Jezioro
+29
Liliane Batteux
Kristian Lyberg
Carla Stark
Gale Overstreet
Wyatt Walker
Genevieve White
James Scott
Quinn Larivaara
Eleazar Snoopers
Keitaro Miyazaki
Aleksy Vulkodlak
Dylan Davies
Andrea Jeunesse
Hannah Wilson
Aaron Matluck
Nora Vedran
William Greengrass
Joel Frayne
Audrey Roshwel
Nicolas Socha
Christine Greengrass
Anthony Wilson
Dymitr Milligan
Maja Vulkodlak
Benedict Walton
Sophie Fitzpatrick
Mistrz Gry
Logan Campbell
Brennus Lancaster
33 posters
Strona 1 z 11
Strona 1 z 11 • 1, 2, 3 ... 9, 10, 11
Jezioro
Jezioro znajdujące się na błoniach, które sięga drzew Zakazanego Lasu. Podobno zamieszkane przez wielką kałamarnicę, ale tego nie dowiesz się, póki nie ujrzysz jej na własne oczy. Pomimo tego zagrożenia, w historii szkoły znaleźli się śmiałkowie, którzy stali się amatorami kąpieli.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Jezioro
Szedł dalej przed siebie nie zwracając na nic innego uwagi. Jej głos dalej krążył mu pogłowie powtarzając cały czas dwa te same słowa. Był już tak blisko, nie liczyło się dla niego już nic, poza medalionem i głosem dziewczyny. Złapał medalion za łańcuszek szybki ruchem dłoni wciągając go z gleby, poczuł jak na jego ręce ręce opadają kawałki wilgotnej ziemi. Blask oślepił go na tyle, że musiał zamknąć oczy. Kilka sekund później poczuł tępy ból głowy, który był nie do zniesienia.
Nagle wszystko zniknęło, czuł jak lodowata woda obmywała jego stopy pozbawione butów. Powoli otwarł oczy zamiast koron drzew, widział rozgwieżdżone nocne niebo. Ujrzał znów twarz młodej, pięknej dziewczyny. Znów hipnotyzowała go swoim głosem. Bez najmniejszego sprzeciwu z jego strony, ułożył w jej dłoniach medalion, gdy o niego poprosiła, uśmiechając się do niej przyjaźnie.
Nagle wszystko zniknęło, czuł jak lodowata woda obmywała jego stopy pozbawione butów. Powoli otwarł oczy zamiast koron drzew, widział rozgwieżdżone nocne niebo. Ujrzał znów twarz młodej, pięknej dziewczyny. Znów hipnotyzowała go swoim głosem. Bez najmniejszego sprzeciwu z jego strony, ułożył w jej dłoniach medalion, gdy o niego poprosiła, uśmiechając się do niej przyjaźnie.
Re: Jezioro
Wila natychmiast powiesiła medalion na swojej szyi. Dopiero po dłuższej chwili zwróciła na Ciebie uwagę.
- Jesteś ranny! - jasnowłosa przesunęła dłonią po Twoim policzku, na którym zaschła już krew. Twoja bluza była cała pocięta przez ostre ciernie, a twarz zdobiły podłużne szramy, jak po zabawie z kotem.
- Byłeś taki dzielny. - westchnęła po chwili i przyklasnęła w dłonie, wyciągając z niewielkiej sakiewki drobny, również złoty przyrząd na długim łańcuszku. Jeszcze nie wiedziałeś, co skrywa się w dłoniach wili. - Dostaniesz to, jeśli mi obiecasz, że gdy kiedykolwiek będę potrzebować Twojej pomocy, bez wahania się zgodzisz.
- Jesteś ranny! - jasnowłosa przesunęła dłonią po Twoim policzku, na którym zaschła już krew. Twoja bluza była cała pocięta przez ostre ciernie, a twarz zdobiły podłużne szramy, jak po zabawie z kotem.
- Byłeś taki dzielny. - westchnęła po chwili i przyklasnęła w dłonie, wyciągając z niewielkiej sakiewki drobny, również złoty przyrząd na długim łańcuszku. Jeszcze nie wiedziałeś, co skrywa się w dłoniach wili. - Dostaniesz to, jeśli mi obiecasz, że gdy kiedykolwiek będę potrzebować Twojej pomocy, bez wahania się zgodzisz.
Mistrz Gry
Re: Jezioro
Obserwował dziewczynę, jak ta wiesza złoty medalion na swojej szyi.
- To nic takiego... - odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Czując jej dłoń na swoim policzku sprawił, że prawie odpłynął. Jej delikatny dotyk był cudowny. Nie przejmował się uszkodzonym ubraniem, ani szramami na twarzy, w tej chwili dla niego ważne było tylko to, że pomógł dziewczynie odzyskać zgubę. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy usłyszał od niej komplement. Nie zwracał w ogóle uwagi na to, co robi dziewczyna, wpatrywał się jedynie w jej jasne, szare oczy.
- Obiecuję... - odparł. Bez wahania się zgodził na propozycje dziewczyny, nie ze względu na przedmiot, który miała zamiar mu podarować, a na to, by móc zobaczyć ją chociaż raz jeszcze. Nie wiedział czy w tej chwili tak na niego działa obecność dziewczyny, czy może jest inne wytłumaczenie tej sytuacji.
- To nic takiego... - odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Czując jej dłoń na swoim policzku sprawił, że prawie odpłynął. Jej delikatny dotyk był cudowny. Nie przejmował się uszkodzonym ubraniem, ani szramami na twarzy, w tej chwili dla niego ważne było tylko to, że pomógł dziewczynie odzyskać zgubę. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy usłyszał od niej komplement. Nie zwracał w ogóle uwagi na to, co robi dziewczyna, wpatrywał się jedynie w jej jasne, szare oczy.
- Obiecuję... - odparł. Bez wahania się zgodził na propozycje dziewczyny, nie ze względu na przedmiot, który miała zamiar mu podarować, a na to, by móc zobaczyć ją chociaż raz jeszcze. Nie wiedział czy w tej chwili tak na niego działa obecność dziewczyny, czy może jest inne wytłumaczenie tej sytuacji.
Re: Jezioro
Wila złożyła na Twych dłoniach złoty przedmiot.
- Korzystaj mądrze. - uśmiechnęła się do Ciebie i nim zniknęła złożyła na Twoim policzku delikatny pocałunek. - I pamiętaj o naszej obietnicy.
W Twoich rękach spoczywał teraz Zmieniacz Czasu. Dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, a Ty dzięki temu odzyskałeś znów całkowitą przytomność umysłu. Byłeś wyczerpany i zziębnięty, a na Twojej twarzy widniało wiele zadrapań i zaschnięta krew.
- Korzystaj mądrze. - uśmiechnęła się do Ciebie i nim zniknęła złożyła na Twoim policzku delikatny pocałunek. - I pamiętaj o naszej obietnicy.
W Twoich rękach spoczywał teraz Zmieniacz Czasu. Dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, a Ty dzięki temu odzyskałeś znów całkowitą przytomność umysłu. Byłeś wyczerpany i zziębnięty, a na Twojej twarzy widniało wiele zadrapań i zaschnięta krew.
Mistrz Gry
Re: Jezioro
Zapatrzony w dziewczynę poczuł, jak składa w jego dłoniach jakiś przedmiot. Postanowił przyjrzeć mu się później, teraz chciał spędzić jeszcze trochę czasu w towarzystwie pięknej nieznajomej. Odwzajemnił uśmiech, jakim obdarowała go. Gdy złożyła delikatny pocałunek na jego policzku poczuł przyjemny dreszcz przebiegający przez całe ciało, nie chciał jej opuścić.
- Będę pamiętał - odparł. Na jego twarzy ukazał się delikatny uśmiech, niestety chwilę później dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu. Powoli zaczął odzyskiwać jasność umysłu, nie wiedział czy to był sen, czy jawa. Jednak w przekonaniu, iż to wszystko się wydarzyło na prawdę, był przedmiot w jego dłoni. Był wyczerpany i zziębnięty. Schował prezent od nieznajomej do kieszeni, a chwilę później powoli wstał i nachylił się nad taflą jeziora. Pobieżnie obmył twarz z zaschniętej krwi. Nie wiedział gdzie są jego buty, a ubranie nadawało się jedynie do wyrzucenia. Powoli ruszył w kierunku zamku, nie wiedział nawet, która jest godzina i ile czasu go nie było. Miał jedynie nadzieje, iż nie spotka żadnego nauczyciela na korytarzu szkolnym.
- Będę pamiętał - odparł. Na jego twarzy ukazał się delikatny uśmiech, niestety chwilę później dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu. Powoli zaczął odzyskiwać jasność umysłu, nie wiedział czy to był sen, czy jawa. Jednak w przekonaniu, iż to wszystko się wydarzyło na prawdę, był przedmiot w jego dłoni. Był wyczerpany i zziębnięty. Schował prezent od nieznajomej do kieszeni, a chwilę później powoli wstał i nachylił się nad taflą jeziora. Pobieżnie obmył twarz z zaschniętej krwi. Nie wiedział gdzie są jego buty, a ubranie nadawało się jedynie do wyrzucenia. Powoli ruszył w kierunku zamku, nie wiedział nawet, która jest godzina i ile czasu go nie było. Miał jedynie nadzieje, iż nie spotka żadnego nauczyciela na korytarzu szkolnym.
Re: Jezioro
Przez zielone, zalane słońcem błonia przemknęła postać drobnej, rudowłosej dziewczyny, a jej ogniste kosmyki mignęły przechodniom przed oczami w zadziwiającym tempie. Młoda ślizgonka w biegu pokonała zamkowe tereny, docierając nad osławione jezioro. Korzystając z ładnej pogody, panienka Fitzpatrick rozłożyła na trawie kolorowy, kraciasty kocyk i postawiła na nim piknikowy koszyk wypełniony lemoniadą i truskawkami. Z okazji swoich siedemnastych urodzin postanowiła złapać trochę słońca, odpocząć i wystroić w białą, zwiewną sukienkę w czerwone wisienki, którą nad ranem sowa przyniosła jej w prezencie od ojca. Uśmiechając się leniwie, nasunęła na nos przeciwsłoneczne okulary w kształcie serc, kładąc się wygodnie na miękkim materiale.
- It was 1989, my thoughts were short my hair was long. Caught somewhere between a boy and man. She was seventeen and she was far from in between. It was summertime in Nothern Michigan.. - przyjemny, ciepły głos dziewczątka wypełnił opustoszałą okolicę. Sophie od dawna wyczekiwała siedemnastych urodzin. W końcu od dzisiaj była legalna i pełnoletnia. Zawsze wyobrażała sobie, że poczuje się inaczej i zrobi się bardziej dorosła, jednakże nic bardziej mylnego. Nadal biegała jak zakręcona i zdzierała sobie gardło, gdy nikogo nie było w pobliżu. Przeczesując palcami płomienne włosy, nie zaprzestawała śpiewu, a z koszyka wyciągnęła podniszczony podręcznik do Eliksirów. Otwierając książkę mniej więcej na środku, zaczytywała się w kolejnej skomplikowanej recepturze, kreśląc na marginesie kilka, własnych uwag. Na początku miała zamiar zabrać ze sobą jedną z porywających powieści romantycznych, ale w tak wyjątkowy dzień postanowiła odpuścić sobie łzawe zakończenia ukochanych romansów. Chcąc spędzić czas w radosnej atmosferze, w ostatniej chwili zapakowała wierną skarbnicę wywarów zamiast kuszącej Anny Kareniny.
- It was 1989, my thoughts were short my hair was long. Caught somewhere between a boy and man. She was seventeen and she was far from in between. It was summertime in Nothern Michigan.. - przyjemny, ciepły głos dziewczątka wypełnił opustoszałą okolicę. Sophie od dawna wyczekiwała siedemnastych urodzin. W końcu od dzisiaj była legalna i pełnoletnia. Zawsze wyobrażała sobie, że poczuje się inaczej i zrobi się bardziej dorosła, jednakże nic bardziej mylnego. Nadal biegała jak zakręcona i zdzierała sobie gardło, gdy nikogo nie było w pobliżu. Przeczesując palcami płomienne włosy, nie zaprzestawała śpiewu, a z koszyka wyciągnęła podniszczony podręcznik do Eliksirów. Otwierając książkę mniej więcej na środku, zaczytywała się w kolejnej skomplikowanej recepturze, kreśląc na marginesie kilka, własnych uwag. Na początku miała zamiar zabrać ze sobą jedną z porywających powieści romantycznych, ale w tak wyjątkowy dzień postanowiła odpuścić sobie łzawe zakończenia ukochanych romansów. Chcąc spędzić czas w radosnej atmosferze, w ostatniej chwili zapakowała wierną skarbnicę wywarów zamiast kuszącej Anny Kareniny.
Re: Jezioro
Duża, ładnie zapakowana paczka skutecznie przesłaniała całą twarz Krukona. Walton zerkał jedynie od czasu do czasu pod nogi, by nie przewrócić się o stopnie, czy wystające korzenie. Po raz pierwszy w życiu skorzystał z tego, że koleżanki Sophie zawsze potrafiły podać jej lokalizację. Pół dnia zastanawiał się, czy aby na pewno musi korzystać z ich pomocy, jednak fakt, że chciał zrobić pannie Fitzpatrick niespodziankę, przeważył szalę.
Irlandczyk cały poprzedni weekend spędzony w Hogsmeade spędził na przeszukiwaniu sklepów w nadziei na odnalezienie perfekcyjnego prezentu dla rudowłosej Ślizgonki. Po wymęczeniu kilku ekspedientek, jeszcze większej ilości uczennic, które musiały oceniać każdą jego propozycję i jednym ostrzeżeniu, jakie otrzymał od sędziwego właściciela sklepu za przekopanie całego asortymentu, w końcu skompletował odpowiedni zestaw dla młodej czarownicy. Na zawartość pudełka składała się rzekomo modna bransoletka (17 uczennic powiedziało, że to największy hit mody), na której oczkach wisiało dużo małych przywieszek wybranych osobiście przez Waltona: była tam zielona koniczyna, mały aparat fotograficzny, srebrny piesek, literka S, zminiaturyzowana odznaka prefekta, uzdrowicielski stetoskop i niewielki bucik. Początkowo brunet nie był przekonany do tego pomysłu. Bransoletka założona na rękę pobrzękiwała irytująco przy każdym drgnięciu, jednak przeważająca ilość ankieterek zachwyconych prezentem, przekonała w końcu dociekliwego młodzieńca. Na samym dnie pudełka znajdowała się duża, kremowa poduszka (25 uczennic krzyknęło na jej widok: Przesłodka!, co spowodowało, że Irlandczyk bez słowa wysupłał kolejne galeony i mógł postawić kolejny plusik na swej liście pomysłów). Jako, że panna Fitzpatrick nie stroniła od słodyczy, Benedict odwiedził na ostatniej prostej Miodowe Królestwo, w której zaopatrzył się w wanienkę pełną czekoladowych babeczek.
- Wszystkiego najlepszego, moja droga. - zasłonił słońce, które do tej pory bezwstydnie ślizgało się po bladej skórze czarownicy. Stanął obok kraciastego kocyka i ukłonił się w pas, stawiając tuż obok głowy Sophie prezent. - Mam nadzieję, że będzie Ci się podobać.
Walton przyłożył dłoń do czoła, by móc cokolwiek zobaczyć. Słońce było dziś bezlitosne. W myślach utyskiwał na wybór miejsca odpoczynki Irlandki, potrząsając ubranymi w trampki stopami, w których miał już mnóstwo piasku.
Irlandczyk cały poprzedni weekend spędzony w Hogsmeade spędził na przeszukiwaniu sklepów w nadziei na odnalezienie perfekcyjnego prezentu dla rudowłosej Ślizgonki. Po wymęczeniu kilku ekspedientek, jeszcze większej ilości uczennic, które musiały oceniać każdą jego propozycję i jednym ostrzeżeniu, jakie otrzymał od sędziwego właściciela sklepu za przekopanie całego asortymentu, w końcu skompletował odpowiedni zestaw dla młodej czarownicy. Na zawartość pudełka składała się rzekomo modna bransoletka (17 uczennic powiedziało, że to największy hit mody), na której oczkach wisiało dużo małych przywieszek wybranych osobiście przez Waltona: była tam zielona koniczyna, mały aparat fotograficzny, srebrny piesek, literka S, zminiaturyzowana odznaka prefekta, uzdrowicielski stetoskop i niewielki bucik. Początkowo brunet nie był przekonany do tego pomysłu. Bransoletka założona na rękę pobrzękiwała irytująco przy każdym drgnięciu, jednak przeważająca ilość ankieterek zachwyconych prezentem, przekonała w końcu dociekliwego młodzieńca. Na samym dnie pudełka znajdowała się duża, kremowa poduszka (25 uczennic krzyknęło na jej widok: Przesłodka!, co spowodowało, że Irlandczyk bez słowa wysupłał kolejne galeony i mógł postawić kolejny plusik na swej liście pomysłów). Jako, że panna Fitzpatrick nie stroniła od słodyczy, Benedict odwiedził na ostatniej prostej Miodowe Królestwo, w której zaopatrzył się w wanienkę pełną czekoladowych babeczek.
- Wszystkiego najlepszego, moja droga. - zasłonił słońce, które do tej pory bezwstydnie ślizgało się po bladej skórze czarownicy. Stanął obok kraciastego kocyka i ukłonił się w pas, stawiając tuż obok głowy Sophie prezent. - Mam nadzieję, że będzie Ci się podobać.
Walton przyłożył dłoń do czoła, by móc cokolwiek zobaczyć. Słońce było dziś bezlitosne. W myślach utyskiwał na wybór miejsca odpoczynki Irlandki, potrząsając ubranymi w trampki stopami, w których miał już mnóstwo piasku.
Re: Jezioro
- Figi, korzonki stokrotek, ślaz.. but man i never will forget, the way the moonlight shined upon her hair.. syrop z ciemiernika czarnego, sok z pijawek.. making love out by the lake to our favourite sooong.. - zielonookie dziewczę nie mogło zdecydować się na robienie jednej rzeczy na raz. Słowa piosenki przeplatały się z kolejnymi składnikami eliksiru nad którym pracowała prefektowa. Głowę miała w chmurach, a jej usta wykrzywiał lekki grymas, kiedy zdawała sobie sprawę, że jej staranne notatki nie mają większego sensu. Poprawiając poły zwiewnego materiału, przeciągnęła się leniwie zamykając podręcznik z donośnym hukiem. Wyciągając twarz do słońca, rozkoszowała się piękną pogodą, dopóki jej drobnej osoby nie pokrył czyjś cień. Przez moment Sophie nie wiedziała któż odnalazł ją nad jeziorem, ponieważ twarz młodzieńca przysłaniało ogromne pudełko. Dopiero w chwili w której zdjęła sercowe okulary z nosa i wplotła je we włosy, usłyszała znajomy głos, który skutecznie pobudzał motyle w jej brzuchu.
- Ben! - ucieszyła się, zrywając się na równe nogi. Błyskając zielonymi tęczówkami na piękne pudełko, przelotem ucałowała chłopaka w usta, zabierając się do rozpakowywania prezentu. Szelest ozdobnego papieru sprawił, że jej malinowe wargi wygięły się w radosnym uśmiechu. Fitzpatrick od dziecka uwielbiała rozpakowywać przeróżne paczki, odwiązując wstążki i odklejając błyszczące rozety. Ciągnąc chłopaka za rękę zmusiła go by przysiadł obok niej na kocyku, a w jej drobne dłonie jako pierwsze dostały się czekoladowe babeczki. Napis mówiący "thanks for being sweet" całkowicie oczarował młodą czarownicę. Posyłając chłopakowi wdzięczne spojrzenie, założyła na dłoń brzdękającą bransoletkę, która przyjemnie zamigotała w słońcu. Egzaminując uważnie każdy doczepiony do niej element, wzdychała cicho pełna podziwu.
- Mówił Ci już ktoś, że jesteś najlepszym mężczyzną w całym wszechświecie? - panienka podniosła spojrzenie na Benedicta, zaglądając mu w oczy z nieukrywaną radością. Przytulając do ciała okrągłą poduszkę, zagryzła malinowe wargi jakby chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Dziękuję, wszystko jest idealne! - odparła szczerze, dosłownie rzucając się na swojego towarzysza. Oplatając ciasno ramiona wokół jego szyi, przewróciła go na plecy, sprawiając, że leżała teraz na nim, a jej długie, ogniste kosmyki łaskotały jego blade policzki.
- Ben! - ucieszyła się, zrywając się na równe nogi. Błyskając zielonymi tęczówkami na piękne pudełko, przelotem ucałowała chłopaka w usta, zabierając się do rozpakowywania prezentu. Szelest ozdobnego papieru sprawił, że jej malinowe wargi wygięły się w radosnym uśmiechu. Fitzpatrick od dziecka uwielbiała rozpakowywać przeróżne paczki, odwiązując wstążki i odklejając błyszczące rozety. Ciągnąc chłopaka za rękę zmusiła go by przysiadł obok niej na kocyku, a w jej drobne dłonie jako pierwsze dostały się czekoladowe babeczki. Napis mówiący "thanks for being sweet" całkowicie oczarował młodą czarownicę. Posyłając chłopakowi wdzięczne spojrzenie, założyła na dłoń brzdękającą bransoletkę, która przyjemnie zamigotała w słońcu. Egzaminując uważnie każdy doczepiony do niej element, wzdychała cicho pełna podziwu.
- Mówił Ci już ktoś, że jesteś najlepszym mężczyzną w całym wszechświecie? - panienka podniosła spojrzenie na Benedicta, zaglądając mu w oczy z nieukrywaną radością. Przytulając do ciała okrągłą poduszkę, zagryzła malinowe wargi jakby chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Dziękuję, wszystko jest idealne! - odparła szczerze, dosłownie rzucając się na swojego towarzysza. Oplatając ciasno ramiona wokół jego szyi, przewróciła go na plecy, sprawiając, że leżała teraz na nim, a jej długie, ogniste kosmyki łaskotały jego blade policzki.
Re: Jezioro
Walton uśmiechnął się, widząc reakcję Ślizgonki. Przysiadł na kraciastym kocyku i zsunął z nóg granatowe trampki, by móc oczyścić je z piasku i uwierających kamyczków. Sophie w tym czasie zachowywała się jak kilkuletnia dziewczynka, która cały rok czekała na prezenty. Rozszarpała zawzięcie papier, który odrzuciła na bok, a przy każdej kolejnej wyciąganej rzeczy wzdychała, nie mogąc pohamować szerokiego uśmiechu, jaki wypłynął na jej usta.
Krukon podkurczył kolana i objął nogi ramionami. Wyciągnął z kieszeni okulary przeciwsłoneczne, które natychmiast umiejscowił na nosie w obawie o wypalenie oczu przez grzejące bez litości słońce. W przeciwieństwie do panny Fitzpatrick, która ubrana była w zwiewną, delikatną sukienkę odpowiednią do pogody, Ben męczył się w brązowych spodenkach w błękitno-zieloną kratę, które sięgały do połowy łydki, a także w białą podkoszulkę z kołnierzykiem. Wielu uczniów, których minął po drodze paradowało już bez koszulki, podobnie jak kilka uczennic, które postanowiły pokazać się w kusych spódniczkach i górze od kostiumu kąpielowego.
- A bo to raz... - westchnął w odpowiedzi na jej zapewne retoryczne pytanie. Zmierzwił dłonią burzę rudych loków, jakie kłębiły się przy jej zaróżowionych policzkach. Znów utwierdził się w przekonaniu, że byli jak ogień i woda. On nigdy nie otwierał prezentów przy "ofiarodawcach". Głównie z przezorności. Gdyby otworzył pudełko, a prezent zawiódłby jego oczekiwania z pewnością nie mógłby zamaskować mimiki. A ta mogłaby urazić osobę, która poświęciła czas, by wybrać dla niego upominek. Krukon zawsze otwierał paczki w zaciszu własnego pokoju, w samotności.
- Cieszy mni...
Drobne ciałko Irlandki przechyliło go skutecznie do tył. Był na tyle zaskoczony, że nie zdążył się nawet podeprzeć na łokciach. Leżał więc teraz z głową z piasku, czując na swoich policzkach i szyi błąkające się końcówki włosów Sophie. Bezskutecznie usiłował odgarnąć je dłonią. - Zawsze tak okazujesz swoją wdzięczność, staruszko?
Krukon podkurczył kolana i objął nogi ramionami. Wyciągnął z kieszeni okulary przeciwsłoneczne, które natychmiast umiejscowił na nosie w obawie o wypalenie oczu przez grzejące bez litości słońce. W przeciwieństwie do panny Fitzpatrick, która ubrana była w zwiewną, delikatną sukienkę odpowiednią do pogody, Ben męczył się w brązowych spodenkach w błękitno-zieloną kratę, które sięgały do połowy łydki, a także w białą podkoszulkę z kołnierzykiem. Wielu uczniów, których minął po drodze paradowało już bez koszulki, podobnie jak kilka uczennic, które postanowiły pokazać się w kusych spódniczkach i górze od kostiumu kąpielowego.
- A bo to raz... - westchnął w odpowiedzi na jej zapewne retoryczne pytanie. Zmierzwił dłonią burzę rudych loków, jakie kłębiły się przy jej zaróżowionych policzkach. Znów utwierdził się w przekonaniu, że byli jak ogień i woda. On nigdy nie otwierał prezentów przy "ofiarodawcach". Głównie z przezorności. Gdyby otworzył pudełko, a prezent zawiódłby jego oczekiwania z pewnością nie mógłby zamaskować mimiki. A ta mogłaby urazić osobę, która poświęciła czas, by wybrać dla niego upominek. Krukon zawsze otwierał paczki w zaciszu własnego pokoju, w samotności.
- Cieszy mni...
Drobne ciałko Irlandki przechyliło go skutecznie do tył. Był na tyle zaskoczony, że nie zdążył się nawet podeprzeć na łokciach. Leżał więc teraz z głową z piasku, czując na swoich policzkach i szyi błąkające się końcówki włosów Sophie. Bezskutecznie usiłował odgarnąć je dłonią. - Zawsze tak okazujesz swoją wdzięczność, staruszko?
Re: Jezioro
A bo to raz...
Słysząc odpowiedź Krukona, zaśmiała się melodyjne pod nosem, tykając go delikatnie palcem między żebra. Nie chciała ciągnąć tematu, ale swoją drogą zastanawiała się któż taki obdarowuje Benedicta komplementami. Osobiście wolała myśleć, że ową funkcję pełnią jego rodzice, ciotka Joan bądź dziadek Konrad. Wiadomość o rzeszy wzdychających fanek, zapewne wyciągnęłaby na powierzchnię zazdrosną naturę Irlandki, a takowej nie chciała mu prezentować.
- Staruszko? - fuknęła cicho, piorunując go spojrzeniem. Była jeszcze młoda, piękna i niewinna. Co prawda jej niewinność była odrobinę nadszarpnięta, ale dalej znajdowała się w trójce wspaniałych słów. Zaglądając z zainteresowaniem w tęczówki Waltona, uśmiechała się figlarnie, odgarniając za ucho kilka, ognistych kosmyków.
- Czy zawsze okazuję tak swoją wdzięczność? Hm, zastanówmy się momencik. - wymruczała, wędrując powoli opuszką palca po dolnej, malinowej wardze. Mrużąc powieki, wyprostowała się, siedząc okrakiem na biodrach Krukona.
- Wydaje mi się, że nie rzucam się na każdego i dosłownie się na nim nie kładę, a już na pewno nie posuwam się do tego.. - mówiła spokojnie, nachylając się nad swoim towarzyszem. Z wymalowanym na jej obliczu uśmiechem, przejechała delikatnie rozchylonymi ustami po odsłoniętej szyi chłopaka, drażniąc jego skórę gorącym oddechem. Bawiąc się tak dłuższą chwilkę, przeszła do subtelnych pocałunków, którymi zeszła na obojczyk Krukona, uprzednio rozpinając dwa pierwsze guziki jego białej koszulki.
- Jeśli jednak coś Ci nie odpowiada, zawsze możemy załatwić to oficjalnym uśmiechem i skromnym dziękuję. - Sophie poruszyła znacząco brwiami i ponownie odetchnęła świeżym powietrzem, spoglądając w niebo. Motyle w jej brzuchu rozbudziły się na dobre, a wewnętrzna bogini w jej głowie otuliła się aksamitnym szalem i wirowała subtelnie po parkiecie. Ach! W duchu dziękowała Salazarowi, że Ben nie miał pojęcia o sensacjach jakie wywoływał w tym drobnym dziewczątku.
Słysząc odpowiedź Krukona, zaśmiała się melodyjne pod nosem, tykając go delikatnie palcem między żebra. Nie chciała ciągnąć tematu, ale swoją drogą zastanawiała się któż taki obdarowuje Benedicta komplementami. Osobiście wolała myśleć, że ową funkcję pełnią jego rodzice, ciotka Joan bądź dziadek Konrad. Wiadomość o rzeszy wzdychających fanek, zapewne wyciągnęłaby na powierzchnię zazdrosną naturę Irlandki, a takowej nie chciała mu prezentować.
- Staruszko? - fuknęła cicho, piorunując go spojrzeniem. Była jeszcze młoda, piękna i niewinna. Co prawda jej niewinność była odrobinę nadszarpnięta, ale dalej znajdowała się w trójce wspaniałych słów. Zaglądając z zainteresowaniem w tęczówki Waltona, uśmiechała się figlarnie, odgarniając za ucho kilka, ognistych kosmyków.
- Czy zawsze okazuję tak swoją wdzięczność? Hm, zastanówmy się momencik. - wymruczała, wędrując powoli opuszką palca po dolnej, malinowej wardze. Mrużąc powieki, wyprostowała się, siedząc okrakiem na biodrach Krukona.
- Wydaje mi się, że nie rzucam się na każdego i dosłownie się na nim nie kładę, a już na pewno nie posuwam się do tego.. - mówiła spokojnie, nachylając się nad swoim towarzyszem. Z wymalowanym na jej obliczu uśmiechem, przejechała delikatnie rozchylonymi ustami po odsłoniętej szyi chłopaka, drażniąc jego skórę gorącym oddechem. Bawiąc się tak dłuższą chwilkę, przeszła do subtelnych pocałunków, którymi zeszła na obojczyk Krukona, uprzednio rozpinając dwa pierwsze guziki jego białej koszulki.
- Jeśli jednak coś Ci nie odpowiada, zawsze możemy załatwić to oficjalnym uśmiechem i skromnym dziękuję. - Sophie poruszyła znacząco brwiami i ponownie odetchnęła świeżym powietrzem, spoglądając w niebo. Motyle w jej brzuchu rozbudziły się na dobre, a wewnętrzna bogini w jej głowie otuliła się aksamitnym szalem i wirowała subtelnie po parkiecie. Ach! W duchu dziękowała Salazarowi, że Ben nie miał pojęcia o sensacjach jakie wywoływał w tym drobnym dziewczątku.
Re: Jezioro
Ben ułożył wygodnie dłonie na udach Ślizgonki. Pogodził się już z faktem, że wytrzepanie całego piasku z włosów zajmie mu przynajmniej jeden wieczór. Nie mówiąc już o białej polówce, za której kołnierzem miał już niemalże pustynię Gobi.
Oddech panienki Fitzpatrick, a także jej późniejsze poczynania ustami w okolicach jego szyi sprawiły, że gdy tylko przestała natychmiast przetarł skórę dłonią, chcąc ograniczyć łaskotanie. Wsunął jedno z ramion pod głowę i z tajemniczym uśmiechem przyglądał się dość odważnym posunięciom panny Prefekt. Apogeum osiągnęły gdy te smukłe palce dobrały się do okrągłych, białych guziczków, które strzegły klatki piersiowej czarodzieja. Nie była może i ona tak rozbudowana, jak ta, którą prezentowali mugolscy kuluryści, ale pół życia spędzone w basenie zrobiło swoje. Chłopak chwycił dłoń Ślizginki, gdy ta zamierzała zaatakować kolejny guzik i przyciągnął ją sobie do ust.
- Myślę, że jeśli te chichoty dochodzące zza krzaków od kilku minut należą do jakiś wścibskich uczennic, to możesz mieć kłopoty. Zwłaszcza, jeśli Twój ojciec się dowie jak swawolnie zachowujesz się w miejscu publicznym... - brunet złożył delikatny pocałunek na grzebiecie jej dłoni i uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. Przed oczyma już widział pana Fitzpatricka rozjuszonego plotkami na temat swojej córki. Nie wspominając nawet o tabunie wrednych istot, zwanych eufemicznie kobietami, które rozdmuchałyby tą sytuację do rangi niemalże stosunku płciowego na szkolnych błoniach.
Walton dźwignął się na łokciach i poczęstował rudowłosą pocałunkiem, któremu z całą pewnością nie można było zarzucić niedbałości, czy braku namiętności.
- Sophie, Sophie... - mruknął, nim wplótł dłoń w burzę jej loków i znów ułożył głowę na swoim zgiętym ramieniu. Od czasu do czasu spoglądał na nią, jednak nie mogła tego kontrolować przez jego ciemne, przeciwsłoneczne okulary. Irlandczyk był w końcu jedynie mężczyzną, dlatego jego wzrok nader często ześlizgiwał się w okolice smukłej talii czarownicy, czy jej kobiecych kształtów, nieuchwytny za nieprzeziernymi szkłami.
- Kocham Cię.
Irlandczyk nasunął okulary na czoło i wbił spojrzenie skrzących się, zielonych tęczówek prosto w oczy dziewczyny. Cały czas bawił się kosmykiem jej ognistych włosów, okręcając go wokół swojego palca wskazującego.
Oddech panienki Fitzpatrick, a także jej późniejsze poczynania ustami w okolicach jego szyi sprawiły, że gdy tylko przestała natychmiast przetarł skórę dłonią, chcąc ograniczyć łaskotanie. Wsunął jedno z ramion pod głowę i z tajemniczym uśmiechem przyglądał się dość odważnym posunięciom panny Prefekt. Apogeum osiągnęły gdy te smukłe palce dobrały się do okrągłych, białych guziczków, które strzegły klatki piersiowej czarodzieja. Nie była może i ona tak rozbudowana, jak ta, którą prezentowali mugolscy kuluryści, ale pół życia spędzone w basenie zrobiło swoje. Chłopak chwycił dłoń Ślizginki, gdy ta zamierzała zaatakować kolejny guzik i przyciągnął ją sobie do ust.
- Myślę, że jeśli te chichoty dochodzące zza krzaków od kilku minut należą do jakiś wścibskich uczennic, to możesz mieć kłopoty. Zwłaszcza, jeśli Twój ojciec się dowie jak swawolnie zachowujesz się w miejscu publicznym... - brunet złożył delikatny pocałunek na grzebiecie jej dłoni i uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. Przed oczyma już widział pana Fitzpatricka rozjuszonego plotkami na temat swojej córki. Nie wspominając nawet o tabunie wrednych istot, zwanych eufemicznie kobietami, które rozdmuchałyby tą sytuację do rangi niemalże stosunku płciowego na szkolnych błoniach.
Walton dźwignął się na łokciach i poczęstował rudowłosą pocałunkiem, któremu z całą pewnością nie można było zarzucić niedbałości, czy braku namiętności.
- Sophie, Sophie... - mruknął, nim wplótł dłoń w burzę jej loków i znów ułożył głowę na swoim zgiętym ramieniu. Od czasu do czasu spoglądał na nią, jednak nie mogła tego kontrolować przez jego ciemne, przeciwsłoneczne okulary. Irlandczyk był w końcu jedynie mężczyzną, dlatego jego wzrok nader często ześlizgiwał się w okolice smukłej talii czarownicy, czy jej kobiecych kształtów, nieuchwytny za nieprzeziernymi szkłami.
- Kocham Cię.
Irlandczyk nasunął okulary na czoło i wbił spojrzenie skrzących się, zielonych tęczówek prosto w oczy dziewczyny. Cały czas bawił się kosmykiem jej ognistych włosów, okręcając go wokół swojego palca wskazującego.
Re: Jezioro
Sophie wodziła opuszkami palców po białym materiale polówki Bena, dobierając się do kolejnych, okrągłych guziczków. Z jej ust nie znikał szelmowski uśmiech, a zielone tęczówki wprost błyszczały od nadmiaru emocji. Prefektowa już nachylała się nad swoim towarzyszem, chcąc obdarować pocałunkiem następny skrawek jego skóry, kiedy w ułamku sekundy czar prysł, rozwiany zarówno przez słowa Krukona jak i podekscytowane chichoty dochodzące zza pobliskich krzaków.
- Jeszcze moment, a Hufflepuff spadnie na ostatnie miejsce w rankingu domów. Chętnie odejmę parę punktów w ten piękny, słoneczny dzień. - zmarszczyła ciemne brwi, pewnie podnosząc głos. Była pewna, iż młodsze uczennice usłyszały jej groźbę bowiem po chwili dało się słyszeć pośpieszne kroki, uciekające gdzieś w stronę zamku.
- Doprawdy ciężko gdziekolwiek o odrobinę prywatności. - panienka zaciągnęła się świeżym powietrzem by za moment wypuścić je ze świstem. Układając drobne dłonie na rękach Krukona, wodziła kciukami po gładkiej powierzchni jego skóry. Odgarniając mu z czoła kilka niesfornych kosmyków, uśmiechnęła się lekko, nic nie mówiąc. Kto by pomyślał, że tak przyjemne pieszczoty zostaną brutalnie przerwane przez grupkę wścibskich puchonek? Rozpoczynając wędrówkę po fragmentach skóry Benedicta, zdecydowanie nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń.
- Uwierz mi na słowo, że jeszcze nie zaczęłam zachowywać się swawolnie. - mruknęła przeciągle, mrużąc powieki i odchylając do tyłu głowę, kiedy Walton wplótł dłoń w jej włosy. Była niczym kotek, który wprost uwielbia kiedy się go głaszcze. Materiał jej białej sukienki delikatnie falował na wietrze, a dziewczątko zarówno przyjmowało jak i odwzajemniało czułe pocałunki Krukona.
- Słuchaj, może masz ochotę na tru..
Kocham Cię.
Rozchylone usta dziewczyny zamknęły się gwałtownie, a jej speszony wzrok spotkał się z pewnym spojrzeniem chłopaka. Nawet nie zorientowała się, kiedy opuszki jej palców zacisnęły się mocniej na dłoniach Bena, a nakrapiane złotymi cętkami policzki pociemniały nieznośnie. Świat przestał się kręcić, a rudowłosa mogła poczuć przyśpieszone bicie swojego serca. Milczała przez dłuższy moment, wpatrując się w zielone tęczówki towarzysza, nie wiedząc jak też powinna mu odpowiedzieć. Oczywiście, była pewna uczuć jakimi darzyła tego młodzieńca, jednakże słowa te były dla niej tak ważne, że z nadmiaru emocji, aż ugrzęzły jej w gardle.
- Ja Ciebie też, Ben. - odparła odrobinę zachrypniętym głosem po kilku minutach ciszy, nie spuszczając wzroku z pociągłej twarzy chłopaka.
- Jeszcze moment, a Hufflepuff spadnie na ostatnie miejsce w rankingu domów. Chętnie odejmę parę punktów w ten piękny, słoneczny dzień. - zmarszczyła ciemne brwi, pewnie podnosząc głos. Była pewna, iż młodsze uczennice usłyszały jej groźbę bowiem po chwili dało się słyszeć pośpieszne kroki, uciekające gdzieś w stronę zamku.
- Doprawdy ciężko gdziekolwiek o odrobinę prywatności. - panienka zaciągnęła się świeżym powietrzem by za moment wypuścić je ze świstem. Układając drobne dłonie na rękach Krukona, wodziła kciukami po gładkiej powierzchni jego skóry. Odgarniając mu z czoła kilka niesfornych kosmyków, uśmiechnęła się lekko, nic nie mówiąc. Kto by pomyślał, że tak przyjemne pieszczoty zostaną brutalnie przerwane przez grupkę wścibskich puchonek? Rozpoczynając wędrówkę po fragmentach skóry Benedicta, zdecydowanie nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń.
- Uwierz mi na słowo, że jeszcze nie zaczęłam zachowywać się swawolnie. - mruknęła przeciągle, mrużąc powieki i odchylając do tyłu głowę, kiedy Walton wplótł dłoń w jej włosy. Była niczym kotek, który wprost uwielbia kiedy się go głaszcze. Materiał jej białej sukienki delikatnie falował na wietrze, a dziewczątko zarówno przyjmowało jak i odwzajemniało czułe pocałunki Krukona.
- Słuchaj, może masz ochotę na tru..
Kocham Cię.
Rozchylone usta dziewczyny zamknęły się gwałtownie, a jej speszony wzrok spotkał się z pewnym spojrzeniem chłopaka. Nawet nie zorientowała się, kiedy opuszki jej palców zacisnęły się mocniej na dłoniach Bena, a nakrapiane złotymi cętkami policzki pociemniały nieznośnie. Świat przestał się kręcić, a rudowłosa mogła poczuć przyśpieszone bicie swojego serca. Milczała przez dłuższy moment, wpatrując się w zielone tęczówki towarzysza, nie wiedząc jak też powinna mu odpowiedzieć. Oczywiście, była pewna uczuć jakimi darzyła tego młodzieńca, jednakże słowa te były dla niej tak ważne, że z nadmiaru emocji, aż ugrzęzły jej w gardle.
- Ja Ciebie też, Ben. - odparła odrobinę zachrypniętym głosem po kilku minutach ciszy, nie spuszczając wzroku z pociągłej twarzy chłopaka.
Re: Jezioro
- Lubię, jak jesteś taka groźna.
Krukon znów nasunął okulary na nos. Tym razem darował sobie jednak bezwstydne prześlizgiwanie się wzrokiem po kuszących, odsłoniętych fragmentach ciała Ślizgonki. Fakt, że postanowiła dziś ubrać delikatną sukienkę, która odsłaniała zdecydowanie więcej, niż powinna, wcale mu tego nie ułatwiał. Biały materiał opinał się wszędzie tam, gdzie powinien i falował pod wpływem wiatru w okolicach, w których sukno zwisało bezładnie z ciała czarownicy. Ben przymknął powieki i wystawił twarz do słońca. Nie przepadał za opalenizną, lecz wiele długich miesięcy zimy zrobiło swoje. Przyjemnie było poczuć na sobie ciepłe promienie.
- Prywatność na kilkunastu hektarach otwartego, dostępnego wszystkim terenu? To tak jakbyś marudziła na brak intymności w parku w centrum Londynu. Jesteś urocza, Sophie. - usta Krukona wygięły się w pobłażliwym uśmiechu. Młodzieniec położył wolną dłoń na brzuchu i zaczął nią wystukiwać jedynie sobie znany rytm.
Oczywiście, że miał ochotę na truskawki. O ile nie przepadał za słodyczami pod postacią batoników i cukierków, o tyle nigdy nie mógł sobie odmówić owoców. Truskawki zaliczały się do jednych z jego ulubionych. Panna Fitzpatrick jednak znów pokrzyżowała jego plany. Wyglądała na tak zdziwioną wyznaniem, że zamarła w bezruchu. Odpowiedź otrzymał więc ze stosunkowym opóźnieniem.
- A już myślałem, że się rozmyśliłaś.
Ben westchnął i bez większego wysiłku uporał się z przerzuceniem Sophie z własnych bioder na kraciasty kocyk. Gdy pani Prefekt już na nim leżała, przysunął ją do siebie niczym szmacianą laleczkę, oplatając ją w pasie ramieniem. Sam położył się na boku i wsparł głowę na dłoni, zginając rękę w łokciu.
- To gdzie masz te swoje truskawki? - chłopak pochylił się nad ognistowłosą czarownicą i nie czekając na odpowiedź zaczął bawić się jej dolną wargą, przygryzając ją zaczepnie.
Krukon znów nasunął okulary na nos. Tym razem darował sobie jednak bezwstydne prześlizgiwanie się wzrokiem po kuszących, odsłoniętych fragmentach ciała Ślizgonki. Fakt, że postanowiła dziś ubrać delikatną sukienkę, która odsłaniała zdecydowanie więcej, niż powinna, wcale mu tego nie ułatwiał. Biały materiał opinał się wszędzie tam, gdzie powinien i falował pod wpływem wiatru w okolicach, w których sukno zwisało bezładnie z ciała czarownicy. Ben przymknął powieki i wystawił twarz do słońca. Nie przepadał za opalenizną, lecz wiele długich miesięcy zimy zrobiło swoje. Przyjemnie było poczuć na sobie ciepłe promienie.
- Prywatność na kilkunastu hektarach otwartego, dostępnego wszystkim terenu? To tak jakbyś marudziła na brak intymności w parku w centrum Londynu. Jesteś urocza, Sophie. - usta Krukona wygięły się w pobłażliwym uśmiechu. Młodzieniec położył wolną dłoń na brzuchu i zaczął nią wystukiwać jedynie sobie znany rytm.
Oczywiście, że miał ochotę na truskawki. O ile nie przepadał za słodyczami pod postacią batoników i cukierków, o tyle nigdy nie mógł sobie odmówić owoców. Truskawki zaliczały się do jednych z jego ulubionych. Panna Fitzpatrick jednak znów pokrzyżowała jego plany. Wyglądała na tak zdziwioną wyznaniem, że zamarła w bezruchu. Odpowiedź otrzymał więc ze stosunkowym opóźnieniem.
- A już myślałem, że się rozmyśliłaś.
Ben westchnął i bez większego wysiłku uporał się z przerzuceniem Sophie z własnych bioder na kraciasty kocyk. Gdy pani Prefekt już na nim leżała, przysunął ją do siebie niczym szmacianą laleczkę, oplatając ją w pasie ramieniem. Sam położył się na boku i wsparł głowę na dłoni, zginając rękę w łokciu.
- To gdzie masz te swoje truskawki? - chłopak pochylił się nad ognistowłosą czarownicą i nie czekając na odpowiedź zaczął bawić się jej dolną wargą, przygryzając ją zaczepnie.
Re: Jezioro
Idąc w ślady Krukona, panienka również nasunęła na piegowaty nos sercowe okulary. Mocne promienie słoneczne dawały się we znaki, a prefektowa dziękowała Merlinowi, że tuż przed opuszczeniem chłodnych, zamkowych murów, nasmarowała swą mleczną skórę odpowiednim olejkiem. W innym wypadku zapewne skończyłaby czerwona niczym rak, a kolejnego dnia cierpiałaby patrząc jak schodzi jej naskórek. Sophie zdawała sobie sprawę, że nigdy nie zdoła złapać złotej opalenizny, ponieważ do tej pory każde podejście do opalania kończyło się z takim samym, bolesnym skutkiem.
- No bo.. - nadymała policzki, starając się znaleźć odpowiednie wytłumaczenie na swoją dziecięcą naiwność. - Zanim się zjawiłeś byłam tu sama. Całkowita prywatność.. - mówiła, marszcząc słodko nos. W chwili w której Benedict przerzucił ją na kocyk, dostała olśnienia, a jej malinowe wargi ułożyły się na kształt literki "o".
- Wiem! Te małe puchonice to pewnie twoje wierne fanki, które potruchtały tutaj za tobą w nadziei, że zwrócisz na nie uwagę. - zmrużyła podejrzliwe tęczówki, celując w krukona oskarżycielsko palcem, zanim ten zwinnie przygarnął ją bliżej siebie.
- Nie rozmyśliłam się i nie rób sobie ze mnie żartów, Walton. - szturchnęła go lekko w ramię, czując się odrobinę urażona. Dla Fitzpatrickówny była to naprawdę wielka rzecz, a chłopak zdawał się wyznawać jej miłość jakby mówił o pogodzie. Słysząc jego kolejne słowa, przewróciła teatralnie oczami i podpierając się na łokciu sięgnęła do piknikowego koszyka z którego wyjęła pudełeczko pełne truskawek i lemoniadę w szklanej butelce.
- Jak miło widzieć, że w końcu czegoś chcesz! Za każdym razem, gdy Ci coś proponuję, zawsze mi odmawiasz. Ba! Przerywasz nawet pocałunkową sesję ze względu na rzeszę twoich fanek. Boisz się, że złamiesz im serca, hm? - mówiła spokojnie, siłując się z wieczkiem plastikowego pojemnika. Z każdym jej ruchem drobinki magicznego balsamu migotały kusząco na jej skórze, chroniąc rudowłosą przed ewentualnymi poparzeniami.
- No bo.. - nadymała policzki, starając się znaleźć odpowiednie wytłumaczenie na swoją dziecięcą naiwność. - Zanim się zjawiłeś byłam tu sama. Całkowita prywatność.. - mówiła, marszcząc słodko nos. W chwili w której Benedict przerzucił ją na kocyk, dostała olśnienia, a jej malinowe wargi ułożyły się na kształt literki "o".
- Wiem! Te małe puchonice to pewnie twoje wierne fanki, które potruchtały tutaj za tobą w nadziei, że zwrócisz na nie uwagę. - zmrużyła podejrzliwe tęczówki, celując w krukona oskarżycielsko palcem, zanim ten zwinnie przygarnął ją bliżej siebie.
- Nie rozmyśliłam się i nie rób sobie ze mnie żartów, Walton. - szturchnęła go lekko w ramię, czując się odrobinę urażona. Dla Fitzpatrickówny była to naprawdę wielka rzecz, a chłopak zdawał się wyznawać jej miłość jakby mówił o pogodzie. Słysząc jego kolejne słowa, przewróciła teatralnie oczami i podpierając się na łokciu sięgnęła do piknikowego koszyka z którego wyjęła pudełeczko pełne truskawek i lemoniadę w szklanej butelce.
- Jak miło widzieć, że w końcu czegoś chcesz! Za każdym razem, gdy Ci coś proponuję, zawsze mi odmawiasz. Ba! Przerywasz nawet pocałunkową sesję ze względu na rzeszę twoich fanek. Boisz się, że złamiesz im serca, hm? - mówiła spokojnie, siłując się z wieczkiem plastikowego pojemnika. Z każdym jej ruchem drobinki magicznego balsamu migotały kusząco na jej skórze, chroniąc rudowłosą przed ewentualnymi poparzeniami.
Re: Jezioro
Irlandczyk chwycił jedną z truskawek za zieloną szypułkę, lecz nie dane było mu zatopić w niej swe zęby. Panna Fitzpatrick skutecznie sprowadzała każde swoje zdanie na ścieżkę rzekomych fanek, które całymi tabunami miałyby wędrować dzień i noc za Krukonem. Młodzieniec westchnął ciężko.
- Gwarantuję Ci, że nie widnieję na liście top ten hogwarckich murów. Podobno wolicie tych niegrzecznych chłopców, więc zapewniam Cię, że nie musisz mieć oczu dokoła głowy. Wyzbądź się tych przykrych nawyków.
I choć nie powiedział niczego wprost, Sophie z całą pewnością wiedziała, że mówi o Wilsonie. Wszystkie doniesienia na temat rozpustnego brata Hannah Wilson, Ben usłyszał od samego źródła - zapłakanej Sophie, która wycierpiała przez tego Ślizgona więcej, niż to było warte. Walton nie żywił do niego otwartej nienawiści. Głupich w końcu nie sieją, sami się rodzą.
- Sama tego chciałaś...
Walton przełknął kawałek truskawki i odsunął od siebie pudełko. Przyciągnął sobie bliżej drobną Ślizgonicę i uniemożliwił jej zdolność mówienia na kilka drobnych minut. Początkowo jego usta skupiały się na bezczelnym molestowaniu jej malinowych, pełnych warg. Jedna z jego dłoni prześlizgiwała się odruchowo po płaskim brzuchu Irlandki. Zielonooki Krukon zszedł pocałunkami niżej, nie omieszkując potraktować nimi szyi, wystających obojczyków i rozgrzanego słońcem dekoltu rudowłosej. Gdy jego nos otarł się o materiał jej letniej sukienki w miejscu, w którym zaczynała się krawędź biustonosza, czarodziej zerknął na dziewczynę, uśmiechając się zadziornie.
- Dalej mam Ci udowadniać, że nie zważam na swoje fanki? - Ben chwycił zębami jasny materiał w wisienki i uniósł go do góry. Nie na tyle, by osoba postronna mogła teraz bezczelnie przyglądać się wdziękom dziewczyny, lecz na tyle, by jego zielone tęczówki doświadczyły widoku koronkowego stanika i zarysu kobiecych kształtów panny Fitzpatrick.
- Gwarantuję Ci, że nie widnieję na liście top ten hogwarckich murów. Podobno wolicie tych niegrzecznych chłopców, więc zapewniam Cię, że nie musisz mieć oczu dokoła głowy. Wyzbądź się tych przykrych nawyków.
I choć nie powiedział niczego wprost, Sophie z całą pewnością wiedziała, że mówi o Wilsonie. Wszystkie doniesienia na temat rozpustnego brata Hannah Wilson, Ben usłyszał od samego źródła - zapłakanej Sophie, która wycierpiała przez tego Ślizgona więcej, niż to było warte. Walton nie żywił do niego otwartej nienawiści. Głupich w końcu nie sieją, sami się rodzą.
- Sama tego chciałaś...
Walton przełknął kawałek truskawki i odsunął od siebie pudełko. Przyciągnął sobie bliżej drobną Ślizgonicę i uniemożliwił jej zdolność mówienia na kilka drobnych minut. Początkowo jego usta skupiały się na bezczelnym molestowaniu jej malinowych, pełnych warg. Jedna z jego dłoni prześlizgiwała się odruchowo po płaskim brzuchu Irlandki. Zielonooki Krukon zszedł pocałunkami niżej, nie omieszkując potraktować nimi szyi, wystających obojczyków i rozgrzanego słońcem dekoltu rudowłosej. Gdy jego nos otarł się o materiał jej letniej sukienki w miejscu, w którym zaczynała się krawędź biustonosza, czarodziej zerknął na dziewczynę, uśmiechając się zadziornie.
- Dalej mam Ci udowadniać, że nie zważam na swoje fanki? - Ben chwycił zębami jasny materiał w wisienki i uniósł go do góry. Nie na tyle, by osoba postronna mogła teraz bezczelnie przyglądać się wdziękom dziewczyny, lecz na tyle, by jego zielone tęczówki doświadczyły widoku koronkowego stanika i zarysu kobiecych kształtów panny Fitzpatrick.
Re: Jezioro
- Niegrzeczni chłopcy są przereklamowani, ot i cała prawda. - odrzekła, podpierając podbródek na dłoni i wpatrując się w błyszczącą taflę jeziora, drugą rękę ułożyła wygodnie na kocyku i westchnęła cicho. Może rzeczywiście miała małą paranoję? Z Wilsonem przeszła prawdziwe piekło i zdecydowanie nie chciała ponownie kosztować tego miodu. Doskonale wiedziała, że Benedict jest inny. Lepszy. Mimo wszystko przykre wspomnienia dawały o sobie znać, a zielonooka karciła się w duchu za swój przezorny charakter. Jak to mówią, lepiej dmuchać na zimne niż gorącym się sparzyć.
- Masz rację. Przesadzam. Moja wina iii..i przepraszam. - dodała jeszcze, przekrzywiając lekko głowę na prawą stronę i zaglądając z czułością w tęczówki Krukona. Czasami naprawdę powinna ugryźć się w język i często ubolewała nad brakiem takiego zahamowania. Tym razem było inaczej, a ślizgonka ucieszyła się, iż tak natrętnie napomykała Waltonowi o jego zagorzałych fankach bowiem jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, chłopak podźwignął się i skrzętnie zamknął jej malinowe usta swoimi wargami. Prefektowa oczywiście nie pozostawała mu dłużna, odwzajemniając długie pocałunki i wędrując swobodnie opuszkami palców pod białą polówką Krukona. Kolejne poczynania Benedicta spowodowały mały dreszcz, który przemknął przyjemnie wzdłuż kręgosłupa ślizgonki. Przymykając powieki, ukryła zielone tęczówki przed światem, a na jej oblicze wkradł się leniwy, dziewczęcy uśmieszek.
- Niech pomyślę.. - mruknęła pod nosem, podnosząc się na łokciach i lustrując towarzysza roziskrzonym spojrzeniem. Wolną dłonią podciągnęła krawędź białej sukienki, zasłaniając tym samym koronkowy fragment górnej części swojej bielizny.
- Myślę, że spisałeś się na duże, lśniące P i niczego więcej nie musisz mi udowadniać, mój drogi. I choć nie wiesz jak bardzo chciałabym kontynuować naszą zabawę, jestem zmuszona ją przerwać. Domyślam się, że nieszczęśliwym trafem wieści z prędkością światła dotarłyby do gabinetu Scotta, a nie życzę staruszkowi, żeby osiwiał do końca. Nie wspominając już o moim ojcu. - uśmiechnęła się na tyle szeroko by widoczne były dołeczki w jej zaróżowionych policzkach, niezaprzeczalnie urocze. Nachylając się nad sylwetką Bendicta, w przelocie musnęła rozgrzanymi ustami płatek jego ucha i sięgnęła po jedną z truskawek. Starając się wyrównać przyśpieszony oddech, skosztowała owocu, układając głowę na ramieniu chłopaka. Pogoda była naprawdę piękna i gdyby nie wścibskie oczy, które mogły zaskoczyć ich w każdej chwili, pewnie zaciągnęłaby Krukona wprost do jeziora.
- Masz już sprecyzowane plany na wakacje? - ponownie wplotła okulary we włosy i uchylając jedną powiekę, spoglądała kątem oka na leżącego tuż obok Krukona.
- Masz rację. Przesadzam. Moja wina iii..i przepraszam. - dodała jeszcze, przekrzywiając lekko głowę na prawą stronę i zaglądając z czułością w tęczówki Krukona. Czasami naprawdę powinna ugryźć się w język i często ubolewała nad brakiem takiego zahamowania. Tym razem było inaczej, a ślizgonka ucieszyła się, iż tak natrętnie napomykała Waltonowi o jego zagorzałych fankach bowiem jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, chłopak podźwignął się i skrzętnie zamknął jej malinowe usta swoimi wargami. Prefektowa oczywiście nie pozostawała mu dłużna, odwzajemniając długie pocałunki i wędrując swobodnie opuszkami palców pod białą polówką Krukona. Kolejne poczynania Benedicta spowodowały mały dreszcz, który przemknął przyjemnie wzdłuż kręgosłupa ślizgonki. Przymykając powieki, ukryła zielone tęczówki przed światem, a na jej oblicze wkradł się leniwy, dziewczęcy uśmieszek.
- Niech pomyślę.. - mruknęła pod nosem, podnosząc się na łokciach i lustrując towarzysza roziskrzonym spojrzeniem. Wolną dłonią podciągnęła krawędź białej sukienki, zasłaniając tym samym koronkowy fragment górnej części swojej bielizny.
- Myślę, że spisałeś się na duże, lśniące P i niczego więcej nie musisz mi udowadniać, mój drogi. I choć nie wiesz jak bardzo chciałabym kontynuować naszą zabawę, jestem zmuszona ją przerwać. Domyślam się, że nieszczęśliwym trafem wieści z prędkością światła dotarłyby do gabinetu Scotta, a nie życzę staruszkowi, żeby osiwiał do końca. Nie wspominając już o moim ojcu. - uśmiechnęła się na tyle szeroko by widoczne były dołeczki w jej zaróżowionych policzkach, niezaprzeczalnie urocze. Nachylając się nad sylwetką Bendicta, w przelocie musnęła rozgrzanymi ustami płatek jego ucha i sięgnęła po jedną z truskawek. Starając się wyrównać przyśpieszony oddech, skosztowała owocu, układając głowę na ramieniu chłopaka. Pogoda była naprawdę piękna i gdyby nie wścibskie oczy, które mogły zaskoczyć ich w każdej chwili, pewnie zaciągnęłaby Krukona wprost do jeziora.
- Masz już sprecyzowane plany na wakacje? - ponownie wplotła okulary we włosy i uchylając jedną powiekę, spoglądała kątem oka na leżącego tuż obok Krukona.
Re: Jezioro
- Nie musisz przepraszać, głuptasie.
Walton chwycił kolejną truskawkę za szypułkę i wepchnął ją do ust Ślizgonki, by zapobiec kolejnym niedorzecznym pomysłom, jakie mogłoby opuścić usta dziewczątka. Kolejny owoc zachował już jednak dla siebie, delektując się jego słodkim smakiem. Słońce podrażniło już jego skórę na szyi, która nabrała czerwonego koloru. Ben przyzwyczajony był raczej do deszczu, niż brązowej opalenizny. Chłopak poprawił okulary, które lekko zsunęły mu się z nosa.
- Mam nadzieję, że wpadniesz do Limerick.
Chłopak przeniósł spojrzenie z gładkiej tafli jeziora na twarz rudowłosej czarownicy. Uśmiechnął się nieznacznie i uniósł brwi, oczekując odpowiedzi z jej strony. Wypowiedziane przez niego zdanie było poniekąd zaproszeniem.
- Ja już poznałem Twoją rodzinę, jestem pewnien, że dziadek Konrad będzie Tobą zachwycony. - brunet chwycił za szklaną butelkę z lemioniadą, na której powierzchni zdążyła skroplić się para wodna. Zaspokoił pragnienie kilkoma łykami i zakręcił ją szczelnie. Nie wypuścił ją jednak z dłoni, pozwalając sobie na chwilę zabawy. Przelewał jej cytrynową zawartość to na jedną, to na drugą stronę, czemu towarzyszyło donośne bulgotanie.
- Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
Panna Fitzpatrick mogła odebrać jego propozycję jako już konkretne plany. On jednak wciąż dawał jej wolną rękę. Nie miał zamiaru nigdy postąpić wbrew Sophie, dlatego też pogodziłby się z tym, gdyby zdecydowała, że wakacje chce spędzić w gronie znajomych gdzieś na drugim końcu świata. Miał do niej zaufanie i nawet jeśli mignęła mu kilka razy na błoniach w otoczeniu zapatrzonych w nią uczniów, nie musiał o nic pytać. Zresztą, nawet gdyby cokolwiek podejrzewał i tak by nie spytał. Taki już był.
Walton chwycił kolejną truskawkę za szypułkę i wepchnął ją do ust Ślizgonki, by zapobiec kolejnym niedorzecznym pomysłom, jakie mogłoby opuścić usta dziewczątka. Kolejny owoc zachował już jednak dla siebie, delektując się jego słodkim smakiem. Słońce podrażniło już jego skórę na szyi, która nabrała czerwonego koloru. Ben przyzwyczajony był raczej do deszczu, niż brązowej opalenizny. Chłopak poprawił okulary, które lekko zsunęły mu się z nosa.
- Mam nadzieję, że wpadniesz do Limerick.
Chłopak przeniósł spojrzenie z gładkiej tafli jeziora na twarz rudowłosej czarownicy. Uśmiechnął się nieznacznie i uniósł brwi, oczekując odpowiedzi z jej strony. Wypowiedziane przez niego zdanie było poniekąd zaproszeniem.
- Ja już poznałem Twoją rodzinę, jestem pewnien, że dziadek Konrad będzie Tobą zachwycony. - brunet chwycił za szklaną butelkę z lemioniadą, na której powierzchni zdążyła skroplić się para wodna. Zaspokoił pragnienie kilkoma łykami i zakręcił ją szczelnie. Nie wypuścił ją jednak z dłoni, pozwalając sobie na chwilę zabawy. Przelewał jej cytrynową zawartość to na jedną, to na drugą stronę, czemu towarzyszyło donośne bulgotanie.
- Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.
Panna Fitzpatrick mogła odebrać jego propozycję jako już konkretne plany. On jednak wciąż dawał jej wolną rękę. Nie miał zamiaru nigdy postąpić wbrew Sophie, dlatego też pogodziłby się z tym, gdyby zdecydowała, że wakacje chce spędzić w gronie znajomych gdzieś na drugim końcu świata. Miał do niej zaufanie i nawet jeśli mignęła mu kilka razy na błoniach w otoczeniu zapatrzonych w nią uczniów, nie musiał o nic pytać. Zresztą, nawet gdyby cokolwiek podejrzewał i tak by nie spytał. Taki już był.
Re: Jezioro
Sophie przeciągnęła się leniwie, krzyżując nogi w kostkach i poprawiając materiał zwiewnej sukienki. Wyciągając dłoń, wplotła ją we włosy chłopaka, bawiąc się pojedynczymi kosmykami. Na wieść o wizycie w Limerick, uśmiechnęła się pogodnie, składając małego całusa na czubku nosa Krukona.
- To oczywiste, że wpadnę. Nie zniosłabym całych wakacji bez Ciebie. Zwłaszcza teraz, kiedy przenieśliśmy się z ojcem do Londynu. Tęsknię za zieloną wyspą. - odparła szczerze, częstując się kolejną truskawką. Spoglądając na szklaną butelkę, którą bawił się Benedict, zmrużyła powieki, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Właściwie to będą jej pierwsze wakacje w sercu Anglii, z dala od zielonych łąk i pogodnych Irlandczyków. Bywała już w stolicy, jednak nigdy na tak długo. Wieść o spędzeniu paru tygodni u boku Waltona była naprawdę kusząca, dając jej również okazję do odwiedzenia dziadka i babci.
- Jesteś pewien? Nie wiem czy zrobię na nim odpowiednie wrażenie, Ben. Jestem odrobinę roztrzepana, a cała twoja rodzina jest taka poukładana. - westchnęła ciężko, podnosząc nań swoje zielone tęczówki. Naprawdę obawiała się tego spotkania. Oczywiście była dobrze wychowana i zawsze uważała na swoje maniery, jednakże jej niezdarność uparcie znajdowała sposób by ukazać się w najmniej odpowiednim momencie.
- Ty zawsze wypadasz świetnie i wszyscy Cię uwielbiają. - zagryzła malinowe wargi, unosząc się na łokciach i odgarniając z ramion kolekcję łaskoczących, rudych kosmyków.
- To oczywiste, że wpadnę. Nie zniosłabym całych wakacji bez Ciebie. Zwłaszcza teraz, kiedy przenieśliśmy się z ojcem do Londynu. Tęsknię za zieloną wyspą. - odparła szczerze, częstując się kolejną truskawką. Spoglądając na szklaną butelkę, którą bawił się Benedict, zmrużyła powieki, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Właściwie to będą jej pierwsze wakacje w sercu Anglii, z dala od zielonych łąk i pogodnych Irlandczyków. Bywała już w stolicy, jednak nigdy na tak długo. Wieść o spędzeniu paru tygodni u boku Waltona była naprawdę kusząca, dając jej również okazję do odwiedzenia dziadka i babci.
- Jesteś pewien? Nie wiem czy zrobię na nim odpowiednie wrażenie, Ben. Jestem odrobinę roztrzepana, a cała twoja rodzina jest taka poukładana. - westchnęła ciężko, podnosząc nań swoje zielone tęczówki. Naprawdę obawiała się tego spotkania. Oczywiście była dobrze wychowana i zawsze uważała na swoje maniery, jednakże jej niezdarność uparcie znajdowała sposób by ukazać się w najmniej odpowiednim momencie.
- Ty zawsze wypadasz świetnie i wszyscy Cię uwielbiają. - zagryzła malinowe wargi, unosząc się na łokciach i odgarniając z ramion kolekcję łaskoczących, rudych kosmyków.
Re: Jezioro
Walton poprawił włosy, które zdążyła zmierzwić drobna dłoń Ślizgonki. Przeczesał je na odpowiednią stronę i chwycił rękę Sophie, by zapobiec jej kolejnym próbom zasiania chaosu na jego głowie.
- Jesteś idealna.
Nachylił się i złożył pocałunek na jej czole. Ściągnął jej z nosa sercowe okulary i odrzucił gdzieś na bok, by po raz kolejny nie zabierała mu możliwości podziwiania swych zielonych, roziskrzonych tęczówek.
- Sophie, nie przesadzaj. To tylko pozory. Jesteśmy normalną rodziną. Śmiejemy się z mugolskich sitcomów, rozmawiamy jak normalni ludzie i z całą pewnością nie zachowujemy się jak rodzina królewska. Podejrzewam, że dziadek jest bardziej wyluzowany od Twojego ojca.
Ben znów chwycił dziewczątko w pasie i przyciągnął do siebie jednym pewnym ruchem. Jego dłoń zeszła nieco niżej niż zapewne powinna, jednak Krukon szybko skorygował jej tor, nie chcąc narażać panny Fitzpatrick na niepotrzebne pogłoski. Wsparł podbródek na jej czole i przymknął powieki, gdy do jego nozdrzy dotarł zapach szamponu Irlandki.
- Wszyscy mnie uwielbiają? Po prostu tak mnie wychowano Sophie. Jestem pewien, że gdy ktoś po raz setny zwróci Ci uwagę na to, że jestem sztywny, sama zaczniesz to zauważać. - pomógł rudowłosej uporać się z niesfornymi pasmami, które na siłę starały się opleść jej szyję i ramiona. Ben nie mógł się nadziwić, jak Sophie może znosić to ciągłe łaskotanie.
- Jesteś idealna.
Nachylił się i złożył pocałunek na jej czole. Ściągnął jej z nosa sercowe okulary i odrzucił gdzieś na bok, by po raz kolejny nie zabierała mu możliwości podziwiania swych zielonych, roziskrzonych tęczówek.
- Sophie, nie przesadzaj. To tylko pozory. Jesteśmy normalną rodziną. Śmiejemy się z mugolskich sitcomów, rozmawiamy jak normalni ludzie i z całą pewnością nie zachowujemy się jak rodzina królewska. Podejrzewam, że dziadek jest bardziej wyluzowany od Twojego ojca.
Ben znów chwycił dziewczątko w pasie i przyciągnął do siebie jednym pewnym ruchem. Jego dłoń zeszła nieco niżej niż zapewne powinna, jednak Krukon szybko skorygował jej tor, nie chcąc narażać panny Fitzpatrick na niepotrzebne pogłoski. Wsparł podbródek na jej czole i przymknął powieki, gdy do jego nozdrzy dotarł zapach szamponu Irlandki.
- Wszyscy mnie uwielbiają? Po prostu tak mnie wychowano Sophie. Jestem pewien, że gdy ktoś po raz setny zwróci Ci uwagę na to, że jestem sztywny, sama zaczniesz to zauważać. - pomógł rudowłosej uporać się z niesfornymi pasmami, które na siłę starały się opleść jej szyję i ramiona. Ben nie mógł się nadziwić, jak Sophie może znosić to ciągłe łaskotanie.
Re: Jezioro
- Jeszcze daleko mi do ideału. Powiedziałabym, że jesteś bliższy osiągnięcia tego celu. - wzruszyła beztrosko ramionami, krzywiąc się lekko, kiedy chłopak odrzucił na bok jej sercowe okulary. Czując jego ciepłe wargi na rozgrzanym czole, uśmiechnęła się subtelnie, wtulając drobne ciało w męskie ramiona Benedicta.
- Skoro tak mówisz, to jestem zmuszona uwierzyć Ci na słowo, panie Walton. - odparła cicho, a w jej głosie dało się słyszeć wyraźną ulgę. Wakacje zapowiadały się znakomicie, a rudowłosa odhaczała kolejne dni w kolorowym, wysłużonym kalendarzu, który wisiał tuż przy jej łóżku w dormitorium. Planowała poznać rodzinę Bena, odwiedzić Scottów, a także zaprosić Alice na parę tygodni. Fitzpatrickówna nie wyobrażała sobie spędzenia lata bez najlepszej przyjaciółki u boku.
- Nie potrzebuję niczyjej opinii na twój temat. Sama doskonale wiem, że jesteś sztywny, ale właśnie za to Cię uwielbiam. Uzupełniasz mnie. - uśmiechnęła się szeroko, przygryzając zadziornie dolną wargę Krukona. Szykując się do dłuższego pocałunku, wywróciła oczami, słysząc podekscytowane piski i gwizdy zza krzaków.
- Nie zniosę tego dłużej. - odparła przez zaciśnięte zęby, sięgając do piknikowego koszyka po swoją różdżkę. Pakując rzeczy w pośpiechu, poprosiła chłopaka by złożył kraciasty kocyk i pomógł jej nieść duże, ozdobne pudełko.
- Wspominałeś, że lubisz jak jestem groźna? - pomachała znacząco brwiami, związując rude pukle w wysokiego kucyka. Chwytając Krukona za rękę, puściła uczennicom nieprzyjemną wiązankę słów, które niekoniecznie wypadały dobrze wychowanej panience. Odejmując kilka punktów, wróciła z Benedictem do zamku, przez całą drogę mając oko na przygaszone adeptki magii.
- Skoro tak mówisz, to jestem zmuszona uwierzyć Ci na słowo, panie Walton. - odparła cicho, a w jej głosie dało się słyszeć wyraźną ulgę. Wakacje zapowiadały się znakomicie, a rudowłosa odhaczała kolejne dni w kolorowym, wysłużonym kalendarzu, który wisiał tuż przy jej łóżku w dormitorium. Planowała poznać rodzinę Bena, odwiedzić Scottów, a także zaprosić Alice na parę tygodni. Fitzpatrickówna nie wyobrażała sobie spędzenia lata bez najlepszej przyjaciółki u boku.
- Nie potrzebuję niczyjej opinii na twój temat. Sama doskonale wiem, że jesteś sztywny, ale właśnie za to Cię uwielbiam. Uzupełniasz mnie. - uśmiechnęła się szeroko, przygryzając zadziornie dolną wargę Krukona. Szykując się do dłuższego pocałunku, wywróciła oczami, słysząc podekscytowane piski i gwizdy zza krzaków.
- Nie zniosę tego dłużej. - odparła przez zaciśnięte zęby, sięgając do piknikowego koszyka po swoją różdżkę. Pakując rzeczy w pośpiechu, poprosiła chłopaka by złożył kraciasty kocyk i pomógł jej nieść duże, ozdobne pudełko.
- Wspominałeś, że lubisz jak jestem groźna? - pomachała znacząco brwiami, związując rude pukle w wysokiego kucyka. Chwytając Krukona za rękę, puściła uczennicom nieprzyjemną wiązankę słów, które niekoniecznie wypadały dobrze wychowanej panience. Odejmując kilka punktów, wróciła z Benedictem do zamku, przez całą drogę mając oko na przygaszone adeptki magii.
Re: Jezioro
Rosjanka gdy tylko otworzyła oczy obrała sobie za cel spacer nad jezioro. Pogoda dopisywała bardziej niż kiedykolwiek a ona nie miała nic lepszego w planach. Nim opuściła zamek, zjadła śniadanie i upewniła się, że w dniu dzisiejszym na pewno nie ma żadnych zajęć. Czasem nawet myślała, że to głównie dzięki czytaniu i uczeniu się znalazła się w Hufflepuffie. Nie przeszkadzało jej to, jednak z drugiej strony znajdowała się w innym domu niż jej rodzeństwo, dlatego kiedy miała zły humor co najwyżej mogła iść i szukać ich w zamku. Często gęsto jej to nie wychodziło, bo niestety zarówno Aleksy, jak i Marianna, ukrywali się po kątach i najciemniejszych zakamarkach budynku, bądź całkowicie go opuszczali... a koczowanie cały dzień w lochach jej się nie widziało ani trochę.
Maja żwawym krokiem przemieszczała trasę: wejście do szkoły - jezioro, aż w końcu przystanęła w miejscu, z którego miała najlepszy widok na okolicę. Poprawiła znajdujące się na jej nosie okulary przeciwsłoneczne, siadając ostrożnie na kamieniu.
Maja żwawym krokiem przemieszczała trasę: wejście do szkoły - jezioro, aż w końcu przystanęła w miejscu, z którego miała najlepszy widok na okolicę. Poprawiła znajdujące się na jej nosie okulary przeciwsłoneczne, siadając ostrożnie na kamieniu.
Re: Jezioro
Następny dzień po zajęciach zapowiadał się być bardzo przyjemnym. Wstałem z łóżka, poszedłem pod szybki orzeźwiający prysznic. Ubrałem się w dosyć krótkie rzeczy, jakimi są spodenki hawajki i w podobnym stylu koszula. Oczywiście obie rzeczy były w odcieniach zieleni. Na nogi naciągnąłem trampki. Buty szkole jakoś nie pasowały mi do tego. W kufrze poszukałem swoje okulary przeciwsłoneczne, ponieważ zauważyłem, że z okien do dormitorium dostaje się słońce.
Wyszedłem niespiesznie z dormitorium, a potem w zamku. Będąc na dziedzińcu spojrzałem wgłąb terenów szkolnych. Zacząłem się zastanawiać, jaka musi być woda w jeziorze. Dni robią się coraz cieplejsze, więc woda również z dnia na dzień powinna mieć wyższą temperaturę. Po chwili spaceru znalazłem się nad jeziorem. Nie patrzyłem, czy ktoś tu jeszcze jest. Zbliżyłem się do brzegu i koniuszkami palców dotknąłem chłodnej wody.
Wyszedłem niespiesznie z dormitorium, a potem w zamku. Będąc na dziedzińcu spojrzałem wgłąb terenów szkolnych. Zacząłem się zastanawiać, jaka musi być woda w jeziorze. Dni robią się coraz cieplejsze, więc woda również z dnia na dzień powinna mieć wyższą temperaturę. Po chwili spaceru znalazłem się nad jeziorem. Nie patrzyłem, czy ktoś tu jeszcze jest. Zbliżyłem się do brzegu i koniuszkami palców dotknąłem chłodnej wody.
Re: Jezioro
Dziewczyna wyrwała się z zamyślenia dopiero wtedy, gdy przed jej oczami mignęła czyjaś sylwetka. Gdy powiodła wzrokiem za nieznajomym, doszła po chwili błyskotliwie do wniosku, że ma do czynienia ze Ślizgonem. W końcu nikt normalny nie nosił ubrań w odcieniach zieleni z dobrej woli... cóż, przynajmniej ona aktualnie była bezpańska - nie miała na sobie nic, co zdradziłoby dom, do którego należała. Tak czy inaczej, wolała nie wychylać się przed szereg ze swoimi komentarzami, bo nasłuchała się różnych opinii na temat ludzi ze Slytherinu i nie bardzo wiedziała jak się do nich ustosunkować, ze względu na rodzeństwo. Kiedy tylko Maja spostrzegła jak chłopak nachyla się nad brzegiem, w jej głowie pojawił się pewien pomysł... w sekundzie podniosła się z miejsca i niemal bezszelestnie zaszła Dymitra od tyłu.
- Uważaj, bo ktoś przyczyni się do Twojego spotkania z wodą. - powiedziała wesoło, wciskając dłonie do kieszeni. Na początku chciała po prostu wepchnąć chłopaka do wody, zaraz potem uznała, że życie jej jeszcze było miłe.
- Uważaj, bo ktoś przyczyni się do Twojego spotkania z wodą. - powiedziała wesoło, wciskając dłonie do kieszeni. Na początku chciała po prostu wepchnąć chłopaka do wody, zaraz potem uznała, że życie jej jeszcze było miłe.
Re: Jezioro
Woda była chłodna, tego można było się spodziewać. Kiedy tak kucałem usłyszałem jakiś szelest. Nie przejąłem się tym za bardzo, ponieważ mógł być to wiatr. Potem poczułem, że ktoś za mną stoi i ten głos. Zamoczyłem całą dłoń w wodzie i wstałem. Odwróciłem się przodem do dziewczyny.
- Czyżbyś chciała mnie tam wrzucić? - zagadnąłem.
Dłoń ciągle miałem mokrą. W jednej sekundzie wyciągnąłem ją przed siebie i strząsnąłem wodę z jeziora wprost na twarz dziewczyny.
- Jak na razie to Ty miałaś spotkanie z wodą - zaśmiałem się.
Pierwsze spotkanie, a już robiło się zabawnie. Czego to można się spodziewać po nieznajomych.
- Czyżbyś chciała mnie tam wrzucić? - zagadnąłem.
Dłoń ciągle miałem mokrą. W jednej sekundzie wyciągnąłem ją przed siebie i strząsnąłem wodę z jeziora wprost na twarz dziewczyny.
- Jak na razie to Ty miałaś spotkanie z wodą - zaśmiałem się.
Pierwsze spotkanie, a już robiło się zabawnie. Czego to można się spodziewać po nieznajomych.
Strona 1 z 11 • 1, 2, 3 ... 9, 10, 11
Strona 1 z 11
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach