Jezioro
+29
Liliane Batteux
Kristian Lyberg
Carla Stark
Gale Overstreet
Wyatt Walker
Genevieve White
James Scott
Quinn Larivaara
Eleazar Snoopers
Keitaro Miyazaki
Aleksy Vulkodlak
Dylan Davies
Andrea Jeunesse
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Nora Vedran
William Greengrass
Joel Frayne
Audrey Roshwel
Nicolas Socha
Christine Greengrass
Anthony Wilson
Dymitr Milligan
Maja Vulkodlak
Benedict Walton
Sophie Fitzpatrick
Mistrz Gry
Logan Campbell
Brennus Lancaster
33 posters
Strona 10 z 11
Strona 10 z 11 • 1, 2, 3 ... , 9, 10, 11
Jezioro
First topic message reminder :
Jezioro znajdujące się na błoniach, które sięga drzew Zakazanego Lasu. Podobno zamieszkane przez wielką kałamarnicę, ale tego nie dowiesz się, póki nie ujrzysz jej na własne oczy. Pomimo tego zagrożenia, w historii szkoły znaleźli się śmiałkowie, którzy stali się amatorami kąpieli.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Jezioro
Fakt, nie marudziła, ale to Kristianowi umknęło. Szczerze mówiąc, umknęło mu bardzo wiele, łącznie z tym, że dziewczę może nie być tak głupie, jakie zgrywa. To była ewidentna wada Lyberga, za łatwo oceniał i dopiero później musiał - lub nie - weryfikować swój wybór. W przypadku Kesleigh musiał, a teraz, w odniesieniu do tej? Pewnie czas pokaże. Jeśli niebieskie są tak zawzięte, na jakie wyglądały, wątpił, by kolejne spotkanie miało być przypadkowym.
Tymczasem jednak wciąż trwało to bieżące i... Tak, to był dobry moment, by je skończyć. Skończyć po swojemu, metodą banalną, dobrze znaną, ale właśnie przez to najmniej oczekiwaną.
Poprawiając szatę na ramieniu, wdział buty, zapiął, jak trzeba i dopiero wtedy ruszył w kierunku Francuzki. Nie, nie musieli się zbliżać - a tu proszę, element zaskoczenia. I jeszcze uśmiech. Uśmiechał się sympatycznie, bo w końcu to było dla niego najbardziej naturalne. Nie był wredny, złośliwy, arogancki, zadufany w sobie. Dobry był z niego chłopak, naprawdę. Tylko za bardzo bawili go inni ludzie.
Zatrzymał się tylko na chwilę i dopiero u boku dziewczyny. Nie przed nią, nie za nią, ale dokładnie na linii jej ramienia. Pochylając się ku niej, bezceremonialnie odgarnął jej włosy z ucha i uśmiechając się jeszcze ze szczerym, wcale nie perfidnym, a najzwyczajniejszym w świecie rozbawieniem, mruknął tuż przy dziewczęcym policzku:
- Zdaje się, że nikim, co? Nikim ważnym. - Wyprostował się, gestem starszego brata rozwichrzył jej włosy, których ułożenie na naturalne zajęło jej pewnie cały ranek i jak gdyby nigdy nic odszedł, pozostawiając Francuzkę za sobą. Obejrzenia się, by zobaczyć, czy już dymi jej z uszu, czy jeszcze nie, sobie zabronił, a żeby tylko się czymś zająć, to naciągnął na siebie górę szaty, pozapinał guziki, wygładził zagniecenia.
W końcu to pierwszy dzień w szkole, trzeba się jakoś zaprezentować.
Z tą właśnie myślą zniknął w murach zamku i po przejściu kolejnych korytarzy i schodów, dotarł na powrót do dormitoriów Ślizgonów.
Tymczasem jednak wciąż trwało to bieżące i... Tak, to był dobry moment, by je skończyć. Skończyć po swojemu, metodą banalną, dobrze znaną, ale właśnie przez to najmniej oczekiwaną.
Poprawiając szatę na ramieniu, wdział buty, zapiął, jak trzeba i dopiero wtedy ruszył w kierunku Francuzki. Nie, nie musieli się zbliżać - a tu proszę, element zaskoczenia. I jeszcze uśmiech. Uśmiechał się sympatycznie, bo w końcu to było dla niego najbardziej naturalne. Nie był wredny, złośliwy, arogancki, zadufany w sobie. Dobry był z niego chłopak, naprawdę. Tylko za bardzo bawili go inni ludzie.
Zatrzymał się tylko na chwilę i dopiero u boku dziewczyny. Nie przed nią, nie za nią, ale dokładnie na linii jej ramienia. Pochylając się ku niej, bezceremonialnie odgarnął jej włosy z ucha i uśmiechając się jeszcze ze szczerym, wcale nie perfidnym, a najzwyczajniejszym w świecie rozbawieniem, mruknął tuż przy dziewczęcym policzku:
- Zdaje się, że nikim, co? Nikim ważnym. - Wyprostował się, gestem starszego brata rozwichrzył jej włosy, których ułożenie na naturalne zajęło jej pewnie cały ranek i jak gdyby nigdy nic odszedł, pozostawiając Francuzkę za sobą. Obejrzenia się, by zobaczyć, czy już dymi jej z uszu, czy jeszcze nie, sobie zabronił, a żeby tylko się czymś zająć, to naciągnął na siebie górę szaty, pozapinał guziki, wygładził zagniecenia.
W końcu to pierwszy dzień w szkole, trzeba się jakoś zaprezentować.
Z tą właśnie myślą zniknął w murach zamku i po przejściu kolejnych korytarzy i schodów, dotarł na powrót do dormitoriów Ślizgonów.
Re: Jezioro
Widząc jak chłopak zbliża się w jej stronę, zgłupiała. Nie dała tego po sobie poznać, aczkolwiek nie wiedziała co planował i czy nie powinna właśnie się odsunąć. Nie znała go, nie wiedziała kim jest i jakie ma zamiary. Mógł być tym dobrym chłopcem, ale równie dobrze mógł być tym, który bez skrupułów potrafił rzucić w dziewczynę zaklęciem. Mimo to stała w miejscu, zaciskając dłoń na materiale błękitnego kapelusza, stanowiącego chyba najdurniejszą część mundurku uczennic z Beauxbatons, w drugiej dzielnie trzymając buty na niewysokim obcasie.
To co nastąpiło potem wyraźnie ją zaskoczyło. Nie przewidziała takiego obrotu sytuacji. Bardziej uważała, że Kristian odegra się na niej w jakiś sposób lub minie ją i pójdzie bez słowa do zamku, ale tego, że chłopak zbezcześci jej przestrzeń osobistą nie wzięła pod uwagę. Kiedy zgarnął jej włosy z ucha, pochylając się nad nią, mimowolnie zatrzymała w sobie powietrze, które kilka sekund wcześniej nabrała. Jednak wraz ze zniszczeniem jej poukładanych włosów wypuściła je i nabrała aż nadto. Bezczelny palant. A już była w stanie wsadzić go w neutralną grupę osób! Podczas gdy on szedł do zamku, ona zajęła się upychaniem włosów pod kapeluszem i podobnie jak chłopak - odmówiła sobie odwrócenia się za nim. Właśnie dlatego zakładanie kapelusza było przedłużone i odrobinę chaotyczne. Żeby ratować wieczór postanowiła odnaleźć szkolną kuchnię, by móc zapchać się czekoladą i przy okazji, żeby poczytać z herbacianych fusów. Chwilę później w okolicy nie było żywej duszy a wszyscy uczniowie (przynajmniej większość) postanowili pierwszego dnia odpocząć, by móc w następnych tygodniach łamać regulamin.
To co nastąpiło potem wyraźnie ją zaskoczyło. Nie przewidziała takiego obrotu sytuacji. Bardziej uważała, że Kristian odegra się na niej w jakiś sposób lub minie ją i pójdzie bez słowa do zamku, ale tego, że chłopak zbezcześci jej przestrzeń osobistą nie wzięła pod uwagę. Kiedy zgarnął jej włosy z ucha, pochylając się nad nią, mimowolnie zatrzymała w sobie powietrze, które kilka sekund wcześniej nabrała. Jednak wraz ze zniszczeniem jej poukładanych włosów wypuściła je i nabrała aż nadto. Bezczelny palant. A już była w stanie wsadzić go w neutralną grupę osób! Podczas gdy on szedł do zamku, ona zajęła się upychaniem włosów pod kapeluszem i podobnie jak chłopak - odmówiła sobie odwrócenia się za nim. Właśnie dlatego zakładanie kapelusza było przedłużone i odrobinę chaotyczne. Żeby ratować wieczór postanowiła odnaleźć szkolną kuchnię, by móc zapchać się czekoladą i przy okazji, żeby poczytać z herbacianych fusów. Chwilę później w okolicy nie było żywej duszy a wszyscy uczniowie (przynajmniej większość) postanowili pierwszego dnia odpocząć, by móc w następnych tygodniach łamać regulamin.
Liliane BatteuxUczennica: Beauxbatons - Urodziny : 10/04/1997
Wiek : 27
Skąd : Vouziers, Francja
Krew : czysta
Re: Jezioro
W miarę upływu czasu przyzwyczaiła się do obecności niezidentyfikowanych obiektów przybyłych z innych szkół. W tym momencie nie zwracała na nich już większej uwagi, podobnie zresztą było w przypadku innych uczniów. Niespecjalnie nawiązywała w tym roku szkolnym bliższe kontakty z kimkolwiek, więc w gruncie rzeczy ograniczała się tylko do lekcji, posiłków, krótkich wymian zdań w pokoju wspólnym i dormitorium. Wyalienowała się? Tak. Żałowała? Nie. Tego dnia od rana kręciła się po terenach zamkowych, aż w końcu tym sposobem dotarła nad jezioro. Uradowana z bliżej nieokreślonego powodu pogwizdywała sobie pod nosem, jednocześnie wymachując różdżką na prawo i lewo i przesuwając się brzegiem jeziora w jego głąb. Zauważyła, że zazwyczaj jak ktoś pojawiał się nad jeziorem, tak nigdy nie docierał na jego drugi koniec, więc ciekawska natura Angielki wzięła górę.
Re: Jezioro
Prawie cały dzień spędził dzisiaj w bibliotece szukając jakiś informacji na temat tych całych podwalin i po kilku godzinach musiał wyjść na dwór bo miał dosyć czytania w kółko tego samego. Zdecydowanie musiał się dotlenić bo już od tego kurzu zaczynało mu się kręcić w nosie. Dobrym pomysłem było pobiegać. Było ponad dwadzieścia stopni i jedynie lekkie chmurki zakrywały niebo. Szkoda było marnować wiec takiej pogody na siedzenie w zamku. Zszedł więc na parter i ruszył w stronę zielonych terenów. Ruszył truchtem przemieniając go w powolny bieg i tak oto dotarł aż nad jezioro.
W oddali dostrzegł jakąś sylwetkę więc postanowił ją dogonić i sprawdzić kogo także nogi tutaj poniosły. Kiedy to podbiegał coraz wydawało mu się, że kojarzył tą dziewczynę. Kolejna Ślizgonka którą widywał tyle czasu, a ani razu nie rozmawiali? Normalnie jak z Moniką. Westchnął na samą myśl, że znowu będzie musiał z czymś walczyć, co nagle wylezie z jeziora i tak jakoś automatycznie odsunął się od brzegu o jakieś dwa metry. No i miał nadzieję, że znów nowa znajomość nie przyciągnie ze sobą kolejnej awantury jaka to miała miejsce w pokoju wspólnym.
W oddali dostrzegł jakąś sylwetkę więc postanowił ją dogonić i sprawdzić kogo także nogi tutaj poniosły. Kiedy to podbiegał coraz wydawało mu się, że kojarzył tą dziewczynę. Kolejna Ślizgonka którą widywał tyle czasu, a ani razu nie rozmawiali? Normalnie jak z Moniką. Westchnął na samą myśl, że znowu będzie musiał z czymś walczyć, co nagle wylezie z jeziora i tak jakoś automatycznie odsunął się od brzegu o jakieś dwa metry. No i miał nadzieję, że znów nowa znajomość nie przyciągnie ze sobą kolejnej awantury jaka to miała miejsce w pokoju wspólnym.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Jezioro
Ile lat mieszkała w tym zamku i ile razy była nad tym jeziorem, tak nigdy nie widziała w nim nic dziwnego. No, pomijając oczywiście sytuację, kiedy woda ją wciągnęła i nie chciała wypuścić, zamieniając ją w syrenę. Nie pamiętała kto i w jaki sposób ją uratował, bo straciła już wtedy przytomność i odzyskała ją, gdy jej nogi były w ilości dwóch a na ciele nie było mieniących się w świetle łusek. Mimo to nie zraziła się tym incydentem, bo w tym miejscu czuła się wyjątkowo dobrze.
Wsunęła różdżkę za krawędź spodni, z kolei potem dłonie wsadziła do kieszeni płaszcza, idąc przed siebie. Naturalnie, usłyszała kroki, więc odwróciła się przez ramię, by sprawdzić czy się nie przesłyszała i czy tym razem zamiast syreny, nie biegnie za nią jakiś stwór. Kiedy jednak zobaczyła za sobą znajomego z widzenia chłopaka, spokojna na duchu szła dalej. Dopiero kilka kroków dalej uświadomiła sobie, że Ślizgon prawdopodobnie dalej podąża w tym samym kierunku, co ona, dlatego zatrzymała się nagle, odwróciła i skrzyżowała ręce pod biustem.
- Czy ty mnie śledzisz? - wypaliła z rozbrajającym uśmiechem na twarzy.
Wsunęła różdżkę za krawędź spodni, z kolei potem dłonie wsadziła do kieszeni płaszcza, idąc przed siebie. Naturalnie, usłyszała kroki, więc odwróciła się przez ramię, by sprawdzić czy się nie przesłyszała i czy tym razem zamiast syreny, nie biegnie za nią jakiś stwór. Kiedy jednak zobaczyła za sobą znajomego z widzenia chłopaka, spokojna na duchu szła dalej. Dopiero kilka kroków dalej uświadomiła sobie, że Ślizgon prawdopodobnie dalej podąża w tym samym kierunku, co ona, dlatego zatrzymała się nagle, odwróciła i skrzyżowała ręce pod biustem.
- Czy ty mnie śledzisz? - wypaliła z rozbrajającym uśmiechem na twarzy.
Re: Jezioro
On na szczęście nie miał jeszcze żadnych przygód z tym jeziorem i jak na razie wolał by tak pozostało. Już jedną szatę miał nadpaloną, co tym razem całkiem przemoczone ubrania? Żywioły się nad nim uwzięły czy co?
W chwili kiedy to miał pewność, że nie pomylił buzi i dobrze poprawnie skojarzył usłyszał dość kłopotliwe pytanie. Bo w zasadzie to trafiła w dziesiątkę, no ale przecież do tego się nie przyzna prawda? Co niby jej odpowie? Że był jedynie ciekawy kto idzie wzdłuż wody i tyle? Trochę to bez sensu, dlatego podbiegając do niej zwolnił do minimalnej prędkości i zatrzymał się tuż obok.
- Słucham? Ja zawsze biegam wzdłuż jeziora, bieganie wokół szkoły cały czas w kółko trochę dziwnie wygląda - odpowiedział odpowiadając również szerokim uśmiechem.
- A ty co? Zamierzasz obejść tak całe jezioro? W takim tempie to trochę ci to zajmie - dodał spoglądając na nią uważniej i dostrzegł, że miała różdżkę. No przynajmniej nie wybrała się na taki spacer bez magicznego patyczka.
W chwili kiedy to miał pewność, że nie pomylił buzi i dobrze poprawnie skojarzył usłyszał dość kłopotliwe pytanie. Bo w zasadzie to trafiła w dziesiątkę, no ale przecież do tego się nie przyzna prawda? Co niby jej odpowie? Że był jedynie ciekawy kto idzie wzdłuż wody i tyle? Trochę to bez sensu, dlatego podbiegając do niej zwolnił do minimalnej prędkości i zatrzymał się tuż obok.
- Słucham? Ja zawsze biegam wzdłuż jeziora, bieganie wokół szkoły cały czas w kółko trochę dziwnie wygląda - odpowiedział odpowiadając również szerokim uśmiechem.
- A ty co? Zamierzasz obejść tak całe jezioro? W takim tempie to trochę ci to zajmie - dodał spoglądając na nią uważniej i dostrzegł, że miała różdżkę. No przynajmniej nie wybrała się na taki spacer bez magicznego patyczka.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Jezioro
Gdy uzyskała odpowiedź na swoje pytanie, musiała się zastanowić, czy mu uwierzyć. W zasadzie to co powiedział miało sens, jednak strój chłopaka nie świadczył za bardzo o tym, że przyszedł tu tylko pobiegać. Zmierzyła go więc wzrokiem i wydała z siebie krótkie:
- Mhm - a potem ruszyła spacerkiem dalej. Praktycznie chciała przejść całe jezioro wokół, ale teoretycznie była to misja nie do wykonania w dniu dzisiejszym. Było dość chłodno i całkiem późno, a droga wyglądała na taką, której rzadko kto używał. Wiązało się to z tym, że musiałaby wykorzystywać różdżkę do wydrążenia własnej trasy, a to wiązało się z kolei z kolejną aktywnością, którą było myślenie. Nie, tak bardzo jej nie zależało na spacerze na drugi koniec jeziora.
- To chyba moja sprawa - burknęła pod nosem, nie zwracając uwagi na Ślizgona. - Może mam nadprzyrodzone moce? Tego nie wiesz... i nadal jestem zdania, że mnie śledzisz - bo gdyby tak nie było to, przecież przebiegłby obok albo pobiegłby dalej, nie zawracając sobie głowy rozmawianiem z nią.
- Mhm - a potem ruszyła spacerkiem dalej. Praktycznie chciała przejść całe jezioro wokół, ale teoretycznie była to misja nie do wykonania w dniu dzisiejszym. Było dość chłodno i całkiem późno, a droga wyglądała na taką, której rzadko kto używał. Wiązało się to z tym, że musiałaby wykorzystywać różdżkę do wydrążenia własnej trasy, a to wiązało się z kolei z kolejną aktywnością, którą było myślenie. Nie, tak bardzo jej nie zależało na spacerze na drugi koniec jeziora.
- To chyba moja sprawa - burknęła pod nosem, nie zwracając uwagi na Ślizgona. - Może mam nadprzyrodzone moce? Tego nie wiesz... i nadal jestem zdania, że mnie śledzisz - bo gdyby tak nie było to, przecież przebiegłby obok albo pobiegłby dalej, nie zawracając sobie głowy rozmawianiem z nią.
Re: Jezioro
W zasadzie to było to idealne kłamstwo bo biegł już o wiele wcześniej zanim to biegł wzdłuż wody, tak samo jak było po nim widać, że przebiegł spory kawałek ponieważ oddychał ciężko, a nie wyglądał też na takiego, którego to zmęczy aż tak bardzo taki krótki bieg. Może i do sportowca to było mu daleko, ale pracował nad swoim ciałem i to dość intensywnie.
Słysząc jej odpowiedź uśmiechnął się szerzej. Tak łatwo dała się pokonać i tyle? Wzruszył ramionami nieco zawiedziony tym, że nie próbowała kontynuować żadnej rozmowy. Wbił już nawet jedną nogę mocniej w piach chcąc się odbić i ruszyć dalej przed siebie kiedy to nagle się odezwała. Odbił się tak jak to zamierzał zrobić, zrezygnował jednak z użycia aż tak dużej siły i zrównał się z dziewczyną.
- W zasadzie to nie do końca prawda. Jest to bowiem i po części moja sprawa. W końcu jeśli kiedyś dojdziesz do zamku to pewnie będzie już późno, a mnie nie bardzo widzi się to by Slytherin obrywał po dupie z powodu jakiejś dziewuchy która to postanowiła wybrać się na długi spacer - odpowiedział spoglądając na nią i wkładając ręce do kieszeni. Na wzmiankę o nadprzyrodzonych mocach wybuchnął śmiechem, ale mimo wszystko takim ciepłym, a nie pogardliwym, jak to ma robić w zwyczaju.
- A nawet jeśli to co? Ktoś musi dopilnować by koleżance z nadprzyrodzonymi mocami nic się nie stało. Te moce zawsze sprowadzały zawsze więcej problemów niż dawały korzyści - odpowiedział uśmiechając się przeuroczo. No proszę bardzo, właśnie zyskałaś osobistego ochroniarza.
Słysząc jej odpowiedź uśmiechnął się szerzej. Tak łatwo dała się pokonać i tyle? Wzruszył ramionami nieco zawiedziony tym, że nie próbowała kontynuować żadnej rozmowy. Wbił już nawet jedną nogę mocniej w piach chcąc się odbić i ruszyć dalej przed siebie kiedy to nagle się odezwała. Odbił się tak jak to zamierzał zrobić, zrezygnował jednak z użycia aż tak dużej siły i zrównał się z dziewczyną.
- W zasadzie to nie do końca prawda. Jest to bowiem i po części moja sprawa. W końcu jeśli kiedyś dojdziesz do zamku to pewnie będzie już późno, a mnie nie bardzo widzi się to by Slytherin obrywał po dupie z powodu jakiejś dziewuchy która to postanowiła wybrać się na długi spacer - odpowiedział spoglądając na nią i wkładając ręce do kieszeni. Na wzmiankę o nadprzyrodzonych mocach wybuchnął śmiechem, ale mimo wszystko takim ciepłym, a nie pogardliwym, jak to ma robić w zwyczaju.
- A nawet jeśli to co? Ktoś musi dopilnować by koleżance z nadprzyrodzonymi mocami nic się nie stało. Te moce zawsze sprowadzały zawsze więcej problemów niż dawały korzyści - odpowiedział uśmiechając się przeuroczo. No proszę bardzo, właśnie zyskałaś osobistego ochroniarza.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Jezioro
Szkoda, że nie była prefektem, bo bardzo chętnie pomachałaby mu teraz odznaką przed nosem. Ale! Może i nie była prefektem, ale za to mogła zmieniać do woli swój wygląd. Jednak zmycie tego durnowatego uśmiechu z twarzy Ślizgona nie było warte ujawniania swojej genetyki, więc postanowiła przemilczeć tę kwestię.
- Trzeba umieć kombinować i mieć odrobinę sprytu, żeby się nie dać złapać, mój drogi - wzruszyła ramionami, zerkając kątem oka na Aleksandra. Co jak co, ale jeśli ktoś potrafił unikać szlabanów to nie musiał się o nic martwić. Biada tym, którzy potrafili na każdym kroku wpieprzyć się w prefekta, bądź nauczyciela.
- Dlatego jeśli ty masz z tym problem to lepiej wróć grzecznie do dormitorium, bo nie zdążysz dobiec do zamku przed ciszą - po tej złotej radzie, ciocia Andrea zmieniła kurs. Nie szła przed siebie, a za to podeszła do brzegu jeziora, przysiadając na powalonym na ziemię drzewie.
- O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam... - zanuciła ładnie w odpowiedzi na jego wątpliwe zapewnienie o tym, że ktoś jej musi pilnować. Była przecież dużą dziewczynką i umiała sobie poradzić. A w tej chwili miała ochotę trochę napsocić i zrobić komuś na złość, jak na prawdziwą zieloną przystało.
- Trzeba umieć kombinować i mieć odrobinę sprytu, żeby się nie dać złapać, mój drogi - wzruszyła ramionami, zerkając kątem oka na Aleksandra. Co jak co, ale jeśli ktoś potrafił unikać szlabanów to nie musiał się o nic martwić. Biada tym, którzy potrafili na każdym kroku wpieprzyć się w prefekta, bądź nauczyciela.
- Dlatego jeśli ty masz z tym problem to lepiej wróć grzecznie do dormitorium, bo nie zdążysz dobiec do zamku przed ciszą - po tej złotej radzie, ciocia Andrea zmieniła kurs. Nie szła przed siebie, a za to podeszła do brzegu jeziora, przysiadając na powalonym na ziemię drzewie.
- O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam... - zanuciła ładnie w odpowiedzi na jego wątpliwe zapewnienie o tym, że ktoś jej musi pilnować. Była przecież dużą dziewczynką i umiała sobie poradzić. A w tej chwili miała ochotę trochę napsocić i zrobić komuś na złość, jak na prawdziwą zieloną przystało.
Re: Jezioro
Ojj jego uśmiech nie podziałał? No to szkoda, zawsze próbował w ten sposób poznawać nowych ludzi, a już tym bardziej z swojego domu.
- No ja to zdecydowanie nie o siebie się martwię - odparł. On jakoś tak najmniej się martwił prefektami, a jak spotka nauczyciela to też już miał sprawdzone kłamstwo, a w dodatku to teraz są nowi nauczyciele więc mógł ponownie używać tych samych bajeczek. A nawet jeśli już jakieś dostanie minusowe punkty to zawsze je nadrobi szybko.
- Nie śpieszy mi się aż tak, mam jeszcze trochę czasu - mruknął w odpowiedzi i spojrzał na to co robi. Odwróciła się do niego plecami i kucnęła tuż przy wodzie. To było chyba najgorsze możliwe połączenie dwóch czynności jakie można zrobić w towarzystwie Corteza. Szybko wyciągnął różdżkę i w momencie kiedy to Ślizgonka sobie nuciła pioseneczkę wycelował w jej stronę i powiedział cicho:
- Incarcerous - po czym z jego różdżki wyleciały świecące liny i oplątały całe ciało dziewczyny. Doskoczył szybko do niej i złapał za jedną z lin zatrzymując jej ciało tuż przed taflą wody. Tak by mogła przyjrzeć się swojej twarzy i dostrzec jego zupełnie obojętną minę i to że mógłby ją w każdej chwili puścić.
- Hmm? Mówiłaś coś? - mruknął trzymając dziewczynę jeszcze przez chwilę. Po czym pociągnął w swoją stronę i odciągnął od brzegu.
- Czy masz super moce czy nie, nie odwracaj się tyłem nigdy do mnie kiedy to jeszcze rozmawiamy - rzucił i dezaktywował zaklęcie. Trzymając w jej stronę wyciągniętą różdżkę. Wolałby aby nie sięgała po swoją, śpieszyło mu się nieco na zajęcia, a jeszcze musiał dopaść kumpla.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę na zajęcia. Bywaj! - Dodał i wycofując się do tyłu ruszył biegiem w stronę szkoły, dziewczyna zrobiła również to samo chwilę później.
- No ja to zdecydowanie nie o siebie się martwię - odparł. On jakoś tak najmniej się martwił prefektami, a jak spotka nauczyciela to też już miał sprawdzone kłamstwo, a w dodatku to teraz są nowi nauczyciele więc mógł ponownie używać tych samych bajeczek. A nawet jeśli już jakieś dostanie minusowe punkty to zawsze je nadrobi szybko.
- Nie śpieszy mi się aż tak, mam jeszcze trochę czasu - mruknął w odpowiedzi i spojrzał na to co robi. Odwróciła się do niego plecami i kucnęła tuż przy wodzie. To było chyba najgorsze możliwe połączenie dwóch czynności jakie można zrobić w towarzystwie Corteza. Szybko wyciągnął różdżkę i w momencie kiedy to Ślizgonka sobie nuciła pioseneczkę wycelował w jej stronę i powiedział cicho:
- Incarcerous - po czym z jego różdżki wyleciały świecące liny i oplątały całe ciało dziewczyny. Doskoczył szybko do niej i złapał za jedną z lin zatrzymując jej ciało tuż przed taflą wody. Tak by mogła przyjrzeć się swojej twarzy i dostrzec jego zupełnie obojętną minę i to że mógłby ją w każdej chwili puścić.
- Hmm? Mówiłaś coś? - mruknął trzymając dziewczynę jeszcze przez chwilę. Po czym pociągnął w swoją stronę i odciągnął od brzegu.
- Czy masz super moce czy nie, nie odwracaj się tyłem nigdy do mnie kiedy to jeszcze rozmawiamy - rzucił i dezaktywował zaklęcie. Trzymając w jej stronę wyciągniętą różdżkę. Wolałby aby nie sięgała po swoją, śpieszyło mu się nieco na zajęcia, a jeszcze musiał dopaść kumpla.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę na zajęcia. Bywaj! - Dodał i wycofując się do tyłu ruszył biegiem w stronę szkoły, dziewczyna zrobiła również to samo chwilę później.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Jezioro
Powrót do Wielkiej Sali nie był o obecnej chwili dobrym pomysłem, podobnie jak do Komnaty Wspólnej Ślizgonów, czy nawet do jakiejkolwiek, uczęszczanej części zamku. Co najmniej połowa Ślizgońskiej braci widziała pokaz nadzwyczajnych umiejętności Brandona i zapewne, chętnie by o nich porozmawiała. Chcąc uniknąć podobnych sytuacji, Gregorovic postanowiła zajrzeć w inne, równie rzadko uczęszczane miejsce. Odwiedzenie Hogsmeade może byłoby i dobrym pomysłem, gdyby nie fakt, że wciąż był piątek. A po co i komu dodatkowy szlaban?Dziewczyna czuła chłodny powiew wiatru muskający jej blade policzki, kiedy przemierzała kolejne pagórki. Gdy tylko zniknęła im z oczu Kruger, puściła dłoń Tayth-Wilsona. Nie był to ostentacyjny, wymuszony gest; brunetka i tak musiała się porządnie schylić by nie uderzyć głową o wystającą gałąź. Jak widać i gajowy zaniedbał nieco swych obowiązków. Nie mając mu tego jednak za złe, a właściwiej, nie zwróciwszy na to najmniejszej uwagi, Lena, swe kroki mimowolnie skierowała ku jeziorku, które umiejscowione było kilkaset metrów za chatą gajowego. Gdy dwójka znalazła się już na miejscu, a nie oszukujmy się, zajęło to kilka minut, brunetka przystanęła, cicho wzdychając.
- Obawiam się, że musimy skończyć tę farsę, nim zrobi się naprawdę poważnie. - Mruknęła, wyjmując mahoniowe drewienko z kieszeni spódnicy. Krótkim machnięciem sprawiła, że grube pnie drzew leżących na brzegu jeziora magicznie oschły, a część z nich pokryła się miękką tkaniną. Dziewczyna przysiadła nieśpiesznie, wlepiając onyksowe oczęta w Brandona.
- Obawiam się, że musimy skończyć tę farsę, nim zrobi się naprawdę poważnie. - Mruknęła, wyjmując mahoniowe drewienko z kieszeni spódnicy. Krótkim machnięciem sprawiła, że grube pnie drzew leżących na brzegu jeziora magicznie oschły, a część z nich pokryła się miękką tkaniną. Dziewczyna przysiadła nieśpiesznie, wlepiając onyksowe oczęta w Brandona.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Jezioro
Wciąż targany sprzecznymi emocjami szedł u boku Leny w milczeniu. W ogóle nie miał wyrzutów sumienia, że zostawili Monikę samą w zagajniku, zdaną tylko na łaskę kogoś, kto jakimś cudem się tam znajdzie. Cóż... Może na wyrzuty czas miał dopiero nadejść.
Tymczasem jednakże Włoch bardziej zamartwiał się o własne dobro i o swój dalszy pobyt w szkole, o ile w ogóle wchodził on w grę. Łudził się jeszcze, że żaden z nauczycieli nie widział tego przedstawienia, ale bądźmy szczerzy. Nawet, jeśli żaden belfer nie był wtedy w Wielkiej Sali, to z pewnością do któregoś w końcu dotrze plotka o skrywanych dotąd umiejętnościach młodzieńca. A wtedy będzie skończony. Wleją mu na siłę Veritaserum i będzie śpiewał jak z nut...
Gdy zatrzymali się przy jeziorze, wepchnął ręce do kieszeni i począł nerwowo przestępować z nogi na nogę. Był w dupie. I to najczarniejszej z możliwych. Chociaż w sumie ostatnimi czasy często mu się to zdarzało. Aż dziwne, że nie jest gejem.
W milczeniu przetrawił to, co powiedziała Lena, a zajęło mu to dobrą minutę. Po chwili wyjął papierosa, zapalił i rzucił pustą paczkę na ziemię.
- Masz rację - wymamrotał pod nosem, zaciągając się dymem. - Głupio zrobiłem, że sprowokowałem tego dupka, ale chciałem, żeby w końcu przejrzał na oczy.
Kiedy skończył mówić, już na nią nie patrzył. Jego wzrok błądził gdzieś po tafli jeziora. Nie chciał obnażać swojej słabości, którą nieoczekiwanie i zupełnie niespodziewanie dla niego stała się właśnie panna Gregorovic. Ale skoro tak jawnie dawał do zrozumienia, iż mimo wszystko zależy mu na tym, by jednak zeszła się z Rafflesem... Musiała domyślić się, że dla Włocha nie jest wcale obojętną istotą. Och, jasne, że się nie zabujał! Nie przychodziło mu to aż tak znowu łatwo, jak zacnej pannie Kruger. Jednak kto powiedział, że nie mógł się chwilowo zafascynować?
Tymczasem jednakże Włoch bardziej zamartwiał się o własne dobro i o swój dalszy pobyt w szkole, o ile w ogóle wchodził on w grę. Łudził się jeszcze, że żaden z nauczycieli nie widział tego przedstawienia, ale bądźmy szczerzy. Nawet, jeśli żaden belfer nie był wtedy w Wielkiej Sali, to z pewnością do któregoś w końcu dotrze plotka o skrywanych dotąd umiejętnościach młodzieńca. A wtedy będzie skończony. Wleją mu na siłę Veritaserum i będzie śpiewał jak z nut...
Gdy zatrzymali się przy jeziorze, wepchnął ręce do kieszeni i począł nerwowo przestępować z nogi na nogę. Był w dupie. I to najczarniejszej z możliwych. Chociaż w sumie ostatnimi czasy często mu się to zdarzało. Aż dziwne, że nie jest gejem.
W milczeniu przetrawił to, co powiedziała Lena, a zajęło mu to dobrą minutę. Po chwili wyjął papierosa, zapalił i rzucił pustą paczkę na ziemię.
- Masz rację - wymamrotał pod nosem, zaciągając się dymem. - Głupio zrobiłem, że sprowokowałem tego dupka, ale chciałem, żeby w końcu przejrzał na oczy.
Kiedy skończył mówić, już na nią nie patrzył. Jego wzrok błądził gdzieś po tafli jeziora. Nie chciał obnażać swojej słabości, którą nieoczekiwanie i zupełnie niespodziewanie dla niego stała się właśnie panna Gregorovic. Ale skoro tak jawnie dawał do zrozumienia, iż mimo wszystko zależy mu na tym, by jednak zeszła się z Rafflesem... Musiała domyślić się, że dla Włocha nie jest wcale obojętną istotą. Och, jasne, że się nie zabujał! Nie przychodziło mu to aż tak znowu łatwo, jak zacnej pannie Kruger. Jednak kto powiedział, że nie mógł się chwilowo zafascynować?
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Jezioro
Lena zastukała pomalowanymi na czarno paznokciami o błyszczącą w świetle księżyca fakturę różdżki. Tylko odrobinę żałowała swoich słów. Pogrążyła się w niemym zamyśleniu, zmarszczyła ciemne brwi.
Musiała to sobie przyznać. Przez ostatnie kilka dni bezpardonowo ukazywała tkwiący weń pierwiastek człowieczeństwa. Nawet jeżeli w dużej mierze było to tylko udawaniem, Gregorovic czuła, jakby mały, maleńki trybik drgnął, znacząco zmieniając postać rzeczy. Właściwie nie chodziło jej o Brandona, bo choć zdążyła go bardzo polubić i dostrzec tkwiące w nim zalety, nie potrafiła nie spojrzeć na swoją własną, choć maluczką, to jednak, zmianę. Wydatne wargi wyginały się w szczerszym nieco, choć nie tak szerokim uśmiechu, a onyksowe ślepia nie strzelały piorunami na prawo i lewo. Oziębły ton Rafflesa przyjęła przecież z ogromnym spokojem, nie ukazując ani grama swych emocji. Gdyby była prawdziwą Gregorovic, zdzieliłaby Cortez'a Drętwotą, zamiast rzucać weń pogróżkami, których przecież nie zamierzała wcale realizować. Trwałaby zapewne w owym stanie zamyślenia wyjątkowo długo, gdyby nie niski, przyjemny dla ucha głos Tayth-Wilsona nie wyrwał jej z głębokiej kontemplacji.
- Możemy już o nim nie mówić? - Odparła, zaciskając dłoń na różdżce. - Mam wrażenie, że od kilku tygodni moje jestestwo opiera się jedynie na postaci tego zasranego Księcia Ciemności. - Sarknęła, odgarniając z czoła czarne kosmyki.
- Myślisz, że ktoś na Ciebie doniesie? - Spytała, kierując nań spojrzenie czarnych oczu. Czyżby to była troska w jej głosie?
Musiała to sobie przyznać. Przez ostatnie kilka dni bezpardonowo ukazywała tkwiący weń pierwiastek człowieczeństwa. Nawet jeżeli w dużej mierze było to tylko udawaniem, Gregorovic czuła, jakby mały, maleńki trybik drgnął, znacząco zmieniając postać rzeczy. Właściwie nie chodziło jej o Brandona, bo choć zdążyła go bardzo polubić i dostrzec tkwiące w nim zalety, nie potrafiła nie spojrzeć na swoją własną, choć maluczką, to jednak, zmianę. Wydatne wargi wyginały się w szczerszym nieco, choć nie tak szerokim uśmiechu, a onyksowe ślepia nie strzelały piorunami na prawo i lewo. Oziębły ton Rafflesa przyjęła przecież z ogromnym spokojem, nie ukazując ani grama swych emocji. Gdyby była prawdziwą Gregorovic, zdzieliłaby Cortez'a Drętwotą, zamiast rzucać weń pogróżkami, których przecież nie zamierzała wcale realizować. Trwałaby zapewne w owym stanie zamyślenia wyjątkowo długo, gdyby nie niski, przyjemny dla ucha głos Tayth-Wilsona nie wyrwał jej z głębokiej kontemplacji.
- Możemy już o nim nie mówić? - Odparła, zaciskając dłoń na różdżce. - Mam wrażenie, że od kilku tygodni moje jestestwo opiera się jedynie na postaci tego zasranego Księcia Ciemności. - Sarknęła, odgarniając z czoła czarne kosmyki.
- Myślisz, że ktoś na Ciebie doniesie? - Spytała, kierując nań spojrzenie czarnych oczu. Czyżby to była troska w jej głosie?
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Jezioro
Pet wylądował pod butem Włocha, który nadal podenerwowany rzucał raz po raz bezradne spojrzenie w kierunku Leny.
- Jasne, koniec tego tematu - zarządził. - Książę Ciemności trafia do śmietnika.
Zrezygnowany usiadł obok dziewczyny, kompletnie już nie myśląc ani o Rafflesie, ani o przebiegłej Kruger. Miał dość tego cyrku. Kiedy tak teraz sobie pomyślał o tym, że jego była jest metamorfomagiem, aż przeszły go ciarki. Ilekroć spotka jakąś nieznaną dotąd osobę, z góry będzie zakładał, że może to być Monika. Chore...
Nie chciał jednak teraz akurat nad tym się rozwodzić. Miał na głowie o wiele bardziej poważny problem, którego wagę w pełni uświadomiła mu panna Gregorovic, wypowiadając na głos to pełne trwogi zapytanie. Brandon westchnął ciężko i zawiesił na niej swoje spojrzenie. Rzadko pozwalał komukolwiek na to, by widział go w takim stanie, ale teraz jego twarz wyrażała cały strach, jaki owładnął Ślizgonem.
- Kurwa, na pewno mnie wyleją - wyrzucił w końcu, nieco załamanym głosem. - Gdyby zasrany Cortez nie wpieprzał się w nieswoje sprawy, nie musiałbym odstawiać tej szopki. Ale nie będę stał na środku Wielkiej Sali jako pieprzony prosiak!
Teraz już jego gniew osiągnął punkt kulminacyjny. Zerwał się na równe nogi, wziął do ręki jeden z kamieni leżących nieopodal brzegu i cisnął z nim z całej siły w taflę jeziora, wydając przy tym pełen złości okrzyk. Nie widział innej drogi, która pozwoliłaby mu chociaż na chwilę pozwolić złym emocjom znaleźć ujście.
Stał nieruchomo w milczeniu i kiedy wykonał już kilka ciężkich oddechów, udało mu się nieco uspokoić.
- Przepraszam. To wszystko mnie już przerasta... Dziwne, ale ostatnimi czasy jesteś jedyną osobą, z którą mam ochotę rozmawiać. - Teraz jego szare oczy świdrowały tęczówki Leny. - Nigdy nie sądziłem, że akurat ty staniesz się kimś, kto sprawi, że dostrzegę światełko w tunelu.
Dopiero, gdy wypowiedział to na głos, dotarł do niego sens słów, które wypowiedział. Nie dał jednak poznać po sobie zmieszania. Postanowił, że poczeka. I ewentualnie ucieknie stąd trochę później...
- Jasne, koniec tego tematu - zarządził. - Książę Ciemności trafia do śmietnika.
Zrezygnowany usiadł obok dziewczyny, kompletnie już nie myśląc ani o Rafflesie, ani o przebiegłej Kruger. Miał dość tego cyrku. Kiedy tak teraz sobie pomyślał o tym, że jego była jest metamorfomagiem, aż przeszły go ciarki. Ilekroć spotka jakąś nieznaną dotąd osobę, z góry będzie zakładał, że może to być Monika. Chore...
Nie chciał jednak teraz akurat nad tym się rozwodzić. Miał na głowie o wiele bardziej poważny problem, którego wagę w pełni uświadomiła mu panna Gregorovic, wypowiadając na głos to pełne trwogi zapytanie. Brandon westchnął ciężko i zawiesił na niej swoje spojrzenie. Rzadko pozwalał komukolwiek na to, by widział go w takim stanie, ale teraz jego twarz wyrażała cały strach, jaki owładnął Ślizgonem.
- Kurwa, na pewno mnie wyleją - wyrzucił w końcu, nieco załamanym głosem. - Gdyby zasrany Cortez nie wpieprzał się w nieswoje sprawy, nie musiałbym odstawiać tej szopki. Ale nie będę stał na środku Wielkiej Sali jako pieprzony prosiak!
Teraz już jego gniew osiągnął punkt kulminacyjny. Zerwał się na równe nogi, wziął do ręki jeden z kamieni leżących nieopodal brzegu i cisnął z nim z całej siły w taflę jeziora, wydając przy tym pełen złości okrzyk. Nie widział innej drogi, która pozwoliłaby mu chociaż na chwilę pozwolić złym emocjom znaleźć ujście.
Stał nieruchomo w milczeniu i kiedy wykonał już kilka ciężkich oddechów, udało mu się nieco uspokoić.
- Przepraszam. To wszystko mnie już przerasta... Dziwne, ale ostatnimi czasy jesteś jedyną osobą, z którą mam ochotę rozmawiać. - Teraz jego szare oczy świdrowały tęczówki Leny. - Nigdy nie sądziłem, że akurat ty staniesz się kimś, kto sprawi, że dostrzegę światełko w tunelu.
Dopiero, gdy wypowiedział to na głos, dotarł do niego sens słów, które wypowiedział. Nie dał jednak poznać po sobie zmieszania. Postanowił, że poczeka. I ewentualnie ucieknie stąd trochę później...
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Jezioro
Kąciki jej ust drgnęły w geście podzięki, kiedy chłopak zgodził się nie wspominać osoby pewnego Ślizgona. Temat Raffles'a zwyczajnie już ją męczył. Kiedy Tayth usiadł obok, Gregorovic prędko dostrzegła niepewność wymalowaną na opalonej twarzy Włocha. Naprawdę bał się, że go wywalą. Chcąc mu nieco dopomóc, choćby na duchu, poklepała go po ramieniu.
- W sumie to Scott'a nawet nie ma w zamku. - Próbowała go pocieszyć, lecz prawdą było, że miejsce dyrektora w Wielkiej Sali od tygodni świeciło pustkami. Dyrektor zdawał się pojawiać w najmniej oczekiwanym momencie, by chwilę później zniknąć.
Dziewczyna zagryzła wargę, widząc jak przez Brandona przemawiają najżywsze emocje. Właściwie i ona wolałaby pozbyć swych wewnętrznych niesnasek. Obecnie trwała w stanie całkowitej, właściwie nieuzasadnionej stagnacji. Nie miała przecież pojęcia co robić w przyszłości. Brakowało jej ciągłego poirytowania. Złości. Gdzie zniknęło to wszystko.
Ślizgonka wpatrywała się w Brandona bez choćby cienia przygany. Wiedziała, że to tego mu trzeba. Czekała cierpliwie, aż gorzkie chwile miną, ustępując uzasadnionej uldze. Nie spodziewała się jednak jego słów.
- Daj spokój, każdy musi odreagować. - Uśmiechnęła się doń, odgarniając z czoła kruczoczarne kosmyki. - Z tym, że ja uciekam się do bardziej brutalnych środków. - Przypomniała sobie owiniętą sznurem Kruger. I mimowolnie się uśmiechnęła. Na wzmiankę o światełku w tunelu, cicho się zaśmiała.
- Chyba powinnam w jakiś sposób uwiecznić te słowa, bo jestem niemal pewna, że już ich nigdy od nikogo nie usłyszę. - Wyszczerzyła się doń. Oczywiście, że odkręcała kota ogonem.
- W sumie to Scott'a nawet nie ma w zamku. - Próbowała go pocieszyć, lecz prawdą było, że miejsce dyrektora w Wielkiej Sali od tygodni świeciło pustkami. Dyrektor zdawał się pojawiać w najmniej oczekiwanym momencie, by chwilę później zniknąć.
Dziewczyna zagryzła wargę, widząc jak przez Brandona przemawiają najżywsze emocje. Właściwie i ona wolałaby pozbyć swych wewnętrznych niesnasek. Obecnie trwała w stanie całkowitej, właściwie nieuzasadnionej stagnacji. Nie miała przecież pojęcia co robić w przyszłości. Brakowało jej ciągłego poirytowania. Złości. Gdzie zniknęło to wszystko.
Ślizgonka wpatrywała się w Brandona bez choćby cienia przygany. Wiedziała, że to tego mu trzeba. Czekała cierpliwie, aż gorzkie chwile miną, ustępując uzasadnionej uldze. Nie spodziewała się jednak jego słów.
- Daj spokój, każdy musi odreagować. - Uśmiechnęła się doń, odgarniając z czoła kruczoczarne kosmyki. - Z tym, że ja uciekam się do bardziej brutalnych środków. - Przypomniała sobie owiniętą sznurem Kruger. I mimowolnie się uśmiechnęła. Na wzmiankę o światełku w tunelu, cicho się zaśmiała.
- Chyba powinnam w jakiś sposób uwiecznić te słowa, bo jestem niemal pewna, że już ich nigdy od nikogo nie usłyszę. - Wyszczerzyła się doń. Oczywiście, że odkręcała kota ogonem.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Jezioro
Co prawda widywał dyrektora bardzo rzadko (ostatni raz wtedy, kiedy obmacywał Leslie...), ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na pewno znajdzie się jakiś życzliwy, który doniesie mu o tym i owym. Sprawa nie wyglądała dobrze. Tayth musiał jednak przede wszystkim się uspokoić. Gest Leny nieco mu w tym pomógł.
Milczał dłuższą chwilę w zamyśleniu. Teraz w jego głowie pojawił się obraz związanej Moniki. Czyżby to milczące jeszcze przed momentem wyrzuty sumienia? Raczej nie... Aczkolwiek przez niepokojącą sekundę zastanawiał się, czy nie lepiej tam wrócić i jednak pomóc swojej byłej dziewczynie. Szybko jednak przypomniał sobie kolejny raz o klątwie. I dał sobie spokój.
Spoglądające w jego kierunku czarne oczy sprawiały, że Włoch mimowolnie zaczynał coraz mniej rozmyślać o wydarzeniach w Wielkiej Sali, a coraz bardziej o siedzącej obok niego istocie. Po jej ostatnim zdaniu posłał pannie Gregorovic lekki uśmiech.
- Koniecznie musisz je sobie zapisać w notesie i odczytywać za każdym razem jak będziesz miała kiepski humor.
Miał ochotę przysunąć się do niej nieco bliżej, ale oczywiście tego nie zrobił. Czasy, kiedy był beztroskim nie baczącym na ewentualne konsekwencje podrywaczem, chyba już bezpowrotnie minęły. Wiedział, że między nimi niczego szczególnego nie będzie. Dlatego nie miał pojęcia, czemu chwilę później palnął takowe zdanie.
- W sumie szkoda, że dajemy sobie spokój z udawaniem pary. Zdążyłem się już przyzwyczaić.
Milczał dłuższą chwilę w zamyśleniu. Teraz w jego głowie pojawił się obraz związanej Moniki. Czyżby to milczące jeszcze przed momentem wyrzuty sumienia? Raczej nie... Aczkolwiek przez niepokojącą sekundę zastanawiał się, czy nie lepiej tam wrócić i jednak pomóc swojej byłej dziewczynie. Szybko jednak przypomniał sobie kolejny raz o klątwie. I dał sobie spokój.
Spoglądające w jego kierunku czarne oczy sprawiały, że Włoch mimowolnie zaczynał coraz mniej rozmyślać o wydarzeniach w Wielkiej Sali, a coraz bardziej o siedzącej obok niego istocie. Po jej ostatnim zdaniu posłał pannie Gregorovic lekki uśmiech.
- Koniecznie musisz je sobie zapisać w notesie i odczytywać za każdym razem jak będziesz miała kiepski humor.
Miał ochotę przysunąć się do niej nieco bliżej, ale oczywiście tego nie zrobił. Czasy, kiedy był beztroskim nie baczącym na ewentualne konsekwencje podrywaczem, chyba już bezpowrotnie minęły. Wiedział, że między nimi niczego szczególnego nie będzie. Dlatego nie miał pojęcia, czemu chwilę później palnął takowe zdanie.
- W sumie szkoda, że dajemy sobie spokój z udawaniem pary. Zdążyłem się już przyzwyczaić.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Jezioro
- A gdybyś się zarejestrował w Ministerstwie? Chyba nie mogli by się wtedy przyczepić, no nie? - Wypaliła nagle, przypominając sobie tekst jednego z kodeksów. Niegdyś, będąc jeszcze ambitną dziewczynką, Gregorovic w głębi serduszka marzyła o byciu animagiem, jednak z czasem, porzuciła te dalekosiężne plany na rzecz znęcania się nad młodszymi. Smutne. Mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy wciąż tkwił tekst obowiązującego prawa. Może rzeczywiście powinna przewartościować priorytety, nim będzie za późno?
Dziewczyna zerwała się z miejsca sięgając po garść małych, płaskich kamyczków. W ramach troski o swoje skomplikowane życie emocjonalne.
- Po co notes? Wytatuuję je sobie na nodze. - Parsknęła, poprawiając materiał arcykrótkiej, oczywiście według pewnego Ślizgona, czarnej spódniczki. Wyłuskała jeden z kamyczków, obracając go w drobnej dłoni. Zerknęła na Brandona ze zdziwieniem. Przyzwyczaił się? Kąciki ust dziewczyny drgnęły.
- W sumie bycie normalnym człowiekiem przez te kilka dni, nie było takie złe. - Filuterny uśmiech zniknął z jej twarzy tak szybko, jak się pojawił. Nie sądziła jednak, by nie zauważył. Ślizgonka zamachnęła się, by pod odpowiednim kątem rzucić kamyk. Płaska powierzchnia odbiła się trzykrotnie od tafli wody, dopiero przy czwartej próbie opadając na dno.
Dziewczyna zerwała się z miejsca sięgając po garść małych, płaskich kamyczków. W ramach troski o swoje skomplikowane życie emocjonalne.
- Po co notes? Wytatuuję je sobie na nodze. - Parsknęła, poprawiając materiał arcykrótkiej, oczywiście według pewnego Ślizgona, czarnej spódniczki. Wyłuskała jeden z kamyczków, obracając go w drobnej dłoni. Zerknęła na Brandona ze zdziwieniem. Przyzwyczaił się? Kąciki ust dziewczyny drgnęły.
- W sumie bycie normalnym człowiekiem przez te kilka dni, nie było takie złe. - Filuterny uśmiech zniknął z jej twarzy tak szybko, jak się pojawił. Nie sądziła jednak, by nie zauważył. Ślizgonka zamachnęła się, by pod odpowiednim kątem rzucić kamyk. Płaska powierzchnia odbiła się trzykrotnie od tafli wody, dopiero przy czwartej próbie opadając na dno.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Jezioro
- Nie przyczepiliby się, gdybym był zarejestrowany wcześniej - odrzekł wymijająco. Nie chciało mu się już o tym rozmawiać, musiał wreszcie zebrać myśli i się uspokoić. Przekonywał samego siebie, że tak naprawdę nic strasznego się nie stało. Na razie.
Obserwował, jak Lena podnosi kamyki. Ta dziewczyna nadal była dla niego jedną wielką zagadką. Mimo tego, iż strasznie polubił jej przewrotny charakter, nie był pewien, czy będzie mu dane pójść o krok dalej. I czy w ogóle tego chce... Miał to do siebie, że co chwilę zmieniał zdanie jak wyjątkowo kapryśna baba. Ech. Musi pogadać z Isidorą. Zbyt dawno nie miał kontaktu z kimś o wiele rozsądniejszym od niego.
Podniósł się powoli i stanął obok Rosjanki. Ledwie widoczny strzępek uśmiechu przemknął przez jej twarz, co sprawiło, że Brandon mimo woli poczuł lekkie ukłucie gdzieś w okolicach żołądka.
- Zmarnowałem sporo czasu - wymamrotał ledwie słyszalnie, wciąż mając na ustach półuśmiech. Nie miał zamiaru powiedzieć na głos i wprost, że miał na myśli właśnie ją. Zresztą panna Gregorovic była nad wyraz inteligentną osobą i z pewnością domyślała się, że wpadła mu w oko. Teraz jednak był czas na to, by pobyć w samotności i pomyśleć.
- Dzięki, że poszłaś dzisiaj za mną.
Bez zbędnych ceregieli zbliżył się do niej złożył na jej ustach krótki pocałunek. Następnie puścił do niej oczko i, jak gdyby nigdy nic, zniknął. W miejscu, gdzie przed sekundą stał, tkwił teraz wilk, który po prostu pobiegł w kierunku lasu. Nim wróci do szkoły, musi jeszcze zastanowić się, czy mu się w ogóle chce.
Obserwował, jak Lena podnosi kamyki. Ta dziewczyna nadal była dla niego jedną wielką zagadką. Mimo tego, iż strasznie polubił jej przewrotny charakter, nie był pewien, czy będzie mu dane pójść o krok dalej. I czy w ogóle tego chce... Miał to do siebie, że co chwilę zmieniał zdanie jak wyjątkowo kapryśna baba. Ech. Musi pogadać z Isidorą. Zbyt dawno nie miał kontaktu z kimś o wiele rozsądniejszym od niego.
Podniósł się powoli i stanął obok Rosjanki. Ledwie widoczny strzępek uśmiechu przemknął przez jej twarz, co sprawiło, że Brandon mimo woli poczuł lekkie ukłucie gdzieś w okolicach żołądka.
- Zmarnowałem sporo czasu - wymamrotał ledwie słyszalnie, wciąż mając na ustach półuśmiech. Nie miał zamiaru powiedzieć na głos i wprost, że miał na myśli właśnie ją. Zresztą panna Gregorovic była nad wyraz inteligentną osobą i z pewnością domyślała się, że wpadła mu w oko. Teraz jednak był czas na to, by pobyć w samotności i pomyśleć.
- Dzięki, że poszłaś dzisiaj za mną.
Bez zbędnych ceregieli zbliżył się do niej złożył na jej ustach krótki pocałunek. Następnie puścił do niej oczko i, jak gdyby nigdy nic, zniknął. W miejscu, gdzie przed sekundą stał, tkwił teraz wilk, który po prostu pobiegł w kierunku lasu. Nim wróci do szkoły, musi jeszcze zastanowić się, czy mu się w ogóle chce.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Jezioro
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Jezioro
Anthony żwawym krokiem przemierzał przez całe błonia trzymając w prawej dłoni jego stały nieodłączny element- paczkę papierosów. Wiedział, że jest już zdecydowanie za późno by spacerować koło zamku i pewnie gdyby jakikolwiek nauczyciel go przyłapał dostałby konkretną karę. Ale czy Anthony Wilson należał do tych którzy się przejmują konsekwencjami? Czy był to odpowiedzialny i rozważny uczeń? Nie, zdecydowanie nie, to była ostatnią rzecz jaką można było o nim powiedzieć. Kiedy doszedł do jeziora stanął kilka kroków od brzegu. Nie zaświecał różdżki -księżyc który prawie zbliżał się do pełni pięknie oświetlał tafle jeziora. W okół panowała cisza , chociaż sam Tony nie wiedział czy ta cisza jest mu teraz potrzebna. Nie chciał być chyba sam, ostatnimi miesiącami był sam cały czas. Chował się po kątach jak szczur, emocje poprzednich wydarzeń go zjadły. Nadchodząca pełnia w zupełności nie pomagałą mu kontrolować tego wszystkiego co kotłowało się w jego głowie. Kontrola emocji nie była jego mocną stroną.
Anthony ze świstem wciągnął powietrze i zaczerpnął się nim. Jest i on. Młody Werter Hogwartu. Stoi nad brzegiem analizując swoje zachowanie sprzed ostatniego roku. Gdyby mogł cofnąć czas zmieniły wszystko. Na pewno nie odszedłby od Antoniji a później nie uciekłby ze szkoły. Dużo energii i starań zajęło mu by tu wrócić, a z taką "kartoteką" nie było łatwe przekonać dyrektora, że jednak się poprawił. Co chyba jednak mu nie wyszło, skoro wymyka się ze szkoły w środku nocy tylko po to by postać nad brzegiem jeziora wpatrując sie jak zahipnotyzowany w księżyc. Gdyby ktokolwiek by go złapał, pewnie mógłby zostać wyrzucony już na dobre.
Anthony ze świstem wciągnął powietrze i zaczerpnął się nim. Jest i on. Młody Werter Hogwartu. Stoi nad brzegiem analizując swoje zachowanie sprzed ostatniego roku. Gdyby mogł cofnąć czas zmieniły wszystko. Na pewno nie odszedłby od Antoniji a później nie uciekłby ze szkoły. Dużo energii i starań zajęło mu by tu wrócić, a z taką "kartoteką" nie było łatwe przekonać dyrektora, że jednak się poprawił. Co chyba jednak mu nie wyszło, skoro wymyka się ze szkoły w środku nocy tylko po to by postać nad brzegiem jeziora wpatrując sie jak zahipnotyzowany w księżyc. Gdyby ktokolwiek by go złapał, pewnie mógłby zostać wyrzucony już na dobre.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Jezioro
Od dawna nie miała wizji. Część z nich skutecznie blokowała, co odbijało się zarówno na jej zdrowiu psychicznym, jak i fizycznym. Nie spała po nocach, mało jadła i coraz więcej piła kawy dobijając to wszystko papierosami. Niszczyła się na własne życzenie, a to dlatego, że egoistycznie chciała omijać wizje związane z jej osobą i bliskimi.
W dniu dzisiejszym była po dwudniowym mini-maratonie bezsenności, więc była dość rozdrażniona i jednocześnie osłabiona. Nie wiedziała też co jej strzeliło do głowy, żeby wybierać się na nocy, po błoniach. Po prostu... czuła taką potrzebę. Być może gdyby nie blokowała wizji i zwyczajnej intuicji, to by wiedziała, a tak szła przed siebie. Nie użyła różdżki, by oświetlić sobie drogę uznając, że idzie ścieżką, więc nie spotka jej nic złego. W pewnym momencie jednak chyba zakręciło jej się w głowie od nadmiaru świeżego powietrza lub ze zwyczajnego zmęczenia organizmu, co poskutkowało tym, że zatrzymała się na moment przy jednym z drzew a to z kolei poskutkowało tym, że wyniuchała w okolicy smród papierosów. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz paliła, ale zapach tytoniu szybko spowodował, że zboczyła z kursu i pokierowała się w stronę jeziora. Nie zdziwiła się, gdy będąc bliżej, rozpoznała sylwetkę Anthony'ego.
– Nie możesz spać? – ujawniła swoją obecność, być może tym niespodziewanym pojawieniem się strasząc Wilsona. Nie interesowało jej to jednak; zamiast tego stanęła tuż obok z rękoma skrzyżowanymi pod biustem.
W dniu dzisiejszym była po dwudniowym mini-maratonie bezsenności, więc była dość rozdrażniona i jednocześnie osłabiona. Nie wiedziała też co jej strzeliło do głowy, żeby wybierać się na nocy, po błoniach. Po prostu... czuła taką potrzebę. Być może gdyby nie blokowała wizji i zwyczajnej intuicji, to by wiedziała, a tak szła przed siebie. Nie użyła różdżki, by oświetlić sobie drogę uznając, że idzie ścieżką, więc nie spotka jej nic złego. W pewnym momencie jednak chyba zakręciło jej się w głowie od nadmiaru świeżego powietrza lub ze zwyczajnego zmęczenia organizmu, co poskutkowało tym, że zatrzymała się na moment przy jednym z drzew a to z kolei poskutkowało tym, że wyniuchała w okolicy smród papierosów. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz paliła, ale zapach tytoniu szybko spowodował, że zboczyła z kursu i pokierowała się w stronę jeziora. Nie zdziwiła się, gdy będąc bliżej, rozpoznała sylwetkę Anthony'ego.
– Nie możesz spać? – ujawniła swoją obecność, być może tym niespodziewanym pojawieniem się strasząc Wilsona. Nie interesowało jej to jednak; zamiast tego stanęła tuż obok z rękoma skrzyżowanymi pod biustem.
Re: Jezioro
W okół panowała cisza, tylko od czasu do czasu gdzieś z oddali słychać było pohukiwanie jakiejś sowy, albo szelest liści kołyszących się na wietrze. Anthony był kompletnie zamyślony, jakby zahipnotyzowany. To była pierwsza noc od dawna w której pozwolił sobie na przemyślenia, na poczucie jakikolwiek głębszych emocji. Zazwyczaj starał się to tłumić, bo tak było zdecydowanie łatwiej. Mogł teraz spać, mógł zbierać siły na jutrzejsze studiowanie Eliksirów w dormitorium, albo bibliotece. Mogł też zawsze zachowywać się jak typowy nastolatek i z kolegami mógł rzucać różne zabawne czarny na pierwszoroczniaków. Jednak Tony się zmienił, sam uważał, że jakaś część jego odeszła bezpowrotnie. Stał się mrocznym i gburowatym samotnikiem. Wiadomo, nigdy nie był specjalną duszą towarzystwa jednak teraz był w tym jakiegoś rodzaju smutek.
Młody ślizgon nie miał pojęcia, że ktokolwiek się do niego zbliża. Miał kompletnie wyłączone zmysły a skupiony był tylko na swoich popapranych myślach, bo choć teoretycznie jego wilcza natura mogłby zareagować wcześniej, to jednak stało się to dopiero wtedy kiedy usłyszał głos Andrei. Nie była to normalna reakcja- najpierw z dłoni wypadł mu papieros i jakimś niefortunnym trafem wylądował mu między rozpiętą kurtką a bluzą wypalając i w jednym i drugim sporą dziurę. Chłopak zaczął otrzepywać się nerwowo skacząc jakby kompletnie postradał zmysły, dopiero kiedy pet wypadł mu z ubrań to z tylnej kieszeni spodni wyjął różdżkę celując prosto w twarz dziewczyny. Minęła chwila zanim zorientował się z kim ma do czynienia.
-Kurwa, Andera.- mruknął i zaczął powoli opuszczać różdżkę wzdłuż tułowia.- Oszalałaś, co Ty robisz tu o tej porze?- warknął jak ojciec na córkę która za późno wróciła z imprezy. Serce waliło mu jak oszalałe. - Nie nie mogę spać...a Ty chcesz koniecznie wpakować się w tarapaty, mam Cię odprowadzić do dormitorium?- ciężko było mu się uspokoić, na pewno zbliżająca pełnia nie pomagała w ostudzeniu emocji młodego wilkołaka.
Młody ślizgon nie miał pojęcia, że ktokolwiek się do niego zbliża. Miał kompletnie wyłączone zmysły a skupiony był tylko na swoich popapranych myślach, bo choć teoretycznie jego wilcza natura mogłby zareagować wcześniej, to jednak stało się to dopiero wtedy kiedy usłyszał głos Andrei. Nie była to normalna reakcja- najpierw z dłoni wypadł mu papieros i jakimś niefortunnym trafem wylądował mu między rozpiętą kurtką a bluzą wypalając i w jednym i drugim sporą dziurę. Chłopak zaczął otrzepywać się nerwowo skacząc jakby kompletnie postradał zmysły, dopiero kiedy pet wypadł mu z ubrań to z tylnej kieszeni spodni wyjął różdżkę celując prosto w twarz dziewczyny. Minęła chwila zanim zorientował się z kim ma do czynienia.
-Kurwa, Andera.- mruknął i zaczął powoli opuszczać różdżkę wzdłuż tułowia.- Oszalałaś, co Ty robisz tu o tej porze?- warknął jak ojciec na córkę która za późno wróciła z imprezy. Serce waliło mu jak oszalałe. - Nie nie mogę spać...a Ty chcesz koniecznie wpakować się w tarapaty, mam Cię odprowadzić do dormitorium?- ciężko było mu się uspokoić, na pewno zbliżająca pełnia nie pomagała w ostudzeniu emocji młodego wilkołaka.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Jezioro
Minęły zaledwie godziny kiedy młody Wilson pojawił się wraz z Conradem w szkole, zostając tym samym doprowadzonym przez niego pod sama bramę wejściowa, sprowadzając przy okazji na siebie masę ciekawskich i wścibskich spojrzeń uczniów. Już od jakiegoś czasu szkolne plotkary nie dawały sobie spokoju ze zniknięciem Anthony'ego wymyślając przy tym niestworzone historie- raz było to popełnienie samobójstwa przez złamane serce, drugi raz zamknięcie w Azkabanie i tak naprawdę każda z tej plotki miała w sobie odrobine prawdy, bo w jakimś tam stopniu Anthony Wilson umarł w środku, a na pewno jakaś jego cześć nieodwracalnie odeszła po tym wszystkim co stało się w lochach ministerstwa magii, a później w jego własnym domu. Tak jak jeszcze kilka dni temu nie marzył o niczym innym tak bardzo jak o powrocie, tak teraz, biorąc prysznic w dormitorium, nie wiedział czy w ogóle chce tu być. W momencie gdy Sharp przywrócił mu możliwość komunikowania się ze wszystkimi i oddał jego różdżkę tak naprawdę nie wiedział do kogo może się zwrócić i po co ma to robić? Męczyło go bycie ciężarem, bo nawet sam siebie coraz bardziej zaczął przytłaczać. Jego myśli były brudne, niespokojne i niebezpieczne gdy tylko na chwile przymykał swoje powieki starając się jak najwiecej skupiać na gorących, a wręcz parzących kroplach wody spływających po jego ciele. Dormitorium było o dziwo puste w momencie kiedy Anthony wychodził spod prysznica i w głębi duszy cieszył się, że nie musiał odpowiadać na miliony pytań zadane przed swoich współlokatorów. Ubrał na siebie swoje standardowe ubranie w ulubionym odcieniu czerni i nawet nie susząc włosów, złapał za swój nieodłączny artefakt jakim była butelka brunatnego alkoholu i wyszedł z pokoju. Czy przejmował się, ze ktoś go złapie? A może tak naprawdę na to liczył? Przechodząc przez korytarze bezwstydnie upijał trunek z gwinta zastanawiając się ile obrazów musi minąć zanim którykolwiek na niego doniesie. Tak się jednak nie stało i chłopak mógł na spokojnie wyjść z zamku kierując swoje kroki w stronę błoni, które już były skąpane w lekkim pół mroku, bo słońce powoli chowało się za horyzont. Wilson nigdzie się nie spieszył, nie mial konkretnego celu, no może poza tym jednym który dręczył go od ostatnich dwóch tygodni- przestać myśleć, analizować i zacząć czuć cokolwiek, bo pustka, która wypełniała jego ciało była przerażająco niebezpieczna.
Dochodząc nad jezioro Anthony stanął nad jego brzegiem kopiąc w kierunku tafli wody kamyki, które z przyjemnym dźwiękiem wpadały do środka. Nagle w jego głowie pojawiła się myśl, pewien impuls który kazał mu zdjąć jedynie czarna kurtkę z różdżka w kieszeni, odrzucić butelkę whisky na trawę i wbiec do wody bez większego zastanowienia. Był marzec, a jak wszyscy doskonale wiemy temperatura na początku wiosny nigdy nie rozpieszczała, nie zachęcając tym samym do jakichkolwiek kąpieli i tak tez było w tym przypadku. W momencie gdy ślizgon wbiegł do jeziora poczuł jak przeraźliwy chłód oplata jego ciało, płuca kurczą się pod wpływem zimna, a każda komórka jego ciała błaga o odrobine ciepła. Minęła dłuższa chwila zanim Wilson wynurzył się z wody łapiąc w końcu oddech i tak, to był ten oddech którego tak bardzo potrzebował, ten który udowadniał mu, że jednak coś czuje i żyje i to ekstremum, którego tak bardzo szuka jest niczym remedium na jego pustkę.
Dochodząc nad jezioro Anthony stanął nad jego brzegiem kopiąc w kierunku tafli wody kamyki, które z przyjemnym dźwiękiem wpadały do środka. Nagle w jego głowie pojawiła się myśl, pewien impuls który kazał mu zdjąć jedynie czarna kurtkę z różdżka w kieszeni, odrzucić butelkę whisky na trawę i wbiec do wody bez większego zastanowienia. Był marzec, a jak wszyscy doskonale wiemy temperatura na początku wiosny nigdy nie rozpieszczała, nie zachęcając tym samym do jakichkolwiek kąpieli i tak tez było w tym przypadku. W momencie gdy ślizgon wbiegł do jeziora poczuł jak przeraźliwy chłód oplata jego ciało, płuca kurczą się pod wpływem zimna, a każda komórka jego ciała błaga o odrobine ciepła. Minęła dłuższa chwila zanim Wilson wynurzył się z wody łapiąc w końcu oddech i tak, to był ten oddech którego tak bardzo potrzebował, ten który udowadniał mu, że jednak coś czuje i żyje i to ekstremum, którego tak bardzo szuka jest niczym remedium na jego pustkę.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Jezioro
Zawsze chciała być prefektem, jednak nagle odznaka przypięta do białej koszuli przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Dni ciągnęły się w nieskończoność, a ona dostawała wścieklizny i była bardziej niesympatyczna, niż zwykle. Plusem z pełnionej funkcji było to, że mogła odejmować drobne punkty, zwracać uwagę na krótkie spódniczki i kręcić się po korytarzach po nocnej ciszy w ramach patroli Jakakolwiek plotka na temat Wilsona — czy to głupoty o samobójstwie, Azkabanie czy ucieczce z kochanką, którą Lauren słyszała, uruchamiała w niej prawdziwą jędzę. Czasem ktoś obrywał zaklęciem z niewiadomego pochodzenia, czasem odejmowała kryształy z klepsydr i wysyłała do Profesorów za błahostki. Najchętniej dałaby też takiej personie zwyczajnie w mordę, ale największe plotkary zwykle trzymały się w grupach.
Zaletą było też to, że obrazy jej donosiły i tak właśnie było teraz, o zagubionym chłopaku z pijącym alkohol w środku tygodnia. Nawet nie pomyślała już więcej o zajęciach, z których miała się urwać, odwracając napięcie do obrazu i wchodząc z nim w krótką dyskusję na temat szczegółów tego wydarzenia. Wyjęła z torby niewielki flakonik z eliksirem pobudzającym, z którym od kilkunastu dni się nie rozstawała, bo bezsenność dawała jej popalić bardziej, niż zwykle i obróciła się napięcie, schodząc w dół po krętych, zaczarowanych schodach.
Dotarcie nad jezioro było kwestią kilku minut, chociaż Lauren i tak wydawało się to zbyt wolne. Rześki podmuch marcowego wiatru szczypał jej policzki, targał rudym warkoczem, który kołysząc się w powietrzu, przypominał grubą linę. Zerknęła w dół na kurtkę i różdżkę, butelkę ognistej, a następnie na tafle wody. Nie umiała pływać, nienawidziła zbiorników tak wielkich i tak głębokich, zamieszkałych przez trytony i wielką kałamarnicę. Poczuła jedynie impuls, który rozniósł się mrowieniem po ciele, gdy dostrzegła sylwetkę wynurzająca się z wody. Znała Anthonyego na tyle, aby oczekiwać nieoczekiwanego, jednak nawet to nie było w stanie powstrzymać tego, co rozbrzmiało w jej głowie, nakazując niedbałe zrzucenie torby, butów i czarnego swetra. Była zła, że jej nie powiedział, że wraca i że wszystko jest w porządku, a jednocześnie czuła tak olbrzymią ulgę na widok znajomej sylwetki, że wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie — nawet jezioro. Conrad miał rację. Suzy miała rację. Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiała?
Woda była zimna i okropna, piasek uciekał jej pod stopami, a ona nie mogła się zatrzymać, jakby musiała sprawdzić, że Wilson był częścią rzeczywistości, a nie senną marą, złudzeniem, które mogło wywołać jej zmęczenie brak snu. Poczuła, że dygocze, tylko nie była pewna, czy spowodowane to było zimnem, strachem, podekscytowaniem czy ulgą? Może wszystkim na raz? W głowie się Sharp nie mieściło, że jeden człowiek może wywołać takie emocje w drugim, kiedy owinął ją sobie wokół palca? Zatrzymała się na wysokości biustu, wbijając w niego spojrzenie. Lustrowała jego twarz wzrokiem uważnie, nie pomijała żadnego fragmentu jego twarzy, szyi, ramion — wszystkiego, co wystawało ponad tafle. Podmuch wiatru rozniósł się kolejną porcją dreszczy, wdzierając się do skóry poprzez przyklejone do niej mokrych i ciężkich ubrań. Koszula była nieprzyjemna, drażniła ją agrafka przy odznace, palce wciąż zapadały się w piasek, a prawie połowa miedzianego warkocza zniknęła gdzieś pod wodą. Przez chwilę rozchylała usta, żeby cokolwiek powiedzieć, ale zwyczajnie nie była w stanie, bo co właściwie mogła powiedzieć? Nie miała pojęcia, co się z nim działo i przez co przeszedł, a Wilson nie był człowiekiem, któremu można było się tak narzucać. Nie umiała znaleźć słów, żeby mu wszystko powiedzieć, co chciała i tu znów wziął górę jej temperament, jej bezczelność, jej głupia odwaga — bo miała go przecież na wyciągnięcie dłoni.
Nim się spostrzegła, nim zdążyła poczuć panikę, gdy woda dotknęła skraju szyi, już go obejmowała. Mocno, wbijając palce i zaciskając tak, jakby miał uciec i się rozpłynąć, a ona za nic na świecie nie chciałaby na to pozwolić. Nie była specjalnie silna, ale była uparta i robiła rzeczy pod wpływem impulsu, zwłaszcza te, które dotyczyły bruneta, więc wkładając w to całą energię, wplotła dłoń w jego włosy i przyciągnęła twarz chłopaka do swojej szyi, korzystając z tego, że była w stanie nieco korzystać z faktu, że znajdowali się w wodzie. Pogłaskała po go głowie, zamykając go w objęciach.
Musiał przecież wiedzieć, że tęskniła, że się o niego martwiła, że bez niego było okropnie. Jak mogło być tak okropnie samemu, gdy nie widziała go na zajęciach lub w szkole? Nigdy przecież nie przechodziła przez coś takiego, co zafundowały jej ostatnie dwa tygodnie. I jeszcze nie mogła w żaden sposób się z nim skontaktować, chociaż próbowała. Jeszcze mocniej zacisnęła palce na jego ciele. Uniosła zaciśnięte wcześniej powieki, gdy falą gorąca pojawiła się w jej umyśle odpowiedź na pytanie, które tak długo sobie zadawała.
Zaletą było też to, że obrazy jej donosiły i tak właśnie było teraz, o zagubionym chłopaku z pijącym alkohol w środku tygodnia. Nawet nie pomyślała już więcej o zajęciach, z których miała się urwać, odwracając napięcie do obrazu i wchodząc z nim w krótką dyskusję na temat szczegółów tego wydarzenia. Wyjęła z torby niewielki flakonik z eliksirem pobudzającym, z którym od kilkunastu dni się nie rozstawała, bo bezsenność dawała jej popalić bardziej, niż zwykle i obróciła się napięcie, schodząc w dół po krętych, zaczarowanych schodach.
Dotarcie nad jezioro było kwestią kilku minut, chociaż Lauren i tak wydawało się to zbyt wolne. Rześki podmuch marcowego wiatru szczypał jej policzki, targał rudym warkoczem, który kołysząc się w powietrzu, przypominał grubą linę. Zerknęła w dół na kurtkę i różdżkę, butelkę ognistej, a następnie na tafle wody. Nie umiała pływać, nienawidziła zbiorników tak wielkich i tak głębokich, zamieszkałych przez trytony i wielką kałamarnicę. Poczuła jedynie impuls, który rozniósł się mrowieniem po ciele, gdy dostrzegła sylwetkę wynurzająca się z wody. Znała Anthonyego na tyle, aby oczekiwać nieoczekiwanego, jednak nawet to nie było w stanie powstrzymać tego, co rozbrzmiało w jej głowie, nakazując niedbałe zrzucenie torby, butów i czarnego swetra. Była zła, że jej nie powiedział, że wraca i że wszystko jest w porządku, a jednocześnie czuła tak olbrzymią ulgę na widok znajomej sylwetki, że wszystko inne przestało mieć jakiekolwiek znaczenie — nawet jezioro. Conrad miał rację. Suzy miała rację. Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiała?
Woda była zimna i okropna, piasek uciekał jej pod stopami, a ona nie mogła się zatrzymać, jakby musiała sprawdzić, że Wilson był częścią rzeczywistości, a nie senną marą, złudzeniem, które mogło wywołać jej zmęczenie brak snu. Poczuła, że dygocze, tylko nie była pewna, czy spowodowane to było zimnem, strachem, podekscytowaniem czy ulgą? Może wszystkim na raz? W głowie się Sharp nie mieściło, że jeden człowiek może wywołać takie emocje w drugim, kiedy owinął ją sobie wokół palca? Zatrzymała się na wysokości biustu, wbijając w niego spojrzenie. Lustrowała jego twarz wzrokiem uważnie, nie pomijała żadnego fragmentu jego twarzy, szyi, ramion — wszystkiego, co wystawało ponad tafle. Podmuch wiatru rozniósł się kolejną porcją dreszczy, wdzierając się do skóry poprzez przyklejone do niej mokrych i ciężkich ubrań. Koszula była nieprzyjemna, drażniła ją agrafka przy odznace, palce wciąż zapadały się w piasek, a prawie połowa miedzianego warkocza zniknęła gdzieś pod wodą. Przez chwilę rozchylała usta, żeby cokolwiek powiedzieć, ale zwyczajnie nie była w stanie, bo co właściwie mogła powiedzieć? Nie miała pojęcia, co się z nim działo i przez co przeszedł, a Wilson nie był człowiekiem, któremu można było się tak narzucać. Nie umiała znaleźć słów, żeby mu wszystko powiedzieć, co chciała i tu znów wziął górę jej temperament, jej bezczelność, jej głupia odwaga — bo miała go przecież na wyciągnięcie dłoni.
Nim się spostrzegła, nim zdążyła poczuć panikę, gdy woda dotknęła skraju szyi, już go obejmowała. Mocno, wbijając palce i zaciskając tak, jakby miał uciec i się rozpłynąć, a ona za nic na świecie nie chciałaby na to pozwolić. Nie była specjalnie silna, ale była uparta i robiła rzeczy pod wpływem impulsu, zwłaszcza te, które dotyczyły bruneta, więc wkładając w to całą energię, wplotła dłoń w jego włosy i przyciągnęła twarz chłopaka do swojej szyi, korzystając z tego, że była w stanie nieco korzystać z faktu, że znajdowali się w wodzie. Pogłaskała po go głowie, zamykając go w objęciach.
Musiał przecież wiedzieć, że tęskniła, że się o niego martwiła, że bez niego było okropnie. Jak mogło być tak okropnie samemu, gdy nie widziała go na zajęciach lub w szkole? Nigdy przecież nie przechodziła przez coś takiego, co zafundowały jej ostatnie dwa tygodnie. I jeszcze nie mogła w żaden sposób się z nim skontaktować, chociaż próbowała. Jeszcze mocniej zacisnęła palce na jego ciele. Uniosła zaciśnięte wcześniej powieki, gdy falą gorąca pojawiła się w jej umyśle odpowiedź na pytanie, które tak długo sobie zadawała.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Jezioro
Woda do której wszedł chłopak była przeraźliwie zimna i to przeszywało na wskroś jego ciało, które powili zaczęło dygotać w wychłodzenia. Chciał poczuć coś więcej niż tylko chłód, to było dla niego zdecydowanie za mało, dało ulgę tylko na chwile i gdyby nie znajoma sylwetka która pojawiła się na skraju jeziora pewnie popłynął by głębiej. Może nawet zaryzykowałby swoje życie by chociaż na chwile poczuć się lepiej.
Nie był trzeźwy od dobrych dwóch tygodni, dlatego postać Lauren wydawała się być tak nierealna, że bez słowa przyglądał się jak dziewczyna rozbiera poszczególne ubrania i wchodzi do wody. Przyzwyczaił się do majaków spędzając tyle dni w samotności, zaprzyjaźnił się ze swoimi demonami których jak widać nie dało utopić się nawet w jeziorze. Ale ona tu była i wchodziła znów za nim do jeziora, jak gdyby chcąc go znów uratować, znów ocalić jego bezsensowne istnienie. Poczuł ukłucie żalu w sercu, które od jakiegoś czasu nie czuło nic. Z jednej strony był zły na siebie, że nie skontaktował się z nią w jakikolwiek sposób w momencie gdy Conrad wypuścił go z tego prowizorycznego więzienia, a z drugiej strony jego racjonalna cześć umysłu, mówiła mu, że tak byłoby lepiej dla niej. A niczego w tym momencie bardziej nie pragnął jak tego, żeby Lauren było dobrze i wiedział, że z nim tego nie zazna. Myślał, ze zanim ją spotka miną dni, a może nawet tygodnie biorąc pod uwagę przerwę wiosenną która zaczynała się już jutro, a on będzie miał czas przeanalizować sobie wszystko i może po części znów chciał uciec od podejmowania decyzji?
To było jedno z dziwniejszych uczuć które Wilson doświadczył. Chciał ją tak bardzo mieć przy sobie jednocześnie wiedząc, że nie może być znów tak kurewsko samolubny. Kiedy tylko rudowłosa weszła do wody Wilson podpłynął do miejsca gdzie jego stopy mogły stanąć na grząskim piasku by trochę bardziej stabilnie obserwować poczynania dziewczyny. Czy ona zawsze już będzie na niego tak działać? Jego ciało przeszył dreszcz i sam nie wiedział czy był on spowodowany jej obecnością czy zimnym, marcowym wiatrem, który przeszywał jego ciało. Wszystko było jak w zwolnionym tempie, a może to była tylko jego pijana, pokiereszowana głowa? Bo już za chwile czuł jak jej zimne i mokre ciało przywiera do niego, a w momencie przybliżenia Wilsonowej twarzy do jej szyi przyjemny malinowy zapach wdarł się do jego nozdrzy. Pachniała najbezpieczniejszym miejscem na świecie, miłością i wszystkim tym czego Wilson nie mógł teraz odczuwać. Nie dlatego, że nie chciał, a przez to, że nie czuł się wystarczająco dobry by móc na to zasłużyć.
-Lauren ja…- zaczął i przymknął oczy, bo pomimo zimna które panowało na zewnątrz w miejscu w którym było jego serce rozlewała się ciepło- …Ty nie możesz mnie ciagle ratować. Nie możesz wbiegać do lasu, wchodzić do jeziora, rozumiesz?- dokończył nieco oschłej chociaż chciał powiedzieć coś zupełnie innego to jego głowa nie pozwoliła mu wypowiedzieć tych słów. Ciepło które jeszcze przed chwila wypełniało jego ciało zniknęło, znów pojawiła się nicość i niechęć do samego siebie. Obejmował ja czując jak i ona drży z zimna i otworzył powieki odsuwając się powoli na tyle by móc spojrzeć w jej oczy. Karmelowe spojrzenie było tym co bardzo dobrze pamiętał w momencie kiedy kilka dni spędził przykuty do ściany, a później, by tęsknota nie rozgrywała mu serca wyparł to z pamięci i teraz miał wrażenie, ze patrzy w jej tęczówki po raz pierwszy.
Nie był trzeźwy od dobrych dwóch tygodni, dlatego postać Lauren wydawała się być tak nierealna, że bez słowa przyglądał się jak dziewczyna rozbiera poszczególne ubrania i wchodzi do wody. Przyzwyczaił się do majaków spędzając tyle dni w samotności, zaprzyjaźnił się ze swoimi demonami których jak widać nie dało utopić się nawet w jeziorze. Ale ona tu była i wchodziła znów za nim do jeziora, jak gdyby chcąc go znów uratować, znów ocalić jego bezsensowne istnienie. Poczuł ukłucie żalu w sercu, które od jakiegoś czasu nie czuło nic. Z jednej strony był zły na siebie, że nie skontaktował się z nią w jakikolwiek sposób w momencie gdy Conrad wypuścił go z tego prowizorycznego więzienia, a z drugiej strony jego racjonalna cześć umysłu, mówiła mu, że tak byłoby lepiej dla niej. A niczego w tym momencie bardziej nie pragnął jak tego, żeby Lauren było dobrze i wiedział, że z nim tego nie zazna. Myślał, ze zanim ją spotka miną dni, a może nawet tygodnie biorąc pod uwagę przerwę wiosenną która zaczynała się już jutro, a on będzie miał czas przeanalizować sobie wszystko i może po części znów chciał uciec od podejmowania decyzji?
To było jedno z dziwniejszych uczuć które Wilson doświadczył. Chciał ją tak bardzo mieć przy sobie jednocześnie wiedząc, że nie może być znów tak kurewsko samolubny. Kiedy tylko rudowłosa weszła do wody Wilson podpłynął do miejsca gdzie jego stopy mogły stanąć na grząskim piasku by trochę bardziej stabilnie obserwować poczynania dziewczyny. Czy ona zawsze już będzie na niego tak działać? Jego ciało przeszył dreszcz i sam nie wiedział czy był on spowodowany jej obecnością czy zimnym, marcowym wiatrem, który przeszywał jego ciało. Wszystko było jak w zwolnionym tempie, a może to była tylko jego pijana, pokiereszowana głowa? Bo już za chwile czuł jak jej zimne i mokre ciało przywiera do niego, a w momencie przybliżenia Wilsonowej twarzy do jej szyi przyjemny malinowy zapach wdarł się do jego nozdrzy. Pachniała najbezpieczniejszym miejscem na świecie, miłością i wszystkim tym czego Wilson nie mógł teraz odczuwać. Nie dlatego, że nie chciał, a przez to, że nie czuł się wystarczająco dobry by móc na to zasłużyć.
-Lauren ja…- zaczął i przymknął oczy, bo pomimo zimna które panowało na zewnątrz w miejscu w którym było jego serce rozlewała się ciepło- …Ty nie możesz mnie ciagle ratować. Nie możesz wbiegać do lasu, wchodzić do jeziora, rozumiesz?- dokończył nieco oschłej chociaż chciał powiedzieć coś zupełnie innego to jego głowa nie pozwoliła mu wypowiedzieć tych słów. Ciepło które jeszcze przed chwila wypełniało jego ciało zniknęło, znów pojawiła się nicość i niechęć do samego siebie. Obejmował ja czując jak i ona drży z zimna i otworzył powieki odsuwając się powoli na tyle by móc spojrzeć w jej oczy. Karmelowe spojrzenie było tym co bardzo dobrze pamiętał w momencie kiedy kilka dni spędził przykuty do ściany, a później, by tęsknota nie rozgrywała mu serca wyparł to z pamięci i teraz miał wrażenie, ze patrzy w jej tęczówki po raz pierwszy.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Strona 10 z 11 • 1, 2, 3 ... , 9, 10, 11
Strona 10 z 11
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach