Salon, foyer
+14
Logan Campbell
Claudia Fitzpatrick
Samantha Davies
Rika Shaft
Polly Baldwin
Nicolas Socha
Cole Bronte
Zoja Yordanova
Aaron Matluck
Maja Vulkodlak
Marianna Vulkodlak
Christine Greengrass
Antonette Williams
William Greengrass
18 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 6 z 7
Strona 6 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Salon, foyer
First topic message reminder :
Po przejściu przez niewielki przedsionek odwiedzający posiadłość Greengrassów ujrzy przestronny foyer, który podczas różnych rodzinnych uroczystości pełni rolę sali balowej. Przy kominku stoi wygodna kanapa, na której goście oczekują na przyjęcie przez któregoś z domowników. Znajduje się tu również fortepian. To stąd rozchodzą się mniejsze korytarze do poszczególnych pomieszczeń.
Bezpośrednio obok znajduje się główny salon z wyjściem do ogrodu.
Bezpośrednio obok znajduje się główny salon z wyjściem do ogrodu.
Re: Salon, foyer
Jego słowa sprawiły, że z pomiędzy jej warg wydobył się taki sam śmiech jak za czasów kiedy była nastolatką. W zasadzie to nie śmiech, tylko zalotny dziewczęcy chichot. Rozbawił ją. Naprawdę ją rozbawił mając ją za głupią idiotkę. Skoro chciała seksu na fortepianie to będzie miała seks na fortepianie. Wystarczyła jedna uwaga odnośnie kochanki, a on wiedział iż musi jej pokazać, że jest dziarskim "staruszkiem". Wolała jednak tego teraz nie rozpamiętywać. Będzie miała na to cały jutrzejszy dzień, kiedy on pójdzie do pracy, a ona zostanie tu w towarzystwie skrzatów z którymi nie zamierzała rozmawiać. Bo i po co? Nie zwariowała od tej samotności. Podniosła dłoń z klapy odrzucając na plecy kurtynę czarnych włosów zalotnie się przy tym uśmiechając.
- To mnie weź. - wymruczała, a jej dłoń znów czule pogłaskała jego nieogolony policzek. Lata mijały, a on wciąż działał na nią tak samo. Już czuła rodzące się w podbrzuszu pożądanie i już chciała go mieć. Choć na chwilę.
- To mnie weź. - wymruczała, a jej dłoń znów czule pogłaskała jego nieogolony policzek. Lata mijały, a on wciąż działał na nią tak samo. Już czuła rodzące się w podbrzuszu pożądanie i już chciała go mieć. Choć na chwilę.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Czy miał ją za idiotkę? Nie. Była naiwna ale nie głupia. Naiwnie go kochała, naiwnieAle fakt. Musiał pokazać jej na co go stać. A stać go było na wiele. Pomimo pracowitego dnia gotowy był jeszcze trochę popracować z żoną. Wyciągnął dłoń i przeczesał jej czarne włosy zatrzymując dłoń na szyi kobiety. Głaskał ją delikatnie, niemal czule. To było do niego niepodobne, zupełnie nie w jego stylu.
- To mnie poproś - wyszeptał cicho bawiąc się płatkiem jej ucha. A to z kolei było bardzo w jego stylu. Lubił mieć kontrolę nad wszystkim. Lubił mieć świadomość, że coś zależy tylko i wyłącznie od niego. I teraz tak było. Mógł po prostu wstać i wyjść zostawiając ją samą sobie, a mógł też spełnić jej prośbę.
- Powiedz mi, czego pragniesz, Catherine. - Ostrożnie odstawił kielich na fortepian po czym zaczął rozpinać żakiet swojej kobiety.
- To mnie poproś - wyszeptał cicho bawiąc się płatkiem jej ucha. A to z kolei było bardzo w jego stylu. Lubił mieć kontrolę nad wszystkim. Lubił mieć świadomość, że coś zależy tylko i wyłącznie od niego. I teraz tak było. Mógł po prostu wstać i wyjść zostawiając ją samą sobie, a mógł też spełnić jej prośbę.
- Powiedz mi, czego pragniesz, Catherine. - Ostrożnie odstawił kielich na fortepian po czym zaczął rozpinać żakiet swojej kobiety.
Re: Salon, foyer
O tak, naiwna była bardzo lokując w nim wszystkie swoje uczucia już na wejściu. A jeszcze bardziej była naiwna sądząc, że może kiedyś ją pokocha, bo to, że do niej przywykł wiedziała już po pierwszym roku ich małżeństwa. I teraz, po tylu latach wciąż gdzieś tliła się iskierka nadziei, że zestarzeje się na tyle, aby kształtne dwudziestolatki przestały zwracać na niego uwagę. I wtedy może ją pokocha, kiedy zostanie z nim mimo wszystko. Gdy jego dłoń znalazła się w jej włosach poczuła przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym jej ciele.
- Proszę. - powiedziała cicho zaraz też ciepło się uśmiechając. Jej dłoń wciąż czule gładziła jego policzek, a pożądanie wprost paliło. Widoczne to było w jej tęczówkach które pociemniały w oczekiwaniu na niego. W pewnym momencie dłoń "ześlizgnęła się" jej z jego twarzy na jego nogę. Gdy zaczął rozpinać jej żakier przechyliła nieco głowę odsłaniając swoją szyję.
- Chcę ostrego seksu na fortepianie. - przyznała równie cicho, żeby tylko on to usłyszał, po czym wzięła się za rozpinanie guzików jego koszuli.
- Proszę. - powiedziała cicho zaraz też ciepło się uśmiechając. Jej dłoń wciąż czule gładziła jego policzek, a pożądanie wprost paliło. Widoczne to było w jej tęczówkach które pociemniały w oczekiwaniu na niego. W pewnym momencie dłoń "ześlizgnęła się" jej z jego twarzy na jego nogę. Gdy zaczął rozpinać jej żakier przechyliła nieco głowę odsłaniając swoją szyję.
- Chcę ostrego seksu na fortepianie. - przyznała równie cicho, żeby tylko on to usłyszał, po czym wzięła się za rozpinanie guzików jego koszuli.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Czy kiedyś ją pokocha? To zależy od punktu widzenia. Nawet swoich dzieci nei darzył typowym ojcowskim uczuciem. Williama nieco bardziej faworyzował. W końcu miał zapewnić ciągłość rodu, był jego oczkiem w głowie tak jak niegdyś on był oczkiem w głowie swojego ojca. Christine była tylko gratisowym dodatkiem, o której przyszłość nie dbał aż tak bardzo. Chciał ją wydać dobrze za mąż, aby poszerzyć wpływy Greengrassów, nic poza tym. Hyperion nie umiał i nie chciał kochać. Ale kochał na swój sposób. Spełniał wszystkie zachcianki żony i dzieci, pilnował, żeby nigdy nic im nie brakowało. Gdyby komuś z nich coś się stało z pewnością poświeciłby wszystko, aby ich ratować. Ale nie była to miłość jakiej oczekiwała od niego Catherine.
Uśmiechnął się do niej. Proście a będzie wam dane, albowiem każdy kto prosi otrzymuje.
Uśmiechnął się do niej. Proście a będzie wam dane, albowiem każdy kto prosi otrzymuje.
- Spoiler:
- Gdy rozpiął już wszystkie guziki przesunął powoli dłonią wzdłuż pleców kobiety wstając. Powoli zdjął żakiet z jej ramion stając tuż za nią. Pochylił się przejeżdżając dłońmi wzdłuż jej boków w górę i w dół by następnie dotykać jej piersi przez materiał bluzki. Dopiero po chwili niespiesznie pozbył się i tej części zbędnej garderoby. Hyperion był mistrzem w rozbieraniu kobiet na czas. Zawsze robił to szybko, bo zawsze miał na to mało czasu. W kazdej chwili ktoś mógł go przyłapać na zdradzie, zawsze spieszył się do domu albo do pracy. Ale nie tym razem. W zamku byli sami, nikt ich nei przyłapie, a nawet jeśli ktoś to zrobi, to nie było w tym przecież nic złego. Zero stresu i adrenaliny. A może to właśnie dlatego zdradzał żonę? Kto wie.
Zsunął dłonie w dół, przejechał palcami po jej biodrach i udach by powoli podciągnąć do góry jej spódnicę. Wsunął dłoń między nogi kobiety, dotykał ją przez bieliznę jednocześnie całując jej odkryte ramiona by po chwili przerwać bez ostrzeżenia. Obszedł ją dookoła zdejmując koszulę, którą wcześniej mu rozpięła i zatrzymał się przy fortepianie, gdzie złożył podpórkę co spowodowało, że nakrywa zamknęła się z hukiem. Przywołał żonę gestem do siebie i jednoznacznie wskazał podłogę rozpinając rozporek. Jemu też się w końcu coś należało.
Re: Salon, foyer
- Spoiler:
- Była bardzo podatna na jego dotyk. Już gdy ściągał z niej żakiet musiała przymknąć powieki z przyjemności. Niewiele jej było potrzebne do szczęścia, a on zdawał się to widzieć i czuć. Pozwoliła ściągnąć sobie także kremową bluzkę, aż została w samym staniku: koronkowym i jakby za małym, bo jej kształtne piersi wprost się z niego wylewały. Gdy podciągnął jej spódnicę drażniąc przez cienki materiał majteczek jej kobiecość musiała głośno wciągnąć powietrze prężąc się przy tym niczym kotka. Och, jak ona go uwielbiała. Automatycznie zrobiła się mokra i gotowa na jego przyjęcie, ale najwidoczniej pan i władca nie był gotów się jej oddać. Gdy odsunął się od niej przechodząc obok jej fortepianu obserwowała każdy jego ruch. Gdy zamknął klapę z głośnym trzaskiem, aż zadrżała w oczekiwaniu. Zawołana gestem posłusznie podeszła, aby grzecznie uklęknąć przed swoim mężem. Rozpięła jego pasek po czym ściągnęła mu spodnie wraz z bokserkami ostrożnie dotykając jego męskości. Za chwilę już pewniej zacisnęła na nim swoją wypielęgnowaną dłoń poruszając nią rytmicznie w górę i w dół. Na moment się zawahała, po czym zaraz zabrała dłoń aby zająć się nim własnymi ustami. Język muskał jego główkę podczas gdy ponawiała ruchy swojej dłoni. Dłoni która masowała jego jądra. W kluczowym wprost momencie zostawiła go, aby rozsunąć zamek swojej spódnicy i zostać w swoich samonośnych pończochach, szpilkach i majteczkach i usiąść na fortepianie.
- Weź mnie. - przypomniała mu z łobuzerskim uśmiechem rozchylając zachęcająco nogi gotowa na niego.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
- Spoiler:
- No cóż, wbrew temu o co posądzała go Adrienne nie wspomagał się błękitnymi tabletkami. W tej chwili nie był też odurzony eliksirem miłości, który potęgował jego chuć. Może i ona była gotowa go przyjąć, ale on potrzebował pomocy, żeby stanąć na wysokości zadania. Kiedy Catherine uklęknęła przed nim zebrał dłonią jej włosy i odgarnął do tyłu trzymając jej głowę. Jedno musiał jej przyznać: w tej kategorii była lepsza od Cryan. Dobrze wiedziała jak sprawić mu przyjemność. Wysuwał biodra do przodu za każdym razem, gdy brała go do ust. W pewnej chwili musiał nawet podeprzeć się ręką o instrument, żeby się nie zachwiać.
- Dość - powiedział niemal w tym samym czasie, kiedy sama się od niego odsunęła. Gdy usiadła na fortepianie pokręcił głową z uśmiechem i pociągnął ją za biodra, żeby zeszła. Odwrócił ją tyłem do siebie i pchnął by oparła się na chłodnym drewnie. Odsunął na bok jej koronkowe figi i wszedł w nią gwałtownie przytrzymując jej ręce za plecami. Niemal brutalnie przciskał ją do fortepianu, ale w końcu sama tego chciała. Na początku wykonywał krótkie, silne pchnięcia, później przyspieszył, by za chwilę znowu zwolnić czując, że zbliża się jej orgazm. Torturował ją opóźniając celowo jej rozkosz. Wydawałoby się, że wziął ją od tył, by nie patrzeć jej w twarz, jednak gdyby tak własnie było skończyłby tak jak zaczął. On jednak odsunął się od niej po dłuższej chwili. Odwrócił ją do siebie przodem, podniósł i położył na brzegu fortepianu znowu wchodząc w nią, tym razem wolniej. Ściskał przez koronkę piersi kobiety oddychając równie szybko jak szybko się w niej poruszał. Cały czas patrzył jej w oczy. Czuł, że zaraz dojdzie kolejny raz tego krótkiego dnia. Próbował jak najdłużej opóźnić swój orgazm przedłużając żonie te chwile przyjemności. Nic jednak nei trwa wiecznie, więc już po chwili wydał z siebie zduszony okrzyk wytryskując na brzuch swojej żony.
Re: Salon, foyer
- Spoiler:
- Och... więc jednak nie będzie na fortepianie? Posłała mu zdumione spojrzenie, ale jak na grzeczną i uległą żonę przystało zeszła i zrobiła dokładnie to co jej kazał. Chwilę później opierała się o swój najukochańszy instrument podczas gdy jej dłonie trzymał z tyłu. Zacisnęła mocno powieki starając się stłumić w sobie jęki rozkoszy, choć nie zawsze jej to wychodziło. Oddech znacznie przyspieszył, a jej mięśnie powoli zaczęły się napinać w słodkim oczekiwaniu na spełnienie. Za każdym razem kiedy była o krok od orgazmu, on zwalniał, a ona się oddalała. To była zdecydowanie kara za to, że nie potrafi utrzymać języka za zębami. Znosiła jednak tą karę dzielnie, chociaż bardzo, bardzo chciała zaliczyć już orgazm. Gdy ją obrócił i posadził na instrumencie utkwiła spojrzenie w jego oczach, do chwili kiedy była o krok od spełnienia. Wtedy znów zamknęła tęczówki rozkładając się na klapie fortepianu i wyginając w łuk. Tuż po leżała ciężko oddychając ze spojrzeniem utkwionym w suficie. To było dość wyczerpujące doznanie.
- Dziękuję. - powiedziała jedynie sprzedając mu przelotnego całusa w kącik ust, po czym schyliła się aby zebrać resztę swoich rzeczy i ruszyć na górę w kierunku łazienki.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział z nikłym uśmiechem na ustach. I tu po raz kolejny cisnęło się pytanie: skoro ma piękną i chętną żonę to na co mu kochanki? Chyba rzeczywiście chodziło mu głównie o przyjemność zdobywania i adrenalinę z tym związaną. Żadne inne logiczne powody chyba nie występowały.
- Następnym razem wypróbujemy schody - rzucił głośno w przestrzeń, kiedy Catherine po owych schodach właśnie udawała się na górę. Sam ignorując kompletnie fakt, że jest nagi udał się do salonu. W końcu był u siebie, mógł sobie pozwolić na odrobinę swobody, prawda? W salonie wyciągnął z barku karafkę i napełnił szklankę Ognistą. Po opróżnieniu drugiej szklanki udał sie na górę, by dołączyć do żony.
- Następnym razem wypróbujemy schody - rzucił głośno w przestrzeń, kiedy Catherine po owych schodach właśnie udawała się na górę. Sam ignorując kompletnie fakt, że jest nagi udał się do salonu. W końcu był u siebie, mógł sobie pozwolić na odrobinę swobody, prawda? W salonie wyciągnął z barku karafkę i napełnił szklankę Ognistą. Po opróżnieniu drugiej szklanki udał sie na górę, by dołączyć do żony.
Re: Salon, foyer
Zwabiony smutnymi dźwiękami fortepianu William zszedł na dół do przestronnego foyer. I jemu udzielał się ostatnio ponury nastrój. Nie miał ochoty rozmawiać z Cassidy o tych nieporozumieniach, które nagle wyszły w trakcie ich pobytu w Dolinie Godryka. Ostrożnie rozejrzał się dookoła. Jego matka grała jakąś smętną melodię, a to oznaczało, że zarówno ojciec jak i babka są nieobecni, tudzież przebywają w innej części zamku. Chyba każdy krył sie przed każdym w swoich pokojach. Ostatnio William nie miał za wiele okazji do rozmowy z rodzicami. Zwykle unikał kontaktu, podczas wspólnych posiłków odpowiadał tylko zdawkowo albo przytakiwał. Teraz stał oparty o poręcz schodów i w milczeniu przyglądał się matce, tak jak miał to w zwyczaju robić nie raz jego ojciec. Było mu smutno widząc, że znowu pije. Ostatnio widział ja z kieliszkiem niemal codziennie. Fakt, ze wcześniej też piła, ale tego nie widział będąc w Hogwarcie. Christine ma jednak szczęście.
- Wszystko w porządku? - zapytał w końcu cicho podchodząc bliżej kobiety.
- Wszystko w porządku? - zapytał w końcu cicho podchodząc bliżej kobiety.
Re: Salon, foyer
Jej palce zgrabnie prześlizgiwały się po kolejnych klawiszach wysłużonego fortepianu, a pomieszczenie wypełniło się smutną melodią, którą śmiało można wykorzystać do soundtracku jakiegoś pogrzebu. Na zamkniętej klapie stał kieliszek pełen białego wina, a ona oddawała się bez reszty swojej ulubionej czynności z delikatnie uniesionymi kącikami ust. Co konkretnie robiła? Piła i grała. To dla niej jedna codzienność. Już od jakiegoś czasu nie grała jeśli nie piła i nie piła jeśli nie grała. Zlało się to wszystko w całość, a ona nie potrafiła nic z tym zrobić. Miała wrażenie, że ostatnio wszystko wymyka się jej spod kontroli. Dlatego przestała truć męża, zaczęła opróżniać piwniczkę z najlepszych roczników i skupiała się na sprawianiu wrażenia idealnej matki, żony i kochanki choć zdawała sobie sprawę, że nie jest ani idealną matką, ani idealną żoną, a kochanką nie jest wcale. Skupiała się też na unikaniu teściowej. Dlatego kiedy poczuła na sobie wzrok ze schodów przez chwilę myślała, że została złapana przez mamusię. Kiedy spojrzenie nie ustąpiło po kilku sekundach, a kroki były typowo męskie uznała, że to Hyperion. Dlatego kiedy odwróciła głowę i zobaczyła swojego syna uśmiechnęła się z czułością.
- Jesteś strasznie podobny do ojca - stwierdziła odrywając na chwilę dłoń od fortepianu aby sięgnąć po kieliszek i upić z niego ostrożny łyczek.
- Jak Ci się układa z Cassidy? - zapytała cicho na chwilę przerywając grę, aby uderzyć w weselszy ton.
- Jesteś strasznie podobny do ojca - stwierdziła odrywając na chwilę dłoń od fortepianu aby sięgnąć po kieliszek i upić z niego ostrożny łyczek.
- Jak Ci się układa z Cassidy? - zapytała cicho na chwilę przerywając grę, aby uderzyć w weselszy ton.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
- I czasem tego żałuję - mruknął krzywiąc się nieznacznie. Nie chciał być taki jak on, a jednocześnie chciał. Głupie. Mimo wszystko były pewne aspekty, w których ojciec zawsze był i będzie dla niego wzorem i w tym chciałby go naśladować. Nie chciał jednak przejmować tej drugiej strony, a to niestety ostatnio mu się udzielało. Jak to mówią, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Stety i niestety...
William niepewnie przysiadł obok matki na taborecie dołączając się do gry na cztery ręce, gdy tylko zaczęła wystukiwać weselszą nutę, którą znał. Kiedyś, kiedyś często to robili. Ręka omsknęła mu się jednak i zagrał nieczysto, gdy padło pytanie o Cassidy.
- Nie tak jak tego oczekiwałem - odpowiedział cicho wyraźnie zmieszany. A czego oczekiwał? Że będzie posłuszna i usłużna. A było wręcz przeciwnie.
- Ona... chce o wszystkim decydować. Najpierw studia... Teraz naciska, żebyśmy po ślubie zamieszkali sami w Londynie. No i nie podoba jej się moja przyjaźń z Zoją. Chyba jest zazdrosna.
Brawo paniczu Greengrass! Odkrycie godne Flamela. Tylko co tez na to powie pani Greengrass? Będzie trzymać stronę ukochanego synka czy jednak własne ambicje i solidarność jajników weźmie górę nad matczyną miłością?
William niepewnie przysiadł obok matki na taborecie dołączając się do gry na cztery ręce, gdy tylko zaczęła wystukiwać weselszą nutę, którą znał. Kiedyś, kiedyś często to robili. Ręka omsknęła mu się jednak i zagrał nieczysto, gdy padło pytanie o Cassidy.
- Nie tak jak tego oczekiwałem - odpowiedział cicho wyraźnie zmieszany. A czego oczekiwał? Że będzie posłuszna i usłużna. A było wręcz przeciwnie.
- Ona... chce o wszystkim decydować. Najpierw studia... Teraz naciska, żebyśmy po ślubie zamieszkali sami w Londynie. No i nie podoba jej się moja przyjaźń z Zoją. Chyba jest zazdrosna.
Brawo paniczu Greengrass! Odkrycie godne Flamela. Tylko co tez na to powie pani Greengrass? Będzie trzymać stronę ukochanego synka czy jednak własne ambicje i solidarność jajników weźmie górę nad matczyną miłością?
Re: Salon, foyer
Taktownie puściła mimo uszu jego słowa udając, że ich nie słyszy. W pełni rozumiała Williama. Jej mąż bywał naprawdę czarującym człowiekiem, pewnym siebie, odnoszącym sukcesy. Bywał też pijakiem i apodyktycznym despotą. To przez niego ona piła. Przez niego była taka jaka była. A może dzięki niemu? W czasach świetności z pewnością dzięki niemu. Teraz ich czasy nie przeżywały świetności. Nie wykluczała opcji odejścia po ślubie syna. Desperacko potrzebowała choćby odrobiny szczęścia która zdoła ją wyciągnąć z tego otępienia. Nie przerywając gry przesunęła się nieco aby zrobić mu miejsce na taborecie, a kiedy omsknął mu się palec z dezaprobatą się skrzywiła.
- To kobieta, Willy. Kobiety lubią decydować - zaczęła znów szukając natchnienia w kieliszku. Co miała mu powiedzieć? Że Cassidy jest taka sama jak ona i dlatego pała do niej taką sympatią? Skrycie trzymała kciuki za wszystkie plany panny Thomas. Z drugiej strony William był tak podobny do swojego ojca. Chciał mieć władzę, chciał mieć kontrolę, chciał być panem wszechświata. Nie może ustąpić Cass. Wtedy sam stanie się nieszczęśliwy. Cathy nie chciała aby jej ukochany synek był nieszczęśliwy.
- Jest zazdrosna. Na twoim miejscu zgodziłabym się na mieszkanie w Londynie. Wtedy odetniesz się od ojca i staniesz się takim człowiekiem jakim tylko będziesz chciał być. Jak Cassidy zajdzie w ciążę zawsze możecie tutaj wrócić. To mądra dziewczyna. Uważaj na nią. Mądre kobiety są podstępne i złośliwe bardziej niż kobiety durne - powiedziała cicho znów maczając usta w winie. Potem odstawiła kieliszek na zamkniętą klapę i uśmiechnęła się lekko jak gdyby nigdy nic.
- Pamiętasz jak kiedyś uczyłam Cię grać? Byłeś takim rozkosznym dzieckiem! - westchnęła cicho wracając pamięcią do czasów kiedy William miał sześć lat i kiedy jeszcze dość chętnie spędzał czas w towarzystwie swojej matki. Christine też próbowała gry. Och, kochane dzieci... Tak szybko dorastają!
- To kobieta, Willy. Kobiety lubią decydować - zaczęła znów szukając natchnienia w kieliszku. Co miała mu powiedzieć? Że Cassidy jest taka sama jak ona i dlatego pała do niej taką sympatią? Skrycie trzymała kciuki za wszystkie plany panny Thomas. Z drugiej strony William był tak podobny do swojego ojca. Chciał mieć władzę, chciał mieć kontrolę, chciał być panem wszechświata. Nie może ustąpić Cass. Wtedy sam stanie się nieszczęśliwy. Cathy nie chciała aby jej ukochany synek był nieszczęśliwy.
- Jest zazdrosna. Na twoim miejscu zgodziłabym się na mieszkanie w Londynie. Wtedy odetniesz się od ojca i staniesz się takim człowiekiem jakim tylko będziesz chciał być. Jak Cassidy zajdzie w ciążę zawsze możecie tutaj wrócić. To mądra dziewczyna. Uważaj na nią. Mądre kobiety są podstępne i złośliwe bardziej niż kobiety durne - powiedziała cicho znów maczając usta w winie. Potem odstawiła kieliszek na zamkniętą klapę i uśmiechnęła się lekko jak gdyby nigdy nic.
- Pamiętasz jak kiedyś uczyłam Cię grać? Byłeś takim rozkosznym dzieckiem! - westchnęła cicho wracając pamięcią do czasów kiedy William miał sześć lat i kiedy jeszcze dość chętnie spędzał czas w towarzystwie swojej matki. Christine też próbowała gry. Och, kochane dzieci... Tak szybko dorastają!
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Will nie miał pojęcia co by zrobił, gdyby jego rodzice sie rozeszli. Choć ostatnimi czasy opcja ta była coraz bardziej prawdopodobna wciąż nie chciał o tym myśleć. To było takie nierealne.
- Nie pozwolę, by decydowała o wszystkim. Już raz poszliśmy na kompromis. Dostała palec a teraz chce całą rękę. - westchnął ciężko. Od początku powinien być stanowczy, ale niee... Musiał jej ustąpić to teraz ma.
- Skoro mam odciąć sie od ojca to po co mam się żenić? - zapytał całkiem logicznie. No bo w końcu nie robił tego dla siebie, nie było to jego widzimisię. To ojciec naciskał, a skoro straciłby nad nim wpływ to ślub przestałby być wiążący.
- Cassidy chce skończyć studia i pracować. Nie prędko zdecyduje się na dzieci. Jeśli zamieszkamy sami to już nie wrócimy. Wiesz o tym.
W głosie Williama wyraźnie było słychać żal. Nie chciał sie wyprowadzać. Mimo tych wszystkich nieprzyjemnych rzeczy, których tu doświadczał to był jego dom i nie zamierzał tego zmieniać.
- Oj mamo... Przestań - mruknął zawstydzony kończąc grę.
- Nie pozwolę, by decydowała o wszystkim. Już raz poszliśmy na kompromis. Dostała palec a teraz chce całą rękę. - westchnął ciężko. Od początku powinien być stanowczy, ale niee... Musiał jej ustąpić to teraz ma.
- Skoro mam odciąć sie od ojca to po co mam się żenić? - zapytał całkiem logicznie. No bo w końcu nie robił tego dla siebie, nie było to jego widzimisię. To ojciec naciskał, a skoro straciłby nad nim wpływ to ślub przestałby być wiążący.
- Cassidy chce skończyć studia i pracować. Nie prędko zdecyduje się na dzieci. Jeśli zamieszkamy sami to już nie wrócimy. Wiesz o tym.
W głosie Williama wyraźnie było słychać żal. Nie chciał sie wyprowadzać. Mimo tych wszystkich nieprzyjemnych rzeczy, których tu doświadczał to był jego dom i nie zamierzał tego zmieniać.
- Oj mamo... Przestań - mruknął zawstydzony kończąc grę.
Re: Salon, foyer
Jego słowa sprawiały, że na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Tak naprawdę chciała żeby się wyprowadzili. Nie chciała, aby to zamczysko jeszcze dla kogoś było więzieniem. Z pewnością nie życzyła tego Cassidy. Wiedziała, że ledwie młodzi wypowiedzą sakramentalne tak zamieni się w koszmarną teściową bezlitośnie wytykającą każde potknięcie swojej synowej. Jej teściowa przecież też była uroczą osobą. I co się z nią zrobiło? Teraz była najgorszą jędzą jaka stąpała po tym świecie i dopóki tu mieszkała każdego dnia wbijała szpilę złośliwości w plecy Cath. Nie twierdziła, że sama będzie inna. To prawdopodobnie zakodowane genetycznie, że kobiety zamieniają się w chodzące harpie w chwili kiedy ich ukochany syneczek się żeni.
- Żebyś mógł dziedziczyć - odparła natychmiast przerywając grę na dobre, bowiem jej dłonie zajęte były znów trzymaniem schłodzonego kieliszka. Słysząc jego słowa dotyczące planów Cassidy zaśmiała się cicho.
- Kochanie... Wrócicie w chwili kiedy ją zapłodnisz. I zrobisz to niebawem, bo wiesz, że w ten sposób zapewnisz ciągłość dziedziczenia, utrzymasz ją w ryzach i sprowadzisz ją tutaj, a ona będzie się cieszyć, że tutaj jest - powiedziała cicho znów szukając natchnienia w kieliszku.
- Też chciałam kiedyś studiować, mieć własny dom przy plaży do którego będę mogła wracać po pracy i psa. Twój ojciec umiejętnie zmienił moje priorytety. Nie wątpię, że zrobisz to samo - mówiła tak lekko, a kieliszek sam napełnił się w jej dłoni kiedy znów skierowała go do swoich podkreślonych krwistoczerwoną szminką warg.
- Żebyś mógł dziedziczyć - odparła natychmiast przerywając grę na dobre, bowiem jej dłonie zajęte były znów trzymaniem schłodzonego kieliszka. Słysząc jego słowa dotyczące planów Cassidy zaśmiała się cicho.
- Kochanie... Wrócicie w chwili kiedy ją zapłodnisz. I zrobisz to niebawem, bo wiesz, że w ten sposób zapewnisz ciągłość dziedziczenia, utrzymasz ją w ryzach i sprowadzisz ją tutaj, a ona będzie się cieszyć, że tutaj jest - powiedziała cicho znów szukając natchnienia w kieliszku.
- Też chciałam kiedyś studiować, mieć własny dom przy plaży do którego będę mogła wracać po pracy i psa. Twój ojciec umiejętnie zmienił moje priorytety. Nie wątpię, że zrobisz to samo - mówiła tak lekko, a kieliszek sam napełnił się w jej dłoni kiedy znów skierowała go do swoich podkreślonych krwistoczerwoną szminką warg.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Tak naprawdę sam tego nie chciał. Nie chciał być takim samym tyranem jak jego ojciec, ale jednak wszystko wskazywało na to, że taki właśnie będzie. No ale czego od niego wymagać, skoro tak został wychowany? Takie miał wzorce od najmłodszych lat. Catherine nie powinna mieć o to pretensji do syna. Czy z kolei ona byłaby wredną teściowa? Cóż, nie widział jej w tej roli. Liczył raczej na to, że będzie im pomagać.
- Nie muszę dziedziczyć z Cassidy. Jeśli odetnę się od ojca slub będzie mógł zaczekać, ale wiesz dobrze, że Prorok nie odpuściłby nam tego. Tym razem ojciec by mnie zabił.
Kątem oka obserwował matkę, jak upija kolejnego łyka a kieliszek napełnia się ponownie. Ile razy już tak się napełniał? Smutny widok.
- Najchętniej zrobiłbym to juz teraz, ale Cassidy jest... cnotliwa - mruknął. No może nie było to tak do końca zgodne z prawda, bo jednak w Bułgarii co nieco sie między nimi zadziało, ale jednak koniec końców nie doszło do niczego więcej.
- Poza tym watpię, że zgodzi sie na dziecko zaraz po ślubie. Wy długo się nie zdecydowaliście, prawda? - zapytał doskonale znając odpowiedź. Wysłuchał matki z zainteresowaniem. Cóż, to była dla niego nowość, która diametralnie zmieniała jego poglady.
- Nigdy o tym nie mówiłaś. Myślałem, że lubiłaś takie życie.
- Nie muszę dziedziczyć z Cassidy. Jeśli odetnę się od ojca slub będzie mógł zaczekać, ale wiesz dobrze, że Prorok nie odpuściłby nam tego. Tym razem ojciec by mnie zabił.
Kątem oka obserwował matkę, jak upija kolejnego łyka a kieliszek napełnia się ponownie. Ile razy już tak się napełniał? Smutny widok.
- Najchętniej zrobiłbym to juz teraz, ale Cassidy jest... cnotliwa - mruknął. No może nie było to tak do końca zgodne z prawda, bo jednak w Bułgarii co nieco sie między nimi zadziało, ale jednak koniec końców nie doszło do niczego więcej.
- Poza tym watpię, że zgodzi sie na dziecko zaraz po ślubie. Wy długo się nie zdecydowaliście, prawda? - zapytał doskonale znając odpowiedź. Wysłuchał matki z zainteresowaniem. Cóż, to była dla niego nowość, która diametralnie zmieniała jego poglady.
- Nigdy o tym nie mówiłaś. Myślałem, że lubiłaś takie życie.
Re: Salon, foyer
Cnotliwa? Catherine nie mogła mu pomóc w rozwiązaniu tego problemu, bowiem cnotliwość nigdy nie była jej najmocniejsza stroną. Do wyjaśnienia istoty cnotliwości i sposobów przełamania takowej idealnie nadałaby się matka Cathy. Szkoda, że nie żyje od prawie dwudziestu lat. Najwidoczniej w tej kwestii Willy nie był tak przekonujący jak jego ojciec. Żadna kobieta nie była w stanie odeprzeć uroku Hyperiona Greengrassa.
- Miałam iść najpierw na studia. Potem okazało się, że wszelki opór jest zbyteczny i wtedy zdecydowaliśmy się na dzieci. Potem studia odeszły w zapomnienie, bo były ważniejsze sprawy - na zakończenie swojej historii upiła kolejny łyk, aby potem ciężko westchnąć. Do dziś nie mogła sobie darować, że dała się tak wrobić w smocze łajno. Czasu nie można niestety cofnąć, bo gdyby było można to pani Greengrass stałaby pierwsza w kolejce.
- Lubiłam. Naprawdę to wszystko lubiłam. Do czasu kiedy poszliście do Hogwartu i zostałam na dobrą sprawę sama w tym wielkim domu - odpowiedziała cicho zamykając klapę od fortepianu wolną ręką.
- Miałam iść najpierw na studia. Potem okazało się, że wszelki opór jest zbyteczny i wtedy zdecydowaliśmy się na dzieci. Potem studia odeszły w zapomnienie, bo były ważniejsze sprawy - na zakończenie swojej historii upiła kolejny łyk, aby potem ciężko westchnąć. Do dziś nie mogła sobie darować, że dała się tak wrobić w smocze łajno. Czasu nie można niestety cofnąć, bo gdyby było można to pani Greengrass stałaby pierwsza w kolejce.
- Lubiłam. Naprawdę to wszystko lubiłam. Do czasu kiedy poszliście do Hogwartu i zostałam na dobrą sprawę sama w tym wielkim domu - odpowiedziała cicho zamykając klapę od fortepianu wolną ręką.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
No cóż, chyba nie był aż tak słaby, w końcu udało mu się przelecieć starszą nauczycielkę, prawda? I tonie raz. To raczej Cassidy była uparta w swoich przekonaniach, a on nie chciał naciskać, żeby jej nie zrazić.
- Żałujesz, że się urodziłem? - zapytał cicho. Czy gdyby jednak nie przyszedł na świat to w końcu jego matka spełniłaby swoje marzenie? Może udałoby sie jej w końcu przekonać ojca? Długo moznaby gdybać na ten temat. Poczuł sie trochę winny.
- I mimo wszystko chcesz, żebyśmy zamieszkali osobno po ślubie? Żebyś znowu była sama?
Po tym co usłyszał to już na pewno nie opuści Greengrass Manor. Nie zostawi matki znowu samej. Od dziś będzie poświęcał jej więcej czasu. Koniec z zamykaniem sie w pokoju.
- Żałujesz, że się urodziłem? - zapytał cicho. Czy gdyby jednak nie przyszedł na świat to w końcu jego matka spełniłaby swoje marzenie? Może udałoby sie jej w końcu przekonać ojca? Długo moznaby gdybać na ten temat. Poczuł sie trochę winny.
- I mimo wszystko chcesz, żebyśmy zamieszkali osobno po ślubie? Żebyś znowu była sama?
Po tym co usłyszał to już na pewno nie opuści Greengrass Manor. Nie zostawi matki znowu samej. Od dziś będzie poświęcał jej więcej czasu. Koniec z zamykaniem sie w pokoju.
Re: Salon, foyer
Jego pytanie sprawiło, że odstawiła kieliszek na zamkniętą klapę tak zdecydowanym ruchem, że wino rozlało się po wypolerowanej powierzchni instrumentu. Ujęła w obie dłonie twarz syna i z poważnym wyrazem twarzy powiedziała:
- Nigdy nie waż się tak myśleć, Williamie. Ty i Christine jesteście moimi największymi skarbami. Dzięki Wam mam dla kogo żyć - powiedziała cicho, aby na koniec złożyć na jego czole delikatny pocałunek. Gdy się odsunęła i dostrzegła plamy z czerwonej szminki wytarła je zdecydowanym ruchem dłoni w najbardziej matczyny sposób na świecie. Dla niej zawsze dzieci były na pierwszym miejscu. Robiła wszystko, żeby wychować je w takiej atmosferze w jakiej ona była wychowywana. Z perspektywy czasu była z siebie zadowolona. Oboje byli naprawdę dobrymi młodymi czarodziejami, pełnymi klasy i inteligencji. Oboje odniosą w życiu sukces i to nie ze względu na znajomości, a ze względu na ich wiedzę i talenty.
- Chcę żebyście byli szczęśliwi na tyle na ile to możliwe. Ja nie byłam szczęśliwa mieszkając z teściową - odpowiedziała mu jeszcze cicho zabierając dłonie, aby strzelić z palców na skrzata. Skrzat pojawił się natychmiast aby wytrzeć plamę po winie i potem znikł zapewne po to, aby pojawić się w kuchni i oddać się przygotowaniom do posiłku.
- Nigdy nie waż się tak myśleć, Williamie. Ty i Christine jesteście moimi największymi skarbami. Dzięki Wam mam dla kogo żyć - powiedziała cicho, aby na koniec złożyć na jego czole delikatny pocałunek. Gdy się odsunęła i dostrzegła plamy z czerwonej szminki wytarła je zdecydowanym ruchem dłoni w najbardziej matczyny sposób na świecie. Dla niej zawsze dzieci były na pierwszym miejscu. Robiła wszystko, żeby wychować je w takiej atmosferze w jakiej ona była wychowywana. Z perspektywy czasu była z siebie zadowolona. Oboje byli naprawdę dobrymi młodymi czarodziejami, pełnymi klasy i inteligencji. Oboje odniosą w życiu sukces i to nie ze względu na znajomości, a ze względu na ich wiedzę i talenty.
- Chcę żebyście byli szczęśliwi na tyle na ile to możliwe. Ja nie byłam szczęśliwa mieszkając z teściową - odpowiedziała mu jeszcze cicho zabierając dłonie, aby strzelić z palców na skrzata. Skrzat pojawił się natychmiast aby wytrzeć plamę po winie i potem znikł zapewne po to, aby pojawić się w kuchni i oddać się przygotowaniom do posiłku.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Aż sie wzdrygnął, gdy kryształ uderzył o klapę fortepianu, a gdy matka ujęła jego twarz w dłonie patrzył smutno w jej oczy. I tak czuł się winny. Bez cienia krępacji dał się ucałować. Brakowało mu tej matczynej czułości. Catherine była wspaniała matką, ale jednak za rzadko okazywała uczucia.
- Ale mogłaś spełniać swoje marzenia. Mogłabyś być szczęśliwsza, gdybym urodził się później - albo wcale. Wiadomo, z perspektywy czasu każda matka nie wyobraża sobie życia bez swoich dzieci, ale mógł się założyć, że gdyby miała szansę... Gdyby Hyperion pozwolił jej studiować, pracować i podróżować dzieci nie byłyby jej priorytetem.
- Będę szczęśliwy mając Cię blisko. Ty nie jesteś taka jak babcia - odpowiedział szczerze. Babcia Isobel była piekielną kobietą. Nic dziwnego, że nawet Hyperion unikał jej jak ognia.
Apropo Hyperiona... Ten właśnie pojawił się za ich plecami w foyer. Przez ostatnie dni spóźniał się codziennie i dziś też wrócił znacznie później niż powinien. William odwrócił się przez ramię spoglądając na ojca, ale ten nie zaszczycił ich nawet krótkim spojrzeniem, tylko bez słowa od razu udał się na górę.
- Matko, czy... Czy ojciec jest chory? - zapytał niepewnie po chwili znowu przenosząc wzrok na kobietę. Cóż, Hyperion naprawdę wyglądał ostatnio na chorego. Schudł, policzki zapadły mu się a oczy miał podkrążone. Przy posiłkach prawie wcale się nie odzywał i jadał niewiele. Naprawdę ciężko to wszystko przeżywał. Ostatnio miewał nawet problemy z prostymi zaklęciami, jakby tracił moc, co tylko jeszcze bardziej pogarszało jego stan psychiczny.
- Ale mogłaś spełniać swoje marzenia. Mogłabyś być szczęśliwsza, gdybym urodził się później - albo wcale. Wiadomo, z perspektywy czasu każda matka nie wyobraża sobie życia bez swoich dzieci, ale mógł się założyć, że gdyby miała szansę... Gdyby Hyperion pozwolił jej studiować, pracować i podróżować dzieci nie byłyby jej priorytetem.
- Będę szczęśliwy mając Cię blisko. Ty nie jesteś taka jak babcia - odpowiedział szczerze. Babcia Isobel była piekielną kobietą. Nic dziwnego, że nawet Hyperion unikał jej jak ognia.
Apropo Hyperiona... Ten właśnie pojawił się za ich plecami w foyer. Przez ostatnie dni spóźniał się codziennie i dziś też wrócił znacznie później niż powinien. William odwrócił się przez ramię spoglądając na ojca, ale ten nie zaszczycił ich nawet krótkim spojrzeniem, tylko bez słowa od razu udał się na górę.
- Matko, czy... Czy ojciec jest chory? - zapytał niepewnie po chwili znowu przenosząc wzrok na kobietę. Cóż, Hyperion naprawdę wyglądał ostatnio na chorego. Schudł, policzki zapadły mu się a oczy miał podkrążone. Przy posiłkach prawie wcale się nie odzywał i jadał niewiele. Naprawdę ciężko to wszystko przeżywał. Ostatnio miewał nawet problemy z prostymi zaklęciami, jakby tracił moc, co tylko jeszcze bardziej pogarszało jego stan psychiczny.
Re: Salon, foyer
Widziała w jego oczach, że czuje się winny i teraz żałowała każdego wypowiedzianego słowa. Nie chciała żeby się tak czuł. W końcu był najlepszym co przydarzyło się jej w życiu On i Christine sprawili, że chciała zostać w tym zamku, że zaczęło się jej tu podobać, że zaczęła się czuć potrzebna. Sprawili, że wszelkie docinki matki Hyperiona nie miały głębszego znaczenia, że rozstępy były w dobrym celu i cieszyła się każdym ich sukcesem i płakała nad każdą porażką. Byli jej małymi słoneczkami i absolutnie nic tego nie zmieni.
- Nie myśl o tym, Willy. Nie zmienisz przeszłości, a ja naprawdę jestem szczęśliwa mając Ciebie i Christine. Nie ukrywam, że czekam na wnuki - przyznała wprost z szerokim uśmiechem całując go jeszcze w policzek. I znów roztarła czerwoną szminkę słysząc jak ktoś zamyka drzwi. Nie musiała się odwracać żeby wiedzieć iż przybył pan domu. Jednak się odwróciła w sam raz żeby zobaczyć jego plecy na schodach. Słysząc pytanie syna na chwilę się zastanowiła marszcząc czoło. Musiałby być ślepy i głupi żeby nie zauważyć tego, że coś się dzieje. Westchnęła cicho przestając się uśmiechać:
- Ma ciężki okres w pracy - skłamała gładko podnosząc się i poprawiając swoją sukienkę.
- Pójdę sprawdzić co u niego - przed odejściem jeszcze pogłaskała syna po policzku po czym ruszyła z gracją tuż za śladami Hyperiona.
- Nie myśl o tym, Willy. Nie zmienisz przeszłości, a ja naprawdę jestem szczęśliwa mając Ciebie i Christine. Nie ukrywam, że czekam na wnuki - przyznała wprost z szerokim uśmiechem całując go jeszcze w policzek. I znów roztarła czerwoną szminkę słysząc jak ktoś zamyka drzwi. Nie musiała się odwracać żeby wiedzieć iż przybył pan domu. Jednak się odwróciła w sam raz żeby zobaczyć jego plecy na schodach. Słysząc pytanie syna na chwilę się zastanowiła marszcząc czoło. Musiałby być ślepy i głupi żeby nie zauważyć tego, że coś się dzieje. Westchnęła cicho przestając się uśmiechać:
- Ma ciężki okres w pracy - skłamała gładko podnosząc się i poprawiając swoją sukienkę.
- Pójdę sprawdzić co u niego - przed odejściem jeszcze pogłaskała syna po policzku po czym ruszyła z gracją tuż za śladami Hyperiona.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Ile można leżeć? Brzuch rósł do przodu powoli przesłaniając jej widok na stopy, a bardziej zaczął przypominać podkładkę na książkę. Lekkie lektury donosiły jej więc skrzaty podczas gdy ona leżała na kanapie starając się zabić wszechobecną nudę. Na szczęście nie było żadnych komplikacji w czym upewniał ją uzdrowiciel który pojawiał się trzy razy dziennie ze swoim stetoskopem i szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Catherine już się nie uśmiechała. Jej twarz coraz bardziej przypominała wyciosaną z kamienia maskę z pełnym smutku wyrazem. Mało jadła, mało piła, mało mówiła. Głównie znajdywała nowe miejsca w domu do leżenia i zgodnie z zaleceniami lekarza leżała trzymając wysoko bose stopy które ciągle były opuchnięte. Dziś leżała w salonie, a na swoim szóstym miesiącu oparte miała najnowsze pismo Czarownicy. Otwarte drzwi balkonowe wpuszczały świeże powietrze do środka, a skrzat stał obok z tacką na której stała butelka z wodą i szklanką gotów spełnić każdą jej zachciankę. Problem polegał na tym, że nie miała żadnych zachcianek. Zamknęła za sobą ostatnią stronę i westchnęła ciężko odrzucając na bok pisemko. Dość leżenia na niewygodnej kanapie. Powoli się podniosła do pozycji stojącej podpierając swoje plecy.
- Przynieś obiad - zarządziła ruszając w kierunku ulubionego fotela. Ułożyła dłonie na krągłym brzuchu przymykając na chwilę powieki. Nawet niewielki wysiłek był dla niej katorgą. Jakby zamiast małego dziedzica miała urodzić tonę kamieni. Zdecydowanie jej wiek nie był najlepszym czasem na prokreację. Dochodziła do takiego wniosku każdego dnia widząc swoje odbicie w lustrze. Luźne sukienki zdecydowanie do niej nie pasowały, tak samo jak włosy ciągle zaplecione w warkocz. Kilkucentymetrowe szpilki odeszły w niepamięć, tak samo jak cała reszta obuwia. Za to do gry weszły wielkie swetry i wszelkiego rodzaju koce którymi potrafiła się szczelnie owijać, żeby zaraz szybko się rozpakowywać, bo za gorąco. Caliente jednak utrzymywała, że wygląda wspaniale chociaż czuła się jak Quasimodo. Przynajmniej ona mogła wydusić z siebie jakieś sympatyczne słowo...
- Przynieś obiad - zarządziła ruszając w kierunku ulubionego fotela. Ułożyła dłonie na krągłym brzuchu przymykając na chwilę powieki. Nawet niewielki wysiłek był dla niej katorgą. Jakby zamiast małego dziedzica miała urodzić tonę kamieni. Zdecydowanie jej wiek nie był najlepszym czasem na prokreację. Dochodziła do takiego wniosku każdego dnia widząc swoje odbicie w lustrze. Luźne sukienki zdecydowanie do niej nie pasowały, tak samo jak włosy ciągle zaplecione w warkocz. Kilkucentymetrowe szpilki odeszły w niepamięć, tak samo jak cała reszta obuwia. Za to do gry weszły wielkie swetry i wszelkiego rodzaju koce którymi potrafiła się szczelnie owijać, żeby zaraz szybko się rozpakowywać, bo za gorąco. Caliente jednak utrzymywała, że wygląda wspaniale chociaż czuła się jak Quasimodo. Przynajmniej ona mogła wydusić z siebie jakieś sympatyczne słowo...
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Ile może tak leżeć? Jeszcze jakieś 2-3 miesiące. Sama się o to prosiła, czyż nie? Ostrzegał ją, że tak to się właśnie skończy. Bólami, niewygodą... A to dopiero początek. Później zacznie się wstawanie w nocy i kompletne poświecenie dla tego małego pasożyta, który teraz rozpycha ją od środka. Niech więc odpoczywa póki może, bo on jej nie pomoże. Nie pomagał nawet przy Willu, a jego przecież pragnął. Nie pomagał przy Christine i teraz też nie zbliży się do tego małego gnojka. Właściwie to juz teraz dobrze mu to wychodziło. Praktycznie od wesela unikał żony. Wychodził wcześnie, wracał późno z pracy, a gdy czasem zdarzyło mu się wrócić wcześniej, jak dziś, zamykał się w swoim gabinecie. Nie rozmawiali, nie sypiali razem... Prawie się nie widywali. Kiedyś jednak musiało się to zmienić. Na przykład dziś. Jak zawsze zmierzał do swojego gabinetu, ale Catherine wyjątkowo zeszła dziś na dół. Gdy więc przechodził obok salonu dostrzegł kątem oka jej zmagania. Aż przystanął w progu obserwując jak z trudem przenosi się z sofy na fotel. To był okrutny dla niego widok. Wyraźnie się męczyła. W imię czego? Poczuł się nagle winny. Zostawił ją samą sobie...
Re: Salon, foyer
Mocniejszym kopnięciem mały Greengrass dał do zrozumienia swojej matce, że trzygodzinna drzemka dobiegła końca. Na twarzy Catherine na ułamek sekundy wymalował się czuły uśmiech, a sama ułożyła dłonie na brzuchu w miejscu w którym kopnął, aby je pogłaskać. Jej teściowa zawsze powtarzała, że odkąd dziecko zaczyna kopać należy do niego mówić. Przy pierwszych dwóch ciążach robiła to chętnie. Chociaż w tamtym czasie nic nie zagrażało ani jej ani zawartości brzucha i uwielbiała wtedy spacerować. Teraz spacery nie wchodziły w grę, a mówienie do brzucha który z każdym dniem w jej oczach był coraz większy wydawało się być bezcelowe. Nie miała o czym mówić. Bo co niby miała powiedzieć? "Cześć, tu mamusia. Tatuś cię nie chce, nawet nie wie, że już kopiesz i powinien szukać męskiego imienia"? Nie. To brzmiało zbyt ponuro żeby wypowiadać to na głos. Przybycie skrzata z talerzem pełnym parującego jedzenia sprawiło, że otworzyła oczy marszcząc na chwilę czoło.
- Obudził się. Zjem jak zaśnie - powiedziała lekko zachrypniętym głosem do skrzata który przez kilka nieznośnie długich sekund nie wykonał żadnego ruchu, jakby rozważał przeciwstawienie się jej decyzji. W końcu poddał się szeroko się kłaniając i znikł, a wraz z nim grillowana pierś z kurczaka. Znów przymknęła powieki czując jak powoli zaczyna się jej robić chłodno. I wiedziała dokładnie dlaczego. Czuła na sobie chłodny wzrok pana domu. Otworzyła znów oczy patrząc wprost na niego.
- Podasz mi sweter? Leży na kanapie - zapytała jak gdyby nigdy nic wciąż trzymając swój brzuch z małym pasożytem jakby miał jej zaraz gdzieś uciec.
- Obudził się. Zjem jak zaśnie - powiedziała lekko zachrypniętym głosem do skrzata który przez kilka nieznośnie długich sekund nie wykonał żadnego ruchu, jakby rozważał przeciwstawienie się jej decyzji. W końcu poddał się szeroko się kłaniając i znikł, a wraz z nim grillowana pierś z kurczaka. Znów przymknęła powieki czując jak powoli zaczyna się jej robić chłodno. I wiedziała dokładnie dlaczego. Czuła na sobie chłodny wzrok pana domu. Otworzyła znów oczy patrząc wprost na niego.
- Podasz mi sweter? Leży na kanapie - zapytała jak gdyby nigdy nic wciąż trzymając swój brzuch z małym pasożytem jakby miał jej zaraz gdzieś uciec.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Czy coś by zmieniło, gdyby wiedział, że Catherine nosi pod sercem chłopca? Może... A może nie. Na pewno lepsze to niż kolejna dziewczynka, ale nie zmieniało to faktu, że nie chciał tego dziecka. Pamiętał jak przy pierwszej ciąży przekazała mu tę radosną nowinę. Wtedy autentycznie cieszył się z pierworodnego syna. A teraz? Teraz nie miało to juz znaczenia. Teraz to William powinien starać się o dziedzica. I naprawdę nie obchodziło go co też powie temu małemu pasożytowi i czy w ogóle będzie z nim rozmawiać, tak jak nie obchodziło go to przy poprzednich ciążach. Pamietał, jak matka naciskała go wtedy, że tez powinien mówić do tych małych istotek, że powinien głaskać żonę po brzuchu, że to dobre dla dzieci. Nigdy tego nie robił. Nie wierzył w te głupoty, bo niby w czym to miało pomóc?
Przez chwilę w zamyśleniu przyglądał się jej niewidzącym spojrzeniem, a gdy jego żona w końcu się odezwała rozejrzał się dookoła. Skrzata już nie było, więc mówiła do niego. I nastąpiła długa chwila wahania. Powinien odwrócić się na pięcie i zamknąć się w sowim gabinecie... Mógł też jednym machnięciem różdżki sprawić, że owy sweter wylądowałby na jej kolanach. Sama także mogła to przecież zrobić, ale zwróciła się z prośbą do niego. Przecież nie mógł jej odmówić... Wszedł więc do salonu kierując się w stronę kanapy, wziął miękki sweter i podał go żonie by mogła zarzucić go na plecy.
- Nie wyglądasz za dobrze - stwierdził bez ogródek. Inni zwykli mawiać, że kobieta w błogosławionym stanie wygląda promiennie, ale on nie dostrzegał w niej nic nadzwyczajnego. Wręcz przeciwnie. W rozciągniętym swetrze wyglądała jak cień jego eleganckiej żony.
Przez chwilę w zamyśleniu przyglądał się jej niewidzącym spojrzeniem, a gdy jego żona w końcu się odezwała rozejrzał się dookoła. Skrzata już nie było, więc mówiła do niego. I nastąpiła długa chwila wahania. Powinien odwrócić się na pięcie i zamknąć się w sowim gabinecie... Mógł też jednym machnięciem różdżki sprawić, że owy sweter wylądowałby na jej kolanach. Sama także mogła to przecież zrobić, ale zwróciła się z prośbą do niego. Przecież nie mógł jej odmówić... Wszedł więc do salonu kierując się w stronę kanapy, wziął miękki sweter i podał go żonie by mogła zarzucić go na plecy.
- Nie wyglądasz za dobrze - stwierdził bez ogródek. Inni zwykli mawiać, że kobieta w błogosławionym stanie wygląda promiennie, ale on nie dostrzegał w niej nic nadzwyczajnego. Wręcz przeciwnie. W rozciągniętym swetrze wyglądała jak cień jego eleganckiej żony.
Re: Salon, foyer
Wpatrywała się w niego uważnie swoimi błękitnymi oczętami oczekując na reakcję. Cisza wprost brzęczała jej w uszach, a każda sekunda zdawała się wydłużać w nieskończoność. Nie spuściła jednak wzroku, nie ruszyła się sama choćby o milimetr, bo czekała aż on się ruszy. Wiedziała, że to zrobi. Może i miał znieczulicę na to dziecko, ale na pewno nie miał takiej znieczulicy na nią. Wiedziała o tym. I wiedziała, że on nie chciałby widzieć jak powoli sama idzie po ten sweter. Jasne, jednym machnięciem różdżki można by to załatwić, ale różdżka Catherine była tymczasowo poza zasięgiem jej dłoni, bowiem leżała na fortepianie na którym próbowała wcześniej grać. Próbowała, ale poddała się po dwóch minutach z głośnym trzaskiem zamykanej klapy i cichym przekleństwem. Tak, palce też miała opuchnięte. Na tyle, że obrączka wbijała się w skórę i zdjęcie jej graniczyło z cudem. Kiedy w końcu się ruszył uśmiechnęła się lekko, aby zaraz wsunąć ręce w rękawy rozpinanego czarnego swetra.
- Wiem. Naprawdę nie musisz mi o tym przypominać - powiedziała zmęczonym tonem po czym znów ułożyła dłonie na brzuchu starając się ignorować jego chłodny, analityczny wzrok. Nie lubiła kiedy tak na nią patrzył. Nie znosiła tego niemego krytycyzmu.
- Długo jeszcze zamierzasz mnie ignorować? - zapytała cicho podnosząc na niego spojrzenie.
- Wiem. Naprawdę nie musisz mi o tym przypominać - powiedziała zmęczonym tonem po czym znów ułożyła dłonie na brzuchu starając się ignorować jego chłodny, analityczny wzrok. Nie lubiła kiedy tak na nią patrzył. Nie znosiła tego niemego krytycyzmu.
- Długo jeszcze zamierzasz mnie ignorować? - zapytała cicho podnosząc na niego spojrzenie.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Strona 6 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 6 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach