Hyperiona i posłała mu swój wymuszony uśmiech.
- Jak w pracy? - zapytała znad swojej porcji pieczonego łososia w kremowym sosie z dodatkiem czosnku niedźwiedziego. Widać było, że to nie dzieło skrzata. Wszystko starannie przygotowane, wszystko ładnie ułożone na talerzu. Widać było jej precyzję. Nie zamierzała jednak mówić mu, że wróciła do gotowania. Nie ma się czym chwalić. Jej nie wypadało gotować i dobrze o tym wiedziała.
Usiadła przy stole w jadalni naprzeciwko Hyperiona i posłała mu swój wymuszony uśmiech.
- Jak w pracy? - zapytała znad swojej porcji pieczonego łososia w kremowym sosie z dodatkiem czosnku niedźwiedziego. Widać było, że to nie dzieło skrzata. Wszystko starannie przygotowane, wszystko ładnie ułożone na talerzu. Widać było jej precyzję. Nie zamierzała jednak mówić mu, że wróciła do gotowania. Nie ma się czym chwalić. Jej nie wypadało gotować i dobrze o tym wiedziała.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Po powrocie z pracy udał się do swojego gabinetu. Ostatnio robił tak codziennie widując się z żoną tylko przy posiłkach i tuż przed snem. Od wesela Suzanne, kiedy to Catherine po raz drugi wyznała mu, że zna prawdę odsunął się od niej jeszcze bardziej i przestał nawet udawać i bawic się w te sztuczne uśmiechy. Dobrze wiedział, ż ei tak go nie zostawi. Za wiele miała do stracenia, więc będzie trwać w tym chorym małżeństwie. Od kilku dni prawie wcale nie rozmawiali, więc gdy przy obiedzie uniósł zdziwione spojrzenie znad Proroka, którego czytał dziś po raz drugi tylko po to, żeby się czymś zająć przy posiłku.
- Jak to w pracy. Bez zmian - mruknął odkrawając sobie kolejny kęs łososia.
- A jak w domu? - zapytał głupio nie spuszczając przeszywającego spojrzenia z żony. Właściwie to miał to gdzieś, ale skoro zaczęła tę sztuczną rozmowę...
- Widzę, ze nudzisz się tak bardzo, że znowu wzięłaś się za gotowanie - mruknął wycierając usta w serwetę. Nie musiała mu tego mówić, od razu rozpoznał w tym jej rękę. Skrzaty zwykle słabiej doprawiały potrawy.
- Jak to w pracy. Bez zmian - mruknął odkrawając sobie kolejny kęs łososia.
- A jak w domu? - zapytał głupio nie spuszczając przeszywającego spojrzenia z żony. Właściwie to miał to gdzieś, ale skoro zaczęła tę sztuczną rozmowę...
- Widzę, ze nudzisz się tak bardzo, że znowu wzięłaś się za gotowanie - mruknął wycierając usta w serwetę. Nie musiała mu tego mówić, od razu rozpoznał w tym jej rękę. Skrzaty zwykle słabiej doprawiały potrawy.
Re: Kuchnia i jadalnia
Miał rację. Nie odejdzie od niego. Nie miała do kogo odejść, nie chciała zbędnych skandali, nie chciała ranić dzieci, nie chciała ranić siebie. Nie odeszłaby nawet gdyby jego kochanka wprowadziła się do zamku. Owszem, byłaby upokorzona w najokrutniejszy sposób, ale zniosłaby to z dumą i wymuszonym uśmiechem który nie odkrywa nic dla postronnego odbiorcy. Od wesela Suzanne zastanawiała się jedynie jak pozbyć się tej trzeciej, tej czwartej i wszystkich innych pobocznych ile by ich tam nie miał. Będzie regularnie dolewać mu eliksir i skutecznie wyleczy go ze wszystkich skoków w bok. Wyleczy go tak skutecznie, że będzie marzył o tym, żeby jego miecz zdołał zadziałać przy jakiejkolwiek pochwie. Ta myśl była pocieszająca. Widząc jak kolejne porcje sosu w asyście niewinnego łososia znajdują miejsce w jego jamie ustnej nie mogła się nie cieszyć. Sama wygrzebywała niedbale tylko tą część łososia której wcześniej nie zalała zatrutym sosem, a i tak robiła to tak zgrabnie, że nie rzucało się to w oczy.
- Bez zmian. - odpowiedziała chłodnym tonem. Nie powinna zaczynać tej konwersacji. Najlepiej by było gdyby zjedli tak jak jedli od tego przyjęcia: w ciszy. Milczenie jednak zaczynało ją też męczyć. Odkąd dzieci wyjechały na wakacje, a Caliente była zajęta kwestiami swoich interesów nie miała do kogo gęby otworzyć. Toteż wymiękła.
- Jeśli Ci nie smakuje mogę przestać. - powiedziała spokojnym tonem i zjadła kęs, aby znów się odezwać. - Mogę przestać też grać. Mogę przestać nawet rano wstawać z łóżka. Co tylko sobie jaśnie pan zażyczy - dodała tym samym tonem przechylając mimowolnie nieco głowę. Nie rób melodramatu. - skarciła samą siebie w myślach po czym sięgnęła po swój kielich wypełniony białym winem. Upiła łyk i westchnęła cicho.
- Nie chcę się kłócić. Chcę, żeby wszystko wróciło do normy. Kiedyś ze sobą rozmawialiśmy. Może dobrze byłoby do tego wrócić? - kiedy skończyła mówić znów wygrzebała łososia bez sosu, a jej spojrzenie znów spoczęło na Hyperionie.
- Bez zmian. - odpowiedziała chłodnym tonem. Nie powinna zaczynać tej konwersacji. Najlepiej by było gdyby zjedli tak jak jedli od tego przyjęcia: w ciszy. Milczenie jednak zaczynało ją też męczyć. Odkąd dzieci wyjechały na wakacje, a Caliente była zajęta kwestiami swoich interesów nie miała do kogo gęby otworzyć. Toteż wymiękła.
- Jeśli Ci nie smakuje mogę przestać. - powiedziała spokojnym tonem i zjadła kęs, aby znów się odezwać. - Mogę przestać też grać. Mogę przestać nawet rano wstawać z łóżka. Co tylko sobie jaśnie pan zażyczy - dodała tym samym tonem przechylając mimowolnie nieco głowę. Nie rób melodramatu. - skarciła samą siebie w myślach po czym sięgnęła po swój kielich wypełniony białym winem. Upiła łyk i westchnęła cicho.
- Nie chcę się kłócić. Chcę, żeby wszystko wróciło do normy. Kiedyś ze sobą rozmawialiśmy. Może dobrze byłoby do tego wrócić? - kiedy skończyła mówić znów wygrzebała łososia bez sosu, a jej spojrzenie znów spoczęło na Hyperionie.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Zupełnie nieświadomy czyhającego na niego podstępu żony konsumował kęs za kęsem raz po raz maczając rybę w sosie. Czy byłby w stanie zaprosić Adę do domu, na przykład na obiad? Chyba do tego by się nie posunął. Gdzieś tam w głębi swojego skamieniałego serca kochał żonę. Zawsze chciał dla niej jak najlepiej, by niczego jej nie brakowało i była szczęśliwa. Dlatego teraz zamykał się w swoim gabinecie i unikał konfrontacji nie chcąc oglądać jej smutku. Uważał, że tak będzie dla niej lepiej.
- O co Ci znowu chodzi? - zapytał odkładając z brzdękiem sztućce na talerz wyraźnie tracąc cierpliwość. Nigdy nie skrytykował jej kuchni choć nie lubił, gdy zajmowała się domowymi pracami. Nie miał wiec pojęcia skąd ten jej wybuch.
- Proszę bardzo. Wiec rozmawiajmy, o czym tylko chcesz. O pogodzie? O mojej pracy? - zapytał już nieco spokojniej przyglądając się Catherine równie intensywnie.
- O co Ci znowu chodzi? - zapytał odkładając z brzdękiem sztućce na talerz wyraźnie tracąc cierpliwość. Nigdy nie skrytykował jej kuchni choć nie lubił, gdy zajmowała się domowymi pracami. Nie miał wiec pojęcia skąd ten jej wybuch.
- Proszę bardzo. Wiec rozmawiajmy, o czym tylko chcesz. O pogodzie? O mojej pracy? - zapytał już nieco spokojniej przyglądając się Catherine równie intensywnie.
Re: Kuchnia i jadalnia
Ryba na talerzu Hyperiona wykąpana była w sosie, a on i tak zapamiętale maczał ją w białej mazi. Och jak pięknie. Najwidoczniej eliksir w sosie dzięki przyprawom stał się niewyczuwalny, albo po prostu mu smakowało. W każdym razie jadł. W winie od razu wyłapałby obcą nutę smakową i kazałby wylać skrzatom resztę butelki. W żarciu mogła mu jednak podać wszystko jeśli odpowiednio zatuszuje się tą nutę smakową. Jak widać udało jej się to odpowiednio zrobić. Ten fakt na chwilę skutecznie poprawił jej nastrój i spojrzenie jej orzechowych tęczówek wyraźnie złagodniało. Na chwilę. Lodowaty ton męża skutecznie odpędził w zapomnienie chwilę samozadowolenia. Ona z gracją odłożyła sztućce i ostrożnie wytarła usta w serwetkę.
- Caliente wierci mi dziurę w brzuchu o termin ślubu. - powiedziała w końcu kompletnie ignorując jego ton i intensywne spojrzenie które prawdę mówiąc ją podniecało. Lubiła jego wyostrzone rysy twarzy i głos twardziela. Uśmiechnęła się mimowolnie i założyła niedbale nogę na nogę.
- Marco znów zaprasza mnie do Argentyny. Zastanawiam się czy nie skorzystać na chwilę z zaproszenia. - to nie pytanie. To nonszalanckie stwierdzenie zaserwowane z delikatnym uśmiechem. Upiła łyk chłodnego wina i przez chwilę jeszcze ważyła kielich w dłoni, zanim go odstawiła, aby głośno pstryknąć palcami. Znikąd pojawiły się dwa skrzaty które zabrały ich brudne talerze i znów zniknęły, a zaraz za nimi pojawiły się jeszcze skrzaty z czystą zastawą i pokrojonym torcikiem brzoskwiniowym.
- Z nudów upiekłam jeszcze ciasto. - wyjaśniła wzruszając przy tym niedbale ramionami.
- Caliente wierci mi dziurę w brzuchu o termin ślubu. - powiedziała w końcu kompletnie ignorując jego ton i intensywne spojrzenie które prawdę mówiąc ją podniecało. Lubiła jego wyostrzone rysy twarzy i głos twardziela. Uśmiechnęła się mimowolnie i założyła niedbale nogę na nogę.
- Marco znów zaprasza mnie do Argentyny. Zastanawiam się czy nie skorzystać na chwilę z zaproszenia. - to nie pytanie. To nonszalanckie stwierdzenie zaserwowane z delikatnym uśmiechem. Upiła łyk chłodnego wina i przez chwilę jeszcze ważyła kielich w dłoni, zanim go odstawiła, aby głośno pstryknąć palcami. Znikąd pojawiły się dwa skrzaty które zabrały ich brudne talerze i znów zniknęły, a zaraz za nimi pojawiły się jeszcze skrzaty z czystą zastawą i pokrojonym torcikiem brzoskwiniowym.
- Z nudów upiekłam jeszcze ciasto. - wyjaśniła wzruszając przy tym niedbale ramionami.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Jadł z prawdziwym apetytem. Mimo, że Catherine nie gotowała za często to jednak jej potrawy były smaczne, tego zaprzeczyć nie mógł. Nie ze względu na jej umiejętności nie godził się, aby stała przy garach. Może gdyby częściej mu się sprzeciwiała... Nie, nie ma co gdybać. To, że ją zdradzał było tylko jego winą. Jego i jego rodziców, bo tak został wychowany, bo podali mu ją na złotej tacy chętną i gotową, bo nie musiał o nią walczyć.
- Przyjaźnicie się więc zrób coś z tym, przekonaj ją. - mruknął nieco obojętnym tonem. W tej chwili ślub syna to ostatnie o czym myślał. Nie miał ochoty na kolejny rodzinny zlot, na te wszystkie sztuczne uśmiechy i udawanie szczęśliwego małżeństwa. Kiedy wspomniała, że dostała zaproszenie do Argentyny policzki drgnęły mu nerwowo.
- Więc jedź, skoro chcesz - odpowiedział jednak spokojnie cały czas przeszywając ją lodowatym spojrzeniem uśmiechając się nieznacznie. Nie pojedzie. Będzie bała się, że podczas jej nieobecności sprowadzi do domu swoje kochanki. Na pewno wiedziała, że wie i dlatego właśnie zgodził się bez mruknięcia. Gdy skrzaty podały deser, a Catherine przyznała, że ciasto także sama upiekła uniósł wysoko brew.
- Kochanie, chyba nie chcesz mnie otruć? - zażartował nie mając pojęcia jak niewiele mijał się z prawdą. Nabrał jednak ciasta na łyżeczkę i wsadził do ust przeżuwając długo zanim przełknął i popił winem.
- Przyjaźnicie się więc zrób coś z tym, przekonaj ją. - mruknął nieco obojętnym tonem. W tej chwili ślub syna to ostatnie o czym myślał. Nie miał ochoty na kolejny rodzinny zlot, na te wszystkie sztuczne uśmiechy i udawanie szczęśliwego małżeństwa. Kiedy wspomniała, że dostała zaproszenie do Argentyny policzki drgnęły mu nerwowo.
- Więc jedź, skoro chcesz - odpowiedział jednak spokojnie cały czas przeszywając ją lodowatym spojrzeniem uśmiechając się nieznacznie. Nie pojedzie. Będzie bała się, że podczas jej nieobecności sprowadzi do domu swoje kochanki. Na pewno wiedziała, że wie i dlatego właśnie zgodził się bez mruknięcia. Gdy skrzaty podały deser, a Catherine przyznała, że ciasto także sama upiekła uniósł wysoko brew.
- Kochanie, chyba nie chcesz mnie otruć? - zażartował nie mając pojęcia jak niewiele mijał się z prawdą. Nabrał jednak ciasta na łyżeczkę i wsadził do ust przeżuwając długo zanim przełknął i popił winem.
Re: Kuchnia i jadalnia
Jego odpowiedź kompletnie jej nie usatysfakcjonowała. A co innego dotychczas robiła? Stawała na głowie żeby uwaga Caliente została odsunięta od tej nieszczęsnej daty wypytując po raz kolejny o szczegóły przyjęcia jej córeczki na studia z czego była tak niezwykle dumna. Ten temat póki co skutecznie odciągał ją od wszelkich przygotowań jednak Catherine była przekonana, że ta ekscytacja niedługo minie i zaczną się pytania na które odpowiedzi nie znał nikt, a z pewnością Cathy. Wiedziała, że się zgodzi. Wiedziała. Jednak on nie wiedział, że ona naprawdę zamierza to zrobić. Uśmiechnęła się tak szczerze i prawdziwie jak nigdy i aż przyklasnęła w dłonie.
- Tydzień sobie dasz beze mnie radę, prawda? Och, wiedziałam, że nie będziesz miał nic przeciwko. - uśmiech dotarł nawet do jej oczu sprawiając, że błyszczały radośnie. Wprost nie mogła się doczekać spacerów po pustej plaży koło domu Castellanich i pływania w chłodnej wodzie basenu. Naprawdę zamierzała pojechać. Może sobie pod jej nieobecność sprowadzić harem młodych i chętnych blondynek, a ona tą myśl wypchnie głęboko głęboko żeby sobie nie psuć nastroju. Tak właśnie planowała zrobić. Chciała wypocząć. Chciała spędzić czas w towarzystwie swojego przyjaciela. Chciała zapomnieć o Hyperionie i jego kochankach chociaż na chwilę.
- Nie. Chciałam Ci zrobić przyjemność. - odpowiedziała bez zastanowienia wesoło machając stopą pod stołem. Jasne, że chciała go otruć. Miała jednak zbyt miękkie serce żeby to zrobić. Mimo wszystko go kochała. Zbyt mocno go kochała, żeby odejść, a tym bardziej żeby go otruć. Tylko go podtruje. Troszeczkę. Niech pocierpi. Niech ma za swoje.
- Tydzień sobie dasz beze mnie radę, prawda? Och, wiedziałam, że nie będziesz miał nic przeciwko. - uśmiech dotarł nawet do jej oczu sprawiając, że błyszczały radośnie. Wprost nie mogła się doczekać spacerów po pustej plaży koło domu Castellanich i pływania w chłodnej wodzie basenu. Naprawdę zamierzała pojechać. Może sobie pod jej nieobecność sprowadzić harem młodych i chętnych blondynek, a ona tą myśl wypchnie głęboko głęboko żeby sobie nie psuć nastroju. Tak właśnie planowała zrobić. Chciała wypocząć. Chciała spędzić czas w towarzystwie swojego przyjaciela. Chciała zapomnieć o Hyperionie i jego kochankach chociaż na chwilę.
- Nie. Chciałam Ci zrobić przyjemność. - odpowiedziała bez zastanowienia wesoło machając stopą pod stołem. Jasne, że chciała go otruć. Miała jednak zbyt miękkie serce żeby to zrobić. Mimo wszystko go kochała. Zbyt mocno go kochała, żeby odejść, a tym bardziej żeby go otruć. Tylko go podtruje. Troszeczkę. Niech pocierpi. Niech ma za swoje.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Cyrk z mistrzostwami się skończył, córeczka jego jedyna wyszła za Rosjanina a on nie mógł siedzieć w domu, bo się nudził. Nagle miał zbyt dużo wolnego czasu i nie miał pojęcia co z tym czasem zrobić. Płomienie mieli przerwę w rozgrywkach a i tak byli w dobrych rekach jego zastępców.
Dlatego postanowił odwiedzić swoich przyjaciół. Z barku wygrzebał jedną z lepszych whisky jaką posiadał, Nanę poprosił o ścięcie białych róż i zrobieniu z niego jakiegoś bukietu a sam w tym czasie wziął szybki prysznic. Później gdy już cały był wystrojony w tradycyjną białą koszulę i ciemne spodnie i marynarka. Czyli to co zazwyczaj. Skropił się jeszcze wodą kolońską i teleportował się pod dom swoich przyjaciół w Szkocji.
Tam od razu przywitał go skrzat, który już nawet nie pytał kim jest i po co przybył, bo Marco bywał tu wiele razy. Zaraz też ten sam skrzat poprowadził go do miejsca gdzie właściciele posiadłości właśnie konsumowali swój obiad.
- Pan Castellani przybył - obwieścił z powagą i zimnym tonem skrzat na co Argentyńczyk skrzywił się lekko jednak zaraz na jego twarzy pojawił się firmowy uśmiech gdy zobaczył Greengrassów. Ci jak zwykle poważni, niemrawi. Ale zjawił się on i zaraz to wszystko poprawi.
- Witam i o zdrowie pytam! - powiedział radośnie i pierw podszedł do Catherine by ucałować ją czule w dłoń i wręczyć jej bukiecik ulubionych kwiatów by następnie przejść do przyjaciela i postawić przed nim butelkę z bursztynowym alkoholem.
- Smacznego, co to macie za pyszności? - zapytał wpatrując się w kawałek smakowicie wyglądającego torciku.
Dlatego postanowił odwiedzić swoich przyjaciół. Z barku wygrzebał jedną z lepszych whisky jaką posiadał, Nanę poprosił o ścięcie białych róż i zrobieniu z niego jakiegoś bukietu a sam w tym czasie wziął szybki prysznic. Później gdy już cały był wystrojony w tradycyjną białą koszulę i ciemne spodnie i marynarka. Czyli to co zazwyczaj. Skropił się jeszcze wodą kolońską i teleportował się pod dom swoich przyjaciół w Szkocji.
Tam od razu przywitał go skrzat, który już nawet nie pytał kim jest i po co przybył, bo Marco bywał tu wiele razy. Zaraz też ten sam skrzat poprowadził go do miejsca gdzie właściciele posiadłości właśnie konsumowali swój obiad.
- Pan Castellani przybył - obwieścił z powagą i zimnym tonem skrzat na co Argentyńczyk skrzywił się lekko jednak zaraz na jego twarzy pojawił się firmowy uśmiech gdy zobaczył Greengrassów. Ci jak zwykle poważni, niemrawi. Ale zjawił się on i zaraz to wszystko poprawi.
- Witam i o zdrowie pytam! - powiedział radośnie i pierw podszedł do Catherine by ucałować ją czule w dłoń i wręczyć jej bukiecik ulubionych kwiatów by następnie przejść do przyjaciela i postawić przed nim butelkę z bursztynowym alkoholem.
- Smacznego, co to macie za pyszności? - zapytał wpatrując się w kawałek smakowicie wyglądającego torciku.
Re: Kuchnia i jadalnia
A on z kolei jeszcze nie wiedział o tym, że ich synek również wybiera się na studia i wypiął swoje szlachetne cztery litery na ministra. O Cass też nie wiedział, bo w końcu nie rozmawiał z żoną za wiele. Gdyby wiedział pewnie nie siedziałby tak spokojnie i na pewno postarałby się o przyspieszenie daty ślubu i robiłby wszystko, by wnuki pojawiły się równie szybko, żeby tylko odciągnąć dziewczynę od nauki i pracy.
- Oczywiście. Nie będę się nudził, możesz być pewna - posłał jej wredny uśmiech upijając wino z kieliszka. Teraz zrobił to złośliwie, pierwszy raz z rozmysłem powiedział coś, żeby ją skrzywdzić.
- Wolałbym, abyś wykazała się w inny sposób - zmrużył oczy upijając kolejny łyk wina. Cóż, kochanki kochankami, ale mimo wszystko już dawno się nie kochali.
Gdy skrzat oznajmił przybycie Castellaniego znowu policzki drgnęły mu nerwowo.
- To chyba nie jest najodpowiedniejsza pora na Twoją wizytę, no chyba, że zamierzasz porwać moją żonę już teraz - posłał przyjacielowi nieco obojętne spojrzenie. Żadnego Dzień dobry żadnego Dziękuję... wyraźnie nadal był zły o jego zachowanie w Feniksie.
- Ciasto brzoskwiniowe. Catherine sama upiekła, dasz wiarę? I zrobiła obiad. Jeśli ją ładnie poprosisz może i Tobie będzie gotować. Wyśmienite. Mógłbyś pozbyć się tej swojej... Nany, - uśmiechnął się słodko, choć przeciwieństwie do spojrzenia kobiety jego wciąż pozostawało chłodne.
- Zresztą co ja będę mówił, sam spróbuj, na pewno zostało jeszcze trochę łososia. Skrętek! - krzyknął na skrzata, aby przyniósł Argentyńczykowi nakrycie.
- Oczywiście. Nie będę się nudził, możesz być pewna - posłał jej wredny uśmiech upijając wino z kieliszka. Teraz zrobił to złośliwie, pierwszy raz z rozmysłem powiedział coś, żeby ją skrzywdzić.
- Wolałbym, abyś wykazała się w inny sposób - zmrużył oczy upijając kolejny łyk wina. Cóż, kochanki kochankami, ale mimo wszystko już dawno się nie kochali.
Gdy skrzat oznajmił przybycie Castellaniego znowu policzki drgnęły mu nerwowo.
- To chyba nie jest najodpowiedniejsza pora na Twoją wizytę, no chyba, że zamierzasz porwać moją żonę już teraz - posłał przyjacielowi nieco obojętne spojrzenie. Żadnego Dzień dobry żadnego Dziękuję... wyraźnie nadal był zły o jego zachowanie w Feniksie.
- Ciasto brzoskwiniowe. Catherine sama upiekła, dasz wiarę? I zrobiła obiad. Jeśli ją ładnie poprosisz może i Tobie będzie gotować. Wyśmienite. Mógłbyś pozbyć się tej swojej... Nany, - uśmiechnął się słodko, choć przeciwieństwie do spojrzenia kobiety jego wciąż pozostawało chłodne.
- Zresztą co ja będę mówił, sam spróbuj, na pewno zostało jeszcze trochę łososia. Skrętek! - krzyknął na skrzata, aby przyniósł Argentyńczykowi nakrycie.
Re: Kuchnia i jadalnia
Przez chwilę czuła się tak jakby dostała z całej siły w splot słoneczny, a jej wargi mimowolnie drgnęły wyginając się w podkówkę. Wciągnęła ze świstem powietrze do płuc i przywołała na twarz maskę chłodnej pani Greengrass przygryzając policzek od środka, żeby powstrzymać łzę która schowała się pod powieką. Zabolało. Skuteczny cios panie Hyperionie. Trzeba to panu, kurna, przyznać.
- Zapomnij. - burknęła nieprzyjemnym tonem sięgając po kawałek ciasta. Dawno nie piekła, bo nie wolno jej było piec. Skrzaty są od takich plebejskich zadań. Ona jest panią i to nie byle jaką. I choć jeszcze przed chwilą jej nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie tak teraz wiedziała, że uśmiech zniknie z jej twarzy dopiero kiedy ich gość wróci do swojego domu. Ledwie usłyszała znajome nazwisko, a już jej oblicze pogodnie się rozpromieniło, a sama odwróciła głowę w kierunku drzwi.
- Marco! Cudownie Cię widzieć! - tymi oto słowami go przywitała, a gdy bukiecik białych róż znalazł się w jej dłoni uśmiechnęła się najradośniej jak tylko potrafiła.
- Pamiętałeś... Och, jak miło z Twojej strony! - zauważyła jeszcze z szerokim uśmiechem, po czym znów wykazała się mistrzostwem w strzelaniu z palców. Proszę bardzo- już pojawił się skrzat z wodą w dzbanku i zabrał od niej uroczy bukiecik przyjemnie pachnących kwiatów które już od dawien dawna nazywała swoimi ulubionymi. To takie miłe z jego strony, że pamiętał!
- Właśnie rozmawialiśmy o Twoim zaproszeniu. Chętnie dotrzymam Ci towarzystwa jeśli nadal jest aktualne. - wyjaśniła od razu kiedy Hyperion bez słowa powitania zaczął mamrotać coś o "porwaniu żony". Wciąż szeroko się uśmiechała i uśmiech ten nie zbladł aż do ostatnich słów męża. Wtedy chrząknęła cicho ściągając na niego swoją uwagę.
- Łososia już nie ma, niestety. Zostało tylko ciasto. Czego się do niego napijesz? - bez chwili wahania odpowiedziała a jej palce znowu były gotowe do nieznoszącego sprzeciwu pstryknięcia którym większość spraw związanych ze skrzatami rozwiązywała w trakcie obecności małżonka. W innych przypadkach porozumiewała się z tymi stworzeniami w sposób werbalny i całkiem miły. Nakrycie już się pojawiło, ale bez łososia, bo faktycznie łosoś wyszedł, a sos tym bardziej wyszedł. Potem znów przeniosła spojrzenie na Marco siedzącego teraz przy stole tak jakby pomiędzy nimi.
- Co u Suzanne? - zapytała grzecznie mając na myśli to czy jego ukochana córka odnalazła się w roli żony którą niedawno na siebie przyjęła. Tak naprawdę ciekawiło ją co u niej. I u niego też, ale nie będzie w to wnikać w obecności męża.
- Zapomnij. - burknęła nieprzyjemnym tonem sięgając po kawałek ciasta. Dawno nie piekła, bo nie wolno jej było piec. Skrzaty są od takich plebejskich zadań. Ona jest panią i to nie byle jaką. I choć jeszcze przed chwilą jej nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie tak teraz wiedziała, że uśmiech zniknie z jej twarzy dopiero kiedy ich gość wróci do swojego domu. Ledwie usłyszała znajome nazwisko, a już jej oblicze pogodnie się rozpromieniło, a sama odwróciła głowę w kierunku drzwi.
- Marco! Cudownie Cię widzieć! - tymi oto słowami go przywitała, a gdy bukiecik białych róż znalazł się w jej dłoni uśmiechnęła się najradośniej jak tylko potrafiła.
- Pamiętałeś... Och, jak miło z Twojej strony! - zauważyła jeszcze z szerokim uśmiechem, po czym znów wykazała się mistrzostwem w strzelaniu z palców. Proszę bardzo- już pojawił się skrzat z wodą w dzbanku i zabrał od niej uroczy bukiecik przyjemnie pachnących kwiatów które już od dawien dawna nazywała swoimi ulubionymi. To takie miłe z jego strony, że pamiętał!
- Właśnie rozmawialiśmy o Twoim zaproszeniu. Chętnie dotrzymam Ci towarzystwa jeśli nadal jest aktualne. - wyjaśniła od razu kiedy Hyperion bez słowa powitania zaczął mamrotać coś o "porwaniu żony". Wciąż szeroko się uśmiechała i uśmiech ten nie zbladł aż do ostatnich słów męża. Wtedy chrząknęła cicho ściągając na niego swoją uwagę.
- Łososia już nie ma, niestety. Zostało tylko ciasto. Czego się do niego napijesz? - bez chwili wahania odpowiedziała a jej palce znowu były gotowe do nieznoszącego sprzeciwu pstryknięcia którym większość spraw związanych ze skrzatami rozwiązywała w trakcie obecności małżonka. W innych przypadkach porozumiewała się z tymi stworzeniami w sposób werbalny i całkiem miły. Nakrycie już się pojawiło, ale bez łososia, bo faktycznie łosoś wyszedł, a sos tym bardziej wyszedł. Potem znów przeniosła spojrzenie na Marco siedzącego teraz przy stole tak jakby pomiędzy nimi.
- Co u Suzanne? - zapytała grzecznie mając na myśli to czy jego ukochana córka odnalazła się w roli żony którą niedawno na siebie przyjęła. Tak naprawdę ciekawiło ją co u niej. I u niego też, ale nie będzie w to wnikać w obecności męża.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Oh tak, rzeczywiście, Marco zaprosił Catherine do siebie jako przyjaciel, no i w sumie i tak pewnie Hyperion by wymyślał jakieś dziwne historie by urwać się z tą swoją dziunią. No i w tej wszechobecnej nudzie i ciszy towarzystwo wieloletniej przyjaciółki było jak zesłanie z niebios, bo naprawdę nie lubił być sam w tej wielkiej willi.
Cath się rozpromieniła pokazując piękny uśmiech, który przypominał mu czasy szkolne kiedy widział go niemal zawsze gdy robił z siebie idiotę by ją rozweselić. Spojrzał na Hyperiona, który wyglądał jakby... jakby... nie miał nawet dobrego określenia ale zadowolony to on nie był.
- Przerwałem w czymś, to przepraszam, mogę już znikać - powiedział szybko ale skutecznie został zatrzymany przez panią domu. - Co do porwania, to nie, jeszcze nie dziś, jutro muszę się stawić u minister, pewnie chce mi podziękować za organizacje mistrzostw - dodał wyraźnie z siebie dumny, bo z pewnością nie była to typowa wizyta "na dywanik". liczył na spore wynagrodzenie i nie chodziło mu o pieniądze a o udziały w departamencie magicznych gier i sportów. Na stare lata chciał się wybić i póki co skutecznie pokonywał te strome schodki, oby tylko ktoś go z nich nie zepchnął.
- Mógłbyś pozbyć się skrzatów - mruknął w odpowiedzi. Oczywiście nie obyło się bez tej jego stałeś śpiewki, ile to już lat mu o tym gada, no z 15 już będzie jak nic. - Myślę, że panie wymienią się przepisami, nie udawaj, że nie lubisz jedzenia Nany, bo wiem, że lubisz, no trochę cię znam - dodał i mrugnął w stronę Hyperiona po czym zasiadł na wygodnym krześle między małżeństwem. Mogło to trochę groteskowo wyglądać ale tak już to było z nimi.
- Nic nie szkodzi, jestem po obiedzie, ale deseru nie zdążyłem zjeść, tak się do was spieszyłem. No i uwielbiam słodkości, pod każdą postacią - powiedział i przy ostatnich słowach wymownie spojrzał na kobietę ze szczerym uśmiechem. Gdy tylko spróbował ciasta zamruczał przymykając oczy dając wyraz i aprobatę wypieku pani domu.
- Suzanne z Aleksym kupili mieszkanie w Londynie, mówiłem wam, że dostała się na studia? W życiu nie przypuszczałem, że na jakieś pójdzie w końcu w jej głowie od zawsze był tylko Quidditch a tu proszę językoznastwo. Myślę, że się jej to przyda, mało jest specjalistów od trytońskiego i tych całych dialektów - opowiedział w przerwie miedzy kolejnym kęsem ciasta.
- A co u waszych dzieci? Kiedy wasz William się zaobrączkuje?
Cath się rozpromieniła pokazując piękny uśmiech, który przypominał mu czasy szkolne kiedy widział go niemal zawsze gdy robił z siebie idiotę by ją rozweselić. Spojrzał na Hyperiona, który wyglądał jakby... jakby... nie miał nawet dobrego określenia ale zadowolony to on nie był.
- Przerwałem w czymś, to przepraszam, mogę już znikać - powiedział szybko ale skutecznie został zatrzymany przez panią domu. - Co do porwania, to nie, jeszcze nie dziś, jutro muszę się stawić u minister, pewnie chce mi podziękować za organizacje mistrzostw - dodał wyraźnie z siebie dumny, bo z pewnością nie była to typowa wizyta "na dywanik". liczył na spore wynagrodzenie i nie chodziło mu o pieniądze a o udziały w departamencie magicznych gier i sportów. Na stare lata chciał się wybić i póki co skutecznie pokonywał te strome schodki, oby tylko ktoś go z nich nie zepchnął.
- Mógłbyś pozbyć się skrzatów - mruknął w odpowiedzi. Oczywiście nie obyło się bez tej jego stałeś śpiewki, ile to już lat mu o tym gada, no z 15 już będzie jak nic. - Myślę, że panie wymienią się przepisami, nie udawaj, że nie lubisz jedzenia Nany, bo wiem, że lubisz, no trochę cię znam - dodał i mrugnął w stronę Hyperiona po czym zasiadł na wygodnym krześle między małżeństwem. Mogło to trochę groteskowo wyglądać ale tak już to było z nimi.
- Nic nie szkodzi, jestem po obiedzie, ale deseru nie zdążyłem zjeść, tak się do was spieszyłem. No i uwielbiam słodkości, pod każdą postacią - powiedział i przy ostatnich słowach wymownie spojrzał na kobietę ze szczerym uśmiechem. Gdy tylko spróbował ciasta zamruczał przymykając oczy dając wyraz i aprobatę wypieku pani domu.
- Suzanne z Aleksym kupili mieszkanie w Londynie, mówiłem wam, że dostała się na studia? W życiu nie przypuszczałem, że na jakieś pójdzie w końcu w jej głowie od zawsze był tylko Quidditch a tu proszę językoznastwo. Myślę, że się jej to przyda, mało jest specjalistów od trytońskiego i tych całych dialektów - opowiedział w przerwie miedzy kolejnym kęsem ciasta.
- A co u waszych dzieci? Kiedy wasz William się zaobrączkuje?
Re: Kuchnia i jadalnia
- Jeszcze zobaczymy - odpowiedział na jej "zapomnij". Obietnica czy groźba? Cóż po tym obiedzie raczej groźba, i to bezpodstawna. Naprawdę wziąłby ją wbrew jej woli? Na pewno nie posunąłby się do gwałtu, co to to nie.
Pomysł Argentyńczyka byłby genialny, gdyby wyszedł od Greengrassa w odpowiednim czasie. Teraz zdecydowanie nie był odpowiedni.
- Więc znikaj - wakrnął, ale Catherine zatrzymała go, co skomentował prychnięciem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, to ród Castellanich pozbawiony byłby znamienitego członka.
- Pewnie padnie przed tobą na kolana dziękując dogłębnie - kolejne prychnięcie. Ostatnio Marco nie gadał o niczym innym tylko o tych swoich mistrzostwach, zaczynało go to już męczyć, sport to zdecydowanie nie jego temat.
- Nie raz Ci powtarzałem, że mógłbym Cię wciągnąć do NASZEGO ministerstwa, juz dawno mogłeś grzać stołek, ale jak widać Ty po prostu chcesz ją puknąć - mruknął chyba zapominając, że Catherine siedzi obok, bo w ten sposób rozmawiał z Marco tylko w ich męskim gronie. Chyba jeszcze nigdy nie używał takiego języka przy żonie. Propozycji pozbycia się skrzatów nie skomentował, bo poruszali tę kwestię wiele razy i Marco znał jego stanowisko w tej sprawie, z kolei na pomysł wymiany przepisami rzucił łyżeczką w swój talerz z ciastem. A więc i w tej kwestii stanowisko było jasne.
- Nie lubię Nany - warknął w odpowiedzi. Jej kuchnia nie miała tu nic do rzeczy. Była kim była i to się nie zmieni.
Pomysł Argentyńczyka byłby genialny, gdyby wyszedł od Greengrassa w odpowiednim czasie. Teraz zdecydowanie nie był odpowiedni.
- Więc znikaj - wakrnął, ale Catherine zatrzymała go, co skomentował prychnięciem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, to ród Castellanich pozbawiony byłby znamienitego członka.
- Pewnie padnie przed tobą na kolana dziękując dogłębnie - kolejne prychnięcie. Ostatnio Marco nie gadał o niczym innym tylko o tych swoich mistrzostwach, zaczynało go to już męczyć, sport to zdecydowanie nie jego temat.
- Nie raz Ci powtarzałem, że mógłbym Cię wciągnąć do NASZEGO ministerstwa, juz dawno mogłeś grzać stołek, ale jak widać Ty po prostu chcesz ją puknąć - mruknął chyba zapominając, że Catherine siedzi obok, bo w ten sposób rozmawiał z Marco tylko w ich męskim gronie. Chyba jeszcze nigdy nie używał takiego języka przy żonie. Propozycji pozbycia się skrzatów nie skomentował, bo poruszali tę kwestię wiele razy i Marco znał jego stanowisko w tej sprawie, z kolei na pomysł wymiany przepisami rzucił łyżeczką w swój talerz z ciastem. A więc i w tej kwestii stanowisko było jasne.
- Nie lubię Nany - warknął w odpowiedzi. Jej kuchnia nie miała tu nic do rzeczy. Była kim była i to się nie zmieni.
Re: Kuchnia i jadalnia
Nie bała się go już tak jak kiedyś. W zasadzie w ogóle już nie bała się złego Hyperiona Greengrassa. Jego odpowiedź skomentowała jedynie niedbałym wzruszeniem ramion które bardziej przystają niepokornej nastolatce niż kobiecie w wieku dojrzałym. Spiorunowała męża wzrokiem kiedy kazał znikać Castellaniemu. Gdzie jego dobre maniery? Wszakże dobre maniery to podstawa! Sama więc postanowiła nadrobić wszystkie braki Hyperiona skupiając całą swoją uwagę na Marco. Cieszyła się, że jego mistrzostwa okazały się takim sukcesem i cieszyła się, że ktoś to doceni. Słowa które popłynęły z ust jej małżonka sprawiły, że nerwowo trzasnęła dłonią w wypolerowany blat stołu jak w chwilach, kiedy któreś z dzieci nie przestrzegało manier dobrego wychowania w trakcie posiłku. Nie robiła tego odkąd Christine skończyła dziewięć lat. Spojrzenie które mu wtedy posłała też było wyraźnie karcące.
- O studia, to fantastycznie. Cassidy też dostała się na studia! Calietne ciągle o tym mówi. - dobrodusznie podzieliła się informacjami co u ich przyjaciółki, a na pytanie o ich dzieci westchnęła przeciągle.
- Na wszystko przyjdzie czas, prawda Hyperionie? - rzuciła całkiem pogodnym tonem w stronę swojego ślubnego, bo tak naprawdę oboje nie mieli bladego pojęcia co dalej będzie. Wszystko zależało od pogrzebu Ministra Magii na dobrą sprawę. Jednak o tym głośno się nie mówi. Głośno się mówi, że na wszystko przyjdzie czas. Skończyła w ciszy swoją porcję ciasta i odsunęła nieco talerzyk znów się uśmiechając.
- Więc kiedy mogę przyjechać? - zapytała przechylając nieco głowę i uważnie się przy tym przyglądając swojemu rówieśnikowi.
- O studia, to fantastycznie. Cassidy też dostała się na studia! Calietne ciągle o tym mówi. - dobrodusznie podzieliła się informacjami co u ich przyjaciółki, a na pytanie o ich dzieci westchnęła przeciągle.
- Na wszystko przyjdzie czas, prawda Hyperionie? - rzuciła całkiem pogodnym tonem w stronę swojego ślubnego, bo tak naprawdę oboje nie mieli bladego pojęcia co dalej będzie. Wszystko zależało od pogrzebu Ministra Magii na dobrą sprawę. Jednak o tym głośno się nie mówi. Głośno się mówi, że na wszystko przyjdzie czas. Skończyła w ciszy swoją porcję ciasta i odsunęła nieco talerzyk znów się uśmiechając.
- Więc kiedy mogę przyjechać? - zapytała przechylając nieco głowę i uważnie się przy tym przyglądając swojemu rówieśnikowi.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
Ostre słowa Hyperiona zaskoczyły go, nie spodziewał się, że ma w sobie aż tyle gniewu by w obecności możliwie że najcudowniejszej kobiety na świecie być w stanie ich użyć. Marco tylko się uśmiechnął w jego stronę kręcąc lekko głową na boki pokazując mu, że jego rozumowanie jest mylne.
- Wiesz, ze Valentina Vázquez jest chyba w wieku mojego ojca jak nie starsza? Lubię dorosłe, dojrzałe kobiety ale bez przesady. Zresztą ja się w to nie bawię - powiedział i jeszcze machnął dłonią -Hyperionie, jestem Ci wdzięczy za tą propozycję, doceniam to ale znasz mnie i wiesz dobrze, że wolę się umordować i dojść do celu po swojemu niż korzystać ze znajomości. Tego asa wolę zostawić na czarną godzinę - dodał jeszcze zerkając po swoich przyjaciołach. Jeszcze pewnie przyjdzie czas kiedy Castellani będzie musiał wykorzystać wysoką pozycję Hyperiona i miał nadzieję, że mu nie odmówi. Ale to nie teraz i modlił się w duchu, że ten czas nie nastąpi w ciągu najbliższych kilku lat... O ile miał jeszcze te kilka lat.
- Oh Caliente! Tak dawno nie miałem okazji z nią porozmawiać, powinniśmy spotkać się wspólnie jak za dobrych szkolnych czasów, w czwórkę - rzekł ze szczerym uśmiechem na ustach. Kwadrat Marco-Catherine-Hyperion-Caliente był przez wiele lat nierozłączny i chociaż mimo, że Hyperion był od nich starszy to im to nie przeszkadzało a raczej schlebiało, że w ogóle chciał się z takimi gówniarzami zadawać. To były dziwne ale dobre czasy.
- Kiedy tylko będziesz miała ochotę moja droga, mój dom dla rodziny i przyjaciół jest zawsze otwarty - odpowiedział i odłożył talerzyk tak samo jak pani tego domu i spojrzał na Hyperiona, który zapewne zaraz burknie coś w stylu "jak burdel", zbyt dobrze go znał, chociaż w stanie wielkiego obrażonego pana nie często go widywał i chyba musiał natychmiast ten stan rzeczy naprawić. Toteż Argentyńczyk wstał i skierował się w stronę gablotki z kryształami i pozwolił sobie zabrać dwie szklanki i jedną postawił przed Greengrassem.
- Pamiętasz jak piliśmy płonącą whiskey po tym jak się prawie pobiliśmy na studiach? Chyba właśnie jest okazja do ponownego napicia się - powiedział nieco nie ujawniając wszystkich faktów przed Catherine o tym ich męskim sposobie godzenia się. wtedy też się o coś pokłócili i nie "prawie" się pobili tylko rzeczywiście dali sobie w pysk, a potem podczas picia ich nowej wersji bursztynowego alkoholu wszystko sobie wyjaśnili. Płonąca whiskey jak sama nazwa wskazuje była podpalana żywym ogniem i w takim też stanie wlewana była do gardła. Trunek tylko dla odważnych.
- Wiesz, ze Valentina Vázquez jest chyba w wieku mojego ojca jak nie starsza? Lubię dorosłe, dojrzałe kobiety ale bez przesady. Zresztą ja się w to nie bawię - powiedział i jeszcze machnął dłonią -Hyperionie, jestem Ci wdzięczy za tą propozycję, doceniam to ale znasz mnie i wiesz dobrze, że wolę się umordować i dojść do celu po swojemu niż korzystać ze znajomości. Tego asa wolę zostawić na czarną godzinę - dodał jeszcze zerkając po swoich przyjaciołach. Jeszcze pewnie przyjdzie czas kiedy Castellani będzie musiał wykorzystać wysoką pozycję Hyperiona i miał nadzieję, że mu nie odmówi. Ale to nie teraz i modlił się w duchu, że ten czas nie nastąpi w ciągu najbliższych kilku lat... O ile miał jeszcze te kilka lat.
- Oh Caliente! Tak dawno nie miałem okazji z nią porozmawiać, powinniśmy spotkać się wspólnie jak za dobrych szkolnych czasów, w czwórkę - rzekł ze szczerym uśmiechem na ustach. Kwadrat Marco-Catherine-Hyperion-Caliente był przez wiele lat nierozłączny i chociaż mimo, że Hyperion był od nich starszy to im to nie przeszkadzało a raczej schlebiało, że w ogóle chciał się z takimi gówniarzami zadawać. To były dziwne ale dobre czasy.
- Kiedy tylko będziesz miała ochotę moja droga, mój dom dla rodziny i przyjaciół jest zawsze otwarty - odpowiedział i odłożył talerzyk tak samo jak pani tego domu i spojrzał na Hyperiona, który zapewne zaraz burknie coś w stylu "jak burdel", zbyt dobrze go znał, chociaż w stanie wielkiego obrażonego pana nie często go widywał i chyba musiał natychmiast ten stan rzeczy naprawić. Toteż Argentyńczyk wstał i skierował się w stronę gablotki z kryształami i pozwolił sobie zabrać dwie szklanki i jedną postawił przed Greengrassem.
- Pamiętasz jak piliśmy płonącą whiskey po tym jak się prawie pobiliśmy na studiach? Chyba właśnie jest okazja do ponownego napicia się - powiedział nieco nie ujawniając wszystkich faktów przed Catherine o tym ich męskim sposobie godzenia się. wtedy też się o coś pokłócili i nie "prawie" się pobili tylko rzeczywiście dali sobie w pysk, a potem podczas picia ich nowej wersji bursztynowego alkoholu wszystko sobie wyjaśnili. Płonąca whiskey jak sama nazwa wskazuje była podpalana żywym ogniem i w takim też stanie wlewana była do gardła. Trunek tylko dla odważnych.
Re: Kuchnia i jadalnia
Spojrzał groźnie na żonę, gdy ta walnęła ręką w stół posyłając mu karcące spojrzenie. Jak do dziecka!
- Uważaj - wycedził przez zęby. Może i sam przegiął ale nie pozwoli się tak traktować, a już na pewno nie jej. Ostatnio jego nerwy były na granicy wytrzymałości, nie powinna jeszcze bardziej go denerwować, bo w końcu przestanie nad sobą panować. Nigdy jej nei uderzył, ale teraz miał na to ochotę. Na szczęście był bardziej opanowany niż William i umiał się poskromić.
Prychnął słysząc wytłumaczenie Argentyńczyka odnośnie straszawej wiekiem pani minister. Skąd to niby miał wiedzieć? Nie interesowali go ministrowie tak odległych krajów, bo niewiele miał z nimi do czynienia.
- Ale trzymasz w domu tą swoją Nanę i Bóg jeden wie co tam z nią robisz.
Gdy Catherine oznajmiła, że Cassidy wybiera się na studia wręcz poczerwieniał ze złości. Zdawałoby się wręcz, że para zaraz buchnie mu uszami, albo najzwyczajniej wybuchnie. Znowu posłał żonie groźne spojrzenie. Dlaczego mu nie powiedziała? Powinien wiedzieć o takich rzeczach. Nie skomentował tego jednak. Porozmawia sobie o tym z Caliente i wybije jej ten pomysł z głowy.
- Innym razem - rzucił oschle do przyjaciela kompletnie ignorując szklankę, którą mu podstawił i najzwyczajniej wstał od stołu. To nie czas na męskie rozmowy.
- Najlepiej jedź już teraz, kochanie, bo ja wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę. - mruknął obojętnym tonem bez krępacji ściągając z palca obrączkę, którą schował do kieszeni marynarki. Już nawet nie krył się z tym, że wychodzi do kochanki. Może nawet chciał, żeby wiedziała. W prawdzie według grafiku umówiony był z Adą dopiero na wpół do ósmej, ale nie wysiedzi dłużej w tej atmosferze. Odwrócił się na pięcie i bez zbędnych słów wyszedł z kuchni a potem opuścił Greengrass Manor.
- Uważaj - wycedził przez zęby. Może i sam przegiął ale nie pozwoli się tak traktować, a już na pewno nie jej. Ostatnio jego nerwy były na granicy wytrzymałości, nie powinna jeszcze bardziej go denerwować, bo w końcu przestanie nad sobą panować. Nigdy jej nei uderzył, ale teraz miał na to ochotę. Na szczęście był bardziej opanowany niż William i umiał się poskromić.
Prychnął słysząc wytłumaczenie Argentyńczyka odnośnie straszawej wiekiem pani minister. Skąd to niby miał wiedzieć? Nie interesowali go ministrowie tak odległych krajów, bo niewiele miał z nimi do czynienia.
- Ale trzymasz w domu tą swoją Nanę i Bóg jeden wie co tam z nią robisz.
Gdy Catherine oznajmiła, że Cassidy wybiera się na studia wręcz poczerwieniał ze złości. Zdawałoby się wręcz, że para zaraz buchnie mu uszami, albo najzwyczajniej wybuchnie. Znowu posłał żonie groźne spojrzenie. Dlaczego mu nie powiedziała? Powinien wiedzieć o takich rzeczach. Nie skomentował tego jednak. Porozmawia sobie o tym z Caliente i wybije jej ten pomysł z głowy.
- Innym razem - rzucił oschle do przyjaciela kompletnie ignorując szklankę, którą mu podstawił i najzwyczajniej wstał od stołu. To nie czas na męskie rozmowy.
- Najlepiej jedź już teraz, kochanie, bo ja wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę. - mruknął obojętnym tonem bez krępacji ściągając z palca obrączkę, którą schował do kieszeni marynarki. Już nawet nie krył się z tym, że wychodzi do kochanki. Może nawet chciał, żeby wiedziała. W prawdzie według grafiku umówiony był z Adą dopiero na wpół do ósmej, ale nie wysiedzi dłużej w tej atmosferze. Odwrócił się na pięcie i bez zbędnych słów wyszedł z kuchni a potem opuścił Greengrass Manor.
Re: Kuchnia i jadalnia
Zachowywał się jak dziecko, więc ona automatycznie zaczęła go jak dziecko traktować. Nie będzie tolerować takiego słownictwa przy stole, nawet jeśli wszyscy w towarzystwie są dorośli i nawet jeśli pan domu przeklina. To wprost niedopuszczalne. Catherine była wychowana na prawdziwą damę i nie znosiła łaciny podwórkowej. Zignorowała jego ostrzeżenie, bo wiedziała, że nie zrobi jej już większej krzywdy. Przeniosła spojrzenie z Marco na swojego małżonka i zobaczyła purpurę na jego policzkach. Był wściekły. Absolutnie i niezaprzeczalnie wściekły. Na ten widok jej wargi wygięły się w szerokim uśmiechu odsłaniając równiutkie i bielutkie zęby. Dawno sama z siebie się tak nie uśmiechnęła. A jednak nie potrafiła tego teraz powstrzymać.
- W zasadzie Caliente chciała się pojawić u Ciebie jak tam będę, więc będziesz miał okazję do nadrobienia zaległości. - wyjaśniła odrywając spojrzenie od Hyperiona na przyjazną twarz Marco. On był kompletnie inny od jej męża. Podczas gdy stateczny pan Greengrass był jak góra lodowa jego przyjaciel był jak ciepła i piaszczysta plaża gotowa utulić swoim ciepłem i piaskiem wszystkie smutne kobiety tego świata. Castellani byłby najlepszym wyborem w jej życiu gdyby ktokolwiek pozwolił jej dokonać wyboru. Teraz było już za późno na plażę. Teraz trzeba żyć z lodowcem. Lodowcem który w obecnej chwili przypominał wulkan. Catherine obserwowała całą sytuację beznamiętnym wzrokiem do chwili kiedy zauważyła jak mąż ściąga z palca obrączkę. Poczuła się tak jakby ktoś z całej siły zaserwował jej kopniaka w brzuch. Odwróciła twarz szybkim ruchem, a kręcone włosy zasłoniły jej profil. Po policzkach zaczęły płynąć nieproszone łzy, a dłonie zacisnęła w pięści aż pobielały jej knykcie.
- Twój brat spotyka się z panną Cryan krócej niż mój mąż? Musi być naprawdę niezła w te klocki skoro pozwala jej na niesubordynację. - powiedziała chłodnym tonem kiedy już się opanowała. Wytarła dłońmi wilgotne policzki i sięgnęła po szklaneczkę z której nie skorzystał pan domu. Skąd wiedziała, że to panna Cryan? Była niezwykle spostrzegawcza i niezwykle umiejętnie łączyła szczegóły. Zapach jej perfum który Hyperion często przynosił na ubraniach, spojrzenia posyłane w jej kierunku i Luis który obmacywał tą złotą lalkę zawsze kiedy patrzyli. To nie był przypadek. Teraz też do niej poszedł. Pomimo wszystko. Pozostawała jednak garstka satysfakcji. Lada chwila eliksir zacznie działać i ktoś tu będzie miał problem. To pocieszające, naprawdę pocieszające. Postawiła zdecydowanym ruchem szklankę na blat.
- Czas się napić. - oświadczyła czekając aż Argentyńczyk zaleje bursztynową cieczą naczynko.
- W zasadzie Caliente chciała się pojawić u Ciebie jak tam będę, więc będziesz miał okazję do nadrobienia zaległości. - wyjaśniła odrywając spojrzenie od Hyperiona na przyjazną twarz Marco. On był kompletnie inny od jej męża. Podczas gdy stateczny pan Greengrass był jak góra lodowa jego przyjaciel był jak ciepła i piaszczysta plaża gotowa utulić swoim ciepłem i piaskiem wszystkie smutne kobiety tego świata. Castellani byłby najlepszym wyborem w jej życiu gdyby ktokolwiek pozwolił jej dokonać wyboru. Teraz było już za późno na plażę. Teraz trzeba żyć z lodowcem. Lodowcem który w obecnej chwili przypominał wulkan. Catherine obserwowała całą sytuację beznamiętnym wzrokiem do chwili kiedy zauważyła jak mąż ściąga z palca obrączkę. Poczuła się tak jakby ktoś z całej siły zaserwował jej kopniaka w brzuch. Odwróciła twarz szybkim ruchem, a kręcone włosy zasłoniły jej profil. Po policzkach zaczęły płynąć nieproszone łzy, a dłonie zacisnęła w pięści aż pobielały jej knykcie.
- Twój brat spotyka się z panną Cryan krócej niż mój mąż? Musi być naprawdę niezła w te klocki skoro pozwala jej na niesubordynację. - powiedziała chłodnym tonem kiedy już się opanowała. Wytarła dłońmi wilgotne policzki i sięgnęła po szklaneczkę z której nie skorzystał pan domu. Skąd wiedziała, że to panna Cryan? Była niezwykle spostrzegawcza i niezwykle umiejętnie łączyła szczegóły. Zapach jej perfum który Hyperion często przynosił na ubraniach, spojrzenia posyłane w jej kierunku i Luis który obmacywał tą złotą lalkę zawsze kiedy patrzyli. To nie był przypadek. Teraz też do niej poszedł. Pomimo wszystko. Pozostawała jednak garstka satysfakcji. Lada chwila eliksir zacznie działać i ktoś tu będzie miał problem. To pocieszające, naprawdę pocieszające. Postawiła zdecydowanym ruchem szklankę na blat.
- Czas się napić. - oświadczyła czekając aż Argentyńczyk zaleje bursztynową cieczą naczynko.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Kuchnia i jadalnia
To co robił to jak ostentacyjnie pokazywał, ze wychodzi sprawiło, że Castellani miał wielką ochotę dać mu w mordę. Naprawdę. I to już nie chodziło o to, że się na niego boczył tylko to jak potraktował swoją żonę. Mimowolnie zerknął na Catherine, na to jak źle zareagowała. Mimo, że chciała schować łzy to on je dostrzegł i tylko czekał aż Greengrass wyjdzie z domu.
Sięgnął przez stół i chwycił delikatną, gładką dłoń kobiety i jej wierzch przysunął sobie do ust. Już od jakiegoś czasu podejrzewał, że ona wie o kochance Hyperiona, w końcu była inteligentną kobietą o wielu zdolnościach. A Marco nic nie mógł powiedzieć choć nie raz bardzo chciał, jednak to zniszczyłoby wiele. Bił się z myślami za każdym razem aż w końcu sama jakoś się dowiedziała.
- Przykro mi. Przykro mi, że jest taki ślepy. Mając ideał w domu rozgląda się za tanimi podróbkami. Już od dawna mówiłem, że na Ciebie nie zasługuje - powiedział szczerze. Teraz nie musiał się kryć, bo wiedziała i w końcu mógł z siebie wyrzucić co o tym myśli. Patrzył w jej smutne, piękne oczy z troską, nie mógł znieść jak jego najdroższa przyjaciółka cierpi. Domyślał się, że te łzy, które dziś zobaczył nie były pierwszymi i zapewne nie ostatnimi. Ale on przy niej będzie, nawet jak miało się to gryźć z polityką Hyperiona. Kochał go jak brata od wielu lat, ale w tej kwestii go nie rozumiał, bardzo się od siebie różnili.
Spojrzał na to jak podsuwa szklankę a później na nią. Chyba jeszcze jej nie widział by piła whiskey i nie wiedział czy to akurat był dobry pomysł ale chyba właśnie tego potrzebowała. Nalał więc do obu naczyń i podał jedno kobiecie. Chciał ją jakoś rozweselić ale teraz sam nie miał ochoty na przybieranie szczęśliwej maski, którą nosił już od pewnego czasu.
- Możemy już teraz przenieść się do Argentyny, nie pozwolę byś została tu sama - powiedział i stanął tuż obok niej a dłonią sięgnął do jej jeszcze wilgotnego od słonych łez policzka lekko go pocierając.
Sięgnął przez stół i chwycił delikatną, gładką dłoń kobiety i jej wierzch przysunął sobie do ust. Już od jakiegoś czasu podejrzewał, że ona wie o kochance Hyperiona, w końcu była inteligentną kobietą o wielu zdolnościach. A Marco nic nie mógł powiedzieć choć nie raz bardzo chciał, jednak to zniszczyłoby wiele. Bił się z myślami za każdym razem aż w końcu sama jakoś się dowiedziała.
- Przykro mi. Przykro mi, że jest taki ślepy. Mając ideał w domu rozgląda się za tanimi podróbkami. Już od dawna mówiłem, że na Ciebie nie zasługuje - powiedział szczerze. Teraz nie musiał się kryć, bo wiedziała i w końcu mógł z siebie wyrzucić co o tym myśli. Patrzył w jej smutne, piękne oczy z troską, nie mógł znieść jak jego najdroższa przyjaciółka cierpi. Domyślał się, że te łzy, które dziś zobaczył nie były pierwszymi i zapewne nie ostatnimi. Ale on przy niej będzie, nawet jak miało się to gryźć z polityką Hyperiona. Kochał go jak brata od wielu lat, ale w tej kwestii go nie rozumiał, bardzo się od siebie różnili.
Spojrzał na to jak podsuwa szklankę a później na nią. Chyba jeszcze jej nie widział by piła whiskey i nie wiedział czy to akurat był dobry pomysł ale chyba właśnie tego potrzebowała. Nalał więc do obu naczyń i podał jedno kobiecie. Chciał ją jakoś rozweselić ale teraz sam nie miał ochoty na przybieranie szczęśliwej maski, którą nosił już od pewnego czasu.
- Możemy już teraz przenieść się do Argentyny, nie pozwolę byś została tu sama - powiedział i stanął tuż obok niej a dłonią sięgnął do jej jeszcze wilgotnego od słonych łez policzka lekko go pocierając.
Re: Kuchnia i jadalnia
Jak mogła nie wiedzieć? Natura ją wyposażyła w wyczulony węch, sokoli wzrok i nieprzeciętny słuch. Łapała poszlaki niczym pies gończy w głowie szybko składając je w logiczną układankę. Na swój sposób ją to bawiło, zapewniało jej rozrywkę. Zwykle przestawało być to rozrywką kiedy poszlaki połączyła z twarzą. Twarz panny Cryan była ponadprzeciętnie piękna i młoda. Nie mogło to nie zaboleć. Bolało, tak samo jak zwykle. Powinna po tylu latach przyzwyczaić się do tego bólu. Powinna go już polubić, bo przecież ból ten uświadamiał jej, że żyje. W sumie to nawet na swój masochistyczny sposób to lubiła. Jednak dotychczas jej mąż ciągle kontynuował swoje ukrywanie się. Nigdy tak otwarcie nie dał jej do zrozumienia, że idzie do tej drugiej. I to jeszcze w towarzystwie Marco. Czuła się najzwyczajniej w świecie upokorzona.
- Nie przejmuj się nami, kochanie. - machnęła ręką jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęła się delikatnie. Naprawdę, nie ma się czym przejmować. Oni tak funkcjonowali od dobrych dwudziestu lat. Nie mogła znieść troski w jego oczach. Nie chciała, żeby tak na nią patrzył. Zawsze w takich chwilach przypominało jej się, że jeszcze przed ślubem oferował swoje towarzystwo w ucieczce za wschodem słońca. Szkoda tylko, że nie skorzystała zbyt zadurzona dorosłym kandydatem wybranym przez rodziców. Nawet teraz go kochała. W zasadzie kochała ich obu. Nigdy jednak nie powiedziała Marco o swoich uczuciach. To wszystko by zniszczyło, a ona nie chciała niczego niszczyć. Chciała spokojnie żyć w tym zamku w cieple odwzajemnionego uczucia, a to może zapewnić jej tylko szanowny małżonek. Uniosła nieco wyżej szklaneczkę jakby składała niemy toast, po czym bez zawahania za jednym podejściem opróżniła jej zwartość. Przełyk palił ją żywym ogniem, a ona skrzywiła się zasłaniając przy tym wypielęgnowaną dłonią wargi, które jak zwykle przeciągnęła krwistoczerwoną szminką. Kiedy uczucie palącego przełyku odeszło w niepamięć strzeliła z palców, a obok niej pojawił się skrzat.
- Spakuj mnie na Buenos i wyślij kufer do pana Castellaniego, proszę. Dziękuję. - uśmiechnęła się do niewielkiego stworzenia i ostrożnie wstała. Skrzat w kuchni miał już stosowne dyspozycje i odpowiedni zapas eliksiru przygotowanego przez Caliente. Wszystko było gotowe. Mogła bez problemu opuścić to miejsce.
- Przypominaj Miłkowi o eliksirze. - wydała jeszcze ostatnią dyspozycję i razem z Marco ruszyli w miejsce skąd można się teleportować i zniknęli razem w szkockich ciemnościach.
- Nie przejmuj się nami, kochanie. - machnęła ręką jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęła się delikatnie. Naprawdę, nie ma się czym przejmować. Oni tak funkcjonowali od dobrych dwudziestu lat. Nie mogła znieść troski w jego oczach. Nie chciała, żeby tak na nią patrzył. Zawsze w takich chwilach przypominało jej się, że jeszcze przed ślubem oferował swoje towarzystwo w ucieczce za wschodem słońca. Szkoda tylko, że nie skorzystała zbyt zadurzona dorosłym kandydatem wybranym przez rodziców. Nawet teraz go kochała. W zasadzie kochała ich obu. Nigdy jednak nie powiedziała Marco o swoich uczuciach. To wszystko by zniszczyło, a ona nie chciała niczego niszczyć. Chciała spokojnie żyć w tym zamku w cieple odwzajemnionego uczucia, a to może zapewnić jej tylko szanowny małżonek. Uniosła nieco wyżej szklaneczkę jakby składała niemy toast, po czym bez zawahania za jednym podejściem opróżniła jej zwartość. Przełyk palił ją żywym ogniem, a ona skrzywiła się zasłaniając przy tym wypielęgnowaną dłonią wargi, które jak zwykle przeciągnęła krwistoczerwoną szminką. Kiedy uczucie palącego przełyku odeszło w niepamięć strzeliła z palców, a obok niej pojawił się skrzat.
- Spakuj mnie na Buenos i wyślij kufer do pana Castellaniego, proszę. Dziękuję. - uśmiechnęła się do niewielkiego stworzenia i ostrożnie wstała. Skrzat w kuchni miał już stosowne dyspozycje i odpowiedni zapas eliksiru przygotowanego przez Caliente. Wszystko było gotowe. Mogła bez problemu opuścić to miejsce.
- Przypominaj Miłkowi o eliksirze. - wydała jeszcze ostatnią dyspozycję i razem z Marco ruszyli w miejsce skąd można się teleportować i zniknęli razem w szkockich ciemnościach.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Similar topics
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 3 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach