Salon, foyer
+14
Logan Campbell
Claudia Fitzpatrick
Samantha Davies
Rika Shaft
Polly Baldwin
Nicolas Socha
Cole Bronte
Zoja Yordanova
Aaron Matluck
Maja Vulkodlak
Marianna Vulkodlak
Christine Greengrass
Antonette Williams
William Greengrass
18 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 5 z 7
Strona 5 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Salon, foyer
First topic message reminder :
Po przejściu przez niewielki przedsionek odwiedzający posiadłość Greengrassów ujrzy przestronny foyer, który podczas różnych rodzinnych uroczystości pełni rolę sali balowej. Przy kominku stoi wygodna kanapa, na której goście oczekują na przyjęcie przez któregoś z domowników. Znajduje się tu również fortepian. To stąd rozchodzą się mniejsze korytarze do poszczególnych pomieszczeń.
Bezpośrednio obok znajduje się główny salon z wyjściem do ogrodu.
Bezpośrednio obok znajduje się główny salon z wyjściem do ogrodu.
Re: Salon, foyer
Christine?
W jej głowie lekko zaszumiało. Co takiego musiało się wydarzyć, żeby szantażysta mógł zażądać siostry William'a? Chyba już nie chciała nawet dalej pytać, bo po jej ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Ale chce... chce? - mruknęła zszokowana, stojąc nad Ślizgonem. Już miała iść, ale jednak to ją wbiło w podłogę. To niedorzeczne! Nie można handlować ludźmi jak skrzatami domowymi! Chwilę temu broniła te małe potworki, ale dalej nie są w tej samej kategorii co czysto krwiści czarodzieje.
- To chore. Głupie zdjęcie za Christine? - Faza wyparcia i sarkastycznego pffyknięcia. - Sobie może pomarzyć. Naprawdę, są gorsze rzeczy na świecie niż plotki. To jest właśnie sprzedanie swojej siostry za coś podobnego, albo śmiertelna choroba.
Dodała, odwracając się na pięcie.
- Idę. - Pobiegła do swojego pokoju, żeby się przebrać.
W jej głowie lekko zaszumiało. Co takiego musiało się wydarzyć, żeby szantażysta mógł zażądać siostry William'a? Chyba już nie chciała nawet dalej pytać, bo po jej ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Ale chce... chce? - mruknęła zszokowana, stojąc nad Ślizgonem. Już miała iść, ale jednak to ją wbiło w podłogę. To niedorzeczne! Nie można handlować ludźmi jak skrzatami domowymi! Chwilę temu broniła te małe potworki, ale dalej nie są w tej samej kategorii co czysto krwiści czarodzieje.
- To chore. Głupie zdjęcie za Christine? - Faza wyparcia i sarkastycznego pffyknięcia. - Sobie może pomarzyć. Naprawdę, są gorsze rzeczy na świecie niż plotki. To jest właśnie sprzedanie swojej siostry za coś podobnego, albo śmiertelna choroba.
Dodała, odwracając się na pięcie.
- Idę. - Pobiegła do swojego pokoju, żeby się przebrać.
Re: Salon, foyer
Will był tego dnia nieco zestresowany. Nieco bardzo. Przygotowywał się właśnie w swoim pokoju, kiedy na dole, w foyer zbierali się zaproszeni notable. Ojciec już zadbał o to, żeby wszyscy czarodzieje, którzy cokolwiek znaczą w dzisiejszych czasach byli świadkami tego niecodziennego wydarzenia. Tak wiec po raz kolejny foyer zamku Greengrassów wypełnił się czarodziejami wszelkiej maści. Tym razem jednak przy drzwiach stał pracownik ministerstwa, dobry znajomy Hyperiona Greengrassa, który odznaczał nowo przybyłych na liście gości.
Przez chwilę William zastanawiał się, czy nie uciec. Odetchnął kilka razy przed lustrem upewniając się, że jego wygląd jest nienaganny i w końcu zszedł na dół uśmiechając się sztucznie. Stanął obok ojca i razem z nim witał pojawiających się gości. William był bardzo podobny do ojca. Obaj ubrani w identyczne, rodowe kilty, obaj identycznie gładko uczesani, z identycznym, perfekcyjnym, sztucznym uśmiechem na ustach zarezerwowanym na takie właśnie okazje. William kątem oka starał się wypatrzeć gdzieś swojej siostry, ale ta chyba jeszcze się nie pojawiła. Poczułby sie pewniej, gdyby stanęła u jego boku.
Przez chwilę William zastanawiał się, czy nie uciec. Odetchnął kilka razy przed lustrem upewniając się, że jego wygląd jest nienaganny i w końcu zszedł na dół uśmiechając się sztucznie. Stanął obok ojca i razem z nim witał pojawiających się gości. William był bardzo podobny do ojca. Obaj ubrani w identyczne, rodowe kilty, obaj identycznie gładko uczesani, z identycznym, perfekcyjnym, sztucznym uśmiechem na ustach zarezerwowanym na takie właśnie okazje. William kątem oka starał się wypatrzeć gdzieś swojej siostry, ale ta chyba jeszcze się nie pojawiła. Poczułby sie pewniej, gdyby stanęła u jego boku.
Re: Salon, foyer
Na znamienitym spotkaniu nie mogło naturalnie zabraknąć rodziny Vulkodlak, która pojawiła się komplecie: Olga i Michaił, a wraz z nimi ich wspaniałe dzieci: dwie córki i syn. Najmniej z tego faktu zadowolona była chyba panna Marianna, która w prosto skrojonej sukience, kroczyła u boku młodszej siostry z miną cierpiętnicy.
Kiedy weszli do zameczku, w oczy od razu rzucił im się w oczy niecodzienny widoczek dwóch mężczyzn w kiltach. Jeden starszy, zapewne pan domu, drugi młodszy, którego już kiedyś poznała, jego syn. Marianna na widok zielonego odzienia jęknęła cicho w stronę Puchonki, a jej matka syknęła w jej stronę i posłała jej spojrzenie mówiące: zachowuj się!
W końcu cała rodzina stanęła przez obliczem rodzinki Greengrass. Obie panienki dygnęły lekko, a ojciec uścisnął dłoń Hyperionowi. Widziała od razu, że ojciec Williama zerka to na nią, to na Maję, zapewne zastanawiając się, która będzie jego przyszłą synową. Kto wie, może Majca ostatecznie bardziej im się spodoba?
Kiedy weszli do zameczku, w oczy od razu rzucił im się w oczy niecodzienny widoczek dwóch mężczyzn w kiltach. Jeden starszy, zapewne pan domu, drugi młodszy, którego już kiedyś poznała, jego syn. Marianna na widok zielonego odzienia jęknęła cicho w stronę Puchonki, a jej matka syknęła w jej stronę i posłała jej spojrzenie mówiące: zachowuj się!
W końcu cała rodzina stanęła przez obliczem rodzinki Greengrass. Obie panienki dygnęły lekko, a ojciec uścisnął dłoń Hyperionowi. Widziała od razu, że ojciec Williama zerka to na nią, to na Maję, zapewne zastanawiając się, która będzie jego przyszłą synową. Kto wie, może Majca ostatecznie bardziej im się spodoba?
Re: Salon, foyer
Rosły mężczyzna od rana rozstawiał skrzaty po kątach, pilnując by wszystko było przygotowane na dzisiejszy wieczór. Wiedział, że nikczemne grzechy jego syna stały się już tematem wielu plotkar i nawet sprostowanie, które wymusił na Proroku, nie pomogło co poniektórym schować język za zębami. Trzeba więc było działać szybko. Jak najszybciej.
- Popraw mankiety. Jak ty wyglądasz? - klepnął syna po policzku, wyglądając przez uchyloną szparę w drzwiach. Goście powoli zapełniali cały foyer, a wszystko szło po jego myśli. Wyśmienicie.
- Dobra. Zostaw to już i chodźże. - odparł gardłowym głosem, prowadząc syna w dół po krętych schodach. Rodzina w której pokładał wielkie nadzieje, właśnie przekraczała próg ich pałacu, powoli kierując się w ich stronę. - Zachowuj się i nie zrób mi wstydu. - zdążył jeszcze szepnąć owe słowa do swego potomka, zanim wymienił uścisk dłoni z głową rodu Vulkodlak i skłonił się nisko przed zjawiskową Olgą.
- To musi być przyszła panna młoda! Doprawdy zachwycająca, prawda Williamie? - położył mu rękę na ramieniu, posyłając wszystkim idealnie wypracowany uśmiech.
- Odnoszę wrażenie, że wszyscy już są, zatem mogę ogłosić zgromadzonym naszą wspaniałą nowinę. Chyba, że chcecie coś jeszcze uzgodnić? - upewnił się na wszelki wypadek, zgarniając z tacy kieliszek szampana, by niedługo wznieść toast za młodych zakochanych.
- Popraw mankiety. Jak ty wyglądasz? - klepnął syna po policzku, wyglądając przez uchyloną szparę w drzwiach. Goście powoli zapełniali cały foyer, a wszystko szło po jego myśli. Wyśmienicie.
- Dobra. Zostaw to już i chodźże. - odparł gardłowym głosem, prowadząc syna w dół po krętych schodach. Rodzina w której pokładał wielkie nadzieje, właśnie przekraczała próg ich pałacu, powoli kierując się w ich stronę. - Zachowuj się i nie zrób mi wstydu. - zdążył jeszcze szepnąć owe słowa do swego potomka, zanim wymienił uścisk dłoni z głową rodu Vulkodlak i skłonił się nisko przed zjawiskową Olgą.
- To musi być przyszła panna młoda! Doprawdy zachwycająca, prawda Williamie? - położył mu rękę na ramieniu, posyłając wszystkim idealnie wypracowany uśmiech.
- Odnoszę wrażenie, że wszyscy już są, zatem mogę ogłosić zgromadzonym naszą wspaniałą nowinę. Chyba, że chcecie coś jeszcze uzgodnić? - upewnił się na wszelki wypadek, zgarniając z tacy kieliszek szampana, by niedługo wznieść toast za młodych zakochanych.
Re: Salon, foyer
Uwagi ojca tylko bardziej go stresowały, więc kiedy już stał na dole i witał gości nogi miał jak z galarety. Biorąc pod uwagę, że w ostatnim czasie relacje ojciec-syn były u Greengrassów bardzo napięte Will pewnie odszczeknąłby coś ojcu, ale w obecnej sytuacji wolał trzymać język za zębami.
Kiedy pojawili się Vulkodlakowie pobladł nieco. Gdzie jesteś, Christine? Rozglądał się nerwowo. Mógłby przysiąc, że dostrzegł ją w tłumie, ale dlaczego nie podeszła?
Kiedy ojciec powitał Vulkodlaków Will poszedł w jego ślady. Najpierw uścisnął dłoń swojemu przyszłemu teściowi, następnie skłonił się i ucałował dłoń pani Vulkodlak, by po chwili to samo uczynić skłaniając się przed Mają, a potem Marianną. Wcześniej wydawało mu się, że to wszystko będzie prostsze, ale kiedy tak wszystkie twarze zwrócone były w ich stronę nagle stracił całą pewność siebie. Na pytanie ojca nieznacznie tylko pokręcił głową. Chciał mieć to wszystko za sobą.
Kiedy pojawili się Vulkodlakowie pobladł nieco. Gdzie jesteś, Christine? Rozglądał się nerwowo. Mógłby przysiąc, że dostrzegł ją w tłumie, ale dlaczego nie podeszła?
Kiedy ojciec powitał Vulkodlaków Will poszedł w jego ślady. Najpierw uścisnął dłoń swojemu przyszłemu teściowi, następnie skłonił się i ucałował dłoń pani Vulkodlak, by po chwili to samo uczynić skłaniając się przed Mają, a potem Marianną. Wcześniej wydawało mu się, że to wszystko będzie prostsze, ale kiedy tak wszystkie twarze zwrócone były w ich stronę nagle stracił całą pewność siebie. Na pytanie ojca nieznacznie tylko pokręcił głową. Chciał mieć to wszystko za sobą.
Re: Salon, foyer
Marianna w przeciwieństwie do Williama nie była zestresowana, a sfrustrowana. Jej wzrok prześlizgiwał się to na Hyperiona, to na jego syna. Kiedy starszy z Greengrassów zachwycił się nad nią, skłoniła lekko głowę w podzięce, tak jak porządna panna powinna. Fakt, że William nie odezwał się ani słowem, zirytował ją nieco.
- Hyperionie, Williamie, to moja małżonka Olga, a to moje dzieci: Aleksy, Maja no i oczywiście Marianna - przedstawił ich niskim, poważnym głosem ojciec Vulkodlak, kiedy dwójka bogaczy witała się kolejno z każdym z nich.
Spojrzała na Williama wyczekująco kiedy padło pytanie, czy chcą jeszcze coś ustalić. Och, ustaleń na pewno byłaby masa, ale po co się tym trudzić. Kiedy Ślizgon pokręcił głową, uznała, że skoro on nie ma nic do powiedzenia, to ona tym bardziej.
- Proszę bardzo - odparła na słowa starszego ze szkockiego rodu, po czym odwróciła wzrok i zajęta podziwianiem uroczego pomieszczenia, czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciała wyjść na wyrachowaną pannicę, ale w tym momencie wszystkie jej myśli zajmował wyłącznie panicz Volante, a zaręczyny z innym były ostatnią rzeczą, której pragnęła w tym momencie.
- Hyperionie, Williamie, to moja małżonka Olga, a to moje dzieci: Aleksy, Maja no i oczywiście Marianna - przedstawił ich niskim, poważnym głosem ojciec Vulkodlak, kiedy dwójka bogaczy witała się kolejno z każdym z nich.
Spojrzała na Williama wyczekująco kiedy padło pytanie, czy chcą jeszcze coś ustalić. Och, ustaleń na pewno byłaby masa, ale po co się tym trudzić. Kiedy Ślizgon pokręcił głową, uznała, że skoro on nie ma nic do powiedzenia, to ona tym bardziej.
- Proszę bardzo - odparła na słowa starszego ze szkockiego rodu, po czym odwróciła wzrok i zajęta podziwianiem uroczego pomieszczenia, czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciała wyjść na wyrachowaną pannicę, ale w tym momencie wszystkie jej myśli zajmował wyłącznie panicz Volante, a zaręczyny z innym były ostatnią rzeczą, której pragnęła w tym momencie.
Re: Salon, foyer
Czy było coś do ustalenia? Owszem, ale na to przyjdzie jeszcze czas przed ślubem, do którego mają jeszcze co najmniej rok. Teraz liczyło się tylko, żeby jak najszybciej zagłuszyć skandal wywołany romansem Williama z nauczycielką.
No i się zaczęło. Hyperion rozpoczął swą podniosłą mowę, podczas której Will odpłynął całkowicie. Może jednak ucieknie? Co z Claudią? A Marianna? Pewnie zmuszono ją do tego ślubu. To chore, żeby w dzisiejszych czasach aranżować małżeństwa, to podpada pod gwałt.
Hyperion opowiadał zebranym o historii Greengrassów, podkreślając wielokrotnie, że żaden członek rodu nie zhańbił nigdy czystej krwi przodków. Oczywiście fakt ten był mocno podkolorowany, bo tych kilku śmiałków, którzy związali się z mieszańcami, lub co gorsza z mugolami, zostali trwale usunięci z kart historii. Greengrass nie szczędził też słów opowiadając zebranym o Vulkodlakach. Zachwalał, że połączenie obu tych znamienitych rodów przyniesie wiele korzyści czarodziejskiej społeczności. Ale Will nie słuchał. Wyrwał się z zamyśleń dopiero wtedy, gdy ojciec dyskretnie szturchnął go w bok. A więc to już. Odetchnął i podszedł do Marianny uśmiechając się do niej, choć oczy chłopaka raczej przepraszały niż wyrażały radość.
- Mary Anne... - kiedy podała mu rękę wsunął na palec dziewczyny pierścionek, który niegdyś należał do jego babki, a wcześniej prababki i jej babki... Podobno był w rodzinie od pokoleń, a teraz wylądował na palcu obcej osoby. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, takie było jego przeznaczenie. Sale wypełniły gromkie brawa i błysk fleszy, a Will przez chwilę zastanawiał się, czy powinien pocałować swoją przyszłą żonę. Nie wiedział jakie były procedury, nigdy przecież tego nie robił, ale uznał, że wszelkie czułości były nie na miejscu. Podał więc tylko Rosjance swoje ramię, a kiedy podano im szampana razem z pozostałymi wznieśli toast za swoje zdrowie. No i po wszystkim.
No i się zaczęło. Hyperion rozpoczął swą podniosłą mowę, podczas której Will odpłynął całkowicie. Może jednak ucieknie? Co z Claudią? A Marianna? Pewnie zmuszono ją do tego ślubu. To chore, żeby w dzisiejszych czasach aranżować małżeństwa, to podpada pod gwałt.
Hyperion opowiadał zebranym o historii Greengrassów, podkreślając wielokrotnie, że żaden członek rodu nie zhańbił nigdy czystej krwi przodków. Oczywiście fakt ten był mocno podkolorowany, bo tych kilku śmiałków, którzy związali się z mieszańcami, lub co gorsza z mugolami, zostali trwale usunięci z kart historii. Greengrass nie szczędził też słów opowiadając zebranym o Vulkodlakach. Zachwalał, że połączenie obu tych znamienitych rodów przyniesie wiele korzyści czarodziejskiej społeczności. Ale Will nie słuchał. Wyrwał się z zamyśleń dopiero wtedy, gdy ojciec dyskretnie szturchnął go w bok. A więc to już. Odetchnął i podszedł do Marianny uśmiechając się do niej, choć oczy chłopaka raczej przepraszały niż wyrażały radość.
- Mary Anne... - kiedy podała mu rękę wsunął na palec dziewczyny pierścionek, który niegdyś należał do jego babki, a wcześniej prababki i jej babki... Podobno był w rodzinie od pokoleń, a teraz wylądował na palcu obcej osoby. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, takie było jego przeznaczenie. Sale wypełniły gromkie brawa i błysk fleszy, a Will przez chwilę zastanawiał się, czy powinien pocałować swoją przyszłą żonę. Nie wiedział jakie były procedury, nigdy przecież tego nie robił, ale uznał, że wszelkie czułości były nie na miejscu. Podał więc tylko Rosjance swoje ramię, a kiedy podano im szampana razem z pozostałymi wznieśli toast za swoje zdrowie. No i po wszystkim.
Ostatnio zmieniony przez William Greengrass dnia Czw 26 Gru 2013, 21:37, w całości zmieniany 1 raz
Re: Salon, foyer
Marianna wysłuchiwała barwnej opowieści Hyperiona Greengrassa bez większego zainteresowania, ale nie śmiała spuścić wzroku z jego osoby. Znamienity ród czystokrwistych bogaczy, czyli codzienność dla rodzin, w których towarzystwie obracali się Vulkodlakowie. Ślizgonka osobiście nie widziała korzyści płynących z ich aranżowanego małżeństwa, no może oprócz finansowych, ale to wszystko. Jakby mało im było pieniędzy? Mieli ich przecież pod dostatkiem.
W końcu przyszła chwila na nią. Zarówno ona jak i William mieli podobne do siebie miny, nieciekawe i udawane. Jak dwa posągi postawione obok siebie, zupełnie przypadkowo, niepasujące do siebie. W jego głowie majaczyła Claudia, w jego - Ian. Gdyby wiedziała, że czuje się podobnie do niej, zapewne współczułaby mu równie bardzo co sobie.
- Mam na imię Marianna - rzuciła ostro, szeptem, półgębkiem. Tak, aby tylko on był w stanie to usłyszeć. Wyciągnęła dłoń w jego stronę bez większego entuzjazmu i pozwoliła założyć sobie pierścionek na palec. Nie znaczył nic dla niej, był ot, zwykłą błyskotką bez znaczenia tak jak ten młodzieniec. To był chyba kolejny argument na to, że dostała go niewłaściwa osoba.
- Jestem zaszczycona faktem, iż niedługo będę mogła zostać twoją żoną - powiedziała głośno tak, aby wszyscy mogli usłyszeć, dygając przez nim lekko. Idealne angielskie zdanie z idealnym akcentem, ćwiczone wielokrotnie przed lustrem. Jeszcze nasłucha się jej niezrozumiałego, wschodniego bełkotu z pewnością.
W końcu przyszła chwila na nią. Zarówno ona jak i William mieli podobne do siebie miny, nieciekawe i udawane. Jak dwa posągi postawione obok siebie, zupełnie przypadkowo, niepasujące do siebie. W jego głowie majaczyła Claudia, w jego - Ian. Gdyby wiedziała, że czuje się podobnie do niej, zapewne współczułaby mu równie bardzo co sobie.
- Mam na imię Marianna - rzuciła ostro, szeptem, półgębkiem. Tak, aby tylko on był w stanie to usłyszeć. Wyciągnęła dłoń w jego stronę bez większego entuzjazmu i pozwoliła założyć sobie pierścionek na palec. Nie znaczył nic dla niej, był ot, zwykłą błyskotką bez znaczenia tak jak ten młodzieniec. To był chyba kolejny argument na to, że dostała go niewłaściwa osoba.
- Jestem zaszczycona faktem, iż niedługo będę mogła zostać twoją żoną - powiedziała głośno tak, aby wszyscy mogli usłyszeć, dygając przez nim lekko. Idealne angielskie zdanie z idealnym akcentem, ćwiczone wielokrotnie przed lustrem. Jeszcze nasłucha się jej niezrozumiałego, wschodniego bełkotu z pewnością.
Re: Salon, foyer
- A może Maja - zapytał równie cicho, aby nikt postronny nie usłyszał i uśmiechnął się filuternie. Pierwszy raz szczerze tego wieczoru. Tym razem dobrze wiedział, jakie jest jej prawdziwe imię, zmodyfikował je jednak nieco uważając, że angielska wersja tego imienia bardziej pasuje do Greengrassów, ale skoro jej się nie podoba to oczywiście weźmie to sobie do serca. Po jej kolejnych, oficjalnych słowach roześmiał się w duchu.
- To ja jestem zaszczycony - kąciki ust drgnęły mu lekko w uśmiechu. Przez chwilę stali tak jeszcze pozwalając się obfotografować, później przyjmowali gratulacje, jakby co najmniej byli już po ślubie, a kiedy w końcu w okół nich trochę się uspokoiło oddalili się nieco od tłumu.
- Pozwolisz, że... oprowadzę cię? Mamy piękny ogród - zaproponował. Chciał się stąd wyrwać, a przede wszystkim chyba porozmawiać ze swoją narzeczoną. W ogóle się nie znali, a skoro mają spędzić razem resztę życia chyba powinni zacząć wszystko od początku.
- To ja jestem zaszczycony - kąciki ust drgnęły mu lekko w uśmiechu. Przez chwilę stali tak jeszcze pozwalając się obfotografować, później przyjmowali gratulacje, jakby co najmniej byli już po ślubie, a kiedy w końcu w okół nich trochę się uspokoiło oddalili się nieco od tłumu.
- Pozwolisz, że... oprowadzę cię? Mamy piękny ogród - zaproponował. Chciał się stąd wyrwać, a przede wszystkim chyba porozmawiać ze swoją narzeczoną. W ogóle się nie znali, a skoro mają spędzić razem resztę życia chyba powinni zacząć wszystko od początku.
Re: Salon, foyer
Przygotowania do świąt szły pełną parą. Miałem spędzać święta w Rosji ze swoją rodziną, ale musiałem zmienić plany, gdyż dostałem zaproszenie na święta do innej rodziny. Oczywiście zaproszenie do Greengrassów, od głowy rodu - Hyperiona. Czyżby mnie polubił podczas mojej ostatniej wizyty? A może mój ojciec coś zaczął mieszać? Nie mam pojęcia. Dostałem zaproszenie to zjawiłem się, szkoda nie skorzystać z takiej okazji. Ubrałem się odświętnie. Miałem ze sobą torbę na ramię, jak na zajęcia, w niej kilka rzeczy na zmianę. Stanąłem przed wejściem do domu i zapukałem intensywnie. Drzwi otworzył mi skrzat domowy - Skrętek. Po chwili obok mnie pojawili się również państwo Greengrass. Zaprowadzili mnie do salonu, porozmawiałem z nimi chwilę o mało istotnych sprawach, skrzat przyniósł herbatę i Regina poprosiła Skręta o zawołanie Christine. Nieco się obawiałem na spotkanie z dziewczyną po naszej ostatniej konfrontacji, ale powinno być dobrze. państw Greengrass wrócili do swoich obowiązków zostawiając mnie samego. Skrzat również wrócił do swojej pracy. Teraz zostałem sam. Siedziałem na kanapie i piłem herbatę jakby nigdy nic się nie stało w tym domu...
Re: Salon, foyer
Jeśli chodzi o Chris, to ona jakoś nie specjalnie odczuwała te wszystkie przygotowania do świąt. Podczas gdy ich skrzat próbował być w dziesięciu miejscach na raz, ona sobie po prostu odpoczywała. Humor znacznie jej się poprawił, od kiedy to pojawiła się w domu, z dala od Hogwartu i tamtejszych problemów. Miała po prostu spokój.
Tymczasem siedziała sobie w pokoju, zaczytana w kolejnej ciekawej lekturze, kiedy nagle pojawił się Skrętek, z informacją że na dole czeka na nią gość. Niemałe było jej zdziwienie, wszak nikogo się nie spodziewała. Oczywiście rodzice nie poinformowali ją o tym, że zaprosili Dymitra, dlatego do tego czasu, żyła sobie w błogiej nieświadomości.
A więc kiedy tylko Skrętek pojawił się w jej pokoju, od razu skierowała swoje kroki do salonu. W międzyczasie jeszcze zerknęła do lustra, poprawiając się nieco. Ubrana była w czarną plisowaną spódniczkę i białą, elegancką bluzeczkę, a na to zarzuciła jeszcze szary sweterek. No cóż, tak to już z nią było, że w domu musiała ubierać się elegancko, gdyż rodzice straszliwie przykładali uwagę do jej ubioru. Dlatego ku jej niezadowoleniu nie mogła sobie pozwolić na to żeby wskoczyć w wygodne jeansy i luźny T-shirt, nie wspominając nawet o dresie, w który to wskakuje większość normalnych dziewczyn, gdy zaszywają się w zaciszu swojego pokoju.
Kiedy zauważyła na kanapie siedzącego Dymitra, nieco ją zamurowało. Chociaż w sumie to mało powiedziane... Kompletnie ją zatkało i nie wiedziała co powiedzieć. Zrobiła jedynie dwa kroki do tyłu, jakby miała ochotę się stąd jak najszybciej ewakuować. Po jakimś czasie jednak odzyskała mowę, dlatego w końcu wydukała.
- Dymitr... Co ty tutaj robisz? - patrzyła na niego przestraszonym wzrokiem, jakby ten miał zaraz się na nią rzucić z zębami i pazurami. Jakby był jakąś przerażającą bestią... Że też ze wszystkich osób, które mieszkają w Hogwarcie, to właśnie on musiał tutaj siedzieć.
Tymczasem siedziała sobie w pokoju, zaczytana w kolejnej ciekawej lekturze, kiedy nagle pojawił się Skrętek, z informacją że na dole czeka na nią gość. Niemałe było jej zdziwienie, wszak nikogo się nie spodziewała. Oczywiście rodzice nie poinformowali ją o tym, że zaprosili Dymitra, dlatego do tego czasu, żyła sobie w błogiej nieświadomości.
A więc kiedy tylko Skrętek pojawił się w jej pokoju, od razu skierowała swoje kroki do salonu. W międzyczasie jeszcze zerknęła do lustra, poprawiając się nieco. Ubrana była w czarną plisowaną spódniczkę i białą, elegancką bluzeczkę, a na to zarzuciła jeszcze szary sweterek. No cóż, tak to już z nią było, że w domu musiała ubierać się elegancko, gdyż rodzice straszliwie przykładali uwagę do jej ubioru. Dlatego ku jej niezadowoleniu nie mogła sobie pozwolić na to żeby wskoczyć w wygodne jeansy i luźny T-shirt, nie wspominając nawet o dresie, w który to wskakuje większość normalnych dziewczyn, gdy zaszywają się w zaciszu swojego pokoju.
Kiedy zauważyła na kanapie siedzącego Dymitra, nieco ją zamurowało. Chociaż w sumie to mało powiedziane... Kompletnie ją zatkało i nie wiedziała co powiedzieć. Zrobiła jedynie dwa kroki do tyłu, jakby miała ochotę się stąd jak najszybciej ewakuować. Po jakimś czasie jednak odzyskała mowę, dlatego w końcu wydukała.
- Dymitr... Co ty tutaj robisz? - patrzyła na niego przestraszonym wzrokiem, jakby ten miał zaraz się na nią rzucić z zębami i pazurami. Jakby był jakąś przerażającą bestią... Że też ze wszystkich osób, które mieszkają w Hogwarcie, to właśnie on musiał tutaj siedzieć.
Re: Salon, foyer
Wiedziałem, że jestem tutaj nieproszonym gościem, jeśli chodzi o młodych Greengrassów. Jednakże święta to czas na wybaczanie sobie wszystkiego. Nie wiem, co tutaj robię, ale może czas pogodzić się z Christine i Williamem. Za dużo mieszam w ich życiu, powinienem się z niego usunąć, ale zawsze coś mi w tym przeszkadza. Najbardziej to przeszkadza w tym sama Christine swoją osobą. Jest za bardzo urodziwa i chyba powoli tracę dla niej głowę, a nie powinienem. Siedziałem ciągle na kanapie czekając na coś. W końcu zeszła Christine. Odłożyłem filiżankę na stolik i patrzyłem na nią. Nie wstawałem, i tak byłem szokiem.
- Twoi rodzice mnie zaprosili - wyjaśniłem. - Miałem spędzić święta w Rosji, kiedy nagle dostałem zaproszenie. Nawet moi rodzice powiedzieli, żebym z niego skorzystał - dodałem jeszcze.
To wszystko było naprawdę dziwne. Wcale nie powinienem tutaj być. Powinienem być w Rosji z rodzicami i dziadkiem. Powinienem wrócić do normalnego życia, ale nie, zawsze coś musi pójść nie tak. Nawet musiałem wcisnąć się w garnitur, - lubię to nawet - żeby wyjść jakoś na ludzi przed inną rodziną.
- Twoi rodzice mnie zaprosili - wyjaśniłem. - Miałem spędzić święta w Rosji, kiedy nagle dostałem zaproszenie. Nawet moi rodzice powiedzieli, żebym z niego skorzystał - dodałem jeszcze.
To wszystko było naprawdę dziwne. Wcale nie powinienem tutaj być. Powinienem być w Rosji z rodzicami i dziadkiem. Powinienem wrócić do normalnego życia, ale nie, zawsze coś musi pójść nie tak. Nawet musiałem wcisnąć się w garnitur, - lubię to nawet - żeby wyjść jakoś na ludzi przed inną rodziną.
Re: Salon, foyer
- Jak oni mogli mi coś takiego zrobić? Mogli by chociaż coś powiedzieć - powiedziała do Dymitra, z nienawiścią w głosie, jakby to wszystko było jego wina.
W głowię Christine panował taki mętlik, że sama już po prostu nie wiedziała co powinna myśleć, robić, mówić... Po prostu patrzyła tymi swoimi wielkimi, przerażonymi oczami na Dymitra.
Przecież jak William go zobaczy, to go zabije
Przeszło jej przez myśl, po czym momentalnie zrobiło jej się słabo. Zbladła tak, że była już prawie takiego koloru, jak ściany w pomieszczeniu w jakim się właśnie znajdowali. Ręką oparła się o stojącą nieopodal kanapę, żeby przypadkiem się nie przewrócić. A serce biło jej tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć.
- W ogóle nie powinno Ciebie tutaj być... jak ty to sobie w ogóle wyobrażałeś? Że przyjedziesz, zjemy świąteczny obiad, wkoło panować będzie świąteczna atmosfera i wszystko będzie pięknie jak w bajce? - mówiła stłumionym głosem, chociaż miała ochotę krzyczeć. Wiedziała jednak że to może sprowadzić tutaj rodziców, a tego akurat potrzebowała najmniej w tym momencie. Podeszła do Dymitra i nachyliła się do niego tak, żeby móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Nie mam ochoty na ciebie patrzeć - warknęła tak, że miała nadzieje że tym razem zrozumie. Jednak zaraz uprzytomniła sobie że zbliżanie się do niego nie jest dobrym pomysłem, dlatego odskoczyła od niego, na bezpieczną odległość i dodała jeszcze wolno, wyraźnym i rozkazującym tonem.
- Wynoś się stąd - Nie obchodziło ją to, że rodzice go zaprosili, nie obchodziło ją to że zdziwią się i że to ona będzie się musiała tłumaczyć, nic ją w tym momencie nie obchodziło. Chciała po prostu żeby ten człowiek zniknął z jej życia raz, na zawsze.
W głowię Christine panował taki mętlik, że sama już po prostu nie wiedziała co powinna myśleć, robić, mówić... Po prostu patrzyła tymi swoimi wielkimi, przerażonymi oczami na Dymitra.
Przecież jak William go zobaczy, to go zabije
Przeszło jej przez myśl, po czym momentalnie zrobiło jej się słabo. Zbladła tak, że była już prawie takiego koloru, jak ściany w pomieszczeniu w jakim się właśnie znajdowali. Ręką oparła się o stojącą nieopodal kanapę, żeby przypadkiem się nie przewrócić. A serce biło jej tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć.
- W ogóle nie powinno Ciebie tutaj być... jak ty to sobie w ogóle wyobrażałeś? Że przyjedziesz, zjemy świąteczny obiad, wkoło panować będzie świąteczna atmosfera i wszystko będzie pięknie jak w bajce? - mówiła stłumionym głosem, chociaż miała ochotę krzyczeć. Wiedziała jednak że to może sprowadzić tutaj rodziców, a tego akurat potrzebowała najmniej w tym momencie. Podeszła do Dymitra i nachyliła się do niego tak, żeby móc spojrzeć mu prosto w oczy.
- Nie mam ochoty na ciebie patrzeć - warknęła tak, że miała nadzieje że tym razem zrozumie. Jednak zaraz uprzytomniła sobie że zbliżanie się do niego nie jest dobrym pomysłem, dlatego odskoczyła od niego, na bezpieczną odległość i dodała jeszcze wolno, wyraźnym i rozkazującym tonem.
- Wynoś się stąd - Nie obchodziło ją to, że rodzice go zaprosili, nie obchodziło ją to że zdziwią się i że to ona będzie się musiała tłumaczyć, nic ją w tym momencie nie obchodziło. Chciała po prostu żeby ten człowiek zniknął z jej życia raz, na zawsze.
Re: Salon, foyer
Słuchałem słów Christine z niepokojem w oczach. Wiem wszystko, co mówiła. Rozumiem także jej zdenerwowanie, ale co mam odpowiedzieć? Przecież to nie moja wina, że tutaj jestem. Zostałem do tego tak jakby zmuszony, bo przecież miałem spędzać święta w innym miejscu. Patrzyłem na nią, ale nawet nie drgnąłem. Widziałem, jak dziewczyna kipi ze złości, ale powstrzymuje się przed tym, żeby nie wrzasnąć. Zabawnie to wyglądało.
- Christine, nie wiem, co sobie wyobrażałem. Jak w bajce na pewno nie będzie i wyjdę stąd dopiero jak właściciele mnie wyproszą - odparłem.
Nie chcę się z nią kłócić, ale jak ona tego chce.
- Christine, nie bój się, nic Ci już nie zrobię, obiecuję - dodałem, widząc, jak dziewczyna odskakuje od kanapy. - Wiem, że nie chcesz na mnie patrzeć, nic Ci na to nie poradzę, że tutaj jestem. Mogę sobie pójść, ale jak wytłumaczysz moją nieobecność? - zapytałem sykliwie.
Nadszedł czas na złośliwości, wspaniale. Zapowiadają się cudowne święta, chociaż może z czasem atmosfera się rozluźni. Nie lubię napięć.
- Christine, nie wiem, co sobie wyobrażałem. Jak w bajce na pewno nie będzie i wyjdę stąd dopiero jak właściciele mnie wyproszą - odparłem.
Nie chcę się z nią kłócić, ale jak ona tego chce.
- Christine, nie bój się, nic Ci już nie zrobię, obiecuję - dodałem, widząc, jak dziewczyna odskakuje od kanapy. - Wiem, że nie chcesz na mnie patrzeć, nic Ci na to nie poradzę, że tutaj jestem. Mogę sobie pójść, ale jak wytłumaczysz moją nieobecność? - zapytałem sykliwie.
Nadszedł czas na złośliwości, wspaniale. Zapowiadają się cudowne święta, chociaż może z czasem atmosfera się rozluźni. Nie lubię napięć.
Re: Salon, foyer
Przewróciła oczami na pierwsze słowa chłopaka. To nie tak, że ona chciała się kłócić, po prostu... marzyła o tym, żeby on zniknął z jej życia. Nie widziała innego wyjścia, kiedy chciała się pogodzić, on to zaprzepaścił, więc sam sobie był temu wszystkiemu winien.
- Nie mam ochoty na ciebie patrzeć, nie mam ochoty ciebie słuchać, mam ciebie dość... - mówiła przez zęby, i z każdym słowem było jej trudniej panować nad sobą. - A to jest akurat mój problem. Nie musisz udawać że Cię to obchodzi. Prawda jest taka że gdybyś nie chciał, to wcale nie musiałbyś utaj przyjeżdżać. A więc powiedz po co tu przyjechałeś? Na złość Willowi? Chcesz go wkurzyć? A może to dla mnie przyjechałeś? Może znowu się na mnie czaisz... Znowu chcesz się do mnie dobrać? - no i jak już zaczęła gadać, tak nie mogła się zamknąć. W końcu jednak skończyła swoją wypowiedź, a w jej oczach błyskały chyba jeszcze większe iskierki nienawiści jak na początku.
- No więc na co czekasz? Skoro tak bardzo nie chcesz tu być, to proszę wyjdź. Tam są drzwi - mówiła już zdecydowanie za głośno. Granica między głośnym tonem a krzykiem, była naprawdę cienka i niewiele brakowało, a zostanie ona przekroczona. Mówiąc to ostatnie oczywiście wskazała mu kierunek wyjścia ręką, mając tę złudną nadzieję, że naprawdę sobie pójdzie.
- Nie mam ochoty na ciebie patrzeć, nie mam ochoty ciebie słuchać, mam ciebie dość... - mówiła przez zęby, i z każdym słowem było jej trudniej panować nad sobą. - A to jest akurat mój problem. Nie musisz udawać że Cię to obchodzi. Prawda jest taka że gdybyś nie chciał, to wcale nie musiałbyś utaj przyjeżdżać. A więc powiedz po co tu przyjechałeś? Na złość Willowi? Chcesz go wkurzyć? A może to dla mnie przyjechałeś? Może znowu się na mnie czaisz... Znowu chcesz się do mnie dobrać? - no i jak już zaczęła gadać, tak nie mogła się zamknąć. W końcu jednak skończyła swoją wypowiedź, a w jej oczach błyskały chyba jeszcze większe iskierki nienawiści jak na początku.
- No więc na co czekasz? Skoro tak bardzo nie chcesz tu być, to proszę wyjdź. Tam są drzwi - mówiła już zdecydowanie za głośno. Granica między głośnym tonem a krzykiem, była naprawdę cienka i niewiele brakowało, a zostanie ona przekroczona. Mówiąc to ostatnie oczywiście wskazała mu kierunek wyjścia ręką, mając tę złudną nadzieję, że naprawdę sobie pójdzie.
Re: Salon, foyer
Na początku zaprzeczyłem sam sobie. najpierw powiedziałem, że nie wyjdę, póki właściciele mnie nie wyproszą, a później stwierdziłem, że mogę sobie pójść. jakby nie patrzeć mogę sobie sam pójść, ale tedy byłaby to ignorancja zaproszenia głów rodu. Jak ich córka tego tak bardzo chce to sobie pójdę, ale oczywiście nie wyjdę z ich domu. Wyjdę jednak na zewnątrz.
- Dobrze - powiedziałem spokojnie i wziąłem filiżankę do ręki.
Wypiłem do końca to, co znajdowało się w naczyniu. Szkoda zmarnować takiej dobrej herbaty. Po odłożeniu filiżanki na spodek wstałem i poprawiłem spodnie od garnituru. Chwyciłem swoją torbę, minąłem Christine i ruszyłem ku wyjściu.
- Proszę i dziękuję - powiedziałem jeszcze odwracając się do niej.
Po kilku sekundach stania i patrzenia na dziewczynę znów ruszyłem w kierunku wyjścia. Będą przy drzwiach wyjściowych otworzyłem je i po chwili zamknąłem. Nie wyszedłem jednak z domu. Wyobraziłem sobie drzewo w ich ogrodzie, pod którym kiedyś całowałem się z dziewczyną i deportowałem się tamto miejsce. W budynku już mnie nie było, byłem poza nim, jednak ciągle na terenie Greengrass Manor.
- Dobrze - powiedziałem spokojnie i wziąłem filiżankę do ręki.
Wypiłem do końca to, co znajdowało się w naczyniu. Szkoda zmarnować takiej dobrej herbaty. Po odłożeniu filiżanki na spodek wstałem i poprawiłem spodnie od garnituru. Chwyciłem swoją torbę, minąłem Christine i ruszyłem ku wyjściu.
- Proszę i dziękuję - powiedziałem jeszcze odwracając się do niej.
Po kilku sekundach stania i patrzenia na dziewczynę znów ruszyłem w kierunku wyjścia. Będą przy drzwiach wyjściowych otworzyłem je i po chwili zamknąłem. Nie wyszedłem jednak z domu. Wyobraziłem sobie drzewo w ich ogrodzie, pod którym kiedyś całowałem się z dziewczyną i deportowałem się tamto miejsce. W budynku już mnie nie było, byłem poza nim, jednak ciągle na terenie Greengrass Manor.
Re: Salon, foyer
Nie ukrywał, że chciałby się zobaczyć w fotelu ministra nieco szybciej niż za rok. Gotowy był zrobić wszystko, aby tak się stało. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Hyperion bowiem od dawna obmyślał wszelkie alternatywy. Zabicie schorowanego staruszka nie było szczególnym wyczynem. Zrobiłby to bez mrugnięcia okiem i pewnie nawet przez chwilę nie miałby wyrzutów sumienia. Był jednak realistą. Wiedział,ze zbrodnia doskonała nei istnieje i prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw. A wtedy co? Zniszczyłby dobre imię Greengrassów, na które jego przodkowie pracowali latami. Zamyślił się przez chwilę, gdy Catherine wyszła do salonu. Czy miał siłę? Ta zawsze się znajdzie. Lepsze byłoby pytanie czy miał ochotę. Jeśli go poprosi pewnie nie odmówi. Który facet by odmówił? Była piękną kobietą, ale zupełnie nie w jego typie.
Po dłuższej chwili dołączył do żony w foyer opierając sie ramieniem o kolumnę, w ręce trzymał kieliszek wina i przysłuchiwał się w milczeniu jak gra.
- Ładne - stwierdził szczerze po chwili. Lubił jej słuchać.
Po dłuższej chwili dołączył do żony w foyer opierając sie ramieniem o kolumnę, w ręce trzymał kieliszek wina i przysłuchiwał się w milczeniu jak gra.
- Ładne - stwierdził szczerze po chwili. Lubił jej słuchać.
Re: Salon, foyer
Pani Greengrass była idealnym przykładem na to, że można pogrywać w karty z czasem. Skóra, niezmiennie od lat, była tak samo alabastrowa i gładka, a włosy miękkie i lśniące. Wargi były tak samo pełne i gdyby nie to ostre spojrzenie to nikt nie powiedziałby, że spędziła na tym świecie ponad czterdzieści lat. Każdego dnia starała się, żeby tak właśnie pozostało. Idealny przykład kobiety wyjątkowo zadbanej. A i tak jej mąż wolał jakieś kościste blondynki. Jej palce coraz szybciej tańczyły na klawiaturze, a oczy miała zamknięte, choć nie widać było, żeby zbytnio się skupiała na tym, co robi. Robiła to tak długo, że przychodziło jej to z łatwością. W pewnym momencie melodia zmieniła się na smutniejszą i wolniejszą. W tej samej chwili usłyszała komentarz swojego małżonka, a jej idealnie wykrojone wargi wygięły się w ciepłym uśmiechu. Nie przerywając gry odwróciła twarz w jego stronę. Fortepian był ustawiony tak, że gdy stał przy kolumnie mógł ją oglądać z boku.
- Dlaczego nigdy nie zrobiliśmy tego na fortepianie? - na jej twarzy pojawił się iście łobuzerski uśmieszek, a na policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Nie przerywała jednak więc w pomieszczeniu wciąż było słychać przyjazne dla ucha dźwięki.
- Dlaczego nigdy nie zrobiliśmy tego na fortepianie? - na jej twarzy pojawił się iście łobuzerski uśmieszek, a na policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Nie przerywała jednak więc w pomieszczeniu wciąż było słychać przyjazne dla ucha dźwięki.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Hyperion nigdy nie twierdził, że jego zona nie jest piękna. Wręcz przeciwnie, lubił się nią chwalić w towarzystwie na bankietach, balach i przyjęciach. Mimo to nie pociągała go. Może dlatego, że był myśliwym, lubił zdobywać a ją dostał na tacy? No i zawsze lubił blondynki. Jego syn też lubił, więc może to już taka natura Greengrassów?
Słysząc pytanie swojej małżonki roześmiał się rozbawiony.
- Nie robiliśmy też tego na schodach, w jadalni i w ogrodzie - odpowiedział z uśmiechem. Faktem było, że nie często kochał się z żoną. To był dla niego taki przyjemny obowiązek, jednak kiedy już byli razem ofiarował jej to samo, czym dzielił się ze swoimi kochankami. Nie szczędził starań, aby ją zadowolić. A potem znowu długo, długo nic. No chyba, że miał dłuższy celibat, wtedy Catherine mogła liczyć na większą uwagę męża. Po tym własnie mogła rozpoznać, kiedy ma kogoś na boku. Odkąd pierwszy raz przespał się z Adriene nie kochali się ani razu.
- Kiedyś nadrobimy te zaległości - obiecał upijając łyk wina.
Słysząc pytanie swojej małżonki roześmiał się rozbawiony.
- Nie robiliśmy też tego na schodach, w jadalni i w ogrodzie - odpowiedział z uśmiechem. Faktem było, że nie często kochał się z żoną. To był dla niego taki przyjemny obowiązek, jednak kiedy już byli razem ofiarował jej to samo, czym dzielił się ze swoimi kochankami. Nie szczędził starań, aby ją zadowolić. A potem znowu długo, długo nic. No chyba, że miał dłuższy celibat, wtedy Catherine mogła liczyć na większą uwagę męża. Po tym własnie mogła rozpoznać, kiedy ma kogoś na boku. Odkąd pierwszy raz przespał się z Adriene nie kochali się ani razu.
- Kiedyś nadrobimy te zaległości - obiecał upijając łyk wina.
Re: Salon, foyer
Słuchała jego odpowiedzi z tym samym uśmiechem na twarzy, a jej palce przyspieszyły znów wygrywając dość wesołą melodię, żeby nie powiedzieć, że "skoczną". Faktycznie, dostał ją na tacy, tak samo jak ona jego. Tyle, że ona umiała pogodzić się ze swoim losem i potrafiła dochować wierności. No, powiedzmy. Przez całe małżeństwo zdradziła go jedynie raz, jeden jedyny raz. A on? On zdradzał ją prawie każdego dnia. Gdy z jego ust padła obietnica nie mogła się nie zaśmiać ironicznie.
- Jak znudzi Ci się to dziecko z którym teraz sypiasz? - powiedziała z drwiącym uśmiechem szybciej niżby tego chciała. Za chwilę zacisnęła wargi w wąską kreskę i opuściła wzrok na klawiaturę instrumentu znów zmieniając melodię. Teraz w pomieszczeniu było słychać jedną z etiud Chopina. Dlaczego to powiedziała? Przez lata tłamsiła to w sobie starając się grać uległą we wszystkim żonę. Nigdy nie usłyszał z jej ust wyrzutu odnośnie kochanki. Nigdy, aż to teraz.
- Idź spać, Hyperionie. Jutro czeka Cię ciężki dzień. - przypomniała mu nie przerywając swojej gry. Z przechyloną nieco na prawą stronę głową w skupieniu muskała klawisze.
- Jak znudzi Ci się to dziecko z którym teraz sypiasz? - powiedziała z drwiącym uśmiechem szybciej niżby tego chciała. Za chwilę zacisnęła wargi w wąską kreskę i opuściła wzrok na klawiaturę instrumentu znów zmieniając melodię. Teraz w pomieszczeniu było słychać jedną z etiud Chopina. Dlaczego to powiedziała? Przez lata tłamsiła to w sobie starając się grać uległą we wszystkim żonę. Nigdy nie usłyszał z jej ust wyrzutu odnośnie kochanki. Nigdy, aż to teraz.
- Idź spać, Hyperionie. Jutro czeka Cię ciężki dzień. - przypomniała mu nie przerywając swojej gry. Z przechyloną nieco na prawą stronę głową w skupieniu muskała klawisze.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Omal nei wypuścił kielicha z reki, kiedy usłyszał słowa zony. Zaskoczenie jednak szybko zamieniło sie we wściekłość, którą jak zawsze świetnie maskował. Nawet uśmiechnął sie delikatnie.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, kochanie... - powiedział spokojnie powoli podchodząc do czarownicy. Przysiadł okrakiem na brzegu miękkiego fortepianowego stołka, odstawił kielich na instrument i bez ostrzeżenia zatrzasnął pokrywę, gdy zaczynała grac Chopina.
- Ale ostrzegam, licz się ze słowami - niemal wysyczał jej do ucha. Jak na osobę, która własnie została słusznie oskarżona był całkiem spokojny, choć w jego głosie można było wyczuć nutkę groźby.
- Jesteś moją żoną i oczekuję szacunku. Nie będę tolerował takiego zachowania i twoich chorych fantazji. A jeśli jeszcze raz wydasz mi polecenie... - to co?
Nie wiadomo, czy bardziej rozzłościło go to, że wie, albo raczej domyśla się, że ją zdradza, czy może to, że KAZAŁA mu iść spać. Zdecydowanie to drugie było większym ciosem dla jego dumy.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, kochanie... - powiedział spokojnie powoli podchodząc do czarownicy. Przysiadł okrakiem na brzegu miękkiego fortepianowego stołka, odstawił kielich na instrument i bez ostrzeżenia zatrzasnął pokrywę, gdy zaczynała grac Chopina.
- Ale ostrzegam, licz się ze słowami - niemal wysyczał jej do ucha. Jak na osobę, która własnie została słusznie oskarżona był całkiem spokojny, choć w jego głosie można było wyczuć nutkę groźby.
- Jesteś moją żoną i oczekuję szacunku. Nie będę tolerował takiego zachowania i twoich chorych fantazji. A jeśli jeszcze raz wydasz mi polecenie... - to co?
Nie wiadomo, czy bardziej rozzłościło go to, że wie, albo raczej domyśla się, że ją zdradza, czy może to, że KAZAŁA mu iść spać. Zdecydowanie to drugie było większym ciosem dla jego dumy.
Re: Salon, foyer
Kłamał. Kobieca intuicja jej to mówiła. Kobieca intuicja połączona z zapachem seksu który wciąż był na Hyperionie. A ona miała wybitnie wyczulone zmysły już od dziecka. Nie skomentowała tego jednak ani słowem, bowiem sama była zaskoczona uwagą która wypłynęła z jej ust, chociaż niekoniecznie tego chciała. Gdy podszedł do fortepianu przesunęła się nieco chcąc zrobić mu miejsce na stołku. Gdy nagle zatrzasnął pokrywę ona w ostatniej chwili zabrała z przestrachem swoje palce. Zacisnęła wargi w wąską kreskę. Nie sądziła, żeby ją uderzył. Nie. On nie był taki. Był po prostu stanowczy. A ona jak zwykle go usprawiedliwiała. Prychnęła cicho słysząc jego groźbę.
- Ależ kochanie. To nie było polecenie. To była delikatna sugestia. Nie chcę, żebyś był zmęczony. - powiedziała ze sztucznym uśmiechem wyciągając swoją dłoń, aby czule pogłaskać go po policzku. Zaraz jednak cofnęła dłoń, aby ostrożnie podnieść klapę.
- Ależ kochanie. To nie było polecenie. To była delikatna sugestia. Nie chcę, żebyś był zmęczony. - powiedziała ze sztucznym uśmiechem wyciągając swoją dłoń, aby czule pogłaskać go po policzku. Zaraz jednak cofnęła dłoń, aby ostrożnie podnieść klapę.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
I nie uderzyłby jej za nic w świecie nie ważne jak bardzo by go rozwścieczyła. Nie podniósł nigdy ręki na żadną kobietę. Właściwie prawie nigdy nie uciekał się do przemocy. Były inne sposoby wymierzania kary. Do dziś nie daje mu spokoju myśl, że podniósł rękę na syna. Uderzył go raz i o raz za dużo. To było zupełnie nie w jego stylu. Na ułamek sekundy stracił nad sobą panowanie i się stało. William miał z tym większe problemy. Nie umiał albo nie chciał panować nad gniewem. A powinien, bo będzie kiedyś tego bardzo żałować. Gdyby wiedział, że o mały włos nie rozkwasił siostry o ścianę pewnie sam rzuciłby nim o ścianę parę razy, żeby się nauczył, że nie wolno podnosić ani ręki, ręki ani różdżki na kobietę.
- A więc delikatnie sugeruję, abyś więcej tego nei robiła - odpowiedział już spokojniej. Twarz wyraźnie mu złagodniała i nawet dał się dotknąć. Nie pozwolił jej jednak dalej grać i kiedy wyciągnęła rękę, aby podnieść klapę dalej trzymał na niej swoją dłoń uniemożliwiając jej to.
- A więc delikatnie sugeruję, abyś więcej tego nei robiła - odpowiedział już spokojniej. Twarz wyraźnie mu złagodniała i nawet dał się dotknąć. Nie pozwolił jej jednak dalej grać i kiedy wyciągnęła rękę, aby podnieść klapę dalej trzymał na niej swoją dłoń uniemożliwiając jej to.
Re: Salon, foyer
Patrzyła jak rysy twarzy mu łagodnieją, a uśmiech na jej wargach robił się coraz prawdziwszy. Nie wiedziała czym bardziej wyprowadziła go z równowagi. Uwagą o kochance czy prośbo-zalecenim odnośnie pójścia spać. Prawdę mówiąc z czasem przywykła do jego romansów, ale... chciała aby znów był ten czas kiedy zaszczyca ją swoim dotykiem tu i tam. A tam szczególnie. I wiedziała też, że jest jeden sposób na to. Tamta dziewczyna musi mu się po prostu znudzić. Pozwolił się dotknąć, ale nie pozwolił jej dalej grać. Czuła się jak dziecko zganiane przez swojego nauczyciela.
- I co teraz? - zapytała z ciekawością przechylając głowę. Chciała dalej grać. To ją uspokajało, wprawiało w dobry nastrój i dodawało cierpliwości. A cierpliwość była jej bardzo potrzebna.
- Chcę dalej grać. - powiedziała cicho, aczkolwiek stanowczo wpatrując się w twarz, bądź co bądź, ukochanego.
- I co teraz? - zapytała z ciekawością przechylając głowę. Chciała dalej grać. To ją uspokajało, wprawiało w dobry nastrój i dodawało cierpliwości. A cierpliwość była jej bardzo potrzebna.
- Chcę dalej grać. - powiedziała cicho, aczkolwiek stanowczo wpatrując się w twarz, bądź co bądź, ukochanego.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Salon, foyer
Jest też druga opcja, na która może liczyć nieco szybciej. Szybciej niżby się tego spodziewała. W końcu Hyperion poczuł się zagrożony i za wszelką cenę musi teraz udowodnić żonie, że się myli. A jakże inaczej może to zrobić, jeśli własnie nie tak?
- Chcesz grać? A myślałem, że chcesz, żebym wziął cię tu i teraz na tym fortepianie. - uniósł lekko brew, a kącik ust drgnął mu nieznacznie w uśmiechu. Cały czas przytrzymywał klapę, żeby nie mogła jej otworzyć. Opierał się o nią łokciem kiedy sięgnął po swój kielich opróżniony do połowy. Umoczył usta w trunku rozkoszując się smakiem wytrawnego wina palcami drugiej dłoni delikatnie wodząc po plecach żony.
- Chcesz grać? A myślałem, że chcesz, żebym wziął cię tu i teraz na tym fortepianie. - uniósł lekko brew, a kącik ust drgnął mu nieznacznie w uśmiechu. Cały czas przytrzymywał klapę, żeby nie mogła jej otworzyć. Opierał się o nią łokciem kiedy sięgnął po swój kielich opróżniony do połowy. Umoczył usta w trunku rozkoszując się smakiem wytrawnego wina palcami drugiej dłoni delikatnie wodząc po plecach żony.
Strona 5 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 5 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach