Salon, foyer
+14
Logan Campbell
Claudia Fitzpatrick
Samantha Davies
Rika Shaft
Polly Baldwin
Nicolas Socha
Cole Bronte
Zoja Yordanova
Aaron Matluck
Maja Vulkodlak
Marianna Vulkodlak
Christine Greengrass
Antonette Williams
William Greengrass
18 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 7 z 7
Strona 7 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Salon, foyer
First topic message reminder :
Po przejściu przez niewielki przedsionek odwiedzający posiadłość Greengrassów ujrzy przestronny foyer, który podczas różnych rodzinnych uroczystości pełni rolę sali balowej. Przy kominku stoi wygodna kanapa, na której goście oczekują na przyjęcie przez któregoś z domowników. Znajduje się tu również fortepian. To stąd rozchodzą się mniejsze korytarze do poszczególnych pomieszczeń.
Bezpośrednio obok znajduje się główny salon z wyjściem do ogrodu.
Bezpośrednio obok znajduje się główny salon z wyjściem do ogrodu.
Re: Salon, foyer
- Ktoś powinien - mruknął poprawiając sweter na ramionach żony wygładzając go niemal z czułością. Niemal.Ostrzegał ją przecież, że tak będzie. Powinien częściej jej to mówić. Starał się nie patrzeć na nią i na jej brzuch, który znacznie urósł odkąd widział ją ostatni raz. Wychodził z założenia, że jeśli nie będzie oglądać jej w tym stanie problem zniknie. To trochę jak takie dziecinne chowanie się pod kołdrą i udawanie, że jest się niewidzialnym dla innych. Skoro nie widzi rosnącego pasożyta to znaczy, że on nie istnieje, prawda? Dlatego własnie ją ignorował i unikał jak ognia.
- Do póki wszystko nie wróci do normy - odpowiedział chłodno. Może ciążyła jej samotność, może ciężko było jej gdy tak ignorował ją na każdym kroku... Ale jemu także nie było łatwo. Może gdyby nei był tak upartym osłem wróciłby do ich wspólnej sypialni i skończył tą dziecinadę. Ale nie. Jego duma ucierpiałaby, gdyby się poddał. Wolał więc puste łóżko w samotnej sypialni. Nie lubił sypiać sam, ale jeszcze bardziej nei lubił dzieci... i nie lubił Catherine w tym stanie. Kompletnie go nie pociągała. Ale sama się o to prosiła.
- Ostrzegałem - powtórzył kolejny raz. Do znudzenia. A ona kolejny raz powtórzy swoje racje...
- Do póki wszystko nie wróci do normy - odpowiedział chłodno. Może ciążyła jej samotność, może ciężko było jej gdy tak ignorował ją na każdym kroku... Ale jemu także nie było łatwo. Może gdyby nei był tak upartym osłem wróciłby do ich wspólnej sypialni i skończył tą dziecinadę. Ale nie. Jego duma ucierpiałaby, gdyby się poddał. Wolał więc puste łóżko w samotnej sypialni. Nie lubił sypiać sam, ale jeszcze bardziej nei lubił dzieci... i nie lubił Catherine w tym stanie. Kompletnie go nie pociągała. Ale sama się o to prosiła.
- Ostrzegałem - powtórzył kolejny raz. Do znudzenia. A ona kolejny raz powtórzy swoje racje...
Re: Salon, foyer
Czasami zastanawiała się skąd u takiego inteligentnego faceta myślenie rozpieszczonego pięciolatka. Nie widzę- nie istnieje, tak? Nie znosiła tego podejścia do sprawy kiedy miał dwadzieścia lat. Kiedy miał prawie pięćdziesiąt nienawidziła tej głupiej zasady która uroiła się w jego głowie chyba kiedy faktycznie miał pięć lat. Nie bawiło ją to ani trochę. Ciężko obrócić w żart miesiące podczas których ją unikał. Ciężko będzie o tym zapomnieć. Powinien być obok, nawet jak obecna sytuacja mu nie odpowiada. Powinien zachować się jak mężczyzna, nie jak chłopiec.
- William zachowuje się od ciebie dojrzalej - stwierdziła obojętnym tonem znów przymykając powieki. Może to dobrze, że jej unikał? Z pewnością w jej życiu nie było stresujących sytuacji kiedy był daleko, a w jej stanie stres to ostatnie czego jej trzeba.
- Za jedenaście lat? Dziękuję, do tego czasu znów będę Thicknesse. W zasadzie jedynie czekam na to, aż Christine skończy Hogwart. Wtedy Twój argument- zabiorę Ci dzieci będziesz mógł sobie wsadzić między bajki - spokojny rzeczowy ton. Nie denerwowała się. Z tymi faktami zdążyła się już oswoić przez te wszystkie tygodnie które spędziła leżąc na kanapie.
- Ostrzegałem, ostrzegałem... Świetnie. A teraz możesz już sobie iść i ostrzegać innych - znów zaczęła głaskać swój brzuch zmarzniętymi dłońmi. Za zimno. Nie, nie będzie go prosić o zamknięcie okna. Sama pójdzie. Powoli, jednak z wrodzoną gracją podniosła się i równie powoli ruszyła w kierunku drzwi od tarasu, żeby zatrzasnąć je zdecydowanym ruchem po czym ruszyła w kierunku kanapy.
- Idź, bo może przez pomyłkę zapytasz jak się czuję i czy wszystko jest w porządku - sarkastyczna i zrzędliwa- typowa żona. Catherine coraz bardziej przypominała swoją teściową i ani trochę jej to nie odpowiadało. Chociaż nie. Teściowa miała jakąś władzę nad Hyperionem. Ona nie miała żadnej.
- William zachowuje się od ciebie dojrzalej - stwierdziła obojętnym tonem znów przymykając powieki. Może to dobrze, że jej unikał? Z pewnością w jej życiu nie było stresujących sytuacji kiedy był daleko, a w jej stanie stres to ostatnie czego jej trzeba.
- Za jedenaście lat? Dziękuję, do tego czasu znów będę Thicknesse. W zasadzie jedynie czekam na to, aż Christine skończy Hogwart. Wtedy Twój argument- zabiorę Ci dzieci będziesz mógł sobie wsadzić między bajki - spokojny rzeczowy ton. Nie denerwowała się. Z tymi faktami zdążyła się już oswoić przez te wszystkie tygodnie które spędziła leżąc na kanapie.
- Ostrzegałem, ostrzegałem... Świetnie. A teraz możesz już sobie iść i ostrzegać innych - znów zaczęła głaskać swój brzuch zmarzniętymi dłońmi. Za zimno. Nie, nie będzie go prosić o zamknięcie okna. Sama pójdzie. Powoli, jednak z wrodzoną gracją podniosła się i równie powoli ruszyła w kierunku drzwi od tarasu, żeby zatrzasnąć je zdecydowanym ruchem po czym ruszyła w kierunku kanapy.
- Idź, bo może przez pomyłkę zapytasz jak się czuję i czy wszystko jest w porządku - sarkastyczna i zrzędliwa- typowa żona. Catherine coraz bardziej przypominała swoją teściową i ani trochę jej to nie odpowiadało. Chociaż nie. Teściowa miała jakąś władzę nad Hyperionem. Ona nie miała żadnej.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Bo był rozpieszczonym pięciolatkiem w skórze dorosłego faceta. Zawsze miał to co chciał. Zawsze. A jesli nie miał? Był zły i tupał nóżką. Jak chłopiec, któremu odmówiono lizaka. Oczywiście, że powinien być obok i powinien ją wspierać. Nie robił tego jednak przy poprzednich ciążach, więc czemu miałby to robić teraz? No... może poprzednim razem nie unikał jej jak ognia, ale i tak jej nie wspierał. Własciwie to tak na prawde zbliżyli się do siebie całkiem niedawno, tylko ta ciąża...
- Oczywiście. I udowodnił to na własnym ślubie - mruknął wywracając oczami. Dojrzały jak nie wiem co.
- Naprawdę myślisz, ze pełnoletność zapewni im ochronę przed moją władzą? Jeśli będę chciał sprawię, że ich więcej nie zobaczysz. - warknął. Sprawi? Naprawdę miał nad nimi az taką władzę? Cos by wymyślił. Christine wydałby za mąż za jakiegoś bogatego szlachcica z Francji, albo Niemiec. Może dogadałby się z Baharem? Wysłałby ją gdzieś daleko i zamknął pod kluczem. A Will? Miałby go na oku tu w Greenock.
- Nie wstawaj! - powiedział stanowczo, gdy zaczęła się podnosić, ale go nei posłuchała. Obserwował więc uważnie każdy jej krok do okna i z powrotem. Naprawdę się o niją martwił!
- Dobrze wiem, jak się czujesz - odpowiedział spokojnie, gdy juz usiadła z powrotem na kanapie cała i zdrowa. Czy naprawdę myślała, że te wszystkie skrzaty skaczą dookoła niej na jej własne życzenie?
- Oczywiście. I udowodnił to na własnym ślubie - mruknął wywracając oczami. Dojrzały jak nie wiem co.
- Naprawdę myślisz, ze pełnoletność zapewni im ochronę przed moją władzą? Jeśli będę chciał sprawię, że ich więcej nie zobaczysz. - warknął. Sprawi? Naprawdę miał nad nimi az taką władzę? Cos by wymyślił. Christine wydałby za mąż za jakiegoś bogatego szlachcica z Francji, albo Niemiec. Może dogadałby się z Baharem? Wysłałby ją gdzieś daleko i zamknął pod kluczem. A Will? Miałby go na oku tu w Greenock.
- Nie wstawaj! - powiedział stanowczo, gdy zaczęła się podnosić, ale go nei posłuchała. Obserwował więc uważnie każdy jej krok do okna i z powrotem. Naprawdę się o niją martwił!
- Dobrze wiem, jak się czujesz - odpowiedział spokojnie, gdy juz usiadła z powrotem na kanapie cała i zdrowa. Czy naprawdę myślała, że te wszystkie skrzaty skaczą dookoła niej na jej własne życzenie?
Re: Salon, foyer
William był idealnym przykładem na to, że geny to nie woda. Chociaż starała się żeby wyrósł na przeciwieństwo swojego ojca to on i tak miał chłopięce odruchy kierowane wymyślnymi zachciankami. Na ślubie przegiął, ale rękę na pulsie trzymała Cassidy podczas gdy Catherine starała się w toalecie powstrzymać wymioty wywołane perfumami ciotki Beth. Na dobrą sprawę Willy nie był już problemem swojej matki, a swojej żony i tego właśnie zamierzała się trzymać Cath. Zamierzała się nie wtrącać. Doskonale pamięta chwile w których w myślach uśmiercała swoją teściową za wtrącanie się i wcale nie chciała, żeby Cassy tak torturowała ją w zaciszu swoich własnych myśli.
- Jesteś pewien? - tym razem jej wargi wygięły się w ironicznym uśmiechu. Położyła się na kanapie układając stopy nieco wyżej na oparciu, a dłoń położyła na brzuchu. Dziecko kopało jak zwykle kiedy nie spało, jakby cała ta dość chłodna rozmowa nie dotarła do jego małych uszu. Najwidoczniej nie dotarła.
- Pan Wszechwiedzący - sapnęła krzywiąc się z niesmakiem. Apodyktyczny jak zwykle. Irytujący nieco ponad miarę.
- To chłopiec. Wiem, mało Cię to rusza - powiedziała cicho zastanawiając się dlaczego w sumie mu to mówi. Nie widziała jednak powodu dla którego miałaby tą sprawę przemilczeć lub zataić. Chociaż to niczego nie zmienia w jego postrzeganiu świata. Przynajmniej w takim przekonaniu żyła Cathy.
- Jesteś pewien? - tym razem jej wargi wygięły się w ironicznym uśmiechu. Położyła się na kanapie układając stopy nieco wyżej na oparciu, a dłoń położyła na brzuchu. Dziecko kopało jak zwykle kiedy nie spało, jakby cała ta dość chłodna rozmowa nie dotarła do jego małych uszu. Najwidoczniej nie dotarła.
- Pan Wszechwiedzący - sapnęła krzywiąc się z niesmakiem. Apodyktyczny jak zwykle. Irytujący nieco ponad miarę.
- To chłopiec. Wiem, mało Cię to rusza - powiedziała cicho zastanawiając się dlaczego w sumie mu to mówi. Nie widziała jednak powodu dla którego miałaby tą sprawę przemilczeć lub zataić. Chociaż to niczego nie zmienia w jego postrzeganiu świata. Przynajmniej w takim przekonaniu żyła Cathy.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Rozpieścili swoje dzieci, nie ma co ukrywac. Zawsze dostawiali najlepsze zabawki i najdroższe prezenty. Co tylko chcieli. Nic dziwnego, ze William także przejawiał te niezdrowe skłonności do agresji w przypadku, gdy coś nie szło po jego myśli. Przyzwyczajony był do tego, że zawsze mu ulegano. Z Christine było może troszkę lepiej, ale i ona potrafiła tupnąć nóżką. Wystarczy wspomnieć o niedoszłych zaręczynach z Miliganem. A Cassidy? Jeszcze ją utemperuje. Niech sobie na razie mysli, że ma władzę nad ich synem, ale wkrótce się to zmieni.
- Nie zmuszaj mnie, byś musiała się o tym przekonać na własnej skórze.
Naprawdę był do tego zdolny. Po tych wszystkich latach razem chyba zdążyła poznać go na tyle dobrze, by mieć świadomość, że nie puszcza słów na wiatr. Zawsze dotrzymywał obietnic, tego nei mogła mu zarzucić.
Chłopiec? Nie będzie skakać z radości, ale skłamałby, gdyby powiedział, że ta wiadomość go nie ruszyła. Syn jest zawsze lepszy od córki.
- Lepszy kolejny syn, który przedłuży ród niż kolejna córka, która przysłuży się innej rodzinie - odpowiedział spokojnie. Nadal jednak nie chciał tego dziecka, nie lubił dzieci i płeć nie miała tu nic do rzeczy. Catherine o tym wiedziała.
- Co chcesz tym osiągnąć? Myślisz, że nagle zmienię zdanie? Może mam zacząć śpiewać kołysanki do brzucha? Albo mam pobiec urządzać pokój na niebiesko? - zapytał sarkastycznie. Nie, to nic nie zmieniało. Nie pokocha go od tak...
- Nie zmuszaj mnie, byś musiała się o tym przekonać na własnej skórze.
Naprawdę był do tego zdolny. Po tych wszystkich latach razem chyba zdążyła poznać go na tyle dobrze, by mieć świadomość, że nie puszcza słów na wiatr. Zawsze dotrzymywał obietnic, tego nei mogła mu zarzucić.
Chłopiec? Nie będzie skakać z radości, ale skłamałby, gdyby powiedział, że ta wiadomość go nie ruszyła. Syn jest zawsze lepszy od córki.
- Lepszy kolejny syn, który przedłuży ród niż kolejna córka, która przysłuży się innej rodzinie - odpowiedział spokojnie. Nadal jednak nie chciał tego dziecka, nie lubił dzieci i płeć nie miała tu nic do rzeczy. Catherine o tym wiedziała.
- Co chcesz tym osiągnąć? Myślisz, że nagle zmienię zdanie? Może mam zacząć śpiewać kołysanki do brzucha? Albo mam pobiec urządzać pokój na niebiesko? - zapytał sarkastycznie. Nie, to nic nie zmieniało. Nie pokocha go od tak...
Re: Salon, foyer
Westchnęła ciężko. Dlaczego już się go nie bała? Nie potrafiła tego powiedzieć. Wiedziała jedno- mogłaby już odejść. Mogłaby spakować swoje rzeczy i przenieść je do swojej rodzinnej posiadłości w Dolinie Godryka. Mogła. Dlaczego więc tego nie zrobiła? Tego właśnie nie wiedziała. Przy Hyperionie niewiele już ją trzymało. Swoją obojętnością odcinał te nitki przywiązania które wciąż miała. Wykorzystywał jej cierpliwość. Ignorował ją sprawiając ten dziwny ból którego nie potrafiła wytłumaczyć.
- Możesz więc być z siebie dumny - sarkazm wylewał się z niej uszami, choć jej twarz nabrała łagodnego wyrazu. Nie była zestresowana. Nie irytowała ją nawet ta wymiana zdań. Kiedyś byłoby inaczej. Kiedyś ręce zaczęłyby się jej niebezpiecznie trząść i jak nic wybuchłaby płaczem. Teraz była obojętna. Już przywykła do tego, że jest żoną największego buca w całym czarodziejskim świecie.
- Oboje wiemy, że nigdy się nie zmienisz - stwierdziła poważnym tonem znów uśmiechając się delikatnie.
- Za to ja się zmieniam. I coraz częściej nienawidzę Cię zamiast kochać. Nie mogę z Tobą żyć jeśli ma być tak jak jest teraz. Unikasz mnie jakbym miała smoczą ospę, traktujesz jak zbędny przedmiot, bo nie wyglądam teraz dobrze. Nie mam potrzeby wyglądać teraz dobrze. Jestem w szóstym miesiącu i nie ruszam się z domu, na brodę Merlina. Za pół roku znowu będę wyglądać jak trzydziestka i wtedy będę mogła wrócić do łask szanownego pana? A może chodzenie na przyjęcia i obiadki z asystentką wejdą ci już w nawyk? Jestem tym wszystkim zmęczona. Twoje humory mnie męczą. Już nie stresują. Zwyczajnie męczą. Męczy mnie to, że nie szanujesz moich decyzji podczas gdy ja godzę się z każdą Twoją. Jesteś panem i władcą, a ja dostałam rangę krowy rozpłodowej. Jak myślisz, co chcę osiągnąć? Chcę szacunek który mi się należy, bo na więcej nie mogę już liczyć - powiedziała cicho swoją litanię żali i boleści kończąc ją cichym westchnięciem.
- Możesz więc być z siebie dumny - sarkazm wylewał się z niej uszami, choć jej twarz nabrała łagodnego wyrazu. Nie była zestresowana. Nie irytowała ją nawet ta wymiana zdań. Kiedyś byłoby inaczej. Kiedyś ręce zaczęłyby się jej niebezpiecznie trząść i jak nic wybuchłaby płaczem. Teraz była obojętna. Już przywykła do tego, że jest żoną największego buca w całym czarodziejskim świecie.
- Oboje wiemy, że nigdy się nie zmienisz - stwierdziła poważnym tonem znów uśmiechając się delikatnie.
- Za to ja się zmieniam. I coraz częściej nienawidzę Cię zamiast kochać. Nie mogę z Tobą żyć jeśli ma być tak jak jest teraz. Unikasz mnie jakbym miała smoczą ospę, traktujesz jak zbędny przedmiot, bo nie wyglądam teraz dobrze. Nie mam potrzeby wyglądać teraz dobrze. Jestem w szóstym miesiącu i nie ruszam się z domu, na brodę Merlina. Za pół roku znowu będę wyglądać jak trzydziestka i wtedy będę mogła wrócić do łask szanownego pana? A może chodzenie na przyjęcia i obiadki z asystentką wejdą ci już w nawyk? Jestem tym wszystkim zmęczona. Twoje humory mnie męczą. Już nie stresują. Zwyczajnie męczą. Męczy mnie to, że nie szanujesz moich decyzji podczas gdy ja godzę się z każdą Twoją. Jesteś panem i władcą, a ja dostałam rangę krowy rozpłodowej. Jak myślisz, co chcę osiągnąć? Chcę szacunek który mi się należy, bo na więcej nie mogę już liczyć - powiedziała cicho swoją litanię żali i boleści kończąc ją cichym westchnięciem.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Mogłaby, a on by jej nie zatrzymywał. Nie teraz. Nie w jej stanie. Pozwoliłby jej odejść, a później siłą ściągnąłby ją z powrotem do Greenock. Później, gdy jej zdrowiu nie zagrażałby ten mały pasożyt w jej brzuchu. A gdyby się nie zgodziła wrócić? Wtedy wyciągnąłby ciężką artylerię i faktycznie odciąłby ją od dzieci, a przynajmniej zrobiłby wszystko w tej kwestii.
- Nienawidzisz... - zaśmiał się bezgłośnie pod nosem. - Przywykłem. Do Twoich gróźb, że odejdziesz także. Wiedz tylko, że ja nie grożę. Ja obiecuję - dodał spokojnie. Oboje dobrze wiedzieli co powiedzieć, by dopiec sobie nawzajem. Które z nich jednak gotowe było spełnić swoją obietnicę? Które złamie się pierwsze?
- Nie unikam Ciebie. Unikam... jego - wskazał oskarżycielsko palcem na brzuch kobiety. Nie mógł patrzeć na to, co to dziecko z nią robi. A jeśli stanie jej się krzywda? Nie daruje sobie.
- Nie szanuję? To Ty zdecydowałaś się na to... coś. Sama. Sama sobie przyznałaś tę cholerną rangę. Sama ukrywałaś to przede mną. To ma być szacunek? I za to mam Cię szanować? - zapytał podnosząc nieco głos. Ją to nie ruszało, a on znowu był zdenerwowany. A mógł po prostu iść swoją drogą i olać to wszystko. Mógł zamknąc się jak zawsze w swoim gabinecie. Mógł przeczekać do rozwiązania. Dlatego jej unikał. Nie chciał się kłócić.
- Nienawidzisz... - zaśmiał się bezgłośnie pod nosem. - Przywykłem. Do Twoich gróźb, że odejdziesz także. Wiedz tylko, że ja nie grożę. Ja obiecuję - dodał spokojnie. Oboje dobrze wiedzieli co powiedzieć, by dopiec sobie nawzajem. Które z nich jednak gotowe było spełnić swoją obietnicę? Które złamie się pierwsze?
- Nie unikam Ciebie. Unikam... jego - wskazał oskarżycielsko palcem na brzuch kobiety. Nie mógł patrzeć na to, co to dziecko z nią robi. A jeśli stanie jej się krzywda? Nie daruje sobie.
- Nie szanuję? To Ty zdecydowałaś się na to... coś. Sama. Sama sobie przyznałaś tę cholerną rangę. Sama ukrywałaś to przede mną. To ma być szacunek? I za to mam Cię szanować? - zapytał podnosząc nieco głos. Ją to nie ruszało, a on znowu był zdenerwowany. A mógł po prostu iść swoją drogą i olać to wszystko. Mógł zamknąc się jak zawsze w swoim gabinecie. Mógł przeczekać do rozwiązania. Dlatego jej unikał. Nie chciał się kłócić.
Re: Salon, foyer
Przywykł. Prychnęła niczym rozjuszona kotka na chwilę odwracając twarz w kierunku oparcia kanapy. Przywykli do siebie nawzajem i swoich wzajemnych humorków. Nic dziwnego. Po dwudziestu latach każdy by przywykł. Każde znało swoje miejsce w tym małżeństwie i wydawało się być pogodzone ze swoim losem na tyle, żeby światu pokazywać pełnię szczęścia. Jeden niezaplanowany przez nikogo ruch- jedna ciąża i cały misterny plan w pizdu. A miało być tak pięknie! Mieli spędzać weekendy i święta w Buenos, mieli korzystać z życia jak nastolatkowie i mieli w końcu inne tematy do rozmowy niż dom i rodzina. Teraz jednak tamte plany wydawały się Catherine tak odległe, że wprost nierealne.
- Jego. Pięknie kochanie, mamy postęp. Tatuś już nie nazywa Cię "tym czymś" - przemówiła łagodnym tonem do rosnącego brzucha i znów pogłaskała go z wyraźną czułością. Kolejne słowa Hyperiona sprawiły jednak, że westchnęła ciężko ukrywając na chwilę twarz w dłoniach.
- Szanowałam Cię nawet wtedy kiedy wracałeś od kolejnej kochanki, a ty nie potrafisz uszanować mojej decyzji o urodzeniu dziecka. Naszego syna. Sama go sobie nie zrobiłam - rzuciła swój argument w przestrzeń, choć wiedziała, że ostatnie słowo musi należeć do niego.
- I nie nazywaj go "czymś". To dziecko. Żywe dziecko. Ruchliwe dziecko. Patrz - wyciągnęła dłoń w jego kierunku i zanim zdążył zaoponować położyła jego rękę na brzuchu. Na potwierdzenie tych słów maluch zaserwował jedno z popisowych kopnięć które musiał poczuć, bo ona poczuła je tak dokładnie, że aż nieco się skrzywiła.
- Jego. Pięknie kochanie, mamy postęp. Tatuś już nie nazywa Cię "tym czymś" - przemówiła łagodnym tonem do rosnącego brzucha i znów pogłaskała go z wyraźną czułością. Kolejne słowa Hyperiona sprawiły jednak, że westchnęła ciężko ukrywając na chwilę twarz w dłoniach.
- Szanowałam Cię nawet wtedy kiedy wracałeś od kolejnej kochanki, a ty nie potrafisz uszanować mojej decyzji o urodzeniu dziecka. Naszego syna. Sama go sobie nie zrobiłam - rzuciła swój argument w przestrzeń, choć wiedziała, że ostatnie słowo musi należeć do niego.
- I nie nazywaj go "czymś". To dziecko. Żywe dziecko. Ruchliwe dziecko. Patrz - wyciągnęła dłoń w jego kierunku i zanim zdążył zaoponować położyła jego rękę na brzuchu. Na potwierdzenie tych słów maluch zaserwował jedno z popisowych kopnięć które musiał poczuć, bo ona poczuła je tak dokładnie, że aż nieco się skrzywiła.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Oczywiście, że miało być pięknie! I przez chwilę było. Po dwudziestu latach dogadali się w końcu, było im razem dobrze i w końcu cieszyli sie sobą. Te kilka wspólnych wyjazdów do Buenos było chyba najlepszym co spotkało ich w ostatnich latach wspólnego życia. Jeśli bóg istnieje to musiał zesłac im to dziecko z czystej złośliwości! Wywrócił oczyma gdy znowu zwróciła się do dzieciaka.
- To co innego - mruknął zrezygnowany. No jakby się temu lepiej przyjrzeć, to jednak miało to wiele wspólnego. I jego zdrady i jej dziecko podyktowane były ich egoistycznymi zachciankami. - Dziecko to decyzja na lata. Wspólna decyzja, która powinniśmy podjąć razem. Nie zrobiłas sama? Przestałaś się zabezpieczać i mi o tym nie powiedziałaś. Wrobiłas mnie w tą ciążę a potem zataiłaś ją przede mną.
No i ostatnie słowo padło. Zawsze o jeden krok przed nią. Nie zdązył zareagować, gdy złapała go za rękę i przyciągnęła go do siebie przyciskając jego dłoń do swojego brzucha. Musiał się pochylić i podeprzeć drugą ręką o kanapę żeby zachować równowagę bo inaczej poleciałby na nią całym ciężarem.
- Co robisz? Przestań! - warknął próbując wyszarpać rękę i wtedy własnie to poczuł. Pierwszy raz w życiu czuł ruchy swojego nienarodzonego dziecka. Nie robił tego ani w pierwszej, ani w drugiej ciąży. To było... niesamowite. Twarz wyraźnie mu złagodniała, a gdy malec kopnął drugi raz uśmiechnął się nieznacznie
- Na Merlina... Kopie - stwierdził odkrywczo wpatrując się w brzuch żony jak zahipnotyzowany. No i go złamała.
- To co innego - mruknął zrezygnowany. No jakby się temu lepiej przyjrzeć, to jednak miało to wiele wspólnego. I jego zdrady i jej dziecko podyktowane były ich egoistycznymi zachciankami. - Dziecko to decyzja na lata. Wspólna decyzja, która powinniśmy podjąć razem. Nie zrobiłas sama? Przestałaś się zabezpieczać i mi o tym nie powiedziałaś. Wrobiłas mnie w tą ciążę a potem zataiłaś ją przede mną.
No i ostatnie słowo padło. Zawsze o jeden krok przed nią. Nie zdązył zareagować, gdy złapała go za rękę i przyciągnęła go do siebie przyciskając jego dłoń do swojego brzucha. Musiał się pochylić i podeprzeć drugą ręką o kanapę żeby zachować równowagę bo inaczej poleciałby na nią całym ciężarem.
- Co robisz? Przestań! - warknął próbując wyszarpać rękę i wtedy własnie to poczuł. Pierwszy raz w życiu czuł ruchy swojego nienarodzonego dziecka. Nie robił tego ani w pierwszej, ani w drugiej ciąży. To było... niesamowite. Twarz wyraźnie mu złagodniała, a gdy malec kopnął drugi raz uśmiechnął się nieznacznie
- Na Merlina... Kopie - stwierdził odkrywczo wpatrując się w brzuch żony jak zahipnotyzowany. No i go złamała.
Re: Salon, foyer
Co innego? Uniosła jedną brew nieco wyżej patrząc na niego z wyraźnym zaintrygowaniem. Jasne, że to coś innego. Z dziecka przynajmniej będą korzyści, z jego kochanek korzyści nigdy nie ma. Z dziecka będzie pociecha, z jego kochanek pociechy nie ma. Dziecko odziedziczy po nich małą fortunkę, a kochanki nic. Jasne, to coś innego.
- Raz się nie zabezpieczyłam. Przestałam jak nie mogłeś. Jak znowu zacząłeś móc to wróciłam do antykoncepcji - tak łatwo nie odda mu tego ostatniego słowa. Może dlatego, że wcale nie czuła się winna. Wcale a wcale. Wręcz przeciwnie! Czuła się poszkodowana. Tak na dobrą sprawę, to ona już przytyła- nie on, ją bolało w krzyżu- nie jego i to ona leżała pół nocy patrząc się w sufit- nie on. Nic więc dziwnego, że czuła się nieco bardziej poszkodowana. Chociaż nie da się ukryć, że ma co chciała. Mogła przecież usunąć ciążę w najwcześniejszym jej etapie. Skoro tego nie zrobiła to niech teraz cierpi.
Obserwowała jego twarz i uśmiechnęła się szeroko widząc jego minę. To chyba pierwszy raz kiedy dotyka jej ciężarnego brzucha. Wcześniej nigdy tego nie zrobił. I choć początkowo wcale nie był zachwycony teraz wyglądał jakby dostał jakiegoś olśnienia.
- Kopie - przyznała obserwując jego twarz z wyraźną fascynacją.
- Czy teraz obrzydzamy Cię nieco mniej i wrócisz do sypialni? - zapytała cicho po dłuższej chwili ciszy.
- Raz się nie zabezpieczyłam. Przestałam jak nie mogłeś. Jak znowu zacząłeś móc to wróciłam do antykoncepcji - tak łatwo nie odda mu tego ostatniego słowa. Może dlatego, że wcale nie czuła się winna. Wcale a wcale. Wręcz przeciwnie! Czuła się poszkodowana. Tak na dobrą sprawę, to ona już przytyła- nie on, ją bolało w krzyżu- nie jego i to ona leżała pół nocy patrząc się w sufit- nie on. Nic więc dziwnego, że czuła się nieco bardziej poszkodowana. Chociaż nie da się ukryć, że ma co chciała. Mogła przecież usunąć ciążę w najwcześniejszym jej etapie. Skoro tego nie zrobiła to niech teraz cierpi.
Obserwowała jego twarz i uśmiechnęła się szeroko widząc jego minę. To chyba pierwszy raz kiedy dotyka jej ciężarnego brzucha. Wcześniej nigdy tego nie zrobił. I choć początkowo wcale nie był zachwycony teraz wyglądał jakby dostał jakiegoś olśnienia.
- Kopie - przyznała obserwując jego twarz z wyraźną fascynacją.
- Czy teraz obrzydzamy Cię nieco mniej i wrócisz do sypialni? - zapytała cicho po dłuższej chwili ciszy.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Nie było korzyści z jego kochanek? No... nie powiedziałby. On skorzystał, i to sporo. Ona? No znacznie mniej, choć przecież mimo wszystko nei zaniedbywał obowiązków małżeńskich. Jakie korzyści będzie miał z dziecka? Nazwisko. Nic po za tym. Jaką pociechę będzie miał z dziecka? Nieprzespane noce? Ciągły płacz? Nie musiał i nie będzie zajmował się bachorkiem, co nie znaczy, że nie będzie odczuwał skutków rodzicielstwa.
- Wystarczyło wtedy uprzedzić - mruknął. Mogła mu powiedzieć, to byłby ostrożniejszy. To była tylko i wyłącznie jej wina. Ale to już było nieważne. Wszystkie te jego obawy i złości nagle rozpłynęły się w powietrzu, prysły jak bańka mydlana. Kto by pomyślał, że będzie klęczał przed ciężarną żoną głaszcząc z czułością jej brzuch? Jego matka padłaby pewnie na zawał gdyby go teraz zobaczyła. A jego ojciec gdyby żył? Zbeształby go i wytarmosił za ucho. Przez chwilę jeszcze z fascynacją wymalowaną na twarzy zapoznawał się ze swoim nowym synkiem jednak gdy Catherine zapytała o powrót do sypialni czar prysł. Zabrał rekę i wstał z kolan, a jego twarz znowu nie wyrażała emocji.
- Nie. Do póki nie urodzisz będę spał u siebie - odpowiedział cicho. U siebie, czyli gdzie? W gabinecie? Nie, znowu zajął jedną z wolnych sypialni. Tę, w której zaatakował go bogin.
- Wystarczyło wtedy uprzedzić - mruknął. Mogła mu powiedzieć, to byłby ostrożniejszy. To była tylko i wyłącznie jej wina. Ale to już było nieważne. Wszystkie te jego obawy i złości nagle rozpłynęły się w powietrzu, prysły jak bańka mydlana. Kto by pomyślał, że będzie klęczał przed ciężarną żoną głaszcząc z czułością jej brzuch? Jego matka padłaby pewnie na zawał gdyby go teraz zobaczyła. A jego ojciec gdyby żył? Zbeształby go i wytarmosił za ucho. Przez chwilę jeszcze z fascynacją wymalowaną na twarzy zapoznawał się ze swoim nowym synkiem jednak gdy Catherine zapytała o powrót do sypialni czar prysł. Zabrał rekę i wstał z kolan, a jego twarz znowu nie wyrażała emocji.
- Nie. Do póki nie urodzisz będę spał u siebie - odpowiedział cicho. U siebie, czyli gdzie? W gabinecie? Nie, znowu zajął jedną z wolnych sypialni. Tę, w której zaatakował go bogin.
Re: Salon, foyer
Trzeba na to wszystko patrzeć długoterminowo! Na razie płacz, a w przyszłości dobre wyniki w nauce, Prefektura, studia, wnuki... Dla Catherine w sumie każdy sukces dzieci był radością. Każdy. Nawet ten najmniejszy, jak pierwszy krok czy pierwsze słowo. Hyperiona za to nie cieszyło nic co związane z dziećmi. Jakby jego mózg uznawał za przyjemność jedynie dobry seks i w sumie tylko to się dla niego liczyło.
Głaskał jej brzuch, a ona patrzyła na niego z jawnym niedowierzaniem. Nie, to nie mógł być Hyperion. Ktoś podmienił jej męża! A może faktycznie to wszystko co piszą w tych magazynach dla przyszłych matek to prawda? Przecież pisali, że wszystko zmienia się w męskim postrzeganiu ojcostwa w chwili w której poczują pierwsze kopnięcie. Cóż, to z pewnością nie było pierwsze kopnięcie Greengrassa Juniora, ale z pewnością nie ostatnie. Za to pierwsze które miał przyjemność poczuć także jego ojciec. I jak widać to doświadczenie coś zmieniło. Chociaż na chwilę.
Czar prysł kiedy zapytała czy wróci. Nie wróci. Ech głupia, po co w ogóle pytała? Zamknęła oczy z cichym westchnięciem i teraz to ona położyła dłonie na brzuchu.
- To chociaż każ skrzatowi stać za drzwiami, a nie nade mną. Nie mogę spać jak się gapi tymi wielkimi oczyskami - powiedziała jeszcze uśmiechając się lekko. Wiedziała, że to on kazał im być non stop obok, bo kogo innego boją się na tyle, żeby przypominać obrzydliwie brzydkie posążki tuż obok niej?
Głaskał jej brzuch, a ona patrzyła na niego z jawnym niedowierzaniem. Nie, to nie mógł być Hyperion. Ktoś podmienił jej męża! A może faktycznie to wszystko co piszą w tych magazynach dla przyszłych matek to prawda? Przecież pisali, że wszystko zmienia się w męskim postrzeganiu ojcostwa w chwili w której poczują pierwsze kopnięcie. Cóż, to z pewnością nie było pierwsze kopnięcie Greengrassa Juniora, ale z pewnością nie ostatnie. Za to pierwsze które miał przyjemność poczuć także jego ojciec. I jak widać to doświadczenie coś zmieniło. Chociaż na chwilę.
Czar prysł kiedy zapytała czy wróci. Nie wróci. Ech głupia, po co w ogóle pytała? Zamknęła oczy z cichym westchnięciem i teraz to ona położyła dłonie na brzuchu.
- To chociaż każ skrzatowi stać za drzwiami, a nie nade mną. Nie mogę spać jak się gapi tymi wielkimi oczyskami - powiedziała jeszcze uśmiechając się lekko. Wiedziała, że to on kazał im być non stop obok, bo kogo innego boją się na tyle, żeby przypominać obrzydliwie brzydkie posążki tuż obok niej?
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Pierwszy kroczek? Pierwsze słowo? Pierwsze rzucone zaklęcie? A co w tym fascynującego? Naturalna kolej rzeczy. Nie ma się z czego cieszyć. Gorzej, gdyby te zjawiska nie wystąpiły. Wtedy byłoby się czym martwić, ale żeby skakać z radości nad wypowiedzianym "mama" albo "baba"? Nie ma się czym podniecać. Dobre wyniki w nauce? To wręcz obowiązek! Nie byłby zadowolony, gdyby jego dzieci przynosiły mierne oceny. A dobry seks zawsze jest dobry. Czego chcieć więcej?
-Nie ma mowy. - mruknął. Oczywiście, że to on wysyłał skrzaty, by towarzyszyły jej krok w krok. To tylko kwestia czasu, kiedy zaczną chodzić za nią do toalety. Co wieczór zdawały mu szczegółowy raport z całego dnia. Wiedział wszystko o tym co robiła, ile książek przeczytała, ile i kiedy zjadła, ile spała, ile spacerowała...
- Muszą mieć Cię na oku, bo jeśli coś Ci się stanie, to sobie tego nie daruję.
Naprawdę się o nią martwił. Nie o dziecko. O nią. O swoją Catherine. Ostatnio niemal co noc śnił mu się ten straszny bogin. To dlatego nie wróci do ich wspólnej sypialni do póki nie będzie bezpieczna.
- Twój obiad chyba już wystygł... Każę zaraz go odgrzać. Powinnaś zjeść. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Nie ma mowy. - mruknął. Oczywiście, że to on wysyłał skrzaty, by towarzyszyły jej krok w krok. To tylko kwestia czasu, kiedy zaczną chodzić za nią do toalety. Co wieczór zdawały mu szczegółowy raport z całego dnia. Wiedział wszystko o tym co robiła, ile książek przeczytała, ile i kiedy zjadła, ile spała, ile spacerowała...
- Muszą mieć Cię na oku, bo jeśli coś Ci się stanie, to sobie tego nie daruję.
Naprawdę się o nią martwił. Nie o dziecko. O nią. O swoją Catherine. Ostatnio niemal co noc śnił mu się ten straszny bogin. To dlatego nie wróci do ich wspólnej sypialni do póki nie będzie bezpieczna.
- Twój obiad chyba już wystygł... Każę zaraz go odgrzać. Powinnaś zjeść. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Re: Salon, foyer
Naturalna kolej rzeczy! To nieco cyniczne podejście do życia, nieprawdaż? Na swoje nieszczęście Catherine nie była tak cyniczna jak powinna być. Powinna być bardziej zimna. Powinna być cały czas niedostępna, tak jak jest niedostępna na wszystkich balach, przyjęciach i kolacjach. Powinna być cały czas taka jak jest przy obcych. Ostatnio jednak coraz gorzej jej to wychodziło. Teraz wciśnięcie się w jakąkolwiek sukienkę z jej "sztywnej" kolekcji było niemożliwe. Nie dość, że brzuch to i jeszcze piersi zwiększyły swój rozmiar. Wszystkie najlepsze ubrania wisiały smętnie na wieszakach czekając aż właścicielka wróci do dawnej figury i znów je założy. Za to niemalże codziennie pojawiała się Calietne z wieszakiem pełnym nowych sukienek. Miała już tyle tych kolorowych worków, że mogła zakładać każdą innego dnia. Cóż z tego, że worek od Diora, jak to nadal worek? Zero radości z noszenia.
- Nic mi się nie stanie. Czasami masz skłonności do melodramatyzmu, słoneczko - powiedziała wesołym tonem, bowiem jej kobiece ego zostało mile połechtane. Martwił się o nią. Nie martwiłby się gdyby mu nie zależało. Ba! Pozwoliłby jej odejść gdyby mu nie zależało. Jednak jemu zależy. I ta świadomość poprawiła jej nastrój skuteczniej niż tabliczka czekolady.
- Nie chce mi się jeść... - przyznała znów podnosząc się do pozycji siedzącej i westchnęła ciężko. Czy jej się podoba czy nie- czas obiadu. Jeśli odmówi to pewnie wmusi w nią ten posiłek siłą, a tego z pewnością by nie chciała.
- Nic mi się nie stanie. Czasami masz skłonności do melodramatyzmu, słoneczko - powiedziała wesołym tonem, bowiem jej kobiece ego zostało mile połechtane. Martwił się o nią. Nie martwiłby się gdyby mu nie zależało. Ba! Pozwoliłby jej odejść gdyby mu nie zależało. Jednak jemu zależy. I ta świadomość poprawiła jej nastrój skuteczniej niż tabliczka czekolady.
- Nie chce mi się jeść... - przyznała znów podnosząc się do pozycji siedzącej i westchnęła ciężko. Czy jej się podoba czy nie- czas obiadu. Jeśli odmówi to pewnie wmusi w nią ten posiłek siłą, a tego z pewnością by nie chciała.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Strona 7 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 7 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach